1 stycznia 2000

[KP]


Rita Sol
22 lata — Mężatka — Kilkutygodniowy syn — Studia kryminalistyczne — Rodzina w południowej Francji
Dorosłość przyszła szybciej, niż mogłaby się spodziewać. Pojawiła się znienacka, a wszystko zaczęło się od płomiennej miłości do Niego, niedługo później pojawiło się życie, które nosiła pod sercem, a nim się obejrzała miała już obrączkę na palcu. Nie żałuje, że wszystko potoczyło się szybko, cieszy się z maleństwa, chociaż małżeństwo pozostawia wiele do życzenia. Teraz, niedługo po porodzie, znów czuje się osamotniona, a pytanie samo nasuwa się na usta. Czy na pewno chcę spędzić z tym mężczyzną całe życie?
Wątek z kachesja.

7 komentarzy:

  1. Nareszcie piątek. Pomyślałaby zwyczajny francuz, jednak nie dotyczyło to mechanika samochodowego. Odkąd Philippe otworzył własny warsztat praktycznie w nim zamieszkał. Jego początki były naprawdę trudne. Tuż przed obrona pracy magisterskiej zwiał z uczelni, przez co w znacznym stopniu, pogorszył kontakty z apodyktycznym ojcem. Miał być architektem, siedzieć w szklanym wieżowcu i popijając espresso poprawiać marynarkę. Tymczasem przez dobre pięć lat, dzień w dzień dłubał przy autach. Nie miał urlopu, stałej pensji i ciepłej posadki. Miał za to stary garaż, masę kluczy i wiecznie brudne dłonie od smaru.
    Miłość do motoryzacji zaszczepił w nim dziadek, który pokazał mu swój pierwszy motocykl. Już wtedy – choć było to skrajnie nieodpowiedzialne – pozwolił brunetowi na krótką przejażdżkę. Sama jazda nie wywoływała w chłopaku tyle uśmiechu, co ulepszanie motorynki. Młody Philippe składał i rozkładał motocykl dziadka tyle razy, że z czasem mógłby to zrobić dosłownie zamkniętymi oczami. Z czasem przeniósł się na auta.
    Własny biznes wcale nie był bułką z masłem. Bo choć teraz warsztat Philippe prosperował świetnie, a on sam selekcjonował klientów, pracował na renomę latami. Poświęcił się pasji i choć dla wielu jego znajomych popadał w obsesję, on sam nie widział problemu.
    - Stary, będę na pewno. – powiedział wycierając jedną z ubrudzonych dłoni o udo. Rozumiał zaniepokojonego Jamesa, bo kilka ostatnich spotkań odbyło się bez jego obecności. Miał masę pracy, ponadto do jego warsztatu przywieziono mustanga z 1980 roku przez co Philippe nie chciał opuszczać miejsca pracy. Właściciel auta poprosił Francuza by to on zajął się jego dzieckiem, na co Philippe bez zastanowienia się zgodził. Co prawda miał zaufany zespół. Kilku wybitnych mechaników, nawet jedną dziewczynę, która była wirtuozem jeśli chodziło o sprawy komputerowego. Potrafiła rozgryźć usterkę w mgnieniu oka, czym niejednokrotnie zawstydzała resztę ekipy. Sam Philippe traktował ją jak członka rodziny. Mimo to sam zajmował się najbogatszymi klientami.
    Rozłączył się i spojrzał na jasny wyświetlacz. Było grubo po dwudziestej, a na dziewiątą miał być pod domem Pierre. Zaklął w myśli, wytarł dłonie o brudną szmatkę i wręcz automatycznie rzucił ją w kąt. Brunet uwielbiał porządek, jednak jego miejsce pracy przypominało istny chaos. Najzabawniejsze było to, że mechanik dokładnie wiedział co gdzie leżało i wkurzał się niemiłosiernie, gdy ktoś zaczynał mu grzebać.
    Pilotem automatycznym zamknął klapę garażu. Wychodząc zgasił światło i migiem udał się na górę. Zakład Philippe mieścił się w samym centrum. Dwa lata temu, brunet podjął najpoważniejszą decyzję w swoim życiu i kupił spory budynek, który w większości zagospodarował na warsztat. Piętro należało do niego. Co prawda jego dom mieścił się poza granicami miasta, zaledwie piętnaście minut drogi rowerem, od domu rodzinnego, jednak łóżko i prysznic były niezbędne w życiu pracocholika.
    Kąpiel zajęła mu dosłownie pięć minut. Włosy zaczesał do tyłu – jak to miał w zwyczaju. Przejrzał się w lekko zaparowanym lustrze i machnął ręką ignorując golenie się. Kilkudniowy zarost jeszcze nikogo nie zabił. Zresztą nie jechał w odwiedzi do babci tylko na wieczór z kumplami.
    Chwilę później wsiadał już w taksówkę, która po drodze podjechała pod mieszkanie Jamesa. Philippe czuł się cholernie dziwnie jako pasażer. Sam spędzał na kółkiem kilkadziesiąt godzin w tygodniu toteż taki obrót sytuacji wywołał w nim mały dyskomfort. Stracił kontrolę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo męczącego dnia, przed drzwiami domu Pierre jego twarz pojaśniała od uśmiechu. Usłyszał kilka sarkastycznych komentarzy od kumpli, że chyba dawno nie był na siłowni, bo wydaje się jakiś mniejszy. Odszczeknął się sowicie i machinalnie nacisnął dzwonek.
      Przywitał się z Ritą raczej neutralnie, podaniem dłoni, jak to mieli w zwyczaju. Mimo, iż Pierre i Philippe znali się kopę lat, przepili ze sobą hektolitry procentowych trunków i niejedno mieli na sumieniu, to ich kontakty ostatnio nieco się ochłodziły. Mechanik miał masę pracy, do tego jego dziadek zaczął chorować i mimowolnie każdą wolną chwilę spędzał w domu rodzinnym.
      - Raz na pół roku to i tak dużo jak na Ciebie. – Philippe rzucił od niechcenia z kpiącym uśmiechem, po czym również usiadł na skórzanej sofie. – Chyba nie muszę nikomu przypominać, do kiedy byłe prawicz… - niestety brunet nie dał rady dokończyć bo wkurzony James silnym uściskiem zakrył mu usta. Chwilę się poprzepychali, poudawali, że boksują by wreszcie wybuchnąć śmiechem.
      – No tak, zapomnieliśmy, że mamy tutaj Casanovę, szkoda po trzydziestce… - tym razem wtrącił się Martin, na co mechanik jedynie się roześmiał. Nie wiedział dlaczego reszta kumpli przypięła mu łatkę podrywacza. Miał powodzenie, nigdy się z tym specjalnie nie krył, kilka razy poruszał również temat relacji z kobietami i niestety większość była przelotna. – Czas się ustatkować stary.. – Martin nie dawał za wygraną.

      Usuń
  2. Młody mężczyzna nigdy nie zastanawiał się nad relacją Rity i jej męża. Nie zwracał uwagi na małe gesty, które zdradzały cały stosunek mężczyzny do jego kobiety. Uważał, że byli szczęśliwi. Co prawda związek w dużej mierze związany był z ciążą brunetki, jednak Pierre wypowiadał się o wybrance swojego serca w samych superlatywach. Co prawda ostatnio coraz rzadziej poruszał ten temat, jednak czuć było, że szczyci się tym związkiem. Philippe nie należał do osób samotnych, miał bardzo dobre relacje z rodziną, kilku przyjaciół, a także spore powodzenie, szczególnie gdy wychodzili z piątkę do pubu. Mimo to nie przepadał za rozmowami na temat głębszych relacji. Czuł jakby uderzało to w jakiś czuły punkt, obnażało go. Miał ponad trzydzieści lat, nie był już szczeniakiem i warto by było pomyśleć o związku. Prawdziwym z krwi i kości.
    Dwójka jego przyjaciół miała już potomstwo, Martin był zaręczony, a Scott był chodzącym dzieckiem, toteż bliżej mu było do matki, niż do jakiejkolwiek innej kobiety.
    Wystarczył pierwszy gwizdek by wszystkie oczy skupiły się na połyskującej plaźmie. W mgnieniu oka słychać było buczenie i przekleństwa, które wydobywały się z męskich ust stanowczo zbyt często. Nie wiedzieć kiedy każdy z siedzących w salonie, mężczyzn, w przeciągu kilkunastu minut stał się najlepszym i wszystkowiedzącym piłkarzem, sędzią i trenerem jednocześnie.
    Pan domu dbając o swych gości nalał do kieliszków sporą ilość wysokoprocentowego trunku. Zaczęli jak zwykle z whiskey. Każdy z nich zarzekał się, że tym razem będą trzymać klasę i fason, że nie schleją się jak zawsze i nie będę testować wytrzymałości sąsiadów państwa Sol. Wyszło jak zawsze.
    Atmosfera po meczu była na tyle gorąca, że wszyscy przenieśli się do ogrodu. Wieczór był na tyle ciepły, że Philippe zrezygnował ze skórzanej kurtki, choć zwykle się z nią nie rozstawał. Zataczał się, lecz nie był w tym odosobniony. Martin odpadł pierwszy i siedział zmulony na schodkach.
    W dłoni mechanika pojawił się papieros i choć na trzeźwo nigdy nie palił, alkohol był swoistym katalizatorem. Nikotyna go uspokajała, a że wstawiony robił się agresywny, kumple zawsze zabierali dla niego paczkę Malboro. Zwykle wypalał ją w przeciągu kilkudziesięciu minut.
    Gdy drugi pet znalazł się w popielniczce Philippe opadł na hamak znajdujący się niedaleko Rity i wypuścił kłęby dymu. Włożył ręce za głowę i na chwilę przymknął oczy. Poczuł się jak na studenckiej domówce. Pierre zadbał o lepszy alkohol i bardziej kameralne grono, jednak stan upojenia alkoholowego zawsze kojarzył mu się z młodzieńczymi libacjami.
    - Livia po nas przyjedzie. – wybełkotał z szelmowskim uśmiechem i ponownie przymknął oczy. – Kurwa Rita… ale ja wam zazdroszczę. – mruknął dalej tusz po głębszym oddechu. Gdy wysokie stężenie procentów buzowało w jego krwi, Philippe robił się nad wyraz wylewny. – Zajebiście to sobie wszystko poukładaliście. Musisz być cholernie szczęśliwa. – pijacki bełkot już nie był już tak wesoły jak wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Philippe był tak pijany, że nawet nie pomyślał, że Rita może nie znosić dymu tytoniowego. Może gdyby odkaszlnęła, albo zaczęła się dusić wziąłby to pod uwagę. Przyzwyczajony był do tego, że zwykle robił to na co miał ochotę. Nie był od nikogo zależny, za nikogo odpowiedzialny, toteż wytworzyło się w nim kilka kawalerskich wad.
    Pewnie, gdyby nie zbyt duża ilość procentów w organizmie bruneta, mógłby skupić swój wzrok na młodej kobiecie. Z tej odległości bez problemu dostrzegłby jej śniadą cerę, smukłe kości policzkowe i zasinienia pod oczami, które nieudolnie chciała zakryć korektorem, a które były efektem nieprzespanych nocy. Bo być może i mały Sol był ucieleśnieniem anioła, jednak jeść musiał, a dzieci w tym okresie budzą się co dwie, trzy godziny na posiłek.
    Propozycja noclegu byłaby całkiem racjonalna, gdyby nie fakt, że panem domu był niespełna dwutygodniowy chłopczyk i wszystko co się działo na posesji państwa Sol, powinno być pod jego dyktando. Pewnie dlatego Philippe chwilę pokręcił nosem, nie wiedząc co powiedzieć. Perspektywa położenia się do łóżka była o wiele milsza aniżeli ponad godzinna jazda do centrum, mimo braku korków.
    - Victor jest cudowny, ale wychowacie go lepiej ode mnie.. – powiedział po chwili namysłu i szczerze się roześmiał. Chyba nie nadawał się na ojca. Philippe uwielbiał rozpieszczać dzieciaki. Najlepszym przykładem była Anabelle, jego czteroletnia siostrzenica. Zawładnęła nie tylko sercem mechanika, ale także całym jego mieszkaniem i warsztatem. Wbrew pozorom mała dziewczynka nie chciała bawić się lalkami. O wiele więcej sprawiało jej brudzenie się smarem. Po takim spotkaniu Sorel musiał wysłuchiwać kazań młodszej siostry jaki jest nieodpowiedzialny i bezmyślny, a następnie przez dobre pół godziny pucować umorusaną dziewczynkę.
    - Warsztat jest dla mnie cholernie ważny. – skwitował jej słowa cichym prychnięciem. – Może i wyglądam na desperata, ale nim nie jestem. – roześmiał się nieco nerwowo, bo choć wolałby się do tego nie przyznawać, Rita miała rację. – I wbrew pogłoskom.. – w tym momencie jego wzrok przeniósł się na bełkotających przyjaciół. – Nie lubię w du… - zatrzymał się na chwilę i pokręcił głową. – Jestem stu procentowo hetero. – skupił się na tyle, by każde jego słowo zostało dobrze wyartykułowane.
    W sumie było mu odrobinę dziwnie. Wcześniej jego rozmowy z żoną Pierre były raczej krótkie i bez znaczenia. Wymieniali się krótkim co słychać, albo promieniejesz w ciąży. Ta, mimo ostrego zakropienia wydawała się być naprawdę ważna choć Philippe i tak pewnie niewiele będzie z niej pamiętał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy brunetka zadała mu to jakże proste pytanie, mina Philippe zaczęła przypominać coś na wzór bezradnego dziecka. Musiał się zastanowić. A w tym stanie wymagało to od niego naprawdę sporo energii i motywacji. Chwilę poklepał się po odstającym torsie, jakby chciał znaleźć w jakimś zagłębieniu upragniona paczkę fajek. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach uświadomił sobie, że spoczywa ona w tylnej kieszeni jego, lekko opuszczonych, jeansów. By je wyciągnąć musiał wstać; nieco go zabujało lecz szybko opanował sytuację i ponownie spoczął koło żony Pierre, tym razem nieco bliżej. Mimo intensywnego zapachu fajek, brunetka pachniała naprawdę ładnie.
    - Nie wiedziałem, że palisz.. – mruknął wyciągając w jej stronę otwartą paczkę. Nie wiedział nawet czy to odpowiednie zachowanie. Niestety w tej chwili jego moralność została uśpiona, albo bardziej upita, a on lawirował jak mu się podobało. Kolejny raz się zaciągnął i bardzo powoli wypuścił dym papierosowy. Na studiach wiele razy kręcił z dymu małe kółeczka, co więcej, wyrwał na to nawet kilka lasek. Nie wiedzieć czemu zrobił to także i w tej chwili. Wyglądał pewnie jak szczeniak, tym bardziej, że na jego twarzy pojawił się szeroki, szelmowski uśmiech jak tylko wyszła mu sztuczka.
    - Idziemy pić Sorel! – Martin głośno krzyknął co automatycznie zaowocowało podniesieniem się z hamaku bruneta. Zrobił krok w przód i lekko się zatoczył. Nim zdążył się odezwać Pierren Scott i James znaleźli się w salonie, a Martin buchnął śmiechem patrząc na mechanika. – Kurwa, stary… Ty już chyba nie powinieneś pić. – wybełkotał bo choć przyjacielowi prawił morały, sam nie był lepszy. – Nie pierdol, tylko przynieś mi kieliszek. – mruknął Philippe już nieco bardziej agresywnie. Mimo kojącego dymu tytoniowego, nadal był niczym tykająca bomba.
    Brunet ponownie postarał się gramolić na hamak, tym razem nieco bardziej nieudolnie. Zamiast usiąść na niego jak poprzednio – bokiem, wymyślił, że usiądzie okrakiem i będzie mógł choć w jakimś stopniu się położyć. Tak też zrobił. Był przodem do siedzącej Rity i pewnie, gdyby nie ona zarzuciłby nogi na pozostałą połowę. Tymczasem obie stopy trzymał na ziemi, a jednym kolanem stykał się z jej nogami.
    - Wychodząc za Pierre dołączyłaś do naszej ekipy.. – dodał w końcu krzyżując ręce za głową. Przez chwilę mogło się nawet wydawać, że patrzy na małe, migoczące na ciemnym niebie, punkciki. – Młody zresztą też. Wujkowie nauczą go pić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy tylko kobieta wyjawiła mu, że popala, Philippe pokręcił głową i przyłożył do ust palec wskazujący jakby chciał dać jej do zrozumienia, że jej sekret jest u niego bezpieczny. Miał zamiar milczeć jak grób. Co prawda następnego ranka nie będzie tego pamiętał, ale w tej chwili traktował sytuację śmiertelnie poważnie. Pierre, jak i inni kumple, również był mocno wstawiony toteż Rita powinna być spokojna. Mechanik co prawda wiedział, że przyjaciel potrafi zrobić aferę o nic, jednak po krzykach dochodzących z salonu, stwierdzał, że póki co jest bardzo zajęty.
    Brunet przymknął na chwilę oczy i głęboko westchnął. Całe czas wpatrywał się w rozgwieszczone niebo. Wyglądał na spokojnego. Poderwał się nagle i z pozycji leżącej przeszedł do siedzącej. Nadal wpatrywał się w jasne punkciki i dałby sobie rękę obciąć, że widział spadającą gwiazdę. Przetarł oczy i machnął ignorancko ręką. Przez alkohol miał już chyba omamy wzrokowej. W tej pozycji był od brunetki zaledwie kilkanaście centymetrów i nie wiedzieć czemu obecnie skupiał swój wzrok na niej. Widział delikatne rysy, kilka piegów i kształtce usta, pomiędzy które sukcesywnie wkładała białą, żarzącą się, rurkę. – Jeszcze będziesz nas stąd wyganiać.. – dodał rozbawiony i oblizał lekko spierzchnięte usta. W jednej chwili pożałował, że w jego dłoni nie spoczywa kieliszek z procentami, a żaden z kumpli nie spełniał się w roli kelnera.
    Dopiero teraz zobaczył kilka idealnych kółeczek, które brunetka wypuściła z ust. Sam nie wiedział dlaczego aż tak go to rozjuszyło i jako typowy samiec alfa, podniósł rzuconą rękawicę. Bez pytania czy jakiegokolwiek zastanowienia wyciągnął papierosa z ust Rity i mocno się nim zaciągnął. Przysunął się na tyle, by okręgi wydobywające się z pomiędzy jego warg rozrywały się zahaczając o koniuszek nosa młodej matki.
    - Nie podrywaj mnie Sol.. – rzucił żartem, jednak jego głos był na tyle gardłowy, że można się było go przestraszyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń