12 maja 2000

[KP] Karen, we should call your father, maybe it's just a phase

KAREN J. WILSON
||| 25 lat ||| Zerwane zaręczyny ||| Podróż poślubna w pojedynkę |||

Całe życie chciała być jedynaczką, ale nie wyszło. Miała dwójkę rodzeństwa, samych braci, i to niby stamtąd wzięła się jej zołzowatość. Nikt się nie spodziewał, że będzie wychodzić zamąż w wieku 25 lat. Zawsze była cyniczna i chamska, ponoć zyskiwała przy bliższym poznaniu, acz brakowało świadków, którzy mogliby to potwierdzić. Utrzymywała małe grono znajomych i, dzięki bogu, bo pewnie zgoliłaby głowę na łyso, gdyby ślub nie miał być w założeniu kameralny. Złamane serce to jedno, musiałaby je mieć, żeby to był faktyczny problem, ale dzwonienie do rodziny i znajomych? No błagam, nie było nic gorszego niż te pieprzone słowa pocieszenia, cały ten żal i współczucie nie tyle wprawiał ją w zakłopotanie, ile sprawiał, że miała ochotę rzucić wszystko w cholerę. Tak też zrobiła. Witamy w Tajlandii. 

Jej odrzucający charakter z jakiegoś niewiadomego powodu nie przejawiał się w jej wyborze zawodu. Rodzina Wilsonów prowadziła jedyną restaurację w Greenwood, a sama Karen była duszą lokalnego domu kultury. Miała dyplom z socjologii i biznesu, toteż jako rezultat nadawała się idealnie do pracy dyrektora, a przynajmniej takiego z pensją równą przeciętnym kelnerkom. Nie była sympatyczna, ale była za to bezkompromisowa i przerażająca, więc wszystkie zajęcia funkcjonowały na poziomie zdecydowanie przekraczającym możliwości jej małego miasteczka. Codziennie wykonywała tysiące telefonów z zapytaniem o donację i generalnie dość szybko odkryła, że większość ludzi ma gdzieś swoje korzenie. Nic jej bardziej nie denerwowało od nowobogackich celebrytów (to do Ciebie, James Thomson) mających poczucie, że wygrali w życiu, bo urwali cały kontakt ze wszystkim i wszystkimi, którzy nie obracali się w świetle reflektorów. 

Pojechała, żeby siebie odkryć, znowu. Miało być pięknie.

7 komentarzy:

  1. [Mała uwaga - James nie Jason :P]

    Kiedy siedzisz przy stole z pustym żołądkiem i zerkasz w stronę ojca, który tłumaczy się dlaczego znów brakło wam pieniędzy ma jedzenie zastanawiasz się do czego to wszystko zmierza? W szkole patrzysz na dzieciaki, które mają wszystko to co chciałbyś mieć ty i powoli zaczynasz ich nienawidzić. Wtedy nawet przez myśl nie przeszłoby ci, że kiedyś będziesz kimś więcej niż oni wszyscy. Że pewnego dnia będziesz lecieć własnym samolotem pijąc najdroższego szampana.
    Cóż... życie lubi zaskakiwać.
    Matka błagała by przyleciał na święta do domu bo przecież tak dawno ich nie odwiedzał, a ojciec jest taki z niego dumny. Nawet siostra do niego zadzwoniła prosząc by nie olewał rodziny. I kto to mówi? To ona odeszła dla starszego od siebie pajaca, który zostawił ją z dwójką dzieci dla jakieś małolaty.
    Odmówił i zarezerwował bilety do Tajlandii. Plaża, słońce i zero śniegu. Tu był pewny, że nie odczuje całej tej "magii" świąt. Wynajął najdroższy apartament z widokiem na ocean. Oczywiście zabrał ze sobą swoich ochroniarzy i menagera. Peter był typowym pracoholikiem i nie miał czasu na świętowanie. Zabrał ze sobą laptopa, zamknął się apartamencie i nikt go więcej nie widział.
    Tego wieczoru James zszedł od pobliskiego baru. Nie obyło się oczywiście bez nalotu fanek. Zrobił sobie z nimi zdjęcia, dał autografy i wrócił do swojego stolika mając nadzieje, że nikt nie będzie mu zawracać więcej głowy. Przed nim był ciężki okres czasu. Po powrocie miał nagrać nowy album oraz szykował się do jednej z najważniejszych ról w swoim życiu. Był znany prawie na całym świecie, a jak to Peter mawiał to dopiero początek.
    Zamówił sobie mocnego drinka i wpatrując się w grającą w siatkę grupkę młodych ludzi, sączył alkohol przez słomkę. Tajlandię odwiedził już jakiś czas temu. Musiał przyznać, że polubił ten kraj. Tu nikt się nie spieszył, każdy miał swoje sprawy, swoje życie. Miejscowi sprawiali wrażenie ludzi z innego wymiaru z kolei turyści... wszyscy byli szczęśliwi. Nikt nie myślał tu o problemach takich jak zapłacenie rachunków, wizyta u lekarza czy nakręcenie nowego clipu.
    Wtedy to z jego przemyśleń wyrwał go dwie nastolatki.
    -O boże. O mój boże. -Powiedziała blondynka.
    -Jesteś James Thomson? -Spytała brunetka.
    -Tak to ja. -Uśmiechnął się. Może nie był najsympatyczniejszym gościem na ziemi, ale dla swoich fanów potrafił być miły.
    -O rany moje kumpele mi nie uwierzą. Możemy zrobić sobie z tobą zdjęcie?
    -Jasne.
    -Hej ty. -Brunetka rzuciła obojętnie do przechodzącej obok dziewczyny. -Zrobisz nam zdjęcie? Proszę. To James Thomson.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny wyglądały na nieco zmieszane całą tą sytuacją i oczywiście nieźle zszokowane, że przypadkowo zaczepiona kobieta znała ich idola. Spojrzały na siebie, kiedy to James wręczył im swoje autografy.
    -Karen. -Uśmiechnął się do niej sztucznie. -Jak zawsze urocza i sympatyczna. -Potem przeniósł wzrok na stojące i wpatrujące się w nich nastolatki. Czasem ciężko było spławić fana. Nie raz musiał interweniować Troy czy Caleb. Ale tym razem miał nadzieję, że dwie nastolatki nie okażą się niebezpieczne. -Cóż dziewczyny bawcie się dobrze. -Mrugnął do nich.
    -Twój ostatni film był niesamowity. -Blondynka zapiszczała.
    -Będzie druga część? -Spytała brunetka.
    -Tego nie mogę powiedzieć. To zepsuło by całą zabawę. Zamówcie sobie coś w barze byle nie alkohol na mój koszt. Ja porozmawiam ze swoją starą, dobrą znajomą.
    Dziewczyny poleciały zadowolone do baru i zaczęły przeglądać menu.
    -To w Greenwood jeszcze są nastolatki?-Sięgnął po drinka. -Myślałem, że wszystkie wyjechały za lepszym życiem.
    Jako dzieciak z biednej rodziny nigdy nie lubił swojego miasteczka. Zawsze wyobrażał sobie, że wyprowadza się do wielkiego miasta, że spełnia swoje marzenia. Dziś Greenwood było dla niego jak zły sen do którego nie lubił wracać. Było miejscem, które przypominało mu o złych czasach, kiedy to nie mieli co jeść, kiedy ojciec sięgał po alkohol zamiast po gazetę z ofertami pracy, kiedy matka płakała po nocach, a siostra uciekała do swoich facetów.
    Dla kogoś takiego jak Karen to było ukochane rodzinne miasteczko. Dla niej musiało kojarzyć się z miłymi wspomnieniami.
    -Co cię tu sprowadza? Boże Narodzenie nie w Greenwood? -Uniósł brwi do góry. -Siadaj. -Kiwnął zachęcająco na krzesło obok. -Poopowiadaj co tam słychać w tej czarnej dziurze?

    OdpowiedzUsuń
  3. -A więc już nie panna Wilson? -Porusza charakterystycznie brwiami. Jedyna rzecz o jakiej chyba nie marzył z rzeczy oczywiście związanych z dorosłością to małżeństwo Perspektywa bycia panem swojego losu, bycia wolnym i niezależnym wydawała mu się dobra. Choć w pewnym sensie wcale nie był osobą wolną i niezależną. Przecież menager i wytwórnia dyktowali mu to jak ma się ubierać, o czym śpiewać czy w jakich filmach grać. Jednak zdecydowanie wolał takie zniewolenie niż żonę, która krzywo patrzyłaby gdyby tylko sięgał po jednego drinka za dużo. Co to to nie.
    -Szczerze? -Uśmiechnął się radośnie. -To na prawdę zajebiście, że jestem częstszym gościem tu w Tajlandii niż w Greenwood. Tutaj przynajmniej jest plaża i zawsze świeci słońce. Nie to co w tej dziurze. No to gdzie ten twój mąż? Tylko nie mów mi, że to jakiś pryszczaty dzieciak z naszej szkoły. Bo zacznę myśleć, że coraz więcej z nas odbija się od dna. -Mrugnął do niej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla James'a zostanie jedną z najbardziej znanych osobistości na świecie było właśnie odbiciem się od dna. Był odporny na wszelką krytykę. Musiał być w tym podłym biznesie. A to, że nienawidził swojego rodzinnego miasta to była jego sprawa indywidualna. Czyż nie tak?
    -Och... narzeczony uciekł? -Upił łyk alkoholu. -Jaka szkoda... nie docenić takiej dziewczyny. A może nie był zbyt dobry dla kogoś takiego jak ty i to go przerosło?
    Pamiętał dokładnie jakie zdanie miał o Karen. Ona żyła w Greenwood całkiem przystępnie. Jej rodzina prowadziła restaurację, jej wszędzie było pełno. Gdyby ktoś miał obstawić kto wybije się z dziury jakim było Greenwood to zdecydowanie postawił by na Karen.
    -To co napijesz się ze staczającym się na dno biednym dzieciakiem ze wspaniałego miasteczka, które dawało mu pewną przyszłość i szansę na lepsze życie? Czy będziesz stroić fochy jak na panienkę z dobrego domu przystało? -Uniósł brwi czekając na odpowiedz. Szkoda, że było tak wiele ludzi którzy nie rozumieli jak to jest być nikim, a jednego dnia stanąć przed szansą jaka nie przytrafia się na co dzień?

    OdpowiedzUsuń
  5. James dobrze wiedział co przerosło niedoszłego męża Karen. On też miał w życiu chwilę zawahania. Moment w którym mógł się wycofać i uciec. On też się kiedyś bał swoich decyzji, miał myśli, że może cała ta wyprawa do wielkiego świata nie jest dla niego, że może powinien był sobie odpuścić i zostać w Greenwood. Ale nie zrobił tego. Bo skoro powiedziało się "A" trzeba powiedzieć też "B" i nie można oglądać się za siebie. J
    Jego faceta pokonał strach. Albo nie wytrzymał jej zrzędzenia, dodał w myślach James i o mały włos nie zaśmiał się pod nosem. Zamiast tego kiwnął na kelnerkę by podała jej kartę z przeróżnymi rodzajami drinków oraz drugą szklankę do której sam nalał jej wódki.
    -Chociaż raz stoczysz się na samo dno jak należy. -Uśmiechnął się opierając o krzesło. -Ja i numer? Gdybym miał upić i zaciągnął kogoś do hotelu to na pewno byłaby to ta blondynka z tatuażem na ręce siedząca przy barze, a nie ty. Możesz więc spać spokojnie.
    Musiała być na prawdę zdesperowana, że zgodziła się z nim spędzić resztę wieczoru. Przecież zawsze patrzyła na niego z góry jakby zrobił jej coś złego. A on tylko wyjechał z Greenwood.
    -A zatem święta spędzasz w samotności? Rodzinka nie chciała byś została w domu? Byś wypłakiwała łzy do poduszki? Nieźle. -Mrugnął do niej.

    OdpowiedzUsuń
  6. James spotykał się z wieloma kobietami. Tak to już bywało w show biznesie, że ciężko było tak po prostu dogadać się z fajną dziewczyną. Każda patrzyła tylko na to z jaką sława się umówi, komu pozwoli się przelecieć i jakie będzie miała z tego korzyści.
    James zrozumiał to dopiero po jakimś czasie. Przestał się denerwować kiedy kolejne gazety pisały o jego związku podczas gdy w rzeczywistości poszedł z jakąś aktorką tylko na kolację by omówić nowy film i ich wspólną relację. A raczej relację między ich postaciami.
    Karen pewnie myślała, że zaliczał wszyscy to co nie uciekało na drzewo. Owszem miał parę szalonych epizodów ale tylko dlatego, że był nowy w tym świecie, miał przed sobą niezłą karierę, a ONE doskonale o tym wiedziały. Były jak muchy. Zawsze wyczuły odpowiednie gówno na którym trzeba było usiąść.
    -Blondyna jest zajebista. -Odparł zgodnie z prawdą choć wczoraj zauważył jak dziewczyna tuli się do swojego narzeczonego i ma kompletnie gdzieś fakt, że James Thomson nie może od niej oderwać wzroku.
    Żałował, że jego ktoś nie może aż tak kochać....
    -Dobra. -Kiwnął głową. -Kto pierwszy odpadnie. Caleb nas odprowadzi do swoich łóżek. Grałaś kiedyś w grę prawda lub shot? Nie? Pijesz jeśli mówię prawdę. Jeśli nie... piję ja. Zaczynam.- Rozlał wódkę. -Nigdy nie chciałaś wyjechać z Greenwood.

    OdpowiedzUsuń
  7. -To oczywiste. -Wypił swoją kolejkę. -I udało mi się. Chociaż kiedy byłem tamtym dzieciakiem z biednej dzielnicy tacy jak TY spoglądali na mnie jak na robaka, którego trzeba zgnieść. No bo przecież byłem tylko synem kury domowej i sprzedawcy używanych samochodów oraz alkoholika.
    Najgorsze w życiu w Greenwood było to, że ciężko było cokolwiek ukryć. Tam każdy wszystko o każdym wiedział. Zdechł ci pies? Na drugi dzień wszyscy ci współczuli. Matka trafiła do szpitala? Nagle wszystkim przypomniało się, że mają jakieś wizyty u lekarzy byle tylko podejrzeć na jakim dziale leży. Nowa dziewczyna spoza miasta? Nie jeden świr był gotowy ją śledzić.
    -Ciekawe co o mnie mówią w Greenwood? Wychwalają, że to ten który się wybił czy raczej w tę drugą stronę?
    Był pewny, że gruba pani Rickson na pewno opowiada o nim niestworzone rzeczy. Nigdy go nie lubiła, a po tym jak otruł jej starego, wrednego kota już z daleka wyzywała go od diabłów przeklętych i synów szatana.
    -Nigdy nie chciałaś zostać starą panną. Ale wszystko do tego zmierza. -Uśmiechnął się podle.

    OdpowiedzUsuń