13 kwietnia 2014

[KP] You love me like a love song, baby

She's got a smile that it seems to me 
Reminds me of childhood memories 
Where everything 
Was as fresh as the bright blue sky
Now and then when I see her face
She takes me away to that special place
And if I stared too long
I'd probably break down and cry



Jessica Haller

03.10.1994 | agentka FBI | świeżak | chora matka - ile jeszcze mogę znieść | młodsza o 10 lat siostra - kocham Cię, mała buntowniczko | mieszkanie w biedniejszej dzielnicy | analityczny umysł, wrodzona dbałość o szczegóły | czarna kawa, gorzka czekolada, grejpfrut, mocny Stout | nieśmiertelne country i stare rockowe hity dudniące w słuchawkach - shook me all night long, sweet child o'mine | line dancing | determinacja i wrodzona nieustępliwość | cicha woda brzegi rwie | tanie hot dogi, średnio wysmażony burger i keczup na frytkach | złamane serce, nocne telefony i sms'y - faceci to czasem wyjątkowo podłe dupki | kick-boxing, ju-jitsu | back off, cause I'm coming, honey

5 komentarzy:

  1. Zawsze wstawał dokładnie o 4:00. Ubierał się w dresy i luźny podkoszulek, i wychodził z domu, pokonując trzydzieści kilometrów biegiem. Podobny dystans zawsze połykał, kiedy służył w Marines. Codziennie, niemal do wyplucia płuc, gdy dowódca stwierdzał, że oddział za bardzo się guzdrze. Wtedy trzydzieści kilometrów zamieniało się czterdzieści pięć, a Wolff uśmiechał się jedynie pod nosem, wypuszczając z ust krótkie: kurwa, co za jebany socjopata.
    Lubił jednak biegać, czuć jak jego twarz zalewa się potem, jak mięśnie płoną i drżą przez wysiłek. Bieganie bieganiem, ale później wracał do domu, paląc fajkę — w ten sposób się nagradzał, pozwalając płucom dusić się dymem.
    Wziął zimny prysznic, a mokre włosy zaczesał w tył, ubierając się nieśpiesznie. Nigdy nie pojawiał się w biurze o 7:00 i każdy wiedział, że lepiej nie było go męczyć o tej godzinie. Wolff był jeszcze wtedy przed poranną kawą i tłustym śniadaniem, więc cokolwiek by się działo, mogli to sobie wsadzić w dupę.
    Przeszedł przez próg i nie odpowiedział tym wszystkim zmarnowanym twarzom, nie czując potrzeby w ogóle reagować. Był pewien, że to właśnie dlatego większość współpracowników uważało, że był wrednym chujem, ale to akurat jakoś bardzo Wilkowi nie przeszkadzało. Przynajmniej miał spokój i nikt nie wpadał do niego z pytaniem, czy dołoży się do prezentu jakiejś tam baby z okazji urodzin, czy cokolwiek innego, co się działo w biurze. Miał to w dupie.
    Usiadł za biurkiem, rozwalając się w niskim fotelu i zaczesał jeszcze mokre włosy w tył. Spojrzał po piętrzących się teczkach, nie rozumiejąc, po cholerę jasną musiał w ogóle sporządzać pierdolony raport ze sprawy.
    Sięgnął po paczkę papierosów i wsadzał właśnie fajkę w usta, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem w jego gabinecie pojawiła się jakaś chuda, niska dziewczyna, sugerująca, że od teraz mają niby razem pracować.
    — Co, kurwa? — Zmierzył ją spojrzeniem i pokręcił głową. — Po pierwsze major Zachary Wolff, po drugie jak masz zamiar się do mnie odzywać to mów po prostu Wolff, a po trzecie… Co Ty tutaj w ogóle robisz? Nie potrzebuję sekretarki, więc zabierz swój chudy tyłek z mojego miejsca pracy i idź wysłać jakieś koperty. Czy cokolwiek, co tam robią sekretarki, właściwie mam to gdzieś, ale zdecydowanie przeszkadzasz. I naucz się pukać, bo inaczej długo tutaj nie popracujesz.
    Złapał za posrebrzaną zapalniczkę i odpalił fajkę, wypuszczając chmurę dymu przez nos. I przez chwilę było widać tylko jego twarde, niemal wilcze spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wypuścił kolejną chmurę szarego dymu przez nos i popatrzył po oznace, nie kryjąc wrednego uśmieszku. Oblizał wargę i przechylił się delikatnie w stronę dziewczyny.
    — To, że masz oznakę, nie czyni Cię agentką… panno Haller — stwierdził. — Równie dobrze może sobie panienka kupić podobną w sklepie z zabawkami. — Potarł kciukiem brodę i westchnął ciężko, podnosząc wzrok aż do sufitu.
    Teraz zaczął sobie przypominać, że szef wspominał o tym, że dołączy do niego jakiś świeżak. Podobno dziewczyna miała być młoda, ładna i mieć duży potencjał, więc skierował spojrzenie do panienki Haller, unosząc brwi. Była młoda, to prawda, ładna? Też, ale czy miała duży potencjał? Tego nie wiedział, ale zamierzał się przekonać, skoro miała tupet, żeby wpaść do jego gabinetu bez pukania, i to jeszcze przed poranną kawą. Ktoś powinien ją nauczyć pieprzonych zasad z Wolffem, bo takie zasady naprawdę istniały (pewnie dlatego, żeby nikt nie dostał w gębę).
    — Czy ja oceniam panienki kształty? — Zaśmiał się cicho i pokręcił głową. — Naprawdę mam lepsze rzeczy do roboty niż ocenianie tyłka świeżaka, który wpierdala mi się do gabinetu bez zapowiedzi.
    Zgasił fajkę w popielniczce i docisnął mocno niedopałek kciukiem. Zerknął po nogach Haller przy swoim biurku, odchylając plecy w krzesło, żeby posłać dziewczynie zimny uśmieszek.
    — Robisz sobie jaja, co? Myślisz, że możesz tutaj przyjść i robić, co chcesz, bo dostałaś oznakę i czujesz się ważna, ale wiesz co? — Podniósł się wolno, a zaraz potem gwałtownie zrzucił nogi Haller z blatu. — Mam w dupie Twoją oznakę, słoneczko, i jak nie nauczysz się szacunku będziesz kurwa siedzieć na podłodze.
    Odbił się od biurka, chwytając za swoją skórzaną kurtkę.
    — Rusz się. Mamy sprawę — oznajmił, ruszając do drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś powinien ją nauczyć pieprzonych zasad pracy z Wolffem, bo takie zasady naprawdę istniały (pewnie dlatego, żeby nikt nie dostał w gębę).

      PS. Serio powinno takie coś być. xD

      Usuń
  3. — Oczywiście, że mogłeś się mnie spodziewać, bo kogo innego? Kto niby miałby wziąć sprawę kolejnego zabójstwa? Święty Mikołaj? — Obrzucił mężczyznę krótkim spojrzeniem i przeszedł dalej.
    Nie obchodziło go to, co Christopher Madison tutaj robił. Mógł być nawet tutaj pierwszy jeszcze przed samym morderstwem. Wolff nikomu nie ufał, co nie jest ani trochę dziwne czy złe. Po prostu nauczył się żyć dla samego siebie i nie przejmować się za bardzo uczuciami innych, porzucając to wszystko, kiedy Constance się od niego odwróciła, zabierając ostatnie okruchy jego człowieczeństwa. Jego pierdolonego społeczeństwa.
    Nie ubrał rękawiczek, o których wspominał Madison, a wyciągnął swoje z kieszeni kurtki, co tyczyło się ogólnego zaufania. Wolff zawsze zajmował się wszystkim osobiście, nie przejmując się tym, co pomyślą o tym inni. Był wilkiem, a wilki zazwyczaj działały w pojedynkę.
    — Ta, kolejne ciało bez czegoś. Popierdoleniec chce sobie najwidoczniej zbudować własną kobietę — stwierdził Wolff, przyglądając się kobiecie. Ukląkł przy niej i otworzył jej usta, wpychając do środka dwa palce, wyciągając małe zawiniątko.
    Otworzył papier i spojrzał po zdjęciu, gdzie Sophia Bryant prezentowała się w jednej ze swoich drogich, dużo odkrywających sukienek. Wolff zerknął po stopach podkreślonych przez wysokie, wiązane buty. Jak zwykle psychol zostawiał jakieś zdjęcie; wcześniej fotografię znajdowano gdzieś przy ciele, ale Wolff czuł, że popierdoleniec pójdzie o krok dalej. Wybierał sobie ofiary wśród modelek, wśród pięknych i bogatych, ale jak dokonywał selekcji? To nie mógł być przypadek czy kwestia estetyki. Psychol musiał się czymś posiłkować, opierać na kimś swoje pragnienie; może matka? Albo była dziewczyna?
    Oddał zdjątko w ręce śledczych i rozkazał, żeby sprawdzili ściany. Mieli zajrzeć do każdej szczelny i wyłapać każdy pyłek. Może i nie było wielkich śladów, a właściwie nie było ich wcale, ale Wolff nie wierzył w to, że mógłby niczego po sobie nie zostać.
    Wolff zaczął klaskać, kiedy zobaczył że Haller wzięła się do roboty i coś znalazła.
    — Teraz powinnaś zawołać kogoś, żeby zrobił zdjęcie i szukać dalej — odezwał się i uniósł brew. — Chyba że masz zamiar się wpatrywać w te kartki aż się zestarzejesz. To, co znajdujesz, to mówisz o tym i szukasz dalej. Miejsce zbrodni nie jest gabinetem, gdzie możesz po prostu połączyć fakty, więc wykorzystaj swój nosek i idź dalej węszyć.
    Przecież by jej nie pochwalił, ale musiał przyznać, że jak na świeżaka całkiem nieźle poradziła sobie w pierwszym dniu. Szczególnie pochwalał jej nietuzinkowe myślenie, bo niewielu mogłoby szukać czegoś w misiach, więc to plus dla niej. Ale Wolff nie chwalił ludzi, z którymi pracował, a widząc takie coś, wymagał od nich więcej bo wiedział, że potrafią wycisnąć z siebie wszystkie poty.

    OdpowiedzUsuń
  4. — Całkiem nieźle, Haller, chyba umiesz więcej niż wpieprzanie się ludziom do gabinetu bez pukania — stwierdził, lustrując wzrokiem dziewczynę. — Wszystkie dowody będą w biurze, więc nic tutaj po nas. Wrócimy teraz do biura. Masz przerwę na lunch, więc pójdziesz coś zjeść i za godzinę widzimy się w gabinecie.
    Minął ją i ruszył jeszcze do śledczych, żeby o wszystkim porozmawiać. Może i Wolff nie był zbyt miły i mówił to, co myślał, a uczucia innych miał głęboko w dupie, to pracę traktował bardzo poważnie. Każde śledztwo, którego się tykał było zakończone; przestępca złapany a rodziny ofiar szczęśliwie i zapłakane. Taki właśnie był.
    — Wezwijcie rodzinę zabitej, a jeśli miała chłopaka, narzeczonego czy sponsora, też ma się pojawić.
    Mruknął krótkie dzięki, kiedy chłopcy przytaknęli, że postarają się jak najszybciej dostarczyć dowody i przetłumaczyć napisy, po czym poczekał na Haller przy aucie, paląc papierosa. Zastanawiał się nad tym morderstwem. Nie było ono pierwsze. Już miesiąc temu znaleźli modelkę z uciętymi rękoma, więc psychol najwyraźniej kolekcjonował sobie części ciała. Zapewne te, które jego zdaniem były najlepsze. Wolff rozumiał, że mógł chcieć stworzyć dla siebie kobietę; wiele mężczyzn pragnęło mieć idealną partnerkę, ale mało decydowanie sobie ją skompletować.
    Wolff też miał idealną dziewczynę. O idealnych włosach, ustach, ramionach, i tyłku, była ideałem, który go porzucił. Naprawdę żałował, że dał się wciągnąć w ten związek, bo do tej pory myślał, że nic nie będzie go wstanie tak zranić.

    OdpowiedzUsuń