Flavia
Włoszka | Dwadzieścia dwie zimy | Szóstą tylko cudem przeżyła | Od wtedy ukryte przekleństwo na nadgarstku
Zawsze szeptali, ale teraz było tego więcej.
Nadgarstek miała, oczywiście, zakryty, ale to nie uciszało szeptów. Zdawało się, że lada chwila wezwą do niej księdza, albo gorzej – rycerza zakonnego. Owszem, bała się; jakże miała się nie bać? Wtedy nie byłaby już w stanie uciec. Najgorzej jednak, że nie wiedziała, czy pochwyciłby ją ten, którego po nią wezwano, czy jednak jej skalana natura.
Serce jej zadrżało, gdy znów uciekła w puste uliczki, mając nadzieję, że nikt za nią nie podąży.
Zawsze zostawała sama, ale teraz wszystko było inaczej.
Co prawda, jak zawsze, nie mieli nawet jednego mocnego dowodu na to, że cokolwiek było jej winą. Ale od zawsze coś podejrzewali, coś im w niej nie pasowało. Zresztą, ona sama sobie nie pasowała. Nie rozumiała wypalonego na jej nadgarstku symbolu, nie wiedziała, co działo się, gdy ten zaczynał się żarzyć. Jedyne, co wiedziała, to że kruki, których zawsze przy tej uliczce było pełno, tak jak zwykle nie uciekały. Tu nic się nie zmieniło. Wyjątkowo, wszystko było takie samo.
Uśmiechnęła się niemrawo na tę nienaturalną iskierkę naturalności i podciągnęłam sukienkę. Oczywiście symbol nadal żarzył się delikatnie. Jeszcze nie wiedziałam, jaka będzie cena tym razem, ale nie chciałam jej poznać.
Mimo to byłam pewna, że takowa istnieje.
Bo ta dziwaczna magia zawsze miała swoją cenę.
[Na zdjęciu Sophie Rundle; tatuaż stąd
Cytat: TumblrWątek z Dino]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz