Joshua Hudson
31 lat / Australia /
detektyw FBI
zakochany i
szczęśliwy / przyszły mąż / taki trochę kucharz / tylko mnie kochaj / zazdrosny
/ trochę zaborczy / pan złota rączka / niecierpliwy / doskonały strzelec /
dziadek był policjantem, tata był policjantem / I’m sexy and I know it / czasami lekko
zapracowany / wybuchowy / jesteś moja
Gdyby tylko Josh znał prawdę...
OdpowiedzUsuńZajęcie Robin było dużo bardziej niebezpieczne niż tylko radzenie sobie z natrętnymi, pijanymi klientami, którzy przy pierwszej lepszej sposobności próbowali zajrzeć jej w dekolt lub uszczypnąć w pośladek. Jej bar stanowił jedynie przykrywkę dla dużo mniej legalnej działalności, przewinęły się już przez niego narkotyki, broń, brudne pieniądze, właściwie wszystko, co miało jakikolwiek związek z interesami podziemnego światka, a ona sama bez skropułów handlowała bronią, pozwalając braciszkowi zabawiać się narkotykami, bo to po prostu nie jej działka. Historia jej rodziny należała do jednej z najkrwawszych i od pokoleń zarządzała nowojorską mafią, a jej ojciec należał do listy dziesięciu najbardziej poszukiwanych przestępców FBI. Trudno było nazwać Robin przeciętną. W końcu udało jej się uwieść agenta FBI na tyle skutecznie, by pół roku temu padł przed nią na kolano i błagał o jej rękę. Problem w tym, że początkowo Josh miał stanowić jedynie jej środek do celu, źródło informacji, które za każdym razem ratowałoby ją przed aresztowaniem, jednak gdzieś po drodze udało mu się zdobyć jej serce. Był interesem, w który zaangażowała się emocjonalnie i teraz była zmuszona prowadzić podwójne życie: musiała być lojalna wobec rodziny, ale nie potrafiła zrezygnować z mężczyzny. I chociaz mogło się wydawać, że to ją niszczy - podobało jej się to. Nie dla niej było życie narzeczonej, nudna codzienność w pustym mieszkaniu, zajmowanie się domem. Pragnęła adrenaliny, której dostarczało jej prowadzenie mafijnych interesów. Pragnęła tej nutki niebezpieczeństwa i szaleństwa, pragnęła wrażeń. Jedynie strach przed tym, że Josh pewnego dnia odkryje prawdę, psuło to wszystko. Gdyby tylko nie był agentem FBI, byłaby spokojniejsza. Ale jego rodzina od pokoleń należała do policji, miał sprawiedliwość we krwi. Dlatego tak bardzo obawiała się konfrontacji, ale nie potrafiła porzucić swojego drugiego życia, nawet dla niego.
Robin uśmiechnęła się lekko, słysząc jego kroki za plecami. Odwróciła się w jego stronę, po czym wspięła na palce i odwzajemniła namiętny pocałunek, oplatając go dłońmi w pasie.
- Witaj, przystojny nieznajomy - powiedziała Robin, unosząc lekko brew. Czasami Josh był tak zapracowany, że potrafili nie widzieć się przez cały tydzień: pracował w nocy na jakiejś akcji, a gdy wracał do domu Robin była już w pracy na dziennej zmianie, czasami zostawała też na noc, aby zająć się ważnymi sprawami. Gdy wracała rano, Josh był już w swoim biurze w siedzibie FBI i tak mogli się mijać w nieskończoność. Dawało to jej dużo swobody, ale czasami miała wrażenie, że mieszka z nieznajomym facetem, który pojawia się i znika znienacka.
Robin podciągnęła się na kuchenny blat, żeby chociaż częściowo dorównać mu wzrostem i przyciągnęła do siebie mężczyznę za koszulę, składając na jego wargach kolejny mocny pocałunek.
- Dawno się nie widzieliśmy - zauważyła z bladym uśmiechem czającym się w kącikach ust - Jak było w pracy?
Robin wplotła palce w jego włosy, dłonią muskając jego kark. Przez ostatnie dni brakowało jej jego ciepła, specyficznego zapachu płynu po goleniu, prochu strzelniczego i kawy, a także tego elektryzującego prądu, który przebiegał przez jej ciało za każdym razem, gdy jej dotykał.
OdpowiedzUsuń- Jak mam się gniewać, skoro tak mnie całujesz? - zamruczała Robin w jego usta, po czym zaśmiała się radośnie, gdy jego zarost łaskotał ją we wrażliwą skórę szyi, kiedy Josh swoimi pocałunkami znaczył jej kark.
Robin cała zesztywniała, słysząc jego słowa. Miała ochotę się od niego odsunąć, ale wiedziała, że nie może tego zrobić, bo mogłaby tym wzbudzić niepokój mężczyzny. Już wiele razy na różne sposoby próbowała go przekonać do przekazania sprawy mafijnej rodziny rządzącej Nowym Jorkiem innemu agentowi: udawała przerażoną dziewczynę, która boi się, że ktoś z niebezpiecznych przestępców go zastrzeli, uwodziła go nocami (trzeba przyznać, że ze stuprocentową skutecznością), mając nadzieję, że jeśli wystarczająco wiele razy zaśpi rano do pracy to uznają go za nieodpowiedzialnego agenta i przekażą sprawę komuś innemu, w końcu groziła mu rozstaniem, bo nie mogła żyć w ciągłym strachu o jego życie. Nigdy nie udało jej się jednak doprowadzić tego do końca, Josh był zdeterminowany, aby zniszczyć całą siatkę gangu. Czasami bardzo żałowała, że był taki uparty, ale z drugiej strony wiedziała, że bez tych cech nie mogliby tworzyć dobrego związku, bo tylko ktoś o równie silnym charakterze mógł ją okiełznać. Przynajmniej dzięki ich wybuchowym charakterom nigdy nie było nudno.
Robin miała nadzieję, że jej reakcję Josh przypisze zmartwieniu o stan zdrowia Erica. Musiała się dowiedzieć jak najwięcej. Dzisiaj jej ludzie mieli sprzedać broń wartą pięć milionów dolarów chińskiemu gangowi Dai Lee. Był to ich stały i bardzo majętny klient, kura znosząca złote jaja. Każdy transfer wzbogacał ją i jej ludzi przynajmniej o dodatkowe sześć zer. Jeżeli Josh udaremnił tę dostawę... Czuła, jak zaczyna wzbierać w niej potężny gniew, jednak nie dała nic po sobie znać, przesuwając dłońmi po jego karku, barkach i umięśnionych ramionach, aż w końcu splotła ich palce razem.
- Tak mi przykro! Ale tobie nic się nie stało, prawda? Mówiłam, że to zbyt niebezpieczne... Jak się ma Eric, wyliże się z tego? - zapytała z udawanym przejęciem w oczach. Tyle lat kłamstw uczyniło z niej prawdziwą, doskonałą aktorkę. Już od dawna powinna robić w Hollywood. - Ten podejrzany zaczął sypać? Posunęliście się do przodu w tej sprawie?
Jeżeli pojmany chłopak od Dai Lee zacznie sypać, będzie spalona. Oczywiście nie znał jej tożsamości, nie pojawiała się na transakcjach z oczywistych przyczyn, jednak mógł podać im wystarczająco dużo informacji, by przedostali się do struktur gangu i ją odnaleźli. Musiała być pewna, że jest bezpieczna i nic nie zagrażało ani jej interesom, ani jej związkowi z Joshem.
Robin dbała o zachowanie wszystkich pozorów, które z biegiem czasu stały się już nawykami. Po każdym kontakcie z bronią myła ręce przynajmniej trzy razy, aby usunąć metaliczny zapach i widoczne resztki prochu, unikała psów policyjnych jak ognia, wmawiając Joshowi, że od dziecka boi się dużych psów, chociaż tak naprawdę obawiała się, że ich wyszkolone nosy wyłapią zapach narkotyków, za każdym razem miała przygotowanych kilka kłamstw w zanadrzu, gdyby Josh zorientował się, że zamiast być z przyjaciółkami na zakupach gdzieś zaginęła i nigdy tam nie dotarła. Była mistrzynią w swoim fachu.
OdpowiedzUsuńRobin była zbyt rozkojarzona, by zareagować na jego pieszczoty. Cholera! Rana Erica musiała być powierzchowna, skoro już jutro będzie mógł przesłuchać chłopaka. Spotkała kilka razy Erica na swojej drodze, był dowcipnym, pewnym siebie facetem i nic do niego nie miała, jednak... Dla niej najlepszy agent FBI to martwy agent. Wyjątkiem od tej reguły był Joshua, ale co do reszty nie miała żadnych skropułów. Nawet wtedy, gdy byli to jego przyjaciele. W końcu psuli jej interesy i odbierali klientów, którzy zapewniali jej miesięcznie wielomilionowe przychody.
Był jednak jakiś plus. Jeszcze nie zdążyli przesłuchać Chińczyka, miała kolejny dzień. Musiała spotkać się z bratem i razem opracować strategię. Wystarczyło dać cynk znajomemu, aby dosypał Chińczykowi truciznę do herbaty, natomiast ważniejsza była sprawa towaru i pertraktacji z Dai Lee...
Robin ostatecznie się otrząsnęła, gdy dłonie mężczyzny zaczęły wędrować coraz wyżej po jej nogach.
- Co mówiłeś? - zapytała, marszcząc lekko brwi. Musiała szybko się skupić i coś wymyślić. - Ach, tak. Muszę wyjść, jeden z barmanów, Tony, zachorował i potrzebują zastępstwa na noc. Ale mogę ci to jakoś wynagrodzić...
Oplotła mężczyznę nogami w pasie i zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając jak najbliżej. Początkowo jej pocałunki były słodkie, delikatne i pieszczotliwe, jakby po raz pierwszy zapoznawała się ze smakiem i fakturą jego ust, ale już po chwili stały się mocne i namiętne. Wsunęła język do jego ust, gładząc nim jego podniebienie, a później przegryzła zaczepnie jego dolną wargę. Jej dłonie niby przypadkiem otarły się o rozporek spodni Josha, jednak zamiast kontynuować, odsunęła się od niego z diabelskimi ognikami w oczach.
- Wiem, czego chcesz, ale możesz o tym zapomnieć - powiedziała Robin z rozbawieniem, trzepiąc go po dłoni, która poczynała sobie zdecydowanie zbyt śmiało. - Śmierdzisz. Cały kleisz się od potu i kurzu. Nie będę spała z kimś, kto cuchnie jak żul spod mostu. Idź, weź prysznic, a ja w tym czasie skończę robić tortille, którymi mam zamiar cię dzisiaj otruć.
Wszyscy wiedzieli, że z Robin była beznadziejna kucharka, na szczęście Josh potrafił gotować, jednak pojawiał się tak rzadko w kuchni, że musiała sobie jakoś radzić. Było kilka dań, których nie potrafiła sknocić i właśnie ich się trzymała. A to, że jedli to w kółko, to już inna sprawa.
Jako że siedziała na blacie, a Josh stał przed nią, uniemożliwiając jej ucieczkę, nie udało jej się uniknąć przytulenia. Zmarszczyła nos, czując nieprzyjemny zapach, ale nie mogła się wyswobodzić.
OdpowiedzUsuń- Neandertalczycy nie mają uczuć! Będziesz spał dzisiaj na kanapie! - zagroziła mu Robin, z uśmiechem rozbawienia kręcąc głową - Wstydziłbyś się! Niby taki duży mężczyzna, a ucieka przede mną do łazienki!
W każdym innym momencie dołączyłaby do Josha pod prysznicem, ale teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Kiedy usłyszała drzwi zamykające się za Joshem i dźwięk płynącej z prysznica wody, otworzyła kuferek na biżuterię i znalazła mechanizm otwierający skrytkę w skrzyneczce, która miała drugie dno. Wyciągnęła ze schowka specjalny telefon na kartę, którego używała tylko do interesów, a po dwóch tygodniach niszczyła go i wymieniała na nowy. Wyszła na balkon apartamentowca i wybrała zaszyfrowany numer brata.
- Lucas? Tu Robin. Słyszałeś o dzisiejszej wpadce? Musimy to załatwić szybko i po cichu, jak zawsze zero świadków. Mają kogoś od Dai Lee, trzymają go oddzielnie w celi w siedzibie FBI. Wyślij wiadomość do Terry, niech go zlikwiduje, zanim zacznie mówić. Spotykamy się w barze za pół godziny, musimy gdzieś chwilowo ukryć broń i spotkać się z przywódcą gangu. Nie, Lucas, nie mogę... Dobra, załatwię to. Nie. Może. To dobry pomysł, chyba wypali, jeśli nie będziesz się długo zastanawiał. Tak. Nie. Muszę kończyć. Pół godziny, załatw nieoznakowany transport i trzydzieści tysięcy w mniejszych nominałach. Zabij każdego, kto po drodze wyda ci się podejrzany. Będę czekać. - Robin zamachnęła się i rzuciła jak najdalej telefonem, akurat przez ulicę przejeżdżał samochód i zmiażdżył oponami dowód jej rozmowy. Odetchnęła głęboko, mocniej zaciskając dłonie na barierce. Czasami myślała nad tym, że powinna zrezygnować, ale wiedziała, że nie miała wyjścia. Właśnie tak wyglądało jej życie. Może powinna mieć wyrzuty sumienia, może powinna myśleć o przyszłości i o tym, co pomyślałby o niej Joshua, ale szczerze? Miała to w dupie. To było jej życie, jej błędne decyzje, jej problemy.
Robin delikatnie zamknęła za sobą drzwi balkonowe, aby mężczyzna niczego nie usłyszał i wróciła do kuchni. Ciasto podgrzała w piekarniku, a później położyła na nim sałatę, pomidory, ogórki, paprykę i podsmażone w ziołach mięso kurczaka, które zdążyło nieco się podpalić na patelni podczas jej rozmowy. Polała wszystko ostrym sosem i zawinęła.
- Nie! - powiedziała nieco zbyt gwałtownie, nakładając na jego talerz tortillę, z której wypadło kilka składników. Zaśmiała się nerwowo, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. - Naprawdę nie trzeba, Josh. Jesteś zmęczony po całym dniu pracy, rozumiem to. Odpoczywaj. Przecież jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie. Poza tym będzie dzisiaj prawdziwy tłok, ktoś urządza u nas urodziny, nie miałbyś nawet gdzie usiąść, a ja nie miałabym dla ciebie czasu. Zostań w domu i oglądnij jeden z tych durnych meczy, których tak nie znoszę.
Robin zagryzła dolną wargę, za mocno go przekonywała, mógł wyczuć, że coś jest nie tak, zwłaszcza, że jej ręce zaczęły się odrobinę trząść z napięcia. Musiała odwrócić jego uwagę, a najlepszym sposobem było skierowanie jego myśli w stronę łóżkowych igraszek. Postawiła talerze na stole. Gdy Josh usiadł na krześle, Robin usiadła mu na kolanach i zaczęła wodzić palcem po jego klatce piersiowej.
- Wiesz, że muszę iść do pracy. Chociaz wolałabym zostać z tobą i zająć się ciekawszymi sprawami...
- Wcale nie jesteś przystojny! Już dawno ustaliliśmy, że jestem z tobą dla pieniędzy, fajnej bryki i gadżetów w stylu Jamesa Bonda! - powiedziała, gdy wyszedł spod prysznica, dając mu lekkiego kuksańca w bok. Często w ten sposób się z nim przedrzeźniała, bo choć byli ze sobą już prawie cztery lata, a na palcu nosiła pierścionek zaręczynowy, ich związkowi daleko było do super poważnego i romantycznego związku na całe życie. Opierał się bardziej na wzajemnych uszczypliwościach, sarkastycznych komentarzach, ciągłych żartów i zabawie. Uwielbiała droczenie się z Joshem i zabawę w kotka i myszkę, kiedy do końca nigdy nie wiadomo było, które z nich tak naprawdę jest drapieżcą. Josh potrafił zdobyć się na romantyczne gesty, ale nie był typem uczuciowego wrażliwca i to jej odpowiadało, bo takiego porzuciłaby po tygodniu. Podobał jej się jego mocny charakter, który mógł z nią konkurować. Wiedziała, że mężczyzna jest w niej zabójczo zakochany i w przeszłości nie wahała się tego wykorzystywać, jednak teraz odczuwała wyrzuty sumienia z powodu tamtego okresu. Wtedy była jeszcze młoda i arogancka, nie potrafiła w żaden związek zaangażować się uczuciowo, po prostu bawiła się mężczyznami. Wykorzystywała ich, a gdy udało jej się ich zdobyć, łamała im serca, odchodząc. Lubiła myśl, że jest całkowicie niezależna, nie chciała się w nic angażować, a miłość uznawała za brednie. Dopiero Josh zmienił jej podejście, chociaż początkowo jedynie udawała. Dopiero później swoim uporem ją odmienił. Nadal nie potrafiła ukazywać uczuć, ale wiedziała, że to, co do niego czuła... Różniło się od wszystkiego, co znała.
OdpowiedzUsuń- Niby ja mam kogoś za barem? - zapytała z oburzeniem, dźgając go palcem w pierś - To ty codziennie wystawiasz mnie dla swojego chłopaka na boku!
To był kolejny żart, który Robin wymyśliła. Był pewien okres, gdy właściwie w ogóle się nie widywali, Josh całe dnie spędzał w siedzibie FBI, do ich mieszkania wracał jedynie na noc, a był wtedy tak zmęczony, że po prostu kładł się spać. Swojego partnera policyjnego widywał zdecydowanie częściej od niej, dlatego obwołała ich parą.
- Zachowuj się, Josh! - krzyknęła, odsuwając się od niego, gdy ugryzł ją w szyję - Zostawisz mi ślady, a ja nie mam zamiaru po raz kolejny tłumaczyć się zaciekawionym koleżankom.
Robin zsunęła się z jego kolan i podeszła do wieszaka. Narzuciła na ramiona ciepły, aksamitny płaszcz i znalazła pod fotelem torebkę. Powinna być bardziej ostrożna, nie chciała się w końcu tłumaczyć, dlaczego w torebce trzyma naprawdę niezły pistolet kaliber 45. Podeszła do Josha i złożyła na jego ustach długi pocałunek.
- Chętnie, ale muszę iść. Nie czekaj na mnie - rzuciła na odchodnym, trzaskając za sobą drzwiami. Miała nadzieję, że środek nasenny, który dodała do sosu, był wystarczajaco mocny, by obudził się dopiero popołudniu.
Minęły ponad cztery lata związku, a ich namiętność wciąż się nie wypaliła. Odczuwali pożądanie do swojej drugiej połówki, co częściowo było składnikiem tak udanego związku. Oczywiście potrafili obyć się bez tego, spędzać czas na rozmowach, żartach, przekomarzaniu się czy szalonych zabawach w wesołym miasteczku lub innych miejscach, jednak gorący żar cały czas unosił się między nimi w powietrzu, a każdy dotyk był elektryzujący. Robin była typem kusicielki i uwodzicielki, ale Josh nigdy nie potrzebował wielkiej zachęty, wręcz przeciwnie, sam często się do niej dobierał, sprawiając, że w łóżku między nimi wszystko grało, czego oznakami mogły być zadrapania na plecach Josha czy ślady ugryzień lub malinki na szyi Robin.
OdpowiedzUsuńKobieta dotarła na miejsce dziesięć minut przed czasem, jednak wszyscy już na nią czekali. Przezornie jedna z jej koleżanek z pracy po dostaniu smsa zamknęła bar, więc w środku przywitała ją cisza i ciemność. Poszła na zaplecze, kiwnęła głową Lucasowi i trzem pozostałym mężczyznom, którymi zarządzała. Kiedy zauważyła ciało na podłodze, poczuła ogarniającą ją furię.
- Możesz mi powiedzieć, co ciało Davida robi na moim zapleczu?! - wydarła się, wskazując ręką trupa. David był jednym z jej kolegów z pracy, w ogóle niezamieszany w nielegalny proceder, który miał tutaj miejsce.
- Wrócił się, bo zapomniał kluczy, nie mogłem go tak po prostu wypuścić - tłumaczył się jej brat, cofając się o krok. Wszyscy wiedzieli, że z wkurzoną Robin się nie zadzierało.
- Czy ty czasami myślisz, skończony kretynie?! On miał rodzinę. Ktoś zgłosi jego zaginięcie, przyjdą do mojego baru, zaczną mnie o niego wypytywać i sprawdzą zaplecze, a przez ciebie wszędzie są ślady krwi! Wpakują mnie do więzienia i odkryją moje wszystkie powiązania! Pomyślałeś o tym? Oczywiście, że nie! Ja pierdolę, jaki ty jesteś tępy! - wrzeszczała Robin, energicznie wymachując rękami w powietrzu. Dla niektórych mogła przesadzać, ale ten scenariusz był więcej niż prawdopodobny. Przyłożyła palce do skroni, starając się uspokoić, ale zamiast tego z jej ust wyrwał się stek przekleństw. - W tej branży najważniejszy jest spryt i myślenie, do kurwy nędzy!
Wszyscy wycofali się w kąt pomieszczenia, a Robin ze zmarszczonymi brwiami podeszła do ciała i uklękła przy nim. Lubiła Davida, w dodatku był całkiem przystojny. Lubiła z nim flirtować na zapleczu, bo jej uwodzicielskie przyzwyczajenia pozostały, ale nigdy nie posunęła się do niczego więcej ze względu na Josha. Nie ośmieliła się go dotknąć, bojąc się zostawić ślady, ale obejrzała kałużę krwi dookoła niego. Gdyby jeszcze jej durny brat trafił w głowę, zostawiłby mało krwi, ale debil strzelał w klatkę piersiową.
- Dobra, wyleję na podłogę jakieś kwasy i to będzie wymówka do gruntownego remontu. Wymienimy całą podłogę, pokryjemy ściany nową farbą, to wystarczy. Raul, zadzwonisz jutro do odpowiedniej firmy, musimy to zrobić szybko. Harry, zabierz tego trupa z moich oczu. Pozbądź się go tak, żeby nikt go nie mógł znaleźć i postaraj się, żeby trudno było go zidentyfikować. Evan, chcę raport z dzisiejszej akcji. Jak mogliście spieprzyć coś tak banalnego? To miała być tylko cholerna wymiana, skąd się tam wzięło FBI i jak im się udało wciąć kogoś żywcem?!
Właśnie wtedy wszyscy usłyszeli hałas w barze. Robin zaklęła pod nosem i kazała Lucasowi sprawdzić, co się dzieje.
- Tylko poskrom swoje mordercze zapędy, Luke. Nie będę zdzierałaby podłogi też w pubie.
Cała noc okazała się być jeszcze bardziej męcząca niż sądziła. Ciało Davida musiało zostać usunięte w taki sposób, aby żadne ślady nie prowadziły do jej pubu. Wiedziała, że Harry był dobry w swoim fachu i minie nawet kilka miesięcy, zanim odnajdą jego ciało, a później kolejne tygodnie, zanim uda się go zidentyfikować. Do tego czasu wszelkie ślady i poszlaki się zatrą. Kiedy trup zniknął z podłogi, wylała na nią mnóstwo żrących substancji, razem z Raulem zaczęli wymyślać dla niej potrzebne alibi, historyjkę o niezrównoważonym psychicznie kliencie, w końcu ktoś musiał zostać jej kozłem ofiarnym. Kiedy przećwiczyła wszystko, zapamiętując najdrobniejsze szczegóły swojego możliwego zeznania, musiała zająć się Evanem i jego sprawozdaniem z akcji. Wciąż nie wiedzieli, co do końca poszło nie tak, skąd FBI dowiedziało się o wymianie musieli przyjąć najgorsze - gdzieś w ich szeregach znajdował się kret, którego należało wytropić, torturami wyciągnąć informacje, a następnie zabić i pozbyć się ciała. Robin czuła się tym faktem zniesmaczona, ponieważ najbardziej na świecie nie znosiła nielojalności i kłamstwa, mimo że sama codziennie była zmuszona do kłamania swojemu narzeczonemu prosto w twarz.
OdpowiedzUsuńW końcu wszystko wydawało się już załatwione i Robin mogła wrócić do mieszkania, które dzieliła z Joshem. Akurat kiedy podjeżdżała pod dom dostała wiadomość od swojego brata: Chińczyk zlikwidowany. Zero komplikacji. Nic nie sypnął. Uśmiechnęła się. Przynajmniej jedna rzecz udała się dzisiejszego dnia.
Weszła do mieszkania, kopniakami zrzuciła botki ze stóp, położyła klucze od samochodu na blacie kuchennym i ruszyła w kierunku sypialni. Miała zamiar wsunąć się pod kołdrę i dręczyć Josha tak długo pocałunkami i dotykiem aż się obudzi. Kiedy jednak weszła do środka, pokój był pusty. Robin zaklęła pod nosem, przypominając sobie hałas w barze. Poczuła, jakiej serce zaczyna bić mocniej. Czy to Josh wpadł ją odwiedzić mimo jej przekonywania? Leki usypiające nie zadziałały? Spokojnie, Robin. Może po prostu musiał jechać wcześniej do pracy, to wszystko.
Wyciągnęła z kieszeni kurtki telefon i wybrała numer Josha. Odpowiedziała jej poczta głosowa.
- Cześć, kocie. Tu ja. Gdzie jesteś? Miałeś mieć wolny dzień, martwię się, że coś ci się stało. Zadzwoń do mnie, kiedy tylko będziesz mógł. Kocham cię.
Robin usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i wiedziała, że oto nadszedł ten moment. Chwila konfrontacji, do której zmierzali od poczatku związku.
OdpowiedzUsuń- Josh, kochanie? - zapytała z niepokojem Robin, wynurzając się z łazienki. Wilgotne włosy lekko się skręcały, opadając płynnie na jej kształtne ramiona; jej skóra pachniała ulubionym żelem pod prysznic, ożywczą skórką z pomarańczy i aksamitnymi płatkami róż. Starała się wyglądać maksymalnie nieszkodliwe, dlatego ubrała się w luźne, szare spodnie od dresu i za szeroki T-shirt z kanarkiem Tweetym, który miał dodać jej odpowiednio dziewczęcego uroku. Nie mogła się jednak powstrzymać przed ukryciem pod ubraniem myśliwskiego noża, tak na wszelki wypadek. Może była paranoiczką, ale w tym zawodzie to była akurat zaleta bardziej niż wada. Pozwalała jej w miarę bezpiecznie przeżyć wszystkie lata swojej przestępczej działalności i przez ten czas ani razu policja nie była nawet bliska aresztowania jej. Na myśl o tym, że Josh mógłby się dowiedzieć o drugiej stronie jej natury czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku i gulę w gardle, ale starała się nie dopuszczać do siebie takiej ewentualności; nie wiedziała, co miałaby wtedy zrobić. Ani z nim, ani z sobą. W końcu wiadomość o jej uczestnictwie w podobnej grupie zniszczyłaby jej życie, musiałaby już zawsze uciekać i pewnie nigdy nie wróciłaby do Ameryki, a na to nie mogła pozwolić. Z drugiej nie wiedziała, jak miała skutecznie uciszyć Josha: do tej pory wszyscy świadkowie byli eliminowani w sposób skuteczny i nieodwracalny, ale przecież nie mogła skazać swojej miłości na śmierć. Nie mogła.
Ale może wcale nie musiała? Może o niczym nie wiedział? W końcu mógł wcześniej zostać wezwany do pracy, może Eric poczuł się gorzej, a w barze to było tylko jakieś zwierzę? Mogła niepotrzebnie się zamartwiać cały dzień.
- Gdzie byłeś? Nie odbierałeś ode mnie telefonów, martwiłam się - powiedziała Robin z wyrzutem, siadając koło niego na kanapie i układając dłoń na jego ramieniu, które delikatnie zaczęła pocierać - Co się stało? Źle wyglądasz.
Czyli jednak wiedział. Był tam i słyszał wystarczająco dużo, by wyciągnąć z tego poprawne wnioski. Nie było dłużej sensu zaprzeczać ani grać niewinnej dziewczyny, która nie miałaby pojęcia o niebezpieczeństwie panującym w mieście, gdyby nie jej mężczyzna pracujący w FBI. Bowiem to Robin była źródłem kłopotów i przestępstw nękających miasto.
OdpowiedzUsuńNie pokazała, że jego odsunięcie się ją zabolało. Przegryzła wargę, zastanawiając się, jak to rozegrać. Josh mógł ją aresztować już kilkanaście godzin temu, wydać ich wszystkich policji i zapomnieć o niej, a jednak tego nie zrobił. Wciąż była wolna. Nie mogła mieć pewności co do reszty, ale jej telefon by się rozdzwonił, gdyby trzon gangu został złapany. Nie próbował od niej uzyskać przyznania się do winy, aby łatwiej wsadzić ją za kratki; była mu więc przynajmniej winna prawdę.
- W tej chwili nie jesteś agentem FBI, akurat - prychnęła Robin, krzyżując dłonie na piersi - Zawsze nim jesteś. Nawet dla mnie nie potrafiłeś sobie zrobić przerwy. Prosiłam cię. Błagałam, żebyś przekazał tę sprawę komuś innemu, ale tego nie zrobiłeś. Zobacz, gdzie nas to zaprowadziło.
Wiedziała, że nie powinna mu teraz robić wyrzutów, bo to ona była winna, ale nie mogła się powstrzymać. Gdyby tylko Josh jej posłuchał, nigdy nie doszłoby do tej sytuacji, wciąż żyłby w błogiej nieświadomości, nie wiedząc, że jego narzeczona należy, co więcej prowadzi jedną z najniebezpieczniejszych mafii na świecie. Razem zrealizowaliby te wielkie plany, które snuli leżąc na kocu i patrząc w niebo podczas randki z piknikiem, z której nawiasem mówiąc Josh musiał wyjść w połowie, bo wzywały go ważne sprawy w FBI. Przecież nigdy nie musiał się dowiedzieć, czym tak naprawdę zajmuje się Robin i byłby wtedy zdecydowanie szczęśliwszy.
Robin zsunęła się z kanapy i podeszła do drzwi wejściówych, zamykając je na wszystkie zamki. Potem wyjrzała przez rolety, sprawdzając, czy cała ekipa agentów FBI nie plącze się pod apartamentowcem, w którym mieszkali. Na razie wszędzie było czysto.
- Dowiesz się wszystkiego. Zero kłamstw. Ale tylko i wyłącznie na moich warunkach. To, czego się dowiesz, nie może opuścić tych ścian, przynajmniej nie przez najbliższych kilka godzin. Jeżeli po wszystkim będziesz chciał mnie wydać swoim współpracownikom, masz mnie uprzedzić i dać dwanaście godzin na całkowite zniknięcie. Zero nadajników i podsłuchów, oddaj mi swoją komórkę, pager i pistolet, a potem zdejmij koszulę, żebym mogła sprawdzić, czy jesteś czysty. I Josh... zanim mnie osądzisz, wysłuchaj mnie do końca. To moje warunki. Przyjmujesz je albo resztę życia spędzisz zastanawiając się, kim tak naprawdę byłam i co tak naprawdę do ciebie czułam.
Robin wiedziała, że ostatnie zdanie było chwytem poniżej pasa, ale chciała mieć pewność, że Joshua postanowi wysłuchać jej historii, która choć nie była miła ani przyjemna, choć nie była bajką o Kopciuszku przemieniającym się w piękną księżniczkę, należała do niej. Do osoby, jaką była i jaką się stała, choć czasami miała problem z rozgraniczeniem tych dwóch osób żyjących w niej jako jedna.
Wyraźnie nie chciał oddać jej dominacji. To dobrze. Już raz jej uległ, niech uczy się na błędach. A ona jakoś sobie poradzi.
OdpowiedzUsuńRobin płynnym ruchem wyciągnęła nóż ze specjalnego futerału przymocowanego do wnętrza jej uda, pistolet wetknięty za spodnie za plecami i niewielki nóż sprężynowy ukryty w rękawie jej koszulki. Całą broń rzuciła na stolik obok jego legitymacji i oznaki. Mimo jego prośby nie rozebrała się i nie miał to nic wspólnego z pruderyjnością, po prostu wolała uciekać w czymś więcej niż tylko bieliźnie.
- Możesz mnie obszukać, jeśli chcesz - rzuciła dziewczyna z bezczelnym uśmiechem, ale po tem zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu, cały czas uważnie obserwując poczynania Josha. Westchnęła, słysząc potok pytań wydobywających się z jego ust. Wiedziała, że go zraniła swoim postępowaniem, że czuł się zagubiony, a przede wszystkim oszukany, jednak jakaś jej część wierzyła, że kochał ją wystarczająco mocno, by po wytłumaczeniu mu wszystkiego doszli do jakiegoś kompromisu. Jeśli nie... Będzie musiała uciekać. Nie mogła bowiem wydać wyroku śmierci na ukochanego. Chyba że jej narwany brat dowie się, że wszystko wyszło na jaw i weźmie sprawy we własne ręce, zabijając Josha. Nie mogła do tego dopuścić, ale na razie musiała skupić się na wytłumaczeniu wszystkiego narzeczonemu.
- To rodzinny interes. Tak po prostu było odkąd pamiętam. Inni ojcowie byli strażakami, lekarzami, policjantami, a mój jest biznesmenem, choć jego imperium obejmuje nielegalną działalność. Przez nasz dom w dzieciństwie przewinął się każdy rodzaj towaru: dziwki, narkotyki, broń. Nie wiem, czy matka o tym wiedziała przed ślubem. Gdy się dowiedziała, wymusiła rozwód i wyjechała na Hawaje, zostawiając nas z ojcem, który figuruje na liście dziesięciu najbardziej poszukiwanych przestępców FBI. Dla bezpieczeństwa noszę nazwisko panieńskie matki, chociaż ta kobieta niewiele dla mnie znaczy. To ojciec nas wychował. Nie jest idealny i ma na rękach krew wielu ludzi, ale to moja rodzina. Od wielu pokoleń zarządzamy mafią - opowiadała monotonnym głosem Robin, bawiąc się złotym naszyjnikiem, z którym nigdy się nie rozstawała. Specjalnie nie patrzyła na Josha, nie chcąc widzieć wyrazu jego twarzy, gdy docierała do niego prawda. - Fascynowało mnie to. Przestępczy światek, hazard, nielegalne wyścigi, dosłownie wszystko. Inne nastolatki narzekały na nudę, a u mnie ciągle coś się działo. Byłam jak podwójna agentka, zaczęłam powoli uzależniać się od adrenaliny. Kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, FBI zaczęło deptać nam po piętach. Ty deptałeś nam po piętach. Ojciec wymyślił, że uwiodę cię i będę wydobywała z ciebie kolejne informacje, pilnując, żebyś nie zagrażał naszym interesom. I to zrobiłam. Nasze spotkanie w motelu nie było przypadkowe, twój kolega też nie przyprowadził cię przypadkiem do mojego baru. Złapałeś przynętę i byłam z siebie niesamowicie dumna, bo spełniałam kolejne oczekiwania swojego ojca. Ale Josh... Byłeś taki wspaniały i kochany, zabiegałeś o mnie jak nikt nigdy nie zabiegał. Poczułam, że mam jakąś wartość nie tylko jako ktoś, kto pracuje dla mafii. Na początku to była gra, ale mijały kolejne miesiące, a ty byłeś nadal tak samo upierdliwy i uparty, tak samo kochany i oddany, że gdzieś po drodze pozwoliłam, żeby dystans między nami zniknął. Nawet nie wiem, kiedy to się stało, sprawiłeś, że mur runął. Przy nikim innym nie mogłam być sobą, a ty wydobyłeś ze mnie dziewczynę, która wcale nie musiała mieć nic wspólnego ze światem przestępczym. Byłeś moją wtyką, nie przestałam wydobywać z ciebie informacji, bo byłam to winna mojej rodzinie. Lojalność wobec rodziny to wszystko, co mamy w mafii. Więc tak, byłeś moim informatorem. Ale to wcale nie wyklucza tego, że cię kocham, Joshu Hudsonie.
Po jej słowach zapadła pełna napięcia cisza w pomieszczeniu. Bo tak, chociaz często tego nie mówiła, kochała go.
- To życie zaczynało mnie już męczyć. Nie wiedziałam, jak mam zrezygnować z mafii, jak wypowiedzieć posłuszeństwo rodzinie i porzucić adrenalinę, ale nie potrafiłam też zrezygnować z ciebie.
Prawda była taka, że Robin w ogóle nie musiała nosić przy sobie broni, to wszystko było tylko na pokaz. Dużo bardziej wolała walkę wręcz i kontakt ciał, od dziecka była szkolona w różnych sztukach walki, które miały zapewnić jej przeżycie w tak ciężkich warunkach, w jakich się wychowywała. Można wiele powiedzieć o jej ojcu, ale nie to, że nie dbał o bezpieczeństwo i edukację swoich dzieci.
OdpowiedzUsuńZawsze mogła zorganizować aktorów, którzy udawaliby jej rodzinę, ale nie była gotowa, by posunąć się do takiego fortelu. Zamiast tego zbywała Josha różnymi kłamstwami lub zmieniała temat. Jak miała go przedstawić ojcu, który stał na czele tak potężnej i niebezpiecznej organizacji? Jak miała mu powiedzieć, że matka uciekła od męża gangstera na Hawaje, zostawiając dzieci, jakby nic dla niej nie znaczyły? Jak miała mu wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo unikała ich spotkań z jej bratem, który przecież również pracował dla mafii, zajmując się szeroko zakrojonym handlem narkotykami? Lucas jako jedyny podejrzewał, że udawana miłość przerodziła się w prawdziwą i dlatego tak bardzo obnosił się ze swoją nienawiścią do Josha, obawiając się, że Robin kiedyś ich zdradzi.
Uważnie patrzyła, jak Josh próbuje poradzić sobie z tym wszystkim, co usłyszał. Nie wiedziała, jak zareaguje, ale mogła spodziewać się najgorszego, była realistką. Mimo to tliła się w niej nadzieja, że jakoś to poskładają razem do kupy.
- To nie wszystko - wyszeptała w końcu Robin. Naprawdę sądził, że tak po prostu wyjdzie? Przecież ją znał. Nigdy nie odpuszczała, nigdy się nie poddawała. Tak długo, dopóki nie zwyzywa ją od szmat, nie wykrzyczy jej prosto w twarz, że nic dla niego nie znaczy i że jej nienawidzi, dopóki nie spojrzy jej w oczy i z pełnym przekonaniem powie, że ma już nie pojawić się w jego życiu, nie pozwoli, by to tak się skończyło. Podeszła do niego powoli, ostrożnie, uważając na każdy krok, jakby wykonanie gwałtowniejszego ruchu miało go spłoszyć i stanęła przed nim w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów. Przejechała dłońmi po jego barkach, po czym ułożyła je na jego policzkach, zmuszając, by na nią spojrzał. Robin wspięła się na palce i złożyła na jego ustach delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek. Odsunęła się ze smutnym uśmiechem, przeczesując palcami jego zmierzwione włosy.
- To się tu i teraz nie kończy, Josh. Wiem, że czujesz się oszukany. Wiem, że cię zraniłam. Ale wiem też, co do ciebie czuję i co ty do mnie czujesz. Nieważne, jak bardzo będziesz próbował to z siebie wypierać, nie zmienisz tego. Należysz do mnie tak jak ja należę do ciebie. Nie oszukuj się. Popatrz mi w oczy, Josh. Wiesz już wszystko. Ale to, dla kogo pracuję, nie zmienia tego, kim jestem.
Z niepokojem zaczęła obracać na palcu pierścionek zaręczynowy, zastanawiając się, czy to ten moment, w którym wyrzuci ją za drzwi, każąc oddać pierścionek i zwalniając ją z danego mu przyrzeczenia.
Kiedy nie odwzajemnił jej pocałunku, zaczęła się martwić, że mimo wszystko straciła go tym wyznaniem na zawsze. Wiedziała w końcu, ile znaczyła dla niego praca w FBI, nie tylko ze względu na dziadka i ojca, ale również dlatego, że od zawsze chciał zostać detektywem i łapać bandziorów. Obawiała się, że to poczucie moralności i przywiązania do pracy, a także zranienie sprawią, że Josh mimo wszystko każe jej wyjść za drzwi i nigdy nie wracać. Przymknęła lekko powieki, sądząc, że to już koniec, gdy poczuła, jak narzeczony łapie ją za nadgarstki i przygwożdża do ściany. Uśmiech zamajaczył w kącikach jej ust, gdy usłyszała jego słowa. Uwielbiała, gdy był taki zaborczy. Robin miała silny charakter i większość ludzi, w tym zwłaszcza mężczyźni, bez słowa jej się podporządkowywała, podczas gdy Josh na równi z nią dominował. Zawsze podobała jej się jego twarda, silna strona. Gdyby ktokolwiek inny odważył się nazwać ją swoją, pewnie zarobiłby porządny cios w twarz, jedynie Josh miał takie prawo, bo faktycznie była jego. Cała. Uwielbiała swoją niezależność, ale narzeczony dawał jej poczucie, że do kogoś należy i to w tym dobrym znaczeniu.
OdpowiedzUsuńKiedy nachylił się w jej kierunku, poczuła, jak jej serce przyśpiesza. Widziała wahanie na jego twarzy i ta chwila ciągnęła się w nieskończoność; chciała wychylić się i go pocałować, ale wiedziała, że to on musi podjąć tę decyzję. Bliskość jego ciała doprowadzała ją do szaleństwa, bo nie była pewna, na co ostatecznie zdecyduje się Josh. W końcu oczekiwanie minęło, a ich usta złączyły się w początkowo niepewnym pocałunku, który przerodził się po chwili w dziki i namiętny. Zamruczała z zadowoleniem, gdy ciepłe, umięśnione ciało Josha naparło na jej, likwidując dzielący ich dystans. Podskoczyła, oplatając go nogami w pasie i splatając dłonie na jego karku, przyciągając go jak najbliżej i pogłębiając zachłannie pocałunek. Oderwała się od niego tylko na chwilę, by nabrać tchu i z bliska podziwiać twarz ukochanego. Przejechała palcem po jego wargach.
- Przepraszam - wydusiła z siebie, patrząc mu w oczu. Trudno było powiedzieć, o czym tak naprawdę mówiła: o tym, że nie powiedziała mu wcześniej, że dowiedział się w taki sposób, czy że w ogóle na początku uwiodła go jedynie po to, by zbierać informacje i pochwały ojca. Nie do końca jednak tego żałowała, ponieważ gdyby tego nie zrobiła, pewnie spotkaliby się w końcu w sali przesłuchań, on w roli policjanta, któremu udało się złapać niebezpieczną kryminalistkę, ona jako nieokiełznana, choć piękna przestępczyni, która za nic nie zdradziłaby tajemnic swojej rodziny. Może odczuwaliby pociąg, ale staliby po przeciwnych stronach barykady. Nigdy nie udałoby im się stworzyć tak pięknego i silnego związku. Okazało się bowiem, że nic nie mogło zniszczyć ich miłości. Nawet to, że pracowała dla mafii, nawet to, że okłamywała go przez cztery lata co do swojej profesji, ukrywając przed nim swoją przeszłość. Nie miała wątpliwości, że Josh zrobiłby dla niej dosłownie wszystko, że kochał ją wystarczająco mocno, by wybaczyć jej tak poważne błędy. Nie sądziła, że ktoś kiedykolwiek mógłby pokochać jej wszystkie niedoskonałości, ale Josh stał przed nią, cały realny.
- Mówiłam ci już, że jesteś najwspanialszym facetem, jakiego spotkałam? - zapytała cicho Robin, wtulając się w niego.
Robin nawet nie myślała o tym, by go o to prosić; wiedziała, że Josh nie zgodzi się z nią tak po prostu uciec do miejsca, w którym nie groziłaby im przeszłość. Nie widziała jednak żadnego rozwiązania dla ich trudnej sytuacji. Josh nie mógł nadal pracować dla FBI, bo przestał być obiektywny, a wiedziała, że wyrzuty sumienia w końcu by go zniszczyły. Wiedziała też, że nie chciałby przekazać sprawy komuś innemu, bo obawiałby się, że ktoś o wszystkim się dowie i ją zamkną. Ona nie mogła zrezygnować z pracy dla gangu.
OdpowiedzUsuń- Ja też nie chcę o tym myśleć - odpowiedziała cicho, gładząc go delikatnie po karku.
Robin wiedziała, o czym Josh myśli, jeszcze zanim odepchnął się od ściany i zaniósł ją na rękach do sypialni; znała ten specyficzny, zawiadiacki błysk w oku, który pojawiał się u niego zawsze, gdy czynami pragnął jej udowodnić, do kogo tak naprawdę należy.
- Kiedyś coś wspominałeś - odpowiedziała z rozbawieniem Robin na jego pełne niepewności, ciche wyznanie. Te słowa znaczyły dla niej nawet więcej niż jego oświadczyny, bo zostały wypowiedziane w krytycznym momencie ich związku, gdy dowiedział się o tym wszystkim: kim była, co robiła, jaki udział miała w tym jej rodzina. A mimo to i mimo swoich wątpliwości wciąż darzył ją tym samym, głębokim uczuciem. Tak bardzo pargnęła usłyszeć te słowa...
Poczuła elektryzujący dreszcz przeszywający jej ciało, gdy Josh wsunął dłoń pod jej koszulkę i pogłaskał ją po odsłoniętej skórze brzucha, napierając biodrami na jej biodra. Chłodne powietrze łaskotało ją w rozpaloną skórę, ale prawie tego nie czuła, maksymalnie skupiona na pochylającym się nad nią Joshem. Ujęła jego twarz w dłonie i przyciągnęła, składając na jego ustach mocny pocałunek. Wymknęła się z jego objęć i usiadła w dolnej części jego pleców, przesuwając dłońmi po jego mięśniach grzbietu.
- Cały jesteś spięty. Rozluźnij się - wymruczała Robin wprost do jego ucha, zaczynając masować jego barki z dużą wprawą. Dzięki swojemu treningowi walki wręcz wiedziała, gdzie uderzyć, aby najbardziej bolało i aby unieruchomić przeciwnika, ale jednocześnie wiedziała, jak wprawić ciało w rozluźnienie i sprawić przyjemność, dlatego pewnie ugniatała jego spięte mięśnie pleców. Po chwili pochyliła się nad nim, lekkimi pocałunkami znacząc drogę w dół jego kręgosłupa.
Robin uśmiechnęła się pod nosem, gdy poczuła, jak Josh się rozluźnia, a napięcie zgromadzone w jego mięśniach powoli z niego uchodzi. Oznaczało to bowiem nie tylko to, że mężczyzna wciąż w ten sam sposób fizyczny reagował na jej dotyk, ale również to, że nie przestał jej ufać. Gdyby się jej obawiał, podejrzewał, że chciałaby zrobić mu krzywdę, nigdy nie pozwoliłby na taki masaż, ewentualnie cały czas pozostawałby spięty. Tymczasem okazało się, że skutecznie owinęła to sobie wokół małego palca, bo Josh stał się potulny jak baranek. Wiedziała, że mogłaby poprosić go o wszystko, a on bez wahania spełniłby każdą jej zachciankę. Nie udawała, kiedy mówiła, że się w nim zakochała, ale nie była gotowa poświęcić swojego bezpieczeństwa i życia, gromadziła informacje, które mogły pomóc jej w przyszłości przeżyć. Nawet, jeśli musiałaby zmusić Josha do złamania własnych reguł, robiła to tylko po to, by zapewnić im obojgu przetrwanie.
OdpowiedzUsuńPewnymi ruchami ugniatała jego kark i barki. Wiedziała, że między nimi wszystko jest w porządku, gdy Josh zaczął żartować z jej funkcji. Pochyliła się nad nim, zaczepnie przegryzając płatek jego ucha.
- Miałeś kiedykolwiek watpliwości co do tego, kto rządzi? - zapytała z uśmiechem, przesuwając paznokciami po jego ramionach. Poza murami mieszkania znajomi mężczyzny mogli sądzić, że to on dominuje w ich związku, ale prawda była zupełnie inna. Wciąż spierali się o kontrolę, oboje chcąc dominować - Robin nie była bowiem typem pokornej osoby, którą mężczyzna musiał ochraniać przed niebezpieczeństwem, wręcz nie znosiła tej upierdliwej troski (No dobrze, uwielbiała ją w wykonaniu Josha, ale nigdy się do tego nie przyzna), natomiast Josh nie był typem mężczyzny, którego można tak po prostu rozstawiać po kątach. Dzięki temu po czterech latach związku wciąż między nimi iskrzyło i nigdy się sobą nie znudzili. Mimo to Robin uwielbiała myśleć, że to ona sprawuje kontrolę w domu i na każdym kroku próbowała to udowodnić.
Westchnęła cicho, przytulając się do jego pleców. Objęła go dłońmi w klatce piersiowej, przykładając policzek do rozgrzanego barku Josha.
- Myślałam, że nie chcesz na ten temat rozmawiać - wymamrotała, ciesząc się jego bliskością, ale jednocześnie nie była na tyle odważna, by spojrzeć mu w oczy - Moja rodzina nie może się dowiedzieć o tym, co się między nami wydarzyło. Nigdy. Nie będę w stanie ich powstrzymać.
Robin zsunęła się z łóżka nagle przerażona podobną możliwością i podeszła do okna, obejmując sie ramionami. Wyobraziła sobie ciało Josha na miejscu ciała Davida i wiedziała, że nie wytrzymałaby tego.
- Cieszę się, że nie muszę już niczego przed tobą ukrywać, że jesteśmy tu razem we dwoje, ale naraziłam cię na takie niebezpieczeństwo... To nie jest zabawa. Oni nie cofną się przed niczym, by tylko utrzymać się z dala od więziennych murów. Będą cię długo torturować, a na końcu wpakują ci kulkę między oczy... Albo mnie będą kazali to zrobić. Musisz uważać przede wszystkim na mojego brata, to sadysta. Uwielbia zabijać w perwersyjny sposób, bawi się z ofiarą. Wiem, jaki on jest, ale nie wybierałam takiej rodziny. To ona wybrała mnie. W każdym bądź razie trzymaj się z daleka od Lucasa, od mojego baru, od wszystkiego, co jest ze mną związane. Inaczej nie będę w stanie zapewnić ci bezpieczeństwa. Mogę stać wysoko w hierarchii, ale to zostanie potraktowane jako zdrada.
- Wiem, że potrzebujesz czasu, aby to wszystko ułożyć sobie w głowie. To, co ci powiedziałam... Nie słyszy się takich wyznań codziennie. Zrozumiem, jeżeli będziesz chciał ode mnie odpocząć na jakiś czas...
OdpowiedzUsuńRobin słyszała, jak mężczyzna wstaje z łóżka i podchodzi do niej od tyłu. Może powinna się od niego odsunąć i powiedzieć mu, że tutaj teraz nastąpi definitywny koniec ich związku, a wszystko to dla jego własnego dobra, jednak nie potrafiła. Zawsze była egoistką. Zamiast tego pozwoliła mu się objąć i oparła się plecami o jego klatkę piersiową, kładąc dłonie na jego przedramieniu i lekko gładząc jego skórę opuszkami palców. Uwielbiała, gdy mówił do niej kocie. Uwielbiała czuć ciepło jego ciała, był jej osobistym kaloryferem w nocy. Uwielbiała, gdy całował ją po szyi i znaczył na własność. Uwielbiała, gdy był twardy, ale jeszcze bardziej podobała jej się jego delikatniejsza twarz, którą pokazywał tylko przy niej. Nie potrafiłaby z tego zrezygnować.
- Zapominasz, że ja również mam każdego dnia do czynienia z takimi osobami, Josh. Tamci mogą się odgrażać, bo siedzą za kratami i nic nie mogą ci zrobić. Tylko się popisują. Ale moja rodzina, mój brat... Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy podrzędnymi przestępcami. Mój ojciec od kilkudziesięciu lat zarządza tym wszystkim, a my zostaliśmy wychowani na perfekcyjnych zabójców. To, z czym do tej pory miałeś do czynienia, blednie w obliczu tego, co robi mój gang. Gdyby wyszło na jaw, co naprawdę wiesz... Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś ci się stało. Jesteś tak naprawdę wszystkim, co mam.
Fakt, że Josh, który zawsze stanowił dla niej oparcie, bał się, sprawił, że Robin poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. On nie powinien być przerażony; był agentem FBI, doskonale wyszkolonym, silnym i szybkim, powinien zachować zimną krew w kazdej sytuacji. Ale był też tylko człowiekiem i miał prawo do strachu. A źródłem tego strachu była ona i to ją najbardziej bolało.
- Nieźle się dobraliśmy, co? - zapytała w końcu z cichym westchnieniem, przekrzywiając lekko głowę, aby móc spojrzeć na Josha - Będziemy musieli zdecydować, co dalej będzie z tym wszystkim. Z nami. Ja też nie chcę rozmawiać na ten temat, ale chyba lepiej będzie, gdy będziemy mieli to już za sobą.
Josh miał wystarczająco dużo stresu i adrenaliny w pracy, by chciał wracać do spokojnego, ułożonego domu, w którym czekał na niego przygotowany obiad i żona nad garami, ale Robin nie była gotowa do takiego życia. Może nie było nic złego w tej wizji, ale za bardzo rozpierała ją energia i miłość do niebezpieczeństwa, by dała się zamknąć w mieszkaniu i by pracowała w jakimś niezbyt ekscytującym miejscu. Rutyna w końcu by ją zabiła. Może teraz z każdej strony im coś groziło, może ta sytuacja nie była normalna ani prosta, może przez to, kim była, znacząco utrudniła ich wspólne relacje i życie, ale nie żałowała tego. Uwielbiała bycie częścią mafii, bo to wyróżniało ją spośród tłumu szarych ludzi, którzy codziennie wykonywali te same zajęcia, czekając, aż coś w końcu wyrwie ich z tego stanu zawieszenia. Nie chciała pewnego dnia skończyć tak jak oni i handlowanie broni jej to umożliwiało. Nie powiedziała jednak tego Joshowi. Nie była pewna, czy zrozumiałby; w końcu w jego przekonaniu wymagała ochrony i nie skrzywdziłaby nawet muchy, a Robin miała o wiele więcej na sumieniu, niż jej narzeczony mógł podejrzewać. Wszędzie, gdzie się pojawiała, sypały się trupy.
OdpowiedzUsuń- A pozwoliłbyś mi ze sobą zerwać? - zapytała z rozbawieniem dziewczyna, przypominając sobie, jaki Josh był uparty w zdobywaniu jej. Nieważne, co robiła, nie mogła się go pozbyć. Dopiero gdy zgodziła się z nim umówić, dał jej nieco więcej swobody, chociaz nadal regularnie pojawiał się w jej barze, jakby bał się, że zniknie, jeśli nie będzie widywał jej każdego dnia. - Oboje wiemy, że jesteś na to zbyt uparty i zaborczy, kocie. Zamknąłbyś mnie w pokoju i nie pozwolił odejść.
Kiedy ją puścił, poczuła niespodziewany chłód, choć nie była pewna, czy był on natury fizycznej, czy psychicznej. Postanowiła dać Joshowi chwilę dla siebie, sama skupiła się na wyglądaniu przez okna. Jedna ze ścian była w całości przeszklona, dzięki czemu z ich sypialni i innych części apartamentu rozciągał się wspaniały widok na miasto, ale były przyciemniane, dzięki czemu zapewniały im odrobinę prywatności. Uważniej spojrzała na budynek naprzeciwko nich, gdy jej wzrok przykłuł gwałtowny ruch. Poczuła, jak jej serce zaczęło szybciej bić. Niemal od razu podeszła do Josha i usiadła mu okrakiem na kolanach, kusząco się o niego ocierając. Oderwała jego dłonie od twarzy, nie zważając na jego zdziwione spojrzenie, zaczęła składać na jego ustach przeciągłe, namiętne pocałunki. Dopiero po chwili nachyliła się do jego ucha.
- Czas na przedstawienie. Ktoś nas obserwuje, nie znam go, nie jest ode mnie. To jeden z twoich? Dwa piętra niżej od nas, piąte okno od prawej.
Tak, a jeszcze w ogóle najlepiej dla Josha by było, gdyby owy obiad został podany jedynie na nagiej skórze żony. Nie wiedziała, czy tak dobrze go znała, czy jak każdy facet był po prostu przewidywalny pod tym względem i chociaz naiwne kobiety wierzyły w pierwszą opcję, Robin raczej obstawiała drugą.
OdpowiedzUsuń- Nie ma zamka, którego nie potrafiłabym otworzyć. Mogłabym uciec w każdej chwili, nie oszukuj się - odpowiedziała z rozbawionym uśmiechem, po chwili jednak w jej głosie pojawiła się poważna nuta, gdy dodała: - Ale z jakiegoś powodu zostałam.
Josh nie był naiwny, gdyby tak było, nie mógłby pracować jako detektyw śledczy dla FBI. Tak naprawdę ufał kobiecie, którą kochał i nie widziała w tym nic złego. Może ktoś inny uznałby to za słabość i za niepotrzebne rozpraszanie się, odciąganie od ważnej pracy, jednak ona cieszyła się, że znaczyła dla niego tak wiele. Jeszcze nigdy dla nikogo nie była tak ważna jak dla niego. To samo działało w drugą stronę: jeszcze nikt nigdy nie był tak dla niej ważny, Josh był jedną z niewielu osób, o które szczerze się troszczyła. Gdyby choćby włos spadłby mu z głowy, z zimną furią zabiłaby jego przeciwników.
Między nimi było coś zbyt niezwykłego, by normalny człowiek mógł to zrozumieć.
Robin zamruczała z zadowoleniem, czując błądzące po jej ciele dłonie Josha i jego pocałunki, ale po chwili cofnął się, zostawiając ją samą na łożku. Jęknęła z zawodem, przykrywając oczy przedramieniem.
- A nawet jeśli ktoś nas obserwuje, dlaczego miałabym się nie rozbierać? To tylko mogłoby dodać wszystkiemu ognia - zauważyła Robin z zadziornym błyskiem w oku. Przeciągnęła się niczym kotka na pościeli, a materiał ciuchów opinał ją w odpowiednich miejscach, prezentując jej wszystkie wdzięki. Wiedziała, jak skusić mężczyznę, jeśli tylko tego chciała, a Josh nigdy specjalnie nie opierał się jej urokowi osobistemu. Mieli za sobą długi, pełen napięcia dzień i miała gdzieś, czy w tej chwili padają ofiarą podglądacza, po prostu pragnęła, aby Josh wziął ją i uczynił swoją, chciała poczuć jego nagie ciało napierające na jej i dotyk jego warg. Chyba oboje na to zasłużyli.
- Naprawdę trzymałeś lornetkę w szufladzie ze skarpetami? - zapytała z ledwo skrywanym rozbawieniem, patrząc, jak ostrożnie podchodzi do okna i obserwuje przez nią mężczyznę - Może Eric kogoś wysłał? Cały dzień chodziłeś wkurwiony na cały świat, może chciał, aby ktoś sprawdził, czy wszystko u nas w porządku. To raczej nikt z gangu, z którym ubijałam interes, nigdy nie uczestniczę w wymianach osobiście i niewiele osób wie, jak naprawdę wyglądam. Kobiety nieczęsto dochodzą tak wysoko, mogliby się zbuntować, gdyby dowiedzieli się, kto nimi rządzi. Równie dobrze to może być zwykły zboczeniec, któremu powinniśmy pokazać, jak wygląda dobry seks, ale ty wolisz patrzeć przez okno niż do mnie przyjść. - zauważyła z wyrzutem. Z powrotem opadła na łóżko i przeturlała się na bok, akurat gdy usłyszała świst i hałas rozbijanego szkła. W ścianę wbiła się kula z wystrzelonego karabinu snajperskiego.
- Josh? - zapytała niepewnie, skrywając się za łóżkiem. Bała się, że coś mogło mu się stać, w końcu znajdował się przy samym oknie, ale już po chwili doczołgał się do jej kryjówki i wyciągnął z szafki broń. Sama podwadziła krawędź materaca, wyciągając z jednej z wielu skrytek pistolet. Zignorowała zaskoczenie mężczyzny, który pierwszy raz w życiu widział ją z bronią w ręce, a trzymała ją jak zawodowiec. Najwyraźniej przyjął do wiadomości, kim była, ale zobaczenie, jak sprawnie posługuje się pistoletem było czymś innym, tylko utwierdziło go w tym, co już wiedział.
OdpowiedzUsuńMiała tylko nadzieję, że uzna ją w tym wydaniu za bardziej pociągającą, a nie bardziej przerażającą.
- Nie obrażaj mnie, kochanie. Jestem dużo lepsza od Angeliny Jolie. Ale fakt, tobie sporo brakuje do Brada Pitta - zakpiła z rozbawieniem Robin, załadowując magazynek. Niby dookoła nich śmigały kule i w każdej chwili mogli umrzeć, ale takie żarty pomagały rozładować przynajmniej częściowo napięcie. Nie była przerażona tym, co się wokół nich działo, wręcz cieszyła się, że może wziąć udział w czynnej akcji, bo od dawna nie miała okazji. Śmiało można powiedzieć, że było z nią coś nie tak, ale Robin wprost uwielbiała, gdy adrenalina krążyła jej w żyłach. Wyciągnęła z szuflady z drugim dnem zestaw ulubionych noży do rzucania, które przypasała do wewnętrznej strony uda i przedramienia, wsadziła pistolet za gumkę od spodni dresowych, które niefortunnie miała na sobie, a do ręki wzięła Colta. Nikt nie będzie podskakiwał Robin Kingsley. A każdy, kto spróbuje, skończy martwy pięć metrów pod ziemią.
- Czemu nie mogli poczekać, aż przebiorę się w lepsze ciuchy? - zapytała retorycznie Robin, narzucając szybko na plecy kurtkę, która choć częściowo zasłoniła jej niewyjściowy strój.
- Przynajmniej nie możesz narzekać na nudę ze mną - zauważyła, składając na jego ustach krótki, ale zachłanny pocałunek. Należało jej się chociaż tyle, jeśli za chwilę miała zginąć. Złapała Josha za rękę i pociągnęła w kierunku drzwi. Wyjrzała przez wizjer, ale nikt nie czaił się na nich na korytarzu, przynajmniej na razie mieli drogę wolną. Otworzyła drzwi i razem wyszli na hol.
- Nie ufam windom w takich sytuacjach, chodźmy schodami. Gdzie postawiłeś samochód? - zapytała, ruszając truchtem w dół. Musieli jak najszybciej wydostać się z budynku, w którym łatwo mogli zostać otoczeni. Będzie im łatwiej wymyślić dalszy plan działania, gdy chociaż na chwilę zatrzymają się w bezpiecznej kryjówce.
Dotarli do trzynastego piętra, gdy usłyszała hałas na klatce schodowej i tupot wielu stóp.
[Właśnie sama nie jestem pewna, kogo chcemy obsadzić w roli ścigających ich. Tak na żywioł trochę idziemy xD Masz jakiś pomysł, kto by to mógł być?]
OdpowiedzUsuńRobin wywróciła oczami, podążając za nim bezszelestnie. W końcu nie chcieli się zdradzić ze swoją obecnością, mieli przewagę nad wrogiem, gdy ten nie wiedział, gdzie się znajdowali.
- A na dodatek jesteś niesamowicie skromny i niepewny siebie. Zawsze miałeś zawyżone mniemanie o sobie. Jestem zaskoczona, że twoje własne ego jeszcze cię nie przygniotło - kpiła dalej Robin, ale wiedziała, że Josh nie weźmie tego do siebie. Uwielbiała te ich wspólne przekomarzania. Nawet, gdy byli krok od śmierci, nie mogła mu tak po prostu odpuścić.
Dziewczyna jęknęła z naganą, uświadamiając sobie, że dla Josha to była świetna zabawa,ma gdy przeżyją i pójdzie pochwalić się kumplom, już zawsze będzie się puszył jak paw. Ale nie musiał się martwić, ona go szybko sprowadzi na ziemię swoimi sarkastycznymi komentarzami.
- Naprawdę sądzisz, że czegokolwiek się boję? - zapytała z krzywym uśmieszkiem majaczącym w kącikach jej ust - Poza tym, gdy to wszystko się skończy, przywalę ci. Jesteśmy cztery lata razem, a ty dalej nie wiesz, czy mam lęk wysokości? Przy pierwszej okazji dostaniesz za to w twarz.
Ale ufała mu. Skoro on był w stanie po tym wszystkim zaufać jej, zasługiwał na to, by powierzyła mu swoje bezpieczeństwo i życie. Biegła tuż za nim na górę, nie starała się już zachować ciszy, mężczyźni w końcu i tak by ich złapali. Razem dopadli do drzwi mieszkania sąsiadów i przedostali się do balkonu. Kucnęła koło niego, wyglądając na zewnątrz. Może Robin rzadko kiedy odczuwała lęk, ale tutaj było naprawdę wysoko i niebezpiecznie. Bez liny asekuracyjnej mogli właściwie pożegnać się z życiem, ale to samo ich czekało, gdyby tamci ich złapali. A nawet coś gorszego, mogli zostać poddani torturom. W końcu nie wiedzieli, kto ich ściga, musieli oczekiwać najgorszego.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robić. To szalone - powiedziała do mężczyzny, po czym przytuliła się do niego szybko, wsłuchując w bicie jego serca - Nienawidzę cię, idioto. - W jej ustach to było największe wyznanie miłosne.
Ściągnęła z siebie płaszcz, który tylko krępowałby jej ruchy i przeszła na drugą stronę, kurczowo trzymając się barierki. Czuła owiewający ją wiatr, ale postanowiła go zignorować. Zamiast tego ruszyła, rzucając mu ostatnie spojrzenie.
[Możemy założyć, że jej brat miał coś sprzedać temu trzeciemu gangowi, ale postanowił ich oszukać, zatrzymać i towar, i pieniądze. Oni się porządnie wkurzyli, poprzysięgli zemstę i uznali, że najłatwiej pójdzie im z jego siostrą. W sumie dobry plan<3]
OdpowiedzUsuńRobin często zastanawiała się, czy zwróciłaby uwagę na Josha, gdyby tak po prostu spotkała go w barze, gdyby nie miała za zadanie uwiedzenie go, a po prostu jak dwoje normalnych ludzi wpadliby na siebie przez przypadek. Czy pozwoliłaby mu się zaprosić na kawę, pozwoliłaby mu się pocałować, pozwoliłaby mu wkroczyć w swoje życie, gdyby nie był jej misją? Chciała wierzyć, że tak, ale prawda była inna. Od początku Josh pociągał ją fizycznie, więc była pewna, że nie oparłaby się temu i w końcu wylądowaliby razem w łożku, ale później zrobiłaby wszystko, by zerwać ich kontakt i się do niego zdystansować, nie zaangażować emocjonalnie. Z jej pracą i trybem życia nie mogła pozwolić sobie na przywiązanie do kogoś, dlatego mimo tego, że coś między nimi zaczęłoby się tworzyć, nie dopuściłaby go do siebie. Nie zostaliby parą i na pewno nie byliby razem przez te cztery lata. Cieszyła się jednak, że stało się inaczej.
Robin odwzajemniła pocałunek, trochę żałując, że zamiast leżeć w objęciach na łożku i się całować, musieli schodzić po cholernym budynku niczym Spiderman. Nie mieli jednak żadnego wyboru. Robin wolała spróbować niż dać się złapać żywcem.
Poczekała, aż Josh opuści się na dół, obserwując jego ruchy, aby później go skopiować. Wiedziała, że narzeczony nie pozwoli jej spaść, nawet jeśli miałby poświęcić własne bezpieczeństwo, aby ją uratować. Była jednak wysportowana i zwinna, wiedziała, że bez problemu da radę zejść na dół, jeśli tylko nie pozwoli, by strach nad nią zapanował. We wszystkim najważniejszy był umysł i pokonywanie jego barier. Czuła krążącą w żyłach adrenalinę, przyspieszone bicie serca, ale zignorowała to, maksymalnie skupiając się na zadaniu. Jeden balkon niżej. Kolejny.
- Zdecydowanie najlepsza. Muszę przyznać, że tym razem się postarałeś. Nie spodziewałam się po tobie takiej inicjatywy i kreatywności - stwierdziła Robin, zsuwając się na kolejny balkon. - Będziesz musiał mi to wynagrodzić, Josh. Lepiej już zacznij myśleć.
Robin rzuciła mu mordercze spojrzenie, zsuwając się niżej. Naprawdę się pytał, co miał jej wynagradzać? Gdy będzie po wszystkim, Josh porządnie dostanie za swoje. Będzie spał na kanapie, już ona tego dopilnuje.
OdpowiedzUsuńZ każdym kolejnym pokonanym piętrem część napięcia opuszczała ciało Robin. Przybliżało ich to do ziemi, zwiększając ich szanse na przeżycie po możliwym upadku, a także oddalało ich od ścigających ich mężczyzn. Wiedziała jednak, że to nie koniec. Musieli zdobyć jakieś auto i zniknąć, a wiedziała, że na pewno mieli w pobliżu mężczyzn w samochodach czekających na ich ewentualną ucieczką. Później musieli znaleźć jakąś kryjówkę, w której chociaż chwilowo byliby bezpieczni i obmyślić dalszy plan działania, a także zastanowić się, z kim mieli do czynienia. Na sto procent nie był to nikt z FBI, ani z jej gangu. Musieli mieć do czynienia z kimś innym, ale nie miała żadnego pomysłu.
Przez te rozważania omal nie spadła. Musiała skupić się na schodzeniu w dół, później będą się zastanawiać nad tym, co się dzieje. Najważniejsza była ucieczka z tej cholernej zasadzki.
Robin zeskoczyła na trawę z dużo większym wdziękiem niż Josh i przeturlała się, amortyzując uderzenie. Mimo to i tak poczuła ból promieniujący od kolan w górę, ale postanowiła go zignorować. Najważniejsze, że dotarli aż tutaj w jednym kawałku.
Podążyła szybko za Joshem, skrywając swoją sylwetkę w cieniu. Przyjrzała się stojącym na parkingu maszynom, ale jej oczy zabłysły dopiero na widok nowego motocyklu stojącego przy krawężniku.
- Jest szybki i zwrotny, łatwiej nam będzie manewrować w wąskich uliczkach – przekonywała go, ciągnąć w kierunku motocykla. Popatrzyła na Josha z uroczym, niewinnym uśmiechem. Inne kobiety w ten sposób patrzyły na swoich facetów, gdy chciały, by kupili im drogie torebki, ona w ten sposób błagała o możliwość ucieczki motocyklem. Trudno nazwać ją zwyczajną dziewczyną.
Nie czekając na jego decyzję, wyjęła kable i odpaliła motocykl starym, złodziejskim sposobem, a później usiadła na nim i poklepała miejsce obok siebie.
- Ty? Na wakacjach? To w ogóle możliwe? – zapytała ironicznie. Josh był pracoholikiem, uwielbiał swoją pracę i nie była pewna, czy wytrzymałby chociaż trzy dni tylko się relaksując. – Pojadę z tobą, ale tylko pod warunkiem, że będę mogła tam pić z kokosa, wyrzucisz swój cholerny telefon i pager do morza i będziesz mi usługiwał jako mój osobisty niewolnik.
Z satysfakcją usiadła za kierownicą motocyklu, pociągając za sobą Josha. Im szybciej wydostaną się z tego piekła, tym lepiej dla nich. W każdej chwili mężczyźni mogli zacząć do nich strzelać.
OdpowiedzUsuń- Kocie, oboje wiemy, że już jesteś moim niewolnikiem i jakoś niespecjalnie ci to przeszkadza - zauważyła z rozbawieniem, po czym odwzajemniła jego pocałunek, znowu żałując, że kończy się tak szybko - Będziesz potrzebował czegoś więcej, niż tylko ten pocałunek, żeby mnie odwieźć od tego pomysłu.
Robin mimowolnie zaczęła sobie wyobrażać ich wakacje nad przejrzystymi wodami oceanu na tropikalnej wyspie, gdzie byliby tylko oni, prażące słońce, ciepły piasek i szum fal uderzających o plażę. Czego chcieć więcej? Nie była jednak pewna, kiedy uda im się zrealizować ten plan. Może nigdy.
- Nie, nie mogę przestać ci z tego powodu dokuczać, bo mam dość tego, że czasami widuję cię zaledwie godzinę w tygodniu! - warknęła, mimo że wiedziała, iż to nie był odpowiedni czas na takie kłótnie. Nie miała jednak w zwyczaju odpuszczać jako pierwsza. Poza tym czy wymagała od niego zbyt wiele? Chciała tylko od czasu do czasu spędzić przyjemnie czas ze swoim narzeczonym. Po chwili jednak zmiękła: - Obiecujesz?
Robin kilka razy przygazowała motocykl, rozbudzając silnik. Nie ruszała jeszcze z miejsca, pozwalając Joshowi na uporanie się z Ericiem, sama uważnie rozglądała się na boki w poszukiwaniu zbliżających się wrogów. Borze szumiący, a podobno to kobiety za dużo mówiły i plotkowały! Była prawie pewna, że Josh ze swoim policyjnym partnerem robili to bez przerwy, nawet teraz musieli pogadać. Może jeszcze zdąży się umówić z nim na ploty przy kawie? Robin wiedziała, że reaguje przesadnie, ale miała alergię na agentów FBI, w końcu mogli w każdej chwili ją przyskrzynić. Drugim powodem był jednak fakt, że Eric widywał jej mężczyznę częściej od niej i to powodowało jej irytację. A gdy w końcu znaleźli trochę czasu, by nacieszyć się sobą, banda uzbrojonych facetów zrobiła nalot na ich mieszkanie! Jak miała się nie wściekać o to, że nie miał dla niej wystarczająco dużo czasu?
- Trzymaj się mocno. Będzie naprawdę ostro - ostrzegła. Josh nie musiał dwa razy prosić, zwłaszcza że za nimi rozległ się odgłos strzałów. Wcisnęła gaz do dechy, ruszając do przodu z zawrotną prędkością. Ostro ścinała zakręty, chcąc jak najbardziej zwiększyć dystans między nimi a ścigającymi. Śmignęli koło nich, gdy wsiadali do czarnych, błyszczących terenówek. Były to solidne pojazdy, ale wolniejsze i mniej zwrotne, w tym upatrywała ich szansę na sukces ucieczki.
Robin wyjechała na zakorkowane ulice, sprawnie wymijając stojące samochody. Z zadowoleniem zauważyła, że mężczyźni zostali daleko w tyle, niektórzy jednak wysiedli z aut i zaczęli za nimi strzelać. Gdy sądziła, że udało jej się ich zgubić, za jej plecami zawyła policyjna syrena. No świetnie, ścigał ich radiowóz!
- Powiedz, że masz przy sobie odznakę! - powiedziała Robin, starając się przekrzyczeć wiatr. Jeśli nie, będzie musiała jakoś im uciec.
Robin westchnęła cicho, mamrocząc pod nosem przekleństwa na policję i kulawy wymiar sprawiedliwości. W końcu w Nowym Jorku było tylu zabójców, handlarzy narkotyków i włamywaczy, że powinni mieć nocą ręce pełne roboty, tymczasem zamiast zająć się poważniejszymi kwestiami, postanowili łapać biednych obywateli przekraczających dozwoloną prędkość na terenie zabudowanym, którzy w dodatku robili to po to, aby ujść z życiem. Nigdy nie miała specjalnie wysokiego mniemania o policji, ale każda ich kolejna nieudolna akcja sprawiały, że zupełnie straciła wiarę w wymiar sprawiedliwości. Może dlatego tak łatwo przychodziło jej zarządzanie jednym ramieniem gangu?
OdpowiedzUsuńPosłusznie zwolniła, zrównując się z radiowozem, który nadal nie rezygnował z pościgu, mimo że właściwie zostawiła ich daleko w tyle. Po kilku sekundach niemej rozmowy policjanci odjechali, a oni mogli nacieszyć się chwilą spokoju i wiatrem we włosach. Chociaż wiedziała, że to nie mogło trwać zbyt długo, ci mężczyźni tak łatwo nie zrezygnują, zwłaszcza, że zrobili z nich pośmiewisko swoją spektakularną ucieczką, a kilku z nich zostało rannych lub nawet zabitych. Znała konsekwencje podobnych czynów ze swojej codzienności; miała jednak nadzieję, że coś wykombinują, zwłaszcza że miała koło siebie Josha,mamie dwójkę zawsze łatwiej.
Robin zajechała do ciemnej uliczki między wysokimi wieżowcami w jednej z biedniejszych dzielnic. Odpięła ich prowizoryczne zabezpieczenie i odwróciła się na motorze w kierunku Josha, patrząc na niego uważnie w poszukiwaniu ran w świetle brudnej, ulicznej latarni. Po chwili dostrzegła na jego kurtce draśnięcie i plamy krwi.
- Trafili cię - powiedziała z szokiem i niepokojem malującymi się w jej oczach. Nie miała jednak przy sobie niczego, czym mogłaby oczyścić ranę, nie mogła go też zawieść do szpitala. Będzie musiała sama go opatrzyć, ale najpierw musieli znaleźć jakieś bezpieczne miejsce.
- Musimy znaleźć jakąś dobrą kryjówkę. Nie sprowadzę cię na tereny mojego gangu, tam groziłoby ci takie samo niebezpieczeństwo. Znasz dobre miejsce, w którym moglibyśmy się ukryć przynajmniej na kilka godzin? - Gdy adrenalina zaczęła opuszczać jej ciało, poczuła, jaka była zmęczona. Od dawna już nie spała.
Robin właściwie wbiegła do apteki, wyrzucając z siebie listę potrzebnych rzeczy, a następnie zapłaciła za wszystko dużo więcej pieniędzy, aby zapewnić sobie milczenie aptekarki i wódkę, którą wypatrzyła pod kontuarem. Wiedziała, że będzie im potrzebna, ale nie była pewna, czy bardziej przyda się Joshowi, żeby jakoś to przeżył, czy jej, żeby się rozluźnić przy zszywaniu rany. Szybko opuściła aptekę i usiadła na motorze, podając zakupione rzeczy Joshowi. Z niepokojem ujęła jego twarz w swoje dłonie, widząc jego bladość, nie była jednak pewna, czy było to spowodowane zmęczeniem, czy znaczną utratą krwi.
OdpowiedzUsuń- Trzymaj się - poprosiła łagodnie, zajmując swoje miejsce na motorze. Odpaliła silnik, po czym ruszyła z zawrotną prędkością, łamiąc przy okazji jakieś pięćdziesiąt przepisów dotyczących ruchu drogowego. Kierowała się w stronę motelu zgodnie ze wskazówkami Josha, nie myśląc już o gubieniu ewentualnego pościgu. Chciała znaleźć się tam jak najszybciej, aby zapobiec uszkodzeniom z powodu postrzału. Resztą zajmie się później.
- Zostań tutaj - poleciła mu Robin, zsuwając się z motocykla. Był zbyt ranny, by nadwyrężać swoje siły na chodzenie, poza tym wolała, by kobieta w recepcji nie zauważyła jego rany. Poprosiła o kluczyk do apartamentu dla par, który wydawał się być najbardziej ekskluzywny w tym podrzędnym motelu. Nie był on może najpiękniejszy i najczystszy, ale nie mieli zamiaru zostać tutaj długo. Jakoś przetrwają te dwa dni w tym miejscu, później będą musieli coś wymyślić. Każdy mógłby ich tu znaleźć, dlatego powinni pozostać w ciągłym ruchu. Tymczasowy pokój, choć brzydki i niezachęcający, pozostawał dla nich ostoją bezpieczeństwa.
Doprowadziła Josha do pokoju i położyła go na łożku. Ściągnęła z niego górną warstwę ciuchów, uśmiechając się do niego blado.
- Wiedziałam, że cię dzisiaj rozbiorę, ale nie sądziłam, że w takich okolicznościach - stwierdziła cicho, przemywając skalpel wodą utlenioną. Podała Joshowi leki przeciwbólowe, ale wiedziała, że będą one marną namiastką znieczulenia, dlatego podała mu też wódkę, aby jakoś zniósł ból. Sama podwinęła rękawy i dokładnie obmyła dłonie, w końcu nie chciała, by przez nią do jego rany wdało się zakażenie. Przygotowała wszystkie narzędzia obok siebie i popatrzyła na niego, przegryzając lekko wargę. Mnóstwo razy szyła ludzi z gangu, bowiem rany w tym fachu były codziennością, ale to nie był jakiś tam mężczyzna, tylko jej narzeczony. I bała się w cholerę.
- Gotowy?
Robin usiadła przy nim, przez kilkadziesiąt sekund po prpstu wpatrując się w oczy ukochanego, po czym odetchnęła głęboko i przystąpiła do pracy. Najpierw wyciągnęła z rany kulę, uważając, aby sprawić mu jak najmniej bólu, jednak przez jej działania Josh wciąż niespokojnie rzucał się po łóżku. Za każdym razem, gdy słyszała jego jęk bólu, wzdrygała się, jakby to ją bolało.
OdpowiedzUsuń- Już ja cię znam, polecielibyśmy tam tylko po to, żebyś mógł podziwiać skąpo ubrane tancerki hula. Możesz zapomnieć o Hawajach - zastrzegła tonem nieznoszącym sprzeciwu Robin, a kąciki jej ust uniosły się w bladym, zmęczonym uśmiechu, który w zamiarze miał podnieść Josha na duchu. Oboje potrzebowali teraz niesamowitych pokładów siły, by jakoś przez to przebrnąć i tak jak ona czerpali swoją wytrzymałość od narzeczonego, tak on opierał się na niej. Cieszyła się, że częściowo chciał oderwać ją od ponurych myśli i zająć rozmową, ale Robin martwiła się, że wtedy nie zszyłaby rany odpowiednio.
- Wybierzmy się na jakąś prawie niezamieszkaną, rajską wyspę. Moglibyśmy mieszkać w pięknym domku na plaży, codziennie kąpać się w oceanie i leniuchować. Zero moich nielegalnych interesów, zero twoich niebezpiecznych akcji czy ciągłej pracy w biurze. Tylko ty i ja. Jak to brzmi? - zapytała, zazdrośnie zerkając na butelkę wódki. Jej też przydałoby się kilka kieliszków. A najlepiej kilkanaście, gdy to wszystko się już skończy. Naprawdę denerwowała się tym, że Josh został ranny i nie mógł dostać odpowiedniej, profesjonalnej opieki medycznej i musiał zdać się na jej marne umiejętności. Bo choć potrafiła wyjmować pociski z ciała i zszywać groźne rany, daleko jej było do chirurga po wielu latach praktyki.
- Na pewno zostanie ci paskudna, nieregularna blizna. Przykro mi. Ale nie powinieneś się tym martwić, w końcu tylko ja cię takiego oglądam. Prawda? - zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy. Robin zdawała sobie sprawę z tego, że miała ładną buźkę i seksowne ciało, a niejeden facet chciałby ją przelecieć, w końcu często wykorzystywała swoje atuty, ale jak każda kobieta uwielbiała być zapewniana przez swojego mężczyznę, że jest tą jedyną.
- I tak, możesz już się pożegnać ze wszystkimi elektronicznymi gadżetami. Nie mam zamiaru dzielić się tobą z Ericiem podczas naszego wypadu.
Robin cały czas była spięta, martwiąc się, że każdy jej ruch sprawia mu ból. Chciała mu jakoś pomóc, ulżyć w cierpieniu, ale była zupełnie bezsilna, mogła jedynie jak najlepiej wykonać szycie i mieć nadzieję, że szybko do siebie dojdzie. W końcu założyła ostatni szew i odłożyła narzędzia na bok, nakładając na świeżo zaszytą ranę sterylny opatrunek. Josh był jednak beznadziejnym pacjentem, nie potrafił usiedzieć w miejscu i już po chwili wstał z posłania, zupełnie ignorując fakt, że w ten sposób mógł rozerwać szwy i sprawić, że rana zacznie krwawić na nowo. Może Robin widziała w swoim życiu gorsze, ale to nie zmieniało faktu, że każda rana zlekceważona mogła stać się śmiertelną.
OdpowiedzUsuń- Joshu Hudsonie, jeśli zaraz natychmiast nie położysz się do łóżka, wbiję ci widelec w oko. Albo zrobię coś o wiele gorszego, a nie chcesz się przekonać, do czego jestem zdolna, aby zaciągnąć cię do łóżka - zagroziła Robin, podchodząc do niego od tyłu i obejmując go w pasie. Przyłożyła policzek do jego rozpalonych pleców, przez chwilę ciesząc się z tego momentu spokoju, jakiego nie zaznali od dwudziestu czterech godzin. - Nie zostawię cię, Josh. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? Zależy mi na tobie.
Robin zawsze miała problem z okazywaniem swoich uczuć. Była nauczona, że są słabością, zwłaszcza w towarzystwie, w ktorym się obracała. Uczucia ją zmiękczały, sprawiały, że można było je wykorzystać przeciwko niej, może dlatego tak trudno przychodziło jej okazywanie miłości Joshowi. Ale wierzyła, iż on wie, jak bardzo go kocha. Był dla niej najważniejszy. Ryzykowała dla niego wszystko. Musiał wiedzieć, jak wiele dla niej znaczył. Po chwili oderwała się od jego pleców, podeszła do okien i zasunęła żaluzje. Wiedziała, że bezpieczniej by było, gdyby na zmianę trzymali wartę, ale oboje byli wykończeni, od dawna nie spali. Poza tym była pewna, że jej szaleńczy zygzak skutecznie zgubił ich w mieście. Robin ujęła twarz Josha w swoje drobne dłonie, zmuszając go, by pochylił się w jej stronę i kusząco przejechała koniuszkiem języka po jego wargach.
- Bądź cierpliwy. Na pewno za niedługo uda nam się wszystko wyjaśnić i polecimy na wyspę - wymruczała, głaszcząc go po odsłoniętej klatce piersiowej. Objęła go za szyję, składając na jego ustach mocny pocałunek, aby odwrócić jego myśli od niechcianych rozważań. - Chodźmy spać. Będziemy się wszystkim martwić później. Chcę po prostu przy tobie zasnąć.
Robin zwinęła się w kłębek przy boku Josha, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Nie mogła zasnąć, wpatrując się w ciemnościach w jego twarz. Kiedy jego oddech się uspokoił, przeczesała palcami jego włosy. Nie chciała zasypiać. Powinna czuwać przy nim całą noc, aby mieć pewność, że w nocy nic się nie wydarzy. Martwiła się raną. Była przyzwyczajona do chronicznego zmęczenia, ale wiedziała, że jutro będą musieli opracować jakąś strategię, więc powinna się wyspać. Mimo to czuwała przy Joshu kilka godzin i zasnęła dopiero z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca.
OdpowiedzUsuńRobin przewróciła się na drugą stronę, mamrocząc cicho pod nosem. Gdy jej ręka bezwiednie opadła na już wychłodzoną pościel, lekko uchyliła powieki w poszukiwaniu Josha. Zniknął. Poderwała się do góry i rozejrzała po pokoju, nagle całkowicie rozbudzona, mimo że zazwyczaj była śpiochem i potrzebowała przynajmniej godziny oraz trzech kubków mocnej kawy, by doprowadzić się do stanu używalności. Rozejrzała się po pokoju i dostrzegła Josha schowanego w cieniu pokoju. Wskazała na niego oskarżycielsko palcem, po czym pokazała mu miejsce koło siebie w łożku.
- Joshua Hudson! - wydarła się tak głośno, że prawdopodobnie cały motel usłyszał jej pełen wściekłości, władczy krzyk - Co ja mówiłam o wstawaniu z łóżka?! Masz dokładnie trzy sekundy, aby się położyć, inaczej zadbam o to, byś nigdy nie mógł się poruszać o własnych siłach! Czy do ciebie w ogóle dociera, że zostałeś postrzelony i masz leżeć w tym cholernym łożku tak długo, aż pozwolę ci wstać?! Mogłeś umrzeć! Ale nie, pewnie, lepiej zgrywać nadętego macho z przerostem testosteronu nad rozumem!
W czasie tej przemowy Robin zeszła z łóżka, podeszła do Josha i zaczęła okładać jego nagi tors pięściami; nie na tyle, by go zranić, ale wystarczająco mocno, by to poczuł. Czuła się sfrustrowana i bezsilna, a w ten sposób uwalniała zgromadzone w sobie emocje. Josh naprawdę mógł umrzeć, a tak tylko pogarszał sprawę.
- Czy ty w ogóle pomyślałeś o mnie? Czy to w ogóle coś dla ciebie znaczy? - zapytała, wskazując na zaręczynowy pierścionek, który spoczywał na jej palcu - Najwyraźniej nie, skoro jesteś na tyle nieodpowiedzialny, by kilka godzin po postrzale biegać sobie po pokoju jak niezniszczalny, pieprzony Superman! Po prostu nie wierzę!
Robin była zła. Jak to się stało, że niemal cały gang na jej widok sikał w gacie ze strachu i bez szemrania wykonywał jej polecenia, podczas gdy jej groźby nie potrafiły nawet zatrzymać narzeczonego w cholernym łożku na dłużej niż kilka godzin, podczas których zażywał snu? To było naprawdę żałosne.
- Ja wcale nie panikuję, idioto! - warknęła Robin, podpierając się pod boki i rzucając mu mordercze spojrzenie - Z naszej dwójki chociaż jedno musi być odpowiedzialne i na pewno nie jesteś to ty.
OdpowiedzUsuńWciąż próbowała być na niego zła i ciskać w jego kierunku gromy, jednak łagodny, czuły ton Josha, a także jego delikatny dotyk sprawiły, że nie potrafiła się na niego dłużej gniewać. Wydawało się, że zawsze wiedział, co powiedzieć i zrobić, aby uspokoić jej ognisty temperament, który w krytycznym momencie przypominał tornado niszczące wszystko, co tylko stało na jego drodze. Robin lubiła stawiać na swoim i wyrażać swój gniew w sposób gwałtowny, ale Josh uspokajał ją swoim podejściem, zanim zdążyła narobić naprawdę strasznych szkód. Ciągnął się za nią szlak zniszczeń, które powstrzymał dopiero Josh, mimo że sam miał w sobie mnóstwo ognistej pasji.
- Może być - mruknęła, cmokając go szybko w usta i popychając w stronę łóżka. Gdy upewniła się, że Josh znajduje się pod kołdrą, pogroziła mu palcem, jasno dając znak, by nie ważył się wstawać i wyszła z pokoju. Odpaliła motor, który ukradła poprzedniego wieczora, kopiąc w tablicę rejestracyjną, która szybko odpadła i wyrzuciła ją na śmietnik. W ten sposób zbyt łatwo można by było ją namierzyć, brak tablicy zapewniał im większą anonimowość i bezpieczeństwo. Robin podjechała do kawiarni i kupiła im porządne śniadanie, po czym wróciła do motelu, specjalnie inną, dłuższą drogą, aby zgubić ewentualny poślizg. Poszła do pokoju i postawiła przed Joshem na pościeli torbę z jedzeniem, a także gazetę. Robin pochyliła się nad nim, pocałowała go w czoło, a gdy tego się nie spodziewał, założyła mu kajdanki na jedną rękę, przypinając go do wezgłowia łóżka.
- Przykro mi, kochanie, ale nie pozostawiłeś mi wyboru. Wrócę za kilka godzin, muszę sprawdzić, co się dzieje. Zachowuj się beze mnie. Nie martw się, jestem już dużą dziewczynką i dam sobie radę - powiedziała Robin, po czym rzuciła mu ostatnie spojrzenie i znowu wyszła. Mogła mu podać środki nasenne, ale ostatnio nie zadziałały, dlatego musiała powziąć inne metody. Josh nigdy nie pozwoliłby pójść jej samej, a przecież musieli się dowiedzieć, co się dzieje.
Robin odpaliła motocykl i ruszyła w miasto, uważnie obserwując otoczenie. Odwiedziła kilka bezpiecznych kryjówek, z których wzięła najpotrzebniejsze rzeczy potrzebne im do przetrwania kilku następnych dni, na szczęście całe mnóstwo znajdowało się ich na terenie miasta na wypadek, gdyby któreś z nich było poszukiwane przez policję i musiało szybko oraz skutecznie się ulotnić. Porozmawiała z najbardziej zaufanymi ludźmi w poszukiwaniu przydatnych informacji, przekazała im również polecenia, bo gang musiał działać dalej również bez jej nadzoru. Odwiedziła swoich informatorów i sprawdziła, co policja oraz FBI wiedzą na temat wczorajszej strzelaniny w ich mieszkaniu, w końcu zaginął jeden z ich agentów, ale było całe mnóstwo teorii, żadna niepotwierdzona. Zbliżał się wieczór, kiedy postanowiła wrócić, choć wcale nie miała na to ochoty. Wiedziała, że Josh będzie wkurzony i na pewno nie będzie miło, ale zrobiła to, co musiała zrobić. Byłby obciążeniem, w dodatku potrzebowała trochę czasu dla siebie. Dużo się wydarzyło.
OdpowiedzUsuńRobin weszła do pokoju, ignorując mordercze spojrzenie Josha. Rzuciła mu kluczyki przez pokój, woląc na razie nie podchodzić do łóżka na wypadek, gdyby musiała się zmierzyć z gniewem Josha. Chociaż z boku wyglądało na to, że to Robin miała większy charakterek, Josh również potrafił pokazać temperament, gdy był naprawdę wkurzony. A wyglądało na to, że udało jej się maksymalnie wyprowadzić go z równowagi.
- Dobry wieczór, kochanie. Jak ci minął dzień? - zapytała z bezczelnym uśmiechem, ruszając w kierunku toalety. Nie mogła się powstrzymać przed droczeniem się z nim, nawet jeśli nie było to najmądrzejsze posunięcie.
- Naprawdę wolałbyś dziwki ode mnie? Staczasz się - podsumowała go Robin, splatając dłonie na piersi - I Eric raczej na pewno do ciebie nie wpadł, bo spotkałam go na mieście. Zapytał, czy wiem, co się z tobą dzieje, bo nasze mieszkanie zostało całkowicie zniszczone i nigdzie nie znaleziono po tobie śladu. Sprzedałam mu bajeczkę, że nie widzieliśmy się od kilku dni, bo pokłóciliśmy się o dziecko i wyprowadziłam się do koleżanki, żeby zyskać trochę przestrzeni, co nie jest tak odległe od prawdy. Oczywiście o niczym nie wiedziałam, jestem zdruzgotana i na pewno dam mu znać, jeśli się odezwiesz. Chyba tego nie kupił, ale wolę, żeby na razie o niczym nie wiedział.
OdpowiedzUsuńOstatnio dość często kłócili się o możliwość posiadania potomka. Josh byłby świetnym ojcem i nie mógł doczekać się rodzicielstwa, choć otwarcie się do tego nie przyznawał, natomiast Robin kategorycznie odmawiała. Nie miała zamiaru sprowadzać dziecka na ten spaczony świat, nie znając realia życia przestępczego. Wiedziała, że nie będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwa bobasowi, nie uda jej się go ukryć przed rodziną, dlatego już dawno postanowiła, że nie będzie narażała niewinnego istnienia na interakcję z mafią. Poza tym była przerażona samą odpowiedzialnością posiadania dziecka i nie wyobrażała sobie podobnej sytuacji. Nie nadawała się na matkę ani panią domu, już mogła stwierdzić, że byłaby w tym beznadziejna. Josh jednak nalegał.
- Mam ubrania na przebranie na kilka dni, nie są w twoim rozmiarze, ale dasz radę. Trochę zapasów, nowe komórki na kartę, fałszywe dokumenty dla siebie i cały arsenał, zaczynając od noży, na karabinach kończąc. Będziesz wzniebowzięty, kiedy już przestaniesz być na mnie obrażony - stwierdziła, mrugając do niego - Niewiele wiedzą na mieście. To musi być jakiś nowy gracz albo ktoś, po kim się tego nikt nie spodziewał. Nie wkurzyłeś ostatnio nikogo? Żaden z twoich największych przeciwników nie wyszedł ostatnio z więzienia? Ktoś, kto mógłby pragnąc zemsty? Bo kochanie, mimo że od dawna narzekam, że chciałabym pojechać na jakieś wakacje, wolałabym, żeby żaden psychopatyczny gang w tym czasie za mną nie ganiał.