Valancy Fowler
świeżo upieczona psychoterapeutka
na karku ma kredyt wzięty na otwarcie własnej praktyki
w akwarium ma bojownika
na biodrze ma ważkę
w szafie ma rząd idiotycznych garsonek
na koncie ma pusto
w głowie ma mętlik
na głowie zbyt dużo
w kalendarzu ma lek na sklerozę
na parapecie ma przywiędłego storczyka.
a w perspektywie zero kasiastych klientów
Wstał rano z przeczuciem, że ten dzień będzie pewnym pocieszeniem. Jednak kiedy wszedł do kuchni i zerknął na kalendarz, uznał że to nie będzie dobry dzień. To właśnie dzisiaj miał się spotkać z człowiekiem, który, chcąc nie chcąc, miał zdecydować o jego przyszłości. Na razie, nie uznawano go za niebezpiecznego. Specjaliści, z którymi zmuszony był współpracować, nie wierzyli w to, że jest długowieczny. Uważali że to urojenie, którejś z jego osobowości. Żaden z nich nie pokusił się nawet by sprawdzić jego opowieści, fakty które przedstawiał i skonfrontować go z weteranami, których znał a którzy jeszcze żyli.
OdpowiedzUsuńOstatnio miał ogromnego pecha. Pojawił się na obchodach rocznicy zwycięstwa w bitwie, w której brał udział. Zawsze trzymał się gdzieś z tyłu, by przypadkiem nikt nie zwrócił na niego uwagi. Jednak jedn z weteranów, przechodząc obok, spostrzegł go. Zaczął krzyczeć, płakać, wzywać Boga aż, najzwyczajniej w świecie, padł martwy na bruk. Diagnoza - rozległy zawał serca. Po tym wydarzeniu, ktoś sobie o nim przypomniał i machina ruszyła na nowo.
Jeśli ten człowiek, kimkolwiek jest, uzna że jest niebezpieczny, szalony i musi przebywać w zamknięciu, straci nie dość ze wolność to jeszcze zdrowie. Będzie królikiem doświadczalnym.
Goląc się, myślał tylko o dzisiejszej wizycie. Musiał posprzątać mieszkanie. Może ten człowiek zechce zobaczyć jak mieszka? Wytarł resztką pianki ręcznikiem i parsknął. Mieszkanie, nieduże dwupokojowe lokum, było istnym chaosem. Ale tak na prawdę, tak w środku, w głębi duszy, miał to gdzieś. Jego bałagan był wręcz luksusowy. Od dawna niczego nie kupił ze całkowitą cenę. Niepasujące do siebie meble, dekoracje, obrazki a nawet talerze, wśród których nie było dwóch takich samych, kupował na targach, giełdach czy nawet znajdował przy śmietnikach. Ostatnio, całkiem niedaleko, zmarła jakaś staruszka. Krewni roblili remont jej mieszkania i wyrzucili chyba większość jej rzeczy. Teraz były to jego rzeczy.
W placówce był na czas, jak zwykle. Wskazano mu gabinet i nakazano czekanie. Zwykle patrzono na niego ze zdziwieniem. Nie wyglądał na szaleńca. Był wyważony, spokojny i taki zwyczajny. Siedział kilka chwil na fotelu, po czym wstał i zaczął przeglądać tytuły książek na półkach.
Spóźniał się. Widocznie nie tylko on nie miał ochoty na tę rozmowę. Odwrócił się, słysząc otwierane drzwi. Uniósł nieco kąciki ust.
- Ponoć czasem, kiedy się kogoś nie lubi, podświadomie wstrzymuje się ślinę. Według teorii pewnych ludzi, których książki ma pani na półkach, podobna zasada obowiązuje kiedy instynktownie wyczuwamy zagrożenie lub niesprzyjające warunki a musimy wstać rano z łóżka.
Wyciągnął z kieszeni nieduży notesik i sprawdził nazwisko psychologa. Nie spodziewał się, że to będzie kobieta. Chociaż to V. przed nazwiskiem wydawało mu się mało męskie. No trudno.
- Właściwie to czuje się dobrze. Nie miewam snów, a przynajmniej ich nie pamiętam, ale sypiam dobrze. - wygłosił standardową formułkę, bo zawsze o to pytali na początku. - Nie miewam napadów agresji już od dłuższego czasu, ograniczam alkohol. Dostanę teraz pieczątkę?
Miał oczywiście na myśli pieczątkę i autograf na dokumencie stwierdzającym, ze może dalej przebywać w społeczeństwie i że nie stanowi zagrożenia.
Może gdyby nie wszczepiony pod skórę chip wielkości ziarnka ryżu, juz dawno byłby daleko stąd. Nie mógł go wydłubać, bo umieścili go zbyt blisko kręgosłupa. Była to najnowsza metoda monitorowania psycholi, którzy nie przebywali w zakładach. Gdyby nie to, że w pewnym sensie się bał co mogłoby się stać gdyby odszedł za daleko, uciekłby już dawno.
OdpowiedzUsuńZmierzył spojrzeniem rozmówcę od stóp aż do dziwnie błyszczących oczu. Zatrzymał się na nich na dłużej.
Kolejna sztywna babeczka z kilogramem ogórków w tyłku, wymachujący na prawo i lewo zdobytym dyplomem na uczelniach, o których pewnie nigdy nie słyszał.
Co właściwie miał jej powiedzieć? Ludzie zwykle zadawali pytania. Czasem pokazywali mu różne obrazki, pytając co na nich widzi... Kleks, plama, plama w kształcie kleksa i takie tam.
A teraz zadała najdziwniejsze pytanie jakie w swojej karierze słyszał. Jak się nazywasz...? On? Czyli, że albo nie wiedziała z kim ma doczynienia albo wiedziała doskonale i to był jakiś dziwny sposób na stwierdzenie czy jest normalny.
Może się nawet okazać że on jest bardziej zrównoważony niż ona. Pochylił się i zebrał kilka kartek i teczkę. Akurat miał szczęście, bo należała właśnie do niego. Z ciekawości, trochę ignorując kobietę, otworzył ją i zaczał przeglądać.
Zmarszczył brwi. Jago poprzedni doktorek napisał, że poza urojeniami, wykazuje wysoki stopień inteligencji, ma dobrą pamięć i że nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa, bo zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje. Fascynujące.
A wydawało mu się że za sobą nie przepadają. Chociaż kiedy doktor Order miał wypadek, odwiedzał go w szpitalu.
Zamknął teczkę i westchnął. Wydobył z wewnętrznej kieszeni papierośnice. Palił papierosy z tureckim tytoniem. Lubił ich zapach.
- Można tu palić? - spytał z grzeczności. - Jak pani nie wie jak się nazywam, to skąd pani wie czy nie jestem niebezpieczny?
[ Powinnaś zdawać sobie sprawę, że potarmosiło mi jelita ze śmiechu i współczucia ]
OdpowiedzUsuńUniósł brew. Schował papierosy. Co prawda nie chciało mu się palić, ale był to pewien nawyk, któremu często ulegał. Zwłaszcza, że nie mógł dostać raka. Ale o tym ta kobitka nie musiała wiedzieć.
- Są rzeczy gorsze od śmierci.
Uśmiechnął się lekko, ale zaraz potem znów spoważniał. Miał wyglądać na całkowicie zrównoważonego. Dziwne, bo wiedział doskonale że jest normalny. Musiał tylko uważać na to o czym i z kim rozmawiać.
- Kleksy są w kształcie kleksów. Doszukiwanie się drugiego dna tam gdzie go nie ma jest szkodliwe. Jeśli powiem pani że nie jestem wariatem i tak mi pewnie pan inie uwierzy. Ale powiem to. Nie jestem wariatem. Nic mi nie dolega. Po prostu spotkało mnie pare rzeczy, których nikt nie potrafi wyjaśnić racjonalnie i przez to, że zwyczajnie jeszcze nie wymyślono sposobu na zbadanie tych rzeczy, uznano że nie jestem zdrowy na umyśle.
Usiadł na wskazanym miejscu. Niezbyt wygodnie. Wyciągął pzed siebie długie nogi, tarasując właściwie większość przejścia.
- Mój poprzedni prowadzący, miał ciężki wypadek. Pech chciał, że stało się to kilka dni po tym, jak przesłał wyniki swoich obserwacji i badań do odpowiednich osób. Uznał, że nic mi nie jest i nie trzeba mnie monitorować. Jakiś czas temu wszczepiono mi nadajnik pod skórę. Teraz zgodzili się mi go usunąć, a przynajmniej prawie się zgodzili. Doktor Order nie otrzymał wyników i nie mógł ich podpisać bo zmarł w szpitalu. Odwiedziłem go kilkukrotnie. Wydawało się że nic poważnego się nie stało. Miał załamaną nogę i pękniętą miednicę. A tu nagle... puf i zmarł. Ale wcześniej polecił mi panią, tak na wszelki wypadek, gdyby nie zdążył podpisać tej zgody. Miał nosa...
Wpatrywał się w kobietę, nie będąc pewnym czy w ogóle go słucha i rozumie. Domyślał się że mówi trochę nieskładnie, ale na prawdę chciał już iść. Chciał mieć spokój i zniknąć z oczu tym co za bardzo chcieli go kontrolować.
- Przyszedłem właściwie po to, by potwierdziła pani jego diagnozę i podpisała zgodę za niego. Wtedy pójdę z tym papierkiem po pieczątkę i tyle. Mogę nawet wpadać raz na rok czy na pół roku do pani by się pokazać czy coś tam.
[ Ktoś mądry stworzył samoopalacz :D Zawsze możesz próbować się maskować ]
OdpowiedzUsuń- Może dlatego mi panią polecił. Chociaż nie ukrywam, myślałem że będzie pani... mężczyzną. Ale to już inna sprawa.
Wciąż uważał, że jego prowadzącego spotkało coś a raczej ktoś, kto spowodował jego zgon. Nie miał dowodów. Lekarze twierdzili, ze czasem tak się zdarza. Tylko, że on w to nie wierzył i wątpił by ktokolwiek mógł go przekonać że było inaczej.
Nie dał po sobie nic poznać, ale miał ochotę strzelić się otwartą dłonią w twarz. Cikawa osóbka. Nawet nie wie kto przed nią siedzi, jak bardzo jest pokręcony i jak bardzo ma racje.
- Ta teczka nie jest zbyt gruba.
Specjalnie użył słowa "ta". Były jeszcze ze dwa albo trzy segregatory na jego temat, ale wątpił by je jej pokazali. Zastanawiał się, czy ci na górze w ogóle wiedzieli, że teraz ona będzie się nim zajmować. Mają doskonałą okazję, by podrzucić go komuś zaufanemu a tak, jego przypadek otrzymała jakaś płotka i do tego uroczo głupiutka.
- Właściwie sam nie wiem. Z tego co się dowiedziałem, to chciano wiedzieć gdzie aktualnie się znajduję. Tylko że ja nie stanowie chyba większego zagrożenia... Po prostu lubię od czasu do czasu odwiedzić pewne ważne dla mnie miejsca.
Dalsze jej słowa wprowadziły go w konsternację. I co? Miał jej powiedzieć prawdę? Opowiedzieć o tym co uważano za urojenia czy jednak obstawać przy tym, ze nic się nie stało? Opowiedział o wszystkim Orderowi. Nie wierzył ale uwierzył. A może skoro ją polecił, to wiedział że ona też uwierzy? Niemal widział przed sobą łysego gościa w okularach, podającego mu niebieską i czerwoną pigułkę. Tak źle i tak niedobrze, ale wybrać trzeba.
- Nie starczyłoby pani życia na całą historię. Więc ją streszczę. - pominął fakt że ma sporo więcej lat niż napisano w karcie. Nie ma sensu dziewczyny straszyć. - Od czasu do czasu mam pewne sny. Choruje na narkolepsje. Jest to połączone z eksterioryzacją i retrokognicją. Podczas snu widzę, słysze i czuje dużo więcej. Te sny są bardzo realne. Na tyle realne, że mogę odnaleźć się na paru fotografiach z przed dobrych parunastu lat. Większość tych, którzy mnie badali uznali, że to urojenie, związane z tym, ze kiedyś na paru zdjęciach zobaczyłem kogoś kto był do mnie bardzo podobny i moje dążenie do poznania tożsamości tej osoby spowodowały takie... moje przekonani. Order przed wypadkiem, badał sprawę weterana wojennego, który na mój widok, dostał zawału serca. Tam w teczce są zeznania innych, jego kolegów i chyba ze dwa zdjęcia, mówiące o tym, że są właściwie pewni że jestem ich kolegą z czasów wojny. Więc to nawet nie chodzi o to w co ja wierzę, tylko w to że spotykam ludzi, którzy są święcie przekonani że widzą kim jestem że pamiętają mnie z modości, dzieciństwa, chociaż mają już po 80 czy więcej lat. Wiedzą o mnie bardzo dużo. Więc to nie ja przekonuje siebie że jestem nienormalny tylko inni starają się mi to wmówić.
Tą wresję ułozył już dawno temu i się jej trzymał. Była w miarę logiczna.
- Rozważałem to, ale niestety mogę się zobaczyć w lustrze.
OdpowiedzUsuńPodniósł się i odebrał papier. Podpisała. Tak po prostu. I ona na prawdę sądziła, że on się tu jeszcze kiedykolwiek pojawi? Że się z nią spotka? Kiedy to odda, ustalą temin wycignięcia tego nadajnika a kiedy to zrobią, on rozpłynie się między ludźmi, jak czynił to już wcześniej. Nie był pewien czy ona tak bardzo wierzy w ludzi, czy stosuje jakiś podstęp czy najzwycajniej ma to wszystko gdzieś. Miał nadzieję, że to ta ostatnioa opcja.
Złożył dokument i wsunął do wewnętrznej kieszeni.
- Student to taka bestia że nauczy się wszystkiego jak ma na to ochotę. Tak jest prościej, łatwiej, czytelniej i bardziej zrozumiale.
Ziewnął. No tak. Już zdązył nauczyć się obiawów zbliżającej się nieplanowenej drzemki.
- Mam nadzieję, że nie będę pani zbytnio przeszkadzał. A jak jednak będę to może znajdzie pani kogoś kto pomoże mnie stąd wynieść.
Znów usiadł na leżance. Zanim usłyszał odpowiedź, już spał. Przypadłość którą miał sprawaiała, że niekontrolowanie zasypiał w różnych miascach i w róznym czasie. Nie lubił kiedy zdarzało mu się to na ulicy albo w reatauracji. Zanim nauczył się wyczuwać symptomy, zwyczajnie upadał na ziemię co też nie służyło jego organizmowi.
Kiedy ciało spało, duch, czy jak kolwiek to nazwać, wyszedł z ciała. Unosił się nad ziemią, niewidziany przez nikogo. Jej mina go rozbawiła. Rozejrzał się po gabinecie. Uznał, że jego ciało jest w dobrych rękach i wzniósł się wysoko, aż do chmur. Nie wiedział kiedy się obudzi. To trwało czasem pare minut a czasem godzinę czy dwie
Przyjrzał się pielęgniarce Alice.
OdpowiedzUsuń- Przypominasz mi moją rubaszną cioteczke Klarę. Tak... zdecydowanie rubaszną cioteczkę Klarę. Robiła najlepszą pieczeń i kiełbasę na świecie. Teraz nie ma już takich kiełbas. Moglibyśmy podebatować na ten temat. Widać że doktorka nie ma zielonego pojęcia o kiełbasie.
Obszedł a raczej obleciał wokół kobiet. Nie mógł niczego dotknąć. Widział i słyszał wszystko co się działo wokół niego. Parsknął śmiechem.
- Czyli masz problem ze znalezieniem sobie faceta, tak? Całe szczęście że się tylko gapić będziesz. Jak to się mówi... na śpiącego nic trudnego. Chociaż chyba lepiej by to dziewczyna spała niż facet.
Usiadł na biurku. Nie lubił zwracać na siebie uwagi ani robić innym problemów. Probem polegał na tym że nie umiał nad tym zapanować.
- Mówiłem że mam narkolepsję. - wzruszył ramionami. - Ale kiełbasę to bym zjadł... Ciotka Klara przywoziła mi kiełbasę kiedy studiowałem. Mój dyplom już dawno stracił ważność. A może pójdę na studia i odnowie uprawnienia? Skoro puszczasz mnie wolno, mogę robić co chce.
Przyglądał się swojej psycholożce. Uznał że się tu marnuje. Powinna raczej zostać pediatrą albo innym lekarzem, pracującym głownie z dziećmi. Parsknął śmiechem, kiedy nim potrząsnęła.
- Nic ci to nie da. Ja jestem tu. Sam nie wiem kiedy się obudzę. Ale może spróbuje...
Wskoczył w ciało, ale zamiast sie obudzić, przeleciał przez nie. Więc jeszcze nie czas. Odwiedził pielęgniarkę Alice. Jednak nic się ciekawego nie działo wrócił do gabinetu i raz jeszcze spróbował się obudzić.
Otworzył oczy, ale jeszcze chwilę się nie ruszał. Nie miał na to większej ochoty a poza tym, chciał zobaczyć co też się dzieje. Po sekundzie to dziwna kobieta upuściła książki. Bez sensu. Przecież mogła wziąć jedną albo dwie. Wyprostował się i ziewnął. Zerknął na zegarek by się upewnić jak długo spał. W tym dziwnym zawieszeniu zawsze tracił kontakt z czasem.
OdpowiedzUsuń- Narkolepsja. Tam w papierach to jest napisane. Czasem zasypiam w różnych momentach. Bez względu na porę dnia - wyjawił, chociaż pewnie już się do tego dobrała. Podniósł się i zebrał kilka książek, odkładając je na jej biurko. Sprawdził czy na pewno ma dokument w kieszeni i uśmiechnął się do psycholożki.
Skoro podpisała jego zwolnienie to już nie musiał udawać całkowicie normalnego. Wspomnienia o ciotce Klarze wywołały nagły głód mięsny, a konkretnie kiełbasiany.
- Wie pani gzie tu można kupić dobrą kiełbasę? Nie bywam w tej okolicy zbyt często.
- Chce mnie pani podpuścić czy co? Jak zaczynam mówić o teoriach spiskowych albo o tym co uważam za rzecz całkowicie realną, uznają że jestem niepoczytalny. Nie dziękuję, swoje teorie zachowam dla siebie.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się do niej, ale uśmiech ten nie doszedł do oczu. Wciąż były bystre i chyba smutne.
- Cieszę się że jest pani żądna wiedzy. To dobrze o pani świadczy. Ale to dziwienie, że usnąłem, chociaż cierpie na narkoepsję do tego nie pasuje.
Jego zdaniem psycholożka była wręcz urocza. Zupełnie nie pasowała do jego pokręconego świata i ludzi, wśród których się obracał. Parsknął śmiechem. Stało się to, czego się obawiał. Zaczął jej współczuć.
- Powiem tak... pani mi podpisała świstek, który zaniosę jeszcze dziś do jej cudnej placówki medycyny sądowej. Podszantażuję pracownika by zrobili mi zabieg na miejscu, bym jeszcze dziś mógł wyjść do domu. Jestem w stanie to zrobic i nawet wiem jak. Potem spakuje część rzeczy a resztę pewnie rozdam różnym bezdomnym, by nie został po mnie większy ślad. Jutro nie będzie mnie już w mieście. Wtedy też do pani przyjdą panowie w ciemnych garniturach i zaczną zadawać pytania. Nie będę kłamał, że mówie to tylko dlatego, że panią polubiłem. Kilka dni po tym spotkaniu... może nawet tego samego dnia, będzie wypadek albo napad albo porwanie albo jeszcze co innego... w którym pani zgonie albo dozna nieodwracalnych obrażeń zdrowotnych.
Przysiadł na biurku. Przesunął spojrzeniem po grzbietach pozostałch na półkach książek, milknąc na kilka chwil.
- Właściwie ma pani trzy wyjścia... uznać że jestem nienormalny, że to co się przydarzyło Orderowi i jego żonie, kilka dni później, to czysty przypadek a ja sobie fantazjuje. Pozwolić mi stąd wyjść i pomachać na do widzenia. Może pani... zabrać mi ten papierek, albo w jakiś sposób zadziałaś, informując placówkę medycyny sądowej, że wymusiłem na pani ten podpis i udawać że może mnie pani wyleczyć. Albo... znaleźć ochronę na tyle dobrą, by nic się nie mogło pani stać lub wyjechać i zmienić tożsamość. Ciekawe prawda?
Odbił się od biurka i stanął na przeciw niej.
- Zostałem wychowany na dżentelmena dlatego pójdę zanieść ten papierek jutro by dac pani czas na decyzje. Ma pani mój numer. Może pani zadzwonić kiedy pani zechce, bo jak już pani zauważyła, śpię często, w różnych porach doby. Więc do usłyszenia.
Ruszył do drzwi. Sam sobie otworzył. Jednak przed zamknięciem za sobą drzwi, zajrzał jeszcze do gabinetu i się uśmiechnął, tym razem bardziej szczerze.
- Ale tak na przyszłość... gapienie się na faceta nie jest dobrym sposobem na podryw. Zwłaszcza kiesy śpi.
Wyszedł i udał się w dlugą drogę do domu. Ciągle wahał się czy oby na pewno nie powinien iść teraz i zanieść tego papieru.
Stał na środku pokoju i rozglądał się, oglądając ułożone w różnych miejscach rzeczy i książki. Nie wiedział co ze sobą zabrać. Miał tyle pięknych przedmiotów. Zabytkowe ikony, obrazy, porcelanę, w której uwielbiał pijać herbatę. Figurki, posążki nawet meble. Wszystko było ważne. Cóż, mógł zabrać tylko to co zmieści się w jednej walizce i może jedną gitarę. Ubrania może kupić później. Wolałby zabrać kilka książek niż jakiś tam sweter.
OdpowiedzUsuńPukanie, a raczej walenie do drzwi, trochę go zniesmaczyło. Zeerknął na ukryty za półką ekran by przekonać się kto tym razem oczekuje jego towarzystwa. Prychnął widząc swoją panią doktor. Powinien chyba z nią nie rozmawiać i zwyczajnie zniknąć. W końcu był tylko człowiekiem.
Otworzył drzwi. Uniósł nieco kąciki ust.
- Dzień dobry.
Przywitał się niezbyt wylewnie. Chyba nawet by ciekaw po co przyszła. Wpuścił ją niezbyt chętnie do środka. Nie lubił, kiedy przychodzili do niego obcy. Właściwie nie wpuszczał do środka nigdy nikogo. Ludzie byli źródłem kurzu. Martwy naskórek, włosy, drobinki śliny czy choćby tłuste odciski palców w jego małej świątyni, niezmiernie go mierziło. Poza tym miał swój jasko określony plan picia herbaty z filiżanek. Pił różne gatunki herbat, z różnych filiżanek trzy razy dziennie. A teraz będzie musiał poświęcić jedną z nich by uraczyć swojego gościa. Cóż, matka nigdy by mu nie wybaczyło gdyby tego nie zrobił. Niestety, nad czym bardzo ubolewał, został dobrze wychowany.
- Herbaty?
- Przechodzi pani od razu do rzecz. - zauważył. - To dość niespotykane u osób pani profesji. Zwykle najpierw każecie opowiadać o dzieciństwie zanim ostatecznie stwierdzicie, że to jednak zwykła depresja.
OdpowiedzUsuńDorzucił kawałek węgla do samowaru. Tak, robił herbatę w samowarze. Tak samo jak jego matka, jego babcia i reszta rodziny z przedrostkiem pra na początku.
Odkręcił mały kranik i wlał nieco herbaty do filiżanki z chińskiej porcelany. Miał tylko jedną taką i bardzo ją lubił. Herbata jakby inaczej smakowała. Milczał kilka chwil. Uprzejmym gestem wskazał jej fotel a sam zajął drugi. Oczywiście oba były inne, ale spoczywaly na nich takie same poduszki, z poszewkami przedstawiającymi sowy w okularach. Były wstrętne ale był to prezent więc nie wyrzucał.
- Skoro pani tak twierdzi, to pewnie tak jest. Ja tam nie wiem co w tej teczce oznaczonej moim nazwiskiem jest napisane. - odparł dyplomatycznie. Napił się herbaty. Poczekał kilka chwil aż się uspokoi albo aż chociaż usiądzie.
- Widzi pani... Ja pani nie znam. Pani też mnie nie zna. Więc, owszem, traktuje panią pobłażliwie. Jest pani młoda, całkiem ładna i jeszcze ma pani czas na znalezienie męża, czy tam żony i posiadanie dzieci czy psa. Order wiedział w co się pakuje, a pani nie. Niestety, matka wychowała mnie na człowieka kulturalnego i w miarę uprzejmego, za co mam wciąż do niej żal. Była wierzącą i praktykującą katoliczką ale za mnie katolika nie zrobiła, bo jestem piekielnie uparty.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się uprzejmie.
- Draniom i egoistom żyje się lepiej. To powszechnie znany fakt. - Odstawił filiżankę na stolik kawowy, który całkiem niedawno odnowił. - Bardzo się cieszę, ze ma pani hobby. Ale grzebanie w starych rejestrach to chyba mało ciekawa sprawa. Może pożałuje, ale zapytam. I czego się pani dowiedziała? Tu od razu dodam, ze jestem świetnym słuchaczem. Umiem w odpowiednich momentach powiedzieć "o jej", "na prawdę?" i "to interesujące".
- To interesujące. - mruknął w pewnym momencie jej wypowiedzi. Patrzył na nią ze spokojem wypisanym na twarzy. Lubił mówić, ale teraz jej nie przerywał.
OdpowiedzUsuńOdczekał stosowne kilka sekund po jej ostatnim zdaniu. No to miał dylemat. Mój albo przyznać się do wszytskiego, albo zełgać i ją wyśmiać.
- Wykładałem na uniwersytecie i czasem lubię sobie pogadać z kimś z podobnej do mojej profesji.
Znów napił się herbaty. Skoro miała te dokumenty mogła wiedzieć o nim sporo. Był ciekawy co tam napisano.
- Mogę obejrzeć te dokumenty? Jestem ciekaw co napisali. Ale rozumiem że nie za darmo. - dodał, interpretując jej minę. - W porządku. Znalazłaś czterech panów Winklerów, bo dokładnie tyle raz użyłem tego nazwiska. Prawo dziedziczenia bywa skomplikowane w niektórych krajach i trzeba wykazać pokrewieństwo. Znasz może twórczość Johanna Wolfganga von Goethego? Proponuje się zapoznać.
Przyglądał się kobiecie, szukając w jej tworzy i oczach jakichś odpowiedzi i emocji. Wydawała mu się zmieszana. Właściwie nie widział przeszkód by nie powiedzieć jej paru rzeczy, które upewniły by ją w przypuszczeniach i nieco rozjaśniły zaistniałą sytuację.
- Z wykształcenia jestem lekarzem. Zrobiłem dyplom kilkakrotnie na różnych uczelniach. Na moje oko to ma pani anemię i przydałoby się zrobić badanie krwi. Ale do rzeczy... - zastanowił się chwilę na tym, co chciał powiedzieć. - To co jest w papierach jest w papierach. Reszta obecnie jest milczeniem, chociaż zapewne jest do dopowiedzenia. Teraz kilka słów o tych "nich". Osób takich jak ja jest kilka. Uznane jest to za fenomen. Ale będę mówił o sobie... Przez pięć lat trzymano mnie w pewnym laboratorium i, powiedzmy że próbowano mnie zabić na wiele różnych sposobów. Potem nagle przyszedł humanitaryzm i mnie wypuszczono. Od dłuższego już czasu "oni" szukają sposobu na utrzymanie nad nami, nade mną kontroli. Dla mnie wymyślono szpital psychiatryczny. Mało oryginalne, muszę przyznać. Jestem weteranem dwóch wojen światowych więc podejrzewam że domyślili się, że długo mnie nie utrzymają na smyczy.
- Spotykając się ze mną zwróciłaś na siebie uwagę. Order powinien był cie poinformować o pewnych sprawach. Ale skoro zaczęłaś przeszukiwać archiwa to już jakby po ptakach... Tak się teraz mówi? Nie nadążam za tymi nowoczesnymi powiedzonkami.
OdpowiedzUsuńPrzeglądał zawartość teczki. Czytał bardzo szybko. Wystarczyło kilkusekundowe obejrzenie strony. Przez lata nauczył się pewnych rzeczy. Czytanie było jedną z tych, które opanował niemal perfekcyjnie.
- Niewiele. - mruknął. - Nie mają nawet kopii moich dyplomów.
Na dłużej zatrzymał się przy kilku fotografiach z czasów dwugiej wojny światowej. Uśmiechnął sie pod nosem. To był podły czas, ale czasem dobrze go wspominał. Poznał na wojnie niezwykłych ludzi, po których pamiątki wciąż leżały w jego szufladach.
- Skoro już się władowałaś w to bagno to powiem tak... Mogę cie stąd zabrać. Nowa tożsamość gdzieś w ładnym miejscu.Możesz popróbować szczęścia u władz, w wywiadzie czy czymś wyżej od policji. Albo... uznamy że dalej mnie "leczysz" i poczekamy kilka dni by się trochę lepiej do tego przygotować.
Zamknął teczkę. Zerknął na nią i zaczął się poważnie zastanawiać, dlaczego to wszystko go tak bardzo nie obchodzi? Dlaczego ma taką piekielną znieczulicę? Siedział z tą kobietą w mieszkaniu. Gdyby ktoś właśnie podszedł i ją zastrzelił, pewnie nawet by się nie zdenerwował niczym poza tym, że musi ją posprzątać. Zamugał kilkukrotnie.
- Masz menopauzę? - spytał. Spodziewał się że nie ma. - Więc jesteś przyzwyczajona do widoku krwi.
Odłożył teczkę na stolik i udał się do kuchni. Wybrał największy z posiadanych noży i sprawdził jego ostrość.
- Pofatyguj się tu. - westchnął, przechodząc z kuchni do łazienki. Poczekał aż do niego dołączy, co jego zdaniem zrobiła raczej niechętnie. Wszedł do kabiny prysznicowej.
- Nie lubię bałaganu. Krew ciężko się zmywa z większości powierzchni. Nie krzycz. Nie uciekaj i nie wpadaj w panikę. Nic mi nie będzie.
Przyłożył ostrze do szyi i z lekkim uśmiechem, błądzącym na ustach poderżnął sobie gardło. Osłonił ranę dłonią by brew tętnicza nie obryzgała całej łazienki. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł nabrać powietrza. Osunął się po ścianie do brodzika i zwyczajnie się wykrwawił.
Ocknął się w miarę szybko. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Minęło ledwo dziesięć minut. Wypluł resztę krwi i wstał na nogi. Odszukał ją spojrzeniem. Wciąż była w łazience.
- Terapia szokowa. - mruknął, uśmiechając się szerzej.
[ Wiesz... nie do konca sie znam, ale chodzili mi o ten stan kiedy kobieta nie ma juz okresu o.o ]
OdpowiedzUsuń- Trzeba było.
OdpowiedzUsuńWyszedł z brodzika i spłukał krew z kafelek. Mimo że miał w mieszkaniu niezły rupietnik, pełen antyków i nie tylko, nie lubił nieporządku.
- Teraz, mówiąc o tym komukolwiek, zostaniesz uznana za równie szaloną jak ja. W pewnym sensie twoja pamięć i wspomnienia staną się moim zabezpieczeniem.
Wrócił do kuchni, umył nóż i odłożył go do szuflady. Zabrał z szafy odzież na zmianę i udal się z powrotem do łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Wrócił do saloniku i tym razem nalał do filiżanki herbatę z samowaru, podając ją swojemu gościowi. Dolał sobie gorącej herbaty i zajął swoją poprzednią pozycję na fotelu.
- Więc... co chcesz jeszcze wiedzieć? Mam niejasne wrażenie, że chcesz jeszcze zapytać o parę rzeczy
- Proponuję ci o tym nikomu nie wspominać, nawet w smsie. Pewnie już cie obserwują. To jest zabezpieczenie i to całkiem dobre. Lepiej byś nie musiała się o tym przekonać.
OdpowiedzUsuńNapił się herbaty. Dolał wody do samowaru. Pił herbatę przez cały dzień. Wygaszał węgle wieczorem i zapalał rano. Chyba że wiedział ze gdzieś wyjdzie w ciągu dnia, to parzył zwyczajnie.
- Ciekawość bywa nieposkromiona. Jest niebezpieczna.
Westchnął głęboko, zastanawiają się nad tym, co teraz zrobić. Niepotrzebnie ją zaprosił. Teraz czuł wyrzuty sumienia, że chciał ją tak zostawić z tymi wszystkimi problemami. Jedynym plusem było to, że była samotna i nikomu nie zniszczy życia jej zniknięcie.
- Możesz... Wpisz mnie na kolejną wizytę. Coś wymyślę, ale musimy pograć na czas. Cóż, najwyżej cie porwę. - wzruszył ramionami. - Jestem całkiem znośny, jak się ze mną dłużej przebywa. Zobaczymy jak się rozwinie sytuacja. Gdyby się pojawili nowi sąsiedzi, zmienił się sprzedawca w sklepie w którym codzinnie robisz zakupy, gdzybys zauważyła że jakiś samochód wpada ci w oko częściej niż powinien, albo że twoja koleżanka Alice, która przypomina moją rubaszną cioteczkę, nagle zachorowała i załatwiła za siebie zastępstwo, to wiedz że coś się dzieje. A jeśli nic nie zauważysz... to bardzo dobrze.
- Żyje już tyle lat że zdązyłem poznać chyba wszelkie możliwe życiowe scenariusze. Podejrzewam, że nie miałbym większych wyrzutów sumienia, gdybym to zignorował. Jestem teraz zupełnie szczery. Rzadko kłamię.
OdpowiedzUsuńOdstawił filiżankę. Złączył opuszki palców oby dłoni. Często tak robił kiedy się nad czymś głęboko zastanawiał.
- Życie chyba zaczyna mnie pwoli nudzić. Teraz zaczyna sie coś dziać, więc może wciąz istnieje szansa na śmierć, ale to już inna sprawa... Tak czy inaczej, nie ma ludzi nieomylnych więc spróbujemy wykiwać tych których się da jeśli będzie taka potrzeba.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko acz całkiem ładnie.
- Wyglądasz tak... jakbyś na prawdę potrzebowała przygody. Adrenaliny, zmiany, ruchu w życiu. Funkcjonujesz zbyt statycznie, dlatego pewnie wybrałaś taki zawód. Nie mam powodu by odbierać ci twój zapracowany grajdołek.
Podniósł się i z uwagą zaczał analizować ustawione na półce eksponaty. W końcu wybrał jedną ze szkatyłek, w której trzymał dwa telefony starej generacji. Jeden z nich wraz z ładowarką podał kobiecie.
- Proszę. Te telefony nie posiadają możliwości połączenie z Internetem więc, jako tako nie można ich podsłuchiwać. W razie konieczności skontaktowania się ze mną, użyj tego telefonu
- Też tak kiedyś myślałem. - uśmiechnał się ciepło. - Życie weryfikuje wiele spraw. Przeszedłem już wszystkie etapy a obecnie jestem znów na początku. To dość skomplikowane, nie będę ci tego tłumaczył.
OdpowiedzUsuńOdstawił również swoją filiżankę. Dama wstała, więc on również musiał. Takie zasady.
- Nie będę tego nikomu na razie zanosił. Popytam paru osób jak się teraz sytuacja rozwinęła. Może się przecież okazać, że znaleźli sobie inne obiekty do maltretowania.
Spojrzał na jeden z zegarów ściennych. Jego ulubiony kontakt powinien już nie spać. Przyjął wizytówkę i wsunął ją do tylnej kieszeni spodni.
- Coś wymyślimy. Najwyżej preżycjesz najlepszą przygodę swojego życia z mężczyzną, za którym nie przepadasz i który jest conajmniej dziwny. - uśmiechnął sie, tym razem sarkastycznie. -Do zobaczenia...
Kiedy wyszła, umył dokładnie jej filiżankę. Wybrał numer swojego kontaktu i czekał na połączenie. Jakiż to życie stawia wyzwania...
Po jej wyjściu większość czasu poświęcił na robienie pompek i oczekiwanie na telefon. Takich jak on na świecie było ledwie kilkoro. To, że nie był wyjątkiem dowiedział się bardzo wcześnie. Był świadkiem pewnego wypadku, po którym porzywdzony po prostu wstał i odeszedł. Sam nastawił sobie połamane kończyny, wyprostował skręconą bardzo w bok głowę. On jako młody lekarz, uznał, że ma halucynacje. Dopiero potem przekonał się, że to wcale żadne wizje nie są.
OdpowiedzUsuńSebastian zadzwonił z nowinami. Ten mężczyzna o wyglądzie urodziwego blond cherubinka posiadał niezwykłą pamięć i zawsze potrafił znaleźć pewne informacje, które wydawały sie od dawna zagubione.
Kiedy się rozłączył, długo siedział, wpatrując się w widok za oknem.
- A więc taki miałeś plan... - mruknął. - ty przebiegły lisie.
Ubrał się w elegancki garnitur. Szył go u krawca, do czego był od dziecka przyzwyczajony. Wygląał teraz jak elegancki biznesmen a nie, nieco dziwaczny człowiek z kolekcją dziwacznych antyków w mieszkaniu.
Już miał do niej zadzwonić by się umówić na spotkanie, kiedy niespodziewanie to ona zadzwoniła. Czekał aż się odezwie ale zamiast tego usłyszał rozmowę.
Uśmiechnął się. Uznał, że ma to zdecydowanie po rodzicach...
Słuchał rozmowy w ciszy. Usłyszał jak mężczyzna trzaska drzwiami i zapadła chwila ciszy. Rozłączył się i napisał sms. Trwało to dłużej niż na telefonie z ekranem dotykowym. Ale trudno. Wolał by nie wpadła przez to, że facet może podsłuchiwac pod drzwiami.
"Po drugiej stronie ulicy od twojego gabinetu, jest kawiarnia. Idź tam, zamów kawę i usiądź przy barze. Zaraz będę... "
Wziął kluczyki do Jaguara. Jeździł nim bardzo rzadko. Wybierał zwykle Jeepa albo komunikację miejską. Taki samochód pasowął do jego biznesowego stylu, jaki dziś wybrał. Nikt nie zwróci na nego większej uwagi. Już to kilka razy sprawdził.
Na miejscu był po prawie dziesięciu minutach. Była w kawiarni. Zaparkował w podziemnym garażu jednego z biurowców w pobliżu i udał się na kawę. Stanął przy barze i zaczął przyglądać się wywieszonemu tam menu. Nie spojrzał na nią nawet.
- Kluczyki. - przesunął dyskretnie kluczyki w jej kierunku. - Na podziemnym parkingu Saturn Center. Poziom drugi. Szary Jaguar. Zaraz do ciebie dołącze. Muszę ci parę rzeczy wyjaśnić... - szapnął. Po czym zamówił kawę u baristki i cierpliwie czekał aż przygotuje mu kawę na wynos z melkiem kokosowym. Gdzieś czytał, że to badzo zdrowe mleko.
[Tak sobie pomyślałem, że może z twojej pani zrobimy córkę albo wnuczkę kogoś, kto był kimś ważnym dla Fausta... albo na przykład też cżłowieka takiego jak on, czyli prawie nieśmiertelnego. Miałby wtedy większy powód by ją chronić a ona może chciałaby się dowiedzieć czegoś o swojej rodzinie ]
[ To moze zrobimy z niej córkę dawnego przyjaciela Fausta? żeby nie było, że jej matkę znał by się nie obraziła albo by nie podejrzewała że on jest jej ojcem XD ]
OdpowiedzUsuńSzedł i pił kawę, dobre 10 minut. Musiał upewnić się, ze nikt za nią nie szedł. Kupił po drodze jeszcze gazetę i ruszył do biurowca. Wmieszał się w tłum biznesmenów i pracowników. W garniturze się nie wyróznił. Wsiadł z nimi do windy, pojechał na górę po czym wysiadł skorzystał z toalety i wsiadł z powrotem kierując się na podziemny parking.
Odnalazł swój samochód. Siedziała już w środku. Usiadł za kierownicą. Wydobył ze schowka nieduży piórnik. Podał jej kretkę
- Pogrub sobie krwi i trochę je przedłuż. - potem wręczył jej intensywnie czerwoną szminkę. - umaluj usta i zwiąż włosy.
Wyjął jeszcze wstrętną apaszkę i nakazał zawiązać sobie wokół szyi.
- Nie marudz, proszę cie... Mam w tym na prawdę duże doświadczenie. Musimy znaleźć w miarę spokojne i bezpieczne miejsce i poważnie porozmawiać. Przyszli szybciej niż się spodziewali a jeśli wiedzą to samo co ja, to znaczy ze to wcale przypadek nie był.
Włożył przeciwsłneczne okulary i skórzane rękawiczki, w jakich się dawniej jeździło. Na szczęście dziś było słonecznie i nikt nie zdziwi się widząc człowieka w ciemnych okularach.
- Nie rozglądaj się i wyglądaj na znudzoną. To ci wyjdzie chyba całkiem nieźle.
Wyjechał z paringu, kiedy była już gotowa. Odbił kartę przy wyjeździe i ruszył na zachód. Znał jeden z ekskluzywnych hotelu, które wybuowano przy lesie. Były tam wszelkie wygody a przed ewszystkim bardzo dobry system ochrony, dla którego gość był najważniejszy.
Po dordze zatrzyali się na poboczu. Faust otworzył bagażnik. Dwie torby były na swoich miejscach. Wybrał jedną z nich i podał swej towarzyszce.
- Przebierz się. Nie będziemy na siebie zwracać zbyt wielkiej uwagi. No nie patrz tak na mnie... Nie mam pojęcia jaki nosisz rozmiar. Wziąłem na oko...
Wywrócił oczami. Patrzył na nią z uśmiechem pełnym politowania i spokoju. Cieroliwości miał az za wiele.
OdpowiedzUsuń- Przestań marudzić i wszystko negować. Ratuję twoją skórę i staram się ci pomóc... Te ubrania nie należą do najpiękniejszych i nie miały takie być. Uwierz mi, że to wszystko zmieniło twój wygląd. łącznie z tą niezwykle szpetnę apaszką...
Spakował jej rzeczy do torby i znów ruszyli w drogę. Widział, że nowy ubiór jej się nie podoba. Jemu też się nie podobał. Ale w takim ubraniu nikt nie zwróci na nią wększej uwagi. Na początku miał zamiar ubrać ją w obcisłą seksowną sukienkę. Ale wtedy każdy facet wlapiałby w nia gały i na pewno zostałaby zapamiętana.
Duży ośrodek, hotel ze SPA, do którego zmierzali miał cztery gwiazdki i przeznaczony był głównie dla bogaczy albo tych, którzy przez pół życia ciuali by spędzić kilka dni w luksusie.
Faust zaparkował na parkingu przed hotelem. Wysiadł i otwrzył jej drzwi.
- Znasz francuski? No mniejsza... Damy radę.
Zaoferował jej ramię i weszli razem do środka. Mężczyzna podszedł ze swą towarzyszką do recepcji.
- Dzień dobry. - zaczął z uroczym uśmiechem. Dodał lekki niemiecki akcent, co przychodziło mu z dużą łatwością. - Chciałbym się tu zatrzymać... ale naszło mnie nagle i nie mam rezerwacji.
- Dzień dobry. - odparła kobieta, siedząca za ladą. Postukała chwilę w klawiarutę komputera - Nie szkodzi. Mamy wolny apartament na piątym piętrze z widokiem.
- Świetnie. Poproszę. - wyciągnął w jej kierunku kartę kredytową. Zerknął na swoję towarzyszkę. - I jeszcze taka sprawa... Moja... znajoma, teraz powinna być w Paryżu. Czy można by wpisać, że... wynajmują pokój sam?
Recepcjonistka spojrzała na niego a potem na nią. Usmiechnęła się do Fausta.
- Oczywiście. Dyskrecja to spcjalność tego hotelu.
- Pysznie... - wypełnił formularz meldunkowy, na swoje niemieckie papiery. Potem udali się do apartamentu.
Faust wsunął kartę, którą otrzymał od recepcjonistki i panel na drzwiach. Ah, ta nowoczesność... Teraz już nawet wody w kiblu nie trzeba spuszczac. Sama wie kiedy lecieć.
Zamknął za nimi drzwi. Apartament był na szczęście duży. Trzy spore pokoje, w tym salon z dużym tarasem, wychodzącym na las i widoczne w oddali morze.
- Ładnie. - przyznał, obchodząc wszystkie pomieszczenia.
[ Nie czytaj tego XD Po co sobie psuć dzień XD
OdpowiedzUsuńOdpiszę chyba dopiero w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, ze się nie gniewasz... ]
[ Widzisz, kocie... jak się już zacznie coś jebać to po całości.
OdpowiedzUsuńAle wrócę :) jak zawsze ]
Rozjerzał się raz jeszcze, słysząc jej komentarz. Widocznie nie bywała w pałacach dawnych arystokratów. No ale niby jak miałaby to zrobić?
OdpowiedzUsuń- Mam dla ciebie jeszcze jedno ubranie.
Położył torby, które zabrał z samochodu (o czym wcześniej zapomniałem napisać). W jednej z nich było stare ubranie kobiety w drugiej było to, które miała wdziać kiedy będą stąd wychodzić.
- Przyjechaliśmy tu, bo tu zapewne nie będą chcieli zajrzeć.
Rozpiął torbę i wydobył z niej prostą ale bardzo ładną małą czarną i do tego szary prochowiec. Wszystko miało jeszcze metki i nie było tanie.
- Proszę. - powiesił nowy strój na oparciu fotela. - To powinno być dużo lepsze. Tym razem na pewno w twoim rozmiarze.
Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni papierośnicę. Była na prawdę stara. Dostał ją od dziadka. Zapalił papierosa. Zamknął na chwilę oczy, skupiając myśli. Musiał jej to jakoś wyjaśnić, tak by nie zaczęła uciekać. A sądząc po jej nastaniwniu na to właśnie się zapowiadał.
- Zostaniemy tu do jutra. Albo może jeszcze jeden dzień. Wybierz sobie sypialnie. Jak chcesz coś do jedzenia to menu leży przy telefonie. Tylko mów po francusku, albo łamaną angielszczyzną.
Zaciągnął sie dymem. Chwilę potrzymał go w płucach i wypuścił z lubością.
- Nie patrz tak na mnie. - mruknął, nie otwierając oczu. Ne musiał patrzeć by wiezieć jak na niego patrzyła. - Staram się... wyjaśnić ci pewne rzeczy. Tylko nie mogę znaleźć słów...
- Spodziewałem się, że będzie to potrzebne prędzej czy później. Okazało się, że wcześniej.
OdpowiedzUsuńPalił dalej spokojnie, nie przejmując się jaj słowami. Pokój był przeznaczony dla palących,a czujki były przystosowane do rozpoznawania dymu papierosowego i z cygar oraz tego z palących się innych substancji. Wiedział o tym dobrze, bo nie pierwszy raz mieszkał w tym hotelu i miał taki sam system zamontowany w domu.
- Jesteś na tyle inteligentna by poradzić sobie w wypraniu sobie majtek i położeniu się spać w swetrze albo nago. Ponoć jesteś psychologiem... a jak tak na ciebie patrzę i słucham to mam wrażenie, że opuściłaś bardzo dużo zajęć na studiach i dorabiasz jako barmanka w kiepskiej dzielnicy.
Wcisnął niedopałek w popielniczkę z ciosanego kryształu.
- Jesteś męcząca. O co masz pretensję? TO to, że chce ci pomóc? Że znam się na tym co robię. Mogę cie tu zostawć. Jutro wrócisz do domu, do pracy i swojego zycia byś mogła spędzić te kilka dni, które ci zostały w spokoju. Mój numer masz. W razie czego, możesz zadzwonić... I wtedy pogadamy o ile będziemy mieli okazję.
Skrzyżował ramiona na piersiach.
- Mnie to nie bawi. Ciebie też nie powinno. Więc proszę... Wyłącz swój tryb zołzowatej nastolatki i zacznij współpracować. Albo powiedz bym spadał i radź sobie sama.
- Jeśli chcesz, następnym razem nagram twoje słowa i ci je odtworzę. Dopiero wtedy będziemy mogli uznać i się dowiedzieć, co powiedziałaś i dlaczego odebralem to w taki a nie inny sposób. Ale zrobimy tak... ja ci powiem co mam do powiedzenia a ty zdecydujesz co chcesz zrobić dalej. Nie zagwarantuję ci bezpieczeństwa na odległość. Tyle możesz być pewna.
OdpowiedzUsuńOdprowadził ją spojrzeniem, nie mówiąc już ani słowa. Niezbyt dobrze czuł się z tym jak ją traktuje. Mimo wszystko, był przekonany, że jest to konieczne. Musiała wiedzieć z czym ma do czynienia. Chociaż z drugiej strony, jeśli mu nie zaufa, ciężko będzie dalej uciekać razem. Problem polegał na tym, że ona nie chciała uciekać. Chciała wrócić do domu... do pracy i poprzedniego życia. Szkoda tylko, ze teraz to niemożliwe. I wiedział też, że będzie o to obwiniać tylko jego. Chociaż to wina Ordera...
Ziewnął i poczuł jak zbliża się senność. Usiadł na kanapie a po sekundzie już odpłynął.
[Co tam? Postanowienia noworoczne wybrane?
Wybacz... ale lubię się z tobą kłócić XD Ale postaram się zrobić z Fausta bardziej ugodowego i czułego człowieka XD W ogóle, co ty na to by teraz ich przenieść do... może do późnej epoki wiktoriańskiej? 1889? Valancy przeniosłaby się po tym jak go dotknie, na przykład jak zechce go przykryć xD Taka dobra kobieta... I oczywiście również by zasnęła. Tyko pytanie czy przeniesie się w swoich ubraniach, tych współczesnych, a tam już Faust zorganizuje jej jakieś odzienie z epoki, czy od razu zmieni się jej ciuch na pasujący do czasu? Kończę tak krótko odpis, bo nie wiem czy się zgadzasz XD ]
[ Czyli jak teraz? Pociągniemy dalej niech sobie posiedzą i pogadają. Faust może jej powiedzieć kim był jej dziadek... Może nawet wyznać że kiedy była niemowlakiem to ją nosił po mieszkaniu kiedy ryczała XD
OdpowiedzUsuńStarożytność też może być. Przeniesiemy ich w zwykłych ubraniach i będą musieli sobie skominować jakieś tuniki XD Już widzę jak Faust wciąga w zaułek, w takim filmowym stylu, jakiegoś faceta by się ubrać w jego ciuchy a potem jakąś babeczkę xD
To jak będzie teraz? Po nocy w hotelu, wrócimy ich do miasta czy pojadą dalej? Możemy wysadzić jej mieszkanie, by nie miała gdzie wrócić. ]
[ No dobra XD Zaskocz mnie XD ]
OdpowiedzUsuńOcknął się po ponad dwóch godzinach. Było już zupełnie ciemno. Wstał, czując jak każdy zdrętwiały mięsnień nabiera znów mocy. Uśmiechnął się lekko, widząc koc. Może jednak ta ich współpraca się jakoś ułoży.
OdpowiedzUsuńZdjął marynarkę. Zajrzał do sypialni. Spała. Podszedł by się upewnić czy to na pewno ona i czy n apewno tylko śpi.
Położył się w drugiej sypialni, po krótkim prysznicu. Dla siebie nie miał również nic na przebranie, bo z doświadczenia wiedział że bagaż tylko utrudnia poruszanie się, przynjamniej w mieście.
Dłuższy czas leżał z zamkniętymi oczami, zaastanawiając się nad kolejnym swym ruchem. Przecież nie zwiąże jej i nie wrzuci do bagażnika. Chociaż...?
Ledwo przysnął, kiedy wyrwał go z odrętwienia krzyk. Wyszarpał spod poduszki broń, stary pistolet, na który ze względu na zakwalifikowanie go jako antyka, nie musiał mieć pozwolenia. Z resztą nie miał pozwolenia na żadną ze sztuk broni które posiadał.
Wpadł do jej pokoju, nie przejmując się tym, że ma na sobie jedynie bokserki.
Opuścił broń, dopiero kiedy przekonał się, że jest sama. Przysiadł na skraju łóżka.
- Jeśli chcesz mnie przyprawić o zawał to jesteś na prostej drodze. - parsknął i uśmiechnął się lekko. - Chcesz wody?
Znał koszmary senne jak nikt inny. Zawsze najlepiej pomagała woda i kawałek czekolady. Chociaż czekolady aktualnie nie posiadał
[ To musiało być rzeczywiście wybitne, bo teraz brzmi bardzo dobrze XD A jak robimy z przebudzeniem? Obudzą się kiedy się obudzą czy kiedy w tej historii umrą?]
OdpowiedzUsuńPoczuł dobrze sobie znane szarpnięcie i zawrót głowy. Poczuł przeszywający ból w kościach. A potem wszystko ustało. Wstrzymał na kilka chwil oddech, by mógł się zorientować gdzie się znajduje. Bywały przypadki kiedy lądował w głębokiej wodzie i gdyby ni wstrzymany oddech utopiłby się w kilka chwil.
Podniósł się. Okolica nie przypominała mu niczeo co znał. Świadczyło to tylko o tym, ze są w przeszłości dużo dalszej niż mógł pamiętac. Kilka chwil przyglądał się zdezorientowanej kobiecie, która została jego mimowolną towarzyszką. Tylko skąd ona się tu wzięła? To było niepojęte. Przenosił się zawsze sam i to we śnie. A z tego co pamiętał, to jeszcze kilka chwil temu wpadł do jej pokoju i był całkowicie przytomny. Ona też nie spała. A może spała? Może tylko trwała na jawie i wciągnęła go do swojej wizji? Ale to byłoby niemożliwe... chyba, że byłaby taka jak on.
Zmarszczył brwi, odnotowując to w pamięci. Musiał się przekonać ile w tym wszystkim było prawdy.
Podniósł głowę, kiedy jeździec się zbliżył. Wygiął wargi w lekkim uśmiechu. Przerzucił strony pamięci o historii, którą studiował od wielu lat. Było mu to niezbędne by radzić sobie ze swoją przypadłością i sprawami, takimi jak ta.
- Rzym. Dzięki ci...- mruknął. Całe szczęście, że miał na sobie tylko bokserki. Inaczej wzbudziłby zbędną ciekawość. Wskoczył na konia i pognał za lanstą. Chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczuł strach. od lat nie walczył na miecze, już nie mówiąc o walce na śmierć i życie na arenie.
- Nie wierć się kobieto. - mrunął do Valency. Chciał jej jakoś przekazać swój powoli kształtujący się plan, ale w towarzystwie lanisty nie było to proste. Na razie zwrócił jej uwagą a potem, odchrząknął i zaczął po francusku. Normalnie mówiłby po łacinie, jednak w tym wieku łacina obowiązywała w Rzymi i podejrzewał, że oni właśnie tym językiem nieświadomi się posługiwali.
- Jesteś niewolnicą. kiedy wygram walkę na arenie, wygram i wolność i ciebie, więc... Staraj się nikogo nie prowokować. Rób co chcą i udawaj przestraszoną i słabą.
Na więcej rozmów nie mieli czasu, ponieważ zbliżyli się już do miasta i zwrócili uwagą jakiegoś oddziału, który stacjonował pod murami.
Legioniści nieco się ożywili, widząc swojego ulubionego gladiatora Stelara.
- Kiedy mam stawać? - spytał lanistę. Potrzebował jednak trochę czasu by poćwiczyć i przypomnieć sobie jak się walczy i jak się zabija, by było widowiskowo i skutecznie.
[ To chyba by się przydało XD To sobie wtedy ustalimy co delej będzie :D ]
OdpowiedzUsuńCzekał aż wybuchnie. Było to nieuniknione. Strach, złość potem bezsilność i rozpacz. Znał doskonale te uczucia i wiedział mniej więcej w jakiej kolejności się pojawią.
Zeskoczył z konia, objął ją ramionami od tyłu i przytrzymał by przestała się rzucać.
- Ostatnio zrobiła się bardzo żywa. Zapewne to przez emocje... W końcu ma być wyzwolona i mnie oddana.
Ścisnął ją nieco mocniej i szepnął do ucha.
- Nie zostawie cie. Zaufaj mi...
Puścił ją, ale nie odstąpił. Zmarszczył brwi widząc jej koszulkę. Uparta bestia, mogła położyć się spać w swetrze... Z resztą... kto mógłby przewidzieć, że sprawy tak się potoczą.
- To nie haft, panie. To malowidło. Święta postać... - zerknął znów na koszulkę. Nie miał pojęcia czyją gębę przedstawia i cóż ma znaczyć ta nazwa. Jednak improwizacja krążyła w jego żyłach zamiast krwi.
- To wielki Apollin. Malowidło doskonałe, bo ta kobieta może być wybranką boga na wielką kapłankę. Lecz to sekret...
Lanista pokiwał głową. Wskazał ręką kierunek. Faust pociągnął szanowną pani doktor w kierunku, który im wskazał.
- To nie sen Valancy. To rzeczywistość i musisz się do niej dopasować. Obserwuj innych, naśladuj ich... Pamiętaj, teraz jesteś niewolnicą. A ja muszę sobie przypomnieć jak się walczy bo mnie zarżną na arenie i tyle z tego będziemy mieli... Staraj się nie wpadać w panikę.
Łatwo było mówić takie rzeczy. Mniej więcej wiedział jak ona się musi teraz czuć. Kiedy on sam skoczył po raz pierwszy brał się choćby drgnąć. Potem przyzwyczaił się i szybko przystosowywał do otoczenia.
- Musisz grać swoją rolę. A gdyby coś poszło nie tak, mów że Apollin cie wybrał i jesteś jego ludzką kochanką. To zwykle działa...
[ Byłem pewien że odpisałem, wybacz opóźnienie o.o ]
OdpowiedzUsuń- Oboje jesteśmy niewolnikami. Skup się... od tego co zrobisz może zależeć to czy przeżyjesz. To co oglądasz na filmach to zwykle kłamstwa i przeinaczenia. Ale to nie znaczy, że będzie łatwo. Spuść głowę i wyglądaj na skromną. Nie zwracaj na siebie uwagi. Skoro mają mi cię oddać, to znaczy że mają do mnie szacunek. Więc bardzo prowdopodobne jest to, że nie będą chcieli cie wykorzystać.
Położył dłoń na jej ramieniu i ruszyli znów przed siebie. Ludzie przyglądali im się z ciekawością. Słyszał jak wymawiają jego imię, które w tym wieku posiadał. Zatem go rozpoznali i najwyraźniej większość nie zwracała uwagi na Valancy. Zastanawiał się jak może jej pomóc. Wiedział jak się czuje.
- Patrz pod nogi. Jeszcze nie jesteś wyzwolona. Zwracasz na siebie uwagę. Słuchaj dalej... Zupełnie jak w tym filmie będę walczył na arenie. W najlepszym przypadku tylko przeciwko ludziom. Gorzej jak dodadzą do tego dzikie zwierzęta. Ale ja dam radę. Myśl o sobie.
Dotarli do dużej posiadłości. Lanista poprowadził ich na tyły, do części pomieszczeń, zajmowanych przez niewolników.
- Nie z mojej winy się tu przenieśliśmy. Ja byłem zupełnie rozbudzony. Muszę to przemyśleć... Wrócimy dopiero, kiedy wypełnimy swoje zadanie. Swoje dziwne zachowanie, bo na pewno takie będzie, tłumacz Apollinem albo tym że się o mnie martwisz. Z resztą, jesteś inteligentna, coś wymyślisz.
Zatrzymał się i stanął przed nią.
- To część dla kobiet. Dowiedz się czy możesz do mnie przychodzić. Spróbuje wynegocjować to byś zamieszkała ze mną.
Zmusił ją by spojrzała mu w oczy. Były zaczerwnienione i wilgotne. podejrzewał, że to wcale nie wina piachu, ale nie miał jej tego za złe.
- Trzymaj się. Jeśli się poddasz, nie wrócisz nigdy do domu. Przypomnij sobie wszystko co wiesz o starożytności, cały ten film o Gladiatorze czy co tam jeszcze chcesz. Spotkamy się wieczorem, kiedy zaczną zapalać lampy. Czekaj na mnie tu, gdzie teraz stoisz.
Właściwie planował ją pocałować, ale dłoń lanisty zacisnęła się na jego ramieniu, zmuszając do odstąpienia. cofnął się i wraz z mężczyzną udał się do gimnazjonu, przyległego do posiadłości. Wyglądało na to, że właściciel posiadał kilku gladiatorów i swoją własną małą armię.
Poruszył mocno palcami. Dłonie zapomniały już dawną moc. Musiał sobie wszystko przypomnieć.
[ I dobrze :D Czuje się dopieszczony teraz :D ]
OdpowiedzUsuńPierwszym co go powitało po wejściu do gymnasionu był intensywny zapach męskiego potu. Odziwo nie było on ostry i nieprzyjemny, jaki pamiętał z przeszłości. Był zwyczajnie słony, jakby oblepiony wszechobecnym piachem i oliwą z oliwek. Pozbył się swoich bardzo wygodnych bokserek i wdział skórzane gatki, związane rzemieniem. Może sam siebie nie zaliczał do rekordzistów świata, ale miał teraz za złe naturze że obdarzyła go tak hojnie. Gatki gniotły nieziemsko. Dopiero po kilku minutach przyzwyczaił się na tyle, by móc chodzić nie kołysząc się na boki jak pingwin. Miecz był dużo krótszy i cięższy niż te, których używał jeszcze sto lat temu.
Ciężko będzie nabrać wprawy w cztery dni. Z tego co udało mu się zorientować, był jedynym gladiatorem, który w walce używał wyłączeni miecza i tarczy. Był to fakt, króty w połaćzeniu z tym że nigdy nie przegrał żądnej walki, sprawił że stal się bardzo popularny wśród Rzymian. Jego imię wyrżnięte zostało w kamieniu przez fanów w wielu miejscach. Odnotował w głowie, by odwiedzić Rzym i sprawdzić czy na murach koloseum wciąż jest wypisane jego imię.
Pewnie gdyby nie utrzymywał kondycji na odpowiednim poziomie, miałby duży problem. I tak ciężko mu się walczyło w tym upale i suchym powietrzu. Wyglądało na to, że radził sobie nieźle ponieważ nikt jak dotąd nie skomentował jego stylu walki. Wieczorem był wykończony. Wymył się i przy okazji ogolił, bo w tamtych czasach te dwie rzeczy były połączone. Włożył krótką tunikę z szorstkiej bawełny i wrzucił w siebie ogromny kawał mięsa, podpłomyk i kilka winogron, przyniesionych na rozkaz pana domu.
Wyszedł na spotkanie z Valancy kiedy zaczęto zapalać latarnie. Dawno nie był taki zmęczony a jeszcze ona będzie go zadręczać. No cóż, takie życie.
- Skoro tu jesteś i to całkiem zdrowa, to znaczy że się dostosowałaś. - zaczął w ramach powitania. Złapał ją za rękę i odciągnął z widoku. Problem tej części świata polegał głównie na tym, że nie było wystarczająco bujnej roślinności by można się było skryć. Dlatego Faust wybrał fontannę. Szemrząca woda zagłuszała ich szepty.
- Obtarłem sobie jądra. - wyznał z bólem. - Boli jak cholera. Trzymasz się jakoś?
Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Rzym był właściwe kolebką kultury tego świata. Dopiero kiedy zwyciężyło w nim chrześcijaństwo te niezwykłe tradycje, zasady i pewne luźne podejście do życia całkowicie się zmieniło, zwyciężone przez wielką chęć a nwet konieczność umartwiania się za życia by po śmierci iść do bliżej nieokreślonego miejsca, gdze podobno jest cudownie.
OdpowiedzUsuń- Czyli pożytecznie spędziłaś dzień. Nie jest tak źle jak przypuszczałem. Jeszcze ze dwa dni potrzebuje na trening, a potem zostaną tylko szczegóły. Zabić mnie i tak nie zabiją. A nawet jeśli któryś mnie trafi tak, że się wykrwawię czy coś w ten deseń, to ocknę się na cmentarzysku i i tak po ciebie wrócę, więc tym się nie przejmuj.
Miał ochotę zapalić. Problem polegał na tym, że tytoń odkryty został wiele wieków później. Teraz mógł liczyć najwyżej na kadzidło albo jakiś narkotyk.
- Nie widziałem was na treningu. Ale z tego co usłyszałem, to na noc przed walką mam być oddany jakiejś bogatej osobie, bo czy to kobieta czy mężczyzna to już inna sprawa. Jest jakaś strasznie nerwowa licytacja. To właściwie mnie nawet cieszy... Rzymianie byli tak wyuzdani że jestem na prawdę ciekaw co też mnie spotka za zamkniętymi drzwiami. - parsknął śmiechem i pokręcił głową. Na razie nie działo się nic czego możnaby nie przewidzieć.
- Musimy poszukać iskry. No takiego... zing. To nas wróci do naszego czasu. Zwykle bez problemu to odnajduje. Ale ostatnio byłem sam... Lata temu ktokolwiek mi towarzyszył. trochę się pogubiłem,
Uśmiechnął się. Nie mógł powstrzymać takiej reakcji. Trafiło go już coś, co mógł nazwać znieczuleniem. Ona była taka prawdziwa. Jej emocje były po protu ludzkie i realne. Zastanawiał się chwilę, dlaczego on nie jest w szoku, nie jest przestraszony. Jego emocje krążyły wokół niej. Musiał ją stąd zabrać. Uratować, choćby miał dać się zeżreć na tej arenie.
OdpowiedzUsuń- Posłuchaj... nie twierdze, że to dobre, ciekawe czy fajne. Jesteśmy tu i to jest najważniejsze. Musimy przejść przez to co musi nas spotkać. Ja robię co mogę. Ale bez ciebie sobie nie poradzę. Musisz zachować rzeźwość umysłu. Wiem, ze to nawet brzmi dziwacznie w takich okolicznościach... jednak już nic na to nie poradzimy. Mamy co mamy. Przynajmniej jesteśmy razem.
Zamilkł, przeczekując jej chwilowy atak paniki. Nie był wcale zdziwiony. Właściwie byłby zaskoczony, gdyby najzwyczajniej przeszła do porządku dziennego po czymś takim. Zaśmiał się.
-A poza tym, nie bądź taka zazdrosna. - podszedł. Ujął jej twarz w dłonie i zmusił by na niego spojrzała. - Musimy przetrwać jeszcze te kilka dni. Może okaże się, że wrócimy już jutro... Albo już za chwilę. Ale dopóki tu jesteśmy, musimy sobie poradzić.
- Tak wyglądał ten świat. Ale to co tu widzisz jest niczym w porównaniu z okropnościami choćby za czasów Hitlera czy Stalina. Świat się zmienia ale nie tak bardzo. To przychodzi falami. W naszych czasach już widać pierwsze zmiany. Ludzie podnieśli się po klęskach i wojnach i uznali, że mają zbyt mało...
OdpowiedzUsuńNie byl pewien jak powinien się zachować. W przeszłości kobiety szukały czułości i blikości. Chciały czuć się bezpieczenie i to wszystko znajdowały zwykle w czymś tak zwyczajnym jak przytulenie. Teraz kobiety były dużo bardziej skomplikowane. Nie chciały by uważano je ze słabe. Wyzbywały się własnych pragnień i potrzeb tylko po to by udowodnić jakimś ludziom, że same sobie ze wszystkim poradzą.
- Musisz wytrzymać jeszcze trochę. Zabiorę cie stąd. Przecież obiecałem. Ja zawsze dotrzymuję słowa.
Przytulił ją do siebie, chociaż niezbyt mocno.
- Oczywiście, ze cie nie zostawię. Jesteśmy tu razem i razem wrócimy.
OdpowiedzUsuńChyba trochę zaskoczyła go siłą z jaką się w niego wtuliła. Objął ją ramionami nieco mocniej. POtem wraz z nią usiadł z powrotem na murku, okalającym sadzawkę.
- Walczyłem tylko w drugiej wojnie światowej. Takim jak ja nie wolno się wtrącać... Mimo to, gdybyś przeniosła się tam kiedyś beze mnie, pytaj o lekarza Kapitana Henrego Jonesa. A jak mnie już znajdziesz to opowiedz kim jesteś. Pewnie ci uwierzę. - usmiechnął się do niej pokrzepiająco. Zastanawiał się, czy możliwe byłoby to, by pzenosiła się sama. Jeżeli nie wydarzyło się to wczesniej to być może, muszą być razem w danym miejscu i czasie by do tego doszło. Będzie musiał to zbadać. Ale to później. Teraz trzeba myśleć i starać się o to, by się stać wydostać.
- Posłuchaj... nie wiem czy będziemy mieli jszcze okazję by porozmawiać na osobności, więc powiem ci teraz co mniej więcej planuję. Jeśli na tej arenie zdarzy się coś, czemu nie podołam... Jeżeli trafię na ciężkich przeciwników albo dzikie zwierzęta, z którymi sobie nie poradzę, dam się zabić. Nie znam dokładnych informacji z tym, co się działo z zabitymi gladiatorami, ale podejrzewam że ich zakopywano poza miastem albo palono. Wystarczy mi zwykle parę minut albo przy większych obrażeniach kilka godzin, by się zregenerować. Więc jeśli nie uda mi się wygrać i zabrać cię tak jak nam obiecano, zginę a potem po ciebie tu przyjdę. Jeśli ci się uda, wyproś by pozwolono ci czuwać przy moim ciele przez noc. Rano znikniemy już oboje. Jeśli się nie uda, przyjdę po ciebie następnej nocy. Musisz się przygotować... Odpowiednie odzienie, obuwie, może kilka monet jeśli uda ci się coś zdobyć. Ale nie ryzykuj. Jeżeli zing nie pojawi się po walce, uciekniemy na prowincję. Kiedyś byłem takim jakby... kowalem, jestem też lekarzem i księgowym, zatem pewnie źródło dochodu się znajdzie, w razie gdybyśmy musieli zostać dłużej. Chociaż mam szczerą nadzieję, że szybko nas stąd zabierze...
[Może przerzucimy potem ją samą w czas wojny i niech go poszuka w tamtych czasach :) ]
[ W sensie, że byłaby dzieckiem w czasach drugiej wojny? Czy jakoś później? Faust mógłby się też nią zajmować albo odwiedzać w domu, ale nie pamiętałby, że to była ona ]
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się szerzej. Wyglądało na to, że wierzyła w jego zdolności. On sam wiedział, ze się starzeje. Czas nie oszczędza nikogo. Nie był już tak szybki i sprawny jak kilkadziesiąt lat temu. Wtedy skakał po dachach, przebiegał po wąskich gzymsach pewie bez wysiłku.
- Będę się starał. Ale nie wiem czego się spodziewać. Gdyby coś poszło nie tak, wiele będzie zależeć od ciebie.
Usłyszeli kroki na żwirowej ścieżce. Nie rozumiał słów prowadzonej rozmowy. Ale podejrzewał, ze to nie niewolnicy. Oni rzadko rozmawiali międzysobą w miejscach ogólnodostępnych. Zatem mogli to być srażnicy albo ktoś z domowników. Tak czy inaczej, już chyba było zbyt późno by się ulotnić.
- Nie wbij mi tylko łokcia w brzuch. I wyglądaj na zachwyconą.
Ujął jej twarz w dłonie i przycisnął mocno usta do jej. Kątek oka obserwował zbliżające się sylwetki.
- Ej, nie wolno wam tu być - warknął strażnik.
- Zostaw ich. - mruknął drugi. - Caiusowi przyda się trochę relaksu. Postawiłem na niego.
Faust uznał, ze sprawdzają porządek na terenie posiadłości, ponieważ ostatnio mówiło się coraz częściej o ucieczkach niewolnikow. Oderwał się od kobiety i odwrócił za nimi, upewniając się czy już nie zwracają na nich uwagi.
- Bez względu na wiek, ludzi zwykle peszy oglądanie emocjonujących scen. - mruknął. Podejrzewał, ze Valancy dobrze o tym wie. W końcu studiowała psychologię.
[ Aha XD Jasne, nie ma problemu :D Tak na prawdę możemy wszystko ]
OdpowiedzUsuńRównież się podniósł. Jaj mina była nieodgadniona. Mógł się tylko domyślać co siedzi w jej głowie.
- Dobrze. Ja sobie dowcipkuje ze strażnikami... ale jestem zbyt cenny by mnie wypuszczali kiedy chce. Nie mogę chodzić swobodnie po posiadłości. Nie jestem służącym.
Zaczesał jej kosmyk włosów za ucho. Wyglądała zupełnie inaczej. Wiedział, zę zaburzył jej wiarę w realizm tego świata. Był tego całkowicie świadomy. Możliwe że właśnie ta wiedza ją tak odmieniła.
- Trzymaj się. Jeszcze tylko trochę...
Odprowadził ją spojrzeniem a kiedy znikła w budynku, udał się do siebie. Musiał teraz przejść tak by nie wzbudzić ogólnej sensacji swoją eskapadą. Miał oddzielną celę, małą i niewygodną. Ale i tak dużo bardziej luksusową niż inni gladiatorzy. Usiadł na sienniku, który stanowił jego łóżko. Czuł delikatne mrownienie w mięśniach. Był zmęczony. Jutro będzie musiał to rozruszać.
[ Jest wiele teorii XD Ale tak na prawdę będzie tak jak sobie wymyślimy XD Istnieje coś takiego jak paradoks czasowy, już nawet opisany przez naukowców, kiedy to dwie te same osoby ale z rónych czasów nie mogą przebywać w tym samym określonym miejscu i czasie, ale przecież to nasz wątek a nie amerykańskich naukowców XD ]
OdpowiedzUsuńWłąściwie to chciał się zdrzemnąć. Wiął kąpiel, oczywiście w chłodnej wodzie. Dla niewolników nie podgrzewano wody. Ale czasem można było dostać trochę gorących kamieni i to w miarę podgrzewało ciecz. Faust dość długo siedział w łaźni dla gladiatorów. Zakrzywionemu ostrzem zdejmował ze skóry bród, z każdym odrastającym włoskiem od razu. To chyba mu się podobało w tych czasach. Ludzie wychzodzili z założenia że im mniej mają włosów na ciele tym są wyżej urodzeni. Było jakoś tak, czysto. A we współczesności niektórzy mężczyźni, przypominali bardziej małpoludy niż człowieka.
Wrócił do siebie. Obwiązał się kawałkiem materiału, co stanowiło rodzaj majtek. Czekał teraz tylko na swoją szanowną panią doktor.
Podniósł spojrzenie, gdy drzwi się uchyliły i smukła osóbka wślizgnęła się do środka.
- No widzę, że przyszłaś. - uśmiechnął się. Odebrał od niej tacę i wybrał sobie jeden z owoców. Rozejrzał się. Jednak w jego pokoju był tylko siennik, stolik i taboret wyciosany z kamienia. Innymi słowem, taboretu nie dało sie ruszyć. Wskazał jej to miejsce a sam klapnął na posłanie.
- Nie mam jak mu zapłacić. Nie mam ani gorsza. Jestem gladiatorem... Nawet moje ciało nie należy do mnie. - usmiechnął się nieco krzywo. Wgryzł się w brzoskwinie. - Znaczy, że przysłaś bym się wyżył? To jakaś dodatkowa nagroda za dobre sprawowanie?
- Nikt nie weźmie od gladiatora który zaraz idzie na śmierć wyimaginowanych pieniędzy. Mnie jest wszystko zapewniane. Jedzenie, wino i kobiety. Ponoć jestem ważny. - uśmiechnął się szeroko. Czuł się spięty. Był niespokojny i chyba podejrzliwy. Mimo to nie chciał by Valancy poznała to co czuje.
OdpowiedzUsuń-Więc... Przyszłaś z jakiegoś konkretnego powodu, czy po porostu chciałaś popatrzeć jak paraduje w tej szmacie? - wskazał na przepaskę na biodrach. - Mogę ją zdjąć jeśli ci przeszkadza.
Oparł się wygodnie plecami o chłodną ścianę. Tutaj w podziemiach, panował przyjemny chłód. W świecie tak potwornie upalnym jak ten, każda chwila spokojnu i cienia była cenna. Wciąż czuł się odwodniony i jakby wysuszony. Spędzał dożo czasu w łaźni a do tego miał obowiązek nacierać się tymi dziwnymi olejami. Ale to jeszcze było mało. Mieli pecha trafić na upalny okres w roku. Wybrał kilka winogron.
- Zastanawiam się... Jak to wszystko się stało. Nie spałem. Nie odleciałem. Byłem całkowicie przytomny... A skoro tak, to ty musiałaś to wywołać. Może jesteś taka jak ja.
Włąściwie już sięgał do supła by się uwolnić od wyjątkowo szorstkiej i nieprzyjemniej w dotyku szmaty, ale go powstrzymała. Westchnął z udawaną rezygnacją.
OdpowiedzUsuń- Jak na parę namiętnych kochanków, jesteśmy mało namiętni. nie zdziwił bym się gdyby kilku siedziało z uchem przy ścianie i czekali na fajerwerki.
Wyciągnął nogi prze siebie. Teraz zajmował niemal całą podłogę. Pokój był mały ale chociaż własny i prywatny.
- Już mówiłem, dostałem twoje nazwisko od Ordera. Na początku sądziłem, że to przypadek... Miałem zniknąć szybciej niż się pojawiłem. Ale teraz mam nieodparte wrażenie, że Order doskonale wiedział co robi, przysyłając mnie właśnie do ciebie. Zaczynam powoli domyślać się o co może chodzić... Ale by to sprawdzić i upewnić się, musimy wrócić do twoich czasów.
Zjadł jeszcze kilka winogron.
- Skakałem już w czasie wiele razy. Każdy skok trwał w rzeczywistości kilka godzin albo minut. A tkwić w przeszłości mogłem nawet kilka tygodni. Czasem skakaliśmy razem, znaczy ja i mnie podobni... Ale nie potrafiliśmy odkryć prawidłowości w tym wszystkim. Sądziłem że trzeba sie znaleźć w tym samym czasie i miejscu, jakoś... zetknąć się, dotknąć... Ale to nie zawsze działało. Niektórzy chcieli unormować te skoki, by trafić kiedy chcą w każde miejsce w czasie i świecie. Ale na to też nie ma się wpływu. Wiele razy bałem się zasnąć... Zmuszałem się do czujności mimo ogromnego zmęczenia. Potem, skoki stały się rzadsze. I przestałem się ich bać.
Uśmiechnął się, słuchając jej.
OdpowiedzUsuń- Oglądałem ten film. Jestem dinozaurem ale zawsze się dokształcam by się za bardzo nie wyróżniać... Teraz jest to coraz trudniejsze. Świat nagle zaczął przyspieszać. Wszystko zmienia się tak szybko...
Zrzucił sobie owoce z tacy na posłanie. Domyślał się, że naczynie musiał zwrócić. Przetarł dłońmi twarz u włosy. Wciąż były wilgotne.
- Ja wiedziałem o nim wszystko. Ludzie często mi się zwierzają. To chyba przez moją twarz. - wyszczerzył się. - Oczywiście, że część danych było zapożyczonych. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Jeśli będziesz chciała, może kiedyś ci opowiem o sobie prawdę. To chyba nawet ciekawa historia.
Widział, że jest zmęczona. Sam chyba też był. Upał wysysał resztkę sił.
- No skoro chcesz iść... - westchnął, z czymś jakby rezygnacą w głosie. Gdyby nie fakt, że był obecnie niewolnikiem i było mu wygodnie, pewnie wstałby by odprowadzić ją ten metr do drzwi. W końcu te matczyne zasady zostały wszczepione do każdej jego komórki, a ta perspektywa która obecnie miał pozwalała mu przynajmniej ocenić jej nogi.
Stęknął gdy się na niego zwaliła, gdyż dźgnęła go łokciem w brzuch upadając.
- Teraz to już nie wiem jak interpretować to twoje zmęczenie. - zachichotał. Odziwo, ciało Valancy było dużo chłodniejsze niż jego. I całkiem przyjemne w dotyku.
- Chyba że jednak masz ochotę zostać i nie udawać? - spytał, mając na myśli jej wcześniejszą wypowiedź, o tym że wolni nie udawać.
- Ale ja mam dyplom. Wspominałem, ze jestem lekarzem?
OdpowiedzUsuńWieszość jego dyplomów było już chyba przestarzałe, ale wiedza pozostała i mimo upływających lat, aktualizował ją. Ostatni dyplom jaki robił miał ledwo 15 lat, więc był dość świezy.
Zachichotał, gdy znów dostał łokciem. Wyprostował się, opierając się o ścianę obok niej. Zerknął na nią, z nieco dwuznacznym uśmiechem.
- tu nie spodziewam się zabójców. Kiedy skaczemy w czasie jesteśmy względnie bezpieczni. Gdybym nie był dzentelmentm, pewnie wykorzystał bym sytuację... Ale nie powiem by mnie nie korciło. Jesteś atrakcyjną kobietą... I charakterek też masz niezgorszy. Nie pomyśl tylko, ze sobie pochlebiam ale byłabyś zadowolona gdybym jednak to z siebie zdjął.
Był meżczyzną i lubił kobiety. Akurat tego nie miał zamiaru ukrywać. Jego problem polegał tylko na tym, ze nie kochał się zbyt chętnie z kobietami, z którymi nie łączyła go żadna, choćby nieduża, emocjonalna więź. ten dodatek emocji, uczucia które się pojawiały w trakcie zwykle bardzo wzmacniały tę więź.
- Poza tym, nie będziesz musiała wracać do posiadłości. Chociaż zapewne tam jest wygodniej niż tu. - omiótł spojrzeniem pomieszczenie.
[ Możemy ich zaraz ściągnąć z powrotem do domu, przeniosą się w inne miejsce i znów mogą skoczyć, tym razem na dziki zachód :D Żaden problem XD A ten pomysł z przeniesienia się do jej dzieciństwa czy w czasy wojny możemy zrobić później, skoro masz teraz face na dziki zachód :D ]
OdpowiedzUsuń- Chyba mylisz pojęcia, moja droga. Nie lubie ekshibicjonizmu, po prostu lubię intymna nagość w ciasnych pomieszczeniach, zwłaszcza w których towarzyszy mi urocza kobieta. To ma swoją nazwę nawet i to wieale, ale ja zawsze lubiłem określenie miłość fizyczna.
Znów się zaśmiał. Ogólnie to był zadowolony z jej zachowani. Dość szybko przystotowała się do nowej sytuacji. Na początku obawiał się, że wpadnie w histerię i będzie problem nie tylko ze znalezieniem wyjścia z sytuacji ale także z przypilnowaniem jej osoby. Jeszcze mogliby uznać ją za wieszczę i zamknąć w świątyni. Wtedy to już miałby ogromny problem.
- Co to znaczy, nic głupiego? To że wyobrażam sobie ciebie nago, jest głupie? Bo dla mnie nie. Aż tak bardzo ci się nie podobam? - fuknął udając urażonego.
[ Kolejność zawsze możemy zmienić xD Właściwie to kiedy ich "wracamy"? I w jaki sposób? Wolisz po decydującej walce na arenie? ]
OdpowiedzUsuń- Miałem paru kochanków, jeśli o to pytasz. Bywałem bardzo rozpustny... Cóż, każdy błądzi. To kolejna z ciekawych historii, które mogę ci opowiedzieć.
Rozmawianie z tą konkretną kobietą zaczynało mu się podobać. Była taka zwyczajna a jednocześnie inteligentna. Dawno nie miał okazji konwersować z kimś takim.
- Oj przestań. Oboje wiemy, że się gapiłaś. Stałem obok i widziałem. Ta twoja Alice przypomina mi moją rubaszną ciotunie Klarę. Była cudowna. Gołymi rękami skręcała karki ogromnym bykom i nosiła wielkie bale z lasu by je potem porąbać na polana.
Uniósł brew, nie przestając się uśmiechać. Jej zakłopotanie go bawiło. Musiał robić to częściej.
- Sto? Nie obrażaj mnie... - prychnął, udając oburzenie. - Mam trochę ponad sto lat... 139 czy jakoś tak. Więc nie bądź taka wybredna, bo zostaniesz starą panną i będziesz mieć potem pretensje.
[ A jak coś mu się stanie? XD taka bezduszna XD ]
OdpowiedzUsuń- W tym wieku to ponoć najciekawszy temat prywatnych rozmów. Nie debatuje się już filozofii, sztuce ani niezwykłościach tego świata, tylko o tym kto kogo i gdzie przeleciał. Nie bądź takim niewiniątkiem. Cztałaś moją kartę wiedziałaś na co cierpię. Zdarza mi się nagle usnąć i nic na to nie mogę poradzić.
Zerknął na swoje ciało. Z roku na rok, kobiety stawały się coraz bardziej komplikowane. Co prawda cieszył się, że już nie mdlały przy każdej okazji i nie domagały się wiecznej uwagi. Były samodzielne. Pracowały, mogły wyrażać swoje zdanie i miały autorytet. To mu się bardzo w tych czasach podobało. Ale teraz siedział w starożytnym Rzymie i nie bardzo miał czas i ochotę zagłębiać się w rzeczywistość XXI wieku.
- Nie wiem o co ci chodzi. Mam wszystko na swoim miejscu i jestem inteligentny.
Sięgnął po winogrona. Sądząc po tym co dawali gladiatorom do jedzenia domyślał się, że nawet gdyby wywalczyli sobie wolność, szybko zmarliby na niewydolność organizmu, zatory żylne czy niewydolność wątroby.
- Po prostu nie wierzysz w siebie. Oboje wiemy, że masz trudny charakter i jesteś irytująca, ale to nie znaczy że nigdy nie znajdzesz sobie pary.
- Ale dlaczego? Twoje zycie miłosne to bardzo ciekawy temat. Dzisiejsze kobiety są takie skomplikowane... Nie to co dawniej. Chociaż cieszę się, że już nie mdlejecie przy byle okazji. To było bardzo upierdliwe... Na każdym balu conejmniej trzy lecieły na pusk i trzeba było je zbierać z podłogi.
OdpowiedzUsuńZamilkł na chwilę. Chciał sprawdzić czy sobie pójdzie czy jednak pociągnie konwersacje dalej. Została a on się uśmiechnął. A podobno ją irytował
- Po trzydziestce? Zabiorą ci najlepszych kandydatów. A ty zasługujesz na kogoś wyjątkowego.
Jej pytanie trochę wytrąciło go z myślowego toku. Nie był do końca pewien o co pytała. Ale jeśli o to co przypuszczał, to odpowiedź była zbyt trudna i skomplikowana by poświęcić temu ledwie kila minut.
- Masz na myśli to, od kiedy przestałem się starzeć?
- Trudno mi określić ile miałem lat kiedy przestałem sie starzeć. Zauważyłem że coś jest nie w porządku z moim wyglądem dopiero kiedy miałem skończyć czterdzieści lat. Spojrzałem w lustro i dotarło do mnie, że od wypadku moja twarz ani ciało nie zmieniło się w ogóle. A wypadek miałem krótko po skończeniu trzydziestu trzech lat. Zginęła w nim moja rzemienna żona i córka. Miała chyba trzy lata... Nie pamiętan dokładnie. Rzeczyz początku życia zaczynają mi się zacierać z pamięci.
OdpowiedzUsuńNie odczuwał jakichś większych emocji związanych z tamtą kobietą i dziećmi które stracił. Teraz już wszystko to co się wtedy zdarzyło wydawało się być sceną w starym filmie, który wywołuje tylko smutek a nie rozpacz i cierpienie.
Zerknął na nią gdy zadała to dość niespodziewane pytanie.
- Chyba możesz... Ale jest tylko jeden siennik a ja nie będę spał na podłodze bo jeszcze przeziębię sobie pęcherz.
- Czasem lepiej jest nie pamiętać. To daje dużo spokoju. To taka chwila wytchnienia, kojąca sumienie. Mogę wtedy udawać, że nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńOparł głowę o chłodną ścianę. Gyło mu bardzo gorąco w głowę. Zapewne przez gęste włosy, których mu z wiekiem nie ubywało. Zerknął na nią i zachichotał.
- Nigdy nie lubiłem upałów. Lubię jesień. To moja ulubiona pora roku.
Przesunął się nieco, robiąc jej trochę miejsca. Sięgnął po kolejny owoc.
- Możesz tu zostać jeśli chcesz, ale musisz wiedzieć że też tu będę spał, zatem albo tu ze mną albo tam sama. Taki masz wybór. Po prostu czujesz się przy mnie bezpiecznie, bo pochodzę z toich czasów. Nie ma w tym nic dziwnego. Pamietam jak kiedyś skoczyłem... do średniowiecznej Angli. To były czasy Henryka VIII i wielkiej rewolucji religijnej. Burzenie klasztorów, wynoszenie tych śmiesznych relikwii i palenie ich. Wiesz że w Anglii było na przykład pięć czaszek tego samego świętego? Albo że święty Paweł miał czterdzieści osiem palców u rąk... Tak, handel relikwiami kwitł. A ludzie byli bardzo naiwni. Sam byłem świadkiem tego jak jakiś człowieczek, który niby przybył do Anglii z ziemi świętej, przywiózł kopytko osoiłka, na którym Maryja jechała do Betlejem. Już nie mówiąc o szczebelku z drabiny, który się śnił jednemu ze świętych. Albo sadzonce drzewka oliwnego przy którym modlił się Jezus. Bardzo zabawna sprawa.
Zamilkł na chwilę. I pomyśleć że teraz mógłby być już gdzieś daleko, wolny od ludzi którzy chcieli go mieć na wlasnośc. Chociaż nie chciał by Valancy za to zapłaciła. Zwłaszcza że zdołał ją lepiej poznać.
- Dawno nikt nie sprawdzał czy chrapię czy też nie, więc nie mogę ci jednozancznie odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się ciepło. Domyślał się, że kobieta siedząca obok wciąż nie może dojść do siebie przez to wszystko co się stało.
- Pamiętam, że było deszczowo. Zbliżał się wieczór. Wylądowałem w jakijś dużej komnacie, wyłożonej drewnem. Wszędzie unosił się dziwny zapach... jakby połączenie uryny i niepranych od las skarpet uczniowskich. Miałem wielką ochotę schować się pod łóżko i czekać aż się obudze z tego dziwnego snu. Ale skoro to był sen... to mogłem się przecież trochę rozejrzeć. Zawsze sobie wmawiałem, ze jeśli bardzo tego zapragnę to się obudze. Ale to tak nie działa... Zatem wypełzłem spod łóżka i zacząłem przeszukiwać szafy, by znaleźć coś do ubrania, coś z tych czasów. Trafiłem na pokój jakiegoś strasznego kurdupla. Wszystko było za małe. Wybrałem więc płaszcz, duży i długi, zasłaniający całą sylwetkę. I tak odziany wyszedłem na korytarz. Udało mi się odnaleźć taką zbrojownie dla strażników, czy żołdaków stacjonujących w zamku. Znalazłem włośnicę, jakąś kolczugę, spodnie i wstrętne buciory. Uzbroiłem się i wtedy znalazł mnie jakiś mężczyzna. Po tonie jego głosu i tym co mówił, poznałem, ze to musi być jakiś mój dowódca. Wsadzili mnie na konia i razem z oddziałem ruszyłem za nim. Nazywał się Thomas Cromwell...
Uśmiechnął się szerzej do swojej towarzyszki. Cięzko było ocenić czy go słucha z jakąkolwiek uwagą czy po prostu wegetuje obok.
- Polubił mnie i mianował swoim przybocznym. Uważał, ze jestem dość bezczelny jak na zwykłego chłopa w zbroi. Ale ja mu udowadniałem że jestem wykształcony, więc szybko uznał, że jestem zubożałym szlachcicem. Dostałem od niego pierścień... JEdnak kiedy się zbudziłem nie miałm go już na palcu. Byłeś wściekły. Miałem wsadzić go do jakiegoś pudełka i zakopać gdzieś, gdzie po kilku wiekach mógłbym go znaleźć. Potem robiłem tak. Wiele rzeczy, które mam w domu pochodzą spoza czasu. Jeśli chcesz teraz też możemy coś zakopać. Problem polega na tym, że tak niewiele rzeczy przetrwało do naszych wieków, ze możemy się po prostu nie zorientować w terenie.
[Spoczi :) Uuuuuuu.... czyżby skandalik? Ja lubić skandaliki :D Jak chcesz to możesz mi opowiedzieć :D
Oj miśka. Czasu nie cofniesz. Cyc do przodu. Przecież nie może być aż tak źle, prawda?]
[ I to twoim zdaniem nie jest mały skandalik? XD Wiem o co chodzi bo mam kilka atrakcyjnych koleżanek i takiego kolegę, który zawsze mnie wpisuje jako pomoc gdy jedzie do Kopenhagi na odczyt... Ah te noce na promie...
OdpowiedzUsuńale dość fantazjowania o.o Jak przyszpili... to co zrobić? XD ]
- Nic nikomu nie będę dawał. To moje rzeczy. Wszystkie trzymam u siebie bezpieczne i własne. - odparł z lekką urazą w głosie. Gdyby chciał zarabiać na skokach, robiłby to. To wcale nie było trudne. Wystarczyłoby tylko poczekać aż los rzuci cżłowieka tak gdzie może coś zarobić. Choćby by mógł zainwestować w akcje Appla gdy były jeszcze warte gorsze.
- Ale tak na prawdę, nikt nam nie broni robić tego na co mamy ochotę. Przynajmniej tutaj... - westchnął. Położył się na swoim sienniku. - Kładziesz się? Myłem się dzisiaj pięć razy, więc nie mów że smierdzę bo to nie prawda.
Gdy tylko położył głowę na prowizorycznej poduszce, poczuł jak ogarnia go senność. Miał już swoje lata. Takie nagłe skoki fizycznej wydajności były męczące i wymagały długiej regeneracji. Co gorsza jutro czekał go podobny dzień a jeszcze później będzie musił przypomnieć sobie wszystko co wie o walce i to do tego prowizoryczną bronią, ciężką i niewygodną.
Cóż, jak przegra to chociaż nie umrze. To był największy atut jego jestestwa.
[ Przyzwyczaj się bo często tak jest. Jak już dojdzie do decyzji, to będziesz miała problem. ]
OdpowiedzUsuńLeżał bez ruchu wpatrując się w sklepienie. Tutaj nawet powietrze było inne. Czuło się czystość i niezwykłość tego świata bez technologii, śmieci, plastiku i innych zanieczyszczeń, które współcześnie niszczyły ziemie. Tutaj unosił się tylko zapach ludzkich ciał.
Zamknął oczy i zmusił się do snu. Musiał wypocząć by móc dalej trenować i nie dać sie przypadkiem zabić. A najważniejsze było to, że musiał wyciągnąć stąd Valancy.
Obudziło o jakieś zamieszanie. Ktoś krzyczał. Szczęk uderzania metalem o metal rozchodził się echem po korytarzach. Zerknął na Valancy, którą w nocy przygarnął bardziej do siebie. Wyplątał się z jej ramion i wstał by się zorientować w sytuacji.
Bunt niewolników...
Przeklął. Kucnął przy kobiecie i trochę zbyt energicznie nią potrząsnął.
- Musisz iść. Niewolnicy się zbuntowali. Chodź...
Wręcz podniósł ją z ziemi i wyprowadził ze swojej celi. Odgłosy zamieszania były coraz bliżej. Poprowadził ją w drugą stronę, znając już dobrze te korytarze i pomieszczenia. Z drugiej strony można było wyjść na arenę a stamtąd na ulicę. Na placu zebrało się kilku strażników pouczanych przez dowódcę.
- Idź. Wyprowadzą cie...
- Pójdziesz z nimi. Powiesz kim jesteś i by cie odprowadzili do właścicielki. Jeśli cie tu złapią będą problemy. Jestać zbyt cenna by odważyli się coś ci zrobić. - ujął mocno w dłonie jej twarz, zmuszając by spojrzała mu w oczy. - Musisz być bezpieczna... Idź.
OdpowiedzUsuńPuścił ją i odwrócił się, zerkając w stronę korytarza którym tu przyszli. Słyszał już krzyki i odgłosy szamotaniny. Strażnicy przepędzali buntowników w ich stronę.
- Idź. - pchnął ją lekko, wytrącając z chwilowego zamroczenia.
Wolał się do tego nie mieszać. Jednak wiedział, że kara nie ominie również jego, choćby miał tylko stać z boku i się przyglądać. Odczekał chwilę, aż Valancy zniknęła mu z oczu. Strażnicy rozstawili się na arenie ćwiczebnej. Wiedzieli że mają do czynienia z gladiatorami. Niewolnikami wojownikami. Byli na to gotowi.
Faust wyszedł na arenę, mrużąc oczy od słońca.
Uniósł w górę ręce w bardzo współczesnym geście poddania.
- Nie macie pojęcia jak bardzo chciałem sie dziś wyspać. - westchnął do strażników.
- Z tą panna tylko chciałeś się wyspać? - zadrwił dowódca.
- Jest wieszczką. Nikt nie może jej dotykać, poza bogami. - odparł, umacniając tym nietykalność Valancy. - Nie chce walczyć... Nie wiem dlaczego oni hałasują. Mogę... iść do łaźni?
Dowódca straży uniósł brew. Reszta strazników wydawała się zdziwiona i nieco zdezorientowana. Najlepszy gladiator nie brał udziału w buncie...
Został zaprowadzony do łaźni. Posadzili go na jednej z kamiennych ław i przykuli ciężkimi kajdanami do wmurowanej w ścianę obręczy.
- Lepsze to nić baty... - mruknął sam do siebie.
Bunt nie trwał długo i nie przeniósł się na inne miejsca w mieście. Dobrym sposobem okazało się odrąbanie języka największemu prowodyrowi.
OdpowiedzUsuńFaust nie wiedział ile czasu minęło. Czuł tylko odrętwienie rąk, ale to dało się przeżyć. Po tej całej zabawie zarządca wybrał taki trening, że gdy słońce zaczęło zachodzić, żaden z gladiatorów nie miał siły by utrzymać się prosto na nogach.
Był piekielnie głodny. Wrzucił w siebie porcję którą dostał ale to i tak było mało. Czuł pulsowanie w mięśniach i odrętwiający ból. Dawno nie ćwiczył porządnie... należało mu się przypomnienie dlaczego powinien być bardziej pokorny.
Gdy łaskawie pozwolono im na spoczynek, Faust odnalazł swojego ulubionego strażnika. Człowiek ten był bardo zrównoważony i spokojny. Z tego co się dowiedział, nie pochodził stąd i nie czuł się dobrze w tym mieście. Zapytał o Valancy. Strażnik zapytał co dostanie w zamian.
Cóż... od zawsze wiadomo było, że informacje są bardzo cenne. Oraz że w dawnych czasach Rzym był bardzo swawolny...
Zatem po drobnej... albo raczej dużej zapłacie, dowiedział się że wróciła do swojej pani i że jest bezpieczna. Ponoć nic złego jej nie zrobili. To ostatnie zdanie najbardziej Fausta niepokoiło. Dla nich pewne rzeczy są normą, ale dla Valancy ten świat był zupełnie obcy i nienaturalny.
Przez dwa kolejne dni jej nie widział. Nie dziwiło go to. Nikt o zdrowych zmysłach nie puści swojego niewolnika tam gdzie może znów wybuchnąć bunt. Jednak, zaczynał się o nią niepokoić.
Przyjęcie było bardzo wystawne. Pojawiło się wielu znaczących dygnitarzy i oficerów, którzy nie bez zainteresowania, przyglądali się gladiatorom. Jedyne co cieszyło Fausta to to, że dali mu w końcu jakiś w miarę wygodny przydziewek, że mógł się w końcu najeść oraz że będzie mógł porozmawiać z Valancy. To ostatnie chyba było najważniejsze.
Zatem grzecznie się uśmiechał, pozwalał macać po tyłku i wysłuchiwał propozycji, które nawet w XXI wieku uchodziłyby za nienormalnie zboczone. Jednak tutaj był tylko przedmiotem.
znalazł ją przy jej pani. Niemal parsknął widząc jej minę, którą ocenił na wyjątkowo zirytowaną, kiedy po raz kolejny napełniała kielich pulchnej kobiety winem. Ta kobieta miała w sobie dużo uroku. I jeszcze czegoś co bardzo mu się podobało i przyciągało go coraz silniej.
Stanął za nią, uważając by jej właścicielka go nie dostrzegła.
- Wyglądasz piękni. - szepnął jej do ucha. - w porządku?
- Podejrzewam, ze gdybyś nie była piękna z natury te wszystkie dodatki niewiele by pomogły.
OdpowiedzUsuńJej kolejne słowa, całkowicie starły uśmiech z jego twarzy. Pokręcił głową, przymykając na chwilę powieki. Po chwili spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się smętnie.
- Dobrze, że tego nie zrobili. Wiesz, że byłbym w stanie ich pozabijać? Wystarczyłoby tylko byś wskazała mi, o kogo chodzi... Zabijałem ludzi. I jestem w stanie zabić każdego kto mógłby ci zagrozić. Ja tylko wyglądam na takiego spokojnego.
Była to szczera prawda. Jeszcze dawniej przejmowałby się życiem i śmiercią innych ludzi. Jednak po tylu latach ciągłego życia, inni ludzie jawili mu się jako pyłek, niewiele znaczący w dziejach świata.
- Oczywiście, ze z koleżanką na studiach się liczy. Chociaż nie spodziewałem się po tobie, pociągu do kobiet. Raczej wyglądasz na taką, która lubi plastusiowatych prawników.
Przysunął dłoń do jej twarzy i pogładził ją kciukiem po policzku. Gdyby tylko miał większy wpływ na to co się dzieje. Podejrzewal, że lepiej nie mówić jej o tym, że musi dawać się obmacywać strażnikowi albo co gorsze mu obciągać, w zamian za informacje i możliwość wychodzenia z gimnazjonu. Ten świat miał swoje zasady. I czy się tego chciało czy nie, trzeba się było dostosować.
- Mam nadzieję, że to już nie potrwa długo. Czy może ktoś zwrócił twoją uwagę? Albo widziałaś jakieś miejsce, do którego bardzo chciałaś wejść? Czasem to tak się objawia...
- Nie udawaj takiej zdziwionej. Oczywiście, ze mi zależy. Jestem w pewnym sensie za ciebie odpowiedzialny. Ja nie mogę umrzeć. Ciężko byłoby mnie zniszczyć... Byłem głodzony, topiony, truty... raz nawet chciano mnie spalić żywce. Ale ty jesteś zupełnie ludzka. Całkowicie śmiertelna... i krucha. Zawsze najtrudniej jest rozstać się z kimś oswojonym. Dlatego nie chce się do nikogo zbytnio przywiązać.
OdpowiedzUsuńMusiał się zastanowić co zrobić, gdyby mieli problem z powrotem do swoich czasów. Nigdy niemożna było przewidzieć jak długo taka wycieczka potrwa. Odsunął się o krok. Możliwe, że istotnie za bardzo się spoufalił. Poza tym wątpił by Valancy szukała towarzystwa.
- Postaraj sie nie wpaść w kłopoty. Oboje wiemy jaki masz temperament.
Przez chwilę próbował sobie wyobrazić ja pijaną, za czasów studenckich, dobierającą się do jakiejś biednej dziewuszki. Ale zaraz...? Z koleżanką na studiach? A z mężczyzną?
Uniósł brew. Chociaż wlaściwie dlaczego niby miałoby go to zdziwić? W czasach jego młodości nie było w tym nic dziwnego. Ale to nie była jego sprawa.
Złapał ją za ramię gdy chciała odejść.
- Jaki sen? To ważne. Może będzie tam jakaś wskazówka. Na razie błądzę we mgle. Nic mi się nie objawiło. Ale skoro ty coś widziałaś... to pewnie chodzi o ciebie.
- Po tym buncie, wszystkich nas będą obserwować lepiej... Martwią się, że zaraz ktoś wyskoczy z nożem i zacznie zabijać arystokrację tutejszą...
OdpowiedzUsuńNie czuł się dobrze w tym klimacie. Wolał kiedy było chłodno. Czekał tylko na ten Sąd Ostateczny, gdy Bóg otworzy klapę w niebie i powie coś w stylu: "I co? Trzeba było taki pierdolić? Tak żałośnie stękać przez całe życie i tyle śliny marnować, jak ona ma tyle innych ciekawszych zastosowań?".
Westchnął głęboko. Tak, użalanie się nad sobą wychodziło mu niemal doskonale.
- Jesteśmy tu już prawie tydzień. To długo...
Drgnął, słysząc czyjeś kroki. Lepiej by nie widziano ich razem na tyle blisko by można było snuć podejrzenia. Faust odsunął się o krok.
- Nie wypuszczą mnie z koszarów. Ciebie już też tam nie wpuszczą... Musimy znaleźć się tutaj. Chce poznać twoje sny...
Całe przyjęcie zaczęło się rozkręcać dopiero gdy goście wypili więcej niż powinni. Faust obserwował chwilę jak jeden z gladiatorów pieprzy jakąś kobietę na stole a wszyscy wokół zaśmiewają się aż do bólu brzucha. Jednak ten wiek miał swoje zalety. Powietrze było czyste, ludzie bywali szaleni i niepokorni. to było niezwykłe.
OdpowiedzUsuńWieczorem czuł się obolały. Kobieta, która przyssała się do jego członka wyssała z niego chyba wszystkie wnętrzności przez tę małą dziurkę. Jakaś inna go pogryzła i podrapała. W walce i tak nie będzie tego widać.
Wysłuchał jej w milczeniu. Zastanawiał się chwilę, miarowo głaszcząc się po brodzie co robił już właściwie bezwiednie.
- Wolałbym po prostu wygrać... Nie będąc uwięzionym można szukać odpowiedzi. Jednak nie ma gwarancji tego, ze odejść nam w ogóle pozwoli. Mogę mniej więcej określić który teraz jest wiek... Może...? Powiedz jej, że jak wygram i cie wypuści wraz ze mną, to zdradzisz jej wielką tajemnicę świata, która uczyni ją bogatą i sławną. To całkiem niezły argument...
Gorzej będzie, jeśli jednak przegra. Nie wiedział co wyjdzie na arenę wraz z nim. Z dziesięcioma gladiatorami i dzikimi zwierzętami sobie nie poradzi. Jednak o tej opcji wolał na razie nie wspominać.
[ Czytaj, czytaj XD powiem szczerze, że to jedyna powieść Sienkiewicza którą mogę przeczytać XD Reszta mnie strasznie mierzi XD ]
- Jeśli przegram, zginę. To walka na śmierć i życie. Dlatego jest taka oczekiwana a zakłady tak wysokie. Liczę jednak na to, ze nie zechcą mnie spalić. Dlugo się muszę regenerować zanim będę mógł normalnie funkcjonować. Jeśli przegram straci mnie, ale ty z nią zostaniesz. Tak się jej przynajmniej wydaje, bo zabiorę cie gdy tylko odzyskam sprawność. Ale wcześniej może się zdarzyć, zę się wybudzimy.
OdpowiedzUsuńSiedzieli przez kilka chwil w milczeniu. Faust uświadomił sobie, ze kobieta, z którą obecnie przebywa jest jego psychoterapeutą. Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
- Oczywiście. Jeśli to coś realnego. - odparł, zerkając na nią z ciekawością.
- Gdyby się przyjrzeć szczegółom, niewiele się zmienia w ludzkich umysłach. Wszyscy chcą być podziwiani i mieć się czym chwalić.
OdpowiedzUsuńFaust podniósł się i przeciągnął. Dieta gladiatorów i ich intensywne treningi całkiem pozytywnie dbiły się na jego sylwetce. Szkoda tylko, ze po przebudzeniu nie będzie już taki imponujący.
- Wrzucają we mnie tyle nasion i mięsa, że nie mogę zbyt długo usiedzieć na miejscu. Muszę przejść na tę dietę w domu. Mnie nie jest łatwo unieszkodliwić. Musieliby mnie związać ale wtedy nie wyszedłbym w ogóle na arenę. Otrucie, czy jakaś niewidoczna dla odbiorców rana na ciele mnie nie powstrzymają. Wiedzą, ze muszę wyjsć na arenę, więc opcje do wyboru się skurczą.
Spojrzał na nią z ciekawością. To była na prawdę niecodzinne obietnica. Spodziewać mógłby się wielu rzeczy, ale na pewno nie to.
Zmarszczył brwi.
- Dlaczego? Brzmisz tak jakbyś była zazdrosna
Zaśmiał się. Nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Od jakiegoś czasu Valancy zachowywała się podejrzanie i nie był pewien jaka jest tego przyczyna.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, nie prześpię się z nią. - przyznał. - Skoro tak bardzo ci na tym zależy.
Droczył się z nią. Stało się to częścią jego życia, którą nawet polubił. Oparł dłoń o ścianę, zagradzając jej drogę ramieniem.
- Nie przesadzaj. Nie musisz zaraz wychodzić, jak tylko przyznasz że się o mnie martwisz. To całkiem miłe.
Zamilkł na chwilę, chłonąc lekkie skrępowanie które między nimi powstało.
- Przypomnij sobie co wiesz o wierzeniach Rzymian. Jeśli dam się zabić na arenie, przyjdę po ciebie a ty powiesz, że wypuścili mnie z Tartaru tylko po to bym mógł cie zabrać. Oni są przesądni.
[ Jaki masz plan na dalszą akcję? Faust będzie zw3yczajnie walczył na arenie i wygra czy też ma przegrać? ]
- Ja cie nie proszę byś nie sypiała z innymi. - odparł unosząc brew. - Wygląda to trochę na inne martwienie się. Czy może razczej coś wpadającego w zazdrość.
OdpowiedzUsuńOdsunął się, umożliwiając jej przejście.
- Więcej odwagi, bo jeszcze pomyślę że jesteś niewinna i delikatna.
Wrócił do swojej małej celi i położył się na posłaniu. Wybór odpowiedniej taktyki nie był prosty. Wiele mogło się zdarzyć. Jednak wydawało się, że decyzja o tym by starać się wygrać a potem w razie nie powodzenia misji, zmartwychwstać na oczach tłumów, było dobrym sposobem by w końcu wydostać się z tego miasta. Może na arenie będzie ten ktoś? Wyzwalacz tego zing, który przeniesie ich do domu? Byłoby całkiem zabawne gdyby zniknęli tak po prostu. Zanotował w pamięci by potem sprawdzić, czy wydarzenia w których uczestniczą są w jakiś sposób zapisane w historii. Wiedział, że czas naprawia się samoistnie, gdyby ktoś dokonał w przeszłości zbyt wielu zmian. Pewne wydarzenia po prostu muszą się wydarzyć.
Zbudzono go przed południem. Musiał poćwiczyć a potem regenerować siły przed walką. Słyszał przyciszone szepty strażników, zupełnie jakby wiezieli coś więcej o tych walkach. Usłyszał słowo lew i już wiedział, że to będzie wielkie widowisko.
[Któryś już raz siadam do odpisu XD Nie ogarniam swojej nowej pracy XD ]
OdpowiedzUsuńStał spokojnie, czekając aż Adenor skończy wiązać napierśnik.
- Pamiętaj by osłaniać prawą stronę. - przypomniał młody niewolnik, który uczony na rzemieślnika i kowala był niezastąpiony przy przygotowywaniach do walk.
- Pamiętam. - odparł Faust. Uniósł rękę by udostępnić lepiej młodzieńcowi swoje ramię. Zwinne szczupłe palce z łatwością sznurowały i wiązały rzemienie.
- Postawiłem na ciebie. Bogowie ci sprzyjają.
- Oczywiście, ze sprzyjają. Ale zdradź mi... Co się szykuje na arenie?
Adenor skończył swoją pracę i odsunął się na dwa kroki by ocenić swoje dzieło. Do ubioru Fausta dokładał zawsze najwięcej starań. Uważał, że jest odpowiednim kandydatem na zwycięzcę. POkręcił lekko głową.
- Nie wiem czy powinienem ci to mówić przed walką... Tylko się zdekoncentrujesz.
- Nie przesadzaj. - odparł Faust, poprawiając pochwę z krótkim mieczem przy boku.
- Na arenie będzie jeszcze jedna nagroda, poza wolnością. Kobieta dokładnie... Nie będzie łatwo bronić siebie i jej jednocześnie.
Faust przeniósł na niego swoje czuje spojrzenie.
- Jaka kobieta?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Wyprowadzono ich parami na arenę. Walki się odbyć miały w kilku rundach, każdy wygrany przechodził do kolejnej rundy. Jednak o nie było takie proste. Mogło się okazać, że spośród wszystkich walczących wyłoni się zwycięzca w jednej rundzie.
Właściwie powinien się tego spodziewać... Zawsze, same komplikacje...
Był zmęczony. Pilnowanie jednocześnie siebie i jej, było trudnym zadaniem. W pewnym moemencie jego przeciwnicy zauważyli, że Faust chce bronić niewolnicy i wykorzystywali to przy każdej okazji. W końcu została ich trójka. Widzowie szaleli, krzycząc i wiwatując. Widowisko istotnie musiało być ciekawe. Zniesione zostały trupy zabitych gladiatorów i wszystkie odcięte kończyny. Zaskrzypiał jakiś mechanizm i zaszumiał łańcuch, podnoszonych klatek. Chwilę później pojaiwły się pierwsze lwy. Mimo całej grozy sytuacji Faust musiał przyznać, ze to na prawdę piękne stworzenia. Cofnęli się w kierunku środka areny, dalej od zwierząt. Wielkie koty wydawały się krążyć wokół, szukając odpowiedniej okazji. Faust uniósł trójząb i cisnął go w stronę lwa, który niebezpiecznie zbliżył się do Valancy. Wystarczyła ta chwila nieuwagi by jeden z jego przeciwników, podbiegł i z całej siły wbił mu miecz w plecy. Przez kilka chwil przyglądał się sarczącemu z klatki piersiowej ostrzu. Tłum krzyczał i buczał, jakby oburzony tą sytuacją. Faust oparł na kolana, zbierając wszystkie siły by powstrzymać mdłości. Nie był pewien jak długo trwał w martwym bezruchu. Wstał. nie mógł sięgnąć do rękojeści miecza by wyciągnąć go z pleców. Złapał palcami ostrze i starał się go wypchnąć. Udało się. Miecz upadł na piasek. Przez kilka chwil na arenie zapanowała całkowita cisza. Faust wziął kilka głębszych wdechów, podniósł miecz i rzucił go w stronę mężczyzny, który go zabił. Trafił w biodro, chociaż celował w głowę... Miernie, ale chociaż krew się polała. Tłum znów zawył w niezwykłym podziwie i pewnym szoku. Oto jeden z gladiatorów powstał z martwych na ich oczach.
Czuł jak wzbiera w nim złość. Ta cała sytuacja zczynała go poważnie irytować i męczyć. W takich sytuacjach zawsze trafił panowanie nad własnymi myślami i reagował zbyt impulsywnie, nieprzemyślenie.
OdpowiedzUsuńPoruszył energicznie głową. Musiał się uspokoić i podejść do tego racjonalnie. Ciało było już zmęczone. Serce kołatało się w piersi, nie nadążając z pompowaniem tlenu do mięśni. Zaczął kląć w myślach na swoją głupotę i zaniedbanie własnego ciała, z którym w końcu miał funkcjonować jeszcze długi czas. To wszystko przez te pizze, kebaby i inne cudowne wynalazki XXI wieku. Dawniej człowiek się cieszył gdy znalazł dziką jabłoń na polu...
Odwrócił się i spojrzał na swego przeciwnika. Facet był na prawdę olbrzymi. Jednak, na całe szczęście, całkowicie śmiertelny. Gorzej z Valancy. Jeśli umarłaby w tym czasie, w teraźniejszości prawdopodobnie również nie obudziłaby się. Jak wiele by teraz mógł dać, gdyby tylko udało im się teraz wybudzić.
Przeniósł spojrzenie ze swojego przeciwnika na kobietę. Uśmiech na jego wargach, pod warstwą brudu potu i krwi, wyglądał mrocznie i nieprzyjemnie. Nie miał wielu możliwości. Jego przeciwnik oczekiwał poddania się. Jednak ta opcja zdecydowanie nie spodobałaby się publiczności, która teraz wydawała się martwa. Wszyscy oczekiwali w napięciu na rozwój wydarzeń. Z tego co udało się Faustwoi wyczuć wcześniej, publiczność jest przychylna jemu i jego wybrance. Wydawało się, że ludzie wciaż nie dowierzali jego zmartwychwstania i teraz starali się dostrzec jak najwięcej szczegółów, by żaden ruch na arenie nie został przeoczony.
- Jeśli ją puścisz i ona przeżyje, wygrasz. - zaoferował. Marna propozycja, ale zawsze warto spróbować.
- nie chce takiej wygranej - mruknął gladiator. - Zabiję cie jak hydre. Wtedy już nie wstaniesz.
Faust zmarszczył brwi. Dekapitacja była istnym horrorem. Przeżyłby to. I ciało i głowa, nie zaczęłyby gnić ani się rozkładać. A żeby go wskrzesić wystarczyło odpowiednio przyszyć głowę do ciała, bez potrzeby choćby łączenia żył. Musiał mieć tylko kogo, kto by mu tę głowę przypilnował a potem przyszył.
- Nie polecam. - odparł. - Zeus chroni mnie swoją nieśmiertelnością i potęgą. Hydra była dzieckiem Echidny, czegoś śmiertelnego. Ja jestem dzieckiem bogów.
Liczył na to, iż dobrze zapamiętał mitologię i ich pokręconych bohaterów. Jego przeciwnik wydawał się już mniej pewny swojego zwycięstwa. Odsunął ostrze od Valancy i wyciągnął je w kierunku Fausta. Potem odepchnął kobietę, nieco zbyt brutalnie. Postąpił dwa kroki w kierunku Fausta, gdy nagle powietrze jakby zafalowało.
Winkler zamrugał kilkukrotnie. Znał to bardzo dobrze. Wyglądało na to, że niedługo będą wolni.
Odskoczył w bok, tnąc gladiatora mieczem w udo. Ostrze prześliznęło się po skórze, żłobiąc w niej głęboką ranę. Faust nie był pewien czy trafił w tętnicę czy nie. Jednak teraz nie było to ważne. Okręcił się wokół własnej osi, unikając silnego lecz chaotycznego ciosu przeciwnika i doskoczył do Valancy, stając przed nią.
Powietrze wydawało się gęstnieć coraz bardziej. Ruchy ludzi stały się powolne, zupełnie jakby zanurzono ich w wodzie. Wolną ręką ujął dłoń Valancy, a w drugiej wciąż trzymał krótki miecz. Gladiator parsknął jak rozjuszony byk. Złapał włócznie i cisnął ją z całej siły w kierunku Fausta. Winckler poczuł jak metalowy grot przecina mu pierś i prawe płuco. Krew napłynęła przez tchawicę, zmuszając do wyplucia jej nadmiaru. Upuścił miecz, łapiąc za drzewiec. Wolał stracić broń niż puścić Valancy. W każdej chwili mogło pojawić się to zing a było coraz bliżej. Zrobiło mu się słabo, ale nie upadł. Wciąż stał z włócznią wbitą w pierś i to na wylot. Przechylił głowę w bok, wpatrując się w przeciwnika z wszelką możliwą nienawiścią, którą w sobie miał. A potem, ktoś uderzył w gong. Podniósł spojrzenie. Do loży cesarza wkroczyła kobieta, osłaniając twarz zwiewnym kawałkiem materiału. Nawet stąd widział bogate zdobienia na jej odzieniu. Wtedy odsłoniła oblicze i spojrzała prosto na Fausta.
Świat zawirował i zniknął w ciemności. Mężczyzna otworzył oczy. Dotarła do niego fala potwornego bólu i palący przełyk odruch wymiotny. Pochylił się w przód i zwymiotował krwią prosto na pościel. Przez kilka chwil drżał cały. Ucisk w piersi był okropny. Nie mógł zaczerpnąć oddechu. Łapał z trudem małe hausty powietrza, walcząc z ogarniającą go paniką.
UsuńZniknął uporczywy upał i kurz. Powietrze pachniało zupełnie inaczej. Przez kilka minut bujał się w przód i w tył, czekając aż ciało zacznie go słuchać.
Spojrzał w bok, natrafiając na ogromne oczy Valancy. Nie umiał określić czy kobieta patrzyła na niego, czy wgapiała się w przestrzeń.
- Witaj w domu. - mruknął, wypluwając na kołdrę resztkę krwi.
Uśmiechnął się błogo.
OdpowiedzUsuń- Nawet tutaj twój dotyk działa kojąco.
Zsunął się powoli z łóżka. Stanął niepewnie na nogach i zaczął się przechadzać by znów poczuć mięśnie i zniwelować to dziwne odrętwienie.
- Nic mi nie będzie. Trudno mi zrobić krzywdę, jak zauważyłaś. Ważniejsze jest to, jak ty się czujesz. Nie wpadłaś w panikę a to już połowa sukcesu.
Zbliżył się do łóżka. Zaczął zdzierać poszewkę z kołdry. Dziękował współczesnej technice za te nowoczesne materiały, które nie pozwalały przesiąkać płynom. Zapewne hotel jest przygotowany do tego, że goście podkradają różne rzeczy, nawet poszewkę z kołdry. Zwinął poszwę w niezgrabny kokon u wrzucił do łazienki. Dopóki jej nie wrzuci w foliowy worek i nie umieści jej w bagażniku, nie powinna zabrudzić podłogi. Ślady krwi zawsze były podejrzane, nawet w małych ilościach.
Za oknem robiło się już coraz jaśniej. Przez kilka chwil Faust zastanawiał się ile dni mogło minąć. Jednak szybkie spojrzenie na wyświetlacz telefonu pozwoliło mu ocenić, ze minęło ledwie kilka godzin. Przetarł twarz dłońmi. Zmęczenie jakie towarzyszyło mu na arenie zniknęło. W ustach czuł słony smak krwi wymieszany z lekką nutę mięty z pasty do zębów, której używał przed pójściem spać.
Przysiadł na skraju łóżka.
- Dobrze jest wrócić. - westchnął. - Nie do końca rozumiem to co się wydarzyło. Przecież to... bez sensu. Niemożliwe... Chociaż? - znów westchnął. Będzie musiał wnikliwiej przyjrzeć się kobiecie, która obecnie związał swój los, tak na wszelki wypadek.
- Wniosek jest jeden... Nie możemy teraz spać oddzielnie. - westchnął. - Idę się przebrać i umyć. Musimy ruszać dalej... W razie czego krzycz. - uśmiechnął się nieco ironicznie. Uchylił drzwi i wyjrzał na korytarz. Pokojówka o zmęczonym spojrzeniu, szła wolno korytarzem, przeciągając się i ziewając. Gdy skręciła za róg, Faust wyszedł i przeszedł do swojego pokoju.
OdpowiedzUsuńWiedział, że teraz musieli uważać. Jeśli On skoczyłby sam, poradziłby sobie. Ale jeśli to spotkało by Valancy, mógłby być problem. Kobieta nie znala tak dobrze historii jak on. Ni była też przyzwyczajona do takich skoków. Mogłaby sobie nie poradzić sama, a gdyby to się stało, zapadłaby albo w śpiączkę albo po prostu zmarłaby we śnie. Z dwojga złego wolałby tą drugą opcję. Ciało łatwiej ukryć...
Prysznic, długi i ciepły. Czuł się brudny. Jednak nie miał czasu na swoje wyobrażenia i problemy. Ubrał się i udał z powrotem do Valancy. Zabrał okrwawioną pościel a do worka dorzucił jeszcze parę innych rzeczy. Pójdzie na spalenie...
Poprawił koszulę, rozpinając jeszcze jeden guzik pod szują. Materiał dziwnie do niego przylegał. Nie było to zbyt przyjemne. Nie był przyzwyczajony do braku owłosienia na ciele.
- Zmiana planów. Jedziemy na północ. Musimy odnaleźć mojego dawnego przyjaciela... Przyda się jego pomoc.
Zerknął na zegarek. Przez chwilę liczył coś w myślach. Przechylił głowę w bok i odchrząknął.
OdpowiedzUsuń- Powinniśmy zdążyć.
***
Opłacili pokój, wsiedli do auta i odjechali. Faust prowadził cały spięty. Od dłuższego czasu nie miał ataku i obawiał się, ze znów moze się zdarzyć. Wjechał do centrum kolejnego mijanego miasta. Wręczył Valancy kilka banknotów stu dolarowych.
- Tam jest galeria. Kup sobie coś ciepłego... Kurtkę i buty. Wróć tu za godzinę.
Wypuścił ją tuż przy wejściu do galerii a sam udał się do pobliskiego komisu samochodowego.
Wymiana samochodu była prosta. Wybrał dużego terenowego suva z wysokim zawieszeniem. Tam dokąd jechali zdecydowanie im się przyda, a składana na płasko tylna kanapa rozwiązywała problem noclegów.
Sprawdził czy ma w torbie wszystko co potrzebne. Dokupił jedzenia i wody. Był na parkingu trochę wcześniej. Czekając na Valancy studiował mapę. Mógłby sprawdzić trasę w GPS ale rozłączył system, wyrzucając modem lokalizatora do śmietnika. Nie powinni się zgubić, a nawet jeśli wystarczy mapa i kompas. Ludzie w tym wieku stracili zdolności przetrwania bez nowoczesnych technologii. Uważał to za żałosne.
Pomachał jej przez szybkę.
- No to w drogę.
Wręczył jej papierową torbę z francuskimi rogalikami i kubek z kawą.
- Będziemy się zmieniać za kierownicą. Nie mogę zagwarantować, ze nie dostanę zapaści. - wskazał miejsce na mapie, coś o nazwie Wzgórze Psów. - Tutaj jedziemy. Część drogi będziemy musieli pokonać w terenie. Trudno tam dojechać i niewielu próbuje. Musisz uważać na podejrzane auta, które mogą nas śledzić. Gdybyś źle się poczuła albo zobaczyłabyś coś dziwnego, mów natychmiast. Oboje musimy być pewni że nie śnimy.
- Nie wiem kim jest Biber... - odparł z westchnieniem - Nie nadążam za tym jak szybko wszystko się zmienia w tym wieku. Dawniej wyglądało to trochę inaczej.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się. Z nieznanych sobie powodów, poczuł się przy niej dziwnie swobodnie. Zupełnie jakby zapomniał o tym, że ledwo dwa dni wcześniej zrujnował jej dotychczasowe życie.
- Podejrzewam, że ten samochód sobie poradzi z tymi leśnymi drogami, także wystarczą ci laczki.
Starał się prowadzić w taki sposób by nie łamać przepisów ruchu drogowego i by nie zwracać na siebie większej uwagi. Zerknął na Valancy.
- Mam kilka płyt w schowku ale nie wiem czy będą w twoim guście. Rolling Stones, Aerosmith, Metallica i ACDC... Trochę starej daty ale tej współczesnej muzyki trudno słuchać.
Po godzinie poczuł, że ogarnia go zmęczenie. Zjechał na parking przy jakimś przydrożnym barze.
- Zamieńmy się...
Ledwie zdązył zająć miejsce pasażera, a poczuł jak jego ciało drętwieje i traci zdolność poruszania mięśniami. Jeden atak dziennie był pewną normą do której się przyzwyczaił. Miał tylko nadzieję, że Valancy nie będzie miała problemów z prowadzeniem dużego terenowego samochodu.
Miał wrażenie, że jego ciało potrzebowało odpoczynku. To był relaks. Valancy prowadziła i nawet nieźle jej to wychodziło, chociaż jak na jego ocenę zbyt późno zmieniała biegi. Ludzie tego wieku jeżdżą głównie pojazdami z automatyczną skrzynią biegów. Niewielu już lubi się bawić w machanie drążkiem.
OdpowiedzUsuńW końcu otworzył oczy. Chwilę potrwało nim poczuł moc w mięśniach. Poprawił swoją pozycję w fotelu.
- Prędzej czy później zaczną cie szukać. - odparł zgodnie z prawdą. - Nie pojawisz się w pracy ani w domu... Ktoś w końcu to zauważy. Trzeba im dać znać, ze wszystko w porządku. Mam sprawdzony fortel... Zrealizujemy go przy pierwszej okazji.
Wcześniej nie było czasu by się nad tym zastanawiać. Chciał jak najszybciej opuścić miasto.
Przyglądał się jej twarzy z profilu. Była całkiem ładna. Podobały mu się zwłaszcza jej usta i nos.
Zatrzymali się w jakimś mieście. Faust przykleił go twarzy miły pogodny uśmiech i ruszył na pocztę. Gdy wrócił oboje zajeli miejsca w małej knajpie, w której głównie przesiadywali mieszkańcy i kierowcy ciężarówek.
Na nabytej na poczcie kopercie wypisał adres znanego sobie hotelu w Waszyngtonie. Pracował tam niezrównany konsjerż, na którym zawsze można bylo polegać. Wręczył Valancy zwykłą pocztówkę z widokiem na Biały Dom.
- Napisz mamie coś w co uwierzy... Albo cokolwiek, by się nie martwiła. Mój znajomy z hotelu, naklei znaczek kupiony w Waszyngtonie i wyśle kartkę stamtąd. Odwrócimy trochę uwagę tych, którzy byliby zaintersowani.
- Ciekawy pomysł. - pochwalił. Uśmiechnął się szerzej. Miał do czynienia z naprawdę ciekawą osóbką. Do Wzgórza Psów nie było już daleko. Dziś jeszcze prześpią się w samochodzie a wieczorem następnego dnia powinni być na miejscu. Może uda mu się w końcu wyjaśnić kilka spraw.
OdpowiedzUsuńZamknął na chwilę oczy, rozkoszując się zapachem świeżej kawy w kubku gdy nagle powóz podskoczył na wertepach.
Otworzył oczy i poderwał się z miejsca. Obite butelkowozielonym aksamitem siedzenia, zasłonki w podobnym kolorze, niewpuszczające światła do wnętrza i zapach cygar. Spojrzał na swoje dłonie, odziane w rękawiczki z czarnej skóry. Sięgnął po laskę, ze srebrną głowicą, rzeźbioną na kształt wilczej głowy i zapukał nią w nieduże okienko. Woźnica odsunął drzwiczki i zerknął do środka.
- Zatrzymaj się tu. Muszę... cos załatwić. - powiedział, siląc się na spokojny ton.
- Oczywiście, lordzie Blackwood.
Rytm uderzeń końskich kopyt o bruk zmienił się po czym ucichł. Odczekał chwilę. Włożył na głowę cylinder, pchnął drzwiczki i wysiadł z powodu. Pierwsze co go uderzyło to zapach. Dziwna mieszanka, niemal dusząca.
- Niedługo wrócę. - zwrócił się do woźnicy. Obejrzał herb na powozie, starając się go zapamiętać. Mógłby pojawić się duży problem gdyby pomylił i wsiadł do innego, a potem błąkałby się po mieście szukając kogoś kto by wiedział kim jest i gdzie mieszka.
Postawił kołnierz peleryny i ruszył przed siebie.
Musieli skoczyć razem, także ona powinna być gdzieś niedaleko. Oby tylko nie wpadła w panikę. Ruszył wzdłuż ulicy, którą jechali. Gdyby miała przodka w tym wieku i w tym miejscu, zapewne miałby problem by ją znaleźć. Ale chyba liczył na to, że pojawi się gdzieś we wpółczesnym odzieniu i wywoła małe zamieszanie.
Sprawnym ruchem palców odpiął guziki płaszcza, zdjął go z ramion i okrył nim kobietę. Dobrze, że była nieco od niego niższa. Czarny materiał okrywał ją niemal do samej ziemi.
OdpowiedzUsuń- Zejdźmy ludziom z oczu. - szepnął.
Objął Valancy ramieniem, jak gdyby podtrzymywał niezbyt trzeźwego kompana.
- To Londyn. Era pary. Druga połowa dziewiętnastego wieku. W tym czasie znacznie wzrosła ilość dziwactw, oglądanych na ulicach dużych miast więc liczę na to, że zignorują twoją obecność i wygląd.
Po kilku minutach znaleźli się przy powozie, z którego Faust wcześniej wysiadł. Woźnica spojrzał z zaciekawieniem na towarzysza, a raczej towarzyszkę jego pana.
- Do domu, prosze pana?
- Tak, do domu. - zgodził się Faust, ładując się z Valancy do powozu. Zasunął zasłonki w oknach. Rozległ się rytmiczny odgłos podkutych końskich kopyt, uderzających o bruk. Koła turkotały cicho. Faust obszukał kieszenie krótkiego fraka i kamizelki. Westchnął z ulgą gdy znalazł piersiówkę. Odkręcił i powąchał. Burbon. pociągnął spory łyk i przekazał piersiówkę Valancy.
- Czas sam się reguluje, sam się leczy i regeneruje. Najwidoczniej ja teraz jestem w tym samym wieku co jak zawsze i mógłby powstać zbyt silny paradoks... - westchnął. Domyślał się, że te słowa nie brzmiały logicznie. Zastanowił się chwilę nad tym co chciał powiedzieć i zaczął.
- Byłem kilkukrotnie w tym mieście w podobnym czasie. Ale po raz pierwszy skoczyłem w takiej chwili by być w tym samym wieku i miejscu co ja w przeszłości... Cóż, nie sądziłem, że jestem aż tak stary. Nie pamiętam bym żył w tych czasach, ale najwyraźniej mózg również posiada pewne ograniczenia i kasuje najwcześniejsze wspomnienia. Także ja posiadam teraz swój umysł z przyszłości, tan który nie pamięta obecnego życia. Wiem, trudno to wyjaśnić i jeszcze trudniej zrozumieć... Ale skoro jestem w tym samym wieku to znaczy, ze niedługo wydarzy się coś co sprawi, że przestne się starzeć i może... Może się dowiem co się stało i jak to cofnąć.
- Dzieje się tak zwykle gdy skacze się o kilka godzin w tył. Jesteś w tym samym wieku i w tym samym stanie. To miejsce A, miejsce w przeszłości. - położył dłoń na jednym kolanie - a ty... - położył dłoń na drugim. - Jesteś tu obecnie, to miejsce B. I jeśli skoczysz w przeszłość o kilka minut, skaczesz z miejsca B do miejsca A. - położył jedną dłoń na drugiej. - Ale nie możesz istnieć w dwóch osobach w tym samym wieku i w tym samym stanie w jednym miejscu. Dlatego twoje Ja z miejsca B nadpisuje umysł w ciele twojego Ja w miejscu A. Rozumiesz? To ciekawa sprawa, gdy cofniesz się kilka godzin w przeszłość i znasz wyniki lotto, którego losowanie jest za dwie czy trzy godziny.
OdpowiedzUsuńWiedział, że brzmi to trochę dziwacznie. Były to sprawy dość skomplikowane, ale gdy już siedziało się w tym jakiś czas, wszystko wydawało się logiczniejsze.
- Nie ma mnie tu dwóch. Jestem ja, którego znasz, ale w ciele z przeszłości. Problem polega na tym, że nie pamiętam tych czasów. Mam dziurę w pamięci...
Powóz zwolnił na chwilę. Zazgrzytała otwierana brama. Zatrzymali się przed schodami, prowadzącymi do sporej willi. Faust wysiadł pierwszy, zaskakując tym woźnicę, który nie zdązył zeskoczyć i otworzyć mu drzwi. Wszedł do domu razem z Valancy.
- Ciekawe czy mam rodzinę... - zastanawiał się nim lokaj otworzył drzwi wejściowe. Nieco ponury mężczyzna zabrał płaszcz, laskę i cylinder.
- Herbata czeka w bibliotece. - powiedział lokaj.
- Dziękuję - odparł Faust, nie mając pojęcie gdzie ów biblioteka się znajduje. - Proszę znaleźć jakieś odpowiedniejsze odzienie dla tej damy. - powiedział, wskazując na Valancy. - Jutr udamy się do krawca.
- Oczywiście, proszę pana. Czy... Któraś z sukien pani... - wyraźnie się zawahał.
Faust zmarszczył lekko brwi. A więc miał żonę.
- Nie będzie miała nic przeciwko. - odparł.
- Tak, oczywiście. - lokaj skłonił się. - Zapraszam, madam. - wskazał Valancy schody.
Zaprowadził kobietę do jednego z pokoi. Po drodze poprosił jedną z pokojów ubranych na czarno z białym fartuszku, by pomogła się pani ubrać.
- Mam na imię Anna, proszę pani. - powiedziała, otwierając Valancy drzwi garderoby. - Musi być pani bardzo wyjątkową osobą, skoro Pan pozwala ubrać panią z suknie żony. - powiedziała, nieco bezczelnie. - Szkoda by się marnowały. Są takie piękne...
Wyciągnęła jedną z sukni, piękną w kolorze głębokiego niebieskiego szafiru.
- Może ta? Pasowałaby do pani włosów... Albo może... czerwień?