ESTER HOLLAND
Dziewiętnastoletnia uczennica liceum ogólnokształcącego w Buxton. Delikatnie zarysowane kości policzkowe, wieczny uśmiech na twarzy i radosne oczy spoglądające na świat spod parasola ciemnych rzęs. Jeśli definicją spokoju niegdyś była Nirwana to Ester z łatwością mogłaby stanąć z nią w szranki. Wychowywana przez kochających dziadków wraz z młodszą o dziesięć lat siostrą nauczyła się cieszyć każdą błahostką, dniem, godziną, sekundą…Ambicje znalazła w sobie pod koniec podstawówki, gdy to obejrzała jeden odcinek popularnego serialu dla młodzieży opowiadającego o parze doktorów ratujących ludzi w wojskowym szpitalu polowym. Od tego czasu przyświecał jej jeden cel, zakładający spełnianie kilku: czynności pomagać, ratować, być przydatną i uczyć się na tyle dobrze by w przyszłości móc pomagać tym, co bronią innych za granicami ich kraju. Pełna dobroci, współczucia, miłości. Biega. Tańczy. Kiedyś chciała zostać profesjonalnym jockeyem. Lubi liczyć gwiazdy i pływać w zimnej wodzie. Lubi żyć, jakby żyła za tych których już nie ma.
Teresa Palmer
Wątek z BiałaGwiazda (James Blacwell)
[ Nie, no jest okey. Mam nadzieję, że sprostam tej długości. :) ]
OdpowiedzUsuńJames doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten ostatni rok w liceum będzie tym najlepszym. Po raz ostatni musiał walczyć z ocenami, z nauczycielami i przymusem, by podporządkować się szkolnym zasadom.
Zawsze był buntownikiem. Nigdy nikogo nie słuchał, nie uznawał żadnych zasad. Żył według własnych, które uważał za świętość.
Nigdy niczego nie planował. Nie żył według ustalonego z góry planu. Matka nigdy nie mogła go okiełznać, ani zmusić do tego, by spełniał jej wolę. Chyba nawet jej ulżyło, kiedy wyjechał razem z ojcem. Tylko on tak naprawdę potrafił zrozumieć, pęd swojego syna ku wolności. Dostrzegał w nim chyba samego siebie. Siebie sprzed niemal trzydziestu lat. Mężczyzna domyślał się, że James będzie chciał opuścić miasteczko wraz z nim. Już, kiedy rozwód był w toku, dziewiętnastolatek oznajmił to wszystkim podczas ostatniej rodzinnej kolacji. Nie chciał spędzić tu całego życia. Marzył o wolności, o życiu w wielkim mieście, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tylko ojciec mu na to pozwoli.
Jedynie Dorian był zawiedziony. James stworzył z bratem niesamowitą więź. Nigdy się nie rozstawali. Dzielili się tajemnicami i obawami. Teraz, starszy z Blackwellów chciał to wszystko zakończyć.
W dniu wyjazdu, obiecał, że będzie pisał. Nie zrobił tego ani razu.
Życie w Londynie pochłonęło go tak bardzo, że nie myślał o Buxton, ani o matce, ani o siostrze, ani tym bardziej o Dorianie. Nie chciał wracać.
Tutaj zaczął nowe życie. Odnalazł siebie, bo nikt go nie kontrolował. Ojciec zajęty był nową dziewczyną, więc James mógł robić co chciał.
A było tego sporo. Przede wszystkim, odnalazł swoje przeznaczenie. Któregoś dnia, odbywała się parada żołnierska. Całe zastępy bohaterów narodowych przemierzały miejskie ulice, by w końcu pod pałacem Buckingham spotkać się z samą królową, która odznaczała ich za męstwo i odwagę, jaką wykazywali się broniąc Wielkiej Brytanii.
To chyba w tamtym momencie do Jamesa dotarło to, że też tak chce. Że też chce być bohaterem. Chronić swoich rodaków, jednocześnie narażając własne życie. Podzielił się swoimi planami z ojcem, a ten je zaakceptował, by po chwili wyjawić synowi, że wracają do rodzinnego miasteczka.
Siedział teraz naburmuszony razem z ojcem w jego samochodzie. Stali na parkingu pod szkołą. Do Buxton wrócili kilka dni temu.
- Obiecałeś, że więcej tu nie wrócimy. - Mruknął do ojca, bawiąc się skórzaną bransoletką, którą miał na ręce.
- To tylko rok, James. - Głos ojca był spokojny. - Przecież za dziesięć miesięcy i tak idziesz do wojska. Wytrzymasz, a poza tym, to dobra okazja by spotkać się z matką i Dorianem.
- Tak, tylko podjąłeś decyzję beze mnie. - Był zły na ojca. Nie pasował do Buxton.
- Porozmawiamy o tym w domu. Pamiętaj, że wieczorem idziemy na kolację do twojej matki. No idź już, bo się spóźnisz.
James z cichym westchnieniem wysiadł z samochodu i zarzucił sobie plecak na ramię.
Skierował się w stronę wejścia do szkoły. Ludzie patrzyli na niego, zastanawiając się zapewne kim jest. Czyżby tak bardzo się zmienił przez ten ostatni rok, że nikt go nie poznawał?
Fakt, zmężniał. Wyglądał teraz bardziej jak prawdziwy facet, a nie jak dzieciak, którym był dwanaście miesięcy temu. Mięśnie brzucha i ramion doskonale było widać poprzez materiał koszulki oraz kraciastej koszuli, którą miał na sobie. Długie włosy,związane na czubku głowy i broda też na pewno robiły swoje.
James, ignorując spojrzenia wszystkich, udał się do sekretariatu, by tam poprosić o plan lekcji i i resztę potrzebnych dokumentów.
Sekretarka, podała mu stos papierów i kazała zaczekać na kogoś, kto oprowadzi go po szkole. Kogoś, kto pokaże mu wszystko. Miała to być osoba z jego klasy. Chłopak spodziewał się jakiejś pryszczatej uczennicy w za dużych okularach, a nie ładnej blondynki, która po chwili pojawiła się w pomieszczeniu.
Usuń- To jest Ester. Oprowadzi cię po szkole. - Po chwili zza biurka odezwała się do niego sekretarka.
- Nie jestem dzieckiem, sam potrafię sobie poradzić. - Odburknął, po czym spojrzał na nieznajomą dziewczynę. - Cześć. - Przywitał się z nią, chociaż sam nie wiedział po co to robi.
Jemu nigdy się nie chciało aż tak bardzo starać. Nie widział w tym najmniejszego sensu. Po co miał to robić, skoro dobrze mu było z tym, jaki był.
OdpowiedzUsuńNikomu niczego nie musiał udowadniać, a już na pewno nie samemu sobie. Wiedział na co go stać i chociaż nie było to coś, czego oczekiwała od niego matka, to i tak był zadowolony.
Był zbyt leniwy, by poprawiać stopnie, zbyt leniwy by się uczyć, a przecież inteligencji nigdy mu nie brakowało. Wolny czas poświęcał na wszelkie rozrywki, jakie były dostępne w tej zabitej dechami mieścinie. Znał tu każdy zakątek, każdy skwer i każde tajne miejsce, gdzie bez przeszkód można było wypić piwo, czy zapalić papierosa, unikając przy tym przenikliwych spojrzeń starszych pań.
Wiedział, że ludzie będą o nim mówić, jak tylko ponownie pojawi się w miasteczku. Domyślał się tego. Nie przeszkadzało mu to jednak. Lubił być w centrum powszechnej uwagi, uwielbiał, kiedy ktoś coś o nim mówił.
Plotki towarzyszyły mu od zawsze. Jedne wyssane z palca, inne prawdziwe.
Ciekaw był, co się stanie, kiedy zobaczą jego tatuaże. Już widział te rozanielone dziewczyńskie spojrzenia. Tak, adorowany też lubił być.
Odwrócił głowę, by jeszcze raz przyjrzeć się dziewczynie. Musiał przyznać, że była nawet ładna. Miała coś w oczach, coś co mu się podobało jednak nie zmieniło to jego nastawienia.
Wyszedł za nią z sekretariatu i szedł powoli w kierunku, do którego go prowadziła.
James stwierdził, że jest nadgorliwa. Musiała być jedną z tych działaczek społecznych, których wiecznie jest wszędzie pełno. Jemu nigdy nie chciałoby się tak starać.
Słysząc jej słowa, uśmiechnął się krzywo i zastanowił się przez chwilę. W pierwszym momencie chciał jej powiedzieć, że zna to miejsce bardzo dobrze, w końcu spędził w tej mieścinie całe życie, ale z drugiej strony...
- Wszystko mi jedno. - Odpowiedział jej, jednak tym razem się nie uśmiechając. - Ty znasz to miejsce najlepiej, więc zaczynajmy, bo faktycznie znudzi mnie twoje towarzystwo. - Dodał jeszcze, poprawiając sobie plecak na ramieniu. - I jestem tu pierwszy raz. - Mruknął.
Zabawnie będzie oglądać szkołę jeszcze raz, od podszewki, jednak i tak nic innego do roboty nie miał.
Nie chciał tu być i pokazywał to całym sobą.
James był z siebie zadowolony. Osiągnął to, czego chciał, czyli zirytowanie blondynki.
OdpowiedzUsuńCzegokolwiek by mu nie pokazała i czegokolwiek by mu nie powiedziała, on doskonale o tym wiedział. W końcu spędził w murach tej szkoły wiele lat, a przez rok nie tak łatwo cokolwiek zapomnieć.
Mimo wszystko jednak, bawił się przednio. Udawanie nowego w Buxton miało swoje dobre strony, dzięki temu, mógł uniknąć pierwszych kilkunastu minut lekcji. Nic go tak nie nudziło i irytowało, jak siedzenie w szkolnej ławce i słuchanie znudzonego głosu nauczyciela, prowadzącego lekcje.
James odliczał już dni do końca szkoły, do czasu, kiedy faktycznie już raz na zawsze wyrwie się z Buxton i pojedzie do jednostki wojskowej. Chyba właśnie na tym najbardziej mu zależało.
Nie odpowiedział na jej słowa. Chciał ją wyprowadzić z równowagi i zetrzeć ten szeroki uśmiech z jej twarzy. Irytował go. Ruszył za nią korytarzem, ze znudzeniem słuchając opowieści o szkole i o tym, co ciekawego się tu wydarzyło. Niektóre historyjki były związane z nim samym. Przecież petardy w męskiej toalecie to była jego robota. Śmiać mu się chciało, że dziewczyna go nie poznała, a może ona po prostu nie wiedziała kim on jest.
- Wolę milczeć, jeśli nie mam nic do powiedzenia. - Odpowiedział na jej pytanie i ponownie zamilkł.
James nie lubił paplać, jeśli faktycznie w danym momencie nie miał na to ochoty, albo zwyczajnie nie miał co powiedzieć. Nigdy milczkiem nie był, po prostu z lenistwa nie lubił męczyć języka zbędnymi słowami.
Wszedł za nią na patio i rozejrzał się dookoła. Znów musiał wrócić w to miejsce, choć wyjeżdżając stąd rok temu, był pewien, że jego noga nigdy więcej tu nie postanie. Nie wiedział, jak bardzo się pomylił.
Tymczasem, dziewczyna nadal rozwodziła się nad zajęciami, czy nad tym jak przechodzić z klasy do klasy.
Miał ochotę się zaśmiać, kiedy oczami wyobraźni dostrzegł minę Ester, kiedy następnego dnia bez trudu będzie sobie spacerował po korytarzach.
- Moimi podręcznikami się nie martw. - Odpowiedział jej w końcu, przerywając milczenie i patrząc na nią uważniej. - Moja matka już się tym zajęła. Chyba myślała, że jak mi je kupi przed przyjazdem to od razu się na nie rzucę, gotów do nauki. - Parsknął śmiechem.
James podszedł do krawędzi patio i spojrzał przed siebie. Buxton. Jego więzienie, do którego musiał wrócić na kolejne dziesięć miesięcy. Już mu się to nie podobało, ale chociaż wieczorem zobaczy się z Dorianem. To był chyba jedyny plus tego wszystkiego. Ciekaw był co u jego braciszka. Jak sobie radził, czy matka go nie zamęczała i czy nie przygruchał sobie jakiejś panienki. Amber, dziewczynę Jamesa jego brat miał poznać dziś wieczorem. Była adoptowaną córką nowej dziewczyny ich ojca i jakoś tak się stało, że zostało dziewczyną dziewiętnastolatka.
James nie przestawał się uśmiechać. Cała ta sytuacja nieźle go bawiła. Był w tej szkole dopiero kilka minut, a już czuł, że będzie się tu świetnie bawił. Nikt go nie pamiętał, więc do czasu, zanim nie dowiedzą się, kim naprawdę jest, miał dość szerokie pole do popisu.
OdpowiedzUsuńPaplanina blondynki może aż tak bardzo go nie irytowała. Bardziej chyba przeszkadzało mu to, że uważała się za najważniejszą osobę w szkole. Nie lubił takich ludzi. Poukładanych, rozsądnych i obrzydliwie nudnych, którzy pewnie nawet nie mieli własnego zdania. Którzy nie potrafili się zabawić, a ich jedynym celem było wypełnianie ściśle ustalonego planu zadań.
Zmarszczył brwi, słysząc jej słowa. Chyba nie sądziła, że jej słowa w jakikolwiek sposób go dotkną. Wielokrotnie już jej słyszał i spływały one po nim jak po kaczce. Nigdy nie przejmował się tym, co inni o nim myślą lub mówią.
- A ty zawsze jesteś taką nadętą i wywyższającą się panienką, która myśli, że zjadła wszystkie rozumy? - Zapytał ją w tym samym tonie.
Niesamowicie go irytowała, co chyba było widać po jego minie. Z drugiej jednak strony, coś w sobie miała. Może była to tajemnica, może coś innego, ale zaintrygowała go. James, lubił wyzwania, a Ester zdecydowanie takim wyzwaniem była. Rzuciła mu rękawicę, nie będąc tego do końca świadomą, a on zamierzał się z nią zmierzyć. Może nawet okiełznać złośnicę.
- Sam trafię do sali. Jestem dużym chłopcem i nie potrzebuję niańki. - Odezwał się po chwili, wychodząc za nią z patio i schodząc na dół po schodach.
Nie miał zamiaru prosić jej o pomoc, jeśli chodziło o dotarcie do klasy, gdzie miała odbyć się lekcja chemii. Nigdzie mu się nie spieszyło, tym bardziej do zdobywania wiedzy.
Zwolnił kroku, kiedy ponownie znaleźli się na korytarzu, pozwalając blondynce ruszyć do przodu. Obserwował ją jednak, jak odchodziła na lekcje poirytowana jego zachowaniem. Uśmiechnął się sam do siebie. O to właśnie mu chodziło. Nie potrzebował do szczęścia przesadnie miłych osób. Nie lubił, kiedy mówiono mu co ma robić i kiedy, a już samo podlizywanie się i przymilanie irytowało go jak nic innego. Na jego przyjaźń należało sobie zasłużyć.
W końcu, po jakichś pięciu minutach, James ruszył wolnym krokiem na lekcje. Każdy jego krok niósł się echem po korytarzu, a to za sprawą jego ciężkich, wojskowych butów.
Kiedy dotarł do odpowiedniej sali, wszedł do środka, nie zawracając sobie głowy pukaniem do drzwi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest niegrzeczny. Widział to po minie nauczycielki, której chyba przerwał jakiś pasjonujący wykład.
Dostrzegł Ester i wolne miejsce obok niej. Jedyne wolne w całej sali.
- Przepraszam za spóźnienie. - Mruknął tylko, zanim kobieta za biurkiem zdążyła się w jakikolwiek sposób odezwać.
- Proszę siadać i mi nie przeszkadzać.
James z kpiącym uśmiechem na ustach podszedł do ławki, rzucił pod nią plecak i zdjął swoją koszulę. W sali było gorąco. Odwiesił ubranie na oparcie krzesła, przy okazji napawając się spojrzeniami żeńskiej części klasy, które otwarcie przyglądały się jego tatuażom.
- Znów się spotykamy. - Mruknął do Ester, rozsiadając się wygodniej na swoim miejscu.
On za to, od momentu wejścia do klasy stał się obiektem powszechnej uwagi. I o to mu chodziło. Rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu i nawet nie starał się słuchać nauczycielki. Zamiast tego, bazgrał coś w swoim zeszycie. Od zawsze miał talent do rysunku, jednak nie przywiązywał do tego zbyt dużej wagi. Rysował, bo to lubił i było to zajęcie idealnie zajmujące jego czas na lekcji. Dzięki temu się nie nudził.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu, zerkał na swoją sąsiadkę, albo inne koleżanki z klasy, którym posyłał swój czarujący uśmiech. Kiedy chciał, potrafił być naprawdę uroczy.
Dla niego cała ta sytuacja była niezwykle zabawna. Widział, jak siedząca obok niego dziewczyna się irytuje, jak ją niemal skręca na myśl o tym, że musi z nim siedzieć w jednej ławce. Dla Jamesa to była po prostu kolejna runda w ich prywatnej grze. Nie chciał dać jej wygrać. Nie mógł sobie na to pozwolić. Chciał jej pokazać, że nie należy oceniać ludzi po pozorach, że nie jest gburem, czy kimś, kto ma wybujałe ego. No, dobra może był narcyzem, ale ona o tym wiedzieć nie musiała.
Miał co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony strasznie go irytowała, jak jeszcze nikt inny, ale z drugiej. Miała w sobie coś fascynującego, coś ukrytego głęboko za maską powagi i ułożenia. Miał zamiar to z niej wydobyć, nie wiedział jeszcze tylko, jak to zrobić. Wiedział jednak, że sposób znajdzie.
Kiedy zabrzmiał dzwonek kończący lekcję, James przeciągnął się zadowolony, że to już koniec. W całym dniu w szkole, najlepsze chyba były przerwy. Podniósł się ze swojego miejsca i chwycił swoją koszulę, by ponownie ją na siebie założyć. Chciał wyjść na zewnątrz, najlepiej na tyły szkoły i w spokoju zapalić papierosa. Za dużo już było tej nauki jak dla niego.
Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy usłyszał słowa nauczycielki. Oto przekorny los sam pchał blondynkę w jego ramiona, ewentualnie zmuszał ją do dłuższego znoszenia jego towarzystwa.
Spojrzał na dziewczynę i sięgnął po swój plecak.
- Chyba śnisz. - Odpowiedział jej zupełnie poważnie. - W życiu nie przepuszczę okazji na zrobienie wspólnego projektu. Daj mi później znać, kiedy i gdzie się spotkamy, żeby go zrobić. - Dodał jeszcze, po czym ruszył do wyjścia. - Do zobaczenia na kolejnej lekcji. - Mruknął, po czym już go nie było.
Liczył po cichu na to, że będą ze sobą siedzieć również na pozostałych zajęciach. Tak, coraz bardziej zaczynało mu się tu podobać. Czuł, że ten rok nie będzie aż tak nudny, jak przewidywał.
James dziwił się, że jeszcze nie spotkał Doriana na szkolnym korytarzu. Przecież jego młodszy braciszek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest już w mieście. Mogli się spotkać, pogadać jak za dawnych lat, a tak, chłopak musiał czekać na rodzinną kolację.
OdpowiedzUsuńDorian był jedyną osobą, której mu brakowało przez ten cały rok, a mimo to nie odezwał się do niego ani słowem. Miał swoje powody. Chciał zacząć nowe życie, całkowicie odciąć się od rodziny i znajomych, których bez mrugnięcia okiem zostawił.
Reszta dnia minęła mu nadzwyczaj spokojnie. Poznał kilku kumpli z nowej klasy, którzy razem z nim na każdej przerwie wybierali się za szkołę żeby sobie zapalić.
Dziewczyny na szkolnych korytarzach również go zaczepiały. A on napawał się każdym spojrzeniem i każdym gestem.
Był w centrum uwagi, a o to właśnie mu chodziło. Od zawsze łaknął uwagi, chciał być prowodyrem wszelkich działań. Na imprezach był ośrodkiem powszechnej uwagi.
Teraz jednak brakowało mu tylko jednego spojrzenia. Zauważył dość szybko, że Ester przestała zwracać na niego uwagę i był ciekaw tej zmiany. W końcu wcześniej, każde jego słowo ją irytowało, a teraz, ledwie na niego patrzyła. Zastanawiał się co się stało, dodatkowo denerwując się tym, że sam o tym myśli, jakby nie miał niczego innego do roboty. Przecież nic dla niego nie znaczyła. Była tylko wredną i nadętą laską, którą musiał ustawić do pionu.
Mimo wszystko jednak, jego życzenie się spełniło i siedzieli ze sobą niemal na każdej lekcji. Wiedział, że prędzej czy później i tak doprowadzi ją do stanu z pierwszej lekcji.
Ostatnie zajęcia dłużyły mu się niemiłosiernie. Był już głodny, do kolacji zostały jeszcze jakieś dwie godziny, a on już myślał o tym, jak to będzie spotkać się z matką i Dorianem.
Kiedy Ester się do niego odezwała w pierwszej chwili myślał, że nie mówiła do niego. Spojrzał na nią, pakując swoje rzeczy do plecaka.
- Spoko. Nie ma sprawy. - Odpowiedział jej tylko z lekkim uśmiechem. - Tylko niezbyt długo. Mam plany. - Dodał jeszcze, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z klasy.
Na parkingu czekał już na niego ojciec. Mieli razem podjechać do domu i tam się przebrać, no i oczywiście zabrać ze sobą macochę i jej córkę.
- I jak było? - Zapytał ojciec, kiedy tylko James wsiadł do auta. - Widziałeś się z Dorianem?
- Nie miałem niestety okazji, ale za kilka godzin zobaczymy się na kolacji.
- Dzwoniła twoja matka. Dorian podobno przyprowadzi ze sobą dziewczynę.
- To on kogoś ma? - James był tym faktem zdziwiony.
No cóż, najwidoczniej wiele rzeczy się zmieniło, bo jeszcze rok temu jego młodszy braciszek zarzekał się, że nigdy nie będzie miał dziewczyny.
W drodze do domu, James przestał myśleć o Ester. Jeszcze tego by brakowało, żeby zaprzątał sobie głowę jakąś nadętą blondynką, która myślała, że zjadła wszystkie rozumy.
OdpowiedzUsuńTeraz, najważniejsze było to, że spotka się z Dorianem i Susan. Z matką oczywiście też, chociaż ona pewnie będzie biadolić jaki to James jest nieposłuszny i jak się zmienił. Na gorsze, oczywiście.
Kiedy tylko dojechali z ojcem do domu, który wynajmowali, chłopak wyskoczył z samochodu i chwycił swój plecak. Chciał jeszcze zobaczyć się z Amber, bo nie widzieli się cały dzień, a i pewnie Mercedes będzie zainteresowana jak jej przyszywanemu synowi minął pierwszy dzień w szkole.
- Cześć dziewczyny. - Zawołał, przestępując próg mieszkania.
Jak na zawołanie z kuchni wyszły obie panie. Młodsza z nich, doskoczyła od razu do Blackwella, ściskając go i całując, jakby się przynajmniej tydzień nie widzieli.
- Jak było? - Zapytała Mercedes, podchodząc do Jamesa i również całując go w policzek.
- Było całkiem znośnie. Nawet znalazłem sobie nowy cel. - Odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Taka jedna blondynka, która myśli, że zjadła wszystkie rozumy strasznie mnie zirytowała, więc trzeba jej pokazać gdzie jej miejsce.
- Tylko się nie zakochaj. - Mruknęła Amber.
- Nie mam zamiaru. Wiesz przecież, że tylko ciebie kocham. - Pocałował dziewczynę w czoło i ruszył do swojego pokoju.
Musiał przede wszystkim wziąć prysznic, długi i odprężający.
James wszedł pod prysznic i pozwolił, by gorąca woda po nim spływała do momentu aż nie poczuł, że jego napięte mięśnie się rozluźniają.
Kiedy skończył, ubrał się w ciemne jeansy, jakiś biały podkoszulek i swoją kraciastą koszulę, nie przejmując się tym, że kolacja będzie należała do bardziej oficjalnych. Poza tym, ojciec tego od niego nie wymagał.
Blackwell wciągnął na stopy swoje wojskowe buty, włosy związał w luźny kok na czubku głowy i był gotów.
Wyszedł z pokoju i znalazł resztę rodziny w salonie.
- Idziesz tak? - Zapytała go z powątpiewaniem Ambr. Ona sama miała na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę i wysokie czarne szpilki, a swoje krótkie ciemne włosy pozostawiła w nieładzie, czyli tak, jak James najbardziej lubił.
- Daj spokój, to nie bal tylko zwykła kolacja. - Odpowiedział jej, drapiąc się przy tym po policzku. Zarost go trochę drażnił. Włoski dopiero co zaczynały mu odrastać, więc wrażenie było okropne.
Do pomieszczenia weszła Mercedes, a James aż gwizdnął na jej widok.
- No, no. - Zdołał tylko powiedzieć, na widok ładnej, równie obcisłej małej czarnej, którą miała na sobie.
- Gotowi? - Ojciec w stalowoszarym garniturze, pojawił się w pomieszczeniu, patrząc jednocześnie na zegarek. - Jesteśmy już spóźnieni. - Dodał jeszcze.
Cała czwórka wyszła z domu i wsiadła do samochodu. Do dawnego miescja zamieszkania Jamesa dojechali po kilkunastu minutach, jednak i tak pojawili się dziesięć minut za późno.
James westchnął cicho i chwycił Amber za rękę. Wszedł powoli po schodkach prowadzących do drzwi wejściowych i bez pukania wszedł do domu, od razu kierując się do salonu i ciągnąc za sobą Amer.
Zastał tam całe towarzystwo. Na widok Doriana, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Puścił dłoń swojej dziewczyny i w trzech susach przeszedł dzielącą ich odległość. Karcącego i oceniającego wzroku matki, starał się nie zauważać.
- Czołem brachu. - Przywitał się z młodszym braciszkiem, zamykając go w niedźwiedzim uścisku. - Mamo. - Podszedł do kobiety, całując ją lekko w policzek.
- James! - Głos Susan poniósł się niemal echem po pokoju, a on dostrzegł tylko burzę jej włosów i ledwo co zdążył rozłożyć ręce, by i ją przytulić. - Ale wyrosłeś. Co ty robiłeś w tym Londynie? Gdzie to chuchro, które wyjechało stąd rok temu? - Ale chłopak ledwie słyszał pytania siostry. Patrzył gdzieś ponad ramieniem Susan na ostatnią osobę w pomieszczeniu.
Nie, to nie mogła być prawda. To nie mogła być ona. Ich spojrzenia się spotkały i już wiedział. Ester była dziewczyną Doriana.
James, otrząsnął się szybko i przedstawił wszystkim Mercedes oraz Amber, opiekuńczo obejmując ją w talii i przyciągając do siebie, jednak co jakiś czas, jego wzrok wracał do siedzącej na kanapie blondynki.
UsuńCo za zrządzenie losu.
Że też jego brat musiał spotykać się akurat z nią.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJames w ogóle się nie denerwował. Z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Był zadowolony, a nawet szczęśliwy, bo w końcu widział Doriana i Susan. Z kolei matka nie była zbyt szczęśliwa i wiedział dlaczego. Zapewne nie sądziła, że ojciec przywiezie ze sobą swoją narzeczoną. Ciekawe co zrobi, kiedy dadzą im zaproszenia na ślub.
OdpowiedzUsuńJames nigdy nie miał z matką dobrych kontaktów. Zawsze go krytykowała, zawsze miała odmienne zdanie na temat tego, czego on chciał, albo co wymyślił.
Ten rok, który spędził poza domem był dla niego jak nowe życie. Jak wzięty dopiero co głęboki oddech. Z ojcem było inaczej. Zawsze ze sobą rozmawiali, tata zawsze go wspierał i popierał jego pomysły. Nic więc dziwnego, że chłopak wyjechał z ojcem.
To, że była tu również Ester, James ledwo zauważał. Czekał tylko aż kochana mamusia się za niego weźmie. I w sumie bardzo długo nie czekał. Rodzicielka wyszła do kuchni, za nią poszła blondynka, a później pani Blackwell wróciła i tak jak myślał James, rozpoczęło się przesłuchanie.
- James? - Zwróciła się do niego, przerywając mu rozmowę z Amber. - Zdecydowałeś już, co chcesz robić po skończeniu szkoły?- Zapytała.
- Tak, mamo zdecydowałem.
- I co to będzie? Prawo, medycyna, czy architektura? Zawsze lubiłeś rysować.
- Nic z tych rzeczy. Idę do wojska.
- Co?
- Zapisałem się do armii. Nie da się już tego cofnąć. To jest coś, co chcę robić. Chcę pomagać ludziom, bronić kraju.
- Przecież możesz pomagać ludziom będąc lekarzem, albo prawnikiem, albo architektem. Przemyśl to jeszcze.
- Daj już spokój. - Teraz wtrącił się ojciec. Chyba widział zaciśnięte w pięści dłonie Jamesa.
- Jeszcze do tego wrócimy. - Pani Blackwell nie miała zamiaru odpuścić.
W tym momencie do pokoju wróciła Ester, czyli zapewne za chwilę wszyscy pójdą na kolację.
James korzystając z okazji, chwycił Amber za rękę i podszedł do brata i siostry.
- Chyba nie zdążyłem wam jeszcze przedstawić Amber. - Powiedział, starając się nie patrzeć na blondynkę. Zdecydował, że najlepiej będzie udawać, że wcześniej się nie spotkali. Ich prywatna gierka powinna pozostać między nimi. - A ty pewnie jesteś dziewczyną Doriana. James. - Przedstawił się, wyciągając do niej rękę z lekkim uśmiechem, a kiedy podała mu swoją, pojawiło się między nimi jakieś dziwne ciepło, jakiś prąd przeszedł pomiędzy nimi. Zabrał rękę trochę zbyt szybko i przysunął się do Ambr. To było... dziwne.
Na szczęście, w tym samym momencie mamusia zawołała wszystkich na kolację.
Kiedy znaleźli się w jadalni, początkowo było spokojnie i obeszło się bez zbędnych kłótni. James jednak, doskonale zawał sobie sprawę z tego, że matka nie odpuści mu tego, co jej wcześniej powiedział.
- James. - Zaczęła w połowie kolacji. - Przemyśl sobie jeszcze wszystko. Nie możesz pójść do wojska. To nie dla ciebie.
- Mamo, czy musimy rozmawiać o tym przy kolacji? - Zapytał grzecznie, siląc się na spokój. Nie chciał wywoływać żadnych kłótni. To miał być miły i rodzinny wieczór.
- George - Teraz przeniosła swoje żale na ojca. - Dlaczego mu na to pozwoliłeś? Dlaczego go nie przypilnowałeś, wiesz przecież jaki on jest. I te tatuaże. Jak on wygląda.
- Jest dorosły, ma prawo wybrać własną przyszłość.
- Ale nie skazywać się na śmierć, bo zachciało mu się zostać bohaterem. Miał być kimś innym i dobrze o tym wiesz.
- Wystarczy! - James się starał, ale nie wytrzymał. - Nie obwiniaj o wszystko ojca, tylko siebie. - Zacisnął dłonie na kolanach. - Wybacz, że nie jestem taki jak Susan, czy Dorian. Że nie wpasowuję się w twój wyimaginowany schemat dobrego i ułożonego dziecka. - Nawet Amber nie mogła go teraz uspokoić, chociaż zaciskała swoją drobną dłoń na jego przedramieniu. - Wybacz, że jestem bardziej podobny do ojca, niż do ciebie. Rozumiem jaki to musi być dla ciebie zawód.
- James! - Amber niemal już wbijała paznokcie w jego ramię. Strzepnął jej rękę i wstał od stołu. - Przepraszam, muszę się przewietrzyć.
UsuńWyszedł z jadalni, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. Wyszedł przed dom i usiadł na ostatnim schodku, żeby zapalić. Wiedział, że przesadził, ale matka nie powinna była mówić mu takich rzeczy. Zawsze się wtrącała.
James, powinien się spodziewać, że kolacja skończy się właśnie w taki sposób. Matka chyba nie mogła przeboleć tego, że ojciec zabrał ze sobą swoją nową dziewczynę. A że i jej starszy syn nie spełnił jej oczekiwań, na kimś wyżyć się musiała. I trafiło akurat na niego. Zdarza się, a on akurat był do tego przyzwyczajony.
OdpowiedzUsuńOdkąd tylko pamiętał, chłopak był zawsze gdzieś na szarym końcu jeśli chodziło o uwagę matki. Nigdy nie był wystarczająco grzeczny, wystarczająco dobry, by zasłużyć na większą jej uwagę. Do ojca zbliżył się najbardziej. To do niego był podobny i z wyglądu i z charakteru.
George nigdy by mu niczego nie odmówił, nigdy niczego mu nie zabraniał. Zawsze pozwalał Jamesowi na więcej, a Elisabeth miała mu to za złe. Wielokrotnie słyszał, jak się o to kłócili. Jak miała do niego pretensje, że zepsuł syna.
A prawda była taka, że sam James nie chciał być jak reszta jego rodzin. Nauka nigdy go nie pociągała. Pchało go raczej do figli i do szeroko rozumianej wolności, która miała mu dawać szczęście.
Nie wiedział, jak długo siedział na ganku, wpatrując się w przestrzeń. Wiedział, że postąpił źle, szczególnie z Amber, ale jego temperament nie pozwolił zachować mu się inaczej. Od zawsze taki był i jego dziewczyna o tym wiedziała. Próbowała go powstrzymywać tak, jak jej matka starała się powstrzymywać George'a, tyle że James nikogo się nie słuchał i nie poddawał się niczyjej woli. Zawsze miał własne zdanie i sam wiedział, co jest dla niego najlepsze. Tym razem było tak samo. Domyślał się, że kiedy tylko wrócą do domu, Amber nie da mu żyć, więc będzie musiał przeprosić.
Słyszał, że ktoś wychodzi z domu, jednak nie odwrócił wzroku. Mało interesowało go jego towarzystwo. Chciał pobyć sam, ochłonąć, bo znając jego jak nic rozwaliłby pół stołu w jadalni. Zawsze tak reagował na matkę i na to, co mówiła. Wiedział, że po jego wyjściu, kochana mamusia rzuci się z pretensjami na ojca, jednak tym się nie przejmował. Wiedział, że George jest twardy dawno minął czas, kiedy nie potrafił sprzeciwić się swojej własnej żonie. Poza tym, była tam Mercedes, ona też wiedziała jak uspokoić własnego narzeczonego.
Usłyszał głos Ester i dopiero wtedy na nią spojrzał. Zaciągnął się papierosem po raz ostatni, wyrzucił niedopałek przed siebie i dopiero wtedy odpowiedział.
- Tak, to ja. Zaskoczona? Nie tego się pewnie spodziewałaś? - Zapytał, wzruszając ramionami. - Dziwne, prawda? Dorian jest grzeczny i poukładany, Susan tak samo, tylko środkowy syn się nie udał. - Kpiący uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Zdążyłem przywyknąć do pretensji i żali wylewanych przez matkę. Nigdy nie podobało jej się to, co robiłem. No, ale zawsze w rodzinie musi być czarna owca. Akurat trafiło na mnie. - Sam nie wiedział po co z nią rozmawia, ale bardziej zastanawiało go to, czemu to ona odezwała się do niego.
Mówiąc o Dorianie, chodziło mu raczej o to, jak jego brat podporządkowywał się matce. Jak spełniał jej oczekiwania, czego James nigdy nie robił. Nie wiedział, jak chłopak zachowuje się przy swojej dziewczynie, w końcu nie widzieli się cały rok, więc zmiany mógł nie zauważyć.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, tak naprawdę zawsze czułem, że tutaj nie pasuję. - Odpowiedział jej zupełnie szczerze, chociaż sam nie wiedział dlaczego się na to zdobył. - Buxton to piękne miasteczko, ale nie dla mnie. Mnie zawsze pociągała wolność, wiesz taka szeroko pojęta. Gdzieś daleko stąd w jakimś wielkim mieście, gdzie nie dopadłyby mnie macki mojej matki. - Dodał jeszcze, po czym zdziwił się, że szturchnęła go w ramię. - No cóż, jestem dupkiem, więc się tak zachowałem. - Odpowiedział, patrząc na nią i uśmiechając się lekko.
Kto by pomyślał, że potrafili rozmawiać ze sobą całkiem normalnie.
Tak, James miał wiele cech typowych dla swojej matki. Był ambitny, bo mimo że nigdy do nauki go nie ciągnęło, to nawet jeśli sobie coś postanowił to doprowadzał to do końca. Był zdeterminowany, uwielbiał rywalizację. Jednak przede wszystkim, dostał dodatkowo wszystkie cechy, które posiadał jej ojciec, a których nigdy nienawidziła Elisabeth. Przede wszystkim był uparty jak osioł. Zawsze robił, co chciał i był typem buntownika, a przede wszystkim dostała mu się w spadku dość spora dawka wrodzonej charyzmy, pewna doza tajemniczości i niezwykle dużo uroku osobistego. James, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był taki jak ojciec.
On sam wyczuł panującą między nimi atmosferę. Przepełnioną jakimś dziwnym napięciem, wręcz elektryzującą. Nie znał Ester praktycznie wcale, ale mimo to, czuł jakby przyjaźnili się już bardzo długo. Miała w sobie coś, co go do niej przyciągało. Coś, co sprawiało, że nie zawsze myślał logicznie. Fascynowała go to, jednocześnie go irytując. Wiedział, a raczej podświadomie czuł, że między nimi coś jeszcze się wydarzy. Że ta znajomość będzie miała jakieś zaskakujące zaskoczenie.
Słysząc jej kolejne słowa, zmarszczył brwi i spojrzał na nią uważnie.
- Gdybyś była mną, zobaczyłabyś jak to wygląda z mojej perspektywy. - Powiedział. - Nie zamykam się. Po prostu do niej nie dociera to, że nie mam zamiaru wbijać się w jej schemat idealnego synka prawnika. Mam inne plany na przyszłość i tyle. Ty zapewne zawsze byłaś grzeczną córeczką. - Dodał jeszcze, posyłając Ester łobuzerski uśmiech i szturchając ją lekko w ramię, tak jak ona zrobiła to wcześniej jemu. - Nie musisz tu ze mną siedzieć. Możesz iść do środka. - Odezwał się jeszcze po chwili. - Chyba, że chcesz to mogę podrzucić cię do domu. Ja już tam nie wracam, a najwyżej później przyjadę po resztę. - Zaproponował po chwili, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Przepraszam, nie miałem pojęcia. - Odpowiedział jej szczerze. Pluł sobie w brodę, że wyjechał z takim tekstem, ale cóż stało się. A ją najwyraźniej mało to obeszło.
OdpowiedzUsuńBył ciekaw jej historii, tego jak straciła rodziców i kto ją teraz wychowywał. To było wysoce niebezpieczne i niestosowne. Co chwila, James musiał sobie przypominać, że jest dziewczyną jego brata, i że powinien trzymać się od niej z daleka, jednak coś go ku niej pchało. Jakaś niewidzialna siła, której nie interesowało to, że oboje kogoś mieli, że początek ich znajomości był dość nieciekawy. Jakby ktoś, gdzieś tam na górze ułożył już dla nich całą historię.
Sam nie wiedział, skąd nagle wzięło się to, że potrafili ze sobą rozmawiać tak całkowicie normalnie. Ester nie wydawała mu się już aż tak bardzo nadętą panną, która zjadła wszystkie rozumy. Jeśli chciała, potrafiła być naprawdę bardzo miła i sympatyczna, a on już nie wiedział, które jej oblicze bardziej lubi, i które chce częściej widywać.
Nie wiedział, jak daleko zajdą w tej relacji. Bał się trochę tego, co działo się między nimi, kiedy siedzieli blisko siebie. To nie był przypadek, w to jednak nie wierzył. Nie chciał zbliżać się do niej za bardzo, niż to było konieczne. Powinna być dla niego tylko i wyłącznie koleżanką z klasy, a przede wszystkim dziewczyną jego brata. Nikim więcej, nawet jeśli panowała między nimi chemia. James nie ufał samemu sobie, nie wiedział do czego mógłby się posunąć, gdyby dłużej przebywali ze sobą sam na sam.
- Może to i dobrze, że cię wyprosili. - Odezwał się po jakimś czasie. - Matka z ojcem pewnie teraz nadal się kłócą. Nigdy nie potrafili się dogadać, jeśli chodziło o moją osobę. - Dodał jeszcze, patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
Jej reakcja na jego propozycję ani trochę go nie zaskoczyła. Musiała być zaskoczona jego gestem. W końcu to ona nazwała go dupkiem, a on nie zaprzeczył, tylko jeszcze to potwierdził.
- Przecież nie proponuję ci seksu, tylko podwózkę do domu. - Odpowiedział jej, uśmiechając się do niej łobuzersko. Nie sądził, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało.
On sam podniósł się ze swojego miejsca i wyciągnął z kieszeni telefon, by napisać do ojca krótką wiadomość. Wiedział, że matka za szybko ich nie wypuści i George będzie zmuszony wysłuchiwać jej żali na temat tego, jak bardzo zawiódł jej zaufanie pozwalając Jamesowi na wszystko.
Zauważył jednak, że Ester jest zimno. On tego tak nie odczuwał, więc kiedy szli w stronę jego samochodu, w jakimś dziwnym przypływie rycerskości, zdjął z siebie po prostu swoją koszulę i narzucił ją na dziewczynę.
- Ja tam tego nie czuję. - Odpowiedział jej, a kiedy dotknął jej ramion, znów pojawiła się ta dziwna, elektryzująca aura. Cofnął więc szybko ręce. - Będzie ci cieplej. - Dodał jeszcze, a kiedy dotarli do auta, nawet otworzył przed nią drzwi. Dżentelmen się znalazł.
Może i był staroświecki, ale akurat tego typu zachowania wyniósł z ojca. Ojciec zawsze powtarzał mu, że powinien szanować kobiety, nawet te, których nie szanuje, czy wprost nieznośni. Powinien być dżentelmenem i to właśnie robił.
OdpowiedzUsuńKoszula dana Ester nie była dla niego niczym nowym, tak samo jak noszenie torby za Amber, czy po prostu otwieranie drzwi i puszczenie kobiety przodem, albo ustąpienie miejsca. Niby były to błahostki, jednak w nim głęboko się zakorzeniły i mimo, że przez większość czasu był bucem, to jednak to się nie zmieniło.
James, zastanawiał się, jak to będzie przebywać z blondynką w dość klaustrofobicznej wielkości, samochodzie. Wiedział, a raczej domyślał się, że ta dziwna aura, która panowała między nimi, gdy siedzieli na ganku, teraz, w aucie wróci ze zdwojoną siłą. Mimo wszystko jednak, chłopak podjął wyzwanie. Nie miał zamiaru się wycofywać. To nie było w jego stylu, a i też nie chciał dawać Ester satysfakcji.
Poniekąd, Blackwell był dobrym kierowcą, ale dziewczyna o tym nie wiedziała. Kiedy zatrzasnął za nią drzwi, w trzech krokach obszedł samochód i usiadł na swim miejscu. Poprawił lusterka i zapiął pas, kątem oka obserwując poczynania Ester. Trochę chciało mu się śmiać, że aż tak dbała o swoje bezpieczeństwo, ale może bała się stylu jego jazdy.
- Nigdy nie jestem czarujący, a może raczej bardzo rzadko taki jestem. Nie lubię udawać kogoś, kim nie jestem. - Odpowiedział jej, przekręcając kluczyk w stacyjce i włączając radio. Powoli ruszył spod domu i dopiero wtedy się odezwał. - Nie przesadzaj. Odwiozę cię pod sam dom.
James, ciekaw był o czym będą rozmawiać przez te kilkanaście minut. Coś go ku niej pchało, jakaś nieznana mu siła, ale starał się jej opierać. Nic nigdy nie mogło się między nimi wydarzyć. Wiedział, że jutro w szkole, ponownie będzie musiał przybrać maskę obojętności i buty. To, co wydarzyło się na kolacji i tuż po niej było jednorazowe. Za bardzo się odkrył. Zbyt wiele jej pokazał i mogło się to w przyszłości okazać zbyt niebezpieczne.
Jej pytanie nieco go zaskoczyło, ale nie zamierzał pozostawić go bez odpowiedzi.
- Mieszkając jeszcze w Londynie byłem świadkiem parady wojskowej. Tłumy żołnierzy, kroczyli ulicami miasta w kierunku pałacu Buckingham. Duma w ich oczach, delikatny uśmiech na twarzach. To mnie zaintrygowało, więc poszedłem za nimi. - Zaczął, zerkając na nią, ale gdy dostrzegł, że i ona mu się przypatruje, ponownie przeniósł wzrok na drogę. - Dotarłem pod sam pałac. A tam, czekała już na nich królowa. Każdy z nich został odznaczony, w jakiś sposób wyróżniony. Robili coś dobrego, walczyli za wolność wszystkich, ale i za swoją własną również. Też tego zapragnąłem. - Przerwał na chwilę, by zmienić bieg. - Chciałem stać tam kiedyś pośród nich, dumny z tego co zrobiłem. Poczuć to, co oni czuli. Zrobić coś dla innych. Poświęcić się, jakoś wyróżnić. Dać coś od siebie. I to chyba tyle. - Zakończył nieco koślawo swoją wypowiedzieć, bo znów uświadomił sobie, że za bardzo się przed nią odsłaniał. - A ty, co chcesz robić, kiedy skończysz szkołę? - Zapytał, zmieniając szybko temat.
James owszem znał ryzyko swojej decyzji. Wiedział, że w wojsku będzie trudno, że na pewno będzie niebezpiecznie, ale jakoś nie chciał na razie o tym myśleć. Liczyło się dla niego to, że zrobi coś, o czym marzy, że nawet maka go nie powstrzyma. Chciał być żołnierzem, pragnął tego, chciał przyczynić się do obrony kraju.
OdpowiedzUsuńMoże wiązało się to poniekąd z jego chęcią bycia w centrum uwagi, bycia wyróżnianym i zauważanym. A może po prostu, dzięki temu ktoś w końcu by go docenił, skoro jego matka nie potrafiła zrobić tego przez dziewiętnaście lat.
Westchnął cicho. Dopiero słowa Ester wyrwały go z zadumy. To było dziwne. Oboje planowali mniej więcej, taką samą karierę. Może nawet gdzieś się kiedyś spotkają, jednak na razie, James nie chciał o tym myśleć.
- Widzę, że myślimy całkiem podobnie. - Odezwał się po chwili, odwracając wzrok by na nią spojrzeć i lekko się uśmiechnąć. - No może ty bardziej naukowo do tego podchodzisz, a ja nie. - Dodał jeszcze, skręcając w ulicę, przy której stał dom blondynki.
Droga jakoś strasznie szybko im minęła, co było dziwne, bo James zakładał, że będą się męczyć w swoim towarzystwie.
- Pamiętam, nie martw się. Do zobaczenia!- Odpowiedział jej, uśmiechając się szeroko i patrząc jak odchodzi, nadal wystrojona w jego koszulę.
Nie chciało mu się już za nią wołać, by mu ją oddała. Ciekaw był co Ester z nią zrobi? Spali, wyrzuci do kosza, czy może ciśnie w kąt.
Z uśmiechem na ustach wrócił do domu, by po jakichś dwudziestu minutach znów wyruszyć w podróż po ojca i dziewczyny.
Tak, jak się spodziewał Amber była na niego szalenie wściekła. Syczała na niego całą drogę do domu, ale on jakoś mało się tym przejął. Dziwnym trafem, cały czas myślał o dziewczynie swojego brata, nie mogąc wyrzucić jej z pamięci.
Nawet, kiedy już po kąpieli, leżał w swoim łóżku i czekał aż zmorzy go sen, przed oczami miał twarz blondynki, jednocześnie przypominając sobie tą dziwnie elektryzującą aurę.
Usuń***
James przez kilka ostatnich dni starał się unikać Ester. Dopiero co Amber zrobiła mu awanturę o to, że odwiózł ją do domu i jeszcze nie zabrał swojej koszuli. Poniekąd, dziewczyna zaczynała grać mu na nerwach. Od kolacji w rodzinnym domu zrobiła się strasznie nabrmuszona i zazdrosna.
Tym samym, chłopak unikał obu dziewczyn. Z blondynką ledwie rozmawiał, ale zawsze, kiedy siedzieli obok siebie, wyczuwał tą dziwną, elektryzującą aurę, kiedy byli blisko siebie. Ciągnęło go do niej jak ćmę do lampy, ale wiedział, że jeśli za bardzo się zbliży to się oparzy. Ta znajomość była zbyt niebezpieczna i chłopak musiał pilnować, by nie zabrnęła w złym kierunku.
Umówionego dnia, pojawił się w bibliotece, chyba po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Powoli przechodził od jednego do drugiego regału, szukając Ester. Mieli w końcu zrobić wspólnie ten projekt na zajęcia. Trochę mu się teraz nie uśmiechało, że jednak nalegał, by zrobili go wspólnie. I ona, i on raczej niechętnie podchodzili do wspólnej pracy.
- Cześć. - Przywitał się, kiedy znalazł ją w końcu, gdzieś na samym końcu biblioteki. - Może ci pomóc?
[ Nic nie szkodzi, doskonale to rozumiem, także nie miej wyrzutów sumienia. :) Oby matura dobrze Ci poszła. :) ]
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili, James faktycznie miał ochotę zacząć się śmiać. Nie sądził, że Ester jest tak bardzo zajęta, że nawet nie usłyszała tego, że do niej podszedł. Chociaż może zakurzona wykładzina w tym miejscu w jakiś sposób tłumiła jego kroki.
Widząc jak odskakuje i jak książki spadają z regałów, w pierwszym odruchu parsknął śmiechem, jednak zaraz się opamiętał i rzucił dziewczynie na pomoc.
Zdziwił się, bo nigdy wcześniej nie reagował w taki sposób. Wolał zaśmiewać się do łez z czyjegoś wypadku, a nie ratować w potrzebie. Po raz kolejny, jakiś wewnętrzny rycerz, który w nim drzemał, kazał mu pomóc Ester. Podszedł więc bliżej, znów czując tą niezwykłą elektryzującą aurę, która między nimi panowała.
- Przepraszam. - Odezwał się po chwili, biorąc od niej kilka dość grubych książek i odstawiając je na wyższe półki. - Powinienem był jakoś oznajmić swoje nadejście. - Spojrzał na blondynkę z łobuzerskim uśmiechem. - Chrząknąć, kaszlnąć, no nie wiem popukać w regał. - Zażartował.
Humor jakoś dziwnie mu się poprawił, bo wcześniej przez cały niemal dzień, był dziwnie rozdrażniony. Głównie przez Amber, która zrobiła mu awanturę stulecia, bo miał czelność uśmiechnąć się na stołówce do jakiejś dziewczyny. Paranoja.
- Faktycznie, wzrostem nie grzeszysz. - Odpowiedział, może trochę złośliwie, mierząc ją wzrokiem, po czym odłożył ostatnią książkę i poszedł za nią do stolika.
- Ty dowodzisz, więc niech taka będzie. - Zgodził się na jej propozycję, siadając na krześle i uśmiechając się do niej lekko. - Mogę się zająć prezentacją jeśli chcesz, ewentualnie mogę ją przedstawić na zajęciach. Myślę, że to będzie fair, tym bardziej, że bierzesz na siebie większą ilość książek i większą ilość materiału. - Zaproponował jeszcze po chwili.
Aż sam się zdziwił tym, co powiedział przed chwilą. Nigdy wcześniej, aż tak bardzo nie garnął się do tego, by pomagać w jakichkolwiek projektach, albo chociaż wykonać do nich jakąś pracę. Teraz było inaczej. Chciał pomóc Ester i to chyba właśnie ona miała na niego, taki, a nie inny wpływ.
Oczywiście, zauważył jak dzisiaj wyglądała. Nie raz, i nie dwa razy jego wzrok przesunął się na jej dekolt, jednak w tych momentach, kiedy miał nadzieję, że blondynka tego nie widzi. Była ładna, nawet bardzo i James ze zgrozą uświadomił sobie, że mu się podoba. On sam, po raz pierwszy nie miał na sobie swojej nieśmiertelnej koszuli, bo mu jej nie oddała, a zamiast tego ubrał koszulę, której rękawy podwinął sobie po łokcie, odsłaniając tatuaże.
- To co? - Odezwał się po jakimś czasie, kiedy tak siedzieli i patrzyli na siebie, co powoli zaczynało się dla niego robić niezręczne. - Może zaczniemy szukać wiadomości, albo chociaż ustalimy czego dokładnie mamy szukać? - Zaproponował.
Jamesowi czasami coś odbijało i po prostu brał na siebie więcej. Może wynikało to z chęci wykazania się i pokazania, że nie jest aż takim nieukiem i nierobem, jak mówiła zapewne o nim jego matka.
OdpowiedzUsuńZ drugiej jednak strony, chciał się w pewnym sensie przypodobać Ester, chociaż sam starał się to sobie wybić z głowy. Przecież była dziewczyną Doriana, a on miał Amber.
Nie mogła się mu podobać. Nie i koniec. Musiał zapomnieć, musiał się skupić tylko na tym ich projekcie, a później ich drogi się rozejdą. Przynajmniej miał taką nadzieję.
W końcu, kiedy siedzieli ze sobą w ławce wcale nie musieli rozmawiać, Ester i tak traktowała go ostatnio jak powietrze, więc trudno by nie było. Matki nie miał zamiaru odwiedzać, więc i tam się pewnie nie zobaczą.
- Sam chciałem zawrzeć w prezentacji większość rzeczy, które wypisałaś. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, biorąc jej kartę i pobieżnie ją przeglądając. - Zastanowię się jeszcze nad tym w domu. Może w trakcie pisania prezentacji coś mi wpadnie do głowy. - Dodał jeszcze, spoglądając na Ester. Była elastyczna, ale pewnie nie w takim sensie o jakim myślał.
James, potrząsnął lekko głową, by odsunąć od siebie niechciane myśli.
- Dziękuję. - Wziął od niej swoją koszulę, mając nadzieję, że ledwie wyczuwalny zapach jej perfum, jeszcze na niej został. - Nie ma sprawy, nie przepraszaj. Kompletnie zapomniałem o tym, że ją miałaś. - Dodał jeszcze. - Dobrze jednak mieć ją z powrotem. To moja ulubiona. - Uśmiechnął się do Ester.
James spojrzał na Ester. Od razu, zaczął rozpinać guziki koszuli, którą miał na sobie. Nie przejmował się tym, że są w miejscu publicznym, że za rogiem może czaić się pielęgniarka, albo że Ester może się to nie podobać.
OdpowiedzUsuńRobił to powoli, z jakimś takim rozmysłem. A kiedy skończył, zdjął ją z siebie, siedząc na krześle z nagim torsem. O razu, wyjął najpierw z plecaka swój zwykły czarny podkoszulek. Narzucił go na siebie, a następnie ubrał swoją koszulę. Faktycznie, pachniała lawendą, ale dało się jeszcze na niej wyczuć zapach dziewczyny.
Zaraz jednak Blackwell się opanował i spojrzał na notatki Ester. Wolał, żeby ta dziwna atmosfera, która pojawiała się między nimi za każdym razem, gdy byli blisko siebie, zniknęła bezpowrotnie. By mógł się skupić na ich projekcie. Wmawiał sobie, że przecież dziewczyna ma chłopaka. A jej chłopakiem jest jego brat. James w żadnym razie nie chciałby skrzywdzić Doriana.
- Dobrze, więc ty zrób pierwszą połowę z listy ja zrobię tą drugą. Spotkamy się niedługo, żeby sprawdzić, co każde z nas już ma, czy pasuje to do siebie i zacznę robić prezentację. - Zaproponował, od razu sięgając po leżące na stoliku książki, by schować je do plecaka.
Słyszał jednak, jak Ester rozmawia z Dorianem przez telefon i jakieś dziwne uczucie pojawiło się w jego sercu. Od razu jednak się opanował i spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, naprawdę. - Odezwał się po chwili. Dziwne to trochę było. - O czym mówiłaś? O tym, co ma zrobić każde z nas, jednak myślę, że dobrze będzie podzielić po prostu twoją listę na połowę, żeby nie mieszać. - Zaproponował.
James kątem oka widział, że Ester przyglądała mu się, kiedy się przebierał. Połechtało to jego ego, bo przecież raczej za nim nie przepadała, a widział, jak na niego patrzy. Ba! Wręcz pożera go wzrokiem.
OdpowiedzUsuńNie skomentował tego jednak w żaden sposób. Sama mogłaby się w sumie przed nim rozebrać i też by sobie z chęcią popatrzył.
- Dobrze, to tak zrobimy. - Zgodził się po chwili, biorąc książki, które mu podała i chowając je do plecaka. - Możesz mi podać swój numer telefonu, dam ci wtedy znać, kiedy skończę opracowywać swoją część materiały. - Zaproponował po chwili.
Plaża. W sumie nie był to taki zły pomysł. Było jeszcze w miarę ciepło, więc mógłby się wykąpać, a że kiedy tutaj mieszkał, lubił to miejsce to nawet z chęcią by się tam wybrał.
- Nie sądzę, żeby Amber miała ochotę iść z nami na plażę. - Odezwał się po chwili. - Ostatnio, nie jest między nami zbyt dobrze i wolałbym na razie jej nie drażnić. - Dodał jeszcze. Nie powiedział jej, że chodziło o Ester. Nie powiedział, że Amber właśnie o nią była zazdrosna. O to, że James odwiózł ją wtedy do domu, że dał jej swoją koszulę, a teraz spędza z nią tak dużo czasu. - Zawsze możemy tak jechać we trójkę. I tak miałem pogadać z Dorianem o pewnej sprawie. - Dodał jeszcze, przyglądając się blondynce.
Podtekst wyczuł, chociaż nie sądził, by Ester była świadoma tego, co powiedziała, i że w jej wypowiedzi jest jakieś drugie dno.
Może nie powinien był się jej zwierzać z takich rzeczy, ale tak naprawdę nie miał z kim porozmawiać o tym, co działo się między nim, a Amber. A było coraz gorzej. Wszystko zaczęło się sypać od momentu, kiedy wprowadzili się do Buxton.
OdpowiedzUsuńJames powoli zaczynał mieć wszystkiego dość. Wolałby chyba zostać w Londynie i tak skończyć szkołę, ale ojciec się uparł, a on mimo wszystko nie miał nic do powiedzenia.
- Dobrze, może być za godzinę. - Zgodził się z jej propozycją, zgarniając resztę swoich rzeczy do plecaka. - Akurat zdążę coś zjeść i się przebrać. - Dodał jeszcze, wychodząc za nią z biblioteki. Może i pomógłby jej z torbą, ale wolał ograniczyć ich kontakty do minimum. Nie był aż takim idiotą, żeby odbijać dziewczynę własnemu bratu.
Wiedział, że już na niego czekali. Widział samochód Doriana na podjeździe, jednak miał mały problem z Amber. Nie chciała go wypuścić z domu, chociaż sama nie miała ochoty na wycieczki na plażę.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Krzyczała na niego, kiedy ubierał na siebie kąpielówki, a na nie swoje ciemne jeansy. - Nie pozwolę ci z nią nigdzie jechać, rozumiesz? - Zazdrość Amber sięgała szczytu i James był coraz bardziej tym wkurzony.
- A kim ty jesteś, żeby bronić mi czegokolwiek? - Zapytał, ubierając na siebie czysty podkoszulek i swoją ukochaną koszulę. - To już zakrawa o paranoję Amber. Duszę się w tym związku, rozumiesz?
- Dusisz się ?Dusisz? - Brunetka była wściekła. - To zaraz nie będziesz się dusił, bo zrywam z tobą. Mam cię dość. A ta cała Ester jeszcze popamięta.
- Nic nie powiedział, wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami i to samo zrobił z drzwiami wejściowymi.
Wpakował się zaraz na tylne siedzenie obok Susan.
- Sorry za spóźnianie. - Mruknął, zapinając pas. - Miałem małe problemy. Możemy jechać? Chcę już wskoczyć do wody.
James był wdzięczny, że żadne z jego towarzyszy nie zapytało co się dzieje. On sam nie wiedział, co się tak naprawdę stało.
OdpowiedzUsuńAmber ostatnio stała się strasznie zaborcza i zazdrosna, aż faktycznie zaczynał dusić się w tym związku. Miał dość, naprawdę miał dość jej pretensji, wiecznych awantur o nic i marudzenia, że przestał jej mówić, że ją kocha.
W sumie, zerwanie nawet go nie obeszło. Nie przejął się tym, co mogło wskazywać na fakt, że nic już go z Amber nie łączyło.
Kiedy dojechali na plażę zabrał swoje rzeczy i ruszył za wszystkimi, by zająć najlepsze miejsce. Rozłożył swój koc obok parasola Doriana i od razu zaczął się rozbierać, zostając w samych kąpielówkach.
Dopiero po chwili, kiedy już wygodnie siedział na kocu, dostrzegł, że obok niego została tylko Ester. Wziął od niej krem.
- Dzięki. - Powiedział tylko i zaraz zaczął smarować sobie przedramiona i brzuch. Z plecami nie miał tylko co zrobić. - Byłabyś tak miła i rozsmarowałabyś mi krem na plecach? Sam nie dam rady. - Dodał jeszcze, spoglądając na nią uważnie.
James musiał ciężko pracować, by wyglądać tak, jak wyglądał. Wiązało się to z hektolitrami potu wylewanego na siłowniach i mnóstwem ćwiczeń fizycznych w domu. Mimo to, lubił dobrze wyglądać. Lubił się podobać kobietą.
OdpowiedzUsuńNawet teraz, kiedy byli niemal sami na plaży, widział spojrzenia rzucane mu przez nieliczne dziewczyny siedzące na piasku. Mało go interesowały. Nadal miał w głowie awanturę z Amber.
Dłonie Ester, kiedy wcierała w niego krem, skutecznie jednak odciągnęły g od ponurych rozmyślań. Musiał przyznać, że miała naprawdę delikatne ręce, a każdy jej dotyk był bardzo przyjemny i wywoływał w nim dziwne uczucia.
- Dziękuję. - Odezwał się, kiedy skończyła. - Dzięki tobie będę mógł dziś spać na plecach. - Zaśmiał się cicho, przyglądając jej się przez chwilę, kiedy się rozebrała.
Teraz chyba dopiero do niego dotarło to, że jest ładna. Naprawdę bardzo ładna. Odgonił od siebie jednak takie myśli. Ester była dziewczyną Doriana, więc dla niego stanowiła coś nieosiągalnego.
- A ty nie idziesz? - Zapytał po chwili, podnosząc się ze swojego koca i przeciągając się mocno. - Nie korzystasz z wody, kiedy jesteśmy nad jeziorem? - Dopytał jeszcze.
James popatrzył jeszcze przez chwilę na Ester, jednak nie miał zamiaru jej namawiać do tego, żeby weszła do głowy. W sumie, nawet chodził mu po głowie pomysł, by po prostu siłą ją zaciągnąć do jeziora, ale nie chciał jej dotykać, nie kiedy jakaś dziwna siła brała nad nim kontrolę, gdy tylko jej dotknął.
OdpowiedzUsuń- No dobrze, jak uważasz. - Odpowiedział jej, jeszcze ostentacyjnie się przed nią przeciągając, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę nieźle już się bawiącego w wodzie rodzeństwa.
Zaraz zaczął chlapać wodą na Susan i Doriana, śmiejąc się przy tym wesoło i przypominając sobie czasy beztroskiego dzieciństwa. Co jakiś czas jednak, jego wzrok kierował się w stronę nadal siedzącej na brzegu Ester.
Faktycznie, bawili się jak dawniej. Jak kiedyś, kiedy byli jeszcze dzieciakami i myśleli, że nic ich nigdy nie rozdzieli.
OdpowiedzUsuńJames chwycił nawet Susan w pasie i wrzucił ją na głębszą wodę. To właśnie wtedy straciła swoje okulary. Nawet Blackwellowi poprawił się nieco humor dzięki temu wypadowi nad jezioro. Nie myślał o Amber, nie myślał o ich kłótni i o tym, co czeka go kiedy tylko wróci do domu.
Może z Ester nie spotkali się wcześniej, bo tak miało być. Albo przebywali w innych kręgach Poza tym, James bardzo się zmienił. Kiedyś był chucherkiem, które najmniejszy wiatr mógłby połamać. Dopiero Londyn nieco go zmienił i tak naprawdę tam chłopk zmężniał i wydoroślał.
- Masz te okulary? - Zapytał Susan, która taplała się obok niego w wodzie szukając swojej zguby.
- Nie. -Burknęła do niego. - Pomóż mi szukać.
James westchnął tylko cicho i zanurkował, by poszukać tych przeklętych okularów na samym dnie.
Znalazł je w końcu jakimś cudem i wypłynął na powierzchnię podając je siostrze. Poprawił włosy, które zaczęły mu wchodzić do oczu i dostrzegł na brzegu Ester. Zmierzył ją szybko od stóp do głów. Miała coś w sobie, chociaż może nie do końca należała do typu dziewczyn, które do tej pory mu się podobały.
Wyszedł do niej na brzeg.
- Wchodzisz, czy się zastanawiasz? - Zapytał, ochlapując ją wodą.
OdpowiedzUsuń[ Pewnie, czemu nie. Pomysł mi jak najbardziej odpowiada. :) Teoretycznie już jestem po urlopie, ale jeszcze nie zdążyłam go zdjąć, bo niestety, ale trochę jeszcze problemów mam i sporadycznie bardzo odpisuję, ale niedługo powinno się to wszystko unormować. ]
James nie sądził, że Ester przyłączy się do zabawy w wodzi. Wydawało mu się, że nie jest tym typem dziewczyny, który da się ochlapać, albo który umie poddać się beztroskiej zabawie. Blondynka jawiła mu się jako osoba niezwykle odpowiedzialna i rozważna, która już się bawić nie potrafi. A tu, takie miłe zaskoczenie.
Zaśmiał się tylko, kiedy zaczęła go ochlapywać wodą, ale długo nie pozostawał jej dłużny. Oddał jej nawet z nawiązką.
Kiedy od niego odpłynęła, dał jej chwilę spokoju, po czym sam bardzo cicho do niej podpłynął.
- Chyba nie sądziłaś, że ode mnie uciekniesz? - Zapytał, śmiejąc się cicho, po czym nawet nie czekając na jej reakcję, rzucił się na nią całym ciężarem swojego ciała, wciągając za sobą pod wodę.