6 sierpnia 2017

'cause I need a man who's got blood on his hands



Francesca Vea Accardi
tylko i wyłącznie Vea

Zasady panujące w mafii zakładają, że dziewczynki nigdy nie będą miały nic do powiedzenia, nawet jeśli wyrosną na inteligentne kobiety. A przynajmniej tak było w czasie, gdy Vea była mała. Dodatkowo, była drugim dzieckiem w rodzinie, więc oczywistym zdawało się, że wszelkie sprawy związane z "biznesem" spadną prędzej czy później na głowę pierworodnego syna. Ją ubierali w sukienki i kazali ładnie wyglądać, była cenna pod względem politycznym tylko w taki sposób, że mogła robić dobre wrażenie, może trochę przyciągać uwagę i ewentualnie zostać czyjąś żoną - choć ta myśl była absurdalna i w jakimś stopniu przerażająca. Buntowała się przeciw temu, choć niewiele to dawało, bo zasady to zasady.
A potem wszystko się zmieniło.
Pierworodny syn i następca stracił życie i choć wszyscy aż nazbyt dobrze wiedzieli, że to morderstwo, nikt nie potrafił tego udowodnić. Zaraz po tym Felicja Accardi po urodzeniu trzeciego dziecka zwyczajnie odeszła z tego świata. Skoro zabrakło matki narzucającej Vei stroje i uczącej zachowania, to nie chciała słuchać już nikogo i trudno było nad nią zapanować. A skoro zabrakło brata mającego przejąć obowiązki ojca, ten praktycznie na rok wypadł z życia, zastanawiając się, jak teraz poukładać interesy. Zapomniał o reszcie swoich dzieci, więc Vea bezkarnie mogła chodzić w trampkach, ścinać włosy na krótko, nauczyć się strzelać i zamiast się malować, siedzieć przy komputerze.
A po upływie tego roku znów wszystko przewróciło się do góry  nogami.
Nigdy nie chciała wtrącać się w podejmowane decyzje, nie chciała zajmować się polityką, nie chciała babrać się we krwi, od tego zawsze byli inni ludzie. Chciała mieć tylko święty spokój i nie musieć wciskać się w sukienki. Zawsze próbowała ukryć to, że jest dziewczyną, a jakby na złość nadal ma uroczą buzię małej dziewczynki, niespecjalnie odrosła od podłoża, co dyskwalifikowałoby ją jako faceta, no i ani trochę nie może ukryć piersi, choć zawsze pragnęła być płaską deską. I nagle to wszystko, czego tak bardzo nie cierpiała, stało się integralną częścią roli, którą Vea musiała przejąć. 
Z początku zupełnie nie mogła się połapać, czego się od niej oczekuje. Czy powinna być stanowczą suką, która kilkoma zdaniami ustawia do pionu wszystkich ludzi ojca, czy jednak nadal ma tylko ładnie wyglądać i w przyszłości być jedynie oficjalną głową mafii, podczas gdy w rzeczywistości wszystkim zarządzałby consigliere? Miała wrażenie, że przygotowywano ją równocześnie do obu tych ról, z czego żadna ani trochę jej się nie podobała. Kilka rzeczy jest jednak pewnych: na broni zna się jak nikt inny, strzela niemalże jak snajper, jest w stanie naprawić każde elektroniczne urządzenie, a do tego nawet trochę dojrzała, bo maluje przecież paznokcie i rzęsy, choć wciąż nienawidzi obcasów. Jedynie kontakty z kontrahentami dotychczas ją omijały, a przyszłe zadania nie do końca są określone, choć wie, że już całkowicie należy do mafii i nie uda jej się z niej wyrwać.
Mimo to, nadal wierzy, że marzenie o beztroskim życiu nastolatki, która idzie na zwyczajnie, bezsensowne studia, farbuje włosy na różowo i wymyka się z domu, aby bez wiedzy rodziców pojechać na festiwal coachella jeszcze kiedyś się ziści. Nawet jeśli szanse na to są bardzo, bardzo nikłe. 

200 komentarzy:

  1. Był jedną z tych osób, która nie przepadała za niespodziankami, a co za tym idzie, za niewiadomymi, kiedy wystarczyłoby proste tłumaczenie, ale nagle wszyscy dookoła stali się dziwnie skryci na temat bankietu. Zazwyczaj ojciec wprowadzał go w temat już tydzień przed, sprawdzał co Seth wie o gościach i o tym co z kim powinien omawiać przy takiej okazji. W końcu zawsze można było nawiązać jakieś stosunki biznesowe, dać pozory przyjaźni i później utargować coś, wspomnieć o przysłudze. Jak bardziej interaktywna gra w szachy i to czy akurat miał do tego chęci zależało głównie od jego nastroju, a ten nie utrzymywał się na pozytywnych notach przez cały tydzień niewiedzy. Dopiero dzień przed mama, chyba przypadkiem przyznała mu, że to przyjęcie zaręczynowe, ale szybko zmieniła temat. Stawał się tylko coraz bardziej podirytowany.
    Standardowo pojawił się w eleganckim garniturze, szytym na miarę u zaufanego krawca, u którego ubierała się jego rodzina już od kilku pokoleń. Zahaczył palcem pod krawat i pociągnął go nieco chcąc poluźnić uścisk na jego szyi. Rozejrzał się przy okazji po gościach i zaraz podawał już dłoń kolejnej osobie, uśmiechał się i nawet rozmawiał, chcąc podpytać się o to z jakiej okazji się tutaj znajdują, ale wyglądało na to, że wszyscy wiedzieli tyle co on - bardzo niewiele. Po okrążeniu sali odłączył się w końcu od rodziców i ciotki i stryja szukając wzrokiem jakiegoś trunku, którym mógłby się znieczulić. Stał dosyć blisko stołu uważnie przyglądając się zastawie i szukając czegoś konkretnego do picia, nie byle jakiego szampana czy ponczu. Dopiero, po krótkim zastanowieniu dotarło do niego, że szampan to zapewne najlepsze co uda mu się znaleźć na bankiecie. Przysunął się więc bliżej, ale właśnie wtedy zauważył jak ktoś przed nim właśnie zaczyna się odwracać. Spróbował się odchylić, ale było już za późno.
    Wysunął w jej stronę nawet ręce, jakby chcąc pomóc gdyby faktycznie miała tracić już kompletnie równowagę, ale wtedy poczuł i jakby w zwolnieniu zobaczył jak zawartość jej kieliszka wpada na jego koszulę.
    -Kur- Przesunął dłonią po mokrej plamie i zaczął odwiązywać krawat kiedy jego wzrok padł na dziwnie znajomą twarz. Na krótką chwilę zmrużył oczy, nie do końca wierząc, że mogła to być ta sama osoba. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, nie mogąc powstrzymać niemej aprobaty we własnej głowie. - Franny...? - Odparł w końcu wzrok wbijając w jej uroczą twarzyczkę, równie uroczą i słodką co kiedyś, ale jednak nieco bardziej dojrzałą. Nazywał ją tak jeszcze kiedy oboje mieli pstro w głowie, często tylko po to aby ją podirytować. Wiedział, że rodzina Accardi będzie tutaj dzisiaj, ale nie pomyślał, że w takim tłumie uda mu się faktycznie na nią wpaść, w ogóle nie myślał o tym kogo tu dzisiaj spotka.
    -Latek przybyło, ale szpilki to nadal twoja pięta achillesowa. - Uśmiechnął się w lekkim rozbawieniu puszczając krawat luźno niezawiązany i odrywając koszulę nieco od swojego ciała, jakby to miało ją szybciej przewietrzyć. Odebrał od niej kieliszek i odstawił go z powrotem na tackę. - A to już sobie lepiej odpuść. - Wysunął w jej stronę ugięte w łokciu ramię, oferując towarzystwo, do przejścia się w drugi koniec sali, bez ryzyka potrącenia kogoś jeszcze przez wymyślne obuwie. - Kto Cię tak torturuje, co? Czy to takie dobrowolne męczeństwo? - Zagadał. Oczywiście, że uwielbiał to jak kobiece nogi, a przede wszystkim łydki i tyłek prezentowały się podczas noszenia obcasów, ale osobiście nie wyobrażał sobie aby mógł pokonać w nich nawet metr z własnej, nieprzymuszonej woli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Torres. Niemalże poczuł ten chłód na swojej skórze. Zapewne też trzymałby swój dystans, gdyby nie to, że desperacko szukał byle rozrywki na ten wieczór i rozproszenia od tego, jak wszystko go dzisiaj irytowało, a oglądanie jak dziewczyna reaguje na takie przytyki (bo i owszem, wszystko, oprócz ostatniego niby to pytania miało na celu wytkniecie jej pewnych rzeczy) bawiło go, chociaż w jakimś drobnym stopniu i odprężało. Na jej odpowiedź wywrócił jedynie oczami, chociaż nie oczekiwał żadnych odpowiedzi. Nie chciał wiedzieć nic o jej prywatnym życiu, właściwie najchętniej w ogóle teraz by z nią nie rozmawiał, bo zbyt wiele było ciężkich tematów, które wisiały nad nimi jak widmo przeszłości. Było to też powodem dla którego podjął tak banalne tematy, jak te, maskując przy okazji, że nie było wcale łatwo widzieć ją tutaj.
    Ramię zdążył już opuścić i reagując raczej spokojnie na jej wyminiecie zaczął powoli się odwracać, aby odprowadzić ją chociaż spojrzeniem, kiedy ta chwyciła jego ramię. Kiedy zaczęli już iść zerknął jeszcze w tył później znów na nią, teraz naprawdę odczuwając, że coś tutaj nie grało. Kiedy dotarli do schodów posłał jej jedynie krótkie spojrzenie nim zaczęli wchodzić po nich już z osobna, bo Seth stawiał stopę co drugi schodek. Odezwał się jednak dopiero kiedy dotarli już na pół piętro, i zasłonięci od gości na dole byli przez szeroki filar.
    -Co tu się dzieje? - Niemalże warknął, chociaż złość nie była skierowana bezpośrednio na nią, a raczej w eter. - Oni nie rozmawiają. - Stwierdził przynajmniej jak to wyglądało do tej pory. - Nie podoba mi się to. - Odparł znów wychylając się zza kolumny, żeby zerknąć na niepokojący widok. Obaj mężczyźni podawali sobie dłonie i uśmiechali się do siebie, jakby te lata, kiedy ograniczali swoje kontakty do minimum kompletnie nie istniały. Wiedział jak ważna tu była gra pozorów, ale co chcieli tym ugrać? Spojrzał znów na nią, jakby dziewczyna mogła mieć więcej informacji niż on. Była tak zdecydowana, aby zabrać go tu na górę z dala od wszystkich, że pomyślał, że może jednak coś wie. Rozpiął najwyższy guzik u swojej koszuli, czując jak zaczyna uwierać mu coraz więcej rzeczy, chociaż nadal kompletnie ignorował mokrą plamę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będąc już na górze, tylko kątem oka zdążył złapać jak dziewczyna z gracją męczyła się po schodach i chociaż wcale nie zrobił tego specjalnie, mimowolnie uśmiechnął się do siebie, chociaż ten entuzjazm szybko znikł z jego twarzy. Vea, wydawało się wiedziała równie mało i już sam nie wiedział czy był to zły czy dobry znak. Spojrzał na nią ostro, kiedy tak odpowiedziała, chociaż faktycznie była kobietą i może nie była wtajemniczana we wiele spraw, o których on na jej miejscu by wiedział. Jeszcze chwilę mierzył ją nieprzychylnym spojrzeniem, myślami kręcąc się cały czas wokół tego co się działo. Odchylił się do tyłu opierając plecami o filar i znów zerkając w bok.
    Faktycznie, inni też zaczęli rozmawiać, szeptać między sobą, w reakcji na ten niecodzienny widok, a kiedy dwie potężne rodziny mafijne obcowały tak ze sobą, to na pewno coś się święciło. Zagryzł szczęk próbując przypomnieć sobie wszystkie drobne szczegóły, o których udało mu się usłyszeć. - Kto się będzie zaręczał? - Mruknął, bardziej do siebie, ale dziewczyna mogła go spokojnie usłyszeć. - I jaki nasi ojcowie mają w tym biznes? - Zmrużył oczu. Zerknął znów na stojącą zaraz nieopodal pannę Accardi, gdzieś w tyle głowy miał bardzo niepokojącą myśl, ale rozwiał ją za nim wyszła na wierzch i znów spojrzał w stronę gdzie jeszcze przed chwilą stali ich ojcowie. Oczy powiększyły mu się, kiedy zobaczył czerwony punkcik przesuwający się wzwyż pleców matki.
    -NA ZIEMIĘ! - Wydarł się wychylając się gwałtownie z ponad barierki, jakby miał zaraz skakać na dół. W ostatniej chwili widział jak wszyscy przykucają, a pocisk trafia w marmurową ścianę rozbijając ją i krusząc. Ludzie, którzy tego wieczoru mieli przy sobie broń (co okazało się być całkiem sporym odsetkiem) chwycili za nie, ale zaraz do pomieszczenia wturlały się granaty ogłuszające.
    -Zakryj uszy. - Zdążył jeszcze rzucić do Vei nim sam przycisnął dłonie do uszu przykucając, gdyby miał zacząć się zaraz ostrzał. Po chwili trzymał już broń w swojej dłoni wychylając się zza kolumny, aby sprawdzić co dzieje się na dole, ale wszystko było tak zadymione, że nie był wstanie nic z tego określić. Jedyne co zobaczył to jak przez uchylone drzwi przeciekają mizerne ilości dymu.
    -Kurwa, nic nie widać. - Wychylił się jeszcze raz i zaraz przy uszach świsnął im kolejny strzał, tym razem wbijając się w kolumnę, tuż na jego głową.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedział, że zejście w dół zapewne na nic by się nie zdało. Dym nie dosięgnął górnych partii, więc gdyby snajper tylko zobaczył się jak wychyla, zapewne znów oddałby strzał i mógłby już nie być niecelny. Poza tym, wsparcie na, które w normalnych okolicznościach mógłby liczyć na dole, teraz kładło się pewnie po ziemi poogłaszane i zadymione. Pokiwał dość wyraźnie głową, nie siląc się nawet na mówienie, kiedy usłyszał ją i zobaczył ruch dłonią.
    -Idź pierwsza. - Powiedział odwracając się do tyłu, w stronę schodów, aby upewnić się, że nikt tutaj nie idzie. Nie słyszał też żadnych kroków, więc kiedy tylko dziewczyna ruszyła zaczął czołgać się zaraz za nią od czasu do czasu zerkając przez ramię. Trzymał raczej szybkie tempo i w ostatniej chwili przyspieszył, żeby pierwszy dotrzeć do drzwi, wychylił się nieco do góry, zostawiając najwyżej ze swojego ciała na dole, jak potrafił pociągając za klamkę. Zdążył jedynie nacisnąć na nią, kiedy padł kolejny strzał. Zabrał szybko dłoń, na której poczuł pieczenie, ale zignorował to pociągając za uchylone drzwi już zostając nisko przy ziemi. Znów przepuścił ją pierwszą wyczołgując się jako drugi i zamykając za nimi drzwi, już bez sięgania do klamki, bo ostatni pocisk przeszedł przez nie na wylot. Kiedy wyszedł już z linii prostej od drzwi podniósł się i rozglądając po pomieszczeniu, przyciągnął przed drzwi coś na rodzaj komody, i zaraz jeszcze jedną, nie zważając na to, że stojąca na nim porcelanowa zastawa trzęsie się prawie do potłuczenia.
    -Nawet nie wiem ile ich tam jest. - Warknął sprawdzając kieszenie czy miał przy sobie jakąś amunicję. Przeklął pod nosem. - Ale na pewno grupa, ze snajperem w bonusie. Służby tak by do tego nie podeszły, to nich ich zagranie. - Zaczął krążyć po pomieszczeniu rozglądając się dookoła. - Jest stąd jakieś wyjście? - Podszedł do okna, dość ostrożnie wychylając się zza zasłonki. Byli za wysoko, skok nie wchodził w rachubę. - Masz broń? - Spytał patrząc na nią. Nie zdejmą całej ekipy, ale do obrony własnej na pewno im się przyda, każda dodatkowa siła ognia.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Powinno? - Spojrzał na nią, powinno, nie było na razie definitywnym potwierdzeniem, ale było to chyba wystarczająco, żeby nie tracić nadziei na to, że tu utknęli. Zawsze jeszcze rozważał wyjście oknem, może przejście gzymsem gdzieś dalej, może nawet na korytarz, lub chociaż inne pomieszczenie. Dając jej pomyśleć został przy oknie wyglądając przez nie subtelnie, sprawdzając czy może zobaczyć jakiś ruch za oknem, ale nic na to nie wskazywało, chociaż było już ciemno, więc nie mógł stwierdzić niczego na pewno. Zerknął na pewnej chwili, chociaż ta jeszcze nic nie powiedziała.
    -Tak, od razu czuję się odprężony. - Warknął w jej stronę z bardzo wyczuwalnym sarkazmem. Chwycił broń, chociaż w lewej trzymał już swoją. - Też mam drugą broń, lepiej ty go trzymaj. - Odrzucił jej broń, ale zaraz zmierzył ją od góry do dołu, jakby miał rentgen w oczach i uniósł jedną brew. Tylko jedno pytanie nasuwało mu się na myśl - gdzie trzyma cztery magazynki, ale nim naniosło mu się to na usta, Vea zwróciła uwagę na ścianę. W pierwszej chwili nic nie widział, ale kiedy się zbliżył, faktycznie zauważył pewną anomalię. Przesunął dłonią wzdłuż załamania, jakby mógł po tym znaleźć punkt, który zwolni ewentualny zamek. Wsunął broń za plecy i zaczął szukać dłońmi zapadni lub więcej anomalii. Stanął przy kominku i zmierzył dwie wazy symetrycznie stojące po obu stronach. Chwycił jedną z nich za rant i poczuł jak ta nie odrywa się kompletnie, a pochyla w tył. Zaraz obok, drzwi w boazerii uchyliły się. Spojrzał na dziewczynę i posłał jej uśmiech.
    -Spostrzegawcza bestia. - Skomentował, fakt, że w ogóle to zobaczyła.
    Zmrużył nagle oczy i uniósł dłoń do góry chcąc aby powstrzymała się, gdyby chciała coś powiedzieć. Za drzwiami słychać było kroki, po tempie stwierdził, że zapewne szli po schodach, na pewno więcej niż jedna osoba, później przytłumione głosy, aż te w końcu ucichły. Kiwnął energicznie głową do drzwi, która właśnie się przed nimi otworzyły i podskoczył do okna, aby otworzyć je na oścież. Zaraz po tym odstawił wazon do pionu i wślizgnął się za Veą zamykając za nimi boazerię starając się zrobić to jak najostrożniej potrafił.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie musiał brać odpowiedzialności, ale kiedy nagle oboje znaleźli się pod ostrzałem, a zaraz byli już w tym bagnie razem, ciężko było nie patrzeć na to z perspektywy, że razem muszą sobie teraz poradzić i nie zginąć. Możliwe, że na jego nerwach odbijało się to, że jednak ją znał, to nadal była mała Vea, siostra jego najlepszego przyjaciela, nie potrafiłby zostawić ją tak na pastwę losu, chociaż sobie tłumaczył, że miałby więcej problemów z jej rodziną, gdyby pozwolił jej zginąć.
    -Nie mam zapasowej. - Wyjaśnił. Mógł do wewnętrznej kieszeni zabrać chociaż jeden magazynek do S&W, był w końcu wąski, ale nie planował wdawać się dzisiejszego wieczoru w strzelaniny, dlatego zabrał tylko podstawowe minimum. Jak się okazuje nie słusznie. Pomyślał, że gdyby tylko udało mu się dotrzeć do samochodu, nadrobiłby te braki, a do tej pory musi starczyć mu to co ma teraz.
    Kiedy tylko weszli do zaułku, stał bez ruchu nasłuchująco co dzieje się za drzwiami. Od początku nie sądził, że komoda zatrzymałaby kogoś na dłużej, ale pierwsza próba otwarcia zawsze była już dla napastnika spowolniona. Słysząc do jakiego wniosku doszli, też się do siebie uśmiechnął, taki był w końcu plan, poza tym mieliby spory problem, gdyby zamiast szukać ich gdzieś indziej zaczęli dokładniej rozglądać się po pomieszczeniu.
    -Wiem tyle co ty, Vea. - Do tego rozłożył jeszcze ręce, w geście bezradności. Nie był tylko pozbyć się wrażenia, że to nie mógł być przypadek. Jakieś tajemnicze zaręczyny, ich rodziny znów ze sobą rozmawiające, a teraz czyjeś wtargnięcie akurat podczas dzisiaj. Owszem, była tu masa grubych ryb na które nie jedna osoba ostrzyła sobie zęby, ale w gruncie rzeczy, ani siebie ani jej za takie osoby nie uważał. Nawet jeśli na pewno liczyli się w świecie mafijnym, to ich ojcowie posiadali znacznie więcej władzy. Okup za porwanie... nie brzmiał jakoś zbyt przekonująco.
    -Dobrze. - Zwłaszcza, że szukali ich przede wszystkim na tym piętrze. - Jeszcze lepiej. - Mruknął raczej cicho, zerkając jeszcze w tył, a później ostrożnie kierując się po schodach w dół. Nawet bez butów na obcasie, można było sobie skręcić tutaj nogi, co raczej spowolniłoby ich ucieczkę. - Musimy sprawdzić co dzieje się w środku, ale może skoro szukają nas, to resztę zostawili w spokoju. - Widział jak celowali do jego mamy... ale im dłużej o tym myślał i to jak zaraz po tamtym strzale, celownik był już na nim zaczynał myśleć, że może właśnie tego chcieli, żeby Seth ujawnił im swoją pozycję. - Ale to później. Nie ma pewności, że cała reszta ich ludzi nie siedzi właśnie na parkingu. - Chociaż bardziej podejrzewał, że zostawili może jednego kierowcę, jeśli w ogóle, ale nadal musieli być ostrożni.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż, jeśli chodziło o Seth’a to było dość jasne, że kiedy przyjdzie na to czas, to on przejmie biznesy ojca, ale póki co, zabicie go nie miało większego sensu. Oczywiście, osłabiłoby to wewnętrzną sytuację Torresów, był w końcu jedynym synem, ale jego ojciec trzymał się jeszcze dobrze i ani mu się śniło wchodzić choćby jedną nogą do grobu. Poza tym, Seth podejrzewał, że jego ojciec miał jeszcze jakiś plan awaryjny, nawet w obliczu śmierci jego jedynego syna. Mało pocieszająca myśl, ale rozumiał tą postawę.
    -W kaba... co? Nie! - Pokręcił głową. - No jasne, a może ty złamałaś jakiemuś serce? - Rzucił, żeby pokazać, jak bezsensowne były te zarzuty. Z resztą nawet jeśli przespałby się z jakąś dziewczyną, która akurat była córką, a nawet żoną, czy inną ważną, lub prawie ważną osobą najprawdopodobniej i tak by o tym nie wiedział, bo gdyby wiedział nie pakowałby się w takie potencjalne bagno.
    - Z resztą, wątpię, żeby chodziło o jakieś przepychanki. Nie robili by takiego zachodu. Dym, oślepianie, snajper i pożal się Boże poszukiwanie. Po co wpadać na cały bankiet, jakby mogliby zaminować mi samochód, albo nawet dopaść mnie gdzieś samego i poderżnąć gardło. To nie ma sensu. - Stwierdził w końcu nadal nie znajdując żadnego logicznego wytłumaczenia.
    Kiedy ruszyła tak do przodu, podążył trochę szybciej za nią, jakby przeczuwając, że jak nie zwolni to jeszcze zleci po tych schodach, ale słysząc, że los skarcił ją za pośpiech i głupie pytania zwolnił podpierając się wolną dłonią o ścianę pokrytą kurzem i brudem i pajęczynami. Najwyraźniej nie była to często uczęszczana droga. Co za zaskoczenie.
    -Miejmy nadzieję, że oni nie dotarli do niego pierwsi. - Mruknął dość ponuro, chociaż znacznie ułatwiłoby to ich ucieczkę, gdyby faktycznie ktoś z jej ludzi na nią czekał.
    Uniósł brew mierząc ścianę przed nimi, a późnij całą resztę. Dla pewności spojrzał jeszcze do góry. Sufit był na tyle nisko, że bez problemu mógł przesunąć po nim dłonią, ale nie wyglądało na to, że wyjdą tędy. Na ziemi leżał jeszcze stary dywan, najprawdopodobniej ręcznie pleciony, przesunął po nim stopą, ale nie wyczuł żadnych nierówności.
    -Innego wyjścia stąd nie ma. - Mruknął. Gdzieś u góry echem niosły się jakieś krzyki, ale byli zbyt głęboko, żeby nawet stwierdzić co dokładnie mówili. - Lepiej, żeby to w ogóle było wyjście. - Dodał jeszcze. Jeśli nie znajdą ich w żadnych z pokoi, zapewne znów wrócą do tego w którym pierwotnie myśleli, że ich zastaną. Nie czuł niestety tego rozbawienia, co ona. Podszedł w końcu do ściany i przesunął dłonią po ramie która sięgała prawie do samej ziemi. Tym razem zawiasy okazały się być na samej górze, zsunął więc dłonie w dół wyczuwając palcem drobne zapięcie, zwolnił je i podniósł obraz do góry.
    Przytrzymał go i znów chciał puścić ją pierwszą, ale tym razem wyszedł na prowadzenie przytrzymując dla niej jeszcze obraz, a później chwytając za broń, kiedy zaczęli iść przez drobny korytarz, niższy niż ten poprzedni. Dotarli do kolejnej ściany, tylko, że teraz w tych ciemnościach jedyne co widział to niewielkie ilości światła przedostające się przez szpary. Przyłożył dłoń do tego co stało przed nimi, a to ustąpiło dość gładko podnosząc się do góry jak poprzedni obraz. Wyprostował się kiedy w końcu wyszli i rozejrzał dookoła. Nie kojarzył tego korytarza, ale po zwykłych szarych ścianach podejrzewał, że byli już bardzo blisko garażu. Korytarz był długi idący wzdłuż a później zakręcając w lewo, a po ich prawej kierował się najprawdopodobniej do schodów będąc dużo krótszy z resztą, widział nawet skrawek dywanu, którym schody musiały być pokryte. Ruchem głowy wskazał na korytarz przed nimi przysuwając drugą dłoń aby mieć lepszy uścisk na broni.

    OdpowiedzUsuń
  8. Już uchylił usta, żeby powiedzieć, że to nie w jej ojca wątpił, a to, czy jego ludziom udało się odłączyć od reszty, nie zostać schwytanym i dotrzeć do parkingu, ale postanowił zostawić już ten temat. Nadal było to jedynie gdybanie, i tego czy faktycznie uda się im, lub napastnikom dowiedzą się dopiero kiedy do parkingu dotrą.
    Kiwnął do niej głową w potwierdzeniu i trzymając broń przy piersi wychylił się nieznacznie aby spojrzeć w głąb schodów, jednak nim zdążył potwierdzić, że było czysto zdążył dosłyszeć kroki. Wskoczył za nią niemalże od razu przyciskając się plecami do ściany, a raczej pułki, którą poczuł kiedy chciał się nieco wycofać. Skrzywił się, kiedy dotarło do niego na jakim metrażu próbowali się tutaj ukryć. Miał jeszcze tylko nadzieję, że ktokolwiek szedł po korytarzu, nie usłyszał zamykania się drzwi. Wypuścił wolno powietrze z płuc, jednak robiąc to w miarę subtelnie. Chciał żyć, oczywiście, że tak i wyskoczenie na grupę ludzi jak kamikadze nie brzmiało dla niego zachęcająco, ale zaczynało dawać mu się we znaki ciągłe ukrywanie się zważając na to, że nadal nie dotarli do celu.
    -Ivan będzie wściekły.
    -Sprawdźmy parking jeszcze raz
    -Przecież było pusto
    -Zaglądałeś do każdego samochodu?
    Rozmowę przerwało skrzeczenie krótkofalówki. -Macie ich? - Odezwał się głos.
    -Jeszcze nie, sir. Nigdzie ich nie ma.
    -Przecież nie zapadli się pod ziemię, macie iść znaleźć, bo jeśli ja będę musiał to zrobić... - Odciął się, ale już po oddechach mężczyzn można było stwierdzić, że nie czekało ich nic przyjemnego.
    -Mówiłem!
    -Co ja kurwa poradzę, że parka się wybrała na przedwczesny miesiąc miodowy? Niech sam tu przyjdzie i ich znajdzie. - Warknął w końcu jeden z nich. Seth zmarszczył brwi spoglądając w tych ciemnościach w stronę Vei. Jasne, mogli mówić tak po prostu w złości, zdarzał się i mogło to nic nie znaczyć, ale ta cała sytuacja była już tak pokręcona, że odnosił wrażenie, że to nie jest tylko gadanie.
    -Dobra, dobra, chodź sprawdzimy parking jeszcze raz. - I kroki poniosły się dalej, później słychać było jak stają się bardziej głuche, zapewne w kontakcie z dywanem na schodach. Seth zbliżył się do niej, nie chcąc nadal mówić zbyt głośno.
    -Zajdziemy ich od tyłu, ogłuszymy i zabieramy wóz. Jeśli zrobią dokładniejsze sprawdzanie, to twoim ludziom, może się nie poszczęścić. - Wyszeptał wszystko nachylając się do niej, później robiąc krok w bok i uchylając drzwi bardzo powoli. Wyjrzał zza nich, aż w końcu wyszedł na zewnątrz zerkając w głąb korytarza z którego tamci musieli przyjść. Wydawało się jakby była tam winda, ale pod tym kątem nie był nawet pewien.
    -Wiesz co tam jest? - Spytał nadal szepcząc, a jednocześnie używając tego momentu, aby wychylić się zza kolejnej ściany, sprawdzając czy tamci zniknęli już ze schodów. Na szczęście nikogo tam nie było. - Czysto. - Stwierdził jeszcze, chociaż oczywiście oboje wiedzieli, że na parkingu panoszą się tam już ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kierował się za nią, chociaż cały czas pilnował tyłów, nie chcąc zostać zaskoczonym kiedy byli tak blisko. Pierwszy strzał był znów niecelny. Seth przylegał zaraz do ściany, aby zejść z pola rażenia i mimowolnie zerknął na Veę, aby sprawdzić, czy jest bezpieczna, a przynajmniej czy stoi w bezpieczniejszym miejscu. Kiedy tylko kilku mężczyzn pojawiło się w jego polu widzenia oddał kilka strzałów. Jednego udało mu się trafić w bark i ten upuścił broń, która sama wystrzeliła, niestety nie trafiając jednego z nich. Zaraz ustrzelił kolejnego tym razem trafiając prosto w głowę. Ostrzał skupiał głównie na korytarzy zawierzając, że Vea jest wystarczająco bystra aby wziąć ludzi schodzących po schodach. Schylił się kolejny raz wspinając się nieco po schodach, żeby mieć pewność, że cały korytarz jest już pusty. W ostatniej jednak chwili ktoś wystrzelił i mignął mu obraz wychylający się zza ściany. Przeklął pod nosem czując przeszywający ból w ramieniu, ale zignorował chwytając broń mocniej w prawej dłoni. Zmrużył oczy i kiedy tamten tylko nieznacznie wychylił głowę, Seth strzelił.
    Usłyszał jeszcze jak jeden, lub dwóch ludzi stacza się po schodach, kiedy się odwrócił jeden leżał martwy od trafienia Vei, ale drugi jeszcze dychał i zaraz wymierzył cios w Setha. Ten zrobił unik, przywalił mu z kopniaka w brzuch i zaraz strzelił ponownie. Odetchnął rozglądając się i patrząc znów do dziewczyny, później wychylając się jeszcze o kilka kroków, aby zobaczyć ciała porozkładane po schodach i korytarzu. Uśmiechnął się kącikiem ust, że tak ładnie udało im się opanować sytuację.
    -Jesteś cała? - Spytał przyglądając się jej i schodząc szybko po schodach. Oparł się o drzwi i wyjrzał przez niewielkie okienko. Niewiele widział z tej perspektywy, większość zasłaniały samochody. Przykucnął i zerknął na nią. - Ktoś tam jest. Pewnie usłyszeli już strzały. - Zaczął powoli otwierać drzwi, lewa dłoń drgała mu nieznacznie, ale w przypływie adrenaliny nie czuł nawet jakoś szczególnie bólu po postrzale, który przeszedł kompletnie na wylot. Kiedy zrobili krok na przód zaraz w ich stronę wyskoczyło kilku uzbrojonych mężczyzn, ale zaraz rozległo się.
    -Wstrzymać ogień do Vea i Seth!
    Torres odetchnął z ulgą i rozejrzał się po ludziach, którzy się tu znajdowali. W większości pracownicy. Jednak nie dostrzegał grubych ryb, a przede wszystkim swojej matki. Mężczyzna mówił coś jeszcze, ale Seth lekko przytłumiony od strzałów i utraty krwi nie do końca mógł się na tym skupić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozglądał się dookoła szukając znajomych twarzy i chociaż kilkoro faktycznie dostrzegł to nie były to te osoby, które oczekiwał. Zacisnął szczęk chwytając w końcu za ranne ramię i ściskając je dłonią, chociaż wzrok miał wciąż nieobecny, nie skupiony na tym co było blisko niego. W pierwszej chwili nawet, kiedy starali się mu pomóc obruszył się.
    -Gdzie reszta? - Spojrzał na jednego z nich.
    -Spokojnie, wszyscy na górze są już bezpieczni. Ludzie Blackwellów wycofali się zaraz nim weszliście na parking.
    -Sprawdzaliście to? - Zdążył jeszcze zapytać, nim usłyszał komentarz o weselu. Drugi mężczyzna, który teraz go podpierał zamknął usta, bo najprawdopodobniej miał właśnie potwierdzić, że tam na pewno wszystko jest w porządku.
    Seth chciał spytać o dokładnie to samo, ale Vea go wyprzedziła. Nic dziwnego, że byli na to bardziej wyczuleni kiedy wcześniej słyszeli coś o miesiącu miodowym. Oczy mu się powiększyły od napływu złości i przez moment wyglądał jakby miał zaraz ich wszystkich tutaj wystrzelać.
    -Że co?! Zaręczyć?! - Warknął przez zaciśnięte zęby. Udało im się właśnie posadzić go na siedzeniu, ale ten sam się podniósł. - No kurwa nic dziwnego, że nas chcieli zabić. - Tym razem wyszarpnął się i podszedł do bagażnika, żeby wyciągnąć z niego apteczkę. - Wyjmij mi bandaż. - Mruknął do jednego samemu ściągając marynarkę i ciskając nią o ziemię. Teraz doskonale widać było ranę, krew rozlała się po prawie całym rękawie. Seth podwinął go agresywnie, każdy jego ruch przepełniony był wściekłością i nagle wydawało się jakby odzyskał siły. Po takiej wiadomości tak skoczyło mu ciśnienie, że znów prawie nie czół rany. Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną wylewając część zawartości na ramie, a później obwiązał je bandażem, chyba tak mocno, że odciął sobie dopływ krwi do dłoni. Znów się wyszarpnął kiedy ktoś spróbował mu pomóc.
    - Seth, musisz jechać do lekarza. To jest poważna rana. Wykrwawisz się. Nie myślisz jasno. - Próbował mu tłumaczyć jeden z jego ludzi. - Usiądź i daj sobie pomóc. - Sam spokój mężczyzny irytował Setha tym bardziej.
    -Po moim kurwa trupie, będę się żenił. - Warczał pod nosem. - Odpierdol się, okej?! Jeszcze słowo, a przysięgam, że kogoś zastrzelę. - Mężczyzna podniósł dłonie, ale nie wycofał się nawet o pół kroku. - Albo uduszę gołymi rękoma. - Dodał pod nosem.
    Seth poczuł chwilowy zawrót głowy i nawet lekko się zachwiał, ale kiedy tylko ktoś zrobił w jego stronę krok ten rzucił mu mordercze spojrzenie. Odpiął mankiet od drugiego rękawa.
    -Od kiedy... od kiedy o tym wiecie? - Zmrużył oczy, później rozszerzył je starając się tylko utrzymać ostrość obrazu. - Nie ważne. Nawet nie chce wiedzieć. - Wystrzelił w stronę drzwi, ale już zaledwie po kilku krokach w głowie zakręciło mu się do tego stopnia, że upadł już na ziemię. Później klął jeszcze kiedy wsadzali go do samochodu, a następną rzecz którą pamiętał to Doktora Davidsona, który łatał mu ranę, później obudził się już w swoim łóżku.

    Wieści o kolacji nie przyjął dobrze. Musiał się mocno hamować, aby nie zrzucić drogich i rzadkich przycisków do papieru stojących na kominku i nie zacząć czymś rzucać. Dobrze, że miał tylko jedną sprawną rękę na ten moment, lewa bezwiednie siedziała w temblaku. Tak też pojawił się na spotkaniu, miał na sobie koszulę, ale marynarka zarzucona była tylko na jego plecy. Oprócz tego towarzyszył mu bardzo zły humor i ogólny sceptycyzm do całego tego przedsięwzięcia. Tym razem spotkali się u rodziny Torresów. Byli tylko ojcowie i dwójka, która niedługo miała zostać małżeństwem. Seth przyglądał się chwilę Vei, kiedy ojcowie, jeden po drugim grzecznie tłumaczyli im dlaczego takie działania były konieczne. Dziewczyna nie mogła o tym wiedzieć. Na wiadomość o weselu była równie zaskoczona co on.
    -Ale po co były te sekrety? - Przerwał im w końcu, chłodnym spokojnym tonem.
    -Cóż... jak mówiłem - Zaczął jego ojciec. - Musieliśmy być bardzo dyskretni.
    -I nie mogliście NAM powiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Seth, zrozum, to było konieczne.
      -Fantastycznie na tym wszystkim wyszliśmy, prawda? Ustaliliście skąd wiedzieli o tym jaki był rodzaj tego bankietu?
      -Tak. Kiedy byłeś nieprzytomny, przesłuchaliśmy naszych ludzi, a później sprawdziliśmy nasze rezydencje. Podrzucili nam pluskwę. - Ojciec mówił o tym tak cierpko, że łatwo było wyczytać, że musieli się z Panem Accardi bardzo głęboko na ten temat pokłócić, nim doszło do jakiegokolwiek działania.
      -Ślubu nie będzie. - Seth stwierdził w końcu ostatecznym tonem.
      -To nie ty tutaj decydujesz młodzieńcze. - Odparł chłodno jego ojciec.
      -Założymy się? - Seth mruknął z podłym wyrazem twarzy.
      -Uspokój się, i już się nie odzywaj. - Ojciec odparł stanowczo, a Seth wycofał się uwagą gdzieś przed siebie. Miał głęboko w poważaniu co ojcowie między sobą ustalą, on i tak nie miał zamiaru brać żadnego ślubu.

      Usuń
  11. Słysząc Veę podniósł na nią momentalnie spojrzenie. Uniósł brew. Sam nie zdążył nic powiedzieć, bo upomniał ją ojciec. Nie oderwał od niej spojrzenia, wwiercając je jakby coraz głębiej, przez cały czas kiedy mówił jej ojciec, dopóki sam nie wzdrygnął się na wzmiankę o zmarłych braciach.
    -Słucham? - Uniósł brwi do góry w pogardliwym niedowierzaniu, zaraz je obniżając, nadal z tym samym wyrazem twarzy. - Mam współpracować z nią? Dzieckiem, które nawet nie powinno jeszcze pić alkoholu? A co dopiero się żenić? Z całym szacunkiem, ale chyba upadliście na głowy. - Prawie się zaśmiał. Usłyszał krótkie upomnienie ojca, ale nawet go nie zarejestrował.
    -Proszę bardzo, może pan powierzać interesy córce, to jest wasza sprawa, ale ja nie mam zamiaru mieszać się w tą dziecinadę. - Podniósł się z miejsca. - I nie będę siedział bezczynnie, skarbie, - Patrzył już tylko na nią. - słuchając jak nasi ojcowie, chcą nas wpakować w związek, bo mają klapki na oczach. - Nie tylko nie widział tego ślubu jako skutecznego działania przeciw mafii Blackwellów, ale też nie miał zamiaru oddawać swojej wolności i swobody, którą bardzo sobie cenił. - Jasne. Zróbmy coś, żeby ich powstrzymać, ale ja nie będę brał ślubu, a już zwłaszcza z Veą. - Zmrużył oczy znów patrząc na nią. Nie miał zamiaru pozwalać, żeby smarkula nazywała go dzieciakiem, zwłaszcza, że miał prawo się wściekać, i jakoś nie był szczególnie dobry w ukrywaniu takich emocji, z resztą nie chciał wcale tego robić. Miało być jasne, że nie zgadza się na taki układ i nie jest to tylko byle gadanie. Jeśli zyskała u niego jakieś punkty podczas kiedy uciekali przed śmiercią, tak teraz spadłą na ujemną skalę. Przecież widział jak się kuliła w sobie po tym jak zabiła ludzi, ona się do tego w ogóle nie nadawała. To większe ryzyko wchodzić z nią w układy, niż z tego będzie pożytku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Na jej pytanie zaśmiał się jedynie dość krótko i pogardliwie cały czas utrzymując ten ton, kręcąc tylko jeszcze głową. Doskonale było wiadomo co miał na myśli. I o żadnym szybkim chajtaniu się nie było mowy, ani teraz, ani jutro ani z nikim, a Vea była jedną z bardziej nieodpowiednich osób z jakimi można było go swatać. Nie potrafił sobie tego w ogóle wyobrazić. Cóż... może mógł, ale nie uśmiechało mu się małżeństwo pokroju tego w którym tkwili jego rodzice, z panem Torres, który znajdywał sobie kochanki i panią Torres, która w samotności i beznadziei w jakiej się znajduje popija czasami trochę za dużo wina. Ale jedno co Vei się udawało i czego nie mógł ścierpieć to to jaka była spokojna, czy udawała, czy faktycznie była (a to nawet gorzej), miał ochotę zrobić jej za to krzywdę.
    Już uchylił usta, aby coś powiedzieć, ale uderzyło w niego jak bardzo ślepo patrzą na to ich ojcowie. Jak grochem o ścianę. Pokręcił tylko głową, niemalże w niedowierzaniu.
    -Nie. - Odparł tylko odsuwając krzesło. - Chce żebyśmy przetrwali, oba nasze rody, ale nie poprzez związek na siłę. Szanuję pana, ciebie ojcze też, ale nie przystanę na to. - Zmrużył na chwilę oczy i spojrzał znów na Veę, znów widząc jej twarz miał ochotę jej przyłożyć, prawdopodobnie żyłka na karku mało co mu nie pękała, ale nie miał zamiaru tego okazać. Odsunął na bok swoją nienawiść, stwierdził, że po prostu będą musieli coś wymyślić. - Dajcie nam tydzień. Szczerze nie obiecuję, że po tym tygodniu dam się wcisnąć w weselny garnitur, ale pozwólcie nam coś zrobić. Coś, co rozwiąże tą sytuację i nie będziemy zmuszeni łączyć się w ten sposób.
    -Tydzień to zbyt długo. - Odezwał się jego ojciec. Cud, że w ogóle rozważał tą opcję.
    -Cztery dni. - Negocjował.
    -Trzy. - Odparł jego ojciec.
    -Trzy dni w takim razie. - Kiwnął do Vei głową w stronę wyjścia. I sam skierował się do niego nie zwlekając ani chwili dłużej, za nim padnie inna opinia i nie będą mieli nawet trzech dni. Nie szedł oczywiście szybko, ani tym bardziej biegł, krok miał najbardziej spokojny, a przynajmniej tak próbował wyglądać, prawą pięść (tą której akurat nikt nie widział) zaciskając tak bardzo, że pobielały mu już kłykcie. Skierował się w głąb korytarza, aż w końcu skręcił do jednego z pokoi. Była to sala artystyczna, w środku stał fortepian, stała ozdobna kanapa, skrzypce, sztalugi i futerał ze skrzypcami. Seth zdążył jedynie przekroczyć próg i zaraz walnął pięścią w ścianę. Miał szczęście, że nie połamał sobie kości. Dłoń trzęsła się jeszcze, ale wziął głęboki wdech i schował ją na tą chwilę do kieszeni.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Odwal się. - Warknął na nią, kiedy tylko usłyszał ten jej irytujący głos. - Lepiej myśl już nad tym jak zdejmiemy, albo osłabimy Blackwellów, bo będziesz musiała spędzać ze mną cholernie dużo czasu, znosząc te same popisy. - Mruknął wysuwając dłoń z kieszeni i poruszając palcami. Otworzył ją i zamknął kilka razy, stojąc nieco pod kątem do dziewczyny, nie afiszując się z tym, że zdążył już coś zrobić. Poruszył przy okazji dłonią od ranionej ręki, bo przez chwilę miał wrażenie, że zdrętwiała.
    -W ogóle co ty tam z nimi robiłaś? - Spojrzał na nią w końcu podejrzliwie. Myślał, że od razu wyszła razem z nim, miała wejść przez drzwi zaraz po nim, a nie było jej znacznie dłużej. - Co im powiedziałaś? - Zaczął się dopytywać, znów wwiercając w nią swoje spojrzenie. Wyglądał jakby był gotów rzucić się na nią i udusić na miejscu, jeśli padnie zła odpowiedź, ale mimo wszystko zdradzało go tylko spojrzenie, wyraz twarz, pod którym widać było jak zaciska szczęk i żyłka na karku.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Jak to dlaczego mnie to interesuje? Bo mnie też chcą wpakować to cholerne małżeństwo. - Warknął. Ten jej głosik, i ten zwrot, to było dokładnie to czego trzeba było, aby go wnerwiać, jeszcze by nie wybuchł, ale irytowało go to niewyobrażalnie. Zmrużył oczy, kiedy tylko usłyszał wzmiankę o sukience. Przecież to znaczyłoby, że dziewczyna na wszystko się zgodziła. Przez chwilę, chyba jeszcze nie dowierzał, że tak łatwo przystała na ich układ, kiedy tylko znikł z horyzontu. - No chyba Cię popierdoliło do reszty! - Odwrócił się do niej przodem. - To ja próbuję nam kupić chociaż kilka dni, a ty wybierasz sukienkę?! - Wyczuwał jej kpiący ton, ale w tej sytuacji wyglądało to po prostu, że chełpiła się tym, że robi mu na złość, bo doskonale wie, jak tego nie chciał. - Ja nie zmieniłem zdania. Planujcie sobie co chcecie, ale ja się z tobą żenić nie będę. - Znów zacisnął szczęk, oddychając jakby nieco ciężej, ale próbując utrzymać się jeszcze w ryzach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak, jej wypowiedź była dość absurdalna, więc po prostu ją zignorował. Oczywistym wydawało mu się, że jeśli on nie weźmie w tym udziału to cały ślub się nie będzie i Vea musiała o tym wiedzieć, więc dlaczego nagle grała głupszą?
    -Gówno mnie obchodzi twoja garderoba. - I chyba bardziej od jej słów i gadaniu o sukience trafiał do niego ten uśmiech. Ten śliczny uśmieszek na jej twarzy, który momentalnie chciał jej zdjąć. Dłoń znów zacisnęła mu się w pięści i gdyby miał nóż, ten właśnie sam otwierałby mu się w kieszeni. - Dlaczego musisz taka być, co? - Zrobił krok w jej stronę. - Z tą całą satysfakcją wypisaną na tej uroczej buźce? Wyrzuciłaś przez okno cały rozum dla durnej sukienki?! - Ryknął i czując, że prawdopodobnie za bardzo dał się ponieść cofnął się o krok przesuwając dłonią po twarzy i zerkając jakoś tak w odruchu do góry, starając się oddychać bardziej stabilnie. Przecież coś wymyśli, coś uda się na to poradzić. Choćby miał wybić każdego z Blackwellów własnymi rękoma, to zrobi to, żeby uniknąć ślubu. Całkiem interesujące jak bardzo przywiązany był do swojego poczucia wolności.
    -No kurwa nie wierze! Tylko baba mogła na coś takiego wpaść. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś do jasnej cholery?! Takie to zabawne?! - Chwycił wazon stojący na półce i rzucił tak aby ten przeleciał obok niej, nie miał zamiaru jej trafiać. Zaraz chwycił pierwszą lepszą książkę podchodząc do niej bliżej i waląc nią o ziemię i huk rozszedł się taki jakby co najmniej wystrzelił właśnie z broni.- Przyjemnie, co? - Chwycił jej nadgarstek zbliżając się o krok bliżej, oczy skierowane centralnie w jej. Powoli zaczął zaciskać palce. - Nie wiadomo o co? O nie wiem... niech pomyślę. - I jeszcze bardziej. - Może dlatego, że okazało się, że jestem jedyną osobą, która sprzeciwia się ukartowanemu małżeństwu i próbuje coś zrobić, a jedyna osoba w której mogłem mieć wsparcie. - Teraz trzymał już tak mocno, że nie mógł zacisnąć palców mocniej i stał tak blisko, że nie tylko mogła usłyszeć jego słowa, ale też je poczuć. - zaczęła pieprzyć o jakiś sukienkach, jakby ślub miał się faktycznie odbyć. - Nawet gdyby próbowała się wydostać, zakleszczył się na niej tak mocno, że sam musiał puścić pierwszy. I to właśnie zrobił. - No to faktycznie. Nie ma na to żadnego, kurwa uzasadnienia. - Odsunął się, patrząc na nią ze śmiertelną powagą.

    OdpowiedzUsuń
  16. : -No proszę! Czyli to wcale nie jest takie zabawne, co? - Nawet nie przejął się bardziej jej żądaniem. Oczywiście przez całą tą demonstrację tak naprawdę nie miał zamiaru jej poważnie skrzywdzić. Poniosły go nerwy, bo nie lubił kiedy się z nim tak pogrywało. Był cholernym hipokrytą, sam też czerpał przyjemność z drażnienia się z innymi i sprawdzania ich granic, ale jeśli ktoś próbował robić to samo z nim? Tutaj działały już inne zasady. Odetchnął lżej, bo widząc jej złość jakoś tak mu ulżyło. Czyli jednak nie była taka spokojna i nieporuszona.
    -To skoro już to wiemy, to może zajmiemy się planowaniem jak pozbyć się Blackwellów? - Przysiadł na kanapie, opierając się ramionami o swoje nogi. - Na pomóc naszych ojców nie możemy liczyć, więc naszych ludzi też mamy już z głowy, więc zostajemy z tym sami, na całą mafię, która pochłania inne mafie i która obrała sobie nas za cel numer jeden. - Mruknął. - Dobrze byłoby ustalić gdzie mają główną siedzibę. Jest też ten Ivan i albo to ich cały szef, albo to jeden z ważniejszych ludzi i będzie nas mógł doprowadzić do szefa. No i oprócz tego zawsze mamy tą jedną rzecz, którą oni chcą i możemy to wykorzystać przeciwko nim. - Stwierdził w końcu. Nie był pewien czy dzisiaj byli w stanie cokolwiek planować, ale chciał już przynajmniej określić na czym stoją i może ustalić w jakim kierunku powinni iść najpierw.

    OdpowiedzUsuń
  17. Sam Seth wcale nie uważał, że przesadził. Zapewne miał spaczony pogląd na normy i to gdzie dokładnie leżała granica. Był w końcu częścią mafii i demoralizacją w eleganckim stylu nasiąkł już od najmłodszych lat. Bez większego wzruszenia przyjął, że dziewczyna nie chce z nim teraz rozmawiać. Właściwie to się nawet jej nie dziwił i był wdzięczny, że teraz na jakiś czas będzie miał spokój. Nie dodał też, że on podczas tych trzech dni miałby dostępne większość zasobów ojca, a przez ten miesiąc mieli jedynie to co uda im się usprawiedliwić ślubem, czyli zapewne niewiele co by im pomogło.
    -Au revoir - Mruknął jeszcze wstając i podchodząc do drzwi, mijając ją przy tym, bez nawet zerknięcia w jej kierunku. Otworzył drzwi i zostawił je już tak, spodziewając się, że dziewczyna też będzie stąd wychodzić. Nie zatrzymał się nawet na rozmowę z ojcem, tylko od razu podążył do garażu. Nie za bardzo był w chumorze uśmiechać się teraz i kłamać jak to go Vea przekonała do ślubu. Dziwił się jakim cudem dwaj ojcowie uwierzyli w tę gadkę, ale z drugiej strony Vea była kobietą i tak jak sukienek mogła nie lubić, tak ślubną mogłą wymyślić, że będzie miała najlepszą na świecie.

    Lekarz kazał mu nie prześliać lewej ręki, stwierdzając, że do wesela na pewno będzie w pełni sprawny, a to był tylko lekarz. Wszyscy dookoła, niby to martwili się obecnością i działaniami Blackwellów, ale wydawali się wierzyć, że ślub, rozwiąże większość z tych problemów, a on tylko przytakiwał i nie wdawał sie w głębsze dyskusje, udając się toleruje Veę, na tyle żeby spędzić z nią resztę życia. Półtorej tygodnia. Uznał, że nie jest w stanie znieść już więcej bezczyznności i wybrał się na strzelnicę. Lewej ręki nie miał zamiaru używać, ale prawa była całkowicie sprawna. Założył na uszy strzeleckie słuchawki i podszedł do jednej z pozycji. Gdzieś z boku mignęłu mu znajome blond pukle, ale papieorwy cel był już na pozycji nim poświęcił temu uwagę. Oddał kilka celnych strzałów, a później przyjrzał się jak dokładnie celne się okazały. Wiedział, że uzyskałby większą stabilność gdyby używał obu dłoni, ale odrzut który z broni odbijał się na ramieniu był zbyt silny, żeby się tak narażać. Znów zerknął w bok i cofnął się o krok żeby zajrzeć do boksu obok teraz już na pewno poznając Veę. Dzisiaj wyjątkowo stwierdził, że to nawet dobrze się składało. Nie mógł oczywiście zwrócić na siebie jej uwagi w normalny ludzki sposób i zamiast tego strzelił do jej tarczy, tylko jeden strzał, w głowę, a później odłożył broń przeładował broń i czekał spokojnie na reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  18. -Ty najwyraźniej masz dobry dzień. - Skomentował. Nie trudno było to stwierdzić po dziurach w papierze skupionych na jednym punkcie, co równie dobrze mogło oznaczać, że jej nerwy nie były wcale w takiej dobrej kondycji. Tak naprawdę mało go to akurat obchodziło. -Nie piszesz, nie dzwonisz, a ja Ci nawet nie miałem okazji dać pierścionka. - Uśmiechnął się kącikiem ust mierząc ją wzrokiem od góry do dołu. Nic można było poradzić na jej uroczą twarz, bo nawet kiedy się złościła to cały czas tak wyglądała, a może nawet bardziej... jednak przymykając oko na jej łagodną urodę, teraz nie prezentowała się jak dziecko. Nawet mógłby stwierdzić, że wyglądała atrakcyjnie, ale to nadal była młodsza siostra jego najlepszego przyjaciela. Tego nie można było odwidzieć.
    -Ojciec wspominał coś o zaręczynach. - Wyjaśnił i wsunął rękę do kieszeni jeansów wyciągając z nich drobne pudełeczko. Pokazał je tylko po to, aby było jasne, że już zdążyli go w ów cudo wyposażyć, dokładnie to właśnie dzisiaj przed wyjściem mu go wręczono. Z tego jak o ślubie mówiła jego mama, wyglądało, że gadanie Vei jednak na coś się zdawało, i może dobrze, że to ona z nimi o tym rozmawiała, bo Seth w ogóle się do tego nie nadawał. - Jak chcesz to rozegrać ? Zrobimy coś na pokaz, czy po prostu go założysz ? - Zagadnął zabezpieczając swój pisotel i odkładając go. - Z resztą... powinniśmy pogadać o tym co zrobić z naszym wspólnym problemem. Obserwowałem ich od kilku dni i wygląda na to, że gość, z którym rozmawiali przez krótkofalówkę to jednak szef. - Czyli jednak pofatygował się na miejsce akcji osobiście, chociaż nie biegał już za nimi tylko wszystko zlecił swoim ludziom. Dobrze się dla niego złożyło, bo sporo tych jego ludzi już z napadu nie wróciło. Nie rzucał żadnymi imionami chcąc uniknąć zwracania na siebie uwagi kogoś kto nie powinien wiedzieć, że rozmawiają o zdjęciu Blackwellów. Poza tym przed wejściem w czarnym mercedesie siedzieli ludzie ojca, a jeden z nich stał w ostatnim boksie na strzelnicy, bo po ostatnim incydencie, pan Torres nie chciał ryzykować, że jednak gdzieś przypadkiem go dopadną.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Nie no, nie przesadzajmy, tego już bym nie zniósł. - Zaśmiał się z lekka, bo oczwyiście w kwestii kontaktowania się żartował, a przynajmniej to w jaki sposób miałaby to robić. Tak naprawdę nie miał do niej pretencji, bo sam mógł się wybrać w odwiedziny do rezydencji Accardich, ale ona też, a jednak żadne z nich nie zrobiło tego kroku. Ściągnął brwi, nie bardzo rozumiejąc o co jej teraz chodziło. Podążył za nią wzrokiem, i dopiero po chwili w kącikach jego ust zaczął pojawiać się znów uśmiech rozbawienia, kiedy dotarło do niego, że dziewczyna musiała go opacznie zrozumieć. Wsunął swoją broń w kaburę uczepioną do szelek idąc za nią.
    - Vea, spokojnie. - Mruknął w końcu, tak swobodnie jakby nie rozumiał skąd wzięło się w ogóle jej uniesienie. - Przecież ja mówię tylko o utrzymywaniu pozorów. Nadal nie mam... - Zerknął w stronę jednego ze swoich ludzi, który na całe szczęście miał nadal słuchawki na uszach. Mimo wszystko i tak ściszył głos. - Zamiaru się z tobą żenić. Ale jeśli za jakiś czas ten pierścionek nie będzie świecił się na twoim palcu, to zaczną się robić podejrzliwi. A oprócz tego, nadal mamy inną mafię na głowie i trzeba coś z tym zrobić, więc mówie, że już się czegoś dowiedziałem. A te zaręczyny to przy okazji. - Wyjaśnił ponownie. Wyprzedził ją stając przy ścianie zaraz po wyjściu ze strzelnicy.
    -Już ? Lepiej ci ? A teraz może gdzieś usiędziemy i obgadamy jaki mamy plan działania. Nie potrzebuję twojej pomocy, ale znacznie ułatwi to całą operację, jeśli jednak będziemy współpracować. - Przyznał niechętnie, bo tak naprawdę nadal nie wiedział czy do końca ufa jej zdolnością na tyle, aby iść razem z nią w teren. Niestety nie miał do końca wyboru i kłamał mówiąc, że sam sobie z tym poradzi. Dwójka osób to było minimum. Przeklinał w duchu, że nie mógł wziąć ze sobą jednego z zaufanych ludzi ojca, bo ci zameldowali by mu o wszystkim i tyle by było z ich planu. Poza tym, był nawet ciekawe czy udało jej się zdobyć jakieś informacje, nie zdziwiłby się gdyby nic nie miała, ale gdyby jednak to potrzebowali wszystkiego co tylko wiedzieli.

    OdpowiedzUsuń
  20. Po jej próbach tłumaczenia nadal nie rozumiał jej rekacji, a zręczyny traktował tylko jak formalność i część teatrzyku, który musieli mimo wszystko grać, więc wspomniał o tym przy okazji.
    -Myślę, że musimy w końcu coś ustalić, bo czasu nam nie przybywa. - Podążył za nią, przewracając oczami na upominienie, bo nadal uważał na to jak dopiera słowa. Możliwe, że w ogóle nie powinni o tym gadać na korytarzach, ale to była pierwsza okazja od półtora tygodnia, żeby pogadać, więc chciał od razu sprecyzować. Podążył za nią do salki terningowej, gdzie przynajmniej byli już sami. Ludzie zapewne przede wszystkim i tak przychodzili tutaj na strzelnicę. Dla nich składało się idealnie, mieli trochę prywatności i Vea mogła się wyżyć na worku. Mimo wszystko jakoś tak bawiło go to jak dziewczyna się zachowuje. Naprawdę była wtedy urocza.
    Oparł się o jedno z luster przyglądając się jej z boku, z ramionami skrzyżowanymi na torsie. Nie mówił nic, tylko obserwował. Nie miała złej techniki. Fantastycznie też nie było, ale akurat to go nie dziwiło. - Ale wiesz, że do tego trzeba się rozgrzać, nie ? Poza tym jeśli będziesz źle uderzać, to możesz sobie nadgrastki rozwalić. - Przypomniał jej chociaż o nadgarstach wiedziała zapewne sama, lub mogła się domyślić. - Słuchaj, jeśli nie chcesz gadać dzisiaj to mi to pasuje. Nie chce przypadkiem wchodzić między ciebie a trening, ale może byłabyś na tyle uprzejma, bo akurat to potrafisz, i chwilę pomyślała nad tym kiedy ci pasuje, i gdzie, hm ? Ale to tylko taka sugestia. - Dodał niby to lekko lekceważącym tonem. Nie miał zamiaru biegać za nią dziesięć razy, więc jeśli już dzisiaj się spotkali to chciał wyjść z chociaż jedną konkretną informacją.
    Widząc jak worek wierzga się podczas jej ciosów stanął po drugiej stronie i przytrzymał go, dla ułatwienia. Teraz wyobrażanie sobie, że worek to Seth było jeszcze łatwiejsze.

    OdpowiedzUsuń
  21. Pokręcił tylko głową kiedy po jego uwadze, dziewczyna nadal kontynuowała. To były jej ręce, mogła robić co chciała, ale mogły im się przydać później czy to do wspinania, czy do chociażby trzymania broni. Ogólnie ręce się przydawały, o czym sam przekonał się kiedy, nie za bardzo mógł używać swojej lewej.
    Zmarszczył brwi, znów słysząc kwestię o pierścionku, faktycznie sam zdążył skupić się już na innych sprawach. - Bo mi go wcisnęli, za nim tu przyjechałem. Po co miałbym niby z nim jeździć skoro nawet nie wiedziałem, że tu będziesz ? - Na dalszą kwestię pokręcił tylko głową. - No coś ty. Matka wybrała jakiś z babcią, bo ta nie chciała swojego oddać. - Ponieważ tak naprawdę ten pierścionek powinien był już należeć do jego mamy, ale babcia była bardzo specyficzną kobietą, przywiązaną do swoich błyskotek. - Ale bajerancki jest. - Zaśmiał się. - Wybrały jakiegoś z wielkim diamentem. W chuj niepraktyczny, ale mnie na zakupy nie zabrały. - Oczywiście, bo gdyby Seth miał coś wybierać, poszedł by w inny kamień niż diament, a dodatkowo zważałby na to, jak z takim pierścionkiem będzie jednak się pracować, z drugiej strony, podejrzewał, że gdyby z takim na dłoni przywaliła komuś w twarz to mogłaby zadać całkiem solidne uszkodzenia. Nigdy nie zastanawiał się jak taka biżuteria może być pomocna w terenie, chociaż rękawiczki będzie na to ciężko założyć.
    Na resztę pytań nawet nie odpowiadał. Nie myślał, że to w ogóle w czymkolwiek pomoże. Z resztą, on nawet nie miał konkretnego powodu, akurat tak się trafiło, że miał pierścionek i ją spotkał. Najpierw puścił jedynie worek raczej bardziej zdezorientowany tym co dziewczyna właściwie robiła, dopiero za drugim razem odsuwając się od niej. - O co Ci chodzi ? - Mimo wszystko, podniósł gardę uginając nieco kolana. Lewe ramię trzymał bardziej w tyle, bo ewentualnie mógł jeszcze użyć go do obrony, ale nie planował oddawać nim ciosów. Już miał jej powiedzieć, żeby się uspokoiła, ale zamiast tego w kącikach ust zatlił mu się uśmiech. W końcu mógł sprawdzić, jak dziewczyna radzi sobie w walce wręcz, bo to że potrafi strzelać już wiedział. Odsuwał się nieco do tyłu, później znów do przodu, pozostając w ruchu, skoro już mieli mieć mały sparing. Poczekał na jej kolejny cios i zrobił unik w bok, później samemu wymierzając jeden w jej lewe ramię, mocniej niż zrobiła to ona, ale nie na tyle mocno, żeby ból został z nią dłużej niż kilka sekund. Wymieniali się tak ciosami, głównie blokując je lub unikając, w pewnym momencie widząc jak ta wymierza kolejny polegając tylko na ramieniu chwycił ją za pięść i przyciągnął do siebie. Unieruchomił ją ramieniem, kiedy ta stała polecamy do niego, przysuwając je do jej karku, ale nawet nie kładąc na nim żadnej presji, a jedynie na jej ciele, aby pozostała na chwilę w jednym miejscu. - Nie możesz polegać tylko na swoim barku, siłę w cios wkłada się całym ciałem, może wtedy w końcu coś zdziałasz. - Puścił jej dłoń i zabrał ramię w tym samym czasie, znów stając w odpowiedniej pozycji. - Na razie to tylko klepanie. - Rzucił jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  22. Słysząc jej słowa, że z tym wyskoczył, że to tak tylko aby zrobić, że to nie tak miało wyglądać dotarło do niego coś co do tej pory ignorował, bo dziewczyna była młodszą siostrą kumpla, i dlatego, że nie lubiła sukienek i mimo to, że miała uroczą buźkę wiedział, że wcale nie była do końca taka głupiutka - była kobietą. Chciała coś wyjątkowego, a nie wręczenie jej pierścionka przy rozmowie o piwie, z ‘’No weź załóż żeby widzieli’’. Inna sprawa, że tego kompletnie nie pojmował. Cały ślub był jedną wielką fasadą, aby zeszli z nich rodzice i pozwolili im zdjąć Blackwellów, za nim dojdzie do ceremonii, więc zaręczyny też były tylko tego częścią, nie były naprawdę, nie miał zamiaru jej zaskakiwać czy klękać na kolanko. Może to dlatego, że był facetem, albo dlatego, że nie żywił do niej żadnych silnych uczuć (tak, irytowała go, wnerwiała i nienawidził pewnych rzeczy, które robiła, ale to nie znaczy, że pałał do niej nienawiścią) i w tych zaręczynach na niby nie widział wystarczająco dużo wartości, aby się w tej kwestii wysilać przesadnie. Dlatego, jej słowa, kompletnie wybiły go z myślowego toru i przez chwilę przyjął nawet na siebie cios zamiast go uniknąć. Miała prawo chcieć, żeby coś w końcu dostać dla siebie, nie dlatego, że tak się opłaca dla kogoś, dla rodziny, czy jeszcze czegoś innego, ale Seth po prostu o tym nie myślał, bo skupiony był na własnym dobru i tym żeby jego tyłek nie został uwiązany do małżeństwa i jeszcze oczywiście, żeby ich mafia nie została wchłonięta przez jakiegoś pacana Ivana.
    -Bo to tylko pierścionek. - Mruknął w końcu, po jej wywodach. Tak, właśnie tyle znaczyły dla niego pierścionki zaręczynowe - to były tylko błyskotki.
    Zauważył, że mimo tego co powiedziała na głos i tak starała się robić coś lepiej, może nawet przez twarz przeszedł mu drobny uśmiech, kiedy go uderzyła. Pierw lekkie skrzywienie, ale później uśmiech. Poruszył nieco lewą dłonią i ramieniem obracając je w łokciu, jakby poczuł, że coś jest nie tak, ale nie trwało to nawet kilku sekund, bo zaraz wymierzał kolejny cios, znów tylko prawą pięścią. -Przecież musimy pierw coś zrobić, później możesz sobie myśleć o sobie. - Tańczyli tak jeszcze chwilę, ale widział, że dziewczyna jest już zmęczona i chociaż miała nieco skuteczniejsze ciosy, to jednak nieco lżejsze za każdym razem. - I znaleźć kogoś komu będzie zależało, ale ja tą osobą nie jestem. - Uniósł dłonie w geście kapitulacji, tylko po to żeby zaraz chwycić jej bark i podciąć jej nogi. Odetchnął głębiej kiedy wylądowała na macie i samemu też siadając przetarł wierzchem dłoni pot ze swojego czoła. Zaraz przygniótł jej brzuch tą samą ręką, gdyby przypadkiem chciała się obracać. - Zostań. Jak wstaniesz za szybko to też nie dobrze. - Odparł i czekał jeszcze chwilę za nim w końcu zabrał dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  23. Seth nie miał tego w sobie, albo nigdy jeszcze nie przystanął na wystarczająco długo, aby dotrzeć do jakichkolwiek wniosków na ten temat. Nie miał szczególnie dopiero poglądu na romantyczne relacje same w sobie i trudno mu było je uszanować, więc nie pragnął też w takie wchodzić (z jego perspektywy to nie było to jakoś szczególnie zajmujące).
    -Jasne, tylko mogli to ogarniać cały czas bez naszego udziału, dogadując się między sobą, a nie opierając współpracę na nowym pomyśle. - Nie wątpił w kompetencje ani swojego ojca, ani ojca Vei, ale czuł się w jakiś sposób oszukany, jakby właśnie wpisywali kody, aby oszukiwać w grze, zamiast zbudować solidną relację z NPC. Sam nie był ugodową osobą i prawdopodobnie częściej wywoływał konflikty niż je załagadzał, ale jego ojciec potrafił być dyplomatą. Dlaczego nie korzystał ze swoich zdolności ? Cała ta sytuacja po prostu go irytowała.
    Uniósł brew kiedy usłyszał jej propozycję. Był nawet usatysfakcjonowany, że w końcu udało im się dojść do porozumienia, dopóki nie usłyszał dalszej części. Zważając na to, przez co przeszli dzisiaj, już nie był do końca pewien, czy chciała to zrobić, żeby jednocześnie utrzymywać pozory i porozmawiać o konkretach, czy naprawdę chciała żeby tylko siedzieli i patrzeli sobie w oczy. Jednak na tą chwilę nic nie powiedział. Uznał, że to dobrze, że w ogóle się spotkają, a wtedy przy okazji, może coś uda się ugadać. - Dzisiaj? Jutro? Na pewno nie teraz. - Stwierdził podnosząc się z ziemi. Sam był w spoconym czarnym t-shircie i jeansach, ona też się spociła, potrzebowali przede wszystkim prysznicu, albo jakiejś kąpieli. Tak, kąpiel brzmiała dobrze. Wysunął do niej dłoń, aby pomóc jej wstać. - Przyjadę po ciebie o... - Zerknął na zegarek. - szóstej? - Spojrzał na nią pytająco.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ten drobny trening na pewno oczyścił atmosferę na tą chwilę. Nie wiedział czy będzie miał dłuższe skutki, ale póki co traktował to po prostu tak jakby mieli rozejm. I tego się trzymał. Kiwnięciem głowy zgodził się, żeby spotkanie jednak nie odbyło się dzisiaj. Nie miał na to konkretnych powodów, ale rozumiał, że mogło jej się nie chcieć, a bez chęci rozmowa zapewne nie szła by im zbyt dobrze. Na hasło ‘posłuchaj’, uniósł brew wyczekując co dziewczyna powie, ale kiedy jednak mu tego nie powiedziała, nie obeszło go to jakoś szczególnie.
    -Do jutra. - Odwrócił się powoli odprowadzając ją wzrokiem i dopiero po chwili sam też zebrał się do wyjścia. Na korytarzu stał oczywiście człowiek ojca, do którego Seth skinął głową i uśmiechnął się. Nie było żadną tajemnicą, że go pilnują.

    Młody Torres nie miał na szczęście dylematów związanych z tym w co się ubrać. Prosty garnitur zazwyczaj wystarczył. Tym razem aby nie przesadzać z elegancją marynarkę chociaż miał to zostawił na tylnym siedzeniu, zostając w kamizelce i białej koszuli z podwiniętymi rękawami, bez krawatu. Zatrzymał się przed rezydencją Accardich i już niedługo ktoś powiadomił Veę o jego przyjeździe.
    -Nawet dwa. - Odparł ruszając niedługo po tym jak dziewczyna zamknęła drzwi. - Nie no coś ty, grzecznie staliby przed drzwiami. - Co oczywiście też zakrawałoby o brak prywatności. Właściwie, nie zastanawiał się nad tym. Zazwyczaj trzymali dystans, ale jeden zawsze był gdzieś gdzie miał Setha w polu widzenia, w zamkniętym pokoju, już by go nie mieli, a przecież ktoś mógł czekać na nich i wdrapać się do okna od drugiej strony. Pokręcił głową na tą myśl bo i tak dzisiaj nie będą się zamykać razem w jednym pokoju.
    -W sumie to jak do tej pory jeszcze nikt nie próbował mnie zabić... - Stwierdził przyspieszając na prostej drodze. Nie miał zamiaru starać się ich zgubić. W końcu nie jeździli za nimi bez powodu i trzeba było docenić, że też mieli lepsze zajęcia niż jazda za ich dwójką. Na miejsce zajechali w błyskawicznym tempie, choć wcale nie znajdywało się tak blisko. Wysiadł z samochodu jako pierwszy, kiedy już zaparkowali nawet pofatygował się aby otworzyć dla niej drzwi. Vea zapewne znała tą restaurację, jadały tu właśnie szychy i sam bywał tu czasami z ojcem w ramach interesów, a oprócz tego podawali tu ich whiskey. Drzwi od wejścia też dla niej przytrzymał i zaraz powitał ich uprzejmy starszy pan.
    -Dobry wieczór, rezerwacja na nazwisko Torres. - Seth oznajmił i mężczyzna skinął głową, mówiąc, że stolik jest już gotowy. Siedzieli raczej w tyle sali, przy ścianie, chociaż z widokiem na okno pod kątem. Siedzenie w samym oknie nie byłoby szczególnie bezpieczne. Mężczyzna podał i menu.
    -To ja poproszę od razu Tanavy z lodem. - Zagadnął jeszcze nim mężczyzn zdążył zrobić krok do tyłu, chociaż po zamówieniu Setha, zwrócił się do Vei.
    -Czy panienka, życzy sobie czegoś do picia?

    OdpowiedzUsuń
  25. Uśmiechnął się w lekkim rozbawieniu, zerkając na nią. - To by był dobry patent. Monitoring 24h na dobę, w każdym miejscu. - Przyznał podpinając się pod żartobliwi ton.
    -Tak. Już mnie tu znają, poza tym, równie dobrze rezerwacje mogła składać moja babcia. - Co akurat było prawdą. Nazwisko, jak to nazwisko, zna je wiele osób, włącznie z pracownikami restauracji, ale gdyby gdzieś podrzucony był jeszcze podsłuch to głos starszej pani, nie powinien zwrócić takiej uwagi, jak jego głos w słuchawce. Oczywiście wierzył, że po czystce jaką zrobili w domu, nie ma mowy o żadnych podsłuchach po ich stronie, ale kto wie czy nie podłożyli jej w restauracji. -Ale możemy zmienić miejscówkę w każdym momencie. - Przyznał. Wystawianie się pod ostrzał nie było jego celem, ale przecież nie mogli teraz siedzieć w areszcie domowym i się wiecznie ukrywać, czekając aż ktoś ich sprzątnie.
    Spojrzał w jej oczy znad karty którą zdążył już otworzyć. - Przecież nie zamówiłem całej butelki, poza tym to tylko szklanka do posiłku. - Wzruszył ramionami. Ojciec często powtarzał, że szklaneczka whisky do posiłku wspomaga trawienie, a Seth był przekonany o swoich zdolnościach do prowadzenia samochodu nawet po szklance trunku, którego też nie miał zamiaru opróżnić jednym haustem. Mimowolnie zsuwając oczy w dół znów na swoją kartę te zahaczyły o jej dekolt. Przez myśl przeszło mu, czy gdyby faktycznie do ślubu doszło, czy pierwsze kilka tygodni musiałoby być takie fatalne. Później zapewne by mu się znudziło, ale taki pierwszy tydzień... Vea była atrakcyjna, a to już pierwszy plus. W końcu wrócił do swojej karty, trochę od niechcenia przeglądając spis dań, które i tak już znał.
    -Z tego co wiem, nasi ojcowe już zaczęli jakieś poboczne operacje, ale właściwie to dość długoterminowy plan, a Blackwellowie ruszają się szybko. Musimy zadać im jakiś znaczący cios, i to przed ślubem, bo inaczej już w tym utkniemy. - Stwierdził odkładając kartę na bok. - Wiem mniej więcej jaka panuje u nich hierarchia. Kusi mnie zdjęcie Ivana, ale on rzadko wychodzi w teren, a kiedy już tak to zawsze z obstawą, a jego rezydencja to forteca. - Z resztą nic dziwnego, ich rodziny też miały zabezpieczone swoje miejsca zamieszkania. - Na razie chodzi mi po głowie wystawienie się jako przynęty, ale problem w tym, że nie wiem kto jest następny do przejęcia władzy, bo jeśli to ktoś kompetentny, to zabicie szefa na niewiele się zda. - Wszystko mówił raczej pół tonem, mając na uwadze, żeby nie słyszeli tego wszyscy w restauracji, a tylko Vea siedząca naprzeciwko. W tle dodatkowo snuła się lekka jazzowa nuta.

    OdpowiedzUsuń
  26. Uniósł brew na jej komentarz. To było wręcz ironiczne, bo kto wie... jeśli nie uda im się pozbyć Blackwellów w czasie, to może nawet tak skończą. Chociaż wolałby tego uniknąć, takie zabranianie było jedną z rzeczy, których właśnie w związkach nie lubił, ograniczania się. Nie skomentował tego posyłając jej jedynie mało zadowolony uśmiech.
    -Na mnie, na ciebie... no któreś z nas chcieli, albo nas oboje. No nie ważne, ale można by to wykorzystać, przy okazji przekonamy się, kto im bardziej wadzi. - Dodał z lekkim uśmiechem. Oczywiście żartował, wcale nie zależało mu na przekonaniu się kto jest pod większym niebezpieczeństwem. Zakładał, że chodzi o ich dwójkę, w końcu oboje mieli przejąć interesy po swoich ojcach i dodatkowo połączyć swoje siły. Nic dziwnego, że Blackwellom, nie było to na rękę.
    -Córka? - Starał sobie przypomnieć. Właściwie skupił się bardziej na prostolinijnej hierarchii, a dziewczynę zapewne i tak by pominął nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Nie wiem. - Odparł, bo tak naprawdę to mogło być możliwe. Wiedział o tym, że miał tylko jedno dziecko, ale podobno było jeszcze za młode, a może po prostu chodziło o to, że była kobietą. - Jeśli ma córkę to jest jedynaczką, ale wiem, że spotyka się z kimś jutro rano, z kimś z rodziny, ale nie wiem kim dla siebie są. Możliwe, że to jakiś wujek, ale brat też mógłby być. - Tak naprawdę nie był zaaferowany relacjami mafii z którymi jego ojciec nie prowadził biznesów, więc to był jego pierwszy raz poznawania tego jak działają i kto u nich działa. - Mówili o nim po imieniu... chyba Dennis, no jakoś nie brzmi mi to na imię kogoś starszego. - Stwierdził i odchylił się w siedzeniu zerkając przez okno, na chwilę łapiąc kontakt wzrokowy z kierowcą Mercedesa. Przynajmniej w ten sposób mieli na nich oko. Do ich stolika podszedł w miarę młody kelner i przed Veą postawił szklankę wody i do tego szklanką butelkę, a przed Sethem szklankę whiskey.
    -Czy jesteście już gotowi przyjąć zamówienie? - Zapytał uprzejmie do ręki chwytając notatnik.
    -Ja właściwie tak, wezmę steka z jelenia z dzikim sosem. - Sam do końca jeszcze nie wiedział co oznacza, ten dziki sos, ale brzmiało na tyle ciekawie, że był w stanie dać temu szansę, zwłaszcza, że steki po prostu lubił i z jedzeniem nie bywał raczej wybredny.
    -Przystawkę? Coś na deser? - Zapytał.
    -Na razie tylko stek. - Stwierdził sięgając po szklankę i upijając z niej drobny łyk, którym delektował się bez pośpiechu kierując spojrzenie na Veę, tak samo jak kelner.
    -A dla pani? - Spytał jeszcze grzecznie po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie powiedział, żeby tylko jedno z nich było przynętą, ale gdyby wpadli pod ostrzał to tego kogo chętniej chcieliby zdjąć musiałby być tym kto wadzi im bardziej. Z resztą nie mówił o szczegółach, bo jeszcze żadnych nie miał co do tego jak dokładnie użyliby takiej wiedzy. - Na przykład. - Stwierdził kiedy dziewczyn wspomniała o pokazywaniu się razem. To nie byłby taki zły pomysł, zwłaszcza, że wiedzieli, że jednak nie są sami. Może ludzi w samochodach można by w końcu rozpoznać, ale na pierwszy rzut oka nie było to aż tak oczywiste, zwłaszcza, kiedy to oni są celem, a nie ludzie którzy ich pilnują.
    -Tak, jasne... i serio? Barbie? - Zatrzymał się na chwilę, żeby zwrócić uwagę na to, jak dziwny podała przykład. - Ale są pewne imiona, które częściej nadawano kilka dekad temu i takie, które daje się teraz. Z resztą, jutro się dowiem. - Zdążył jeszcze dodać kiedy pojawił się kelner.
    Najpierw patrzył tylko na nią, później w kącikach ust zatlił się uśmiech. Tak naprawdę ten jej promienny uśmieszek zirytował go, ale nie chciał dawać jej tej satysfakcji i tego po sobie okazywać. - Jak miło, że dbasz o moje zdrowie. - Odparł sięgając po szklankę i upijając z niej łyk, jak gdyby Vea, przed chwilą wcale z niej nie piła.
    -Pamiętasz jej imię? - Zagadnął z ciekawości, może gdyby je znał łatwiej byłoby mu skojarzyć czy o kimś takim wspominali podczas rozmów. - Poza tym sam idę na obserwację tego Denisa, chcesz się zabrać? - Zagadnął. Nawet nie wiedział po co miałby ją zabierać, chociaż zawsze mogło się zdarzyć tak, że kogoś pozna, zapamięta jakieś szczegóły z rozmowy, które jemu nie będzie chciało się zapamiętywać. Poza tym to kolejny wspólny wypad, który będzie dobrze wyglądać w oczach rodziców, co ogólnie jest im na rękę. Mógł zlecić to ludziom ojca, ale skoro już sam zebrał inne dane, teraz naturalnym było to kontynuować, w tym czasie tamci mogli zajmować się obserwacją doradcy.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Czy ja mówię, że od razu wszędzie? - Uniósł brew do góry, zaczynając myśleć, że nawet takie dogadywanie się jakoś słabo im szło. To dobra cecha, że dziewczyna wszystko kwestionowała, ale Sethowi to wcale nie pomagało w nauczeniu się tolerowania jej.
    Wywrócił oczami na kolejną wzmiankę o Barbie. Dlaczego uparła się właśnie na to imię? Jest masa innych, które są dziwne lub przesadnie staromodne, Barbie irytowało go samym swoim brzmieniem i może dlatego, że akurat Vea o tym wspomniała. No to szło im świetnie. Pokojowe rozmowy z restauracji. Wziął kolejnego łyka whiskey, już nie po to aby ja degustować. Przez myśl mu przeszło czy gdyby trochę więcej wypił może rozmowy szły by im bardziej gładko, oczywiście nie miał zamiaru robić tego teraz, bo potrzebował swojej trzeźwości do kierowania.
    -Mhm. - Potwierdził i kiedy dziewczyna zaczęła ją opisywać zrobiło mu się trochę gorąco, ale tylko nieznacznie, gdzieś w środku. Dlaczego akurat musiała mieć rację? Chwycił szklankę i jednym haustem wypił to co jeszcze tam zostało, a tak naprawdę nie było tego tak wiele. - Wspominali o Elizabeth. - Mruknął. Chociaż to nie dlatego zrobiło mu się gorąco. Nie skojarzył tego, poza tym mało to było kobiet o takim imieniu? Nie wiedział czy w ogóle chce jej teraz o tym mówić i kiedy tak się nachyliła, zrozumiał, że coś może być na rzeczy. Też się pochylił, mimowolnie zerkając znów w jej dekolt, ale zaraz znów na oczy. - 7, w pralni w centrum miasta, tej obok sklepu Nike. Ale o 6-stej odbierają go z lotniska. - Już zajął się tym, aby dostarczono mu podsłuch do bagażu, oraz na samego Dennisa, a poza tym będą mogli ich obserwować z drugiego końca ulicy.

    OdpowiedzUsuń
  29. Faktycznie, w tym wszystkim nawet nie upomniał jej, że przecież nie powinna pić. Mógł jej nie dawać satysfakcji irytowania się, ale tak nie przypomnieć, że przecież taka małolata nie powinna pić? Chyba jednak powinni nie chodzić na elegancje kolacje, żeby dziewczyna mogła się bardziej zwyczajnie ubierać.
    -Jutro. - Potwierdził. Pochylając się do niej i patrząc tak na nią, dobrze widział gdzie wodziły jej oczy. Po chwili dopiero uniósł brew, a w kącikach ust pojawił się uśmieszek. Jednak słysząc jej słowa kącik ust opadł, ale ten pozostał wpatrzony w nią. - Bierzemy jedzenie na wynos? - Zagadnął. Był głodny i ciekawy jak będzie smakować ten dziki sos, więc niekoniecznie chciał teraz od razu wychodzić, z resztą to też byłoby raczej podejrzane. Od razu by się domyślił, że go zauważyli. -Nie wywołają strzelaniny w restauracji... - Stwierdził myśląc nad tym chwilę. - do samochodu musielibyśmy się udać... - I wtedy coś wpadło mu do głowy. Uśmiechnął się pierw w ten swój własny sposób, ale później tak jakby faktycznie mówił jej coś słodkiego. - Przejdź się do ubikacji, będę miał go na oku. - Szepnął do niej. Oczywistym było, że nie pozwoli, aby mężczyzna w jakikolwiek sposób ją skrzywdził, jednocześnie, Seth miał większe szanse obezwładnić napastnika, niżeli gdyby role były odwrócone, bo nie chcieli przecież używać broni i zwracać na siebie uwagę. Zerknął przez jej ramię na kilka osób, które z tej perspektywy mógł zauważyć, oczywiście będąc w tym w miarę subtelny, nikt inni nie rzucał mu się w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Uśmiechnął się w ramach potwierdzenia i ten sam lekki uśmiech pozostał na jego twarzy, kiedy poczuł jej place sunące po jego dłoni. Naturalnie podążył za nią spojrzeniem, nie tylko chcąc wyglądać na zakochanego, ale przy okazji, żeby chociaż przez chwilę podziwiać widoki, póki miał do tego okazję. Zaraz po tym szybko podniósł się z miejsca i podszedł do kelnera, aby zapłacić za ich kolację. - Jedzenie weźmiemy na wynos. - Dodał jeszcze, zerkając w tył i widząc jak mężczyzna bez skrupułów też kieruje się w stronę ubikacji. Pokręcił wewnętrznie głową, bo to było zdecydowanie zbyt szybko i powinien był dać jej chociaż kilka sekund więcej, przy okazji też kładąc presję na Sethie, żeby ten szybko się tam pojawił.
    Faktycznie, pierwszy do damskiej ubikacji nie wszedł młody Torres, a barczysty wysoki mężczyzna, który ich wcześniej obserwował. -Spokojnie, to zajmie tylko chwilę. - Uśmiechnął się podle zbliżając się do niej, ale wtedy przez drzwi przeszedł Seth i rzucił się na niego od razu zaciskając mu ramię na szyi i uczepiając się go jak najmocniej potrafił. Mężczyzna próbował oderwać jego ramię, ale kiedy to nie poskutkowało wpakował się tyłem na ścianę, przygniatając tym Setha, ale po dwóch razach nadal trzymał się go mocno czując, że mężczyzna zaczyna opadać z sił. W ostatniej chwili chciał jeszcze ruszyć na Veą, chyba ją staranować, ale Seth pociągnął jego ciężar ciała do tyłu tak, że wylądowali na ziemi, Seth znów przygnieciony, ręce napastnika w końcu opadły. Seth odetchnął puszczając go i kaszląc kiedy wydostawał się spod ciała. Chwycił go pod ramiona i zaciągnął do jednej z kabin, stękającym przy tym trochę, bo facet do lekkich nie należał. Przeszukał jeszcze jego marynarkę i wyciągnął z niej telefon i kilka drobnych rzeczy jak zapałki, jakiś papierek i paragon, po czym przekręcił zamknięcie i przymknął drzwi. Prędzej czy później oczywiście ktoś znajdzie ciało, ale jeszcze nie teraz.
    -Mamy jedzenie na wynos. - Zwrócił się do dziewczyny wskazując mimowolnie w stronę drzwi i zaraz pocierając nieco swój bark, a jego twarz sama wykrzywiła się w lekkim grymasie. - Jest szansa, że już jest zrobione, jak wyjdziemy bez niego to będzie podejrzane. - Dodał, jakby to miało ją przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Czy to go widziałaś? - Mruknął, bo wcale nie tak łatwo było okiełznać takiego osiłka, a nie wiele też mógł zrobić, kiedy waliło się nim o ścianę, i tak dobrze się składało, że udało mu się utrzymać i że przy okazji tego wierzgania nie powytrącali zlewów, czy nie obryzgali krwią podłogi lub ścian, oprócz rabanu to było dość czyste działanie.
    Podał jej szybko telefon, nie spędzając na przeszukiwaniu przesadnie dużo czasu, bo nie mieli na to zbytnio czasu. Westchnął jednak ciężko kiedy dziewczyna nie zgodziła się wrócić po jedzenie. Zdegustowany podążył za nią wzrokiem. Okno nie było złym pomysłem, a jeśli nie chciała wracać, to było ich jedyne wyjście. Za nim jej odpowiedział, zerknął jeszcze tęskno w stronę drzwi. Miał ochotę na tego steka. - Dobra. - Mruknął od niechcenia. Podszedł do okna i je otworzył, chwycił się rękoma parapetu i podciągnął się do góry, żeby sprawdzić co jest po drugiej stronie, później znów się opuścił. - Chodź podsadzę Cię, tylko... - Ze względu na to, że ubikacje znajdowały się na poziomie piwnicy, to ziemia była zaledwie kilka centymetrów niżej niż samo okno.
    Odsunął się i spojrzał na nią. - Gotowa? - Zerknął na nią i kiedy stała już przed oknem (a raczej ścianą na tej wysokości) chwycił ją w pasie i podniósł do góry. Patrzył raczej w bok, bo w tej pozycji i tak niewiele mógłby zobaczyć z tego co dziewczyna robi. Kiedy poczuł, że zaczyna go odciążać trwał jeszcze chwilę, aż w końcu odsunął się i poczekał, aż nogi dziewczyny znikną mu z widoku. Później sam się podciągnął i zamknął za nimi jeszcze okno. Niby miało to odwieźć jakieś podejrzenia, ale samo to, że nie wrócili już do stołu było dość podejrzane samo w sobie. Wyciągnął komórkę z marynarki i zadzwonił jeszcze do mężczyzny, który siedział w mercedesie. - Tony, weź skocz do restauracji, mieli przygotować dla nas jedzenie na wynos. Możecie je wziąć. - Odparł, bo wątpił, że będą teraz jeszcze jedli, albo wymieniali się tym jedzeniem, bo to mogło by zwrócić trochę niepotrzebnej uwagi, kogoś kto nie powinien wiedzieć, że w ogóle ktoś za nimi jeździ w ramach ochrony.

    OdpowiedzUsuń
  32. -Z tym się zgadzam. - Nie wyglądało, aby zamieszanie zagrażało czyjemuś życiu, ale zdecydowanie był to znak, że powinni się stąd ulotnić. Do samochodu szli już dużo szybszym krokiem chociaż starał się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi bieganiem. Szybko wsunął się na siedzenie kierowcy i bez zapinania pasów, ruszył kiedy Vea ledwo zdążyła zamknąć drzwi. Zerknął w tyle lusterko upewniając się, że nie rusza za nimi ktoś kto nie powinien i ruszył w długą przejeżdżając na pomarańczowym, tylko po to aby na tą chwilę oddalić się od restauracji jak tylko się dało.
    -Coś proponujesz? - Zerknął na nią zapinając pas i znów zerkając w lusterko. W głowie przeszukał kilka miejsc w które mogliby się udać, ale nic jakoś szczególnie do niego nie przemawiało. Musieli jak na razie unikać miejsc publicznych typu restauracja i jedyne co przychodziło mu do głowy to jego apartament.
    Kręcili się całkiem sporo czasu po centrum, skracając to w jedną, to w drugą uliczkę, później wyjechali w końcu na dwupasmówkę na obrzeżach miasta i tam bez problemu Seth pocisnął po gazie. Nie musieli aż tak wiele jeździć, ale chciał mieć kompletną pewność, że nikt ich nie śledził, nawet kosztem tego, że ich ludzie mogli ich zgubić. - Dobra, chyba coś mam. - Stwierdził w końcu. - Tylko to nie żadne porwanie, ale będziemy tam jechać godzinę. - Ostrzegł ją. Skoro w tym mieście nie mogli spokojnie zjeść to trzeba udać się gdzieś, gdzie Blackwellowie w ogóle się ich nie spodziewają. Przy okazji sięgnął po swoją komórkę i wyciągnął z niego baterię wrzucając później do bocznej kieszeni na drzwiach. - Sprawdź, czy jest coś ciekawego na komórce tego gościa.

    OdpowiedzUsuń
  33. Uśmiechnął się do niej kącikiem ust, kiedy wspomniała o otwieraniu jej drzwi. Cóż dla niego nie było to wielce krępujące, to właściwie był już nawyk, ale sytuacja na to nie pozwalała. Kiedy tak przeciągle się zastanawiała zerknął jeszcze w jej stronę i akurat udało mu się dostrzec jej gest, więc dobrze się składało, że sam na coś wpadł.
    -Nic - zdążył jedynie mruknąć, dość często leciała po prostu rockowa stacja, gdzieś w tle, bo do tej pory nie miał jakoś czasu dobrać sobie jakiejś playlisty. Poza tym, przy okazji włączenia radia, przypomniało mu się aby wyłączyć GPS w samochodzie, gdyby ktoś przypadkiem chciał wiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się jego samochód. Nawet jeśli miała to być jego rodzina, chciał mieć trochę prywatności, w końcu po to jechali do innego miasta. - Fort Lauderdale. Rodzice mają tam dom letniskowy. - A raczej po prostu jeden z domów, ten akurat w okolicy ponieważ w porcie mieli też swój jacht. - No... zobaczymy czy przetrwamy chociaż tą godzinę. - Odparł w odpowiedzi, bo faktycznie tak mogło by się skończyć porywanie jej. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać, że przez niecałą godzinę, będą zamknięci w jednym samochodzie, tylko oni, przez cały ten czas, bez miejsca na odpoczęcie, lub kompletny odwrót. Cóż, zawsze mógłby odstawić ją gdzieś na poboczu.
    Seth aż spojrzał w jej stronę samemu też się lekko podśmiewując. - Taka pierwsza do oceny jesteś? - Udało mu się chwycić telefon z jej rąk. Wysunął go przed siebie tak, żeby nadal móc zerkać na drogę naprzeciwko nich. - Taka nie w jego typie trochę... - Podrzucił jej telefon z powrotem, ale przy okazji nagich zdjęć coś mu się przypomniało, co w tym całym zamieszaniu zeszło na drugi plan. Znów zastanawiał się, czy powinien jej o tym mówić, ale z drugiej strony uznał, że są w tym jednak razem, a to dość... może nie tam zaraz kluczowa informacja, ale powinna o tym wiedzieć.
    -A propos... śmieszna sprawa z tą Elizą... - Zaczął. - Tylko spokojnie. - Dodał jeszcze. W końcu prowadził samochód. - Przespałem się z nią. - Odparł w końcu, zerkając na nią kątem oka, aby zobaczyć jak to przyjmie.

    OdpowiedzUsuń
  34. Wzruszył ramionami. - Zależy. Raczej średni. - Odparł. Zależało oczywiście do czego by się porównało taki dom, ale średni był dość pasującym określeniem. Do małych drewnianych na pewno nie należał, ale tak wielki jak ich rezydencje też nie był. Tak naprawdę, dom ciężko było nazwać letniskowym, ponieważ, bez problemu można by w nim mieszkać przez cały rok.
    - Po prostu na takiego nie wyglądał. - Wzruszył ramionami, bo jakoś nie zależało mu na tym aby w tej kwestii mieć rację, mógł mieć taki lub inny typ i w sumie na dobrą sprawę mało go to interesowało. Nie był to na pewno typ Setha.
    Skrzywił się z lekka, chyba trochę tym rozbawiony, ale tylko w pierwszej chwili i chyba tylko jej reakcją. - Nie tym razem. Kurde... no skąd mogłem wiedzieć, przedstawiła się jako Eliza i tyle, w ogóle tego nie skojarzyłem, bo w rozmowach wspominali o niej jako Elizabeth. No i w sumie to wyjaśniałoby dlaczego Ivan chce mnie zdjąć. Nagadałem jej jakiś głupot, no wiesz, takie tam uczuciowe badziewie i chyba sobie to wzięła do serca. - Dodał jeszcze, bardzo na pewno dobrze, że dzielił się takimi rzeczami. Fantastycznie, Seth. Następnym razem pytaj o nazwiska. Na pewno ci będą podawać. Wpatrywał się teraz w drogę i to wręcz uparcie, chociaż kusiło go żeby zerknąć, bo Vea nadal wyglądała uroczo kiedy się złościła, nawet jeśli teraz nie powinien o tym myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  35. -Bo wtedy tego nie wiedziałem. Nawet nie wiedziałem, że u Blackwellów jest jakaś córka, ani że jej tatuś nazywa się Ivan. - Odpowiedział z lekkim podirytowaniem słyszalnym w jego głosie. Wywrócił oczami na jej komentarz, żeby się na jakiś czas wstrzymał. Z resztą jakoś tak mu się odechciewało na myśl, że każda może się okazać jakąś ważną osobą, z przyjemnej nocy, robi się z tego wielka afera. - Przecież nie będzie żadnego ślubu. Z resztą ja tylko jeśli już to zaogniłem sprawę, twój ojciec sam mówił, że Blackwellowie pochłaniają inne mafie, nie tylko chcą pozbyć się naszych. - Dodał jeszcze. Na pewno sprawie nie pomógł. Pewnie Ivan od razu wziął sobie go na celownik, jak mu córeczka jakiś głupot na opowiadała, ale to, że gość miał rządze władzy absolutnej to już było tylko jego.
    Po tym już nie miał ochoty się więcej odzywać, żałując, że w ogóle się przyznał. Vea żyła by w błogim przeświadczeniu, że to taka ich wspólna wina, bo są pierwszymi do przejęcia władzy, a teraz wina będzie jego. Zachciało się być prawdomównym. Zacisnął palce mocniej na kierownicy wciskając pedał gazu, chcąc, żeby już ta podróż w końcu minęła. Zmienił w końcu stację radiową na taką, która serwowała jedynie jazz. Odetchnął rozluźniając się w siedzeniu. Utrzymywał dość wysoką prędkość (w ramach legalnych limitów, trochę głupio by było, żeby zatrzymała ich teraz policja), zwalniając dopiero, gdy zaczęli zbliżać się do miasta. Nie przejeżdżali nawet przez centrum, w końcu docierając przed dom. Tak jak mówił, należał raczej do średnich. Był głównie biały z elementami jasnego drewna, w nowoczesnym stylu. Przez większego ociągania się po zaparkowaniu wysiadł z samochodu przeciągając się zaraz. Później skierował się do doniczek z kwiatami stojących po prawej stronie od wjazdu i wyciągnął stamtąd drobne metalowe pudełeczko z którego wyjął kluczyk, a pudełko odłożył na miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  36. -Jestem. Niedaleko jest knajpa. Mam zamiar się przejść, jak chcesz możesz się dołączyć. - Stwierdził. - Z resztą... w lodówce prawdopodobnie niczego nie ma także polecałbym knajpę. - Dodał jeszcze.
    -Jeszcze nie widziałaś jaki jest widok z tyłu. - Uśmiechnął się z lekka, ale teraz zerknął na nią na tak krótki czas, że jego wyraz twarzy też mógł jej umknąć. Podszedł do drzwi i otworzył je. - Nie wiem czy chcesz się odświeżyć czy coś... - Tym razem jednak wpuścił ją do środka pierwszą. Korytarz prowadził po lewej do otwartej kuchni połączonej z jadalnią. A dalej widać było kręte drewniane schody prowadzące na górę, będące też częścią salonu, z wielkimi oknami wychodzącymi na plażę. Zamknął za nimi drzwi na klucz i przeszedł dalej samemu też ściągając buty i zaraz rozpinając kamizelkę, którą przerzucił przez oparcie wygodnej skórzanej zamszowej kanapy. - Łazienka jest tutaj. - Wskazał na drzwi po prawej, znajdujące się bliżej wejścia.
    -To właściwie... o czym chciałaś pogadać z tym ślubem? - Zagadnął wyciągając swój portfel z wewnętrznej kieszeni kamizelki i wsuwając go do spodni. Nie chciał nawet siadać, bo miał zamiar zaraz kierować się po swoje upragnione jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Zapewne znalazło by się tutaj trochę ciuchów, bo nawet jeśli wypady tutaj nie były całkowicie spontaniczne, to po kilku wizytach zostawiało się tutaj trochę ubrań, po to choćby aby nie taszczyć wszystkiego za każdym razem ze sobą. Zwłaszcza, że jedno czym na pewno nie musieli się martwić to brak pieniędzy na nowe kreacje. Sam Seth nie myślał jeszcze o przebieraniu się chociaż, też podejrzewał, że nie wrócą już na noc do Miami, co zapewne bardzo przypadnie do gustu ich rodziną, które zapewne założą, że Seth i Vea bardzo się do siebie zbliżyli przez nadchodzącą noc.
    Właściwie opcja, którą zaproponowała pasowałaby mu najbardziej gdyby faktycznie do ślubu doszło. - Na razie jeszcze nie musimy się o to martwić. - Ustalenie planu było dość dobrym pomysłem, ale teraz akurat nie miał ochoty myśleć co się stanie jeśli. Zwłaszcza, że mieli jeszcze czas, żeby do tego nie dopuścić, kiedy czasu będzie im brakować, wtedy będzie można myśleć o tym jak sobie z tym poradzą. Poza tym nie chciał przyjmować do wiadomości, że jednak dojdzie do ślubu.
    -Plażą. - Potwierdził. Z korytarza zabrał mniejszy kluczyk, który otwierał przeszklone drzwi na balkon. Cofnął się jeszcze, żeby pozbyć się z nóg skarpetek i wybył na zewnątrz za dziewczyną później zamykając drzwi. Kluczyk wsunął do kieszeni spodni i zaczął kierować się wzdłuż plaży. Knajpa nie znajdywała się szczególnie daleko, może około niecałych 10 minut pieszej spokojnej wędrówki, bo nie śpieszyło mu się, aż tak bardzo, żeby tam teraz biec. Wsunął dłonie do kieszeni zerkając od czas do czasu na fale obijające się spokojnie o brzeg. Zbyt spokojnie jak dla niego, aby dzisiaj surfować, ale może uda mu się jeszcze jutro z rana znaleźć coś konkretnego. Milczał, bo póki co nie przeszkadzała mu cisza, zagłuszana jedynie szumem oceanu. Nikogo oprócz nich nawet tutaj nie było, może ktoś kręcił się w oddali, ale bez tłumów podobało mu się tutaj najbardziej odpowiadało.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ustalanie co mają udawać wiązałoby się z kwestią zaręczyn i pierścionka, a miał przeczucie, że na razie było lepiej do tego nie wracać, i na szczęście tym razem nie zabrał ze sobą ów błyskotki, leżała ona grzecznie w szafce w jego apartamencie. Zastanawiał się czy po prostu nie podrzucić jej z powrotem mamie, lub babci, bo jakoś tak świadomość, że miał w swoim mieszkaniu pierścionek zaręczynowy wadziła mu, ale nie zbyt poważnie.
    Osobiście chciał iść dalej od wody, bo tym samym bliżej do knajpy, do której będą musieli jeszcze przejść przez ulicę, ale wybrał towarzyszenie jej. Podwinął jeszcze nogawki od spodni i kontynuował luźny spacer. Skrzywił się nieco, ale zaraz uśmiechnął kiedy dziewczyna go ochlapała, z resztą jej śmiech był na tyle zajmujący, że nie mógł udawać, że jakoś bardziej to obeszło. - Oj to się źle skończy, Franny. - Mruknął do niej z uśmiechem, bo już wyobrażał sobie jak wrzuca, lub popycha ją do wody, kiedy ona powtarza swoje ochlapywanie. A po zwróceniu się do niej per ‘Franny’, mogła spokojnie uznać to jako komentarz o byciu dzieckiem, zamknięty w zaledwie jednym słowie. Szedł dalej, ale zwalniając i zostając nieco w tyle tylko po to, żeby samemu podejść do wody ją ochlapać, później odbiegając w z dala od niej. - Chodź jeść, później nadrobimy ochlapywanie. - Szedł tyłem tak, żeby mieć na nią dobry widok, ale już spokojniejszym tonem.

    OdpowiedzUsuń
  39. - O nie. - Zaśmiał się kręcąc głową. - Jak tylko zdrabniam twoje imię. - Chociaż raz chyba ironicznie użył jakiegoś specyficznego określenia. Generalnie takie pet names, jakoś nie kojarzyły mu się dobrze, może dlatego sam nigdy nie używał ich z uprzejmości, tylko wręcz przeciwnie.
    Ospały? Mogła mieć w sumie rację, ale nie chciał zgubić jedynego klucza do drzwi (w dodatku drobnego), bo ganiał się z nią po plaży więc odpiął kilka guzików od koszuli, a później ściągnął ją z siebie, rzucając na piasek. Oj tak, robiło się poważnie. Poza tym Seth całkiem dobrze prezentował się w samych bokserkach, był w formie i jak większość facetów ogólnie doskonale się czuł, kiedy spoglądał w lustro. Zaraz po tym dołączyły do koszuli jego spodnie, z którymi obniósł się nieco bardziej ostrożnie mając na uwadze, żeby nie trzymać ich kieszeniami w dół, a później sprintem wpakował się do wody przebiegając obok niej i jedyne co mogła, może przez chwilę poczuć to podmuch z zapachem jego wody kolońskiej. Przez chwilę nie wynurzał się, chociaż woda była na tyle przejrzysta, że dziewczyna mogła go pewnie dojrzeć, ale kiedy już się wynurzył chlasnął w nią wodą tak, że miała mokre nie tylko nogi, ale też spódnicę. I zamiast się podnieść odpłynął nieco do tyłu, a później wylądował stopami w piasku, a woda sięgała mu mniej więcej do pasa. Ochlapał ją jeszcze raz, mając teraz na celu zmoczenie jej bluzki, bo akurat tak by pasowało, jakby też musiała pozbyć się ubrań.
    -Słuchaj no, przegrasz te bitwę, mam lepszą pozycję. - Stwierdził robiąc jeszcze krok w tył. Znów podpłynął trochę do niej. - Musisz wyrównać szanse. - Zaproponował tym samym namawiając ją, żeby dołączyła do niego w wodzie.

    OdpowiedzUsuń
  40. -Oczywiście, że wyzwałaś. Tamto pierwsze chlapnięcie było oficjalnym rozpoczęciem. - Stwierdził na wpół poważnym, na wpół żartobliwym tonem. Osobiście pływać umiał, z resztą musiał potrafić, jeśli surfował, a poza tym lubił też pływać, więc taki postój na to, aby się zamoczyć, był jeszcze dopuszczalny. W końcu lepiej teraz, po jedzeniu nie powinno się pływać.
    Uniósł brew obserwując przy okazji z lekkim uśmieszkiem satysfakcji kręcącym się w kącikach jego ust jak dziewczyna się rozbierała. Mierzył jej ciało, od czasu do czasu zerkając na jej twarz, kiedy ta starała mu się coś powiedzieć. W pierwszej chwili sądził, że się tylko z nim przekomarza i szykuje dla niego jakąś wodną bombę. Nawet nie starał się udawać, że właśnie bardziej skupia się na jej ciele niż na tym co mówi. W końcu jednak podniósł oczy na jej twarz. Podpłynął trochę do niej.
    -No, ale masz na razie grunt pod nogami, co nie? - Wychylił się do niej sięgając po jej dłonie. - Tam dalej, też będziesz miała. - Dodał, bo potrzebowali jeszcze kilku ładnych metrów, żeby stracić grunt pod nogami. - Na razie wszystko gra, ale nie możesz stać taka pół naga na powietrzu, bo to kompletnie psuje zabawę. - Stwierdził znów robiąc bardzo małe kroki w tył. Nie chciał jej tam na siłę wciągać. Nie miał też zamiaru nagle wepchnąć ją na głęboką wodę, bo przecież nie o to tu chodziło. Zrazić ją do wody, jeszcze nim nauczyła się pływać, to... no nie mógł tego zrobić. - Poza tym jak się wynurzysz będziesz wyglądać seksownie. - Puścił jej oczko i powoli też puścił jej dłonie, odpływając nieco na bok, tylko po to, żeby znów ją ochlapać.

    OdpowiedzUsuń
  41. -Tak, nadal to widzę. - Stwierdził, kiedy upomniała go o swoim wzroście. Widział przecież ile jej ciała było zakrywane przez wodę na każdym kroku, więc wiedział też, kiedy nie trzeba było już iść dalej. - Tak ci się tylko wydaje. - Odparł zaraz, kiedy chciała przekonać go, że było jej dobrze tak stojąc w bieliźnie z jedynie nogami zamoczonymi w wodzie.
    Cóż, zdarzało się. Była atrakcyjna, ale wcześniej jakoś tego przesadnie nie rejestrował, a kiedy już tak było rozdzielał to co widział, a to kim była dla niego Vea. A była przecież młodszą siostrą kumpla, dzieckiem. Tylko, że jak już się rozebrała dotarło do niego, że jednak takim już dzieckiem nie jest, na pewno nie pod fizycznym kątem. Poczekał aż się wynurzyła i zaraz zagwizdał, bo przecież właśnie jej o tym mówił. Znów trochę do niej podpłynął. - No to nie byłby miły widok, jakby nie był. - Zaśmiał się. - Później by mi się to w koszmarach śniło. - Obrócił się na plecy i tak znów przepłynął obok niej, tym razem spokojnie, w większości pozwalając, aby woda sama go niosła. - Jakim cudem przez tyle lat nie nauczyłaś się pływać? - Zagadnął. To nie tak, że jako jedyna w tym wieku nie potrafiła pływać, ale mimo wszystko wydawało mu się to dość nietypowe, zwłaszcza, że Felix nie miał tej przypadłości.
    -To relatywnie proste, a jak pozwolisz to woda i tak cię niesie. Trochę ruszasz nogami. - Zaczął chlapać jej wodą niemalże w twarz kiedy tak przepływał na plecach dodając sobie pędu nogami. - Trochę rękoma. - Przekręcił się na brzuch i używając ramion przepłynął za jej plecami i znów pojawił się przed nią. - Widzisz? - Przystanął lądując nogami w piasku. - Proste. - Oczywiście, kiedy już to umiał to wydawało się to proste.

    OdpowiedzUsuń
  42. - Miałem w głowie mniej przyjemną wizję. - Skwitował, bo do pand akurat nic nie miał, ale nie był pewien czy tusz rozmyłby się akurat tak ładnie w otoczce, chociaż niewiele w sumie o tym wiedział. Widząc jak dziewczynie rzędnie mina, aż się lekko zaśmiał i uniósł ręce w geście kapitulacji.
    -Vea, przecież jak tylko pytam. Niczego Ci nie zarzucam. Nie, nie każdy musi. - Potwierdził. Nie myślał, że odbierze to tak defensywnie, ale to już był jej problem, bo jak raz Seth nie chciał przez pytanie niczego jej wytykać, lub być złośliwym. Po prostu trochę go to zdziwiło. Może stąd ten ton głosu, i to ‘jakim cudem’. Nie wspomniał o tym co przyszło mu na myśl zaraz obok, o jej bracie, nie chcąc dorzucać gazu do ognia, albo przypominać im o czymś przykrym.
    Kręcił się i mówił jakby tak myślał, ale wiedział, że nauka pływania nie stanie się tak za pstryknięciem palca, po błyskawicznie krótkiej demonstracji, w takich rzeczach przede wszystkim liczyła się praktyka, chociaż generalnie ludzie mieli naturalne predyspozycje, aby pływać, już małe dzieci wiedzą co robić, kiedy wkłada się je do wody. Z resztą, dużo trudniej nauczyć się jest teraz niżeli we wcześniejszych latach. Ale lepiej późno niż wcale.
    -Kto wie. - Uśmiechnął się w lekkim rozbawieniu, puszczając od niej oczko.
    W pierwszym momencie trochę go zaskoczyła, ale nie trwało to długo, i już częściowo sam wędrował dłonią do jej talii. Przez chwilę milczał obserwując co robi z nogami. - Dobra, i tyłek trochę do góry. - Przesunął dłoń do niższej partii jej pleców, drugą zostając na jej talii. Znów zerknął na jej nogi, a później powoli puścił jej talię, ale nadal asekurował jej plecy. - Widzisz, woda sama Cię niesienie. Jest dobrze. - Mówił wyjątkowo łagodnym tonem i znów pozwolił jej chwilę trwać w tym miejscu. Za nim zaczął się minimalnie odsuwać. - I teraz spokojnie możesz zacząć mnie puszczać. Nadal tu jestem. Tyłek do góry. - Upomniał ją znów widząc jak woda zaczyna zalewać jej brzuch. Nie starał się pchać jej do góry, a dłoń trzymał tam jedynie dlatego żeby dziewczyna czuła się pewniej i, że jej nagle nie zostawi. Kiedy tak powoli dążyli do tego żeby Vea po prostu dała sama sobie poleżeć na wodzie przypomniało mu się, że powinni mieć dmuchany materac gdzieś w domu idealny żeby zabrać go na plażę, może jeszcze rano, za nim będą musieli wracać. Taka ucieczka była niewiarygodnie przyjemna, ale wiedział, że nie mogą się ukrywać tak cały czas. Blackwellowie nie przestaną się panoszyć bo oni znikli z horyzontu.

    OdpowiedzUsuń
  43. Kiedy rozłożyła ręce na bogi odsunął się i powoli zabrał też dłoń spod jej pleców. Jeszcze przez jakiś czas dla pewności trzymał je w wodzie na niższej wysokości, ale później widać było, że jest to zbędne i odsunął się trochę, żeby nie wadzić jej ramionom. Nie mógł powstrzymać lekkiego zaśmiania się, bo jej reakcja była wręcz rozczulająca. Powstrzymał się jednak, ale lekki uśmiech został na jego twarzy, kiedy obserwował jej twarz. - Proszę. - Odparł nieco cichszym tonem, ale nie schodząc kompletnie do szeptu. Sam odsunął się w dogodną pozycję i też ułożył się na plecach pozwalając żeby niosły ich fale, co znaczyło, że pozostawiali nadal w mniej więcej tym samym miejscu, bo nie było akurat silnych wiatrów. Westchnął głęboko przymykając oczy z tym samym uśmiechem tlącym się gdzieś w kąciku jego ust.
    Trwali tak jeszcze minutę, może dwie, ale teraz głód odezwał się już realnie. - Dobra, już się wymoczyliśmy, można iść jeść. - Tak jak to powiedział dość spokojnie tak sięgnął dłonią nieco zbyt zamaszyście w swoje prawo, spodziewając się, że dziewczyna dryfuje nieco dalej od niego. Przez to chlapnął jej wodą dość porządnie w twarz. Dotarło do niego bardzo szybko jej kasłanie. Otworzył szerzej oczy i zaraz podpłynął do niej przywracając ją do pionu, chwytając w pasie. - Nie chciałem. Przysięgam. To był przypadek. - Zajrzał jej w twarz odgarniając włosy, które przez zanurzenie oblepiły się nieco niefortunnie. Ostatnie co chciał teraz zrobić to zrazić ją. Do siebie, to by jeszcze przeżył, ale do wody, bo może najpierw będzie zła na niego, a później może to przejść w jakiś strach, albo chociażby niechęć.

    OdpowiedzUsuń
  44. Plan doskonały. Tylko podejrzewał, że nawet jeśli wcisnąłby kit, że nie udało mu się jej uratować, to między ich rodzinami nastałby konflikt stulecia i kto wie, czy przypadkiem nie zlikwidowali by się szybciej sami za nim dotarli by do nich Blackwellowie. Może trochę przesadził, ale nie pomogłoby mu tak aż tak bardzo.
    Trzymała się go tak mocno, że wystarczało, że oplatał ją tylko jednym ramieniem. Podszedł nieco bliżej brzegu, ale tak, żeby nadal oboje byli zanurzeni. Gdyby mieli ręczniki zapewne od razu zabrałby ją na piasek, ale bez nich, póki siedzieli w wodzie, nie musieli przechodzić przez zmiany temperatur.
    -No wiem. - Zaczesał jej włosy delikatnie za ucho, bardziej dla samego gestu, niż do odgarniania włosów, bo większości która blokowałaby jej widzenie już tam nie było. - Ale już jest dobrze. Wychodzimy. - Oplótł drugie ramię wokół niej i zaczął iść już definitywnie w stronę brzegu. Kiedy woda zakrywała mu jedynie kostki odstawił ją ostrożnie na ziemię, nie chcąc jakoś przesadnie jej pośpieszać. - Było dobrze. - Stwierdził po chwili. Przesunął dłonią po karku spoglądając w bok. - Tylko pod koniec ja nawaliłem. - Przyznał. To przez ten głód. Rozpraszał go. - Ale jest potencjał. - Uśmiechnął się do niej podchodząc do swoich ubrań i przy okazji podnosząc te należące do niej, żeby zaraz je przekazać. Nie zaciągał jeszcze spodni na mokry tyłek stwierdzając, że za nim dotrą do knajpy powinien trochę przeschnąć.
    Podejrzewał, że gdyby sama na spokojnie miała szansę to udałoby się wylądować nogami na dnie bezpiecznie i bez krztuszenia się. Może nawet trochę by podpłynęła. Przecież faktycznie potrzeba by było tylko trochę poruszyć nogami.

    OdpowiedzUsuń
  45. Przez chwilę zastanawiał się czy naprawdę było to tylko staranie się nie zrazić jej do wody, czy coś jeszcze się w nim odezwało, jak na przykład bycie opiekuńczość starszego brata. Tak... starszego brata. Nie chciał poświęcać temu więcej czasu i kiedy Vea nie uznała jego winy wzruszył na to tylko ramionami, bo dobrze się składało. - Następna lekcja: pływanie. - Bo na razie to było jednak tylko leżenie i otrzymywanie się na powierzchni.
    -No raczej.- Mruknął, bo już i tak to zaplanował. Znów chwycił spodnie tak, żeby nie wypadł z nich klucz i chwycił je razem z koszulą w dłoń. - Co? Ale po co? Jak będziemy jeść na zewnątrz. - Zażartował. - Ale tak, spokojnie, ubiorę się. - Nawet jeśli nie z powodu na kelnerki to dla własnego komfortu, żeby nie siedzieć w majtkach przy stole. - Z resztą, to samo tyczy się ciebie. Nie możesz przykuwać uwagi, która powinna być skierowana na mnie. - Uniósł wyżej podbródek, a później zaśmiał się z lekka.
    Droga zajęła im może 5 minut, pierwsze 5 udało im się przejść już wcześniej. Zaczęli zbliżać się do ścieżki między krzakami i w oddali słychać było szum samochodów, raczej pojedynczych i raczej rzadko przejeżdżających. Wysechł już na tyle, że bez problemu mógł wciągnąć na siebie spodnie i koszulę. Poczekał jeszcze, aż Vea do niego dołączy, a później ruszył znów do przodu. Ze drewnianych schodów usypanych jeszcze piaskiem dostali się na wybrukowany chodnik.
    -I jesteśmy na miejscu. - Odparł ruchem głowy wskazując na niewielką knajpę po drugiej stronie ulicy, która wewnątrz miała tyle samo miejsc siedzących co na zewnątrz. Akurat jakaś starsza para siedziała przy jednym ze stolików wewnątrz. Kiedy weszli do środka nad głowami sprzedawcy znajdowały się tablice z tym co serwowane jest dzisiaj i to co serwowane jest zazwyczaj oraz ceny. Seth zlustrował dość szybko białe napisy i wzrok opadł mu na pulchnego mężczyznę w średnik wieku.
    - Dobry. Znajdzie się stek z grilla?
    -No jasne. Coś do picia?
    -Poleca pan jakieś piwo?
    -Westmalle, dobrze pasuje do steka. - Odparł mężczyzna po krótkim zastanowieniu.
    -To wezmę. - Odsunął się nieco na bok, jednocześnie przysuwając się do kasy i zerknął w stronę Vei, mimowolnie unosząc jedną brew.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Wygodniej zjeść na miejscu. - Zwłaszcza, że nie chciał ryzykować, że jednak mu stek wystygnie, bo na zimno to jednak nie byłoby już to samo, odgrzewane z resztą też. Siedzieli na zewnątrz, i gdzieś w oddali mogli zobaczyć nawet ocean. Seth zapłacił zaraz po zamówieniu, a kiedy zjedli mogli już ruszać z powrotem. Faktycznie był głodny, z resztą nic dziwnego, od drugiej praktycznie nic nie jadł, już nie wspominając, że od wizyty w restauracji miał ochotę na tego steka, i w końcu go zjadł. Poza tym chociaż lokaj był bardzo prosto i raczej mało miał wspólnego z elegancją panowała tu bardziej taka domowa atmosfera i jedzenie było dobre.

    -Tak. - Odparł zerkając na nią, nim otworzył drzwi i skoro stał już najbliżej to wszedł do środka jako pierwszy. - Właściwie to częściowo. Jakieś 20 metrów od ścieżki zaczyna się publiczna. - Wyjaśnił. Tam też kończyły się domki przy plaży, a zaczynały się miejsca parkingowe. - Wspinanie, bieganie i pływanie zaliczone, nic dziwnego. - Stwierdził z lekkim uśmiechem po tym jak do niej mrugnął. Zamknął drzwi i kluczyk odłożył na wieszak w korytarzu. - Chodź, pokaże Ci pokój. - Odparł kierując się schodami w górę. Otworzył pierwsze drzwi po prawej i wpuścił ją do środka. - Pościel jest świeża, łazienka jest tutaj. - Wskazał na drzwi po lewej. - Ręczniki powinny być w szafce nad ubikacją. - Ale dla pewności podszedł tam jeszcze, żeby to sprawdzić i przy okazji zdjął jeden dla niej, z którym wrócił do pokoju. - Są. - Przewiesił go przez krzesło. Był pastelowo zielony, plażowy (co zapewne nie było zaskoczeniem), bez wzorów a jedynie z eleganckim wykończeniem. I już miał robić krok, żeby zostawić ją samą, kiedy zdał sobie sprawę, że Vea nie ma przecież w co się ubrać. Zmierzył ją spojrzeniem zastanawiając się nad czymś chwilę. - Chodź, zobaczysz czy coś ci pasuje, a jak nie to dam ci po prostu mój t-shirt. - Stwierdził. Jego mama była dość zgrabną kobietą, mogła nosić może o rozmiar lub dwa większe ubrania, ale piżama przecież nie musiała pasować idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  47. Uniósł brew lustrując ją wzrokiem, kiedy wspomniała o nie spaniu w piżamie. Tak, wyobraził to sobie. -Przecież nie mówię, że masz iść spać od razu. Chciałem tylko mieć już wszystko z głowy. Także ... rozumiem... wiesz gdzie co jest. - Z resztą, nie tak trudno było się tutaj odnaleźć, a w razie co można było zajrzeć przez każde drzwi i w końcu znaleźć to czego się szuka. Zrobił krok w tył wycofując się z pokoju, ale nie kierując się do sypialni rodziców, z której chciał jej załatwić piżamę. - Oczywiście, jeśli śpisz nago, to w żadnym wypadku nie chcę się powstrzymywać. - Posłał jej szelmowski uśmiech, ale zaraz zaśmiał się z lekka kręcąc głową. Powędrował wzdłuż korytarza i znikł w jednym z pokoi. A dokładniej w swoim pokoju. Zaraz na wejściu zrzucił z siebie koszulę i do tego dołączyły spodnie po tym jak wyjął z nich gotówkę. Z szafy wyjął jakieś krótsze spodnie i luźniejszy, szary t-shirt, a wychodząc ubrania wrzucił do kosza stojącego w łazience po czym znów zatrzymał się drzwiach od jej pokoju.
    - Znasz takiego jedno fajne miejsce...? - Przypomniał, jako że ostatnim razem nie dokończyła co z tym fajnym miejscem. Nie wiedział do końca czy był ciekawy... no może trochę, lubił odwiedzać ciekawe miejsca. Generalnie nie był z niego wielki domator, miał luksusowy apartament, ale najczęściej ze wszystkich dostępnych metrów kwadratowych przesiadywał na balkonie, to kiedy w ogóle odwiedzał to miejsce, bo znacznie częściej wolał udzielać się gdzieś w terenie, a kiedy miał czas wybywał jeszcze gdzieś indziej.

    OdpowiedzUsuń
  48. - No jasne. - Odparł jeszcze na odchodne. Nawet nie zwrócił przesadnej uwagi na to jak to powiedziała i chyba nie do końca docierały do niego te drobne wskazówki. Właściwie to najwięcej docierało do niego wizualnie, jeśli o nią chodziło. I szybko mu się o tym przypomniało, kiedy wpadł na nią w progu znów tylko w bieliźnie. Cofnął się o pół kroku i kiwnął nawet głową kiedy dziewczyna wspomniała mu o miejscu za miastem. Widząc jednak, że chyba trudniej było jej się skupić, kiedy miała świadomość, że stoi przed nim taka półnaga, na tą chwilę zostawił ten temat.
    -Ale czemu? To całkiem wygodne. - Stwierdził niby to poważnie, ale już kierując się do swojej szafy. Zmierzył ją jeszcze spojrzeniem i wyciągnął dla niej t shirt, ale nic więcej oprócz tego. Jeśli upomni się, że chciałaby coś jeszcze na dół, to zawsze coś się jeszcze znajdzie, ale tym razem nie będzie się wychylać. Zwłaszcza, że miała zgrabne nogi i szkoda by je było zasłaniać. Jemu by było nie na rękę. - Powinniśmy zagrać w rozbieranego pokera. - Rzucił tak znikąd, kiedy zdał sobie sprawę, że nie mają na sobie niewiarygodnej ilości warstw. Oczywiście żartował. Miał zamiar zatopić się w kanapie i zobaczyć jakie to głupoty puszczają w telewizji, tylko po to aby i tak zdecydować się na film z Netflixa. Miał trochę czasu do zmarnowania, za nim opanuje go zmęczenie, i już dawno nie miał okazji, tak po prostu nic nie robić.

    OdpowiedzUsuń
  49. Oczywiście, nie pomyślałby raczej żadnej z tych rzeczy, to całkowicie normalne, że nie chciała chodzić w samej bieliźnie, chociaż osobiście zapewne odpuściłby sobie t-shirt gdyby miał siedzieć tutaj sam, a może nawet chodziłby w samej bieliźnie. Właściwie było mu to raczej obojętne. Ale w towarzystwie, miał wrażenie, że tak jakoś wypada.
    -To już pierwsze wymaganie spełnione. - Stwierdził z lekkim uśmiechem przysiadając na brzegu łóżka. W sumie dobrze, że się roześmiała, zamiast brać to na poważnie. Sam chyba potrzebowałby trochę więcej promili w swoim krwiobiegu, żeby się na coś takiego zdecydować z Veą. Chociaż w karty mogliby sobie zagrać akurat.
    Posłał jej słaby uśmiech kiedy przyznała, że dobrze, że jej powiedział. Sam jeszcze nie do końca wiedział co o tym myślał. Przynajmniej nie miał czasu o tym myśleć na spokojnie, bo w podirytowaniu inaczej odczuwa się takie rzeczy. Generalnie nie był z tych co kłamał ludziom których znał, dużo częściej omijał po prostu mówienie prawdy, bo nie zawsze wszyscy musieli wszystko wiedzieć. Czy to by na szkodę jego, czy gdyby miało to zranić ich. Vea mimo tego, że przez długi czas nie mieli ze sobą kontaktu należała jednak do osób, którym mówił prawdę. I może faktycznie dobrze, że jednak to przyznał.
    -Tylko ty się teraz pilnuj, żadnych cukierków od obcych i takie tam. - Przerwał w końcu ten moment ciszy, w lekko żartobliwym tonie. Podniósł się i z komody wyjął parę luźniejszych bokserek, które bez problemu nadałyby się dla niej jako krótkie spodenki. -Wrzucę pranie. - Odparł, wymijając ją w progu i kierując się do kosza z brudami, żeby wyciągnąć ubrania, które akurat tam były, a później wracając się korytarzem na sam jego koniec gdzie była pralnia. Wrzucił do bębna to co udało mu się znaleźć i dorzucił do tego proszku, czekając jeszcze na ubrania dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  50. Na jej słowa uniósł brew do góry, i uśmiechnął się kącikiem ust spoglądając na nią chwilę nic nie mówiąc, później pokręcił głową, jakby z pobłażaniem. - Jestem facetem, generalnie lubię patrzeć na zgrabne, nagie, kobiece ciała. Nie ukrywam się z tym przesadnie. - Chociaż nie chodzi też i nie rozpowiada o tym na prawo i lewo. Z resztą raczej mało kto tak robił, to by było dość dziwne. - A to, że akurat takie posiadasz zalicza Cię do grupy. - Wzruszył ramionami i podniósł się. Nie wchodził głębiej w temat tego, że po części nadal widział w niej dziecko, a po części starał się w końcu oswoić z myślą, że spełnia już sporo kryteriów dojrzałej kobiety. Nadal próbował to jakoś odseparować, bo to mu się po prostu kłóciło.
    Ewakuował się, bo wyczuwał, że Vea do czegoś dąży i jeszcze nie wiedział gdzie może to zaprowadzić więc wolał nie pozwalać aby mogła do końca zrealizować swój plan, jakikolwiek by on nie był. Jeśli była to ważna sprawa to prędzej czy później mu o tym powie, jeśli nie, to mogło to poczekać. I może nadal wadziły mu te dwa kłócące się koncepty. Kiedy zaczęła zsuwać swoje majtki spojrzał na jej rękę tylko na chwilę, a kiedy dotarło do niego co robi spojrzał jej w oczy. Oparty o ścianę, nawet raz nie zerknął w dół z niewzruszonym wyrazem twarzy, później uśmiechnął się do niej i odepchnął od ściany niby to, żeby podejść do pralki, ale zatrzymał się tuż przed dziewczyną. - Vea, cukiereczku - To chyba ma nawet potencjał już z nią zostać, po tym jak wspomniała, że lubi cukierki. - Rozumiem, że próbujesz mi udowodnić, że nie jesteś dzieckiem. - Przysunął się jeszcze trochę, osobiście nie miał problemu z wchodzeniem w czyjąś strefę prywatną to zazwyczaj innym się to nie podobało. - tylko nie jestem pewien, że chcesz kontynuować robić to właśnie w taki sposób. - Ułożył powoli dłonie na jej talii i podniósł ją z ziemi sadzając ją na pralce. Znów się przysunął i teraz w końcu mogli patrzeć sobie prosto w oczy. - Bo szczerze mówiąc... - Zbliżył się do niej, dłonie układają na jej kolanach. - to trochę dziecinne. - Szepnął i po chwili na jego twarzy rozkwitł uśmieszek. Ręce zdjął z jej kolan i nadal oczy mając wbite w jej twarz sięgnął niżej aby włączyć pralkę (której tryb i temperaturę już ustawił za nim Vea tutaj przyszła). I dopiero wtedy odstąpił od niej na nawet krok stając z boku, bo chciał jeszcze sprawdzić, czy zacznie pobierać się woda, czy może hydraulik nie odkręcił zaworu po ostatniej naprawie.

    OdpowiedzUsuń
  51. Wcale nie tak głupio, bo kusiło go, żeby podroczyć się z nią trochę dłużej i przesunąć tymi dłońmi, przynajmniej do połowy jej uda, i może też część jego po prostu chciała to zrobić, ale to był tym bardziej znak, że nie powinien.
    Podejrzewał, że była zła o to, że mimo wszystko, nawet kiedy powiedziała mu o tym wprost nadal nie zmienił o niej zdania. Tak to przynajmniej odebrał i zaśmiał się z lekka na jej komentarz. Usłyszał jak pralka zaczyna pobierać wodę, przyjmując to właściwie z ulgą, bo gdyby się okazało, że zamiast pierw odkręcić kran i wypuścić pęcherzyki powietrza odpalił pralkę to mogłoby już być po praniu, za nim się dobrze zaczęło. - Jeśli masz się fochać to ja się muszę napić. - Stwierdził patrząc na nią. Zapowiadał się ciekawy wieczór...
    Minął ją wychodząc z pralni i kierując się korytarzem aż do schodów. Zaraz w salonie stał barek wyciągnął z niego kryształową karafkę i usadowił ją na barku do tego wykładając jeszcze kryształową szklankę. Zalał ją bursztynowym trunkiem i po drodze chwytając niewielki pilot. Zapadł się w wygodnej kanapie włączając hi-fi i słysząc przyjemną jazzową nutę odchylił głowę z lekkim uśmiechem na twarzy. Chcąc na jakiś czas uwolnić się od myśli o Vei. Trudno było to zrobić kiedy cały czas byli gdzieś razem, ale to jeszcze nie było problemem, problem pojawiał się gdy w jej obecności miał okazję się nad pewnymi kwestiami zastanawiać, a wcale nie chciał dojść w końcu do wniosku, że może mała Franny jednak dzieckiem już nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  52. Właściwie to jakoś nie szczególnie starał się przewidywać jej ruchy. Po prostu obserwował jej zachowanie i po tym drobnym wybuchu złości skojarzyło mu się to obrażaniem. Nie potrzebował przewidywać co dziewczyna zrobi, lub co myśli. Takie taktyczne zagrania znacznie bardziej przydawały się gdy przychodziło do wrogów. Na przykład do Blackwellów. Westchnął, kiedy usłyszał jej słowa zagłuszające ciepłą barwę saksofonu. Szczerze mówiąc nie było nawet ważne o czym chciała mówić, chociaż tak, w pierwszej chwili myślał, że będzie wracała do tego bycia dziecinnym.
    Z lekkim znużeniem spojrzał na nią kiedy zabrała mu szklankę. - Nie dość, że nie powinnaś pić, to jeszcze jesteś zbyt leniwa, żeby w końcu pofatygować się bo własną szklankę. - Wiedział, że to raczej nie wynikało z jej lenistwa. Dobrze, że w szklance trunku zostało już tylko na dnie, więc nie szczególnie wiele dla niej do ukradnięcia.
    -Nie wiem kim jest Dennis, ale po tym jak bardzo kryją się, żeby cokolwiek o nim wyjawiać, jest on dość ważnym graczem i też wątpię aby Eliza miała brać udział w zarządzaniu. Jeśli Ivan współpracuje z Dennisem, to już mamy dwie osoby, Dennis działa zapewne za kulisami dla swojego bezpieczeństwa i dość dobrze na tym wychodzi, ale w końcu będzie musiał zacząć się pokazywać, jeśli będzie miał zarządzać częścią z wchłoniętych mafii, bo tak jak mówisz jeden Ivan raczej tego wszystkiego nie ogarnie. Stawiam na to, że Dennis to jego brat, ale nie wykluczone, że ktoś jeszcze w tym siedzi. Tylko już o tym nie udało mi się nic zdobyć. Poza tym pytałem matki, twierdzi, że Ivan nie miał nigdy więcej dzieci, Eliza to jedyna córka. Wiadomo, przynajmniej oficjalnie, ale jakoś nie widzę, żeby do biznesów wciągał jakiegoś ukrywanego przez lata syna od jakiejś kochanki. - Mruknął w końcu. Chociaż gdyby się zastanowić... -Chociaż... kto go tam wie. - Dodał jeszcze, bo to wcale nie było takie do końca nie możliwe. W końcu lepszy taki syn, niż córka. Z resztą może długo nie spędził z nią czasu i właściwie nie rozmawiali też wiele, ale jakoś nie uderzała go jako typ lidera. Oczywiście Vea zapewne by się z nim nie zgodziła akurat w tej kwestii, bo przecież to tylko pozory i gdybanie, ale na szczęście dochodziła do tego jeszcze tradycja i to, że córki nie były pierwsze do przejęcia władzy po ojcach.

    OdpowiedzUsuń
  53. Rodzicielstwo nie miało tu wiele do rzeczy. Skomentował to, że nie powinna pić, aby jej przypomnieć o jej wieku, bo tak naprawdę, oprócz tego, jak dla niego mogła sobie pić tą whiskey, tylko wolałby aby jednak przestała pożyczać szklanki od niego. Nie powiedział jednak już nic więcej, bo nie było sensu się o takie rzeczy rozdrabniać.
    -Albo był bossem. - Zgodził się, bo nie wiedział dokładnie. Mogło to być wiele różnych opcji, ale na pewno Dennis nie był tylko pionkiem.
    -Chcesz ich dobrowolnie zrekrutować, żeby pomogli nam zdjąć Blackwellów czy powykańczać ich, żeby Blackwellowie, nie mieli już czego wchłaniać? - Zakładał, że Vea miała na myśli pierwszą opcję, ale ta druga nie byłaby w sumie taka głupia, chociaż jakoś nie widziało mu się, że nie dość, że musieliby uporać się z małymi gangami i osłabić je na tyle, aby je pochłonąć to jeszcze i tak nadal na ogonie mieliby uczepionych Blackwellów, którzy robiliby swoje. Byli paskudnym wrzutem na tyłku w jego całkiem dobrze ułożonym życiu.
    Wzruszył ramionami. - Ty już założyłaś jaka jest odpowiedź. - Mruknął, chociaż i owszem nie uważał, że się do tego nadawała. Może gdyby miał porównać ją do Elizy, to Vea poradziłaby sobie znacznie lepiej, ale nadal, jakoś jeszcze się do tego nie przekonał. Raz, że widział w niej dziecko, a dwa, że jednak tradycje praktykowane od pokoleń odcisnęły na nim swoje piętno. Odchylił się ze swojego miejsca i odłożył szklankę na stolik. - Tylko jakie to ma znaczenie? - Odparł w końcu spoglądając w sufit. - Przejmiesz zarządzanie po ojcu, bez względu na to co uważam. - Jasne pozytywna opinia co do kompetencji drugiej osoby przyda się, jeśli będą jednak chcieli nawiązać jakieś stosunki biznesowe, ale to nie stanie się od zaraz, a może przez ten czas Seth przywyknie do myśli, a oprócz tego Vea sama wykaże się, że jest zdolna.

    OdpowiedzUsuń
  54. -Okej, faktycznie daje o tym znać, ale z tymi próbami udowodnienia to przesadziłaś. - Szczerze mówiąc to nie chciałoby mu się, poza tym do takich czynów zabrałby się, gdyby w desperacji próbował udowodnić ojcu, że sojusz z rodziną Accardich to potworny błąd i jednym sposobem byłoby zrażenie go do Vei, ale nie został jeszcze tak przymięty do muru.
    -No stereotypowe poglądy na pewno Ci nie pomogą, ale prędzej czy później jeśli dobrze byś sobie radziła, a może nawet lepiej to zdobędziesz szacunek innych. Sporo też się opiera na tym, ale tak... wiem, kobiety od początku mają trudniej. Musiałabyś być co najmniej dwa razy lepsza, bo pierw musisz sprawić, żeby w końcu przestali patrzeć na ciebie przez pryzmat płci, a później dopiero mogłabyś zacząć budować reputację. - Pochylił się do przodu i przesunął dłońmi po swojej głowie, myśląc chwilę. Jego ojciec chciał tego ślubu zapewne dlatego, że Seth na razie nie wykazywał inicjatywy do ustatkowania się, a przecież nie robi się młodszy. W końcu powinien mieć potomka, który później po nim przejąłby zarządzanie. Przy takiej okazji jego ojciec upewnił się, że Seth będzie miał za żonę Veę, która już była wtajemniczona w świat mafii, a oprócz tego była bystra i kompetentna, więc będzie mogła sama prowadzić swoją część obowiązków, a Seth na spokojnie będzie prowadzić swoje. Obie strony na tym zyskiwały. Doliczając jeszcze dodatkowych ludzi, to zawsze się przyda.
    Westchnął ciężko odchylając się do tyłu. - Czyli jednak trzeba będzie zdecydować jak to rozegramy, jeśli faktycznie do ślubu dojdzie. Bo nasi ojcowie najprawdopodobniej już tego nie odpuszczą. To jest dla nich zbyt dobry układ. - Spojrzał na nią, milknąc na chwilę. - Nie jestem materiałem na męża, i jakoś nie widzi mi się całodobowe udawanie, bo kogo my oszukujemy? - Przecież oboje wiedzieliby, że nic do siebie nie czują, a mimo wszystko i tak mieliby odgrywać ten teatrzyk? To niepoważne. - Nie wiem jak Ci się to widzi, ale chyba jednak najlepiej by było, jakby każde z nas zajmowało się swoimi sprawami i pokazywalibyśmy się na jakiś uroczystościach razem, czy w trakcie spotkań biznesowych. - Stwierdził, bo w tym wypadku, jakoś nie potrafił sobie wyobrazić innej opcji, która przypadłaby mu jakoś szczególnie do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Sama mówiłaś, że powinniśmy ustalić co zrobimy, jeśli... - Wytłumaczył. Dokładnie to już nie pamiętał czy chciała porozmawiać o tym ogólnie, czy tylko o tym jeśli dojdzie do małżeństwa, ale przypuszczał, że była to wtedy druga opcja. - Oczywiście, że mnie nie zmuszą. Przecież przez cały czas to mówiłem. Korzystne to jest w sumie bardziej dla ciebie. - Stwierdził, status zarządzanie i poglądy innych ludzi w mafii. On sobie poradzić, to Vea mogłaby bardziej skorzystać na ślubie, też sama sobie poradzi, ale jednak byłoby jej lżej. Dobrze jednak było słyszeć, że również nie chciała tego związku na siłę. Podniósł się i dolał do swojej szklanki whisky po czym wrócił na swoje miejsce i upił drobny łyk. - Ale skoro ty też nie chcesz, to nie musimy tworzyć żadnych takich układów i z głowy. - Stwierdził i przyglądał się teraz kryształowi obracając go w swojej dłoni, patrząc jak płyn porusza się wewnątrz. I wziął kolejny łyk.
    -Na razie zajmijmy się Blackwellami, a później będziemy upierać się przy swoim, aż w końcu dotrze do nich, że nie zmienią naszego zdania. Albo zwiejemy ze ślubu i tyle. - Uśmiechnął się nawet lekko na tą myśl. - Pełno gości, snajperzy na każdym budynku dookoła, gra muzyka, a pani i pan młody nie pojawiają się na ślubnym kobiercu. Ten lament. - Zaśmiał się i upił jeszcze łyk.

    OdpowiedzUsuń
  56. -Wtedy tak, ale na razie zdania nie zmieniamy, więc nie trzeba tego omawiać. I wiesz, co? lubisz sobie wybierać pojedyncze słówka, bo nie powiedziałem, że tylko dla ciebie będzie to korzystne. Jasne ja też na tym skorzystam, ale jednak dam radę i bez ślubu, a tobie jednak trochę bardziej by to ułatwiło sprawę. Dlatego powiedziałem bardziej, a nie, że tylko ty na tym skorzystasz. - Wyjaśnił starając się maskować lekkie podirytowanie w głosie. Szczerze mówiąc, nigdy nie zauważył jak kobiety mogą inaczej interpretować niektóre rzeczy, zapewne dlatego, że większość albo nie mówiła głośno o swoich pretensjach, albo złościły się w milczeniu, a wtedy Seth miał to gdzieś, bo w myślach nie czytał. Vea o tym mówiła i mówiła wprost i chociaż lubił to w niej, to sama różnica jak odbierają pewne rzeczy była momentami męcząca.
    Uniósł brew na jej wizję, wątpiąc czy byliby aż na tyle naiwni aby myśleć, że uciekli razem, a nie każde w osobną stronę. Poza tym Seth by nigdzie nie uciekał, a tylko zaszył się gdzieś i na ślub najzwyczajniej w świecie nie przyszedł, później bez wyrzutów sumienia znów by się pokazał, lub po złości przyszedł mocno spóźniony. - To takie w naszym stylu. - Odparł z przekornym uśmiechem kręcąc głową. Upił kolejny łyk whisky po czym odstawił ją na bok, znów odchylając głowę do tyłu. -Kiedy sprawa z Blackwellami w końcu zostanie zażegnana przyjadę tu chyba na jakiś tydzień. Steki, whisky, i ocean. I żadnego pośpieszania do ślubu. Bo mam jakieś dziwne wrażenie, że jak problem zniknie to będą naciskać jeszcze bardziej, bo już stres odszedł, możecie na spokojnie, w końcu złożyć przysięgi. - Końcówkę mówiąc zmienionym, kpiącym tonem, jakby ktoś inny to mówił, chociaż nie starał się naśladować żadnej specyficznej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  57. Zgodził się kiwnięciem głowy. To był dobry plan i dzięki temu nie musieli podejmować żadnych decyzji teraz, zwłaszcza, że teraz żadne z nich nie chciało brać pod uwagę brania jednego tego ślubu.
    -Tu albo gdzie indziej. Po prostu gdzieś z dala od rodziny. - Dodał kiedy oznajmiła mu, że go znajdą. Mogliby znaleźć lub nie. Było przecież wiele miejsc gdzie mógłby na ten czas zniknąć, a może dlatego, że ten dom byłby zbyt oczywistym wyborem to nikt by go tutaj nie szukał. Teraz tak, teraz zapewne z łatwością by ich znaleźli, ale teraz ich rodziny były najprawdopodobniej przekonane, że chcieli prywatności dla siebie, a nie że po prostu chcieli prywatności.
    -Czyli miejsce już jest, teraz tylko pozbyć się Blackwellów. - Uśmiechnął się kącikami ust i sięgnął po szklankę, żeby ją już opróżnić. Chwilę myślał za nim otworzył usta, ale zaraz znów je zamknął odpuszczając sobie. Przecież nie obchodziło go jej prywatne życie. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy nucąc pod nosem melodię, która teraz wygrywana była na fortepianie. - Byłem już kiedyś z rodzicami we Włoszech, zostaliśmy w jakiś drogim hotelu, ojciec robił swoje biznesy, a ja z Mitchellem urwaliśmy się gdzieś i graliśmy w nogę z dziećmi na jakieś przypadkowej dzielnicy. Tak by było fajnie, zobaczyć Włochy od innej strony, a nie po drogich lokalach. - Stwierdził, skoro ona podzieliła się czymś bardziej jednak prywatnym pomyślał, że tak było na miejscu... sam nie wiedział dlaczego to powiedział. Może to whisky zaczynało do niego docierać? - Nie masz za dużo wolności, co? - A jednak się zapytał. - Tak, żeby pojechać gdzieś, gdzieś daleko, do innego stanu właśnie. - Podniósł głowę zerkając na nią.

    OdpowiedzUsuń
  58. -Nie wiedziałem, tylko przypuszczałem. - Odparł i nie komentował już dalej, bo chyba znów źle to odebrała, a on już dzisiaj chyba nie miał na to siły. W ogóle takie rozmowy szybko go męczyły. Podniósł się i nalał sobie jeszcze whisky, tracąc rachubę, która z kolei była to już dolewka. -Idę spać. - Oznajmił ze szklanką w dłoni powoli kierując się na górę. Upił jeszcze drobny łyk za nim wszedł na schody, i taki sam kiedy dotarł już na górę. Do swojego pokoju zajrzał tylko, aby wziąć ze sobą jakieś piżamowe spodnie, po czym opróżnił szklankę, odstawił ją na komodę i wybył do łazienki. Po krótkiej chwili słychać było prysznic, spędził tam może nieco ponad 5 minut, później wyszczotkował zęby i słychać było jak drzwi się otwierają. Resztę ubrań niósł w dłoniach, a kiedy dotarł do pokoju przerzucił je przez krzesło i w końcu wylądował na łóżku. Leżał na plecach z zamkniętymi oczami nawet nie fatygując się, żeby wsunąć się pod pościel. Po prostu tak leżał, nie chcąc się przesadnie zastanawiać nad dzisiejszym dniem, ale kiedy mimo wszystko nie mógł po prostu mieć spokoju chwycił szklankę i znów wrócił do salonu po dolewkę.

    OdpowiedzUsuń
  59. Właśnie podnosił szklankę znów do ust kiedy usłyszał jej głos. Pytanie było tak trafne i odpowiedź tak prosta, że przez chwilę się zawahał. Może właśnie przez tą troskę w jej głosie, nie chciał się do tego przyznawać. Wziął głębszy łyk i chwycił ze sobą karafką i zaczął wchodzić po schodach. -Coś w tym guście. - Mruknął trochę wymijająco nie chcąc wdawać się głębiej w ten temat, bo jak to Seth miałby mieć problemy z zasypianiem? Ogólnie rzecz biorąc miał problemy z zasypianiem, a kiedy już to się udało miał dosyć płytki sen, a dzisiejsze wydarzenia nie dawały mu spokoju jeszcze bardziej. -Dlaczego wstałaś? - Zagadnął, chcąc odwrócić od siebie temat, chociaż to dość naturalne, że słysząc kroki postanowiła sprawdzić co się stało i Seth nawet podejrzewał jaka jest odpowiedź, ale lepsze takie odwrócenie tematu niż żadne. Szedł po schodach raczej powoli, może nieco ociężale, ale nie chwiał się, ani miał problemu z wysławianiem się wyraźnie. Zdążył się już zahartować. Omijał też spoglądania na nią wzrok mając wbity przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  60. Szczerze mówiąc nawet nie oczekiwał tak długiej odpowiedzi z jej strony, ale skoro już tak to dokładnie wyjaśniła miał nadzieję, że rozmowę o nim będzie miał już z głowy, ale jednak nie. Zatrzymał się na chwilę zerkając na nią z uniesioną brwią. - Poradzę sobie. - Odparł i kontynuował swoją drogę do pokoju. Odstawił karafkę i szklankę na nocną szafkę i przymknął drzwi. Nie miał w zwyczaju ich zamykać i zazwyczaj zostawiał je otwarte, ale wolał jakoś zasygnalizować, że próby ‘’pomocy” tylko pogorszyłyby sprawę. Znów leżał w łóżku i za nim zasnął udało mu się wypić całe whisky. W pewnym momencie po prostu już nie myślał.
    Z rana, tak jak zazwyczaj niemiłosiernie chciało mu się pić, ale ból głowy był raczej znośny. Ze szklanką z szafki udał się zaraz do łazienki nim dobrze otworzył oczy i zalał ją kranówką, żeby później wypić takie dwie, lub trzy porcje. Dopiero później odłożył szklankę na bok i twarz oblał zimną wodą na rozbudzenie i odświeżenie. Nie sprawdzał, czy Vea się obudziła i nie czekał też na nią tylko wrzucił coś na siebie i wybył z domu do knajpy, którą wczoraj odwiedzili. Ze wszystkim starał się wyrobić dość szybko (a przy okazji trucht w jedną stronę mógł spokojnie uznać jako poranny trening), żeby owszem jedzenie nie wystygło, ale też dlatego, że miał jeszcze inne plany. Kiedy wrócił do domu jedzenie zostawił na kuchennym blacie w pudełkach na wynos i udał się z powrotem do swojego pokoju mając nadzieję, że uda mu się jeszcze szybko przebrać i pójść posurfować bez zbędnych tłumaczeń i pytań gdzie będzie teraz szedł. Zwłaszcza, że nie mieli tutaj zbyt wiele czasu, a chciał skorzystać z okazji, że wiały akurat silniejsze wiatry.

    OdpowiedzUsuń
  61. Już jakiś czas spędził na desce nim na plaży pojawiła się Vea. Trafiła jednak na idealny moment, bo Seth był w trakcie wykonywania popularnego backdoor. Fala załamywała się nad nim i w pewnym momencie dla osoby trzeciej, zwłaszcza nie znającej się na tych rzeczach mogło to wyglądać, że mężczyzna już z tego nie wyjdzie cało. Wypłynął jednak na fali w jednym kawałku, z krzykiem satysfakcji na ustach unosząc jeszcze do góry rękę. Później zawracając gwałtownie, aby znów wpłynąć na falę tym razem robiąc backflip i lądując idealnie znów na powierzchni wody. To była dla niego wolność w czystej postaci. Kiedy surfował nie liczyło się nic innego i był tym tak pochłonięty, że o niczym nie myślał, nie zastanawiał się nad niczym, bo to nie miało w tym momencie żadnego znaczenia. Nawet szybka jazda samochodem nie dawała mu takiej satysfakcji. Tutaj czuł, że nic go nie ograniczało. Kręcił się jeszcze tak po falach jakieś niecałe 5 minut nim kątem oka dostrzegł kogoś na plaży. Sylwetka zaledwie mignęła mu przed oczami za nim zmyła go większa fala. Teraz mogło to wyglądać jakby faktycznie coś się stało, ale po niedługim czasie widać go już było leżącego brzuchem na desce i płynącego w kierunku brzegu. Z nogi zdjął smycz nim wylądował stopami w piasku i chwycił deskę pod ramię.
    -Jadłaś śniadanie? - Spytał zatrzymując się tylko na chwilę nim znów zaczął iść chociaż obierając raczej spokojny krok. - Niedługo będziemy jechać. - Oznajmił jeszcze. Celowo omijał tematu tego co właśnie robił, przecież i tak dziewczyna już to zobaczyła, a jakoś nie czuł, że potrzebuje to w jakikolwiek sposób komentować.

    OdpowiedzUsuń
  62. -Raczej. - Mruknął krótko. Przyjmując z ulgą, że nie pytała o nic więcej i mogli po prostu tematu nie poruszać. A, że nie spytała o nic więcej na głos, to nawet nie wiedział, że chciała znać powód dla którego przerwał, którego i tak by jej nie powiedział, bo była nim ona. Surfing był czymś czym nie chciał się szczególnie dzielić z innymi, poczuł się tak jakby wiedziała o nim teraz za dużo, bo się znali. Nie miał by problemu gdyby surfował na plaży pełnej innych, nieznajomych ludzi.
    Przez chwilę faktycznie nie wiedział o co jej chodzi. Zmrużył z lekka oczy i zaraz podniósł brew zerkając na nią. - Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Nie mam jakoś żadnego pomysłu. - Chciał już od jakiegoś czasu zrobić sobie tatuaż na plecach, ale było właśnie tak jak jej powiedział. Nie chciał robić sobie byle czego, a ostatnio opuściła go kreatywność jeśli o to chodziło. Jakiś taki głupi stan zawieszenia. Oparł deskę o ścianę przed domem, bo póki ociekała wodą i tak nie mógł zabrać jej do pokoju i wszedł do środka od razu kierując się do kuchni, nie zważając na to, że był tylko w jeszcze wilgotnych spodenkach kąpielowych. Siadł na barowym stołku, przyciągnął do siebie opakowanie z jedzeniem i zaraz wstał jeszcze żeby wziąć widelec. - Wysuszyłaś pranie? - Zauważył, bo aby nałożyć ubrania z wczoraj musiała je wysuszyć, bo przecież on zostawił je mokre w pralce. - Dzięki. - Mruknął w końcu za nim zabrał się za jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
  63. Seth nawet nie zauważał, że tak wszystko ucinał przez większość czasu, dużo szybciej w jego głowie dochodziło do końca rozmowy, a później dopiero okazywało się, że to jednak nie był koniec. Pomyślał sobie, że to całkiem fajnie że miała pomysły, ale nawet nie wiedział czy chciał by się do tego zastosować co skończyło się uniesieniem brwi i w sumie niczym więcej.
    Zjadł, opakowanie wyrzucił i zabrał deskę z dworu i wniósł ją do pokoju jak na początku planował. Później jeszcze się przebrał, w ubrania z poprzedniego dnia, żeby w razie co nie naprowadzać nikogo na to, że tutaj byli, bo przecież wtedy mógłby wrócić w czymkolwiek innym. Kierując się znów na dół, po drodze zapukał jeszcze do jej drzwi. - Jedziemy. - Odparł przez drzwi i szedł znowu na dół. Rozejrzał się jeszcze ostatni raz sprawdzając czy wszystko ma i skierował się za drzwi czekając, aż Vea do niego dołączy.

    OdpowiedzUsuń
  64. Otworzył samochód, odpalił już nawet silnik nim zamknął za nimi drzwi. Sam też nie włączył radia wsłuchując się w pracę silnika. Nawet było to dość odprężające i tak bardzo skupił się na jeździe, że mało co nie zapomniał, że ma obok siebie pasażera. Odwiózł ją pod rezydencję, później pojechał do swojego apartamentu.
    O obserwacji Dennisa jej właściwie nie przypomniał. Sam nawet na nią nie pojechał uznając, że ktoś może go rozpoznać, zamiast tego wysłał zaufanego człowieka mając na żywo widok z kamery. Nagrała się i rozmowa i twarze. I nie było to nic dobrego. Uznał, że skoro już mieli działać razem to wypadałoby o wszystkim poinformować Veę. Do rezydencji Accardich zajechał mniej więcej o 14, nie wyliczał czasu jakoś szczególnie i tak po prostu wyszło. Nie był pewien czy nie wparuje im teraz w trakcie ważnych obrad lub po prostu obiadu (przecież nie znał ich zwyczajów). Zadzwonił do drzwi i czekał przed wejściem dopóki nie został wpuszczony do środka i poinformowany, że przekażą Vei, że przyjechał.
    Nie zastanawiał się jakoś dłużej nad tym jak powinien się zachować, nie czuł w końcu aby było to szczególnie potrzebne, bo mimo tego, że rozstali się tak ... w ciszy... to przecież nie wiele się zmieniło. Myślał przez chwilę tylko nad tym czy Vea przyznała się, ze spędzili razem jedną noc w domku letniskowym jego rodziców. Nie żeby obchodziło go co sobie o tym pomyślał jej ojciec, ale to czy córka przyznała mu prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  65. Spuścił wzrok na dziewczynkę i uśmiechnął się do niej przelotnie kiedy jej oczka natrafiły na jego postać. Zaraz jednak wzrok podniósł dostrzegając, i słysząc z resztą też, Veę. - Można tak powiedzieć. - Odparł chociaż nie wyglądał na przesadnie zmartwionego, lub zaniepokojonego. Nie, to był zwyczajny Seth, który najwyraźniej miał do niej sprawę. - Tak, powinniśmy pogadać. - Stwierdził odpychając się od ściany i wzrokiem jeszcze zerkając za odchodzącą dziewczynką, która teraz wychylała się zza drzwi. - Na osobności. - Dodał już ciszej wzrokiem znów powracając do Vei. -Szykuje się coś ciekawego. - Wspomniał przy okazji, żeby mniej więcej nakreślić jej, że będą rozmawiać o mafijnych sprawach, a nie na przykład czymś w sprawie ślubu, chociaż pytania rodziny na temat tego kiedy w końcu da jej pierścionek zaczynały robić się męczące. Może dlatego odwiedzał ich na znacznie krócej.
    -Chyba Ci w niczym nie przerwałem, co? - Uniósł brew do góry, chociaż było w tym ździebko żartobliwego tonu, jako że jej strój nie wskazywał na żaden elegancki posiłek, lub coś podobnego. Dobrze się składało, bo jeśli miała teraz czas to mógł jej przekazać czego się dowiedział od razu, a nie umawiać się na inną godzinę i coś ustalać i tak dalej. Tak od razu było mniej zachodu, a Seth cenił sobie takie udogodnienia.

    OdpowiedzUsuń
  66. - Chodzi o Ivana. - Wyjaśnił. Właściwie było w to zamieszane jeszcze kilka osób, ale nie chciał się na razie na ten temat rozwlekać. - Wszedł na pierwszy schodek, ale mimo wszystko puścił ją przodem, w końcu to ona wiedziała gdzie powinni iść. Nie rozglądał się jakoś przesadnie i nie gapił też przesadnie na Veę. Ogólnie to dużo bardziej pochłonięty był własnymi myślami. - Nie, dzięki. - Odparł krótko i usiadł. - Więc tak, oboje mieliśmy rację co do Dennisa. Jest bratem Ivana i jest też bossem nieco mniejszego gangu, oczywiście będą teraz łączyć swoje siły, jakby i tak nie było już ich dosyć. Ale to w sumie nie o tym chciałem mówić. Podczas rozmowy wynikła kwestia innej mafii, Russel, podobno ten boss nie chce się ugiąć, no i teraz chcą go wrobić w transport narkotyków, żeby w ten sposób go zdjąć, a że też czysty jak łza nie jest to powoli FBI zapewne rozpracuje sobie wszystko po kolei. Pewnie zaproponują ochronę ludziom z niższych szczebli i już mają więcej ludzi i brak konkurencji, no generalnie dla nas bardzo źle. Także oprócz tego, że no mieliśmy iść na obserwację, więc uznałem, że powinnaś wiedzieć, to pomyślałem, że może będziesz chciała się przyłączyć do pokrzyżowania Blackwellom planów? - Posłał jej lekki, jakby trochę zachęcający uśmiech. - Nie przewiduję, że będziemy kogokolwiek zabijać, właściwie chodzi o to, żeby zrobić to po cichu, tak żeby Blackwellowie dowiedzieli się o tym jak najpóźniej. - Dodał jeszcze. Może i wytknął wcześniej to jak zareagowała kiedy kogoś zabiła, ale to wcale nie znaczyło, że chcą ją teraz hartować. Uznał po prostu, że mieli jednak działać razem, a to nie była na tyle trudna akcja w terenie, żeby narażali jakoś przesadnie swoje życie, a przy okazji, jeśli sami to zrobią to jest pewność, że zostanie to zrobione jak trzeba i może przy okazji jeszcze czegoś się dowiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Przyszedłem do ciebie, bo działam za plecami swojego ojca, więc do twojego też nie pójdę. Z resztą mój zaraz dałby mi ludzi, 4 suvy i zrobiłaby się z tego wielka akcja, z resztą... nawet jeśli nie to ojciec ma inne metody. - A Seth chciał działać po swojemu. - Ludzie mają ważniejsze rzeczy na głowach, którymi powinni się zajmować. To ma być szybka, cicha podmiana, ale nie będę Cię namawiał, jeśli to ma być odebrane jako zdrada. Po prostu myślałem, że... - Westchnął cicho, i zaraz nabrał powietrza do płuc. - że to pójdzie sprawniej jeśli będzie nas dwójka. Wystarczy, że wysłałem jednego z naszych ludzi na obserwację. Wolałbym zabrać Ciebie niż kogoś, kto może nawet w trakcie poinformować mojego ojca o tym co robimy, albo co gorsza za nim cokolwiek zrobimy. Nikt nie musi o tym wiedzieć. Nasze rodziny się nie dowiedzą, Blackwellowie będą spowolnieni i też nie będą wiedzieli co się dokładnie stało. - Spojrzał na nią. Nie wiedział czy ją to przekona, ale za to wiedział, że jeśli tak się nie stanie to już jej nie będzie więcej prosił o pomoc. Przecież to nie tak ma wyglądać, że on ją będzie do pracy w terenie namawiać. Jak nie to nie. Z resztą, on by to nawet zrozumiał. Dlaczego miałaby poświęcać zaufanie ojca i może jeszcze szarpać jego nerwami dla Setha? Nie był jej rodziną, właściwie to był trochę jak taki nielubiany znajomy, którego trzeba czasami widywać i wymienić z nim kilka zdań, tak dla formalności, bo na pewno nie traktowała go przecież jako przyszłego męża, bo i tak się na to nie zgodzą.

    OdpowiedzUsuń
  68. W kącikach jego ust pojawił się nawet nieznaczny uśmieszek, bo to, że pytała o szczegóły było już dobrym znakiem i na pewno nie było to nie, więc miał szansę. -Czyli tak, Blackwellowie planują podłożyć do transportu Russela 50 kg kokainy. Nie omawiali jak to dokładnie zrobią, ale wiem, że pojutrze o ósmej wieczorem dadzą anonimowy cynk policji, że w konkretnej dzielnicy doszło do jakiejś strzelaniny. To dzielnica przez którą będzie przejeżdżać Jeep Russelów. Chodzi o to, że kiedy ich zatrzymają, nie mogą tam znaleźć tych narkotyków. No i generalnie, nie chce alarmować Blackwellów, że coś jest nie tak, więc nie możemy po prostu podejść i powiedzieć ludziom Russela, że mają bagaż na gapę. Zamiast tego zablokujemy im zwyczajową trasę. Myślałem coś na gust, że udamy, że wysiadł Ci samochód. Na środku ulicy, a tam jest wąsko, najlepiej jak jeszcze zajedziesz tak pod kątem, żeby nie mogli Cię wyminąć, żeby pozbyć się problemu powinni wyjść i ci pomóc. Jeśli nie wyjdą, a będzie ich trzech no to będzie mały problem, ale raczej powinno być ich tylko dwóch. Jeśli zatrzymasz ich na wystarczająco długo ja dostanę się do samochodu, podmienię torbę i się stamtąd zabierzemy. Mają ciasno określoną trasę i w sumie jeśli sobie nie stworzymy okna, to nie będzie jak im pomóc. - Czy to był plan idealny? Na pewno nie, było zbyt wiele niewiadomych, ale prawdę mówiąc, musieli działać z tym co mieli, bo to i tak dobrze, że Seth w ogóle dowiedział się o wrobieniu, inaczej Blackwellowie zrobiliby znaczący krok w przód. W sumie, jeśli im się nie uda nadal mogą go zrobić, dlatego lepiej, żeby plan zadziałał. - Chyba, że masz inne sugestie. - Dodał jeszcze, bo skoro już mieli razem współpracować, a Vea miała się wykazywać jako zarządca, to to mógł być dobry początek. Może też dlatego, że plan nie był idealny, był jednak otwarty na te sugestie, żeby upewnić się, że jednak im się uda. Co było zabawne, powiedział jej, że z nią będzie łatwiej, ale plan ewidentnie był dla co najmniej dwóch osób.

    OdpowiedzUsuń
  69. -Bardzo chcą się pozbyć szefa. - Potwierdził. Trochę dziwne, że chciało im się aż tyle marnować towaru, no chyba, że ewentualnie mógł być jeszcze jakiś felerny, może nawet nie nadawał się na dystrybucję, ale do aresztowania idealnie.
    Kiedy zaczęła się śmiać został raczej bez większego wyrazu, chociaż uniósł brew w pytającym geście. - Jak chcesz to ja mogę być w samochodzie, a ty weźmiesz towar, ale masz znacznie większe szanse, żeby namówić ich do popchnięcia samochodu. - To w końcu wymagałoby jak największej liczby osób, więc definitywnie miałby szansę dostać się do samochodu, im więcej ich tam zostanie tym mu będzie trudniej.
    Zmierzył ją wzrokiem i aż ścignął nieco brwi, bo nie wiedział czy to nie było przypadkiem jakieś podchwytliwe pytanie. - Widziałaś się ostatnio w lustrze? Jesteś w stu procentach do tego zdolna. - Odparł równie pewnie. - Nie mówię, że masz mieć na sobie mini i jakiś kusy top, bo wezmą i się jeszcze domyślą, że coś jest nie tak. Poza tym damy ci jakiś stary, ale elegancki samochód. Najprawdopodobniej czerwonego Mustanga. - Zastanowił się nad tym chwilę. - I nie musisz też być taka zielona, faceci lubią być potrzebni, ale trochę wiedzy też jest seksowne. Ogólnie to zamienię kable idące do świec, najprawdopodobniej nie będą wiedzieli czego szukać, więc nie pomogą, a jak odjadą to je wrzucimy na miejsce. - W skrócie: tak, bez problemu Ci się uda. - Mógł ją nadal uważać za dziecko, ale była atrakcyjna i inni faceci nie mieli jednak choćby ździebko kontekstu do jej osoby, więc powinno się udać.

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie odpowiadał na pytania, bo Vea tylko podkreślała powód dla którego Seth od razu powiedział, że to ona będzie przy zepsutym samochodzie. Więc nie do końca rozumiał dlaczego dziewczyna w to brnie. Jasne, sam zaproponował odwrócenie ról, ale owszem nie brał tego raczej na poważnie, bo nie zdałoby to rezultatu. Patrzył tylko na nią, z uniesioną brwią. Nie dodając nawet, że to nie na nim mieliby się skupić tylko na samochodzie, machając na to ręką we własnej głowie.
    Szczerze mówiąc jakoś tak nie spodziewał się, że dziewczyna tego nie dostrzega, wcale nie musiała być w eleganckiej sukience, na wysokim obcasie i w makijażu, żeby być ładna, bo tak teraz wyglądała. Ładnie. - O to mi chodziło. - Odparł po jej kwestii, że w czymś innym można dobrze wyglądać. Szczerze mówiąc nawet nie chciał, żeby tak się ubierała, po pierwsze była nadal siostrą jego najlepszego przyjaciela i po prostu nie mógłby jej pozwolić tak się eksponować (nie kiedy wspólnie mieli pracować w terenie), a po drugie nie pasowało mu to do czerwonego Mustanga, którego miał zamiar użyć, więc to, że mini nie chciała, przyjął z ulgą.
    -Mieliby je przepchnąć na bok, ale... w sumie racja, lepiej żeby jednak coś naprawili. Coś trzeba będzie w środku wtedy zrobić, żebyś mogła to zrobić w trakcie jak oni tam się będą przy tym grzebać. - Myślał o tym jeszcze chwilę. Zauważył oczywiście, że użyła ‘wasze’, żeby mu tym dogryźć, więc żeby jej zrobić na złość udał, że wcale nie zwrócił na to uwagę, ba nawet się jeszcze z nią zgodził.
    -Czyli w to wchodzisz? - Zapytał w końcu. - O 7 pojutrze musimy być gotowi do odjazdu, ale w sumie, najlepiej jakbyśmy się jeszcze spotkali dzisiaj albo jutro, pokazałbym Ci dokładną trasę i przyjrzał się co zrobimy z samochodem, no i przy okazji ty też musisz wiedzieć jak to później odkręcić. - Stwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  71. Idealnie. Złapał się na tym, że jakoś tak się cieszył. Nie no, może cieszył to zbyt mocno powiedziane, ale pasował mu taki obrót sprawy, no i lubił taką pracę w terenie. Oczywiście stawki były dość wysokie, ale oprócz tego, to był taki chociażby lekki dreszczyk adrenaliny. Poza tym, od kiedy wyszła sprawa ze ślubem jakoś nie miał okazji nic robić, nie tak fizycznie, żeby wyjść i zrobić, oprócz paru rozmów, a Seth był z tych, którzy chętniej działali niż tylko gadali.
    -Wszystko. - Posłał jej nawet nieznaczny uśmiech i podniósł się z miejsca. W ogóle nie odbierając tego jako coś niegrzecznego.- W takim razie do jutra. Przyjedziesz, czy po ciebie wpaść? Tak o 16? - Zatrzymał się jeszcze w progu odwracając się jeszcze w jej stronę. Gotowy był już wyjść w końcu ustalili to po co tu przyszedł i tak naprawdę nie było więcej powodów, aby u niej przesiadywać, zwłaszcza, że miał zamiar sobie jeszcze raz dokładnie odsłuchać spotkanie Dennisa i Ivana. Przy okazji, jeszcze może spróbować dowiedzieć się coś o tym ile dokładnie osób będzie w samochodzie.

    OdpowiedzUsuń
  72. -Trafię do wyjścia. - Dodał jeszcze, kiedy już wszystko potwierdzili. Oczywiście nie chcąc brzmieć jakby czuł się nie ugoszczony czy coś w tym rodzaju, po prostu nie było sensu fatygować się i go odprowadzać, skoro sam wiedział gdzie iść i zaraz miał wsiadać do samochodu.
    Przystanął i obejrzał się za nią, nieco zdezorientowany. W pierwszej chwili chciał po prostu wypalić ‘po co?’, no bo po co byłoby mu oglądać jej rysunki? I w sumie, kiedy zdecydował, że jednak je zobaczy, nadal nie wiedział dlaczego, chociaż był trochę ciekawy jak miał się jej talent, bo pamiętał, że kiedy była młodsza też lubiła rysować. - Mogę zobaczyć. - Odparł puszczając drzwi i obracając się już całkowicie do niej, przy okazji robiąc te kilka kroków. Nie skojarzył tego, ze swoimi brakiem tatuaży na plecach. - Co cię tak naszło? - Zagadał z lekkim uśmiechem, z jakiegoś powodu wydało mu się urocze, że chce się z nim podzielić swoją twórczością, może nawet przypomniało mu to o dawnych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  73. -Chcę. - Poprawił się kiedy o to spytała, domyślając się już, że to mogę, zabrzmiało dla niej nie tak jak trzeba. Mimowolnie, nawet lekko się uśmiechnął. Była taka czuła na każde słowo. - Poczekam. - Stwierdził w takim razie i rozejrzał się po korytarzu. Rysunków miało być więcej niż jeden, więc założył, że i tak będzie jej wygodniej jeśli będą siedzieć, więc zamiast zostawać na korytarzu cofnął się do saloniku w którym siedzieli wcześniej i usiadł nawet na tym samym miejscu. Sprawdzając jeszcze swoją komórkę w miedzy czasie, ale nikt się nie dobijał. No oprócz dziewczyny, do której miał się wczoraj odezwać, ale miał ważniejsze sprawy na głowie. Wysłała mu nawet kilka ciekawych zdjęć, ale przejrzał je tylko powierzchownie i odłożył komórkę z powrotem do skórzanej kurtki. Westchnął stwierdzając, że znów rzeczy wpadają w pewną rutynę i bardzo dobrze się składa, że będą mieli tą akcję w terenie. Zastanawiał się, co tak 'jakoś' naszło Veę na dzielenie się swoimi pracami, ale nie poświęcał temu więcej czasu, zakładając, że i tak by tego nie odgadł.

    OdpowiedzUsuń
  74. Zerknął na nią kątem oka, kiedy usiadła tak blisko. Ostatnim razem bili blisko w wodzie, bo oprócz tego musiał przyznać, że trzymali swój dystans. I tak założył, że Vea nie zrobiła tego specjalnie, a po prostu po to aby było im wygodniej oglądać jej prace. Cały czas do końca nie rozumiał co się właściwie dzieje, ale machnął na to wewnętrznie ręką. - Okej... -Spojrzał na nią nieco podejrzliwie, ale z cieniem uśmiechu w kącikach ust. Zdjął kurtkę i przewiesił ją przez podłokietnik po swojej stronie zostając w czarnym t-shircie. - Powiesz mi właściwie o co chodzi, czy to niespodzianka? - Zagadnął odwracając się do niej, mówił to raczej w żartobliwym tonie, bo wcale nie uważał, że dziewczyna specjalnie dla niego robiłaby jakieś niespodzianki.

    OdpowiedzUsuń
  75. : -Szkoda. - Skomentował zerkając na nią z lekko rozbawionym uśmiechem na twarzy. Nie, żeby tak do końca potrafił sobie wyobrazić jakby to było gdyby Vea faktycznie chciała się do niego dobierać, ale generalnie, kiedy atrakcyjna dziewczyna by to robiła to całkiem nawet kuszące i całkiem przyjemne. Chociaż w sumie zależało też od okoliczności.
    -Hej, hej, spokojnie. Jak powiedziałem, że chce pooglądać, to chcę. - Zapewnił ją, kiedy zaczęła się tak peszyć, jakby miała mu zaraz zabrać te prace sprzed nosa, za nim dobrze się im przyjrzał. Przy okazji dowiedział się w końcu o co jej chodziło, o tatuaże. Nie wiedział do końca dlaczego tak chciała mu w tym pomóc, ale w sumie jak dla Setha, to całkiem dobrze się składało. Miał okazję pomyśleć nad czymś sensownym. - Rozwinęłaś talent od ostatniego razu. - Skomentował zerkając na nią. Przesunął jedną pracę nad drugą oglądając każdą po kolei nawet ze skupieniem na twarzy, jakby już w głowie układał sobie gdzie konkretnie mógłby coś umieść i co to dokładnie powinno być. -Ten... mógłby całkiem spoko wypaść na łopatce i barku. - Stwierdził po chwili i wyciągnął komórkę. - Spytam się czy mój tatuażysta by się tego podjął. - Wyjaśnił kiedy robił już zdjęcie. - Nie masz nic przeciwko, nie? - Spojrzał na nią jeszcze nim cokolwiek wysłał, jakoś tak starał się czasami bardziej się przy niej pilnować, zwłaszcza teraz jak mieli współpracować za kilka dni.

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie widział jej pełnej reakcji, bo zajął się jej rysunkami. Nie miał pojęcia jaki mętlik jej zrobił w głowie jednym słowem. - No szkoda - Podniósł znów na nią oczy. - Hipotetycznie, jakby mogła się do mnie dobierać atrakcyjna dziewczyna, a tego nie zrobi to szkoda. - Wyjaśnił bez większego przejęcia. Specjalnie dodając, że hipotetycznie, bo przecież ona od początku żartowała z dobieraniem się, a on też żartobliwie odparł, że szkoda, chodziło mu raczej o ogólną perspektywę na sytuację, ale chyba nie wyjaśnił tego wystarczająco dokładnie, tylko, że zajęty już był czymś innym i jakoś tak uleciało to szybko.
    -Podoba mi się, zobaczę czy Martin sobie to ogarnie, jak tak to czemu nie? - Odparł. Oczywiście to nie tak, że już teraz podjął decyzję, ale trzeba się było rozeznać. Po jej potwierdzeniu wysłał wiadomość i wrócił do przeglądania. - No naprawdę. - Uśmiechnął się. - Myślałem nad czymś już od miesiąca, ale jakoś nic do mnie szczególnie nie przemawiało. Twoje prace są naprawdę dobre. - Przyznał i kontynuował przeglądanie. To prawda, kolejne tatuaże przychodziły mu znacznie łatwiej, ale to też nie tak, że walnąłby byle co jakby to była naklejka. Dlatego zajęło mu to miesiąc, przeglądał sporo albumów, które podrzucił mu Martin i był tam naprawdę spory wybór, jednak nic co by pasowało. Wyjątkowo sam do końca nie potrafił określić czego dokładnie szukał, to frustrujące, a tu Vea wyskakuje z rysunkami i są idealne. - Spokojnie, usiądź sobie, takie rzeczy się zdarzają. - Odparł z lekko rozbawionym uśmiechem, nie wiedząc co dokładnie wprawiło ją w takie zaskoczenie, chociaż się domyślał.

    OdpowiedzUsuń
  77. -Albo tu. - Klepnął dłonią o swoją prawą pierś. - Też mogłoby pasować. - Przyznał zastanawiając się nad tym. - Co myślisz? - Zagadnął, cóż perspektywa osoby trzeciej mogła być przydatna, zwłaszcza, że prace były jej wykonania, więc nawet lepiej wiedziałaby na której ‘płaszczyźnie’ wypadną lepiej. Wiadomo, że koniec końcowi i tak sam podejmie decyzje i zdecyduje czy bardziej woli mieć ten tatuaż na łopatce czy na klatce piersiowej, ale to nie znaczy, że nie mógł poznać jej opinii.
    Na jego twarzy widać było wymalowaną dezorientację. Co ja znów takiego powiedziałem? Przecież tak samo mówiłby do osoby starszej, trzydziestoletniej czy do niej, nie było to żadnym lekceważeniem, po prostu go to rozbawiło. Głównie to, że jedną z opcji było to, że zdziwiło ją, że coś mu się spodobało i wtedy właściwie najbardziej śmiałby się z samego siebie, bo faktycznie sprawiał wrażenie takiego, co jakieś tam rysunki mógłby wziąć za nic. Jako dziecko, tak, traktował ją, jako idiotkę już niekoniecznie, ale właściwie nie zebrał w głowie nawet konkretnej odpowiedzi. Nie wiedział nawet od której powinien zacząć strony, bo sam do końca tego nie rozumiał, nadal starając się to rozdzielać. Na to, że postrzegał ją jako dziecko, nie mógł nawet do końca wpłynąć. - Vea... - Nawet nie wiedział od czego zacząć, mając z resztą wrażenie, że niewiele by to dało. Widząc jak ta odchodzi do okna przeklął w myślach, bo ostatnie czego potrzebował to, żeby teraz strzelała focha. Z resztą jeśli ich współpraca miałby wyglądać na zasadzie, że dziewczyna będzie go rozliczać ze wszystkich słów i gestów to chyba jednak wolał to sobie odpuścić i już miał wstawać i po prostu zostawić ją samą, bo w nerwach to też żadna rozmowa, kiedy ta nagle do niego podeszła.
    W pierwszej chwili po tym pchnięciu to już przygotowywał się, że dostanie w twarz, ale zamiast tego stało się coś czego w ogóle by się po niej nie spodziewał. Od tego przygotowania na cios pierw spiął mięśnie, dopiero później w pocałunku rozluźniając się i jedną dłoń kładąc w dolej partii jej pleców, a drugą na biodrze. Wszystko zadziało się tak nagle, że nawet nie myślał, po prostu reagował, w końcu poruszając wargami, żeby oddać pocałunek, zsuwając dłoń do jej uda. I wczuwając się w kolejny prawą dłoń uniósł na wysokość jej twarzy i wplótł palce w jej włosy nie chcąc wcale jej puszczać, ale mimo wszystko odchylając się w końcu z nieco szybszym oddechem. Teraz to on miał mętlik w głowie. - Co ty robisz? - Zajrzał jej w oczy i chociaż pytanie było skierowane na nią, musiał chyba pytać też siebie, bo kiedy oczy spadły mu na jej usta sam z własnej woli przylgnął do niej całując ją wyjątkowo intensywnie. Pod skórą zabuzował mu testosteron, ale to nie mogło tłumaczyć, dlaczego nawet się nie zawahał. Powinien był na tym poprzestać, ale jakoś nie miał w ogóle ochoty rozmawiać, ani nic tłumaczyć, w ogóle nie chciał, żeby dotarła do niego pełna świadomość tego co robi i z kim.

    OdpowiedzUsuń
  78. Bardzo dwuznaczne, bo on pomyślał o czymś innym i to go chyba ocuciło. Jego ciało, ruch dłoni i usta mówiły coś kompletnie innego. Dłoń z uda przesunął jeszcze chwilę temu na jej plecy i przyciągnął ją bliżej do siebie, usta właśnie zatapiały się w jej całując mocniej i głębiej. Wszystko mówiło, że jej chce i chce jej jak najwięcej, ale wtedy w końcu dotarło do niego co właściwie robi i bez względu na to jak przyjemne to było odsunął się od niej. I nie miał pojęcia co powiedzieć, patrzył się tylko na nią. Szukał jakiegoś logicznego powodu dlaczego właściwie nie powinni kontynuować, no bo dlaczego? Pomijając oczywiście, że jest siostrą jego najlepszego przyjaciela, ale ta wymówka nie mogła działać wieczność, poza tym, Vea nie była już dzieckiem. Tak, mogło mu się tak wydawać, ale przecież wiedział, że tak wcale nie jest i teraz na własnej skórze przekonywał się jak daleko była od bycia dzieckiem.
    Nawet nie chciał znajdywać żadnego powodu. - Co będzie najlepiej? - Spytał w końcu i ściągnął t-shirt sam. - Ten tatuaż, tak? - Dopiero po chwili to do niego dotarło, w ogóle trochę mu zajęło za nim powiedział cokolwiek, ale tym razem już się do niej nie przybliżał, po prostu zapytał. Właściwie to potrzebował w ogóle używać swojej samokontroli, żeby jednak nie zacząć jej całować. I zaraz w jego głowie zabrzmiało ‘walić to’ i pocałował ją nieco lżej i później skierował usta na jej szyję. - Na łopatce? - Mruknął dopytując się i odchylając od oparcia, żeby w między czasie faktycznie mogła mu pokazać, jakby właśnie o to chodziło. - Czy niżej? - Wymamrotał powoli ukierunkowując swoje pocałunki nieco niżej.

    OdpowiedzUsuń
  79. Powiedział o tym niżej, głównie dlatego, że na tym skupiły się właśnie jego myśli i tylko na wpół faktycznie myślał o tatuażach. Ciężko było się skupić na czymkolwiek oprócz jej, chociaż rejestrował co do niego mówiła, uśmiechnął się nawet z ustami przyciśniętymi do jej szyi, kiedy powtórzyła mniej więcej to samo, to mówiła jeszcze przed chwilą. To był definitywnie uśmiech satysfakcji. Powoli wsunął dłonie od jej bioder wzwyż pod jej koszulką. Wiedział, że w końcu napotka na materiał który uniemożliwi mu kontynuowanie całowania. - Na szyi, mhm. - Mruknął wspinając się teraz wyżej, ale w ogóle się przy tym nie śpiesząc. Po jej pomyśle z napisami chwycił za krańce jej t-shirtu i kiedy tylko pozbył się go z niej odrzucił go gdzieś na bok, nie poświęcając temu więcej uwagi. -Przemyślałaś to. - Stwierdził za nim przywarł znów do jej ust wspinając prawą dłoń wzwyż jej pleców. Chwycił ją mocniej i przekręcił się bardziej w bok, kładąc ją na plecach, a samemu zawisając nad nią i znów pozostawił jeden pocałunek na jej ustach, kolejne kierując milimetr po milimetrze coraz niżej.
    Zdecydowanie wolał nie myśleć, nie zastanawiać się. Bo i po co? Chociaż zabawne wydało się to, że dopiero co żartowali o dobieraniu się to siebie, i jeszcze myślał, że nie potrafił sobie tego wyobrazić, a to wszystko było jak najbardziej realne. Jej ciało, uwięzione teraz w pewnym sensie pod nim, jej ciepła skóra i zapach, to jak wodziła dłońmi po jego ciele, kiedy chciała pokazać gdzie najlepiej prezentowałyby się tatuaże, to wszystko mu się podobało. Bardziej niż powinno. Zrobił też mentalną notkę tego, co jej przypadło do gustu, bo już planował chodzić tak z podwiniętymi rękawami znacznie częściej w jej pobliżu, bez względu na to co z tego wyniknie.

    OdpowiedzUsuń
  80. Właściwie nie oczekiwał od niej na to odpowiedzi, powiedział to chyba tylko dlatego, żeby trochę się z nią podroczyć, właśnie o tym, że myślała o nim, nawet jeśli to wcale nie było prawdą, ale oczywiście musiała się zaraz wytłumaczyć.
    Kiedy usłyszał otwierające się drzwi był tuż pod linią jej stanika, do którego zapięcia właśnie dążyła jego prawa dłoń, a lewa spoczywała na jej biodrze. Zastygł jednak, później zaraz odchylił się, kiedy usłyszał męski głos, oczekując nieco innej reakcji. Dopiero później dotarło do niego dlaczego reakcja jednak nie była dużo bardziej surowa. Na wpół odepchnęła go Vea, ale właściwie sam już też odsuwał się od niej siadając zaraz obok. Sięgnął zaraz po swój t-shirt i wciągnął go na siebie, przy okazji podrzucając Vei jej koszulkę.- Pan wybaczy. Trochę nas poniosło. - Odparł, właściwie zgodnie z prawdą i nawet uśmiechnął się niby to przepraszająco, ale wcale nie odczuwał skruchy. Jasne, to nieco niezręczne, że wszedł tu ktokolwiek, ale jakoś nie wstydził się tego co robili, ani nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia. Właściwie, był zawiedziony. Właśnie robiło się ciekawie.
    -To widzimy się jutro. - Zerknął jeszcze na nią chwytając swoją kurtkę. - Nie będę już zabierać więcej czasu. - Odparł, skoro miała zajmować się Flynnem. Z resztą, przecież on tu przyszedł tylko w sprawie swojego planu, a to, że będzie spotykać się jutro z Sethem wyglądało nawet dobrze przed jej ojcem, to znaczy, że się dogadywali, zwłaszcza po tym co dzisiaj zobaczył. Skinął jeszcze do mężczyzny głową, mijając go w drzwiach i skierował się prosto do wyjścia. Jadąc już samochodem, próbował zrozumieć co się tam właściwie stało i dlaczego chciał więcej, oczywiście nie tylko z czysto fizycznego punktu, bo to było zbyt oczywiste. Wypuścił w końcu powietrze z płuc. Miał wrażenie, że nadal czuł ją na swoich wargach, a pod opuszkami palców, niemalże czuł jej skórę. Pokręcił głową i przyspieszył.

    OdpowiedzUsuń
  81. Seth za to nie chciał rozmawiać, nie dlatego, że żałował, tylko dlatego, że nie mógł znaleźć w głowie nic do powiedzenia i nie chciał też nagle odpowiadać na jakieś trudne pytania, które mogłaby mu zadać typu ‘czy na pewno chce iść w tą stronę?’, albo co gorsza ‘ czy chcesz zapomnieć, że to się stało?’, bo to było cholernie podstępne pytanie. Jakakolwiek rozmowa by to wszystko jeszcze bardziej skomplikowała, tak przynajmniej wyglądało to w jego głowie. Oczywiście, nie wyglądało to dobrze, bo nawet nie poczekał na jej reakcje, ale wiedział, że musi przetrawić to na osobności.
    Resztę czasu faktycznie spędził na dowiadywaniu się więcej i o dwóch kierowcach i ogólnie rozeznając się w mafii Russelów. Co tylko udało mu się znaleźć, żeby jednak nie myśleć o tym co się stało. Chyba tak bardzo tego omijał, bo jednak znał Veę, a oprócz tego byli w tej niezręcznej sytuacji gdzie według swoich rodziców mieli wziąć ślub, którego przecież nie chcieli. Gdyby była to jakaś bardziej obca dziewczyna zapewne nie miałby większych oporów spotykać się jeszcze raz, żeby skończyć co zaczęli, a później prawdopodobnie urwać kontakt, albo gdyby spotkanie wypadło im naprawdę dobrze umówić się na kolejne. Tylko z Veą do gry wchodziło znacznie więcej czynników, oni mieli ze sobą współpracować, z odniesieniem do biznesu i znali się też dłuższy czas, nawet z 5 letnią przerwą, nie był w takiej sytuacji wcześniej i nie wiedział jak powinien to rozegrać, więc doszedł do bardzo prostego i zapewne kiepskiego wniosku, że po prostu będzie się zachowywać normalnie.
    Więc kiedy powiadomiono go o tym, że Vea przyjechała chwycił kluczyki od Mustanga, całkowicie skupiony, na tym dlaczego się dzisiaj mieli spotkać. Otworzył prawą partię drzwi. - Cześć. - Nawet rzucił jej lekki uśmiech i zamiast się zatrzymać szedł dalej, kiwnięciem głowy wskazując jej jeszcze, że idą w bok do garażu. Pilotem otworzył bramę, która wsunęła się do góry i stał przed nimi stary Ford Mustang Shelby z 1967 roku. - Nie widziałem Cię w akcji, ale chyba jeździsz wystarczająco dobrze, co? - Zerknął na nią, nie mógł w końcu oddać takiej perełki w ręce kogoś niedoświadczonego. Jego stał na podjeździe, a oprócz tego obok Mustanga stał jeszcze srebrny Cadillac CT6. Garaż zmieściłby jeszcze motocykl, a oprócz tego na tyłach mieli sporo miejsca z skrzynki z narzędziami, nawet stał tam jakiś stolik, i grill, ale oba wyglądały, jakby od dawna nie były używane. Seth otworzył samochód, ale poszedł na sam tył aby wyjąć mapę z jednej z szafek, na stole rozciągnął ją, z już wytyczoną trasą. -Dobre wieści są takie, że z tego co udało mi się dowiedzieć powinno być ich tylko dwóch, także żadnych pasażerów na tylnych siedzeniach, nie ma pewności, no ale lepsze to niż nic.

    OdpowiedzUsuń
  82. Zaszedł już trochę dystansu, za nim zorientował się, że dziewczyna zaczęła coś mówić. Cóż, był tak skupiony na zachowywaniu się normalnie i na całym przedsięwzięciu z przejęciem narkotyków, że niemalże nie docierało do niego nic innego, ale skoro już zabrnął tak daleko, to zrobił sobie po prostu mentalną notatkę.
    Seth w sumie nie mógł wiedzieć od kiedy Vea ma prawo jazdy, równie dobrze mogła je wyrobić dopiero niedawno, więc jednak wolał się upewnić, mając do niej na tyle zaufania, że nie zataiłaby nagle, że jednak jeździ kiepsko. Chociaż rzecz jasna i tak by się o tym przekonał zapewne bardzo dość szybko. Bo umieć jeździć to jedno, a umieć jeździć dobrze to jeszcze inna sprawa, w końcu przychodziło to z doświadczeniem. Chociaż generalna opinia mówiła, że kobiety były bezpieczniejszymi kierowcami, co akurat przy Mustangu się przyda, zwłaszcza, że na tej krótkiej trasie nie było gdzie szarżować, ale już zarysować tak. - To dobrze. - Uśmiechnął się zaledwie kącikami ust
    A kiedy wspomniała o Camaro podniósł na nią wzrok i jakby oczy mu się zaświeciły, przez chwilę nic nawet nie mówił. - Takk, trochę minęło... - Szczerze mówiąc Seth nie znał się na samochodach, aż na tyle, żeby sam teraz takiego zmontować, a przynajmniej potrzebowałby kogoś, kto jednak patrzyłby mu na ręce, żeby sprawdzać czy na pewno dobrze mu idzie, Felix znał się lepiej, dlatego we dwóch akurat razem im szło. - Z tego co pamiętam, prawie skończyliśmy... - Niby w kącikach ust czaił mu się uśmiech, ale jednak nie było to do końca widoczne. Faktycznie mieli wątpliwości tylko co do klocków hamulcowych, trzeba by ustawić zbieżność kół, ale z tym na pewno musieliby po prostu odwiedzić mechanika. Zamyślił się trochę i z powrotem do rzeczywistości przywołał go jej głos.
    -Mhm, to jest to miejsce. Wyjadę swoim stąd. - Pokazał jej ulicę z prawej nieco bardziej oddaloną, niż ta, z której ona będzie wjeżdżała. Mógłby jechać za nimi całą drogę, ale znacznie mniej podejrzane będzie jeśli jednak dołączy się pod koniec. - Główny problem to wbić się tak, żeby być tuż przed nimi, także nie wiem czy nie będziesz trochę musiała wymusić tego wjazdu, dlatego potrzebuję, żebyś jednak dobrze sobie radziła, no jak się trafi, że będzie luka to idealnie, ale gwarancji nie ma. Ogólnie o tyle łatwiej, że to jednokierunkowa, więc nie trzeba się martwić o nikogo z naprzeciwka. - Stwierdził i zerknął na nią, chyba pierwszy raz od kiedy się pojawiła, na dłużej niż tylko kilka sekund.
    -Mówiłaś, że coś masz...? - Zagadnął, bo teraz przypomniała mu się mentalna notatka, chyba nawet domyślając się o co mogło jej chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  83. - Powinniśmy na niego zerknąć jak to załatwimy. – chciał chociażby zobaczyć samochód, a może nawet faktycznie dokończyć to co zaczął już z Felixem. Zasługiwal na to i Felix i sam samochód. To grzech trzymać taki w garażu prawie sprawny ale jednak nie do końca żeby wyjechać nim na drogę.
    -No tak, to wąska ulica, zablokujesz cały ruch, więc i tak będę musiał się zatrzymać. - Wyjaśnił. Powinni wyrobić się z tym za nim ludzie za nimi zaczną się mocno skarżyć. Taki przynajmniej był plan, cóż towar albo będzie w bagażniku, albo na tylnym siedzeniu. Chociaż stawiał na bagażnik, bo tylne siedzenie byłoby zbyt banalne i szybko dowiedzieli by się o nim ludzie na przednich siedzeniach.
    Zastanowił się chwilę. – Chyba coś by się dało załatwić. – stwierdził zastanawiając się czy nie wygrzebałby jakiegoś starego z szafy ojca. Wiedział ze ten miał dziwną tendencje do trzymania tego typu przedawnionej technologii. Wyrzucać nowe komórki nie miał większego oporu, ale stare Nokie pewnie nadal gdzieś siedziały w tym pewnie też pagery.
    Słysząc o rysunkach i to w jaki sposób o nich wspomniała uznał że zapewne jest juz za późno żeby powiedzieć jej o tym ze Martin chętnie podejmie się takiej pracy i nawet chwalił go za w końcu dobranie sobie czegoś porządnego. Czyli pochwalił jej rysunek a to wcale nie zdarzało mu się często. – Rysunki? Wybrałaś coś jeszcze? – ale mimo wszytko miał zamiar chociaż trochę kontynuować ten temat. Z resztą był trochę ciekawy bo w końcu sam wybrał tylko jeden.

    OdpowiedzUsuń
  84. -W najbliższych nie. – Potwierdził. Taki odpoczynek przy samochodzie przyda im się jak to wszystko ogarną. Może nawet sprawdzi się lepiej niż ucieczka w jakąś głusze. Najlepiej ucieczka Camaro. Uśmiechnął się do tej myśli zaledwie przez krótki moment.
    Faktycznie ruch o tej porze będzie raczej nikły, wiec wystawienie znaku mogłoby się udać. Problem polegał tylko na znalezieniu miejsca gdzie zabrały towar. Kiwajac głową zerknal na mapę. – jaguar nie zasłonilby całego widoku fakt. Jeśli zaparkuje tutaj. – wskazał na ślepą uliczkę w którą wjazd był od drugiej strony. – To dostane się do samochodu szybko i będzie też blisko do wyjęcia znaku, a ze jest za lekkim zakrętem to nie powinni tego zobaczyć nawet gdyby któryś zerknal w lusterko w pierwszej chwili. – Zastanawiał się chwilę skąd weźmie taki znak, ale coś powinno się znaleźć. Czasami po pracach robotnicy nie zawsze wszystko zabierali a odstawiali tylko na bok, głównie jeśli mieli tam jeszcze wrócić.
    Musiał przyznać, że to był naprawdę dobry pomysł żeby zwrócić się do Vei. Może przy okazji wyszło, że przemyslal to tylko pod jednym kątem, ale o to właśnie chodziło aby tez mieć osoby z innymi perspektywami na sytuację. Chciał to w końcu wykonać dobrze.
    Mimowolnie kiedy wspomniała ze nie schowa pagera do kieszeni zmierzył ją wzrokiem zastanawiając się gdzie w takim razie będzie go trzymać. Później na wspomnienie o naprawie tez się uśmiechnął, zaledwie kącikiem ust. – żeby tak było naprawdę... tylko im nie daj przesadnie dłubać żeby czegoś faktycznie nie zepsuli. – Dodał. – ale mały pager pewnie znajdę także to mamy z głowy. –
    -To może teraz wybierzemy się na przejażdżkę, a później obejrzę te rysunki? Bo na ten pierwszy dostałem juz błogosławieństwo Martina. – Uśmiechnął się jakby sam rozbawił się tym stwierdzeniem chociaż nie było to takie dalekie od prawdy . Jeśli Seth przyszedłby do niego z jakimś badziewiem to kazalby mu się wynosić i nigdy nie wracać. Wręczył jej kluczyki i chwycił mapę stwierdzając ze może się przydać. Zawuwazyl ze tak jak ostatnio zaraz po zaproponowaniu mu aby obejrzał rysunki zaczęła się z tym wycofywać, nie do końca wiedząc dlaczego to robiła. Brakowało jej pewności czy chodziło o niego? Zobaczyć mógł a to czy będą się mu podobały to już inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  85. -Jak nie znajdę czegoś do wieczora to dam Ci znać. - Akurat znakiem miał zamiar zająć się sam. Im więcej mógł faktycznie zrobić tym lepiej się z tym czuł, nawet jeśli chodziło o zwykły znak. Uśmiechnął się na jej komentarz o fajnej babeczce, myśląc, że faktycznie nie ma szans, aby mężczyźni przez ten cały czas oderwali od niej wzrok, oprócz tego kiedy będą patrzeć pod maskę. Z samego wyglądu nie miał wątpliwości już wcześniej, kiedy jej ten pomysł przedstawiał, ale teraz po tym jak ich poniosło, stwierdził, że ma to coś, żeby dać sobie radę, jeśli oczywiście nie przesadzi z aktorstwem. - Zgadza się. - Potwierdził, mając nadzieję, że faktycznie wszystko pójdzie zgodnie z planem, a przy najmniej na tyle zgodnie, żeby zabrać towar i żeby wyszli z tego żywi oczywiście.
    Wpakował się na siedzenie pasażera i wsunął mapę w boczną kieszeń drzwi. - Pokaż mi co potrafisz. - Rzucił zapinając pas i uśmiechając się do niej tak jakby właściwie mówił ‘Rzuć mnie na kolana’, nie wiedział w końcu czego dokładnie oczekiwać, ale w tym samochodzie można było się całkiem porządnie rozerwać. Nie musiał wspominać, że jadą na tą trasę po której ona będzie musiała pojechać, ale właściwie była to głównie jedna ulica, więc dotrzeć tam mogła jak najbardziej okrężną drogą jaka jej się podobała.
    Tak Sethowi na pewno się to zdarzało. Chociaż po kilku nieporozumieniach zaczął po prostu pytać, nawet jeśli już coś w głowie założył, to nie miał ochoty później słuchać jak ją lekceważy, albo psuć względnie funkcjonującego układu, bo potrzebowali tego, zwłaszcza, że oba ich rody były zagrożone aktywnością Blackwellów. - Pochwalił go. W sensie rysunek, a Martin należy do takich co mają bardzo wymagający gust. - Teraz mógł już to przyznać, nie musiał, ale może coś takiego jej się przyda, może nie, ale nie miał też powodu tego zatajać. Przy okazji chciał ominąć też ewentualnego tematu, który mógłby zostać podjęty, zamiast jej prac.

    OdpowiedzUsuń
  86. Nawet nie zwrócił uwagi na jej wyraz twarzy, bo sięgał już po mapę zerkając w bok. Może i lepiej. Nie truło by mu to krwi, że nie może niczego już przy niej mówić, bo wszystko jest źle odbierane. Nie wszystko, ale trochę by wyolbrzymiał, żeby było, że to on jest po tej trudnej stronie, nie ona. Rozłożył mapę i przesunął wzrokiem jeszcze raz po trasie i zerknął znów do swojego telefonu, później go odłożył i spojrzał już przed siebie. Zamknął za nimi jeszcze bramę kiedy tylko wyjechała poza garaż.
    -Jest bardzo dobry. - Potwierdził. - Dokładnie. - Zaufany tatuażysta, który wie co robi i ma talent to skarb, jego zdolności, bo sam Martin to trochę trudna osoba, Seth się z nim dogadywał, ale jeśli brało się za bardzo do siebie co mówi, to byłoby trudniej go znieść. Tatuaż jest na zawsze, a nieudany tatuaż na jeszcze dłużej. Jasne, można byłoby pozbyć się takiego laserem, ale po tym też zostawał ślad, wiadomo, nie tak oczywisty, ale nadal. - A ty nigdy nie myślałaś, żeby może zrobić sobie tatuaż? - Zagadnął. Może dlatego o tym pomyślał, bo faktycznie wyglądało, że się tym trochę interesowała, z resztą tak jak przyznała między pocałunkami. Może tylko lubiła to na mężczyznach, ale spytać zawsze można było. Gdyby już jakiś miała zdążyłby zauważyć, zwłaszcza na plaży, więc pytanie, czy może już jakiś masz, było zbędne.

    OdpowiedzUsuń
  87. Na mapę chciał spojrzeć dla samego siebie, sprawdzając jeszcze raz czy nie minie z nimi gdzieś po drodze jak sam będzie jechał na miejsce, lub czy nie zrobi tego Vea, chociaż to nie byłby akurat problem. Był po prostu ciekaw.
    -Właściwie dwa pierwsze robiłem u kogoś innego, załapałem się za nim przeszedł na emeryturę, właściwie już wtedy miał problemy z widzeniem, ale efekt i tak był świetny. - Przyznał. Pierwszy tatuaż zrobił w ramach oferty, że wykonany zostanie za darmo, ale to tatuażysta sam wybierze co na danej osobie będzie tworzył. Później Seth wrócił, bo podobały mu się efekty.
    Zerknął na nią, kiedy tak mu odpowiedziała i uniósł brew do góry z uśmiechem w ledwie jednym kąciku ust. - Zależy. - Stwierdził zgodnie z prawdą. Zależało od kobiety, i od tatuaży, na Vei zapewne widziałby jakiś pojedynczy, może w dole pleców, na łydce lub pod piersiami. Tak przynajmniej stwierdził w krótkim momencie kiedy o tym pomyślał, bo wcześniej jakoś się nad tym nie zastanawiał. Vea była atrakcyjna i bez tatuaży, chociaż może jakiś jeden byłoby miło zobaczyć.
    Czyli była z tych co wiążą się na całe życie, cóż teoretycznie wszystkie małżeństwa były takie w założeniu, ale wytatuowana obrączka wydawała mu się jeszcze bardziej trwała niż ta fizyczna. Chociaż na samą myśl o aż takim zobowiązaniu czuł jak skręca go nieco w środku, jakby ktoś go przyduszał i fizycznie wykręcał mu te flaki. Chociaż to może było zbyt mocne określenie, ale przyjemnie mu z tego powodu na pewno nie było.
    -Tatuaż czy małżeństwo warte takiego tatuażu? - Cóż mogła twierdzić, że chce taki tatuaż, ale po prosu nie odważy się go zrobić, a z drugiej strony mogło być, że jednak chodzi o to, że dziewczyna nie wierzy, że przytrafi jej się taki związek, w co Seth akurat wątpił bardziej, bo ona akurat miała szansę nawiązać taką relację, na pewno bardziej niż on.

    OdpowiedzUsuń
  88. -Od osoby, od tatuażu... - Wzruszył ramionami, cóż... właśnie do tego sprowadzały się jego przemyślenia na ten temat, a przecież nie spytała dokładnie. Z resztą trudno było, po jego ogólnikowej odpowiedzi. Chciał jeszcze może jakoś to wyjaśnić, ale stwierdził, że tylko by się niepotrzebnie rozwlekał, a już na pewno nie miał zamiaru mówić jaki tatuaż podobałby mu się na niej, bo mogłaby to opacznie odebrać, tatuaże były jednak osobiste, powiedziałby coś konkretnego i to już mogłoby świadczyć o tym za kogo ją ma i jak o niej myśli.
    Już miał na końcu języka powiedzieć, że przecież jest młoda i ma jeszcze sporo czasu, żeby zobaczyć czy coś jej się nie uda. Może nawet ktoś z mafijnego kółka, kto okazałby się porządny. No nie przemyślał tego, tylko z góry zakładał, że z ich dwójki on jest bardziej skreślony niż ona, a nie powiedział nic bo siedzieli w Mustangu, ona prowadziła i komentarz na temat wieku walał robić bardziej subtelne, chociaż ten wcale nie byłby przytykiem (chociaż tak pewnie zostałby odebrany). Wzruszył więc tylko ramionami. - Widzę oboje widzimy to w jasnych barwach. - Skomentował z nutką żartobliwego sarkazmu.
    Odchylił się w siedzeniu i przymknął na chwilę oczy, po prostu wsłuchując się w pracę silnika. Na ustach pojawił mu się nawet lekki uśmiech. Już trochę czasu minęło od kiedy był w tym samochodzie, no i nie często zdarza mu się być pasażerem, i chociaż generalnie woli jednak kierować, to odpocząć sobie też nie jest źle.

    OdpowiedzUsuń
  89. Nie skomentował jej pomysłu na obrączkę takim powiedzeniem i nie zrobiłby tego teraz, bo już udało jej się ten pogląd zmienić choć Vea przecież niekoniecznie o tym wiedziała. A właściwie bardzo prawdopodobne, że nie, bo przecież Seth obrał sobie za cel zachowywanie się zwyczajnie.
    -No właśnie. – Potwierdził i aż zerknal na nią, bo w sumie z jakiegoś powodu miał ją za optymistkę. Nie wiedział dlaczego...może jednak ta jej urocza twarz nadal miała swoje efekty, no i ten jej uśmiech, jak już się w końcu uśmiechnęła. Jasne, to były tylko pozory, ale wiedział o niej tyle co dostrzegł kiedy była mniejsza i teraz przez te kilka dni. To nie szczególnie dużo.
    Pierw pęd pociągnął go do przodu i zaraz wbił w siedzenie do tyłu, mając ochotę samemu przeklnąć za nim dotarło do niego co się stało. Okej właściwe mogło mu się omksnąć, mógł coś warknąć pod nosem, ale szybko się rozproszył reakcją Vei. Zamiast zdziwienia czy złości, może trochę zdziwienia na jego twarzy pojawiło się rozbawienie. – Teraz mam pewność że oddaję samochód w dobre ręce. – skomentował jakoby takie reakcje były koniecznością. Ale oprócz tego zareagowała szybko i jednak nie doszło do kolizji.
    Przeniósł spojrzenie na lewo. Chciał zaproponować, że mogliby tam nawet pojechać, ale właściwie to mieli jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Zerknął na zegarek. – W sumie mamy trochę czasu, jakbyś chciała możemy tam podjechać . – Chciał zobaczyć to wzgórze z bliska w końcu takich miejsc nigdy za wiele, ale gdyby nie chciała to tez mała wybór i mogła spokojnie odmówić.

    /zeszyt w kratkę

    OdpowiedzUsuń
  90. -Widzę. - Odparł spokojnie później, uśmiechnął się nawet trochę. -To na pewno. - Wiedział że rzuciła tylko żartem, chociaż nie puszczałby jej samochodem z nie sprawnymi hamulcami. Może chciała rozładować atmosferę dla samej siebie, w końcu to ona jeszcze przed chwilą na kogoś krzyczała, bo Seth nie przejął się jakoś zbytnio. Wzruszył ramionami kiedy stwierdziła że jednak nie. Nie wdawał się szczególnie w analizy dlaczego, zakładając, że pewnie dzisiaj jej po prostu nie pasowało, ale on przynajmniej mniej więcej przybliżył sobie lokalizację.
    W drodze powrotnej znów skupił się po prostu na przyjemnych dla ucha dźwiękach, nie wdając się w dodatkowe tematy. Po tym jak wjechali do garażu ustalili jeszcze co Vea przełączy, tak aby łatwo jej było to później zmienić, dopiero po tym wysiadł z samochodu i po odebranie kluczyków zamknął go mapę zabierając oczywiście ze sobą. - Chcesz wejść? Z tymi rysunkami. - Dodał, bo przecież mogli zapewne po prostu wsiąść do jej samochodu, ale spojrzeć na nie nawet teraz, albo jeśli Vea planowała mu je dać, może po prostu przekaże mu je, bez wchodzenia, lub czekania na jego reakcję, co z jakiegoś powodu uważał, za najbardziej prawdopodobne rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  91. Uśmiechnął się z lekka kiedy strzeliła mu taki wywód. - Wystarczyło powiedzieć, ‘mam czas, wejdę.’, przecież sam Cię zaprosiłem.- Skwitował zamykając garaż. - To chodź. - Kiwnął głową w stronę drzwi, ale sam cofnął się jeszcze do swojego samochodu wrzucając do niego mapę, później dołączył do niej przy drzwiach, kiedy ta miała już ze sobą teczkę, przepuszczając ją pierwszą. W odruchu, nie robiąc z tego większego przedstawienia. Rozejrzał się po rozległym hallu, myśląc chwilę gdzie właściwie mogły ją zabrać.
    -Mamo? - Krzyknął.
    -Ależ nie krzycz, Seth. - Usłyszał z piętra wyżej, po tym jak kobieta wychyliła się jeszcze, pojawiając się na końcu schodów, właśnie po to aby nie krzyczeć. - O mamy gościa, czemu nic nie mówisz? Miło Cię widzieć, kochanie. - Kobieta uśmiechnęła się do niej ciepło.
    -Vea jest w domu. - Stwierdził z teatralnie sztucznym uśmiechem.
    -Coś chciałeś?
    -Już nic. - Później znów skinął głową, tym razem w stronę salonu. W jakimś stopniu nie podobał mu się ten pomysł. Jeśli usiądą to będą mieli okazję porozmawiać, chyba, że po prostu obejrzy rysunki, stwierdzi co chce, czego nie i będzie po sprawie. Tak, musi trzymać się tylko tych rysunków. Drzwi były już uchylone, otworzył je tylko nieco szerzej, żeby można było swobodnie wejść.

    OdpowiedzUsuń
  92. -No i mnie przejrzałaś. - Rzucił kontynuując ten żartobliwy ton. Prawdę mówiąc, nie zapraszałby jej do środka, gdyby tego nie chciał i wziąłby od niej po prostu tą teczkę odsyłając ją od razu do domu. A jednak tego nie zrobił, mimo, że miał wątpliwości, ale tylko do ewentualnej rozmowy, która mogłaby by się rozwinąć, a nie samych rysunków i tatuaży.
    Rozsiadł się na szerokiej bordowej kanapie. - Ale... jesteś pewna? Bo dla mnie to żaden problem. - Uśmiechnął się w jej stronę szczerzej, niemalże w znaczący sposób. Później wyciągnął rękę. - To co pokażesz je? Czy masz wątpliwości? - Zapytał, nie mając na myśli żadnych złośliwości, i pytał też raczej w lekki sposób, nie tak aby jej coś wytknąć, ale w końcu po to tu przyszli żeby zobaczyć jej prace, jednak nie czekając skoro i tak trzymała teczkę w dłoni chwycił ją zgrabnie i posłał jej typowy uśmiech cwaniaczka, jakby zrobił nie wiadomo co. Samą teczkę odłożył za chwilę na bok przyglądając się rysunkom jeden po drugim, ten który już wybrał odkładając na ławę stojącą przed sofą. - Który miał być na plecy? - Zerknął na nią. Miał wątpliwości co do jednego z nich, ale może to dlatego, że jeszcze nie widział go w specyficznym miejscu na swoim ciele, chociaż ten który mu się podobał akurat pasowałby mu na plecach.

    OdpowiedzUsuń
  93. Na tyle prowokacyjnie, że Seth aż uniósł brew patrząc na nią. Nie spodziewał się, że rzuci czymś takim, po tym co się ostatnio stało, ale oczywiście, że miał zamiar w to brnąć. - Słuszny wybór. - Skomentował ściągając z siebie t-shirt i kładąc go obok siebie na podłokietniku, później jakby gdyby nic siadając. Może chciał zobaczyć jej reakcję, lub trochę ją pomęczyć, nie mniej jednak, na pewno robił to dla własnej rozrywki.
    Z drugiej strony on, nie do końca potrzebował aby wyrażała swoje wątpliwości, bo miała to wypisane na twarzy, poza tym spodziewał się, że i tak je ma choćby po tym jak zachowywała się w poprzednich przypadkach. - Mówiłaś coś o szyi, myślałem, że chodzi o jakiś tatuaż idący z pleców wzwyż, chyba , że miałaś na myśli front. - Stwierdził. Właściwie tamtej części nie pamiętał stu procentowo przejrzyście, bo bardziej skupiał się na tym jak przyjemnie brzmi to jak dziewczynie ciężko było sklecić pełne zdania, niżeli na ich faktycznej treści, pamiętał za to, że chodziło aby coś wystawało z kołnierzyka. Zerknął na nią, kiedy stwierdziła, że to tylko jej zdanie. - Ten widzę wchodzący na kark. - Wskazał na obrazek, a później zaznaczył na własnym ciele, gdzie to sobie wyobrażał. - Chociaż nie wiem, czy nie będzie kłócić się z tym na łopatce, zależy jeszcze jak ten wyjdzie. - Stwierdził. - A ten szczerze chyba najmniej mi się podoba. - Przyznał, wskazując na trzeci. - Gdzie go widziałaś? - Zagadnął zerkając na nią. Na razie rozmawiali tylko o tatuażach, nawet jeśli nawiązywali do poprzedniego spotkania, to jednak, nie była to żadna poważna rozmowa o uczuciach.

    OdpowiedzUsuń
  94. Niby nonszalancko, ale jednak Seth jakoś tak chciał się doszukać nuty, która świadczyłaby, że jednak obeszło ją to trochę bardziej niż tylko beznamiętne ‘super’, ale nie dał tego po sobie poznać.
    Dobrze, on też nie widział tego z przodu. Z boku, tak, z boku brzmiało to znacznie lepiej. Kiwnął głową, kiedy wyjaśniała jak tatuaże miałyby razem współpracować. Martin na pewno dałby sobie z tym radę, tylko sam Seth nie wiedział jeszcze ile, czy chciał robić dwa tatuaże na raz. Mógł zawsze powiedzieć Martinowi, aby ten pierwszy na łopatce wykonał w taki sposób, żeby ten drugi dobrze się z nim komponował. W kącikach ust pojawił mu się lekki uśmiech aprobacji, bo sam pomysł mu się podobał, podobało mu się też, że potrafiła to tak wizualnie sensownie dobrać.
    -Jasne. - W jego głowie było to takie oczywiste, że mogła go dotknąć, nie żeby zaraz określać, że chciał, żeby to zrobiła, chociaż zdecydowanie bardziej do gustu przypadłby mu inny rodzaj dotyku, no ale cóż... - Nie myślałem o tym jakoś szczególnie. - Stwierdził zgodnie z prawdą wzruszając ramionami. To były tatuaże, zdarzało mu się spojrzeć w lustro i pomyśleć, że coś by gdzieś chciał, że wyglądałoby dobrze, że może nawet trzeba coś w końcu dodać, ale nie myślał raczej w szczegółach, oprócz tego na łopatce. Przez ten czas zdążył się już chyba nawet zdecydować. - Teraz jest o czym myśleć, bo mam źródło sensownych prac. - Puścił jej uśmiech, niby to uśmiech, a jednak taki nonszalancki. - To co? Zrobię skany i ci je odniosę? - Zerknął na nią. Zakładał, że będzie chciała odzyskać oryginały.

    OdpowiedzUsuń
  95. -Okej. - Mogło być i tak. Nawet byłoby dzięki temu mniej zachodu, zatrzymać rysunki, bez żadnych skanów, najwyraźniej nie zależało jej na nich aż tak bardzo jak mu się zdawało. Nigdy nie był artystą, nie wiedział do końca jak ludzie do tego podchodzą.
    -Mhm. - Spojrzał jeszcze raz na rysunki, później przymykając własne oczy, wczuwając się bardziej w jej dotyk, nawet z zamkniętymi oczami potrafiąc wyobrazić sobie gdzie mógłby pojawić się tatuaż, a później myślał już tylko o jej dotyku, dopóki nie przeszła do następnego tatuażu. Sam Seth nie miał większego problemu podtrzymywać kontakt wzrokowy, jednocześnie rejestrując co do niego mówi. Przez głowę przeszło mu pytanie, czy dziewczyna robi to specjalnie? Nie wyglądało na to. - Seksownie. Brzmi kusząco. - Odparł pochylając się nieco bliżej w jej stronę, zaledwie o kilka milimetrów, zapewne nawet na wpół świadomie. Na jego twarzy, w kącikach ust zatlił się niemalże podstępny uśmiech. Była tak blisko, że nie mógł takiej szansy nie wykorzystać. Pochylił się bliżej, tak aby ich usta niemalże się ze sobą stykały, czuł nawet jej ciepły oddech, a oczy nadal wpatrzone miał w jej. - Zastanowię się nad tym. - Zaczął się od niej odsuwać jak gdyby nigdy nic. Dał jej nawet chwilę aby doszła do jakiś wniosków, aby już coś myślała, ale za nim mogłoby to komuś zaszkodzić przybliżył się do niej całując jej usta z zawzięciem, jego dłoń powoli wsunęła się nawet na jej nogę. Mógł się powstrzymać, jasne, nie musiał jej całować, mógł się odsunąć i odprowadzić ją do wyjścia, ale wcale tego nie chciał. Jedyne nad czym ubolewał to to, że znów byli w pomieszczeniu do którego mógł wejść każdy w każdej chwili. Nie zagłębiał się w to dlaczego chciał ją całować i dotykać, tłumacząc sobie, że to po prostu przyjemne. Bardzo przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
  96. Sam chciał właśnie sięgać po jej biodra, aby usadzić ją w bardziej dogodnej pozycji, ale wtedy ona sama już się przybliżyła. Mogła poczuć jak uśmiecha się w pocałunek przyciągając ją w swoją stronę. Już teraz wyłączając jakiekolwiek logiczne myślenie, nawet jeśli mógłby, czego zdecydowanie nie powinien robić. Przecież nie rozmawiali. Nie rozmawiali o wczoraj, w ogóle nie rozmawiali, pocałunki im to bardzo skutecznie uniemożliwiały. Oczywiście, że gdzieś w tyle głowy czaiła się myśl, że przecież teraz będzie jeszcze gorzej. Nie może tak całować się z dziewczyną dwa razy, ba żeby to tylko było niewinne całowanie, a później dwa razy ominąć jakichkolwiek konsekwencji. Dlaczego? Uwielbiał kiedy jego akcje nie miały konsekwencji, kiedy nie musiał brać odpowiedzialności, chociaż zdawał sobie sprawę, że życie nie było takie proste, a zwłaszcza relacje z kobietami. Okej, może niektóre, ale ta na pewno taka nie będzie.
    Pogłębił pocałunek czując jak uchla usta, a dłonie przesunął w dół jej ud, jakby od razu chciał pozbyć się z niej spodni, które definitywnie mu przeszkadzały. Zaraz prawą dłonią znów sunął wzwyż, aż zaczął wspinać ją pod jej bluzkę, nie odrywając od niej swoich ust. Skupiał się już tylko na niej, bez względu na to, że jego mama najprawdopodobniej wyśle do nich lokaja, aby spytać czy nie trzeba zaparzyć herbaty, kawy, albo podać wody. Chciał skorzystać z czasu, który mieli. Zaraz obie dłonie sunęły już w górę obejmując ją w talii, badając jej plecy, zahaczając palcami o zapięcie od jej stanika, mimo wszystko nie odpiął go jeszcze, chociaż podrażnił się z nią, bawiąc się nim. Odchylił się tylko po to aby wziąć głęboki wdech i zajrzeć jej w oczy. Posłał jej uśmiech, za nim pocałował ją ponownie, równie intensywnie co poprzednio, tłumaczył, że serce wali mu tak tylko dlatego, że przecież podskoczyła mu adrenalina, przecież to było naturalne, ale nie pamiętał, aby docierało to do niego, aż tak szybko. Zabrało mu to jeszcze kilka pocałunków nim sięgnął po jej bluzkę i właśnie wtedy usłyszał jak potężne, drewniane drzwi zaczynają się uchylać, a może to kroki, wiedział, że usłyszał coś pomiędzy ich oddechami. Odchylił się i okręcił głowę.
    -Hm?
    -Wrócę później. - Odparł lokaj, mężczyzna mający około 60 lat, Bernard.
    -Mama chciała zaproponować coś do picia?
    -Zgadza się. - Mężczyzna uśmiechnął się grzecznie. - Przygotuję coś w kuchni w razie potrzeby. - Stwierdził i wychodząc zamknął za sobą drzwi.
    Seth westchnął ciężko. Trwało to jeszcze krócej niż oczekiwał. - Uwielbiam to wyczucie czasu. - Mruknął w sarkastycznym komentarzu na to jak już kolejny raz, ktoś przerywa im w trakcie.

    OdpowiedzUsuń
  97. Nie miał ogólnego zwyczaju przyprowadzać dziewczyn do tej rezydencji, głównie dlatego, że tłumaczenie skąd Ci ochroniarze, dlaczego chodzą z bronią, kim on właściwie jest było zbyt skomplikowane i tak nie miałby na to nic sensowego, dlatego częściej zabierał je w... inne miejsca. Faktycznie jednak zdawało mu się, że nie powinien aż tak ignorować gdzie są, to w końcu salon jego rodziców. Ojciec przeprowadzał tu nawet czasem mniej formalne spotkania biznesowe, i mógł wrócić do domu w każdej chwili właśnie z takim zamiarem. Ale nawet nie potrafił się tym za bardzo przejąć, po prostu chciał być blisko niej, chciał jej dotykać i całować i tylko to miało znaczenie.
    -To na pewno. - Uśmiechnął się kącikiem ust. Przy okazji, prawdopodobnie zatrzyma kogoś kto będzie chciał wejść do salonu, w razie potrzeby. Oczy pierw skierował na jej, później spuszczając na jej usta, które właśnie przygryzła. Przysunął się bliżej, ale zerknął jeszcze w jej oczy, jakby upewniając się, że nadal mają zamiar w to brnąć, zamiast rozmawiać. Czując jej usta poczuł niemalże ulgę. Sięgnął do jej policzków oddając pocałunek nawet w podobny sposób, dziwiąc się, że nie udawał tego, jak się czasami zdarzało, na samym początku, żeby wciągnąć w swoją grę jakąś kobietę. Przesunął kciukiem po jej policzku, zsuwając dłoń dalej do jej szyi, a później na tył jej głowy. Przy kolejnym pocałunku lewa dłoń znów znalazła się niżej sunąc po linii jej spodni, a później znów wsuwając się pod jej bluzkę. Przywarł do jej ust mocniej wsuwając dłoń na jej biust, nie przesadzał, pozwolił tylko aby poczuła ciężar, a później zsunął ją niżej. Po pewnym czasie błądzenia dłońmi i pocałunkach, które stawały się coraz bardziej intensywne i gorące ściągnął w końcu jej koszulkę, a pocałunki skierował na jej szyję, a dłonie na jej tyłek. Jej spodnie niewiarygodnie teraz przeszkadzały, ale skupiał się na tym, żeby czerpać po prostu z tego co było teraz, a było całkiem wiele. Działo się całkiem wiele, a on czuł, że ma nad sobą coraz mniej kontroli.

    OdpowiedzUsuń
  98. W takich chwilach układ, teatrzyk i to co pomyślą ich rodzice było jego ostatnim zmartwieniem. Właściwie, w tej dokładnie chwili nie było żadnych zmartwień i może było to jednym z powodów dla których tak bardzo mu się to podobało. Na czas kiedy byli tak blisko nie mieli okazji o nic się kłócić, nie było żadnych porozumień, byli tylko oni i bez słów dogadywali się idealnie. Zaskakująco dobrze. W sposób w który mu się nie zdarzało. Chociaż w tyle głowy miało to doprowadzić do bardzo oczywistej kulminacji, wcale nie czuł, że była to konieczność, bawił się doskonale już teraz.
    Czując jej palce uśmiechnął się z ustami nadal przytkniętymi do jej skóry. Lubił w jaki sposób to robiła, poza tym czuł, że ona też nie może się po prostu powstrzymać. Faktycznie, zawędrował na tyle nisko na ile mógł sobie pozwolić zważając na to, że oboje siedzieli, później wspiął się pocałunkami znów wzwyż, między jej piersiami znów do jej szyi. Uwieńczył podróż żarliwym pocałunkiem w usta. Jego dłonie znów błądziły po jej plecach, znów kusiło go aby odpiąć jej stanik, ale nawet w stanie w którym był, wiedział, że gdyby to zrobił te ich całowanie dostałoby nagle znacznie poważniejszego wydźwięku. Zamiast tego zsunął jej ramiączko i pozostawił kilka pocałunków wzdłuż jej ramienia, nim tak jak ostatnim razem ułożył ją na kanapie na plecach. Tym razem jednak dotarł znacznie niżej niż tylko pod jej biustem i wcale się z nim nie śpieszył. Kiedy całował już jej brzuch rozpiął guzik w jej spodniach. To przecież nie było aż tak poważne jak zdjęcie stanika. Jeszcze chwilę drażnił się z nią całując wzdłuż linii jej spodni, zsuwając zamek w dół, nim lewą dłoń zaczął wspinać po jej udzie w górę, sam też brnąć nieco wyżej, aby prawą dłonią dotrzeć do nieszczęsnego zapięcia.

    OdpowiedzUsuń
  99. Pierwszy raz kiedy usłyszał swoje imię uznał to po prostu za pewnego rodzaju aprobatę, poza tym nawet mu się spodobało jak jego imię brzmiało w jej ustach, może nie ‘nawet’, może całkiem bardzo. Miał przez to tylko jeszcze większą ochotę aby brnąć w to dalej. Przesunął dłoń od jej żeber wzwyż do jej piersi pozostając tam i zaciskając nawet lekko dłoń, był w tym nawet dość delikatny, chociaż wszystko co do tej pory robił mieszało w sobie trochę zaborczości. Taki już był. Właśnie miał zsuwać jej stanik, aż czuł uderzenie ciepła i wtedy usłyszał ją jeszcze raz. Pozostawił dłoń w tym samym miejscu przesuwając się wyżej. - Hm? - Mruknął nieco pytająco, później całując jej usta. Myślał, że może chciała zażyczyć sobie czegoś specyficznego, nawet przez myśl nie przeszło mu, że ma to prowadzić do przerwania. Zapytał się, tak (no cóż, to było prawie pytanie), ale zaraz po tym całował ją na tyle długo, że i tak nie mogła mu odpowiedzieć. Może jednak coś przeczuwał i chciał, jeszcze cieszyć się tym na tyle długo na ile mógł. Później znów całował jej kark, dłonią masując jej pierś. Sprawiało mu to znacznie więcej przyjemności niż pamiętał, chociaż teraz nawet tego nie rejestrował. Przesunął nogi, jedną podsuwając wyżej między jej nogami, drugą obok jej biodra aby utrzymać równowagę. Jego usta przesuwały się znów niżej, palcami zsunął jej ramiączko na tyle na ile mógł, wystarczyło tylko zsunąć materiał miseczek niżej. Mógłby zrobić to po prostu jednym ruchem i stanik odrzucić kompletnie na bok, ale chciał aby musiała to dłużej przeżywać, poza tym nawet dla samego siebie też chciał podbudować więcej napięcia. Dla niej też, może dla niej bardziej niż dla siebie.
    Robił zaskakująco dużo z myślą o niej. Myśląc już diametralnie innymi kategoriami. Chciał aby to Vea czerpała z tego jak najwięcej przyjemności i może jego ciało już nastawiało się na coś bardzo konkretnego, ale Seth nadal myślał o tym, że nawet jeśli nie chciałaby iść zbyt daleko, mogliby dojść do kompromisu w połowie drogi. Na razie jednak trzymał się dobrej myśli, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Było przecież tak idealnie. On nawet nie wiedział co czuje, nie był dobry w czucie.

    OdpowiedzUsuń
  100. A mogło być im tak dobrze. Naprawdę, niesamowicie dobrze. Chociażby Vei. Słysząc jej słowa wypuścił ciężkie, pełne rozczarowania westchnienie. Zatrzymał się zsuwając mozolnie dłonie z jej ciała na kanapę, aby się o nią oprzeć. Bardziej niż to, że ktoś mógłby wejść pomyślał sobie o tym, że prędzej mógłby ich ktoś usłyszeć i dopiero teraz doprowadzanie do takich kontaktów w salonie wydało mu się kiepskim pomysłem. Mimo wszystko miał wrażenie, że nie chodziło tylko o to. Na chwilę położył się na niej, tak po prostu opuszczając ciężar swojego ciała na nią. - Może. - Mruknął odsuwając się do niej i w końcu siadając. Odchylił głowę w tył, zatrzymując ją na oparciu. Oddech miał nadal szybki, serce waliło mu w piersi, a ciało miał rozgrzane. To było niezdrowe. Nie chciał nic mówić, nie wiedział z resztą co mówić. Mógłby spróbować ją przekonać, ale teraz zdał sobie sprawę, że jej pierwsze próby objawiały się w wymawianiu jego imienia, poza tym, kiedy jej argumentem było, że ktoś może wejść, to nie było też sensu negocjować kompromisu. Więc siedział tak, starając się uspokoić, oddychając głęboko. Nie miał do niej szczególnych pretensji, frustracja zaczynała do niego docierać, ale część z tego kierował po prostu na to, że zawsze dochodzi do tego w takich miejscach. Gdzieś gdzie każdy z domowników mógł wejść, i ich usłyszeć, nawet zabranie jej do swojego pokoju niewiele by pomogło na ten drugi dylemat. Starał się też nie myśleć o wszystkim innym, o tym dlaczego się tak zachowywali, dlaczego on się tak zachowywał i do czego miałoby ich to zaprowadzić. Przecież nie chciał związku, nie chciał tego ślubu, zapierał się rękoma i nogami, a teraz nie miał pojęcia co ma teraz robić. Jakim cudem był przez nią taki skołowany? Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że nie zerknął na nią przez cały ten czas, zrobił to dopiero, gdy chwycił jej bluzkę i podał ją, stwierdzając, że zapewne zrobi jej się chłodniej. Może to był jednak błąd, nadal miał ochotę całować i dotykać ją.

    OdpowiedzUsuń
  101. Kiedy usłyszał jej słowa, aż zmarszczył czoło bo zabrzmiało to tak jakby tylko on był temu wszystkiemu winny, jakby ją wykorzystał, a przecież sama też była na to wszystko bardzo chętna. Słysząc dalsze słowa opuścił brwi do normalnej pozycji. Dobrze, faktycznie udowodniła mu to, i wczoraj miało to całkiem spory sens, ale dzisiaj sytuacja wyglądała już nieco inaczej. Chociaż faktycznie mogła to być jedynie fizyczna potrzeba. I teraz frustracja bardziej go chwyciła, bo skoro już oboje chcieli tego ujścia to mogli sobie na to pozwolić, a nie przerywać w takiej chwili. I może nie podobało mu się, że to ona z nim tak pogrywała, żeby tylko coś mu udowodnić. Uniósł ramiona do góry, w geście, że nie miał zamiaru jej więcej dotykać. - W porządku. - Mruknął jedynie, z nutką napięcia w głosie. Przecież nie była jedyną kobietą, którą znał, nie trudno będzie znaleźć jakąś, która chętnie spędzi z nim trochę czasu. Zaraz po tym jak załatwi pager i znak. Miał w końcu priorytety. Podniósł się z kanapy chwytając swój t-shirt i wciągając go na siebie.
    Skrzyżował ramiona na torsie przyglądając jej się ze zmrużonymi oczami. Przez chwilę chciał po prostu zaproponować, żeby przejechali się do jego mieszkania i tam to dokończyli, ale po jej reakcji jakoś stracił na to ochotę. - No nie było okazji. - Skomentował, bo faktycznie nie było czasu, aby sobie kogoś znaleźć, i nawet jeśli przez jakiś czas myślał, że może jednak nie chodziło tylko o to z Veą, jeśli miał jakieś wątpliwości wcześniej, tak teraz wszystko z tego zniknęło. - W takim razie widzimy się jutro za dwadzieścia ósma. - Stwierdził kończąc tym samym poprzedni temat. Wyjaśnili sobie co było na rzeczy i nie było sensu zagłębiać się w coś czego nie było. Gdzieś tam może mu ulżyło, bo wolał to niż potencjalną rozmowę o potencjalnych uczuciach. Tak było prościej.

    OdpowiedzUsuń
  102. -Bardzo dobrze. - Mruknął, w potwierdzeniu, zaciskając szczęki. Nawet nie wiedział dlaczego nagle wzięło go na taką irytację. Może dlatego, że to w czym się zrozumieli nie było tym czego oczekiwał. Powtarzał sobie jednak, że to po prostu dlatego, że potrzebował seksu, a go nie dostał. Tak, to zdecydowanie tylko o to chodziło. Tak jak planował zdobył od ojca pager i przygotował go sobie już w samochodzie, później wybył na miastu, aby do bagażnika zapakować znak. Najpierw przeszukał ulice, ale nie znajdując nic sensownego pojechał na złomowisko, gdzie za grosze dostał dokładnie to czego potrzebował. Już w drodze powrotnej podesłał sms dziewczynie, która ostatnio wysłała mu swoje nagie zdjęcia. Co prawda było to kilka dni temu i od tamtej pory nie odezwał się do niej nawet słowem, ale to najwyraźniej nie miało znaczenia. Problem jednak pojawił się kiedy przez cały czas ze swoich myśli nie mógł pozbyć się Vei. Na początku po prostu to ignorował, później było to irytujące, ale w końcu stwierdził, że jeśli ma mu to poprawić humor to niech sobie wyobraża, że to Vea. Nie pomogło. Oprócz ogólnej fizycznej satysfakcji nie było mu jakoś szczególnie lepiej i z tego wszystkiego był jeszcze bardziej podirytowany.
    Resztę dnia spędził już w swoim apartamencie kurczowo skupiając się na jutrzejszym planie i przy okazji podsłuchując policyjne radio, aż nie zasnął.
    U swoich rodziców pojawił się około godziny wcześniej, zjadł, napił się kawy i rozmawiał, a raczej wysłuchiwał jak to powinien się w końcu Vei oświadczyć, skoro ślub zbliża się wielkimi krokami. Mam chwaliła, jaką to piękną suknię wybrała Vea i jaki pierścionek będzie pasować, nie obeszło się też bez subtelnego komentarza, że podobno ostatnio znacznie lepiej się dogadują. Miał szczerze dość, więc oznajmienie, że Vea przyjechała przyjął z ulgą. Ubrany był zwyczajnie, w końcu to nie on miał rzucać się w oczy, w samochodzie miał nawet kamizelkę odblaskową, aby wyglądało jakby to robotnik ustawiał ten znak, chociaż nie fatygował się o dobranie reszty stroju, pozostając przy jeansach i t-shircie. Za to Vea...
    Nie mógł oderwać od niej spojrzenia, obserwując jak wysiada z samochodu, później sunąc wzrokiem wzwyż jej ciała. Definitywnie wiedziała jak się ubrać, żeby skupić na sobie uwagę. - Cześć. - Odparł w odpowiedzi i wręczył jej zaraz pager razem z kluczykami. Jej ton głosu przywołał go do pionu. Już zdążył ją sobie dokładnie obejrzeć, więc teraz mógł zachowywać się równie obojętnie jak ona. Pozostawiając ją z samochodem poszedł do swojego i nie czekał nawet na nią, uznając, że dziewczyna zna trasę. Poczekał na nią tylko przy wyjeździe, a później ruszył przodem. Dojazd nie zajął im szczególnie dużo czasu, ale to dawało im szansę na to aby ustawić się w odpowiednich pozycjach. Ludzie Russela, pojawili się za 10, ósma, więc dobrze się złożyło, że i oni byli na miejscu wcześniej. Kiedy ich samochód tylko skręcił w odpowiednią uliczkę Seth wsunął na siebie kamizelkę i ustawił znak blokując innym wjazd, informujący ich o robotach drogowych. Później wrócił do swojej poprzedniej pozycji, kamizelkę wrzucił do samochodu i obserwował już czarny Jeep, aby wkroczyć w odpowiednim momencie.

    OdpowiedzUsuń
  103. Nawet nie krył się z tym, że bez skrupułów przyglądał się jak chowa pager. Wzdychając tylko wewnętrznie, że chętnie wścibił by w ten dekolt nos. Kiwnięciem głowy potwierdził jeszcze, że pamięta o sygnałach, zachowując się jakby sprawy miały się całkowicie normalnie.
    Obserwował jak mężczyźni wysiadają z samochodu, pierw tylko jeden, blondyn, ale drugi, nieco niższy, kierowca szybko do niego dołączył. Dał Vei jeszcze chwilę, aby w pełni przykuła ich uwagę, musiał też zobaczyć jak zareagują w pierwszej chwili, czy nie będą chcieli wracać po coś do samochodu. Zdusił też w sobie odczucie zazdrości, kiedy widział jak mężczyźni mierzą ją wzrokiem zatrzymując się na jej tyłku. Przecież na tym polegała jej rola, miała przyciągnąć ich spojrzenia.
    -Skoro chodził do tej pory to pewnie nic poważnego. - Odparł blondyn pochylając się nad maską, ale jednocześnie zerkając przy okazji w jej dekolt.
    -No jasne. - Kierowca stanął po jej drugim boku odchylając się jeszcze w tył aby zerknąć na nią, a później na samochód. - Zadbany jest. - Skomentował.
    Seth już miał zrobić krok w stronę samochodu, ale wtedy usłyszał. - Ej, sprawdź czy mamy skrzynkę z narzędziami.
    -Nie ma. Wyciągałem ją, wiesz po co... - Wymienili znaczące spojrzenia. Dobrze. Seth podkradł się do samochodu przylepiając się boku, którego oni nie mogli dostrzec, zajrzał do środka dokładnie sprawdzając czy coś nie leżało po podłodze. Idioci, zostawili kluczyki. Pokręcił głową, aż dotarł do tyłu.
    - Trudno.
    -To 67 rocznik, eh? To trochę latek już ma. - Skomentował jeden. Sięgnął dłonią odsuwając na bok kilka kabli, ale nie dotarł daleko, bo zaraz zabrał rękę klnąc pod nosem. - Wygasł dopiero przed chwilą? - Dopiero teraz się pytając, chociaż po tym, że się oparzył znał już odpowiedź. Seth uśmiechnął się do siebie wiedząc co się stało. Wychylił się jeszcze zza samochodu sprawdzając czy może otworzyć bagażnik.

    OdpowiedzUsuń
  104. -No jasne, coś się uda na pewno zrobić, brat się o niczym nie dowie. - Blondyn uśmiechnął się i mrugnął do niej, po tym jak po raz kolejny zlustrował jej ciało.
    -Ah, faktycznie. - Przyznał klepiąc samochód, na twarzy widać było nieco zawstydzenia, ale już po chwili mężczyzna najwyraźniej bardziej skupił się na Vei, niż na swojej pomyłce. - Naprawdę niesamowicie się trzyma. - Dodał jakoby to miało go usprawiedliwić.
    W między czasie Seth otworzył bagażnik, specjalnie tylko do połowy, aby przypadkiem nie rzuciło się w oczy, gdyby jednak zerknęli do tyłu, ale Vea wydawała się radzić sobie bardzo dobrze. Starał się tylko nie myśleć jak ta dwójka musiała ją wymacać wzrokiem. I wtedy zamarł. W bagażniku leżało ciało. Najprawdopodobniej ciało mężczyzny, nogi miał związane, tak samo jak i ramiona, a wokół ust miał zawiniętą czarną szmatę. Seth przyłożył mu dwa palce do szyi sprawdzając czy może wyczuć puls. Żył. Kurwa, tego nie było w planie. Rozejrzał się i wychylił się zza samochodu zerkając na Veę oplatającą sobie mężczyzn wokół palca. Oboje pochylali się już nad maską, poruszając coś niby palcami, sprawdzając świecie tak jak zaproponowała, ale oprócz tego nie robili żadnych poważnych zmian.
    Na tą chwilę ignorując żywe ciało zaczął przeglądać bagażnik w poszukiwaniu tych narkotyków, ale nic tam nie było. Przeklął w myślach i przeszukał kieszenie porwanego, ale tam też nic nie znalazł, oprócz dokumentów, w plastikowej folii. Jayden Larkin, przecież ten dzieciak był synem mafiosa z sąsiedniego miasta. Handlowali winem, i ojciec czasami nawet z nimi współpracował. Spojrzał jeszcze raz na mężczyzn zajmujących się Mustangiem. Jeśli faktycznie wywozili chłopaka z miasta to od razu domyślą się, że coś im zginęło i to niemałe coś, ale przecież na co by im był Jayden. Wepchnął dokumenty z powrotem do kieszeni kurtki i przymknął bagażnik.
    -Dobra, wiesz, wydaje mi się, że trochę ją oczyściłem, sprawdź czy odpali. - Jeden odparł do niej. Drugi też wpatrywał się w silnik.
    Seth zanurkował jeszcze do samochodu i przeszukał siedzenia, schowki. No miało to być 60 kg, nie mogli tak po prostu upchnąć tego w bocznych kieszeniach, które i tak sprawdził. Zamknął drzwi, na tyle delikatnie na ile potrafił i wrócił znów do bagażnika. Zacisnął szczęk. Nic nie było. Chwycił chłopaka i wyciągnął go z bagażnika kładąc go na ziemię, podważył podłoże bagażnika, ale pod spodem było jedynie zapasowe koło, oprócz tego wszystko się przecież zgadzało. Musiało chodzić o niego. Zamknął bagażnik, znów czając się z tym tak aby przypadkiem nikt nie usłyszał jak go zamyka i wytargał chłopaka do uliczki przewieszając go sobie przez ramię. Młody zaczął coś mamrotać, kiedy udało mu się już skręcić, ale dla Seth pewności dał mu jeszcze w twarz, żeby się teraz nie rozbudzał i wpakował go na tylne siedzenie. Zaraz wysłał sygnał do Vei i podbiegł do krańca ulicy, żeby upewnić, się, że mężczyźni nie ruszyli w stronę swojego samochodu przez dźwięki, ale nie, najwyraźniej włączone radio w samochodzie i Vea cały czas coś mówiąca wystarczająco to zagłuszyły.

    OdpowiedzUsuń
  105. Coś się w nim zagotowało, kiedy to zobaczył, na szczęście Vea zareagowała odpowiednio i nie musiał wychodzić ze swojej kryjówki. Nie wiedział nawet jak powinien to rozegrać, przecież tak naprawdę nie powinno go tu być. Z resztą mógł się spodziewać, że któryś z mężczyzn pozwoli sobie na zbyt wiele, ale to wcale nie uspokoiło jego nerwów. Ręce aż mu świerzbiły, a palce zacisnął w pięść nawet tego nie świadom.
    Miał już robić krok w tył, kiedy zobaczył co wyrabia niższy z nich. I coś w nim pękło. Wystrzelił do przodu bez żadnego zastanowienia i pierw mężczyznę odciągnął, a później potraktował go prawym sierpowym, a tamten aż zaklął, później spluwając krwią w bok.
    -Pani chyba coś mówiła. - Seth rzucił w jego stronę, w krwi jeszcze wrzała mu wściekłość i miał ochotę zrobić znacznie więcej niż tylko jeden cios, ale powstrzymał się nie chcąc budzić niepotrzebnych podejrzeń. Jak on chętnie by go pobił, złamał coś najlepiej, żeby tamten sobie zapamiętał.
    -A ty to niby co? - Warknął robiąc krok w stronę Torresa, ale wtedy do jego boku dołączył blondyn chwytając go mocno za ramię.
    - Uspokój się. - Wycedził do niego przez zęby. Towar, który transportowali miał zapewne coś wspólnego ze zgrzewką piwa, którą wieźli na tylnym siedzeniu. Cokolwiek to było, to na pewno nie towar, który podrzucili im Blackwellowie, więc tego nie mógł i nie powinien ruszać. Poza tym teraz myślał sobie, że mogliby spokojnie gnić w więzieniu, nie zważając na to w jakiej sytuacji postawi to innych. - Kolega już nie będzie pani niepokoić. - Mężczyzna zapewnił i oboje skierowali się na tył samochodu.
    Seth zerknął jeszcze na Veę i dotknął lekko jej ramienia. - Nic pani nie jest? - Zapytał się troskliwym tonem, ewidentnie chcąc udawać, że był po prostu przypadkowym przechodnim, który musiał zobaczyć skrawek z zaistniałej sytuacji.
    -Zamiast zajmować się pierdołami, lepiej nam pomóż. - Mruknął do niego podirytowany kierowca. Chyba jedynie po to, aby się nie stał już więcej przy Vei i żeby przypadkiem nie zdobył jej sympatii swoim jakże heroicznym zachowaniem, bo przecież w innym wypadku poradziliby sobie sami bez większego problemu.
    Nie skierował się na tył samochodu, bo tam i tak nie było miejsca na trzecią osobę, a stanął z boku dłoń oparł o ramę przy otwartym oknie od strony pasażera.
    -Pani teraz spróbuje. - Rzucił do niej blondyn, kiedy wszyscy naparli ciężarami swoich ciał na samochód, który przecież i tak ruszy bez zastrzeżeń.

    OdpowiedzUsuń
  106. Z beznamiętną miną przyjął jej dezaprobatę, znacznie bardziej na jego twarzy nadal malowała się chęć mordu, ale już znacznie lżejsza niż kiedy patrzył na mężczyznę. Zostawił ją więc, bez większych czułostek.
    Chwilę patrzył jeszcze jak samochód rusza bez szwanku, a później zerknął na mężczyzn krzyżując ramiona na torsie.
    -Dobrze Ci radzę zejdź mi z oczu. - Warknął kierowca, a Seth tylko uniósł brew nie ruszając się z miejsca.
    -Rzucać się na kobietę, trzeba przecież pogratulować wyczucia. - Odmruknął mu Seth, a mężczyzna znów wyszarpnął się do przodu, nim blondyn pociągnął go do tyłu.
    -Uspokój się kurwa, i tak już mamy opóźnienie. A ty serio wynoś się stąd. - Warknął jeszcze w stronę Setha. Oboje wsiedli do samochodu trzaskając drzwiami. Seth odsunął się zaledwie na chodnik, chociaż to i tak nic nie dało, bo mężczyzna gwałtownie skręcił przejeżdżając mu prawie po placach i chyba sięgał jeszcze po pistolet, ale po krótkiej szarpaninie Jeep w końcu odjechał i nie padły żadne strzały.
    -Debil. - Mruknął pod nosem zabierając się do swojego samochodu. Jemu też ręce trzęsły się podczas jazdy, ale z innego powodu. Zajechał na podjazd niemalże z piskiem opon, ale zaparkował jak najbliżej garażu, aby nikt w domu nie mógł wyjrzeć i zobaczyć co się dzieje. Z samochodu wyszedł trzaskając drzwiami i rękę u prawej dłoni ściśniętą miał w pięść, szczęka zakleszczona w jednej pozycji i klął jeszcze pod nosem nim do niej podszedł. Nic nie powiedział dopóki nie otworzył tylnych drzwi od swojego samochodu.- To była ich pierdolona kokaina. - Po tym trzasnął drzwiami jeszcze raz kierując się do garażu, bo nie chciał przecież żeby cokolwiek się wydało i żeby było ich widać. Mógł się domyślić, że nawet podczas swobodnych rozmów będą używać jakiś zamienników, i miało sens dlaczego waga była taka wygórowana. Miał 60 kg dzieciaka.
    - Tak, żyje. - Mruknął jeszcze, bo przy tak szybkich oględzinach mogło to wyglądać na martwe ciało.

    OdpowiedzUsuń
  107. Nawet jeśli jej przerwał, to kiedy już dotarło do niego co powiedziała ulżyło mu, że jednak nic jej nie jest. Dotarło to do niego dużo później, ale gdyby coś jej się stało wyobrażał sobie, że dorwał by tego gościa i policzyłby się z nim na osobności. Oczywiście nie myślał racjonalnie, bo do niczego takiego na pewno by nie doszło, ale miał na to ochotę. Cóż, jeśli zobaczy go kiedyś w barze to ich spotkanie na pewno nie skończy się tak miło jak dzisiaj.
    -Chyba sobie żartujesz. - Mruknął gdy zaproponowała pobudkę. - Jeszcze uzna, że to my go porwaliśmy. - Przecież nie wiedzieli w jakiś okolicznościach ludzie Blackwella go porwali, zapewne tak, aby chłopak nie mógł wskazać żadnej konkretnej osoby. Nie uśmiechało mu się z resztą budzenie dzieciaka teraz na posesji swojego ojca, co by z nim niby zrobili?
    -Nie. Nic nie jest w porządku. - Warknął na nią. - Jakiś zasraniec się do ciebie dobierał, zamiast narkotyków mamy chłopaka, i jeszcze nie wiem co mamy z tym zrobić! - Wyrzucił z siebie i mało co nie walnął w coś pięścią, ale w ostatniej chwili usłyszał głos swojej matki.
    -Seth, kochanie, czy wszystko w porządku? - Zacisnął szczęk i wziął głęboki wdech przez nos, żeby przywołać na twarz uśmiech.
    -Wszystko gra. Mieliśmy drobne nieporozumienie, powiem Ci później. - Bo przecież nie trzaskał tymi drzwiami bez powodu, ale teraz nawet nie skupiał się na tym co właściwie wymyśli jako wymówkę. Kobieta jeszcze chwilę na nich patrzyła nim westchnęła pod nosem i zamknęła za sobą drzwi. Niedługo widział ją jak uchyla z lekka zasłonkę w korytarzu i nadal się im przygląda.
    Spojrzał na Veę. - Na pewno nic Ci nie zrobił? - Dopytał się, nie wiedział nawet dlaczego. Wbił w nią spojrzenie, pierw w jej twarz, później zmierzył jej ciało, nie w sposób w który zwykł to robić, ale ewidentnie upewniając się, czy nie doszło do żadnych urazów.
    - Na razie pojedziemy do mnie. - Odparł w końcu. - Tam ustalimy co z nim zrobić. Może coś wie.

    OdpowiedzUsuń
  108. Miała trochę racji. Właściwie, to mówiła całkiem logicznie, to i tak chyba jedyne słuszne rozwiązanie, bo faktycznie nie mogli go gdzieś porzucić, ani odstawić na miejsce bez żadnych wyjaśnień. Nadal jednak był w nerwach, kiedy na nią warczał też był w nerwach, bo to przecież nie na nią się wściekał. Wykonała swoje zadanie tak jak powinna, a to, że facet się zrobił zbyt pewny to już całkowicie inna sprawa, ale na pewno nie jej wina, ani to, że towarem okazał się chłopak.
    Nawet nie skomentował tego jak wyjaśniła sytuację, i tak sam musiałby kłamać, więc teraz miał o tyle mniej problemu. Nie wdawał się też w myślenie dłużej nad tym co myśli jego matka, ani jak to z boku wygląda, mieli teraz na głowie ważniejsze problemy.
    -Ale chciałem. - Przyznał. No jasne, że nie musiał, ale kiedy zobaczył co się dzieje po prostu zareagował, nie myślał o tym. Seth raczej do porywczych osób, ale to była praca, nie powinien był się tak unosić. W ogóle w żaden sposób to nie pomogło, chociaż nie był do końca przekonany o tym, że Vea by sobie poradziła, jasne mogłaby faceta uderzyć, ale gdyby ten jeszcze bardziej się nakręcił mógłby zrobić jej krzywdę. A przecież to wszystko był pomysł Setha.
    Nie zmienił zbytnio wyrazu twarzy gdy poczuł jej dłoń na swoim policzku, było w tym coś kojącego, ale z jakiegoś głupiego powodu nie chciał jej tego pokazywać. Jednak kiedy zaproponowała, że to ona poprowadzi uniósł brew. - Dam radę. - Stwierdził zaraz siadając w miejscu kierowcy. Nie miał zamiaru dawać jej kierować choćby dlatego, że uniósł się dumą. Gdyby nie to może nawet sam by to zaproponował, żeby osobiście mieć oko na ich pasażera. Kiedy dziewczyna zajęła miejsce obok ruszył z podjazdu. Tym razem bez pisku opon. Kierownicę ściskał zdecydowanie zbyt mocno, ale oprócz tego nie ciskał gwałtownie po pedale gazu, czy hamulcach. Najbardziej skupiał się na swoim oddechu. Przecież sobie poradzą, ten dzieciak to nie taki wielki problem, a jakoś nadal nie mógł się rozluźnić. Zerknął kątem oka na Veę, ale nic nie powiedział, później w tylne lusterko widząc, że chłopak zaczyna się trochę ruszać.
    -Siedź spokojnie, Jayden. - Mruknął, ale chłopak słysząc czyiś głos szarpnął się bardziej, Seth westchnął ciężko i spojrzał tylko na Veę, bo zdecydowanie nie miał siły go teraz uspokajać.

    OdpowiedzUsuń
  109. Seth wcale nie zapomniał. Całkowicie świadomie zostawił go tam unieruchomionego, bo tak mu bardziej pasowało, nie musiał się przejmować, że tamten zacznie coś kombinować jak przebudzi się bez ich wiedzy i będzie chciał uciekać. Teraz przynajmniej wiedzieli, że się wybudził.
    Chłopak miał szeroko otwarte oczy, definitywnie spanikowane i wiercił się niemiłosiernie po tylnym siedzeniu, mrucząc coś, ale z materiałem w ustach nie wychodziło z tego nic konkretnego. Seth westchnął tylko, faktycznie niezadowolony, że dziewczyna sobie tego po prostu nie odpuści, wyobrażał sobie uspokajanie słowami, nie musiała się przecież tam cała przeciskać.
    -No bardzo jesteś przekonująca. - Skomentował sarkastycznie, bo zaraz po informacji, że go pobije powiedziała, że wszystko jest w porządku. Bez słowa sięgnął do schowka pod swoim siedzeniem i do tyłu przerzucił jej nóż myśliwski w pokrowcu, jeden z tych mniejszych, lub średnich, zależnie od tego jak na niego patrzeć. - Tylko te ręce mu na razie zostaw, bo nie obiecuję Ci, że cię nie udusi. - Mruknął, bo przecież bardzo prawdopodobnie chłopak był szkolony, i jak do tej pory nie dali mu jednoznacznie znać, że na pewno jest bezpieczny, chociaż ten spokojny głos Vei mógł być nawet przekonujący, no i sam fakt, że chciała go wyswobodzić.
    -Dlaczego miałbym ją dusić? - Chłopak odparł w końcu, kiedy Vea zdjęła mu szmatkę z ust. - To ty mnie wtedy walnąłeś? - Chłopak spytał w końcu wystawiając dłonie w stronę Vei.
    -Rozbudzałeś się, uwierz mi, ludzie Russela potraktowaliby cię mniej przyjemnie. - Mruknął.
    Jayden nie skomentował tego. - Francesca, tak? - Spojrzał znów na Veę odchylając się w swoim siedzeniu. - Co właściwie się stało?
    -To ty nam powiedz. - Odparł Seth akurat kiedy zatrzymali się na jego miejscu parkingowym. - Nóż? - Kiedy tylko go otrzymał schował go znów do schowka i jako pierwszy wysiadł z samochodu, później otwierając tylne drzwi. - No już. Tylko bez żadnych prób ucieczki. Naprawdę staramy się pomóc. - Oznajmił. - Poza tym narobisz tylko rabanu, a ja będę musiał Ci strzelać po nogach. - Uprzedził jeszcze przy okazji, i nawet się uśmiechnął, że niby żartuje, ale wcale nie żartował. Kiedy wszyscy z samochodu wysiedli zamknął go i przodem puścił chłopaka wskazując mu kierunek i ruszył za nim. - Wyjaśnimy sobie wszystko u góry. - Dodał jeszcze, bo nie chciał omawiać niczego tutaj, gdzie każde słowo niosło się echem po całym garażu. Później wkroczyli do eleganckiego lobby w którym z uprzejmym uśmiechem powitał ich konsjerż. - Jak minął dzień, panie Davis?
    -Fantastycznie. - Seth uśmiechnął się do niego i zaraz wszedł do windy wduszając piątkę. Dwa razy. Później odchylił się wciskając ręce do kieszeni spodni.

    OdpowiedzUsuń
  110. Może zrobił to celowo, ale Vea miała zamiar przecież wcześniej chłopaka rozwiązać, tylko w trakcie tej ich wymiany zdań i pospiesznego wsiadania do auta zupełnie zapomniała. Faktycznie mógł się ocknąć i ich zaatakować, więc lepiej by było, gdyby był nieprzytomny, aż dotrą na miejsce, ale z drugiej strony – kto by go dźwigał? Choć rzeczywiście był jakiś taki chudy i mizerny, wyglądał na młodszego niż był.
    Tak czy siak, Vea przelazła między siedzeniami, bo głupio było go tak zostawić związanego.
    - Żartowałam – szepnęła do Jaydena tak, aby Seth nie słyszał, choć gdyby się skupił, to pewnie mógłby do usłyszeć.- Wcale cię nie walnę. A nim się nie przejmuj, on tylko tak straszy, bo trochę nadopiekuńczy jest – wyjaśniła, wszystko szeptem, uśmiechając się przy tym nawet lekko, jakby z zadowoleniem, no bo cholera, to przecież oznaczało, że Seth się nią przejmuje, nie? – Yhym – zamruczała już głośniej.- Seth cię wyciągnął z ich auta. Pamiętasz, jak się tam znalazłeś? – zapytała jeszcze, ale chyba w tym momencie nie pamiętał, bo miał tylko na twarzy wyraz zamyślenia, jakby się nad tym zastanawiał. No nic, faktycznie lepiej będzie porozmawiać na miejscu, a nie w aucie.
    Oddała Sethowi nóż, chciała też dodać z nutą satysfakcji „widzisz, nic mi nie zrobił”, ale nie powiedziała tego, tylko wszyscy wysiedli z auta.
    - Dobra, daj mu już spokój, przecież idzie – powiedziała jeszcze, bo te wszystkie groźby naprawdę były zbędne, zwłaszcza, że przecież widać było, że nie chcą nikomu nic zrobić, tylko porozmawiać.
    W chwili, gdy usłyszała „panie Davis”, Vea mało nie parsknęła śmiechem. Musiała odwrócić głowę i przyłożyć dłoń do ust. Szeroki uśmiech widniał na jej twarzy jeszcze wtedy, gdy wsiedli do windy. Instynktownie trzymała się blisko Setha, sama nie wiedziała dlaczego. Stałą blisko niego, bardzo blisko wręcz. Oni obcinali Larkina wzrokiem i on w sumie robił to samo, obserwował ich.
    - Parę ładnych lat się nie widzieliśmy – odezwał się w końcu, kierując te słowa do Vei.- Od szkoły. Tylko jakoś wcale nie urosłaś.
    - Ty chyba też nie – odparowała z rozbawieniem. Bo naprawdę wyglądał na młodszego, nic więc dziwnego, że Seth uważał go za dzieciaka. Do najwyższych nie należał przecież, a 60kg jak na dorosłego mężczyznę to przecież mało.
    - To twój facet? – wystrzelił pytanie, wskazując na Setha, jakby wcale go tam nie było. Vea jedynie zerknęła w górę, chcąc sprawdzić jego reakcję i sama nie odpowiedziała od razu.

    OdpowiedzUsuń
  111. Widząc jej uśmiech uniósł tylko brew. Właściwie jego pierwszą myślą było, że całkiem ładnie wygląda, ale zaraz zastąpił to wywróceniem oczu. Może nie było to takie oczywiste, ale mieszkając w apartamentowcu, bez strażników na wjeździe wolał nie kojarzyć się ludziom z mafią, albo nawet z rodzinnym biznesem alkoholowym. Im mniej ludzie wiedzieli tym lepiej.
    Na Jaydena patrzył raczej kontrolnie, jakby w każdej chwili mógł czegoś spróbować. Mógł, chociaż nie sprawiał takiego wrażenia. Ogólnie nie sprawiał wrażenia jakby mógł być jakimś zagrożeniem. Ot młody chłopaczek. Mafia Larkinów nie była nawet typową mafią, to bardziej rodzinny biznes, który działał poza prawem, rzadko stosowali przemoc (raczej tylko kiedy było to konieczne, oczywiście będąc przygotowani na ewentualności).
    Chłopak wzruszył ramionami. Miał może 1.7m, na oko i może była jeszcze dla niego szansa, że urośnie, chociaż niekoniecznie. Twarz miał też taką dziecinną, żadnego zarostu i niewinne rysy. O ironio.
    -Tak. - Odparł bez większego zastanowienia. Znacznie łatwiej było powiedzieć, że są razem niżeli wyjaśniać, że teoretycznie są zaręczeni, chociaż wcale nie i że wielkimi krokami zbliża im się ślub, podpiął to pod część przedstawienia, nawet jeśli odruch aby tak odpowiedź pojawił się w nim z kompletnie innego powodu, znacznie bardziej żałosnego. Sięgnął, aby wdusić guzik jeszcze raz, ale nim zdążył tego zrobić, bo drzwi od windy się otworzyły. Tym razem to on ruszył przodem w końcu otwierając drzwi od swojego lokum, wklepując szybko kod kiedy dotarł już do środka. Poczekał, aż ich dwójka wejdzie do środka i zamknął za nimi drzwi. Wystrój przypominał widoki jakie widuje się w ekskluzywnych magazynach o wystroju wnętrz. Od korytarzu otwierał się aneks kuchenno-jadalny. Jedno z najbardziej czystych pomieszczeń, zadbanych i rzadko używanych. W salonie stał 60 calowy telewizor, zaraz pod nim siedziały dwie konsole, Play Station i Xbox, gdzieś na czarnej kanapie z krwisto-czerwonymi dodatkami leżał pilot, z nieporządku można było zapewne tylko uczepić się szklanki na ławie i miski zapewne po popcornie.
    -Dostanę coś do picia? - Chłopak spojrzał na Setha po rozejrzeniu się, później bez pytania przysiadł na stołku w kuchni. - Właściwie to jaki dziś dzień?
    -Czwartek. - Zmarszczył brwi zerkając do Vei, później kierując się do lodówki z której wyjął mu butelkę wody.
    -W takim razie nie piłem niczego od wczoraj. - Skrzywił się. - A macie telefon? Powinienem zadzwonić do rodziców, mama pewnie potwornie się martwi. Byłem z kolegami na biwaku, w środę wieczorem wracaliśmy i wtedy coś stało się na drodze, jakiś koleś stał przed samochodem, chyba walnął w jakiegoś jelenia czy coś... chcieliśmy mu pomóc, mówił, że mu telefon padł. To pożyczyłem swój. No i że jeszcze kolega poszedł w las szukać jakieś leśniczówki, żebyśmy mu pomogli, że pewnie się zgubił. W pewnym momencie musieliśmy się rozdzielić i wtedy film mi się urwał. - Wyjaśnił odkręcając butelkę.
    -Czyli widziałeś kto cię porwał?
    -No w sumie to nie... Było ciemno, szczerze to ledwo zobaczyliśmy ten jego samochód i musieliśmy gwałtownie hamować.
    -Super. - Seth westchnął opierając się o ladę.

    OdpowiedzUsuń
  112. Kiedy pojawiła się w zasięgu jego wzroku rzucił do niej butelkę, później wzrok znów skupiając na chłopaku.
    -Nie znasz mojej matki. Nie chcecie mieć później przez to problemów. - Seth westchnął ciężko na te słowa i wręczył mu swoją komórkę, teraz uważnie patrząc mu się na ręce. - I nie bardzo. Powiedziałbym, że jakiś Opel... tak, to był chyba Opel. Szary... chyba, sedan. - Dodał jeszcze nim wykręcił numer.
    -Nie wiem czy to aż tak wiele zmieni. I tak nie było go już cały dzień. Poza tym, dzwoni. - A skoro chłopak dzwoni to przestaną go szukać. - A ten Opel. Na pewno wzięli taki samochód, żeby nie rzucał się w oczy. - Stwierdził. To miało sens. Nic nie miało się rzucać w oczy, Jayden miał pamiętać jak najmniej, tak, aby z łatwością można było oskarżyć ludzi Russela. Przynajmniej tak zakładał Seth, chociaż jeszcze nie miał czasu myśleć, co by im to zyskało. Oprócz oczywiście aresztowania ludzi Russela, którzy byliby teraz podejrzani o porwanie. Nawet nie wiedział czy ma siłę teraz o tym myśleć.
    W tym wszystkim nawet nie zauważał jak blisko niego trzymała się Vea. Zdecydowanie za bardzo skupiał się na Jaydenie, przysłuchując się jego próbom uspokojenia swojej rodzicielki. Z niemą aprobatą przyjął to, że chłopak nie powiedział o żadnych konkretach; tego gdzie znajduje się teraz, ani od kiedy się znalazł, ani co się stało wtedy kiedy go porwali. Cwaniak właściwie nic ważnego nie powiedział.
    -Możesz się położyć. - Zerknął na Veę. - Sypialnia jest tam. - Wskazał ruchem podbródka. - Tylko jest syf. - Przyznał ze wzruszeniem ramion, bo ubrania leżały po podłodze, znałyby się pewnie jakieś talerze i kubki, niepościelone łóżko, które zapewne było najmniejszym problemem.
    -Dzięki. - Chłopak mruknął i właśnie miał oddawać komórkę, kiedy na ekranie wyskoczyła wiadomość. - O napisała do ciebie jakaś... Emma... i dołączyła jakieś zdjęcia... ciekawy wieczór, huh? - Chłopak przeczytał powoli i wdusił na wiadomość za nim Seth zdążył wyrwać mu telefon z ręki. Tym razem przynajmniej była w bieliźnie i koniecznie namawiała go na zdjęcie z niej tej drobnej ilości ubrań, bo wczorajszym wieczorze bawili się tak dobrze. Zablokował ekran i wsunął komórkę do kieszeni spodni.
    -Może jednak odwiozę go od razu. - Chwycił chłopaka za fraki podciągając go do przodu, prawie przez pół lady.- Skoro jest bezużyteczny można się go pozbyć. - Zmrużył oczy spoglądając dzieciakowi w twarz, który nagle przybrała spanikowany wyraz twarzy.
    -No sory. Ja naprawdę nie pamiętam nic więcej. Przebudziłem się tylko na chwilę, ale zaraz potraktowali mnie jakimś preparatem, bo się zrobiłem senny, gadali coś, ale no nie wiem... byłem przymulony. Wiem tylko, że strasznie kawą waliło. Jakby mieli tego całą produkcję, no i było dość chłodno. A później już mnie zabrałeś z tego bagażnika. No nic więcej mi się nie rzuciło w oczy. - Seth miał niezmienny wyraz twarzy, tak samo ostry, jakby miał go zaraz dźgnąć. - Przysięgam. - Chłopak dodał i Seth trzymał go jeszcze tylko chwilę nim go puścił i aż stołek się zachwiał kiedy chłopak na niego wrócił.

    OdpowiedzUsuń
  113. Vea miała rację co do kolegi, który mógłby narobić rabanu, a raczej kolegów, z tego co Jayden mówił wychodziło na to, że było ich tam więcej niż jeden. Chłopacy zapewne zgłosili się już do jego rodziców, a skoro to zrobili, jeśli to zrobili, jego rodzice pracując w takim a nie innym biznesie zapewne się sytuacją zaniepokoili (lekko ujmując).
    Zdecydowanie nie chodziło o to, że chłopak nie wiele im powiedział. Od początku Seth przypuszczał, że na niewiele się to zda. Może trochę chodziło o to, że nie powiedział im nic pożytecznego. Ale tylko częściowo. Był za to potwornym wrzodem na tyłku i Seth miał ochotę po prostu rozwalić mu głowę. Właściwie to już nawet sięgał po jego głowę, aby walnąć nią o blat i pewnie rozkwasić dzieciakowi nos, ale wtedy poczuł jak Vea zabiera mu komórkę. Przeklął pod nosem, bo kiedy się obrócił ta była już w drugim końcu kuchni i po jej minie łatwo było stwierdzić, że nie spodobało jej się to co tam znalazła. - Kurwa, Vea. - Warknął odbierając jej telefon. Nie chciał, żeby to oglądała, nie dlatego, że się wstydził, ale dlatego, że w jakiś sposób może ją to skrzywdzić. Mimo tego co sobie wtedy powiedzieli, wcale nie chciał aby odczuła to tak jakby była tylko zabawką, którą może w każdej chwili wymienić. Tak naprawdę nawet nie lubił Emmy, była potwornie upierdliwa, ale potrzebował tego seksu, czysto fizycznie. Ich zbliżenia, zbliżenia z Veą były... inne. Nie chciał jej po prostu przelecieć. Ale tak to przecież będzie wyglądać, i on też zapewne tak właśnie to rozegra, bo jakby inaczej?
    -Kłopoty w raju, huh? - No i nie wytrzymał. Chwycił głowę chłopaka i walnął nią o ten blat, ale tylko tak, żeby nabić mu guza na czole, a nie cokolwiek łamać.
    -Zamknij się. - Wycedził przez zęby dając mu ostrzegawcze spojrzenie. Chłopak przełknął ślinę trąc jeszcze czoło. Wydawało się, że bardzo szybko zapominał o nieprzyjemnościach jeszcze sprzed chwili. Pamięć złotej rybki, normalnie.
    -Zadowolona? - Mruknął spoglądając znów do dziewczyny. Mógłby się tłumaczyć, jasne, i mógłby też ją przeprosić, mówić, że to wcale nie tak jak to wygląda, chociaż... pewnie właśnie tak było. Ale przecież to Seth. Nie miał najmniejszego zamiaru jej się tłumaczyć. - Myślałaś, że co tam znajdziesz? Miłosne wierszyki? - Uciekła z tym telefonem jakby miało być na nim coś kompromitującego, coś może zabawnego, co mogłaby mu później wytykać. - Przecież chodziło tylko szukanie ujścia. - Wytknął jej jeszcze, chociaż wcale nie chciał tego mówić, a raczej normalnie by jej tego nie powiedział, nie musiał, nie było to w ogóle konieczne, ale z tym wszystkim na głowie, i tymi nerwami miał na to po prostu ochotę, tylko po to aby wetrzeć jej to w twarz, tak po złości.

    OdpowiedzUsuń
  114. Chłopak za to szybko dostrzegł jej zaszklone oczy, może nie tak szybko, bo w pierwszej chwili miał mroczki przed oczami, ale kiedy złapał ostrość to uśmiechnął się do niej. - Hej, nie no... to nic takiego. - Sięgnął do rozcięcia. - Bywało gorzej. Nie martw się. - Wiedział, że to nie o niego chodziło, ale najwidoczniej starał się po prostu coś zrobić, coś, żeby Vea nie była już w takim stanie, na który Seth nawet nie zwrócił uwagi. - Wystarczy przemyć, nalepi się plasterek i będzie dobrze. - Znów się do niej uśmiechnął. - Masz tu jakieś...- Ale nie zdążył dokończyć bo Seth rzucił apteczkę na blat, chłopak wzdrygnął się nieco, ale sięgnął do niej. - Ja naprawdę chciałbym wam powiedzieć coś więcej, ale nic nie pamiętam. No ten gość miał brodę na przykład, no ale kurczę, mało to takich? No i w samochodzie pachniało nowością, tak mi się wydaje. Wiecie takim, no może nie nowością, ale tak jakby był czyściutki, nie żebym widział, ale to tak pachniało. - Stwierdził, ewidentnie starając się rozluźnić atmosferę. Przynajmniej mogli się dowiedzieć czegoś, co on wcześniej uznał za nieistotne.
    Seth spoglądał na Veę przez większość czasu, minę miał niewzruszoną, może nawet nadal odbijało się na niej zdenerwowanie, ale w ogóle nie był zadowolony z tego jak to rozegrał. Zazwyczaj czułby chociaż namiastkę chorej satysfakcji, ale nie tym razem.
    -Hah, widzisz, nic takiego. - Podniósł się z miejsca kiedy dziewczyna nalepiła mu już plasterek na czoło. - Powiem, że to przy tym przewozie się uderzyłem. - Dodał, zapewniając, że nie wyda, że Ci sami ludzie, którzy mu pomogli, jednocześnie go uszkodzili. - To może już... - Zerknął w stronę wyjścia.
    -Twój ojciec mówił coś o ludziach Russela, lub Blackwellach?
    -Znaczy... uh.. nie powinienem nic mówić... no ale Ivan Blackwell ostatnio składał ojcu jakieś propozycje, a no z Russelami to się nigdy nie dogadywali dobrze. To akurat żadna tajemnica, zawsze mieli napięte stosunki, i to tak całkiem poważnie... - Wyjaśnił.
    -Dobra, teraz możemy jechać. - Seth oznajmił. Jego telefon zawibrował i kiedy wyciągnął go z kieszeni na wyświetlaczu widząc znów Emmę, zacisnął go mocniej, jakby miał go zgnieść i połamać, ale wcinsął go znów do kieszeni i otworzył drzwi, aby wypuścić wszystkich na zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  115. Sam miał zaproponować, żeby chłopak się z nim skontaktował gdyby coś jednak się dowiedział, lub jakby sobie coś przypomniał, ale Vea była pierwsza. Zatrzymał się aż w miejscu słysząc, że dziewczyna chce iść sama. - No chyba sobie żartujesz. - Prawie warknął, ale przyciszonym tonem, prawie chwycił jej za ramię, ale jednak tego nie zrobił po prostu podchodząc do niej bardzo blisko. - Co ty odwalasz? Przecież odwiozę cię do siebie, twój samochód siedzi u nas na podjeździe. - Przypomniał jej. Może nie wszyło dobrze, właściwie wyszło beznadziejnie, ale przecież nie miał zamiaru jej teraz tak puścić, przecież ona nawet nie wiedziała gdzie jest.
    Zerknął jeszcze na chłopaka, żeby się upewnić, że nadal tam stoi. Jayden stał, w miejscu, nie patrzył nawet w ich stronę, wsunął ręce w kieszeń bluzy i patrzył ślepo przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  116. Miał ochotę po prostu na nią wrzasnąć. Nic konkretnego, tak po prostu, ale zagryzł tylko szczęk wiedząc, ze nie może sobie przecież na to pozwolić. W ogóle nie powinien na nią krzyczeć miała prawo robić co chce, ale teraz miał to głęboko w poważaniu. - Idź. Blackwellowie na pewno się ucieszą jak cię zobaczą gdzieś na mieście. - Mruknął jeszcze. Nie miał zamiaru teraz na siłę ciągnąć jej do samochodu. Szła sama na własną odpowiedzialność. Nie czekał nawet na jej odpowiedź, tylko dołączył zaraz do Jayedna, a raczej przeszedł obok niego, a chłopak sam szybko do niego dołączył i zaraz przeszli przez drzwi, i byli już przy samochodzie. Musieli jechać do innego miasta.
    Zerknął na chłopaka. Jakoś nie widziało mu się przebywanie z nim w jednym samochodzie przez tyle czasu. - Tylne.
    - Ale...
    -Siadasz na tylnym siedzeniu. - Powtórzył ostro.
    -Wiesz, że ona się mało nie popłakała.
    Seth milczał. Przełknął tylko ślinę. Oczami przesunął po kierownicy zaciskając na niej palce.
    -Mogłeś chociaż przeprosić, a nie tak naskakiwać na nią.
    -A kto jej kurwa na głos oznajmij o smsesie? - Warknął w końcu odpalając silnik.
    Teraz chłopak milczał.
    -Ale to taki problem? Jakiś głupi jesteś, że się oglądasz za innymi.
    -Przysięgam uduszę Cię. Jeszcze słowo i podrzucę twoim rodzicom, twoje martwe ciało. - Zawarczał.
    -Prze-
    -Albo zadźgam. - Dodał i po tym chłopak już zamilkł. Cóż, Seth wyglądał na bardzo niestabilnego i nie było już Vei, która by go powstrzymała, więc to, że mógłby Jaydena zabić było nawet prawdopodobne. Torres mruczał jeszcze pod nosem, że nie będzie go kurwa, gówniarz pouczał i mruczał też coś o Vei i klął przez dłuższy czas, aż w końcu załączył radio i spędzili resztę trasy w milczeniu. Zapewne kusiło go, żeby skomentować jakoś zachowanie Setha, ale najwyraźniej po tylu spięciach w końcu dotarło do niego, że jeśli przegnie to w końcu się doigra. Ten guz na głowie to był naprawdę drobny uszczerbek na jego zdrowiu.
    Kiedy dzieciaka podrzucił do domu wrócił prosto do swojego apartamentu. Nie miał zamiaru rozmawiać ze swoimi rodzicami, ani sprawdzać, czy Vea może tam jest, a może była, a może ktoś z nią rozmawiał. Nie chciał tego. Miał tylko ochotę coś rozwalić, wrzucić z siebie wszystko co się w nim nawarstwiało od kiedy... od kiedy się ostatnim razem całowali. Pojechał więc prosto na strzelnicę w której mieli worek treningowy. Siedział tam tak długo, aż niemalże nie miał siły prowadzić znów do domu.
    Zorientował się, że miał też aż nadto czasu aby myśleć, ale kiedy w końcu ochłonął zabrał się za szukanie kto mógł ostatnio wynajmować Opla, zakładał, że nie ryzykowaliby z kupnem, chociaż czy by kupili czy wynajęli coś na pewno sfałszowali, ba może nawet tak, aby doprowadziło to do Russelów, a nie ich. Co za bagno. Po około trzech dniach pojawił się w końcu w rodzinnej rezydencji. Przez pierwsze dwa cieszył się, że ma w końcu spokój i że kontakty z Veą mu się urwały, w końcu mógł myśleć przejrzyście, ulgę szybko zastąpił jednak niepokój, kiedy zobaczył jej samochód na podjeździe. Jeszcze nie wiedział o co chodziło, przecież mogła po prostu tu przyjechać, tylko po co? Poza tym... samochód stał identycznie jak go dziewczyna zostawiła.
    -Jest Vea? - Zagadnął lokaja, kiedy tylko przekroczył próg. Ten zaprzeczył, dopytał się jeszcze czy tu była, na co też dostał negatywną odpowiedź. Już miał kierować się do salonu gdzie słyszał rozmowę swoich rodziców, ale chwycił za komórkę i zadzwonił do rezydencji Accardich, pytając się o Veę, tylko, że napotkał na kolejną negatywną odpowiedź.
    -A kiedy ostatnio była w domu? - Dopytał się. Przecież mogła wyjść gdzieś dzisiaj rano. No przecież na pewno wróciła do domu, gdzie indziej by się szwendała? Wtedy na myśl przyszło mu to wzgórze, o którym mu wspominała. Będzie musiał to sprawdzić, za nim wywoła panikę. Później aż ścisnęło go w żołądku, kiedy pomyślał, że może to nie z własnej woli nie odzywa się przez ten czas...

    OdpowiedzUsuń
  117. Rozmowa przebiegła tak szybko, że nie zdążył nawet powiedzieć ‘proszę się nie martwić, chyba wiem gdzie ją znajdę’. Było za późno. Pokręcił tylko głową z westchnięciem i schował komórkę do kieszeni nie robiąc nic więcej. Nie potrzebuje, żeby wybrała z nim teraz cała pielgrzymka. Ojciec podniósł się nawet z miejsca i już miał coś mówić, kiedy Seth zdążył tylko rzucić. - Teraz nie mogę. Pożyczę twój laptop. - Już wskakiwał co drugi stopień na piętro. Dopadł do biura ojca i faktycznie starał się namierzyć najpierw jej telefon, co doprowadziło go do ich rezydencji, później pager, a na końcu kartę kredytową, co z hakowaniem zajęło mu godzinę. Przez ten czas nie odbierał swojego telefonu, nie rejestrował nawet co mówił do niego ojciec, który w pewnym momencie pojawił się w drzwiach. Nie wyglądało to dobrze. Naprawdę zaczął rozważać czy jednak jej nie porwali. Zaraz zaczął sobie pluć w brodę, że trzeba było ją jednak siłą zaciągnąć do tego samochodu. Przecież jeśli... Odsunął się do biurka i zaraz szedł już na dół. Ojciec wspominał coś chyba o telefonie od pana Accardi, dobrze, niech mają między sobą kontakt, przy okazji nie musiał ich już wtajemniczać, dodał tylko, aby poczekali z poszukiwaniami, dopóki czegoś nie sprawdzi.
    Zaraz siedział już w samochodzie. Próbował skojarzyć sobie gdzie dokładnie były te wzgórza. Cóż nie było to jedno specyficzne miejsce, które mu wskazała i trochę mu zajęło, nim w końcu znalazł to odpowiednie. Poczuł jakby ktoś podniósł mu z klatki piersiowej żeliwo. Wysłał swojemu ojcu wiadomość, że się znalazła i komórkę zostawił w samochodzie. Chwilę stał tylko obserwując ją z daleka, aż w końcu przeszedł dystans aby usiąść obok niej. - Ładnie tu. - Skomentował, chociaż to wcale nie to co miał na końcu języka. Chciał wyrzucić z siebie masę pretensji, przypomnieć jej, jak rodzina się martwiła, albo chociażby przyznać, że cieszy się, że żyje. Chyba naprawdę się cieszył. Patrzył jeszcze chwilę przed siebie nim zerknął w jej stronę.

    OdpowiedzUsuń
  118. Wcale nie było łatwo ją znaleźć. Zjeździł okolicę w jakieś pół godziny, dodając do tego kolejne pół na chodzenie, bo przecież nie wszędzie można było dostać się samochodem, ale nie miał zamiaru przyznać ile czasu jej szukał, powoli tracąc nadzieję, że w ogóle ją znajdzie. Przeszedł przez całą falę wątpliwości, od tego czy to na pewno dobre miejsce, do tego czy w ogóle miała szansę tu przyjść, a może już wróciła, może nigdy nie przyszła, może leży już w jakimś kontenerze odpływając do innego stanu. I to wcale nie było wyolbrzymianie. Mogło stać się jej wiele nieprzyjemnych rzeczy.
    Uniósł brew spoglądając na nią. Milczał chwilę nim odwrócił wzrok znów przed siebie. Dobrze wiedziała dlaczego i właśnie dlatego nie miał zamiaru jej tego mówić. Myślał jeszcze przez dłuższą chwilę co powinien powiedzieć. Miał wystarczająco czasu, aby to zaplanować, a mimo wszystko tego nie zrobił.
    -Przepraszam. - Tak, może od tego powinien zacząć. To dobry początek. Powoli wypuścił powietrze z płuc. - Jes- Uciął wyrzucając z głowy wszystko co chciał powiedzieć, to że jest skurwielem, że mieli fatalny dzień, że mówił wiele rzeczy w nerwach, może nawet z zazdrości, już nawet zaczął układać w głowie jakiś konkretny plan na to co powiedzieć i jak to powiedzieć. - Wcale nie chodziło tylko seks. Zwłaszcza tobie, powiedziałaś tak, żeby się chronić, ale gdybyś powiedziała prawdę ja i tak bym wszystkiemu zaprzeczył. - Wzruszył ramionami. - Tak naprawdę w ogóle tego nie rozumiem. - Przyznał. - Ale na pewno nie chciałem Cię wtedy tylko przelecieć. Nie pytaj mnie o co mi w takim razie chodziło, bo nie wiem. Ale wiem, że nie zawsze myślę racjonalnie kiedy jesteś w pobliżu i że jestem cholernie o ciebie zazdrosny i że ostatnie kilka godzin, kiedy dowiedziałem się, że nigdy nie dotarłaś do domu było jak piekło. - Znów spojrzał przed siebie milknąc.

    OdpowiedzUsuń
  119. Nie miał zamiaru sprzeczać się z nią o prawdę, bo nawet jeśli nie miał racji, to chociaż przyznawał się do tego jak wygląda to po jego stronie, chociaż kiedy tylko przypomniał sobie jak się całowali nie potrafił uwierzyć w to, że dla Vei miałoby to być tylko szukaniem czegoś czysto fizycznego.
    Nie słysząc od niej żadnej reakcji, aż odwrócił w jej stronę głowę. Na twarz mimowolnie wstąpił lekki uśmiech, widząc jej wyraz twarzy. - Aż tak źle? - Uniósł brew do góry. - Chodź. - Zaczął się podnosić. Uczucia nie były jego mocną stroną, ani takie wyznania, więc mimowolnie chciał się z tego już wydostać, prawie tak jakby wcale nie chciał znać jej zdania, chociaż chciał. Albo... sam nie wiedział już czego chce. Znowu robił się skołowany. - Szczerze to rozumiem dlaczego mi nic nie powiedziałaś, ale twój ojciec przez te kilka godzin to chyba osiwiał za wszystkie twoje braki wybryków na raz, ale już powiedziałem, że Cię znalazłem. - Poinformował ją i wsunął dłonie do kieszeni spodni. - Mimo wszystko, miło by było wszystkim pokazać, że jesteś cała i zdrowa. - Kiedy tak o tym pomyślał, to zdał sobie sprawę, że gdyby on zniknął na trzy dni, zapewne tylko jego matka by się martwiła. Zakładając oczywiście, że zniknąłby w dziwnych okolicznościach, bo ogólnie takie okresy ciszy nie były dla niego niczym nadzwyczajnym.
    Odchylił się do tyłu na pięcie i zrobił prawie jedną czwartą obrotu, nim zerknął znów na nią. - Idziesz? Nie zmuszę cię do powrotu do domu... możesz przespać się u mnie. - Dodał jeszcze, bo jakoś nie widziało mu się zostawianie jej tak samej, bez żadnego transportu, ale mogła po prostu nie chcieć pokazywać się jeszcze ojcu.

    OdpowiedzUsuń
  120. Westchnął ciężko. – Z tobą w ogóle nie można rozmawiać. – Mruknął. – Powiedziałem że nie tylko. Oczywiście że chciałem seksu. I nie wiem. Właśnie dlatego nie chciałem o tym gadać, nie mam pojęcia czym byśmy byli, co by się działo na następny dzień. – U niego seks zazwyczaj niewiele zmieniał, ale to nie było do końca było takie zwyczajne, dlatego powiedział ze nie tylko o to chodziło. Nadal nie wiedział o co. Miał pewną teorie ale szczerze powiedziawszy nie chciał jej wcale dopuścić do siebie. Na przeprosiny wzruszył tylko ramionami. I tak już było po fakcie. Tak naprawdę niewiele było mu z jej przeprosin. -Chyba nie masz zamiaru tu zostać i później co? Będziesz wracać pieszo? Zastanów się, Vea. Trochę niezręczności jeszcze nikogo nie zabiło. - Seth niezręczność, albo ewentualnie tak zabarwioną atmosferę ignorował. Teraz wcale nie czuł się niezręcznie. Skupiał się na tym, żeby nie stracić jej teraz z oczu i żeby znów przypadkiem nie zapadła się gdzieś pod ziemię. Miał szczęście, że ją tu znalazł, teraz już by tu nie wróciła.
    Nie myślał nawet dłużej, po tym jak tak wszystko z siebie wyrzuciła. Po prostu przyciągnął ją do uścisku. Nawet nie wiedział co w nim pchnęło go do tego. Może dlatego, że nic co by powiedział nie polepszyło sytuacji. Miała prawo się tak czuć, zważając na to co się działo od felernego przyjęcia zaręczynowego to nawet nic dziwnego. Przesunął nawet dłonią po jej plecach jakby chciał dodać jej otuchy.

    OdpowiedzUsuń
  121. -Nie chciałem tego omawiać, bo nie wiem! - Podniósł głos. Nie omijał tematu tylko po to, żeby go omijać, po prostu nie miał żadnych odpowiedzi, na te wszystkie pytania, które mu zadała i które mogłaby mu zadać. A o kwestii dziecka nie chciał już wspominać, bo już zdążył ten temat w swojej głowie zamknąć.
    Nawet nie miał ochoty odpowiadać na resztę, jeśli miała nie zmienić zamiaru, przerzuciłby ją po prostu przez ramię i i tak zabrał, tylko już nie do swojego apartamentu, tylko prosto do domu. Odczuł jednak ździebko ulgi, kiedy usłyszał, że dziewczyna chce wracać I, że tak po przyjacielsku go poklepała po plecach. Uśmiechnął się nawet do siebie.
    Obejrzał się w stronę odgłosów. Pierwsza myśl mówiła mu, że to jednak jego ojciec, albo ojciec Vei przysłali tu kogoś, ale szybko dotarło do niego, że nie. Ruszył pędem w stronę swojego samochodu. Nie miał przy sobie nawet broni. Wiedział, że już nie odjadą jego samochodem, ale udało mu się złapać pistolet i telefon w ostatniej chwili, nim cofnął się do maski. Szybko udostępnił swoją lokalizację i wysłał jeszcze wiadomość do ojca, bo nie miał wbudowanych żadnych alarmów. Może powinien, kiedy odwrócił się, licząc, na to, że Vea, też będzie obok niego usłyszał jej krzyki. Zmroziło go. Wewnątrz. Sprawdził ile ma pocisków i wyjrzał zza samochodu, jedynie na chwilę. Zaraz przeklął. Było ich za dużo. I wtedy jeszcze usłyszał ten głos.
    -Jasne, żeby twoje osiłki mnie zdjęły. - Mruknął sceptycznie, kładąc się bardziej po ziemi, żeby zobaczyć czy może trafiłyby w nogi. Największy jednak problem tkwił w tym, że gdyby zaczął strzelać, oni mogliby zastrzelić Veę. Jakikolwiek fałszywy ruch mógł źle się skończyć dla Vei. -Zakładałem raczej, że chcesz się pozbyć nas oboje. - Odparł nawet zgodnie z prawdą.
    Poczuł jak skoczyło mu ciśnienie na same słowa, dłoń zacisnęła mu się na broni mocniej. Nie zareagował jednak jeszcze nie chcąc po sobie pokazać, że mu zależy, bo jeśli na czymś mu zależy Ivan to wykorzysta tym bardziej przeciwko niemu. Na ‘podoba ci się taka opcja’ warknął jedynie. - Pierdol się. - Widział zaledwie kątem oka co robią. Wszystko uderzyło w niego na raz. Krew zawrzała mu w żyłach, kiedy tylko się do niej zbliżyli i mało co nie dopadł do nich. Ivana słuchał tylko na wpół, bo krew tak szumiała mu w uszach, że nie mógł się na niczym skupić. Dłoń mężczyzny zaczęła poruszać się niżej, na twarzy miał podły, zadowolony uśmieszek.
    -Dobra. - Wstał podnosząc obie ręce do góry. - Pójdę z tobą, pod warunkiem, że ona wsiądzie teraz do mojego samochodu i stąd odjedzie. - Zerknął w stronę dwóch mężczyzn zaciskając szczęk. Później znów na Ivana. - Jeśli cokolwiek jej się stanie, jeśli jeszcze sekundę będą trzymać na niej łapy, to nie dostaniesz mnie. - Przytknął sobie pistolet do szyi, kierując lufę wzwyż tak żeby pocisk mógł przejść mu przez mózg. - Musisz ją puścić i muszę wiedzieć, że dojechała bezpiecznie do domu. - Cofnął się o krok dla pewności, że któryś nie podejdzie zaraz do niego. - I nie radzę strzelać. Pod impulsem mój palec i tak naciśnie spust. - Zerknął w stronę Vei. Oddychał szybciej. Z tego wszystkiego myślał, tylko o tym, że jeśli faktycznie się teraz zabije, to Vea skończy jeszcze gorzej, bez żadnego układu nie byłaby chroniona. W grę wchodziło też staranie zyskać się im czasu. Jak nigdy naprawdę liczył na swojego ojca. To bagno może się znacznie gorzej skończyć, jeśli nikt tutaj nie przyjedzie.

    OdpowiedzUsuń
  122. - Jakoś nieszczególnie. - Odparł. Dlatego chciał, żeby Vea znalazła się w jego samochodzie, i najlepiej odjechała stąd, bo cały czas myślał o tym, że jeśli się podda Ivan może zrobić z nią później co tylko będzie chciał, bez względu na jakikolwiek układ.
    Tu miał rację, nie było to szczególnie dobre rozwiązanie, mało mnóstwo wad, ale jednak póki co było przynajmniej jakąkolwiek dźwignią negocjacyjną. W końcu chcieli go żywego, przynajmniej powierzchownie, bo opcja w której umiera też Ivanowi pasowała. Poluźnił nieco ucisk na swoją skórę, ale kiedy właśnie miał odejmować broń od siebie Vea chciała się uwolnić. Od razu chwycił broń chcąc skierować strzał na drugiego napastnika, ale wtedy padł strzał prosto pod jego nogi. Na tyle blisko, że trochę trawy wpadło nawet na jego buty. Przeklął pod nosem unosząc obie dłonie do góry. Mimo wszystko, jeszcze się nie ruszył. Patrząc na Ivana uważnie, później mierząc ludzi za nim, aż w końcu na Veę, kiedy Ivan kazał ją puścić.
    Kiedy mężczyzna kopnął Veę, w odruchu zrobił krok do przodu, ale słowa Ivana upomniały go, co przecież starał się zrobić i zamiast tego cofnął się. Ostatkami siły i przejrzystego myślenia nie rzucił się na faceta, wszystko w nim chciało po prostu zadusić go gołymi rękoma, pierw obić mu mordę, a później udusić, tylko, że za nim by tam do niego dotarł, zostałby postrzelony i przez kogoś przechwycony.
    -Niech się od niej odsuną, co najmniej na trzy metry. - Ivan kiwnął do nich głową, a mężczyźni cofnęli się do tyłu o te kilka kroków. Poruszył dłoń z bronią wskazując na nią wzrokiem na znak, że będzie ją opuszczać. Bardzo powoli, w końcu i tak by tego chcieli, gwałtowne ruchy mogły doprowadzić do strzelaniny. Pozostawił pistolet na trawie, myśląc, że to niestety zbyt daleko, aby teraz przydało się to na coś Vei. - Okej, idę. - Zrobił powoli krok na przód. - Tylko nikt się do niej nie zbliża, ani teraz, ani kiedy wsiądziemy do samochodu. - Zrobił kolejny krok, ociągając się oczywiście ile tylko mógł, jakby czekał na potwierdzenie Ivana. Spojrzał w jej stronę, czując ucisk w żołądku. Znów zacisnął szczęk powtarzając w głowie, żeby w końcu ktoś tu się pojawił. Naprawdę nie miał pewności, czy na pewno nic jej nie zrobią. A musiał mieć pewność. Dobrze, że zostawił kluczyki w stacyjce samochodu. Opuścił ramiona, bo przecież nie miał już nic więcej przy sobie. - Jakim ty jesteś świetnym ojcem, tyle zachodu, żeby znaleźć córeczce partnera. - Których dziewczyna miała pewnie wiele, ale ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć po prostu ‘dla puszczalskiej córeczki’, w końcu to, że on by dostał w twarz, albo nawet jakby go postrzelili to jeszcze pół biedy, ale po złości mogliby zrobić coś Vei, a tego nie mógł ryzykować. No i oczywiście, wiedział, że nie wszystko to było tylko dla Elizy, ale takie gadanie, też mogło dać im trochę czasu, sprowokować Ivana do mówienia. Cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  123. Kiedy mężczyzna tylko do niego podszedł zaraz przeszukał go całego, od stóp do głów. Tym razem nie miał broni przy kostce, a powinien był, a zaraz po tym jego komórka wylądowała na ziemi, Seth wzruszył tylko ramionami, w końcu często nosił tam komórkę, tylko wewnętrznie odetchnął, że nikt nie próbował sprawdzić czy coś ostatnio na telefonie robił.
    Nie miał zamiaru komentować kwestii tego, że Ivan go w jakiś sposób przekona, bo nie wiedział jak chce, żeby Seth dobrowolnie prowadził jego interesy, wiązał się z jego córką bez ryzyka, że czegoś w którymś momencie spróbuje. Jeszcze wzięli by ze sobą Veę, żeby mieć na niego wiecznie haka i w ten sposób manipulować jego decyzjami.
    Widząc tylko jak przez krótką chwilę obaj mężczyźni skupieni byli bardziej na przybywającym zagrożeniu, a nie nim szybko jednego z nich kopnął, a tego który właśnie próbował się na niego rzucić przerzucił przez swoje ramię. Pierwszy szybko się wykaraskał, ale zaraz otrzymał cios w twarz, i kolejny, Seth zapewne chętnie kontynuowałby tą potyczkę, bo uzbierało się w nim tyle, że aż nim nosiło, ale wtedy zdał sobie sprawę, że nie ma to teraz czasu. Oddał ostateczny cios, nokautując przeciwnika, drugiego jeszcze kopnął, kiedy tamten chciał się podnieść, ale wzrok skierowany miał już na Ivana. Rzucił się po pistolet, przejechał się nawet po ziemi, ale nim zdążył się odwrócić strzały padły, a Ivan siedział już w samochodzie. Seth i tak strzelił, kilka razy w szybę, ale po tej rozeszły się jedynie pajączki. Była kuloodporna. Później próbował jeszcze wcelować w opony, ale się nie udało, aż w końcu skończyły się naboje. Odrzucił pistolet i zerwał się do Vei, nie podnosił się nawet dobrze z nóg, bo dziewczyna upadła zaledwie metr lub dwa dalej.
    -Vea, Vea... słyszysz mnie? - Drżącymi dłońmi złapał jej twarz. - Vea. - Pogłaskał jeszcze jej policzek nim zmierzył ją wzrokiem lokalizując dwie plamy krwi na jej ubraniach. - Kurwa. - Warknął pod nosem, było tak wiele krwi. Zwłaszcza, przy ranie na brzuchu, w pierwszej chwili po prostu nie wiedział co robić. Musiał zatamować krwotok, ale czym? Dopiero teraz zaczął rejestrować odgłosy dookoła nich, stękanie ludzi Blackwella, którzy właśnie byli trzymani przez ludzi ojca, jak i głos ojca Vei, i jeszcze więcej hałasu. - Potrzebuję apteczki. - Rzucił w końcu ignorując wszystko inne co się do niego mówiło. - I powiadomcie...
    -Lekarz jest już gotowy. - Ktoś rzucił.
    Kiedy tylko dostał apteczkę przesunął jej bluzkę wyżej i postarał się w miarę możliwości wyczyścić ranę na brzuchu. - Vea, zostań ze mną. - Znów sięgnął do jej policzka, przy okazji zostawiając na nim krwisty ślad. - Będzie dobrze. - Mruczał, chociaż... aż skręcało go na myśl, że może jednak wcale nie być dobrze. Owinął bandaż ciasno wokół niej, mając trochę problem, aby przesunąć go pod nią, ale w końcu się udało. Później na ranę na barku wylał po prostu wody utlenionej przyciskając do niej kilka gaz i ledwo co zalepiając, nim podniósł ją z ziemi. Nie patrzył nawet gdzie dokładnie jest, do którego samochodu wsiada, wystarczyło, że za kierownicą ktoś był.
    -Jedź. - Prawie krzyknął i zaraz skupił się na Vei, położył jej głowę na swoich kolanach. W próbie zatamowania krwawienia, nie był zapewne zbyt delikatny, ale przecież musiał coś zrobić, i nie było czasu, żeby zajmować się tym w nieskończoność. Za to teraz już bardziej uważał. Jedną rękę trzymał na ranie pod obojczykiem, drugą jej policzek. - Już jedziemy, będzie dobrze. - Powtórzył. -Tylko ze mną zostań. - Pochylił się i pocałował ją, delikatnie, a jednak jakby w desperacji. Nie mógł opanować drżenia rąk, ale póki trzymał je na czymś nie było to aż tak oczywiste. Był też zbyt skupiony na niej, żeby myśleć o tym jak wolną i bolesną śmierć będzie miał Ivan, kiedy Seth w końcu do niego dotrze, teraz liczyło się tylko to, żeby dowieźć ją do lekarza.

    OdpowiedzUsuń
  124. Faktycznie, ‘będę żyć’ jakoś do niego nie przemówiło. Skąd mogła to wiedzieć? A później na wiadomość, że rany na brzuchu nie czuje, aż go zmroziło. To nie oznaczało nic dobrego. Powinna czuć, powinno ją boleć, zwłaszcza kiedy oczyszczał to miejsce. Myślał też, że dobrze, że odczuwa ból, nie powinna być w takiej sytuacji w ogóle, ale to że ogólnie odczuwa ból właśnie teraz; lepiej utrzymywał ją przy świadomości niż on.
    Przez chwilę myślał, że jednak niepotrzebnie ją całował, że przez to mu odleciała, ale jednak nie. Przełknął słysząc jej słowa i jakby spróbował się uśmiechnąć. Odgarnął jej trochę włosów z twarzy. - Bredzisz, straciłaś za dużo krwi. - Usprawiedliwił zaraz. Wiedział co sobie dzisiaj powiedzieli, ale jakoś nadal nie chciał przyjmować tego do wiadomości. - Vea, Vea... zostań ze mną, Vea. - Zaczął powtarzać widząc, że zaczęła odpływać. -Ja też... - Szepnął pochylając się nad nią. - Ja też trochę za bardzo Cię lubię. - Mruknął głaszcząc jej policzek. Dużo jej szeptał, żeby została, że będzie dobrze, ale musi być przytomna. Nawet nie wiedział kiedy dojechali na miejsce. Usłyszał tylko otwierające się drzwi. Znów wziął ją na ramiona i tylnym wejściem dostali się do gabinetu lekarza. Pomieszczenie było przygotowane jak sala operacyjna, a oprócz ich głównego lekarza stał ktoś jeszcze, ale Seth nie kojarzył go z imienia.
    -Połóż ją na stole. - Poinstruował go, chociaż ciężko było wybrać jakiekolwiek inne miejsce.
    -W barku nadal ma kulę, ta przy brzuchu przeszła na wylot. - Objaśnił. - Nie wiem ile... ile czasu minęło? - Spojrzał się za siebie.
    -Od postrzału będzie około 15, 20 minut.
    -Straciła dużo krwi. - Seth dodał jeszcze.
    Doktor kiwnął głową już rozcinając jej ubranie i odplątując bandaż który założył Seth i który zdążył już przesiąknąć krwią. - Musicie wyjść. - Oznajmił im.
    -Nigdzie nie idę.
    -Tak będzie dla niej bezpieczniej. - Dodał nie wdając się w dalsze wyjaśnienia. Oczywiście, ojciec Vei nie zostawił jej samej i jeden z jego ludzi został w środku, po tym jak wsunęli na niego fartuch, miał stać w rogu, i nie przeszkadzać. Niechętnie, Seth w końcu cofnął się na korytarz i zamknięto za nimi drzwi. Opadł na krzesło i pochylił się do przodu, zakładając dłonie na swoją głowę. Krew zdążyła już wyschnąć, oprócz tego będąc też na jego ubraniach, ale nie zwracał nawet na to uwagi. Teraz za to miał czas na to, żeby myśleć jak powinni dopaść Ivana, i to, że nie odpuści, dopóki nie będzie miał pewności, że ten skurwiel będzie martwy. Bardzo martwy.

    OdpowiedzUsuń
  125. W tym wszystkim chyba odpowiedział nawet tym samym, kiedy pan Accardi na niego nawrzeszczał. Oboje byli w nerwach, chociaż Seth niczego mu nie zarzucał. Zdziwił się na przeprosiny, bo nawet tego nie oczekiwał. Później pojechał z nimi do domu i przesiedział cały ten czas na korytarzy. Jeanine czasami przysiadała obok niego, próbowała go zagadać, zaproponować coś do picia lub zjedzenia, wcześniej odmawiał, później w którymś momencie po prostu przysunął. A rano znów siedział. Zdążył się jedynie przebrać i umyć z krwi. Wiedział, że dziewczyna się obudzi, i wiedział, że z tego wyjdzie, ale jakoś tak nie potrafił jej zostawić.
    Kiedy jednak usłyszał, że Vea się obudziła nagle nie wiedział jak się zachować. Minął już szok i obawa, że Vea nie przeżyje, więc... co powinien robić? Zawahał się na chwilę, ale w końcu puścił Jeanine lekki uśmiech, jakby w podziękowaniu i wszedł do środka. Do jej łóżka przyciągnął sobie krzesło, które stało nieco dalej, i usiadł na nim.
    -No i żyjesz... - Skomentował, nawiązując do jednej z pierwszych rzeczy, które mu powiedziała, nawet przywołując na twarz uśmiech. - Ta twoja upartość się do czegoś przydała w końcu. - Mruknął przyglądając się jej spuchniętej twarzy. Blokował obrazy, które koniecznie chciały mu przypomnieć dlaczego tak właśnie wygląda, to jak ludzie Ivan ją bili, jak rozdzierali jej bluzkę, i przyduszali. No i nie zablokował. - Chcesz coś? Pić, albo jeść? - Zagadnął, może przypomniało mu się kiedy zauważył jak suche ma wargi. Może i dobrze, bo rozproszyło go to trochę. Cały czas nie łatwo było na nią patrzeć w tym stanie, chociaż lepiej tak, niż gdyby miała być martwa. Właściwie to pierwszy raz, kiedy ją widział od kiedy przywieźli ją do domu i wyglądał gorzej, chociaż doktor mówił, że opuchlizna powinna zejść w przeciągu kilku dni.

    OdpowiedzUsuń
  126. Wstał i podszedł od szafki na której leżał kryształowy dzbanek z wodą, zalał nią szklankę i jej podał, znów siadając na krześle. Spojrzał na nią w pierwszej chwili nie odpowiadając, ale kiedy sama zasugerowała odpowiedź skinął głową z krzywym uśmiechem. - No dobrze nie jest. - Skomentował jeszcze. - Ale gdzieś tam widać, że kryje się twoja niewinna twarz. - Dodał z żartobliwą nutą. - Jak się czujesz? - Zagadnął. Wygląd to jedno, ale niestety przychodziły z tym jeszcze inne konsekwencje, już nie wspominając o ranach postrzałowych, pytanie jednak było na tyle ogólne, że mogła w nim ująć odpowiedź jej ogólnego stanu, tego psychicznego też.
    Wiedział, że dwaj ludzie, którzy zostali pojmani, zapewne byli przesłuchiwani właśnie przez jednego i drugiego ojca, ale nie wiedział jeszcze nic o postępach. Spodziewał się, że raczej łatwo nie pójdzie, więc nie wspominał też o tym Vei, pewnie w tym wszystkim mogła orientować, się że kogoś udało się złapać. Lub nie. Była już wtedy postrzelona.

    OdpowiedzUsuń
  127. Cóż, określeniem niewinna, chciał tylko z przekąsem przypomnieć jej, że nadal ma na tyle delikatny rysy, że właśnie wydaje się taka niewinna, bez względu na to, czy on przestał uważać ją już za dziecko. Może nawet poruszył się w miejscu widząc, że dziewczyna chce się podnieść do siadu, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie może jej szczególnie pomóc i że nijak by to pomogło, żeby bolało ją mniej. Sam się nawet skrzywił na jej minę.
    -Czyli wspaniale. - Mruknął sarkastycznie, bo wiedział, że to nic przyjemnego, a już tym bardziej wspaniałego. Przyglądał się jej jeszcze chwilę, aktywnie szukając w głowie tematu, którym nie musiałby dotykać tego co się stało, ani tego co sobie mówili, łapiąc się na tym, że w sumie nie mieli szczególnie wspólnych tematów do rozmowy. - Wiesz... przez to wszystko to ominęła Cię bura od ojca. - Uśmiechnął się kącikiem ust. - Ominęłaś spanie u mnie i od razu wylądowałaś w domu, tylko z drobnymi komplikacjami. - Stwierdził, no jasne, dwie rany postrzałowe to przecież tylko drobnostki. - Tyle plusów. - Oczywiście przez cały czas żartował. Nie miał wątpliwości, że Vea wolałaby naganę od ojca niż zostać pobita i postrzelona, z groźbą śmierci i innych nieprzyjemnych rzeczy wiszących nad nią w tamtym czasie. Zastanawiał się czy gdyby może jakoś inaczej to rozegrał, czy mogłoby się obejść bez tego wszystkiego...

    OdpowiedzUsuń
  128. - Ja? No coś ty. - Uśmiechnął się szerzej. Akurat nie pomyślał o tym. W tamtym czasie panowała po między nimi taka atmosfera, że zapewne wcale nic by z tego nie wyszło, poza tym Seth trzymałby się od niej z daleka, żeby przypadkiem jednak nic się nie stało. Skoro miał jej nie dotykać w ten sposób, to nie miał zamiaru być pierwszym, który to jednak przełamie. Pocałunek w samochodzie się nie liczył, ani to jak dotykał jej policzka. Sytuacja była wyjątkowa. - Chociaż spanie w jednym łóżku mogłoby się całkiem przyjemnie skończyć. - Mrugnął do niej. (Nie planował kłaść się w tym samym łóżku co ona).
    Emma. Okej, on żartował o wypadku, ona mogła wypomnieć mu ten incydent. - Przypomniałaś sobie jej imię? - Uniósł brew do góry. - Nie wiem. - Przyznał w końcu, wzruszając ramionami. Do tej pory nie odzyskał swojej komórki. Podejrzewał, że ktoś zabrał to i jego samochód, ale nawet nie dociekał co faktycznie się stało. A powinien. W końcu zależało mu na samochodzie, a w komórce mógł mieć kilka ważnych kontaktów biznesowych... taak, tylko te biznesowe były ważne. Ważne, że nie wpadły w ręce ludzi Blackwella, lub kogoś innego. - Ale Jayden dzwonił. - Przyznał. - Głównie to pytał o ciebie, ale w końcu udało mi się z niego wydusić, że nie może mi powiedzieć nic więcej, tylko, tyle, że Blackwell chciał współpracy, ale tylko tyle. Dzieciak wiedział więcej, ale już nie ważne. Wiemy, że tym porwaniem to nie zaliczył żadnych punktów u starego Larkina. Ivan musi robić się sfrustrowany. - Uśmiechnął się z lekka. - Nie wrobił ludzi Russela, Larkin się z nimi nie pokłócił, i jeszcze nie przestał na jego propozycje, i nie dostał ani ciebie, ani mnie. Potknięcie po potknięciu. Może zacznie robić głupie błędy... - Zastanowił się nad tym. Ludzie w nerwach robili głupie błędy, chociaż jednocześnie, zapewne będzie też uważny, żeby przypadkiem nie dać się zabić, mając na karku teraz trzy rodziny, które chciały go martwego.

    OdpowiedzUsuń
  129. Wzruszył ramionami. Zapewne miała rację, nawet nie zapewne tylko na pewno. Jayden od razu zaczął od Vei, może z nią porozmawiałby bardziej swobodnie. Co mógł poradzić? Vei wtedy nie było, a poznali się raczej w kiepskich okolicznościach. W tym wszystkim Jay był pokrzywdzony, ale Seth traktował go jakby to on był winny, że zamiast kokainy znaleźli chłopaka. Cały tamten dzień był kiepski.
    -To wybierz jakiś mniej durny. - Stwierdził odchylając się lekko do tyłu. -Skoro i tak tu utkniesz. O, jakby był jakiś dobry, to może nawet razem pooglądamy. - Z jednej strony chciał dorwać Ivana za wszelką cenę, a z drugiej chciał od tego odpocząć, może nabrać do tego jakiejś perspektywy, z reszta Ivan i tak będzie teraz działać bardzo ostrożnie, najlepiej będzie go obserwować i czekać. I planował też ją odwiedzać. Nie wdawał się w takie szczegóły, jak to dlaczego w ogóle wydawało mu się to takie oczywiste. - Przeszmugluje whisky, albo wino... Chyba, że dadzą Ci jakieś leki, wtedy będziesz mogła popatrzeć na ładne butelki. - Uśmiechnął się kącikiem ust.

    OdpowiedzUsuń
  130. - To bardzo dobrze. Odmóżdżyłoby Cię jakbyś przez ten czas oglądała same durne. - Stwierdził nawet nie kompletnie żartobliwym tonem. Sam też czasami oglądał głupie filmy i ich efekty można było poczuć na własnym ciele. Chociaż nie pamiętał kiedy ostatnio miał czas po prostu usiąść i pooglądać telewizje. Mecz. Chętnie zobaczyłby jakiś mecz, ale może później. Kiedy sprawa z Blackwellami się uciszy. A później pojawi się jeszcze coś i jeszcze cos. Może obejrzy mecz jak wróci do domu...?
    Skrzywił się z lekka niby przez uśmiech i uniósł ręce w geście kapitulacji. -No w twoim stanie raczej tak. - Potwierdził. - Chyba lepiej już pójdę. - Podniósł się z miejsca. - Jeszcze weźmiesz i rozerwiesz szwy przeze mnie. - Właściwie to nie dlatego chciał już iść. Właściwie to nie był pewien dlaczego... jakby stwierdził w swojej głowie, że limit na zwyczajną rozmowę się skończył, a może czuł, że trochę jest mu zbyt swobodnie. - Zdrowiej. - Uśmiechnął się do niej kącikiem ust, nim odstawił krzesło na swoje miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  131. Torres tego tak nie odebrał. Wybrał po prostu zły moment aby iść, bo faktycznie nie wyglądało to najlepiej, z jej perspektywy przynajmniej, czego też nie mógł wiedzieć i nawet nie skupiał się na myśleniu o tym.
    -Jasne. - Zbliżył się znów do łóżka. Wbrew pozorom pomaganie wcale nie było takie łatwe, ale wspólny siłami udało się, aby znów leżała. - Może powinienem się dołączyć. - Mruknął z łobuzerskim uśmiechem zaledwie w kącikach ust, kiedy pochylał się nad nią. Później mrugnął tylko odchylając się. Właściwie to chętnie by się położył, ale wiedział, że akurat z Veą nie mógł tego zrobić, kiedy była cała obolała, jakby się przekręcał to już mogłoby być dla niej przyjemne. Poza tym musiał się też przebrać.
    -Śpij dobrze. - Pożegnał się jeszcze i wyszedł z jej pokoju. Resztę dnia faktycznie spędził na spaniu, zaraz po tym jak wziął gorący prysznic. Okazało się, że jego samochód wraz z komórką i bronią został odwieziony pod rezydencję Torresów, więc pierw musiał odwiedzić rodziców i zapewnić mamę, że z Veą będzie dobrze, bo to, że teraz jest w porządku byłoby raczej nagięciem prawdy.
    Na następny dzień nie obeszło się bez uczestniczenia w biznesowym spotkaniu, gdzie dwie rodziny dyskutowały co powinni zrobić. Przez kolejny tydzień faktycznie odwiedzał Veę niemalże codziennie, pakował się jej do łóżka, kiedy oglądali serial, zazwyczaj przysypiając gdzieś w połowie, przynosił też ze sobą popcorn i whiskey, właściwie to przez ten czas opróżnili zaledwie jedną butelkę. Jeździł tam w końcu samochodem, nie mógł się upijać do nieprzytomności. Spędzanie z nią czasu, było potrzebnym oderwaniem się od mafijnej rzeczywistości, w której panowało gorączkowe polowanie na Ivana, który bardzo się pilnował i prawie w ogóle nie opuszczał swojej rezydencji. Seth wiedział, że gdyby miał nad tym pracować cały czas, to w końcu straciłby cierpliwość, nie znosił myśli, że ta szuja panoszyła się jeszcze żywa.
    Im lepiej czuła się Vea, tym Seth rzadziej ją odwiedzał. Od ostatniego spotkania minęło około trzy dni. Głównie dlatego, że pracował nad zabiciem Ivana, który postanowił jednak wyjść poza bramy swojego azylu, ale z taką obstawą, że nic z tego nie wyszło. Nawet nie udało się oddać jednego strzału, bo niedługo jego samochody wjechały w centrum miasta, a w dodatku udało im się nawet zlokalizować nieoznakowany samochód policyjny. Wszystko było nie tak. Wdusił dzwonek przy drzwiach i oparł się o ścianę obok. Zastanawiał się co mogło by im pomóc. Szturm na rezydencję raczej nie wchodził w grę, plan musiałby być bardziej wyrafinowany. Chętnie podłożyłby po prostu bombę do samochodu, ale wtedy Ivan zginąłby zdecydowanie za szybko i też musiałby jakimś cudem dostać się na podjazd lub do garażu. Dlaczego ten sukinsyn nie jest jeszcze martwy?. Z myśli wyrwało go otworzenie się drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  132. Przez ten czas i przez to co działo się dookoła w ogóle zapomniał o ślubie. Nawet mama przestała o tym wspominać. Oczywiście, że wszyscy przestali wspominać - byli przekonani, że skoro Vea i Seth tak się dobrze dogadują nie ma już żadnych wątpliwości w tej kwestii. Nadal były wątpliwości, i to spore. Z resztą tego nie można było nazwać wątpliwościami, on po prostu nie miał zamiaru brać tego ślubu. Koniec, kropka.
    Do tej pory nie wiedział dlaczego odwiedzał ją tak często, może chciał tylko odpokutować to, że może to częściowo z jego winy znalazła się w tej sytuacji, albo... Nie. Nie chciał o tym myśleć. I chyba zaczął to bardziej odczuwać, dlatego ostatnimi dniami przychodził rzadziej tłumacząc to sobie całkiem logicznie - miał inne sprawy na głowie. Nawet zgadzało się to z prawdą. Myślał o niej trochę za dużo i w ogóle... to wymykało mu się spod kontroli.
    -Cześć. - Oparł się o framugę i chwilę przyglądał się jej nim się odezwał. Miał spytać o film, ale jej wyraz twarzy zasugerował, żeby pójść w inną stronę.- Coś nie tak? - Uniósł brew do góry. Czyżby go wyprzedziła? Zazwyczaj okazywała trochę więcej entuzjazmu. Może sama doszła do podobnego wniosku. Albo coś faktycznie się stało.

    OdpowiedzUsuń
  133. -To moja wina? - Spytał z lekkim uśmiechem odciągając od jej biurka krzesło i siadając w nim. - To ty na mnie nie poczekałaś. - Zauważył, jakby teraz to on miał do niej pretensje, ale zaraz pokręcił głową i przysunął się o te kilka kroków bliżej na kółkach, oczywiście z fotela nie wstając. - Byłem u niego. Mieliśmy wybrać termin, bo na razie był zajęty i nie wiem... tak wyszło, że w sumie jeszcze nie podałem mu dokładnej daty. - Bo ten jeden tatuaż, pierwszy, który wybrał, już na pewno miał zamiar wykonać, tylko mimo może większej ilości czasu, nadal dał się pochłonąć innym sprawom i tak naprawdę dopiero teraz Vea przypomniała mu o tym. - Powinienem wyrobić się przed końcem tygodnia... - Pomyślał nad tym chwilę. Tak, może w piątek z rana? Piątki rano Martin miał zazwyczaj wolne i Seth też niczego nie planował w ten dzień.
    -Co oglądałaś? - Zagadnął, kiedy wyrwał się z własnych myśli, krążąc wokół dat. Znów przyjrzał się jej twarzy. Odnosił dziwne wrażenie, że to nie mogło być z powodu filmu, nie zmieniła wyrazu od kiedy patrzyła na monitor, a kiedy spojrzała na niego, jakby już wcześniej coś ją trapiło, ale postanowił nie drążyć tematu osobiście. Jeśli coś faktycznie było na rzeczy, zapewne i tak o tym usłyszy, albo i nie, i może lepiej na tym wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  134. - Tak wyszło. - Stwierdził. Miał jeszcze kilka spraw z rana, poza tym pierwsza wydawała mu się nadal dość wczesną porą, jak na odwiedziny. Właściwie to chciał przyjść wcześniej, chciał się z nią zobaczyć, ale...
    Po jej ‘bo już go nie zobaczę’ cała reszta wydawała się jakby trochę niewyraźna. Jako to już nie zobaczy? A gdzie będzie? Zamrugał, kiedy usłyszał jej pytania. - Co? Nie... nie trzeba. - Pokręcił głową. Już dawno rozkładałby się na jej łóżku, gdyby nie to, że coś takiego jej się wyrwało. - Dlaczego już nie zobaczysz? Vea... co się dzieje? - Zajrzał jej w twarz. - To zaledwie za trzy dni. - Dodał, bo to faktycznie niewiele czasu, gdzie mogła wsiąknąć, żeby nie móc zobaczyć tego od razu w piątek, albo chociażby już po? Podniósł się z krzesła i przysiadł na łóżku, ale tylko po to aby zamknąć jej laptop, nie odrywając od niej spojrzenia. - Vea...? - Może za dużo o tym myślał. Może trochę przesadził z tą reakcją, ale nie potrafił sobie tego w żaden logiczny sposób wyjaśnić, tak, żeby nie wyszło, że Vea zostanie gdzieś wywiezione, żeby ją chronić. Ścisnęło go jakoś tak w żołądku i było mu tak po prostu źle. Nie chciał, żeby teraz zniknęła. Po prostu, z własnych egoistycznych powodów. A może właśnie powinna, skoro tak reagował?

    OdpowiedzUsuń
  135. - I ja mam w to uwierzyć? - Odparł od razu. Nie wiedział dlaczego tak w to wątpił. Może przez to, że kiedy tylko coś jej się wymsknęło starała się to szybko zamaskować? Albo dlatego, że snuł już własne podejrzenia. Poza tym, chociaż teraz wydawała zachowywać się jakby nic się nie stało, wcześniej tak nie wyglądała.
    Aż wysunął głowę nieco do przodu, nie dowierzając, że dziewczyna porusza to właśnie teraz. Usta ułożył chcąc coś powiedzieć i później znów coś innego, aż pokręcił głową. - Serio? Tak chcesz zmienić temat? Na pewno coś się dzieje. - Skomentował. To drugi raz, kiedy chciała zmienić temat. Podniósł się z miejsca. Obawiał się, że w końcu go o to spyta. - A dlaczego ty mi to powiedziałaś? Chcesz to teraz drążyć? Powiedziałem to, bo to prawda. - Rozłożył ramiona. Teraz mógł już nawet wyjąć to ‘chyba’. - A pocałowałem Cię z tego samego powodu. - Zacisnął szczęki zerkając w bok. Miał ochotę się stąd wycofać. - Poza tym, że bałem się, że Cię stracę. Nie wiem... nie myślałem o tym dlaczego robię takie rzeczy, po prostu je robiłem... bo tak czułem. Nie pytaj mnie dlaczego. Nie możesz po prostu czasami wziąć czegoś, tak po prostu? Nie doszukiwać się w tym drugiego dna? - Zawsze trafiało na takie kwestie, których nie potrafił wyjaśnić, albo których nie chciał wyjaśniać. Jak jej powiedział, że ją lubi, to chciał, żeby tak to właśnie odebrała, że ją lubi. Wtedy nie myślał do końca o tym jak dziewczyna to odbierze, ale kiedy teraz na to patrzył, chciał, aby tak było. Żeby nie musieli tego roztrząsać. Niewiele rzeczy sprawiało, że czuł się niekomfortowo, ale rozmawianie o uczuciach właśnie do tego należało.

    OdpowiedzUsuń
  136. No jasne, to miało całkowity sens. Tylko dlaczego akurat w swoich pytaniach musiała poruszać takie kwestie? Cóż za nim pojawił się Ivan, też powiedział coś co wskazywałoby na to, że jednak coś do niej czuje, a później powiedział to wprost, chociaż okoliczności były już inne. Więc dlaczego znów o tym rozmawiali.
    -Jasne, że masz prawo. - Mruknął. Może chciał trochę zrozumienia. Kogoś, kto nie musiałby słyszeć tego dwa razy, żeby wiedzieć, że to coś poważniejszego, bo Seth nie należał do tych, który w ogóle pozwalają sobie czuć. Zwłaszcza w relacjach damsko-męskich. Nie pozwalają i po prostu nic nie czują. Albo jedno i drugie. Po prostu wcześniej mu się to nie zdarzyło, więc wątpił, że w ogóle jest do tego zdolny. Poza tym ułatwiało to całkiem sporo spraw. Na usta cisnęło mu się, że on nie wiedział jak inaczej się zachować, przecież dobrze wiedziała, że nagle z dnia na dzień nie staliby się zakochanymi gołąbeczkami, ale nic nie powiedział. Nie miał zamiaru się ze wszystkiego tłumaczyć.
    Słysząc jej pytanie, aż szerzej otworzył oczy. Później jakby wycofał się posturą, ale wyraz twarzy miał taki, jakby właśnie doszło do spięcia. Żołądek mu się skręcił, w gardle mu zaschło. Przełknął ślinę. Bycie z kimś brzmiało wystarczająco poważnie, to zmuszałoby by go do oficjalnego zobowiązania. A on był fatalny w zobowiązania. Westchnął w końcu ciężko. - Widzisz... jeśli powiem Ci, że tak, to podświadomie będę szukał jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Bo związek w mojej głowie to problem. Ale jeśli powiem Ci, że nie, to Cię skrzywdzę i najprawdopodobniej skreślę coś dobrego co mogło by z tego wyniknąć. I dlatego... dlatego nie lubię takich pytań, nie lubię mówić o tym co czuję i co to znaczy. Bo wtedy o tym myślę, i wszystko się pieprzy. - Bo przecież mogliby sobie być razem, bez określania tego. Oglądaliby razem filmy, spędzali czas, może wrócili by do całowania, może w końcu przeszłoby to w coś poważniejszego, a on w końcu oswoiłby się z tym, i wtedy już można by było sobie to określać. Teraz kiedy był na niepewnym gruncie, nie potrafił podjąć jednoznacznej decyzji. Potrafił - jego decyzją byłoby nie. Tylko tego też nie do końca chciał. - Ale to nie jest odpowiedź na twoje pytanie, prawda? - Uśmiechnął się krzywo. - Tym razem Ci nie odpowiem i możesz zinterpretować sobie to jak tylko chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  137. Aha, okej. No i dobrze, pomyślał sobie. Dał jej nieokreśloną odpowiedź, to ona mogła mu dać taką nieokreśloną reakcję. - No dobrze, to dlaczego ty nie powiesz mi co znaczyło twoje, za bardzo cię lubię? Wyjaśnij mi to, chociaż rozumiem przez to dokładnie tyle ile powiedziałaś, ale chce żebyś mi to wyjaśniła. - Może jeśli usłyszy jak ona ujmuje to w słowa, będzie wiedział czego szukała. - I czy chciałabyś ze mną być? Hipotetycznie, jaka by była twoja odpowiedź? - Wątpił aby jej słowa wpłynęły na to jaką podejmie decyzję. Jej uczuć był pewny bardziej niż swoich własnych, ale chciał, aby zobaczyła jak to jest kiedy sytuacja się odwróci. Bo to nie tak, że po tamtych pocałunkach tylko on zachowywał się jakby nic się nie stało. Ona też postanowiła w to grać. Teoretycznie, mógł to odbierać za sprzeczne sygnały, chociaż nawet o tym nie myślał. Może trochę.
    Obserwował jak powoli podnosiła się z miejsca i jak się do niego zbliża. Nie ruszył się nawet o krok i nie oderwał od niej oczu, chociaż wyglądało to trochę tak jakby oczekiwał, że zaraz sięgnie po nóż lub broń. Tak, jakby miała go zaatakować.
    Nie był wcale daleko. Dwa tygodnie. To już?. - Wiem. - Po rozmowach ze swoją mamą nie miał co do tego wątpliwości. Ignorował to, bo nagle ślub wydawał mu się tym odległym problemem, którym zajmie się kiedy indziej. - Po prostu go nie wziąć. Sama mówiłaś, że nas nie zmuszą. Porozmawiam z ojcem i uprzedzę go, że nie mam zamiaru brać ślubu, bez względu na to, czy przyjmie to do wiadomości czy nie, po prostu się tam nie pojawię. - Tak, miał zamiar mieć czyste sumienie w tej kwestii, zawsze będzie mógł się powołać na przecież Ci mówiłem. - Vea... mogą sobie organizować tych ceremonii ile tylko będą chcieli, ale jak nie będą mieli państwa młodych to i tak nic z tego nie wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  138. Zacisnął szczęk, kiedy to usłyszał. Chciała, żeby było miło, a on... Nie chciał o tym nawet myśleć. Pieprzyć to. - Nie, nie ma. - Potwierdził chłodno, chociaż chciał powiedzieć, że ma cholernie duże znaczenie.
    Zmrużył oczy słuchając jej uważnie. Czegoś mu w tym wszystkim brakowało, coś nie miało sensu, ale to było sporo informacji jak na raz, i chwilę stał po prostu w ciszy przetwarzając to w swojej głowie. Informacja o tym, że Eliza jej groziła wybiła go jednak z tych przemyśleń. Suka. Ostatnia część miała najwięcej sensu. To prawda, gdyby nie ten pomysł z zacieśnieniem sojuszu poprzez małżeństwo Vea nie byłaby w takim niebezpieczeństwie, ale sam sojusz... To nie pierwszy i nie ostatni taki w mafijnym półświatku. - Chcesz.... - Wziął wdech. - Chcesz mi powiedzieć, że to ma niby rozwiązać problem? Że nagle jeśli przestaniemy współpracować to wszyscy będą bezpieczni? Odwołanie ślubu to dobra decyzja, w końcu losy dwóch rodzin nie będą skupione tylko na dwóch osobach, ale... - Pokręcił głową. To się nie mogło dziać. - Przecież... wystarczy zmienić działania, to jak... taktykę, priorytety, ale jak ma wam niby pomóc kompletne odcięcie się? - Zmarszczył brwi.
    -Okej. To już nie moja sprawa. Rób co chcesz. Chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy. Ale wiesz co? To żałosne. - Podniósł głos. - Te twoje podkopy, pytanie o uczucia. Na co Ci to było, co? Skoro i tak wiedziałaś już co postanowił twój ojciec. Co razem postanowiliście. Wiedziałaś, że nie będzie ślubu, że nie będzie kontaktów i nas. Więc co do cholery chciałaś tym uzyskać?! Że gdybym rzucił się przed tobą na kolana i wyznał Ci miłość to nagle byś pobiegła do ojca i błagała go, żeby znaleźć inne rozwiązanie? Że nagle całe to niebezpieczeństwo by odeszło i już byś miała więcej siły, żeby nagle stawiać temu czoła?! Czy byś mi o niczym nie powiedziała?

    OdpowiedzUsuń
  139. : Cokolwiek dowiedziałaby się od Jay, mogłoby mu się to przydać, wiedział, że jemu chłopak nic nie powie. Właściwie nie spodziewał się, że Vea w ogóle o tym wspomni, że będzie chciała nawet w takim sposób się angażować, aby ułatwić mu sprawę, jeśli będzie to coś wartościowego.
    -Co? - Zrobił większe oczy. - Felix ma... córkę? - Nie miał pojęcia. Cóż, mógł nad tym logicznie pomyśleć, skąd wzięło im się takie małe dziecko w domu, ale po prostu w swojej głowie założył, że Sophie to jakimś cudem siostra Vei. Nie wiedział nawet dlaczego... Felix ma córkę. W tym Vea miała rację. To mafia go zabrała, i nie mogła zabrać jego córeczki. Tylko nadal nie do końca widział jak ten plan miał ich chronić, ale wiedział, że pan Accardi nie pozwoli, aby cokolwiek im się stało, a to co Vea chciała zrobić. To był jej wybór.
    Nie ruszył się nawet kiedy kazała mu iść. - Nie. - Odparł ostro. - Najpierw mi odpowiesz, a później możesz sobie mnie nie widzieć nigdy więcej. Dlaczego najpierw zapytałaś mnie czy bym z tobą był? I czy gdybym odpowiedział jednoznacznie na tak to nie byłoby tej całej gadki od odcinaniu się? - Jeśli tak, to nie miało znaczenia, że niby powiedziała tylko coś miłego, bo jeśli jego deklaracja uczuć byłaby wystarczająco, żeby próbowali radzić sobie z tym razem to znaczy, że ona naprawdę coś do niego czuła. Sądził, że i tak, tak było, ale to ona teraz dawała mu sprzeczne sygnały, zaprzeczała. - Po prostu powiedz mi prawdę. Nic więcej. Ja nie kłamałem. - Kwestię o tym, czy będą razem podjął raczej wymijająco, ale kiedy spytała o lubienie to odpowiedział jej zgodnie z prawdą. W tym wszystkim chciał chociaż tyle. Jakąś prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  140. Jego najlepszy przyjaciel miał dziecko... Ukrywali to z powodów bezpieczeństwa, ale... odciął się od nich, odciął kontakty, ale... dziecko Felixa to jak rodzina...jak jego bratanica. A on nie miał o tym żadnego pojęcia. Rozumiał, tylko...
    -Proszę Cię... - Odparł z niemalże pobłażaniem. - Mówisz jakbyś ty była bardzo otwarta ze swoimi uczuciami. Tylko ja miałem zachowywać się inaczej? - Tylko, że różnica w tej sytuacji była taka, że on wcale nie oczekiwał od niej innego zachowania, aby wiedzieć, że coś do niego czuje, jeśli coś czuła, bo po tym wszystkim już nie wiedział na czym stoi. - Pieprz się. - Warknął tylko.
    Kiedy tak się skuliła zrobił zaraz krok do przodu, równie gwałtownie, wyciągając ramiona w jej stronę, ale widząc, że nie potrzebuje jego pomocy cofnął się o ten sam krok. - Nie mam zamiaru. - Odparł i skierował się już do wyjścia. Zatrzymał się tylko w progu, zaciskając szczęk i palce zaciskając na framudze. Widać było jaki był spięty po jego plecach nawet pod materiałem. - To jest ostatni raz, Vea. - Okręcił do niej głowę i chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, ale pokręcił tylko głową wychodząc. Może mogła jeszcze usłyszeć ciężkie kroki na schodach, a później trzaśnięcie drzwi od jego samochodu.
    Jakieś drzwi się właśnie zamknęły i nie miał zamiaru ich nigdy więcej otworzyć. Jeśli tak ma się to kończyć, to walić to. Odjechał. Nie był wściekły. Wcale nim nie nosiło. Był raczej otępiały. Skupiał się tylko na jednym - śmierci Ivana. Nie miał zamiaru porzucać całej reszty obowiązków, ale bez względu na to czy Vea się od niego odcięła czy nie, Ivan i tak musiał zapłacić za to co zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  141. W pierwszych kilku dniach poświecił się pracy najbardziej, nie dając sobie czasu na myślenie, co i tak nic by nie dawało, bo był tak samo otępiały w środku. Gdzieś w trakcie pierwszego tygodnia złożył wizytę Martinowi, w kwestii tatuażu, tylko jednego, a później wydawało się, że powoli wracał do siebie.
    Z Ivanem dotarł do martwego punktu, niezmiennie ktoś z ludzi ojca go obserwował, ale gnida pozostawała nieuchwytna, więc kiedy usłyszał, że Vea ma jakieś informacje, pomyślał, że może teraz coś się ruszy. Na początku miał po prostu kogoś wysłać po kopertę, ale w ostatniej chwili odwołał człowieka, że i tak ma coś do załatwienia po drodze. Wpakował się do samochodu i odjechał z podziemnego parkingu. Na miejsce wybrał park, najbardziej zaludnioną część o tej porze i wiele dróg ucieczki, gdyby przyszło co do czego. Miał wysyłać tylko człowieka, ale przekazywali sobie informacje, wolał nie ryzykować, że ktoś ich złapie, lub zabije w ciemnym zaułku zabierając sobie kopertę.
    Jeden pistolet miał standardowo na kostce, drugi zostawił w samochodzie, nie chcąc zwracać na siebie uwagi mając go gdzieś w widocznym miejscu, a skoro miał na sobie jedynie koszulę z podwiniętymi rękawami i jeansy, bez żadnej marynarki lub kurtki byłby problem z ukryciem pistoletu. Kiedy właśnie podchodził do konkretnej ławki przy której mieli się spotkać dostrzegł znajomą blond czuprynę. Rozsiadł się. - Co tam u Jaydena? Dogadaliście się? - Zagadnął. To na pewno Vea zbierała od młodego informacje, ale wcale nie pytał o mafijne sprawy, wszystko czego od niej potrzebował było w kopercie. Wyciągnął po nią rękę, w drugiej dłoni trzymając gazetę. Nie interesowały go spostrzeżenia jakie mogła mu zaoferować, to jak mogliby wykorzystać te informacje, w końcu chciała się od tego odciąć. Równie dobrze mogłaby oddać mu kopertę i odejść bez słowa, chociaż skoro już tu byli wiedział co chciał jeszcze wiedzieć. -Możesz usiąść? - Zerknął na nią pytająco, chociaż wyraz miał taki jakby nie było to do końca pytanie, a raczej stwierdzenie, że ‘ma usiąść’.

    OdpowiedzUsuń
  142. - Odbieram informacje. – Stwierdził zgodnie z prawdą nie tłumacząc dlaczego akurat tak wyszło. Równie dobrze mógłby spytać ją o to samo, w końcu z tego co pamiętał, to nie ona, a jej człowiek miał mu dostarczyć informacje. To, że oboje tu byli było dość nieprawdopodobne i może powinien był się bardziej zdziwić, ale chyba po prostu go to nie obchodziło. Ważne, że były informacje, kto je dostarcza to już drugoplanowa kwestia. - Ciebie też miło widzieć. - Mruknął jeszcze jakby faktycznie zadowolony chociaż jedynie, po złości Vei. Na wzmiankę o Jay uśmiechnął się z lekka. – Będę czekał. – Odparł. Bez względu na to czy Vea to właśnie wymyśliła, czy chłopak naprawdę miał taki plan nie czuł się zagrożony, więc nie wpłynęło to na jego pewność siebie. Wydało mu się to nawet zabawne. Milusio go wtedy nie potraktował, ale mogło być znacznie gorzej.
    - Powiedz mi o Sophie. - W swojej głowie uważał, że miał prawo wiedzieć, nawet jeśli wcale tak nie było. - I o Flynie. - Dodał po chwili. - Tylko nie pytaj co dokładnie chcę wiedzieć. Po prostu... cokolwiek, coś co możesz mi powiedzieć. - Przyznał. Kopertę schował między poły gazety, układając ją pod udem. - Właściwie... - Zastanowił się nad tym chwilę. - Pojadę z tobą. Jeanie na pewno pozwoli mi się z nią zobaczyć. - Nie potrafił określić skąd się to wzięło, ale czuł jakąś wewnętrzne potrzebę poznania dziewczynki. Może dlatego, że w jakimś stopniu nosiła w sobie Felixa? Była nim w końcu w połowie. Jak mógł nie znać córki najlepszego przyjaciela? - Nie pytam Cię o zdanie. - Dodał jeszcze. - I tak pojadę. - Oznajmił, był w końcu własnym samochodem, a ojciec Vei nadal utrzymywał kontakty biznesowe z jego ojcem. Pytał Veę głównie dlatego, że nie chciał dopytywać się Jeanie, było jej już wystarczająco trudno ze stratą, wszystkim było, ale ona była matką dziecka, które nie miało ojca.

    OdpowiedzUsuń
  143. Znowu nie odpowiedziała na pytanie. Nie wiedział, czy jest tym bardziej zmęczony, czy zaczyna tracić cierpliwość. - Bo jest córką mojego najlepszego przyjaciela. - Odpowiedział. - To nie ty o tym decydujesz. - Mruknął i podniósł się z miejsca. Nie chciała mu nic powiedzieć? Trudno. Jeanie i tak nie zapyta, a dziewczynce nie będzie przecież nic opowiadał. Chciał po prostu ją poznać. To nie tak wiele.
    Domyślał się, że Vea robiła to po to aby bronić Sophie, cóż, przynajmniej taką miał nadzieję, bo jeśli robiła to tylko dlatego, żeby w jakiś kolejny sposób go odciąć to... nawet nie chciał o tym myśleć. Gazetę trzymał mocno w dłoni, kiedy sięgał po swoją komórkę, wybrał domowy numer Accardich, i po drugiej stronie szybko usłyszał znajomy kobiecy głos. Uśmiechnął się zerkając w stronę Vei. - Hej, mówi Seth. Miałabyś coś przeciwko żebym wpadł? Nie chodzi o biznesy, ani o Veę. - Dodał, bo to zapewne pierwsze dwie rzeczy w których sprawie mógłby chcieć ich odwiedzać. Nieśpiesznym krokiem kierował się już do swojego samochodu, rozmowa z Veą była w końcu bezowocna, z resztą lepiej się czuł kiedy jednak z nią nie rozmawiał, mimo wszystko. Tak było łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  144. Nie robił tego na przekór niej. Szukał po prostu innej opcji, więc na początku po prostu ją ignorował. Kontynuował swoją rozmowę, chociaż krążył wokół tematu, aby nie powiedzieć o co dokładnie mu chodzi, z resztą, i tak nie miał zamiaru mówić o tym przez telefon, dopiero na miejscu spytałby się, czy może zobaczyć się z Sophie. Później jednak po reakcji Vei uznał, że może tym coś ugrać (chociaż nie był to wcale pierwotny plan). Nie niszczyć im spokoju? Chciał zmarszczyć brwi w pierwszej reakcji, ale tego nie zrobił. Potrzebował jednak tych wyjaśnień. Jasne, wiedział, że o ich istnieniu dowiedział się Ivan, ale na co byłaby mu córka Felixa? Flynn owszem, Flynn mógł być zagrożony, ale skoro dwie rodziny nadal utrzymywały kontakty biznesowe to wizyta Setha nie była aż tak podejrzana, chociaż faktycznie jego noga nie przestąpiła przez próg rezydencji przez te dwa tygodnie.
    -Wiesz co? Teraz niestety coś mi jednak wypadło, ale jeszcze się odezwę. - Rozłączył się jeszcze po wymianie pożegnania i wsunął telefon na miejsce. - Słucham. - Spojrzał na Veę wyczekująco nadal idąc. W końcu wsiadł do swojego samochodu, oczekując, że Vea do niego dołączy. Na wszelki wypadek włączył tryb zagłuszania, nawet gdyby ktoś podrzucił mu pluskwę, nic by ona nie dała. Nie chciał przecież sprowadzać na dzieci żadnego zagrożenia, a z tego co mówiła Vea wyglądało na to, że cały czas było to możliwe. Ivan musiał zginąć, i powinien też złożyć wizytę Elizie, tylko nie wiedział jeszcze jaką lekcję mógłby jej zaserwować, żeby nie zrobił się z niej drugi Ivan.
    Włożył jeszcze kopertę do schowka i zamknął go na klucz nim ponownie odchylił się na swoje miejsce patrząc w stronę dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  145. Westchnął ciężko widząc jak dziewczyna stoi przed samochodem. Pochylił się i otworzył drzwi popychając je tak, że lekko ją nawet uderzył, ale było to bardziej popędzające szturchnięcie niż faktycznie uderzenie. - Nigdzie nie jadę. - Zawiesił kluczyki w powietrzu i odłożył je na podłokietnik. - Miałaś mi powiedzieć o Flynie i Sophie. - Przypomniał jej. Chciała chronić dzieci, rozmowa o nich w zamkniętym samochodzie to bezpieczniejsza opcja niż rozmawianie w parku, chociaż tam też wątpił aby ktoś ich podsłuchiwał, ale jeśli Vea chciała mieć pewność... - Nie pojadę do nich. - Zapewnił jeszcze. - To nie jest dobry czas, rozumiem. Pozbędziemy się problemu i sytuacja się rozluźni, ale na razie, skoro już obiecałaś, to możesz się podzielić tym co wiesz. - Bo mógłby ją oszukać, to prawda, ale nie był tym zaaferowany, aż tak, żeby teraz wszystko porzucać i jechać zobaczyć Sofie, nadal chciał, ale to nie znaczy, że musi zrobić to teraz. Może Vea miała rację, to nie był dobry czas, już tyle czasu czekał aby zabić Ivana i ruszyć z innymi sprawami, że nie zbawi go kilka kolejnych dni (tak samo jak tyle lat nie wiedział, że Sophie to córka Felixa). Zwłaszcza, że liczył na informacje, które zdobyła. Nie wiedział jeszcze w jakim stopniu mu pomogą, ale może nieco ruszą ten impas.

    OdpowiedzUsuń
  146. Wzrokiem podążał za tym gdzie dziewczyna się wybierała, jakby teraz podejrzewał, że po prostu odejdzie, nic mu nie mówiąc. Miał takie same wątpliwości do tego że ona zostanie, jak ona do tego, że Seth nigdzie nie pojedzie. W tej kwestii byli siebie warci. Torres nie myślał o tym co właściwie się może stać. Chciał tylko dowiedzieć się czegoś, co mogło w takich okolicznościach pójść nie tak? Chociaż cała ich podróż tutaj była dość oporna.
    -Co? - Zmarszczył brwi i kiedy Vea powtórzyła do drugi raz wysiadł z samochodu, zabierając ze sobą kluczyki. - Jasne, jechałbym z kapciem. - Mruknął sarkastycznie podchodząc do niej, żeby zlokalizować, które koło nie miało powietrza. Przykucnął przesuwając dłonią po czarnej powierzchni i przyglądając się jej uważnie, aż zlokalizował cięcie noża. Trzeba było przyznać, że było dość dyskretne, nie centralnie z boku. - Jedziemy twoim samochodem. - Stwierdził od razu podnosząc się z miejsca i rozglądając dookoła, kiedy miał właśnie sięgać do schowka, żeby wziąć kopertę zastanowił się, czy to dobrze pokazywać, że ma coś cennego, kiedy najprawdopodobniej są obserwowani. Zamiast tego sięgnął po broń i wsunął ją za plecy, po czym wyciągnął telefon wysyłając krótką wiadomość, aby ktoś tu przyjechał. - Ktoś zrobił to celowo. - Poinformował Veę. Pieprzone miasto, nie można wyjść na chwilę z domu, myślał kiedy sięgał do bagażnika, niby w zamiarze mając wymienić koło, chociaż wątpił, że dostanie tyle czasu. Jeśli ktoś go tak unieruchomił, to miał do tego konkretny powód. Chciał jej powiedzieć, żeby po prostu zwiewała do swojego, ale albo też miała przebitą oponę, albo mogła zostać zaatakowana sama, tak przynajmniej byli we dwójkę, w przypadku bliskiego kontaktu ich szanse nieco wzrastały.

    OdpowiedzUsuń
  147. Słysząc to, trzasnął bagażnikiem. Wymiana tylko jednego z dwóch kół i tak nic nie da, nawet jeśli pierwotnie wcale nie miał takiego zamiaru. Tylko, że jeśli ktoś przebił dwie opony zamiast jednej (bo przecież to wystarczająco, żeby go na jakiś czas zatrzymać), to naprawdę chciał, żeby Seth utknął w miejscu. Wziął głębszy wdech, znów się oglądając. - Wiem. - Warknął jeszcze pod nosem, ale wystarczająco głośno, aby Vea to usłyszała. Nie potrzebował, żeby powtarzała mu coś co już wiedział.
    Właśnie miał otwierać usta, kiedy Vea sama wspomniała o kwestii zabrania się stąd. - Nie masz chwilki, musisz iść, teraz. - Spojrzał na nią poważnie. Tylko na chwilę, bo zaraz znów uważnie skanował co się dookoła nich działo. Podejrzane samochody? Ktoś zbyt długo się w nich wpatrujący? Ktoś z bronią? Nic tak naprawdę nie rzucało mu się w oczy. - Kurwa, Vea, tu nie jest bezpiecznie. - Mruknął i dopiero teraz spojrzał się na nią na dłuższą chwilę. Przeklął pod nosem widząc co się z nią dzieje, albo podejrzewając po jej słowach i mowie ciała.
    -Vea... - Stanął przed nią starając się złapać z nią kontakt wzrokowy. - Będzie dobrze. Pójdę z tobą, okej? - I już miał wyciągać w jej stronę dłoń, kiedy zza pleców doszedł go znajomy głos. Aż się skrzywił.
    -Biedactwo, w takiej rozsypce... - Eliza zrobiła smutna minkę. - I jeszcze taka głupia. - Dodała. Seth powoli okręcił się w jej stronę stając obok Vei, opierając się o samochód i krzyżując ręce na torsie. - Chyba mówiłam Ci, żebyś się trzymała od niego z daleka. - Mruknęła robiąc kolejne kilka kroków. - A ty kotku nadal grasz takiego niedostępnego. Przecież wiesz, że i tak do ciebie w końcu dotrę. - Uśmiechnęła się żmijowato, ale niby słodko, mówiąc wszystko z lekka mrukliwym tonem.
    -Jasne. - Seth mruknął tylko sarkastycznie. -Czego chcesz?
    -Ja? - Znów się zbliżyła uśmiechając się. - Żeby ta suka w końcu zginęła i wtedy ty do mnie dołączysz. - Powoli przeniosła wzrok na Veę, a jej wyraz twarzy zrobił się otwarcie podły. - Słyszysz? Jeszcze raz zobaczę Cię razem z nim to... - I nagle nie mogła już mówić, kiedy dłoń Setha zacisnęła się na jej gardle.
    -Co? Co mówiłaś? - Dopytał się i zaraz przycisnął jej broń do boku, widząc jak dwóch osiłków już chciało ruszyć w ich stronę. Przyciągnął ją bliżej, żeby nie było oczywiste co właściwie robi. Jej dłonie za wszelką cenę chciały pozbyć się jego zacisku, ale na nic się to nie zdawało. - Jeszcze raz odwalisz coś takiego i wtedy to ty będziesz biedactwem. - Wycedził jej prosto w twarz.

    OdpowiedzUsuń
  148. Nie warczał na nią i klął, bez powodu, denerwował się, bo jeśli on był w potencjalnym niebezpieczeństwie, to ona też mogła być. Gdyby był tu sam, po prostu niewzruszony czekałby na to jak się rozwinie sytuacja, ale nie był sam, była tu też Vea i już wystarczająco przeszła, nie musiała być częścią żadnych takich wydarzeń, cokolwiek miało się stać. Nadal się o nią martwił tylko dlatego, że odizolował od siebie cokolwiek co do niej czuł, nie znaczyło, że mogło się z nią dziać cokolwiek. Nie łatwo było widzieć ją w takim stanie, chociaż zorientował się już po fakcie.
    Faktycznie, to on nie wziął koperty i od razu z nią nie odszedł, zamiast tego nawiązując rozmowę. Seth zaledwie mimiką twarzy potwierdził nawet te słowa. Nie miało to najwyraźniej znaczenia dla Elizy, która w swoich oczach nie potrafiła Setha za nic winić, i zamiast tego to Vea była tutaj największym problemem, nawet jeśli to Vea odcięła się przed Sethem (chociaż tego i tak nie mogła wiedzieć). Plotka była dość ogólna - ‘’rozstali się’’, chociaż nigdy nie byli razem.
    Zerknął na Veę ściągając brwi. - To nie ty się masz odczepiać, tylko ona. - Skomentował, tylko, bo nie rozumiał nawet dlaczego Vea była taka chętna aby przystawać na żądania Elizy, nie ważne czego dotyczyły, ta mała szantażystka nie powinna dostać satysfakcji ze słuchania jak ktoś tak szybko się zgadza.
    Poluźnił nieco uścisk kiedy usłyszał propozycję, w końcu puścił kark Elizy, ale obrócił ją i chwycił za ramię, lufę nadal wciskając w jej bok, a teraz bardziej w plecy. - Daj znak swoim ludziom, żeby ją puścili, to ja puszczę ciebie, kochanie. - Nachylił się do jej ucha z lekkim uśmiechem. - No już. - Szarpnął jej ramię mocniej. Dziewczyna westchnęła ciężko, po tym jak już nałykała się łapczywie powietrza i skinęła do swoich ludzi. Mężczyźni schowali broń i rozłożyła dłonie na boki, żeby widać było wyraźne, że po nic nie sięgają. Seth spojrzał na Veę, niewerbalnie dając jej znak, żeby już szła.
    -To takie melodramatyczne. - Dziewczyna skomentowała, na co Seth mocniej wcisnął jej lufę w skórę.
    -Myślisz, że tatuś mocno by się zmartwił jakbym wpakował w ciebie kilka kulek?
    -Nie zrobiłbyś tego.
    -Chcesz się przekonać?
    Dziewczyna westchnęła, ale już nic więcej nie powiedziała, a Seth tylko czekał, aż Vea oddali się wystarczająco. Miał ochotę zaciągnąć Elizę ze sobą i użyć jej jako przynęty na Ivana, ale miał zamiar dotrzymać umowy.

    OdpowiedzUsuń
  149. Nie musiał jej słuchać, ale od początku nie miał zamiaru strzelać do Elizy, zwłaszcza, że mógłby tutaj zwrócić na siebie zbyt wiele uwagi, poza tym nawet gdyby strzelał to tylko tak, aby trochę pocierpiała, ale to przeżyła. Mimo wszystko tego nie zrobił. Odczekał jeszcze chwilę od kiedy nie widział już Vei i w końcu wypuścił Elizę. Porozmawiali sobie jeszcze w miłej, wcale nie napiętej atmosferze, dopóki nie pojawili się jego ludzie. Kopertę z informacjami otworzył dopiero gdy był już na parkingu w swoim apartamencie, a telefon od lokaja dostał gdzieś między tymi wydarzeniami. Ulżyło mu, chociaż nie spodziewał się, że ktokolwiek jechałby teraz za Veą.

    Przez następne kilka tygodni z informacjami od Vei pracował nawet intensywniej nad schwytaniem Ivana. Do tego stopnia, że ponad tydzień temu odciął się od swoich wszelkich kontaktów. Był blisko. Ivan nie siedział już w swojej rezydencji, zamiast tego przeniósł się tymczasowo do innego miasta, myślał że kogoś zmyli, że może sobie odpocznie. Zrobił się nieostrożny myśląc, że jest bezpieczny. I wtedy właśnie Seth go schwytał. Tak jak sobie obiecał nie zabił go od razu, przy okazji mając zamiar dowiedzieć się jak najwięcej mógł, o jego operacjach, o siedzibach, o jego kretach w różnych miejscach. Na początku nie chciał mówić nic, zapewne nie wierzył, że Seth jest zdolny do tego żeby cokolwiek mu zrobić. Młody Torres szybko przywrócił mu tą wiarę.
    Od kiedy go porwał, do kiedy go zabił minęło około trzech dni. Nie zawahał się nawet przez sekundę, nie słyszał żadnego cichego głosu w swojej głowie mówiącego mu, że tak nie powinien, że to nie jest właściwie rozwiązanie, po prostu go zabił. Nie wiedział, czy było to związane z tym, że wyłączył się kompletnie na jakiekolwiek bodźce z zewnątrz, czy może dlatego jak wiele nienawiści żywił do Ivana, a może było to wszystko na raz i kiedy tylko dorwał się do mężczyzny to wszystko spadło na niego w jednej fali.
    Komórkę włączył dopiero, kiedy zakopał już ciało. Chciał poinformować ojca, że problem został usunięty i że nic mu nie jest. Spodziewał się, że stary Torres wzniósł już alarm i zorganizował poszukiwania, zwłaszcza w napiętej atmosferze w której wszyscy ostatnio żyli, zwłaszcza, kiedy Ivan też zniknął im z radaru. Takie okoliczności nasilały tylko ciemne myśli i podejrzenia tego co mogło się stać.

    OdpowiedzUsuń
  150. Otrzepał dłonie z ziemi i właśnie miał wsunąć telefon na powrót do kieszeni kurtki kiedy ten zaczął wibrować. Uznał, że to zapewne ojciec, chce się upewnić, ale zamiast tego, po swoim zdezorientowanym. - Halo? - Usłyszał głos Jeanine (oraz numer się nie zgadzał, na co od razu zareagował ściągniętymi brwiami. Nie zastanawiał się nad tym jak na wiadomość wszyscy zareagują, może dlatego nie wyłączył komórki, bo wiedząc, że ta będzie się teraz urywać od połączeń odpuściłby sobie.
    Miał kilka dni, żeby rozplanować jak pozbędzie się ciała. Rzucanie na siebie podejrzeń władz w takich okolicznościach byłoby głupie. Zaszedł już za daleko, żeby teraz zostać aresztowanym za morderstwo. Ciało Ivana leżało teraz zakopane pod ziemią, w rowie przygotowanym dla innego ciała, a dokładniej dla trumny. Uważał, że to i tak zbyt wiele, zwłoki takiej gnidy powinny leżeć na środku pustyni, dopóki sępy nie wyżarłyby całej padliny, ale wtedy ciało zostało by znalezione, a z nim wszystkie odciski palców, cięcia, rany postrzałowe i zapewne DNA Setha, który przez dłuższy czas po prostu mężczyznę okładał. Istniała też możliwość spalenia ciała, a później go zakopania, ale to wymagałoby za dużo babrania się w brudnej robocie, i jeszcze musiałby resztki tego co zostało przetransportować. Chwycił szpadel w dłoń i wrzucił go do bagażnika, prawą dłonią cały czas trzymając komórkę. Rozejrzał się uważnie czy nie zostawił jeszcze niczego innego po sobie, a kiedy miał już pewność, wsiadł do samochodu.

    OdpowiedzUsuń
  151. Na początku wysłuchiwał jej ze zmarszczonymi brwiami, nie wiedząc dokąd ten spanikowany telefon zmierza, na pierwsze Vei coś się dzieje, chciał zaproponować, żeby zabrać ją do lekarza, albo wezwać lekarza do domu, ale im dalej to szło przekręcił zaraz kluczyki w stacyjce. - Jeanie, spokojnie, wezwij lekarza, a ja zaraz tam będę. - Kiedy ruszał zapiął jeszcze pas. - Będę na miejscu za jakieś 20 minut. - Mówił dalej wykręcając z brukowej ścieżki na cmentarzu. Też nie był lekarzem i kiedy tam dotrze i tak nie będzie w stanie w żaden sposób pomóc, ale nie myślał do końca logicznie, a może szybciej będzie jeśli on ją gdzieś zawiezie? Tylko, żeby był bliżej. Właściwie trasa powinna zając mu około pół godziny, ale nie miał czasu na trzymanie się przepisów. - Jeanie, już jadę, ale zadzwoń czy lekarz da radę przyjechać. - Powtórzył i był z nią na linii jeszcze przez chwilę, aby później rzucić telefon na siedzenie obok i skupił się na jeździe. Nie zważał na czerwone światła, trąbienie i nierozważne wyprzedzanie. Musiał tam dotrzeć jak najszybciej. Zachodził w głowę co takiego mogło się stać, przecież Vea zdrowiała, rany się goiły. Coś mogło się jej stać? Może podczas pracy. Nie widział jej miesiąc, może znowu została postrzelona? Wcisnął pedał gazu jeszcze mocniej, aż w końcu z piskiem opon zajechał na podjazd rezydencji Accardich. Samochód pokryty był w błocie prawie do połowy, a sam Seth wyglądał jeszcze gorzej, nogi obłocone, nieco nacięte spodnie, na rękach miał jeszcze krew wymieszaną z ziemią, czerwone plamy i odpryski na jego szarym t-shirtcie, i twarzy, rozczochrane włosy i chyba gdzieś nawet miał drobną ranę nad łukiem brwiowym, ale ciężko było w tym wszystkim stwierdzić czy to jego krew czy jednak kogoś innego. Zaczął dobijać się desperacko do drzwi. Ile minęło czasu? Nie zajęło mu to zbyt długo? Jeśli to krwotok, czy... Miał nadzieję, że jednak Jeanie wezwała lekarza, tylko, że wtedy na podjeździe stałby jakiś samochód. Wcisnął jeszcze dzwonek, klnąc pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  152. Przez ‘panienka’ uznał, że chodzi o Jeanie, i kiedy zobaczył Veę... Cóż... nie wiła się w bólu, nie była umorusana krwią, która powinna jej lecieć z nosa. Oprócz tego, że ewidentnie spadła na wadze wyglądała całkowicie w porządku, na pewno znacznie lepiej niż to co sobie już wyobrażał. Za nim zdążył pomyśleć o tym dlaczego Jeanie nawymyślała takie rzeczy poczuł jak Vea niemalże na niego wpada. W odruchu chwycił ją mocniej, przy okazji zapierając się na nogach, żeby oboje nie upadli zaraz na ziemię. Oblała go fala ulgi i szczęścia i poderwał ją, aż z ziemi, kiedy tak się ściskali, ale kiedy stawiał ją znów na nogi, wcale jej nie puścił. Chciał wyszeptać głupie ‘jesteś cała’, ale właśnie wtedy dotarło znów do niego, że na pierwszym miejscu nic jej nie było. Nic, nie było tu może najlepszym określeniem, bo z tego co udało mu się pochwycić wzrokiem, wyglądała zaledwie jak cień siebie, ale najważniejsze, że nie było to coś co wymagało zabrania jej w trybie natychmiastowym do szpitala. Przesunął dłońmi po jej plecach trwając tak jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami, aż w końcu odchylił się nieco do tyłu, aby móc zajrzeć jej w twarz.
    -Co się stało? - Spytał, niejako odnosząc się do tego co powiedziała mu Jeanie, chociaż wcale nie miał zamiaru mówić, że to o to chodziło i może w tym wszystkim zapomniał, że to on od prawie dwóch tygodni był uważany za zaginionego. W końcu, to nie on się zamartwiał, przez cały ten czas był zajęty i nie miał czasu myśleć o tym jak to odbierają wszyscy dookoła. Poza tym, kiedy już przyszła potrzeba zapadnięcia się pod ziemię, wolał nie ryzykować telefonów, aby powiadomić ojca o swoich zamiarach.

    OdpowiedzUsuń
  153. To dość ironiczne zważając na to, że przez poprzedni miesiąc też go nie widywała. Istniała jednak różnica między tym, że się nie widzą, ale zawsze mogą się zobaczyć, a między kompletnym zniknięciem jednej osoby. Udało mu się tylko pokręcić przecząco głową, na pytanie czy go porwali. Oczywiście, że go nie porwali. Przynajmniej dla niego było to oczywiste.
    -W końcu zapłacił. - Potwierdził bez żadnych emocji, pozwalając, aby Vea powoli wysunęła się spod jego palców. Czy czuł się z tym dobrze? Bardzo możliwe, że tak. Odczuwał jakąś dziwną satysfakcję, kiedy skręcał mu kark. W końcu zamknął rozdział, który przez ostatnie kilka miesięcy ciągnął się w nieskończoność. Śmierć Ivana wielu ludziom wyjdzie na dobre, ale przede wszystkim już nigdy więcej nie zagrozi Vei. To nadal w nim siedziało, miał te obrazy przed oczami, jej desperacko powtarzane ‘nie’, to jak opada na ziemię po strzałach. W końcu mógł go zakopać razem z martwym Blackwellem.
    Jego wzrok podobnie jak Vei zawędrował do chłopca. Na twarz przywołał uśmiech. - Cześć. - Przywitał się, zapominając kompletnie jak wygląda, o tym, że nie powinien pokazywać się tak dziecku, bo przypominał czarny charakter z horroru, chociaż na szczęście oświetlenie, nie dodawało do tego efektu.

    OdpowiedzUsuń
  154. Widział, że się go bała, ale nie potrafił wykrzesać z siebie przejęcia się tym. Z jego perspektywy sama Vea nie miała się czego obawiać, w końcu nie miał zamiaru jej zabijać, mógłby, i był do tego zdolny fizycznie, ale to nie znaczy, że potrafiłby to zrobić w zgodzie ze samym sobą. Wyrzuty sumienia mógłby mieć gdyby Ivan był po prostu zwykłym człowiekiem, który musiał działać tak, a nie inaczej aby przeżyć, ale tak nie było. Ivan działał z chciwości, nie potrzebował więcej, ale chciał. Był podły i zapewne tylko swoją córeczkę tak naprawdę kochał, ale to też Setha nie obchodziło. Możliwe, że dlatego, że się od tego odciął, bo nie mógł pozwolić, żeby sumienie go spowalniało, albo żeby przypadkiem odciągnęło go od słusznej decyzji.
    -Zgadza się. - Uśmiechnął zaledwie w kącikach ust, przyglądając się chłopcu z zainteresowaniem. - Nie pomyślałem o tym. Tak byłoby milej, prawda? - Odparł w odpowiedzi, wyjaśnianie dlaczego tego nie zrobił było znacznie bardziej złożone, ale nie chciał teraz wnikać w szczegóły, które chłopcu zapewne i tak wydałyby się niedorzeczne. Nie było z resztą na to potrzeby, bo mały kontynuował zaraz. Seth aż uniósł brwi, bo jeszcze nie usłyszał tego tak wprost. Mimowolnie zerknął w stronę Vei z nieodgadnionym wyrazem twarzy, później wracając do Flynna. Miał właśnie otwierać usta, aby spytać skąd to wie. W końcu, dziecko mogło, po prostu coś zaobserwować, może niedosłyszeć czegoś w pełni i wysnuć własne wnioski. A jednak nie. Przełknął ślinę. Wcale nie łatwo było tego słuchać. To wszystko nie musiało być wcale z jego powodu, ale słysząc to tak razem, zaraz po oświadczeniu, że Vea go kocha wydawało by się to dlatego. Nie do końca wiedział jak powinien zareagować. - Bardzo dobrze, że nad nią czuwasz. Ktoś taki jej się na pewno przyda. - Nawet jeśli Vea, właśnie nazwała go zdrajcą. Aż kąciki ust podniosły mu się w rozbawieniu.
    -Malowałem. - Odparł szybko, żeby wyjaśnić plamy krwi. - W ogrodzie. - Dodał, jakby to usprawiedliwiało resztę brudu, chociaż nie był pewien czy Flynnowi robi to dużą różnicę. Zapewne i tak nic wielkiego nie podejrzewał. Miał już odpowiadać, że chętnie się pobawi, ale wtedy wtrąciła się Vea z bardzo słusznym pomysłem. Nie mógł się bawić z dzieckiem w takim stanie. Powinien przynajmniej zmyć tą krew z dłoni. - Obiecuję, że nie wyjdę dopóki się nie pobawimy, okej? -Zwrócił się do chłopca z lekkim uśmiechem, odprowadził go jeszcze wzrokiem i dopiero wtedy spojrzał na Veę. Przez dłuższą chwilę stał po prostu w ciszy starając sobie przyswoić natłok informacji, chyba wolałby aby Flynn tu jednak z nimi został, zagadując ich.
    -Powinienem się umyć i przebrać. - Powtórzył, przy okazji się z nią zgadzając. Zapewne po prostu by teraz poszedł i ogarnął się w swoim własnym domu, ale skoro już coś obiecał, to nie mógł się tak teraz ulotnić. Sięgnął do swoich butów, aby pozbyć się ich ze swoich nóg, nie chcąc roznosić tego brudu po całej rezydencji w drodze do łazienki. Wziął głębszy wdech, wcale nie będąc pewny czy chce ją o to pytać. - Czy... chcesz o tym porozmawiać? - Spojrzał na nią.

    OdpowiedzUsuń
  155. Kiedy rzuciła mu pierwsze pytanie nieco zbiła go z tropu, wydało mu się w końcu dość oczywiste o czym chciał rozmawiać, ale okazywało się, że były jeszcze inne kwestie. Pozwolił jej dokończyć całą serię pytań za nim ułożył je sobie w głowie.
    -Kwestia Ivana, jest akurat zamknięta. Nie trzeba o niej rozmawiać, a zwłaszcza nie muszę rozmawiać o tym z tobą. - Stwierdził, nie mając zamiaru przyznawać się z jakiego zrobił to powodu. Zemsta odegrała swoją rolę, zemsta o to co zrobił Vei, więc częściowo zrobił to dla niej. Zemsta była dla niej? Na pewno była bezpieczniejsza teraz niż, kiedy skurwysyn panoszył się żywy. Dzieci też były bezpieczniejsze.
    Kwestię dlaczego tu jest już miał zamiar pominąć, ale wtedy przypomniało mu się co znalazł u Ivana. Sięgnął do kieszeni swoich brudnych jeasnów i wyciągnął z nich niewielki metalowy breloczek koła samochodowego, stracił już swój srebrny kolor, a napis idący przez oponę był niemalże nieczytelny, ale Seth pamiętał jak Felix dostał go jako nagrodę pocieszenia, kiedy brali udział w wyścigu (legalnym) dla juniorów, niezmiennie przez tyle lat nosił go z kluczykami od swojego samochodu. Wziął jej dłoń i ułożył go na niej.
    -To prawda wyglądasz koszmarnie, a o tym powinnaś rozmawiać z kimś kto się na tym zna. - Czyli jednak to były dwie osobne kwestie. To dobrze. - Tylko nie ze mną. - Dodał, bo był ostatnią osobą, która mogłaby jej jakoś pomóc. Zapewne tylko pogorszyłby sprawę. Łzy nie były kwestią na której się znał, sam nie płakał, a kiedy inni to robili nigdy nie wiedział co dokładnie powinien zrobić.
    - To ostatnie miałem na myśli. - Stwierdził w końcu, nie chcąc wypowiadać tego na głos, tak jak zrobiła to Vea. - Ale zapytałem tylko czy chcesz, to nie znaczy, że musimy cokolwiek omawiać. - Wyjaśnił, bo to jak z trudem o tym wspomniała wyglądało dla niego tak jakby ona też chociaż raz nie chciała poruszać kwestii uczuć i dzięki temu mogliby po prostu odłożyć to na później, kiedy oboje to przetrawią. Seth, że w ogóle to usłyszał, a Vea, że Flynn właśnie to wypaplał, jakby wspominał o tym co jadł na śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  156. W gruncie rzeczy Seth zareagował tak, bo miłość była w jego głowie odpowiedzialnością a on nie do końca wiedział, czy potrafi podjąć się czegoś tak poważnego. Na samą myśl nadal go skręcało wewnątrz, a to chyba nie była poprawna reakcja na wiadomość, że jest się przez kogoś kochanym. Miał ochotę się wycofać, zamiast zbliżyć.
    -Serio chcesz o tym rozmawiać? Że zabiłem Ivana. Co ty chcesz wiedzieć? Czy mam wyrzuty sumienia? Czy myślę, że postąpiłem słusznie, jak go zabiłem, czy prosił, żeby go nie zabijać, czy był zbyt dumny do ostatniej chwili, czy wrzuciłem jego ciało do rzeki, czy zatarłem za sobą ślady? No po co Ci to? Chyba wystarczy, że tylko jedna osoba jest czymś takim obciążona. - Nie czuł się aż tak szczególnie obciążony, ale przecież widział jej reakcję, samo to, że się o tym dowiedziała już się na niej odbiło. Później po prostu warknął pod nosem, bo przecież wcale nie o to mu chodziło, to on wyszedł z propozycją, żeby o tym porozmawiali, więc jednak wykazał jakieś chęci (inna sprawa, że znacznie chętniej by nie rozmawiał, ale sam fakt, że coś jednak powiedział, powinien się liczyć). - Bo myślałem, że coś Ci się stało! - Wyrzucił w końcu. Wcale nie chciał się do tego przyznawać, żeby kryć Jeanie. Chciała dobrze, ale niestety rozmowy nie wychodzą Vei i Sethowi zbyt dobrze.
    -A co chcesz żebym zrobił? Czego ty ode mnie oczekujesz? Bo ja nie wiem co mam z tym zrobić. To ty powiedziałaś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Chciałbym, żeby kocham zmieniało sytuacje, ale to nadal to samo uczucie, tylko inaczej je nazywamy, bo minęło trochę czasu, bo się nie widzieliśmy. Tylko, że za każdym razem kiedy się widzimy jest gorzej. I nie ma znaczenia co właściwie czujemy. Chcesz ze mną być? Zmieniłaś na ten temat zdanie? Odwidziało Ci się odcinanie, bo nie było mnie w pobliżu, bo mogłem nie żyć, bo może mnie porwali, zrobili krzywdę? Ale żyję, i to ja kogoś zabiłem.

    OdpowiedzUsuń
  157. - Nikt go nie znajdzie. - Potwierdził już spokojniejszym tonem. To było racjonalne pytanie i mógł przy okazji tyle jej powiedzieć. Tylko, że nie było to tyle rozmawianie, co odhaczenie, że nie zrobił jakiejś głupoty, która mogłaby się na nim później odbić. Troszczyła się, tak to też zauważył, ale przecież przed chwilą usłyszał, że go kocha, a kiedy się kogoś kocha (jeśli wierzyć jej słowom, chociaż... Flynnowi zapewne by nie kłamała) to się o tą osobę zazwyczaj troszczy. Powinien to docenić.
    Słuchając jej dalszych słów miał wrażenie, że się w tym wszystkim zgubił, ale przynajmniej kiedy ona nie podnosiła głosu, on też nieco się uspokoił. Rozmowy w nerwach, to im przede wszystkim nie wychodziło dobrze. - Vea, ale... - Pokręcił głową, próbując przechwycić w swojej głowie chociaż jedną kwestię. To nie w jego stylu. Nie było, to fakt, ale dlaczego miał walczyć skoro postawiła sprawę tak jasno? Bardzo wyraźnie powiedziała jak ma od teraz wyglądać sytuacja, nie miał zamiaru wykłócać się o to, żeby dała mu szansę, z resztą, nie wiedział czy chciał taką szansę. Nadal nie chciał związku. On po prostu chciał być obok niej, pozwolić sobie trwać obok, bez ustaleń i ciasnych szufladek. Nie potrafił tak normalnie. Potrzebował wejść w to tak po swojemu, tylko teraz obawiał się do tego wracać. Powiedzieć jej, że mu na niej zależy tylko po to, żeby Vea powiedziała mu później ‘gadałam głupoty bo mi było smutno’.
    -No już... - Zrobił krok w jej stronę wyciągając swoje ramiona w jej stronę. - Nic mi się nie stało. - Przysunął ją do siebie, oplatając wokół niej swoje ramiona. - I może trochę tęskniłem. - Mówił to żeby ją pocieszyć? Czy szczerze? - Już dawno zaprzedałem duszę diabłu, jestem nie do tknięcia. - Mruknął w lekko żartobliwym tonie, to najlepsze co potrafił poradzić w tej sytuacji. Nie wiedział już co mówić, nie wiedział też co robić, ale jakoś tak poszedł za instynktem (jeśli w ogóle taki posiadał w tych sprawach).

    OdpowiedzUsuń
  158. Czując, jak ciało Vei reaguje, w końcu sam zaczął się odsuwać i dostał nawet potwierdzenie, kiedy dziewczyna go poklepała. To niczego nie naprawi. Tak właściwie, jeszcze ani razu niczego nie naprawiało. Nadawało się tylko, kiedy obie strony cieszyły się z widoku tej drugiej osoby. Cóż, to nie tak, że Seth nie cieszył się, że ją widzi, po prostu minął już ten moment kiedy sobie to okazali. Kiedy od niej odstępował, myślał, że może jednak powinien był spróbować, w końcu przyznała wprost, że go kocha, i teraz to on się od niej odcinał, chociaż nie powiedział tego na głos, na pewno tak musiało to wyglądać. Tylko było o tyle łatwiej, że nie zdążył poczuć jakby znów ją ‘’miał’’, więc nie czuł, że coś traci. Jedyną wskazówką, było to, że wcale nie poczuł się lepiej, kiedy zmianą tematu zamknęli poprzednią kwestię. Powinien był. W końcu nie było żadnych deklaracji, nie spadła na niego żadna odpowiedzialność, przecież było tak jak chciał. Skinął głową.
    -Prowadź. - Gestem ręki wskazał na korytarz. Kolejna rozmowa znowu wyszła im na dobre. Zerknął w jej stronę, zastanawiając się nad tym co powiedziała o tym jak to do niej wróciło. Na pewno przez to straciła na wadze. Dlaczego nikt nie przysłał jej specjalisty? Przecież na takie rzeczy można znaleźć pomoc, kiedy ktoś się na tym zna... Łatwo było powiedzieć. Gdyby to jemu zaproponowali psychologa nie dałby się na to w żadnym wypadku namówić.

    OdpowiedzUsuń
  159. Chwilę jeszcze patrzył na nią nim znikła za zakrętem. Westchnął nawet nie wiedzieć czemu i przesunął wzrok na Jeanie uśmiechając się do niej blado. - I tak powinienem był się z nią zobaczyć. - Mruknął. Nie wyobrażał sobie tylko, że tak przebiegnie to spotkanie. Mieli porozmawiać o Sophie, a nie o nich, nie z powodu, że Flynn się wygadał o czymś o czym Seth miał jeszcze nie wiedzieć. Już nie wiedział jak byłoby lepiej.
    Fanatycznie. Domyślał się, że o to może chodzić, ale to jednak co innego usłyszeć to wprost. Dlaczego nikt nie załatwił jej specjalisty skoro to było takie oczywiste? Przecież tego tak nie można było zostawić. Nawet Jeanie nie zdążyła skończyć, więc on nie miał okazji odpowiedzieć. Odebrał tylko od Vei ubrania.
    Nie skomentowała tego tak bez powodu. Miał wrażenie, że nawet bardzo odnosiła się do ich sytuacji. Ciężko było tego nie zauważyć. Nie miał jednak w głowie żadnej sensownej odpowiedzi, a to było miejsce na naprawdę świetną komunikację między liniami. Zamiast tego uśmiechnął się tylko krzywo. Nie chciał nawet powiedzieć ‘przejdzie jej’, mając na myśli tylko i zupełnie Sophie, w końcu to dziecko, trochę popłaczę za kredką i znajdzie sobie coś innego, ale wolał nie wiedzieć, jakby to zabrzmiało gdyby zastosować to do szerszego grona kobiet. Wszedł w końcu do łazienki, zamknął za sobą drzwi i z ulgą przyjął tą chwilę wytchnienia. Mimo wszystko pod prysznicem spędził może około 10 minut. Najdłużej zajęło mu zmywanie zaschniętej już krwi, dzięki temu skupił też większość swojej uwagi na wydarzeniach sprzed kilku godzin i dni, niż na tym o czym rozmawiali. Wiedział, że w końcu będzie musiał to przetrawić, ale dom Accardich nie wydawał się na to dobrym miejscem, poza tym przydałoby mu się też trochę whiskey. Alkohol. To coś czego definitywnie potrzebował.
    Przebrał się w czyste ubrania zabierając swoje po wcześniejszym opróżnieniu kieszeni. Kiedy zszedł na dół spytał tylko kogoś gdzie znajdzie kosz na śmieci i tak wpakował swoje ubrania. Może powinien je spalić? Nie. Nie było na to konieczności. Później pojawił się w progu, chwilę przyglądając się dzieciom nim usiadł na podłodze obok Flynna. - To co? Pobawimy się koparką, a Sophie sobie porysuje? - Chłopiec nadal ściskał w dłoni ów kredkę, zacięcie krążąc nią po kartce, ale na propozycję odłożył ją i sam przyniósł pojazd bliżej. Seth chwycił ją i podał ukradkiem dziewczynce, nim znów skupił uwagę na Flynnie.

    OdpowiedzUsuń
  160. Kiedy mówił jej, że wygląda koszmarnie nie znaczyło, że przestała być ładna, po prostu potwierdzał, że było po niej widać że coś jest nie tak. Jak to Seth był też przekonany o tym, że w żaden sposób jej to nie uraziło, bo potwierdzał oczywiste. Może powinien był to inaczej ująć...
    Seth wzruszył tylko ramionami na komentarz, że ma za krótkie spodnie. Lepsze te niż żadne, lub jego poprzednie. Zapewne wyglądał głupio, ale skoro będzie siedzieć na podłodze z dziećmi to i tak nie miało to szczególnego znaczenia. Torres słuchał z zainteresowaniem o każdym samochodzie i zadawał też oczywiście pytania, czasami podrzucił też jakieś specyfikacje dotyczące specyficznych modeli. Jakoś tak bardzo dobrze się dogadywali, chociaż ostatni raz kiedy miał dłuższy kontakt z dzieckiem było, kiedy z Felixem zabierali ze sobą Veę. Może było mu łatwiej, bo to jednak rodzina Felixa. Zapewne z obcymi dziećmi wcale nie chciałby się tak chętnie bawić. Uniósł brwi kiedy padło kluczowe pytanie. Zerknął na Veę, chwilę myśląc jaka odpowiedź będzie łatwiejsza. - Widzisz, tak jakoś wyszło, że nie... Może się uda jak przyjdę następnym razem. - Nie chciał mówić, że może dostanie całusa na pożegnanie, bo jeszcze później chłopiec by im o tym przypomniał. A tak do następnego razu może być, że już zapomni.
    Powędrował spojrzeniem za drobnym palcem. - Tatuaże. To takie trwałe rysunki na skórze. - Wyjaśnił. - To był mój pierwszy. - Wskazał na jeden z tych, które pokazywał wcześniej mały. - A ten zrobiłem po moim pierwszym wygranym wyścigu samochodowym. Jechałem wtedy bardzo podobnym autem. - Wskazał na Chevroleta. Jeden z tych tatuaży zrobił też po śmierci Mitchela i Felixa, właściwie dwa, ale składały się w gruncie rzeczy na jeden, ale tego już nie wspominał.

    OdpowiedzUsuń
  161. Otworzył już usta okręcając głowę w stronę Vei, ale wtedy usłyszał Flynna. Oho, mógł się spodziewać, że pójdą w tą stronę. Pomyślał sobie, że mogło by być całkiem ciekawie zabrać ich kiedyś do Martina, który mógłby im coś wytatuować henną. Odebrał długopis przyglądając się Fylnnowi, który patrzył do niego z nadzieję.
    -A tak się składa, że mam teraz czas. Na którym chcesz ramieniu? I co ry- tatuujemy? - Spytał i na jego szczęście chłopczyk oświadczył, że chce samochód o taki podniósł swój ulubiony na wzór. Seth wewnętrznie odetchnął z ulgą, bo samochody to jedyne co potrafił rysować w miarę sensownie, tak poza tym nie uważał, że ma jakikolwiek talent plastyczny i za bardzo go nie miał, a znów nie chciał, że Flynn był rozczarowany.
    -A motylka może zrobić Vea, jako moja asystentka. - Rzucił jej cwany uśmieszek. Dobrze się składało z resztą, że we dwójkę coś rysowali, bo w ten sposób, żadne dziecko nie będzie musiało czekać na drugie. Poza tym Seth nie potrafił rysować ładnych motylków, tylko takie bardzo prymitywne, brzydkie motylki. Rysowanie na takim małym ramieniu okazało się nie być łatwe i niektóre linie były dość krzywe, ale starał się to zamaskować pracując z takimi nieprostymi, aż w końcu się udało.
    -Gotowe. - Odsunął dłoń i długopis. Nie był szczególnie dumny i aż przekręcił głowę przyglądając się dziełu, ale Flynn wydawał się niezwykle zadowolony i dumny z posiadania tatuażu. Zerknął w stronę dziewczyn, chcąc sprawdzić jak im idzie.

    OdpowiedzUsuń
  162. Seth też się zaśmiał. - Zdecydowanie się zgadzam. - Vea miała talent, on po prostu trochę się wyćwiczył, ale minęło już trochę czasu, poza tym nigdy nie było jakoś fantastycznie. Nic dziwnego, że Flynn doszedł do takiego wniosku, Seth nie miał nawet co konkurować w tej dziedzinie z Veą.
    -Hm... a gdzie będziesz rysować? - Podał jej długopis, samemu oglądając swoje ramiona, cóż, nie było tu za bardzo wystarczająco pustych powierzchni, żeby cokolwiek tam wcisnąć. - Może być na plecach? - Spytał, a dziewczynka pokiwała do niego głową, więc obrócił się i zdjął koszulkę. Na plecach miał oczywiście ten tatuaż, który wspinał się aż do szyi, oraz ten który planował zrobić sobie od początku, kiedy zdecydował się na jedną z prac Vei (tą pierwszą). Był wyautowany tak, że ten kolejny mógłby zostać dodany w każdej chwili, ale na razie pozostawało tam puste miejsce. Ogólnie oprócz tych dwóch tatuaży, na plecach miał mnóstwo miejsca na rysunki. W trakcie procesu tatuowania długopisem, napotkali problem, ponieważ długopis przestał pisać i Seth musiał położyć się na brzuchu, żeby Sophie mogła dokończyć swoje dzieło. Dziewczynka w końcu oznajmiła zadowolona, że skończyła, a Seth podniósł się znów do siadu.
    -No i co tam jest? - Zapytał się ciekawy. - Vea, weź zrób zdjęcie. - Zaproponował, bo wizyta przy lustrze nadal byłaby problematyczna, a on faktycznie chciał się dowiedzieć jak to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  163. -Bo ty jesteś nieczuła na abstrakcyjną formę sztuki. - Odmruknął do niej, kiedy tak już go uprzedziła o tym jakie to ma piękne rzeczy na plecach. Cóż, nie spodziewał się, że taki brzdąc narysuje mu zaraz arcydzieło. Faktycznie, kiedy zobaczył już zdjęcie musiał powstrzymać się od rozbawienia.
    -No przecież, że to żyrafa. - Potwierdził zerkając w stronę Vei jakby się w ogóle nie znała, chociaż sam nie potrafił do końca stwierdzić co miał przedstawiać rysunek. Jeszcze chwilę się przyglądał i w końcu oddał jej komórkę. - Nie odmówię. - Uśmiechnął się kącikiem ust i mrugnął do niej, chociaż też ubrał to raczej w żartobliwy ton.
    -Tak. Vea na pewno chce. - Odparł zadowolony. - Flynn może zrobić na jednej ręce, a Sophie na drugiej. - Dodał jeszcze, żeby przypadkiem nikt nie był pokrzywdzony, a przy okazji, żeby Vea zarobiła takie malowidła podwójnie. Cóż on w końcu miał wymalowane całe plecy. Wciągnął koszulkę znów na siebie i wstał, żeby rozprostować nogi, a niedługo siedział już na kanapie.

    OdpowiedzUsuń
  164. Ta jej drobna szpileczka była dość trafna więc nawet tego tak nie odczuł. Zarejestrował, i to nawet z nutką szelmowskiego uśmiechu.
    Sam chciał zaprotestować, ale Flynn go wyprzedził. Seth skwitował to zdegustowaną miną, bo chciał, żeby dzieciaki trochę ją ‘’potatuowały’’, a zaraz potem kręcił głową z równie sceptycznym wyrazem twarzy, bo... to po prostu nie był dobry pomysł. Znacznie bardziej wolał ten, kiedy to ktoś inny był artystą. Jeszcze trawił pomysł, żeby to on coś rysował, kiedy została już poruszona kwestia serca. To tylko serce. Miał taki... nieokreślony wyraz twarzy.
    Uniósł brew, kiedy to Vea wzięła jego dłoń, a oczy skupił na jej twarzy. To wszystko wydawało mu się jakoś tak dziwnie miłe. Nie, że zaraz chciał zakładać własną rodzinę, ale po prostu kiedy siedzieli tak razem i spędzali czas w luźniej atmosferze, bez napięć, nawet się śmiejąc. Przypomniało mu się, jak leżeli razem w łóżku, kiedy to przysypiał, niby to oglądając serial, bo przecież, nie przychodził tam dla serialu. Było mu dobrze. Teraz też było dobrze. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, kiedy nastała jego kolej, żeby kreślić po jej skórze miłosne wyznania. Odebrał długopis i pierw obejrzał kanwę z którą będzie pracował, decydując się w końcu na bok jej dłoni. Jego serce wyszło dość pokracznie, jedną część miało ładną i równą, a tą drugą taką niepasującą, większą (chociaż nie wyglądało to też fatalnie, zawsze mogło być gorzej). Nie poszedł też w jej ślad z podpisem, nie do końca dostrzegając jaki był tego cel.
    -Czy my właśnie wymieniliśmy się obrączkami? - Spytał teatralnym szeptem z rozbawionym uśmiechem na twarzy. - Nasi rodzice by się ucieszyli. - Skomentował i oddał długopis Sophie, dopiero teraz przyglądając się temu co narysowała Vea. Znacznie lepiej jej to wyszło, tak równo i zgrabnie. Prawie oznajmił to na głos, ale było to dość oczywiste i raczej niepotrzebne , więc swoje głębokie rozważania zachował dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  165. Głównie był po prostu skupiony. Mogłoby się zdawać, że taka drobna rzecz nie wymagała skupienia, ale nie chodziło o to, aby nakreślił coś na odwal. Spodziewał się, że serca zmyją się szybko, zwłaszcza to na kciuku. Przy pierwszym myciu, dwóch. Zależnie od tego czy będzie starał się tego pozbyć, czy nie.
    Zażartował, bo miało to do siebie taką atmosferę, jakby miało to coś znaczyć. Może było mu łatwej żartować, bo tego tak jednak nie odczuł. Przecież to tylko drobne rysunki, które wykonali głównie dla dzieci. Powoli jednak, zaczął dochodzić do innego wniosku, kiedy patrzył na Veę, a uśmiech rozbawienia stopniowo opuścił jego twarz. Pomyślał o tym, że chciałby znać jej myśli, wiedzieć co pojawiło się w jej głowie właśnie w tym momencie, że nie zbyt tego chociażby niemrawym uśmiechem, na kiepski żart. Ale przecież nigdy nie planowali tego ślubu, wymiana metaforycznych obrączek nie przekładała się przecież na ich relację, na potencjalny związek, w który nie potrafili... w który Seth nie potrafił wejść. Czy może właśnie, tak?
    -Vea...? - Patrzył na nią uważnie i chyba mimowolnie pochylił się nieznacznie w jej stronę.
    -I wtedy ksiądz mówi, że pan młody może pocałować małżonkę, tak! Tak widziałem to. - Odezwał się Flynn i Seth aż uniósł obie brwi spoglądając na chłopca, nie do końca pewny co powinien zrobić z taką informację, właśnie teraz, kiedy gdzieś wewnątrz, chyba chciał ją pocałować.
    -Tak. - Zgodził się odchylając się. - Tak jest zazwyczaj na ceremonii.

    OdpowiedzUsuń
  166. -Albo ckliwych seriali. - Mruknął starając się wrócić do lżejszego, żartobliwego tonu.
    Skrzywił się nieco na reakcję Jeanie. Im wszystkim było miło, dopóki nie myśleli o konsekwencjach, poza tym, dzieci były zadowolone, a to się przecież liczyło najbardziej. - Po kilku dniach zejdzie całkowicie. - Odparł, chociaż chyba nie powinien się wtrącać. - To tylko długopis, ciesz się, że nie używaliśmy tamtych flamastrów. - Wskazał wzrokiem na pudełko z którego Vea wyciągnęła ich igły do tatuażu. - Poza tym... popatrz jakie eleganckie... - Pokiwał głową z uznaniem patrząc na Jeanie znacząco, jakby odgrywał się za ten jej telefon pełen kłamstw, chociaż dopiero teraz o tym pomyślał. Cóż, przynajmniej miał wrażenie, że nie mogła być zła, to ona go tutaj ściągnęła. - To ja się chyba będę ewakuował. - Podniósł się z miejsca, zerkając do Vei ukradkiem. Więc, może ta wizyta nie skończyła się tak źle... Albo było jeszcze za wcześnie, żeby to określić, chociaż spędzanie czasu z dzieciakami nawet mu się podobało. Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia. Częściowo jakby tylko udawał tą całą ewakuację, chociaż i tak był już na niego czas.

    OdpowiedzUsuń
  167. -Raczej nie. Na razie wiesz tylko ty. Ojcu powiem jak wrócę, wtedy powie się twojemu. - W swoim telefonie nie wyjaśniał co się z nim stało i co w tym czasie robił, to nie byłoby zbyt dobrym posunięciem, gdyby na ich telefonach przypadkiem był jakiś podsłuch. Wolał oznajmić o tym osobiście, poza tym trzeba było omówić co dalej? Ivana nie było i rozchwieje to jego mafię, ale niestety nie zdejmie jej kompletnie, pozostawała jeszcze Eliza (chociaż sam Ivan wspominał coś o tym, że dziewczę nie garnie się do interesów), której zajmie czas, żeby cokolwiek na sytuacje poradzić, zwłaszcza, że Ivan zaginął dopiero dwa dni temu. Przez jeszcze pewien czas za takiego będzie uznawany i jeszcze długo nie będą w stanie stwierdzić co się właściwie z nim stało. - Ale dam znać, te informacje które wyciągnęłaś od Jaydena pomogły tak w ogóle. - Trochę zajęło nim mógł je wykorzystać w praktyce, ale lepiej późno niż wcale, a Ivan nie żył. - Poza tym teraz Blackwellowie skupią się na poszukiwaniach. - Uśmiechnął się do siebie, bo specjalnie zostawił kilka fałszywych tropów, tak żeby służby i mafia ganiały przez jakiś czas swój własny ogon.
    Właśnie miał robić krok w stronę drzwi, kiedy przyjrzał się jej uważnie, chciał zaproponować, żeby z kimś porozmawiała o swoim problemie, ale pomyślał o tym jakby to było, gdyby jemu ktoś sugerował spotkanie ze specjalistą - to miałoby odwrotny skutek. To był temat do poruszenia, ale nie na teraz.

    OdpowiedzUsuń
  168. Już chciał skomentować, że ‘dobrze dla niego’, nie do końca będąc przy tym poważny, bo.. czy to tak dobrze? Biznesy Larkinów były dość.. lekkie, było w tym więcej przyjemności, chociaż minusem mogłoby się wydawać to, że prowadzą takie interesy nielegalnie. Z resztą to nie było, aż tak wielką sprawą, kiedy Jay miał jeszcze rodzeństwo. Więc, tego nie skomentował, bo zaraz po tym, Vea wspomniała o spotkaniu.
    -Mh-hm. - Mruknął tylko. Jayden... chłopak wydawał się Veą nawet zainteresowany, może okoliczności były inne i w większości Seth uważał, że była to prostu reakcja na to, że Vea była dla niego wtedy miła, a Seth nie. Tylko teraz, kiedy nie było potrzeby wyciągania od niego informacji po co jej było spotkanie właśnie z nim? Może poczuł drobne ukłucie zazdrości, bardzo drobne jeszcze na tą chwilę. Przecież się nie określił, a niby było to tylko spotkanie, i teoretycznie Vei dobrze zrobi wyjście do ludzi, tylko... to jakoś wcale do niego nie przemawiało. - Dobrze dla ciebie. - Dodał jeszcze, jakoś tak bez wyrazu. Zrobił krok w stronę drzwi. - Może jeszcze wpadnę w ciągu tygodnia. - Poinformował ją, chociaż niekoniecznie dlatego, że to z nią miał się spotykać.

    OdpowiedzUsuń
  169. Tak było łatwiej. Rozmawianie głównie na temat interesów, wspominanie o tym jak to poszukują Ivana, że FBI, które miało go na oku też go szuka i że krążą w kółko. Tak było znacznie łatwiej. Nie poruszali kwestii uczuć, a Seth nie zastanawiał się nad tym. Przecież nie chciał się ustatkować, nie chciał związku, nie potrzebował tego, to tylko komplikowało życie, które z mafią na karku i tak było już wystarczająco ciekawe. Więc po co mu to? Tak to sobie wszystko tłumaczył, i wmawiał sobie zawzięcie, że przecież im obojgu będzie lepiej, nawet jeśli wewnątrz wcale tak tego nie odczuwał. Musiał częściej chodzić na strzelnice, żeby coś z siebie wyrzucać, chociaż nawet nie wiedział co.
    Pamiętał, że Vea miała dzisiaj spotkanie z Jaydenem, z jakiegoś powodu, bardzo wyraźnie utkwiło mu to w głowie, żeby więc nie myśleć o tym, bo przecież nic mu do tego i nie powinno go to obchodzić wybrał się na przejażdżkę, przy okazji sprawdzając kilka miejsc w których sprzedawany był ich alkohol. Ekluzywny sklep alkoholowy stał zaledwie trzy budynki dalej od kawiarni, a on zatrzymał samochód właśnie te trzy budynki wcześniej mimowolnie wzrokiem napotykając dwie znajome twarze. Mimowolnie ciaśniej zacisnął dłonie na kierwonicy. Nie obchodziło go to, nie powinno. A jednak został w samochodzie uchylił okno i spędził tam chyba pół godziny obserwując ich. Po pierwszych piętnastu tłumaczył sobie, że przecież dobrze, że to robi, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś się na nich nie przyczaja. Może i była to publiczna kawiarnia, ale lepiej było nie ryzykować, zwłaszcza, że Eliza zapewne po takim czasie, też zaczynała mieć swoje podejrzenia (a przynajmniej tak zakładał, Ivan w końcu nie miał powodów, żeby znikać bez słowa na taki czas, już był w ukryciu kiedy Seth go zgarnął). Coś się w nim skręcało i wzburzało kiedy widział, że miło spędzają czas, że Vea spędza miło czas akurat z Jayem. Z jednej strony dobrze było ją widzieć w dobrym nastroju, ale z drugiej... z drugiej... Zacisnął szczęk. W końcu ruszył się z miejsca kierując się prosto na strzelnicę. Wstąpił do apartamentu tylko po to aby się przebrać, a później pojechał do Accardich. Bez zapowiedzi jak zazwyczaj, tym razem tylko przywitał się z dziećmi, a później poszedł po kawę do kuchni. Zazwyczaj w kuchni przesiadywałby u swoich rodziców, więc tutaj był to niemalże odruch. Miał ochotę na whiskey, dużo whiskey.

    OdpowiedzUsuń
  170. Usłyszał jej donośne przywitanie, ale w pierwszym momencie jeszcze nie wstał z miejsca. Zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby poczekać aż dziewczyna wejdzie na górę i wtedy on mógłby po prostu opuścić rezydencję, wtedy przypomniał sobie jednak, że już przywitał się z dziećmi i nie może przecież tak po prostu wyjść. Dopił do końca kawę i wstawił kubek do zmywarki nim podniósł się na równe nogi i powoli wyszedł w kierunku korytarza. - Cześć. - Przywołał na twarz uśmiech, chociaż można było gdzieś tam w wyrazie jego twarzy dostrzec pewnego rodzaju cierpkość, chociaż starał się to zamaskować, a jednak nie uśmiechać się zbyt szeroko, bo wcale nie było mu do śmiechu. - Niedawno wszedłem. - Przyznał, łapiąc się na tym, że do twarzy jej z uśmiechem i jakoś tak mimowolnie rysy jego twarzy złagodniały. - To dzisiaj nie? - Zagadnął. - Dzisiaj byłaś na tym spotkaniu z Jaydenem... - Tylko udawał, że tak przy okazji o tym wspomina, jakby chciał nawiązać zwykłą rozmowę. - Chyba dobrze poszło, co? - Nie dało się przeoczyć tego jak niemalże promieniała. Oparł się barkiem o ścianę spoglądając na nią. Nie miał oczywiście zamiaru przyznać się do tego, że widział ją w tej kawiarni, bo i po co? Nie będzie przecież wybuchał jak wtedy przy samochodzie. Z resztą Jayden był zbyt miły na to, żeby Veę obłapywać w kawiarni i jeśli będą kontynuować te spotkania to jeszcze długo nawet tego nie spróbuje. Jeśli? Kolejne spotkania? Fanstastycznie.

    OdpowiedzUsuń
  171. Widok Seth mógł komuś psuć humor. Seth byłby dumny. Ta zmiana w nastroju osoby, kiedy on pojawia się w pomieszczeniu i jest to zmiana na gorsze, daje mu dziwną satysfakcję. Ale skoro w taki sposób funkcjonował nic dziwnego, że na ‘kocham cię’ zareagował... tak jak zareagował.
    Wzruszył ramionami, kiedy zadała mu te pytania. - Nic. - Odparł nawet, bo faktycznie nie musiała się niczym z nim dzielić. Nie powinien był nawet pytać, chociaż byłaby to całkiem dobra platforma na złośliwości skierowane na Jaydena. Jednocześnie jeszcze walczył z zazdrością, pieklącą się gdzieś pod jego skórą, chyba, że była to kofeina.
    Na randce. Subtelnie wciągnął powietrze przez nos i wcisnął dłonie w kieszenie swoich spodnich, aby nie było widać jak zaciska je w pięści. Rozluźnił je po krótkiej chwili, ale to nie znaczy, że podłe uczucie go opuściło. Odepchnął się od ściany na chwilę wzrok wbijając gdzieś w bok, jakby po prostu się nad czymś zastanawiał, jakby wcale nie usłyszał jej odpowiedzi. Przecież wiedział, że poszło dobrze. Widział wszystko na własne oczy. Albo nie wszystko. Zmrużył oczy, pochylając się w jej stronę. Wiedział, że dziewczyna mówi to po to aby go sprowokować, aby coś sobie pomyślał, żeby zobaczył, że go nie potrzebuje, albo cokolwiek innego co chciała tym osiągnąć. To jednak co nie dawało mu spokoju, był fakt, że to faktycznie mogło się stać. Myśl pożerała go na tyle, że nie myślał nawet nad tym czy Vea w ogóle pozwoliłaby chłopakowi na takie coś i czy Jay by się tak wychylił do przodu.
    Był teraz na tyle blisko niej, że mogła poczuć jego oddech, a on czuł jej i w tym znajomym odczuciu chciał kompletnie zamknąć ten dystans. - Tylko całkiem dobrze? - Zajrzał jej w oczy z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy, aż w końcu odchylił się. - Nie będzie wielkiej straty. - Rzucił beztrosko.

    OdpowiedzUsuń
  172. Jej kolejne słowa tylko utwierdzały go w przekonaniu, że dziewczyna próbuje wywołać w nim jakąś reakcje. Trudno było tego tak nie odebrać, kiedy sama ich porównała i nawet przez chwilę Neil uwierzył w to, że Jayden mógłby lepiej całować, zwłaszcza kiedy potrzymała argument tym, że nie udawali. Bo doskonale wiedziała, że Seth nie udawał. Sam to przyznał, poza tym czuł to. Nawet jeśli za pierwszym razem Vea twierdziła, że chciała to zrobić tylko po to aby uwodnić mu, że nie jest tylko dzieckiem. Mogła mieć jakiekolwiek intencje chciała, ale to nie zmienia faktu, że nie całowała go tak zwyczajnie. Więc słuchał jej spokojnie.
    -Jeszcze ma czas, żeby zmądrzeć. - Odparł już po jej ‘nieważne’. - Poza tym. - Oparł się o poręcz spoglądając na nią. - Prawdopodobnie sama odepchniesz go wcześniej, bo przecież będziesz kazała mu się określić bardzo dokładnie, chłopak się zająknie, a ty mu trzaśniesz drzwiami przed nosem. - Może jednak przestało mu zależeć. Miał na końcu języka jeszcze kilka innych komentarzy, które w ogóle by mu nie pomogły, a wręcz przeciwnie wpychałyby ich sytuację w jeszcze gorszą dziurę ale pomyślał, że zostawi je na później, że chce zobaczyć jak dziewczyna przyjmie tą dawkę. Zupełnie jakby specjalnie chciał jej popsuć humor i sprawdzał w którym momencie zacznie mu się to udawać.

    OdpowiedzUsuń
  173. Wcale nie miał na myśli, że jeśli ktoś się angażuje w uczucia to jest głupi. Owszem w głowie kręciła mu się myśl, że uczucia osłabiają, i często powstrzymują od podejmowania słyszanych decyzji. Tym, że chłopak zmądrzeje bardziej chciał wbić jej szpilkę, że Jayden zmądrzeje zamiast lokować swoje uczucia w Vei. Dlatego liczył na bardziej złośliwą odpowiedź z jej strony, a ta była dość spokojna, ku jego rozczarowaniu.
    - No jasne. Ptaszki śpiewają, trawka jest zielona... - Wywrócił oczami. Czasami trzeba było powiedzieć niewygodne rzeczy, a czasami trafiało się po prostu na osobę, która nie jest tradycyjnie miła. I trafia się na nudnych Jaydenów. - A w razie co, Jay przeprosi Cię na śmierć. - Dodał jeszcze. Wadziło mu to, wadziło mu, że Vea stoi tak w obronie chłopaka, że tak się jej nagle podoba jego postawa, że nagle jest taki super. Irytujący dzieciak. - Wiesz... nawet był uwierzył w tą całą gadkę. - Wstąpił na pierwszy stopień. - Tylko, że to skończy się tym, - Wziął kolejny krok. - że chłopak będzie liczył na coś więcej. - I jeszcze jeden. - a ty mu na koniec powiesz, że jest świetnym przyjacielem. - Dzieliły ich zaledwie dwa stopnie. - Bo tak naprawdę, tylko do tego się nadaje. - Wzruszył ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  174. A kiedy się odsunęła, na jego twarzy mimowolnie wykwitł szelmowski uśmieszek. I pozostał gdzieś w kącikach ust kiedy mówił i kiedy jej słuchał. Niby to całkowicie spokojny. Niby, bo od całej tej rozmowy przechodziło go irytujące uczucie pod skórą, frustrujące wręcz. - Nie muszę znać Ciebie, znam typ Jaydena. Tacy ludzie sami siebie wpędzają w przyjacielskie relacje, kobiety reagują na to wręcz odruchowo. Gość może być wspaniałym potencjalnym mężem i chłopakiem, ale na razie... nigdzie w relacji nie zajdzie. - Uśmiechnął się pobłażliwe. - Poza tym wiesz, że to nie tak działa? To nie kwestia wodzenia kogoś za nos. - Zrobił krok dalej. - Faceci stwierdzą, że dziewczyna wrzuca ich w tę strefę, nawet jeśli od początku nie dawała mu żadnych złudzeń. - Wzruszył ramionami. - A wystarczy kwestia odpowiedniego nastawienia, której Jay nie ma. - Nie można było powiedzieć, że chłopak miał szanse pierwszego dobrego wrażenia, bo znalazł go w bagażniku, związanego, a sam fakt, że dał się tak wyprowadzić w knieje i schwytać już dość sporo o nim mówiło. I to nic dobrego. - Ale wiesz... to całkiem urocze. Twoje podejście do niego. Tylko prędzej mogłabyś go adoptować jako młodszego brata, i na przyjaciela faktycznie może się nadać. Tylko nie jedź z nim na biwaki. - Uśmiechnął się kącikiem ust w rozbawieniu.

    OdpowiedzUsuń
  175. Szczerze mówiąc wcale nie chciał rozmawiać o Jaydanie, nie chciał rozmawiać o potencjalnej relacji, o żadnych... o niczym z rzeczy, które poruszył. Męczyło go to, ale chciał uzyskać od niej jakąś reakcję, sprawdzić jak będzie na to odpowiadać, jak się zachowa i faktycznie chcąc ją sprowokować. Więc na jej pytanie wzruszył po prostu ramionami.
    Kolejna jednak z jej reakcji nie była tym czego oczekiwał, ani co chciał uzyskać. Tak oczywistym wydawała mu się kwestia tego jak Jayden dał się głupio złapać wracając z biwaku, że nie podejrzewał w ogóle, że Vei może się to źle skojarzyć. Myślał jeszcze mniej, w swoich kolejnych ruchach.
    Szybko znalazł się przed nią, pokonując dwa stopnie za jednym razem i jedyne co zrobił to zdążył ująć jej policzek, a już po chwili jego usta przyciśnięte były do jej. Dał jej tylko chwilę na drobną refleksję, bo zaraz zstąpił o schodek niżej, żeby stać na jej poziomie i przyciągnął ją bliżej do siebie w znacznie intensywniejszym pocałunku. W pocałunku w którym było wiele... było wiele emocji i złości na to o czym rozmawiali od kilku minut. Na co sam naciskał. Nie znosił myśli, że Vea mogłaby skończyć z kimś takim jak Jayden, żeby w ogóle... żeby jakikolwiek facet ją całował, dotykał. Na pewno była w tym pewnego rodzaju zaborczość... Zbyt wiele, aby wyrazić w jednym pocałunku, chociaż wcale nie chciał jej tego przekazywać, ale nie potrafił nie całować jej z tymi wszystkimi emocjami (niektóre były pozytywne, nie całował jej jedynie ze złych pobudek). Nie chciał widzieć jak znów jest przestraszona, znacznie bardziej wolał kiedy się złościła, bo nie tylko dawało mu to tą głupią satysfakcję, ale wyglądała seksownie, ale lubił też oglądać kiedy się uśmiechała, lubił ją za bardzo i chciał jej za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  176. -Okej, zasłużyłem. - Przyznał całkowicie spokojnie ruszając z lekka szczęką. Na szczęście było z nią wszystko w porządku. Miał tylko nieco zaczerwieniony policzek. Nie przemyślał tego w ogóle. Dlatego jej reakcja wcale nie była zaskoczeniem. Nie wiedział czego oczekiwać, co powinno się stać. A to... to była prawdopodobnie prawidłowa reakcja. Słuchał jej, ale tylko się na nią patrzył. Nie wiedział jaką podjął decyzję w tym momencie, a musiał coś zadecydować, bo ta sytuacja szybko mogła się wymknąć spod kontroli. - Nie. - Stwierdził w końcu, kiedy kazała mu iść. - Nigdzie nie idę. - Miał stanowczy głos, jakby faktycznie wiedział co robi. Miał za nią ruszyć, właśnie wspinać się po schodach, kiedy Vea sama do niego wróciła.
    Aż uniósł brwi w pocałunku ze zdziwienia (bo tego już się nie spodziewał), ale szybko oplótł wokół niej swoje ramiona i poczuł jakiś dziwny przypływ ciepła w swojej klatce piersiowej. Trzymał ją równie desperacko co ona go całowała. I kiedy tylko mieli drobną przerwę na oddech zaraz oddał pocałunek. Jego dłoń zawędrowała do tyłu jej głowy, wplątując place w jej włosy, jakby chciał przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie. - Co jeśli podjąłem decyzję? - Wymamrotał w jej usta. Może w tym wszystkim nawet nie wyraźnie, zwłaszcza, że zaraz znów ją całował, zupełnie tak jakby to była jego jedyna szansa. Właściwie wcale by go to nie zdziwiło. Gdyby nagle dotarło do niej co właściwie robi, teraz już z własnej woli. To było prawdopodobne, ale o tym nie myślał. Mimowolnie cofnął ich, po kilku krokach opierając jej plecy o ścianę, i przy okazji zakleszczając między sobą, tak, żeby już nie mogła mu uciec.

    OdpowiedzUsuń
  177. Do niego klaskanie też dotarło z opóźnieniem. Odsunął się w wolna, z dłońmi nadal na jej ciele i uniósł brew zerkając w stronę skąd usłyszał głos Jeanie. Przy okazji odsunął się też całym ciałem odstępując o pół kroku w tył.
    -Mhm. - To faktycznie nie było dobre miejsce, ale przecież tylko się całowali. Co innego jeśli w planach mieli coś innego, wtedy to faktycznie nie byłoby dobre miejsce. Wtedy bardzo chętnie przeniósłby się w takim wypadku do... zamkniętego pomieszczenia, pokoju najlepiej. Patrzył jeszcze chwilę na Veę, jego oddech powoli się stabilizował.
    -Zakładam, że do dzieci można już wpaść? - Spojrzał na Jeanie, która kiwnęła głową w potwierdzeniu. Zrobił kilka spokojnych kroków w dół schodów, a później zerknął przez ramię do Vei, jakby sprawdzając, czy idzie razem z nim. Nie miał w końcu w planie zostawiać ją teraz na schodach. Właściwie dopiero teraz przypomniało mu się dlaczego tu przyszedł. Cóż, może jednak... nie do końca przyszedł tutaj tym razem do dzieci. Może właściwie powinien cofnąć się do po Veę i samemu zaciągnąć ją do pokoju, tylko wtedy musieliby zdecydować co właściwie robią i zapewne Vea spytałaby dlaczego ją pocałował. Dla pewności odwrócił się jeszcze do niej, całując, tym razem lżej i uśmiechając się nawet kącikiem ust, nim wrócił do schodzenia w dół.

    OdpowiedzUsuń
  178. Przyjeżdżał dla Sophie. Głównie dla niej, chociaż Flynn też był fajnym dzieckiem i z ich dwójką miło spędzało się czas. W jakimś sposób po prostu chciał... cóż Sophie to najbliższe co miał do Felixa. Chciał być częścią jej życia, skoro już się o niej dowiedział. Jednak nie musiał udawać się do nich na dół właśnie w tej chwili. Może nie powinien.
    Najpierw uznał, że Vea sugeruje kontynuację ich pocałunku, później dotarło do niego, że zapewne tylko on pomyślał w ten sposób. Więc najpierw słysząc słowa Vei miał ochotę, zrobić coś dokładnie odwrotnego, ale uznał, że czas w końcu przestać od tego uciekać. Prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy, ale była szansa, że jeśli porozmawiają teraz, od razu po zdarzeniu to nie będą się o to kłócić i nie będzie tak jak zwykle. Już słyszał te jej zarzuty, że znów zachowuje się jakby nic się nie stało. Tylko to nie tak, że faktycznie uważał, że nic się nie stało, po prostu zachowywał się normalnie.
    Cofając się o te kilka kroków z powrotem na górę, aby zaraz iść obok Vei, jeszcze miał nadzieję, że zamknięcie się w pokoju skończy się... w ciekawszy sposób niż tylko rozmową. Przeszedł przez próg zaraz za nią, i powoli zamknął za sobą drzwi, nie oglądając się w tył. Odepchnął się od nich nieznacznie wodząc wzrokiem za Veą i jakby wyczekując, że to ona coś powie.

    OdpowiedzUsuń
  179. Uniósł brew gdy usłyszał jej słowa. To nie był raczej powodów dla którego nie zajął miejsca obok niej. Właściwie to jeszcze o tym myślał, układał sobie w głowie co znaczyło jego ‘podjąłem decyzję’, którego Vea chyba nie zarejestrowała, i od czego powinni zacząć. - Kuszące. - Mruknął w odpowiedzi uśmiechając się kącikiem ust. Pokonał te kilka kroków i usiadł obok niej. Zerknął w tył na jej twarz, po czym pochylił się do przodu, opierając ramiona na swoich udach. -Dlaczego wróciłaś, żeby mnie pocałować? - Może chciał odwrócić role, ale był też ciekaw, i skoro już miał szansę stanąć po drugiej stronie... - To miało sens, pocałowałem Cię, dałaś mi w twarz i chciałaś odejść. Nie dziwię się. Nie myślałem... po prostu, chciałem coś zrobić... - Przyjrzał się swojej dłoni, powoli rozluźniając ją i okręcając wokół własnej osi. - Chciałem... cię pocałować. Z resztą... I wtedy wróciłaś. - Zerknął na nią w bok, z tej perspektywy nie dostrzegając nawet do końca jej twarzy, później znów spojrzał przed siebie. Może nawet z lekka się uśmiechnął, gdzieś w kącikach ust, bo pamiętał to uczucie, było mu dobrze, tak przyjemnie, kiedy wróciła. Nie oczekiwał nawet od niej żadnej specyficznej odpowiedzi, gdyby była konkretna to dobrze by było wiedzieć, ale jeśli odpowie mu, że sama nie wie, to też liczyłoby się dla niego jako odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  180. ‘’Bo chciałam’’ faktycznie niewiele mówiło, ale to już jakiś początek, chociaż tyle to udało mu się stwierdzić samemu. Skrzywił się z lekka, kiedy przyznała się, że nie było jej łatwo się pozbierać. Wcale nie chciał jej tego odbierać, dobrze, że w końcu wyszła do ludzi, że się uśmiechała. - Powiedziałaś, że byliście na randce i że cię pocałował, dziwisz się, że chciałem żeby znaczył mniej w tym wszystkim? I to drugi raz, kiedy cię pocałowałem jako pierwszy. - Podkreślił, bo zabrzmiało to trochę tak jakby nie miał powodów wcześniej, a tak naprawdę nie aż tak wiele się zmieniło. Minęło trochę czasu, i już bardziej na głos zdążyli powiedzieć sobie o uczuciach... okej może jednak było trochę inaczej. - Miałem powód. - Potwierdził.
    -Tak jakby. - Wziął głębszy wdech i chwilę myślał nim sam odchylił się do tyłu, lądując swoimi plecami na jej łóżku. - Tylko... nie róbmy z tego... - Westchnął. - Jakbyśmy podpisywali jakąś umowę. Chce z tobą być. Nie rozumiem dlaczego, i nie wiem jak ma to nawet wyglądać, naprawdę nie wiem. - Zerknął na nią. - Ale chcę. - To chyba pierwszy raz kiedy powiedział coś takiego szczerze i nie mógł jakoś spojrzeć jej w oczy, chociaż nie wiedział dlaczego. Patrzył przed siebie, nie wiedząc też do końca czego oczekiwać. Znów zrobiłby się bardziej skołowany gdyby na nią spojrzał, a tak przynajmniej miał przynajmniej określony tok myślenia. Podjął w końcu decyzję, tylko czy to wystarczy?

    OdpowiedzUsuń
  181. -Nie do końca tak to wyglądało z mojej perspektywy. - Bo to wcale nie było tak, że mało go obchodziła. Tylko, że po tym kiedy stwierdziła, że nie chce mieć z nim nic wspólnego po prostu sobie odpuścił, ale to nie znaczy, że znaczyła dla niego mniej. Po prostu zduszał w sobie jakiekolwiek uczucia, kiedy chciały go najść i jakoś żył, przyzwyczajał się do tego. Cała afera kiedy wyszło na jaw co Vea czuje faktycznie mogła potoczyć się lepiej, tylko w jego oczach to nadal nie wyglądało tak jakby się na nią ‘wypiął’. Chociaż dla niej tak mogło być...
    Uśmiechnął się z lekka patrząc na nią. Też się chyba cieszył... Tak, cieszył się, zdecydowanie. - Mhm. - Zamruczał, kiedy już się odsunęła. Jego dłonie spokojnie opierały się o jej biodra. - To mi pasuje. - Stwierdził nawet zadowolony z tego punktu. - Okej, da się załatwić. - Mógł zadzwonić czasami zamiast pisać tylko krótkie, informacyjne smsy, często związane tylko z tym czy jest w specyficznej lokalizacji. Wywrócił oczami na jej ostatnią zasadę, bo było to dość oczywiste, że skoro już są razem to nie będzie sypiać z innymi na prawo i lewo. - Czyli jeśli się nie dowiesz, to jest w porządku? - Zagadnął, niby to serio, ale zaraz uśmiechnął się w rozbawieniu. - Żadnych romansów, zrozumiane. - Tym razem to on się do niej przysunął i ją pocałował. - Wiesz, że już dawno byśmy mogli być w tej sytuacji, gdybyś nie zadawała tylu pytań? - Obrócił ich obalając ją na plecy. Może to nie do końca było takie proste. Chciał jeszcze powiedzieć, coś więcej, ale odpuścił sobie już ten temat. Nie było sensu teraz tego maglować. Pochylił się do jej ust, niemalże je muskając, ale jednak w ostatniej chwili się zatrzymał. - A co do Jaydena... - Zaczął, ale zaśmiał się tylko i zaraz złączył ich usta, tym razem w znacznie dłuższym pocałunku. Oblała go fala radości, tak po prostu, uśmiechał się nadal, nim ich usta się oderwały i to nawet nie do końca, bo zaraz znów ją całował.

    OdpowiedzUsuń
  182. -Oo nie. - Pokręcił głową ze śmiechem. - Oboje nawaliliśmy. - Stwierdził i chyba była to opcja najbliższa prawdy, nie było tak, żeby tylko jedno z nich było wszystkiemu winne. Seth na pewno nie miał zamiaru brać całej winy na siebie, więc obrał kierunek kompromisu.
    Już zaczął się tak wczuwać. - Hm? - Zamruczał zerkając jej w oczy i odsuwając się nieco bardziej, aby móc na nią spojrzeć. - Co? - Aż mu się wyrwało, a twarz miała nieokreślony wyraz, ale wyglądał prawie tak jakby kazała mu teraz wziąć ślub, albo coś jeszcze poważniejszego. Jej śmiech przyjął z ulgą. Z ogromną ulgą. I z tego szczęścia znów ją pocałował. - Wiesz, że musiałbym wyjść i cię zostawić, gdybyś mówiła na serio? - Naprawdę tak to odbierał, nie zgodziłby się na takie warunki choćby z samego faktu, że ktoś chciałby kontrolować to co on będzie sobie tatuować. Ale Vea żartowała, on o romansie, ona o tatuażu. Byli kwita. - Hmm... powinien był powiedzieć, że jasne, ale tylko jeśli ty wytatuujesz sobie moje. - Stwierdził, teraz, już po fakcie. Stracił taką świetną okazję, więc, żeby się rozproszyć znów ją pocałował w usta, ale później zszedł niżej do jej szyi, dłonią przesuwając po jej boku. - Tęskniłem. - Wymamrotał w jej szyję między pocałunkami, tak że może akurat nie zrozumie, co powiedział, a może zrozumie, ale to prawie tak jakby wcale tego nie przyznał.

    OdpowiedzUsuń
  183. Pamiętał, że Vea nie chce tatuaży, dlatego to była taka stracona okazja, że od razu jej tak nie odpowiedział. Chciałby zobaczyć jej minę wtedy, ale chyba za szybko się zaśmiała, aby ten plan się udał. Może jednak nic straconego, i żadne z nich nie robiło sobie tatuaży dla drugiej osoby, to dobrze o nich świadczyło.
    Westchnął kiedy usłyszał jej słowa, a później jeszcze poczuł jej dłoń na swoim policzku. Nieco niechętnie spojrzał na nią, kiedy zadawała mu jeszcze kolejne pytania. - Musiałaś z tego zrobić taką aferę? - Utrzymał rozczarowanie na swojej twarzy jeszcze przez chwilę nim pokręcił głową w lekkim rozbawieniu. - Skoro słyszałaś to w sumie nie muszę powtarzać. - I wydawał się z tego zadowolony. Zaraz pocałował jej usta, żeby zatrzymać kolejne rozmowy na ten temat. - Na noc? No jasne. - I znów ją pocałował, bardziej intensywnie. Było mu za dobrze, żeby chciało mu się stąd gdziekolwiek ruszać. - O... mam jeden warunek, nie oglądamy razem więcej takich ckliwych seriali. - Na trzeźwo by już tego drugi raz nie zniósł, poza tym okoliczności były inne, Vea się kurowała, to jedno co mógł dla niej zrobić, bez robienia wiele, to obejrzeć taki serial. - Football czy baseball? - Wypalił nagle, patrząc się uważnie w jej oczy. Sprawiał wrażenie, jakby było to bardzo ważne pytanie, ale może nie tak ważne, żeby wyszedł stąd, jeśli odpowie ‘’nieprawidłowo’’.

    OdpowiedzUsuń
  184. Więc go trochę poniosło. Ale też tak to odczuwał i w tym wszystkim może nawet chciał, żeby to wiedziała. Zwłaszcza, że nie okazywał jej zbyt wiele w słowach uczuć w słowach. Tęsknota... to było jedno z tych do których mógł się teraz przyznać.
    -Aha. Test. - Powtórzył unosząc jedną brew kiedy tak na nią patrzył. - To będzie niespodzianka. - Puścił jej oczko, z lekkim cwanym uśmiechem czającym się w kącikach jego ust, choć tak naprawdę, jego wybór nie będzie zapewne wielką niespodzianką. Przynajmniej wybór katergorii. - Ale wy kobiety dziwnie na to patrzycie. - Skomentował, kiedy wspomniała o horrorze i przytulaniu się. Przecież on i tak miał zamiar ją obejmować bez względu na film, i zakładał, że Vea będzie się w niego wtulać i tak, więc... może taktyka horrów, chociażby do poudawania przyda mu się później...
    -Mhm. - Uśmiechnął się, a na twarzy widać było, że ta odpowiedź mu się spodobała, zapewne bardziej niż gdyby wybrała tylko jedną z opcji. Tym razem pochylił się do jej ust, ale zrobił to powoli, pocałował ją bardziej delikatnie, ale to nadal był Seth i było to czuć w tym jak szybko z tej delikatności zwiększał napięcie. - Poczekajmy z tym filmem. - Wymruczał prawie w jej usta, a po tym pocałował ją jeszcze raz. Zauważył, że chciała go odsunąć, a nie chciał wcale tego przerwać dla jakiegoś filmu. - Chyba, że obejrzymy mecz hokeja. - Rzucił jeszcze, ale nie dał jej szansy odpowiedzieć, bo zaraz znów ją całował. W ogóle. W ogóle nie chciał tego przerwać.

    OdpowiedzUsuń
  185. - Lepiej nie bo sam bym tego testu nie przeszedł. - Wybierałby film w katergoli tego czego sam by nie mógł znieść, więc oboje by w tym utknęli, a to... to nie brzmiało dobrze. Brzmiało wręcz fatalnie, kiedy do wyboru mieli też dobre filmy, które też mogliby oglądać razem. Nawet miał już pomysł co mogliby obejrzeć, kiedy się zdecydują.
    Częściowo ta chęć bliskości mogła być spowodowana brakiem partnerek w ostatnim czasie, ale nie zauważył tego nawet, po prostu nie miał ochoty babrać się w jakiś romansach, a już tym bardziej w konsekwencjach, poza tym... w ogóle nie ciągnęło go do innych kobiet. Więc częściowo było to też dlatego, że to właśnie za nią się stęsknił, za jej ciałem też. O dziwo wcale nie chciał od razu seksu, ostatnie próby kończyły się za nim zrobiło się poważnie, więc teraz się na nic nie nastawiał.
    - A co jeśli to był mój test? - Spojrzał na nią wymownie. - I go nie zdałaś. - Zmrużył oczy przyglądając się jej chwilę, tylko po to aby pokręcił głową i ją pocałować. To nie był test. Nie wiedział dlaczego rzucił tak tym meczem. Wcale mu na tym nie zależało. Uwagę skupiał na czymś znacznie przyjemniejszym.
    Widać było zadowolenie na jego twarzy, kiedy postanowiła odłożyć na razie film. Odchylił się do tyłu, żeby całkowicie pozbyć się swojej koszuli i rzucił ją gdzieś na bok pochylając się znów do Vei. Nie chciał przestawać jej całować, a dłonie błądziły po jej ciele, czasami na materiale, a czasami pod materiałem, kompletnie pochłonięte badanem jej ciała. Dopiero po pewnym czasie, z szybszym oddechem obrócił ich, żeby móc swobodniej zdjąć z niej bluzkę, ale jego dłonie zastygły w dole jej pleców, kiedy znów się całowali. Biorąc głębszy wdech jednym szybkim ruchem pozbył się z niej ubrania, zsuwając dłonie wzdłuż jej ciała, zupełnie jakby samym dotykiem mógł powiedzieć, jak bardzo jej chciał, jak chciał jej dotykać, być blisko.

    OdpowiedzUsuń
  186. - Ale znalazłaś wygodne tłumaczenie. - Też nie przerywał zbytnio pocałunków, żeby to powiedzieć, nawet nie podważając szczególnie tego ‘aby wyszło na jej’, bo tylko zwrócił uwagę na to jakiego użyła zagrania. Wcale mu to nie przeszkadzało, bo testu nie było, ale przecież nie przyzna, że tym samym faktycznie był wadliwy. Właściwie nie skupił się na tym szczególnie długo, bo jej osoba pochłaniała większość jego skupienia. Całą jego uwagę.
    Mruknął z zadowoleniem, kiedy poczuł jej paznokcie na swoich plecach, swoimi dłońmi przesunął po jej bokach, aż dotarły do jej bioder i tam się zatrzymał. Musiał się chwilę zastanowić nad pytaniem, bo nie pamiętał czy sprawdzał ostatnio w lustrze stan swoich pleców. - Chyba już powinno jej nie być... - Przyznał. - No jak to nie? Teraz się przyglądasz, z bardzo bliska. - Wiedział, że z tej perspektywy nie widać tatuażu w pełnej formie. - Miałem Cię ze sobą zabrać... - Przyznał, odchylając się, żeby na nią spojrzeć. - Żebyś nadzorowała Martina. - Uśmiechnął się z lekka, bo to nie do końca dlatego chciał ją zabrać, Martina nie trzeba było nadzorować, ale pomyślał, że dziewczyna mogłaby chcieć zobaczyć jak jej rysunek zostaje tatuażem. Obserwować sam proces. - Ale... - Wzruszył ramionami, bo nie chciał wracać do tamtego jednego wielkiego nieporozumienia. Chociaż może potrzebowali tego. Odchylił się aż do siadu, żeby przyjrzeć się jej z daleka, a na twarzy wykwitł mu usatysfakcjonowany uśmieszek. - Powinnaś przybrać jeszcze kilka kilogramów. - Stwierdził rzeczowym głosem i zaczął całować jej brzuch, później wspinając się coraz wyżej. - Bardziej Ci z nimi do twarzy. - Stwierdził odrywając się tylko na chwilę, żeby zaraz kontynuować podróż. I w końcu dotarł do jej ust. Zawisł nad nimi spoglądając jej w oczy. - Tylko nie to nie znaczy, że źle wyglądasz. Kobiety zaraz myślą takie głupoty, to za grubo, to za chudo, jest dobrze, ale teraz będę przynosić ci czekolady... - Pochylił się bliżej i w końcu ją pocałował i wyglądało to jak drobny pocałunek, ale zaraz kiedy miał się odrywać pocałował ją kolejny raz. Zapewne jego gadanie zaprzeczało samo sobie, bo jak mogło być dobrze, skoro chciał ją tuczyć? A mogło, po prostu wolał kiedy nie była taka wychudzona, chociaż nadal była cholernie atrakcyjna. Ba, powinna to uznać nawet jako oznakę troski.
    Kiedy wrócił do pocałunków wydawało się jakby nie miał zamiaru przestawać, dłuższy czas skupiając się na ustach, może też żeby ją rozproszyć od głupich myśli, a dopiero później rozpraszał ją w okolicach szyi. Z zacięciem, dłońmi stale błądząc po jej ciele.

    OdpowiedzUsuń
  187. -Został jeszcze jeden do kolekcji, huh? - Planował wykonać tamten tatuaż, ale jeszcze nie teraz. Chciał znaleźć odpowiedni moment, może okazje. Niekoniecznie musiałby to być tak solidny powód jak wygrany wyścig, ale potrzebował jakiegoś bodźca. - No jasne. - Mruknął sarkastycznie. Nie było mowy, żeby dał jej cokolwiek tatuować. Zdolności rysownicze to co innego, a tatuaże to co innego i oboje o tym wiedzieli, więc mogli tak żartować.
    Niby Seth był takim kobieciarzem i potrafił wymyślać historyjki, gadać o uczuciach i bawić się nimi, żeby dostać to czego chciał, ale potrafił też walnąć coś takiego jak komentarz o wadze odejmując trochę pewności, jednej kobiecie, której wcale nie chciał sprawiać takich przykrości. To przez tą szczerość, zazwyczaj na nią nie stawiał podczas relacji damsko-męskich, wręcz przeciwnie, ale z Veą było inaczej. Tylko że naprawdę wolał, aby odzyskała swoją poprzednią wagę, wiedział w końcu dlaczego ją straciła. - Idealnie. - Osobiście nie był szczególnym fanem słodkości, ale chyba tak się utarło, że wiele dziewczyn je lubiło, przynajmniej tyle wiedział ze swojego doświadczenia, chociaż wolał stawiać drinki, niż podarowywać bombonierki. -Mmm... to prawda. Ale już teraz są idealne. - I na znak tego pozostawił na każdym z nich pocałunek, niestety przez materiał już kiedy postanowił w końcu dać odpoczynek jej ustom. Chociaż nie trwało to szczególnie długo, bo obcałowaniu jej szyi, a później dekoltu i biustu powrócił do jej ust, zostając tam na dłużej. Ułożył się nawet inaczej, podsuwając jedną z nóg miedzy jej nogi, a drugą trzymając po zewnętrznej stronie. Prawą dłonią wodził niezmiennie po jej ciele, zahaczając co jakiś czas o jej biust, i udo, palcami o jej brzuch, bawiąc się zapięciem jej spodni. A im dłużej to trwało, tym bardziej atmosfera wokół nich robiła się gęstsza, a ich ciała się rozgrzewały. Sięgał do zapięcia jej stanika, ocierając się z lekka o jej biodra, może nie z lekka, byli dość blisko i zatrzymał się na chwilę. Wtedy poczuł jak Vea kładzie mu dłoń na torsie. Odsunął się bez większych protestów, wiedząc, że jeśli zabrnęliby dalej, to miałby trudności, żeby się powstrzymać.
    -Więc ja wybieram film, huh? - Wstał z łóżka, żeby sięgnąć po jej laptop i przyniósł go, pierw podając go jej, kiedy usadawiał się wygodniej. Musiała w końcu wpisać hasło.

    OdpowiedzUsuń
  188. To prawda. Bez artystycznego talentu ciężko było być dobrym tatuażystą (tacy też istnieli, ale klientela raczej nie wracała do nich drugi raz). Uniósł brew na jej żądanie. - Później. - Mruknął, nawet jeśli na pół serio mógł dać jej ten numer, nie miał zamiaru przerywać teraz i skoro już odpowiedziała tak z przekory, nie chciał dawać jej tej satysfakcji i mówić jej ‘nie’.
    Ciężko było się nie zapomnieć, kiedy czuł jak reagowała, to tylko dodawało mu motywacji, podburzało w nim ekscytację i tylko dlatego, że przerwali teraz nie sprawiało, że było łatwo. Było tylko nieznacznie łatwiej niż gdyby zabrnęli dalej. Nie chciał jednak rozwlekać się na tym zbyt długo, dlatego, kiedy tylko podała mu laptop zaczął szukać filmu. Nie skupił się jednak na tym szczególnie długo, bo podążył wzrokiem za Veą. Obserwując jej poczynania, z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem w kącikach ust. Mimowolnie oblizał dolną wargę wodząc wzrokiem po jej zgrabnym tyłku i nogach. I cały czas wzrok miał ulokowany w niższych partiach, dopóki nie dosłyszał jej pytania.
    -Hm? - Uniósł oczy do jej twarzy. - Nie... - Też nie zastanowił się szczególnie nad sensem jej pytania. Było mu wystarczająco wygodnie, bez koszulki i w jeansach. -Chociaż mogła by się znaleźć taka jedna rzecz... - Szelmowski uśmiech rozciągnął się po jego twarzy i mrugnął do niej jeszcze. -Ale to po filmie. - Dodał beztrosko po czym już skupił się na znalezieniu tego filmu. Bodyguard Zawodowiec. Odłożył laptopa na bok i przesunął się jeszcze do tyłu podtykając poduszkę pod swoje plecy, a później znów biorąc urządzenie na swoje kolana, już tylko czekając na Veę, i to na niej skupiając wzrok, póki mógł jeszcze cieszyć się odkrytymi skrawkami jej ciała.

    OdpowiedzUsuń
  189. Widząc jej lekko zdezorientowaną odpowiedź ‘no dobrze, po filmie’, chyba pokręcił jeszcze z lekka głową. Cóż niekoniecznie mówił poważnie, chodziło raczej o to, żeby w Vei też rozbudzić taką myśl, a później ją zgasić, ale to w ogóle się nie udało, nawet w najmniejszym stopniu. Była chyba bardziej niewinna, niż myślał.
    -Jasne, że się nie wynudzimy, ja wybrałem co oglądamy. - Uśmiechnął się zadowolony i mrugnął do niej. Trailery zapowiadały film całkiem dobrze, akcja i humor, tą kombinację lubił najbardziej, oprócz tego strzelanie i wybuchy, i Samuel L. Jackson. To nie mógł być nudny film. Wiedział, że teraz zajawki robione są w taki sposób, że czasami można się rozczarować pełnym produktem, ale zważając na to co oglądali poprzednim razem, poprzeczka nie została postawiona szczególnie wysoko.
    Seth nawet nie zwrócił szczególnie uwagi na dystans, rozsiadł się wygodniej zsuwając trochę niżej i krzyżując ręce na torsie, tak jak zwykle robił oglądając film w tej pozycji. Ustalili, że będzie bez zmian, więc nawet nie przyszło mu do głowy, że Vea będzie teraz czuć się szczególnie inaczej... może z Sethem tak nie było, bo nie do końca docierała do niego powaga. Chociaż to jeszcze nawet nie znaczyło, że byli oficjalnie parą, byli ze sobą... Tak... próbował umniejszać w głowie rozdźwięk tego kim byli, na bardziej świadomym, zewnętrznym poziomie, bo przecież bez względu jak to nazywali, to i tak byli tak samo emocjonalnie zaangażowani. Starał się o tym nie myśleć szczególnie. Teraz z filmem przed oczami, warunki były tym bardziej dogodne.
    Daleko było im do nudy, a na pewno Sethowi, był tak wciągnięty w film, że momentami zapominał, że nie oglądał go sam u siebie w domu. Mimo wszystko zerkał czasami w bok do Vei, aby sprawdzić czy przypadkiem nie zamykają jej się oczy, żeby móc ją szturchnąć na rozbudzenie, chociaż nie powinno być na to potrzeby, bo film raczej trzymał uwagę, przez cały czas. Było, że się śmiał i że kibicował bohaterom, wczuwając się, tak... to było widać. Cóż... kiedy już odrywał się od rzeczywistości, to lubił robić to porządnie.

    OdpowiedzUsuń
  190. Z brakiem romantyczności dopasowali się wręcz idealnie. Seth siedział większość filmu z tymi swoimi skrzyżowanymi ramionami, a nawet kiedy tego nie robił, to też nie miał odruchu, aby sięgnąć do Vei. Może objęcie jej byłoby stosowne, ale przerwa pomiędzy nimi nie pozwalała aby zrobić to bez zakłócania filmu. I Seth niekoniecznie miał w sobie takie odruchy.
    -No wiesz... chyba trochę lepiej niż spoko. - Stwierdził wyciągając ramiona do góry przeciągając się. Uważał film za całkiem dobry, ale raczej nie miał obiektywnej opinii, to były po prostu jego klimaty. - Dzisiaj chcesz iść? - Zerknął na nią. Nie miał żadnych planów na ten dzień, a wypad do kina faktycznie przedłużyłby ten ich skok w bok do zwykłego życia. Zsunął się plecami na łóżku, przez chwilę tylko patrząc się w sufit, a później zerkając w końcu do niej. Sięgnął po jej laptop, kiedy podniósł się bez problemu do siadu i wyszukał w internecie, co będą grać w lokalnym kinie, na co jeszcze mogliby dzisiaj zdążyć. Kilka tytułów po prostu przewinął nie chcąc poświęcać im większej uwagi, bo brzmiało albo nudno, albo przewidywalnie. Zerknął na Veę, podsuwając jej laptop. - Nie wiem... Predator może być zabawny... - Film nie był w żadnym wypadku komedią, ale to już któryś z kolei, i teraz znów będą go grać, tylko w nowym wydaniu i pewnie nie będzie to najlepszy film, ale można będzie przy nim trochę wyłączyć mózg i pooglądać jak ludzie biją się z kosmitami. Niekoniecznie był to jego typ, ale inne opcje nie były kuszące.

    OdpowiedzUsuń
  191. Wzruszył ramionami. Dzisiaj, lub kiedy indziej, nie robiło mu aż tak szczególnej różnicy. W ogóle nie pomyślał, że to jak Vea już się przebrała mogłoby być dodatkowym demotywatorem, w końcu dla niego była to kwestia tylko wsunięcia na siebie innych ubrań. - W porządku. - Stwierdził. Opcja, że zrobią to kiedy indziej też mu pasowała. To już jakiś plan, na jakiś nieokreślony punkt w przyszłości, który będzie można w równie nieokreślonej chwili zaaplikować. To miłe... nawet nie zauważył, że jakoś tak naturalnie założył, że faktycznie będzie do tego okazja później, że wszystko nie padnie w gruzach po pewnym czasie.
    -To jest dobry plan. - Potwierdził. Nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz oglądał coś w kinie. Miał ogromny telewizor w domu, i mógł w całkowitej ciszy oglądać co mu się tylko podobało, bez potrzeby dotarcia na miejsce w specyficznymi czasie i nie musiał co najważniejsze siedzieć pomiędzy innymi chrupiącymi, gadającymi, lub zerkającymi w komórki ludźmi. Znów leżał na plecach, kiedy Vea odebrała od niego laptop. Dłonie ułożył na brzuchu wpatrując się w sufit, dopóki nie spojrzał znów na nią, uśmiechając się też jedynie kącikiem ust. - Trochę tego było...- Albo nie czuł swojego zmęczenia, albo po prostu odpychał je na bok, albo w głowie znów zaczynało kłębić się zbyt wiele myśli.
    Mimowolnie przysnął się do pocałunku, po czym okręcił się na bok i chwytając lekko jej podbródek przysunął jej usta do kolejnego pocałunku. Stopniowo przysuwał się bardziej, chociaż wszystko było raczej rozegrane w zaskakująco spokojny i delikatny sposób, nim był już nad nią, nie odrywając się od jej ust, dopóki nie zadzwonił jego telefon, a dokładniej zaczął wibrować w kieszeni jego jeasnów. Odsunął się, wypuszczając powietrze z płuc kiedy obracał się aby opaść na swoje plecy i sięgnąć po komórkę. Ojciec. Odebrał, nie ruszając się nawet z miejsca.
    -Ale co chcesz? A Kavanah tego nie załatwi? Mhm, no dobra, no odzyskam tak. Już się ubieram. - Nie ruszył się z miejsca. - Jasne. Dobra. - I rozłączył się chwilę jeszcze zostając w tej pozycji. - Muszę iść. - Odparł nieszczególnie zadowolony, zerkając w jej stronę. Podniósł się do siadu. - Jakiś problem ze strażą graniczną, trzymają naszych ludzi i towar. - Wytłumaczył sięgając po swój t shirt i zaraz wciągając go na plecy. - Nie wiem, ile mi to zajmie. - Przyznał szczerze. Tak jak zazwyczaj nie miałby nic przeciwko drobnej robocie jak to, tak teraz znacznie chętniej wolałby zostać z Veą, zwłaszcza, że już powiedział, że zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  192. Nie często ktoś do niego dzwonił, więc od razu wiedział już kto to może być. Jego ojciec należał do osób, która dzwoni tylko w ważnych sprawach, albo w ogóle się nie kontaktuje przez komórkę. Drugą opcją była jego mama, ale ostatnimi czasy, bo aferze z pluskwą polegała po prostu na osobistych wizytach Seth’a, żeby z nim rozmawiać i opowiadać. Jeśli by dzwoniła, to zapewne też w poważniejszej sprawie. A później już wiedział kto dzwoni i już wiedział, że nici ze wspólnego wieczoru z Veą.
    Patrzył na nią chwilę w ciszy, zastanawiając się jak szybko, może mu się udać całą sprawę załatwić, ale faktycznie nie wiedział. Zależało to od wielu czynników. - Przyjdę jutro. - Odparł jakby to mogło jej wynagrodzić jego nieobecność teraz. Już miał robić krok w stronę drzwi kiedy cofnął się, aby zajrzeć jej twarz. - Wiem, że miałem zostać. - Może, nie okazywała złości lub niezadowolenia, ale i tak miał wrażenie, że ma do niego o to pretensje. - Będziesz mnie widywać teraz tak często, że Ci to zbrzydnie. - Uśmiechnął się kącikiem ust i pocałował ją jeszcze, nim skierował się do drzwi i wyszedł, nie chcąc tego przesadnie przedłużać.
    Okazało się, że wszystko (dwa samochody, towar i ekipę) zatrzymali na obrzeżach miasta, a nawet w innym mieście i tam na miejscu też ich zostawili. Sethowi zeszło kilka godzin nim udało mu się wszystko załatwić, łącznie z kaucją, dojazdem i upewnieniem się, że tym razem towar dotrze tam gdzie trzeba. Było około północy, kiedy już miał kierować się do swojego apartamentu fizycznie i mentalnie wyczerpany zaistniałą sytuacją. Nie była to nawet wina jego ludzi, tylko strażnicy okazali się niemiłosiernie upierdliwi. W ostatniej chwili jednak zmienił kierunek pojawiając się pod rezydencją Accardich. Wykrzesał z siebie nawet przeprosiny, za tak późną wizytę i oczywiście zapewnił, że nic się nie stało. Miał zamiar zakraść się do łózka Vei tak bezszelestnie jak tylko potrafił, chociaż już przy drzwiach usłyszał jakieś odgłosy. Zerknął mimowolnie na zegarek na nadgarstku i wszedł do środka, zachowując się cicho mimo wszystko. Rozejrzał się po pokoju i pokręcił głową z uśmiechem dostrzegając jak zmieniła się atmosfera kiedy w powietrzu unosił się słodki zapach, a oprócz zmieniających się obrazów na ekranie światło padało jeszcze z lampek. Laptop zamknął odkładając go na jej biurko, po czym pozbył się swojej kurtki i butów z nóg. Usiadł na brzegu łóżka mając wrażenie, że jednocześnie poczuł się jakby spadł z niego ciężar całego dnia, a w tym samym czasie przyszło zmęczenie wydarzeniami tego samego dnia. Przetarł dłonią swoją twarz wzdychając z lekka. Jakoś tak... bezwiednie zaczął po kolei ściągać z siebie ubrania. Pierw na ziemi wylądował t shirt, później spodnie i skarpetki, a w końcu Seth wylądował w łóżku. Wsunął się pod kołdrę którą ją przykrył, chociaż dziewczyna zasnęła w takiej pozycji, że nie szczególnie mógł ją objąć, więc po prostu położył się obok, na tyle blisko, żeby czuć jej obecność.

    OdpowiedzUsuń
  193. Podobnie jak Vea, jego sen był zazwyczaj dość płytki. Często miał też problemy, żeby w ogóle zasnąć, ale tym razem udało mu się to w dość krótkim czasie. Dając mu chociaż o te pół godziny więcej, nim Vea obłożyła go sama się wybudzając. Otworzył oczy niemalże od razu, bez większego problemu, czy zaspania. - Później Ci oddam. - Mruknął żartobliwym tonem, przekręcając się na bok. - Około północy. - Przynajmniej z tego co pamiętał kiedy spojrzał na zegarek wchodząc do jej pokoju. - Jakoś tak 10 po. - Dodał jeszcze. Teraz jego dłonie nie były też chłodne, jak kiedy przyszedł, więc przysunął się bliżej obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. - Mam nadzieję, że masz jakiś dobry powód, bo przyjemnie mi się spało. - Wymamrotał blisko jej szyi. Miał nadzieję, że uda mu się ponownie zasnąć, bo miał wrażenie, jakby zmęczenie kompletnie go opuściło. Chociaż nadal było mu po prostu błogo, w ciepłej pościeli, obok Vei. Nie chciał się nigdzie ruszać, i nie chciał, żeby on też to robiła.

    OdpowiedzUsuń
  194. Westchnął, kiedy przyznała dlaczego musi wyjść z łóżka. Wiedział, że to nie tak, że mogła na to coś poradzić, ale mimo wszystko... Później sam zabrał swoje ramiona cofając je i przy okazji sięgając po poduszkę, bo wcześniej spał po prostu na płasko. Uśmiechnął się trochę na jej ton, i sposób w jaki to powiedziała, chociaż Vea nie mogła tego zobaczyć. - No mam nadzieję. - Mruknął jeszcze. Gdzie indziej mogłaby się teraz podziać? I nie powinna też znikać na dłuższy czas, nie było do tego większego powodu w środku nocy.
    Zmrużył oczy, kiedy światło padło na jego oczy i mimowolnie przysunął dłoń na oczy, żeby to trochę stłumić. Przy okazji też, zdał sobie sprawę, że nadal miał na nadgarstku swój zegarek. Trzecia nad ranem? Znów westchnął i odpiął pasek, żeby później odłożyć zegarek na szafkę nocną. Jeszcze wodził za Veą wzrokiem, kiedy wstawała i odprowadził ją do wyjścia, za nim znów zamknął oczy obracając się na plecy.

    OdpowiedzUsuń
  195. Chociaż lubił zasypiać w towarzystwie, tak samo spanie razem w łóżku nie przypadało mu aż tak do gustu, głównie przez płytki sen. Najlepszy układ był kiedy, to on przebudzał się w środku w nocy, żeby móc ulotnić się z mieszkania kobiety. Chociaż wspólne pobudki też miały swoje plusy. Spanie z Veą jednak wcale mu nie przeszkadzało, przyjechał do niej z własnej woli. Wybudziła go, tak, ale nie był to jakiś szczególny problem, nie traktował tego jak problem, może tylko trochę, ale nie poświęcał temu wystarczającej uwagi.
    -Coś w tym guście. - Odparł z uśmiechem w kąciku ust. - Poza tym... - Przysunął się do niej. - Miałem przyjechać jutro. - A skoro od północy liczył się już kolejny dzień... Oplótł ramię wokół jej talii. Mogła poczuć przez chwilę jego ciepły oddech na swoim karku, ale wtedy Seth wychylił się bardziej do przodu i do góry i znalazł przełącznik od lampek, aby w końcu odciąć źródło światła, bez względu na to jak nieintensywne było. Powrócił znów do jej boku, zamykając oczy kiedy znów ją obejmował. - Jesteś głodna? - Zagadnął, bo niewiele się zmieniło, nie był koniecznie zmęczony, po prostu absorbował jej obecność i ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  196. Cóż, to, że dotarł do niej po północy nie zależało aż tak bardzo od niego, w końcu nie czekał z zegarkiem, żeby akurat dotrzeć na miejsce po północy, a w żadnym wypadku przed. Planował do niej wrócić znacznie wcześniej, ale sprawy się jednak przesunęły w czasie i z rezygnował z tego pomysłu kompletnie, aż do ostatniej chwili.
    Zaśmiał się, kiedy sama doszła do drugiej refleksji. - Właściwie to myślałem, że jakbyś była głodna i poszłabyś po coś do zjedzenia dla siebie, wzięłabyś też coś dla mnie, ale podoba mi się ten inny kierunek. - Nie był aż tak szczególnie głodny, żeby samemu wychodzić z łóżka, ale gdyby tak Vea poszła, to faktycznie byłoby mu na rękę. - A jesteś? - Zamruczał do jej ucha, później składając kilka pocałunków na jej szyi, dłoń wsunął pod jej bluzkę sunąc ją powoli wzdłuż jej boku, pocałunkami docierając do jej ust. Jakby już chciał wpłynąć na jej odpowiedź, gdyby przypadkiem chciała poinformować go, że nie takie rzeczy chodzą jej teraz po głowie (chociaż samo to, że spytała o jaki rodzaj głodu chodzi zrodził się z tego, że o tym pomyślała, ale mogła nie mieć na to ochoty) i chce po prostu wrócić do spania. Przy okazji dość wyraźnie pokazywał jej o co dokładnie ją pyta. Jego palce zaledwie musnęły jej plecy, nim skierował dłoń niżej, tym razem docierając do jej uda i tam przystając na ten moment w swojej podróży.

    OdpowiedzUsuń
  197. Zaśmiał się z lekka. - Czasami można. Poza tym, ty już się zahartowałaś, byłoby ci łatwiej. - W końcu zdążyła trochę się ochłodzić przy wizycie w łazience, a on siedział cały czas w łóżku. Oczywiście bardziej się z nią teraz przekomarzał, bo z góry założył, że Vea raczej nie będzie i tak chodzić po żadne jedzenie w środku nocy, właśnie z powodu który mu wypomniała - bo o tej porze nie powinno się jeść. Na jej ostatnie upomnienie pokręcił tylko głową. Przecież taka wymówka sugerowałaby, że nie jest w formie, a był w doskonałej formie. Ale skoro teraz już o tym wspomniała, będzie mógł to wykorzystać jako żart.
    Poczuł, że się naprężyła i tak jak w pierwszym momencie uznał, że to po prostu tylko taka pierwsza reakcja, tak kiedy zsunął dłoń niżej zdał sobie sprawę, że może jednak być do tego inny powód. Kiedy oderwał się od jej ust na krótką chwilę, musnął jej wargi jeszcze raz. - Hm? - Może mogła dojrzeć, że patrzy jej w oczy, ale w tym braku światła raczej nie było tego widać, ani on tak dokładnie nie widział jej twarzy. Nim Vea mogłaby odpowiedzieć typowo pocałował ją jeszcze raz. A rękę powoli przesunął wyżej, jakby delektował się każdym centymetrem jej ciała, tym razem spoczął na jej biodrze, delikatnie poruszając kciukiem i mimowolnie uśmiechając się do siebie, wiedząc, że Vea nie ma nic na sobie oprócz tej koszulki. - Zależy od czego? - Wymamrotał nim pocałował jej usta po raz kolejny, nim znów wrócił do jej odsłoniętej szyi, a jego dłoń znów zaczęła się wspinać wyżej, badał nie tylko powierzchnię jej skóry, ale też jej reakcje, jakby doszukiwał się jakoś specyficznego punktu.

    OdpowiedzUsuń
  198. Brak reakcji był dość dezorientującą odpowiedzią, chociaż nie zatrzymywała go, więc kontynuował. Pocałunki, kontynuował dotykanie jej, sunąc dłonią wyżej, palcami przesuwając po jej żebrach, jakby je liczył. Oderwał się, kiedy jej bluzka uniemożliwiła dalsze pocałunki i pocałował jej usta jeszcze raz, akurat jego dłoń wsunęła się na jej pierś. Tylko, że wtedy dotarło do niego w końcu, że coś jest nie tak. Zabrał stopniowo dłoń przesuwając ją na jej bok, aż w końcu wyciągnął ją kompletnie, aby znów sięgnąć do włącznika od lampek.
    - Wiesz, zazwyczaj reagujesz trochę inaczej. - Przecież pamiętał jak wzdychała, jak sunęła dłońmi po jego ciele, teraz nie odpowiedziała mu nawet na nic słownie, chociaż wcześniej nawet kiedy była przez niego rozpraszana zazwyczaj coś odpowiadała. Głos też brał udział w uwodzeniu, a Seth lubił słuchać jak niemalże z trudem, lub z tą przyjemnością w głosie mówiła. - Tak trochę bardziej... - Tak ogólnie bardziej. - Coś się stało? - Spojrzał jej w oczy, które teraz bez trudu mógł zobaczyć. - Jeśli chciałaś iść spać, mogłaś powiedzieć. - Przyznał. Był całkiem dobry w przekonywaniu i nawet zmierzał w tym kierunku, ale przecież w między czasie Vea mogła gdzieś tam wyrazić sprzeciw, nawet jeśli Seth nieco to odwlekał i generalnie ją rozpraszał i zajmował. Może nie dał jej szczególnie czasu, więc teraz był dobry moment.

    OdpowiedzUsuń