5 września 2017

[KP] “Got me feeling drunk and high,


So high, so high…”

 
Caleb Reyes

28 lat | wychowawca w zakładzie poprawczym | wierzy w resocjalizację | dobry opiekun | z bogatego domu | jak możesz pracować w takim miejscu z takimi ludźmi | troskliwy | możesz być lepszy | pomocny | zna sztuki walki | potrafi śpiewać | kiedyś też siedział w takim miejscu | trochę czarna owca rodziny

5 komentarzy:

  1. Od czasu, gdy Adonis pojawił się w zakładzie poprawczym, jego cyniczne nastawienie było srogo potępiane przez wszystkich przełożonych. Nie było w tym nic dziwnego. W końcu nikt nie ma ochoty wysłuchiwać wciąż kąśliwych uwag, niekiedy przybierających formę obraźliwych epitetów. Wobec innych wychowanków również nie należało do przykładnych. Po ostatniej bójce, gdzie sprowokował jednego chłopaka splunięciem mu pod nogi, miał rozcięty łuk brwiowy i poranione wargi. Cóż, nigdy nie był najlepszy w biciu się i zazwyczaj tak właśnie kończyły się wszelkie próby zadzierania z o wiele wyższymi od niego chłopakami. Adonis był wychudłym kurduplem, mierzącym ledwie 162 centymetry, prawdopodobnie przez to, że zbyt szybko zaczął swoją przygodę z papierosami. (Tak kiedyś powiedziała pielęgniarka szkolna, z jakiegoś powodu jej wierzył.)
    Kiedy dowiedział się, że musi wybrać się na rozmówkę z jednym z wychowawcą, sam na sam, w celu poskromienia złośnika, frustracja narosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Szesnaście lat to ten wiek, kiedy człowiekowi wydaje się, że to on jest jedynym rozsądnie myślącym, a każdy, kto próbuje wypunktować jego błędy zdawał się nie wiedzieć niczego o jego życiu. W takich chwilach zapomina się przecież o tym, że ktoś również był w tym wieku, mógł przeżywać podobne problemy. Zanim Adonis zajrzał w ogóle do gabinetu wychowawczy, siedział po turecku na korytarzu, bawiąc się swoimi sznurówkami ze skwaszoną miną. Wolał udawać, że go nie ma póki mógł. Już kilkukrotnie starano się go wyciągnąć na pogadankę, żeby „zmierzył się ze swoimi problemami”, ale ani mu się to śniło. Z jakiej racji miał obcym ludziom o tym opowiadać? Po co to kogokolwiek miałaby interesować sytuacja w jego domu, o wszystkich ekscesach jakie ostatecznie doprowadziły go do tego miejsca?
    Wsunął sznurek przy swojej bluzie do warg i zaczął go nerwowo przygryzać, mrużąc oczy. Spojrzał na drzwi, gdzie pewnie czekał na niego zniecierpliwiony Reyes. Wielce urażony koniecznością tego spotkania wstał z podłogi i podszedł do drzwi, bezpardonowo wchodząc do środka. Nawet nie wpadł na coś takiego, jak zapukanie przed wejściem. Wsunął dłonie w kangurka i stanął tak przed mężczyzną, spoglądając na niego niezadowolony nie mówiąc nawet słowa. Szkoda, że taki facet marnował się w tym przypadku. Czasami stwierdzał, że powinien już dawno zająć się czymś lepszym, był zbyt przystojny na zajmowanie się niewychowaną dzieciarnią. Bo jeśli chodzi o ocenianie czyjejś aparycji, to MacMillan był w tym aż nazbyt dobry, doświadczenie jakieś miał w tym względzie.

    Proszę o wybaczenie za zwłokę, teraz już rozwiązałam moje problemy i obiecuję większą systematyczność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie witając się z wychowawcą, usiadł naprzeciw niego, opuszczając się nieco w miejscu i rozsuwając nieco kolana, chcąc sprawiać wrażenie jak najbardziej wyluzowanego. Mimo wszystko odczuwał zawsze pewne napięcie. Siedzenie z kimś obcym sam na sam nie było najbardziej komfortową sytuacją, ale nawet gdyby próbował się wymknąć, skierowaliby go tutaj siłą. Zmierzył Reyesa znudzonym wzrokiem. Czyli znowu będzie o tym jak to niedobrze jest się kłócić z ludźmi i próbować się bić. Dotknął machinalnie rozciętego łuku brwiowego, założyli mu dwa szwy, bo krew sączyła się dość obficie i zalała mu całe oko, gdy znalazł się u pielęgniarki. Kobieta skwitowała to jedynie kilkoma cmoknięciami i pełnym dezaprobaty kręceniem głową.
    — Naplułem mu pod nogi i powiedziałem, że tylko szmatom pluje się pod nogi — wzruszył ramionami. Po co miałby kłamać? I tak świadek zdarzenia albo sam sprowokowany mógłby przekazać przebieg zdarzenia. Poza tym nie wstydził się tego, sam podbił mu oko, więc teraz będzie przez kilka dni chodzić ze śliwą na całej powiece. — Należało mu się, nie tylko do mnie fikał. Mnie nazywał pedałem, a innych dręczył. Wyżej sra niż dupę ma — skwitował dobitnie, nie przejmując się przekleństwami. Adonis zawsze mówił jak jest, nie mówił ogródkami tylko tak dosłownie jak umiał.
    Nerwowo podrygiwał nogą, aż mu ciśnienie skakało na myśl o tych debilach z którymi musiał spędzać czas w tym przybytku. To było straszne, że marnował ten czas tak okrutnie na bijatykach z gorylami bez mózgu. Było kilka wartościowych osób, ale MacMillan przez większość czasu nie miał ochoty na rozmowy. Był zły na samego siebie, że dopuścił do tego, aby znaleźć się tutaj. Nadzór kuratora nie odniósł jednak skutku, założono mu kolejną sprawę o kradzież i posiadanie dragów, a jego rodzice zostali uznani za nieodpowiedzialnych i niewykazujących jakiejkolwiek troski o los syna. Kurwa, odkrycie roku, jakby wcześniej tego nie dostrzegali. Gdyby tylko był choć trochę bardziej ostrożny, miałby wolną rękę i dałby sobie sam, tak jak przez całe życie zmuszony był sobie jakoś radzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Prychnął głośno. Miałby jeszcze z nim po tym wszystkim rozmawiać? Jak dla niego ten człowiek nie był warty pół słowa. Zresztą mało co do niego docierało, a przynajmniej takie miał wrażenie Adonis patrząc na tego przerośniętego siedemnastolatka. Spojrzenie myślą nieskalane, jak to niektórzy mówią. Tak, to określenie idealnie oddawało jego wygląd. Dlatego już dawno MacMillan uznał, że rozmowa nie ma najmniejszego celu. Do tego debila jedyne argumenty jakie trafiały, to pięść na jego twarzy i mocny kopniak w brzuch. Miał cień nadziei, że po tej awanturze, którą rozpętał będzie miał przynajmniej tydzień spokój od niego, chyba że postanowi mu poprawić twarz i w ramach symetrii dostanie jeszcze raz, tym razem w drugie oko.
    — Czy ja panu wyglądam na konfidenta? — spytał tak dobitnie, że brzmiało to niemal jak splunięcie. Założył ręce na piersi, rozsiadając się wygodnie na swoim fotelu i znowu zmierzył Reyesa spojrzeniem, oblizując wargi. — Zresztą wychowawca, który obiecuje pokazać, jak się bić. Sam sobie poradzę, całe życie sobie sam radzę — rzucił, marszcząc nos.
    Przez dłuższą chwilę wpatrywał się tak w niego intensywnie, zastanawiając się czy powinien to zrobić. Jednak wtedy przypomniał sobie młodszego i jeszcze mniej zdolnego do bitki chłopaka. Mike nie umiał się stawiać i przez to dostawało mu się nawet bardziej niż Adonisowi. Wziął głęboki wdech i wydech. Chyba nie umiał udawać, że wszystko jest w porządku, a sam przecież nie pomoże każdemu słabszemu dzieciakowi.
    — Ale jak pan powie, że to ja się wygadałem, to… — urwał w połowie. Grożenie wychowawcy chyba nie było najlepszą decyzją. — Taki mały Mike, on nie umie się bronić, więc czasami lubią go złapać gdzieś za budynkiem i wyzywać, czasami uderzyć. I kilku innych, raczej tylko tych słabszych. Starsi niby chcieli coś mu powiedzieć, żeby zajął się wreszcie sobą, ale jak nie słuchał, to chyba sobie odpuścili. Wie pan, każdy woli się zająć sobą — wyjaśnił szybko, pochylając się nieco w stronę Caleba, jakby bał się, że ktoś ich usłyszy i cały ośrodek będzie zaraz wiedział, że to on nakablował. — Powiedziałem to tylko dlatego, że inni mają na to wyjebane. Też bym miał, ale ta małpa za bardzo się panoszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Możesz być z siebie zadowolony”. Prychnął jedynie w odpowiedzi. Jakby zrobił coś nie wiadomo jak wielkiego i godnego pochwały. Normalnie za byciem konfidentem pewnie poczułby się jak ostatni hipokryta. Sam potrafił wybić komuś dwójkę za przejmowanie i podawanie informacji na policji innym zdrajcom, a teraz sam wychowawcom opowiadał o przewinieniach innych. A może nie powinien tego postrzegać jako zmiana na gorsze? Widać spędzanie czasu wśród gorszych od niego okazało się niezwykle pouczającym doświadczeniem. Nagle poczuł jak to jest być na pozycji przegranej i w takiej sytuacji musiał skryć się czasami za ramieniem silniejszego. Z cichą nadzieją, że może nauczy się kiedyś znowu obchodzić bez tej pomocy.
    — Tak jak powiedziałem – zrobiłem to wyłącznie dla innych. Mnie to aż tak nie zaboli, gdy dostanę po ryjcu raz albo dwa, ale nie wszyscy zasłużyli na to, żeby spędzać czas z takimi typami — potarł nos, uśmiechając się krzywo. Osobiście rozumiał, czemu kradzieże, paserkę czy bójki mogły być powodem dla zjawienia się w takim miejscu, ale kilku osobom nie należał się taki los. A myśl o tym, że łatwiej wsadzić zmanipulowanego piętnastolatka za współudział w dużej kradzieży sklepu odzieżowego niż kilku bogatych dzieciaków za branie dragów tylko dlatego, że starzy mają trochę więcej pieniędzy i umieli ich wybronić odpowiednio przed sądem. Obrzydliwe.
    — Nie, raczej nie — powiedział, ruszając rękami i krążąc lekko ramionami. Wyglądało jednak na to, że poza buźką niczego sobie nie uszkodził. — Mogło być gorzej… — mruknął, wsadzając znowu końcówkę sznurka od kaptura bluzy między wargi, lekko go przygryzając. Och, jakież to rozczulające, że mężczyzna aż tak się przejmował nim. Maską obojętności przykrył to jakie naprawdę wrażenie robiło na nim zainteresowanie wychowawcy. Bo z jakiegoś powodu było szczere, a przynajmniej tak czuł Adonis, a jego przeczucie raczej rzadko myliło. Była to całkiem miła myśl, że jego egzystencja jednak kogoś obchodziła. Na pewno inne, ale mimo to miłe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiechnął się krzywo, gdy go pochwalił po raz kolejny. Cóż, to było… miłe, na swój sposób. Miło było usłyszeć, że jednak coś w życiu zrobiło się poprawnie, nie wysłuchiwać jedynie jaką to jest się porażką dla wszystkich dookoła, a najlepiej byłoby, gdyby nie istniał. I chociaż w życiu nie przyznałby tego na głos, to takie małe gesty sprawiały, że Adonis zaczynał patrzeć nieco przychylniejszym okiem na wychowawcę. To niedobrze, on nie chciał już nikomu ufać, wolał uciekać od ludzi niż do nich lgnąć. To mogłoby być śmiertelne w skutkach. Nie pomagała krótka lekcja z obrony, która na pewno mu nie zaszkodzi. Przy jego umiejętnościach kolejna bójka mogłaby się skończyć bardzo kiepsko i nie skończyłoby się na tym, co dzisiaj zdołał mu zrobić kolega.
    Kiedy Reyes wypadł z pokoju, Adonis potrzebował chwili na ogarnięcie, co w zasadzie się dzieje. Zaraz jednak wstał szybko i wybiegł na korytarz, widząc kolejną bójkę na korytarzu. Podszedł nieco bliżej, widząc jak mężczyzna mocuje się z jednym ze starszych wychowanków. Nie interweniował w żaden sposób, po prostu wsunął ręce do kieszeni i przyglądał się starszemu z dwójki, który został obezwładniony przez Caleba z pogardą. Żenada, wyglądał po chwili jakby miał się rozpłakać, a na takiego groźnego pozował. Podrapał się po nasadzie nosa i zaraz przeszedł za Reyesem, rzucając jeszcze spojrzeniem w jego stronę jego pleców i udał się w swoim kierunku. Nie wiedział czy cała rozmowa była zakończona, czy nie. Wolał jednak ulotnić się w miarę szybko i zająć swoimi sprawami.
    Dni mijały mu jak zwykle i pewnie stwierdziłby, że nie dzieje się nic ciekawego, gdyby nie pewna sprawa, którą posłuchał między lekcjami. Z początku potraktował to jako zwykłą plotkę, bo przecież kto potraktowałby tę sprawę poważnie. Nauczyciel-zboczeniec, wielkie mi-ci. Zbywał to wszystko prychnięciem, bo opierało się na tym, że ten źle się na kogoś popatrzył albo nalegał na pozostanie samemu. Dopiero gdy sam zaczął dostrzegać jak niepokojący mógł się wydawać Morton, prawie pięćdziesięcioletni i bardzo miły człowiek, sam zaczął próbować go unikać, mimo że normalnie udawało mu się zamienić z nim kilka zdań bez zbędnych złośliwości ze strony Adonisa. Wpadł jednak we własną pułapkę, gdy ten zmusił go do pomocy przy przenoszeniu rzeczy z magazynku, a drzwi nagle z jakiegoś powodu nie chciały się otworzyć.
    Rzygać mu się chciało, gdy tylko przypominał sobie jak najpierw poczuł jego ręce na tyłku, a potem jak próbowały wsunąć się pod ubrania. Mimo że nie wiedział dokładnie, co robi, udało mu się wymknąć z magazynku i od razu skierować do pokoju, gdzie na szczęście nikogo nie było i mógł do woli ryczeć w poduszkę. Od tamtej pory ledwo miał ochotę wychodzić, na zajęciach nie pojawiał się wcale, udając chorego. I nie przekonywały go żadne groźby, a nawet spojrzenia pełne politowania innych, gdy leżał w łóżku, ignorując wszystkich.

    [Pewnie! Nawet zawarłam to w tym odpisie, żeby było łatwiej ruszyć.]

    OdpowiedzUsuń