29 października 2017

[KP] Hyde



HYDE PLASMANDER
33 lata • mieszkaniec planety plazmowej • przewoźnik & handlarz energii plazmowej • w fazie pasywnej podobny do człowieka • w fazie aktywnej nosi znamiona obcej rasy*
Jeśli chcesz go poznać dogłębnie, musisz wiedzieć, że pod względem szyfrowania swoich własnych uczuć jest gorszy od Enigmy. Żaden byle osobnik nie zmusi go do mówienia prawdy, jeśli wcześniej sam nie zechce jej wyjawić. W trakcie spotkania z nim powinieneś więc przygotować się na szarżę bezsensownych, czasem wręcz absurdalnych odzywek, niejednokrotnie służących mu za jedyne pasmo obronne. Prawda jest taka, że słowa sarkazmu – wypluwane notorycznie z nawyku i dla własnego, lepszego samopoczucia – pozwalają mu odnaleźć się w sytuacji zawsze wtedy, gdy inni tracą panowanie. Przez wielu takie zachowanie uważane jest za surowe i bezlitosne, dla niego staje się to główną częścią jego osobowości. Może nie jest jednym z tych ułożonych i grzecznych, ale na pewno wie jak radzić sobie z podtrzymaniem wizerunku groźnego byczka. Rosła postawa, zamknięta w dwóch metrach wzrostu, tylko mu w tym pomaga.

Trudno określić, czy złośliwość i dystans są jego prawdziwą naturą, czy tylko upozorowaną scenką i wyobrażeniem tego, kim sam chciałby się stać, istotne jest jednak to, że o ile gra, robi to doskonale. Nie ogląda się na społeczeństwo i nie kwęka, gdy ono go odrzuci. Negatywne emocje, te świadczące o słabości, pozostawia wciąż w ukryciu. Właściwie jedynym wyrazem jego głębokiej emocjonalności są zrywy agresji i otwarte obwieszczenia o niezadowoleniu. Tego ostatniego doznaje aż w nadmiarze. Odkąd przemierza galaktykę, spędzając czas na przetargu i wymianie, nic mu się już nie podoba. Szczególnie obce rasy. Wobec zaniżonej atrakcyjności większości poznanych przez siebie samic woli myśleć, że seks to tylko przywara międzygalaktycznej integracji, której nigdy nie popierał. Swoje popędy ogranicza więc do mechanicznego, połowicznego zresztą zaspokajania potrzeb ciała. A i to, jak na faceta, zdarza mu się wyjątkowo rzadko. Bliskość i fizyczność to więc te aspekty życia, za którymi nigdy nie podążał, a naturalnie podwyższona temperatura ciała sprawia, że w kontakcie z kobietami czuje się jak w zimnych mackach. Zresztą... jedyne więzi, jakie aprobuje, to rodzinne. Mają dla niego spore znaczenie, a każda próba udowodnienia sobie, że jest inaczej, byłaby stratą czasu. Pozostając w ścisłym związku z matką i siostrą (niech Bóg ma w opiece ojca) ma na uwadze ich bezpieczeństwo, swoje zrzucając na plan ostatni. Tak było 20 lat temu, gdy przyszło mu przejść do roli żywiciela rodziny, tak jest też dziś, gdy robi za przewoźnika, co wiąże się z tym, że dawno już nie został w domu na dłużej niż 3 dni.

Przez sposób bycia i aroganckie nastawienie nie łatwo dostrzec w nim modelowy wizerunek faceta, za to jednego możesz być pewien – ukryty altruizm i skłonność do poświęcenia ma we krwi. Każda strata jest dla niego mocnym ciosem emocjonalnym, dlatego za priorytet stawia sobie utrzymywanie kontroli nad sobą i życiem. To zobowiązuje go do bycia zmiennym. Niekiedy złośliwy i śmiały, innym razem kandydat na samotnika, w zależności od tego, jakie emocje tłumi aktualnie w sobie. Za fasadą prostego graba kryje się bowiem niepewność i niechęć wobec własnych wyborów. Hyde, grzebiąc w przeszłości, doszukuje się uchybień, które świadczą o jego niedostatecznie dobrych decyzjach, nawet jeśli jego działania były najlepsze na tamten moment. Jest wyjątkowo krytyczny względem siebie. Prowadzi wojnę z samym sobą, która po wielu trudnych doświadczeniach stała się dla niego tym bardziej namacalna. Zwykle panuje nad wybuchami złości i własną, nie do końca sprzyjającą wedle jego zdania naturą, ale zdarzają mu się dni, w których mimo swojej determinacji i wytrzymałości psychicznej, nie potrafi zahamować reakcji mózg-ręka. Po każdym traumatycznym przeżyciu ledwie trzyma się na wodzy, a kawałek niego po prostu odlatuje, skrząc się jasnym światłem emocjonalnej bomby. W takich chwilach budzi w sobie czułość dla samego siebie i żałobną akceptację wobec tego, kim się stał. W głównej jednak mierze niewiele mówi i niewiele robi. Uchodzi za gbura, a przy najlepszych lotach za osobę tajemniczą i intrygującą – trudną do odczytania.


*Rasa Plasmanderów. Przez swoją nieliczną grupę wszyscy na planecie noszą nazwisko tożsame z nazwą rasy. Faza aktywna utrzymuje się do momentu dostarczania dostatecznej dawki energii dżetowej do organizmu, faza pasywna upodabnia ich do ludzi, cechy charakterystyczne rasy to:
  • • DL-owe komórki skórne typu włóknistego – sprawiają, że rasa ta ma wysoką tolerancję na obrażenia i łatwo buduje tkankę mięśniową, ma jej również naturalnie więcej niż np. ludzie,
  • • komórki w fazie pasywnej tracą elastyczność, co przy dłuższym oddaleniu od pola energii plazmowej obniża znacząco kondycję organizmu (stan fizyczny zbliżony do człowieka z wysoką gorączką), dla wyrównania niedoborów wymagane są zastrzyki z serum dżetowego,
  • • komórki w fazie aktywnej zbierają pod skórą energię dżetową, co wpływa na osiąganie większej siły niż przeciętna rasa, w skrajnych przypadkach skóra zaczyna jarzyć się w prześwicie na pomarańczowo,
  • • temperatura ciała przeciętnie wynosi około 40°C, w chwilach ekstazy sięga do 45°C bez względu na fazę, w której się znajduje; oczy jarzą się kolorem od żółci po czerwień, w zależności od naturalnie uwarunkowanego dla tej rasy koloru tęczówki.

2 komentarze:

  1. Wszystko szło gładko. Hyperion wyjątkowo dobrze działał, lecąc na prędkości ponad świetnej, czego do tej pory nie znosił zbyt dobrze, utrudniając swemu właścicielowi życie od kilku dobrych miesięcy. Ucieczki przed flotą bądź przypadkowymi lecąc czy nawet kupcami, stało się problematyczne, jednak jeszcze bardziej ekscytujące. Adrenalina buzująca w żyłach Sarosa, kierowała jego pociągiem do samobójczych działań. Wybieranie mniejszego zła, tej bezpieczniejszej opcji, nie było dla niego wystarczające. Przez swoje usposobienie kusił się o śmiech prosto w twarz możliwej śmierci, przyjmując wyzwanie i wychodząc z opresji obronną ręką.
    Przewidywalny spokój zawsze go nudził. Dryfowanie w przestrzeni bądź postoje na kolejnych stacjach zapełniał najróżniejszymi trunkami, seksem i nawet czymś tak prozaicznym jak gra w szachy, jeśli nie miał nikogo do ocieplenia łóżka. Baby, jak nazwał sztuczną inteligencję, stała się towarzyszką samotnych wieczorów, z którymi krył się przed obcymi. Utrzymanie opinii kierowało jego życiowymi wyborami i również z tego powodu, nie tylko przez specyficzny humor ziemianina, który odstraszał obcych, nie brał na statek podróżnych. Było to swego rodzaju sanktuarium i wzięcie Hyde’a na pokład stanowiło wielki krok, podjęty niechętnie, choć bez zastanowienia dla osiągnięcia większego zysku. Wpuścił go do swojego świata z ograniczoną widocznością. Baby nie mógł ukryć, wyciszyć jej zainteresowań czy odmówić rozegrania chociażby jednej partii. Potrafiła być uciążliwa, gdy nie podążało się za jej wymaganiami, a wyłączenie systemu wiązało się z ręcznym prowadzeniem przez cały czas. Nie mógłby tak funkcjonować. Sztuczna inteligencja nie stanowiła nowinki technologicznej, jednak znacznie usprawniała życie na statku poprzez swą niezaprzeczalną wyjątkowość. Wykreowała nawet poczucie humoru, dziedzicząc je po Sarosie.
    Każdy towarzysz z wyjątkiem Bowiego, małego robota, który uważał, że jest żywym chłopcem, nie wytrzymywał z nimi długo, aż w końcu kapitan statku zaprzestał zabierania kogokolwiek na powrotem czas. Hyde był pierwszym wyjątkiem, choć niekoniecznie by go do takowych zaliczał, skoro stanowił środek do osiągnięcia celu. Niemniej traktował obcego tak samo jak każdego.
    - Szlag! – warknął pod nosem, gdy całe pomieszczenie zaświeciło się na czerwono.
    Leżał akurat na łóżku, czytając jedną ze swoich ulubionych książek, które zabrał ze sobą z Ziemi. Okładka była zniszczona i prawie nie dało się odczytać tytułu, niektóre kartki się pogniotły podczas jednej z wypraw, gdy walczył z turbulencjami. Odłożył ją do drewnianego koszyka i wsunął go na miejsce. Pod łóżko. Wsunął na bose stopy granatowe klapki, z których wypadały mu notorycznie pięty. Uciec nie dałby w nich rady, choćby miało zależeć od tego jego życie. Czemu więc w nich dalej chodził? Chyba po prostu się przywiązał. Ubrany jedynie w dopasowane bokserki z materiału ponoć nie ulegającemu ogniu oraz we wzorzasty jedwabny szlafrok zarzucony niedbale na ramiona ruszył na mostek. Poskręcany pasek wymykał się ze szlufek, ciągnąc za nim po ziemi. Wymachiwał rękoma, gdy krzyczał komendy do Baby, a ona załamywała ręce.
    - Coś wpadło do lewego silnika i zakłóca pracę – zdołała tyle się dowiedzieć.
    - Słodko – skomentował, będąc już bardziej zrezygnowanym, niż zdenerwowanym. Irytacja szybko po nim spływała, od czasu gdy takie wypadki zaczęły zdarzać się notorycznie. – Ile mamy czasu?
    - Około 20 minut zanim padnie silnik – odpowiedziała Baby niepasującym do sytuacji spokojnym tonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mogło być gorzej - stwierdził Saros, stając przed drzwiami prowadzącymi na mostek. Otworzyły się ze zgrzytem, a on udał, że nic nie usłyszał. Podrapał się w lewą brew, nachylając się nad panelem i klikając w przypadkowe przyciski. Zazwyczaj działało, jednak nie tym razem. – Ups – szepnął, gdy wszystko się zatrzęsło i światło zgasło na kilka sekund.
      Zrzucił z siebie szlafrok i podszedł pędem do szklanej gabloty, gdzie schowany był kostium razem z hełmem. Silnik wymagał manualnego wsparcia. Zapowiadała się zabawa.


      W końcu się udało :D Później będzie lepiej, ale początki nie są moją mocną stroną.

      Usuń