14 stycznia 2018

[KP] Nobody got a thing on me.


Silas

Tòmas MacLabhruinn
wampir



twarz: Stephen James

39 komentarzy:

  1. Czyli co, w zaczęciu opisać jakoś tak obrazowo, że coś ją goni i w ogóle, coś takiego?
    Bo już kartę kończę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, w ogóle miałam tamto napisać pod KA, ale kliknęłam źle i nie zwróciłam uwagi xD Dobrze, że sprawdziłaś tu.
    Ale w czym miałabyś przesadzić?

    OdpowiedzUsuń
  3. E tam, wszystko jest okej. Jeśli tylko nie będzie chciał mi udusić w złości Vency, to wszystko gra, może sobie innych mordować xD A ona pewnie będzie irytująca, więc no...
    I Stefan seksi <3 To już w ogóle bajerancko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to brakuje mi tylko informacji, ile ma lat, chyba że to bez znaczenia.

      Usuń
  4. Dobra, to niech tak zostanie.
    Vency już w linkach, też możesz powiedzieć, czy Ci pasuje :)
    Jutro zacznę, bo teraz już się zbieram do spania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Vency z natury była osobą, która myśli racjonalnie. Do tej pory przecież sobie radziła. Dostała się na studia, jakoś sobie dorabiała, bo na matkę nie było co liczyć i choć nie wszystko jej się podobało (w tym mieszkanie), to zagryzała zęby i łudziła się, że kiedy tylko skończy studia, to nagle życie się odmieni i wszystko się poukłada. Nic takiego nigdy się nie działo, to logiczne, trzeba było albo mieć szczęście, albo być geniuszem. Tego pierwszego zdecydowanie Vency brakowało, do drugiego było jej daleko głownie dlatego, że nie mogła poświęcić wystarczająco dużej ilości czasu na rzeczy ważniejsze. Była na tyle zahartowana w stawianiu się wszelkim przeciwnościom, zaczynając od Victora, którego pożegnała dwa lata wcześniej, że w normalniejszych okolicznościach zapewne by sobie poradziła. Po wyrzuceniu z mieszkania zapewne znalazłaby nowe, z początku może jedynie poprosiłaby jakąś koleżankę, by przenocowała ją kilka dni (choć w sumie nie miała koleżanek – to już był problem) albo, co najważniejsze, poszłaby do Petera. Przecież jemu ufała, jego mogła poprosić o pomoc.
    Problem w tym, że Peter wcześniej pokazał prawdziwe oblicze. I to właśnie przez niego Vency była aktualnie w takim stanie.
    Nie miała gdzie pójść, do akademika by jej teraz nie przyjęli, z mieszkania matki wygonili, choć w sumie powinni ją chociaż zapytać, jak to wszystko się stało… Zraziła się na tyle, że choć powinna ufać policji, bała się przyznać do tego, co jej się przytrafiło. A na pierwszy rzut oka nie było nic widać. Wszystko było zrobione tak umiejętnie, że gdy Vency stała kompletnie ubrana, nie można było zauważyć nawet śladu na jej ciele. Dopiero gdyby zdjęcia ubrania, można by było złapać się za głowę, widząc, co ktoś jej zrobił. Tak więc nie miała zamiaru iść na policję i zgłaszać gwałtu, bo bała się konsekwencji, najbardziej chyba tego, że tego typu sprawa będzie się ciągnęła miesiącami, a w tym czasie musiałaby się konfrontować z Peterem. Poza tym, to nie rozwiązywało problemu mieszkania, i tak nie miałaby się wtedy gdzie podziać.
    Ostatecznie i tak do niego poszła, gdzieś głęboko w środku majac nadzieje na to, ze ją przeprosi i wytłumaczy, dlaczego tak postąpił. To było absurdalne i nierozsądne, ale Vency miała aktualnie problem z racjonalnym myśleniem. Zresztą, nawet gdyby nie zechciał jej pomóc (czego się jednak spodziewała), to liczyła na to, ze chociaż pozwoli jej zabrać te kilka rzeczy, które u niego zostawiła w trakcie tych wszystkich odwiedzin, gdy go niego wpadała w czasie, kiedy jeszcze było dobrze, bo nie pokazał prawdziwej twarzy.
    Przeliczyła się. Bardzo się przeliczyła.
    Skończyło się jeszcze gorzej, ale jakoś udało jej się uciec. Włóczyła się po mieście jakiś czas, ale że wszystko ją bolało, to ukryła się w parku i dosłownie przylgnęła do ławki. Choć zdecydowanie nie można było tego nazwać ukryciem się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie płakała. Siedziała sobie tak tylko, zupełnie nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Skupiona byłą tylko na tym, by zapomnieć o tym, że cokolwiek ją boli. A najlepiej zapomnieć tak totalnie, dokładnie o wszystkim. Z początku chyba nawet próbowała znaleźć rozwiązanie, ale żadne nie przychodziło jej do głowy. Żadne sensowne. Zapowiadało się na to, że przesiedzi tam całą noc, bo co innego mogłaby zrobić? To była totalna głupota, ale na samą myśl o tym, że miałaby pójść albo na komisariat, albo do szpitala, dosłownie czuła wstręt. Nie miała przy sobie nic. Nic prócz starego odtwarzacza. Słuchała w kółko kilku piosenek, chyba najbardziej depresyjnych na świecie. Przynajmniej dla niej takie były w tamtym momencie i pogarszały nastrój.
      A potem dosiadł się ten facet. Miał dziwne oczy, okropnie przekrwione i całkowicie rozbiegane. Vency skojarzyła to ze wzrokiem ludzi obłąkanych, tak przynajmniej zawsze wyglądało to w filmach. Trochę się wtedy spłoszyła, bo nie chciała, aby ktokolwiek ją widział, nie chciała nawet, by ktokolwiek był w pobliżu, nie na odległość mniejszą niż pięć metrów. Budziło to w niej już zalążek paniki, boo mając na uwadze wydarzenia sprzed kilku godzin, Vency spodziewała się najgorszego po wszystkich wokół. Nawet ekspedientka w sklepie wydawałaby jej się potworem, który chce zrobić jej krzywdę. Wstała więc wtedy, chcąc odejść i znaleźć sobie inne miejsce, ale oczywiście jeśli już coś zaczynało się walić, to ciągnęło za sobą wszystko inne. Miała pecha na całej linii, bo owy facet nie pozwolił jej odejść, tylko zaskakująco szybkim gestem złapał za ramie, chcąc zatrzymać. Oczywiście, chciała się wyrwać, ale uścisk był nadzwyczaj mocny. Coś tam mówił, ale zupełnie nie słuchała, tylko gwałtownym ruchem odwróciła jego uwagę, dzięki czemu ja puścił i mogła uciec.
      Nie przewidziała jednak, że będzie ja gonił. Bo czemu miałby to robić? Przecież nawet się nie znali. Tchnięta paniką, oczywiście zaczęła uciekać, choć tak naprawdę ledwo powłóczyła nogami. Napędzał ją jednak strach i adrenalina, bo myślała, że napastnik chce jej zrobić to samo, co wcześniej zrobił Peter. Tylko dzięki temu miała jeszcze jakieś siły, żeby biec. Nie miała nawet pojęcia, czy jeszcze ją goni, bo nie słyszała kroków, podczas gdy jej własne niosły się całkiem głośno po opustoszałym parku. Kluczyła między alejkami, nie miała pojęcia, co robić i bała się nawet odwrócić, bo zdawało jej się, że jednak jest jeszcze obserwowana.

      Usuń
  6. Tak na logikę, powinna słyszeć za sobą kroki albo czyjeś sapanie. Ją samą było słychać, gdy biegła. Uznała więc, że skoro jednak nikogo nie słyszy, to potencjalny napastnik albo odpuścił, albo go zgubiła. Czuła się, jakby była w jakimś horrorze klasy B, które tak lubiła oglądać, tak skrajnie przewidywalnym i zdecydowanie krwawym. I choć to, jak bohaterowie tego typu filmów się zachowywali, Vency uznawała niekiedy za absurdalne, teraz postąpiła podobnie. Dopadła do jakiegoś drzewa, schowała się za nim, choć to była, doprawdy, beznadziejna kryjówka, bo z kryjówką nie miało to nic wspólnego tak naprawdę. Oparła się plecami o szeroki pień i próbowała uspokoić oddech, równocześnie nasłuchując, czy ktoś nadchodzi, czy jednak nie. Bała się wyjrzeć zza drzewa, aby zorientować się w sytuacji, a wdychane i wydychane przez nią samą z trudem powietrze i łomoczące wręcz serce dosłownie jej wszystko zagłuszały. Zbierała w sobie odwagę i już, już była bliska wyjrzenia, ale wtedy usłyszała głos, a to sprawiło, że dotychczas łomoczące serce praktycznie podeszło jej do gardła.
    Nawet nie drgnęła. Przylgnęła tylko plecami do szorstkiej kory i chętnie by się wtopiła w drzewo, choć to było niemożliwe. Zastanawiała się, czy naprawdę ma takiego pecha, czy po prostu niechcąco wybrała sobie park, w którym roi się od zboczeńców, którzy czekają na okazję. Trzeba było pójść na lepiej określony skwer, tutaj alejki były takie ciemne… Nie potrafiła jednak określić, czy to ten sam głos, czy jednak inny, zbyt bardzo pulsowało jej w skroniach. Chwilowo nie czuła nawet bólu, bo adrenalina i strach robiły swoje, dodawały sił i sprawiły, że była w stanie w ogóle uciekać, biec.
    Pytań padło dużo. Ale Vency nie miała zamiaru na nie odpowiadać. Uznała je za coś w rodzaju prowokacji. Przecież na pewno nie pytał serio. Chciał skorzystać z okazji, tak jak Peter. Ale tego Vency by już nie przeżyła. Gdyby wiedziała, ze ktoś zrobi jej kolejny raz, co zrobił jej Peter, to już wolałaby umrzeć.
    Miała nadzieję, że napastnikowi się znudzi. Że jeśli nie będzie reagować, to sobie pójdzie, choć to była złudna nadzieja. Mogła udawać, że wcale jej tam nie ma. Próbowała więc uspokoić oddech, żeby nie było jej słychać. Dalsze uciekanie nie miało sensu, bo opadała już z sił i nie dobiegłaby daleko. Musiała je zbierać na ewentualną próbę obrony.
    Ale to czekanie na jakikolwiek ruch drugiej strony było najgorsze.


    [Nie, nie wyszły Ci brednie, wszystko gra :)]

    OdpowiedzUsuń

  7. Vency potrafiła być cierpliwa. Właściwie całe życia była cierpliwa, bo całe życie czekała na to, aż coś się zmieni. Zmieniło się, ale niestety na gorsze zamiast na lepsze. Była też wcześniej dosyć naiwna, wierzyła w dobre intencje wszystkich ludzi wokół. Niestety, po ostatnich wydarzeniach diametralnie się to zmieniło. Zaufanie zostało zniszczone, nie potrafiła teraz ot tak uwierzyć, ze ktoś chce dla niej dobrze, bo wręcz panicznie bała się, że to kłamstwo i jeśli tylko się odsłoni, podejdzie, wyciągnie rękę, to skończy się to dla niej o wiele gorzej.
    To, co teraz mówił ten mężczyzna, niby brzmiało logicznie… Problem w tym, że Vency ani trochę nie myślała teraz logicznie, bo wszystko przysłaniał jej strach. Ale jednego była pewna. Ukryła się za jakąś starą, naprawdę ogromną wierzbą, więc na pewno nie było jej widać. Chyba, że stanął gdzieś z boku… Zrozumiała już, że to jest całkiem inna osoba, nie ten koleś, który wcześniej ją zaczepiał. Ale co z tego? Te wszystkie teksty mogły być tylko gierką, mógł się tak zwyczajnie teraz bawić… Być może cieszył się z tego, że jest bardziej i bardziej, coraz bardziej zdenerwowana i wystraszona. Nie wiedziała, czy wierzyć w to, że pozbył się tamtego… A nawet jeśli, to po co? Naprawdę, żeby jej pomóc? W sumie po co innego… Pozbywanie się kogoś, by zrobić to samo, co tamten zamierzał, to była podwójna praca, już łatwiej było znaleźć nową ofiarę.
    - Nie… Nie wiem – odezwała się i miała to być odpowiedź nie wiadomo do końca, na które właściwie pytanie. Zresztą, powiedziała to tak cicho, ze wątpiła, aby jakikolwiek człowiek mógł to usłyszeć z takiej odległości.- Nie wiem, po co – powiedziała teraz już trochę głośniej i ruszyła się w końcu, powoli, powolutku, żeby wyjrzeć minimalnie zza drzewa i zobaczyć, z kim rozmawia.
    Tak było łatwiej ocenić, na czym stoi. A to, co zobaczyła, jakoś nie sprawiło, że jej ulżyło. Cofnęła się szybko, gwałtownie złapała powietrze i z powrotem przylgnęła plecami do drzewa, zamykając też oczy. Mocno zacisnęła powieki. Nie chciała nic widzieć.
    Mężczyzna zdecydowanie nie wyglądał na kogoś miłego. Właściwie, to przez głowę przebiegło jej z milion myśli, ale jedna była kluczowa i najwyraźniejsza: wyglądał na niebezpiecznego. Jak więc miałaby tak po prostu zaufać?

    [och ja też nie zauważam, bo najtrudniej we własnym tekście dostrzec, co jest nie tak. Umówmy się, ze się nie przejmujemy, tak? :) Dobrze piszesz, a trafiłam już na takich ludzi, co sadzili takie byki i tak niedbale pisali, ze aż raziło. Więc jest dobrze, serio, uwierz :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. Zupełnie nie słyszała, żeby podchodził. A chyba powinna usłyszeć jakieś kroki? Czy to możliwe, żeby poruszał się bezszelestnie? Na to wychodziło, bo kiedy Vency otworzyła oczy, już stał przed nią. Odruchowo chciała się cofnąć, ale za sobą miała przecież drzewo, a już bardziej się do niego nie mogła przykleić. Wtopić się w nie też nie mogła. Dla odmiany chciała się skulić, ale to też by nie sprawiło, że nagle by zniknęła, ot tak, ni stąd, ni zowąd.
    Wyjrzała zza drzewa ledwie na ułamek sekundy, dojrzała ledwo co, ale teraz już wiedziała, że się nie pomyliła, dobrze widziała. Nie wyglądał na kogoś, kto bezinteresownie chce pomóc. Wręcz przeciwnie. Tak wyglądających osób zwyczajnie by unikała nawet na ulicy, bo sprawiały, ze czuła się niepewnie, przytłaczając niczym innym, jak właśnie pewnością siebie, którą zwykle emanowały. Teraz tylko mogła patrzeć szeroko otwartymi oczami. Miała uniesioną głowę, dolna warga lekko jej drżała i, oczywiście, nie odzywała się, jedynie potrząsnęła lekko głowa, co było wyrazem tego, że się nie zgadza, ale mało stanowcze to było, nie ukrywajmy.
    W innych okolicznościach zapewne powiedziałaby coś w stylu „zachowuję się jak ofiara, bo tak się składa, że, cholera, jestem nią!” No ale właśnie, w innych okolicznościach. Aktualnie była zbyt przerażona, by odpowiadać opryskliwie, choć zawsze jej się to wydawało najlepszym sposobem na obronę i zbicie kogoś z tropu.
    Kiedy tylko wyciągnął rękę, znów chciała się odruchowo cofnąć. A kiedy jej dotknął, miała chęć zacząć wrzeszczeć, by tego nie robił, tak jak robiła to już kilkakrotnie. Tylko że wtedy jeszcze się do tego szarpała, a teraz pozwoliła się pociągnąć i nawet nie pisnęła, więc nie było co wspominać o krzyku. Była zwyczajnie sparaliżowana, wiec przez kilka pierwszych chwil faktycznie trzeba było ją praktycznie wlec.
    Bezmyślnie spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos i dostrzegła, ze faktycznie nie są sami. Więc nie kłamał. Po tym, co padło, uznała, że faktycznie nie byli zbyt pozytywnie nastawieni. Ale w momencie, gdy usłyszała polecenie, by nie patrzeć, postanowiła się podporządkować. Być może jakiś niesprecyzowany głosik w jej głowie podpowiadał jej, że powinna tym razem, wyjątkowo, zaufać. Ostatni raz. Poddać się, nie walczyć w sposób raczej bierny, bo to mogło się obrócić przeciwko niej.
    Kto by pomyślał, że w tamtej chwili tak szybko i bez zastanowienia przylgnie do boku Silasa. Aż zaskakująco ufnie, zwłaszcza, gdy się wzięło pod uwagę, jak nastawiona była jeszcze kilka chwil wcześniej. Opuściła głowę i poniekąd chciała się schować w ten sposób, jakby myślała, że jeśli ona kogoś nie widzi, to i ktoś nie widzi jej. Albo jakby obejmująca ją ręka miała ją zasłonić i oddzielić od wszystkiego, co wokół było złe.
    Jakoś szli. Choć jeśli chodziło o Vency, to była raczej ciągnięta, bo ledwo powłóczyła nogami. Oczywiście bała się odwrócić, by sprawdzić, co się dzieje, nie chciała się nawet rozejrzeć i cały czas miała opuszczoną głowę. Trochę się na Silasie wspierała, nie dało się tego ukryć.
    - Już? – podpytała cicho, ledwie słyszalnie, kiedy zdawało jej się, że już wyszli z parku i trochę drogi pokonali i już nikt nie będzie ich zaczepiał. Głos miała schrypnięty, jakby się wydzierała kilka godzin i może dlatego z trudem mówiła.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Vency nie zatrzymała się dlatego, że coś kombinowała i chciała uciec. Nie chciała, bo wiedziała, że zwyczajnie nie da rady, choć nie widziała też powodu, dlaczego miałby ją gonić, skoro nie chciał jej zrobić niczego złego – a przynajmniej tak twierdził. Zatrzymała się, bo ledwo szła, faktycznie musiał ją niemalże ciągnąć. Chciała przystanąć i być może nawet zdecydowałaby się powiedzieć, o co chodzi, że zwyczajnie nie może iść dalej. Wszystko z niej zeszło, ta cała adrenalina, napięcie, powoli się rodzącą panika… Pozostał strach, choć nie tak intensywny jak wcześniej. I właśnie przez to, ze nie była pobudzona adrenaliną, nagle zaczęła odczuwać cały ten ból, a każdy kolejny krok sprawiał trudność. Najbardziej bolało ją między nogami, czuła, że coś tam cieknie i wsiąka w materiał ubrania, ale głupio było o tym powiedzieć, głupio było stanąć, wsadzić rękę między uda i wyjęczeć, że tam boli najbardziej. Nie widziała innego rozwiązania tej sytuacji, jak tylko się zatrzymać i trochę odpocząć. Nie musiała jednak nic mówić, jak się okazało. Wyrwało jej się tylko jakieś idiotyczne „ojej”, gdy stopy zostały oderwane od ziemi.
    - Łatwo ci mówić – powiedziała jedynie, nawiązując do tych jego uwag. Bo rzeczywiście, łatwo było mówić. Gdzie miała pójść? Nie miała portfela z pieniędzmi, nie miała telefonu i nie miała też pojęcia, gdzie to się w ogóle podziało. Tak więc możliwości miała zdecydowanie ograniczone. Najlepszą wydawało się pójście na policję, ale… Vency sama nie wiedziała, czemu tak bardzo się przed tym wzbrania. Czy to było gorsze rozwiązanie od tego, co działo się teraz? Raczej nie powinno.
    Zwłaszcza, ze teraz nie miała pojęcia, do czego ta sytuacja zaprowadzi, o co chodzi i co jeszcze może się stać. Nie wyrywała się jednak, nie wrzeszczała, żeby ją puścił. Być może dlatego, że tak po prostu wiedziała, że to nic nie da, że zwyczajnie nie ma siły na to, aby się z kimkolwiek szarpać, więc w tej kwestii miał przewagę, którą przecież tak wyraźnie wcześniej podkreślił.
    To było absurdalne, ale poczuła się jakaś taka spokojna, aż powieki jej zaczęły opadać. Może z powodu ogólnego zmęczenia, może dlatego, że organizm zwyczajnie nie dawał już rady, a może dlatego, że skoro poziom adrenaliny się zmniejszył, to i energia zniknęła i Vency czuła, że po prostu musi odpocząć. To było jednak raczej jedynie chwilowe przytępienie zmysłów, jakby odsunęła wszystkie myśli i nie docierało do niej, co tak właściwie się stało. Oparła głowę o bark mężczyzny, przymknęła oczy i… Cóż, zwyczajnie odleciała. Bliżej temu było do utraty przytomności niż do zwykłego zaśnięcia. Nie miała więc pojęcia, gdzie w ogóle ją niesie, dokąd idzie, co się dzieje wokół, nie słyszała tych wszystkich głosów ani żadnej rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rzeczywiście nie było wiadomo, czy Vency zasnęła, czy zemdlała. Tak naprawdę jednak nie pozwoliłaby sobie na to, aby zasnąć. Walczyłaby wytrwale z opadającymi powiekami i sennością. Nie potrafiłaby tak po prostu zaufać. A z drugiej strony, nigdy w życiu nie przyznałaby się do tego, że zemdlała, bo to według niej była słabość. I nie usprawiedliwiało jej nawet to, że była w naprawdę kiepskim stanie. Tak więc później pewnie plułaby sobie w brodę, że coś takiego się stało, choć to przecież było niezależne od niej, organizm zwyczajnie nie dał rady.
    Poza tym, nie potrafiła ot tak spać, wszelkie głosy by ją obudziły, podobnie jak zetknięcie z kanapą, bo przecież zawsze lekko spała. A tym razem nic się nie stało, Vency nawet nie drgnęła, nie miała pojęcia, co się dzieje. Póki po języku aż do gardła nie pociekł jej jakiś nieokreślony płyn. Przełykanie było odruchem, nie zakrztusiła się. Ale nie czuła też smaku i nadal nie bardzo wiedział, co się dzieje. Gdyby wiedziała, że to krew, zapewne od razu by się poderwała i wszystko wypluła. Nie otwierała jeszcze oczu, za to słyszała jakieś głosy, ale przytłumione, jakby była pod wodą. Rozróżniała pojedyncze słowa, jakieś imię, dwa różne głosy i z każdą chwilą było coraz lepiej. W chwili, gdy Silas ją posadził, od razu otworzyła oczy. Uniosła rękę, choć wydawała jej się okropnie ciężka, machnęła na oślep, trochę niemrawo, jakby wcale nie panowała nad własnym ciałem, chciała tym gestem odgonić jego dłoń.
    - Nie… Klep – udało jej się jakoś to powiedzieć, choć głos nadal był schrypnięty. Albo jej się wydawało, albo czuła się jakaś taka mniej obolała. Niestety, to tępe pulsowanie między nogami, jakby jej ktoś wpychał rozpalony, gruby pręt nadal nie ustępowało.- Po to się robi sztuczne rzęsy, aby ludzie na nie patrzyli – zauważyła całkiem logicznie, tym samym stając w obronie Sally, której jeszcze nawet nie znała.- I podziwiali – dodała, żeby była jasność. Ważne, że w ogóle siliła się na żart będący równocześnie małą szpileczką w stronę Silasa.- I… - chciała jeszcze coś powiedzieć, ale każde słowo mówiła powoli, jakby jej język drętwiał.- I wcale nie jestem mała – no, to był sztandarowy tekst Vency. Szkoda tylko, że niezgodny z prawdą. Za każdym razem zaprzeczała czemuś oczywistemu, czemuś, co było widoczne na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Vency nie miała w swoim zwyczaju fizycznej agresji i nawet by jej do głowy nie przyszło, żeby kogoś uderzyć. Inna sprawa, że teraz pewnie i tak by nie trafiła, no i trudno jej było skupić wzrok na czymś konkretnym, nie mówiąc już o machaniu rękami. Ale przez to uszczypnięcie policzek nabrał przynajmniej różowego koloru, bo dotychczas Vency była wręcz koszmarnie blada.
    Faktycznie, nie podała jeszcze swojego imienia, ale nawet w tej chwili, gdy ta kwestia została poruszona, Vency nie kwapiła się, by powiedzieć, jak się nazywa. Opuściła wzrok, przez kilka chwil wpatrując się we własne dłonie zamknięte w uścisku drugich, większych. Spojrzenie w końcu się wyostrzyło, dostrzegła zdrapany do połowy lakier na kciuku, sine nadgarstki, a po chwili mogła nawet odróżnić poszczególne kształty i wzory narysowane tuszem na tych obcych, męskich dłoniach. Spróbowała wysunąć swoje z uścisku, ale jej nie wyszło.
    - Po prostu… - zaczęła niemrawo, nie bardzo wiedząc, co „po prostu”.- Po prostu wsadź mnie do wanny – powiedziała w końcu, choć w sumie mogła nie trafić, mógł tam być prysznic, ale co za różnica, przecież zrozumie, o co jej chodzi, nie? Wolałaby wannę. W wannie mogłaby się utopić.
    To była taka chora, desperacka myśl, która zaskoczyła ją samą. Ale nie zganiła samej siebie w głowie, z każdą sekundą utwierdzała się w przekonaniu, że mogłaby to zrobić, czemu nie.
    Niby słuchała tego, co mówią, uniosła nawet głowę, ale zaprzątnięta była innymi myślami i nie bardzo się przysłuchiwała, nie obchodziło ją, o czym rozmawiają, o ile to była rozmowa.
    - Nie musisz mi pomagać – odezwała się w końcu do Sally, może trochę opryskliwie. Zebrała się w sobie, zebrała trochę siły i w końcu wyszarpnęła ręce, żeby zaraz zacząć powoli zdejmować z siebie bluzkę. Co z tego, że ją zobaczą? I tak już się domyślali, jak wygląda.- Po prostu wsadź mnie do wanny – powtórzyła, teraz jakoś bardziej zdecydowanym tonem. A w ubraniach się myć nie zamierzała przecież, musiała się rozebrać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Być może się pospieszyła z tą… Prośbą? Rozkazem? W sumie nie wiadomo. Ale powiedziała to dwa razy. Powinna się zatrzymać na jednym, a nie żałować teraz po fakcie, gdy uznała, że przecież jest wstanie sama się ruszyć, pójść, rozebrać się i wleźć do tej cholernej wanny lub pod prysznic, zależnie od tego, co kryło się w łazience. Nawet jeśli bolało, wystarczyło zagryźć zęby i udawać, że wszystko gra, aby tylko zostawili ją w spokoju, zamknęli w łazience i pozwolili się umyć. Łatwiej byłoby zrobić to, co jej cały czas chodziło po głowie.
    Nawet jeśli Silas jej pomógł, a właściwie pomogli, razem z Sally, bo też ją trzeba było w tym wszystkim ująć, to jednak nie zmieniało to ogólnej sytuacji Vency. Nie mogła tu stać na zawsze. Pomogą teraz, pozwolą się umyć, pozwolą się przebrać, zjeść, a potem? Co miała zrobić potem?
    Nie chciała się nad sobą użalać, absolutnie nie. Ale nie miała też siły ani motywacji, aby użerać się ze światem. Zabrakło jej chęci. Tak po prostu.
    Cały czas myślała o tym, że mogła sama wstać, może dlatego tak się spięła i zesztywniała, gdy znów ją podniósł. Ale zaraz też pomyślała o tym, ze jeszcze jej się uda zostać samej, musi tylko zachowywać się bez zarzutu i tym samym uśpić czujność Silasa. A z drugiej strony, czemu w ogóle miałby jej pilnować? Czemu miałoby mu na tym zależeć? Czemu miałoby mu zależeć na tym, aby nic więcej jej się nie stało? No właśnie.
    - Dobrze, zjem – powiedziała grzecznie i posłusznie, niemalże jak automat. Gdyby nie plan, który przed chwilą stworzył się w jej głowie, zapewne próbowałaby odgonić ręce Silasa, pewnie też wyrwałaby mu ręcznik i sama się wytarła. Albo odrzuciłaby go na bok. A jednak nic nie powiedziała, pozwoliła mu na to.
    - Dobrze, zjem – powtórzyła, unosząc lekko brwi w niemym zdziwieniu. Spojrzała na niego ze zdziwieniem również w oczach. Zdawało jej się, że się zirytował, choć nie rozumiała, dlaczego miałby być zły. Bo była taka oporna i niechętna temu, by się umyć o doprowadzić do porządku? Ale czemu mu na tym zależało? Vency tego kompletnie nie rozumiała.
    Kiedy się odwrócił, zdjęła bluzkę bez zastanowienia. Była brudna, ale Vency nie chciała patrzeć, od czego. Rzuciła ją na podłogę, potem powoli wstała i jednym ruchem rozpięła guzik spodni, potem rozporek i zsunęła je lekko. Były ciemne, więc na nich nie było widać plam krwi, choć czuła, że materiał w niektórych momentach zesztywniał. Podobnie było z bielizną. Na czarnym, koronkowym materiale nie było widać krwi, a Vency uznała to za absurdalnie komiczne, że chciała być ładna i ubrała coś takiego, choć przecież nigdy wcześniej nie nosiła fikuśnych majtek. Wstydziła się, oczywiście, że się wstydziła w tym momencie, ale musiała je zsunąć wraz ze spodniami. Po udzie pociekła jej cienka, czerwona strużka, przez co tylko westchnęła. Krwawienie nie ustąpiło, a jako ktoś, kto miał się w przyszłości zajmować ludźmi zawodowo, wiedziała, co jej się stało. Ale nie potrafiła o tym powiedzieć. Zacisnęła usta, podniosła najpierw jedna nogę, żeby wyswobodzić ją z nogawki spodni, potem drugą i ostatecznie została w samym staniku. Stała tak głupio, nie wiedząc, czy a się ruszyć w stronę wanny, aż w końcu robiła jeden krok w odpowiednią stronę, mając nadzieję, że Silas się nie odwróci i nie będzie jej widział.

    OdpowiedzUsuń
  13. Po tym, co stało się tego dnia (czy może poprzedniego? Vency nie miała pojęcia, która jest godzina), nie miało znaczenia, kto ją ogląda, cały czas czuła się niekomfortowo. Tak samo źle czułaby się w towarzystwie Sally. To już nawet nie chodziło o zwykły, ludzki wstyd związany z nagim ciałem. Vency nie wstydziła się tego, jak wygląda na co dzień, przecież przed lekarzami też trzeba się rozbierać. Przejmowała się tym, jak wygląda teraz, bo to dobitnie świadczyło o tym, co się stało i sprawiało, że pojawiały się pytania. Ale pytania były potrzebne, jeśli chciało się pomóc. Trzeba było obejrzeć całą Vency, by wiedzieć, co robić.
    - To bez znaczenia – powiedziała cicho. Mógł ją widzieć, i tak prędzej czy później zobaczy. Poza tym, to zawstydzenie i niezręczność odpływały z każdą chwilą, a Vency robiła się coraz bardziej obojętna. Niewiele rzeczy miało teraz znaczenie.- Skoro nic nie widzisz, to jak chcesz mi pomóc? – spytała logicznie. Dla niej to było bez sensu. Przecież poradzi sobie sama, jakoś wlezie do tej wanny, na dobrą sprawę mógł już wyjść z łazienki. Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi z tą opaską, po co ją wziął, przecież to tylko wszystko utrudniało. Poza tym, jak sobie teraz uświadomiła, wcale nie chodziło o samo wejście do wanny. Musiała pozbyć się jeszcze stanika, a w tym momencie sięgnięcie do tyłu, by rozpiąć haftki, wydawało jej się wręcz niemożliwe. Czuła się tak, jakby ręce ważyły tonę, jakby wszystkie kości ją bolały… Choć i tak mniej niże wcześniej. Wcześniej było gorzej, co stwierdziła ze zdumieniem.
    - Daj spokój – zaczęła cicho.- Możesz to zdjąć. To bez znaczenia, co zobaczysz.
    Zmarszczyła lekko brwi, gdy zaczął mówić. Nie tego się spodziewała. Nie takich nagłych wyznań. Poza tym, coś jej w tym nie pasowało. Patrzyła tak chwilę na Silasa, zastanawiając się, ile mógł mieć lat, jakim cudem mógł dużo ćpać i jeszcze z tego wyjść, a teraz nadal wyglądać dobrze. Powiodła spojrzeniem po jego rękach, potem wyżej, zatrzymała się na szyi.
    - Dużo ich masz – stwierdziła, choć to było przecież oczywiste, nie dało się tego nie zauważyć. Tylko czy w takim przypadku duża ilość tatuaży oznaczała dużą ilość blizn wcześniej? – Mógłbyś… Mógłbyś rozpiąć? – spytała jeszcze, nie precyzując, o co dokładnie jej chodzi.
    Odwróciła się tylko, zebrała dłonią długie włosy i przerzuciła je do przodu, tym samym odsłaniając plecy. Jeśli zdejmie opaskę, to będzie wiedział, co miała na myśli.
    - I co zrobisz? Jak mi pomożesz? Zatrzymasz mnie tutaj, pozwolisz mieszkać i żyć dalej? – nie bardzo wiedziała, w jaki sposób chciał pomóc. Chwilowe schronienie było uprzejme, ale, no cóż, było chwilowe. Poza tym, dlaczego miała być tylko i wyłącznie sposobem na to, żeby się pogodził ze swoim sumieniem?

    OdpowiedzUsuń
  14. Rzeczywiście, Vency nie miała pojęcia o istnieniu tej drugiej strony rzeczywistości. Wprawdzie zauważyła kilka dziwnych rzeczy choćby w zachowaniu Petera, niektóre odruchy miał iście zwierzęce, ale przecież nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że mógłby być jakąś nadnaturalna istotą. Przecież nic takiego nie istniało. Wzięła to po prostu za dziwactwa, które teraz, po tym, co się stało, ani trochę nie wydawały jej się dziwnie. Uznała po prostu, że Peter ma coś nie tak z głową. A już zwłaszcza po tym, co jej zrobił.
    Nie miała też pojęcia o tym, że Silas tak wyraźnie czuje zapach krwi, że to na niego działa, nie wiedziała, że sama w ogóle ma jakiś charakterystyczny zapach, który może wyczuć człowiek. To nie było możliwe przecież. I nigdy w życiu nie wpadłoby jej do głowy, że zasłonił oczy po to, by ich nie widziała, a nie po to, by on nie mógł widzieć jej. Stała tyłem, więc poniekąd miał szczęście, bo niczego nie zauważyła, kiedy zdjął opaskę.
    - Nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu – nie mogła tego wiedzieć i pewnie się nie dowie, póki nie znajdzie się w takiej sytuacji. Wydawało się to pewne, oczywiste wręcz, że pomogłaby komuś takiemu, jak ona sama… Ale nigdy nie wiadomo. Vency miała słabo rozwinięte poczucie opiekuńczości. Może dlatego, że zawsze musiała o wszystko walczyć i radzić sobie samodzielnie i jakby wbrew sobie pomagać własnej matce, podczas gdy powinno być odwrotnie, to Vency powinna mieć od niej wsparcie. Męczyła ją ta samodzielność i zwyczajnie nie wystarczało siły, by chcieć dbać jeszcze o kogoś. Też by przecież chciała, aby to ktoś zadbał o nią, a to się nie zdarzało.
    No, chyba do teraz. Bo teraz chyba właśnie ktoś się nią zajął? Tylko że wydawało jej się, że to za późno.
    - Nie wiem, co znaczy „tu” – powiedziała cicho, bo przecież nie wiedziała nawet, gdzie są i gdzie ją przyniósł.
    Wzdrygnęła się lekko, bo miał zimne ręce, choć w sumie cały czas było jej zimno, sama też była zimna. Ciało wyraźnie to pokazywało. Nie mówiła nic więcej, skupiając się na tym, by nie drżeć. Słyszała, co Silas mówił, ale nie zareagowała na to. Co miałaby powiedzieć? „Dobrze, pomyślę o tym”? Hm, może to by uśpiło jego czujność… Ale czy to nie byłoby podejrzanie ugodowe zachowanie?
    - Poradzę sobie – wydusiła jeszcze z siebie, ale stłumiła chęć wyrwania się i ucieczki od jego rąk. Wcześniej tyle razy chciała się wyrwać, zacząć krzyczeć, aby ją wypuścił, postawił… Znosiła to w miarę cierpliwie, o dziwo. To tylko kilka sekund, powtarzała sobie w głowie. Zaraz przecież zabierze ręce, nie będzie jej więcej dotykał. Choć najprawdopodobniej gdyby jej nie trzymał, Vency zwyczajnie by do tej wanny wpadła. A tak usiadła normalnie. Piana ją zasłoniła i to sprawiło, że poczuła się lepiej, nie tak na widoku. No i Silas już jej nie dotykał.
    Woda momentalnie zrobiła się różowa. Vency miała ochotę zanurzyć się po czubek głowy, ale musiała chwilę z tym poczekać.
    - Mógłbyś sobie pójść? – spytała trochę niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Najprawdopodobniej Silas prędzej czy później by wyszedł z łazienki, bo to mogło być dla niego tak samo niezręczne jak dla Vency. Ale nie miała takiej pewności i dlatego powiedziała o tym na głos. Choć z drugiej strony, to mogło być trochę podejrzane, że tak bardzo chce się go pozbyć… A może nie? W końcu to było uciążliwe dla obojga. Ale przecież i tak już ją widział nago, co a różnica, czy siedziałby tej łazience, czy nie…
    Nieważne, ważne było, że wyszedł, bo tego właśnie Vency chciała. Momentalnie zanurzyła się w wodzie, całkowicie, łącznie z głową, ale tylko na kilka sekund. Potem wychyliła się za krawędź wanny, by sprawdzić, co takiego Sally jej zostawiła. Wygrzebała z reklamówki żel pod prysznic i pomyślała głupio, że skoro jest pod prysznic, to nie powinna go używać w wannie, ale najwyraźniej Vency chciała odepchnąć od siebie wszystkie inne myśli. Był kokosowy, lubiła ten sapach i choć to też nie miało teraz żadnego znaczenia, to jednak jakoś podświadomie się ucieszyła. Tak samo nie miało znaczenia to, czy będzie czysta, czy nie. A jednak zaczęła się myć, centymetr po centymetrze, przy okazji się oglądając. I chyba rzeczywiście wcześniej wszystkie sińce i zadrapania wydawały jej się gorsze, teraz jakby zbladły, jakby zaczęły się goić w ekspresowym tempie. I nie bolało ją wszystko tak, jak wcześniej. Tylko że to mogło wynikać z tego, że wszystkie te drobiazgi przyćmiewał ból między nogami. Pod wpływem ciepłej wody Vency się jednak rozluźniła i zdawało jej się, że to złagodziło uczucie dyskomfortu. Nie na tyle jednak, by zapomniała, co się stało. Gdy oparła się plecami o wannę i przymknęła oczy, od razu pojawiły jej się pod powiekami niechciane obrazy. Wszystko inne było widać na zewnątrz, tego nie, o tym nikt nie miał pojęcia i znów to Vency przytłoczyło. Powróciły beznadziejne myśli, powróciło nastawienie mówiące o tym, że nic nie ma sensu i nie warto nawet walczyć ani się starać. Po policzkach pociekło jej kilka łez, ale nie było ich widać, skoro miała mokrą twarz. Poza tym, pod wodą nie da się płakać, więc Vency czym prędzej z powrotem się zanurzyła. Wstrzymała powietrze i trwała tak, jakby chciała sprawdzić, ile wytrzyma bez oddechu. W rzeczywistości jednak nie miała zamiaru już się wynurzać. Tak będzie przecież lepiej.
    Nie wiadomo tylko dla kogo.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dźwięki pod wodą zwykle są przytłumione, zniekształcone. Vency nie słyszała nic. Tak wiec zupełnie nie dotarło do niej, że Silas pukał, że coś tam mówił. Zresztą, nawet nie chciała tego słyszeć. Już niczego nie chciała słyszeć. Siedziała w tej wannie w sumie dosyć długo, woda z ciepłej zrobiła się chłodna, ale tego również Vency nie czuła. Oczy cały czas miała zamknięte, długie włosy unosiły się wokół głowy, wstrzymywała powietrze, ale nie trwało to długo, bo pojemność płuc miała ograniczoną, no i nigdy nie była dobrą pływaczką, aby móc nie oddychać przez jakiś dłuższy niż przeciętnie czas. W pewnym momencie i ta próbowała złapać oddech, ale wtedy woda zaczęła z wolna wlewać jej się do płuc. Nie wynurzyła się, bo tego przecież chciała. Wprawdzie nigdy nie było jej marzeniem utopić się w wannie jak Whitney Huston czy ktoś jej pokroju, żeby ktoś znalazł ją później z siną twarzą, nagą, do tego jeszcze w zabarwionej krwią wodzie. Ale innego sposobu teraz nie było, miała tylko tę jedną możliwość.
    Nie miała pojęcia, że Silas może z takiej odległości usłyszeć bicie jej serca, ale ono teraz zwalniało, biło coraz słabiej, choć, o dziwo, nie dawało za wygraną. O tym, że wszedł do łazienki, Vency nie miała pojęcia. Wyobrażała już sobie, że jedną nogą jest w innym, tym lepszym świecie.

    [Ależ spokojnie, ważne, że w końcu odpisałaś, a dwa dni czekania to jest nic :) Też znam ten brak współpracy blogspota, ja mu ustawiam w poście tak, a on mi odwrotnie, uch.
    I nie przejmuj się absolutnie, Silas jest bajerancki i mi odpowiada <3 Powiedz mi lepiej, czy Vency Cię nie irytuje, bo mam tendencję do tworzenia takich wkurzających panienek, cholernie upartych i w ogóle. Choć on jeszcze nie pokazała nic wielkiego xD Pomijając to, że idiotycznie próbuje pozbawić samą siebie życia.]

    OdpowiedzUsuń
  17. Najwyraźniej tym razem nie było jej dane odejść. I Vency sama nie wiedziała, czy jest z tego powodu wściekła. W pierwszej chwili raczej nie, bo rzeczywiście nie wiedziała, co się dzieje. Ciało zareagowało samo, odruchowo próbowało złapać powietrze, gdy tylko znalazła się ponad powierzchnią wody. Bolało ją jednak w piersi i oddychanie wcale nie było takie proste. Zaczęła prychać, pluć wodą, kaszleć, wszystko naraz, ręką też szukała czegoś, o co mogłaby się oprzeć, a to wszystko było chyba jakimś automatycznym działaniem poza świadomością. Jedno było pewne: coś ją trzymało i nie chciało pozwolić, aby z powrotem zanurzyła się w wodzie Właściwie nie coś, a ktoś, jak się zorientowała, gdy Silas się do niej zbliżył. Oddychała już w miarę normalnie, choć płuca nadal ją bolały. Przez kilka sekund wpatrywała się w jego oczy, ale miały dziwny kolor, którego nie potrafiła sprecyzować. Normalnie ludzie takich nie mają. Potem spróbowała odepchnąć jego rękę, ale nadal mocno trzymał. Wyciągnął ją z tej wody, jakby była kilogramową torebką cukru. Owszem, wyglądał, jakby pakował na siłowni, ale, cholera, Vency była przecież człowiekiem, nie ważyła kilograma jak cukier lub cokolwiek innego, tylko kilkadziesiąt więcej.
    - To może teraz zamiast mówić „mała” zaczniesz mówić „kotek”? – zaproponowała ironicznie, znów próbując odgonić jego rękę, gdy tym razem trzymał ją za brodę,
    Puścił w końcu, a Vency najpierw trochę się zsunęła, mało nie wpadła do wody z powrotem, a ostatecznie złapała się krawędzi wanny. Oparła się, chlapiąc trochę wodą na podłogę. Twarz nadal miała mokrą, więc na pewno nie będzie widać łez, które kolejny raz napłynęły jej do oczu. Włosy oblepiły jej szyję, ramiona i plecy, chciała je zgarnąć i wykręcić, jak wykręca się ręcznie wyprane ubranie.
    - Jeśli będę chciała, to to zrobię, a tobie nic do tego. I wtedy mi się uda – ją samą zaskoczyło zdecydowanie i stanowczość we własnym głosie. A przecież nie była aż tak zdesperowana, zrobiła to teraz chyba pod wpływem chwili, nie planowała tego.
    Przetarła dłonią twarz, odetchnęła sobie jeszcze głęboko, ból w płucach już zanikał. Sięgnęła do korka w wannie, aby spuścić wodę, rzeczywiście zgarnęła włosy i trochę je wyżęła, a w każdym jej ruchu była widoczna jakaś rezygnacja, niechęć. Nie udało jej się i teraz musiała wstać, wyjść stąd i nadal użerać się z upartym facetem, który nie wiedzieć czemu się przyczepić i na siłę chciał jej pomóc. Potem zacisnęła palce na krawędzi wanny, aż zbielały, a w końcu wyciągnęła rękę, by złapać ręcznik i szarpnąć w swoją stronę. Brzegiem wytarła twarz, a po tym zaczęła wycierać włosy. Były zdecydowanie zbyt długie i w takich chwilach jak ta było to bardzo niepraktyczne.
    - Dasz drugi? – spytała. I może trochę się tylko ociągała. Celowo. Może chciała go zirytować kolejny raz? Sama nie wiedziała, skąd w niej to pragnienie. Być może liczyła na to, że go tym do siebie zniechęci. Do siebie, i do całej tej pomocy. Że nie wystarczy mu cierpliwości, by się z nią użerać.


    [Kochana, to absolutnie nie jest Twoja wina! Autorzy po prostu już tak mają. Z niektórymi nie warto nawet zaczynać pisać, bo odpis pojawia się raz na miesiąc lub rzadziej (to co to za pisanie w ogóle), inni bezczelnie nie odpisują, chociaż innym trzaskają odpis za odpisem, a jeszcze innym zdarza się zwyczajnie zapomnieć, choć to najrzadziej. Mnie to też spotykało niejednokrotnie, więc nie wiem, z czego to wynika i co kieruje ludźmi.
    Na pocieszenie dodam, że uwielbiam nasz wąteczek i błagam, nie opuszczaj mnie <3]

    OdpowiedzUsuń
  18. Mimowolnie się uśmiechnęła, kiedy usłyszała „kotku”. Owszem, spodziewała się tego, bo z przekory tak właśnie by zrobiła, będąc na miejscu Silasa. Zabrzmiało to tak jakoś… To dziwne, ale według Vency zabrzmiało to miło, jakoś zaskakująco przyjemnie. Ją samą to odczucie zresztą zdziwiło i zaskoczyło.
    Odruchowo chciała go odgonić, kiedy bez uprzedzenia zaczął wycierać włosy. Wiedziała, czym się to skończy. Będą sterczały we wszystkie strony, będą poplątane, a rozczesanie ich będzie bardzo, bardzo trudne. Myślała, że przez to będzie słyszała co drugie słowo, skoro uszy częściowo miała zasłonięte ręcznikiem, ale jednak słyszała wszystko, co Silas mówił. Te słowa sprawiły, że sama w ogóle się nie ruszała, nie wycierała się dalej, tylko niemalże zamarła. Każde napomkniecie, każda próba zanalizowania sytuacji, przemówienia jej do rozsądku, to wszystko sprawiało, ze tylko bardziej sobie przypominała, że tamte zdarzenia stawały jej przed oczami i, niestety, to bolało.
    - Nie poddaję się – powiedziała cicho, choć bez przekonania. Korciło ją, żeby powiedzieć, że nie ma pojęcia, co właściwie ją spotkało, ze to wcale nie był tylko jeden dzień, ze tak naprawdę to wszystko ciągnie się przez całe jej życie… Ale czy to nie byłoby rozgoryczenie, żalenie się na cały świat, czyli po prostu okazywanie słabości? Tak samo chciała powiedzieć, że tak po prostu byłoby lepiej, ze to nie ma nic wspólnego z poddaniem się, tylko zwyczajnie sama Vency nic już nie wniesie do tego świata, nie jest tu nikomu potrzebna i w tym nie byłoby ani trochę żalu, tylko racjonalne myślenie, nikomu na niej nie zależało i nie miała się dla kogo starać. Ale w efekcie niczego z tych rzeczy nie powiedziała, przygryzła jedynie bezwiednie dolną wargę, a potem powoli, z początku przytrzymując się krawędzi wanny, jakoś wstała i jeszcze wolniej z niej wylazła. Teraz na owej krawędzi usiadła i osłoniła się trochę ręcznikiem, powoli się wycierając.
    Wystarczyło spojrzenie na siebie, na ślady na ciele, do tego te wszystkie słowa Silasa… Vency znów zaczęła obsesyjnie myśleć o tym, co się stało. Niepotrzebnie. Ale jak miała zapomnieć, skoro w chwili, gdy spojrzała w dół, chcąc przetrzeć ręcznikiem mokrą skórę, dostrzegała siniaki na udach? I na nadgarstkach, wszędzie. Choć faktycznie były jakieś bledsze niż wcześniej, może wtedy z powodu emocji patrzyła na to wszystko inaczej?
    - Ja… Nie czuję obrzydzenia do siebie – zaczęła.- Czuję się brudna. I nie mogę na siebie patrzeć. A jak patrzę, to widzę, co zrobił, mam to przed oczami, jakby cały czas się działo, cały czas pamiętam, jak bolało, mam wrażenie, że mam to wypisane na twarzy, że każdy wie, co się stało, że każdy będzie próbował zrobić coś podobnego, bo przecież widać, że można mi takie rzeczy robić… Popadam w paranoję, zdaje mi się, że ilekroć ktoś chce mnie dotknąć, to jego palce będą parzyć i nie chcę, by mnie ktokolwiek dotykał, nie chciałam, żebyś ty mnie dotykał, po prostu… - wyrzucała to z siebie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że oczy jej się zaszkliły, a łzy teraz tak po prostu ciekną po policzkach. Mówiła bez przerwy, szybko, aż głos zaczął jej się urywać, drżeć, tak jak drżała teraz sama Vency, co było spowodowane chyba lekkim chłodem, w końcu wyszła częściowo mokra z wanny. A może to drżenie ciała to był wyraz emocji, a nie chłodu? – I nawet gdyby szorowała się po kilka godzin przez tydzień nadal będę brudna, nadal będę pamiętać, że mnie dotykał i nadal będzie mi się wydawało, że to są takie ślady, które zostaną na zawsze, które wszyscy widzą… A ja sama nie będę mogła patrzeć na siebie, bo nie dałam rady, nie powstrzymałam go, nie broniłam się wystarczająco mocno, choć naprawdę walczyłam, nie poddałam się do samego końca, tylko po prostu już nie miałam siły, a on nie przestawał i to tak potwornie bolało… - pociągnęła nosem, milknąc w końcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzyła w podłogę, siedziała tak zawinięta w ręcznik, na który skapywały łzy i w gruncie rzeczy nawet nie miała pewności, że Silas ją słyszał, skoro wyszedł z łazienki. Ale przynajmniej to z siebie wyrzuciła, choć to wcale nie sprawiło, że ból zelżał. Ten wewnętrzny, ból psychiczny na pewno nie. Ten zewnętrzny częściowo jakimś cudem zmalał, ale delikatne pulsowanie między nogami nadal odczuwała, nasilało się przy każdym ruchu. Jednak to było coś takiego, o czym zwyczajnie wstydziła się powiedzieć.

      [Jestem na IND od samego początku, wiem, kto wraca, kto znikał, ale jak przychodzą nowi, to też nie znam. A, o dziwo, całkiem dużo nowych ludzi, o nieznanych nickach się pojawia – chyba że to ci sami, ale nie da się tutaj sprawdzić IP, niestety.
      To jest to okropne faworyzowanie, niestety, no ale jeśli faktycznie człowiek się nie może zebrać do jakiegoś odpisu, to faktycznie mógłby szczerze powiedzieć, że nie idzie mu pisanie… No nie wiem, chyba działa tutaj totalna bezkarność, bo przecież jesteśmy w internecie, i co nam mogą zrobić? Zwrócić uwagę? Nawet nie poczują się głupio.
      No i cóż, łącze się w bólu, od piątku siedzę na L4. Ale dzięki temu siedzę w domu i mam więcej czasu na pisanie właśnie xD]

      Usuń
  19. Słyszał wszystko, bo miał ten swój nadnaturalny słuch. Vency o tym nie wiedziała, więc sądziła, że usłyszał może co drugie słowo alb i nawet nie, ale wystarczyło jej samo to, że powiedziała to wszystko na głos, wyrzuciła z siebie i nie oczekiwała reakcji, nie oczekiwała pocieszenia ani jakichkolwiek pokrzepiających słów lub rad. Rad najbardziej nie potrzebowała, nie chciała ich słyszeć.
    „Napić” kojarzyło się tylko z jednym. Vency ledwie zerknęła na szklankę i chociaż jej zawartość na pierwszy rzut oka nie wyglądała jak coś z procentami, to i tak poczuła wewnętrzny sprzeciw. Ucieczka w alkohol nie była rozwiązaniem. Ale ucieczka z tego świata również, więc podświadomie poczuła się odrobinę jak hipokrytka, choć jeszcze nic nie powiedziała. Po chwili jednak wyobraźnia podsunęła jej potencjalny scenariusz, powody, dla których Silas podsuwał jej szklankę z niezidentyfikowanym płynem i jeszcze bardziej się zaparła. Potrząsnęła głową. Ale nic nie powiedziała.
    Zapewne nic z tego, co sobie wyobraziła, nigdy by się nie stało, ale Vency już wiedziała, że będzie teraz miała wręcz chorobliwy problem z zaufaniem. Obdarzenie nic kogokolwiek będzie czasochłonne i bardzo trudne. Za każdym razem, przy każdej nowej, kolejnej osobie będzie myślała, ze ta chce jej zrobić krzywdę. Może dlatego drgnęła, jakby chciała się odsunąć, gdy Silas jej dotknął, a następnie zaczął wycierać policzki.
    To, że chciała go odgonić, odsunąć jego ręce, było odruchem. Tak samo było w chwili, gdy podsunął jej tę szklankę. Choć gdyby wiedziała, że jest w niej coś, co pomoże, co sprawi, ze przestanie boleć i wszystko szybciej się zagoi, to wypiłaby to migiem, bez szemrania i bez mrugnięcia okiem. Ale nie wiedziała.
    Zasłoniła się ręcznikiem na tyle, na ile mogła, jakby dopiero teraz dotarło do niej, że przecież jej strój przez cały czas jest wybrakowany. Bardzo wybrakowany. Zerknęła w stronę ubrań, o których Silas wcześniej wspomniał i w końcu skierowała spojrzenie na niego.
    - Jestem zła na siebie tylko przez to, że nie zorientowałam się wcześniej, z kim mam do czynienia – powiedziała, brzmiąc zaskakująco spokojnie. Nie sądziła, że Peterowi tak łatwo przyjdzie ją oszukać. Albo może chciała być ślepa, bo teraz nagle dostrzegała mnóstwo niuansów, które powinny jej zawczasu powiedzieć, jaki on był naprawdę.- Myślę… Myślę, ze coś przeciwbólowego się przyda – opuściła głowę, by spojrzeć na własne nogi. Wyciągnęła rękę i przesunęła dłonią po udzie, pocierając je lekko.- Silas, ja… - wahała się przez kilka sekund, nie wiedząc, czy powinna powiedzieć „studiuję”, czy raczej „studiowałam”. Ale powrót do nauki w zaistniałych okolicznościach raczej nie był możliwy.- Znam się trochę na biologii… - wybrnęła w ten sposób, choć słowo „trochę” było totalnie nieadekwatne.- I… I może też jakiś woreczek z lodem by się przydał – chciała powiedzieć, naprawdę chciała, ale nie potrafiła, więc powiedziała co innego. Dłoń za to przesunęła po udzie bliżej środka. Patrzyła na nią, patrzyła na zadrapania i nadal siny nadgarstek. Wypchnęła ze świadomości fakt, że Silas jest tuż obok, że ją widzi, ignorowała go i tylko dzięki temu mogła wsunąć dłoń między nogi. Przygryzła mocno wargę, bo zabolało, gdy się dotknęła, a kiedy uniosła rękę, by mu ją pokazać, na palcach była krew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Możesz podać mi to ubranie, o którym mówiłeś? – spytała cicho, tak trochę ni stąd, ni zowąd, nie tłumacząc zupełnie, o co jej chodziło i co mu chciała pokazać.
      Po prostu słowa „mam pękniętą pochwę” albo „trzeba to zszyć” nie chciały jej przejść przez gardło.


      [Omg, tak! Najgorzej, jak kompletnie nie piszą przecinków. Za to się należy karniak jak nic.
      Nie, to raczej nie grypa, tylko zwykłe przeziębienie, nawet gorączki nie miałam, tylko chodzę i prycham na prawo i lewo, więc mnie wygonili z pracy, żebym nie zarażała. Prócz tego, że mi się ciężko oddycha i totalnie boli mnie nos, to nie jest ze mną aż tak źle xD]

      Usuń
  20. [Aczkolwiek jak Ci ktoś siedzi obok i prycha co chwilę, to jest to trochę uciążliwe, więc pewnie bym przeszkadzała. No ale nieważne, ważne, że sobie siedzę w domu i odpoczywam, bo pracować na pełnych obrotach też bym nie dała rady.]

    Nie sądziła, że się w takiej sytuacji roześmieje. Nie w takiej sytuacji. A jednak. Wystarczyło, że usłyszała „to gazowane coś, co szczypie w nos” i zwyczajnie parsknęła śmiechem. O dziwo, było to zaskakująco oczyszczające, choć najprawdopodobniej było też efektem tych wszystkich nerwów.
    - Sądzą po kolorze, to tak, cola – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic, choć w sumie powinna się zdziwić, że nie znał najbardziej rozpoznawalnego, najpopularniejszego napoju na świecie. Zrozumiałaby, gdyby był jakimś staruszkiem, ale nie wyglądał na nikogo takiego. Według oceny Vency mógł mieć ledwie kilka lat więcej niż ona sama, no maksymalnie trzydzieści. Tacy ludzie nawet jeśli nie pili coca coli, to musieli ją przynajmniej znać.- Niestety, ja jestem obóz pepsi – dodała z lekkim rozbawieniem w głosie, choć mówiła prawdę. Zamiast coli wolała pepsi. To było zakodowane gdzieś w głowie i już.- Nie wyglądasz na mordercę i psychoza – stwierdziła jeszcze, bo nie wiedzieć czemu, poczuła się obowiązku, żeby go wyprowadzić z tego przeświadczenia.- To, kim się jest, nie ma nic wspólnego z wyglądem – przyglądała mu się chwilę akurat wtedy, gdy patrzył w telefon.- Co z tego, że masz tyle tatuaży? Peter nie miał. Chodził w koszulach i tych durnych sweterkach w serek – co gorsza, jej się to wtedy podobało, ale o tym nie wspomniała.- Wydawał się porządny i poukładany, no i… Widzisz, co mi zrobił – uśmiechnęła się krzywo na koniec. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że podała imię oprawcy i pokrótce go opisała, choć jeszcze chwilę wcześniej nie chciała nawet o nim myśleć.- Może się przyda. Na chwilę. Żeby niczego nie zabrudzić – Silas chyba pomyślał, że to właśnie te comiesięczne dni. Vency nie wyprowadziła go z błędu. Ale po chwili coś do niej dotarło. Zrobiła duże oczy, a jej mina przez kilka sekund zdradzała autentycznie przerażenie.- Słuchaj, potrzebuję… Potrzebuję tych takich tabletek… Tabletek „po”, rozumiesz, co mam na myśli? – skoro nie wiedział, jak nazywa się coca cola, mógł też nie wiedzieć, co to są „tabletki po”. Był facetem, oni przecież w większości nie ogarniają takich rzeczy. Wątpiła wprawdzie, aby coś się stało, ale zawsze lepiej było się zabezpieczyć profilaktycznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dla wszystkich niezainteresowanych tym tematem zwykle nie miało to znaczenia. W rzeczywistości różnica między pepsi a colą jakaś istniała, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia w życiu. Vency chyba chciała po prostu zażartować w tym momencie, choć naprawdę wolała pepsi. I nie chodziło o to, ze chciała się wymigać od wypicia i to miała być jakaś głupia wymówka. Najwyraźniej jednak żarty były nie na miejscu, bo Silas nie miał poczucia humoru. Tak właśnie uznała, widząc jego reakcję. Od razu przygasła, bo zdawało jej się, że teraz będzie już lepiej, że mimo tego, co zrobiła chwilę wcześniej, jakoś się dogadają, bo przez chwilę rozmawiali całkiem normalnie… Wychodziło na to, że jednak nie.
    Aż uniosła brwi z powodu zaskoczenia. Lepiej było się nie odzywać. Ale podsunąć brwi wyżej już nie mogła, kiedy Silas z taką pewnością stwierdził brak ciąży. Aż otworzyła usta.
    - Zdajesz sobie sprawę z tego, że do tego dochodzi dopiero po kilku dniach? Więc nie można tego stwierdzić teraz – uświadomiła mu to, no bo pewnie nie widział, a Vency, cóż, przecież się o tym uczyła, nie?
    Zamilkła jednak, nie chcąc robić wykładu, zwłaszcza, że Silas wydawał się nagle jakiś zły. A było już tak dobrze… Westchnęła tylko, gdy wyszedł. Odrzuciła w końcu ręcznik, choć było jej zimno i przejrzała zostawione rzeczy. Chodzenie nadal nie było niczym przyjemnym, ale Vency musiała zacisnąć zęby i jakoś to wytrzymać. Wciągnęła przez głowę zdecydowanie za dużą koszulkę, a potem zastanawiała się, w jaki sposób ma sobie poradzić z resztą. Ostatecznie nie zrobiła nic, a że tyłek i tak miała zasłonięty, to uznała, że nie musi nic więcej ubierać. Rozerwała tylko opakowanie z podpaskami i wzięła jedną, bo faktycznie mogła się przydać. Vency najchętniej obejrzałaby samą siebie przy pomocy lusterka, aby jednoznacznie stwierdzić, jak wygląda sytuacja, ale jak miałaby o tym powiedzieć? Wyszła w końcu z tej łazienki, choć szła powoli, a raczej człapała jak jakaś kaczuszka, chcąc, aby jak najmniej bolało.
    - Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi i dlaczego się nagle wściekasz, ale ja naprawdę nie prosiłam, żebyś mi pomagał – zaczęła, choć można to było odebrać jako atak albo prowokacje. Cóż, chyba faktycznie tym miały być te słowa.- Jeśli ci w czymś przeszkadzam, to okej, ulotnię się czym prędzej, nie będziesz miał problemu. Nie rozumiem tylko, czemu się tak upierałeś do tej pory, jeśli ci to tak bardzo nie na rękę, to trzeba było mnie tam zostawić, przecież to logiczne.

    OdpowiedzUsuń
  22. Mając na uwadze dotychczasową postawę Silasa, spodziewała się raczej ostrzejszej odpowiedzi, cokolwiek się kryje pod tym określeniem. Zakładała, że się tylko zirytuje z powodu tego, co mówiła, a to, że w ogóle powiedziała coś takiego, było z jej strony totalną głupotą właśnie z ego względu, że Silas w tej złości mógł j po prostu wyrzucić za drzwi. Bo przecież nikt mu nie kazał pomagać. Dlatego „przepraszam” sprawiło, że Vency dosłownie zatkało. Chwilę po tym zmrużyła lekko oczy i chyba trochę nie dowierzała, że to wszystko dzieje się naprawdę.
    - Dobra, okej, może ja też nie powinnam tak wyskakiwać… - powiedziała w końcu, bo dopadło ją nagle zaskakując poczucie winy, jakby to, co powiedziała, było złe i w ogóle nie w porządku, bo wychodziła na niewdzięczną.- Nie rozumiesz żartów? Masz Aspergera czy coś? – wypaliła, oczywiście zanim zdążyła pomyśleć i się powstrzymać.- Zresztą, nieważne – zreflektowała się szybko, w ten sposób wycofując z zadanego pytania. Przecież i tak zdążyła zauważyć, że reszta jego zachowań nie pasuje do typu człowieka z zespołem Aspergera.
    Stała tak chwilę, patrząc na Silasa, na to, co robił i jej akurat wydało się to naturalne, nie pomyślała, że to jakieś nerwowe działania, którymi chce się zasłonić, skupić na jakiś banalnych czynnościach, by na nią nie patrzeć. Vency na niego patrzyła tak dla odmiany. Stała i patrzyła, ręce skrzyżowała pod biustem, nieświadomie uwydatniając to, co wolałaby zasłonić, raz tylko przestąpiła z nogi na nogę, co absolutnie nie było oznaką zniecierpliwienia, tylko dlatego, że czuła się teraz jakoś dziwnie niezręcznie.
    - Od leżenia nikt nigdy nie wyzdrowiał – zauważyła, ale mimo tych słów jednak się ruszyła, podeszła bliżej, a potem powolutku usiadła na brzegu rozłożonej kanapy.- Właściwie, to gdzie my jesteśmy? Mieszkasz tutaj?

    OdpowiedzUsuń
  23. Vency się zaśmiała. Spontanicznie, żywo i… Krótko, niestety. Bo zaraz spoważniała. Ale zestawienie Aspergera ze wścieklizną było zabawne. Zwłaszcza, kiedy to drugie odnosiło się do człowieka.
    - Jakoś nie masz piany na pysku – zauważyła, a ton miała poważny, choć w zamierzeniu miało to Silasa rozśmieszyć. Pomna jednak na to, co mówił chwilę wcześniej, szybko się zorientowała, że jego może to nie bawić.- To był żart – dodała szybko, żeby nie miał wątpliwości.- Ale nie możesz mieć wścieklizny, bo nie unikasz wody, gdybyś miał, to nie chciałbyś nawet wejść do łazienki, a już na pewno nie wycierałbyś mi włosów – bezwiednie wchodził w swoją codzienną rolę, wystarczyło hasło, a Vency już zaczynała przytaczać argumenty za potwierdzeniem lub zaprzeczeniem jakiejś tezy powiązanej z chorobami lub pochodnymi tematami.
    Zawinęła się w koc, a potem kolejny raz zmrużyła oczy, przyglądając mu się. Zmarszczyła też lekko brwi i noc, ale tylko na chwilę, w zastanowieniu.
    - W klubie nocnym? – trochę nie dowierzała. Klub nocny! Najgorsze miejsce, tak na logikę, do którego mógł ją zabrać.- Pracujesz tutaj? – spytała, choć to chyba było oczywiste, tylko niejasne było, w jakim charakterze tutaj pracował. No bo na rurze to chyba raczej nie tańczył. A tylko z tym kojarzyły się Vency kluby nocne. Przecież do nich nie chodziła, więc skąd miałaby wiedzieć, co się w nich dzieje i jak wyglądają od wewnątrz? – Sally też? – przypomniała sobie o kobiecie i teraz te jej sztuczne rzęsy i idealne paznokcie nabrały nowego znaczenia, podobnie jak skąpy strój.- Przyniesie te tabletki? – Vency chciałaby, aby dziewczyna już przyszła. Chyba podświadomie liczyła na magiczne i ekspresowa działanie tabletek, nie tylko pod kątem bólu, ale również snu.
    Uciekła spojrzeniem gdzieś w bok, bo być może takie obserwowanie Silasa mogło się wydawać natarczywe. Podciągnęła nogi i trochę się skuliła na tej kanapie.
    - To chyba już nie ma znaczenia – stwierdziła dosyć enigmatycznie. Przecież nie było o czym mówić. Tamto już nie wróci. I tak zgubiła portfel, wszystkie dokumenty. W sumie mogła sobie teraz nawet imię zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Nie wiem. A ty skąd wiesz, że nie jestem w ciąży? – szybko odbiła piłeczkę. Zdawał się być zbyt pewny wszystkiego, co mówił, a Vency, choć powinna do tego przywyknąć, zawsze uważała, że ludziom przydałoby się trochę pokory. Sama też nie wierzyła, ze mogłoby się coś zadziać, zwłaszcza, że to nie były te dni, ale minimalna możliwość zawsze istniała. Po prostu ta pewność, z jaką Silas to powiedział, była zaskakująca. Raczej nie wyglądał na kogoś, kto się zna na dzieciach, na położnictwie, ginekologii czy choćby na damskim okresie. Inaczej powiedziałaby mu przecież bardziej otwarcie, co się stało i dlaczego tak bardzo ją tam boli.
    Kolejny raz zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Skoro można było dostać tutaj wszystko, to może wcale nie chciał jej tak po prostu pomóc, może szykowali ją do czegoś innego, gorszego… W końcu to podobno klub nocny, może odbywał się tutaj jakiś handel ludźmi? Może porywali kobiety w różnych miejscach i przywozili tutaj? Na samą myśl o takiej ewentualności Vency aż zrobiła duże oczy, ale otrząsnęła się i wróciła do rzeczywistości, gdy usłyszała pukanie. Obserwowała Silasa i bezwiednie parsknęła śmiechem, gdy rąbnął głową o drzwi, choć w sumie nie powinno ją to ani trochę śmieszyć. Powinna się zmartwić, czy wszystko z nim w porządku i czy mocno uderzył. Zasłoniła usta dłonią i odwróciła głowę, żeby patrzeć na coś innego, nieśmiesznego.
    - Uważaj, żeby on nie sprzedał cię pierwszy – powiedziała to szybko, żeby odwrócić swoją własną uwagę od komentarza dotyczącego rodzeństwa. Dałaby naprawdę dużo, żeby swoje odzyskać, wiedziałaby wtedy, że nie jest taka całkiem sama. Chyba jednak przez to wspomnienie trochę przygasła. Wychyliła się jednak i sięgnęła po pakunek, bo chciała czym prędzej nałykać się, jak by nie patrzeć, chemii, bo wierzyła, że to jednak pomoże.
    Grzebała w paczuszce, wyciągnęła w końcu blister, jak jej się zdawało, tabletek przeciwbólowych i od razu wydłubała na rękę cztery sztuki. Połknęła je szybko, nawet nie popijając i dopiero wtedy zorientowała się, że źle spojrzała, a te przeciwbólowe nadal leżą w paczce. Westchnęła cicho, zmartwiona tą pomyłką, ale nie pozostawało nic innego, jak sięgnąć i po drugie. I też łyknęła cztery. A później jeszcze jedną, to najważniejszą. I dopiero po tym pomyślała, że w sumie wypadałoby to trochę popić. I mogłoby to być nawet tamto, co zostało w łazience.
    - W sumie to tamta cola by się teraz przydała… - stwierdziła, choć raczej bez przekonania. - Mocno się uderzyłeś – zauważyła z troską, co było całkiem zaskakujące.- Pokaż może, zerknę, czy wszystko w porządku, co?

    OdpowiedzUsuń

  25. - Tak, masz rację – zgodziła się od razu.- Najbardziej przy goleniu, jakieś mikroskopijne draśnięcie, a potem leje się i leje… - ależ ją wzięło, już zaczynała się czuć jakaś taka dziwnie rozluźniona. Senna oczywiście też, a z tego zapewne wynikało to, ze nie była już taka spięta i nie kontrolowała się przez cały czas. Zapewne alkohol dolany do coli (albo cola do alkoholu) jeszcze to wzmogły. Kiedy Vency wzięła łyk, aż się skrzywiła. W sumie już zapomniała o tej krwi na czole Silasa, myśli prędko popędziły dalej.
    - Może troszkę za dużo – z tym też się zgodziła.- Pomyliłam się, wzięłam nie te, co trzeba – wyjaśniła jeszcze w miarę logicznie, po czym wzruszyła ramionami.- To niiiic, po prostu będę spać i spać – wydawała się być troszkę zbyt beztroska. Ale przynajmniej ból zelżał.
    Chwilę później zrobiła duże oczy i przez kilka sekund były pełne przerażenia. Vency bezwiednie się skuliła.
    - Nie bij mnie, błagam, tylko nie bij… - to była jej reakcja na hasło „złoję ci dupę”.- Proszę, tylko nie bij… - chciała się zawinąć w koc, zasłonić i schować w ten sposób, jakby dzięki temu miała się uchronić przed ewentualnym atakiem. Skoro poprosiła, skoro się schowała, to chyba nic jej nie zrobi, prawda? Jej myślenie w tym momencie było pokrętne i niezrozumiałe. Czuła się tak, jakby się naćpała, choć przecież nigdy w życiu niczego nie brała, nawet trawki nie zapaliła.- Silaaaas – zaczęła na nowo.- Dasz mi rękę? – wyciągnęła swoją, wystawiając ją za brzeg kanapy.- Będę grzeczna, obiecuję, nic nie zrobię, tylko daj mi rękę i mnie trzymaj. Boję się trochę… Że on wróci i znowu będzie bolało.

    OdpowiedzUsuń
  26. [wiedziałaś, jak mi zrobić dobrze Stefanem <3]

    Dla Vency w tym momencie było bez znaczenia, ile w szklance było wódki. Było czuć, owszem, wiec się wzdrygnęła, ale ogólnie nie przywiązywała do tego wagi, bo zdawało się, że zapomniała, co tam w ogóle dolewał, skupiona na czymś innym, głównie na tym, by w ogóle się jakoś skupić, bo marnie jej to szło. No a o niektórych składnikach „mikstury” przecież nawet nie wiedziała. Później pewnie tylko będzie zdziwiona, bo przecież niemożliwością było, aby wszystkie ślady na ciele znikały tak szybko.
    - Ale wiesz, ja ci przed chwilą mówiłam, ze wcale nie jestem mała – zaczęła paplać dalej, a że przed chwilą kilkakrotnie użył tego określenia, to Vency zwróciła na to uwagę.- Wolę być kotkiem chyba – gdyby bardziej ogarniała, zapewne zrobiłaby teatralnie obrażoną minkę. Ach, no i gdyby ogólnie sytuacja wyglądała inaczej, bo normalnie by raczej nie dyskutowali o takich rzeczach na poważnie.
    Mogło się zdawać, że coś z nią nie tak, że faktycznie trochę przesadziła z lekami, ale to raczej nie było nic groźnego prócz zwykłego otępienia. W końcu byłaby to prawdziwa ironia losu. Najpierw chciała pozbawić sama siebie życia i jej w tym przeszkodził, a teraz sam jej przyniósł narzędzie do tego. Na szczęście jednak tabletki po prostu zadziałały szybko i mocno, Vency zrobiła się totalnie śpiąca i otępiała, ale jej życiu nic nie zagrażało, na pewno nie.
    Leżała na boku zawinięta w koc i starała się utrzymać powieki w górze. Miała przecież jeszcze tyle do powiedzenia… Kiedy usiadł obok kanapy, widziała jego twarz.
    - Masz zimną rękę – stwierdziła odkrywczo, gdy tylko jej dotknął.- I dużą – no, tego też nie dało się zauważyć, że dłoń miał większą niż jej własna. Przymknęła na chwilę oczy, a kiedy tak ją smyrał, to było jej całkiem przyjemnie, mimo tego, ze palce miał dosłownie lodowate. Za chwilę jednak gwałtownie otworzyła oczy, bo z lekkim opóźnieniem dotarło do niej, co powiedział.- Z tobą? – chyba troszkę się zdziwiła. Niby miło było usłyszeć coś takiego, ale równocześnie było to jakieś takie… Dlaczego mówił jej takie rzeczy? Przecież ledwie się znali. Dlaczego chciał sprawić, żeby poczuła się dobrze? No i przede wszystkim bezpiecznie. Ludzie rzadko mówią takie rzeczy, nawet w związkach. Tak jej się zdawało przynajmniej.- Przyłożysz mu? – spytała ni stąd, ni zowąd.- Za mnie – dodała, żeby wiedział, o co chodzi. Vency była dobrym człowiekiem, nie życzyła nikomu źle i nie krzywdziła ludzi, a gdyby wiedziała, ze Silas to uwielbia, pewnie nigdy by tego nie powiedziała… Ale teraz było za późno, dała mu pretekst do skrzywdzenia kogoś.
    Zamknęła znowu oczu, oddech jej zwalniał i była coraz bliżej zaśnięcia.
    - Silaaas – zaczęła jeszcze, przeciągając jego imię. Kolejny, już ostatni raz otworzyła oczy, choć praktycznie już na wpół spała.- Mam na imię Vency – zaraz po tym powieki jej opadły i w sumie już całkiem zasnęła.

    OdpowiedzUsuń

  27. [Mogę przesunąć jak coś. Też się tak przyzwyczajam, a potem musze szukać na liście, zamiast kliknąć sobie odruchowo.]

    „Jestem martwy w środku” Vency potraktowała jako metaforę. Nie tylko dlatego, że słabo kontaktowała i nie miało dla niej prawie znaczenia, co w ogóle do niej mówił Silas, ale też dlatego, że przecież nikt nie mógł być martwy w środku, to po prostu było niemożliwe, wiec pewnie sobie ot tak tylko to powiedział. Bo skąd miałaby wiedzieć, że nie jest człowiekiem? No ale nie była aktualnie w stanie, który pozwalałby na analizę jego słow. Właściwie to chwilę później „spała jak zabita” nabierało całkiem nowego znaczenia, bardziej rzeczywistego, bo chyba faktycznie nic, totalnie nic nie byłoby w stanie jej obudzić, nawet bombardowanie. To na pewno był efekt leków, bo zwykle spała raczej czujnie, a teraz ciało totalnie się rozluźniło.
    Śniły jej się jakieś dziwaczne rzeczy. Chciała się obudzić, uciec od tych obrazów, choć nie były wcale jakoś wybitnie przerażające, nie miały nic wspólnego z niedawnymi wydarzeniami, nie był to koszmar przypominający o tym, co przeżyła. Miała wrażenie, że te sny wybiegają do przodu i pokazują jej, co może się przydarzyć, ale równocześnie były takie absurdalne… No i nie mogła się obudzić, choć bardzo chciała.
    Udało jej się w końcu, ale jeśli chodziło o te sny, to było już po fakcie. Dawno zdążyły odpłynąć, na ich miejsce przyszły nowe, normalne, których Vency w chwili otwarcia oczu kompletnie nie pamiętała, Te wcześniejsze jednak cały czas plątały jej się po głowie. Głowie, która dosłownie jej pękała, więc w chwili, gdy otworzyła oczy, od razu je zamknęła. Leżała tak chwilę, próbując ogarnąć myślami to wszystko, co się wydarzyło i przypomnieć sobie ostatnie chwile przed zaśnięciem. Po chwili ból głowy zelżał i zaraz też zniknął zupełnie. Co więcej, Vency nie czuła się już aż tak obolała jak wcześniej, właściwie to czuła się zdrowa. Tępy, pulsujący ból między nogami też zniknął, co chyba najbardziej ją zdziwiła. Przekręciła się na bok, chcąc tam sięgnąć i wybadać wszystko palcami, ale wtedy zauważyła Silasa śpiącego na podłodze obok kanapy.
    No tak, zajęło mu jego łóżka. Zmarszczyła lekko brwi. Nie wyganiała go przecież na podłogę, właściwie to chciała, żeby ją trzymał za rękę cały czas, nawet jeśli nie byłaby świadoma tego, że to robi. Mógł położyć się obok, a nie spać na podłodze. I to jeszcze baz okrycia!
    - Silas – szepnęła, wyciągając rękę za krawędź kanapy, żeby następnie go szturchnąć. Jeśli chciał jeszcze pospać, to mógł się położyć normalnie, Vency by poszła do łazienki na przykład i mógł sobie w tym czasie podrzemać trochę. Jednak w chwili, gdy go dotknęła, zauważyła z zaskoczeniem, że jest dosłownie lodowaty. Co więcej, jego klatka piersiowa w ogóle się nie poruszała, co przywiodło jej na myśl, że zwyczajnie nie oddycha. I to ją przeraziło.- Silas! – zawołała to trochę bardziej natarczywie, głośniej, od razu też odrzuciła koc i zsunęła się z kanapy, aby klęknąć na podłodze i chwilę później zacząć nim naprawdę mocno potrząsać. No cholera, jeszcze tego by brakowało, żeby naprawdę tu leżał martwy. Nie tylko w środku, ale całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Vency naprawdę się wystraszyła. Blisko było paniki, a to sprawiało, że zamiast myśleć logicznie, tylko Silasem potrząsała. A przecież powinna sprawdzić, czy oddycha, a jeśli nie, to wtedy zacząć działać, a nie piszczeć i lamentować. Kiedy tylko usiadł, Vency natychmiast zabrała ręce i praktycznie odskoczyła, lądując tyłkiem na podłodze. Całe szczęście, że nic mu nie było. Co by wtedy zrobiła? Co by powiedziała, gdyby ktoś tu przyszedł? Pewni by ją oskarżyli o to, ze coś mu zrobiła, choć byłoby to komiczne, zważając na to, jak wyglądał Silas i jak wyglądała Vency.
    - Matko bosko – wyrwało jej się i zaraz po tym przyłożyła dłoń do ust, ledwie na kilka sekund.- Czemu spałeś na podłodze? – spytała logicznie, po czym lekko zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, czemu bredził coś o makaronie. Dopiero po chwili zauważyła, że nie powiedział do niej ani „mała”, ani „kotku”, tylko użył imienia. Najwyraźniej mu je podała, choć niewiele pamiętała z tego, o czym mówiła tuż przed zaśnięciem.
    Machnęła ręką, chcąc go odgonić, gdy pomagał jej wstać. Przecież potrafiła sama się ruszać. Zwłaszcza, że praktycznie nic ją nie bolało, co sobie ze zdziwieniem uświadomiła. Kiedy tylko usiadła, od razu, bez zastanowienia, podciągnęła koszulkę, chcąc zajrzeć, co się dzieje tam na dole. Jednak pierwsze, co zauważyła, to to, że sińce na nadgarstkach, wcześniej tak wyraźne, teraz są ledwie widoczne. Czyżby miała jakieś omamy? Przecież to było niemożliwe. Jakim cudem to wszystko miałoby się zagoić i zniknąć w trakcie jednej nocy?
    Potem podniosła głowę i patrzyła przez chwilę na Silasa lekko nierozumiejącym wzrokiem, jakby nie docierało do niej, co w ogóle mówił.
    - Nie lubię kawy – odpowiedziała praktycznie automatycznie, a zaraz po tym lekko się skrzywiła na myśl o żeberkach.- Szczerze mówiąc, to niekoniecznie – przyznała po chwili, mając na myśli mięso.- Wolałabym już ten makaron – nie powinna marudzić ani wybrzydzać, właściwie to powinna się cieszyć, że w ogóle chce ją czymkolwiek nakarmić. Ale to pewnie dlatego, że sam też był głodny, a głupio byłoby jeść samemu, nie? Właściwie to dziwiła się, ze jeszcze jej nie wyrzucił za drzwi i w ogóle spędził z nią tyle czasu, nie miał takiego obowiązku i nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to wszystko robił.- Dziwnie tutaj jest – odezwała się po chwili, decydując w głowie, że musi to powiedzieć, musi szczerze wyznać, że zaobserwowała jakieś dziwaczne, nieprawdopodobne rzeczy. A do tego jeszcze te sny… - Czemu jesteś taki lodowaty? Przecież to nienormalne. Niebezpieczne dla człowieka. I chyba niemożliwe… Poniżej pewnej temperatury niektóre czynności życiowe przecież zamierają - na pewno sam o tym wiedział, ale Vency-znawczyni musiała o tym powiedzieć na głos.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Spoko, spoko, ja teraz też lekko przymulam, jeśli chodzi o pisanie, bo mi się życie wywróciło do góry nogami.]

    Nagadała się, ale żadnej reakcja prócz wzruszenia ramion nie było. Odpowiedzi również. Bezwiednie wyrwało jej się westchnienie. Najwyraźniej niepotrzebnie marnowała powietrze na gadanie, skoro Silas miał to gdzieś. A z drugiej strony. Vency naprawdę uważała to wszystko za dziwaczne. Liczyła na to, że ktoś jej cokolwiek wyjaśni. Nie czuła się zbyt pewnie w tej całej sytuacji.
    - Yhym – mruknęła tylko, choć bez przekonania. No ale nie miała innego wyjścia, jak się zgodzić, przyjąć do wiadomości, ze będzie tak, jak Silas teraz postanowił. Chciał iść się myć – nie ma problemu, niech idzie, przecież nie zamierzała mu tego zabraniać, to by było absurdalne. Uciekać też nie miała zamiaru, choć owszem, miała ochotę. No, może nie tyle uciec, co po prostu opuścić to miejsce, bo czuła się tu dziwnie i niezręcznie. Ale lepszej alternatywy nie miała, więc nie pozostawało jej nic innego, jak siedzieć tu, poczekać, zobaczyć, co się będzie działo, a potem postanowić, co ze sobą zrobić.
    Kiedy go nie było w pokoju, Vency zastanawiała się nad tym, w co tak właściwie miałaby się ubrać. To po pierwsze. Póki co, miała na sobie tylko zbyt dużą koszulkę, ale tak zdecydowanie nie mogła nigdzie wyjść. Do domu, który już nie był jej domem, nie miała co wracać, bo tam by się nawet nie dostała. Podejrzewała jednak, a raczej wiedziała z niemalże stuprocentową pewnością, gdzie zostały jej dokumenty, portfel, cała torebka tak właściwie. I w tym miejscu było też kilka jej rzeczy nazbieranych w trakcie nielicznych noclegów u Petera.
    - Słuchaaaj – zaczęła, gdy tylko usłyszała, ze drzwi od łazienki się otwierają. Ale szybko urwała, zamilkła i przez kilka sekund zapewne miała dziwną minę. W ich trakcie patrzyła na Silasa, a potem w końcu odwróciła wzrok. Błądziła nim po pokoju, patrząc na wszystko, tylko nie na niego. Choć w sumie nie powinna się przejmować, przecież dopiero co też ją widział nagą. Całkiem nagą. Ale to było już coś innego. Teraz by się ot tak nie pokazała. I niekoniecznie chciała, żeby sobie Silas tak paradował tutaj.
    - Jasne – wydusiła w końcu z siebie, żeby chociaż wiedział, że słyszała, co mówił. Miała zapytać, w co ma się ubrać, no ale jakoś już nie zdążyła, bo przecież skupiła się na tym, żeby na niego nie patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  30. [Haha, myślę, że nie do końca, bo u mnie nie jest wcale źle, jest dobrze, bo stało się coś, czego bardzo pragnęłam, tylko że to tak duża zmiana, że mi totalnie wszystko poprzewracała xD
    Ale ogólnie fakt, dorosłość niekiedy ssie. Trzymam kciuki, żeby Tobie się wszystko naprawiło :) Bo u mnie serio jest dobrze. Chciałam dziś odpisać, ale taaaak mi się spać chce, że nie mam siły. I choć chciałabym jak najszybciej, to normalnie mi się oczy zamykają, więc kompletnie nie mogę się na niczym skupić o.O]

    OdpowiedzUsuń
  31. Może prysznic był dobry pomysłem, choć lepsze byłoby określenie „doprowadzić się do porządku”. Tak, Vency chciałaby się doprowadzić do porządku, zanim gdziekolwiek wyjdzie. Ale w tym celu potrzebowała kilku rzeczy, których nie miała, niestety, więc jedyne, co jej pozostawało, to tylko zobaczyć w lustrze, jak koszmarnie wygląda i ewentualnie zapleść jakoś włosy, żeby nie sterczały we wszystkie strony i nie przeszkadzały. Ach, no i oczywiście powinna się jeszcze ubrać, a to aktualnie wydawało jej się jakoś dziwnie nieosiągalne.
    - Chcę się przede wszystkim ubrać – naprawdę nie czuła się super komfortowo w wybrakowanym stroju, który dodatkowo nie należał jeszcze do niej. Wstała też w końcu i odruchowo chciała naciągnąć koszulkę na tyłek, aby nic nie było widać, ale zorientowała się szybko, że to nie było potrzebne, bo i tak przecież była za duża i i wystarczająco długa, by zasłonić to, czego Vency pokazywać nie chciała.
    - Może jednak powinnam się skonfrontować – stwierdziła w lekkim zamyśleniu.- To znaczy… Do domu nie ma po co iść, zajęli mieszkanie i… - urwała. Przez głowę przemknęła jej myśl, wspomnienie o matce, ale szybko odpłynęła, za to Vency uznała, że chociaż Silas nie pytał bezpośrednio, to i tak dowiadywał się co chwilę czegoś nowego, bo bezwiednie o tym mówiła. Podczas gdy sama nie wiedziała o nim prawie nic. Może za dużo paplała? – Skoro tak mówisz, to może rzeczywiście można by zabrać stamtąd trochę rzeczy… Nikogo tam raczej nie będzie, tylko taśma na drzwiach… - tam miała ubrania, kosmetyki, potrzebne książki, to by jej się jak najbardziej przydało. Pytanie tylko, gdzie miała się zatrzymać.- Tylko moja torebka… Dokumenty… To zostało gdzie indziej – nie przeszło jej przez gardło, że „u niego”, choć to też byłoby ogólnikowe stwierdzenie. Dokumenty i pieniądze przydałyby jej się teraz o wiele bardziej niż ubrania. Vency niespecjalnie miała ochotę po to iść. Ale nie chciała też, aby Silas wchodził tam sam. To już wolałaby pójść tam z nim, wtedy chyba nic by się nie stało? Chciała w to wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ależ nie masz za co przepraszać!
    Ja teraz przepraszam, bo zawsze odpisywałam szybko, a teraz to po prostu padam na twarz codziennie po pracy, a i w pracy nie mam siły myśleć nad odpisem, co zawsze robiłam. Chyba mi organizm wysiada xD
    U Ciebie też się poukłada w końcu, zobaczysz! <3
    Niestety, BiałaGwiazda zniknęła, kolejny raz bez słowa, więc spokojnie możesz usuwać kartę, ja już wszystkie pousuwałam.
    Jutro mam w końcu pierwszy od dawna wolny dzień, kiedy nie muszę nigdzie łazić, więc odpis na pewno będzie.]

    OdpowiedzUsuń
  33. [A gdzie cała treść z karty? :D]

    Na wspomnienie o tym, co przyniosła Sally, Vency od razu po to sięgnęła i zajrzała do środka, żeby zobaczyć, czy znajdzie tam coś, w czym może się pokazać. Może nie „na mieście”, bo w ten sposób nie miała zamiaru się pokazywać ani z kimkolwiek rozmawiać czy się spotykać, tylko tak ogólnie, bo nie chciała się czuć niezręcznie, jeśli trafi jej się zbyt krótka spódniczka. Podejrzewała jednak, że Sally ma na tyle rozsądku, by nie dawać jej wyzywających ubrań, w jakich sama chodziła. Kogoś, kto chce się ukryć, nie powinno się odkrywać na siłę. Vency została już wystarczająco obnażona, wykraczało to zdecydowania poza ej strefę komfortu, nie miała ochoty teraz jeszcze świecić zbyt głębokim dekoltem, choć pokazać chyba miałaby co.
    - Myślę, że nie jest źle – stwierdziła lakonicznie, grzebiąc w reklamówce, a po chwili w końcu uniosła głowę, by spojrzeć na Silasa. Umknął jej ten grymas, który miał być uśmiechem.- Zaraz to ustalimy dokładnie – pomyślała, że Silas próbuje ją pocieszyć, przekonać, trochę uspokoić, ale to działało odwrotnie. Vency już by chyba wolała, żeby milczał, pozwolił jej się zastanowić, a koniec końców sama by ostatecznie zdecydowanym tonem powiedziała, co zrobią. Ale skąd mógł wiedzieć, jaka jest i jak się zachowa, przecież się nie znali. Ona też nie wiedziała, jaki on jest naprawdę. Póki co, co innego mówił wcześniej, twierdząc, że nie jest zbyt dobrą osobą, a na co innego wskazywało jego zachowanie.
    - Tak, być może go w ten sposób przechytrzymy – mruknęła jeszcze, choć bez przekonania, bo po czym zabrała to wszystko, co przyniosła Sally i poszła do łazienki.
    W czasie wcześniejszego pobytu w pomieszczeniu, porzuciła tam wszystkie swoje ubrania Teraz znalazła swój stanik, który, o dziwo, wcale nie był brudny i przepocony, więc uznała, że może go ubrać, zwłaszcza, że tej części garderoby w torbie nie było. No bo skąd Sally miałaby wiedzieć, jaki dać? Na bank by nie trafiła. Ubrała go więc, wcześniej zdejmując z siebie za dużą koszulkę. Usiadła po chwili na brzegu wanny i z ciekawości zajrzała między nogi (jakkolwiek to brzmi), chcąc zobaczyć, jak wygląda rana, bo przecież nic ją nie bolało. To, co zobaczyła, sprawiło, że aż krzyknęła, co Silas musiał usłyszeć w pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  34. Vency była wystraszona, to fakt. Trochę przeżyła. Mogło się też zdawać, że kompletnie nie myśli racjonalnie, że działa teraz na autopilocie, tak właściwie nie myśląc wcale (nawet nie, że nieracjonalnie, po prostu wcale). Ale ona kontaktowała bardzo dobrze. Nawet jeśli łyknęła zbyt dużo tabletek przed snem, to i tak pamiętała, jak próbowała się utopić w wannie, jak bardzo bolało ją między nogami i jak ciurkiem po udzie ciekła jej krew. A teraz tego nie było. Gdyby ktoś strzelił do człowieka, a ten człowiek nic by sobie z tego nie zrobił, tylko szedł dalej, a po kuli nie zostałby ślad, to tez by krzyknęła. Z zaskoczenia i niedowierzania. Gdyby jakakolwiek rana zagoiłaby się momentalnie, nie pozostawiając po sobie ani strupka, ani blizny, też by krzyknęła. To było niemożliwe. A to niemożliwe właśnie się stało, gdy schyliła głowę i zobaczyła, czy może nie zobaczyła czegoś, co kilka(naście?) godzin wcześniej jeszcze tam było. I potwornie bolało.
    Nie mogła zachowywać się, jakby tego nie zauważyła, udawać, że nic się nie działo, kiedy ewidentnie działo się coś dziwnego. A Vency nie rozumiała co.
    Zazwyczaj była spokojna. Rzadko się wychylała. Ale myliłby się ten, który twierdził, że Vency Milstead nie potrafi się rozzłościć, krzyczeć i kląć. Może faktycznie trochę się Silasa bała, bo nie wiedziała, jak mógłby zareagować na jej wybuch, ale to jednak było silniejsze. W gruncie rzeczy, co mógłby jej zrobić? Też nakrzyczeć? I co z tego? Zranić? Albo może się jej pozbyć? Tylko czy nie tego właśnie wcześniej chciała?
    Słysząc jego głos, poderwała się gwałtownie i pchnęła drzwi, ignorując fakt, że znowu będzie widział jej goły tyłek. I nie tylko. Miała na sobie tylko stanik, ale przecież i tak widział ją już wcześniej całkowicie nago. Może trochę za mocno pchnęła te drzwi, jeśli stał zbyt blisko, to mógł znowu oberwać, ale coś jej podpowiadało, że tym razem zdąży zareagować.
    - Możesz mi powiedzieć, co tu się odpierdala?! – zaczęła, gdy tylko go zobaczyła.- On mnie zgwałcił, rozumiesz?! Dusił mnie, uderzył niezliczoną ilość razy, a ja nie mam na ciele nawet jednego, pieprzonego siniaka, chociaż wczoraj miałam ich mnóstwo! Nie wspominając już o tym, że kiedy ostatnim razem się oglądałam, to byłam święcie przekonana, że jak nic potrzebuję szycia, bo krew się lała bez ustanku. Sam widziałeś, cała woda była czerwona! – odwróciła się na sekundę, pokazując ręką na wannę, w której teraz, oczywiście, wody nie było. Czerwone za to były policzki Vency, pewnie od wzburzenia, choć nie tak czerwone, jak włosy.- I nie wmawiaj mi, ze byłam nieprzytomna albo nie ogarniałam rzeczywistości, bo Obrze wiem, co widziałam, co mnie bolało, a do tego spójrz na siebie, bo zdaje się, że wczoraj, jak przywaliłeś czołem w drzwi, to była na nim krew, a dziś nie masz nawet rozcięcia! – bezwiednie spojrzała nieco wyżej, żeby zerknąć na to jego czoło.- Kim ty jesteś, co? Wyjaśnij mi, z łaski swojej, co tu się wyprawia – zamilkła na chwilę, żeby zaczerpnąć tchu.- I olej fakt, że znowu stoję przed tobą z cipką na wierzchu – dodała ciszej, nie szczypiąc się, bo bez sensu było udawać, że się wstydzi niektórych słów, nawet jeśli zwykle ludzie nie chcieli ich słyszeć, bo były jakieś takie… Tabu.- Ale naprawdę jeszcze wczoraj miałam rozdartą pochwę, powinno się ją zszyć, a dzisiaj nie ma nawet śladu po tamtej ranie… - to były kolejne słowa, których ludzie zwykle nie chcieli słyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  35. Czasem wystarczy sam sposób, w jaki ktoś wymawia nasze imię, aby wywołać irytację. Vency była aktualnie totalnie rozbita, miała mętlik w głowie, niczego nie rozumiała i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, a przez to wszystko razem reagowała złością. To, w jaki sposób Silas wypowiedział jej imię te jej się nie spodobało. Kiedy się na siłę kogoś uspokajało, to zazwyczaj też działało to odwrotnie, więc gdyby powiedział, żeby przystopowała, to pewnie by się wściekła. Stwierdzenie, że przesadza, też jej się oczywiście nie spodobało. Bo ani trochę nie przesadzała. Tu się działo coś dziwnego, a ona nie wiedziała co, czuła się bardzo niepewnie i to był odruch obronny. tak. Atak i złość były odruchem obronnym.
    - Przesadzam? – prychnęła.- Na szczęście tylko ci się wydaje, bo ani trochę nie przesadzam!
    Jeśli kojarzyła mu się z rozjuszonym bykiem, to cóż, musiała się naprawdę rozzłościć albo miał bujną wyobraźnię, bo Vency zazwyczaj w chwilach złości wyglądała raczej komicznie niż groźnie. Potrafiła nawet tupać nogą i śmiesznie podskakiwać i zdecydowanie bardziej przypominała awanturującą się mrówkę niż byka.
    A jednak, jednak padło to wyrażenie. „Jak się uspokoisz”. Zakazane słowa.
    - Jestem spokojna! – no trochę krzyknęła, co automatycznie zdyskwalifikowało ją jako spokojną osobę. Ale faktycznie, rozmowa, kiedy stała tam bez majtek, nie należała do komfortowych, więc cofnęła się w głąb łazienki, żeby znaleźć ubrania, jednak nie zamierzała przerywać tej „rozmowy”. Silas przymknął drzwi, ale Vency nie chciała się zamykać w łazience. Chwyciła przyniesione przez Sally spodnie i zaczęła wciągać je na tyłek, zapominając o bieliźnie. Na jednej nodze pokicała do drzwi i otworzyła je z powrotem, bo przecież nie skończyła rozmowy.
    - Słuchaj, ja naprawdę doceniam, że mnie tutaj zabrałeś, pozwoliłeś się ogarnąć i spokojnie przespać, bo chciałeś dobrze. Ale tutaj się dzieją jakieś dziwne rzeczy, których ja totalnie nie pojmuję, a to mnie wyprowadza z równowagi i nie wiem, co mam robić – spodnie znalazły się na tyłku, więc zapięła guzik i sięgnęła po bluzkę, nadal stojąc w progu łazienki.- Wyjaśnij mi, jaki, do cholery, cudem, rana, która normalnie wymagałaby szycia, zniknęła w ciągu kilku godzin? To jest niemożliwe, rozumiesz? Niemożliwe! Mam jakieś omamy, naćpałeś mnie czymś albo coś?

    OdpowiedzUsuń