2 marca 2018

[KP] Gangsta


Dominic Montana - 27 lat - syn Victora Montany - młodszy brat Davida -właściciel hotelu

Ciężko jest być synem najbogatszego i najbardziej znanego gangstera w USA. Zwłaszcza kiedy nie chce się prowadzić interesu ojca i usuwa się w cień zajmując normalnym życiem. Dominic nigdy nie popierał życia w mafii. Od zawsze powtarzał ojcu, że to go nie dotyczy. Żył własnym życiem i oddał wszelkie prawa starszemu bratu, który jak każdy uważał urodził się by zostać donem. 
Lecz nie wiadomo dlaczego wzrok ojca zawsze spoglądał w jego stronę. To jego zawsze szanował każdy człowiek z ich rodziny. To on stawał w obronie brata i to on miał dziwne niekiedy wręcz obłędne pomysły. 
Kiedyś ojciec przyszedł do niego i prosił by ten przejął władzę. Odmówił. Ojciec płakał. Powiedział mu, że David jest dobry, ale on byłby najlepszy... a potem dodał: 

"Czasem by zbudzić bestię trzeba pociągnąć za odpowiednie sznurki..."



46 komentarzy:

  1. Kiedy złamała klucz w zamku od drzwi do swojego mieszkania i musiała się do niego włamywać, myślała, że nie spotka jej nic gorszego. Nic bardziej mylnego. Wkrótce okazało się, że czeka ją nocna zmiana z Alison. O ile dniówki nie były z nią trudne, tak wieczory doprowadzały wszystkich do szału. Alison upijała się wtedy, ubierała jak ladacznica i było z nią więcej problemów niż pożytku. Niestety była dziewczyną szefa tego przybytku i mogła sobie robić, co chciała. Na szczęście Joyce niedługo wynosiła się z tego miejsca.
    Wnosiła właśnie kilka rzeczy na bar, kiedy okazało się, że jest pusty. Westchnęła ciężko, odstawiając wszystko na swoje miejsce. Alison obściskiwała się gdzieś w tłumie ze swoim facetem, całkowicie olewają swoją pracę. Zamierzała ją za to zamordować.
    Przywołała uśmiech na twarzy, łapiąc shaker do ręki. Spojrzała w oczy mężczyźnie, który opierał się o bar, udając, że nic się nie dzieje.
    - Wybacz, że musiałeś czekać. Co podać? - Wskazała mu ręką półkę z alkoholami, przekrzykując muzykę. Udała, że się namyśla, a zaraz podsunęła się bliżej niego. - Nie wyglądasz mi na takiego, co lubuje się w wódce. Może Cuba Libre? - Zaproponowała, stawiając shaker obok siebie na blacie. Chwyciła limonkę i zaczęła nią obracać w dłoniach. I wtedy na bar wpadła wstawiona Alison. Obcinała mężczyznę mocnym spojrzeniem, przywołując na twarz coś, co miało być uwodzicielskim uśmiechem. Wypięła swoją wydekoltowaną klatkę piersiową i machnęła na nią ręką.
    - Zajmę się tym, młoda, idź ogarnij zaplecze. - Spojrzała na nią, jak na robaka, na co Joyce tylko przewróciła oczami. - Co dla ciebie, słonko? - Pchnęła ją biodrem. Tuż za plecami Alison zrobiła zeza, przez kilka sekund naśladując jej zachowanie i styl mowy. Dopiero po tym była gotowa odejść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alison nie była zadowolona, kiedy opuszczała bar, kierując się na zaplecze. Widocznie nie mogła znieść odrzucenia przystojnego chłopaka. Albo tego, że jej własny, obserwował całą sytuację, a ona poległa przed klientem na rzecz młodszej. Jak to o niej świadczyło?
    Pchnęła ją, przechodząc obok. Joyce w odpowiednim momencie przesunęła stopę, dzięki czemu uniknęła nadepnięcia na nią przez tę paniusię. Pewnie tamta przyłożyłaby jej, gdyby tylko mogła. Ale nie mogła tego zrobić wśród świadków. Za to po pracy na nią nawrzeszczy, jak zwykle.
    Stłumiła westchnięcie, wałkując limonkę po blacie. Spojrzała na niego, rozbawiona jego spostrzeżeniem.
    - Wiesz... - Mruknęła, pracując nad drinkiem. - Jest wiele osób, których nie powinieneś krytykować. Przede wszystkim nie powinieneś krytykować ludzi, którzy mają styczność z jedzeniem lub napojem, który ci dostarczają. - Obróciła szklankę w dłoni. - Oczywiście, że będzie dobry. - Mrugnęła do niego. - Będzie tak dobry, że wrócisz po więcej. - Joyce była dobra w bajerowaniu za barem. Miała wtedy pewność, że to on dzieli ją i ludzi za nim. I ochroniarze. W innych miejscach już nie była taka pewna siebie.
    - Proszę. - Podsunęła mu gotowy drink, uśmiechając się do niego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oparła się o bar, przyglądając mu się uważnie. Zmrużyła lekko oczy, kiedy usłyszała jego komentarz o drinku, którego mu przygotowała. Zrobiła miejsce dla Alison, która wracała z zaplecza z wkurzoną miną. Prychała pod nosem i parskała, jak lokomotywa, ale na szczęście odsunęła się od nich na drugi koniec baru, zajmując się innymi ludźmi.
    - Nie jesteś mistrzem komplementów, co? - Nie była zarozumiała, jeśli chodzi o swoje drinki. To tylko napój alkoholowy, nie przeszkadzało jej, że komuś nie smakują. - Najwyraźniej musisz dojrzeć do rumu. Może w takim wypadku naleję ci wina? - Cały czas utrzymywała swój żartobliwy ton. Nie chciała go urazić tylko podrażnić i lekko sprowokować. Lekko. Szef łypał na nią tak, jakby właśnie napluła mu w twarz. Zmarszczyła na to brwi, prostując się.
    - To żadna magia, po prostu mieszasz alkohol z innymi rzeczami. Jedni lubią słodkie połączenia, inni kwaśne. A jeszcze inni mocne. Rzadko kiedy mężczyźni przyznają, że lubią słodkie. - Uśmiechnęła się do niego, mrugając przy tym. - Czasami tak bywa. Jeśli ktoś ma potrzebę wygadania się, nie zamierzam mu zabronić, jeśli mu to pomoże. Niektórym pomaga to bardziej niż terapia. A co, chcesz się wygadać? - Zgarnęła ćwiartkę limonki i wsunęła sobie w usta, ssąc ją. Przysunęła się do niego, zachowując się przy tym, jakby miał jej zdradzić jakiś sekret.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przewróciła oczami. A potem machnęła ręką, kiedy usłyszała o whisky. Tutaj było ono tak popularne, że wódka stawała się przy nim tanią rzadkością. Przemknęła wzrokiem za parką znikającą na zapleczu. Przeniosła wzrok na ochroniarza, który w odpowiedzi pokiwał jej tylko głową. Zrozumiała to, udając, że nic nie widziała. Wyrzuciła limonkę do kosza i wróciła do niego.
    - Oh, Dominicu, a więc lubisz na ostro? - Zaświergotała, przedrzeźniając ton niejednej napalonej małolaty. Potem poruszyła komicznie brwiami, zaraz poważniejąc na widok Alison. Wiedziała, że to się tak skończy. Powstrzymała się od strzelenia sobie w czoło, robiąc miejsce dla szefa, który sadzał swoją dziewuchę z boku baru. Chciała pomóc, ale zbył ją machnięciem ręki.
    - Rób swoje. - Rzucił, a Joyce okręciła się na pięcie, jakby po tamtej stronie baru nic się nie stało. Chwyciła butelkę whisky i tequili gold, stawiając je przed sobą.
    - Joyce, miło mi cię poznać. - Zerknęła w kierunku szefa, który zajął miejsce Alison, przygotowując jakiegoś drinka. Uśmiechnęła się sztywno, ściszając nieco swój ton. - Ona po prostu źle się dzisiaj czuje. - Rzuciła mu znaczące spojrzenie. Nie mogła przecież mu powiedzieć, że Alison pije na każdej nocnej zmianie, a czasami daje dupy na zapleczu. Nie, kiedy wszyscy tutaj mogli to usłyszeć.
    - Proszę. Nazywa się Smocza Krew. - Podsunęła mu szklankę z alkoholem, zabierając od niego ten drugi. - Oczy mnie bolą, kiedy widzę, jak go męczysz. - Wytłumaczyła. Zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu, który błysnął pod blatem. Dziesięć nieodebranych połączeń. Znowu będzie musiała zmienić numer. I znowu będzie musiała się przeprowadzić. Skrzywiła się mimowolnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyłączyła telefon i odsunęła go jak najdalej od siebie. Nie bała się, że jej go ukradną, bo nikt nie ruszyłby tego złomu. Miał w końcu służyć tylko do dzwonienia i esemesowania.
    - Niektóre rzeczy nie są tak łatwe, jak innym mogą się wydawać. - Wzruszyła obojętnie ramionami, jakby jej to nie obchodziło. Jakby ta sprawa nie spędzała jej snu z powiek i nie doprowadzała do codziennego płaczu.
    - Chcesz mniej tabasco? - Uśmiechnęła się do niego, mieszając alkohole. - Powinieneś pomyśleć o pracy barmana, wiesz jakie bicepsy można sobie wyrobić? Wtedy nawet brat ci nie podskoczy. Będzie musiał odwozić cię do domu. - Postawiła przed nim kolejną szklankę. Przytrzymała nad nią buteleczkę z tabasco, patrząc mu uważnie w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Nie martw się, ja teraz też mam lekkie problemy. Ewentualnie zawsze możemy się umówić na jakiś dzień i popisać od rana albo wieczorem, jeśli będziesz mieć ochotę. :)]

    Joyce spojrzała mu głęboko w oczy, kiedy usłyszała pytanie. Pewnie miała teraz bardzo głupią minę, a tabasco soczyście wlało się do jego drinka. Udała, że nic się nie stało, zatykając buteleczkę i uśmiechając się niewinnie. Przecież chciał więcej.
    - Właściwie to... - Zaczęła oglądać się na zegar za sobą, kiedy coś obok stuknęło głośno o bar, zmuszając ją do skupienia tam uwagi.
    - Kończysz teraz. - Odezwał się wysoki blondyn, ruszając za bar. Dziewczyna zmarszczyła na niego brwi, sunąc za nim.
    - Roy? Miałeś mieć dzisiaj randkę. - Wymamrotała, rzucając Dominicowi przepraszające spojrzenie. - Co tu robisz?
    - Randka nie wyszła, a ja nie zamierzam wracać do domu. Przyszłaś za mnie niepotrzebnie do pracy. - Złapał klucze od zaplecza, kręcąc nimi na palcu.
    - Roy... - Już wyciągała rękę, żeby go dotknąć i jakoś pocieszyć, ale delikatnie ją odtrącił.
    - Zrób sobie za mnie jakiegoś drinka. Pogadamy o tym innym razem, nie teraz. - Mrugnął do niej, znikając za zakrętem. Zmarszczyła brwi na jego zachowanie, kręcąc się bezmyślnie po barze. Zbierała jakieś rzeczy, by rzeczywiście zrobić sobie coś do picia.
    - Chyba kończę zaraz. - Powiedziała dosyć niepewnie, wrzucając wisienki do swojego różowego, słodkiego drinka. - Chyba, że pomożesz mi go wynieść zza baru, wtedy zostanę. - Wyciągnęła w jego stronę rękę z wisienką, trzymając ją za ogonek.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Wpadłam na pomysł. Ale to tylko pomysł, możesz go odrzucić. A więc: wpadłam na pomysł, żeby za jakiś czas J i D upili się dosyć mocno (nie tak, żeby wymiotować, a tak, żeby urwał im się film) i mogliby coś odwalić. Myślałam, żeby mieszkali w Las Vegas, gdzieś tam usłyszeli, że w danym barze pary w dzień zaręczyn dostają darmowe drinki (więc dla zabawy zaręczyliby się), a potem wraz z alkoholem by to poszło dalej. Hajtnęliby się na szybko po pijaku, a uświadomiliby to sobie rano. Cała ta sytuacja miałaby być po to, żeby J swobodnie nie zwiała, kiedy D będzie obejmował mafijną władzę. Mimo, że ślub był dla zabawy, to nadal ślub. Co o tym myślisz? Słabe?]

    Przysiadła się obok ze swoim drinkiem. Zamierzała go wypić, a potem iść się przebrać i ewentualnie wrócić do domu, by wypocząć. Wypić piwo, rozłożyć się w wannie i odciąć do świata.
    - Sama z siebie nie odwiedzam barów. Wiem, jak działają i wolę pić w domu. - Bawiła się ogonkiem od zjedzonej wisienki, podążając wzrokiem za Roy'em. Zaraz przeniosła go na Dominica, tłumiąc w sobie śmiech.
    - Baby już takie są. Żadna nie chce się umawiać z barmanem. - To samo tyczyło się barmanek, ale to już przemilczała. - Słonko, mówiłeś, że lubisz na ostro, więc się postarałam. - Mrugnęła do niego, upijając swojego drinka. Cieszyła się jego słodyczą połączoną z alkoholem. Uśmiechnęła się niewinnie, przyjmując postawę damulki.
    - Piwa? To połączenie woła o pomstę do nieba. Będziesz wymiotował, a ja nie zamierzam po tobie sprzątać. - Pokiwała mu palcem przed nosem. - Stracisz całe zainteresowanie panien w tym barze.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Jej, dzięki. :D <3]

    Wbiła w niego wzrok, przechylając się przez bar po swój telefon i klucze do ich szatni. Pierwsze wepchnęła do kieszeni, drugim zakręciła na palcu.
    - Jest sobotni wieczór, nie wiem, czego oczekujesz w takiej sytuacji. - Odstawiła swoją pustą szklankę na bar, uśmiechając się lekko do Roy'a. Przewrócił oczami, ruszając do innych gości. - Wszystkie porządne panny już dawno śpią. Albo bawią się w lepszych miejscach. - Zsunęła się leniwie z krzesła. Poruszyła zdrętwiałymi palcami u stóp.
    - Idę się przebrać. Jeśli zaczniesz wymiotować, wolę, żeby ucierpiały moje normalne ubrania aniżeli te pracownicze. - Poklepała go po ramieniu. - Powinieneś coś zjeść, bo inaczej odpadniesz. I będziesz wtedy gorszy od brata. - Spojrzała mu w oczy, śmiejąc się cicho. - Proponujesz barmance postawienie drinka? Wiesz, że my możemy pić za darmo? Oj, panie ostry, może potrzebujesz podwózki do domu? Zastanów się nad tym. - Poczochrała mu włosy, zaraz znikając za rogiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przebranie się nie zajęło jej zbyt dużo czasu. Dłużej szukała szczotki do włosów niż zmieniała ciuchy. Czuła się niekomfortowo podczas przebierania w publicznych miejscach, dlatego robiła to jak najszybciej. Byle nikt niczego nie widział, byle można było szybciej uciec.
    Przystanęła koło baru, kawałek dalej od Dominica. Widziała, że z kimś rozmawia i nie chciała mu przeszkadzać, a tym bardziej nie chciała mu dawać poczucia, że podsłuchuje. Oddała Roy'owi klucze od szatni, ciesząc się, że miał chwilę spokoju i do niej podszedł.
    - Kiedy potrzebujesz kogoś do wynoszenia rzeczy? Pod koniec tygodnia? - Zapytał, sącząc wodę przez słomkę.
    - Tak. Chcesz mi pomóc? Wiesz, jest kilka pudeł, których nie uniosę. - Poprawiła torbę na ramieniu, uśmiechając się niewinnie. Mimowolnie zerknęła na Dominica, ale zaraz skarciła się za to w myślach.
    - Jasne, daj znać wcześniej. Pomogę ci też naprawić drzwi. - Poklepał ją po głowie, zaraz okręcając się do kogoś innego. - Zadzwoń do mnie. - Rzucił i zajął się klientem.
    Pokiwała mu głową i ruszyła do wyjścia. W połowie drogi obróciła się, celowo nawiązując kontakt wzrokowy ze swoim nowym znajomym. Uśmiechnęła się do niego, zaraz unosząc pytająco brew. Pomachała mu kluczykami do samochodu, by przypomnieć o swojej propozycji podwózki. Potem pchnęła drzwi do baru biodrem, plując sobie w myślach w brodę za to, co zrobiła. Przecież tylko desperatki tak robią. Czy ona nią była?

    OdpowiedzUsuń
  10. W zasadzie nie spodziewała się, że pójdzie za nią. Pomyślała, że będzie udawał, że jej nie widział, a ona tylko zrobi z siebie idiotkę. Dlatego podskoczyła lekko, kiedy pojawił się obok. Zaczerwieniła się z wrażenia. Czy ona właśnie go poderwała? Albo on ją?
    - Oh, nie martw się. - Odwzajemniła jego uśmiech, machając przy tym nonszalancko ręką. - Jestem tak dobrym kierowcą, że prędzej wylądujemy na cmentarzu niż w lesie. - Mrugnęła do niego. Po części żartowała, po części nie. Nie przepadała za kierowaniem, a prawo jazdy zrobiła tylko dlatego, żeby móc być samodzielną.
    - Ale po tej tabletce gwałtu, którą ci podałam, nie powinieneś się przejmować, jakim kiepskim kierowcą jestem. - Poprowadziła go przez parking do jej samochodu. Była zdziwiona tym, jak dobrze im się razem rozmawia. - Myślisz, że będą narzekać, jeśli rano odstawię cię na miejsce, ale bez niektórych narządów? Za twoją nerkę mogłabym kupić sobie własny lokal. - Pilotem otworzyła im drzwi do auta. - Miałbyś u mnie darmowe drinki do końca życia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wcisnęła się za kierownicę, rzucając mu przelotne spojrzenie. Jej torba przeleciała na tylne siedzenia, tak samo jak kilka innych pierdół, które znajdowały się z przodu.
    - Właśnie. Wszystko przemyślałam. - Mrugnęła do niego. - Nie mógłbyś pić, ale miałbyś darmowe drinki. Więc nie mógłbyś powiedzieć, że zostałeś z niczym, chociaż tak by było. - Popukała się po głowie, udając przy tym wielkiego geniusza zła.
    - Naprawdę myślisz, że do gwałtu na mężczyźnie jest potrzebny inny mężczyzna? - Zagwizdała, odpalając samochód. Maszyna wydała z siebie dźwięki, jakby zamierzała oddać ostatni dech, a Joyce odruchowo się przeżegnała. Nie była wierząca, jednak wolała, żeby nie zepsuł się właśnie dzisiaj.
    - Mój drogi, słyszałeś kiedyś o zabawkach erotycznych? - Złapała go za ramię, przyciągając do siebie. Przytuliła do siebie jego rękę, jakby nie zamierzała jej oddać. - Chodź, będzie fajnie. Będziesz miał, co wspominać. - Ostrożnie się odsunęła, zdając sobie sprawę, że mogła trochę przesadzić z bliskością. Ten słaby drink pomógł jej zapomnieć, że każdy gest może mieć jakieś konsekwencje. I że to ich panicznie się boi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Joyce nie była oburzona jego reakcją. Ba, wręcz się ucieszyła. Roy nie znał się na samochodach i tylko namawiał ją do kupna innego, byleby pozbyć się tego grata. Zrobiłaby to chętnie, ale z powodu braku pieniędzy, wolała sobie odpuścić. Nawet, jeśli ten samochód cały czas przypominał jej o byłym.
    - Wiesz, może i znam się na płynach i gotowaniu, ale zaglądanie pod maskę niewiele mi mówi. Nic się nie rusza, nie znalazłam tam też żadnego kota. - Wzruszyła ramionami, ruszając. Potem pogłaskała czule kierownicę, jakby auto miało jakieś uczucia. - Trzymamy się na słowo honoru. Nie mów tak brzydko, bo jeszcze zgaśnie. - Podsunęła się bliżej kierownicy, gryząc nieco swoją wargę. Po wyjechaniu na ulicę, spojrzała na niego z lekkim przestrachem.
    - Oh, zapomniałam zapytać, dokąd chcesz jechać. Podwieźć cię gdzieś? Czy chcesz pojeździć ze mną aż moje auto postanowił zejść? - Parsknęła śmiechem na jego odpowiedź. - Naprawdę wyglądam na taką? - Zatrzymała się na światłach, włączając radio. - To wiele wyjaśnia. - Mruknęła bardziej do siebie niż do niego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Spojrzała na niego rozbawiona, uchylając szybę ze swojej strony, by jakoś mu pomóc.
    -Obiecałam, że cię podwiozę. - Posłusznie skierowała swoje auto pod podany adres. Nie dała po sobie poznać, że zrobił na niej jakieś wrażenie, chociaż prawie wybałuszyła na to oczy. Była przerażona faktem, że ktoś, kto wyglądał tak niepozornie, tak naprawdę taki nie był. Powinna oglądać częściej telewizję, może dzięki temu wiedziałaby, kogo zaprasza na swoją arkę.
    - Mówiłam, że będzie fajnie. - Poruszyła zachęcająco brwiami, a jej głos specjalnie podniósł się o kilka oktaw. - Nie mówiłam, że będzie bezpiecznie. - Dodała zaraz. Cieszyła się z możliwości rozmowy z kimś nowym. Nawet, jeśli teraz nie kierowała się do siebie, miło było z kimś porozmawiać o niczym. I nie musieć się przy tym martwić, że zadźga cię, gdy tylko odwrócisz wzrok. Nawet, jeśli dramatyzował, sprawiało jej to radość.
    - Byłeś dzisiaj dla mnie miły, więc chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć. Trochę adrenaliny jeszcze nikogo nie zabiło, panie ostry. - Wyłączyła radio, bo i ono postanowiło odmówić posłuszeństwa tego wieczoru. Nieubłaganie zbliżał się koniec dla tego samochodu. Czy ona tego chciała, czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Widzisz, tyle dzisiaj doświadczyłeś. - Puściła mu oczko, zakręcając w stronę bogatej dzielnicy. Udawała, że te wszystkie budynki nie robią na niej najmniejszego wrażenia. Gołym okiem było widać różnicę między bogaczami, a średnią klasą społeczną. Mimo, że były obok siebie, dało się zauważyć, kto mógł zarabiać więcej. Ten przepych nieco ją przytłaczał.
    - Dostałeś ksywę i jeszcze mogłeś się przejechać wehikułem czasu. Nie opędzisz się od kobiet! - Poklepała swoją deskę rozdzielczą. Zrobiła to dosyć lekko, bo bała się, że jeszcze coś odpadnie lub auto rozkraczy się na środku drogi.
    - Mogę wysadzić cię wcześniej. Żeby nikt nie widział, że przyjeżdżasz z przeszłości. - Uśmiechnęła się do niego. Nie miałaby mu tego za złe. Byłoby to dla niej całkiem zrozumiałe, że mógłby się wstydzić tym wracać. Kiedy zgadzał się na jazdę z nią, nie wiedział w co się pakuje.
    - Nie zamierzam go naprawiać. - Spoważniała na chwilę. - Będę rozglądać się za nowym, ale to później. Muszę wytrzymać jeszcze trochę, potem będę mieszkać blisko Roy'a i wtedy będziemy jeździć jego autem. - Zrobiła cwaną minę. - On jeszcze o tym nie wie.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Z całego serca polecam serial "Narcos". Jest na Netflixie, ale jeśli go nie masz, pierwszy miesiąc jest darmowy. Może nam się przydać do wątku. :D]

    - Będą ci zazdrościć, bo jakimś cudem dojechałeś tym do domu i nie zginąłeś. - Zastanawiała się czy jego lokum można w ogóle nazwać domem. Czy nie byłoby to już rezydencją? Czy czasami nie jest mu smutno w tak wielkim i bogatym domu? Na jego miejscu Joyce bałaby się w ogóle cokolwiek dotknąć, bo znając życie nie odkupiłaby tego ze swojej miesięcznej wypłaty.
    - Traktujemy się jak rodzeństwo. - Wzruszyła ramionami, jakby cała sprawa nie była taka wielka. - Poznaliśmy się w szpitalu. W zasadzie poznał nas lekarz, bo myślał, że razem mieliśmy wypadek. - Jedyną prawdą w tym był fakt, że poznał ich lekarz. Myślał on, że Roy pobił Joyce, a ona w obronie również zrobiła mu krzywdę. Oboje byli przyjęci po pobiciu, jedno po drugim. Oboje mówili, że oberwali od kogoś na imprezie. Z tą różnicą, że Joyce potem przyznała się, dlaczego wyglądała jakby przeszła przez maszynkę do mielenia mięsa. On cały czas utrzymywał, że zaatakowano go w barze. Nie wierzyła mu w to, jednak nie ciągnęła za język.
    - A co, wpadł ci w oko? - Obróciła się w jego stronę na chwilę, uśmiechając się szeroko. Szybka zmiana tematu. - Wiesz, przy nim twój tyłek będzie musiał stracić cnotę.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Spodoba Ci się, jeśli lubisz klimaty gangsterskie. Jest o Pablo Escobarze. Jakbyś chciała na podstawie tego jakoś udoskonalić nasz wątek albo zacząć kolejny/nowy, masz mnie. :D]

    Przewróciła oczami, prawie pozbywając się ich z własnych oczodołów. Wyciągnęła mentosy ze swojej kieszeni i wcisnęła sobie dwa do ust. Położyła je niedaleko Dominica, w razie, gdyby on również chciał sobie wziąć. W myślach przeklinała swoje szczęście, przypominając sobie wcześniej wypitego drinka. Do wszystkich wydatków brakowało jej tylko mandatu. Albo za jazdę pod wpływem, albo za jazdę tym złomowiskiem.
    - Nie, nie wyglądasz. - Posłusznie zakręciła na pobocze, by zatrzymać się przed policją. Zerknęła na niego, pocierając swoje dłonie o spodnie. - Widać, że lubisz kobiety. Po prostu rzuciłam niesmaczny żart. - Uniosła ręce, by pokazać, że nie ma złych zamiarów. Potem skupiła się na odkręcaniu okna i na udawaniu niewinnej przez zbliżającym się policjantem.
    - Nie chciałam, żebyś poczuł się urażony. - Mruknęła, poprawiając swój pas. Nie zgasiła samochodu tylko dlatego, że bała się, że potem nie odpali i zostanie tutaj na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  17. Weszła w tryb robienia z siebie idiotki. Zawsze tak postępowała, kiedy spotykała policjantów. Wymądrzanie się nie przyniosło jej nic dobrego w życiu. W tym wypadku również.
    - Wybacz, panikuję, kiedy ktoś podnosi głos. - Zrobiła nieco niezręczną minę, sięgając po swoją torbę. Wyciągnęła z niej dokumenty, podając je posłusznie policjantowi. Joyce nigdy niczego nie podejrzewała. Jej instynkt samozachowawczy leżał i kwiczał, odsłaniając ją na potencjalne zagrożenia. Może po prostu była za głupia?
    - Dobry wieczór. - Ścisnęła pasy w nerwowym odruchu, zadzierając głowę do policjanta. Nie oglądała się na drugiego, bo bała się, że jej zachowanie zostanie źle odebrane. - Skąd wniosek, że zabłądziłam? Mówi tak pan z powodu moich włosów? - Zmarszczyła brwi, udając oburzoną. - Sądzi pan, że wszystkie blondynki błądzą? To bardzo niemiło z pana strony. - Wydęła na chwilę usta, jakby naprawdę jego uwaga ją dotknęła. Wiedziała, że chodzi mu o samochód, ale już wcześniej zaplanowała udawanie głupiej. Nie chciała zmieniać swojej roli.

    OdpowiedzUsuń
  18. Joyce zmarszczyła brwi na Dominica, gapiąc się na jego twarz, jakby wyrósł mu tam kaktus albo coś gorszego. Próbowała połączyć wątki, ale jego nazwisko wyleciało z jej głowy, ledwie się tam pojawiając. Ciarki przebiegły jej po plecach, bo spodziewała się, że jest jakimś bogatym dzieciakiem, nikim, kogo znałaby policja. A jakich typów znała policja? Albo bardzo złych, albo bardzo wpływowych. Albo jednych i drugich. W umyśle dziewczyny zapaliła się ostrzegawcza lampka, ale zgasła zanim zdążyło to do niej dotrzeć. Dominic nie mógł być kimś złym, przecież na takiego nie wyglądał.
    - Okej? - Oszołomiona przeniosła wzrok na policjanta, zbierając swoje dokumenty z deski rozdzielczej. Mrugała powoli, wciskając je do kieszeni spodni. - Czy w takim wypadku mogę już kontynuować moją zagubioną podróż? - Odchrząknęła, wracając do rzeczywistości. Przełknęła wszelakie informacje i była gotowa ponownie udawać, że ten cały świat nie robi na niej żadnego wrażenia.
    - Muszę odwieźć tą ważną osobistość zanim wybije poranek. - Wskazała na Dominica, jakby wiedziała, kim on jest. Udawanie szło jej coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Jestem kiepska w takich rzeczach. - Mruknęła, ruszając dalej. Spojrzała na niego z rozbawieniem. - Z kilometra zauważyłbyś, że mam ze sobą coś nielegalnego. Jestem wtedy książkowym przykładem podejrzanego. - Zaśmiała się cicho, poprawiając się na siedzeniu. - Kiedy byłam nastolatką, próbowałam wnieść piwo do domu. Ojciec wiedział, że coś jest nie tak, gdy tylko mnie zobaczył. Chyba nie muszę mówić, że mi się nie udało? - Uniosła brew, podjeżdżając bliżej.
    Zatrzymała się tak, by było mu wygodnie wysiąść. Nadal nie gasiła samochodu. Znała go już trochę i wiedziała, czego może od niego oczekiwać. I, że na pewno nie może na niego liczyć w takich chwilach.
    - Poczekaj, niech no tylko sięgnę po mój czerwony dywan dla gości specjalnych. - Odchyliła się do tyłu, udając, że czegoś szuka. - Nie możesz przecież wysiąść z tej rudery ot tak. - Wróciła na swoje miejsce, zaraz robiąc smutną minę. - Szlag, musiałam go zostawić w moim nowym samochodzie. Wybacz. Może następnym razem. - Wzruszyła ramionami, udając, że jej przykro.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Jakieś pomysły na to, co teraz poczniemy?]

    Uśmiechnęła się do niego. Szczerze, bez żadnych aluzji i podtekstów. Może i był dziwny, ale jej to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że mogła się przy nim spokojnie wydurniać.
    - Uważaj na siebie, panie ostry. Paparazzi nie grają fair. - Mrugnęła do niego, podążając wzrokiem we wskazanym kierunku. Pokiwała powoli głową, znów na niego spoglądając.
    - Jeśli dojadę cała do domu to wtedy nim będziesz. Jeszcze nie mogę tego powiedzieć. Może gdzieś po drodze znowu będę podejrzana o przewóz narkotyków. - Wzruszyła ramionami, parskając śmiechem. - Co jest ciekawe, bo zapewne już dawno wysypałyby się przez jakąś dziurę. - Machnęła ręką, zbywając temat.
    - Dziękuję za dzisiejsze towarzystwo. Miło było cię poznać. - Pomachała mu zw swojego miejsca, przypadkiem zahaczając ręką o plakietkę z odświeżaczem.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Brzmi spoko! Pomyślałam, że mogłaby wracać z pogrzebu matki. Ale nie miała z nią zbyt dobrych kontaktów, bo ta zostawiła ją z ojcem, kiedy była mała. Mogłaby mieć przyrodnią siostrę, która do niej na trochę przyjedzie z racji tego pogrzebu i tego, że ojciec siostry musi się oswoić ze śmiercią żony.
    Pomyślałam, że gówniara mogłaby się przespać z kimś z mafii. Albo z bratem Dominica, albo z jakimś wysoko postawionym handlarzem. Mogłaby mu ukraść towar lub pieniądze po upojnej nocy, a on nie mógłby znieść tego, że obrobiła go jakaś małolata. Joyce miałaby przez to problemy, bo broniłaby gówniary, nie wiedząc, że ona rzeczywiście tak zrobiła. Przyznałaby się do tego dopiero po poważniejszych akcjach.]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Wtedy Joyce mogłaby się dowiedzieć, że Dominic i David są spokrewnieni. W sensie, jak już się wyda, że siostra Joyce ukradła Davidowi sporo koki. O! Joyce mogłaby zostać uprowadzona do Davida, gdzie byłby jego brat. Oboje będą zaskoczeni, oboje w dość ciężkiej sytuacji. Co o tym myślisz? Gówniara mogłaby też sypiać z innymi z jego otoczenia, co mogłoby go wkurzać albo coś w tym stylu, bo okazywałaby brak szacunku do jego pozycji. Po tych wydarzeniach mogłoby mu odbić i to byłby początek jego upadku: albo podpadłby komuś silniejszemu, bo zaczął mieć manię wielkości, albo uległ jakiemuś wypadkowi. Nie wiem, jak chciałaś to załatwić. :P
    Myślę, że będzie lepiej, jeśli J będzie sama. Wtedy całe zamieszanie, które zrobi jej siostra, będzie większe, bo on też nie będzie miał pojęcia, że David zaliczył kogoś z jej bliskich.]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ewentualnie nawet nie Joyce może zostać porwana, a jej siostra. Ona może być tego świadkiem i pojechać za nimi. Skoro Roy byłby w to zamieszany, mógłby ją wpuścić i zaprowadzić do miejsca, w którym jest jej siostra. Wpadłaby tam, a tu jej siostra, David i Dominic. Wtedy nie byłaby przerażona sytuacją tylko wkurzona, więc nie kuliłaby się przed Davidem. Ale chyba musiałoby to być po ich pijackim ślubie, bo J może naskoczyć lekko na Dominica, a nie chcemy, żeby się na siebie na śmierć obrazili. :P Poza tym, nawet mogliby się po pijaku chwalić przed całym gangiem, że właśnie wzięli ślub, przez co gang może ją wpuścić do piwnicy, omyłkowo myśląc, że o wszystkim wie. Założyliby, że skoro wzięli ślub to Dominic wyjawił jej swoje korzenie.
    Chcesz, żebym zaczęła? Tylko jutro wyjeżdżam, nie będzie mnie do czwartku. Chyba, że nie przeszkadza Ci, że odpisuje z anonimowego i to z telefonu, więc z błędami. :P
    Spoko, spoko, i tak mam teraz problemy z weną.]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Myślę, że oni oboje mogliby chcieć rozwodu. Dyskretny ślub, taki sam rozwód - żadnych problemów.
    Może być. :D Jeszcze gdzieś tam może być ojciec, który po usłyszeniu, że Dominic ma żonę, będzie domagał się normalnego ślubu. Wiesz, oni o rozwodzie, a tatusiek na chama o ślubie. Bo wstyd, żeby jego ukochany syn robił takie rzeczy potajemnie. Przecież trzeba pokazać, że jego Dominic dojrzał w końcu do założenia rodziny - a skoro do tego, może i do prowadzenia mafijnej działalności. Mógłby ich do tego przycisnąć (upierając się, że u nich w rodzinie ślub jest na całe życie), a David mógłby zginąć na ich ślubie. Dominic mógłby oberwać rykoszetem czy nawet ich ojciec, bo akurat rozmawiał z Davidem. Ale tak tylko rzucam, spokojnie. :D]

    Ona i jej samochód nie spodziewali się takiego nagłego zawirowania w życiu. Chcieli powoli toczyć się z boku, z dala od ciekawskich oczu, jednak los miał dla nich inne plany. Ani wrak, ani Joyce nie byli z tego powodu zadowoleni. Wszystkie informacje napłynęły nagle, nie zdążyła ich przyswoić, a już musiała jechać. Nie chciała zostawać na pogrzebie, bo wiedziała, że jej były usłyszał o wszystkim. Że gdzieś tam był wśród tych ludzi. Tłumacząc się napływem emocji, uciekła stamtąd jak najszybciej. Wszyscy zrozumieli. Auto również. Do pewnego czasu.
    Pod koniec drogi, tuż nieopodal obrzeży miasta, wrak odmówił współpracy. Huknęło, buchnęło i zgasło. Próbowała wszystkiego, ale nawet taniec i wzywanie boga nie pomogło. Pluła sobie w brodę za pomysł z wjechaniem na rzadko uczęszczaną trasę, bo taka właśnie się okazała. Kilka aut, które ją minęły, nie chciały się zatrzymać. Wysłała mnóstwo wiadomości do Roy'a zanim jej telefon się rozładował, ale on również się nie pojawił.
    Z racji tego, że na niego czekała, nie ruszyła się ze swojego miejsca. I też dlatego, że miała ze sobą tylko szpilki, a one nie pozwoliłyby jej na pokonanie takiej trasy. Siedziała więc na bagażniku swojego wraku i opijała się winem, które miała przekazać rodzinie swojej matki, przegryzając suchymi naczosami. Liczyła, że Roy jakimś cudem wyrwie się z pracy i ją uratuje przed zmrokiem. A on zaczynał już zapadać.

    OdpowiedzUsuń
  25. [A drugie już Ci się nie podoba? :D Zawsze ukrywam jedno zdjęcie pod drugim. Ładnie migają, kiedy się na nie najeżdża.

    Spoko, nie muszą brać ślubu. Tak rzucam. Może być ślub kogoś innego, może to być impreza, która miałaby połączyć dwa gangi, ale David coś spieprzy i wszystko dupnie. Łącznie z nim. Ewentualnie, gdyby brakowało nam kłopotów, gówniara mogłaby zajść w ciążę, ale nie byłoby wiadomo, kto jest ojcem. Może być to David, może być to nawet przywódca gangu, w którym jest były narzeczony J. Może nawet ojcem mógłby być jej były - wtedy musiałaby się z nim widywać w jakiś sposób. :D]

    Słyszała ryk silnika już z daleka. Na początku miała zamiar się podnieść, ale potem dotarło do niej, że ów kierowca nie zamierzał zwalniać. Nie chciało jej się fatygować, by schodzić z auta tylko po to, by pomachać mu, kiedy będzie przejeżdżał. Logicznym było, że ktoś z takim autem się tutaj nie zatrzyma. Na pewno nie obok takiego wraku, który najlepsze lata miał za sobą w młodości jej dziadków.
    Ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się, jak samochód zawraca. Akurat przymała butelkę przy ustach, pociągając kilka łyków. Na szczęście nie zadławiła się. Chyba tylko dlatego, że była już lekko podpita. Niekoniecznie pijana, a raczej rozmiękczona. Wino było zdecydowanie za mocne dla kogoś, kto od rana jadł tylko te przeklęte naczosy. Powinna była to lepiej przemyśleć.
    Patrzyła więc, jak Dominic wychyla się zza szyby, obdarzając go tak krytycznym spojrzeniem, jakby właśnie wyrosła mu druga głowa.
    - Dominic? - Otrząsnęła się, zerkając na zegarek na swojej ręce. On również się zepsuł, ale nie zamierzała o tym mówić. - Przyjechałeś mnie uratować? - Objęła butelkę jedną ręką i przytuliła do siebie. - Spóźniłeś się, umarł. Teraz mogę go zaprowadzić tylko na złomowisko. - Drugą poklepała czule bagażnik auta. W odpowiedzi na ten gest, jedno z bocznych lusterek, które tego ranka przykleiła na taśmę, odpadło z hukiem. Wydęła usta w podkówkę na ten dźwięk, zaraz wzdychając ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Oh, można ją zabić. Coś poplątać. Jasne. :D Jestem za, ale to jeszcze zobaczymy, jak nam się rozwinie. Wiele możemy jeszcze zmienić. :D
    Ewentualnie nawet mogą celować w Dominica, ale ojciec go osłoni. Może polecieć wiele strzałów, ale tylko w Davida wycelują w 100%. Będą chcieli zabić każdego, ale zrobi się zamieszanie i tylko David oberwie poważnie, bo w niego byłby pierwszy strzał.]


    Zsunęła się ze swojego wraku, stukając obcasami o asfalt. Na początku lekko się zachwiała, bo alkohol i zdrętwiałe nogi nie były dobrym połączeniem, ale szybko odzyskała równowagę.
    - To auto kosztowałoby więcej od rasowego rumaka, więc jakoś ci wybaczam, że go nie zabrałeś. - Tu rzuciła znaczące spojrzenie na samochód Dominica. Ruszyła na przód swojego wraku i nieco uniosła klapę, wcześniej stawiając butelkę na ulicy. Zanim pozwoliła mu tam zajrzeć, rzuciła mu spojrzenie.
    - Tylko nie zemdlej, dobrze? To może zaboleć twoje męskie serce. - Wiedziała, jak niektórzy faceci podchodzą do tego, jak wyglądają ich auta. A raczej ich silniki. Wrak Joyce wyglądał trochę lepiej od środka, ale nadal był totalną tragedią. Sama do tego doprowadziła. - Chcesz je spalić? - Uśmiechnęła się szeroko, rozglądając po okolicy. Alkohol najwyraźniej zaburzył jej logiczne myślenie. - Byłoby fajnie, ale nie chciałabym, żeby przez auto mojego byłego spłonęła cała okolica. - Zaparła się i otworzyła szerzej klapę, a ta zawyła głośno, roznosząc się echem po okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Może to być zabójca, który miał pozbyć się Davida, a resztę okaleczył, by wszyscy skupili się na nich, a on mógł uciec?]

    Spojrzała na swoje auto. Spodziewała się, że to już jego koniec, ale jednak ciągle jakaś tam nadzieja się w niej tliła. Zebrała butelkę z winem i wsunęła się przez drzwi od strony kierowcy do wraku. Nie miała problemów z porzuceniem auta, ale nie z jej rzeczami w środku. Cieszyła się ze swojej ogromnej torebki, bo dzięki temu mogła w niej zmieścić wszystko.
    - Wracałam do mieszkania z pogrzebu matki. - Rzuciła, pakując wszelakie pierdoły do czarnej dziury, zwanej kobiecą torebką. Potem zdała sobie sprawę z tego, że nie musiała mu tego mówić, bo o to nie pytał. Zerknęła na niego przez ramię, by zmienić temat. – A ty wracasz z imprezy czy dopiero na jakąś jedziesz? - Dudniąca muzyka kazała jej przypuszczać, że właśnie wprowadzał się w imprezowy stan. Auto również. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że dla niego na pewno czymś normalnym jest jazda tak drogim samochodem. Żadną popisówką.
    - Dziękuję, że się zatrzymałeś. - Dodała szybko.

    OdpowiedzUsuń
  28. Uśmiechnęła się do niego, jakby chciała go pocieszyć.
    - Nie przejmuj się, tak naprawdę była to dla mnie obca kobieta. Nie musi być ci przykro. - Poklepała go lekko po ramieniu, rozsiadając się bardziej. W swoim nerwowym odruchu zapięła pas, a potem zrzuciła buty i odetchnęła z ulgą.
    - Najpierw usłyszałam muzykę, potem twój silnik. - Podsunęła w jego stronę naczosy, by go poczęstować. Sama miała ich już dosyć, bolało ją od nich podniebienie. - Dlatego sądziłam, że jedziesz na imprezę. Kto by pomyślał, że można wracać z pracy w tak dobrym humorze. Toż to grzech. - Mrugnęła do niego. Nadal ściskała tę przeklętą butelkę, która już powoli robiła się pusta.
    - Mówisz? Niestety nie mogę cię poczęstować, bo musisz mnie dowieźć całą do miasta. Ale mogę zaoferować ci drinka, kiedy już tam dotrzemy. I obiad. - Tu rzuciła gniewne spojrzenie na opakowanie z chrupkami. - Muszę zjeść coś normalnego, inaczej uschnę od tego. Co ty na to? Czy może Pan Ostry nie ma dzisiaj czasu?

    OdpowiedzUsuń
  29. Zerknęła na niego z uniesioną brwią. Nie wyglądał jej na człowieka, który miałby kiepski dzień. Najwyraźniej był dobrym aktorem, odgrywał daną rolę, dostosowując się do otoczenia. Ale, czy ona również tego nie robiła?
    - Nie martw się, już jestem, teraz dzień będzie lepszy. - Machnęła ręką, jakby to była drobnostka. A potem cicho parsknęła z własnej głupoty. Upijając wina, okręciła się, by spojrzeć na tył i ze skupieniem rozejrzała się po aucie.
    - Oh, nie, nie zapraszam cię na randkę. Zapraszam na nią twoją żonę. Tylko najpierw wyjmij ją z bagażnika, żebym jeszcze mogła jej się oświadczyć. - Uśmiechnęła się do niego niewinnie. - Ty jesteś tylko dodatkiem. I przy okazji możesz się najeść. A wiesz... - Zacmokała, przesuwając się na siedzeniu. - Lepiej gotuję niż robię drinki. - Dodała teatralnie ściszonym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  30. Uśmiechnęła się do niego lekko, przechylając się ze swojego miejsca w jego stronę. Wskazała mu kierunek, w którym powinien się udać, a potem odsunęła się, poklepując go po ramieniu.
    - Na miejscu twojej żony zabiłabym cię za zdejmowanie obrączki. - Pomachała mu swoją dłonią przed twarzą, żeby podkreślić o co dokładnie jej chodzi. Znowu wskazała mu, gdzie powinien skręcić. Tym razem nie zbliżała się do niego zbytnio. Nagle zaczęła podejrzewać, że może on naprawdę ma żonę. Być może była to wina alkoholu, a może nagłe olśnienie umysłu.
    - Lubisz tajskie jedzenie? - Spojrzała niego z przechyloną głową. - Miałam dzisiaj przygotować Phad Thai'a, ale jeśli będziesz wybrzydzał, mogę zrobić jajecznicę z bekonem. - Wzruszyła ramionami. - O, tutaj w prawo, potem na światłach prosto i przy przystanku autobusowym znowu w prawo.

    OdpowiedzUsuń
  31. Spojrzała na niego, przegrzebując swoją torbę w poszukiwaniu kluczy do mieszkania. Wolała to zrobić teraz, a nie pod samymi drzwiami od klatki. Oboje mogliby tam uschnąć w oczekiwaniu aż jej uda się coś wyciągnąć z tej otchłani.
    - To zależy, jak bardzo marudzisz przy jedzeniu. Jeśli bardzo, będziesz jadł jajecznicę. - Pokazała mu język w dziecinnym geście. O ile krytykę jakoś znosiła, tak bardzo denerwowało ją, jeśli musiała dla kogoś specjalnie kombinować podczas gotowania czy robienia drinków.
    - Oh, może po prostu wolałbyś mieć męża? - Uniosła brwi. Potem jednak spoważniała. - Nie da się unikać wszystkich przez całe życie. Pomyśl o tym, jako o lekcji. Źli ludzie pojawiają się po to, by cię czegoś nauczyć. Przykładowo, unikać złych ludzi. Albo jakiego typu ludzi unikać. I być może, żeby mieć ograniczone zaufanie do wszystkich. - Wzruszyła lekko ramionami. - Gdyby nie wszyscy źli ludzie z mojego życia, nie siedziałabym tutaj. A to najwygodniejsze siedzenie, na jakim mój tyłek mógł spocząć. Zdecydowanie było warto! - Wskazała mu miejsce do zjazdu. - O, to będzie tutaj. - Uśmiechnęła się szeroko, poprawiając na fotelu z ekscytacji. W końcu mogła wrócić do domu i odetchnąć.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Zobaczymy. - Zaśmiała się cicho, naciągając z powrotem buty na stopy. Na szczęście udało jej się znaleźć klucze od mieszkania, nie będą musieli tutaj stać w nieskończoność i narażać się na atak miejscowych koneserów alkoholu.
    - Oh, a więc nie tylko alkohol lubisz ostry? - Chwyciła butelkę po winie, a torebkę zarzuciła już na ramię. Upewniała się czy czegoś nie zostawiła, bo niegrzecznym byłoby tak uczynić. Nie powinna swoimi śmieciami zawalać takiego samochodu. Szkoda na to auta.
    - Mój były jest uzależniony od wielu rzeczy. Niekoniecznie legalnych. Więc znam twój ból. - Czuła się w obowiązku, by również mu się zwierzyć. Uznała, że skoro on otworzył się przed nią, powinna zrobić to samo. Chociaż odrobinę. - Może szukamy partnerów w złych miejscach? Może najpierw powinniśmy sprawdzać czy ktoś z nich nie uczęszcza do grup wsparcia? Wiesz, dla nimfomanów, ćpunów czy alkoholików. - Rozejrzała się po osiedlu. Chociaż niedawno się tutaj wprowadziła, wolała się upewnić czy jej nowa kryjówka nie została odkryta.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ruszyła tuż za nim, dzwoniąc kluczami. Musiała się nieco skupić, by trafić nimi do zamka, ale w końcu jej się to udało. Nie było tu żadnej lampy, która mogłaby ułatwić całą sprawę jej zamroczonemu umysłowi.
    - Może powinniśmy uczęszczać na takie grupy, by znaleźć sobie partnerów? Wiesz, na grupę wsparcia dla hazardzistów, by wybrać sobie najlepszych kandydatów. Kto przegrywa więcej pieniędzy, wygrywa moje serce. - Parsknęła w odpowiedzi. Wcisnęła się przez drzwi, a potem przytrzymała je dla niego. Wiedziała, że światło nie działa na parterze od kilku dni. Dlatego w odruchu chwyciła go za nadgarstek, by móc go poprowadzić. Albo, by on mógł poprowadzić ją.
    - Zaraz się zapali. - Pocieszała go, kiedy wspinali się na kolejne piętra. Na pierwszym zaszczycił ich nikły blask psującej się żarówki. Na szczęście mieszkała na drugim i nie musieli przebywać długiej drogi w ciemności.
    - Musisz wybaczyć te wszystkie pudła, dopiero się przeprowadziłam. - Wpuściła go do mieszkania, z uwagą zamykając za sobą drzwi. Zapaliła łokciem światło, by rozjaśnić mu korytarz. Mieszkanie było niewielkie, a pudła z rzeczami walały się tu i tam. Salon służył jej za sypialnie, a niewielki pokój z łóżkiem był przechowalnią rupieci. Resztą była tylko kuchnia i łazienka. W zasadzie nigdy się nie rozpakowywała. Nie było takiej potrzeby, skoro po kilku miesiącach znowu się wyprowadzała.
    - Rozgość się. Napijesz się czegoś? - Zrzuciła z siebie buty i marynarkę, to drugie rzucając na szafkę.

    OdpowiedzUsuń
  34. Przewracała na niego oczami, kierując swoje kroki do kuchni. Cieszyła się możliwością stąpania po płaskim podłożu i każdy krok przyjmowała z ulgą.
    - Może trzeba sobie faktycznie dać spokój ze związkami? - Pogrzebała przez chwilę w lodówce i zamrażalce. Sobie wyciągnęła piwo, a jemu whiskey z szafki. Nalała mu jej do szklanki, zaraz dorzucając lodu. Resztę schowała na swoje miejsce, zabierając się do gotowania. Zakrztusiła się piwem na jego propozycję.
    - Nie ma mowy. - Podsunęła mu bardziej szklankę. - Nie zostawiaj tu auta. Nie mi. Widziałeś mój samochód? - Uniosła na niego brew, a potem poklepała blat kuchenny. - Siadaj. Napij się i zabierz stąd te kluczyki. To biedne auto nie zasługuje na takiego kierowcę, jak ja. Umarłabym ze stresu, musząc nim jeździć. Albo musząc mieć je pod kamienicą. Po dwóch dniach ktoś próbowałby je ukraść. Jak miałabym je ochronić? Sobą? - Wzdrygnęła się, kręcąc się po kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  35. Rzuciła mu groźne spojrzenie znad siekanej cebuli. Może nie było tak groźne, jak chciała, żeby było, ale przynajmniej próbowała.
    - Dominiiiiiic. - Niemalże zawyła. Przestąpiła z nogi na nogę, unosząc głowę do góry, by przewrócić oczami i oczyścić nos od zapachu tego przeklętego warzywa. - Doceniam twoją chęć pomocy. I dziękuję za nią z całego serca. I z chęcią przyjmę drugą ofertę, ale nie wsiądę do twojego auta jako kierowca. - Postukała się palcem w czoło, a potem zajęła się przygotowywaniem czegoś innego. - Chyba oszalałeś. Ten samochód jest wart więcej niż cała ta kamienica. I ja, kiepski kierowca, mam do niego wsiąść? - Parsknęła nieco histerycznym śmiechem. - Oboje wiemy, jak to się skończy. Ledwo dotknę drzwi i uderzy w niego meteoryt. - Wydała z siebie dźwięk, który miał symbolizować wybuch. - Chyba zaczynasz gadać głupoty z głodu. A jeśli chcesz mnie ponownie zobaczyć, wystarczy powiedzieć. - Okręciła się, rozglądając po szafkach. Gdzie ona położyła woka? - Oh, podasz mi go? - Wskazała na zgubę w jednej z przeszklonych szafek.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Komunikacja miejska nie jest zła. Jeździłam nią połowę życia. - Wskazała na siebie dumnie. - I jakoś żyje. Najlepiej nocą jeździć z gazem lub paralizatorem. Albo jednym i drugim. - Wzruszyła ramionami, jakby to nie była taka wielka rzecz. Jakby nie przeszkadzało jej, że może wpaść na bandę dziwnych osób.
    - Oh, dziękuję, jesteś taki łaskawy, chyba muszę cię karmić częściej. - Mrugnęła do niego, wrzucając wszystko na woka. Skupiła się na tym całą sobą, bo sama patelnia była chyba większa od niej. A wraz z jedzeniem była na pewno cięższa.
    - Pytasz, jakbyś chciał mnie zatrudnić. - Parsknęła śmiechem. Potem upewniła się, że dobrze stoi i o nic nie zawadzi, po czym podniosła nogę do głowy, robiąc jednocześnie szpagat na stojąco. Szybko ją opuściła, uśmiechając się do niego. - Ta-da. - Skłoniła się, wracając do gotowania.

    OdpowiedzUsuń
  37. Okręciła się w jego stronę i pchnęła go lekko w ramię, śmiejąc się przy tym. Pewnie, gdyby nie była wstawiona, nie wydawałoby się jej to takie zabawne. Ale towarzystwo Dominica działało na nią relaksująco, a przez to jego teksty nie były tymi, które by ją odrzucały.
    - Panu już dziękujemy. - Śmiała się dalej, wyciągając dla niego alkohol. - Nalejesz sobie? Nałożę nam jedzenie, żebyś mógł nadrobić braki w organizmie. - W skupieniu przekładała wszystko z woka na talerze. Starała się nie zrobić przy tym syfu. Nie chciało jej się sprzątać.
    - Nauczyłam się tego stosunkowo niedawno. Nie miałam okazji spróbować. - Złapała w obie dłonie ich talerze i wskazała mu przejście do salonu. - Ale miałam już okazję kopnąć kogoś w twarz. - Pochyliła się nad blatem i zgarnęła butelkę whiskey, przytrzymując ją między przedramieniem, a brzuchem.
    - Zjedzmy tam. Tam jest wygodniej. - Zapewniała go.

    OdpowiedzUsuń
  38. Postawiła wszystko na niewielkiej ławie, a potem usadowiła swój tyłek na podłodze. A raczej na miękkim dywanie. Chociaż za niego lubiła to mieszkanie. Mogłaby nawet na nim spać.
    - Nigdzie nie mieszkam długo, nie lubię siedzieć w miejscu. - Podsunęła mu talerz i widelec, a sama zawinęła się w swoim kącie. Starała się wierzyć w to, co mówiła. Chociaż prawda była taka, że marzyła o tym, by móc gdzieś zamieszkać na stałe. Znaleźć stałą pracę i stanowisko, które będzie jej odpowiadać. Przestać uciekać. W zasadzie przyłapała się na tym, że marzy o tym, by Adam w końcu zmarł.
    - Twoja praca musi być ciężko, co? - Spojrzała na niego współczująco. - Tyle rzeczy na głowie, ciągle jakieś sprawy do załatwienia? - W barmańskim odruchu uniosła się i dolała mu whiskey. Teraz nie brakło jej rąk. - Chyba ci w niczym nie przeszkadzam? Nie miałeś niczego ważnego do załatwienia? - Wcisnęła sobie makaron do ust, zaraz uśmiechając się z ulgą. - O boże, jedzenie. - Przymknęła oczy z zadowolenia.

    OdpowiedzUsuń
  39. Cofnęła się szybko do kuchni po swoje piwo. Po drodze włączyła telewizję, wracając na swoje miejsce na podłodze. Usadowiła się tam z uśmiechem.
    - Skoro jesteś tak kiepski w szukaniu towarzysza życia, jak ja, nie myślałeś o tym, żeby mieć psa? - Zerknęła na niego znad talerza, zapijając piwem. - Zabijałby chociaż trochę tą nudę. Zjadałby twoje buty i wkurzał, ale cieszyłby się na twój widok jak nikt inny. Sama już dawno miałabym jakiegoś, ale większość wynajmujących nie zgadza się na zwierzęta. - Zrobiła na chwilę smutną minę. Szybko ją zmieniła, bo miała tu pocieszenie w jedzeniu i alkoholu. I w nim.
    - Posiedzę tu góra kilka miesięcy. W najlepszym wypadku. - Wzruszyła ramionami. Udawała, że dla niej to nic wielkiego. Naprawdę wkurzało ją to niemiłosiernie i spędzało sen z powiek. - Ewentualnie kilka tygodni. A co, chcesz wynająć to mieszkanie po mnie? - Mrugnęła do niego.

    OdpowiedzUsuń
  40. Spojrzała na niego powoli, zaraz mrużąc oczy.
    - Nie wyglądasz, jakbyś miał psy. Wiesz, zero sierści na ubraniu. Zero przypadkowych zniszczeń przez zęby. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Wybacz, nie wiedziałam, że już masz. Cóż, będę zaszczycona, jeśli kiedyś dasz mi je wyprowadzić. Albo chociaż rzucić im piłką czy patykiem. - Zerknęła na telewizję, przyciszając ją nieco. - W pracy mam wystarczająco dużo ludzi, którzy mnie ignorują. Psy tego nie robią, chociaż nie mają pojęcia, co do nich mówimy. - Zamyśliła się na chwilę. Zaraz sięgnęła po piwo, by wybić sobie wszelakie przemyślenia z głowy.
    - Owszem, męczy. Tylko na początku. - Tłumaczyła sobie w głowie, że to nic takiego. Żaden problem. - Idzie się przyzwyczaić. A znajomych mam stałych, rzadko kiedy nawiązuję nowe znajomości. Ciągła zmiana pracy też nie jest problemem. Dopóki żyjesz z dnia na dzień, wszystko jest łatwiejsze. - Ostatnie zdanie było prawdą. I ono pomagało jej przetrwać ten chory tryb życia, który musiała prowadzić. - Przestałam planować swoje życie dawno temu, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie ma to żadnego sensu. - Spojrzała mu w oczy, licząc, że choć trochę ją zrozumie. I licząc, że on – jak Roy - nie zobaczy w nich wołania o pomoc.

    OdpowiedzUsuń
  41. - Pewnie to magia. - Stwierdziła rozbawiona. - Rzuciłeś zaklęcie na psy, żeby nie zostawiały nigdzie sierści. Bardzo mądrze z twojej strony. - Podniosła się powoli, wyciągając rękę po jego pusty talerz. Zamierzała zanieść je do kuchni, by nie robić tutaj jeszcze większego bałaganu. I żeby zapach jedzenia przestał się unosić w powietrzu.
    - Chyba na tym polega życie. - Zawołała do niego z kuchni. - Jednego dnia czujesz się niezniszczalnym, a kolejnego ono przypomina ci, że nieważne kim jesteś i jaki jesteś, masz ograniczoną datę ważności. - Wyciągnęła sobie kolejne piwo ze świadomością, że po nim już będzie senna. W końcu piła już trochę, więc nauczyła się rozpoznawać, kiedy nadejdzie osłabienie.
    - Nałożyć ci jeszcze? - Wychyliła się zza futryny. Nawiązała z nim kontakt wzrokowy, co od razu przywołało lekki uśmiech. - Czy może chcesz napić się czegoś innego? Mam jakiegoś taniego szampana, piwa i wina. Nic więcej. - Wiedziała, że to i tak jest dużo, jak na nią. Chyba powinna zacząć podejrzewać u siebie alkoholizm. - Sama tego nie wypiję, a gości miewam rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Myślałam, żeby upili się już przy następnym razie. Zawsze możemy ustalić, że przed ślubem widzieli się kilkakrotnie, a my po prostu nie opisałyśmy tych sytuacji. Możemy dorzucić do porannego kaca obawy o ciążę (oczywiście w niej nie będzie), ale wiesz, oni nie muszą być tego tacy pewni. Przecież nie będą pamiętali czy uprawiali seks, czy nie. A jeśli tak, to czy robili to z zabezpieczeniem, czy nie pękło. Żadna presja, tylko rzucam. :P]

    Cofnęła się do kuchni, by przynieść mu to piwo, o które prosił. Miała nadzieję, że kiedy wypiją jej zapasy, będą na tyle wstawieni, że nie ruszą po kolejne do sklepu. Nocne wychodzenie nie było bezpieczne w tej dzielnicy. A na pewno nie było bezpieczne dla pijanych.
    - Tak? - Zapytała, wracając do salonu. Otworzyła mu butelkę i mrugnęła do niego. - Pewnie znasz zaklęcie na to, jak rozpalić kobietę. Coś w stylu: „Hokus-pokus, czary-mary, a ja jestem bardzo dziany”. - Aż odłożyła butelkę na bok, by nie rozlać piwa ze śmiechu. - Wybacz, nie chciałam, żebyś poczuł się urażony. To tylko żart. - Otarła łzy rozbawienia, zaraz robią przepraszającą minę. Cieszyła się, że może żartować przy nim z różnych rzeczy, ale wiedziała, że on, jak każdy inny człowiek, może mieć swoje granice. Nie chciała ich przekroczyć. Nie chciała urazić kogoś, kogo lubi.
    - Jeśli mnie zaprosisz na degustację, chętnie wpadnę. - Odetchnęła, kiedy piwo okazało się być przyjemnie chłodne. - Mogę śmiało powiedzieć, że nie mam rodziny. A nawet, jeśli mam, nie wiem, że istnieje. - Zaczęła bawić się etykietą z butelki. - Radzę sobie sama.

    OdpowiedzUsuń
  43. [To tylko obawy o ciążę, nie będzie żadnej. Też jej nie chcę. Nie u głównej postaci, może być u jakiejś pobocznej. :D]

    Zaśmiała się głośno.
    - To było straszne. - Parsknęła głośniej. - A jeszcze straszniejsze jest to, że są kobiety, które na to lecą i pozwalają się traktować przedmiotowo, byleby mieć dostęp do bogactwa. - Tutaj westchnęła ciężko, zdruzgotana losem ludzkim.
    - Nie mogę mieć w tym mieszkaniu zwierzaka, właściciel się nie zgadza. - Skrzywiła się na samą myśl o tym. - Ale dzięki temu będę odwiedzać ciebie i twoje psy. Pomyśl o tym. - Poruszyła brwiami w zachęcie. - Ty tu mi oferujesz pożyczenie auta, a mi wystarczy głaskanie psa. - Parsknęła, wskazując na siebie palcem. - Zresztą, czemu mam pić z psem, skoro wcześniej zapowiedziałeś, że od teraz pijemy razem? - Zauważyła celnie.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Ktoś Ci zasłonił pomysły na głównej. :P Jakby nie patrzeć, trochę chamsko. :P
    Zaproponowałabym siebie do kolejnego wątku, ale jeszcze mną rzygniesz. xD]

    - Może nikomu nie oferuj pomocy finansowej? Ani swoich wpływów? - Zerknęła na niego, rozciągając się na dywanie z jękiem zadowolenia. W końcu jej plecy mogły odpocząć. - Wiesz, czasami lepiej być sknerą. Brzmi strasznie, ale jest w tym trochę prawdy. - Zaczęła stukać palcem w butelkę w mimowolnym odruchu.
    - Myślisz, że dziwnym będzie, jeśli będę wyprowadzać rybkę na spacery? - Podniosła na niego spojrzenie, śmiejąc się cicho. - Może moja rybka będzie lubiła podróże, kto wie? - Musiała włożyć trochę wysiłku w to, by napić się na leżąco i nie udławić. - Myślę, że moglibyśmy nimi być. Chcesz iść ze mną na terapię? - Starała się posłać mu uroczy uśmiech, by go do tego przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  45. [Jestem za Gangsterskim Marvelem. Wzięłabym Thora i Lokiego, ale ostatnio naczytałam się nordyckiej mitologii (a także naoglądałam God of War), gdzie Thor był chujkiem i już nie mogę na niego inaczej spojrzeć. Obecnie naoglądałam się też Thorów, Iron Menów, X-menów i Avengersów, przez co mnie nosi na wątek w podobnej tematyce. :P]

    - Za bogatego sknerę. I za tego biednego też. - W drugim zdaniu mówiła bardziej o sobie. W końcu w porównaniu do niego, była biedna. Ale tylko w porównaniu do niego. Bo, jeśli do innych, mogłaby powiedzieć, że jej fundusze wchodzą na poziom średni.
    - Szczury mnie brzydzą. Ale ten twój musiał być bardzo przyjazny i kochany. Musiał być miły, mimo tych dzwonów, którymi pewnie stukał o podłogę. - Przyznała szczerze. - I przeraża mnie to, że nie wiem, jak się nimi zajmować. Dlatego zdecydowanie bardziej wolę ten pomysł z rybką. Ją mogę zjeść w dobie kryzysu. Albo dolewać jej wódki do wody. - Wiedziała, że to głupi pomysł, ale właśnie takimi się obrzucali.
    - Dzięki tobie nie będę samotnym alkoholikiem. - Poklepała go po przedramieniu, bo tylko do niego dosięgała z podłogi.

    OdpowiedzUsuń
  46. [Ewentualnie może być jeszcze to z Kosmitą. Mam stworzoną kartę (ale nie była ona użyta), którą możemy się wzorować, ktokolwiek będzie chciał prowadzić owego kosmitę.
    Co wolisz? Gangsterski Marvel czy owego Kosmitę? W Marvelu będziemy mogły stworzyć wiele postaci, tzn. nawet pozwolić sobie na prowadzenie wątku podwójnego, jeśli to dobrze obmyślimy. Z drugiej strony, oby nam się tego zbyt dużo nie zrobiło, bo rzeczywiście skończą nam się pomysły i chęci na pisanie ze sobą. :D]

    - Moja ciotka miała kiedyś kota. - Przypomniała sobie nagle. - Był bardzo stary i zmęczony życiem, a co za tym idzie, był bardzo miły. Lubił się przytulać i jeść. - Upiła kolejnego łyka, rozkoszując się rozluźnieniem, jakie zapanowało w jej organizmie. - Kiedyś, z powodu starości, nie zdążył wyjść z klatki, by się załatwić. Wiesz, nie wytrzymał. - Skrzywiła się na wspomnienie tego białego kota. - Pech chciał, że zrobił to na oczach sąsiada i to prawie pod jego drzwiami. Ciotka nie zdążyła dobiec, by po nim posprzątać, a sąsiad kopniakiem zrzucił go z reszty schodów. Zmarł na miejscu, jego stare ciało nie wytrzymało. - Ciotka była przez chwilę jej macochą. Nie mogła znieść śmierci swojego kota i wielu innych rzeczy, więc odeszła. - Po tym incydencie ojciec nie pozwalał mi na zwierzęta. - Wzruszyła lekko ramionami. - Ale może poradzę sobie z rybką. Z tobą sobie radzę. - Pokazała mu język w bardzo dojrzałym geście.

    OdpowiedzUsuń