Życie w slumsach nie było łatwe. Tu każdy dzień był walką o przetrwanie. Tutaj każdy musiał przynależeć do jakiegoś gangu, żeby miał kto się za nim wstawić. Czarnuchy trzymały z czarnuchami, meksykańce z meksykami, a bali z białymi. Tak było od dawna i miało tak pozostać już na zawsze. Kiedy twój brat trafia do więzienia i nie puszcza nawet pary z ust o tym, kto diluje, kto kręci biznesem i kto w tym siedzi zdobywasz szacunek na dzielnicy. Zack Evans żył tylko dzięki temu szacunkowi. Tylko, że nie zawsze ten szacunek jest w stanie ci pomóc. Nikt przecież nie opłaci twoich rachunków, nie nakarmi dzieci w domu ani nie kupi matce leków. Zack mógł dorabiać u sąsiada w warsztacie, ale to ie wystarczyło. Swojej drugiej pracy nienawidził prawie tak samo jak ludzi, których musiał obsługiwać. Rozpuszczone małolaty, które gówno wiedziały o życiu, bogate panienki ze swoimi o trzydzieści lat starszymi mężami i biznesmeni w drogich garniturach z kochanką u boku. Jak on ich wszystkich nienawidził. -Przepraszam. -Zaczął wycierać rozlaną kawę ze stolika i kartek. Zerknął na dziewczynę, która piszczała mu do ucha. Kolejna rozpieszczona lalunia, pomyślał. Gdyby mu nie zależało na tej pracy wylałby drugą kawę na jej różowym łbie to może nabrałby normalnego koloru. Ale trzeba było zacisnąć zęby i grać idiotę...
Życie w slumsach nie było łatwe. Tu każdy dzień był walką o przetrwanie. Tutaj każdy musiał przynależeć do jakiegoś gangu, żeby miał kto się za nim wstawić. Czarnuchy trzymały z czarnuchami, meksykańce z meksykami, a bali z białymi. Tak było od dawna i miało tak pozostać już na zawsze.
OdpowiedzUsuńKiedy twój brat trafia do więzienia i nie puszcza nawet pary z ust o tym, kto diluje, kto kręci biznesem i kto w tym siedzi zdobywasz szacunek na dzielnicy. Zack Evans żył tylko dzięki temu szacunkowi.
Tylko, że nie zawsze ten szacunek jest w stanie ci pomóc. Nikt przecież nie opłaci twoich rachunków, nie nakarmi dzieci w domu ani nie kupi matce leków. Zack mógł dorabiać u sąsiada w warsztacie, ale to ie wystarczyło. Swojej drugiej pracy nienawidził prawie tak samo jak ludzi, których musiał obsługiwać. Rozpuszczone małolaty, które gówno wiedziały o życiu, bogate panienki ze swoimi o trzydzieści lat starszymi mężami i biznesmeni w drogich garniturach z kochanką u boku.
Jak on ich wszystkich nienawidził.
-Przepraszam. -Zaczął wycierać rozlaną kawę ze stolika i kartek. Zerknął na dziewczynę, która piszczała mu do ucha. Kolejna rozpieszczona lalunia, pomyślał. Gdyby mu nie zależało na tej pracy wylałby drugą kawę na jej różowym łbie to może nabrałby normalnego koloru. Ale trzeba było zacisnąć zęby i grać idiotę...