Diana Hearst
25
absolwentka wydziału ekonomii na Cambridge/ córeczka tatusia - jedyne dziecko/ nie umie gotować/ nie umie śpiewać/ nie umie odpuścić sobie ciągłego konkurowania/ wegetarianka/ aktywistka/ brzydzą ją używki/ na starość planuje zainwestować w stadninę/
małżeństwo uważa za relikt przeszłości, jednak umowa z ojcem zobowiązuje/
Tony miał wielką nadzieję, że to wszystko było tylko snem. Bardzo, bardzo złym snem. Uszczypnął się nawet kilka razy, ale obrączka wciąż widniała na jego palcu. Cholera. A najgorsze było to, że czuł się naprawdę dziwnie w towarzystwie swojej... żony. Nie znał tej kobiety tak i sam już do końca nie był pewien, czy chce poznać. chyba będzie musiał zechcieć, skoro mają razem żyć. No ale zacznijmy od wspólnego mieszkania. Anthony początkowo nie sądził, że będą musieli razem za mieszkać, bo niby po co? Kochał swoje małe, przytulne mieszkanko w centrum Chicago i za żadne skarby świata nie chciał go opuszczać. Ta decyzja, jak wiele innych, została jednak podjęta bez jego zgody. Cóż, powinien się już do tego przyzwyczaić.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią tak, jakby co najmniej wyrosła jej druga głowa.
- Ja? Mam cię przenieść przez próg?
Oczywiście, że ty, idioto!
Ledwie powstrzymał się przed spytaniem "dlaczego?". Akurat tak się złożyło, że doskonale wiedział, dlaczego powinien przenieść ją przez próg.
- Dobra, skoro tego chcesz - wzruszył ramionami.
Odepchnął się od ściany i podszedł do niej. Pochylił się, objął ja tuż pod pośladkami i bez ceregieli przerzucił sobie przez ramię. Och tak, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie o to jej chodziło, no ale trudno. Przeszedł z nią przez próg i zatrzasnął za nimi drzwi, oczywiście nogą. Jakby nie było, to ręce miał zajęte. Nie chciał przecież przypadkiem upuścić swojej małżonki, prawda?
Prawda, Tony?
Mhm.
Postawił ją na środku ich wielkiego (jak dla Tony'ego zdecydowanie zbyt wielkiego) salonu i uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- I jak, zadowolona?
ukochany mężulek Antoś
Spojrzał na nią z wyrzutem, gdy zignorowała jego pytanie. A on tak bardzo dbał o jej komfort podczas tego przenoszenia przez próg, pff! Inny to by pewnie ją po tyłku zmacał, a on? On był grzeczny niczym eunuch, który może i by coś chciał, ale nie może.
OdpowiedzUsuńŚciągnął swój czarny płaszcz (musiał go założyć tylko ze względu na ten okropny garnitur - matka nie pozwoliła, by włożył kurtkę), zastanawiając się nad tym, czy może nie zignorować jej pytania.
Nie, Tony. Nie zachowuj się jak dziecko.
No i nie mógł go zignorować, bo był cholernie głodny. Rano nie zdążył niczego zjeść, bo zaspał (jak zwykle), a potem jakoś nie znalazł niczego, co mógłby wszamać.
- Pizza z salami, papryczkami jalapenos i oliwkami?
Zerknął na nią przez ramię, gdy wieszał swoją kurtkę. Po głębszym zastanowieniu zabrał jej płaszcz z krzesła i również go powiesił.
- Możemy zamówić dwie, jeżeli chcesz - mruknął, gdy dotarło do niego, że jego małżonka może nie lubić tego co on.
Wyciągnął telefon z kieszeni i przemierzył pokój. Usiadł na kanapie, która wydała się dziwnie wygodna, i wbił wzrok w Dianę.
- To na co masz ochotę?
Po raz kolejny spojrzał na nią tak, jakby wyrosła jej druga głowa.
OdpowiedzUsuńWegetarianka? O matko... Ożenili go z wegetarianką. Toż to będzie tragedia. Tony nie był jakimś wielkim miłośnikiem mięsa, ale nie wyobrażał sobie życia bez nuggetsów, hamburgerów i bekonu. Jęknął w duchu. Jego rodzice naprawdę musieli go nienawidzić.
- Jasne. Na pewno nie chcesz żadnych dodatków? Żadnej zieleniny? Może kukurydzę, albo groszek? Paprykę... cokolwiek?
Oj Tony, zamów tę pizzę i będzie spokój. Gdyby chciała jakieś dodatki to na pewno by powiedziała.
Roześmiał się cicho, gdy do jego uszu dotarło burczenie. Szybko odnalazł numer do ulubionej pizzerii i zamówił dużą pizzę. Salami, papryczki i oliwki, a druga połowa margherita.
- Nie zostanę wegetarianinem - zastrzegł, po odłożeniu telefonu na mały stolik. Wątpił, by jego małżonka tego od niego oczekiwała, ale i tak wolał ją o tym poinformować. Był w stanie opuścić swoje ukochane mieszkanie na rzecz nowego, które teraz musi z nią dzielić, ale z mięsa nie zrezygnuje. O nie, nie ma mowy.
- Czy jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
Cóż, on pewnie powinien powiedzieć Dianie, że pali, ale... Powie to później, na pewno. O ile nie zapomni.
- Ani myślę przekonywać cię do jedzenia mięsa - mruknął, zadowolony z tego, że jego żona nie zalicza się do tych szalonych wegetarianek-ekolożek, czy jak się tam one nazywały. Zwał jak zwał.
OdpowiedzUsuń- Mieszkam sam od kilku lat. Musiałem nauczyć się gotować - dodał.
Tofu? Fuj. Nigdy by tego czegoś nie zjadł.
Uff, przesiadywanie w łazience był w stanie zaakceptować. Może jednak nie będzie tak źle, jak się wydawało?
Pokiwał lekko głową. Poszedłby razem z nią, ale było mu zbyt wygodnie na tej kanapie, by się ruszyć.
- Co? Niby dlaczego miałabyś spać na... - urwał, gdy dotarło do niego, dlaczego chciała spać na kanapie.
Nie, niemożliwe, nie mogli im tego zrobić. Na pewno nie.
Wręcz zerwał się z kanapy i podążył jej śladem. Jęknął cierpiętniczo, gdy rzeczywiście okazało się, że była tylko jedna sypialnia.
- Popieprzyło ich wszystkich - wymamrotał, oczywiście sam do siebie.
Co z tego, że łóżko było wielgachne? Przecież wiadome było, że i tak razem spać nie będą. Ich rodzice powinni to wiedzieć.
Wyciągnął telefon i odszukał nieprzeczytaną wiadomość, którą dostał od matki tuż po tym, jak zakończył się to całe przedstawienie, a oni pojechali do nowego domu.
Nie zapomnijcie o skonsumowaniu małżeństwa. No jaka normalna matka wysyła takie smsy swojemu synowi?
Zerknął na Dianę i podał jej telefon, by również mogła zapoznać się z treścią tej jakże cudownej wiadomości.
Ostrożnie podszedł do łóżka (zachowywał się trochę tak, jakby bał się, że to łóżko może go zaatakować) i usiadł na jego skraju. Potem się położył i pomachał zwisającymi nogami. To łóżko było na tyle wysokie, że nawet on, ze wzrostem metr dziewięćdziesiąt, poczuł się maleńki. Jego nogi zwisały. Zwisały!
- Całkiem wygodne. Czuję się trochę jak księżniczka na ziarnku grochu. Nie wiem tylko, czy to dobrze, czy źle.
Zastanowił się przez chwilę.
- Chyba lepiej żebym czuł się jak książę, a nie księżniczka, co?
- Moja matka nie ma za grosz poczucia humoru. Ona w ogóle nie wie co to jest.
OdpowiedzUsuńZmarszczył brwi, podnosząc się na łokciach. Czyżby coś przegapił?
Zanim jednak zdążył o cokolwiek zapytać, tej dziwnej kobiety w sypialni już nie było.
Opadł z powrotem na pościel i ciężko westchnął.
To małżeństwo będzie kompletną klapą.
Zmusił się do tego, by się podnieść i ruszyć na poszukiwania szanownej małżonki.
- Zacznijmy od tego, że nie zamierzam z tobą rozliczać podatków. Ani dla ciebie, ani dla mnie nie będzie to opłacalne - zaczął, siadając na oparciu kanapy. - Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęłaś pomysł, że chcę z tobą spać i mam zamiar cokolwiek próbować. Nie chciałem tego małżeństwa tak samo jak ty.
Poklepał ją po nodze (a przynajmniej tak mu się wydawało, że to noga - w tym kokonie ciężko było cokolwiek rozpoznać) i wstał, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
Poszedł otworzyć, a już po chwili wrócił z wielką pizzą.
- No nie bocz się już, księżniczko. Obiadokolacja przyjechała.
Postawił pudełko z pizzą na stoliku i poszedł do kuchni po jakieś talerze. Po drodze zgarnął jeszcze butelkę coli oraz dwie szklanki.
- Jutro zorganizuję sobie jakieś łóżko i wstawię je do mojego biura, może się zmieści. A dziś to ja prześpię się na kanapie, łóżko jest twoje.
A jak, niech zna jego dobroć! Przynajmniej będzie mógł sobie w nocy pooglądać jakieś kryminalne seriale na dużym telewizorze w salonie.
Wziął sobie kawałek pizzy i rozsiadł się wygodnie na fotelu.
Coś nieprzyjemnie ścisnęło go w piersi, gdy spojrzała na niego załzawionymi oczami. Cholera, nie lubił jak ktoś płakał w jego towarzystwie. Zawsze bał się, że zrobi coś złego, co jeszcze tylko pogorszy sytuację. Jego matka płakała za każdym razem, gdy tylko chciała wyciągnąć od niego jakieś informacje. Prawie zawsze się poddawał.
OdpowiedzUsuńZdążył już pochłonąć dwa kawałki ze swojej części, gdy do jego uszu dotarł jej głos.
- Spoko. Nie masz za co przepraszać. Jest ok. Rozumiem cię, w pewnym sensie.
Odłożył niedojedzony, trzeci już kawałek na talerz i podniósł na nią wzrok.
- To łóżko jest ogromne, ale jak będziesz chciała to możemy nawet oddzielić się od siebie poduszkami - spróbował zażartować, choć chyba niezbyt dobrze mu to wyszło. No nic, trudno.
Podziękował cicho, biorąc od niej szklankę. Upił kilka łyków coli.
- A co do tego smsa od matki... Nie przejmuj się tym. Nie żyjemy w średniowieczu. Nie musimy - zawahał się, ale zaraz wydusił z siebie: - tego robić. Przecież nikt nas do tego nie zmusi.
Boże, od kiedy to wstydził się rozmawiać o seksie? Tragedia.
Chciał dodać coś jeszcze na temat średniowiecza, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
OdpowiedzUsuńNie bądź chamem, Tony [hm XD]. To w końcu twoja żona, czy tego chcesz, czy nie.
Czuł się tak, jakby lada chwila miał się zarumienić. Jeszcze większe upokorzenie, a co! Jak się bawić, to się bawić.
Opróżnił szklankę, a potem dojadł kawałek pizzy. Po głębszym zastanowieniu postanowił zjeść jeszcze jeden. Co jakiś czas zerkał w stronę Diany, która wyglądała, jakby powoli zaczęła zasypiać. Odchrząknął nawet, żeby się upewnić, czy już zasnęła.
Zero odzewu. Nic. Null. Zero.
Super.
Przez chwilę zastanawiał się, czy może nie włączyć telewizora. Ostatnio przegapił kilka odcinków NCIS Los Angeles, trzeba by to nadrobić. Cały jego plan poszedł w łeb, gdy sięgając po pilota zerknął na swoją żonę. Westchnął, rezygnując z oglądania telewizji.
Posprzątał talerze i zaniósł pudełko z resztką pizzy do kuchni. Po drodze do łazienki zajrzał do salonu, by sprawdzić czy śpiąca królewna się obudziła, ale nie. Wciąż spała. W wielkiej garderobie jakimś cudem udało mu się odnaleźć swoje spodnie dresowe, w których zazwyczaj spał, a potem poszedł pod prysznic.
Po prysznicu i umyciu zębów pozbierał wszystkie poduszki, jakie tylko znalazł i ułożył je na łóżku niczym mur berliński.
Wrócił do salonu i pochylił się nad Dianą.
- Wstawaj, księżniczko - mruknął, potrząsając lekko jej ramieniem. - Idź się połóż do łóżka.
Uśmiechnął się jednym kącikiem ust i wzruszył ramionami. Odprowadził ją spojrzeniem, a potem udał się do swojego biura. Albo raczej do pomieszczenia, które tym biurem miało dopiero zostać. Wszystkie jego dokumenty, książki i jakieś osobiste rzeczy były w pudełkach i grzecznie czekały, aż Tony się nimi zajmie. Mógł pozwolić na to, by ktoś zajął się ułożeniem jego ubrań, ale nie pozwolił, by ktoś ruszył właśnie te rzeczy. No i laptop... Gdzieś tutaj powinien być także jego laptop. A nawet dwa. Jeden służbowy, a drugi prywatny.
OdpowiedzUsuńDla niego było jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, by się kłaść, więc postanowił to wszystko ogarnąć.
Usiadł na podłodze i zajrzał do pierwszego pudła. Służbowe dokumenty, ble. To zostawi sobie na jakiś inny dzień.
Zajrzał do drugiego i zaraz go odstawił na bok. Panu również już podziękujemy.
Panu? Boże, Tony...
W następnym pudle były książki, które oczywiście zainteresowały go bardziej niż papiery z pracy. Miał mnóstwo książek i wiedział, że wszystkie się w biurze nie pomieszczą. Może uda mu się je gdzieś upchnąć w sypialni? Anthony uwielbiał zarówno czytać, jak i pisać. O tym drugim widziała jednak jedynie garstka osób.
W końcu zrezygnował z tego niezwykle zajmującego zadania i postanowił pójść do sypialni. Po drodze pogasił wszystkie światła i upewnił się, że drzwi są zamknięte. Cóż, taki nawyk.
Wkroczył do ich wspólnej sypialni z laptopem pod ręką.
- Nie możesz zasnąć? - spytał, gdy dostrzegł, że wbrew jego przypuszczeniom, jeszcze nie śpi.
Zgasił górne światło i zapalił dwie małe lampki, a potem ułożył się wygodnie po swojej stronie łóżka. Włączył laptopa. Musiał sprawdzić maile teraz, bo wcześniej nie miał na to ani czasu, ani ochoty.
- Jak będzie ci przeszkadzać, to mów - mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
Przerwał pisanie maila w połowie zdania. Zerknął na nią i skinął w stronę laptopa, niemo prosząc by dała mu kilka minut. Dokończył pisanie, wysłał, wylogował się z konta i zamknął laptopa.
OdpowiedzUsuńMilczał przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Szczerze? Nie mam pojęcia - odpowiedział, a jego głos był równie cichy co jej.
Gdyby zadało mu to pytanie kilka dni temu jego odpowiedź na pewno brzmiałaby "nie". Nawet by się nad tym nie zastanawiał. Ale teraz... Co, jeżeli to wypali? Co, jeżeli życie z Dianą okaże się lepsze od życia w samotności? Chyba trochę bał się odpowiedzi na te pytania, choć sam nie do końca rozumiał dlaczego.
Odstawił laptopa bezpiecznie na nocny stolik i obrócił się na bok, by móc na nią patrzeć.
- A chciałabyś żeby wypaliło? - spytał, przyglądając się uważnie jej twarzy. Wcześniej nawet się jej nie przyjrzał i nie dostrzegł, jak piękną kobietą jest. Nawet bez makijażu (tak, tak, serio). Nie był to co prawda typ urody, który lubił, ale musiał przyznać, że Diana miała to coś w sobie.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że zwyczajnie się na nią gapi i zrobiło mu się naprawdę głupio. Odchrząknął.
- Myślę, że jeżeli nie będziemy się starać, to nie wypali. Jeżeli sobie odpuścimy, to to... po prostu będzie trwać. I istnieć tylko na papierku.
Spojrzał na swoją dłoń i obrączkę na palcu. Czuł się z nią trochę dziwnie.
Z zafascynowaniem obserwował zmieniające się emocje na jej twarzy. Naprawdę było w niej coś takiego... wyjątkowego. Choć oczywiście nigdy nie powiedziałby tego na głos.
OdpowiedzUsuńZwyczajnie nie potrafił nie odpowiedzieć uśmiechem na jej uśmiech. Nigdy nie sądził, że uśmiechanie może być zaraźliwe.
Możliwe, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale nie dał po sobie niczego poznać. Jeżeli ona będzie się starać, to on także spróbuje.
Uniósł jedną brew, gdy się podniosła. Z jego gardła wydostał się jakiś cichy dźwięk, mający imitować zaskoczenie.
Mimo wszystko wciąż się uśmiechał.
Przekręcił się na plecy, ściągnął okulary i bezpiecznie odłożył je na szafkę, obok laptopa.
- Dobranoc, Di.
Po chwili i Tony zgasił lampkę po swojej stronie, a ich sypialnia zatonęła w ciemności.
Kręcił się chwilę (miał tak zawsze, gdy spał w jakimś obcym miejscu), ale w końcu udało mu się wygodnie ułożyć na brzuchu. Wtulił twarz w poduszkę, uśmiechając się w duchu.
Może jeszcze kiedyś podziękuje rodzicom za to małżeństwo. Może...
Obudził go jakiś bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Coś jakby dzwonek telefonu.
Jęknął głośno, zakrywając głowę poduszką. Skoro jego budzik jeszcze nie dzwonił, to było zbyt wcześnie, by wstać. Przynajmniej dla niego.
- Diana, wyłącz to! - wymamrotał, jeszcze bardziej zakopując się w pościeli.
Zasnął ponownie, gdy tylko budzik został wyłączony.
OdpowiedzUsuńŚnił o nuggetsach i hamburgerach, które posiadały małe nóżki, dzięki którym mogły przed nim uciekać. A on goniąc je uciekał przed wielkimi brokułami oraz pomidorami, które również posiadały te maleńkie, niezwykle śmieszne nóżki.
Diana obudziła akurat w momencie, gdy w końcu udało mu się złapać jednego hamburgera. Już prawie się w niego wgryzał...
Jęknął cicho, przewracając się na plecy. Że też musiała obudzić go akurat w takim momencie.
Otworzył najpierw jedno, a potem drugie oko.
- Jajka? Czyje jajka? - wymamrotał niezrozumiale, ponownie przymykając powieki.
Otworzył je jednak bardzo szybko, gdy dotarł do niego sens słów Diany. Zrobiła mu śniadanie. Diana zrobiła mu śniadanie.
Czy to jakiś podstęp?
Przetarł dłonią twarz i spróbował na nią spojrzeć. Diana była jedną wielką plamą, tak jak i cała reszta pomieszczenia. To cud, że był w stanie odróżnić ją od mebli.
Podniósł się, odrzucając kołdrę na bok.
- Która godzina? - spytał, sięgając po okulary.
Nasunął je na nos i odetchnął z ulgą, gdy wszystko wróciło na swoje miejsce, a jego żona nie była już tylko plamą. Zerknął na zegarek i przeżył szok, gdy zauważył, że dopiero dochodziła dziewiąta. Dziewiąta!
Już chciał powiedzieć jej, że to dla niego zdecydowanie zbyt wcześnie (zwłaszcza, że dostał kilka dni wolnego z racji ślubu i najchętniej spędziłby je na spaniu), ale wtedy przypomniał sobie, że wspominała coś o śniadaniu.
Podniósł się i przeczesał dłonią swoją rozwichrzoną fryzurę.
- Więc... śniadanie?
Uśmiechnął się jednym kącikiem ust i podążył za nią do kuchni. Zmarszczył brwi, gdy wywąchał bekon. Bekon?!
- Usmażyłaś dla mnie bekon? - spytał z niedowierzaniem, spoglądając na talerz z jedzeniem. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że powinien jej przecież podziękować. Usiadł przy stole i przeniósł swoje spojrzenie na Dianę.
- Dziękuję. Nie spodziewałem się, że zrobisz mi śniadanie - powiedział i ugryzł kawałek tosta. - To naprawdę miłe z twojej strony. A ty... co będziesz jeść? Mogę się z tobą podzielić jajkiem. Ewentualnie tostem - uśmiechnął się szeroko.
- Nie wszyscy. Ty nie lubisz - zauważył, uśmiechając się trochę krzywo. Wciąż nie za bardzo mógł uwierzyć w to, że jego żona jest wegetarianką.
OdpowiedzUsuńWzruszył lekko ramionami i zajął się swoim śniadaniem. Wszystko byłoby super, gdyby dodała trochę soli... Przypomniał sobie, że nie powinien narzekać. Żona zrobiła dla niego śniadanie, powinien skakać z radości i wdzięczności, a nie narzekać.
Oczywiście, gdy tylko odwróciła się do niego tyłem, to sięgnął po sól.
- Ten sok też jest dla mnie? - spytał, wskazując na szklankę soku pomarańczowego.
Swoją drogą - Tony uwielbiał cytrusy.
Poczekał tylko na potwierdzenie, a potem opróżnił prawie całą szklankę za jednym zamachem.
Cisza trochę go dobijała, ale sam nie do końca był pewien, jak powinien zacząć rozmowę. Chyba powinien przeczytać poradnik dobrego męża, czy jak to się tam nazywało. Dostał tę książkę od swojego brata, gdy tylko wszyscy dowiedzieli się o ślubie. To miał być żart. Ha. Ha. Ha.
Podniósł się i wstawił brudne naczynia do zmywarki.
Oparł się tyłkiem o blat i wyjrzał przez okno. Przydałoby się coś powiedzieć...
- Co chciałabyś na obiad? - spytał, ani na chwilę nie odrywając wzroku od widoku za oknem.
Skoro Diana przygotowała dla niego śniadanie, to logiczne było to, że powinien jej się zrewanżować. Chociażby obiadem.
- Masz jakieś swoje ulubione danie? Błagam, żeby to tylko nie było nic z tofu! Nie przełknąłbym tego. Wszystko, tylko nie tofu, ok?
Uniósł jedną brew, wpatrując się w nią i czekając na odpowiedź. Nie sądził, że może ją tym zaskoczyć. To prędzej ona zaskoczyła jego, robiąc mu śniadanie, które swoją drogą było całkiem niezłe.
OdpowiedzUsuń- Okej, Indyjskie jedzenie. Zobaczę co da się zrobić.
Tony również lubił ostre rzeczy (jakby to dziwnie nie brzmiało - stop, tylko on miał skojarzenia). Będzie musiał poszukać jakichś przepisów na coś indyjskiego, bo jeszcze nigdy niczego takiego nie gotował. Zawsze musi być ten pierwszy raz, nie?
Jak mu nie wyjdzie to zrobi sałatkę, o.
I doda do niej chili.
Skrzywił się.
- Nie. Nie chcę nawet myśleć o tofu, błagam cię.
Dopił, teraz już zimną, kawę.
- Wychodzisz gdzieś? - spytał, bawiąc się pustym kubkiem.
Nurtowało go to już od kilku minut. No bo po co miałaby się malować, skoro nie chciała nigdzie wyjść?
Cholera, a może to on powinien ją gdzieś zabrać?
Naprawdę kiepski z niego mąż. Nie ma co się oszukiwać, mysląc inaczej.
- Ja... mam wolne od bardzo dawna i chciałem trochę odpocząć, posiedzieć w domu. Nie masz nic przeciwko temu?
Żadnego tofu, nigdy przenigdy!
OdpowiedzUsuńMożliwe, że byłby skłonny zrezygnować z jedzenia mięsa, ale nigdy nie polubiłby tofu. Może kiedyś opowie Dianie, dlaczego ma do niego taką awersję.
Pokiwał głową na znak, że rozumie. Jemu było wszystko jedno, czy Di zostanie, czy wyjdzie z domu. Oby tylko on nie musiał wychodzić razem z nią. Przynajmniej dzisiaj.
Również wzruszył ramionami, bo nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Stał tak dalej, ani trochę nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Ach tak, miał odpocząć.
- To ja... - odchrząknął, by zwrócić jej uwagę na siebie. - Jak coś to będę w sypialni.
Posłał jej ostatnie spojrzenie, nim zgarnął butelkę coli, którą otworzyli wczoraj i poszedł do sypialni, po drodze zgarniając z biura swój prywatny laptop.
Usiadł na łóżku, ale po chwili zastanowienia poszedł do łazienki umyć zęby.
Kurde, musiał zapalić.
Jeżeli chciał zapalić, to musiałby się ubrać i pójść na balkon, a był na to chyba zbyt leniwy.
Trudno.
Umył zęby i wrócił do sypialni. Ułożył się wygodnie po swojej stronie łóżka i odpalił laptopa.
Może uda mu się napisać kilka rozdziałów swojej kolejnej powieści.
Wena go opuściła i nie był w stanie napisać nawet kilku zdań.
OdpowiedzUsuńZła, okrutna i obrzydliwa wena.
Przeczytał to, co udało mu się do tej pory napisać i wprowadził kilka poprawek. Potem przeczytał kilka maili od swojego wydawcy. Skończyło się na tym, że zaczął oglądać filmiki na youtube.
Przysypiał, gdy dotarł do niego głos jego szanownej małżonki, o której istnieniu zdążył już nawet przez te pół godziny zapomnieć. Oj okropny z niego mąż, okropny.
Zamknął laptopa i odstawił go na podłogę tuż pod oknem (by nikt przypadkiem na niego nie nadepnął). Przeciągnął się i wyszedł z sypialni.
- Wolę kawę - mruknął, wchodząc do kuchni.
Wyciągnął z szafki swój ulubiony kubek ze Scooby Doo.
- Ogólnie to nie przepadam za herbatą. Lubię tylko owocową. Jeżeli już muszę pić zwykłą, to zawsze dodaje do niej dużo cytryny. Każdego dnia wypijam kilka kubków, oczywiście bardzo słabej, kawy. Tylko ta pierwsza, którą piję rano musi być mocna.
Zmarszczył brwi. Po co on to w ogóle powiedział?
Wsypał dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej do kubka.
Hmm, chyba chciał, żeby żona poznała go choć trochę. On oczywiście również chciał poznać ją, a jak.
- A ty co lubisz pić? - spytał, wciąż będąc zwróconym do niej tyłem.
Zignorował jej złośliwy uśmieszek, ale postanowił sobie, że już nigdy więcej się przy niej tak nie rozgada. O nie.
OdpowiedzUsuńWoda się zagotowała, więc zalał najpierw jej herbatę, a potem swoją kawę.
Kątem oka przyglądał się jej poczynaniom, zastanawiając się co ona, do licha, robi.
Nigdy nawet mu przez myśl nie przeszło, że ktoś może mieć taką kolekcję herbaty.
Herbaty!
- Wow - wykrztusił w końcu z siebie. - Naprawdę musisz lubić herbatę.
Nie wiedział, co więcej powinien powiedzieć.
Cholera, cholera...
Dzwonek do drzwi chyba go uratował. Uśmiechnął się do Diany i poszedł otworzyć. Nie spodziewał się, że osobami, które ujrzy będą...
- Mama? Pani Hearst?
Zamrugał kilka razy, ale nie, jego matka wcale nie zniknęła. Stała tam z tym swoim szerokim uśmiechem a przed sobą trzymała blachę z jakimś ciastem.
Tony odsunął się od drzwi, by przepuścić obie kobiety.
- Diana, mamy gości! - krzyknął, zatrzaskując za nimi drzwi.
Matka oczywiście podskoczyła, a potem posłała mu karcące spojrzenie. Zupełnie tak, jakby miał dziesięć lat. Ekstra.
Już otwierał usta żeby zapytać, po co przyszły (oczywiście zrobiłby to w kulturalny sposób), ale mamusia go ubiegła.
- Pomyślałyśmy, że wpadniemy i upewnimy się, że u was wszystko w porządku - powiedziała, lustrując syna krytycznym spojrzeniem. - Anthony, mógłbyś się ubrać. Wyglądasz tak, jakbyś dopiero co wyszedł z łóżka.
Tony wywrócił oczami, zabrał od matki blachę z ciastem i zniknął w kuchni.
- Tylko nie myśl, że to ciasto upiekła moja matka - mruknął, stawiając blachę na blacie.
OdpowiedzUsuńTony wątpił, by jego matka kiedykolwiek coś ugotowała. Chyba zawsze w pobliżu miała kogoś, kto robił to za nią. Nawet wody na herbatę, czy kawę nie wstawiała sama.
Spojrzał na Dianę i uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Zawsze możemy od nich uciec - wyszeptał. - Wystarczy jedno słowo, pamiętaj.
Nim zdążył zastanowić się nad tym co robi, splótł razem ich palce i ścisnął jej dłoń.
- Damy radę, Di. Ty zrób kawę, albo herbatę, a ja pokroję ciasto. Potem je przegonimy. Coś się wymyśli.
Jeszcze raz ścisnął jej dłoń i posłał jej łagodny uśmiech. Puścił jej dłoń i odwinął folię.
Mmmm... szarlotka, jego ulubiona.
Marie zawsze wiedziała co ugotować, bądź upiec, by poprawić mu humor i sprawić, by jego dzień stał się lepszy.
Pokroił ciasto (oczywiście nie całe, coś musiał sobie zostawić na wieczór) i ułożył je na talerzu, a resztę pysznej szarlotki schował na później.
Zerknął jeszcze na żonę, nim poszedł do salonu. Postawił talerz z ciastem na stole.
- Anthony...
- Nie mam czasu, mamo. Muszę pomóc Dianie - mruknął, kierując się z powrotem do kuchni.
- Najpierw się ubierz, synu!
Tony doskonale wiedział, że matka nie odpuści, więc dla świętego spokoju poszedł przebrać się w jakieś stare, ciemne jeansy i czarną koszulkę.
Wrócił do kuchni.
- Pomóc ci w czymś, Di? - spytał, uważnie obserwując krzątającą się po kuchni kobietę.
Wyglądała na naprawdę zestresowaną i trochę go to zaniepokoiło, choć sam nie wiedział dlaczego.
- Hej, zostaw to. Ja się tym zajmę - mruknął, podchodząc do niej.
OdpowiedzUsuńObok dwóch filiżanek postawił swój kubek z kawą oraz kubek z herbatą Diany. Poczekał aż woda się zagotuje, a potem wlał ją do dzbanka.
- Diana, na pewno wszystko w porządku? - spytał cicho.
Zdecydowanie nie wyglądała tak, jakby wszystko było w porządku, ale sam już nie wiedział, czy ma prawo pytać o powód.
- Obiecuję, że postaram się pozbyć ich jak najszybciej - dodał, nim wziął tacę i poszedł do salonu.
Po drodze odmówił oczywiście modlitwę, która miała uchronić go przed potknięciem się.
- Jak wam się podoba mieszkanie? - spytała jego matka, gdy Tony postawił tacę na stole.
Usiadł obok kobiety, która go urodziła, z którą nie łączyło go nic oprócz koloru włosów, i właśnie wtedy przypomniał sobie, że zapomniał o talerzykach na ciasto. Ojoj. No nic, trudno.
- Jest w porządku - odpowiedział, sięgając po swoją kawę.
Matka z pogardą spojrzała na jego kubek, ale na szczęście się nie odezwała.
- A sypialnia?
Tony wywrócił oczami, ale na jego ustach wykwitł kpiący uśmiech.
- Łóżko jest bardzo wygodne, prawda Diano?
Uniósł brew i spojrzał na swoją żonę z rozbawieniem w oczach.
- Och, to cudownie! - krzyknęła jego matka, lekko podskakując. - Pamiętajcie tylko, że teraz czekamy na wnuki - dodała.
Tony, który właśnie pił kawę, o mało co się nie zakrztusił.
- Wnuki?
Tony ledwie nad sobą zapanował. Chyba nie byłoby zbyt miło, gdyby się w takiej chwili zwyczajnie roześmiał, prawda?
OdpowiedzUsuń- Ależ oczywiście, że myślałem. Już nie mogę się doczekać małych szkrabów, biegających po naszym mieszkaniu - powiedział, a zaraz dodał: - Zmyliła mnie jedynie ta wielka paczka prezerwatyw, którą wczoraj znalazłem w szafce nocnej.
Zamrugał kilka razy i wydął lekko dolną wargę, spoglądając na swoją matkę. Kobieta przez chwilę wyglądała jak ryba, to otwierając to zamykając swoje idealnie pomalowane usta.
Tony był ciekaw, którego z jego braci o to oskarży.
Swoją drogą... może w szafce nocnej rzeczywiście były jakieś prezerwatywy? Jaka szkoda, że wczoraj tego nie sprawdził.
- To pewnie Danny ci je tam podrzucił - wykrztusiła w końcu.
- Tak właśnie myślałem - mruknął, kiwając głową.
Odstawił kubek i spojrzał na żonę.
- Trzeba będzie wywalić te prezerwatywy, żebym już nigdy więcej ich nie użył, skoro mamy się starać o dziecko - powiedział, starając się zachować poważny ton.
Był ciekaw, czy matka Diany już uznała go za wariata, czy jeszcze nie.
Zerknął na swoją teściową i wyszczerzył swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu (sztucznym, oczywiście).
- Wiedziałam, że się dogadacie! - wykrzyknęła jego matka, prawie rozlewając przy tym swoją herbatę.
Tony zauważył, że jego matka ostatnimi czasu bardzo dużo krzyczała. Może miała jakieś problemy ze słuchem? Hmmm...
Tony zastanawiał się, jak bardzo naiwną osobą musiała być jego matka. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego ojciec nigdy nie uwierzyłby w to przedstawienie.
OdpowiedzUsuńKąciki jego ust uniosły się w, tym razem szczerym, uśmiechu, gdy poczuł usta Diany na swoim policzku.
Czuł na sobie spojrzenie obu matek. Miał wrażenie, że czekają na coś... Tylko, do cholery, na co?
Objął Dianę ramieniem w pasie, przyciągając do siebie bliżej. Musnął palcami jej policzek, by następnie chwycić jej podbródek.
A potem przycisnął usta do jej ust i sam już nie wiedział, czy robi to po to, by ich matki na pewno uwierzyły w to, że udało im się dogadać, czy może robi to dla samego siebie.
Nie pogłębił pocałunku, a jedynie delikatnie muskał jej usta swoimi.
Odsunął się od niej i cmoknął ją jeszcze w policzek.
Przesunął się odrobinę w bok w stronę swojej matki, by zrobić jej miejsce na kanapie.
- Diano, musisz spróbować tej pysznej szarlotki. Zapewniam, że nigdy nie jadłaś i nie zjesz lepszej - powiedział, przerywając tym samym ciszę, która zapadła po tym, jak ją pocałował.
Nałożył jej kawałek ciasta na talerz, a potem jej go podał.
Nie miał pojęcia dlaczego, ale nie potrafił spojrzeć jej w oczy.
- Podjęliście już decyzję co do miesiąca miodowego? - spytała jego matka, skubiąc swój kawałek ciasta.
Tony wiedział, że i tak go nie zje, bo mogłoby ono poważnie zaszkodzić jej figurze.
Uścisnął jej dłoń dwa razy, jakby odpowiadając, że wszystko jest ok.
OdpowiedzUsuńNa chwilę nawet zagapił się na ich splecione palce.
Tony skrzywił się w duchu. Jeżeli już wyjeżdżał gdzieś na wakacje, to starał się spędzać najmniej czasu na leżeniu, zwłaszcza na plaży. A czy na Bahamach można było robić coś innego, niż leżeć plackiem na plaży?
- A może Włochy, albo Grecja? Moglibyśmy trochę pozwiedzać, odpocząć od Ameryki. Mogłoby być ciekawie - powiedział cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jego pomysł może zostać odrzucony już na wstępie. - Moglibyśmy sobie nawet urządzić objazdową wycieczkę po jakimś kraju. Co ty na to, Di?
Odwrócił się bardziej w jej stronę i w końcu spojrzał jej w oczy.
Nie musieli długo czekać, by głos zabrała jego matka.
- Anthony, jesteś pewien, że właśnie w ten sposób powinniście spędzić swój miesiąc miodowy? Ciągle w drodze? Synu, wiem, że lubisz takie wycieczki, ale teraz już nie jesteś sam i nie będzie to kolejny krajoznawczy wyjazd.
- Mamo, myślę, że decyzja należy do mnie i Diany.
- Ale Anthony...
- Mamo, proszę.
Kobieta spojrzała na niego z urazą i zrobiła obrażoną minę (w tym momencie wyglądała tak, jakby była dzieckiem, a nie dorosłą kobietą).
Ścisnął dłoń Diany i wepchnął w siebie kawałek ciasta. Nie chciał powiedzieć swojej matce czegoś, czego potem by żałował.
Szybko przełknął kawałek ciasta, a potem zerknął na żonę. Nie potrafił nie odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech. Miał ochotę skakać z radości. Żadnego wylegiwania się godzinami na plaży i leniuchowania w hotelu... Idealnie!
OdpowiedzUsuńTony przygryzł wargę, nie bardzo wiedząc, jak powinien się w tym momencie zachować. Czy powinien odprowadzić swoją teściową do drzwi? Tak, zdecydowanie powinien. Zanim jednak zdążył się podnieść, pani Hearst już nie było.
Jedna matka zniknęła, teraz czas na drugą.
Zerknął na swoją mamusię, która wygodnie rozsiadła się na kanapie i najwyraźniej ani myślała, by już wyjść.
- Diano, mam nadzieję, że Anthony zachowuje się właściwie - matka była pierwszą osobą, która postanowiła przerwać ciszę.
Tony otworzył usta i spojrzał na matkę z niedowierzaniem. Jak mogła coś takiego powiedzieć? Przecież nie był chamem, który nie umie się zachować!
- Wiesz mamo, chyba powinnaś już pójść. Zaplanowaliśmy już resztę dnia - mruknął, starając się mówić spokojnie.
- Zaplanowaliście?
- Tak - odparł szybko, a zaraz dodał: - Piknik, prawda kochanie? - spojrzał na Dianę znacząco. Puścił jej dłoń i objął ją ramieniem.
- Jak to piknik? Dlaczego akurat piknik? Jest jesień!
- A co twoim zdaniem powinniśmy robić? Jest ładna pogoda - zawahał się, mając nadzieję, że rzeczywiście jest ładna pogoda. - Damy radę.
- Zamiast wymyślać jakieś bzdury, to moglibyście przyjść do nas na obiad - odparła, odstawiając filiżankę na stół. Wbiła w Tony'ego spojrzenie, które zawsze działało na jego ojca, ale nigdy na niego.
- Nie, nie moglibyśmy. Marie pewnie nie przygotowała niczego dla wegetarian, a nie będę kazać jeść mojej żonie sałatki, gdy inni będą zajadać się mięsem.
Pociągnął Di za kosmyk włosów, szczerząc się.
- Dobry ze mnie mąż, co?
Objął Dianę ramieniem i pogładził jej ramię, nawet nie zwracając uwagi na to, co tak właściwie robi i jak może być to odebrane.
OdpowiedzUsuń- Najlepszy i jedyny... prawda? - spytał trochę niepewnie.
Po raz kolejny dotarło do niego, że prawie nic nie wie o swojej żonie. Jasne, ojciec na pewno by mu powiedział, gdyby Diana miała wcześniej jakiegoś męża... Zaraz, co ty pieprzysz Tony? Na pewno jest jej pierwszym mężem.
Cholera, musiał zapalić.
- W takim razie koniecznie musicie wpaść jutro - mamusia użyła ostrego tonu, nie uznającego sprzeciwu.
- Zobaczymy - mruknął, odsuwając od siebie Dianę. - Odprowadzę cię mamo.
Zaplanował sobie, że sprowadzi matkę na dół, a przy okazji spokojnie wypali papierosa. Ewentualnie trzy.
Podniósł się, ale zaraz z powrotem pochylił i musnął wargami czoło żony.
Zaraz, po co on to w ogóle zrobił?
- Niedługo wrócę, Di. Ty w tym czasie możesz przygotować się na piknik - wyszczerzył się, ściągając z wieszaka swój płaszcz.
Sprawdził, czy w kieszeni ma swoje fajki, a potem zarzucił płaszcz na ramiona.
- Chodź już mamo!
- Idę, idę. Cierpliwości, Anthony.
Łatwo jej było mówić...
Mamuśka podniosła się, ale zamiast skierować się w stronę wyjścia, to podszedł do Diany. Ucałowała ją w oba policzki i lekko uścisnęła. Anthony wywrócił oczami i otworzył drzwi. Jakie to szczęście, że jego matka wyrosła już z miętolenia ludziom policzków. Aż się wzdrygnął na samo wspomnienie tego.
Po kilku, niezwykle długich, minutach matka w końcu była gotowa do wyjścia. Pomachała jeszcze do Diany i z dumnie uniesioną głową wyszła z mieszkania. Tony nie mogąc się powstrzymać, sparodiował matkę, również machając do Diany.
Wyszczerzył się i wyszedł za rodzicielką, zatrzaskując za sobą drzwi.
Było miło i przyjemnie do czasu, aż znaleźli się przed budynkiem. Tony zamówił matce taksówkę, a potem odpalił papierosa. Pożałował tego prawie od razu, gdy tylko napotkał spojrzenie mamusi. A wywrócenie oczami wcale nie pomogło w ugładzeniu jej.
OdpowiedzUsuńSkończyło się na tym, że zdążył wypalić aż trzy fajki, nim matka zakończyła swój wywód na temat szkodliwości palenia i w końcu wsiadła do taksówki. Na samym końcu powiedziała jeszcze coś w stylu "Porozmawiamy o tym, gdy przyjdziecie do nas na obiad, Anthony".
Och, tak. Na pewno.
Wypalił jeszcze jednego papierosa, nim postanowił wrócić do mieszkania.
Cholera, na pewno będzie od niego śmierdzieć. No nic, trudno.
Wszedł do mieszkania, odwiesił płaszcz i wyruszył na poszukiwania małżonki. Po drodze zgarnął jeszcze dwie miętówki. Wspominał już, że jest od nich uzależniony?
Roześmiał się na widok kosza piknikowego w kuchni. No, no.
Wszedł do sypialni i zmarszczył brwi.
- Próbujesz popełnić samobójstwo? - spytał, podchodząc do niej.
Uśmiechnął się kpiąco i objął ramieniem jej nogi.
Naprawdę nie byłoby fajnie, gdyby spadła z tego krzesła.
- Pozwól, że ci pomogę - mruknął, bez problemu sięgając po koc.
Bez problemu ściągnął ją z krzesła i bezpiecznie odstawił na podłogę, a potem wcisnął jej ów koc.
- Jesteś pewna, że chcesz iść na ten piknik? Przecież wiesz, że nie musimy. Równie dobrze możemy spędzić resztę dnia w domu.
Gdy usłyszał jej pisk, chciał wspomnieć coś na temat zaufania, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Przecież wiadome było, że nie pozwoliłby jej spaść, ale ona wcale nie musiała być tego tak pewna, jak on. A zaufanie...? Ile oni się tak właściwie znali? Pierwszy raz zobaczyli się jakieś dwadzieścia cztery godziny temu. O zaufaniu nie było mowy.
OdpowiedzUsuńUniósł jedną brew.
- Romantyczny duch? Tak, tak, na pewno.
Skrzywił się w duchu na samo wspomnienie dzieci. Lubił dzieciaki, ale ciężko mu było wyobrazić sobie siebie, jako ojca. Zdecydowanie zbyt długo spał i o zbyt wielu rzeczach zapominał...
Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, udając szok.
- Zrobiłaś kanapki? Mój boże... jakie to szczęście, że nasza kuchnia wyszła z tego cało. Zdecydowanie powinniśmy to uczcić.
Roześmiał się.
Ok, czyli piknik. Będzie fajnie. Tak naprawdę to jeszcze nigdy nie był na pikniku. Nowe doświadczenia, te sprawy. Ekstra.
- Daj mi jakieś piętnaście minut. Wezmę ekstremalnie szybki prysznic, ogolę się i możemy lecieć. Im wcześniej wyjdziemy, tym lepiej. Może żadna ulewa nas nie złapie.
Oczywiście zamiast od razu wziąć jakieś ubrania z garderoby, to Tony najpierw poszedł pod prysznic. Ogolił się i z przewiązanym w biodrach ręcznikiem wymaszerował z łazienki. Dopiero, gdy wchodził do sypialni, przypomniał sobie, że oprócz niego w mieszkaniu jest jeszcze jego szanowna małżonka.
Pognał do garderoby, jak oparzony.
Brawo, Tony, brawo.
Od kiedy zrobił się z niego taki wstydniś?
Ogolony oraz ubrany w ciemne jeansy oraz szarą koszulkę, pojawił się w kuchni szybciej, niż obiecane piętnaście minut.
- Gotowa na przygodę życia?
Roześmiał się głośno.
OdpowiedzUsuńPalił i ani myślał, by to rzucić. Nie przejmował się możliwością przedwczesnej śmierci. I tak każdy kiedyś umrze, prawda? Matka próbowała już chyba wszystkiego, ale Tony był nieugięty. Może i zgodził się na to małżeństwo, ale nie pozwoli, by matka mówiła mu, czy może, czy nie może palić. Truł siebie, a nie ją. Tak samo jest w przypadku Diany. Kilka dni przed ślubem obiecał sobie, że pod żadnym pozorem nie będzie palić w mieszkaniu, a ograniczy się do palenia jedynie na dworze.
- Nie przesadzaj, Di. Jeżeli mam umrzeć młodo, to umrę! - rzucił przez ramię, po uprzednim zatrzymaniu się w drzwiach do łazienki.
No dobra, może powinien ograniczyć się także do... uznajmy pięciu papierosów dziennie? Tak, to chyba byłoby dobrym rozwiązaniem. Przynajmniej na razie.
Zgarnął jeszcze swój telefon oraz klucze.
Przez chwilę zastanawiał się, gdzie była Diana, skoro nie było jej w kuchni. W salonie jej nie widział, światło w łazience było zgaszone, w tym jej gabinecie też jej raczej nie było, więc... Niee, niemożliwe, że była w sypialni. Na pewno by ją tam zauważył prawda? Prawda? Oj tam, trudno. Nawet jeżeli była w sypialni, a on jakimś cudem jej nie dostrzegł, to przecież nic się nie stało. Nie, żeby zrobił tam coś wstydliwego. Paradowanie w samym ręczniku? Pff, nic nadzwyczajnego.
To "najdroższy" trochę wytrąciło go z równowagi. Zamrugał kilka razy. Ogarnij się, Tony, ogarnij.
- Och, oczywiście - odparł.
Włożył swoje ulubione czarne conversy i grubą bluzę. Może nie będzie zimno. Może...
- Wezmę to, co? - mruknął, wskazując na koszyk.
Cóż, wyglądał na dosyć ciężki. A Tony, jak na dżentelmena przystało, nie pozwoli swojej żonie dźwigać.
Wziął od niej koszyk i otworzył drzwi.
Wyszedł zaraz za nią i zamknął mieszkanie. Ruszył w stronę windy, ale gdy był w połowie drogi, wrócił się do drzwi, by sprawdzić, czy aby na pewno je zamknął. Taki nawyk.
- Do parku jest całkiem blisko, więc może przejdziemy się piechotą? - zaproponował, gdy znaleźli się już w windzie.
- Super.
OdpowiedzUsuńZakołysał się na piętach i zerknął na Dianę.
Miał wrażenie, że podróż na dół ciągnie się w nieskończoność. Na którym piętrze oni tak właściwie mieszkali? Hmmm...
Winda w końcu się zatrzymała, ale jak się okazało nie był to jeszcze parter. Do środka weszła starsza pani, nastolatka i para z trójką dzieci.
Tony mimowolnie przysunął się do swojej żony. Pochylił się i przysunął usta do jej ucha.
- Nie sądzisz, że to dziecko patrzy się na mnie jakoś tak dziwnie? - spytał szeptem, ruchem głowy wskazując na małego chłopczyka siedzącego w wózku.
Anthony miał wrażenie, że to dziecko przewierca go swoim spojrzeniem. Po chwili poczuł na sobie jeszcze kilka spojrzeń i dotarło do niego, że szept nie był wcale szeptem.
Uśmiechnął się nieśmiało i jeszcze bardziej przysunął do Diany, prawie się w nią wciskając. W tym momencie naprawdę żałował, że jest taki wysoki i nie może się schować za żoną.
- Di?
Na szczęście na ratunek przyszła mu winda, która zatrzymała się w końcu na parterze. Anthony złapał Dianę za rękę i wyleciał jak z procy, nie oglądając się za siebie. Prawie zgubił przy tym koszyk, no ale.
- Uff, jestem bezpieczny.
Odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się już na dworze. Pogoda jak na razie była znośna i nie zapowiadało się na deszcz. Słonko świeciło radośnie, prawie go przy tym oślepiając. Nasunął swoje okulary bardziej na nos i ruszył w stronę pobliskiego parku, co chwila zerkając na Dianę, jakby bojąc się, że ta w każdej chwili może zniknąć. Albo zwyczajnie od niego uciec, co było całkiem prawdopodobne po tej jego akcji z dzieckiem i windą.
Ci wszyscy ludzie byli przerażający. Anthony zatęsknił za swoimi starymi sąsiadami. Już dłużej nie będzie miał od kogo pożyczać cukru, gdy mu zabraknie... Koniec z imprezami studentów, mieszkających tuż pod nim. Koniec ze staruszką, która przychodziła do niego w każdą niedzielę z sernikiem i kazała mówić do siebie "babciu".
OdpowiedzUsuń- Tamto dziecko chciało mnie zabić wzrokiem - powiedział to tak, jakby te słowa wszystko tłumaczyły. - Nie mogłem pozostać obojętny na coś takiego. Co, gdyby udało mu się mnie zabić, hmm? Sama mówiłaś, że nie chcesz zostać wdową tak szybko.
Spojrzał na nią znacząco, ale zaraz parsknął śmiechem.
- Oni nie są naszymi jedynymi sąsiadami. Może ktoś inny zaprosi nas na herbatkę - mruknął, ściskając jej dłoń.
Tak naprawdę to dopiero teraz przypomniał sobie, że wciąż trzymają się za ręce. Och, niczym zakochane nastolatki.
- Jaką porę roku lubisz najbardziej? - spytał nagle, zatrzymując się przy przejściu.
Rozejrzał się uważnie, a następnie wkroczył na pasy. Już po kilku minutach znaleźli się w parku. Teraz tylko powinni znaleźć odpowiednie miejsce na rozłożenie koca i będzie świetnie. Niedziela na łonie natury. Tony zawsze o tym marzył. Lepsze łono natury, niż Abrahama. Ha, ha, ha. Taki żarcik kosmonaucik.
Zatrzymał się w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Plac zabaw był daleko, więc wokół nie powinno kręcić się zbyt dużo dzieci.
- Może tutaj?
Właśnie zamierzał wkroczyć na trawę, gdy dostrzegł coś niezbyt przyjemnego.
- Jakiś psiak już tu był. Szukajmy dalej - powiedział z rozbawieniem, ciągnąc ją dalej.
W końcu znaleźli odpowiednie miejsce, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wspólnymi siłami rozłożyli koc, a potem się na nim usadowili.
- To co dobrego nam przygotowałaś, kochanie? - spytał, zaglądając do koszyka.
Wywrócił oczami.
OdpowiedzUsuń- Ledwo się poznaliśmy, a ty już myślisz o mojej śmierci. Nie przejmuj się tymi moimi płucami. Rak jak na razie trzyma się ode mnie z daleka i tak pozostanie. Wielu ludzi pali naprawdę dużo i to przez wiele, wiele lat, a nie umierają wcale na raka płuc.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
- Ale do sklejenia tych kanapek nie użyłaś żadnego kleju, prawda?
Ha, ha, kolejny żart. Szkoda tylko, że jedyną osobą, która śmieje się z żartów jest on sam. Czasami ta miła kobietka, która kazała nazywać się babcia, również śmiała się z jego żartów, ale Tony wiedział, że robiła to tylko po to, by nie było mu przykro.
Zdecydował się na plastikowe pudełko z owocami, kanapki zostawiając na później.
- Ja najbardziej lubię zimę. Uwielbiam śnieg. Nienawidzę upałów. Ogólnie to jestem zimnolubnym człowiekiem. Wiosna też jest spoko, ale u mnie zima wygrywa - powiedział, nawiązując do swojego wcześniejszego pytania oraz jej odpowiedzi.
Wyciągnął przed sobą nogi i zajął się jedzeniem owoców.
- Chcesz może? - spytał, gdy dotarło do niego, że powinien się z nią podzielić.
Podsunął jej pudełko niemal pod nos.
Tuż obok nich niczym rakieta przebiegł jakiś chłopczyk, a Tony powrócił myślami do tematu dzieci.
- Wiesz o tym, że nasi rodzice naprawdę oczekują wnuków? To podobno część umowy. Dzieci z ich zmieszanej krwi, bla, bla. Brzmi to trochę dziwnie, no ale - wzruszył lekko ramionami. - A ty chcesz mieć dzieci? - spytał, wbijając w nią uważne spojrzenie.
To była ważna kwestia. Tak naprawdę to nikt nie powinien zmuszać ich do tego, by zostali rodzicami. Już wystarczająco nienormalne było to, że zaaranżowali im małżeństwo.
Gorące kąpiele były całkiem spoko, ale starta koców? I po co? Żeby się udusić pod taką stertą?
OdpowiedzUsuń- Jakoś można. Tak samo jak można palić papierosy i nie umrzeć na raka płuc.
Na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech.
Podobno przeciwieństwa się przyciągają, prawda? On i Diana bez wątpienia są wielkimi przeciwieństwami, ooo tak.
Pokiwał lekko głową na znak, że rozumie. Nie zamierzał drążyć tematu, gdy tylko wyczuł, że w ogóle nie powinien go zaczynać. Dzieci... Dopiero co poznali się i wzięli ślub, na dzieci będzie jeszcze czas. Kiedyś.
Wzmógł czujność, gdy znów zaczęła mówić.
- Ej...
Włożył pudełko z powrotem do koszyka i przysunął się do niej. Chwycił jej nadgarstek, by następnie odsunąć ramię z jej twarzy. Nachylił się nad nią.
- Myślę, że oboje musimy się jeszcze wiele nauczyć. Zarówno o sobie samych, jak i o nas. Dopiero potem moglibyśmy.. powrócić do tematu dziecka. Znamy się zaledwie jeden dzień. Mamy czas. Dużo czasu. Nasi rodzice albo to uszanują, albo niech sami sobie płodzą dzieci - uśmiechnął się jednym kącikiem ust. - Przecież nie zmuszą nas do tego, byśmy poszli razem do łóżka i spłodzili im wnuka! No, a teraz uśmiechnij się.
Uśmiech Tony'ego poszerzył się, gdy kładł się tuż obok niej na kocu.
- Zawsze możemy zaadoptować jakiegoś nastolatka. Może i czekałby nas młodzieńcze butny, ale przynajmniej etap pieluch i tych innych rzeczy związanych z małymi dziećmi, mielibyśmy za sobą - spróbował zażartować.
Chyba nie potrafił wyobrazić sobie Diany jako zbuntowanej nastolatki. Chociaż... może i by potrafił, gdyby tylko się skupił...
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieję, że nasza córka będzie miała lepszy gust muzyczny - powiedział, a zaraz szybko dodał: - Nie, żebym miał coś do Biebera, oczywiście. A nasz syn nie będzie spędzał całych dni na graniu. Trzeba będzie organizować więcej pikników.
Wyszczerzył się, zerkając na nią katem oka.
- Fajnie jest mieć bogatych rodziców... - powiedział z zadumą w głosie.
Parsknął śmiechem, ale już po chwili śmiał się naprawdę głośno, przyciągając w ich stronę sporo zaciekawionych spojrzeń.
Uspokoił się i zaczął mówić;
- Gdy skończyłem osiemnaście lat, spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka i ruszyłem w podróż po wszystkich Stanach. Rodzice byli wściekli i udawali przed dyrektorem mojej szkoły, że załatwili mi naukę w domu. Ledwo zdążyłem na egzaminy. W podróży nie miałem zbyt wiele czasu, by się uczyć, a gdy wróciłem ojciec zabrał mnie na rozmowę i powiedział, że jeżeli przez kiepskie wyniki nie dostanę się na Harvard, to mnie wydziedziczy. Dostałem się bez problemu, ale wiesz, ryzyko pozostało - zamilkł na chwilę. - Oby żadne z naszych dzieci nie zachowało się tak, jak ja. Chyba bym umarł na zawał. Albo pojechał za nim.
Obrócił się na bok i przez chwilę studiował jej twarz.
- Ogólnie to nigdy nie sprawiałem problemów. Byłem bardzo grzecznym dzieckiem i nieśmiałym nastolatkiem. Nigdy nie lubiłem rodzinnych zjazdów, obiadków i jakichś przyjęć. Jestem i zawsze byłem przeciwieństwem mojego rodzeństwa. Oni wciąż mieszkają razem z rodzicami, w wielkim domu Carsonów. A ja po powrocie ze studiów, od razu zamieszkałem sam.
Nawet nie zwrócił uwagi, że tak się rozgadał. Mówił i mówił, czując się, jakby znał Dianę dłużej, niż tylko dzień.
- Miałem fajne mieszkanie i naprawdę żałuję, że musiałem się z niego wyprowadzić - westchnął. - Ale są rzeczy ważne i ważniejsze, prawda?
- Cambridge? Nieźle.
OdpowiedzUsuńPokiwał głową z uznaniem.
- Lubisz życie w drodze?
Uśmiechnął się lekko, gdy poprawiła kosmyk, opadający mu na czoło.
Jego uśmiech poszerzył się, gdy dostrzegł jej rumieniec.
- Bardzo przywiązuję się do swoich rzeczy. Prawie wszystko, co ma jakieś znaczenie dla mnie, chomikuję. Pamiątki z wakacji, muszelki i piasek z plaży, figurki, książki, które przeczytałem dawno temu... Ale nie martw się, nie przywiozę tego wszystkiego do naszego mieszkania. Wszystko zostawiłem w swoim starym, bo i tak nie zamierzam go sprzedać.
Roześmiał się.
Spojrzał jej w oczy, by sprawdzić, czy już zdołał ją przestraszyć swoimi słowami. Mówił dalej, gdy okazało się, że jego żona jak na razie nie zamierza od niego uciec.
- Uwielbiam robić zdjęcia. Robię mnóstwo zdjęć, zwłaszcza podczas wyjazdów. Zazdroszczę wszystkim osobom, które mają talent i potrafią malować. Ja jestem kompletnym beztalenciem.
Podniósł się do siadu i przysunął do siebie koszyk.
- Może spróbujemy tych twoich kanapek, co? Nie wyglądają na zatrute, więc warto spróbować - uśmiechnął się krzywo, podając jej kanapkę. - Nie patrz tak na mnie. Ty też musisz zjeść, choć jedną.
Wpatrywał się w nią tak długo, aż w końcu wzięła od niego tę kanapkę.
- Lubisz zwierzęta? - spytał, a zaraz pacnął się w czoło. - Jasne, że lubisz. Wegetarianka, hm?
Spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Tak właściwie to... chciałabyś kiedyś mieć jakieś zwierzę? Zawsze moglibyśmy zaadoptować jakiegoś psa, albo kota, zamiast bawić się w robienie dzieci - wyszczerzył się.
- Zdradzanie własnego narodu to poważny zarzut - starał się utrzymać powagę, ale niezbyt dobrze mu to wyszło.
OdpowiedzUsuńSkrzywił się nieco. Diana zdecydowanie nie zdawała sobie sprawy z tego, ile on miał tych swoich rzeczy.
- Jesteś pewna? Tak, są dla mnie ważne, ale jest ich naprawdę sporo...
Kanapka nie była taka zła, jak mu się początkowo wydawało, że może być. Oczywiście ani myślał wątpić w kulinarne zdolności swojej żony, no ale.
- Myślę, że moglibyśmy zaadoptować jakiegoś psiaka - powiedział, po dłuższym zastanowieniu. - W schroniskach dużo zwierzaków czeka na swoje domy... No chyba, że wolałabyś zwyczajnie jakiegoś kupić i wychować go od szczeniaka. Decyzja należy do ciebie, Di.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Dawno nie uśmiechał się aż tak bardzo, a przy tym tak szczerze. A już na pewno nie przy osobie, którą poznał zaledwie dzień wcześniej.
- Tak naprawdę to wychowała mnie nasza gosposia, Marie. To ona upiekła tę przepyszną szarlotkę, którą matka ze sobą przyniosła. Ale do rzeczy, była moją nianią i zajmowała się mną odkąd tylko zacząłem chodzić. Gdy zacząłem chodzić do szkoły miała zbyt wiele obowiązków, by ciągle mnie doglądać, więc zajął się tym jej syn. Hale był wtedy nastolatkiem i często zabierał mnie do schroniska, w którym dorabiał. Spędziłem tam większość dzieciństwa, o czym moi rodzice nigdy się nie dowiedzieli - parsknął śmiechem.
Nawet nie chciał wiedzieć, jak zareagowała by matka, gdyby dowiedziała się, że Hale zamiast uczyć Tony'ego włoskiego, zabiera go ze sobą do schroniska. Połączył przyjemne z pożytecznym, a dzięki temu Tony rzeczywiście szybko podłapał włoski.
Zjadł swoją kanapkę i wyciągnął z koszyka butelkę wody. Usiadł i upił kilka łyków, rozglądając się. Nawet nie zauważył tego, że pogoda zaczęła się pogarszać i możliwe było, że niedługo lunie deszcz.
- Chyba powinniśmy się zbierać, Di - mruknął. - Wciąż chcesz coś indyjskiego na obiad? Muszę poszukać jakichś przepisów w internecie, ale mam nadzieję, że wszystkie potrzebne składniki będą w domu.
Podniósł się, a potem wyciągnął dłoń i pomógł jej wstać, choć zapewne wcale jego pomocy nie potrzebowała.
- Chcesz wstąpić gdzieś jeszcze po drodze, czy idziemy prosto do domu?
Skoro tak stawiała sprawę, to Tony zdecydowanie powinien zaprosić ją do swojego starego mieszkanka i pokazać jej wszystkie swoje skarby. Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuń- Możemy ją kiedyś zaprosić - zaproponował. - Moglibyśmy co prawda pójść do domu moich rodziców, byś ją poznała, ale coś takiego nie przeszłoby bez echa. Matka zorganizowałaby wielki obiad, na który zaprosiłaby wszystkich możliwych gości.
Skrzywił się. To byłoby straszne, ale jego matka naprawdę była zdolna do czegoś takiego. Zaprosiłaby pewnie swoje psiapsiółki, żeby pochwalić się, jak to cudownie układa się jej najmłodszemu synkowi.
- Ale chcę - powiedział szybko, nim zdążył się nad tym porządnie zastanowić. - Wrócimy do domu, przejrzymy jakieś przepisy i wybierzemy coś w miarę prostego do zrobienia, okej?
Nawet nie zauważył, że zaczął mówić "my". Trochę go to zbiło z tropu.
Złożył koc i wziął go pod pachę. Miał dziwne wrażenie, że do koszyka się z powrotem nie zmieści.
Wziął od niej koszyk i poczuł, jak coś spada na jego nos.
Zmarszczył brwi i spojrzał w górę.
Super.
- Biegniemy?
Zerknął na Dianę i parsknął śmiechem.
W jednej sekundzie zaczęło lać, więc nawet gdyby postanowili pobiec do domu, to i tak nic by nie dało.
Chwycił jej dłoń, splótł jej palce i... zaczął biec, ciągnąc ją za sobą.
Jak się bawić, to się bawić, nie?
Gdy udało im się w końcu dobiec do wieżowca, byli mokrzy od stóp do głów. Tony mógł się założyć, że nie pozostało na nich ani jednej suchej nitki.
Tony zatrzymał się dopiero przy windzie. Nacisnął guzik.
- Fajnie było - mruknął, zerkając na swoją żonę kątem oka. - Powtórzymy to kiedyś?
Roześmiał się, wchodząc zaraz za nią do windy.
- Co? Nie! - krzyknął, gdy dotarł do niego sens jej słów.
OdpowiedzUsuńPrzeklął cicho i spojrzał na nią groźnie.
Kobiety...
Pokręcił głową z dezaprobatą i odprowadził ją wzrokiem. Wzrokiem, wbitym w jej nagie plecy.
Opatulił się jakimiś dwoma znalezionymi ręcznikami i cierpliwie czekał, aż żonka wyjdzie z łazienki. Trzeba było zrobić piknik w salonie, a nie iść do tego cholernego parku.
- Myślałem, że już nigdy nie wyjdziesz z tej łazienki - powiedział i spojrzał na nią z udawanym żalem.
Tak naprawdę to przeszło mu przez myśl, żeby zwyczajnie się tam wpakować. W końcu byli małżeństwem, prawda? Chyba nic by się nie stało, gdyby Tony wprosiłby się bez pytania pod prysznic.
Taa, zacznijmy od tego, że on nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Chociaż...
- Niezły turban, Di.
Ściągnął przemoczoną koszulkę i ruszył w stronę łazienki, po drodze zajmując się rozpięciem spodni.
- Poproszę kawę! - krzyknął, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki.
Pod niezwykle gorącym prysznicem spędził dobrych dziesięć minut. Znając jego szczęście, to i tak się przeziębi. No nic, trudno. Przynajmniej będzie mógł przedłużyć sobie wolne i spędzić jeszcze drugi tydzień w domu. Tak, to byłoby wspaniałe.
Wciągnął na tyłek dresy i włożył jakąś pierwszą lepszą (na szczęście czystą) koszulkę.
Zajrzał do sypialni i zgarnął swojego prywatnego laptopa, a tego służbowego zaniósł do biura.
- To jak, szukamy jakichś przepisów na coś indyjskiego? - spytał, zajmując miejsce na kanapie.
Włączył laptopa i podniósł wzrok na swoją żonę.
- Jeżeli tak bardzo nie chcesz eksperymentować, to zawsze możemy zamówić pizzę. Znów. Ewentualnie chińszczyznę.
Wpisał hasło, niezmienne od dobrych kilku lat. Już dawno nauczył się, że nawet własnej rodzinie nie można ufać. Jak powiesz, że coś jest prywatne, to oni i tak tego nie zrozumieją. A przy okazji usunął ci kilka ważnych plików. Ewentualnie zawirusują komputer.
OdpowiedzUsuńZnów zerknął na Dianę.
- Może przynieść ci jeszcze jeden koc? Albo dwa? - zaproponował z rozbawieniem.
Odłożył laptopa na bok i sięgnął po swoją kawę.
Upił kilka łyków i odstawił ją z powrotem na stolik.
- Coś czuję, że za bardzo się dziś nie popiszę - wymamrotał.
Wpisał "proste, szybkie i smaczne indyjskie danie" do wyszukiwarki. Boże, pewnie będzie ciężko. Po co mu to było? Trzeba było zamówić pizzę i tyle. A tak tylko się zestresuje i nic z tego nie wyjdzie.
W międzyczasie włączył pocztę, by sprawdzić maile.
10 nowych, cholerka.
Może powinien zacząć odbierać telefony od swojej agentki?
- Musisz mi pomóc coś wybrać. Chodź tutaj, kotku - powiedział z lekkim rozbawieniem i poklepał miejsce obok siebie.
Zamknął pocztę. Obiecał sobie, że później zajmie się tymi mailami. O ile o nich nie zapomni. No nic, trudno.
- To musi być coś prostego, ale dobrego. Szukaj.
Podał jej laptopa, a sam rozłożył się wygodnie na kanapie, z kubkiem kawy w dłoniach.
Tony miał wielką ochotę wyciągnąć swój aparat i zrobić jej zdjęcie w tym kokonie. Jakoś udało mu się powstrzymać przed zrobieniem tego.
OdpowiedzUsuń- Tak właściwie to nie muszę jeść mięsa. Zjem wszystko, o ile nie będzie w tym tofu - powiedział.
Uśmiechnął się kpiąco.
Przysunął się do niej i oparł podbródek na jej ramieniu. To było tak naturalne, że nawet nie zwrócił uwagi na to, co robi.
Zamrużył oczy i spojrzał na ekran.
- Czyli curry?
Odsunął się od Diany i ziewnął, oczywiście zakrywając dłonią usta. Dobre wychowanie, to jest to.
- Chyba sobie z tym poradzę. Wybierz tylko jakiś przepis.
Podniósł się.
- Obczaję, co my tak właściwie mamy w kuchni.
Już po jakiejś godzinie i kilku nieudanych próbach, obiad był gotowy. Tony łypał groźnie w stronę dwóch talerzy, jakby bojąc się, że to co ugotował, może zrobić mu jakaś krzywdę. Diana cały ten czas przeleżała na kanapie, z czego się cieszył, bo przynajmniej nie nasłuchała się wyzwisk kierowanych w stronę tego cholernego jedzenia.
- Di, obiad!
Wzdrygnął się na samo wspomnienie tofu. Już nigdy nikt nie zmusi go do zjedzenia tego świństwa. Obiecał to sobie dawno temu i będzie się tego trzymał aż do śmierci.
OdpowiedzUsuńDawno tak dużo nie przeklinał, próbując coś ugotować. Ogólnie to był z niego całkiem spokojny człowiek, który starał się nie poddawać. Ale dziś?
Curry nie było jakoś szczególnie trudne do przygotowania, ale gdzieś po półgodzinie sterczenia w kuchni, Tony uświadomił sobie, że wcale nie chodzi o trudność. On zwyczajnie chciał się postarać, by zrobić jak najlepsze wrażenie na swojej żonie.
Idiota.
Oderwał wzrok od talerzy i zerknął na Dianę.
- Wciąż ci zimno? - spytał, lustrując ją uważnym spojrzeniem.
Parsknął śmiechem i wskazał jej miejsce przy małym stoliku.
- Co chcesz do picia? Może być cola?
Wyciągnął dwie szklanki z górnej szafki, a potem odkręcił colę.
W tym samym momencie jego telefon zapikał. Odstawił butelkę, odblokował telefon i przeczytał wiadomość. "Stary, mamy problem. Isabella wróciła"
Tony przez kilka dobrych minut stał w bezruchu, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ekran swojego telefonu.
W końcu otrząsnął się z szoku i odłożył telefon.
Przełknął głośno ślinę i nalał im tej coli.
Postawił szklanki na stole i usiadł naprzeciwko niej.
Zmusił się do lekkiego uśmiechu.
- Spróbuj. Nie wiem, jak mi to wyszło, ale jadalne raczej jest.
Wzdrygnął się, bo jej dłoń nie była zimna, a wręcz lodowata. Ręce Tony'ego zawsze były ciepłe. Nawet wtedy, gdy w zimie chodził bez rękawiczek.
OdpowiedzUsuńZmarszczył brwi i westchnął.
Przecież nie mógł opowiedzieć jej o swojej szalonej byłej. Z drugiej jednak strony, nie mógł też milczeć. Wiedział, że z tej sytuacji po prostu nie było dobrego wyjścia. Nie, jeżeli ona się uprze i będzie na niego naciskać.
- Nic się nie dzieje. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Uśmiechnął się szczerzej i jeszcze bardziej sztucznie.
Brawo, Tony!
- To nic takiego, serio. Nic, czym powinnaś się przejmować, Di.
Dotknął jej zimnej dłoni, swoją ciepłą.
- Nie psujmy sobie takiego fajnego dnia, co? - mruknął, zaciskając palce na jej maleńkiej dłoni.
Zabrał rękę, upił kilka łyków coli i zajął się jedzeniem. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo był głodny.
Pomiędzy nimi zapadło milczenie, ale ani trochę nie było nieprzyjemne. Było... takie naturalne i jakby na miejscu.
Głupota...
- Myślałem, że będzie znacznie gorsze - wyznał, po pochłonięciu niemal całej swojej porcji.
Pokiwal lekko głową i odetchnął z ulgą. Nawet gdyby chciał jej opowiedzieć o Belli, to nie miał pojęcia, jak powinien zacząć. Historia z nią związana była zbyt pogmatwana.
OdpowiedzUsuńZwyczajnie nie potrafił skupić się na jedzeniu. Jadł, bo jadł. Chciał się czymś zająć, żeby nie myśleć o swojej byłej.
- Cieszę się, że ci smakowało - powiedział z lekkim uśmiechem.
Podniósł się i wstawil talerze do zmywarki. Dolal sobie coli.
- Mamy jakieś plany na resztę dnia, czy leniuchujemy? - spytał z rozbawieniem. - Ja powinienem przejrzeć maile i jakieś papiery do pracy, ale nie za bardzo mi się chce. Chyba zrobię to jutro.
Przenieśli się z powrotem do salonu. Tony rozłożył się wygodnie na kanapie.
- Opowiedz mi coś jeszcze o sobie, Di - poprosił.
- Właśnie dlatego nie lubię odpowiadać na to pytanie - parsknął śmiechem.
OdpowiedzUsuńJego żona okazywała się być coraz interesującą osobą. Może rzeczywiście nie będzie tak źle, jak mu się początkowo wydawało.
Pokiwał głową z uznaniem. Podziwiał i niezwykle szanował takich ludzi.
- Jesteś jedynaczką. To normalne, że matka się o ciebie martwi - powiedział, a po chwili dodał: - To znaczy, gdybyś miała piątkę rodzeństwa, to matka na pewno martwiłaby się tak samo.
Uśmiechnął się.
- Teraz to ja będę tym, który ma za zadanie martwić się o ciebie i prosić, byś się nie narażała - zawahał się. - Problem polega na tym, że prędzej pojadę z tobą na misję humanitarną, niż będę cię prosić, byś została w domu. No chyba, że mielibyśmy już małą gromadkę, którą ktoś powinien się zająć...
Roześmiał się.
Właśnie dotarło do niego, że wciąż wraca do nich temat dzieci. Nawet jak rozmawiają o czymś innym, to dzieci i tak zdołają się jakoś przedrzeć.
- Ja bym chciał tak minimum piątkę, a ty? - powiedział to takim tonem, jakby pytał o ulubioną porę roku.
Nic specjalnego. To tylko dzieci.
- Żartuję. Dobrze by było, gdyby kiedyś nam chociaż jedno wyszło.
Zmarszczył brwi. Nie zabrzmiało to tak, jak zabrzmieć powinno. Wyszło tak trochę głupio. Bardzo głupio.
Tony, ty idioto.
Przetarł dłońmi twarz. Był coraz bardziej senny i najchętniej położyłby się spać.
- A właśnie! To co w końcu z tym naszym miesiącem miodowym?
- Czyli moja teściowa jest psychopatką, tak? Fajnie wiedzieć.
OdpowiedzUsuńRoześmiał się.
- Mam dwóch braci i dwie siostry - powiedział z ociąganiem. - To pewnie Daniel. Ja i Danny jesteśmy do siebie najbardziej podobni. Nie jest w sobie tak zadufany jak reszta i można z nim porozmawiać na wiele tematów. Trochę z niego syneczek mamusi, ale daje radę.
Tony nie przepadał za rozmawianiem o rodzeństwie. Nigdy nie miał z nimi zbyt dobrego kontaktu. Nie dość, że był najmłodszy, to do tego od zawsze uważali go za dziwaka i odludka.
- Jasne. Jeżeli uważasz, że poradzisz sobie sama, to w porządku. Przecież nie przywiążę się do ciebie, żebyśmy wszędzie jeździli i chodzili razem.
Wzruszył ramionami.
- Opchnąć na organy? Brutalnie... - parsknął śmiechem.
Milczał przez dobrych kilka minut, zastanawiając się nad odpowiednim miejscem.
- A co powiesz na... Indie? Albo Japonię? Nigdy nie byłem ani w Indiach, ani w Japonii. Myślę, że mogłoby być ciekawie. Równie dobrze możemy sobie zorganizować podróż po Europie, albo Azji? Do wyboru, do koloru.
Uśmiechnął się.
- A może jest jakieś miejsce, w którym nie byłaś, a bardzo chciałabyś tam pojechać?