W łazience nie myślała o tym, że to niemożliwe. Nie zastanawiała się nad niczym, nawet nad tym, że życie uratował jej srebrny łańcuszek, na którym wisiał ozdobny krzyżyk od ojca. W chwili, w której za twoimi plecami stoi stworzenie gotowe rozszarpać ci gardło, a ty w trochę zapomnianym odruchu zaczynasz z nim walczyć, nie myślisz o zbyt wielu rzeczach. Właściwie to miała szczęście, że zyskała efekt zaskoczenia. Potem już nie było tak kolorowo, bo to nie był jedyny wampir, który tego wieczoru zjawił się w muzeum i wtedy Alexis przez momeent znajdowała się w stanie konsternacji. Patrzyła na zalaną krwią salę historii naturalnej, na porozrzucone ciała dzisiejszych odwiedzających i zadała sobie jedno pytanie. Co, do cholery jasnej...? Nieważne, że akurat ona powinna doskonale rozumieć, co zaszło. Pierwszy raz widziała to na własne oczy i nie była kompletnie przygotowana. Nikt nie byłby na jej miejscu. Priorytetem było teraz wyjście z muzeum, jednak los chciał jej jeszcze bardziej udowodnić, że bardzo zaniedbała pewne sprawy. Nim ostatecznie wydostała się z budynku, spędziła trochę czasu w sali średniowiecznej w towarzystwie dwóch innych wampirów, do których niedługo potem dołączył delikwent z łazienki.
To był długi wieczór i zdarzenia, które miały miejsce, jeszcze nie do końca dotarły do zmaltretowanej Alexis. W dodatku była wściekła i tylko czekała, aż w radiu usłyszy wieści na temat masakry w muzeum, w którym pracowała. Jechała akurat autem z szybą wybitą po stronie kierowcy, gdy zaczęła się pierwsza relacja. Była już dawno poza Manchesterem i zmierzała w jedno miejsce, słuchając spokojnego głosu dziennikarza. Nie wiedziała dlaczego, ale zamek przodków wydawał jej się teraz najbezpieczniejszym miejscem, w którym będzie mogła to wszystko przetrawić. Czuła się naprawdę podle przez to, co się stało. Czuła się winna, a facet z radia tylko ją w tym utwierdzał. Do zamku dotarła jeszcze przed północą, parkując kradzione auto tuż przed bramą główną. Do środka dostała się z pewnymi trudnościami, bo nie przyszło jej rano do głowy, by zabrać ze sobą klucze do rodzinnej twierdzy. Na szczęście to nie była aż tak duża posiadłość, a i zabezpieczenia były trochę przestarzałe, więc nie musiała wybijać nigdzie okien. Zabrudziła trochę dywan rozłożony w głównym korytarzu, ale to był jej najmniejszy problem. Musiała sobie przypomnieć, gdzie przebywał jeden z tych dziadów, którego jej rodzinka trzymała sobie pod dachem. Musiała się upewnić, czy nie zdażyło mu się uciec przez ten czas, kiedy była tu ostatnim razem. Czyli bardzo dawno temu. Zmęczona, obdrapana, brudna od krwi, kurzu i odrobiny błota dotarła do tej prawie że piwnicznej kondygnacji. Jeszcze przed wejściem do komnaty zatrzymała się na chwilę przy jakiejś starej zbroi, którą tu sobie kiedyś postawili i ostatecznie zabrała od niej włócznię. Nie miała siły zastanawiać się, czy jest to właściwy ruch czy nie. Lepiej mieć coś ze sobą w razie potrzeby, nawet jeśli pamiętała słowa umierającego na raka ojca, że ten ich wampir jest stosunkowo spokojny i od jakiegoś czasu nie probówał się na nikogo rzucić. Jednak Alexis widziała go tylko raz i nie miała pojęcia, kiedy ostatnio ktoś u niego był, skoro Patrick Winchester zmarł pięć lat temu po wielotetniej walce z chorobą. I tak długo się trzymał... Nie pukała, nie pytała, czy może wejść. Po prostu nie dziś, kiedy jej obraz wampirów namalował się na nowo i nie były to kolorowe barwy. Przekręciła klucz, otworzyła drzwi i ścisnęła mocniej trzymaną włócznię ze srebrnym grotem. Nie dziś...
Może jej ojciec liczył na to, że nigdy nie będzie musiała tutaj przyjść. Że może łowcy nie będą już potrzebni. Że będzie mogła prowadzić normalne życie. Dlatego może nie dał jej żadnych zaleceń, by odwiedzać ich rodzinnego przyjaciela w miarę regularnie i więcej jej tu nie zabrał. Byłoby to okrutne z jego strony, bo może jakimś cudem wampir ostatecznie by zdechł, chociaż bardziej prawdopodobne, że ktoś przez przypadek by go uwolnił. Z resztą w tej chwili nie czuła żadnych wyrzutów sumienia, widząc w jakim stanie znajduje się lokator. - Chciałbyś – burknęła trochę zachrypniętym głosem, rozglądając się pobieżnie po pomieszczeniu. Z ironią pomyślała, że miał tu teoretycznie lepsze warunki niż ona w swojej małej kawalerce, za którą płaciła prawie całą wypłatę. Zrobiła krzywą minę, widząc znacznie uszkodzenie w jednej ze ściań i zmrużyła oczy. Zajmie się tym później, zdecydowanie później. - Będziesz się tłumaczył – mruknęła, kiwając głową w kierunku zniszczeń i weszła do komnaty, zamykając drzwi za sobą. Nie pamiętała nawet, jak się nazywał – tak bardzo wcześniej ją nie obchodził. Jednak teraz też o to nie dbała. Nie była przestraszona, była wściekła i próbowała walczyć z poczuciem winy, które dobijało się brutalnie do drzwi. Wyczerpanie podsuwało przed oczy obrazy świeżych wspomnień, a Alexis cały czas nie wiedziała, jakim cudem to przeżyła. Kompletnie nie była gotowa na żadną rzeź, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. W dodatku miała mętlik w głowie. Przyjrzała się z daleko wampirowi, uznając z pewną ulgą, że jest w jeszcze gorszym stanie niż ona sama. Dobrze. Bardzo dobrze, bo to znaczy, że nie jest tutaj najbardziej żałosną osobą, a takie rzeczy zawsze poprawiają humor. - Ile potrzebujesz, by wrócić do formy? – spytała bez ogródek i chrząknęła, czując paskudne drapanie w gardle. Chodziło jej oczywiście o krew. W takim stanie był dla niej bezużyteczny. Sama potrzebowała teraz trochę czasu, by się oporządzić, ale u niej ten proces zapewne przebiegał zupełnie inaczej.
Szczerze powiedziawszy, nie miała ochoty na żadne pogawędki, a już na pewno nie z nim. Wywróciła lekko oczami, wypuszczając głośno powietrze z ust i ostentacyjnie odstawiła włócznię, opierając ją o ścianę. Ściągnęła swoją skórzaną, czarną kurtkę, była mocno poszarpana na plecach i rzuciła ją na ziemię. - Zmarł dwa i pół roku temu, czego raczej nie planował. – Wzruszyła obojętnie ramionami, szukając wzrokiem pilota, do telewizora, który wisiał nad komodą. Nie wiedziała w ogóle, że Patrick tu zaglądał. Zdanie wampira miała serdecznie gdzieś. Mogła jedynie przypuszczać, że ojciec był tutaj ostatni raz wcale nie tak długo przed swoją śmiercią. Przynajmniej do momentu, kiedy jeszcze mógł chodzić, bo kiedy zwiększyli mu chemię, osłabł jeszcze bardziej. Jednak ani razu słowem nie rzekł o rodzinnej rezydencji. Włączyła telewizor i zaczęła przełączać kanały w poszukiwaniu jakiś wiadomości na temat zdarzenia w muzeum. Było już co prawda późno, pewnie koło pierwszej w nocy, ale na pewno jakaś telewizja mogłaby emitować na swoim bloku informacyjnym relację z Manchesteru. Niecodziennie w końcu ginie kilkadziesiąt ludzi w takich okolicznościach na wycieczce w muzeum. W końcu jednak rzuciła pilot w stronę wampira, zirytowana i zniecierpliwiona. Nie miała przecież czasu! - Wrócę za godzinę – powiedziała, kierując się w stronę drzwi. – Znajdź kanał, na którym puszczać będą wiadomości o Głównym Muzeum w Manchesterze – dodała, biorąc ze sobą starą włócznię i wyszła, zamykając drzwi na klucz. To nie był dobry moment, żeby wymagać od Alexis empatii, zrozumienia czy czegokolwiek w tym stylu. Widok tylu zwłok i walka z trójką krwiopijców, którzy doprowadzili do śmierci tylu ludzi, przybiły ją. Tym bardziej, że teoretycznie nic powinno się zdarzyć, skoro była cholernym łowcą! Znalazła na wyższym piętrze małe ambulatorium z przestarzałym, ale sprawnym i sterylnym sprzętem, potem jakąś łazienkę i najpierw wzięła prysznic, zmywając z siebie całą krew, pył i błoto. Nie miała żadnych ubrań na zmianę, ale mogła poszukać ich później, dlatego wolała zabrać się za odciągnięcie sobie tego pół litra krwi. Przygotowała wszystko, na końcu kładąc się na skórzanej kozetce i patrzyła spokojnie na wypadające z rurki do plastikowego woreczka krople. Teraz miała chwilę, by wszystko przemyśleć i zebrać do kupy. Pół litra to właściwie nic.
Dzisiejsze media żyły głównie z muzułmańskich afer, przekrętów finansowych w wojsku i kilkoma sprawami politycznymi. Męczyli te tematy bez przerwy, jakby to naprawdę było istotne, że czarny przestanie być prezydentem w Stanach, a w kraju rośnie biurokracja. Dlatego taka nowina była czymś, co prawdopodobnie na długo zawiśnie na początkowych stronach gazet. Będą próbowali dojść do tego, jak to się wszystko stało. Alexis wiedziała, że nie dostaną nagrań z kamer i miała mnóstwo obaw związanych z tym, co zrobić z samą sobą. Też tam przecież była i jako jedyna wyszła żywa. Ponadto brała udział w tej brutalnej przepychance i pozbyła się sprawców. Ona, babka od oprowadzania szkolnych wycieczek. Nie było w ogóle mowy, by wrócić chociaż na chwilę do swojego mieszkania po rzeczy, bo na pewno już wszystko było wywrócone do góry nogami. Dotąd nie brała na poważnie słów, że będzie musiała zostawić za sobą wszystko. Patrick wiedział, co mówił, kiedy ją ostrzegał. Jeśli wampiry kiedykolwiek znów miały stanowić realne zagrożenie, tacy ludzie jak Winchesterowie nie mogli funkcjonować normalnie tak jak kiedyś. Te czasy się zmieniły i jeśli ktoś wiedział za dużo albo był trochę inny, odpowiednie służby dbały o to, by nic mu się nie stało. Wróciła trochę wcześniej, niż zapowiadała. Już bez włóczni, ale chociaż umyta i nie tak potargana jak wcześniej. W ręku trzymała pękaty woreczek z plastikowym, zakręcanym wentylem, wypełniony ciemną krwią. Jeszcze trochę ciepłą, jeśli to miało jakiekolwiek znaczenie. Na lewej ręce miała przyklejony wacik, żeby nie musieć go trzymać samej, no i chyba przebiła sobie żyłę, gdy wyciągała wenflon, więc do swojej kolekcji obrażeń będzie mogła dodać siniak jak z pobierania krwi. - Mówili coś istotnego oprócz tego, że sala historii naturalnej wygląda jak placówka rzeźnicka? – spytała, rzucając spojrzeniem na ekran telewizora. Nie chciała polegać całkowicie na tym, co powiedzą dziennikarze, ale na razie było to jej jedyne źródło informacji na temat tego, jak wiele zostanie dopuszczone do wiadomości publicznej. No i czy ona sama będzie poszukiwana oficjalnie, czy jednak zostawią to w tajemnicy. Od tego dużo teraz zależało. Podała wampirowi krew i sama usiadła w fotelu, dochodząc do wniosku, że wypadałoby dowiedzieć się chociaż, jak się nazywa. Dziwnie było traktować go bezosobowo, nawet jeśli na tę chwilę żywiła do niego pewnego rodzaju odrazę i myślała zdecydowanie w kontekście swojego interesu. Przed nią jeszcze ciekawy rytuał, który widziała raz w życiu mając jakieś siedem lat. - Gnoje zniszczyli mi kurtkę – mruknęła pod nosem, przypominając sobie moment, w którym jeden złapał za materiał i po prostu nią rzucił. – Domyślam się, że nie masz pojęcia, co im strzeliło do głowy, by nagle sobie przypomnieć o starych praktykach, co? – Spojrzała przez ramię na wampira, wychylając się lekko z fotela. Pomyślała przez moment, że gdyby tylko próbował teraz coś jej zrobić, to zdechłby na miejscu. Nawet jeśli ją czekałby taki sam los. Po prostu była wkurzona.
- Nie wiem, nie poznałam go nigdy, bo chyba wykrwawił się gdzieś na śmierć – rzuciła, przesadnie podkreślając kontekst wypowiedzi i zmarszczyła przy tym nos. Właściwie to prócz własnego ojca, nie znała nikogo od Winchesterów. Wszyscy zdążyli poginąć, nim trafiła pod opiekę Patricka po tym, jak jej matka straciła prawa rodzicielskie. Za to usłyszała mnóstwo bardzo ciekawych historii na temat tego, jak to jej przodkowie dzielnie polowali na wampiry od kilku stuleci. Oczywiście nie wszystkie, bo ojciec nie był specjalnie sentymentalny i zazwyczaj mówił o tych świeższych rzeczach i tylko przy okazji czegoś, jak to na przykład stary wujek Paul brutalnie profanował groby w poszukiwaniu śladów po wampirach. Stała wtedy na środku cmentarza, a ojciec tłumaczył jej, że nie wszystkie takie miejsca są poświęcone, więc trzeba uważać. Skierowała wzrok na ekran, słuchając go z trochę mniejszą uwagą. Widziała spokojnego prezentera, w tle zataśmowane miejsce zdarzenia i niedawnej pracy oraz kilka wozów policyjnych. Nie było tłumów gapiów z powodu później pory, ale zapewne rano przyjdą zobaczyć, jak wygląda to wszystko. Niczego oczywiście nie dojrzą, bo nie zostaną wpuszczeni do środka, ciała dawno będą w kostnicach (i to chyba w całym mieście) i za kilka dni pewno muzeum wróci do użytku publicznego z nową przewodniczką. - Pieprzenie – burknęła, wyraźnie niezadowlona, ale ciężko było stwierdzić, czy chodziło jej o dziennikarza, czy odpowiedź. Wywróciła oczami na wzmiankę o przetrzymywaniu. Wyczuła w tym znaczący wyrzut, skierowany prawie bezpośrednio w nią. Prawie, bo na dobrą sprawę to nie ona przyczyniła się do tego, że tu trafił i przez większość życia był jej całkowicie obojętny. Aż do teraz. - Badali teren – odparła bardziej do siebie. – Wiedzieli, że łowcy nie będą szukać w nieskończoność, aż w końcu będzie ich za mało, by ktoś miał szansę się zorientować. Mieli tą przewagę, że dużo trudniej było im o śmierć, a łowcy byli cały czas ludźmi. Byli śmiertelni, umierali choćby ze starości, nie mówiąc już o chorobach. Czasy też były inne i tropienie wampirów stało się trudniejsze ze względu na warunki. No i liczebność. Nawet Winchesterowie powoli się wykruszali, skupiali się na codzienności i nie przekazywali swojej wiedzy nowym pokoleniom. I to ją przerażało, bo sama nigdy nie miała tego doświadczyć, dlatego ojciec nie walczył wcześniej o prawa do opieki. W pewien sposób chciał ją od tego wszystkiego odciąć... - Będę potrzebowała twojej krwi i nie będę się starać być delikatną po tym, jak jeden z twoich kolegów chciał mi rozerwać gardło w łazience – rzuciła, kręcąc lekko głową, jakby rzeczywiście martwiło ją położenie wampira w tej sytuacji i jednocześnie potwierdziła, że była obecna wtedy w muzeum. – Także wręcz cię proszę, nie utrudniaj mi tego dzisiaj, ...? – I tu się zawiesiła, chcąc użyć jego imienia, którego najzwyczajniej w świecie nie pamiętała, jeśli w ogóle kiedykolwiek je poznała.
Nie interesowała ją hierarchia wśród wampirów. Dla niej każdy był właściwie taki sam, bo cała reszta nie miała znaczenia, skoro miała je unicestwiać. Nieważne było imię, wiek, wygląd. Domyślała się, że jakieś struktury się między nimi tworzą, ale na dobrą sprawę nie robiło to nikomu różnicy. Cel był po prostu jeden. Bardziej martwiła się nadchodzącą falą odpowiedzialności, która już zaczynałą pukać do drzwi. - Bo powiesz mi, że nigdy tego nie robiłeś. – Zmrużyła lekko oczy, wbijając w niego spojrzenie. Musiał zabijać, jeśli chciał żyć, a wyglądał na takiego. Nie sądziła też, by każdej swojej ofiarze pozwalał się przemieniać, bo z tego co wiedziała, nie było to takie proste. Tworzenie sobie konkurencji nie było korzystne dla żadnego gatunku i raczej należało do ostateczności. Wybierali też sobie odpowiednie osoby, dlatego łowcy z jej rodziny zabezpiaczali się nawet na taką ewentualność. Niechęć do wampirów była u nich bardzo mocno nacechowana i Alexis cały czas nie do końca potrafiła połączyć to z faktem, że nie było pokolenia, które nie trzymałoby pod kluczem osobistego krwiopijcy i nie zabijało od razu, gdy przestawał być użyteczny. Wiadomo, było to w pewien sposób oszczędne działanie, ale przecież to nie był pies, którego da się wytresować. - Oczywiście, że nie, Pijawko. – Zaczesała włosy do tyłu, uznając, że nie będzie go przecież prosić o przedstawienie się. Spojrzała przelotnie na szklankę, potem na jego uśmiech i pokręciła lekko głową, podnosząc się z fotela. – Nie na teraz – odparła, jakby to było oczywiste. – Nie mam pojęcia, jak to robili wcześniej, ale ja ci prosto z żył pić nie będę – dodała kategorycznie, czując nieprzyjemne dreszcze na samą myśl. Miała już w sumie na to pomysł, do którego może nie przywykł, ale jej stwarzał pewien komfort. Nigdy wcześniej nie musiała tego robić – pić czyjejkolwiek krwi – więc czuła się trochę niepewnie z myślą, że będzie musiała to zrobić. Ale na pewno nie tak po prostu, jak jej to właśnie proponował. Nie znała też skutków, a tylko o nich słyszała i podobno nie zawsze było to zbyt przyjemne doświadczenie. Wszystko zależało od osoby.
- Brzmi znajomo - mruknęła pod nosem, dostrzegając tą subtelną analogię. Sam był przecież kimś na rodzaj niewolnika i paradoksalnie trzymali go w tym samym celu. Był sekretem, który Winchesterowie strzegli od stuleci. Wszystkie rody były zgodne, że wampiry trzeba eksterminować bez żadnego "ale". Stanowiły wielkie zagrożenie, były niebezpieczne i zabójcze, a do tego wcale nie bezmyślne. Trzymanie takiego na pewno spotkałoby się ze sprzeciwem, bo to tak, jakby zapraszać do siebie samego diabła. Nieważne, że na łańcuchu i pod strażą. Nietrudno też było domyślić się reakcji na propozycję picia krwi wampira. - Wiadomość dla kogo? - prychnęła ironicznie, bo ten pomysł wydał jej się niedorzecznych. Zrezygnowała jednak z kontynuowania tematu. To było głupie, zważywszy, że na świecie pozostała garstka ludzi, która mogłaby zrozumieć przekaz. Dla niej to była zwyczajna samowolka i pewność, że nic im nie grozi. Mieli jednak pecha trafić do jej muzeum. Poza tym nie chciała z nim rozmawiać, wolała zdecydowanie trzymać dystans. - Zrobię to po swojemu - rzuciła ostentacyjnie, kierując się do wyjścia. Nie przyzna się przecież, że ma mnóstwo obaw w związku z tym ceremoniałem. Odciągnie mu krew tak jak sobie, rozleje do ampułek i będzie się martwić dalej sama. Nie musi z nim rozmawiać, nie musi mu mówić o tym wszystkim. Będzie tylko przychodzić w razie potrzeby. Wyszła, zostawiając wampira samego. Znalazła dla siebie jakiś pokój, który wymagał w miarę mało sprzątania i nie był aż tak zanurzony jak cała reszta. Rzuciła się na duże łóżko w celu natychmiastowego zaśnięcia, ale pierwsza próba skończyła się gwałtownym przebudzeniem z powodu koszmaru. Potem nie mogła już zasnąć wcale i jedyne, co jej zostało, to zwiedzić posiadłość i zacząć się powoli przygotowywać... Rano zjawiła w wampirzej komnacie z przygotowanym sprzętem do pobrania krwi. Zastanawiała się, czy nie powinna wtaszczyć tu żelaznego krzesła z sali tortur, gdyby jej przyjaciel nie był dziś taki skory do współpracy, ale postanowiła z tym poczekać i uzbroiła się w srebrne łańcuchy i święconą wodę. Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, by dojrzeć u Alexis znaczne ślady wyczerpania. Nie spała i nie jadła od kilkunastu godzin, jednak nie odczuwała głodu. Bardziej zmęczenie. - Odsłoń rękę - powiedziała jedynie, wieszając plastikowy woreczek na hak na kółkach i zaczęła odpakowywać wenflon.
To nie była kwestia samej bezsenności. Owszem, nie przywykła do takiego trybu życia, ale też nie zdarzało jej się wcześniej rozwalać sali w muzeum, by zdobyć cokolwiek, co pomogłoby w walce z trzema przedstawicielami pijawek. To było wyczerpujące jak na pierwszy raz przystało i nie mogła tego odespać z powodu wybryków świadomości. Nie chciała myśleć o tym, do czego doprowadziła "wiadomość", bo miała przytłaczające wrażenie, że powinna skończyć tam swój żywot. Nie wychowywała się od samego początku jak Winchester. Wcześniej mieszkała z matką, która przestała przyjmować leki na schizofrenię, potem czekała rok u dziadków Price, aż ojciec zdecydował się na wzięcie córki , co zapoczątkowało u niej rodzinną przygodę na śmierć i życie. Problem leżał w tym, że nawet jeśli kiedykolwiek poprosiłaby o pokazanie czy wyjaśnienie pewnych rzeczy, nie było zbyt wiele możliwości w wyborze odpowiedniego "manekina". Kiedyś było kogo tropić, a wtedy? Jaki sens miało samo upuszczanie krwi wampirowi, skoro ryzyko ugryzienia drastycznie zmalało? Patrick nie pokazywał jej, jak to robił, jedynie mówił o tym, jakie może mieć skutki, a ona nie chciała się brudzić wyciekającą bez kontroli krwią. Podeszła do niego, nie zwracając zbytniej uwagi na jego słowa i wbiła igłę od wenflonu w zgięciu ręki, by zaraz umocować rurkę przy wentylu. Odkręciła z jednej strony nakrętkę, by powietrze się zassało i krew była odciągana i dzięki fizyce trafiała do wiszącego na haku woreczka, co rozwiązywało problem braku tętna. Alexis odsunęła się od łóżka, opierając ręce na biodrach i poczekała, aż rurka wypełni się ciemną czerwienią, by mieć pewność, że zrobiła wszystko jak należy. - Nie zginaj ręki - odparła, powstrzymując przy tym ziewnięcie - Wszelkie próby utrudnienia mi życia zostaną stłumione przy użyciu tych błyskotek. - Wyciągnęła z kieszeni jeden z łańcuchów, wcale nie tak gruby i długi, jednak najważniejsze, że srebrny. Potrząsnęła nim dla zabawy i wsunęła z powrotem. Wcześniej miała zamiar położyć mu je na rękach, by był unieruchomiony, zostawić i wrócić do zbrojowni albo znaleźć spiżarnię, kuchnię - cokolwiek, gdzie mogłoby być jedzenie. Musiała jeszcze zorientować się w sprzęcie, wyposażeniu i zorganizować sobie jakieś ubrania... Ale teraz poczuła, że po prostu jej się nie chce. Cały czas nie miała sprecyzowanego planu działania i jeszcze nie przemyślała, jak się do tego zabrać. Na razie robiła wszystko podręcznikowo, odkurzając w pamięci wskazówki od ojca. Cicho westchnęła na wspomnienie tej łysej głowy i przekrwionych oczu, które wbijały w nią swoje krytyczne spojrzenie. Nigdy nie myślała, że jej tego zabraknie.
- Tak, tak. – Pokiwała od niechcenia głową, bo właściwie to się nawet nie starała, by się jej obawiał, czy cokolwiek w tym stylu. Zdawała sobie sprawę, że była teraz wzorem osoby, która znalazła się w złym miejscu i w złym czasie. Nie było co marudzić. Wcześniej sprawdziła, czy igły nie są ze srebra za pomocą magnesu. Taki odruch, o którym właściwie nawet nie myślała i zorientowała się dopiero po fakcie, że stara się ułatwić wampirowi sytuację. Nie musiał jednak o tym wiedzieć. Skierowała się w stronę fotela, ale nim jeszcze zdążyła usiąść, poczuła łaskotanie w nosie i zgięła się w pół w trakcie kichania, zasłaniając twarz ręką. Prostując się i patrząc na swoją dłonią, już przeklinała w myślach swój metabolizm i odporność. Nie było lepszej okazji, by puściła jej farba, prawda? - Cholera! – burknęła, zauważając, że kichnięcie było tak mocne, że krew pociekła już po brodzie, dekolcie i zaczęła wsiąkać w i tak zapaskudzonym podkoszulek. Przyłożyła rękę na powrót do nosa, pochylając się lekko do przodu, a drugą dłonią przetarła trochę brodę. Coś kiedyś słyszała o nie kuszeniu losu, co ostatnio kompletnie jej nie wychodziło, jak widać, dlatego zerknęła na swojego towarzysza. Musiała sprawiać naprawdę dobre wrażenie, nie ma co. Z resztą, nigdy nie uważała się za osobę kompetentą do czegokolwiek, a już tym bardziej to sprawiania wrażenia.
Serce przyspieszyło wraz z powstałym napięciem, które pojawiło się w pomieszczeniu. Nieświadomie brudną ręką sięgnęła do kieszeni z łańcuchami i wstrzymała oddech. To było dla niej pewną niespodzianką, bo nie sądziła, że może mieć to aż tak silny wpływ. Nie miała jednak zamiaru o to w tej chwili pytać, by rozwiać swoje wątpliwości. Z pewnością wiązało się to z jego długą abstynencją i ogólnym brakiem dostępu to jedynego źródła energii. - Dzięki za ostrzeżenie – mruknęła ironicznie trochę przytłumionym głosem, kierując się do drzwi. Zatrzymała się jednak, jakby sobie o czymś przypomniała i zwróciła się jeszcze w stronę wampira. – Starczy do połowy – rzuciła, ruchem palca wskazując na woreczek z jego krwią i cicho chrząknęła, bo trochę jej własnej napłynęło jej do gardła i zaczęło drapać. Szczerze mówiąc, to nie liczyła, że będzie tego pilnował. Raczej sądziła, że jak się oporządzi i tutaj wróci, będzie musiała zakładać nowy wenflon. Na korytarzu oparła się o kamienną ścianę i cicho westchnęła. Wczoraj jeszcze stała przed muzealną wystawą i recytowała formułkę o krzemie i przemianach węglowych, które przyczyniają się do stworzenia oglądanych skamieniałości. Na chwilę tylko poszła do łazienki. Dosłownie. A teraz stała w korytarzu starego zamku łowców i miała czuć się jak u siebie, mając za współmieszkańca więzionego wampira, którego nie znała nawet imienia. W dodatku byłoby miło, gdyby w miarę szybko przygotowała sobie sprzęt i wybrała się na swoje dziewicze polowanie. Zamiast tego smarczy krwią przy niedożywionej pijawce.
Znalazła spiżarnię wypełnioną przede wszystkim konserwami i jakimiś słodyczami. Z puszką brzoskwiń zabrała się za poszukiwanie czystych ubrań. Posesja wydawała się ogromna, kiedy chodziło się po niej samemu bez żadnego planu pomieszczeń i bez żadnej wskazówki, gdzie powinno się zacząć. W końcu jednak znalazła szafę z kilkoma koszulami starej daty i przebrała się w jedną z nich, wciskając ją za spodnie. Wróciła w trochę lepszym nastroju, bo jedyną rzeczą, która jej teraz dokuczała to właściwie zmęczenie, z którym mogła żyć. Gorzej, gdy dokładał się do tego jeszcze głód. No i okazało się, że nie zapomniała, jak się strzela z kuszy, chociaż nie wyobrażała sobie, by miała ją ze sobą gdziekolwiek brać. Pobawiła się też innymi rzeczami w zbrojowni i odkryła tajny magazyn ze współczesną bronią palną dostosowaną do zwalczania wampirów. - Włącz telewizję na jakiś wiadomościach – rzuciła, odbijając pustą kuszę o swoje udo i odszukała wzrokiem hak z woreczkiem, gotowa zaakceptować swoją porażkę.
Cóż, nie znała zachowań wampirów. Nie takich, które trzymało się w domu prawie jak maskotki. Uczyła się, że to stworzenia, które polują na ludzi i są wiecznie spragnione ich krwi. Przyjęło się, że jeśli mają okazję, zaatakują bez względu na to, kiedy ostatni raz zaspokoiły głód. Dlatego trzeba działać bez wahania i strzelać – inaczej samemu się umrze. Podejście myśliwy i ofiara funkcjonowało w tym przypadku w obie strony, do czego uporczywie dążyli Winchesterowie, aż stali się równymi przeciwnikami. Alexis jednak nie sądziła, by z zainteresowaniem zajmowali się psychiką trzymanych przez siebie wampirów. Znalazła wzrokiem hak, ale nie widziała woreczka ani żadnych śladów jego istnienia. Zmarszczyła lekko brwi, nie widząc też od razu położenia wampira. Odstawiła kuszę przy komodzie, rozglądając się za swoimi zgubami, aż z konsternacją na twarzy zauważyła zmiętoszoną pościel, w której ewidentnie coś się zalęgło. - Zdechło ci się? – spytała z charakterystyczną dla siebie delikatnością, podchodząc spokojnie do łóżka. Wolała niczego nie ruszać. Nie, żeby się bała, ale dzisiaj już i tak narobiła głupiego zamieszania, a głupio byłoby przerywać komuś jego codzienną ceremonię robienia sobie gniazda. Może trochę zwariował i miał taką potrzebę? - Ulegacie rozkładowi, kiedy umieracie tak sam z siebie, czy też trzeba po was sprzątać? – Nie zauważyła żadnej reakcji, więc przeszła się w stronę dziury w ścianie, której genezy jeszcze nie znała i zajrzała do środka. Wzrokiem przeleciała po wnętrzu chłodni, dochodząc do wniosku, że najwyraźniej tutaj miał swoją spiżarkę, do której desperacko musiał chcieć się dostać. Nieduże pomieszczenie, więc nie miała pojęcia, ile mogło się tu pomieścić woreczków z krwią. Dojrzała za to jeden wypełniony i cicho gwizdnęła pod nosem. Spojrzała w stronę zawiniętego w pościeli wampira, następnie zdecydownym krokiem podeszła do okien i po chwili dało się słyszeć odgłos przeciąganych zasłon.
Usiadła spokojnie na kamiennym parapecie, krzyżując nogi w kostkach. Przywykła do krzyków, mogła je znosić cały czas, dlatego nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Rzuciła jedynie w jego stronę pytające spojrzenie, gdy tak nagle się zaciął. - Nigdy po nim nie chodziłeś, co? - Obróciła głowę w stronę ekranu, ale zaraz znów patrzyła na niego, nie zbyt zainteresowana blokiem reklamowym. - Tylko w tym pokoju jest telewizor. I jednocześnie kraty w oknach. - Jedną ręką chwyciła zasłonę i przyciągnęła do siebie, ograniczając dostęp światła do pokoju. Sięgnęła do kieszeni po paczkę miętówek, które uchowały się w zapasach i wzięła jedną do ust. Nasłuchiwała , aż zaczną się wiadomości, jednocześnie nie spuszczając spojrzenia z wampira. - Pijecie tylko ludzką krew? - spytała od niechcenia. Nie pamiętała, by kiedyś słyszała inaczej, ale kto wie? Ludzie też nie jedli tylko kurczaków, a ona nie miała pomysłów, skąd mogłaby wziąć ludzką krew. Oczywiście inną niż swoją. Za to nietrudno byłoby jej załatwić jakąś owcę na przykład.
Nie znała rodzinnych praktyk. Nie wiedziała, że w ogóle go karmili, a jedynie szybko łączyła fakty związane z chłodnią. Wśród przodków musieli być lekarze, którzy mieli dostęp do ludzkiej krwi używanej do transfuzji lub dużo szybciej nauczyli się bezpiecznie ją pozyskiwać. Bezsensowne wydawało jej się zabijanie innych osób tylko po to, by dać ich soki wampirowi, bo całkowicie mijało się to z celem. Musieli mieć po prostu jakieś sposoby, kiedy klan był liczniejszy. - Nie mam pojęcia. - Uniosła lekko ręce do góry w obronnym geście. - Ja miałam tylko sprzątać. Nikt mi nic więcej nie mówił, co zapewne będzie problemem w najbliższym czasie. Przypuszczała, że ojciec nie przewidział, że Alexis kiedykolwiek będzie zmuszona przekroczyć próg tego pokoju. Może inaczej dostałaby wskazówki, jak dbać o domową maskotkę, by jej nie rozpuścić i nie sprawić, by poczuła się zbyt pewnie. - Z resztą... Jestem tak świetnym łowcą, że nie będę potrzebować żadnej pomocy - mruknęła pod nosem, nie kryjąc w głosie kpiny i w tej chwili odezwał się prezenter telewizyjny. Kątem zerknęła na telewizor i już wiedziała, że to będzie kiepski dzień, skoro w wiadomościach pokazują jej zdjęcie z kroniki szkolnej z liceum oraz krótki fragment z nagrania kamery w muzeum. Więc jednak ktoś uznał, że należy znaleźć jedyną osobę, która n przeżyła jatkę. Uwielbiała, jak kilka spraw nakładało się na siebie jednocześnie.
Poukładała to za dużo powiedziane. Skończyła szkołę, na studia nie było ją stać i nie kręciła ją Szkocja. Cóż więc zostało, jak nie nudna praca w zawodzie bez perspektyw, ciasna kawalerka i wieczne problemy z facetami? Prawie jak w piosence Dolly Parton, życie zamknięte w przedziale od dziewiątej do piątej plus nadgodziny. - Myślałam, że trochę poczekają, za nim zechcą mnie szukać. - Westchnęła cicho, jednak bez żadnego żalu. - Ale to znaczy, że nie mają pojęcia, gdzie zacząć. I to nie policja będzie chciała mnie znaleźć - dodała, krzywiąc się lekko na samą myśl o tajniakach, którzy już na pewno wiedzieli, że to nie był atak terrorystów i że raczej nie jest zwykłą, muzealną przewodniczką, skoro w pojedynkę dała radę trójce napastników. Właściwie to chciała zapalić. Paskudny nawyk, który odzywał się w stresujących sytuacjach, chociaż w tym przypadku Alexis była bardziej zirytowana piętrzącymi się kłopotami, niżeli przerażona. Swoisty sposób na radzenie sobie w trudnych sytuacjach, zwany czasami negacją. - Nie śmiej się, Pijawko - rzuciła, nie zwracając już uwagi na wiadomości, bo dziennikarz zaczął powtarzać komunikat o prośbie w poszukiwaniu osoby ze zdjęcia, Alexis Price - Winchester. Zeszła z parapetu i przeszła przez dziurę do chłodni, by podnieść torebeczkę z wampirzą krwią, jednocześnie rzucając wampirowi jednoznaczne spojrzenie. Może ktoś by urządził mu wizytację w starej, dobrej sali tortur, ale po co miała się wygłupiać? - I co mam z tobą zrobić, skoro nie pijesz owiec, a krew oddawać mogę co pół roku? - pytała oczywiście retorycznie, opierając ręce na biodrach. - Same kłopoty z wami.
Patrzyła na niego przez moment, unosząc jedną brew i parsknęła śmiechem. Naprawdę długo musiał być zamknięty albo starzy wujkowie mieli mały dystans do siebie i ciekawe "riposty". Została jeszcze możliwość, że to z nią było coś nie tak i nie przestrzegała jakiejś tajnej etykiety Winchesterów. - Zabawne, bo do funduszu nie mam żadnego dostępu - mruknęła, przechodząc z powrotem przez otwór w ścianie. - Inaczej zrobiłabym sobie większe cycki i siedziała na jakiś ciepłych wyspach zamiast tutaj, nie sądzisz? Dostawała jakieś marne składki z różnych kont, a wolała nie próbować szukać ich źródła. Tylko bardziej by się zdenerwowała, gdyby dowiedziała się, ile pieniędzy miała nad sobą przez całe życie i nigdy nie mogła nimi samodzielnie zarządzać. No i pewnie nie zrobiłaby sobie żadnej operacji, ale pomyślała o studiach, lepszym mieszkaniu i samochodzie, bo na razie miała tylko taki kradziony. No nic, potem coś wymyśli w związku z karmieniem go. Alexis zerknęła jeszcze na ekran i pokręciła głową, zastanawiając się, jaka jest szansa, że służby specjalne odkryją to miejsce. Jakaś była na pewno. W dobie technologii wszystko było możliwe, chociaż sprawę ułatwiał fakt, że Winchesterowie mieli wiele posiadłości. Część z nich należała do tej śmietanki, która całowała stopy królowej i nigdy nie słyszeli o łowcach, więc jeśli będzie miała szczęście, jej kryjówka nie jest spalona od razu. - Tata z reguły mało mówił. - Wzruszyła lekko ramionami. - Z tego co wiem, niewielu łowców umierało tak jak on i może temu nie dał mi na przykład instrukcji do ciebie, Pijawko - dodała, nie szczędząc sobie trochę ironii i po chwili znów patrzyła na niego. - W sumie to dziwne, że nie wykorzystał ciebie, gdy nie mógł znaleźć żadnego wampira, żeby mi pokazać kilka rzeczy. - Stwierdziła z lekkim rozbawieniem. - Pokażesz mi kły? Jestem ciekawa, czy zawsze wyglądają tak samo. - Odstawiła woreczek z krwią na komodę i wzięła sobie kolejną miętówkę.
- Chciałabym – westchnęła, na samą myśl o paleniu. – Zabiłabym za fajkę. Podeszła do niego, opierając się lekko o łóżko, gdy pochylała się do przodu, by przyjrzeć się kłom. Nie miała wcześniej okazji, żeby je na spokojnie pooglądać, a jak wiadomo jest to jedna z najbardziej interesujących rzeczy u wampira. Jako mała dziewczynka była przekonana, że wyglądają jak zęby rekina i nie wierzyła ojcu, że jest inaczej. A Patrick nie miał możliwości udowodnić swoich racji. Uniosła lekko rękę, nie przejmując się kompletnie czymś takim jak przestrzeń osobista, by dotknąć jednego palcem, ale akurat wtedy zamknął usta. Zmarszczyła brwi, przenosząc niezadowolone spojrzenie na jego oczy. - Nie znam innych łowców i całkiem prawdopodobne, że nawet ja sama nie miałam nim być. Nie sądzę jednak, by ojciec się kiedykolwiek szczypał i gdyby mógł, to pewnie osobiście wyrwałby jakieś wampirze kły na moich oczach – powiedziała, uśmiechając się trochę drapieżnie. – Ale żadnego nie znalazł. Pamiętała doskonale, jak próbował wybić jej pomysł z zębami rekina, a ona uparcie stała przy swoim. Cóż, była trudnym uczniem, który mógł uwierzyć, że tatuś z zawodu poluje na wampiry, ale czepiała się drobnych, irytujących szczegółów i bez twardych dowodów nie miała zamiaru odpuścić. Wyprostowała się, w głębi duszy postanawiając, że jeszcze przyjrzy się jego uzębieniu dokładnie zaraz po tym, jak wykombinuje skądś papierosy. Właściwie czekała ją wycieczka do miasta, którą odkładała na później i później. - No to jak to się stało, że się spijawczyłeś? I jak kiepsko musiałeś sobie radzić, że cię uwięzili? – zapytała, uznając, że to całkiem dobry temat, jeśli chciała zająć sobie czas i dowiedzieć się kilku rzeczy.
Słuchała, chociaż nie sprawiała wrażenia uważnej. Przeszła się trochę po pokoju, szukając czegoś, na czym mogłaby zawiesić wzrok. Nie była zbyt spokojną osobą, trudno było jej usiedzieć w miejscu, ale z drugiej strony nie lubiła też się za bardzo wysilać, dlatego skutkiem było przede wszystkim wiercenie się, nawet jak już gdzieś usadziła swoje cztery litery. - Wow. – Pokiwała lekko głową. – Dzisiaj wziąłbyś jakieś narkotyki, popił tanim winem, napisał historię na serwetce w barze i już byłbyś pisarzem, wiesz? Obie opcje są głupie, ale przynajmniej jedna ma szanse na jakikolwiek sukces. – Uniosła lekko ręce do góry, patrząc na niego z całkowitym nie zrozumieniem. – Naprawdę z własnej woli wlazłeś do gniazda os? – spytała z niedowierzaniem, ale jednocześnie rozbawieniem. Przechyliła głowę na bok i cmoknęła kilka razy, nie mogąc się wręcz powstrzymać od złośliwego uśmiechu. Z jej perspektywy był to kompletny idiotyzm, pójść do klubu dla wampirów, by napisać powieść i w żaden sposób się nie zabezpieczyć. W dodatku nie być tam zaproszonym. Śmierć jak się patrzy, a przecież sam wspomniał, że wampiry bardzo starały się ukrywać takie miejsca przed łowcami z powodów raczej oczywistych. Nic dziwnego, że któryś uznał, że należy każdego szczurka pokarać, by przypadkiem nigdzie się nie wygadał. - Musiałeś niedowierzać, że to naprawdę wampiry. Albo byłeś głupi. – Pokiwała pewnie głową. – Ewentualnie zdesperowany. Zauważyła, że poraz kolejny unika jej spojrzenia. Dziwne, bo myślała, że nawet w takim położeniu zależałoby mu na zachowaniu jakiś pozorów pewności siebie. Z drugiej strony ta część jego historii mogła rzeczywiście odbierać choćby samą chęć udawania, chociaż to nic dziwnego. Wiedziała, że wampiry bardzo często biorą sobie za cel kogoś naiwnego. Nie do końca wiedziała dlaczego, ale z opowieści ojca wysnuła sobie kilka wniosków. Inna sprawa, że nawet najbardziej naiwna osoba, która przemieniła się w wampira, stawała się niebezpieczna. - No a potem, Pijawko? Nie uwierzę, że jakiś Winchester złapał cię, gdy akurat potknąłeś się o krawężnik, bo jeśli już trzymać jakiegoś wampira pod dachem, to niech to będzie jakiś porządny. Alexis nie była zbyt dobrym materiałem na rozmówcę, to prawda. Coś takiego jak empatia była u niej bardzo względna, a do tego nie miała kompletnie wyczucia. No i samo podejście też nie było zapewne zachęcające, z czego czasami zdawała sobie sprawę i odpuszczała. Jednak teraz była ciekawa, jaki żywot prowadziła rodzinna maskotka, za nim została schwytana.
Tego też nie potrafiła zrozumieć. Tego zadowolenia z przemiany, zachwytu nad nowym „życiem” i rzekomych korzyści z tego płynących. Nie pojmowała tego, jak można się było z tego cieszyć. Nie zgadzało się to z ogólnie przyjętą przez Winchesterów filozofią życia, która mocno odnosiła się do chrześcijaństwa. Sama Alexis nie była gorliwie wierząca, z resztą jej ojciec też, ale to nie miało aż takiego znaczenia, gdy wpajało się nowym pokoleniom pewne zasady. Jeśli człowiek zmarł, to powinien pozostać martwy. Inaczej zaburzał delikatny ład panujący na całym świecie, stanowił zbyt wielkie zagrożenie. Skrzywiła się nieznacznie, splatając ręce z tyłu głowy. Nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek jej życie mogłoby być dla niej obojętne i to na tyle, by ryzykować taką śmiercią. - Raz na wozie, raz pod wozem – stwierdziła po chwili milczenia, wcześniej jeszcze zastanawiając się nad kwestią przemiany. Przez moment było jej go trochę żal, ale zaraz potem stanął obok tego fakt, że jest wampirem i w sumie taka była kolej rzeczy. Wytropić, wywabić, zabić. Lub, jeśli była potrzeba, po prostu schwytać i zabezpieczyć. Podeszła do drzwi, biorąc z komody woreczek z krwią i nim wyszła, spojrzała w jego kierunku przez ramię i szturchnęła wcześniej przyniesioną kuszę. - Jakie palisz? – spytała beznamiętnie, otwierając niespiesznie drzwi na korytarz. Zabezpieczy krew, coś jeszcze zje i wybierze się w końcu do miasta, załatwić niektóre sprawy. W nocy będzie czuła się trochę pewniej. Tym bardziej, że w teorii wiedziała, jak się o tej porze poruszać na zewnątrz, by być bezpiecznym i nie rzucać się w oczy.
[Mwah. Okropna Alexis :D Za to mam przeczucie, że przy najbliższej okazji Miles będzie mógł się odgryźć ;>]
Po usłyszeniu odpowiedzi, otworzyła już drzwi, niespiesznie wychodząc na zewnątrz. Na wzmiankę o książkach, wykonała jeszcze nieokreślony ruch ręką, który ciężko było zakwalifikować jako zgodę czy odmowę ani nawet mieć pewność, że dziewczyna zarejestrowała treść pytania. Myślami była już w ambulatorium, zaraz potem w spiżarni, gdzieś po drodze w zbrojowni i na końcu w drodze do Manchesteru. Nie zdążyła obejść jeszcze wszystkiego, ale większość pokoi, do których zajrzała, były już właściwie puste. Na ścianach wisiały jeszcze jakieś obrazy, w kącie stała rzeźba albo wysuszone resztki rośliny w ozdobnej wazie. Widziała jedno popiersie któregoś ze swoich zmarłych krewnych, trochę zniszczonych zbroi i mnóstwo, mnóstwo kurzu. Czy gdzieś mogła się ostać jakaś książka w tym wszystkim? Nim pojechała, pozbyła się resztek szyby z okna, żeby przypadkiem się dodatkowo nie pociąć, sprawdziła, ile jeszcze zostało jej benzyny i dopiero wtedy ruszyła, mając ze sobą paczkę miętówek i suszonego salami, z którego odpakowaniem nieźle się namęczyła. Do miasta dotarła pod wieczór, wcześniej zahaczając o stację benzynową, na której zaopatrzyła się w kiczowaty podkoszulek i czapkę z daszkiem. Zakupy zrobiła w kilku monopolowych i zdążyła jeszcze wydać ostatnie pieniądze w gotówce w domu handlowym, bo potrzebowała kilku rzeczy. W czarnej bluzie z kapturem i chustą, zakrywającą pół twarzy, weszła przez wyjście pożarowe na klatkę schodową. Z półpiętra dostrzegła, że drzwi do jej mieszkania nie nadawały się już do użytku, ale na tę chwilę nikogo nie było w środku. Po cichu weszła pod schodach i weszła do środka, z lekkim zdziwieniem zauważając, że wnętrze wygląda właściwie tak samo, jak przed wyjściem do pracy. No nic, i tak nie powinna tutaj zostawać dłużej, niż było to potrzebne.
Wszystko poszło sprawnie. Skrytka w wentylacji spełniła swoje zadanie, nie obudziła żadnego sąsiada i nie zniszczyła rynny, po której schodziła z dachu do zaułka, w którym zostawiła samochód. Miała co prawda dziwne wrażenie, że ktoś cały czas ją obserwuje, szczególnie gdy wisiała na tej rurze i nie mogła za bardzo się rozglądać, ale po oględzinach samochodu, doszła do wniosku, że to adrenalina i stres. Pierwszy raz włamywała się do siebie i musiała trzymać twarz w cieniu, więc właściwie to nie było nic dziwnego. Z drugiej strony jakieś dziwne przeczucie kazało Alexis pójść od razu do ambulatorium po tym, jak wróciła do posiadłości Winchesterów i sprawdzić, czy w razie czego wszystkie fiolki z wampirzą krwią są zabepieczone. Odetchnęła cicho z ulgą, podrzucając jedną z nich w dłoni i odruchowo schowała do kieszeni bluzy. Zeszła, wychodząc na dziedziniec, na którym zaparkowała samochód i otworzyła bagażnik, by zabrać do środka papierowe torby z zakupami i papierami z mieszkania. Jeszcze nim się odwróciła, czuła, że zaraz coś się stanie i nie będzie to przyjemne. Szarpnęło nią do tyłu, rozrywając srebrny łańcuszek na jej szyi i upadła na ziemię, przejeżdżając kawałek na swoich czterech literach. Nie mogła powiedzieć, że była zaskoczona, gdy przy samochodzie zobaczyła jednego z trzech wampirów z muzeum. Jakoś potrafiła sobie wyobrazić, że jednak nie zatłukła każdego porządnie. Za to była nieźle wkurzona, że te pluskwy potrafiły być takie uparte.
Wolała już nie myśleć o tym, że nie wzięła ze sobą żadnej broni. Żadnej! Tylko dwa, srebrne łańcuchy w kieszeni spodni, którmi mogła sobie co najwyżej pomachać. Nie nadawały się do walki na dłuższą metę, tym bardziej że przeciwnik był lepiej przygotowany niż ostatnio. Po za tym był równie zdenerwowany, co Alexis, która w pierwszej kolejności postawiła na ucieczkę. Jeśli tak można było nazwać gwałtowną szarpaninę po ciemku, którą sukcesywnie starała się przenosić coraz bliżej drzwi wejściowych. Udało jej się jedną dłoń owinąć łańcuchem i przy najbliższej okazji wyprowadziła swój pierwszy cios, który na chwilę zdezorientował wampira i zostawił na jego twarzy wypalony, nierównomierny ślad. Dało jej to szansę na dostanie się dobiegnięcie do drzwi i założenie kaptura, który był teraz jedyną osłoną przed kłami. Kierując się do zbrojowni, słyszała, jak wampir rozbija się za nią – zupełnie tak, jakby był za szybki dla samego siebie. W ogóle wydawał się strasznie dziki, poruszał się nieprzewidywalnie, ale też jakby bez żadnej kontroli, cały czas miał wystawione kły i rozwarte powieki. Zaryglowała za sobą drzwi, by zyskać trochę czasu i od razu zabrała się za prowizoryczne przygotowania. Właściwie to brała wszystko do ręki i oceniała, czy jest tego w stanie teraz użyć, odrzucając na ziemię te różne cacka, które jej klan opracował do walki z wampirami. Nie miała dużo czasu, bo drewniane drzwi już puszczały i zaczynały się kruszyć, gdy zatrzymała się na drugim końcu sali i na nie spojrzała. Sięgnęła do kieszeni po fiolkę i zapominając o swoim wcześniejszym wahaniu, odbezpieczyła ją i wylała zawartość do ust. Na początku nie poczuła nic. Podniosła kuszę ze srebrnym bełtem, nie spuszczając wzroku z drzwi i czekała. Pierwszy symptom zignorowała, szybsze tętno nie było przecież niczym szczególnym. Na drugi nie miała już czasu, bo wampir rozwalił drzwi, wydając siebie okropny, krzykliwy dźwięk i wtedy jej palec bezwiednie zwolnił strzałę. Wypuściła broń, nie wiedząc, czy w ogóle trafiła, bo oczy zaszły jej mgłą i czuła, jak kolana zaczynają się pod nią uginać, jednocześnie mając wrażenie, że wcale nie jest słaba. Udało jej się jeszcze odskoczyć, z pewnym zdziwieniem rejestrując, że zrobiła do szybciej, niż oczekiwała. Zaraz jednak została podciągnięta do góry i rzucona przez drzwi na korytarz. Nie zdążyła upaść, bo wampir zaraz przy niej był i chociaż bardzo chciała zrobić cokolwiek, nie mogła się na tym skupić. Trochę otrząsnęła, gdy przybił ją do drzwi na drugim końcu i unieruchomił jedną rękę, jednocześnie wyginając jej kręgosłup tak, by odsłoniła szyję. Wolną ręką szukała czegokolwiek, co mogła mieć w zasięgu. Palce złapały klucz, próbowały go przekręcić, co skutecznie utrudniała panika i widok odsłoniętych, długich kłów. W dodatku widziała to wyraźniej niż chciała. Słyszała ten dziwny wydech, który wydawał z siebie wampir, swój puls i zaraz dźwięk przebijanej tchawicy. Chyba chciała krzyknąć, ale wtedy palce uporały się z kluczem i nacisnęły klamkę, otwierając drzwi do środka. Upadła na plecy, ciągnąc za sobą wampira i odepchnęła go od siebie nogami, czując nieprzyjemne szarpnięcie na szyi. Podniosła się prędko, dobywając wzięty wcześniej ze zbrojowni nóż i bez wahania wbiła go w samo czoło napastnika, który w jednej chwili znieruchomiał. Odetchnęła, wypuszczając głośno powietrze i wsparła się o ścianę, czując, jak kręci jej się w głowie. Wtedy zorientowała się, w jakim pokoju się znajduje i odszukała wzrokiem Pijawkę.
Z trudem łapała oddech, jakby ten zbyt szybko próbował pracować i sam organizm nie mógł za nim nadążyć. To nie była adrenalina, na pewno nie. Nigdy wcześniej nie próbowała krwi wampira, ale cały ten rozgardiasz, który zaczął w niej szaleć, musiał być spowodowany właśnie tym. Niby widziała wszystko, wszystko słyszała i reakcje miała jak najbardziej prawidłowe, ale jednocześnie nie mogła się na niczym konkretnie skupić, gdy próbowała się nad tym zastanowić. Na pytanie Pijawki zamknęła na chwilę oczy, mając nadzieję, że to jakoś jej pomoże się uspokoić. Czuła się jak na jakimś mocnym narkotyku, który w teorii miałby ją wyciągnąć na sam szczyt wszystkiego, żeby potem mogła z hukiem spaść na grunt rzeczywistości. Machinalnie podniosła dłoń do szyi. - Użarł mnie, padalec jeden – syknęła cicho, spoglądając ze zdenerwowaniem na leżącego trupa. Docisnęła dłoń do dwóch ran, czując swój przyspieszony puls i spróbowała wziąć kilka głębszych wdechów. Była wściekła, że do tego doszło i miała niesamowitą ochotę gdzieś to wszystko rozładować. W dodatku efekt nasilał się przez krew, którą zdążyła wypić w zbrojowni. - Ile to trwa? – spytała po chwili, przenosząc wzrok na Pijawkę. Obraz był trochę dziwny, wyostrzał się w centrum, a rozmazywał na krawędziach. Kolory też wydawały się inne. Przez moment przeszło jej przez myśl, że nie powinna się rozluźniać, że zaraz znów będzie musiała się zebrać, wyciągnąć z czoła ofiary nóż i być gotową, bo stoi przed nią wampir. Co prawda w pozie kapitulacji, uzbrojony w kilka drewienek, ale jednak wampir. Z drugiej jednak strony ten z nią rozmawiał właściwie od początku i ani razu nie pofukiwał jak dziki zwierz na głodzie.
[Spokojnie ;> Ja nigdzie nie uciekam, także bez stresu. Powodzenia na końcówce! Ja już po maturach, to mam labę :D]
Właściwie to nie chciała tego zrobić. Może chciałaby, gdyby zdążyła o tym pomyśleć, jednak ciało było szybsze od głowy i Alexis po chwili mało subtelnie przygniatała go do podłogi. Powstrzymała się od brutalnego ciosu, do którego rwała się jej ręka i jedynie przytrzymała jego ramiona. Z pewną niepewnością stwierdziła, że każdy tego typu ruch dawał trochę ulgi i nie czuła tego ponującego w świadomości obłędu. Nie mogła jednak teraz pójść sobie pobiegać czy coś takiego, chociaż mogło się to okazać bardzo pomocne. - Tak dobrze? – rzuciła lekko zachrypniętym głosem, zaczynając czuć suchość w gardle. – Nie próbuj więcej, bo tytoń się zmarnuje – dodała, schodząc z niego i usiadła na podłodze obok. Ciekawe, kiedy miała te drzwi zamknąć. Między upadkiem, a ciosem w czoło? Dla niej to też w ogóle nie była miła sytuacja. Dwa wampiry w zamku Winchesterów to chyba nowość, nie mówiąc o tym, że jeden z nich przylazł tu sam. Za nią. Za łowcą, który musiał włamywać się do swojego mieszkania po rynnie i który miał drgawki jak ćpun z ulicy. Paskudne uczucie, kiedy się nie ruszała. - Mówię poważnie, bo nawet jakbym nie chciała cię zabijać, to mogę nie mieć na to wpływu. – Odchrząknęła, zamykając oczy. Skrzywiła się, czując dziwne pieczenie na szyi i ponownie dotknęła tego miejsca palcami. Lekko spuchło i było wrażliwe, co mogło być skutkiem zwalczania jadu. O Chryste... Dotarło do niej, że gdyby nie wypiła tej głupiej krwi, to właśnie albo byłaby trupem w stu procentach, albo rozważałaby samobójstwo. Uczepiła się tej mało przyjemnej myśli, która z jakiś przyczyn zostawała w świadomości dłużej, niż cała reszta umykających urywków. Oddech cały czas był ciężki i trochę przerywany, ale bardziej kontrolowany, jakby zgrał się w końcu z pulsem. Drgania mięśni też zaczynały ustępować, chociaż Alexis cały czas odczuwała dziwne otępienie zmieszane z hiperaktywnym odbieraniem bodźców. Jak ktokolwiek mógł wpaść na pomysł picia wampirzej krwi.
[Względnie nie było źle, w sumie tylko rozszerzoną matmę powaliłam xp Biologia, angielski na luzie, ustne na luzie, podstawki też spoko :D Ogólnie wybieram się na polibudę do Wrocławia, jeśli ta matma nie przesądzi o moim losie xD]
Zerknęła na leżącegp trupa z nożem w czole, kiedy wsomniał o przemianie. Czyżby był właśnie takim młodym osobnikiem? Sam jeszcze przed chwilą rzucał się z jednej strony na drugą, mając kompletny obłęd w oczach. Wtedy w muzeum może chwilowo zaspokojony głód go przystopował, ale przypuszczała, że nie bez powodu upatrzył sobie akurat ją. Nie była może specjalnie trudnym celem, jednak też nie jakoś przesadnie słabym. Ostatecznie czegoś się tam nauczyła, prawda? - Zamknij się na chwilę, Pijawko, co? Nie potrzebowała psychologicznej gatki na temat kontroli i ostatnią rzeczą, jaką chciała w tej chwili robić, to wspominać licealne przygody, czy rodzinne święta, które w gruncie rzeczy przemijały bardzo zwyczajnie. Nie było co oczekiwać, że chory na raka ojciec ze skórą twardą jak skała będzie stwarzał ciepłą, rodzinną atmosferę. Niczego nie miała mu za złe, ale po prostu miała teraz przez to pewne trudności społeczne. Przyjemnie ludzkimi myślami były te, gdy trzeba było przeciskać się między ludźmi w metrze bez obaw, że któryś z buszujących tam gnojków nie zacznie zaraz siać spustoszenie zamiast najnormalniej w świecie ukraść kilka portfeli. Niby cały czas istniało takie ryzyko, ale wydawało się ono strasznie małe w porównaniu do tego, co właśnie ją spotykało. - Chryste, nie mogę siedzieć w miejscu – odezwała się nagle, czując buzującą w ciele energię, która koniecznie szukała jakiegoś ujścia. Ruch przynosił jakąś ulgę. Wydawał się wręcz przyjemny, gdy robiła coś bez myślenia o tym. Najpierw przeniosła się na czworaka, potem podpierając się ściany wstała i przeszła się kilka razy po pokoju, nie otwierając w ogóle oczu. Z trudem mogła sobie wyobrazić, że kiedykolwiek takie coś powtórzy.
[A dziękować, dziękować :D Maturą jako tako się nie martw ;> Do matmy się przygotuj i pomyśl nad zdawaniem rozszerzenia z angielskiego, bo to chyba najłatwiej.]
Możliwe, że miał rację, ale jak do cholery miała się nie ruszać i wyciszyć, skoro z natury była wiercidupą? Teraz w dodatku wszystko się nasilało. Trudno było to nazwać bólem, bo nim nie było, ale po prostu zmuszało ciało do ruchu, inaczej coś w środku nie pozwalało na nic. Może to było dobre na łowy, gdy rzeczywiście potrzebny był instynktowny refleks i skrócony czas rekacji na dosłownie wszystko, ale w momencie spoczynku, nie dało się tego znieść. Puściła jego słowa mimo uszu, szukając sobie jakiegoś rytmu. Splotła ręce z tyłu głowy, przygryzając dolną wargę i próbowała odnaleźć w pamięci jakikolwiek kawałek z tempem podobnym do bicia jej serca. Nie chciała rzucać się na boki, jak zwierz ze wścieklizną, ale nie miała na to wpływu. Coś podświadomie rejestrowało wampira jako ewentualne zagrożenie i sprawiało, że była wyczulona na jego ruchy, samej nie zdając sobie z tego z sprawy. Co mogła na to poradzić w tej chwili? Poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka, prawie jak wymioty i upadła na kolana, zaraz potem przewracając się na plecy. To chyba nie był tylko żołądek, jak stwierdziła po chwili, gdy zaczęły boleć ją inne mięśnie. Chciała coś powiedzieć, zapewne jakieś mało cenzuralne słowo, ale tylko przełknęła ślinę, gdy próba okazała się zbyt bolesna dla szczęki. No dobra, poleży tak chwilkę, czy dwie... Pijawka nie wydawała się zbyt skora do prowokowania czegokolwiek, więc chyba nic się nie stanie. - To jest popierzone... – wymruczała ciężko po jakiś kilkunastu minutach leżenia i odczuwania każdego możliwego ścięgna, mięśnia i chyba nawet nerwu. Otworzyła na moment oczy, spojrzeniem trafiając akurat na drzwi do pokoju. Na początku było wszystko w porządku, ale po dłuższym wpatrywaniu zauważyła, że jakoś tak nie są w całkowitym pionie i... - Szlag. Zawiasy puściły.
[W tym roku nie była jakoś specjalnie trudna. Pamiętaj jednak o takiej pierdółce, jak błąd względny i bezwzględny :D]
[Inżynieria biomedyczna. Kierunek, po którym mogę być informatykiem i nawet o tym nie wiedzieć xD]
To było jak gwóźdź do trumny. Co z tego, że nie mógł teraz wyjść, skoro za jakiś czas jej przejdzie i będzie musiała gdzieś pójść sama? Nie było pieprzonych drzwi, które mogła zamknąć w każdej chwili i mieć wszystko głęboko w poważaniu! Obróciła się na bok, stękając cicho z bólu i bliskiego osiągnięcia dna. No nie bez powodu był tu zamknięty, a teraz co? Przecież nie zadzwoni po jakiegoś speca, bo gdy tylko by zobaczył, co za takimi drzwiami jest, na pewno zacząłby pytać. Kto normalny robi pokój z pancernym wejściem! Swoją drogą nie zdawała sobie sprawy, jaka siła wtedy się roznosiła i ten widok dał jej trochę do myślenia. - Byłbyś łaskaw pomóc mi wstać, Pijawko? - mruknęła, przesuwając ręką po twarzy. Nie musiał w sumie tego robić. Miał właściwie cudowną okazję do ucieczki, bo teraz Alexis włożyłaby całą swoją silną wolę, by go nie gonić i robić sobie złudną nadzieję, że problem trzymania go został rozwiązany. Tego wszystkiego wydawało się zbyt dużo, jak na zaledwie drugą noc ponownego wstąpienia do szeregów łowców. Nieco uspokojone zmysły chciały teraz tylko jednego - głupiego papierosa ze śmiertelną nikotyną. Bez jego pomocy też dałaby sobie radę, tu nie było wątpliwości, jednak zawsze można było zapytać.
[Mwah xD Nie, nie. Właściwie to pewno same nerdy będą, aczkolwiek mnie ten kierunek kręci właśnie ze względu na te kończyny XD]
Och, możliwe, że nie nazywałaby go tak, gdyby raczył się wcześniej przedstawić. Może powinna zwracać się do niego bezpośrednio wampirze, żeby nie czuł się niekomfortowo? Albo w ogóle najlepiej traktować go bezosobowo. Chwyciła jego rękę, gdy jej ramię zdecydowało się posłuchać i ruszyć w górę, napinając mięśnie i z głośnym stęknięciem się podciągnęła. Zaraz jednak ugięła nogi, podpierając się na swoich kolanach i wzięła głęboki wdech, zaraz wypuszczając powietrze. Czuła, jakby podnosiła ze sobą jakieś dodatkowe sto kilo, na które w ogóle się nie przygotowywała. Wyprostowała się z trudem, ale nie na długo, bo zaraz wsparła się na ramieniu wampira, czując, że zaraz może polecieć do przodu. - Świetnie – mruknęła pod nosem, mrużąc przy tym oczy z niezadowolenia. W tym momencie na pewno nie postrzegała siebie jako oprawcę, który więzi nieszczęsne stworzenie w prawie hotelowym apartamencie. Oprawcy nie są tak zależni od swoich ofiar, jak ona w tej chwili. Wystarczyło, by zrobił kilka normalnych kroków bez żadnego ostrzeżenia, a Alexis zaraz by się wyłożyła. Poza tym na co liczył? Że ród żyjący ze zwalczania wampirów wypuści go z litości? Jeśli wolał zginąć, niżeli być więzionym, to zapewne byłoby łatwiejsze. Przecież to nie mogło być trudne, by kogoś sprowokować. - Z bliska jesteś strasznie chłodny – stwierdziła z nutą ironii. – Idziemy. – Kiwnęła głową w stronę wyjścia, nie zdradzając w żaden sposób swoich zamiarów. W gruncie rzeczy to nie było nic specjalnego. Po prostu na górę prowadziło mnóstwo schodów, które mogły się okazać dla niej prawdziwą przeszkodą, a nie chciała sobie przysparzać więcej siniaków czy zadrapań.
Problem był taki, że ona wcale nie chciała zaraz padać ze zmęczenia. Jej głównym celem było dostanie się na zewnątrz do samochodu, gdyż tam właśnie zostawiła swoje papierosy. Chęć ich zapalenia była teraz tym gorsza, że bardziej odczuwalna niż zwykle i tym samym dużo mocniej irytująca. Nie znała postskutów wypicia krwi wampira, nie zdawała sobie właściwie sprawy, że zaraz może całkowicie stracić przytomność. Za to doskonale wiedziała, że paczka była jeszcze nieotwarta i z pewnością nie taki powinien być stan rzeczy dla nałogowego palacza. - Zabawny jesteś – odpowiedziała, unosząc przy tym brew. – W ogóle ci nie ufam, ale to chyba nie ma teraz większego znaczenia. – Wzruszyła nieznacznie ramionami, nie kryjąc swojego rozgoryczenia. Było jej już to obojętne, czy pozwoli mu uciec i splami honor Winchesterów, czy popełnia straszny grzech, pozwalając w ogóle sobie dotknąć wampira inaczej niż jakimś ostrym przedmiotem. Nikt, do cholery nikt, i tak tego nie zweryfikuje, bo jedyną osobą, która ma nieszczęście i dziedziczy cały ten bajzel, jest ona - najśmieszniejszy łowca w historii. Chwała niebiosom, że w łowców też już nikt nie wierzy. - Rób sobie, co chcesz, Pijawko. – Oparła się chwilowo o najbliższą ścianę, czując od niej bijący, przyjemny chłód. Inny niż od wampira, taki piwniczny. Nie czuła, żeby było rozgrzana, ale to i nawet lepiej. Jeszcze tego jej brakowało, żeby odczuwać gorączkę i przejmować się nadmiernym poceniem. Wtedy miałaby już komplet symptomów naprawdę paskudnej grypy. - Tylko mnie nie gryź – zastrzegła zaraz, zdecydowanie ostrzejrzym tonem. Wtedy już by się zebrała bez problemu i sprawiłaby, że sam nie mógłby się normalnie ruszyć. Raz na całe życie to było wystarczająco i więcej tego doświadczać nie chciała. Później zapewne będzie walczyć z czymś na rodzaj wyrzutów sumienia i tak dalej, ale komu by się chciało w takiej sytuacji uzbrajać w srebrne bełty i ganiać z wodą święconą po mieście, okolicach i niewiadomo gdzie jeszcze, by wypleniać świat z wampirów? Ile mogło ich być, a ilu łowców, żeby to miało jakikolwiek sens?
[No, w sumie jest tam wszystko. Matma, fizyka, biologia, chemia – cały zestaw! W skrócie, zapraszam po maturach xD]
Cóż, nie jej to było oceniać, chociaż wcześniej myślała, że dla wampira nie ma żadnego znaczenia, kogo sobie będzie ssał. Może istniały jakieś walory estetyczne, jednak tutaj też mogła się mylić przez propagowanie takiego a nie innego wizerunku. Niedbale go objęła jedną ręką, robiąc przy tym niezbyt zadowoloną minę. Nietrudno można było się domyślić, że nie znajdowała się w takim położeniu za często i raczej dobrze jej się z tym żyło. Nie była jakąś feministką ani nic w tym stylu. No i ta sytuacja bardziej przypominałaby sytuację, gdyby wilk musiał prosić o pomoc owcę, żeby go poniosła. Tutaj jednak musiała przyznać, że pozbycie się własnego ciężaru było nawet kojące ze względu na mięśnie, które rwały się do pracy, jednocześnie spalając całą energię. Błędne koło, na które nie miała bezpośredniego wpływu. Rozchyliła jedną powiekę, by zorientować się, gdzie są. Machnęła lekko ręką, wskazując kierunek. Wrodzone lenistwo pozwalało jej nie zastanawiać się nawet nad tym, dlaczego wampir wydaje się spanikowany. Albo po prostu zbyt nerwowy, jak na sytuację, w której przecież zyskuje kontrolę. - Koniec korytarza, drzwi na prawo - mruknęła po chwili, skupiając z mniejszym już trudem myśli na drodze do głównego holu. Gdy wampir zatrzymał się ponownie, Alexis również otworzyła oczy i dostrzegła ogromne drzwi wejściowe. Zaraz za nimi czekała na nią nikotyna, może jakaś woda, ale przede wszystkim chociaż jeden papieros, który swoim dymem zasłoni na jakiś czas pasma porażek. - No, to już możesz mnie postawić - odparła, niespecjalnie zdając sobie sprawę z tego, jak słabo zabrzmiał jej głos. Nie chciała u niego być dłużej niż to konieczne, żeby potem móc sobie powiedzieć, że nie była aż tak żałosna.
[Oczywiście :D A teraz co do wątku, to jak chcesz, możesz "przejąć pałeczkę" i zemdleć Alexis, jak masz na to ochotę :D]
Chyba w przypadku łowców i wampirów obie strony chciały myśleć o sobie, jak o wilkach. Ojciec opowiadał, że stąd w ogóle wzięła się cała idea - kilku ludzi stwierdziło, że nie chce być już więcej ofiarami, że im się to nie podoba i nie będą bierni. Potem powstawały klany, głównie z odłamów szlacheckich, bo to ci mieli najwięcej do stracenia. I jakoś to trwało, do czasu. No i tyle było po papierosie. Zdążyła poczuć nagłe zwiotczenie i całkowity bezwład, nim przed oczami zrobiło się ciemno i cała świadomość gdzieś zniknęła. Głowa opadła do tyłu, jedna ręka zsunęła się z brzucha i oddech stał się spokojniejszy. W takim stanie wydawała się być całkowicie niegroźną istotą, która nie przelewa ze swoich ust tyle ironii i sarkazmu i wcale nie ma żadnego odruchu łowcy. Ot, dziewczyna zbliżająca się do trzydziestki, która prawie jedną trzecią życia poświęciła na oprowadzanie dzieciaków po muzeum. Obudziła się po dobrych kilku, jeśli nie kilkunastu godzinach, bo za oknem było znów ciemno. Miała sucho w ustach i dopadło ją chwilowe otępienie. Nigdzie się jednak nie spieszyła. Ściągnęła bluzę, pod którą miała ten kiczowaty podkoszulek Manchester United, poczekała cierpliwie, aż skończy kręcić jej się w głowie i wtedy dopiero wyszła, chcąc w końcu zabrać do środka te głupie zakupy i dokumenty. Nie miała zamiaru sprawdzać, czy wampir znajdował sie może w zamku. Byłby naprawdę głupi, gdyby tak zrobił, a na to tym bardziej nie miała ochoty.
Zebranie się w sobie zajęło jej trochę czasu. Alexis na chwilę straciła wszystkie chęci i postanowienia do tego, by kontynuować dzieło Winchesterów. Nie widziała najmniejszego sensu, by się tym zająć, skoro dała już niezły popis, którego nikt nie mógł nawet skrytykować, bo wszyscy byli dawno martwi, a ich dzieci pewnie nie miały najmniejszego pojęcia o samym zamku. I tkwiła w tym przekonaniu do czasu, aż nie zaczęła z nudów zgłębiać więcej tajemnic tego miejsca. Znalazła kilka rodzinnych kronik, potem całą bibliotekę, a w niej księgę, w której Winchesterowie prowadzili rejestr trzymanych przez siebie wampirów z ręcznie rysowanymi portretami i zaznaczonymi cechami szczególnymi, jeśli takie były. Przeglądając to wszystko i odkrywając coraz to nowsze pomieszczenia, których nie zauważało się za pierwszym, czy nawet drugim razem, zaczynała czuć się pewniej. Miała za plecami całą historię jednego rodu. Całe ich doświadczenie spisane na kartach i odbite w projektowanej przez nich broni. Wystarczyło tego tutaj poszukać. Och, tatuś byłby z niej ostatecznie dumny. Pierwsze łowy skończyły się ścięciem włosów i dwoma martwymi wampirami. Szóste ujawniły przypadkiem inny trop, którym podążała jedynie przy okazji. Nie zależało jej, żeby ścigać Pijawkę - trudno było się odzywyczaić, nawet jeśli znało się już jego imię - który krył się dużo staranniej i był jeden. Uganiać się za jednym krwiopijcą, gdy po mieście pałętało się ich mnóstwo? Po dziesiątych łowach zrozumiała, że coś jest zdecydowanie nie tak. Spotykała za dużo młodych, świeżych wampirów, które działały bezmyślnie, byle tylko zaspokoić dzikie pragnienie. Nie pasowało jej to do ogólnego wzorca, który owszem, mógł się zmienić przez lata, ale wolała to sprawdzić. Nie zaprzestała eksterminacji larw, jednak bardziej skupiła się na znalezieniu jakiś wskazówek i przydatnych informacji do zorganizowania trochę większych łowów.
[Ależ nie ma sprawy! Nie wiem, co Miles tam sobie w tym czasie załatwia, ale wnioskuję, że skoro chciałby jej pomóc, to pewnie coś mu się nie spodobało, więc może można ich spotkać przez przypadek w jakiejś ciekawej akcji, w której na przykład oboje spotkają się już na trochę innych poziomach pod względem możliwości i na innej płaszczyźnie, bo tu Alexis ma już jakieś doświadczenie i trochę bardziej weszła w rolę łowcy, a Miles zdążyłby pewnie wrócić do wampirzej formy :D]
Czasami nie udawało jej się zdążyć, chociaż wiedziała, że na większą skalę nie ma to żadnego znaczenia. Najważniejsze, by dopaść cel i unieszkodliwić. Dopiero po wszystkim to ona musiała posprzątać, żeby nie zostawiać śladów. Z tego powodu miewała nawet wyrzuty sumienia, ale ciało z charakterystycznym obrażeniami, z niewyjaśnionym brakiem krwi było wystarczająco podejrzane. Szczególnie, że znalezie sprawcy było najczęściej niemożliwe. Tym bardziej była do tego zmuszona, bo z ledwością wywinęła się służbom specjalnym po zdarzeniu z muzeum. Gdyby masowo zaczęto odnajdywać ciała na ulicach w stanie podobnych do tych muzelanych, prędzej czy później znowu by do niej dotarli. Alexis pewne rzeczy robiła już mechanicznie. Wypuszczała z rękawicy łańcuch zakończony stożkowym obciążnikiem z małymi haczykami u podstawy, nie patrząc już na trafienie, które wyczuwała samoistnie i mogła w tym czasie skupić wzrok na czymś innym, gdy była taka konieczność. Nie liczyła, ile kul zostało w magazynku, tylko automatycznie go wymieniała. Ruch wydobycia zza pleców dwóch niedługich ostrzy był sam w sobie atakiem. Dzięki temu mogła szybciej działać, sprawiając, że każda noc była bardziej owocna, niż wcześniej. Pojedyncze wampiry nie stanowiły problemu, nawet jeśli nie były noworodkami. Zgięła palce, by uruchomić mechanizm wciągający łańcuch i spojrzała podziurawione ciało wampira, w którym cały czas tkwił stożek. Nie umiała jeszcze nic poradzić na charakterystyczny chrzęst nawijanego łańcucha, ale nie był to aż taki problem. Wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki najzwyklejszą zapałkę, odpaliła ją i rzuciła na ciągnięte powoli ciało. Po chwili łańcuch zwijał się już szybciej przez uwolniony obciążnik. W trakcie walki oddaliła się trochę od zaułka, w którym zostało ciało dziewczyny, dlatego czym prędzej skierowała się w jego stronę. Gdy stanęła u wylotu, aż cicho gwizdnęła, unosząc przy tym kącik ust. Nie sądziła, że wampiry dojadają po sobie nawzajem. Ale jego obecność tutaj dowodziła tylko tego, że Alexis nauczyła się porządnie kryć przed częścią ich zmysłów. Sięgnęła do pasa po pistolet i ponieważ wampir nie rzucił się od razu, stwierdziła, że może w końcu trafiła na jakiegoś starszego, więc poczekała spokojnie, aż ten się odwróci do niej przodem.
Sama szukała informacji, dlatego nie strzeliła. To, że był wampirem, było niezaprzeczalnym faktem, Przez przypadek trafiła na takiego, który ma już wystarczająco doświadczenia, by się kontrolować, a prawie szczęściem nazwałaby sytuację, w której znajduje akurat tego, który jeszcze jakiś czas temu siedział zamknięty i pełnił funkcję przymusowego dawcy. - Nie mam pojęcia, jak to zrobiłeś – przyznała, nie kryjąc nawet swojego lekkiego rozbawienia. Miał strasznego pecha. Zazwyczaj jego poprzednicy na swojej drodze wolności spotykali Winchestera raz. Potem umierali w niewoli. A on? On dostał szansę od losu, mógł się udać gdziekolwiek, mógł zniknąć na wieki. Zamiast tego spotyka przedstawiciela swojego nemezis. Ponownie. Może powinien się zastanowić nad swoim wampirzym przeznaczeniem? Powoli zaczęła robić kilka kroków w jego stronę, cały czas mając wyciągnięte przed sobą ramiona i pistolet. Z księgi dowiedziała się co nieco więcej na jego temat, przypadkowe tropy, które spotykała, potwierdzały, że próbował wrócić do korzeni. Myślała jednak, że jak tylko się ogarnie, to wyjedzie. W Manchesterze nie miał czego szukać, tutaj głównie pałętały się te larwy, które stanowiły długi szlag prowadzący do źródła. - I co teraz, Pijawko? – Stała wystarczająco blisko, by wylot broni znajdował się kilka milimetrów od jego klatki piersiowej. – Trochę szkoda... Zupełnie inaczej było mierzyć do wampira, którego się nie znało i który ledwo co był w stanie wypowiedzieć choćby jedno słowo. Wtedy sprawa była prosta. Strzelić, spalić. Pociąć, spalić. Unieszkodliwić, spalić. Zabić kogoś, kogo nawet nie widziało się żłopiącego krew z czyjejś szyi, przynosiło trochę żalu. Ostatecznie i tak gdzieś by pewnie zginął, gdyby prócz Alexis albo zamiast niej spotkał kogoś innego. Był wampirem i to wystarczyło. Nie chciała pozbywać się go tak od razu. W gruncie rzeczy i tak chciała to zrobić, jednak strzelić tak bez słowa? Może była jeszcze za miękka jak na Winchestera, ale to prawie tak, jakby spotkać starego kolegę z liceum, który mógł donieść i jako pierwszy w kolejce wróg miał do tego całkowite prawo. A jednak tego nie zrobił.
Oczywiście, że się szarpała. Nigdy nie lubiła, gdy ktoś naruszał jej przestrzeń osobistą. W dodatku była wściekła, bo rękawica się zacięła – inaczej nie przyparłby jej do ściany, bo chociaż był szybszy i silniejszy, Alexis również miała swój refleks i wyczucie. Nie wiedziała, skąd się to u niej brało, ale przypuszczała, że to może być jak z jazdą na rowerze. Nigdy nie zapominasz. Uspokoiła się jednak po chwili, patrząc chłodno na wampira. Nie wątpiła, że nie chciał kłopotów. Co do tego, czy szukał wyjaśnień, mogła mieć wątpliwości. Jednak jak na kogoś, kto wolał uniknąć zamieszania, zareagował ciekawie. Strzeliła dopiero na jego ruch, chwilę wcześniej była nawet prawie miła! - Niech cię szlag – mruknęła, odwracając na moment wzrok i uderzyła ręką o ścianę za swoimi plecami, by jakoś rozładować frustrację. Cóż, nie była raczej zbyt spokojną osobą i tym bardziej uległą. Nawet podstawiona pod ścianę – w tym przypadku dosłownie – nie zamierzała odpuścić i grzecznie poprosić, by się odsunął. Mogło to wyglądać śmiesznie, gdy próbowała oswobodzić rękę, bardziej ścierając skórę o nierówną powierzchnię ściany i to nawet nie po to, by zaatakować, ale żeby po prostu ją uwolnić. - Skąd pomysł, że uwierzę? – prychnęła, ponownie zaczynając się wiercić. – I co do w ogóle miałoby do rzeczy? Powinna strzelić od razu, nie zważając w ogóle na to, kim jest. Wampir to wampir. Z imieniem, czy bez, nie powinno to robić żadnej różnicy. Teraz tylko traciła czas i być może ryzykowała trochę więcej, niż ostatnio.
Kupiła mu tytoń, gdy poprosił. Spędziła dwadzieścia minut na odsysaniu sobie krwi, żeby nie padł z głodu. Nie walnęła go, gdy mogła. Do cholery, gdyby chciała go tak po prostu zabić, to by to zrobiła wcześniej. Był wampirem, to może miała do niego podejść z rękami w kieszeniach? - Och, a sprawiałeś wrażenie takiego, co tylko się częstuje – powiedziała przez zęby, wyginając teraz całe ciało, by zyskać chociaż trochę swobody. Syknęła, gdy ścisnął mocniej ręce. Rozluźniła się trochę wtedy, czując jednocześnie chłód deszczu. Nie ufali sobie, co raczej nie było niczym dziwnym. Dała się złapać, co pozwalało mu rozdawać karty, ale jak miała na to pozwolić bez walki? Był wampirem, którego jej rodzina więziła dziesięciolecia. W to, że nie myślał o zemście nawet przez chwilę uwierzyłaby tak, jak on w to, że nie dostałby niczym pod żebra, gdyby ją puścił. - Cała wasza rasa jest nienormalna – mruknęła, wbijając w niego spojrzenie. – Nie zauważyłeś, do czego doprowadzacie? – Skinęła głową w stronę martwej dziewczyny z rozdartym gardłem. Zawsze znajdzie się jakiś wyjątek, ale skutki i tak będą takie same. Wystarczył jeden wampir, by potem było ich już tylko więcej. Dlatego nie pozwalano żyć żadnemu, nie na wolności, ale i tak w końcu dostawał Świętą Kąpiel albo dodatkowe srebro w ciele. Nie powiedziała nic więcej. Nie rzucała się już jak zwierzę w klatce, ale z pewnością mógł wyczuć lekkie napięcie mięśni i szybkie tętno. Oddech również był szybszy, ale równomierny. Będzie musiał ją puścić z własnej woli albo będą tak stali, aż w końcu zacznie to wyglądać dziwnie, bo noc nie trwa wiecznie.
Źrenice zwęziły się jej na widok kłów i była bliska przekonania, że za moment adrenalina skoczy na śmiertelnie wysoki poziom. Chwilę później jednak się odsunął i Alexis stanęła na własnych nogach. - Człowiek bez tego przeżyje i może się zmienić. A natury nie zmienisz. Wyminęła go, szturchając ramieniem, żeby się odsunął jeszcze bardziej. Weszła wgłąb zaułka, by znaleźć swoją broń i gdy wróciła, kucnęła przy ciele martwej dziewczyny. Była młodziutka, pewnie też i naiwna, skoro o tej porze znalazła się gdzieś na ulicach sama lub w lekkomyślnym towarzystwie, którą ją zostawiło. Deszcz trochę obmył jej twarz z krwi i chwilę na nią patrzyła, by potem i tak zamknąć jej szeroko otwarte oczy, podnieść ją i przerzucić przez ramię. Wtedy zauważyła na jej odkrytych udach ślady po igłach. Narkomanka. - Ja też nie – odparła zdecydowanie, ponownie obrzucając go chłodnym spojrzeniem. – Ile larw udało ci się przyłapać na gorącym uczynku i postawić do kąta? – Uniosła brew do góry w ironicznej minie. Wiedziała, że zabijanie ich przypominało walkę z mrówkami, gdy nie zniszczyło się mrowiska, ale najpierw mrowisko trzeba było znaleźć. Nie każdy wampir od tak sobie mógł wszystkich przemieniać, jednak ktoś to robił. I coraz bardziej wątpiła, by miało to miejsce bezpośrednio w Manchesterze. Za to znalazła miejsca, gdzie zostawiano jeszcze nieprzytomne wampiry, które dopiero co się przemieniły. - Tak myślałam – westchnęła, gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi i odgarnęła wolną ręką mokre włosy. Musiała zająć się ciałem dziewczyny, nim wróci do regularnego zajęcia eksterminacji.
Cóż, zwłoki nie robiły na niej wrażenia, chociaż za pierwszym razem spodziewała się, że zwymiotuje. Zamiast tego stanął jej przed oczami obraz z kostnicy, w której Patrick pokazywał swojej nastoletniej córce, w które miejsca wampiry lubią wkłuwać się najbardziej i dlaczego. Najlepsze były tętnice, które również jej pokazał. - Wypadłeś po prostu z obiegu, Pijawko – stwierdziła obojętnie i zapewne wzruszyłaby ramionami, gdyby tylko miała jak. Nie miała żadnych szans, by wniknąć w wampirze struktury polityczne, które mało ją obchodziły. Chciała tylko pozbyć się tej fabryki robactwa, która zalewała takie zaułki, jak ten. Na szczęście ciał było mniej, niż mógł przypuszczać, bo wiedziała już, gdzie zaczynać każdą noc, by ograniczyć ich napływ. Ktoś to dokładnie przemyślał, od samego wyboru nowego wampira, przez proces przemiany, po miejsce i czas wypuszczenia. Spodziewała się jednak, że wkrótce i to się zmieni, gdy zauważą nagły spadek skuteczności. - Chcesz tu zaczekać, aż coś z nią zrobię i klepać się dalej, czy wolisz mnie potem znaleźć? – spytała po chwili milczenia, nie patrząc już teraz na niego. Nie powiedziała tego wprost, ale ostatecznie mogli wymienić się tym, co każde z nich zdałało się dowiedzieć. Jeśli rzeczywiście mu się to wszystko nie podobało, to mógł mieć informacje, które jej mogły się przydać. A jeśli nie, to może w końcu pochwali się rozwagą i nigdy więcej na siebie nie wpadną, bo naprawdę nie miała zamiaru go wcześniej szukać.
- Nie pamiętam – rzuciła na odchodne, nie starając się nawet odnaleźć w pamięci, którego numeru właściwie mogła teraz używać. Wszystkie tego typu urządzenia zostały zabrane z jej mieszkania zaraz po akcji z muzeum, a teraz miała kilka na kartę, żeby na przykład zadzwonić do dyrektora banku i rozwiązać problem z dostępem do kont. Poza tymi sporadycznymi potrzebami nie miała już nawet z kim rozmawiać i nie chciała też zostawiać zbyt dużo śladów, gdyby ktoś jeszcze od tajniaków miał złudzenia, że może warto ją poszukać. Poszła w swoją stronę, trzymając się cienia. Do samochodu miała kawałek, ale jakoś przestało jej się spieszyć. Przygnębiała ją świadomość, że właśnie przyczynia się do kolejnej bezimiennej śmierci. Nie była mordercą, który do tego doprowadził, ale to przez jej działania nikt nie dowie się, co spotkało młodą narkomankę i kilkunastu innych ludzi, którzy mieli wcześniej pecha. Ciała chowała w worki i pod koniec nocy wyjeżdżała za miasto. Wybierała jakieś odludne miejsce, starała się zatuszować niecodziennie obrażenia, kopała dół, w którym potem lądowała ofiara i ziemia wracała na swoje miejsce. Nie lubiła tego robić, bo uważała, że każdy zasługiwał na pamięć. Nawet taka dziewczyna, która poważnie zbłądziła w życiu. A po każdej nocy wynajmowała gdzieś w jakimś motelu pokój, brała ze sobą coś do jedzenia, co znikało zaraz po wejściu do pokoju i rozbierając się, kładła się na łóżko i zasypiała trochę po świcie. Nie opłacało się wracać za każdym razem do posiadłości Winchesterów – robiła to głównie po to, by uzupełnić swój mały arsenał. Prysznic brała dopiero po przebudzeniu, więc wszystkie zapachy jeszcze długo na niej siedziały. Miał więc trochę czasu, by ją wyniuchać.
Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że po ich spotkaniu spędziła jeszcze trochę czasu na łowach. Nadrzędną sprawą było zapobiegać i wolała jak najmniej przypadków takich jak ten ostatni. Dla dziewczyny i tak było już za późno i raczej nie robiło jej różnicy, czy zostanie zakopana od razu, czy trochę później. Ale to tylko szczegóły, kto by o nich myślał, będąc wampirem. Przecież wampiry nie muszą spać. Zasnęła właściwie od razu, gdy ciało zetknęło się z materacem. Gdy człowiek oszczędzał sobie myślenia, przychodziło mu to nadzwyczaj łatwo, chociaż sen z początku i tak był lekki. W przypadku Alexis pojawiała się jeszcze kwestia ostrożności i pewnej nadwrażliwości na bodźce z zewnątrz, które zazwyczaj w takich sytuacjach ignorowała, stawiając odpoczynek na pierwszym miejscu. Pukanie jednak nie ustąpiło, drażniąc swoją natarczywością. Nie było mocne, wręcz spokojne i wskazywało na to, że osoba po drugiej stronie drzwi jest cierpliwa i pewna, że w pokoju ktoś jest. Przewróciła się na plecy, wydając przy tym klasyczne burknięcie, by wyrazić swoje niezadowolenie. Po chwili zwlokła się z łóżka, które już zdążyła obrócić w pościelowy bajzel. Podchodząc do drzwi, poprawiła górną część bielizny, która wcześniej trochę się obsunęła i materiał zwinął się na plecach, nogą przesunęła rozrzucone ubrania w jedno miejsce i kopnęła w stronę śmietnika plastikowe opakowanie po kanapkach ze stacji benzynowej. Otworzyła drzwi. Zmarszczyła brwi i wzięła głęboki oddech. - Miło, że nie tracisz czasu - mruknęła pod nosem, robiąc wampirowi miejsce w przejściu. - Masz może kawę? Myślę, że powinnieneś ją ze sobą przynieść. - Skrzyżowała ręce pod piersiami, patrząc na niego wymownie. Nie zdążyła nawet wziąć głupiego prysznica i chyba nie musiała wspominać, że w takim stanie jej opryskliwość ma szansę wskoczyć na nowy poziom.
Spędzała w takich pokojach jeden dzień, nie potrzebowała więc dbać o porządek, skoro i tak nie miała zamiaru wracać. Lepiej było ten czas poświęcić na inne zajęcia. Na przykład na sen. Uniosła lekko brwi na jego komentarz. Cisnęło jej się na usta jakieś pretensjonalne "serio", jednak jej nie do końca oczekiwany gość w jednej chwili się zmył, zamykając za sobą drzwi. Uniosła lekko ramiona, zaraz je opuszczając, nie rozumiejąc do końca jego zachowania. W dwudziestym pierwszym wieku kobiety wychodziły biegać w spodenkach bardziej skąpych niż jej majtki, a na co drugim bilbordzie pozowała modelka Playboya. Otwieranie komuś drzwi w sportowej bieliźnie nie było naprawdę niczym szczególnym. Dziwny był z niego wampir. Wzięła zimny prysznic, starając się nie obciążać swojej głowy nadmiernym myśleniem. Prześpi się potem najwyżej. I mniej. Cudownie. Osuszyła włosy ręcznikiem, szukając w swojej torbie świeżych rzeczy i jakiś luźniejszych ubrań. Skończyło się na białym podkoszulku i wytartych dżinsach, które były o rozmiar za duże. Idealne do swobodnego chodzenia po domu, dlatego nie narzekała. Na kolejne pukanie wywróciła oczami. Sądziła, że jak wróci, to wejdzie już samowolnie, a zachowywał się jak demony starej daty, które nie przekroczą progu domu bez zaproszenia. Alexis daleko było do tego typu uprzejmości i przyzwyczajeń, uważała, że i tak są zbędne, bo ludzie i tak brali to, co chcieli. Wyszła z łazienki ze szczoteczką do zębów w ustach i ostentacyjnie otworzyła drzwi, których po jego wyjściu nie zamknęła na klucz., żeby nie musieć do nich biegać. - Były otwarte - burknęła trochę niewyraźnie przez pełne usta i wróciła do łazienki, by wypluć do umywalki pastę i wypłukać buzię.
Nie była maniaczką kawy, pijała ją właściwie bardzo rzadko, ale jeśli miała być przytomna przez najbliższy czas, to potrzebowała jakiegoś zastrzyku energii. Niestety papierosy nie mogły jej tego zapewnić, dlatego tym razem nie zaczęła dnia od posiedzenia na parapecie i wydmuchiwaniu dymu przez okno. Jeśli oczywiście można tak to określić, skoro niecałą godzinę temu ledwo co się położyła i chwilę potem już musiała wstać. Wyszła z łazienki, wycierając usta dłonią. - Dzisiaj może zostać uznane to za dziwactwo – odparła, szukając wzrokiem kawy dla siebie. – Uważałabym z tym w miejscach publicznych – dodała, podchodząc do chybotliwego stolika, na którym postawił kubek. Dodała wszystko, co tam zostawił, lekko pokołysała kubkiem, by się wymieszało i odstawił wieczko. Wzięła porządnego łyka, nie za bardzo zwracając uwagę na walory smakowe i wypuściła głośno powietrze. - No, jak ci minęła noc, Pijawko? Wypocząłeś? – spytała z nutą goryczy, kierując się w stronę łóżka, na którym przysiadła, podciągając nogi. – Czy może robiłeś coś pożytecznego i dlatego uznałeś, że nie warto czekać? – Ton głosu nieco zobojętniał, co mogło oznaczać, że jeśli rzeczywiście ma jakąś sprawę, to będzie skłonna zapomnieć o swoim niewyspaniu i skupić się na magicznym działaniu kawy. Prawdopodobnie trafił na jedną z gorszych osób, jeśli mowa była o wyczuciu, empatii i sposobie bycia. Wychowanie w osiemnastym, dziewietnastym wieku było jej całkowicie obce i w dodatku w dzieciństwie Alexis zdecydowanie nie na to stawiany był nacisk. Nie musiała umieć się dobrze ubierać i ładnie mówić. Wystarczyło, że zdawała z klasy do klasy i nie robiła zbyt wielu kłopotów. No a reszta wykształciła się sama.
Zmrużyła lekko oczy, słuchając go spokojnie. W tym czasie wypiła do końca kawę, odstawiając kubek na najbliższą płaską powierzchnię, czyli parapet i wróciła do poprzedniej pozycji. Odczekała chwilę, gdy skończył, nie chcąc mu wchodzić w razie czego w słowo, skoro mówił o czymś, co rzeczywiście ją interesowało. Miała tylko jedno ale... - Wiesz, jak mi to w tej chwili wygląda? – zaczęła, zbierając w myślach odpowiednie słowa i spojrzała na niego z pewnym chłodem. – Jakbyś chciał rozwiązać dwa problemy za jednym razem. Gdyby udałoby się jej zakończyć morderczą falę nieopanowanych dzikusów z nieodpartą rządzą ludzkiej krwi, byłaby zadowolona i to nawet bardzo. Teraz jednak okazuje się, że to bolączka nie tylko zwykłych ludzi, którzy właściwie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia. Wampirza hierarchia musiała być krucha, skoro główne osobistości mogły pełnić swoje funkcje przez nieskoczenie wiele lat. Najeżdżało to niektórym na ambicję, wtedy tworzyły się zapewne nowe ugrupowania i tak w kółko. Dlatego wierzyła w to, że niektórym z nich nie za bardzo odpowiada dodatkowe zagrożenie związane z ujawnieniem ich istnienia. - Bardzo chętnie posłucham o tych sojuszach i całej reszcie – odparła, wzruszając przy tym ramionami. – Zrobię, co w mojej mocy, by pozbyć się gniazda, z którego wychodzą te larwy, jednak to nie będzie koniec – przyznała bez ogródek. Była łowcą i tak jak teraz priorytetem było zająć się tym nagłym bałaganem, tak celem na cały etat było pozbywanie się wampirów po prostu. Niezależnie od tego, w jakich sojuszach byli, jakie miejsce zajmowali w hierarchii, jeśli byli wampirami, musiała się ich pozbyć. - Nie przestanę być łowcą. Cały czas patrzyła na niego kamiennym wzrokiem. Nie powinien mieć co do tego złudzeń i jeśli było to komplentnym brakiem zmysłu taktycznego, wolała, żeby nie oczekiwał od niej wybiórczości w tym względzie. Nie będzie wahała, by użyć informacji od niego później. Ot, gra fair play, którą już wprowadzała, skoro na razie żadne z nich nie zabiło drugiego, chociaż miało co do tego pewne okazje. Szczególnie on, skoro już wrócił do pełni sił.
- To dobrze, że nie będziesz rozczarowany. – Uśmiechnęła się, chociaż miała na uwadze, że mógł tak tylko mówić. Przeciągnęła się i zasłoniła usta jedną ręką, by spokojnie sobie ziewnąć. Jeszcze nie była do końca rozbudzona, zaczynała też odczuwać ból zmęczonych mięśni, ale nie było źle. Właściwie to czuła się nawet dobrze, jak na kogoś, kto od kilkunastu godzin był na nogach i zmagał się z dziećmi nocy. - Od czego chcesz zacząć w takim razie? Położyła się na plecy, przeturlała na brzuch twarzą w stronę wampira i podparła brodę na rękach, patrząc na niego. Przechyliła głowę lekko na bok, unosząc przy tym jedną brew, bo przez chwilę wydawał się nie kontaktować. - Pijawko? – powiedziała nieco przeciągle, gotowa sięgnąć po coś z ziemi, by w niego rzucić. Właściwie to nic dziwnego, że nie czuł się zagrożony ze strony Alexis. Na pewno trochę się zmieniła od ich ostatniego spotknia w zamku, ale nie zachowywała żadnego profesjonalizmu, którego można by oczekiwać od łowcy Winchesterów. Niemożność posadzenia tyłka w jednym miejscu, impulsywność zaczepki przesiąknięte sarkazmem to raczej nie były atrybuty tego rodu, aczkolwiek nie było z nią chyba aż tak źle. Co prawda już sobie raz wyobraziła reakcję ojca na to, jak nazywa wampira, któremu pozwoliła zbiec i na razie nikim go nie zastąpiła, jednak były to jej takie małe widełki. Miała zamiar nimi dźgać, póki coś naprawdę przekonującego nie skłoni jej do zaniechania tego postanowienia. Cóż, nikt jej profesjonalizmu nie uczył, ale skoro radziła sobie z zadaniem, to nie mógł to być aż taki problem.
Sięgnęła po zeszyt, który trafił w krawędź łóżka i spadł na ziemię. Otworzyła go najpierw na początku, ale potem zaczęła wertować strony bez dokładnego czytania. Od razu zwróciła uwagę na pismo i myślą przewodnią, która jej w tym czasie towarzyszyła, było stwierdzenie, że ludzie kiedyś nie mieli ciekawych rzeczy do roboty, skoro zajmowali się kaligrafią albo czymś w tym stylu. - Całej hierarchii wampirów? – spytała, unosząc lekko brew. Chodziło jej o wszystkie – powiedzmy – zrzeszone wampiry, bo zapewne znalazłoby się kilka takich, które nie są w żadnym przymierzu i po prostu prowadzą sobie swój żywot, jeśli tak można to nazwać. Możliwe, że mogłaby się tego dowiedzieć z zeszytu, ale teraz nie była pora, żeby zajmować się lekturą. Przejrzy ją dokładnie w wolnym czasie. - Jak starzy są? – rzuciła następne pytanie, tym razem unosząc wzrok na wampira. Zamknęła zeszyt i wsunęła go pod swój brzuch, żeby na pewno o nim nie zapomnieć. Istniała na to duża szansa, jeśli była niewyspana i najbliższy sen zapowiadał się dużo krótszy niż powinien. Nie bała się go, bo w gruncie rzeczy cały czas bardziej kojarzyła go, jako kogoś, kogo dawno temu ojciec pokazał jej, żeby wiedziała, że w ogóle istnieje, a potem zamknął drzwi i przez wiele lat Alexis nie zajmowała sobie nim myśli. A ten drobny incydent w zaułku bardziej ją zdenerwował niżeli przestraszył. Zdążyła znaleźć się w niebezpieczniejszych sytuacjach niż tamta. Poza tym był jedynym wampirem, z którym rozmawiała, co odrobinę zmieniało postać rzeczy, chociaż nie wiedziała jeszcze na jakiej podstawie.
[No to laba! Jak wszystko zaliczone, to gratuluję i ciesz się wolnym :D]
Pokiwała lekko głową. - Czyli istnieje szansa, że to ktoś spoza Manchesteru podrzuca te szajbusy? Przewróciła się na plecy, spuszczając głowę na dół i przymknęła oczy. Wtedy miałoby to jakiś sens, skoro znalazła kilka takich miejsc, gdzie po prostu leżały nieptrzytomne, młode wampiry. Maksymalnie trzy naraz. Sprawdziła okolice i nigdzie nie znalazła tropów, a zeszła nawet do kanałów. Przypuszczała, że jeśli ktoś z miasta byłby za to odpowiedzialny, prędzej czy później pojawiłyby się sznurki prowadzące do odpowiednia miejsca. Niczego jednak nie mogła znaleźć, nie widziała nawet regularności w podrzucaniu nieprzytomnych ciał. - Rozumiem, że teraz jest to w pewnej rozsypce , ale chyba nawet ta dwójka doszłaby, kto im robi bagno na stołówce, gdyby ten ktoś byłby tutaj – zasugerowała, otwierając oczy i spojrzała na niego do góry nogami z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. – Nie wiem, jak wygląda ich autorytet wśród innych – dodała, poruszając ramionami tak, jakby chciała nimi wzruszyć. Pomyślała o tym starszym wampirze. Musiał mieć doświadczenie, więc aż dziwne, że doszło do takiego bałaganu, o jakim mówił Pijawka. Czy wampirom mogło odwalić na stare lata? Z tego co wiedziała, stare wampiry były rzadko spotykane przez łowców. Ale tak naprawdę stare. Jednak wydawało się, że im starszy, tym jakby lepszy, więc skoro taki panował w Manchesterze, niemożliwością było, by doprowadził do czegoś takiego. Tak jej się przynajmniej wydawało, biorąc pod uwagę wszystko, co usłyszała.
- Och, za twoich czasów nie rozmawiałbyś ze mną w taki sposób. To też jest bardzo trafne spostrzeżenie, że wiele się zmieniło. – Zacisnęła powieki, kiwając przy tym głową, jakby właśnie okazywała mu niesamowitą wdzięczność za to niesamowite oświecenie jej ciemnego umysłu. Po chwili jednak obdarzyła go podirytowanym spojrzeniem i sugestywnym uniesieniem kącika ust. Alexis nie była cierpliwią osobą i lubiła konkrety, a nie gdybanie pomieszane z rozczulaniem się nad współczesnym zepsuciem. Na to ewentualnie poświęci czas po tym, kiedy sytuacja z nieopierzonymi wampirami znajdzie się pod kontrolą. Zamachnęła się nagle nogami w stronę podłogi, jednocześnie podpierając się rękami o łóżko i zrobiła coś na wzór przewrotu, stając po chwili wyprostowana na podłodze. Właśnie kofeina zaczęła działać, zwiększając obroty ruchowe Alexis, reprezentującej i tak idealny przykład nadpobudliwości. - Powiem ci, co się dzieje, a ty się ze mną zgodzisz albo przedstawisz niezbite argumenty, że nie mam racji – powiedziała zdecydowanym głosem, stając w rozkroku nad kolanami wampira i pochyliła się lekko w jego stronę. – Żyjemy w porąbanych czasach, gdzie jeden paradoks ściga się z drugim, a jedną z bardziej skutecznych metod osiągania sukcesu nie jest wspinanie się po własnej drabinie, a piłowanie szczebli u kogoś innego. Jesteś wampirem i powiedz, nie chciałbyś jako wampir panować nad takim Manchesterem? Nie umieracie tak łatwo, ale każdy popełnia jakieś błędy, prawda? Założę się, że wampiry z Londynu nie patrzyłyby spokojnie, jak stary Barth naraża całą rasę, nie mogąc zapanować nad plagą larw. Ktoś musiałby go zastąpić. Zrobiła dłuższą przerwę na oddech i zwilżyła gardło śliną. Nie zadała jednak żadnego pytania, niewzruszona oczekując reakcji Pijawki i kompletnie niespeszona krótkim dystansem, patrzyła w jego oczy, do których co chwila wpadał jakiś zagubiony kosmyk włosów.
W łazience nie myślała o tym, że to niemożliwe. Nie zastanawiała się nad niczym, nawet nad tym, że życie uratował jej srebrny łańcuszek, na którym wisiał ozdobny krzyżyk od ojca. W chwili, w której za twoimi plecami stoi stworzenie gotowe rozszarpać ci gardło, a ty w trochę zapomnianym odruchu zaczynasz z nim walczyć, nie myślisz o zbyt wielu rzeczach. Właściwie to miała szczęście, że zyskała efekt zaskoczenia. Potem już nie było tak kolorowo, bo to nie był jedyny wampir, który tego wieczoru zjawił się w muzeum i wtedy Alexis przez momeent znajdowała się w stanie konsternacji. Patrzyła na zalaną krwią salę historii naturalnej, na porozrzucone ciała dzisiejszych odwiedzających i zadała sobie jedno pytanie.
OdpowiedzUsuńCo, do cholery jasnej...?
Nieważne, że akurat ona powinna doskonale rozumieć, co zaszło. Pierwszy raz widziała to na własne oczy i nie była kompletnie przygotowana. Nikt nie byłby na jej miejscu. Priorytetem było teraz wyjście z muzeum, jednak los chciał jej jeszcze bardziej udowodnić, że bardzo zaniedbała pewne sprawy. Nim ostatecznie wydostała się z budynku, spędziła trochę czasu w sali średniowiecznej w towarzystwie dwóch innych wampirów, do których niedługo potem dołączył delikwent z łazienki.
To był długi wieczór i zdarzenia, które miały miejsce, jeszcze nie do końca dotarły do zmaltretowanej Alexis. W dodatku była wściekła i tylko czekała, aż w radiu usłyszy wieści na temat masakry w muzeum, w którym pracowała. Jechała akurat autem z szybą wybitą po stronie kierowcy, gdy zaczęła się pierwsza relacja. Była już dawno poza Manchesterem i zmierzała w jedno miejsce, słuchając spokojnego głosu dziennikarza. Nie wiedziała dlaczego, ale zamek przodków wydawał jej się teraz najbezpieczniejszym miejscem, w którym będzie mogła to wszystko przetrawić. Czuła się naprawdę podle przez to, co się stało. Czuła się winna, a facet z radia tylko ją w tym utwierdzał.
Do zamku dotarła jeszcze przed północą, parkując kradzione auto tuż przed bramą główną. Do środka dostała się z pewnymi trudnościami, bo nie przyszło jej rano do głowy, by zabrać ze sobą klucze do rodzinnej twierdzy. Na szczęście to nie była aż tak duża posiadłość, a i zabezpieczenia były trochę przestarzałe, więc nie musiała wybijać nigdzie okien. Zabrudziła trochę dywan rozłożony w głównym korytarzu, ale to był jej najmniejszy problem. Musiała sobie przypomnieć, gdzie przebywał jeden z tych dziadów, którego jej rodzinka trzymała sobie pod dachem. Musiała się upewnić, czy nie zdażyło mu się uciec przez ten czas, kiedy była tu ostatnim razem. Czyli bardzo dawno temu.
Zmęczona, obdrapana, brudna od krwi, kurzu i odrobiny błota dotarła do tej prawie że piwnicznej kondygnacji. Jeszcze przed wejściem do komnaty zatrzymała się na chwilę przy jakiejś starej zbroi, którą tu sobie kiedyś postawili i ostatecznie zabrała od niej włócznię. Nie miała siły zastanawiać się, czy jest to właściwy ruch czy nie. Lepiej mieć coś ze sobą w razie potrzeby, nawet jeśli pamiętała słowa umierającego na raka ojca, że ten ich wampir jest stosunkowo spokojny i od jakiegoś czasu nie probówał się na nikogo rzucić. Jednak Alexis widziała go tylko raz i nie miała pojęcia, kiedy ostatnio ktoś u niego był, skoro Patrick Winchester zmarł pięć lat temu po wielotetniej walce z chorobą. I tak długo się trzymał...
Nie pukała, nie pytała, czy może wejść. Po prostu nie dziś, kiedy jej obraz wampirów namalował się na nowo i nie były to kolorowe barwy. Przekręciła klucz, otworzyła drzwi i ścisnęła mocniej trzymaną włócznię ze srebrnym grotem. Nie dziś...
[Okey, nie widzę problemu :>]
OdpowiedzUsuńMoże jej ojciec liczył na to, że nigdy nie będzie musiała tutaj przyjść. Że może łowcy nie będą już potrzebni. Że będzie mogła prowadzić normalne życie. Dlatego może nie dał jej żadnych zaleceń, by odwiedzać ich rodzinnego przyjaciela w miarę regularnie i więcej jej tu nie zabrał. Byłoby to okrutne z jego strony, bo może jakimś cudem wampir ostatecznie by zdechł, chociaż bardziej prawdopodobne, że ktoś przez przypadek by go uwolnił. Z resztą w tej chwili nie czuła żadnych wyrzutów sumienia, widząc w jakim stanie znajduje się lokator.
- Chciałbyś – burknęła trochę zachrypniętym głosem, rozglądając się pobieżnie po pomieszczeniu.
Z ironią pomyślała, że miał tu teoretycznie lepsze warunki niż ona w swojej małej kawalerce, za którą płaciła prawie całą wypłatę. Zrobiła krzywą minę, widząc znacznie uszkodzenie w jednej ze ściań i zmrużyła oczy. Zajmie się tym później, zdecydowanie później.
- Będziesz się tłumaczył – mruknęła, kiwając głową w kierunku zniszczeń i weszła do komnaty, zamykając drzwi za sobą.
Nie pamiętała nawet, jak się nazywał – tak bardzo wcześniej ją nie obchodził. Jednak teraz też o to nie dbała. Nie była przestraszona, była wściekła i próbowała walczyć z poczuciem winy, które dobijało się brutalnie do drzwi. Wyczerpanie podsuwało przed oczy obrazy świeżych wspomnień, a Alexis cały czas nie wiedziała, jakim cudem to przeżyła. Kompletnie nie była gotowa na żadną rzeź, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. W dodatku miała mętlik w głowie.
Przyjrzała się z daleko wampirowi, uznając z pewną ulgą, że jest w jeszcze gorszym stanie niż ona sama. Dobrze. Bardzo dobrze, bo to znaczy, że nie jest tutaj najbardziej żałosną osobą, a takie rzeczy zawsze poprawiają humor.
- Ile potrzebujesz, by wrócić do formy? – spytała bez ogródek i chrząknęła, czując paskudne drapanie w gardle.
Chodziło jej oczywiście o krew. W takim stanie był dla niej bezużyteczny. Sama potrzebowała teraz trochę czasu, by się oporządzić, ale u niej ten proces zapewne przebiegał zupełnie inaczej.
Szczerze powiedziawszy, nie miała ochoty na żadne pogawędki, a już na pewno nie z nim. Wywróciła lekko oczami, wypuszczając głośno powietrze z ust i ostentacyjnie odstawiła włócznię, opierając ją o ścianę. Ściągnęła swoją skórzaną, czarną kurtkę, była mocno poszarpana na plecach i rzuciła ją na ziemię.
OdpowiedzUsuń- Zmarł dwa i pół roku temu, czego raczej nie planował. – Wzruszyła obojętnie ramionami, szukając wzrokiem pilota, do telewizora, który wisiał nad komodą.
Nie wiedziała w ogóle, że Patrick tu zaglądał. Zdanie wampira miała serdecznie gdzieś. Mogła jedynie przypuszczać, że ojciec był tutaj ostatni raz wcale nie tak długo przed swoją śmiercią. Przynajmniej do momentu, kiedy jeszcze mógł chodzić, bo kiedy zwiększyli mu chemię, osłabł jeszcze bardziej. Jednak ani razu słowem nie rzekł o rodzinnej rezydencji.
Włączyła telewizor i zaczęła przełączać kanały w poszukiwaniu jakiś wiadomości na temat zdarzenia w muzeum. Było już co prawda późno, pewnie koło pierwszej w nocy, ale na pewno jakaś telewizja mogłaby emitować na swoim bloku informacyjnym relację z Manchesteru. Niecodziennie w końcu ginie kilkadziesiąt ludzi w takich okolicznościach na wycieczce w muzeum. W końcu jednak rzuciła pilot w stronę wampira, zirytowana i zniecierpliwiona. Nie miała przecież czasu!
- Wrócę za godzinę – powiedziała, kierując się w stronę drzwi. – Znajdź kanał, na którym puszczać będą wiadomości o Głównym Muzeum w Manchesterze – dodała, biorąc ze sobą starą włócznię i wyszła, zamykając drzwi na klucz.
To nie był dobry moment, żeby wymagać od Alexis empatii, zrozumienia czy czegokolwiek w tym stylu. Widok tylu zwłok i walka z trójką krwiopijców, którzy doprowadzili do śmierci tylu ludzi, przybiły ją. Tym bardziej, że teoretycznie nic powinno się zdarzyć, skoro była cholernym łowcą!
Znalazła na wyższym piętrze małe ambulatorium z przestarzałym, ale sprawnym i sterylnym sprzętem, potem jakąś łazienkę i najpierw wzięła prysznic, zmywając z siebie całą krew, pył i błoto. Nie miała żadnych ubrań na zmianę, ale mogła poszukać ich później, dlatego wolała zabrać się za odciągnięcie sobie tego pół litra krwi. Przygotowała wszystko, na końcu kładąc się na skórzanej kozetce i patrzyła spokojnie na wypadające z rurki do plastikowego woreczka krople. Teraz miała chwilę, by wszystko przemyśleć i zebrać do kupy.
Pół litra to właściwie nic.
Dzisiejsze media żyły głównie z muzułmańskich afer, przekrętów finansowych w wojsku i kilkoma sprawami politycznymi. Męczyli te tematy bez przerwy, jakby to naprawdę było istotne, że czarny przestanie być prezydentem w Stanach, a w kraju rośnie biurokracja. Dlatego taka nowina była czymś, co prawdopodobnie na długo zawiśnie na początkowych stronach gazet. Będą próbowali dojść do tego, jak to się wszystko stało. Alexis wiedziała, że nie dostaną nagrań z kamer i miała mnóstwo obaw związanych z tym, co zrobić z samą sobą. Też tam przecież była i jako jedyna wyszła żywa. Ponadto brała udział w tej brutalnej przepychance i pozbyła się sprawców. Ona, babka od oprowadzania szkolnych wycieczek. Nie było w ogóle mowy, by wrócić chociaż na chwilę do swojego mieszkania po rzeczy, bo na pewno już wszystko było wywrócone do góry nogami.
OdpowiedzUsuńDotąd nie brała na poważnie słów, że będzie musiała zostawić za sobą wszystko. Patrick wiedział, co mówił, kiedy ją ostrzegał. Jeśli wampiry kiedykolwiek znów miały stanowić realne zagrożenie, tacy ludzie jak Winchesterowie nie mogli funkcjonować normalnie tak jak kiedyś. Te czasy się zmieniły i jeśli ktoś wiedział za dużo albo był trochę inny, odpowiednie służby dbały o to, by nic mu się nie stało.
Wróciła trochę wcześniej, niż zapowiadała. Już bez włóczni, ale chociaż umyta i nie tak potargana jak wcześniej. W ręku trzymała pękaty woreczek z plastikowym, zakręcanym wentylem, wypełniony ciemną krwią. Jeszcze trochę ciepłą, jeśli to miało jakiekolwiek znaczenie. Na lewej ręce miała przyklejony wacik, żeby nie musieć go trzymać samej, no i chyba przebiła sobie żyłę, gdy wyciągała wenflon, więc do swojej kolekcji obrażeń będzie mogła dodać siniak jak z pobierania krwi.
- Mówili coś istotnego oprócz tego, że sala historii naturalnej wygląda jak placówka rzeźnicka? – spytała, rzucając spojrzeniem na ekran telewizora.
Nie chciała polegać całkowicie na tym, co powiedzą dziennikarze, ale na razie było to jej jedyne źródło informacji na temat tego, jak wiele zostanie dopuszczone do wiadomości publicznej. No i czy ona sama będzie poszukiwana oficjalnie, czy jednak zostawią to w tajemnicy. Od tego dużo teraz zależało.
Podała wampirowi krew i sama usiadła w fotelu, dochodząc do wniosku, że wypadałoby dowiedzieć się chociaż, jak się nazywa. Dziwnie było traktować go bezosobowo, nawet jeśli na tę chwilę żywiła do niego pewnego rodzaju odrazę i myślała zdecydowanie w kontekście swojego interesu. Przed nią jeszcze ciekawy rytuał, który widziała raz w życiu mając jakieś siedem lat.
- Gnoje zniszczyli mi kurtkę – mruknęła pod nosem, przypominając sobie moment, w którym jeden złapał za materiał i po prostu nią rzucił. – Domyślam się, że nie masz pojęcia, co im strzeliło do głowy, by nagle sobie przypomnieć o starych praktykach, co? – Spojrzała przez ramię na wampira, wychylając się lekko z fotela.
Pomyślała przez moment, że gdyby tylko próbował teraz coś jej zrobić, to zdechłby na miejscu. Nawet jeśli ją czekałby taki sam los. Po prostu była wkurzona.
- Nie wiem, nie poznałam go nigdy, bo chyba wykrwawił się gdzieś na śmierć – rzuciła, przesadnie podkreślając kontekst wypowiedzi i zmarszczyła przy tym nos.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to prócz własnego ojca, nie znała nikogo od Winchesterów. Wszyscy zdążyli poginąć, nim trafiła pod opiekę Patricka po tym, jak jej matka straciła prawa rodzicielskie. Za to usłyszała mnóstwo bardzo ciekawych historii na temat tego, jak to jej przodkowie dzielnie polowali na wampiry od kilku stuleci. Oczywiście nie wszystkie, bo ojciec nie był specjalnie sentymentalny i zazwyczaj mówił o tych świeższych rzeczach i tylko przy okazji czegoś, jak to na przykład stary wujek Paul brutalnie profanował groby w poszukiwaniu śladów po wampirach. Stała wtedy na środku cmentarza, a ojciec tłumaczył jej, że nie wszystkie takie miejsca są poświęcone, więc trzeba uważać.
Skierowała wzrok na ekran, słuchając go z trochę mniejszą uwagą. Widziała spokojnego prezentera, w tle zataśmowane miejsce zdarzenia i niedawnej pracy oraz kilka wozów policyjnych. Nie było tłumów gapiów z powodu później pory, ale zapewne rano przyjdą zobaczyć, jak wygląda to wszystko. Niczego oczywiście nie dojrzą, bo nie zostaną wpuszczeni do środka, ciała dawno będą w kostnicach (i to chyba w całym mieście) i za kilka dni pewno muzeum wróci do użytku publicznego z nową przewodniczką.
- Pieprzenie – burknęła, wyraźnie niezadowlona, ale ciężko było stwierdzić, czy chodziło jej o dziennikarza, czy odpowiedź.
Wywróciła oczami na wzmiankę o przetrzymywaniu. Wyczuła w tym znaczący wyrzut, skierowany prawie bezpośrednio w nią. Prawie, bo na dobrą sprawę to nie ona przyczyniła się do tego, że tu trafił i przez większość życia był jej całkowicie obojętny. Aż do teraz.
- Badali teren – odparła bardziej do siebie. – Wiedzieli, że łowcy nie będą szukać w nieskończoność, aż w końcu będzie ich za mało, by ktoś miał szansę się zorientować.
Mieli tą przewagę, że dużo trudniej było im o śmierć, a łowcy byli cały czas ludźmi. Byli śmiertelni, umierali choćby ze starości, nie mówiąc już o chorobach. Czasy też były inne i tropienie wampirów stało się trudniejsze ze względu na warunki. No i liczebność. Nawet Winchesterowie powoli się wykruszali, skupiali się na codzienności i nie przekazywali swojej wiedzy nowym pokoleniom. I to ją przerażało, bo sama nigdy nie miała tego doświadczyć, dlatego ojciec nie walczył wcześniej o prawa do opieki. W pewien sposób chciał ją od tego wszystkiego odciąć...
- Będę potrzebowała twojej krwi i nie będę się starać być delikatną po tym, jak jeden z twoich kolegów chciał mi rozerwać gardło w łazience – rzuciła, kręcąc lekko głową, jakby rzeczywiście martwiło ją położenie wampira w tej sytuacji i jednocześnie potwierdziła, że była obecna wtedy w muzeum. – Także wręcz cię proszę, nie utrudniaj mi tego dzisiaj, ...? – I tu się zawiesiła, chcąc użyć jego imienia, którego najzwyczajniej w świecie nie pamiętała, jeśli w ogóle kiedykolwiek je poznała.
[Dobranoc :D]
Nie interesowała ją hierarchia wśród wampirów. Dla niej każdy był właściwie taki sam, bo cała reszta nie miała znaczenia, skoro miała je unicestwiać. Nieważne było imię, wiek, wygląd. Domyślała się, że jakieś struktury się między nimi tworzą, ale na dobrą sprawę nie robiło to nikomu różnicy. Cel był po prostu jeden. Bardziej martwiła się nadchodzącą falą odpowiedzialności, która już zaczynałą pukać do drzwi.
OdpowiedzUsuń- Bo powiesz mi, że nigdy tego nie robiłeś. – Zmrużyła lekko oczy, wbijając w niego spojrzenie.
Musiał zabijać, jeśli chciał żyć, a wyglądał na takiego. Nie sądziła też, by każdej swojej ofiarze pozwalał się przemieniać, bo z tego co wiedziała, nie było to takie proste. Tworzenie sobie konkurencji nie było korzystne dla żadnego gatunku i raczej należało do ostateczności. Wybierali też sobie odpowiednie osoby, dlatego łowcy z jej rodziny zabezpiaczali się nawet na taką ewentualność. Niechęć do wampirów była u nich bardzo mocno nacechowana i Alexis cały czas nie do końca potrafiła połączyć to z faktem, że nie było pokolenia, które nie trzymałoby pod kluczem osobistego krwiopijcy i nie zabijało od razu, gdy przestawał być użyteczny. Wiadomo, było to w pewien sposób oszczędne działanie, ale przecież to nie był pies, którego da się wytresować.
- Oczywiście, że nie, Pijawko. – Zaczesała włosy do tyłu, uznając, że nie będzie go przecież prosić o przedstawienie się. Spojrzała przelotnie na szklankę, potem na jego uśmiech i pokręciła lekko głową, podnosząc się z fotela. – Nie na teraz – odparła, jakby to było oczywiste. – Nie mam pojęcia, jak to robili wcześniej, ale ja ci prosto z żył pić nie będę – dodała kategorycznie, czując nieprzyjemne dreszcze na samą myśl.
Miała już w sumie na to pomysł, do którego może nie przywykł, ale jej stwarzał pewien komfort. Nigdy wcześniej nie musiała tego robić – pić czyjejkolwiek krwi – więc czuła się trochę niepewnie z myślą, że będzie musiała to zrobić. Ale na pewno nie tak po prostu, jak jej to właśnie proponował. Nie znała też skutków, a tylko o nich słyszała i podobno nie zawsze było to zbyt przyjemne doświadczenie. Wszystko zależało od osoby.
- Brzmi znajomo - mruknęła pod nosem, dostrzegając tą subtelną analogię.
OdpowiedzUsuńSam był przecież kimś na rodzaj niewolnika i paradoksalnie trzymali go w tym samym celu. Był sekretem, który Winchesterowie strzegli od stuleci. Wszystkie rody były zgodne, że wampiry trzeba eksterminować bez żadnego "ale". Stanowiły wielkie zagrożenie, były niebezpieczne i zabójcze, a do tego wcale nie bezmyślne. Trzymanie takiego na pewno spotkałoby się ze sprzeciwem, bo to tak, jakby zapraszać do siebie samego diabła. Nieważne, że na łańcuchu i pod strażą. Nietrudno też było domyślić się reakcji na propozycję picia krwi wampira.
- Wiadomość dla kogo? - prychnęła ironicznie, bo ten pomysł wydał jej się niedorzecznych.
Zrezygnowała jednak z kontynuowania tematu. To było głupie, zważywszy, że na świecie pozostała garstka ludzi, która mogłaby zrozumieć przekaz. Dla niej to była zwyczajna samowolka i pewność, że nic im nie grozi. Mieli jednak pecha trafić do jej muzeum. Poza tym nie chciała z nim rozmawiać, wolała zdecydowanie trzymać dystans.
- Zrobię to po swojemu - rzuciła ostentacyjnie, kierując się do wyjścia.
Nie przyzna się przecież, że ma mnóstwo obaw w związku z tym ceremoniałem. Odciągnie mu krew tak jak sobie, rozleje do ampułek i będzie się martwić dalej sama. Nie musi z nim rozmawiać, nie musi mu mówić o tym wszystkim. Będzie tylko przychodzić w razie potrzeby.
Wyszła, zostawiając wampira samego. Znalazła dla siebie jakiś pokój, który wymagał w miarę mało sprzątania i nie był aż tak zanurzony jak cała reszta. Rzuciła się na duże łóżko w celu natychmiastowego zaśnięcia, ale pierwsza próba skończyła się gwałtownym przebudzeniem z powodu koszmaru. Potem nie mogła już zasnąć wcale i jedyne, co jej zostało, to zwiedzić posiadłość i zacząć się powoli przygotowywać...
Rano zjawiła w wampirzej komnacie z przygotowanym sprzętem do pobrania krwi. Zastanawiała się, czy nie powinna wtaszczyć tu żelaznego krzesła z sali tortur, gdyby jej przyjaciel nie był dziś taki skory do współpracy, ale postanowiła z tym poczekać i uzbroiła się w srebrne łańcuchy i święconą wodę. Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, by dojrzeć u Alexis znaczne ślady wyczerpania. Nie spała i nie jadła od kilkunastu godzin, jednak nie odczuwała głodu. Bardziej zmęczenie.
- Odsłoń rękę - powiedziała jedynie, wieszając plastikowy woreczek na hak na kółkach i zaczęła odpakowywać wenflon.
To nie była kwestia samej bezsenności. Owszem, nie przywykła do takiego trybu życia, ale też nie zdarzało jej się wcześniej rozwalać sali w muzeum, by zdobyć cokolwiek, co pomogłoby w walce z trzema przedstawicielami pijawek. To było wyczerpujące jak na pierwszy raz przystało i nie mogła tego odespać z powodu wybryków świadomości. Nie chciała myśleć o tym, do czego doprowadziła "wiadomość", bo miała przytłaczające wrażenie, że powinna skończyć tam swój żywot.
OdpowiedzUsuńNie wychowywała się od samego początku jak Winchester. Wcześniej mieszkała z matką, która przestała przyjmować leki na schizofrenię, potem czekała rok u dziadków Price, aż ojciec zdecydował się na wzięcie córki , co zapoczątkowało u niej rodzinną przygodę na śmierć i życie. Problem leżał w tym, że nawet jeśli kiedykolwiek poprosiłaby o pokazanie czy wyjaśnienie pewnych rzeczy, nie było zbyt wiele możliwości w wyborze odpowiedniego "manekina". Kiedyś było kogo tropić, a wtedy? Jaki sens miało samo upuszczanie krwi wampirowi, skoro ryzyko ugryzienia drastycznie zmalało? Patrick nie pokazywał jej, jak to robił, jedynie mówił o tym, jakie może mieć skutki, a ona nie chciała się brudzić wyciekającą bez kontroli krwią.
Podeszła do niego, nie zwracając zbytniej uwagi na jego słowa i wbiła igłę od wenflonu w zgięciu ręki, by zaraz umocować rurkę przy wentylu. Odkręciła z jednej strony nakrętkę, by powietrze się zassało i krew była odciągana i dzięki fizyce trafiała do wiszącego na haku woreczka, co rozwiązywało problem braku tętna. Alexis odsunęła się od łóżka, opierając ręce na biodrach i poczekała, aż rurka wypełni się ciemną czerwienią, by mieć pewność, że zrobiła wszystko jak należy.
- Nie zginaj ręki - odparła, powstrzymując przy tym ziewnięcie - Wszelkie próby utrudnienia mi życia zostaną stłumione przy użyciu tych błyskotek. - Wyciągnęła z kieszeni jeden z łańcuchów, wcale nie tak gruby i długi, jednak najważniejsze, że srebrny.
Potrząsnęła nim dla zabawy i wsunęła z powrotem. Wcześniej miała zamiar położyć mu je na rękach, by był unieruchomiony, zostawić i wrócić do zbrojowni albo znaleźć spiżarnię, kuchnię - cokolwiek, gdzie mogłoby być jedzenie. Musiała jeszcze zorientować się w sprzęcie, wyposażeniu i zorganizować sobie jakieś ubrania... Ale teraz poczuła, że po prostu jej się nie chce. Cały czas nie miała sprecyzowanego planu działania i jeszcze nie przemyślała, jak się do tego zabrać. Na razie robiła wszystko podręcznikowo, odkurzając w pamięci wskazówki od ojca.
Cicho westchnęła na wspomnienie tej łysej głowy i przekrwionych oczu, które wbijały w nią swoje krytyczne spojrzenie. Nigdy nie myślała, że jej tego zabraknie.
- Tak, tak. – Pokiwała od niechcenia głową, bo właściwie to się nawet nie starała, by się jej obawiał, czy cokolwiek w tym stylu. Zdawała sobie sprawę, że była teraz wzorem osoby, która znalazła się w złym miejscu i w złym czasie.
OdpowiedzUsuńNie było co marudzić. Wcześniej sprawdziła, czy igły nie są ze srebra za pomocą magnesu. Taki odruch, o którym właściwie nawet nie myślała i zorientowała się dopiero po fakcie, że stara się ułatwić wampirowi sytuację. Nie musiał jednak o tym wiedzieć.
Skierowała się w stronę fotela, ale nim jeszcze zdążyła usiąść, poczuła łaskotanie w nosie i zgięła się w pół w trakcie kichania, zasłaniając twarz ręką. Prostując się i patrząc na swoją dłonią, już przeklinała w myślach swój metabolizm i odporność. Nie było lepszej okazji, by puściła jej farba, prawda?
- Cholera! – burknęła, zauważając, że kichnięcie było tak mocne, że krew pociekła już po brodzie, dekolcie i zaczęła wsiąkać w i tak zapaskudzonym podkoszulek.
Przyłożyła rękę na powrót do nosa, pochylając się lekko do przodu, a drugą dłonią przetarła trochę brodę. Coś kiedyś słyszała o nie kuszeniu losu, co ostatnio kompletnie jej nie wychodziło, jak widać, dlatego zerknęła na swojego towarzysza. Musiała sprawiać naprawdę dobre wrażenie, nie ma co. Z resztą, nigdy nie uważała się za osobę kompetentą do czegokolwiek, a już tym bardziej to sprawiania wrażenia.
Serce przyspieszyło wraz z powstałym napięciem, które pojawiło się w pomieszczeniu. Nieświadomie brudną ręką sięgnęła do kieszeni z łańcuchami i wstrzymała oddech. To było dla niej pewną niespodzianką, bo nie sądziła, że może mieć to aż tak silny wpływ. Nie miała jednak zamiaru o to w tej chwili pytać, by rozwiać swoje wątpliwości. Z pewnością wiązało się to z jego długą abstynencją i ogólnym brakiem dostępu to jedynego źródła energii.
OdpowiedzUsuń- Dzięki za ostrzeżenie – mruknęła ironicznie trochę przytłumionym głosem, kierując się do drzwi. Zatrzymała się jednak, jakby sobie o czymś przypomniała i zwróciła się jeszcze w stronę wampira. – Starczy do połowy – rzuciła, ruchem palca wskazując na woreczek z jego krwią i cicho chrząknęła, bo trochę jej własnej napłynęło jej do gardła i zaczęło drapać.
Szczerze mówiąc, to nie liczyła, że będzie tego pilnował. Raczej sądziła, że jak się oporządzi i tutaj wróci, będzie musiała zakładać nowy wenflon. Na korytarzu oparła się o kamienną ścianę i cicho westchnęła. Wczoraj jeszcze stała przed muzealną wystawą i recytowała formułkę o krzemie i przemianach węglowych, które przyczyniają się do stworzenia oglądanych skamieniałości. Na chwilę tylko poszła do łazienki. Dosłownie. A teraz stała w korytarzu starego zamku łowców i miała czuć się jak u siebie, mając za współmieszkańca więzionego wampira, którego nie znała nawet imienia. W dodatku byłoby miło, gdyby w miarę szybko przygotowała sobie sprzęt i wybrała się na swoje dziewicze polowanie.
Zamiast tego smarczy krwią przy niedożywionej pijawce.
Znalazła spiżarnię wypełnioną przede wszystkim konserwami i jakimiś słodyczami. Z puszką brzoskwiń zabrała się za poszukiwanie czystych ubrań. Posesja wydawała się ogromna, kiedy chodziło się po niej samemu bez żadnego planu pomieszczeń i bez żadnej wskazówki, gdzie powinno się zacząć. W końcu jednak znalazła szafę z kilkoma koszulami starej daty i przebrała się w jedną z nich, wciskając ją za spodnie.
Wróciła w trochę lepszym nastroju, bo jedyną rzeczą, która jej teraz dokuczała to właściwie zmęczenie, z którym mogła żyć. Gorzej, gdy dokładał się do tego jeszcze głód. No i okazało się, że nie zapomniała, jak się strzela z kuszy, chociaż nie wyobrażała sobie, by miała ją ze sobą gdziekolwiek brać. Pobawiła się też innymi rzeczami w zbrojowni i odkryła tajny magazyn ze współczesną bronią palną dostosowaną do zwalczania wampirów.
- Włącz telewizję na jakiś wiadomościach – rzuciła, odbijając pustą kuszę o swoje udo i odszukała wzrokiem hak z woreczkiem, gotowa zaakceptować swoją porażkę.
Cóż, nie znała zachowań wampirów. Nie takich, które trzymało się w domu prawie jak maskotki. Uczyła się, że to stworzenia, które polują na ludzi i są wiecznie spragnione ich krwi. Przyjęło się, że jeśli mają okazję, zaatakują bez względu na to, kiedy ostatni raz zaspokoiły głód. Dlatego trzeba działać bez wahania i strzelać – inaczej samemu się umrze. Podejście myśliwy i ofiara funkcjonowało w tym przypadku w obie strony, do czego uporczywie dążyli Winchesterowie, aż stali się równymi przeciwnikami. Alexis jednak nie sądziła, by z zainteresowaniem zajmowali się psychiką trzymanych przez siebie wampirów.
OdpowiedzUsuńZnalazła wzrokiem hak, ale nie widziała woreczka ani żadnych śladów jego istnienia. Zmarszczyła lekko brwi, nie widząc też od razu położenia wampira. Odstawiła kuszę przy komodzie, rozglądając się za swoimi zgubami, aż z konsternacją na twarzy zauważyła zmiętoszoną pościel, w której ewidentnie coś się zalęgło.
- Zdechło ci się? – spytała z charakterystyczną dla siebie delikatnością, podchodząc spokojnie do łóżka.
Wolała niczego nie ruszać. Nie, żeby się bała, ale dzisiaj już i tak narobiła głupiego zamieszania, a głupio byłoby przerywać komuś jego codzienną ceremonię robienia sobie gniazda. Może trochę zwariował i miał taką potrzebę?
- Ulegacie rozkładowi, kiedy umieracie tak sam z siebie, czy też trzeba po was sprzątać? – Nie zauważyła żadnej reakcji, więc przeszła się w stronę dziury w ścianie, której genezy jeszcze nie znała i zajrzała do środka.
Wzrokiem przeleciała po wnętrzu chłodni, dochodząc do wniosku, że najwyraźniej tutaj miał swoją spiżarkę, do której desperacko musiał chcieć się dostać. Nieduże pomieszczenie, więc nie miała pojęcia, ile mogło się tu pomieścić woreczków z krwią. Dojrzała za to jeden wypełniony i cicho gwizdnęła pod nosem. Spojrzała w stronę zawiniętego w pościeli wampira, następnie zdecydownym krokiem podeszła do okien i po chwili dało się słyszeć odgłos przeciąganych zasłon.
Usiadła spokojnie na kamiennym parapecie, krzyżując nogi w kostkach. Przywykła do krzyków, mogła je znosić cały czas, dlatego nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Rzuciła jedynie w jego stronę pytające spojrzenie, gdy tak nagle się zaciął.
OdpowiedzUsuń- Nigdy po nim nie chodziłeś, co? - Obróciła głowę w stronę ekranu, ale zaraz znów patrzyła na niego, nie zbyt zainteresowana blokiem reklamowym. - Tylko w tym pokoju jest telewizor. I jednocześnie kraty w oknach. - Jedną ręką chwyciła zasłonę i przyciągnęła do siebie, ograniczając dostęp światła do pokoju.
Sięgnęła do kieszeni po paczkę miętówek, które uchowały się w zapasach i wzięła jedną do ust. Nasłuchiwała , aż zaczną się wiadomości, jednocześnie nie spuszczając spojrzenia z wampira.
- Pijecie tylko ludzką krew? - spytała od niechcenia.
Nie pamiętała, by kiedyś słyszała inaczej, ale kto wie? Ludzie też nie jedli tylko kurczaków, a ona nie miała pomysłów, skąd mogłaby wziąć ludzką krew. Oczywiście inną niż swoją. Za to nietrudno byłoby jej załatwić jakąś owcę na przykład.
Nie znała rodzinnych praktyk. Nie wiedziała, że w ogóle go karmili, a jedynie szybko łączyła fakty związane z chłodnią. Wśród przodków musieli być lekarze, którzy mieli dostęp do ludzkiej krwi używanej do transfuzji lub dużo szybciej nauczyli się bezpiecznie ją pozyskiwać. Bezsensowne wydawało jej się zabijanie innych osób tylko po to, by dać ich soki wampirowi, bo całkowicie mijało się to z celem. Musieli mieć po prostu jakieś sposoby, kiedy klan był liczniejszy.
OdpowiedzUsuń- Nie mam pojęcia. - Uniosła lekko ręce do góry w obronnym geście. - Ja miałam tylko sprzątać. Nikt mi nic więcej nie mówił, co zapewne będzie problemem w najbliższym czasie.
Przypuszczała, że ojciec nie przewidział, że Alexis kiedykolwiek będzie zmuszona przekroczyć próg tego pokoju. Może inaczej dostałaby wskazówki, jak dbać o domową maskotkę, by jej nie rozpuścić i nie sprawić, by poczuła się zbyt pewnie.
- Z resztą... Jestem tak świetnym łowcą, że nie będę potrzebować żadnej pomocy - mruknęła pod nosem, nie kryjąc w głosie kpiny i w tej chwili odezwał się prezenter telewizyjny.
Kątem zerknęła na telewizor i już wiedziała, że to będzie kiepski dzień, skoro w wiadomościach pokazują jej zdjęcie z kroniki szkolnej z liceum oraz krótki fragment z nagrania kamery w muzeum. Więc jednak ktoś uznał, że należy znaleźć jedyną osobę, która n przeżyła jatkę.
Uwielbiała, jak kilka spraw nakładało się na siebie jednocześnie.
Poukładała to za dużo powiedziane. Skończyła szkołę, na studia nie było ją stać i nie kręciła ją Szkocja. Cóż więc zostało, jak nie nudna praca w zawodzie bez perspektyw, ciasna kawalerka i wieczne problemy z facetami? Prawie jak w piosence Dolly Parton, życie zamknięte w przedziale od dziewiątej do piątej plus nadgodziny.
OdpowiedzUsuń- Myślałam, że trochę poczekają, za nim zechcą mnie szukać. - Westchnęła cicho, jednak bez żadnego żalu. - Ale to znaczy, że nie mają pojęcia, gdzie zacząć. I to nie policja będzie chciała mnie znaleźć - dodała, krzywiąc się lekko na samą myśl o tajniakach, którzy już na pewno wiedzieli, że to nie był atak terrorystów i że raczej nie jest zwykłą, muzealną przewodniczką, skoro w pojedynkę dała radę trójce napastników.
Właściwie to chciała zapalić. Paskudny nawyk, który odzywał się w stresujących sytuacjach, chociaż w tym przypadku Alexis była bardziej zirytowana piętrzącymi się kłopotami, niżeli przerażona. Swoisty sposób na radzenie sobie w trudnych sytuacjach, zwany czasami negacją.
- Nie śmiej się, Pijawko - rzuciła, nie zwracając już uwagi na wiadomości, bo dziennikarz zaczął powtarzać komunikat o prośbie w poszukiwaniu osoby ze zdjęcia, Alexis Price - Winchester.
Zeszła z parapetu i przeszła przez dziurę do chłodni, by podnieść torebeczkę z wampirzą krwią, jednocześnie rzucając wampirowi jednoznaczne spojrzenie. Może ktoś by urządził mu wizytację w starej, dobrej sali tortur, ale po co miała się wygłupiać?
- I co mam z tobą zrobić, skoro nie pijesz owiec, a krew oddawać mogę co pół roku? - pytała oczywiście retorycznie, opierając ręce na biodrach. - Same kłopoty z wami.
Patrzyła na niego przez moment, unosząc jedną brew i parsknęła śmiechem. Naprawdę długo musiał być zamknięty albo starzy wujkowie mieli mały dystans do siebie i ciekawe "riposty". Została jeszcze możliwość, że to z nią było coś nie tak i nie przestrzegała jakiejś tajnej etykiety Winchesterów.
OdpowiedzUsuń- Zabawne, bo do funduszu nie mam żadnego dostępu - mruknęła, przechodząc z powrotem przez otwór w ścianie. - Inaczej zrobiłabym sobie większe cycki i siedziała na jakiś ciepłych wyspach zamiast tutaj, nie sądzisz?
Dostawała jakieś marne składki z różnych kont, a wolała nie próbować szukać ich źródła. Tylko bardziej by się zdenerwowała, gdyby dowiedziała się, ile pieniędzy miała nad sobą przez całe życie i nigdy nie mogła nimi samodzielnie zarządzać. No i pewnie nie zrobiłaby sobie żadnej operacji, ale pomyślała o studiach, lepszym mieszkaniu i samochodzie, bo na razie miała tylko taki kradziony. No nic, potem coś wymyśli w związku z karmieniem go.
Alexis zerknęła jeszcze na ekran i pokręciła głową, zastanawiając się, jaka jest szansa, że służby specjalne odkryją to miejsce. Jakaś była na pewno. W dobie technologii wszystko było możliwe, chociaż sprawę ułatwiał fakt, że Winchesterowie mieli wiele posiadłości. Część z nich należała do tej śmietanki, która całowała stopy królowej i nigdy nie słyszeli o łowcach, więc jeśli będzie miała szczęście, jej kryjówka nie jest spalona od razu.
- Tata z reguły mało mówił. - Wzruszyła lekko ramionami. - Z tego co wiem, niewielu łowców umierało tak jak on i może temu nie dał mi na przykład instrukcji do ciebie, Pijawko - dodała, nie szczędząc sobie trochę ironii i po chwili znów patrzyła na niego. - W sumie to dziwne, że nie wykorzystał ciebie, gdy nie mógł znaleźć żadnego wampira, żeby mi pokazać kilka rzeczy. - Stwierdziła z lekkim rozbawieniem. - Pokażesz mi kły? Jestem ciekawa, czy zawsze wyglądają tak samo. - Odstawiła woreczek z krwią na komodę i wzięła sobie kolejną miętówkę.
- Chciałabym – westchnęła, na samą myśl o paleniu. – Zabiłabym za fajkę.
OdpowiedzUsuńPodeszła do niego, opierając się lekko o łóżko, gdy pochylała się do przodu, by przyjrzeć się kłom. Nie miała wcześniej okazji, żeby je na spokojnie pooglądać, a jak wiadomo jest to jedna z najbardziej interesujących rzeczy u wampira. Jako mała dziewczynka była przekonana, że wyglądają jak zęby rekina i nie wierzyła ojcu, że jest inaczej. A Patrick nie miał możliwości udowodnić swoich racji.
Uniosła lekko rękę, nie przejmując się kompletnie czymś takim jak przestrzeń osobista, by dotknąć jednego palcem, ale akurat wtedy zamknął usta. Zmarszczyła brwi, przenosząc niezadowolone spojrzenie na jego oczy.
- Nie znam innych łowców i całkiem prawdopodobne, że nawet ja sama nie miałam nim być. Nie sądzę jednak, by ojciec się kiedykolwiek szczypał i gdyby mógł, to pewnie osobiście wyrwałby jakieś wampirze kły na moich oczach – powiedziała, uśmiechając się trochę drapieżnie. – Ale żadnego nie znalazł.
Pamiętała doskonale, jak próbował wybić jej pomysł z zębami rekina, a ona uparcie stała przy swoim. Cóż, była trudnym uczniem, który mógł uwierzyć, że tatuś z zawodu poluje na wampiry, ale czepiała się drobnych, irytujących szczegółów i bez twardych dowodów nie miała zamiaru odpuścić.
Wyprostowała się, w głębi duszy postanawiając, że jeszcze przyjrzy się jego uzębieniu dokładnie zaraz po tym, jak wykombinuje skądś papierosy. Właściwie czekała ją wycieczka do miasta, którą odkładała na później i później.
- No to jak to się stało, że się spijawczyłeś? I jak kiepsko musiałeś sobie radzić, że cię uwięzili? – zapytała, uznając, że to całkiem dobry temat, jeśli chciała zająć sobie czas i dowiedzieć się kilku rzeczy.
Słuchała, chociaż nie sprawiała wrażenia uważnej. Przeszła się trochę po pokoju, szukając czegoś, na czym mogłaby zawiesić wzrok. Nie była zbyt spokojną osobą, trudno było jej usiedzieć w miejscu, ale z drugiej strony nie lubiła też się za bardzo wysilać, dlatego skutkiem było przede wszystkim wiercenie się, nawet jak już gdzieś usadziła swoje cztery litery.
OdpowiedzUsuń- Wow. – Pokiwała lekko głową. – Dzisiaj wziąłbyś jakieś narkotyki, popił tanim winem, napisał historię na serwetce w barze i już byłbyś pisarzem, wiesz? Obie opcje są głupie, ale przynajmniej jedna ma szanse na jakikolwiek sukces. – Uniosła lekko ręce do góry, patrząc na niego z całkowitym nie zrozumieniem. – Naprawdę z własnej woli wlazłeś do gniazda os? – spytała z niedowierzaniem, ale jednocześnie rozbawieniem.
Przechyliła głowę na bok i cmoknęła kilka razy, nie mogąc się wręcz powstrzymać od złośliwego uśmiechu. Z jej perspektywy był to kompletny idiotyzm, pójść do klubu dla wampirów, by napisać powieść i w żaden sposób się nie zabezpieczyć. W dodatku nie być tam zaproszonym. Śmierć jak się patrzy, a przecież sam wspomniał, że wampiry bardzo starały się ukrywać takie miejsca przed łowcami z powodów raczej oczywistych. Nic dziwnego, że któryś uznał, że należy każdego szczurka pokarać, by przypadkiem nigdzie się nie wygadał.
- Musiałeś niedowierzać, że to naprawdę wampiry. Albo byłeś głupi. – Pokiwała pewnie głową. – Ewentualnie zdesperowany.
Zauważyła, że poraz kolejny unika jej spojrzenia. Dziwne, bo myślała, że nawet w takim położeniu zależałoby mu na zachowaniu jakiś pozorów pewności siebie. Z drugiej strony ta część jego historii mogła rzeczywiście odbierać choćby samą chęć udawania, chociaż to nic dziwnego. Wiedziała, że wampiry bardzo często biorą sobie za cel kogoś naiwnego. Nie do końca wiedziała dlaczego, ale z opowieści ojca wysnuła sobie kilka wniosków. Inna sprawa, że nawet najbardziej naiwna osoba, która przemieniła się w wampira, stawała się niebezpieczna.
- No a potem, Pijawko? Nie uwierzę, że jakiś Winchester złapał cię, gdy akurat potknąłeś się o krawężnik, bo jeśli już trzymać jakiegoś wampira pod dachem, to niech to będzie jakiś porządny.
Alexis nie była zbyt dobrym materiałem na rozmówcę, to prawda. Coś takiego jak empatia była u niej bardzo względna, a do tego nie miała kompletnie wyczucia. No i samo podejście też nie było zapewne zachęcające, z czego czasami zdawała sobie sprawę i odpuszczała. Jednak teraz była ciekawa, jaki żywot prowadziła rodzinna maskotka, za nim została schwytana.
Tego też nie potrafiła zrozumieć. Tego zadowolenia z przemiany, zachwytu nad nowym „życiem” i rzekomych korzyści z tego płynących. Nie pojmowała tego, jak można się było z tego cieszyć. Nie zgadzało się to z ogólnie przyjętą przez Winchesterów filozofią życia, która mocno odnosiła się do chrześcijaństwa. Sama Alexis nie była gorliwie wierząca, z resztą jej ojciec też, ale to nie miało aż takiego znaczenia, gdy wpajało się nowym pokoleniom pewne zasady.
OdpowiedzUsuńJeśli człowiek zmarł, to powinien pozostać martwy. Inaczej zaburzał delikatny ład panujący na całym świecie, stanowił zbyt wielkie zagrożenie.
Skrzywiła się nieznacznie, splatając ręce z tyłu głowy. Nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek jej życie mogłoby być dla niej obojętne i to na tyle, by ryzykować taką śmiercią.
- Raz na wozie, raz pod wozem – stwierdziła po chwili milczenia, wcześniej jeszcze zastanawiając się nad kwestią przemiany.
Przez moment było jej go trochę żal, ale zaraz potem stanął obok tego fakt, że jest wampirem i w sumie taka była kolej rzeczy. Wytropić, wywabić, zabić. Lub, jeśli była potrzeba, po prostu schwytać i zabezpieczyć.
Podeszła do drzwi, biorąc z komody woreczek z krwią i nim wyszła, spojrzała w jego kierunku przez ramię i szturchnęła wcześniej przyniesioną kuszę.
- Jakie palisz? – spytała beznamiętnie, otwierając niespiesznie drzwi na korytarz.
Zabezpieczy krew, coś jeszcze zje i wybierze się w końcu do miasta, załatwić niektóre sprawy. W nocy będzie czuła się trochę pewniej. Tym bardziej, że w teorii wiedziała, jak się o tej porze poruszać na zewnątrz, by być bezpiecznym i nie rzucać się w oczy.
[Mwah. Okropna Alexis :D Za to mam przeczucie, że przy najbliższej okazji Miles będzie mógł się odgryźć ;>]
Po usłyszeniu odpowiedzi, otworzyła już drzwi, niespiesznie wychodząc na zewnątrz. Na wzmiankę o książkach, wykonała jeszcze nieokreślony ruch ręką, który ciężko było zakwalifikować jako zgodę czy odmowę ani nawet mieć pewność, że dziewczyna zarejestrowała treść pytania. Myślami była już w ambulatorium, zaraz potem w spiżarni, gdzieś po drodze w zbrojowni i na końcu w drodze do Manchesteru. Nie zdążyła obejść jeszcze wszystkiego, ale większość pokoi, do których zajrzała, były już właściwie puste. Na ścianach wisiały jeszcze jakieś obrazy, w kącie stała rzeźba albo wysuszone resztki rośliny w ozdobnej wazie. Widziała jedno popiersie któregoś ze swoich zmarłych krewnych, trochę zniszczonych zbroi i mnóstwo, mnóstwo kurzu. Czy gdzieś mogła się ostać jakaś książka w tym wszystkim?
OdpowiedzUsuńNim pojechała, pozbyła się resztek szyby z okna, żeby przypadkiem się dodatkowo nie pociąć, sprawdziła, ile jeszcze zostało jej benzyny i dopiero wtedy ruszyła, mając ze sobą paczkę miętówek i suszonego salami, z którego odpakowaniem nieźle się namęczyła. Do miasta dotarła pod wieczór, wcześniej zahaczając o stację benzynową, na której zaopatrzyła się w kiczowaty podkoszulek i czapkę z daszkiem. Zakupy zrobiła w kilku monopolowych i zdążyła jeszcze wydać ostatnie pieniądze w gotówce w domu handlowym, bo potrzebowała kilku rzeczy.
W czarnej bluzie z kapturem i chustą, zakrywającą pół twarzy, weszła przez wyjście pożarowe na klatkę schodową. Z półpiętra dostrzegła, że drzwi do jej mieszkania nie nadawały się już do użytku, ale na tę chwilę nikogo nie było w środku. Po cichu weszła pod schodach i weszła do środka, z lekkim zdziwieniem zauważając, że wnętrze wygląda właściwie tak samo, jak przed wyjściem do pracy. No nic, i tak nie powinna tutaj zostawać dłużej, niż było to potrzebne.
Wszystko poszło sprawnie. Skrytka w wentylacji spełniła swoje zadanie, nie obudziła żadnego sąsiada i nie zniszczyła rynny, po której schodziła z dachu do zaułka, w którym zostawiła samochód. Miała co prawda dziwne wrażenie, że ktoś cały czas ją obserwuje, szczególnie gdy wisiała na tej rurze i nie mogła za bardzo się rozglądać, ale po oględzinach samochodu, doszła do wniosku, że to adrenalina i stres. Pierwszy raz włamywała się do siebie i musiała trzymać twarz w cieniu, więc właściwie to nie było nic dziwnego.
Z drugiej strony jakieś dziwne przeczucie kazało Alexis pójść od razu do ambulatorium po tym, jak wróciła do posiadłości Winchesterów i sprawdzić, czy w razie czego wszystkie fiolki z wampirzą krwią są zabepieczone. Odetchnęła cicho z ulgą, podrzucając jedną z nich w dłoni i odruchowo schowała do kieszeni bluzy. Zeszła, wychodząc na dziedziniec, na którym zaparkowała samochód i otworzyła bagażnik, by zabrać do środka papierowe torby z zakupami i papierami z mieszkania.
Jeszcze nim się odwróciła, czuła, że zaraz coś się stanie i nie będzie to przyjemne.
Szarpnęło nią do tyłu, rozrywając srebrny łańcuszek na jej szyi i upadła na ziemię, przejeżdżając kawałek na swoich czterech literach. Nie mogła powiedzieć, że była zaskoczona, gdy przy samochodzie zobaczyła jednego z trzech wampirów z muzeum. Jakoś potrafiła sobie wyobrazić, że jednak nie zatłukła każdego porządnie. Za to była nieźle wkurzona, że te pluskwy potrafiły być takie uparte.
Wolała już nie myśleć o tym, że nie wzięła ze sobą żadnej broni. Żadnej! Tylko dwa, srebrne łańcuchy w kieszeni spodni, którmi mogła sobie co najwyżej pomachać. Nie nadawały się do walki na dłuższą metę, tym bardziej że przeciwnik był lepiej przygotowany niż ostatnio. Po za tym był równie zdenerwowany, co Alexis, która w pierwszej kolejności postawiła na ucieczkę. Jeśli tak można było nazwać gwałtowną szarpaninę po ciemku, którą sukcesywnie starała się przenosić coraz bliżej drzwi wejściowych. Udało jej się jedną dłoń owinąć łańcuchem i przy najbliższej okazji wyprowadziła swój pierwszy cios, który na chwilę zdezorientował wampira i zostawił na jego twarzy wypalony, nierównomierny ślad. Dało jej to szansę na dostanie się dobiegnięcie do drzwi i założenie kaptura, który był teraz jedyną osłoną przed kłami.
OdpowiedzUsuńKierując się do zbrojowni, słyszała, jak wampir rozbija się za nią – zupełnie tak, jakby był za szybki dla samego siebie. W ogóle wydawał się strasznie dziki, poruszał się nieprzewidywalnie, ale też jakby bez żadnej kontroli, cały czas miał wystawione kły i rozwarte powieki.
Zaryglowała za sobą drzwi, by zyskać trochę czasu i od razu zabrała się za prowizoryczne przygotowania. Właściwie to brała wszystko do ręki i oceniała, czy jest tego w stanie teraz użyć, odrzucając na ziemię te różne cacka, które jej klan opracował do walki z wampirami. Nie miała dużo czasu, bo drewniane drzwi już puszczały i zaczynały się kruszyć, gdy zatrzymała się na drugim końcu sali i na nie spojrzała.
Sięgnęła do kieszeni po fiolkę i zapominając o swoim wcześniejszym wahaniu, odbezpieczyła ją i wylała zawartość do ust. Na początku nie poczuła nic. Podniosła kuszę ze srebrnym bełtem, nie spuszczając wzroku z drzwi i czekała. Pierwszy symptom zignorowała, szybsze tętno nie było przecież niczym szczególnym. Na drugi nie miała już czasu, bo wampir rozwalił drzwi, wydając siebie okropny, krzykliwy dźwięk i wtedy jej palec bezwiednie zwolnił strzałę. Wypuściła broń, nie wiedząc, czy w ogóle trafiła, bo oczy zaszły jej mgłą i czuła, jak kolana zaczynają się pod nią uginać, jednocześnie mając wrażenie, że wcale nie jest słaba.
Udało jej się jeszcze odskoczyć, z pewnym zdziwieniem rejestrując, że zrobiła do szybciej, niż oczekiwała. Zaraz jednak została podciągnięta do góry i rzucona przez drzwi na korytarz. Nie zdążyła upaść, bo wampir zaraz przy niej był i chociaż bardzo chciała zrobić cokolwiek, nie mogła się na tym skupić. Trochę otrząsnęła, gdy przybił ją do drzwi na drugim końcu i unieruchomił jedną rękę, jednocześnie wyginając jej kręgosłup tak, by odsłoniła szyję.
Wolną ręką szukała czegokolwiek, co mogła mieć w zasięgu. Palce złapały klucz, próbowały go przekręcić, co skutecznie utrudniała panika i widok odsłoniętych, długich kłów. W dodatku widziała to wyraźniej niż chciała. Słyszała ten dziwny wydech, który wydawał z siebie wampir, swój puls i zaraz dźwięk przebijanej tchawicy. Chyba chciała krzyknąć, ale wtedy palce uporały się z kluczem i nacisnęły klamkę, otwierając drzwi do środka. Upadła na plecy, ciągnąc za sobą wampira i odepchnęła go od siebie nogami, czując nieprzyjemne szarpnięcie na szyi. Podniosła się prędko, dobywając wzięty wcześniej ze zbrojowni nóż i bez wahania wbiła go w samo czoło napastnika, który w jednej chwili znieruchomiał.
Odetchnęła, wypuszczając głośno powietrze i wsparła się o ścianę, czując, jak kręci jej się w głowie. Wtedy zorientowała się, w jakim pokoju się znajduje i odszukała wzrokiem Pijawkę.
Z trudem łapała oddech, jakby ten zbyt szybko próbował pracować i sam organizm nie mógł za nim nadążyć. To nie była adrenalina, na pewno nie. Nigdy wcześniej nie próbowała krwi wampira, ale cały ten rozgardiasz, który zaczął w niej szaleć, musiał być spowodowany właśnie tym. Niby widziała wszystko, wszystko słyszała i reakcje miała jak najbardziej prawidłowe, ale jednocześnie nie mogła się na niczym konkretnie skupić, gdy próbowała się nad tym zastanowić.
OdpowiedzUsuńNa pytanie Pijawki zamknęła na chwilę oczy, mając nadzieję, że to jakoś jej pomoże się uspokoić. Czuła się jak na jakimś mocnym narkotyku, który w teorii miałby ją wyciągnąć na sam szczyt wszystkiego, żeby potem mogła z hukiem spaść na grunt rzeczywistości. Machinalnie podniosła dłoń do szyi.
- Użarł mnie, padalec jeden – syknęła cicho, spoglądając ze zdenerwowaniem na leżącego trupa.
Docisnęła dłoń do dwóch ran, czując swój przyspieszony puls i spróbowała wziąć kilka głębszych wdechów. Była wściekła, że do tego doszło i miała niesamowitą ochotę gdzieś to wszystko rozładować. W dodatku efekt nasilał się przez krew, którą zdążyła wypić w zbrojowni.
- Ile to trwa? – spytała po chwili, przenosząc wzrok na Pijawkę.
Obraz był trochę dziwny, wyostrzał się w centrum, a rozmazywał na krawędziach. Kolory też wydawały się inne. Przez moment przeszło jej przez myśl, że nie powinna się rozluźniać, że zaraz znów będzie musiała się zebrać, wyciągnąć z czoła ofiary nóż i być gotową, bo stoi przed nią wampir. Co prawda w pozie kapitulacji, uzbrojony w kilka drewienek, ale jednak wampir. Z drugiej jednak strony ten z nią rozmawiał właściwie od początku i ani razu nie pofukiwał jak dziki zwierz na głodzie.
[Spokojnie ;> Ja nigdzie nie uciekam, także bez stresu. Powodzenia na końcówce! Ja już po maturach, to mam labę :D]
Właściwie to nie chciała tego zrobić. Może chciałaby, gdyby zdążyła o tym pomyśleć, jednak ciało było szybsze od głowy i Alexis po chwili mało subtelnie przygniatała go do podłogi. Powstrzymała się od brutalnego ciosu, do którego rwała się jej ręka i jedynie przytrzymała jego ramiona. Z pewną niepewnością stwierdziła, że każdy tego typu ruch dawał trochę ulgi i nie czuła tego ponującego w świadomości obłędu. Nie mogła jednak teraz pójść sobie pobiegać czy coś takiego, chociaż mogło się to okazać bardzo pomocne.
OdpowiedzUsuń- Tak dobrze? – rzuciła lekko zachrypniętym głosem, zaczynając czuć suchość w gardle. – Nie próbuj więcej, bo tytoń się zmarnuje – dodała, schodząc z niego i usiadła na podłodze obok.
Ciekawe, kiedy miała te drzwi zamknąć. Między upadkiem, a ciosem w czoło? Dla niej to też w ogóle nie była miła sytuacja. Dwa wampiry w zamku Winchesterów to chyba nowość, nie mówiąc o tym, że jeden z nich przylazł tu sam. Za nią. Za łowcą, który musiał włamywać się do swojego mieszkania po rynnie i który miał drgawki jak ćpun z ulicy. Paskudne uczucie, kiedy się nie ruszała.
- Mówię poważnie, bo nawet jakbym nie chciała cię zabijać, to mogę nie mieć na to wpływu. – Odchrząknęła, zamykając oczy.
Skrzywiła się, czując dziwne pieczenie na szyi i ponownie dotknęła tego miejsca palcami. Lekko spuchło i było wrażliwe, co mogło być skutkiem zwalczania jadu. O Chryste... Dotarło do niej, że gdyby nie wypiła tej głupiej krwi, to właśnie albo byłaby trupem w stu procentach, albo rozważałaby samobójstwo. Uczepiła się tej mało przyjemnej myśli, która z jakiś przyczyn zostawała w świadomości dłużej, niż cała reszta umykających urywków.
Oddech cały czas był ciężki i trochę przerywany, ale bardziej kontrolowany, jakby zgrał się w końcu z pulsem. Drgania mięśni też zaczynały ustępować, chociaż Alexis cały czas odczuwała dziwne otępienie zmieszane z hiperaktywnym odbieraniem bodźców. Jak ktokolwiek mógł wpaść na pomysł picia wampirzej krwi.
[Względnie nie było źle, w sumie tylko rozszerzoną matmę powaliłam xp Biologia, angielski na luzie, ustne na luzie, podstawki też spoko :D Ogólnie wybieram się na polibudę do Wrocławia, jeśli ta matma nie przesądzi o moim losie xD]
Zerknęła na leżącegp trupa z nożem w czole, kiedy wsomniał o przemianie. Czyżby był właśnie takim młodym osobnikiem? Sam jeszcze przed chwilą rzucał się z jednej strony na drugą, mając kompletny obłęd w oczach. Wtedy w muzeum może chwilowo zaspokojony głód go przystopował, ale przypuszczała, że nie bez powodu upatrzył sobie akurat ją. Nie była może specjalnie trudnym celem, jednak też nie jakoś przesadnie słabym. Ostatecznie czegoś się tam nauczyła, prawda?
OdpowiedzUsuń- Zamknij się na chwilę, Pijawko, co?
Nie potrzebowała psychologicznej gatki na temat kontroli i ostatnią rzeczą, jaką chciała w tej chwili robić, to wspominać licealne przygody, czy rodzinne święta, które w gruncie rzeczy przemijały bardzo zwyczajnie. Nie było co oczekiwać, że chory na raka ojciec ze skórą twardą jak skała będzie stwarzał ciepłą, rodzinną atmosferę. Niczego nie miała mu za złe, ale po prostu miała teraz przez to pewne trudności społeczne.
Przyjemnie ludzkimi myślami były te, gdy trzeba było przeciskać się między ludźmi w metrze bez obaw, że któryś z buszujących tam gnojków nie zacznie zaraz siać spustoszenie zamiast najnormalniej w świecie ukraść kilka portfeli. Niby cały czas istniało takie ryzyko, ale wydawało się ono strasznie małe w porównaniu do tego, co właśnie ją spotykało.
- Chryste, nie mogę siedzieć w miejscu – odezwała się nagle, czując buzującą w ciele energię, która koniecznie szukała jakiegoś ujścia.
Ruch przynosił jakąś ulgę. Wydawał się wręcz przyjemny, gdy robiła coś bez myślenia o tym. Najpierw przeniosła się na czworaka, potem podpierając się ściany wstała i przeszła się kilka razy po pokoju, nie otwierając w ogóle oczu. Z trudem mogła sobie wyobrazić, że kiedykolwiek takie coś powtórzy.
[A dziękować, dziękować :D Maturą jako tako się nie martw ;> Do matmy się przygotuj i pomyśl nad zdawaniem rozszerzenia z angielskiego, bo to chyba najłatwiej.]
Możliwe, że miał rację, ale jak do cholery miała się nie ruszać i wyciszyć, skoro z natury była wiercidupą? Teraz w dodatku wszystko się nasilało. Trudno było to nazwać bólem, bo nim nie było, ale po prostu zmuszało ciało do ruchu, inaczej coś w środku nie pozwalało na nic. Może to było dobre na łowy, gdy rzeczywiście potrzebny był instynktowny refleks i skrócony czas rekacji na dosłownie wszystko, ale w momencie spoczynku, nie dało się tego znieść.
OdpowiedzUsuńPuściła jego słowa mimo uszu, szukając sobie jakiegoś rytmu. Splotła ręce z tyłu głowy, przygryzając dolną wargę i próbowała odnaleźć w pamięci jakikolwiek kawałek z tempem podobnym do bicia jej serca. Nie chciała rzucać się na boki, jak zwierz ze wścieklizną, ale nie miała na to wpływu. Coś podświadomie rejestrowało wampira jako ewentualne zagrożenie i sprawiało, że była wyczulona na jego ruchy, samej nie zdając sobie z tego z sprawy. Co mogła na to poradzić w tej chwili?
Poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka, prawie jak wymioty i upadła na kolana, zaraz potem przewracając się na plecy. To chyba nie był tylko żołądek, jak stwierdziła po chwili, gdy zaczęły boleć ją inne mięśnie. Chciała coś powiedzieć, zapewne jakieś mało cenzuralne słowo, ale tylko przełknęła ślinę, gdy próba okazała się zbyt bolesna dla szczęki. No dobra, poleży tak chwilkę, czy dwie... Pijawka nie wydawała się zbyt skora do prowokowania czegokolwiek, więc chyba nic się nie stanie.
- To jest popierzone... – wymruczała ciężko po jakiś kilkunastu minutach leżenia i odczuwania każdego możliwego ścięgna, mięśnia i chyba nawet nerwu.
Otworzyła na moment oczy, spojrzeniem trafiając akurat na drzwi do pokoju. Na początku było wszystko w porządku, ale po dłuższym wpatrywaniu zauważyła, że jakoś tak nie są w całkowitym pionie i...
- Szlag.
Zawiasy puściły.
[W tym roku nie była jakoś specjalnie trudna. Pamiętaj jednak o takiej pierdółce, jak błąd względny i bezwzględny :D]
[Inżynieria biomedyczna. Kierunek, po którym mogę być informatykiem i nawet o tym nie wiedzieć xD]
OdpowiedzUsuńTo było jak gwóźdź do trumny. Co z tego, że nie mógł teraz wyjść, skoro za jakiś czas jej przejdzie i będzie musiała gdzieś pójść sama? Nie było pieprzonych drzwi, które mogła zamknąć w każdej chwili i mieć wszystko głęboko w poważaniu!
Obróciła się na bok, stękając cicho z bólu i bliskiego osiągnięcia dna. No nie bez powodu był tu zamknięty, a teraz co? Przecież nie zadzwoni po jakiegoś speca, bo gdy tylko by zobaczył, co za takimi drzwiami jest, na pewno zacząłby pytać. Kto normalny robi pokój z pancernym wejściem! Swoją drogą nie zdawała sobie sprawy, jaka siła wtedy się roznosiła i ten widok dał jej trochę do myślenia.
- Byłbyś łaskaw pomóc mi wstać, Pijawko? - mruknęła, przesuwając ręką po twarzy.
Nie musiał w sumie tego robić. Miał właściwie cudowną okazję do ucieczki, bo teraz Alexis włożyłaby całą swoją silną wolę, by go nie gonić i robić sobie złudną nadzieję, że problem trzymania go został rozwiązany. Tego wszystkiego wydawało się zbyt dużo, jak na zaledwie drugą noc ponownego wstąpienia do szeregów łowców.
Nieco uspokojone zmysły chciały teraz tylko jednego - głupiego papierosa ze śmiertelną nikotyną. Bez jego pomocy też dałaby sobie radę, tu nie było wątpliwości, jednak zawsze można było zapytać.
[Mwah xD Nie, nie. Właściwie to pewno same nerdy będą, aczkolwiek mnie ten kierunek kręci właśnie ze względu na te kończyny XD]
OdpowiedzUsuńOch, możliwe, że nie nazywałaby go tak, gdyby raczył się wcześniej przedstawić. Może powinna zwracać się do niego bezpośrednio wampirze, żeby nie czuł się niekomfortowo? Albo w ogóle najlepiej traktować go bezosobowo.
Chwyciła jego rękę, gdy jej ramię zdecydowało się posłuchać i ruszyć w górę, napinając mięśnie i z głośnym stęknięciem się podciągnęła. Zaraz jednak ugięła nogi, podpierając się na swoich kolanach i wzięła głęboki wdech, zaraz wypuszczając powietrze. Czuła, jakby podnosiła ze sobą jakieś dodatkowe sto kilo, na które w ogóle się nie przygotowywała. Wyprostowała się z trudem, ale nie na długo, bo zaraz wsparła się na ramieniu wampira, czując, że zaraz może polecieć do przodu.
- Świetnie – mruknęła pod nosem, mrużąc przy tym oczy z niezadowolenia.
W tym momencie na pewno nie postrzegała siebie jako oprawcę, który więzi nieszczęsne stworzenie w prawie hotelowym apartamencie. Oprawcy nie są tak zależni od swoich ofiar, jak ona w tej chwili. Wystarczyło, by zrobił kilka normalnych kroków bez żadnego ostrzeżenia, a Alexis zaraz by się wyłożyła. Poza tym na co liczył? Że ród żyjący ze zwalczania wampirów wypuści go z litości? Jeśli wolał zginąć, niżeli być więzionym, to zapewne byłoby łatwiejsze. Przecież to nie mogło być trudne, by kogoś sprowokować.
- Z bliska jesteś strasznie chłodny – stwierdziła z nutą ironii. – Idziemy. – Kiwnęła głową w stronę wyjścia, nie zdradzając w żaden sposób swoich zamiarów.
W gruncie rzeczy to nie było nic specjalnego. Po prostu na górę prowadziło mnóstwo schodów, które mogły się okazać dla niej prawdziwą przeszkodą, a nie chciała sobie przysparzać więcej siniaków czy zadrapań.
Problem był taki, że ona wcale nie chciała zaraz padać ze zmęczenia. Jej głównym celem było dostanie się na zewnątrz do samochodu, gdyż tam właśnie zostawiła swoje papierosy. Chęć ich zapalenia była teraz tym gorsza, że bardziej odczuwalna niż zwykle i tym samym dużo mocniej irytująca. Nie znała postskutów wypicia krwi wampira, nie zdawała sobie właściwie sprawy, że zaraz może całkowicie stracić przytomność. Za to doskonale wiedziała, że paczka była jeszcze nieotwarta i z pewnością nie taki powinien być stan rzeczy dla nałogowego palacza.
OdpowiedzUsuń- Zabawny jesteś – odpowiedziała, unosząc przy tym brew. – W ogóle ci nie ufam, ale to chyba nie ma teraz większego znaczenia. – Wzruszyła nieznacznie ramionami, nie kryjąc swojego rozgoryczenia.
Było jej już to obojętne, czy pozwoli mu uciec i splami honor Winchesterów, czy popełnia straszny grzech, pozwalając w ogóle sobie dotknąć wampira inaczej niż jakimś ostrym przedmiotem. Nikt, do cholery nikt, i tak tego nie zweryfikuje, bo jedyną osobą, która ma nieszczęście i dziedziczy cały ten bajzel, jest ona - najśmieszniejszy łowca w historii. Chwała niebiosom, że w łowców też już nikt nie wierzy.
- Rób sobie, co chcesz, Pijawko. – Oparła się chwilowo o najbliższą ścianę, czując od niej bijący, przyjemny chłód. Inny niż od wampira, taki piwniczny.
Nie czuła, żeby było rozgrzana, ale to i nawet lepiej. Jeszcze tego jej brakowało, żeby odczuwać gorączkę i przejmować się nadmiernym poceniem. Wtedy miałaby już komplet symptomów naprawdę paskudnej grypy.
- Tylko mnie nie gryź – zastrzegła zaraz, zdecydowanie ostrzejrzym tonem.
Wtedy już by się zebrała bez problemu i sprawiłaby, że sam nie mógłby się normalnie ruszyć. Raz na całe życie to było wystarczająco i więcej tego doświadczać nie chciała.
Później zapewne będzie walczyć z czymś na rodzaj wyrzutów sumienia i tak dalej, ale komu by się chciało w takiej sytuacji uzbrajać w srebrne bełty i ganiać z wodą święconą po mieście, okolicach i niewiadomo gdzie jeszcze, by wypleniać świat z wampirów? Ile mogło ich być, a ilu łowców, żeby to miało jakikolwiek sens?
[No, w sumie jest tam wszystko. Matma, fizyka, biologia, chemia – cały zestaw! W skrócie, zapraszam po maturach xD]
Cóż, nie jej to było oceniać, chociaż wcześniej myślała, że dla wampira nie ma żadnego znaczenia, kogo sobie będzie ssał. Może istniały jakieś walory estetyczne, jednak tutaj też mogła się mylić przez propagowanie takiego a nie innego wizerunku.
OdpowiedzUsuńNiedbale go objęła jedną ręką, robiąc przy tym niezbyt zadowoloną minę. Nietrudno można było się domyślić, że nie znajdowała się w takim położeniu za często i raczej dobrze jej się z tym żyło. Nie była jakąś feministką ani nic w tym stylu. No i ta sytuacja bardziej przypominałaby sytuację, gdyby wilk musiał prosić o pomoc owcę, żeby go poniosła. Tutaj jednak musiała przyznać, że pozbycie się własnego ciężaru było nawet kojące ze względu na mięśnie, które rwały się do pracy, jednocześnie spalając całą energię. Błędne koło, na które nie miała bezpośredniego wpływu.
Rozchyliła jedną powiekę, by zorientować się, gdzie są. Machnęła lekko ręką, wskazując kierunek. Wrodzone lenistwo pozwalało jej nie zastanawiać się nawet nad tym, dlaczego wampir wydaje się spanikowany. Albo po prostu zbyt nerwowy, jak na sytuację, w której przecież zyskuje kontrolę.
- Koniec korytarza, drzwi na prawo - mruknęła po chwili, skupiając z mniejszym już trudem myśli na drodze do głównego holu.
Gdy wampir zatrzymał się ponownie, Alexis również otworzyła oczy i dostrzegła ogromne drzwi wejściowe. Zaraz za nimi czekała na nią nikotyna, może jakaś woda, ale przede wszystkim chociaż jeden papieros, który swoim dymem zasłoni na jakiś czas pasma porażek.
- No, to już możesz mnie postawić - odparła, niespecjalnie zdając sobie sprawę z tego, jak słabo zabrzmiał jej głos.
Nie chciała u niego być dłużej niż to konieczne, żeby potem móc sobie powiedzieć, że nie była aż tak żałosna.
[Oczywiście :D A teraz co do wątku, to jak chcesz, możesz "przejąć pałeczkę" i zemdleć Alexis, jak masz na to ochotę :D]
Chyba w przypadku łowców i wampirów obie strony chciały myśleć o sobie, jak o wilkach. Ojciec opowiadał, że stąd w ogóle wzięła się cała idea - kilku ludzi stwierdziło, że nie chce być już więcej ofiarami, że im się to nie podoba i nie będą bierni. Potem powstawały klany, głównie z odłamów szlacheckich, bo to ci mieli najwięcej do stracenia. I jakoś to trwało, do czasu.
OdpowiedzUsuńNo i tyle było po papierosie. Zdążyła poczuć nagłe zwiotczenie i całkowity bezwład, nim przed oczami zrobiło się ciemno i cała świadomość gdzieś zniknęła. Głowa opadła do tyłu, jedna ręka zsunęła się z brzucha i oddech stał się spokojniejszy. W takim stanie wydawała się być całkowicie niegroźną istotą, która nie przelewa ze swoich ust tyle ironii i sarkazmu i wcale nie ma żadnego odruchu łowcy. Ot, dziewczyna zbliżająca się do trzydziestki, która prawie jedną trzecią życia poświęciła na oprowadzanie dzieciaków po muzeum.
Obudziła się po dobrych kilku, jeśli nie kilkunastu godzinach, bo za oknem było znów ciemno. Miała sucho w ustach i dopadło ją chwilowe otępienie. Nigdzie się jednak nie spieszyła. Ściągnęła bluzę, pod którą miała ten kiczowaty podkoszulek Manchester United, poczekała cierpliwie, aż skończy kręcić jej się w głowie i wtedy dopiero wyszła, chcąc w końcu zabrać do środka te głupie zakupy i dokumenty. Nie miała zamiaru sprawdzać, czy wampir znajdował sie może w zamku. Byłby naprawdę głupi, gdyby tak zrobił, a na to tym bardziej nie miała ochoty.
Zebranie się w sobie zajęło jej trochę czasu. Alexis na chwilę straciła wszystkie chęci i postanowienia do tego, by kontynuować dzieło Winchesterów. Nie widziała najmniejszego sensu, by się tym zająć, skoro dała już niezły popis, którego nikt nie mógł nawet skrytykować, bo wszyscy byli dawno martwi, a ich dzieci pewnie nie miały najmniejszego pojęcia o samym zamku. I tkwiła w tym przekonaniu do czasu, aż nie zaczęła z nudów zgłębiać więcej tajemnic tego miejsca. Znalazła kilka rodzinnych kronik, potem całą bibliotekę, a w niej księgę, w której Winchesterowie prowadzili rejestr trzymanych przez siebie wampirów z ręcznie rysowanymi portretami i zaznaczonymi cechami szczególnymi, jeśli takie były. Przeglądając to wszystko i odkrywając coraz to nowsze pomieszczenia, których nie zauważało się za pierwszym, czy nawet drugim razem, zaczynała czuć się pewniej.
Miała za plecami całą historię jednego rodu. Całe ich doświadczenie spisane na kartach i odbite w projektowanej przez nich broni. Wystarczyło tego tutaj poszukać. Och, tatuś byłby z niej ostatecznie dumny.
Pierwsze łowy skończyły się ścięciem włosów i dwoma martwymi wampirami. Szóste ujawniły przypadkiem inny trop, którym podążała jedynie przy okazji. Nie zależało jej, żeby ścigać Pijawkę - trudno było się odzywyczaić, nawet jeśli znało się już jego imię - który krył się dużo staranniej i był jeden. Uganiać się za jednym krwiopijcą, gdy po mieście pałętało się ich mnóstwo? Po dziesiątych łowach zrozumiała, że coś jest zdecydowanie nie tak.
Spotykała za dużo młodych, świeżych wampirów, które działały bezmyślnie, byle tylko zaspokoić dzikie pragnienie. Nie pasowało jej to do ogólnego wzorca, który owszem, mógł się zmienić przez lata, ale wolała to sprawdzić. Nie zaprzestała eksterminacji larw, jednak bardziej skupiła się na znalezieniu jakiś wskazówek i przydatnych informacji do zorganizowania trochę większych łowów.
[Ależ nie ma sprawy! Nie wiem, co Miles tam sobie w tym czasie załatwia, ale wnioskuję, że skoro chciałby jej pomóc, to pewnie coś mu się nie spodobało, więc może można ich spotkać przez przypadek w jakiejś ciekawej akcji, w której na przykład oboje spotkają się już na trochę innych poziomach pod względem możliwości i na innej płaszczyźnie, bo tu Alexis ma już jakieś doświadczenie i trochę bardziej weszła w rolę łowcy, a Miles zdążyłby pewnie wrócić do wampirzej formy :D]
Czasami nie udawało jej się zdążyć, chociaż wiedziała, że na większą skalę nie ma to żadnego znaczenia. Najważniejsze, by dopaść cel i unieszkodliwić. Dopiero po wszystkim to ona musiała posprzątać, żeby nie zostawiać śladów. Z tego powodu miewała nawet wyrzuty sumienia, ale ciało z charakterystycznym obrażeniami, z niewyjaśnionym brakiem krwi było wystarczająco podejrzane. Szczególnie, że znalezie sprawcy było najczęściej niemożliwe. Tym bardziej była do tego zmuszona, bo z ledwością wywinęła się służbom specjalnym po zdarzeniu z muzeum. Gdyby masowo zaczęto odnajdywać ciała na ulicach w stanie podobnych do tych muzelanych, prędzej czy później znowu by do niej dotarli.
OdpowiedzUsuńAlexis pewne rzeczy robiła już mechanicznie. Wypuszczała z rękawicy łańcuch zakończony stożkowym obciążnikiem z małymi haczykami u podstawy, nie patrząc już na trafienie, które wyczuwała samoistnie i mogła w tym czasie skupić wzrok na czymś innym, gdy była taka konieczność. Nie liczyła, ile kul zostało w magazynku, tylko automatycznie go wymieniała. Ruch wydobycia zza pleców dwóch niedługich ostrzy był sam w sobie atakiem. Dzięki temu mogła szybciej działać, sprawiając, że każda noc była bardziej owocna, niż wcześniej.
Pojedyncze wampiry nie stanowiły problemu, nawet jeśli nie były noworodkami.
Zgięła palce, by uruchomić mechanizm wciągający łańcuch i spojrzała podziurawione ciało wampira, w którym cały czas tkwił stożek. Nie umiała jeszcze nic poradzić na charakterystyczny chrzęst nawijanego łańcucha, ale nie był to aż taki problem. Wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki najzwyklejszą zapałkę, odpaliła ją i rzuciła na ciągnięte powoli ciało. Po chwili łańcuch zwijał się już szybciej przez uwolniony obciążnik.
W trakcie walki oddaliła się trochę od zaułka, w którym zostało ciało dziewczyny, dlatego czym prędzej skierowała się w jego stronę. Gdy stanęła u wylotu, aż cicho gwizdnęła, unosząc przy tym kącik ust. Nie sądziła, że wampiry dojadają po sobie nawzajem. Ale jego obecność tutaj dowodziła tylko tego, że Alexis nauczyła się porządnie kryć przed częścią ich zmysłów.
Sięgnęła do pasa po pistolet i ponieważ wampir nie rzucił się od razu, stwierdziła, że może w końcu trafiła na jakiegoś starszego, więc poczekała spokojnie, aż ten się odwróci do niej przodem.
Sama szukała informacji, dlatego nie strzeliła. To, że był wampirem, było niezaprzeczalnym faktem, Przez przypadek trafiła na takiego, który ma już wystarczająco doświadczenia, by się kontrolować, a prawie szczęściem nazwałaby sytuację, w której znajduje akurat tego, który jeszcze jakiś czas temu siedział zamknięty i pełnił funkcję przymusowego dawcy.
OdpowiedzUsuń- Nie mam pojęcia, jak to zrobiłeś – przyznała, nie kryjąc nawet swojego lekkiego rozbawienia.
Miał strasznego pecha. Zazwyczaj jego poprzednicy na swojej drodze wolności spotykali Winchestera raz. Potem umierali w niewoli. A on? On dostał szansę od losu, mógł się udać gdziekolwiek, mógł zniknąć na wieki. Zamiast tego spotyka przedstawiciela swojego nemezis. Ponownie. Może powinien się zastanowić nad swoim wampirzym przeznaczeniem?
Powoli zaczęła robić kilka kroków w jego stronę, cały czas mając wyciągnięte przed sobą ramiona i pistolet. Z księgi dowiedziała się co nieco więcej na jego temat, przypadkowe tropy, które spotykała, potwierdzały, że próbował wrócić do korzeni. Myślała jednak, że jak tylko się ogarnie, to wyjedzie. W Manchesterze nie miał czego szukać, tutaj głównie pałętały się te larwy, które stanowiły długi szlag prowadzący do źródła.
- I co teraz, Pijawko? – Stała wystarczająco blisko, by wylot broni znajdował się kilka milimetrów od jego klatki piersiowej. – Trochę szkoda...
Zupełnie inaczej było mierzyć do wampira, którego się nie znało i który ledwo co był w stanie wypowiedzieć choćby jedno słowo. Wtedy sprawa była prosta. Strzelić, spalić. Pociąć, spalić. Unieszkodliwić, spalić. Zabić kogoś, kogo nawet nie widziało się żłopiącego krew z czyjejś szyi, przynosiło trochę żalu. Ostatecznie i tak gdzieś by pewnie zginął, gdyby prócz Alexis albo zamiast niej spotkał kogoś innego. Był wampirem i to wystarczyło.
Nie chciała pozbywać się go tak od razu. W gruncie rzeczy i tak chciała to zrobić, jednak strzelić tak bez słowa? Może była jeszcze za miękka jak na Winchestera, ale to prawie tak, jakby spotkać starego kolegę z liceum, który mógł donieść i jako pierwszy w kolejce wróg miał do tego całkowite prawo. A jednak tego nie zrobił.
Oczywiście, że się szarpała.
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiła, gdy ktoś naruszał jej przestrzeń osobistą. W dodatku była wściekła, bo rękawica się zacięła – inaczej nie przyparłby jej do ściany, bo chociaż był szybszy i silniejszy, Alexis również miała swój refleks i wyczucie. Nie wiedziała, skąd się to u niej brało, ale przypuszczała, że to może być jak z jazdą na rowerze. Nigdy nie zapominasz.
Uspokoiła się jednak po chwili, patrząc chłodno na wampira. Nie wątpiła, że nie chciał kłopotów. Co do tego, czy szukał wyjaśnień, mogła mieć wątpliwości. Jednak jak na kogoś, kto wolał uniknąć zamieszania, zareagował ciekawie. Strzeliła dopiero na jego ruch, chwilę wcześniej była nawet prawie miła!
- Niech cię szlag – mruknęła, odwracając na moment wzrok i uderzyła ręką o ścianę za swoimi plecami, by jakoś rozładować frustrację.
Cóż, nie była raczej zbyt spokojną osobą i tym bardziej uległą. Nawet podstawiona pod ścianę – w tym przypadku dosłownie – nie zamierzała odpuścić i grzecznie poprosić, by się odsunął. Mogło to wyglądać śmiesznie, gdy próbowała oswobodzić rękę, bardziej ścierając skórę o nierówną powierzchnię ściany i to nawet nie po to, by zaatakować, ale żeby po prostu ją uwolnić.
- Skąd pomysł, że uwierzę? – prychnęła, ponownie zaczynając się wiercić. – I co do w ogóle miałoby do rzeczy?
Powinna strzelić od razu, nie zważając w ogóle na to, kim jest. Wampir to wampir. Z imieniem, czy bez, nie powinno to robić żadnej różnicy. Teraz tylko traciła czas i być może ryzykowała trochę więcej, niż ostatnio.
Kupiła mu tytoń, gdy poprosił. Spędziła dwadzieścia minut na odsysaniu sobie krwi, żeby nie padł z głodu. Nie walnęła go, gdy mogła. Do cholery, gdyby chciała go tak po prostu zabić, to by to zrobiła wcześniej. Był wampirem, to może miała do niego podejść z rękami w kieszeniach?
OdpowiedzUsuń- Och, a sprawiałeś wrażenie takiego, co tylko się częstuje – powiedziała przez zęby, wyginając teraz całe ciało, by zyskać chociaż trochę swobody.
Syknęła, gdy ścisnął mocniej ręce. Rozluźniła się trochę wtedy, czując jednocześnie chłód deszczu. Nie ufali sobie, co raczej nie było niczym dziwnym. Dała się złapać, co pozwalało mu rozdawać karty, ale jak miała na to pozwolić bez walki? Był wampirem, którego jej rodzina więziła dziesięciolecia. W to, że nie myślał o zemście nawet przez chwilę uwierzyłaby tak, jak on w to, że nie dostałby niczym pod żebra, gdyby ją puścił.
- Cała wasza rasa jest nienormalna – mruknęła, wbijając w niego spojrzenie. – Nie zauważyłeś, do czego doprowadzacie? – Skinęła głową w stronę martwej dziewczyny z rozdartym gardłem.
Zawsze znajdzie się jakiś wyjątek, ale skutki i tak będą takie same. Wystarczył jeden wampir, by potem było ich już tylko więcej. Dlatego nie pozwalano żyć żadnemu, nie na wolności, ale i tak w końcu dostawał Świętą Kąpiel albo dodatkowe srebro w ciele.
Nie powiedziała nic więcej. Nie rzucała się już jak zwierzę w klatce, ale z pewnością mógł wyczuć lekkie napięcie mięśni i szybkie tętno. Oddech również był szybszy, ale równomierny. Będzie musiał ją puścić z własnej woli albo będą tak stali, aż w końcu zacznie to wyglądać dziwnie, bo noc nie trwa wiecznie.
Źrenice zwęziły się jej na widok kłów i była bliska przekonania, że za moment adrenalina skoczy na śmiertelnie wysoki poziom. Chwilę później jednak się odsunął i Alexis stanęła na własnych nogach.
OdpowiedzUsuń- Człowiek bez tego przeżyje i może się zmienić. A natury nie zmienisz.
Wyminęła go, szturchając ramieniem, żeby się odsunął jeszcze bardziej. Weszła wgłąb zaułka, by znaleźć swoją broń i gdy wróciła, kucnęła przy ciele martwej dziewczyny. Była młodziutka, pewnie też i naiwna, skoro o tej porze znalazła się gdzieś na ulicach sama lub w lekkomyślnym towarzystwie, którą ją zostawiło. Deszcz trochę obmył jej twarz z krwi i chwilę na nią patrzyła, by potem i tak zamknąć jej szeroko otwarte oczy, podnieść ją i przerzucić przez ramię. Wtedy zauważyła na jej odkrytych udach ślady po igłach.
Narkomanka.
- Ja też nie – odparła zdecydowanie, ponownie obrzucając go chłodnym spojrzeniem. – Ile larw udało ci się przyłapać na gorącym uczynku i postawić do kąta? – Uniosła brew do góry w ironicznej minie.
Wiedziała, że zabijanie ich przypominało walkę z mrówkami, gdy nie zniszczyło się mrowiska, ale najpierw mrowisko trzeba było znaleźć. Nie każdy wampir od tak sobie mógł wszystkich przemieniać, jednak ktoś to robił. I coraz bardziej wątpiła, by miało to miejsce bezpośrednio w Manchesterze. Za to znalazła miejsca, gdzie zostawiano jeszcze nieprzytomne wampiry, które dopiero co się przemieniły.
- Tak myślałam – westchnęła, gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi i odgarnęła wolną ręką mokre włosy.
Musiała zająć się ciałem dziewczyny, nim wróci do regularnego zajęcia eksterminacji.
Cóż, zwłoki nie robiły na niej wrażenia, chociaż za pierwszym razem spodziewała się, że zwymiotuje. Zamiast tego stanął jej przed oczami obraz z kostnicy, w której Patrick pokazywał swojej nastoletniej córce, w które miejsca wampiry lubią wkłuwać się najbardziej i dlaczego. Najlepsze były tętnice, które również jej pokazał.
OdpowiedzUsuń- Wypadłeś po prostu z obiegu, Pijawko – stwierdziła obojętnie i zapewne wzruszyłaby ramionami, gdyby tylko miała jak.
Nie miała żadnych szans, by wniknąć w wampirze struktury polityczne, które mało ją obchodziły. Chciała tylko pozbyć się tej fabryki robactwa, która zalewała takie zaułki, jak ten. Na szczęście ciał było mniej, niż mógł przypuszczać, bo wiedziała już, gdzie zaczynać każdą noc, by ograniczyć ich napływ. Ktoś to dokładnie przemyślał, od samego wyboru nowego wampira, przez proces przemiany, po miejsce i czas wypuszczenia. Spodziewała się jednak, że wkrótce i to się zmieni, gdy zauważą nagły spadek skuteczności.
- Chcesz tu zaczekać, aż coś z nią zrobię i klepać się dalej, czy wolisz mnie potem znaleźć? – spytała po chwili milczenia, nie patrząc już teraz na niego.
Nie powiedziała tego wprost, ale ostatecznie mogli wymienić się tym, co każde z nich zdałało się dowiedzieć. Jeśli rzeczywiście mu się to wszystko nie podobało, to mógł mieć informacje, które jej mogły się przydać. A jeśli nie, to może w końcu pochwali się rozwagą i nigdy więcej na siebie nie wpadną, bo naprawdę nie miała zamiaru go wcześniej szukać.
- Nie pamiętam – rzuciła na odchodne, nie starając się nawet odnaleźć w pamięci, którego numeru właściwie mogła teraz używać.
OdpowiedzUsuńWszystkie tego typu urządzenia zostały zabrane z jej mieszkania zaraz po akcji z muzeum, a teraz miała kilka na kartę, żeby na przykład zadzwonić do dyrektora banku i rozwiązać problem z dostępem do kont. Poza tymi sporadycznymi potrzebami nie miała już nawet z kim rozmawiać i nie chciała też zostawiać zbyt dużo śladów, gdyby ktoś jeszcze od tajniaków miał złudzenia, że może warto ją poszukać.
Poszła w swoją stronę, trzymając się cienia. Do samochodu miała kawałek, ale jakoś przestało jej się spieszyć. Przygnębiała ją świadomość, że właśnie przyczynia się do kolejnej bezimiennej śmierci. Nie była mordercą, który do tego doprowadził, ale to przez jej działania nikt nie dowie się, co spotkało młodą narkomankę i kilkunastu innych ludzi, którzy mieli wcześniej pecha. Ciała chowała w worki i pod koniec nocy wyjeżdżała za miasto. Wybierała jakieś odludne miejsce, starała się zatuszować niecodziennie obrażenia, kopała dół, w którym potem lądowała ofiara i ziemia wracała na swoje miejsce.
Nie lubiła tego robić, bo uważała, że każdy zasługiwał na pamięć. Nawet taka dziewczyna, która poważnie zbłądziła w życiu.
A po każdej nocy wynajmowała gdzieś w jakimś motelu pokój, brała ze sobą coś do jedzenia, co znikało zaraz po wejściu do pokoju i rozbierając się, kładła się na łóżko i zasypiała trochę po świcie. Nie opłacało się wracać za każdym razem do posiadłości Winchesterów – robiła to głównie po to, by uzupełnić swój mały arsenał. Prysznic brała dopiero po przebudzeniu, więc wszystkie zapachy jeszcze długo na niej siedziały.
Miał więc trochę czasu, by ją wyniuchać.
Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że po ich spotkaniu spędziła jeszcze trochę czasu na łowach. Nadrzędną sprawą było zapobiegać i wolała jak najmniej przypadków takich jak ten ostatni. Dla dziewczyny i tak było już za późno i raczej nie robiło jej różnicy, czy zostanie zakopana od razu, czy trochę później. Ale to tylko szczegóły, kto by o nich myślał, będąc wampirem.
OdpowiedzUsuńPrzecież wampiry nie muszą spać.
Zasnęła właściwie od razu, gdy ciało zetknęło się z materacem. Gdy człowiek oszczędzał sobie myślenia, przychodziło mu to nadzwyczaj łatwo, chociaż sen z początku i tak był lekki. W przypadku Alexis pojawiała się jeszcze kwestia ostrożności i pewnej nadwrażliwości na bodźce z zewnątrz, które zazwyczaj w takich sytuacjach ignorowała, stawiając odpoczynek na pierwszym miejscu.
Pukanie jednak nie ustąpiło, drażniąc swoją natarczywością. Nie było mocne, wręcz spokojne i wskazywało na to, że osoba po drugiej stronie drzwi jest cierpliwa i pewna, że w pokoju ktoś jest. Przewróciła się na plecy, wydając przy tym klasyczne burknięcie, by wyrazić swoje niezadowolenie. Po chwili zwlokła się z łóżka, które już zdążyła obrócić w pościelowy bajzel. Podchodząc do drzwi, poprawiła górną część bielizny, która wcześniej trochę się obsunęła i materiał zwinął się na plecach, nogą przesunęła rozrzucone ubrania w jedno miejsce i kopnęła w stronę śmietnika plastikowe opakowanie po kanapkach ze stacji benzynowej.
Otworzyła drzwi. Zmarszczyła brwi i wzięła głęboki oddech.
- Miło, że nie tracisz czasu - mruknęła pod nosem, robiąc wampirowi miejsce w przejściu. - Masz może kawę? Myślę, że powinnieneś ją ze sobą przynieść. - Skrzyżowała ręce pod piersiami, patrząc na niego wymownie.
Nie zdążyła nawet wziąć głupiego prysznica i chyba nie musiała wspominać, że w takim stanie jej opryskliwość ma szansę wskoczyć na nowy poziom.
Spędzała w takich pokojach jeden dzień, nie potrzebowała więc dbać o porządek, skoro i tak nie miała zamiaru wracać. Lepiej było ten czas poświęcić na inne zajęcia. Na przykład na sen.
OdpowiedzUsuńUniosła lekko brwi na jego komentarz. Cisnęło jej się na usta jakieś pretensjonalne "serio", jednak jej nie do końca oczekiwany gość w jednej chwili się zmył, zamykając za sobą drzwi. Uniosła lekko ramiona, zaraz je opuszczając, nie rozumiejąc do końca jego zachowania.
W dwudziestym pierwszym wieku kobiety wychodziły biegać w spodenkach bardziej skąpych niż jej majtki, a na co drugim bilbordzie pozowała modelka Playboya. Otwieranie komuś drzwi w sportowej bieliźnie nie było naprawdę niczym szczególnym.
Dziwny był z niego wampir.
Wzięła zimny prysznic, starając się nie obciążać swojej głowy nadmiernym myśleniem. Prześpi się potem najwyżej. I mniej. Cudownie.
Osuszyła włosy ręcznikiem, szukając w swojej torbie świeżych rzeczy i jakiś luźniejszych ubrań. Skończyło się na białym podkoszulku i wytartych dżinsach, które były o rozmiar za duże. Idealne do swobodnego chodzenia po domu, dlatego nie narzekała.
Na kolejne pukanie wywróciła oczami. Sądziła, że jak wróci, to wejdzie już samowolnie, a zachowywał się jak demony starej daty, które nie przekroczą progu domu bez zaproszenia. Alexis daleko było do tego typu uprzejmości i przyzwyczajeń, uważała, że i tak są zbędne, bo ludzie i tak brali to, co chcieli.
Wyszła z łazienki ze szczoteczką do zębów w ustach i ostentacyjnie otworzyła drzwi, których po jego wyjściu nie zamknęła na klucz., żeby nie musieć do nich biegać.
- Były otwarte - burknęła trochę niewyraźnie przez pełne usta i wróciła do łazienki, by wypluć do umywalki pastę i wypłukać buzię.
Nie była maniaczką kawy, pijała ją właściwie bardzo rzadko, ale jeśli miała być przytomna przez najbliższy czas, to potrzebowała jakiegoś zastrzyku energii. Niestety papierosy nie mogły jej tego zapewnić, dlatego tym razem nie zaczęła dnia od posiedzenia na parapecie i wydmuchiwaniu dymu przez okno. Jeśli oczywiście można tak to określić, skoro niecałą godzinę temu ledwo co się położyła i chwilę potem już musiała wstać.
OdpowiedzUsuńWyszła z łazienki, wycierając usta dłonią.
- Dzisiaj może zostać uznane to za dziwactwo – odparła, szukając wzrokiem kawy dla siebie. – Uważałabym z tym w miejscach publicznych – dodała, podchodząc do chybotliwego stolika, na którym postawił kubek.
Dodała wszystko, co tam zostawił, lekko pokołysała kubkiem, by się wymieszało i odstawił wieczko. Wzięła porządnego łyka, nie za bardzo zwracając uwagę na walory smakowe i wypuściła głośno powietrze.
- No, jak ci minęła noc, Pijawko? Wypocząłeś? – spytała z nutą goryczy, kierując się w stronę łóżka, na którym przysiadła, podciągając nogi. – Czy może robiłeś coś pożytecznego i dlatego uznałeś, że nie warto czekać? – Ton głosu nieco zobojętniał, co mogło oznaczać, że jeśli rzeczywiście ma jakąś sprawę, to będzie skłonna zapomnieć o swoim niewyspaniu i skupić się na magicznym działaniu kawy.
Prawdopodobnie trafił na jedną z gorszych osób, jeśli mowa była o wyczuciu, empatii i sposobie bycia. Wychowanie w osiemnastym, dziewietnastym wieku było jej całkowicie obce i w dodatku w dzieciństwie Alexis zdecydowanie nie na to stawiany był nacisk. Nie musiała umieć się dobrze ubierać i ładnie mówić. Wystarczyło, że zdawała z klasy do klasy i nie robiła zbyt wielu kłopotów. No a reszta wykształciła się sama.
Zmrużyła lekko oczy, słuchając go spokojnie. W tym czasie wypiła do końca kawę, odstawiając kubek na najbliższą płaską powierzchnię, czyli parapet i wróciła do poprzedniej pozycji. Odczekała chwilę, gdy skończył, nie chcąc mu wchodzić w razie czego w słowo, skoro mówił o czymś, co rzeczywiście ją interesowało.
OdpowiedzUsuńMiała tylko jedno ale...
- Wiesz, jak mi to w tej chwili wygląda? – zaczęła, zbierając w myślach odpowiednie słowa i spojrzała na niego z pewnym chłodem. – Jakbyś chciał rozwiązać dwa problemy za jednym razem.
Gdyby udałoby się jej zakończyć morderczą falę nieopanowanych dzikusów z nieodpartą rządzą ludzkiej krwi, byłaby zadowolona i to nawet bardzo. Teraz jednak okazuje się, że to bolączka nie tylko zwykłych ludzi, którzy właściwie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia. Wampirza hierarchia musiała być krucha, skoro główne osobistości mogły pełnić swoje funkcje przez nieskoczenie wiele lat. Najeżdżało to niektórym na ambicję, wtedy tworzyły się zapewne nowe ugrupowania i tak w kółko. Dlatego wierzyła w to, że niektórym z nich nie za bardzo odpowiada dodatkowe zagrożenie związane z ujawnieniem ich istnienia.
- Bardzo chętnie posłucham o tych sojuszach i całej reszcie – odparła, wzruszając przy tym ramionami. – Zrobię, co w mojej mocy, by pozbyć się gniazda, z którego wychodzą te larwy, jednak to nie będzie koniec – przyznała bez ogródek.
Była łowcą i tak jak teraz priorytetem było zająć się tym nagłym bałaganem, tak celem na cały etat było pozbywanie się wampirów po prostu. Niezależnie od tego, w jakich sojuszach byli, jakie miejsce zajmowali w hierarchii, jeśli byli wampirami, musiała się ich pozbyć.
- Nie przestanę być łowcą.
Cały czas patrzyła na niego kamiennym wzrokiem. Nie powinien mieć co do tego złudzeń i jeśli było to komplentnym brakiem zmysłu taktycznego, wolała, żeby nie oczekiwał od niej wybiórczości w tym względzie. Nie będzie wahała, by użyć informacji od niego później. Ot, gra fair play, którą już wprowadzała, skoro na razie żadne z nich nie zabiło drugiego, chociaż miało co do tego pewne okazje. Szczególnie on, skoro już wrócił do pełni sił.
- To dobrze, że nie będziesz rozczarowany. – Uśmiechnęła się, chociaż miała na uwadze, że mógł tak tylko mówić.
OdpowiedzUsuńPrzeciągnęła się i zasłoniła usta jedną ręką, by spokojnie sobie ziewnąć. Jeszcze nie była do końca rozbudzona, zaczynała też odczuwać ból zmęczonych mięśni, ale nie było źle. Właściwie to czuła się nawet dobrze, jak na kogoś, kto od kilkunastu godzin był na nogach i zmagał się z dziećmi nocy.
- Od czego chcesz zacząć w takim razie?
Położyła się na plecy, przeturlała na brzuch twarzą w stronę wampira i podparła brodę na rękach, patrząc na niego. Przechyliła głowę lekko na bok, unosząc przy tym jedną brew, bo przez chwilę wydawał się nie kontaktować.
- Pijawko? – powiedziała nieco przeciągle, gotowa sięgnąć po coś z ziemi, by w niego rzucić.
Właściwie to nic dziwnego, że nie czuł się zagrożony ze strony Alexis. Na pewno trochę się zmieniła od ich ostatniego spotknia w zamku, ale nie zachowywała żadnego profesjonalizmu, którego można by oczekiwać od łowcy Winchesterów. Niemożność posadzenia tyłka w jednym miejscu, impulsywność zaczepki przesiąknięte sarkazmem to raczej nie były atrybuty tego rodu, aczkolwiek nie było z nią chyba aż tak źle. Co prawda już sobie raz wyobraziła reakcję ojca na to, jak nazywa wampira, któremu pozwoliła zbiec i na razie nikim go nie zastąpiła, jednak były to jej takie małe widełki. Miała zamiar nimi dźgać, póki coś naprawdę przekonującego nie skłoni jej do zaniechania tego postanowienia.
Cóż, nikt jej profesjonalizmu nie uczył, ale skoro radziła sobie z zadaniem, to nie mógł to być aż taki problem.
Sięgnęła po zeszyt, który trafił w krawędź łóżka i spadł na ziemię. Otworzyła go najpierw na początku, ale potem zaczęła wertować strony bez dokładnego czytania. Od razu zwróciła uwagę na pismo i myślą przewodnią, która jej w tym czasie towarzyszyła, było stwierdzenie, że ludzie kiedyś nie mieli ciekawych rzeczy do roboty, skoro zajmowali się kaligrafią albo czymś w tym stylu.
OdpowiedzUsuń- Całej hierarchii wampirów? – spytała, unosząc lekko brew.
Chodziło jej o wszystkie – powiedzmy – zrzeszone wampiry, bo zapewne znalazłoby się kilka takich, które nie są w żadnym przymierzu i po prostu prowadzą sobie swój żywot, jeśli tak można to nazwać. Możliwe, że mogłaby się tego dowiedzieć z zeszytu, ale teraz nie była pora, żeby zajmować się lekturą. Przejrzy ją dokładnie w wolnym czasie.
- Jak starzy są? – rzuciła następne pytanie, tym razem unosząc wzrok na wampira.
Zamknęła zeszyt i wsunęła go pod swój brzuch, żeby na pewno o nim nie zapomnieć. Istniała na to duża szansa, jeśli była niewyspana i najbliższy sen zapowiadał się dużo krótszy niż powinien.
Nie bała się go, bo w gruncie rzeczy cały czas bardziej kojarzyła go, jako kogoś, kogo dawno temu ojciec pokazał jej, żeby wiedziała, że w ogóle istnieje, a potem zamknął drzwi i przez wiele lat Alexis nie zajmowała sobie nim myśli. A ten drobny incydent w zaułku bardziej ją zdenerwował niżeli przestraszył. Zdążyła znaleźć się w niebezpieczniejszych sytuacjach niż tamta. Poza tym był jedynym wampirem, z którym rozmawiała, co odrobinę zmieniało postać rzeczy, chociaż nie wiedziała jeszcze na jakiej podstawie.
[No to laba! Jak wszystko zaliczone, to gratuluję i ciesz się wolnym :D]
Pokiwała lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Czyli istnieje szansa, że to ktoś spoza Manchesteru podrzuca te szajbusy?
Przewróciła się na plecy, spuszczając głowę na dół i przymknęła oczy. Wtedy miałoby to jakiś sens, skoro znalazła kilka takich miejsc, gdzie po prostu leżały nieptrzytomne, młode wampiry. Maksymalnie trzy naraz. Sprawdziła okolice i nigdzie nie znalazła tropów, a zeszła nawet do kanałów. Przypuszczała, że jeśli ktoś z miasta byłby za to odpowiedzialny, prędzej czy później pojawiłyby się sznurki prowadzące do odpowiednia miejsca. Niczego jednak nie mogła znaleźć, nie widziała nawet regularności w podrzucaniu nieprzytomnych ciał.
- Rozumiem, że teraz jest to w pewnej rozsypce , ale chyba nawet ta dwójka doszłaby, kto im robi bagno na stołówce, gdyby ten ktoś byłby tutaj – zasugerowała, otwierając oczy i spojrzała na niego do góry nogami z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. – Nie wiem, jak wygląda ich autorytet wśród innych – dodała, poruszając ramionami tak, jakby chciała nimi wzruszyć.
Pomyślała o tym starszym wampirze. Musiał mieć doświadczenie, więc aż dziwne, że doszło do takiego bałaganu, o jakim mówił Pijawka. Czy wampirom mogło odwalić na stare lata? Z tego co wiedziała, stare wampiry były rzadko spotykane przez łowców. Ale tak naprawdę stare. Jednak wydawało się, że im starszy, tym jakby lepszy, więc skoro taki panował w Manchesterze, niemożliwością było, by doprowadził do czegoś takiego. Tak jej się przynajmniej wydawało, biorąc pod uwagę wszystko, co usłyszała.
- Och, za twoich czasów nie rozmawiałbyś ze mną w taki sposób. To też jest bardzo trafne spostrzeżenie, że wiele się zmieniło. – Zacisnęła powieki, kiwając przy tym głową, jakby właśnie okazywała mu niesamowitą wdzięczność za to niesamowite oświecenie jej ciemnego umysłu.
OdpowiedzUsuńPo chwili jednak obdarzyła go podirytowanym spojrzeniem i sugestywnym uniesieniem kącika ust. Alexis nie była cierpliwią osobą i lubiła konkrety, a nie gdybanie pomieszane z rozczulaniem się nad współczesnym zepsuciem. Na to ewentualnie poświęci czas po tym, kiedy sytuacja z nieopierzonymi wampirami znajdzie się pod kontrolą.
Zamachnęła się nagle nogami w stronę podłogi, jednocześnie podpierając się rękami o łóżko i zrobiła coś na wzór przewrotu, stając po chwili wyprostowana na podłodze. Właśnie kofeina zaczęła działać, zwiększając obroty ruchowe Alexis, reprezentującej i tak idealny przykład nadpobudliwości.
- Powiem ci, co się dzieje, a ty się ze mną zgodzisz albo przedstawisz niezbite argumenty, że nie mam racji – powiedziała zdecydowanym głosem, stając w rozkroku nad kolanami wampira i pochyliła się lekko w jego stronę. – Żyjemy w porąbanych czasach, gdzie jeden paradoks ściga się z drugim, a jedną z bardziej skutecznych metod osiągania sukcesu nie jest wspinanie się po własnej drabinie, a piłowanie szczebli u kogoś innego. Jesteś wampirem i powiedz, nie chciałbyś jako wampir panować nad takim Manchesterem? Nie umieracie tak łatwo, ale każdy popełnia jakieś błędy, prawda? Założę się, że wampiry z Londynu nie patrzyłyby spokojnie, jak stary Barth naraża całą rasę, nie mogąc zapanować nad plagą larw. Ktoś musiałby go zastąpić.
Zrobiła dłuższą przerwę na oddech i zwilżyła gardło śliną. Nie zadała jednak żadnego pytania, niewzruszona oczekując reakcji Pijawki i kompletnie niespeszona krótkim dystansem, patrzyła w jego oczy, do których co chwila wpadał jakiś zagubiony kosmyk włosów.