VILLEMIJN DASHBOARD
Swego czasu studentka biochemii z ambicją, by zostać naukowcem i pracować w laboratorium. Rzeczywistość jednak dosyć znacznie zweryfikowała jej plany.
Stereotyp mówi, że jest głupiutką blondynką. Pierwsze wrażenie, że boi się pobrudzić delikatne, białe rączki. Ale z racji tego, że pozory z reguły mylą, a stereotypy nie pokazują całej prawdy, po prostu jest inaczej. Fakt, Vill ma jasne włosy, nie ma wzrostu modelki, a do tego dostała w pakiecie urocze piegi. Ale przecież to nie siła jest najważniejsza. Ważniejszy jest spryt, charakter, a przede wszystkim chęć przetrwania. Posiadanie celu lub sensu, aby w ogóle przeżyć. Szkoda tylko, że tego ma coraz mniej.
Myśl, że gdzieś tam na świecie istnieje osoba, dzięki której można powstrzymać wirus, sprawa, że Vill chce żyć i tę osobę znaleźć. Czasem wątpi, czasem traci sens i chce odpuścić, przestać walczyć o siebie... I choć zdarza się to coraz częściej, to jakoś jeszcze daje radę, jakoś jeszcze wierzy i jakoś próbuje funkcjonować.
___
Odnalezienie się w obecnym świecie nie było zbytnio trudne. Zupełnie jak gra z serii The last of us. By przetrwać musisz być cicho. Tak więc zaszył się na kilka dobrych dni w piwnicy kiedy wybuchła epidemia. Potem gdy krzyki umierających ucichły wyszedł na zewnątrz. Nigdy więcej nie chciał pamiętać tego widoku... Potem poszło już znacznie łatwiej. Odnalazł obóz, gdzie poznał odpowiednich ludzi, którzy nauczyli go władać bronią i dbać o siebie. Miesiąc później dostał się do grupki, która przemycała zapasy na szlaku handlowym między dwoma głównymi obozami. Wtedy się cieszył, że będzie sprawował tak ważną posadę. Dziś spoglądając na trupy swoich przyjaciół z rozczłonkowanymi ciałami leżącymi bezwładnie na ziemi pomiędzy martwymi szwendaczami nie był pewny czy zrobił dobrze dostając się do grupy handlowej.
OdpowiedzUsuńA wszystko szło tak pięknie... Wręcz nienaturalnie pięknie. Od początku czuł, że ta apokalipsa zbyt dobrze na niego wpływa. Bo kto normalny lepiej odnajduje się w świecie pełnym strachu, cierpienia i popieprzonych stworów chcących wgryźć ci się w dupsko?
Teraz wcale nie było łatwo, ani pięknie, a zaaplikowanie sobie apteczki jak w większości gier było po prostu niemożliwe.
Po pierwsze ściskał w dłoni obrożę Vito próbując go uspokoić. Nie wiedząc czemu pies chciał rozszarpać gardło jednego z ich wybawców. Po drugie gdzieś zgubił kluczyki od samochodu więc pozostało mu modlić się by owa grupa, która uratowała mu dupę... a raczej pojawiła się zbyt późno by go uratować, nie okazała się jakimiś psychopatami. Z resztą co to za różnica skoro jego noga krwawi od ugryzienia tej szpetnej laski w sukience w kratę. Przypominała mu córkę ich sąsiadów, która podkochiwała się w nim lata. Była niska, gruba, miała piegi i ciągle go podrywała.
Kurwa gdybym był bardziej ostrożny, a teraz za dwadzieścia cztery godziny skończę jak mój pierdolony ojczym... Przemienię się w sztywnego i dostanę kulkę w łeb o ile będę miał szczęście.
-Vito spokój! -Szarpnął go za obroże. -Normalnie się tak nie zachowuje. -Skrzywił się nagle czują okropny ból przeszywający jego łydkę.
Już kilkakrotnie widział jak osoby ugryzione czy tylko zadrapane przemieniały się w sztywnych. To było nieuniknione i dobrze o tym wiedział. Wszyscy jego przyjaciele, którzy pomagali mu w tych trudnych chwilach nie żyli, a on miał odejść stąd już niebawem. Gdyby tylko ci ludzie przybyli trochę wcześniej wciąż byłby żywy... Teraz jednak to tylko kwestia czasu.
Wiedział co się za chwile stanie. Nie trudno było zauważyć jego krwawiącej łydki. Kiedy już ktoś z nich się zorientuje zada mu cios prosto w głowę. Nie będzie pożegnań. Nie będzie ciepłych słów na sam koniec. Takie były czasy. Staliśmy się przecież tylko mięsem.
-Nie strzelajcie. Proszę. -Odparł nagle jakby chciał zapewnić sobie kilka dodatkowych chwil życia.
-VITO ZAMKNIJ SIĘ!-Wrzasnął tym samym uspokajając psa, który skulił się i schował za jego ranną łydką. Trochę zdziwiło to Garetha bo pies powinien obrócić się przeciwko niemu. Pamiętał kiedy jego znajomy został ugryziony. Od tego momentu Vito ciągle na niego szczekał i warczał na rękę, która była dość mocno pogryziona. Ale Gareth tłumaczył sobie, że to dla tego, że pies bardzo się do niego przyzwyczaił.
OdpowiedzUsuń-Zabawić? -Spojrzał na kobietę, która miała zająć się jego raną. Jakby w ogóle to było potrzebne. Przecież jest już trupem. Tak trupem i dziwnie było wiedzieć, ze umierasz... Wtedy spostrzegało się wszystko inaczej. Każde spojrzenie człowieka, dotyk sierści psa czy nawet siadanie do samochodu. -Dacie mi dwie panienki, butelkę dobrej wódki i maryśkę? -Oczywiście nie tak chciałby spędzić ostatnie chwile życia, ale pierwsze co to właśnie takie pytanie przyszło mu na myśl kiedy usłyszał o tym by zaszaleć.
Usiadł jednak z tłu samochodu nie robiąc większych problemów. Skoro umiera to może uda mu się to zrobić z godnością jeśli w ogóle jest to możliwe w obecnych czasach. No i pojawił się następny problem. Vito... Ktoś musiał się nim zająć, a nie uśmiechało mu się by włóczył się bezdomny pośród tej całej apokalipsy. Z całej tej ekipy, która chciała zapewnić mu godną śmierć tylko kobieta wydała mu się w jakiś sposób wiarygodna. Poza tym kobiety zawsze były opiekuńcze.
-Mój pies. Ktoś musi się nim zająć kiedy już... -Spojrzał w stronę kobiety. -Kiedy mnie zabijecie. -Oddał. Bo przecież tak się stanie. Wcześniej czy później. -Jest nie ufny, ale kiedy już zaufa staje się wiernym towarzyszem.
Gareth zawsze kochał psy i pewnie to przesądziło o tym, że tak zżył się z Vito. Koty na nic były przydatne w tym świecie. Chociaż raz kiedy przymierał głodem ze swoim kolegą upolowali takiego dachowca i zjedli go. Mięso było paskudne. Jednak nikt nie potrzebował głaskania i przytulania tylko poczucia bezpieczeństwa. A doberman miał w sobie jakby jakiś dar. Wyczuwał od razu, że w pobliżu są sztywni, a do tego był szybki. Był tak cholernie szybki, że nikt nie mógł go dopaść czy to umarlak czy żywy.
OdpowiedzUsuń-Jeszcze mnie nie zabiliście to chyba dobry początek tej krótkiej znajomości. -Oparł głowę o szybę i spojrzał przez nią. Mijali właśnie puste polany. Gdzieś w oddali skakała w wysokiej strawie sarenka. Nigdy wcześniej nie patrzył na świat jak teraz wiedząc, że umiera. Teraz pragnął być tak wolny jak ta sarna. Uciec stąd daleko przed siebie nie myśląc o tym jaki koniec go czeka. Gdyby nie próbował ratować tego dupka Jima pewnie byłby cały i zdrowy. Jim nie zasługiwał na ratunek bo był cholerną świnią, ale to był taki odruch...
-Jak dostanę już tej gorączki i nie będę w stanie stać na własnych nogach to... sam to skończę jasne? -Spytał głośniej by wszyscy w samochodzie słyszeli. -Kulka w łeb i po sprawie.
W końcu boga nie było więc całe to pieprzenie o samobójcach, którzy pójdą do piekła było zwykłą bujdą, a więc mógł sam odebrać sobie życie. Przynajmniej tyle mu zostało.
-A skoro nie macie maryśki to chętnie się spiję. -Nie pił zbyt często raczej tylko okazjonalnie na jakiś imprezach czy urodzinach. No ale w takiej sytuacji to chyba można było odpuścić mu wszelkie głupoty na które miał ochotę.
Widział nie raz jak człowiek przemieniał się w chodzącego trupa. Czasami trwało to kilka dni max do pięciu czasami umierał jeszcze tego samego dnia by powstać jako sztywny. Od czego to zależało? Nie miał kompletnie pojęcia, ale sam nie wiedział do której wolałby teraz należeć grupy. Chodzić tyle dni po świecie i żyć ze świadomością, że w każdej chwili to może się skończyć czy umrzeć jeszcze przed wschodem słońca zanim to wszystko do niego dobrze dotrze. A docierało z coraz szybciej i mocniej.
OdpowiedzUsuń-Z martwym się nie podzieli? Nie co dzień ma taką okazję... -Odparł zupełnie bez emocji.
Pierwszym objawem zakażenia był brak sił i osłabienie. Potem często traciło się przytomność i przychodziła gorączka. Człowiek się pocił jak te mięśniaki na siłowni. Potem kończyny odmawiały posłuszeństwa, przychodziły wymioty, aż człowiek po prostu umierał. Na razie jednak nie czuł się źle. Tylko tek okropny ból w łydce nie dawał mu spokoju.
-Macie jakiś bandaż czy coś? Ta rana nie przestaje krwawić? -Spytał odgarniając poszarpany materiał od spodni. Wyglądało gorzej niż myślał. Kawałek skóry zwisał z otwartej i krwawiącej rany. Obok było widać wbite zęby tej sztywnej.
Pewnie nawet mnie nie zszyją. Szkoda nici na trupa.
-Gareth... -Odparł spoglądając na swojego psa. Imiona... nazwiska... nic już się nie liczyło. Mogli w tych czasach mówić do siebie nazwami warzyw czy owoców bo i tak każdego czekał ten sam los. Chociaż śmiesznie byłoby wołać do kogoś Malinko uciekaj sztywni... Na samą tą myśl Gareth jakby trochę się rozpromienił, ale zaraz ból sprowadził go na ziemię. -A wy?
OdpowiedzUsuńPomyślał, że wypadałoby znać imiona ludzi, którzy pozwolą mu chociaż umrzeć w spokoju. Chyba, że zaraz okażę się, że będzie ich pożywieniem na dzisiejszą kolację... W tych czasach przecież wszystko było możliwe. Cóż dla Garetha było to nie istotne. Mogą sobie go zjeść on i tak umiera.
-Chyba tężec w moim przypadku nie jest taki groźny co? -Zdziwił się kiedy zaśmiał się na dźwięk swojego pytania. Może i on chciał rozluźnić atmosferę. Chciał przez chwilę zapomnieć o tym nieuniknione i sprawiać wrażenie, że nic się nie stało.
-To gdzie macie ten obóz? Dużo mieszka w nim ocalałych? -Spojrzał na kobietę. -Ty jesteś lekarzem, co? Jak myślisz wyliże się? -Znów zażartował śmiejąc się. -Może będę jedynym odpornym na to gówno. -Pokręcił głową i oparł ją ponownie o szybę samochodową.
Wysiadanie z samochodu bolało bardziej niż myślał, że będzie boleć. Jego łydkę przeszył okropny paraliżujący ból. Zacisnął mocno zęby nie chcąc teraz pokazać jakiekolwiek oznaki słabości. Jakby to miało cokolwiek zmienić. Stanął tuż za plecami wszystkich opierając się o samochód. Przyciągnął Vito do siebie i rozejrzał się wkoło. Było to całkiem przyjemne miejsce. Dostrzegł kilka twarzy, które spoglądały na niego z zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuń-Czekaj. -Spojrzał Vill w oczy. Nie znał jej w ogóle, ale wydała mu się z tej całej paczki jakaś taka najbardziej w porządku? -Jak oni w ogóle zareagują na kogoś ugryzionego? Nie będą się bali?
Z doświadczenia wiedział, że osoba ugryziona przez sztywnego siała panikę w obozie. Zazwyczaj takie osoby zwyczajnie się zabijało, albo musiały opuścić obóz, ale może tylko on miał pecha i trafiał dotychczas na złych ludzi?
Wtedy zrobił krok do przodu jakby tym samym godząc się by pójść za kobietą i nagle zakręciło mu się w głowie. Upadłby na ziemię gdyby nie to, że w ostatniej chwili podtrzymał się drzwi od samochodu.
Boże... to zabije mnie szybciej niż myślałem. Wpadł w panikę.
Doberman wyczuwał złych ludzi. Warczał już z daleka kiedy ktoś miał złe zamiary czy był po prostu z natury złym człowiekiem. Jednak nie zawarczał kiedy chciała go pogłaskać. To był dobry znak, który nieco uspokoił Garetha.
OdpowiedzUsuńPoniżające było to, że ktoś musiał mu pomóc iść dalej. Bo to oznaczało, że jest w ciężkim stanie. Nie wiedział czy powiedziała prawdę o utracie krwi czy zwyczajnie chciała go uspokoić, ale poczuł się jakoś lepiej. Chociaż był bardzo słaby to starał się jak najszybciej podążać za Vill modląc się by ci wszyscy ludzie przestali się już tak na niego gapić.
Za parę dni mogę wgryźć się wam w wasze tyłki więc lepiej sobie odpuście.
-Mam nadzieję, że tam dokąd idziemy jest wygodne łóżko. Od kilku tygodni spałem tylko na tylnej kanapie samochodu. Wszystkie mięśnie mnie bolą. -Odparł widząc jak zbliżają się już do jakiegoś budynku.
Ludzka pomysłowość nie znała granic. By przetrwać i przy tym czuć się jak w domu potrafili przerobić takie miejsca w przytulne gniazdka o jakich nigdy Gareth by nie pomyślał. Na przykład kiedyś widział dziewczynę, która mieszkała w kanałach. Nie wiedział jakim cudem zataszczyła sobie tam łóżko i szafki. Może ktoś jej pomagał? Ale żyła tam bezpiecznie pierwsze pół roku po wybuchu epidemii. Wadą kanałów było to, że trzeba było z nich czasem wychodzić po jedzenie. Powinna była tego wieczoru zostać w środku, ale wyszła... Znaleźli ją z rozciętymi bebechami przemienioną w to dziwadło.
OdpowiedzUsuńWtedy zrobiło mu się naprawdę smutno. Przecież wkrótce i on stanie się jednym z nich. Jest to nieuniknione. Chociaż pragnął z całego serca dostać jeszcze jedną szansę to wiedział, że nie pomogą modlitwy, błagania czy płacz. Umierał...
-Poczekaj... -Zatrzymał się już w budynku. Czuł jak uginają się pod nim nogi. Nie dlatego że było mu słabo czy był zmęczony. To był skutek tego, że coraz bardziej docierało do niego, że to koniec. -Nie wierzę... -Oparł się o zimną ścianę i próbował się uspokoić. Czuł jak jego serce bije coraz szybciej. -Kurwa. -Zacisnął pięść. Zrobił kilka wdechów. -Dobra możemy iść. Dam radę sam. Musiałem tylko... Chyba właśnie dotarło do mnie co się dzieje.Gadanie od rzeczy to jeden ze skutków ugryzienia? -Spytał już żartobliwie.
Bez słowa wszedł za nią cały czas mają w głowie jej słowa. Słowa, które wydały mu się zwyczajną bajeczką. Bo przecież wszyscy ugryzieni umierali. Nawet gdyby istniała odporna osoba za pewne nie byłby to on.
OdpowiedzUsuń-Nigdy nic nie wygrałem. -Zamknął drzwi od pokoju i obrócił się w jej stronę. Dopiero teraz spostrzegł, że zostawia za sobą krople krwi od krwawiącej łydki. -Nawet pieprzonej paczki czipsów. Wątpię bym tym razem wygrał drugie życie, ale jeśli to takie ważne dla ciebie to możesz pobierać te wszystkie próbki. Tylko wpierw zróbmy coś z tą przeklętą raną. Krwawi i zaczyna cholernie parzyć. To chyba nie jest normalne?
Nie było bo rany tego typu raczej bolały niż parzyły, a on zaczynał czuć jakby ktoś przyłożył mu do niej rozgrzany ogień.
Nie zastanawiając się wziął dwie tabletki i sięgnął po butelkę wódki. Widząc spojrzenie Vill uśmiechnął się:
OdpowiedzUsuń-No co? Chyba nie zaszkodzi mi? -Zachował się teraz jak dziecko, które ma ochotę na czekoladę przed obiadem, ale właściwie zapragnął strasznie napić się alkoholu. Może upicie się w ostatnich dniach życia nie było dobrym pomysłem, ale kto mu zabroni? Chyba jedynie Vill.
-Rób co musisz nie będę jęczał. -Podciągnął nogawkę, usiadł na kozetce i oparł się o ścianę. Zamknął oczy jakby nie chciał widzieć tego co będzie robić. W rzeczywistości przypominał sobie lata dzieciństwa.
-To nie pierwsza taka poważna rana jaką miałem w całym swoim pochrzanionym życiu. Kiedyś mój brat wbił mi nóż w plecy. Miałem siedem lat. Nie zrobił tego celowo tylko się wygłupiał, rzucił go, a ja niefortunnie przebiegałem obok za piłką. Matka chciała go wtedy rozszarpać. Mam bliznę do tej pory. Lekarz mówił, że miałem szczęście, że nie przebił mi żadnego narządu. Kiedyś potrącił mnie samochód. Złamana ręka. Kość wyszła mi o tutaj. -Wskazał na przed ramię, gdzie widoczna była niewielka blizna. -Byłem pijany więc nie czułem zbyt wiele. Kiedy się obudziłem nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Gdyby ktoś mi powiedział wtedy że żywy trup wyrwie mi pół łydki śmiałbym się do łez...
W momencie gdy oblała go wódkę otworzył szeroko oczy i zacisnął pięści.
OdpowiedzUsuń-O żesz kurwa ale szczypie. -Wyrwało mu się. -Dużo gadam jak się stresuje. A stresuje się cholernie bo nie chciałby teraz rzucić się na ciebie i zjeść na kolację. Chociaż nie powiem jestem głodny. Nie jadłem nic od wczoraj. Dobra już się zamykam.
Pozwolił kontynuować jej pracę, ale nie wytrzymał zbyt długo w ciszy. Właściwie nie chciał być cicho. Chciał mówić jak najwięcej jakby to jeszcze odróżniało go od umarłych.
-Z resztą nie. Nie będę cicho. Będę mówił cały czas póki będę w stanie. -Oznajmił dumnie, a po chwili skrzywił się na bolącą ranę. -Będziesz to zszywać? Chyba nie ma sensu. Za dobę mogę być martwy.
Nie licytował się tylko zwyczajnie opowiadał co go spotkało. Sam też widywał od czasów epidemii tysiące gorszych przypadków jak jego, ale można było być twardzielem póki sprawa nie dotyczyły samego siebie jak w tym przypadku.
OdpowiedzUsuń-Właściwie to zaczyna mi być wszystko jedno co z tą nogą zrobisz. I tak nie wyjdę z tego żywy. Może jakbyście mi ją odcięli zaraz po ugryzieniu to bym się nie przemienił. Próbowaliście już tak?
Potem zaczął przypominać sobie swoje dotychczasowe życie. Było dobre jak na kogoś kto nie skończył studiów i często wpadał w tarapaty.
-Pracowałem przy grach komputerowych. Ale nie byłem jednym z tych kolesi, którzy siedzą z paczką czipsów i pepsi przed telewizorem i grają od rana do wieczora. Zabawne bo ostatni projekt jakim się zajmowałem to była gra o apokalipsie zombie. Chyba wprowadziłem ją do swojego życia zbyt realistycznie. -Zaśmiał się.
Dokładnie pamiętał pierwszego sztywnego, którego zabił. Nie było łatwo jak w serialach o tych potworach, że jednym ciosem zwykły przeciętny mieszkaniec stanów wbija nóż myśliwski w czaszkę sztywnego, a ten pada po kilku sekundach.
OdpowiedzUsuńŻeby tak się stało trzeba mieć wprawę i dużo siły, której on wtedy nie miał. Nie chodził na siłownię bo nie miał czasu. Jedyny sport jaki uprawiał to paint ball. Wtedy jeszcze nie wiedział jak bardzo mu się to przyda w tych popierzonych czasach.
-Pierwszego sztywnego spotkałem na imprezie. Byłem wtedy u mojego przyjaciela. Obudziłem się rano, zszedłem na dół do salonu i zobaczyłem pełno krwi. Wcześniej Jim źle się czuł i położyliśmy go w sypialni u rodziców Ricka. No ale do rzeczy... Facet nagle wyskoczył na mnie i zapędził mnie do kuchni. Początkowo nie mogłem uwierzyć co jest grane, ale już wtedy widziałem, że albo on, albo ja. Chwyciłem za nóż do mięsa. Pięć razy próbowałem przebić jego czaszkę. Udało się dopiero za szóstym razem.
Teraz miał już doświadczenie. Wiedział gdzie uderzać by pozbyć się sztywnego za pierwszym razem. Wiedział też jakich noży i sprzętów do tego używać. Ale broń z tłumnikiem jaką posiadał była niezawodna. Jedna kulka w głowę potwora i po sprawie. A do tego nie robiła hałasu.
Kiedy igła przebiła skórę nie bolała wcale tak jak myślał. Może zwyczajnie rana zdrętwiała i przestał odczuwać wszelki ból? A może miało to coś wspólnego z infekcją?
OdpowiedzUsuń-Od sztywnych gorsi są tylko żywi. To na nich trzeba uważać. -Skomentował krótko wspominając wszystkich tych ludzi, których spotkał na drodze podczas końca świata. Również tych, którzy skrzywdzili jego lub innych.
-Widziałem więcej niż powinienem. -Oparł ręce o kozetkę starając się nie ruszać nogą. Potem już do końca szycia nic nie mówił. Nie wiedział czy to ją rozprasza czy nie, ale nie chciał też przesadzać z gadulstwem.
-Dzięki za pomoc. Nawet jeśli robisz to dla próbek to dziękuję... Odwdzięczyłbym się jakoś, ale mogę jutro już być martwy...
-To co cię spotkało? Zrozumiem jak nie chcesz o tym gadać, ale wiesz... czasami lepiej wyrzucić to z siebie. A ja wydaje się być najlepszą osobą do zwierzeń. Za parę dni jak dobrze pójdzie będę milczał jak grób. -Zaśmiał się na ostatnie zdanie. Jakim w ogóle cudem wciąż jeszcze miał poczucie humoru? To mogło oznaczać tylko jedno. Wciąż do niego tak naprawdę nie dotarło co się dzieje.
OdpowiedzUsuń-Ciekawe czy całe to chrzanienie o jasnym tunelu, że widzisz swoich zmarłych bliskich, albo swojego anioła stróża to prawda. Pewnie zwyczajnie zdychasz w agonii nie kontaktując z rzeczywistością. -Zamyślił się przez chwilę. -Co dalej? Dostanę jakiś pokój? Czy będę spał tutaj?
-Skoro wszyscy o tym wiedzą to co za różnica, ale nie aż tak mnie to obchodzi by pytać obcych.
OdpowiedzUsuńZa parę dni i tak wszystko będzie nieistotne. Umrze, pochowają go i będą szukać dalej szczęśliwca, który jest odporny na to gówno. Gareth nie wierzył, że znajdą kogoś takiego.
-Pilnować? -Otworzył szeroko oczy. To mu się nie podobało. Może był bombą zegarową, która mogła wybuchnąć w każdej chwili no ale bez przesady. -Wystarczy, że gdzieś mnie zamkniecie... i dacie broń, żebym mógł w razie czego sam to skończyć. Bo nie dopuszczę do ostatniego stadium...
Właściwie wtedy po raz pierwszy narodził się w jego głowie pomysł by odebrać sobie życie jeszcze zanim zaczną się pierwsze objawy. Po co miał na siłę się męczyć? To było nieuniknione. Kto wie może zrobi to nawet tej nocy?
Najwidoczniej dziewczyna miała trudny charakter. Wywrócił oczami teatralnie i zamknął się. Z nią sobie w ostatnich chwilach na pewno nie pogada. A póki rozmawiał wydawało mu się, że jest wciąż żywy.
OdpowiedzUsuńMoże ten pieprzony ochroniarz, który będzie mnie pilnować jak dziecka będzie bardziej rozmowniejszy. Umrzeć godnie? Pierdolenie zwykłe. Jestem tylko królikiem doświadczalny. Jutro z samego rana stąd spadam niech badają innych frajerów.
Zaczynało go to irytować. Obawiał się, że może skończyć się to w taki sposób, że nie będą chcieli go wypuścić co było bardzo prawdopodobne. Na różnych ludzi trafiał w tych czasach. Kiedyś widział nawet wioskę kanibali i ledwie uszedł z życiem.
Oby oni nie okazali się kolejnymi świrami.
-Ależ wszystko jest ok. -Skłamał. Nie był zły na nią lecz na całą sytuację, która go spotkała. Zadawał sobie pytanie dlaczego znowu to jemu los spłatał figle? Jedyne na co miał ochotę to zwyczajnie się upić. Zapomnieć o tym co się stało. Przez jedną jedyną chwilę poczuć się tak jak czuł się przed tą cała apokalipsą. -Przytłaczające? -Spojrzał na nią bez emocji na twarzy. -Wszyscy umrzemy z tą różnicą, że nie każdy wie kiedy.
OdpowiedzUsuń-Powiedz mu, że jak poratuje mnie butelką dobrej wódki to będę mu grzał fotel w tamtym świecie i może uda mi się ukraść jakiemuś aniołowi butelkę boskiego wina w ramach rewanżu. -Choć żartował to powiedział to zupełnie bez emocji. Przydało by się też dobre towarzystwo, głośna muzyka i karty do gry żeby ograć jakieś frajera, ale to już nie powiedział na głos.
OdpowiedzUsuń-Dzięki. -Odparł idąc tuż za nią w stronę swojego grobu. Bo tak właśnie nazwał w myślach ten pokój. Grób w którym umrę zupełnie sam.
OdpowiedzUsuńPo drodze milczał. Myślał cały czas o tym co by powiedział teraz jego przyjaciel Sam. Sam był grubym, niskim, młodym mężczyzną, którego poznał w pracy. Od razu się polubili. Sam jednak miał jedną wadę. Szybko panikował i wszystkiego się bał. Życie zakończył w pierwszym miesiącu apokalipsy. Uciekł przerażony widokiem hordy sztywnych. Potrącił go samochód... Gareth założyłby się, że Sam cały czas by płakał, oglądał co chwilę jego ranę, mierzył mu temperaturę i chodził z kijem bejsbolowym, którego ostatecznie i tak by nie użył bo posikałby się w gacie na widok Garetha przemienionego w to coś...
I nagle poczuł silne ukucie w głowie.
Proces przemiany przebiegał zawsze tak samo. Wirus atakował organizm zakażonego, który umierał szybciej lub wolniej. Bez reguły. Potem pojawiał się impuls w mózgu, który sprawiał, że martwy powracał do żywych jako maszyna do zabijania.
Gareth zatrzymał się przykładając dłoń do skroni.
Od ugryzienia minął już jakiś czas.... Było to całkiem możliwe, że proces przemiany właśnie zaczynał postępować do przodu.
Nagle Gareth zobaczył w swojej głowie obrazy. Krew, martwe ciała, ciało z otwartą raną brzuszną, z której wystawały flaki, a potem poczuł głód. Okropny głód, aż zaburczało mu w żołądku. Otworzył oczy i spojrzał na Vill.
-Zjadłbym coś. -Chwycił się za brzuch i nagle zrobiło mu się cholernie gorąco.
Gareth za czasów normalnego świata był wegetarianinem. Wychował się w wegetariańskiej rodzinie i jakoś tak nigdy nie ciągnęło go do mięsa. Raz czy dwa dał się namówić na hot doga i hamburgera, ale jakoś specjalnie mu nie smakowały. Kiedy trwała apokalipsa nie miał wyjścia. Musiał jeść to co znalazł lub upolował. Nie ważne czy była to fasolka w słoiku, suszone mięso, schwytany kot czy psia karma. W tych czasach jadło się to co było. Jeśli w ogóle miało się szczęście, że coś się jadło.
OdpowiedzUsuń-Zjadłbym...
Surowe mięso... Powiedział głos w jego głowie.
-Zjadłbym...
Krew... Dużo krwi.
-Cokolwiek. -Odparł obojętnie czując jak robi mu się coraz bardziej gorąco. Już wiedział, że to stanie się szybko. Że być może ma ostatnie godziny życia nim osłabi go gorączka. Może i nawet lepiej bo przecież nie będzie musiał żyć ze świadomością, że to wszystko jeszcze przed nim. -Muszę odpocząć. Daleko jeszcze?
Otarł pot z czoła. Był pewny, że to zauważyła. Był też pewny, że i ona coś podejrzewa więc nie było sensu dłużej tego ukrywać.
-Słuchaj... to się chyba zaczyna.-Poczuł mrowienie w palcach. Spojrzał na swoje dłonie, które lekko drżały. -Nie dotrwał do rana... A jeśli nawet jakimś cudem dożyję to będę już pewnie leżeć w gorączce.
Jedyne na co miał teraz ochotę to soczysty stek. Najlepiej surowy... Wiedział skąd te głupie myśli. Stawał się tym czymś.
OdpowiedzUsuńRozejrzał się po swoim pokoju. Nic nadzwyczajnego, ale jak na te czasy to czego mógł chcieć więcej. Pokój wydawał się szczytem marzeń. To dobrze, że na koniec swojego życia będzie przynajmniej miał okazję wyspać się porządnie w łóżku. Jedyne co mu się tutaj nie podobało to facet, który miał być jego nanią.
-Cześć Sam. -Odparł obojętnie. -Wybaczcie, ale... -Usiadł na łóżku i na chwilę zamknął oczy. -Czy ta cała ochrona jest konieczna? W moim stanie nie zajdę za daleko, a wolałbym spędzić być może ostatnią noc mojego życia sam. Zupełnie sam. -Zerknął na psa, który cały czas im towarzyszył i bacznie się wszystkiemu przyglądał. -Jego też trzeba zabrać ode mnie. Mogę mu zrobić krzywdę.
[No tak będzie najlepiej myśle :D ]
OdpowiedzUsuńPies nie zamierzał z nią iść. Wskoczył na łóżko i wtulił się w Garetha. Siłą nie było sensu go brać. Nie tego psa...
-Dobra niech zostanie. Gdybyście mieli dla niego jakaś miskę z wodą i coś do jedzenia... możecie mu dać pół mojej porcji czy jak tam wolicie. -Odparł obojętnie. -A i jeszcze jedno. -Zerknął na dziewczynę. Ale patrząc na to, że mam więcej zakazów niż praw to wątpię by to wypaliło. Jednak czemu mam nie spróbować? Chcę broń. Jak już tego nie wytrzymam strzelę sobie i łeb i zaoszczędzę wszystkim straconego czasu.
[Nic nie szkodzi :D wybaczam :D ]
OdpowiedzUsuńGareth siedział tak czekając na Vill. Głaskał swojego towarzysza, który prawdopodobnie będzie jedynym towarzyszem jaki odprowadzi go na tamtą stronę. Zastanawiał się czy to prawda, że będzie widział światełko w tunelu. Kto w ogóle będzie tam na niego czekał? Jego zmarli rodzice? Brat? A może cała rodzina? Zmarły przyjaciel? A co jeśli tam nie ma nic? Jeśli jest tylko pustka. Bo może po prostu zamykasz oczy i już nic się nie dzieje. Bo jest to zwyczajny koniec.
Tego by nie chciał. Nie chciałby już nie istnieć nawet jeśli chodziłoby o jego ducha czy jakieś życie poza grobowe. Grób? Ciekawe czy w ogóle jakiś mu wykopią czy jego martwe ciało rzucą po prostu na ulicę.
I wtedy coś przykuło jego uwagę. A mianowicie Vito. Pies zawsze warczał na ugryzionych. Nawet na jego przyjaciela z którym pies również miał bliskie stosunki. Szczerzył zęby, uciekał w kąt i nie spuszczał z oczu osoby, która miała się wkrótce przemienić. Ale przecież leżał teraz obok Garetha jak gdyby nigdy nic.
Przecież przemiana się już zaczyna. Mam zwidy. Mam halucynację. Więc dlaczego on zachowuje się normalnie?
Gareth rozmawiał z Marcusem długo. Za wszelką cenę chciał go przekonać, że pomysł z bronią jest dobry bo przecież lepiej samemu zdecydować o swoim losie niż pozwolić temu wirusowi się zniszczyć. Marcus jednak nie zgodził się. Powiedział, że jeśli wytrzyma do rana rozważy tą prośbę, a poza tym kiedy zacznie się przemieniać Sam będzie ścianę obok w pogotowiu. Koniec końców Gareth czując zmęczenie zgodził się.
OdpowiedzUsuńKiedy został sam na sam z Vito spojrzał na swoją niezjedzoną porcję kolacji. Pies siedział naprzeciwko niego i bacznie obserwował talerz gdyż jego był już pusty i wylizany do czysta. Gareth sięgnął po kanapkę i już miał ją ugryźć kiedy zemdliło go. Koniec końców uznał, że nie jest godny i rzucił wszystko zadowolonemu psu.
Bał się, że nie uśnie, ale o dziwo sen zapadł dość szybko.
Oczywiście miał koszmary. Śnił o martwych rodzicach, o swoim przyjacielu, o dawnym świecie. A potem śnił o sobie. Szedł wolnym krokiem pośród hordy sztywnych, a one tylko mu się przyglądały. Żaden nie zaatakował. Żaden nie ruszył w jego stronę, ani nie próbował go złapać.
-Ten nowy to kto?
-Nie wiem. Jakiś chłopak.
-Chyba był ranny.
-Pomogą mu na pewno.
-Mogę jutro jechać z wami na wyprawę?
-Wiesz, że mam tylko ciebie. Nie chcę cię stracić. Obiecałam naszej mamie.
-Więc mam siedzieć bezczynnie? Nie bądź taka.
-Straciłyśmy ich. Nie stracę ciebie.
Otworzył oczy. Wyjrzał zza ściany. Sam spał, a więc to nie on rozmawiał. Tylko, że Gareth słyszał wyraźnie. Jakąś rozmowę. Skąd dobiegały te głosy? Jakby zza ściany. Nie mógł wyjść na korytarz. Został zamknięty.
Położył się próbując zasnąć i udało mu się. Dopiero wtedy gdy dwie siostry jak wywnioskował z rozmowy zamilkły. Rano będzie musiał spytać Vill czy mieszka tu jakaś Lily i Trish.
Obudził się czując cudownie. Aż nad zwyczajnie cudownie. Nic go nie bolało. Nic mu nie dolegało, a kiedy odwinął bandaż rana po ugryzieniu już się zabliźniła. Może wcale nie ugryzł mnie żaden sztywny? Może zahaczyłem nogą o jakiś wystający pręt? Tak wolał myśleć. To przecież by wiele tłumaczyło. Wtedy to Vill weszła do pokoju. Na jej widok uśmiechnął się i ziewnął.
OdpowiedzUsuń-Czuję się cudownie. -Odpowiedział na jej pytanie. -Przed chwilą wstałem. Chce mi się pić i jeść. Tak jetem cholernie głodny. -Pomyślał o krwistym steku. Dopiero po chwili przypomniał sobie rozmowę ,której świadkiem był w nocy. -Vill... Czy mieszka tutaj jakaś Lily i Trish? -Rzucił pytanie bezmyślnie sądząc, że pewnie mózg spłatał mu figle podczas gorączki.
-Ja... -Sam nie wiedział co ma powiedzieć. Nie zdziwił się kiedy go tak oglądała bo teoretycznie powinien być już martwy, ale czy to właśnie oznaczało, że on przeżyje? Nie. Szybko zaprzeczył sam sobie. Przecież widział jak ta sztywna gryza mu się w łydkę. Przecież wiedział jak odrywa mu kawałek jego własnego ciała. Kogo on próbował oszukać? -Tak. Widziałem jak żuła kawałek mojego... kawałek mięsa. -Dodał pospiesznie, a potem jakby zbladł. Lili i Trish tu mieszkają? A więc to nie były jego koszmary. On je naprawdę słyszał. Złapał się za głowę i poderwał z łóżka. Serce waliło mu jak młot.
OdpowiedzUsuń-Straciły rodziców. Trish to ta starsza. Opiekuje się Lily. Nie pozwala jej na wypady... -Wyszeptał tak, że i ona mogła to usłyszeć. -Co tu kurwa się dzieje...
Jasne, że nie byłoby nadzwyczajne gdyby słyszał stłumione głosy dobiegające zza ściany. A głosy były na tyle wyraźne i głośne jakby ktoś rozmawiał w jego pokoju. Ale wolał nie drążyć tego tematu mogli go przecież uznać za wariata, a jeszcze tego by mu brakowało. Martwy wariat. Chociaż wciąż pozostawał żywy. Zerknął na swoją ranę. Lekki strup. Zero opuchlizny i siniaków. Zero krwi.
OdpowiedzUsuń-Nie ważne. -Usiadł ponownie na łóżku i złapał się za głowę. -Co dalej? Rana się zabliźniła, ale to jeszcze nic nie znaczy. Macie tu otwarte okno? -Rozejrzał się po pomieszczeniu. -Zrobiło się strasznie zimno.
Gareth był w zbyt wielkim szoku, żeby w ogóle zwrócić uwagę na to, że usiadła obok niego i dotknęła go. Wszystko analizował jeszcze raz w głowie jakby szukał innej możliwości niż ugryzienie. Tak jak by sam chciał się usprawiedliwić. Nie wierzył, że jest odporny. Nikt nie był i w to nie uwierzy nawet lekarzom .Widział przecież na własne oczy co działo się z tymi ludźmi.
OdpowiedzUsuń-Głodny? Tak... -Kiwnął głowa zdając sobie sprawę, że przecież nie zjadł nawet ostatniej kolacji, ale na wzmiankę o jedzeniu faktycznie poczuł głód. -Chętnie coś zjem i... Mógłbym dostać jakaś bluzę? Strasznie tu wieje...
Spojrzał na swojego psa, który leżał pod jego nogami i smacznie spał. Cieszył się, że chociaż jemu służy ten pobyt w obozie w którym dziewczyna wierzy, że odnajdą lekarstwo bo jeśli to przeżyje to na pewno tak będzie mówić o nim.
-Tak rozumiem. -Skinął głową, a potem spojrzał na psa. -Możemy go tu zostawić. Chyba całą noc czuwał nade mną. Niech to odeśpi. Gdyby tylko ktoś mógł dać mu miskę wody byłbym wdzięczny.
OdpowiedzUsuńA potem wstał z łóżka i ruszył za Vill rozglądając się dookoła. Czuł się na prawdę dobrze, a to było wręcz niemożliwe. Nawet nie kulał na chorą, a raczej już wyleczoną nogę.
-Słuchaj... -Podrapał się po głowie. -Skąd wiesz, że istnieją osoby odporne na wirus? Co jeśli ta odporność to tylko tykająca bomba która wybuchnie w najmniej odpowiednim momencie? Może takie osoby są jak nosiciele wirusa hiv?
-Może i mam skoro wpuszczacie ugryzionych do obozu. -Odparł obojętnie nie wdając się w dalszą dyskusję.
OdpowiedzUsuńSłuchaj jej uważnie podążając za nią.
-Jak dla mnie nie ma nikogo odpornego. Może to sztywni jakoś mutują i już nas nie zarażają? Może teraz to oni zaczną umierać... po raz drugi. -Zaśmiał się pod nosem. -Bo natura znajdzie na wszystko sposób. Nawet na nich. Może mieli tylko przeludnić tą ziemię bo było nas zbyt wielu.
Gareth naprawdę nie wierzył, że może być odporny. Czuł, że coś wisiało w powietrzu.
Skinął głową po czym ruszył w stronę stołówki. Wyglądało to nieco jak w więzieniu. Ludzie podchodzili z tacami pod ladę, gdzie kucharze wrzucali na talerze jakieś jedzenie z tą różnicą, że zza szybki można było sobie wybrać to co dziś akurat postanowili ugotować.
OdpowiedzUsuńBył tu nowy tak więc wszyscy spoglądali na niego z zaciekawieniem. Uśmiechnął się na myśl co by było gdyby tylko się dowiedzieli, że dobę temu został ugryziony przez sztywnego. Na pewno tak spokojnie by tu nie stali.
Podszedł do stolika na którym leżały tace i wziął jedną. Ustawił się w kolejce i zerknął za szybkę. Dziś w menu była fasolka, smażone kiełbaski, ziemniaczki, jakaś surówka i pieczone mięso. Nie było co wybierać ale lepiej niż na wolności.
-Przepraszam... -Gareth zagadał do młodej kobiety za ladą, która dokładała właśnie porcji pieczonego mięsa. -Co to jest?
-Jagnięcina. Myśliwi się dziś postarali.
-A... jest tylko pieczona?
-Tak. Trochę się przypiekła bo Sue zapomniała obrócić, ale zapewniam, że jest smaczna.
Gareth zerknął w stronę kuchni, gdzie blondynka kroiła właśnie nową porcję świeżego, soczystego, krwistego mięsa. Mięsa, które pachniało znacznie lepiej niż to za szybką.
Gareth zamknął oczy.
Krew... Świeża krew. Mięso... Wyrwij je... Syczał głos w jego głowie.
-Ja... czy ja mogę dostać... - Boże co ja wyprawiam? Co ona sobie pomyśli? Nie mów tego. Nie mów. -Surową porcję. -Powiedział nie mogąc się powstrzymać. Głód narastał. Czuł jak żołądek mu się kurczy. Czuł jak krew płynie szybciej w jego żyłach. Potrzebował jej... krwi i świeżego mięsa.
-Ja... wolę surowe... -Oparł się o ladę i zalał potem. Facet stojący za nim bacznie go obserwował.
Nie miał pojęcia co ma jej powiedzieć. Bał się, że jeśli jego forma przemiany jest nieco inna niż te, które dotychczas oglądał, bardziej wolna i subtelna to pokroją go na stole szukając pieprzonego antidotum. Jedyne o czym teraz marzył to uciec z tego miejsca. Nie ufał im. Nie ufał tej kobiecie.
OdpowiedzUsuń-Ja... -zaczął, a potem spojrzał na talerz. Zapach krwi i surowego mięsa dostał się mu do nozdrzy. Zacisnął pięść próbując powstrzymać się by nie rzucić się na dziewczynę. -Chciałem dla psa przecież. -Udał głupiego. Bo... mnie mdli i jednak nie dam rady nic przegryźć. Mogę mu to zanieść? -Spojrzał na nią.
Jego głód narastał. A do tego poczuł się rozpalony. Chyba miał gorączkę...
Ruszył za nią, ale każdy krok nagle zaczął sprawiać mu trudności. Czuł się zupełnie tak jak wtedy kiedy miał grypę. Bolały go wszystkie mięśnie i kości. Każdy ruch sprawiał wielkie trudności. Czuł się rozpalony i strasznie bolała go głowa.
OdpowiedzUsuń-Tak mdli mnie trochę. -Zdał sobie sprawę, że od bardzo dawna nie jadł i był cholernie godny lecz nie mógł patrzeć na zwykłe jedzenie. Tylko to, które rzekomo nieśli dla Vito wydawało się być apetyczne. Zerknął na talerz...
Weszli do "jego" pokoju. Gareth zamknął za nimi drzwi. Sięgnął po jeden kawałek surowego mięsa i rzucił Vito. Pies podszedł. Powąchał je po czym szybko uciekł ze swoją zdobyczą pod łóżko. On z kolei znów spojrzał na talerz i potem zupełnie niespodziewanie rzucił się w jego stronę. Złapał do reki pierwszy kawałek i włożył go do ust.
Czuł się tak jak czują się narkomani będący długo na głodzie po czym ktoś daje im kolejną działkę. Smak mięsa był nieopisywalny. Czuł go dokładnie i smakowało mu znacznie lepiej niż cokolwiek w życiu. Nim się obejrzał oblizywał już palce ze zeschniętej krwi. Nikt mu nie powiedział, ze był to jeleń zastrzelony przez jakiegoś myśliwego w lesie, ale on wiedział o tym. Czuł proch i strach w mięsie, a to działało zupełnie jak przyprawy...
Dopiero po chwili przypomniał sobie, że nie jest sam w pokoju. Obrócił się powoli i spojrzał na dziewczynę. On nie mógł zdawać sobie sprawy, że jego gałki oczne przybrały nagle kolor czerwieni. Jednak Vill musiała to zauważyć.
Gareth oparł się o ścianę plecami i schował głowę w dłoniach kiedy Vill wybiegła. To było oczywiste co pomyślała. On również się przeraził. Próbował myśleć racjonalnie.
OdpowiedzUsuńJest ok. Jest ok. Jesteś tutaj i wiesz kim jesteś. Nic się nie dzieje. Nie przemienisz się... nie możesz... ale... Kurwa przecież ugryziono cię, masz gorączkę!
Miał bo był cały rozpalony. Do tego doszły dreszcze.
Jeszcze jesteś sobą. Pamiętaj... Muszę stąd uciekać. Muszę odejść nim kogoś skrzywdzę. Albo nim oni skrzywdzą mnie.
Usiadł na łóżku. Vito wskoczył i położył łeb na jego kolanach. Był jakiś smutny. Pies na pewno coś przeczuwał. Wtedy do środka weszła Vill, Marcus i Sam.
-Dz...-Dziękuję....Ale... -Wstał spoglądając na Vill. Potem usiadł ponownie nie chcąc jej straszyć. -Chyba muszę odejść od was. Poszukać starego obozu. Może ktoś przeżył... i nie chcę... sprawiać kłopotu.
[To co przeskakujemy do momentu jak zabije kogoś :D? ]
OdpowiedzUsuń[Przeskoczmy jakiś tydzień dwa do przodu i właśnie że znajdą ciało :D będzie dochodzenie itd... on będzie im pomagał żeby nie podejrzewali nic, a potem jakoś do tego dojdą albo zaatakuje kolejną osobę ale ta już przeżyje :D]
OdpowiedzUsuń[No w sumie masz rację :D niech ktoś ma podejrzenia, ale nie dowody. Tylko czy on wyżali się twojej pani i uciekną razem? Czy będzie upierał się, że to nie on? ]
OdpowiedzUsuń[No i dobre :D To co przeskakuję do dnia jak znajdą ciało? Ile to będzie z dwa tyg później? ]
OdpowiedzUsuń2 tygodnie później
OdpowiedzUsuńKiedy zdajesz sobie sprawę, że zostałeś ugryziony i zostało ci nie wiele życia wpadasz w panikę. Nim zdążysz przemyśleć całe swoje życie i pożałować błędów jakie zrobiłeś umierasz. Oczywiście nie tak do końca bo potem wracasz do życia jako żywy trup i rozprzestrzeniasz tą zarazę zupełnie jakby to była zabawa w podaj dalej .
Gareth miał szczęście i nie musiał tego przeżywać. Blizna na łydce po ugryzieniu czasem swędziała, ale nic poza tym mu nie dolegało. Prawie nic...
Ludzie w obozie zdążyli się już do niego przyzwyczaić. Dostał nawet broń i swój pokój gdzie mógł spać tylko w towarzystwie swojego psa, bez ochroniarzy.
Był odporny i to nie podlegało dyskusji. Żył już dwa tygodnie po ugryzieniu i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni. Jednak nie do końca był przekonany czy aby wszystko z nim jest w porządku. Zwiększył mu się apetyt lecz normalne pieczone czy gotowane mięso mu nie smakowało. Dogadał się z jedną dziewczyną z bufetu by dawała mu surowe mięso... niby dla psa. Nie pytała bo on z kolei załatwiał jej fajki. Słyszał rzeczy, których normalny człowiek nie powinien słyszeć nawet jeśli Vill uważała, że tu słuchać wszystko. Tylko który człowiek słyszał kapanie z kranu w pokoju obok? Który człowiek słyszał spacerującą sarnę w lesie po drugiej stronie rzeki? Który człowiek czuł zapach dzika schowanego w zaroślach itd. Nie mówił już wiecej o tym nikomu. Wolał by te małe "ulepszenia" pozostały jego tajemnicą. Przynajmniej gdy chodził na polowania nie wracał z pustymi rękoma.
Tego dnia szedł właśnie do Jess ze stołówki by odebrać surowe mięso. Był wieczór i wszyscy byli już w swoich pokojach. Nie zabrał ze sobą Vito bo od rana pies przyglądał mu się dziwnie. Nic dziwnego. Gareth odczuwał okropny głód, miał gorączkę i jego serce waliło mu jak dzwon prawie wyskakując z klatki piersiowej.
O tym też nikomu nie powiedział. A może powinien? Może wtedy uchronił by ją od śmierci? Może wtedy nikt nie musiałby zginąć?
Krzyki na ulicy obudziły go w południe. Otworzył oczy i nie mógł dojść do siebie. Wstał, przetarł oczy i przeciągnął się, a potem sobie coś przypomniał. Zerknął na swoją białą koszulkę, na której były plamy krwi. Wpadł do łazienki i zerknął w lustro. Jego usta również były we krwi. Zdjął koszulkę i wyrzucił ją do kosza, a potem zaczął szorować twarz.
-Jess! Moja Jess! -Usłyszał krzyk starszej kobiety. To była jej matka... -Kto zamordował moją Jess!
Wybiegł na ulicę przebrany w czyste ciuchy. Nieśli ją... z rozszarpanym gardłem jakby pogryzł ją pies. Problem w tym, że nikt nie uwierzy w atak psa czy sztywnego. Jess miała również ranę od noża na brzuchu.