12 października 2018

[KP] Golden

Tate Monroe
NIEGDYŚ DRWAL • URODZONY W 7. DYSTRYKCIE • 21 LAT
znany jako Golden
DO KUPIENIA • TRYUMFATOR 73. GŁODOWYCH IGRZYSK.


Ten bezimienny. Kiedy trzy lata temu jako jedyny chłopak wyszedł w Paradzie Trybutów ze złocistymi włosami upiętymi w luźny kucyk, niemal od razu zabrano mu wszystko to, na czym mogło mu zależeć — imię. Od wejścia okrzyknięty przydomkiem „Golden” nie mógł wyzbyć się wrażenia, jakoby jego wygląd wyprzedzał go o krok, pozostawiając czyny daleko w tyle, pod zasłoną przystojnej, neutralno-słonecznej aparycji. Z tygodnia na tydzień przestał łudzić się, że ktoś kiedyś powie mu po prostu „Tate”. I choć dziś kucyk zastąpił gęstą brodą, a sławę milczeniem, wciąż czuje się tak samo zdezorientowany jak w dniu dożynek.

Ten uwielbiany. Szczególnie z chwilą, gdy jego młodsza siostra i partnerka z Dystryktu straciła życie, pozostawiając go samego przy Rogu Obfitości. Lubiany za kolor włosów, przypominający bogactwa Kapitolu, i przenikliwość oczu, wykutych w błękicie. A także ze względu na bierne posłuszeństwo wobec sponsorów na arenie, wewnętrzny spokój, silne dłonie oraz charakterystyczny pastelowy głos przechodzący w szept — przez wszystkie te przymioty, które mimo jego osiemnastu lat uczyniły go niegdyś symbolem tajemnicy i męskości. Przynajmniej na czas zawodów. Po nich słuch o nim zaginął.

Ten zapomniany. Wykupiony chętnie z rąk majętnej mieszkanki Panem przez pierwszy rok, do czasu kolejnych dożynek, stanowił nadrzędny temat rozmów o pożądanych tryumfatorach-prostytutkach, by po szumnym rozgłosie niemal zniknąć z radaru. Nie udaje mu się to tylko na bankietach, gdzie sława zwycięstwa rozświetla go na nowo. A pomimo tego, że minęły już grube miesiące od końca igrzysk, jego zachowanie wciąż oscyluje pomiędzy chęcią odosobnienia, a potrzebą przetrwania. Nic w tym dziwnego. Jest skrzywdzony i do tego stopnia nieszczęśliwy, że zgubił się już w tym, jak wyrażać żal po stracie. W efekcie bywa nieuchwytny i niedostępny, bo skoro ciała nie może, myśli chowa dla siebie. Pomimo tego, że ludzie zapomnieli, on pamięta. O każdej śmierci, którą zadał. O każdym łożu, w którym nigdy nie chciał tkwić.


Wątek z Proxima Midnight

4 komentarze:

  1. Ludzki gatunek powinien był wyginąć dawno dawno temu. To była jedna i jedyna prawda jaką wyznawała Marve. Codziennie o poranku nawet tutaj w Kapitolu kiedy wstawała spoglądając przez okno znacznie już przyjemniejszej dzielnicy w której zamieszkała z ojcem po zwycięstwie zastanawiała się czemu natura nie ześle na ich gatunek jakieś epidemii? Dlaczego ziemia toleruje obecność takich szkodników jakimi są ludzie?
    Ludzki gatunek ukochał przemoc i śmierć. Z dramatu jaki odbywał się na scenie Głodowych Igrzysk, gdzie ginęły dzieci... zrobiono wielkie show. Całe rodziny siedziały przed telewizorami dopingując ulubionym trybutom. Wszyscy... wszyscy bez wyjątku powinni byli umrzeć. Nie zasługiwali na życie.
    Niestety w tych czasach marzenia się nie spełniały, a ona musiała stać pośród tłumu ludzi, których nienawidziła i uśmiechać się do nich niczym modelka. Jej mentorka o imieniu Lilo stała obok szepcząc do sponsorów miłe słówka na jej temat. W dłoni trzymała prawdopodobnie najdroższego szampana w Kapitlu i musiała przyznać, że wcale nie był taki dobry jak zachwalała Lilo. Ktoś podsunął jej tacę z kawiorem. Żołądek podszedł jej do gardła. Nienawidziła bankietów.
    Odłożyła lampkę szampana na stolik, przeprosiła grzecznie sponsorów i szybkim krokiem odeszła w stronę tarasu, z którego widok rozpościerał się na cały Kapitol. Nie wiedziała dlaczego przypomniał się jej jej brat. Christian był starszy o osiem lat i kiedy wybrali go na trybuta miała dziesięć lat. Pamiętała jak wtedy płakała. Ojciec trzymał ją za ręce by nie pobiegła za bratem, a Christian tylko się uśmiechnął i powiedział "Nie martw się młoda, zabiorę cię do Kapitolu. Zobaczysz." I zabrał... tylko w nie taki sposób w jaki oczekiwali.
    Zacisnęła dłonie na poręczy czując ścisk w gardle. Wszystkich których kiedykolwiek kochała straciła. Wpierw matkę... Zmarła na raka. Potem brata zabili na Igrzyskach. Dwa lata temu w ten sam sposób zginął chłopak, w którym była zakochana. Nawet strażnicy zastrzelili jej psa. Na szczęście Morty był stary... ale wciąż za nim bardzo tęsknił. Został jej tylko ojciec... Na jak długo?
    Nagle jej uwagę przykuła postać, która również znajdowała się na tarasie. Wiedziała kim jest owa postać. Zdążyła go poznać kiedy przyjechała pierwszy raz po zwycięstwie do Kapitolu. Ludzie lubili patrzeć jak zwycięzcy się spotykają, zawierają przyjaźnie, wspominają o swoich przeżyciach. To podsycało całą atmosferę.
    O ile dobrze zapamiętała na chłopaka mówili Golden i słynął z tego, że bogate panienki zabierały go sobie do łoża. Nie mogła zrozumieć jak można sprzedawać własne ciało? Była kobietą, nie raz głodowała, ale nigdy nie przyszło jej do głowy by za chleb zapłacić własnym ciałem. Miała przecież swoje zasady.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdziwiła się, że do do niej przemówił. Nie spodziewała się, że będzie rozmowny. Tego dnia gdy się poznali nie wiele ze sobą rozmawiali. Jedynie na potrzeby programu, który był emitowany w całym Panem. Odwróciła się w jego stronę i zmierzyła go od stóp do głowy. Umięśniony, przystojny i elegancki. Musiał mieć znacznie łatwiej. Chociaż Lilo wciąż powtarzała jej, że przez cycki może osiągnąć wiele to nie miała wątpliwości, że Golden również nie miał z tym problem.
    -Skąd możesz wiedzieć co sobie wyobrażałam? -Spytała odrzucając swoje jasne kosmyki włosów do tyłu i opierając się o balustradę. -Myślisz, że nie wiedziałam jak kreują nas na gwiazdy? Jak chcą widzieć jak z gówna stajemy się pseudo celebrytami na potrzeby show? -Uniosła brwi do góry.
    Marve nie była przeciętną dziewczyną. Wielu młodych ludzi myślało, że po zwycięstwie Igrzysk okryją się sławą i szacunkiem. Będą kimś znaczącym. Nic bardziej mylnego. Marve wiedziała, że do końca swoich dni będzie należeć do ludzi, którzy rządzą Kapitolem. Co prawda nie podobało się jej to. Zawsze była marzycielką i wciąż wyobrażała sobie dzień kiedy to wszystko legnie w gruzach, kiedy ona uwolni się od kajdanków jakie założył jej Kapitol i będzie wolna... tak na prawdę wolna.
    -Ty chyba nie narzekasz co? -Zerknęła ponownie na niego. -Słyszałam, że masz się świetnie. Jesteś wciąż popularny. Zwłaszcza wśród płci przeciwnej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Marve zawsze się szanowała. Nie rozumiała dziewczyn, które oddawały swoje ciało za chleb czy zboża. Wolała kraść, albo iść do lasu i sama coś upolować. Musiała przyznać, że kradzież nie była święta, ale chyba wciąż lepiej było być złodziejem niż prostytutką? Przynajmniej w jej oczach.
    -Owszem mówili. -Skrzyżowała ręce na piesi, ale nie cofnęła się nawet o krok. Uniosła dumnie głowę spoglądając w jego oczy. -Ale mnie interesuje tylko twoja wersja. Dlaczego zostałeś kochankiem do wynajęcia? I nie przystawiaj się. -Odparła zimnym tonem. -Nie stać mnie na ciebie. Jak trybut powinieneś to wiedzieć.
    Co prawda zwycięzców przenoszona do bogatszych dzielnic, gdzie mogli wieść nieco lepsze życie niż na przykład ona wiodła w dystrykcie ósmym. Tu przynajmniej nie mieszkała w opuszczonej starej kamienicy, tu mogła zobaczyć nieco zieleni, dotknąć trawy i przede wszystkim nie musiała chodzić pracować do fabryki. Tylko uśmiechać się ładnie do sponsorów na beznadziejnych bankietach....
    -My wszyscy jesteśmy kurwami. Tylko sprzedajemy różne rzeczy. -Odparła opierając się o balustradę i spoglądając jeszcze raz na Kapitol. -No więc? Dlaczego to słynny Golden wybrał akurat tą drogę? Wal śmiało. I tak nie powiem nikomu. Nie znam tu nikogo z wyjątkiem Lilo. Ale ona też na mnie zarabia więc... przyjaciółką bym jej nie nazwała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zamierzała pytać go ponownie o jego historię. Nie chce niech nie mówi. Aż tak bardzo nie zależało jej na tym bo ją usłyszeć. Może i miał swoje powody, a może większość ludzi, która mówiła o tym, że teraz jedynie to mu pozostało by żyć godnie miała rację? Nie rozumiała jego decyzji i szczerze mówiąc nie zamierzała zrozumieć. Brzydziła się prostytucją nawet jeśli robiło się to w dobrej wierze... O ile w ogóle można było się oddawać imię dobra.
    -Słuchaj... -Zmrużyła lekko oczy spoglądając. -Dobrze znam takich jak ty. Myślisz, że jak spędziłeś tutaj więcej czasu niż ja to pozjadałeś wszystkie rozumy. Będziesz teraz się przechwalać jaki to ty jesteś życiowy. -Przekręciła teatralnie oczami.
    Marve nie miała nigdy łatwego życia. Ciągle tylko pod górkę. Zawsze kiedy znikały jedne kłopoty pojawiały się kolejne. Mimo wszystko nie narzekała, nie uważała się za lepszą czy silniejszą bo po raz setny stawiła im czoła. Robiła swoje bo tak trzeba było. A Golden? Na razie odebrała go jako buntownika, który chce jej udowodnić, że wszystko to co sobie ułożyła w głowie na temat zwycięstwa, Kapitolu i życia było jednym wielkim błędem.
    Mógł sobie mówić co chciał. Jednego była pewna. Dzięki jej zwycięstwie zabrała ojca z dystryktu i mógł w końcu odpoczywać od ciężkiej pracy. A to liczyło się najbardziej. Ojciec zasłużył na takie życie nawet jeśli ona była zabawką w rękach Kapitolu.
    -Oczywiście, że nie wiem kto to przyjaciel. -Rzuciła obojętnie. Skoro on wie lepiej nie ma sensu spierać się z tego typu osobą. Ciągle tylko by się przegadywali, a przyszła tutaj odetchnąć od słownych gierek.
    Odparła obracając się plecami do niego. W środku zaczęli grać muzykę i kilka par wyszło na parkiet by zaprezentować swój taniec i najnowsze kolekcje od najlepszych projektantów.

    OdpowiedzUsuń