11 września 1980

[KP] Freaks like us

MAXINE NO DATA
• Włada magią • córka wygnanej asgardzkiej wiedźmy • Prawdopodobnie uzależniona od papierosów • stajesz się coraz bardziej cyniczna na starość, Max • buntowniczka i awanturniczka • odwiedziła chyba wszystkie bary we wszechświecie •
Ryane Erson 30 lat
Manipulacja wchłoniętą energią • Były członek korpusu Nova • wynik eksperymentu mającego na celu utworzenie specjalnego oddziału sił Xandaru • jeden z nielicznych członków Korpusu, którzy przeżyli atak Thanosa • właściciel statku Heard •

3 komentarze:

  1. — Cholerne świństwo! — Po pracowni rozległ się okrzyk niezadowolenia, kiedy kolejny kawałek stali rozpadł się na pół pod gorącem lasera. W przypływie złości, Mido ściągnął okulary ochronne, rzucając nimi na drugi koniec pomieszczenia. Nie miał nawet pojęcia, po co dalej je nosił. Po co dostosowywał się do zasad, które teraz w żadnym stopniu nie były w stanie go ochronić. Odkąd zdał sobie sprawę z tego, że do dokończenia projektu będzie mu niezbędne natężenie aktywności promieniotwórczej, chociaż nie za wielkie, był przekonany o tym, że pracując w tak niebezpiecznych warunkach, po kilku latach zdoła odczuć skutki swoich nieudanych projektów oraz decyzji, które ostatecznie nigdzie tak naprawdę go nie doprowadziły. Zrezygnowany oparł się o niewygodne oparcie fotela, owijając się szczelniej swym białym fartuchem, by zaraz, na znak niezadowolenia, skrzyżować ręce na klatce piersiowej. Gdyby nie postanowił rozszerzyć pola swych badań, już dawno znalazłby się na linii mety. Zamiast tego gonił za czymś, co wydawało się niemożliwe. Przesyłanie cząsteczek na drugi koniec świata dzięki zastosowaniu jednego, prostego sprzętu — podczas ostatniej gonitwy za Spider-Manem, kiedy to polował na informacje, mające zagwarantować mu premię, musiał naprawdę mocno uderzyć się w głowę, skoro jeszcze nie zrezygnował z tego beznadziejnego pomysłu.
    — Jakiś problem? — W słuchawce chłopaka dało się słyszeć równy, pozbawiony emocji, kobiecy głos jego elektronicznej asystentki, która od niedawna pomagała mu nad badaniami. Ponieważ nie było go stać na skomplikowany system, który wykonywałby za niego połowę roboty w laboratorium, dzięki swoim podstawowym umiejętnościom informatycznym, udało mu się dostosować do jego potrzeb Siri, z której usług wcześniej nie skorzystał ani razu. Po pewnym czasie doszedł jednak do wniosku, że dzięki komuś, kto byłby w stanie wykonać za niego kilka obliczeń lub sprawdzić niezbędne mu do pracy informacje, badania na pewno zyskałyby na swym tempie. Jego nowa znajoma, niestety nie była w stanie dopomóc chłopakowi przy kłopotach, których tylko on mógł się pozbyć. Potrzebował wąskiego cięcia w sztabce tego żelastwa, które miałoby zaledwie kilka milimetrów grubości, by przepuścić przez nie odpowiednie fale. Grubsza przeszkoda zatrzymywała je w miejscu, lecz mocniejszy nacisk lasera rozrywał metal na pół. Westchnął niezadowolony i przewrócił oczami na pytanie asystentki.
    — Tak, nie mam wprogramowanej dokładności robota — warknął do głosu w słuchawce, który oczekiwał na jego odpowiedź. Wstał z krzesła i ruszył na drugą stronę pomieszczenia, gdzie pod metalowym stolikiem znajdowała się drobna lodówka, w której trzymał wszelkie zapasy, mające pozwolić mu na spędzenie w laboratorium kilka dni oraz nocy, bez zbędnego wychodzenia na zewnątrz. Sięgnął po jeden z napoi energetyzujących, chcąc tym samym pobudzić swój umysł. Gdyby znalazła się tutaj jego matka, zapewne zaraz wyrzuciłaby chłopakowi picie z dłoni, szorstkim głosem rozkazując mu, by w trymiga zdjął z siebie ten cholerny kitel i zaraz pognał do domu, wziął prysznic, porządnie się wyspał, a przede wszystkim punktualnie pojawił się w pracy, jak każdy normalny, amerykański obywatel. Mido jednakże nie uważał się za przeciętnego mieszkańca Nowego Jorku. Był wręcz pewien, że jego genialny umysł nie zasługuje na osiem godzin siedzenia przed komputerem, by napisać kolejny, bezsensowny artykuł na temat tego, iż uwielbiani przez wszystkich herosi, wcale nie są tacy wspaniali. Nigdy nawet nie zgadzał się z tym, co dawał ostatecznie do druku, jednak wiedział, że jeśli chce zachować tę pracę, artykuły muszą zgadzać się z dziwaczną obsesją Jamesona.
    — Z moich obliczeń wynika, że obecność tej części jest zbędna.
    Mido kolejny raz przewrócił oczami w akcje frustracji.
    — Twoje obliczenia są błędne.
    — Kłócisz się z maszyną.
    — By to coś zadziałało, fala pozwalająca na przesyłanie cząsteczek musi zostać skupiona w jednym miejscu. — Z powrotem odwrócił się w stronę swojego małego projektu, upijając łyk napoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udał się do biurka, na którym leżało pełno, najróżniejszych części i ponownie usiadł na krześle, przyglądając się swemu eksperymentowi.
      — Skierowana na wszystko, co znajduje się wokół niej, nie ma wystarczająco mocy, by udało się zainicjować transport danych na tak dużą odległość. — Westchnął, jakby było to coś zupełnie oczywistego. Rozumiał, że jego elektroniczna towarzyszka próbowała mu pomóc, lecz w tej chwili był zbyt sfrustrowany, by dostosować się do jej rad.
      — Brak tej części pozwoli na wzmocnienie mocy przesyłu.
      — Czyżby? — zapytał, nie oczekując żadnej odpowiedzi. Pochylił się nad swoją, niewielkich rozmiarów maszyną i bez wpisywania współrzędnych, wciąż będąc pewien, że przekonania jego asystentki są błędne, nacisnął na przycisk mający rozpocząć transport cząsteczek. Wzruszył ramionami, kiedy z ów gadżetu nie wydobył się żaden dźwięk, a fioletowe światło, które powinno zaświecić się w środku metalowego pierścienia, nie pojawiło się na jego sygnał. Westchnął niezadowolony. — Widzisz? Nie działa.
      Shay usłyszała za swymi plecami donośny, zupełnie nieznajomy jej dźwięk, kiedy właśnie wbijała jedno ze swych ostrzy w ramię Krylorianina, który od dobrej chwili próbował wycelować w twarz dziewczyny pięściami, tym samym doprowadzając całą tę bójkę do końca. Terranin o rudej brodzie wciąż siedział na swym miejscu przy stoliku, wiwatując polegającym kolegom oraz klaszcząc w dłonie, tym samym zachęcając całą resztę, by przyłączyli się do jakże dobrej zabawy. Rudowłosa przeklęła pod nosem, wciąż nie mając czasu sprawdzić, co takiego właściwie wydarzyło się za jej plecami, zbyt zajęta nachodzącą na nią zgrają łowców głów. Zjawiła się tutaj tylko i wyłącznie w poszukiwaniu roboty. Kiedy jednak jeden z klientów baru postanowił siłą zaciągnąć ją do stolika oraz postawić jej drinka, wymierzyła mu cios w nos, tym samym robiąc sobie za wroga każdego, kto aktualnie znajdował się w ów przybytku. Dlatego pospiesznie sięgnęła za swoje ostrza, wiedząc, że nie miała żadnych szans, walcząc samymi pięściami. Bynajmniej, nie chciała też nikogo się pozbywać. Kilka płytkich ran wystarczyło jednak, by odpuścili sobie dalszego atakowania młodej dziewczyny.
      Dopadła ostatniego przeciwnika, uderzając go rękojeścią ostrza o tętnicę i tym samym posyłając go na ziemię. Kiedy ciało obcego odbiło się od podłogi, po całym pomieszczeniu rozległ się wysoki pisk, zwracając na siebie uwagę wszystkich tych, którzy nie stracili jeszcze przytomności. W skrócie — jej, gościa z rudą brodą oraz barmana, który przez cały ten czas wycierał mokre kieliszki, w żaden sposób nie wtrącając się do bójki. Odwróciła się na pięcie, dostrzegając kolejnego Terranina w białym fartuchu, który z przerażeniem w oczach rozglądał się wokół siebie, zupełnie jakby nie wiedział, skąd się tutaj wziął. Ściągnęła brwi i zrobiła kilka kroków w jego stronę, by przyłożyć mu do gardła jedną ze swych broni. Z buzi nieznajomego wydał się kolejny, wysoki pisk.
      — To jakiś dziwny sen, w którym nagle wylądowałem w brudnej kantynie na Tatooine, prawda? — zapytał, zanim sama Cindy zdążyła zasypać go swoimi pytaniami. Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści sztyletu, ostatecznie odsuwając ostrze od gardła nieznajomego. Chłopak pospiesznie złapał się za szyję, rozmasowując dłonią miejsce, gdzie jeszcze niedawno czuł zimno ostrego żelastwa.
      — Nic nie widziałeś — odparła, chowając sztylety za pas. Poprawiła długą kitkę, która w ferworze walki zdążyła się nieco rozluźnić i podciągnęła rękawy skórzanej kurtki. Odwróciła się w stronę siedzącego przy jednym ze stolików przemytnika, wiedząc, że ze stojącego obok, pokręconego idioty, nie wyciągnie żadnych, przydatnych informacji. Potrzebowała tej roboty, dlatego też nie mogła pozwolić, by na jej drodze stanęła banda niewychowanych rabusi. A już na pewno nie jakiś wariat w białym kitlu. — Więc? Słyszałam, że dostanę tutaj dobrze płatną robotę. Nie wątpię w omylność swojego źródła, dlatego zapytam jeszcze raz, zanim kolejny dupek spróbuje wcisnąć mi kilka głębszych i złapać mnie za tyłek. Gdzie jest, do cholery, Ryane Erson?

      Usuń
  2. Mido przez kolejny moment nie ruszał się z miejsca, próbując przeanalizować wszystko, co właśnie działo się wokół niego. W pewnej chwili doszedł do wniosku, że maszyna musiała przenieść go do sąsiedniego budynku, w którym najwyraźniej trwała jakaś cholerna impreza z przebierańcami, lub kilka osób umówiło się na partyjkę roleplaya. Nawet jeśli po ostatnich przygodach sławnej grupy superbohaterów zdawał sobie sprawę, że życie pozaziemskie najwyraźniej istnieje, nie przeszło mu nawet przez myśl, że mógł się właśnie znaleźć na obcej, tak dobrze rozwiniętej planecie, na której znajdowali się przy okazji ludzie — dokładnie tacy sami jak on. Zrobił krok w tył, chcąc bezszelestnie wycofać się z bójki, lecz w tej chwili przy jego boku pojawiła się ciemnowłosa, młoda kobieta, wyciągająca w stronę chłopaka paczkę papierosów. Wyraźnie zdezorientowany, pokręcił zaledwie głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego słowu. Nie dając jej jednak wyraźnie do zrozumienia, iż nie, nie ma zamiaru skracać swojego kruchego żywota śmierdzącą nikotyną, ta złapała za jego dłoń, wciskając mu do ręki resztkę fajek. Wyszczerzył oczy, kiedy zapalniczka, w jednej chwili pojawiła się przy twarzy dziewczyny, która zapaliła właśnie swojego papierosa. Zamrugał kilka razy, chcąc się przekonać, czy wszystko to nie jest zaledwie kolejnym, pokręconym snem. Przecież to nie mogło dziać się naprawdę, nie?
    — Ko… Kosmosie? — wydukał po chwili, wciąż nie potrafiąc uwierzyć w słowa nieznajomej. Nie, niemożliwe. Zwyczajnie niemożliwe. Jego projekt wciąż nie był gotowy, by przenieść żywą istotę na drugi koniec kuli ziemskiej. Dlatego też podróż na inną planetę była po prostu nieprawdopodobna. Nawet jeśli w tej chwili nie brał po prostu pod uwagę faktu, iż jego elektroniczna asystentka mogła mieć rację, a on pierwszy raz od dawna, naprawdę się mylił. Rudowłosa przewróciła swoje spojrzenie na chłopaka w kitlu i przewróciła oczami, widząc jego reakcję. Nie, nie miała teraz czasu, by użerać się z obłąkańcem, który najwyraźniej nie wiedział nawet, skąd mógł się tutaj wziąć. Dosyć, że musiała poradzić sobie z bandą łotrów, postanawiających nieco umilić jej spędzony tutaj czas, teraz ten idiota w białym fartuchu. Pokręciła głową. Nie, miała znaleźć Ersona, nie zajmować się zagubionymi owieczkami.
    Przewróciła spojrzenie na nieznajomą kobietę, kiedy przywódca bandy wskazał palcem w jej stronę. Kiwnęła głową na znak zrozumienia i ruszyła w jej stronę. Zanim jednak zdołała zatrzymać się zaraz naprzeciw niej, ta przewróciła w stronę Cindy swoje niezadowolone spojrzenie. Zaskoczona zamrugała kilka razy, lecz zaraz na twarzy rudowłosej pojawił się grymas niezadowolenia. Może to mogło okazać się dla ów wiedźmy wyjątkowym zaskoczeniem, ale nie, nie zrobiła całego tego bałaganu, tylko dlatego, że nikt nie był w stanie wskazać jej, gdzie rzeczywiście będzie mogła spotkać się z Ersonem. Nie życzyła sobie, by ktokolwiek traktował ją jak pierwszą, lepszą pannę do towarzystwa, z którą mężczyzna może robić co tylko mu się podoba. W swojej rzeczywistości miała dosyć podlegania innym i wysłuchiwania rozkazów ze strony nieznajomych.
    — Tyle zamieszania, bo jeden z tych idiotów nie potrafił obchodzić się z kobietami — wysyczała przez zęby, by po chwili w pomieszczeniu pojawiła się kolejna osoba. Zmierzyła go groźnym spojrzeniem, lecz kiedy czarownica wskazała, że to właśnie ten, którego poszukiwała, odwróciła się na pięcie, podchodząc w jego stronę. Stanęła zaledwie kilka centymetrów od jego klatki piersiowej, spoglądając prosto w oczy mniemanego Ersona. Mido wciąż nie ruszał się z miejsca, obserwując wszystko to, co aktualnie działo się wokół niego. — Słyszałam, że szukasz ludzi do dobrze płatnej roboty. Wchodzę w to — oświadczyła, nie pytając nawet, czy Ryane wciąż był zainteresowany nowymi towarzyszami i czy wyrazi zgodę na jej udział. Jeśli potrzebowałby od niej jakiegokolwiek dowodu, czy jest w stanie poradzić sobie z możliwym niebezpieczeństwem, sądziła, że walające się po barze ciała powinny rozjaśnić mu nieco tę kwestię.

    OdpowiedzUsuń