28 marca 2000

[KP]

Noah Carrington
 21 lat —— stolica Norwegii —— złodziej —— kieszonkowiec —— trudny charakter —— nieufny —— pomieszkuje u przyjaciół —— bogata policyjna kartoteka —— niepozorny wygląd —— opinia oszusta i manipulatora —— brak perspektyw —— nieodpowiednie towarzystwo —— magnes na kłopoty —— przeszłość, której woli nie rozpamiętywać —— trudności w nawiązywaniu bliższych kontaktów —— 

41 komentarzy:

  1. Dzień jak co dzień. No dobra, może nie do końca. Zdarzały się poranki, kiedy James musiał jeździć z ojcem w różne miejsca w stolicy, a zdarzały się też poranki, kiedy jechał na uczelnię. Tak, nie musiał studiować, ale nie chciał uchodzić za kretyna i idiotę. W końcu miał być królem, nie mógł pozwolić sobie na opinię głupiego. A studia medyczne? Cóż, zawsze chciał być lekarzem. W przerwach między królowaniem jeździłby do szpitala i tam leczył chorych ludzi. Tak to sobie wyobrażał jak był dzieckiem i biegał po pałacu, trzymając w ręku zrobiony z papieru samolot. Swoją drogą, zawsze przez to był w świetnej formie, w końcu jego dom był ogromny. Nim dobiegł od ojca do matki i odwrotnie, to trochę trwało. A chciał wiedzieć jak najwięcej, więc chłonął wiedzę z obu źródeł. W końcu nie każdy dowiaduje się, że będzie królem. Nawet jeśli to tylko monarchia połączona z władzą rządu, to i tak było to ważne. Rodzina królewska była bardzo ważna. Ich wizerunek musiał być jak najlepszy. Nie zawsze się udawało, nie każdy sobie radził, ale James starał się być najlepszy. Unikał skandali, sytuacji, które mogły zostać źle odebrane… Ale w końcu musiało się stać to, co się stało siedem lat temu, kiedy paparazzi przyłapali Jamesa i jednego z arystokratów na pocałunku. Wtedy cała Norwegia i świat dowiedzieli się, że książę James, przyszły król, jestem gejem. Od razu został okrzyknięty „ambasadorem homoseksualnych osób” czy jakoś tak. Potem to jakoś ucichło, a James rzadko kiedy się wypowiadał na ten temat. W końcu to była jego prywatna sprawa. Występował tylko wtedy, kiedy słyszał o podłym traktowaniu osób o podobnych preferencjach. Przemawiał i działał też w innych akcjach. Razem ze swoja rodziną, na jej czele razem z ojcem. Nic dziwnego, że stał się pupilkiem Norwegii. A on po prostu chciał być dobrym księciem i dobrym kandydatem na króla, chciał, żeby ludzie go szanowali i żeby go nie nienawidzili. \
    Wypady do centrum handlowego zawsze było wyzwaniem. Nigdy nie było wiadomo, kiedy zleci się tłum, żeby zrobić sobie selfie. James jednak nie lubił chodzić z tabunem ochrony przy sobie. Wystarczył mu jego przyjaciel Jack, który był w podobnym wieku, wyszkolony przez szefa ochrony pałacu. Zawsze mogli sobie pogadać na różne tematy. A ostatnio było o czym rozmawiać, ponieważ jakiś czas temu James rozstał się ze swoim chłopakiem, jakimś norweskim lordem.
    Usiedli przy stoliku, stojącym obok jednej z kawiarni w centrum handlowym. James spojrzał w kartę. Przy okazji starał się nie rzucać w oczy. Ubierał się tak, jak inni mężczyźni w jego wieku, nie miał zielonych włosów. Wtapiał się w tłum. Musiał. Przecież nie będzie wiecznie siedzieć w pałacu. Chciał wychodzić, oglądać świat, obserwować lud.
    Kiedy podeszła do nich kelnerka, złożył zamówienie. Zaś potem znowu rozglądał się dyskretnie po centrum. Czasami dobrze było poczuć się anonimowym, kimś normalnym, jednym z nich. Przez chwilę zapominał o całym tym ciężarze, który miał na barkach. Czasami żałował, że nie urodził się drugi.
    - Idę do łazienki. I nie, nie musisz iść za mną. Trafię – uśmiechnął się do Jacka, a potem skierował się w odpowiednie miejsce.
    W pewnym momencie usłyszał krzyk „stój!”. Od razu skierował w tamta stronę wzrok. Uniósł brew, widząc biegnącego w jego stronę chłopaka. Oczywiście trwało to dosłownie chwilę, bo zaraz nieznajomy chłopak wpadł prosto na niego. Dobrze, że James był wysoki, więc żadnemu z nich nie zadziała się krzywda. Ale, hej, co on ma teraz z nim zrobić?

    OdpowiedzUsuń
  2. No, to było dość szybkie i niemiłe. No ale co się dziwić. James domyślił się, że chłopak coś ukradł. Gdyby tak nie było, to by go ochrona nie ścigała. Gdyby ochrona się pomyliła, to chłopak nie uciekałby, taranując po drodze wszystko i wszystkich z wyjątkiem Greenwooda. Nie miał niestety okazji się o to zapytać ani zwrócić mu uwagi, bo nieznajomy od razu pobiegł dalej. Po dosłownie ułamku chwili pojawił się Jack, oczywiście przejęty całym zajściem.
    - Nic mi nie zrobił, spokojnie. Po prostu przypadkowo na mnie wpadł – uśmiechnął się lekko do przyjaciela, a potem spojrzał za uciekającym dalej złodziejem. No tak sądził James. Zaraz potem minęło go dwóch ochroniarzy, biegnących za tamtym. James westchnął. Co to się działo.
    Jack mimo zapewnień księcia, i tak posadził go z powrotem przy stoliku i kazał mu sprawdzić kieszenie. Wszystkie. Cóż, wiele się słyszało o takich akcjach, a on wolał uniknąć okradania księcia na swojej zmianie. Trzeba było być uważnym, nigdy nie wiadomo, kiedy podbiegnie jakiś zdrajca i wbije członkowi królewskiej rodziny nóż między żebra. Różne wypadki się zdarzały, tak?
    W końcu jednak James mógł wybrać się do tej cholernej łazienki. A kiedy podszedł do jednej z umywalek, usłyszał ponownie ten głos. Dość… jadowity. Generalnie chłopak był uroczy, chociaż chciał uchodzić za niebezpiecznego twardziela. Chociaż kto wie, wygląd potrafi zmylić. Może chłopak okaże się seryjnym złodziejem, a dzisiaj po prostu wypadek przy pracy. Cóż, każdemu się zdarza.
    Spojrzał na niego w lustrze i uśmiechnął się, myjąc powoli dłonie.
    - No ja. Przez ciebie musiałem odczekać nim tu wejdę – przyznał i wytarł ręce papierowym ręcznikiem. – Więc? Dlaczego uciekałeś? Czyżby tamci panowie pomylili się, a ty stwierdziłeś, że również pójdziesz do łazienki?
    No tak, nie powinien z nim w ogóle rozmawiać. Jeśli go szukają… nie, chwila, przecież Jamesa o nic nie oskarżą. Mogą ewentualnie oskarżyć tego chłopaka o cokolwiek, jeśli zechcą. I jeśli sam James zechce. W końcu byli tu sami, a kamer nie było. Właściwie mogło tu stać się wszystko. A książę powinien wyjść, ale po co się spieszyć? Właściwie chciał się dowiedzieć, usłyszeć, o co chodziło z tym całym pościgiem po całym centrum handlowym. Ochroniarze pewnie dali sobie już spokój, twierdząc, że złodziejaszek już dawno opuścił budynek. W końcu to tylko ochroniarze, nie zarabiali dużo, żeby ścigać w ten sposób każdego z lepkimi rączkami. Nadal jednak pozostawało pytanie, czy to na pewno o kradzież chodziło. Może chłopak podglądał panią lub pana, kiedy ci się przebierali?
    James stał prosto. Nie schował rak do kieszeni spodni, nie skrzyżował ich na piersiach. Widać było na pierwszy rzut oka, że ma hajsy, jest dobrze ubrany i pewny siebie. Musiał prezentować się dostojnie i takie tam bla bla bla, o których wspominała królowa. Znaczy jego mama. I tak nieźle, że nie każe mu chodzić w jakiś takich garniturach, tylko pozwala zakładać co chce, byle nie robić wstydu. Oj tak, królowa bardzo dbała o wizerunek swój i swojej rodziny, jak i całej monarchii. Nie tylko pod względem ubioru, ale też zachowania w miejscach publicznych. Brońcie bogowie, jeśli któreś z jej dzieci miałoby udział w skandalu. No cóż, kto by pomyślał, że jej ulubiony syn okaże się być gejem. Tak… Ale młodsze rodzeństwo wcale nie jest lepsze, więc spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James dyskretnie spojrzał na zegarek. Nie mógł tu za długo siedzieć, bo jak Jack wpadnie do łazienki, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku… Lubił go, bardzo, w końcu to jego przyjaciel i naprawdę rozumiał, że oprócz bycia przyjacielem, był też jego ochroniarzem. To była jego praca i nie winił go za jej wykonywanie. Ale wiadomo – każdemu zaczyna to przeszkadzać. Z drugiej strony, nie raz mu pomógł i niekoniecznie była to ochrona przed złodziejami w mieście. Dzisiaj czeka go kolejna… nocna zmiana. James wybierał się do klubu. Nie do zwykłego klubu, oczywiście. Po rozstaniu każdy leczy serce inaczej. A on chciał się czegoś napić, pobawić się, zatańczyć, może nawet poznać kogoś. Przynajmniej dopóki ktoś go nie rozpozna i z imprezy zrobi się… spotkanie z księciem i rozdawanie autografów. Tja… Może zabierze ze sobą kogoś jeszcze.
      - Ja nikomu nie powiem, że tu jesteś. Ale ty też nie powiesz nikomu, gdzie ja jestem – zaproponował, chociaż nie wiedział, że chłopak nie ma absolutnie żadnego pojęcia, kim jest ten facet przed nim.

      Usuń
  3. Nastał wieczór. James zrobił swoje w pałacu, a potem przygotował się do wyjścia. Wiedział, że Jack średnio przepada za imprezami w gejowskich klubach, przecież sam był hetero, ale trudno, taka była jego praca i znowu będzie musiał odmawiać chłopcom, którzy do niego podejdą i zagadają. Czasami James miał wrażenie, że jego ochroniarz ma większe powodzenie od niego. Może to była wina światła albo głośna muzyka sprawiała, że tamci źle oceniali? A może naprawdę ci wszyscy panowie mieli coś do hetero. W sumie, James też chciał kiedyś iść do łóżka z hetero. Więc tak, nie dziwił się im w ogóle.
    - Gotowy na wieczór? – zapytał, uśmiechając się lekko bezczelnie, ale zawsze go to bawiło, kiedy Jack robił minę zupełnie znudzonego i takie, który najchętniej zamknąłby księcia w pokoju i nie wypuszczał do rana. No ale nie było tak łatwo. Przynajmniej mógł sobie wypić, ponieważ mieli szofera.
    Zajechali pod dość znany klub dla osób homoseksualnych. James bardzo lubił to miejsce, ponieważ było tu bardzo elegancko i nowocześnie. Ochrona robiła swoje, barmani robili dobre drinki, a kelnerzy zwinnie lawirowali wśród tłumów, nie roniąc ani kropli alkoholu ze szklanek. Nic dziwnego, wejście było dość drogie, muzyka bardzo w porządku i nie było aż tak ciemno, jak się mogło wydawać. Cena bardzo odzwierciedlała jakość tego miejsca. Poza tym, mieli więcej klientów, odkąd jakiś czas temu w prasie i mediach wylądowało zdjęcia księcia Jamesa w tym miejscu. Właśnie ze względu na dużą ilość osób, James – a właściwie asystentka jego matki – zarezerwowała mu lożę. Pewnie nie musiałby tego robić, ponieważ ktokolwiek by go rozpoznał, od razu zrobiłoby się miejsce. Ale jednocześnie zamieszanie, więc książę też nie mógł długo tutaj siedzieć. Zdjęcia, autografy, denne podrywy, śmieszne obietnice. Czasami to już nie było zabawne i James wolał po prostu wyjść.
    Weszli do klubu i prześlizgnęli się dalej. Na razie było nieźle. Przyciemnione światło dobrze działało, ponieważ nie szło tak od razu rozpoznać twarzy. Więc jeszcze mieli chwilę. Albo dwie.
    - E, młody, ta loża jest zarezerwowana – powiedział jeden z ochroniarzy klubu, stojąc tuż przy Noah. W sumie mógłby sobie tam jeszcze posiedzieć, ale James właśnie się zbliżał i zatrzymał się, kiedy zobaczył znajomą twarz. Twarz z dzisiejszego poranka. No proszę.
    - Nie, niech siedzi – książę stanął obok ochroniarza i uśmiechnął się do chłopaka. – On jeden nam nie zaszkodzi, spokojnie.
    - Tak jest, wasza wysokość – powiedział do niego na tyle cicho, że Noah nie był w stanie ich usłyszeć. No i jeszcze ta muzyka.
    James poklepał go po ramieniu, a potem usiadł obok chłopaka. Gestem ręki zawołał do siebie kelnera. Zamówił dla nich trzech jakiegoś dobrego drinka. Jack usiadł sobie z boku, żeby nikt jego nie widział, ale żeby on sam miał dobry widok na wszystkich, którzy mogliby sprawiać ewentualne problemy.
    Dzisiaj akurat mieli co opijać. W końcu w życie weszła całkiem ciekawa rzecz. W końcu śluby jednopłciowe w Norwegii to coś, co trzeba uczcić. A przynajmniej książę chciał to zrobić. Bo skoro ma być królem… Chociaż nie wiadomo, co wymyślą jego rodzice w związku z tym fantem.
    - Znowu się spotykamy – usiadł swobodnie, zakładając nogę na nogę po męsku i opierając ramię o oparcie skórzanej sofy. – Może w końcu wypadałoby się poznać. Jestem James – podał mu dłoń i uśmiechnął się do niego ładnie, pokazując swoje równe – dzięki noszeniu za dzieciaka aparatu ortodontycznego – zęby. – Najpierw toaleta w centrum handlowym, teraz gejowski klub… Nieźle – zaśmiał się cicho. Cóż, nigdy nie zawarł znajomości w kibelku, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, czy i teraz ten chłopak też pluł takim jadem, jak kilka godzin wcześniej, kiedy najchętniej by go wrzucił do kosza na śmieci. No takie odniósł wrażenie James, co zrobisz. Mimo to nie wywalił go z loży i zamówił mu drinka. No jasne, że chciał go poznać i nie tylko dowiedzieć się, co było powodem jego ucieczki przez całe centrum handlowe. Oczywiście tego też chciałby się dowiedzieć, usłyszeć to właśnie od niego, ale… nie liczył na specjalnie dużo. Chłopak wydawał się być bardzo tajemniczy, który prędzej odgryzłby sobie język niż zaczął mówić prawdę. Ale to tylko przypuszczenia, a przecież nie można oceniać książki po okładce, prawda? I właściwie nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że nieznajomy jest członkiem jakiejś arystokratycznej rodziny. Właśnie dlatego chciał go poznać – stwarzał takie pozory, świadomie lub nie, i James chciał odkryć prawdę.

      Usuń
  4. Znajomi Jamesa zdecydowanie różnili się od znajomych Noah. Koledzy Jamesa to praktycznie sama arystokracja. Lordowie, hrabiny, księżne, baronowie. Nielicznie tylko byli „zwykłymi” ludźmi, bez tytułów. Jak na przykład jego osobisty ochroniarz. Nie miał arystokratycznego tytułu, ale bardzo go lubił. Jak się dorasta w pałacu, to trudno zawrzeć inne znajomości, niż z tytułowanymi ludźmi. Niewiele było takich sytuacji jak ta, kiedy mógł usiąść sobie w loży z jakimś nieznajomym chłopakiem i po prostu pogadać. Jemu widocznie też nie zależało tylko na jednonocnej przygodzie z jakimś mężczyzną z klubu. James mógł to więc wykorzystać i nawiązać z nim rozmowę. Kto wie, może znowu się gdzieś spotkają. Może tym razem w parku albo gdzieś w mieście, niekoniecznie znowu w męskiej toalecie albo w klubie. Chociaż teraz warunki były bardziej korzystne rozmowy. Oczywiście muzyka i bawiący się ludzie nie były super warunkami do konwersacji, ale lepsze to niż przestraszony chłopak, uciekający przed ochroną sklepu. Tak, James nadal uważał, że to jego szukali panowie, biegający po całym centrum. Dlatego właśnie siedzenie obok siebie na skórzanej sofie, w niemym towarzystwie Jacka wydawało się być lepsze.
    To się chłopak rozgadał. James uśmiechnął się, słuchając jego głosu. Był… zachowywał się zupełnie inaczej niż jego koledzy albo ludzie, którzy rozpoznawali w nim księcia Norwegii. To było inne, ciekawsze. I przede wszystkim nowe. Jasne, że zdarzali się ludzie, którzy mówili, co myślą prosto z mostu (chodzi tutaj te złe rzeczy). A Noah… intrygował. Chociaż praktycznie nic takiego nie robił. No, dziwne.
    - Jeśli nie odpowiada ci towarzystwo, zawsze możesz opuścić lożę, Noah – zauważył James, ale uśmiechnął się lekko, a potem napił się drinka. Patrzył na niego, przyglądał się. Inaczej niż Jack, który wyszukiwał w chłopaku zagrożenia. Ochroniarz poruszył się nieco w momencie, kiedy Noah przysunął się bliżej księcia. No tak, James i Jack jeszcze nie wiedzieli, że chłopak nie ma zielonego pojęcia, z kim ma do czynienia. – Bo nie szukam przyjaciela na noc. To klub, przyszedłem się zabawić. Potańczyć, napić się czegoś, porozmawiać z kimś. Padło na ciebie – uśmiechnął się szerzej. Nie czuł się skrępowany czy coś. Mógł sobie z nim tak siedzieć i gadać, nie zwracając uwagi na innych mężczyzn z tym miejscu. Dobrze, że siedział bokiem do nich, a głowę miał odwróconą w przeciwnym kierunku. Nikt go nie rozpozna i nie zrobi się szum. Przynajmniej taką nadzieję miał James. A gdyby jednak tak się stało… musiałby się ewakuować. Najpewniej właśnie z Noah. Na pewno nietrudno byłoby go znaleźć, nawet jeśli miał tylko jego imię. Szef ochrony pałacu to nie byle kto, mógłby z tym do niego iść i na sto procent dostałby odpowiedź. I spotkaliby się znów. No chyba, że znowu wpadliby na siebie w najmniej oczekiwanym miejscu. Może toaleta znowu albo wcześniej wspomniany park.
    - A ty? Przyszedłeś się napić, poznać kogoś, potańczyć? Czy masz w tym jakiś inny cel, przez który znowu zacznie cię gonić ochrona? – miał nie nawiązywać do tego zdarzenia już, ale… no podkusiło go i zapytał. Kto wie, może Noah to naprawdę złodziejaszek. Może James powinien sprawdzić kieszenie… Miał ważne numery w swoim telefonie, nie chciałby ich stracić. No i jeszcze portfel. Nie miał przy sobie dowodu, ale wziął prawo jazdy. Nie chciał znowu czekać, aż mu wyrobią dokument. Chociaż… jako książę procedura na pewno przebiegłaby szybciej. – Jeśli chcesz, możemy razem zatańczyć, Noah – dokończył swojego drinka, a potem wziął do ręki szklankę z drugim, który przed chwilą zamówił chłopak. – A może przyszedłeś tu z kimś albo na kogoś czekasz? – uniósł brew wyżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, może miał chłopaka lub… no cokolwiek. Było tyle możliwości, że James chciał jak najszybciej poznać odpowiedzi. Nie zawsze był tak zainteresowany nowo poznanymi ludźmi, fakt. Ale jak już wspominał, Noah wydawał się być kimś zupełnie innym, odstającym od tego całego świata, w którym przez długie lata żył James. Noah pochodził z innego świata i ten świat chciał poznać James. A żeby to zrobić, musiał rozmawiać z Noah i to właśnie jego poznawać. I owszem, nieważne, kim był i czy naprawdę uciekał przed ochroniarzami ze względu na kradzież, czy był tutaj, żeby opróżnić kieszenie naiwnym i mającym nadzieję na coś więcej z tym uroczym chłopakiem mężczyznom. Póki nie zrobił krzywdy Jamesowi… cóż, nie było szans, że książę da mu spokój. A przynajmniej nie w najbliższym czasie.

      Usuń
  5. Wolał już zostawić ten temat, najwyraźniej nie był śmieszny ani interesujący dla jego rozmówcy. No, właściwie kto by się śmiał z „żartów”, gdzie nazywają cię złodziejem z centrum handlowego, prawda? Przez chwilę nawet zrobiło mu się głupio, ale tylko chwilę. Zaraz potem znowu był w dobrym nastroju. Polubił go. Był trochę jak taki kociak. Tu prychnął, tam mruknął, to pokazał pazurki, to się łasił. No i jak książę nie miałby się nim zainteresować?
    - Dobra, nie będę już o to pytał – powiedział w końcu i dokończył swojego drinka. Sam James nie zwracał uwagi na Jacka, który prześwietlał dokładnie całego Noah. Z góry do dołu i z powrotem, badając jego ruchy, czy przypadkiem nie chce zrobić krzywdy przyszłemu królowi Norwegii. Dość odpowiedzialne zadanie, więc nic dziwnego, że wyglądał jak wyglądał i robił, co robił. Po prostu był uważny, ostrożny i odpowiedzialny. Odpowiedni na takie stanowisko. Zależało mu, żeby je utrzymać i żeby książę przeżył jak największą ilość swoich dni. I średnio spodobało mu się, kiedy obaj wstali i poszli tańczyć. Cholera. Nie miał na nich dobrego widoku i nie mógł obserwować, czy chłopak zaraz czegoś nie zrobi. Był uczony, żeby nie lekceważyć przeciwnika, a Noah właśnie taki był. Inni mogli go zignorować za swoje drobne ciało i wrażenie, że mocniejszy wiatr zaraz go połamie. A kto wie, co on tam tak naprawdę umiał. Przecież nikt nie myśli o tym, że jest złodziejem, tak dobrym kieszonkowcem, że gdyby macał kogoś po tyłku, to ten by nic nie zauważył.
    James poszedł za Noah i pochylił się, żeby usłyszeć, co mówi. Muzyka jak to muzyka w takich miejscach. Było dość głośno. W dodatku ci ludzie, którzy śpiewali razem z wokalistami danej piosenki. Książę zamrugał szybko, słysząc jego słowa. Że co? No chyba się przesłyszał, bo przecież to niemożliwe, żeby Noah myślał, że on i Jack..
    - Co? – spojrzał na niego zaskoczony, powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. Nie wytrzymał długo i roześmiał się głośno. W tym hałasie i tak nikt na to nie zwrócił uwagi. – Co ty mówisz, Noah – nadal się śmiał. Aż otarł sobie kąciki oczu. – Jack nie jest moim chłopakiem. Tym bardziej nie liczę na trójkącik. Poza tym, on jest hetero. Ale dobre, no, to ci cię udało – pokiwał głową i poklepał go po ramieniu. No i jak miał go nie lubić? – Lepiej zatańczmy nim znowu palniesz coś równie niedorzecznego – złapał go za rękę i wciągnął w jakieś wolne miejsce na parkiecie. Mało było tego miejsca, ale jeśli się do siebie przysuną, tak blisko, i zaczną tańczyć tuż obok siebie, ocierając się o siebie nawzajem, to powinni dać radę.
    Przyciągnął go bliżej siebie i zaczął się poruszać w rytm muzyki. Jeśli było coś, czego książę nie umiał to tańce przy kimś. Bo z kimś umiał, był uczony tych wszystkich rodzajów tańca, jakie można robić podczas bankietów czy przyjęć w pałacu. W końcu książę musiał umieć tańczyć z partnerką. No, w jego przypadku z partnerem. A teraz, kiedy musiał dopasować się do kogoś, bez dotykania czyjejś dłoni i biodra… cóż, wolał nie zmieniać położenia swoich stóp.
    Ostatecznie nie szło im tak źle. James potrafił ruszać bioderkami, raz po raz ocierając się o Noah. Raz po raz też musiał go do siebie przyciągnąć, kiedy inni faceci, już lekko podchmieleni, wpadali na niego. Książę nie chciał, żeby ktoś skrzywdził jego nowego kolegę. Dlatego James o takich godzinach wolał zajmować lożę i obserwować wszystko z góry. Gdyby zauważył jakiegoś przystojniaka, to może by i nawet zszedł. A skoro miał okazję do bliższego kontaktu z Noah…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jestem wolny, nie mam nikogo – powiedział, kiedy akurat znalazł się jeszcze bliżej niego. Skorzystał z okazji i pochylił się nad jego uchem, aby poinformować go o tak ważnej kwestii. Niech wie, że jakby co, to może ten… no. Bo książę chciał. Chłopak nie zachowywał się jak jakiś psychofan, tylko jak normalny człowiek. Zwyczajnie z nim rozmawiał, bez zbędnych formalności i ceregieli, nie podlizywał się, nie słodził bez potrzeby i nachalnie nie próbował z nim flirtować. Ile razy zdarzało się, że jakiś hetero chłopak próbował go poderwać tylko dlatego, że James był przyszłym królem… To było smutne, ale za którymś razem (nie tylko ze strony mężczyzn, ale też kobiet, które próbowały zrobić z niego heteryka) James przestał zwracać na to większą uwagę.
      - Wracamy do stolika? Tu nie ma czym oddychać.

      Usuń
  6. Trochę było mu szkoda, że chłopak zrezygnował z dalszej części zabawy z nim. Nie zamierzał jednak go namawiać ani zmuszać do czegokolwiek. Nie to nie. Fajnie było, dobrze się bawił, powiedział mu o tym, a potem sam wrócił do stolika w loży.
    - Nie przynosisz mi dzisiaj szczęścia, Jack – uśmiechnął się do swojego ochroniarza, a potem dopił drinka do końca. – Co dziwne, bo zazwyczaj zlatują się najpierw dzięki tobie. Czuć od ciebie heteroseksualność.
    - Dlatego powinni trzymać się z daleka, książę.
    - Przychodzą w nadziei, że zrobią z ciebie geja. Albo że przelecą heteryka. To proste, Jack – klepnął go między łopatki, a potem wstał. – Wracajmy już do domu, pewnie masz dość. I cii – przyłożył palec do ust - nie musisz mi o tym mówić – zaśmiał się.
    Odwrócił się przodem do tłumu, kiedy zauważył jakieś zamieszanie. Zmarszczył brwi. O co mogło chodzić? Coś się komuś nie spodobało? Tu nigdy nie działy się takie rzeczy, dlatego to było coś… dziwnego i nadzwyczajnego. No, tu liczył się dobry alkohol, półnagie ciała tańczące w rytm całkiem niezłej muzyki jak na klub i dobra zabawa.
    James oczywiście chciał ruszyć w tamtym kierunku, ale Jack położył rękę na jego ramieniu, skutecznie mu to uniemożliwiając. James spojrzał na niego z uniesioną brwią i z pytaniem w oczach. Ochroniarz tylko westchnął. Miał o niego dbać, więc na pewno nie puści w miejsce, gdzie przed chwilą odbywała się bójka czy coś podobnego. Królowa chyba kazałaby go ściąć za coś takiego. Sam jednak zobaczył, że jednym z uczestników całe zamieszania był nowy kolega księcia. Ten dziwny chłopak, który zachowywał się co najmniej podejrzanie. James chyba też go dostrzegł, ponieważ pomimo wyraźnego zakazu ze strony swojego osobistego ochroniarza, postanowił tam pójść. Zszedł ze schodków i poszedł w tłum. Jack jedynie westchnął i poszedł za nim. Skoro nie mógł go zatrzymać, to chociaż pójdzie za nim i w razie czego obroni. Przy okazji rozglądał się, sprawdzając, czy ktoś już rozpoznał w Jamesie księcia. Oby nie. Im dłużej nie wiedzieli, tym było lepiej i spokojniej. Przyspieszył i doskoczył wręcz do księcia, który zaczął coś warczeć na napastnika.
    - Spokojnie – Jack wszedł między nich, rozdzielając i odpychając tamtego gościa. – Wasza wysokość – szepnął do Jamesa, który po chwili dopiero rozluźnił zaciśnięte w pięści dłonie. No i co ten głupek chciał zrobić? Przez chłopaka, którego poznał dwanaście godzin temu? Nie, nie. Nie na tej warcie.
    James rozluźnił się i odwrócił przodem do Noah. Podszedł do niego bliżej i z kieszeni wyjął chustkę. Nieużywaną, materiałową, na której w jednym z rogów wyszyte były inicjały J.G. Tak, cóż. Uszyte specjalnie dla niego. Jego męscy krewni też takie mieli. Lepiej nie wiedzieć i nie pytać serio.
    - Chodźmy na dwór – zaproponował, podając mu chustkę.
    - Lepiej się stąd zbierajmy, wasza wysokość – powiedział cicho Jack. Panowie zaczynali coś szeptać i naprawdę fajnie by było, gdyby to nie chodziło o obecność księcia.
    Wyszli na zewnątrz, gdzie w świetle ulicznych lamp James spojrzał uważnie na Noah. Przyjrzał się jego nosowi i westchnął.
    - Przeżyje, nie jest złamany – poinformował ich obu ochroniarz Jamesa. Wyjął telefon i zadzwonił po taksówkę dla Noah. – My też się musimy zbierać – dodał, powtarzając się.
    James skinął głową.
    - Zatrzymaj chustkę. Jeśli się kiedyś znowu spotkamy, to może mi ją oddasz – uśmiechnął się do niego lekko. – A mam nadzieję, że się spotkamy – puścił mu oczko. Szkoda, że tak się skończyło, że nawet nie ma jego numeru i nie będzie mógł się z nim umówić na jakąś kawę czy coś. Jak widać, nie zawsze można wszystko mieć, nawet jeśli się bardzo czegoś chce. I nawet jeśli jest się księciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopilnowali, żeby Noah wsiadł do taksówki, Jack zapłacił za dużo za transport, a potem wyprostował się i spojrzał na Jamesa, który jeszcze dłuższą chwilę obserwował taksówkę.
      Weszli do pałacu, a książę od razu skierował się do swojego pokoju. Oczywiście był cały zachwycony i prawie unosił się nad niebem. Niewielu wiedziało, że James ma duszę romantyka. A do klubów chodzi, bo lubi też tańczyć. W ogóle to był dość skomplikowany człowiek. Albo kochasz, albo nienawidzisz. Cóż, Noah wydawał się być zainteresowany raczej tą drugą opcją…
      - Ach, fajny był, prawda? – książę schował ręce do kieszeni spodni i uśmiechał się cały czas, kiedy obaj szli korytarzami.
      - Ten chłopak? No proszę cię, poznałeś go w centrum handlowym przy toaletach, a zachowujesz się, jakbyś był zakochany – oczywiście, że Jack podchodził do tego sceptycznie i z dystansem. Ktoś musiał w tym towarzystwie.
      - Ha! Widzisz, ty też wiesz, kiedy go poznałem. Zresztą – westchnął, kładąc dłoń na klamce od swoich drzwi – pogadamy, jak ty się zakochasz, Jakie – uniósł brwi. – Dobranoc! – i zniknął w swojej sypialni. Cały czas aż zasnął rozmyślał o tym chłopaku. Jack miał trochę racji. Znał go tylko chwilę, a James wciąż miał go w głowie. I nic na to nie poradzi. I to dopiero było dziwne.

      Usuń
  7. Ranek rozpoczął się dość szybko. Jego mama wpadła do pokoju i obudziła najstarszego synka. Przecież niedługo musieli się wstawić na otwarciu. Otworzyła mu okna, żeby się wywietrzyło, a potem poszła, zostawiając go z komunikatem, że ma się szybko wyszykować i zejść na śniadanie. No dobra. James otworzył w końcu oczy, a potem przeciągnął się w swoim wielkim łóżku, w którym mogłyby spać spokojnie jakieś pięć osób. A w praktyce mogło tu spać aż osiem. Wie, bo sprawdził. No ale do rzeczy. James podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się. Uśmiechnął się, kiedy przypomniał sobie wczorajszy wieczór. No miło było, pomimo tego całego chłodu, które biło od Noah. Interesujący chłopak. Pewnie już się więcej nie spotkają. No chyba, że w jakimś barze lub klubie dla gejów.
    W końcu podniósł się z łóżka, nie przejmując się swoją golizną, pościelił łóżko i poszedł do łazienki. Wczoraj wieczorem nie wziął prysznica, więc teraz wszedł pod zimną wodę. Potem się ogolił, umył zęby, rozczesał mokre jeszcze włosy, a potem poszedł się ubrać. Na szczęście jako książę nie miał problemu z doborem stroju. Jego siostra i matka wiecznie miały problemy. Przecież nie mogły się pokazywać w tym samym. Tja. A James i jego ojciec oraz brat zakładali koszule, marynarki i ewentualnie krawaty. Nic wielkiego. No dobra, na ważniejsze uroczystości król musiał ubrać się bardziej… królewsko. Tymczasem James założył po prostu dżinsy, koszulę i nałożył marynarkę. Taką młodzieżową, nie od garnituru.
    Po śniadaniu cała rodzina królewska pojechała na miejsce. Otwarcie teatru było czymś naprawdę fajnym dla Jamesa. Zwłaszcza, że byłą tam duża hala, na której mogły odbywać się koncerty. Nic, tylko czekać na zespoły, które będą chciały wystąpić w Norwegii.
    Stanęli na scenie, król coś powiedział, wszyscy się śmiali i uśmiechali. W końcu przyszedł czas na Jamesa. Podszedł do mikrofonu z nożyczkami w ręku. To się nazywa władza, co? Uśmiechnął się ładnie do publiczności. W kamery raczej nie zwykł patrzeć, bo to takie… bezuczuciowe. A tu czuł, że miał kontakt z tymi ludźmi. Zaczął swoją przemowę i próbował objąć wzrokiem wszystkich. Ale wiadomo, za dużo ludzi, dlatego starał się spojrzeć na każdego z osobna. I trochę się zdziwił, kiedy zauważył towarzysza z zeszłej nocy. Uśmiechnął się nieco szerzej i nawet puścił mu oczko. Wyglądał dość dziwnie. Jakby był zaskoczony. No ale chyba nie chodziło o to, że James był księciem, prawda? Miał przynajmniej taką nadzieję.
    Po krótkiej przemowie podszedł do wielkiej wstęgi, a potem bez ceregieli przeciął ją. Tłum ludzi zaczął głośno klaskać, a James odłożył nożyczki i uścisnął dłoń właściciela teatru. Zaraz potem pomachał do tłumu. Starał się być kontaktowy. Wzbudzać w ludziach sympatię, żeby nie przeszkadzało im to, że to właśnie on jest przyszłym królem. Albo że ich przyszły król jest gejem, który nie będzie miał dzieci. No, ale to była inna sprawa, która wymagała szerszych rozważań. Na razie nie było sensu o tym myśleć.
    Zszedł z rodzicami ze sceny, a potem przeprosił ich i poszedł w tłum. Jack poszedł od razu za nim. Lepiej mieć na niego oko. Coraz trudniej było utrzymać księcia w rydzach. James stał w bezpiecznym miejscu i odszukał wzrokiem chłopaka. Miał nadzieję, że nie zniknie razem z tłumem. Ale jest, znalazł go. Tylko jak do niego podejść, żeby inni się nie zlecieli?
    - Jack… Widzę go. Pójdziesz do niego ode mnie? No wiesz? – spojrzał na przyjaciela na chwilę, a potem zaraz zwrócił wzrok ku Noah. No co, nie mógł go stracić z oczu. Nie wiadomo, kiedy znowu nadarzy się okazja do spotkania. A to było przeznaczenie! A i przeznaczeniu czasem trzeba było pomóc, prawda? On to właśnie zamierzał zrobić. Tylko Jack nie był zbyt chętny do pomocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Książę, naprawdę? – westchnął Jack. – Nie uważasz, że on może sobie pomyśleć, że to dość… no nie wiem… głupie, niskie, beznadziejne… z twojej strony?
      - No tak, ale kiedy ja tam pójdę, to mnie tłum zaleje. Chcesz tego? – uniósł brew. No ale właściwie, to trochę racji miał. Jak zawsze. I tak Noah wydawał się być na niego wkurzony, więc może lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Czmychnął szybko do chłopaka. Dobrze, że był przy barierkach, przynajmniej wszyscy inni ludzie byli już odwróceni plecami do księcia. Dlatego James mógł złapał Noah za ramię.
      - Cześć – przywitał się grzecznie z uroczym uśmiechem na ustach. – Nie sądziłem, że cię tak szybko zobaczę. Że w ogóle cię zobaczę – przyznał szczerze. – Ale cieszę się, że tak się stało. Co będziesz teraz robić? Dasz się zaprosić na kawę i jakieś dobre ciacho? – zagadnął, bo owszem, zależało mu na tym spotkaniu. Chciał tego od samego początku. A skoro los daje mu ku temu szansę, to nie zamierzał jej zmarnować.
      Udało się. Jest sukces. Noah zgodził się iść z nim do kawiarni. Poszli więc do najbliższej. Książę nie znał jeszcze tego miejsca, ale sam klimat mu odpowiadał. Pomalowane stoliki na różne kolory, z których odchodziła farba (teraz taka moda czy coś), z sufitu zwisały jakieś różne papierowe ozdóbki, stoliki były od siebie ładnie odseparowane, a z głośników sączyła się ładna muzyka. Zajęli zatem stolik w kącie, żeby mieć spokój. Jack usiadł niedaleko nich. W takich momentach i James mu współczuł roboty. Kiedy podeszła do nich kelnerka, książę uśmiechnął się i wziął dwie karty menu. Jedną podał swojemu towarzyszowi.
      - Hm… „czekoladowy shot”. Brzmi nieźle.

      Usuń
  8. Cóż, James wyobrażał sobie nieco inaczej to ich spotkanie. Mylił się co do tego, że będzie miło i przyjemnie. Znaczy domyślał się, że nie będzie jakoś super fajnie i ten ponury Noah nagle stanie się milszy, no ale… Mógłby chociaż trochę poudawać. Bo jego mina nieco go irytowała. Nie oczekiwał, że rzucą się sobie w ramiona czy coś takiego, absolutnie. Ale sądził, że to spotkanie przebiegnie w nieco przyjemniejszej atmosferze. Tymczasem James nie czuł się ani przyjemnie ani w ogóle fajnie. Wysłuchiwał go uważnie, raz po raz potakując głową. Jeden plus był taki, że nie zaczął zachowywać się jak co drugi napotkany człowiek. Nie chciał sobie z nim robić zdjęć, autografów nie chciał, nie podlizywał się. Po prostu powiedział to, co myśli. I to było całkiem, całkiem. Mimo to, nadal był nieuprzejmy. Z drugiej strony jak miał go winić? Ciężka sprawa. Nie miał pojęcia, co powinien o tym myśleć.
    - Nie kpij z Jacka, on niczemu nie jest winien. Taka praca, a ja muszę chodzić z ochroniarzem. Nie wiadomo, kiedy ktoś chciałby zrobić zamach stanu albo coś w tym rodzaju. Jack wyciągnął mnie z wielu nieprzyjemnych sytuacji – wyjaśnił mu w skrócie, odkładając menu. Skoro chłopak nie był tym zainteresowany, to co innego mógł zrobić. Takie relacje były zbyt skomplikowane. – Ale nie, nie zawsze go zabieram ze sobą. Ale najwidoczniej na spotkanie z tobą powinienem, skoro tak bardzo mnie nie lubisz i plujesz na mnie jadem – uniósł brew, jednocześnie przyglądając mu się uważnie. Cóż, był osobą publiczną, ba, był księciem. Musiał mieć ochronę. Nawet jeśli nie chciał, to i tak matka by go nie puściła samego. Dobrze, że nie wie, ile razy James wymykał się z pałacu sam, kiedy był nastolatkiem. Dobrze, że już tego nie robi. Nie odczuwał już takiej potrzeby. – A po co ci miałem mówić? Zachowywałeś się normalnie względem mnie. Nie sądziłem, że to takie ważne, żeby przedstawić się jako książę. Poznałeś moje imię, chciałem się zaprezentować jako normalny człowiek, żebyś mnie poznał jako mnie i żebyś nie patrzył na mnie przez pryzmat mojej pozycji społecznej – westchnął ciężko i pochylił się w jego stronę, opierając łokcie na blacie stolika. Ciężko było się z nim dogadać. I chyba to mu się podobało. Takie wyzwanie, które chętnie przyjmie. Był inny niż inni. – Nie wiedziałem, że mnie nie poznałeś. Owszem, dziwiłem się, że odnosisz się do mnie tak… no wiesz, nie tak, jak wszyscy. Byłeś… sam nie wiem, jak mam to określić – uśmiechnął się lekko, ale chyba bardziej do siebie, niż do niego. – Podobało mi się to, że nie mówiłeś do mnie „książę” czy „wasza wysokość”. Myślałem, że robisz to specjalnie – przyznał i znów westchnął. Był dobrym mówcą, ale dzisiaj coś mu zdecydowanie nie szło. Nie potrafił znaleźć dobrych słów, żeby poinformować go o wszystkim, co myślał i co chciał mu powiedzieć. Miał wrażenie, że mógł to zdecydowanie lepiej rozegrać, ale już trudno. Jak zacznie gadać więcej, to wyjdzie jeszcze gorzej i śmieszniej. I to w ten niekorzystny sposób. Był księciem, niby powinno wszystko przychodzić mu łatwiej, ale tak nie było i nie każdy potrafił to zrozumieć. Na przykład teraz. Gdyby tak było, to Noah nie byłby na niego zły.
    Spojrzał na chustę. O, no proszę. A chciał, żeby ją zatrzymał. Najwidoczniej Noah nie chce mieć nic, co mogłoby się wiązać z Jamsem… Trochę zrobiło mu się przykro.
    - Dzięki – mruknął i wziął chustkę. No dobra, więc to chyba był ten moment, którym się żegnają i nigdy więcej nie spotykają ani nic takiego. Szkoda…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wtedy zauważył serwetkę. Niestety, nie zdążył zatrzymać chłopaka, więc ten mu zwiał. Co za mała cholera jedna no. Pokręcił głową, patrząc przez okno jeszcze, nim Noah totalnie zniknął mu z pola widzenia. Szybko jednak powciskał odpowiednie cyfry i przyłożył telefon do ucha.
      - Sprawdzam, czy dałeś mi dobry numer – powiedział od razu, kiedy po drugiej stronie usłyszał znajomy głos. – Zadzownię później – dodał po chwili milczenia i rozłączył się. Chciał mu dać trochęczasu na przetrawienie tego wszystkiego. Pf, dał mu swój numer! Na pewno tego nie przepuści. Już myślał, że to koniec nim w ogóle był jakiś początek, ale nie, jednak Noah postanowił dać mu szansę. James oczywiście bardzo się ucieszył.
      Spojrzał na Jacka, który dosiadł się do niego po chwili. Podał mu serwetkę z numerem telefonu nowego znajomego.
      - Wiesz, co masz robić.
      - Oczywiście, książę – Jack schował serwetkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. Potem zaś obaj wstali, James zapłacił za kawę i po chwili obaj jechali w stronę pałacu.
      I tak Noah doprowadził biednego księcia do całodniowego rozmyślania o jego osobie. James cały czas bił się w myślach, kiedy najlepiej zadzwonić. Bo nie wierzył w te wszystkie „trzy dni”. A kto chce z kimś gadać po trzech dniach? Od razu powinno się dawać znać. Ale tu była trochę inna sytuacja. Zadzwoni jutro. Po południu. Albo wieczorem. No, zadzwoni. Jutro.

      Usuń
  9. James wrócił do domu i zajął się swoimi sprawami, z tyłu głowy mając cały czas postać Noah. Sam nie wiedział, dlaczego ten chłopak tak na niego działa. Przecież nie był dla niego miły, ba, był wredny i go nie lubił i to było czuć na kilometr. Ciekawe więc, dlaczego zgodził się dać mu swój numer telefonu. Żeby go dalej powkurzać? A może miał w tym jakiś inny cel. James usiadł na swoim fotelu przy biurku i spojrzał na notatki. Właściwie po co mu to było, przecież i tak nie zostanie lekarzem, ponieważ będzie zajęty byciem… księciem. A potem ewentualnie królem, jeśli żadna siła wyższa albo przypadek go nie zabije. I nie wiadomo jak to będzie, skoro nie będzie mógł dać swojemu królestwu następcy tronu. Wątpił, że lud zgodzi się na surogatkę czy jak to tam… No, w każdym bądź razie nieważne, nie było sensu o tym myśleć. Przecież lekarz król to nawet ładnie brzmiało i wyglądało, nie? Więc może nie powinien się zastanawiać nad rzuceniem tych studiów.
    Telefon od Noah go zaskoczył. Nie sądził, że chłopak do niego zadzwoni. Myślał raczej, że to on zadzwoni do Noah i wtedy chłopak nie będzie odbierał przez jakiś czas. No, serio. Miał po prostu takie wrażenie, bo Noah nie pozostawiał mu dużego wyboru, co powinien o nim sądzić.
    - Masz mój prywatny numer, Noah – odpowiedział, uśmiechając się lekko. Jego głos brzmiał troszkę inaczej przez telefon, jak zresztą każdy inny głos każdego innego człowieka. Ale nadal mu się podobał i był taki… intrygujący? Hm, no chyba tak. – Ze służbami specjalnymi musiałbyś się spotkać, gdybyś nieproszony znalazł się pod pałacem – odpowiedział spokojnie, odchylając się do tyłu na fotelu. No i co z tego, że przed chwilą czytał notatki na temat budowy serca i całej masy innych rzeczy związany właśnie z tym organem? – Nie mów do mnie „książę”, „wasza wysokość” i tak dalej – westchnął cicho, na chwilę przymykając oczy. – Mów do mnie po imieniu, Noah – poprosił go. No bo głupio mu tak było. Nie dość, że i tak miał mało znajomych, bo tylko tych z rodzin arystokratycznych, a jego jedyny przyjaciel był jego osobistym ochroniarzem, który musiał się do niego zwracać po jego statusie. – Jutro po południu możemy się gdzieś spotkać – zaproponował, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiednim miejscem. Kino raczej nie, bo wolałby z nim pogadać. Chociaż po wyjściu zawsze można podyskutować o filmie. – O, moglibyśmy skoczyć gdzieś na lunch. Znam dobre miejsce, gdzie dają bardzo smaczne jedzenie i mają nawet ciekawy wybór, Noah – uśmiechnął się do telefonu, chociaż on i tak tego nie widział. Potem zaproponował mu, żeby spotkali się przy jego uczelni o godzinie, o której kończy ostatnie zajęcia. Stamtąd od razu mogli udać się razem do knajpki, żeby coś zjeść. James postanowił jeszcze dzisiaj pomyśleć, gdzie jeszcze mógłby zabrać Noah. Przecież Norwegia jest duża. Aczkolwiek przecież nie zabierze go do domku nad jeziorem. Wystarczy, że ten chłopak wystarczająco go nienawidzi. Jakby mu jeszcze teraz wyleciał z tekstem, że chce go zabrać na jakieś zadupie… Nie, nie, nie. Może najpierw jakieś rzeczywiście kino, spacery, knajpki, kręgle, coś takiego. James dawno nie był na takiej prawdziwej randce. Chociaż… czy mógł to nazwać randką? Noah pewnie by go wyśmiał w ten swój sposób. Oj tak, ten chłopak miał dość specyficzny sposób bycia. Ciekawe, jak długo wytrzyma z nim James.
    Następnego dnia rano po śniadaniu, kiedy James wsiadł już do samochodu, którym miał pojechać na zajęcia, otrzymał białą teczkę od Jacka, który siedział za kierownicą. W środku znajdowały się dokumenty, zawierające prawie wszystkie informacje na temat Noah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Chciałem tylko jedną rzecz wiedzieć – zauważył James, zamykając teczkę. Nie chciał tego czytać, po co miałby się spotykać z Noah, skoro wiedziałby już o nim zdecydowanie za dużo? Od tego były te spotkania, żeby się lepiej poznać, dowiedzieć czegoś ciekawego od tej drugiej osoby, a nie od ludzi, którzy zostali do tego wyszkoleni.
      - Jest złodziejem – powiedział wprost Jack. – Obraca się w towarzystwie jakiś nieciekawych ludzi.
      - Okej, rozumiem – James pokiwał głową. Odłożył teczkę na tylnie siedzenie. Niezbyt ciekawie się zaczynało. Wiadomo, co sobie pomyślał James, kiedy usłyszał, że jego dzisiejszy towarzysz jest złodziejem. Nie zamierzał jednak rezygnować z tego spotkania, bo… naprawdę chciał się z nim zobaczyć, porozmawiać, spędzić trochę czasu.
      Po skończonych zajęciach, James zadzwonił pod numer Noah. Musiał go jakoś odnaleźć na tej wielkiej przestrzeni. Kiedy w końcu się dogadali, podszedł do niego z uśmiechem, jak to James. Na ramieniu miał przewieszoną torbę, która wyglądała na dość ciężką. Podręczniki niestety jeszcze nie latają.
      - Cieszę się, że zadzwoniłeś – powiedział w końcu James, kiedy stanął naprzeciwko niego. – To co, idziemy?
      Poszli w stronę samochodu, gdzie czekał na nich już Jack. Mężczyzna zdążył schować teczkę. Nie będzie jej na razie wyrzucał… Jacka niestety się nie pozbędą. I tak James musiał długo walczyć, żeby sam mógł chodzić po kampusie, bez asysty ochroniarza. Jego mama i tak była niechętna do tego pomysłu. Przecież niebezpieczeństwo czai się wszędzie. Na przykład obok księcia na tylnim siedzeniu samochodu.

      Usuń
  10. Niestety Noah mógł mieć rację. I to niestety nie dotyczyło tego, że ma rację, ale tego, co powiedział, że siedzenie w kawiarni noże być nudne. No bo racja, ileż można tu siedzieć gadać o niczym? Nie miał pojęcia jednak, gdzie mógłby go zabrać w środku dnia. Bo na kręgle czy na rzutki szło się wieczorem. Do klubów późniejszym wieczorem. No i trochę się zestresował. Uczył się leczyć ludzi, podejmować właściwe decyzje związane z krajem i ludem, ale nikt go nie nauczył jak podrywać chłopaka, który generalnie ma na niego jakiegoś hejta czy coś w tym rodzaju. Łatwo nie było i James musiał sobie radzić sam. I najwyraźniej mu nie szło, skoro Noah był dla niego taki anty. Chociaż chyba coś musiało być na rzeczy, skoro zgodził się na spotkanie… A może to była kwestia tego, że James mieszkał w pałacu, a Noah był złodziejem.
    - Jack tak na ciebie patrzy, bo ci nie ufa i cię po prostu obserwuje. Taka jego praca. Niestety, ciężko będzie się go pozbyć. Nie ma go przy mnie na uczelni i w domu – wyjaśnił i westchnął. Spojrzał na mężczyznę. Cóż, ochroniarz był tez jego przyjacielem, z którym mógł gadać o wszystkim. To on pierwszy się dowiedział, że książę Norwegii ma pociąg do chłopców. No i w dodatku Jack potrafił zbierać o ludziach niesłychane informacje. Jak w przypadku Noah. Oczywiście James wiedział, że jego ochroniarz kontaktuje się z kim trzeba, aby zdobyć potrzebne dane. Ale i tak go podziwiał. Bo w końcu miał te kontakty, nie? – Możliwe, że jutro zobaczysz siebie na pierwszych stronach gazet i na serwisach plotkarskich w internecie. Nic ci na to nie poradzę. Ale chyba się nie boisz, co? Przecież i tak się nie dotykamy ani nic takiego… - zakończył z tajemniczym uśmiechem. Napił się herbaty, patrząc na niego uważnie. Czasami jak tak na niego patrzył, to się zastanawiał, jak to się stało, że taki chłopak był złodziejem. No ale wiadomo, w życiu czasami zdarzają się takie sytuacje i to jest po prostu siła wyższa. Nawet chciał go przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze, ale… nie chciał się zdradzać ze swoją wiedzą. Chciał, żeby Noah sam mu o tym powiedział. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, że to może potrwać albo w ogóle nie nadejść, no ale… - Jestem na piątym roku medycyny, od następnej jesieni idę na kardiologię. Wiem, to nie ma nic wspólnego z moim przyszłym zajęciem, ale chciałem się dalej uczyć, bo lubię to robić. A przecież nie pójdę na zarządzanie, nie? – zaśmiał się cicho. – Wystarczy mi tego w domu. No a ty? Co robisz? Uczysz się, pracujesz? Ty o mnie możesz się trochę dowiedzieć z sieci, a ja o tobie… chętnie posłucham – powiedział, kończąc herbatę. Zawołał kelnerkę i poprosił o rachunek. – Niech będzie przejażdżka po mieście. A następne spotkanie… ty wyznaczysz termin i miejsce kolejnego spotkania. Bo chcesz następnego spotkania, prawda? – pochylił się do przodu nad stołem i uśmiechnął się do niego lekko.
    Po chwili jechali już między wysokimi budynkami. James wcisnął przycisk, który uruchomił szybę, która podnosiła się do góry, oddzielając pasażerów od kierowcy. „Wybacz, Jack”, powiedział jeszcze nim szyba skończyła swoją krótką podróż. No, prawie byli sam na sam. Szyby w samochodzie ogólnie były przyciemniane, żeby żaden z mijających ich kierowców i pasażerów nie zauważył, kto siedzi na tylnym siedzeniu tego pojazdu. Takie tam zasady bezpieczeństwa, kiedy wiezie się przyszłą głowę państwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wiesz… przez to, kim jestem, jestem trochę ograniczony w tym… no wiesz, nie zabiorę cię na spacer po parku. Nie bez obstawy. Jack zawsze gdzieś tam będzie i nie będziemy mieli spokoju. Wiem, że to trudne i krępujące, ale nic na to nie poradzę, Noah. Na pewno nie da się do tego przyzwyczaić czy coś. Dlatego to, czy się jeszcze zobaczymy, będzie zależało od ciebie. Bo ja bardzo bym chciał – położył rękę na jego dłoni. Nie zrobił nic więcej, bo nie chciał go wystraszyć, a tym prostym gestem chciał mu dać do zrozumienia, że zależy mu na tym, aby zobaczyli się chociaż jeszcze raz. Jego samego męczyło towarzystwo ochroniarzy, a co dopiero kiedy będzie chciał iść na randkę do miasta…

      Usuń
  11. To spotkanie było dziwne. W ogóle Noah był dziwny i James nie potrafił go rozgryźć. Dziwnie się zachowywał i dziwnie mówił. I James sam nie wiedział, czy to go kręci czy nie. Niby tak, skoro chciał się z nim widywać. Co mógł powiedzieć, nigdy dobry w podrywaniu nie był, ponieważ zazwyczaj jego tytuł i sława mówiły same za siebie. Teraz było inaczej i właściwie nawet mu się to podobało. No, może poza tym faktem, że co chwilę walił głową w mur w myślach. Może to jednak nic dziwnego, że Noah się tak zachowywał. Może to właśnie James był dziwny. Cholera, tak źle, tak niedobrze i jak miał dalej postępować?
    - Raczej tego nie sprawdzę. Trudno będzie być kardiologiem i księciem, który musi być wszędzie jednocześnie – spojrzał w okno. No, wiele razy myślał, że to błąd z tymi studiami. Może powinien iść na coś, co mu się bardziej przyda albo w ogóle sobie odpuścić. Bo tak, to traci tylko czas, a zdobyta wiedza na niewiele mu się przyda. Tyle tylko, że to ładnie wygląda w mediach i rodzice mogą być z niego dumni. Chociaż zanim zostanie królem to jeszcze minie wiele lat, więc może jednak uda mu się popracować trochę jako lekarz w jednym z norweskich szpitali. Czeka go dużo pracy, będzie musiał poświęcić wiele czasu, ale przecież poradzi sobie. Kto jak nie on.
    - Jasne, trzymaj się – odpowiedział. Nim pojechali dalej, James jeszcze obserwował Noah, póki mu nie zniknął z oczu. Kazał się wysadzić daleko od ostatniego adresu zamieszkania. Dla pewności sięgnął po teczkę i przeczytał adres w myślach. Dziwne. Ale może po prostu nie chciał się tym chwalić, a James nie zamierzał o to pytać. Chciał, żeby chłopak sam mu o tym opowiedział, kiedy już sobie zaufają. A właściwie kiedy Noah zaufa Jamesowi. Bo to chyba będzie najtrudniejsze.
    Przez długi czas zastanawiał się, gdzie mogliby się wybrać i mieć w miarę czas tylko dla siebie, bez obstawy. Ta, powodzenia. Nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy, a jak przychodziło, to było głupie. Przecież nie zabierze go do jakiejś posiadłości czy coś. Wszędzie indziej raczej będą mieli towarzystwo ochroniarza. Ewentualnie mogliby się spotkać na uczelni, ale to raczej nie jest wymarzone miejsce na spotkanie z kimś, kto mu się podobał (może to właśnie to sprawiało, że James nie potrafił go poprawnie poderwać). Na szczęście to Noah do niego napisał z propozycją. Impreza brzmiała świetnie. Niby będą z Jackiem, ale z drugiej strony i tak będą w tłumie. Spodobała mu się ta opcja, więc odpisał, że bardzo chętnie. Wiedział, co to za impreza, to oczywiste. Zaproponował, że spotkają się na miejscu. Dzięki Jamesowi i jego kontaktom (okej, głównie ze względu na to, kim jest) wejdą do klubu bez kolejki i pewnie dostaną jeszcze jakieś super miejsca bez rezerwacji. Chociaż może lepiej się z kimś skontaktować, żeby nie wywalać nikogo z loży czy coś. Był księciem, ale chciał być miłym księciem. Przecież ma bardzo dobrą opinię publiczną i chciał, żeby tak zostało.
    W środę wieczorem James wyszykował się, nawet się ogolił na tę okazję. Oczywiście jego mama średnio lubiła, kiedy jej syn wychodził na takie imprezy. Dużo ludzi, trudniej go pilnować. Ale James był dużym chłopcem. Dlatego przed dwudziestą drugą wsiadł do auta z Jackiem i pojechali na miejsce. Wysiedli niedaleko i przeszli kawałek. James rozglądał się za swoim towarzyszem i uśmiechnął się na jego widok.
    - Długo czekasz? – zapytał, kiedy podszedł bliżej. Kolejka chętnych ciągnęła się przez cały chodnik. Oczywiście pierwsze osoby zaczęły zwracać uwagę na sławną osobę blisko nich. – Lepiej już wchodźmy – zaproponował James. Przez chwilę chciał go chwycić za rękę, ale zrezygnował z tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ochroniarz przy drzwiach wpuścił ich bez słowa. Przeszli kawałek dalej, a tam już trwała impreza. Duży parkiet, stanowisko DJ’a mieściło się trochę nad sceną. Ludzie już tańczyli i pili. Jak to w klubach. James zaprowadził chłopaka na piętro, gdzie znajdowały się loże, jedna z nich czekała na nich. – No dobrze, czego się napijesz? – zapytał, kiedy dotarli na miejsce i usiedli na skórzanej kanapie. Stąd fajnie było wszystko widać, cały parkiet, DJ’a i długi bar. Tak jak raz na jakiś czas James marzył, żeby być normalnym chłopakiem, tak dzisiaj podobał mu się jego status. Wszedł tu bez problemu, bez problemu również załatwił ciekawe miejsca i pewnie bez problemu dostaną coś do picia.
      - Mówiłeś wtedy w samochodzie, że chciałbyś wiedzieć o mnie coś więcej niż jest w internecie. Nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć… Niektórzy zadają takie dziwne pytania – uśmiechnął się lekko. – Może… hm… tak naprawdę chciałbym zamieszkać na Hawajach – przyznał i lekko się zaśmiał. No, wychowany w Norwegii chce mieszkać na Hawajach. Cóż. – A moje pierwsze podejrzenia o tym, że jestem gejem, zaczęły się w pierwszej liceum – chodził do prywatnej szkoły z mundurkami. Nic dziwnego. – I poznałem tam chłopaka i wyglądał bardzo przystojnie w mundurku – i znów się uśmiechnął. – Okej, to teraz ty coś o sobie powiedz. Może… dlaczego zgodziłeś się na kolejne spotkanie ze mną.

      Usuń
  12. James nie wiedział, czy mógł nazwać to spotkanie randką. No bo niby spotkanie jak spotkanie w klubie, gdzie można sobie potańczyć. I tak szczerze, to James wolałby zabrać chłopaka w inne miejsce niż to na randkę. Aczkolwiek lepsze coś niż nic. No i skoro Noah sam zaproponował. I wciąż jeszcze pan książę poznawał tego chłopaka. Bo miał coś w sobie takiego, co go intrygowało, ale też miał coś innego, co po prostu go wkurzało. I musiał to rozgryźć – czy warto się w to ładować, czy może lepiej sobie odpuścić, ponieważ może to po prostu nie jest ktoś dla niego i tak naprawdę nie powinni być ze sobą. Noah zachowywał się tak, jakby nie chciał mieć nic z nim wspólnego. I James gdzieś tam podejrzewał, że chłopak chciał się z nim spotkać, żeby sobie kogoś okraść. Przecież ten klub to idealne miejsce. A ilu jest debili, którzy w takie miejsca noszą karty albo grubo wypchane pieniądze, żeby stawiać drinki innym? Przecież tak się poznali – kiedy Noah próbował okraść jednego z imprezowiczów. Może James był tylko pretekstem. Źle to brzmiało, ale tak właśnie mogło być. I nawet trochę mu się zrobiło przykro na tę myśl. Nie chodziło o to, że jest księciem i powinien go traktować dobrze i być miłym, bo taki ma status. Nie. Chodziło o to, że był dobrym człowiekiem i nie zasługiwał na takie traktowanie. Chociaż widok szybko upijającego się Noah trochę poprawił mu humor. No ale oczywiste, że uczepił się mundurków. Co mu w nich niby przeszkadzało? Ładne mieli te stroje, może kiedyś mu pokaże. A może nie, jeśli Noah jednak zdecyduje się olać księcia.
    Oczywiście poszedł z nim na ten parkiet, bo dlaczego nie. Skoro sam z siebie chce… okej, był pijany i to pewnie przez to. Ale nie zamierzał zmarnować tej okazji. Objął go i przyciągnął do siebie. No nie lubił, kiedy inni faceci ocierali się o jego partnera. Nie był z Noah blisko, bo chłopak na to nie pozwalał, ale nadal byli tu razem, w jakichkolwiek relacjach by nie byli, James go pilnował. Jack na pewno też.
    - Ale żeś się uczepił tych mundurków. Wyobraź sobie, że wyglądaliśmy w nich naprawdę super – uśmiechnął się kącikiem ust. No co. Jemu akurat się podobało w liceum. No a tamten chłopak też był w jakiś tam sposób dla niego ważny pod tym względem, że to przez niego zaczął w sobie odkrywać tę „inność”. I może kiedyś powie Noah, czy coś się wtedy między nimi zadziało, czy też nie.
    I jakież było jego zdziwienie na ten pocałunek. Był po prostu w szoku i przez to na początku nie odwzajemnił pocałunku. No bo najpierw mu tu jedzie równo po wszystkim jak się da, zachowuje się tak cham, a tu nagle wyskakuje z czymś takim… Ach, no tak. Alkohol. Dobra, wszystko jasne, nie było tematu. Ale James odwzajemnił pocałunek. Smakował alkoholem, ale było całkiem nieźle. Pogłębił pocałunek, przyciskając go mocno do siebie. On nie zastanawiał się nad tym, czy Jack zaraz nie podejdzie. Jakoś tak było mu nie po drodze teraz o nim myśleć. Skupił się na swoim towarzyszu. Czuł się dobrze, ale wiedział, że to nie tego chciał. Noah miał być trzeźwy w jego wyobrażeniach, dlatego po dłuższej chwili przerwał pocałunek. Zdecydowanie temu panu już wystarczy. Pogłaskał go po głowie i po plecach. Potem jeszcze pocałował go w nos i czoło. Później dopiero zaprowadził go z powrotem do loży i po krótkim zastanowieniu się zdecydował, że zawiozą go do pałacu i położą razem z księciem. Okej, może ta druga część planu była dziwna, ale wolał go raczej nie sadzać w pokoju dla gości. Wolał być przy tym, jak chłopak się obudzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprowadzili razem z Jackiem chłopaka do samochodu i pojechali do pałacu. Oczywiście, że książę nie mógł ukryć uśmiechu. Noah wyglądał tak… inaczej. Nie potrafił konkretnie tego określić, ale cieszył się, że miał okazję zobaczyć go w takim stanie. Serio. Może w końcu on sam mu zacznie coś mówić. Ale pewnie w łagodniejszy sposób.
      W pałacu szybko przeszli do pokoju Jamesa, który podziękował Jackowi i odesłał go na spoczynek. On oczywiście zapytał mu się, czy nie potrzebuje już jego pomocy, czy to na pewno dobry pomysł i takie tam. Ale James stwierdził, że sobie poradzi. Chwilę się zastanawiał czy powinien go rozebrać do gatków, czy może jednak zostawić go jeszcze w koszulce. Ale koszulka trochę waliła alkoholem, więc postanowił się i jej pozbyć. I tak wkrótce w łóżku miał prawie nagiego Noah, który sobie już zdążył zasnąć w kontakcie z pościelą. James jeszcze skoczył do łazienki i po chwili też już spał obok niego w samej bieliźnie. Popatrzył jeszcze na niego w ciemnościach i westchnął. Tja, Noah mógł mówić co chce, James mógł się przez to czuć źle, ale i tak coś go przyciągało do tego chłopaka… I wiedział też, że nie tylko jego. Kłopoty pewnie też do niego lgnęły jak szalone.
      W końcu jednak zamknął oczy i szybko zasnął. Obudził go pies. Labrador beżowy wskoczył do łóżka i zaczął lizać zawzięcie księcia po włosach. Ten szybko nakrył się kołdra, więc pies zdecydował się pomęczyć pana obok, którego widział pierwszy raz na oczy, ale w sumie nie czuł większego zagrożenia, dobry człowiek i te sprawy, i to do niego się przyczepił. Nawet sobie szczeknął w międzyczasie zadowolony.
      - Simba… ciiii… - James wyciągnął rękę spod kołdry i pogłaskał psa na dzień dobry. Jeszcze nie pamiętał, jeszcze nie… O, już. Przypomniało mu się, że ma gościa w łóżku. Odchylił nieco kołdrę. Tak, przygotował się na Noah.

      Usuń
  13. James był nieco zaskoczony, kiedy z ust Noah nie poleciały jakieś krzyki zdenerwowania, warknięcia i ogólnie ostry ton głosu. Bo tymczasem obyło się bez takich, jedynie dało się wyczuć z jego głosu lekki jad. I nawet brzmiał całkiem seksownie. Znaczy James i tak wolałby, żeby Noah w końcu zaczął się do niego zwracać jakoś normalnie. No chyba że to jest jego normalny ton, to już trochę gorzej. Tak czy siak uśmiechnął się lekko i przewrócił na plecy, głaszcząc psa. Oczywiście wyjaśnił mu, dlaczego to zrobił. Nie chciał go tam zostawiać, bo to mogło się skończyć dla chłopka różnie. Był młody, przystojny, na pewno ktoś by się znalazł, kto chciałby to wykorzystać. Zwłaszcza to, że Noah był nawalony jak cholera. James był dobrym człowiekiem, starał się taki być, i nie wyobrażał sobie, żeby miał go zostawić pod klubem na pastwę losu. Jeszcze dodatkowo na drugi dzień przeczytałby o sobie, że wrócił do pałacu, a swojego towarzysza tak po prostu zostawił w stanie, który pozostawiał wiele do życzenia. Mógłby tym narazić swoją opinię, rodziców i rodzeństwa. To też mu powiedział, zdając sobie jednocześnie sprawę, że ten zaraz to wykorzysta przeciwko niemu. Krótko się znali, ale James miał wrażenie, że już poznał tego chłopaka. Wiadomo, że nie do końca, bo tak się nie da i na pewno jeszcze wiele mu zostało do odkrycia, ale.. to już coś. I nie chodziło też o to, co znajdywało się w teczce podpisanej imieniem i nazwiskiem tego chłopaka. Nie zraziło go to, miał swoje powody, o których James mógł mówić, że rozumie, ale nigdy nie był w takiej sytuacji, od zawsze miał wszystkiego pod dostatkiem, a kraść mógłby jedynie dla hobby. Mógł jedynie postawić się na miejscu Noah. I współczuł mu bardzo. Nie zamierzał rezygnować z tej znajomości ze względu na jego… profesję. Wolał poznać jego charakter. I jak na razie było nieźle, chociaż wkurzał go czasami niemiłosiernie. Ale chyba o to właśnie chodziło…
    - Tam są twoje ubrania – powiedział, wskazując krzesło. Przyglądał mu się, siedząc sobie na łóżku jeszcze do połowy przykryty kołdrą z rozwalonymi włosami, głaszcząc Simbę. A co, był księciem, nie musiał od razu starać się dobrze wyglądać. Ale, hej, nie wygadał teraz dobrze i po prostu no… normalnie?
    Podniósł się w końcu i wyjrzał na korytarz, Zagadnął jedną z pokojówek o śniadanie dla dwóch i jakby się ktoś pytał, to spał u niego tylko kolega, nikt więcej. No już wiedział, co mogłoby pomyśleć sobie jego rodzeństwo. Wolał uniknąć tego dialogu, zdecydowanie.
    Wrócił do pokoju i również coś na siebie włożył. Przez chwilę był zupełnie nagi, kiedy zmieniał bieliznę, ale stał tyłem do Noah i chłopak mógłby ewentualnie popodziwiać sobie seksi tyłeczek księcia, gdyby oczywiście się odwrócił lub zerknął w tę stronę.
    - Simba jest z nami jakiś czas. Wcześniej mieliśmy Mufasę. Tak, Mufasę – powiedział i zaśmiał się lekko, głaszcząc psa, który nadal wydawał się być zadowolony z nowego głaskania. Trochę zaczepiał Noah, trącał nosem, kiedy ten przestawał sunąć dłonią po jego sierści. – Co, podoba ci się jednak mundurek? – podszedł do niego bliżej. – Mówiłem ci, że były fajne – prychnął, ale zaraz jednak uśmiechnął się.
    Nagle wpadł na pewien pomysł. Ale jak Noah go wcześniej nie zabije śmiechem… to może nawet się zgodzi.
    - Poczekaj jeszcze chwilę, okej? Zjemy coś, będziesz mógł skorzystać z łazienki, dam ci świeżą główkę szczoteczki – bo miał elektryczną, gdzie mógł sobie wymieniać końcówki - i… zabiorę cię gdzieś. Tam chyba jeszcze nie byłeś… i nie mówię o pałacu – uśmiechnął się szeroko.
    Zdziwił się, kiedy Noah się zgodził. Niechętnie, bo niechętnie, ale jednak. Zjedli pożywne śniadanie, ogarnęli się łazienkowo i po chwili już jechali w stronę lotniska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie tego głównego w stolicy, ale takiego niedaleko pałacu. Zawsze w razie czego rodzina królewska miała bliżej i droga ewentualnej ucieczki była bardziej możliwa.
      Na miejscu stało kilka samolotów, jedne miejsce, drugie większe. Oni skierowali się do jednego z tych zdecydowanie mniejszych.
      - Zabiorę cię na przelot – poinformował go w końcu, kiedy wsiadali na pokład. I w sumie tylko oni weszli do wnętrza samolotu, a James zajął jedno z miejsc pilotów. Właściwie niewiele tu było miejsca – jedno obok Jamesa, dla drugiego pilota - i ewentualnie z tyłu, ale nie było tam żadnego siedzenia ani pasów. Noah musiał zająć fotel obok.
      James założył na siebie słuchawki jak w helikopterach, a potem takie same założył na uszy Noah.
      - Słyszysz mnie? – powiedział do tego małego mikrofoniku. Uśmiechnął się do niego ponownie. – Nie bój się – pokazał mu swoją licencję, ponieważ cholera wie, co zaraz mógłby zrobić chłopak.
      Po kilku minutach wzbili się w powietrze i lecieli sobie nad lasami, pałacem, a potem skierowali się do miasta. Mogli z tej perspektywy podziwiać właściwie wszystko. No, prawie. Ale widok był nieziemski, zwłaszcza, że pora była bardziej poranna, świeciło słońce i niebo było czyste.

      Usuń
  14. Książę czuł satysfakcję z tego, że udało mu się zamknąć jadaczkę Noah. Było dość ciężko to osiągnąć, dlatego cieszył się tą chwilę, póki oczywiście nie wylądowali. Ale nie było tak źle podczas pożegnania, chociaż mogłoby być też lepiej. Nie można mieć wszystkiego, niestety. Jakoś będzie musiał przetrwać te parę dni, podczas których zamierzał się do niego odzywać codziennie po kilka razy. Bo czemu nie? Przecież i tak go wkurzał, więc co za różnica czy będzie to robić intensywniej.
    Wizyta w Wielkiej Brytanii była nieco inna. Zauważył, że jeden z baronów jakoś tak mu się przygląda. I się nie mylił ze swoimi podejrzeniami co do intencji tego młodego mężczyzny, ponieważ wkrótce do niego podszedł i zaczął flirtować. James nie ukrywał, że mu się to podobało. Głównie dlatego, że będzie mógł wysłać wiadomość Noah, że jest podrywany. Cóż, w końcu chłopak pocałował go podczas imprezy. Był pijany, ale właśnie w takim stanie ludzie robią rzeczy, których nie chcą albo nie są w stanie zrobić podczas bycia trzeźwym. Wniosek nasuwał się sam. Możliwe, że może takim esemesem wywołać zazdrość o Noah.
    Dobrze się bawił cały wyjazd. Chodzili na jakieś bankiety z innymi głowami państw, chodzili też na imprezy do klubów, spędzali czas na dworze, w między czasie oczywiście omawiając ważne sprawy dotyczące polityki i gospodarki swoich państw. A James podczas czasu wolnego starał się wysyłać jak najwięcej wiadomości do Noah. Może trochę go nękał, ale kto zabroni księciu… No i zastanawiał się, co chłopak robi, gdzie jest, z kim, co czuje. Ech, to było męczące. Zwłaszcza, że ten mu nie odpisywał. A Jamesowi na nim zależało. I tak się to właśnie kręciło.
    Przed wyjazdem pożegnał się ze swoimi szlacheckimi przyjaciółmi i obiecał przyjechać następnym razem na kilka dni na urlop. James powiedział, że się zastanowi i da znać. No cóż, jeśli znajdzie trochę czasu… Może nawet weźmie Noah pod pachę.
    Zaczął się rozpakowywać, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Jakiś dziwny numer. Dziwne, ciekawe, skąd ta osoba miała numer księcia. Ale odebrał oczywiście. Może jakiś pokaz albo oferta z sieci… No zdziwił się bardzo, słysząc głos Noah, który opowiada mu o napadzie. O cholera. Czytał akta, znał je praktycznie na pamięć, ale nie spodziewał się tego. No i jeszcze tego, że on sam z siebie do niego zadzwoni. Cholera jasna. Odłożył walizki i wyszedł z pokoju.
    - Jack, musimy jechać – zawiadomił swojego ochroniarza. No i tak nie mógłby nigdzie sam wyjść. To skomplikowane. A jemu ufał i wiedział, że nie powie nikomu o ich wypadzie na komisariat policji.
    Całą drogę milczał. Nieźle. Chce spotykać się z kryminalistą. Cóż… czy nie to jest seksi…?
    Wszedł do środka i podszedł do dyżurki czy co to tam mają.
    - Dobry wieczór – zaczął, a pan policjant naprzeciwko otworzył szeroko oczy.
    - Wasza wysokość…
    - Chcę wpłacić kaucję. Noah Carrington – powiedział, przyglądając się panu. – Co właściwie zrobił? – wiedział mniej więcej, bo sam Noah mu powiedział, ale nie zaszkodzi zaczerpnąć informacji od kogoś innego.
    - O-oczywiście. Carrington napadł na sklep – odpowiedział prosto i zaraz spojrzał w monitor komputera, a książę skinął głową. Czyli w sumie niewiele więcej się dowiedział. Uśmiechnął się do siebie. Czasami warto było mieć władzę. Nawet nikt nie raczył mówić, że nie może, że za wcześnie, że musi poczekać czy coś takiego. Po prostu zrobił to, co miał zrobić, aby opłacić karę i poszedł na odpowiedni korytarz i czekał na swojego bandytę. No naprawdę, miał wrażenie, że kiedyś użyją kajdanek w łóżku. I to nie jest żart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach. Spojrzał na Jacka, który nadal nic nie powiedział od czasu, kiedy dostał polecenie od księcia. Ten trochę się zaniepokoił, ale domyślał się, co sobie myślał. Pewnie nie powinien tego robić – przyjeżdżać na wezwanie złodzieja i w dodatku płacić za niego kaucję. Ale James był księciem i mógł robić, co mu się podoba.
      - Jednak mnie potrzebujesz – uśmiechnął się, widząc jego sylwetkę w towarzystwie innego policjanta. Trochę to trwało, zanim wszystko przeszło i mogli wyprowadzić Noah na zewnątrz. Chłopak wyglądał mizernie, ale to nie było dziwne i zaskakujące, skoro siedział tu kilka dobrych godzin, męczony przez policjantów, którzy chcieli zamknąć kolejną sprawę. W między czasie James widział właściciela sklepu, który również co chwilę musiał składać zeznania. Nie dowiedział się, kim był ten człowiek, może to i lepiej, może gorzej.

      Usuń
  15. No tak, James czuł mała, maciupeńką satysfakcję, że w końcu był potrzebny jemu, temu chłopakowi, który miał księcia gdzieś i chciał się od niego uwolnić, odpychając go za każdym razem słowami i czynami (chociaż ten pocałunek w klubie… pijany czy nie, liczy się, bo to pocałunek, a jak).Wreszcie mógł pokazać, że może wiele. Wyciąganie kogoś z aresztu? Kiedy miało się zarzucana napaść z rabunkiem czy jakkolwiek się to nazywało? A i tak chwilę to trwało, nim wypuścili chłopaka, a policjant, który prowadził śledztwo spojrzał krzywo na przyszła głowę kraju. Zaraz jednak odwrócił wzrok. Pewnie nie chciał się narażać czy coś. Tak, głupim spojrzeniem. James jednak nawet tego nie zauważył, ponieważ cała jego uwaga była skupiona na Noah. Może i czuł się lekko wykorzystany, ale… przyda mu się to kiedyś, na pewno. Z drugiej strony trochę był zaskoczony. Jasne, że wiedział, że Noah jest złodziejem i tak dalej, ale nie sądził, że będzie go musiał wyciągać z komisariatu za napaść.
    Odetchnął świeżym powietrzem, uśmiechając się szeroko. Oczywiście, że zapyta. Jego. I poprosi też Jacka o zdobycie informacji na ten temat. Chciał się dowiedzieć, czy Noah go nie okłamie. Bo jak do tej pory obchodził wszystko dookoła, owijał w bawełnę, zmieniał tematy. Był w tym całkiem niezły. Środowisko go tego nauczyło?
    - Cóż, lubię cię, Noah. I nie mogłem cię tak po prostu zostawić, zwłaszcza kiedy mogłem cię stamtąd wyciągnąć – wzruszył ramionami, a z jego ust zniknął uśmiech. Potem skinął głową i poszedł za nim do samochodu. Jack nacisnął przycisk i cała trójka mogła wsiąść do środka. Sam ochroniarz skojarzył miejscówkę. Jamesowi coś też świtało, ale nie mógł nigdzie przykleić tego adresu. Rzadko bywał dalej niż centrum czy tereny bliskie pałacowi.
    Zamówili sobie coś dobrego, a potem usiedli razem. Jack oczywiście musiał usiąść kawałek dalej, również zajadając się czymś smacznym.
    - Czego mam się bać? Że ktoś mnie tu napadnie albo okradnie po cichu? – no to nie było specjalne nawiązanie do Noah, tak jakoś mu się powiedziało. – Albo że się tym zatruje? Nie, nie boję się tego – wziął kolejnego kęsa przy okazji. Całkiem nieźle tu było. Nie każda taka budka może się pochwalić dobrym jedzeniem i specyficznym dla siebie klimatem. A tutaj mu się podobało. – A, o to ci chodzi – westchnął i pokiwał głową. – Wiesz, jak tylko nasze wspólne zdjęcie się gdzieś pojawi, ludzie się dowiedzą, kim jesteś. To może zaszkodzić nie tylko mi, ale też tobie. Zatem moje pytanie brzmi tak samo. Nie boisz się? Bo ja nie. Niech mówią, co chcą. Jeżeli publice się to nie spodoba, jestem w stanie się z tego wygrzebać, nie musząc wcale kończyć naszej znajomości. Chociaż sądzę, że polubią takiego słodziaka jak ty. Znam trochę media. Wiem, że mogą nas zmieszać z błotem, ale wiem też, że są w stanie napisać bardzo interesujące bajki. Pozostało nam tylko czekać – uśmiechnął się do niego, kończąc swoje danie. – Dobre żarcie – powiedział średnio po królewsku. – I nie odpuszczę. Nie uwielbisz się ode mnie tak łatwo, Noah. Brytyjscy arystokraci są… tacy sami. Imprezują, bawią się używkami, ale udają wielką klasę. A ty… chociaż złodziej i dewiant, różnisz się od nich. Jesteś zupełnie inny niż wszyscy dookoła mnie. Intrygujesz mnie – znów się lekko uśmiechnął. – Nikogo jeszcze nie zabrałem na przelot samolotem – puścił mu oczko. Dokończył też picie i mógł się zbierać. Zastanawiał się, co zrobić, żeby znów go zgarnąć do pałacu. No co, źle mu się spało w wielkim, wygodnym łóżku? Z psem z rana? James chciał zabrać Noah ze sobą i położyć go u siebie w pokoju, żeby odpoczął po dzisiaj. Nie miał pojęcia, jak mógłby go do tego przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Chcesz jechać ze mną do pałacu? Znajdzie się dla ciebie trochę miejsca – powiedział po kilku chwilach. – A jak nie, to odwieziemy cię do domu. Pewnie ktoś się o ciebie martwi – dodał z westchnięciem, bo właśnie zrozumiał, że właśnie przez to jego plan zabrania go do siebie do domu nie wypali. – Wiesz, powinieneś im dać znać, że wszystko w porządku. Bo w porządku, tak? Nikt ci nic nie zrobił? – ujął jego brodę w palce i zaczął delikatnie obracać głowę Noah na prawo i lewo, oglądając sobie dokładnie jego twarz, uszy i szyję. No bo to nigdy nie wiadomo, co się dzieje w tych aresztach. Kryminaliści, policjanci też czasami postępują wbrew zasadom i protokołom… - Może pojedziemy najpierw do szpitala, żeby cie lekarze obejrzeli? – no jasne, że się przejmował. W końcu zależało mu na tym złodzieju.

      Usuń
  16. James nie powinien się już czuć zaskoczony zachowaniem Noah. Raz był nawet miły, a przynajmniej starał się taki być, a później odchodził, mrucząc coś pod nosem albo w ogóle wyglądając na wkurzonego na cały świat chłopaka. I sam książę naprawdę nie wiedział, czy go to wkurza, nadal intryguje, czy co się w ogóle dzieje. No, i to chyba chodziło o to wszystko. Ale tak to chyba właśnie bywało, żeby nie było nudno. Tak przynajmniej mówią i piszą. Sam James nie może na ten temat wiele powiedzieć, ponieważ nigdy nie był w takiej sytuacji. Wszyscy jego dotychczasowi partnerzy byli dla niego raczej mili i po prostu zachowywali się na każdym kroku tak, jakby im bardzo zależało. A Noah… on był zupełnie inny. I to chyba o to właśnie chodziło; o tę inność od wszystkich i wszystkiego, co znał książę. Bo Noah się nie przymilał, nie próbował się podlizywać i robić innych rzeczy, aby się upodobać. Mówił to co myślał, a myślał naprawdę dziwne rzeczy. James nie był do tego przyzwyczajony i dlatego wywoływało to w nim takie dziwne, skrajne nawet, uczucia. Raz chciał go po prostu olać, machnąć ręką i po prostu wrócić do swoich obowiązków, a potem chciał rzucić te obowiązki i gdzieś zabrać tego chłopaka, najlepiej gdzieś daleko (między innymi po to, żeby nie słyszeć komentarzy o Jacku, którego oczywiście nie zabraliby w podróż).
    Oczywiście odwieźli go tamtego wieczoru. I Noah znów się do niego nie odzywał. James w pewnym momencie poczuł złość i był nieprzyjemny tego dnia. Był poirytowany tym, że Noah się do niego nie odzywał, że nawet nie wysłał mu krótkiej wiadomości czy wszystko w porządku. Nieco się uspokoił, kiedy dostał wiadomość od jednego z ochroniarzy (którego wysłał pod wskazany adres), że z chłopakiem wszystko w porządku i żyje. Więc James znowu czekał, raz wysłał mu wiadomość z prostym „Co tam?”. Ale odpowiedzi się nie doczekał. Przez jakiś czas myślał o tym, ponieważ trochę zrobiło mu się przykro. Zajął się sprawami królewskimi, studiami, raz spotkał się ze znajomymi z uczelni. Chociaż nie było dnia, w którym przez jego głowę nie przebiegła myśl o Noah. Skurkowaniec. Co w sobie takiego miał, hm?
    Po zajęciach chwilę jeszcze rozmawiał ze swoimi kolegami z roku na temat przyszłego kolokwium. James chciał utrzymać swoje dobre oceny, więc zamierzał się przyłożyć do nauki. Zmarszczył więc brwi, widząc w oddali Noah. No, i książę już wiedział, że jego plany do co wcześniejszej nauki mogą nie wypalić.
    Zatrzymał się przy nim, chociaż w pierwszym momencie miał ochotę po prostu go minąć i pójść do auta, a potem pojechać do domu na obiad. Odpuścił, ponieważ wiedział, że nie będzie mógł jeść, myśląc o nim i co mógłby mu powiedzieć, oprócz tego komentarza. Spojrzał na niego, nie uśmiechając się. Zmarszczył brwi, widząc ślady na jego twarzy. No raczej trudno ukryć coś takiego, kiedy stał tuż obok. Jego marne próby maskowania za pomocą odwracania głowy nic nie dały.
    - Miałem – odpowiedział tylko, powstrzymując się przed zrobieniem kroków do samochodu, oczywiście trzymając Noah za rękę. Mieli w samochodzie apteczkę, chciał mu to opatrzyć. – Z naciskiem na „miałem” – dodał jeszcze, cały czas mu się przyglądając. – Trochę czasu minęło, kiedy się ostatni raz komunikowaliśmy – skrzyżował ręce na piersiach. Dzień był dość zimny, James już zmarzł, w końcu dopiero co wyszedł z ciepłego budynku. Noah też nie wyglądał na takiego, któremu gorąco.
    James nie wiedział, co ma powiedzieć. Przychodziło mu na myśl, że znowu do niego przychodzi, kiedy ma problem. Przynajmniej wyglądał na takiego z problemem. Nie odzywał się, potrzebował pomocy, potem znów się nie odzywał i czyżby znów potrzebował pomocy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James nie potrafił go tak zostawić i w tym momencie bardzo żałował, że był aż tak dobrym człowiekiem. Ruchem głowy nakazał mu iść za sobą. Skierowali się do samochodu, z którego wysiadł oczywiście Jack. Spojrzał na Noah, ale nic nie powiedział. Po prostu otworzył księciu drzwi, a James najpierw wręcz wepchnął chłopaka do środka. Potem sam wszedł do auta. Poprosił jeszcze Jacka o apteczkę, a czekając, wpatrywał się w okno. Domyślał się, kto mógł go tak urządzić. Jego koledzy po fachu, z którymi się trzymał i z którymi brał udział w napadzie. No tak, ich teczki też dostał i też przestudiował. To było bardzo nieodpowiednie towarzystwo dla Noah, ale nie jemu o tym decydować. Poza tym, oficjalnie o tym nie wiedział, więc…
      Kiedy dostał w ręce apteczkę, kazał Jackowi pojechać do zamku. Całej trójce przyda się ciepły obiad. Głównie Noah, bo wyglądał średnio dobrze. Ale najpierw zajmie się tą paskudną rana na wardze.

      Usuń
  17. Dotarcie do pałacu zajęło im kilkadziesiąt minut. W czasie tej drogi żaden z całej trójki się nie odezwał. No i może nawet lepiej. James na razie nie chciał słuchać ani jednego, ani drugiego, przy czym Jack mu nic nie zrobił. Znaczy Noah też nic nie zrobił, ale tu właśnie o to chodziło. Tak to go odpychał, a jak czegoś potrzebował, to przyłaził. Z obitą twarzą. I co, naprawdę myślał, że James go przegoni? Że kopnie go w dupę i każe więcej się nie pokazywać? Serio? James tylko zacisnął zęby, patrząc w okno. Najgorsze jest to, że przez chwilę naprawdę chciał mu powiedzieć, że ma spierdalać, ale w tym dupku było coś takiego, że po prostu nie mógł tego zrobić.
    Zaprowadził go do swojego przestronnego pokoju, a tam zdjął z siebie bluzę, którą miał pod kurtką (no raczej, że rozebrali się przy wejściu). Spojrzał na chłopaka ukradkiem, nie odpowiadając mu od razu. Wszedł do łazienki i umył ręce.
    - Zamierzałem się uczyć – powiedział, kiedy Noah tez wyszedł z pomieszczenia i dołączył do niego. – Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spał – ruchem głowy nakazał mu iść za sobą. Zaprowadził go spory kawałek od siebie do pokojów gościnnych. Otworzył drzwi do jednego z nich i wprowadził do środka. Elegancko urządzona sypialnia z strefą wypoczynkową i kominkiem. I oknem na ogród. Dominował tu kolor czerwony. Całkiem ładnie. Same meble były klasyczne. – Proszę, rozgość się. Jak coś zginie, to będzie na ciebie – dodał, wychodząc i zamykając drzwi. Bo co miał mówić więcej? Nie miał nic do dodania. Chciał noclegu, to go dostanie. W gratisie otrzyma też jedzenie, które niedługo do niego przyjdzie. Sam James wrócił do swojego pokoju, po drodze spotykając swojego pieseła. Pogłaskał Simbę i wziął go do siebie.
    Jak się później dowiedział, jego siostra i brat polecieli do Maroka. No cóż… Ci to mieli życie. Chociaż może niedługo przestaną, a przynajmniej brat. W końcu James nie będzie mógł mieć dziecka. Nie w sposób, w jaki oczekiwaliby tego jego rodzice, rodzina królewska, norweska arystokracja i cały lud.
    Po obiedzie przysiadł sobie do notatek. Simba pokręcił się trochę, potem położył się na kołdrze i patrzył na swojego dwunożnego przyjaciela. Pod wieczór poszedł pobiegać jeszcze po ogrodzie, zjadł kolację i wrócił do Jamesa. Książę też się ogarnął. Ale nie on zaniósł jedzenie swojemu gościowi. Zrobiła to jedna z pokojówek, kiedy książę ją o to poprosił. Nie zadawała pytań, on też nie był super wylewny. Przecież nie musiał jej niczego mówić.
    Po chwili odpoczynku usiadł ponownie przy biurku z zapalonymi lampkami i wrócił do notatek. Simba się już poddał i po prostu poszedł spać.
    James westchnął i uniósł wzrok na okno. Jego myśli powędrowały do Noah. Ciekawe czy poszedł już spać. I ciekawe, za co mu się oberwało. Mógł go o to zapytać, ale był zły. Teraz już mu trochę przeszło, ale nie chciał mu przeszkadzać i nie chciał znowu słyszeć jakiś super komentarzy na ten temat. Trochę już go poznał.
    Pokręcił głową. Wziął do ręki zakreślacz i zabrał się z powrotem do roboty. Niedługo miał kolokwia, wolał je zdać za pierwszym razem, żeby nie robić sobie problemów. I wstydu. No bo jak to tak, żeby książę miał dwóje? Nie, nie.
    Siał tak jeszcze dobrych parę godzin, raz po raz odpisując kolegom na pytania, samemu też kilka zadając. No jak zawsze przed kolokwiami. Przynajmniej wszyscy się dodatkowo czegoś uczyli. A i tak mieli dobrze, że mogli porozmawiać o chorobach układu krążenia z samym księciem Norwegii, prawda?
    W końcu nad ranem się położył obok psa, który zdążył się rozgościć w jego łóżku i zająć sporą jego część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James go tylko pogłaskał i zasnął praktycznie od razu, jak tylko przyłożył głowę do poduszki. Ale i tak zdążył pomyśleć o tym, czy Noah śpi.
      Nie pospał długo, bo zaraz budzik mu zadzwonił. Szybko się ogarnął i poszedł z Simbą po Noah. Zapukał do jego pokoju. Jeśli chce już iść, to niech się zbiera. Nie wyglądał na takiego, który chce spotkać kogoś z rodziny królewskiej. James nie chciał go wyrzucać czy pozbywać się.
      - Jak się spało? – zdążył zapytać, nim Simba oparł łapy i brzuch chłopaka, wywieszając jęzor. – Chcesz tu jeszcze zostać, czy zabrać cię ze sobą? – no James nie wyglądał najprzystojniej na świecie po nieprzespanej nocy, no ale.

      Usuń
  18. Właściwie to przez chwilę James miał ochotę zawołać Jacka albo jakiegoś innego pana z ochrony, aby przeszukał Noah tutaj, przy nim. Naprawdę. Znaczy nie chciał, idąc po niego, ale po tej jego jakże uprzejmej uwadze… ach, szkoda, że ostatecznie się powstrzymał. Może przynajmniej ten widok jakoś by go rozweselił po nieprzespanej, długiej nocy. Miał już dość tych całych medycznych terminów, ale na szczęście już wcześniej udało mu się je uporządkować w głowie i dzisiejsza noc należała tylko do powtórki.
    Wyszli razem z pałacu, później się rozstali dość szybko, mało wylewnie. James myślał o dwóch rzeczach – o kolokwium i o Noah. Gdzie teraz pójdzie? Co się z nim stanie? Znowu dostanie po mordzie? A może tym razem będzie musiał po niego jechać do szpitala? Westchnął, wysiadając z auta. Zabrał swoją torbę i skierował się pod salę, w której miał pisać jedną z prac zaliczeniowych. Czasami chciał to wszystko rzucić. Potem sobie przypominał, że prawdopodobnie i tak nie zostanie królem, bo nie będzie mógł spłodzić potomka. Pewnie wszyscy jeszcze wierzyli, że James okaże się ewentualnie biseksualny. On jednak miał inne zdanie.
    Był zaskoczony, widząc wiadomości od Noah. Czyżby jednak słowa Jamesa jakoś poskutkowały i Noah postanowił coś z tym zrobić? Książę nie zamierzał ukrywać, że było to miłe zaskoczenie. A nawet lekko się uśmiechnął, więc już w ogóle super. Mógłby się do tego przyzwyczaić, jednak wiedział, że z tym chłopakiem bywa różnie, naprawdę różnie. Noah był nieprzewidywalny i czasami w ten dobry sposób. Jak na przykład teraz. Oczywiście odpisał mu od razu, jak tylko zobaczył wiadomość. Nie zamierzał go przetrzymywać specjalnie czy coś, bo zawsze uważał to za durny pomysł.
    Oczywiście, że się z nim spotkał, to chyba jasne. Znalazł wolny dzień w kalendarzu, a było to dość ciężkie przed samymi świętami ze względu na jego pozycję społeczną i bycie studentem medycyny. Tamto koło było jednym z licznych, jakie musiał zaliczyć przed końcem roku. Znaczy nie musiał, ponieważ mógł podejść do poprawek, ale naprawdę bardzo tego nie chciał. Później z czasem byłoby jeszcze gorzej. Właściwie to był wdzięczny Noah, że zaproponował spotkanie, ponieważ książę oderwie się od obowiązków książęcych i studenckich. Dobrze będzie odetchnąć, posiedzieć i pogadać z kimś o czymś innym niż chorobach, mózgach, przemowach i organizowaniu zbiórek charytatywnych.
    James rozejrzał się po kawiarence. Łał, spodobała mu się. Było tu bardzo klimatycznie. Aż się uśmiechnął, przeglądając na szybko grzbiety książek. Poszedł za swoim towarzyszem, a za nimi ruszył ochroniarz. Dzisiaj inni niż zawsze, Jack miał wolne. Cóż, nawet oni mieli rodziny.
    Usiedli sobie, a książę zamiast spojrzeć w kartę, to przeglądał dalej książki, które stały na regałach. Znał wielu ludzi, którzy poczuliby się tu jak w raju.
    Spojrzał na Noah i uśmiechnął się do niego. Czuł się rozluźniony, wiec od razu lepiej. Podczas ich ostatniego spotkania był zły i zestresowany, ale nie zamierzał przepraszać, ponieważ Noah też tego nie zrobił.
    - No to w takim razie spróbujmy – powiedział, patrząc w końcu na menu. Tyle smakowitości. Nie wiedział, na co się zdecydować. Lubił czekoladę połączoną z owocami albo w ogóle wszystkie ciasta. Z drugiej strony, czemu sobie żałować, przecież ma teraz tyle kolokwiów… co wiąże się ze stresem, a ten z kolei sprawia, że człowiek chudnie, a co za tym idzie – nie będzie musiał szukać czasu, żeby iść na siłownię. No genialne po prostu.
    - Jak na razie pozdawałem wszystkie zaliczenia – poinformował go, kiedy kelnerka odeszła, zostawiając ich samych. – Więc jeśli chodzi o studia, to będę miał spokój w czasie świąt. A ty gdzie będziesz wtedy? Z tymi kolegami, którzy ostatnio potraktowali cię jak psa? – przyjrzał się jego twarzy, szukając oznak po bójce, jednak nic takiego nie zauważył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamte rany i zasinienia już mu się zagoiły, co cieszyło Jamesa. Teraz był przystojniejszy. Z drugiej strony tamten Noah był do przytulania. Nie żeby teraz nie chciał go przytulać. Teraz znaczy, kiedy był zdrowy. No ale właśnie, lepiej, żeby był zdrowy. Pomieszane z pogmatwanym, ale co zrobisz.
      - Jak sobie w ogóle radzisz? – zapytał, opierając głowę o rękę. Spoglądał sobie na niego, raz po raz zwracając wzrok ku kawiarni. Był już przyzwyczajony do szukania fotografów, paparazzi, swojego ochroniarza, ludzi, którzy mogliby się na nich gapić… W tym miejscu na szczęście wszystko nie rzucało się w oczy, było tutaj bardziej intymnie i James był naprawdę wdzięczny Noah za pokazanie mu tej miejscówki. – Dzięki, że mnie tu zabrałeś – dodał po chwili.

      Usuń
  19. No James jakoś nie był specjalnie przekonany co do tych znajomych Noah. Raz go urządzili jak go urządzili, więc pewnie i drugi raz się nie zawahają. Chociaż kto wie, może to książę się mylił. Nie znał tamtych, jedynie z tego, co wspominał pokrótce Noah. A wiadomo, jak ten chłopak opowiada. Trzy słowa i koniec. Trzeba było wciąż coś z niego wyciągać, a i tak niewiele to dawało. Chodzi o to, że James się martwił o niego. Dotknął jego policzka i westchnął. Nie miał pojęcia, czy chłopak mówił prawdę z tym, że to już się więcej nie powtórzy. A co, jeśli jednak? Czy Noah znów do niego przyjdzie po pomoc? A może jednak stwierdzi, że nie chce mu zawracać głowy i narazi się na inne niebezpieczeństwo? Taak… James najchętniej zabrałby go do pałacu i by nie wypuszczał. Nawet, gdyby mógł, to już widział to oburzenie Noah i aż się lekko uśmiechnął. O tak, to by było niezłe. Pewnie niczym taki kot, wzbraniający się przed czymś.
    - Gdybyś mnie jednak potrzebował, to dzwoń, okej? Zawsze ci pomogę. A przynajmniej się o to postaram – pozwolił sobie pogłaskać go po karku, ale szybko cofnął dłoń. Napił się ciepłego napoju i spojrzał za okno. – Ojciec jak zawsze wygłosi przemówienie o północy. Zawsze to robi, taka tradycja. Słucham każdej uważnie, ucząc się. W gruncie rzeczy jest dobrym królem, a ja chcę być jak on, więc… - spojrzał znów na niego i uśmiechnął się ciepło. – Mam nadzieję, że jednak mi się uda nim zostać - królem, pomyślał, obejmując palcami szklankę. – Święta jak zawsze przesiedzimy w domu. Znaczy wiesz, w kraju. Ale zastanawiam się, czy nie wyjechać gdzieś na Sylwestra. Na przykład z tobą, jeśli miałbyś ochotę oczywiście. Moglibyśmy się gdzieś wybrać. Gdzieś, gdzie jest ciepło i mało ludzi mnie rozpoznaje – dodał znacząco. Mieliby czas dla siebie bez potrzeby oglądania i rozglądania się co chwilę dookoła i zastanawiania się, czy ktoś im w danym momencie nie robi zdjęć, a za dziesięć minut nie znajdą się na stronach plotkarskich portali. James był już do tego przyzwyczajony, wiedział, co potrafią pisać i jak inni potrafią komentować. I naprawdę chciał tego uniknąć ze względu na Noah. On nie był do tego przyzwyczajony, całe życie był przeciętnym mieszkańcem tego miasta. Książę pewnie by się nie przejmował, gdyby Noah był jednym z nich, to znaczy kimś, kto od zawsze był na językach, był tematem do plotek i gorących newsów, o kim się mówiło dobrze i źle. I James nie chciał narażać na to Noah. Z całą pewnością mógł stwierdzić, że chłopakowi bardzo by się to nie spodobało. Z drugiej strony James właśnie w tej chwili go na to narażał, na bycie głównym tematem rozmów. Ech, to było bardzo skomplikowane, jak książę chciał spotykać się z kimś niesławnym. Co zrobić, jak żyć.
    Dokończył swój napój i ponownie spojrzał w menu. Czekał cierpliwie na odpowiedź Noah dotyczącą ostatniego dnia roku. Oczywiście był nastawiony na to, że Noah powie mu nie, ponieważ mógł mieć już plany, mógł przecież wcale nie mieć ochoty nigdzie lecieć z księciem. Ale mógł też nie spieszyć się z odpowiedzią i dać mu ją nieco później i dać znać kiedy indziej. O tym też mu oczywiście powiedział. Zależało mu na tym, bo mogli polecieć w jakieś ciepłe kraje i obejrzeć fajerwerki skądś indziej niż z tej stolicy.
    - Dobre to było – powiedział, kiedy czytał kartę. – Może wezmę sobie jeszcze coś – zaczął się głośno zastanawiać nad drugim zamówieniem. Chciał też wziąć coś jeszcze dla Noah. Ha, ciekawe, czy się zgodzi, żeby mu postawić dzisiejszy wypad. – W sumie, tak sobie teraz pomyślałem, że moglibyśmy kiedyś iść na coś do kina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kinie było ciemno i też mogliby mieć trochę świętego spokoju. Co prawda ciężko byłoby z rozmową, ale później mieliby o czym rozmawiać. James coraz poważniej myślał o jakiś miejscach, gdzie byliby sami bez fotografów i ochroniarzy. A jednym z takich miejsc był po prostu pokój Jamesa w pałacu. Ale już widział minę Noah na wspomnienie o zaproszeniu go do siebie do sypialni…

      Usuń
  20. Rzeczywiście. Pomysł zaproszenia Noah na ten cały bal z arystokratami był dość szalony. Zwłaszcza ze względu na jego profesję, ale… James nie żałował. Chciał tam z nim iść, bawić się, porozmawiać, może uda im się zatańczyć (niekoniecznie jakiś tradycyjny lub nie taniec). Trochę obawiał się jak Noah będzie się dogadywał z resztą książąt i księżniczek, ale z drugiej strony to by mogło być ciekawe. A jeśli będzie naprawdę źle, to po prostu zgarnie chłopaka do siebie i tam spędzą czas sami bez ochroniarzy obok i przede wszystkim bez paparazzi. Im bliżej było tej imprezy, tym bardziej się denerwował. Nie chodziło tylko o samego Noah; właściwie ten chłopak mógłby mu pomóc, będąc po prostu obok. Nie musiałby go nawet wspierać słownie, najważniejsze, że będzie tam razem z nim. W końcu nie zawsze – a raczej bardzo, bardzo rzadko – zdarza się, że przyszły król okazuje się być gejem. Na pewno będą szepty, może nawet ciche wyzwiska. James coraz częściej myślał o tym, że na końcu zostanie księciem, którym jak na razie jest. Tytuł króla przejmie jego młodszy brat, który póki co średnio się na to nadawał. Ale przynajmniej jest heteroseksualny i będzie mógł spłodzić z jakąś arystokratką potomka. No jasne, że się tym przejmował. Przecież taka była kolej rzeczy – pierwszy syn, zatem zostanie przyszłym władcą. A tu taki psikus… Widać było po Jamesie, że się czymś zamartwia, chociaż starał się to ukrywać po maską swojej charyzmy. Na szczęście Noah o nic nie pytał, Jack też się nie odzywał.
    James uśmiechnął się do Noah, kiedy ten zapytał o imprezę. W skrócie opowiedział mu, że znajdą się tam księżniczki i książęta z różnych krajów, będzie masa jedzenia, alkoholu, będą tańce. Jak na imprezie, tylko w zamku z najwyżej postawionymi ludźmi… Ale niech nie liczy na jakąś wielką kulturkę, ci ludzie mieli swoje za uszami, co raczej nie powinno nikogo dziwić i na pewno sam Noah nie był zdziwiony. Arystokraci pozwalali sobie na dużo pod wpływem alkoholu. A raczej na więcej. James obiecał Noah, że ma się nie przejmować, ponieważ cały czas będzie blisko niego i nie zostawi go na pastwę tamtych. I chciał, żeby to Noah z nim tam był, ponieważ lubił go. Najzwyczajniej w świecie go lubił i chciał, żeby mu towarzyszył.
    W dniu imprezy James przygotował się dość starannie. Nie ubrał się za to jakoś super nadzwyczajnie; ot, smoking z muchą. I eleganckie buty. Chociaż widać było, że materiał z wyżej półki i na cały strój poszła kupa kasy.
    Podjechał po niego razem z Jackiem, który siedział za kierownicą. Umówili się wcześniej w jakimś miejscu, a James domyślił się, dlaczego.
    - No cześć – przywitał się z nim, kiedy stał przed samochodem i czekał na niego. – Ładnie wyglądasz – uśmiechnął się do niego. Trochę się denerwował, bo to już za chwilę… - Wsiadaj. Stresujesz się? – zagadnął, kiedy jechali już z powrotem do pałacu.
    A w pałacu sala balowa była już przygotowana. Długie stoły stały pod ścianami, żeby na środku zapewnić miejsce dla tańczących. Służba w kuchni przygotowała dużo jedzenia, zespół muzyczny już sobie coś tam pobrząkiwał. A goście zaczęli się zjeżdżać.
    James i Noah dojechali na miejsce, jak jeszcze było dość pusto. O to też chodziło, ponieważ James musiał witać gości razem z resztą rodziny.
    - Tylko się nie oddalaj – poprosił i udał się do rodziców i rodzeństwa.
    Arystokracja zaczęła się zjeżdżać; byli to różni ludzie o różnych kolorach skóry i przeróżnych strojach. Wyglądali nawet sympatycznie. Może nie wszyscy, bo część wyglądała na groźnych dyktatorów, a inni jak typowi imprezowicze-podrywacze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James co chwilę zerkał na Noah, czy ktoś do niego nie podbija i albo nie próbuje z nim flirtować, albo mu nie ubliża. Na szczęście witanie gości wkrótce się skończyło i James szybko wrócił do swojego partnera na tę noc.
      - Okej, jestem. Napijemy się czegoś? – uśmiechnął się lekko, może trochę nerwowo. Miał nadzieję, że Noah będzie się dobrze bawić i mu nie ucieknie za chwilę lub dwie. – A jak impreza się trochę rozkręci, to możemy iść nawet zatańczyć. W klubie nieźle ci szło – dodał nieco ciszej. Potem mogli przejść się po ogrodzie i takie tam.

      Usuń
  21. Oczywiście, że James też gdzieś tam kiedyś tam pomyślał o tym, że zaproszenie tutaj Noah może być jednak złym pomysłem. Noah był nie z tego świata, był zupełnie różny od tych tutaj zebranych ludzi. Mógł przecież w każdej chwili wyjść i stwierdzić, że „see you never” jak to miał w zwyczaju. James chyba był beznadziejny w nawiązywaniu nowych kontaktów. A przynajmniej do Noah było tak ciężko dotrzeć i to było dość męczące.
    - Nie pij tyle, bo będziesz wychodzić zygzakiem. A podobno nie chcesz przynieść mi wstydu – złapał za kieliszki i odłożył je na bok. Pociągnął go kawałek dalej za sobą. – Tamci są parą. Albo coś w tym stylu. Jakiś czas temu widziałem ich na jakimś bankiecie jak się całowali na zewnątrz. Ale wiesz, nikt nic jeszcze nie wie, utrzymują to w sekrecie. Albo był to jednorazowy numer. Tamten to król jakiejś wyspy. Ma jakieś problemy z żoną, ale za to jego dzieciaki są super jak na dzieci – stwierdził, spoglądając na Noah. No i co on miał z nim począć, hm? – Chcę z tobą zatańczyć – zaznaczył. – Nieważne czy jesteśmy w klubie czy w moim domu na jakiejś imprezie. Boisz się, że mnie zadeptasz? – uśmiechnął się lekko. – Ale dobrze, jak nie chcesz, nie musimy. Odbijemy to sobie kiedy indziej – przeszli znowu kawałek dalej, a James uśmiechał się do znanych postaci. Z drugiej strony cieszył się, że to właśnie Noah mu dzisiaj towarzyszył, ponieważ z nim nie musiał rozmawiać o politykach, gospodarkach i innych sektorach. Mógł się z nim podrażnić, posłuchać jakiś cynicznych uwag na swój temat i na temat zebranej arystokracji. Owszem, niektórzy z tej arystokracji patrzyli niezbyt przychylnie na Noah, ale James się tym nie przejmował. Był księciem, do cholery. Mógł robić, co chce.
    - Dość często. Dużo podróżujemy, żeby być w takich miejscach i uczestniczyć w takich imprezach. Wiesz, nieformalne zawieranie umów czy coś takiego – machnął ręką, podchodząc do stołu z jedzonkiem. Zgłodniał z tego wszystkiego, dlatego wziął sobie talerz i zaczął nakładać sobie to, co wyglądało smacznie. – Jedz, jedz, bo jak jesteś głodny, robisz się jeszcze bardziej cyniczny niż jesteś.
    - Cześć, James – nagle podbił do nich jakiś chłopak mniej więcej w wieku Jamesa. On nie miał na sobie żadnej korony ani nic z tych rzeczy.
    - Cześć, Alex – książę spojrzał na kolegę. – Noah, to Alex, baron angielski. Alex, to Noah, mój partner na dzisiejszy wieczór – przedstawił ich sobie i zaraz zerknął na Noah. Ciekawe, jak się zachowa. To może być śmieszne, ale też dramatyczne. James zastanawiał się, jak będzie chciał interweniować. – Znamy się z Alexem już od bardzo długiego czasu.
    - Spaliśmy w jednym łóżku – dodał baron.
    - Za dzieciaków – sprostował książę.
    - Całkiem niedawno też tak było.
    - Tak, a z nami jeszcze trzy inne osoby – westchnął James. – Znaczy wszyscy byliśmy ubrani, po prostu po imprezie tak jakoś wyszło – zaczął się tłumaczyć. Jasna cholera, po co podbijał tu ten Alex. No niby Jamesa i Noah nic nie łączyło i wcale nie musiał się mu tłumaczyć i chłopak na bank zaraz mu to wypomni.
    - Nie kojarzę cię – baron zmienił temat, biorąc do ręki kieliszek. No prezentował się lepiej od Noah, ale to zasługa fryzjerów, stylistów i całego życia uczenia się i zachowywania z gracją i takie tam.
    - I dobrze – przerwał James. Zaraz mogła się tu rozpętać niezła jatka z Noah w roli głównej, Trochę go już poznał, a poza tym, chłopak sobie wypił. Ostatnio jak sobie wypił, to pocałował samego księcia. Co może się wydarzyć teraz? – Właśnie szliśmy jeść, dlatego musimy cię przeprosić – powiedział James, ponaglając Noah. Nie chodziło o to, że się wstydził czy coś. Ale wiedział, jak Noah mógł zareagować na pana barona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal uważał, że to mogłoby być śmieszne lub dramatyczne, ale im dłużej tu stali, tym bardziej chciał uciec z Noah gdzieś na zewnątrz i generalnie powiedzieć mu, że wcale nie wygląda jak idiota (akurat na to nie zdążył mu odpowiedzieć) i że wręcz przeciwnie, wygląda bardzo dobrze. Nawet jeśli część gości patrzyła na chłopaka nieprzychylnym wzrokiem, tak inna część na pewno chciała zagadać i poderwać. No już James ich znał.

      Usuń