29 maja 2000

[KP] Too bad but it’s too sweet

 




Oskar Sawicki
/ 26 lat / pianista z zawodu / samotnik / ateista /
/ wiecznie bez pieniędzy /
/ dom w spadku darem od nieistniejących niebios /
/ brak normalnej pracy /
/ dorabianie w magazynach TESCO /
/ szuka ujścia dla swojej kreatywności /
/ ciężki okres w życiu / lekkoduch / lubi wyzwania /
/ nie boi się ubrudzić rąk pracą /




17 komentarzy:

  1. Michał nieczęsto miewał gości. Wszystkich z nich, bez wyjątku, prawdziwie doceniał. Choć większość z nich pojawiała się na krótko – wchodzili przez podniszczone okna, a służby porządkowe niewiele się tym przejmowały. Nie zamierzali zostawać zbyt długo; przychodzili tam jedynie w celu Michałowi kiedyś bliskim, teraz już całkowicie obcym. Minęło wiele czasu, odkąd mógł dać się powieść ciekawości. Goście byli przecież wyłącznie fascynującą kroplą w morzu rutyny. Ale odkąd tylko chłopak pamiętał, wszyscy pospiesznie uciekali. Nie zostawali w środku nawet na dwie, trzy godziny, bo już skrzypiące drzwi i otwierające się samoistnie szafy pozbywały się ich, zanim Michał zdążył w ogóle się im pokazać, choćby tylko przelotnie.
    W dużej mierze były to przecież osoby młodsze od niego o nie więcej niż kilka lat – oczywiście pod względem wyłącznie cielesnym, ale żywot ducha wyglądał zupełnie inaczej, niż gdyby chłopak zamierzał przeżyć swoje życie aż do ostatniej chwili, najlepiej jeszcze w swoich okolicach. Właśnie położenie tej ruiny, w której przyszło mu spędzić swój nieżywot stało się jedną z rzeczy, które dręczyły go najbardziej. Gdyby mógł chociaż spędzać ten czas w rodzinnej posiadłości pod Warszawą. Gdyby miał taką możliwość, pochwyciłby ją bez chwili wahania. Nie znosił tych ziem, tak jak nie znosił Prusaków. Choć w teorii nie zostało ich tu zbyt wiele – a przynajmniej to wynikało ze słów Anny, która swojego czasu znajdowała przyjemność w odwiedzaniu go – nadal wydawało się, że pruska kultura przesiąkła to miejsce doszczętnie. Nie to co miasto stołeczne, w którym polskość czuć było na każdym kroku, w każdym słowie i każdym mieszkańcu. Owszem, co by nie mówić, Michał często wspominał Warszawę. Nieustannie odtwarzał piękne uliczki swojego rodzimego miasta, tęskniąc, by móc jeszcze kiedyś do niego trafić.
    Chłopak obawiał się, że już na zawsze będzie musiał siedzieć w tej ruderze, z którą pierwsze wspomnienie łączyło go już po śmierci. Że nie usłyszy nigdy liberum veto, ba, że nie przyjdzie mu już uczestniczyć w żadnym sejmie czy sejmiku. Że złota polska wolność została mu odebrana, zanim jeszcze mógł z niej w pełni zaczerpnąć. Obawiał się tego, ale czerpał tyle przyjemności, ile tylko się dało. Wszystkie książki – teraz przeczytane już wielokrotnie – ustawione były tematycznie na strychu, wraz ze wszelkimi obrazami, które znajdowały się w domu, zaś większość mebli znajdowała się w pierwszych pomieszczeniach. Głównym tego celem była możliwość operacji nimi właśnie w wypadku gości.
    Jednak w gościu, który przybył do domu tamtego dnia było coś innego. Był on co prawda starszy i niewydający się szukać przygód, ale to nie o to chodziło. O nie, tym, co spowodowało, że Michał nie zdecydował się na pogrywanie z nim już na samym początku był fakt, że jego nowy gość posiadał klucz. Chłopak obserwował go więc uważnie, przeskakując z mebla na mebel z celowym szmerem, jednak niezbyt głośnym. W takim stopniu, żeby uprzyjemnić sobie nieco samą obserwację, a mężczyźnie, który wszedł – eksplorację nowego miejsca. Zobaczył jednak, że jego gościowi wcale nie na eksploracji zależy. Wręcz przeciwnie – zaczął czyścić łaźnię, w której Michał z powodów oczywistych spędzał z reguły najmniej czasu. Stąd nawet jego zaskoczył nie tylko stan pomieszczenia, ale i fakt, że nowoprzybyły zamierza to miejsce uprzątnąć.
    Wyglądało na to, że zabawę czas zacząć.
    Drzwi do łazienki, które do teraz były delikatnie uchylone, naraz otworzyły się i trzasnęły po chwili. Normalnie Michał byłby na tym poprzestał, ale to przecież nie był normalny gość. Światła zaczęły mrugać, a chłopak z chłodnym uśmiechem wskoczył do lustra. Trochę, żeby całą scenę obserwować z boku, mając niejako nadzieję, że tego akurat jego gość nie zauważy, trochę mając nadzieję na pogłębienie panicznego przerażenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drzwi trzasnęły – nie przyniosło to niemal żadnego efektu. Mężczyzna popatrzył nawet na taflę lustra, ale odwrócił się tylko i wyszedł. Bez krzyku, nawet uwięźniętego oddechu. Michał zamrugał z niedowierzaniem. Najwidoczniej jego nowy gość był nietypowy w kolejnym tego słowa znaczeniu. Czyżby nikt nie omieszkał ostrzec go, że rudera, do której wchodził, jest już zamieszkana? Chłopak nagle nabrał do całej igraszki więcej serca, uznał to za swoiste wyzwanie.
    Uważnie obserwował przybysza, który nie wydawał się być specjalnie przejęty jego obecnością. Ciekawiło go, kim był. Tak rzadko widywał ludzi, a oni nieustannie się zmieniali. Choć zapewne nie powinien narzekać na nudę – wierzył, że niektóre duchy miewają gości dużo mniej regularnie. On stał się, co by nie mówić, okoliczną legendą. Testem na odwagę, który okoliczne dzieciaki od dawna podejmowali. I którego jeszcze nikomu nie udało się zdać. Michał uznawał to od jakiegoś czasu za swój punkt honoru – skoro nie mógł za to uważać niepokonania w boju, mógł postawić sobie przynajmniej ten cel.
    Im dłużej o tym myślał, tym bardziej brakło mu wojaczki. Swojego energicznego, narwanego wierzchowca, swojej radosnej kompanii, w której nigdy nie zbrakło alkoholu i sprośnych piosnek, wesolutkich. Brakło mu wiecznie uśmiechniętych dziewcząt po wioskach, wianków, które nosiły, ich zalotnych uśmiechów i miękkich łóż. Satysfakcji, którą dawała krew wroga na ostrzu i szaleństwa, które przynosi wir walki. Pędu, nieustannego ruchu, wszechobecnej wrzawy i absolutnym braku poczucia stabilnego bezpieczeństwa. Tęskno mu było do wszystkiego, co nie było stałe, czyli do wszystkiego, czego nie mógł mieć, będąc duchem.
    Tylko nowi przybysze się zmieniali. A tego, który odwiedził go teraz, Michał zamierzał przyjąć z przykładną gościnnością.
    Z delikatnym szuraniem podążył za nim, przeskakując między kinkietami, i uśmiechnął się wesoło, gdy zobaczył, jak mężczyzna zastawia wejście kartonami. Może starania chłopaka wcale nie były aż tak bezowocne. Przysłuchał się uważnie oddechowi mężczyzny – ku niezadowoleniu ducha był co najwyżej nieznacznie przyspieszony. Bynajmniej nie dało się go nazwać naprawdę przestraszonym. Chciał zachować jednak nieco subtelności. Jeszcze. Nagle przypomniało mu się jeszcze coś; światła również miały w zwyczaju być bardzo efektowne. Z reguły nie było potrzeby z nich korzystać, wziąwszy pod uwagę, że dzieciaki uciekały już po tym, gdy drzwi zamykały się za nimi z hukiem. Ale teraz było inaczej w najbardziej ekscytujący sposób, jaki Michał mógł sobie wyobrazić. Wskoczył więc do lampy najbliżej lustra i zamrugał nią. Włożył w to sporo swojej energii – światło przybrało wręcz zielonkawej barwy, która jednak wygasła równie nagle, co się pojawiła. Chłopak zaśmiał się cicho na ten widok, ale po niewielkiej łaźni poniosło się to naprawdę wyraźnie. Cóż, tyle by było z subtelności.
    [Wybacz, że zawsze odpisuję o.. no, takich porach D:]

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy gość nadal nie uciekał. Wręcz przeciwnie, zamierzał się bronić. I to chyba rozbawiło Michała najbardziej – sposób, w jaki dzierżył swoją prowizoryczną broń powodował, że chłopak miał ochotę roześmiać się jeszcze głośniej. Spojrzał na swoją szabelkę, powieszoną u boku. Na jej wdzięczne ostrze, którym kiedyś z taką przyjemnością siekał wrogów. O które teraz zresztą nieustannie dbał, nie pozwalając jej stracić na stanie. Chciał pokazać nowoprzybyłemu, jak powinno się walczyć, bo i był pewien, że pokonałby go z łatwością, co Michała dziwiło tym bardziej, że mężczyzna przed nim był od niego starszy i, w przeciwieństwie do niego, w ciągu ostatniego stulecia z pewnością miał towarzysza do treningów. Tak dawno nie miał okazji do potykania się z kimkolwiek, że teraz tęsknił do tego niezmiernie.
    Chłopak przemógł jednak rosnącą chęć na drobny pojedynek – obawiał się, że byłby jednak cokolwiek nieuczciwy, a na to nie mógł sobie pozwolić. Westchnął więc i zgasił wszystkie światła w łazience, po czym zamknął drzwi. Skoro już i tak się zaśmiał, mógł równie dobrze pokazać się swojemu gościowi. Nie mógł się doczekać, żeby dowiedzieć się, co takiego mężczyzna robił w jego domu. W końcu, choć Michał niechętnie to przyznawał, teraz właśnie tym był ten paskudny budyneczek.
    – Rób, co uważasz za stosowne – powiedział wesoło, po prawdzie nie do końca zrozumiawszy jego słowa. – I oczywiście, wypada, żebym się pokazał. Cóż ze mnie za gospodarz? – spytał z rozbawionym westchnieniem.
    Dotarło jednak do niego wystarczająco, żeby wiedział, że nie jest to nic, co mogłoby mu zagrozić. Z tymi słowami stanął stabilnie na ziemi, zaraz przy lustrze, skąpany w ciemności. Światła znów zajaśniały jasnym, już zupełnie zwyczajnym blaskiem, bo nietkniętym diabelską mocą. Ukazały postać dziewiętnastoletniego chłopaka, ubranego w czerwony żupan z adamaszku, z wypolerowaną, zadbaną szablą u boku i uśmiechającego się wesoło. Michał stukał palcami w broń, z dzikimi iskierkami w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć. Szybka informacja: niestety wyjeżdżam i wrócę dopiero w przyszły czwartek. Przepraszam, ale do wtedy nie ma szansy, że pojawi się odpis, chyba że cudem wywalczę internet, ale raczej bym się nie spodziewała :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. Michał obserwował wesoło swojego gościa, pieszczotliwie i nieustannie głaszcząc głowicę swojej szabelki. Jego uśmiech poszerzył się w pierwszej chwili, gdy tamten wypuścił swoją broń, choć już po chwili chłopak zmartwił się nieco, uświadomiwszy sobie, że wiąże się to z koniecznością zaniechania walki. Ponownie przez głowę przeszło mu, że byłaby to walka nieuczciwa, ale gdyby to mężczyzna zaatakował…? Broń przecież nadal doskonale nadawała się do potykania się, zachowana w stanie niemal nienaruszonym przez te wszystkie lata.
    Zanim Michał odpowiedział na pytanie swojego gościa, powiódł z nim wzrokiem po ścianach. Nie wiedział, co mężczyzna miał na myśli, zostawała mu więc tylko nadzieja, że jego wzrok zatrzyma się gdzieś i wskaże chłopakowi, czego właściwie szuka. Niestety, przeliczył się. Tamten tylko rozglądał się po kątach, jakby sam nie wiedział, czego szuka. Lub przynajmniej takie odniósł wrażenie.
    – Owszem, długo już tu mieszkam – przyznał Michał, a w uśmiechu na jego ustach wykwitła melancholia. – Przyznam, że nie grzeszysz uprzejmością, mówiąc o mnie tak, jakbyś mnie nie widział, ale nie, nie jestem prankiem, a zwykłym poltergeistem.
    Z tymi słowami skłonił się lekko, a jego szabelka zadźwięczała wdzięcznie u jego boku.
    – Nazywam się Michał Potocki – powiedział tonem, który zdawał się przepraszać jednocześnie za brak manier. – Witaj w moich skromnych progach byle jak najdłużej… – dodał uprzejmie, przerwawszy, gdy uświadomił sobie, że nie zna przecież imienia mężczyzny.
    Tak naprawdę rzeczywiście miał ochotę na gościa. Nawykł do samotności, ale za życia nieustannie powtarzał, że przyzwyczajenia są najgorszym, co można posiadać. Dlatego teraz tym bardziej ciepło zapatrywał się na nową osobę, która najwidoczniej nie wydawała się przerażona jego obecnością. Zaszokowana, owszem, ale nie przerażona. I choć Michał uważał za swoją drobną porażkę, że nie udało mu się prawdziwie wystraszyć nowoprzybyłego, tak naprawdę był również częściowo usatysfakcjonowany takim właśnie obrotem spraw. Po prawdzie miał prawdziwą ochotę z kimś porozmawiać, a nie miał ku temu okazji od kilku dekad.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam z powrotem! ^^ Brakowało mi tego naszego wątku.]
    Gdy Oskar się przedstawił, nic nie wyróżniało się specjalnie. Oczywiście, imię zdało się Michałowi nieco dziwne, mając na uwadze wcale polskie nazwisko jego gościa, chłopak zrzucił to jednak na karb globalizacji i gloryfikacji zachodu, tfu, praktykowanej nawet za jego czasu w niektórych rodzinach. Cudze chwalicie, swego nie znacie, jak zwykli mawiać jego towarzysze broni, ale niepotrzebna mówić, że Michał nie wypowiedział się na ten temat.
    Powiódł za jego spojrzeniem na swoją szabelkę i uśmiechnął się z dumą. Wyglądało na to, że wiele można było powiedzieć, ale nie to, że jego gość nie zna się na dobrej broni. Cięcie, unik. Kolejne natarcie. Michał miał ochotę pokazać mu, że szabelka nie jest tylko na pokaz, rwał się do walki. Ale jego gość tylko na obserwacji poprzestał. Tym bardziej, że gdy mężczyzna zaczął w końcu mówić, w chłopaku zrodziło się wiele sprzecznych uczuć, począwszy od rozbawienia na lekkiej urazie skończywszy. Na jego ustach wykwitł jednak finalnie rozbawiony uśmieszek, który jedynie poszerzał się z każdym kolejnym słowem Oskara.
    Najwidoczniej tamten nie zrozumiał absolutnie niczego, co Michał właśnie do niego powiedział, co nie zaskoczyło go może nadmiernie, ale nieco zawiodło.
    – Oskarze – westchnął po krótkiej pauzie. – Nie chowam oczywiście urazy za twoje słowa i reakcje, rozumiem bowiem dobrze, co je spowodowało. Ale obawiał się, że nie dostrzegłeś, że w tym domu jest jedynie jeden gospodarz. Nie mam intencji w pozbywaniu się ciebie, ale bezwzględnie nieuprzejmym jest deklarowanie się gospodarzem w mym domu. Zauważ, że mieszkam tu od wieków i jestem w stanie stwierdzić, ze da się tu przeżyć bez trudu. Jeśli jednak czegoś ci zbraknie, moja głowa w tym, żeby ci to zagwarantować. Lecz mam nadzieję, że zrozumiesz, że dom należy niewątpliwie do mnie.
    Jego głos zrobił się znacznie chłodniejszy na ostatnich słowach. To było jego królestwo i zamierzał przyjąć gości ciepło, ale tak długo, jak deklarowali się jako goście. Tym bardziej, że Oskar nie zwrócił nawet uwagi na naturę poltergeista. Cóż, sugerowało to tylko, że w istocie Anna powiedziała samą prawdę, mówiąc, że w tych czasach ludzie utracili na swojej znajomości zjawisk nadprzyrodzonych na rzecz nauki i bardziej, powiedzmy, rzetelnych źródeł. Ha, błogosławiona niech będzie niewiedza, czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  7. [Pewnie, ma sens :)]
    Michał uśmiechnął się na dalsze słowa swojego gościa, już znów ciepło i spokojnie. Cieszyło go niewyobrażalnie, że najwidoczniej jego wiadomość chociaż tym razem była klarowna. Ułożył dłonie w zapraszającym geście i powiedział:
    – Oczywiście, zapraszam. Proszę, kieruj się tędy – dodał i zaprowadził go w stronę najlepiej zachowanego pokoju. Nie żeby drastycznie różnił się on stanem od pozostałych. Dom w końcu może był już nieco podniszczony, co miało związek z brakiem odnowień natury technicznej, ale jak na tak długo niezamieszkany, wysprzątany był niemal idealnie i w niemal idealnym stanie były wszystkie meble. Może wyjąwszy jedynie pewien fotel, stojący teraz w głębi strychu, pocięty jego szabelką, gdy duch starał się rozruszać nieco, byle nie stracić formy. Michał naprawdę nie miał tu wiele więcej do roboty niż ponad to, dbanie o stan budynku na tyle, na ile było to w jego zakresie i wykurzanie potencjalnych intruzów. Choć żaden nigdy nie przedstawił się jako gość, który potrzebuje odpoczynku, bo wtedy, oczywiście, sprawa przedstawiłaby się zupełnie inaczej. Mimo wszystko, czasu miał aż nadto. Otworzył mu drzwi i usunął się z drogi.
    – Oto twój pokój – powiedział, zerkając wewnątrz pokrótce. Był to ten sam pokój, w którym niegdyś goszczono go: najbardziej reprezentatywny i zdecydowanie najbogatszy. Bo ten, który należał do pana domu zostawił, oczywiście, sobie. – Ponawiam, że o ile będzie to w moim zakresie, zagwarantuję ci wszystko, o co poprosisz – dodał ciepło, bez śladu uprzedniej wrogości. – Jak wierzę, wiesz już, gdzie możesz się odświeżyć. Sypiam w pokoju na końcu korytarza, jeślibyś mnie potrzebował.
    Sypiał to dużo powiedziane. Odkąd stał się bowiem duchem, nie potrzebował już snu, nie rezygnował jednak z codziennych czynności. Może poza jedzeniem, wziąwszy pod uwagę, że od dawna nic z niego nie zostało. Choć czasem dzieciaki, które do niego przychodziły, zostawiały jakieś słodycze w roli podarunku, co Michał sam bardzo cenił. Tęskno mu było do smaku licznych mięs, ale na nie niespecjalnie teraz liczył. Miał wyłącznie nadzieję, że uda mu się dostać cokolwiek, co znów przypomni mu o tym, jak wyglądało życie. Nawet jeśli teraz nadal nieco czuł jego posmak. Nieco, i to tylko dzięki aurze domu. Oczywiście cieszyły go wszystkie ofiary, przyniesione przez dzieciaki, jednak najbardziej brak mu było tego, na co przecież nie mógł liczyć – alkoholu. Każdy w okolicy, z bezdomnymi na czele, wiedział bowiem, że dom jest nawiedzony. To, że traktowano ich jak szalonych to jedno, ale fakt, że niemal nikt starszy tam nie wchodził, to już całkowicie co innego. Michał mógł więc zapomnieć o tak dawno zapomnianym już smaku.
    Duch skinął jeszcze na pożegnanie i ruszył w stronę swojego pokoju. Usiadł przy biurku i wyciągnął sakiewkę kamieni szlachetnych. Rozważył chwilę pewien pomysł, który wpadł mu nagle do głowy – bo i na co były mu teraz jakiekolwiek pieniądze? Oczywiście nie były to rzeczy warte astronomiczne sumy, miały przecież starczyć chłopakowi na nieco ponad tydzień w godnych warunkach. Na razie zaniechał jednak. Nie wiedział przecież wiele o swoim gościu a czuł, że ten rzeczywiście będzie witał u niego długo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Michał nieustannie obserwował pracę Oskara. Musiał przyznać, że nie spodziewałby się tego po gościu, szczególnie takim, który początkowo zachowywał się równie nachalnie, ale może zbyt szybko go ocenił. Duch nie poprosił go bowiem nawet o pomoc, a on to zrobił. Sam chciał mu pomóc, tym bardziej, że był świadom faktu, że wtedy skończą znacznie szybciej, miał jednak swoiste wrażenie, że Oskar go unikał. Składał to na karb tego, iż przyzwyczajanie się do nie do końca materialnego gospodarza domu mogło zajmować nieco czasu. Jako że dom był jednak jego, a on mógł pozostawać materialny tak długo, jak w nim przebywał, chciał pomóc jednak w odnawianiu. Zresztą, jego nadnaturalne zdolności również mogłyby być w tej kwestii przydatne.
    Wiedział także, że wszystkie te naprawy kosztują swoje, tym poważniej rozważał więc przekazanie Oskarowi swoich funduszy. Nie znał się może zbyt wiele na ekonomii, ale kamienie szlachetne długo potrafiły zachować wartość, a były nieporównywalnie lżejsze od monet, stąd też Michał zawsze wolał mieć przy sobie parę z nich zamiast grubej sakiewki, która zwracała niepotrzebnie uwagę. Chciał jak najszybciej poinformować o tym swojego gościa, który niewątpliwie wykosztowywał się na nieswoje przecież włości, oferując przy tym także swoją pomoc. W końcu cóż innego mógł zrobić? Teraz, gdy już Oskar przebywał w domu parę dni Michał uświadomił sobie, że nie chce się go pozbyć. Wręcz przeciwnie, w jego domu tak długo nikogo nie było, że słyszenie kroków na nieco podstarzałej podłodze wydawało się tak nienaturalne, a jednocześnie tak niesamowicie przyjemne. Czucie tej nieustannej energii, płynącej z żywych, która zaczęła zwracać jego uwagę dopiero paręset dobrych lat po śmierci, także zaczęło stawać się stałą, niewielką niedogodnością, na którą chłopak już przestał zwracać uwagę.
    Michał bardzo dobrze czuł więc, gdzie dokładnie znajdowały się żywe istoty, o ile znajdowały się one w jego domu. Także teraz potrafił dokładnie powiedzieć, gdzie znaleźć Oskara, a im dłużej siedział w swoim pokoju i to rozważał, tym większą chęć miał przekazać mu pieniądze i zaoferować swoją pomoc właśnie teraz. Bo i dlaczego nie? Powziąwszy więc to postanowienie, ruszył w stronę salonu, z którego czuł intensywne tchnienie życia.
    Oskar był w salonie, Michał nie uznał więc za stosowne krępować się przed wejściem. W końcu, jak przystało na dobrego gospodarza, nigdy nie wparowałby do pokoju swojego gościa, wcześniej nie zapukawszy. Ale to był salon, czyli przestrzeń zdecydowanie wspólna.
    – Oskarze – powiedział, ledwo pojawił się w pomieszczeniu. – Miałbyś może chwilę?

    OdpowiedzUsuń
  9. W pierwszej chwili gdy Oskar znów założył, że dom jest jego, Michał martwił się, że jego gość ma problemy z pamięcią. Aż pożałował przez chwilę, że w okolicy nie ma ojca Franciszka, który przecież zawsze miał fantastyczne rozwiązania na wszelkie tego typu demoniczne problemy. Kiedyś chłopak widział nawet, jak uleczył pewnego zabiedzonego chłopa z wampiryzmu, niemal nie sprawiając mu przy tym bólu. Datek, jaki potem jego rodzina złożyła na Kościół nie był może zbyt pokaźny, ale okraszony olbrzymimi zbiorami. Pomyśleć, że ojciec Franciszek połowy z tego nie chciał. To był dobry człowiek, teraz takich brakło.
    Michał znów otrząsnął się ze wspomnień i jak przez mgłę dotarły do niego tłumaczenia jego gościa. Wywołały one jednak na jego twarzy szczery uśmiech ulgi, ponieważ ewidentnie Oskar przypomniał sobie o ich poprzedniej rozmowie. Niemal z odruchu chłopak pogładził znów swoją szabelkę. Uświadomił sobie nagle, że odkąd ma w domu gościa, nie ćwiczył nawet. Chciał ten fakt zmienić i zanotował sobie, żeby potem o to spytać, ale teraz miał przecież znacznie istotniejsze kwestia, którymi również powinien się zająć.
    – Cieszę się, że warunki ci odpowiadają – powiedział Michał uspokajającym tonem, drobnym gestem pokazując mu, że może się już uspokoić. O ile rozbawiła go nieco taka reakcja, cieszył go respekt, jakim go obdarzono. Oznaczał, że Oskar traktował go poważnie. Może trochę zbyt poważnie, ale chłopak wolał tak, niż gdyby tamten miał przesadzać w drugą stronę. – Nie żywię urazy za twoje początkowe zachowanie. Spoglądając na sprawę, ja również powinienem przeprosić za próbę doprowadzenia do twojej ucieczki. Wiem, jak nieuprzejme to było i mam nadzieję, że przyjmiesz moje przeprosiny. Oczywiście, zamierzam pomóc ci w naprawach, i to dwojako.
    Z tymi słowami uśmiechnął się, patrząc mu w oczy. I choć był to uśmiech generalnie przyjazny, pojawiło się w nim również bardzo wyraźne ostrzeżenie. Michał wyjął więc sakiewkę i położył ją na stoliku w salonie. Odwiązał ją, choć sznur był już tak przetarty, że i tak nie przynosił niemal najmniejszej korzyści, po czym wyjął niezwykle delikatnie kilka kamieni szlachetnych. Kiedyś w sam raz na dwutygodniową wyprawę, więc wątpił, by mogło starczyć na porządne dołożenie się do napraw, więc gdy tylko to wyłożył, dodał:
    – Przykro mi, ale to wszystkie kosztowności, które miałem ze sobą w czasie przebywania tutaj. Wiem, że to niewiele, ale mam nadzieję, że pokryje chociaż w części twoje wydatki na niezbędne naprawy.
    Z tymi słowami zerknął pobieżnie na swój pierścień rodowy, ale zrezygnował zaraz. Był dla niego zdecydowanie zbyt istotny i Michał nie zamierzał się z nim na razie rozstawać ze względów czystko wspominkowych i melancholicznych.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Wybacz, że tak późno odpisuję, najpierw urlop, potem zrobiła mi się kosmiczna kolejka D:]
    Michał niewątpliwie zwrócił uwagę na nietypowo niewielką odległość, na jaką zbliżył się Oskar, ale nie odezwał się. Nie czuł, co prawda, jego ciepła jako takiego, ale intensywnie wyczuwał tańczącą w nim esencję życia, tak jak w każdym, kto tylko wchodził do jego domu. Jak wcześniej jednak mu to przeszkadzało, tak przez ostatnich parę dni, gdy Oskar chodził po jego domu, przywykł do niej, niemal ją polubił. Niemal. Nadal jednak w dużej mierze zdawała się go ostrzegać przed tym, co niezwiązane z jego nowym życiem, a raczej nieżyciem, choć w stopniu na tyle nieznaczącym, że dało się to ignorować.
    Teraz ledwo wyjął kamienie, zaczął zastanawiać się, jak dokładnie powinien odpowiedzieć mężczyźnie na jego pytanie.
    – Cóż, mogą być dla mnie całkowicie materialne, wymaga to ode mnie tylko odrobiny skupienia, tak jak zresztą wszystko, co znajduje się wewnątrz tego domu – wyjaśnił, pocierając odruchowo swój sygnet. Tak naprawdę to reakcja Oskara swoje go rozbawiła; w kręgach, w których za życia się obracał kamienie szlachetne niewprawione w żadną biżuterię były jedynie alternatywnym środkiem płatności, najzwyczajniej znacznie lżejszym niż monety. Nigdy nie postrzegał ich jako piękne czy nie. Po prostu były i miały pewne nadane wartości. Teraz chłopak pozwolił sobie na uśmiech, gdy zauważył i usłyszał zmieszanie mężczyzny. – Oskarze, przyznam, że w ciągu ostatnich trzystu lat niewielu ludzi widziałem dłużej niż przez raptem kwadrans, może dwa. Nie zdążyłem więc zbytnio ich ocenić. Inną kwestią jest więc: jak lepiej mógłbym spożytkować te kamienie, niż na naprawie własnego domu, który wyznacza teraz granice mojego świata, tym bardziej, że sam nie jestem w stanie wiele się do tego przyczynić? – spytał, nie zważając na to, że być może mówi zbyt wiele. Dopiero teraz uświadamiał sobie, że niewiele mógł zdziałać bez pomocy, a dom nie mógł przecież stać wiecznie nienaprawiany, chciał więc pochwycił okazję.
    Gdy Oskar znów się odsunął, Michał poczuł się nieco lepiej, dzięki oddaleniu się tej żarzącej się jasno iskierki życia, której nie powinno być przecież w jego domu, na jego nie-całkiem-martwym terytorium. A jednak niegdyś chłopak nie potrafił sobie wyobrazić dnia bez innych, toteż teraz odczuwał, jak bardzo przez stulecia brakło mu towarzystwa istot, które nie byłyby duchami. Czas płynął wtedy niesamowicie szybko, minuty przeradzały się w dni, dni w miesiące, miesiące w dekady. A teraz, odkąd Oskar pojawił się w środku, Michał potrafił odróżnić każdy dzień.

    OdpowiedzUsuń
  11. [W razie czego wyjeżdżam teraz na nieco ponad tydzień, jak wrócę, oczyszczę się odpisów, jeśli takowe się pojawią, wcześniej nie ma mnie co szukać :) Miłego pisania w tym czasie ^^]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Witam i melduję powrót z urlopu! ^^]
    Gdy Oskar przystał na jego propozycję, jego uśmiech poszerzył się znacznie. W istocie, nie widział dla tych kamieni jakiegokolwiek lepszego zastosowania i niesamowicie cieszyło go, że na coś jednak się przydadzą – ten dom był teraz jego wszystkim, całym światem i jedyną ostoją. Nie musiał przecież jeść ani pić, nie potrzebował więc też pieniędzy w żadnym innym celu. Nie miał bowiem pojęcia, co stałoby się, gdyby dom się zawalił. Czy gdyby postawiono tu nowy, nowoczesny budynek, mieszkańcy, którzy naraz by się tu sprowadzili, mieliby po prostu nieco przerażającą niespodziankę, w którą, co gorsza, nikt by im nie uwierzył? A może wraz z rozpadem domu rozpadłaby się także dusza Michała, znikając… właśnie, gdzie? W zaświatach, tam gdzie jej miejsce, czy może wyparowałaby na dobre? Czy coś takiego jak zaświaty w ogóle istniało?
    Może chłopak miał szczęście stać się duchem – uważał, że nie była to żadna klątwa, choć czasem trudno mu było przekonywać do tego samego siebie. Nie był wcale pewien, że gdyby zniknął z tego świata, nie zniknąłby na dobre. Za życia był głęboko wierzącym katolikiem i choć nadal zdarzało mu się modlić, z każdym dniem coraz bardziej wątpił w istnienie tego najprostszego nieba i piekła. Co za tym szło, zdecydowanie nie chciał sprawdzać, co się stanie, jeśli coś tu zrobi nie tak. Bo nie wierzył też zbytnio, że chodziło o naprawienie swoich błędów z przeszłości, wziąwszy pod uwagę, że nie mógł nawet opuścić domu, a wszyscy jego niegdysiejszy mieszkańcy od wieków nie żyli. Ba, Michał wątpił nawet, żeby ich przodkowie nadal znajdowali się gdzieś w okolicy. Nie żeby mógł mieć jakiekolwiek nadzieje na rozpoznanie ich w razie czego.
    – Jestem pewien, że będę w stanie ci pomóc – powiedział, choć z pewnym oporem. Chciał zadbać o dom i musiał to zrobić z przyczyn czysto praktycznych, ale bądź co bądź, nigdy nie pracował przy tego typu robotach. Fizyczne zadania, jakich się podejmował, miały coś wspólnego raczej tylko i wyłącznie z wojaczką. Dlatego obawiał się nie tyle o to, czy uda mu się to zrobić jako duch, ale czy będzie wiedział, jak. – Owszem, możesz, nie krępuj się – dodał jeszcze. Anna zdążyła mu wyjaśnić, jak dokładnie działała teraz hierarchia wśród ludzi i zrozumiał doskonale, że nie istnieją już chłopi czy w ogóle ludzie niżej od niego postawieni. Mniej więcej go do tego przyzwyczaiła. Może czasem czuł się przez to dziwnie, ale nikt nie traktował go już tak jak kiedyś, przecież nie mógł tego zresztą oczekiwać. U dzieciaków i tak był tylko „strasznym facetem”, cokolwiek druga część znaczyła, czy po prostu „duchem”. Nikt od dawna nie adresował go w, cóż, żaden sposób. Poza Anną właśnie, która również była wysoko postawiona w chwili śmierci. O ile dobrze zrozumiał jej, co by nie mówić, skomplikowane wyjaśnienia. – Przy okazji, założę się, że masz setki pytań. Jeśli będziesz tylko miał ochotę, możesz mi je zadawać do woli.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Hejka, teraz to ja winna jestem ci przeprosiny, ale na razie znikam na cały miesiąc - mam przed sobą olbrzymi projekt i nie mam czasu na pisanie czegokolwiek poza tym. Więc przepraszam i oby do za miesiąc]

    OdpowiedzUsuń
  14. Słowa „internet” i „komputer” coś mu przypominały. Kojarzył je z tą częścią wyjaśnień Anny, które zawsze ignorował, bo nie dość, że były zagmatwane i abstrakcyjne, dodatkowo były mu zbędne. A przynajmniej za takie je uważał – i nawet teraz nie czuł, że postąpił źle, nie słuchając wtedy o nich. W końcu Oskar wyjaśni mu to w końcu, a jeśli nie, będzie to znaczyło, że nie było to nijak istotne.
    Choć, oczywiście, pytań miał mnóstwo. Może nie było to zbyt zdrowe, ale nie raczej o naturę świata, a o samą osobę Oskara. W końcu był doskonale świadom faktu, że niczego poza tym domem nie pozna – a to, co się tu znajdzie, i tak, prędzej czy później. Nauczył się już, że jako duch miał mnóstwo czasu na wszystko.
    Michał nie lubił niczego ufizyczniać – o ile, oczywiście, nie był to tak rzadko przynoszony tutaj alkohol czy inne łakocie, którymi dzieciaki go przekupywały. Przyznać trzeba, że działało to na niego doskonale, a plotka niosła się szybko, ale działało to tylko na jego korzyść. Teraz jednak pędzel nijak nie stanowił niczego zjadliwego. Mimo to chłopak przymrużył oczy i skupił się na połączeniu się z maleńkim przedmiotem i chwycił go niepewnie.
    – Grę? – spytał Michał niepewnie, szczerze niezadowolony tonem własnego głosu. Brzmiało to istotnie niepokojąco, ale nie chciał w żaden sposób wyrywać się z obrazu groźnego ducha, jaki tu tworzył, nawet jeśli nie wobec samego Oskara. Tym bardziej, że owa propozycja wzbudziła w nim zarówno lęk, jak i silną ciekawość.

    [Dobra, wracam dopiero, wybacz, że tak późno, ale uch, tęskniłam!]

    OdpowiedzUsuń
  15. Michał wyznanie Oskara skomentował tylko pogardliwym pomrukiem i zniesmaczonym spojrzeniem. Nie miał pojęcia, czym było owo gimnazjum, ale z samego tylko opisu sytuacji widział w nim miejsce całkowitego wyuzdania i nieprzyzwoitości – szczególnie wziąwszy pod uwagę to, jak śmiało do całego zdarzenia przyznał się mężczyzna. Widział zmieniający się świat i miejsca: łatwo było mu dostrzec śmiałe zmiany w ubiorze, szczególnie kobiecym, i co prawda rzadsze, ale też nie całkowicie niemożliwe do zaobserwowania dewiacje w męskich strojach, ale nie miał przecież możliwości zbadania zmian w sposobie myślenia. Bo przecież nawet Anna, też już ponad wiekowa, postrzegała wszystko zupełnie inaczej, niż było to za jego czasów – i do czego było mu teraz tak tęskno.
    – Cóż, mam nadzieję, że nie żywisz nadziei na ten sam typ nagrody – powiedział Michał, dziwiąc się, że w ogóle go o tym informuje. W końcu zdawałoby się to oczywiste, ale w tym dziwacznym świecie działy się różne rzeczy. – Jeśli nie, mogę przystać na twoją propozycję.
    W końcu co miałby mieć do ukrycia?
    – Masz już kochankę? – spytał więc.

    OdpowiedzUsuń
  16. Michał tak naprawdę właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał po tym, jak Oskar wspomniał wcześniej o całej istocie gry w takiej wersji, w jakiej mężczyzna grał w nią poprzednio. Wiedział, że powinien już powoli przywyknąć do tego, co dzieje się w świecie, w jakim istniał teraz, ale nie sądził, żeby miało mu się to kiedyś udać. Zresztą, z drugiej strony, wątpił, żeby tego po nim oczekiwano. Nie skomentował więc nijak wypowiedzi swojego współlokatora poza cichym westchnieniem, takim, którym, jak miał nadzieję, nie uraziłby Oskara.
    – Na imię było jej Zofia – powiedział, uśmiechając się delikatnie i wraz jakby zapominając, że jeszcze przed chwilą odczuwał swoiste zniesmaczenie. – Zosieńka – dodał po chwili, wzdychając znów, tym razem z odrobiną rozbawienia. – Wywodziła się z domu Jabłonowskich, niezbyt wprawdzie ważnego, ale była niezmiernie jak na kobietę wykształcona. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, rozprawiała ze mną po włosku na przeróżne tematy. Od razu zainteresowaliśmy się sobą i nie byliśmy w stanie zaprzestać rozmowy choćby na moment. Szczęśliwie zostawała u nas nieco dłużej. Wkrótce potem porozumiewaliśmy się listownie, kiedy wyruszyłem na wojnę z Turkami. Spodziewałem się ujrzeć ją następnego lata, ale dość powiedzieć, że następne lato nigdy nie nadeszło – dodał z niejaką wesołością. Miał wiele lat, żeby przywyknąć do myśli o swojej śmierci i choć niewątpliwie żal mu było, że nigdy nie zobaczył swojej ukochanej ponownie, ona również stała się mglistym wspomnieniem, jak wszystko, poza tym domem. Spojrzał na usilnie trzymany przez niego pędzel i uśmiech na jego twarzy nabrał nieco zgryzoty. Kiedyś nigdy nie dotknąłby się takiej pracy. Teraz jednak chciał robić cokolwiek, do czego jeszcze nie nawykł.
    – Gdy jesteśmy przy wojaczce… Jaką bronią władasz?
    Pamiętał doskonale, że Anna wspominała, że broń biała niemal przestała być używana. Był jednak szczerze zainteresowany orężem, którym posługiwano się współcześnie i wierzył, że mężczyzna powie mu na ten temat więcej niż zmarła kobieta. Na to przynajmniej liczył – tym bardziej, że doskonale wiedział, że czasu na pytania im nie zbraknie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zosieńka przez lata stała się przemiłym wspomnieniem, jakby snem, do którego od czasu do czasu mógł wracać, kiedy tonął w myślach. A to zdarzało mu się często – tracił wtedy poczucie czasu i odpływał, czasami nawet na całe dni, tygodnie. A potem znów przychodziły dzieciaki, znów odrobinkę zmienione i znów mówiąc do siebie zupełnie inaczej. A to przecież były tylko tygodnie. Dziwne, że to całkowicie przypadkowi goście, którzy chyba cudem jeszcze opowieściami o duchu w starym domu nie zwrócili jeszcze uwagi nikogo odpowiedniego.
    Podążał wzrokiem za leniwie pojawiającymi się smugami farby, gdy Oskar znów się odezwał. I tak jak wcześniej z niematerialnością pędzla nie miał problemu, tak teraz nagle wypadł mu z dłoni, a on cmoknął z irytacją. Ta odpowiedź zaskoczyła go na tyle, że stracił na moment skupienie, a to wystarczyło, żeby pędzel wysunął się w jego dłoni i spadł przez niego jak przez powietrze. Schylił się z powrotem i nie przerwał Oskarowi, choć z trudem się od tego powstrzymał.
    – Za mojego życia korzystano już z broni palnej – powiedział nieco oburzony. Zabawne, sam nie był świadom tego, że te słowa w ogóle go oburzyły. Odchrząknął i dodał, już całkowicie spokojnie – Mimo wszystko nic nie zastąpi oręża w dłoni, broni, na której można polegać całkowicie – dodał, zerkając na swoją szablę. Kiedyś, z powodów czysto praktycznych, nie nosił jej stale przy sobie, ale teraz była jego przywiązaniem do rzeczywistości, więc nie rozstawał się z nią na krok.
    Już, już chciał dopytywać, ale uświadomił sobie, że zgodnie z zasadami gry powinien najpierw odpowiedzieć.
    – Zresztą, oczywiście, że pamiętam. Wyruszyłem roku Pańskiego tysiąc sześćset dwudziestego, ciepłym, ale nie upalnym latem. Piękne to były dni, bo i pierwsza moja większa wyprawa wojenna – dodał z dumnym uśmiechem godnym zasłużonego nastolatka, po czym skrzywił się delikatnie. – Szkoda tylko, że również ostatnia. Mimo wszystko – po krótkiej chwili zmienił temat. – Czym się zajmujesz na co dzień?

    OdpowiedzUsuń