15 czerwca 2000

[KP] Edward Heath



Edward Heath

| Trzydzieści lat | W kolejce do przejęcia firmy swojego ojca | Zmierzający po trupach do celu |
| Opanowany | Profesjonalny realista z zaciśniętym krawatem pod szyją |


5 komentarzy:

  1. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, przesuwając wzrokiem po swojej sylwetce, jakby szukała jakieś zmiany. Wydawało jej się, że powinna dostrzec jakąś różnicę, cokolwiek, co potwierdzałoby, że za chwilę wszystko będzie inne, niż jeszcze tydzień temu. Jedynym aspektem, który w jakiś sposób odzwierciedlał to, co czuła była jaśniejsza cera, jakby za chwilę miała skoczyć z wysokiego budynku i nie wiedziała, czy na dole coś czeka. Ta metafora całkiem trafnie odwzorowywała sytuację, w której się znalazła. Za chwilę miała wejść na nieznane wody i tak naprawdę nie wiedziała, co los jej przyniesie. Przesunęła dłońmi po granatowym materiale sukienki, wygładzając nieistniejące zagięcie. Nie wiedziała, jak powinna ubrać się na własne przyjęcie zaręczynowe, które w gruncie rzeczy nie było nawet jej, lecz dwóch firm. W jej głowie to właśnie te dwa przedsiębiorstwa właśnie się zaręczały, a ona była po prostu jednym z przedstawicieli. Jej skórę otulał ciemny materiał sukienki, która opinała ją w talii, a później lekko się rozszerzała, spływając luźno i kończąc się tuż przed kolanem. Rękawy co prawda były długie, ale wykonane z prześwitującego materiału, który przylegał do skóry. Odkryte ramiona i dekolt w serek nadawały kreacji eleganckiego wyglądu, z kolei nagie plecy pokazywały lekkość, której co prawda w tym momencie nie czuła, ale ona gdzieś tam głęboko w niej była, ukryta za tą całą niepewnością. Strój został zaaprobowany przez jej matkę, a jedyne czego rodzicielka nie popierała to rozpuszczone czarne kosmyki, które opadały delikatnymi falami na jej plecy, łaskocząc odkrytą skórę. Nie chciała ich spinać, były kotarą, za którą mogła się ukryć, gdyby nadeszła taka potrzeba.
    Wzięła kolejny głęboki wdech, wiedząc, że za chwilę musi wyjść ze schronienia, jakie zapewniała jej mała łazienka. Rodzice czekali na sali, zapewne już się niecierpliwiąc. Gdy tylko podjechali pod budynek, od razu się od nich oddaliła, obiecując, że wróci za sekundę. Sądziła, że była gotowa, ale kilkanaście minut w zamkniętym samochodzie upewniło ją w przekonaniu, że wcale tak nie było. Gardło paliło ją potrzebą ucieczki, lecz umysł przypominał o obowiązku. Zawsze sądziła, że jest silna, przetrwa i udowodni, że potrafi, nieważne, jaka przeszkoda stanie na jej drodze. Od małego chciała coś zdziałać, rozpocząć pewne zmiany, być godną następczynią nazwiska, jakie przyszło jej nosić. To małżeństwo miało to zapewnić, może nie w ten sam sposób, o którym od zawsze marzyła, ale to było lepsze niż nic. Dlatego, gdy ojciec przedstawił jej swój plan, nie uniosła się, nie zaczęła krzyczeć i rzucać papierami, oskarżając go o bycie prymitywnym konserwatystą. Przez lata dbała o to, by zobaczył w niej kogoś odpowiedzialnego, wystarczająco przedsiębiorczego, kogoś, kto mógłby stanąć nad sterem. Wtedy powiedziała, że się zastanowi. Dostała jeden dzień, gdyż w mniemaniu ojca umysł analityczny powinien w szybki sposób uporać się z każdym problemem. Od lat nie szukała miłości, nie szukała związku. Na pierwszym miejscu stawiała rozwój, pragnęła poznawać tajniki firmy i zbierać doświadczenie. Nie planowała małżeństwa, a z całą pewnością nie takiego aranżowanego. W końcu to nie było już średniowiecze, by rodzice wybierali córce męża. Cóż, w gruncie rzeczy wybierali także swojego wspólnika, by stworzyć wielkie imperium, na które w pojedynkę nie mogliby sobie pozwolić. Dlatego powiedziała, że się zgadza, a gdy wypowiedziała te słowa, lawina ruszyła i niczego nie można było powstrzymać. Tego od zawsze ją uczono, podejmowania decyzji i ponoszenia konsekwencji. Ta chwila, w tej małej łazience, to była konsekwencja, a ona zastanawiała się, czy aby na pewno wszystko sobie dobrze przemyślała. Myślała o tym, co będzie teraz, co będzie za rok, lecz gdy w głowie pojawiało się pytanie, co stanie się za pięć lat, wtedy pojawiała się czarna dziura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że jedynym sposobem, by to przetrwać jest odcięcie się od wszystkiego. Postawienie wysokiego muru i skupienie się na celu. Miała połączyć dwie wielkie firmy, na tym skupiła swoją całkowitą uwagę. Reszta była tłem, a jak wiadomo, do każdego krajobrazu można się dopasować. Nie była kameleonem, ale potrafiła dobrze udawać. W tym momencie to wystarczyło. Odrzuciła idiotyczne uczucia, już dawno przestała być małą dziewczynką. Nawet jako dziesięciolatka nie miała zwykłych marzeń. Od zawsze chciała osiągnąć wiele i być powodem do dumy. Być kimś wystarczającym. Jedyne czego żałowała w tym momencie, to to, iż nie urodziła się chłopcem. Rodzinna firma zawsze była prowadzona przez mężczyzn, przechodziła z dziada na ojca, z ojca na syna, aż wreszcie narodziła się mała dziewczynka o ciemnych oczach i oliwkowej cerze, zaburzając ten cykl i na dobre zmieniając tradycję.
      Zamknęła oczy, policzyła do trzech, a gdy je otworzyła, maska była już na miejscu. Wojownik wrócił na swoją pozycję, przestając ukrywać się w drugim szeregu, a przynajmniej taką miała nadzieję. Przeczesała krucze kosmyki palcami i wreszcie opuściła bezpieczny azyl. Dziwiła się jedynie, że przez ten czas nie pojawiła się kolejka i nikt nie dobijał się do drzwi. Zapewne było to spowodowane tym, iż jej rodzina pojawiła się jako jedna z pierwszym. W końcu nie mogła spóźnić się na przyjęcie, na którym miała grać główne skrzypce. Maszerowała wyłożonym czerwonym dywanem korytarzykiem, aż ponownie znalazła się na sali. Od razu dostrzegła rodziców, którzy stali kawałek dalej, rozmawiając z jakimś starszym mężczyzną, który jednak oddalił się, nim ona zdążyła się do nich zbliżyć.
      — Jesteś wreszcie. Czekaliśmy, żeby móc razem pojawić się przy wspólnym rodzinnym stole. — wytłumaczył ojciec, mierząc ją skupionym spojrzeniem. Miała ochotę wywrócić oczami, jeszcze przecież nie byli rodziną, w tym momencie przy tym stole zasiądą osoby, które po prostu chcą w jakiś sposób połączyć swoje firmy. To był raczej stolik kontrahentów, lecz nie zamierzała tego komentować. Uśmiechnęła się jedynie i cichym głosem przeprosiła, że musieli na nią czekać. Mimo wszystko była im za to wdzięczna, nie chciała pojawiać się tam sama, stanąć przed rodzicami, przed przyszłymi teściami i przed... Cóż, przed mężczyzną, który miał włożyć na jej palec zbędny pierścionek.
      — Chodźmy już Williamie, oni z pewnością już czekają. — jej matka jak zwykle była wcieleniem elegancji. Czasami zazdrościła jej tej gracji. Ona urodę odziedziczyła zdecydowanie po babci, miała w sobie coś egzotycznego, czego z kolei jej matka nie przejęła. Caroline Camber była wcieleniem profesjonalizmu i zdawało się, że odnajduje się idealnie w każdej sytuacji. Podejrzewała, że jej matka o wiele lepiej nadawałaby się na to miejsce, ale to nie było możliwe.

      Usuń
    2. Ojciec objął w talii swoją małżonkę, a jej zaoferował ramię, które z lekkim uśmiechem przyjęła. — Niedługo nie będę mógł chwalić się stałym towarzystwem dwóch najpiękniejszych kobiet na świecie. — stwierdził jej ojciec, posyłając córce krzywy uśmiech. Zaśmiała się i pokręciła głową, mocniej zaciskając uścisk na jego ramieniu. Wiedziała, że ją kochał, nigdy nie dał jej odczuć, by było inaczej. Jednakże miała też pełną świadomość tego, iż żałuje, że nie udało mu się spełnić marzenia o dwójce dzieci. Marzenia o synu. Odtrąciła jednak tę myśl i ruszyła przed siebie, w duchu dziękując ojcu, że ma go blisko, bo w przeciwnym razie, skręciłaby w stronę drzwi wejściowych. Widziała stolik, do którego się zbliżali, dostrzegała siedzące przy nim osoby, lecz byli usadzeni tak, że widziała jedynie ich plecy, a zatem nie mogła nic więcej powiedzieć. Dawała sobie jeszcze kilka chwil na udawanie, że po prostu udała się z rodzicami na kolację, nic więcej.
      — Przepraszamy za spóźnienie. — zaczął jej ojciec, nim jeszcze całkowicie się zbliżyli, choć w rzeczywistości się nie spóźnili. Po prostu nie pojawili się przed czasem. William miał jednak swoje zasady, a jedną z nich była dziwna chęć witania się zawsze na stojąco. Nieważne czy to on przychodził później, czy ktoś inny. Nauczył ją, by wtedy zawsze wstawała i witała gości, by później wszyscy mogli zasiąść razem.

      Usuń
  2. Gdy ojciec zabrał ją wtedy do swojego gabinetu i przedstawił sytuację dotyczącą całego tego aranżowanego ślubu, była tak zaskoczona, że nawet nie zainteresowała się z kim miałaby stanąć przed ołtarzem. Wypełniało ją też w jakimś stopniu rozczarowanie, ponieważ ceniła to miejsce. Jako dziecko przyglądała się jak ojciec się tam zamykał, pochylał głowę nad dokumentami, co mogła dostrzec przez uchylone drzwi. Czasami mu się przypatrywała, głowiąc swój jeszcze nieświadomy rozum tym, nad czym tak skupia się mężczyzna, którego szanowała najbardziej. Ten gabinet był ucieleśnieniem władzy i choć to siedziba firmy była jej sercem, ten mały pokój, którego centrum stanowiło biurko wykonane z ciemnego drewna był czymś niezbędnym. Nie był sercem, ale mogła przyrównać go do płuca, które było równie ważnym organem. Zawsze liczyła, że ojciec zaprosi ją do środka, zapewni, że w nią wierzy i jest w stanie powierzyć losy firmy w jej drobne ręce. W zamian tego usłyszała, że może stać się jej ważną częścią, zbudować coś niezwykłego, lecz jednocześnie zawrzeć związek małżeński, którego nawet nie planowała. Wtedy nie zapytała o to, kto miałby być tym wątpliwym szczęśliwcem, a później, gdy podjęła decyzję i zgodziła się, chociaż od początku wiedziała, że inna odpowiedź nie wchodzi w grę, postanowiła o to nie pytać. Nie było to podyktowane romantycznymi pobudkami i marzeniem o wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia. Dzięki temu uchroniła się przed godzinnym wpatrywaniem się w ścianie i wyobrażaniem sobie mężczyzny, którego imię zostałoby jej podane. Nie powstrzymałaby swojej ciekawskiej natury i w dobie internetu, gdy informację można zdobyć dzięki kilku kliknięciom, przeszukałaby wszystkie strony, by dowiedzieć się o nim jak najwięcej, ponieważ tak dokładna by była. Pewnie od razu spotkałaby się z rozczarowaniem i zniechęciła się do swojego narzeczonego nim zdarzyłaby go nawet zobaczyć na żywo. Dlatego poprosiła ojca, by jej nie mówił. Postanowiła, że zaczną od zera, przynajmniej ona od tego zacznie. Pozna go krok po kroku, by chociaż to było w jakimś stopniu normalne, podczas gdy cała reszta ich związku byłaby pokręcona. Zdecydowała się na niewiedzę i ku jej zdziwieniu, do czasu kolacji cieszyła się z tej decyzji, ciekawość nie zżerała jej od środka, wypalając wnętrzności. Wmówiła sobie, że szykuje się na poznanie nowej osoby. Lubiła poszerzać grono znajomych, uczyć się od innych ludzi, ponieważ każdy był inny. Pożałowała tej decyzji, dopiero gdy kroczyła przez salę, gdyż poniekąd poczuła się na straconej pozycji. Zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że to nie jest zwykle zapoznanie. Nie byłoby tak oficjalne. Spotykała mężczyznę, który stanie u jej boku, którego nazwisko przyjdzie jej nosić i nie wiedziała kompletnie nic. Można powiedzieć, że znienawidziła się za moment, gdy powiedziała ojcu, że nie chce znać jego imienia, gdyż przyszło jej patrzeć jak ktoś, kogo wydawało jej się, że nie zna wstaje i odwraca się w jej stronę. Czuła, że jej serca na chwilę się zatrzymuje, a po chwili zaczyna bić z zawrotną prędkością, tak że szumiało jej w uszach. Żałowała, że nie poprosiła o to imię, teraz byłaby w stanie o nie błagać, gdyż je znała. Rozpoznałaby tę twarz wszędzie, ponieważ w jej umyśle była przypisana do jednej z największych porażek, które sprawiły, że musiała zgodzić się na ten ślub, by udowodnić ojcu, że nadaje się na przywódcę. Jego imię było jak najgorsze przekleństwo i od tamtego incydentu zawsze wypowiadała je z obrzydzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocknęła się, dopiero gdy jego usta dotknęły jej skóry, a dokładniej w momencie, gdy mężczyzna już się wyprostował. Nie zarejestrowała chwili, gdy się schylał, gdy sięgał po jej rękę. Jej umysł pozostał wyłączony, gdy złożył pełen elegancji pocałunek. Szum ustał, dopiero gdy stał przed nią wyprostowany, a dłoń w miejscu, którego dotknął paliła żywym ogniem. Nie tym przyjemnym, o którym rozpisywały się pisarki romantycznych historii. To był dotyk, który sprawił, że z ledwością powstrzymała się od tego, by wytrzeć skórę o sukienkę, zmyć tę skazę. Widziała jego obojętność i wtedy postanowiła, w te kilka sekund złożyła sobie obietnicę, a raczej odnowiła tą, która złożyła lata temu. Zemsta najlepiej smakowała na zimno, wszyscy tak powtarzali, a ona zamierzała teraz tego dowieść. Minęły lata, a los z niej zadrwił, ale ona całym sercem wierzyła w powiedzenie, że gdy los daje ci cytrynę, masz z niej zrobić lemoniadę, a później sporo na niej zarobić. Teraz czuła, że te słowa idealnie pasowały do tej sytuacji. Spojrzała mu w oczy, dając mu sekundę, by wyczytał to z jej spojrzenia, by wiedział, że poświeci wiele, aby ta jego obojętność została zastąpiona czymś innym. Świetnie grał, lecz ona była kobietą z misją, kobietą z urazą. Nie bez przyczyny największe aktorki w mitologii były przedstawiane jako kobiety. To one manipulowały, szeptały wojownikom, wystawiając ich przed szereg, popychając na rzeź, strącając ich w przepaść.
      — Olivia. — przedstawiła się, by wypełnić ciszę i na wszelki wypadek przypomnieć mu z kim ma do czynienia. Widziała jednak błysk rozpoznania w jego oczach, wiedziała, że nie zapomniał i dobrze. Ona z całą pewnością zapamiętała faceta, który odebrał jej szansę, która później okazała się ostatnią, jaką miała. Posłała mu uroczy uśmiech, po czym zerknęła na rodziców, którzy już stali przy stoliku. Zajęła więc swoje miejsce, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
      — To wielki krok dla naszej firmy i jestem dumny, że nasze dzieci biorą w tym udział. — głos jej ojca przedarł się do jej umysły, gdy uświadomiła sobie, że na kilka sekund straciła czujność i pozwoliła, by jej myśli gdzieś powędrowały. Wróciła więc do swojej roli, przywołując na twarz uśmiech i zerkając na ojca, który zwracał się do swojego wspólnika. — Niezaprzeczalna prawda. — szepnęła, spoglądając w oczy swojego narzeczonego, choć miała ochotę zacisnąć dłonie na nożu i to z niego zrobić użytek.

      Usuń