I JUST ATE LUNCH BUT I CAN'T SWALLOW IT BECAUSE OF YOU
'95 • szlugi • tattoo • na weekendach dorabia w studiu tatuażu, na tygodniu student architektury wnętrz z ambicją pracy w McDonaldzie • bi ze szczególnym pociągiem do facetów • opinia ruchacza • wbrew pozorom oddany przyjaciel • wyznawana wartość - jak rzygać po alko to z kulturką do kibla • fan muzyki celtyckiej podczas delektowania się blancikiem • wolny duch • dumnie nie reprezentuje konserwatywnej rodziny • wysłany do psychologa ściągnął gacie i pokazał mu goły tyłek • nikt go nigdy nie widział płaczącego czy smutnego, najwyżej poirytowanego, chyba że jego przyjaciółka, która zna go lepiej niż on sam siebie • jedynak, bo rodzice się bali, że stworzą kolejną niepoprawność życiową • sympatyczny, nieszkodliwy, dowcipny • mnie możesz obrażać, ale każde złe słowo o osobie, na której mi zależy będzie cię kosztować życiem • nie pije kawy • nie lubi kokosu • monstery życiem
W trakcie całego swojego nastoletniego życia zdążyła obejrzeć naprawdę sporo tych niby fajnych filmów dla nastolatek, które zwykle ogląda się z „najlepszą przyjaciółką” podczas wielkiego nocowania czy czegoś w tym guście. Verity wprawdzie żadnej takowej przyjaciółeczki nie miała, naoglądała się jednak tych filmów sama, za każdym razem wzdychając tak samo, kiedy wszystko dobrze się kończyło. W nich, o ile sąsiedzi się przyjaźnili, zazwyczaj mieszkali w domach usytuowanych obok siebie, a pomiędzy oknami ich sypialni zawsze znajdowało się duże drzewo, po którym można było swobodnie przejść od okna do okna. Czasem zdarzał się też domek na drzewie… Ale, niestety, Verity nie żyła w takim filmie, nie mogła przejść po drzewie w piżamie i zastukać w okno naprzeciwko. Musiała zwlec się po schodach i pójść normalną drogą, a to wykluczało również chodzenie w piżamie, choć akurat niespecjalnie się przejmowała tym, co mogliby ludzie powiedzieć na taki strój. Piżamkę jednak miała zdecydowanie niewyjściową, kompletnie niezakrywającą tego, co powinno się zakryć, wychodząc na zewnątrz. Poza tym, czasy, gdy wystarczyło przejść jedynie przez ulicę do sąsiadów, też już minęły. Nawet one. Ostatnio wszystko się pozmieniało. Wszystko. Już nie byli tak blisko siebie, oczywiście w sensie dosłownym. Ale za to istniały telefony. Kiedyś ich nie było. Kiedyś po prostu sobie biegali po podwórku.
OdpowiedzUsuńOstatnio Verity odnajdywała dziwną przyjemność w bieganiu. Nie miała towarzystwa, była tylko ona i muzyka płynąca ze słuchawek wciśniętych do uszu, a na końcu przychodziło takie motywujące zmęczenie. Motywujące, bo wiedziała, ze zrobiła coś pożytecznego dla siebie, choć wcale nie musiała gubić sadełka.
Idiotyczna myśl, która pojawiła się w jej głowie wieczorem, dręczyła ją przez całą noc. Wstała wcześnie i owszem, wyszła, zamierzając złożyć wizytę, ale normalni ludzie już o tej porze nie spali, więc Samuel też nie powinien. W drodze rozmyślała, czy to, co jej chodziło po głowie, nie jest jednak idiotyczne. Ale im dłużej się nad czymś myśli, tym mniej jest się do tego przekonanym, bo przychodziły wątpliwości, analiza… Wyrzuciła to z głowy. Chciała się szybko podzielić swoim, bądź co bądź, raczej idiotycznym pomysłem. Jej jednak wydawał się odkrywczy i nie miał przecież żadnych wad. Mogła mieć z tego tylko korzyści, z takiego wychodziła założenia, bo co złego mogłoby się stać? Miała nawet przygotowaną w głowie listę argumentów, dzięki którym da radę przekonać Samuela, że naprawdę powinni to zrobić. Poleciała więc do niego jak na skrzydłach, wbiegając po schodach, nie kłopocząc się nawet pukaniem, bo i tak bywała tam na tyle często, że czuła się bardziej jak dodatkowy domownik niż jak gość.
Wparowała Nessmanowi do pokoju, spodziewając się, że będzie spał, bo przecież to takie absorbujące zajęcie. Co innego mógłby robić, skoro po spojrzeniu do kalendarza widziało się zaznaczoną niedzielę? Entuzjazm, który ją wręcz rozsadzał widać było dosłownie w każdym ruchu i geście, choć przede wszystkim wypisany był na twarzy. Pewnie dlatego z taką energią ściągnęła z przyjaciela kołdrę, choć właściwsze byłoby stwierdzenie, że ją wręcz z niego zerwała. Równocześnie krzyczała coś o tym, aby raczył ruszyć swoje dupsko, bo ma mu coś bardzo ważnego do zakomunikowania.
Biedny. Byle tylko na zawał nie padł. Chociaż przez te wszystkie lata powinien już się przyzwyczaić do tego typu nagłych pobudek.
[Końcówka to mi jakaś komiczna wyszła i niepasująca do reszty. Ale mam nadzieję, że ogólnie może być.]
Trochę przesadzał i gdyby roztoczył Verity taką wizję rzeczywistości, popukałaby się w czoło. W aktualnych czasach żaden dwudziestotodwuletni chłopak nie zakładał rodziny i nie chciał dzieci, Samuelowi musiało się coś pomylić. Sukcesem było, jeśli panowie wyrabiali się przed trzydziestką. Samej Verity ani w głowie było zakładanie rodziny. Bez przesady, miała dopiero dwadzieścia lat, jeszcze dużo czasu przed nią. Poza tym, życie może się zmienić diametralnie w ciągu roku.
OdpowiedzUsuńNie czuła się urażona przez jego niezbyt uprzejmy ton. Właściwie to się nawet spodziewała czegoś w takim stylu, bo pewnym było to, że nie będzie zadowolony. No bo kto by był na jego miejscu? Verity mogła w tym momencie podejrzewać, że poprzedniego wieczora trochę zabalował (i pewnie się to przeciągnęło do rana), a w takim wypadku niczym dziwnym nie było, że nie będzie chciał wstać. Ale zdawało jej się, że całkowicie nie będzie mu się chciało ruszyć, wiec nie sądziła, że wykaże jakąkolwiek inicjatywę, choćby taką, by ją zapakować do łóżka i jeszcze trochę pospać, bo to mimo wszystko wymagało ruchu.
Była skłonna się na to skusić. Mogłaby się teraz wpakować pod kołderkę, przytulić i mogli jeszcze trochę podrzemać, zwłaszcza, że też kiepsko spała, bo zwyczajnie nie mogła zasnąć. Zbliżyła się nawet, reagując na wyciągnięte w jej stronę ręce, uśmiech nie schodził jej z twarzy i już, już naprawdę chciała się przytulić, no ale...
- Śmierdzisz – wytknęła, marszcząc lekko nos. I już nie było tulenia, wtedy się odsunęła i usiadła na brzeg łóżka, na drugim jego końcu, byle z dala od alkoholowej woni.
Nie miała nic przeciwko piciu, ale późniejsze tego efekty, które obserwowała u przyjaciela aż nazbyt często, niekoniecznie jej się podobały.
Grunt, że Samuel się ruszył. Verity nie zaprzątała jego głowy rozmową, tylko sobie po cichutku siedziała, a skoro wyszedł, to oznaczało, ze jest nadzieja na to, iż wróci nieśmierdzący. Zsunęła buty, myśląc o tym, że w sumie mogłaby się jednak jeszcze na trochę położyć... Zrobiła to, ale szybko siadła z powrotem, gdy Samuel wrócił z łazienki. Rzeczywiście, mogła sprawiać wrażenie czekającej ze zniecierpliwieniem. Może tak było. Może na pewno. Ale starała się to ukryć.
- Wcale nic nie chcę – zaperzyła się od razu, gdy tylko padło pytanie.- Czemu nie wierzysz? Ja zawsze za tobą tęsknię, w każdej minucie mojego życia – cóż za patetyczne były to słowa, do tego wypowiedziane z teatralnym oburzeniem, bo jak to tak, nie wierzył? – Uśmiecham się, bo cieszę się, że cię widzę, mogę, nie? – teraz troszkę zakpiła, jakoś tak bez zastanowienia.
Powiodła za nim wzrokiem, patrząc, co robi, jak przegląda ubrania. W końcu odwróciła wzrok. Nie powinna się tak gapić. Za długo patrzyła.
- Możemy jeszcze chwilę poleżeć – zaproponowała, co zapewne było bardzo zaskakujące,
Nawet jeśli nie chciałaby wiedzieć (ale chciała, oczywiście) albo gdyby w ogóle dał jej dojść do głosu, to uprzejmie by powiedziała, że owszem, chce. Kiedy widywali się częściej, niemalże non stop, ale z wiekiem człowiek zaczynał mieć też inne życia, każdy chciał przecież znaleźć sobie druga połówkę, więc nie mogli być non stop spięci kajdankami i wszędzie łazić razem. W związku z tym nie zawsze nadążali za tym, co się działo u drugiej strony.
OdpowiedzUsuń- Ale co mi się udzieli? – spytała, niewzruszona tym kołtunem. Nawet się nie skrzywiła, gdy pociągnął lekko za włosy. Nie bolało jakoś specjalnie.- Głupota czy szczęście? Bo szczęścia, owszem, trochę by się przydało, ale głupoty mam aż nadto – orzekła ostatecznie.- Chyba że to sugestia, abym wpadała do ciebie do pracy częściej, bo będziesz mógł mnie namawiać, że mi coś ładnego narysujesz, ale dobrze wiesz, że to nie dla mnie. Tobie to pasuje, mi raczej nie – zmarszczyła lekko nos, jakby w zastanowieniu. Tak, do niej zdecydowanie nie pasowały żadne tatuaże, ale do Samuela owszem. Przecież zerknęła na niego, gdy się przebierał, wyglądało to naprawdę seksownie.
SEKSOWNIE!? Skąd się to słowo wzięło w jej głowie?! Zwariowała chyba właśnie, przecież widziała go wcześniej mnóstwo razy, on ją również, a nigdy o niczym takim nie pomyślała. To na pewno przez ten durny pomysł, który wydawał jej się teraz już skrajnie głupi. Poczuła się nagle niezręcznie, że tak leżeli blisko siebie, dotykali się i w ogóle przytulali. Nie było już tej swobody sprzed chwili, a Verity się spięła, bo to wszystko nabrało innego znaczenia. Ale nie odsunęła się. Nie chciała się odsunąć.
- Pamiętasz tego Dana, o którym ci ostatnio mówiłam? – spytała cicho, uznając, że jeśli zacznie myśleć o innym mężczyźnie, to te wszystkie głupie myśli odejdą.
A teraz przecież musiała mu opowiedzieć, że całkiem nieźle jej się ostatnio wiedzie uczuciowo, bo przecież spytał, co u niej. A przynajmniej jednostronnie dobrze jej się wiodło, bo motylki w brzuchu miała za każdym razem, gdy widziała pewnego osobnika, a kiedy zdarzyło się, że do niej zagadał, myślała, że się udusi, nie będąc w stanie w pierwszym momencie nawet odpowiedzieć, tak się zapowietrzyła. Może to pierwsze wrażenie, jakie zrobiła, nie było oszałamiające, na tyle jednak okazała się godna zainteresowania, że znajomość, póki co, trwała. I zmierzała w konkretnym kierunku, a ów zbliżający się kierunek sprawił, że Verity zaczęła panikować, jak to będzie. I dlatego wpadła teraz do pokoju przyjaciela z tym pożal-się-boże genialnym pomysłem, nie zważając na to, że przeszkadza mu w spaniu.
[OMG, byłam święcie przekonana, że nadal czekam na odpis! A teraz zajrzałam, patrzę - czeka od dwóch tygodni! Ale wstyd! Kajam się!
OdpowiedzUsuńI już się biorę.]
Trudno jej było przejść do tematu i chciała zacząć naokoło. Zamierzała najpierw omówić osobę Dana, a potem wyjaśnić, o co chodzi. Nie zdążyła wykonać pierwszego etapu, bo Samuel zmienił temat. Verity odruchowo westchnęła.
OdpowiedzUsuń- Żołądek głodomora zawsze wygrywa – zamruczała jedynie, wstając. Najwyraźniej nici z bezczynnego, leniwego leżenia, patrzenia w sufit i rozmawiania, jak to robili tysiące razy. Ale co się dziwić, męskie żołądki miały to do siebie, że często domagały się jedzenia, najczęściej w zastraszającej ilości i do tego zwykle natychmiast. Nie proponowała więc, że pójdzie prędko do sklepu, a potem stworzy coś sensowniejszego niż jajecznica. Byłoby pewnie za długo. I nie odzywała się, choć świerzbiło ją, aby zacząć mówić, opowiadać i w ogóle. Zdawało się jednak, że Samuel nie jest zainteresowany, skoro tak szybko zmienił temat, więc kiedy usiadła sobie przy stole, to mówiła coś o bzdurach, o firankach bodajże, które w kuchni państwa Nessman były zaskakująco ładne. Do kucharzenia też się nie wtrącała, bo gdyby jej ktoś wściubiał nos i dyktował, jak ma coś robić, to by się zirytowała zapewne.
Widelec wzięła, bo pewne było, że coś tam skubnie. Nawet jeśli jajecznica jeszcze w stanie surowym była ze skorupkami i przegrzebana palcami – jakoś ją to nie brzydziło.
Temat wrócił. Nareszcie. Już myślała, że rozejdzie się po kościach.
- Tak, ten – odpowiedziała krótko, przełykając trochę jajecznicy, a potem zrobiła wielkie oczy. Na sekundę zrobiła też oburzoną minę.- Nie chcę, żebyś go wypróbowywał – prychnęła teatralnie.- Możesz zerknąć na zdjęcia, gwarantuję, że jakbyś go zobaczył bez koszulki, to by ci stanął. Wyrolowałbyś mnie i zabrał go dla siebie, więc nie ma mowy o próbowaniu.
Z tej wypowiedzi wynikało jedno – wspomniany Dan miał wszelkie fizyczne walory. Z kwestią charakteru było już trochę gorzej, ale... Ale chyba i tak powinna się czuć zaszczycona, że w ogóle zwrócił na nią uwagę! W końcu tyle dziewcząt się zawsze wokół niego kręciło…
- No może ma trochę zbyt bardzo wydepilowaną klatę, ale ogólnie to wygląda jak taki typowy umięśniony przystojniak żywcem wyjęty z okładki jakiegoś pisemka, mówię ci - to był chyba jedyny plus (według Verity) odmiennej orientacji Samuela - mogli się wspólnie zachwycać facetami.- Tak wiec, no... Faktycznie, coś jest na rzeczy... I tak jakby się schodzimy – przyznała na końcu, ale nadal nie wyjaśniła, po co właściwie o tym mówi.
[ja akurat nie patrzę pod kartę, tylko w panelu admina i jakoś mi musiało umknąć w gąszczu wszystkich komentarzy o.O no i miałam ostatnio trudny czas też, ale już wróciłam na prostą i mam zapał do pisania :)]
- Słuchaj, jeśli ktoś wygląda dobrze, dba o takie rzeczy, to wcale nie znaczy, że jest zwyczajnie głupi – wyjaśniła spokojnie i cierpliwie, choć owszem, stereotyp jaki panował, taki panował. Verity też mogła uchodzić na idiotkę, skoro była blondynką. A jakoś jej tego nikt nigdy nie zarzucił. O dziwo.- Nie nabijaj się – dodała po chwili, rzeczywiście się nie uśmiechając, tylko patrząc na przyjaciela jakoś tak poważnie i chyba nawet z lekką dezaprobatą.- To nie jest tak jak w jakimś durnym filmie dla nastolatek, gdzie ten popularny przystojniak z hajskula zakłada się z kumplami, że wyrwie kujonkę tylko po to, aby ją ośmieszyć – to by w ogóle było oburzające, gdyby ktokolwiek tak pomyślał, Verity przecież nie była żadną brzydką kujonką z filmu, co się kryje za okularami i ma aparat na zębach. Wprawdzie aparat kiedyś miała, ale okularów nigdy. I potrafiła się malować. I naprawdę nie nosiła ciuchów sprzed dwudziestu lat. Poza tym, czemu w ogóle o tym teraz myślała?- Wiesz, w czym problem? To siedzi w mojej głowie, ale myślę sobie po prostu cały czas, że on mógłby mieć każdą. Nie jest głupi, serio nie jest, dobrze mi się z nim rozmawia, choć wiem, że nie wierzysz. Traktuje mnie w taki sposób… Jakbym była naprawdę wyjątkowa. I wiem, że nie kręci z kilkoma naraz, tylko że ja mam jakąś taką dziwną paranoję i cały czas myślę, że jak niewystarczająco się postaram, jeśli nie będę wystarczająco fajna i dobra, to on sobie poleci do tej wyższej z dłuższymi nogami. Pewnie by tak nie zrobił, bo nie wydaje się taki, tylko ja mam te dziwne myśli… - markotniała z każdym kolejnym zdaniem. Kiedy zamilkła, uznała, że lepiej będzie, jak sobie trochę podje jajecznicy, bo wtedy przynajmniej nie będzie musiała nic mówić, wymigując się tym, że ma pełne usta jedzenia.- Tak więc no… Trzymam go trochę na dystans… - powiedziała jeszcze, po czym już na serio zajęła się jedzeniem. Nie wytrzymała jednak długo.- Chciałabym go czymś zaskoczyć – wymamrotała jednak z pełną buzią.
OdpowiedzUsuń[Spoko, spoko, poczekam do czwartku :)]
Usuń