urodzony w nocy z 17 na 18 listopada 2005 w mugolskim szpitalu w Yeovil – na świat przyszedł osiem dni przed wyznaczonym przez równie mugolskiego lekarza terminem – wychowywany przez samotną niemagiczną matkę, która niemal dostała zawału, gdy jej pięcioletni syn przez przypadek podpalił tulipany stojące w wazonie na parapecie – jedynak, któremu w dzieciństwie towarzyszył piesek-zabawka o wdzięcznym imieniu Niuchacz – jakież było jego zdziwienie gdy podczas pierwszego tygodnia w Hogwarcie dowiedział się, że Niuchacz to także mały puchaty złodziej z długim ryjkiem – zdolności magiczne odziedziczył po ojcu, który ściągnął zakochaną dziewiętnastolatkę do Anglii, zmajstrował dzieciaka i uciekł w popłochu jeszcze zanim miał szansę go poznać – siłą rzeczy nazwisko dostał więc po rodzicielce, imię po zmarłym dawno temu dziadku, a zamiłowanie do kopania w ziemi i oglądania maratonów dokumentalnych na Animal Planet po wujku wpadającym w odwiedziny praktycznie co weekend – bogina dobrze ukrywa, swój własny strach przed byciem brzemieniem dla najbliższych i powodem ich krzywdy już niekoniecznie – ogromny miłośnik zwierząt wszelakich i roślin każdego gatunku, kolekcjoner sukulentów oraz kaktusia mama – przez pierwsze trzy lata szkoły żył marzeniami o zostaniu smokologiem – potem miał już tylko nadzieję, że w ogóle uda mu się tę szkołę skończyć i nikt z roku nie zorientuje się, że kolega Cassie znika co miesiąc w tajemniczych okolicznościach tylko po to, by pojawić się dwa dni później trochę bledszy i z trochę większymi worami pod oczami – brzydka blizna po ugryzieniu wilkołaka na lewym barku głównym powodem, dla którego przez większość roku nosi zapinane pod szyję koszule, względnie jakieś golfy – nikt nigdy nie rozumie jego żartów z serii mem, ale ani trochę nie zniechęca go to do dalszych prób zapoznania świata magicznego z kulturą internetu – nawet jeśli czasem irytuje go fakt, że musi tłumaczyć, kim lub czym jest John Cena – gdyby był trochę śmielszy w kontaktach międzyludzkich, pewnie zostałby sztampowym przyjacielem-gejem co najmniej trzech Gryfonek i jednego Krukona – choć nie brak mu zapału, nauka jak na złość przychodzi mu ciężko, bo rozpraszają go najdrobniejsze dźwięki i najlżejsze zapachy; najchętniej na czas przygotowywania do egzaminów zamknąłby się w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu z grubym kocem i zaufanymi bawełnianymi skarpetami – łamaga z latania, na zajęciach na pierwszym roku prawie złamał żebro – mógłby paplać o smokach godzinami i z ogromnym prawdopodobieństwem poważnie rozważał nielegalną hodowlę szwedzkiego krótkopyskiego – wciąż nie potrafi zrozumieć, dlaczego czarodzieje nie chcą zaakceptować istnienia długopisu i uparcie obstają przy piórze i atramencie – za wszelką cenę stara się wtopić w tłum i nie rzucać w oczy, i gdyby postarał się jeszcze trochę bardziej, to z całą pewnością zostałby ludzkim kameleonem – gdyby tylko mógł, zabrałby ze sobą do Hogwartu komórkę, tylko po to, żeby grać w Pokemon Go – nie posiada własnej sowy, żaby, kota, fretki, kucyka ani niczego innego, w irracjonalnej obawie, że nie potrafiłby dobrze zająć się czymś, co do życia potrzebuje jednak trochę więcej niż światło słoneczne i woda – w ostatnie Boże Narodzenie zrobił matce niezapomniany prezent w postaci własnej próby samobójczej – następne trzy miesiące przeleżał w łóżku i wciąż nie pozwolił zaciągnąć się na żadną terapię, bo po co, bo to przecież byłby problem dla wszystkich wokół, a on nie chce być problemem, nigdy, dla nikogo, i już
Najnowsze posty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz