4 września 2000

and I'll tell you that I am fine but I'm a missle that's guided to you

urodzony w nocy z 17 na 18 listopada 2005 w mugolskim szpitalu w Yeovil  –  na świat przyszedł osiem dni przed wyznaczonym przez równie mugolskiego lekarza terminem  –  wychowywany przez samotną niemagiczną matkę, która niemal dostała zawału, gdy jej pięcioletni syn przez przypadek podpalił tulipany stojące w wazonie na parapecie  –  jedynak, któremu w dzieciństwie towarzyszył piesek-zabawka o wdzięcznym imieniu Niuchacz  –  jakież było jego zdziwienie gdy podczas pierwszego tygodnia w Hogwarcie dowiedział się, że Niuchacz to także mały puchaty złodziej z długim ryjkiem  –  zdolności magiczne odziedziczył po ojcu, który ściągnął zakochaną dziewiętnastolatkę do Anglii, zmajstrował dzieciaka i uciekł w popłochu jeszcze zanim miał szansę go poznać  –  siłą rzeczy nazwisko dostał więc po rodzicielce, imię po zmarłym dawno temu dziadku, a zamiłowanie do kopania w ziemi i oglądania maratonów dokumentalnych na Animal Planet po wujku wpadającym w odwiedziny praktycznie co weekend  –  bogina dobrze ukrywa, swój własny strach przed byciem brzemieniem dla najbliższych i powodem ich krzywdy już niekoniecznie  –  ogromny miłośnik zwierząt wszelakich i roślin każdego gatunku, kolekcjoner sukulentów oraz kaktusia mama  –  przez pierwsze trzy lata szkoły żył marzeniami o zostaniu smokologiem  –  potem miał już tylko nadzieję, że w ogóle uda mu się tę szkołę skończyć i nikt z roku nie zorientuje się, że kolega Cassie znika co miesiąc w tajemniczych okolicznościach tylko po to, by pojawić się dwa dni później trochę bledszy i z trochę większymi worami pod oczami  –  brzydka blizna po ugryzieniu wilkołaka na lewym barku głównym powodem, dla którego przez większość roku nosi zapinane pod szyję koszule, względnie jakieś golfy  –  nikt nigdy nie rozumie jego żartów z serii mem, ale ani trochę nie zniechęca go to do dalszych prób zapoznania świata magicznego z kulturą internetu  –  nawet jeśli czasem irytuje go fakt, że musi tłumaczyć, kim lub czym jest John Cena –  gdyby był trochę śmielszy w kontaktach międzyludzkich, pewnie zostałby sztampowym przyjacielem-gejem co najmniej trzech Gryfonek i jednego Krukona  –  choć nie brak mu zapału, nauka jak na złość przychodzi mu ciężko, bo rozpraszają go najdrobniejsze dźwięki i najlżejsze zapachy; najchętniej na czas przygotowywania do egzaminów zamknąłby się w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu z grubym kocem i zaufanymi bawełnianymi skarpetami  –  łamaga z latania, na zajęciach na pierwszym roku prawie złamał żebro  –  mógłby paplać o smokach godzinami i z ogromnym prawdopodobieństwem poważnie rozważał nielegalną hodowlę szwedzkiego krótkopyskiego –  wciąż nie potrafi zrozumieć, dlaczego czarodzieje nie chcą zaakceptować istnienia długopisu i uparcie obstają przy piórze i atramencie  –  za wszelką cenę stara się wtopić w tłum i nie rzucać w oczy, i gdyby postarał się jeszcze trochę bardziej, to z całą pewnością zostałby ludzkim kameleonem  –  gdyby tylko mógł, zabrałby ze sobą do Hogwartu komórkę, tylko po to, żeby grać w Pokemon Go  –  nie posiada własnej sowy, żaby, kota, fretki, kucyka ani niczego innego, w irracjonalnej obawie, że nie potrafiłby dobrze zająć się czymś, co do życia potrzebuje jednak trochę więcej niż światło słoneczne i woda  –  w ostatnie Boże Narodzenie zrobił matce niezapomniany prezent w postaci własnej próby samobójczej  –  następne trzy miesiące przeleżał w łóżku i wciąż nie pozwolił zaciągnąć się na żadną terapię, bo po co, bo to przecież byłby problem dla wszystkich wokół, a on nie chce być problemem, nigdy, dla nikogo, i już

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz