nowy jork, usa 一 25.02.1985 一 była agentka FBI, zwolniona zawykonywanie obowiązkówzbyt emocjonalne podchodzenie do spraw 一 tona idiotycznych zagrywek ryzykujących życie własne i innych na koncie 一 tropienie zbrodni na własną rękę 一 ojciec zaginiony w UK na misji rozpracowania zorganizowanej przestępczości 一 najpierw strzelam, potem pytam mottem życia
Siedziała przy trzecim stoliku, beznamiętnie wpatrując się w wydrukowane małym druczkiem literki, w jednej z zakupionych przed chwilą gazet. Nie interesowała ją treść, kątem oka obserwowała parę siedzącą po przeciwnej stronie ulicy i choć widziała ich dzisiaj pierwszy raz na oczy, wiedziała że coś między nimi jest nie tak, a ona musiała się tym zająć.
Często wspominała pracę federalnej. Nigdy nie mogła zrozumieć decyzji przełożonych, każde powierzone zadanie starała się wykonać w stu jeden procentach. Powiedzieli, że to dla jej dobra, ich zdaniem świrowała. A jej zdaniem, po prostu nie mogli znieść faktu, że ktoś jest zaangażowany bardziej od nich, że jest w stanie zrobić wszystko, aby dokończyć misję.
Blondynka w czerwonym płaszczu, siedząca po drugiej stronie ulicy zaśmiała się i chwyciła dłonią dłoń mężczyzny. Trzymała ją przez chwilę, a kiedy puściła, on włożył coś do kieszeni. Coś małego, maleńkiego, takiego, że Jen nawet nie spostrzegła co to. Ale coś schował i wyraźnie oboje starali się o to, aby nie wyglądało to podejrzanie. Mężczyzna poprawił jasnoszarą marynarkę, okrywającą śnieżnobiały T-shirt i posłał dziewczynie szeroki uśmiech, jakby to miało rozwiać wszelkie podejrzenia, że dzieje się tam coś złego, jakby po prostu chował klucze do mieszkania, które właśnie dała mu narzeczona.
Nikt nie potrafił przyznać się do tego, że nawalili. A nawalili z pewnością, coś było nie tak, a doskonałym tego przykładem było zaginięcie jej ojca oraz fakt, że nikt nie chciał jej udzielić żadnych informacji. W dodatku nikt nie kwapił się, aby próbować go odnaleźć i ta bezczynność bolała ją najbardziej. Chciała zrobić to sama, pojechać tam gdzie on i odnaleźć go, nim stanie się coś złego. O ile już się nie stało.
Kobieta nałożyła na nos ciemne okulary i odeszła nie rozglądając się. Siedzący dotąd naprzeciw niej, nieco starszy mężczyzna oparł się na chwilę o siedzenie, a następnie obejrzał przez ramię, lustrując przechodzących obok ludzi. Wreszcie wstał i ruszył w ślad za czerwienią płaszcza, który chwilę temu zniknął za rogiem. Gazeta Jennifer opadła na stolik, kiedy i ona wstała pospiesznie, kierując się za podejrzanymi. Chłód lufy wetkniętej za pas, przyjemnie przypominał Jen o tym co ma dziś do zrobienia. Śledziła ich, idących uczynić coś złego, a obcasy, które za chwilę zdejmie, by boso obezwładnić przeciwników, stukały cicho o chodnik, ginąc wśród odgłosów ulicy.
Często wspominała pracę federalnej. Nigdy nie mogła zrozumieć decyzji przełożonych, każde powierzone zadanie starała się wykonać w stu jeden procentach. Powiedzieli, że to dla jej dobra, ich zdaniem świrowała. A jej zdaniem, po prostu nie mogli znieść faktu, że ktoś jest zaangażowany bardziej od nich, że jest w stanie zrobić wszystko, aby dokończyć misję.
Blondynka w czerwonym płaszczu, siedząca po drugiej stronie ulicy zaśmiała się i chwyciła dłonią dłoń mężczyzny. Trzymała ją przez chwilę, a kiedy puściła, on włożył coś do kieszeni. Coś małego, maleńkiego, takiego, że Jen nawet nie spostrzegła co to. Ale coś schował i wyraźnie oboje starali się o to, aby nie wyglądało to podejrzanie. Mężczyzna poprawił jasnoszarą marynarkę, okrywającą śnieżnobiały T-shirt i posłał dziewczynie szeroki uśmiech, jakby to miało rozwiać wszelkie podejrzenia, że dzieje się tam coś złego, jakby po prostu chował klucze do mieszkania, które właśnie dała mu narzeczona.
Nikt nie potrafił przyznać się do tego, że nawalili. A nawalili z pewnością, coś było nie tak, a doskonałym tego przykładem było zaginięcie jej ojca oraz fakt, że nikt nie chciał jej udzielić żadnych informacji. W dodatku nikt nie kwapił się, aby próbować go odnaleźć i ta bezczynność bolała ją najbardziej. Chciała zrobić to sama, pojechać tam gdzie on i odnaleźć go, nim stanie się coś złego. O ile już się nie stało.
Kobieta nałożyła na nos ciemne okulary i odeszła nie rozglądając się. Siedzący dotąd naprzeciw niej, nieco starszy mężczyzna oparł się na chwilę o siedzenie, a następnie obejrzał przez ramię, lustrując przechodzących obok ludzi. Wreszcie wstał i ruszył w ślad za czerwienią płaszcza, który chwilę temu zniknął za rogiem. Gazeta Jennifer opadła na stolik, kiedy i ona wstała pospiesznie, kierując się za podejrzanymi. Chłód lufy wetkniętej za pas, przyjemnie przypominał Jen o tym co ma dziś do zrobienia. Śledziła ich, idących uczynić coś złego, a obcasy, które za chwilę zdejmie, by boso obezwładnić przeciwników, stukały cicho o chodnik, ginąc wśród odgłosów ulicy.
To był jednorazowy wieczór. Na scenie nie przyjdzie mu tutaj grać już nigdy więcej, a tłum nie pozna jego imienia, bo nigdy nie został przedstawiony. Taki stan rzeczy mu się wyjątkowo podobał. Miał szasnę zabawić się trochę, nawet z problemem wiszącym w powietrzu, zwiastowanym przez spotkanie z agentką FBI. Mimo tego, że spodziewał się, że kogoś prędzej czy później przyślą to wcale nie sprawiało, że łatwiej mu było przyjąć ten fakt do wiadomości.
OdpowiedzUsuńNa tą jedną chwilę to jeszcze nie miało znaczenia. Wprawił ramiona energicznie w ruch w kluczowym momencie, podrzucił pałeczkę do góry, cały czas rytmicznie pracując stopą, a momentami i obiema. Słuchał muzyki, jednocześnie wyglądając jakby znajdywał się w swoim własnym świecie, w takim które ograniczał się zaledwie do sceny, bo teraz nawet widownia nie miała tak naprawdę znaczenia. Nie grał dla nich, tylko dla siebie. Przez twarz mignął mu nawet uśmiech w jednym z jego ulubionych momentów w którym mógł puścić wodzę fantazji. Może nawet troszkę za bardzo, zapominając na chwilę, że perkusja była tutaj instrumentem, który pojawiał się jedynie w tle, ale nikt nie wydawał się narzekać – tłum zbyt bardzo pochłonięty tańcem, a muzycy całokształtem muzyki, którą wykonywali.
W pokoju za sceną muzycy dostali drugą połowę pieniędzy, za to, że pozwolili Aaronowi dzisiaj z nimi zagrać. Ci na co dzień mieli swojego własnego perkusistę, a że takich propozycji nie składa się każdego dnia, to musiał przekonać ich do swojego pomysłu w sposób, który przemawiał do większości ludzi. Był to zaledwie jeden wieczór i kosztowało to też trochę czasu, aby udowodnić, że będzie wstanie nadążyć za resztą. Muzycy teraz byli nim jeszcze bardziej zachwyceni niż wcześniej i widać było, że nie żałowali, że jednak połasili się na te pieniądze.
Już bez pałeczek w dłoniach i nieotoczony perkusją uwagę pięknych pań przyjmował z pewną dozą eleganckiej wręcz satysfakcji co nieznacznie odbijało się w jego uśmiechach. Wodził po nich spojrzeniami, nie tylko dlatego, że cieszyły oczy, ale też z powodu interesów, szukał agentki, jak i orientował się czy nie kręci się tutaj nikt podejrzany. Nie bez powodu wybrał takie głośne i tłoczne miejsce. One dawały mu strategiczną przewagę jak i ironicznie zapewniało pewnego rodzaju prywatność podczas rozmowy.
Jedno wyraźniejsze ‘zaczekaj’ mimowolnie zwróciło jego uwagę, nawet jeśli wcale nie musiało być na niego skierowane. Aaron przeniósł na kobietę wzrok i zmierzył ją uważnie. Bluzka z cekinami, później naszyjnik, tylko twarz miała znajomą, chociaż nie powinna była. Nie widział nowych akt agentów, dowiadywał się o nich więcej dopiero wtedy kiedy pojawiali się już na kryminalnej scenie, więc coś mu tutaj nie pasowało, ale jeszcze nie był pewien co dokładnie. – Sebastian Lavington. – Podszedł do kobiety, aby uścisnąć jej dłoń, lecz zamiast tego uniósł ją do góry i zaledwie musnął jej wierzch swoimi ustami, po czym uśmiechnął się szarmancko. On też zaznaczył, że będzie posługiwać się swoim przybranym imieniem. W jego interesie zawsze było ukrywanie swojej faktycznej tożsamości, bo nigdy nie wiadomo, kto kiedy co mógłby usłyszeć. Jennifer nie mogła nawet zapoznać się z tymi danymi kiedy dostała na niego namiary, ponieważ wiele zatajane było nawet dla agentów Interpolu.
Skinął głową w stronę kanap, akurat wtedy kiedy reszta muzyków wyszła z pokoju zwracając niemalże wszystkie oczy właśnie w ich stronę. Idealnie. McCarvell najpierw zahaczył o bar zamawiając Burbon, a dopiero po tym zajął miejsce na kanapie rozsiadając się wygodnie z jednym ramieniem opartym wyżej o siedzenie. Mogło się wydawać, że przyjmował wręcz zbyt otwartą pozycję, ale jeśli miałby tutaj zginąć, to inna pozycja nie wiele by mu dała.
- Już mówiłem twoim przełożonym, że jeśli się czegoś dowiem to im to przekażę. – Poinformował ją na wstępie biorąc zaraz drobny łyk ze szklanki. Jego wiadomość co prawda dotyczyła jeszcze poprzedniego agenta, a od tamtego czasu nie kontaktował się z FBI, a zaledwie przekazywał szczątkowe informacje do Interpolu, który zapewne i tak dzielił się z tym z amerykańskim wywiadem. -A jeśli chodzi o wprowadzenie… - Uśmiech zatlił mu się zaledwie w kącikach ust i było w nich coś wręcz niepoprawnego. – to musisz mi powiedzieć z czym cię tutaj w ogóle przysyłają. – Dokończył i pociągnął kolejny łyk.
UsuńNa ramionach zarzuconą miał jeansową koszulę, rozpiętą do połowy, aby ukazać zwyczajny szary t-shirt znajdujący się pod nią. Na brytyjską pogodę o tej porze roku było to zdecydowanie nie wystarczająco dlatego w szatni wisiała jeszcze jego kurtka, ale na rozgrzany klub taki ubiór był idealny. Gdyby postanowił dołączyć się do tańca to i koszula znalazłaby sobie inne miejsce. Będąc więc dość odsłonięty broń trzymał przy swojej kostce i zdając sobie sprawę, że nie było to też szczególnie dogodne miejsce w kieszeni trzymał jeszcze składany nóż. Nie pozwalał sobie wychodzić z domu nieprzygotowany.
Użył czasu przeszłego. W dodatku nie mówił do końca prawdy, ale to nie miało znaczenia. Był na tyle ogólny, aby nie wzbudzać podejrzeń kobiety z tym co ona mogła usłyszeć od przełożonych. Spodziewał się, że teraz informacje będzie chciała dostawać ona, co częściowo ułatwiało jego pracę. Każda informacja, które przejdzie przez kobietę i trafi do FBI, będzie informacją sprawdzoną przez nią, a to odciąga spojrzenia od jego osoby, przecież on tu jest tylko jako asysta. Asysta, która trochę za dużo wie i trochę zbyt długo już tu spędziła zyskując lepsze zakorzenienie w sprawie niż dwóch ostatnich agentów.
OdpowiedzUsuńSkinął głową w potwierdzeniu. -Teraz tutaj jesteś więc naturalnie będę kontaktować się z tobą. – Przyznał nie mając teraz w interesie się jej przeciwstawiać, właściwie to w ogóle nie miał zamiaru tego robić. Kobieta musiała uwierzyć, że ten będzie faktycznie z nią współpracować i czuć się jakby to właśnie robił. Wtedy będzie wstanie uśpić jej czujność i kiedy ona będzie zajmowała się swoimi tropami, on będzie mógł kontynuować swoje.
- Zgadza się. – Dwóch agentów FBI. Murray i Russell. Musiał przyznać, że ten pierwszy był całkiem w porządku facetem. Ze wszystkich do tej pory przysłanych, on radził sobie najlepiej, co Aaron tłumaczył doświadczeniem, nie tylko opartym na wieku. Mężczyzna był po prostu dobrze obeznany, a co za tym idzie bardziej niebezpieczny. Jeszcze kilka razy jego myśli zakręciły się wokół tego samego nazwiska i w końcu dotarło do niego dlaczego kobieta wyglądała znajomo. Była jego córką. Pamiętał wzmiankę o niej w aktach, pamiętał, że nie była już agentką. Mimowolnie uśmiechnął się z lekka do siebie, co zatuszował kolejnym łykiem burbonu. – Niestety, też straciłem z nimi kontakt. – Odpowiedział, dodatkowo przybierając lekki grymas na twarzy, co tym bardziej rozproszyło wrażenie, że jego kąciki ust uniosły się z innego powodu. – Właściwie to miałem nadzieję, że po waszej stronie będzie coś więcej wiadomo. Wasz ostatni agent mógł zniknąć mi z radaru, ale liczyłem, że chociaż wasze biuro wie gdzie ten się znajduje. – Przecież to oni gubili swoich agentów, po których musieli przysyłać agentkę… cóż o ile faktycznie takową wysłali, bo przecież nie rozmawiał z Nicole Parker. Już zaplanował sprawdzić sobie to imię, nim wysnuje błędne wnioski.
Okręcił się bardziej w jej stronę jednocześnie zsuwając swoje ramię z oparcia dla wygody. Szklankę oparł na swoim udzie nie spuszczając z kobiety swojego wzroku. Bardziej z czujności niż innych pobudek, ale zinterpretować można to było różnie. Murray już w jednej kwestii była nieszczera, więc nie trudno było oczekiwać od niej, że i na innych płaszczyznach nie powinien jej ufać, czego z resztą nigdy nie robił na pierwszych spotkaniach.
Pokiwał głową wyrażając tym, że podąża za jej tokiem myślenia, jednak jeszcze nie to, że zgadza się z jej słowami. Zamilkł więc na chwilę, myśląc o czymś, na co znał już odpowiedź popijając znów alkohol. – Tak trzeba będzie zrobić. – Przyznał jej rację. – Ale nie tutaj, nie teraz. – Do omawiania ogólnych spraw mogli mówić między głośną muzyką i gwarem rozmawiających ludzi, ale jeśli miałby się dzielić szczegółami, nawet jeśli przeplatanymi fałszem to nie mogli ryzykować tego w takim publicznych miejscu.
-Nicole… - Zwrócił się do niej, przy okazji chcąc sprawdzić jak ta zareaguje na to imię. – mam nadzieję, że oboje sobie tutaj pomożemy. – Nic przecież nie było za darmo. – Nie mam pełnych informacji. Wasi ludzie nie meldowali mi wszystkiego, z resztą to nie na tym polega. – Uśmiechnął się i odchylił z lekka. – Pojutrze zaczniemy odtwarzanie. – Jutro odbywał się ważny bankiet i chociaż mógł załatwić sprawę o poranku, lub nawet późnym wieczorem, to musiał znaleźć balans pomiędzy – zleży mi, ale mam też swoje obowiązki.
Spoglądał na nią chwilę, nim sięgnął do kieszeni spodni, aby wyciągnąć z nich swoją komórkę. Pisał coś przez chwilę, jakby odpisywał przy niej bezczelnie na smsa, ale po chwili pokazał jej ekran na którym widać było notatnik a w nim adres. – To miejsce. O 5 po południu. – Spojrzał na nią wyczekująco, żeby potwierdziła, że właśnie tam, o tej porze się spotkają.
UsuńNie wnikał w to czym dokładnie była jej odpowiedź. Bardziej niż coś ugrać starał się tutaj wyznaczyć pewne granice, nakreślić kobiecie jak będzie wyglądała ich współpraca i że nie będzie to wyłącznie on sypiący informacjami, których w założeni nie miał nawet wszystkich. Wiedział w końcu znacznie więcej niż pozwalał innym dostrzec, a już zwłaszcza musiał się pilnować przy kobiecie kierowanej emocjami. To, że nie odpowiadała do amerykańskiego wywiadu było zarówno korzyścią jak i wręcz przeciwnie. To tak jakby puścić kogoś w teren kompletnie bez nadzoru, którego Jennifer przecież nie miała. Ironicznym było to, że on sam też odciął się od nadzoru na tyle na ile było to możliwe i mimo że odpowiadał nadal przed Interpolem, to ci już długi czas nie widzieli się z nim twarzą w twarz.
OdpowiedzUsuń-[b]Za dobre wykonanie trzeba odpowiednio płacić.[/b] – Skomentował jedynie na odchodne, przy okazji komplementując samego siebie. Złośliwości już od dawna nie brał do siebie, a już zwłaszcza kiedy granie na perkusji było jego znakiem rozpoznawczym, a i było znacznie ciekawsze niż standardowe spotkanie w jakimś pokoju hotelowym, w którym zapewne powinni byli to rozegrać. Tam od razu mogliby przejść do budowania obrazu wydarzeń które przytrafiły się agentom FBI, a Aaronowi wcale na tym nie zależało. Musiał się przy okazji przygotować odpowiednio do tego co będzie kobiecie przekazywał skoro ta ma bardzo personalny motyw.
Skinął do niej głową w geście pożegnania kiedy złapał jeszcze jej spojrzenie, w kącikach zatlił mu się nawet symboliczny uśmiech, do którego dołączył jeszcze uniesioną szklankę, z której zaraz pociągnął drobny łyk. Nie śpieszył się z wyjściem przy okazji jeszcze pewien czas obserwując pannę Murray, nie tylko dlatego, że było na czym zawiesić oko, ale też aby upewnić się, że przypadkiem nie ściągnęła na siebie nieproszonej uwagi. Tłum był tak gęsty, że tak naprawdę nie mógł mieć w ogóle pewności, ale po tym jak opróżnił swoją szklankę udał się do szatni, zabrał swoją kurtkę i wybył z klubu.
Życie toczyło się swoim własnym tempem. Aaron wybrał się do pracy tak jak miał to w zwyczaju (i tak jak od niego oczekiwane w firmie), później przygotował się na spotkanie z Jennifer, a na końcu wybrał na zaplanowany bankiet. Atrakcje były dokładnie takie jak się spodziewał co pozwoliło mu się nawet lekko zrelaksować i przebyć ten wieczór w sztampowej atmosferze. Dopóki nie przyszło do powrotu, a w drodze do domu miał czas myśleć o tym jak nowo poznana kobieta skomplikuje mu życie. Sprawdził ją jeszcze znacznie dokładniej, kiedy miał już ku temu okazję i jej brak profesjonalizmu mógł być nieco martwiący, ale mógł też działać na jego korzyść jeśli tylko odpowiednio to rozegra.
Spotkanie miało odbyć się w jakże nudnym i przewidywalnym hotelu. Ten jednak był już sprawdzony pod kątem cienkich ścian, obsługi i ochrony. Nie liczył tutaj na żadne oddziały specjalne, a raczej patrzył na to ile taki ochroniarz widzi, na ile rzeczy reaguje i jak szybko zgłaszane są na przykład skargi na hałas. W pewnych przypadkach powolniejsze tempo nie było wcale minusem.
McCarvel na miejscu pojawił się już o czwartej, aby sprawdzić jeszcze pokój pod kątem pluskw, a i przy okazji zamontował wykrywacze tuż przy wejściu, aby mieć pewność, że była agentka nie próbuje informować nikogo o swoich postępach. Nie mógł mieć pewności, że pracuje jedynie na własną rękę bez żadnej pomocy z zewnątrz.
Kiedy Murray dotarła na miejsce, otrzymując w recepcji klucz, tuż przed progiem zorientowała się, że ten nie będzie jej potrzebny. Drzwi były z lekka uchylone, a zza nich dobiegały niepokojące dźwięki. Można by je było niemalże uznać za coś dwuznacznego, jednak wszelkie wątpliwości zostały rozwiane kiedy po pokoju rozległo się wycie bólu i dźwięk łamanej kości. A zaraz po tym przekleństwo cedzone kobiecym głosem. Ta jednak nie dała za wygraną w ostatniej chwili chwytając swoją broń w lewą drżącą dłoń, właśnie wtedy kiedy Aaron chciał złapać swoją.
‘’Kurwa’’, przeszło mu jedynie przez myśl, a na jego twarzy pojawił się niezadowolony uśmiech. Zdawał sobie dokładnie sprawę jaki błąd popełnił i że źle to się na nim odbije. Do tej pory był zaledwie trochę poobijany, miał kilka draśnięć od noża na swojej twarzy jak i ramionach odsłoniętych przy podwiniętych rękawach koszuli, ale roztrzaskany mózg na ścianie będzie bez porównania bardziej rzucać się w oczy. Cały pokój wyglądał gorzej niż dwójka osób się w nim znajdujących. Połamane półki, lampki, gazety i elegancka zastawa porozrzucane były po podłodze tworząc wręcz pole minowe, ale dwa noże kuchenne, jak i ten myśliwski leżały w okolicach wejścia, pod ścianą z rozbitym lustrem.
UsuńOddychał szybciej, w głowie starając się przeanalizować swoje opcje. Do broni był co prawda za daleko, ale mógłby spróbować ją rozbroić o ile tylko po drodze by go nie postrzeliła, a to było ryzyko, które nie wiedział jeszcze czy chciał podjąć. Chciała się czegoś dowiedzieć, kwestia tego czy wystarczająco mocno poszarpał jej nerwy, że nadal będzie jej zależało, czy zabije go od razu. Po zawahaniu podejrzewał, że informacje wezmą jednak górę. Na razie nie wiedziała nawet czy Aaron ma odpowiednie informacje, ale bronił się, a właściwie zaatakował ją kiedy tylko zorientował się, że coś jest nie tak, a to znaczyło, że nie tylko był z odpowiedniego grona ludzi, ale też zapewne miał coś do ukrycia. Ewentualnie nie lubił niezapowiedzianych wizyt takiego typu, ale kto lubił być konfrontowany z bronią?
OdpowiedzUsuńSpecyficzne dla broni kliknięcie rozproszyło nieco kobietę, a słowa tylko dopełniły tego zadania co faktycznie dało Aaronowi okazję, aby wyrwać się do przodu zabrać kobiecie broń i wycelować ją w nią. Niestety McCarvel już nie dał jej tyle czasu, nie czekał na okazję aby spytać o co chodziło, w tej sytuacji mając trzecią osobę w pokoju musiał poświecić wszelakie informacje i zdusić je w zarodku, nim wyszłoby na jaw coś niewygodnego. Kobieta chyba nawet uchyliła już usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy mężczyzna wpakował kulkę w jej głowę. Tłumik był co prawda na niej założony, ale pewien rodzaj huku i tak rozszedł się po pokoju. Krew rozbryzła się nie tylko po pokoju, ale też poplamiła białą koszulę Aarona na co ten westchnął ciężko przecierając swoją twarz wierzchem dłoni tylko rozcierając gorzej drobne kropelki krwi, takie które uzyskiwać można było z małych pędzelków.
Zerknął jedynie pobieżnie do Jennifer, ale po tym skupił się bardziej na broni którą trzymał w swojej dłoni. Zmierzył ją uważnie starając się rozdzielić ją między oficjalne służby, a kogoś poza nimi. Odłożył ją w końcu na komodę przechodząc nad ciałem jakby było zaledwie stertą brudnych ubrań. Chwycił kobietę, a raczej zaledwie jej zwłoki pod ramiona. –Drzwi od łazienki. – Powiedział tylko wskazując do nich jeszcze ruchem głowy. Nie chciał, żeby krew rozlewała się po wykładzinie nawet jeśli i tak była ona już praktycznie do wyrzucenia. Żaden środek nie usunie czegoś takiego. – I wiem, że to nam trochę opóźniło spotkanie – Przyznał opierając denatkę o okafelkowaną ścianę. – Ale doprowadzę się do porządku. – Odkręcił kurek w kranie, aby zacząć myć swoje dłonie. – I możemy zaczynać. – Przyznał ze spokojem zaczynając obmywać swoje przedramiona, a później twarz.
- A tak poza tym… - Wyprostował się znad kranu i chwycił ręcznik. – to słuszna taktyka. – Powiedział z lekkim uśmieszkiem w kącikach ust nim wytarł swoją twarz, a ręcznik odwiesił z powrotem na swoje miejsce. Podejście do ostrzegawczego strzału w tył głowy spodobało mu się chociażby na ‘’papierze’’, Murray nie musiałaby dopełniać swoich słów i wiedział, że w niektórych przypadkach mogłoby to zarówno zaszkodzić jak i pomóc, ale w tej sytuacji było idealnym podejściem. A i samo to jak to powiedziała, dzierżąc w dłoni zdecydowanie broń odniosło chciany efekt.
Zerknął na nią kiedy wyrzuciła z siebie to pytanie, które częściowo brzmiało właściwie jak pretensja i wyraz niezadowolenia w jednym. Wbrew ogólnej atmosferze uśmiechnął się kącikiem ust, może nawet nie co złośliwie. – Nie widać? Sprzątam problematycznego gościa. – A przede wszystkim nieproszonego. Spodziewał się, że kobieta nie miała pojęcia kim Aaron naprawdę jest, nie musiała, bo i bez tego był wart pozbycia się po tym jak już zdobędzie się od niego informacji. Pracował dla wpływowego mężczyzny i nie było wcale tajemnicą, że wraz z nim pojawiał się w szemranych kręgach. Mimo tego jak upewnił się o anonimowość i to, aby nikt go nie śledził, było możliwe, że komuś i tak by się to udało. Zwłaszcza osobie wystarczająco zdeterminowanej, a ta kobieta wydawała się właśnie do takiej należeć. Jeśli okazało by się jednak, że jego napastniczka wiedziała więcej, to oznaczało, że miał problem. Tylko co wiedziała dokładnie? Chociaż dobrze byłoby spytać, wiedział, że nie mógłby sobie na to pozwolić w obecności Jennifer.
OdpowiedzUsuń- Z użyciem kreatywności. – Dodał swoją propozycję, skoro już mówili o nim. Murray nie wiedziała jak dokładnie potoczyło się to starcie a McCarvel mógłby nawet poklepać się po plecach za dobrą robotę gdyby tylko nie skończyło się tym, że był na celowniku, niemalże ocierając się o śmierć. Odsunął tą myśl na bok uznając, że i tak udało by mu się znaleźć rozwiązanie z tej sytuacji, chociażby rozproszeniem jakimiś informacjami, pytaniami. Nie mieli okazji zbytnio sobie wcześniej pogawędzić, ale kobieta mówiła do niego per Sebastian i wcale nie używała tego ironicznie. – Oh wybacz. Myślałem, że jako agentka FBI jesteś gotowa na niedogodności, które przychodzą razem z tym fachem. – Rzucił w jej stronę. Już przestroił się na inną postawę, skoro Jennifer miała zamiar taka być. Taki układ bardziej mu pasował i łatwiej mu też przychodził. Przy byciu niejako uprzejmym musiał się bardziej pilnować.
Jeszcze przed wyjściem z łazienki dokładnie przeszukał kobietę, sprawdzając głównie jej kieszenie. Liczył na komórkę, z nich najwięcej można było wyczytać, ale i kartka z informacją, paragon, jakakolwiek wskazówka mogłaby okazać się przydatna. Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy w wewnętrznej kieszeni kurtki odnalazł smartfon. Kierując się do części służącej za salon, składając się głownie z tego stołu i krzeseł, przeglądał uważnie wiadomości odnajdując możliwe że potencjalny trop. Komórkę schował do kieszeni. – Fantastycznie, więc nie będę. – Skwitował sięgając do swojej torby z której wyciągnął mapę Londynu. Przyniósł ją do stołu i siadając rozłożył ją na prawie całą powierzchnię.
- Tu, widziałem się z agentem Murray po raz ostatni. – Wskazał na stację metra. – To była krótka wymiana. On przekazał mi lokalizację i czas, ja miejsce. Mój cel był martwy, kiedy dotarłem już na miejsce. Murray dostał nazwę klubu Jazzowego w którym regularnie bywał biznesmen, którego starał się wytropić. Gruba ryba, chodził z dwójką ochraniarzy i lubił być anonimowy. Agent wsiadł do metra, ja wyszedłem. – Dodał jeszcze na podkreślenie, że ich drogi się rozeszły. – Tutaj jest ten klub. – Wskazał miejsce które, gdyby się przyjrzeć można było rozpoznać, że jest zaledwie 15 minut drogi od jednej ze stacji metra.
-Jeśli chodzi o agenta Russell to widzieliśmy się na dachu parkingu. – Zaczął, chcąc zaobserwować czy Jennifer zainteresuje się jednym mężczyzną bardziej niż drugim, czy jednak postanowi słuchać sprawy, którą McCarvell przedstawi jej z drugim agentem. Wskazał też gdzie parking się znajdywał. – Z tego co pamiętam odjeżdżał srebrnym Volvo. Mieliśmy wspólnie pojawić się na bankiecie i dostać do biura Stevena Nottingham, ale ten nigdy nie pojawił się na miejscu. To było jakiś ponad tydzień później po naszym spotkaniu. Nie wiem niestety co robił w tamtym czasie. Tutaj odbywał się ten bankiet. – Obrzeża Londynu, oprócz tego, że tam właśnie wskazywał McCarvell nie widać było nic innego poza zielonym terenem. Właśnie tam znajdywał się pałacyk pana Nottingham.
Mówiąc i jednocześnie wskazując poszczególne miejsca na mapie zerkał co jakiś czas do niej, niby to w naturalnym geście, przy drobnych pauzach, dając jej czas, aby to przetrawić. Tak to miało wyglądać, ale kiedy już wbijał swoje spojrzenie w jej twarz starał się z niej czytać, dostrzegać te niewielkie ruchy mięśni starając się stwierdzić jeszcze bez żadnych słów czy kobieta kojarzyła cokolwiek z tego co mówił, czy snuła już swoje podejrzenia i aby dostrzec to bardzo subtelną zmianę podczas tego kiedy skupił się na drugim agencie.
OdpowiedzUsuńZmierzył ją oceniająco wzrokiem, kiedy zaproponowała wybranie się do klubu jazzowego. – Możemy pójść. – Przyznał więc po której chwili zastanowienia. Spodziewał się, że Jennifer będzie chciała odwiedzić to miejsce, miał nadzieję, że odpuści sobie zabieranie go jako eskorty, ale liczył się z tym, więc łatwiej było mu przyswoić taki plan na wieczór. – Nic nie przychodzi ci do głowy? Do zapełnienia tych luk… - Dodał w próbie zorientowania się już słownie co w tej sprawie wiedziała kobieta. Miał już swój plan nawigowania poprzez tą sytuację, ale gdyby ta postanowiła mu coś zdradzić to znacznie ułatwiłoby jego robotę.
-Hm. – Podniósł się z miejsca, chcąc rozegrać to tak jakby tamta sytuacja niosła taką wagę w jakiej przedstawiła to kobieta. Sytuacja faktycznie była napięta i chociaż McCarvell jej nie sprowokował to ta idealnie wplotła się w jego zamiary. Zaczął rozpinać swoją koszulę stojąc aktualnie plecami do Murray. – Nie do końca zaatakował, ale wszystko wskazywało na to, że ktoś wiedział o naszych prawdziwych tożsamościach. – Zsunął koszulę z ramion wrzucił ją do torby z której wyciągnął świeżą. Zapinając ją zwrócił się z powrotem twarzą do swojej rozmówczyni. – Byliśmy w pozycji, obserwowaliśmy cel… - Zaśmiał się ponuro. – i byliśmy otwarci, ktoś mógł nas zgarnąć w każdej chwili i prawie się przez to zdradziliśmy. Jeszcze bardziej po tym kiedy zacząłem się z Rusellem kłócić, niby na stronie, ale trochę nam się to wymknęło spod kontroli.– Posłał jej krzywy uśmiech, ale wzruszył ramionami chwytając swoją marynarkę. –Wszyscy spieprzyliśmy sprawę tamtego wieczoru. – Podsumował. –Chociaż Murray stracił z oczu nasz cel, bo musiał nas rozdzielić – prawą rękę Nottinghama. Dostanie się do niego miało być znacznie prostsze jakbyśmy szli przez tego gościa, ale zakładam, że zorientował się, że coś jest nie tak i szybko się ulotnił. – Aaron nadal wydawał się z tego powodu niezadowolony, a przynajmniej takiego grał, bo on wcale nie chciał, aby dostali się do Stevena i wiedział już w kasynie, że jego prawa ręka wcale nie będzie wystarczającą wtyką. Poza tym ten gość był paranoikiem. Nawet gdyby ich trójka nie wyrwała się spod kontroli i tak przedwcześnie ulotniłby się z miejsca z powodu czegoś innego. – A Russell chciał wracać do domu pewnie dlatego, że jest pieprzonym indywidualistą – Mówił składając mapę ze stołu. - i chyba ominęło go to spotkanie w którym dają mu znać, że w tej robocie nie można wszystkiego zrobić samemu. – Kiedy mapa wróciła już do swojego oryginalnego stanu Aaron znowu zatrzymał się przy swojej torbie.
-Chcesz spotkać się na miejscu w tym klubie czy czekasz aż ogarnę ten pokój? – Spytał się podnosząc swój bagaż i stawiając go na łóżku. Pytające spojrzenie zawiesił na jej twarzy nie robiąc nic innego i wyjątkowo czekając na to jaka będzie jej odpowiedź.
Wyglądała tak niewinnie, że aż nie pasowało to do jej ogólnej maniery. Nie doszedł jednak do żadnych konkretnych wniosków, bo równie dobrze mogła mieć informacje, jak i również ich nie mieć. A nawet jeśli mogły wcale nie być wartościowe, chociaż nawet takie mogłyby mu pomóc nawigować przez te całe śledzenie kroków wstecz. – Szkoda. – Skomentował jedynie.
OdpowiedzUsuńPrzy opisywaniu osoby z którą potencjalnie mogła mieć kontakt, lub nawet wystarczyłoby, aby jej ojciec wspomniał coś o drugim agencie Aaron wolał pójść z wersją, która była prawdziwa. McCarvell nigdy nie przepadał za agentem Rusellem, więc zarzucenie mu indywidualizmu było wyjątkowo szczerym wyrazem poirytowania konkretną osobą. Mimo wszystko było to wykalkulowane. Musiał wprowadzić jakąś negatywną relację do swojej narracji, bo szybko pannie Murray zaczęłoby się wydawać to podejrzane, a to, że stwarzało to potencjalny trop było jeszcze kolejną korzyścią.
Uśmiechnął się mimowolnie zaledwie kącikiem ust kiedy tak błyskawicznie odmówiła pomocy. Rozbryzgać krew było łatwo, ale do sprzątania kobieta się już nie garnęła… -Jasne. – Mruknął zwracając swoją uwagę na torbę, a później wzrok podnosząc na barek z kilkoma drobnymi buteleczkami alkoholu. Kiedy jednak dosłyszał jej uwagę odwrócił jeszcze głowę w jej stronę rzucając: - Czasami najciemniej jest pod latarnią. – Tym razem wcale nie miał zamiaru rzucać się w oczy, chociaż niewykluczone, że ktoś i tak go rozpozna, ale chciał podarować kobiecie jeszcze na odchodne wrażenie, że powinna spodziewać się czegoś ciekawego.
Kiedy w końcu drzwi zamknęły się za Jennifer, Aaron od razu zabrał się do rzeczy. Wcale nie chciał, aby kobieta mu pomagała, wręcz przeciwnie. Mimo tego, że część nieporządku miał zamiar sprzątnąć sam, tak aby usunąć swoją obecność z miejsca zbrodni, tak plamy krwi i trupa nie miał zamiaru ruszać. Zamiast tego powiadomił Interpol o napastniczce, która musiała zostać wyeliminowana dla dobra sprawy, aby to oni zajęli się potencjalnym dochodzeniem i tego, aby nigdzie ono nie doprowadziło.
Po załatwieniu formalności jak i brudnej roboty Aaron wymeldował się z hotelu i krętą drogą udał się do swojego apartamentu, gdzie przebrał się ponownie stawiając na klasykę czyli czarny garnitur oraz nieco przecenionego Rolexa na nadgarstku. Na miejsce przyjechał swoim własnym samochodem, który zaparkował na własną rękę kilka kroków od samego klubu. Ruch panował tutaj jak zwykle. Miejsce miało swoją renomę i ściągało nie tylko eleganckich klientów, ale też dobrych muzyków. Mężczyzna rozejrzał się jeszcze uważnie przed wejściem szukając wzrokiem byłej agentki FBI, ale kiedy na niewiele się to zdało postanowił swoich szans spróbować w środku. Usiadł przy wolnym stoliku, czyli tym znajdującym się nieco bardziej z tyłu i wsłuchał się w przyjemną nutę płynącą z kruczoczarnego fortepianu, rozglądając się nienachalnie po pomieszczeniu.