William Castillo
12.02.1989 | obrączka na palcu od 4 lat | stanowisko w firmie teścia | coraz częściej zaczyna czuć, że popełnił błąd
"Jeśli twoje życie naprawdę stanęło na głowie, to znaczy, że ona musi gdzieś tu być. Prawdziwa miłość zwykle jest okropnie niewygodna."
Pierwszy dzień pracy był poniekąd podniecający, ale w znaczącej części także przerażający. Próbowała sobie wmówić, że tak naprawdę nie miała się czym denerwować, choć sama już w to nie wierzyła. Obiektywnie patrząc, to była jej pierwsza, poważna praca, którą zdobyła własnymi siłami. Zaraz po skończeniu studiów, zajęła stanowisko u ojczyma, dzięki czemu ominęła ten jakże stresujący fragment zawodowy, opierający się na poszukiwaniu pracy, gdzie ktoś chciałby zatrudnić żółtodzioba, bez jakiegokolwiek doświadczenia. Co prawda, wcześniej zdobywała już pracę, ale chodziło wtedy o stanowiska pokroju kelnerki czy barmanki, by móc usamodzielnić się w czasie studiów. Teraz jednak dostała szansę na stanowisko w firmie plasującej się wysoko w rankingu i prosperującej naprawdę dobrze, biorąc pod uwagę obecne warunku na płaszczyźnie wszystkich przedsiębiorstw, szczególnie tych zajmujących się nieruchomościami, gdzie konkurencja była naprawdę spora. Jakimś cudem jednak przebrnęła przez pierwszy dzień, a z czasem wszystko szło ku lepszemu. Odnajdywała swój rytm i dogadywała ze współpracownikami. Starała się wszystko uważnie obserwować, by w trakcie nauczyć się jak najwięcej i jednocześnie być jak najbardziej przydatną. Co prawda, nie znaczyło to, iż w magiczny sposób stała się pracownikiem idealnym. Miała zbyt mało doświadczenia, by mogła uplasować się na tej pozycji. O wiele rzeczy musiała pytać, czasami przez nieuwagę coś poprawiać, ale za każdym razem starała się dawać z siebie jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńJej szef, choć nie znała go jeszcze wystarczająco dobrze, wydawał się miły, prawdę mówiąc, nawet odrobinę ją onieśmielał. Początkowo zdziwiła się jego młodym wiekiem, gdyż z przyzwyczajenia spodziewała się kogoś starszego, ale szybko doszła do wniosku, że współpraca z nim była o wiele przyjemniejsza. Nie chciała się do tego przyznać, ale w niektórych chwilach zapomnienia, zawieszała na nim dłużej wzrok, gdy nikt nie zwracał uwagi, uważnie mu się przyglądając. Zresztą zauważyła, iż nie była jedyną kobietą, na której robił wrażenie. Dlatego na samym początku w jego obecności na jej policzkach często gościł rumieniec, a dłonie prawie niedostrzegalnie drżały. Na swoje szczęście, uczyła się panować nad swoimi zdradzieckimi hormonami.
Zapukała do drzwi jego gabinetu, po chwili zaglądając do środka i unosząc ku górze teczkę, którą trzymała w dłoniach. Weszła niepewnym krokiem do środka, wciąż czując się tu odrobinę nieswojo i cicho zamknęła za sobą drzwi, podchodząc szybko do jego biurka. - To umowa, z którą musi się pan zapoznać przed wyjazdem. Dodałam ten wyniki próbki gleb, które niedawno przysłano. - wytłumaczyła, zakładając za ucho kosmyk brązowych pukli.
Czym prędzej zajęła miejsce po drugiej stronie biurka, krzyżując nogi w kostkach i uważnie mu się przyglądając, czekając aż rozpocznie. Musiała przyznać, że choć pracowała tu od niedawna, lubiła współpracę z Williamem. Był skupiony na pracy i wiedział jak dobrze ją wykonywać. Może i był młody, a na podobnych stanowiskach rzadko zasiadały osoby w jego wieku, jednakże mu to najwyraźniej nie przeszkadzało i pracował jak na jej oko, bez zastrzeżeń. Nie wątpiła, że na początku jego kariery ludzie krzywo na niego spoglądali, lecz z tego, co słyszała teraz, darzyli go pewnego rodzaju szacunkiem i nie mieli zastrzeżeń w kwestii jego pracowitości i zdolności.
OdpowiedzUsuńPokiwała głową w odpowiedzi, potwierdzając tym samym, iż wcześniej zdążyła zapoznać się z tą dokumentacją. Miała także nadzieję na wyjazd i jej oczy zabłysły, gdy oznajmił, że będzie mogła jechać wraz z nim. Takie wypady równały się ze zdobywaniem doświadczenia, które żarliwie pragnęła zdobyć. Gdzieś w zakamarkach jej umysły pojawił się radosny głosik, szepczący, że dzięki temu będzie mogła spędzić z nim odrobinę więcej czasu, ale szybko zamknęła ten głos w szczelnej szufladce, nakazując sobie czym prędzej się go pozbyć.
Poczuła jak jej usta wyginają się ku górze, gdy usłyszała jego propozycję, by zaczęli mówić sobie po imieniu i od razu zganiła się za tą bezsensowną radość, która ją ogarnęła. Przygryzła dolną wargę, licząc, że w ten sposób przywoła się do porządku. Dotąd uważała się za profesjonalistkę i nie chciała tego przekreślać, jednie przez idiotyczną fascynację, która nawiasem mówiąc, była co najmniej nie na miejscu.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko, proszę pa... - urwała, nim zdążyła dokończyć, posyłając mu zawstydzony uśmiech. Zapewne minie chwila nim przyzwyczai się do tej bezpośredniości i jeszcze nieraz zdarzy jej się podobna wpadka. - Williamie. - poprawiła się, smakując jego imię na swoim języku z pewną dozą niepewności. Nie wiedziała czemu akurat on potrafił wprawić ją tak łatwo w zakłopotanie, nawet się o to nie starając. Onieśmielał ją, a może chodziło bardziej o uczucia, które wywoływał, a do których z całą pewnością nie chciała się przed samą sobą przyznać. - Należałoby jeszcze dokończyć prezentację, ponieważ jest w małej rozsypce. - stwierdziła, licząc na szybką zmianę tematu, gdyż podczas rozmowy o pracy, nie musiała skupiać się na innych bezsensownych myślach, które krążyły po jej umyśle.
- W takim razie, tego pewnego dnia, ja zapewne się po tę głowę pofatyguje. - zażartowała, uśmiechając się do niego promiennie. Liczyła na to, że w jakimś minimalnym stopniu uda jej się go rozbawić, gdyż wyglądał na zmęczonego i jak na jej oko, chodziło o coś więcej niż natłok w biurze. To jednak nie była jej sprawa i nie powinna nawet się nad tym zastanawiać, ale jej myśli i tak mimowolnie skręciły w tym kierunku i zaczęła rozmyślać nad tym, czym William mógłby się tak stresować.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała się mu z zainteresowaniem i podziwem, gdy tak skrupulatnie wymieniał wszystkie zadania, które musieli wykonać. Już w przeciągu tych kilku dni zdążyła się zorientować, iż jej szef był człowiekiem niezwykle sumiennym, pokusiłaby się nawet o nazwanie go mianem perfekcjonisty. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik i doszlifowane do perfekcji, bez ani jednej skazy. Ten stopień zaangażowania i oddania był jej zdaniem godny podziwu. Co więcej, większością rzeczy zajmował się sam, nie pomiatając pracownikami i nie zwalając przy tym całej roboty na nich, by na końcu zbierać jedynie laury. Wiedziała, że w jakimś stopniu go idealizowała, ale to chyba było silniejsze od niej. W kwestii zawodowej mogła się wiele od niego nauczyć i zamierzała wycisnąć z tej pracy tyle ile się da.
- Tak, tak. - odparła, szybko wstając, zdając sobie sprawę z tego, że przed chwilą zagapiła się na niego, błądząc myślami w tylko sobie znanym kierunku. Miała to do siebie, iż potrafiła odpływać w swój własny świat i zapominać przy tym o otaczającym ją świecie. Jej umysł wtedy błądził w chmurach, jakby oderwał się od rzeczywistości. Uświadamiając to sobie, zarumieniła się i czym prędzej ruszyła w stronę drzwi, kręcąc przy tym głową, jakby nie mogła pojąć swojego zachowania.
Po kilkunastu minutach wróciła ze stosem papierów i małym pudełkiem, od razu kładąc kartki po jego stronie biurka. Po drugiej położyła pudełko, w którym znajdowały się ciastka upieczone dzień wcześniej. - Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, ale padam z głodu. - wytłumaczyła, kiwając głową w stronę pudełka. Przy okazji szybko przysunęła krzesło bliżej niego, by łatwiej im było pracować, po czym od razu zajęła miejsce, otwierając przy okazji pojemniczek. Wyjęła ciasteczko, gryząc kawałek i dopiero wtedy uniosła wzrok na swojego szefa, posyłając mu niepewny uśmiech. Jeśli chodziło o słodycze, była typowym łasuchem. - Masz ochotę? - zapytała, podsuwając ciastka w jego stronę. - Co prawda nie jestem mistrzem kuchni, ale z piekarnikiem sobie radzę. - zapewniła, dla potwierdzenia zjadając drugą połowę ciastka.
Uśmiechnęła się i podziękowała za kawę, od razu upijając łyk. Tutaj pojawiała się mała sprzeczność w jej kubkach smakowych. Uwielbiała słodkości, acz kawę preferowała czarną, bez żadnych dodatków. Kiwnęła głową na znak zrozumienia, a jej umysł już zaczął pracować nad kilkoma pomysłami, które można byłoby umieścić jako specjalny dodatek do umowy. Smaczek, który wpasowałby się w kosztorys, a jednocześnie przyniósł przyzwoity efekt. Nim jednak zdążyła cokolwiek zaproponować, drzwi gabinetu otworzyły się, a w nich stanęła urodziwa kobieta. Cathleen szybko połączyła fakty i zrozumiała, że stoi przed nią żona jej szefa. Mogłoby się to wydawać dziwne, ale wcześniej nie miały okazji się spotkać. Cath nie wiedziała, czy kobieta odwiedzała swojego męża w biurze, czy też nie, a jeśli nawet, najwyraźniej musiały się po prostu minąć. Wiedziała, że jej szef był żonaty, nie dało się nie zauważyć obrączki na jego palcu, poza tym ludzie w firmie w tej sprawie także nie milczeli. Jednak jak to mówią, dopóki nie zobaczy się na własne oczy... Wcześniej ta kobieta była jedynie nieznanym fragmentem opowieści. Mgłą, która nie przybrała żadnej postaci, aż do chwili obecnej.
OdpowiedzUsuńUniosła podbródek, gdy kobieta posłała jej zimne spojrzenie. Starała się udawać pewność siebie, której w rzeczywistości nie czuła przy tej pełnej wdzięku, ale jednocześnie przepełnionej pogardą lodowatej damie. Na myśl nasuwało jej się wiele gorszych określeń, ale jej matka, jako pisarka, nienawidziła prostackiego słownictwa i zadbała o to, by jej córka umiała wypowiadać się w sposób bardziej wyrafinowany, nawet w chwilach wzburzenia. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale o tym rodzicielka nie musiała już wiedzieć.
- Oczywiście. - odparła pośpiesznie, podnosząc się z krzesła i jeszcze raz zerkając przelotnie na kobietę, która w dalszym ciągu ostentacyjnie ją ignorowała. Cóż, przecież była tylko asystentką, aż grzech, że musiały oddychać tym samym powietrzem... Nim jednak wyszła, wróciła się szybko po pudełko z ciastkami. Prawda była taka, że za ciastka była gotowa zrobić wszystko. Przypuszczała, że jeśli na świecie zostałby ostatni czekoladowy batonik, to byłaby gotowa w zamian oddać nawet swojego pierworodnego. Co więcej, w dalszym ciągu była głodna, więc szybko zgarnęła pojemnik, po czym prędko wyszła z gabinetu, zostawiając ich samych. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na swojego szefa, niepewna co czuł, ale szybko upomniała się, że to nie jej sprawa i zamknęła za sobą drzwi. Rzadko kiedy z miejsca zniechęcała się do ludzi, jednakże tej kobiety od razu nie polubiła. Widać było, że traktuje ludzi z góry, tak naprawdę nic o nich nie wiedząc. Fakt, Cath była jedynie asystentką, ale była zdeterminowana, by dojść jak najwyżej. Równie dobrze mogła zostać w firmie ojczyma i od razu zająć wysokie stanowisko, ale chciała dojść do wszystkiego własną ciężką pracą, zapracować na swoje nazwisko, a nie otrzymywać prestiż w prezencie, na który by nie zasługiwała. Westchnęła cicho, zirytowana faktem, iż zdanie kogoś obcego w ogóle ją obchodziło, po czym skierowała się do swojego biurka, po drodze zaparzając sobie szybko kawę. Tamtej nie wzięła, a nabrała wielkiej ochoty. Poza tym tak naprawdę nie wiedziała ile potrwa to ich rodzinne spotkanie. Postanowiła w tym czasie dokończyć książkę, którą niedawno dała jej matka, oczekując opinii córki. Cath może i była stronnicza, ale uwielbiała historie, które pisała jej rodzicielka, a odgrywanie roli jednego z najważniejszych krytyków traktowała naprawdę poważnie.
[ Trzeba było uprzedzić to, by zamiast ciastek, jakiś popcorn przygotowała. Czy tylko ja jestem fanką takich dramacików? :D ]
OdpowiedzUsuńPróbowała się skupić na lekturze, zajadając ciastko, ale zżerała ją ciekawość, co takiego mogło dziać się w gabinecie. Była tylko zwykłym człowiekiem, więc zainteresowanie takimi rzeczami nie było niczym niezwykłym. Przynajmniej tak próbowała to sobie tłumaczyć. Zaczęła się też zastanawiać ile to ich spotkanie mogłoby potrwać. Jej także zależało na tym, aby ten projekt dobrze wypadł. To pierwsze poważniejsze zlecenie w tej firmie, w którym bierze czynny udział i chciała włożyć w nie jak najwięcej. Przez to miała świadomość, że im później zaczną, tym później skończą, a wiadome było, że z czasem będzie im się coraz trudniej myśleć, bez względu na to ile kawy w siebie wleją. Westchnęła cicho, na te przemyślenia, podpierając dłoń na policzku, ale po chwili poderwała głowę do góry, gdy drzwi się otworzyły i szybkim krokiem wyszła żona Willa. Niczym dziwnym nie było, iż tym razem także nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi i ruszyła przed siebie, z pewną determinacją w oczach, przy okazji nie obdarzając spojrzeniem nikogo z biura. Przynajmniej już nie czuła się taka wyszczególniona...
Odczekała jeszcze chwilę, niepewna co zrobić, ale w końcu postanowiła wrócić do jego gabinetu, zgarniając rzecz jasna pojemnik z ciastkami, których nawiasem mówiąc, już zdążyło ubyć. Stanęła przed drzwiami, przez chwilę się wahając. Może wolał zostać teraz sam. W końcu jednak stwierdziła, że prezentacja, tak czy siak, musi być zrobiona. Zapukała cicho, zerkając do środka z lekkim uśmiechem, który zgasł, gdy zobaczyła, że humor szefa zdążył przez te kilka minut się pogorszyć. Tak, to był zdecydowanie kolejny powód, by przestać lubić jego żonę. Weszła do środka i nic nie mówiąc, podeszła do biurka, stawiając przed nim pudełko z ciastkami. Słodycze w końcu były najlepsze na wszystko, to była jej niezachwiana dewiza.
- Powinniśmy pomyśleć nad jakimiś ekologicznymi zamiennikami. To zawsze wygląda lepiej, a koszt nie musi być wcale aż tak wielki. Poza tym musimy umieścić kosztorys i statystyki. Masz to wszystko przesłane w jednym pliku, razem z planami i symulacją. - szybko wymieniła, sięgając po plik dokumentów, by wybrać te najistotniejsze.
- To do roboty, Will. - odparła, zerkając na niego i naśladując jego wcześniejszą wypowiedź. Nie zamierzała wypytywać o to co się stało. W końcu była jedynie pracownikiem i to z całą pewnością byłoby naruszeniem pewnych norm. Wolała zając jego umysł czymś innym, ale z drugiej strony była gotowa wysłuchać go, jeżeli jednak zechciał się jej zwierzyć, choć szczerze wątpiła, że to zrobi.
[ Gdyby nie była taką oziębłą mendą, to nawet bym ją polubiła, ale tak muszę się solidaryzować z Cath xd ]
OdpowiedzUsuńCath cieszyła się, że w tej firmie mogła się wykazać. Wcześniej obawiała się, że ta praca przez pierwsze kilka miesięcy, o ile nie więcej, będzie sprowadzała się do parzenia kawy i odbierania telefonów, ale okazało się inaczej. William faktycznie angażował ją w przygotowywanie projektów, nie odstawiał na boczny tor, tak jak zrobiłby to ktoś inny. Może wpływ na to miał też jego wiek. Nie był starym wyjadaczem i nie traktował jej jak nieopierzonego ptaszka, który dopiero uczy się machać skrzydłami. Musiała się zgodzić z jednym, w kwestii szefów miała naprawdę spore szczęście.
Oczywiście w poprzedniej firmie także brała czynny udział we wszystkich transakcjach, ale sama musiała przyznać, że jej ojczym traktował ją szczególnie, momentami był aż nadto wyrozumiały. W kwestii jej pracy miał mieszane uczucia, z jednej strony, chciał dawać jej zlecenia, by przypadkiem nie czuła się urażona, ale z drugiej obawiał się jej braku doświadczenia. Taka sprzeczność sprawiała pewną trudność i jemu i jej. Poza tym każdy jej sukces był przypisywany faktowi, iż była rodziną szefa, a to z kolei prowadziło do ciągłych konfliktów między pracownikami. Tam po prostu nie mogła w pełni rozwinąć skrzydeł.
Teraz jednak była tu dzięki własnej pracy, a nie dzięki nazwisku i pokrewieństwu. Chciała do wszystkiego dojść własnymi siłami. Mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że przyłożyła się do pracy i zrobiła coś dobrze, skoro Will ją chwalił. Pochwały ze strony ojczyma nigdy nie były w pełni satysfakcjonujące, gdyż za każdym razem obawiał się w jakiś sposób ją urazić.
Pokiwała głową, jednocześnie śledząc wzrokiem umowę, którą miała przed oczyma. Słysząc jednak jego wypowiedź, gwałtownie podniosła głowę, uważnie mu się przyglądając. - Nie ma problemu. Twoja żona wydaję się... - urwała, odchrząkując i szukając w głowie odpowiedniego słowa. Od razu skarciła się za to, że w ogóle zaczęła coś mówić na jej temat, skoro najwyraźniej szło jej to opornie. - Na pewno bardzo cię kocha. - zakończyła, posyłając mu speszony uśmiech. Zresztą cóż innego mogła powiedzieć o tej kobiecie, skoro widziały się zaledwie kilka sekund, co więcej, nie były one zbyt optymistyczne. Obiektywnie patrząc, nie zamieniły ze sobą nawet słowa. Gdyby nie stał przed nią szef, zapewne pokusiłaby się o coś więcej, a z całą pewnością o szczerość, jednakże w tym wypadku wolała zachować wszelkie uszczypliwe komentarze dla siebie. Poza tym, co znaczyłoby dla niego zdanie asystentki?
[ Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jak troszkę przewinę tą akcję z tworzeniem prezentacji. :D ]
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, przekrzywiając lekko głowę na bok, uważnie przyglądając się jego dziwnej reakcji. Wydawało jej się, że nie powiedziała niczego złego. W pierwszej chwili pomyślała, że mógł poczuć się urażony faktem, iż nie była w stanie otwarcie skomplementować jego żony. Jednakże z drugiej strony, z jego oczu nie biła złość, lecz coś innego. Coś, co dziwnie przypominało jej smutek, lecz nie była pewna co mogłoby wywołać u niego takie emocje. Była gotowa go o to zapytać, ale wtedy wyszedł szybko z gabinetu, a ona uznała, że tak pewnie było lepiej. Mało brakowało, a zaczęłaby się pchać z butami w jego życie prywatne. Jęknęła, opierając czoło na biurku i przeklinając swojego nieprofesjonalne zachowanie. Nie umiała wyjaśnić, dlaczego w jego obecności zawsze musiała chlapnąć coś nieodpowiedniego. To było tak jakby w jego pobliżu czuła się jednocześnie spięta i rozluźniona. Sama do końca nie potrafiła tego pojąć.
- O mnie się nie martw. - odparła, machając lekceważąco ręką i posyłając mu kolejny uśmiech, licząc, że w ten sposób jakoś go rozweseli, ponieważ dalej nie wyglądał na specjalnie radosnego. Niestety od razu zauważyła, że prawdopodobnie nie będzie w stanie zrobić nic, by naprawić swoją wcześniejszą wtopę. - Bierzmy się do pracy. - zarządziła, zachęcając go, by podszedł bliżej i przestawiając się na tryb pilnej i pomocnej asystentki.
Po ponad godzinie ciągłej i owocnej pracy westchnęła i oparła się o fotel, odchylając głowę z lekkim uśmiechem. Przed chwilą wpadła w typowy dla siebie wir, gdzie liczyło się tylko zadanie, które miała wykonać i nic więcej. Musiała przyznać, że współpracowało im się naprawdę dobrze i efektywnie. Przez ten czas nie wypytywała go o nic poza projektem, nad którym się skupiali, sądząc, że potrzebował czasu, by samemu sobie to poukładać w głowie. Jednakże widziała, że w dalszym ciągu coś go dręczyło, a z uwagi na fakt, iż sporą część prezentacji już zrobili, z całą pewnością zasłużyli na przerwę.
- Dajmy sobie chwilę oddechu. - poprosiła, zerkając wpierw na ekran komputera i rozłożone na biurku papiery, a następnie na niego. - Przepraszam, jeśli czymś cię uraziłam. - wyznała szybko na wdechu, bojąc się, że później zabraknie jej odwagi. Nauczono ją, by od razu oczyszczać ciężką atmosferę, ponieważ zwlekanie nigdy nie prowadziło do niczego dobrego.
[ Zróbmy tak! Cath jeszcze pewnie będzie panikować, że to pewnie jej wina, bo coś źle zarezerwowała. :D ]
OdpowiedzUsuńStarała sobie słowo w słowo przypomnieć co takiego do niego powiedziała. Pamiętała, że wspominała coś o tym, iż jego żona z całą pewnością go kocha. Mimowolnie zaczęła się więc zastanawiać, cóż takiego mogła mu uświadomić, tym prostym stwierdzeniem, które jej wydawało się oczywiste. W końcu byli małżeństwem. Po chwili jednak zrozumiała, że w gruncie rzeczy to nic nie oznaczało. Przykładem była jej matka, która szczęście znalazła dopiero za trzecim razem. Nie chciała się nad tym zastanawiać, ale w jej umyśle i tak pojawiło się nurtujące pytanie. Czy William był szczęśliwym małżonkiem?
- Nie. - pokręciła głową, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cisnął jej się na usta. - Mówisz jak moja mama. - wytłumaczyła z cichym śmiechem, od razu mając przed oczami obraz rodzicielki mówiącej podobne zdanie. - Chodzi o to, że ona też zawsze powtarza, abym niczego w sobie nie dusiła i wyrzucała wszystko od razu, nim się skumuluje i mnie przygniecie. - dodała, by wyjaśnić swoje rozbawienie i przy okazji, by zrozumiał, że w ten sposób nie chciała go obrazić. Wręcz przeciwnie. Mógł uznać to za swego rodzaju komplement. - Ona zrozumiała to dopiero po związku z moim ojcem... I Billem. - dodała, właściwie nie wiedząc czemu to mówiła. Rzadko kiedy rozmawiała z kimkolwiek o swoim ojcu, a tym bardziej o pierwszym ojczymie. To były dwa rozdziały, które już dawno zamknęła za sobą i za nic nie chciała do nich wracać. W gruncie rzeczy nie wiązały się z niczym dobrym, toteż wolała je po prostu wyprzeć. Dlatego tym bardziej nie rozumiała co skłoniło ją do tego, by akurat przed nim otworzyć drzwi, których nie otwierała od dawna.
Przygryzła nieświadomie dolną wargę, słysząc jego komentarz i mimowolnie cofnęła się do tamtych lat. Ten rozdział miała już dawno za sobą. Zamknęła go szczelnie na cztery spusty, starając się zrobić wszystko, by nie miał na nią żadnego wpływu. Wiedziała jednak, że przeszłości nie można tak po prostu przekreślić, ponieważ w dużej mierze to ona kształtowała człowieka. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała pozwolić, aby definiował ją jedynie tamten okres. Chciała także wierzyć, że przeżycia z ojcem, a także z pierwszym ojczymem pozwoliły jej matce znaleźć w końcu prawdziwe, szczere i bezwarunkowe szczęście. Obie zrozumiały, że w życiu warto szukać prawdziwej miłości.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie, nic nie szkodzi. - zapewniła, kręcąc lekko głową i posyłając mu minimalny uśmiech, by upewnić go w tym przekonaniu. Podkuliła nogi pod siebie, podpierając podbródek na kolanach i odgarniając kosmyki włosów, które łaskotały jej twarz, po czym skupiła spojrzenie na Willu. - Moja mama jest pisarką, a ojciec malarzem. Wyobraź więc sobie tę wybuchową mieszankę... - mruknęła z krzywym uśmiechem, który tym razem niestety nie sięgał jej oczu. Sama nie wiedziała czemu mu to mówiła i jaki był tego cel, ale słowa same cisnęły jej się na język. - Był wolnym duchem, miał swoją wizję świata, bez więzów jakim było dziecko. Zniknął, gdy miałam pięć lat w poszukiwaniu „nowego spojrzenia”. Podejrzewam, że dalej go szuka. - opowiedziała, wywracając przy tym oczami. Chciała wierzyć, że już się z tym pogodziła, ale gdzieś głęboko w sobie w dalszym ciągu ukrywała urazę i zranienie. Uczucie porzucenia chyba nigdy tak naprawdę całkowicie jej nie opuściło. - No a co z tobą? - zapytała już lżejszym tonem, przyglądając mu się z czystym zainteresowaniem. Chciała go lepiej poznać, choć podejrzewała, że nie byłoby to zbyt profesjonalnym posunięciem. Z doświadczenia wiedziała, że nie należało łączyć życia prywatnego i zawodowego, gdyż koniec końców zbliżenie się tych dwóch stref mogło prowadzić do jakiegoś wybuchu. Mimo to nie zamierzała się tym teraz przejmować.
Cathleen nigdy nie była osobą specjalnie religijną, dlatego też argument z ołtarzem i złożoną tam przysięgą nigdy specjalnie do niej nie przemawiał. Musiała jednak przyznać, że Will zyskał tym w jej oczach. Najwyraźniej bardzo chciał dotrzymać obietnicy, którą złożył nie tylko przed Bogiem, ale przed rodziną, przyjaciółmi, a przede wszystkim przed swoją żoną i samym sobą. Jednakże mimo to chciała wspomnieć o tym, iż jej matka także stała w kościele, przysięgając mężczyźnie miłość, który na nią nie zasłużył; przysięgała ją komuś, kogo tak naprawdę nie znała. Nie wiedziała wtedy, że pod fasadą miłego i czarującego człowieka, krył się złośliwy i porywczy brutal. Zdaniem Cath sam ten fakt unieważniał całą przysięgę, nieważne przed kim była ona składana. Nim jednak zdążyła dobrać odpowiednie słowa, tak by przy okazji go nie urazić, on poruszył inną kwestię, a ona uznała to za znak, iż chciał po prostu zmienić niewygodny i zdecydowanie nieprzyjemny temat. Uznała, że może tak było i lepiej. W końcu co ona tam wiedziała o ich życiowej sytuacji? Znała go od niedawna, jego żonę w pewnym sensie poznała dopiero dzisiaj, a o ich wspólnym życiu wiedziała jedynie tyle, ile Will przed chwilą powiedział, czyli praktycznie nic. Jednakże nietrudno było wywnioskować, iż ich współżycie nie układało się najlepiej i najwyraźniej mieli problemy, które nie zaczęły się wczoraj, ale piętrzyły się od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuń- W takim razie może powiesz mi, dlaczego zatrudniłeś akurat mnie. Jestem pewna, że na moje miejsce było wiele innych osób. - odparła, litując się nad nim i po prostu zmieniając temat na lżejszy. Powiedziała pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy i akurat trafiło na kwestię jej zatrudnienia. W sumie była szczerze ciekawa, dlaczego wybór padł na nią. - Wiesz, naprawdę chciałam odegrać scenkę z filmu, gdzie podstępem wykurzam pozostałe kandydatki, ale chyba czułabym się później winna. - dodała, posyłając mu kolejny szeroki uśmiech.
Zdobycie tej posady uważała za jeden ze swoich największych sukcesów, tych, które osiągnęła samodzielnie, bez niczyjej pomocy. Od zawsze uwierała ją silna potrzeba samodzielności. Matka wiele razy opowiadała, że już jako mała dziewczynka, gdy stawiała pierwsze kroki, nie chciała trzymać się dłoni rodziców, łapiąc w zamian za meble, by to one pomagały jej utrzymać równowagę. Dlatego też tak bardzo chciała opuścić firmę ojczyma, by czuć się w pełni samowystarczalna.
Słuchała go z pewną uwagą, zdając sobie niechętnie sprawę, że czuła przyjemne trzepotania, gdy opisywał, dlaczego wybrał akurat ją spośród tylu kandydatek, pewnie wielu takich, które miały od niej o wiele większe doświadczenie. Gdy dostała tę pracę, poczuła niewypowiedzianą dumę. Otrzymała dowód na to, że mogła coś osiągnąć sama i udowodnić wszystkim, którzy w to nie wierzyli, że nie potrzebuje do tego pomocy ojczyma. Słysząc teraz jego słowa, poczuła się chyba jeszcze bardziej spełniona. Jakby odnalazła coś, czego wcześniej nawet nie szukała albo nie zdawała sobie z tego sprawy.
OdpowiedzUsuńPostukała się w brodę palcem wskazującym, jakby naprawdę intensywnie zastanawiała się nad odpowiedzią. - Wiesz, powiedziałeś żebym nie obrosła w piórka, a później dołożyłeś to ostatnie zdanie... - odparła cicho, jakby po prostu zastanawiała się nad tym na głos, po czym posłała mu pewny siebie uśmiech. - Tak, sądzę, że jestem już gotowa wygryźć cię ze stanowiska. - stwierdziła lekkim tonem, odgarniając wyniosłym gestem włosy na plecy, po czym uśmiechnęła się szeroko, psując tym samy swoją fasadę wyrachowanej pracownicy.
Prawdą było, że w jego obecności często się stresowała, a jej policzku ciągle różowiły się odzwierciedlając większe bądź mniejsze zawstydzenie. Jednakże, gdy teraz rozmawiali tak po prostu, o niczym ważnym, czuła się swobodnie. Tak jakby znali się dłużej niż kilka dni, choć to mogło wydawać się idiotyczne. Zapominała, że jest jedynie jego asystentką, a on jest przede wszystkim, a może nawet tylko, jej szefem. Chciała po prostu dalej rozprawiać o niczym i żartować. Robić wszystko, by zastąpić ten smętny wzrok, który u niego widziała, iskierkami rozbawienia. Może miała w sobie zbyt dużo empatii, może była zbyt nachalna i czasami przesadnie chciała zbawiać świat, lecz jakaś dziwna cząstka chciała zrobić wszystko, by William miał powody do uśmiechu, by mógł po prostu oderwać się od przykrości, które wpychała w jego życie żona.
[ Nie ma problemu. Możemy uznać, że podwiezie ich kierowca, który po prostu pod nich podjedzie, by nie tracić czasu? :D ]
OdpowiedzUsuń- Będziesz musiał przejść trudny proces kwalifikacyjny. - odparła poważnie, mierząc go przy tym wzrokiem, jakby już sprawdzała, czy nadawał się na rolę jej asystenta. Musiała przyznać, że w kwestii prezentacji nie można mu było nic zarzucić, ale tego z całą pewnością nie zamierzała mówić na głos. Jedynie zarumieniła się lekko na tę myśl i szybko odepchnęła od siebie wszelkie podobne myśli, ponownie skupiając uwagę na jego twarzy.
Spojrzała na niego oczami szczeniaczka, wydymając dolną wargę, w niemej prośbie, jednak po chwili uśmiechnęła się i mimo wszystko przysunęła ponownie do biurka, biorąc do ręki plik dokumentów, który niedawno odłożyła. - Ahoj kapitanie. - rzuciła, dla lepszego efektu wyrzucając pięść w górę, jakby trzymała w niej niewidzialną szpadę, po czym skupiła całą swoją uwagę na papierach, przełączając się na tryb pilnego pracownika, by William przypadkiem nie zmienił dobrego zdania, które przed chwilą wyraził.
***
Rozsiadła się wygodniej, zagłębiając w skórzane obicie i próbując wmówić sobie, że wcale nie ekscytuje się wyjazdem. Cóż, sam fakt, iż cieszyłaby się jedynie wyjazdem służbowym, nie byłby problemem. Jednakże doskonale zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę nie mogła się doczekać spotkania z szefem i spędzenia czasu sam na sam. Przez ten czas przyzwyczaiła się do jego obecności, lubiła z nim przebywać i rozmawiać na różne tematy. Z jednej strony czuła się z tym źle i próbowała udawać, że tak wcale nie jest, ale to nie zmieniało faktu, że wieczorami często przewracała się z boku na bok, wspominając miniony dzień i wszystkie przyjemne momenty. Żałowała, że nie ma kontroli nad swoimi myślami, ale chciała wierzyć, że dopóki zostawi je dla siebie, wszystko będzie dobrze, a z czasem cała sytuacja sama odpowiednio się ułoży.
Gdy kierowca wreszcie zaczął zbliżać się do domu Williama, zaczęła przytupywać nerwowo stopą, ściskając w dłoniach pasek. Zaczęła się zastanawiać czy tym razem będzie miała tę wątpliwą przyjemność spotkać jego żonę. Nie zamierzała wysiadać z samochodu, tak dla bezpieczeństwa, więc liczyła, że nawet jeśli zobaczy kobietę to będzie musiała poradzić sobie jedynie z jej obojętnym i kpiącym spojrzeniem.
[ Niech mają coś od życia :D ]
OdpowiedzUsuńObrzuciła wzrokiem okolicę, którą mijali, aż wreszcie samochód zatrzymał się na podjeździe, a ona skupiła wzrok na okazałej budowli. Nie wiedziała czemu spodziewała się, że za moment drzwi otworzą się, a w nich stać będzie nie kto inny, a żona Willa, niczym w scenie z jakiegoś sąsiedzkiego filmu. Jej wyobrażenie na całe szczęście daleko miało się od rzeczywistości, ponieważ po chwili drzwi się uchyliły, ale pojawił się jej szef, w dodatku bez obstawy. Poczuła jak kąciki jej ust unoszą się automatycznie do góry, gdy obserwowała, jak zbliżał się do samochodu, by wrzucić swoją torbę do bagażnika. Przysunęła się bliżej okna, jakby się bała, że zabraknie dla niego miejsca, choć w rzeczywistości jakaś zdradliwa cząstka jej ciała domagała się, by usiadła jak najbliżej niego. Zdusiła ją jednak w sobie, uśmiechając się lekko, gdy Will wsiadł wreszcie do środka. - Cześć. - rzuciła w odpowiedzi, gdy samochód zaczął wyjeżdżać z podjazdu. Momentami miała wrażenie, jakby pojazd prowadził się sam, gdyż ich kierowca praktycznie w ogóle się nie odzywał i chwilami całkowicie zapominała o jego obecności. Najwyraźniej nie był zbyt rozmownym typem i choć na początku podróży próbowała podtrzymać konwersację, wreszcie dała sobie spokój, czując, że nie przebije się przez jego mury milczenia.
- Tak, jestem prawie pewna, że mam wszystko. Zrobiłam sobie listę i tylko wszystko odfajkowywałam. - odparła z uśmiechem. - To dziwne, ale jak mam tylko okazję, to zawsze robię jakąś listę. Lubię tę satysfakcję, gdy mogę coś odhaczyć. - wytłumaczyła, wzruszając lekko ramionami na swoje małe dziwactwo. Już jako dziecko spisywała rzeczy, które musiała przygotować lub zrobić. Uwielbiała rysować różne tabelki i wykresy, ale największą przyjemność i tak sprawiało jej stawianie ptaszków przy czynności, którą udało jej się wykonać. Sama nigdy nie była w stanie powiedzieć, skąd jej się to wzięło.
- Prawdę mówiąc, to tak. -odpowiedziała, spuszczając wzrok na dłonie splecione na kolanach, nagle dziwnie speszona. Pomimo ekscytacji, jaką czuła względem wyjazdu, jednocześnie towarzyszył jej nieodłączny lęk, że z braku doświadczenia mogła popełnić jakiś błąd i przez swoją niewiedzę doprowadzić do jakieś katastrofy. Wierzyła, że Will był w stanie zapanować nad sytuacją, ale miała także świadomość, iż nie był w stanie zająć się wszystkim, właśnie dlatego przecież miał asystentkę. Po ich ostatnie rozmowie jeszcze bardziej nie chciała go zawieść.
Uniosła głowę, czując jego delikatny dotyk na ramieniu i uważnie go słuchała, ani na sekundę nie odrywając wzroku od jego oczu. Zawsze twierdziła, że to one najwięcej mówiły o człowieku i wierzyła w powiedzenie, że są zwierciadłem duszy. W oczach Williama często widziała przebłyski skrywanego smutku, który mógł dotyczyć jego żony, ale teraz przede wszystkim biła z nich szczerość i coś, co mogła nazwać po prostu wiarą. Może dopowiadała sobie własną rzeczywistość i widziała to, co chciała widzieć, jednakże to nie zmieniało faktu, iż w odpowiedzi na jego mowę motywacyjną, na jej twarzy zagościł uśmiech pełen nadziei i determinacji. Wydawało jej się odrobinę dziwne, że słowa mężczyzny miały na nią aż taki wpływ i potrafiły w tak szybki sposób wywołać jej uśmiech, ale właśnie taka była prawda. Wierzyła jego opinii, a co więcej, ufała mu. Stres co prawda nie zniknął całkowicie, ale już nie czuła się jakby przygniatał ją do ziemi, niczym ważący tonę kamień. Od razu zrobiło jej się w pewnym sensie lżej i wzięła głębszy oddech, jakby ktoś nagle poluzował liny zaciskające się na jej płucach.
OdpowiedzUsuń- Nie myślałeś nad zostaniem profesjonalnym motywatorem? - podsunęła, unosząc brew ku górze z rozbawieniem błyskającym w tęczówkach. W głębi jednak miała ochotę uściskach go i podziękować za to, że był w stanie bez najmniejszego problemu odegnać demony, które już zaczynały osiadać na jej ramionach, podpowiadając co gorsze scenariusze. Zazwyczaj to ona była tą pełną optymizmu osobą, które we wszystkim starała się dostrzec dobrą stronę. Jednakże jak każdemu człowiekowi i jej zdarzało się czasami zwątpić. Tym bardziej cieszyła się, że Will był taki, jaki był i potrafił dobrać odpowiednie słowa do skrajnych sytuacji.
Pokiwała głową, opierając się wygodniej o siedzenie i pozwalając, by resztki napięcia powoli ją opuściły. Po chwili ponownie na niego zerknęła, z postanowieniem odrzucenia na pewien czas wszystkich firmowych spraw. - W takim razie, co chciałbyś robić przez resztę drogi? - zapytała, przesuwając się odrobinę na fotelu, tak by być zwrócona w jego stronę i móc swobodnie rozmawiać.
Przesadnie się skrzywiła i położyła rękę na sercu w dramatycznym geście. - Oh nie, jak ja wytrzymam te kilka godzin? - westchnęła, po czym posłała mu szeroki uśmiech, kręcąc lekko głową. Sama też wyjrzała przez szybę, przypatrując się budynkom, które mijali, z każdą chwilą oddalając się coraz bardziej od codzienności, do której przywykli. Nie mogła zaprzeczyć, że perspektywa spędzenia najbliższych dni w towarzystwie Williama napawała ją ekscytacją. W jego obecności wydawało jej się, że dokładnie czuje każdą komórkę swojego ciała, które przy nim przebudza się niczym po zimowym śnie. Była pewna, że gdy tylko go widziała, cała się rozświetlała i ta perspektywa przyprawiała ją o kolejny zawstydzony rumieniec. Z jednej strony pragnęła, by te wszystkie dziwnie uczucia, których nie potrafiła nazwać, po prostu zniknęły, lecz z drugiej, chciała by zostały na dłużej, powoli się w niej rozwijając.
OdpowiedzUsuń- Nigdy nie poznałam zbyt dużej części swojej rodziny. Zazwyczaj byłam tylko ja i mama, ale nie żałuję. Pamiętam, że gdy wybierałyśmy się w jakąś dłuższą podróż, to zabijałyśmy czas śpiewaniem albo tworzeniem wspólnej historii. - opowiedziała, a gdy wspomnienia wypełniły jej umysł, poczuła jak jej serce zalewa ciepło. Może jej dzieciństwo nie było idealne, jednakże miała wiele wspomnień, które zamierzała zatrzymać na zawsze w pamięci. Po chwili milczenia ponownie odwróciła się w jego stronę, wyciągając z torby, którą położyła na podłodze, notebooka. Szybko go włączyła, ciesząc się, że była na tyle zapobiegawcza, by go naładować, po czym przysunęła się bliżej Williama, wcześniej posyłając mu pytające spojrzenie, czy nie miał nic przeciwko.
- Mam tu film akcji, który już od dawna chciałam obejrzeć. Może ci się spodoba. - odparła niepewnie, po czym kliknęła odpowiedni plik. Lubiła w pełni wykorzystywać czas, zazwyczaj robiła kilka rzeczy naraz, więc stwierdziła, iż mając do dyspozycji kilka godzin, równie dobrze mogliby coś obejrzeć. Umieściła laptopa między nimi, tak by mogli spokojnie oglądać, po czym nacisnęła play.
Dopiero po jakimś czasie uświadomiła sobie, że kleją jej się powieki. W nocy nie spała zbyt dobrze, obawiając się wyjazdu i teraz dopadło ją zmęczenie. Z determinacją godną sportowca, próbowała się skupić na filmie, ale czuła, że z każdą chwilą coraz bardziej odpływa w cudownie przyjemną nicość. Jak przez mgłę pamiętała, że oparła głowę na jego ramieniu, ale nie była tego pewna, ponieważ nie minęła sekunda, a ona już pogrążyła się w słodkim śnie.
Zamrugała powiekami, wracając do rzeczywistości i gdy zdała sobie sprawę, że najwyraźniej przespała całą drogę, opierając głowę na jego ramieniu, poderwała się szybko, czując jak jej policzki rozpalają się czerwienią. Przeczesała włosy palcami i spojrzała na niego skruszona. - Przepraszam, naprawdę nie planowałam zasnąć. - zapewniła, co nawet dla niej brzmiało idiotycznie, po czym rozejrzała się dookoła. Stali już przed hotelem i czuła się strasznie z faktem, iż całą drogę przespała, tracąc tym samym czas, który mogła miło spędzić z Williamem. Musiała jednak przyznać, że fakt, iż pozwolił jej tak po prostu spać na swoim ramieniu, sprawiał, że motylki, których pragnęła za wszelką cenę się pozbyć, trzepotały w jej brzuchu.
OdpowiedzUsuńWyszła na zewnątrz, przeciągając się lekko, gdyż czuła jakby jej ciało zardzewiało od godzin spędzonych w bezruchu. Położyła dłoń na karku, lekko naciskając obolałe miejsce, jakby liczyła, że ten drobny gest przyniesie jej ulgę, zerkając jednocześnie na kierowcę, który w dalszym ciągu był tak samo rozmowy, jak na samym początku. Wzruszyła jedynie ramionami, po czym pomachała mężczyźnie, gdy odjeżdżał i ruszyła w stronę hotelu za Williamem.
- Myślę, że jest po prostu oddany swojej pracy. - oznajmiła, równając z nim krok i zerkając na niego kątem oka, wciąż odczuwając lekkie zawstydzenie z powodu swojego wcześniejszego, mało profesjonalnego zachowania. On jednak nie wydawał się specjalnie przejęty całym tym zajściem, więc postanowiła więcej nie wracać do tego tematu. W gruncie rzeczy nie zrobili nic złego.
Rozejrzała się dookoła, podchodząc wraz z nim do recepcji i zatrzymując się z boku, by mógł spokojnie rozmawiać. W tym czasie podziwiała wnętrze, aż wreszcie oparła się o długi blat, skupiając się na młodej kobiecie. Słysząc jej słowa, zmarszczyła brwi, licząc na to, że się przesłyszała, ale nie. Po chwili kobieta upewniła ją w całej zaistniałej sytuacji, a Cath przeniosła przerażony wzrok na swojego szefa, zaciskając dłonie na blacie.
Posłała mu zaskoczone spojrzenie i ponownie zerknęła na recepcjonistkę. Nie wiedziała, co chciała zrobić, ale nie mogłaby tak po prostu się na to zgodzić. Przez tę całą sytuację dosłownie zaniemówiła, ale przecież nie mogli spać w jednym pokoju. Musieli coś zrobić... Jednakże, gdy ponownie skupiła na nim wzrok, zrozumiała, że William nie zamierzał już nic robić, gdyż tak naprawdę, byli bezradni. Pewnie, gdyby była inna, zażądałaby, aby zrobiono cokolwiek, nawet jeśli oznaczałoby to zabranie komuś pokoju, ale niestety, nigdy by się na to nie zdobyła, więc ze spuszczoną głową ruszyła w stronę windy. Nacisnęła guzik i czekała, a gdy znaleźli się w środku, na szczęście sami, wypuściła długi oddech i po prostu pozwoliła, by tama, którą powstrzymywała, puściła.
- Will, tak bardzo cię przepraszam. Byłam pewna, że wszystko jest dobrze. Naprawdę. Przecież nie może tak być. Mogę poszukać innego hotelu albo po prostu pójdę i spytam, czy mają jakiś wolny pokój dla personelu, cokolwiek. - zaproponowała, wyrzucając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Czuła, że drży na całym ciele, ale nie zwracała na to teraz uwagi. Już na samym początku popełniła błąd. Podejrzewała, że gdzieś się potknie, ale już na samym starcie?
Cathleen intensywnie próbowała sobie przypomnieć moment, gdy rezerwowała im pokoje. Była pewna, że poprosiła o dwa, ponieważ nie widziała możliwości, by aż tak dobitnie się pomylić albo chociażby przejęzyczyć. Bardziej stawiała na to, iż jej słowa po prostu zostały źle usłyszane albo może nawet źle zanotowane. Tak czy inaczej, czuła się z tym źle, gdyż była pewna, że tak podstawowe rzeczy dokładnie sprawdziła, by koniec końców nie było sytuacji, podobnych do tej, w której obecnie się znaleźli.
OdpowiedzUsuńNiestety jego entuzjazm tym razem nie przeniósł się na nią, a jego mowa nie podniosła jej na duchu. W dalszym ciągu czuła się źle i przez całą drogę windą wpatrywała się w czubki swoich butów ze zmarszczonymi brwiami, próbując wymyślić jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Jej najbardziej moralna cząstka krzyczała, że nie może spać w jednym pokoju ze swoim szefem, co więcej, żonatym szefem. Wiedziała także, że taka sytuacje byłaby niekomfortowa nie tylko dla niej, ale również dla niego. Lubiła z nim rozmawiać, ale wcale nie znali się aż tak dobrze. W dalszym ciągu łączyła ich relacja czysto zawodowa i choć zdradziecki szatan siedzący na jej ramieniu, szeptał, że jej ciało pragnie czegoś innego, skutecznie go uciszała, wypierając wszystkie tak niedorzeczne pomysły.
Gdy dojechali na odpowiednie piętro, jej umysł w dalszym ciągu intensywnie pracował, próbując coś wymyślić. Irracjonalnie chciała opóźnić wejście do pokoju, pomimo tego, iż zdawała sobie sprawę, że to i tak niczego nie zmieni. Wzięła głęboki oddech, w dalszym ciągu milcząc i weszła do środka, czując się jeszcze bardziej niezręcznie niż sekundę temu. Jednakże, gdy zobaczyła duże, niemalże małżeńskie łoże, poziom jej zawstydzenia wykroczył poza dopuszczalną skalę. Przełknęła gulę, która stała w jej gardle i zerknęła na Willa, który wydawał się równie zbity z tropu.
Słysząc jego słowa, skarciła się w duchu, gdyż wydawał się naprawdę zaniepokojony, ale w gruncie rzeczy nie przejmował się sobą, a właśnie nią. Gdyby tylko wiedział, że tak naprawę wstydziła się tego, iż w głębi chciała dzielić z nim pokój i robiła wszystko, by wymazać podobne uczucia. Postanowiła jednak zachować się jak dorosła osoba i jakoś zaakceptować tę sytuację. Zawsze starała się dostrzegać we wszystkim dobrą stronę, tym razem również zamierzała spróbować. Nawet już nie dla siebie, ale dla niego.
- Nie możemy tego zmienić, więc musimy się jakoś do tego dostosować. - odparła, wzruszając ramionami i ponownie zerkając na łóżko. Gdy w jej głowie pojawił się obraz ich razem, splątanych w pościeli, jej policzki od razu zabarwiły się krwistą czerwienią, a ona gwałtownie odwróciła się w stronę Willa.
- Możemy się wymieniać. Raz ty się prześpisz na podłodze, a raz ja. - zaproponowała, a po chwili, nie mogąc się powstrzymać, roześmiała się z całego komizmu tej sytuacji. - Naprawdę przepraszam, że tak wyszło. Powinieneś na mnie nakrzyczeć czy coś. - dodała, poważniejąc.
Wywróciła oczami, przy okazji salutując mu przy tym, jak przykładny żołnierz. Nie zamierzała się z nim teraz kłócić o to, kto będzie spał na podłodze, lecz wiedziała, że jeszcze wróci do tego tematu i planowała zrobić wszystko, by jednak ustalili jakiś kompromis. Nie mogła pozwolić, by tylko on męczył się na podłodze, gdy to ona była bardziej odpowiedzialna za zaistniałą sytuację.
OdpowiedzUsuń- Dajesz fatalne kary. - odparła po prostu, kręcąc lekko głową, ale w dalszym ciągu się uśmiechając. Cieszyła się, że jakoś udało im się pogodzić z tą sytuacją, a przede wszystkim w jakiś sposób się w niej odnaleźć. To udowodniło jej, że na przestrzeni tych kilku dni faktycznie pojawiła się między nimi pewna nic zrozumienia.
- Dwa kroki to za dużo powiedziane. - stwierdziła z uśmiechem i zrobiła jeden długi krok, tak, że stanęła praktycznie przed nim. Zacisnęła usta w cienką linię, uważnie mu się przyglądając i zauważając szczegóły, których przykładna asystentka zapewne nie powinna dostrzegać. Dlatego też szybko zamrugała i cofnęła się, rozglądając po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała. - Pozwolisz, że pierwsza skorzystam z łazienki? - zapytała cicho, nie zerkając w jego stronę, ale skupiając się na własnej walizce, z której szybko wyciągnęła kosmetyczką, którą na całe szczęście zapakowała na samym wierzchu. Tak jakby jej instynkt zachowawczy już wcześniej podejrzewał, że podobna sytuacja może mieć miejsce. Zakładając włosy za ucho, posłała mu krzywy uśmiech i zniknęła za drzwiami toalety, biorąc głęboki oddech, tak jakby w pobliżu Williama oddychanie przychodziło jej z o wiele większym trudem. Poniekąd chyba tak było. Gdy wchodził do pomieszczenia, czuła jakby wypełniał je energią i wtedy tylko na nim mogła skupić swoją uwagę. Przyciągał jej wzrok niczym magnes i każda nieracjonalna cząstka jej ciała wyrywała się w jego stronę. Potrząsnęła głową, licząc, że dzięki temu wyrzuci z niej wszystkie grzeszne wizje, których nie wypowiedziałaby na głos nawet pod groźbą tortur. Już samo myślenie o tym sprawiało, że jej policzku dobitnie się czerwieniły. Przez to jeszcze bardziej nienawidziła swojej jasnej cery, która tak często ją zdradzała.
Po kilku minutach wyszła z łazienki odrobinę odświeżona, z włosami związanymi w kucyk i odrobinę podreperowaną pewnością siebie. Musiała skupić się na pracy, w końcu właśnie po to tu przyjechała i na razie odłożyć na bok wszystko inne, gdyż w przeciwnym razie była niemal pewna, że zwariuje. Podeszła do torby, w której znajdował się laptop i część dokumentów, kładąc ją na łóżku i wyciągając urządzenie, by szybko się zalogować. - Przejrzę jeszcze raz prezentację i sprawdzę, czy są inne potrzebne pliki, a ty możesz w tym czasie zerknąć czy wzięliśmy niezbędne dokumenty i umowy. - zasugerowała, podnosząc na niego wzrok, który jednak po chwili ponownie opuściła na urządzenie, rozsiadając się po turecku i zaczynając zwinnie klikać w klawiaturę. - Opowiesz mi coś więcej o swojej rodzinie? - zapytała po chwili, zaburzając panującą ciszę, nie odrywając przy tym oczu od ekranu. Uświadomiła sobie, że zdążyła mu sporo już o sobie powiedzieć, wciąż nie wiedząc zbyt wiele o nim. Jak widać, jej postanowienie o czysto biznesowych relacjach szybko schowało się w kąt...
Nie tak dawno postanowiła, że na tym wyjeździe oddzieli życie prywatne od służbowego. Przebywanie tak blisko Williama mąciło jej w głowie i nie chciała dodawać sobie pokus. Jednakże to pytanie wyszło z jej ust, nim zdążyła je powstrzymać. Czy chciała się do tego przyznać, czy też nie, w głębi pragnęła lepiej go poznać. Zrozumieć człowieka, który praktycznie nic nie robiąc, mącił jej w głowie i wywoływał uczucia, których jednocześnie nienawidziła i nie chciała się ich też tak po prostu pozbyć. Rozumiejąc swoją wpadkę, zamierzała od razu się wycofać, ale wtedy Will zaczął opowiadać, a ona z lekkim uśmiechem postanowiła po prostu wysłuchać tego, co ma do powiedzenia, gdyż w głębi w tym momencie nie pragnęła niczego więcej. Zmarszczyła brwi na wzmiankę o jego bracia i mimowolnie od razu zaczęła go sobie wyobrażać. Czy byli do siebie podobni? Czy ich oczy miały w sobie podobny blask, pomimo tego, że w tęczówkach jej szefa często skrywał się jakiś zagrzebany smutek? Czy uśmiechali się w podobny, charakterystyczny sposób? Jednakże po zachowaniu Willa szybko domyśliła się, że ta relacja nie jest typowo braterska, a z całą pewnością nie funkcjonuje dobrze. Jego kolejne słowa jedynie ją w tym upewniły.
OdpowiedzUsuń- Po ślubie? - mruknęła, jakby do siebie, próbując coś z tego wywnioskować. Z doświadczenia wiedziała, że ludzie nigdy nie znikają bez powodu. Zawsze kieruje nimi jakaś wewnętrzna pobudka. Nawet jeśli dla innych ich powód mógłby wydawać się śmieszny i niedorzeczny, to mimo to dla nich musiał mieć jakiś sens, skoro postanowili odciąć się od najbliższych, od rodziny. Nie chciała jednak dłużej się w to zagłębiać, gdyż widziała, że mężczyzna czuł się niekomfortowo z tym tematem, a ona miała jakiś wewnętrzny instynkt, który zawsze w takich chwilach nakazywał jej wywoływać na jego twarzy uśmiech albo chociażby odciągnąć jego myśli od tego tematu. Już sam ten fakt powinien być dla niej jakimś czerwonym alarmem, sygnałem do ucieczki, wskazującym, że jej relacja z szefem nie jest w stu procentach zdrowa, ani tym bardziej całkowicie biznesowa.
- Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale życie ułożyło się inaczej. Mój ojciec nie chciał dzieci, ja byłam, łatwo się domyślić, nieplanowana. - zaczęła, szybko zmieniając temat na inny, posyłając mu przy tym lekki uśmiech. Nie przerywała jednak swojej pracy, jedynie co jakiś czas unosząc na niego wzrok.
- Później był Bill, a on... Nie nadawał się na ojca. - odparła wymijająco, znowu zamykając temat swojego pierwszego ojczyma w szczelnej skrzyni. Już dawno przestała pozwalać, by macki tego człowieka dosięgały jej nawet we wspomnieniach. - Później przez długi czas byłyśmy same, aż pojawił się Robert. Byłby świetnym ojcem, był nim dla mnie, ale nie zdecydowali się już na dziecko. - dokończyła, wzruszając lekko ramionami i uśmiechając się cieplej na wspomnienie swojej mamy z mężczyzną, który naprawdę zasługiwał na jej poetyckie serce.
[ Przepraszam za krótką przerwę. :) ]
[ Cześć, przyszłam powiedzieć, że nie zniknęłam. Postaram się odpisać jak najszybciej. :D ]
OdpowiedzUsuńNigdy nie mówiła zbyt wiele na temat swojego ojca czy pierwszego ojczyma, ale Williamowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wydawało jej się, że pomimo tego, iż nie zagłębiała się w szczegóły i dzieliła się jedynie minimalnymi fragmentami swojej historii, on rozumiał więcej, niż była w stanie zdradzić. Była wdzięczna, że nie drążył tematu, zadając jej tysiące pytań, a po prostu akceptował to, co miała mu do powiedzenia. Może właśnie dlatego dzieliła się z nim sprawami, o których nie mówiła praktycznie nikomu, choć tak naprawdę znali się bardzo krótko? William miał w sobie coś, co zachęcało ją, by mu zaufała, coś, co odblokowywało jej wewnętrzne blokady i wypychało z zamkniętej strefy, do której nikogo nie chciała dopuścić. Tak jakby w głębi wiedziała, że on nie będzie jej oceniał, nie będzie patrzył na nią przez pryzmat tego co się kiedyś wydarzyło.
OdpowiedzUsuń- Może kiedyś. Teraz chcę się sprawdzić tutaj. - odparła, posyłając mu lekki uśmiech i ponownie wracając do pracy, co chwila jednak na niego zerkając. Ten gest był silniejszy od niej, w głowie powtarzała sobie, by nie odrywała wzroku od ekranu laptopa, a mimo to przyłapywała się na tym, że jej spojrzenie co jakiś czas wracało do niego.
Słysząc jego kolejne słowa, poczuła jak jej policzki automatycznie robią się gorące i nie miała wątpliwości co do tego, iż musi wyglądać niczym mały, zawstydzony buraczek. Na swoje usprawiedliwienie miała jedynie to, iż z całą pewnością nie spodziewała się z jego strony tej fali komplementów.
- Dziękuję. - odpowiedziała, posyłając mu jednie przelotny uśmiech i ponownie ukrywając twarz za kotarą włosów. Zdawała sobie sprawę, że zdecydowanie reaguje przesadnie, ale jej ciało nie chciało słuchać głosu rozsądku i zachowywało się jakby hormony przejęły nad nią całkowitą władzę. Nieważne jak wiele razy powtarzała sobie w głowie mantrę o tym, iż to nic nie znaczy, William jest tylko jej szefem, a ona jest pracownicą. Jej ciało po prostu na niego reagowało, na każde jego spojrzenie, uśmiech, a z całą pewnością słowa. Chciała wykrzyczeć, że nie może mówić jej takich rzeczy, ale z drugiej strony jak miała wytłumaczyć, dlaczego tak twierdzi, skoro sama nie znała na to odpowiedzi? Właśnie dlatego skupiła się na pracy, licząc, że w ten sposób zepchnie na boczny tor myśli, których nie powinna mieć. Na całe szczęście jej zadania były schematyczne i nie wymagały przesadnego skupienia…
Dopiero gdy jej żołądek się odezwał, domagając się pożywienia, uniosła głowę i posłała Williamowi przepraszający uśmiech. - Wybacz, mój organizm domaga się chyba stałej porcji ciastek. - wytłumaczyła, odkładając laptopa na bok i rozciągając zardzewiałe mięśnie.
Niejednokrotnie chciała zapytać o jego żonę. W końcu była tylko człowiekiem, a ludzką ciekawość ciężko poskromić. Chciała wiedzieć na ten temat coś więcej. Wiedziała jednak, że w gruncie rzeczy są dla siebie obcy. Może i dobrze się dogadywali i znaleźli nić porozumienia, która powstała, jakby sama siebie. Może i czuła się jakby mogła powiedzieć mu wszystko, lecz wciąż pozostawała ta pewna bariera, która potrzebowała czasu, a możliwe, iż w ogóle nie dało się jej przeskoczyć. Jednakże pragnęła poznać jego historię odrobinę lepiej, zrozumieć, dlaczego jego małżeństwo jest takie trudne, ponieważ nie miała wątpliwości co do tego, iż momentami William po prostu się męczył. Jakaś jej część chciała ukoić wszystkie jego smutki i jednym dotknięciem pozbyć się pojawiających się sporadycznie zmarszczek na czole. Wiedziała jednak, że to nie jest jej rola. Mimo to cieszyła się faktem, iż odkąd przyjechali do hotelu, jej towarzysz nie wygląda na tak strapionego. Tak jakby pozwolił sobie zostawić problemy za drzwiami i cieszyć się wyjazdem. Ona zresztą zrobiła to samo.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się widząc jego proszącą minę i sięgnęła po kilka ciastek, stwierdzając, iż nie będzie się co chwila pochylać. Co więcej, wiedziała, że pochłonie je w zawrotnym tempie, co prawdopodobnie nie przystawało damie, ale teraz jej maniery zostały zagłuszone przez głos głodu i ochotę na kolejną porcję słodyczy. Później będzie rozważać zbędne kilogramy, okruszki na bluzce i dziecięcy błysk w oku.
Skrzywiła się, zagryzając wargę i zastanawiając się jak przekonać go do tego, by jednak nie spał na podłodze. Niby już to ustalili, ale wiedziała, że tak łatwo nie odpuści. Teraz jednak postanowiła jeszcze chwilę pomilczeć i pozwolić mu żyć w przekonaniu, iż to on podjął decyzję, a ona zamierzała się z nią pokornie pogodzić.
– Tak, ja chyba też skończyłam. Wprowadziłam tylko tu malutką zmianę, bo była nieścisłość. – wytłumaczyła, przybliżając się do niego i wskazując miejsce na ekranie laptopa. Dopiero po chwili uniosła wzrok i zerknęła na Williama, zdając sobie sprawę z ich bliskości. Teraz mogła dokładnie przyjrzeć się ciemniejszym kropeczką w jego tęczówkach i dostrzec prawie niewidoczne pieprzyki.
To było tak jakby ktoś wcisnął nagle guzik „pauza”, a jej ciało zgodnie zamarło. Gdzieś tam, z tyłu głowy czaiła się myśli, iż powinna odwrócić wzrok i się odsunąć. Zrobić cokolwiek, ale go nie posłuchała. Po prostu czekała, sama do końca nie wiedząc na co. Dopiero gdy William się odsunął, zdała sobie sprawę, że przez cały czas wstrzymywała oddech. Zamrugała jakby wybudzona z transu, uświadamiając sobie, co przed chwilą się stało. Nim zdążyła zareagować, on zniknął za drzwiami łazienki, a ona zakryła twarz dłońmi, czując się jak największa idiotka. Mogła przeklinać teraz tylko siebie i swój umysł, który podsuwał jej te nierzeczywiste myśli.
OdpowiedzUsuńUniosła wzrok, dopiero gdy usłyszała, że William wrócił, uważnie mu się przyglądając. Nie wiedziała co powinna powiedzieć, więc po prostu milczała. Pokiwała jedynie głową w odpowiedzi na jego żart i szybko zsunęła się z łóżka. Zebrała kilka rzeczy i posyłając mu niepewny uśmiech, ruszyła do łazienki. Musiała przyznać, że teraz czuła się jeszcze dziwniej, przygotowując się do spania ze świadomością, iż on czeka za ścianą. To niewątpliwie była trudna sytuacja. Zapewne też dlatego jej prysznic był bardzo szybki. Może jej poczucie zawstydzenia było irracjonalne, ale i tak nie potrafiła się go pozbyć. Potrzebowała chwili, by zebrać się w sobie i wyjść z łazienki. Gdy się pakowała, nie przewidziała, iż będzie dzielić pokój z szefem i nie przygotowała biznesowego stroju do spania. Postawiła po prostu na to, co zwykle, czyli krótkie spodenki i lekki podkoszulek. Teraz jednak czuła się w tym niemal naga i gdyby mogła, zostałaby w tej łazience na zawsze. Co zresztą mogło być całkiem dobrym pomysłem…
– William, na wierzchu mojej torby jest czarna bluza, bo w sumie jest zimno i… Mógłbyś mi ją podać? – mruknęła, uchylając drzwi łazienki i dbając o to, by się nie wychylać. Zachowywała się idiotycznie, ale nie mogła się powstrzymać. Chciała wykazać się na tym wyjeździe profesjonalizmem i z całą pewnością nie była gotowa, by pokazywać się mu praktycznie w niczym, a biorąc pod uwagę zajście sprzed kilkunastu minut… Wolała już bardziej w to nie brnąć.
Rzuciła mu krótkie podziękowanie, odbierając bluzę i ponownie ukrywając się w łazience. Westchnęła, naciągając na siebie czarny materiał i zerkając na swoje odbicie w lustrze. Cóż, nie mogła tego nazwać przyzwoitym strojem, a prędzej komicznym, ale przynajmniej osiągnęła tyle, iż od pasa w górę była całkowicie zakryta. Mogła to nazwać pewnym postępem. Zapewne mogło być lepiej, ale z drugiej strony nie zamierzała popadać w przesadną paranoję. Wzruszyła ramionami, przyjmując do siebie obecny stan rzeczy. Bez grama makijażu, z mokrymi włosami i tym zawstydzonym rumieńcem, czuła się jakby ktoś odebrał jej pewną barierę, tarczę, za którą mogła się skryć, udając pewną siebie kobietę, która wiedziała jak pokierować taką sytuacją. Tak naprawdę jednak czuła całkowicie zagubiona, a po ostatniej wpadce, nie była pewna, jak powinna się zachować.
OdpowiedzUsuńMiała jednak świadomość, że skrywanie się w łazience do niczego nie prowadzi, więc założyła mentalne ubranka dużej dziewczynki i wróciła do pokoju. Już chciała coś powiedzieć, gdy jej uwagę przykuł William. Teraz zdecydowanie poczuła się jeszcze gorzej. Przez jej umysł od razu przemknęło kilkaset myśli, a jej zażenowanie osiągnęło skrajny poziom. Najgłośniejszy jednak był jeden zdradziecki głosik, który powtarzał, że zaraz straci pracę, na której naprawdę jej zależało.
– Wszystko w porządku? Jeśli chcesz mogę spać na podłodze albo na korytarzu, co za różnica, przecież mam bluzę. Naprawdę przepraszam za tą sytuację, ja nie… Nie wiem, jakoś tak, ale przepraszam. – wyrzuciła z siebie stek słów, które nie miały prawdopodobnie dla niego sensu, ale nie wiedziała dlaczego jego humor uległ tak diametralnej przemianie, a jej umysł najwyraźniej był dzisiaj jej największym wrogiem.
Posłała mu pełne zwątpienia spojrzenie, ponieważ z całą pewnością nie zamierzała dać się zbyć jego marnym „Nic się nie stało”. Sama nie wiedziała, dlaczego ludzie zawsze tak mówią, skoro na pierwszy rzut oka widać, iż coś ich trapi. Jego wytłumaczenie o zmęczeniu też niespecjalnie ją przekonywało, przez co jeszcze bardziej zaczęła się stresować. Jak się jednak okazało, jego następne słowa pozwoliły jej odetchnąć z ulgą, a jednocześnie sprawiły, iż mimowolnie skrzywiła się, gdy usłyszała imię jego żony. Praktycznie nie znała tej kobiety, ale już zdążyła wyrobić sobie na jej temat pewną opinię, czego praktycznie nigdy nie robiła. Starała się nie oceniać ludzi, w szczególności, gdy praktycznie ich nie znała. Jednakże Elizabeth najwyraźniej była wyjątkiem.
OdpowiedzUsuńW pierwszym odruchu chciała go przytulić. Jej matka od najmłodszych lat powtarzała, iż silny uścisk płynący prosto z serca jest najlepszy na każde zmartwienie. Ona wolała jednak nie ryzykować, skoro i tak stąpała po cienkiej linii. Już i tak wypominała sobie zajście sprzed kilkunastu minut, po którym William jak oparzony ukrył się w łazience. Najwyraźniej jednak jego żona odciągnęła jego myśli od tej niezręcznej sytuacji i Cath miała nadzieję, że po prostu o tym zapomną.
Nie zamierzała jednak bezczynnie siedzieć i patrzeć jak się zadręcza. Po prostu nie potrafiła, więc postanowiła zrobić wszystko, by przestał choćby na chwilę myśleć o swoich problemach. Może to było idiotyczne, ale chciała ponownie zobaczyć jego uśmiech, nawet jeśli będzie musiała posunąć się do dziecinnych zachowań.
Przybierając kamienną minę, zgarnęła z łóżka dwie poduszki, jedną rzucając na podłogę kawałek dalej. – Zasmuciłeś moje łóżko. Nie mogę tu spać. – stwierdziła całkowicie poważnym głosem, po czym znienacka zamachnęła się i uderzyła drugą poduszką swojego szefa, co zapewne zakrawało na iście nieprofesjonalne zachowanie, ale cóż, nic innego nie przyszło jej do głowy. – W każdym razie, ja śpię tam. – dodała, posyłając mu szeroki uśmiech i wskazując na miejsce, w którym leżała samotna poduszka.
– Nie… – urwała, gdy poczuła uderzenie poduszki. Otworzyła szeroko oczy i parsknęła śmiechem. – Nie wierzę, że to zrobiłeś. – wcześniej zamierzała powiedzieć coś całkowicie innego, ale William skutecznie oderwał ją od wcześniejszego tematu. Co dziwne, poczuła się jakby właśnie wygrała jakiś puchar, ponieważ bądź co bądź, udało jej się wywołać na jego twarzy uśmiech. Nie wiedziała czemu ta świadomość sprawiła, iż po jej ciele rozlało się przyjemne ciepło, ale tak właśnie było. Tak jakby w jakiś sposób jego humor miał wpływ również na jej nastrój.
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, a później ponownie wybuchnęła śmiechem, patrząc jak William z czułością całuje pościel. Zastanawiała się co też pomyślałby ktoś obcy, gdyby zobaczył odgrywającą się tu scenkę. Zapewne obecnie nie przedstawiali sobą odpowiedzialnych i zaufanych przedstawicieli fantastycznie prosperującej firmy, ale chyba każdy po prostu czasami musiał poczuć się jak dziecko.
– O a teraz zakładasz, że to dziewczynka. Może to prawdziwy mężczyzna z krwi i… drewna i nie chciał pocałunku? – zapytała, jakby naprawdę była wzburzona jego zachowaniem, krzyżując przy tym ramiona, rzecz jasna dla wzbudzenia lepszego efektu. Niewątpliwie oboje mieli w sobie ukryte talenty aktorskie.
Prychnęła oburzona, w odpowiedzi na jego następne słowa i jak na prawdziwą gwiazdę przystało, pełnym gracji gestem odrzuciła włosy. – Ja nie przestrzegam żadnych zasad. – stwierdziła, wcielając się w rolę prawdziwej buntowniczki, do której zapewne było jej daleko, ale zawsze mogła przynajmniej poudawać.
Wzruszyła jedynie ramionami na tę nagłą zmianę tematu. Cóż innego mogłaby zrobić w takiej sytuacji? Przecież nie byłaby w stanie spokojnie zasnąć ze świadomością, iż William dalej się czymś dręczy. Na jej miejscu niejedna osoba zrobiłaby to samo. Wreszcie wskoczyła na łóżko, krzyżując nogi i uważnie mu się przyglądać. – Teraz powinieneś zapleść mi warkoczyki, a ja muszę pomalować ci paznokcie.
Nie spodziewała się, że William postanowi się do niej przysiąść, ale musiałaby skłamać, gdyby stwierdziła, że jej to nie odpowiadało. W gruncie rzeczy była zadowolona z takiego obrotu spraw, czego rzecz jasna nie zamierzała przyznawać na głos.
OdpowiedzUsuń– Nie byłam przygotowana na taki wachlarz możliwości. – odparła, w skupieniu rozważając wszystkie swoje możliwości, jakby faktycznie wierzyła, iż jej szef jest w stanie zapleść wszystkie cuda świata. Musiała przyznać, że tak naprawdę nie była pewna czy zna wszystkie rodzaje warkoczy, jakie wymienił. Z całą pewnością zdobył dużego plusa za samo rozeznanie się na ten temat.
– Pssst, chyba jestem gotowa zaryzykować. – odszepnęła, podchwytując jego konspiracyjny ton i posyłając mu przy tym szeroki uśmiech. Zadziwiał ją fakt, iż momentami potrafili czuć się w swoim towarzystwie skrępowani, a po chwili byli w stanie zachowywać się jakby znali się od lat. Cieszyła się, że udało im się odepchnąć tamten niezręczny moment i przejść do miejsca, w którym obecnie się znajdowali. Co więcej, nie musieli nawet specjalnie się starać, co także było dla niej faktem zadziwiającym.
– Postawiłabym na czerwień. Zrobisz jutro na wszystkich wrażenie. – zapewniła, przekrzywiając głowę na lewo i na prawo, uważnie mu się przy tym przyglądając, jakby już sobie wyobrażała jak będzie wyglądać w tym kolorze. Później wychyliła się lekko, sięgając po szczotkę leżącą na szafce. Z nadgarstka ściągnęła gumkę i z wyzywającym błyskiem w oku podała mu obie rzeczy.
– Sam powiedziałeś, że jeśli kiedykolwiek będę czegoś potrzebować… – stwierdziła, przypominając mu jego słowa, które przed chwilą wypowiedział, posyłając mu przy tym niewinny uśmieszek. Potem nie czekając na jego odpowiedź, odwróciła się do niego plecami, nie mogąc już powstrzymać szerokiego uśmiechu. To mogło być naprawdę ciekawe.
Od razu dosłyszała zdenerwowanie w jego głosie i z jednej strony jej łaskawa strona naprawdę chciała dać mu święty spokój i już go nie dręczyć. Nie mogła się jednak powstrzymać i była bardzo ciekawa co z tego wyjdzie, więc jedynie rozsiadła się wygodnie, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Żałowała, że nie może zobaczyć teraz jego miny, ponieważ musiał być to naprawdę interesujący obrazek, ale wolała go już teraz nie rozpraszać. Zamierzała być jak najlepszą i najgrzeczniejszą klientką, jaka kiedykolwiek mu się trafiła. Pomijając oczywiście fakt, iż zapewne w rzeczywistości była jego pierwszą klientką.
OdpowiedzUsuńJuż na samym początku miała ochotę się roześmiać. Musiała mu przyznać, że chyba nikt w życiu nie obchodził się z jej włosami tak delikatnie. William najwyraźniej obawiał się, że jeśli mocniej pociągnie szczotką po jej włosach, to stanie się jej jakaś krzywda. Było to jednocześnie zabawna i niesamowicie urocze, więc zacisnęła usta w cienką linię, by przypadkiem go nie rozpraszać. Przy okazji musiała walczyć ze swoją ciekawską naturą, która od razu chciała wszystko zobaczyć i automatycznie chciała się obrócić, co w sumie i tak by jej nic nie pomogło, ale pokusa mimo wszystko była.
Nie była w stanie powiedzieć jak mu szło. Czuła, że coś robił, próbował i najwyraźniej wysilał się z całych sił, ale nie potrafiła określić jak jego starania przekładały się na efekty. Musiała za to przyznać, że uczucie było bardzo przyjemne. Zapewne jak większość kobiet lubiła, gdy ktoś bawił się jej włosami i mogłaby tak siedzieć godzinami.
– Rozumiem, przyjacielska zniżka. – odparła ze śmiechem, gdy skończył, po czym zeskoczyła z łóżka, już nie mogąc doczekać się efektów. Sama nie była pewna czego mogła się spodziewać. – Idziemy. – oznajmiła, łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę łazienki. W końcu musiała obejrzeć dzieło w obecności jego twórcy. Przy okazji postanowiła skorzystać ze znanego sposobu i z kosmetyczki, którą zostawiła na toaletce wyciągnęła mniejsze lusterko. Teraz mogła spokojnie zobaczyć swoje odbicie, a dokładniej stan swoich włosów. – Trzy, dwa, jeden… – szepnęła, po czym otworzyła oczy i przyjrzała się swojej bardzo interesującej fryzurze. Nie mogąc się powstrzymać, parsknęła śmiechem, kręcąc głową na różne boki. – Czuję się bardzo wyjątkowa. – skomentowała, odkładając na miejsce mniejsze lusterko. Przy okazji odkręciła kran, uważnie przyglądając się przy tym swojemu styliście. – To musiało być trudne zajęcie. Bardzo się spociłeś. – stwierdziła, zmartwionym głosem, po czym bez ostrzeżenia ochlapała go wodą, tym samym wyjaśniając, dlaczego odkręciła kran.
Zdążyła się zorientować, że William miał głowę pełną myśli, od których chciał się oderwać, a ona postanowiła zrobić wszystko, by mu w tym pomóc. Lubiła, gdy wytwarzała się pomiędzy nimi ta luźna atmosfer, gdy zapominali o tym, iż ona jest pracownikiem, a on szefem. Podobało jej się, że potrafią odciąć się od niezręcznych chwil, które się między nimi pojawiały i zachowywać się tak jakby znali się od dawna. Wiedziała, że takie odczucia są dla niej zgubne i cały czas powinna być czujna. Powinna znaleźć dystans i kurczowo się go trzymać, ale w jego towarzystwie o tym zapominała. Wystarczył jeden jego uśmiech, a nawet zwykłe spojrzenie, by rozsądek stawał się rzeczą obcą i zapomnianą.
OdpowiedzUsuńSapnęła, mrugając gwałtownie powiekami, gdy ochlapał ją wodą. Odgarnęła z twarzy mokry kosmyk włosów, który musiał wymsknąć się z jej niesamowicie wyjątkowej fryzury i spojrzała na niego groźne, wzrokiem obiecując zemstę. Powędrowała za jego spojrzeniem na podłogę i zaśmiała się widząc bałagan jakiego narobili. Ciekawe co pomyślałby sobie ktoś obcy, gdy teraz zastał ich w tej dosyć nietypowej sytuacji.
– Nie wierzę, że tak nabałaganiłeś. – odparła karcącym tonem, zwalając całą winę na niego. Większość wody z całą pewnością pojawiła się na podłodze za jego sprawę. Patrząc racjonalnie, on miał większe dłonie. Co prawda zaczęła ona, ale kto wdawałby się w szczegóły. – I zepsułeś mi fryzurę. Nie mogę tego tak zostawić. – zagroziła i zrobiła szybki krok w jego stronę, by zmierzwić mu włosy, ale z uwagi na to, że nie miała butów, poślizgnęła się i ratując się przed upadkiem, zacisnęła dłonie na ramionach Willa. – W mojej głowie to wyglądało lepiej. – parsknęła śmiechem.
Dla przekorności pokiwała głową twierdząco, robiąc przesadnie zawiedzioną minę. W jej głowie pojawiła się wizja ich dwójki, ubranych w średniowieczne stroje i tego iście rycerskiego chwytu, którego William w rzeczywistości nie zastosował. Biorąc pod uwagę, iż w jej wizji w dalszym ciągu znajdowali się w łazience, wszystko wydawało się jeszcze bardziej absurdalne. Pokręciła głową i parsknęła śmiechem. Przy okazji jej stopy znowu odmówiły posłuszeństwa i musiała mocniej zacisnąć dłonie na jego ramionach, całe szczęście nie przewracając go na podłogę.
OdpowiedzUsuńOdwzajemniła spojrzenie, wpatrując się w niego bez cienia skrępowania. Teraz wszystko wydawało się inne niż podczas sytuacji mającej miejsce jakiś czas temu. Teraz była całkowicie rozluźniona, a szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy. Tak jakby po raz kolejny przeskoczyli jakąś niewidzialną barierę, która była między nimi. Z każdą chwilą coraz bardziej oddalali się od relacji stricte biznesowej, a ona powoli zapominała po co tak naprawdę tu przyjechali.
– Postaram się zapamiętać – odparła ze śmiechem, choć przez chwilę próbowała iść za jego śladem i zachować powagę. Jednak jej usta cały czas drżały przez powstrzymywany uśmiech i po prostu dała sobie z tym spokój. – Bez wątpienia tak. – przytaknęła, wzruszając lekko ramionami. – Przecież całe życie będziemy dziećmi. – odparła, ponieważ to zawsze powtarzała jej matka. Bez względu na to ile będzie mieć lat, zawsze będzie jej małą córeczką. – Myślisz, że mogę już bezpiecznie stanąć? Trzeba tu posprzątać. – stwierdziła, spuszczając wzrok na podłogę i omiatając wzrokiem bałagan.
– Spróbowałbyś nie pomóc. – odparła, grożąc palcem, tak jak robią to matki w stosunku do niesfornych dzieci, ona jednak w przeciwieństwie do nich jednocześnie szeroko się uśmiechała, co zapewne zabijało cały efekt. Westchnęła i zabrała się za sprzątanie, co jakimś cudem zajęło mniej czasu, niż przypuszczała. Może dlatego, iż oboje połączyli siły i skrzętnie zajęli się bałaganem. W każdym razie chwilę później łazienka powróciła do stanu sprzed ich wodnych zabaw i znowu wyglądała nienagannie.
OdpowiedzUsuń– Jasne. – rzuciła i podeszła do komody, na której zostawiła telefon, by przejrzeć wiadomości. Później wślizgnęła się do łóżka, układając się wygodnie. Przez chwilę zastanawiała się, czy lepiej byłoby, gdyby rozplątała niesamowitą fryzurę, której twórcą był Will, ale koniec końców postanowiła ją zostawić i nie niszczyć jego ciężkiej pracy.
Nie planowała zasypiać, aczkolwiek w którymś momencie powieki same zaczęły jej się zamykać. Próbowała walczyć ze zmęczeniem i uspokajającym wpływem szumu wody, ale koniec końców przegrała i zasnęła.
Jak zwykle przebudziła się wcześnie. Od dziecka była rannym ptaszkiem i zostało jej to po dziś dzień. Zamrugała i podniosła się do pozycji siedzącej. Gdy wreszcie rozbudziła się całkowicie, jej wzrok padł na Williama śpiącego spokojnie na podłodze. Skrzywiła się na ten widok, a jednocześnie rozczulił ją widok pogrążonej we śnie twarzy mężczyzny. Nie mogła jednak pozwolić mu spać na podłodze przez kolejną noc, więc następnym razem zamierzała się z nim zamienić, nieważne czy będzie miał w tej kwestii inne zdanie. Zerknęła na zegarek, stwierdzając, że może mu pozwolić dalej spokojnie spać, a sama w tym czasie postanowiła się odświeżyć i przygotować do rozpoczęcia kolejnego dnia. Z takim zamiarem cicho wygrzebała się z łóżka i zgarnęła kosmetyczkę oraz parę ubrań, zmierzając do łazienki.
Z jakiś dziwnych przyczyn tym razem poczuła się w łazience pewniej. Wpierw, gdy weszła cicho do małego pomieszczenia, przekręcając zamek w drzwiach, spojrzała na suchą już podłogę i mimowolnie się uśmiechnęła. Pokręciła z niedowierzaniem głową, przypominając sobie ze szczegółami ich infantylne wybryki z dnia poprzedniego. Mimowolnie jej umysł skupił się na chwili, gdy poślizgnęła się, wpadając mu w ramiona. Jak za dotknięciem małego guziczka, poczuła, jak jej policzki barwią się czerwieniom, a jedno spojrzenie w lustro upewniło ją, iż jej policzki upodobniły się do koloru dojrzałych wiśni. Przycisnęła chłodne dłonie do rozgrzanej skóry, dodatkowo spryskując twarz wodą, by ocucić swój jeszcze zaspany umysł, który najwyraźniej przez senną mgłę, która jeszcze nie zdążyła opaść, podsuwał jej myśli, które były co najmniej nie na miejscu.
OdpowiedzUsuńZe świadomością, iż Will jeszcze spokojnie śpi, bez pośpiechu wzięła prysznic, rozluźniając się bardziej niż dnia poprzedniego. Bądź co bądź, była kompletnie naga i świadomość, iż jej szef siedzi tuż za drzwiami, bardzo ją krępowała. Fakt, iż teraz spał, dodawał jej pewności siebie, co wydawało się odrobinę kuriozalne, acz sama nie była w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć. Po prysznicu założyła firmowe ubrania, które składały się z ołówkowej spódnicy i wsuniętej za pasek, beżowej aksamitnej koszuli. Włosy spięła w kok, a czynność ta przypomniała jej działania Willa i jego nieporadne próby stworzenia na jej głowie jakiejkolwiek sensownej fryzury. Parsknęła śmiechem do swojego odbicia, ciesząc się, że nikt nie może jej teraz zobaczyć, ponieważ bez wątpienia zostałaby uznana za wariatkę.
Gdy wyłoniła się zza drzwi, z zaskoczeniem stwierdziła, iż mężczyzna już nie śpi. Odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem, podchodząc do torby, by wrzucić do niej swoje rzeczy. - Dobrze. Dziękuję. - odparła, przyglądając mu się uważnie, by sprawdzić jak spało się jemu. Niepewnie zerknęła w miejsce, które służyło mu za prowizoryczne posłanie, aczkolwiek nic nie powiedziała. Oczywiste było, iż nie mógł się tam porządnie wyspać i tej nocy sprawiedliwie powinni zamienić się rolami. Teraz jednak nie uważała za stosowne rozpoczynać tego tematu.
Zajęła się sobą, gdy William zniknął w łazience, spokojnie czekała na jego powrót, a podczas jego nieobecności sprawdziła stan poczty i odpowiedziała na kilka najpilniejszych maili, by nie tracić czasu na zwykłą bezczynność. Gdy drzwi się otworzyły, uniosła głowę, już otwierając usta, które jednak zamknęły się ponownie, gdy rozdźwięczał się jego telefon. Jej pierwszą myślą była żona i poczuła się z jakiegoś powodu skrępowana. Wydawało jej się, że stosownie byłoby wyjść, aczkolwiek po chwili usłyszała słowa Willa, który najwyraźniej rozmawiał z mężczyzną i mimowolnie nastawiła uszu, gdy usłyszała odpowiedź w liczbie mnogiej. Spojrzała na niego zdezorientowana, gdy skończył rozmowę. Odetchnęła, gdy odpowiedział na jej niewypowiedziane pytanie. Dopiero teraz także uświadomiła sobie, iż szef wszystkich szefów był jednocześnie ojcem żony Williama. Czemu wcześniej nie zwróciła na to uwagi? Sama nie wiedziała. Teraz to stało się takie oczywiste, może nawet onieśmielające.
- Chętnie, potrzebuję dużej dawki cukru. - odparła z uśmiechem, już tęskniąc za domowymi ciastkami. Można było ją nazwać cukrowym potworem, przez to określenie nie poczułaby się nawet urażona. Przyjęłaby tę koronę z zaszczytem, prosząc jeszcze o berło do kompletu. Dlatego z entuzjazmem wstała, od razu gotowa do wyjścia. - Jadasz śniadania? - zapytała ni z tego, ni z owego, zerkając na niego kątem oka. - Wiesz, mam na myśli czy jadasz śniadania, czy może tylko je pijasz?
Uśmiechnęła się szeroko na wzmiankę o słodkim śniadaniu, ponieważ bez wątpienia właśnie na coś takiego miała ochotę. Skinęła mu głową, gdy otworzył jej drzwi, a dla polepszenia efektu lekko dygnęła, śmiejąc się cicho pod nosem. Ramię w ramię ruszyli na dół, mijając po drodze kilku gości, którzy najwyraźniej też już wstali i podobnie jak oni należeli do rannych ptaszków. Rozejrzała się po restauracji, gdy weszli do środka, od razu skupiając się na przyjemnych zapachach, które unosiły się w powietrzu. Bez wahania zamówiła górę puszystych naleśników i rogalika do kompletu, choć ktoś mógłby podejrzewać, że nie uda jej się zjeść tego wszystkiego. Ona jednak niejednokrotnie zaskakiwała samą siebie, w szczególności, gdy w grę wchodziły wszelkiego rodzaju słodycze. Korona cukrowego potwora i tak dalej...
OdpowiedzUsuńSkupiła się na nim, gdy zadał jej pytanie, zaprzestając rozglądania się po restauracji i przyglądania się wiszącym na ścianie obrazą. - Wiesz... - zaczęła, nie bardzo wiedząc jak to ugryźć, ale po chwili doszła do wniosku, iż Will nie pyta, by w ten sposób dać jej jakiś przytyk. Wiedziała, że jego intencje są czyste, co więcej, w gruncie rzeczy nie miała się czego wstydzić. - Wcześniej pracowałam w firmie mojego ojczyma, więc zawsze ktoś był obok, nie miałam tego poczucia samodzielności i tak dalej. - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. - Dlatego chciałam zacząć od zera, sama zarobić na swoje nazwisko i dlatego zatrudniłam się u was. Cieszę się, że mogę uczyć się od Ciebie. - zakończyła zgodnie z prawdą, odgarniając za ucho niesforny kosmyk, który wydostał się z koka.