Eryk Madej
ur. 12.05.1913 w Kattowitz || były piłkarz || podporucznik AK || ps. "Tito", "Jan Rak", "Hans Bittner", "Ślązak"
Szedł ulicą tak jak zawsze. Przemierzał spokojnym krokiem rynek, minął kościół Mariacki i przez kilkanaście metrów udaje, że nie widzi dwóch panów w czarnych płaszczach, którzy idą za nim krok w krok. Przystaje, spogląda na zegarek, po chwili rusza i przyspiesza kroku. Przechodzi przez Mały Rynek i kieruje się na Planty.
Niemalże przebiega przez park i przebiega szybko przez ruchliwą Starowiślną. Na kilka minut znika w jednej z kamienic z zakupionym naprędce skromnym bukiecikiem kwiatów. Po niecałym kwadransie wychodzi w towarzystwie starszej kobiety. Pewnie kiedyś mu się oberwie za to, że znowu zapomniał o urodzinach swojej ciotki. Ciotki, która tak na dobrą sprawę nie jest z nim spokrewniona.
Podczas teoretycznie zwykłego spaceru "Tito" dostaje dwa meldunki, które przeczyta dopiero w swoim mieszkaniu. Najprawdopodobniej dowie się, że któryś z jego kolegów został złapany w łapance.
Ale nie powinien się tym zbytnio zamartwiać. Przecież może wyjść, Gestapo może go wypuścić. W końcu nawet z Szucha wypuszczali...a co dopiero z Montelupich! Potrzyma i wypuści. W końcu nie muszą wiedzieć kim tak naprawdę jest przyjaciel "Tity".
Widząc w oddali dwóch panów w czarnych płaszczach, którzy ewidentnie kogoś szukają, Madej żegna się z ciotką i szybko idzie w kierunku wąskiej uliczki...
Wątek z fenyloanalina
Przygotowania do bankietu trwały od kilku tygodni. Kobieta wynajęta przez jej męża szyła jej sukienkę, w której miała wyglądać zjawiskowo. Porucznik lubił chwalić się swoim stanowiskiem lecz jeszcze bardziej wolał żoną. Była to młoda dziewczyna z gęstymi blond lokami, delikatną skórą pokrytą piegami. Wiele osób mawiało, że do ideału aryjskiej urody brakuje jej niebieskich oczu lecz Meier mawiał wtedy, że jego ukochana byłaby wtedy zbyt pospolita. Od rana przygotowania szły w najlepsze, ostatnia przymiarka sukienki oraz układanie włosów.
OdpowiedzUsuńNa bankiecie parę państwa Meierów można było bardzo łatwo dostrzec. Gregor Meier kroczył pewnie w swoim mundurze. Oficer był mężczyzną wysokim, po trzydziestym roku życia. Spojrzenie miał oceniające i zimne mimo, że był całkiem zabawnym człowiekiem. Towarzyszyła mu drobna blondynka w kreacji podkreślającej jej kobiece kształty sięgającej za kolano. Pełne usta miała podkreślone czerwoną szminką. Uśmiechała się do ludzi i witała się z nimi. Czuła się jak pewnego rodzaju szczeniaczek, którego trzeba było wszystkim pokazać ale przyzwyczaiła się do tego. Tym razem zmierzali do dwójki mężczyzn. Starszego majora kojarzyła lecz nie zapamiętała jego nazwiska. Spotykali się w wielu miejscach, drugi mężczyzna zaś stał tyłem.
Gdy podeszli do mężczyzn Antonina obdarzyła obu uśmiechem, który był nieco wyuczony. W ręce miała lampkę szampana, której nawet jeszcze nie napoczęła. Spojrzała na majora lecz jej spojrzenie zatrzymało się dłużej na młodzieńcu. Była przekonana, że gdzieś już go widziała. Jego twarz, a przede wszystkim niebieskie, nieco szkliste z natury oczy wydawały jej się znajome. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że patrzyła na niego dłużej niż wypadało.
- Gregor Meier. - powiedział w końcu oficer witając się tym samym z mężczyznami. - A to moja żona Antonina. - polskie imię wypowiedział z typowym niemieckim akcentem co brzmiało nieco zabawnie.
[ bardzo mi się podoba <3 ja muszę ponownie wkręcić się w blogowanie więc przepraszam za to powyżej ]
Kobieta przyglądała się młodemu towarzyszowi dyskretnie co jakiś czas. Próbowała sobie przypomnieć skąd może go kojarzyć. Zaczęła analizować całe swoje życie wstecz. Nie była w stanie umiejscowić go w żadnym wspomnieniu związanym z mieszkaniem w Berlinie. Zdawało jej się, że zna go właśnie z Polski. Z liceum, które skończyła? Niemożliwe, przecież mężczyzna przedstawiał się jako ktoś zupełnie inny. W jej głowie trwała właśnie burza myśli co można było zauważyć po jej nieco nieobecnym spojrzeniu przez dłuższą chwilę.
OdpowiedzUsuńNajgorsze co mogło być w spotkaniach towarzyskich wśród znajomych jej męża to rozmowa na temat Polaków. Antonina całe swoje życie czuła się Polką, nikim innym. To, że miała ojca Niemca nie odegrało w jej życiu nic szczególnego. Dało jej tylko swojego rodzaju bezpieczeństwo biorąc pod uwagę jej pochodzenie. Czuła dziwne obrzydzenie gdy słuchała całej tej historii. Czuła jak jej serce zaczyna szybciej bić a palce nieświadomie zaciskały się mocniej na kieliszku od szampana. Zresztą cała ta historia wydawała się dla niej nieco nieprawdopodobna. Jeśli Polacy chcieliby coś zorganizować zapewne zrobiliby to lepiej. Słysząc pytanie skierowane w swoją stronę już miała coś mówić lecz w słowo wszedł jej mąż.
- Antonina wychowywała się w Polsce mimo swoich korzeni. Jej matka jest Polką. - powiedział z pewnego rodzaju dumną. W końcu jego żona była czymś najlepszym i był w stanie zabić każdego kto uważał inaczej.
- Kraków to piękne miasto. - odezwała się w końcu kobieta patrząc na dopiero co poznanego mężczyznę. - Tak samo jak Polska. Gregor został tu przeniesiony a moim obowiązkiem jest mu towarzyszyć.
Do Meiera podszedł młody mężczyzna i powiedział mu coś na ucho. Mężczyzna wyprostował się i skinął głową. Jego mina była poważna lecz nieporuszona.
- Panowie wybaczą, obowiązki wzywają. - spojrzał na swoją ukochaną. Odgarnął kosmyk jej blond loków za ucho. - Niedługo wrócę. - zwrócił się do kobiety, przejechał dłonią po jej policzku i poszedł w kierunku korytarza. Antonina nie bardzo wiedząc co zrobić spojrzała na mężczyzn.
- Panowie wybaczą ale jest zbyt piękny wieczór by w całości spędzić go tutaj. - po tych słowach wypiła resztkę swojego szampana jednym łykiem. Gdy w drodze na taras spotkała kelnera oddała mu pusty kieliszek by wziąć kolejny.
[ bardzo mnie to cieszy :> ]
Antonina na wszystkich bankietach czuła się jak pieprzona atrakcja. Mąż traktował ją jak okaz, który chciał pokazać wszystkim swoim kolegom. Chwalił się, że to właśnie tak piękna kobieta jak ona zwróciła na niego uwagę. Szczycił się tym, że ma ona w połowie Polskie korzenie, ponieważ dlatego była tak piękna. Niektórzy współpracownicy zazdrościli inni mieli to gdzieś udając zachwyt by nie zdenerwować swojego przełożonego. Najgorzej było jednak gdy zostawała sam na sam z kobietami. Dogryzały, ponieważ uważały, że skoro są dwa lata po ślubie powinni mieć już dzieci. Zaczynały się docinki, że chyba coś z nią jest nie tak, że nie może dać mu dziecka. Potem oczywiście udzielały się tematy, że Antonina nie umie pobudzić mężczyzny albo, że jej mąż jest homoseksualistą a ona jest tylko przykrywką dla tego świństwa. Nikt tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że prawie każdego wieczoru Gregor próbował spłodzić dziecko. Antoninie seks z nim już dawno przestał sprawiać przyjemność. Czuła się jakby jedynym celem całej zabawy było zapłodnienie jej. Najgorzej było jak mężczyzna wypijał za dużo na tych całych bankietach bądź spotkaniach z kolegami. Wtedy nie dało mu się przemówić do rozsądku.
OdpowiedzUsuńOdkąd odeszła od mężczyzn cały swój czas spędziła na tarasie. Stała i opierała się o jedną z balustrad rozmyślając. Ciepły letni wiatr delikatnie muskał jej skórę, w powietrzu dało się wyczuć nadchodzący deszcz. Wszystkie kolory w Polsce wydawały jej się piękniejsze. Każda roślina, każdy dom sprawiał wrażenie czegoś najcudowniejszego na świecie. Zaczęło robić się chłodno, drobne krople zaczęły powoli spadać z nieba przepełnionego ciężkimi chmurami. Niezadowolona tym faktem Antonina wróciła do środka z opróżnionym już kieliszkiem po szampanie. Wymieniła go na następny i widząc Hansa Bittnera posłała mu lekki uśmiech. Zdawało jej się, że kojarzyła go skądś. Na pewno z Polski. Pozostaje tylko pytanie, czy ona ma problemy z pamięcią czy ten ktoś w kogo kierunku zmierzała wcale nie był niemieckim żołnierzem lecz kimś innym? Chwilę później stała przed mężczyzną. Spojrzała mu prosto w oczy i spytała:
- Gdzie pan zgubił majora?
Nie robiła w tym momencie nic niewłaściwego. Jedynie podeszła do nowo poznanego mężczyzny i spytała go o coś, zagadnęła by umilić sobie czas. Lecz pewnie wśród kobiet zgromadzonych w tym towarzystwie pojawi się plotka na jej temat. Stworzą do tego wydarzenia całą historię, która nie będzie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Koledzy zapewne powiedzą mężowi, że jego żona rozmawiała z jakimś mężczyzną. Ważne aby między nimi była zachowana odpowiednia przestrzeń oraz zero dwuznacznych gestów. Czasem sama pani Meier dziwiła się jak jej myśli mogą być wyuczone. Nie chciała bowiem sprawiać nikomu problemów.
OdpowiedzUsuń- Ohh..- zrobiła swoją specyficzną minę, unosząc lekko kącik ust do góry. - I zgaduję, że nie chciał Pan mu w tym przeszkadzać? - spytała przyglądając mu się swoimi brązowymi oczyma. W międzyczasie odgarnęła włosy do tyłu. Nie tylko jej twarz była pokryta piegami lecz całe jej ciało. Dało je się zauważyć na przedramionach, ramionach, dekolcie.
Słysząc jego pytanie przekrzywiła nieco głowę na bok przyglądając mu się dłuższą chwilę. Miał nieco podobne oczy do piłkarza, za którym wzdychały jej koleżanki. No dobra, ona też wzdychała ale nigdy się do tego nie przyzna, ponieważ to nie tak powinno to wyglądać. Wyrzuciła tą myśl szybko z głowy, w końcu było to niemożliwe, prawda?
- Z chęcią. - odpowiedziała po chwili niezręcznego milczenia. Ruszyła z mężczyzną w kierunku parkietu. W międzyczasie dopiła już swoją kolejną lampkę szampana a pusty kieliszek oddała kelnerowi, którego mijała. Zdawała sobie sprawę, że musi to być ostatnia lampka tego wieczoru, wypicie więcej może spowodować stan upojenia a nie było nic bardziej wstydliwego niż pijana kobieta. Stojąc już na parkiecie na przeciwko swojego partnera do tańca spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko.
Pozwoliła mu ująć swoją dłoń a drugą położyć na tali. To uczucie wydawało jej się dziwnie znajome. Tak jakby już wcześniej była blisko tego mężczyzny. Zapewne to tylko złudzenie. Hans był przystojnym młodym mężczyzną o jasnych włosach i oczach, które wyglądały na smutne jednak dodawały mu pewnej specyfiki. W tańcu dała mu się prowadzić lecz nie ukrywała, że wolała bardziej energiczne ruchy. Niestety okoliczności oraz grana muzyka przez orkiestrę na to nie pozwalała. Starała się dotrzymać mu kroku w umiejętnościach tanecznych, nie była z tych kobiet, które wiły się jak węże i umiały uwieść każdego tańcem. Była raczej z tych przystępnych kobiet, które nie wyrywały się do tańca pierwsze lecz gdy zostały do niego zaproszone to tańczyły.
OdpowiedzUsuń- Bo to prawda. - odparła krótko i cicho by reszta ich nie usłyszała. - Zdaję mi się, że Pana skądś kojarzę. Jestem pewna, że na pewno z Polski. - jej ton głosu był spokojny.Lecz można było się domyśleć, że kobieta stojącą przed nim właśnie mu powiedziała, że wie iż nie jest on Niemcem. Przy jednym z obrotów zobaczyła męża stojącego w towarzystwie dwóch mężczyzn ze szklaneczką czegoś mocniejszego w ręku. Wyglądał jak zwykle lecz bacznie ją obserwował.
Dała się ponieść muzyce, bardzo dobrze jej się z nim tańczyło. Wydawało jej się, że czas leci bardzo szybko. Nie chciała by ta piosenka się już kończyła, chciała sobie przypomnieć kim jest mężczyzna. Próbowała przewertować w głowie wszystkie swoje wspomnienia, choćby te najmniejsze. Postanowiła więc go nieco podpuścić lecz nie miała nic złego w planach. Chciała po prostu wiedzieć skąd kojarzy ten uśmiech, te spojrzenie.
- Całe moje życie mieszkałam w Krakowie. - zaczęła poprawiając swoją dłoń na jego ramieniu. - Mieszkałam z moją mamą w kamienicy niedaleko rynku. W wieku osiemnastu lat poznałam mojego męża, po ślubie wyjechaliśmy do Berlina. A jaka jest Pana historia?
Słuchała go jednak na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Teraz zaczynało w jej głowie powoli świtać. Przymknęła na chwilę powieki i przypomniała sobie. To było sobotnie popołudnie na krakowskim rynku. Wraz z koleżankami siedziała w jednej z kawiarni zajadając się kremówkami. Wtedy właśnie przez okno dostrzegła go po raz pierwszy. Szedł wtedy z grupką chłopaków w podobnym wieku. Zerknął na nią tylko przelotnie tymi szklistymi i pozoru smutnymi oczyma. Uśmiechnął się a wtedy Antonina poczuła tak zwane motyle w brzuchu. Koleżanki powiedziały jej, że zrobiła się czerwona jak burak. Następnym razem spotkali się niby przypadkiem lecz wydawało jej się, że to była zagrywka jej koleżanek. Ponoć jeden z tych chłopaków, z którymi szedł był jej kuzynem. Pamiętała bardzo dobrze każde spotkanie z Erykiem. To jak skradł jej pierwszy pocałunek na jednym z chodników Starowiślańskiej. Teraz wydoroślał, jego rysy twarzy z chłopięcych stały się męskie. Wydawało jej się nawet, że włosy mu pociemniały. Jej palce nieświadomie zacisnęły się mocniej na jego ramieniu. Po jej ciele przeszło dziwne uczucie gorąca, sama Antonina w tym momencie otworzyła oczy. Słuchała jego historyjki i uśmiechała się pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Ohh.. to wielka szkoda. Fizyka to bardzo ciekawa nauka. - przyznała spokojnym głosem. - Ja to niestety skończyłam tylko liceum. Co pan lubił robić w wolnym czasie czego nie robi pan teraz? - spytała. - Ja miałam w zwyczaju z koleżankami oglądać chłopców grających w piłkę nożną. Moja jedna koleżanka, Stasia, wzięła potem ślub z jednym z zawodników.
Widziała jak jej mąż przestąpił z nogi na nogę, oznaczało to, że się nudzi i nieco niecierpliwi. Antonina posłała mu najcudowniejszy uśmiech na jaki było ją stać lecz czuła, że to właśnie teraz powinna tu być. Tańczyć w objęciach właśnie tego człowieka i wyjawić mu prawdę. Nie chciała jednak robić mu problemów. Nie wiedziała ile jej mąż zdążył wypić jak go nie było. Po alkoholu stawał się czasem nerwowy, wtedy lepiej było mu nie wchodzić w drogę.
- Mój mąż to bardzo specyficzny człowiek. - przyznała spokojnym tonem. - Nie przepada za mężczyznami w moim towarzystwie. Czasem zdaje mi się, że najchętniej to pokazywałby mnie wszystkim lecz nie pozwolił podejść na bliżej niż odległość trzech, no może dwóch metrów. - tutaj ton jej głosu był nieco rozbawiony. Niestety piosenka dobiegła końca. Stało się to niestety bardzo szybko. Widziała, że jej mąż ruszył w ich kierunku. Wyszła z jego objęcia, spojrzała mu w oczy i powiedziała w swoim ojczystym języku:
- To był niezwykle miły taniec panie Madej.
Chwilę po tych słowach pojawił się przy nich jej małżonek. Dziewczyna niemalże od razu chwyciła go za dłoń i musnęła jego usta w celu uspokojenia go. Posłała mu słodki uśmiech.
- Dobrze, że już jesteś kochanie. Zaczynałam się nudzić jednak pan Bittner postanowił postanowił umilić mi twoją nieobecność tańcem. - spojrzała na mężczyznę stojąc do niego bokiem. - Jednak w porównaniu do ciebie to marny z niego tancerz. - obróciła to wszystko w żart i zachichotała.
Była w stu procentach pewna, że to on. To na pewno był Eryk Madej, piłkarz. Kolega Józka, chłopak, który na ich pierwszym spotkaniu był zawstydzony. Który zabrał ją na kawę i siedział spięty jakby w tyłku miał kij od miotły.Ten sam, który na drugim przyniósł mały bukiecik żonkili by po długim spacerze skraść jej pocałunek na jednym z krakowskich chodników. Wspomnieniem pierwszego zauroczenia, pierwszego pocałunku, poczucia się chociaż w małym pierwiastku kobietą. Pustką, którą było tak trudno potem wypełnić. Nauczką na przyszłość. Nadzieją.
OdpowiedzUsuńWszystkie sprzeczne uczucia właśnie w niej buzowały. Patrzyła na swojego męża lecz teraz chciałaby patrzeć na kogoś zupełnie innego. Chciałaby zadać tyle pytań. A najważniejszym z nich byłoby dlaczego się nie pożegnałeś?. Pozwoliła się mężowi objąć w talii robiąc dobrą minę do złej gry.
- Dziękuję, że urozmaicił pan czas mojej żonie. - powiedział Gregor i uścisnął dłoń mężczyzny. Mocno i stanowczo, z pewnego rodzaju ostrzeżeniem. Zerknął na niego tylko przelotnie. Antonina poprosiła męża o kolejny kieliszek szampana by móc spojrzeć przez okno jak Eryk wsiada do samochodu. Nie wiedzieć czemu poczuła dziwną ulgę, że chłopak żyje lecz powróciły również inne uczucia, których nie była w stanie opisać.
~*~
Nie sądziła, że kiedykolwiek spotka już Eryka Madeja, a raczej Hansa Bittnera bo chyba tak powinna o nim myśleć, prawd? Hans Bittner, niemiecki żołnierz, obcy człowiek. Jej mąż wyjechał w sprawach służbowych do Warszawy. Dostała zaproszenie od wspomnianej przez Antoninę Stasi na obiad. Wiedziała, że dziewczyna zapewne spędza czas sama w domu odkąd jej matka pozostała w Berlinie. W sumie jej przyjście było tajemnicą bowiem przyjaciółka chciała zrobić wszystkim niespodziankę. Pani Meier pojawiła się u Nowaków chwilę po podaniu kawy.
[ Tutaj zostawiam Ci wolną rękę. Mogą się spotkać u Nowaków albo jak od nich wyjdzie albo i w zupełnie innym czasie. Wedle życzenia, plus wieczorem napiszę Ci jeszcze coś emailem ]
Antonina jak to miała w zwyczaju przywiozła kilka prezentów. Nie dlatego, że chciała przekupić swoich dawnych znajomych. Jej mąż i tak nie zauważy, że zniknęło trochę jedzenia czy kilka złoty. W końcu mogła sobie kupić coś nowego, prawda? I tak nie ogarniał jej wszystkich ubrań. Tym razem przywiozła ze sobą całą ubrań oraz trochę jedzenia. Miny jej znajomych były bezcenne. Widać było na nich szczęście ale również pewnego rodzaju wstyd. Mówili, że nie tak to powinno wyglądać. Tłumaczenia Meier trwały naprawdę długo lecz w końcu sytuacja się wyjaśniła. Ze względu na swoje obecne położenie mogła im pomóc chociaż trochę, a że miała dobre serce tak to właśnie wyglądało. Zabrała dwie koszule męża, i tak pewnie nie zauważy. Do tego kilka swoich ubrań, które miała najdłużej i nie były charakterystyczne.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem czy się pomieszczę w te kiecki jak ty taka chuda jesteś! Jesz ty co? - spytała Staśka przykładając do siebie sukienkę i spoglądając na Józka oczekując swojego rodzaju akceptacji.
- Zwariowałaś chyba. Tyję w oczach, niedługo będę wyglądać jak te wszystkie Niemki. Będę gruba i będę się zajadać ciastkami, bo mogę. - powiedziała oczywiście w żartach i zachichotała. Jej przyjaciele też się zaśmiali.
Spotkanie trwało w najlepsze kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy nagle zamilkli i każdy spojrzał po sobie z pewnego rodzaju niepewnością. Antonina trzymała w dłoni filiżankę z herbatą i była gotowa bronić swoich przyjaciół gdyby to byli Niemcy. Widząc kto wszedł do mieszkania poczuła, że robi jej się słabo. Spodziewałaby się każdego lecz nie Eryka Madeja, który jeszcze niedawno wmawiał jej, że nazywa się zupełnie inaczej. Ręka zaczęła jej się dygotać i odrobina herbaty wylała jej się na obrus, który szybko zasłoniła talerzykiem. Józek uniósł brew i wysłał jej pytające spojrzenie lecz Meier spojrzała w zupełnie inną stronę poprawiając nerwowo obrączkę na palcu zaraz po odstawieniu filiżanki. Chwilę później zebrała się na odwagę i patrzyła mężczyźnie prosto w oczy swoim przenikliwym spojrzeniem ciemnych oczu. Wyglądała na bardziej zdeterminowaną niż na bankiecie.
- Ohh.. czyli jednak Pan rozumie po Polsku. - powiedziała wysyłając w jego kierunku specyficzny uśmiech.
- Tośka, uspokój się. Nie dręcz Eryka. - mruknął Józek lecz wtrąciła się Staśka: - Co Ty gadasz najlepszego, przecież sama wiesz, że to Polak z krwi i kości.
Antonina siedziała spokojnie. Jej kierowca miał być po nią dopiero za dwie godziny, tak jak prosiła. Zapowiadało się to na dwie godziny niezręcznego spotkania w towarzystwie przyjaciół i byłej młodzieńczej miłości udającej Niemca. Miała w swojej głowie tak bardzo mieszane uczucia. Chciała powiedzieć mu tyle rzeczy a z drugiej strony najchętniej spoliczkowała go i wyszła z tego cholernego mieszkania. Czuła w sobie tyle narastających uczuć. Mówiła na Pan chłopakowi, który kilka lat temu skradł jej serce. Pokazał, że jest kobietą. Westchnęła tylko.
OdpowiedzUsuń- Jak mam się do Ciebie zwracać? Eryk Madej czy Hans Bittner? - spytała z przesłodkim uśmiechem, bardzo podobnym do tego, którym obdarzyła męża zaraz po ich tańcu. Z czystego rachunku można było się domyślić, że był on wymuszony i wyuczony w każdym najmniejszym calu. Po tych słowach przyjaciele spojrzeli na nią dziwnie.
Tośka mimo wojskowego w domu nie mieszała się w politykę. Owszem, wiedziała, że jest wojna lecz przez swoje położenie nie bardzo ją odczuwała. Starała się myśleć, że wcale jej nie ma, że bliskie jej osoby czy rodacy nie umierają. Upiła łyk swojej herbaty a następnie odłożyła filiżankę na talerzyk.
- Pójdę obrać jabłka. - powiedziała Staśka patrząc wyczekująco na Józka. - Józek, chodź no ze mną bo trzeba drzewa dorzucić by Erykowi kawę zrobić.
W tym momencie zostali sami. Nastała niezręczna cisza. Antonina Meier od dawna nie czuła się tak skrępowana, tak zagubiona. Siedziała właśnie przed mężczyzną, o którym myślała cały rok dzień w dzień. Potem widząc jaką pustkę w jej życiu to powoduje zaczęła rzadziej. Jakie uczucia byłyby teraz właściwe?
- Oczywiście, że pan nie rozumie. - odparła nieco złośliwie pod nosem bardziej do siebie niż do niego.
OdpowiedzUsuńSiedzenie tutaj było błędem. Gdyby wiedziała, że przyjaciółka zafunduje jej takie atrakcje to pewnie by nie przyszła. Ale czy aby na pewno? Czy w jakiś sposób nie wyobrażała sobie tego leżąc w łóżku wieczorem po tym bankiecie? Czy nie myślała o tym jakby to było spotkać się jako Tośka i Eryk a nie żona oficera i polak udający niemieckiego porucznika. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze go zobaczy. Wyglądał tak bardzo podobnie, jego spojrzenie działało na nią podobnie jak kiedyś. Zniknęło jednak z niego pewnego rodzaju zainteresowanie, pewnego rodzaju błysk oraz charakterystyczna zmarszczka niedaleko oczodołu tworząca się gdy na jego twarz zakradał się uśmiech.
Spojrzała zrezygnowana na małżeństwo, które to wszystko zorganizowało. Miała ochotę ich udusić ale również w pewien sposób podziękować. Nienawidziła tego, że przepełniało ją tyle sprzecznych uczuć. Dlaczego wszystko nie mogło być tak jednoznaczne jak w przypadku jej męża? Przecież go kochała, tak jej się wydawało. Lecz teraz gdy patrzyła na Eryka jej serce waliło jak szalone i mogłaby tak siedzieć i nic nie mówić. Delektować się jego widokiem i modlić się by nie zniknął w jakieś łapance, by przeżył wojnę. By był szczęśliwy, założył rodzinę z piękną kobietą i miał gromadkę dzieci o jego oczach.
Słysząc jego słowa wyrwała się z zamyśleń, spojrzała na niego.
- A co mam mówić? I tak zrobisz ze mnie idiotkę. - odparła jak typowa Tośka a nie pani Antonina Meier, żona oficera.
Antonina siedziała przy stole, na którym oparła przedramiona a głowę oparła o złączone dłonie. Tak jak małe dzieci układają się do snu. Przyglądała mu się uważnie próbując odczytać każdy jego gest lecz było to niemożliwe. Nie widziała go tyle lat, że nie wiedziała kim tak naprawdę teraz się stał. Życie zmienia ludzi a wojna jeszcze bardziej. Zapewne gdyby Antonina nie była w bezpiecznym położeniu zachowywałaby się podobnie jak on, bałaby się wszystkiego. Lecz jakby nie patrzeć prędzej mogłaby być zaatakowana przez Polka niż Niemca, ponieważ była traktowana jak obywatel niemiecki.
OdpowiedzUsuń- Nie można? - uniosła lekko brew. Spytała bardziej siebie niż jego. Pokiwała lekko głową na boki jakby odganiając od siebie pewną myśl. Miała wrażenie, że to jest właśnie jeden z koszmarów, które jej się kiedyś śniły. Przecież chwile z Erykiem były piękne, kochała go. Teraz chciała się zapaść pod ziemię i nie być w jego towarzystwie ani minuty. Dlaczego? Ponieważ był to człowiek, którego nie znała. Całkowicie jej obcy żyjący w typowo polskich realiach. Był realistą twardo stąpającym po ziemi. Dla niego Antonina mogła być rozpieszczoną panienką na pałacach. Bo w sumie każdy mógłby tak o niej powiedzieć. Miała trochę więcej szczęścia w życiu, chwyciła się okazji gdy pojawiła się możliwość ślubu. Nic na to nie poradzi.
- Nie wiem co będzie stosowane a co nie. - przyznała szczerze. - Hmm.. Miło widzieć Cię Eryku po latach? Czy może co robiłeś na tym cholernym bankiecie? A zresztą, odpowiedz na pierwsze pytanie, drugie mnie nie interesuje. Nie mieszam się w sprawy polityki czy czegoś tam innego. - widać było, że wcale nie ciekawiła ją odpowiedź na pierwsze pytanie. Zerknęła na zegar, który wskazywał jeszcze sporo czasu do przyjazdu jej kierowcy.
Antonina patrzyła na mężczyznę swoimi brązowymi oczyma. Było w nich widać wiele emocji, żal, rozgoryczenie, rozżalenie, pewnego rodzaju ciepło i tęsknotę? Nieco ją bolało to, że przez swoje nazwisko ją tak traktował. Do volkslity nie miała dużo do gadania, jej matka kazała ją podpisać i koniec. Kobieta chciała dbać o żywot swojej córki i wiedziała, że z niemieckimi korzeniami poradzi sobie lepiej w życiu. Następnie niemiecki małżonek okazał się idealnym wybrankiem. Wielu ludzi zdawało sobie, że pierwsza wojna nie była końcem. Antonina nie miała być szczęśliwa, miała być bezpieczna i mieć zapewnione godne życie. Tak właśnie miała, egzystowała choć lepszym określeniem będzie wegetacja.
OdpowiedzUsuńPo wyjściu Eryka atmosfera była jeszcze bardziej napięta a sama pani Meier modliła się aby wskazówki na zegarze poruszały się szybciej. Przesiedziała z nimi do przyjazdu kierowcy robiąc dobrą minę do złej gry. Gdy tylko znalazła się w domu odmówiła sobie kolacji i spędziła długi czas w kąpieli wylewając potok łez. Oczyściło to jej duszę i pozwoliło pozbyć się emocji.
Kilka dni zajęło jej dojście do siebie. Chyba wolała tylko sobie wmawiać, że cały Hans wyglądała jak Eryk niż to, że rzeczywiście nim jest. Był piękny wtorkowy ranek. Słońce świeciło, ludzie mogli delektować się promieniami słonecznymi zmierzając w przeróżne miejsca. Antonina stwierdziła, że koniec tego wylewania łez, najwyższy czas wyjść z domu i popatrzeć na świat. Ubrała się dziś niewyzywająco, w stonowane kolory, które nie miały przyciągać uwagi. W małej torebeczce miała niedużą ilość pieniędzy oraz dokumenty. Przechadzała się krakowskim rynkiem spoglądając na ludzi. Jej blond loki podskakiwały z każdym jej krokiem. W pewnym momencie przysiadła na ławce i przyglądała się kobiecie z dwójką dzieci. Nie wyobrażała sobie jak w trakcie wojny można było wychowywać takie maluchy. Potem złapało ją poczucie winy, że ona nie potrafiła swojemu mężowi dać dzieci mimo, że Gregor tak bardzo tego chciał. Pogrążyła się w zamyśleniach kiedy w oddali zobaczyła postać, którą była w stanie rozpoznać wszędzie. Proszę państwa, oto Eryk Madej podążał w jej stronę w towarzystwie dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich spoglądał na Antoninę, jak to dziewczyna miała w zwyczaju posłała mu przesłodki uśmiech, który miał na celu go oczarować. Dokładnie tak jak uczyła matka. Następnie czując, że spotkanie z Erykiem to nie jest najlepszy pomysł wstała z ławki i nieśpiesznie ruszyła w innym kierunku.
[ kompletnie nie miałam pomysłu :< ]
Tak bardzo nie chciała z nim rozmawiać. Nie chciała czuć znów tego uczucia, jak wszystkie rany na jej sercu otwierają się na nowo. Wspomnienia miłości, które do dzisiaj zapierało jej dech w piersiach. Wolała żyć w przekonaniu, że jest szczęśliwą mężatką u boku kochającego męża. Nie chciała by ktoś z o kim tyle kiedyś myślała wtargnął do jej życia z buciorami i wywrócił je do góry nogami. Nie teraz, nie kiedy miała wszystko poukładane w głowie, gdy udało jej się o nim zapomnieć.
OdpowiedzUsuńSłyszała za sobą kroki, nie wiedzieć czemu jej umysł podpowiadał jej, że to on. Jej serce zaczynało bić jak szalone a oddech stawał się cięższy i przyśpieszał. Mimo wszystko szła z uniesioną do góry głową jakby nic się nie stało. Jakby wcale miłość jej życia nie zrównała z nią kroku i nie odezwała się do niej. Przymknęła na ułamek sekundy powieki, wypuściła cicho powietrze by być gotowa na rozmowę.
- Dzień dobry panu. - odpowiedziała bawiąc się w tą całą gierkę. Na jej twarzy widniał wyuczony uśmiech. Nikt z boku nie mógł wyczuć jej zdenerwowania oraz bezsilności, którą czuła w obecności mężczyzny. Na pytanie zaśmiała się pod nosem nawet na nie nie odpowiadając. Słysząc jednak jego dalsze słowa poczuła dziwny dreszcz przechodzący po jej karku. Odgarnęła włosy za ucho jak to miała w zwyczaju starając się zachować wszelkie pozory. Musiała wiedzieć dlaczego, nie mógł jej mówić takich rzeczy a następnie nie chcieć udzielić odpowiedzi. W oddali zobaczyła mężczyzn w mundurach, odruchowo złapała Eryka pod ramię nawet nie zastanawiając się zbytnio co robi. Poczuła dziwną chęć ucieczki z tego miejsca.
- Nie pozbędziesz się mnie dzisiaj dopóki nie powiesz mi dlaczego. - powiedziała równie cicho co on.
Jego słowa wcale nie powodowały, że chciała wiedzieć mniej. Bycie tak tajemniczym sprawiało, że chciała mu zrobić na złość i wiedzieć. Nie mógł jej zostawiać w tak błogiej nieświadomości. Z jednej strony mogła go posłuchać i po prostu uciec, z drugiej strony chciała w tym wszystkim uczestniczyć. Czuła się w tym momencie rozdarta pomiędzy to co powinno się zrobić a to co się chciało.
OdpowiedzUsuń- To Ty tak uważasz. - mruknęła bardziej do siebie niż do niego. Gdy Niemcy ich minęli puściła go. Nie wiedzieć czemu dziwnie miło jej się szyło obok chłopaka w ten sposób. Czuła się jak za dawnych czasów, lecz one dawno minęły. Trzeba było się pogodzić z rzeczywistością, która przedstawiała się w samych szarościach. Była wojna, ludzie ginęli każdego dnia. Trzeba było się tylko modlić byś to nie był Ty ani nikt z Twoich bliskich.
W pewnym momencie przystanęła. Zdenerwowała się nieco. Zrobiła krok do przodu tak by stać naprzeciwko niego. Była nieco niższa dlatego musiała nieco unieść głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Za każdym razem gdy w nie spojrzy będzie zachwycała się nad ich barwą oraz czuła dziwne mrowienie w okolicach lędźwi. Nie zapominając o zaciskaniu żołądka, którego dostawała gdy tylko Eryk pojawiał się na horyzoncie.
- A ja jednak chciałabym abyś mi powiedział. Nie chcę wiedzieć po czasie. Chcę znać powód dlaczego nie powinno mnie tam dzisiaj być. - patrzyła mu cały czas w oczy nie krępując się. Chciała znać prawdę, musiała ją znać. Nie chciała znów dowiadywać się od ludzi co się stało. Jeszcze koło tygodnia będzie sama, jeszcze te kilka dni będzie mogła czuć się jak Polka bez niemieckiego męża obok. Będzie mogła pokazywać, że cierpi z krwią przelaną przez każdego rodaka.
Antonina na swój sposób gdzieś tam głęboko nadal była trochę dzieckiem.Nigdy nie musiała pracować, jej matka wraz z nieżyjącym ojcem zapewnili jej godny byt. Mimo tylu zmartwień wokół nic zdawało się nie docierać do niej. Żyła w zupełnie innej rzeczywistości, oderwana od tego co tu i teraz. Matka chciała dla niej jak najlepiej a mąż uważał, że jest kobietą i nie powinna się tym interesować. Miała dbać o dom, ładnie wyglądać i dać mu dzieci. Niestety z tym ostatnim był problem, lecz myślenie o tym teraz było bez sensu. Najwyżej będzie musiała się przygotować na to, że Gregor zdradzi ją z kobietą, która da mu potomka, skoro ona tego nie potrafi.
OdpowiedzUsuńSłuchała go bardzo uważnie przyglądając mu się. Była święcie przekonana, że w jego oczach zobaczyła pewnego rodzaju blask, który pamiętała z przeszłości. Pierwszy raz od ich ponownego spotkania w Krakowie spojrzał na nią jak na dawną Tośkę Witenberg a nie Antoninę Meier, żonę niemieckiego oficera. Gdy chwycił jej dłoń poczuła dziwny dreszcz przechodzący po jej plecach od szyi po same lędźwie (nie lubię tego słowa, tak słabo brzmi :D). Nadal patrzyła mu w oczy czując jak robi jej się dziwnie ciepło. Westchnęła pod nosem czując pewnego rodzaju rozczarowanie lecz nie miała siły aby z nim walczyć.
- Niech będzie. - powiedziała w końcu. - Nie przyjdę na Rynek. Ale chcę wiedzieć, że nic Ci się nie stało. Nie obchodzi mnie jak ale masz przyjść do mnie do mieszkania i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. - patrzyła na niego całkiem stanowczym spojrzeniem. - Mieszkam przy Kanoniczej, druga klatka od lewo, mieszkanie numer sześć.
Zaufała mu w tym momencie. Wierzyła w to, że pojawi się u jej drzwi. Nieważne czy dziś czy jutro, ważne, że się pojawi. Będzie mogła wtedy mieć pewność, że jest cały i zdrowy. Jakąś cząstka jej pragnęła by przeżył tę wojnę, by potem mógł wieść szczęśliwe życie u boku jakieś kobiety. Nieważne, że nie będzie to ona. Najlepiej żeby miała tak samo piękny uśmiech jak Eryk, dała mu gromadkę dzieci i wiedli szczęśliwe życie aż do swoich ostatnich dni patrząc z dumą na wnuki. Gdyby tylko mogła oddać połowę swojego szczęścia komuś to oddałaby właśnie jemu. Sama świadomość, że będzie żył sprawiała, że będzie szczęśliwa.
OdpowiedzUsuń- Będę czekać. - powiedziała tylko by móc rozstać się z nim na jednej z uliczek niedaleko tego cholernego rynku.
Po rozstaniu z nim ruszyła w swoją stronę, niestety nie mogła skupić się na niczym. Nie była wcale głodna, ledwo coś przekąsiła. Słuchała na początku radia, potem stwierdziła, że woli nie. Siedziała w ciszy w dużym mieszkaniu i patrzyła przed siebie przez okno. Z godziny na godzinę robiło się coraz ciemniej. W pewnym momencie straciła rachubę czasu. Nawet nie wiedziała, w którym momencie udało jej się zasnąć z głową opartą na parapecie. Gdy jednak do jej mieszkania rozeszło się pukanie zerwała się na równe nogi i pobiegła do drzwi. Otworzyła je nawet nie upewniając się wcześniej kto za nimi stoi.
Dlaczego się tak tym wszystkim przejmowała? Eryk powinien być jej obojętny. Nie był nikim więcej niż wspomnieniem młodości. Nie potrafiła przejść koło niego obojętnie, przed oczami nadal miała bankiet. Moment, w którym go zobaczyła i nie mogła rozpoznać, nigdy nie sądziłaby, że może zapomnieć jak wygląda. Była święcie przekonana, że będzie w stanie rozpoznać go wszędzie. A zajęło jej to tyle czasu.
OdpowiedzUsuńTeraz gdy stał przed nią czuła swojego rodzaju ulgę. Odetchnęła z dużą ulgą widząc, że stoi przed nią cały i zdrowy. Nawet nie zdziwiła się gdy szybko zamknął drzwi za sobą. W sumie chyba żadne z nich nie chciało gadania, że tu jest. Sąsiedzi nie musieli mówić jej małżonkowi, że pod jego nieobecność panowie odwiedzają jego żonę. Byłoby to nieco niestosowne, szczególnie że Tośka nie posiadała rodzeństwa. Rozchyliła lekko usta lecz nic nie powiedziała. Spojrzała mu tylko dłużej w oczy by potem móc zlustrować całe jego ciało. Zauważyła karmazynową barwę na jego dłoni, chwyciła ją i uniosła lekko do góry.
- Krwawisz..- powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Widząc jego minę dodała: - Nie ma go, wróci za tydzień.
Po tych słowach podeszła do szafy w przedpokoju i wyciągnęła białe prześcieradło. Ruszyła w kierunku salonu, w którym znajdowały się antyczne meble. Była w tym momencie ubrana zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Niedopasowana sukienka zapewniała jej wygodę, nie musiała podkreślać jej figury czy też świadczyć o tym, że jest żoną kogoś wysoko postawionego. Bez słowa rozłożyła prześcieradło na kanapie. Szybko poszła zmyć krew z podłogi w przedpokoju by o tym nie zapomnieć. Wróciła po chwili do salonu.
- Ściągaj kurtkę i pokazuj co tam masz. - usiadła na białym płótnie i poklepała miejsce koło siebie. Nie dała po sobie poznać, że nieco ją to zmartwiło. Chciała mu jak najszybciej pomóc, czuła się zobowiązana.
Nie wiedzieć czemu poczuła dziwne poczucie obowiązku aby pomóc mężczyźnie. Nie miała w tym zbyt dużego doświadczenia, matka trzymała ją zawsze z boku od takich rzeczy. Tyle co widziała, kiedyś pomogła. Opierała się bardziej na intuicji, która miejmy nadzieję, że nie zawiedzie. Patrzyła na niego z pewnego rodzaju zmartwieniem lecz nie tylko. W jej oczach można było ujrzeć wiele sprzecznych emocji. Strach, troskę i pewnego rodzaju uczucie, z którym można patrzeć tylko na jedną osobę na świecie.
OdpowiedzUsuńPoszła do kuchni by przynieść miskę. Z jednej z szuflad wyjęła pudełko, w którym znajdowały się materiały opatrunkowe. Jej mąż często ich potrzebował gdy po pijaku się z kimś pokłócił. Nigdy nie wiadomo co facetom może przyjść do głowy. Z barku wyciągnęła jedną z butelek burbona jej męża. Na chwilę obecną miała to gdzieś, że było ciężko go dostać i Gregor delektował się nim jak tylko mógł.
- Może i nie jestem taką specjalistką jak Ty ale krwi się nie boję. - mruknęła . Wyciągnęła szklankę z grubego szkła gdzie nalała nieco trunku. Podała mu. - No co się tak patrzysz? Pij jak Ci dają.
Po tych słowach spojrzała na jego ranę i odruchowo przygryzła dolną wargę. Zabrała się za robienie opatrunku. Przemyła ranę alkoholem nie przejmując się zbytnio tym, że może go to zaboleć. Obwiązała jego ramię bandażem wcześniej kładąc na ranę dwie warstwy gazy.
- Nie słuchałam radia, nie wiem co się stało. - powiedziała spokojnym tonem patrząc na swoje zakrwawione dłonie. Dopiero potem na niego spojrzała lecz nie mogła robić tego za długo. Jej serce biło wtedy bardzo szybko a ona sama traciła pewność siebie, którą chciała zachować.
- Zapewne domyślasz się, że nie puszczę Cię teraz stąd. Pościelę Ci łóżko w pokoju gościnnym. - miał to być pokój dla dziecka lecz prawdopodobnie nigdy nim nie będzie. Westchnęła pod nosem na tą myśl i spojrzała na niego: - Jesteś głodny?
Wytarła swoje zakrwawione ręce o białe prześcieradło. Zapewne zaraz włoży je do miski z zimną wodą by potem plamy zaprać mydłem. Zrobi tak kilka razy a krew powinna ładnie puścić przy powtarzaniu tej czynności. Przecież czasem zdarzało jej się to podczas miesiączki. Na szczęście matka nauczyła ją co powinna robić w takich sytuacjach.
OdpowiedzUsuńNie wiedzieć czemu słysząc informację od niego o zastrzeleniu Gestapowca poczuła dziwną gulę w gardle. Nie chodziło tu o jego specjalność lecz o to, że był człowiekiem. Antonina nadal nie mogła sobie w głowie przekalkulować, że ktoś był gorszy a ktoś lepszy. To, że Eryk był postrzelony znaczyło, że brał w tym udział. Nie powiedział tego głośno, zapewne ona też tego nie zrobi lecz oboje wiedzieli. Czasem jedno spojrzenie, nie wypowiedzenie kilku słów znaczyło o wiele więcej.
- Rozumiem..- mruknęła tylko bardziej do siebie niż do niego. Gdy wstawała pociągnęła jednoznacznie prześcieradło dając mu do zrozumienia, że powinien zrobić to samo. Włożyła je do dużej miski i zalała zimną wodą. - Rozgość się.
Po tych słowach poszła do kuchni. Przygotowanie posiłku dla Eryka zajęło jej trochę. Najgorzej było wszystko podgrzać, ponieważ obiad miała gotowy. Nie była w stanie go zjeść, była zbyt zestresowana. Teraz to nawet ona poczuła głód. W końcu przyniosła do salonu dwa talerze. Położyła je na blacie stołu okrytego haftowanym obrusem. Obok nich położyła sztućce. Nie było to nic szczególnego, zwykła kasza jęczmienna oraz potrawka z kurczaka, którego kupiła od jednego chłopa. Gregor miał zaufanego chłopaka, od którego kupował mięso i inne rzeczy. Dobrze mu płacił dzięki czemu nigdy nie chodzili głodni. Antonina usiadła do stołu, spojrzała na Eryka, który zrobił to samo.
- Smacznego. Jeśli będziesz chciał dokładkę to mów, jeszcze trochę zostało. - po tych słowach zabrała się do jedzenia.
Antonina zawsze starała się dbać o linię dlatego nie jadła zbyt dużych porcji. Jej matka od dziecka wpajała jej, że wygląd jest najważniejszy. Dlatego dbała o niego jak tylko mogła od najmłodszych lat. Na dzień dzisiejszy była młodą zadbaną kobietą mimo ciężkich czasów, które przyniosła wojna. Meier była przyzwyczajona do samotności, zazwyczaj całe dnie spędzała sama by po południu bądź pod wieczór jej mąż wrócił z pracy. Na stole oczekiwał ciepłego obiadu a w mieszkaniu musiało być posprzątane. Nie zapominając o tym, że Antonina miała wyglądać zjawiskowo by potem móc mu się oddać w łóżku gdy ten będzie próbował spłodzić dziecko i odreagować nerwy dnia codziennego.
OdpowiedzUsuńJadła zawartość swojego talerza przeżuwając wszystko powoli. Pasmo jej włosów wypadło zza ucha na co szybko zareagowała odgarniając je tam gdzie jego miejsce. Słysząc jego pytanie zaśmiała się cicho pod nosem a kąciki jej ust uniosły się lekko ukazując delikatne dołeczki w policzkach.
- Gregor wraca za pięć dni w godzinach wieczornych. - powiedziała spokojnym tonem. Widać było, że w jej małżeństwie panowały pewnego rodzaju zasady, każdy miał swoje miejsce. - Mój mąż to bardzo słowny człowiek, jeśli coś mówi to tak zrobi. - dodała po chwili. Dlaczego mówienie o nim sprawiało jej taką trudność w towarzystwie Eryka? Przecież oboje wiedzieli o jego istnieniu, nie dało się tego ukryć. - Nikt się nie będzie o Ciebie martwił jak nie wrócisz na noc? - spytała. Tutaj miała oczywiście na myśli kobietę, wybrankę jego serca lecz nie miała odwagi bezpośrednio zapytać.
Pokręciła lekko głową z pewnego rodzaju rozbawieniem lecz nie skomentowała faktu, że pytał o jej małżonka. Zabrała się ponownie za jedzenie, które stawało się coraz chłodniejsze. Wypadałoby zacząć nieco szybciej jeść bo zaraz będzie zupełnie zimne. Nie mogła jednak skupić się na jedzeniu w towarzystwie Eryka. Mogłaby siedzieć wpatrując się w niego i słuchając jego przyjemnego, niskiego głosu. To doradzało jej serce, które waliło szybciej gdy tylko znajdował się obok. Rozum zaś mówił, że musiała zachować trzeźwy umysł. Musiała być kobietą stanowczą, nie dać się swoim słabościom. Była mężatką, nie mogła pozwolić sobie na takie myśli, była w ten sposób nieco nieuczciwa w stosunku do Grega.
OdpowiedzUsuń- Miejmy nadzieję, że Twoje życie po wojnie się ustabilizuje. - powiedziała tylko i odłożyła widelec na talerz. Nie mogła jeść, nie czuła apetytu. Patrzyła na niego nie wyrażając żadnych uczuć. Jej spojrzenie było stanowcze, a twarz pewnego rodzaju kamienna. Nauczyła się tego już dawno temu i korzystała gdy tylko mogła. Gdyby tylko Eryk wiedział co teraz działo się w jej głowie.
- Po prostu wolałam się upewnić. - powiedziała nieco go przedrzeźniając. Oczywiście nie chciała być w tym momencie za bardzo złośliwa. Uśmiechnęła się kątem ust.
Słysząc jego pytanie uniosła lekko brew. Zdziwiła się, że w ogóle go to ciekawiło. Mieli jednak zasadę z mężem, że nie mówili za dużo o tym dlaczego tu są.
- Mój mąż mógł wybrać pomiędzy Warszawą a Krakowem, wybraliśmy Kraków. Tutaj się poznaliśmy. - powiedziała niby sentymentalnie. Da niej to były jednak zwykłe słowa, które nie miały większego znaczenia. - Wzięliśmy tutaj ślub a potem wraz z moją matką wyjechaliśmy do Berlina. Jesteśmy tu od niedawna. - rzucała w tym momencie ogólnikami, tak było lepiej.
[ napiszę ci coś na pocztę potem ]
Czuła się dziwnie skrępowana mimo, że wydawała się taka pewna siebie. Towarzystwo Eryka powodowało u niej pewnego rodzaju zakłopotanie. Może dlatego, że w pewien sposób nie była w stanie opisać jednoznacznie swoich uczuć do niego. To było tak dawno temu, zwykła przelotna znajomość. Musiała w końcu spojrzeć na oczy, posiadała męża, którego powinna kochać i żyć wiernie u jego boku. Taki był jej obowiązek, wydawało jej się, że nie potrafiłaby być nieuczciwa.
OdpowiedzUsuń- Pewnie.. - potrząsnęła lekko głową jakby pozbywając się pewnych myśli ze swojej głowy. - Pokażę Ci twój pokój. - wstała od stołu i ruszyła w kierunku zamkniętych drzwi. Otworzyła je, pokój nie był duży. Posiadał jednoosobowe łóżko, już pościelone oraz szafę. - Dobranoc. - powiedziała tylko z lekkim uśmiechem, lekko wymuszonym. Zostawiła go samego, sama zabrała się za zmywanie. Zajęło jej to trochę lecz czuła pewnego rodzaju ulgę mogąc się czymś zająć. Potem zabrała się za zapieranie krwi na prześcieradle używanym wcześniej. Przebrała się w piżamę, pozbyła się makijażu. Położyła się lecz przespała może z dwie godziny. Wstała z łóżka, założyła na siebie szlafrok. Nie myśląc o tym, że Eryk śpi pokój obok wstawiła wodę na herbatę na dopiero co rozgrzanym piecu. Zabrała się za ponowną walkę z prześcieradłem by mieć pewność, że krew spierze się w stu procentach.
W tym momencie siedziała nad filiżanką herbaty. Miała na sobie koszulę nocną oraz szlafrok. Na swojej twarzy ani grama makijażu a włosy były nieułożone. Słysząc głos Eryka odwróciła się w jego stronę. Zlustrowała go swoimi ciemnymi tęczówkami. Kiwnęła lekko głową na znak, że zgadza się z jego słowami. Nie chciała robić mu problemów, nie chciała sprawiać również problemów im. Wiedziała, że Madej nie pracował sam, musiało być ich więcej.
OdpowiedzUsuń- Masz rację. - powiedziała i wstała z krzesła. Podeszła do kuchennego blatu, na którym leżał pakunek zapakowany w gazetę. Nie było to nic wielkiego, zwykły chleb lecz Antonina nie chciała by mężczyzna wychodził głodny. Chwilę później usłyszała jego dalsze słowa, jej serce zabiło szybciej powodując kolejny ścisk żołądka. Próbowała w swojej głowie poukładać informacje od niego i zapamiętać wszystko. - Będę pamiętać. A to.. - podeszła do niego i wręczyła mu mały pakunek - Jakbyś zgłodniał.
Po tych słowach odprowadziła go do drzwi, które zamknęła za nim szczelnie. Mieszkanie wydało jej się nagle takie puste. Zabrała się za sprzątanie by jej mąż broń boże nie zauważył, że ktoś ich odwiedził.
Poczuła dziwną ulgę jak go nie było. Sprzątanie zajęło jej głowę na najbliższe kilka godzin. Mieszkanie wyglądało jakby nikt wcale go nie odwiedził, jakby Antonina spędzała ten czas sama. Takie było założenie, nic nie mogło zbudzać podejrzeń. Słysząc pukanie do drzwi aż podskoczyła. Jej serce zaczęło szybciej walić. Czyżby ktoś wiedział, że Eryk to był? Czy ktoś już to przekazał komuś? Z sercem niemalże wyskakującym z klatki piersiowej, zaciśniętym gardłem podeszła do drzwi. Stał tam mężczyzna w mundurze, kojarzyła go z jednostki, w której pracował jej mąż. Niepewnie otworzyła drzwi i spojrzała na mężczyznę.
OdpowiedzUsuń- Telegraf od oficera Meiera. - wręczył go kobiecie.
- Dziękuję. - powiedziała tylko i zamknęła drzwi.
Szybkim krokiem ruszyła do salonu i odczytała telegraf o treści Jutro będę w Krakowie. Nie chodź sama po ulicach. . Domyśliła się, że to mogło chodzić o tą całą sytuację na rynku. Poczuła dziwny stres, zaczęła martwić się o Eryka. Jej obowiązkiem było mu przekazać, że może być gorąco. Szybko się ubrała w jedną ze swoją sukienek i umalowała się. Chwytając swoją małą torebkę wyszła z mieszkania i ruszyła w kierunku Plant, o których wspomniał. Jeśli będzie trzeba to będzie pójdzie i w okolice smoczej jamy. Widząc mężczyznę podobnego do niego ruszyła w jego kierunku, jak się okazało to był właśnie on. Podeszła do niego jakby byli umówieni, obdarzyła go przesłodki uśmiechem.
- Przepraszam za spóźnienie! - powiedziała niby przejęta. - Mam nadzieję, że długo nie czekałeś. - po tych słowach chwyciła go pod rękę i tym samym zmusiła do spaceru. Gdy na trochę odeszli zaczęła mu tłumaczyć cicho. - Dostałam telegraf, mój mąż wcześniej wróci. Napisał abym nie wychodziła sama z domu, może chodzić o tą wczorajszą sytuację..
Szła obok niego czując na swoim ciele popołudniowy wiatr. Minę miała bardzo spokojną mimo mieszanych emocji, które odczuwała w tym momencie. Nie powinna mu mówić, nie powinna się narażać. A co jeśli to była próba? A co jeśli ktoś widział wczoraj u niej Eryka i sprawdzał czy coś ich łączy? Teraz była na siebie wściekła, że tak szybko do niego pobiegła lecz nie dała po sobie nic poznać. Szła obok niego i uśmiechała się jakby rozmawiali o miłych rzeczach, jak to para znajomych spotykająca się w ten piękny dzień.
OdpowiedzUsuń- Wolałam Ci powiedzieć.. nie wiem dokładnie co się stało, że wraca wcześniej. - powiedziała spokojnym tonem równie cicho co wcześniej. - Nie musisz się o sobie martwić, nikt się nie dowie, że byłeś u mnie w mieszkaniu. Wszystko już posprzątałam. - zapewniła go milknąc na chwilę gdy mijali się z jakimiś ludźmi. - Mój mąż nawet by się nie spodziewał, że ktoś mógłby być w naszym mieszkaniu. Mogłabym zaprosić koleżankę ale wie, że nie zwykłam tego robić. A co do zniknięcia burbona..też mam wymówkę. Miałam gorszy dzień, widziałam małe dziecko na ulicy. Było mi tak bardzo smutno, że nie potrafię Ci takiego ofiarować.. - powiedziała smutnym tonem niczym wyuczoną formułkę. Patrzyła przed siebie idąc z głową wysoko uniesioną, zresztą jak zwykle. Starała się nie myśleć o tym co ją czeka jutro czy za kilka dni. Chciała się skupić na tym co tu i teraz.
Kraków o tej porze roku zazwyczaj wyglądał pięknie. Ze względu na wojnę przyroda wokół już tak nie zachwycała. Niegdyś piękne uliczki wydawały się zwykłymi szarymi ulicami, a prawie każdy mijany człowiek nieprzyjacielem. Antonina tak naprawdę nie odczuwała wojny tak mocno jak inni mieszkańcy tego miasta. Jej mąż chronił ją przed tym, traktował jak dziecko. Czasem zdawało jej się, że jej matka wraz z mężem starają się uchronić ją przed całym światem. Oni wiedzieli przecież wszystko, najlepiej by nie miała przyjaciół lecz spędzała czas tylko z nimi. Według nich była za delikatna, niektóre obrazy mogłyby ją zniszczyć. A może nic tak naprawdę nie wiedzieli? Może właśnie tego potrzebowała? Może właśnie wtedy poczułaby co to tak naprawdę znaczy żyć.
OdpowiedzUsuńZerknęła kątem oka na Eryka dotrzymując mu kroku. Słysząc jego uwagę na temat alkoholu prychnęła pod nosem i zaśmiała się.
- To jego maleństwo, towarzysz każdego wieczora. - zerknęła tylko na ludzi mijających ich. Chciała jeszcze coś dopowiedzieć lecz wysłała mu tylko spojrzenie. Nieco znaczące, dające po sobie poznać, że jest opanowane, pewne siebie. Wiedziała, że da sobie radę a mąż uwierzy we wszystko i jeszcze będzie się obwiniał, że wywierał na niej zbyt dużą presję.
Jego pytanie ją zdziwiło. Nie spodziewała się, że zaproponuje jej dłuższe spędzanie czasu niż to konieczne. Uśmiechnęła się kątem ust i odgarnęła kosmyk blond włosów za ucho.
- Pewnie, możemy się przejść. - powiedziała patrząc przed siebie. - Tam gdzie nas nogi poniosą. - dodała już nieco ciszej.
Dopiero spotkania z Erykiem przypominały jej o realiach, które pasują. Był taki..naturalny. Nie ukrywał tego, że jest wojna, był wiecznie czujny. Nie zachowywał się jak Greg, który starał się ją uchronić przed chociażby najmniejszym aspektem wojny. Potrafił wyłączyć radio aby tylko jego żona nie słyszała o czymś złym.
OdpowiedzUsuńSzła obok niego czując pewnego rodzaju krępacje. Kilka lat temu gdy się poznali nie było czegoś takiego jak chwila ciszy. Było im szkoda każdej sekundy, w której mogli ze sobą porozmawiać. Teraz przez chwilę szli w ciszy, w sumie większość ich spotkań się z tego składała. Czy tak było lepiej? Antonina nie była w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Sama powoli traciła granicę między tym co jest dobre a co złe.
Spojrzała na niego kątem oka gdy usłyszała jego pytanie. Uśmiechnęła się pod nosem, banał klasyku, pogoda. Jednak to co dodał później nieco go obroniło.
- Ładna. - odpowiedziała krótko lecz potem dodała - Wtedy był lipiec, ale rzeczywiście pogoda bardzo podobna. - przyznała mu rację w swojej głowie wracając do pierwszych wspomnień związanych z mężczyzną. Przypomniała sobie jak pierwszy raz go ujrzała gdy szedł w grupie mężczyzn z rozczochranymi włosami. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Teraz wydawali jej się tacy dorośli mimo, że dużo czasu nie minęło.
Dała mu się prowadzić, nie narzucała swojej drogi. Miał jakiś plan w swojej głowie lub szedł gdziekolwiek, nieważne. Liczył się sam fakt spaceru z nim. Najpierw mógł usłyszeć jej cichy śmiech a następnie dopiero jej głos.
- Co ja Ci mogę ciekawego powiedzieć, Eryku? - spytała bardziej siebie niż jego. - Moje życie nie jest ciekawe, jestem typową panią domu - ostatnie słowa wypowiedziała z dziwnym akcentem, tak jakby szydziła ze swojej roli. - Moje życie na chwilę obecną składa się z zajmowania się domem, sprzątania, gotowania. Ah, nie zapominajmy jeszcze o tym, że muszę zawsze wyglądać ładnie i chodzić na spotkania z żonami niemieckich oficerów. Okropne baby. - przyznała wzdychając do swoich myśli. - Tolerują mnie jednak patrzą na mnie jak na zło wcielone. Nie dość, że w połowie polka to jeszcze do tego dzieci nie mam. - zaśmiała się pod nosem. - Wolę abyś Ty coś opowiadał, będzie to na pewno ciekawsze.
Mąż Antoniny starał się trzymać ją daleko od spraw związanych z wojną. U nich w domu nie rozmawiało się o gettach, obozach czy łapankach. Rozmowa o pracy ograniczała się tylko do podstawowych informacji, po których i tak nie dało się nic wywnioskować. Zresztą Meier starała się w tym nie interesować, jednak od kiedy spotkała na tamtym bankiecie Eryka zaczęło ją to o wiele bardziej interesować. Mimo, że było to tyle lat temu młodzieńcze uczucie w pewien sposób odżyło. Kazało się martwić o niego i starać się pomóc.
OdpowiedzUsuńLubiła słuchać jego głosu, ojczystego języka. Wydawało jej się, że to ją uspokaja. Z mężem rozmawiała jedynie po niemiecku, małżonek znał zaledwie kilka słów po Polsku. Uważał, że nie musi się uczyć tego języka co było jego błędem. Uśmiechnęła się pod nosem słuchając jego wypowiedzi. Odgarnęła blond lok za ucho.
- Myślę, że na pewno będziesz w stanie jej wynagrodzić krzywe ściany innymi rzeczami. - tutaj oczywiście miała na myśli inne jego pozytywne cechy, żadnych dziwnych podtekstów. Zaśmiała się cicho pod nosem. - Czasem takie zwykłe życie jest właśnie piękne. - powiedziała jakby bardziej do siebie niż mężczyzny. - Wszystko przeżywa się zupełnie inaczej gdy człowiek nie musi uważać na każdy wykonany gest.. W sumie i tak musi uważać tylko zupełnie na innej zasadzie. Przecież jesteśmy tylko Polakami, prawda? - posłała mu uśmiech i spojrzała mu na chwilę w oczy by potem móc obrócić wzrok. - Tęsknie za tymi czasami kilka lat temu, przed wojną. Nie musiałam siedzieć sama w domu i udawać, że mnie to bawi. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo miałabym ochotę czasem pójść na spacer, spędzić czas w miejscu innym niż moje mieszkanie. Nie wyglądać na ulicy tak, że wszyscy patrzą się na mnie jakby mieli mnie okraść lub robić inne rzeczy. - westchnęła.
Pokiwała głową jakby doskonale go rozumiała. Ich sytuacje były inne, jej niczego nie brakowało lecz nie czuła się szczęśliwa. Wydawało jej się, że w jej życiu brakuje pewnej iskry, czegoś co będzie wprowadzało nieco zamieszania w jej pełne ładu i składu życie. Chciałaby pewnego dnia wstać rano i nie wiedzieć, że na siódmą na stole ma być podane śniadanie a o szesnastej trzydzieści ma czekać ciepły obiad. Nie musieć wysłuchiwać pretensji Grega o braku potomka i uśmiechać się na tych cholernych bankietach. Westchnęła jakby sama do swoich myśli wyłączając się na dosłownie kilka sekund z rozmowy. Zaśmiała się na jego wzmiankę o rozumieniu jej męża.
OdpowiedzUsuń- Nie bądź śmieszny. Mój mąż ma na tyle szczęście, że nie posiada konkurencji. Żadnych chłopaków ani narzeczonych nie było. - odparła nieco rozbawionym tonem. Przecież głupio byłoby się przyznać, że jedynym chłopakiem jakiego całowała w życiu poza mężem był właśnie Eryk gdy była młodą dziewczyną. Zaobserwowała jego gest z zegarkiem, skinęła lekko głową na potwierdzenie jego słów.
- Jeśli masz ochotę to pewnie. - potwierdziła do tego słownie i pozwoliła się prowadzić mężczyźnie. Przecież doskonale znał drogę, był w jej mieszkaniu, nawet w nim spał. Czuła się zrelaksowana, próbowała zapamiętać każdą chwilę wiedząc, że taki spacer długo jej nie spotka. Nie unikała tak spojrzeń ludzi, nie bała się spojrzeć im chociaż na sekundę w oczy.
[ tak sobie teraz pomyślałam.. bo my planowaliśmy, że Eryk bd ojcem jej dziecka. Ona może pomyśleć, że on ją wykorzystał tylko do informacji itp. I dowie się, że Tośka albo jest w ciązy albo urodziła od tych wspólnych znajomych? :D Ale to jeszcze dłuuuuga droga do tego. Chcę wplątać Meierową w takie akcje by musiała się kryć przed mężem i wg ]