1 stycznia 2010

[KP] Listen to them, the children of the night. What music they make!


Constantin Dinu Bălan

Coraz rzadziej patrzy na swoje odbicie w lustrze; po niemal siedmiuset latach ciężko patrzeć mu na te same piaskowe włosy i cienie pod oczami, wyraźnie odcinające się na tle alabastrowej cery; przywodzi na myśl anemika o skórze tak jasnej, że niemal przezroczystej, przeciętej siatką ciemnych żył. Ma ostre rysy matki, choć od dawna już nie pamięta jej twarzy, i nawet gdyby przetrząsnął każdy zakamarek swej pamięci, nie zdołałby wygrzebać ani jednego wspomnienia z ojczystego kraju, kształtu domu, w którym przyszedł na świat, dotyku matczynych dłoni czy obrazu ojca przy stodole rąbiącego drewno na opał.
Coraz rzadziej patrzy na swoje odbicie w lustrze; to przesąd, że wampiry go nie posiadają, tak samo jak to, że śpią w trumnach i spopielają się momentalnie, gdy tylko wyjdą na słońce. Tak naprawdę ponad grobowce ceni sobie wygodne materace, zapach czosnku nie robi na nim większego wrażenia i choć nie nazwałby się osobą wierzącą, to stare kościoły odwiedza regularnie, narzekając przy tym, że te amerykańskie nijak mają się do europejskich. Może przejrzeć się w dowolnej powierzchni na tyle gładkiej i wypolerowanej, by służyła jako zamiennik zwierciadła, a jeśli kiedykolwiek miał możliwość odkrycia w sobie wspaniałej zdolności przemiany w stado skrzeczących nietoperzy, to chyba z niej nie skorzystał.
Coraz rzadziej patrzy na swoje odbicie w lustrze, wybiegając z mieszkania rankiem i wracając późnym popołudniem, w krawacie lub bez. Wieczorem wychodzi raz w tygodniu, w środę; na miasto, mówi. Przegryźć coś, żebym nie musiał gryźć ciebie, myśli. Nigdy nie powiedział tego na głos, i pewnie już nie powie. Jest na to zbyt uparty, nawet jeśli w ten swój umiarkowany, staromodny sposób.

5 komentarzy:

  1. Jak zwykle, wszystko sprowadzało się do tego, że Everett mógł robić, co tylko chciał. Był dorosły, nie musiał już słuchać rodziców, nie musiał tłumaczyć im się z tego, gdzie był, co robił i z kim. I zdecydowanie podobała mu się ta wolność; nie miał zamiaru zamieniać swoich upierdliwych rodziców na upierdliwego chłopaka, który sądził, że lepiej wie, co było dla niego najlepsze. Nawet, jeśli miał rację, nawet jeśli Everett nie powinien chodzić spać o czwartej nad ranem i wypijać pięciu mrożonych kaw dziennie, to czasem, szczególnie po tym jak się pokłócili, miał ochotę zrobić mu na złość z czystej przekory. Właśnie teraz był jeden z takich momentów. Co prawda nie do końca pamiętał, co Constantin dokładnie mu powiedział, czym poczuł się tak bardzo urażony, ale pewnie znowu wyskoczył z czymś w stylu kazania mu słuchać się starszych i bardziej doświadczonych albo besztania go za stopnie niedorównującego jego profesorskim standardom. Otóż Eve przepadał za popełnianiem swoich własnym, osobistych błędów i nie miał zamiaru uczyć się na czyichś pomyłkach – nie było w tym przecież żadnej zabawy. Poza tym, lubił stawiać na swoim.
    I właśnie dlatego siedział w studenckim barze z kilkoma znajomymi, pił już któregoś z kolei drinka (przestał liczyć po trzecim, bo wszystko zaczęło mu wtedy przyjemnie rozmywać się przed oczami, jako że nie miał zbyt mocnej głowy) i bez żadnych zahamowani plotkował z nimi o profesorach, nie wyłączając z tego jego chłopaka, no bo byłoby to przecież podejrzane, gdyby nagle nie miał nic do powiedzenia o jednym z ulubionych wykładowców wszystkich na ich roku.
    On wygląda tak dostojnie, co nie, czasem jakby był z innej epoki normalnie, ale to chyba tylko dlatego, że nie jest Amerykaninem, stwierdziła jego koleżanka, a Everett zaczął się śmiać i prawie się wygadał, potwierdzając, że profesor Bălan w rzeczy samej jest z innej epoki. Zadowolił się jednak zgodzeniem się z koleżanką, a potem pomyślał, że w sumie to nie powiedział jeszcze Constantinowi wszystkiego, co powinien mu powiedzieć à propos tej strasznej kłótni, której już nie pamiętał, no więc wyciągnął komórkę i po prostu do niego zadzwonił. Ledwie zarejestrował godzinę na wyświetlaczu telefonu: grupo po drugiej w nocy.
    – Hej! – krzyknął, kiedy tylko jego chłopak odebrał. Był pewny, że głośna muzyka w tle i jego trochę zbyt długie przeciąganie słów szybko zdradzą jego stan, ale nie obchodziło go to. – Hej, tak. Chciałem ci tylko powiedzieć, że zdecydowanie dalej jestem zły i mogę robić, co chcę i kiedy chcę i ty mnie nie kontrolujesz, bo nie wiesz nawet, gdzie jestem – powiedział, dumny z siebie, chociaż miał wrażenie, że w rzeczywistości brzmiało to dużo mniej dostojnie niż w jego głowie. Zaśmiał się nagle, głośno i perliście, w sumie sam nie wiedział, dlaczego; miał chyba prawo być po prostu w dobrym humorze, prawda? Zaraz, był w dobrym humorze? Nie miał być przypadkiem dalej zły? – Ale jakbyś chciał przyjechać mnie znaleźć, bo się stęskniłeś, to też byłoby fajnie – dodał po krótkim zastanowieniu, marszcząc brwi, bo w sumie czemu nie, już nie pamiętał, o co chodziło z tym byciem wykurzonym. Teraz stwierdził, że w sumie to chętnie zobaczyłby się ze swoim chłopakiem, może to on trochę się już za nim stęsknił, a nie odwrotnie… no i przecież to nie tak, że go teraz obudził tym telefonem, więc Constantin nie miał nawet na co narzekać, a i pewnie mu się nudziło bez Everetta, o.

    OdpowiedzUsuń
  2. – Jasne, pa, ja też cię koocham – wymamrotał do telefonu, ale wyglądało na to, że Constantin rozłączył się już jakiś czas temu i nie usłyszał jego wyznania. Everett schował swoją komórkę z powrotem do kieszeni, mimo wszystko zadowolony z siebie.
    Zdawał sobie sprawę z tego, że wszyscy znajomi nagle się na niego gapili i jako że wszyscy też byli już porządnie podpici, od razu zaczęli wypytywać, kto to był, czy dzwonił do swojego chłopaka. Ups, przeszło mu przez myśl dość trzeźwo, ale zaraz tylko wzruszył ramionami. Zwykle właśnie z tego powodu starał się unikać wzmianek o swoim życiu uczuciowym. Nie do końca uśmiechało mu się kłamać, że jest singlem, ale nie chciał też od razu zwierzyć się ze swojego związku z profesorem. Nawet jeśli teoretycznie nie powinna to być jakaś wielka sprawa, prawda, był pełnoletni… no i w ogóle całe okoliczności tego związku były dość specyficzne, można by powiedzieć niestandardowe. W końcu wymamrotał tylko coś w stylu tak jakby i zamówił kolejnego drinka.
    Zdążył jednak wziąć z niego tylko kilka łyków i pośmiać się trochę ze znajomymi, już sam nawet nie wiedział, z czego… ale wiedział, że było to bardzo zabawne i że przyjemnie szumiało mu w głowie, a potem nagle poczuł zimną dłoń pewnie ściskającą go za ramię. Aż podskoczył, bo zdążył już zapomnieć o swoim niedawnym telefonie i zamiast po prostu obrócić się przez ramię, odchylił się do tyłu, wyciągając szyję i uśmiechnął się szeroko, próbując zracjonalizować sobie widok twarzy swojego chłopaka do góry nogami. Z jakiegoś powodu wyglądał tak bardzo śmiesznie i dlatego też Eve zachichotał głośno.
    – Och, to ty, Dinu. Znalazłeś mnie – powiedział ze szczerym podziwem, decydując się jednak zmienić sposób patrzenia na mężczyznę i po prostu się odwrócić, bo zaczynało mu się robić niedobrze. – Jesteś najlepszym chł…. profesorem, jakiego miałem – powiedział, dumny z tego, jak zgrabnie i zdecydowanie ani trochę niezręcznie wybrnął z prawie wyoutowania swojego związku.
    Ledwo zarejestrował, że wszyscy jego znajomi nagle ucichli i tylko wpatrywali się w nich ze zdumieniem, chyba nie bardzo wiedząc, co powiedzieć i czy w ogóle coś mówić. No tak, profesorowie zwykle nie pojawiają się tak po prostu w studenckich barach i nie każą im przygrywać imprezowania tym swoim zimnym, poważnym tonem. Okej, może to tylko Constantin miał taki ton.
    – On nie mówi do was, tylko do mnie, co nie, kochanie? Przyszedłeś mnie zabrać? Stęskniłeś się? – zapytał i jakoś nawet nie do końca sam zauważył to kochanie, ale wśród jego znajomych nagle przeszedł pośpieszny, pijacki szum brzmiący mniej więcej jak „co on powiedział?”. – No już, nie patrz tak na mnie, wyglądasz, jakbyś chciał mnie zjeść. Nie, żebym miał coś przeciwko, ale myślałem, że mówiłeś, że to nie… e… nieetyczne – dodał z jedynie kilkoma drobnymi problemami z wymową, wciąż bardzo rozbawiony. I bardzo pijany.
    Rzeczywiście, jego chłopak wyglądał na nieco zirytowanego, co nie zdarzało się często, ale Eve z kolei czuł się świetnie; kompletnie zapomniał, o co się kłócili, nie chował już żadnej urazy i ogólnie to chciał chyba po prostu wrócić już do domu i właśnie dlatego zadzwonił do Constantina. Tak? Chyba tak, coś takiego. Jak zwykle na nim polegał, bo profesor był, cóż, profesorem, a więc już z reguły odpowiedzialnym dorosłym, do tego ten szczególny przypadek profesora wygodnie w ogóle się nie męczył i nie sypiał… no chyba, że chodziło o sypianie z Everettem, to się zdarzało dość często.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eve zdawał sobie sprawę z tego, że był pijany. No, w pewnym sensie. Może nie był do końca świadomy tego, do jakiego stopnia był wstawiony, bo po prostu przyjemnie szumiało mu w głowie, no ale już się trochę zmęczył i chciał wracać do domu, czy to naprawdę było takie straszne? Czemu miałby się przejmować swoim stanem, kiedy czuł się taki lekki i jakoś nie pamiętał ani jednego ze swoich problemów? Czy miał w ogóle jakieś problemy?
    Wiedział tylko, że Dinu dość stanowczo złapał go za rękę, a zaraz potem objął go w pasie i poprowadził do wyjścia, co znaczyło, że rzeczywiście była to już pora na powrót do domu. Eve się nie opierał, pozwolił się podtrzymać i poprowadzić i nawet również objął swojego chłopaka w pasie, trochę po to, żeby lepiej utrzymać równowagę (ale nie był wcale aż taki pijany!), a trochę dlatego, że po prostu miał na to ochotę. Był tylko na wpół świadomy zaciekawionych spojrzeń swoich znajomych z kierunku, którzy odprowadzali go i jego profesora wzrokiem aż do wyjścia, ale jakoś w ogóle mu to nie przeszkadzało. Niech myślą, co chcą. Niech podziwiają, jak Eve i Dinu świetnie razem wyglądają. Może powinien po prostu powiedzieć im prawdę, a przynajmniej część prawdy, tą mniej nadnaturalną część, bo był pewny, że plotki na temat jego związku zaczną się tak czy inaczej.
    – Hej. Kochanie – wymamrotał, spoglądając na Constantina z uśmiechem. Twarz jego chłopaka trochę rozmywała mu się przed oczami, ale nie zniechęcało go to. Zamrugał, próbując przywołać się do porządku. – Wiesz, jaki jesteś wspa… wspaniaały? Przepraszam, że… że… – zająknął się, marszcząc brwi, bo właściwie to nie pamiętał już, za co dokładnie powinien przepraszać. Czy to on zrobił coś źle? Możliwe, bo on często robił coś źle, wystarczyło zapytać jego rodziców. Nie, żeby na trzeźwo się do tego przyznawał, ale chyba po prostu lubił się buntować, każdy powód był do tego dobry, i to dlatego bywał taki trudny. Cóż, tak czy inaczej, teraz było mu przykro, naprawdę, a to było chyba najważniejsze, prawda?
    Wyszli razem na zewnątrz i w Everetta natychmiast uderzyło rześkie nocne powietrze, od którego aż zatrząsł się z zimna. Nie zdawał sobie sprawy, jaki zaduch panował w klubie. Wtulił się w Dinu, na chwilę zapominając, że on też nie jest przecież zbyt ciepły.
    – Jesteś na mn… mnie zły? – zapytał, starając się dotrzymać mężczyźnie kroku, co wychodziło mu tak średnio, trochę się potykał, jego własne nogi nie chciały z nim współpracować… ale z nimi postanowił rozprawić się później, teraz rozmawiał ze swoim chłopakiem. Tak, dokładnie. Rozmawiali, na tym musiał się skupić. Zawsze trudno mu było wyczytać coś z twarzy Dinu, bo on na pierwszy rzut oka zawsze wyglądał na tak samo poważnego i opanowanego, ale to nie znaczyło, że Eve przestał starać się doszukiwać w jego mimice jakichś głębiej skrywanych emocji. Na przykład teraz zdawało mu się, że jest trochę zirytowany, co nie było dobre. Nie, to było bardzo niedobre, musiał coś z tym zrobić. – Buzi na zgodę? – zaproponował więc z uśmiechem, pochylając się w jego stronę. No co, wydawało mu się, że to naprawdę dobre rozwiązanie, szczególnie w jego obecnym, nieco zamroczonym alkoholem stanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Eve odetchnął z ulgą (i dumnym uśmiechem z pewnością już od jakiegoś czasu błąkającym mu się na ustach), kiedy Dinu zapewnił, że wcale nie jest na niego zły i pocałował go w czoło. Wiedział, że jego chłopak jest z nim szczery, bo zawsze był raczej ponad takie rzeczy jak pasywno-agresywne dogryzanie sobie nawzajem, czego Eve nie mógł chyba tak do końca powiedzieć o samym sobie… ale zawsze się starał. Naprawdę. Czasem po prostu lubił się sprzeczać, albo nie mógł powstrzymać się przez zachowywaniem się w bardzo dramatyczny sposób, to wszystko, ale czasem nie odnosiło się do teraz; teraz chciał po prostu wrócić do domu, przytulić się do swojego chłopaka i pójść spać, mając nadzieję, że rano kac nie będzie bardzo dawał mu się we znaki.
    – Mm, dziękuję – wymamrotał, zakładając kurtkę, którą Dinu zarzucił mu na ramiona. To prawda, że w tym przypadku jego chłopak nawet nie poświęcał swojego własnego komfortu, bo wampirom po prostu nie bywało za zimno, ale z drugiej strony był tutaj, przyjechał po niego i jak zwykle użerał się z nim i jego humorami, a to samo w sobie było już wystarczającym poświęceniem, które zdecydowanie doceniał.
    Tak właściwie, stwierdził Eve, pozwalając Constantinowi prowadzić się w stronę auta, to wszystko było w porządku, i już uśmiechał się, zadowolony z siebie, kiedy nagle Dinu się zatrzymał i po chwili się odezwał, zupełnie dezorientując Everetta.
    Przez to, że był już porządnie wstawiony, dotarcie do tego, co prawdopodobnie właśnie się działo, chwilę mu zajęło. Najpierw dość gwałtownie odwrócił się na pięcie i zobaczył jakiegoś bardzo intensywnie wpatrującego się w niego i Constantina mężczyznę, a dopiero potem zorientował się, że to do niego Dinu zwrócił się przed chwilą po imieniu.
    A więc się znali. Giovanni. Nie spodziewałem się. Jestem pełen niespodzianek. Nowa zabawka, odbijały się echem w jego głowie i aż zmarszczył brwi w skupieniu, zirytowany na samego siebie, bo miał wrażenie, że to była jedna z tych sytuacji, w których powinien wykazać się jakimś błyskotliwym komentarzem. Czy oni…? Nie wiedział, czy istniało coś takiego jak wampirze stereotypy, jeśli tak, to nie chciał się do nich odnosić, ale Giovanni zdecydowanie wyglądał mu na znudzonego życiem wampira-Włocha, który właśnie stalkował swojego eks i lubił pakować się w kłopoty. Tak, właśnie do takiego wniosku doszedł jego zamroczony alkoholem umysł i zdecydował, że to wcale nie było niemożliwe. Z jakiego innego powodu mógłby zostać nazwany zabawką, oczywiście zakładając, że ten facet wcale nie znał jego fetyszy?
    – Tak się składa, że sam… potrafię się… przedstawić. Eve – powiedział powoli, nie wyciągnął jednak ręki w geście powitania, naprawdę bardzo starając się nie jąkać i nie czkać jak jakiś nawiedzony alkoholik.
    – To twój… były? – zapytał konspiracyjnym szeptem, odwracając się do swojego chłopaka, chociaż wiedział, że jeśli ich rozmówca nie był człowiekiem, to i tak wyraźnie go słyszał. Uśmiechnął się zaledwie kącikiem ust, przygryzając dolną wargę i położył rękę na ramieniu Constantina, wciąż patrząc tylko na niego. – Dobrze… że od… czasu… poprawił ci się gust – stwierdził cicho, nie czując się ani trochę winny z powodu tego stwierdzenia.
    Czy powinien czuć się zagrożony, bo stał właśnie na środku ciemnego, zimnego parkingu w obecności co najmniej jednego wampira i jednego być może wampira, być może po prostu niezbyt przyjaźnie nastawionego człowieka, a do tego był trochę pijany? Tak, pewnie tak. Ale czy czuł się zagrożony? Nie, ani trochę. Może to przez alkohol, a może to obecność jego chłopaka działała na niego tak kojąco, ale cokolwiek to było, nie sądził, że wdawanie się w szczegóły będzie konieczne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jego podejrzenia co do tego, że Giovanni był wampirem bardzo szybko się potwierdziły. Mężczyzna bardzo naumyślnie błysnął na niego kłami jakby chciał się popisać, ale jeśli oczekiwał zaskoczenia albo strachu z jego strony, to zdecydowanie się zawiódł. Eve widział kły swojego chłopaka zbyt wiele razy, żeby robiło to na nim jakieś specjalne wrażenie, poza tym tylko dzięki resztkom opanowania, których nie udało mu się tego wieczoru zapić powstrzymał się przed komentarzem w stylu nie ma się czym chwalić, Dinu ma większe. No bo gdzieś w głębi duszy wiedział, że jego ograniczona liczba niegrzecznych komentarzy, które ujdą mu na sucho, nie do końca chciał igrać sobie ze śmiercią aż tak wyraźnie, szczególnie, że jego chłopak wydawał się naprawdę spięty tą całą sytuacją.
    Być może Everett powinien bardziej uważać na to, co mówił. Nawet w swoim lekkim zamroczeniu alkoholem zrozumiał, że powinien się już zamknąć, kiedy Constantin objął go ramieniem i przyciągnął do siebie. Wyglądało to tak, jakby chciał go obronić w razie jakiegoś ataku ze strony drugiego wampira i Eve nie mógł zaprzeczyć, że przecież by tej obrony potrzebował, w końcu był tylko paplającym co mu ślina na język przyniesie człowiekiem. To wszystko sprawiło, że poczuł się trochę nieswojo i zrobiło mu się głupio, ale procenty we krwi wciąż nie pozwalały mu zrozumieć powagi całej sytuacji.
    Odwrócił się razem ze swoim chłopakiem i dał się po prostu poprowadzić do samochodu, zostawiając Giovanniego w tyle. Przelotnie zastanowił się, czy Dinu właśnie zasugerował, że zarówno Eve, jak i jego były mają niewyparzoną gębę i być może nawet poczułby się urażony, gdyby się z nim nie zgadzał. Może jego chłopak miał jednak pewien typ i teraz jedynie potwierdzało się to, że coś ciągnęło go do ludzi, którzy mu pyskowali. Nie, żeby Everett robił to często, albo naumyślnie… przynajmniej nie w większości przypadków.
    Dotarli do auta bez większych przeszkód, to znaczy bez przeszkód jeśli nie liczyć Eve potykającego się o własne nogi na prostej drodze. Kiedy w końcu siedzieli już w samochodzie, szczelniej otulił się kurtką, którą wampir zarzucił mu na ramiona i jakimś cudem udało mu się nawet samodzielnie zapiąć pas, co w jego stanie było godne podziwu.
    – To serio był… twój eks? – zapytał w końcu, starając się brzmieć na jak najbardziej trzeźwego, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu wpływającego mu na usta. Constantin już wyjeżdżał z parkingu, wyraźnie śpiesząc się z powrotem do domu, ale nieszczególnie się na tym skupiał. – Nie powinienem był mówić mu jak się nazywam, co, spieprzyłem? – dodał, krzywiąc się lekko. Oczywiście, że pomyślał o tym dopiero teraz, dawno po fakcie. Cóż, na szczęście nie podał mu swojego pełnego imienia i nazwiska, a z samym Eve nie można raczej wiele zrobić. Nie, żeby sądził, że tamten wampir nie ma ważniejszych rzeczy na głowie niż stalkowanie go, w końcu spotkali się na parkingu zupełnie przez przypadek. To był po prostu wampirzy odpowiednik natknięcia się na swojego byłego w dość niezręcznym momencie. Nawet sądził, że to trochę zabawne, ale nie chciał zirytować swojego już i tak wyglądającego na niezadowolonego chłopaka.

    OdpowiedzUsuń