Informację o tym, że została wybrana uzyskała od ojca. Była zszokowana, była wyróżniona. Oczywiście, zasługiwała na to. Była przekonana, że była najlepszą opcją króla, aczkolwiek nieco zaskoczyło ją, że on o tym wiedział. Była córką królewskiego doradcy. Teoretycznie jej władza na dworze nie była duża, ale, cóż, potrafiła sobie z tym poradzić. Jej charyzmatyczna natura, jej uroda, obycie sprawiły, że uwielbiano ją na dworze. Często nawet proszono ją o porady odnośnie organizowania balów, czy też służenia brytyjskiemu imperium w jakikolwiek inny sposób. Generalnie to, jeśli wydarzenie dotyczyło króla, to Elizabeth miała zawsze ostatnie słowo. Była samozwańczym koordynatorem całego dworu. Ba, nie umiała sobie wyobrazić jak miałby albo też będzie funkcjonować bez niej! Król wyznaczył ją, osobiście, podał jej imię… No, może nie imię. Ale chodziło mu o nią- wiedział, mniej więcej, kim jest i jak wygląda. Nie mogła prosić o więcej, była w siódmym niebie. Czuła się tak doceniona, uśmiech nie schodził jej z twarzy. To o niej, o niej(!), będą od dziś mówić na dworze. To ona, ona(!), będzie wymieniać prywatną, no może nie do końca prywatną, zakodowaną korespondencję z samym królem! Tworzyła historię, Ci prostacy walczący z monarchią jeszcze popamiętają! Zatęsknią! Ich zdrada zostanie ukarana, będą zaklinać dzień, w którym te okropne myśli ich nawiedziły, będą pluć sobie w brody. A przecież król ostrzegał, mówił, mówił im! Znalazła się w przedłużeniu brytyjskiego imperium, uparcie nazywanego przez tubylców suwerennym narodem, w przeciągu miesiąca. Nie znała wizerunków mózgów rewolucji, nie wiedziała, kto był w nią zaangażowany, ale cóż, wydawało się, że epidemia rozprzestrzeniła się zdecydowanie bardziej niż przypuszczano. Od początku swojego pobytu słyszała nieprzyjazne szepty, które na szczęście jeszcze nie przewyższały liczbą ilości osób skłonnych do pomocy ulubienicy króla, bo tak też lubiła się przedstawiać Elizabeth Kingston. Nie była głupia, miała świadomość, że jej jest outsiderką, miała świadomość, że potrzeba czasu, by zaczeła pasować do towarzystwa. Zaczeła swoje zadanie od słuchania nowin, plotek, je lubiła najbardziej. Pytała o rewolucję tych, którzy byli zbyt naiwni by zobaczyć w niej coś poza blond włosami, dużym dekoltem i drogą suknią, więc dość szybko uzyskała sporą sieć ogólników, które jak najszybciej przekazywała w listach królowi. Niestety, żeby dowiedzieć się więcej musiała uwieść kogoś zaangażowane w sam ruch. Wzdrygała się na tę myśl, obrzydliwi rewolucjoniści, a fu. No ale czegoż to się nie robi dla samego króla! Była pewna, że jeśli poinformuje swoje źródła o tym, że jest rojalistką, brytyjką blisko króla, ktoś na pewno się nią zainteresuje. Nie pomyliła się. Mineło ledwie kilka dni odkąd zaczęła informować rozmówców o swojej wiedzy i pochodzeniu, gdy zbliżył się do niej mężczyzna podejrzanie przypominającego tego, którego jej opisywano jako część ekipy rewolucjonistów. Siedziała w kawiarence i czekała. Nienawidziła tutejszego jedzenia, niezależnie od tego ile byłaby w stanie zapłacić herbata tu nigdy nie smakowała tak samo, a tosty, tosty w niczym nie przypominały tych z dworu. Zmarszczyła brwi, raz jeszcze zmuszając się do wyłożenia sobie wszystkiego, co spowodowało, że tu teraz żyła. Leniwie podniosła wzrok na przybysza. Niemal prychnęła, słysząc jego słowa. Wymusiła szeroki uśmiech. Oczywiście, że jej uroda była oszałamiająca. -Och, mój drogi... Ta kawiarenka to z pewnością nie najgorsze miejsce na samotność dla damy.-powiedziała powoli, po czym, nie mogąc się powstrzymać dodała- Chociaż z pewnością najgorsze oceniając po jedzeniu.
[Przepraszam, że takie krótkie, ale mam zawalone dni :) A, nic nie szkodzi, spoko loko :)] Lekko uniosła brew. Ten dżentelmen sprawiał, że miała ochotę wybuchnąć śmiechem co sekundę. Chciał jej umilić samotność? Bez problemu, mógł po prostu powiedzieć jej te wszystkie kretyńskie pomysły na jakie wpadł z ‘rebeliantami’ w tym swoim pseudo-kraju, podać nazwiska i mogłaby wracać do domu! Milej, milej od tego to już się nie dało! Phi, dobra herbata… Nie była tu długo, ale już dobrze wiedziała, że ta ich herbata to jakiś żart. Nie mogła powstrzymać wyrazu niedowierzania na twarzy. Zamiast prób dorównania Imperium Brytyjskiemu oni wymyślali sobie rewolucję, żeby co? Żeby do końca żyć pić tą okropną herbatę i żyć na najniższym standarcie, byleby u siebie? Idioci, nic więcej, z tych rebeliantów, nic więcej. -Proszę się nie krępować. -prychnęła, usłyszawszy propozycje.-Śmiem wątpić, śmiem wątpić. Przełknęła ślinę, musiała bardziej się postarać, jeżeli faktycznie chciała się czegoś od niego dowiedzieć. Miejsca, w których przebywał- on, a jak jej się poszczęści to może i reszta tych durniów-rewolucjonistów, były niezbędne w jej śledztwie. Król przecież tak się ucieszy, gdy się dowie gdzie spotykają się rebelanci, gdy się dowie na jakie miejsca ma patrzeć uważniej! Wątpiła, żeby pierwsze miejsce, do którego ją zabrał było od razu bazą dowodzenia, ale niewątpliwie musiała spędzić z nim trochę czasu, przekonać, że nie jest tak straszna jak on to sobie wyobraża, bo, przecież, ba, była cudowną osobistością. Wstała i spojrzała raz jeszcze, tym razem niby ciepło, na tego, tego… z tej bandy. -Gorzej nie będzie. -posłała mu spojrzenie spod rzęs.- Mogę spytać o imię, panicza?
Informację o tym, że została wybrana uzyskała od ojca. Była zszokowana, była wyróżniona. Oczywiście, zasługiwała na to. Była przekonana, że była najlepszą opcją króla, aczkolwiek nieco zaskoczyło ją, że on o tym wiedział. Była córką królewskiego doradcy. Teoretycznie jej władza na dworze nie była duża, ale, cóż, potrafiła sobie z tym poradzić. Jej charyzmatyczna natura, jej uroda, obycie sprawiły, że uwielbiano ją na dworze. Często nawet proszono ją o porady odnośnie organizowania balów, czy też służenia brytyjskiemu imperium w jakikolwiek inny sposób. Generalnie to, jeśli wydarzenie dotyczyło króla, to Elizabeth miała zawsze ostatnie słowo. Była samozwańczym koordynatorem całego dworu. Ba, nie umiała sobie wyobrazić jak miałby albo też będzie funkcjonować bez niej!
OdpowiedzUsuńKról wyznaczył ją, osobiście, podał jej imię… No, może nie imię. Ale chodziło mu o nią- wiedział, mniej więcej, kim jest i jak wygląda. Nie mogła prosić o więcej, była w siódmym niebie. Czuła się tak doceniona, uśmiech nie schodził jej z twarzy. To o niej, o niej(!), będą od dziś mówić na dworze. To ona, ona(!), będzie wymieniać prywatną, no może nie do końca prywatną, zakodowaną korespondencję z samym królem! Tworzyła historię, Ci prostacy walczący z monarchią jeszcze popamiętają! Zatęsknią! Ich zdrada zostanie ukarana, będą zaklinać dzień, w którym te okropne myśli ich nawiedziły, będą pluć sobie w brody. A przecież król ostrzegał, mówił, mówił im!
Znalazła się w przedłużeniu brytyjskiego imperium, uparcie nazywanego przez tubylców suwerennym narodem, w przeciągu miesiąca. Nie znała wizerunków mózgów rewolucji, nie wiedziała, kto był w nią zaangażowany, ale cóż, wydawało się, że epidemia rozprzestrzeniła się zdecydowanie bardziej niż przypuszczano. Od początku swojego pobytu słyszała nieprzyjazne szepty, które na szczęście jeszcze nie przewyższały liczbą ilości osób skłonnych do pomocy ulubienicy króla, bo tak też lubiła się przedstawiać Elizabeth Kingston. Nie była głupia, miała świadomość, że jej jest outsiderką, miała świadomość, że potrzeba czasu, by zaczeła pasować do towarzystwa.
Zaczeła swoje zadanie od słuchania nowin, plotek, je lubiła najbardziej. Pytała o rewolucję tych, którzy byli zbyt naiwni by zobaczyć w niej coś poza blond włosami, dużym dekoltem i drogą suknią, więc dość szybko uzyskała sporą sieć ogólników, które jak najszybciej przekazywała w listach królowi. Niestety, żeby dowiedzieć się więcej musiała uwieść kogoś zaangażowane w sam ruch. Wzdrygała się na tę myśl, obrzydliwi rewolucjoniści, a fu. No ale czegoż to się nie robi dla samego króla! Była pewna, że jeśli poinformuje swoje źródła o tym, że jest rojalistką, brytyjką blisko króla, ktoś na pewno się nią zainteresuje. Nie pomyliła się. Mineło ledwie kilka dni odkąd zaczęła informować rozmówców o swojej wiedzy i pochodzeniu, gdy zbliżył się do niej mężczyzna podejrzanie przypominającego tego, którego jej opisywano jako część ekipy rewolucjonistów.
Siedziała w kawiarence i czekała. Nienawidziła tutejszego jedzenia, niezależnie od tego ile byłaby w stanie zapłacić herbata tu nigdy nie smakowała tak samo, a tosty, tosty w niczym nie przypominały tych z dworu. Zmarszczyła brwi, raz jeszcze zmuszając się do wyłożenia sobie wszystkiego, co spowodowało, że tu teraz żyła.
Leniwie podniosła wzrok na przybysza. Niemal prychnęła, słysząc jego słowa. Wymusiła szeroki uśmiech. Oczywiście, że jej uroda była oszałamiająca.
-Och, mój drogi... Ta kawiarenka to z pewnością nie najgorsze miejsce na samotność dla damy.-powiedziała powoli, po czym, nie mogąc się powstrzymać dodała- Chociaż z pewnością najgorsze oceniając po jedzeniu.
[Przepraszam, że takie krótkie, ale mam zawalone dni :) A, nic nie szkodzi, spoko loko :)]
OdpowiedzUsuńLekko uniosła brew. Ten dżentelmen sprawiał, że miała ochotę wybuchnąć śmiechem co sekundę. Chciał jej umilić samotność? Bez problemu, mógł po prostu powiedzieć jej te wszystkie kretyńskie pomysły na jakie wpadł z ‘rebeliantami’ w tym swoim pseudo-kraju, podać nazwiska i mogłaby wracać do domu! Milej, milej od tego to już się nie dało! Phi, dobra herbata… Nie była tu długo, ale już dobrze wiedziała, że ta ich herbata to jakiś żart. Nie mogła powstrzymać wyrazu niedowierzania na twarzy. Zamiast prób dorównania Imperium Brytyjskiemu oni wymyślali sobie rewolucję, żeby co? Żeby do końca żyć pić tą okropną herbatę i żyć na najniższym standarcie, byleby u siebie? Idioci, nic więcej, z tych rebeliantów, nic więcej.
-Proszę się nie krępować. -prychnęła, usłyszawszy propozycje.-Śmiem wątpić, śmiem wątpić.
Przełknęła ślinę, musiała bardziej się postarać, jeżeli faktycznie chciała się czegoś od niego dowiedzieć. Miejsca, w których przebywał- on, a jak jej się poszczęści to może i reszta tych durniów-rewolucjonistów, były niezbędne w jej śledztwie. Król przecież tak się ucieszy, gdy się dowie gdzie spotykają się rebelanci, gdy się dowie na jakie miejsca ma patrzeć uważniej! Wątpiła, żeby pierwsze miejsce, do którego ją zabrał było od razu bazą dowodzenia, ale niewątpliwie musiała spędzić z nim trochę czasu, przekonać, że nie jest tak straszna jak on to sobie wyobraża, bo, przecież, ba, była cudowną osobistością. Wstała i spojrzała raz jeszcze, tym razem niby ciepło, na tego, tego… z tej bandy.
-Gorzej nie będzie. -posłała mu spojrzenie spod rzęs.- Mogę spytać o imię, panicza?