16 maja 2014

[KP] No man is worth your tears indeed, my lord. But every friend is.

Merlin
potężny czarownik nadworny, który właśnie stracił znakomitego władcę
człowiek, który stracił przyjaciela
[Art autorstwa nozomi-M
Pierwsze słowa cytatu: Przygody Merlina
Wątek z Morowa Panna]

8 komentarzy:

  1. Jean patrzył chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem siedział czarodziej. Wyciągnął ostrożnie dłoń, żeby upewnić się, że tamten nie stał się tylko niewidzialny, ale jego ręka natrafiła wyłącznie na pustkę.
    Z otępienia wyrwał go dźwięk przychodzącego powiadomienia wydobywający się z głośników komputera. Otworzył wiadomość, nawet nie dziwiąc się, że ktoś pisze do niego o tej porze. Nic go już nie zdziwi tej nocy.
    “Kochanie wiem, że zakuwasz na sesję, więc nie udawaj, że śpisz” - przeczytał wiadomość i już chciał odpisać, ale przyszła nowa.
    “ODBIERZ PROSZE JEAN TO WAŻNE”
    Jean oparł głowę o blat biurka. Kolejne wiadomości przychodziły falami co kilka minut, a on starał się podnieść i odpisać Lou. Nie miał siły. Miał za to dość tego wszystkiego. Świra wpadającego ze średniowiecza do jego pokoju. Sesji. Kłótni z dziewczyną.
    W półprzytomny wstał i położył się na łóżku, nawet nie myśląc o przebraniu się w piżamę.
    Budzik wyrwał go ze snu, w którym Lou stawała w płomieniach, a świr z szerokim uśmiechem informował go, że oblał sesję. Zerwał się z łóżka przerażony tą wizją i zaczął przetrząsać pokój w poszukiwaniu telefonu. Nie było go.
    Otworzył szeroko oczy, kiedy dotarło do niego, że wczorajszej nocy naprawdę rozmawiał z czarodziejem.

    [czekam na wieści w Camelotu ^^]

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamknął oczy i dłuższą chwilę starał się zebrać myśli. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze, ale wolał nie widzieć tego gdzie się znalazł. Ostatnie co pamiętał to, że siedział przed komputerem. Zupełnie najzwyczajniej przy nim siedział. Wrócił z uczelni prosto na stancję, odgrzał obiad i usiadł przed komputerem. Nie brał niczego. Niczego, ani dzisiaj, ani w ogóle ostatnio.
    Przeszukał w pamięci zdarzenia z dzisiejszego dnia i oprócz rana, kiedy zorientował się, że ktoś mu spalił… że zgubił komórkę, oprócz tego nie działo się dzisiaj nic podejrzanego. Cofnął się myślami do wczorajszego wieczoru. Zabawne, ale nie pamiętał z niego za dużo. Kiedy tylko się obudził, wydawało mu się, że rozmawiał z jakimś magikiem. Ale to musiał być przecież tylko sen. Pewnie zostawił komórkę u Lou.
    To wszystko nie tłumaczyło jednak dlaczego przed chwilą stał w komnacie otoczony nieznajomymi, wyglądającymi jakby urwali się z jakiejś bajki. Otworzył oczy. Dookoła niego nadal nieznani mu mężczyźni wymieniali uwagi półszeptem, zerkając przy tym w jego kierunku. Rozejrzał się po kamiennych ścianach, jednak w niczym mu to nie pomogło, bo dotychczas widział coś podobnego tylko na szkolnych wycieczkach. Przesunął wzrokiem po twarzach patrzących na niego kątem oka zebranych aż w końcu jego spojrzenie padło na znajomą postać magika. Więc jednak istniał.
    Jean nie miał pojęcia czy ma się cieszyć, że to wszystko nie było wytworem jego wyobraźni, ani halucynacjami, czy raczej niepokoić, że oto stoi przed nim Merlin, prosto ze średniowiecza.
    Poprawka, to on, Jean Laveaux, prosto z dwudziestego pierwszego wieku, stał przed Merlinem, w jednej z komnat tego zatęchłego zamku. Stał tu, bo do tego świra najwyraźniej nie dotarło wczorajszej nocy, że Jean nie jest w stanie pomóc jego królestwu.
    Kiedy indziej pewnie zacząłby wyzywać frajera, który nie posłuchał za pierwszym razem co miał mu do powiedzenia, jednak tym razem chłopak czuł, że czarodziej nie jest żadnym frajerem i że lepiej nie zaczynać z nim bójki. Na wszelki wypadek. Rachunki wyrówna później.
    Zamrugał jeszcze raz, dla pewności, że mimo wszystko nie siedzi w swoim pokoju, ale kiedy zebranie (bo teraz już wyraźnie widział, że mężczyźni tworzą jakieś zgromadzenie) nie zniknęło mu sprzed oczu, poddał się i postanowił tymczasowo uznać za fakt, że naprawdę cofnął się w czasie o kilka wieków.
    Odchrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę naradzających się między sobą. Szepty ustały natychmiastowo, a Jean szybko zdał sobie sprawę z tego, że wolał tę salę, kiedy nie panowała w niej cisza absolutna. Zdecydowanym krokiem zbliżył się do czarodzieja i odciągnął go od reszty mężczyzn.
    - Musimy sobie coś wyjaśnić - syknął mu do ucha, po czym z szerokim uśmiechem zwrócił się do pozostałych wariatów - Panowie, obawiam się, że muszę panów przeprosić na chwilę.
    Po tych słowach złapał Merlina za ramię i pociągnął w stronę najbliższych drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamknął za nimi ciężkie, drewniane drzwi i odwrócił się do czarodzieja. Reakcja mężczyzny zdezorientowała go na moment, ale zaraz uzmysłowił sobie, że przecież jest dla niego królem Arturem. Ten trup musiał mieć kiedyś najlepszego przyjaciela na świecie. Szkoda tylko, że kiedy król odszedł, Merlin zaczął konsekwentnie rujnować życie Jeanowi, jakby to miało mu przywrócić zmarłego.
    W innych okolicznościach chłopak musiałby przyznać, że miło jest być pomylonym z taką szychą. Teraz jednak na dźwięk tytułu drgnął i wlepił wzrok w przeciwległą ścianę, byleby tylko nie widzieć uśmiechu mężczyzny. Mimo całej złości i irytacji, nie mógł patrzeć na człowieka, dla którego stanowił prawdopodobnie jedyną, fałszywą nadzieję na odzyskanie przyjaciela.
    - Co to do cholery jest? - Jean starał się nie podnosić głosu, ale bezsilność i poczucie winy, jakie go wcześniej ogarniało na myśl, że odbiera mężczyźnie ostatnie złudzenia, minęło momentalnie kiedy chłopak zaczął wyładowywać kłębiące się w nim emocje.
    Może był za bardzo oszołomiony tym wszystkim, żeby wszczynać bójkę, a może do tego zawszonego średniowiecza zabrał ze sobą jednak jakieś resztki zdrowego rozsądku. Zresztą nieważne dlaczego; wystarczy, że mu jeszcze nie przyłożył. Zamknął oczy i wypuścił powoli powietrze.
    - Czego w słowie ‘Nie’ nie rozumiesz? - dodał, krążąc nerwowo po komnacie, do której weszli. Była znacznie mniejsza od poprzedniej, więc Jean musiał co chwila zawracać, czując się jak zwierze w klatce, coraz bardziej poirytowany - Nie pomogę ci, bo tego nie potrafię

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmarszczył brwi i gwałtownie odwrócił się do Merlina, mimo, że przebył dopiero połowę drogi dzielącej go od przeciwległej ściany. Obrzucił go uważnym wzrokiem, nie wierząc, że wyczuł w jego głosie rozbawienie, jednak uśmiech na twarzy czarodzieja nie pozostawił mu żadnych złudzeń. Może to i lepiej od początku wiedzieć, że bawi tego świra.
    Już ruszył, żeby zmyć mu uśmiech z twarzy, ale zatrzymał się w pół kroku. Nie znał go dobrze i nie ufał mu, jednak mógł z całą pewnością stwierdzić, że to nie rujnowanie życia nieznanemu studentowi sprawiało mu taką przyjemność. W takim razie dlaczego patrzył teraz na niego jakby bawił go każdy ruch chłopaka?
    - Co cię tak śmieszy? - wycedził przez zęby obserwując uważnie mężczyznę.
    Nie miał pewności czy nie upokorzył się przypadkiem przed chwilą, bo świr mógł uznać odpowiedź za zupełnie oczywistą, ale był zbyt zmęczony, żeby o tym wcześniej pomyśleć. Zresztą i tak nie wymyśliłby pewnie nic mądrzejszego.
    Zastygł w bezruchu, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Zupełnie zapomniał o wcześniejszych wytłumaczeniach czarodzieja. W tej chwili nie liczyło się już gdzie, po co i dlaczego Merlin go tu ściągnął i kiedy Jeanowi uda się wyperswadować jego plany. Na razie musiał zadbać o swoją pozycję, bo chociaż nie zamierzał tu zostać, obawiał się, że przez jakiś czas nie będzie miał na to żadnego wpływu. A skoro nie miał najmniejszej ochoty odgrywać roli żadnego trupa, musiał pokazać Merlinowi i reszcie tych świrów, że nim nie jest. Może ten kretyn, Artur, nie zwracał uwagi na to, że bawi swoich własnych podwładnych, jeśli tylko wcześniej uklękli przed nim, ale Jean nie zamierzał im pozwolić ani na jedno ani na drugie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmierzył Merlina jeszcze jednym czujnym spojrzeniem zanim z ociąganiem i ulgą stwierdził, że póki co szczerość i przyjaźń tego człowieka to jedne z niewielu spraw, o które nie musi się martwić. Kiwnął głową i powrócił do krążenia po komnacie, tym razem już znacznie spokojniej; bardziej w celu zajęcia się czymś podczas analizowania sytuacji niż, jak to zrobił po wejściu tutaj, w potrzebie wyładowania frustracji.
    Co jakiś czas zerkał na czarodzieja kątem oka, mając nadzieję, że mag tego nie zauważa, po czym w zakłopotaniu odwracał wzrok kiedy tylko natrafił na spojrzenie mężczyzny. Był na siebie zły, że oskarżył Merlina o lekceważenie swojego króla, nawet jeśli on sam nim nie był. Cholera, powinien o tym pamiętać. Za bardzo się tym przejął, przecież nie mogą go tu trzymać wieczność. No dobra, tego akurat nie mógł być taki pewien. Zamiast obwiniać czarodzieja o swoje urojenia powinien zająć się czymś, co naprawdę pomogłoby go stąd wyciągnąć. Największy problem w tym, że nie miał pojęcia co mogłoby pomóc.
    Dopiero teraz, kiedy napięcie opadło trochę, dotarło do niego jak bardzo zmęczony jest. Po wczorajszej zarwanej nocy bolała go głowa, a wykłócanie się z tym pomyleńcem nie polepszało sprawy. Czarodziej zresztą też nie wyglądał najlepiej i mimo, że nie przestawał się uśmiechać, trudno było nie zauważyć na jego twarzy zmęczenia.
    - Słuchaj, nie spałem od dwóch dni i myślę, że w takim stanie, nawet jako król nic wielkiego nie zrobię. Zresztą ty też ledwo się trzymasz. Możemy zacząć od jutra? - spytał Jean spoglądając na rozmówcę, niepewny jaki skutek odniesie taka propozycja. W końcu cała ta zagłada królestwa mogła już czekać na niego u bram, nie dając żadnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli zagłada jednak na niego czeka. No dobra, jego organizm już kilka razy udowodnił mu, że jeśli nie może to wcale nie musi spać. Westchnął, co mimowolnie przeszło się w ziewnięcie, więc zasłonił usta dłonią i przeciągnął się, żeby jakoś odgonić zmęczenie.
    - Okej, idziemy - zgodził się zrezygnowany, kiedy skończył.
    Chyba po prostu musi im pokazać, że nie jest żadnym Arturem. Nie zamierzał specjalnie zgrywać idioty, to byłoby trochę zbyt nie w porządku w stosunku do Merlina, nawet jak na Jeana. Z drugiej strony, przecież uprzedzał go, żeby niczego nie oczekiwał. Nawet gdyby Jean chciał, nie miał pojęcia jak mógłby pomóc. Nie licząc szkolnego przedstawienia, przecież nigdy nie był królem.
    Położył dłoń na klamce, jednak w ostatniej chwili coś powstrzymało go przed pociągnięciem za nią. Odwrócił się z powrotem do Merlina kręcąc powoli głową. Dopadła go świadomość, że jeśli teraz wróci do tej ogromnej komnaty pełnej kłaniających mu się facetów, bez wątpienia zorientują się, że nie jest ich władcą. To mogło oznaczać odesłanie go szybko do domu. Ale równie dobrze, mogli go też wtrącić do więzienia, o ile takie mieli, za podszywanie się pod króla, czy cokolwiek tam wymyślą. W końcu był teraz w średniowieczu, a mimo, że z lekcji historii w szkole nie wyniósł zbyt dużo, te wieki nie kojarzyły mu się zbyt pozytywnie. O ile pozytywnie mogą kojarzyć się czarownice na stosach i epidemie.
    - Co mam robić na tej naradzie? - spytał, sam nie wiedząc jakiej odpowiedzi oczekuje od Merlina.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odwrócił się z wahaniem, łapiąc znowu za klamkę. Chciał jeszcze o coś zapytać Merlina, ale ten nie pozostawił mu tym razem wyboru otwierając drzwi samodzielnie, magią. Jean szybko zabrał dłoń czując się jak idiota, bo wzrok wszystkich zebranych skupił się na nim natychmiast. Przygładził nerwowo włosy i powoli wszedł do sali.
    Cisza jaka zapadła kiedy wszyscy go zauważyli sprawiła, że przez chwilę zaczął rozważać taktyczny odwrót i błaganie czarodzieja, żeby mu odpuścił. Ale było już za późno. Przebiegł spojrzeniem po twarzach rycerzy i zatrzymał się zdziwiony na młodej kobiecie, która zrobiła krok w jego stronę i utkwiła w nim piękne, okrągłe oczy. Coś w tych oczach... Nie wiedział jak to nazwać, ale wpatrywała się w niego z takim oczekiwaniem, że przez moment czuł już jak zżera go poczucie winy. Zerknął na pozostałych.
    Kiedy już obejrzeli go uważnie, wszyscy śledzili teraz na przemian Jeana i nieznajomą, wyczekując czegoś najwyraźniej. Przyjrzał się jej znowu i wreszcie dotarło do niego co robi tu ta jedyna w sali kobieta. Jej dumnie wyprostowana postawa, z każdą chwilą coraz bardziej niknąca pod wpływem rozdzierających ją emocji. Strój, szacunek jakim otaczali ją zebrani mężczyźni.
    Te smutne oczy wypatrywały w nim zmarłego męża. Z trudem odwrócił od niej wzrok. Dopiero teraz naprawdę poczuł, że musi stąd uciec.
    - Witam ponownie - wykrztusił w końcu nie siląc się nawet na uśmiech.
    Echo poniosło jego słowa po wielkiej sali. Więcej nie był w stanie powiedzieć, czuł jak zaschło mu w ustach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jean nie do końca wiedział jak powinien się zachować, więc uznał, że najbezpieczniej będzie nie ryzykować i po prostu stał w milczeniu, póki wszyscy nie powstali. Tak chyba zawsze robili na filmach, chociaż może i to było ściemą na potrzeby widzów. Może w rzeczywistości królowie robili coś kiedy poddani klękali, a nie, tak jak na ekranie, stali i upajali się swoją władzą.
    Uśmiechnął się blado póki nikt nie mógł tego zobaczyć. Cała sytuacja kojarzyła mu się raczej z przyjęciem urodzinowym kiedy goście śpiewają Joyeux anniversaire, tylko wtedy to oni stoją, a jubilat siedzi. Nie czuł władzy, bardziej mętlik w głowie.
    Plan działania? Świetnie. Zbuntowana armia? Jeszcze lepiej. Kiwnął głową po wysłuchaniu rycerza. Zdecydowanie powinien skupić się na tym wszystkim o czym właśnie usłyszał, w końcu chwilowo stał się odpowiedzialny za królestwo, co jeszcze nie dotarło do niego w pełni. Rzucił wdowie kolejne ukradkowe spojrzenie. Jej obecność go dezorientowała, nie wiedział dlaczego, bo teoretycznie nie robiła niczego co mogłoby mu przeszkadzać. Nie patrzyła już nawet na niego, za co z jednej strony był jej wdzięczny, a z drugiej wiedział, że przestała z jakiegoś powodu. Cholera, czy Merlin nie mógł go wcześniej uprzedzić. Albo zrobić coś, żeby nie siedziała tu kiedy Jean ma odgrywać jej męża.
    Na razie nic z tym nie zrobi, przecież nie wyprosi królowej. Nie wiedziałby nawet jak. Lepiej skupić się na tym ich planie działania. To nie mogło być aż tak trudne, przecież mają walczyć z bandą dzikusów. O tym, że jego wojsko nie jest wcale bardziej cywilizowane wolał w tym momencie nie myśleć.
    - Armię zobaczę jutro, dzisiaj jest za późno. Niech ktoś im przekaże, że rano się z nimi spotkam. Jakie siły ma przeciwko nam Mordred? - rzucił przeszukując jednocześnie kieszenie.
    Przydałby mu się jakiś notes, mógłby wtedy wszystko spisać. Albo chociaż jakiś skrawek papieru. Tutaj chyba jeszcze nie wynaleziono czegoś takiego. Obejrzał się za siebie i nie czekając aż któryś z mężczyzn odpowie na jego pytanie, zbliżył się do Merlina. Miał mu trochę za złe, że czarodziej nie stara się mu jakkolwiek pomóc tylko stoi pod ścianą, jakby cała sprawa mało go obchodziła.
    - Mógłbym na chwilę wrócić do swojego pokoju? - spytał Merlina - Zabrałabym kilka rzeczy i wracam.

    OdpowiedzUsuń