23 czerwca 2014

[KP] Gdy cię nikt nie lubi – przykro.

Albo jak Ty kogoś też ci zimno.


Maries
Marius Daviens
Urodzony czterysta osiemdziesiąt dwa lata temu
Status bóstwa lokalnego utracił trzysta sześćdziesiąt pięć lat temu
Swoje święto obchodził w dwa dni po letnim przesileniu
Teraz mówi po prostu, że ma urodziny dwudziestego trzeciego czerwca
Opieka nad gospodarstwem
Wiesz, zwierzęta, roślinki i te sprawy
Z wyglądu tak koło trzydziestki
Średnio mu się podoba praca w wielkiej szklarni, ale brak mu alternatyw
W międzyczasie wolontariusz w schronisku czy coś
Tak generalnie to bardziej człowiek niż bóg
[Cytat: Domowe Melodie
Art autorstwa: littleulvar
Wątek z Zimorodek]

4 komentarze:

  1. Olifennę na początku bawiło te całe bratanie się z ludzkim rodzajem, ale już po niecałym tygodniu miała dość. Nie po to została stworzona by teraz siedzieć na tym ziemskim padole i dzielić z innymi tą całą niedolę. Brakowało jej tych nie raz denerwujących próśb czy też nawet i pretensji, kiedy coś szło po nie ich myśli. Tęskniła za boskimi wygodami, a przede wszystkim za władzą i potęgą. Lubiła być na piedestale, choć może to właśnie to wszystko ją zgubiło. Zbyt wielką uwagę przykładała samej sobie, a nie swoim poddanym. Co prawda część ich się jeszcze ostała, ale i ci zaczynają wierzyć w innych, lepszych bożków, którzy zaczęli powstawać i tworzyć coś na wzór nowego Olimpu zabierając starym bogom ich chwałę i splendor. Olifennę aż nosiło widząc co się dzieje. Jej moc zmalała do tego stopnia, że musiała zamieszkać na ziemi, gdzie nie było jej komu usługiwać. Otworzyła więc własne planetarium, by mieć styczność z tym, na czym się zna. Poza tym po porostu ciągnęło ją do gwiazd. Nadal słyszała ich szepty, choć wcale nie podobało się jej to co mówiły. Bowiem gwiazdy potrafiły przepowiadać przyszłość, co prawda przyszłość, którą jeszcze było można zmienić, ale jednak przyszłość, która nie malowała się dla starych bogów w zbyt kolorowo. Sami musieli zawalczyć o ludzkie dusze przypominając im o swym istnieniu i o tym jak są im niezbędni. Do tego ludzkie istoty potrafiły mieć bardzo krótką pamięć, z której wyparli wszystko co zostało dla nich zrobione, a los woleli nieraz zawierzyć samym sobie.
    Kiedy skończyła już zajęcia w planetarium tłumacząc przybyłym jak to gwiazdy potrafią spełniać marzenia, a księżyc wpływa na funkcjonowanie świata wyszła niezbyt podbudowana. Nie na dość, że połowa przybyłych jej nie słuchała, to druga potraktowała ją jak obłąkaną. Gdyby tylko mogła zesłałaby na tych głąbów jakąś asteroidę, choć ta potencjalnie mogłaby stać się końcem nie tylko ich, ale i jej samej. Za to może jakieś odłamki meteorów… Tak, odłamki nie przyniosłyby tak dużych zniszczeń i odpowiednio skierowane trafiłby tam gdzie trzeba. Zaraz jednak szybko otrząsnęła się z tych niegodziwych pomysłów. Ulicę dalej widziała Mariusa. Ten też nie miał zbyt łatwo trafiając do szklarni. Znowu widziała jak włóczy się ze zwierzętami, które prawdopodobnie bardziej od ludzi doceniały to co dla nich robił.
    - Witaj Mariesie. – przywitała się przybierając aż nazbyt dostojną postawę. – Słyszałeś o nowych? Mają coraz więcej wiernych. Musimy coś z tym zrobić, bo nigdy nie odzyskamy należytego nam statusu. – powiedziała stanowczo. – I zostaw te koty. Pewnie tylko roznoszą jakiś choroby. – dodała nieskutecznie starając się powstrzymać od pogłaskania jednego z nich, który zaczął się o nią ocierać. – Widzisz do czego to wszystko doprowadziło? Te zawszone, urocze…, ale zawszone stworzenia wycierają się o mnie zostawiając na mnie swoje kłaki, a ja mam zbyt miękkie serce by je odrzucić. Coraz bardziej zamieniamy się w ludzi… A ludzie są słabi. – oznajmiła ze złością. – Po południu mamy zebranie bóstw w sali konferencyjnej w planetarium. Nie zapomnij się zjawić. Zaczniemy pracować nad jakimś planem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, Olifenna nie mogła przywyknąć do ich aktualnej sytuacji. Z resztą nawet nie próbowała, bo uważała, ze ta na pewno się zmieni. Musi się zmienić, a ona zrobi dosłownie wszystko by tak się stało. I jak na razie jej może trochę wybujane ego nie malało. Była w końcu boginią, jakkolwiek nie spadłaby w rankingach wierzących.
    - Plany? – zastanowiła się chwilę. – Raczej nie. Chociaż… Widzę, że ty ich nie masz. – uśmiechnęła się cwano. – Co ty na to by odwiedzić naszych wrogów? – zaproponowała mrużąc oczy. – Niedaleko stąd ludzie wybudowali im świątynie. – dodała łapiąc Mariusa za nadgarstek, po czym pociągnęła go w odpowiednim kierunku. Już na pierwszy rzut oka było widać, że lubiła się rządzić i niezbyt dobrze przyjmowała wszelkiego rodzaju sprzeciwy. Była jak rozpieszczony dzieciak, który zawsze musiał postawić na swoim. Szła dość szybko jak na kogoś, kto nosił dwudziestocentymetrowe szpilki. Sama nie wiedziała jak to robiła i dlaczego tak bardzo zależało jej na wpasowaniu się w ludzkie trendy. Do tego lubiła się wyróżniać. I zdawała sobie sprawę z własnej próżności.
    - Ale najpierw musimy się trochę zakamuflować. – stwierdziła widząc niewielki uliczny rynek składający się z kolorowych straganów. Szybko znalazła w nim jakieś dwa kapelusze i ciemne okulary. Zastanawiała się nawet nad perukami, ale nie chciała sobie zniszczyć misternie układanej fryzury. I tak miała lekkie obawy przed włożeniem kapelusza, ale lepsze było to niż rozpoznanie ich przez nowopowstałe bóstwa. Natychmiast przystroiła Mariusa czy mu się to podobało czy też nie.
    - Nawet ci do twarzy. – stwierdziła z szerokim uśmiechem, po czym sama zaczęła się kamuflować. Na koniec wybrała jeszcze dwa jaskrawo-kolorowe szaliki które zawiązała im tak, że prawie zasłaniały połowę twarzy. Teraz wyglądali kompletnie… śmiesznie, ale że Olifenna nie była specjalistką od różnego rodzaju konspiracji przez co nie narzekała na efekt. Lepsze to niż pończochy na głowach.
    - To już niedaleko. – powiedziała wskazując gmach, gdzie zasiadało jedno z nowych bóstw. Budynek był całkiem spory, bogato zdobiony, a obok kręciło się trochę ludzi.
    - Cóż za marnotrawstwo… - stwierdziła. – Nam nawet nie chcieli odmalować ścian, a tu… Marmury! – dodała z oburzeniem. – Jeszcze trochę, a pozostanie po nas tylko jakaś legenda albo i nie. Po prostu znikniemy z ich świadomości.
    Wzięła Mariusa pod rękę i lekko szarpnęła by ruszył razem z nią w kierunku wejścia. Zatrzymała się przed uchylonymi drzwiami i zajrzała do środka. Było tam aż tak złoto, że miała ochotę się popłakać. Nagle ktoś złapał ją za ramię.
    - Do świątyni nie można wchodzić w nakryciach głowy. – powiedziała jakaś staruszka. Na co Olifenna z trudem powstrzymała wybuch złości. Mocno zacisnęła zęby w bardzo wymuszonym uśmiechu.
    - Oczywiście. – odparła, po czym pociągnęła Mariusa do środka, gdzie wepchnęła go do jednej z końcowych ławek mając nadzieję, że bóstwo ich nie zauważy, bo w przeciwieństwie do ludzi bóstwa mogły widzieć się nawzajem nawet jeśli te miały nieludzką, boską postać jak te, w które nadal wierzono.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie ma sprawy ;) Z resztą też musiałaś trochę na mnie poczekać. I jak robię z Olifenny zbyt wielką jędzę to wybacz, że musisz się z nią użerać :D]

    Słysząc pytanie spojrzała na niego unosząc jedną brew. Ekspresja jej twarzy potrafiła wyglądać często dość komicznie.
    - Zadowolona? – powtórzyła po nim starając się nie zachowywać zbyt głośno. – Z tego? – spytała ogarniając wzrokiem wnętrze. Może nie było od końca w jej guście, ale tu nie chodziło o gusta. Tu chodziło o same starania i pamięć, coś czego im samym ubywało w zastraszającym tempie z dnia na dzień.
    - To jak jawna profanacja. – stwierdziła starając się trzymać emocje na wodzy. – Wcześniej w tym miejscu stała świątynia Yatrema. A teraz? Próbują czcić jego marny substytut. – powiedziała kręcąc z niezadowoleniem głową. – Skoro nawet bóstwo słońca zostało tak potraktowane to nasza przyszłość nie maluje się zbyt kolorowo. – stwierdziła lekko przestraszona. – Biedny Yatrem… Kiedy ostatnim razem go widziałam wpadł w głęboką depresję. Do tego natrafił na jakąś bandę hipisów, która zawsze dziwnie pachnie jakąś spalenizną… powiedziała marszcząc brwi. Nie znała się na używkach, z resztą jak i na wielu ludzkich wynalazkach. Zaznajamiała się tylko z tym co było jej niezbędne, robiąc czasem małe wyjątki.
    - Dziwnie się zachowywał. Na zmianę śmiał się i płakał. Musiał oszaleć. – stwierdziła unosząc brwi, kiedy podeszła do nich ta sama, co poprzednio, babcia.
    - Proszę nie rozmawiać w świątyni. – rzuciła oschłym tonem, po czym zmierzyła Olifennę morderczym wzrokiem, na co ta jedynie uniosła dumnie głowę. – Mówiłam żeby nie wchodzić tu z nakryciem głowy? – zapytała groźnie mrużąc oczy, na co Olifenna jedynie prychnęła pod nosem. Rozkazywanie jej zawsze kończyło się tak samo. Robiła dokładnie coś odwrotnego niż to co od niej chciano. Tak było i tym razem.
    - A później żeby nie rozmawiać. Więc ciii… - odparła przykładając palec do ust nie spuszczając wzroku z zawziętej staruszki, na której reakcję nie było trzeba długo czekać.
    - Ja ci pokażę ciii, ja ci pokażę… - powiedziała przez zaciśnięte zęby, a raczej zaciśnięte protezy, po czym rzuciła się na Olifennę próbując ściągnąć jej z głowy kapelusz. Zaczęła się szarpanina. Krzepka babcia nie chciała dać łatwo za wygraną. Olifenna zaczęła nawet podejrzewać, że to może jakiś demon czy inny czort. Aż w końcu strąciła bogini nakrycie głowy spod którego wysypały się jej długie włosy. Zauważył to także Etirien – nowe solarne bóstwo, które zaraz zaczęło zmierzać w ich stronę przybierając ludzką, piękną postać. Etirien prezentował się teraz niczym grecki Apollo. Opalony blondyn o jasnobrązowych oczach. Wyglądał jak ludzkie wcielenie słońca, które obdarzało wszystkich ciepłymi promieniami łask lub też oślepiało swoim nieznośnym blaskiem, jak w przypadku Olifenny.
    - Odejdź stara babo. – wycedziła patrząc na nią spode łba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla Olifenny konflikty stawały się poniekąd codziennością. Miała lekkie problemy z asymilacją i spadkiem w hierarchii. Nie była potulną owieczką, która zgadzała się na wszystko, a zwłaszcza wbrew swojej woli. Może nie zawsze wiedziała co robi, ale kiedy już to robiła ciężko było ją powstrzymać. Kompromisy z boginią też nie były łatwe, aż cud, że w ogóle istniały.
    Kiedy Etirien znalazł się już przy nich jednym, krótkim gestem odprawił zawziętą staruszkę. Miał nad nią pełną władzę, a po jego minie było można wywnioskować, że lubił i nie krępował się jej używać. Na to wszystko aż coś ukłuło ją coś w środku. Jakaś zazdrość, że takie rzeczy są teraz poza jej zasięgiem. Etirien tryumfalnie wyszczerzył się do nich rzędem śnieżnobiałych, równych ząbków, które bogini miała ochotę jeden po drugim powyrywać by następnie kazać mu je połknąć. Niestety nie miała takiej władzy. A może i stety, bo mógłby to być nieco makabryczny widok. Ale to w końcu tylko Etirien, kto by po nim płakał? No może ta staruszka, ale jeśliby go tak strasznie kochała pewnie oddałaby mu swoje protezy. Może nosiliby je na zmianę? Z dziwacznych rozmyślań wyrwał ją do bólu doskonały głos nowopowstałego bóstwa.
    - Witajcie. Czyżbyście dołączyli do grona moich wyznawców? Jeśli tak to bardzo dobry wybór… - zaczął, ale nie zdążył dokończyć gdyż mu subtelnie przerwano.
    - Zamknij się mały pasożycie żerujący na nieszczęściu Yatrema. – rzuciła mrużąc oczy i zaczynając tykać go palcem. Dlaczego? Bo mogła. Etirien sam nie wiedział jak zareagować. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji. A to był dopiero początek.
    - Fenka uspokój się, ludzie patrzą. – wyszeptał po chwili rozglądając się po wnętrzu. Ciekawskie spojrzenia już dawno były skierowane na nich. – Może przenieśmy się w bardziej ustronne miejsce. – zaproponował z uśmiechem, który zadziałał na nią jak benzyna na ogień. Zmrużyła ponownie oczy.
    - Fenka?! Fenka?! Czy ja ci wyglądam na fenka?! – wybuchła popychając biednego Etiriena. – Uważasz mnie za lisa?! Podły karaluch! – dodała kolejny raz go popychając tym razem mocniej, aż ledwo zachował równowagę.
    - To tylko taki… - zaczął, ale znowu nie mógł skończyć.
    - Co taki?! Co taki?! Myślisz, że ja nie wiem kim są fenki?! Wiem, mam Animal Planet! – rzuciła niemalże się zapowietrzając. Od kiedy musiała zamieszkać na Ziemi przez dłuższy czas nie odstępowała telewizora na krok. Był dla niej skarbnicą wiedzy o ludziach i nie tylko. Nazywała go nawet swoją tajną skrzynką wiedzy.
    -Że mają takie duże uszka i słodkie noski?! – kontynuowała, po czym zatrzymała się na chwilę. – Uważasz, że mam duże uszy? – spytała ciszej łapiąc się za nie by sprawdzić.

    [Kiedy myślę o Olifennie mam przed oczami Bożenkę ze Smile :D]

    OdpowiedzUsuń