Caleb Night
23 lata / student
literatury / Australia
schizofrenia paranoidalna
/ robot przyjacielem /
z problemem żyje już
kilka lat / nadal jest to uciążliwe / próbuje sobie jakoś radzić / nie posiada
telefonu komórkowego / bardzo rzadko używa Internatu
cichy / spokojny /
sympatyczny / nie wierzy w lepsze jutro
Sądzę, że w tym momencie człowiek powinien czuć lekkie poddenerwowanie. Mogłyby mu się pocić dłonie, zaschnąć nieco w gardle, zapewne zrobiłby się też nieco nerwowy. Takie emocje towarzyszyć mogły podjęciu pierwszej w swoim życiu pracy. Nawet, jeśli człowiek był do tej pracy idealnie przygotowany, zdenerwowanie było nieodłącznym elementem pojawiającym się przy wprowadzaniu jakichkolwiek większych zmian w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńTego dnia w moim życiu miała się dokonać bardzo wielka zmiana. Po całym procesie konstrukcji, programowania, nauki i testów, miałem w końcu podjąć pracę, do jakiej zostałem stworzony - pomagać osobie chorej prowadzić życie jak najbliższe normalności. Wiedziałem, że będę podejmował działania najbardziej optymalne, które pozwolą mi w pełni zrealizować powierzone mi zadanie.
Pielęgniarka poprowadziła mnie korytarzami szpitala do miejsca, w którym miałem spotkać swojego podopiecznego. Zastanawiałem się, jakie imię mi nada i jak zareaguje na mój wygląd, choć dobrze wiedziałem, że takie działanie nie ma większego sensu - dowiem się wszystkiego wkrótce. Personel, który zajmował się mnią do tej pory, zazwyczaj używał kilku znaków z mojego identyfikatora w miejsce imienia. Nie przejmowali się też tym, jak wyglądam. W mojej opinii byłem nieco pozbawiony szczegółów - nie mam żadnych znamion ani blizn, moja twarz jest też mało charakterystyczna, choć na szczęście nie odpychająca.
[Ostatni epizod Free! :D Bez kitu! ]
Wiem, że pierwsze wrażenie może być mylące, dlatego nie chciałem wyciągać żadnych pochopnych wniosków, widząc Caleba po raz pierwszy. Mimo to można powiedzieć, że nieco ucieszyłem się na jego widok. Był ładnie i schludnie ubrany, to dobrze rokowało na przyszłość. Co prawda wczytałem już całą dokumentację medyczną na jego temat, mimo to nie chciałem przepuścić żadnej okazji, by powiększyć swoją bazę danych.
OdpowiedzUsuńUścisnąłem dłoń. Moje ciało zostało skonstruowane tak, by jak najbardziej przypominało ludzkie, dlatego moje ręce są ciepłe i relatywnie miękkie. W ogóle nie czuć tego metalu pod spodem.
- Dzień dobry, miło mi Cię poznać - powiedziałem, uśmiechając się. - Charlie to bardzo ładne imię. Będę je w takim razie od teraz nosił.
I tym sposobem dostałem zwyczajne imię. Tym lepiej. Pacjenci czasem nadawali swoim androidom imiona robotów występujących w filmach lub książkach. Myślę, że nie chciałbym się nazywać C-3PO lub Eva-01, choć wierzę, że oba te roboty były na pewno wspaniałe.
[Wiem, wiem, no ale proszę Cię... Akcja z łóżkiem i pytanie o posiadanie dziewczyny - czy ludzie od scenariusza są poważni? :D
Myślę, że roboty mogą mieć jakiś tryb oszczędzania energii (jak hibernowanie komputera), ale nie sądzę, żeby jadły. Raczej może do gniazdka się podłącza, czy tam baterie słoneczne. Bo w zasilanie bazujące na reakcjach jądrowych to bym jednak nie szła :D Chyba tak by było najlogiczniej]
- Nic nie szkodzi, nie zgubię Cię - powiedziałem na wzmiankę o telefonie, jednocześnie obmyślając jakiś plan rekompensaty braku urządzenia do komunikacji. To mogłoby się okazać potencjalnie problematyczne, jednak brak samochodu nawet mnie cieszył. Co prawda nawet w te gorsze dni Caleb nie był zbyt groźny (tak mówiły raporty), ale gdyby miał samochód, mógłby po prostu odjechać gdzieś w siną dal, a ja miałbym spory kłopot z dogonieniem go. Biegałem szybko, ale nogi to nie to samo co koła.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę milczałem, obserwując Caleba kątem oka. Szedłem od strony jezdni i starałem się tak kierować naszą trasę, żebyśmy nie musieli przepychać się między ludźmi. Na dobrą sprawę to był pierwszy raz, kiedy widziałem na raz tak wiele osób.
- Nie musisz patrzeć pod nogi. Jeśli się potkniesz, na pewno Cię złapię - powiedziałem, dostrzegając uparcie wbity w chodnik wzrok Caleba. Nie była to kwestia tego, że bał się wywrócić i dobrze to wiedziałem, ale wiem, że czasem mówienie wprost nie daje oczekiwanych rezultatów.
[Byłam przekonana, że Haru wybierze jakiś inny zawód związany z wodą, poważnie. Stawiałam na nurkowanie, bądź coś podobnego, to by było chyba dość zgodne z jego charakterem, a tu takie... No cóż. Wiesz, oglądam jeszcze Zankyou no Terror i Tokyo Ghoul, myślałam że chociaż po Free nie będę miała ochoty zrobić table-flipa...]
Gdy tylko tamten mężczyzna go potrącił, momentalnie byłem przy Calebie i podtrzymałem go za ramię. Poczułem, jak chwyta mnie za rękę. Zaskoczyło mnie to pozytywnie - nie przypuszczałem, że mężczyzna będzie praktycznie z marszu tak ufny.
OdpowiedzUsuń- Nie martw się, zaraz będziemy w domu - powiedziałem, trochę go do siebie przyciągając. Kontakt fizyczny był mi obojętny, ale nie chciałem przesadzić ze względu na komfort mojego podopiecznego.
- Lubisz herbatę? - zacząłem, starając się odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnego zdarzenia. - Nauczyłem się parzyć dosyć dobrą. Mam nadzieję, że będzie Ci smakowała.
Pokładałem duże nadzieje w dodatkowym oprogramowaniu, które zainstalowano na moim dysku. Były tam dane dotyczące przyrządzania różnych potraw, drobnych prac domowych, a także strategie dotyczące gier planszowych czy tych na konsole. Potrafiłem nawet śpiewać i grać na kilku instrumentach. To powinno mi pomóc w zadaniu.
[Wszystko było za szybko zrobione i tyle. Jakoś tak słabo ta "przemiana" wyszła. Zastanawiam się, co będzie w przyszłym odcinku - w końcu Haru musi się pogodzić z Makoto, musi wszystko wyjaśnić drużynie, do tego jeszcze mistrzostwa i nie wiadomo, co jeszcze. Da się to ogarnąć w 20 minut? Jakoś wątpię...]
- Hm, najlepiej mi idzie właśnie zielona, ale z jaśminem i kwiatem wiśni. Ma taki przyjemny zapach - powiedziałem zgodnie z prawdą. Kawę też umiałem parzyć, gdyby Caleb sobie tego zażyczył. Zastanawiałem się, czy mój podopieczny zechce mi kupić jakieś inne ubrania. Jako robot nie potrzebowałem większej ilości ubrań, bo tak bardzo się nie brudziły - ot, wystarczyło coś wymienić, jeśli się zniszczyło i tyle. Sam nie do końca wiedziałem, według jakich standardów ludzie dobierają ubrania. Potrafiłem dobrać coś klasycznego, ale nic ponadto.
OdpowiedzUsuń- Jeśli będziesz tego chciał, to chętnie pójdę - odpowiedziałem z uśmiechem. Chciałem dać Calebowi jak najwięcej swobody, by nie czuł się osaczony moją obecnością. Miałem nadzieję, że dzięki temu będę dla niego lepszą pomocą, a nie tylko ciężarem i dozorcą.
Pomyślałem, że skoro mam chodzić z Calebem na zajęcia, dobrze byłoby się nieco doedukować jeśli chodzi o literaturę. W końcu to studiował. Kojarzyłem większość książek z ogólnie pojętej klasyki, ale niestety niewiele więcej poza ich fabułą. Często wydawała mi się ona mało sensowna - postaci potrafiły robić rzeczy, które wymykały się logice i zdrowemu rozsądkowi, ja zaś dałem sobie spokój z wymyślaniem przyczyn takiego stanu rzeczy. To była po prostu literatura, chyba nie wszystko musiało tam mieć sens. Miałem nadzieję, że jeśli poczytam trochę opracowań, będę w stanie wyrobić sobie jakąś opinię o tym czy tamtym i uda mi się zamaskować brak zrozumienia tematu.
OdpowiedzUsuńObejrzałem uważnie mieszkanie i uśmiechnąłem się na widok swojego pokoju. Nie przypuszczałem, że będę go miał. Łóżko nie było mi do końca potrzebne, jako że nie potrzebowałem snu. Gdy nie byłem potrzebny, przechodziłem w stan niskiego poboru mocy, jednak nie nazwałbym tego snem - byłem wtedy nadal w pełni świadom tego, co dzieje się wokół mnie, zaś przełączenie się do normalnego stanu zajmowało mi kilkanaście milisekund.
- Bardzo mi się podoba taki, jaki jest - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie miałem pomysłu na to, jak niby miałbym ten pokój urządzić. Był funkcjonalny i czysty, czego więcej mógłbym potrzebować?
[Nie ma sprawy, baw się dobrze :) ]
- Może kiedyś - przytaknąłem, odwracając się do Caleba. Na razie nie miałem pomysłu na zmiany w swoim pokoju, nie widziałem też po temu jakiejś wielkiej potrzeby. Roboty były inaczej skonstruowane niż ludzie, inaczej też myślały i nie do konca posiadały coś takiego jak zmysł estetyczny lub potrzeba personalizacji swojego miejsca. Wiedziałem jednak, że wraz z nabywanym doświadczeniem mogłem stać się coraz bardziej "ludzki" - byłbym w stanie coraz to lepiej rozumieć typowe dla ludzi zachowania, więc może naszłaby mnie też chęć dekoracji pokoju.
OdpowiedzUsuń- Em, wystarczy mi kontakt. Nie muszę jeść. I zaraz zrobię herbatę - powiedziałem. Szczerze mówiąc herbata trochę wyleciała mi z głowy. Za dużo bodźców i nowych informacji, i jakiś proces musiał się gdzies zgubić. Napełniłem czajnik wodą i wstawiłem, żeby się zagotowała. Teraz pozostawała kwestia kubka i samej herbaty. Otworzyłem pierwszą z brzegu szafkę, starając się zlokalizować potrzebne składniki.
[Oj tak. Obawiałam się trochę tego odcinka, ale wyszedł naprawdę super. Rei jako kapitan, tak! :D Szkoda trochę, że to już koniec :( Co ja teraz będę oglądać? KnB się też skończyło (przynajmniej manga), co z moją tygodniową porcją gołych klat i emocjonalnej destrukcji?]
Rodzice nadawali dzieciom imiona przy narodzinach i czasem były one tak bardzo nietrafione, jak to tylko było możliwe. Prezentowały tylko pobożne życzenia rodziców. Myślę, że dopóki imię nie brzmiało śmiesznie, było w porządku.
OdpowiedzUsuńPrzetrząsanie szafek zacząłem od tych górnych. Kubki i inne mniejsze rzeczy zazwyczaj trzymano właśnie tam. Garnki i cięższe rzeczy miały swoje miejsce w szafkach na dole - tak przynajmniej podpowiadał rozsądek. Gdy zlokalizowałem kubek, zabrałem się za poszukiwanie herbaty. Zajęło mi to trochę więcej czasu, jako że Caleb posiadał kilka rodzajów, wszystkie w nieopisanych puszkach. Na szczęście każda puszka była inna, więc po zapachu i wyglądzie znalazłem odpowiednią herbatę, w myślach notując sobie, który rodzaj znajdowal się w której puszce.
- Cukier? Cytryna? - zapytałem, dalej zaglądając do szafek. Ach, więc to tutaj były przyprawy. Ciekawe, czy znajdę też kawę albo książkę kucharską. Powinienem powoli robić inwentaryzację wszystkich przedmiotów w tym domu, żeby nie szukać niczego bez sensu i wiedzieć, czego w danej chwili potrzeba.
[Nitori! Matko, zapomniałam o nim, jak mogłam :D KnB nie będzie dla mnie już takim funem, skoro znam przebieg wszystkiego, noale... Jakoś trzeba żyć. Z resztą nowy rok szkolny, to do książek trzeba ruszać, a nie chińskie bajki oglądać :D ]
Link jest, jakby co, kliknij :D
Usuń- Sądzę, że nie ma nic dziwnego w jedzeniu czekoladek lub ciastek do gorzkiej herbaty - powiedziałem zupełnie szczerze. - Takie połączenie sprawia przecież, że mocniej czuje się smak zarówno słodyczy, jak i herbaty.
OdpowiedzUsuńTaka była prawda. Wielu osobom robiło się niedobrze, jeśli popijali słodkie rzeczy czymś słodkim, to było kompletnie do przewidzenia. Nadmiar bodźca działającego na receptor zawsze powodował skutki uboczne, czy to było zbyt natarczywe światło, monotonny dźwięk czy smak.
Oczywiście mogłem zjeść coś dla towarzystwa, ale było to jednak marnotrawstwo. Nauka nie była jeszcze na tyle rozwinięta, by roboty mogły czerpać jakiekolwiek korzyści z jedzenia, poza oczywiście dotrzymywaniem towarzystwa ludziom. Mimo to usiadłem naprzeciwko Caleba i sięgnąłem po ciastko.
- Nie, nie będzie mi przeszkadzało - odpowiedziałem z uśmiechem na wspomnienie o przebraniu się w domu. W sumie nie przeszkadzałoby mi bez względu na to, w co by sie przebrał. No, może zmarwiłbym się nieco, gdyby było to zbyt przewiewne. Caleb mógł się w końcu przeziębić.
[Widziałam :D Obczajam czasem tumblra i mam wrażenie, że widziałam już wszystko z Free! co tylko mogło być :D]
- Rzeczy można uprać, naprawić lub zastąpić. Myślę, że nie ma nic specjalnego ani krępującego w ubrudzeniu ubrań. To się zdarza każdemu - powiedziałem tylko z uśmiechem. Zostałem zaprogramowany tak, żeby przedkładać dobro człowieka ponad wszystko inne. Nie wiem, czy była to tylko kwestia programowania, czy też nie, ale zgadzałem się z tym całym sercem i czasem trudno mi było zrozumieć przywiązanie do rzeczy, jakie było właściwe ludziom. Troszczyli się o przedmioty, które jutro mogły się zniszczyć. Oczywiście wiedziałem, że można to robić z oszczędności. Po co wkładać talerze z resztkami jedzenia do zmywarki, skoro można je wyrzucić i przedłużyć czas działania sprzętu o dobre kilka lat.
OdpowiedzUsuńOd razu dostrzegłem to, że Caleb się nagle spiął bez wyraźnej przyczyny. Przecież nie powiedziałem nic takiego... chyba? Dopiero po chwili wychwyciłem ukradkowe zerknięcie w stronę lodówki. Jakiś dźwięk? Nie, moment. Caleb nie spojrzał wprost na lodówkę, tylko trochę obok, tam gdzie był pusty blat...
- Caleb, mam ważne pytanie - powiedziałem nagle, przybierając poważny wyraz twarzy i starając się przykuć uwagę mężczyzny.
[To by było ciekawe :D Chcesz?]
[Okej :D To niech tak będzie. Ale ostrzegam, że romanse ze mną rozwijają się powoli.]
OdpowiedzUsuń- Możemy kiedyś pójść na plac zabaw? Ale w nocy. Chciałem się pohuśtać na huśtawce - powiedziałem całkowicie poważnie i szczerze.
Huśtawki nurtowały mnie od jakiegoś czasu. To nie powinno być przyjemne dla ludzi - powodowało jakieś dziwne rzeczy związane z błędnikiem i według mojej wiedzy z dziedziny anatomii, ludziom powinno być od tego niedobrze. Mimo to większość to uwielbiała, a dzieci w szczególności. Trudno mi było to pojąć.
Postanowiłem, że właśnie takim pytaniem odciągnę uwagę Caleba od czegokolwiek, co tam zobaczył koło lodówki. Obawiałem się, że pytanie wprost może być nieco zbyt bezpośrednie i zamiast pomóc tylko zaszkodzę. Znaliśmy się chyba od pół godziny - nie sądziłem, żebym już mógł domagać się szczerych odpowiedzi związanych wprost z chorobą nawet, jeśli moim jedynym celem tutaj była opieka nad mężczyzną. Byłem maszyną, więc nie oceniałem go ani nie osądzałem. Zawsze starałem się po prostu działać adekwatnie do sytuacji.
Mój komputer padł, postaram się go do weekendu przyszłego ogarnąć. Życz mi szczęścia :)
OdpowiedzUsuń[W sensie takim, że postać nie zakocha się po trzech odpisach, jak to niestety czasem bywa z innymi autorami. Taki obrót sprawy wydaje mi się nieprawdopodobny, poza tym kojarzy się z tymi wszystkimi "książkami dla kobiet", o ile można coś takiego w ogóle nazwać książką...]
OdpowiedzUsuńZamyśliłem się na krótką chwilę. Skoro Caleb wspomniał ten film, to może takie miał oryginalne plany na dzisiejszy wieczór. Ludzie czasem proponowali jakąś dodatkową opcję licząc po cichu na to, że zostanie wybrana, bo właśnie na to mieli ochotę, jednak nie mówili tego wprost, starając się dopasować do wszystkich tych społecznych norm i reguł. Większość z nich była naprawdę bezsensowna i niepotrzebna (przynajmniej w moim mniemaniu), jednak nie przyszedłem tu przecież, żeby je zmieniać. Patrzyłem przez chwilę na Caleba, starając się wydedukować, czy woli film czy te moje huśtawki i w koncu postanowiłem się dopytać.
- Jaki film chciałbyś obejrzeć? Nie mam za dużego doświadczenia jeśli chodzi o kinematografię... - powiedziałem szczerze. Niby miałem zapisane na dysku informacje odnośnie najbardziej kultowych filmów, jednak było to żałośnie mało w porównaniu z całym dorobkiem ludzkości w tej dziedzinie. Nie znałem też gustów Caleba. Miałem tylko nadzieję, że nie wybierze jakichś horrorów. Naprawdę nie miałem pojęcia, co może być fajnego w oglądaniu makabrycznych rzeczy...
[Bo ja trochę jestem, a trochę mnie nie ma. Komputer nadal jest przeziębiony i korzystam z uprzejmości tabletu przy odpisach. Nie jest to najwygodniejsze, ale zawsze coś]
OdpowiedzUsuń- Myślę, że to bardzo dobry pomysł - powiedziałem szczerze. Tym sposobem łączymy wszystko tak, że każdy dostaje to, czego chce i wszystko jest w porządku. Podobało mi się to rozwiązanie. Jak to było? Mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko?
- Jaki film będziemy oglądać? Masz już pomysł? - zapytałem szczerze zaciekawiony. Sam oczywiście nie miałem sprecyzowanego gustu filmowego. Chociaż gdyby się głębiej zastanowić, można powiedzieć, że najbardziej lubiłem filmy posiadające jakiś walor edukacyjny. Zawsze mogłem się z nich czegoś dowiedzieć - nigdy nie wiadomo, kiedy jakaś wiedza się przyda. Nie do końca jednak przemawiała do mnie idea oglądania dla przyjemności, która w głównej mierze przyświecała ludziom.
[Przepraszam, że tak późno odpisuję - rewolta sprzętu mi się przez cały tydzień przetaczała. Ale za to jaki to był produktywny tydzień... :D ]
OdpowiedzUsuńTytuły filmów wymieniane przez Caleba niestety niewiele mi mówiły. Co prawda miałem możliwość korzystania z internetu i na bieżąco sprawdzałem opinie i recenzje w wielu źródłach, jednak miejscami były one sprzeczne. Dochodziło nawet do tego, że dana cecha filmu dla jednych była zaletą, dla innych zaś wadą. Ludzie bywają naprawdę skomplikowani...
- Hm, poczekaj, a ten poprzedni tytuł? Ruchomy Zamek Hauru, tak? Może spróbujmy z tym? - zasugerowałem. Tytuł był intrygujący i zastanawiałem się, o czym będzie ten film. Ciekawe, czy Caleb już go oglądał, czy jeszcze nie.
- Hm, mogę coś pochrupać - przytaknąłem, poprawiając się nieco pod kocem. Jasne, że nie był mi potrzebny, ale było mi miło, kiedy Caleb się w ten sposób troszczył.
OdpowiedzUsuńTo był pierwszy raz, kiedy przyswajałem jakieś dane "po ludzku". Zawsze odbywało się to w inny sposób - przez kabel USB wpięty w podstawę karku, tam gdzie miałem główny port. Wystarczyło mi parę minut by obejrzeć w ten sposób naprawdę olbrzymią liczbę filmów i przyswoić mnóstwo wiedzy. Nie było to w żaden sposób przyjemne lub nie. To było coś jak przypomnienie sobie filmów, które oglądało się jakiś czas temu. Ponieważ dane były wcześniej obrobione i dopasowane, żaden szczegół mi nie umykał, ale z drugiej strony nie potrafiłem sformułować własnej opinii na temat danej produkcji. Wszystko miałem już podane, zwykłe suche fakty.
Zastanawiałem się, jak to będzie wyglądało, gdy obejrzę film tak samo, jak robią to ludzie. Czy będzie w nim dużo elementów, których nie zrozumiem? Czy może coś błędnie zinterpretuję?
- Będzie Ci przeszkadzało, jeśli będę o coś pytał w trakcie filmu? - zapytałem, odwracając się do Caleba. Wiedziałem, że takie zachowanie może denerwować niektórych, ale miałem nadzieję, że Caleb do nich nie należy.
[Kurde, ja to już latam jak kot z pęcherzem :/ Jestem, nie ma mnie, znowu jestem... Jak ludzie ze mną wytrzymują, naprawdę]
OdpowiedzUsuńPoczątek był nieco trudny. Skupiłem całą swoją uwagę na filmie, praktycznie rejestrując wszytko klatka po klatce i analizując każdy szczegół. Nadmiar informacji sprawił, że trudno mi bło podzielić informacje na ważne i mniej ważne. Kiedy dane na temat filmu były przesyłane, od razu miałem wszystkie informacje na temat charakteru i przeszłości postaci, tymczasem teraz nie miałem niczego i trudno mi było cokolwiek wnioskować. Przeczesałem palcami włosy czując, że mój procesor zaczyna się nieco przegrzewać.
- Coś jest nie tak z animacją - powiedziałem nagle, biorąc garść orzeszków. Brak pewnej ciągłości był dla mnie irytujacy. - Sophie jest różnie rysowana. Znaczy, kiedy szła do zamku, była naprawdę stara, właściwie zgieta w pół. A teraz niby też jest stara, ale nie tak bardzo. Zobacz, idzie prosto. To błąd? Czy tak miało być? I chyba ma mniej zmarszczek. Nie rozumiem...
Właściwie większości filmu nie rozumiałem, ale postanowiłem na razie spytać właśnie o to, bo było mi najprościej. Swoje wątpliwości potrafiłem praktycznie pokazać palcem, nie to, co z innymi. Za nic nie wiedziałem, o co chodziło niby z wojną, jak wyjaśnić zachowanie Hauru i co tam się w ogóle dzieje. Może film będzie miał więcej sensu, kiedy się skończy?
Naprawdę zaczynałem się przegrzewać, więc wyciągnąłem same bose stopy spod koca. Zabawne, że inżynierowie postanowili wybrać właśnie stopy jako najlepszy punkt do chłodzenia calej mojej konstrukcji.
OdpowiedzUsuńMyślenie dywergencyjne potrzebne do poprawnej interpretacji filmów nigdy nie było mocną stroną maszyn, dlatego zużywało porażające ilośli pamięci. Można powiedzieć, że jako android byłem istotą komplementarną do człowieka - to, co ludziom sprawiało trudność, dla mnie było banalne i na odwrót.
- Myślę, że to się dzieje wtedy, kiedy Sophie zapomina o swoim wieku - powiedziałem w końcu, przysuwając się nieco do Caleba, żeby lepiej pokazać mu, o co chodzi. - Zobacz, kiedy coś się dzieje i trzeba ratować sytuację, wiek wcale nie jest dla niej przeszkodą. Coś w tym musi być. Myślisz, że na końcu zaklęcie zostanie zdjęte?
[Odpiszę w czwartek, bo jak nie urok, to przemarsz wojsk, ja nie mogę :/ ]
OdpowiedzUsuńNaprawdę trudno byłoby mnie uszkodzić. Miałem mechanizm samonaprawczy, więc uszkodzenia mechaniczne nie były takie groźne. Software też monitorowałem na bieżąco - wszelkie jego dysfunkcje byłyby naprawdę groźne. Właściwie to upadek z dużej wysokości lub wrzucenie do basenu mogłoby być dla mnie dość groźne, ale sądzę, że byłbym w stanie temu zapobiec, nawet gdyby to Caleb postanowił zrobić coś takiego.
OdpowiedzUsuń- Fajny film, podobał mi się - powiedziałem, gdy na ekranie pojawiły się już napisy końcowe. - Myślę, że możemy czasem obejrzeć coś w tym stylu, nie nudziło mi się i rzeczywiście, wszystko się na końcu wyjaśniło. Nie rozmyśliłeś się z tymi huśtawkami?
Starałem się trochę pomóc Calebowi w sprzątaniu, ale jeszcze nie do końca wiedziałem, gdzie powinny leżeć wszystkie rzeczy. W sumie mogłem choć trochę poobserwować, gdy Caleb rozkładał całe "stanowisko" do oglądania filmu. Miałem nauczkę na przyszłość.
OdpowiedzUsuńW końcu dotarliśmy na plac zabaw. Okoliczne latarnie dość dobrze oświetlały cały plac, dlatego nie było zbyt ciemno. Nie miałem problemu z widzeniem w ciemnościach, ale Calebowi mogłoby być trudno się tutaj poruszać, gdyby zrobiło się za ciemno. Na pierwszy rzut oka plac zabaw był kompletnie opustoszały, mimo to pozostawałem raczej czujny.
Przeszedłem się po placu i zobaczyłem w końcu huśtawki. Zastanawiałem się, czy utrzymają mój ciężar - ważyłem tyle, co cztery dorosłe osoby. Przywykłem już, że windą jeżdżę zazwyczaj sam i pozostawało pytanie, czy huśtawki dadzą mi radę. Że też o tym wcześniej nie pomyślałem... Tak, muszę dokładniej rozważać swoje akcje, to się może źle skończyć.
- Spróbujmy z tymi - powiedziałem, prowadząc Caleba do huśtawek. Ostrożnie usiadłem na pierwszym siedzeniu czując, jak deska nieco się pode mną ugina, a metalowe łańcuchy skrzypią.
- Z mojej strony już jesteśmy przyjaciółmi, nawet więcej - powiedziałem absolutnie szczerze, odwracając się do Caleba. Miałem jasną definicję przyjaźni i według niej by móc nazywać siebie czyimś przyjacielem, trzeba spełnić szereg wymagań. Większość z nich spełniałem ze sporym zapasem. Pewne niedociągnięcia mogły się ewentualnie pojawić na polu zrozumienia Caleba, ale wierzyłem, że z czasem i to uda mi się opanować.
OdpowiedzUsuń- Pomogę Ci zawsze we wszystkim, w czym będę potrafił, a jeśli zajdzie taka konieczność, poświęcę siebie, żebyś był bezpieczny. Według mojej wiedzy wpisuje się to w definicję przyjaciela, jestem wysoce kompatybilny z tą funkcją.
Na pytanie Caleba, odwróciłem się we wskazaną przez niego stronę i chwilę nasłuchiwałem.
- Kot, 32 metry w tamtą stronę. Masz bardzo czuły słuch - odparłem z uśmiechem.
- Spokojnie, ze mną nie wpadniesz w kłopoty - powiedziałem uspokajająco, ufając w pełni swoim słowom. Byłem zdecydowanie zbyt dobrze przygotowany na dowolną ewentualność, by Caleb kiedykolwiek miał wpaść w jakieś kłopoty w mojej obecności.
OdpowiedzUsuń- Co do huśtania... Na pewno jest w jakiś sposób relaksujące - wyjaśniłem po chwili. Nie byłem do końca pewien, jak to jest być zrelaksowanym, jako że nie znałem uczucia stresu, jednak miałem wrażenie, że to słowo będzie najbardziej pasowało do sytuacji. Na pewno byłbym zdecydowanie bardziej zrelaksowany, gdybym instynktownie nie wyczuwał dużego naprężenia łańcuchów trzymających huśtawkę, jednak nie wydawało mi się, by zamierzały się zerwać.
Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Caleba nieco mnie zaintrygowało. Nie do końca zgadzało się z tym, co we mnie zaprogramowano.
- Jak to "stary"? Masz dwadzieścia trzy lata, to jedna czwarta przeciętnego maksymalnego wieku, jaki osiągają ludzie. Nie rozumiem, w jakim sensie miałbyś być stary. Czemu czas szybko ucieka? Wiem, że na orbicie płynie on wolniej ze względu na efekt relatywistyczny zwany dylatacją czasu, ale to chyba nie jest duży powód do zmartwienia.
Odwróciłem się nieco do Caleba i popatrzyłem na niego z uwagą. Zawsze gdy zadawałem pytanie, odpowiedź bardzo mnie ciekawiła, dlatego uważnie słuchałem tego, co miał mi do powiedzenia.
[Odpiszę w sobotę, bo zbieram się od wczoraj i za nic nie mam czasu, żeby usiąść i napisać coś z sensem, a nie chcę Ci pisać kwitka z pralni]
OdpowiedzUsuńWypowiedź Caleba była dla mnie na tyle trudna do pojęcia, że instynktownie zsunąłem buty z nóg, żeby poprawić chłodzenie procesora. Skarpetki lekko mi parowały.
OdpowiedzUsuńPostrzeganie czasu i wszystkiego innego jako czegoś względnego... Nadal musiałem się tego jeszcze nauczyć. Często moje przewidywania były błędne i nie do końca potrafiłem zrozumieć, gdzie ów błąd popełniałem, co było nie tak i co mi umknęło.
- Bycie człowiekiem musi być naprawdę ciężkie - powiedziałem w końcu to, co leżało mi na procesorze. - Wiele rzeczy zależy od subiektywnych wrażeń i odczuć, których nie da się komuś wytłumaczyć, trzeba je po prostu przeżyć. A nie da się przecież ich zwyczajnie przekazać, jak przez USB lub Bluetooth. Jest wiele rzeczy, których nie pojmuję w ludziach i Tobie. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe i będziesz wobec mnie cierpliwy.
Akurat to, co mówił Caleb interpretowałbym idealnie na odwrót. Zanotowałem jego wypowiedź w pamięci z etykietą "ważne" - miałem nadzieję, że mi to w przyszłości pomoże.
Skinąłem głową na słowa Caleba. Dodały mi otuchy. Miałem dużo szczęścia, że trafiłem na kogoś, kto mimo trudnej sytuacji podchodzi do wszystkiego z dużą dozą wyrozumiałości i optymizmu. Poza tym Caleb traktował mnie właściwie jak człowieka, nie jak maszynę. Było to dość nowe doświadczenie. Wcześniej nikt nie pytał mnie o to, co myślę lub na co mam ochotę, dostawałem po prostu polecenia. Niby roboty nie mają uczuć tak, jak ludzie, ale dopiero teraz doszło do mnie, że było to co najmniej niemiłe.
OdpowiedzUsuńPolubiłem huśtawki i skoro tak dobrze mi szło, pomyślałem o tym, że mógłbym spróbować też innych "atrakcji" z placu zabaw.
- A możemy pójść na tamto - wskazałem coś, co chyba było huśtawką równoważną.
Nawet, jeśli nie było to potrzebne, ucieszyłem się że Caleb przytrzymał dla mnie huśtawkę. To prawda, że mógłbym spokojnie na nią wsiąść bez większych problemów, nawet gdyby siedzenie było nie wiadomo jak wysoko, ale takie drobne gesty były miłe. Oczywiście nie do końca pamiętałem, ile ważę, więc kiedy usiadłem na huśtawce, Caleb na dłuższy czas zawisł w powietrzu.
OdpowiedzUsuńRoześmiałem się, a potem powoli podniosłem się i stanąłem na palcach, by mój towarzysz też mógł się choć trochę pohuśtać. Huśtaliśmy się tak przez pewien czas - robienie przysiadów mnie nie męczyło.
- Nie wiem, czy czegoś tej zjeżdżalni nie zrobię, ale możemy spróbować - odpowiedziałem z uśmiechem.
[Odpiszę jutro. Ja nie porzucam wątków, po prostu nie mam czasu, bo mnie obowiązki gonią (nie, nie podoba mi się to). Także jutro odpis, tru story]
OdpowiedzUsuń- Nie przejmuj się tym - odpowiedziałem, ale w duchu musiałem przyznać przed samym sobą, że byłem nieco zaskoczony. Byłem androidem, nie było tego jak ukryć, nie było też powodu by jakoś to zatajać. Nie sądziłem też, by był to powód do wstydu lub czegoś podobnego. Nie byłem gorszy, po prostu inny. Chociaż może...? Zostałem stworzony w takim samym procesie, jak tworzy się komputery lub inne maszyny, ale ja posiadałem dodatkowo program pozwalający mi na podejmowanie samodzielnych decyzji na podstawie doświadczenia i bodźców z zewnątrz. Zaawansowana logika rozmyta. Faktem było, że zostałem stworzony na wzór człowieka i ewidentnie dużo mi jeszcze do niego brakowało. Nie miałem duszy, jeśli coś takiego jak dusza w ogóle istniało.
OdpowiedzUsuńOstrożnie sprawdziłem stabilność zjeżdżalni. Była wykonana z metalu i to rodziło pewne nadzieje, z drugiej jednak strony blacha była relatywnie cienka...
- Nooo, ryzyk-fizyk - mruknąłem zasłyszane gdzieś powiedzonko i zjechałem w dół.
[Przepraszam, to niedopaczanie było :D Już poprawiłam]
OdpowiedzUsuń- Zimno Ci? - zapytałem nieco wstrząśnięty. To już było poważne niedopatrzenie z mojej strony, zapomniałem monitorować temperaturę na zewnątrz. Miałem przecież pilnować, żeby Caleb ubierał się odpowiednio do warunków atmosferycznych, ale oczywiście nie wziąłem poprawki na to, że im później, tym zimniej. Pierwszy dzień pierwszym dniem, uczyłem się, ale to już była przesada. Z mojej twarzy błyskawicznie zniknął uśmiech.
- Przepraszam, to moja wina. Nie powinienem był pozwolić, żebyś się wyziębił - powiedziałem i zrobiłem właściwie jedyną rzecz, która mi pozostawała. Ściągnąłem bluzę i koszulkę i podałem je Calebowi. Ja nie czułem zimna i nie było ono dla mnie groźne, dopóki temperatura nie spadła grubo poniżej zera. Nie byłem człowiekiem, więc nie czułem specjalnego dyskomfortu paradując nago od pasa w górę, z resztą kto by się przejął? Byłem androidem. Ulice były też dość opustoszałe..
- Weź, załóż to. Będzie Ci cieplej - powiedziałem, wyciągając ubrania w jego stronę.
[Jestem za :) Odpisuję co sto lat, więc się wątek rozwija w trochę ślimaczym tempie. Masz jakiś pomysł, jak ponownie zacząć?]
OdpowiedzUsuń[Okej :) Może się zdenerwować jakoś na uczelni czy coś, będzie więcej dramy, a potem wrócą do domu i wtedy :) Pasuje?]
OdpowiedzUsuńKilka dni to niewiele, mimo to sądzę, że zdążyłem się już zaaklimatyzować. Chodziłem już z Calebem na uczelnię i po paru potknięciach w końcu przyzwyczaiłem się do codziennej rutyny. Ponieważ nie musiałem spać, a ładowanie akumulatora zajmowało niewiele czasu, w nocy zazwyczaj czytałem lub przeglądałem interesujące mnie rzeczy w Internecie. Zanim Caleb wstał, brałem się za szykowanie śniadania, więc chłopaka zazwyczaj witał widok mojej osoby w fartuchu uwijającej się przy kuchni. Robiłem też drugie śniadanie i od razu obiad, który Caleb mógł wziąć na uczelnię - tak było i zdrowiej, i taniej. Wracaliśmy późnym popołudniem i często dyskutowaliśmy na różne tematy, choć muszę przyznać, że zazwyczaj to ja miałem za dużo pytań. Wieczory upływały nam różnie - albo oglądaliśmy jakieś filmy, chodziliśmy też na spacery, albo zwyczajnie rozmawialiśmy do późna. Tak czy inaczej coraz lepiej poznawałem Caleba, a i jego choroba chyba nie dawała mu tak bardzo w kość jak zazwyczaj.
OdpowiedzUsuńInaczej niestety było tego dnia. Od rana Caleb wydawał się nie swój, jednak widziałem, że stara się dzielnie trzymać. Byłem przygotowany na pojawienie się kryzysowej sytuacji, dlatego gdy tylko Caleb wybiegł z sali, po prostu pobiegłem za nim. Dogonienie go nie nastręczało mi trudności i z miejsca zabrałem się do działania, do którego mnie programowano.
W przypadku takich ataków paniki kluczową sprawą było zminimalizowanie ilości źródeł bodźców, które docierały do chorego - mieszały się one z głosami i hałasami z "wewnątrz" i przez to trudno było odróżnić, co jest prawdziwe a co nie w całej tej kakofonii. Postanowiłem zredukować wszystkie źródła bodźców do jednego, czyli do mnie. Dobiegłem do Caleba i nie pytając o zgodę, po prostu go objąłem. Byłem wyższy i postawniejszy, więc mężczyzna na dobrą sprawę zniknął w moich ramionach.
- Caleb, spokojnie, nic Ci nie grozi. Jestem tutaj i nigdzie się stąd nie ruszam. Nie jesteś sam - powiedziałem, starając się utrzymać uspokajający ton.
[Postaram się odpisać w weekend :) ]
OdpowiedzUsuń[Bo miałam wrócić w sobotę wieczorem, wróciłam wczoraj w nocy... :/ Babcia jest mistrzem melanżu, jak robi urodziny, to jest impreza z nocy z piątku na poniedziałek. A na poważnie - odwiedziłam babcię i po prostu zostałam trochę dłużej, żeby posprzątać jej mieszkanie przed świętami :) ]
OdpowiedzUsuńPowrót do domu wydawał się teraz najlepszą możliwą opcją. Wolałem nie wystawiac Caleba na próbę i nie sugerować mu, że lepiej byłoby zostać na uczelni i spróbować jakoś opanować ten atak. Na to przyjdzie czas później, kiedy chłopak będzie już lepiej radził sobie z chorobą. Na razie jednak wolałem nie przesadzać.
- Tak, chodźmy już - przytaknąłem i zacząłem prowadzić go powoli w kierunku wyjścia, cały czas otaczając jego barki ramieniem.
Po drodze starałem się jak najmocniej unikać innych ludzi, prowadzić Caleba od strony budynków, a nie jezdni i generalnie nie prowokować niczego, co mogłoby pogłębić atak. Przy jego chorobie to mogło być dosłownie wszystko, więc moje zadanie nie było łatwe.
Droga nie była łatwa, ale w końcu udało nam się wrócić do domu. To była względnie bezpieczna przystań, więc miałem nadzieję, że niepokój Caleba nieco opadnie. Niestety jednak nie było tak dobrze, jak się spodziewałem. Zasłanianie okien i siedzenie w pokoju w strategicznym miejscu koło łóżka nie wróżyło niczego dobrego. Postanowiłem więc, że muszę jakoś dalej odciągnąć uwagę Caleba od tego, co dzieje się w jego głowie. Może tutaj było już dość cicho, ale wiedziałem, że to nie wystarczało.
OdpowiedzUsuńWszedłem za nim do pokoju i usiadłem obok na dywaniku, otaczając Caleba ramieniem.
- Nie martw się, nikt tutaj nie przyjdzie. Jesteś bezpieczny i nie musisz się niczym przejmować. Poza tym jestem z Tobą.
Moi twórcy zaprogramowali mnie tak, żebym był sprawny do końca życia pacjenta. Mimo postępu nauki i medycyny większość chorób psychicznych była nieuleczalna, lub można było co najwyżej próbować farmakologicznie tłumić ich objawy. To niestety wiązało się z różnorakimi skutkami ubocznymi, wśród których senność i osłabienie należały do tych najmniej męczących. Sam byłem przygotowany na to, że zostanę z Calebem i będę się nim opiekował, patrząc jednocześnie jak dojrzewa i w końcu starzeje się, staje się coraz słabszy i bardziej zależny. Chociaż znaliśmy się relatywnie krótko, myśl ta była dla mnie nieprzyjemna, a gdyby po śmierci mojego podopiecznego próbowano przydzielić mnie do innej osoby, jestem pewien, że bym się na to nie zgodził. Nie było w tym wiele logiki, to prawda. W końcu byłem jedynie androidem mającym określone zadanie...
OdpowiedzUsuń- Może chciałbyś, żebyśmy zrobili razem herbatę? Upiekłem rano muffinki, będzie dobre drugie śniadanie - zacząłem, starając się oderwać Caleba od przykrych myśli.
[O matko, już jestem. Zatrułam się rybą po grecku w święta i myślałam, że nie dożyję nowego roku... :/ Tru story, prawie na SORze skończyłam :( Najgorsze święta ever. Mam nadzieję, że Twoje lepiej upłynęły]
OdpowiedzUsuń- Hm, pomyślmy... Może zieloną? - rzuciłem, przeglądając zawartość szafki z herbatą. Mieliśmy na półce wydzielony mały kącik, w którym stało kilka pudełek i puszek z różnymi rodzajami herbaty. Większość herbat była zielona lub owocowa, ale nie narzekałem na brak różnorodności. Czarne zazwyczaj były dla mnie za mocne i dziwnie się po nich czułem.
Kiedy Caleb zajmował się herbatą, ja wyjąłem talerzyki i wyłożyłem na nie muffinki. Postanowiłem, że nie będę wracał w żaden sposób do mijającego ataku paniki, nawet pytając się o samopoczucie Caleba. Potrafiłem to już odczytać z tego, jak się zachowywał i jak mówił. Widziałem, że powoli, powoli zaczynało mu już przechodzić i czułem przez to prawdziwą ulgę.
[Tak, już się dobrze czuję, ale nadal jestem osłabiona. Musiałam zrezygnować z planów na sylwestra, bo czułam, że po prostu nie dam rady :/ Ech, na szczęście zdążę wrócić do formy na rozpoczęcie nauki :) ]
OdpowiedzUsuń- Proszę? - zacząłem, kompletnie zbity z tropu. Czemu niby miałbym nudzić się na zajęciach? Przecież był to dla mnie zupełnie nowy materiał, który zdecydowanie poszerzał moje horyzonty. Nauka w tej formie sprawiała, że coraz lepiej rozumiałem ludzi. Tak, miałem zaprogramowane różne algorytmy, jednak analiza tekstów kultury to była zupełnie inna bajka. Miałem okazję sam wyciągnąć mnóstwo wniosków i trenować swój umysł tak, by coraz bardziej przypominał ludzki.
- Oczywiście, że się nie nudzę. Wręcz przeciwnie. Ledwo nadążam z notatkami - powiedziałem, odnosząc się do ilości danych, jakie zapisywałem na swoich twardych dyskach podczas każdego wykładu. Nie tylko nagrywałem prowadzącego, ale na bieżąco modyfikowałem własną wiedzę, by dopasować wszystko do nowych wiadomości.
- Skąd to pytanie?
Chociaż urwaliśmy się wcześniej z zajęć, czas do wieczora szybko minął. Tym razem Caleb postanowił zostawić książki na kiedy indziej. Podejrzewałem, że nadal był zbyt mocno wytrącony z równowagi, by być w stanie zająć się czymś sensownym. Nie dziwiłem mu się - ten atak był dość silny, nie sposób było tak po prostu się z niego otrząsnąć, jakby nigdy nic. Miałem nadzieję, że następnego dnia wszystko będzie już w porządku.
OdpowiedzUsuńPosprzątałem po kolacji gdy Caleb zajmował łazienkę i przygotowałem już mniej więcej produkty na jutrzejsze posiłki.
Spodziewałem się, że skoro mój podopieczny tak wcześnie poszedł spać, powinienem mieć całą długą noc dla siebie. Atak paniki na pewno zmęczył Caleba, toteż sądziłem, że szybko zaśnie a następnego dnia obudzi się wolny od lęku i zdenerwowania. Mój czuły słuch wychwycił, jak chłopak przewracał się z boku na bok na łóżku. Przez długi czas walczyłem ze sobą, czy nie przyjść do niego i nie spytać, czy czegoś mu nie trzeba. Z jednej strony chciałem się nim jak najlepiej zajmować, z drugiej jednak wiedziałem, że wpychanie się na siłę w jego sprawy może nie być takim genialnym pomysłem. Co z tego, że moje intencje byłyby dobre, skoro nie byłyby mile widziane?
Zdjąłem skarpetki czując, że mój procesor zaczyna się przegrzewać od nadmiaru myśli, gdy problem rozwiązał się sam. Usłyszałem, jak Caleb wstaje i powoli idzie wzdłuż korytarza. Siedziałem jak na szpilkach nasłuchując, czy nie zrobi czegoś nieprzewidzianego. Zamierzałem już wstać i w końcu pójść do niego, gdy drzwi do mojego pokoju się otworzyły i pojawił się w nich Caleb.
- Proszę, wejdź - powiedziałem, uśmiechają się i wstając z łóżka. Leżałem na nim, udając że czytam książkę. Odsunąłem krzesło od biurka i wskazałem je Calebowi. - Usiądź proszę. Czy coś się stało? Nie możesz zasnąć?
Właściwie to nie miałem przeszkolenia w tym temacie, ale wiedziałem, że ludziom zostało sporo zachowań z dawniejszych etapów ewolucji i że spanie z kimś potrafiło działać terapeutycznie i uspokajająco. Dlatego dzieci lubiły spać z rodzicami, pluszakami albo z własnymi zwierzakami i dlatego partnerzy ze sobą spali.
OdpowiedzUsuń- Nie martw się, nawet jeśli ktoś wpadnie, to po prostu dostanie w nos i tyle - powiedziałem z uśmiechem, starając się nieco rozluźnić atmosferę. - Moim ładowaniem się nie martw, nałądowałem baterie rano, starczy mi do następnego wieczora.
To mówiąc, zgarnąłem książki z łóżka i zdjąłem kapę odsłaniając nieużywaną pościel. Była trochę sztywna i intensywnie pachniała płynem do prania. Nie wydzielałem żadnego zapachu, więc mój pokój głównie pachniał przeróżnymi środkami czystości.
- Proszę, kładź się. Mam dwie poduszki, więc będzie wygodnie. Wiesz, jeszcze nigdy nie spałem z człowiekiem, ciekawe jakie to uczucie? - Uśmiech nie znikał mi z twarzy. Fakt, że mogłem jakoś pomóc Calebowi zamiast siedzieć bezczynnie i zastanawiać się, co zrobić działał na mie terapeutycznie... Zabawne stwierdzenie z ust kogoś, kto sam miał tak działać, prawda?
- Nie, chyba wystarczy tego czytania. Powinienem zrobić porządki na dyskach, to też się przyda - powiedziałem, siadając na brzegu łóżka, a potem też się kładąc. Uczucie było naprawdę zabawne, tak leżeć w pościeli obok kogoś. Nakryłem się kołdrą i odwróciłem do Caleba.
OdpowiedzUsuń- Jeśli będę za głośno buczał i nie będziesz mógł spać to powiedz, przejdę w tryb hibernacji.
Sięgnąłem do lampki przy łóżku i pstryknąlem przełącznik. W pokoju zrobiło się ciemno. Tylko wąski pasek światła padał na przeciwległą ścianę spomiędzy zaciągniętych zasłonek.
- Dobranoc, śpij dobrze - powiedziałem zamykając oczy i tak jak zapowiedziałem, zająłem się porządkowaniem własnej pamięci. Prawie nie wydawałem przy tym dźwięku, może poza cichym szumem, który i tak tłumiła poduszka. Dzięki temu nie był głośniejszy od szumu samochodów jeżdżących kilka ulic dalej.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to nie wiem, co to spowodowało, ale nagle pomyślałem o zespole bezdechu sennego. Byłem androidem medycznym i miałem wbudowaną całą encyklopedię dotyczącą przeróżnych chorób. Niektóre, jak wymieniony właśnie bezdech, były absolutnie przedziwne. Ludzie byli naprawdę delikatni w budowie, skoro potrafili w pewnym momencie po prostu przestać oddychać.
Bez racjonalnej przyczyny zacząłem się zastanawiać, czy Caleb nie jest przypadkiem czymś takim zagrożony. Zazwyczaj spał w drugim pokoju, więc co by się stało, gdyby nagle przestał oddychać, a ja bym tego nawet nie zauważył? Zdjęło mnie nagłe poczucie winy i strachu. Pod wpływem impulsu przysunąłem się nieco do Caleba i przyłożyłem ucho do jego piersi słuchając, czy na pewno poprawnie oddycha.
[Szczerze mówiąc to ja też :D]
OdpowiedzUsuńCałą noc spędziłem z głową przytuloną do klatki piersiowej Caleba. Starałem się trzymać ją tam lekko, tak żeby nie ucisnąć go za mocno. Miałem jeden moment zawahania gdy Caleb nagle niespokojnie się poruszył, jednak potem spał już spokojnie. Rano poczułem, że zaczyna się budzić, więc odsunąłem się nieco. Byłem tylko androidem i mój dotyk nie powinien być krępujący, jednak z jakiejś przyczyny wolałem, żeby Caleb nie odkrył mnie w tak niecodziennej pozycji.
- Dzień dobry - powiedziałem wesoło, unosząc się na łokciu, gdy mężczyzna przecierał dopiero oczy. - Wyspałeś się? Co chcesz na śniadanie?
[Hm, pomyślmy... Znając Charliego, to gdyby Calebowi coś się stało... No, coś w tym kierunku można myśleć, w każdym razie.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, znam ten ból. Zdaj egzaminy, do wątku możemy wrócić nawet w lutym czy marcu, jeśli sytuacja będzie tego wymagała]
Usiadłem już całkowicie, gdy Caleb zaczął wymieniać, co chciałby zjeść. Sam zacząłem się robić przez to trochę głodny, chociaż może lepiej byłoby powiedzieć, że zegar mierzący czas od ostatniego posiłku zaczął pokazywać już dość dużą wartość.
Zamarłem jednak w połowie wstawania na następne słowa Caleba. Muszę przyznać, że jego wypowiedź była mi naprawdę na rękę. Poza tym widać, że naprawdę spełniłem tutaj swoje zadanie.
- Bardzo mnie to cieszy - powiedziałem szczerze, odwzajemniając uśmiech. - Wiesz, nie chciałbym, żebyś to źle odebrał, ale... Może wolałbyś, żebym już zawsze z Tobą spał? Nie będzie mi to przeszkadzało ani nic, naprawdę! Nie mam nic złego na myśli...
Urwałem na chwilę, zastanawiając się, czy przypadkiem Caleb naprawdę nie zinterpretuje tego w jakiś dziwaczny sposób. To nie było tak, że uważałem go za dziecko i chciałem pilnować na każdym kroku. Po prostu sądziłem, że skoro jakaś akcja daje pozytywny efekt, to czemu jej nie powtórzyć?
[Okej, to pomyślmy coś ze zgubieniem się w tłumie. Przecież Charlie nie chodzi z nim do łazienki, czy cokolwiek (chyba?), więc można coś takiego wymyślić. Poza tym zawsze może się zgubić w sklepie, why not :)]
OdpowiedzUsuńOdpowiedź Caleba naprawdę bardzo mnie ucieszyła. Bałem się trochę, że może odebrać źle moje pytanie, ale widać moje obawy nie były uzasadnione. Kamień spadł mi z serca.
Również wstałem i od razu posłałem łóżko. Następnie podążyłem za Calebem do kuchni i wziąłem się za przygotowywanie posiłku. Mimo, że poprzedni dzien nie należał do zbyt udanych, naz poranek wyglądał dzisiaj właściwie tak samo, jak codziennie, jakby koszmary z poprzedniego dnia w końcu odeszły w niepamięć. Tylko tak dalej.
Z wprawą rozłożyłem chleb tostowy, posmarowałem masłem i rozłożyłem potrzebne produkty. W międzyczasie toster już się nagrzewał. Włożyłem pierwsze dwie kanapki do tostera i otworzyłem lodówkę. Omiotłem wzrokiem opustoszałe nieco półki.
- A, tak, bez zakupów grozi nam śmierć głodowa - mruknąłem, w myślach robiąc już listę rzeczy, które trzeba będzie kupić. - Najlepiej byłoby pójść zaraz po śniadaniu. Unikniemy wtedy popołudniowych kolejek.
Wiedząc o przeróżnych technikach manipulacji stosowanych przez supermarkety, starałem się nie wychodzić do sklepu bez listy. Ja może nie byłem podatny na takie rzeczy, ale Caleb owszem, jako że był przecież człowiekiem. Miałem już zoptymalizowaną naszą trasę i radośnie pchałem przed sobą wózek sklepowy, rozglądając się tylko między produktami. Większość produktów z listy już miałem, zaś w tym momencie moją uwagę przykuła półka z herbatami.
OdpowiedzUsuńFirma produkująca ulubioną herbatę Caleba wypuściła na rynek jakiś nowy smak herbaty owocowej. Podszedłem bliżej z zamiarem sprawdzenia składu. Czytałem drobne literki na odwrocie opakowania, porównałem z innym rodzajem i w końcu odezwałem się:
- Wiesz, ta może być nawet niezła, te suszone jabłka powinny nadać jej lekko kwaskowy smak. Będzie dobra do ciasta. Co o tym sądzisz?
Odpowiedziała mi jednak głucha cisza. Odwróciłem się nieco zdziwiony i ku memu zdumieniu alejka była pusta. Mogłem przysiąc, że Caleb był dosłownie obok mnie. Gdzie mogłem go zgubić? Jak w ogóle to się stało? Nie mówił przecież, że chce gdzieś iść, prawda? Nie usłyszałem go? Moja ręka bezwiednie zacisnęła się na pudełku z herbatą. Zostawiłem wózek w alejce, pudełko odrzuciłem gdziekolwiek i bez dalszego marnowania czasu pobiegłem między półki szukając Caleba.
Inżynierowie, którzy mnie skonstruowali zgadzali się z lekarzami odpowiedzialnymi za moje oprogramowanie - nie powinienem biegać bez wyraźnej i poważnej przyczyny. Byłem na to za ciężki i za szybki. A już w szczególności nie powinienem biegać przy swoim podopiecznym - to, jak się poruszałem było często odbierane jako nienaturalne i niepokojące. Podobno wyglądałem wtedy groźnie. Wtedy po prostu to przyjąłem, stwierdzając, że po prostu postaram się nie dopuścić do sytuacji, w której stracę podopiecznego z oczu tak, żeby musieć biegać.
OdpowiedzUsuńByłem z Calebem może jakiś tydzień z okładem i już udało mi się go zgubić na dodatek w supermarkecie! Co ze mnie za android, popełniłem najidiotyczniejszy ludzki błąd...
Wtem dostrzegłem go na końcu długiej alejki. Bez wahania pognałem w jego stronę najszybciej, jak tylko potrafiłem. Zdaje się, że po drodze część płytek podłogi popękała pod moimi stopami - nic dziwnego, ważyłem raczej dość sporo.
Byłem na miejscu w okamgnieniu. W jednej chwili stałem gdzieś daleko, w następnej zaś już pomagałem Calebowi wstać z ziemi.
- Nic Ci się nie stało? - zapytałem kontrolnie.
- Tak, masz rację. Powinniśmy skończyć zakupy, po to tu przecież przyszliśmy - powiedziałem, starając się uśmiechnąć, niestety jednak nie wyszło mi to zbyt naturalnie. Bez skrępowania złapałem Caleba za rękę i zacząłem prowadzić w kierunku tej alejki, w której zostawiłem nasz wózek z zakupami.
OdpowiedzUsuńBez względu na to, jaki był wynik mojej niedbałości, zgubienie podopiecznego było czymś, co nigdy nie powinno się przytrafić. Co by było, gdybyśmy nie znaleźli się tak szybko? Co by się stało, gdyby Caleb dostał analogicznego ataku paniki, jak na uczelni? Nie tylko mógłby zrobić sobie lub komuś krzywdę, ale taki wypadek na pewno negatywnie odbiłby się na jego zdrowiu.
Tak, wspominałem wcześniej, że coś takiego nie powinno się nigdy przytrafić. Przynajmniej nie androidowi, który poprawnie funkcjonował. To nasuwało tylko jeden wniosek - byłem wadliwy i powinienem zostać zastąpiony sprawnym modelem.
[Mea culpa, pojawiam się równie często, co kometa Halleya :/ Minęło 6 miesięcy, mamy 50 komentarzy, co daje nam 8 i 1/3 komentarza w miesiącu. Słabo trochę :/ Eh, studenckie życie...]
OdpowiedzUsuńW teorii byłem zaprogramowany na coś około osiemdziesięciu lat bezawaryjnej pracy. Potem to już była ruletka, jednak gdybym zepsuł się mocno po tym czasie, nie jestem pewien, czy ktokolwiek chciałby mnie naprawiać. Technika na pewno poszłaby do przodu bardziej, niż większość osób to przewidywała i zapewne nadawałbym się wyłącznie do muzeum. Poza tym osiemdziesiąt lat to było aż nadto by mieć kilku właścicieli i opiekować się nimi do konca ich życia. Zanim poznałem Caleba myśl o tym, że będę mieć kilku podopiecznych była dla mnie naturalna, jednak im dłużej ze sobą przebywaliśmy, tym trudniej było mi uwierzyć jak lekko podchodziłem do tego tematu. Nie wziąłem pod uwagę wielu czynników...
Drgnąłem lekko słysząc słowa Caleba.
- Zły? Nie, nie jestem. Tak naprawdę to ja powinienem o to zapytać. Zostawiłem Cię bez opieki, a powinienem pilnować... - powiedziałem z goryczą, chowając dłoń do kieszeni.
[Meh, ja niestety niespecjalnie mam jakąkolwiek przerwę, już się studia o to postarały :/ Zaś co do samej historii, to mogę pociągnąć bardziej rozterki Charliego związane z tym, że nie udało mu się dobrze zająć Calebem, można z tego ukręcić trochę dramy :) ]
OdpowiedzUsuńCzęść ciężaru spadła mi z serca po tym, jak lekko Caleb podszedł do sytuacji. Naprawdę martwiłem się, czy zgubienie go nie sprawi, że zacznie się czuć przy mnie niepewnie. W końcu go zawiodłem, nie było co tego kryć.
Byłem zdecydowany by dalej go nie martwić, więc uśmiechnąłem się trochę szerzej na wzmiankę o makaronie. Miałem nadzieję, że mimo wszystko nie wyczuje lekkiego napięcia w mojej postawie.
- Brzmi świetnie. Co byś powiedział na spaghetti z owocami morza? Albo możemy też zrobić makaron razowy z warzywami. Albo coś na ostro, zdaje się że w domu dalej jest trochę sosu tabasco. Na co masz ochotę? - zapytałem, poprawiając siatki na ramieniu.
[Tak, fajnie jest znaleźć współautora z którym się fajnie i długo pisze :) To się nieczęsto zdarza. Zastanawiam się, co tak właściwie sprzyja podtrzymaniu wątku? Oprócz oczywiście tego, że wątek jest ciekawy ;) ]
OdpowiedzUsuńPo przyjściu do domu odstawiłem siatki z zakupami na stół, a potem tak samo jak Caleb umyłem ręce. Starałem się ze wszsytkich sił wyrzucić z pamięci myśli o tym, jak bardzo zawiodłem dzisiaj w supermarkecie, jednak uparcie znów przychodziły.
W przeciwieństwie do ludzi roboty nie były geniuszami wielozadaniowości i ten dodatkowy proces myślowy zaczął mnie spowalniać. Chciałem nalać wody do garnka i wstawić ją na makaron, jednak za długo zwlekałem z zakręceniem kurka i woda się przelała. Próbowałem wylać nadmiar, ale efekt też odbiegał od zamierzonego - teraz w garnku bylo za mało wody. Oparłem dłonie na zlewie i westchnąłem, próbując po raz kolejny przywołać myśli do porządku. Jeśli to się nie skończy, nie będę już odpowiednim opiekunem dla Caleba... Ta myśl była dla mnie naprawdę trudna do zniesienia, chociaż na dobrą sprawę wcale nie powinna.
[Ach, bo moja naukowa dusza nie może zaznać spokoju. Cały czas łamię sobie głowę nad tym, co sprawia, że autorzy się wzajemnie nie porzucają... Na razie wychodzi tyle, że rozmawianie przy okazji wątkowania wpływa pozytywnie na relację i nawet w książce od psychologii znalazłam jakiś rozdzialik, który coś takiego opisuje - że przyjaźń podtrzymuje się poprzez regularną wymianę myśli i interakcję między przyjaciółmi. To niby oczywiste, ale czasem trzeba coś oczywistego przeczytać, żeby to naprawdę zrozumieć.]
OdpowiedzUsuńNie potrafiłem zebrać się na odwagę i chociażby odwrócić do Caleba, żeby spojrzeć mu w oczy. Zawiodłem i nawet nie potrafiłem się z tego otrząsnąć. Byłem wadliwy. Zepsuty. A przez to nieprzydatny i nieprzystosowany do wykonywania swojej funkcji.
Poczułem przykry ucisk w piersi - czy naprawdę coś w moim wnętrzu zaczynało się rozpadać?
- Caleb, ja... - zacząłem niepewnie i głos w końcu uwiązł mi w gardle. To nie rokowało dobrze, jeśli rozlatywał się nie tylko software, ale i hardware.
Odwróciłem się w końcu do mężczyzny i spojrzałem na niego. Troska malująca się w jego oczach dodała mi nieco otuchy i byłem w końcu w stanie wykrztusić z siebie słowa, które zapewne skreślą cały czas, jaki dotychczas ze sobą spędziliśmy.
- Calebie, jestem niesprawny. Powinienem zostać wymieniony na inny model.
[Jesteśmy modelowym przykładem, jak powinien wyglądać wątek. No, może mogłyby być częstsze odpisy ale hm... Mea culpa]
OdpowiedzUsuńDo tej pory wydawało mi się, że maszynę, jaką w końcu byłem, można naprawić jedynie przy pomocy narzędzi. Że trzeba coś takiego rozkręcić, wymienić części i dopiero wtedy można mówić o poprawie. Nie miałem pojęcia, że może wystarczyć jedynie dotyk drugiego człowieka, by było mi lepiej.
Bliskość Caleba i jego troska sprawiły, że przykry ucisk w piersi na chwilę puścił i przez chwilę miałem wrażenie, że to wszystko jakoś jeszcze się uda.
Mimo to potrząsnąłem głową, odpędzając od siebie te myśli. Były egoistyczne. Po prostu chciałem zostać, nie myśląc o tym, że przecież narażałem w ten sposób Caleba. Jego dobro powinno stać ponad moimi zachciankami, nie było od tego odstępstwa.
- Calebie... Potrzebujesz sprawnego androida, a nie mnie - powiedziałem w końcu, starając się jakoś przelać swoje myśli w słowa.
Teraz czułem się rozdarty. Z jednej strony powinienem postawić dobro Caleba ponad wszystko, ale z drugiej strony nie wiedziałem, czy na pewno dobrze je interpretuję. Musiałem dbać zarówno o jego fizyczne bezpieczeństwo, jak i starać się zminimalizować stres. Przegonić wszystko demony, jakiekolwiek by one nie były.
OdpowiedzUsuńPo chwili wahania odwzajemniłem ostrożnie uścisk Caleba. Westchnąłem.
- To nie była Twoja wina, Calebie - powiedziałem po chwili namysłu. - Ale skoro naciskasz, zostanę. Obiecaj mi jednak, że jeśli zawiodę Cię jeszcze raz, nie będziesz już dyskutował, tylko po prostu mnie wymienisz, dobrze?
[Zgłaszanie nie ma wiele wspólnego z odwagą, bo to nie jest kapusiostwo tylko pilnowanie swoich praw. I tyle :) Jest mnóstwo zasad, których nikt już nie spisuje, bo są tak oczywiste (jak nierozciąganie szablonu zdjęciem). Chciałabym, żeby nieporzucanie współautorów bez słowa stało się jedną z nich. Siedzeniem z założonymi rękami tego nie osiągnę, więc niech będzie karny jeżyk. Nie jest to nie wiadomo jak dotkliwa kara, mam więc nadzieję, że ludzie się jakoś zmobilizują.]
OdpowiedzUsuń- To ja powinienem podziękować - powiedziałem w końcu, czując jak z piersi znika mi ten przykry ciężar. Może to właśnie tędy prowadziła droga? By wybaczać sobie nawzajem błędy i niedociągnięcia, i jednocześnie starać się ich nie powtarzać ponownie? Nie byłem tego jeszcze pewien, jednak ta myśl dodawała mi otuchy. Mogłem uczyć się na swoich błędach, dopóki Calebowi nic złego się przez nie nie stanie, i dzięki temu być dla niego lepszym opiekunem. Zdaje się, że tak właśnie robili ludzie...
- Dobrze, weźmy się za ten obiad. Tym razem już wstawię ten makaron - Uśmiechnąłem się w końcu i po raz kolejny nalałem wody do garnka, jednak tym razem już się nie przelała.
[Masz jakieś plany na dalszą dramę? :) ]
OdpowiedzUsuń- Kiedy niby ostatnio powiedziałem, że nic mi nie ugotowałeś? - spytałem, zdobywając się na żartobliwy ton. - Przecież zdarza Ci się gotować... czasem.
Czułem, że w końcu ten cały przykry przypadek definitywnie odchodzi w zapomnienie. Nie znaczyło to rzecz jasna, że chciałem cofnąć własne słowa - co to, to nie. Bezpieczeństwo Caleba przede wszystkim.
Nawinąłem trochę makaronu na widelec i włożyłem całą porcję do ust.
- Fakt, wyszło nam naprawdę dobrze. Wiesz, moglibyśmy kupić kiedyś jakąś książkę kucharską i spróbować swoich sił z trudniejszymi przepisami.
[Caleb go może w sumie kiedykolwiek pocałować :D ]
OdpowiedzUsuń- Nie przegrzewam się tak łatwo, spokojnie. Dopóki nie pójdziemy pływać, wszystko powinno być w porządku - powiedziałem, a potem zamyśliłem się nieco. Faktycznie, moglibyśmy rozszerzyć nasz repertuar różnych zajęć na coś wymagającego większej aktywności obu stron. Tylko co wybrać? Sporty wymagały wyjścia z domu, był też potencjalnie kontuzyjne, no i trzeba by było pewnie kupić jakiś sprzęt. Nie wyobrażałem sobie nabycia dla Caleba niczego innego, jak tylko produktów najwyższej jakości, jednak pozostawała jedna przeszkoda - pieniądze...
- Moglibyśmy zagrać w jakieś gry planszowe. Od kilku lat jest na nie moda i pojawiają się coraz to nowsze i ciekawsze tytuły. Wybór też jest szeroki. Co Ty na to?
[Trzeba jakąś nową dramę stworzyć :) ]
OdpowiedzUsuń- Prawdę mówiąc myślałem o czymś bardziej rozbudowanym. Może Galaxy Trucker? Tam buduje się statki kosmiczne z kartoników i próbuje przemierzać kosmos. Wydaje się ciekawa, a i rywalizacja nie jest zbyt intensywna.
Właściwie to zxacząłem się zastanawiać, jakie tytuły gier znam i czy któraś z nich nie będzie w jakiś sposób wywoływała w Calebie złych reakcji. Na pozór zwyczajne elementy potrafią być drażniące dla różnych osób, ja zaś starałem się ze wszystkich sił oszczędzić czegoś takiego Calebowi.
- Hm, właściwie to właśnie skończylismy gotować, więc może obejrzyjmy jakiś film, a potem będziemy myśleć nad kolacją. Pasuje Ci tak?
[Słuchaj, może coś z tym Jake'm? Nie po to przecież Caleb go co jakiś czas widzi, żeby się tak rozmył w fabule. Z resztą to ważna postać z punktu widzenia choroby. Na razie może się wstrzymam z pisaniem dalej fabuły, aż wymyślimy jakiś plan, żeby nie zrobić mdłej opery mydlanej. Jakość ponad ilość :) ]
OdpowiedzUsuń[Można tak zrobić. Może też być tak, że Jake spróbuje Calebowi wmówić, że stało się coś, co się nie stało i Caleb będzie rozdarty - czy to Jake kłamie, czy Charlie się psuje, a może próbuje coś przed nim ukryć, bo jako robot sądzi, że "wie lepiej" niż chory człowiek. Czytałam trochę na temat schizofrenii i innych chorób psychicznych, i przy okazji nadchodzącego prima aprilis był komentarz, żeby nigdy w życiu nie robić osobom niestabilnym psychicznie żartów typu "no co ty, przecież tego nie było" lub "naprawdę tego nie pamiętasz?", bo potrafią doprowadzić do bardzo przykrych sytuacji. Także takie są mniej więcej moje pomysły.]
OdpowiedzUsuń[Ej, to jest dobre. Bo od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że Caleb i Charlie są strasznie zawieszeni w próżni - jakby wszyscy ludzie we Wszechświecie byli elementem tekstury i tylko przewijali się gdzieś w tle. Rozumiem, że z powodu choroby Caleb pewnie nie jest zbyt towarzyski, ale chyba jakichś znajomych ma, co nie? Coś można przecież z tym nakręcić... Btw co z rodziną?]
OdpowiedzUsuń[A, to takie buty. No dobra, mogę być jakimś ziomkiem ze studiów. Taki ziomek mógłby zauważyć, że Caleb spędza coraz mniej czasu ze znajomymi, ale jednocześnie nie wygląda na jakoś bardzo przygnębionego (zasługa Charliego) i może spróbować go gdzieś wyciągnąć, czy coś]
OdpowiedzUsuń[Oki doki, to postaram się coś nasmarować jutro :) ]
OdpowiedzUsuń[Wszyscy :D Jak szaleć, to szaleć! I jednak odpiszę jutro, nie dam już rady dzisiaj :/ ]
OdpowiedzUsuń[Mi też o to chodziło :D Znaczy, że obaj mogą być zazdrośni, tylko jakoś tego nie przemyślałam i napisałam, że wszyscy. Dobór słów ma znaczenie]
OdpowiedzUsuńPodczas gdy Caleb brał prysznic, zająłem się przeglądaniem naszej półki z filmami. Caleb miał płyty z filmami bardzo różnych gatunków - od baśni dla dzieci po dramaty psychologiczne i thrillery. Było trochę klasyki, którą każdy widział, a nawet kilka filmów sf klasy B. Co dzisiaj moglibyśmy obejrzeć? Nie mogłem się zdecydować, więc wybrałem kilka tytułów, licząc na to, że Caleb dokona finalnego wyboru.
Mojemu podopiecznemu schodziło dość długo na owym prysznicu, toteż zająłem się przygotowaniem wygodnego miejsca do oglądania i zrobieniem dużej michy popcornu. Chrupanie go było co najmniej uzależniające.
Uniosłem nieco brwi słysząc, że dostaliśmy jakieś zaproszenie. Zapewne to Caleb je tylko dostał, ale po prostu byl uprzejmy. Albo doszedł do wniosku, że bez względu na wszystko i tak mnie ze sobą zabierze. Zdecydowanie byłem za takim rozwiązaniem - lepsze już towarzyskie faux pas niż gdyby Caleb miał zostać bez opieki i coś mogłoby mu się stać.
OdpowiedzUsuń- Co to za zaproszenie? - zapytałem zaintrygowany. Jakoś nie przychodziło mi do głowy, od kogo miałoby pochodzić.
- Jasne, że chcę się wybrać. Przecież nie puszczę Cię samego - powiedziałem w dobrej wierze, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to nie zabrzmiało zbyt dobrze. - Znaczy... chodzi mi o to, że po prostu bym się martwił. To naturalna reakcja.
OdpowiedzUsuńNie chciałem, żeby Caleb to źle odebrał. Jakbym uważał go za niezdolnego do zrobienia czegokolwiek samodzielnie albo bym mu nie ufał. Nie o to chodziło. Po prostu się martwiłem. To takie ludzkie, prawda?
- Czy musimy się jakoś specjalnie ubrać na to wyjście?
[Ja wiem? Jonathan White, czy cokolwiek? Masz jakieś szczególne preferencje? Tworzyć kartę, czy coś? :D Btw jakby co, to też możesz przecież tworzyć NPCów, także luzik]
OdpowiedzUsuń[Nie no, pytam dlatego, że jak się zapytałaś o jego imię i w ogóle, to myślałam, że za lekko podchodzę do sprawy :D Także spoko, możemy już przejść do soboty]
OdpowiedzUsuńWieczór upłynął nam przyjemnie i bez żadnych komplikacji. Obejrzeliśmy do końca film, potem sprzątnęliśmy pokój i obaj poszliśmy spać w dobrych humorach. Dni do soboty minęły dość szybko i nie wiadomo kiedy szykowaliśmy się już do wyjścia. Sam nieco się denerwowałem - nie znałem zbyt dobrze znajomych Caleba i przez to nie byłem pewien, jak mam się w ich obecności zachowywać. Jak kolejny kolega, czy raczej jako dodatek do ich znajomego? Byłem tylko robotem, więc pewnie nie mogłem raczej liczyć na to, by traktowali mnie jak człowieka, prawda? Byłem w końcu tylko maszyną.
Towarzyszenie człowiekowi na spotkaniach towarzyskich to nie była taka prosta sprawa. Z jednej strony powinienem być w stanie wypowiedzieć się sensownie na różne tematy, z drugiej zaś musiałem uważać, żeby nie zdominować rozmowy nadmiarem swojej wiedzy. Albo nie odstraszyć nią innych. Dla mnie stanie się ekspertem w danej dziedzinie było kwestią wgrania oprogramowania, co w oczach ludzi uchodziło czasem za mało wartościowe - w końcu nie włożyłem w to tyle pracy, co oni, prawda?
OdpowiedzUsuńPrzybyliśmy w końcu na miejsce, ja zaś przywitałem się ze wszystkimi. Oczywiście żadna z twarzy nie była mi nieznana - wszyscy należeli do grona znajomych Caleba z uczelni. To był duży plus.
Słowa Caleba trochę postawiły mnie do pionu. W końcu to ja miałem się nim opiekować, nie na odwrót, prawda? Na moment wróciło do mnie wspomnienie, kiedy zostawiłem go w supermarkecie. Tym razem jednak nie sprawiło ono, że moje funkcje uległy pogorszeniu. Wręcz przeciwnie. Obiecałem Calebowi, że coś takiego nigdy więcej się już nie powtórzy, że nie zawiodę go i będę dla niego wsparciem. To były moje własne słowa i teraz ich waga sprawiła, że zebrałem się bardziej w sobie.
OdpowiedzUsuń- Nie martw się o mnie, poradzę sobie. Najważniejsze jest, żebyś się dobrze bawił i robił tylko to, na co masz ochotę. Niczym się nie przejmuj - powiedziałem, uśmiechając się.
Cieszyłem się z tego, jak swobodnie zachowuje się przy wszystkich Caleb. Jak zwykle martwiłem się o niego, ale z dwojga złego wolałem spodziewać się gorszych wypadków i zostać mile zaskoczonym, niż podejść do czegoś zbyt lekko i potem być bezradnym w obliczu nieprzewidzianych zdarzeń.
OdpowiedzUsuńJedna rzecz nie dawała mi jednak spokoju. Wydawało mi się, że jeden z kolegów Caleba zdecydowanie za mocno się nam przygląda. Nie wiedziałem, czy była to moja paranoja, czy faktycznie coś było na rzeczy...
________________________
Jonathanowi już od dłuższego czasu nie podobało się to, jak dużo czasu Caleb spędza z tym swoim nowym "przyjacielem". Może i dzięki niemu zaczął częściej pojawiać się na zajęciach, ale z drugiej strony było tak, jakby go na nich w ogóle nie było. Tylko ten Charlie i Charlie. Im dłużej Jonathan o tym myślał, tym bardziej irytujące się to stawało. Jeszcze teraz oparł głowę na ramieniu tego całego "opiekuna", zupełnie jakby... Nie, o tym Jonathan nawet nie chciał myśleć.
Mężczyzna na starcie wziął dość mocne piwo i teraz czuł, że alkohol zaczyna dodawać mu nieco animuszu. Pijany na pewno jeszcze nie był, ale na pewno nieco odważniejszy, niż zazwyczaj. Przechylił się trochę nad stołem by zagadać do Caleba.
- Hej, może przesiądź się bardziej do nas i daj Charliemu trochę miejsca -zagaił.
[Może być? :) ]
[Charlie jest trochę nieogarnięty w tych sprawach, więc pewnie będzie trzeba inicjatywy Caleba ;) ]
OdpowiedzUsuńJonathan nie dał nawet Charliemu dojść do słowa i odpowiedzieć na pytanie Caleba.
- Trzymacie się zawsze razem jak papużki nierozłączki. Pozwól Charliemu zawrzeć trochę nowych znajomości samemu - powiedział. - Opowiedz, co ostatnio u Ciebie. Niby widzimy się na wydziale, ale jakoś mało ze mną rozmawiasz.
Jonathan zobaczył z satysfakcją, jak ten nowy poruszył się nieco zaniepokojony. Wyglądał tak, jakby z jakiejś przyczyny było mu głupio i czuł się winny. Mężczyzna jednak szybko to ukrył i uśmiechnął się pogodnie do Caleba.
- Wydaje mi się, że Twój kolega może mieć rację. Nie przejmuj się mną. Jeśli chcesz porozmawiać z kimś innym, to nie ma problemu.
[Btw możesz przejąć też jakichś kolegów, chyba siedzą tam większą grupą, co nie?]
Siedziałem między dwoma dziewczynami, ale mimo najlepszych chęci, nie czułem się z tym najlepiej. Starałem się nie dać po sobie poznać, że myślami jestem bardzo daleko i prowadzić miłą konwersację. Koleżanki Caleba były bardzo miłe i chyba wzięły moje rozkojarzenie za nieśmiałość, co wydało im się słodkie i urocze, więc powiedzmy, że udało mi się z tego wybrnąć.
OdpowiedzUsuńNie dawały mi spokoju słowa owego Jonathana. Może faktycznie przesadzałem trochę z opieką nad Calebem i izolowałem go od innych. Chciałem jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, ale widać źle je oceniłem. Caleb był chory, jednak nie było moim zamiarem robić z niego na siłę kaleki. Mimowolnie zacząłem się przysłuchiwać również rozmowie prowadzonej po drugiej stronie stołu. Ot, dla pewności.
[Starałam się, ale się nie wyrobiłam. Odpiszę po majówce, bo wyjeżdżam :* ]
OdpowiedzUsuń[Przyszło mi do głowy, że w sumie nigdzie nie napisałam, jak dokładnie wygląda Charlie. Jakieś preferencje? Wyobrażałaś go sobie jakoś? :D Poza tym możesz mnie spokojnie zastrzelić, ale jadę w delegację z pracy i pewnie odpiszę ewentualnie w drugiej połowie przyszłego tygodnia, jak wrócę i odeśpię szkolenie :/ ]
OdpowiedzUsuńPytania dziewcząt były naprawdę... wymagające towarzysko. Chciałem uniknąć poruszania niestosownych tematów, jednak średnio mi się to udawało. Niewiedzą nie mogłem się wymigać, dlatego starałem się odpowiadać ściśle technicznie i nie wchodzić zanadto w szczegóły. Nie chodziło o to, że rozmowa ta mnie krępowała i czułem się zawstydzony - po prostu wiedziałem, jakie to może mieć konsekwencje w przyszłości i chciałem uniknąć wszelkich dwuznacznych komentarzy później.
Oczywiście jeśli miało to oznaczać dobre samopoczucie Caleba, byłem w stanie siedzieć tam nawet do rana, nie przeszkadzało mi to. Widziałem, że zagadał się z Jonathanem i w duchu cieszyłem się, że tak dobrze sobie radzi.
________________________________
Jonathan był z siebie naprawdę zadowolony. Udało mu się rozdzielić papużki nierozłączki i spędzić trochę czasu z samym Calebem. Było chociaż trochę tak, jak kiedyś, kiedy obaj spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu, a Caleb bardziej otwarcie z nim rozmawiał. Jonathan musiał częściej go wyciągać na tego typu spotkania, najlepiej bez tego całego Charliego. Mężczyzna zerknął na Caleba.
- Jest jeszcze wcześnie, spokojnie. Potem was obu odwiozę samochodem, co ty na to?
[Matko, w końcu jestem :D
OdpowiedzUsuńJa sobie wyobrażałam Charliego jako szczupłego blondyna o bardzo jasnej karnacji i jakimś niestandardowym kolorze oczu. Bez kitu :D]
- Nie wypiłem aż tyle - powiedział Jonathan, co było oczywistą nieprawdą, ale mężczyzna nie do końca uświadamiał sobie własny stan. - A nawet jeśli, to już wytrzeźwiałem. Poza tym spacery w nocy są niebezpieczne, coś może się wam obu stać. Nie chciałbyś chyba, żeby przez twoją nadmierną uprzejmość coś się stało Charliemu, prawda?
Mężczyzna był świadom tego, że w tym momencie grał na uczuciach Caleba i było to bardzo nieczyste zagranie, ale robił to w dobrej wierze, więc się nie liczyło. Prawda?
________________________________________________
Bezwiednie zmarszczyłem brwi słysząc, jak Jonathan nastaje na odwiezienie nas obu do domu. To się zaczynało robić niebezpieczne, jako że mężczyzna był wyraźnie nietrzeźwy. Może nie kompletnie pijany, ale raczej nie złapałby rzuconej w jego kierunku piłeczki tenisowej, a taki poziom wystarczył już, by spowodować wypadek. Kłócenie się i przeciąganie każdy w swoją stronę było kiepskim pomysłem, dlatego postanowiłem wyjść z propozycją, która co prawda nie leżała mi za bardzo, ale przynajmniej zamknęłaby usta Jonathanowi.
- Słuchajcie, przecież zawsze możemy jeszcze zamówić taksówkę. Wtedy nic się nikomu nie stanie i Jonathan nie będze musiał prowadzić. Może być?
[O, to super :) Jakoś za dużo sf oglądam chyba, tam zawsze te androidy, które są naprawdę bliskie wyglądem człowiekowi są takie... elfowate trochę :D ]
OdpowiedzUsuńJonathan zacisnął tylko zęby, gdy usłyszał propozycję Charliego, ale nic nie powiedział. Cholerny, nie zostawił mu żadnego pola manewru, pomysł był idealny. I mimo, że nie tego Jonathan oczekiwał, postanowił jednak wyciągnąć z sytuacji coś dla siebie.
- No niech wam już będzie, wezwę taksówkę. Wyjdę na chwilę przed bar, tam powinno być ciszej - to mówiąc mężczyzna wstał z siedzenia i skierował się do wyjścia, tylko raz potykając się po drodze o czyjąś torbę, nie stracił jednak równowagi.
________________________
Odetchnąłem z ulgą widząc, że kolega Caleba widocznie poszedł w końcu po rozum do głowy. Niepokoiło mnie jego zachowanie i mimowolnie zaczynałem się zastanawiać, czy tylko nadmiar alkoholu tak na niego wpływał, czy może chodziło jeszcze o coś... A może po prostu za dużo już nad tym myślałem.
Jonathan szybko wrócił, zaś taksówka zajechała po nas dosłownie kilka minut później. Nic dziwnego, w końcu byliśmy w centrum.
Jonathan miał poważny problem z ukryciem malującego się na jego twarzy niesmaku. Nie udało mu się usiąść koło Caleba - ten cały Charlie był szybszy. Siedząc z przodu widział w lusterku jak obaj trzymają się za ręce i czuł, jak coś przelewa mu się w żołądku. To wcale nie była wina alkoholu ani kołysania samochodu. Będzie musiał coś z tym zrobić, nie było innej opcji. Problem był tylko taki, że nie do końca wiedział, jak wymanewrować Caleba z nadmiernego zainteresowania jego opiekunem...
OdpowiedzUsuń[Przepraszam za taki zastój - postaram się już jutro odpisać, bo nic tylko gonię w piętkę]
OdpowiedzUsuńSkinąłem Calebowi głową gdy powiedział, że idzie pod prysznic. Sam zaś posłałem nam łózko i podłączyłem się na jakiś czas do kontaktu. Wyjście ze znajomymi było miłą formą spędzenia wolnego czasu, jednak było również bardzo męczące. Cieszyłem się głównie z tego, że spotkanie to wyraźnie wpłynęło pozytywnie na Caleba. Trochę się obawiałem, że będzie zanadto zmęczony, ale widać było, że tym razem było to chyba to dobre zmęczenie.
OdpowiedzUsuńMartwiła mnie sytuacja z Jonathanem. Ten człowiek zdecydowanie miał jakiś problem ze mną i Calebem, chociaż właściwie to głównie ze mną. Nie byłem w stanie stwierdzić, co może mu nie odpowiadać. Dla mnie Caleb był przecież podopiecznym i moim obowiązkiem było się nim opiekować. Nikt nie zrobiłby tego lepiej ode mnie. Nie musiałem spać ani jeść, nie męczyłem się, miałem za sobą przeszkolenie, którego ukończenie zajęłoby człowiekowi dobre parę lat. Więc o co chodziło?
Nawet, kiedy już położyliśmy się z Calebem, myśl ta nie dawała mi spokoju.
"Calebie, możemy pomówić?" zacząłem niepewnie.
- Nie, z moją ładowarką wszystko w porządku. Jeśli pojawią się jakieś problemy techniczne, to na pewno Ci powiem. Chodzi mi bardziej o Jonathana - powiedziałem i zawiesiłem na chwilę głos. Trudno mi było ubrać moje przeczucia w słowa, skoro sam nie byłem wszystkiego do końca pewny. - Wiesz, mam wrażenie, że z jakiejś przyczyny Jonathan nie darzy mnie sympatią. Masz jakiś pomysł, czym mogłem go zirytować? Nie wydaje mi się, żebym zrobił mu cokolwiek złego, a jednak nie mogę pozbyć się wrażenia antypatii...
OdpowiedzUsuńNie zdążyłem nawet przeprocesować tego, że Jonathan może być zazdrosny o robota, którego jedynym zadaniem jest pomóc choremu człowiekowi, kiedy Caleb zrobił coś, czego nie spodziewałbym się po nim nawet za sto lat. Jego zachowanie można było interpretować tylko w jeden sposób, a mi sporo czasu zajęło dojście do tego, jak mam właściwie się zachować. Na początku odruchowo zesztywniałem, zaś mój procesor charakterystycznie zaszumiał i zaczął się rozgrzewać, jak zawsze, kiedy był zmuszony do pracy na pełnych obrotach.
OdpowiedzUsuńDobro Caleba było we mnie praktycznie wdrukowane i stanowiło wartosć nadrzędną, dlatego nie myśląc zbyt dużo naprzód, po prostu oddałem pocałunek na tyle, na ile pozwalała mi na to moja wiedza wyniesiona z filmów i obserwacji ludzi. Postanowiłem nie robić niczego gwałtownego, co Caleb mógłby źle odebrać.