15 września 2014

I was left to die




Francesca Bennett

Ozdoba, nic więcej. Sznur pereł i zawsze czerwona szminka. Trochę pudru, który zakrywa siniaki. Obcasy dodające wzrostu.
Uśmiech maską. Słowa są zbędne.
Jeśli zaufa, opowie ci całą swoją historie. Problem w tym, że nikomu ufa.
Niby dama, w środku jednak jest twardsza niż wielu facetów. A swojemu prześladowcy najchętniej poderżnęłaby gardło. Szkoda tylko, że wtedy sama również straciłaby życie.
Choć właściwie, po co jej ono?

3 komentarze:

  1. Chicago było miastem z wielkim potencjałem. Pod koniec XIX wieku wraz z falą emigrantów oraz z wprowadzeniem w życie szlachetnego eksperymentu, powszechnie zwanego prohibicją, pojawiały się nowe perspektywy i możliwości zarobku. Gwałtowny rozwój podziemnych destylarni powodowały coraz większe zatargi między właścicielami, aż w końcu rozpoczęła się otwarta wojna o wpływy i władze. Teraz można było powiedzieć, że istnieje nieoficjalna granica pośrodku wietrznego miasta, a po dwóch barykadach równie pewni siebie, aroganccy, żądni sukcesu i pozbawieni skrupułów, szefowie gangów. Reszta ludzi, którzy to pilnują by wszystko szło po myśli tych na górze, wszyscy współpracownicy i sojusznicy to jedynie pionki w nieraz brutalnej walce. Ofiary są czymś naturalnym, bo każda bitwa przynosi straty, chodzi o to by stracić jak najmniej.
    Philips Fernandez, z wysoko podniesioną głową, celebrował swoje małe zwycięstwo w jednej ze swych restauracji. Muzyka na żywo, wysoko postawieni urzędnicy, szanowani adwokaci i lekarze, którzy podobnie jak inni dobrze usytuowani, wiedzieli, gdzie rozlewa się prawdziwe koktajle, wraz z Panem świętowali chwilę chwały. Każdy miał swoją cenę, a ci, którzy widzieli w tym małym światku szanse na biznes, z łatwością przymykali oczy na to co działo się w mieście. A FBI zostało bezradnie rozkładać ręce, bo nie byli wstanie wykryć wszystkich skorumpowanych policjantów i agentów.
    James ma problem z przestrzeganiem zasad, ale dawno pogodził się z rolą tego złego i porywczego, młodszego brata. Jednak to nie on rozpoczął przygodę po ciemnej stronie mocy, wcale nie miał zamiaru wstępować do gangu. Każdy znał swoje miejsce, a on był jedynie małą rybką, w tym wielkim stawie brudnych interesów. I nie chciał się wychylać, dobrze było mu w wygodnym fotelu, gdzie nadzorował rozlewanie alkoholi w jednej z podziemnych destylarni. Nagle wszystko się zmieniło. Miała być szybka akcja, łatwe zyski a stracili jedną z rozlewni, pięciu swoich, w tym starszego Parisha. Wtedy zaprzysiągł, na grób brata i ku trwodze matki, zemstę. Wyszedł z cienia i okazało się, że ma dobre oko i tęgą głowę. A robiąc swoje wciąż prowadzi swoją własną wandetę. Za wszystko byli odpowiedzialni ludzie Philips'a.
    Pojawił się na bankiecie, ku czci wielkiego Fernandez'a. W dopasowanym, szarym garniturze nie odstawał od reszty gości. Z kapeluszem przyciśniętym do piersi mijał roztańczone pary w drodze do barowej lady. Już wielokrotnie pojawiał się w lokalu chcąc poznać teren i ludzi, którzy się tutaj obracali. Wiedział kto z kim współpracuje, kto kogo kryje i dostrzegł także zjawiskowo piękną blondynkę, która nie odstępowała boku właściciela tego dobytku. Teraz jednak siedziała samotnie, obdarzając co poniektórych leniwym uśmiechem. Odsunął od siebie szklankę, którą właśnie zaserwował mu barman i ruszył w jej kierunku.
    - Można prosić do tańca?- zapytał, kłaniając się w pół, nie odrywając jednak wzroku od jej smutnych oczu. Była to jedna z niewielu szansy na dodatkowe informacje.

    [Jest dobrze, a ja obiecuje, że się poprawie. Teraz idę spać, bo za cztery i pół godziny muszę wstać ;c]
    James

    OdpowiedzUsuń
  2. James może i chciał zemsty, ale nie był samobójcą, dlatego wszystko musiało być precyzyjnie przygotowane, przemyślane. Potrzebował jak najwięcej informacji i sojuszników, o których niestety wcale nie tak łatwo. Wyglądało to, że pomimo tego iż łatwiej jest znaleźć osoby, które życzyłyby śmierci Philipsowi niżeli sukcesów to bardzo trudno jest trafić na takich, którzy byli by chętni spróbować zrzucić go z piedestału. Siatka jego wpływów jest naprawdę imponująca i w tym momencie rzeczywiście był on górą, we wszystkich aspektach. Plotki głosiły, że udało mu się nawet przekupić paru agentów. Prawdą było, że wszystko się zmieniło, kiedy FBI zaczęło swoją wielką wojnę i zaczęli się rządzić jak pijane zające. Ich poruszenie wynikało z faktu, że stracili poczucie kontroli nad tym co dzieje się w mieście. Prowokowali strzelaniny, co dzień puszczali w gazetach doniesienia o aresztowaniach, nie ważne, że była to fala fałszywych tropów, bo kiedy jakiś okazał się dobry, pojawiali się ludzie, którzy wiedzą jak skutecznie zamknąć usta. A FBI chodziło o zwiększenie poparcia wśród społeczeństwa, w końcu nie ma nic ważniejszego niż dobry PR. Kiedy oni robili dobre przestawienie, ludzie tacy jak Philips wciąż byli bezkarni, bo przecież nikt nie ma twardych dowodów a na jego rękach nie ma żadnej krwi.
    Widział Fernandez'a na parkiecie dlatego też zdecydował się podejść do blondynki. Nie wiedział jakie relacje, a może raczej układ, łączy tych dwoje, ale był przekonany, że kobiecie jest on zdecydowanie nie na rękę. Większość czasu wyglądała na znudzoną, ale kiedy patrzyła na swojego opiekuna, w jej oczach było widać strach. I Parish całkowicie to rozumiał. Jest coś takiego w jego twarzy, co budzi niepokój.
    Jej entuzjazm skomentował półuśmiechem. Wymiana spojrzeń między blondynką a szefem nie uszła jego uwadze. Zatrzymał się na środku parkietu i położył dłoń na talii kobiety. Kiedy rozpoczęła się nowa piosenka ujął jej dłoń i zaczęli kręcić się wśród innych par. W takich momentach cieszył się, że matka uczyła ich tańczyć.
    - Pani mężczyzna nie wygląda na zadowolonego -zaczął, gdy przez przypadek otarł się o Fernandez'a. Ona zaś wyglądała na szczęśliwą z faktu, że mu się sprzeciwiła. Czyżby to możliwe, że właśnie znalazł osobę, która nie tylko przy dobrym podejściu poda mu informacje a i zechce pomóc?

    James

    OdpowiedzUsuń
  3. Frenandez był znany z okrucieństwa i bezwzględności. Nie żeby Doyle, którego człowiekiem jest James, był łagodnym barankiem, ale on nie cieszył się z zadawania bólu. Jakie to opowieści krążą o tych dwóch, a jednak nikt nie może powiedzieć ile w nich jest prawdy. Niesubordynacja i zdrada, w tym biznesie, jest najsurowiej karana. W małym światku gangów i brudnych interesów, nie ma nic ważniejszego niż lojalność, nie ważne czy prawdziwa czy kupiona. Grupa ludzi, z którymi współpracujesz, zostaje twoją rodziną czy tego chcesz czy nie i twoim obowiązkiem jest robienie wszystkiego, co w twojej mocy, by byli bezpieczni. W innym wypadku to ty zostaniesz ukarany. Brutalne zasady brutalnego świata. Najbardziej godna pożałowania jest sytuacja agentów FBI. Wszyscy wiedzieli co się dzieje i, o ironio, wszyscy wiedzieli kto za tym stoi, ale nic nie mogą zrobić bez twardych dowodów. Oficjalnie byli niewinni, a w rzeczywistości mieli krew niewinnych na dłoniach, nawet jeśli wysługiwali się innymi.
    Chłód jakim obdarzyła go blondynka był jak siarczysty policzek. Rzeczywiście może posunął się za daleko, tym bardziej, że pierwszy raz z nią rozmawiał.
    -Proszę mi wybaczyć, ta uwaga była zupełnie nie na miejscu- odparł szybko, próbując się zreflektować. Kobieta była zdystansowana, a on nie wiedział jak mógłby ten dystans zmniejszyć. Trudno wymazać pierwsze, złe wrażenie. Zastanawiał się czy bariera jaką tworzyła była tylko odruchem obronnym, przyzwyczajeniem czy po prostu jego osoba tak na nią działała. Jeśli dalej liczył na to, że jest ona kluczem i jedną z niewielu możliwości dotarcia do Philipsa, miał głęboką nadzieje, że nie budził aż takiej awersji.- Ale jeśli wolno mi jeszcze coś powiedzieć, to powiem jedynie, że pięknie pani tańczy. Szkoda tylko, że nie trafiło na lepszego partnera- powiedział, pozwalając sobie na półuśmiech nie odrywając wzroku od jej tęczówek.
    Był przygotowany na to, że zadanie którego się podjął będzie wymagało czasu i cierpliwości. Niestety, nigdy nie były to jego mocne strony, ale był skłonny poskromić ducha buntownika, by zemstę doprowadzić do końca. Nie mógł w końcu pozwolić sobie na niepowodzenie, bo wtedy jedyne czego by dokonał to ściągnął na siebie rychłą śmierć. Wyglądało na to, że natura hazardzisty kazała mu ryzykować, tyle, że tym razem na szali stawiał także życie tej niewinnej istoty. Nawet jeśli piękna towarzyska Fernandeza okażę się złym adresem, znajomość ta wydawała mu się nad wyraz interesująca, pomimo jej jawnej niechęci. Jakby nie było, sama entuzjastycznie podjęła decyzję by podać mu swoją dłoń, nawet jeśli teraz chodziło tylko o taniec, był to jej wybór.
    Podarował sobie dalsze wciąganie ją w rozmowę, na którą najwyraźniej nie miała ochoty i jedynie sunęli razem po parkiecie w rytm granej przez orkiestrę melodii.

    [ Jakoś wypadłam z rytmu i przepraszam za zwłokę.]
    James

    OdpowiedzUsuń