1 kwietnia 2015

[KP] Mr Devil, can I have this dance?

Jam Cesarstwo u schyłku wielkiego konania, 
Które, patrząc, jak idą Barbarzyńce białe, 
Układa akrostychy wytworne, niedbałe, 
Stylem złotym, gdzie niemoc sennych słońc się słania. 

Tylko garść słabych wierszy, co ot w ogień lecą, 
 Tylko niewolnik nicpoń, co nie dba o pana, 
 Tylko ból jakiejś troski, co żre pierś, nieznana.


DOMINIC JAMES CALLAGHAN
30 lat § Los Angeles § właściciel dobrze prosperującej kancelarii § starszy brat § ojciec chrzestny § chłodny profesjonalizm § opanowanie bez względu na okoliczności § wrodzony perfekcjonizm § kobiety, whisky i śpiew § muzyka klasyczna ze starego gramofonu § domowe zacisze § zamiłowanie do fotografii § sztuka we wszystkich możliwych formach § samotne nocne wycieczki motocyklem na pobliską plażę § za dużo spraw na jednej głowie § dym papierosowy unoszący się w gabinecie § wealth is not worth it


Nie wie­rzę w nic, nie pra­gnę ni­cze­go na świe­cie, 

wstręt mam do wszyst­kich czy­nów, drwię z wszel­kich za­pa­łów: 
po­są­gi mo­ich ma­rzeń strą­cam z pie­de­sta­łów 
i zdru­zgo­ta­ne rzu­cam w nie­pa­mię­ci śmie­cie... 
I jed­na mi już tyl­ko wia­ra po­zo­sta­ła: 
że ko­niecz­ność jest wszyst­kim, wola ludz­ka ni­czym - 
i jed­no mi już tyl­ko zo­sta­ło pra­gnie­nie 
Nir­wa­ny, w któ­rej ist­ność po­grą­ża się cała 
w bez­wład­no­ści, w omdle­niu sen­nym, ta­jem­ni­czym, 
i nie czu­jąc prze­cho­dzi z wol­na w nie­ist­nie­nie.  

64 komentarze:

  1. Kochana mamo,

    wiem, że nie mogłaś przylecieć i zostawić tej trójki małych gnojków (wiesz, że ich kocham!) samych. Powinni bardziej doceniać to, co dla nich robisz, i nie bądź dla nich taka łagodna. Dobrze wiesz, że czasem za bardzo wykorzystują Twoje miękkie serce!
    Ślub był naprawdę piękny…
    choć czuję się dziwnie nosząc obrączkę. Nie zrozum mnie źle, pierścionek jest piękny (i ciężki), ale nigdy nie nosiłam tak drogiej biżuterii. Boję się jedynie o to, że kiedyś zgubię tę obrączkę i Dominic będzie zły.
    W końcu zamieszkaliśmy razem, choć niewiele to zmieniło, bo Dominic dużo czasu spędza w pracy. Nie mam mu tego za złe, przecież wzięliśmy TYLKO ślub, więc nie musi mnie niańczyć.
    Nie pracuję już w knajpie, ale szukam nowej pracy. Nie chcę siedzieć jedynie w domu (chyba mnie rozumiesz?). Co do moich marzeń, cóż, nadal chcę zrobić doktorat i pracować w Caltech…
    Pieniądze wyślę pod koniec miesiąca. Gdybyś potrzebowała więcej — po prostu wspomnij o tym w kolejnym liście.
    Kocham Cię i tych trzech urwisów również. Ucałuj ich ode mnie!

    Twoja córka,
    Amethyst Ruby Callaghan.



    Callaghan — jej dłoń zadrżała mimowolnie, gdy podpisywała się nazwiskiem męża. Jakże sztuczne i nienaturalne to było, a choć bardzo dobrze wykalkulowała sobie ten związek, przede wszystkim szukając w tej relacji licznych korzyści dla siebie, to nazwisko męża nie chciało do niej przylgnąć. Było jak niewygodne, źle skrojone ubranie.
    Westchnęła cicho, odkładając pióro i zakleiła kopertę. Ciągle prosiła matkę o to, żeby w końcu zaczęła korzystać z komunikatorów. I równie często wspominała o tym w listach, ale Ophélie Moissan przeklinała to całe cholerstwo, zwane Internetem, pisząc, że lepiej oddać duszę diabłom niż ufać takim wynalazkom, dlatego pisały do siebie w listach, po francusku, chcąc stworzyć bezpieczną przestrzeń dla swoich problemów i rozterek, a nie było nic bezpieczniejszego niż kawałek papieru, tusz i ponad 7661 kilometrów, jakie działo Francję od Stanów Zjednoczonych.
    Schowała kopertę w tomik poezji Die Niemandsrose i podniosła się wolno, odkładając książkę w jej właściwie miejsce (tuż obok tytułów takich jak Kwiaty zła, Wilk stepowy czy Portret Doriana Graya). Schwyciła za filiżankę z wypłowiałą już kawą i upijając łyk, opuściła sypialnię.
    Jej bose stopy bezszelestnie przemijały korytarz, nie przejmując się zimnem, choć palce kurczyły się nieco i chowały przy każdym kolejnym kroku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było już po jedenastej a Amethyst nie zdążyła niczego do tej pory zjeść. Zbyt długo siedziała nad kartką papieru, dobierając każde słowo bardzo ostrożnie, nie chcąc niepokoić matki. Kobieta potrafiła wywęszyć wszystko po charakterze jej pisma, które diametralnie się zmieniało, gdy coś ją męczyło, pytając o to w swoim liście, wyraźnie martwiąc się tym, czy naprawdę wszystko jest w porządku, dodając, że gdyby znalazła się w jakiś kłopotach, zawsze może wrócić do Francji.
      Mogłaby wrócić do Francji? Wyrywając się z małego, zaniedbanego domu, zapominając o ojcu-alkoholiku, wybaczając matce ślepą miłość do męża, obiecała sobie, że będzie szukać swojego szczęścia gdzieś indziej. Francja kojarzyła się jej jedynie z krzykiem pijanego ojca, płaczącą matką i rozwydrzonym rodzeństwem, a także ze słodkim jak karmel Cedrikiem, chłopakiem, który swego czasu zgarnął jej serce dla siebie, robiąc to zupełnie nieświadomie i niewinnie, i może dlatego Amethyst wspominała go tak czule.
      Zatrzymała się mimowolnie, wyrywając się ze wspomnień, zauważając swojego męża przy stole, pijącego zapewne czarną kawę w porcelanowej filiżance, ozdobionej fikuśnie w ręcznie malowane kwiaty. Zmierzyła go krótkim spojrzeniem, nie rozumiejąc, co właściwie tutaj robił. Zazwyczaj pracował dłużej i Amethyst dobrze wiedziała, że do domu wchodził jakoś po dziewiętnastej. Potem jadł kolację i pytał beznamiętnie, co u niej — choć wcale go to nie obchodziło, ale Amethyst odpowiadała krótko, nie wdając się w żadne szczegóły.
      — Masz dzisiaj wolne? — spytała, uznając, że lepiej będzie się odezwać niż przejść obok w ciszy.
      Czasem zastanawiała się nad tym, czemu w ogóle przyjęła ten układ, patrząc po mężczyźnie, który praktycznie był dla niej obcy. Wiedzieli o sobie tylko to, co było ważne, gdyby ktokolwiek o coś zapytał, zachowując pozory dobranego, szczęśliwego małżeństwa.
      Zerknęła po swoich bosych stopach, a później dalej po czarnej bieliźnie, wzdychając niemal bezdźwięcznie, nie czując jednak skrępowania, dobrze wiedząc o tym, że Dominic wcale nie patrzył w jej stronę w ten sposób. Poza tym jej bielizna nie miała w sobie nic seksownego, a jedynie pełniła rolę pidżamy.
      Odłożyła filiżankę do zlewu, zmywając ją szybko, pamiętając o tym, że Dominic zawsze się czepiał, kiedy to robiła, nie mogąc zrozumieć, czemu nie korzystała ze zmywarki. Zatrzymała się przy lodówce, otwierając ją. Miała ochotę zjeść dużą porcję naleśników z bitą śmietaną i białą czekoladą. I może zrobiłaby sobie do tego kubek gorącego kakao.

      Usuń
  2. — Zawszę mogę paradować bez bielizny — odpyskowała rzeczowo i westchnęła pod nosem, opierając się o blat, gdy zaczęła przygotowywać ciasto, nucąc cicho, powstrzymując się jednak od tego, pamiętając o tym, że Dominic nie lubił, kiedy to robiła.
    Czasem zastanawiała się nad tym, czy jej mąż w ogóle coś lubił. Robił wrażenie wiecznie niezadowolonego, zimnego i zdystansowanego mężczyzny. Nie przeszkadzało jej to jakoś bardzo, bo nie interesowała się samym Dominickiem, a raczej tym, co mógł jej dać. To całe sztuczne, dziwne małżeństwo było dla niej nowym startem, choć im dłużej mieszkała z Dominickiem, tym bardziej tego żałowała.
    — I nie martw się o ciszę. Wrócę wieczorem, więc nie będę Ci przeszkadzać — dodała, sięgając patelnię.
    Nie miała zamiaru się tłumaczyć, więc nie powiedziała nic więcej. Przegryzła wargę i zaczęła smażyć pierwsze naleśniki, uśmiechając się do siebie jak niecierpliwy chochlik. Chciała zjeść śniadanie, wykąpać się w dużej wannie, nacierając skórę swoim ulubionym, waniliowym olejkiem, spakować plecak i zaangażować się w dzisiejsze zajęcia, a potem spędziłaby trochę czasu ze znajomymi (może porozmawialiby o wszystkim, poplotkowaliby o profesorach przy jakimś słodkim napoju?), zapominając o tym, że będzie musiała wrócić do tego cichego, niemal opustoszałego domu, zamykając się w swoim pokoju, chwytając za słuchawki i czytając Krótką historię czasu.
    Przerażało ją to, jak czasem było cicho w tym domu, a jeszcze bardziej obawiała się tego, że Dominic powie, że to najwyższy czas postarać się o dziecko. W umowie związku wyraźnie zaznaczyła, że odmawia wszystkiego, co związane jest z jakąkolwiek cielesnością w małżeństwie. Wyjątek stanowił moment, kiedy wychodzili gdzieś razem, bo Dominic zaangażował się w jakąś akcję charytatywną — i tylko wtedy mógł ją objąć, a ona nie odsuwała się od niego, a przyjmowała jego towarzystwo z ciepłym uśmiechem, grając rolę zakochanej i szczęśliwej żony.
    Schwyciła za talerz z naleśnikami, siadając przy stole, daleko od męża, żeby nie za bardzo wchodzić w jego przestrzeń, czując się przy nim niezbyt pewnie, i zaczęła jeść, wodząc wzrokiem po ścianach, byleby nie przesunąć spojrzeniem po twarzy mężczyzny.
    Dominic James Callaghan był przystojny i miał w sobie coś diabelskiego i kuszącego. I Amethyst była pewna, że właśnie tak wyglądał diabeł, ale w tej swojej aurze kogoś, kto miał wszystko i mógł mieć jeszcze więcej — nie dostrzegała niczego, oprócz podpisanej umowy i sztucznego małżeństwa, w którym się znalazła.

    OdpowiedzUsuń
  3. — Będę się zbierać — odezwała się chrypliwie, odchrząkując cicho i podnosząc się wolno, zabierając talerz. — Gdybyś czegoś ode mnie chciał, po prostu zadzwoń.
    Dobrze wiedziała, że nie zadzwoniłby do niej bez konkretnego powodu. Ktoś musiałby chyba umrzeć, żeby wykonał połączenie. Pozmywała szybko po sobie, chcąc jak najszybciej zostawić to sztuczne życie w murach domu.
    Opuściła kuchnię i przemknęła niemal bezszelestnie przez korytarz, znikając we własnym pokoju. W umowie małżeńskiej zaznaczyła, że chce mieć własną sypialnię z oddzielną łazienką. Dominic nie kłócił się z tym, a przytaknął, co trochę ją wtedy zaskoczyło, ale teraz rozumiała, że nie chciał od niej niczego, oprócz szybkiego małżeństwa. Czasem jednak myślała o dalszym życiu przy jego boku, nie mogąc jednak wyobrazić sobie kolejnych lat, jakby to było dla niej za dużo. Poza tym zastanawiała się nad tym, czy Dominic nie będzie jej zdradzać. Był młodym, przystojnym właścicielem kancelarii, bogatym człowiekiem i Amethyst nie uwierzyłaby w to, że będzie jej wierny. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że wyraźnie zaznaczyła granice pomiędzy nimi. Zawsze uważała małżeństwo za węzeł, który mógł przerwać jedynie Bóg albo diabeł, ale żyjąc w małżeństwie z Dominickiem nie czuła się w ten szczególny sposób. Nie pragnęła spędzać z mężczyzną swojego życia żadnych wyjątkowych chwil, widząc w nim jedynie poważnego człowieka pod krawatem, który najpewniej nie spojrzałby nawet w jej stronę — gdyby nie to, że pasowała do profilu jego idealnej żony.
    Wzięła długą kąpiel, próbując się jakoś zebrać. Obiecała sobie, że wytrzyma w tej złotej klatce, w której zamknął ją Dominic, wiedząc o problemach swojej rodziny we Francji. Ojciec siedział w więzieniu, a matka z marnym skutkiem sprzedawała kwiaty po ulicach. Trójka młodszego rodzeństwa żyła w tym małym, zaniedbanym domu, z którego ona uciekła, więc czuła jakieś dziwne piętno odpowiedzialności, dlatego wszystkie pieniądze, które dawał jej Dominic, przesyłała rodzinie.
    Ubrała się szybko, związała włosy w niechlujny kok, wciągając swoją skórzaną kurtkę i ciężkie buty. Złapała za spakowany plecak i wybiegła z pokoju, krocząc pośpiesznie przez korytarz, bo Alice, Caesar i Leonard czekali w aucie przed domem, trąbiąc głośno, chcąc zakomunikować swojej koleżance, żeby się pośpieszyła.
    — Dale nie wierzę w to, że jesteś mężatką — odezwała się Alice, wyszczerzając swoje zęby w aparacie ortodontycznym w szerokim uśmiechu, po czym przesunęła się i poklepała siedzenie obok siebie.
    — Ja też w to nie wierzę — przyznała ze śmiechem, siadając ciężko. — Proszę. Jedźmy już stąd.
    — Dla Ciebie wszystko, pani Callaghan. — Leonard skinął do niej głową z lekkim, łobuzerskim uśmieszkiem i ruszył z piskiem opon.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciła po domu po pięciu godzinach zajęć, pogaduchach i dwóch słodkich napojach. Podziękowała za podwózkę Leonardowi i pożegnała się z uśmiechem, przechodząc przez próg tego wielkiego, bogatego domu, którego wcale nie nazwałaby swoim domem. Czuła się w tych murach jaj nieproszony gość, a Dominic wcale nie próbował tego zmienić, więc Amethyst zaakceptowała tę rolę.
      Westchnęła cicho, ściągając kurtkę i zostawiając plecak w rozległym salonie, który cicho egzystował w mroku. Miała ochotę zamówić pizzę i obejrzeć odcinek Teorii Wielkiego Podrywu, angażując się w perypetie nerdów i ignorując myśl o tym, że kolejny wieczór spędza samotnie przed telewizorem. Schwyciła za swój telefon komórkowy i odblokowała go przyciskiem, ale nagle usłyszała dwa różne głosy: pierwszy należał do jej jakże cudownego męża, ale drugiego nie umiała rozpoznać.
      Uśmiechnęła się miło, kiedy w salonie pojawił się Dominic w towarzystwie nieznanego jej mężczyzny w świetnie skrojonym, czarnym garniturze, trzymający szklaneczkę whiskey i patrzący w jej stronę swoim bystrym spojrzeniem.
      — Kochanie, nie wspominałeś nic o tym, że będziemy mieć gościa. — odezwała się szybko i zbliżyła się do swojego męża, wyciągając się po to, żeby ucałować czule jego policzek. Jak niedościgniony wzór idealnej żony. — Nie chciałam przeszkadzać.
      Przylgnęła do jego boku, czując jak Dominic podnosi ramię i wczuwa się w rolę męża w sztuce pod tytułem: Dobre, kochające się małżeństwo.

      Usuń
  4. — Ah, rozumiem. Mam nadzieję, że to nic poważnego… — Uśmiechnęła się miło. — Tylko nie siedź zbyt długo. Wiesz, że się o Ciebie martwię. — Odwróciła się do mężczyzny i przebiegła spojrzeniem po jego zmęczonej minie, poprawiając krawat przy szyi swoimi długimi, chudymi palcami.
    Przełknęła mimowolnie słysząc ten znany sobie głos — James Callaghan, człowiek sukcesu, najlepszy z najlepszych, bogacz o beznamiętnym spojrzeniu, a przede wszystkim jej najdroższy teść. Nazywając swojego męża diabłem, równie dobrze mogła ogłosić teścia mianem łupieżcy dusz. Był jak posąg wyrzeźbiony w marmurze przez wybitnego artystę: może dlatego zawsze widziała w jego spojrzeniu coś nienaturalnie zimnego?
    Uśmiechnęła się jednak ciepło i przywitała się z teściem krótkim uściskiem. James Callaghan zapewne miał ją za jedną z tych głupiutkich, uroczych dziewczyn z małych wsi, myśląc, że jego syn jest przez nią wręcz rozpieszczany. Amethyst próbowała nie psuć tej idiotycznej wizji dobrego, kochającego się małżeństwa, ale teść był czasem zbyt upierdliwy. I denerwowało ją to, że zawsze dopytywał się o to, kiedy zamierzają w końcu powiększyć rodzinę.
    — Dobry wieczór — przywitała się grzecznie. — Gdybym wiedziała, że tata nas dzisiaj odwiedzi, zrezygnowałabym z zajęć. Przygotowałabym kolację i usiedlibyśmy wszyscy razem, ale Dominic wspominał właśnie, że macie dużo pracy. Nie chciałabym przeszkadzać i kręcić się gdzieś…
    — Studiujesz? — dopytał do Christopher Walker i zmierzył dziewczynę spojrzeniem.
    Była młodziutka, pachniała kawą i czymś słodkim. Nie odmawiał jej również urody i jakiegoś uroku osobistego, jednak nie mógł się nadziwić, że to właśnie ta słodka, opiekuńcza osóbka zatrzymała przy swojego jego wymagającego i surowego szefa.
    — Tak. UCLA, fizyka — odpowiedziała z uśmiechem.
    — Fizyka? — Pokiwał z uznaniem głową. — Myślałem, że fizyką interesują się jedynie mężczyźni o dziwnych zainteresowaniach.
    — Wyjątek potwierdza regułę. — Zaśmiała się cicho, mierząc mężczyznę wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Amethyst odprowadziła swojego troskliwego, szarmanckiego teścia, żegnając się z nim ciepłym uściskiem, obiecując, że zjedzą niedługo rodzinny obiad (pewnie chciał od niej usłyszeć, że zadba o wszystko, i mężczyźni będą mogli dobrze zjeść, napić się whiskey i podyskutować o interesach, a kobiety grzecznie pokiwają głowami, nie wtrącając się w ten światek, zapewne będąc zbyt głupie, żeby cokolwiek zrozumieć).
    Westchnęła cicho, obejmując się ramieniem. Wlepiła spojrzenie w swoje buty i przechyliła głowę w bok, nie mogąc odgonić od siebie tego, co się stało; po raz pierwszy dostrzegła, że Dominic malał w obecności swojego ojca. Pod jego surowym spojrzeniem kurczył się w sobie, jakby oczekiwał od niego jakiejś surowej kary. Wtedy zaczęła rozumieć, że Dominic w jakiś sposób się go bał, ale to był zupełnie inny rodzaj strachu. Amethyst potrafiła to stwierdzić, pamiętając swój własny strach przed ojcem, który w alkoholowym amoku podnosił swoje ciężkie pięści, grożąc, że ich wszystkich pozabija, jak usłyszy choćby kwilenie, a wtedy Amethyst zasłaniała sobie usta rękoma, zaciskają powieki i modląc się o to, żeby ojciec nie usłyszał jak bierze drżąco oddech.
    Nie powinna się wtrącać w to wszystko. Dominic był dorosły i zapewne radził sobie z ojcem w swój sposób. Poza tym nie wspominał nic o tym w umowie, więc nie dotoczyło jej do bezpośrednio.
    Wzięła prysznic, rozczesała włosy i wtarła w nie różany olejek, rozwiązując jedno z tych skomplikowanych zadań matematycznych, wpatrując się od kilkudziesięciu minut w równanie, nie mogąc jednak znaleźć sensu w tym chaosie, dlatego zwlekła się wolno, ubrała kapcie i opuściła pokój. W takich chwilach zawsze robiła sobie kakao, dodając do niego pianki i posypkę.
    Przystanęła w salonie, dostrzegając majaczące światło i zerknęła po kanapie, gdzie siedział Dominic. Pochylony i zmęczony — miał zamknięte oczy i ledwo utrzymywał szklankę w ręku (spał?). Przegryzła wargę. Wystarczyłyby się teraz wycofywać i zignorować ten obrazek, wracając do siebie, ale nie potrafiła się ruszyć i odwrócić od tego, dlatego wzięła koc, otwierając jedną z licznych szafek i zbliżyła się bezszelestnie do mężczyzny.
    Wzięła od niego szklankę i odłożyła przy niskim, szklanym stoliczku, a chwilę później rozłożyła koc i okryła jego tułów, próbując ukryć jak bardzo zaczęły drżeć jej ręce. Czuła od niego alkohol, a pijani mężczyźni zawsze ją przerażali, powodując atak paniki, kiedy w jej głowie rozbijał się głos pijanego ojca, który właśnie wracał do domu i wrzeszczał, że znowu wywalili go z pracy.

    OdpowiedzUsuń
  6. — Słucham…?
    Wlepiła spojrzenie w jego twarz, nie rozumiejąc niczego. Dominic nie mógł jej tego zrobić. Dobrze wiedział, że zaczęła studia, bo zawsze tego pragnęła, traktując edukację jak coś, co miało jej zapewnić godne życie, bo może gdyby urodziła się w takiej wspaniałej i bogatej rodzinie jak jej mąż, nie musiałaby się przejmować nauką — ale była tylko biedną dziewczyną z Francji, uciekającą od życia w małym, zaniedbanym domu.
    — To nie było w umowie! — wrzasnęła, błądząc wzrokiem po ścianach i podłodze, chcąc się jakoś uspokoić, choć zaczęła mimowolnie drżeć z nerwów. — Czy Ty w ogóle rozumiesz, ile znaczą dla mnie te studia? Zdobyłam stypendium dla najlepszych, do cholery! A Ty mówisz mi dopiero teraz, że w Twojej rodzinie kobiety nie studiują?
    Odsunęła się od niego i pokręciła z niedowierzaniem głową.
    — Może więc czas, żeby ktoś to zmienił? — Wzruszyła ramieniem, wracając spojrzeniem do twarzy męża. — I Twoim zdaniem mam teraz ze wszystkiego zrezygnować i rzucić w diabły? Putain de merde!
    Gdy była bardzo zdenerwowana, zaczynała przeklinać po francusku, nie panując w ogóle nad tym, ale lepiej było przekląć po francusku niż oznajmić dobitnie: Ja pierdolę!
    — My się chyba nie zrozumieliśmy — stwierdziła nagle. — Robię wszystko, co chcesz, udaję idealną żonę i każdy myśli, że jestem w Tobie tak bardzo zakochana, że pewnie pasuję Ci po powrocie z pracy plecy! A Ty ot tak stwierdzasz, że mam rzucić studia? A może za chwilę powiesz, że Twoja urocza rodzina chciałaby już dziecka, i co? Też mam się zgodzić? Czy Ty w ogóle nie widzisz, jakie to jest popieprzone?
    Schwyciła poduszkę i rzuciła prosto w jego twarz, nie mogąc wytrzymać tego beznamiętnego spojrzenie, które w nią wbił.
    — W Los Angeles trzymają mnie tylko te studia… i tylko dzięki nim będę mogła pracować kiedyś gdzieś indziej niż w pieprzonym barze! — warknęła. — Bo chyba nie myślisz, ze będziemy tę farsę ciągnąć do końca życia? Nie będę żadnym Twoim ładnym dodatkiem!

    OdpowiedzUsuń
  7. — Teorie i opowieści o kosmosie? Teorią i opowieścią jest moje obecne życie! — Pokręciła głową i wbiła w niego swoje pociemniałe z nerwów spojrzenie. — Myślisz, że chcę Twoich durnych pieniędzy? Gdyby nie moja matka i trójka rodzeństwa… mógłbyś się wypchać tą swoją fortuną. I dobrze o tym wiesz, Dominic.
    Nie byłaby w stanie pomagać rodzinie i studiować, dlatego przyjęła propozycję tego popieprzonego małżeństwa, myśląc, że wystarczy jedynie udawać jego idealną żonę.
    — Zacznijmy od tego, czy kiedykolwiek wziąłbyś ślub z miłości — stwierdziła oschle. — Wątpię w to, że Ty w ogóle umiesz kochać, więc kto niby miałby pokochać Ciebie? — spytała, prychając.
    Mógł nie zaczynać tematu, bo Amethyst nigdy nie wspominała o miłości, omijając ten temat tak szeroko jak tylko się dało. To był jej najsłabszy punkt: miłość. Dla niego może nie znaczyło to zbyt wiele, bo zapewne miał wokół siebie wiele kobiet, ale Amethyst spotykała się i pokochała tylko jednego mężczyznę. Miała wtedy piętnaście lat, gdy Cedric Allègre zaprosił ją do siebie, a potem złamała mu serce, gdy opuściła Francję — a przecież chłopak zapewniał ją o tym, że się o nią zatroszczy i będzie robić wszystko, żeby jej pomóc. Planowali wspólną przyszłość, a Cedric śmiał się głośno, mówiąc że założy zespół i będzie popularny. Obiecał też, że wtedy się jej oświadczy. Powiedział, że wybierze dla niej najpiękniejszy i najdroższy pierścionek, a potem będą żyć długo i szczęśliwie.
    — Nie możesz mi tego zrobić… — szepnęła, mięknąc przez myśl o tym kochanym, szczerym chłopaku, którego zostawiła we Francji. Wypuściła z ust gorący i drżący oddech, siadając niepewnie obok mężczyzny.
    — Przepraszam. Nie powinnam tego mówić — dodała, przełykając z trudem ślinę. Potarła mocno swoje czoło, czując jak jej oczy robią się mokre. — Te studia tyle dla mnie znaczą… Zostawiłam rodzinę we Francji i tylko myśl o tym, że będę mogła pomóc mamie i rodzeństwu sprawia, że tutaj nie wariuję. Nie chcę od Ciebie niczego, Dominic, ale proszę Cię… nie zabieraj mi tego.
    Schowała twarz w ręce, nie mogąc wytrzymać z żalu, który ją otoczył, a który wbijał się boleśnie w skórę. Zostawiła wszystko we Francji, rodzinę i miłość, swoje serce, mrzonki o szczęśliwym życiu dla studiów — dla teorii i opowieści o kosmosie, myśląc, że wróci do rodziny za parę lat i będzie mogła błagać Cedrica o to, żeby jej wybaczył, bo wcale o nim nie zapomniała, a trzymała pod zamknięciem w swoim sercu, trzymając w sobie cały ból i niemoc.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze wiedziała, że przesadziła. Nie powinna tego mówić ani uderzać w mężczyznę w ten sposób, choć wspomnienie o miłości w ich związku sprawiało jej zwyczajowy ból. Nie została jego żoną tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Miał to być sposób, żeby uczyć się dalej i pomagać rodzinie, godząc to jakoś w końcu.
    Westchnęła ciężko, przyjmując wszystko, co do niej powiedział z nieludzkim spokojem. Czy była w stanie zrezygnować ze swoich marzeń dla niego? Odpuścić sobie? Wiele mogłaby zrobić, udawać, że jest zakochana i szczęśliwa, zapatrzona w niego, całkowicie oddana, ale to było dla niej za dużo. Dość tego przedstawienia, udawania, że nie ruszało jej to w ogóle, koniec z tym wewnętrznym krzykiem, pędem w stronę wyłączenia emocji, odcięciem się od pragnień. Był jej mężem, a ona jego żoną — i nie zamierzała kończyć tego dnia w ten sposób, wyrzucając sobie to wszystko, nie mogąc rozumieć, dlaczego tak się stało.
    Dominic musiał pracować, więc przygotowała dla niego kawę; czarną, bez cukru. Taką jaką lubił, a potem złapała za filiżankę i skierowała się do jego gabinetu, chcąc złagodzić jakoś sytuację. Nie była przecież kamieniem rzuconym w odmęty i czuła się naprawdę podle, przypominając sobie swój wybuch, jego drżący głos i swoje łzy.
    — Przepraszam — zaczęła, gdy przeszła przez próg. Zbliżyła się wolno, podchodząc niemal bezszelestnie i odłożyła filiżankę przy biurku, uważając, żeby nie rozlać kawy w drżących rękach.
    Wlepiła spojrzenie w jego zmęczoną twarz, przegryzła wargę i obeszła biurko, skracając dystans, który wisiał między nimi od niemal zawsze, chyba że musieli udawać przed kimś szczęśliwe małżeństwo. Przytuliła się przepraszająco do jego ramienia, zaciskając palce po jego białej koszuli, gniotąc nerwowo materiał.
    — Przepraszam za to, co powiedziałam. Nie chciałam… poniosło mnie, więc dlatego tutaj jestem. Nie chcę się z Tobą kłócić, bo nasze relacje i tak są trudne. — Odsunęła się i wzruszyła słabo ramieniem. — Chcę jednak, żebyś wiedział, że znalazłam dobre wyjście z sytuacji, ale musisz mi zaufać.
    Nie chciała tego przed sobą przyznawać, że była po prostu zmęczona tym wszystkim. Udawaniem szczęśliwej i zakochanej. Uśmiechanie się miło, przyjaźnie, akceptując to wszystko, jakby była jedynie narzędziem w rękach tej rodziny.

    OdpowiedzUsuń

  9. — Boli Cię kark? — spytała. — Po prostu powiem Ci, co wymyśliłam, a Ty możesz odpowiedzieć rano — stwierdziła, lustrując go spojrzeniem.
    Mieszkanie pod jednym dachem z tym diabłem miało też swoje plusy. Przynajmniej mogła bezkarnie zerkać po jego przystojnej — choć często zimnej i zdystansowanej — twarzy. Czasem miała wrażenie, że los wynagradzał jej to wszystko tym, że podsunął jej pod nos przystojnego, bogatego mężczyznę. Dominic poruszał w niej całą paletę różnych emocji, czasem przyciągając ją w swoją stronę jak ogień nęcił ćmę — a innym razem odpychał swoim zimnem, niemal martwym spojrzeniem.
    Kiedy dostrzegła w jego spojrzeniu smutek, zmęczenie i tęsknotę — przegryzła mimowolnie wargę. Nie chciała go takiego widzieć. Dla niej był dumnym, niedostępnym i twardym człowiekiem nieopisanego sukcesu, po który sięgnął bez niczyjej pomocy. A teraz widziała coś więcej. Jakby Dominic otworzył jakieś drzwi i pozwolił jej przez nie zerknąć.
    — Będę się uczyć zaocznie — zaczęła, podchodząc do niego powoli. — To nie będzie zbyt dużo zajęć. Może 10h łącznie — dodała, zatrzymując się przed krzesełkiem, w którym siedział, a potem położyła ręce po jego ramionach i powodziła długimi, chudymi palcami w stronę jego karku. — W tygodniu będę siedzieć w domu, zajmować się tym, czym powinnam, czyli byciem idealną żoną… a w weekendy będę kontynuować naukę. Nie chcę się kłócić, ale nie chce też rzucać kompletnie studiów, więc pomyślałam, że to jest jakieś rozwiązanie.
    Zaczęła rozmasowywać jego kark, wodząc spojrzeniem po jego przystojnej twarzy. Może gdyby nie to fikcyjne małżeństwo, wszystko potoczyłoby się inaczej. Może pozwoliłaby sobie wejść w jakąś relację — ale przecież była teraz w związku, a przy placu świecił drogi pierścionek, który boleśnie jej o tym przypominał, więc dlaczego nie korzystała z tego, co dał jej los? Czy byłoby grzechem zbliżenie się do tego diabła? Przecież tkwili w tym małżeństwie, a Amethyst nie była w stanie go zdradzić, pamiętając o przysiędze małżeńskiej.
    Dlatego pochyliła się i przytknęła swoje usta do jego ust w mocnym pocałunku, sunąc palcami do jego włosów i łapiąc za kosmyki. Dominic smakował mrokiem i alkoholem, grzechem i złymi decyzjami, ale było już za późno, żeby się wycofać. Jego usta idealnie pasowały do jej ust, i Amethyst mogłaby to otwarcie przyznać, gdyby ktoś ją o to zapytał.
    — Przemyśl to… — szepnęła, nie odsuwając się od niego, ale mówiąc drżącym, trochę zachrypniętym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyjmowała jego pocałunki, obejmując ciasno jego szyję. Może właśnie tego potrzebowała. Od kiedy uciekła z Francji, nikt nie całował jej w ten sposób i z nikim nie była tak blisko, a teraz pragnęła jedynie poczuć czyjąś bliskość. Być może to przez wspomnienie o swojej nastoletniej miłości, a smutek i samotność przyszły zaraz potem i Amethyst chciała pozbyć się tej niemocy ze swojej głowy.
    Odchyliła szyję w momencie, kiedy poczuła przy skórze jego usta i westchnęła mimowolnie, przyciągając bo bliżej siebie. Nie chodziło przecież o nic więcej niż o bliskość, wejście w mrok, który zawsze otaczał jej męża i posmakowanie go w ten zakazany dla niej sposób.
    Ale Dominic się odsunął.
    Patrzyła po nim, niczego nie rozumiejąc aż w końcu zdała sobie sprawę z tego, jak musiało to dla niego wyglądać. Pewnie pomyślał, że chciała go przekupić seksem, a przecież jedyne czego od niego chciała w tamtej chwili to tylko to, żeby pozwolił jej zapomnieć o tym, co zostało we Francji.
    — Pocałowałam Cię — zaczęła — bo chciałam, a nie dlatego, że wykorzystuję sytuację. I wcale nie musisz się godzić.
    Chciała, żeby to wiedział, a potem opuściła gabinet, zmierzając od razu do swojego pokoju, gdzie cicho zamknęła drzwi i pokręciła głową z cichym niedowierzaniem. Dotknęła swoich ust, czując przyjemne mrowienie po namiętnych, silnych pocałunkach, uświadamiając sobie, że wtedy ona naprawdę go potrzebowała.
    Był już późno, a Amethyst nie owinęła się w kołdrę. Wzięła paczkę papierosów, otworzyła okno i usiadła ciężko przy parapecie, sięgając po zapalniczkę. Zaraz potem wypuściła przez nos chmurę szarego dymu, patrząc w ciemność, zastanawiając się nad tym, czy nie lepiej było po prostu trzymać się ściśle określonych zasad niż poddawać się chwilowym zachciankom. Takim jak pocałowanie swojego kochanego, ciężko pracującego męża. To było szaleństwo, i dopiero teraz to sobie uświadomiła. Weszła w mrok, w który nie chciała, a najgorsze było to, że wcale nie czuła się tym przerażona, a raczej coś pchało ją dalej w mrok.


    Napisała krótką wiadomość do Leonarda, że jest chora i nie zbierze się dzisiaj z nimi autem — kłamała, ale nie mogła przecież napisać koledze, że jej mąż zabronił jej studiować, więc rzuca karierę naukową w diabły i zostaje kurą domową. Leonard pewnie by się wkurzył i chciał wygarnąć Dominicowi, co o tym wszystkim myśli, a Amethyst miała już tego wszystkiego serdecznie dość. Nie były jej potrzebne kolejne rozmowy i przeprosiny.
    Wzięła prysznic, ubrała ładną sukienkę — w kolorze kawy, lekko przylegającej do skóry, z głębokim dekoltem — i umalowała się pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Miała zamiar wyjść z domu, żeby wysłać list do Francji, a potem wróci do domu i ugotuje obiad, powstrzymując się od jakiegoś bezsensu tego, co właśnie robi, ignorując również szereg wiadomości od znajomych z uczelni, pisząc po raz kolejny o tym, że jest chora.
    Rozpuściła włosy i spryskała się różanymi perfumami, podnosząc się wolno. Opuściła sypialnię i przeszła przez korytarz, schodząc do kuchni, gdzie miała zamiar wypić szybko kawę. Obrzuciła krótkim spojrzeniem swojego męża, który przeglądał poranną gazetę i przeszła obok, nie odzywając się. Uznała, że lepiej będzie zapomnieć o tym, co się wczoraj stało i wrócić do tego, co było, nie przejmując się tym ani trochę.

    OdpowiedzUsuń
  11. — Nathalie? Miło Cię widzieć — odparła Amethyst, zapraszając dziewczynę gestem. — Dominic jest w pracy, ale powinien być niedługo w domu, więc jak najbardziej możesz poczekać. Jestem prawie pewna, że będzie zachwycony tymi odwiedzinami.
    Uśmiechnęła się miło i poprowadziła Nathalie za sobą. W kuchni unosił się przyjemny zapach słodkich przypraw, smażonego mięsa i gotowanych warzyw. Amethyst wzięła fartuszek, obwiązała się nim i stanęła przy kuchence, mieszając drewnianą łyżką w garnku.
    — Wybacz, że goszczę Cię w kuchni, ale robię obiad — powiedziała. — Dominic zawsze pracuje do późna, więc pomyślałam, że będzie głodny. Poza tym nic nie smakuje lepiej niż domowy obiad… może zjesz z nami? — spytała, smakując gotowanych warzyw.
    Amethyst lubiła gotować i robiła to naprawdę często, jednak zazwyczaj gotowała wyłącznie dla siebie. Teraz jednak miała zbyt wiele wolnego czasu, a zrobiła już wszystko; wysłała list, zrobiła zakupy i posprzątała pokój. Nawet zdążyła pomalować paznokcie. Chciała też usiąść przy książkach, ale było to dla niej zbyt bolesne, gdy pomyślała o tym, że dłużej nie będzie musiała tego robić, skoro zdecydowała się rzucić studia. I nadal nie wymyśliła, jak powie o tym swoim znajomym.
    — Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? — dopytała.

    OdpowiedzUsuń
  12. — Był tutaj dlatego, że Dominic nad czymś pracował, nie wiem dokładnie. Twój ojciec prędzej porozmawiałby ze mną o petuniach niż o interesach — stwierdziła rzeczowo, odchodząc od kuchenki, żeby zrobić herbatę. Sięgnęła po filiżankę.
    — Potem Dominic stwierdził, że nie mogę daje studiować — dodała, nie będąc pewna, czy chce mówić o tym Nathalie, ale nikt nie wiedział tak dużo o tym wszystkim jak ona. — Cóż, pokłóciliśmy się i żeby zakopać topór wojenny, ekhm, zrobiłam mu kawę, wiesz, pracował do późna, no i, chciałam też powiedzieć, co wymyśliłam. Wiesz, mogłabym przecież studiować zaocznie, to tylko weekendy więc nie powinno być wielkiego problemu, ale źle to rozegrałam.
    Schwyciła za pozłacany czajniczek i zalała saszetkę herbaty, gryząc nerwowo wargę.
    — Powiedziałam mu o tym, a potem go pocałowałam, a Dominic pomyślał, że w ten sposób chcę coś dla siebie ugrać. — Postawiła przed Nathalie filiżankę i podstawiła pod nos cukierniczkę i talerzyk upieczonych rano ciasteczek z cynamonem.
    Naprawdę się jej nudziło.
    — I nie rozum mnie źle, nie żałuję że go pocałowałam — dodała. — To musiało się w końcu stać. Przecież nie jestem ślepa, a Twój brat, pomijając osobowość, jest facetem, który mógłby mi się spodobać. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Chyba poczułam się samotna, i byłam taka zła, że zostawiłam Francję i chłopaka, którego kochałam, żeby tutaj przyjechać i studiować, a on tak po prostu mi to odebrał… Jestem dziwna, co?

    OdpowiedzUsuń
  13. Amethyst uważnie słuchała tego, co mówiła Nathalie. Doceniała jej szczerość i to, że zawsze próbowała jej wytłumaczyć to, co działo się w rodzinie. Westchnęła cicho, rozumiejąc teraz bardzo dobrze, dlaczego Dominic kazał jej porzucić uczelnię. I nawet było jej go szkoda, nie mogąc sobie wyobrazić tego przeszywającego uczucia, gdy nie mogło się zrobić niczego innego od spuszenia głowy przed ojcem. Zaczynała powoli dostrzegać rolę najstarszego z rodu w rodzinie i naprawdę ją to przerażało.
    — Nie musisz tego robić, Nathalie. — Ścisnęła jej dłoń i uśmiechnęła się ciepło. — Jestem dorosła i powinnam była wziąć pod uwagę takie rzeczy. Jeśli to naprawdę polecenie Twoje ojca, lepiej będzie je spełnić.
    Odwróciła głowę i spojrzała po swoim mężu, który właśnie przekraczał próg i podchodził do siostry. Nie przywitała się z nim, a jedynie uśmiechnęła delikatnie.
    — Nie przesadzajmy — odparła. — To tylko zwykły obiad, naprawdę. — Sięgnęła po talerze i sztućce, po czym rozłożyła je sprawnie, a potem zajęła się dokończeniem obiadu.
    Ratatouille z sosem cytrynowo-pomidorowym wychodziło jej zawsze najlepiej. A dzisiaj chciała, żeby obiad był czymś w stylu wyciągnięcia ręki. Nie lubiła się kłócić i czuła się naprawdę okropnie po wczorajszym. Nie powinna tak mówić do męża ani w ogóle go całować, bo było to po prostu katastrofalne i nieodpowiednie.
    — Jedzcie, jedzcie. — Uśmiechnęła się lekko, gdy usiadła przy stole, patrząc po przygotowanym obiedzie, i po tym jak dobrze to wszystko wyglądało. — To jedno z francuskich dań — dodała. — Mam nadzieję, że będzie Wam smakować. Poza tym, Nathalie, powinnaś nas częściej odwiedzać.

    OdpowiedzUsuń
  14. — Postaram się częściej gotować. Już zapomniałam, ile to mi sprawia radości — stwierdziła ze śmiechem. — Poza tym chyba lubię gotować dla innych — dodała, spoglądając po Nathalie z uśmiechem.
    Było w tym spotkaniu coś niepokojąco przyjemnego. Pierwszy raz jadła przy stole z mężem, nie chcąc od razu uciekać, więc być może wspólny obiad naprawdę załagodzi napięcie pomiędzy nimi.
    — Hm? Tak. Podaj talerz. — Wzięła od niego naczynie, po czym podniosła się i zbliżyła do kuchenki, ostrożnie podnosząc pokrywkę z garnka. — Upiekłam jeszcze ciasto — dodała, jakby chciała zakomunikować, żeby oszczędzał siły.
    Ktoś przecież musiał zjeść czekoladowe, nadziewane budynkiem i malinami ciasto. Amethyst naprawdę lubiła siedzieć w kuchni i w ogóle jej nie przeszkadzało, że spędziła przy kuchence pół dnia. W ten sposób zapomniała o całej wczorajszej sprawie.
    Oddała mężowi talerz, a chwilę później napełniła jeszcze wysoki dzbanek wodą i krojąc szybko cytrynę, wrzuciła do niego kilka plasterków, po czym złapała za szklanki i rozdała je.
    — Jak było w pracy? — spytała, rozlewając wodę po szklankach.
    Nie chciała, żeby było dziwnie. Tym bardziej kiedy Nathalie im się przyglądała, a Amethyst było po prostu wstyd, że nie umiał się dogadać ze swoim mężem. Zdecydowanie powinni porozmawiać o tym, co stało się wczoraj i ustalić kilka nowych zasad.

    OdpowiedzUsuń
  15. — Myślę, że Twojego brata nie odciągnąłby od pracy nawet huragan — stwierdziła, upijając łyk wody. — Ale zgadzam się z Nathalie. Powinieneś odpocząć. — Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę męża.
    Amethyst widziała przecież jak bardzo bywał zmęczony. Jak wlewał w siebie kolejną kawę i uciekał w papiery. To było po prostu niezdrowe i każdy człowiek miałby tego wszystkiego dość. Nawet taki diabeł jak Dominic. Jednak komentarz Nathalie o tym, że powinna o niego dbać, sprawił, że zmieszała się mimowolnie, nie wiedząc właściwie, co o tym pomyśleć. Do tej pory nie wtrącała się w pracę swojego męża, uważając, że dobrze wiedział, co robił i nie musi mu przypominać o tym, że spał dzisiaj zaledwie trzy godziny i może warto się już jednak położyć.
    — Wysłałam list do mamy — zaczęła. — Później zrobiłam zakupy i wróciłam od razu do domu. Wzięłam się za sprzątanie, zrobiłam pranie, podlałam kwiaty i inne tego typu domowe pierdoły. Upiekłam ciasteczka cynamonowe, ciasto z budyniem i malinami, był jeszcze w planach jakiś tort, ale uznałam, że to będzie za dużo. — Zaśmiała się cicho. — I wzięłam się koniec końców za obiad, a później przyszła Nathalie. Ah! I kupiłam książkę kucharską. Chciałam zrobić coś tutejszego, ale bałam się tego, że mogę kogoś otruć.
    Wzruszyła lekko ramieniem, uśmiechając się lekko. To był pierwszy raz, kiedy tak szczegółowo opowiedziała Dominicowi o tym, jak spędziła swój dzień. Zazwyczaj mówiła jedynie, że nie działo się nic ciekawego, a to kończyło rozmowę. Teraz jednak uznała, że lepiej będzie poszukać z mężem jakiegoś kontaktu niż nadal brnąć w swoje. Musiała go przecież jeszcze przeprosić za to, co stało się wczoraj i zakomunikować, że wie o tym, że to nie jest jego wina, a raczej jego rodziny i poglądów najstarszego z rodu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, słysząc komentarz Nathalie o gotującym Dominicu. Jakoś trudno był jej to sobie wyobrazić, choć im dłużej o tym myślała, tym wyraźniej widziała go przy kuchence. W białej koszuli, z podciągniętymi do łokci rękawami i odpiętymi guzikami przy szyi — odchrząknęła cicho, schwyciła za szklankę i upiła kolejny łyk wody.
    — Teraz już wiesz, i niestety nie będę mogła już udawać, że nie umiem — stwierdziła ze śmiechem, po czym podniosła się i sięgnęła po upieczone wcześniej ciasto.
    Pachniało czekoladą i malinami, a przede wszystkim wyglądało naprawdę dobrze. Amethyst zebrała talerze po obiedzie, odkładając do zlewu, po czym zalała je wodą i zaraz potem schwyciła za mniejsze talerzyki, idealne do ciasta, i podzieliła biszkopt.
    To było naprawdę miłe spotkanie, tym bardziej że przy Nathalie wszystko nabierało jakiegoś sensu. Amethyst wcale nie przeszkadzało, że jej mąż siedział obok, a nawet czerpała z tego jakąś niepokojącą przyjemność, widząc go takiego. Był teraz bardziej ludzki i może gdyby był taki zawsze, przeżyłaby to małżeństwo łatwiej. Ale dobrze wiedziała, że to jedynie nikła gra świateł i kiedy Nathalie się pożegna, oboje wrócą do siebie; do dystansu i krótkich spojrzeń.
    Podniosła się chwilę później. Zjadła ciasto, więc nie chciała przeszkadzać rodzeństwu, biorąc pod uwagę to, że Nathalie przyszła właściwie do Dominica, dlatego uśmiechnęła się i pożegnała, mówiąc, że zostało jej jeszcze coś do zrobienia, choć tak naprawdę zdążyła uporać się ze wszystkim, i to ją chyba najbardziej przerażało — bo co będzie jutro robić? Albo pojutrze?
    Zamknęła się w swoim pokoju, przebierając się w za dużą koszulę z logiem NASA; sięgała jej do połowy ud, a rękawy wisiały przy łokciach, a mimo to Amethyst naprawdę ją lubiła. Usiadła z laptopem w łóżku, przeglądając wiadomości od znajomych.
    Leonard: Jeśli Twój mąż Cię więzi, powiedz mi o tym, porwę Cię i uciekniemy razem.
    Alice: Bez Ciebie niczego nie rozumiem!
    Caesar: Leonard jest załamany tym, że Cię dzisiaj nie było, a Alice próbowała popełnić samobójstwo cyrklem, więc lepiej wracaj szybko!
    Amethyst uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową. Nie wiedziała jednak, co powinna odpisać ani jak zareagować. Nie mogła przecież oznajmić znajomym, że wczoraj podjęła decyzję o tym, że nie będzie dalej studiować. Nie umiałby tego sensownie wytłumaczyć, więc nie chciała w ogóle podejmować tematu.

    OdpowiedzUsuń
  17. Podniosła się do siadu, kiedy ktoś zapukał, a potem patrzyła po swoim mężu, który stanął w progu. Był w jej pokoju może z trzy razy; i nigdy nie spędził tutaj dłużej niż piętnaście minut, więc czuła się co najmniej dziwnie, widząc go tutaj.
    Uśmiechnęła się jednak delikatnie, zawinęła kosmyk włosów i pokiwała powoli głową.
    — Zanim zaczniemy… chciałam Cię przeprosić za wczoraj — powiedziała. — Nie chciałam, żeby tak wyszło, nie myślałam racjonalnie, byłam zła i smutna — wyjaśniła, chcąc zaznaczyć, że było jej po prostu wstyd z powodu tego, co się wczoraj stało.
    Przypominała sobie jednak mimowolnie o pocałunku, który zainicjowała, a później o miękkich, ciepłych ustach mężczyzny przy swojej szyi, nie rozumiejąc, dlaczego akurat teraz w jej głowie pojawiło się to nieodparte pragnienie spróbowała jego ust po raz kolejny. Może wtedy łatwiej byłoby jej siebie nienawidzić.
    — I dzisiejszy obiad nie był jakimś złowrogim planem, żeby Cię do czegokolwiek przekonać — dodała. — Nie jestem aż tak potworna jak uważasz.
    Nie miałaby nawet siły bawić się w intrygi i spiski, bo to nie był jej świat. Amethyst po prostu robiła to, co chciała, choć niekoniecznie było to słuszne i dobre, bo tak jak w tym przypadku, pomiędzy nią a Dominickiem, pojawił się konflikt, który nie wydawał się łatwy do przeskoczenia. Chciała jednak wszystko sobie wyjaśnić i ustalić coś, co miałoby zapobiegać takim wydarzeniom jak wczoraj. No i, zamierzała wspomnieć o jego pracy; Nathalie miała rację — za dużo pracował.

    OdpowiedzUsuń
  18. Słuchała uważnie tego, co mówił, wodząc spojrzeniem po jego twarzy. Miała wrażenie, że zaraz wyzna jej coś strasznego i jeszcze bardziej dołującego, i tak naprawdę nie wiedziała, czy dałaby radę się z tym uporać. Życie z Dominickiem nie było łatwe, tym bardziej w momentach, kiedy musiała prezentować się nienagannie, mówić pięknie i równie pięknie się uśmiechać. Nie przeszkadzało jej to jednak aż tak bardzo, choć męczyła się mocno w towarzystwie bogatych panien z dobrych domów, dla których nie liczyło się nic, oprócz dzisiejszych trendów mody.
    Podniosła się momentalnie, kiedy powiedział, że może studiować zaocznie, a potem uśmiechnęła się szeroko i w kilku krokach zniszczyła dystans, który ich dzielił, i objęła go mocno.
    — Dziękuję — szepnęła i odsunęła się od niego, wzruszając delikatnie ramieniem, jakby nie mogła znaleźć żadnych innych słów. — To naprawdę wiele dla mnie znaczy, Dominic.
    Zaśmiała się cicho pod nosem, nie mogąc ukryć tego, że czuła się tak jakby mąż podarował jej parę skrzydeł. A jeszcze dzisiaj rano myślała jedynie o tym, jak powiedzieć znajomym, że rzuca studia.
    — Ale to nie jedyna rzecz, o której powinniśmy porozmawiać — stwierdziła. — Nie chcę żebyśmy się kłócili. I tak trwamy w tym wszystkim wspólnie, więc kłótnie niczego nie ułatwiają. A skoro dochodzi do kłótni, chciałabym się też od razu godzić.
    Skoro już mieli rozmawiać, Amethyst obiecała sobie, że będzie z nim szczera, i że powie wszystko, co myśli, a co do tej pory jedynie trzymała dla siebie.
    — Poza tym wcale mi się nie podoba, że tak długo pracujesz. Jestem w domu zupełnie sama i nie czuję się z tym dobrze, bo mimo że rozmawiamy ze sobą za dużo, jest mi lepiej kiedy wiem, że jesteś gdzieś obok. — Przegryzła wargę. — Nie musimy spędzać ze sobą czasu, ale tkwimy w tym domu razem i nie chciałabym się dalej czuć jak gość. Wiem, że jesteśmy tylko fikcyjnym małżeństwem i pewnie nigdy nie myślałeś o tym, żeby spędzać ze mną czas, ale może jak uporasz się z pracą i będzie miał więcej wolnego, pójdziemy… gdzieś?

    OdpowiedzUsuń
  19. — Boże… przecież ja Ci nie proponuję żadnych randek, czy czegokolwiek w tym stylu. Chciałam po prostu zmienić trochę to, co nas łączy — odparła. — Dzisiaj było naprawdę miło, i pomyślałam, że moglibyśmy to powtórzyć choć raz w miesiącu. Zaprosilibyśmy Nathalie i spędzili razem czas, jak… rodzina? Nie wiem nawet, jak to określić, żebyś znowu nie poczuł się dotknięty tym, że chcę Cię gdziekolwiek wyciągać.
    Spodziewała się tego, a mimo to i tak brnęła w to, żeby oderwać trochę jego uwagę od ciągłej pracy. Być może czuła się w obowiązku, żeby choć trochę o niego zadbać. W końcu Nathalie tak bardzo się o niego martwiła.
    — I niczego od Ciebie nie oczekiwałam. Możesz uznać to za wyciągnięcie ręki w Twoją stronę — odparła, wzruszając ramieniem. — Dobrze że się chociaż zgadzamy co do tych sprzeczek, chociaż właśnie przyznałeś, że jesteś zmęczony całym dniem, a co za tym idzie, przyznajesz mi trochę racji z tym, że za dużo pracujesz. Sam kopiesz pod sobą dołek, mężu — podkreśliła ostatnie słowo, uniosła brwi i westchnęła ciężko.
    — I naprawdę myślisz, że jesteś tak trudny że nie wytrzymałabym z Tobą kilku godzin? Proszę Cię... dzieliłam pokój z trójką młodszego rodzeństwa i nie umiałbyś być bardziej irytujący od nich — oznajmiła. — Ale dobrze. Poczekam aż będziesz gotów po prostu ze mną usiąść i porozmawiać, ale masz trzydzieści lat a nie pięćdziesiąt, więc myślę że nie byłoby tak źle.
    Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Zdecydowanie brnęła w to, żeby stać się ze swoim mężem znajomymi, a nie obcymi sobie ludźmi. Mieszkali przecież razem, a Amethyst naprawdę potrzebowała czasem poczuć się w tych murach jak w domu, a nie hotelu.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ona też nie miała pojęcia jak wygląda normalne rodzinne życie. Ojciec pił zawsze, a jeszcze częściej podnosił swoją ciężką pięść. Matka zawsze była bierna i dzielnie znosiła to, co serwował jej mąż, a młodsze rodzeństwo przypominało jej stado przestraszonych owiec, więc naprawdę nie wiedziała, jak wygląda normalne rodzinnie życie. Ale chciała spróbować.
    Nie udało jej się to z Cedrikiem, mimo że zawsze uważała, że będzie świetnym mężem i ojcem, często żartując, że to ona będzie odpowiedzialny w ich małżeństwie za te urocze, kochane rzeczy. Ale Cedrica tutaj nie było, był za to Dominic, zimny i zdystansowany.
    — Przecież z reguły o Tobie myślę. Przecież nie robię wszystkiego, żeby Cię wkurzyć — odparła. — Ja tez nie wiem, jak wygląda normalne życie w rodzinie, ale nie chcę z niego rezygnować, bo Ty widzisz to inaczej niż ja. Ja się staram, Ty też byś mógł, bo jedyne co robisz to ignorowanie mojej obecności. Wiem, że nie jestem zapewne idealną towarzyszką rozmów, ale chciałabym, żebyś traktował mnie chociaż jak znajomą a nie jak powietrze.
    Wlepiła w niego spojrzenie i pokręciła głową.
    — I dlaczego odzywasz się w ten sposób? „Zadowolona?” Naprawdę myślisz, że chcę Ci dopiec w jakiś sposób? Rozumiem, że praca jest dla Ciebie ważna, ale ja nie mam zamiaru odwiedzać Cię w szpitalu ani tym bardziej zostawać wdową — powiedziała. — Nie wiem, jak traktujesz to małżeństwo, ale skoro nie ma w nim niczego, to chociaż wnieś jakieś zaangażowanie. Nie każę Ci przejmować się mną, bo akurat poradzę sobie bez troski, ale Ty zawsze zachowujesz się w ten sam sposób. Nie wiem, jakbyś chciał widzieć w tym, co robię i mówię coś złego. Nie, nie chcę Cie skrzywdzić i nie, nie robię niczego, żebyś coś dla mnie zrobić. I im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. Wymagam aż tak dużo? Chcę jedynie namiastki domu…
    Objęła się ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  21. — Dobrze… ja po prostu… po prostu nie chcę, żeby to tak wszystko wyglądało — szepnęła, a kiedy ją objął, złapała się mocno jego koszuli i odetchnęła cicho. — Bądźmy drużyną. Przecież stoimy po tej samej stronie.
    Odsunęła się od niego i uśmiechnęła nieznacznie, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Cieszyła się jednak, że Dominic nie okazał się być aż takim diabłem, jak ktoś mógłby pomyśleć. Zaczynała dostrzegać jego ludzką stronę i poznawać ją; bała się jednak, że Dominic się spłoszy w momencie, kiedy to zauważy. Zbudował przecież wokół siebie mur i raczej niechętnie go burzył, dlatego Amethyst uznała, że nie będzie naciskać, a raczej poczeka aż jej mąż będzie chciał się w jakiś sposób otworzyć. Nie wyobrażała sobie jednak zbyt wiele, pamiętając ciągle o tym, że byli jedynie dwójką nieznajomych, uwikłanych w małżeństwo, mieszkających w jednym domu, i może dlatego czasem nie umiała powstrzymać się od tych brudnych, nieodpowiednich myśli?
    Czasem patrzyła w jego stronę i zastanawiała się nad tym, czy on również czuł napięcie pomiędzy nimi; to gorące, tęskne napięcie, sugerujące, że wystarczyłoby tylko jedno spojrzenie, a któreś z nich rzuciłoby się w przepaść.


    Wszystkie sprawy dotyczące studiów załatwiła bez większych problemów. Zapewne najbardziej pomogło jej nazwisko i to, że była jedną z najlepszych studentek, więc wystarczyło podpisać kilka dokumentów i wniosek przeszedł. Oficjalnie zaczynała studiować zaocznie; i naprawdę się z tego cieszyła, nie mogąc sobie nawet wyobrazić, żeby rzucić uczelnie w diabły. A przecież jeszcze wczoraj stanęła tak blisko tej niebezpiecznej krawędzi. Najtrudniej było to wszystko wyjaśnić znajomym, bo doszukiwali się w tym jakiegoś konkretnego powodu. Alice stwierdziła, że to pewnie przez to, że jest w ciąży — a Amethyst roześmiała się wtedy głośno i pokręciła głową. To było tak absurdalne, że nie mogła powstrzymać śmiechu przez co najmniej pięć minut.
    Wracając do domu, stało się jednak cos jeszcze bardziej nieprawdopodobnego niż to, że Alice zasugerowała jej ciążę. W wygniecionym, mokrym kartonie coś piszczało, skomliło i wierciło się niemiłosiernie…
    A teraz siedziała w salonie, głaszcząc czarną kulkę w swoich ramionach. Szczeniak był przerażony i trząsł się mocno, ale został już nakarmiony i wykąpany. A jutro miała zamiar wziąć go do weterynarza i zadbać o wszystko, co było trzeba. Piesek był cały czarny; jedynie biała plamka pod prawym okiem rozbijała morze ciemnego futra.
    Amethyst nie myślała o tym, kiedy zabierała przybłędę do domu, że przyjdzie jej porozmawiać o tym z mężem. Nie mogła zostawić tej biednej kuleczki w kartonie, nie będąc w stanie sobie tego później wybaczyć. Każdy zasługiwał, żeby mieć ciepły i kochający dom. Westchnęła cicho, modląc się o to, żeby Dominic wrócił z pracy w dobrym humorze.

    OdpowiedzUsuń
  22. — Nie mogłam go zostawić… ktoś go wyrzucił, zostawił, więc jak miałabym przejść obok tak po prostu? — spytała, przegryzając wargę.
    Szczeniak poruszył się niespokojnie, a potem otworzył ślepia bardziej i wbił swoje kobaltowe spojrzenie w mężczyznę. Poruszył miarowo ogonkiem.
    — Chyba mu się spodobałeś — stwierdziła szeptem, podnosząc się i stawiając zwierzę przy swoich bosych stopach, a szczeniak rozpędził się i doskoczył do mężczyzny. Zaczął drapać w nogawkę jego spodni. — Widzisz? Zostałeś wybrany.
    Uśmiechnęła się lekko i zmierzyła go spojrzeniem. Było przecież przed osiemnastą — a Dominic nie wracał nigdy do domu tak szybko, więc to że tutaj był przyprawiło ją o jakieś rozczulenie. Może w końcu zrozumiał, że nie są dla siebie wrogami?
    — Podgrzać Ci obiad? — spytała. — Zrobiłam zapiekankę ze słodkich ziemniaków. Pewnie musisz być głodny. — Popatrzyła jak szczenię siada przy nodze Dominica. — On pewnie już też…
    Miała nadzieję, że Dominic nie będzie chciał wyrzucić przybłędy. W końcu był tylko nieporadnym szczeniakiem, zostawionym gdzieś samemu sobie, bez niczyjej pomocy. Zdechłby z głodu lub z zimna, gdyby Amethyst go nie zabrała. Musiałaby nie mieć serca, żeby przejść obojętnie obok.

    OdpowiedzUsuń
  23. — Czyli już znam Twój stosunek do dzieci. — Zaśmiała się cicho i schwyciła za blaszkę z zapiekanką. — Wiem, że pies to obowiązek, ale naprawdę nie mogłam go zostawić, Dominic. Był taki przestraszony i zupełnie sam, że chyba pękłoby mi serce, gdybym go miała tam zostawić.
    Wstawiła blaszkę do piekarnia, nastawiając go i od razu zajęła się nalaniem do wysokiej szklanki soku, po czym oddała ją swojego mężowi.
    — Ale mogę się zgodzić, żebyśmy poszukali mu innego domu — oznajmiła, uznając, że tak będzie najlepiej. — Więc zostaje tutaj tylko tymczasowo, o ile upewnię się że jego nowy dom będzie dla niego dobry. Nie oddam szczeniaka w złe ręce.
    Nie chciała przecież znowu kłócić się z Dominickiem, skoro widziała, że mężczyzna się stara. Przyszedł wcześniej do domu i mieli zjeść razem obiad, a właściwie to Dominic będzie jadł, a ona może skubnie jeszcze jeden kawałek ciasta czekoladowego.
    Popatrzyła po psie, który plątał się przy jej stopach, po czym uśmiechnęła się lekko i napełniła jego miseczkę mokrą karmą. Żałowała tego, że zwierzak nie mógł tutaj zostać, ale z drugiej strony — Dominic mógł mieć rację. W tygodniu byłby pod jej opieką ale w weekend? Przecież jej mąż też miał pracę i raczej nie miał zamiaru siedzieć z psem.
    — I jak było w pracy? Jesteś dzisiaj wcześniej niż zawsze — odezwała się i rzuciła mężczyźnie krótkie spojrzenie, po czym wyciągnęła blaszkę z piekarnia, a przyjemny zapach ziemniaków, cebuli i papryki rozniósł się wesoło. — To znak, że wszystko jest w porządku? — spytała, chwytając za talerzyk i podstawiając go przed nos mężczyzny.
    — Mam nadzieję, że będzie Ci smakować — dodała z uśmiechem. — W sumie to naprawdę przyjemne dla kogoś gotować. Już wczoraj o tym pomyślałam, ale nie chciałam Ci tego mówić, żebyś nie uznał, że znowu coś kombinuję.

    OdpowiedzUsuń
  24. — Poradzisz sobie z tym — stwierdziła, uśmiechając się do niego. — Nathalie wspominała kiedyś, że jesteś w tym świetny, więc jestem pewna, że doprowadzisz sprawę do końca.
    Nathalie zawsze mówiła o swoim bracie bardzo dobrze, nie wytykając mu prawie żadnych wad. Amethyst słuchała jej i przytakiwała, ale raczej podchodziła do tego sceptycznie. Teraz jednak widząc, ile pracy Dominic zostawiał przy tej sprawie, była pewna, że będzie w stanie to rozwiązać.
    — Tak, jadłam, ale nie przejmuj się. Usiądę z Tobą — dodała. — Tylko dla siebie wezmę kawałek ciasta, choć zdecydowanie powinnam ograniczyć słodycze. Jeszcze trochę a nie wejdę w ulubioną sukienkę.
    Zaśmiała się cicho i usiadła naprzeciwko, wbijając w czekoladowe ciasto widelczyk.
    — Chętnie pójdę — odparła. — Czyli mam rozumieć, że będę potrzebowała sukienki? I że to ważne przyjęcie nie tylko ze względu na cel, ale zapewne też będzie tam wiele równie uroczych par jak my?
    Posłała Dominicowi krótkie spojrzenie, lustrując wolno jego twarz wzrokiem. Krok po kroku, jakby był kilkuwarstwowym ciastem.
    — Twój ojciec też tam będzie? — spytała. — Wiesz, nie chciałabym znowu czegoś powiedzieć… zawsze miałam wrażenie, że mnie w jakiś sposób polubił, ale teraz już sama nie wiem, co mam o tym myśleć. — Zatkała się ciastem i oblizała wargę.
    Zerknęła za psiakiem, który jadł właśnie z miseczki, niemal w nią wchodząc. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, po czym odwróciła wzrok do swojego męża, czekając aż zabierze głos.

    OdpowiedzUsuń
  25. Przytaknęła temu, co mówił, wierząc w to, że Dominic miał rację. Przecież nie miał żadnych powodów, żeby ją okłamać. Znał swoją rodzinę i zapewne wiedział dużo więcej niż mogłaby pomyśleć, i chyba właśnie to przerażało ją najbardziej. Czasem miała wrażenie, że wszyscy patrzą aż popełni jakiś koszmarny błąd i to będzie jedynie jej wina; a wtedy nie czułaby się tylko i wyłącznie w jakiś sposób dotknięta, ale również miałaby do siebie żal, że zawiodła swojego męża. Przecież obiecała, że będzie robić wszystko, żeby utrzymać ich wspólny obrazek idealnego, kochającego się małżeństwa, dlatego stwierdziła, że będzie tak słodka i kochana, że nie tylko teść schwyci się za głowę z zachwytu, ale również sam Dominic.


    Wolałaby zapomnieć o tym, ile kosztowała sukienka i było jej naprawdę głupio, że nie miała nawet z czego oddać tej pokaźnej sumki, ale ubranie było piękne. Kolor przypominał wino i odkrywał ciało w ten najlepszy sposób; bardzo subtelnie i delikatnie, a jasna cera Amethyst śliczne z tym kontrastowała. Rozpuściła swoje długie, ciemne włosy; które falami objęły jej ramiona, a później wtarła w skórę pachnący wanilią olejek. Spojrzała po sobie w lustrze, sięgając jeszcze po szminkę i narysowała sobie nią usta w kolorze podobnym do sukienki. Cmoknęła cicho, łapiąc za minimalistyczną, czarną torebeczkę i opuściła pokój.
    Była zadowolona z tego, jaką sukienkę ubrała i jak prezentowała się przed wyjściem. Miała nadzieję, że Dominic również będzie również podzielał jej zdanie i nie uzna, że wygląda koszmarnie. Denerwowała się mimowolnie, choć nie powinna. Przecież miała jedynie ładnie wyglądać i się uśmiechać, tylko tego wymagał od niej Dominic. Odetchnęła cicho i stanęła w salonie, czekając aż pojawi się jej mąż.

    OdpowiedzUsuń

  26. Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc komentarz męża o miejscu, kobiecie i sukni, próbując doszukać się czegoś więcej w słowie właściwy. Cieszyła się jednak, że mężczyzna zaakceptował jej wybór i nie musiała się przebierać, bo byłoby to dla niej naprawdę krępujące. Była przecież kobietą i zdawała sobie sprawę z tego, w czym wyglądała najlepiej. Mimo wszystko doceniała to, że Dominic w ogóle ją pochwalił, bo nigdy wcześniej tego nie robił, a też nigdy nie mieli okazji, żeby pokazać się oficjalnie gdzieś razem.
    Budynek z zewnątrz wyglądał niesamowicie. Światła błądziły po ścianach, rozświetlając drogę do drzwi, a pięknie kolorowe kwiaty pięły się w górę. Amethyst teraz naprawdę zaczęła się denerwować, obawiając się tego, że popełni jakiś straszny błąd albo stanie się coś, przez co przyniesie Dominicowi wstyd. Odetchnęła cicho i spojrzała po jego twarzy.
    —Będę grzeczna. — Uśmiechnęła się lekko, po czym wysiadła wolno, stawiając wolno krok i rozglądając się wokół miło, jak to robią wszystkie panny z dobrych domów, kiedy są zachwycone otoczeniem.
    Wzięła oddech, rozkoszując się wieczornym, chłodnym powietrzem, a później zbliżyła się wolno do swojego męża i ujęła go pod łokieć, delikatnie i czule. Był tutaj tylko dlatego, że obowiązywała ją umowa, ale także dlatego, że Dominic zapytał ją o to, czy pójdzie; a raczej że liczy na to, że będzie mu towarzyszyć, więc się zgodziła.
    Głowę trzymała wysoko, idąc przy boku mężczyzny z gracją. Nigdy wcześniej nie musiała prezentować się tak jak teraz, a mimo to czuła się naprawdę pewnie, krocząc przy mężu. Może faktycznie czuła się jak teraz jak małżonka wpływowego, bogatego człowieka? Było to uczucie satysfakcji, jakiegoś poczucia bezpieczeństwa, a przede wszystkim miała wrażenie, że w końcu jest kimś. Porzuciła skórę biednej dziewczyny z Francji i przyjęła rolę Amethyst Ruby Callaghan.
    Kiedy weszli do środka, rzuciła okiem po zebranych; wszyscy byli ubrani elegancko, w najlepsze garnitury i sukienki, falując niemal po pięknie przyozdobionym pomieszczeniu, wyglądającym jak jedna z sal królewskich. Amethyst odnalazła wzrokiem swojego teścia, otoczony był przez innych mężczyzn, równie czarujących jak on sam, o ile dałoby się użyć tego słowa w kontekście opisania swojego teścia. Przypomniała sobie o tym, co mówił Dominic, i powtórzyła sam sobie, że będzie uważać na słowa i że nie będzie kolejnej kłótni. Idealna, potulna, kochająca żona, wspierająca swojego męża, taka właśnie dzisiaj miała być, więc odwróciła się do Dominica, obdarowała go swoim najsłodszym uśmiechem i pogłaskała delikatnie jego ramię, czekając aż poprowadzi ją dalej. Oddawała się w jego ręce jak szmacianka lalka, tu i teraz, żeby przeżyć ten wieczór i wrócić do domu.

    OdpowiedzUsuń
  27. — Dziękuję, tato. — Uśmiechnęła się miło i wtuliła się mimowolnie w bok swojego męża, chcąc podkreślić to, że nie tylko Dominic mógł się nazywać szczęściarzem, bo ona również.
    Amethyst spojrzała po mężczyznach i skinęła delikatnie głową. Nastawiła bardziej policzek, gdy poczuła przy skórze usta Dominica i uśmiechnęła się do niego ciepło. Dobrze czuła przy sobie wzrok pozostałych, dlatego próbowała wlać w siebie tyle uczucia, ile była w stanie, żeby patrzeć w stronę męża jak zakochany szczeniak.
    — Dobrze, skarbie — odparła i odwróciła się do reszty. — Miło było poznać. — Ponownie skinęła głową i pogłaskała jeszcze ramię swojego męża, po czym oddaliła się nieśpiesznie.
    Tłum pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn wydawał się jej dziwnie sztuczny. Jakby ktoś wystroił kukły a nie prawdziwych ludzi. Byli jak figury woskowe z przyklejonymi, szerokimi uśmiechami, co wydawało się być fałszywe. Jednak nie przejęła się tym aż tak bardzo, a przeszła się po pięknej sali, lustrując wzrokiem paletę świateł i kolorów; miała wrażenie, że ktoś zdobył tuzin gwiazd i zamknął je w żarówkach, a one tańczyły w szkle, chcąc jedynie zadowolić zebranych.
    — Pani Callaghan. — Podeszła do niej kobieta o czarnych włosach, uśmiechnięta i wystrojona, trzymając w ręce kieliszek drogiego szampana, a szereg jej złotych pierścionków skupiał przy sobie światło, sugerując, że jest obrzydliwie bogata. — Słyszałam, że udało się pani zatrzymać przy sobie Dominica… To naprawdę wyczyn. Jak się to pani udało?
    — Nic tak nie działa jak miłość — odparła z uśmiechem. — Straciłam głowę dla mojego męża, jest cudownym człowiekiem, i pewnie dlatego jesteśmy już małżeństwem.
    — Pięknie to pani ujęła, ale czy nie jest pani zbyt pewna siebie? Myśli pani, że będzie pani mogła go przy sobie długo utrzymać? To naprawdę przystojny mężczyzna.
    — Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, i nie musi mi pani przypominać jak bardzo przystojny jest mój mąż — odparła, siląc się na miły ton. — Chętnie mu to od pani przekażę.
    Uśmiechnęła się rzeczowo, po czym minęła kobietę i weszła w tłum. Dopiero teraz przekonała się o tym, że jej mąż był wyjątkowo popularny. Zapewne wiele pięknych i bogatych dziewczyn chciało być na jej miejscu, nie rozumiejąc, co takiego widział w niej Dominic. Amethyst też się nigdy nad tym nie zastanawiała, chcąc myśleć, że była po prostu dobrą kandydatką w jego założeniu.
    Chciała przejść dalej i może zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, ale ktoś złapał ją za łokieć. Odwróciła się wolno, patrząc po wysokim, szczupłym mężczyźnie w idealnie dopasowanym garniturze, który uśmiechał się do niej przyjaźnie, ale szarmancko. Ucałował jej dłoń, nie odrywając wzroku od ładnej buzi pani Callaghan.
    — Naprawdę zaczynam zazdrościć pani mężowi, że może oglądać panią codziennie — odezwał się.
    Amethyst przełknęła ślinę i uśmiechnęła się niepewnie.
    — Dziękuję — odparła, zabierając rękę z uścisku dłoni nieznajomego. — To naprawdę miłe z pana strony.
    — Mówię to, co myślę — stwierdził, lustrując uważnie jej twarz. — Może zechciałaby mi pani towarzyszyć? Właśnie chciałem wyjść na balkon i odetchnąć świeżym powietrzem, byłbym zaszczycony gdyby pani do mnie dołączyła.
    — Przepraszam, ale czekam aż mój mąż mnie porwie. — Zaśmiała się delikatnie. — Ale dziękuję za propozycję.
    Mężczyzna jednak nie odszedł, a złapał swoim spojrzeniem jej spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Odetchnęła cicho, gdy pojawił się Dominic. Uśmiechnęła się do niego mimowolnie, z wdzięcznym spojrzeniem, bo nie chciała być niemiła i w jakiś sposób urazić, być może, jakiegoś wpływowego człowieka. Obiecała przecież, że będzie grzeczna.
    — Miło było poznać. — Spojrzała w stronę mężczyzny i skinęła lekko głową.
    Może i był namolny i zdecydowanie miał niezbyt ciekawe plany co do jej osoby; Amethyst przypuszczała nawet, że mógł sobie w niej upatrzyć swoją kolejną ofiarę, ale nie potrafiłaby odejść bez żadnego słowa, sądząc, że mężczyzna po prostu szukał dla siebie towarzystwa, a Amethyst nie mogła mu go zapewnić w taki sposób, jaki by chciał.
    Pozwoliła, żeby Dominic poprowadził ją w tłum, prosto w rytm muzyki. Aż uśmiechnęła się lekko pod nosem, czując się znów pewnie, kiedy trzymał ją tak blisko siebie. Nie musiała się już obawiać, że ktoś ją zaczepi i potraktuje zimnym komentarzem, bo naprawdę nie umiała sobie z tym radzić. Nie była przecież jak te wszystkie piękne, bogate kobiety i raczej nie zapowiadało się, żeby cokolwiek się zmieniło; była po prostu sobą.
    — Cóż, jest całkiem miło. Oprócz tego, że wysłuchałam trochę dziwnego zdania jednej z kobiet… powiedziała, że nie powinnam być zbyt pewna siebie, bo jesteś za przystojny, więc zrozumiałam to tak, że z racji z tego, że jesteś przystojny, będziesz musiał mnie zdradzać. Nie masz innego wyboru, kochanie. — Zaśmiał się cicho i pozwoliła mu prowadzić, dopasowując się do jego ruchów niemal idealnie. Czuła jak jej serce zaczyna bić szybciej; jak wyrywa się i rozgrzewa krew w rytm muzyki.
    — Tylko nie rób tego z nią — szepnęła, zbliżając twarz do jego twarzy, muskając oddechem jego usta, wskazując prawie niezauważalnie w stronę kobiety, która im się przyglądała, a kiedy Amethyst zauważyła jej wzrok, musnęła delikatnie policzek męża rozgrzanymi wargami, przywierając do jego ciała jeszcze bardziej a walc toczył się przez parkiet, wychodząc jej naprzeciw.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nigdy wcześniej nie brała udziału w żadnej licytacji, ale wiele o nich słyszała. Wystawione rzeczy osiągały czasem naprawdę zawrotne ceny i nie mogła się nadziwić, że ktoś miał aż tyle pieniędzy. Czasem miała wrażenie, że to jedynie zabawa dla bogaczy; dana im możliwość, żeby mogli się pochwalić tym, jak bardzo są bogaci.
    Wstrzymała mimowolnie oddech, gdy Dominic stanął za nią i objął ją w talii. Delikatnie jednak oparła plecy o jego tors, czując się wyjątkowo mała, gdy był tak blisko.
    — Dla Ciebie wszystko, panie Callaghan — szepnęła, gdy polecił jej wylicytować wystawiony obraz, jednak nie mogła skupić się aż bardzo na jego słowach, a raczej na tym, że jego usta były tak blisko, że czuła gorący oddech przy swojej szyi i nawet nie potrafiła ukryć jak bardzo jej ciało zaczęło reagować, zdradzając dreszcz, który popieścił skórę.
    Odwróciła spojrzenie po zebranych, nie przejmując się jednak za bardzo tym, że wyglądali teraz jak para zakochanych, nie mogących się od siebie odkleić małżonków. Przegryzła wargę, czując jak ciepłe dłonie męża sunęły po jej bokach, głaszcząc skórę. Nie pamiętała już, kiedy ktokolwiek ją w ten sposób obejmował, jakby właściwie należała do niego. Bo należała. Była jego panią Callaghan, uroczą żoną…
    która teraz najchętniej odwróciłaby się w jego stronę i sprawiła, że ręce mężczyzny znalazłby się trochę niżej. Wyrzuciła jednak tę myśl z głowy i przytaknęła, gdy Dominic wyszeptał, że powinna brnąć dalej.
    Nienawidziła go jednak coraz bardziej, gdy z każdym słowem zahaczał ustami o jej ucho, jak ją drażnił i bawił się z nią. Czy czerpał z tego satysfakcję? Czy jednak nie widział, jak bardzo na nią działał? To wyglądało jak gra wstępna, gra wstępna dla bogaczy i Amethyst brnęła w to dalej, chcąc się przekonać, czy było warto.
    — Milion! — zawołała z pruderyjnym uśmiechem, posyłając swojemu przeciwnikowi zwycięskie spojrzenie, ukryte jednak po wzrokiem niewinnej żony, dla której to wszystko było zabawą.
    — Milion po raz pierwszy! Po raz drugi! I… Po raz trzeci! — zawołał elegancko mężczyzna, zaczynając klaskać i gratulować zwyciężczyni.
    Amethyst uśmiechnęła się delikatnie, odwracając od razu do męża, który do tej pory drażnił ją swoim oddechem, zapachem i dotykiem; który bezkarnie robił to, co chciał, i nie przyznałaby tego głośno, ale podobało jej się to. Podobało jej się jak Dominic wyraźnie zaznaczał, że jest jego, i jak odzywał się do niej przed chwilą.
    — Kochanie, obraz jest Twój — szepnęła, kładąc dłonie przy jego obojczykach, gładząc palcami krawat. Uśmiechnęła się do niego, chcąc mu dać do zrozumienia, że to co z nią robił przez ten cały czas, było naprawdę ciężko znieść i nie zareagować w żaden sposób. Ale w owym uśmiechu kryło się również niezdrowe zadowolenia i chęć pociągnięcia tej gry dalej.
    Może jednak anioł, którym była, porzucił na chwilę swoje skrzydła?

    OdpowiedzUsuń
  30. Patrzyła jak Dominic schyla się do niej; jak robi to że swoją pewnością siebie i tym szatańskim uśmiechem, który zapewne uwielbiało wiele kobiet. Teraz jednak czuła się tak, jakby w całej sali był tylko on i była ona, bez zbędnych spojrzeń, więc kiedy ucałował kącik jej ust, przesunęła się tak, żeby ich wargi dotknęły się wzajemnie przez dosłownie sekundy.
    Posłała mu spojrzenie mówiące o tym, że jak już ma sięgać jej ust, to równie dobrze może ją pocałować.
    — Jakie uczucie? Chyba jestem równie podekscytowana jak przerażona. To milion dolarów. Dominic. — Zaśmiał się cicho i zatrzymała palce przy jego krawacie. — Przyznaj. Całkiem nieźle mi poszło jak na pierwszy raz… w końcu zdobyłam obraz dla swojego męża.
    Uśmiechnęła się do niego zwycięsko, z jakimś niewinnym tonem zawstydzonej dziewczyny. Milion dolarów…
    Nadal nie mogła w to uwierzyć.
    — Powieśmy go w salonie. To nasze wspólnego zwycięstwo — dodała, odwracając się jednak w stronę mężczyzny, który się do nich zbliżył.
    Obrzuciła go krótkim spojrzeniem i przechyliła głowę w bok, delikatnie, z wyczuciem, jakby pozwalała Williamowi popatrzeć dokładnie po swojej twarzy.
    — Wątpię żebyśmy mówili tutaj o szczęściu nowicjusza. Nosząc nazwisko Callaghan nie ma mowy o szczęściu, a jedynie o spektakularnym zwycięstwie — odparła. — I był pan tego świadkiem, podobnie jak wszyscy tutaj zebrani.
    Uśmiechnęła się do niego niewinnie, a potem wtuliła w bok męża, który miał sugerować, że jako pani Callaghan stoi po stronie Dominica całą sobą. I ścięłaby głowę Williamowi jeszcze raz, gdyby ją tylko o to poprosił.

    OdpowiedzUsuń
  31. — Chętnie się napiję — odparła z uśmiechem.
    Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiła, choć wcale tego nie przewidywała. Dowiedziała się też, że jej mąż był gorącą partią i niektóre kobiety nadal kręciły się wokół niego, mimo że nosił już obrączkę. Cieszyła się jednak, że, jeśli można tak powiedzieć, zaznaczyła swój teren, pokazując, że mężczyzna należy do niej. Przynajmniej należał w tamtym momencie.
    Usiadła delikatnie przy brzegu kanapy i pociągnęła delikatnie materiał sukienki do swoich ud, żeby sięgnąć do butów i rozpiąć je. Bose stopy zetknęły się z podłogą, a Amethyst odrzuciła buty gdzieś w bok, podchodząc bliżej wylicytowanego dzieła sztuki.
    Nie wierzyła w to, że wydała dzisiaj aż milion dolarów. Przecież nawet nigdy nie widziała takiej pieniędzy a co dopiero je wydawać, a mimo to czuła się naprawdę tym wszystkim podekscytowana, jakby gra którą toczyła z Williamem zaostrzała apetyt i prowokowała ją.
    Odwróciła się w stronę męża i uśmiechnęła się delikatnie. Ona nadal była w sukni, a on tak idealnie prezentował się w garniturze; przyznała cicho przed sobą, że naprawdę był przystojny i chyba miała jakieś szczęście, że to akurat on był jej mężem; że los chciał dać jej kogoś takiego jak Dominic, mimo że całe to małżeństwo było jakimś szaleństwem.
    — Czyli możemy uznać, że wszystko się udało, panie Callaghan? — spytała. — Mam nadzieję, że dobrze wypadłam… i nadal nie mogę uwierzyć w to, że wydałam milion dolarów. TWOJE MILION DOLARÓW. — Pokręciła głową. — A ja się martwiłam ceną sukienki…

    OdpowiedzUsuń
  32. — Wiem… wiem, że nie zbankrutujemy, trochę Cię już znam, Dominic, i pewnie nigdy byś do tego nie dopuścił — stwierdziła z uśmiechem i złapała za kieliszek.
    Przyłożyła szkło do nosa i pociągnęła cicho nosem, czując przyjemny zapach wina. Zazwyczaj pijała słodkie napoje, zabarwione wódką lub czymkolwiek z procentami, teraz jednak wino wydało jej się najodpowiedniejdze.
    Wysłucha jego toastu i uśmiechnęła się delikatnie, słysząc jego w głowie: Za licytatorkę wartą milion dolarów.
    Pokręciła z niedowierzaniem głową. To było tak absurdalne, że jeszcze do niej nie docierało, ile tak naprawdę pieniędzy znaczyło milion dolarów. Przecież za to mogłaby kupić dom, ale przypomniała sobie nagle, że ta kwota przeznaczona będzie dla potrzebujących, a to zdecydowanie ją uspokoiło. Amethyst była zdania, że jeśli ktoś był w stanie pomagać, powinien to robić, i nie musiało to być nawet szczere. Byleby Ci, którzy nie mają niczego, mogli poczuć się w końcu ważni.
    Rozejrzała się po salonie. Pomyślała o psie, którego podrzuciła dzisiaj Alice. Przecież nie mogli go zostawić w domu samego, bez żadnej opieki. Była jednak naprawdę ciekawa, czy uda im się znaleźć mu jakiś kochający dom. Coraz częściej myślała o tym, że ona również była takim szczeniakiem. Przybłędą, którą przygarnął pod swój dach Dominic, zapewne wiele razy tego żałując.
    Z zamyślenia wyrwał ją głos męża. Uśmiechnęła się delikatnie i odetchnęła cicho.
    — Czuję się świetnie — odparła. — Może nadal trochę oszołomiona tym wszystkim, ale przecież nie było aż tak źle. Nie chciałam Cię po prostu zawieść. — Uśmiechnęła się do niego i upiła łyk wina, oblizując dolną wargę.
    — I kogo nazywasz nowicjuszem? — zapytała, marszcząc delikatnie nos jak złośliwiec. — Powinnam Ci powiedzieć to samo, co Williamowi? — Usiadła przy mężczyźnie, opierając głowę o swoje ramię z cichym westchnięciem.
    Nie była jednak zmęczona, a dziwnie rozleniwiona tym dniem, jakby życie było nagle czymś dobrym, a różnice pomiędzy nią a Dominicem zniknęły w tej jednej chwili. Odwróciła do niego głowę, żeby przesunąć długim spojrzeniem po jego przystojnej twarzy. Podobał jej się. Cholerny Dominic James Callaghan jej się podobał, i lubiła na niego patrzeć. Jak pociera oczy lub czuło, albo uśmiecha się pod nosem, jak idealnie ułożone włosy bywają czasem w lekkim nieładzie, jednak to było tylko opakowanie, a ona coraz częściej chciała dostać się do środka, żeby sprawdzić, czy to również będzie się jej podobać.

    OdpowiedzUsuń
  33. Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc o tym, że podążali wspólnie tym samym, niespisanym scenariuszem. Może właśnie to było najlepsze? Świadomość tego, że są tak blisko siebie, a jednocześnie tak daleko, działając jak magnesy; przyciągali się i odpychali jak w nieludzkiej grze, i chyba właśnie to czuła Amethyst, kiedy mąż stał za nią i dyktował jej swoje warunki, szepcząc w ucho, bezwstydnie czerpiąc satysfakcję z tego, że umiał sprawić, żeby się w nim zatraciła bez żadnych sprzeciwów.
    Popatrzyła jak Dominic odkłada kieliszek, a później spojrzała po jego twarzy w momencie, gdy wyciągnął do niej dłoń. I nie było w tym prośby — a jedynie niemy rozkaz, przypomnienie o tym, że w ten jeden wieczór ona jest jego, a on jest jej.
    Wsłuchała się w muzykę i stanęła przy mężczyźnie, czując jak jej serce mimowolnie przyśpiesza. Odetchnęła mimowolnie, poruszając się w ramionach męża pewnie, z nutą arogancji, w której rozbrzmiewała potrzeby bycia blisko. Przesunęła dłonią po jego policzku, a później dalej po szyi, i koniec końców zacisnęła palce przy jego krawacie, nie spuszczając spojrzenia ze wzroku mężczyzny. Jego oczy były tak cholernie ciemne, tak diabelsko gorące, ale tym razem nie czuła się ani trochę zawstydzona. Ciało pragnęło, żeby patrzył w jej stronę właśnie w ten sposób.
    Nie czuła się tak, jakby tańczyli. To było jak walka między nimi; niema walka dwóch różnych charakterów. Raz ona górowała, przechodząc wokół niego jak drapieżnik, rozszcząc sobie prawo do niego, a innym razem to on górował, chcąc zaznaczyć swoją pozycję.
    Wypuściła z ust gorący oddech, gdy Dominic zabawiał się jej ciałem w ten sposób, sprawiając, że z każdym kolejnym krokiem i ruchem czuła się jak jej niewinność ulatuje, robiąc miejsca dla nie odpartej tęsknoty za jego dotykiem, a przecież był tak blisko, prawda?
    Odetchnęła, gdy jego czoło wylądowało przy niej. Ponownie złapała go za krawat, jakby chciała powiedzieć, że nie powinien się teraz w ogóle odsuwać. Jej spojrzenie wodziło po twarzy mężczyzny, lustrując rozwarte w oddechu usta. Czuła jego zapach przy sobie, a ciało zadrżało mimowolnie, gdy byli tak blisko siebie, jakby nie było w tym nic dziwnego.

    OdpowiedzUsuń
  34. Taniec był czymś intymnym, czymś, co sprawiało, że Amethyst nie chciała tego kończyć, a wręcz przeciwnie. Pragnęła wejść w ten mrok i oddać się temu, nie myśląc nawet o konsekwencjach.
    Wstrzymała oddech, gdy jej plecy dotknęły zimnej ściany. Patrzyła z wyczekiwaniem jak Dominic dotyka jej skóry. I już wiedziała, jak się to skończy. Wystarczył jeden dotyk, zetknięcie jego palców z jej skórą. I to sprawiło, że już nie mogła się wycofać, odpuścić sobie. Diabeł właśnie zabrał jej ciało i duszę, prowadząc prosto w potępienie, a może — a może jednak nie? Może tylko diabeł mógł robić z nią to, co właśnie się teraz działo?
    Przymknęła powieki i odchyliła szyję, czując ciepłe pocałunki przy szyi. Bardzo ciepłe, mokre pocałunki, od których jej nogi zmiękły a klatka piersiowa uniosła się gwałtownie. Czuła, że zaczęło brakować jej tlenu, a kiedy ją pocałował — objęła łapczywie jego szyję ramionami, oddając pieszczotę równie namiętnie, nie przejmując się tym, że to jedynie pokazywało jak bardzo go teraz pragnie. Przesunęła dłońmi po jego karku aż w końcu palce Amethyst złapały za włosy mężczyzny i przyciągnęły jeszcze bliżej. Przegryzła jego dolną wargę i zaraz potem zamknęła jego usta w kolejnym pocałunku, zjeżdżając dłońmi do jego koszuli i marynarki, zaczepiając się o materiał, którego miała zamiar się właśnie pozbyć.
    Nie obchodziło jej to, co Dominic sobie mógł o niej teraz pomyśleć. Nie liczyło się nic, kiedy był tak blisko i całował ją w ten sposób, i byłaby gotowa go zabić, gdyby się teraz odsunął.
    Jej łapczywe ręce powodziły dalej i sięgnęły rozporek.
    — Jeśli naprawdę chcesz to zrobić — wymamrotała, przytykając nos do jego nosa — zróbmy to tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nawet nie potrafiła się uśmiechać, czując jego pieszczoty i dotyk, jakby ktoś przyciskał do jej skóry gorące żelazo. Czuła, że się roztapia, jak pożądanie bierze górę i nie zostało jej nic, oprócz oddania się w ręce mężczyzny bez żadnego zastanowienia. To musiało się w końcu stać.
    Ciało spięło się mocno, a sutki stwardniały, zdradzając, jak bardzo podniecona była. Wypuściła z ust gorący, drżący oddech, czując że była już gotowa, żeby po prostu mu się oddać, i wcale nie czuła się zawstydzona tym, że jej matki zrobiły się mokre. To przecież była jego wina. Tego cholernego diabła, który dotykał jej w ten sposób.
    Zerwała z niego krawat, a potem nawet nie bawiła się nawet w rozpięcie koszuli, a pociągnęła mocno, a wtedy guziki rozsypały się wolno, uderzając o posadzkę. I to sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej zatracona w tym wszystkim. Przesunęła dłońmi po jego nagim, umięśnionym torsie, wstrzymując oddech, nie mogąc nawet myśleć o niczym innym, jak o tym, że pragnie w końcu poczuć go tak blisko, jak się tylko dało.
    Sięgnęła do jego paska, odpinając go wolno, a potem wyciągnęła się i pocałowała swojego męża zachłannie, chcąc mu dać do zrozumienia, że dzisiejszy wieczór właśnie tak powinien wyglądać, i że skończy się dopiero nad ranem.
    Jego spodnie opadły, a bielizna zniknęła zaraz potem, gdy Amethyst po prostu się jej pozbyła. Przesunęła długimi, chudymi palcami po jego męskości, czując że ona sama zaraz eksploduje, gdy nie poczuje go w sobie.

    OdpowiedzUsuń

  36. Wstrzymała oddech, czując go tak dotkliwie w sobie. Był jej drugim mężczyzną; bo do tej pory trzymała się zasad, że nie będzie się poświęcać nic nie znaczącym relacjom, ale teraz było przecież inaczej. Dominic był jej mężem, cholernym mężem, z którym teraz była tak blisko, że bliżej nie dało się już być.
    Jęknęła głośno, czując jak z każdym ruchem jej ciało płonie coraz bardziej. Przesunęła dłońmi po karku mężczyzny i zacisnęła palce przy jego włosach, ciągnąc za nie mocno, gdy niemal rozpływała się pod jego dotykiem, jakby właściwie to on dyktował warunki tego wszystko. Oplotła go ciaśniej nogami w pasie, pozwalając, żeby robił z nią to, co chciał, bo przecież nie liczył się nic, oprócz tego, żeby dawał jej to, czego właściwie od niego oczekiwała. Chciała, żeby ją posiadał w każdy możliwy sposób; żeby ten wieczór był wyjątkowy. Bo być może kolejny w ogóle się nie powtórzy.
    Sięgnęła do jego ust w mokrym pocałunku, przełykając głośno ślinę. Nie nazwałaby tego wszystkiego seksem. Oni po prostu w końcu skończyli z obojętnością i dali się porwać temu, co musiało się w końcu stać. Amethyst poczuła nagle, że jego dotyk parzył i sprawiał, że pragnęła czuć tylko jego; tak blisko, tak dostatecznie blisko, żeby móc jęczeć i wzdychać w jego ramionach.
    Przegryzła mocno jego dolną wargę i ścisnęła uda, czując jak bardzo mokra jest, i wcale nie było jej wstyd, a wręcz przeciwnie, seks był cudowny. Brudny i angażujący każdą komórkę jej ciała, a Dominic, ten cholernie seksowny diabeł, który chyba właśnie zabierał jej również duszę, sprawiał, że cała drżała. Nie mogłaby tego żałować; to było jak spełnienie zachcianki, jak danie jej tego, czego pragnęła. Poza tym tak idealnie było być opartą o ścianę i przyjmować każdy ruch swojego męża, nie mogąc w ogóle uspokoić swojego oddechu.
    Skierowała swoje usta po jego szyi i zassała się mocno, robiąc malinkę. Nawet tego nie zarejestrowała, ale podobał jej się ten widok. Odchyliła lekko głowę w tył, wypuszczając z ust kolejny jęk, przyciągając mężczyznę bliżej siebie. I dobrze wiedziała, że to podniecenie, ta chora rządza, którą w niej obudził nie skończy się tu i teraz, a będzie trwać całą noc; miała zamiar obarczyć się jego dotykiem aż do wschodu słońca.

    OdpowiedzUsuń
  37. Obudziła się późno, z rozleniwieniem rozglądając się po sypialni, uświadamiając sobie powoli to, co stało się wczoraj. Bardzo dobrze pamiętała każdy dotyk mężczyzny; każdy pocałunek czy mocniejsze pchnięcie, a to sprawiało, że zadrżała mimowolnie, przełykając ślinę.
    To nie powinno się nigdy wydarzyć. Ona i Dominic. Przecież nie było tego w umowie i Amethyst nie myślała, że kiedykolwiek będzie mogła się w ten sposób do niego zbliżyć. Odgarnęła włosy z twarzy i podniosła się wolno. Nie miała zamiaru tego roztrząsać, a po prostu zamknąć to wspomnienie pod kluczem i nie odczuwać poczucia winy.
    Wzięła prysznic, rozczesała włosy i ubrała się szybko, bo obiecała Alice, że przyjdzie do niej po psa. Nadal nie znalazła dla niego żadnego kochającego domu, ale akurat to naprawdę jej nie przeszkadzało. Psiak był uroczy i chyba ją polubił.
    Spędziła więc z Alice popołudnie, rozmawiając praktycznie cały czas o nowym projekcie i o tym, że profesor Black szuka kogoś do swojej drużyny fizyków doświadczalnych i próbowała namówić Amethyst do tego, żeby się zgodziła.
    Wróciła do domu przed późnym wieczorem, ale jej męża nadal nie było. Musiał więc oddać się pracy. Dlatego zrobiła kolację i zostawiła jedzenie pod przykrywką z podpisem, żeby zjadł od razu, kiedy przyjdzie, a potem położyła się z laptopem w łóżku. Sprawdziła pocztę mailową — wertowała wiadomości bez większego zaangażowania, kiedy zauważyła mail z tytułem: Tu m'as manqué, ma fleur.
    Jej serce przyśpieszyło, uświadamiając sobie, że tylko Cedric mówił do niej: mój kwiatuszku. Ale to przecież nie mógł być on. Nie widziała go od ponad dwóch lat, zostawiając chłopaka samemu sobie, a teraz ktoś okrutnie bawił się jej kosztem. Otworzyła jednak wiadomość, lustrując wzrokiem tekst z niemałym przerażeniem aż zrobiło jej się słabo, a żołądek skurczył się boleśnie, przyprawiając Amethyst o mdłości. Odrzuciła od siebie urządzenie, objęła się ramionami i oparła głowę o ścianę. Napisał do niej. Cedric się odezwał i pisał tak samo niewinnie i kochająco, jak mówił do niej we Francji, kiedy nie mieli nic, oprócz siebie, a jednak spanikowała i nie odpisała, a skuliła się w sobie i wtuliła się w poduszkę.

    OdpowiedzUsuń
  38. Amethyst wolno przeszła w stronę kuchni, idąc ociężale i sennie. Chciał jej się pić, więc owinęła się w kołdrę i ruszyła przed siebie. Przystanęła w progu. Nawet nie słyszała, kiedy Dominic wrócił do domu, ale to, co zobaczyła, sprawiło, że się uśmiechnęła.
    Jej mąż, zimny i zdystansowany mężczyzna, leżał po kanapie, a psiak wtulał się w niego jak w swojego opiekuna. Podeszła bliżej i złapała za telefon komórkowy Dominica, który leżał przy stole, po czym włączyła aparat i zrobiła zdjęcie. To był uroczy widok i naprawdę nie chciała, żeby gdzieś przepadł.
    Spojrzała po twarzy męża, spokojnej i jasnej. Odgarnęła włosy z jego czoła i musnęła delikatnie ustami policzek, wdychając zapach Dominica. Zaraz potem jak oparzona się odsunęła, nie wiedząc, dlaczego to zrobiła. Przemknęła więc do kuchni, nalała sobie wody i zniknęła w pokoju.


    Nie spodziewała się tego, że Dominic zaprosi kiedykolwiek swoich znajomych do domu. Miała go raczej za człowieka, który nie ma żadnych przyjaźni i ufa jedynie sobie, ale salon był pełen pięknych i bogatych ludzi. Amethyst przygotowała wszystko; jedzenie, przekąski, wszystko, co musiało być na imprezie, ale nie wtrącała się zbytnio w towarzystwo. Nie chciała wymieniać się komentarzami o torebkach ani drogich zegarkach, uświadamiając sobie powoli, że wcale nie pasowała do świata, w który wepchnęło ją małżeństwo z Dominickiem.
    Piła więc wodę i stała z boku, słuchając rozmowy dwóch kobiet, ale w ogóle w niej nie uczestnicząc. Przegryzła mimowolnie wargę i patrzyła wokół, martwiąc się jedynie tym, że od dwóch tygodni spóźnia jej się okres, a dwa tygodnie przespała się z własnym mężem. Zerknęła po ścianie, przy której Dominic ją posuwał, po czym upiła potężny łyk wody. Nie poszła do lekarza ani nie zrobiła testu, czekając. Może to przez stres? Albo przeziębienie?
    Westchnęła ciężko, przytakując rozmowie kobiet i uśmiechając się miło.

    OdpowiedzUsuń
  39. — Mnie również jest miło — odparła, gdy Victoria się do niej odezwała. — I tak, oczywiście, Dominic ma rację. Rozgość się.
    Nawet nie zarejestrowała tego, że Dominic ją objął, czy pocałował w policzek. To nie było teraz takie ważne, bo jedyne, co się dla Amethyst liczył to jedynie obecność Victorii w domu. Przypuszczała, że musiało ją łączyć coś więcej z Dominickiem, inaczej mąż nie zareagowałby w ten sposób i nie słyszałaby w jego głosie jakiejś irytacji, a naprawdę umiała już wyczuć, kiedy był zirytowany czy zły.
    Uśmiechnęła się lekko, mierząc ukradkiem sylwetkę kobiety. Była idealna. Jak modelka, jak wyciągnięta żywcem z jakiejś okładki, piękność o długich nogach i wąskiej talii. Była pewna, że Dominic lubił takie kobiety: piękne, pewne siebie, nie zakrywające się niepewnością.
    Wlepiła wzrok w szklankę i przez chwilę słuchała tego, co mówili między sobą znajomi męża. Więc nie myliła się. On i Victoria byli kiedyś razem, a może nadal utrzymywali romans? Może Dominic zaproponował jej małżeństwo, bo Victoria nie spodobała się jego ojcu? A tak naprawdę ciągle z nią był? Może tak naprawdę nie pracował tak długo, a spędzał czas u tej wywłoki, pachnącej jak różany ogród.
    Wycofała się do kuchni, a tam odetchnęła głęboko, zaczesując włosy w tył, myśląc gorączkowo nad tym, co właśnie łączyło ją z mężem. Przełknęła z trudem ślinę. Nagle zaczęła go nienawidzić. Nienawidzić za to, że ośmielił się jej dotknąć, kiedy był u Victorii. Jak śmiał? Zadrżała mimowolnie i pokręciła głową. To była też jej wina, cholerna słabość, jeden wieczór, który wszystko zniszczył i noc przepełniona orgazmem, jękami i tak w kółko i kółko, jakby idealnie do siebie pasowali. Ale lepiej byłoby mu z piękną Victorią — prawda?
    Przesunęła dłonią do swojego brzucha i spuściła głowę.
    — Jeśli naprawdę tam jesteś, to nie martw się za bardzo, poradzimy sobie — szepnęła. — Zaopiekuję się Tobą najlepiej jak będę umiała… jeśli naprawdę tam jesteś.
    Tak naprawdę pragnęła, żeby to wszystko było jedynie jakimś długim koszmarem. Nie wiedziała, co tak naprawdę o tym myśleć i czy w ogóle przejąć inicjatywę i sprawdzić, czy faktycznie nosiła w sobie jego dziecko. Jego dziecko — nie, to było jej dziecko, tylko i wyłącznie jej. On miał Victorię i najwidoczniej nadal czuł do niej słabość, skoro tak chętnie poprosił ją dalej. Co teraz robili? Dobierał się do jej idealnego biustu? Całował piękny i płaski brzuch?
    Uderzyła pięścią w blat kuchenny i popłakała się bezgłośnie, wycierając gorączkowo łzy. Przecież nie powinna płakać ani użalać się nad sobą. Dominic świetnie się bawił i ona nie zamierzała robić z siebie ofiary. Pociągnęła cicho nosem, przetarła palcami powieki i wróciła do towarzystwa z uśmiechem, przynosząc domowej roboty zapiekankę.

    OdpowiedzUsuń
  40. Przecież nie mogła stać jak głupek i patrzeć jak Victoria ewidentnie próbuje pokazać wszystkim, jak to ona nie pasuje do JEJ MĘŻA. No właśnie, bo Dominic był jej mężem, a gadanie tej modeleczki sprawiało, że Amethyst miała ochotę wziąć tę zapiekankę i rzucić jej w twarz.
    Uśmiechnęła się mimowolnie, przyjaźnie i miło, po czym odwróciła się do mężczyzny i ucałowała jego usta.
    — Wiesz przecież dobrze, że staram się dla Ciebie. — Trąciła go nosem w policzek i zerknęła w stronę gości, zawijając kosmyk włosów za ucho. — Oj jestem pewna, że byliście dobraną parą… — Posłała krótkie spojrzenie Victorii. — Pewnie musi być Ci ciężko, widzieć nas razem, szczęśliwych, ale mogę Ci szczerze powiedzieć, że dbam o swojego męża najlepiej jak umiem. Zawsze trzeba doceniać to, co się ma, szczególnie kiedy ma się przy swoim boku tak kochanego, przystojnego i czułego mężczyznę. Prawda, kochanie?
    Odwróciła się do męża i posłała mu lekki uśmieszek, a kiedy zaproponował jej wyjście do kuchni, pociągnęła go za sobą i puściła do Victorii oczko, jakby chciała, żeby kobieta zinterpretowała ich wyjście, jako szybki numerek gdzieś na tyłach domu. Właśnie to miała sobie pomyśleć.
    Kiedy przeszli jednak próg kuchni, puściła dłoń męża i wlepiła w niego zranione spojrzenie. Nie chciała już udawać, że wszystko jest w porządku i że nie czuje się tym wszystkim przytłoczona. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to wszystko jest tak popieprzone, i że jego była dziewczyna przyjdzie tutaj i narobi wokół siebie tyle szumu, usiłując przekonać resztę do tego, że była idealną partnerką Dominica. Poza tym Amethyst miała dziwne wrażenie, że Dominic wcale nie skończył tego związku, że ukrywa go przed wszystkimi, nawet przed nią. Przecież zrozumiałaby to, że byłby z Victorią — to i tak było udawane małżeństwo, ona wykorzystywała jego, a on ją i mógł żądać od niej wszystkiego.
    Oparła tyłek o blat kuchenny i pociągnęła nosem, obejmując się ramionami.
    — Co Cię z nią łączy? — spytała. — Spotykasz się z nią? Dlatego tak dużo pracujesz i nie ma Cię w domu? — Przegryzła dolną wargę. — Nie proszę Cię o nic więcej niż o prawdę, Dominic, a będzie nam łatwiej kiedy się przyznasz… przynajmniej dla mnie, bo będę wiedziała, co mam robić.
    Skuliła się nieco w sobie i utkwiła wyczekujące spojrzenie w mężczyźnie. Była gotowa, żeby usłyszeć wszystko. I gotowa też, żeby go spoliczkować, gdyby usłyszała o zdradzie, o dotykaniu Victorii, a potem rzuciłaby mu prawdopodobną ciążą w twarz i stwierdziła, że jej dziecka też nie ma prawa dotknąć, tak samo jak jej. Więc czekała; czując, że powoli zaczyna wariować.

    OdpowiedzUsuń
  41. — Zrozumiałabym to, gdybyś powiedział o niej wcześniej — szepnęła. — Zdawałam sobie sprawę z tego, że musiałeś mieć kogoś przede mną… nie jestem przecież ślepa, ale nie zniosłabym chyba zdrady.
    Dla Amethyst małżeństwo było czymś, co wiązało ich nie tylko prawnie, ale pod jakimś względem również moralnie. Nie wyobrażała sobie sypiać z kimś innym, dawać się obejmować albo wymieniać się czułościami, bo może i ich małżeństwo było inne niż tradycyjne, to nie chciałaby zdradzać i być zdradzoną.
    Odetchnęła cicho, kiedy ją przytulił, a chwilę później objęła go mocno, wtulając się w mężczyznę jak ćma wlatuje w ogień. Potrzebowała go w tej chwili tak bardzo. Nie wiedziała już, czy to wszystko przez Victorię czy przez natrętne myśli o dziecku i o tym, co tak naprawdę się działo między nimi. Czy o wiadomości od Cedrica, nie wiedziała tego, ale wiedziała, że było jej teraz dobrze, a ciężar uciekł z jej ciała, że niemal roztopiła się w ramionach męża.
    — Jesteśmy drużyną — odparła i uśmiechnęła się delikatnie, odsuwając się delikatnie, żeby spojrzeć po jego twarzy. — Nie chcę sprawdzać Ci telefonu… chcę Ci ufać — dodała szczerze. — Nie wyobrażam sobie Cię sprawdzać, czytać Twoich wiadomości, jesteśmy dorośli, Dominic, i musimy brać odpowiedzialność za swoje czyny.
    Przełknęła ślinę. Nie mogła mu przecież teraz powiedzieć o swoich podejrzeniach, bo nie była przecież w stu procentach pewna, a nie było sensu tego nadmuchiwać, kiedy nie wiedziała, czy jej przypuszczenia są słuszne.
    Przytknęła usta do jego policzka i zamknęła oczy.
    — Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, bo wcale nie musiałeś — wymamrotała. — Czuję się o wiele spokojniejsza, wiedząc, że nic Cię z nią teraz nie łączy… oczywiście rozumiem waszą relację i nie jestem o to zła, po prostu nie lubię jak ktoś Cię dotyka czy okazuje za duże zainteresowanie. Wiem też, że nasze małżeństwo nie obejmuje takich sytuacji, ale wolę myśleć, że skoro powiedziałeś tak, i ja też powiedziałam tak, to mimo wszystko jesteśmy tylko dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  42. — Po prostu nie chciałam, żeby wygrała — mruknęła. — Poza tym ewidentnie próbuje Cię podrywać, jakby mnie w ogóle nie było, a tak się po prostu nie robi, więc skoro chce wojny… cóż, będzie ją miała.
    Zaśmiała się cicho i oparła policzek o policzek męża, oddychając wolno. Nie sądziła, że kiedykolwiek będą się przytulać w ten sposób. Bardzo delikatnie, z jakimś uczuciem, o którym nikt nigdy nie mówił. Amethyst nawet nie chciała się od niego odsuwać, chyba za bardzo się bała, że kiedy Dominic nie będzie jej obejmować, to znowu pogubi się we własnych myślach. Z drugiej strony nie chciała go martwić, bo faktycznie nie było sensu kłócić się o Victorię czy podejrzewać zdrady. Przecież powiedział, że nigdy by tego nie zrobił, i że… żadnej innej kobiety nie będzie tak dotykać.
    Jej serce biło zdecydowanie zbyt szybko, wprawiając Amethyst w jakiś dziwny nastrój. Cieszyła się z tego, że Dominic był tak blisko, nawet jeśli to wszystko przez Victorię. Może powinna być jej wdzięczna? Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
    — Dam radę — szepnęła. — Przecież nie jestem tylko Twoją ozdobą — dodała i pogłaskała delikatnie palcami jego policzek, gładząc zarost, aż jej dłoń przesunęła się do brody mężczyzny a kciuk miarowo zahaczył o wargę.
    Nie odsunęła się od niego, gdy Victoria wpadła do kuchni, ewidentnie szukając kolejnej zaczepki. Czego tym razem chciała? Amethyst stanęła na palcach, cmoknęła mocno usta męża i odwróciła się do kobiety.
    — Coś się stało? — spytała. — Właśnie mieliśmy do Was wracać.
    Kłamała. Wcale nie mieli zamiaru jeszcze tam wracać, bo w swoich objęciach czuli się naprawdę dobrze. Przyjemnie było odciąć się od tego wszystkiego, będąc tak blisko swojego męża i Amethyst uświadomiła sobie, że naprawdę tego potrzebowała. Nie tylko jego dotyku, gorących spojrzeń, ust przy szyi, ale też wsparcia i czułości, którą ją przed chwilą obdarzył.
    — Pomyślałam, że przyda Wam się trochę wina —odparła Victoria. — Tak na rozluźnienie i rozwiązanie języków.
    Wręczyła im kieliszki, ale Amethyst odłożyła swój.
    — Nie piję — odparła z delikatnym uśmiechem. — Ale oczywiście popatrzę jak się rozluźniacie i rozwiązujecie języki, jestem pewna, że Dominic ma wiele do powiedzenia. — Spojrzała w stronę męża i przechyliła lekko głowę w bok, zaczepnie, jakby znów mieli prowadzić swoją grę.

    OdpowiedzUsuń
  43. Amethyst uśmiechnęła się delikatnie i podeszła bliżej kobiety. Obrzuciła ją spojrzeniem godnym pożałowania. Co takiego właściwie myślała sobie Victoria? Że będzie umieć ją przestraszyć? Pewnie bałaby się jej bardzo mocno, niemal dogłębnie, gdyby nie ojciec-alkoholik, który lubił znęcać się nad wszystkimi wokół siebie, raniąc swoich bliskich i niszcząc jej dzieciństwo. Może wtedy Amethyst wzięłaby sobie do serca słowa pięknej Victorii, jednak teraz?
    Teraz jedynie zaśmiała się pod nosem, zasłaniając ust grzbietem dłoni, nie mogąc uwierzyć w to, że Victoria naprawdę ją atakowała. Amethyst nie wiedziała też, czy to przez tę krótką rozmowę z Dominickiem, czy hormony czy cokolwiek innego, ale Victoria budziła w niej rozbawienie.
    — Teraz Ty posłuchaj… skarbeńku. — Przechyliła się w jej stronę. — Tak, to mój mąż, w każdym tego słowa znaczeniu i nie życzę sobie tych wielkich wspominek, spojrzeń i uśmiechów w jego stronę. — Przegryzła wargę i uśmiechnęła się życzliwie. — Nie wiem, co sobie myślałaś, przychodząc tutaj. Że zaboli mnie to, co powiesz? Victoria, ja nie mam dziesięciu lat, i to ja wybrałam sobie męża, a Dominic wybrał mnie, dlatego teraz jesteśmy razem. W zdrowiu, i w chorobie, we wszystkim, co dobre i złe, więc nie mów, że nie wiem, czego on potrzebuje, i czy go znam, bo ufam Dominicowi i wiem, że będzie mi wierny.
    Położyła delikatnie dłoń przy ramieniu kobiety i pogłaskała jej drogi sweterek.
    — Nie odbieram ani jemu ani Tobie lat, gdzie byliście razem, ale jeśli jeszcze raz usłyszę choćby jedno słowo w stronę mojego męża, obiecuję że poruszę otchłań piekła, żeby Cię zniszczyć, skarbeńku — warknęła. — Chyba dobrze wiesz, co oznacza to nazwisko, prawda? Callaghan, brzmi dumnie, piękne, i jak myślisz, co by się z Tobą stało, gdyby pani Callaghan wypowiedziała się o Tobie źle? — Przechyliła głowę w bok. — Tu as perdu, salope.
    Przegrałaś, dziwko — dlatego tak bardzo lubiła przeklinać po francusku, bo brzmiało to jak nazwa kwiatów, tych pięknie pachnących i cudownych.

    OdpowiedzUsuń
  44. — Naprawdę chcesz go zatrzymać? — spytała z uśmiechem, patrząc po psie i Dominicu, nie mogąc pojąć, kiedy to się stało, że stali się sobie tak bliscy. — Cieszę się!
    Uśmiechnęła się szeroko i podeszła bliżej. Cmoknęła szybko policzek męża, po czym pogłaskała psinę za uchem i wzięła reklamówkę z zakupami do kuchni.
    — Byłam jeszcze w markecie — dodała. — Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo.
    Była też w aptece, żeby kupić test ciążowy ale akurat o tym nie miała zamiaru wspominać, a opakowanie schowała do swojej torebki, więc czuła się trochę jakby coś przed nim ukrywała, ale nie chciała, żeby się dowiedział. Dopiero co zgodził się mieć psa, więc jak zareagowałby na dziecko? Poza tym sama nie była tego pewna, więc nie potrzebnie było to w ogóle poruszać.
    — Kupiłam lody. Chcesz? — spytała, otwierając opakowanie miętowych lodów z czekoladą. Od razu wzięła łyżkę i posmakowała deseru, cmokając głośno ustami.
    Miała ochotę wziąć lody i usiąść z Dominickiem w salonie, pod kocem, obejrzeć jakiś film, ale nie wiedziała, czy był to dobry pomysł. Nie chciała się w końcu narzucać, ale z drugiej strony słowa Victorii trochę do niej trafiły. Chciała poznać swojego męża, spędzać z nim czas.
    — Masz dużo pracy czy to jeden z tych niesamowitych wieczorów, które masz wolne? — dopytała, jedząc dalej lody.

    OdpowiedzUsuń
  45. — Dlatego kupiłam dwa opakowania. — Parsknęła śmiechem i uśmiechnęła się do niego wesoło.
    Jedyne czego pragnęła, to po prostu usiąść przy nim, poczuć jego zapach i zebrać swoje myśli. Dominic stał się jej jedynym ratunkiem w tym małym chaosie i nie wyobrażała sobie siedzieć teraz samotnie, jedząc lody i dawać się pochłonąć niewiedzy. Zerknęła ukradkiem w stronę torebki, po czym wtuliła się w mężczyznę w momencie, kiedy otoczył ją ramieniem.
    — Ale mam tylko jedną łyżeczkę… — wymruczała, po czym nabrała trochę lodów i podsunęła pod nos męża. — Trudno. Będziemy jeść z jednej.
    Zaśmiała się cicho i złapała jeszcze szczeniaka, który próbował wspiąć się po kanapie. Psiak opadł w koc, opierając się o nich, zamykając spokojnie oczy.
    — Skoro pies ma tutaj zostać… masz dla niego jakieś imię? — spytała, patrząc po psie, który jeszcze chwilę merdał ogonkiem, zanim zasnął. Uśmiechnęła się mimowolnie.
    Kiedy zapytał o to, NA CO ma ochotę, zacisnęła wargi, chcąc wypalić tani tekst na podryw, co nawet ją rozbawiło, gdy o tym pomyślała, ale odegnała od siebie tę myśl. Przecież Dominic nie znał jej od tej strony. Od głupich żartów i marszczenia nosa, od słownych przepychanek, ale chciał, żeby poznał, dlatego odparła:
    — To na co mam ochotę… cóż, panie Callaghan, mógłby się w to pan wpasować, ale dzisiaj po prostu coś obejrzyjmy. Obojętnie co właściwie, byleby nie żaden dramat. Mam dość dramatów jak na jeden dzień.

    OdpowiedzUsuń
  46. — Pasuje do niego. — Przytaknęła żywo, zerkając po tym, jak Dominic głaszcze psa.
    Była w tym jakaś czułość. Coś, co sprawiało, że pan Callaghan wydawał się być mniej zimny i zdystansowany. Choć Amethyst dostrzegła to już dużo częściej. Jej mąż się zmieniał, bywał częściej w domu i wspólnie jedli obiad, próbowali ze sobą rozmawiać i zainteresować się swoim życiem, pomijając oczywiście tę noc, gdzie oboje się do siebie doskoczyli, bo to było jedynie jakimś dopełnieniem. Bardzo potrzebnym, bo uświadamiającym to, że pragną siebie nawzajem; i było w tym coś zwierzęcego, naturalnego, jak i czystego i pięknego.
    — Może być — odparła i pochyliła głowę w bok, czując palce męża w swoich włosach, zupełnie jakby była kotem, który łasił się do jego ręki, a kiedy się w nią wtulił, uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
    To naprawdę było miłe, że Dominic zdecydował się usiąść z nią w salonie. Doceniała to tak bardzo, że niemal czuła się tym wszystkim wzruszona, zapominając zupełnie o Victorii i jej humorkach. Ufała Dominicowi i nie miała zamiaru go sprawdzać, doszukiwać się tego, czego nie ma, bo nie było żadnych powodów, żeby oskarżać go o cokolwiek. Chciała jedynie, żeby wiedział, że jest tutaj dla niego, i że może jej powiedzieć o wszystkim.
    — Chcesz mnie nakarmić? — Zaśmiała się cicho. — A umiesz? — spytała, odwracając głowę w jego stronę z zaczepnym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  47. Parsknęła cichym śmiechem, czując lody przy nosie i popatrzyła jak Dominic się do niej zbliża, zbiera słodką plamę swoimi ustami. Uśmiechnęła się delikatnie, nie mogąc zrozumieć, jak bardzo był teraz delikatny i czuły. Czyżby taki właśnie był naprawdę? Czuły i opiekuńczy? Uśmiechający się i robiący te wszystkie słodkie rzeczy?
    — Jesteś naprawdę niemożliwy — odparła ze śmiechem i wtuliła się w niego mocno, przymykając oczy.
    Nie potrzebowała teraz niczego, oprócz jego ciepła. Chciała mieć świadomość tego, że jeśli było źle i trudno, to zawsze może się do niego zwrócić, a on jej nie odepchnie. Tak jak dzisiaj. Przecież mógł ją zostawić w kuchni, odwrócić się od tego, a nawet nie zabierać głosu, gdy pytała go o Victorię, ale odezwał się do niej. I to sprawiło, że w jakiś sposób przepadała w tym wszystkim i nie wiedziała już, czy jedynie ciąża może być problemem, a jej uczucia do Dominica. Czy faktycznie nie znudzi się jej towarzystwem? Czy nie będzie chciał czegoś innego?
    — Wcale się nie śpieszy — stwierdziła.
    Oparła głowę przy jego klatce piersiowej i przymknęła oczy. Wsłuchała się w bicie jego serca, próbując zebrać w sobie myśli. Wiedziała, że Dominic był diabłem, wcieleniem obojętności i dystansu, ale co jeśli to tylko mur, którym się otaczał? Miał przecież ciężką pracę i poświęcał się jej bezgraniczne, chcąc być najlepszy i zapewne taki był: najlepszy. Amethyst czasem zastanawiała się nad tym, czy umiał zrobić coś źle. Zawsze wiedział, co powiedzieć, co zrobić i jak się zachować, jak się uśmiechać i wyglądać, a teraz ona, Amethyst, mała Amethyst, wtulała się w niego z przekonaniem, że tego wieczoru zbliżyli się do siebie bardziej niż pełnej jęków nocy.

    OdpowiedzUsuń
  48. Z Dominicem nie było żadnego kontaktu, a próbowała się do niego dodzwonić, nawet zostawiła kilka wiadomości na poczcie głosowej. Musiał więc ślęczeć w pracy nad jakąś sprawą albo… — nie, nie mógł być przecież u Victorii. Pamiętała każde jego słowo, gdy byli w kuchni, tak blisko siebie, że nie dotknie żadnej innej kobiety. I tego złapała się tak mocno, że niemal wymazała ze swojego słownika słowo Z D R A D A.
    A mimo to martwiła się. Martwiła się tym, czy w ogóle coś zjadł, czy ktoś mu zrobił kawy i czy ktoś kazał mu zrobić przerwę. Dobrze wiedziała, że Dominic był człowiekiem pracy i ciężko mu było oderwać się od zajęcia, kiedy już do niego przysiadł.
    Dlatego siedziała w kuchni, obejmując kubek z kakao i wzdychając co jakiś czas, kiedy czas płynął dalej a Dominic nadal nie wrócił do domu. Zdarzyło jej się nawet zdrzemnąć po blacie kuchennym, a wtedy wstawała cała obolała i wzdychała jeszcze ciężej. Wiedziała, że nie jest to zbyt zdrowe i że powinna teraz szczególnie uważać, przede wszystkim ze względu na dziecko, bo tak, okazało się że dziecko tam było, ale chciała poczekać aż Dominic wróci do domu.
    Kiedy przeszedł przez próg i zatrzymał się w miejscu, podniosła się szybko i wtuliła się w niego, łapiąc się jego koszuli. Odetchnęła głęboko, czując ulgę. Cieszyła się z tego, że tu był i że nic się nie stało. Pachniał sobą; nie jakimiś kobiecymi perfumami, to był Dominic. Jej Dominic.
    — Myślałam, że coś się stało… — wymamrotała. — Co z Twoim telefonem? Czemu do mnie nie oddzwoniłeś? — spytała z wyrzutem. — Nie możesz tak robić… pewnie bym do Ciebie przyjechała, gdyby nie to, że pewnie miałeś dużo pracy. No i, zapewne w kancelarii nie ma zbyt wiele kobiet, a nie chciałam Ci robić problemów.

    OdpowiedzUsuń
  49. — Po prostu się martwiłam — odparła. — Wiem, że dużo pracujesz, a ja nigdy nie dzwoniłam do Ciebie, żeby zapytać, o której wrócisz i po prostu… sama nie wiem. Nie chciałam iść spać, wiedząc, że Ty ciężko pracujesz.
    Ujęła jego twarz w dłonie i pogładziła delikatnie policzki, uśmiechając się lekko. Widziała jego zmęczenie i to jak ledwo się trzymał, ale nadal stał dumnie, zasługując na swoje nazwisko.
    — Co oni by bez Ciebie zrobili w tej kancelarii — szepnęła w jego stronę i przesunęła dłońmi po jego ramionach. — Nie musisz przepraszać, po prostu nie wiedziałam, co się z Tobą dzieje, a nie chciałam obdzwaniać całej kancelarii tylko dlatego, że Twoja żona się martwi. Chociaż może powinnam?
    Przechyliła lekko głowę w bok i złapała dłoń mężczyzny w swoją.
    — Chodź. Zaprowadzę Cię do łóżka, przynajmniej będę miała pewność, że już nie pracujesz i grzecznie śpisz. — Pociągnęła go lekko za sobą.
    Wiedziała, że jedyne czego potrzebował, to sen, a później dobre śniadanie, z kubkiem czarnej kawy. Pewnie Lucky nie da mu skończyć jeść, kręcąc się wokół, bo pies również za nim tęsknił. Może nawet bardziej niż Amethyst, bo przez cały dzień siedzieli razem w salonie, oczekując aż mężczyzna wróci do domu.
    — Ale udało Ci się wszystko skończyć? —spytała cicho, idąc korytarzem skąpanym w cieniu, który teraz nie wydawał się jej być tak straszny w momencie, kiedy Dominic był w domu.

    OdpowiedzUsuń
  50. — Zdecydowanie powinieneś dać mu jakiś krótki urlop. — Przytaknęła żywo. — Zauważyłam, że zawsze chce Ci pomóc i w sumie nigdy nie narzeka. To chyba dobrze mieć kogoś takiego jak on w kancelarii?
    Uśmiechnęła się i usiadła przy mężczyźnie, patrząc po jego twarzy. Wyciągnęła dłoń do jego policzka, gdy zaczął mówić już mniej pewnie. Chciała go wysłuchać i pocieszyć, dać mu trochę swojego ciepła, żeby wiedział, że za każdym razem, gdy będzie wracał do domu, ktoś na niego czeka.
    — Zostanę — odparła szeptem i przesunęła dłońmi do karku męża. — Musisz być tak bardzo zmęczony… — Westchnęła cicho. — Szkoda, że w żaden sposób nie mogę Ci pomóc, chętnie wzięłabym trochę Twoich obowiązków.
    Nie była jednak zbyt dobra w tych wszystkich paragrafach i innych, więc było to jedynie ulotne, ale miłe marzenie, że mogłaby mu jakoś pomóc.
    — Połóż się. — Pociągnęła go delikatnie za ramię i zmusiła lekko, żeby opadł twarzą w pościel. Przesunęła dłońmi po jego spiętych plecach i zapewne sztywnym karku. — Ale mogę Ci pomóc w inny sposób.
    Jej dłonie powoli zaczęły rozmasowywać obolałe, spięte mięśnie, wodząc kółeczka, naciskając odpowiednio, żeby pozbyć się nabytego przez cały dzień stresu. Chciała jedynie, żeby Dominic mógł po prostu w końcu odpocząć, wyrzucić z siebie ciężar pracy w kancelarii. Był w domu, więc nie musiał się już o nic martwić, bo Amethyst mogła się o niego zatroszczyć. W domu to ona była szefową i dbała o niego tak bardzo, jak tego potrzebował.

    OdpowiedzUsuń
  51. — Wiem, że Ci ciężko, i że dużo pracujesz, ale to dzięki Tobie wszystko idzie dobrze. Wyobraź sobie, co by zrobili Ci biedni ludzie bez Ciebie? Przecież ratujesz im czasem życie, angażujesz się dla ich dobra — powiedziała i delikatnie dotknęła palcami jego policzka. — Wiem też, że się starasz i ja też będę się starać, żebyś w domu mógł odpocząć. Uznajmy że w domu po prostu… po prostu odpoczywasz i wypełniasz sobą przestrzeń, kiedy Cię nie ma.
    Zmarszczyła się mimowolnie, słysząc, że nienajlepszy z niego materiał na męża. Przegryzła wargę. Dominic był drażliwy i zdystansowany. Dużo pracował, pokazywał się od jak najlepszej strony. Pan Idealny. I lubiła w nim to wszystko, ten mrok, ale lubiła też jego delikatność i czułość, to jak po prostu był jedynie Dominickiem, a nie panem Callaghanem.
    — Kto powiedział, że nienajlepszy materiał? — spytała. — Oboje się uczymy życia w małżeństwie… w takim normalnym małżeństwie, a nie w ciszy i unikaniu siebie. Zdecydowanie wolę to jak jest teraz. Lubię się o Ciebie troszczyć i widzieć, że jesteś zadowolony. Bo jesteś, prawda?
    Wtuliła się w jego tors i odetchnęła cicho.
    — Czyli powinnam zawsze na Ciebie czekać? — dopytała z nikłym uśmiechem i przewróciła się na brzuch, opierając dłoń o klatkę piersiową mężczyzny. — Ale jak będziesz miał zamiar tak późno wracać do domu, to chociaż zadzwoń i powiedz: dobranoc. Wiesz, nie oczekuję od Ciebie żadnych ballad czy wierszy, ale chcę wiedzieć, że naprawdę wszystko jest w porządku. Wtedy bez zdenerwowania na Ciebie będę mogła zrobić Ci śniadanie i kawę… i tak bym to zrobiła, ale wiesz, pewnie bym coś przypaliła.
    Zaśmiała się i schowała twarz w jego obojczykach.

    OdpowiedzUsuń
  52. — Tak, wpadnę do Ciebie, zamknę drzwi i zjemy razem obiad — stwierdziła z uśmiechem. — Chętnie Cię kiedyś odwiedzę — dodała i przesunęła spojrzeniem po jego twarzy.
    Dominic był inny niż się wydawało, a ten prawdziwy właśnie leżał z nią w łóżku. Zdecydowanie różnił się od swojej typowej wersji, ale przecież wcale jej to nie przeszkadzało, bo to wszystko było jak poznawanie go od nowa, dowiadując się ciekawych rzeczy. Że lubi lody miętowe i wcale nie przeszkadza mu pies, że jest w stanie ją pocieszyć i przytulić, doceniała to.
    — A gdzie indzie mogłabym być, głuptasie? — spytała szeptem, a kiedy poczuła jego usta przy swoich, zadrżała mimowolnie.
    Nie spodziewała się tego, że ją pocałuje; że będzie chciał to zrobić, kiedy oboje szeptali do siebie, dotykali się czule i delikatnie, ale zrobił i Amethyst nie mogła się powstrzymać od tego, żeby połączyć ich usta razem w kolejnym miękkim, słodkim pocałunku. Smakowała jego ust leniwie, jakby całowali się po raz pierwszy. Jakby to był ich pierwszy pocałunek, taki niewinny i rozkoszny. Ujęła jego twarz w dłonie, głaszcząc delikatnie policzki, wodząc palcami zarost i linię szczęki.
    — Nie odsuwaj się teraz ode mnie — wymamrotała prosto w jego usta, nie przerywając pieszczoty.
    Czuła, że jest to jakoś dziwnie przełomowy moment w ich relacji, że pomimo tego, że oboje siebie pragnęli, to potrafili dać od siebie więcej i bardziej. Jakby prawidłowo było się po prostu zaangażować i brnąć w tę relację. Byli w końcu małżeństwem, a Amethyst naprawdę lubiła całować swojego męża.

    OdpowiedzUsuń
  53. Jego dotyk był zupełnie inny niż poprzednio. Czuły i troskliwy. Jakby dbał o to, żeby nie czuła się ani trochę odepchnięta. Uśmiechała się do niego delikatnie, z jakimś wzruszeniem, nie pojmując, jak to się stało, że byli teraz tak blisko siebie, ale cieszyła się z tego tak bardzo, że bolało ją serce, a głupie serce wyrywało się do mężczyzny i wpychało się w jego ręce, z nią prośbą o to, żeby się nim zaopiekował.
    — Mogę być Twoim więźniem — odparła z cichym chichotem, wyobrażając sobie męża w mundurze policyjnym. Zdecydowanie by mu pasował, uznała. — Cieszę się z tego, że na Ciebie poczekałam, że możemy być teraz razem. W jakiś sposób jest to dla mnie ważne.
    Bo było. Jeszcze nic mu o niczym powiedziała i wydawało się jej również, że to nie była odpowiednia chwila, żeby cokolwiek oznajmiać, więc przemilczała to i uśmiechnęła się ciepło, całując głośno nos mężczyzny.
    — Mam jakieś przywileje? Czy muszę tu tylko siedzieć i się do Ciebie przytulać? — spytała, gładząc delikatnie jego policzek. — Jesteś naprawdę niemożliwy, Dominic.
    Objęła go mocno za szyję i przytknęła swoje usta do jego delikatnie i czule, po czym odsunęła się lekko i omiotła spojrzeniem jego przystojną twarz. Teraz mogła patrzeć na swojego męża tyle, ile chciała, lustrować wzrokiem jego policzki, powieki, czoło, linię żuchwy. Nadal nie mogła się na niego napatrzeć, jakby oderwanie wzroku od mężczyzny mógł sprawdzić, że on zniknie.

    OdpowiedzUsuń
  54. — Całkiem przyjemne te przywileje —odparła z uśmiechem i zaśmiała się cicho, słysząc jego wielki sekret. — To dobrze, bo w sumie bez Ciebie te przywileje nie miałyby sensu.
    Cmoknęła go w nos, a zaraz potem wgramoliła się na tors mężczyzny i oparła brodę o jego klatkę piersiową. Po prostu na nim leżała, bez żadnej krępacji i wstydu. Chciała być blisko niego, żeby dobrze czuł, że jest tutaj z nim i nie musi się niczym martwić, bo nigdzie się nie wybiera.
    — Byłoby naprawdę świetnie, gdybyś miał jakiś urlop — dodała zaraz. — Moglibyśmy po prostu spędzić razem czas. Pojechać gdzieś albo po prostu siedzieć w domu i się przytulać i korzystać z moich przywilejów. — Uśmiechnęła się do niego uroczo. — A może pojechalibyśmy na plażę? Wzięlibyśmy psa, pewnie by się ucieszył, że może wejść do wody.
    Może też wtedy miałaby odwagę mu o wszystkim powiedzieć? Przegryzła delikatnie wargę i wtuliła twarz w jego tors. Musiała się nad tym zastanowić. Zdradziła tę nowinę Nathalie i poprosiła, żeby nikomu nie mówiła, chcąc osobiście powiedzieć Dominicowi, ale żaden moment nie był dobry.
    — A Ty jak chciałbyś spędzić urlop? — spytała. — Marzysz o czymś?
    Chciała wiedzieć, czego on pragnął. Zapewne przez całe swoje życie to Dominic spełniał oczekiwania innych, a Amethyst nie chciała przecież niczego od niego wymagać. Jedyne, czego pragnęła, to tego, żeby był szczęśliwy. Szczęśliwy Dominic był piękniejszy i kochający. Miał idealny uśmiech, w którym można było się…
    Zakochać? Utopić się? Nie była tego pewna, a raczej nie była pewna tego, że ona już nie wpadała w jego sidła.

    OdpowiedzUsuń
  55. — Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć podróżować — przyznała. — Powinieneś spełniać swoje marzenia, zanim… no wiesz, przyjdzie więcej obowiązków. — Przesunęła kciukiem po jego brodzie. — Dobrze, wybierzemy coś wspólnie. Poza tym tak naprawdę mało mnie obchodzi, gdzie byśmy pojechali, chyba bardziej mi zależy na tym, żebyśmy spędzili ze sobą więcej czasu.
    Uśmiechnęła się do niego i przesunęła spojrzeniem po jego twarzy. Kiedy zapytał ją o to, co ona chciała by mieć, wzruszyła delikatnie ramieniem. Mieszkając we Francji, w domu rodzinnym marzyła jedynie o tym, żeby wyrwać się z sideł tego, co zgotował im ojciec, który obecnie siedział w więzieniu. Pragnęła pomagać matce, przyjąć oświadczyny Cedrica — ale zawahała się nad tym, bo nie wiedziała, czy Cedric nie jest dla niej już tylko miłym wspomnieniem, takim najlepszym, które pozostało w najgorszym miejscu. Teraz jednak Amethyst nie miała wielkich marzeń. Miała dom, było jej dobrze, miała własne łóżko, ubrania, miała, co jeść i studiowała, więc niepotrzebne były jej jakieś wielkie wygody.
    — Hm — Zastanowiła się — Ty mi się podobasz — stwierdziła i zaśmiała się cicho, widząc jego minę. — Ale oprócz tego… nie wiem, Dominic, nigdy o tym nie myślałam. I tak dałeś mu dużo. Dom, jedzenie, pokój i zgodziłeś się na psa, więc czego miałabym jeszcze pragnąć? Myślę że chciałabym po prostu być szczęśliwa. Bogactwo jest fajne i można pozwolić sobie na wiele rzeczy, ale co ja bym miała robić z pieniędzmi, kiedy nie byłoby Ciebie ani mojej rodziny we Francji?

    OdpowiedzUsuń
  56. — Panie Callaghan, możemy nawet spisać umowę. — Popatrzyła po jego twarzy w momencie, gdy znalazł się nad jej ciałem, a jego oddech pieścił jej policzki i czoło. — Burgery? Hm, o tym jeszcze nie słyszałam, ale zjem wszystko, co ugotujesz, nawet zupkę z paczki.
    Zaśmiała się cicho i odchyliła delikatnie szyję, gdy zaczął wodzić pocałunkami po jej skórze. Uśmiechnęła się mimowolnie, nie mogąc ukryć rozleniwienia i zadowolenia tymi chwilami, które dzielili razem. Był błogo, cudownie, niemal czuła się tak jakby ktoś podmienił Dominica w powrocie do domu, ale nie. To nadal był ten sam Dominic.
    — Tak, tak szalenie przystojny że muszę Cię pilnować, panie Callaghan — szepnęła. — Bo zawsze jakieś kobiety pożerają Cię wzrokiem… może powinnam zostawić Ci kilka malinek?
    Wyciągnęła się do jego szyi i zrobiła duży ślad, śmiejąc się lekko, a jej ciepły język dotknął jeszcze tej czerwonej plamki.
    — I po problemie — stwierdziła, patrząc mu prosto w oczy. Zmarszczyła w rozbawieniu nos i trąciła nim policzek mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  57. — Tylko jedną kobietę? Kogo? — droczyła się z nim.
    Chciała, żeby to powiedział. Chciała to usłyszeć i złapać się tego mocno. Nie byłoby chyba nic lepszego niż usłyszeć swoje imię w tym momencie.
    Smakowała jego ust powoli, spijając słodycz, roztapiając się i pragnąc go w każdym momencie, w każdej odsłonie. Był idealny w swoim diabelskim obliczu, idealny gdy się szeroko uśmiechał, idealny w momencie, kiedy przytulał ją do siebie i szeptał tak wiele miłych rzeczy. Był idealny tu i teraz. Był jej. Cały jej.
    Przesunęła dłońmi po jego ramionach, uciekając nimi do karku mężczyzny i chowała palce we włosy mężczyzny delikatnie, z uczuciem, przechylając głowę lekko w bok, żeby pogłębić delikatnie ich pocałunek. Czuła ciepło przy całym swoim ciele, które niemal sprawiało, że drżała, że nieświadomie oddawała się każdemu dotykowi, który wyprowadzał Dominic, i tego właśnie chciała. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła się teraz po prostu wyjątkowo i nie mogłaby uwierzyć w to, że Dominic mógł w ten sposób potraktować inną kobietę. Był dla niej tak kochany i czuły. Widziała jednak to, że dzisiaj jej serce było tylko jego, że wziął sobie je i pożyczył.

    OdpowiedzUsuń
  58. Westchnęła, kiedy to powiedział. On naprawdę się do tego przyznał, wyznał jej to, a później tak śmielej powodził po jej ciele, że miała ochotę jęknąć w jego usta, ale przestał. Wtulił się jedynie w jej szyję.
    Czy tak wyglądał wstęp do miłości? Nie do samego seksu, zwierzęcego aktu, ale miłości? Przesunęła po ramionach męża, a potem powoli przesunęła po obojczykach i poczęła rozpinać guziki jego koszuli. Powoli, sięgając ustami jego ust, w czułym, miękkim pocałunku. Nie śpieszyło się jej. Chłonęła każdy jego dotyk i wszystko, co mógł jej teraz zaoferować. Była jego, a on był jej i nic poza tym się nie liczyło.
    Pociągnęła koszulę w dół, a materiał odrzuciła gdzieś w bok. Jej palce pogładziły tors męża, sunąc po mięśniach, robiąc kółeczka i znacząc sobie drogę. Delikatnie, cudownie, jakby chciała się tym nacieszyć, a jednocześnie nie odrywała swoich ust od jego, zatracając się w miękkim, cudownym pocałunku, słodyczy jego warg.

    OdpowiedzUsuń
  59. — Niczego bardziej teraz nie pragnę — wyszeptała — niż kochanie się z Tobą.
    To właśnie czuła i wcale nie obchodziło jej to, co będzie rano i czy będą umieli o tym rozmawiać, ale teraz przecież nie było muzyki, wina i niczego, tylko oni. Tak niewinni i tak nadzy w swoich uczuciach, i obawach, a jednak nadal siebie pragnęli, i to wystarczało Amethyst, żeby składać kolejne pocałunki, żeby zjechać ustami po szyi męża i pieścić go czule, delikatnie.
    Badała jego ciało, chłonęła jego fakturę i wzdychała, co jakiś czas, nie mogąc wręcz się uspokoić z nadmiaru emocji, ale było to tak cholernie dobre, że nie potrafiłaby się odsunąć i odejść.
    W jej głowie zniknęło wszystko, był tylko Dominic. Mail od Cedrica również gdzieś zniknął, obraz młodzieńczej miłości zbladł, a Callaghan zajął jego miejsce, z tym swoim pięknym, diabelskim uśmiechem.
    Przewróciła go delikatnie na plecy, a potem posłała mężowi spokojnie spojrzenie i powodziła ustami wzdłuż jego nagiego torsu, pieszcząc skórę swoimi mokrymi, ciepłymi ustami. Smakowała go, powoli i dokładnie, jakby nie było nic lepszego od tej właśnie chwili. Chciała mu dać siebie, ciepło, zainteresowanie, a nie jedynie brać, oczekiwać przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  60. Obudziła się przed Dominickiem. Przez moment docierało do niej to, co stało się wczoraj. To nie był tylko seks. Nie umiała tego nazwać, ale chętnie określiłaby to mianem jakiejś miłości; ona oddała mu wszystko, co miała, a on dał jej jeszcze więcej. Zapomniała wtedy o wszystkim i o wszystkich, odrzuciła od siebie każdą niepewność i po prostu łapała to, co oferował jej mąż, a przecież wczoraj był tak czuły i kochany.
    Popatrzyła po jego spokojnej twarzy. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc jak kosmyki włosów spadają po jego czole, a on sam leży wtulony w poduszkę. Tak blisko niej. Pochyliła się nad mężem, a zaraz potem zaczęła głośno cmokać całą jego twarz, żeby się obudził, a kiedy otworzył oczy — roześmiała się czule i przytuliła się do niego mocno, nie pozwalając mu się odsunąć. Nie chciała, żeby zaczął się ubierać, żeby wyszedł i zostawił ją jak ostatnio, bez żadnego pożegnania czy choć jednego słowa. Miała nadzieję, że Dominic to rozumie i że nie będzie kazał jej się wynieść z sypialni, bo nagle przestała być dla niego interesująca.

    OdpowiedzUsuń
  61. — Nie mam pojęcia… ale Ty jesteś miły i ja jestem miła, więc pobudka też powinna być miła — stwierdziła i zmarszczyła w uśmiechu nos.
    Pogłaskała delikatnie jego policzek, nie mogąc się od tego powstrzymać. To byłoby niemożliwe. Chciała go dotykać i pieścić, ale nie jedynie tak, żeby zasugerować, że chodziło jej jedynie o seks sam w sobie, o nie, chciała po prostu być blisko niego, a ręce same ruszały w stronę męża.
    — Poza tym nie mogłam się powstrzymać — przyznała i przesunęła nosem po jego policzku. — Jest pan po prostu zbyt kuszący, panie Callaghan — dodała i delikatnie usiadła, uświadamiając sobie, że jest zupełnie naga i w pierwszej sekundzie zakryła się w zawstydzeniu kołdrą.
    Ale przecież Dominic widział jej ciało, dotykał je i znał, więc koniec końców po prostu odrzuciła pościel i wstała wolno, przeciągając się. Złapała za koszulę męża i włożyła ją na siebie, nie zapinając jednak guzików.
    — No i, obiecałam Ci śniadanie — powiedziała, jeszcze na moment wracając do łóżka, żeby go czule pocałować. — Od wczoraj pewnie nic porządnego nie zjadłeś, więc nie wypuszczę Cię do pracy bez śniadania.

    OdpowiedzUsuń
  62. — Przecież to Twoja koszula… chcesz powiedzieć, że dobrze wyglądam w Twojej koszuli? — spytała, drocząc się mimowolnie. Omiotła wolnym spojrzeniem jego twarz, nie mogąc przestać się uśmiechać.
    Był przecież tak blisko niej. I wydawać się mogło, że oboje uspokoili to, co się pomiędzy nimi działo. Nie było ucieczek ani wymuszonego dotyku czy słów, przecież nikt ich nie widział i nie oceniał, czy zachowują się jak małżeństwo, ale z każdym kolejnym gestem Amethyst czuła, że to wszystko było po prostu naturalne.
    — Naleśniki z bitą śmietaną? — powtórzyła i przytaknęła żywo głową. — Oczywiście, że da się zrobić. Myślę że to będą najlepsze naleśniki, jakie jadłeś!
    Przesunęła jeszcze nosem po jego policzku, a później podniosła się w końcu, myśląc jedynie o tym, jak dobrze było czuć jego ciepło. Nie wyobrażała sobie też być teraz z kimś innym, nawet z Cedrikiem, z którym przecież zdążyła wymienić już kilka maili. Podobno jego zespołowi powodziło się całkiem nieźle i sporo koncertowali po Stanach Zjednoczonych, a teraz Cedric zatrzymał się w Los Angeles i chciał się z nią spotkać.
    Zatrzymała dłuższe spojrzenie przy twarzy męża. Nie chciała nic przed nim ukrywać, wymykać się z domu i kłamać, że była u Alice czy gdziekolwiek indziej. Kłamstwo mogłoby popsuć pomiędzy nimi wszystko, dlatego Amethyst zdecydowała się nie spotykać z byłym chłopakiem, uznając, że tak będzie po prostu lepiej.
    Zeszła do kuchni, gdzie od razu wzięła się za robienie naleśników. Nie było to w końcu trudne, a zrobienie ciasta nie zajęło długo. Już chwilę później stała przy kuchence, smażąc placki i patrzyła w stronę progu, nie mogąc się doczekać aż Dominic zjawi się w kuchni.

    OdpowiedzUsuń