24 czerwca 2015

[KP] „Czytam zachłannie od nowa, całego zdanie po zdaniu.”



Jensen Wade
student ASP / artysta / 22 lata / wrodzona wada serca / ojciec policjant

matka chciała syna lekarza, ojciec syna prawnika, dziadek zażyczył sobie kolejne pokolenie policjantów, syn został artystą / spokojny / uśmiechnięty / nie dotykaj moich okularów / to nie krew, to farba / dobry człowiek / kochany i kochający / zakochany po uszy / pożycz trochę grosza, muszę nowe płótna kupić / akty tylko jednego mężczyzny / tato, niebezpieczeństwo i ja lubimy tańczyć tylko we dwójkę / żartowałem / niewinny / nieświadomy / nieustannie wierzący w dobro

7 komentarzy:

  1. Codzienne spacery z psem należały do rutyny bardziej spokojnego z dwóch trybów życia, które prowadził. Gdy wychodził z mieszkania z pupilem na smyczy nikt nie podejrzewał, jakim człowiekiem mógł się okazać naprawdę; czasami przechodni patrzyli krzywym okiem na Zoe, rasę dobermana, ogółem uważaną za niebezpieczną i nie wartą ludzkiego zaufania. Zdarzało się, że gdy przechodził chodnikiem w kierunku parku, niektóre matki ściskały mocniej dłonie swoich dzieci, aby następnie odsunąć je na bok w celu uniknięcia jakiegokolwiek kontaktu ze zwierzęciem, które i tak nie zwracało na to drobne zamieszanie żadnej uwagi. Dorian czasami był wdzięczny za uprzedzenia, które kierowały ludźmi dookoła niego, gdyż dzięki nim przynajmniej nie musiał męczyć się z bachorami, które chciały pogłaskać i boleśnie poprzytulać jego zwierzę, jakby było wypchaną maskotką. Krążąc po parku, własnie takie wypadki widział: zdarzało się to przede wszystkim dużym, puchatym psom, którym dzieci mogły wplątać klejące się od słodyczy palce w sierść i ciągnąć uszy czy ogon w geście dziwnej, gorzkiej sympatii. Takie jednostki mężczyzna starał się omijać szerokim łukiem, nie chcąc aby cokolwiek zaburzyło równowagę tego spokoju, który rósł w nim podczas tych wypraw w miejsce coraz głębiej zapominane przez ludzi, pochłoniętych przez technologię. Nawet gdy spotykał kogoś znajomego i był zmuszony przejść blisko niego, po prostu silił się na drobny uśmiech i ruch głową, jednak rzadko kiedy się odzywał, a co dopiero zatrzymywał na rozmowę.
    Było jednak coś, co zainteresowało go szczególnie już parę dni temu. Nie widział tej osoby wcześniej i nie mógł stwierdzić, czy była tu nowa, czy może poprzednio rozstawiała swoją sztalugę w innym miejscu parku, jednak zdecydowanie spacery Ruskina stały się odrobinę przyjemniejsze odkąd mógł z daleka zerkać na powoli wypełniające się płótno. Zawierało ono obraz, który chłopak miał akurat przed sobą, a Dorian uważał obserwację z dnia na dzień jego postępów za fascynujące. Tak naprawdę nigdy nie zwrócił się do artysty ani słowem i nie wiedział nawet, czy ten zauważył jego niemalże codzienną (od zaledwie paru dni) obecność, jednak pewnego dnia postanowił wyjść z tłumu i przestać być anonimowym oglądającym, a zacząć mieć dla tego człowieka imię i osobowość. Przystanął pierw parę metrów za odwróconym chłopakiem, jakby czekając na odpowiedni moment. Pędzel wreszcie odsunął się od płótna, aby móc zarzucić na siebie więcej koloru, a wtedy on zbliżył się o trzy kroki.
    - Dobrze Ci idzie - skomentował, przytrzymując smycz blisko przy sobie, aby nie pozwolić Zoe zacząć obwąchiwać ich nowego rozmówcę. - W dwa dni, to sporo pracy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla tych którzy znali go od tej mniej miłej strony, Dorian zapewne nie sprawiał wrażenia osoby ceniącej sobie wysoko zarówno sztukę, jak i ludzi, którzy sprawiali, że ta pojawiała się na płótnach, kartkach czy pięcioliniach. Nieliczni byli świadomi tego jego drobnego zainteresowania, a ci którzy to o nim wiedzieli, raczej nie byli skłonni do zadawania wielu pytań; a on bardzo chętnie opowiedziałby o tym, do jakiego muzea chciał się wybrać najbardziej, kto był jego ulubionym malarzem Renesansu, kogo symbolika głośniej do niego przemawiała. Zadawane mu pytania nabliższe sztuce odnosiły się wyłącznie do jedynych dwóch tatuaży widocznych codziennie dla wszystkich, nie należących do tych schowanych pod materiałami ubrań: klawiszy fortepianu na zewnętrznej części jego lewego przedramienia i dwójki rąk ściskających anatomicznie wystylizowane serce na części wewnętrznej. Jednak nawet wtedy mężczyzna odpowiadał płytko, zamiatał temat pod dywan wiedząc, że jakaś głębsza odpowiedź uzyskałaby jedynie zdziwione, lub nawet znudzone, spojrzenia ludzi, którzy widzieli tę formę sztuki jedynie jako sposób ozdabiania ciała, a nie jako pieczęć czyjejś przeszłości, aspiracji lub myśli. Do tej pory tylko jego tatuażysta okazał się facetem, z którym mógł naprawdę podzielić swoje poglądy na ten temat.
    Ruskin uśmiechnął się kącikiem ust, cały czas mierząc wzrokiem płótno które stało parę metrów przed nim. Był wciąż zbyt daleko aby mógł obserwować każde pojedyncze machnięcie pędzlem, jednak produkt (prawie) finalny naprawdę go fascynował. Niestety, sam nie miał wprawy w takich rzeczach i ubolewał nad tym od dziecka, gdyż nie potrafił samodzielnie stworzyć coś, co zadowalałoby go swoim pięknem. Bo, cóż, ze względu na swoją orientację, raczej nie miał szansy stworzyć życie ludzkie, chociaż wciąż to raczej nie do końca zaliczałoby się dla niego do rzeczy pięknych. Nie w takiej rodzinie i nie z takimi poglądami.
    Wreszcie jednak przesunął wzrok na osobę, o której do tej pory znał tylko plecy. Artysta był delikatnie od niego niższy i było w jego twarzy coś, co pozwalało jego kreatywnej duszy materializować się; patrząc na niego można było po prostu poczuć, że ten mężczyzna widział wiele więcej niż wszyscy ci ludzie dookoła ze słuchawkami w uszach, którzy podczas spaceru wbijali wzrok we własne stopy lub telefony i ignorowały wszystko dookoła. W XXI wieku, ten chłopak zdawał się mieć prawdziwy dar, a okulary, które nosił, po prostu dodawały uroku do tego zadowolonego wyrazu twarzy, przybranego tuż po usłyszeniu słów mężczyzny z psem.
    - Zoë - odpowiedział ten, dopiero wtedy zerkając na własnego pupila. Ten usiadł, nawet w tej pozycji sięgając głową połowy uda swojego właściciela, i ze zwisającym językiem rozglądał się dookoła, co jakiś czas węsząc i nastawiając pilnie uszy. Mężczyzna podrapał ją krótko po łbie, jednak prędko wrócił do swojego conajmniej intrygującego rozmówcę. Ciekawiło go to, że nie przegonił go, mówiąc że odbierał mu cenny czas, i że nawet zdawał się być zainteresowany dalszą rozmową, skoro już na sam początek opowiedział mu coś o sobie.
    - Od dawna malujesz na otwartej przestrzeni? - zapytał się, luzując nieco smycz swojego psa ze względu na to, że ten był raczej spokojny w takim towarzystwie. - Wcześniej nigdzie cię tu nie widziałem, a wychodzę z nią codziennie.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Dorian - przedstawił się krótko, dopiero w tym momencie zauważając że kolorowe plamy farby pokrywały w dużej części także dłonie malarza. Według niego nawet to było jakąś formą sztuki, pokazującą poświęcenie oraz starania, które mężczyzna wkładał w tworzenie czegoś pięknego. Dalej go słuchał, teraz już przeskakując wzrokiem od jego poplamionej, białej koszulki, do płótna za jego plecami, jakby porównując te dwie kompozycje i zastanawiając się, która mówiła mu więcej pod względem emocjonalnym.
    - Nie ma się czym denerwować - odezwał się. - Osobiście chętnie zobaczyłbym twoje obrazy gdzieś indziej, niż przypadkowo w parku. Nie mam pojęcia, czy aktualnie są tu gdzieś organizowane jakieś wystawy, ale mogę się dowiedzieć... - jego głos urwał się, gdy Zoë nagle wstała i nastawiła uszy, wzrokiem mierząc innego psa pokaźnych rozmiarów, który przechodząc niedaleko zaczął na nią warczeć. Mężczyzna zacisnął dłoń mocniej na smyczy mimo tego, że suczka raczej nie miała zamiaru się więcej zbliżać, a po prostu przygotowywała się na obronę, jeśli taka byłaby potrzebna. Niebezpieczeństwo jednak prędko zniknęło z jej pola widzenia.
    Słysząc wzmiankę o pieniądzach, Ruskin automatycznie wcisnął dłoń do kieszeni aby wyciągnąć z niej swój portfel. Traktował temat wspierania młodych artystów bardzo poważnie szczególnie po tym, jak usłyszał że wielu z nich poświęciło sztuce całe swoje życie, jednak nie będąc przez nikogo docenionym skończyli na ulicy, bez grosza nie tylko na farby, ale nawet na chleb. A kto wie, może Jensenowi jakieś zarobki też szczególnie by się przydały: nieważne, czy na czynsz, nowe płótno czy zapisy na jakiś konkurs. Wyciągnął więc kwotę, która wydawała mu się adekwatna, i już miał mu ją podać, jednak przypominając sobie o jego ubrudzonych dłoni po prostu wsypał monety do kubka, w którym chłopak najwidoczniej przetrzymywał pędzle.
    - Skoro dopiero zacząłeś malować publicznie domyślam się, że nie malujesz tylko krajobrazy - zagadał go ponownie, czując dziwną potrzebę kontynuowania z nim rozmowy. Sprawiał wrażenie osoby ciepłej i otwartej, co trudno było znaleźć w takich czasach. - No chyba, że jesteś tak dobry, że potrafisz malować naturę z wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorian wolał nie dawać tego po sobie poznać, jednak w jego rodzinie nigdy nie było kłopotów z pieniędzmi, wręcz przeciwnie. Jego ojczulek należał do dość szerokiego, tajnego społeczeństwa mafii, więc ten mógł chwalić się drogocennymi autami z dawnych lat czy paroma mieszkaniami porozrzucanymi nie tylko po całym terytorium Stanów Zjednoczonych, ale także po Europie i minimalnej części Azji. Ten biznes kręcił się już od jakiegoś czasu i młodszy Ruskin aż nie mógł uwierzyć, że do tej pory policja jeszcze nie zdołała połączyć faktów z paroma twarzami i nazwiskami, ale wcale nie narzekał. Od dziecka był przyzwyczajony do tego, że jego ojciec pozwalał sobie na wszelkie luksusy, jednak jemu nie dawał błyskawicznie każdej zabawki o którą poprosił. Starał się formować jego charakter tak, aby w przyszłości wpłynęło to na jego korzyść, i chyba mu się udało ze względu na to że Dorian zaakceptował propozycję, którą nie spodziewał się usłyszeć akurat od tego mężczyzny. Nie był pewien co do tego, czy odpowiedzialny rodzic powinien dawać synu broń oraz listę osób, od których miał regularnie żądać pieniędzy za jakieś urazy z przeszłości, jednak z drugiej strony nie był także osobą, która lubiła grzebać głębiej we własnych uczuciach i myślach. Wiedział, co mogło się czaić w ciemniejszych zakamarkach jego własnego umysłu i nie chciał tego puścić wolno; było to rozwiązanie finalne i drastyczne, które okazałoby się jedynym dopiero wtedy, gdy w jego życiu zdarzyłoby się coś tragicznego.
    Nie spodobał mu się fakt, że pieniądze zostały mu oddane, jednak nie wydawało mu się że naleganie w tym momencie byłoby całkowicie na miejscu. Zdecydował więc wrócić do tego tematu w inny dzień - mając nadzieję, że znów udałoby mu się zastać malarza w parku. To było szczególnie dziwne, gdyż znali się zaledwie od paru minut, a on już myślał o następnym spotkaniu. Specjalnie chciał dowiedzieć się coś na temat lokalnych wystaw, aby tylko mieć jakiś pretekst do spełnienia tego swojego niecodziennego pragnienia.
    Uniósł jedną brew słysząc tą propozycję, jednak w tym samym momencie uśmiechnął się życzliwie, po czym spoglądnął krótko na pupila. Ten, słysząc ponownie własne imię, spoglądał zaciekawiony na osobę która je wypowiedziała, niemalże wzrokiem dopytując się o co tej dwójce chodziło. Dorian podrapał ją za uchem.
    - Myślę, że bardzo by się z tego ucieszyła, zadowoliłoby to jej psie ego, prawda, Zoë? - zadał pytanie które miało nigdy nie usłyszeć odpowiedzi, jeśli nie pod formą radosnego wstania na dwa łapy, aby móc potrącić wilgotnym nosem łokieć właściciela, który z takim entuzjamem wypowiedział jej imię. - Poza tym, to dobra okazja aby poddać próbie twoje malarskie zdolności - mężczyzna dodał żartobliwie, puszczając oczko do swojego rozmówcy.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Dla mnie idealnie - odpowiedział z delikatnym uśmiechem, zerkając także na Zoë tak, jakby szukał w jej psich oczach wyrazu zgody. Spacer z nią był elementem codziennym w jego życiu, którego nie mógł tak po prostu zignorować, a jeszcze bardziej ucieszyłby się gdyby udało mu się dodać do niego element rozrywki nie tylko dla pupila, ale także dla samego siebie. Do tej pory, rozmowa z Jensenem wydawała mu się nie tylko po prostu miła, ale i coś więcej, więc nie widział przeszkód ku temu aby także weszła w jego codzienną rutynę. Wątpił, aby prędko stała się czymś nużącym i obciążającym go.
    Nie chciał przeszkadzać artyście stojąc za jego plecami i natarczywie gapiąc się na to, co powoli kończył tworzyć, więc zdecydował się po prostu zakończyć spacer i wrócić do chłopaka dopiero następnego dnia. Z jednej strony nie chciał sprawić wrażenia zbyt podekscytowanego tą obecnością czy następnym spotkaniem, a z drugiej to, że nie przeciągnął tej rozmowy jeszcze dalej miało zostawić w malarzu niedosyt, który sprawiłby że następnego dnia może nawet sam postarałby się przetrzymać Doriana przy sobie na dłużej. Wciąż nie wiedział, że był studentem psychologii i że wiedział co nieco o tym, w jaki sposób jego mózg mógł działać.
    - Więc do jutra, może akurat ktoś cię jeszcze zdąży zaczepić - odezwał się na pożegnanie, po czym oddalił się przywołując do siebie psa, który znów zaczął obserwować potencjalnego przeciwnika po drugiej stronie uliczki.
    *
    Dorian był punktualny jak szwajcarski zegarek i okazało się, że nie tylko podczas swojej pracy. Czarny doberman już dawno się do tego przyzwyczaił i wiedział, o której godzinie mógł już czekać pod drzwiami i tęsknie spoglądać na czerwoną smycz położoną na komodzie obok, co jakiś czas zerkając na właściciela, który właśnie obmawiał ostatnie sprawy ze swoimi współpracownikami przez komórkę. Niektórzy ludzie może nawet przyzwyczaili się do tego, że mniej więcej podczas spaceru przechodził przez te same miejsca, co zawsze; może gdzieś w jakiejś kafejce ktoś tak samo dokładny, jak on, odliczał minuty od jego pojawienia się przed szybą spoglądającą na ulicę czy bawił się w zgadywanie, kiedy to miało się wydarzyć.
    Ruskin nie zawiódł się, gdyż Jensen był już na ustalonym miejscu, gdy do niego dotarł. Mężczyzna zauważył, że Zoë pomachała kilka razy ogonem na jego widok co oznaczało, że zapamiętała już jego zapach; właśnie przygotowywał wszystkie swoje materiały potrzebne do tego, co zaplanował sobie na ten dzień.
    - Twoja modelka już się cieszy - odezwał się przyjaźnie, stojąc za jego plecami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy tylko Jensen mu o tym wspomniał, Dorian usiadł obok niego na ławce, prowadząc za sobą Zoë. Ta usiadła przy nim, bacznie wyprostowana, z postawionymi uszami, zerkając co jakiś czas na psy które spacerowały w oddali, a czasami to na swojego właściciela, to na malarza powoli przygotowującego się do pracy. Taka przerwa w swojej codziennej rozrywce pasowała jej doskonale, gdyż przedłużała czas spędzony na świeżym powietrzu.
    Ruskin nie odezwał się słowem słysząc wzmiankę o zapłacie, jednak był pewien, że nie dałby artyście tak po prostu pracować na darmo. Jeszcze nie wiedział jak, gdzie i kiedy, ale miał zamiar w jakiś sposób się odwdzięczyć: może niekoniecznie pieniężnie, jeśli mężczyzna tak bardzo chciał tego unikać, jakby czuł się źle z czyimś pieniędzmi w dłoniach danymi mu z własnej woli "klienta". Coś musiał wymyśleć.
    - Niedawno skończyła dwa lata - odpowiedział na pytanie, które pojawiło się krótko po tym, jak Jensen zaczął rysować. Dorian próbował podglądnąć to, co powoli tworzył, jednak z takiej pozycji i pod takim kątem trudno mu było zobaczyć cokolwiek dobrze. - Dobermany najlepiej zacząć szkolić po tym, jak ukończą półtora roku, bo do tego czasu są jeszcze szczeniakami i nie do końca potrafią zrozumieć to, co się do nich mówi. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak było wcześniej... Gdyby była jeszcze młodsza, z pewnością nie pozowałaby tak grzecznie - opowiedział z szerokim uśmiechem, który malował się na jego ustach gdy przypominał sobie czasy, w których Zoë była niewinną, czarną kulką sierści. Teraz potrafiła głównie odstraszać i Dorian nie mógł skłamać, że nie było mu to na rękę.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Taka śliczna ta mordka.]

    - Wszystko zależy od tego, jak się je traktuje - odezwał się do Jensena słysząc wzmiankę o tym, jaką reputację miała ta konkretna rasa psa. - Zwierzęta nigdy nie są agresywne bez powodu. Kieruje nimi strach, głód, instynkt przeżycia, ale także wspomnienia: jeśli pies jest nieodpowiednio traktowany, zawsze ma to jakiś efekt na jego zachowaniu.
    Gdy tylko Dorian kupił Zoë, jego ojciec od razu zaproponował aby zrobić z niej psa specjalnego, skazanego na życie w mafii i poświęcającego się przede wszystkim temu. Miał zastraszać ludzi, rzucać się na nich z zębami i przytrzymywać swoje kły przy ich gardłach, dopóki nie daliby im to, czego chcieli; na jedną komendę miał potrafić zabić, rozlać krew i dostać za to wszystko nagrodę pod postacią dobrego obiadu. Mógłby tropić, węszyć za narkotykami nielegalnie przetrzymywanymi przez nieautoryzowane osoby na terenie mafii, ścigać tropionych do utraty tchu. Młody Ruskin nie mógł się z tym zgodzić. Ta suczka miała należeć do jego normalnego życia, miała wypełniać jego dni, zmuszać do spacerów, trącić mokrym nosem jego dłoń w potrzebie uwagi i rozweselać tym swoim byciem zwyczajnym czworonogiem, jedynym stworzeniem, który mieszkał z nim pod tym samym dachem. Była przede wszystkim przyjaciółką a nie machiną, dzięki której jego praca stałaby się lżejsza.
    Mężczyzna spojrzał na zdjęcie na wyświetlaczu komórki, która została mu podana. Sam doskonale pamiętał pierwszego pupila, który urodził się w tym samym roku co on i starzał się razem z nim. Był ogromnym, puchatym owczarkiem szkockim długowłosym, na którego jego rodzice zawsze go kładli, gdy jeszcze był wystarczająco mały, a pies już sporej wielkości. Zmarł ze starości w wieku jedenastu lat i już wtedy można było powiedzieć, że Dorian miał miłość do psów we krwi.
    - Tak, i nie tylko - odpowiedział na pytanie, zerkając na moment na pupila u swoich stóp. - Oczywiście zna wszystkie podstawowe reguły dyscypliny, wie że nie powinna rzucać się na inne psy bez powodu i jeśli to robi, wystarczy żebym powiedział jej, aby przestała, i się oddali. To przydatne zdolności ze względu na to, że zazwyczaj psy które spotykamy nie są tak nauczone i gdy tylko ją widzą, warczą - wytłumaczył. Twierdził, że skoro Jensen sam zapytał, zapewne teraz nie czuł się znudzony potokiem słów, które leciały z jego ust automatycznie. W zasadzie nie był osobą bardzo otwartą na obcych, jednak gdy tylko ktoś mu się podobał, z łatwością potrafił otworzyć się bardziej i pokazać swoje zainteresowanie konwersacją. Poza tym, może swoim paplaniem chciał także, aby artysta poczuł się nieco lepiej rysując w jego towarzystwie... Gdyż teraz Dorian widział, że nieco się spinał i może było to niesamowicie urocze, ale całkowicie niepotrzebne. Ruskin poprzedniego dnia był tak zachwycony obrazem krajobrazu i wątpił, aby teraz Jensen mógł stworzyć coś mniej pięknego.
    - A ty, masz teraz jakiegoś pupila?

    OdpowiedzUsuń