Monotonny szum wirnicza w laptopie był niezwykle usypiający. Dochodziła pierwsza, a on nie mógł się na niczym skupić. Nic mu nie wychodziło, niec nie zrobił z tego co zaplanował. Czasu było coraz mniej, ale co on sam mógł zdziałać? Niemiał dostępu do wszystkich tajnych danych policyjnych. A strzępy informacji, które udało mu się dopaść w swoje szpony, były niewystarczające, by odkryć jakiś przełom. Niewiele mógł zdziałać sam, dlatego, korzystając ze swoich starych kontaktów, dotarł do pewnej osoby, która mogła mu pomóc. Kogoś, kogo ta sprawa dotyczyła prawie tak bardzo jak jego. Uznał, że pora na sen.
Ubrał się jak należy, czyli w coś czystego. Ze względu na brak kobiety w domu, sam musiał się wszystkim zajmować, a przez co zwykle chadzał w pomiętych ubraniach. Brak czasu na prasowanie. Na przątanie nawet. Poza swoim śledztwem, pracował też dla innych, w końcy był prywatnym detektywem. musiał na siebie zarobić. Wcześnie rzucił pracę w policji, kiedy okazało się jak bardzo skorumpowana i nieużyteczna jest to instytucja. Znał ją na wylot, dlatego mniej więcej wiedział czego się spodziewać. Wsunął pod pachę teczkę z kilkoma materiałami, które posiadał, tak na zachętę i udał się na komisariat, do wydziału zabójstw. W porze obiadowej, nie było tam zbyt wielu osób. Funkcjonariusze wciąż lubili wychodzić na lunch na miasto, zwykle do tej samej restauracyjki, przecznicę dalej. chciał mieć spokój, poczas tej rozmowy. Tej bardzo waznej rozmowy, od której mogło zależeć bardzo wiele, na przykład to, czy wyjdzie stąd wolny czy trafi do aresztu, z oskarżeniem o ukrywanie dowodów albo jakąś inną bzdetą. Nie był umówiony. Funkcjonariusz przy wejściu przywitał się z nim lekkim skinienem głowy i udał że go nie widzi. Niewielu przyznawało się, prywatny detektyw Daniel Renger nie raz i nie dwa pomagał w śledztwie, podsuwając jakichś świadków, lub wyciągając od nich informacje, w sposób, jaki dla państwowych funkcjonariuszy był niedopuszczalny i karalny. Poczłapał schodami w górę do gabinetu zastępcy głównego komisarza. Ze zdziwiniem odkrył ze się denerwuje. Wzruszył ramionami, ignorując odruchy własnego ciała i zapukał do drzwi.
Daniel jeszcze raz poprawił swoje odzienie i wszedł do środka. - Dzień dobry. - przywitał się i bez pozwolenia, zajął krzesło, na przeciwko kobiety. Wiedział że jest trochę bezczelny, ale zawsze tki był, nawet kiedy pracował tu, w policji. Miał całkiem dobre wyniki w prowadzonych śledztwach. Dość wcześnie dostał możliwość prowadzenia samodzielnego śledztwa i wykorzystał ją bardzo dobrze. Ale potem świat tak się zmienił, że nie był w stanie już chodzić z odznaką. Zamienił ją na licencje detektywa, tak by mógł balansować na tej niebezpiecznej granicy, której żaden policjant nie odważyłby się przekroczyc. Położył na biurku teczkę i otworzył ją. - Pewnie pani mnie nie pamięta. Trudno się mówi. Jestem Daniel Renger, może to się pani skojarzy. To mnie zawsze wyganiają poza taśmę policyjną. - uśmiechnął się. - Ale do rzeczy... Musi pani zrozumieć, albo chociaż spróbować zrozumieć, że to co się dzieje nie jest takie proste jak się wydaje. Zabójstwo, które miało miejsce całkiem niedawno jest jednym z serii. Możliwe że już to połączyliście, ale... - przesunął w jej kierunku kartkę z listą zamordowanych osób w ciągu ostatnich kilkunastu lat. - Wiem, ze nie połączyliście ich wszystkich. Znam system który działa w policji. Ale ja miałem czas i ochotę to zrobić. W części tych spraw, nie odnotowano nawet obecności figury szachowej na miejscu zbrodni. Znalazłem je dopiero na fotografiach. Tutaj są 24 zabójstwa. To najnowsze, jest 25. Zostało jeszcze siedem... powiem tak. Mam pewne dowody i teorię w tej sprawie. Nie mam zamiaru nikomu przeszkadzać. Chce to rozwiązać i chce współpracy. Nie mam dostępu do wszsystkiego, byłoby gdziwne gdybym miał. - uśmiechnął się szerzej. - Dlatego proponuje wymianę... Opowiem i przekaże wszystko czego się dowiedziałem, w zamian na wszczęcie śledztwa, wprowadzenie mnie w niego i zgode na moje uczestnictwo. Co pani na to?
- Jest całkiem sporo rzeczy, o których nie wiecie. Niektórzy ludzie nie rozmawiają z psami, a z takimi jak ja przy wódeczce, jak najbardziej. To nie są świadkowie, którzy pójdą do sądu pod przysięgę. Większość dowodów i tropów, które posiadam nie mają do końca legalnego pochodzenia i pewnie nie będą się nadawać do sądu. Taka jest różnica między mną a wami. Ja mogę działać tam gdzie wy nie możecie wejść. Znam system. Przecież byłem policjantem, detektywem i to całkiem niedawno. Zamknął teczkę i przesunął ją bardziej w jej stronę. - W tej teczce są spisane zeznania trzech świadków, z zabójstwa numer 15, 17 i 20. Wszyscy widzieli coś specyficznego. człowieka z głową konia, tak dokładniej. To tak na początek. Chce oficjalnego dokumentu ze zgodą na uczestnictwo w śledztwie. słowo to już za mało. Potrzebuje pani czasu na zastanowienie się, czy dostanę to od ręki? Wtedy od razu będziemy mogli pojechać do mnie i pokażę co mam.
Monotonny szum wirnicza w laptopie był niezwykle usypiający. Dochodziła pierwsza, a on nie mógł się na niczym skupić. Nic mu nie wychodziło, niec nie zrobił z tego co zaplanował. Czasu było coraz mniej, ale co on sam mógł zdziałać? Niemiał dostępu do wszystkich tajnych danych policyjnych. A strzępy informacji, które udało mu się dopaść w swoje szpony, były niewystarczające, by odkryć jakiś przełom. Niewiele mógł zdziałać sam, dlatego, korzystając ze swoich starych kontaktów, dotarł do pewnej osoby, która mogła mu pomóc. Kogoś, kogo ta sprawa dotyczyła prawie tak bardzo jak jego. Uznał, że pora na sen.
OdpowiedzUsuńUbrał się jak należy, czyli w coś czystego. Ze względu na brak kobiety w domu, sam musiał się wszystkim zajmować, a przez co zwykle chadzał w pomiętych ubraniach. Brak czasu na prasowanie. Na przątanie nawet. Poza swoim śledztwem, pracował też dla innych, w końcy był prywatnym detektywem. musiał na siebie zarobić. Wcześnie rzucił pracę w policji, kiedy okazało się jak bardzo skorumpowana i nieużyteczna jest to instytucja. Znał ją na wylot, dlatego mniej więcej wiedział czego się spodziewać. Wsunął pod pachę teczkę z kilkoma materiałami, które posiadał, tak na zachętę i udał się na komisariat, do wydziału zabójstw. W porze obiadowej, nie było tam zbyt wielu osób. Funkcjonariusze wciąż lubili wychodzić na lunch na miasto, zwykle do tej samej restauracyjki, przecznicę dalej. chciał mieć spokój, poczas tej rozmowy. Tej bardzo waznej rozmowy, od której mogło zależeć bardzo wiele, na przykład to, czy wyjdzie stąd wolny czy trafi do aresztu, z oskarżeniem o ukrywanie dowodów albo jakąś inną bzdetą.
Nie był umówiony. Funkcjonariusz przy wejściu przywitał się z nim lekkim skinienem głowy i udał że go nie widzi. Niewielu przyznawało się, prywatny detektyw Daniel Renger nie raz i nie dwa pomagał w śledztwie, podsuwając jakichś świadków, lub wyciągając od nich informacje, w sposób, jaki dla państwowych funkcjonariuszy był niedopuszczalny i karalny. Poczłapał schodami w górę do gabinetu zastępcy głównego komisarza. Ze zdziwiniem odkrył ze się denerwuje. Wzruszył ramionami, ignorując odruchy własnego ciała i zapukał do drzwi.
Daniel jeszcze raz poprawił swoje odzienie i wszedł do środka.
OdpowiedzUsuń- Dzień dobry. - przywitał się i bez pozwolenia, zajął krzesło, na przeciwko kobiety. Wiedział że jest trochę bezczelny, ale zawsze tki był, nawet kiedy pracował tu, w policji. Miał całkiem dobre wyniki w prowadzonych śledztwach. Dość wcześnie dostał możliwość prowadzenia samodzielnego śledztwa i wykorzystał ją bardzo dobrze. Ale potem świat tak się zmienił, że nie był w stanie już chodzić z odznaką. Zamienił ją na licencje detektywa, tak by mógł balansować na tej niebezpiecznej granicy, której żaden policjant nie odważyłby się przekroczyc.
Położył na biurku teczkę i otworzył ją.
- Pewnie pani mnie nie pamięta. Trudno się mówi. Jestem Daniel Renger, może to się pani skojarzy. To mnie zawsze wyganiają poza taśmę policyjną. - uśmiechnął się. - Ale do rzeczy... Musi pani zrozumieć, albo chociaż spróbować zrozumieć, że to co się dzieje nie jest takie proste jak się wydaje. Zabójstwo, które miało miejsce całkiem niedawno jest jednym z serii. Możliwe że już to połączyliście, ale... - przesunął w jej kierunku kartkę z listą zamordowanych osób w ciągu ostatnich kilkunastu lat. - Wiem, ze nie połączyliście ich wszystkich. Znam system który działa w policji. Ale ja miałem czas i ochotę to zrobić. W części tych spraw, nie odnotowano nawet obecności figury szachowej na miejscu zbrodni. Znalazłem je dopiero na fotografiach. Tutaj są 24 zabójstwa. To najnowsze, jest 25. Zostało jeszcze siedem... powiem tak. Mam pewne dowody i teorię w tej sprawie. Nie mam zamiaru nikomu przeszkadzać. Chce to rozwiązać i chce współpracy. Nie mam dostępu do wszsystkiego, byłoby gdziwne gdybym miał. - uśmiechnął się szerzej. - Dlatego proponuje wymianę... Opowiem i przekaże wszystko czego się dowiedziałem, w zamian na wszczęcie śledztwa, wprowadzenie mnie w niego i zgode na moje uczestnictwo. Co pani na to?
- Jest całkiem sporo rzeczy, o których nie wiecie. Niektórzy ludzie nie rozmawiają z psami, a z takimi jak ja przy wódeczce, jak najbardziej. To nie są świadkowie, którzy pójdą do sądu pod przysięgę. Większość dowodów i tropów, które posiadam nie mają do końca legalnego pochodzenia i pewnie nie będą się nadawać do sądu. Taka jest różnica między mną a wami. Ja mogę działać tam gdzie wy nie możecie wejść. Znam system. Przecież byłem policjantem, detektywem i to całkiem niedawno.
OdpowiedzUsuńZamknął teczkę i przesunął ją bardziej w jej stronę.
- W tej teczce są spisane zeznania trzech świadków, z zabójstwa numer 15, 17 i 20. Wszyscy widzieli coś specyficznego. człowieka z głową konia, tak dokładniej. To tak na początek. Chce oficjalnego dokumentu ze zgodą na uczestnictwo w śledztwie. słowo to już za mało. Potrzebuje pani czasu na zastanowienie się, czy dostanę to od ręki? Wtedy od razu będziemy mogli pojechać do mnie i pokażę co mam.