CHRISTIAN COLEMAN
Chcę znaleźć miejsce, gdzie będę mógł być sam.
Nienawidzi ludzi. W szczególności tych, którzy po jednej rozmowie sądzą, że go znają. Uśmiechają się głupio na lewo i prawo, będąc przekonanym, że rozwikłali jeden z najtrudniejszych problemów na ziemi. Chełpią się myślą, że są w stanie przewidzieć jego następny ruch, że są w stanie zinterpretować najmniejszy grymas na twarzy. Myślą, że niczym ich nie zaskoczy. Cichy i małomówny Christian - najłatwiejsza osoba do poznania i rozszyfrowania. Chciałbym ukręcić im łeb. Ale nie może. Pan psycholog byłby z niego bardzo niezadowolony, a w końcu wspiera go od piętnastu lat. Trzeba jakoś wynagrodzić staruszkowi jego zmarnowane lata.
Chcę się uwolnić od zawiedzionych spojrzeń.
Zawsze jest tak samo. Raz po raz. Dlaczego tylko ta jedna rzecz nie
zmieniła się przez te cholerne piętnaście lat życia? Zdążył stać się
mężczyzną, zdążył znaleźć pracę, zdążył dojrzeć... Czy nigdy się od tego
nie uwolni? Jasna cholera! Życie jest niesprawiedliwe. Nienawidzi
kobiet. Nienawidzi ich łez, strachu w oczach oraz zawodu na twarzy,
kiedy na nie krzyczy i podnosi rękę do wymierzenia ciosu. Okazuje się,
że nie jest księciem. Nie potrafi inaczej. To wasza wina. Spieprzajcie
suki! Niech nie podchodzą. Nie próbują pomagać i uwodzić. Nie wykorzystują na nim swoich kobiecych sztuczek. To nie ma sensu. Z chwili na chwilę nienawidzi je coraz bardziej.
Chcę dowiedzieć się, jak to jest żyć bez strachu.
Chcę poznać, czym jest wolność.
Chcę wymazać ją ze swojego życia.
Chcę zapomnieć.
Chcę poznać, czym jest wolność.
Chcę wymazać ją ze swojego życia.
Chcę zapomnieć.
_______________________________________________________________
_______________________________________________________________
Impreza się przeciągnęła. Impreza z okazji zamknięcia jakiegoś znaczącego numeru gazety, tak przynajmniej jej powiedziano, bo jako ktoś nowy jeszcze nie uczestniczyła w jego tworzeniu. Impreza połączona z otwarciem nowej galerii, nie mogła więc w żaden sposób się z tego wykpić i musiała przyjść, zrobić kilka zdjęć, które potem „uświetnią” relację z tego wydarzenia autorstwa koleżanki z działu, która najprawdopodobniej pojawi się w kolejnym numerze. Vency wiedziała, że to jej praca, od teraz na pewno, ale, kurczę, czy to musiało trwać do takiej godziny? Zrobiła, co miała zrobić już na początku i mogłaby sobie pójść, ale nie, musiała tam siedzieć. A kiedy w końcu udało jej się stamtąd wyrwać, było już grubo po północy.
OdpowiedzUsuńMieszkała w tym mieście dokładnie od tygodnia i nadal nie potrafiła pojąć, jak możliwa jest taka przebitka w niektórych cenach. Nocna taryfa taksówek była jeszcze droższa niż normalnie i zwyczajnie brakło jej gotówki. Czekał ją więc spacer. Na szczęście, nigdy nie miała problemu z orientacją w terenie. Miasta jednak nie znała i nie miała pojęcia, którędy można spokojnie sobie chodzić, a gdzie lepiej się nie pokazywać. Nawet jej do głowy nie przyszło, że cokolwiek mogłoby jej się stać. Przecież była już całkiem blisko swojego nowego domu, jak do tej pory nie natknęła się prawie na nikogo, minęły ją może ze dwie osoby, nawet na nią nie patrząc. Z początku zupełnie nie przejęła się tym, że zaczepiło ją dwóch mężczyzn. Myślała, że się nudzą, muszą kogoś zaczepić albo po prostu chcą trochę drobnych na piwo. Mogłaby im nawet dać te drobne, jeśli to sprawiłoby, że daliby jej święty spokój, bo marzyła tylko o tym, aby położyć się do łóżka i zasnąć. Ale kiedy grzebała w torebce w poszukiwaniu portfela, równocześnie próbując ich wyminąć, owa torebka została jej wyrwana, sama Vency oberwała w twarz, potem upadła, choć wyjątkowo szybko została podniesiona do pionu, a wszystko to działo się nadzwyczaj szybko. Nigdy nie miała jakiegoś specjalnego głosu, do chóru jej w szkole nie wzięli, ale teraz wrzeszczała tak, że najprawdopodobniej obudziłaby umarłego, gdyby jakikolwiek był w pobliżu. Ale w pobliżu nie było zupełnie nikogo, więc była zdana tylko na siebie. I chociaż się szarpała, kopała, drapała i zapewne też by gryzła, gdyby zaszła taka potrzeba, to nic nie dawało. Sama jedna po prostu nie była w stanie sobie poradzić. Łzy ciekły jej już ciurkiem, kiedy musiała się pogodzić z myślą o tym, co zaraz się stanie. Była dosłownie przerażona, a równocześnie czuła obrzydzenie do całej tej sytuacji, do siebie również, na myśl o tym, jakie ręce ją właśnie dotykają i w jakich miejscach.
A potem stał się cud. Tak przynajmniej jej się wydawało. Wybawienie. Bo te nieprzyjazne ręce całkowicie nagle zniknęły, tak samo jak dotychczas otaczająca ją woń potu męskich ciał i dyszące oddechy. Upadła na chodnik i z początku nawet bała się spojrzeć, co tak w ogóle właśnie się stało. Dopiero po chwili dostrzegła, że napastnicy uciekają. Od razu, bez zastanowienia, otuliła się za dużą, obcą, ale o dziwo przyjemnie pachnącą kurtką. Gorączkowo zbierała z chodnika zawartość torebki, łkając cicho. Coraz cichej, prawie niesłyszalnie, bo trzeba było czym prędzej pozbierać się w garść.
Była wdzięczna za ten niespodziewany ratunek i nie oczekiwała niczego więcej, choć logiczne w takiej sytuacji byłoby, że wybawca zwyczajnie by spytał, czy wszystko w porządku. Milczał, a Vency nie podnosiła jeszcze głowy. Może czekał, aż się pozbiera, więc w końcu spróbowała wstać, chwiejąc się przy tym lekko. Musiała oddać kurtkę, choć tak właściwie miała zamiar spytać, czy nie mógłby podejść z nią jeszcze ten kawałek, aby nie musiała iść w tej postrzępionej koszuli. A była taka droga, elegancka, kupiła ją specjalnie na takie oficjalne wyjścia jak dzisiaj, a teraz prawie nic z niej nie zostało. Czuła się upokorzona i brudna. Zapięła spodnie i w końcu uniosła głowę, próbując się uśmiechnąć w miarę uspokajająco, aby przekazać tym, że koniec końców nic jej nie jest, nic się nie stało. Średnio jej to wyszło.
- Dziękuję – powiedziała w końcu cicho, jeszcze drżącym głosem, o co była zła na samą siebie. Skupiła wzrok na swoim wybawcy, mężczyźnie tak innym od tamtych dwóch gwałcicieli. Ale minę miał taką, jakby był z czegoś bardzo, ale to bardzo niezadowolony i jakby chciał w tym momencie uciec, a to jeszcze bardziej spłoszyło Vency i na chwilę opuściła głowę.- Czy mógłbyś... Jeszcze... Bo twoja kurtka...
UsuńPowiedziała to wszystko tak nieskładnie, nie wiadomo w sumie było, o co jej chodzi.
[Spoko, spoko, wszystko wyszło fajnie.
I och, jakbyś nie wiedziała, że przecież kobiety najbardziej lecą właśnie na takich drani :D]
[To naprawdę znacząca zmiana! Nie będzie miała powodu, aby mu oddać (:D)
OdpowiedzUsuńDzisiaj mi już wybacz, jutro mam trzy kolokwia i nadal siedzę po uszy w notatkach, więc napiszę, gdy wrócę z zajęć.
Vency była wdzięczna za tę niespodziewaną pomoc, ale nie oczekiwała nic więcej. Chciała tylko podziękować, nie spodziewała się właściwie nawet jakiegoś specjalnego zainteresowania, a już na pewno nie skakania wokół niej z pytaniem, czy wszystko w porządku, choć akurat takie coś byłoby całkiem normalnie, tak zachowaliby się życzliwi ludzie. Tutaj żadne pytanie, czy wszystko okej, nie padło i chociaż zaczęła już mówić, chcąc nawiązać do kurtki, to koniec końców twierdziła, że już o nic prosić nie będzie, tylko zwyczajnie ją odda i jakimś cudem przemknie do domu w wybrakowanym stroju, tak cholernie upokorzona. Ale na pewno nie spodziewała się, że usłyszy tak pełne nienawiści „zamknij się”. Czy to była jej wina, że tak się stało? Na pewno nie. A już tym bardziej nie miała wpływu na to, jak zachowuje się jej wybawca. Nikt mu nie kazał jej ratować, nikt tego od niego nie wymagał, przecież zrobił to z własnej woli, więc skąd teraz takie insynuacje... Nie wspominając już o nieuprzejmości. Na twarzy Vency wyraźnie malowało się zaskoczenie, na chwilę nawet zniknął strach, który jednak dosyć szybko wrócił, gdy cofnęła się o krok, napotykając jednak plecami na przeszkodę. Czyżby wpadła z deszczu pod rynnę? Chyba naprawdę miała pecha.
OdpowiedzUsuńSkuliła się odruchowo, myśląc, że uderzenie jest wycelowane w nią. Jednak nie i przez kilka sekund nie wiedziała, czy trafił w mur celowo, czy spudłował, choć zaraz stało się jasne, że ta pierwsza opcja była prawdziwa. Naprawdę była zszokowana taką dawką nienawiści, w końcu nie zrobiła nic złego prócz tego, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Szkoda tylko, że to zaskoczenie i strach dosyć szybko ustąpiły miejsca złości. Wdzięczność to jedno, ale przecież nie mogła pozwolić, aby ktoś ją traktował w taki sposób tylko dlatego, że raczył jej pomóc.
Nie zdążyła jednak niczego powiedzieć, bo już, już się odsunął (a Vency odetchnęła z ulgą chyba zbyt wyraźnie) i najwyraźniej miał zamiar odejść. Przez głowę przemknęła jej tylko myśl o kurtce na jej ramionach, ale zdążyła jedynie za nim zawołać:
- Nikt ci nie kazał tego robić! – bez pewności, że w ogóle to do niego dotarło.
Trudno było się potem wytłumaczyć w pracy i wybłagać trochę wolnego, zwłaszcza, że dopiero zaczynała. Jakimś cudem jednak się udało i przez kilka dni praktycznie nie wyściubiała nosa za drzwi mieszkania. Koczowała u koleżanki, od której jakoś tak do tej pory nie mogła się wyprowadzić, choć nowe, ładnie mieszkanie czekało na ostateczne zapełnienie obecnością, bo część rzeczy zdążyła już tam kiedyś zawieźć. Ale kiedy w końcu dostała porządną burę wraz z żartobliwym nakazem eksmisji, musiała pozbierać wszystko, co swoje, pożegnać się z nie swoim kotem, zapakować pozostałe manatki do pożyczonego auta i w końcu zaszczycić swoją osobą próg własnego mieszkania.
Zabawne, że stojąc pod drzwiami, przez kilka dobrych chwil nie mogła znaleźć kluczy. W torebce znalazła za to mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, łącznie z kocią piłeczką, która zaplątała się tam nie wiadomo jakim cudem. A Vency własnego kota nie miała i mieć nie zamierzała. Piłeczka wypadła jej z dłoni, potoczyła się po podłodze korytarza, a potem zaczęła zeskakiwać po jednym stopniu w dół. Właśnie wtedy Vency triumfalnie wyjęła z torebki klucz, który schował się na samym dnie, wetknęła go w zamek, a potem popędziła za piłeczką, pospiesznie zbiegając po schodach na półpiętro. Była jednak zbyt skupiona na zielonej kulce i zbiegała zbyt szybko, by zareagować w odpowiednim czasie i uniknąć dosyć bliskiego spotkania z postacią, która pojawiła się całkowicie niespodziewanie. Vency zwyczajnie na tego kogoś wpadła, domyślając się przy tym, że to pewnie sąsiad i że jak na sąsiedzkie pierwsze przywitanie to jednak wybrała sobie dosyć dziwny sposób.
[Ta końcówka mi tak jakoś nijako wyszło, no.]
Pierwszą rzeczą, którą poczuła, był zapach. Normalnie nie jest on tak znaczący, właściwie czuje się go zwykle tylko przy bliskim kontakcie fizycznym, ale takowy teraz właśnie nastąpił. I chociaż był krótki, chwilowy, Vency zdążyła zauważyć, że zapach jest męski i dziwnie znajomy. Zapewne kompletnie nie miałoby znaczenia, gdyby nie ta nieszczęsna kurtka, bo właściwie, kiedy wróciła tamtej nocy do domu, to położyła się do łóżka tak, jak stała (no, wcześniej ściągając jedynie buty) i spała tak do rana otulona nieswoją kurtką. Ona jeszcze gdzieś tam leżała w jej rzeczach i była pierwszym skojarzeniem w tym momencie. Owszem, wyszło to niefortunnie, bo, jak by nie patrzeć, weszła nagle w czyjąś strefę intymną, zaburzając przy okazji swoją, a przez ostatnie wydarzenie pod y względem zrobiła się trochę drażliwa. Ale nawet jeśli coś takiego się stało, to należało po prostu się odsunąć, może też odskoczyć z powodu zaskoczenia, to byłaby taka naturalna reakcja. Padłyby jakieś przeprosiny i wszystko rozeszłoby się po kościach. Ale znów, zanim zdążyła w jakikolwiek sensowny sposób zareagować, została dosyć brutalnie odepchnięta. W jej mniemaniu wręcz agresywnie. Uderzenie plecami o ścianę zdecydowanie zabolało i dosłownie wycisnęło jej powietrze z płuc. I chociaż wiedziała już, kto to, że to mężczyzna, który pomógł jej tamtej nocy, to i tak musiała podnieść głowę i spojrzeć, tak dla upewnienia się. Widząc wyraz jego twarzy, zapragnęła wcisnąć się w ścianę jeszcze mocniej, wsiąknąć w nią, ale to nie było możliwe, więc tylko dokładnie do niej przylgnęła, ignorując ból. Zielona piłeczka leżała gdzieś koło jego stóp, a Vency zapragnęła w tamtym momencie mieć moc Jedi, bo wtedy wystarczyłoby tylko wyciągnąć rękę, a piłeczka sama by do niej wpadła. A wtedy mogłaby zwiać, czym prędzej wbiec po schodach i wpaść do mieszkania, a następnie zaryglować porządnie drzwi. A właściwie, to była tylko kocia piłka, dlaczego się nią tak przejmowała. Przecież to nawet nie był jej kot! Powinna ją tam teraz zostawić i czym prędzej uciekać.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że dosłownie bała się poruszyć. Nie należała do specjalnie strachliwych osób, ale już drugie takie zachowanie zahaczające o agresywne ze strony tej samej osoby oznaczało, że coś jest na rzeczy. Ile ich dzieliło? Dwa metry?? No, góra dwa i pół, tak na oko inżyniera. Dla dorosłego mężczyzny to są właściwie tylko dwa kroki. Poza tym, to wszystko było takim dziwacznym zbiegiem okoliczności, ze wszystkich osób na świecie musiała natknąć się akurat na niego, kiedy właśnie wprowadzała się do nowego mieszkania. Może tylko do kogoś przyszedł i to zwykły przypadek, a więcej nie będzie musiała go oglądać? Zwykle miała z ludźmi dobre kontakty, ale teraz naprawdę czuła się nieswojo, nawet bała się odezwać, bo kiedy ostatnim razem to zrobiła, reakcja była... Specyficzna. Tylko że wtedy mówiła niepewnie, drżącym głosem, może jakby go teraz ofuknęła...
Nie, nie, lepiej nie. Postanowiła w końcu zostawić tę nieszczęsna piłeczkę i przesunęła się odrobinę, może dwa centymetry, w stronę schodów, cały czas przyklejona do ściany. I nie spuszczała z niego wzroku. Trzeba obserwować wroga.
[może miał coś ważnego w tej kurtce, w kieszeni, hm?]
Vency naprawdę chciała wierzyć, ze to tylko czysty przypadek i akurat przyszedł do kogoś z wizytą, a więc potem nigdy go już nie zobaczy. Nie chciała z to dopuścić do siebie myśli, że mogliby być od dzisiaj sąsiadami, bo to byłoby... Po prostu okropne. Na tyle się obawiała, że olała teraz tę nieszczęsną piłeczkę i w końcu zebrała się w sobie na tyle, aby popędzić w górę po schodach, szybko przekręcić klucz w zamku, wpaść do mieszkania i bardzo mocno zatrzasnąć za sobą drzwi. Od razu też zamknęła je od środka, a potem oparła się o nie plecami i stała tak chwilę, uspokajając oddech. Komiczne, doprawdy. I zdecydowanie przerysowane. Ciekawość czy też chęć upewnienia się co do sytuacji jednak zwyciężyła i chwilę później zerknęła przez oczko w drzwiach, chcąc zobaczyć, dokąd tak właściwie uda się mężczyzna. Czy minie jej drzwi i pójdzie wyże, czy zawróci... Zobaczyła jednak, ze spokojnie wyjmuje klucz i wsadza go w drzwi po drugiej stronie korytarza, a wtedy dosłownie ugięły się pod nią nogi. No pięknie. Czyli jednak sąsiad.
OdpowiedzUsuńGorszego scenariusza nie potrafiłaby sobie wyobrazić, naprawdę. Nawet by jej do głowy nie wpadł pomysł z taką sytuacją. A to była sytuacja jak... Jak... Jak z filmu dosłownie. Albo z książki.
Myślała o tym gorączkowo przez kilkanaście minut, ale w końcu postanowiła, ze to bez sensu, i tak nie można było nic zmienić. Chyba, że teraz zaczęłaby szukać nowego mieszkania, ale czy to nie byłoby tchórzostwo? Dla zajęcia czymś myśli włączyła komputer, potem cicho jakąś muzyczkę i zaczęła układać różne rzeczy, wyjmować je z walizki, przestawiać, przenosić, ogólnie próbowała ogarnąć to swoje nowe mieszkanie. Zdążyła sobie nawet zrobić herbatę, a wtedy z komputera wydobył się dźwięk przychodzącej wiadomości. Od razu do niego podeszła, domyślając się, kto pisze, bo co jak co, ale nie utrzymywała kontaktu z jakąś zatrważającą liczbą osób z internetu, wcale nie. Właściwie wszystkie „znajomości” prędzej czy później padały, a ta z Diuu jakoś tak trwała od dwóch lat i jeszcze się trzymała. Pisało się na tyle dobrze, że Vency nawet nigdy nie spytała go o imię, bo to nie miało znaczenia, tak samo, jak nie pyta się o imię osoby nowopoznanej w sklepie czy na przystanku, a rozmawiać z nią można swobodnie.
Odczytała wiadomość, potem zerknęła przez ramię, czy ma jeszcze dużo roboty ze sprzątaniem i układaniem, a gdy stwierdziła, że w sumie jej to wisi, od razu usiadła do komputera.
Hej. Nowe mieszkanie jest aktualnie w stanie bałaganu, czyli w nie lepszym niż ja. Tak się składa, że też mam problem z sąsiadem, ale nie sądzę, abym go jakoś specjalnie często miała spotykać, na szczęście. I wcale nie pomyślałam od razu o żadnym romansie, nie wiem, dlaczego insynuujesz takie rzeczy :D Wydaje mi się, że im bardziej będziesz jej unikał, tym częściej będziecie na siebie trafiać, więc... Najlepiej nie robić nic, a wtedy zwyczajnie będziecie się mijać. A jeśli nie, to zwykłe, uprzejme „dzień dobry” wystarczy, nie powinna się narzucać, tak sądzę. Dlaczego by miała?
Moja koleżanka dostała ostatnio pracę w gazecie, w dziale kulturalnym, i szuka tematu na artykuł. Pomyślałam, że mogłaby w ten sposób odrobinę wypromować twoje małe „dzieła”, co ty na to?
Kwestia wywiadu jako takiego, zdaje mi się, nie jest problemem, bo można by to było spokojnie załatwić przez mejla. Ale zdjęcia, jak sądzę, dobrze byłoby zrobić osobiście, w sensie, żeby fotograf się tym zajął. Oczywiście, tylko i wyłącznie wyroby. Spinasz się od razu, nie mam zamiaru cię zmuszać ani namawiać do jakiegokolwiek spotkania, chciałam po prostu jakoś to rozreklamować, bo to przecież są ładne rzeczy. Jeszcze można to rozwiązać w taki sposób, że zwyczajnie ona zrobiłaby zdjęcia tego, co jest u mnie i ewentualnie dosłałbyś mi jeszcze kilka innych twoich małych dzieł. Wtedy też można by zrobić zdjęcia. Wydaje mi się, że to jest warte tego, aby się tym zainteresować, więc dlaczego by nie pokazać tego ludziom? Może więcej osób by to kupowało, hm?
OdpowiedzUsuńI czemu ty się tak od razu spinasz, co?
Przecież ci tłumaczę, że nie mam zamiaru cię namawiać ani zmuszać do jakiegokolwiek spotkania. Chociaż w sumie po dwóch latach takiej wirtualnej znajomości to mogłoby jednak nastąpić, skoro tyle czasu piszemy, a teraz jeszcze mieszkamy w tym samym mieście. Ale wiem, że tego nie chcesz, więc nic o tym nie mówię, a teraz chciałam ci po prostu pomóc z tym sklepem, to chyba dobrze, nie? Więc tak, spinasz się i nie zaprzeczaj.
OdpowiedzUsuńNie tylko ty mi to mówiłeś, matka również. A gdybyś wiedział, jak wyglądam, to wiedziałbyś też, że mi żadna złość nie jest już w stanie zaszkodzić. Ale nie wiesz tego, bo tchórzysz, jakbym miała ci co najmniej zrobić krzywdę, gdybyśmy się spotkali. Może weź się w garść, zamiast się chować w skorupce, co? I zamiast unikać tej sąsiadki, to rób jej na złość, a nie uciekaj, bo to w sumie oznaka tego, że się jej boisz.
OdpowiedzUsuńW sumie, ja też chyba tak zrobię. Zamiast unikać sąsiada, będę mu dokuczać. Nie będę tchórzem.
Pogadam z koleżanką o szczegółach artykułu i najwyżej dam znać, jeśli nadal będziesz zainteresowany.
Cześć.
Dosłownie zatrzasnęła laptopa. Sama nie wiedziała, co właściwie ją tak zdenerwowało. Ale chyba ogólnie była trochę drażliwa przez tę głupią sytuację z korytarza i świadomość tego, kto mieszka za ścianą. Ale przynajmniej wpadła na genialny pomysł. Zamiast tchórzyć i unikać sąsiada, będzie po prostu robić mu na złość. O ile to w ogóle będzie możliwe.
Vency na pewno się nie wściekła. Nie można było tego nazwać wściekłością. Przecież nawet nie trzasnęła laptopem, tylko go grzecznie zamknęła, zwyczajnie nie mając ochoty już „rozmawiać”. Miała zamiar wrócić do obowiązków, bo nadal jeszcze wszystkiego nie posprzątała, a wiedziała, że jeśli nie weźmie się za to od razu, to potem pudła będą tak stały jeszcze tydzień, bo lenistwo weźmie górę. Będzie tak omijała przeszkody, ale ich nie sprzątnie.
OdpowiedzUsuńSamozaparcie więc kazało jej ruszyć tyłek i zabrać się za układanie rzeczy. Później przynajmniej będzie pełna satysfakcji, że ma nowe mieszkanie, ładnie urządzone, jest w nim czysto, schludnie i przytulnie. Szkoda tylko, że nie potrafiła się do końca cieszyć z tego nowego mieszkania, bo kwestia sąsiada jednak trochę ją niepokoiła. Właściwie to nie było tak, że myślała o tym obsesyjnie, bo przecież nie, dosyć szybko o nim zapomniała. Przypomniała sobie jednak aż zbyt dobrze, kiedy usłyszała walenie do drzwi. Nie zwykłe, cywilizowane pukanie, tylko walenie.
No brak kultury po prostu.
Z początku chciała to zignorować. Powiedzmy, udawać, że nie ma jej w domu, choć akurat dobrze wiedział, że była. Nikogo innego się, oczywiście, nie spodziewała. Poza tym, wszyscy inni zachowaliby się w raczej cywilizowany sposób i normalnie zapukali. Albo wcisnęliby dzwonek, takie urządzenie też istniało. Im dłużej jednak udawała sama przed sobą, że nic nie słyszy, tym bardziej natarczywe było walenie w drzwi.
Zebrała w końcu w sobie całą swoją odwagę, poszła do przedpokoju i je otworzyła. Choć „otworzyła” to było zdecydowanie zbyt duże słowo, właściwie to ledwo drzwi uchyliła, żałując w tamtym momencie, że nie ma takiego łańcuszka, jak bywają w filmach, bo w rzeczywistości wystarczyłoby teraz mocno pchnąć drzwi, a Vency nie byłaby w stanie zbyt długo stawiać oporu.
- Trochę kultury może, co? – syknęła na wstępie. Nie miała zamiaru tym razem pokazywać, że się w jakikolwiek sposób boi. Tak właściwie, to w naturze miała stawianie się. A poza tym, przypomniała jej się myśl sprzed kilkunastu minut: miała sąsiadowi robić na złość.- Wyrzuciłam ją – poinformowała, oczywiście niezgodnie z prawdą. Kurtka miała się dobrze, wisiała w szafie, jakoś tak nie miała serca do tej pory się jej pozbyć, choć w tym momencie wiedziała już, że to było bez sensu i dawno powinna ją wywalić, aby jej nie przypominała nieprzyjemnych chwil. Ale tak przyjemnie pachniała... Mężczyzną. A takowego w życiu Vency dawno przecież nie było.
Minęła chwila lub dwie, a Vency znów pożałowała, że nie ma łańcucha przy drzwiach, bo wtedy czułaby się o wiele bezpieczniej. Bo teraz naprawdę wystarczyłoby je mocniej pchnąć, aby bez trudu wkroczyć do mieszkania. I chociaż nic takiego się nie stało, chociaż stworzyła tylko szparę (dosyć sporą szparę), to widząc unoszącą się rękę, od razu, całkowicie odruchowo, odskoczyła od drzwi, przez co otworzyły się szerzej. Gest był jednoznaczny, efekt do przewidzenia, a w takiej sytuacji bezbłędnie podziałał instynkt samozachowawczy. Chciała odskoczyć, dosunąć się jak najdalej, aby uniknąć uderzenia. W przypadku sąsiada chciałaby uniknąć nie tylko tego, ale również jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, zwykłego dotknięcia również. Tamto zderzenie na schodach jej wystarczyło. I to z nawiązką.
OdpowiedzUsuńJuż niemalże się skuliła, niemal zasłoniła się rękami, przymknęła oczy, czekając na ból, ale nic takiego nie nastąpiło.
Uniosła głowę, a minę miała chyba nawet zdziwioną. Miało być inaczej. Nie, żeby z niecierpliwością wyczekiwała tego, że ją uderzy, bo przecież wcale nie chciała, aby tak się stało, ale skoro się zamachnął, to tego się spodziewała. A to się nie stało i dlatego była zaskoczona.
I to wszystko z powodu kurtki? Nie mógł po prostu grzecznie o nią spytać? Tylko od razu musiał tak opryskliwie i z łapami.
Ale „przepraszam” jeszcze bardziej ją zaskoczyło i zbiło z tropu. A na dodatek, dostała nagle przypływu odwagi. On się cofnął, a ona doskoczyła do progu, jakby teraz miała zamiar go zaatakować.
- Czy ty się dobrze czujesz!? – fuknęła na wstępie. Wprawdzie kultura nakazywała, aby zwracać się na „pan”, bo przecież byli dla siebie obcymi osobami i jakoś nie zdarzyło się przejść na ”ty” przy kawce czy coś, ale nie było miejsca na takie konwenanse, słowa same płynęły.- Przychodzisz po kurtkę, rozumiem, ale najpierw jesteś opryskliwy przez jakiś głupi, mały notes, potem chcesz mnie uderzyć, choć nic nie zrobiłam, a na koniec przepraszasz! – widać było, że jest wzburzona, więc od razu nakazała sobie spokój.- Czy ty nie masz jakiegoś pierdolonego rozdwojenia jaźni? – ostatnie słowa niemalże wysyczała.
Ktoś inny, jakaś inna kobieta na jej miejscu, pewnie czym prędzej poleciałaby spanikowana po tę kurtkę z notesem, oddałaby byle szybciej, a potem zatrzasnęłaby drzwi i zamknęłaby je na wszystkie możliwe sposoby, może też zastawiła krzesłem na koniec. Ale Vency miała te swoje dziwne napływy odwagi w najmniej odpowiednich do tego momentach, bo wtedy zwykle pogarszała atmosferę, nieświadomie prowokowała i jeszcze podjudzała konflikt na dodatek. Niepotrzebnie przecież.
Może powinna być teraz zdziwiona, w końcu co jak co, ale kapitulacja była zaskakującą reakcją. Ale czy sama nie zrobiła przed chwilą czegoś podobnego? Zamiast się schować, zaatakowała intruza. Słownie, bo słownie, ale to też był swego rodzaju atak. Na psychologii Vency się wprawdzie nie znała jakoś specjalnie, ale w tamtym momencie stwierdziła, że to w sumie całkiem logiczne. Póki sprawiała wrażenie wystraszonej (przecież przez chwilę naprawdę się bała! Nie pierwszy raz zresztą), to mężczyzna czuł się pewnie. Może dlatego, że ludzie podświadomie wyczuwają słabość drugiego człowieka? Nie znała się na tym. Ale za to, kiedy Vency dostrzegła jego małą słabość, to też poczuła się odrobinę pewniej i chyba stąd wziął się ten atak. Nawet nie pomyślała o tym, jakie mogłyby być tego konsekwencje. Mogło go to tylko rozjuszyć, a wtedy mogłoby się stać coś bardzo niedobrego. Na szczęście jednak, podziałało w sposób przewidywany (choć nic nie przewidywała, kompletnie nic) i trochę go przygasiło, dzięki czemu poczuła się odrobinę lepiej. Może ta sytuacja ukróci te dziwne, agresywne zachowania, które mogła już trzy razy zaobserwować?
OdpowiedzUsuńZrobiła jeszcze jeden krok w przód, nie wiadomo właściwie po co. Może po to, aby zaobserwować, jak sąsiad się cofa, co dałoby jej trochę satysfakcji? Bo dotychczas to Vency uciekała przed nim.
- Nigdzie jej nie wyrzuciłam, kretynie – wysyczała, nadal z zalążkiem złości w głosie, a dodane na końcu określenie, niezbyt mądre zresztą, sprawiło, że całość brzmiała raczej komicznie niż strasznie.- Nadal wisi w szafie. Ale jeśli już idziesz, to świetnie, cieszę się. Do widzenia!
Cofnęła się szybko do mieszkania, a potem dosłownie rąbnęła drzwiami, co było dosyć jasnym przekazem. Jakoś nie miała ochoty na przyjmowanie gości. Ale nie zamknęła drzwi na zamek, nie pomyślała o tym w tamtym momencie, zakładając, że sąsiad od razu wróci do siebie, odpowiednio odczytując przekaz.
Za to od razu pobiegła do pokoju. Co on chciał od tej kurtki? Ach, tak, notes. Znalazła go wcześniej, ale tylko pobieżnie przejrzała, bo nigdy nie była z natury wścibska. Teraz jednak się okazało, że było w nim coś ważnego, dla właściciela miał bardzo duże znaczenie. Pewnie dlatego od razu wyjęła z szafy tę nieszczęsną kurtkę, macając ją po kieszeniach.
Największym błędem, jak popełniła w tym wszystkim Vency, było nie to, że powiedziała coś niezgodnego z prawdą, a później to prostowała, tylko najbanalniejsza rzecz na świecie – nie zamknęła drzwi na klucz. Nie chodziło jej o to, aby w jakikolwiek sposób być podstępną, może po prostu chciała sąsiada rozzłościć, co jak widać, wyszło jej bardzo dobrze. Nie przewidziała skutków, bo żaden normalny człowiek nie zachowuje się w taki sposób, nie wpada do czyjegoś mieszkania aż tak rozwścieczony, jakby było o co! Poza tym, można było pomyśleć logicznie, skoro już wlazł. Zamiast się wydzierać, po prostu spytać normalnie, a najlepiej to w ogóle wyciągnąć z tego całkowicie inny wniosek. Mianowicie taki, że skoro przed chwilą powiedziała, ze kurtki nie wyrzuciła, a teraz stała z nią w ręku, to po prostu chciała od razu ją odnieść, łącznie notesem. Owszem, tkwił w jej dłoni, ale był zamknięty, nie było więc podstaw do oskarżania jej o to, że cokolwiek czytała.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widziała tak bardzo wyolbrzymioną reakcję, zwłaszcza że jej zdaniem chodziło o bzdurą, coś nieadekwatnego do zaprezentowanej reakcji, z zachowaniem włącznie. Nigdy by nie pomyślała, że przez coś takiego można ją w ten sposób potraktować, nie tylko opętańczo wrzeszcząc, ale również przechodząc do rękoczynów, choć całe szczęście, że skończyło się tylko na szarpaniu i nie uderzyła w coś głową, upadając.
Szok i przerażenie rzeczywiście sprawiły, że z początku nie była w stanie się odezwać i odpowiedzieć na którekolwiek z zadanych pytań, nawet mimo tego, ze z natury nie należała do strachliwych osób. Ale kto byłby w stanie myśleć normalnie w tak zaskakującej sytuacji? Poza tym, dalsze prowokowanie nie byłoby zbyt mądre, nawet Vency to wiedziała, choć zwykle na tego typu ostrzeżenia we własnej głowie nie zwracała uwagi.
Nie wiedziała, jak mogłoby się to skończyć, gdyby nie pojawiłby się ten nieznajomy mężczyzna. Dla niej nieznajomy, bo panowie najwyraźniej znali się bardzo dobrze. Nie wiedziała też, jak powinna go potraktować. Jako „wybawcę”, czy „wspólnika”? Długo nie musiała się zastanawiać, cała ta sytuacja wywołała jednoznaczne emocje.
- Wynoś się! – to była jedyna możliwa reakcja.- Po prostu się wynoś, do cholery! – mało brakowało, a dosłownie wypchnęłaby mężczyznę za drzwi, ale nauczona doświadczeniem sprzed chwili nawet nie zamierzała go dotykać, jedynie słownie przegonić.
A potem znów rąbnęła drzwiami i tym razem zamknęła je już na klucz.
Myśl, aby komukolwiek to zgłosić, nie wpadła jej wtedy do głowy. Właściwie, to zupełnie nie chciała o tym myśleć i próbowała robić dosłownie wszystko, aby wyrzucić to z głowy. Zająć się czymś, co pochłonęłoby całą jej uwagę. Całkiem nieźle jej szło. Do czasu. Konkretniej, do wieczora, bo miała przedziwne problemy z zaśnięciem. A kiedy to jej się udało, sen na pewno nie należał do spokojnych, bo trawił ją jakiś taki podświadomy niepokój. Jakby zaraz miało się stać cos niedobrego. W końcu uznała, że to bez sensu, że rano zadzwoni i powie, że nie przyjdzie tego dnia do pracy, i że nie jest w stanie teraz spać. Między drugą a trzecią w nocy włączyła komputer z myślą, że jeśli trochę się pożali, to jej ulży.
Co z wami, facetami, jest nie tak?
Nie liczyła na odpowiedź od razu. Przecież normalni ludzie o tej porze śpią.
Och, tak, oczywiście, my jesteśmy podstępne i kłamliwe, a to oznacza, że zasłużyłyśmy na wszystko, co złe. Na to, żeby obrywać bez powodu też, tak?
OdpowiedzUsuńJedno zdanie, jedno stwierdzenie, a znów się zirytowała. Niby istniało coś takiego jak solidarność jajników, ale facetów też to chyba dotyczyło. Będą stać za sobą murem, nawet gdyby któryś z nich zrobił coś głupiego i był naprawdę winny. Znowu miała ochotę zatrzasnąć komputer, choć on akurat nic nie zawinił. Ale wiedziała, że nawet jeśli się położy, to i tak nadal nie zaśnie. Znowu miała w sobie za dużo emocji.
Ja nie atakuję obcych ludzi i nie zachowuję się jak chora psychicznie wariatka z rozdwojeniem jaźni.
No, trochę sobie pofolgowała z tymi określeniami, ale... Musiała przecież wyładować złość i frustrację.
Nie zdążyła zareagować na pierwszą wiadomość, bo zaraz pojawiły się kolejne. Zerknęła i dosłownie zamarła z palcami nad klawiaturą. Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy oburzyć, tak naprawdę.
OdpowiedzUsuńHahahahaha.
W pierwszej chwili nic więcej nie potrafiła napisać.
Mam niebieskie włosy.
Kilka sekund czekała na odpowiedź, ale nie mogła wytrzymać.
Żartuję, kiedyś miałam. Normalnie jestem ruda jak marchewka. A biust mam chyba całkiem spory i niezły. Przynajmniej ja tak myślę :D Żaden facet jakoś tego do te pory nie oceniał.
Co ją podkusiło, żeby odpisać w taki sposób? Ach, no tak, bezkarność w internecie.
Właściwie, czemu nie śpisz o tej porze? Przez tę sąsiadkę? Ładna jest chociaż, że aż ci spędza sen z powiek? W sumie to zabawne, bo też miałam dzisiaj starcie z sąsiadem. Chyba ma coś nie tak z głową, jakiś niezrównoważony jest. Co nie zmienia faktu, że wygląda zajebiście.
No tak, znowu zadziałała ta świadomość bezkarności. Mogła sobie pisać cokolwiek, przecież i tak mieli się nigdy nie zobaczyć. Nawet mimo tego, ze mieszkali w tym samym mieście, w końcu ilekroć Vency to proponowała, dostawała tysiąc wymówek, z których wywnioskować można było tylko jedno: kategorycznie nie.
Hmm, nie wiem. Nie widziałam ich. Wiem tylko, że są sprawne, bo robisz nimi te wszystkie cudowne garnuszki i inne cacuszka. Ale mógłbyś to sprawdzić, dawno nikt tego nie robił. Czekają.
OdpowiedzUsuńJuż ułamek sekundy po wysłaniu tej wiadomości miała ochotę podnieść laptopa i zacząć uderzać się nim w głowie. Jak mogła cos takiego... A zresztą, kogo to obchodzi? Tutaj wolno jej wszystko.
Czekaj, czekaj. Wściekasz się na swoją sąsiadkę, ale i tak oglądasz ją z rozpiętą bluzką? To trochę dziwne. Biega sobie tak po schodach, czy co?
Zmarszczyła brwi. Rzeczywiście coś jej tutaj nie pasowało, ale przykład podała bardzo głupi. Zresztą, po co w ogóle spytała? Przecież nic jej do tego.
Vency nie miała w spodniach ciasno, bo raz, że w ogóle ich teraz na sobie nie miała, a dwa, że trudno by jej było coś takiego osiągnąć. Zrobiło jej się za to naprawdę gorąco. Kiedy ostatni raz robiła coś takiego? Albo raczej: kiedy ostatni raz w ogóle o tym myślała? Bo robiła raz, dawno temu i okazało się to koszmarną pomyłką. Nic dziwnego, że się zraziła i nie chciała tego powtarzać. Chociaż teraz, mimo tego, że były to tylko słowa wyświetlone na ekranie komputera, poczuła coś zdecydowanie pozytywnego.
OdpowiedzUsuńJuż ci napisałam: czekają. Serio.
A potem dosłownie zamarła przed komputerem. Odruchowo zmarszczyła brwi, bo brzmiało to dziwnie znajomo.
Kiedy to się stało?
Napisała to szybko, intuicyjnie, więc mogło brzmieć podejrzanie. Zorientowała się dopiero po wysłani wiadomości.
Tzn. kiedy to okazałeś się takim bohaterem? Może pisali w gazetach, co?
Usiłowała zażartować, ale pewnie i tak brzmiało to idiotycznie.
Od kiedy ona mieszka koło ciebie?
Chyba nigdy w życiu nie miała tak szeroko otwartych oczu, jak w tym momencie. Wpatrywała się w ekran przez kilka minut, nie bardzo wierząc w to, co właśnie zobaczyła, a rozmówca po drugiej stronie pewnie już się niecierpliwił, że przez tak długi czas nie otrzymał odpowiedzi. Ale nie była w stanie niczego napisać w tym momencie, więc siedziała tak przez kilka kolejnych chwil, całe szczęście, że nie z otwartymi ustami, choć nikt jej przecież nie widział.
OdpowiedzUsuńSłuchaj, ja...
Próbowała coś napisać, ale nie bardzo wiedziała co. Przecież to wszystko składało się aż za bardzo, więc nie mogło być prawdziwe. Takie zbiegi okoliczności nie występują w naturze, na pewno nie.
Zrobiłam się trochę śpiąca, jest już praktycznie ranek. A muszę do pracy iść... Może nie pójdę? Nie wiem. Dobrej nocy... Poranka ci życzę. Słodkich snów czy coś tam.
Na pewno nie zdawała sobie sprawy, w jakim stanie go zostawia, nawet nie mogłaby o tym wiedzieć. Dowiedziała się za to, poniekąd, czegoś innego i była, póki co, w małym szoku, szybko więc zamknęła komputer.
No teraz już było pewne, że nie zaśnie.
To było tak niewiarygodne... Na pewno nie było być prawdziwe, a mimo to Vency nie zmrużyła oka przez następne dwie godziny. Udało jej się nad ranem przysnąć na godzinkę, ale i tak poderwała się wyjątkowo wcześnie z powodu jakiegoś dziwnego koszmaru z sąsiadem w roli głównej, niestety.
OdpowiedzUsuńZadzwoniła do pracy, wymawiając się zatruciem, a potem znowu zasiadła do komputera. Mimo tego, że sama nie wierzyła w taki zbieg okoliczności. Chciała się upewnić, że to tylko przypadek, jednak zanim odważyła się, aby napisać, przejrzała jeszcze jakieś bzdurne plotki, ułożyła pasjansa, usunęła zawartość kosza i nawet poukładała ikonki na pulpicie. Dopiero wtedy zajrzała do komunikatora, ze zdumieniem zauważając, że wiadomość już czeka. Kurzę, normalni ludzie odsypialiby takie nocne pogaduchy, a nie wstawali tak wcześnie!
Cześć. Nie poszłam jednak do pracy. Nie możemy tak siedzieć po nocy! Ale za dobrze się gadało :)
Najpierw zagrywka taktyczna, a jakże. Miłe powitanie, trochę wazeliny i mydlenia oczu... Przecież gdyby od razu wyskoczyła z pytaniami, to byłoby to podejrzane, prawda?
Tak się jeszcze zastanawiałam... Ta twoja sąsiadka jest blondynką? Odniosłam wrażenie, ze ich nie lubisz. Może się przez to do niej uprzedziłeś i dlatego ci nie pasuje, co?
Brzmiało absurdalnie, ale... Wiarygodnie.
Kogo nie przypomina? Sama siebie?
OdpowiedzUsuńZ początku zupełnie nie zrozumiała tego zdania, zareagowała więc odruchowo pytaniem. Zaraz jednak uznała, że nie to jest ważne, tylko na czym innym miała się skupić. Co nie zmieniało faktu, że takie bezczelne wypytywanie byłoby wścibskie.
Może spróbuj za nią zawołać „wiewióra”, jak będzie szła, ciekawe, czy się odwróci :D
Usiłowała zażartować, podczas gdy sama gryzła się z myślami. Biorąc pod uwagę kolor włosów, jeszcze bardziej miała wrażenie, że rozmawiają o jednej i tej samej osobie. Mianowicie o niej samej.
Dobra, powinnam iść po bułki. Trochę głodna jestem.
Oczywiście szybko nastąpił odwrót taktyczny i zasłona dymna, jak to sobie Vency w głowie nazywała. Chociaż po bułki mogła się przejść, właściwie to naprawdę trochę już zgłodniała.
Lubisz koty?
Pytanie było jakby urwane z choinki, całkowicie wyrwane z kontekstu, ale jako pierwsze przyszło jej do głowy, aby odwrócić uwagę. Na odpowiedź już nie czekała, tylko zamknęła komputer z zamiarem przespacerowania się po wspomniane bułeczki.
Gdyby poczekała jeszcze na odpowiedź, zapewne dowiedziałaby się ciekawej rzeczy, którą mogłaby w jakiś sposób zweryfikować, a co ławo potwierdziłoby albo obaliło jej podejrzenia. Ale nie poczekała, narzuciła tylko szybko kurtkę i wyszła z mieszkania, a kiedy zamykała drzwi znów poczuła się jak w jakimś filmie z bardzo, bardzo kiepskim scenariuszem, bo za dużo tutaj było zbiegów okoliczności. Jak pech, to pech, bo przecież właśnie w tamtym momencie musiała usłyszeć zgrzyt zamka przy sąsiednich drzwiach, a po sekundzie na korytarzu pojawił się nie kto inny, jak jej sąsiad.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie można było powiedzieć, że się ucieszyła. Właściwie, to poczuła niemalże zalążek paniki i chciała od razu schować się za drzwi, to było silniejsze od niej samej. Dopiero po chwili pomyślała o tym, co takiego podejrzewa i ze ten mężczyzna stojący teraz ledwie dwa metry od niej, którego, powiedzmy sobie szczerze, zwyczajnie się bała, może być tym samym, do którego trzy minuty wcześniej wysłała wiadomość. Tylko co tu teraz robił, skoro dopiero co siedział przy komputerze? Ach, sama sobie poszła, więc może to dlatego...
To. Jest. Niemożliwe. Nawet o tym nie myśl, Vency.
- Cześć – pozbierała się dosyć szybko i odpowiedziała na przywitanie. Chłodnym tonem, należałoby dodać.
To, co się stało dzień wcześniej, było nieprzyjemne (łagodnie mówiąc), ale nie zamierzała robić afery. Choć może powinna.
Kot, który przyplątał się do jej nóg, zaskoczył ją, ale sprawił, że niemalże odruchowo przykucnęła, aby pogłaskać go po łebku.
- Cześć, słodziaku – po chłodzie sprzed chwili w głosie nie został nawet ślad. Teraz mówiła wyjątkowo łagodnie.- Niestety, nie mogę się z tobą pobawić, bo muszę już iść – po tych słowach wstała i w nadzwyczaj wyzywający sposób spojrzała na właściciela zwierzęcia.- Możesz tylko przekazać swojemu panu, że jest kretynem – zwróciła się ni to do kota, ni w przestrzeń, ni do sąsiada... A potem dosłownie popędziła ku schodom i szybko z nich zbiegła.
Nie dało się ukryć, uciekła. Ale nie mogła tam przecież stać i czekać na reakcję, bo nie wiadomo było, co się stanie po tym, co powiedziała. Przez chwilkę poczuła się nieco zbyt pewnie, a później cała obawa wróciła, więc najlepszym rozwiązaniem była ucieczka. I unikanie sąsiada, poszła więc w całkowicie inną stronę niż początkowo planowała, dosyć daleko do piekarni, ale spacer właściwie dobrze jej zrobił. Mogła trochę przewietrzyć głowę.
OdpowiedzUsuńWróciła rześka, pierwsze co zrobiła, to przygotowała sobie kanapki, potem herbatę i usiadła do komputera.
Zakrztusiła się, czytając nowe wiadomości. Dobrze, że przynajmniej nie opluła komputera herbatą.
I znów, zupełnie nie wiedziała, co odpisać. Kilka minut się zastanawiała.
Masz koty, to urocze.
Chyba nie do końca odpowiedniego określenia użyła, ale teraz nie mogła już cofnąć tej wiadomości.
Słuchaj, a co ty jej tak właściwie zrobiłeś, że cię nie lubi? Bo coś musiałeś?
Dopiero po wysłaniu pomyślała, że to wygląda już jak totalnie wścibstwo. Zwłaszcza, że dobrze wiedziała, co takiego zrobił swojej rudej sąsiadce.
Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Ale ja w sumie i tak nie miałabym komu tego powtórzyć, więc... Wydaje mi się, że możesz mi zaufać, nie?
Czy to wynika z tego Twojego problemu z ludźmi? Czy ram kobietami, bo chyba kiedyś to tym wspomniałeś...
Nie chciała go namawiać, bo wiedziała, że to często działa odwrotnie niż się oczekuje. Ale czegoś musiała się w końcu dowiedzieć.
Teraz już miała pewność. No, może nie taką stuprocentową, bo nadal nie mogła w to uwierzyć, ale jakie istniało prawdopodobieństwo, że chodziło o jakąś inną osobą, inną sąsiadkę niż ona? Jakiej innej dziewczynie mogłoby się zdarzyć coś takiego? Co jak co, ale matematykę Vency znała, sporo się z nią namęczyła w trakcie studiów i wiedziała jedno: prawdopodobieństwo było żadne.
OdpowiedzUsuńTylko co teraz? Miała się przyznać, wyjaśnić wszystko? Pójść od razu do sąsiednich drzwi, zapukać i powiedzieć, że jest osobą, do której właśnie wysyła wiadomości? Nigdy w życiu. Sama jeszcze nie mogła się z tym pogodzić, nie mogła uwierzyć, że ktoś tak miły tutaj, gdy rozmawiali na komunikatorze, może być taki... Niezrównoważony niemalże w normalnym życiu.
Wiem, że nie jestem psychologiem ani nikim w tym rodzaju, ale uwierz, mało rzeczy mnie dziwi albo odrzuca.
Czy właśnie tego nie udowodniła? Owszem, tylko po prostu nie na tej płaszczyźnie. Na tej rzeczywistej. Nie zgłosiła wtargnięcia do e własnego mieszkania i czegoś w rodzaju ataku, chociaż powinna. A mimo to, starała się jakoś to pojąć, choć było trudno.
Zauważyłeś, że prawie cały czas to ja zadaję pytania? Ty prawie wcale, chyba że się weźmie pod uwagę to o kolorze włosów i rozmiarze biustu. A w ogóle, to jak masz na imię? Nigdy się nie przyznałeś. Ja w sumie też nie.
Czy to też jest jakaś pilnie strzeżona tajemnica?
Z tym zaskakiwaniem w niezbyt pozytywny sposób mogła się od razu zgodzić. Przecież dopiero co to zrobił. Ale nie mogła ot tak o tym napisać. Raz, że byłoby top niewiarygodne i pomyślałby, że zmyśla, dwa, że wszystko by się wydało, trzy... No, nie mogła i już.
OdpowiedzUsuńVictoire
Nie wiedziała, dlaczego w tym momencie skłamała. To było coś w rodzaju asekuracji.
Trzy rozmiary, też coś. Oczywiście, pomyślała o konkretnych trzech rozmiarach, ale przecież nie będzie podawać czegoś takiego. No i nie będzie też specjalnie tego mierzyć. Już miała odpisać, że chyba za bardzo się zapędza, wczoraj ta rozmowa z wyraźnym podtekstem, dzisiaj też jakoś tak... Ale co innego przyszło jej do głowy.
Rozmiar ogólny: metr sześćdziesiąt. Rozmiar buta: trzydzieści sześć. Rozmiar paznokci: poziom - tipsy :D Jesteś usatysfakcjonowany?
Sama nie wiedziała, co ją tak ucieszyło, ale uśmiechała się w tym momencie.
Rękawiczki również.
OdpowiedzUsuńSam pomysł brzmiał tak absurdalnie... Że cały czas się uśmiechała. Nie miała w ogóle pojęcia, po co napisała taką bzdurę, ale przynajmniej mogli się pośmiać. Szkoda że tylko tutaj, przez internet.
Sekundę później, kiedy doczytała wiadomość do końca, dosłownie zesztywniała. Nie mógł się domyślić. Po prostu nie mógł. A Vency nie mogła na to pozwolić. Na pewno nie tera, nie w tym momencie. Może za jakiś czas. Ale musiał coś zauważyć, oczywiście, że musiał, przecież to wszystko było aż nazbyt wyraźne.
Za bardzo się chyba przyglądasz tej swojej sąsiadce. Może do niej zagadaj normalnie, zamiast tak krążyć, co? Chyba by ci się przydało trochę babskiego towarzystwa. Może ona ci pozwoli podotykać piersi, bo do mnie się raczej nie pofatygujesz.
I nic ci nie powiem o mnie i moich potencjalnych facetach, bo Ty nie chcesz mówić o sobie. Coś za coś. Wymiana?
Ale mojego nie widziałeś i nie zobaczysz, więc nie wiem, w jaki sposób miałbyś go sobie wyobrażać.
OdpowiedzUsuńZnowu wrócił temat. Jakoś tak samoistnie. A Vency miała wrażenie, że akurat ta kwest ma duże znaczenie. Może nie akurat dosłownie kwestia biustu, ale wszystko, co było z tym związane i łączyło się ze słowem „erotyczne”. Nie chciała jednak niczego się domyślać i wymyślać niestworzonych historii, a informacji nie mogła uzyskać żadnych, więc... Nie chciała więcej pytać, bo przecież naprawdę nie była wścibska. Ani trochę. No, może odrobinkę.
A jak Twoje sprawne paluszki? Stworzyły ostatnio jakieś śliczne cacuszko?
Spróbowała zmienić temat, alei tak trochę do poprzedniego nawiązała. Wyszło jakoś tak samoistnie. Odpowiedź jednak długo się nie pojawiła, więc po dziesięciu minutach wstała od komputera, uznając, że takie wgadanie się w ekran jest trochę... Chore. Jakby się uzależniła od tych rozmów. A teraz jeszcze dochodziły do tego obsesyjne myśli o tym, co dzieje się za ścianą, co takiego robi, że nie może od razu odpisać.
Może zadzwonił po jakąś koleżankę i teraz właśnie oddają się seksualnym przyjemnościom? Na pewno mu się zachciało po takich rozmowach, każdemu by się zachciało. Nawet Vency przemknęło przez głowę coś takiego. Co gorsza, poczuła ukłucie zazdrości, kiedy pomyślała o takim scenariuszu.
Ale przecież nikogo nie słyszała na korytarzu.
Zwariowała już. Jak nic zwariowała.
Ruszyła się sprzed tego komputera, zamierzając zrobić coś pożytecznego. Nie powinna tyle siedzieć i paplać, bo poniekąd marnowała w ten sposób czas. Wprawdzie sama nie odbierała tego jako marnowanie go, ale szef myślał inaczej. Życie również. Jako „coś pożytecznego” uznała umycie włosów, bo nawet tego nie zrobiła przed wyjściem do piekarni. Jednak kiedy tylko wyszła z łazienki z turbanem na głowie, niewidzialna nic (czy może raczej smycz?) przyciągnęła ją z powrotem do komputera.
Paranoja.
A wiadomość już czekała. Szkoda tylko, że trochę ją rozczarowała.
Jasne, nie ma sprawy. Chociaż, jeśli o mnie chodzi, to nie ma w tym nic ciekawego. Po prostu nie trafiłam do tej pory na odpowiednią osobę, nic nadzwyczajnego.
Pewnie wzruszyłaby ramionami dla podkreślenia swoich „słów”, gdyby tylko mógł ją widzieć w tym momencie.
Powiedz kiedy, od razu sobie tam zajrzę i obejrzę.
OdpowiedzUsuńA może zrobisz jakiś kubeczek specjalnie dla mnie, co? :) Tak w ramach naszej swoistej „przyjaźni”?
No i co znowu ją podkusiło? Do sąsiada niemalże bała się odezwać, a tutaj paplała o wszystkim, chyba nawet dosłownie. Zahaczyli przecież nawet o seks i gdyby inna kwestia nie odwróciła jej uwagi, tamta rozmowa mogłaby się rozwinąć w naprawdę interesującym kierunku.
Wiem, że mam czas. Dużo czasu. To nie te czasy, kiedy masz dwadzieścia lat, obrączkę na palcu i dziecko w drodze, bo tak jest najłatwiej, tylko każdy moment jest dobry, żeby się zakochać. Nawet kiedy masz czterdzieści lat. Tak więc też masz jeszcze dużo czasu.
Mi chodzi tylko o to, że mam chyba zupełnie inne oczekiwania dotyczące takiej relacji niż faceci. Oni myślą tylko o jednym, a ja bym chciała też czegoś poza tym.
Zapomniała, z kim rozmawia. Nie tylko, że z własnym sąsiadem, ale też, że z jednym z tych facetów, na których właśnie psioczyła. Po prostu musiała wyrzucić z siebie trochę frustracji, więc napisała to niemalże się nie kontrolując. Zwyczajnie szczerze.
Specjalne? Nieee... Takie fikuśne rzeczy lubię, nie wiem, co więcej mogę powiedzieć. Mogę Ci pokazać kubki, jakie mm, to będziesz wiedział, co mi się podoba. Hm?
OdpowiedzUsuńDopiero w tym momencie pomyślała, że skoro wstępnie się zgodził na zrobienie specjalnego kubeczka, to w momencie, gdy poda nowy adres, wszystko zostanie zdemaskowane. Już, już chciała się z tego wszystkiego wycofać, napisać, że nie trzeba, tak tylko żartowała, ale czytając kolejną wiadomość natychmiastowo zapomniała o tych wątpliwościach, bo tak bardzo niewiarygodne wydało jej się, że ktoś, kto tak się wścieka o jakiś głupi notes, kto reaguje w tak nieobliczalny i gwałtowny sposób może pisać sensownie o takich sprawach.
Ale ja też o tym myślę! I uważam to za ważny aspekt relacji. Tylko że w tym również musi być uczucie, a nie jedynie zaspokajanie potrzeb, bo wtedy seks traci magię. Bo w nim powinna być magia, wiesz? I oprócz niego w relacji ważne jest też rozmawianie albo choćby to, żebym mogła się tak po prostu przytulić bez podtekstów. Nie, ze od razu jest to odbierane jako chęć na seks. Bo się przytulam! A ja lubię i potrzebuję się przytulać, tylko nie mam do kogo.
Z Tobą mi się dobrze rozmawia, o. I tak właśnie powinno być też z potencjalnym partnerem.
Fakt, nie można. Ale czy z tego powodu mam rezygnować z poszukiwań (poszukiwania to chyba za dużo powiedziane) i tkwić w jakiejś niesatysfakcjonującej mnie relacji tylko po to, aby być z kimś? Chyba nie.
OdpowiedzUsuńStukała przez chwilę palcem w brzeg klawiatury, znowu nie wiedząc, co napisać. Ale takie rozmowy były najciekawsze, bo zmuszały do myślenia.
To nie tak, że za każdym razem ktoś chce mnie przelecieć, nie jestem Angeliną albo inną J.Lo. Część owszem, ale z częścią było tak, że uciekali, kiedy zaczynałam mówić o czymkolwiek więcej niż podstawowe, najprostsze tematy. A już nie daj boże o uczuciach! No i nie wyobrażaj sobie też jakiejś zatrważającej liczby mężczyzn, bo to wcale tak nie było, mam dopiero 24 lata przecież, nie spotkałam ich tak wielu.
Odczekała chwilkę, a potem szybko, zanim zmieniła zdanie, wystukała kolejną wiadomość.
A Ty? Do którego z typów należysz? Do tego czułego i angażującego się, czy nie bardzo?
Przecież nie po to zadaję pytanie, aby w odpowiedzi usłyszeć kłamstwo, to chyba logiczne, nie?
OdpowiedzUsuńNie zrozumiała za bardzo dalszej części, więc zmrużyła oczu, kilkanaście sekund wpatrywała się w ekran, a potem ją olśniło. Przesunęła widok i rzeczywiście, trochę się machnęła, zapominając, jakie informacje o sobie podała wcześniej. Teraz musiała tylko pilnować, żeby się nie wydać z imieniem.
Nie rozumiem, o co ci chodzi. Coś musiałeś pomylić :)
Oczywiście, udała, że nie ma pojęcia, o co w ogóle chodzi. Tak było lepiej.
A potem znowu zmarszczyła brwi. Teraz już nic jej nie pasowało.
JESTEŚ GEJEM?
To było chyba najbardziej prawdopodobne. Skoro nie zaspokajały go kobiety... A z drugiej strony, gdyby był gejem, to czy pisałby w taki sposób o sąsiadce? Czyli w sumie o niej samej, o Vency? Czy pisałby wcześniej tamto o sprawnych palcach i piersiach?
Teraz to już nic zupełnie jej nie pasowało.
Powinna odetchnąć z ulgą. Taka informacja oznaczała, że nie miała się czym przejmować. Co więcej, wyjaśniała poniekąd obecność tamtego faceta, który również wpadł jej do mieszkania, a którego niezbyt uprzejmie wygoniła. Pewnie są parą. Powinna się cieszyć?
OdpowiedzUsuńTylko że nadal coś jej tu nie pasowało. Nie pisałby przecież tak chętnie tego wszystkiego, nie oceniałby w taki sposób sąsiadki... Już to przecież zauważyła przed chwilą.
I miała przedziwne wrażenie, ze to nie o to chodzi, że jest w tym wszystkim jeszcze jakieś drugie dno.
Ściemniasz.
Zaryzykować mogła. Albo się zacznie tłumaczyć, albo nie.
Ze mną jakoś gadasz normalnie
OdpowiedzUsuńNie drążyła kwestii orientacji, bardziej ją zainteresowało, co jest nie tak ze zwykłą rozmową. Przecież rzeczywiście nie bardzo im wyszło porozumienie się. No, może nie tutaj, na wirtualnej płaszczyźnie, tutaj układało się wręcz świetnie. Ale w tej realnej zupełnie nie wyszło i Vency chciała wiedzieć, co jest nie tak, że nawet z rozmawianiem ma problemy. Bo tego się nie dało wytłumaczyć orientacją.
Lubisz ciasto z rabarbarem?
A na koniec, oczywiście, najlepiej zastosować jej ulubioną zasłonę dymną i zrobić odwrót taktyczny. Właściwie, miała jeszcze trochę roboty i powinna się tym zająć, zamiast siedzieć przy komputerze i paplać. Żeby popaplać mogła sobie pójść do koleżanki na plotki.
Wcale nie jestem wiele kilometrów dalej. Jestem bliżej niż myślisz.
OdpowiedzUsuńZnowu coś ją podkusiło. Ale dobrze mu tak, niech się zastanawia i głowi nad tym zdaniem.
Nie będę Ci nic wysyłać, nie chciałeś mi nigdy podać swojego adresu. No i nie jestem zbyt dobrym cukiernikiem.
Teraz już nawet nie musiał podawać tego adresu, znała go aż nazbyt dobrze. Był łudząco podobny do jej własnego, tylko numerem mieszkania się różnił. Więc owszem, mogłaby wpaść z niezapowiedzianą wizytą. Ale nie miała zamiaru. Nie chciała oberwać bez powodu.
O, może o to powinna zapytać?
Jak zrobię zdjęcia tych, które mam, to Ci wyślę, okej? Zobaczysz, co mi się podoba. Ale jeśli nie chcesz, nie musisz nic dla mnie robić.
Dzisiaj już uciekam, mam jeszcze trochę pracy.
Do napisania.
Nie było kłamstwem, że „miała jeszcze trochę pracy”. Vency przekonała się o tym następnego dnia rano, a potem i po południu, kiedy musiała zostać w pracy po godzinach. Praca zresztą wróciła razem z nią do domu, ledwo zdążyła pstryknąć kilka zdjęć i je wysłać, żeby nie wyjść na niesłowną. Nawet żadnego sensownego komentarza nie zdążyła do tego dopisać, jedynie „wszystkie są zbyt duże”, bo od razu się wylogowała, wracając do pracy. I tak było przez kilka kolejnych dni, aż do piątku. Nic dziwnego, że ludzie kochają wychodzenie z pracy w piątki, kiedy to ma się w perspektywie dwa dni spokoju. Choć o spokoju w przypadku Vency nie mogło być nawet mowy.
OdpowiedzUsuńCiągnęło ją do komputera, ciągnęło ją do rozmowy z Christianem (co ją samo, powiedzmy sobie szczerze, zaskakiwało), ale nawet nie udało jej się go włączyć, bo telefon ciągle dzwonił. Zadzwonił nawet wtedy, gdy w końcu udało jej się wskoczyć pod prysznic z zamiarem przyszykowania się na wieczorne wyjście. Kurier obojętnym tonem poinformował ją, że stoi z przesyłką pod blokiem.
A Vency była wściekła.
Raz, że spodziewała się dostawy nowej mikrofalówki dopiero w poniedziałek, a dwa, że przecież mógł to przynieść na górę, żeby nie musiała schodzić. A teraz musiała w tempie ekspresowym wyskoczyć spod prysznica, ubrać cokolwiek, wie wciągnęła bezmyślnie na tyłek leżące na łóżku getry, narzuciła na siebie pierwsza lepszą koszulkę, trochę przykrótką, bo przecież „domową”, a w domu nikt jej nie ogląda i dosłownie na złamanie karku zbiegła po schodach.
Facet był nadzwyczaj z siebie zadowolony. Zapewne dlatego, że będzie miał z głowy i szybciej pójdzie do domu, za to w poniedziałek nie będzie się musiał fatygować. Szkoda tylko, że Vency właśnie na poniedziałek umówiła się z bratem, aby pomógł jej wnieść tę nieszczęsną mikrofalówkę. Kiedy teraz spytała kuriera, czy mógłby jej pomóc, z bezczelnym uśmieszkiem powiedział, że niestety nie, wsiadł do samochodu i odjechał.
I została tak sobie na środku chodnika przed blokiem z mikrofalówką zapakowaną w karton. Na domiar złego, dosłownie trzy sekundy po tym, jak kurierski samochód zniknął za rogiem, spadł deszcz. A przecież zupełnie się na niego nie zapowiadało, cały dzień było słonecznie!
Tylko że jak się ma pecha, to na całego.
Nie miała bladego pojęcia, jak w ogóle podnieść ten karton, aby zanieść go na górę i żeby po drodze nie nabrał dwa razy takiej samej wagi. Zdołała to w końcu jakoś podnieść, przejść kilka kroków i mało jej cały pakunek nie spadł na stopy. Chwilę później pchała go już po chodniku, szurając nim, aż w końcu dotarła do drzwi. Wciągnęła mikrofalówkę do środka, żeby już nie moknąć, bo owszem, i zmokła, i zmarzła przy tym niemiłosiernie. Niemądre było wyskakiwanie na zewnątrz w takim stroju.
Przycupnęła na schodach, zastanawiając się, co zrobić, ale telefon, oczywiście, zostawiła u góry, w mieszkaniu. Nie było nawet możliwości, aby gdziekolwiek zadzwonić, choć Victor pewnie i tak nie mógłby akurat teraz przyjechać. Sąsiadów z parteru nie znała, a poza tym, gdyby otworzyła jej jakaś osiemdziesięcioletnia staruszka, to co miałaby powiedzieć? Zegarka też nie miała, więc nie wiedziała, ile tak siedzi. Zdawało jej się to wiecznością, choć w rzeczywistości były to ledwie trzy minuty. Poderwała się ze schodów, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych. Chciała przesunąć karton na bok, bo nie mógł stać tak w przejściu, ale gdy dostrzegła, kto pojawił się w drzwiach, zamiast to zrobić, jakoś tak odruchowo się cofnęła. Przylgnęła plecami do ściany, a ta reakcja była czysto instynktowna.
W głowie Vency nadal istniały dwie odrębne osoby, był Christian z sieci, którego lubiła i był sąsiad, którego nadal się bała, więc jej zachowanie było adekwatne do wcześniejszych doświadczeń, jakich doznała w związku mężczyzną z mieszkania obok. Miała tylko nadzieję, że tej obawy nie widać na jej twarzy zbyt bardzo, choć i tak wyglądała trochę jak kupka nieszczęścia w tym momencie. Przecież trochę zmokła, było jej zimno, bluzka przykleiła się do ciała, a pod spodem nic nie miała... I w tym momencie na jej twarzy pojawiło się autentyczne przerażenie, gdy uświadomiła sobie, jak wyraźne przez mokry materiał bluzki przebijają sterczące od zimna sutki. Od razu spróbowała się przygarbić, chcąc to jakoś zasłonić, a najchętniej to by chyba zdjęła skrzynkę na listy ze ściany i za nią się schowała, tylko że to było niemożliwe. A potem sobie przypomniała, że to przecież gej, nie obchodzą go damskie cycki. Tylko dlaczego o nich kiedyś pisał? No i czemu nie mógł sobie teraz spokojnie przejść, pójść do góry czym prędzej i dać jej się w spokoju zastanowić nad problemem, który tutaj miała?
UsuńOch, kurczę. I to wszystko przez głupią mikrofalówkę! Mogła jej nie zamawiać.
Przedłużająca się cisza sprawiła, że Vency miała ochotę się w końcu odezwać i powiedzieć coś w stylu „dobrze się czujesz?”, oczywiście całkowicie na serio, a nie żeby brzmiało to złośliwie. Bo tak stał, gapił się, nie miała pojęcia, co w ogóle zrobić i jak się zachować, nie wiedziała, o co chodzi, a zapadniecie się pod ziemię przecież nie wchodziło w grę, chyba że jakimś cudem by się właśnie rozstąpiła. Bez problemu mógł minąć karton z mikrofalówką, więc nie to było problemem, choć fakt był faktem, trochę bała się ruszyć, aby do niego podejść i go przesunąć.
OdpowiedzUsuńJuż nawet zapomniała o tym, jak wygląda, uspokojona myślą o tym, że przecież kobiety zupełnie go nie kręcą. Ruszyła się więc w końcu, na razie o centymetr. Centymetr bliżej do pudełka, sukces. No, może to było nawet pięć centymetrów. I w tym momencie Christian też się ruszył. Vency automatycznie odskoczyła, rąbnęła plecami o ścianę, a on sobie tak po prostu wziął pudełko i poszedł.
Tak zdziwionej miny chyba dawno nie miała.
Kilka sekund zajęło jej otrząśnięcie się z tego, aż w końcu się ruszyła. Czułą, ze powinna się jakoś wytłumaczyć z całej tej sytuacji, a równocześnie wcale nie miała ochoty doganiać swojego nowego tragarza i tłumaczyć mu czegokolwiek. Niestety, zawsze należała do raczej otwartych osób, czy też może raczej bezpośrednich i zwykle nie przejmowała się konwenansami, jeśli zaczynała o czymkolwiek mówić.
- Głupi frajer – palnęła w końcu, jak to Vency przecież.- Miał przyjechać w poniedziałek, a przyjechał dzisiaj, zaskoczył mnie i musiałam wyjść tak, jak stałam – no, trochę to złagodziła, gdyby naprawdę musiała wyjść tak, jak stała w momencie, gdy zadzwonił kurier, to wyszłaby przecież nago.- I nie chciał mi pomóc tego wnieść, dasz wiarę? – paplała dalej, idąc teraz tuż za Christianem.- Myślałam, że taki mają przykaz, dostarczyć do drzwi klienta, a ten kurier się wypiął i tak mnie tam zostawił na środku chodnika z tą głupią mikrofalówką. Nie wiem, za co im płacą... Mówiłam już, głupi frajer – nie było ciszy, Vency czuła się odrobinę swobodniej, gadanie zawsze jej pomagało. No i nie myślała gorączkowo o tym, jak powinna się zachować.
Ale droga się skończyła, dotarli na piętro i teraz każde powinno pójść do siebie, czy nie tak?
- Drzwi są otwarte – poinformowała jeszcze, a dopiero po wypowiedzeniu tych słów uświadomiła sobie, że mając obie ręce zajęte nie bardzo się da drzwi otworzyć.
Przecisnęła się obok Christiana i chociaż nie planowała tego, na pewno nie miała takiego zamiaru, otarła się o niego. Przestrzeń korytarza była bardzo mała i nie było innej możliwości dostania się do drzwi, których klamkę zaraz zresztą nacisnęła i je otworzyła.
A tak właściwie, to dlaczego w ogóle założyła, że wniesie tę głupią mikrofalówkę też do środka?
Szczerze mówiąc, Vency była tak przejęta tym, co się właśnie działo, samą świadomością tego, że niespecjalnie zwróciła uwagę na dosyć dziwną reakcję. Jedynie się odwróciła, uniosła odrobinę brwi, a potem wzruszyła ramionami i weszła do mieszkania. Przecież to nie było nic aż tak dziwnego, nawet się nie umywało do poprzedniego przedziwnego zachowania, więc... Chyba nie było się czym przejmować. Sama ledwie chwilę wcześniej zareagowała tak samo, odskoczyła, gdy ledwie się ruszył i chyba nawet mocniej uderzyła plecami o ścianę.
OdpowiedzUsuńChociaż nie podejrzewała nikogo o to, że mógłby się jej bać.
- Tak, tam będzie dobrze – potwierdziła, równocześnie wyciągając z szuflady mały nożyk, którym zamierzała rozciąć taśmę.- Nie chcę nikogo wykorzystywać, ale... Skoro już tu jesteś, to może jeszcze z kartonu wyjmiesz? – zajęła się rozcinaniem owej taśmy i zupełnie nie zwróciła uwagi na to, co robił. A poniekąd grzebał jej teraz po kuchni, zamiast stać grzecznie w miejscu i niczego nie dotykać. Albo zamiast po prostu wyjść, przecież sprawiał wrażenie niezbyt szczęśliwego z powodu przebywania w jej towarzystwie.- Bo powinno stać tutaj właśnie, tylko mi będzie trudno to wyjąć, ale potem już sobie sama podłączę i w ogóle... – paplała dalej, otwierając karton od góry i zaglądając do środka. Wygrzebywała właśnie trochę pianek, kiedy usłyszała głos, a sens słów nie tyczył się, niestety, wyjmowania mikrofalówki z kartonu.
Vency dosłownie zamarła. Od razu skojarzyła fakty, co nie zmieniało tego, że nie sądziła, iż tak szybko wszystko się wyda. I co miała teraz zrobić? Nie chciała, żeby wszystko się zepsuło. No i.... Victorie, dobre sobie. Ale to małe kłamstewko mogło jej teraz pomóc.
Powoli odwróciła się w stronę Christiana ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, Czasem udawało jej się dobrze grać i to była jedna z tych chwil. Bo zazwyczaj zbyt wyraźnie okazywała swoje emocje. Może dlatego tak bardzo lubiła rozmawiać przez internet, wtedy nikt nie mógł czytać jej emocji.
- Chyba coś pomyliłeś, nie mam na imię Victoire – powiedziała obojętnym, niemalże nonszalanckim tonem.- A kubki sama kupiłam, nie lubię niczego dostawać, bo zazwyczaj mi się prezenty nie podobają – dorzuciła jeszcze, zastanawiając się, po co w ogóle odpowiada na pytanie.- Pomożesz z tą mikrofalówką, czy już sobie idziesz? – troszkę sugestywnie odwróciła się w stronę drzwi.
Nie musiał tak pilnować tego, żeby przypadkiem jej nie dotknąć, bo Vency sama się odsunęła, jakoś tak odruchowo. Krawędź blatu wbijała jej się w plecy, ale nawet nie drgnęła, kiedy przechodził. I nie odezwała się. Nie wiedziałaby nawet, co powiedzieć. Nie takie reakcji się spodziewała, nie sądziła, że ktoś się może w tak dziwny sposób... Obrazić? Czy co to właśnie było? Ona, będą na miejscu Christian, po prostu spytałaby o imię, skoro nie było nim Victoire.
OdpowiedzUsuńA kiedy drzwi się za nim zamknęły, dosłownie rzuciła nożykiem o podłogę. Ze złości. Nie wiadomo tylko, czy ze złości na siebie, czy na niego. Chyba na oboje.
Zupełnie nie wiedziała, co ma w tym momencie zrobić. Biec za nim, walić w drzwi mieszkania obok, żeby otworzył, czy też biec do komputera i pisać rozpaczliwe wiadomości? Przeczuwała, że więcej się po tym nie odezwie, a przecież tak bardzo nie chciała stracić tych rozmów.
Koniec końców, podniosła nóż i zaczęła całkiem rozcinać karton, żeby tylko czymś się zająć i chociaż trochę uspokoić. Przy okazji rozcięła sobie palec. Miała zamiar spróbować jakoś go wysunąć spod tej nieszczęsnej mikrofalówki. I niespecjalnie jej to szło, więc przynajmniej na tym wyładowała swoją złość.
A potem zostało już tylko rozczarowanie. I coś w rodzaju smutku po stracie.
To drugie, na szczęście, trwało tylko chwilę, bo co jak co, ale Vency zawsze miała nadzieje, a teraz pojawiła się mała iskierka, przez którą od razu popędziła do komputera.
Cześć.
Chciałam w sumie już wcześniej napisać, tak żebyś się trochę pośmiał. Konkretnie, chciałam odbić piłeczkę i spytać Cię, czy jesteś blondynem, choć to tak zabawnie brzmi. O biust nie miałam zamiaru już pytać, bo go nie masz (i dobrze! :D) i byłoby głupio, ale jeszcze chciałam napomknąć coś o tym, że w ramach małego rewanżu też mógłbyś się pochwalić swoimi trzema rozmiarami, mogą być takie same, choć ogólnie „rozmiar” paznokci nie bardzo mnie interesuje. Ale może interesuje mnie inny :)
Pomyślałam sobie, że jak to przeczytasz, to się chociaż uśmiechniesz.
Ale teraz to nie wiem, jak będzie, bo chyba jesteś zły.
Prawdą było, że już wcześniej chciała wysłać podobną wiadomość, nawet miała ją przygotowaną. Teraz tylko ją przekopiowała, trochę zmieniła, aby pasowała do sytuacji i wysłała, choć nie spodziewała się ani reakcji, ani odpowiedzi. Ale nadzieję miała, mimo wszystko.
I chociaż ręce jej dziwnie drżały, musiała wysłać jeszcze jedną wiadomość.
Ach, jeszcze jedno. Mam na imię Vency.
Zero reakcji. Zero odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńAle czego się mogła spodziewać?
Trochę ją to zabolało, nie ukrywajmy, to zignorowanie prób kontaktu z jej strony. Ale bardziej bolał ją fakt, że straciła właśnie znajomość, która bardzo dużo dla niej znaczyła. Chyba dlatego pierwszą noc przepłakała, przyciskając twarz do poduszki.
Dopiero potem, widząc rano w lustrze swoją własną, zapuchniętą twarz, powiedziała sobie dość. Nie ma sensu się przejmować, bo raz, że na znajomości powinno zależeć obu stronom, a dwa, że przecież nie jest desperatką, aby biegać za facetem i błagać go o to, aby utrzymywał z nią kontakt. Przecież nie będzie się poniżać. No i, jak to mawiała babcia, tego kwiatu jest pół światu.
Tak więc przez cały tydzień wypychała myśli o tym z głowy, zajmując się wszystkim innym, a kiedy raz, jeden jedyny, przypadkiem natknęła się na sąsiada na korytarzu, potraktowała go jak powietrze. Zapewne z wzajemnością.
Kryzys przyszedł w następny weekend. Skoro odwołała spotkanie sprzed tygodnia, to teraz musiała na nie pójść. Poszła. I trochę sobie pofolgowała. Musiała się wyżalić, więc w towarzystwie koleżanek zwyzywała wszystkich facetów na świecie, bo tak najłatwiej się wyładować. O szczegółach im nie wspominała, tylko trochę marudziła, pijąc drinka za drinkiem. Pędząc w klubie do toalety natknęła się nawet na „tego faceta, co go z domu wyrzuciłam”, jak go określała w myślach i przywitała się głośno, krzycząc coś w stylu „cześć, chłopaku Christiana”. Dobrze, że przynajmniej nie rzuciła mu się na szyję, bo Vency w tamtym momencie kochała wszystko i wszystkich na świecie, nawet robaczki, ale Sara ją przytrzymała. Powitanie a to chyba nie zostało zrozumiane, bo Vency usłyszała coś w stylu, że przecież nie jest niczyim chłopakiem, a Christian też żadnego nie ma, bo nie jest gejem, ale w sumie nie była pewna, czy tak to szło, bo niewiele wtedy do niej docierało.
Koleżanki, z Sarą na czele, były o tyle kochane, że zapłaciły z góry za taksówkę, wpakowały Vency do samochodu i wysłały ją do domu.
Schody były wyzwaniem, ale jakimś cudem wdrapała się na drugie piętro. Gdzieś na pierwszym wpadła jej do głowy myśl, że tak po prawdzie, to powinna temu swojemu sąsiadowi trochę wygarnąć, bo co jak co, ale też się głupio zachował. A Vency chciała być miłą, wyciągnęła rękę. To nie, zignorował ją, godząc tym samym w jej dumę i niewyobrażalnie ją raniąc (tak, tak, w tamtym momencie już trochę wyolbrzymiała to wszystko we własnej głowie), wiec kiedy w końcu dotarła, od razu zaczęła dosłownie walić w drzwi, krzycząc „otwieraj!”. Dopiero po chwili zorientowała się, że to są jej własne drzwi. Spróbowała znaleźć w torebce klucze, ale w obecnej chwili nie było to możliwe, przesunęła się więc i zaczęła tym razem uderzać w drzwi obok, jak pierwotnie planowała.
Wytrwałość ludzi pod wpływem nie zna granic, a Vency nie zamierzała przestać, póki drzwi się nie otworzą. Więc uderzała w nie, krzycząc „otwieraj!”, aż w końcu dosyć boleśnie się uderzyła.
Przez chwilę myślała, że owszem, zostanie zignorowana, skoro drzwi się nie otwierały i już, już chciała odpuścić... Kiedy jednak się otworzyły. Vency czułą się zaskoczona, bo chociaż do te pory miała w sobie mnóstwo odwagi (wywołanej alkoholem zresztą), to jednak nie ułożyła w głowie żadnego sensownego planu. Chciała wszystko wygarnąć, tyle pamiętała. Ale co miała mówić? Żadnej przemowy sobie nie przygotowała, nawet nie czuła się oburzona, aby chociaż minę pokazać.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej zamilkła, wiec nie było prawdopodobieństwa, że zaraz gdzieś się odtworzą drzwi i rozlegnie się wściekłe „cicho tam!”. Cisza trwała kilka sekund, podczas których Vency usiłowała zebrać rozbiegane myśli, wymyślić jakąś sensowną wymówkę i skupić wzrok na Christianie.
- Nie mogę znaleźć klucza w torebce – poinformowała krótko, jak gdyby nigdy nic. Głosem, o dziwo, wyraźnym a nie bełkotliwym.
Zrobiła jeszcze niewinną minę, jakby wcale się przed chwilą nie wydzierała, waląc w drzwi, bo to przecież nie przystoi damie. Chciała też unieść i pokazać wspomnianą torebkę, która rzekomo była sprawcą całego tego zamieszania (bo przecież połknęła klucze), ale wypadła jej z ręki. Od razu chciała ją podnieść, ale zbyt gwałtowny ruch sprawił, że zakręciło jej się w głowie. Próbowała jeszcze utrzymać się w pionie, ale złapanie równowagi w szpilkach (i w takim stanie) graniczyło z cudem. Cud się w tym momencie nie stał, więc Vency poleciała do przodu, prosto na Christiana.
I po co było się tak stroić? Po co ubierała te głupie, dziesięciocentymetrowe szpilki, których tak nienawidziła? Ach, no tak, przez jeszcze głupszy kompleks wzrostu. No i przecież chciała poczuć się lepiej, chciała przyciągnąć wzrok, aby chociaż przez chwilkę poczuć, że jednak jest interesującą osobą, z którą chętnie nawiązuje się znajomość, a nie ją zrywa, jakby nic nie znaczyła. Nawet jeśli to zainteresowanie miałoby się skupiać tylko na dekolcie i wisiorku niemalże niknącym między piersiami. Przecież to nieważne, zainteresowanie to zainteresowanie. A Vency ewidentnie potrzebowała teraz czyjegoś zainteresowania.
Najbardziej logicznym w tym momencie pytaniem byłoby „dlaczego nie śpisz?”. Albo ewentualnie „obudziłam cię?”, bo chyba obudziła. Chyba, bo pewności mieć nie mogła, ale normalnie ludzie o tej porze śpią, tak na logikę. Gdyby nie wyszła z domu też pewnie by spała. Mogłaby jeszcze ewentualnie siedzieć przy komputerze, ale od tygodnia nie miała po co, więc taka opcja nie wchodziła w grę tego dnia.
OdpowiedzUsuńZapiszczała na początku, myśląc, ze zaraz czołowo spotka się z podłogą, ale to nie nastąpiło. Nawet jeśli myślała o ewentualnym ratunku (choć na to nie liczyła), to niekoniecznie miała na myśli akurat taki. Było tyle sposobów na podtrzymanie upadającej osoby! O ile sekundę wcześniej zamknęła oczy, bojąc się tego zderzenia, to teraz natychmiastowo je otworzyła z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Autentycznym zaskoczeniem. Nie odskoczyła natychmiastowo, nie odepchnęła ręki tylko dlatego, że przypomniała sobie wiadomość wysłaną nie dalej jak dwa tygodnie wcześniej. Czekają. Czekają, aż ich dotkniesz. No to dotknął. A Vency się zaśmiała, co było chyba najbardziej absurdalną reakcją ze wszystkich możliwych.
Szkoda tylko, że Christian rękę zabrał, bo przez to jednak wylądowali na podłodze, tyle tylko, że we dwójkę.
Takiej ciszy Vency chyba jeszcze nie słyszała. Nie słyszała nawet oddechów, a w pewnym momencie można by pomyśleć, że zwyczajnie zasnęła w tak przedziwnej pozycji, co nie było niemożliwe, bo ludzie potrafili zasypiać w jeszcze dziwniejszych miejscach. Nie Vency, na szczęście, niezależnie od tego, w jakim byłaby stanie. Nie uświadamiała sobie w takim samym stopniu, co Christian, tego stykania się ciał. Docierał do niej jedynie fakt, że usta ma gdzieś w okolicy ego policzki, że piersi nieco boleśnie spłaszczyły się na torsie, a ten nieszczęsny wisiorek odrobinę się wbija, no i chwilę później w okolicy uda poczuła rosnące wybrzuszenie w spodniach. Trudno byłoby nie poczuć.
Zachichotała głupiutko, ale momentalnie ucichła.
- Okłamałeś mnie – odezwała się sekundę później poważnym, nieco chłodnym tonem.- Nie jesteś gejem. Twój rzekomy chłoptaś mi dzisiaj o tym powiedział. No i czuję teraz. Kręcę cię? – jak zawsze, pytała otwarcie, a już zwłaszcza teraz, kiedy odwaga wskoczyła, mimo wszystko, na trochę wyższy poziom.- Wysłałam do ciebie wiadomość. Żebyś też mi podał trzy wymiary, skoro ja podałam. Niespecjalnie mnie interesuje długość paznokci, ale inna długość owszem. Już nie musisz, bo sobie to wyobrażam po tym, co tam urosło – paplała dalej, próbując się podnieść. Gramoliła się chwilę, aż w końcu się udało.- Ale nadal nie znam wzrostu i rozmiaru buta – na czworakach dotarła do drzwi i sięgnęła po torebkę, sprawczynię całej tej sytuacji. Ale zamiast wstać i pójść do siebie, zamknęła drzwi i usiadła, opierając się o nie.- Bo mi nie odpisałeś. Olałeś mnie. Miałeś zamiar kiedykolwiek odpisać? Czy raczej zapomnieć o znajomości, która akurat dla mnie bardzo dużo znaczyła? Chyba to drugie, nie? Bo przecież co cię to obchodzi, że tęskniłam przez ten tydzień! I wiesz co jeszcze? Jestem wściekłą na samą siebie, że tak bardzo się przywiązałam do tych naszych rozmów, bo najwyraźniej znowu się pomyliłam, a tobie wcale nie zależało na tym w takim samym stopniu, jak mi!
- Przecież wiem, że nie masz – siedziała tak pod tymi drzwiami, z torebką na kolanach, zastanawiając się, co teraz się stanie. Nagadała się, nagadała, ale nie widziała żadnej reakcji. Nie czuła się tym urażona, póki co, tak samo jak nie poczuła się urażona tym zepchnięciem na podłogę. Próbowała po prostu zachować w sobie trochę optymizmu, myśląc, że wszystko się ułoży, ze musi po prostu chwilę poczekać na reakcję dotyczącą tego, co powiedziała.- Powiedział mi. Ten, co tu kiedyś był. U mnie. I go wygoniłam. Wtedy, jak mnie... – urwała, nie wiedząc jak dokończyć, bo brakowało jej odpowiedniego słowa. Napadłeś? Zaatakowałeś? Nie chciała o tym pamiętać. Gdyby zapomniała, wszystko byłoby łatwiejsze. Nie chciała się też już bać. Ale wcale nie zanosiło się na to, że będzie lepiej, bo zamiast jakiegokolwiek wytłumaczenia, dostała tylko odprawę.
OdpowiedzUsuńI wtedy naprawdę poczuła się źle. Wręcz upokorzona.
Przyszła tutaj, może rzeczywiście w nienajlepszym stanie (ale przecież ogarniała rzeczywistość), chciała wszystko jakoś wyjaśnić, trochę pomarudzić z początku, fakt, powiedzieć, co jej się nie spodobało, jak się poczuła... A w zamian dostała tylko polecenie, że ma wyjść.
- Co? – spytała, autentycznie zdziwiona, choć przecież usłyszała wszystko dobrze. Nie było mowy, żeby się przesłyszała, więc dlaczego chciała się upewnić?
I dlaczego jej tak bardzo zależało? Przecież to nie miało sensu. Naprawdę się pomyliła, kolejny raz. Najwyraźniej miała pecha do ludzi, którym próbowała zaufać, bo zawsze prędzej czy później okazywało się, że nie są tego zaufania godni. Tak samo jak i tego, by się do nich przywiązywać.
Spróbowała wstać, ale sprawiło jej to trudność, więc bez zastanowienia zdjęła te cholerne buty. Dopiero wtedy się podniosła, powoli otworzyła drzwi i wyszła. Nie odezwała się już ani słowem, nawet drzwiami nie trzasnęła, tylko delikatnie je za sobą zamknęła. Tylko o zdjętych przed kilkoma sekundami szpilkach zapomniała, niestety.
Przez kilka minut dosłownie grzebała w torebce, naprawdę nie mogąc znaleźć kluczy. Stałą tak pod własnymi drzwiami, szukając ich, a rozczarowanie i upokorzenie zmieszały się ze sobą, sprawiając, że po policzkach pociekło Vency kilka łez, choć przecież nie chciała już płakać z tego powodu. Nie było warto.
Zajęcie się pracą znowu było dobrym sposobem, aby wypełnić sobie czas po brzegi. Vency próbowała się skupić na tym całkowicie, choć przez pierwszy tydzień kusiło ją jeszcze, aby napisać na karteczce kilka słów z przeprosinami i wetknąć ją w sąsiedzkie drzwi (pod spodem nie dało się wcisnąć), bo przecież nie miała pewności, że wiadomość została odczytana. Ale w końcu się opamiętała. To było trochę jak obsesja i trzeba było się z tego wyleczyć. Niezależnie od tego, jak byłoby jej przykro i jak źle by się przez to czuła, nie mogła ciągle myśleć „co by było gdyby”.
OdpowiedzUsuńTak więc dzięki dwóm tygodniom wyjątkowo intensywnej pracy mogła przynajmniej w piątek wyjść sobie przed końcem, beztrosko zrobić po drodze zakupy, kupić rabarbar i sobie wrócić do domu, w planach mając obejrzenie całego sezonu jakiegoś głupiego serialu, nawet bez przerw.
Co jak co, ale już nigdy w życiu nie da się nikomu wyciągnąć do klubu. Poprzednim razem źle się to skończyło.
Ale przynajmniej więcej nie płakała, prócz tego krótkiego chlipania pod własnymi drzwiami, gdy szukała kluczy.
Miałą też w planach upieczenie ciasta, ale kiedy zorientowała się, już w domu, co takiego kupiła, od razu ej się odechciało. I tak miało być zawsze? Każda, najdrobniejsza rzecz miałaby jej przypominać znaczącą znajomość, która nieoczekiwanie się skończyła? Normalnie, jakby była zakochana i przeżyła z kimś minimum dziesięć lat i teraz przeżywała rozstanie.
Rzuciła rabarbar w kąt i od razu poszła do komputera z zamiarem włączenia sobie serialu. Komunikator włączał się automatycznie i o ile kiedyś, za każdym razem z ciekawością czekała, czy nie wyświetli się jakaś wiadomość, tak teraz już na to nie liczyła. Dlatego komunikat o nowej wyjątkowo ją zaskoczył.
Teraz?! Jak już się prawie pozbierała!
Widząc trzy wymiary samoistnie się uśmiechnęła, ale szybko się opamiętała. To przecież nic nie znaczy. I nawet nie wiedziała, jak miałaby na to zareagować. Więc nie zareagowała, nie chciała nic pisać, ale zaraz pojawiła się kolejna wiadomość, która sprawiła, że Vency zmarszczyła brwi w zastanowieniu.
Kiedy?
Po wysłaniu tego krótkiego pytania uświadomiła sobie, że brzmi ono tak, jakby nie wiedziała, kiedy skłamała, czyli tych kłamstw było więcej. No świetnie.
Buty zostawiłam.
Dopisała to z nadzieją, że odrobinę złagodzi sprawę, bo zwróci uwagę na przyziemną, zwykłą rzecz.
Przecież powiedziałam prawdę, że nie mam na imię Victoire.
OdpowiedzUsuńNawet się nie przyczepiła o to, że to nie było przy szklankach, tylko przy kubkach, bo miała wrażenie, ze go to zirytuje. Właściwie to, co napisała, też mogło go zirytować, bo było zwykłym wykrętem, a nie odpowiedzią. Ale odpowiedź wymagała dłuższej chwili, a Vency aż się wzburzyła, wystukując na klawiaturze kolejne słowa.
Cholera no, człowieku! Raz, kiedy mi pomogłeś, to miałam wrażenie, ze chcesz dokończyć to, co tamtych dwóch zaczęło i nikt mnie nigdy tak nie przeraził. Przy drugim spotkaniu pchnąłeś mnie tak mocno, że aż rąbnęłam o ścianę. Przy trzecim wdarłeś się do mojego mieszkania, szarpałeś mnie, krzycząc i znowu opchnąłeś. Szczęście, że nie uderzyłam w nic głową, upadając, bo źle by się to wszystko skończyło.
Natomiast tutaj jesteś kimś innym, kimś, z kim chcę rozmawiać i kogo potrzebuję, choć brzmi to absurdalnie, zważywszy na to, że tylko sobie piszemy. Ale to miało duże znaczenie w moim życiu przez te dwa lata. Chcę tego Christiana, stąd, nie tamtego. Tamtego się boję. Jak miałabym mu powiedzieć, że ja to ja? Żeby się wściekł i żeby wszystko się zepsuło?
Poszło. Ale wcale nie poczuła się lepiej, póki co, bo nie znała jeszcze reakcji na to. Znów postukała paznokciem w krawędź komputera, tak z przyzwyczajenia, zanim zabrała się za napisanie jeszcze czegoś.
W sprawie kurtki i butów – wymiana? Chociaż ja ich nie cierpię, tak naprawdę, więc w sumie też mógłbyś je zatrzymać.
Wyprowadzi się? Co... Co!? Vency dosłownie oniemiała.
OdpowiedzUsuńZWARIOWAŁEŚ?! NIE MOŻESZ SIĘ NIGDZIE WYPROWADZIĆ!
Zapewne powinna dopisać coś jeszcze, jakieś wyjaśnienie, powód takiej reakcji, może jeszcze co w ogóle myśli o takim sposobie na poukładanie wszystkiego tak, aby było dobrze, ale... Taka naturalna, szczera reakcja chyba była lepsza?
Reakcja znowu zaskoczyła Vency. Czegoś takiego się nie spodziewała. Bardziej obstawiałaby radość ze świadomości, że komuś zależy, a nie złość. Odruchowo przyłożyła dłoń do ust, a potem przez kilka sekund miała ochotę zatrzasnąć laptopa, wybiec z mieszkania, wedrzeć się do tego obok i tak trochę na Christiana powrzeszczeć, postawić go do pionu, bo to, co teraz wypisywał, było po prostu głupie i ogólnie powinien wziąć się w garść, a nie wiecznie uważać za ciężar. Ale zdawało jej się, ze to tylko pogorszyłoby sytuację, więc siedziała twardo przy komputerze, gapiąc się w ekran jakby nie dowierzała temu, co właśnie przeczytała.
OdpowiedzUsuńWspomniałam teraz o tym wszystkim tylko dlatego, że chciałeś wiedzieć, dlaczego nie od razu przyznałam się do tego, że ja to ja. Czy kiedykolwiek jeszcze cokolwiek Ci wypomniałam? Nie. Więc tym nie musisz się martwić.
Tak naprawdę, ta wiadomość miała wyglądać całkowicie inaczej, ale Vency myślała, że im bardziej będzie walić prosto z mostu albo wytykać luki w rozumowaniu, to będzie gorzej. Spróbowała łagodnie, od zapewnienia, ale nie była też psychologiem, aby wiedzieć, co robić w takiej sytuacji, by do kogoś dotrzeć. Jak przekonać do tego, że wszystko się w końcu poukłada.
Nie da się ot tak wrócić do tego, co było i udawać, że inne rzeczy się nie stały. Wiem, że to brzmi trochę przykro. Samej internetowej znajomości nie da się uratować, przecież widzisz, że już się nawet tutaj zaczynamy kłócić. Ale możemy uratować wszystko razem, wiesz?
Nie otrzymała odpowiedzi, co może trochę Vency zdziwiło, ale uznała, że zbyt bardzo okazała to, że jej zależy. To zwykle działało odwrotnie. Postanowiła więc, ze spróbuje jeszcze raz, bardziej informacyjnie niż pytająco. W końcu lepiej chyba być takim zdecydowanym niż niepewnym.
OdpowiedzUsuńDobra, spróbuję jeszcze raz, trochę inaczej. Myślę, że nie będziemy w stanie się dogadać nawet tutaj, przez Internet, kiedy się wyprowadzisz, bo mnóstwo rzeczy nie zostanie wyjaśnionych. Jeśli Ty uważasz, ze powinieneś to zrobić, to możesz tak uważać, pewnie, czemu nie. Ale ja nie pozwolę Ci się wyprowadzić (bo kto mi pralkę wniesie?), a eśli to zrobisz, to się wścieknę i przytargam Cię tutaj z powrotem za uszy. Czy to jasne?
Nie rozumiem, czemu chcesz uciec. Nie lubię tchórzy.
Przez kilka sekund zdawało jej się, że ostatnie zdanie jest zbyt ostre, ale... A co, należało mu się.
Ach, jeszcze jedno. Wpadnę jutro.
Nie próbuj udawać, że Cię nie ma, bo znam się na zamkach, więc i tak wejdę.
I teraz w końcu była zadowolona z siebie.
Nawet jeśli to wszystko miałoby się nie skończyć dobrze, to Vency i tak chciała spróbować. Przecież zawsze warto, bo mogło się okazać całkiem inaczej i troszkę ją denerwował taki sceptycyzm zawarty w ostatniej wiadomości, którą odczytała dopiero następnego dnia. A z drugiej strony, faktem było, że przez Internet o wiele łatwiej rozmawiało się o różnych sprawach niż mówiło się o nich wprost. Potwierdzeniem tego było to, że w ostatniej chwili zdecydowała się wysłać jeszcze jedną wiadomość. Na głos nie byłaby w stanie o tym opowiedzieć.
OdpowiedzUsuńAle czemu wybrała na to akurat ten moment? Może dlatego, że próbowała nawiązać w tym momencie nić porozumienia z Christianem, a opowiedzenie czegoś prywatnego, w pewien sposób trudnego dla samej Vency wydało jej się dobrym na to sposobem.
Wiesz, czemu mi nie wychodzi z facetami? Bo cztery lata temu, gdy miałam dwadzieścia lat, wydawało mi się, że się zakochałam. On był pięć lat starszy i wydawał mi się wtedy taki dorosły, dojrzały i doświadczony, przynajmniej w porównaniu do mnie. Ja wtedy byłam zielona we wszystkim, bo nigdy mi się nie spieszyło z niczym, a już na pewno nie z seksem. Teraz wiem, że to było zwyczajne zachłyśniecie się dorosłością i wolnością, a wtedy wydawało mi się to prawdziwym zakochaniem. I że on też był w taki stanie, skoro tak naciskał i na spotkania ze mną, i na jakiekolwiek zbliżenie. Nie potrafiłam zbyt długo odmawiać i w końcu uległam, wmawiając sobie, że też tego chcę. Miało być pięknie i cudownie. Było koszmarnie. Skupił się tylko na sobie, na swojej przyjemności, a mnie zupełnie nie zauważał. Nie byłam przygotowana, tylko przerażona, nie poświęcił mi wystarczająco dużo czasu, nie byłam nawet mokra i przez to tak cholernie bolało. Nie jestem aż tak głupia i nie myślałam wtedy, że „tak ma być”, bo to pierwszy raz. Wiedziałam, że nie, więc zaprotestowałam i powiedziałam, że boli. Ale to też zignorował. A nie miałam nawet jak się wyrwać i uciec.
Potem, oczywiście, wyrzuciłam go z mieszkania i więcej nie widziałam. Tylko że też mieszka w mieście i boję się, że kiedyś, całkowicie przypadkiem, natknę się na niego gdzieś na ulicy albo w jakimś sklepie.
I wiesz co? Nigdy nie rozmawiało mi się z nim nawet w połowie tak dobrze jak z tobą.
Nie wiem, czy to przeczytasz, zanim przyjdę, bo właśnie wychodzę, ale to w sumie chyba bez znaczenia, bo możesz też potem, kiedy już sobie pójdę. Mam tylko nadzieję, że to nie zmieni w żaden sposób postrzegania mnie.
Chwilę się wahała, nie ukrywajmy. A potem to wysłała, zamknęła komputer i poszła do kuchni po świeże ciasto. Nie kłamała, pisząc, że nie jest zbyt dobrym cukiernikiem, ale jakoś jej to wyszło. Chyba było zjadliwe. Jeszcze nie próbowała. Tak, jakby chciała, żeby to ktoś inny był królikiem doświadczalnym. W drzwiach jeszcze się zatrzymała, uświadamiając sobie, że nadal ma na sobie fartuch w babeczki, bo zrobiła z tego pieczenia niemalże przedstawienie, w końcu mało kto teraz używał fartuchów oprócz starszych pań. Zdjęła go pospiesznie i dopiero wtedy przeleciała przez korytarz i zapukała do sąsiednich drzwi, głowiąc się gorączkowo, jak w ogóle powinna się teraz zachowywać.
Zdawało jej się, że raczej się przesłyszała, ale kiedy drzwi nadal się nie otwierały, stwierdziła, że chyba jednak nie i powinna sobie swobodnie wejść, skoro padło „otwarte” Tylko że tutaj nic nie było swobodne, nie dało się zachowywać jak gdyby nigdy nic, mając w pamięci to wszystko, co się działo wcześniej.
OdpowiedzUsuńTeraz wszystko wyglądało inaczej. Na korytarzu nie było ciemno, Vency nie była wstawiona, nie kiwała się głupio na obcasach, no i nastawienie też miała inne, bo wtedy przecież byłą złą i chciała wszystko wygarnąć, z czego, jak wiadomo, i tak nic nie wyszło. Nacisnęła jednak w końcu klamkę i weszła do środka z blaszka pod pachą.
- Cześć – rzuciła już w progu, na szczęście się o niego nie potykając.
Zamknęła za sobą drzwi i się odwróciła, ale Christiana nie było. Na chłopski rozum oznaczało to, że powinna wejść głębiej (no chyba, że naprawdę się przesłyszała i wcale nie wołał, że otwarte, ale gdyby tak było, to przecież nie byłoby otwarte, prawda?) i zrobiła kilka kroków, tylko że cały czas czuła się niepewnie i trochę jak intruz. Ale wcale nie miała ochoty uciekać, co to, to nie.
- Nachodzę cię właśnie. Znowu. Ale przynajmniej nie w nocy – jeszcze kilka kolejnych kroków w głąb mieszkania, aż w końcu dostrzegła sąsiada siedzącego w pokoju na kanapie.- A ty już pewnie odliczasz sekundy do momentu, aż sobie pójdę, nie? – nie mogła powstrzymać się od tej małej złośliwości.
Postawiła ciasto na stole, myśląc o jeszcze jednym, trochę złośliwym, komentarzu, ale koniec końców ugryzła się w język. Dopiero wtedy skierowała wzrok na Christiana, marszcząc przy tym i brwi, i nos w chwilowym zastanowieniu. Bo siedział tak w jednym miejscu i nie odezwał się nawet słowem...
- Wszystko w porządku?
To było najbardziej idiotyczne pytanie na świecie.
Chciała czuć się swobodnie, gadać tak, jak to miała w zwyczaju, choć w ostatnim czasie nawet to zanikło. Kiedyś potrafiła paplać dosłownie na każdy temat, do tego z szerokim i szczerym śmiechem na twarzy, a teraz coraz częściej odkrywała, że z niektórymi ludźmi nic ją nie łączy i nawet zwykłej rozmowy nie potrafi pociągnąć. W tym wypadku było o tyle inaczej, że kiedy przychodziło jej pisać, to często słowa wręcz same płynęły, a palce wystukiwały je na klawiaturze, niezależnie od tego, jaki był temat, zero krępacji, a teraz, kiedy przyszło stanąć twarzą w twarz i porozmawiać... Słowa gdzieś uciekły i nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że jakiś czas temu potrafiła z tym mężczyzną przed nią rozprawiać o jej wlanych piersiach, skoro teraz nie mogła wydusić słowa. Trwało to kilka chwil, podczas których nie zareagowała na ironię w jego wypowiedzi, jedynie uniosła brwi, gdy wskazał krzesełko w dziwnym oddaleniu. Nie skomentowała tego jednak, uznając że tak będzie lepiej, tylko posłusznie podeszłą i usiadła.
OdpowiedzUsuń- Sto punktów dla Gryffindoru – spróbowała zażartować.- Za odgadnięcie, bo z rabarbarem.
No i to by było na tyle. Na nic więcej nie było ją stać w tym momencie, na wspinanie się na wyżyny krasomówstwa na pewno nie. Mogła tylko patrzeć na Christiana, choć po kilku minutach wydało jej się to dziwnie natarczywe, takie przyglądanie mu się, więc odwróciła głowę, rozglądając się po pomieszczeniu, bo podczas tamtego jednego, nocnego „napadu” niewiele zobaczyła, no i szukała też w ten sposób jakiegoś punktu zaczepienia do konwersacji. Jakieś pełne zachwytu „och, skąd masz taką cudną figurkę!”, nawet gdyby była naprawdę ohydna.
Nieeee, Vency nie udawała takich rzeczy, żeby się komuś przypodobać, przecież to było głupie.
Brwi kolejny raz powędrowały do góry, kiedy usłyszała kolejne polecenie. Nawet nie chodziło o to, że brzmiało absurdalnie, bo miała siedzieć i się nie ruszać z miejsca. Bardziej o to, że w ogóle wydawał je jakiekolwiek polecenia, nie lubiła tego. Ale też nie miała w zwyczaju takowych ignorować, byle tylko zrobić komuś na złość.
Fakt jednak był faktem, z takiej odległości też było wszystko słychać i można było prowadzić jako-taką rozmowę.
- Coooo? – zdziwiła się, autentycznie się zdziwiła, słysząc, co powiedział. Sądziła raczej, że owa wiadomość, która przecież wysłała tuż przed wyjściem albo nie zostanie jeszcze przeczytana, albo nie będzie miała aż tak dużego wydźwięku, aby bezpośrednio poruszać ten temat. No i jeszcze mówić takie rzeczy... Rzadko kiedy ktoś stawał w jej obronie, zwykle radziła sobie sama, dlatego teraz nie wiedziała, czy się cieszyć, czy jednak złościć, bo... Bo to było trochę dziwne, nie ukrywajmy.- Nie znam adresu – poinformowała, zgodnie z prawdą zresztą, rozwiewając w ten sposób wszelkie plany. Chciała jeszcze spytać nowy worek zamiast mnie?, co byłoby naprawdę złośliwe, ale mądrze ugryzła się w język.- Ale pewnie można go gdzieś znaleźć w sieci – stwierdziła jeszcze, po czym wstała.
Wiedziała, że ma siedzieć i wcale nie robiła teraz złośliwie na przekór. Po prostu jakoś tak samo wyszło, że poszła cicho do kuchni; zupełnie się nad tym nie zastanowiła. Nie było je słychać i nawet można było jej nie zauważyć, gdy przystanęła w progu.
- Twoje sprawne paluszki całkiem nieźle sobie radzą z nożem i krojeniem ciasta – odezwała się nagle.- Ten siedmiocentymetrowy język jest tak samo sprawny jak palce?
A jednak! Jednak to powiedziała! Choć dopiero co miała wrażenie, że nigdy w życiu nie odważy się powiedzieć czegoś na podobny temat bezpośrednio, a nie za pomocą klawiatury.
- Aha, wcale nie takie sprawne, jak mówisz – niczego głupszego już chyba powiedzieć nie mogła, ale to samo się wyrwało i w zamierzeniu miało być żartem. Pewnie nie wyszło, jak zawsze. Zupełnie nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, żeby to Christiana rozbawiło, na odległość, przez sieć, było to o wiele łatwiejsze. Wtedy nie istniało żadne skrępowanie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zrobiła krok w jego stronę, chcąc pomóc, choć niewiele trzeba było robić. Wrogie, bo według niej takie było, spojrzenie sprawiło, że się zatrzymała. W pierwszej chwili pomyślała, że chodzi mu o to, że w ogóle nie powinna przychodzić, tylko siedzieć u siebie i ograniczyć do komputera, ale zaraz uświadomiła sobie, że chodziło o to, że miała nie przychodzić do kuchni, tylko siedzieć grzecznie na swoim miejscu. Może powinna posłuchać? Bo kiedy sięgnął po nóż, odruchowo cofnęła się o krok i była bliska ucieczki, odwrócenia się na pięcie i wybiegnięcia z kuchni. I nie tylko z kuchni.
- Nie złość się, że przyszłam, proszę – może powinna poczekać, aż mu przejdzie, zamiast gadać i, być może, pogarszać sytuację? Ale Vency nigdy nie potrafiła zbyt długo milczeć, no i często też gadała, nie myśląc o konsekwencjach.- Nie lubię tak rozmawiać na odległość. Wiem, tyle czasu tylko pisaliśmy i było dobrze, to akurat naprawdę bardzo lubię, ale... Ale tam można napisać wszystko bez emocji, tak naprawdę. Skąd miałabym wiedzieć, jaką miałeś minę, pisząc na przykład właśnie o twoich dłoniach na moim biuście? Może sobie akurat grzebałeś wykałaczką w zębach i pisałeś od niechcenia? Podczas gdy ja sobie to od razu wyobraziłam i zapragnęłam, żeby działo się naprawdę. No i tak teraz o tym napomknęłam, wcale nie złośliwie albo żeby cię zakłopotać, tylko... – urwała, uświadamiając sobie, że nie powinna tego wszystkiego mówić.- Chyba za dużo gadam – stwierdziła, uśmiechając się krzywo.