13 listopada 2015

[KP] I'm prepared to lose everything I've got



Keiran Blythe
21 lat - Londyn
duch


Zwyczajny, nie wyróżniający się niczym młody mężczyzna, który z utęsknieniem czekał na swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Umowa, którą niegdyś zawarł z ojcem traciła tego dnia ważność. To miał być dzień, w którym miał stać się całkowicie wolny...
Pierwszy dzień jego wolności, okazał się także ostatnim dniem jego życia. 

333 komentarze:

  1. Wstał w na prawdę złym humorze. Jego praca sprawiała, że tryb dnia i nocy całkowicie się rozlegulował w jego ciele. Sypiał o różnych porach i wstawał zawsze zmęczony.
    Ale tym razm przynajmniej miał powód tgo zmęczenia. Spojrzał na leżące obok w łóżku ciało. Z zasady nie zapraszał nikogo do siebie, bo nie chciało mu się czekać aż ta osoba łaskawie opuścijego lokum.
    Wziął prysznic i wyszedł. Ledwo przestąpił kilka kroków a już odezwał się jego telefon. Zaalił papierosa nim odebrał. Mogli w końcu trochę poczekać.
    Westchnął z rezygnacją. Kolejny... Ostatnio była to prawdziwa plaga. Coś zaczynało się dziać i nie podobalo mu się to. Nasunął kaptury ciemnej bluzy na głowę i pomaszerował na przystanek by łapać jeszcze autobus.

    Na cmentarzu był po kilku minutach. Osobiście, bardzo rzadko uganiał się za duchami, dalej niż w granicach cmentarnych murów. Zapalił drugiego papierosa, ignorując spojrzenia, pełne nianawiści, starych babeczek, w wełnianych beretach, które przychodziły tu niemal codzienni, właściwie tylko po to by wypić z psiapsiułkami herbatkę z termosa i poplotkować.
    Wszedł głębiej między drzewa. Kaplica pogrzebowa była dość blisko od głównego wejścia, ale jak zauważył, nie tego ducha szukał. Więc się troche spóźnił...
    Burknął, wyznając swoją nienawiść dla świata. Przyspieszył kroku i zanurzył się w alejki,pełne nagrobków.
    Znalazł go. Zawsze byli zaskoczeni. Właściwie nie spotkał ducha, który byłby spokojny i opanowany. Stanął w pewnej odległości od zebranych i obserwował chłopaka. Uśmiechnął się lekko, kiedy chciał dotknąć jednego z zebranych a jego niematerialna dłoń przeszła przez ciało.
    Podszedł kilka kroków, zwracając tym na siebie uwagę grzebanego.
    - Oni cie nie widzą ani nie słyszą. - mruknął, prawie szeptem. Nie chciał by ktoś z zebranych go usłyszał i wygonił, uznając że jest wariatem.
    - Tu nie wydarzy się już nic ciekawego. Chodź ze mną. Jeszcze nie jadłem śniadania i nie uśmiecha mi się stać tu z tobą i sie gapić jak przysypują ciało ziemią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powiedział nic co mogłoby go zaskoczyć. Słyszał to wiele razy. Na początku próbował jeszcze przekonać, tłumaczyć i uśmechać się spokojnie. Teraz przestało to być istotne. Miał do wykonania kolejną robotę, z których każda wyglądała niemal tak samo. Znaleźć, przyprowadzić, wyjaśnić sprawę i iść do domu. Doskonale wiedział, że chłopak i tak z nim pójdzie. Jest jedynym, który może go zobaczyć i usłyszeć. Takich okazji się nie przepuszcza.
    - Nie żyjesz. - mruknął beznamiętnym tonem, jakby informował kogoś że mleko sie skisło. - Chowają ciało które zajmowałeś. Duch zawsze przychodzi na pogrzeb. Takie są zasady. Gdybyś mógł sam się wznieść i odejść, nie byłoby mnie tu. Ciągle trzyma cie coś na ziemi. Musimy się dowiedzieć co.
    Dlatego właśnie wciąż prowadził duchy do centrali i nie robił nic poza tym. Nie nadawał się do tego. Nie potrafił i nie lubił obcować z ludźmi. Nie rozumiał tylko dlaczego wiele osób tak do niego lgnęło. Bywał niemiły, szorstki, bezczelni i zwykle niezadowolony bez powodu. A jednak ludzie dalej chciali przebywać w jego towarzystwie.
    Czekał teraz, obserwując jak całkiem niedaleko, starsza kobieta gra ze swoim mężem nieboszczykiem w warcaby.
    Intrygujące...
    Zaszczycił chłopaka swoim dpojrzeniem, dopiero kiedy był już całkiem blisko. Wsunął z powrotem dłonie do kieszeni. Ktoś z żałobników zwrócił na niego uwagę i teraz przyglądał mu się z ciekawością.
    - Więc chodźmy...
    Odeszli w stronę wysokiego pomnika, poświęconemu nieznanym ofiarą drugiej wojny światowej. Sam monument był po prostu dziwny i patrząc na niego jakoś tak dostawało się niestrawności.
    Cillian zapalił papierosa. Starał się ignorować dochodzące zewsząd głosy. Po latach stało się to dużo łatwiejsze.
    - Więc tak. Zaprowadzę cie do Izby, tam cie spiszą i poszukają rozwiązania twojego problemu. To miasto jest pełne duchów i dziwnej energii, nie zawsze dobrej. Musimy przez nie przejść, więc trzymaj się mnie i pamiętaj... nie idź za ognikami. Jak zobaczysz niebieskawą kulkę, unoszącą się nad ziemią i wskazującą ci drogę, ignoruj. Wiem, wyglądają zajebiście i są ciepłe, ale zwodzą i to ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Nie wiem co to może być. Nie znam cie. Ale w Izbie się dowiedzą.
    Palił spokojnie. Nikt nie zwracał na nich uwagi, choć o tej porze niewiele było ludzi na ulicach. Było jeszcze przed porą lunchową, więc ludzie siedzieli jeszcze w pracy. Odpowiadało mu to bardzo. Nie musiał się niczym przejmować. Problemem były tylko policyjne patrole, które niewiedzieć czemu, często się nim interesowały. Może dlatego, że chodził ubrany w specyficzny sposób i czasem mówił jakby do siebie.
    Zerknął na niego, ledwo powstrzymując parsknięcie. Właściwie po co miał mu się przedstawiać? Zostawi go w Izbie i już się pewnie nigdy nie zobaczą.
    - Jestem Opiekunem. A z tą Izbą to jakbyś trafił. Spisują wszystkie duchy. Załatwiają ich sprawy, bo jak zauważyłeś sam sobie nie poradzisz. Widzenie zmarłych to niby taki dar.
    Wrzucił niedopałek do studzienki kanalizacyjnej. Dobrze, że był dzień i mimo dużej liczby cieni, nie było ciemno. Duchy też się nie pokazywały.
    - Cillian.
    Przedstawi się, uznając że chyba trzeba. Poprowadził go do dużego budynku, w którym mieścił się oddział banku. Mijając strażnika przy drzwiach, Cill wręczył mu dwie monety. Nie ważny był kapitał. Liczyło się by było opłacone wejście za dwóch. Mężczyzna zignorował spojrzenia, klientów banku. Powinni się przyzwyczaić że bardzo często tu wpadają różne dziwne indywidua.
    Weszli do windy i zjechali na dam duł. Dopiero tutaj, plątanina korytarzy, holi i drzwi, sprawiły że na prawdę można było się zgubić. Co chwilę mijali ich ludzi, wyglądający jak typowi urzędnicy.
    - No to tu jest Izba. Nie pytaj jak duże to jest, bo nie wiem. Część korytarzy prowadzi do wnętrza ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szlo szerokim ponad pięciometrowym korytarzem, wyściałanym ciemnozieloną wykładziną. Wszędzie, gdzie się tylko działo, umieszczone były lampy by zminimalizować możliwość powstawania cieni i jak najbardziej mniejszyć miejsca ciemności. Cillian pchnął duże szklane drzwi. Weszli do sporego, okrągłego pomieszczenia. Zsunął z głowy kaptur i skrzywił wargi z niesmakiem. Miał nadzieję, że nikt nie będzie czekał.
    Na kilku ustawionych kanapach siedziało parę osób wraz ze swoimi duchami.
    - Ściągneli cie? Coś waznego się musiało stać. - odezwała się młoda kobieta, z niechlujnie ufarbowanymi włosami. - Ale ale... jakbym wiedziała, że takiego przystojniaczka ci dadzą to sama bym się zgłosiła.
    - Wypraszam sobie! -parsknął wąsaty jegomość w fikuśnym garniturze.
    - Oj, cicho Archibald.
    Podeszła do Keirana i uśmiechnęła się.
    - Jak masz jakieś pytania to chętnie odpowiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Cillian jest taki bo jest jednym z Niewinnych. Długoby tłumaczyć. Ale jak się okaże że zostaniesz z nami dłużej to wszystko sobie wyjaśnimy na spokojnie bo to całkiem ciakawa sprawa.
    Usiadała obok Cilliana na kanapie i zaprosiła nowego ducha do zajęcia miejsca obok.
    - Oczywiście, że możesz przechodzić przez wszystko, poza ścianami tego budynku. Jest specjalny. Jak długo to zależy od tych z Izby. Oni rozpatrzą twój problem i przydzielą ci Opiekuna, który pomoże rozwiązać twój problem. Czasem to trwa kilka minut a czasem nawet tydzień...

    OdpowiedzUsuń
  6. - Wzywają po kolei i myślą. Rozpatrują każdą sprawę, jeśli trzeba ją rozpatrzyć. Większośc duchów po prostu ulatuje, ale takie jednostki jak ty, czy Archibald, na przykład, mają coś do załatwienia... Dawniej nikt im nie pomagał i takie dusze krążyły po ziemi wiele lat, nim ktoś się nimi zajął.
    Przesunęła się bardziej w kierunki Cilliana, udając że robi więcej miejsca dla ducha.
    - Kiedy już twoja sprawa zostanie załatwiona, odejdziesz w zaświaty. Nie wiem co jest tam, po drugiej stronie. Niewiele osób wie co tam jest. To tajemnica, którą sam odkryjesz.

    [ To co? Wiesz już jaką sprawę będzie miał do załatwienia? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ A może... jego ojciec.... uprawiałby jakąś czarną magię, na przykład... o szukał jakichś ofiat do swojego jakiegoś rytuału. Albo jest cały zakon na przykład, który jakieś tam rytuały odprawia i potrzebuje krwi czy czegoś tam. I... oni mogą szukać póxniej tych duchów, które im uciekły ]

    - Zależy jak na to spojrzeć. Opiekunowie rodzą się z tkim darem najczęściej. Nie ma nas zbyt wielu. Zdecydowanie mniej niż dusz, którymi sie musimy zająć.
    Cillian siedział cicho patrząc gdzieś przed siebie, zupełnie ignorując wszystko co się działo. Bardzo nie chciał tu być. Wolał wrócić do swojego niewielkiego mieszkania i zostać tam na zawsze. Miał dość tej roboty. Tylko nie miał szans z niej zrezygnowć. Nie mógł.
    Drzwi w korytarzy otworzyły się i kobieta w jasnoszerej garsonce, zawołała pierwszego ducha. Ledwo po paru minutach, zawołali kolejnego i kolejnego. Aż Cilli i Kei zostali sami.
    - Mów prawdę i nie kręć. Oni będą wiedzieć...

    W końcu zawołali Keia. Wkroczyli do jasooświetlonego pomieszczenia. Na środku stało spore biurko, a przy nim kilka osób, intensywnie coś sprawdzających w teczkach.
    - Siadaj Kei. Cillian może postać. - zaczął jakiś mężczyzna, z kozią bródką i w okularach z okrągłymi szkłami. - Mamy tutaj dość poważny problem. Wygląda na to, że to co cie trzyma nie nie do końca jest do końca... realne

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Widzę to o.o Tajny zakon, pracujący nad stworzeniem eliksiru dającego nieśmiertelność o.o Kei przypadkiem coś zobaczył... nie! Coś zobaczył i coś ukradł! Coś bez czego nie bądą mogli przeprowadzać rytuału. I będą go szukać, znaczy ducha, by się dowiedzieć gdzie to ukrył :D Co ty na to?
    To właściwie zaeży od ciebie :) Może sobie znaleźć jakieś ciało, opuszczone przez ducha i wrócić do żywych i być opiekunem i pracować z Cillim]

    - Chodzi o to, panie Blythe, że trzyma cie tu pewna moc, któej nie możemy przerwać. To niebezpieczna, czarna magia.
    Cillian stał jak słup soli, zupełnie tak jakby nie słuchał tego co się mówi. Była to po części prawda. Był w swoim małym świecie, w swoim pałacu myśli. Lubił to miejsce. Było jak tajemna kmnata w wielkim zamku, o której wiedział tylko on.
    - Mamy problem z Zakonem Czerwonego Kręgu już od dłuższego czasu. Mimo, że eliminowaliśmy zakon i jego członków, on wciąż sie odradza. Praktykują bardzo starą, silną i niebezpieczną magię. Poszukują różnych substancji alchmicznych. Na pewno słyszałeś kiedyś o Kamieniu Filozoficznym? Zakon próbował go stworzyć kilka razy, ale zawsze udawało nam się zniszczyć ich plany. Teraz znów próbują... Nie jesteśmy jeszcze pewni czy byłeś jedną z ich ofiar, złożonych na ołtarzu oświecenia, chociaż na twoim ciele nie było typowych obrażeń... czy zabili cie z innego powodu. Przydzielimy ci kilku Opiekunów. Jesteś dla nas bardzo ważny. Możesz być kluczem do wielu odpowiedzi.
    Jedna z kobiet o niezwykłej, wręcz eterycznej urodzie, przerzuciła kilka kartek w notesie, leżącym przed nią. Znalazła to czego szukała i powiedziała, przyjemnym spokojnym głosem.
    - Przydzieliliśmy panu pięciu Opiekunów, posiadających doświadczenie z czarną magią. Będą cie chronić. Nie pozwolą by ci z zakonu się zbliżyli zbyt blisko. Duch, po opuszczeniu ciała, traci część umysłu i dopiero po pewnym czasie, uświadamia sobie wiele rzeczy. Ty musisz przypomnieć sobie wszystkoto co sie działo zaraz przed śmiercią.

    Cillian stał dalej, nie interesując się rozmową. Musiał tu stać, bo tego wymagała procedura. Ocknął się, dopiero kiedy usłyszał swoje imię. Przesunął spojrzeniem po członkach rady.
    - Słucham? - rzucił, by nie spytać mniej uprzejmie "czego?".
    - zostaniesz jednym z opiekunów tego młodzieńca. Nie może tu zostać. Izba będzie pierwszm miejscem, które zaczną przeszukiwać. Do drużyny dołączą jeszcze Alexander Hobb, Emma i Clary Bram i Vicotria Korodi. Są już wprowadzeni w sprawę. Ma najwyższy priorytet, Cillian. Masa się postarać.
    Zmarszczył brwi, stwierdzając, że jednak powinien słuchać. Mimo to wiedział o co chodzi. Sprawa z Zakonem ciągnęła się od miesięcy. Mieli kreta w Izbie. SPojrzał na siedzącego i zdezorientowanego ducha. Nie zwrócił wcześniej uwagi na to, że chłopak był jakby bardziej materialny niż inni.
    - Mam go ukryć? - spytał, jakby nie był pewien co ma właściwie robić.
    - Tak. Ukryć, chronić, pilnować... Odpowiadać na pytania i, dopóki nie dowiemy się o co chodzić, uczyć. Nie będzie kolejnej szansy Cillianie. Przejdźcie do sali dualnej. Przedstawisz pana Blythea reszcie zespołu

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Jak tylko będziesz chciała ;) ]

    Wszystkie pary oczu, podniosły się na obu mężczyzn.
    - Pan Nightingale ma dość dużą wiedzę o takich rzeczach. - wyjaśniła ta delikatna, jakby elf. Wyglądali na zaskoczonych tymi słowami. Raczej nie słyszeli ich zbyt często.
    - Uznaliśmy, że będzie w zespole, ale to nie znaczy, że musisz mieszkać i przebywać akurat z nim. Może wygodniej ci będzie z bliźniakami. Emma i Clary dobrze się tobą zaopiekują.
    Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, jaki charakter ma Cillian i że potrafi zrazić do siebie niemal każdego w ledwo kilka chwil. Jednak trzymali go w pracy, bo nikt nie potrafił wyciągnąć z jego głowy całej tej wiedzy i umiejętności. Z resztą było to po nim widać. Wystarczyło spojrzeć na jego ubranie...

    Cillian prowadził swojego ducha do jednego z bocznych pomieszczeń. Było nieduże. Na środku stała duża kamienna misa, z tryskająco z pyska żaby wodą.
    - Zawsze chce mi się sikać jak tu przychodzimy.
    Głos należał do jednej dwóch niemal identycznych kobiet. Obie nosiły spięte w koński ogon kasztanowe włosy. Różnyły się tylko odzieżą.
    Przez krótką chwilę ciszy, słyszać było tylko szum wody, od czego na prawdę zachciewało się siku.
    - To nasz klient. - powiedział Cillian. Nie musiał przedstawiać Keia. Wszyscy byli wtajemniczeni. Przywitali się. Szybko ustalili podział prac. Cillian miał się zająć najbardziej naukową częścią pracy, a bliźniaczki osobistą ochroną ducha.
    Dzień wciąż był deszczowy i nieprzyjemny. Pożegnali się i udali w swoją stronę. Emma i Clary razem z duchem, przejechały samochodem go ich domu na obrzeżach miasta. Był to domek odziedziczony po babci i od jej śmieci nic się nie zmieniło. Stare meble, mnóstwo koronek, kwiatków i zbyt duża ilość durnostojek.
    - No, to rozgość się. Twój pokój będzie na strychu... choć wiemy że nie śpisz, ale pewnie będziesz chciał trochę prywatności. Nie wolno ci wychodzić, pod żadnym pozorem. - ostrzegła Emma. Można było ją od śiostry odróżnić tylko po kolorze oprawek okularów. Ona nosiła zielone a Clary różowe
    - Teraz, skoro jesteśmy już bezpieczni, możemy odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. - uśmiechnęłą się Clary.- Cillian powinien coś szybko znaleźć. Jest w tym całkiem dobry... chciaż jego metody są conajmniej naganne...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiedział daczego poczuł się upokorzony. Znał siebie, wiedział że trudno się z nim współpracuje, a jednak to go uraziło. Siedzaił teraz na dachu, domu naprzeciw, kego w kórym za zycia mieszkał klient i obserwował. Zdziwiło go to, że nie trącili żałobą, jak to zwykle się działo. Matką się nie przejmował. Przepytał sąsiadów, znajomych i opiekę społczną, więc jej nie podejrzewał. Jego uwagę przykuł ojciec. Miał wrażenie, że zna jego twarz, ale nie mógł sibue przypomnieć skąd.
    Napił się herbaty z termosa. Powinien przepytać chłopaka, ale dziewczyny tak szybko go porwały, że nie zdązył nawet zapytać o adres. Sam musiał go poszukać. Bywał impulsywny. Więc teraz po prostu wsiadł na motor i pojecvhał do domu tych wariatek. Nawet jeśli one śpią, ten dzieciak będzie czuwał i będzie mógł z nim rozmawiać.
    Zatrzymał motocykl kilka metrów dalej od domu.
    Kiedy wyłączył silnik, uderzyła go cisza. Nie było nic słychać. Żadnego szeptu, żadnego ćwierkania, nawet szumów elektrycznej skrzynki, sotjącej przy drodze. Zdjął kask i powiesił go na kierownicy.
    Poszedł w kierunku domu, jednak nie wybrał frontowych drzwi, obszedł dom i podeszedł do kuchennych drzwi. Wieział, że zwykle są otwarte bo te wariatki wpuszczają co noc stado swoich cholernych kotów. Każda wiedźma ma swojego kocura.
    Pierwsze co zwróciło jego uwagę to leżący na podłodze zbity kubek. Tak, te dziwaczki nienawidzą bałaganu. Więc jednak coś jest nie tak. Wyciągnął pistolet z kabury na boku. Odbezpieczył go i wszedł głębiej. Od razu poczuł zapach ozonu. Przeklął i wywrócił oczami. Co za idiotki...
    Wszedł do pokoju, akurat w momencie kiedy zeschodów schodził, o ile można to było tak nazwać, Kei.
    - No cześć. Jedziesz ze mną. - mruknął, szeptem. Wolną ręką wydobył z kieszeni niedużą kryształową piramidkę. - Nie będę cie ciągnął za sobą przez miasto. Ładuj się do środka. Nie jesto to ani wygodne ani przyjemne, ale przynajmniej cie nie zobaczą.
    Chyba nie było ducha, który lubiłby siedzieć w pryzmacie. Było tam ciasno i niewygodnie, zupełnie jakby ktoś zmusił dorosłego człowieka do siedzenia w nieduzej walizce i wysłał ją na statku przez Atlantyk.
    Kiedy Kei wszedł do środka, schował kryształ do kieszeni i wyszedł z domku. Wraćając do motoru, napisał sms do szefowej, że zabiera klienta do siebie i żeby kogoś przysłali. Nie musiał tłumaczyć. Dziewczyną i tak nic nie pomoże. Nie było ich już tu.

    Wszedł do swojego mieszkania. Zamknął drzwi i włączył alarm. Wydobył pryzmat i wyciągnął z niego ducha.
    - Nie jest to zbyt wygodny środek transportu. - przyał. Zdjął rękawiczki i krwią z naciętego palca dorysował dwie przerwane linie, łączące rozległy wzór, ciągnący się przez wszystkie ściany i suity.
    Jego mieszkanie składało się z kilku niedużych pokoi, z których największym było okrągłe pomieszczenie z wierzyczką. Zajmował najwyższe piętro zabytkowego budynku w centrum. Wszędzie stały regały ze starymi ksiązkami, kreślarstki stół z różnymi pergaminami i lupami. Nie było dużo wyposażenia, bo wszędzie gdzie się dało stały dziwne figurki i stosy książek.
    - Pomieszkasz u mnie

    OdpowiedzUsuń
  11. Wzruszył ramionami
    - Mam gdzieś to co o mnie sądzisz. Jesteś moją robotą a nie synem.
    Zdjął kurtkę i odwiesił ją na haczyk przy drzwiach. Szelek z kaburą nie odpiął, nigdy tego nie robił od razu. Zapalił lampę wiszącą nad stołem kreślarskim i przyjrzal się szkicowi, który robił rapitografem, nim wyszedł.
    - Te bliźniaczki to idiotki. Nie wiem jak to możliwe że ktoś tak głupi żył tak długo. - wzruszył ramionami. Miał bardzo luźne podejście do śmierci. Był przyzywczajony.
    - Nie jesteś. Archibald zginął w wypadku z tego co pamiętam... A ty zostałeś zamordowany i uwięziony. To znaczy, oni zabrali kawałek twojego ciała a przez to jesteś jakby... przywiązany do tego kawałka. Jesteś sztucznie trzymany na ziemi. Jesteś jakby bardziej materialny. Nieczęsto się spotyka takich jak ty. Możesz czuć się wyjątkowo.
    Przyłożył linijkę do kartki i najcieńszą stalówką narysował równą linię. Zerknał na niego przez ramię.
    - Posadź się gdzieś. Musisz sobie przypomnieć wszystko w chwili śmierci. To zwykle trochę trwa, ale nie mamy na to czasu. Wysil się

    OdpowiedzUsuń
  12. - Pewne obrzędy mają swoje zasady. Zabrali coś twojego wsadzili do szklanek kulki i sobie to gdzieś trzymają, by mieć pewność że tu zostaniesz, dopóki cie nie dorwą. Nabruździłeś im czymś. Oni nie lubią zniewag.
    Odwrócił się do niego przodem. Miał przeczucie że to wszystko nie skończy się dobrze. Coś w tym wszystkim mu sie nie zgadzało.
    - Obserwowałem twój dom. Raczej matka jest niegroźna. Zaciekawił mnie twój ojciec. Mówisz że zaprosił cie na obiad... Pamiętasz gdzie? Czy w ogóle znadłeś ten obiad, czy tylko tam jechałeś? On cie podwoził czy jechałeś sam? Może jak się dowiemy gdzie, to dowiemy się też jak i po co.
    Wyciągnął z kieszeni spodni papierośnicę, jeden z nielicznych elementów, które zachował z przeszłości. Zaciągnął się dymem. Nie przejmował się tym, ze książki i pergaminy mogą przejść zapachem tytoniu.
    - Nie wyglądasz na 21 lat. Ja dałbym ci 16.

    OdpowiedzUsuń
  13. To byl punkt zaczepienia ktorego potrzebowal. Musieli wiec szukac powiazan z ojcem. Wyslal sms do dwojki pozostalych Opiekunkow, ktorzy jeszcze sie do czegos nadawali.
    - Nikt sobie rodziny nie wybiera.
    Wcisnal niedopalek do krysztalowej popielniczki. Odwrocil sie znow do kartki i dotysowal jeszcze kilka linij. Pracowal nad kolejnym wzorem portalu ale podejrzewal ze i ten nie zadziala. Ten duch go rozpraszal, ta jego sprawa i to ze Zakon sie nagle uaktywnil. To wszystko bylo podejrzane i dziwne.
    - Zabieraja rozne kawalki... czasem konczyne czasem organ. Lubuja sie zwlaszcza w galkach ocznych. Bo nikt nigdy nie sprawdza czy trup pod powieka ma oko swoje czy comolwiek co je zastepuje.
    Wrocil znow do niego spojrzeniem. Szefowa odpisala, ze chce miec codzienne raporty,ale oboje dobrze wiedzieli ze jak jej napisze sms ze jest OK to juz bedzie dobrze.
    - Pamietasz w ktora strone cie zabral?
    Chyba nie mial ochoty rozmawiac z nim o swojej osobie. Nie lubil z nikim o sobie rozmawiac. Jesli komus udalo sie cos z niego wycisnac to albo sprytem albo upierdliwoscia albo szantarzem.

    [ Jak ci sie na razie podoba ten watek? :) Cos zmieniamy w nim czy na razie moze sie toczyc dalej spokojnie? ]

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Nie przejmuj się XD Mnie się to zdarza cały czas XD
    Ja nie mam większej koncepcji tego wątku. Tak jak go napiszemy taki będzie :) ]

    Parsknął.
    - Jeszcze nie wiesz na co stać niektórych ludzi. Dla mnie jeszcze zbieranie gałek mieści się w granicach normy.
    Chciał wróci do wzoru, ale dzwoniący telefon mu to uniemożliwił. Odebrał, choć niechętnie. Słuchał chwilę podniesionego kobiecego głosu, a kiedy już się wygadała i pozwoliła mu na powiedzenie czegokolwiek, mruknął
    - To nie moja wina że bliźniaczki to idiotki. Zostawiły klienta samego i sobie poszły gusła odprawiać. Tym przyciągnęły chieny które je zjadły. No co ja miałem zrbobić? Pochować je?
    Słuchał chwilę, jednocześnie rozkręcając palcami jeden z rapitografów.
    - Nie wiem po co odprawiały gusła. Wyglądam na jasnowidza? Zapytaj Iana pewnie siedzi gdzieś obok ciebie i się ślini. Masz jasnowidza pod ręką a mnie takie debilne pytania zadajesz. Mam nitkę, będę pruć dalej tę zasłonę. Napisałem już reszcie by sprawdzili ojca. Dziwny typek. Nosi sygnet ze znakiem wołu. To już samo sprawia że wpisałbym go na listę członków Zakonu.
    Znów słuchał chiilę. Wrzucił rzkręcone kawałki do szklianki z wodą, która natychmiast zabarwiła się na czarno, od atramentu.
    - Klient jak na razie siedzi i coś tam mruczy pod nosem. Ja ci chyba wypisze na jakiejś kartce moje kompetencje i niańki ani jasnowidza na niej nie ma. Nie będę go ciągl wiził w pryzmacie bo to niewygodne, ale doczepie go do siebie na smycz więc najwyżej porwą mnie razem z nim. Później zadzwonie
    rozłączył się i odłożył telefon na blat. Przeciągnąl się i westchnął jakby właśnie skończył na prawdę męczące zajęcie.
    - Będę musiał cie zabrać na wizje lokalną. Może coś sobie przypomnisz. Zastanawiam się tylko czy lepiej iść nocą czy za dnia.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Fajnie że tak podchodzisz do sprawy. Przynajmniej nie będę musiał cie zmuszać, wrzeszczeć ani robić ci krzywdy żeby przekonać do swojego.
    Tak, większość duchów było bardzo zbyntowanych. Najgorsze były dusze arystokratów, które obrażały się za wszystko, łącznie z tym, że się nie wytarło butów nim się weszło do "ich" domu.
    - Cóż, możesz czytać, oglądać telewizje... podglądać laski pod prysznicem. Jest wiele możliwości.
    Podniósł się z zydla. Chciał przejść przez ducha, pokazując mu jakie to śmieszne uczucie, kiedy gorące ciało przechodzi przez to duchowe, ale zamiast tego, najzwyczajniej w świecie, potknął się o niego i prawie wywrócił. Odwrócił się do niego przodem i przesunął butem jego nogę. Mógł go dotykać... Czuł jego ciało, mimo że nie miało temperatury. Zastanawiał się jak to możliwe, skoro widział kilka razy jak ktoś przesuwał rękę przez tego ducha. Wziął swój telefon i upuścił na jego tors. Przeleciał bez problemu i uderzył w podłogę pod jego plecami. Ale kiedy się pochylił by ów telefon podnieść, zamiast tego dotknął klatki piersiowej Keia. Wyczuwał nawet fakturę materiału i drobrne, ale jednak sutki pod materiałem.
    - Posuń się, muszę zadzwonić.
    Przesunął ciało Keia po podłodze i dopiero wtedy mógł sięgnąć po telefon. Zadzwonił znów do szefowej i powiedział tylko
    - - Mogę go dotykać. On nie jest niematerialny. On kurwa jeszcze żyje!

    OdpowiedzUsuń
  16. Pani Jill, zwana Godzillą, darła się dość do niego, ale on teraz wędrował wśród swoich myśli. Chłopak był w pół żywy. Ale pochowali już jego ciało, więc do gnijącego nie mogli go wsadzić... byłby wtedy zombi i zasmrodziłby całą okolicę.
    Nie przejął się zbytnio kiedy wytrącił mu telefon. Później oddzwoni, kiedy Godzilla postanowi co zrobić. Wyrwał mu swoje ramie. Spojrzał na niego z uwagą, po raz pierwszy odkąd się po raz pierwszy spotkali. Po raz pierwszy Kei mógł dostrzec w stalowozimnych oczach zainteresowanie.
    - Gdyby nie to, że twoje ciało leży w grobie i gnije, zjadane przez robale, larwy, grzyby i rozpuszczane przez wszelkiej maści śmierdzące enzymy, wpakowałbym cie do niego z powrotem. Nieczęsto zdarza się takie spotkanie.
    Wyciągnął dłoń i dotknął jego policzka, z zainteresowaniem śledząc ruch własnych paców. Uniósł kąciki ust w przyjemnym uśmiechu. Ale szybko sie odsunął a jego twarz znów przyjęła zwyczajny jakby znudzony życiem wyraz.
    - Skoro nie jesteś pełnym duchem, nie mogą cie porwać bez twojej zgody. To pewnie dlatego, nie zabrali cie z domu bliźniaczek. Myśleli że cie złapali i pewnie mieli durne mordy kiedy się kazało, ze zamiast trzech,mają dwa duchy. Z drugiej strony, ciekawe dlaczego akurat ja mogę cie dotknąć. Przecież się nie znaliśmy wcześniej... i wątpię byś się we mnie zakochał od pierwszego wejrzenia.
    Poszedł do kuchni. Wyciągnął z lodówki szklaną butelkę z mlekiem i bez zbędnych zahamować zaczął z niej pić, nie przejmując się tym że się oblał.

    OdpowiedzUsuń
  17. - To taka teoria, wymyślona przez romantyków. Uważali, że miłość jest tym pierwiastkiem, kóry chroni ducha przed odejściem w zaświaty i pozwala wrócić do żywych. Jak dla mnie to durne pierdolenie fircyków, którzy ryczeli widząc zachód słońca i ciągle jeszcze nie wiedzieli jak podcierać tyłka.
    Sam miał swoje teorie, które w większości potwirdził. Zajmował się badaniem takich teorii i większość na prawdę wyśmiał.
    - Teoria w którą mógłbym uwierzyć, mówi że chodzi o sprzężenie zwrotne. Pewien rodzaj zbliżnych zdolności psychosomatycznych.
    Parsknął i sam wytarł brodę z mleka.
    - Chyba nie potrzebuje twojej opinii do dalszego funkcjonowania. I nie podrywaj mnie, bo ci to kiepsko idzie. A w razie gdyby cie korciło podglądac mnie pod prysznicem to ci powiem chłopie, że na prawdę jest co oglądać.

    OdpowiedzUsuń
  18. - To że ty nie rozumiesz to nie moja wina. No ale niech i będzie... Powiem to co każdy Opiekun musi powiedzieć, a czego ja nie robię a przynajmniej nie na głos... jak masz jakieś pytania to pytaj, odpowiem na to co będę mógł.
    Wsadził butelę z powrotem do lodówki, wymieniając ją na butelkę piwa.
    Zdjął szelki z kabutą i odwiesił ją na specjalnie po to wbity w ścianę haczyk.
    - I co? Będziesz teraz tak siedział i specjalnie podstawiał mi nogi jak będę szedł po ciemku? Posadź się gdzieś tu bliżej. Jest coś w tobie. I to coś nie chce byś odszedł. I dodatkowo, to coś chce bym ci pomógł. Pamiętasz z dzieciństwa jakieś obrzędy, rytuały czy choćby dziwne zagadki czy wyzwania, które stawiał przed tobą ojciec?

    OdpowiedzUsuń
  19. - Mam 26 lat. - mruknął i dodał po chwili - Przynajmniej teraz...
    Miał charakter taki jaki miał. Nie ufał i nie lubił ludzi. Zbyt wiele razy go zdradzono i wykorzystano by chciał raz jeszcze zwierzać komukolwiek, przynajmniej przez najbliższy czas.
    - Nie lubie ludzi. Jesteś pierwszą osobą, którą tu wpuściłem od dnia w którym się tu wprowadziłem.
    Pił powolizimne piwo i myślał. Matka Keia miała specyficzny kolor oczu, który chłopak po niej odziedziczył. Możliwe, ze to była pewna cecha dziedziczna. Tego też będzie się musiał dowiedzieć. Jeśli chłopak zostal spłodzony podczas rytuału, to powinien zostać zabity przy siągnięciu pełnoletności, kiedy będzie już dojrzały. Więc po co mieliby czekać do jego 21 urodzin?
    - Jak się nazywli twoi dziadkowie?
    Kiedy dostał odpowiedz, zakrztusił się piwem. Długo kaszlał bo nie mógł złapać oddechu. Kiedy w końcu jego ciało się uspkoiło i mógł normalnie oddychać spojrzał na niego uważnie.
    - Dlaczego, do chuja pana, nikt na to nie zworcił uwagi? Co za debile... Z kim ja muszę pracować...

    OdpowiedzUsuń
  20. - o nie... Lucien Winters byl kims wiecej niz Opiekun.
    Podniosl sie z miejsca, odstawiajac piwo na szafke. Niemal automatycznie wybral jedna z ksiazek z regalu i pokazal chlopakowi oklade. Autorem byl nie kto inny jak Lucien Winters.
    - Poznalem go osobiscie. - Przeczytal raz jeszcze slowa dedykacji na pierwszej stronie. Ja tez pokazal Keiowi. - Widywalismy sie kilka razy. Opowiedzial mi o tobie. Nawet nie wiedzialem ze mowil o tobie bo z zasady nie uzywamy imion.
    Wrocil na miejsce z ksiazka i zaczal ja kartkowac.
    - pracowal w Izbie. W mlodosci byl opiekunem a pozniej zajmowal sie badaniami. Jego prace sa bardzo cenione. Hellen byla archiwista w Izbie. Z nia widywalem sie czesciej bo archiwum to archiwum.
    Znow spojrzal na ducha. Mlodzieniec wydawal mu sie coraz bardziej interesujacy i zaczynal rozumiec slaczego akurat on moze go dotykac. To nie byl przypadek. Podejrzewal, ze dziadkowie bezpieczylj wnuka, bo spodziewal sie czegos takiego. Zatrzymal sie na rozdziale o nieumarlych duszach, tamich jaka byl teraz Kei.
    - Tylko skoro wiedzieli ze cos sie stanie to dlaczego nikomu nie powiedzieli? Dlaczego nie powiedzial tego mnie? Dal mi ciebie, wiedzial ze wlasnie mnie cie przydziela.... Tylko o co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  21. - Gdyby wiedzieli, pewnie inaczej by to zorganizowali. Chyba że....zrobili to specjalnie.
    Rzucił chłopakowi książkę ale przez niego przeszła. Nie wiedział dlaczego miał wrażenie że to zadziała. Ale może jesli nie jego ksiązka, to jednak z tych które stary zostawił.
    - Wkurza mnie że ludzie nie mówią w prost o co im chodzi. Powiedziałby ci z imienia i nazwiska o kogo chodzi a nie w jakieś zgadywanki się bawi. Gdyby nie był już dalko w przestworzach, powiedziałbym mu pare słów do słuchu
    Popijał powoli piwo, patrząc gdzieś w przestrzeń. Wszystko zaczynało się układać, chociaż nie miał wszystkich elementów.
    - Taaa... Uwielbiam się włamywać do domów klientów.
    Spojrzał na swoje piwo. Wahał się, bo jeśli pójdą teraz piwo będzie muiał je wylać. Albo pójdą jutro. Ale jutro może być już za późno.
    - Dostałeś od dziadka tajemnicze pudło i nie zaciekawiło cie co jest w środku? - wywrócił oczami. Odstawił butelę i założył szelki z kaburą. Sprawdził magazynek i przeładował broń.
    - Nie zbieraj się. Wejdziemy przez ono twojego pokoju. Znaczy, ja wejdę. Ty sobie wpłyniesz kulturalnie przez ścianę.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie skomentował. Uniósł tylko brew. Nie rozumiał jego podejścia. Nie rozumiał jego. Może to dla tego, że od bardzo dawna nie przejmował się nikim tak bardzo by go opłakiwać. Nie przejmował się śmiercią. Była od zawsze. Badał ja jak ktoś może badać motyle albo kamienie.
    Włożył rękawiczki, kurtkę i wyszedł. Dosiadł swój motor i podjechał do Keia.
    Odsunął szybkę kasku.
    - Wsiadaj. i nie bądz już taki wrażliwy bo z ciekawości sprawdze co trzymasz w spodniach.
    Kiedy się za nim usadowił i objął go w pasie, ruszył przed siebie. O tej porze ulice były puste.
    |Zatrzymał maszynę w tym samym miejscu co poprzednio, kiedy obserwował dom. Zdjał kask i zawiesił go na kierownicy.
    - Weźmiemy tylko to co trzeba... ale jak chcsz zabrać jakiś drobiazg to mów.
    Poprawił rękawiczki na dłoniach i zbliżyli się do domu. Cillian wybrał okno, bo dla Keia to i tak było wszystko jedno którędy wejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Oglądałeś kiedyś Harrego Pottera? Hermiona miała taką fajną torebkę... Chciałbym taką mieć.
    Wejście przez okno nigdy nie było proste ani przyjemne. Musiał uważać by sie nie pośliznąć bo rógłby dołączych do duchowego żywota Keia.
    Okno nie było z PCV, zwykłe stare i drewniane. Takie jak lubił, bo wystarczyło je lekko podważyć.
    Stanął na podłodze i od razu poczuł ze coś jest nie tak. To co poczuł, włysząc głos Keia to chyba był lęk. Chociaż nie był pewien skąd się wziął. Wszedł do pokoju.
    - Więc byli tu wcześniej...
    Pochylił się i dotknął tętnicy na szyi kobiety. Była jeszcze ciepła, ale już stygła.
    - Nie ma jej tu. Zostało tylko ciało. Musieli ją zabrać.
    Odwrócił się do Keia. Pewnie gdyby nie był martwy, zemdlałby. Objął go ramieniem.
    - Nie patrz... Nie patrz na nią. Chodź...
    Pociągnął go za sobą niemal siłą. Starał się sobie przypomnieć co czuł kiedy wiele lat temu sam znalazł zwłoki swojej matki.
    Zaciągnął go do jego pokoju. Wszystko było porozrzucane i zniszczone.
    - Przeszukali całe mieszkanie. Keiran, skup się. Znajdź coś. Gdzie trzymałeś te rzeczy?
    Niemal od razu spojrzał na półkę. Książki, które na niej stały były teraz rozrzucone na podłodze. Podniósł jedną z nich. Obejrzał grzbiet.
    - "Przygody Kubusia Puchatka", tak?
    Rzucił książkę do ducha i uśmiechnął się widząc, że chłoapk ją złapał.
    - Tę weźmiemy...

    OdpowiedzUsuń
  24. Wziął ksiązkę i list. Starał się jak najmniej ingerował w ułożenie rzeczy i nie zostawiać śladów. Wyśle tu odpowiednie osoby z Izby, ale to nie znaczy że ma im zacierać ślady i informować o tym, że cokolwiek stąd zabrał Wolał się tym nie chwalić, bo nie każdemu można było ufać. Podejrzewał, że w Izbie jest kret a teraz był tego niemal pewny.
    Jedyna dobra wiadomość byla taka, że nikt nie wiedział gdzie tak na prawdę mieszka.
    Poszedł za duchem. Wydobył klucz i poszedł za nim do piwnicy. Uśmiechnął się, widząc pudła.
    - Zastanów się co chcesz jeszcze zabrać i spadajmy stąd. Mogą wciąż obserwować dom... Nie ma czasu

    OdpowiedzUsuń
  25. - Twój dziadek w pewnym sensie był geniuszem. Miał jakieś powiązania z podziemiem. Nie jestem pewien czy mógł tam wędrować czy tylko rozmawiać z Wędrującymi, ale to i tak sztuka... Możliwe, że ten pierwiastek odziedziczyłeś. Pewnie... pewnie w oczach.
    SPojrzał mu w oczy. Wciąż widać było ich barwę, chociaż powinien być przejrzysty. Huk wzmógł jego czujność. Wyciągnął broń i podeszedł do drzwi. Wyraźnie słuchać było odgłos kroków. Kiedy były już na tyle blisko że Cill był pewny, że przeciwnik jest już na schodach, mężczyzna wyszedł i wycelował.
    - Ale wiesz, że mogłem cie zastrzelić, nie? - odezwał się, patrząc prosto w oczy przeciwnika.
    - Jedne zwłoki już wystarczą.

    [ Nie wiem, wolisz by to był ktoś z Opiekunów czy jakiś przeciwnik, którego Cillian po prostu zastrzeli? XD Nie mogę się zdecydować XD ]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Tak, to Alexander Hobb. - Opuścił broń i schował ją do kabury. - Co ty tu robisz?
    - Pewnie to samo co ty. Chciałem się dowiedzieć czegoś więcej. Umówiłem się z tą kobietą, która teraz leży martwa w pokoju, na spotkanie. Powiedziałaem że jestem z opieki społecznej. Nie miała nic przeciwko.
    Alexander był mężczyzną w średnim wieku, ubranym z elegancki garnitur. Wypielęgnowany, zadbany i wypachniony. Zupełne przeciwieństwo Cilliana.
    - Uprzedzili nas. - powiedział mężczyzna, jakby to nie było wystarczająco oczywiste. Cill uniósł brew.
    - To Kei. Nasz klient. - przedstawił ducha. - Jesteś samochodem. - stwierdził fakt, nie pytał. - Weźmiesz to i podwieziesz do nie.
    - Też chce to zobaczyć.
    - Tam nie ma co oglądać. To trochę rzeczy prywatnych Keia. Dopóki będzie z nami, chyba możemy dać mu rzeczy nie? Potem je wsadze do jego grobu.
    Alexander nie wyglądał na przekonanego, ale właściwie nie miał powodu wątpić w słowa Cilliana, który miał szczerą nadzieję że jest wysraczająco naiwny i pyszny by się nie brudzić.
    - No dobrze...
    - Poczekaj na Izbę i przejrzyjcie wszystkie rzeczy, może coś pomineli. Zabieram klienta, bo jeszcze nam go podjebią.

    Cillian razem z Keiem jechali motorem tuż przed samochodem Alexa. Mężczyzna wolał mieć pewność,że drugi Opiekun nie odjedzie w nieznane.
    Cillian kazał Alexowi zatrzymać się o cały budynek dalej niż ten w którym mieszkał. Nie chciał pokazywać nikomu konkretnego adresu. Zabrał pudła z samochodu. Razem z Keiem przeszedł przez podwórko jednoego budynku, potem przez piwnice drugiego i znów przez podwórko i dotarli w końcu do właściwiej klatki. Pudła zaczynały mu ciążyć w ramionach ale nie poddał się. Odłożył je dopiero wtedy je odłożył.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie świruj. - parsknął. Ponowuł swój rytuał. Zdjął kurtkę i rękawiczki.
    - Izba sprawdzi co się da, potem wejdzie policja. Jak policja zehce oddać już ciało, zajmę sie nim. Wystarczy jeden telefon. Co ty myślałeś? Że te zwłoki spoczną na wiecznośc w kostnicy albo w bezimiennym grobie?
    Przeniósł kartony do salonu. Otworzył pierwszy z nich. Od razu wyciągnął niewielkie skórzane etui, bardzo zniszczone przez czas. Otworzył je i zamarł. Szybko, zdecydowanie zbyt szybko je zamknął i wsunął sobie pod udo, by przypadkiem Kei nie zechciał go otworzyć.
    - Ma być pochowana gdzieś obok ciebie czy mogę wybrać jakiekolwiek miejsce?
    Przeglądał dalej zawartośc pudła. Niemal czuł świdrujące spojrzenie Keia na sobie.
    - Weź zobacz co w tym liście jest. Może być tam coś ważnego.

    OdpowiedzUsuń
  28. Przeglądał jedną z książek, ale kiedy Kei podszedł, podniósł na niego spojrzenie.
    - Jasne, przeglądaj sobie. W końcu są twoje.
    Wstał, zabierając etui. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś to zobaczy. Widocznie Lucien wiedział więcej niż mówił. Miał tylko nadzieję, ze w żadnej z książek tego nie opisał.
    Odłżył etui do jednej z szuflad. Nie wiedział jeszcze czy to spali czy zostawi, by sobie pleśniało w czeluści szuflady.
    - Dużo jego książek, rękopisów, pierdułek... Coś tu musi być.

    OdpowiedzUsuń
  29. - To akurat jest moje. Nie wiem skąd twój dziadek to wziął. Byłem pewien że zostało zniszczone a leżało sobie w jego rzeczach.
    Po kilku kułkach, które zrobili po pokoju, znaczy Cillian zrobił a Kei kroczył za nim krok w krok, poddał się. Wolał mieć spokój. Chłopak i tak nie będzie wiedział o co chodzi.
    Otworzył szufladę, otworzył etui i pokazał mu zdjęcie. Była to stara fotografia, jedna z pierwszych jakie udało się zrobić. Przedstawiała mężczyznę w stroju typowym dla epokoi wiktoriańskiej. Mężczyzna był uderzająco podobny do Cilliana, chociaż starszy i bardziej dostojny.
    - Zadowolony?

    OdpowiedzUsuń
  30. Przodek? Dobre sobie... Chociaż może być i przodek...
    - Tak, to mój przodek. Trochę wstydliwa historia. Niedobra dla Izbyt. Ciągle za to pokutuje.
    Zamknął z powrotem etui i wrzucił je go szuflady.
    - Dlaczego miałby to trzymać? Nie wiem... Może lubił sobie patrzeć na to zdjęcie. Łączyła nas nauka i badania. Nie gustuje w starszych żonatych panach.
    Wyglądało to źle. Zachował się zbyt impulsywanie. Przecież Kei nie wiedział o nim niczego i niewiele też o samej Izbie. Mógł mu przecież to pokazać i nie miałby teraz wbitego w siebie podejrzliwego spojrzenia.
    - Pomożesz mi to przejrzeć czy będziesz mie wypytywalo takie pierdoły?

    OdpowiedzUsuń
  31. Odłożył rękopisy, które poczytywał podniósł się z kanapy i podeszedł do chłopaka.
    - To talizman. W środku powinna być płynna krew. Używają ich głównie szamani w dalekich krajach.
    Jakoś nie chciało mu się wierzyć, ze ktokolwiek by komukolwiek o nim opowiadał. Nie wydawał się ciekawym obiektrm do rozmów, choć plotkowano o nim i to często i chętnie.
    - tego co znalazłem twój dziadek pracował nad rozwikłaniem tajemnicy Złodziei Ciał i tego jak to robią. Szukał receptur na niesmiertelność ciała i sposobu utrzymania duszy na ziemi. To bardzo... niebezpieczny grunt. Latwo może pochłonąć.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Zmęczony? nie minął nawet jeden dzień. Równie dobze może trwać to kilka miesięcy
    Wziął do ręki szkatułkę. Otworzył ją i wyciągnął talizman. Musiał być stary. Widać było ślady zadrpań i zęby czasu. Stanąl za Keiem i zawiesił mu go na szyi.
    - Skoro masz go strzec, to tak rób.
    Jakoś nie mógł się powstrzymać by go nie dotknąć od czasu do czasu. Nieczęsto zdarzała się taka okazja. Dotknął jego karku.
    - Co mam ci niby powiedzieć? Mam ci nagle zdradzić cały swój życiorys? Co chcesz wiedzieć? Kim jest facet na zdjęciu? Otóż, to nie jest mój przodek, tylko ja. Ja sam. Lepiej? Poznałem twojego dziadka kiedy mnie wyśledził i zmusił do pracy w Izbie. Nawet dwa razy. Jest wiele powodów, dla których nie mówie wiele o sobie. Jednym z nich jest to, że pewne rzeczy powinny pozostać tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Wyobraź sobie że jak tak zyje od lat. Od wielu lat... Nie chodzi o to, ze nie chce o tym mówić. Po prostu z doświadczenia wiem, że to bywa niebezpieczne. Dlatego trzymam się w cieniu i nie ufam ludziom. Nawet przedmiotom. Nikt mnie nie lubi i wszyscy psioczą jaki to jestem straszny, a tak na prawdę połowa z szerokim uśmiechem rozsunie dla mnie nogi. A jak się coś dzieje to lecą do mnie i że niby tylko ja mogę ich ocalić.
    Patrzył na nieco z zaciekawieniem. Jego dotyk był jak morska bryza.
    - Chyba lepiej móc dotykać kogokolwiek niż nikogo, nie? Jak chcesz to przeglądaj to dalej. Ja wezmę prysznic i się zdrzemne. Ja musze sypiać.
    Przez chwilę bawił się jego palcami. Potem wyprostował się i przeciągnął.
    - Tylko nie wychodz i staraj się nie hałasować. Mam lekki sen

    OdpowiedzUsuń
  34. - Będę się na ciebie gapił często. Jesteś ciekawy...
    Udał się do swojej sypialni. Niedużego pokoju, wkótrym najięcej miejsca zabierało łóżko. Poza nim była tu jedynie zabudowana szafa i okno. Zabrał to w czym zwykle spał, czyli luźne bokserki i poszedł do łazienki.
    Wziął długi prysznic. Dotknął zdeformowanej po rozległym oparzeniu skóry na ramieniu i barku. Strasznie go drażniła ta blizna. Nie lubił jej dotyku. Ale nie mógł się jej w żaden sposób pozbyć, poza operacją. Ale operacji też nie mogł zrobić. Po za tym, był całkiem ładnie zbudowanym mężczyzną. Tatuaż na ramieniu i udzie, miał sprawić by pamiętał o przeszłości. Ale teraz bardzo chciał o niej zapomnieć.
    Wyszedł z kabiny, wytarł się i wciągnął spodenki. Wyszedł z łazienki. Zajrzał jeszcze do salonu.
    - Zostawić ci światło, czy nie potrzebujesz?

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Mowilem bys sie nie przejmowala :)]

    Kiedy tak go lustrowal, zastanawial sie nawet czy na pewno zalozyl te spodenki. Wzruszyl ramionami
    - To dobrze. Do pozniej...
    Wrocil do sypialno. Odkopl lozko. Wybral poduszke na ktorej bedzie dzis spal. Mial ich kilka i zwykle codzinnie spal na innej. Nie calkiem bylo jasne dlaczego. Taki mial swoj wieczorny rytual.
    Dobral poduszke i ulozyl sie wygodnie. Zastanawial sie co tez moze w tych papierch byc. Czy moze nie dla nich zabili starego a teraz Keia. Poddal sie w koncu zmeczeniu i usnal.
    We snie, znow stal w swoim podziemnym laboratorium i patrzyl na wijace sie z bolu, zwiazane cialo mlodej kobiety. Jej oczy blagaly go by przestal, ale on zrobilby wszystko dla nauki. Musial odkryc sposob na niesmiertelnosc. A zeby to osiagnac musial dowiedziec sie czym jest smierc. Czy to tylko zatrzymanie serca czy to ulotnienie sie swiadomosci. Potem to juz martwe okaleczone cialo, trafi na stos innych, podobnych cial. Wiele ich posiwecil zanim znalazl jakies odpowiedzi... wszedzie unosil sie zapach przypominajacy won surowego jajka i miesa. Regularnie oczyszczal powietrze by stechlizna i rozklad nie wdarly sie do srodka.
    Otworzyl powieki i pierwsze co zobaczyl to wpatrzone w niego oczy Keia. Przslknal sline i oblizal spierzchniete wargi.
    - Miales mnie nie podgladac zboczku - mruknal tylko

    OdpowiedzUsuń
  36. Westchnal i prychnal. Wlasnie dlatego nie spedzal calej nocy u innych. Nie sypial poza domem i w niczyim towarzystwie. Mowienie przez sen i lunatykowanie bylo jego zmora od dziecka.
    Podniosl sie i usiadl na lozku. Przez chwile patrzyl w ciemnosc pokoju, jakbh sie spodziewal ze zaraz cos z tamtad wyskoczy
    - Kazdy gatunek zywej istoty instynktownieboi sie ciemnosci i cienii. W niej chowaja sie najwieksze potwornosci. A ktos bez cienia albo z wieloma cieniami... jest juz stracony.
    Wstal by siegnac stojaca na szafce butelke z woda. Wzial kilka lykow. Oparl sie tylkiem o sciane i spojrzal na Keia.
    - Siedzialem w tym bardzo gleboko. Tak gleboko, ze Zakon Czerwonego Kregu korzysta z moich receptur. Z reszta nie tylko oni.
    Po co mo o tym mowil? Nie powinien, ale chyba chcial. Te oczy go do tego prowokowaly. Odkad zginal i pozwolono mu sie narodzic ponownie, mial wrazenie ze chciano mu dac szanse na odkupienie win. Wiedzial tylko ze nie chce wracac do podziemi i byc tulaczem. Chociaz nie pamietal tego prawie wcale, wiedzial ze nie chce tam wracac. O tamtym zyciu przpomnial mu dopiero dziadek Keia. Mial 12 lat kiedy zaczal pracowac dla Izby. Wtedy go poznal i nie spodziewam sie ze ten mily czlowiek z premedytacja bedzie sie tak bardzo nad nim znecal. Ale nie przypomnial sobie wszystkiego. Wiekszosc wciaz tkwila w ciemnosci umyslu i nie dala sie odkryc. To nie byla jego wina. Byl inny niz wtedy ale nikogo to nie obchodzilo.

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Nie przeszkadza ci że zrobiłem z Cilliana takiego, może nie geniusza ale dawnego potwornego naukowca? Wydawało mi się że można to później jakoś ciekawie wykorzystać, ale jak uważasz, że to zbyt adzwyczajne czy doskonałe, to mogę to zmienić :) ]

    Znów parsknął. Robił to nadzwyczaj często.
    - Nie jestem geniuszem. Jestem po prostu ciekawy. Tak jak twój dziadek.
    Zastanawiał się nad słowami Keia.
    - To mogła być prawda. W swoim życiu już przekonałem się, że pewne rzeczy, nawet najbardziej nieprawdopodobne mogą być prawdą. Tak w końcu było ze mną. Uczyłem się o dawnym mistrzu zakonu, jako o podłym człowieku, a potem się okazało że sam nim jestem, jego duchem odesłanym albo przywołanym i wciśniętym w to ciało. Nie raz zastanawiałem się, kim byłby ten chłopiec, którego ciało mi dali. Byłem w nim już jako niemowlak. Rozwijałem się z nim, więc ciało samo dopasowało się do ducha. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to że pewne osoby chciały bardzo bym sobie przypomniał kim jestem, co robiłem i gdzie to zapisałem.
    Włożył bluzę z kapturem. Najnowsza zdobycz po jednonocnej przygodzie z zeszłego tygodnia.
    - Nie chce mi się już spać. Idę do roboty. Jak nie masz co robić to możesz iść ze mną.
    wiedział że nie ma co robić. Podpuszczał go tylko.

    OdpowiedzUsuń
  38. - Nie rozumiesz Kei... Zakon morduje ludzi by odtworzyć moje eksperymenty i receptury.
    Wsunał dłonie w kangurzą kieszeń na brzuchu. Zastanowił się co zjeść. W lodówce wielkiego wyboru nie było, ale na pewno miał płatki i mleko.
    - Chyba nikt nie wie. Przynjamniej nikt z mojego otoczenia. Ci który są wyżej pewnie wiedzą... Gdyby się inni Opiekunowie dowiedzieli, pewnie by mnie ukamienowali. Właściwie nie wiem dlaczego pozwoliłem tobie o tym wiedzieć... To pewnie przez te oczy.
    Poszedł do kuchni po mieskę, maleko i płatki. Wszedł do salonu. Zasiadł wygodnie i zaczął jeść, patrząc przelotnie na wyciągnięte z kartonów rzeczy.
    - Nie, nie wiem. I nie obiecuj, bo mogę wyprwazić cie w różne miejca i normalnie bezwstydnie wykorzystać.
    Chrupał te płatki, jedyne jakie mógł zjeść i które jego żołądek chciał trawić. Było jeszcze trochę czasu do świtu. Spał i wstawał o różnych porach, więc poniekąd się przyzwyczaił.
    - Na razie przejrzymy jeszcze to co tu jest. A potem... najpierw dowiem się co z twoją matką a potem co postanowili ci bufoni z Izby. A jeszcze później, jeśli tu nic nie znajdziemy czym będziemy się mogli zająć, pojdziemy na miejsce, gdzie znaleźli twoje zwłoki.

    OdpowiedzUsuń
  39. - Nie pieprzyłem się nigdy z duchem. Nie wiem czy może ci stanąć czy nie. Sam sobie to musisz sprawdzić. Właściwie sam jestem ciekaw czym byś się spuścił... Jak chcesz mogę wyjść. - parsknął śmiechem. Skończył przeżywać płatki i dopił resztkę mleka. Nie zajmował się tym, czy Kei jest gejem czy nie. Nie przejąłby się chyba tym.
    - Co ci dziadek o mnie mówił?
    Chciał to wiedzieć, głównie ze względu na to że dzieki temu sam mógł się czegoś o sobie dowiedzieć.
    Przysiadł przy kupce starych zdjęć i zazął je przeglądać. Na kilku nie znał nikogo, ale powtarzała się na nich jedna twarz.

    OdpowiedzUsuń
  40. - wiedzialem ze predzej czy pozniej bedziesz sie brendzlowal patrzac na mnie zboczku.
    Skupil spojrzenie na jednym ze zdjec. Przedstawialo nic innego, tylko spory rodzinny grobowiec. Wiedzial ze nie moze byc przypadkiem to, ze to zdjecie tu bylo, zwlaszcza, ze dobrze pamietal to miejsce. Przy nim po raz pierwszy rozmawial z duchem. Mial wtedy 10 lat, a od 12 zaczal juz regularnie chodzic po duchy na pogrzeby.
    - No to kurwa, opisal mnie idealnie. - Parsknal smiechem. Akurat tych cech w sobie nie ukrywal. Odlozyl to zdjecie na bok. Musi sobie tylko przypomniec na ktorym cmentarzu to bylo i w ktorym miejscu.
    - Twoja matka tez widziala duchy, jak oni. Dlatego zaczela pic. Nie chciala ich widziec. Mowil mi, ze ty ich chyba nie widzisz. Ze to niemozliwe, bo w prostej linii ten dar sie dziedziczy. Mialem cie zbadac. Ciekawe tylko jak mialem sie niby do ciebie dobrac. Mial czasem durne pomysly.
    Przyjrzal sie twarzy mezczyzny dokladniej.
    - Tak, znam go. Pracuje w Izbie ale nie wiem jak sie nazywa. Widuje go czasem... a ten... - wskazal na innego - Tego znam dobrze. To Amias Cray. Pracowalem z nim nad pochlanianiem barw i stemplami ochronnymi. Niezbyt dobry w lozku, strasznie marudny. Interesowal sie zwlaszcza steplami, ktore chronia przed wkroczeniem duchow. Tu takie mam. Jakbys stad wyszedl to juz nie wejdziesz. Ten tutaj, wskazal na tego ktory najczesciej sie pojawial, to spec od cieni... Nie pamietam jego imienia. Potrafi odczepiac swoj cien i pochlaniac inne. Dawno nie bylo o nim slychac

    OdpowiedzUsuń
  41. - A właściwie to powinieneś wiedzieć. Przyda ci się to może. Nie wiem jak tam jest w zaświatach, ale kto wie, może możecie się regularnie pieprzyć z kim chcecie.
    Z zasady nic nie zapisywał. Uznał że nie popełni tego samego błędu co dawniej. Większość zapamiętywal a inne rzeczy pisał za pomocą tylko sobie znanego szyfru, którym z resztą zapisywał też w przeszłości swoje receptury. Pewnie dlaczego do tej pory nie zostały odczytane.
    - Musiałeś go znać... Może jako dziecko, dlatego nie pamiętasz dokładnie.
    Przyjrzal się lepiej wyrazowi twarzy mężczyzny. Odszukał jeszcze dwa inne zdjęcia, na których on tak patrzył na Keia. Tak... z miłością.
    - Czyżby wielki władca cieni był kimś więcej niż tylko starym znajomym? - spytał sam siebie. Wiedział z doświadczenia że zdjęcia nie kłamią.

    OdpowiedzUsuń
  42. Zamknął na chwilę oczy i bębnił palcami w blat biurka. Zwykł tak robić kiedy starał się sobie coś przypomnieć albo się głęboko nad czymś zastanawiał. Po paru minutach, doprowadzało to wszystkich do szału, ale to była kolejna z tych rzeczy, którymi się nie przejmował.
    - Powiedz mi... czy twoja matka miała siostrę? Jestem prawie pewien że miała. Młodsza... o parę lat. Zginęła w wypadku samochodowym.
    Czasem nie mógł się sobie nadziwić że dalej nie chce niczego zapysywać. Pamiętał, że był pogrzeb, ale czy to była druga córka czy dużo młodsza siostra Luciena, to już nie pamiętał.
    Znów wziął zdjęcie i przyjrzał się rysą twarzy mężczyzny.
    - Prawdę mówiąc, to bym obstawiał, że to twój ojciec. Jesteś do niego bardziej podobny niż do tego skurwysyna. Ale to ciekawe. Gdybyś był jego synem, to niby dlaczego miałby mi o tym nie powiedzieć? Dlaczego skłamał, że nie masz żadnych talentów? Przecież stary dureń wiedział, że niczego zwykle nie przekazuje do Izby.
    Znów przejrzał zdjęcia i przeczytał list raz jeszcze. Wydawało się pasować. Zastanawiał się czy nie mógłby odnaleźć tego człowieka. Izba szukała go już od jakiegoś czasu bez skutku, więc dlaczego jemu miało się to udać?
    - Chyba byloby najlepiej gdybyśmy go znaleźli...

    OdpowiedzUsuń
  43. - nie pierdol, Kei. Wkurza mnie kiedy ludzie czy duchy zaczynaja pierdolić. Emma sobie z tym radzi bo udaje że słucha. A ja nie lubie udawać. - spojrzał na niego uważnie. - Nie chodziło o to że nie masz żadnych talentów. Nie mogło o to chodzić... Nie mogłeś się urodzić z niczym po takich dwóch rodzinach i na pewno nie po to Blythe się wkupił do rodziny. Nie wierze w zbiegi okoliczności, chłopcze. Coś takiego nie istnieje... Może to jest właśnie to. Może nie chodzi Zakonowi o to, że coś wiesz ale o to co potrafisz.
    Podszedł do niego. Wziął talizman ktory miał na szyi i obejrzał go dokładniej.
    - Oj, ty stary durniu. Byłeś pierdolonym geniuzem... -mruknął do siebie. - W tym talizmanie jest krew. - podniósł spojrzenie na Keia i uśmiechną się, tak jak tylko on potrafił. - I chyba się domyślam czyja ona jest.
    Dotknął znów jego policzka.
    - Może zosaniesz do lata? Przydałbyś mi sie w upały.
    Dotknął jego włosów. Wyraźnie je wyczuwał, zupełnie jakby dotykał żywego człowieka. Potem przesunął dłoń na jego kark i ramiona. Zakończył wędrówkę swojej dłoni na jego lędźwiach.
    - Pojedziemy dziś w pare miejsc. Nie będziemy tam sami. Ani słowa o tym czego się dowiedzieliśmy. Coś w tobie jest Kei.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Nikt nie wierzy tak do końca w cuda. Jak na razie jesteś pierwszym duchem, któremu pozwoiłem tu wejść i się nim jak kolwiek to zabrzmi, opiekuje.
    Odsuną się od niego, by udać się do sypialni i wciągnąć spodnie. Nie miał zamiaru zmieniać bluzy. Była duża i wygodna a on nigdy nie dbał o ubiór, przynajmniej w tym życiu.
    - Uważam że to krew tego czlowieka ze zdjęcia. Inaczej nie byłoby powodu by ci taki talizman dawać. Kerw jest wciąż płynna więc nie może być w nim dłużej niż cztery lata. Podejrzewam też że to miałbyć dla ciebie prezent. 21 lat to fizyczna pełnoletnośc. Bardzo ważny rok. Możliwoś dziedziczenia, pełnej prawnej odpowiedzialności i takie tam. To też ważna informacja.
    Zapiął klamry butów. Mimo wszystko musiał w takich chodzić, bo podczas jazdy inne szybko się niszczyły. Podszedł do jednej z szafek z ksiązkami. Coś wcisnął, coś przekrecił i wysunął całą szafę, odsłaniając sejf. Wpisał kombinacje na elektornicznym panelu i otworzył duże stalowe drzwi.
    - Obejrzałem zwłoki twojej matki niezbyt dokładnie, ale widać było że nie posiada pewnych cech, które posiadasz ty. Podejrzewam, ze nie była twoją matką biologiczną. Jak dostanereport od patologa to ci dokładnie powiem czy była czy nie. Niestety rendgena w oczach mi nie dano mieć.
    Wsunął do sejfu wszystkie kartony i zamknął go dokładnie.
    - Nie chcemy ciekawskich, grzebiących dutków.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Kobiety inaczej myślą, chłopcze. Podejrzewam że większość z nich zaopiekowałoby się dzieckiem swojego największego wroga, gdyby tylko było małe, urocze i wieczne zaplute. Kiedyś pisałem coś o więzi między matkami a dziećmi. Bardzo skomplikowana sprawa...
    Zabrał kask i na odchodne jeszcze pochłonął landrynkę z pięknego kryształowego puzderka.
    - Widzisz, ja po latach pracy, przekonałem się że trzeba na wszystko patrzeć szerzej i nigdy nie przyjmować niczego za pewnik. Sposób w jaki zachowywała się twoja rodzinak na pogrzebie był specyficzny. To jak się zachowywali na pogrzebie starego też wiele mówił. A właśnie... Miałem wykopać trumnę. Kurde... pewnie już się rozłożyło... - wzruszył ramionami. Mściło się na nim to że niczego nie zapisywał.
    - Podejrzewam, że byłeś zbyt niezwykły i wyjątkowy by mieli cie trzymać w tym samym miejscu z tymi samymi ludźmi. Ale co to za niezwykłość, to się pewnie dowiemy. Już samo to, że nie do końca jesteś martwy wiele mówi. Najpierw pojedziemy zobaczyć gdzie cie znaleźli, może sobie coś przypomnisz, a później... a później to się zobaczy.
    Wyciągnął z szuflady drobny jasny łańcuszek. Przywiązał jeden koniec do nadgarstka Keia a drugi do swojego.
    - Dobra, to jest łańcuch duszy. Jesteś do mnie przywiązany więc nikt cie nie zabierze, jeżeli nie zanierze i mnie. Innym spoobem na rozdzielenie, jest zmuszenie mnie do tego albo odcięcie mi ręki. Osobiście preferuje ten drugi sposób. Jest szybszy...

    Wyszli z mieszkania, znów pokonując dorgę przez piwnice i podwórka. Cillian wsiadł na motor i z piskiem opon, z Keiem przytulonym do pleców, ruszył przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Nie chodzi o same zwłoi ale o to co razem z nimi pochowano. Każdy Opiekun dostaje pare rzeczy, które mają im się przydać w podróży. A po co mi twoje zwłoki? Nie są już ani ciepłe ani użyteczne... Takie ostygnięte już nie są zabawne.

    Jechali kilka minut. Miasto dopiero budziło się do życia. Szkoła jeszcze była pusta, kiedy zaparkował pod drzewm i zsiadł.
    - Owszem, przy szkole. Sprawdzałem dwa razy drogi, które tu prowadzą, ale nic nie pasuje, więc wychodzi na to, ze zostawili cie tu specjalnie. - mruknął Cillian, zapalając papierosa.
    - Mam teorie, która mówi, że chciali by cie szybko znaleźli. Może dlatego że jeszcze żyłeś - głos należał do Alexandra, którego Kei poznał już wcześniej. Mężczyzna wstał z drewnianej zniszczonej ławki i podszedl do niech bliżej.
    - Nowa zdobycz?
    Cillian spojrzał na swoją bluzę i wzruszył ramionami.
    - Kiedy zaczniesz sam kupować sobie ubrania a nie podkradać różne częśći garderoby innym?
    - Nie wiem. Oszczędzam by móc się ubierać w Lagerfelda tak jak ty.
    - To chyba bluza Iana nie? - parsknął Alexander i wywrócił oczami. Cillian wzroszył ramionami i umieścił ęce w kangurzejkieszeni.
    - Coś ci się przypomina, Kei?

    OdpowiedzUsuń
  47. - W tym budynku mieśiła się kiedyś prywatna szkoła dla wysoko urodzonych, założona i prowadzona przez Sir Francissa Bringama.
    - Skąd to wiesz? -rzucił Alexander,parząc uważnie na cilliana.
    - Tam jest tak napisane. - wskazał na mosiężną tablicę, nabitą na kamień. Obecnie zarośniętą przez chwasty i iemal całkowicie zasłoniątą przez krzaki,
    - Sir Franciss Bringman był jestm z mistrzów alchemicznych.
    Mężczyzna nie skomentował tego nagłego przypomnienia i wykazania się wiedzą kolegi Opiekunka. Sprawdził czy łańcuszek na nadgarstku dobrze się trzyma. Nie był pewien czy to ma jakieś znaczenie. Wątpił by pod budynkiem były jakieś podziemia, ale miał niejasne wrażenie, że ktoś po prostu chciałz wrócić ich uwagę na tego dawno nieżyjącego alchemika, pracującego dla króla i możnowładców. Podono był geniuszem w swojej dziedzinie.
    - Może to jakiś trop? - rzucił Alexander, patrząc to na ducha to na Cilliana. - Oh, no rusz się Cillian. Nie mamy całego zycia na tę sprawę. Bliźniaczki nie żyją, zstało nas troje. To poważna sprawa, skoro z premedytacją zamordowali dwie Opiekunki w ich własnym domu. Doskonale o tym wiesz... Zgrywasz twardziela jak zwykle choć obaj wiemy że w środku jesteś mięką ciotą.
    Nie zareagował. Przyzwyczaił się do tego, że Alexander go nie lubi. Wiedział też dlaczego.
    - Zazdrość to bardzo nieładne uczucie. Człowiek inteligentny nie pozwala by takie uczucie brało nad nim górę. Pokazywanie swoich preferencji, złości i słabości jest... dość żałosne i zwyczajnie głupie. - podniósł na niego spojrzenie. Zapaowała nieprzyjemna cisza. Po kilku minutach Alexander ocknął się jakby i od niechcenia podszedł do głazu i zaczął odsałaniać starą inskrypcje.
    - Dziwne... Sir Franciss zmarł w 1858 roku a tutaj napisano... że stworzył, prowadził i opłacał szkołę od 1865 do 1910...
    - Albo żył trochę dłużej niż powinien, albo ktoś się jebnął w licznach. Jestem skłonny uznać że to pierwsze jest bardziej prawdopodobne - Cillian zgasił papierosa i pstryknął niedopałek do studzienki ściekowej.

    OdpowiedzUsuń
  48. - To pewnie nic ważnego. - powiedział spokojnie Cillian. - To na pewno przypadek.
    Drugi Opiekun spojrzał na niego ze zmarszczonym czołem.
    - Nie żartuj. To świetny trop!
    - To sam go sobie badaj. Ja i mój duch, jedziemy do Godzilli bo chciała klienta widzieć.
    - Ja go odwiozę. Jestem samochodem i...
    - Nie ma szans. Widzisz, przywiązaliśmy się do siebie. Więc tam gdzie ja tam i on, i vice versa. - pomachał meżczyźnie i pociągnął Keia za sobą. Kiedy oddalili się już kawałek, Cillian wyciągnął telefon i napisał szybkiego smsa do szefowej. Dosłownie po minucie dostał odpowiedź
    - Skurwysyn. - mruknął, szeptem do ducha. - Tych dat nie wybyło widać na tablicy. Chwaściory je zasłaniały. Chyba mamy pana kreta we własnej osobie.
    Wsiadł na motor i odczekał, aż duch się za nim usadowi. Kopnął w zapłon, przekręcił sprzęgło i ruszył przed siebie. Zaśmiał się, widząc w lusterku że jedzie za nimi samochód. Śledził ich, chyba po to by się upewnić czy na pewno jadą do szefowej. Nie dał im satysfakcji. Ruch się zwiększał, więc kiedy jechał a pełnym gazie po mieście, mijając samochody i pieszych, nie było szans by go dogonić.
    Dojechał do nowowybudowanego chronionego osiedla. Brama otworzyła się przed nimi. Wjechał i odszukał właściwy numer. Zaparkował pod numerem 28. Zdjął kask i zsiadł.
    - Słuchaj, bo to bardzo ważne... Nie wiem czy dalej będę mógł cie pilnować. Jeśli będą za mną łazić, prędzej czy później, upitolą mi łapę a ciebie zabiorą.
    Zanim nacisnął dzwonek drzwi otworzyła im kobieta w śednim wieku, z krótko ściętymi włosami.
    - Czy to bluza Iana? - rzuciła na powitanie.
    - Może kiedyś.
    Wpuściła obu. Cill w skrócie zrelacjonował pewne rzeczy, które jego zdaniem mogły być ważne, ale pominął to o rodzicach, tych jego zdaniem prawdziwych. Jill najbardziej ineteresował ten fragment o Alexandrze. Spojrzała uważnie na Keia.
    - Skup się. Jakie emocje i odczucia kojarzą ci się z alexandrem.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Zasada pierwsza i najważniejsza... Zawsze, ale to zawsze ufaj przeczuciom duchów. Wszyscy Opiekunowie to wiedzą. Dużo ryzykuje jeśli na prawdę coś przeskrobał.
    Kobieta usiadła na dużym bujanym fotelu z faszyny i zaczęła się bując w przód i w tył.
    - W porządku... - zastanawiała się chwilę co robić z zamkniętymi oczami. - Zrobimy tak... Podrzucę im parę rzeczy do zrobienia. Zmienię skład waszego zespołu. Kogo chcesz do pomocy Cillian? Iana?
    - Co żeście się uparli na Iana wszyscy? Nie, nie chce Iana.
    - To kogo? Szybciej... nie mam czasu na twoje przemyślenia.
    Mężczyzna wywrócił oczami. Zaczął bębnić palcami w komodę, przy której stał. Tym razem to kobieta wywróciła oczami.
    - Chce Kopacza... Może Jonathana Williamsa. Jeśli rzeczywiście będziemy musieli zejść do podziemi, jego wiedza i umiejętności mogą być niezbędne. No co? Ja tylko czytam i szukam. Nie znam się na kopaniu...
    - Jasne, Williams. Kogo jeszcze?
    - Ktoś kto się zna na historii Zakonu i okolicy.
    - Ritha?
    - Ritha ma małe dziecko...
    - I co z tego? Od kiedy to się przejmujesz że ktoś ma dziecko czy nie?
    - Od teraz... Zabili już dwójkę, Jill. Nie chce potem odwiedziać dziedziaka i Izbowym domu dziecka. Nie, daj mi Nicol Cray.
    - Starą?
    - Stara czy niestara. Chce jej mózgu a nie zmarszczek na mordzie. Chcę tę dwójkę i koniec. Jeszcze jedna sprawa... Co z Keiem? Alex już pewnie wszystkim rozgłosił że jest u mnie.
    - Wie gdzie mieszkasz?
    - Wie w jakiej okolicy. Nie zaprowadziłem go pod dom. Nikogo tam nie wpuszczam, więc ogólnie to nikt nie wie... Ale ryzyko jest.
    - Jasne... A ty jak sądzisz, chłopcze? Wolisz zostać z Naghtingalem, czy przerzucić cie gdzieś w bezpieczne miejsce z innym opiekunem? To wszystko też od ciebie zależy

    OdpowiedzUsuń
  50. Mężczyzna przerwał na chwilę bębnienie palcami w blat i spojrzał na swojego ducha.
    - Rób co chcesz. Ale jak nie ja, to kto ci pomoże sprwdzić teorie duchowych wydzielin?
    - Czego? - Jill skrzywiła się mimowolnie, bo brzmiało to obrzydliwie samo w sobie.
    - Tajemnica. No dobra. Jak wyślesz Alexa gdzieś w przestrzeń to daj znać. Zajmiemy się tą szkoła dokładnie. Na razie przejdziemy się na cmentarz i do Katedry. Może ci z podziemnego miasta cośniecoś wiedzą o spawie.
    - Ciebie jakoś lubią te potworki. Z nikim prawie nie chcą gadać, ale do ciebie to chętnie syczą. - prychnęła. - Tylko uważajcie na siebie. To może być ogromny przełom chłopaki. Może to to czego szukamy od lat.
    Cillian pokiwał głową. Objął ramieniem Keia i wyszli z domu. Zanim wsiedli na motor, Cillian zapalił papierosa. Spojrzał na Keia
    - Kiedyś zakochała się w duchu, ze wzajemnością z resztą ale nie było mu dane zostać Opiekunem więc odszedł. Od teraz, mówisz mi o wszystkim. Krzaczek sie poruszy a ty uznasz że coś z tym nie tak, mówisz mi. Ktoś wya ci się znajomy, też mu mówisz. Przypomnisz sobie cokolwiek, od razu do mnie. A jeśli będziemy w towarzystwie kogoś, kto wyda ci sie podejrzany i nie będziesz mógł mówić otwarcie, powiesz "to zupełnie jak w światłach września". Zapamiętaj. Światła września.
    Skończył palić. Wrzucił niedopałek do kratki ściekowej.
    - No to w drogę

    OdpowiedzUsuń
  51. - Niektórzy mają instynkt bardziej rozwinięty od innych. Twój dziadek taki miał. Z odlegości wiedzieł z kim ma doczynienia. Poznał mnie od razu. Musisz zacząć ufać swoim ocenom. Może to nam... znaczy mnie, uratuje życie. Świat wcale nie jest taki prosty i klarowny jak się ludziom wydaje. Odwalamy codziennie wielką robotę by utrzymać to co jest.
    Sprawdził wyświetlacz telefonu i zmarszczył brwi.
    - Nie mam wiadomości od patologa. Nie ma raportu a co dopiero wydania ciała. Na cmentarz jedziemy bo przypomniało mu się coś... Twój dziedek dał mi kiedyś rękopis... mój rękopis z resztą, w którym opisane były metody mumifikacji i zamiany żywych komórek w marmuropodobny kamień, w taki sposób by serce danego człowieka wciąż biło. To był poniekąd sposób na życie wieczne... Straszny los. Przez lata w nieruchomej formie. Nie mogąc mrugać, mówić ani nawet drgnąć. I być w pełni świadomym, wszystko widzieć i słyszeć. Kamień więzi dusze i umysł...
    Pokręcił głową, nie mogąc na prawdę uwierzyć że to robił i uważał, że to nic złego. Ze porywał ludzi z ulicy, zwykle ładnych chłopców i dziewczynki i robił z nich żywe mumie i posągi.
    - Sporo posągów, które stoją na cemntarzach jest żywych.Mówił mi o jednym. A skoro on o tym mówił to chciał bym to zapamiętał. Nie zdziwie się jak coś przy nim ukrył

    OdpowiedzUsuń
  52. - Możemy pojechać tam najpierw to po drodze. Zajedziemy od drugiej strony i trochę... nielegalnie przejdziemy przez posesje sąsiadów. Chociaż nigdy się nie skarżyli właściwie. - wzruszył ramionami. Bywał w tym domu, chociaż rzadko i niechętnie. Ciągle przekonywali go do małżeństwa a przede wszystkim do dzieci, którym powinien przekazać swoją wiedzę i geny. Nie rzumiał dlaczego. Kto by chciał takiego ojca jak on? A przede wszytkim... kto wytrzymałby z takim ojcem jak on?

    Wszedł przez okno i od razu zatarł jedną z linii zabezpieczającyh przed zawiedzenie,, by Kei też mógł wejść. Zamknął okno i rozejrzał się. Niewiele się zmieniło. Poza prześcieradłami okrywającymi meble, wszystko było takie samo, nawet zapach.
    Zdjął pare prześcieradłeł i rzucił je w kąt. Zajął miejsce w jednym z foteli, w tym, który zawsze zajmował.
    - Chcesz mi przepisać ten dom i wszystko co posiadasz? Chyba lepiej mnie niż temu fagasowi ze szpetnym pyskiem, co? Przejdziemy się do takiego naszeo notariusza. Zrobimy małą datę wsteczną i będzie fajnie. Może nawet tu zamieszkam... Tak, w piwnicy będzie pracownia a w tych podziemiach urządze sobie labitynt i schron. Ale nie martw się, będę ci poświęcał jakiś owoc co tydzień by ci było miło w zaświatach. Chociaż nawet nie wiem czy taka ofiara do ciebie dotrze w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
  53. - Nie mam w zwyczaju się prosić, nie jestem prosiakiem. Zrobisz jak będziesz chciał, młody. Masz jeszcze... trochę czasu przed sobą.
    Posiedział chwilę, po czym westchnął i wstał.
    - Lubię ten dom. Ma dobrą aurę, chociaż zbudowany na starym cmentarzu. Twoja babcia za każdym razem kiedy przychodziłem, znajdowała kolejny powód, zwykle jakąś duszyczkę do odesłania na tamten świat. Zaprzęgała mnie do roboty jak woła. Pare razy słyszałem jak przychodzisz, ale nie specjalnie chciało mi się lecieć po tych schodach by się przywitać czy coś.
    Wszedł do niedużek kanciapy, która służyła za spiżarnie, bo zawsze było w niej dziwnie zimno. Szarpnął pierścień, wtopiony w podłogę i podniósł klapę. Z ziejącego otworu buchnęło zimne, wilgotne powietrze, pachnące ziemią i świeżą zielenią.
    Wyciągnął z szuflady dwie lampy i laterkę i pierwszy zszedł po wąskich stopniach w dół.
    - No chodź. Ty nie potrzebujesz światła. Duchy widzą równie dobrze w ciemności co za dnia

    OdpowiedzUsuń
  54. - Słuchaj, to twoje rzeczy. Możesz je przepisać komukolwiek albo zostawić tak jak jest teraz. Ale nie wiem czy Izba nie zechce zrównać tego domu z ziemią... W kńcu coś może być w nim ukryte.
    Schodził jakiś czas, aż natrafił na poziomą powierzchnie. Podkręcił moc lampy by oświetlić większą część korytarza.
    - Dom został zbudowany na starym cmentarzu. Tu były katakumby, wybudowane pod kościołem. Wielu Opiekunów mieszka na poświęconej ziemi. Chroni to przez wieloma zaklęciami
    Przeszli przez dwie pierwsze sale. Dotarli do dużych drewnianych drzwi. Wyglądały na stare tak jak wszystko tutaj. Jednak Cillian odsunął jedną z cegieł, odsłaniając elektroniczny panel. Chwile stukał palcami w drzwi, aż przypomniał sobie kombinacje. Był to ciąg dziesięciu cyfr.
    Pchnął drzwi i włączył światło. Wygasił lampę. Zamknął za nimi drzwi.
    - To była pracownia.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Pracował tu nad swoimi ksiązkami. Robił tu swoje eksperymenty i rytuały. Próbował nawet... przywrócić do życia te żywe posągi. Ciekawy był to człowiek...- wzruszył ramionami. - Tam dalej jest drugie wejście do podzieminego miasta. Zastanawiam się, czy nie zabrać cie tam na jakiś czas. Nie będę mógł cie pewnie wszędzie ze sobą wozić a nie będziesz bezpieczny sam siedząc gdziekolwiek.
    Zaczał przeglądać papiery, które jeszcze tam były. Co było najciekawsze, nie było tu większości wykosarzenia, które pamiętał i widział poprzednio. Wyglądało na to, że ktoś z Izby zajął się tymi rzeczami, tylko dlaczego tak niedokładnie? Wszędzie leżały kawałki papierów, zmięta kartki i niedokończone notatki i szkice.
    - Nie, nie bywałem tu często. Nie przepadałem za twoim dziadkiem. Drażnił mnie, i doskonale o tym wiedział. Twój dziadek potrafił spędzać tu całe dnie i noce, no i zawsze dostawał to czego chciał, miał talent. Nie był jak inni. On po prostu chciał by to wszystko wyglądało lepiej,by jakoś naprawić ten świat. Problem polegał na tym, że zaczął uderzać w złą strunę. Pojawił się fałsz i zaklęcia ze złej strony mocy. Czasem mu pomagałem. Czasem przychodziłem tylko po to by przejść do podziemi

    OdpowiedzUsuń
  56. - Oj, nie przesadzaj. Tam jest cakim fajnie. Ceglane domy, wielkie grzyby, świecące w ciemności rośliny... Gdyby nie to, że żywi nie są tam zbyt mile widziany, zamiwszkałbym tam. Tak... bez ludzi i bez problemów tego świata. - westchnął. Podniósł jedną z notatek. Był to kawałek rysunku, dziwnie znajomego, a jednak nie rozpoznał co przedstawiał. No ale jak bardzo, bardzo nie chcesz to będę cie dalej ze sobą woził.
    - Dlatego też go nie lubiłem. Wiele razy mówiłem mu, że nie powinien cie trzymać od tego z dala. Ale się uparł. Że cie niby chroni. Gówno prawda. Jakbyś od małego w tym siedział, to by cie nie zabili. Słuchaj mały, nie zdejmę tego, bo wyobraź sobie, że twoje fochy nie robią na mnie większego wrażenia. No może gdybyś się rzucił na podłogę i się zaczął tarzać to może, ale tylko może, by mi powieka drgnęła.
    Wyprostoał się nagle i znieruchomiał nasłuchując. Tak, zdecydowanie ktoś tu lazł. Szarpnął Keia za rękę i zasłonił go sobą, po czym wyciągnął swoją nieodłączną partnerkę z kabury.
    - Nie gap się w ten sposób na mojego ducha. - bardzo podkreślił przedostatnie słowo. Przepchnął biodrem Keia bliżej korytarza, by w razie czego było gdzie wiać. chociaż predzej zastrzeliłby gościa niż zmusiał się do biegania o tej porze.
    Opuścił nieco broń, ale wciąż do niego mierzył
    - Mówią na ciebie Władca Ciem. To przez tę głupią broszkę, czy to ma jakieś głębsze znaczenie? - mrukną, spoglądając na przyczepioną do klapy marynarki małą srebrną broszkę. - No ale o tym później. Czego?

    OdpowiedzUsuń
  57. - Po co? Grzeczność i kulturalność zajmuje tylko czas, który jest niezbędny do życia, a ja nie lubię go marnować. I wyobraź sobie, że jest mój. Jest bardziej mój niż twój, czy kogokolwiek innego.
    Przewrócił oczami. Jakże on nie znosił tych gadek o bezpieczeństwie i przeznaczeniu. Słyszał to czasem nawet po kilka razy na dobrę. Że ma złą aurę, że widać przy nim śmierć, że nie jest bezpiecznie... Nigdy nie było. Nikt nie gwarantował że idąc rano do sklepu nie przejedzie samochód a zostając w domu że nie spadnie na łeb żyrandol.
    A ten, nie dość, że się pakuj z butami w nie swoje sprawy, to jeszcze wyjeżdza z tekstami którymi można tylko pogardzić i wyśmiać.
    - Rany... Ogarnęło mnie takie wzruszenie, że aż mi jelita potargało. Powiem tak... Ja cie znam ze zdjęć i z szeptów. Nie wiem coś za jeden i czego właściwie chcesz. A ty zamiast grzecznie powiedziać o co tu chodzi pierdolisz jakieś zagadeczki dla przedszkolaków. Zbyt długo siedze w tym biznesie by się dać nabrać na czułe spojrzenie tatusia, który przez większość życia miał gdzieś swojego syna, dał mu nawet umrzeć, a potem się zjawia chuj wie skąd i udaje bohatera. Weź się, kurwa ogarnij. Jak mi nie podasz chociaż czterech powodów, by ci nie odstrzelić kutasa, to chyba dostane nagłego skurczu palca.
    Wycelował idealnie w jego krocze.
    - I co? Chcesz żebym był bezpieczny? Ja kurwa nigdy nie jestem bezpieczny! Grzebie się w największych plugastwach świata tego i nie tylko, mam wrogów więcej niż ty masz włosów na tył łysiejącym czerepie, a ty mi próbujesz jeszcze wmówić, że jak pozwolę ci zabrać Keia to zapewni to mnie i jemu bezpieczeństwo? Proszę... Prędzej już oddam go za kasę. Powiedzmy... sto milionów, do małej negocjacji. Jestem uparty i nie do końca zrównoważony psychicznie więc, lepiej by twoja historyjka brzmiała prawdopodobnie. No, a teraz wracając do tematu... Jeszcze raz zapytam... Czego?

    OdpowiedzUsuń
  58. - Oczywiście, że roszczę sobie do niego prawa. Zdążyłem się już do niego przyzwyczaić.
    Wolał nie spuszczać wzroku z obcego, więc spodziewał się że Kei czuje się ignorowany.
    - Pierdolisz. Jakbyście go chcieli trzymać od tego zdala to byście go przynajmniej ostrzegli na co ma uważać. Zrobiliście z niego właściwie kalekę. I nie rób takiej kociej mordy, bo dobrze wiesz ze mam racje. Tylko wasz cynizm i egoizm jest winny tej sytuacji.
    Uniósł brew, słysząc że facet na prawdę chce mu zapłacić. Zarechotał niezbyt miło.
    - Uważasz, że sprzedam mojego nowego kumpla za jakieś papierki z cyferkami? Kasy mi nie brakuje. I tak nie mam co z nią robić. Jestem totalnym maksymalistą w oszczędzaniu. O, i nagle ma się tu pojawić Zakon... Taki zbieg okoliczności...
    Pchnął biodrem Keia jeszcze w tył, by zwiększyć odległość między nimi. Dopiero wtedy opuścił zupełnie broń i spojrzał na swojego ducha.
    - No dobra, młody. Nie powiem, sprawa śmierdzi i to bardzo. Dostane sowity opierdol jak cie wypuszcze, ale to żadna nowość... Nie ufam facetom z kocimi mordami, nawet takimi podobnymi do twojej. Wole cie trzymać przy sobie, ale jak bardzo bardzo bardzo chcesz isć z tym ciapciakiem, to ci pozwolę, pod dwoma warunkami. Dość delikatnymi i nie nadzwyczajnymi. Tylko nie myśl o mnie i że zapewnisz mi bezpieczeństwo czy coś, bo to mit. Zdam się na twoją intuicje, młody. Ale jak komuś powiesz, że dałem ci taki wybór to cie zabije po raz drugi i wież mi że to całkiem możliwe jest

    OdpowiedzUsuń
  59. Chyba spodziewł się tej decyzji. Był na nią przygotowany w pewien sposób. Zastanawiał się jak to wyjaśni szefowej, ale w sumie, najwyżej go zwolnią. Nie będzie płakał z tego powodu. Odwiązał delikatny łańcuszek i uwolnił swojego ducha.
    - Tylko tak... w razie godziny W... - wyciągnął z kieszeni podłużny stożkowaty kryształ na cienkim, prawie białym łańcuszku, jak ten którym ich związał. Przyjrzał się kryształowi a potem bez ceremoniałów, wbił go sobie w biodro niemal do połowy. Kryształ zmienił kolor z mlecznobiałego na zielony. Wolał by ten gość nie widział tego, ale trudno. Krew zwykłych ludzi barwiła kryształ na niebiesko albo różowo. Jego byl zielony i nie mógł na to nic poradzić. Zarzucił go Keiowi na szyję.
    - Więc w razie W, sobie go weźmiesz i sobie go gdzieś wbijesz, może być nawet tyłek. Byle nie oko, to akurat boli bardzo. To pierwsza rzecz, a druga jest taka, że jutro masz do mnie zadzwonić mlody, bo pewnie będę coś już wiedział. Znasz mój numer, tylko jeszcze o tym nie wiesz.
    Ostatecznie schował broń i raz jeszcze rozejrzał się po pracowni.
    - Najniższy krąg piekła jest dla zdrajców i buntowników. Tam mni szukaj, młody. Będę się pieprzył z szatanem ku uciesze gawiedzi. - mrugął do niego. Spodziewał się, że Kei nie będzie chciał odzyskać tych rzeczyktóre u niego zostawił. Zaskoczył go tym pocałunkiem i tym jak dziwne wiązało się z tym uczucie.
    - Phy. Weź umyj zęby. Śmierdzisz ektoplazmą. - fuknął, ale uśmiechnął się. - No i nie zapomnij zdać mi relacji i tych wydzielinach. Kilka próbek też by mi się przydało...
    Odprowadził ich spojrzeniem. Tak, zdecydowanie nie był zadowolony. Jego zwykła obojętność a nawet znudzenie, ustąpiło irytacji. Fuknął znów, jakby ktoś miał go usłyszeć. odwrócił się i ruszył w głąb.

    Przejście przez kilometry krytarzy, potem przez dwie bramy i przez samo podziemne miasto, zajęło mu dobre pare godzin. Musiał pomyśleć, a chodzenie samotnie w ciemności, pomagało mu w tym bardzo. Styksom przy bramie, kazał zasypać przejście,by nie wpuścić obcych. Wyjaśnił im, że tunel mógł zostać odkryty. Czarne oczy Styksów, niemal wżerają się w duszę człowieka. Większość nie może eego znieść, ale Cillian nie posiadał całkowitej duszy. Będąc w połowie drogi, usłyszal wybuch i wiedział, że przejścia już nie ma. Odkopanie go zajęłoby wieki.

    Ledwo wszedł do domu, już musiał wyjść. Jego nowy oddział czekał na plan, którego jeszcze nie miał, ale układał go w drodze do mieszkania Nicol, starej wariatki, mieszkającej z miliardem kotów, które po prostu go niezdrowo uwielbiały i niemal biły się o miejsce na jego kolanach.

    OdpowiedzUsuń
  60. Był zły, że Kei nie dał znaku życia. Już wtedy wiedział, że coś jest nie tak. Chłopak nie był głupi. Nie dałby się skręcić temu facetowi na tyle, by ten nie zezwolił mu na jeden telefon. Poza tym ich praca zaczęła dawać efekty. Nicol ze swoją wiedzą bya niezastąpiona. Dokopali się do starych fundamentów pod szkołą, a potem do ukrytych pod nimi podziemi. Ciąg korytarzy łączył się z miejską siecią kanałów ściekowych. Najwidoczniej Zakon wykorzysywał stare pracownie alchemików i praktykujących patologów. Ci ludzie dawniej zeszli pod ziemie, gdzie łatwiej było zamaskować zapachy, dźwięki i przede wszystkim łatwo było pozbyć się resztek. Cillianowi jakoś trudno było uwierzyć że Zakon byłby aż tak banalny w swoich działaniach. To musiało mieć drugie dno. Po czterech dniach ciężkiej roboty, zarządził przerwę. Musieli się zastanowić co dalej i do tego, jak skontaktować się z tym dzieciakiem, by go o pare rzeczy dopytać.
    Pozaznaczał na wywieszonej na ścianie mapie z palnem miasta punkty i połączył je nitkami, różnego koloru by się nie pogubić.
    Przyglądał się ten pjęczynie, kończąc niezbyt zdrowe ale niezwykle pyszne frytki, kiedy naczeło go wściekle boleć biodro. Szybko rozpiął spodnie i zsunął je do kolan. Ledwo widoczny ślad po wbitym krysztale, zaczął krwawić. Fuknął pare przekleństw. Podciągnął znów spodnie ale nie tracił czasu na ich zapięcie, tylko wyciągnął z kieszeni drugi kryształ, bliźniaczo podobny i ponownie umieścił go w swoim ciele w tym samym miejscu. Szybko zdrapał kawałek zabezpieczających wzorów, by je przerwać i Kei mógł spokojnie do niego przepłynąć.
    Bolało i to bardzo. Chyba miał nadzieję, że Kei tego nie użyje... Przez chwilę miał wrażenie, ze ktoś małym nożykiem obcina mu nogę. Potem to zelżało i wróciło, ale już w całym ciele. Widocznie, miejsce w którym znajdował się chłopak było chronione. Ale on znał też na to sposoby.
    Był wykończony i na prawdę obolały, kiedy w końcu wyczuł jego obecność w mieszkaniu. Otworzył oczy, natrafiając na spojrzenie Keia.
    - Tak, to twoja wina. - mruknął. Usiadł i wyciągnął ostatecznie kryształ z biodra. Siedział chwilę, nie mogąc się zmusić do wstania.
    - I co? Dowiedziałeś się czegoś?

    OdpowiedzUsuń
  61. - Gdybym ci powiedział, to byś tego nie użył, a jakbyś tego nie użył to było by gówno śmierdzące, niespłukane. Poza tym... raczej nie uważałem by papcio miał zamiar zamknąć cie w pokoju tak z tak marnie narysowanymi znakami.
    Wstał z podłogi. Nogi jak z waty niosły go trochę na boki, ale nie miał problemu z naprawieniem linii znaków ochronnych. Oparł się o ścianę. Zapalił papierosa i zaciągnął się dymem.
    - Moim kłopotem jest to że żyje. Nie żyjesz i jeszcze się nie nauczyłeś, że trzeba się martwić o swoją dupę najbardziej? Jak tak się troszczyłeś bardziej o innych niż o siebie, trzeba się było wpisać na listę dawców do przeszczepów i skoczyć pod pociąg.
    Przyglądał mu się chwilę. Tak, zdecydowanie tracił duchową energię. Ale przez siedzenie w ciemności to było mało prawdopodobne.
    - Musisz się doładować trochę bo bledniesz. Myśl o czymś... takim co mogłoby ci dać siłę albo... co mogłoby cie ucieszyć, czego byś bardzo chciał... Wyobraź sobie że spełnia się twoje pragnienie czy coś tam. Nie znam się na tym za badzo.

    OdpowiedzUsuń
  62. - Znikniesz. Zostanie tylko sama obecność. Będziesz słyszał i widział, ale nie będziesz mógł niczego dotknąć ani wypowiedzieć słowa. Będziesz się czuł tak, jakby wiecznie targał cie silny, słony wiatr od morza. Wiele wysiłku będzie cie kosztowało by się utrazymać na tej kondygnacji. Chociaż mieszkanie zabezpiecza pieczęć więc nie opadniesz. Ale jeśli wyjdziesz i nie będziesz wystarczająco silny, będziesz opadał w dół... Zatrzymasz się gdzieś w głębi ziemi i będziesz tak trwał do końca świata. Albo wsadze cie do pryzmatu i będę nosił jako maskotkę.
    Zaciągnął się dymem tytoniowym. Przyglądał mu się z zainteresowaniem. Nie rozumiał co przez te kilka dni mogło się takiego stać, że z chłopaka uleciała cała energia. Zwykle to wymagało dużo więcej czasu, nawet lat. Wątpił by pan Papillon to zaplanował. Raczej było to przypadek, tylko co to wywołało? Jeszcze pare gdzin i z chłopaka wypadłoby wszystko co materialne. Może o to chodziło?
    - Wyobraź sobie że się bzykasz cudownie namiętnie ze swoim ulubionym aktorem czy piosenkarzem. Że jesteś w cudownie szczęśliwym związku, że masz dzieci czy psa czy co tam chcesz. Kei, jak stracisz formę nie będę mógł ci pomóc. Weź się skup bo sobie nawet nie pogadamy. Znaczy, ja będę gadał do ciebie aż oszalejesz, więc może współpracuj, co?

    OdpowiedzUsuń
  63. Wzruszył lekko ramionami.
    - Wyobrażaj sobie co chcesz i z kim chcesz. Ale jak nie wzniecisz w sobie siły, przestaniesz być.
    Palił spokojnie. PO raz pierwszy od pewnego już czasu nie wiedział co powinien zrobić. Grzebanie w tej sprawie było jak trykanie śpiącego niedźwiedzia wykałaczką. Jeśli Izba pójdzie na wojne, mogliby przegrać. Zakon był potężny bo nie działał czysto. Nie bali się pobrudzić rąk i grać nieczysto. On też się tego nie bał. Obawiał sie tylko tego, że przestanie istnieć całkowicie.
    - Czego ja się mam niby bać? - prychnął. Powolnym ruchem wcisnął niedopałek do popielniczki - Ale chyba poprawił ci się humor, co zboczku?
    Usiadł na nim okrakiem. Skrzyżwoał ramiona na piersi i przechylił głowę w bok jak zdzwiony pies.
    - Lepiej?

    OdpowiedzUsuń
  64. - Większość ludzi pała do mojej osoby niezwyklym ciepłem i humorem. - sarknął. Nawet nie udawał, że mu zależy na tym by ludie go lubili. Nie potrzebował ich lubienia do życia. Bez tego wszystkiego, tej otoczki która miała sprawiać że świat był normalny, można było funkcjonować. Chociaż kiedy był dzieckiem straszono go szatanem i tym, że on zamieszkuje w pustych sercach, takich bez miłości i głębszych uczuć. Takie straszenie dzieci jest obrzydliwe.
    Ale bez strachu nie ma szacunku. Tak wymusza się czesto wiarę. Jeśli ktoś się boi piekła, boi się tego że Bóg go nie to skaże, stara się żyć wedle jakichś tam reguł. Strach to potężny oręż. Jeśli się go dobrze zasieje, plon wzrasta szybko i będzie robił co siejący zechce.
    Zmarszczył lekko brwi. Wyglądało na to, ni mniej ni więcej, że Kei po prostu zaczyna coś do niego czuć. Ale to byłoy dość nieoczekiwane i zdaniem Cilla mało prawdopodobne.
    - w porządku. Idę wziąć prysznic. Czołgałem się dziś po kanałach.
    Odczekał jeszcze chwilę, aż nabierze bardziej wyraźnych kształtów i wstał z niego. Zdjął koszulkę jeszcze w pokoju, ale uznał ze i tak wszystko pójdzie do prania.
    W łazience odkręcił kurki by woda wlała się do wanny. Rozebrał się i wszystko wrzucił do bębna pralki. Wlał płyn i drugi, bardziej pachnący, bo mimo wszystko,lubił jak szmatki w których chodził i spał, pachniały i wszedł do wanny. Musiał się trochę wygrzać. Nie przejął się że część piany, której powstało na prawdę dużo, spływa na podłogę. To się wytrze. Zamknął na chwilę oczy. Nie otworzył och nawet, kiedy wyczuł obecność.
    - I tak nie będziesz mokry, nawet nie musisz się rozbierać by tu wejść.

    OdpowiedzUsuń
  65. - Pochodzi z Francji. - dodał. - Nie potrafi do końca ukryć akcentu. Miałem coś o nim poszukać ale nie miałem czasu. Potem zadzwonie do kogoś by się tym zajął.
    Zdunął rękę z brzegu wanny i oparł dłoń na ramieniu Keia. Palcami lekko dotykał jego szyi i policzka.
    - Jeśli się zorientuje i jeśli będzie szukał, to przylezie pewnie do mnie. Ale równie dobrze, może minąć nawet kilka dni.Nosi stary symbol Roju albo Ula, jak zwał tak zwał. To co miał w klapie to nie był motylek tylko pszczoła. Chyba nie zauważył, że rozpoznałem znak. Wydawało mi się, że Rój już nie istnieje. Widać wiele może w życiu zaskoczyć.

    OdpowiedzUsuń
  66. - Powinieneś się cieszyć. Francusi są mniej nadęci i bardziej namiętni. - parsknął śmiechem. Zanurzył na chwilę głowę pod wodę. Wynurzył się po kilku sekundach i odetchnął. Nie potrafił się relaksować...
    - Rój to taka organizacja, która zrzeszała ludzi ze zdolnościami jasnowidzenie, medium, takich co mogli być pomostem między zmarłymi a żywymi i takich, którzy potrafili wpływać na umarłych. Najbardziej cenili tych, którzy potrafili władać cieniami. Uważali, że cienie, podobnie jak duchy, przejmują tylko ciało i są osobnymi bytami. Ale tak na prawdę chodziło o kasę... Zawsze chodzi o kase. Mediumiści ściągali duchy, ludzie mosty, wchlaniali duchy i wyciągali z nich wszystko, szayfry do sejfów, numeru kont i miejsca ukrycia skrytek z biżuterią i takich tam. Jasnowidze starali się wyczuć czy nikt im nie zagraża, a ci co się potrafili w ciueniu ukryć, kradli. Tak to zwykle jest. Wielkie słowa a i tak wszyscy chcą kasy
    Przechylił głowę w bok. Przyglądał mu się chwilę. Kei miał w sobie coś innego, niż większość znanych mu ludzi. Więc dlaczeg nie miałby mu powiedzieć paru rzeczy? Cóż, to w końcu jego duch.
    - Gdybyś się bardzo uparł... Mógłbyś wrócić do życia. Nie w swoim ciele, ale zawsze coś.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Nie każdy mooże sobie wybrać rodzinę. Mój ojciec był nudziarzem. Profesorem matematyki na uniwersytecie... Nie ogarniał życia. A matka, cóż, był dziwką. - wzruszył ramionami, jakby w ogóle go to nie interesował, co nie do końca było prawdą. Wiele razy słyszał o Roju, ale to były wiadomości sprzed lat, a nawet wieków. Dziaiaj już nie słyszało sie o takich kradzieżach. Po ptostu techika poszła za bardzodo przodu. Większość urządzeń nie dawała się tak po prostu oszukać.
    - To jest tak... Jest ciało, jest duch. Nie ma ciała, jest duch. Jest ciało nie ma ducha. Jeśli ciało umiera, duch ulatuje. Ale czasem zdarza się tak że duch ulatuje, zanim ciało umrze. Dzieje się tak z różnych przyczyn... Ale takie cało bez ducha nie może chodzić po ulicy, więc ludzie którzy nazywają to "śpiączka", wsadzają takie ciała bez ducha do szpitali albo hospicjów czy innych placówek i czekają albo i nie, aż ciało się obudzi. Ale dopóki do ciała nie wróci duch, jakikolwiek, ciało pozostaje w pół martwe. Rozumiesz? Probem jest tylko taki, że nie każde ciało przyjemie każdego ducha. Właściwie nie zdarza się, by ciało przyjęło od razu nie swojego ducha... Ale ty nie jesteś jak wszystkie inne duchy.
    Patrzył na niego ze spokojem w oczach. Chociaż miał wrażenie, ze ucieszyłaby go taka perspektywa. Gdyby Kei miał ciało i mógłby żyć dalej, jak normalni ludzie. Jak on. I może nawet być z nim dalej.
    - Większość, duża większość... właściwie to może jeden na tysiąc Opiekunów, mówi duchom o takiej możliwości. Nie chcą robić złudnej nadziei. Poza tym włamywanie się do szpitali jest nielegalne... No i czasem trudno wyjaśnić takie nagłe wybudzenie ze śpiączki... no i pozostają kwestie moralne, które ogólnie to mnie nie dotyczą za bardzo. Więc pomiając to wszystko, możliwość powrotu do życia istnieje i jest realna. Ale nawet jeśli obskoczymy wszystkie szpitale i wszystkie ciałka, to nikt nie może zagwarntować że którekolwiek z ciał cie przyjmie. Rozumiesz?

    OdpowiedzUsuń
  68. -Pamięć zostaje w umyśle a większość umysłu zostaje w duszy. Ciło to tylko skorupka. Chciaż istnieje coś tkieo jak pamięć ciała. Jakbyś zamieszkał w ciele dżokeja to na pewno potrafiłbyś jeździć konno.
    Bawił się pianą, unoszącą się na wodzie. To była jedna z tych rzeczy, które podobały mu się we współczesności. Czasem kiedy wybudził się ze snu, nie był pewien czy właśnie usnął czy właśnie się obudził. Jego sny były tak realne, zupełnie jak to co czuł teraz. A może cały czas śni? Może to wszystko się nigdy nie wydarzyło i nie wydarzy?
    Ocknął się dopiero, słysząc swoje imię. Znów na niego spojrzał.
    - Bo mogę. Mogę mówić o tym każdemu, ale nie robie tego bo to nie ma sensu. Po prostu skądś wiem, że tobie się to uda. Mogę tego nie zgłosić. Mogę powiedzieć, że odszedłeś. Ale jeśli ktoś się dowie, nie będziesz miał wyjścia i będziesz musiał pracować w Izbie.

    OdpowiedzUsuń
  69. - Duch i umysł nadaje człowiekowi rytm. Będziesz żył tak jak zechcesz. To tylko ciało. Tylko... ubranie.
    Pozwolił dłonią na swobodne unoszenie się na wodzie. Lubił wodę najbardziej. W pewnym sensie chroniła go od ognia, którego się obawiał. Trwało to od zawsze, jeszcze naewt przed dniem, w kótrym ęzyki ognia popieściły mu skórę.
    - Nie wiem dokładnie na czym to polega.Nie robiłem tego. Mogę ci jedynie dać kilka raportów osób, znaczy duchów, którym się udało. Najlepiej by dany człowiek był w miare młody, nie miał rodziny, niekt go nie odwiedzał. Ludzie wpadają w panikę, kiedy nagle po wielu latach, ktoś się budzi ze śpiączki. W szpitalach też mamy swoich... W razie czego zatuszują to.
    Sięgnął po zostawiony na stołku ręcznik. Bez jakiegokolwiek zawstydzenia wstał wanny. Wytarł ręcznikiem włosy a potem okręcił się nim wokół bioder.
    - Mogę powozić cie po szpitalach z właściwymi oddziałami. Tylko tak... ni ma grawanta że to się uda. A poza tym... szpitale są pełne śmierci, złej energii i zjaw. To złe miejsca. Niekótrzy czują to, kiedy tylko przekraczają próg. W szpitalu właśnie miałem swoje pierwsze spotkanie z duchem... Niezbyt dobrze to wspominam.
    Wyciągnął korek z wanny. Chwilę obserwował jak woda spływa do niedużego otworu, tworząc ciekawy wir.
    - Nie chodzi o to kogo będziesz dręczył, co będzie nieuniknione, patrząc na twój charakter... Ale o to czy chcesz czy nie chcesz, będziesz pomagał przy sprawie Zakonu.

    OdpowiedzUsuń
  70. - Nic nie zdarza się dwa razy tak samo. I nic nie sprawi by czas płynął wolniej.
    Odprowadził go spojrzeniem. Cóż, chłopak miał coś w sobie. Pewnie odzierziczył to po dziadku. Stary dureń był prawie taki sam. Upierdliwy stary pryk, kóry zawsze musiał postawić na swoim. POkręcił głową.
    Ubrał się w coś luźnego. Po dordze do salony zahaczył o kuchnie i pobrał coś do jedzenia. Otworzył swój niezawodny sejf. Wyciągnął pare teczek, które przeglądał i na odpowiedniej półce znalazł dokumenty o zmartwychwstałych. Nie było tego dużo. Ale papiery pochodziły z różnych lat. Najstarsze, sprzed perawie stu. W Izbie zawsze tworzono dwa orginały. Część z nich była u niego, bo pozwolono mu je zabierać. Obecnie wszystko to zmieściło się w olbrzymiej bazie danych komputerowych. Ale on wciąż wolał papier, jego zapach i fakurę niż zimny monitor komputera.
    Położył teczki przed Keiem a sam zajął miejsce na kanapie.
    - Możesz je spokojnie dotykać i przeglądać. Powinieneś znaleźć tu opisy i zdjęcia. Może coś pomogą.

    OdpowiedzUsuń
  71. - Przypuszczałem, ze ją znasz. Piekła świetne ciasto. Jej duch wędrował dobre pare lat nim znalazła ciało. Twoja babcia jej w tym pomogła.
    Przeglądał swoje papiery, mordując lody łyżką. Wolał by były miękkie, niż twarde jak skała, więc zanim je zjadał, znęcał się nad nimi jakiś czas.
    - Słuchaj, tamto życie to już przeszłość. Możesz teraz zacąć od początku. Znajdziez sobie faceta, albo babeczkę. Może zrobisz sobie z nią pare bobsków. Wszystko mógł byś zrobić od początku. Ale sam musisz zdecydować czy w ogóle chcesz próbować. Tam w zaświatach pewnie wszystko będziesz miał gdzieś i będziesz się dobrze bawił, ciągnąc aniołki za pejsy i kuśki.
    Podniósł na niego spojrzenie po raz kolejny i chwilę mu się przyglądał. Zadziwiał go. Większość duchów uczepiłaby się rękami i ngami tej możliwości i nadziei. A on, nie tyle rozważał, czy da radę, tylko czy w ogóle chce próbować. Zamrugał kilkukrotnie.
    - Ciało po pewnym czasie zaczyna się upodabniać do swojego ducha. Pewnie byłbyś trochę do siebie podobny. Nikt cie nie zmusi być to zrobił. Poza tym, wciąż istnieje możiwość że jednak dorwie cie Zakon albo twój papcio i utkniesz gdzieś do końca wszechświata...

    OdpowiedzUsuń
  72. - Nie ma leszych i gorszych. Wszyscy są równi wobec śmierci Kei. Nie porównuj się z innymi. Nikt jeszcze nie wymyślił takiej skali by móc porównać i przypisać do liczb każdego człowieka.
    Uznał, że lody są już wystarczająco miękkie. Jadł je powoli, by nie doznac zamrożenia mózgu. Odłożył papiery na bok i wyciągnął się wygodniej na kanapie.
    - Twoi dziadkowie popełnili ogromny błąd i nie dali się przekonać, że trzeba go naprawić. Mówiłem im że powinieneś się rozwijać. Niećwiczone umiejętności zanikają. Ty nawet nie miałeś szans je w sobie rozwinąć.
    Uśmiechnął się do niego trochę krzywo ale ładnie. Cillian potrafił być czarujący, ale zwykle mu się po prostu nie chciało. Nie miał powodu ani nawet motywacji.

    OdpowiedzUsuń
  73. - Masz. Musisz mieć. Może hipnotyzujesz oczami? Wszyscy ciągle się na nie patrzą. Zupełnie nikt nie zwrócił uwagi na to, że duchy nie mają koloru oczu. A twoje nie dość że mają bare to jeszcze tą głębię. To nie jest oznaka braku talentu. Gdybyś żył, pewnie szybko bym to odkrył. Teraz to jest właściwie niemożliwe.
    Odłożył pudełko i przekręcił się na brzuch. Oparł głowę na dłoniach.
    - Tak, jedzenie jest super...

    OdpowiedzUsuń
  74. Przekręcił się na bok a potem na plecy.
    - Soczewki tego nie ukryją. Chyba nic nie byłoby w stanie tego ukryć. Ale powinienes sie cieszyć. Nie będziesz musiał nigdy nosić okularów.
    Dziwił się, że obecność Keia w ogóle mu nie przeszkadzał. Jego prywatna przedstrzeń, do której nikogo nie dopuszczał została naruszona. Miał tu mnóstwo ksiąg, które dawno powinny być zniszczone. Nielegalnie przechowywał rękopisy z Biblioteki Czterech Liści. Część z nich sam napisał, dawno temu. Właściwie nikt o nich nie wiedział. A on pozwalał by Kei nie tylko je widział, ale mógł je jeszcze przeglądać.
    - Patrzysz na mnie w taki sposób i uważasz, że dam się podejść to się mylisz. No ale niech stracę, mów co to za pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  75. - Wątpie by ci się kiedyś popsuł. Widziałeś kiedyś dziadka w okularach? Bo ja nie... skurwysyn widział lepiej niż ja.
    Był zły, bo od ciąglego ślęczenia nad księgami, szkicowania, rysowania i pisania, szybko męczyły mu się oczy i w końcu postanowił wybrać się do okulisty. Postanowił to już rok temu, ale ciągle "nie ma czasu".
    Uniósł brew, widząc i czując jak Kei się na niego pakuje. Parsknął śmiechem.
    - Od kiedy to jesteś taki odważny, co? A ojciec wie czym się zajmujesz?
    Pozwolił mu na pocałunek. Nawet go oddał. Chyba śmiałość Keia go przekonała. Raczej nie spodziewał się że ten dość nieśmiały chłopak, zrobi coś takiego. Z rozbawianiem, zastanawiał się na co się jeszcze skusi.
    Dziwnie smakował. Zupełnie jakby lizał mgłę. Przyłapał się na zastanawianiu, czy jeśli w niego wejdzie to będzie mógł obserwować swojego fiuta w nim. W końcu ciało Keia było niemal przejrzyste. Ciekawe...
    - Lody z ciastek? Bez sensu... - fuknął. - Brak gustu do lodów też jest dziedziczne, jak słyszę.

    OdpowiedzUsuń
  76. - Wyglądam jakbym posiadał lody z ciastek? Mam lody i ciastka oddzielnie. Tak funkcjonują w miarę normalni ludzie. Jedzą ciastka z lodami a nie ciastkowe lody. Oreo mam, bo jem je do mleka. Ale to nie znaczy, że będę się nimi napychał dla twojej uciechy.
    Poklepał go po udach. złapał w palce kawałek materiału jego spodni i zbadał go. Czuł wyraźnie ich fakturę, materiał i grubość. Zamyślił się na dłuższą chwilę. Ocknął się dopiero kiedy Kei otarł się o jego nos.
    - Zwykle oddaje, no chyba że ktoś całuje bardzo tragicznie, jak Ian. To wtedy uciekam. - wyszczerzył się. - Mam kilku ktosiów, ale żadnego nie zdradzam. Przynajmniej ja tak uważam. - wzruszył lekko ramionami. Nie wiedział co oni o nim myślą, i raczej go to nie interesowało. Spotykał się z każdym z nich tylko dla sexu i nie ukrywał tego. Mogli mu przecież odmówić.

    OdpowiedzUsuń
  77. - Bez obrazy, ale chyba jestem jednym z nielicznych ludzi na świecie, którego możesz dotykać. Nie zdziwie się jak jestem jedyny. - uśmiechnął się. - Więc szukaj jak chcesz ale i tak do mnie wrócisz. Przypomnij mi później o tych ciastkach, albo je przynieś.
    Skrzyżował ramiona pod głową. Pozwalał mu tak siedzieć, bo niby dlaczego miał go spychać? Lubił go. Może nawet na tyle, by zdjąć z niego te spodnie i sprawdzić, czy w ogóle można było je zdjąć i czy po zdjęciu nie znikną zupełnie.
    - Ian też jest Opiekunem. - zachichotał, krzywiąc się. - I nawet pies całuje leiej niż Ian. Powiem tak, gdybym był dziewczyną i miałbym makijaż, po całowaniu z nim, nie musiałbym zmywać tego makijażu. chociaż on twoerdzi, ze jest genialny i ma swój styl. - rzeniósł znów na niego spojrzenie. - Jest duża różnica. Właściwie nie można tego porównać do niczego co znam.

    OdpowiedzUsuń
  78. - Możesz przynieść sam. Nie zauważyłeś jeszcze, że możesz dotknąć każdą moją rzecz? Chyba wszystko w tym mieszkaniu... Dopiero dałem ci kryształ, a ty nie tylko o wziąłeś to jeszcze wbiłeś sobie w noge. Możesz sobie poćwiczyć pdnoszenie rzeczy tylko nie w nocy, bo chce spać. A jak coś upuścisz i mnie obudzisz, to wsadze cie do pryzmatu na reszte nocy.
    Nie sypiał się. Zawsze był zmęczony. Tylko w dzieciństwie mógł uznawać się za wypoczętego, zanim zaczął tu pracować i zanim wszystko tak diametralnie się zmieniło.
    - Ano pieprzymy się. I nic poza tym, przynajmniej z mojej strony. W jego łbie nie siedze. Każdy ma swoje potrzeby. Ja sobie szukam kogoś na jedną noc, czy pare nocy, zależy jak się spisze i tyle.
    Wrócił myślami do jednego człowieka, w kórym mógłby ulokować uczucia. Jeździli razem na motorach, aż w końcu Logan miał wypadek i teraz wegetował w śpiączce. Nie odwiedzał go często. Przychodził raz może dwa w roku, by pomyśleć. Już dawno zdązył zapomnieć co do niego czuł czy mógł czuć. Jego już tu nie było.
    - Po pierwsze, większośc opiekunków, nawet jak spotka takiego ducha, którego może dotknąć, to się z nimi na pewno nie całują. W większość to sztywniaki, któe nie wiedzą co tracą, bo nie lubią ryzykować. Nie wiem czy jest lepiej czy gorzej. Jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Książke sobie poczytaj. Nauczysz się chociaż czegoś. Mam sporo takich, które ci sie przydarzą do życia albo do śmierci. Pozwole ci nawet sobie po Internecie pobuszować, tylo nie zawirusuj mi komputera pornosami.
    Przeniósł spojrzenie na sufit. Była na nim resztka starego malowidła przedstawiająca gwiazdozbiory. Jakiś kretyn zamalował to wszystko na miało i otyknkował. Wiele dni zajęło mu odkrycie tych małych dzieł sztuki. Te na ścianach prawie całkowicie sie rozpuściły. Ale pięna mozajka w łazience przetrwała prawie cała, w nianaruszony stanie.
    - Twój dziadek był tak upierdliwy, że chyba tylko twoja babcia i jej ciasto, powstrzymywało mnie przez robieniem mu krzywdy. Zawsze iedziała, kiedy któryś z nas tracił cierpliwość i niby to przypadkiem, wpadała do pokoju z ciastem, które wzięła niewoadomo skąd. On był zbyt dobry. Dlatego go zabili. Był zbyt ufny wobec ludzi.
    Wzdrygnął się, kiedy Kei się na nim położył. Zupełnie jakby leżał na nim wielku wór, pełen chłodnej wody. Dziwnie przyjemne uczucie.
    - Powiedziałem już, że pomoge. W mieście jest tylko pięć takich miejsc... A za miastem, jeszcze trzy. Jakieś dwie setki możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Nie potrzebuje pornosów. - prychnął, jakby urażony. Chociaż czasem je oglądał. Chyba nie było czlowieka na świecie, który by nie oglądał pornosów, jeśli miał taką możliwość. Zawsze wychodził z założenia, że jeśliktoś powie, ze nie ogląda to kłamie i to podle.
    - Nikt nie musi wiedzieć. Z resztą, niewielu interesuje to co mówie, więc mogę tam iść i im powiedzieć co i jak a poewnie i tak mnie zignorują. Twój dziedek zawsze walczył o moją reputacje, czego nie rozumiałem. nie potrzebuje uznania innych.
    Zastanawiał się nad postacią ojca Keia. Dziwny i podejrzany facet. Z tego co donieśli, puszczone za nim ogony, zachowywał się w miarę normalnie. Bywał w antykwariacie, w kórym jak wiedział z pewnego źródła, można było zajrzeć do paru ksiąk z biblioteki czterech liści, ale to jeszcze nic nie znaczyło. Wiedział, ze jest w Zakonie. I wiedział też że on wie, zę wiedzą. Pewnie dlatego tak krąży. By albo stracili cierpliwość albo odpuścili.
    - A co ja ci na to mogę poradzić? Trzeba było mieć pretensje do dziadziusia.
    Pacnął go palcem w czoło kilkukrotnie, wyczuwając kształt blizny.
    - Nie za wygodnie ci? Może się jeszcze rozbierz i kołderką przykryj, co?

    OdpowiedzUsuń
  81. - Wiele razy próbował mnie zmusić do naprawy błędów i, jak się wyrażał, tego zła, które przyniosłem z narodzeniem. Ale co ja mogłem? Miałem ożywić ludzi posągi? Po co? Wskrzesić tych zabitych? Niby jak? Opracować nowe receptury? Cały czas to robie... Chciał bym ratował życie. Bym szukał sposobu na wyleczenie raka czy czegoś tam. To nie jest możliwe, a on mi nie wierzył.
    Westchnął i zaknął na chwilę oczy. Mówił to tak wiele razy, ze już sam nie wiedział czy to była na prawdę prawda czy gówno prawda. Stworzył recepturę uśmierzającą ból i więcej nie mógł zrobić nic dla chorych. Jego poprzednia mieszanka, wciąż używana była w szpitalach, ale szybko uzależniała. Ta nowa, uśmierzała ból ale nie uzależniała i pozwalała odczuwać przyjemność. Zawsze jakieś wyjście.
    - Właściwie to jestem ciekaw czy twoje ubranie zniknie. zdejmij coś i rzuć na podłogę. Zobaczymy co się z tym stanie. W razie czego, możesz ponociś coś mojego. Chociaż ludzie mogą dziwnie patrzeć na lewitującą bluzę

    OdpowiedzUsuń
  82. - Moje umiejętności są ograniczone. Nie jestem geniuszem. I wyobraź sobie, czego tój dziadzio nie potrafił przyjąć do wiadomości i sobie uświadomić, że musze spać i jeść, bo samym powietrzem i nauką nie da się żyć. Kiedy mu mówięłm, ze potrzebuje conajmniej miesiąca na pracę, wyśmiewał mnie i twierdził, że wystarczy mi tydzień. Śmieszny był...
    Obserwował go z zaciekawieniem. Zastanawiał się nawet co zdejmie. Jego pytanie o spodnie, skomentował tylko parsknięciem śmiechu. Obserwował część garderoby. Kiedy wylądowała na ziemi, sięgnął po nią. Nadal ją czuł w palcach.
    - Moja teoria jak na razie się potwierdza. Interesujące. - pomachał materiałem, sprawdzając czy zaburzy powietrze. Jednak nie wywoływała powiewu. Wszystko przez nią pzechodziło. Podał ją Keiowi.
    - Więc jednak możesz sobie robić przebieranki. Tylko nie rozbieraj się poza tym mieszkaniem, bo może się to skończyć tym, ze jednak zostaniesz bez ubrania.

    OdpowiedzUsuń
  83. Spojrzal na niego jak na kretyna, kiedy przyniosl ciastka. Ktos madry kiedys powiedzial ze nie wolno pic ani jesc na lezaco, a ze chcial jeszcze pozyc, usiadl z wyprostowanymi nogami.
    - A mleko? No wez nie rob sobie zartow...
    Poczekal az przyniesie mleko i dopiero wtedy otworzyl opakowanie i wykonujac pelen rytual zjadl pierwsze ciastko.
    - Przejmujesz sie bliznami, tak? - spytal, widzac jak bardzo jest sztywny i jakby skrepowany - Widzialem zdjecia z sekcji. Jestes na nich golutki, jak chcesz wiedziec. Dlatego nie potrzebne mi pornole. Mam fotki z sekcji. - Pewnie nie chcial, ale teraz juz wie. Sekcja musiala sie odbyc, skoro zostal zamordowany. Ustalono przyczyne smierci i pare cech szczegolnych, ktore mogly pomoc Cillianowi w ustaleniu jego daru. Wyszczerzyl sie w na prawde ladnym usmiechu, widzac jego mine.
    - No co? Tez mam pare, chcesz zobaczyc? Jestes na tyle martwy bys nie musial sie przejmowac wygladem. A potem mozesz wygladac zupelnie inaczej. Ba, mozesz nawet byc kobieta. Chociaz szkoda takiego zgrabnego zadka na babskie problemy. No ale to jak juz bedziesz chcial. Tylko pamietaj, jak juz znajdziesz cialo, to bedziesz mogl je zmienic dopiero po smierci.
    Zjadl kolejne ciastka. Mial zoladek o nieskonczonej pojemnosci. Lubil jesc, choc nie lubil gotowac. Robil zapiekanke albo cos rownie prostego i jadl to caly tydzien to samo

    OdpowiedzUsuń
  84. - Wiem jak wygladaja. - Mruknal. Zjadl prawie wszystkie i chyba mial dosc. Przeniosl na niego spojrzewie. Wiedzial, ze go nie slucha. Znal doskonale to postawe i wyraz twarzy. Robil tak samo kiedy byl dzieckiem. Nie byl od tego by poprawiwc chlopqkowi samopoczucia a jednak cos go tknelo. Zsunal sie z kanapy i przysiadl obok niego. Wsunal dlon pod jego koszule i dotykal wyraznych linii blizn. Nie pozwolil mu sie odsunac. Skoro byli juz pewni ze ubrania nie zniknom, zdjal z niego koszule. Dostrzegal w nim panike i przestrach. Ale dalej nie pozwolil mu uciec. W koncu, po dluzszej walce, posadzil go tylem do siebie, miedzy swoimi nogami, przyciskajac jego plecy do swojej piersi.
    - Uspokuj sie w koncu. Nikogo poza mna i toba tu nie ma. Skurwysyn zaplaci za to wszystko. Moge go zabic, jesli chcesz. Moge zmienic go w zywy posag, w mumie czy woskowa zywa lalke. Moge sprawic by kazdy ruch galkami ocznymi byl katorga, by nie mogl jesc i pic az zdechnie z glodu. Moge skazac go na ciemnosc albo zywcem pogrzebac. Moge wrzucic go do wnetrza ziemi i kazac sie tulac az do smierci.
    Znow dotknal jego blizn. Nie mogl sie powstrzymac.
    - Mnie sie podobaja... - powiedzial zgodnie z prawda. Byl dziwny, nie dalo sie zaprzeczyc. Czasto w ludziach podobalo mu sie to, co dla innych bylo czyms wstretnym. Sam na barku mial spore oparzenie i na calych plecach okragle slady po przypalaniach papierosem. Reszta jakby sie wygladzila z wiekiem.
    Zlapal za jeden z nadgarstkow Keia i potarl palcami cienkie blizny.
    - Myslisz, ze ja takich nie mam? Mam i to duzo wiecej. Ale ja nie ciolem sie tu. Za bardzo zwraca uwage...
    Odsunal sie i wstal. Rozpial spodnie i zsunal je do kolan. Nosil zawsze bokserki nie bez powodu. Podciagnal jedna z nogawek, by Kei mogl zobaczyc liczne, glebokie i nawarstwiajace sie blizny wyciete zyletka na pachwinach.

    OdpowiedzUsuń
  85. - Nie chce sie licytowac. Widzialem twoje blizny, mlody. I wiesz, chyba wiem dlaczego dziadzius tak bardzo nie chcial bysmy sie spotkali... chociaz ja chyba bym sie bardzo ucieszyl.
    Podciagnal spodnie, ale ich nie zapial. Podszedl do niego, przesuwajac jeszcze noga jego spodnie dalej. Uwaznie wybral sciane. Gdyby go zagonil pod sciane dzialowa, Kei moglby mu uciec ale za nim byla tylko sciana oddzielajaca ich od reszty swiata.
    - Widzisz, myslisz ze dla siebie jej te ciastka?
    Zlapal go za reke, a kiedy juz przyciagnal go blizej, objal go w pasie. Niezwykle. Nigdy wczesniej nie mial takiej okazji i pewnie nie bedzie mial. Dotyk ducha byl niezwykly, wrecz energetyczny. Podibal mu sie dotyk tych blizn. Zalowal ze nie spotkali sie kiedy Kei byl zywy. Ten wstretny staruch wiedzial, ze Cillian ma pewne specyficzne upodobania.
    - Moze jeszcze sprobujesz mi wmowic ze nie chcesz i nie podibam ci sie, co?
    Przycisnal usta do jego i tym razem on wcisnal mu jezyk do ust.

    OdpowiedzUsuń
  86. - Duzo. Bardzo nie chcial by ktos taki jak ja sypial z jego ukochanym wnukiem. Przynajmniej wyjasnilo sie dlaczego za kazdym razem wymyslal jakis zgrabny powod, bysmy przypadkiem na siebie nie wpadli. Albo raczej zebym ja nie wpadl na ciebie
    Czul, ze mlodzieniec w jego ramionach sie poddal. Wlasciwie mial z nim o tym nie rozmawiac, ale bardzo chcial dotknac tych blizn. Teraz gladzil jego plecy, w pewien sposob zachwycajac sie ich nieregularnoscia. Pomogl mu pozbyc sie swoich spodni. No tak jaok sie spodziewal. Chlopaczek wcale nie byl delikatny i niewinny. Przyjamnie czulo sie takie chlodne cialo. Czul go zupelnie jakby mial do czynienia z zywym cialem, chociaz kiedy otwieral oczy widzial polprzejrzysta zjawe, ale to nie mialo wiekszego znaczenia.
    - I co? Smakuja ciastka?
    Spytal, przerywajac kolejny pocalunek. Odwrocil go do siebie plecami. Jedna dlonia pocieram piers Keia, a druga przeniusl, nizej na biodro i wewnetrzna stone uda, gladac znajdujace sie tam szramy. Calowal i lizal jego bard i szyje bo nizej nie mogl na razie siegnac. Chociaz chcial. Chetnie poswiecilby jeszcze uwage jego ledzwia. Poczul jego palce we wlosach, wiec wyprostowal sie i ugryzl go w ucho.
    - Mam przestac czy moze frytki do tego?

    OdpowiedzUsuń
  87. - Nie przerywam, chyba że na prawdę muszę.
    Przez głowę przeleciały mu liczne pytania, dotyczące głównie tego, czy musi chłopaka rozciągać i czy powinien użyć jakiegoś smarowidła. POdejrzewał, ze to wszystkowyjdzie w praniu, już niedługo. Z duchem jeszcze nigdy tego nie robił.
    Zacisnął palce na jego kroczu przez materiał bokserek. Sam był równie podniecony, chyba głónie tym, że robił to z duchem. Że może to pierwszy i ostatni raz w zyiu kiedy będzie mógł doświadczyć czegoś takiego fascynującego.
    - Mógłbym się z tobą podrażnić, ale nie chce mi się. Bywam leniwy...
    Przenieśli się do jego sypialni. Cillian zrzucił z łóżka kołdrę, by im nie przeszkadzała. Przerwał kolejny długi i namiętny pocałunek. Przekręcił go na brzuch. Zsunął mu bieliznę. Miał zgrabny tyłek. Zajął się bliznami na lędźwiach. Ciało Keia smakowało dziwnie,ale nie nieprzyjemnie. Nie potrafił tego z niczym porównać. Ugryzł go w pośladek. Przesunął się znów niżej by polizać i zbadać blizny na udach.

    OdpowiedzUsuń
  88. - Ja torturuje ciebie? Nawet nie wiem jak się do tego zabrać... Szkoda, że nie żyjesz. - westchął. Tak, gdyby mógł go spotakć wcześniej, Kei byłby jego ulubieńcem. Włamywałby się do jego pokoju przez okno i pieprzylby się całą noc. Wielu rzeczy by go nauczył.
    To ciało go fascynowało. Na zdjęciach nie było tego wszystkiego widać, nie można było go dotknąć i poczuć tego dotyku.
    - Tak, trzep sobie... Wyglądasz tak... przyjemnie.
    Wyciągnął spod łóżka jeszcze nieotwarty żel. Rozdarł opakowanie i wysmarował palce. Kei ogólnie nie miał mięśni, nawet nie było co rozciągać. Jego dziurka dostosowywała się do tego co w niego wkładał. Po prostukochanek doskonały.
    Wyciągnął palce po ledwo paru chwilach i zastąpił je swoim członkiem. Przez jego półprzejrzyste ciało, widział się w nim ruraźnie. Dziwnie uczucie. Potem już był tylko sex i to wcale nie delikatny i spokojny.

    OdpowiedzUsuń
  89. To było coś zupełnie niepodziewanego. Nie sądził że może być aż tak inaczej. Czuł jak się napisna, mimo ze nie napinał mięśni. Dziwne uczucie ale niezwykle przyjemne. Keiowi nie przeszkadząło to, że zmieniał pozycje częśćiej niż powinien. Właściwie przestał nad sobą panować i doszedł do siebie, dopierko kiedy poczuł ulgę spełnienia. sPojrzał na niego, leżącego tak rozluźnionego i zadowolonego pod sobą. Wyszedł zniego. Widział swoje nasienie, unoszące się jakby w powietrzu.
    Nabrał na palec trochę tego czym spuścił sie Kei. Nie smakowało jak sperma. Właściwie nie miało smaku. Wzruszył ramionami. Władował się na łożko obok niego.Wyciągnął się wygodnie. Musiał trochę odpocząć, bo trochę się namachał.
    - Ty jesteś totalnie niezaspokojony. - zachichotał, zerkając na niego. Złapał swojego członka i powoli przesuwał po nim dłonią. Przyglądał się jego ciału, jego twarzy, tak spokojniej i rozluźnionej. Trochę odpoczynku się przyda.
    Chyba się zdrzemnął, bo kiedy otworzył oczy Kei leżał, przytulony do jego boku. Objął go ramieniem. Znów gładził palcami jego blizny.
    - Jesteś taki... podniecający. Kurwa mać, złoże twojemu dziadkowi w ofierze bycze jądra za bycie kutasem. Chodż tu...
    Jego duch się nie wzbraniał. Chyba obaj tego potrzebowali. Chcieli się poczuć normalnie. Całowali się i trzepali sobie nawzajem, aż znów byli gotowi. Duch nadział się na niego zasiadając wygodnie na nim okrakiem. Cillian patrzył na swojego kochanka z uśmiechem, co było u niego raczej niespotykane.
    - Chcesz jeszcze raz czy zainwesujemy w zwyczajnye obciąganie? Nigdy nie ciągnałem duchowego druta.

    OdpowiedzUsuń
  90. - Był kutasiną i do tego bardzo zwiędłą.
    Na razie wolał sie z nim na ten temat nie wykłócać. Kto wie, może gdyby poznali się wczesniej Cillian zainwestowałby w związek? Tylko, ze wtedy Kei nie miałby wyboru i musiał poznać część sekretów tego świata.
    - Jak będziesz dalej tak gadał to cie wydryluje wielkim dildo i zobaczymy jak głośno potrafisz krzyczeć swoimi duchowymi usteczkami.
    To była groźba całkiem do spełnienia. I miał nadzieję, że chłopak o tym wie.
    Ujeżdzał go całkiem sprawnie. Pomagał mu podrywając biodra do góry. Jutro pewnie będzie go wszystko bolało, ale trudno. Było warto. Może nie będzie musiał się tarzać w ziemi jak poprzednio.
    Wprawnie złapał jego członka. Przekręcił się na bok, by mieli łatwiejszy dostęp do siebie. Chwilę zajęło mu określenie strategicznych miejsc, mimo wszystko każdy odczuwał pewnie rzeczy inaczej. Miał wrażenie, jakby miał w ustach parówke prosto z lodówki, co tylko jeszcze bardziej go rozbawiło. Korzystając z możliwości, wcisnął w niego walce i drażnił prostatę, którą znalazł po omacku.

    OdpowiedzUsuń
  91. Przeszło mu przes myśl, co się może stać zjego spermąjeli Kei ją połknie. Na szczęśnie nie musieli się tego dowiadywać z autopsji. Położył się godnie, zmęczony ale zadowolony. Po paru chwilach dołączył do niego Kei, układając się przy jego boku. Przygarnął go do siebie, tak by znów móc badać jego blizny, we wszelkich miejscach, które mógł dosięgnąć.
    - Jesteś zajebiście przyjemny w dotyku. - mruknął. Jemu się to strasznie podobało. Podniecało go to, chocież znał ledwo pare osób z jakimiś większymi bliznami. Podobno to spaczenie ma nawet swoją nazwę. Dziadek Keia zawsze próbował go przekonać do leczenia, ale on osobiście wątpił by tekie coś sie leczyło. Taki po prostu był. I podobało mu się to.
    - Mogę cie powozić po szpitalach jutro po południu albo wieczorem, zależy ile nam to wszystko czasu zajmie i czy nie będzie komplikacji. - przypomniał o planowanym poszkiwaniu ciał. Wcześniej jednak musieli pojechać do Nicol i dowiedzieć się co znalazła.

    OdpowiedzUsuń
  92. - Bo widzisz, ja nie jestem do końca normalny. Chyba dało się to zauważyć, nie?
    Pozwolił mu waściwie na sobie leżeć. Nie był ciężki. Prawie nic nie ważył. Przykrył tylko ich kołdrą, bo zaczynało się robić chłodno kiedy pot wysychał a ciało stygło.
    - Wiesz, twoja wola. Musisz wiedzieć czego chcesz. Jeśli odejdzesz w zaświaty, spotkasz dziadków i będziesz mógł przekazać Lucjanowi że odczuwam do niego poważną niechęć. Z resztą przed odejściem, dam ci na kardce pare frazek do nauczenia, specjalnie dla niego. Pewnie się już nie spotkamy bo ja to wrócę do gotowania się w wielkim kotle na samym dnie. Jutro zdecydujesz czego chcesz. Teraz muszę się zdrzemnąć... Jak będzie ci się nudzić, znajdź jakąś książkę o przewodnictwie duchowym. Powinienem mieć takich kilka.
    Wiedział doskonale że ma takie dwie, przy tym Kei będzie w stanie znaleźć tylko jedną z nich. Było tam wiele wskazówek o przechodzeniu w zaśwaity ale też o pozostaniu na ziemi. Uznał że to mu może parę rzeczy wyjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
  93. - Dlatego właśnie jesteś najlepszym kandydatem. Gdybyś znalazł ciało i wrócił do żywych, nie mógłbyś się kontaktować z rodziną, przyjaciółmi ani nikim kogo byś kochał. Nikt nie może wiedzieć o tym co się stało. Taka jest tego cena. Dlatego też Opiekunowie nie mówią o tym. Ludzie nie są gotowi na to, że może im się nie udać a najbardziej nie są gotowi na to co się stanie, jeśli im się uda.
    Nie przeszkadzała mu jego obecność. Czuł że się kręci po mieszkaniu, chociaż nie wybudziło go to do końca. Śnił mu się jeden moment w życiu. Miał ledwo 15 lat. Chodził ubrany na czarno, tak jak teraz. Był w wiecznej żałobie, chociaż nie miał za kim. Matka znów pracowała, jak zwykle z resztą, a on siedział mieszkaniu ojca i sprawdzał egzaminy jego studentów. Wyższa matematyka... Znznaczał błędy i dobre odpowiedzi a żeby zrobić ojcu na złość, dopisywal z boku adnotacje że jak się jest debilem to nie można studiować matematyki. On i tak tego nie sprawdza. Zapraszał do siebie syna i zamiast spędzić z nim czas, dawał mudo sprawdzenia prace swoich studentów. I do tego nie płacił mu za to.
    Wychodził późno, jak zawsze. Dostawał pare monet na autobus i szedł na cmentarz. Nie musiał wracać do domu. Matka i tak nie zauważy jego nieobecności a wolał nie widzieć kolejnych jej klientów. Nie raz od nich porządnie oberwał, kiedy zauważali ze widział ich twarz i że może ich szantażować.
    Przeskakiwał przez dużą wyrwę w murze. Siadał na jednym z nagrobków, zapalał papierosa i czekał. Zawsze przychodzili. Było ich mnóstwo, w różnym wieku, z różnych czasów. Opowiadali mu historie, uczyli go, bo nie chodził do normalnej szkoły. Chyba nie był zgłoszony do urzędu kiedy się urodził. Nie istniał. Więc nikt nie upominał się o szczepiania, edukacje, lekarzy czy o to czy jest dobrze traktowany w domu.
    Obudził się kiedy po raz kolejny, poczuł chłód i ruch obok. Zamrugał kilkukrotnie.
    - Śniadanie do łóżka? Mmm... Może zatrzymam cie na dłużej...

    OdpowiedzUsuń
  94. - Nie jem zbyt dużo. - wzruszył ramionami. - Mam zaburzone odczuwanie łaknienia.
    Była to prawda. Od dziecka miał problemy z jedzeniem. Na początku lekarze uwzali że to anoreksja, jednak bardzo szybko okazało się, że to najprawdopodobniej spowodowane jest uszkodzeniem przewodzenia nerwowego. Po tej diagnozie nikt się już nie pokusił o bardziej dogłębne zbadanie sprawy i dokładniejszą diagnozę.
    - Wiem, że gadam przez sen. Będziesz się musiał przyzwyczaić jeśli chcesz spędzić tu jeszcze pare nocy. Regularnie usuwałem z ich domu kolejne zatracone duchy. Nie zdziwiłbym się gdyby próbowały cie opętać kiedy spałeś. Jesteś wrazliwy na takie zjawiska.
    Naciągnął na tyłek jakieś spodnie. Przeszedł się po pokoju, sprawdzając czy wszystkie kończyny działają jak powinny i dopiero wtedy zabrał się za jedzenie.
    - Jedziemy do Nicol i jej kotów. Albo raczej do kotów i ich dwunogiej służącej Nicol. Dałem jej ostatnio pełną listę członków Roju. Miała sprawdzić ktojeszcze żyje, kto ma dzieci i przekazał w spadku swoje członkostwo. Jeśli twój papa będzie na tej liście to może sięokazać, że po jego śmierci będziesz dziedziczyć spore pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  95. - Jeślichcesz to nie zadarmo oczywiście. Będziez mi pomagał i dodatkowo, przynosił rano kawę. Mam do narysowania pare szkiców. A ty będziesz pilnował bym coś jadł, bo czasem zapominam i niezbyt dobrze się to kończy.
    Zjadł, umył się i ubrał w coś co miało z zasady nie przyjmować kocich kudłów. Skórzane spodne, podkoszulka i skórzana kurtka. Kiedyś popełnił straszny błąd i założył sweter... Nie dało się go uratować więc został godnie pożegnany i spalony.
    - Jak będziesz chciał pożyć to akurat ci się przydadzą. I jeszcze odwiedzimy notariusza. Musisz prawnie przepisać wszystko co masz na swoją nową tożsamość. Dane ciała w które wstąpisz i nie będziesz się musiał przejmować.
    Włożył buty. Tym razem wziął kulczyki od samochodu. Miał nieduży, nierzucający się w oczy samochód, z leciutko podrasowanym silnikiem.
    - Nicol jest profesorem w Oxfordzie. Już nie wykłada, ale wciąż pracuje dla nas. Znała się z moim ojcem i cały czas przypomina sobie różne historyjki z przeszłości czym strasznie mnie wkurza. To jedna z tych osób, które znająna pamięć większośc hisotrii tego nadnaturalnego świata. Potrafi dokopać się do wszystkiego. Wiele lat współpracy z Izbą sprawiło że zdziwaczała. Ale nadal ma dużą wiedzę, której potrzebuje.

    Nicol Cray mieszkala w brzegowym domu w ciągu szeregowców. Z frontu wyglądał jak każdy inny, ale wewnątrz był to koci raj. Wszędzie przejścia, mosty, punkty obserwacyjne i siatki bezpieczeństwa. Cillian ledwie zdązył usiąść na kanapie, a już na jego kolanach pojawiły się dwa sierściuchy.
    - Och, widzę że moje kotki się za tobą stęskniły. Dzień dobry Keiranie. Myślałam że Cillian wysłał cie gdzieś w bezpieczne miejsce, ale jak widać ciągnie wilka do lasu.
    Kobieta miała rozczochroane siwe, niegdy nie farbowane i jak sie zdawało nigdy nie czesane włosy. Wyglądała na dobroduszną i miłą osobę.
    - Przyszliśmy po informacje. Znalazłaś coś? - spytał opiekun, zrzucając z kolan koty.
    - Mam, mam. Zawsze coś mam... Jesteś strasznie niecierpliwy. Zupełnie jak wtedy, kiedy na złość ojcu przychdziłeś na jego wykłady i wytykałeś mu wszystkie będy na tablicy...
    - Nie miałem wielu rozrywek. Dzieciernia w moim wieku latała po placach zabaw a ja sprawdzałem egzaminy jego studentów z wyższej matematyki. A teraz do rzeczy...
    Kobieta opowiedziała wszystko czego się dowiedziała. Nazwiska, zawody, zadania ludzi z Roju. Przejrzała drzewa genealogiczne całych rodów i potwierdziła że ojciec Keia jest w Roju ijest nawet kimś ważnym.

    OdpowiedzUsuń
  96. -Podejrzewam, że Rój się wycwanił. Od lat nie zrobili żadnego skoku, więc musieli zacząć zajmować sie czymś innym. Handlują z Zakonem. Tylko nie wiem czym i za co. Jeszcze nie zauważyłeś, ze nie jesteś całkiem zwyczajny? Wiedzą coś więcej niż ja i strasznie mnie to wkurwia.
    - Uważaj na język młody człwieku. - fuknęła kobieta, zuepnie tak jakby jej koty miały się obruszyć. - Co by powiedział twój ojciec?!
    - Nic, bo był idiotą, pijakiem i pieprzonym leniem. Mógłbym więcej o tym powiedzieć ale nie mam ochoty o nim myśleć.
    Widział jak już nabierała powietrza by coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo przerwał jej Kei i ten kot. Cillian spojrzal na zwierzę. Wyglądał zwyczajnie. Ale nie przedstaszył się tej nagłej reakcji Keia.
    - Koty czasem to potrafią Kei. Dlatego były towarzyszami czarownic. Ale nie weźmiemy go do domu. Zniszczy meble. Ale to... to ciekawe...
    Opiekun patrzył to na kota to na Keia. Wyglądało na to, że duch stawaił się coraz silniejszy.

    OdpowiedzUsuń
  97. Uśmiechnął się. Na prawdę się uśmiechnął, bo cieszył się z tej radości Keia. Właśłciwie nie wiedział dlaczego go to obchodzi. Przecież Kei był tylko kolejnym duchem, tyle że mógł do gotykać i zwyczajnie pieprzyć. A teraz cieszył się, że może on dotykać zwierzęcia i staje się silniejszy.
    - Jesteś silniejszy Kei. Musimy to wykorzystać i to jak najszybciej.
    - Tak, koty to wyjątkowe zwierzęta. Mają niezwykle czułe zmysły i od wieków obcowały z zaświatami, z bogami, z niezwykłością tego świata. Możesz go zabrać jeśli chcesz.
    - Może później go zabierzamy. MAsz dokumenty, które chciałem?
    - Oczywiście, kochanie.
    Wstała i przyniosła grubą teczkę, związaną błękitną wstążką. Cillian przejął teczkę i spojrzał znów na Keia.
    - Chodź. Przejedziemy się do szpitala...

    OdpowiedzUsuń
  98. Wsiedli do samochodu Cillian umieścił teczkę w schowku. Chwilę się zastanawiał nad tym gdzie pojadą.
    - Wiesz, że w moim mieszkaniu kot bęzie miał ograniczone pole do przemieszczania się?
    Odpalił silnik i jakby wiedzony instynktem pojechał do miejsca, którego nienawidził odwiedzać.
    Budynek był ponury i dość wiekowy. Cillian wyciągnąl kartę magnetyczną i przesunął już po czytnku przy bocznym wejściu, od zaułka. Wchodzili tendy dostawcy i właśnie opiekunowie,który zawsze mieli swobodny dostęp do wszystkich szpitali.
    - Spotkasz tu wiele duchów. Niektórzy będą dziwni i zniekształceni. Nie zwracaj na nich uwagi. Poem dojdziemy do części, gdzie nie będzie nikogo ani niczego. I tam zaczniesz szukać. Będziesz wiedział kiedy znajdzesz. Ale jesli nie znajdziesz to sie nie przejmuj. Pojedziemy gdzieś indziej.
    Weszli do środka. Od razu natrafili na zjawę chlopca, z którego oczuodołów i ust buchały płomienie, a osmolona twarz wyglądała na prawdę strasznie. Cillian starał się niezwracać na nich uwagi. Trzymal Keia za rękę i ciągnął za sobą. W końcu dotarli do odpowiedniej części. Znów przyłożyl kartę do czytnika. Drzwi otworzyły się z syknięciem, jakby ta część szpitala była w próźni.
    - No to idź. Poczekam tu...

    OdpowiedzUsuń
  99. Wzruszył ramionami. Nie widział potrzeby by mu się tłumaczyć. Ale chłopak miał instynkt. Max leżał tu już ponad trzy lata i wciąż nie było nadziei na to że się obudzi. Jego duch zniknął już dawno.
    -Ja też mam instynkt. Szukaj czegoś co cie przyciągnie. poczujesz kiedy znajdziesz. Ale nie przejmuj się kiedy nie znajdziesz od razu. Idź. Będę się tu kręcił w razie czego krzycz.
    Chciał zapalić ale tu nie można było. Wszędzie były alarmy i czujki. Chciał pójść w kierunku pokoju, ostatniego na samym końcu korutarza, ale nie poszedl. Zatrzymał sie przy automacie z kawą ikupił coś co ponoć miało być kawą zmlekiem.

    OdpowiedzUsuń
  100. Wstrętna kawa. Zbyt słodka i za ało przypominająca kawę. Kawopodobny naój w większość wylądował w zlewie. Długo przyglądał się swojemu odbiciu. Zastanawiał się dlaczego ludzie uważają go za przystojnego. Nie wyglądał wyjątkowo.
    Pokręcił się jeszcze pod korytarzach aż znalał sobie miejsce na ławce przy wyjściu. Czekał na Keia i zastanawiał się czy kogoś znajdzie.
    Podniósl na niego spojrzenie. Przez chwilę przyglądal mu się, w milczeniu.
    - Bo ta wiedza nie była ci niezbędna. Poza tym tu lezy tylko jego ciało. Reszty tu nie ma. kiedy jeszcze był w całości był... chyba kimś dla mnie ważnym. Nie pamiętam, to było dawno... Ale to nie jest ważna. Znalazłeś coś czy jedziemy dalej?

    OdpowiedzUsuń
  101. - To tylko ciało Kei. To czy inne... co za różnica? Będziesz mógł znów żyć. Znajdziesz sobie kogoś, może zamieszkacie razem i będziecie mieli stadko pokręconych kotów. Przecież nie wracasz do życia dla mnie czy dla kogokolwiek. Robisz to dla siebie.
    Wstał z ławki. Nigdy nie zastanawiał się co się stanie jeśli jakiś duch przyjmie ciało Maxa. To było tylko ciało. Co z tego, że miał ładne ciało? To było dawno. Teraz był chudy i jakby wynędzniały od leżenia, mimo ze jego ciało poddawane było elektrycznej stymulacji by utrzymać mięśnie w miarę dobrej kondycji.
    - Zabrałem cie tu bo tak było w moim śnie. Właściwie to nie miałem ochoty cie tu zabierać. Nieznoszę tego miejsca. Wkurwiają mnie skrzypiące schody i ciągle ta sama migocząca od lat świetlówka oraz to że tu do kurwy nędzy nie można palić.
    Spojrzał na zegarek. Poruszył językiem by sprawdzić czy włożony rano kolczyk wciąż jest na swoim miejscu. Wyciągał go za każdym razem kiedy spodziewał się mordobicia. Nie chciał go połknąć. Wysunął terz język i spojrzał w swoje odbicie na brudnej szybie. Błękitna kulka na języku trzymała się dobrze.
    - Wiesz po czym poznać że facet jest pedałem? Jak ma kolczyk w języku to na sto procent jest homo. Chodź, jedziemy dalej jak ci Max nie odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
  102. - Nie muszę ci wszystkiego tłumaczyć. Podobno mi ufasz... Poza tym, ja sam do końca nie rozumiem wszystkego, więc jak mam ci to wyjaśnić?
    Wyciągnął papierośnicę z kieszeni i sprawdził jej zawartość. Dostał ją kiedyć od Luciena, już nie pamiętał dlaczego. Lubił ją, bo mimo tego że była z posrebrzanego mosiądzu nie ciemniała i była niezwykle lekka.
    Podniósł na niego spojrzenie. Jakby nie dosłyszał jego pierwszych słów o tym, że dotknął jego ręki i miał wizje. Potem się tym pomartwi.
    - Nic nie zostało. To tylko ciało Kei. A nawet jeśli są tam jakieś uczucia to były jego, nie twoje. Wyzbędziesz się ich, bo nie należą do ciebie. I on nie był we mnie nigdy zakochany. Był heterykiem z krwi i kości. A ja nie jestem babą. To tylko echo nawnego życia. Coś obrzydliwego co jest wszędzie i zawsze. W każdym domu, na każdej ulicy. Byłeś kiedyś w dawnych obozach śmierci? Tam to czuć. Jak ktoś ma dar to od razu to czuje. Wchodzisz i masz ochotę zwymiotować, odczuwasz niemal fizyczny ból. Mnie zawsze idzie krew nosem i trace ostrość widzenia. Ale są tacy którzy dostają wylewów wewnętrznch i umierają. Wysyłali mnie kiedyś w miejsca najgorszych mordów i czekali na to co poczuje. I wiesz? Udawało mi się nawet zsikać ze strachu. Umiaranie jest proste jeżeli się nie wie, że się umrze. Jeżeli widzi się jak nadchodzi twój zabójca, jeżeli czuje się ból i strach, wszystko... zmienia perspektywę. Wszystko chłonie energie. To jest normalne. Dlatego przestań panikować.
    Zwiał. Tak po prostu mu zwiał. Wściekł się. Ochłonął dopiero w parku. Było jeszcze wcześnie jak na pikietę, ale wiedział doskonale, że o każdej porze będzie tu ktoś pikietować. Znaleźli odpowiednie miejsce w publicznej toalecie, która była przygotowana na takich gości.
    Przez dobre piętnaście minut mógł się zupełnie wyluzować.

    OdpowiedzUsuń
  103. Powinien iść go poszukać. Kei był w końcu bardzo ważny, ale chyba liczył na to że sam wróci. Wpatrywal się w parę unoszącą nad herbatą, tak długo aż ta wystygła i był zmuszony wylac ja do zlewu. Zrobił sobie zakupy. W większości były to dania gotowe, mrożonki i lody, ale jakie to miało znaczenie? I tak zapominał jeść. Posiesił sbie dużą kartkę nad biurkiem głoszącą "Masz żreć!". Chwytliwe i proste hasło, wpadające w uch. Wzruszył ramionami, zgadzając się sam ze sobą.
    Zapomniał o Keiu i tym całym ambarasie, zatapiając się w pracy. Ocknął się po zmroku. Chłopaka ani jego futrzanego bryloczka nie było. Po prostu cudownie...
    Włozył kurtkę, zabrał z lodówki coś co dało się zjeść i była to chyba parówka albo marchewka. Tak czy inaczej, zjadł ją w po drodze do samochodu.
    Siedząc za kierownicą kilka chwil, starał się domyśleć gdzie ten wór ektoplazmy mógł poleźć. Wrzucił bieg i ruszył, coś, niech intuicja go poprowadzi.
    Stephen był zainteresowany nowym kolegą. Był poetą i zwyczajnie nie chciał iśćw nieznane bez odnalexienia istoty człowieczeństwa. Co z tego, że szukał jej już od ponad dwustu lat...
    - Witaj. - przytitał się pierwszy, uprzedzając Emili, starą wdowę i jednego z tych, do których nie nie odzwywał, uważając ich za ameby. - Miło widzieć kogoś nowego na naszym cmentarzu. Chociaż musze przyznać, ze nie wyglądasz znajomo. Nie przyszedł po ciebie Opiekun czy po prostu tak sobie chodzisz... z kotem?

    OdpowiedzUsuń
  104. - Niezwykłe - zaśmiał sie ktos podpływajac blizej. - Nieczęsto się zdarza by ktokolwiek uciekał Opiekunowi. Wszyscy po śmierci jesteśmy skołowani.
    Nagle zrobiło się ich dużo. Rozmawiali, śmiali się, tańczyli.
    - Niezbyt często mamy takich ciekawych gości.
    - Zdecydowanie.
    - My? Cóż siedzimy tu sobie. Nie chce nam się isć na tamtą stronę. Jeśli ktoś jednak zmieni zdanie to prosimy jakiegoś Opiekuna i po sprawie.
    - Siedzimy, rozmawiamy, obserwujemy i zastanawiamy się nad sensem żywota...
    - Nie smędz Stephen. Nie doścże jesteś beznadziejnym poetą to jeszcze zanudzić możesz człowieka na smierć.
    Duch poety wyraźnie sie obraził, ale bynajmniej nie odpłynął.
    - Przyszli po nas. Al my nie chcieliśmy jeszcze odjść, albo nie mogliśmy. Sprawy się przeciągnęły... nasi Opiekunowie pomarli i tyle. Czasem ktoś tu przychodzi pogadać.
    - Można powiedzieć że wychowaliśmy cał pokolenia Opiekunów.
    - Ale wiesz ze ten twój Opiekun cie znajdzie prędzej czy później, nie?
    - Nie męczcie chłopaka.
    Przez chwilę panowała zupełna cisza, jakby zasztanawiali się co powiedzieć.
    - To ktoś z rodziny? - spytała duszyczka jakeś kobiety, wskazując na grób. - Pamiętam ją. ładna kobieta... Chyba Nightingale ją odprowadzał do samej bramy.
    - Ten to ma nierówno pod sufitem. - burknął ktoś z tłumu duszyczek.
    - Nie mów tak, bo usłyszy.
    Ktoś zachichotał. Potem znów uwaga wszystkich skupiła się na Keiu.
    - Ludzie myślą, ze tu na cemntarzu nic się nie dzieje. Ale to nie prawda. Wiemy bardzo bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
  105. - On był wtedy pijany. Pamiętacie? Siedział wtedy na jakimś grobie i coś mamrotał o ludzkiej podłości.
    - Zawsze mamrocze o ludzkiej podłości. Z resztą sam jest podły...
    - Nie przesadzajcie. Nie jest taki zły. Moim zdaniem jest całkiem przystojny.
    - To że jest niczego sobie nie znaczy że ma dobry charakter.
    - Dziwisz się? Po tym co robił?
    - No było wieki temu! Poza tym chciał ożywić swoje dzieci
    - To niczego nie zmienia. Dzieci czy nie dzieci... Jego pomarły to nie znaczy że miał zabijać inne. Z resztą trzeba sie dowiedzieć z pierwszej ręki. Gdzie jest ta dziewczyna? Jak jej tam...
    - Anabell.
    - Właśnie. Ona wie. W końcu była jego ofiarą.
    - I mu wybaczyła! Poza tym to już inny człowiek.
    - Właśnie. - głosik należał do młodej dziewczyny, niezwykle urodziwej i spokojnej. Pojawiła się nagle i przypłynęła do Keia i jego kota. Przyjrzała się zwierzęciu.
    - Jak się nazywa? I nie słuchaj tych plotkarzy. To kim był Cilli to przeszłość. Przychodził tu kiedy był dzieckiem. Straszne to dzieciństwo miał... Mieć taką matkę nie dość że pijaczkę to jeszcze...
    - Dziwkę. - uzupełnił któryś z ężczyzn.
    - ... prostytutkę. - warknęła Anabell, kończąc swoje zdanie. - Ale to dobry mężczyzna mimo tego, ze udaje takiego dzikusa. - podeszła do grobu i półprzejrzystą dłonią zgarnęła liście z płyty. - Pamiętam twoją matkę. Opowiedziała mi o tym, jak cierpiała przez wiele lat. I Cillian nie był wtedy pijany. Był załamany. Stracił kogoś ważnego. W wypadku... ale nie pochowali tego Maxa. Nie wiem co się z nim stało.
    - To nie był wypadek. - zaczął znów któryś z tłumu duchów. - Chcieli go zabić! Tylko nie trafili w tego co trzeba. W kaskach, czarnych kurtkach na motorach, wszyscy wyglądają podobnie...
    - Ja tam go lubie. - mruknęła jakaś starsza kobieta. Spora część duszyczek się z nią zgodziło kiwając głowami.
    - On w ogóle jeszcze odprwadza dusze? Myślałem że po tym jak pokpił sprawę z tą kobitką, zdrgradowali go do pomywacza. - przypomniał sobie Stephen.
    - Nie ma w Izbie pomywaczy, głąbie.
    Stephen znów sie obraził, strzelając bardzo widowiskowego focha.
    - Jak dla mnie to przesadzili. Przecież chłopak odprowadza duchy odkąd skończył 12 lat. Doświadczenie miał duże.
    - Ale zgubił ducha. Wszyscy jej szukaliśmy przecież.
    - No i co? Zmęczyłeś się? Przynajmniej jakaś rozrywka była. Poza tym, znalazła się.
    - Tak, ale ktoś doniósł i się posypało...
    - Zawsze znajdze się jakiś porządny co doniesie kiedy nie trzeba - fukną jeden ze starszych mężczyzn nabijając fajkę tytoniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Moim zdaniem przesadzili. Nic złego nie zrobił. Pierwszy raz mu się to zdarzyło, zwłaszcza, że nie był w dobrej formie. Ale niektórym to wystarczy. Chodził tu taki starszy Opiekun... Lucien jakiś tam i wypytywał o niego. Wszystko chciał wiedzieć. Kiedy przychodzi, o czym rozmawiamy, gdzie nocuje, ile czasu tu spędza... Tak tak. Pamiętam doskonale.
      - Ja też!
      Znów kilkoro pokiwało głowami, zgadzając się z tymi słowami.
      - Cillian jak nie mógł albo nie chciał wracać do domu jak był taki dość mały, młody znaczy się, to sypiał w starym grobowcu rodziny Moore.
      Przez chwilę panowała cisza.
      - To co? Zostaniesz z nami?
      - Chyba nie może... - westchnął ktoś, kto się nie dawno pojawił. - Nightingale idzie i chyba nie jest w dobrym humorze.
      - Ale odwiedzisz nas jeszcze, nie? Powiedz Cillianowi że chcesz, przyprowadzi cie i sobie pogadamy.

      Cillian nie spieszył się, przemierzając kolejne uliczki cmentarza. Nie zdziwił się, że nie wiedział prawie żadnego z duchów. Pewnie wszystkie z okolicy popłynęły zobaczyć "nowego". Zasze tak robią. Spytał tylko ciecia, napotkanego po drodze, w którą stronę iść. Tak, ci ciecie, strażnicy cmentarza, pracowali tu z pokolenia na pokolenie, od wieków.
      Zapalił papierosa od nieosłoniętego płomienia świeczki na jakimś nagrobku. Znalazł ich dość szybko. Przesunął spojrzeniem po doskonale sobie znanych twarzach. Znał ich wszystkich, bo spędził tu na prawdę wiele czasu. Znał ich historie, imiona, twarze i krewnych. Opowiadali mu przez wiele nocy najróżniejsze hisotire. Byli prawie jak rodzina. łaściwie to zupełnie jak rodzina, bo mieli te same cechy jak rodzinka w czasie rodzinnych zjazdów.
      - Znam tę ciszę. Znów mnie obgadywaliście?
      - Nieee... no co ty znów wymyślasz...
      - Jasne jasne. Ja już was znam. Plotkarze i łowcy sensacji.
      - Ale nas uwielbiasz.
      - No może trochę. Dzięki za opiekę nad moim duchem.
      Przeniósł spojrzenie na Keia i kota. Zaciągnął się dymem. Dopiero kiedy wypuścił przytrzymany w płucach dym, powiedział.
      - Chodź Keiran. Ojciec zauważył że cie nie ma. Zaraz zacznie szukać i mnie.

      Usuń
  106. - Wymyśliłem coś nowego. - zaczął Stephen podchodząc do Opiekuna. Wyciągnął z kieszeni złożony kawałek papieru i wręczył go Cillianowi. Był najzupełniej materialny.
    - Dla ciebie. Przeczytaszi powiesz co sądzisz?
    - Jak zawsze. Mam już całą szufladę tej twojej twórczości.
    - Lizus. - mruknął ktoś z tłumu, po czym został uraczony przez Stephena mroźnym spojrzeniem.
    Cillian obserwował całą sytuacją. Więc jednak powiedzieli mu trchę za dużo. Tyle razy im mówił, by o nim nikomu nie opowiadali ale jak widać nie dało się. Wszystkie te duszyczki były wścibskie i znały wszystkie najnowsze ploteczki z całego miasta. Do nich przychodził po informacje, te tajne, których mieli nikomu nie powtarzać, zwłaszcza.
    - Kei nie wydurniaj się. Nie mam ani siły ani ochoty za tobą latać.
    - Nie denerwuj się Cilli, on przechodzi okres dojrzewania i buntu.
    - Jaki okres? To stary chłop!
    - No to może ma opóźniony okres...
    - Nie ma żadnego okresu dojrzewania, po prostu jest uparty jak osioł i stawia mnie w bardzo trudnej sytuacji. - Cillian wyciągnął z kieszeni pryzmat, na co część się skrzywiła. Nikt nie lubil w tym siedzieć.
    - Albo może najpierw z nim porozmawiaj? On chyba cie lubi... po prostu nie rozumie, że tak musi być. - zaczęła Anabell, podchodząc do Opiekuna.
    - Nie rozumie i nie zrozumie. Jest jak każdy inny. Ledwo mnie poznał a już żąda bym mu się zwierzał i był z nim szczery.
    - Może bądź?
    - Po co? I tak mnie zostawi. Jak każdy...
    Ruszył za nim. W zaciśniętej dłoni ściskał pryzmat, mrucząc pod nosem komendy po łacinie. W jednej sekundzie zamachnął się by rzucić pryzmatem w Keia, by został wciągnięty, kiedy usłyszał gorączkowy krzyk i zawodzenie duchów. Potem poczuł jak drętwieje mu ręka. Kolejne ciche kaszlnięcie i nie mógł utrzymać się na nogach. Zapach krwi był bardzo zaskakujący w tym świeżym i rześkim powietrzu wieczora. Poczuł ogarniający go chłód. Zanim stracił przytomność krzyknął do swoich nieżyjących przyjaciół by go zabrali. Widział jak Keirozpływa się w powietrzu raz ze Stephenem a potem ostatni blask słońca zosłoniła mu nachylająca się nad nim twarz. A potem już było ciemno zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
  107. Obudzil go bol. Jakis palant wciskal palec w rane na ramieniu. Wierzgnal nogiami i otworzyl oczy.
    - Mowilem ze sie obudzi - zasmial sie ktos, stojacy poza zasiegiem jego wzroku.
    - Jak noga Cill?
    Ten glos poznal. Podniosl glowe i spojrzal na twarz Alexandra.
    - Ciagnie sie z dupy do ziemi, jak druga. - Mruknal. Mial wysoki prog bolu, wiec to go nie przerazalo. Obawial sie natomiast rosnacego dretwienia. Wykrwawial sie z dwoch ran po kulach.
    - Gdzie Keiran? Musisz wszystko kompkikowac?
    - Zawiodlem sie na tobie. Wiedzialem, ze sprzedalbys wlasna matke za pare rekopisow, ale nie spodziewalwm sie ze sprzedaz cialo i dusze tym wypierdka ludzkosci.
    - Zadziorny... to zawsze w tobie lubilem. Ale do rzeczy. Gdzie?
    - w dupie szukales?
    Mezczyzna odwrocil sie i spojrzal na kogos z boku. Ten ktos podszedl i znow bez wcisnal mu palce w rane. Bolalo ale nie krzyczal. Mial wrazenie, za facet urywa mu ramie. Przez to ze byl zwiazany i przytroczonu do betonowego slupka z numerem kwater, nie mogl sie ruszac.
    - Gdzie?
    - Nie wiem...
    - Kto wie?
    - nie wiem...
    - Nie umiesz powiedziec nic innego? Uwazasz ze jestesmy glupi czy co?
    - Tak... - odparl z najwredniejszym usmiechem na jaki bylo go stac.
    - Zmienmy taktyke. - Odezwal sie ten ktos, kogo Cillian nie mogl dostrzec. - Chlopak po niego przyjdzie. Jest naiwny jak matka. Rozgladajcie sie. Moze juz tu jest. John, niech pokrzyczy troche. Jesli nie pojawi sie Keiran osobiscie to moze przylezie ktorys z tutejszych. Zlapiemy i dowiemy sie czego chcemy.
    - Nie jestescie troche zbyt... pewni siebie? Ludzie madrzeja po smierci. Kei nie jest glupi. Wie ze to pulapka. - wykrzyczal to bo nie dosc ze facet wciaz mu grzebal w ramieniu to jeszcze mial nadzieje ostrzec Keia, ktory na pewno przyjdzie. Juz zdazyl go poznac na tyle by to wiedziec.
    - Nie badz taki madry. Wymienie ciebie na niego.
    - Ale po co? Po co ci on?
    - Niestety jest mi niezbedny. Jego matk poza tym ze byla niezimsko naiwna byla tez bystra. Bez niej nie mozemy isc dalej. A skoro nie ma jej, wezmiemy jej syna.
    - Zakon z wami konkuruje tak?
    - Szefie, za duzo mu szef mowi...
    - Moze. Poczekam az Keiran przyjdzie. Odda sie w nasze rece a potem osobiscie odstrzele ci pol glowy Cillian.
    - On nie przyjdzie.
    - Przyjdzie. Wierzy w rycerskosc. Przysiegne na honor ze jak z nami pojdzie to cie oszczedze.
    - Ale ty nie masz honoru - warknal Cillian. Staral sie jakos poluznic wiezy ale to nic nie dawalo
    - No nie mam. Dlateto juz mozesz wznosic modly do najwyzszego.

    Opiekun gral niejako na czas. Wiedzial, ze jego duszyczki poplynely juz do cieciow i to tylko kwestia czasu nim sie pojawia. Tylko zeby Kei nie pojawil sie wczesniej.

    OdpowiedzUsuń
  108. Miał ogromną nadzieję, że się nie da nabrać, ale jak widać trochę się mylił. W pewnym sensie był zły na siebie, że dał się tak podejść. Tylko skąd ta banda wiedziała gdzie ich szukać? Przecież nikt nie wiedział...Ona sam nie wiedział gdzie pojedzie.
    - Jasne. Wystarczył by mi milion, może dwa. - mruknął Cillian z krzywym uśmiechem. Powoli zaczął panikować. Stracił już niemal zupełnie czucie w nogach i robiło mu się coraz zimniej.
    - Panowie. - przerwał im kobiecy głos. Wszyscy zainteresowani odwrócili się w kierunku, z którego dobiegał. Podeszła do nich kobieta w średnim wieku. Byłaby niezwykle urodziwa gdyby nie szpecące prawie połowę twarzy przebarwienie, przez które miało się wrażenie, że kobieta zwyczajnie nie ma części policzka. Poklikała jeszcze coś palcem w telefonie i przeniosła spojrzenie, przenikliwych inteligentnych oczu na Cilliana.
    - Wiecie kogo tu mamy? To piękne wcelenie Hrabiego Vallentina de Lioncourt, wielkiego markiza czegoś tam i mistrza, najwyższego spośród czterech liści.
    Zapanowała chwila konsternacji. Mężczyźni parzyli na siebie nie do końca trawiąc tę informacje.
    - Dlaczego nic pani wcześniej nie mówiła? - warknął ten, który wydawał się szefem.
    - Bo dopiero teraz dostałam wiadomość. Takie rzeczy są skrzętnie ukrywane. Fortuna nam sprzyja...
    - Przecież on mógłby przywołać duchy, które potrzeba do...
    - Tak. - przerwała mu kobieta, by nie dokończył przypdkiem zdania. - Więc jak będzie, panie markizie?
    - Każdy duch to conajmniej jedna dobrowolna ofiara. - przynał Cillian, zgodnie z prawdą, choć pracował nad podważeniem tej teorii już od jakiegoś czasu.
    - Ofiar u nas dostatek. - przyznała. - Zawsze znajdą się biedacy, którzy by ocalić rodzinę, zgodzą się poświęcić. Więc zabieramy was obu. Taka promocja w jednym.
    Przeniosła spojrzenie na Keia. Zmarszczyła zabawnie nos. Starała się sobie przypomnieć skąd zna jego twarz ale nie szło jej to najlepiej.
    - Chłopaka do pryzmatu, a tego drugiego opatrzecie trochę bo jeszcze zemrze przedwczesnie.
    Nagle jakby wszyscy obecni bali się go dotknąć. Podchodzili, jakby Cillian był chory i mógł ich czymś wstrętnym zarazić.

    OdpowiedzUsuń
  109. - Głupi głupek. - mrukną Cillian, lądując na zimnej posadzka. Przynajmniej wydawało mu się że była zimna. Był taki zmęczony, że nie chciało mu się nawet myśleć. Długo z tym nie powalczy. Znał doskonale stadia umierania, sam je opisał. Ból, drętwienie, chłód, dezorientacja, senność... potem było już utraty przytomności, spowolnienie oddechu i sen, brat śmierci.
    Uderzył się mocno w policzek, by się nieco otrzeźwić. Musiał się zmusić do myślenia i to najlepiej do logicznego myślenia.
    - Nigdzie. Zaraz się rozpierzchną i zauważą. - tak, to było logiczne. - Kurwa sam to opisałem... Papcio sobie poradzi, jeszcze pare sekund i...
    Jak na komendę z odległości doszły ich dźwięki wystrzałów i seria z karabinu maszynowego. Tak, te stare ciecie mają w różnych miejscach pochowane karabiny jeszcze z czasów drugiej wojny światowej.
    - Spadaj stąd Kei. Po drugiej stronie ulicy jest kaplica. Ukryj się tam. Ksiądz jest... moim znajomym. Zajmie się tobą. Potem... coś wymyśle.
    Pojawił się Stephen. Patrzył na Cilliana z szeroko otwartymi oczami. Potem zniknął. Opiekun znów spojrzał na swojego ducha.
    - No na to się gapisz? Spieprzaj. Dam sobie radę.
    Przekręcił się na bok i usiadł, choć z dużym trudem.

    OdpowiedzUsuń
  110. - Maasz mnie tu kurde zostawić i spieprzać. Nie masz tyle sił, by zabrać nas obu ale starczy ci jej by przenieść swój ektoplazmatyczny odwłok gdzieś gdzie będzie bezpieczniej.
    Wyciągnął z kieszeni telefon. Kutafony zbiły mu ekran. Fuknął z niezadowolenia.
    - Nic mi nie będzie. Zaraz po mnie przyjdą ciecie. Po coś w końcu tu do kurwy nędzy są. Słuchaj Kei, im zależy na tobe i będą cie szukać. Sam masz szanse przepłynąć tak by cie nie zauważyli. To jedyna twoja sznasa by się stąd wydostać. Tyle że nie wiem czy teraz już jest to koniczne.
    Zamknął oczy. No tak, wszystko zaczyna mu się mieszać. Przełknął wielką gulę, która urodziła mu się w gardle.
    - Albo zostań tutaj. Może zdążą... Nie wiem już sam. Jak złapią nas razem, będzie koniec. Jak złapią tylko mnie, to i tak nie dostaną tego czego chcą. Nie będą szukać. Muszą jeszcze ratować swoje życie. - zachichotał ochryple. Nie mógł sobie przypomnieć numeru, pod który chciał zadzwonić. Zmusił się o otwierania oczu za każdym razem kiedy mrugał. Jeśli zamknie oczy, zaśnie. A jeśli zaśnie, już się nie obudzi.
    - Myślisz, że w piekle jest cieplej?
    Ktoś poskrobał w ściane. Potem głośniej i jeszcze raz. Coś zatrzeszczało, otarło się i upadło. Ktoś szybkim krokiem szedł po kamiennych płytach.
    - Szybciej, szybciej... - mruczał ktoś z oddali słabym gosem.
    - Oh, zamilcz Stephenie. Trzeba było od razu do mnie. Połatać człowieka to pestka, ale ożywić to już nie do mnie.
    Pojawił się snop światła z latarki a potem, z ciemności wyłoniła się siwa głowa mężczyzny odzianego w sutannie.
    - Czemu, kiedy się coś dzieje, to zawsze jesteś gdzieś niedaleko?
    Ksiądz przykucnął przy Cillianie. Pokręcił głową. Związał mocno dwie opaski jedną na ramieniu a drugą na nodze.
    - Mój drogi duchu, nie przedstawiono nas sobie, ale formaloności dopełnimy później. Tam na górze się ganiają jak głupi między grobami. Eh ta dzisiejsza młodzież... Tylko by się po mordach prali.
    Nagle, bez ostrzeżenie trzepnął z liści Cilliana w twarz.
    - Nie śpij! Słuchaj, dam ci morfine i adrenalinę. Nie wyniosę cię, musisz sam wyjść. Karetka zaraz będzie.
    Wyciągnął z torby przybornik. Świecił sobie na etykietki, ale i tak trochę potrwało nim jego słaby wzrok rozczytał te właściwe.
    - Nie wiem co mam z tobą zrobić. - zwrócił się do ducha. - Nie znam się na tym całym czary mary. - zrobił Cillianowi pierwszy zastrzyk. - Ale mam ten kryształem co się duchy w niego wsadza. Możesz do nieo wejść i jechać z Cillianem. Albo... nie wiem, poczekać w kaplicy?
    Znów uderzył Cilliana w twarz. To jakby go otrzeźwiło. Obie substancje zczęły działać. Podniósł sie na nogi, ledwo ale się trzymał.
    - Duży jest. Zrobi jak zechce. Jak z osłem...
    Mruknął bardziej do siebie niż do nich. Nie potrafił się zmusić do myślenia. Chciał tylko stąd wyjść i urzeć na trawce pod jakimś ładnym drzewem.

    Poraziła go wszechobecna jasność i czystość kiedy otworzył oczy. Irytujące pikanie, wdzierało się do czaski i zawzięcie chciało ją rozsadzić. Zamrugał kilkukrotnie. Smród wybielaczy i wszelkiej maści płynów antybakteryjnych sprawiały, że odechciewało się jeść, pić a nawet sikać. Zagapił się na kroplę jakiegoś płynu w wenflonie.
    - Wstrętne, czyste miejsce... - mruknął. - Nie znoszę szpitali.

    OdpowiedzUsuń
  111. Usiadł i dopiero wtedy zauważył breloczek, w postaci kota. Miał wrażenie, że ten sierściuch będzie go prześladował przez jakiśczas.
    - Trzeba było sobie iść. Nie potrzebujesz mnie by sobie trzepać.
    Poruszał zdrętwiałymi ramionami. Zajrzał pod szpitalną koszulę, sprawdzając stan ran, a raczej szwów. Swędziały i to strasznie. Sięgnął po stojącą na szafce butelkę wody. Dobrze że nie trzeba było jej odkręcać, bo miała słynny dzióbek.
    - Wyglądasz źle. Zbieraj się, wracamy do domu. Kurwa kaktusy mi się pewnie już zeschły. Wiesz gdzie wsadzili moje ubranie?
    Spuścił nogi z łóżka. Miał miał zamiaru zostawać tu dłużej niż to było konieczne. Nie czuł się tu pewnie. Wolał wrócić do mieszkania, swojej małej oazy, pełnej zabezpieczeń i lodów w zamrażarce.

    OdpowiedzUsuń
  112. - Cóż, nie czytm ci w myślach. Trzeba było tu nie siedzieć tylko zająć się sobą. - mruknął, jakby zły na niego, że ciągle przejmuje się innymi bardziej niż sobą. Trudno mu było przyznać sam przed sobą że cieszył się, że tu był, że na niego czekał.
    - Jak zobaczy mnie lekarz to każe mi zostać. A ja zostawać tu na prawdę nie chce. Nie mam ochoty na niespodziewanych i niechcianych gości. Zaszyje się w domu, z lodami i frytkami i z kablówką i jakoś dojdę do siebie.
    Pod szpitalną piżamką nie miał niczego. Norma. Odnalazł rurkę cewnika i krzywiąc się przy tym strasznie, wyciągnął ją z siebie.
    - Fajna to zabawa kiedy nie robi się tego po to by oddać mocz. Powinieneś kiedyś spróbować...
    Znał wiele erotycznych zabaw, które czasem urzeczywistniał z kolejnymi partnerami, o ile byli wystarczająco zboczeni by się na to zgodzić. Położył stopy na podłodze, ale zanim zdążył spiąć mięśnie by spróbować wstać, wpadła do środka jakaś kobieta.
    - Idę się wylać. - powiedział do pielęgniarki, z rozbrajającym uśmiechem. - Cewnik mi wypadł i tak jakoś...
    - Wsunąć z powrotem?
    - Nie. Poradzę sobie bez niego. Może zawoła pani doktora Crossa?
    - Tak. oczywiście. Proszę się położyć z powrotem. Za chwilę wrócę.
    Wyszła. Frajerka. Cillian wywrócił oczami. Wyciągnął sobie wenflon z żyły. Zdjął z palca wstrętny klips i odkleił z piersi dwa plastry z przewodami. Urządzenie pikające przestało dawać znaki życia, więc odetchnął z ulgą. Naciągnął spodnie i buty, nie tracąc czasu na bieliznę i skarptki. Na koszulkę włożył bluzę i już był gotowy do wyjścia.
    - No chodź, skarbie. Daj ten swój breloczek i chodź.
    Wyszedł z pokoju i spokojnym krokiem ruszył ku drzwiom. Kei dreptał obok. Kota wsadził do torby by nie zwracał niepotrzebnej uwagi. Domyślał się że wygląda źle. Pielęgniarki patrzyły na niego ze zdziweniem ale nikt go nie zatrzymał. Dopiero przy drzwiach, doszły go krzyki i rumor, kiedy pielęgniarka wróciła z lekarzem do pustego już pokoju.

    W mieszkaniu byli po prawie godzinie. Cillian specjalnie trochę polkluczył po mieście, w razie gdyby ich śledzono. Weszli znów inną kamienica, przechodząc przez piwnice, strychy i podwórka. Cenił sobie prywatność. Poza tym, za same księgozbiory które miał w mieszkaniu, czekała go bardzo sroga kara.
    Otworzył drzwi, wbił kod alarmu, złamał pieczęść i wpuścił Keia. Potem zamknął znów wszustko i odetchnął z ulgą. Wypuścił kota do mieszkania.
    Usiadł ciężko na kanapie. Zmęczył się tą drogą.
    - W porządku Kei?

    OdpowiedzUsuń
  113. - Sam sobie zrobię.
    Siedział na kanapie, przymykając powieki. Był zmęczony i było mu strasznie gorąco. POdejrzewał, ze to gorączka spowodowana nagłym odstawieniem kroplówki. Musiał coś zjeść bo całkiem opadnie z sił.
    Otworzył oczy, słysząc jak kot drze japę. Już sobie wyobrażał, jak się drze o szóstej rano, domagając się zarcia. Westchnął z rezygnacją. Podniósł tyłek i poczłapał do kuchni.
    - Dziwny z ciebie dzieciak Keiran. - mrukną, widząc jak bardzo jest słaby. - Szczęśliwe myśli. Pamiętaj o nich, bo nie polecisz do Nibylandii.
    Objął go ramieniem w pasie by go podtrzymać. Wyciągnął z zamrażarki pizze, wyciągnął z opakowania i wrzucił do piekarnika.
    - Chodź dzieciaku...
    Zaciągnął go niemal siłą do pokoju i posadził na kanapie.
    - Przypomnij sobie co ci dodaje sił. Jak znikniesz jeszcze przez jakiś czas nie będę miał sil by cie sprowadzić z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  114. POszedł po kota. Postawił mu miskę z mlekiem na podłodze i wrócił do Keia. Właczył telewizor i czekał aż jedzenie się zrobi.
    - Nie mam siły nawet jeść a co dopiero się użerać z twoim staruszkiem. Popzednio dałeś sobie bez niego.
    Wsunął dłoń pod jego koszulę i zaczął badać znów jego plecy. Dobrze że piekarnik sam się wyłącza, przynajmniej nie spali domu.
    Zdjął z siebie bluzę, by się trochę ochłodzić. Objął Keia i przytulił do siebie. Chłod jego duchowego jestestwa był niezwykle przyjemny.
    - Nie mam telefonu... - mruknął, po kilku chwilach. - Popsuł się a nie mam drugiego.

    OdpowiedzUsuń
  115. - Zdrzemnę się trochę i poszukam, może mam jakiś stary telefon... Nie znam go. Nie ufam mu, ale to twój nie mój ojciec. Jak się zdasz na intuicje to będziesz wiedział co robić. Mam tylko nadzieję, że on nie bawi się z nami w dobrego gline... bo na prawdę nie chce spotkać tego złego.
    Uchylił jedną powiekę i spojrzał na niego. Chłopak już dawno mógłby siedzieć w ciele, jakimkolwiek ciele i nie byłoby żadnych problemów. Ale był uparty i niewiedzieć dlaczego, interesowało go zdanie innych.
    - Ależ ci się przypomniało w takim momencie. Musisz poćwiczyć wczuwanie się i wybieranie wlaściwych momentów. - parsknął śmiechem. - Jutro to zrobimy jak chcesz. Załatwie telefon i zadzwonie do kogo trzeba. Obudź mnie za chwilę. Nie chce byś mi wsiąkł w materac.

    OdpowiedzUsuń
  116. - W ogóle przestań mi matkować... Umiem jeszcze jakoś żyć.
    Przekręcił się na plecy, kiedy Kei się odsunął. Wcale nie polepszył tym sytuacji. Piekarnik wydał dźwięk, oznajmiający że jedzenie gotowe. Zwlukł się z kanapy.
    Nie czuł głodu ale i tak musiał jeść. Przypomniał mu o tym napis umieszczony na biurkiem. Zamiast przekonywać Keia by wrócił na kanapę, sam zajął miejsce obok niego, na podłodze. Pozwolił mu się do siebie przytulić. Siedzieli na podłodze, oglądali telewizje a Cillian jadł. Po wchłonięciu całej pizzy, przygarnął Keia bardziej do siebie.
    - Chcesz pizzy? - spytał, jakby z kosmosu.

    OdpowiedzUsuń
  117. - Słucham? Mocne sześć? Chyba żartujesz.
    Fuknął, udając urażonego. Co prawda nie miał za bardzo sił ani motywacji, żeby podwyższyć tę ocenę, ale to nie znaczyło , ze nie miał zamiaru tego zrobić.
    Wsunął dłoń pod jego koszulę i zaczął głaskać jego plecy, wyczuwając palcami każdą bliznę. Już przyzwyczaił się do ich dotyku. Wtelewizji leciał jakiś program o gotowaiu. Zawse wyglądało to na takie proste. Dodać jajko, mąkę, coś tam i do piekarnika. Dzyń i gotowe. Szkoda tylko że w praktyce kazywało się to prawie tak trudne jak uwarzenie jakiejś substancji chemicznej.
    - Kupiłem lody oreo - mruknął po dłuższej chwili milczenia. Właściwie nie był pewny dlaczego znalazły się w jego koszku, ale czy miało to większe znaczenie?

    OdpowiedzUsuń
  118. - Jakoś nie zauważyłem. - przyznał zgodnie z prawdą. - Ale to chyba dobrze. Szwy swędzą. Zaraz je powyciągam.
    Podniósł się po paru minutach. Chwilę potrwało nim znalazł w szufladzie cążki. Zdjął bluzę. Był jeszcze trochę obolały. Sińce zmieniły kolor na żółtawy, co znaczyło ze zaczeły się goić. Sprawnie przecinał po kolei niebieskie żyłki. Blizna była wąska i prawie niewidoczna. Miał tylko nadzieję, że się nie rozejdzie jak to zwykle bywa. To samo zrobił ze szwem na udzie. Wziął pryszic by zmyć z siebie zapach szpitala.
    Ubrał się w coś czystego. Znalazł stary telefon. Przełożył do niego kartę sim i się skrzywił. 58 nieodebranych połączeń i ponad 70 nieodebranych wiadomości. Zastanawiał się czy w ogóle chce je odczytywać.

    OdpowiedzUsuń
  119. - Będę musiał oddzwonić a nie mam na to szczególnie większej ochoty. Muszę jeszcze iść na cmentarz, sprawdzić straty...
    Wziął od niego karteczkę z numerem. Na prawdę nie chciał dzwonić do tego mężcyzny, ale właściwie nie miał wyboru.
    - Włąściwie to miałem wrażenie, że kiedy się obudze, o ile się bym obudził, będziesz już siedział w nowym zgrabnym ciałku. Tydzień to aż nadto czasu.
    Wybrał numer mężczyzny i oddał telefon Keiowi.
    - Masz, lepiej sam z nim porozmawiaj, nie będzę ci musiał wszystkiego powtarzać.
    Z zamrażarki wydobył lody i wrócił na kanapę. Przesunął się w bok, robiąc Keiowi miejsce obok siebie.

    OdpowiedzUsuń
  120. - Nieznoszę kiedy ludzie mówią tymi pokrętnymi zagadkami. Ta nie należy do bardzo orginalnych.
    Wsuwał lody bardzo powoli, jakby się nad czymś zastanawiał. Nie był pewien jak powinien postąpić. Skoro Rój wiedział już kim jest, będzie miał dużo problemów. Niedługo rozniesie się to po innych organizacjach i będą go ścigać i tropić, jak poprzednio. Ledwie to pamiętał, ale to co nawiedzało go w snach mmówiło bardzo wiele.
    - Nie wiem, czy nie będę musiał wyjechać. Skoro ona się dowiedziała, niedługo dowiedzą się wszyscy. Łącznie z potomkami tych, którzy zginęli.
    SPojrzał na swojego ducha. Nie chciał wyjeżdzać. Na prawdę lubił to miasto. Ale to co się mogło stać, nie tylko z nim, mogłobyć na prawdę straszne.
    Pocałował go. Mocno ale nie szaleńczo jak miał w zwyczaju. Dużo ubrań na sobie nie mieli, więc już po paru chwilach leżał na jego nagim ciele. To co się teraz działo, było czystą definicją kochania się, a nie pieprzenia jak poprzednio miało to miejsce. Chyba baj tego potrzebwali.

    OdpowiedzUsuń
  121. Dawno z nikim się tak nie kochał. Zwykle chodziło mu tylko o to by się zaspokoić, naszybciej i najmocniej jak się da. A teraz kochał się z mężczyzną i do tego martwym. I podobało mu się to.
    Gładził palcami jego skórę, poszukując wszelkich nierówności i blizn.
    - Nie wiem dokąd. Nigdzie nie czuje się jak w domu. Nie czuje się bezpieczne. Czasem na prawdę żałuję, że mnie ściągnęli, że kazali mi wrócić do życia. Może jednak ukryje się pod ziemią? Przyzwyczaiłem się już do tego miasta. Nie chce mi się uczyć znów map i miejsc nowych miast. w ogóle lepiej ci?

    OdpowiedzUsuń
  122. - Może jeszcze powiesz, że gdybym nie wrócił do zycia nie miałbyś z kim kopulować. - parsknął. - Podejrzewam, że gdybym jednak pozostał martwy, miałbyś dużo mniej problemów. Właściwie to pewnie żadnego takiego jak teraz.
    Lubił jego towarzystwo, pomijając oczywiście jego upierdliwość i upartość. Podobał mu się jego dotyk. Chłodna, nierówna skóra, która tak strasznie przyciągała do dotyku. Wiedział doskonale, dlaczego Lucien nie chciał mu się spotkali. Wkorzystałby chłopaka, pewnie nie raz i tyle. Ale może pomógłby mu. Może nie pozwoliłby go zabić. Wystarczyło trochę wysiłku. Ale to wszystko już należało do przeszłości.
    - Dlaczego nie chcesz ciała Maxa? Gdybyś był żywy, wszystko by było może prostsze. Nie wiem co dalej robić. Pierwszy raz odkąd pamiętam, nie wiem co robić. Nie wiem dokąd iść. Jedni chcą mnie zabić z zemsty, inni chcą mnie złapać, dla paru rzeczy które wiem, inni chcą mnie chronić, ale mierni im to wychodzi. Sobie nagle wszyscy o mnie przypomnieli, jaky nie mogli dać sobie spokój. A ja? Ja mam swojego ducha i jego dziwnego kota, Bucefała. Jeszcze do tego szukają tego mojego ducha, bo coś otwiera. Nie wiem co to i to mnie drażni. Przychodzi mi na myśl tylko jedna rzeczy, ale to dość nierealne... A ja chce tylko leżeć i jeść.

    OdpowiedzUsuń
  123. - Podstawowa zasada to nie gdybać. Gdybanie przyosi złe myśli i rodzi kłótnie.
    Założył rękę do tyłu ioparł na niej głowę. Leżeli w jego łóżku, ale nie sięgał poduszki.
    - Możemy poszukać innego. Wiesz, że będę cie musial odesłać. NArobiłeś zbyt dużego zamieszania, by cie przemycić jak Stephena czy Anabell. Coś na pewno będziesz potrafił. Widziałeś co twój ojciec robi z cieniami. może masz podobny talent. Dopóki jesteś martwy nie da się tego odkryć.
    Wpatrywał się w sufit. Codzinnie badał te stare konstelacje na suficie. Często obiecywał sobie, że je naprawi ale malować nie potrafił i chyba się obawiał że zniszczy ich magiczny wyraz.
    - Wygląda jak Bucefał. Jego miejsza wersja... Pokażę ci później rycine. Jak mi przypomnisz, oczywiście.
    Oblizał wargi i ułożył w myślach to co chce powiedzieć. Sam nie był pewien czy to w ogóle logicznie brzmi ale może trzeba było to wypowiedzieć na głos by się przekonać.
    - Jest pewien skarb, ukryty głęboko w ziemi. Zgodnie z legendą ukryto go w pieczarze, pełnej zycia, z własnym słońcem, zwierzętami i roślinami. Czytałeś kiedyś "Podróż do wnętrza ziemi" Juliusza Vernea? Tam to jest ładnie opisane.Tak czy inaczej ten skarb był ukryty w skrzyni. Powstał nawet o tym mit i nazwano to Puszka Pandory. Skrywa wielkie sekrety wielu światów. Są ludzie, którzy wierzą że istniej i jej szukają. Naziści to robili w czasie wojny. Podobno nawet się dokopali do tego raju. Wiesz, poznałem twoją matkę. Nie pamiętam jej dobrze, ja byłem w kiepskim stanie i ona podobnie. Zanim odeszła plotła o pieczęci z krwi, zapłacie za krew. Wtedy nie wiedziałem naet o co jej może chodzić, ale teraz to jest takie logiczne. Pieczęć, kórą może otworzyć tylko ona lub krew z jej krwi, czyli ty.

    OdpowiedzUsuń
  124. - Powiem ci co ja bym zrobił. Oni nie są tempi, bez względu na to co można o nich sądzić. Dopóki jesteś duchem tutaj, będą chcieli cie złapać. Jeśli przeniesiesz się w zaświaty, zwyczajnie cie przywołają. Poza mną tę sztukę zna jeszcze wiele ludzi. Więc najlepiej by było gdybyś został tutaj jakiś czas. Tylko że nie przestaną cie szukać. Jesteś w prawie takiej samej sytuacji co ja. Tylko że ty masz jeszcze jedną możliwość. Możesz wejść w ciało, zmienić wygląd na paredziesiąt lat. Aż znów nie umrzesz.
    Przesunął się nieco by mógł wygodniej usiąść i sprawdzić czy przypadkiem skóra na bliznach się nie rozeszła. Ciągle mu się to zdarzało i potem z cienkich płaskich blizn powstawały duże wypukłe i dziwne ślady, jakby ktoś wygryzł mu kawał mięsa.
    - Nie ma bardzo dobrego rozwiązania. Czasem zwyczajnie trzeba wybrać mniejsze zło.

    OdpowiedzUsuń
  125. - To tylko moje zdanie. W innym żywym ciele byłoby cie trudno znaleźć. Byłaby duża szansa, że nie znaleźliby nigdy. Ale to też nie znaczy że nie musiałbyś być czujny
    Odkręcił butelkę z wodą, sotjącą przy łóżko i pociągnął kika dużych łyków.
    - Miałeś pewnego pecha Keiran. Ale gdybyś się zdecydował na życie, mógłbyś być kim zechcesz. Być niezależnym. I nie musiałbyś pracować dla Izby. Nikt... nie musiał by o tym wiedzieć. Pare osób jest mi winnych przysługi więc... zamkną oczy jak będziesz przechodzić. Mógłbym cie zabrać ze sobą na jakiś czas. Dopóki nie poczułbyś się bezpiecznie. Bez względu na to czy będziesz materialny czy nie. Chociaż... gdybyś nie był materialny, oszczędziłbym na jedzieniu. -parsknął śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  126. - Nie wiem co byłoby później. Nie jestem jasnowidzem, ale jak chcesz to ci jednego przedstawie. Mieszka dwa piętra pode mną. Zabawny człowiek.
    Przeniósł spojrzenie na Keia a potem na kota. Zawsze uważał, żekoty mają jakiś drobny pierwiastek od diabła. Może to potomkowie demonów i psów? Pasowałoby. Poza tym, te ich patrzące w jeden punkt oczy, którymi prawie nie mrugają, mogą odebrać duszę.
    - Może sam byś zechciał odejść i zwiedzić sobie świat. Nie patrz na mnie jak na jakiegoś potwora bez uczuć. Mam taką opinię i jakoś z tym żyje. Jak będziesz chciał jednak poszukać ciała to powiedz.

    OdpowiedzUsuń
  127. - Myślisz, że trzymałbym cie przy sobie na siłę? Bo obiecałeś? Chyba nie należę do ludzi, z którymi można i chce się żyć, Kei. Trudno się ze mną nawet śpi a co dopiero rozmawiać.
    Od dziecka miał koszmary. Budził wszystkich i za to obrywał. Keidy niedo podrósł, zaczął spędzać noce na cemntarzu, gdzie jego nocne krzyi były uznawane za krzyki potempionych dusz. Potem był trochę lepiej a od jakiegoś czasu było strasznie. Właściwie śnił co noc. I żaden z tych snów nie był miły.
    Sięgnąłpo telefon, którypodał mu Kei. Odczekał trochę i odebrał, chociaż bardzo nie chciał.
    Dzwoniła Jill, słynna szefowa. Pytala jak się czuje, czy może wrócić do pracy czy wie coś o Keiranie, dlaczego uciekł ze szpitala... Tak, mogłaby pytać całe godziny, ale w końcu jej przerwał i powiedział kilka krótkich zdań, że czuje się dobrze, że w szpitalu śmierdzi, że Kei jest bezpieczny, że Rój chce go złapać i że żąda podwyżki.
    Ostatni postulat Jill raczej wyśmiała, bo mimo wszystko zarabiał całkiem nieźle. Dostał jeszcze całe dwa dni wlnego, a potem ma się z powrotem stawić w pracy. I przekazała też że Ian o niego pytał. Cillian wywrócił tylko oczami i się pożegnał.
    - Przez dwa dni mogę opanować świat. - mruknął do siebie. Ale tyle to i tak dużo. Mógł dojeść. Znów spojrzał na kartkę wiszącą na ściwnie. W mieszkaniu było ich kilka. Jeść. Musiał pamiętać żeby jeść.
    - Właściwie to, ta cała sprawa z Rojem i Zakonem jest dziwna. Przecież Izba ma swoje wtyki i informatorów. I oni niby nie wiedzą o takiej akcji jak polowanie na Puszkę Pandory? Skoro rozpoczął się wyścig Izba powinna dołączyć. A oni każą mi grzebać w kanałach

    OdpowiedzUsuń
  128. - Podejrzewam, że twoja matka, ta prawdziwa, nie była tym za kogo się podawała. Wydaje mi się, że mogła by Kretem... Dowiedziała się co chcą zrobić, może nie miała czasu się skontaktować, może ją zdradzono... a może nie miała komu zaufać. Możliwe, że ona to znalazła. Oni się dowiedzieli i... chcieli to dla siebie. Jest wiele możliwości, Kei. Ważne, że wykorzystała tą bardzo trudną sztukę... Kurde, jest dużo więcej prostszych pieczęci, które mogła postawić. A ona wybrała piekielnie trudną pieczęć, której nie można otowrzyć samą krwią. Potrzeba do tego woli. Krew już mają, z twojego ciała, teraz potrzebują ciebie byś zechciał to otworzyć. Eh, muszę to przemyśleć. Poszukam czegoś w książkach, może coś znajdę.
    Spojrzał uważnie na Keirana. Lubił go. Chłopak go słuchał i wydawał się rozumieć, chociaż część.
    - Nigdzie nie wyjeżdzam. Tu jesteśmy względnie bezpieczni. Po prostu niebędziemy chodzidzić na zewnątrz. Tylko mi się tak wydaje, czy ty próbujesz mi powiedzieć, że ci się podobam? I chcesz ze mną być?

    OdpowiedzUsuń
  129. - Wywnioskowałem to z tego jak patrzył na mnie twój ojciec. PEwnych rzeczy się nie da ukryć. To prawda, nie powinieneś chceć być ze mną. Jestem niebezpieczny. Taki mam status w papierach. Wpadam na różne głupie pomysły i mam tę cała zakazaną bibliotekę, z której czerpie wiedze. A ja wcalenie powiedziałem, że nie chce.
    Podniósł się z łóżka. Włożył coś co leżało najbliżej i jeszcze nie nadawało się do prania. Czas wrócić do pracy.
    Zasiadł przy stole kreślarskim i przebadał wzrokiem planszę. Pentagram był niezwykły, zupełnie inny niż te które wcześniej tworzył. Miał taki być, ale i tak był zadowolony z efektu. Zastanawiał się tylko, czy zadziała tak jak powinien. Wział rapitograf i wrócił do wyrysowywania najmniejszych szczegółów.

    OdpowiedzUsuń
  130. sPojrzał na zapiekanę a potem na Keia.
    - Dzięki. Matka i ojciec byli conajmniej pijani kiedy mnie robili, więc cieszę się ż problem z odczuwaniem łaknienia to jedyny defekt po nich otrzymany.
    Rozkręcił rapitograf i wrzucił go do szklanki z wodą. Mógłby szybko zjeść, ale po co ryzykować że tusz zaschnie i będzie musiał wysysać skrzeplinę i potem mieć całą czarną od tuszu gębę.
    - To pentagram, trzeciego stopnia. Stopni jest pięć, jakbyś chciał wiedzieć. Chociaż rysowanie tego najwyższego stopnia, zajmuje zwykle około... miesiąca, to w swoim dorobku mam takie cztery. Pracuje nad pentagramem przywołania, w którym będzie można pominąć składanie ofiary... To jest tak, kiedy przywołuje się na ziemie ducha, trzeba w zamian oddać inną duszę,która dobrowolnie uda się na miejsce tamtej, bez względu czy to będzie w piekle czy nie. Jest pewna stała liczba porządkowo dusz będących w zaświatach i na ziemi. Nie można zaburzać tego porządku. A ja chce stworzyć pentargam, który pozwoli nie tyle, wezwać duszę na ziemie by mogła tu zostać, a taki który stworzy pomost między ziemią a zaświatami. pozwoli to na rozmawianie z duchem, bez ściągania go tutaj. Rozumiesz?
    Zabrał się za jedzenie. ciągle zastanawiał się czy ten pentargam nie pownien być jednak czwartego stopnia, ale trudn, najwyżej zacznie od początku.

    OdpowiedzUsuń
  131. - Czasem dają. Jak muszę iść do kibla to widzę jedną i dobie przypominam, że powienienm coś zjeść. No, chyba że akuratnio nie chce mi się przez cały dzień sikać. - wzruszył ramionami. - To wtedy opierdalam się na noc i czuje się z tym bosko.
    Zjadł do połowy i odlożył na razie zapiekankę by żołądek zdążył nieco strawić to co już dostał w darze od swojego pana i władcy.
    - Przydałoby się to na przykład po to by porozmawiać z twoją matką i się dowiedzieć o co tu tak na prawdę chodzi. Albo by pogormzwiać z Lucienem i wyciągnąć z niego, to gdzie wsadził książki które mu pożyczyłem a których mi nie oddał.
    Parsknął śmiechem i spojrzał na niego uważnie. Kei potrafił go rozbawić. Chociaż czasem nie robił tego specjalnie. Tak, polubił go zdecydowanie za bardzo.
    - Nie dała mi dwóch tygodni... tylko dwa dni. Za bardzo ich wkurzam by dali mi więcej. Chociaż już od paru lat mam zaległy urlop. Jakby to zsumować, to wyszłoby... jakieś cztery miesiące, albo więcej... Ja potrzebuje mieć o czym myślać bo dostaje depresji. Zapiekanki?

    OdpowiedzUsuń
  132. - Nie wiem czy są tam jeszcze jakieś kryjówki, których nikt by nie odkrył, ale właściwie możemy poszukać. Wszystkie te ksiązki to rękopisy. Jednye egzemplarze na świecie. Tak mi się przynajmniej wydaje.
    Właściwie nawet nie próbował mu się opierać. Kei był jedyną osobą którą znał, która potrafiła go w tak łatwy sposób do czegoś przekonać.
    - Nie wydaje mi się, że potrzebujesz zapiekanki by dać mi swego tyłka. Wcześniej jakoś nie oponowałeś i nie żądałeś zaiekanki.
    Zawsze czuł dreszcze, kiedy go całował. Kei był chłodny, niezwykły. Wydawało mu się że to może dlatego robi to tak chętnie. PRzynajmniej tak to sobie usprawiedliwiał. Tak właśnie chciał to rozumieć. Głaskał jego plecy i pośladki.
    Pożałował, ze w ogóle przełożył kartę do innego telefonu. Mógłby poczekać jeszcze jakiś czas i dopiero potem się przejmować tym kto i czego od niego chce.
    - Nie, on po prostu chce odzyskać bluzę a ja ją już polubiłem.
    Odebral, bo Ian potrafił być upierdliwy. Ian mówił niepewnie, co było do niego niepodobne. Cill wyczuł ze coś jest nie tak, więc po prostu spytał o co chodzi.
    Po chwili ciszy, dowiedział się, ze Ian znów chciałby się spotkać. Chyba go zaskoczył. Cillian prychnął, opanpwując zdziwienie. W prost powiedział, że raczej nie ma na to szans, bo na razie i nie wie jak to długo potrwa, ma kogoś bardziej na stałe i nie ma czasu bo pracuje. Rozłączył się zanim mężczyzna zdązył dopytać o szczegóły.
    - Jakby mnie to obchodziło, że chcłopak ma chciace.

    OdpowiedzUsuń
  133. [ Wpisz się na listę obecności xD
    Zastanawiam się czy kupić soie kobaltowe podkolanówki do jazy. Co sądzisz? Pasuje taki kolor do beżowych bryczesów?]

    - A co? Jesteś na miejscu i do tego chętny. Na jakiś czas na miejscu przynajmniej.
    Miał wrażanie że nie ma czasu ani możliwości bycia z kimś na dłużej. Zwyczajnie sam by ze sobą nie wytrzymał. Ciągle narzekał, marudził i pracował. Gadał do siebie i do tego miał pewne przyzwyczajenie, z kórych nie chciał rezygnować a które pewnie byłyby niedopuszczalne dla kogoś z kim mógłby być.
    No tak, jeszcze on musia się wtrącić. A już planował jak tu zamówić pizze.
    - Zapytaj czy to sprawa życia i śmierci. Idę tylko kiedy to sprawa śmierci. Życie jest nudne.
    Sięgnął po resztą zapiekanki.

    OdpowiedzUsuń
  134. [ Myślisz, ze ja wiem że to kobaltowy? Ja bym to nazwał niebieski średniociemny. Ale w nazwie było kobaltowy XD ]

    - Wiem, że Rój nas szuka. To jest raczej bardziej niż oczywiste. - prychnął, jakby Xavier uraził jego inteligencje. Przeanalizował wszelkie możliwe za i przeciw już wcześniej. Ale że iał tylko dwa dni wolnego, lista możliwości była bardzo ograniczona.
    - Nie wiem czy powiesz mi coś czego bym się nie spodziewał.
    Znów wzruszył ramionami. Właściwie nie chciało mu się ruszać. Żałował że ten mężczyzna ma jego numer telefonu. Miałby spokój i mógłby się wyspać.
    - Jak chcesz Kei. - mruknął do swojego ducha. - Mnie to obojętne.
    Może nie powinien taki być. Może powinien bardziej dbać i przejmować się tą sprawą. Dziwnie przyzwyczaił się do tego, że Kei z nim mieszka, że ma towarzystwo i że może spokojnie pracować.

    OdpowiedzUsuń
  135. [ Ja odróżniam aż trzy odcienie niebieskiego i jestem z siebie dumny :D Błękitny, niebieski i granatowy :D ]

    - Wyjdziesz stąd ze mną albo wcale.
    Cillian był już gotowy do wyjścia. Ubrał się nawet ładnie, w dość dopasowane ubrania, które przyjemnie podkreślały jego ciało.
    - Myślisz, że puściłbym cie samego? To że mi się nie chce ruszać nie znaczy że pójdziesz sam. Taka zależność... zabawne, prawda?
    POdrzucił w dłonie kluczyki do samochowu. Wolał nie jeździć na razie motorem, bo nie był pewien czy utrzymałby rownowagę. Sprawdził czy ma broń. Poczekał aż Kei włoży buty i się wyprostuje. Przycisnął go do ściany, może trochę zbyt mocno i spojrzał mu w oczy
    - Wiesz, że większość normalnych ludzi, dbających o swoje dobro, już dawno by ode mnie uciekło?

    OdpowiedzUsuń
  136. - Chciałbym poznać twoje sposoby wbijania komuś pewnych rzeczy, może niekoniecznie do głowy.
    W miecie był duży ruch. Ludzie wciąż wracali z pracy lub z zakupów do domu, więc ciągle się w pobliżu ktoś kręcił. Wsiedli do samochodu i siedzieli chwilę w środku, jakby obaj nie byli pewni co zrobić.
    - To gdzie się z nim umówiłeś? - spytał odpalając silnik. Wyjechał na drogę, chociaż wciaż miał wrażenie że to zły pomysł. Kei chyba czytał mu w myślach bo po chwili poczuł jego dłon na udzie.
    - Zastanawiam się, gdziesz on znów będzie chciał cie umieścić...

    OdpowiedzUsuń
  137. - Grób... Rodziny Moorów. -mruknął, uświadamiając sobie gdzie Xavier chce ich zobaczyć, a raczej Keia. Ale nie było wiekszego wyboru. Zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych i położył za szybą zgrabną karteczkę, informującą że kierowca jest niepełnosprawny. Wyrobił sobie tą legitymacje już jakiś czas temu. Pozwalało to na więcej niż można się było spodziewać.
    - Nie martw się, ja też mu nie ufam. Wyrastający nagle pos ziemi rodzice są podejrzani. Jakby mój się nagle pojawił i chciał niewiadomo czego, to bym mu chyba strzelił w łepetyne.
    Zaciągnął ręczny. Wsadził sobie kota do kieszeni kurtki. Wystawał tylko łeb i przez jakiś czas darł się strasznie
    - Mam wrażenie, że mogłoby to być dla ciebie najlepsze wyjście... Ale wkurza mnie ten człowiek, więc i tak będzie mi musiał zapłacić
    Wysiedli i ruszyli do bramy cmentarnej. Cillian znał tener na tyle, by mogli pokluczyć trochę między grobami i znaleźć się we właściwieym miejscu we właściwym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  138. - Moorowie od pokoleń walczyli z... takimi jak ja. Nie chcieli żadnych przejawów magi, ekseprymentów na ludziach, przywoływania rożnych istot i takich tam. Rodzina miała niezwykłe zdolności jasnowidzenia i mediumistyczne do tego. Znałem paru Moorów. Z Ulissesem miałem kiedyś romans, zanim dowiedział się, czym się zajmuje. No ale to było... ze dwa wieku temu. Dawno i nieważne. Ich grób jest niemal święty, bardziej niż kościoły. Spędzałem tam całe dnie i noce, kiedy byłem dzieckiem. Nie miałem do kogo uciec. Zostały mi tylko umarli.
    Pojawili się jak na zawołanie. Zadowoleni, ze nic złego im się nie stało.
    - Cillian wyglądasz na zadowolonego. Coś się stało?
    - Pewnie kolejny Tytanik zatonął i policzyli już rannych.
    - Przestań... - mruknął kolejny duch, uciszając poprzednika. Rozpoczęła się krótka kłótnia między zjawami, z czego Opiekun i jego duch skorzsystali. Weszli do grobowca i zasiedli na dwóch sarkofagach.
    - A tatuśka nie ma...

    OdpowiedzUsuń
  139. - Źle dobierasz przyjaciół, Xav. - mruknął Cillian. - Nie do końca rozumiem, jak można być takim palantem. Widocznie to tajemna sztuka Roju. - wzruszył ramionami. Zapalił papierosa. Zawsze czuł się bezpiecznie w tym grobowcu, ale teraz, kiedy nie był tu sam, miał wrażenie, że coś jest nie w porządku. Nie podobało mu się to wszystko.
    - No a teraz na poważnie. Czego chcesz i dlaczego nie mogłeś tego wyłuszczyć przez telefon?

    OdpowiedzUsuń
  140. Przez chwilę miał wrażenie, że ten człowiek nie jest normalny. Potem doszły myśli i domysły, odnośnie jego zdowia psychicznego. Może Rój pomieszał mu w głowie tak bardzo, że nabawił się jakiejś choroby psychicznej?
    Cóż, wszystko było możliwe.
    To miało nawet swoją nazwę, ale akurat teraz nie umiał jej przywołać. Przez chwilę stukał palcami w płytę na której siedział. Może to wszystko nie było ak płytkie? Może trzeba kopać głębiej i dalej, by dowiedzieć się więcej? Musi odnaleźć albo stworzyć drzewo genealogiczne tej rodziny. Jesli chociaż część rodziny miała zdolności, to na pewno będą wspomnieni w księgach.
    Pochylił się nieco w kierunku Keia i najzwyczajniej w świecie, pocałował go w kark. Potem objął go ramieniem i wyszeptał do ucha.
    - Zabije go jak zechcesz... Wiesz, że mogę bardzo wiele. Zmienie go w kamień. Albo zwyczajnie wypale od środka. - miał oczywiście na myśli Blythea, ale brzmiało to wystarczająco strasznie by Xaviwr mógł uważać że to o nim. Znów pocałował go w kark, a potem spojrzał na mężczyznę.
    - Na ojcowskie rady trochę za późno. Keiran jest już dorosły i zrobi co zechce. A to czy dobrą decyzje podjął, dowiemy się penie dużo później. Więc, albo powiedz coś użytecznego albo... no wlaśnie... Albo nie mów nic.

    OdpowiedzUsuń
  141. - Żyjesz na obcej planecie. - mruknął Cillian. - Jakbyś był bystry to wiedziałbyś jak sprawdzić co się w domu z twoim własnym synem dzieje. Więc... albo nie jesteś bystry, abo doskonale wiedziałeś.
    Podejrzewał, że coś jest nie tak. Ale dopiero kiedy cienie zaaakowały, domyślił się co było nie tak. Było zbyt ciemno. Wszystk ooklejone było cieniami. Cofnął się o krok. Jak on nie znosił niespodzianek. Mogłby dać sobie radę ze wszystkim, tylko nie z tym czego się nie spodziewa. Nie było dużego wyboru. Miał jedną jedyną przewagę w tym, że ciebie go tylko otoczyły i nie śmiał go dotknąć. Zerknął na Keia. Potrzebował jeszcze paru chwil.
    - Czyli... o co właściwie chodzi? Na siłę znów chcesz uszczęśliwić dzieciaka? Czy może znów go chcesz skazać na horror, pełen poniżenia i bólu? Spójrz na niego i powiedz prawdę...
    Spojrzał i tego potrzebwał. Wyszarpał broń i strzelił. Nie był nawet pewien czy tafił, ale słysząc krzyk wiedział że tak. Nie wiedział w go go trafił i to nie było ważne. Liczyło się to, ze facet się zdekocentrował. Cienie się rozpierzchły. Złapał Keia za rękę i pociągnął za sobą w stronę wyjścia. Odwrócił się jeszcze. Xavier trzymal się za ramię. Więc trafił w miare bezpieczne miejsce.
    Biegli przez cmentarz w kierunku parkingu.
    - nic mu nie będzie. - powiedział do Keia, kiedy rzekroczyli bramę. - Dostał w ramie. Wsiadaj.

    OdpowiedzUsuń
  142. Szturchnął go, nie za bardzo wiedząc jak z nim postąpić. Podejrzewał szok, ale czy duchy mogły być w szoku?
    Zdjął kurtkę, odwiesił kaburę i stanął przed chłopakiem.
    - Kei? No weź się obudz. Myślisz że wiem jak postępować z duchami w takim stanie?
    Objął go i przytulił do siebie. Fascynowało go to jak wyraźnie czuł a twarzy jego włosy. Każdy kosmyk odzielnie, jakby lekko targane wiaterkiem.
    - Keiran... No weź się ocknij...
    Potrząsnął nim lekko. Zastanawiał się co teraz zrobić. Jedyne co mu orzychodziło na myśl to, zabranie Keia do granicznego miasta. Mogli być tam bezpieczni, dopóki to wszystko trochę nie ucichnie. Mógł też wprowadzić się na jakiś czas do kogoś ze znajomych, ale jakie miał dowody na to, ze ten znajomy ich nie zdradzi? Nie, zostawało tylko miasto.

    OdpowiedzUsuń
  143. Pokręcił głową. Nie znał się na tym... Relacje między ludzkie, pocieszanie, współczucie to były właśnie te elementy, z którymi nigdy sobie nie radził, których nie rozumiał i nie znał, bo tak na prawdę nikt mu ich nie pokazał i nie pozwolił poznać.
    Wziął kota i zaniósł go do kuchni.
    - I co Bucefał? Jeść byś chciał, co? Mogę ci dać pasztetu. To chyba jedzą małe koty, co?

    Zasiadł do pracy, ale co chwilę spoglądał na Keia. Nie mógł się skupić, dopóki on am tak siedział. W końcu podniósł się i usiadł obok niego na podłodze.
    - To co? Kamień? Bo właściwie to mogę mu wsadzić taką rurkę i będzie z niego fajna fontanna... Chociaż nigdy tego nie robiłem.

    OdpowiedzUsuń
  144. - Jakby to powiedzieć... Widzisz, te książki część tych książek zawiera wiele ciekawych przepisów i sposobów na zemste, pewien rodzaj nieśmiertelności, eksperymenty... Jest na prawdę wiele możliwości.
    Siedzieli jakiś czas na podłodze, a Cillian zastanawiał się czy miałby wszystkie składniki, potrzebne do rytuałów.
    - Wymyśl sobie co chciałbyś mu zrobić, jaka twoim zdaniem kara będzie dla niego najlepsza, a ja ci powiem czy to możliwe. Zmasta jest taka cudowna... Tylko nie mów, że jej nie chchesz bo jeśli się zemścisz, będziesz taki jak "oni". kimkolwiek są ci "oni".

    OdpowiedzUsuń
  145. - Oczywiście, ze nie masz. Ludzie zwykle są tacy pompatyczni i nudni. Odrzucają potężne artefakty, zemstę, złość, możliwość bycia szczęśliwym, tylko dlatego że gdzieś tam w środku kryją się dawno zapomniane zasady moralne. Moralność jest przereklamowana. Rodzice uczą dzieci jak być miły, że mają się dzielić i szanować innych, a potem te dzieci przekonują się że świat im sie nie odwzajemni tym samym i sie męczą, bo w końcu mają swoje zasady. Ani to mądre ani to dobre. - wzruszył ramionami. Sięgnął po notes i ołówek. - No dobra... Co proponujesz? Ma cierpieć ból przez jakiś czas, czy może powoli stracić zmysły? A może... chcesz go upokorzyć? Mogę sprawić że nie zapadnie w śpiączkę i lekarze będą go utrzymywać przy życiu nie wiedząc, ze od wewnątrz trawią go ognie piekielne. Będzie musiał znosić ten ból do końca życia. A może... nie... pochowanie żywcem to zbyt krótka męka. Mogę mu jeszcze zesłać halucynacje. Bardzo potworne. No nie wiem... Tyle pomysłów... tylko jeden obiekt.

    OdpowiedzUsuń
  146. - Podejrzewam, że nie będę miał zbyt wiele możliwości by go dorwać, więc musisz się zdecydować jak najszybciej. Mogę go wprowadzić w świat koszmarów, które w jego umyśle będą wyglądać na prawdę. Ciało pozostanie w śpiącze, ale umysł doświadczy wszelkich potworności. Każda rana i ból, będzie odczuwać tak jakby to wszystko działo się na prawdę. Tak... Strach, ból i upokorzenie w jednym. Niestety, nie jestem niepokonany i ktoś może porzyżować moje starania. O ile się zrientują co go trafiło.
    Podniósł się z podłogi i poszedł do kuchni, nastawić ekspres. Potrzebował kawy, bo wiedział że dziś spędzi jeszcze dużo czasu na pracy.
    - Zacznę przygotowywać do trzeba, jeśli się zgadzasz. Mam jeszcze trochę sproszkowanego korzenia czarciej stopy.

    OdpowiedzUsuń
  147. - Nie żartuj. Jestem twórcą. Mnie nic nie grozi. No, chyba że po śmierci... - wzruszył ramionami. Pdprowadził go spojrzeniem. Chwilę przyglądał się grzbietom książek na półkach. Nie mógł sobie przypomniec w której z tych książek była receptura. Był zły. Miał coraz większe dziury w pamięci.
    - Keiran, chodź tu, bo nie pamiętam gdzie to jest. Książka "Uroki, przekleństwa i inne klątwy"... Czarne litery na farbowanej na bordo skórze.
    Zaczął przeglądać tytuły od jednej strony, a Kei od drugiej. W końcu się znalazła. Mężczyzna włożył rękawiczki z białej bawełny i otworzył tom. Był stary. Papier był dość pognieciony i trzeszczał przy przewracaniu stron.
    -Cóż, dawno tego nie robiłem... Będę potrzebował twojej pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  148. - Jestes chyba pierwsza i jedyna osoba, ktora sie o mnie martwi. - parskna, chociaz tak na prawde nie bylo to nic zabawnego. Uwazal, by nie miec zbyt dlugiego kontaktu ze stronicami a juz na pewno by sie nie zaciac papierem.
    - Niektore maja zatrute stronice. Wiele osob zmarlo, starajac sie odczytac strony. Dotykali ich bez ochrony a co najgorsze wielu z nich slinilo palec by przerzucic lepiej nastepne stronice. Tacy umierali niemal od razu.
    Przesunal palcem po przepisie. Napisany byl w starej ciezkiej lacinie, ale on znal ja doskonale.
    - Co on lubi pic? Jakis alkohol...
    Przeczytal reszte przepisu. Chyba wszystko posiadal na miejscu. Wsunal na strone lekka papierowa zakladke i zamkna tomiszcze. Odwrocil nieco glowe i cmoknal go w kacik ust.
    - To sie wazy trzy dni. Nie mam zywego ognia ale moze kuchenka sie nada... wlasciwie nie wiem czy to cokolwiek zmieni. Tak samo jak to ze nie zamierzam tego mieszac koscia dziewicy... wszystkie kosci sa takie same, bez wzgledu na to czy ktos sie wczesniej spuscil do jakiegos organu czy nie... tak czy inaczej, czeka mnie wizyta w prosektorium. Chyba wezme kosc ciemieniowa...

    OdpowiedzUsuń
  149. - Wiesz jak teraz trudno znaleźć dziewicę? Może jeszcze mam sprawdzić przed zabiciem, co? - parsknął śmiechem - Kość dziecka będzie zbyt mała. Musi być to osoba koło 18 lat. Z wykształconym kośćcem.
    Zaśmiał się. Odłożył książkę na biurko i zsunął rękawiczki. Położył je obok niej. Największą zaletą tych książek było to, że gdyby ktoś niepowołany się do niech dobrał, nie pożyłby długo. Dlatego były uważane za przeklęte. Zabijały swoich czytelników.
    - No już po wieczorynce... Tylko, że dorośli po wieczorycne, robi inne rzeczy niż sen. Poza tym, jakoś nie chce mi się spać. Więc są dwa wyjścia. Możemy albo zacząć ważnyć to co trzeba albo... No właśnie...

    OdpowiedzUsuń
  150. - To wszystko to taka otoczka... Lubiłem dramatyzować, a razem ze mną moi poplecznicy i następcy. Kości czy krew dziewiczy, gałka oczna z błękitną tęczówką, nieskalana macica... Dodatało to smaczku a jednocześnie sprawiało, że ci którzy się nie znali na rzeczy, uważali że uważenie czegokolwiek jest bardzo trudne.
    Tak, uwielbiał dramatyzować w swoich dziełach. Jego receptury były czasem tak wymyślne, że bez dobrego słowanika nie można było rozszyfrować co autor miał na myśli.
    - Ja wiecznie jestem niewyspany... Zrobiłeś się ostatnio strasznie niewyżyty. No i nabrałeś trochę odwagi. Byłeś taki cipowaty, a tu taka zmiana..

    OdpowiedzUsuń
  151. Zaśmiał się, w dość specyficzny sposób, jak czarne charaktery w bajkach.
    - Zawsze taki byłem i pewnie zawsze taki będę. Ja się nie zmieniam, chociaż żyje. Podobno... Ty jesteś martwy i coraz bardziej ewoluujesz. Powinieneś się cieszyć.
    Usadził się na podłodze, opierając się plecami o kanapę. Przymknął powieki.
    - Podejrzewam, ze to nie była twoja wina...
    Przypomniał obie o jedzeniu. Musiał coś zjeść, bo jutro nie będzie miał siły wstać. Raz jeszcze zastanowił się czy ma wszystkie składniki. Nie chciał potem latac po mieście i szukac zielarza. Jeszcze miał odwiedzić tego jasnowidza z dołu. Facet moze się do czegoś przydać.

    OdpowiedzUsuń
  152. - Zapisz mi na kartce co tam potrzebujesz, to kupie. Wiesz, mieszkam sam od... lat. Przyzwyczaiłem się do tego, że kupuje od czasu do czasu tylko to co mi pasuje
    Kei niezmiennie go rozbrajał. Trochę go to przerażało. Ten chłopak mógł robić z nim co chciał i miał szczerą nadzieję, że nie zdaje sobie sprawy ze swojej władzy.
    Polazł za nim do kuchni. Złapał go mocno w pasie i przycisnął do ściany. Przycisnął dość mocno biodra do jego i przyglądał mu się spod półprzymkniętych powiek.

    OdpowiedzUsuń
  153. Zastanawiało go to, jak Keipachniał, a raczej to że właściwie to nie pachniał wcale. Chociaż czasem miał wrażenie, że wyczuwa jego lekką woń.
    Zdziwił się, kiedy tak zwyczajnie się odsunął. Doskonale wiedział, że obaj tego chcą. Że potrzebują być blisko siebie, skoro razem planują takie, jakby na to nie spojrzeć, zbrodnie, któe mimo wszystko były karane. Cillian mógł trafić do więzienia, gdyby ktoś to odkrył, a Kei, cóż, Kei by pewnie trafił do pryzmatu ale najprawdopodobniej, zwyczajnie odesłaliby go w zaświaty.
    Wywrócił oczami.
    - Przypomne sobie to jak będziesz chegoś chciał. Jak już tu jesteś to zrób mi coś do żarcia.
    Wyszedł z kuchni. Zasiadł przy biurku, włożył rękawiczki i zaczął spisywać na odzielnej kartce recepturę, by nie musiał ciągle trzymać tej zatrutej książki w ręce.

    OdpowiedzUsuń
  154. - Do kiedy zaczęło cie to znów obchodzić? - prychnął. Kilka razy przeczytał recepturę by sprawdzić czy niczego nie pominął. Potem sprawdił, czy nie ma na stronie żadnych dodatkowych symboli, słów czy czegokolwiek co mogłoby świadczyć o tym, ze coś ukrył. Nie pamiętał wszystkiego. Wiedział tylko, ze niektóre receptury zabezpieczał, wysując drobe zanaki przejrzystą emulską, którą można było zobaczyć tylko pod światło. Ta była bezpieczna. Zamknął książkę i odłożyl ją na miejsce. Zdjął rękawiczki i umył porządnie ręce. Wolał się jednak nie otruć. Wybrał jeszcze jedną książkę z szafy i zaczął ją przeglądać, jednocześnie jedząc. Musiał sobie przypomnieć pare szczegółów, by choćby odpowiednio dobrać garnek. Cynowych naczyń już właściwie nie można było kupić. Miał pare starych egzemplarzy, ale znów nie był pewien czy wejdą na kuchenkę

    OdpowiedzUsuń
  155. - Mam urlop. Oficjanie nie zajmuje się obowiązakmi. Gdybym mścił się na swoich wrogach, od razu wiedzieliby że to ja i wsadziliby mnie do pierdla, a ja długo w psychiatryku nie wysiedzę.
    Odłożył książkę i zacisnął palce na trzonie nosa. Skończył jeść i udał się do łazienki, wziąć prysznic. Planował posiedzieć w wannie, ale skoro nie miał z kim to się nie będzie moczyć i marnować wody.
    Czuł jak jego mięśnie na plecach i ramionach, powoli odpuszczają napięcie.
    Walnął się na łóżko w sypialni w swoich spodenkach i koszulce. Czuł się zmęczony, chociaż dziś nic nadzwyczajnego nie robił. Musiał jeszcze porozmawiać z Nicol o Roju. Ale to dopiero za dwa dni, kiedy już mu się skończy urlop. Stara kociara powinna dożyć tego terminu.

    OdpowiedzUsuń
  156. Parsknął śmiechem.
    - Jasne. Mogłem się tego spodziewać.
    Długo wiercił się na łóżku, nie mogąc znaleźć sobie właściwiej pozycji. W końcu takową znalazł. Wyglądała dość dziwacznie, ale jemu wygodnie było leżeć taki pokręcony. Bolał go kręgosłup od wiecznego pochylania się nad książkami czy biurkiem. Dopiero kiedy się wykręcił i odciążał kręgi, czuł ulgę. Może weźmie na to zwolnienie? Jakąś rechabilitacje sobie załatwi za kase Izby, by wiedzieli że mu rujnują zdrowie.

    Siedział w swoim domu. Deszcz zacinał w szyby, szumiąc i starając się go rozproszyć. Delikatnym piórkiem o ostrej stalówce, spisywał kolejne słowa i proporcje na stronicach książki, przepisując je skrupulatnie z roboczej wersji. POdniósł wzrok i spojrzał na swoje najnowsze dzieło. Młody mężczyzna wydawał się mieć skórę z wosku. Patrzył gdzieś w dal swoimi nieruchomymi ale wciąż widzącymi oczami. Znalazł go zaledwie dwa tygodnie temu w barze. Oferował mu swoje wdzięki za gorsze. A teraz był pięknym i nieśmiertelnym tworem. Nie miał już w ciele żywych tkanek, nie licząc mózgu i płynu w którym pływał. Rurka, podłączona do niedużego silniczka, pompowała płyn, natleniając go by mózg nie obumarł.
    Młodzieniec był prototypem, niedoskonałym i zawodnym. Ale poza tym był prawdziwym dziełem.

    Otworzył oczy, zbudzony przez jakiś ruch. Ktoś nim potrząsnął, na tyle umiejętnie i bezczelnie że zwyczajnie spadł z łóżka. Zerknął na Keia.
    - Wiesz... jestem trochę jak śpiąca królewna. Wystarczy buziak i się budze...

    OdpowiedzUsuń
  157. - Mam wrażenie, że to nie o urodzenie chodzi a raczej o chęci. - fuknął. Usiadł na łóżku. Przetarł twarz dłońmi. Pierwsze pięć minut po przebudzeniu, człowiek jest w stanie podobnym do stanu upojenia. Ale on czuł się całkowicie rozbudzony i przytomny. Oparł się plecami o ścianę za łóżkiem. Zamknął na chwilę oczy i westchnął.
    - A co ja ci na to poradzę? Nie zapraszam nikogo na noc do domu i nie spędzam u nikogo nocy, bo jak widzisz i słyszysz, nie mam spokojnych snów. To był jeden z moich pierwszych golemów. Był niedoskonały, ale kochał mnie ponad wszystko. Dałem mu to czego potrzebował, czego nigdy nie miał, czego pragnął, a w zamian zażądałem tylko jego ciała. Zgodził się na wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  158. - Szukałem sposobu by nadać człwiekowi niesmiertelność. by zrobić z nich w pewnym sensie istoty idealne, bardziej... odporne. Wtedy jeszcze moja żona żyła. Znaczy, ja ją utrzymywałem przy życiu. Podejrzewam, że już nie wiele w niej człowieka.
    Zamknął oczy. Kilka razy uderzył potylicą w ścianę, coraz mocniej i mocniej. To obrzydliwe poczucie winy nie odchodziło. Wtedy wydawało mu się... nie, on był pewny, że postępuje słusznie. Że jego praca ma sens i jest potrzebna jak tlen, by ogień mógł płonąć.
    - Nie wiem co się z nim stało. Był ze mną, aż do mojej śmierci. Chyba go zniszczyli, ale... Nie wiem. Pamiętam, że bardzo za nim tęskniłem. On nie zestarzał się ni o dzień. Ja byłem coraz starszy...
    Otworzył oczy i wbił spojrzenie w przestrzeń przed sobą. Jego ukochany Golem, tak niedoskonały a jednak najukochańszy.
    - Czy wiedział? Musiał wiedzieć... Wiedział kim jestem, znalazł mnie kiedy jeszcze byłem dzieckiem. A skoro znał moje imię, wiedział kim byłem i co robiłem. Tworzyłem potwory, robiłem eksperymenty... Najpierw na każdym kto się napatoczył, bez względu na płeć i pochodzenie. Potem wybierałem selektywnie, płaciłem, porywałem, zabijałem... Tworzyłem piękne marmurowe anioły, greckich bogów w najwymyślniejszych pozach. Ludzie się dziwili, zastanawiali jaki to mistrz, potrafił tak okiełznać kamień by ciężki marmurowy korpus mógł utrzymać się na jednym cienkim kawałku. Wtedy to było niemożliwe do osiągnięcia ludzkimi dłońmi... Nawet teraz jest to niemożliwe. Nigdy z nim nie rozmawiałem o większości moich dzieł. Nie chciałem o nich mówić, a on nie pytał. Pytał tylko o pewne elementy. Muszał mnie bym sobie przypominał... Czasem... tylko przypalali mnie papierosami. Bo ból ujawnia prawdę. Teraz oni gryzą piach, a ja męcze się nocami, chociaż tak bardzo ni chce tego pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  159. - On miał uczucia. Nie odczuwał dotyku, smaku ani zapachu, ale czuł. Dlatego uważałem go za nieidealnego.
    Zamknął znów oczy i starał się nie przywoływać obrazów z przeszłości.
    - Nie byłem taki od zawsze. Byłem alchemikiem. Bardzo dobrym. Tworzyłem piękne konie... Miałem żone ci dwie córki. A potem wszystko straciłem. I chyba parzestałem odróżniać dobro od zła. Dla mnie wszystko to co robiłem, było potrzebne i dobre. Podziwiano mnie. Miałem uczniów, władze i wszystko co chciałem... A ja tak na prawdę chciałem tylko odzyskac rodzinę. Z resztą... jakie to teraz ma znaczenie... I tak nic się nie zmieni.
    Wstał z łóżka. Naciągnął jakieś dresy i bluzę i poczłapał do salonu. Znów zasiadł przy stole kreślarskim i przeanalizował wzór. Był właściwie prawie gotowy. Niedługo będzie mógł go wyprobować.
    Skręcił wyczyszczony rapitograf i napełnił go tuszem. Musiał jeszcze wpisać do zeszytu notatki o ostatnich poprawkach.

    OdpowiedzUsuń
  160. - Dopiero sam powiedziałeś, że nie mam do tego prawa. Że zasłużyłem na to co mam. Twój dziadek też tak uważał. Przyzwyczaiłem się już do tego. Więc nie wiem dlaczego się wkurzasz. Należę do tej małej grupki ludzi, za których zabicie nie grozi żadna kara. Oczywiście ten kto mnie zabije musiałby jeszcze udowodnić że jestem kim byłem.
    Dorysował sprawnie dwie idealnie proste linie i odłożył sprzęt. Wytarł resztkę tuszu z dłoni w chusteczkę. Te pioruństwa zawsze przeciekały. Ale wolał rapitografy niż pióra. Mniej kleksów, mniej problemów.
    - O co ci tak w ogóle chodzi? Chcesz zbawić świat, zaczynając ode mnie? I co będzie później? Jak sobie wyobrażasz w ogóle moje życie, skoro ja osobiście, nie widze swojej przyszłości. W końcu ktoś mnie znajdzie i zabije. To równie dobrze może stać się jutro, kiedy będę robił zakupy. Niebezpiecznie jest być ze mną. Kłopoty mnie po prostu uwielbiają. Nie możesz mnie nawet lubić. to zaburzy twoją ocenę mojej osoby. Skaże cie na tracenie czasu na myślenie o mnie. Ja jestem już stracony, a ty możesz mieć szansę na nowe życie. chce ci je dać a ty jesteś jak osioł, a przy okazji ciągle zmieniasz zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  161. Pokręcił głową, ale nie skomentował. Właściwie to się tego chyba nie spodziewał. Chciał się z nim podrażnić, dlatego go zaczepiał i prowokował. A teraz się okazało, że Kei właśnie popełnił samobójstwo, chcąc z nim zostać. Właściwie mógł mu powiedzieć, że przecież mógłby z nim zostać, nawet gdyby miał fizyczne ciało, ale tak na prawdę chyba nie miało to większego sensu.
    - Teraz... nie mam czasu cie wozić. - mruknął. Znów wział w dłoń rapitograf i udawał, że skupia się na pracy. Może chciał by został. Przyzwyczaił się do niego. Poza tym, chyba nie miał ochoty męczyć się z Keiem w ciele, skoro miał go jako ducha, którego mógł dotykać.

    OdpowiedzUsuń
  162. - Chętnie. - mruknął, słysząc co ma robić sam ze sobą. Odłożył narzędzia i patrzetarł oczy. Domyślał się, że wymazał sobie tym całą twarz atramentem. Siedział w jednym miejscu prawie bez ruchu. Po raz pierwszy na prawdę nie wiedział co robić. Miał do niego pójść, siedzieć z nim, jak długo się da? Dla Keia mogło się to skończyć na prawdę źle. Ale z drugiej strony, nie mógł go całkowicie do siebie zrazić.
    W końcu podniósł się i udał się do kuchni. Zapalił światło i zaczął grzebać w lodówce. Właściwie nie było większego wyboru, więc zrezygnował zrażony.
    Stanął nad Keiem i wyciągnął do niego rękę, pomagając mu się podnieść.
    - Sam wiesz jaki jestem. Zdążyłeś już chyba mnie trochę poznać. Nagle zaczynasz ode mnie wymagać bardzo dużo, nie nie mówie tu o klątwach ani niczym takim. Lubie cie. Przyzwyczaiłem się już do tego że wszędzie cie ze sobą ciągam. A to, że miałbyś ciało czy nie, wcale nie znaczy że bym cie stąd wyrzucił... tylko musiałbyś chodzić na zakupy i doszłoby ci pare obowiązków, bo mną się trzeba opiekować

    OdpowiedzUsuń
  163. - Ja to rozumiem... tylko że... właściwie to się tego nie spodziewałem.
    Dalej nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować. To wszystko go chyba rozłożyło na kawałki i nie mógł się pozbierać. Chyba potrzebował więcej czasu.
    - Załatwimy wszystko po kolei. Jeśli będziemy działać metodycznie będzie mniejsze prawdopodobieństwo popełnienia błędu.
    Patrzył na niego, kiedy ten zwyczajnie zaczął ścierać mu atrament z twarzy. Tak nie zejdzie, będzie się musiał wyszorować benzyną lakową. Uśmiechnąl się lekko.
    - To właściwie bardzo miłe.

    OdpowiedzUsuń
  164. Może później poświęci więcej czasu by wyjaśnić mu to, że nie spodziewał się, że Kei go polubi a co dopiero coś więcej. Nie mówiąc juz o tym, że wcześniej usłyszał to tylko pare razy i to nie w tym życiu.
    - Nasz kot? - uniósł brew. - Może być i nasz..
    Wyciągnął z szafki butelkę z ciemnego szkła i szmatkę. Zapach nie był zbyt przyjemny ale truno, trzeba się było poświęcić i zapłacic za głupotę. Wytarł twarz i dłonie.
    - Co chcesz ze sklepu, poza jedzeniem dla Bucefała?
    Podejrzewał, ze to imię już z kotem zostanie.
    - Miałem kota... Nie... miałem cztery koty.

    OdpowiedzUsuń
  165. - Możesz iść ale i tak przywiąże cie do siebie. Nie ma guptaka... Cokowiek to jest. Miałem różne zwierzątka. Konie, jaszczurki... Pół konie pół jaszczurki. Krokodyla miałem. Sowy, jastrzębie i agresywne dzięcioły. Ale najbardziej lubiłem żółwia. Był dobrą bronią. Nie wiesz czym jest ból jeśli nie dostałeś wielkim żółwiem w twarz.
    Przywiązał łańcuszek do nadgarstka swojego i Keia, tak jak poprzednio. Zerknął na kota.
    - Chyba szatan ale nie wiem.
    Przysunął się do niego. Wziął futrzaka w rękę i obejrzał z każdej strony.
    - On wie, że srać w moim mieszkaniu nie może. Ale wątpie by trzymał trzy dni. Nie znam się na zwierzętach ale to chyba nie jest kot. No trudno. - odłożył kota na podłogę.

    OdpowiedzUsuń
  166. - No przecież mówię że się nie znam. Wygląda trochę taki twór piekielny Angrir, opisany w "demonologii stosowanej", ale się nie znam, przecież mówię. Potem się sprawdzi jak chcesz. Tylko to akurat jedna z tych książek co mi twój dziadzio nie oddał, kradziej jeden...
    Wyszli pospiesznie, bo Bucefał zaczął się wiercić na poduszce, co świadczyło o tym, że mu niewygodnie.
    Sklep był niedaleko, więc nie brali samochodu. Co prawda Cillian prawie nigdy nie robił tu zakupów, by go przypadkiem ktoś nie zapamiętał, ale jakoś nie miał ochoty jechać gdzieś dalej.
    Wziął wózek i zaczął go pchać, między alejkami. Wrzucił pare rzeczy z półek.
    - Bierz co chcesz. Muszę kupić większą zamrażarkę.
    Nigdy nie umiał gootwać i nie pałał wielką chcią by się nauczyć, więc żywił się mrożonkiam i daniami gotowymi, których zepsucie było prawdziwą sztuką.
    - chcesz ser w tubce? Pewnie Bucefał chce...

    OdpowiedzUsuń
  167. - Gdyby był normalny, normalnie by się zachowywał. - wzruszył ramionami.
    Dawno nie kupił tyle co dziś. Zastanawiał się czy zmieści się to wszystko w lodówce. Lubił slone przekąski, więc kilogramowa paczka pistacji wylądowała na samym szczycie pagórka zakupów. Brał to co chciał Kei, bo dlaczego nie. Zaczynali razem mieszkać a poważnie. Byo to dla niego niezłym zaskoczeniem, kiedy sobie to wszystko uświadomił. Włąsciwie to trochę tak, jakby nagle był w związku, na tyle poważnym że postanowili mieszkać razem i posiadać wspólne zwierze.
    Zerknął na niego i odwrócił się, kiedy usłyszał swoje imię. Zmarszczył brwi. A ten tu czego?
    - Zaraz, czy ty nie jesteś martwy? Myślałem że nie żyjesz.
    - Myślałem, że jesteś wyższy - wzruszył ramionami obcy.
    - Jasne. - skwitował, wywracając oczami. - No to pa...
    Pociągnął Keia za sobą i olewając dalsze zakupy udał się do kasy.
    - Byłem niemal pewien, ze zginął. - mruknął do swojego ducha, pakując zakupy do toreb. Zapłacił i wyszli pospiesznie. Schowali się w bramę i chwilę tam stali, upewniejąc się, ze nie zwracają niczyjej uwagi.
    - Elliot Kein.- mruknął. - Był Opiekunem, ale coś tam zaczął kręcić... Śliski gość

    OdpowiedzUsuń
  168. - Specjalizował się w wykorzystaniu kamieni. Pare razy z nim pracowałem, ale strasznie wkurzało mnie to, że wszystkie zasługi zawsze przypisywał sobie. Podobno zginął wpadając głęboko w jaskinie z kryształami, ale jak widać, jednak przeżył.
    Cilliana najbardziej uderzyło to, że nie wiedzieli jak ten człowiek wychodzi ze sklepu. Poza tym co on tu robił. ską wiedział że może ch tu spotkać. Nie robił zakupów, przyszedł specjalnie dla nich, tylko skąd wiedział.
    Cillian westchnął głęboko.
    - Przez jakiś czas nie będziemy w ogóle wychodzić a potem przeniesiemy się w inne miejsce. - mruknął do swojego ducha. Zabrali zakupy i znów okrężną, a nawet jeszcze bardziej okrężną niż zwykle, wrócili do domu. Opiekun bardzo uważnie oglądał pozostawiane przez siebie na korutarzu elementy, które gdyby pojawił się ktoś nieproszony, byłyby przesunięte. Wyglądało na to że wszystko jest w porządku.
    Weszli do mieszkania. Na szelki wypadek nałożył dodatkowy znak na drzwi.
    - No dobra. Karm Bucefała i bierzemy się do pracy

    OdpowiedzUsuń
  169. - Jak to nie ma? Musi być. Poszukaj dobrze, a nie panikujesz.
    Wrzucał zakupy do lodówki. Chwilę stał skonsternowany, bo się okazało, że nie wszystko wejdzie. Część upchnął w szafkach a to co się nie zmieściło, zostanie zjedzone na bieżąco. Wrzucił w siebie całą tabliczkę czekolady i paredziesiąc pistacji. Odnalazł wzrokiem Keia i parsknął.
    - Mówiłem, że panikujesz. Bucefał to dobry sierściuch. Na pewno lubi ser z tubki.
    Wsypał częśc pistacji do miski, biorąc od razu drugą na odpady.

    OdpowiedzUsuń
  170. - Przecież nie wyszedłby nigdzie. Wszystko jest zabezpieczone. WIerze ci, że go nie było, że nie mogłeś go znaleźć.
    Zerknął na kota. Potem da mu ser, jak Kei nie będzie patrzył. Zwierze wydawało się dość dziwne mimo że przypominało zwyczajnego kota.
    - POdstawowe zachcianki Bucefała powinny być zaspokojone. Obstawiem że on je ser z tubki i biszkopty.
    Chrupał pistacje, dokładnie obliżując je z soli.
    - Zwykle ich nie jadam. Nie przepadam za nimi. Ale jakoś mi się zachciało. Może to już ciąża?
    Odstawił miski i zajrzał znów do lodówki. Niby pełna a jeść nie ma co. To podłe i obrzydliwe.
    - Zakładaj fartuszek. Zejdziemy jeszcze do sąsiada po kostkę

    OdpowiedzUsuń
  171. - On ewidentnie chce ser i biszkopty. Moje koty jadły co chciały i kiedy chciały. Koty już tak mają.
    W salonie wybrał jedną z książek. Przerzucił kartki i westchnął.
    - Bestia zawsze chce coś w zamian. Będę musiał mu to pożyczyć... Wiesz, Kei ta substancja, którą mamy ważyć jest trochę niestabilna. Czasem bulgocze i wybucha. No to bierz kota i idziemy.
    Wyszli z mieszkania. Cillian je porządnie zamjnął jak zawsze. Zeszli dwa piętra niżej. Drzwi otworzyły się zanim zapukał. W mieszkaniu pachniało kadzidłem i kościołem.
    - Od razu wiedziałem że wpadniecie. - zaczął mężczyzna, grubo po pięćdziesiątce.
    - I pewnie wiesz po co przyszliśmy?
    - No... Nie, właśnie to nie. Ale może herbatę?
    Cill przewrócił oczami.
    - Kei, to Thomas Barnabby, jasnowidz i medium. Ma kilka szkieletów i na pewno chętnie pożyczy nam jakąś kosteczkę

    OdpowiedzUsuń
  172. - Z nim nigdy nie jest. Średnio trzy razy w miesiącu przepowiada mi śmierć.
    - I za każdym razem mam racje.
    - Jeszcze żyje.
    - Umierasz we śnie, Cilli...
    Opiekun zamilkł i zaczął się rozglądać po pokoju. Nigdy nie lubił przebywać tu dłużej niż to było konieczne. Od kadzidła kręciło mu się w głowie i robił się bardzo senny.
    - Jak chcesz coś powiedzieć o Keiu to mów. Przecież cie nie zabijemy za to.
    Wyciągnął spod pachy książkę i pomachał mu nią przed twarzą.
    - Pożyczę ci ją na tydzień, za jedną kostkę. Jakąś dłuższą do mieszania.
    Oczy Thomasa rozbłysły. Włożył noszone na sznureczku okulary i obejrzał okładke. Zaczął coś szaptać niewyraźnie. Rozmawiał ze sobą, co Cilliana wcale nie dziwiło. Ale w końcu poszedł szukać odpowiedniej kości.

    OdpowiedzUsuń
  173. - Jasne. Ty i te twoje zagadki ocalą świat. Czekam na takiego mądrego co zacznie w końcu mówić w prost a nie każe się doyślać. A jeszcze potem doda, że źle się domyśliłem... Jak czegoś chcesz to mów, a jak nie to spisz w pamiętniku. Potem sobie go znajdę i przeczytam.
    Sprawdził kości. Powinny się nadać. Skubnął jeszcze pare ciastek nim wyszli. Zgarnął kota i posadził go sobie na ramieniu, by zwierzak miał lepszy widok na świat.
    Wrócili do mieszkania Cilliana.
    - No dobra. Zaczynamy zabawę w gotowanie.

    OdpowiedzUsuń
  174. - To co będziemy robić to silny halucynogen. Opary i takie tam. Możlie że na ciebie tez podziała, więc staraj się nie nachylać nad garem i nie oddychać zbyt głęboko.
    Rzucił mu bawełnianą chustkę. Drugą taką samą zawiązał dobie na twarzy. Nie miał maski przeciwgazowej, więt rzeba było improwizować.
    Wyciągnął spory gar i postawił go na ogniu. Wlał do niego dwie szklanki wody, a kiedy ta zaczęła wrzeć, podał Keiowi kość, najdłuższą jaka była dostępna i kazał mieszać.
    Sam co jakiś czas czytając uważnie instrukcje, zaczął dorzucać różne dziwne proszki i kawałki. Zapach z obrzydliwego stawał się cudownie przyjemny. Włączony wywietrznik nie pozwalał się woni rozprzestrzeniać po mieszkaniu, ale i tak to co wdychali wystarczyło na pare halucynacji.

    OdpowiedzUsuń
  175. - Ja w ogóle nie lubie słońca. Dlatego tak chętnie siedze w podziemiu i wpiedalam borowiki. kiedyś chciałem stworzyć wielką chmurę, która zwisałby nad moim domem i całą posiadłością i niedopuszczała słońca. Cóż, nie wyszło mi... Ale stworzyłem taką świecącą mgłę i oddałem ją w darze, mieszkańcom podziemia.
    Przyglądał się kilku nielicznym osobnikom pędzącym szybkim krokiem do domu. Każdy boi się ciemności i tego co w niej jest. To podświadomy strach. NAwet ci najodważniejszy się lękają, choć pewnie nigdy nie powiedzą tego na głos.
    Zerknął na Keia, słysząc pytanie. Akurat tegoby się nie spodziewał.
    - Ciemności i tych co powinni być martwi. Boje się... otwartego ognia, dużych płomieni i swątu palących się ciał.

    OdpowiedzUsuń
  176. - To już wiem gdzie go poszukam. A może go tam zostwie? I go jakieś zwierzaki zjedzą? Jst tyle możliwości... No dobra, czas coś zjeść. Przez chwilę miałem wrażenie, że mi burczy w brzuchu, ale możliwe że to bylko niestrawność.
    Zajrzał do lodówki, kontemplując jej wnętrze.
    - Niby wszystko a nic jednocześnie. Życie jet do dupy.
    Wyciągnął ostatecznie pizze i wrzucił do piekarnika. Przeciągnął się mocno. Miał ochotę jak dziecko siedzieć i wpatrywać się we włączony piekarnik, czekając aż się zrobi pokarm.
    - Daj temu kotu ser, bo się obrazi już całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
  177. - Nie ząrtuj. Obraził się i siedzi dupskiem w twoją stronę. Koty mają to do siebie, że to nie są toje zwierzaczki tylko ty jesteś ich sługą. Zawsze tak jest i zawsze będzie.
    Obserwował jak kot zlizuje ser z tubki. Był niezwykle zadowolony z siebie i z tego, ze w końcu wymusił na Keiu zmianę zdania.
    - Jakbyś był żywy to może mógłbyś się zrealizować jako misjonarz ale żeś trup więc... Ale jak bardzo będziesz chciał i jak ładnie poprosisz to dam ci popróbować conieco. - wyszczerzył się do niego. Wpadło mu do głowy, jaki byłby Kei gdyby dostał ciało. Z czasem ciało zaczełoby się fizycznie upodabniać do jego naturalnego wyglądu. Ale to wymagało czasu. Więc może się zdarzyć tak, że już niedługo nie będzie patrzeć na jego mordkę a już na pewno nie będzie dotykał jego cudownego ciała z tymi bliznami. Na zamą myśl o nich zrobiło mu się nieco ciasno w spodniach

    OdpowiedzUsuń
  178. - Chyba na zbyt dużo sobie pozwalasz, worku ektoplazmy.
    Zaśmiał się i wyszczerzył krzywo. Wziął do niego talerz. Prychnął i poczłapał do pokoju. Zanim usiadł na kanapie, rozpiał spodnie by go nie cisnęło za bardzo. Rozsiadł się wygodnie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nagłe pojawienie się sierściucha, który ułożył się do snu idealnie ja jego genitaliach. Chciał go zrzucić, ale małe zakrzywione pazurki wbiły się z materiał i nie dało się przesunąć ani o milimetr.

    OdpowiedzUsuń
  179. - Masz pewność? - prychnął, dalej próbując odczepić od spodni kota. W końcu rozpiął do kończa spodnie i je zsunął nieco, by przesunąć je razem z kotem w duł. Pogłaskał z czułością i pocieszeniem swojego ptaszka. Jednak kiedy Bucefał się zorientował, że został wykiwany, podniósł się i chciał wrócić na poprzednią lokalizację.
    - O nie! Nie tym razem koci zbolu...
    Zasłonił się poduszką.
    - Kei zabierz tego swojego zboczonego futrzaka. Ponoć zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli. Coś w tym jest

    OdpowiedzUsuń
  180. - Może jeszcze zechce mieć dzieci wiesz? Wole by twój kot nie wygrzał mi jaj za bardzo. Wole by nie wykluły się z nich jakieś pisklaki.
    Pokręcił głową, odłożył poduszkę. Za spokojem dokończył pizze. Włączył telewizor i zaczął skakać po kanałach.
    - Zboczony kot i jego nienormalny właściciel. - mruknął. Zostawił na jakimś programie o wikingach. Pozbył się całkowicie spodni. Zamknąl na chwilę oczy. Poczuł delikatny dotyk na udach, brzuchu a potem na genitaliach. Był to całkiem przyjemny masaż ale kiedy otworzył oczy, po jego gaciach kręcił się nie kto inny jak Bucefał.
    - Widzisz Kei? Wybiera większy sprzęt by mieć się do czego poprzytulać. On zawsze leży ci na fiucie czy tak tylko czasem?

    OdpowiedzUsuń
  181. - Chętnie, ale gdybyśmy mieli spełnić twój rozkaz to obawiam się że bym go rozerwał.
    Jakoś nie wyobrażał sobie posuwać kociaka. Wolałby jednak tego ducha i jego cudowną skórę. Przyglądał się profilowi Keia. Był o coś zły, przynajmniej takie wrażenie odniósł.
    - Gdyby upodobnił się do mnie ociekałby zajebistością.
    Milczał chwilę. Zastanawiał się dlaczego Keiran stał się nagle taki oziębły. Nie przytulał się, nie całował go zbyt chętnie i przede wszystkim, odmówił mu dwa razy bzykanka. Od kiedy to on odmawiał? Tak po prostu?
    - Odgryzie go i co? Czym się będziesz bawił? Więc lepiej nie strzelaj fochów i chodź tu bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  182. - Na co masz focha? Czego się złościsz co? Zrobiłem ci coś czy po prostu masz okres? Się uczepiłeś tego Iana. Mam wielu kochanków, się przyczep chociaż do jakiegoś lepszego i bardziej zdolnego.
    Prychnął. Niechciał i nie miał zamiaru się z nim kłócić, ale na prawdę zaczynało go to irytować. Wcześniej bez problemu się z nim dogadywał, a teraz się nagle okazało, że nie może z nim normalnie porozmawiać. chociaż właściwie on nie potrafił z nikim normalnie rozmawiać. Był w końcu aspołecznym dupkiem, którego nikt nie lubił albo lubił tak bardzo że chcieli go nawrócić, zmienić.
    Wywrócił oczami.
    - Powinieneś się cieszyć i doceniać że tu z tobą siedzę i daje się molestować twojemu... naszemu kotu.

    OdpowiedzUsuń
  183. - Teraz to ja już nie wiem o co ci chodzi. Zdecydował byś się w końcu czego chcesz. Zaczyna mnie to powoli wkurzać.
    Skrzyżował ramiona na piersi, zmniejszając mu tym dostęp do siebie. Zaczynał mieć coraz większe problemy ze zrozumieniem go.
    - Najpierw odwalasz jakieś fochy potem twierdzisz, że nie masz focha i mnie tu kurwa molestujesz. Albo się będę z tobą bzykał ale potem będziesz mi wypominał, albo każe ci spieprzać to się obrazisz jeszcze bardziej. Chujowy wybór, wiesz? Więc może ja po prostu pójdę spać a ty się zastanowisz, dlaczego zachowujesz się jak baba z okresem. No co tak patrzysz?
    Wyciągnął ręce i dotknął jego pleców. Uwielbiał te blizny. Wlaściwie nie mógł do końca nad sobą zapanować, więc nie zdziwił się że mu stanął od dotykania tego co tak lubił. Zastanawiał się, jakie to musiało być przyjemne uczucie, dotykać go kiedy jeszcze żył.

    OdpowiedzUsuń
  184. - Dlaczego masz się tak czuć? Możesz przecież tu być jak długo zechcesz... jak długo będę mógł cie chronić.
    Wyczuwał każdą linię, każdy kształt. Miał ogromną ochotę, przycisnąć go do kanapy, dotykać i lizać te cudowne blizny. Ale powstrzymał się. Nie wyglądałoby to chyba najlepiej. Poza tym, pokazałby Keiowi jak bardzo jest nienormalny i niezrównoważony.
    - Mam drugą osobowość Kei. - powiedział kiedy chłopak usiadł obok niego. - Nikomu nie powiedziałem. Nie chciaem wyjść na jeszcze większego psychola niż jestem. Jest zbyt słaby by mnie zmusić do przejęcia kontroli. Pozwalam mu czasem dojść do głosu. Jest zupełnie inni niż ja... - zerknął na chłopaka i się uśmiechnął smutno - To był ten pierwszy, prawdziwy chłopak, który urodził się w tym ciele. Ja jestem takim pasożytem, wszczepionym w ciało. Gdyby nie ja, on umarłby pare dni po urodzeniu. Był słaby, chory. Moj duch uzdrowił ciało. Ma mentalność sześciolatka i mnie to bardzo irytuje...

    OdpowiedzUsuń
  185. - Nie każe ci przecież spadać. Problem polega natym, że ze mną jesteś bardziej narażony na wszystko co się da. Tyle że ja jestem totalnym egoistą więc...
    Dotykał jego blizna. Kązdej uczył się na pamięć. Możliwe że niedługo już ich nie będzie. Kei będzie miał nudną gładką skórę, taką jak każdy.
    - Jestem dzieciakiem dziwki. Kiedy była w ciąży myślisz, że sobie oszczędzała wódy i innych ciekawych używek? Powinienem go wypchnąć, odesłać do nieba, gdzie mógłby spokojnie trwać. Ale tak się do niego przyzwyczaiłem, że nie umiem się go pozbyć. POwinien się rozwijać razem ze mną, dorastać, ale on po prostu taki jest. Żyje z nim w zgodzie. Uwielbia mnie. Jest dzieckiem Kei. Może kiedyś ci go przedstawie.
    Głaskał dalej jego ciało. Przytulił go bardziej do siebie Wsunął dłoń między jego uda, dotykając pachwin wręcz z czułością.
    - Pewnie wszystko... Gdybym mógł zmienić cokolwiek nie dałbym mu się skusić na powrót.

    OdpowiedzUsuń
  186. [Wybacz że wczoraj nie odpisywałem, ale wpadłem na genialny pomysł by jechać na drugą stronę Polski by mame odebrać od babci. Takie tam zabawy XD ]

    - No jest zupełnie niewinny Kei. Ma umysł dziecka. Nie wypuszczam go poza to mieszkanie. Nikt z Izby nie może wiedzieć...
    Naparł bardziej na niego i zmusił by obaj się położyli. Leżał prawie na nim i badał dłońmi i wargami każdą bliznę do której miał dostęp. Przestał rozumieć siebie. Zwykle by się na niego rzucił, tak po prostu a jakby został odrzucony to wyrzuciłby go z domu albo sam wyszedł. Nie bawiłby się w takie podchody.
    - Wciąż uważam, że powinieneś walczyć z tym uczuciem Kei. Jestem stracony dla świata. Ale... może zajmiesz się Ciuciusiem, jak mnie zabraknie.
    Wyszczerzył się do niego.

    OdpowiedzUsuń
  187. [ Dostaje co roku nagrodę syna roku! Tym razem dostałem kilogramową paczkę śliwek w czekoladzie. Niecałe 8 godzin w samochodzie się opłacało :D ]

    - Szkoda, myślałem że będziesz o mnie walczył czy coś. - zachichotał. Badał dokładnie jego ciało. Musiał je dobrze zapamiętać. Był cudownie chłodny, co dawało jego wiecznie rozgrzanej skórze dużą ulgę. Przez chwilę zastanawiał się nad jego słowami. Nadzwyczajnie łatwo? Dziwne. Wszyscy z którymi się stykał, twierdzili że nigdy z nikim nie będzie, jeśli się nie zmieni. Ale on nie chciał się zmieniać. Był taki jaki był, jaki chciał. A jeśli komuś się to nie podobało, to trudno. Nie żył po to by zadowalać innych. Po co miał się męczyć i żałośnie machać rączkami i nóżkami by utrzymać się na powierzchni, skoro na dnie było tak wygodnie? Tylko że na samo dno mogli się dostać tylko wybrani...
    - A no Ciuciuś. Nie ma imienia. Nikt mu nigdy takiego nie nadał. Sam się tak nazwał. Lubi masło orzechowe. Jak się pojawia to zajmuje się nim ten palant z dołu. Thomas go ubóstwia. Nie mógłbym zostawić tu sześciolatka samego.
    Ułożył się na nim bardziej. Naciągnął sobie jego udo na biodro. Gładził pośladek i biodro Keia.

    OdpowiedzUsuń
  188. [ Tak, w Dobrym Mieście najlepsze krówki mają... o.o ]

    - Chodziło mi o tych z Izby. Zdolności Thmasa powalają przewidzieć kiedy można spodziewać się że będą czegoś ode mnie chcieli i muszę być sobą. Poza tym, Ciuciuś uwielbia rysować i ktoś musi pilnować by nie pomazał mi książek ani mojej pracy.
    Zastanowił się nad czymś. A może zrobi mu dowcip i teraz go dopuści? Nie... ciuciuś by się tylko wystraszył, że lży na jakimś gołym kimś.
    - Jutro go poznasz... Tylko się nie przestrasz. Jak będziesz miał go dość to musisz go skaleczyć,pokazać mu krew.
    Odnalazł dłonią jego dziurkę i powoli zczął napierać na nią palcem.

    OdpowiedzUsuń
  189. [ Moja wyobraźnia jest nieograniczona o.o]

    - Normalnie. Wystarczy pokazać mu trochę krwi... I ja się nie zmienie cieleśnie. Tylko psychicznie.
    Powoli wsuwał w niego palec coraz głębiej. Zupełnie nie potrzebował żelu. Jego ciało było nie do końca materialne, rozszerzało się grzecznie samo.
    Odsunął od niego biodra. Pochylił się i pocałował go w podbrzusze. Potem niżej w członka. Wsunął go sobie do ust, mocno przyciskając go do kolczykiem do podniebienia.

    OdpowiedzUsuń
  190. - Może jeszcze powiesz, że nie podoba ci się sex ze mną, co? Już bardziej skłamać byś nie mógł. Jesteś cudnie napalony i niedopieszczony od lat i zajebiści mi się to podoba. Bo chcesz coraz więcej...
    Jęknął, kiedy się tak po prostu na niego nabił. Pchnął biodrami, dobijając się do niego do końca. Dał mu porządnego klapsa w tyłek ale miał wrażenie, że Kei nawet tego nie poczuł. Zaczęło się od powolnych, niezbyt mocnych ruchów. Obaj delektowali się tym co się między nimi działo. A potem, kiedy mieli już dość, Cilli rzucił go na kanapę i rżnął tak, jak obaj to lubili. Ignorowal wbijające się w placy palce Keia. Jego krzyki coraz bardziej go nakręcały. Miał wrażenie, że Kei bez wysiłku się na nim zaciska coraz mocniej. Był ciasny a jedneoczenie, nie miał problemu by się w nim poruszać. Nie onbawiał się też że zrobi mu krzywdę. W końcu Kei był bezcielesny. Mogli robić co i jak chcieli i kiedy chcieli

    OdpowiedzUsuń
  191. - Czy musze to przyznawać? - spytał uśmiechając się ironicznie. Lubił sex i nie wstydził się tego, że niemal zawsze mógł się ruchać jak dzika fretka w krzakach. Kei był wyjątkowy, bo nie nudził mu się. Miał wrażenie, ze dopiero go poznaje. Co sprawiało, ze za każdym razem miał wrażenie, jakby robili to po raz pierwszy.
    Opadł na niego i wysunął się dopiero kiedy całkowicie mu opadł. Podciągnął się wyżej i pocałował go mocno. Keiran przyjemnie chłodził jego rozgrzane zmęczone nieco mięśnie. Było w sam raz. Mogli się nawet okryć kocem a i tak byłoby dobrze. Cillian zerknął w bok. Kot siedział na podłodze i wgapiał się z nich ogromnymi oczami, którymi wcale nie mrugał, jak to koty mają w zwyczaju.

    OdpowiedzUsuń
  192. - Więc próbuj. Ja przygotuje mieszkanie na nadejście Ciuciusia. Jak nie będziesz sobie dawal rady to idź do tego na dole.
    Zwierzak był bardzo towarzyski. Jak większość kotów. Ale ten nie dość że był towarzyski to jeszcze wiedział kiedy się wtrącić. Leżał z głową na brzuchu Keia. Strasznie zachciało mu się spać. Kei miał racje, coś w tym było, w tej błogości i spokoju.
    Chyba przysnął, bo kiedy się ocknął, bardzo bolały go plecy. Usiadł na kanapie i się rozejrzał. Trwała noc, ale podejrzewał, że za godzinę lub dwie zacznie świtać.
    Uśmiechnął się do Keirana, na którym wciąż spał kot.
    - To zwierze jest dziwne...
    Mruknął, nim poszedł pod prysznic. Potem zaczął chować szkice i ważniejsze rzeczy. Wydobył kolorowanki, kretki i kilka pluszaków. Z szafy, najgłębszej jej czeluści, wydobył ogromną bluzę bandę, krótkie spodnie i grube skarpety, czyli ulubiony strój Ciuciusia.
    - Zacznij się ubierać, bo ciuciuś bardzo lubi pytać o ptaszki i cycusie.

    OdpowiedzUsuń
  193. - Wiem, że jesy brudna. - wzruszył ramionami. - Jak tak dalej pójdzie, to twoja ektoplasmatyczna sperma będzie się wszędzie walała. - wyszrzeczył się. Przebrał się w "górnobluzę" którą ciuciuś wielbił ogromnie. Starł od niechcenia spermę z kanapy.
    - A wiesz jak ciekawie wygląda mój fiut w tobie? Mogę go sobie dokładnie obejrzeć kiedy cie posuwam. To jest dopiero ciekawe.
    Klepnął go w tyłek. Złapał w dłonie jego pośladki i przycisnął je znów do swojego krocza, już niestety odzianego.
    - Właściwie to mógłbyś chodzić bez ubrań cały czas.
    Usiadł na podłodze, a potem się położył. Zamknął oczy.
    Leżał nieruchomo pare chwil a potem usiał i zamrugał kilkukrotnie. Jego stalowozimne oczy zmieniły bare na ciepły kolor miodu. SPojrzał na Keia.
    - Jesteś moim nowym braciszkiem?

    OdpowiedzUsuń
  194. W oczach Ciuśka pojawiły się łzy.
    - Nie jesteś braciszkiem? - wytarł je rękawem bluzy - Jesteś babą jagą!
    Podniósł się z podłogi i dość niepewnym jeszcze krokiem, zauważanym u małych dzieci , podszedł i wdrapał się na kanapę, jakby to było jego największe osiągnięcie w życiu.
    - Jeść mi się chce. - mruknął po chwili. Zsunął się z kanapy i poszedł na poszukiwanie kuchni. - Panie króliku, musimy coś zjeść... - mruknął do pluszowego niezwykle niszczonego królika, którego porwał po drodze z komody.
    - Coś słodkiego, ale braciszek nie może się dowiedzieć bo znów będzie zły.
    Odwrócił się do Keia z bezmiarem prośby w oczach, wskazując na słoik z masłem orzechowym.

    OdpowiedzUsuń
  195. Przyglądał mu się podejrzliwie.
    - Dobse. Tajemnica.
    Wcisnął sobie królika pod pache i z przerażeniem przyglądał się kotu. Klapnął na podłogę.
    - Braciszek nie poswala mi mieć zwierzaka. - bruknął z zawodem w głosie. Dość niezgrabnym ruchem pogłaskał kulkę włochatą a potem capnął ją i wsunął w kangurzą kieszeń bluzy. Wyprostował się. Dostał swoją kanapkę, ale nie zjadł jej normalnie. Najpierw zaczął zlizywać masło orzechowe z góry. POtem skrzywił się widząc suchy chleb i znów spojrzał na Keia z bólem w oczach.
    Kot ułozył się w kieszeni na brzuchu ciuciusia i leżał spokojnie.
    - Skończyło się...

    OdpowiedzUsuń
  196. - Nie, on nie lubi zwierzaków. Jest taki... zborsuczały. Nikogo nie lubi. Nie pozwala mi się bawić i wychodzić.I ciągle mnie straszy, że przyjdzie po mnie jakiś pan...
    Uśmiechnął się, wdrapując się na krzesło i przesuwając do siebie słoik. Nabrał pięnie pachnącej masy na łyżkę i zaczął ją lizać. Przypomniał sobie o panu króliku i kocie. Obaj musieli zostać nakarmieni. Najpierw dostał pluszak swoją porcję, a potem kot, któremu umazał cały pyszczek masłem.
    Ładował w siebie kolejne porcje masła orzechowego. Przysunął sobie leżące obok kartki i kredki, które Cillian chwile temu rozłożył w całym mieszkaniu. Zaczął mazać kredkami w ogromnym skupieniu. Patyczkowy ludzik, posiadał nawet koszulkę i spodnie. Przesunął swoje dzieło do Keia.
    - To ty. I masło orzechowe. - wskazał na nieduży prostokąt w rogu. Wziął następną kartkę i zaczął w jeszcze większym skupieniu, tworzyć patyczkowego kota. Po paru minutach wszystko, łącznie z jego ubraniem, twarzą i pluszakiem było upaprane masłem orzechowym. Do stołu kleiły się kartki z kolejnymi dziełami. Ciuciuś potarł nos.
    - Mogę bajki obejrzeć?

    OdpowiedzUsuń
  197. Krzywił się kiedy Kei pucował mu twarz i dłonie. Ręcznik był zbyt szorstki, woda za zimna i w ogóle, mycie się jest be...
    Zasiadł na podłodze z Panem Króikiem i jakimś ciastkiem, otrzymanym od Keia i wgapiał się w telewizor, śledząc jakieś kucyki czy coś tam.
    Opowiadał Keiowi o innych bajkach o książeczkach, które kolorował i pluszakach. O Thomasie i ciastkach, któe razem piekli i o tym, że jego braciszek często jest smutny bo jest sam. I że nawet nie ma zwierzaka.
    Ziewnął. Potarł oczy wierzchem dłoni. Wdrapał się na kanapę i zwinął w kłębek, wciągle wgapiając się jednym okiem w telewizor.
    - Trochę tak... - przyznał i znów ziewnął. Przycisnął do siebie pluszaka. Był cerowany niezliczoną ilość razy, ale wciąż był przyjemnie miękki. Cillian dzielił się nim z Ciuciusiem od urodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  198. Po paru minutach zaczął się wiercić. Obu im śniły się koszmary, zwykle te same. Ciuciuś ledwo się obudził to sę rozryszał. Płakał na prawdę rzewnie i długo, nie mogąc się uspokoić. Dopiero kiedy Kei przyniósł mu masło orzechowe, uspokoił się do łkania. Co jakiś czas wstrząsały nim spazmy. Otarł twarz rękawem. Potem pozwolił się przytulić i wysmarkał noc w podstawioną chusteczkę.
    - Źli ludzie... - wyjaśnił. Na każde pytanie odpowiadał kręceniem głowy. Nie chciał mówić co mu się śniło. Znów wymusił bajki. Tym razem jużsię nie uśmiechał, nie śmiał się i nie gadał jak katarynka. Po prostu siedział, wycierając wciąż cieknące łzy i gluty, cieknące z nosa.

    OdpowiedzUsuń
  199. - Pokręcił głową w odpowiedzi na jego pytanie. Jemu się śni co było a mnie co będzie. Tak mówi wujcio Tomuś.
    Powiedział to wręcz z dumą w głosie. To był główny powód dla którego Cillian rzadko wypuszczał Ciuciusia. Jego sny sprawdzały się właściwie w stu procentach. Chłopiec, którym powinien być, kim się urodziło to ciało, był jasnowidzem i to bardzo zdolnym. Jednak przez jego niedorozwój wylądowałby w zakładzie specjalnym, albo po prostu byłby ignorowany. Trudno byłoby się od niego dowiedzieć co mu się właściwie śniło i pewnie niewielu chciałoby się męczyć by wydobyć z niego wizje czy analizować dziecience rysunki.
    Zsunął się z kolan Keia i zabrał się za przyglądanie kotu, a raczej wgapianie w niego.

    OdpowiedzUsuń