William Brandon
osiemnastoletni, jedyny syn lorda Brandona, zaufanego doradcy króla - po śmierci ojca ma zająć jego miejsce na dworze - zaręczony z kobietą, której posagu pragną wszyscy, tylko nie William - żartowniś - miłość, która nie ma prawa bytu
Rok pański 1352.
OdpowiedzUsuńNie widział nic złego w tym co czuł i dokąd zmierzał. Nie czuł się winny ani jednej nocy, kiedy wykradłszy się ze swojej komnaty i pokonując wszelkie przeszkody wędrował prosto do jego pokoi. Rozumiał swoje błędy i jego zobowiązania, rozumiał jak wielkie grzechy mogłoby się im przypisać, gdyby jakiś kleryk natknął się na nich którejś z takich nocy. Ale nie potrafił powstrzymać własnej żądzy i pragnienia, bycia obok niego. Może to było główną przyczyną katastrofy, jaka wydarzyła się później...
Nie zastając go w pokoju zszedł w dół po schodach i wyszedł na dziedziniec pałacowy kierując się w stronę królewskiej stajni. Było przyjemnie ciepło, jak na tę porę roku. Od dłuższego czasu nie padał deszcz, więc przechodzenie po daszkach, kinkietach i zdobnych rzeźbach, nie była tak trudna jak po deszcz, kiedy kamień i porastające go glony i mech były mokre i śliskie. Sam wolał spędzać z nim czas w komnatach, gdzie zwykle nie kręcili się postronni, gdzie mogli czuć się w miarę bezpiecznie. Lecz czasem zwyczajnie, nie docierali do komnat. Nie byli w stanie odejść dalej niż do zapasu siana we wnęce stajennej, kapliczka tuż przy wejściu czy ogrody i ukryte w nich liche altanki, obrośnięte wszelkim zielskiem. Wiedział, że jeśli nie w komnacie, zastanie go właśnie tam, wśród koni. Nie pomylił się. Mężczyzna faktycznie kolejny raz czesał swoją piękną, bądź co bądź klacz.
- Za późno na takie rozrywki mój panie? - Rzucił wsparty ramieniem o belę podtrzymującą jedną ze ścian stajni. Znał swojego rycerza na tyle dobrze, by wiedzieć że lubi dbać o swoje konie. Williama znał długo, od bardzo młodych, dziecięcych lat. Mieszkali blisko siebie, pobierali nauki u tego samego micha i dopóki ojciec Nathaniela nie został zamordowany, byli nierozłączni. Teraz, stojąc i patrząc jak Will czyści grzbiet konia wiązką słomy, przypomniał sobie chwilę kiedy zobaczył go po raz pierwszy od kilku lat. Dopiero później, kiedy po raz pierwszy zakradł się do jego komnat i nie został odrzucony, uświadomi sobie że to od zawsze musiało się tak skończyć. A później, kiedy nie jednokrotnie spóźnili się na mszę w katedrze albo w ogóle do niej nie docierając, głownie przez to że w czasie drogi natrafiali na przyjemną polanę o miękkiej trawie czy mchu, stwierdził że już nigdy nie chce całować innych ust, poza jego.
Coraz trudniej było mu myśleć o tym co się niedługo wydarzy. Właściwie powinien się cieszyć że jego przyjaciel połączy swój ród, z drugim, równie ważnym w ich kraju. To małżeństwo mogło dać bardzo wiele obu rodzinom. Sam bardzo wiele stracił, kiedy jego ojciec został zamordowany. Został sam z dwiema siostrami i z matką, która wyszła ponownie za mąż za kogoś zupełnie nie znaczącego w kręgach szlacheckich. Zawsze miał jej to za złe, bo zmusiła go do opuszczenia posiadłości jego ojców i przeniesienia się gdzieś na kranic znanego sobie świata. Właściwie odliczał każdy wschód i zachód słońca do dnia ceremonii. Jako rycerz o niedużym statusie, zupełnie podlegał Williamowi, jako swojemu dowódcy i nie mógł odmówić swojej obecności w katedrze. Lady Ophelia była sobą dość niezwykłą. Za każdym razem, kiedy się pojawiała na dworze, miał wrażenie, że swoimi ciemnymi jak noc oczami, przeszywa mu dusze i czyta w myślach. Zawsze pojawiała się tam, gdzie obaj chcieli być przez chwilę sami.
OdpowiedzUsuńPołożył dłoń na jego biodrze, kiedy usłyszał pytanie. Spędzał z nim niemal każdą noc od czasu wybrania daty ceremonii zaślubin Willa. Czuł jego ciepły oddech na szyi.Pragnął go całym sobą a myśl, że jego kochanek niedługo stanie się mężem, nie dawała mu spokoju. Wytrącała go z równowagi i koncentracji, przez co był cały obolały, kiedy nagle z wyśmienitego jeźdźca i fechmistrza, stał się niezdarą, potykającą się o własne nogi. Miał tylko nadzieję, że Will o tym nie wiedział.
- Wiem że przybywa. Niemal już czuje jej oddech na karku.
Wyszli razem, idąc w stosownej od siebie odległości. Nathaniel był mocno zbudowanym młodym mężczyzną, zahartowanym od noszenia ciężkich kolczug i treningów. Skoro nie miał ani majątku ani pozycji, musiał być dobrym rycerzem by zasłużyć sobie na szacunek.
Przeszli przez krużganek. Tak jak zwykle kiedy ktoś ich obserwował, Nathaniel pożegnał się z Willem i wszedł w najbliższe drzwi. Zawsze drażnił go młody kleryk, który coraz baczniej mu się przyglądał. Odczekał kilka chwil aż nichciany gość oddali się na tyle, by nie widzieć jak wychodzi przez okno i przechodzi po gzymsie na drugą stronę budynku. Znalazł się znów w części, która prowadziła do komnat Willa. Znał już chyba wszystkie możliwe drogi jakich mógł użyć by się tu znaleźć. Za taki grzech grozić mógł nawet stos. Ale gorszy od tego był tylko utracony honor.
Wśliznął się przez specjalnie pozostawione, uchylone drzwi do pokoju swojego pana i kochanka. Zamknął je za sobą i spojrzał na uśmiechniętą twarz Williama.
- Niedługo będziemy musieli wymykać się gdzieś poza mury. - powiedział z westchnieniem. - W końcu... będziesz sypiał ze są małżonką.
- Myślenie jeszcze nigdy nie cofnęło czasu i nie zmieniło serii wydarzeń.
OdpowiedzUsuńNigdy nie poprosiłby go nawet by porzucił to wszystko i odszedł z nim. To nie miałoby większego sensu. Obaj byli ludźmi honoru. Mieli swoje obowiązki, które musieli spełnić. William musiał mieć syna, a przecież z nim go nie spłodzi. Musiał pokazywać sie na dworze królewskim, bo tego wymagały obyczaje i jego rodzina. Nathaniel nie był zapraszany na uroczystaści i bale w obecności króla. Bywał na niektórych tylko dlatego, że William zabierał go jako swoją przyboczną straż. Odzwyczaił się od bogatych strojów i wytwornych manier. Nie wyobrażał sobie, że Will tak po prostu porzuci wszystko co zna i przeniesie się z nim gdzieś dlaeko na północ, gdzie pewnie nikt ich nie będzie szukał. Zawsze coś trzeba było poświęcić.
- Ja rozumiem. Wiesz dobrze, że rozumiem. Przysięgam na kości mego ojca i wiecznie obserwujący nas księżyc, że zawsze będę cie kochał, choćbym miał się w tobie zakochiwać ciągle od początku. Zawsze będę gdzieś obok.
Podobno szczere przysięgi, wypowiedziane w pełnie księżyca, mają magiczną moc. Nathaniel o tym nie wiedział. Wiedział tylko tyle, że rano zanim słońce wstanie, znów będzie musiał uciec do część budynku, w której zamieszkiwał obecnie.
Ujął jego twarz w dłonie i pocałował go mocno. Zawsze kiedy mieli się spotkać ubierał coś lekkiego, co łatwo było zdjąć. Więc teraz, pod tunikom ze swoim herbem rodowym, miał nic poza skórzanym kaftanem i bawełnianą koszulą. Nawet nie zapinał spodni na pas.
Nie należał do ludzi ckliwych i zbytnio romantycznych. Chodził twardo po ziemi. Wiedział co musi robić, o co dbać by jego życie nie zostało zupełnie skazane na niepowodzenie. Ale w chwilach takich jak ta, stawał się zupełnie kimś innym. Zwykle pozwalał Willowi prowadzić. Lubił kiedy był zaborczy i władczy. Kiedy tak bardzo mu udowadniał że mu zależy. Bywały też dni czy noce, kiedy nie wypuszczał go spod swojego ciała.
OdpowiedzUsuńWidząc go tak nad sobą, poczuł rozlewające się w środku ciepło. Całe ciało aż pulsowało, od podniecenia i pożądania. Gładził jego uda, popędzając go nieco w ten sposób. Chciał mieć wszystko już, natychmiast. Zacisnął palce na jasnych włosach Willa i szarpnął go, może zbyt mocno, by teraz móc nad nim górować.
- Wiesz dobrze, że często brakuje mi cierpliwości. - zamruczał mu do ucha, zrywając z obu ciał resztki odzieży. Lubił jego ciało, ciepłą skórę, naznaczoną kilkoma bliznami. Pocałował go mocno, agresywnie. Bardzo chciał by tę noc wspominali jeszcze długo później. Wcisnął mu język do ust, nie mogąc się oprzeć takiej pokusie. Dotykał go wszędzie tam gdzie lubił, ale tylko na tyle by go zmotywować do działania.
- Zabrałeś mi wszystkie cnoty. - zaśmiał się. Krótkie zapasy na łóżku, kończyły się zwykle kiedy któryś z nich podjął decyzję, że chce być na dole. Czuł się zestresoway. Jakby to był znów ich pierwszy raz. Właściwie całkiem niedawno ten pierwszy raz miał miejsce. Dokładnie w tej komnacie i w tym łóżku. Teraz kiedy ich romans kwitł, coraz lepiej odczytywał jego potrzeby i pragnienia. Wiedział, instynktownie, czego akurat kochanek potrzebuje.
OdpowiedzUsuńPrzygryzł dolną wargę i sapnął, czując go coraz wyraźniej. Ból zawsze mijał, to była chwila, któą Nathaniel lubił. Dyskomfort i ból, zmieniał się w coś cudownego. Rozluźnił się bardziej, by wszedł szybciej. W końcu, kiedy był już prawie cały, jęknął przeciągle i sięgnął do swojego krocza. Jeszcze nigdy, z żadną kobietą nie osiągnął takiego stanu podniecenia. Spojrzał na kochanka, przyzwalająco.
Było cudownie, jak zawsze z nim. Lubił czuć się pełny. Miał wtedy wrażenie, że do siebie pasują, nie tylko duszą. Pokładali się czasem na jego płaszczu w lesie. Kiedy tak leżeli, nigdy nie było tak by było im nie wygodnie, nawet gdy William leżał na nim, nie przejmując się swoim ciężarem.
OdpowiedzUsuńOdetchnął z ulgą, kiedy nadeszło spełnienie. spojrzał na lśniącą w dość silnym księżycowym blasku, spermę na swoim brzuchu i dłoni Willa. Mięśnie wciąz drgały mu lekko. Uśmiechnąl się. Tago mu brakowało przez cały dzień. Gdyby jakimś cudem urodził się kobietą, mógłby dać mu wszystko. Byłoby idealnie. Ale nie było i nie będzie.
Pozwolił mu z siebie wyjść. Chciał więcej. Właśnie dziś musiał dostać więcej. Podniósł się i pocałował go mocno. W pomieszczeniu zaczął się już unosić leniwy zapach potu i seksu. Zacisnął palce na jego członku, chcąc by znów był gotowy. Nim nie trzeba się było na razie zajmować. Jego męskość zaczynała powoli pulsować, domagając się pieszczot. Po krótkich zapasach, dotykaniu i pieszczeniu, Nathaniel, klęknął na łożu i przyciągnął jego biodra do swoich. Czuł, że część nasienia Willa wciąż w nim była, choć większość już dawno wypłynęła, wnikając w pościel. Przesuwał palcami wzdłuż kręgosłupa kochanka, kończąc ten ruch przy granicy mięśnia. Ośnilił palce, wsuwając je w niego. Chwilę go rozciągał, by bez problemu sie zmieścić. Will zwykle był na górze w tym związku. Nathaniel to po prostu lubił. Ale tym razem potrzebował w nim być. Gładził i podszczypywał skórę na jego posladkach, wsuwając się jednocześnie bardzo powoli.
[Będziemy ich "zabijać" kiedy się przebudzą, czy jeszcze pozostaniemy w tym świecie jakiś czas? :) I wybacz, ze dopiero teraz odpisuje, ale sesja zjada w całości ]
Był jego, cały jego. Widział i czył lekkie skurcze w mięśniach kochanka. Kiedy stały się mocniejsze, przyspieszył i pozwolił sobie i jemu na spełnienie. Puścił jego biodra, które przy każdym ruchu do siebie przysuwał.
OdpowiedzUsuńDyszał ze zmęczenia, kiedy legł w końcu obok. Uśmiechnął się szeroko do ukochanego mężczyzny. Ten stan był tak niezwykly i przyjemny. Leżeli razem, nadzy, spełnieni i zadowoleni. Niewiele więcej potrzeba było Nathanielowi do szczęścia. Przekręcił się na bok i przesunął palcami po jego torsie i brzuchu. Nie spodziewał sie, że kiedykolwiek zakocha się tak bardzo. A teraz okazało się, że nie dość że kocha bardziej niż własne życie to jeszcze do tego mężczyznę.
- Rano zniknę, jak zwykle. Chciałbym wziąć z tobą ślub przed Bogiem. Przyrzec ci siebie i to że nawet śmierc nas nie rozłączy.
Kolejne pocałunki nie były już tak żarliwe i namiętne. Były spokojne i delikatne. Zasneli obok siebie, jak zwykle każdy po swojej stronie łóżka. Natkaniel zawsze chciał spać bliżej okna. Dokładnie nie wiedział dlaczego, ale zawsze wybierał to miejsce.
Obudził go metaliczny dźwięk, który bardzo przypominał mu tarcie ostrzem o ostrze. Otworzył oczy, przestraszony, że zaspał i może Will się już ubiera, ale nie. Slońce jeszcze nie wstało, choć niebo już było miło zarumienione. Kiedy podniósł się trochę i zlokalizował źródło dźwięki, zbladł. Zaledwie kilka kroków od niego stała Ophelia. Przesuwała powoli ostrzem sztyletu po mieczu Willa. Nath znał ten miecz. Do jego obowiązkow należało ostrzenie go i pilnowanie by nie powstało zaburzenie wyważenia. Przełknął głośno ślinę.
- Tak, powinieneś się obawiać. Miałam choć cień nadziei że w dzień mego przyjazdu, będziesz miał na tyle honoru i rozwagi by nie wkraczać do tego pokoju, by go nie dotykać. Nie pozwolę na to, byś stawał jak kolec różany, między cegiełkami, które tak długi układałam. Nie pozwolę by moja praca poszła na marne. Przeklinam cie. Przeklinam was obu, byście nigdy nie zaznali prawdziwego szczęścia.
- To nie ma znaczenia, Williamie. Teraz nie ma to już w ogóle znaczenia. Właściwie to nawet lepiej. Myślałam, że istotą którą najbardziej pokochasz będzie nasze dziecko, je byłabym w stanie poświęcić, ale nie muszę. Ta gra toczy się o coś więcej niż o tron.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się smętnie. Nie było innego wyjścia, przynajmniej ona go nie widziała.
- Nasz ślub odbędzie się, czy tego zechcesz czy nie. Nie patrz tak na mnie. Myślisz, że ktoś uwierzy ci, że kobieta z którą masz się ożenić, zabiła twojego kochanka w twoim własnym łóżku? poświęcis swoj honor? Uznają cie za obłąkańca.
Nathan słuchał jej, jednocześnie sięgając po leżący przy łóżku nóż. Zwykle tam leżał. Wiedział, bo sam go tam położył. Ale kiedy usłyszał słowa "zabiła twojego kochanka", zatrzymał się. Jak to, zabiła?
Potem już wszystko działo się szybko. rycerz poczuł nacisk na piersi, potem ból i rozpływające się ciepło. Spojrzał na swoją pierś i tkwiący w nim miecz Willa. Przeszlo mu przez myśl, ze bardzo dobrze go naostrzył skoro tak łatwo wszedł w ciało. Właściwie nie czuł bólu, tyko smutek. Spojrzał na Willa i uświadomił sobie, że go traci na zawsze. Chciał wyciągnął do niego dłoń, ale mięśnie odmówiły połuszeństwa. Ciao było ciężkie, toporne. Nie mógł już zrobić nic. Miał wrażenie, ze Will wiedział to co chciał mu teraz powiezieć. Że zawsze i wiecznie. kiedy zamknął oczy, wypłynęły spod powiek łzy. A potem nie było już nic.
[ No to teraz wybierz okres i miejsce w jaki chcesz ich przenieść :D Właściwie to nie do końa musimy się trzymać chronologii, ale to już jak będziesz miała ochotę :D ]
[ Jasne, że nie:D W końcu pozwoliłem ci zdecydować przecież :) ]
OdpowiedzUsuńKiedyś w końcu musiał wrócić do tej przeklętej szkoły. Matka przesyłała mu pieniądze, dopóki się uczył. Niestety nauczyciele mieli coraz mniej cierpliwości i wszystkie jego nieobecości i złe zachowanie było notowane, by potem przesłać ja matce. Po prostu to uwielbiał. Rodzicielka zwykle się nim nie interesowała, pewnie dlatego wyrósł na to czym obecnie jest. Miał pecha, kiedy matka wyszła ponownie za mąż, za faceta z dzieckiem, córką w podobnym mu wieku. Jeszcze większego pecha miał, kiedy się okazało, że matka zawsze chciała mieć córkę. Wyprowadził się z domu i zamieszkał sam w dość dziwnym miejscu, ale przynajmniej matkawysyłała mu pieniądze. Ale już wszystko się zawaliło, kiedy dowiedział się, że liceum w którym zaczął się uczyć okazało się tym samym, gdzie uczęszczała jego przyrodnia siostra. Gorzej być nie mogło.
Jeszcze na koniec wpadł na niego jakiś kmiotek.
- Z czego się cieszysz? - warknął Nath, wstając z podłogi. Otrzepał swoją ramoneskę z jak zwykle niewymytej przez sprzątaczki podłogi. Na chwilę nabity ćwiekami pasek wbił mu się w kość miedniczą, ale udawał że wcale go nie uszkodziło. Schylił się, zbierając swoje "notatki" z zajęć, na które w większości składały się różne rysunki i pomysły do realizacji.
- Patrz jak leziesz. No mnie akurat nie trudno nie zauważyć.
Był dość znany na szkolnych korytarzach, ze względu na to, że przesiedział w jednej klasie o rok dłużej a jego agresywno metalowy styl, w połączeniu z licznymi tatuażami, wyróżniał się wśród gawiedzi szkolnej.
- Nie, nie uważa. - mruknął, w odpowiedzi. Zebrał swoje papiery, układając je i zgniatając w dłoni.
OdpowiedzUsuń- Dlatego że mogę komuś wpierdolić głównie. Chcesz sprawdzić? - warknął. Był chętny do bójki, ale wiedział że nie może. Miał ostatnią szansę. Na szczęście, teraz już nikt nawet nie próbował go zaczepiać. Krążyły głpie plotki o tym, że kogoś prawie zatłukł na śmierć. Podsycał je, kiedy się dało. nagle wszyscy zaczęli go omijać szerokim łukiem i miał spokój. Swój upragniony spokój. Nikt go nie podrywał, nie rozmawiał, nie zajmował jego ulubionych miejsc i co najwazniejsze, nie donosił że pali w kliblu czy właśnie zabawia się tam z jakąś dziewczyną. Bo akurat dziewczęta do niego lgnęły, i to mu najzupełniej nie przeszkadzało.
Kiedy go minął i użył jego imienia w pełnym brzmieniu, aż go zatkało. Oprócz matki nikt go tak nie nazywał, więc skąd ten szczyl wiedział? PArsknął. Pewnie Vera mu powiedziała. Posiadanie siostry miało praktycznie same złe strony.
Nauczyciele go tolerowali bo na zajęciach nie przeszkadzał, nie gadał a nawet czasem odpowidał na pytania. dla Natha wszystko to było strasznie nudne, poza zajęciami z chemii, biologii i rysunku. Głównie na te chodził. W tym roku, trochę się pozmieniało, ale to nie było ważne. Nathaniel usiadł tam gdzie zawsze w sali chemicznej i przyglądał się probówkom. Bardzo chciał już iść do domu, a raczej do miejsca w którym obecnie mieszkał a potem do baru, nawalić się, coś poderwać i iść spać.
Podniósł spojrzenie tylko na chwilę. Od razu wiedział, że przysadzą go do jego miejsca pracy. Innego wyjścia nie było, gdyż tylko on pracował sam. Akurat skończył przesypywaie siarki do małego pudełeczka. Wsunął go sobie do kieszeni, kiedy się przysiadł.
OdpowiedzUsuń- Wątpię by ich to obchodziło. - mruknął. Po pierwsze, i najważniejsze, jego nowy towarzysz nie wyglądał na Leo. Wyglądał na Williama albo inne ważne imię. Jeszcze do tego Anglik. Jago matka też była angielkom i strasznie go irytowała twymi swoimi herbatkami i zasadami rodem ze średniowiecza. Pociągnął nosem.
- Musze unikać awantur na terenie szkoły. Ale jak dalej chcesz ten wpierdol to się najdzie miejsce. W ogóle skąd to kretyńskie imie? Staży cie nie kochają za bardzo, co? Mogłeś wybrać coś bardziej pasującego do rzeczywistości.
- Masochista? A może oculolinctus od razu? Po co się rozdrabniać. Jak dawno się nie spuszczałeś z radości to mogę ci wjebać za darmo. Ale na lizanie oczy nie licz.
OdpowiedzUsuńRozejrzał się, starając się nadążyć za tym co będzie robionena zajęciach. Potrzebował jeszcze chloru, ale to akurat mógł kupić w zwykłym sklepie. Wybielacze chlorowe wciąż były dostępne.
- Wcale nie pasujesz na Leo. Na oszusta też nie wyglądasz. Masz mordkę chłopczyka z dobrego domu, zawsze grzecznego i poukładanego. Pasujesz bardziej na Williama.
Przeniósł znów na niego spojrzenie i zmarszczył brwi. A jednak widział. Parsknął.
- Nie twoja sprawa.
Nie było sensu zaprzeczać, skoro nie dość że widział jak coś chowa to jeszcze wiedział co to.
- Wątpie by kogoś obchodziło, że lubisz w dupe i to niekoniecznie fiutem. - wzruszył ramionami. Normalnie, wyzwałby go na czym świat swoi, albo ignorował w czym też był dobry, ale jakoś spodobało mu się to psztykanie i gdyby nie interencja nauczyciela, pewnie gadaliby dalej.
OdpowiedzUsuńMężczyzna spojrzal na obu chłopców, dłużej zatrzymując spojrzenie na Nathanie.
- Oczywiście... A w zamian, mógłbyś pomóc Nathanielowi we wszystkich innych przedmiotach, bo jak na razie szykuje się kolejny rok w tej samej klasie.
- Oj, nie przyzna się pan że będzie za mną tęsknił. - odparł Nathaniel z rozbrajającym uśmiechem.
- Jasne, pod warunkiem że nic nie wysadzasz i nie znika mi siarka i chlor ze składzika.
- Dlaczego od razu pan zakłada że to ja?
- Jakby to powiedzieć... Jesteś najlepszym na to kandydatem. Mam was obu na oku. Coś za bardzo się razem bawicie.
Kiedy odchodził, Nathaniel jeszcze pożegnał go środkowym palcem, co wywołało chichot, od strony obserwujących ich dzieczyn z ławek obok. Nathaniel ocenił, czy warto, ale w sumie nie za bardzo, więc wrócił do swojego nowego kolegi, o ile mógł już go tak nazwać. Po krótkim zastanowieniu, uznał, ze mogę go na coś naciągnąć. Skoro było nowy w okolicy, to pewnie niezbyt często bywał a barach, a na biednego nie wygląda.
- Znam różnych ludzi a ty mi na takiego wyglądasz. Niby taka cipcia a w łóżku, jak to mawia moja matka, szatan nie kogut.
OdpowiedzUsuńPowód dla którego podbierał te substancje, nie był tak prozaiczny jak wysadzenie szkoły. Po prostu robił z tego świecące słoiki, które sobie stawiał w różnych częściach swojej rudery. Były bezpieczniejsze niż zapalona świeca, pozostawiona bez opieki.
- Kto ci powiedział, że udaje? I nie martw się, ja też słyszałem juz różne rzeczy o sobie. Chyba najbardziej podoba mi się ta o przeruchaniu szkolnej pielęgniarki. Fajnie by było gdyby nie to, że to lezba z zasadami. Choć o tym już ploteczka milczy. Możesz pytać. Za brydkie pytanie najwyżej poczujesz rozkosz posiadania siniaka. Ale to pewnie niezbyt często się zdarzy, bo jakoś tak mnie bawisz.
Wrzucił do torby swoje "notatki" i umieścił tam bezpiecznie siarkę. Niestety w tym kraju można było przeszukać torbę czy szafkę ucznia, jesli istniało podejrzenie o jakieś nielegalne praktyki. Na szczęście jemu się to jeszcze niz darzyło. Podniósł się i ruszył do drzwi. Kiedy usłyszał jego słowa, odwrócił się przez ramię.
- Kto ci powiedział, że się jeszcze spotkamy, co?
Nie znosił takich dni jak ten. cały czas wydawło mu się, że czegoś zapomniał, że powinie zoribć coś ważnego. Jego myśli kręciły się głównie wokół tego całego Leo, który nie dawał mu spokoju. Nie lubił ludzi. Nie chciał towarzystwa, poza tymi chwilami, kiedy pił w barze albo miał seks. Dlatego mmieszkał sam, właściwie za darmo, a pieniądze które przesyłała mu matka, odkładał na wyzjad na syberię czy gdzieś indziej, gdzie będzie mógł żyć sam. Gdyby ludzie nie gadali, nie pachnieli, nie oddychali i nie gapili się, mógłby z nimi wytrzymać. Pewnie dlatego od razu okrzyknięto go kims na kształt mrocznego rycerza, samotnika, bandyty, drania i kryminalisty. Nawet nie zaprzeczał tym plotkom, a nawet w pewien sposób je potwierdzał, nosząc się dość czarno, zdobiąc się coraz to nowymi tatuażami czy czasem pojawiając się z nowym siniakiem na twarzy czy rozciętą wargą. Ale Leo w jednym miał racje. Dziewczyny to lubiły. Może chodziło o tą adrenalinę i podniete kiedy, próbowały zwrócić na siebie uwagę. Jego interesowało tylko jedno, co ona mogą mu dać i tego się trzymał. Ledwo skończyły się zajęcia, a Nath ruszył szybkim krokiem do pobliskiego parku, by zapalić. Nie chciał spotkać Very, która wiecznie prawiła jak to się o niego martwi. Ona akurat bardzo pasowała do jego matki. Schludna, grzeczna, urodziwa, idealna w każdym względzie. Nath usiadł na oparciu jednej z ławek, opierając buty o siedzisko. Przyglądał się jak dym ulatuje z końca papierosa i zastanawiał się, co dziś ze sobą zrobić. Mógł siedzieć w domu i czytać, albo może gdzieś wyjść? Przecież nie będzie się uczył... bo po co?
Nie przejął się za bardzo tym, że ktoś się zbliża.Nawet gdyby był to któryś z nauczycieli nie mógłby się przyczepić że pali, bo przecież był już poza terenem szkoły. Zaciągnął się dymem i spróbował zrobić kółka, ale jak zwykle mu nie wychodziły. Dym papierosowy bywał zbyt rzadko na takie zabawy. Kiedyś wypuścił kłąb dymu z płuc, który przypominał mu okręt, więc stwierdził, że jest czarodziejem jak Gandalf. Dopiero kiedy wytrzeźwiał, uznał że to była tylko abstrakcja dymna. Ale liczyła się zabawa.
OdpowiedzUsuńPodniósł wzrok, słysząc znajomy głos.
- Strasznie dużo gadasz, wiesz?
Spokojnie dokończył fajkę. Zgasił niedopałek na oparciiu ławki i wrzucił go do śmietnika. Nie lubił śmiecić.
- Śledzisz nie czy jaki chuj? - zamrszczył lekko brwi. Ten cały Leo zdecydowanie zbyt dobrze się bawił tym wszystkim. - Jak zacząłeś gadać z Verą, to możesz od razu sobie darować. - to był jedyny możliwy powód dla którego ten nowy się przyczepił. Przeszło mu przez myśl, że może matka albo siostra przyrodnia mu za to zapłacili, ale to wydawało się nierealne. Pokręcił lekko głową, pozbywając się irytującej myśli.
- Co cie obchodzi co robie? Hajtać sie chcesz i szukasz materiału na ojca dla swojego dziecka?
Zsunął się z ławki. Poprawił torbę przewieszoną przez ramie.
- Jak jeszcze nie znasz mojej matki... - zaczął, ale po jego minie upewnił się że jej nie zna. -... to uwierz mi, nie chcesz jej poznać. Ja już też nie chce, więc...
Przerwał, co znów usłyszał chrzęst żwiru. W kich kierunku szły trzy dziewczyny ze szkoły. Nathan znał je wszystkie, a jedną w szczególności. Wysoka blondynka o chłodnej urodzie szwedki, roześmiana rozmawiała za koleżankami, więc była nadzieja, że jeszcze ich nie widziała. Chłopak rozejrzał się, gdzie by tu zniknąć jej z oczu. Złapał Leo za plecak i pociągął w stronę rozłożystego cisu, rosnącego kilka metrów od nich. Dziewczyny minęły ich, nie zauważając ich. Nathan lubił Verę, ale ostatnio każde ich spotkanie nie kończyło się przyjemnie. Brał ją na pzeczekanie. W końcu znudzi się tym zamartwianiem o starszego przyrodniego braciszka. Kiedy uznał, że już ich minęły na dobre, wyszedł pierwszy na ścieżkę. Chyba ich nie widziała. Spojrzał na Leo i wzruszył ramionami.
- Jak bardzo chcesz coś o mnie wiedzieć?
- Za bardzo sobie pochlebiasz. - mruknął. Zapalił drugiego papierosa. - Vera to ta blondynka. I nie jest moją ex tylko moją cholerną siostrą przyrodnią. Matka sobie znalazła faceta z dzieckiem nico młodszym ode mnie i tyle. - wzruszył ramionami. - Trudno było wytrzymać z nimi w domu, więc się przeprowadziłem na swoje. Verze włączył sie tryb pocieszającej dobrej siostrzyczki, która bardzo chce mi pomóc, chuj wie w czym i przekonać bym wrócił do domu. Bez sensu zupełnie. Prędzej czy później się koło ciebie pojawi, jakby wylazła ze ściany i zacznie cie moralizować, byś pomoralizował mnie. Lepiej działa niż gestapo, nie mówiąc o mamuście która chyba czyta ludziom w myślach.
OdpowiedzUsuńZaciągnął się papierosem. Parsknął, słysząc jego dalsze słowa. Chłopak na prawdę był zabawny.
- Mówisz tak jakbyś był co najmniej moim dziadkiem. - skomentował tylko. On też szedł w tamtym kierunku, więc skończył palić wrzucił niedopałek do kosza i ruszył za Leo. Niemal wrzasnął ze złości jak przy końcu alejki stała oparta o drzewo Vera i do niego machała. Więc jednak bestia go widziała... A więc, skoro widziała jego to znaczy...
Warknął pod nosem przekleństwo, kiedy dziewczyna nic sobie nie robiąc z jego widocznej irytacji, podeszła do Leo, stając mu na drodze.
- Część. Jestem Vera, siostra Nathaniela. - przestawiła się. - Ty jesteś Leo, ten nowy prawda? Może chcesz iść ze mną i Nathem do baru? Będzie mi miło, poznać kolegę brata.
Takiemu uśmiechowi i błyszczącym oczom trudno było odmówić. Nawet Nathaniel, choć wiedział o czym będą rozmawiać, nie umiał czasem jej odmówić. Ujęła brata pod ramię, kiedy się zbliżył, by jej przypadkiem nie uciekł i uśmiechnęła się do nowego.
- Tessa mówiła, ze wspominałeś że jesteś anglikiem. Moja mama, ta prawdziwa, i ta druga, która jest też matką Nathana, też jest angielkom. Choć mój ojciec jest szwedem, a ja właściwie amerykanom. Czy to nie zabawne? Nathaniel jest za to pół anglikiem pół francuzem. Czysta mieszanka.
Trajkotała tak dalej, ciągnąć brata do jego ulubionego baru "Wonderland", który mało miał wspólnego ze światem w którym znalazła się mała Alicja. Vera upchnęła brata i nowego kolegę na kanapę przy stoliku, zostawiła torebkę i kurtkę po czym poszła do barmana po piwo. Nawet nie pytała kto co pije.
Nathaniel spojrzał na Leo i uśmiechnął się krzywo.
- I jak się bawisz? Kto wie, może jednak wylądujemy razem w kiblu na małe macanki.
Po chwili pojawiła się Vera stawiając na stoliku trzy kufle piwa. Jeden ciemny dla Nathaniela, bo wiedziała że takie lubi najbardziej. jeden z sokiem truskawkowym, dla siebie no i zwykłe jasne dla Leo. Jeszcze nie wiedziała co pije ale się dowie. Jak zawsze.
- Mają tu świetne piwo. - powiedziała od razu, upijając łyk zaraz po zajęciu miejsca. - Normalnie z Europy je ściągają. Niby z Niemiec i Czech, ale jak to jest na prawdę, to nie wiadomo. No ale, Leo, jak ci się podoba w tym kraju?
- Zawsze gada. - mruknął Nathaniel w odpowiedzi na pytanie czy zawsze tyle gada. - Zamyka się kiedy je, pije i śpi. Jak zaprosiła swojego chłopaka na noc, to myślałem że zdechne ze śmichu, bo on chciał ją przelecieć a ona opowiadała o wycieczce gdzieś tam.
OdpowiedzUsuńWypił swoje piwo do połowy by się troche wyluzować. Właściwie miał już załatwiony wieczór. Vera ma słabą głowę, więc po trzecim piwie wsadzi ją do taksówki i pomacha na pożegnanie. Ona sama wydawała się nie zauważać tych zająknięć Leo. Przygryzła dolną wargę, nieco zawstydzona tym jego stwierdzeniem o dzieciach, o ich dzieciach. Zerknęła na Nathaniela, ale on wydawał się tym wcale nie przejąć. Westchnęła, bo jak zwykle Nath nie dał się zaczepić w ten sposób. Vera przez prawie godzine opowiadała o różnych anegdotach o szkole, nauczcelach i sobie w roli głównej.
- No to fajnie! No wiesz, jak ktoś się wychował w Anglii to nic dziwnego że tęskni. Ja na przykład prawie tego kraju nie znam. Nath, a ty tęsknisz za wyspom?
Chłopak przeczesał palcami czarne włosy i wziął jeszcze dwa duże łyki piwa.
- Trochę tak. Tam było... ciszej.
- No tak, tu się ciągle coś dzieje. No ale tam to przynajmniej w zamku mieszkaliście, a nie w jakimś tam domu...
Nathaniel poprawił się na swoim miejscu. A więc się zaczęło.
- Jak masz zamiar mnie przekonywać do powrotu do domu, to możesz sobie darować i nie psuć atmosfery.
- Nie wiem dlaczego jesteś taki uparty. Nie było ci wcale tak źle...
- No. - odparł w odpowiedzi, co znaczyło, że nie będzie drążył tematu. Vera przewróciła oczami i przeniosła ich spojrzenie na Leo. Uśmiechnęła się i zaczęła realizować plan B.
- Uparty jak osioł jest. Obraził się śmiertelnie na matke, nie wiadomo za co, i się wziął i wyniósł z domu. Tak z dnia na dzień. Wszyscy się trochę denerwują, bo nie wiadomo co on właściwie robi... - przygryzła dolną wargę, czekając na odpowiedź. Dość szybko zorientowała się, że Leo nie wie ani co robi ani gdzie mieszka jej brat. Nathaniel dopił piwo. Zamachał do barmana, pokazując coś na palcach. Po chwili pojawiły się przed nimi kieliszki z różnokolorową wódką. Vera zrobiła duże oczy.
- Ja mam to wypić?
- No, pijemy po równo. - odparł Nathaniel. Miał nadzieję, ze Leo ma mocną głowę, to przynajmniej sobie popiją. Bo Vera szybko odpadnie i co najważniejsze, zamilknie. Pierwszy wszedł gładko, choć był wstrętny.
- No... - zaczęła znów Vera, ale już wolniej i nieco mniej wyraźnie. - Wiesz, Leonardzie, że Nath ma wielką czache wytatuowaną na plecach? - zaśmiała się. - Matka prawie zawału dostała jak zobaczyła!
Drugi był już smaczniejszy. Nathaniel znów pomachał do barmana, tym razem informując by wezwał taksówkę.
- Masz coś nowego? - rzuciła do brata, opierając głowę o dłoń. Miła już dość zamglone spojrzenie.
- Co nowego?
- No wiesz... tatuaż. Pokaż mi! Pokaż, pokaż, pokaż!
Nathan spojrzał na Leo i uśmiechnął się lekko. Jeszcze jeden i przyjdzie czas na pożegnanie. Ale odciągnął koszulkę, pokazując wydzierganą głowę węża, wijącego się na ramieniu.
- Ale super! mogę dotknąć?
I tak po prawie dwóch godzinach, wrzucił siostrę do taksówki i pomachał na pożegnanie. Wrócił do baru, do Leo i niedopitej wódki. Razem z porcją Very mieli jeszcze po trzy kieliszki. Dobrej wódki nie można było marnować. Usiadł już spokojniej na ławie i uśmiechnął się, relaksując się ciszom.
- Także ten... szkoła duża, unikać jej jakoś można.
-Mieszkałem z nią no, z 5 lat? Może dłużej... Ciągle przyłaziła do mnie w nocy bo coś tam jej się śniło. I mi kurwa mać o trzeciej rano opowiadała te swoje koszmary. Ale to jeszcze nic... Ona chyba jest najbardziej normalna z całej rodzinki. Jej ojciec, Daniel to wilki blond wiking, który ma świra na punkcie zdrowego odżywiania i sportu. Chciał mnie karmić jebanym zielskiem, twierdząc że to mnie z toksyn oczyści. A jak zobaczył że sobie coś tam wydziargałem, to się nie odezwał ani słowem przez tydzień. - zaśmiał się na to wspomnienie. Wypił kolejny kieliszek. Miał swoje stadia upojenia. Najpierw milczał i myślał, potem gadał, potem mu się różnych rzeczy chciało, potem znów milczał i znów gadał aż zaliczał zgon.
OdpowiedzUsuń- Moja mamuśka za to, kojarzy mi się z taką wyznawczynią szatana, jak je w filmach pokazują. Ona i ten cały Danio serek nie pasują do siebie ni chuja, a są zakochani że aż się tęczą odbija.
Wypił kolejny kieliszek. Lekkie zawroty głowy minęły, zastępione przyjemnym otępieniem. Zapalił papierosa i przesunął paczkę do Leo, by się poczęstował jak chce.
- Córeczka wdała się w tatusia, bo oboje to tacy wieczni optymiści. Matka to taka czarna wdowa a ja czarna owca. - zaciągnł się dymem. - Nie wiedzą gdzie mieszkam i tam ma zostać. Akurat chcieliby mnie szukać. Mam telefon, mogą zadzwonić.- prychnął.
Dopili po ostatnim kieliszku. Nathan znów machnął do barmana,by coś im przyniósł. Znali się dobrze, więc był w pewnym sensie gościem VIP w tym lokalu. Zaciągnął się dymem i znów próbował wydmuchać koła. I znów nic. No trudno.
- A co ja mam ci o sobie niby powiedzieć? Nie jestem zbyt ciekawy.
- Już jestem sam. chce być sam. Chce się przenieść na pieprzoną Grenlandię by nie widzieć ludzi, nie słuchać ich, nie obcować z nimi... Od czasu kiedy przyjechałem z matką do tego cholernego kraju, ciągle miałem koszmary. A jak się wyniosłem i nie widze jej na oczy, nagle puf... wszystko jest w porządku. Urodziła mnie, prawda. Próbowała wychować, też prawda. Ale ta kobieta mnie po prostu nie lubi. pozwala mi przy sobie być, ale z rozkoszą poderżnęłaby mi gardło. A ja nie wiem dlaczego. Wydaje mi się, że to przez ojca, ale co ja tam wiem? Za mały byłem by cokolwiek pamiętać. Mówi że przypominam jej dawne grzechy...
OdpowiedzUsuńWcisnął niedopałek w popielniczkę i opróżnił kolejny kieliszek. Musiał przystopować, bo w takim tempie groziło mu nie dojście do domu o własnych siłach.
- Mam stąd stosunkowo blisko do domu, a barman to mój kumpel - wzruszył ramionami. Teraz dopiero tak na poważnie przyjrzał się nowemu koledze. Wydawał mu się wyrwany z innej rzeczywistości. Ale to pewnie pijacka wizja.
- Whisky... - zaśmiał się. - Burżuazyjne zachcianki...
Czasem czuł się tak jaby skończył filozofię na trzech różnych uczelniach. Zwykle nie mówił głośno tego o czym myślał, ale teraz będąc wstawionym, w barze i równie wstawionym kolegą, nic mu nie stało na przeszkodzie.
- Ludzie przychodzą i odchodzą. Coś tam do zrobienia mają. Ktoś miał być piosenkarzem, ktoś aktorem a ktoś cieciem w burdelu. Matka moja powiada, że ludzie są zawsze wyczekiwani. Że ktoś bardzo chce znaleźć kogoś kto go zrozumie i ta osoba się rodzi ale niekoniecznie tam gdzie ta osoba która szuka i nie koniecznie w tym wieku co ona, czy jakoś tak. Gdybym ja urodził się inny, nie siedziałbym tu z tobą i nie popijał tej zimnej wódeczki, nie?
Podniósł się z ławy. Wypił jeszcze jedenkieliszek. Po pierwszych dwóch niepewnych krokach, zapanował nad wirującym światem.
- Ide się odlać. - mruknął. Pęcherz to on miał akurat mały i przy popijawie łaził do łazienki dość często.
- Nie chodzi o tu, imbecylu. Po prostu nie pasuje do tych ludzi tutaj. Ich problemy, praca to wszystko jest takie nierealne. Jakby nie istniało... nie, czekaj... jakby istniało tylko w mojej głowie. W długim śnie.
OdpowiedzUsuńWyminął ich stolik i parsknął śmiechem.
- Ty się o mój tyłek nie martw. Jest w świetnej kondycji.
Nie powinien tyle pić. Wiedział o tym. Zwłaszacza nie w towarzystwie nowo pozzanego faceta, który niewiadomo skąd się urwał. Pomijając to że wydawął mu się znajomy. Kiedy złapał go za ramie, prawie stracił równowagę, ale zachował gonosć i nie przewrócił się. Przez chwilę nie rozumiał za bardzo o co chodzi. Głupie pytania. I skąd on niby to wiedział? Coś go nieco otrzeźwiło, jakby ostrzeżenie. Zmarszczył brwi i spojrzał na niego podejrzliwie. Potem parsknął śmiechem, takim prawdziwym. Nieczęsto się śmiał w taki sposób. Otarł łzę z oka, któą wydusiło to rozbawienie.
- Jak chcesz wiedzieć, to chodź i sam się przekonaj.
Nie mogło być tak łatwo. Poszedł do tej łazienki, nawet nie patrząc czy William idzie za nim. Już William nie Leo. Dlaczego w myślach nazywał go Williamem nie wiedział. Wzruszył ramionami, stając przez pisuarem i rozpinając spodnie. W takim stanie celność była najlepszą rozrywką. Byle nie po butach u wszystko będzie w porządku. Strzepnął i zapiął spodnie. były tak wąskie, że czasem nie mógł ich zdjąć, kiedy cały dzień i noc włóczył się po mieście, przez co nieco puchły mu nogi. Ale lubił je.
[To co ty tu jeszcze robisz?! Już, do łóżka! Ja to mam jutro zaliczenie kolokwium, więc ja to chociaż udaje że się ucze XD
OdpowiedzUsuńPochwal się jutro jak ci poszło ;) ]
- Bardzo jesteś ciekawski, jak na gościa z brzydkim imieniem.
Jedno nie miało z drugim nic wspólnego. Stał przy umywalnce grzejąc dłonie pod strumieniem ciepłej wody. Ciągle było mu zimno w dłonie ostatnio. Posiadał bliznę, owszem. Nie jedną nawet. Ta, konkretna o którą pytał, powstała kiedy był mały, bo zawsze ją pamiętał. Według matki miał jakiś tam zabieg na serce kiedy się urodził. Ale blizna była tak postrzępiona i głęboko że trudno było uwierzyć, ze w ogóle ranę zrobił lekarz i że była zszyta. Czekał na jego ruch. Chciał się pobawić. Rzeczywiście potrzebował tego rozweselenia. Dziwnie poważna mina Leo jeszcze bardziej go rozbawiła. Kiedy już jego palce znalazły to co chciał, odziwo zabrał rękę. To wprawiło Nathana w lekkie osłupienie. Wzruszył ramionami. Wychodziło na to, że chciał tylko upewnić się co do blizny. Ale po co? Skąd wiedział i dlaczego chciał tak bardzo dowiedzieć czy ją posiada?
Te bardziej logiczne pytania, zostały zagłuszone przez te mniej logiczne i poważne. Nad tymi ważnymi zastanowi się później.
- No wiesz? Taką okazję zmarnować? Cipa z ciebie nie facet. - zarechotał. Odbił się lekko od ściany i przeczesał wilgotnymi palcami włosy.
- I co? Lepiej jak już wiesz i sam zmacałeś? No dobra, idę do siebie. No chyba że się boisz sam do domku wracać to cie odprowadze...
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze nad umywalką. Przez chwilę widział siebie, ale jakby innego. Bardziej zmęczona twarz, błękitna tunika z jakimś koniem i miecz przypasany do pasa. Zamrugał dwa razy i mara zniknęła. Znów widział siebie. Swoją nieogoloną twarz, podkoszulek, kurtkę ze skóry, już gdzieniegdzie lekko przetartą i ciemne spodnie. Podciągknął jeszcze portki. Nie ział dziś paska, to dlatego ciągle zjeżdżały
mu z tylka.
[Moim zdaniem, im więcej prób tym lepiej XD Ja miałem z polskiego dużo, bo moja polonistka nie dość że miała zacnego wąsa, którego pozazdrościłby jej nie jeden facet, to jeszcze bardzo chciała byśmy zdali powyżej średniej krajowej XD Ja zdawałem rozszerzony angielski, bo po niemiecku nie za bardzo mi idzie. Za to z rosyjskiego mi nie pozwolono zdawać, bo bym zdawał sam z całej szkoły XD
OdpowiedzUsuńMoje kolokwium będzie na jakieś 4,5 bo nie będę miał na pewno 2 punktów z teorii funkcji rynku kapitałowego. Im dłużej siedze na tej uczelni tym coraz częściej zastanawiam się, co mni podkusiło by nie kiblować w liceum, chociaż ze dwa lata jeszcze XD ]
- Przelecieć to ty możesz kota sąsiadów. Jak już to ja ciebie. Nie mam w zwyczaju dawać dupy.
Stał mu na drodze. Specjalnie to robił. Może i dobrze. Gdyby teraz wrócił do stolika, dopiłby to co tam została i jeszcze pewnie coś zamówił. A już nie powinien pić więcej. Nie planował pojawić się jutro w szkole. Miał ciekwszy plan. Jednak wybór między posiadaniem kaca a dobrym samopoczuciem, był całkiem prosty. Dość szybko trzeźwiał, pewnie dlatego że ciągle sikał. Telefon zawibrował mu w kieszeni. Matka. Pewnie znów opieprz że spił siostrę. Przecież sama chciała. Ma na to świadka. A to, że nie do końca mogła jeszcze pić to była sprawa zupełnie nie ważna. Nie odebrał. Poczeka aż jej się bateria rozładuje. Teraz miał ciekawsze zajęcie. Drażnienie się z panem Willeo.
- Nie ciesz się za bardzo. To że nie wziąłem paska, nie znaczy że nie mam czym ci wpierdol dać.
Parsknął kiedy się w końcu odsunął. Czuł się trochę tak jakby szturchali się dwumetrowymi kijami, którym co jakiś czas odłamuje się kilkucentymetrowy kawałek. Zastanowił się czy chce wiedzieć, co się stanie, kiedy kijów zabraknie.
- Herbatę... Typowy angol. Bez herbaty nie może przeżyć dnia. Zawsze mnie ciekawiło czy takie stuprocentowy anglik herbaty również używa do mycia i innych takich fajnych rzeczy. I o dochodzeniu do mnie zapomnij. Może pozwolę ci się spuścić na podłogę.
Dał się skusić i dopił ten kieliszek który mu pozostał. Zabawne, bo miał wrażenie że były jeszcze dwa. Wziął torbę ze swoją całodzienną pracę i poczłapał do baru, by przyłożyć zapłacić. Nie zastanowiło go to, że Leo nagle tak chętnie chce odpowadzić go do domu. Podstęp może poczuje rano, kiedy w końcu wstanie.
Chłodne powietrze nocy nieco go otrzeźwiło. W barach czas płynie szynko. Faceci w barach nie liczą czasu tak jak kobiety, siedząc w łazience. Kiedyś się nawet zastanawiał co Vera robi tak długo w tych kilku metrach kwadratowych, ale wolał cyba nie wiedzieć. Przerzucił torbę przez ramię i sprawdził czy ma klucze. Nie było sensu budzić głuchej babci.
Największą rozrywką w drodze do domu był jego marsz po murku, okalającym skwer. To że prawie spadł i to nie raz, gdyby nie interwencja Willa, było czymś czego się można było spodziewać. Nathan bywał radosny właściwie tylko wtedy kiedy nie był trzeźwy. Potem jeszcze większy ubaw mieli, kiedy Nathaniel zachciał zawiązać sznurowadło swojego wojskowego buciora. Problem polegał na tym, że kiedy próbował się pochylić, jego ciało stawiało bunt i postanowiło się przewracać w przód. Na szczęście ani razu nie wylądował na chodniku, a but w końcu zawiązał mu Leo.
Kiedy tak sobie klęczał i wiązał tę sznurówkę, Nathan nie powstrzymał się by powiedzieć, że wygląda odpowiednio w tej pozycji i że ich spotkania mogą właśnie w takich pozycjach, jakie akurat mieli, się odbywać.
Usuńsypiąca się kamienica, wyglądała jak idealna sceneria do horroru. Nathaniel lokalizował chwilę właściwy klucz w pęku, wydobytym z torby. Klatka schodowa w czasach świetności budynku, musiała się prezentować na prawdę pięknie. Spiralne schody, świetlik w dachu, rozjaśniający wszystko, stylizowane lampy i wymalowane pnącza na ścianach, dodawały niesamowitego uroku. Teraz wszystko było brudne i zaniedbane. Pachniało kurzem i pleśnią. Nath przyłożył palec do ust, pokazując tym samym by był cicho i rozpoczął wspinaczkę po schodach. Mijał kolejne drzwi, do których wchodziło się bezpośrednio ze schodów. Zatrzymał się przy jednych, chyba najczystrzych. Wyciągnął z torby zeszyt i wybrał swój najlepszy tego dnia stworzony rysunek. Wsunął go w szparę na listy i ruszył dalej.
- To zapłata dla Charona i Cerbera w jednej osobie. Inaczej nie przejdziesz. - wyjaśnił chichocząc. Do zamka następnych drzwi wsunął klucz i po krótkim majstrowaniu i wykonywaniu serii dziwnych ruchów, od lekkiego pchania drzwi do ich ciągnięcia, ustąpiły. W środku wszysko zalane było niebieskawą poświatą. Pokój miał niezwykle wysoki sufit. Wybudowana dużo później niż sam budynek antresola ze schodkami, wydawała się unosić w powietrzu. Nathaniel nie posiadał prawie w ogóle mebli. Miał rozłożoną kanapę, która była łóżkiem, biurko antyczne toporne i drewniane, które wydawło się zespolone z resztą tego domu i jakiś mebel w którym trzymał ubrania. Cała antresola wypełniona była poduszkami i książkami, które chorobliwie znosił, znalezione w różnych miejscach albo kupione w antykwariatach. Pod sufitem wisiał ogromny kryształowy żyrandol oblepiony kurzem i pajęczynami, stracił sporą część szklanych wieszadełek. Też był częścią wystroju, jak biurko i otwarty kominek, z ogromną marmurową ramą.
Niebieskawe światło pochodziło ze słoika, ustawionego na taborecie. Chłopakpodszedł do niego i potrząsnął. Światło stało się jaśniejsze. Na próbę zapalił lampę z gołą żarówkę, ustawioną przy kanapie.
- Elektorwnia się postarała i na twoje odwiedziny włączyli prąd. Jak rozkosznie. - zachichotał. Miał jeszcze swoją łazienkę z ciężką wanną, na mosiężnych nóżkach. Wszystko tu wydawało się przerażające i trochę nienerutalne.
- Zadowolony? - rzucił, akcentując każdą sylabę. - Jak jutro albo w najbliższych dniach spotkam tu Verę, będę dla ciebie bezwzględny.
[ Ja też tak sądziłem XD A potem, co semestr masz takie coś jak matura, tylko trudniejsze i już liceum staje się bardziej atrakcyjne. Nie wiem czy teraz zdałbym mature XD Z matmy, polskiego i języka pewnie tak, ale rozszerzona geografia i historia już raczej nie xD
OdpowiedzUsuńStudiuje takie fajne coś co się nazywa systemy transportowe i logistyczne. :D ]
- Poradziłbym sobie. Jak zwykle z resztą. Nie raz wracałem w gorszym stanie.
Wyrzucił zawartość torby na podłogę. Zlokalizował siarkę i odlożył się z nabożną czcią do plastikowgo pudełka, w którym tkwiły już trzy takie woreczki. Zapas się kończył.
- Podoba ci się tu... - powtórzył, znalizując zdanie. - Nie wiem czy mam teraz skskać z radości czy złożyć ci taneczne życzenia. No taki zaszczyt, jak ja sie cieszę... no taka fajna niespodzianka.... jak ja się cieszę. - wywrócił oczami. Pociągnął kilka łyków wody z butelki, po czym rzucił ją Willeowi. Tak już sie pewnie będzie nazywał przez długi czas.
Zdjął z ramiona kurtkę. Dopiero wtedy było widać linię wijących się tatuaży na obu ramionach. Sam projektował swoje małe dzieła sztuki. Każdy znaczył coś innego. Łącznie z wydziarganym herbem w przedstawiającym konia na niebieskim tle. Kiedy się interesował ojcem i jego rodzinom, odkrył że był to kiedyś ich rodowy herb. Co prawda tatuaż był niewielki, ale wystarczyło że on sam wiedzieł gdzie że go ma i ci znaczy. Przeciągnął się.
- Tak, śpie na tym. To też jest kurwa łóżko, luju. Przytaszczyłem to jak materac na którym wcześniej spałem się zapadł... - parsknął i zachichotał. To był pierwszy i jedyny raz kiedy sobie kogoś przyprowadził tutaj i w trakcie stosunku, sprężyny popękały, wyszły na zewnątrz i ich dość boleśnie pokuły. Łaził jeszcze jakiś czas po swoim pokoju. Potem zasiadł na parapecie, otworzył okno i zapalił papierosa.
- Nie przyzwyczajaj się. Wygnieciesz mi wyro, a ja tego nie lubie. Podnieś zad.
Zaciągnął się dymem i wypuścił go przez okno. Mieszkał tu między innymi dla widoku. Miasto nocą. Kamienica stała na niedużej górce. Niedawno wycieli kilka drzew w okolicy i widok stał się jeszcze przyjemniejszy. Powoli trzeźwił. Nie lubił tego stanu. Spojrzał na żyrandol, który co jak co, ale wisiał idealnie nad jego łóżkiem. Zaśmiał się. Trzymał papierosa między wargami a dłoni wcisnął do kieszeni. Obszedł kanapę, patrząc w górę.
- Ja jebie... ty to masz pomysły. Przyspawany jest do sufitu. Ze dwa razy wpadałem na genialny pomysł by go wyczyścić i zmienić żarówkę ale za chuja nie sięgam.
Gdyby Willeo zobaczył dom, w którym mieszkał z matką w Anglii i ten w którym ona mieszkała ze swoim obeznym mężem, oraz z Verą, pewnie zdziwiłby się bardzo dlaczego z willi, przeniósł się do takiej rudery. Czasem nie było wody, ogrzewania, prądu nie było najczęściej. Czasem budził się w nocy, z poczuciem że nie jest w pokoju sam. Czuło się obecność. Czasem scody trzeszczały, a w ścianach slychać było drapanie. Zawsze zwalał to na szczury, choć babci która wynajmowała mu ten pokój za gorsze zupełne, oraz codziny obrazek, uważała że szczurów tu nie ma, że jest tylko przeszłość, ale jej nie należy się bać. Po co bać się umarłych? Trzeba bać się żywych.
NAgle żarówka zaczęła mrugać. Nathaniel wcale się nie zdziwił. Zaciągnął się znów papierosem. Słoik już przestał ściwecić. Wydał ostatnie tchnienie, a płyn w środku zbielał zupełnie. Dopóki nie śpi, może zapalić świecę. Zapalił zapalniczką kilka świec. Akurat zdązył nim żarówka zupełnie zgasła. Zrobiło się miło. Nawet dla NAthaniela. Wrzucił niedopałek do słoika z wodą, któa służyła za popielniczkę.
- Trafisz do chaty, czy tym razem ja mam cie odprowadzić?
[Ogólnie studia są fajne :) Jest zabawa, potem nauka, potem znów zabawa a potem obrona pracy... Ale jest zupełnie inaczej niż w liceum. Tego się nie da opisać tak po prostu. Trzeba to przeżyć :)
OdpowiedzUsuńA jakie masz preferencje kierunkowe? ]
- Właśiwie to nikt nie kazałci za mną łazić. Sam chciałeś, więc albo mnie bierzesz takiego albo wcale. Nie jestem jakimś jebanym pieskiem kanapowcem by się łazić.
Znów usiadł na parapecie. Taśmą keljącą przykleił doniego poduszkę, by było mu wygodniej oraz by zimny marmur nie porażał zakończeń nerwowych zadka szanownego.
- Może ją przesunę. - wzruszył ramionami. - Zwkle nie zapraszam tu nikogo. Nie lubie kiedy ktoś się kręci po moim śmietnisku.
Zaśmiał się. Wydawało się że szczerze.
- Ja ramantykiem... No tego jeszcze nie słyszałem. Ale masz wyobraźnie. Aż pozazdrościć.
Wiele razy oglądał filmy, których fanką była jego matka, które aż tryskały romantyzmem i tęczą. Faceci oświadczali się na kolanach, przynosili róże, pocieszali, ocierali nos swoim kobietom. Jakoś nigdy nie widział się w takiej roli. Najzwyczajniej potrzebował czegoś zupełnie innego, czegoś nadzwyczajnego. Próbował wielu rzeczy, ale nic nie dawało mu takiej satysfakcji jakiej by oczekiwał. Zawsze czegoś brakowało. Im starszy był tym bardziej za tym czymś tęsknił, a przez to intensywniej szukał. Przechylił głowę w bok, słysząc pytanie. Uniósł brew i uśmiechnął się, zaczepnie ale całkiem ładnie.
- Tak. To herb rodziny mojego ojca. Mnie też się należy. Bardzo chciałbym, już nie musieć wierzyć, ze kiedyś to dostane, co mi się należy. Muszę poczkać jeszcze aż według prawa będę pełnoletni.
Właściwie nie wiedział po co mu to mówi. Willeo miał dziwną umiejętność, wyciągania od niego informacji, choć nie robił nic poza zadawaniem pytań. Chyba chciał z nim rozmawiać. Alkohol zaczął szumieć coraz głośniej, usypiając. Ale przy zamknięciu oczu, miało się ważenie, ze jest się na karuzeli.
- Jasne. - mruknął. - Do później.
Nie przeszkadzał mu półmrok. Był przyzwyczajony do ciemności. Przez chwilę miał wrażenie, że to uczucie straty zniknęło, ale kiedy znów został sam i zastanowił się głębiej, uznał że to było tylko złudzenie.
Była zła, że Vera znów, spita przyjechała do domu. Nie winiła jej. Choć uważała, że powinna się lepiej zachowywać. Miała pretensje do syna i jego kolegi, ze na to pozwolili. Mogli jej wyjaśnić, wyjść z nią, zaopiekować się młodą damą, a oni ograniczyli się do wsadzenia jej do taksówki. Wiedziała gdzie mieszka jej syn. Nie trzeba było wiele by się dowiedzieć. Mimo, że uważała, że to miejsce jest conajmniej obrzydliwe, pozwoliła mu robić co chciał. Tym razem jednak, chciała się z nim rozmówić. Całkowicie na poważnie. Zaparkowała samochód niedaleko, stwierdając że lepiej przejdzie te kilka metrów, by nie narazić auta na zniszczenie przez menelstwo i lujstwo, zamieszkujące tą okolicę. Wrzuciła kluczyki do torebki i przystanęła, patrząc na młodego człowieka, wychodzącego z budynku. Poznałaby go wszędzie i zawsze. Zamrugała kilkukrotnie. Wiedziała, że się w końcu pojawi. Zawsze się pojawia. Przygryzła wymalowaną szminką wargę. Może gdyby on jej pomógł, możnaby to wszystko zatrzymać. Znów podniosła spojrzenie by zlokalizować młodzieńca. Wygrzebała kluczyki z torebki i niemal biegiem wróciła do samochodu. Odpaliła silnik i ruszyła za nim. Teraz, na szybko podjęta decyzja wydawała jej się najbardziej właściwa, a jak to będzie później, to nie było ważne. Liczyło się to, że właśnie teraz musiała porozmawiać ze swoim dawnym i pierwszym mężem, i to jak najszybciej.
[ Możliwości jest wiele :) Też zawsze chciełem iśc na kryminalistykę. Ale się okazało, ze kiedy ja składałem papiery i wybierałem kierunek, że kryminalistyka jest tylko jako podyplomówka ]
OdpowiedzUsuńByła zdeterminowana. Ten pierwszy impuls, który pojawił się w jej umyśle był tak silny, że nie zastanowiła się nawet nad konsekwencjami swojego wyboru. Wiedziała tylko tyle, że za szelką cenę, musi uratować życie swojego dziecka. Taraz, kiedy pojawił się William, mogło się to udać.
Zaparkowała samochód niedaleko i niemal z niego wyskoczyła. Szybkim krokiem udała się za młodzieńce. Może dogoni go na tyle by widzieć do której klatki chociaż wchodzi, bo nie uśmiechało jej się szukać po całym osiedlu. Mieszkanie jakoś znajdzie. Zacisnęła palce na torebce i weszła w bramę. Serce waliło jej jak oszalałe, a kiedy nagle odezwał się z mroku, przez chwilę miała wrażenie, że zemdleje. Wzięła dwa głębokie oddechy i odwórciła się do niego.
- Witaj, Williamie. - przywitała się uprzemie, a przynajmniej miało to tak brzmieć. Jeszcze dwa oddechy i chwila zastanowienia się, jak zacząć, co powiedzieć. Pokręciła lekko głową.
- Domyślam się co teraz możesz czuć. Ale twoją zemstę i ostre słowa, zostawmy na później. Wiedziłam, że się w końcu pojawisz. Zwykle go znajdujesz... I czekałam na ten dzień. Potrzebuje twojej pomocy. Nathaniel jej potrzebuje. Wcześniej, nie czułam potrzeby łamania zaklęcia. Ale nigdy wcześniej nie chodziło o moje dziecko... - rozejrzała się. O tej porze kręciło się jeszcze kilka osób w okolicy. - Porozmawiajmy gdzieś indziej. Wszystko ci wyjaśnię. Nathan nie ma zbyt wiele czasu... oboje wiemy jak to się skończy. Ja już tego nie chce... Kocham go.
[Psychologia też fajna :) Znam kilka osób, które to studiują, w czym dwie zajmują się psychologią w kryminalistyce, więc połączyć się to da :D ]
OdpowiedzUsuńMilczała, przeczekując jego wybuch. Miała nadzieję, że nie odmówi. Mógł się zemścić i pozwolić jej cierpieć. To byłoby zrozumiałe. Ruszyła za nim do mieszkania. Uśmiechnęła się lekko. Czas mijał tak szybko.
- Zaklęcie, którego użyłam było dość często wykorzystywane. - zaczęła. - Potrzebny był do niego człowiek, który urodził się w danej koniunkturze ułożenia gwiazd i planet, jego wola i emocje. Okazało się, że ty bardzo dobrze się do tego nadajesz. Wystarczyło znaleźć coś, na co przelałeś najwięcej emocji. Na początku myślałam, że to byłoby nasze dziecko, ale kiedy poznałam tamtego Nathaniela i zobaczyłam to co do niego czujesz, wybór był prostszy. Musiałam opłacić moją długowieczność jego krwią. On miał zginąć a ja żyć na zawsze. To prosta wymiana. Ale nie przewidziałam dwóch rzeczy. Po pierwsze, że złozycie sobie takie... eh... idiotyczne przysięgi. A po drugie, że i ty będziesz chciał odebrać sobie życie. Potem za każdym razem, kiedy tamten Nathaniel do Lioch się odradzał, musiał zgonąć by zaklęcie mogło trwać dalej. Rozumiesz? - nie usiadła, nie przeszła dalej. Stała cały czas w jednym miejscu, przyglądjąc się czujnie Willowi, gotowa na wiele. - To zaklęcie nie przewiduje takich wypadków. Wszystko musi być harmonijne. Życie za śmierć. On po prostu nie mógł żyć, jeśli ja i ty będziemy żyć jak dotąd. - zamilkła na chwilę, dając mu czas by to przeanalizował. - Ty, zabijając się tym samym mieczem, tym samym ostrzem, dołączyłeś do mnie. Zaklęcie podzieliło się i tobie też dało wieczność.
Przeczesała palcami włosy, zaczesując je za ucho.
- Przypadkiem poznałam ojca Nathana, którego przodkiem był młodszy brat twojego Nathaniela. Tam sama rodzina, gałąź... Wciąż trzymali się nazwiska... Nie planowałam, zakochać się. A kiesy zaszłam w ciąże, byłam pewna że to cud, bo kiedy zaklęcie się wypełniło, wtedy kiedy Nathaniel wydał ostatnie tchnienie, straciłam szansę na dziecko. Wydawało mi się, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Jakiś impuls przekonał mnie by dać dziecku na imię Nathaniel. Urodził się, zdrowy, cały. Był taki śliczny... Potem, zrozumiałam dlaczego otrzymał takie imię i kim jest. Caleb zginął w wypadki, kiedy Nathan miał 5 lat. I zostałam z tym sama. Starałam się nie kochać go za bardzo, bo wiedziałam, że będzie musiał zginąć. Ale im starszy był, tym bardziej... tym bardziej wnikliwie szukałam sposobu by zerwać zaklęcie. Coś się wydarzyło, Will... Jego sny, których nie pamiętał po przebudzeniu, jego strach i nienawiść do mnie, której nie rozumie. Zaglądałam w jego senne mary. Widziałam czego pragnie i szuka, choć nie zdaje sobie z tego sprawy.
Uniosła dłoń i jej wierzchem starła łzę z oka. Wiedziałą, że na Willu nie robi to wrażenia, nie obchodziło jej to.
- Ten jego bund... Tatuaże, złość na wszystko, to co się w nim kotłuje, wspomnienia, które nie należą do niego, uczucia, często sprzeczne... Mój Nathana, jest dzieckiem czarownicy, która nie może mieć dzieci. On nie miał prawa się narodzić. Coś chce mnie ukarać... i przyjmuje tę karę. Muszę za wszelką cenę próbować go ocalić. Pytałam mojej mentorki i moich sióstr o sposób. Nikt wcześniej nie znał takiej sytuacji, bo wystarczała tylko jedna śmierć. Najstarsza wyznała, że trzeba zmienić czas. Nathan musi znów cie pokochać i musi przyjąć moją i twoją zapłatę za krew. Ale musi na prawdę wierzyć i wiedzieć za co zapłatę przyjmuje. Więc... musi pamiętać. Dobrowolna zapłata za krew i przyjęcie ten zapłaty przerywa większość znanych nam zaklęć, przekleństw i mar... Pomóż mi Will. Przecież ty też tgo chcesz... Może on nie jest taki jakbyś chciał... Może jest trochę niemiły, bezczelny i inny, ale... przecież to on.
[ Pozwól że będę się dyskretnie śmiał XD Ja mam jakoś szczęście w tym roku i zgrabnieunikam wszelkich wypadków XD ]
OdpowiedzUsuń- Możesz sobie o mnie mówić i myśleć co chcesz. Nie spodziewam się, że nagle zostaniemy przyjaciółmi. - wzruszyła ramionami.- Robiłam to co robiłam i nic tego nie zmieni. Nigdy nie miałeś stać się wieczny, jak ja. To był taki... niespodziewany błąd w sztuce. Wiele rzeczy się zmieniło. Minęło tyle czasu... ty też się zmieniłeś.
Dopiero teraz ruszyła się z miejsca. Przeszła kilka kroków, udając że ogląda mieszkanie. Musiała się zastanowić, jak to rozegrać.
- Sama idea reinkarnacji mówi o tym, że życie rozpoczyna się na nowo. Poprzednie wcielenie nie powinno być pamiętane. Mój Nathan mimo wszystko jest dzieckiem czarownicy. Ma... trochę więcej talentu niż ci wcześniejsi. On pamięta co się działo. Co noc wchodzi w stan śnienia, choć jemu wydaje się że po prostu zasypia. Śnienie to taki stan medytacji. Umysł się uwalnia. Wędruje bez ciała w czasie i przestrzeni. Odwiedza swoje wcześniejsze życia. Wiesz, nie do każdego jego wcielenia docierałeś. Mmm... Zwykle szukał ciebie, tak po prostu. Najczęściej wracał myślami do jednego wcielenia, jakieś dwieście lat temu. chyba był lekarzem. Wracał do domu i kładł się do łóżka obok ciebie a ty czytałeś jakąś tam książkę. Chciał byś mu poczytał na głos. Potem się budził. Zawsze, po ledwie kilku zdaniach.
Stanęła przy oknie i wyjrzała w noc. Potem odwróciła się do niego i uśmiechnęła lekko.
- Czułam się zazdrosna. Dziwne uczucie... On cie szuka. Zawsze cie szuka, choć o tym nie wie. To jest w tym takie ciekawe... Nie byłby w stanie cie odepchnąć. musisz się postarać. Wiem że potrafisz. - wesrchnęła głęboko. - Wiele osób myli pojęcie zapłaty za krew i samoodejścia. Nic dziwnego. Niewiele osób się na tym zna. Samoodejście to oddanie witalności, czyli zycia. A by zapłacić za krew, wystarczy kilka kropli. Jeśli się uda, poczujemy. Od tej pory będziemy się starzeć normalnie. Będziemy chorować, cierpieć i umrzemy jak zwyczajni ludzie. Potrzebny nam jeszcze atrybut, ale z tym nie będzie problemu... Całiem niedawno otworzono nową wystawę średniowieczną. Przyjechała z Anglii i będzie wystawiana przez jakiś czas.
Otworzyła torebę i zaczęła w niej grzebać. Między szminkami, pudrami, chusteczkami i innymi dziwnymi rzeczami, leżała broszura. Wręczyła ją Williamowi. Na zdjęciu widniała kolekcja kilku mieczy, która była tylo częścią wielkiej wystawy. skazała palcem na jeden z eksponatów.
- Poznajesz go?
Było to nic innego jak miecz Williama, który to wszystko rozpoczął.
[ Ja mam takie szczęście że zawsze sobie coś zrobię. Chociaż jako tako w tym roku nic mi się nie stało, to w zeszłym w bardzo filmowy sposób spadłem z konia o.o ]
OdpowiedzUsuń- Nie mam wpływu na to co on pamięta a co nie. nie ingerowałam nigdy w jego życie ani decyzje. Złościłam się czasem, ale to chyba normalne. W końcu jestem matką... Nie popierałam jego dezycji o tych tatuażach, o paleniu, piciu czy innych tych jego wybrykach.
Odebrała ulotkę i wsadziła ją z powrotem do torebki.
- Może się tam przejdziecie? Może odświeży mu to pamięć...
Odłożyła torebkę na szafkę i zaczęła drążyć po pokoju, zaciakając palce na włosach.
- Znam kilka osób z muzeum. Za odpowiednio duży datek na wykopaliska, zapewne będą mogli przekazać jeden z eksponatów jako prezent dla sponsora. Będzie trzeb go naostrzyć i trochę... odnowić. Ale to będzie kwestia dwóch może trzech dni. Wiele więcej nie mogę ci pomóc. Chyba, że będziesz chciał... jakiś faktów z jego życia. Jakiej muzyki słucha, co lubi jeść, czy inne coś tego typu. Znam go dość dobrze mimo wszystko. Dawniej ze mną rozmawiał codziennie. Nawet opowiedział mi o swoim pierwszym razie. Miał 13 lat a ona 16... wyobrażasz sobie? - fuknęła. Prychnęła i pokręciła głową, wracając do tematu głównego.
- Haczyk jest jeden. Nie mam pewności czy to coś da. Nikt wcześniej nie próbował zerwać tego zaklęcia. Albo nie zmieni się nic albo zmieni się wszystko. Taki jest wybór. Możemy umrzeć wszyscy. Może nie zmienić się nic. My możemy stać się śmiertelni a on umrzeć. My możemy rozwiać się w pył a on żyć. Nie umiem udzielić odpowiedzi jak to się skończy. Ale chce spróbować... Jeśli ten rytuał nic nie pomoże, będę szukała innych rozwiązań. Coś musi zadziałać. Ale nawet jeśli to nic nie da i stracę go i tak, chciałabym by chociaż odnalazł to czego szuka.
Uśmiechnęła się do niego. Trochę za mocno się malowała, ale chciała ukryć swoje młodzieńcze rysy, w końcu miała dorosłego syna, a wyglądała jak jego siostra a nie matka.
- Will... Musisz spróbować. Każdy Nathaniel w końcu się w tobie zakochiwał. To silniejsze od was. Ale Mój Nathan jest uparty jak stado osłów. I nie wiem co się może wydarzyć. Mogę spróbować odbrokować jego sny, by je pamiętał po przebudzeniu. Może to coś pomoże.
[ Ja już nie raz lądowałem na ziemi, więc nie robi to już na mie większego wrażenia xD No ale spaść z konia a przerwcić się na prostej drodze, to zupełnie co innego XD ]
OdpowiedzUsuń- Mam pieniądze. Nigdy mi ich nie brakowało. Tylko Nathan mieszka w takim... rozpadającym się śmietnisku, choć chciałam kupić mu mieszkanie, jeśli by sobie jakieś wybrał. Potrzebuje jakiś tydzień, by mieć dostęp do tego miecza. Jak pieniądze nie zadziałają, trzeba będzie wykorzystać plan awaryjny.
Parsknęła i złapała się pod baki.
- Taki znawca dzieci jesteś? W tym wieku, dziecko jest dzieckiem do 15 roku życia. Przecież on się jeszcze wtedy pokemonami bawił!
Kolejna uwaga, sprawiła, że znów zaczęła krązyć po pokoju. Wiedziała dobrze, co Nathan może czuć, ale co miała zrobić?
- Zwykle byliśmy tylko we dwoje. To nie tak, że go sobie zastąpiłam. Tylko on zaczął się ode mnie oddalać a ja nie mogłam nic na to poadzić, choć próbowałam. Z resztą... to nie pieprzona poradnia rodzinna. On ma trudny charakter, zupełnie jak ojciec. Nigdy nie można przewidzieć co mu nagle odbije...
Wzięła kartkę z numerem i schowała do kieszeni.
- Zadzwonie jak będę już coś wiedziała. A ty nie daj mu wejść sobie na głowę i przede wszystkim... ma alergie na czekoladę i marcepan.
Wzięła torebkę i przegrzebała ją w poszukiwaniu kluczyków do samochodu. Ruszyła do drzwi, ale zagle zatrzymała się, przypominając sobie o czymś ważnym
- I jeszcze jedno... Wujek Henry to w jego słowniku określenie narkotyku. Więc jak powie, że musi odwiedzić wujka Henrego czy coś w ten deseń, to go nie puszczaj, bo się jeszcze czegoś naćpa.
Wyszła. Znalazła samochód, odpaliła silnik i chwilę siedziała, opierając głowę na kierownicy. Poszło lepiej niż przypuszczała. Włąściwie już to życie jej nie jest potrzebne. Z czasem zmieniły się jej priorytety i teraz osoiągnęła już prawie wszystko o sobie założyła. Ciekawe tylko jak osądzą to jej siostry. Ale to już tylko jej zmartwienie.
Nathaniel zaczął się zastanawiać, czy te całe audiobooki nie są lepszym rozwiązaniem niż książki. Lubił czytać, ale po jakimś czasie zaczynały boleć go oczy. Może to jednak pora na okulistę? Wziął łyk kawy z nieco wyszczerbionego kubka w ameby, kiedy ktoś zaczął bezczelnie walić do drzwi. Oblał się. Stęknął czując gorący płyn na nagiej skórze. Spojrzał z nienawiścią na drzwi, które dzieliły go od przyszłego denata. Podniósł się i pomaszerował by otworzyć. Zanim złapał za klamkę, upewnił się że jest odziany. No, spodnie przynajmniej posiadał. Otworzył drzwi i zmrużył oczy.
- Czego się drzesz? - warknął. Zostawił otwarte by Willeo mógł wejść. Odłożył kubek na szafkę, choć kawy było już w nim ledwo połowa, sięgnął po ścierkę i zaczął wycierać tors i brzuch. Na mostku skóra zaczerwieniła się od ciepłego płynu, ale po chwili zaczęła jaśnieć. Całe szczęście, że nie był to wrzątek. Pościel też trochę ucierpiała, ale akurat kawą to on się często oblewał, więc był poznaczona starszymi plamami.
Teraz w całej okazałości można było obejrzeć jego tatuaże na ramionach, bokach i plecach. Rzeczywiście była to czaszka, ale bardzo ładnie stylizowana i ozdobiona. Jeden z sutków przebijał mu kolczyk, a nad linią spodni wiły się jeszcze linie, małych dzieł sztuki, które miał na udach i pośladkach.
- Miałem nadzieję, ze jednak nie zapamiętasz gdzie mieszkam.
- A skąd ty niby wiedziałeś, że nie poszedłem do szkoły, co? Byłeś w szkole, zobaczyłś że mnie nie ma, i przyleciałeś tutaj?
OdpowiedzUsuńOdłożył ścierkę i wdział koszulkę. Odnalazł kubek i zaczął popijać kawę. Posiadał niewiele naczyń. W skład kolekcji wchodziły dwa kubki, talerz, łyżka, nóż i trzy kryształowe szklaneczki, które gdzieś kiedyś wynalazł na giełdzie staroci. Lubił tam chodzić, ale ostatnio nie mieli noc nowego. Szklaneczki służyły do wielu rzeczy, od picia alkoholu wszelkiej maści go umieszczenia w nich paluszków. Posiadał jeszcze grzałkę do wody, którą swego czasu wyrwał z czajnika elektrycznego, bo się czajnik stopił trochę. Podszedł do ściany i dopisał do listy rzeczy do zrobienia "kupić nowy czajnik".
Kiedy w końcu Willeo zamilkł, wziął łyk kawy, bardzo powolnym ruchem, kontemplując ciszę jaka nastała.
- Czy... ty mógłbyś wyrzucać z siebie mniejszą ilość słów na minutę? - spytał. Nie czekając na jego odpowiedź, bo wiedział jaka będzie, westchnął i mruknął. - Czytałem. Ale ta książka jest nudna. Więc ściągnę ją w audiobooku by nie męczyć oczu.
Nie komentował tego że znów mu się wpieprzył do łóżka. Nie był pewien czy to znak, że chce już w nim zostać, czy to po prostu dlatego że poza tą rozłożoną kanapą nie ma tu innego miejsca do siedzenia, poza antresolą. No, był jeszcze parapet. Przesunął poduszkę i usiadł obok Willeo. Nigdy nie przyznałby przed sobą a tym bardziej przed nim że go polubił. Chyba ten chłopak nie da się tak łatwo przepędzić choć odziwo, nie przeszkadzało mu jego towarzystwo tak jakby się tego spodziewał.
- Dobrze zrozumiałem? Przylazłeś tu bym poszedł z tobą do muzeum, bo obawiasz się że się zgubisz? - uniósł brew, nie dowierzając. To był najdziwniejszy podryw jakiego w swoim życiu doświadczył. Bo to raczej podryw był. Bo kto normalny bez większego powodu, chciałby z nim gadać i przychodzić do takiej meliny?
- Muzeum z wystawą średniowieczną... - powtórzył, zastanawiając się, co zdecydować. Wzmianka o jedzeniu lekko przeciążyła szalę, na korzyść Leo. Nathan nie gotował. Nie chciał otruć ani siebie ani innych, zwłaszcza że nie miał kuchni. Była cała lista, złożona z punktów, jednocyfrowej ilości rzeczy, które lubił jeść. Trzymał się zdala od wymyślnych i wykwintnych dań, które serwował tan cały Vincent. Koktajl z krewetek... Fuj. Szybka analiza wszystkich punktów dała całkiem prosty wynik.
- Dwie kanapki z bekonem i serem i możemy iść. - odparł w końcu. Nie miał planów. Nie robił ich bo nigdy nie wypalały. Zwykle pozwalał życiu prowadzić się jak chciało. Czasem dostrzegał jakieś ogłoszenie o nowootwartych barach czy kawiarniach albo ofertę wycieczki. Korzystał z tych zaproszeń. Zwykle nie żałował. Albo siadał na ławce w różnych częściach miasta i czekał na to co się wydarzy. Skoro już przylazł, oferował żarcie i wyjście w potencjalnie ciekawe miejsce, czemu miałby nie skorzystać?
- Jaki znawca mej duszysię trafił. No nie wiem czy nie stanowisz dla mnie zagrożenia.
OdpowiedzUsuńWlepił spojrzenie w żyrandol. Może rzeczywiście powinien przesunąć kanapę? Przez tego facet zaczynał mieć obawy że to mu na prawdę może na głowę spaść. Wolał dla siebie lepszą śmierć niż zgniecienie przez kryształowy żyrandol. Może coś bardziej romantycznego...? że co, kurwa? Tak... ten facet miał na pewno na niego zły wpływ.
-Ja też nie rozumiem fenomenu audiobooków, ale lubie jak się mi czyta. Przez pół życia dręczyłem matkę by mi czytała.
Nie pomógl mu w szukaniu składników. Po prostu siedział z lekko kpiącym uśmiechem, i przyglądał mu się. W domu miał zwykle tylko chleb, ser, majonez i jakieś mięcho. No i oczywiście ciastka i jakiś alkohol. Stołował się w knajpach albo kupował coś gotowego.
- U mnie się nie popiszesz za bardzo swoimi zdolnościami.
Obejrzał podejrzliwie kanapki. Wyglądały na jadalne. I przede wszystkim domyślił się, że musi najpierw chleb posmarować majonezem. Kto wie, może właśnie znalazł męża? Ugotuje, posprząta, poczyta i nie będzie się czepiał.
Wzruszył ramionami.
- Po co mam mieszkać w lepszym miejscu? Stać mnie na to, żeby nie było że jestem biedakiem. Po prostu nie mam na o ochoty. Mam inne wydatki, a w tym domu coś jest, czego przynajmniej na razie nie mogę opuścić.
Pochłonął swoje śniadanie i obiad w jednym. Założył buty, wdział kurtkę i sprawdził czy na pewno ma portfel.
Do muzeum trzeba było podjechać komunikacją miejską albo taksówkę. Droga od mieszkania Nathana, na pieszo, trwała ponad pół godziny, a Nathaniel nie był pewny czy chce mu się chodzić. Gmach był dość majestatyczny, budowany na wzór danych przybytków sztuki. Zaraz za zdobną fasadą znajdowały się nowoczesne budynki, nowsza część muzeum. Wywieszone plakaty bez błędnie wskazywały kierunek, więc tam się udali. Od przystanku do wejścia, NAthan postaowił zapalić. Trochę się męczył, bo tytoń zostawiał nieprzyjemny posmak w ustach, co się często nie zdarzało. Wrzucił niedopałek do studzienki zaraz przyschodach. Przez większość dogi nie rozmawiali, bo chyba nie było o czym. Dopieor kiedy byli już bliżej ich przystanku, zaczęli mówić o średniowieczu. Nathan nie był specjalistą od tego okresu, ale Willeo wiedział o nim wyjątkowo dużo. Chłopak, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego posmaku po papierosie, zaczął żuć trzy gumy na raz. Ale to i tak wiele nie pomagąło. Kiedy kupili bilety i weszli oglądać główną wystawę, odkrył się się denerwuje. Zupełnie jak przed egzaminem ustnym albo występem przed publicznością. Nie rozumiał dlaczego. Serce waliło u jak oszalałe. Miał wrażenie, że kolega siągle mu się przygląda, jakby czekał na jego reakcje. Bez sensu. Nathan bez większego zainteresowania oglądał naczynia, kawałki zbroi, księgi i ryciny. Dłużej przystanął przy wystawie herbów, wśród których znalazł swój, a potem przy wystawce z mieczami. Zwłaszcza jeden przykuł jego uwagę. Ładny, choć zniszczony przez czas. Nie wiedział dlaczego, był pewny że jst dobrze wyważony, że trzeba go na pewno polewać wodą przy ostrzeniu. Niemal czuł w dłoni dotyk skóry na rękojeści i ciężar rylca. Zamrugał kilkakrotnie. Spojrzał w bok na Willa, już Willa nie Leo, czy Willeo, i miał ogromną ochotę coś od niego usłyszeć. Ale nie wiedził co. Przyglądał mu się jakiś czas. Patrzył mu w oczy i zastanawiał się, dalczego włąściwie chciał tu przyjść, skoro przez większość czasu patrzy na niego a nie na wystawę.
- I co teraz? - spytał tylko.
Nie odpowiedział na jego pytanie. Czuł się zagubiony, pierwszy raz od długiego czasu. Nie czuł się tu dobrze, choć to były tylko stare graty których w domu miał dużo. Szybko otrząsnął się z tego uczucia, kiedy poczuł jego dotyk. Chciał odzyskać nad sobą kontrole, bo najbardziej nienawidził czuć się bezbronny.
OdpowiedzUsuń- Ciekawe skąd oni wiedzą czyje to żelastwo było. Wszystkie wyglądają tak samo. Jeszcze każdy musiał mieć oddzielnego służącego do czyszczenia i ostrzenia, bo samemu nie umieli. Debile.
Siorbnął nosem i wcisnął dłonie do kieszeni. W jednej z nich znalazł cukierka. No proszę, jakie szczęście. Odpakował i zaczął ciućkać. Nie mógł pocieszać się czekoladą jak inni, choć bardzo chciał. Zerknął na Willa, kiedy zadał pytanie o rodzine. Wzruszył ramionami.
- Niewiele. Ojciec szybko zginął, a papiery rodzinne są pisane po łacinie albo jakąś piekielnie trudną angielszczyzną. Matka też niewiele wiedziała.
Odsunął się od wystawy, kiedy pojawiła się kobitka, kolejna kobitka która zjadła wszystkie rozumy. Pewnie doktor, by być bardziej upierdliwą. Kiedy się odezwała, już wiedział. Pseudointelektualistka, uważając się za lepszą od innych. No tak... Will wymienił jakieś nazwisko. Ze słyszenia znane, nawet niedawno. Może Will je wymienił? Albo matka, z którą rozmawiał rano przeztelefon? No nie ważne. Uniósł brew, słysząc że ma doczynienia z kimś, kogo przodkiem był lord, właściciel tego żelastwa. To po to tu przyszli. Nie chciało mu się słuchać opowieści o przeszłości, w końcu uważał że go nie dotyczyła. Parsknął, słysząc że niknął po swoim ślubie.
- że była tak brzydka, czy po prostu wybrał inną drogę życia ze służącą? Albo wiem. Zabiła go i zjedli go jako pieczeń. - sarknął. Nie wiedział dlaczego, był zły że się pojawiła i w ogóle odezwała. Jakby, zaburzyła ich intymność, choć jej przecież nie było. Westchnął, ale poszedł. Może czegoś się dowie o swojej rodzine. Albo chociaż jak będzie miły to naciągnie Willa na żarcie i na odwiedziny u dobrego wujaszka Henrego. Dał się pociągnąć do następnej sali. Ściany pokryte były plakatami z drzewami genologicznymi kilku rodzin. Rozejrzał się z miernym zainteresowanem. Na środku sali w szklanej gablocie leżały mosiężne tarcze herbów, nieco już uszkodzone przezczas. POdszedł do nich i obejrzał dokładnie. Zobaczył swoją i zamarszczył brwi.
- W ogóle, to skąd to macie? - rzucił do kobiety. Po akcencie poznałże to angielka. Pewnie przyjechała razem z wystawą.
- Mogę sobie to zabrać, jak udowodnie rodowód i walić was wszystkich i waszą opinię?
Podniósł spojrzenie i natrafił akurat na drzewo rodziny de Lioch. Kończyła się na jego dziadkach. Nawet ojciec nie był dopisany, o nim już nie wspominając. Zerknął na sam duł. Odziwo w jego rodzinie pojawiali się głównie mężczyźni. Dziewczynki rzadko się rodziły. Nathaniel było często spotykanym imieniem. W pewnym momencie wyciągnął rękę i dotknął jednej zwydrukowanych tabliczek. Nie odchodziły od niej żadne gałęzie, więc musiał zginąć bezpotomnie. Nathaniel de Lioch, brak tegoprzodka. Nie był pewien dlaczego akurat to go zaciekawiło.
- Bez sensu. - zmunknął, odsuwając się od plakatu i znów wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
- Czyli po prostu się spiknął z innym lordem czy kimś tam i uciekli razem w romantyczną podróż do Szkocji. - sarknął. Ta wystawa wydawała się zupełnienie pasować do Ameryki. Oni przecież nie znali takiej epoki. Nie było tu rycerzy, turniejów, smoków i innych takich, nie licząc konkwistadorów i wikingów, który się osiedlali na północy. Miał wrażenie, że nikogo nie obchodziła jakaś tam epoka, w krajach za oceanem.
OdpowiedzUsuńParsknął, słysząc odpowiedź doktorki.
- Stać mnie. Już sobie pani może zapisać moje nazwisko. Jak mi się będzie chciało to się zgłoszę. Tylko obym nie musiał gadać z panią, bo prawdę mówiąc, nie podoba mi się pani. Wręcz nawet, odstręcza mnie pani. - stał chwilę pryglądając się jej. - Se możesz już iść, kochaniutka.
Dziwne. Poczuł dreszcz, kiedy Will zwrócił uwagę na to samo co on. Tyle że Will zrobił to specjalnie, a on chyba wybrał intuicyjnie. Może ten cały Nathaniel miał coś z nim wspólnego, poza imieniem? Parsknął, przeczesując palcami włosy. Jakie to było irracjonalne. Przecież coś takiego jak magia nie istnieje, był tego niemal pewien. Niby skąd miały wiedzieć że coś się stało z tym konkretnym człowiekiem, który zmarł prawie 700 lat temu. Słysząc że ten facet dawno pochowany i nieżywy i ten baron, na którego miecz zwrócił uwagę, się znali, stwierdził że to było oczywiste i nie wiedział dlaczego ta informacja nieco go zaskoczyła. Babka znów zaczęła się mądrzyć, na co tylko wywrócił oczami. Co prawda nie zamierzał jej słuchać, ale na słoa "zakradł się do komnaty", zbystrzał nieco. Złość Williama tylko go rozbawiła. Nie przejmując się nią i jej opinią o sobie, zaśmiał się na głos.
- No idź, idź. - mruknął do kobiety. - Pilnuj by nikt nie ważył się nachuchać na woje cenne świecideka.
Pomachał jej kiedy wychodziła. Wiedzial, że jest beczelny ale na prawdę miał to gdzieś. Tak bardzo nie dbał o opinie innych. Miał się starać i męczyć by ludzie uważali go za kogoś dobrego i normanego? Nie zależało mu. Mogli go traktować jak dotąd. Znów przyjrzał się rozrysowanym tabliczką i liniom.
- Lekko chujnia. Teraz to można sobie pedałować bez większych problemów, a nie jakiś tam stos. - wzruszył ramionami. SPojrzał znów na Willa. Wydawał się wzburzony.
- Uspokój się chłpie, bo ci się zmarszczki zrobią.
- Nie udawaj takiego wrażliwego. Wyglądem zalatujesz nieco lachociągiem, bez obrazy oczywiście.
OdpowiedzUsuńPogryzł trzymanego w ustach cukierka. Wystawa przestała go już interesować, choć właściwie nigdy go nie interesowała, poza kilkoma elemetami, które z niewiadomych przyczyn go zaciekawiły. Ciągle chodzi mu po głowie ten miecz. Chciał go mieć.Może poprosi matkę na urodziny? Będzie sobie paradował po mieście z mieczem przytroczonym do paska. Co mu tam?
- Nie przesadzaj. Taki stary to nie jesteś. Chociaż... ?
Właściwie nic o nim nie wiedział. Stał sobie przy galocie i patrzył przed siebie na bliej nieokreślony przedmiot. Słuchał opowieści Willa. W końcunie wytrzymał i parsknął.
- Ale kretyńska opowieść! Z zazdrości przebił się mieczem? Rany, ale to głupie. Ktoś w to w ogóle uwierzył? Pojeby.
Przeszukał kieszenie spodni, ale poza zwykłą zawartością, nie było w nich nic ciekawego. W innych kieszeniach też nic nie było.
- Nie dziwie się. Musi się różnić, bo ta oficjalna jest kretyńska.
Wzmianka o mieczu i o tym, że jest podobny do tamtego człowieka, tamtego Nathaniela, zbiła go z tropu.
- A skąd ty niby o tym wiesz, co? Masz wehikuł czasu czy po prostu dobry towar? Jak to drugie to się podziel.
Przeszli po pomieszczeniach, już bez większego zainteresowania. Nathana zaciekawił tylko bardzo stary i ładny medalion z nieznanego mu metalu, z symbolem nieskończoności i jakimiś runicznymi symbolami. Był całkiem ładny, choć całkiem zwyczajny. Kilka razy, zupełnie specjalnie, otarł się o Willa, choć całkiem sprawnie udawał że to przypadki. Raz ramieniem, innym azem biodrem, albo po prostu na niego wpadał, udając że ie widział, że ten się nagle zatrzymał.
Opuścili pomieszczenia z wystawą i wyszli z muzeum, choć na tych biletach mogli odwiedzić inne wystawy. Nathan zatrzymał się przy schodach i rozejrzał się, w poszukiwaniu czegoś co dałoby mu pomysł na spędzenie reszty tego dnia. Nie planował, bo to mu nie wychodziło. Szedł na żywioł. Zerknął na Willa i usmiechnął się nawet ładnie.
- I co? Zadowolony z wycieczki? Fajnie było, nie? Ja muszę ten... odwiedzić wujka Henrego, bo dawno się z nim nie widziałem. Odprowadzić cie na przystanek czy jak?
Nathaniel z zasady, nie ufał nikomu. Wolał potem nie mieć wyrzutów sumienia ani niczego nie żałować. Więc po co się narażać? Mimo, że Willa polubił, jakoś ie potrafił przekonać sam siebie że powinien w końcu komuś zaufać. Trudno było być samemu, mimo ze nie był wcale stary. Jego wybory doprowadzay go do takich a nie innych osób, które nie zawsze były warte jego uwagi.
OdpowiedzUsuńDał mu się pociągnąć za sobą, co mu się ostatnio ciągle zdarzało. Pozwalał mi się ciągać w różne miejsca bez słowa skargi. Nie dowierzał że tak się dzieje.
- Do ciebie. - powtórzył i zaśmił się. - A łóżko masz wygodne?
Podejrzewł, że spędzi u niego więcej czasu niż będzie miał w planach. W autobusie sprawdził telefon. Jedna widommość od matki o treści takiej, jakie często od niej dostawał, ale tym razem był w niej interesujący dodatek.
"Znów dzwonili do mnie ze szkoły. Powiedziałam, że jesteś chory. Vincent napisze ci usprawiedliwienie na trzy dni. Nie rób nic głupiego. Kocham cie. Mama".
Trzy dniwolnego? Tak z własnej woli? Szkoczek...
Odpisał, że dziękuje i że będzie w domu po jutrze na papu. Czasem wpadał do domu, by wszyscy widzieli że żyje. Poza tym, mógł się najeść i zabrać trochę ubrań i zostawić do prania to co trzeba. Matka nie robiła mu wyrzutów, w odróżnieniu od Vincenta, którego szczerze nie lubił.
Pojechał z nim, wszedł z nim do klatki, a potem do mieszkania. Nawet się nie rozglądał. Zamyślił się. Wątpił by tu trafił sam. rozejrzał się po mieszkaniu, kiedy już do niego weszli.
- Ładnie. Ale tak... czysto.
Zdjął buty i rzucił je na korytarzyk przy drzwiach. Potem bez pytania rzucił się na kanapę, wyciągając się na niej wygodnie.
- Poza jedzeniem, co jest jeszcze w ofercie?
- Jasne. Zawsze dzwonią do niej kiedy nie ma mnie w szkole. Czasem udaje mi się ugrać zwolnienie lekarskie, od tego całego Vinca. A ona z własnej woli załatwiła mi takowe na trzy dni. Sorry, nie będziesz miał kumpla na chemii.
OdpowiedzUsuńNie wiedział o tym, żew tym samym czasie Will na swój numer otrzymał smsa, o tym że również otrzyma trzy dni wolnego od szkoły, a razem z weekendem to pięć dni. I dodatkowo informacje o tym, że udało jej się ugrać miecz, choć jakaś baba strasznie się o to kłóciła i musiała w niej trochę zamieszać.
Obserwował go jaki czas. miał własną lodówkę! Co za burżuj...
- niezbyt często sypiam w czyichś łóżkach. Chyba że jestem tak zmęczony że nie mam siły wyjść po. - wyszczerzył się w bezczelnym uśmiechu. Mógłby tu zostać. Chociaż nie. Chciałby wrócić do siebie, ale pod warunkiem że będzie tam Will. Jego gadanie przerywało cisze, która go zaczęła otaczać. Mimo że tu nie było tak źle.
Zastanowił się chwilę, nad tym na co ma ochotę, ale przychodziły mu do głowy myśli, które niekoniecznie miały z jedzenie coś wspólnego.
- Tylko nic wymyślnego. I coś z mięsem. Może makaron? nie wiem... Wino masz?
Wino do obiadu zawsze pasuje, a dla niego każda pora była dobra by się napić. Zdjął z siebie kurtkę i odwiesił na oparcie kanapy. Obejrzał skórę wokół nowego tatuażu. Wciąż była zaczerwieniona i trochę piekła. Ale to zawsze mija.
- Fajnie masz. Bo jak ja chce odwiedzić wujka to nie moge - zarechotał jak mała żabka. Wątpił by Will wiedział co oznacza ten wujek Henry. Większość narkotyków miała takie właśnie swoje nazwy, których używanie było bezpieczniejsze, a Nathanowi akurat bardzo ta się podobała. Właściwie to nie interesowała go babcia, która powinna być przecież w Anglii. Coś kręcił ten jego Willi i postanowił dowiedzieć się cóż takiego ma na sumieniu i co planuje. Podniósł się znów tym razem po coś do picia. Wolał piwo. Lubił ten smak, zwłaszcza to ciemne. Wybrał jedno i otworzył sobie. Przeszedł się po pokoju, popijając z puszki, ale tak na prawdę nie było tu nic co byłoby nadzwyczajne. Obejrzał książki. Część z nich znał. Czyżby czytali to samo? Wrócił na kanapę. Spojrzał na niego z uwagą, kiedy się przysiadł i chwilę zastanawiał nad pytaniem
OdpowiedzUsuń- Nie wiem ile. Niektóre łączyłem w większy wzór, więc strwciłem orientacje. Niektóre znaczą wiele a inne zupełnie nic. Mam też kilka takich, które postanowiłem zrobić po przebudzebiu, ale nie pamiętałem dlaczego. Tylko tyle że są wazne. Nikt go nigdy o nie nie pytał. Więc nawet było mu miło mimo wszystko.
Wziął jeszcze kilka łyków i odstawił puszkę. Zdjął koszulkę.
- Ten poznałeś - wskazał na herb de Lioch. - Ten miał znaczyć zmianę w życiu, kiedy stałem się dorosły. - Wskazał na roślinno spiralny wzór na ramieniu. - Wąż jest nowy. Znaczy tyle co wszystko to czego nie zrobiłem a co powinno być ważne. Ten na plecach... - odwrócił się do niego tyłem, prezentując czaszkę. -... To nic innego jak śmierć. Często mam wrażenie, że tak na prawdę to mnie nie powinno być. Że jestem przypadkiem i nie chodzi tu o pęknięty kondom.
Opisał jeszcze kilka innych, które były widoczne w większej części. Kilka innych nie miało znaczenia. Po prostu były.
- Reszty ci nie pokaże, bo gaci na razie zdejmować nie zamierzam. - Zaśmiał się i znów łyknął piwa. Jego dobra znajoma miała swój salon tatuażu. Zwykle przyjmowała go bez kolejki.
- Jasne. Zamierzam jeszczd wiele rzeczy zrobic, choć części już sie poprawić nie da.
OdpowiedzUsuńDopił piwo. Jako że ma mały pęcherz, pewnie zaraz będzie musiał do łazienki iść. Zanim opości ten przybytek jeszcze pewnie kilka razy toalete odwiedzi. No ale trudno. Dostał w końcu talez z tym czymś. Lepsze to niż pokarm z fastfooda, bo przede wszystkim za darmo. Ogólnie to było całkiem dobre. Nawet mu ten sos wyszedł. Znów zarechotał w stylu małej żabki, słysząc uwagę by się ubrał. Chyba nie sądził że czymś takim może go poprowokować. Wychodziło jednak na to, o ile Will mówił szczerze, a nie żartował, że jednak podoba się nowemu koledze i to może nawet bardzo.
- Nie przesadzaj. Nie powinieneś być taki wrażliwy. No ale wiem... ociekam zajebistością.
Jednak ubrał się, bo już pojawiła się na piersi gęsia skórka. Siedział tak z nim sobie na kanapie, jakby robili to od zawsze. Kolejne pytanie go nieco zaskoczyło. Nie należało do grona tych, które się normalnie słyszało. Co by zrobił gdyby się dowiedział że niedługo umrze...?
- Zależy co to znaczy, to niedługo. Pewnie bym się naćpał by konać na haju i przespał się z tobą bo dlaczego nie. - Mruknął w odpowiedzi,nawijając na widelec kolejną porcje makaronu. Po co miałby jechać w podróż albo spróbować spełnić marzenia? Nie chciałby się otoczyć ludzmi, którzy nagle fałszywie zaczęliby go lubić i mu współczuć? Taka łaska, współczucie, kłamstwa były czymś najgorszym, jego zdaniem. A potem wszyscy zapominają, jakby się w ogóle nie istniało. Lepiej robić coś dla siebie, tylko dla siebie. By się cieszyć że chociaż w ostatnich chwilach miało się wystarczająco dużo odwagi.
- No i zajebałbym ten fajny miecz z muzeum. I tą kobitkę mądralińską nabiłbym na kij od szczotki by jej nie napisali na nagrobku "zwrócona bez otwierania". Niezłe ci to wyszło. Może będę się u ciebie częściej stołować
Zerknął na niego bardziej podejrzliwie. Coś mu się w tym wszystkim nie zgadzało. Nagła inwencja twórcza matki, załatwiająca mu wolne w szkole, te dziwne pytania o śmierć. Przez chwilę się zastanawiał czy Will i jego szanowna mamuśka, nie wiedzieli czegoś więcej niż on. Może w badaniach wyszło że ma raka albo takie coś i niedługo umrze? I wszyscy wolą by o tym nie wiedział? Albo właśnie go na to przygotowują? To byłoby logiczne w sumie. Nie wiedział dlaczego nagle u niego takie podejrzenia. Przecież to było bez sensu. Chyba na starość robi się zbyt podejrzliwy.
OdpowiedzUsuń- Po co konać, czując że się kona? Lepiej widzieć wszystko w jasnych barwach.
Pochłonął całą zawartość talerza i postanowił zrobić sobie z niego popielniczkę. Wyciągnął zmiętą nieco paczkę fajek i rzucił już na stół. Obok ustawił zapalniczkę. Była bardzo ładna, widać ze stara z wyrzeźbionym koniem, herbem de Lioch. Nathan miał ją po ojcu. To była jedna z ostatnich rzecz jakie pamiętał z dzieciństwa. Po prostu ojciec nie chciał go gdzieś ze sobą zabać, to z zemsty ukradł mu tę zapalniczkę. Dopiero potem, kiedy był dużo starszy uświadomił sobie, że gdyby ojcec go zabrał, zgineliby razem.
- Kroiłbym sobie nim jabłuszka i arbuzy. - parsknął śmiechem - Może bym się zapisał do bractwa rycerskiego i zamieszkałbym w ziemiance czy w czym tam się mieszkało. Nosiłbym sobie kolczugi i jeździł na konikach.
Obrócił w palcach kilka razy zapalniczkę, zapalając ją i gasząc.
- A do mnie wcale nie musisz wpadać. - mruknął w odpowiedzi, na wieczne zaproszenia. - Zwłaszcza nie rano. Rano u mnie kończy się na 12 w południe.
Właśnie wydobywał z paczki papiersa, nie pytając nawet czy może w mieszkaniu, kiedy wrócił i zrobił właśnie to czego Nathan nie przewidział. Nie dość, że go pocałował to jeszcze z języczkiem i to nie po trzeciej randce, jak mówił podręcznik dobrego wychowania. Widoczni William opuścił lekcje, na której była o tym mowa. Właściwie on też nigdy nie przestrzegał tej zasady. Wszystko działo się za szybko by czekać. Chyba udzielił mu się ten humor szybkiego umierania, bo pocałunek oddał. Nawet chwilę swoim językiem zabawiał się z jego.
- Więc właściwie nic cie nie powstrzymuje. Chyba że wizja rychłej śmierci... No tak, wiedź że jakkolwiek to zabrzmi, nikt we mnie nigdy nic nie wkładał, więc jak zechcesz spróbować, to cie zamorduje. Może być? - uśmiechnął się łobuzersko. - Idź, umyj się pierwszy. Poczekam.
Życie wydawało się dużo prostsze kiedy podejmowało się tak szybko decyzje i nie przejmowało możliwą odmową.
Patrzył na niego, zaciągając się właśnie zapalonym papierosem. Parsknął śmiechem i pokręcił głową, jakby nie do końc rozumiał sytuacje.
OdpowiedzUsuń- Twoje wnioski są na prawdę godne nagrodzenia. Wciskasz mi jęzor prawie po migdałki i się dziwisz...
Nie komentował trudności w dostaniu się do jego zacnego tyłka. POdejrzewał że w końcu i sam się go niego wypnie. Zwykle tak to się właśnie kończyło, bez względu na to jak bardzo zatwardziałego miał przeciwnika.
- Chcesz mnie trykać na pierwszej randce? No może najpierw jakieś kwiaty czy coś? - zaśmiał się. Miał już jakąś przerwę, która nieco mu się dłużyła. A skoro była okazja, to dlaczego nie skorzystać? Poza tym, chciał tego. Chciał się z nim pobawić, podrażnić, poczuć podniecenie tak wielkie by aż bolało. Chyba instynkt mu podpowiedział, że z nim spędzi noc, bo nawet nie zostawiał słoika, by mu oświetlił drogę kiedy wróci do mieszkania w nocy.
Spokojnie skończył palić. Wsadził swój talerz do zlewu a niedopałek wrzucił do śmietnika. Zgodnie z tradycją niemal każdego domu na świecie, śmietnik znajdował się w szafce pod zlewem. Uśmiechnął się kiedy wyszedł. Już myślał że spanikuje. A tu takie zaskoczenie miłe. Chociaż spodziewał się idealnie wymuskanego ciała. Widocznie Wil prowadził ciekawsze życie niż mu się zdawało.
- Się odezwał ten co się na mnie gapił w muzeum cały czas zamiast na wystawę. - zaśmiał się. Podszedł do niego i uśmiechnął się łobuzersko. Przesunął językiem po jego szyi, od obojczyka do ucha, po czym zwyczajnie minął go i zniknął w łazience. Umył się dokładnie. Skorzystał nawet z jego szamponu by umyć włosy. Zastanawiał się chwilę czy umyć zęby. Ale w końcu i tak będą się całować, więc bakteriami i tak się podzielą. Umył jego szczoteczką.
Wytarł się niechlujnie i również z ręcznikiem okręconym w biodrach wyszedł do salonu. Swoje ubranie idealnie wręcz złożone zostawił na kanapie. Zerknął na niego i wydał mu się nieco speszony, jakby nie wiedział jak się powinien zachować. Nathan zaśmiał się, na prawdę szczerze.
- Na trzeźwo nie jest tak fajnie, co? Ale wiesz... tak jest bardziej prawdziwie.
Bez większego skrępowania podszedł i pocałował go, nie siląc się na delikatność. Nie mógł się go doczekać.
Uniósł brew, słysząc odpowiedź.
OdpowiedzUsuń- Kiedy nie jest się trzeźwym, wszystko alkoholem można usprawiedliwić. - mruknął, kiedy oderwali się od siebie na te kilka cennych chwil na oddech. Wyszczerzył się.
- Jasne. - zaśmiał się, na pytanie o jego szczoteczkę. No swojej nie zabierał ciągle ze sobą. Całował go mocno. Chciał go i to bardzo. Póxniej będzie to sobie analizował. Liczyło się to co było teraz. Zrobiło mu się nieco zimno, kiedy ręcznik tak bezwstydnie wylądował na podłodze. Nie był mu dłużny, tyle że ręcznik okrywający Willa, wylądował raczej na szafie niż na podłodze. Nie patrzył gdzie rzuca. W końcu zacumował bezpiecznie na łóżku i mniej więcej ogarnął położenie i wielkość materaca. Wolał mieć pewność że nie sturla się z nim na podłogę. Błądził dłońmi po jego ciele, tam gdzie w tej pozycji mógł dosięgnąć. Niech się trochę pobawi. Szarpnął go za ramie, zucając niemal na łóżko. Pochylił się nad nim i kokieteryjnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Obaj mieli już przyspieszony oddech. Otarł się o niego, przyglądając się reakcją.
- Szybki jesteś. Ale to mi nawet odpowiada.
Ugryzł go mocno w jeden z sutków, nie przestając się o niego ocierać.
- Przeze mnie? Zachowujesz się jakbyś był niedopiweszczony od lat. - zarechotał jak ta żabka. Spodobały mu się jego usta. Nie były wcale miękkie jak u większośc nastoletnich chłopaków, jeszcze nie zniszczone przez dorastanie. Wydawał się bardziej dorosły. Całował go mocno i zachłannie. Przez głowę przeszła mu myśl, że chyba tej nocy na jednym razie się nie skończy, a potem już przestał myśleć. Dał się ponieść. Czuł go całym sobą. Podniecenie przyszło szybko. Poznał już większość blizn na ciele Willa, najwięcej uwagi poświęcając ten na piersi,niemal bliźniaczej do jego.
OdpowiedzUsuńGładził go po udach niego na nim usiadł, by potem zacisnąć mocno dłoń n ajego włosach, kiedy zajął się jego kolczykiem. Po to go właśnie robił. By doznanie było większe. I na szczęście to się całkiem dobrze sprawdzało. Przyglądał mu się spod półprzymkniętych powiek. W końcu stwierdził, że dość tej gry wstępnej.
- Żel masz? - stęknął, podnosząc się nieco. Ujął dłonią swojego członka. Jeszcze nie był tak sztywny jak powinien. Ale będzie i pewnie nim wbije Wila w materac.
- Wole wiedzieć... na czym leże. - uśmiechnął się sarkastycznie, choć żart wcale śmieszny nie był. Will miał swój urok. Włąściwie chyba czytał mu w myślach, odgadując czego właśnie potrzebował. Przeszło mu przez myśl, że skoro Will taki niedopieszczony to pewnie nie będzie miał nic przecowko temu by spędzić przerwę na lunch w nieco bardziej kreatywny sposób. Zwłaszcza że znał kod do pomieszczenia dla pracowników biblioteki, do kórego nikt i tak nie chodził, bo było za daleko dla każdego. Sapnął, widząc na co się zanosi. To była jego ulubiona część. W końcu mógł wymagać. Docisnął jego głowę mocniej do swojego korcza, na razie nie przejmując się tym, że może się zakrztusić. Właściwie to nawet mu pomagał, nadając rytm. Patrzył na niego uważnie, choć zwykle patrzył gdzieś w przestrzeń przed sobą. Podobł mu się w tej pozycji, w czym miał rację poprzedniego wieczora. Włąsciwie to nawet ciekawe było. Znali się jeden dzień, a jemu zdawało się że zna go od zawsze. Dobry przyjaciel. Dobry kochanek i zawsze książkę poczytać na głos się zgadza. Wyszczerzył się do niego. Czuł że już wystarczy. Członek zaczął plusować rozkosznie, a nie chciał spuścić mu się do ust. Przynajmniej nie tym razem.
OdpowiedzUsuńZłapał go za włosy i podciągnął wyżej. Pocałował go mocno.
- Wypnij się... - warknął mu w usta. Po omacku znalazł rzucony gdzieś na pościel żel. Majstrował przy nim jedną ręką, aż w końcu udało się zdjąć pokrywkę. Sturlała się na podłogę. Póżniej jej poszuka. Pchnął go na łóżko, oczywiście na brzuch. Pociągnął jego biodra do góry i przesunął palcami wzdłuż kręgosłupa aż do jąder.Jakoś nie chciał z nim teraz gadać. Przyjdzie na to pora później. Pochylił się i powoli przesunął językiem od jąder po kość ogonową. Ugryzł go w pośladek, dość mocno, by pozostał ślad. Potem nażelował dwa palce i zaczął po kolei je w niego wsuwać. Wolną ręką, badał boki i plecy kochanka. Tak, podobał mu sie. Rozebrany znacznie bardziej niż odziany, mimo że nie wyglądał nadzwyczajnie. Coś w nim jednak było. Dołożył trzeci palec.
Oblizał wargi. Tak, tego chciał. Nałożył więcej żelu na członka i zaczął się w niego wciskać. Nawet nie udawał, że on też nie mógł się tego doczekać. Nie dawał mu zbyt dużo czasu na przyzwyczajenie się. Chciał go. Tak po prostu. Pierwszych kilka ruchów było jakby na próbę, powolnych i spokojnych. Will się do niego dopasował, albo może on pasuje do niego? Trzeba będzie to później jeszcze sprawdzić. Po kilku chwilach, nie mógł już wytrzymać tego bezruchu. Brał go mocno, dociągając jeszcze jego biodra do swoich. Sapnał i jęknął, czując jak się zaciska. Pasował do niego, tego był niemal pewny.
OdpowiedzUsuńMruczał i sapał, nie mogąc się powstrzymać. Kiedy z gardła wydobyły się pierwsze jęki, wiedział że to najlepszy sex jaki dotąd miał, mimo że nie wydawał się wyjątkowy. Podobne pozycje, dotykanie, pieszczoty, a jednak nie do końca.
OdpowiedzUsuńPrzytyrzymywał go by ułatwić sobie ruchy i móc się z nim całować. Jego blada, poznaczona czarnymi liniami skóra, odznaczała się na tle jego ciała. Jakby pochodzili z zupełnie innych części świata. W pokoju powietrze przesycone było już zapachem potu i seksu, co było jeszcze bardziej podniecające i przyjemne. Nie chciał już opuszczać tego ciepłego mieszkanka i wygodnego łózka. Może się tu wprowadzi? Ujął w dłoń jego członka, bo teraz miał do niego dostęp. Czuł że jemu już niedużo potrzeba, jemu też chciał to dać. Pierwszy raz nie dbał tylko o własną przyjemność. Kilkanaście ruchów i kilka minut później, doszedł w niem, z jęknięciem ulgi ale nie przestał dopóki nie poczuł wilgoci na palcach. Obaj oddychali ciężko ale byli zadowoleni.
Czuł się trochę tak jakby robił to po raz pierwszy tak na prawdę, a te wcześniejsze przygod tylko sobie wyobrażał, jakby nigdy wcześniej tego nie poczuł. Przerazilo go to. Ukłucie paniki, spięło znów mięśnie, które rozkosznie rozluźniły się kiedy skończył. Zamrugał kilkakrotnie. Może dodał mu coś do tego jedzenia? To wyjaśniałoby całą gamę uczuć i emocji, które nim targały a które nie miały właściwie przyczyny. Znał tego chłopaka dwa dni.
OdpowiedzUsuńLeżał na plecach, pozwalając mu oglądać teraz już bez problemów swoje tatuaże. Uśmiechnął się mimowolnie, czując jak przesuwa palcami po czarnym liniach. Uśmiechnął się łobuzersko, kiedy któryś z nich przerwał w końcu ciszę, jaka zapadła w pokoju.
- No wiem. Spodziewałeś się że się tylko chwalę i będzie kiepsko? - parsknął. Wyciągnął rękę i jakby od niechcenia zaczął mierzwić jego włosy.
- Masz fajne włosy. Jak się będę mył twoim szamponem to też będę takie miał?
OdpowiedzUsuńZmarszczył brwi, zdziwiony jego zdziwieniem.
- Ugryzłem cie kilka razy. Nie zauważyłeś? Trzeba było mówić że bez gryzienia. Twoje strata mój zysk. - wyszczerzył się. Podniósł się z łóżka i przeciągnął. Mógł już bez problemu chodzić nago po domu. W końcu Will go już takiego widział.
- Może zamiast mycia po prostu mnie wyliżesz? Tak robią zwierzęta. - zaśmiał się. W drodze do łazienki zajrzał do lodówki. Było jeszcze trochę piwa. Może nawet znajdzie frytki w zamrażalniku? Zawsze po seksie chciało mu się ziemniaków. Dziwne ale prawdziwe. Złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą do łzienki.
- Się trochę wody zaoszczędzi.
To chyba jedno z największych kłamstw jakie istnieją. Jeśli bierze się prysznic razem, zwykle wody zużywa się więcej niż pięć osób biorących prysznic, jedna po drugiej. Po prostu były lepsze priorytety niż mycie się.
Wepchnął go do kabiny i puścił wodę z deszczwni. Złapał butelkę z szamponem nalał mu na głowę, nieco spienił i zrobił przepięknego irokeza. Uśmiechnął się, podziwiając swoje dzieło.
- Chce wiedzieć, skąd to masz. - rzucił, przykładając palec do blizny na piersi Willa. Była zbyt podobna do jego. Może w dzieciństwie mieli podobny zabieg, albo wypadek?
- Mów, ja słucham. - mruknął, zabierając się znów za pieszczenie jego klatki piersiowej.
Nie należał do osób zbyt czułych, jednak jego dotykać lubił. Podobało mu się, kiedy od dotyku sutki Willa stawały się twarde, kiedy mógł bez problemów obmacywać jego tyłek i ocierać się o krocze. Nie miał zamiaru udawać że nie chce więcej. Woda zmyła zmęczenie i pot. Była orzeźwiająca.
OdpowiedzUsuńKiedy usłyszał te słowa, uniósł spojrzenie i przyjrzał mu się uważnie. Przerwał swoje pieszczoty i z zaciekawieniem przyjrzał się bliźnie na piersi.
- Głupi jesteś. - parsknął. - Śmierć jest dla słabych i tych, którzy nie znają narkotyków ani antydepresantów. Magiczne tabletki. Ledwo mnie znasz i już się we mnie zakochałeś, czy po prostu potrzebujesz by cie ktoś potarmosił od czasu do czasu?
Wystawił język czując jego zęby na wardze. Bezczelnie go zaczepiał. Ale pozwolił mu się umyć jak tak bardzo chciał go jeszcze pomacać.
- Głupie pytanie, Will - mruknął. - Z tym Leo to żeś pojechał na całego. - zasmiał się
- Wątpię że kiedyś się tak zakocham. TO chyba zbyt trudne dla takich ograniczonych umysłów jak mój. - wzruszył ramionami. Dokończył się myć, oczywiście korzystając z tego szamponu. Wytarł się ale z łazienki wyszedł nagi. W pokoju wciągnął swoje bokserki. Tylko w takowych chodził, bo slipy go obcierały o stringach nie wspominając. Albo w ogóle nie zakładał bielizny. Też wziął sobie piwo z lodówki. Zaczynał się tu czuć jak w domu. Zasiadł na kanapie, obok swoich poskładanych ubrań. Nie uważał, że powiedział coś złego, więc też nie do końca rozumiał reakcji Willa. Zerknął na niego, tak stojącego w jednym miejscu z piwem.
OdpowiedzUsuń- Masz jakiś atak czy co?
- Nie znam się na śmierci. Na razie jest obca. Kiedy się z nią spotkam, nie będzie odwrotu... Słyszałeś taką historię o kupcu z Damaszku? Jak to szło... - zastanowił się chwilę i zaczął - Mężczyzna siedzi w gospodzie w Damaszku, podnosi wzrok znad wina i widzi, wpatrzoną w siebie Śmierć. Woła:
OdpowiedzUsuń„To jeszcze nie mój czas”
I ucieka z Damaszku. Pędzi konno przez pustynie do Samary. Dociera tam spragniony. Patrzy, a przy studni stoi Śmierć. Widząc Śmierć po rak kolejny, mężczyzna woła:
„To nie możliwe! Uciekłem ci w Damaszku”
A Śmierć kładzie mu dłoń na ramieniu i mówi:
„Ja również się zdumiałam widząc cie w Damaszku. Od początku mieliśmy spotkać się tu, w Samarze.”
Zamilkł na chwilę, popijając piwo.
- Więc widzisz. Obojętnie jak byśmy się starali przed śmiercią nie uciekniemy. Spotkamy się z nią wtedy kiedy ona tego zechce. Więc bez sensu próbowałeś.
Dopił piwo niemal zupełnie. Odstawił butelkę na stolik.
- Nie nawykłem do rozmów z kimkolwiek o uczuciach. Nie pamiętam dobrze ojca ani jak było kiedy zginął. Chyba cierpiała. Vincenta nie lubie. Nie dlatego że posuwa moją matkę, tylko przez jego charakter. Ale ona chyba jest zadowolona no i raczej bawi ją taka zabawa w konspiracje, kiedy robi dla mnie coś czego ten cały Vinc nie pochwala.
- Domyślam się że nie myślałeś - parsknął i zarechotał, ponownie jak mała żabka. Odstawił pustą butelkę. - Większość ludzi nie myśli. A to jest takie oczywiste. Żyjesz, masz się dobrze, dajesz radę, robisz co możesz i co chcesz, a śmierć i tak pojawi się tam gdzie sie pojawić miała.
OdpowiedzUsuńZerknął na niego, unosząc brew.
- Taki dziadzinek z ciebie? Za twoich czasó, pisało się na glinianych tabliczkach, tak?
Zastanawiał się czy isć po jeszcze jedno piwo, czy dać sobie spokój. A może by coś zjadł? A może nie? Lody... tak, zjadłby lody. Ale pewnie tu ich nie uświadczy.
- Frytki jakieś masz? po seksie zawsze mi się ziemniaków chce. - podrapał się po klatce piersiowej. Co jak co, ale faceci się ciągle drapią i nie wiedzą dokładnie dlaczego, bo robią to bezwiednie.
- Wiesz, tak na prawdę to się domyślam że wie. Jak wspominałem, ona zawsze wie... Ale wole myśleć że nie wie, i sobie siedze sam tam, w moim małym śmietnisku. Mogę zostać... ale będziesz mi musiał jutro przypomnieć o okuliście.
Tak, kiedy nie spędzał nocy w swoim mieszkanku i nie patrzył na tablicę, na której zapisywał co musi zrobić i o czym pamiętać, zwykle wypadał z obiegu.
- Jestem podobny do ojca. Matka twierdzi, że jego mniej atrakcyjną kopią. - zaśmiał się. Odprowadził go spojrzeniem.
OdpowiedzUsuń- Możesz kupować dalej. Po prostu częściej bdę wpadać by się przypadkiem nic nie przeterminowało.
Przeciągnął się zadowolony z siebie i przebiegu tego dnia. Nawet warto było do muzeum iść, oglądać to żelastwo. Podniósł się i zaszedł go od tyłu. Chyba się nie spodziewał bo podskoczył jakby trochę, kiedy go objął.
- Ziemniaki w formie jakiejkolwiek. Nie wiem dlaczego.
Ugryzł go w kark i to wcale nie lekko. Zaczepiał go, w pewien sposób prowokował.
- Może być piwo. A jest jakaś alternatywa? - wymruczał mu do ucha.
- A to na pewno. Zapas, możliwe że dzienny nawet.
OdpowiedzUsuńJeśli Will w ogóle myśli o jakimś następnym łóżkowym spotkaniu to się musi przyzwyczaić do tego, że Nathan potrzebuje gryzaka. Lubił oznaczać tych z któymi spał. Tak by przez chwilę należeli tylko do niego.
- Wino... - prychnął. - Miałem nadzieję, na coś bardziej... wyszukanego.
Oparł się posłusznie o blat i uśmiechnął się dość wrednie. Pocałował go lekko raz, potem drugi. Dał sobie zrobić tę malinkę, i tak nikt nie zwróci na to uwagi.Poczekał aż wsunie blachę i zamknie drzwiczki.
- Dlaczego odczuwam wewnętrzną potrzebę miętolenia cie, jakbyś zaraz miał zniknąć i nigdy się nie pojawić? - spojrzał na swoje dłonie. Tak, to było to. W końcu udało mu się nazwać to coś co gniotło go tam w środku od jakiegoś czasu.
- Bez sensu... - mruknął. Znów usiadł na kanapie. Wciągnął podkoszulek by nie świecić goła klatą w nieswoim mieszkaniu.
- Tak też może się stać. Może moje spotkanie ze śmiercią odbędzie się gdy tylko wyjdę z tego mieszkania. - wzruszył ramionami. Nie chciał nic poza solą. Zjadł prawie wszystko sam. Will ledwo coś tam skubnął. Nathanowi to nie przeszkadzało, bo ziemniaki w każdej postaci uwielbiał. Odłożył talerz do zlewu i poszedł do łazienki się odlać, bo pęcherz jak zwykle przypominał o swoim istnieniu, a potem umył znów zęby jego szczoteczką. Skoro raz to zrobił to jego bakterie są już wszędzie na niej i dokonują oblężenia na twierdzach bakterii Willa. Wrócił do pokoju i wyszczerzył się do niego.
OdpowiedzUsuń- Śpie bliżej okna. - powiedział od razu, by wyjaśnić pewne kwestie zanim się narodzi konflikt.
Nie powinno nikogo dziwić, to że zanim się położyli spać, tak na powaznie spać, przez dłuższy czas zajmowali się sobą. Nathan jeszcze trochę go podgryzł, pobadał i pocieszył się ciepłem. Leżąc tak obok niego, rozmawiając o jakichś pierdołach, złapał się na myśleni o tym, że w końcu będzie dobrze. Głupie i dziecinne przekonanie, ale jakie przyjemne. Nie był przyzwyczajony do spania z kimś, więc niestety zabrał większość kołdry. Zasnął szybko.
Ophelia nie potrzebowała zaproszenia. Z jednej strony wiedziała że tak trzeba, że to konieczne, ale z drugiej nie podobało jej się to, że jej syneczek sypia z jakimś facetem, zamiast z porządną dziewczyną, z którą mógłby założyć rodzinę. Dopiero potem uświadomiła sobie, że tej rodziny on nigdy nie będzie miał. Bo albo bęzie z Willem, a z facetem jednak drugi facet dzieci nie może mieć, albo umrze i to już niedługo.
Stanęła przy łóżku i spojrzała na śpiącego syna i Williama. Zupełnie tak jak wtedy, kiedy rozpoczęła to wszystko. Westchnęła cicho. Nie mogła go teraz obudzić a z doświadczenia wiedziała, że Nathan budzi się przez nawet najcichszy szmer. Pochyliła się nieco i położła ostrożnie dłoń na skroni Nathaniela, drugą przyłożyła do swojej. Zanim rozpoczęła czytanie, spojrzala na Willa. Wiziała w ciemności jego lśniące oczy. Więc nie spał. Uśmiechnęła się lekko i weszła w trans. Na jej twarzy widniał grymas skupienia i wysiłku. Nie spodziewała się takiej trudności. We śnie Nathan odziany w sutennę stał na moście i odmawiał kolejne paciorki różańca, przepaszając Boga za swoje grzechy. Kiedy skończył, przez chwilę panowala ciemność. Potem znów szedł ulicą, ze swoją torbą lekarską w dłoni. Konie, powozy, strojnie ubrane damy, ściągnięte gorsetem. Kamienica, miezkanie, łóżko i Will czytający książkę. Dopiero tu udało jej się odblokować pamięć i zburzyć mur, który jeden z Nathanieli postawił by nie pamiętać. Podejrzewała że to był ten ksiądz, który popełnił samobójstwo. Miała nadzieję, że tego pamiętać akurat nie będzie. Odsunęła się o krok i zachwiała nieco, ale utrzymała się w pionie. Przetarła oczy i znów spojrzała na Willa z lekkim uśmiechem, błądzącym na ustach.
- Próbowałam. Ale nie jestem pewna czy się to do końca udało. Znów śni o tym samym. - przysiadła na kanapie, by zawroty głowy nie pozbawiły jej równowagi. - Miałam napisać ci smsa ale i tak być nie odebrał. Myślałam,że będzie u siebie. Jak się zorientowałam, że nie będzie spał u siebie, było już późno i uznałam że śpisz. I dobrze wiem, że jest moim synem a ty przy okazji mężem. - uśmiechnęła się i pokręciła głową. Wyciągnęła jednego papierosa z paczki Nathana. Wiedziała, że pali, choć on udawał że nie. Jeszcze do tego zapalniczka Alexandra.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem co powinniśmy zrobić, chocież nie... wiem co trzeb zrobić, ale nie wiem jak. Jest nastolatkiem. Świat wydaje mu się dziny i nieprzyjazny. Z wiekiem człowiek mądrzeje, dorasta i wszystko staje się bardziej wyraźne. Nie jest tak dojrzały jak ty. - zaciągnęła się dymem. Wstała, uchyliła okno i wydmuchała go w noc.
- Will, każdy Nathaniel się w tobie zakochiwał. Myślisz, że ja nie mam obaw? Boje się, że to nic nie da. Chciałabym byś się nim zaopiekował. Może te sny coś w nim odblokują? Może coś pomogą... Jest dość zamknięty w sobie. Nie ufa ludziom, samemu sobie.
Wydmuchała kolejną porcję dymu przez okno.
- Oddam miecz do konserwacji i ostrzenia. Niestety facet, który się tym zajmuje w taki tradycyjny sposób, mieszka dość daleko i potrzebuje cały dzień na podróż. Kontaktowałam się z nim, powiedział, że wszystko zależy od stanu miecza, ale zabierze mu to może za trzy dni. Jutro jadę z tym żelastwem.
Zmilczała chwilę, zastanawiając się głęboko.
- Słuchaj, Will. Jak ci się nie uda... to trudno. Nie mgę od ciebie wymagać cudów. Będziesz z nim. Jak się nie uda i on i tak... umrze, to jak będziesz chciał, pomogę ci odejść. Co będzie jutro, kiedy się obudzi może być jakimś przełomem.
Odwróciła się i spojrzała na Willa. Uśmiechnęła się lekko.
- Zastanawiam się, czy nie kupić tej kamienicy w której mieszka. Rozpocząłby się remont, a on by się wyprowadził, bo hałas do drażni. Może gdyby z tobą zamieszkał...
- Możliwe że to było dla niego jako tako najwazniejsze. Widziałam to tyle razy że mogę ci nawet opowiedzieć o wystroju pokoju. - zaśmiała się bardzo cicho by nie obudzić syna. - Oj, Will... jestem bigamistką przez ciebie i to nie jednokrotną. Tyle lat minęło, a wydaje się... jakby dopiero co.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na trzymanego w dłoi paperosa, kiedy wspomniał że nie zapytała. Miał racje. Usmiechnęła się.
- Wybacz, to przyzwyczajenie. Vincent nie znosi dymu i w ogóle nie lubi kiedy palę. Z Nathanem paliłam po kątach. Żeśmy się ukrywali jak jacyś przestępcy by sobie dymka puścić. Nie powiem, zabawa przednia. Nathan szybko się nudzi. Ma charakter po ojcu. Zawsze ruch, działanie, coś się musi dziać... Jak dotrzymasz mu kroku, pewnie będzie szczęśliwy że kogoś takiego sobie znalazł.
Zgasiła papierosa by nie drażnić dalej gospodarza. Polała go wodą z kranu i wrzuciła do śmietnika.
- Mogę. Ale to transakcja wiązana, Will. Ja też będę musiała odejść. I tak, wiedziałam o tym. Ale zawsze było coś do zrobienia, jakaś nowa przygoda. Polubił cie. Normalnie śpi. Lex porównywał go z koniem. W nowym miejscu nidy nie mógł spać. Tylko w takim zasiedziałym, które znał. Od bobaska tak ma.
Zerknęła na zegarek na nadgarstku. Nosiła go po wewnętrznej stronie, a nie jak większość ludzi. Wykręciła rękę i przyjrzała się wskazówką.
- Ostrzegę, jasne. Jutro powinien się w domu pojawić. Zawsze przychodzi w środy na obiad i sobie coś tam wyprać. Przypomne mu jeszcze. Wiesz, ja też go potrzebuje. Jest moją kotwicą. Trzyma mnie w tym świecie.
Chwyciła torebkę, którą odłożyła wcześniej na stolik przy kanapie. Spojrzała na niego i parsknęła.
- Wybacz Willy, ale...widziałam lepsze... towary. - zaśmiała się - Ale wiesz, nie mnie masz się podobać. Choć zawsze byłeś przystojnym módzieńcem
Zmarszczyła lekko brwi, ale nie przestawała się uśmiechać.
OdpowiedzUsuń- Powiedzmy... że wymazałam się z twojego życia. W historii mojej rodziny jest tylko wzmianka o tobie. Chyba tak jest lepiej, prawda?
Ścisnęła mocniej w dłoni torebkę. Zawsze miała ją przy sobie a w niej cuda i inne rzeczy.
- Jestem ci coś winna Will. Dużo winna. Jak mogłabym postąpić inaczej, właśnie teraz?
Odprowadziła go spojrzeniem. Zerknęła jeszcze na Nathana by się upewnić że na jego twarzy nie ma jakiegoś grymasu, który może świedczyć o koszmarach, ale był spokojny.
Nathaniel obudził się pierwszy. Słońce już dawno było na niebie, ale jemu tak dobrze się spało, że ani myślał się wybudzać. Leżał jakiś czas, zastanawiając się co się właściwie dzieje. Miał sen, dziwny ale taki dobry. Wrócił po pracy do domu, czekał na niego Will i było na prawdę dobrze. Może to jakakś prorocza wizja? Może powinen w końcu z kimś spróbować czegoś co historycy, długo po jego śmierci, będą mogli nazwać związkiem. Wyplątał się z pościeli i ramin Willa. dzieki niemu było mu ciepło, więc nie wybrzydzał. Obmył się, odlał i zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu kawy. Zerknął na wyświetlacz kiedy telefon zawibrował. No tak, obiad w domu. Odpisał matce, czy może przyjść z kolegom. Nie miał pojęcia jak bardzo się ucieszyła, kiedy odczytała te wiadomość. Odczekała kilka chwil nim odpisała, że niby się waha, że pyta Vinca. Oczywiście, że mógł, ale jak przekupienie ma jaj kupić papierosy z kulką. Nathaniel uniósł brwi. Nagle chciała palić te same co on? Wcześniej nie chciała spróbować ich nawet. Zerknął na swoją paczkę, leżącą na stole. Dziwne, był przekonany że położył ją, razem z zapaniczką pod ubraniami na kanapie. Wzruszył ramionami i wrócił do szukania kawy. W końcu uznał, że po co ma grzebać, skoro może obudzić gospodarza?
Udał się do sypalini, pochylił nad śpiącym jeszcze Willem i powiedział półszeptem
- Dzień dobry Willy. Kawe gdzie trzymasz? Jak ją znajdę to tobie też zrobie.
Nie skomentował, jego chęci do czytania mu. Choć właściwie to nie był taki zły pomysł. Uzyskawszy informację, jedną z najważniejszych tego dnia, zmierzwił mu włosy i wrócił do kuchni. Zapalił papierosa, wcześniej zgniatając kulkę. Wstawił wodę i przygotował dwa kubki. Palił sobie spokojnie. Rano nie czuł głodu. Dopiero koło południa robil się głodny, dlatego zwykle nie jadał śniadań. Wystarczał mu papieros i kawa.
OdpowiedzUsuń- Spało się nieźle. - odpowiedział. - Miałem jakieś powalone sny, pewnie przez twją obecność. - zaśmmiał się, zalewając kawę. Dolał mleka do obu kubków.
- No mam. Jeszcze trochę czasu jest. Idziesz dziś ze mną na obiad. Nie będę siedział sam ze Vincem i jego pokręconą córeczką.
Zaśmiał się. Upił kilka łyków kawy nim znów się odezwał
OdpowiedzUsuń- Strasznie dużo chcesz wiedzieć.
Może opowie później, po dwóch piwach albo trzech. To mogłaby być ciekawa historia. Przyglądał mu się chwilę, uświadamiając sobie, że to we śnie a nie w realnym życiu, mieszka z nim. Dziwne. Zaczęły mieszać mu się myśli. Jeszcze kilku chwil potrzebował by oddzielić życie od snu. Tylko dlaczego kiedy go budził, chcial mu czytać? Jak w tym śnie? Może jednak coś mu do tego jedzenia dosypał...
- No. - odparł na pytania o obiad. Jedna odpowiedź, na wszystkie pytania. Po co marnować tlen?
- Na drugą. Sobie na bogato taksówką podjerziemy, bo nie wiem ile czasu mi u tego dotkorka od gałek zejdzie. Obym nie musiał nosić okularów. Mam nadzieje, że chodzący bekon cie nie wystraszy. - wyszczerzył się. Vincent po prostu lubił zwierzęta. Bardzo lubił. Zdaniem Nathana, za bardzo.
- Jako rodowity angol pewnie konno jeździsz, nie? Jak będziemy grzeczni to może Vinc pozwoli nam na swoich konikach pojeździć. Spasione leniwe kobyły, które cwałem nigdy nie pędziły bo się o własne nogi potykają.
Dopalił i dopił kawę. Wciągnął spodnie.
- Zwierzyniec. Z resztą sam zobaczysz, jak nie masz uczulenia na sierść.
- Ja jeździłem raz... chocież trudno to nazwać jazdą, bo wsiadłem z jednej strony a spadłem z drugiej... - skrzywił się przypominając sobie ten haniebny epizod w swoim życiu. Właśnie. Nie potrafił jeździć. Nigdy nie jeździł, więc dlaczego teraz o tym pomyślał? Przecież to bez sensu. POkręcił głową, nie dowierzając sam sobie.
OdpowiedzUsuń- Odwala mi chyba. - mruknął bardziej do siebie niż do niego. Uniósł brew, kiedy wspomniał o czekoladzie.
- Mam uczulenie na czekoladę i marcepan. - mruknął, nim ten go pocałował. Zdziwił się, ale właściwie było to całkiem przyjemne.
- Możesz to jeść, ale nie chuchaj na mnie. I będziesz mył zęby za każdym razem kiedy to zakazane zjesz, jak chcesz mnie całować czy coś. - wyjaśnił od razu. Przesadzał oczywiście, ale czuł dziwny żal że inni mogą czekoladę jeść a on nie, choć bardzo ją lubi.
- Wole sam iść. Wezmę taksę i podjadę tu po ciebie. Będę przed drugą więc masz czas by iść sobie do sklepu po te wytwory.
Pocałował go jeszcze przed wyjściem. Przed wizytą zaszedł do sibie, by zabrać to co potrzebował odnieść do domu.
Wizyta nie wyglądała tak jakby sobie tego życzył. W prawym oku, podobno miał niedużą wadę, która może powodować jego bóle głowy kiedy dłużej czyta. Stwierdził, że musi porozmawiać z matką, czy zrobić sobie laserowy zabieg czy przygotować się psychicznie na to, że będzie nosił okulary.
Odebrał po drodze Willa i kazał się zawieść pod doskonale znzny sobie adres. Dom znajdował się na obrzeżach miasta. Był duży, bardzo nowoczesny ze sporym ogrodem. Ntahan zapłacił za kurs i obaj wysiedli.
Westchnął, przygotowując się na to co czeka go za progiem.
- Zatem, jeśli nigdy nie widziałeś mini zoo, to teraz zobaczysz.
Otworzył drzwi własnym kluczem i od razu zpstali powitani przez trzy psy, dwa labradory i jednego kędzierzawego kundelka. Im dalej wchodzili tym więcej widzieli.
- Więc tak. W całym domu, kiedy ostatnio tu byłem, znajdwały się trzy psy, sześć kotów, cztery prosiaczki, 3 chomiki w stałej licznie, co znaczy że jak jakiś zdechnie to kupuje sie nastęnego. Cztery szynszyle, dwa zające i dwa króliki. Łasica, dwie kozy, cztery kury i kogut.
Jak na zyczenie z drugiego pokoju ruszyły ku nim szarżą małe prosiaki, z kolorowymi obróżkami. Nathan spojrzał na Willa z miną mówiącą "I co? Dziwisz się, że się wyprowadziłem?".
Po chwili pokawiła się Vera.
- Cześć! Mama mówiła że przyjdziesz z Leo. Ale fajnie. - wyszczerzyła się. - Przedstawiam nasze świnki. Amora, Armand, Artemis i Aloyz. Powiem mamie że już jesteście.
Porwała jedną ze świnek na ręce i udała się dalej w podróż. Reszta świnek grzecznie potruchtała za nią.
- Na razie świnie i Vera. Poczekaj aż poznasz Vinca. - zachichotał i poprowadził gościa do swojego pokoju, w którym obecnie nie mieszkał. Zamykał go, bo nie chciał by te zwierzaki łaziły po jego własności.
- Część zwierzaków mieszka na dworze. Jak kury na przykład. Szynszyle i chomiku mieszkają u Very. Króliki są matki. A reszta w sumie Vincenta. Ja mam kota. - powiedział z dumą. - Jednego. Oczywiście każde zwierze ma swoje imie. Też głupie pytanie.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się widząc poskładane i przygotowane do zabrania rzeczy na łóżku. Matka zawsze tak robiła. Wrzucił zawartość torby do kosza na pranie a czyste rzeczy wcisnął do torby na ich miejsce.
- Z psami i kotami, nie ma większego problemu. Bekoniki, to jakieś tam miniaturki świnki i zdaniem Vinca są przeurocze. Nabył je by mnie przeknać do niejedzenia mięsa. Ale mu nie wyszło.
Uchylił drzwi i zawołał kota o imieniu Ziemniak. Po kilku chwilach dało się słyszeć ciężki kłus kota. Okazał się to gigantyczny, nieco zbyt tłusty, kudłaty kocur i ogromnym puchatym ogonem. Wziął go na ręce, choć ledwo się mieścił.
- To Ziemniak. Mój osobisty kot. - przedstawił. Rozległo się basowe mruczenie. - Tylko on ma wstęp do mojego pokoju.
Odstawił go na podłogę, słysząc że ponoć jest szybki. Po sekundzie zastanowienia, odparł.
- Owszem. Nie zauważyłeś wcześniej?
Pchnął drzwi biodrem by je zamknąć. Podszedł do niego, złapał za przód koszulki i przyciągnął do siebie, by móc go pocałować.
- Nazwałem go tak bo ogólnie lubie ziemniaki i... wygląda trochę jak ziemniak. Dawniej był w lepszej kondycji, ale go zapuściłem. Jedna z nielicznych dobrych stron tego domu jest taka, że mogę sobie sprowadzić każde zwierze. Miałem dwa węże. - zachichotał. - Jeden zeżarł dwa chomiki i udusił się żrąc trzeciego. A drugi, no cóż... odszedł tradycyjnie ze starości.
OdpowiedzUsuńMoże powinien się zachowywać rozsądniej, wiedząc że nie jest w domu sam, ale co tam. Miał prawo. To w końcu jego pokój. Polizał jego wargi jeszcze nim się od siebie odsunęli.
- To Vera, matka puka inaczej.
Otworzył drzwi choć właściwie najpierw planował udawać że go nie ma. Vera wkroczyła do środka, uśmiechnęta od ucha do ucha.
- Nie było was w szkole dzisiaj. A szukałam. Już cie Nathan zepsuł? - rzuciła do Willa. - Zapytałabym gdzie byliście, ale pewniei tak mi nie powiecie.
Chciała pogłaskać Ziemniaczka ale ten zasyczał ostrzegawczo. Cofnęła od razu dłoń.
- Mama zaraz przyjdzie. Załatwia coś tam z jakimś kowalem, czy kimś tam. Tata kończy obiad. Dziś wyjątkowo, bo mamy gościa, tato zrobił rybę. Eh, jak wczoraj się dosiadłam do KFC to wpieprzyłam cały kubełek kurczaków. Ale ojcu nie mówcie bo się załamie.
Przeszła do okoła, oglądając wszystko w pokoju. Nie mówiła bratu, że czasem spała w jego łóżku. Bardzo źle się czuła kiedy się wyprowadził. A teraz czuła się zazdrosna.
- Jak mama powiedziała, że przyjesz z kimś, to od razu wiedziałam, że to będzie Leo. Tak, tak, ja wiem takie rzeczy.
Gderała dalej, ale Nathan za bardzo jej nie słuchał. Patrzył na Willa, a kiedy złowił jego spojrzenie, jednoznacznie spojrzał na jego krocze, a potem znów mu w oczy. No i już wszystko jasne. Niech tylko mała wredna siostra młodsza sobie pójdzie.
- William?- zdziwiła się, kończąc swój obchód i usiadła na fotelu Nathaniela, ogromnym pluszowym fotelu w którym czytał książki, gnieciony zwykle przez Ziemniaka w swoje dobre dni. W te złe dni nie było go w domu. Uciekał, a ona zawsze wiedziała kiedy go nie ma w domu. Potem wracał nad ranem, często nietrzeźwy, pobity, naćpany i udawał że był w domu cały czas. Najbardziej lubiła kiedy siedział w tym fotelu.
OdpowiedzUsuń- Tak właściwie to nie pasowało mi do ciebie imie Leo. Takie prowincjonalne... - westchnęła. Pogładziła dłońmi podramienniki, już dość uszkodzone od pazurów kocura. Przenosiła spojrzenie z Nathaniela na Willa, nie mówiąc nic. Błoga cisza. Ale skoro nie mówi, to myśli.
- Zaprowadzę cie! - zaoferowała Vera, wstając. Ominęła kota i wyszrzeczyła się do nowego kolegi.
- Vera, idź zobacz czy Vincent cie nie potrzebuje. Na pewno, ten... ktoś musi mu pomóc warzywka kroić. - westchnął Nathan. Kiwnął głową do Willa i poprowadził go kawałek od drzwi swojego pokoju do łazienki. spojrzał przez ramię. Jak się spodziewał, ze względu na brak ciekawych obiektów, Vera opuściła jego pokój i poszła w stronę kuchni. Ale to że tam poszła nie znaczyło wcale, ze zaraz nie pojawi się z powrotem. Więc czasu nie można było tracić. Wepchnął Willa do środka. Zapalił światło i wzruszył od razu ramionami. Nawet łazienka była naturystyczna. Kafle ze szkła, z wtopionymi w nie morskimi kamieniami i muszlami na podłodze, i podobne do nich, ale z wtopionymi zasuszonymi trawami, kwiatami i gałęziami na ścianach. Do tego wyłożona z drobnych kafelek mozajka w kabinie prysznicowej i szklana misa zamiast zlewu. Chłopak parsknął widząc, że od czasu kiedy był tu ostatni raz misa zmieniła kolor Pewnie znów się stłukła, a Vinc wciąż uparcie nalegał na natoralne szkło czy coś tam.
- Dawno nie miała do kogo gadać. - mruknął półszeptem.
- Prawie wszystko. - westchnął. - To miała być taka moja łazienka, ale wyszło na to, że się nie znam i nie mam gustu, więc Vincent sam ją urządzał. Zlew, znaczy ta miska, tłucze się średnio raz w miesiącu. Ale kabina duża... i wygodna. - usmiechnął się dość jednoznacznie. Ale przecież nie byli parą. Byli ledwo znajomymi, a już z trudem bez siebie wytrzymywali?
OdpowiedzUsuń- Vera to Vera. Wyłączam się czasem i mimowolnie wyłapuje co któreś słowo, by mniej więcej kojarzyć o co jej chodzi. Wiesz, jest prymuską w szkole. Wszyscy chcą jej słuchać. Ma tonę adoratorów, z którymi nie ma jak twierdzi o czym rozmawiać.
Zerknął na zegarek. miel jescze kilka minut, niedużo, ale i tak warto było wykorzystać.
- Głupie pytanie. - prychnął. Oddawał mu pocałunek z żarliwością, jakiej się u siebie nie spodziewał. Jęknął, kiedy zaczął go lekko szarpać za kolczyk. Zdązył to polubić. Pozwolił mu się przycisnąć do ściany, ale po chwili wybrał wygodniejsze miejsce w postaci klozetu. Zerknął tylko czy deska jest opuszczona, choć w tym domu to był standard. Posadził go sobie okrakiem na kolanach, nie przerwyając tego pocałunku, a raczej lizania się, bo czasem już nawet nie stykali się wargami. Wyciągnął mu koszulkę ze spodni i również zawędrował dłońmi na nagie ciało. Zaczęło mu się nieco robić ciasno w spodniach, kiedy zaczął przez spodnie niestety miętosić jego tyłek.
Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie siedzieli w domu Nathaniela, w łazience dokładniej, nie mieli zaraz iść na obiad a przede wszystkim gdyby znali się dłużej niż te trzy dni.
- Powinniśmy. - odparł zgodnie z prawdą. Ile czasu minęło pewny nie był. Wydawało się, że chwila. Sapnął, czując jego rękę w spodniach. Nie do końca tak to się miało skończyć. Przygryzł dolną wargę, wahając się chwilę. Właściwie to nie przejmował się opinią Very ani ojczyma. Matka wiedziała, ze miał pociągi do facetów. Rozmawiali już o tym, a ona odziwo wzruszyła tylko ramionami i kazała uważać na siebie, co mówiła dość często.
OdpowiedzUsuń- Ja? Chyba ty. - mruknął w odpowiedzi. Rozpiał mu spodnie i wyciągnął zawartość bokserek na wierzch. Zacisnął na nim palce.
- Czasu dużo już nie ma. Albo kończymy albo nie zaczynamy. - postawił ultimatum, jednyne najbardziej logiczne wyjście. Chociaż wybór był oczywisty, chciał by to zabrzmiało dorośle i odpowiedzialne. Chociaż nie był ani dorosły ani odpowiedzialny.
Znów się całowali, zupełnie nie przejmując się uciekającym czasem. Nathan dostosował szybkość ruchów ręki do ruchów Willa na swoim członku. Nie sądził że tak dojdzie. Nigdy mu się to jeszcze nie udało. Zawsze coś było nie tak i kończyło się na chęciach i zawodzie. Teraz było jakoś inaczej. Jęknął mu w usta. Przenieśli się na podłogę, by łatwiejszy mieć do siebie nawzajem dostęp. Szkło nie było zimne, w końcu ogrzewanie podłogowe oplotło cały dom.
To wszystko było bardzo niepokojące. Nie dość, że doszedł od tak niewygórowanych pieszczot to jeszcze schowany we własnej łazience, w której się zamknął z jakimś obcym facetem, proponującym mu kolejną wspólną noc. Brzmiało to trochę jak scenariusz marnego romansidła, komedii omyłek.
OdpowiedzUsuńPołożył się obok niego, uspokając oddech. Pod ubraniem był cały mokry. Tak, zdecydowanie takierzeczy w ubraniach powinny być zakazane. POdniósł nieco głowę i zerknął na swoje krocze. Jeszcze trochę i będzie mógł zapiąć spodnie.
Leżeli na podłodze, patrząc na fikuśną lampę z kawałka drewna, które kiedyś, niezwykle ofiarnie, zdobył Vincent, idąc sobie po plaży. Myślał, ze to topielec. Nathaniel parsknął na to wspomnienie.
- No przydałoby się...
Podnieśli się, umyli, umieścili w spodniach to co trzeba, trochę się uspokoili i dopiero wtedy Nathan uchylił drzwi i sprawdził czy nie ma Very na horyzoncie. Jej nie było. Była za to jego matka, z Ziemniakiem na rękach. Pokręciła lekko głową, kiedy obaj się wyłonili z łazienki.
- Obiad już na stole.
Nie była pewna czy ma się śmiać, czy raczej złościć. W końcu była matką. Odłożyła kota na podłogę i przywitałą się z Willem, jakby go pierwszy raz na oczy widziała. Szepnęła mu jeszcze n ucho, że muszą porozmawiać po posiłku.
Vincent był szwedzkim wikingiem. Postawny mężczyzna, prawie dwumetrowy, szeroki w barach i muskularnym ciele. Włosy, oczywiście blnd jak córka, związywał z tyłu w koński ogon. Pięknie zadbana broda, dodawała mu charakteru. Miał donośny głos, więc kiedy się zaśmiał szklanki i talerze zabrzęczały. On i jego córka, zupełnie nie pasowali do Ophelii i Nathana. Wydawali się być z zupełnie innych bajek.
Nathaniel specjalnie zdjął kurtkę, by pod koszulką widać było tatuaże, by trochę Vinca podrażnić. Pan domu, oczywiście przywitał się z Willem, niemal zgniatając go w swoich wielgaśnych ramionach. Potem usiedli przy stole, wykonanym z jednego kawałka wypoleroanego drewna. Do wyboru były sałatki, sosy do nich, różne kasze, ryże i inne nasiona. Głównym daniem była jednak zapiekana w piecu ryba z brokułami i czymś tam. Vera, wgapiała się namolnie to w Nathana to w Willa, ale na głos nic nie mówiła. Co było podejrzane dla Nathana.
- Więc znacie się ze szkoły tak? - spytał wiking, nabijając widelcem, który w jego wielkiej łapie wyglądał jak wykałaczka, jakieś warzywko. - Mam nadzieję, zę ty nie jesteś tak wytatuowany i niezadbany, jak Nathaniel.
Nath się skrzywił. Niezadbany...?
- Nie prawda. - mruknął. - Kupiłem żel pod prysznic nawilżający, więc uważam że o siebie dbam.
- I dobrze. Naturalność przede wszystkim.. - przyznał Vinc, pochłaniając pierwszą z kilkunastu porcji sałatek. Natan nie raz się zastanawiał, po co on w ogóle te sałatki je, skoro by poczuć ze coś w żołądku ma, potrzebuje wrzucić na raz dwa kilo marchwi. Parsknął, słysząc pytania Willa.
OdpowiedzUsuń- Jak to po co? Lekarz kazał mi w końcu o siebie dbać.
- Miałem na myśli coś więcej niż nawilżający żel pod prysznic. - mruknął Vincent, nabijając na wykałaczkę w postaci widelca kolejną zieleninę.
- Nie przesadzaj Vinc. - poparła syna Ophelia. - Jest dorosły.
- Jest rozpieszczony.
- Nie, jest samodzielny. Tak go wychowałam i nie wpieprzaj mi się teraz.
Vera zachichotała, bo wiedziała że się zaczęło. Korzystając z tego, ze wszyscy zajeli się kłótniom, Nathan, zsunął jedną rękę pod stół, choć drugą wciąż unosił kawałki sałatki do ust, i położył ją na kroczu Willa. Taki miał kaprys.
- Ja bym go wychował inaczej. - mruknął mężczyzna.
- No wiem. - to stwierdzenie kończyło dyskusję, za każdym razem. Widać było od razu kto rządzi w tej rodzinie.
- Co będziecie robić jutro? - spytała Vera. Nathan zbystrzał od razu, czując podstęp.
- nie jesteśmy zrośnięci ze sobą. Nie musimy niczego robić razem...
- Oj tam. - żachnęła się dziewczyna. - Bo może przenocujecie, a jutro może pójdziemy sobie gdzieś w trójkę, co? Wiesz Will, masz dobry wpływ na Nathana. Jakiś taki grzeczniejszy i spokojniejszy się zrobił. Normalnie to już dawno by rzucał na prawo i lewo swoimi kąśliwymi uwagami.
- będziemy zajęci. - mruknął Nathana w odpowiedzi.
- Mówiłes że nie jesteście zrośnięci.
- no. Ja będę zajęty. A on będzie zajęty czymś innym, obok.
- Mam suchą skórę, zboczeńcu. Poza tym, trzeba dbać o tatuaże by nie wyblakły zbyt szybko. - mruknął. - Ponoć ci się podobają
OdpowiedzUsuńWłąściwie pomysł z nocwaniem nie był zły. Tu miał wygodne łóżko i spokój dżwiękoszczelnych ścian. Nie chciało mu się wracać do miasta. Był rozleniwiony i chętny na kolejne rozkoszne minuty w łazience z kłodą na suficie.
- No nie wiem. Może sobie gdzieś pojedziemy? Może na konie? Umiesz jeździć Will?
- Ne będę jeździł na tych spasionych kobyłach. - fuknął Nathaniel.
- Nie obrażaj kucyków ojca. Wiem, że ich nie lubisz... - zaśmiała się, wspominając. - Bo wiesz Will... to było tak...
- Vera... - jęknął Nathan, ale z autopsji wiedział, ze to nie da zupełnie nic.
- Do koni to Nathan rękę miał zawsze. Mama stwierdziła, że chce by się nauczył jeździć na tych koniach taty. Osiodłaliśmy Bongo i Nathan wsiadał... i spadł z drugiej strony. - zaśmiała się. - Żałuj że tego nie widziałeś! Dwie próby skończyły się tak samo, a trzecia, nie wiem jakim cudem mu się to udało, skończyła się tym, że wsiadł owszem, ale przodem do zadu!
Vinc i Ophelia zaśmiali się, również przywołując to wspomnienie.
- Oj tam. Miałam 10 lat. - usprawiedliwił się Nathan. Dla niego to wcale nie było zabawne. Jeździł konno w Angli, a tu na tej dzikiej ziemi, nie potrafił na konia wsiąść.
- A potem zapragnął pojeździć na świni. - przypomniała znów siostra.
- Świna była lepszym kompanem do jazdy. Dała się chociaż dosiąść. - zachichotała Ophelia.
- Nie mam takiego doświadczenia w dosiadaniu jak niektórzy...
-Wyolbrzymiają. - mruknął Nathan, zajmując się swoim kawałkiem ryby.
OdpowiedzUsuń- Cóż, synu... - westchnęła Ophelia. - W domu radziłeś sobie lepiej. Ale nie martw się. Jak zechcesz znów się trochę poobijać to damy ci klucz do siodlarni.
- Cenie sobie swój zad. - mocniej ścisnął krocze Willa.
Gadali o różnych głupotach przez prawie dwie godziny. Odziwo ze stołu zniknęło wszystko, łącznie ze szpinakiem, którego Nathaniel unikał jak ognia.
- U mnie będziesz spał, bo jeszcze Vera cie zgwałci. - mruknął, w końcu Nathaniel. To było raczej oczywiste, ze to nie Vera będzie gwałcić, ale co tam.
- Wcale nie! - obruszyła się dziewczyna.
-Po prostu przyznaj się że jesteś dziewicą bo wszyscy uważają, ze tam dobie zębiska wyhodowałaś i odgryzasz co bardziej smakowity interes. - Nathaniel wyszczerzył się do niej. - Nie patrz tak na mnie. To nie ja wymyślam te plotki
- Haha. O tobie mówią że posuwasz szkolną pielęgniarkę!
- Vera...- upomniał ją ojciec, ale słysząc coś nowego, zainteresował się nawet.
- Nie posuwam jej bo to lesba
- Skąd wiesz?
- Bo jak ją posuwałem to mi powiedziała. - pokazał jej język, na co ona się tylko żachnęła i zamilkła na kilka minut.
Vincent i Vera tradycyjnie sprzątneli ze stołu. Nathaniel został wysłany do piwnicy po wino, bo Vera bała się tam schodzić bo "włochate, ogromne, z nogami i takimi... odnóżami... czyli fuj".
W tym czasie, korzystając z chwili, Ophelia zaciągnęła Willa do swojego gabinetu, pod pretekstem pokazania kolekcji obrazków Nathaniela.
Zamknęła drzwi.
- Nie wiem co mu zrobiłeś, ale jest zupełnie inny niż zwykle. I jeśli sądzcie, ze was nie było słychać to się mylicie. Akurat ta konkretna łazienka ma bardzo cienkie drzwi. - przysiadła na biurku. - Nie ma za wiele czasu. Pamięta sny? Dogadujecie się?
- Jest milszy. Bardziej... czuły. Nie umiem dokładnie tego określić, ale nigdy wcześniej nikogo do domu nie zaprosił już nie mówiąc o obmacywaniu się w łazience. To już chyba coś znaczy, nie?
OdpowiedzUsuńPodeszła do szafy i wydobyła z niej owinięty płótnem miecz. Odwinęła część i pokazała rękojeść Willowi.
- Jutro z nim jadę. Dogadałam się dziś ostatecznie z kowalem. Ważne jest co czujesz. Jak nie chcesz tu zostawać to nie zostawaj. Moja rodzinak jest męcząca, wiem o tym. Vrze znów włączył się szósty bieg nawijania.
Kiedy skończył go oglądać, schowała go z powrotem do szafy.
- Nathan mówi coś więcej jak trochę wypije. Dlatego poszedł po wino. Pewnie wypijemy ze trzy butelki. Vinc i Vera mają słabe głowy, więc pewnie będziecie mogli sbie spokonie pogadać. Nie udawaj przed nim kogoś kim nie jesteś.
Zajeli miejsce w ogrodzie, z widokiem na stawik z wodospadem, w którym pływały czerwone karpie. Pojawiło się wino, kieliszki, owoce w czekoladzie i bez czekolady oraz bezy, którymi od razu zaopiekował się Nathaniel. Jakiś czas mocował się z ostro przegniłym korkiem, ale w końcu dał radę. Wino miało dobry rocznik, choć stawiane prawie 200 lat temu. Nathaniel zajął miejsce obok Willa a obok niego zagospodarowała się Vera. Nathan przez cały czas zastanawiał się o co dziewczynie chodzi.
Zmarszczył brwi, słysząc uwagę o Verze.
OdpowiedzUsuń- Niby dlaczego miałaby być zazdrosna? Dobrze wie, że jej nie wyrucham bo już jej to mówiłem.
Vera nigdy nie była dla niego intresująca. Nie byla w jego typie, a poza tym mieszkali razem i mimo wszystko byli czymś na kształt rodzeństwa. Gdyby coś między nimi zaszlo i rodzice by się dowiedzieli, nie byłoby miło. A on nie chcial rozwalać matce życia.
Sam trochę owowców też zjadł. Zastanawiał się czasem jak te firmy, które produkują takie owoce, właściwie je hodują. Czasem nie miały smaku, czasem aż za dużo. Innym razem miały nico dziwny kolor albo kształt. Parsknął widząc, że Vera próbuje dorównać w piciu jemu i Willowi. Dzienie pochłaniała wino, choć widać już było że ma dość. Zrobiło się luźniej już po drugiej butelce. Vincent przysypiał powoli. Ophelia trzymała się dobrze, bo nawet gdyby sama wypiła te dwie butelki i tak byłaby bardziej trzeźwa niż mąż.
Obserwowała poczynania syna, który coraz bardziej się do Willa zbliżał, choć zaczynało się niewinnie, ledwo od trzymania ręki na jego kolanie. Dopiero teraz przyszło jej do głowy coś innego, o czym wcześniej nie pomyślała. Przygryzła dolną wargę. Musi jeszcze dziś z synem porozmawiać, bo jutro na cały dzień wyjeżdża z tym żelastwem. /no ale to potem. Najpierw towarzystwo trzeba położyć spać.
PO ogrodzie biegały psy i świnie, pobudzone obecnością gości. Słychać było ostatnie tego dnia gdakanie kur z pobliskiego kunkiczka. W końcu zdecydowała i zaciągnęła męża na górę. Czasem ta jego słaba głowa, ją irytowała, ale czasem tak jak teraz była przydatna. Kazała mu prysznic brać i iść spać bo śmierdzi. To zawsze działa.
Nathan popijał kolejny kieliszek wina. Vera wydawała się przyznąć na bujanym fotelu.
- Dziwne. - mruknął. - Opróżniamy powoli trzecią butelkę a tu już nam dwóch zawodników odpadło.
Zerknął na Willa, z którego obecności nie mógł nie skorzystać. Właściwie kiedy alkohol zaczął podpowiadać że to co wydawało mu się dziwnym czy głupim zachowaniem, już takie nie jest, zastanawiał się jak tu zaciągnąć go w krzaki.
- Śniłeś mi się wiesz? I w tym śnie byliśmy razem i mi książki czytałeś. Może to i dobrze bo ślepne... - oczywiście przesdzał, bo wada była malutka, ale noszenie okularów w jego mniemaniu było tragedią. - I tak się zastanawiam... czy nam by nie było dobrze gdybyśmy w wziązku byli.
- Jesteś strasznie pewny siebie jak na takiego fircyka. Jak to miały być te oświadczyny to coś ci nie wyszło. Nie ma kwiatów ani whisky. - parsknął. Nie złościł się za pocałunek przy siostrze, choć wolał się tym nie chwalić. Nie chodziło o to, że się wstydził, ale po prostu był człowiekiem skrytym. Na szczęście Vera spała i to całkiem smacznie.
OdpowiedzUsuń- Moja rodzina jest fajna, na kiilka godzin. Potem jest już gorzej.
No ale co miał powiedzieć? By ją tak zostawił? Może jako dobry brat powinen zabdać o siostrę. Pozwolił mu odejść razem z Verą. Trafi do jej pokoju. Znaczyły ją róże... i odgłos wiecznego drapania, latania i gryzienia szynszyli.
Potem pojawiła się matka i zaciągnęła go do palarni na fajkę, czyli do wyznaczonego miejsca w ogrodzie, gdzie mogli swobodnie palić. Często uciekali tam we dwójkę, do małej altanki z ławeczką by pogadać i zapalić.
- Fajny ten twój Will
- Nie jest mój.
- Nie? Wiesz, że dla mnie nie jest ważne czy będziesz z chłopakiem czy dziewczyną. Vincentem się nie przejmuj. To mój mąż nie twój... ale tak jakoś was do siebie ciągnie, prawda?
Opowiedział jej wszystko. To jak go spotkał, jak poszli na piwo i było tak normalnie jakby znali się od lat. Że go nie denerwuje obecność Willa, nie przeszkadza mu on ani jego gadanie. Że wie o nim wiele rzeczy i nie wie skąd. Że czuje się tak, jakby on był zawsze. I że to go przeraża.
Ophelia chyba się tego właśnie spodziewała. Zamętu, mętliku w głowie, który tak bardzo potrafił zamieszać w głowie. Przez jakiś czas milczała, wahając się co powinna zrobić. Nie chciała go teraz przestraszyć, ale bardzo chciała mu powiedzieć coś więcej. W końcu zdecydowała się na krok, który wydawał jej się najwłaściwszy. Opowiedziała o reinkarnacji, w którą wierzy i jest pewna że istanieje. Że czasem ludzie spotykają się przypadkiem i wiedzą że skądś się znają. Inni przypominają sobie swoje poprzednie wcielenia. Zasugerowała, że teraz też może tak być. że powinen spróbować. Najwyżej im nie wyjdzie.
Nie był pewien jak długo rozmawiali. Czuł jedynie że alkohol powoli zaczął z niego ulatywać. Kiedy wrócili do na patio, Will już był
- I jak? Nie zagryzły cie wściekłe szynszyle Verki? - rzucił, siadając tym razem na podwójnej kanapie, zostawiając miejsce dla Willa. Ophelia zebrała reszte kieliszków, zostawiając im niedokończoną butelkę i trochę przekąsek, po czym oświadczyła że idzie spać, i by nie robili zbyt wiele hałasu.
Ziemniak zainteresowany nowy dwunogiem usiadł dumnie na fotelu bujanym i obserwował Willa.
- Miała pretensje, że dostałem ten pokój który mam, a jej jest daleko. To wybili drzwi w ścianie i dostała podwójny pokój.
OdpowiedzUsuńWyciągnął nogi opierając je o stolik. Nie było matki, więc mógł. Zastanawiał się nad tym co powiedziała. Spotkanie kogoś kogo się znało. Naturalnie powinien być wrażliwy na magię, z czego sobie sprawy nie zdawał. Starał się zmusić do tego by ie wierzyć w takie rzeczy, choć mógłby przysiąc że widział dziwne zwierze w lesie, które przypominało sześcionogiego jelenia. Chyba chciał w to wierzyć. Dzięki temu świat, tak bardzo realny i nowoczesny, staje się bardziej kolorowy, tajemniczy i niezwykły, mimo że z tego wszystkiego został dawno obdarty przez mądrych naukowców i pieprzniętych fanatyków. Tak, to by było miłe.
- Sobie nie wyobrażaj nie wiadomo czego.
Wypił pół kieliszka na raz. Zaszumiało mu w głowie ale po kilku chwilach przeszło.
- Nie ma co opowiadać. - wzruszył ramionami. - Pogadałem sobie z matką i tak sobie myślę że jutro trzeba będzie spierdolić Verze, bo nie będę znosił jej kaca, no i powinieneś mnie gdzieś zabrać. Co się tak szczerzysz? Masz mnie gdzieś zabrać!
Dopił wino i odstawił kieliszek.
- Myślałem. Ale nie mogę. Jeszcze nie wiem dlaczego ale nie mogę.
- Wychodzę z inicjatywą, że powinieneś wyjść z inicjatywą. - wzruszył ramionami - Tam mi się coś wydaje, że uwodzić to ty nie do końca umiesz. - wyszczerzył się. Słysząc uwagę o Verze a potem ten jego darmatyczny tekst, zaśmiał się.
OdpowiedzUsuń- To nie teatr, nie odstawiaj mi tu dramatu. Nie chcesz to nie, no nie będę cie zmuszał do tego no... związku relacji.
Poszedł sobie. Trudno. Dolał sobie wina i zagryzł to bezami. Połącznie słodyczy, goryczy i kwaskowego posmaku... ohyda. Wyciągnął z kieszeni zmiętą kartkę, rozprostował ją na udzie. Jego ruchy teraz były nieco ograniczone, więc udało mu się nawet udrzeć rożek. Ale trudno. Miał wrażenie, że jak teraz wstanie to będzie miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia z podłogą, więc jeszcze musiał poczekać aż część alkoholu się przetrawi, choć mały pęcherz znów zaczął swój zew.
Podniósł spojrzenie kiedy wrócił.
- Nie wiem. Mogłeś go w moim pokoju zostawić. - wzruszył ramionami. Złożył ładnie rysunek, z wielką starannością na cztery i mu go wręczył. Były na nim właściwie mazgi, co to narysował z pamięci, kiedy czekał w poczekalni u okulisty. Przedstawiał Willa, półleżącego w łóżku z książką. Obok stała fikuśna lampa z kloszem w koniki, którą również ze snu pamiętał. Reszta mu się rozmazała. Pamiętał tylko ten moment i to uczucie, kiedy się przebudził. Że wszystko już jest i będzie w porządku.
Pomacał się po kieszeniach, w poszukiwaniu telefonu.
- W kurtce zostawiłem. - mruknął. Podniósł się i poczłapał do siebie. PO drodze odwiedził łazienkę bo pęcherz, a poem zajrzał do siebie. Zmarszył brwi. Ziemniak dopiero był na patio, a teraz chlebił na pościeli. Wzruszył ramionami. Zaczął obmacywać kieszenie kurtki.
Wolał by został, ale miał mu to powiedzieć? Żeby wiedział, że tego chce? Że mu zależy? Nie mógł i nie chciał się tak obnażać. A nawet jakby mógł to nie wiedział jak. Poza tym był podpity i wolniej myślał.
Spojrzał na niego, kiedy się odezwał. Wzruszył tylko romionami, choć strasznie korciło go by odpyskować, obrazić go czy wyśmiać. To było coś do czego był przyzwyczajony, co było mu znane lepiej niż sytuacja takie jak ta, które były czymś nowym i w których się nie odnajdował.
OdpowiedzUsuń- Jak chcesz.
wziął szybki prysznic. Odlał się na zapas by nie wstawać w nocy, umył zęby i poszedł do łóżka. Ziemniak ułożył się na pościeli między nimi, mrucząc basowo aż całe łóżko wprawiał w wibracje.
We śnie znów był kimś innym. Mieszkał na East Endzie, miał nie wiecej niż 14 lat i był złodziejem. Mieszkał razem z chyba dziesięcioma innymi chłopcami u mężczyzny, któremu za dach nad głową i jedzenie, płacili w ukradzionych fantach. Drobna biżuteria, portfele, zegarki, rękawiczki, chusty, wszystko to co można było ukraść spacerującej po ulicy niezbyt uważnej osobie. Miał zwinne palce. Wystarczająco by ukraść portfel jednemu z młodych paniczyków. W jednym z zaułków, schowany za skzynią z drewna oglądał nowy fant. Trochę gotówki, jakaś wizytówka i zdjęcie. Zmarł. Na fotografi, złożonej rózno, niezbyt wraźniej, musiała być dość stara, był ten paniczyk, któremu ukrał portfel i... Przez chwilę myślał że widzi siebie, ale to przecież nie możliwe. Wtredy doatarło do niego, ze o może być jego ojcec. Może on go zna? Był sierotą porzuconym w jednym z licznych przytułków, a teraz wszystko moze się zmienić. Obejrzał wizytówkę. Nie potrafił dobrze czytać, ale znał ułożenie liter w nazwie ulicy. Udał się pod adres, wskazany na wizytówce.
Nathaniel obudził się nagle. Usiadł na łóżku, nabierając gwałtownie powietrza do płuc. Przez kilka chwil uspokajał swoje serce. Przesunął dlońmi po twarzy. Wilgoć. Krew? Nie, łzy. SPojrzał na swoje dłonie. Płakał przez sen.
Wciąż trwał w tym dziwnym otępieniu i rozluźnieniu, między snem a jawą. Nie potrafił odróżnić tego co się działo na prawdę od tego co było tylko wspomnieniem. Bo to, że to było wspomnienie a nie zwyczajny sen, był pewien. Jego ciało wydawało się pamiętać tamten czas. To co teraz czuł było zuełnie niezrozumiałe. Czuł żal że znów musi wrócić na ulicę kraść, bo Will go zostawił. Pokręcił głową, zmuszając się do bardziej logicznego myślenia.
OdpowiedzUsuńOtrząsnął się dopiero kiedy usłyszał jego głos. Spojrzał na niego uważnie, dostrzegając znajome rysy w półmroku.
Położył się z nim. Leżał chwilę bez najmniejszego ruchu. Dopiero potem przesunął językiem po wagach, by przestały piec i mruknął
- Zostawiłeś mnie ty zjebie. Miałeś mnie zabrać ze sobą do Edynburga.
Zamrugał kilka razy. Jakiego Edynburga? Przecież siedzą w Ameryce, w jego pokoju z tłustym kotem, bacznie przyglądającym się im w ciemności.
- Nie, czekaj... - wziął kilka głębokich oddechów. Wyplątał się z jego ramion i z pościeli. - Ja wariuje, tak? To wszystko to przeszłość, a ja to widze bo nie jestem normalny?
Wstał i ruszył do drzwi. Nie przejął się że jest w samych bokserkach. Zanim wyszedł, odwróci się i spojrzał na Willa.
- I masz mnie więcej nie zostawiać, rozumiesz?
Poszedł do łazienki. Znów zirtowal go ten kawał drewna pod sufitem. Zdjął gatki i wszedł do kabiny, puszczając chłodną wodę. Wpadł w panikę, że on znów może go zostawić. Ale przecież Will tu cały czas był, a to co zobaczył we śnie wydarzyło się dawno temu.
Nie zdziwił się kiedy poczuł go przy sobie. Właściwie to nawet na to liczył. Chłodna woda zdązyła do uspokoić, otrzeźwić i przywrócić do rzeczywistości. Sen znów stał się tylko przeszłością.
OdpowiedzUsuńUniósł nieco kąciku ust, słysząc jego słowa. Więc się skończył pewien rozdział znajomości i zaczynał się nowy. Teraz perspektywa samodzielnego powrotu do mieszkania w kamienicy i siedzenia tam sam na sam ze swoimi myślami, nie była już tak atrakcyjna.
- Ale wiesz, że nawet wtedy, seks z 12 latkiem nie był do końca legalny? - rzucił by zmieić niec temat. Zmarszczył brwi. Wtedy, czyli kiedy dokładnie? Traktował to chyba zbyt poważnie. To w końcu tylko sen.
Zwiększył temeraturę wody, bo już zaczynali drżeć i odwrócił się do niego przodem, wciąż się uśmiechając.
- Oni jeszcze śpią...
Przysunął się i pocałował go mocno. Znalazł na jego boku drobną liznę po kawałku szkła z lustra na które go wtedy wepchnął. Objął go mocno i przytulił, jakby chciał go w siebie wcisnąć.
- Ta łazienka ma chyba na mnie zły wpływ...
- Tak o tym wspominam, bo powiedziałem ci wtedy że mam 15 a miałem niecałe 13 lat. - wyszczerzył się. Mina Willa była bezcenna. Chyba to zaskakiwanie go stanie się nową formą rozrywki. Przyznanie się, że wtedy to był również on, przyszło mu bardzo łatwo. Choć dopiero po chwili, uświadomił sobie co powiedział i jak zwyczajnie to zabrzmiało. Wzruszył ramionami, zrzucając to na zmęczenie.
OdpowiedzUsuńWytarł się i odwiesił ręcznik na grzejnik. Wrócił do pokoju nagi. Usiadł na łożku obok Ziemniaka, który przez całe zajście nawet nie przesunął się o kilka centymetrów. Nie czuł się zmęczony. Adrenalinę podciągnął mu Will i strach przez śnieniem. Pogłaskał kota po łebku. Skorzystął z chwili kiedy kocur ziewnął i wsadził mu palec między zębiska. Parsknął. Podniósł wzrok kiedy Will stanął przed nim. Zadarł głowę do góry, by spojrzać na jego twarz. Niemal na ślepo rozsupłał ręcznik, osłaniający mu biodra i pozwolił mu opaść. Teraz obaj byli nadzy. Położył dłonie na jego lędźwiach i pociągnął nieco do siebie, by Will usiadł mu okrakiem na kolanach. W swoich przygodach, różnych, różnistych, nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się być na dole, zawsze dominował.
- Robiłeś to kiedyś w bibliotece? - rzucił nagle, zupełnie nie w temacie.
- Owszem i bylo całkiem fajnie. Mmm... też lubisz ten dreszczyk że ktoś cie możne nakryć albo nagrać i wrzucić na stronki porno?
OdpowiedzUsuńPodobało mu się to szczupłe, giętkie ciało, w które przyodziane był Will. Przeszkadzał mu trochę brak tatuaży, bo częścią jego zabawy było ich szukanie.
- Jak zasłużysz, to co pozwole. - wyszczerzył się. Tym razem na prawdę nie chciał się spieszyć. Napięcie i atmosfera jaka się powoli pojawiała, była bezcenna. Masował jego pośladki i uda. Wsunął sobie dwa palce do ust, oślinając je porządnie i zawędrował nimi między pośladki Willa. Napierał na niego chwilę, po czym zaczął wsuwać pierwszy palec.
- Lubie w tobie być. Jesteś taki wygodny...
Przechylił sie w bok, opadając na pościel razem z Willem. Poprawił się by być w lepszej pozycji między jego nogami.
- Ale spróbujemy czegoś innego, co robiłem w życiu tylko raz. - uśmiechnął się łobuzersko i przesunąl językiem po jego członku. To raczej przed nim klęczano. Sam robił to raz w życiu i to niezbyt umiejętnie. nie wyciągnął z niego palca, a nawet dodał drugi. Zaczął go mocno ssać i podgryzać, czego oczywiście można się było spodziewać.
- Jeszcze nie wiem. Ale jak już uznam że zasłużyłeś, to się o tym pierwszy dowiesz.
OdpowiedzUsuńStarał się dla niego. Próbował odtworzyć to co robili jemu, ale okazało się to nie takie proste jak się spodziewał. Mimo to, czuł jak twardnieje i się wydłuża. Byle tylko nie zwymiotować i będzie dobrze. Nie przeszkadzało mu to, jak mocno ciągnął go za włosy, nawet go to nakręcało. Spogląał na niego od czasu do czasu, sprawdzając, czy na pewno robi wszystko dobrze. Nie odsunął się, nie miał zamiaru. Chciał to poczuć, poznać jak to jest. Czuł jak pulsuje mu w ustach. Czas nie był ważny, więc nawet nie zwrócił uwagi na to ile minęło. W końcu poczuł że dochodzi i niezbyt miły smak na języku. Wyciągnął go z ust i się skrzywił.
- Nie... nie smakujesz zbyt dobrze. Musimy jednak nad tym popracować...
Wytarł usta i język w pościel, ale smak pozostał. Znów złapał w dłoń jego czlonka i pobudzał ruchami o różnej szybkości. Uśmiechnął się do niego dość wrednie.
- To co? Dasz mi dupy czy czy chcesz poświczyć inną część ciała?
Pochylił się nad nim, obejmując go ramionami w pasie. Oparł głowę na jego łopatkach i ocierał się przy tym o wypięte pośladki.
OdpowiedzUsuń- Bywasz jak dziecko. Bez sensu się złościsz, skoro mnie pragniesz prawie tak mocno jak ja ciebie. Chcesz mnie czuć jak najbardziej i najwięcej zanim... Właśnie. Zanim co?
Ugryzł go w bark. Potem naparł na jego bok, przewracając na plecy. Pochylił się nad nim, nisko, aż czuli na twarzach swoje oddechy.
- Jutro ci zniknę z oczu. Pewnie pojawię się wieczorem. A może sam mnie znajdziesz? Muszę pomyśleć... Bardzo głęboko. Chce wiedzieć kim dla mnie możesz być. A odpowiedzi na to nie dostane od ciebie.
Zarzucił sobie jego nogi na ramiona by mieć lepszą pozycję. Wchodził w niego niezbyt szybko. Był juz w miarę rozciągnięty, więc poszło całkiem szybko.
- Siebie muszę zapytać, durnoto. - parsknął. - Musze posiedzieć trochę sam by móc myśleć. No, nie rób takiej miny jakbym ci lizaka zabrał.
OdpowiedzUsuńZaczał się poruszać. Sapnął przy pierwszych skurczach. Przygryzł dolną wargę, a potem już bez ceremoniałów zaczął go pieprzyć na ostro, aż całe łóżko zaczęło się trząść. Kot, zdecydowanie zniesmaczony, przeniósł się na fotel i dalej się gapił.
Był wykończony kiedy skończył. Brał go na trzech różnych pozycjach i już czuł, ze będzie miał zakwasy. Był spocony ale zadowolony. Padł na łóżko obok pozostawionego chwile wcześniej, gorącego ciała. Obaj oddychali ciężko i szybko.
Nathaniel zaśmiał się nagle.
- Wiesz co? Mógłbym się w tobie zakochać... i coś mi się wydaje że powoli zaczynam...
Nie skomentował tego. Chyba poczuł ulgę, pomieszaną z zadowoleniem. Leżał tak obok chłopaka, w którym się ze wzajemnością zakochiwał i gapił się w sufit swojego pokoju, na którym właściwie nie było nic ciekawego.
OdpowiedzUsuńPodnieśli się dopiero kiedy wzeszło słońce. Ophelia już na nogach kręciła się po kuchni, popijając kawę. Chciała wrócić jak najszybciej. Uśmiechnęła się widzac obu chłopców, wymytach i pachnących. Nie komentowała niczego. Zrobiła im za to po kubku kawy. Potem wyszła, niosąc dużą i nieporęczną torbę, o którą Nathan nie pytał i chyba nie chciał wiedzieć. W domu nie było już tak cicho. Zwierzaki się pobudziły i latały w te i z powrotem albo zjadały swoje śniadania.
Nahan i Will siedzieli sobie w kuchni na wysokich barowych stołkach. Chłoneli spokój, kóry jeszcze panował.
- Zamówie taksówkę. Chociaż Vera nas może odwieźć ale... obawiałbym się o swoje życie. Wpadne na kolacje do ciebie, chcesz? Skoro i tak mamy wolne... można połozić nocą po mieście.
Domyślał się, że boli go tyłek. Zdziwiłby się gdyby tak nie było. Z jednej strony to dawało pewną satysfakcje ale z drugiej było prognozą na to, że przez najbliższe kilka dni nie ma co liczyć na dużo więcej.
OdpowiedzUsuńTaksiarz nie wydawłą się zadowolony z tak wczesnej pory kursu. Ale w końcu tak zarabiał na życie więc bez słowa skargi, zawiózł ich tam gdzie chcieli. Przez większość drogi, Nathan siedział i wpatrywał się w przestrzeń za oknem. Zatrzymali się niedaleko osiedla na którym mieszkał Will. Słysząc pytanie, tylko się uśmiechnął i westchnął
- Przyjdę. Chyba powinienem cie wcześniejostrzec, że wychodze i wracam o różnych porach.
Podjechał do siebie, zostawić rzeczy i zapłacił kierowcy za jeszcze jeden kurs. Wujcio Henry nigdy nie należał do jego ulubieńców, ale pomagało mu to w myśleniu. Kupił co trzeba od kogo trzeba i, mimo że było dość wcześnie, polazł na meline. Po drodze wstąpił na sowity posiłek do fastfooda i zginął dla świata do wieczora.
Odczekał aż słońce zajdzie. Światło go raziło. Wewnątrz był pobudzony, myślał szybko, chciał wszystkiego, ale ciało nie nadążało. Było ospałe, ciężkie i kanciaste. Stał chwilę w bramie, kończąc papierosa, po czym poszedł do Willa.
Był nieco obity bo udało mu się wpleść w bójkę, jednak wciąż miał nadzieję, ze Will nie zauważy rozciętej wagi ani zdartej skóry na dłoniach. Był niezdorwo blady, ale policzki miał uroczo zarumienione. Wciąż rozszerzone nieco źrenice łapały każdy promień światła.
Zawahał się przed zapukaniem. Wstydził się tu teraz przyjść. Nie zdązył pójść do siebie, umyć się i przebrać. Pewnie gdyby się udał do swojego mieszkanka, zasnąłby od razu. Ale obiecał przyjść. Popawił ubranie, otrzepał kurz i jakieś drobiny ze spodni i zapukał. Nie zachowywał się jak niepoczytalny wariat, jak większość pod wpływem. Był spokojny, może nawet zbyt spokojny,szczery czasem przesadnie a przede wszystkim nie chciał być sam. Tak po prostu.
Więc kiedy Will otworzył drzwi, usmiechnął się.
- Nie wyszło tak jak planowałem, ale jak wiesz, mnie plany nigdy nie wychodzą, więc mogłem się tego spodziewać.
Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy. Musiał się bardzo skupić, by móc iść w miare normalnie. Ciało wciąż było ociężale i nie nadążało za umysłem. Dlatego wolał leżeć.
OdpowiedzUsuń- Tak wyszło. - wzruszył ramionami. - Bezczelność się szerzy.
Usiadł na kanapie i zamknął oczy.
- Musiałem pomyśleć, przecież ci mówiłem. Nie zawsze wychodzi mi to na rzeźwo.
Uchylił powieki i spojrzał przed siebie. Przyzwyczajał się do światła. Poruszył się nieco i poszukał wzrokiem Willa.
- Tak, chyba coś bym zjadł. Ale to takie dziwne jest... Zawsze jesteś taki sam. Tak, teraz pamiętam. Tochę to trwało i kosztowało, ale pamiętam. Nie jesteś tu przypadkiem, nie jesteś. Chciałeś mnie znaleźć i znalazłeś, a ja sobie tu na ciebie czekałem. Tak jak zawsze... Bez sensu.
Zsunął się na podłogę i zaczął rozwiązywać buty.
- Powinienem się zdziwić. Ale jakoś nie moge. - wyciągnąl małą plastikową torebeczkę z białym proszkim i odłożył na stół, po czym rzucił buty pod drzwi.
- Śnisz mi się taki sam. Zawsze taki sam. Nawet blizny masz w tych samych miejscach.
Podniósł się na nogi i spojrzał na niego z uwagą.
- Tylko ja się zmieniam. Przypomniałem sobie, co mi się jeszcze śniło. Potem matka wyskoczyła z tą jej reinkarnacją, ona zawsze taka była. Kiedyś widziałem jak pisze dokument nie dotykając długopisu, więc mnie nie dziwi już to co mów.
Usiadł znów na kanapie i siorbnął nosem.
- Opowiesz mi? Dopóki nie myśle trzeźwo, masz okazję.
- Jak będę myślał trzeźwiej to nie dam ci takiej okazji przez najbliższy czas.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał mu się, choć wydawał się nieobecny. Nieaturalnie powiekszone źrenice, które nie reagowały na zmainy światła, sprawiały że wyglądał dziwacznie i obco. Ale on słuchał i myślał. Przypomniał sobie Willa z jednego ze snów, ale pamiętał więcej niż to co śnił. Will wyszedł z pokoju i wtedy się zwykle budził, ale skądś wiedział, że potem wrócił, ze zwiędłym badylkiem kwiatka, który i tak w tym czasie był niesamowitym osiągnięciem. Tylko kiedy to było? Dawno.
Milczał dalej, nawet wtedy kiedy wysypał na kanapę zawartość pudełka. Leniwymi ruchami rozsuwal kartoniki, dokumenty i książeczki z różnych czasów. Jeden z nich przesunął w stronę Willa. Potem kolejny. Wybrał kilka, które pamiętał, które wydawały mu się znajome. Reszta była nieważna.
- Nie starzejesz się... a ja byłem kilka razy kobietą... i miałem... fajne cycki. A ty nie.
Wziął jeden z praw jazdy Willa, wysypał na stół trochę proszku z torebki i ułożył dwie piękne kreski.
- Wciągnij. Lepiej się nam będzie gadać... Skoroś taki nieśmiertelny to ci nie zaszkodzi przecież.
- Dlaczego nie? Przecież już to razem robiliśmy. - parsknął. Jakoś nie uświadomił sobie, że to było dobre 50 lat temu. Mógł lepiej zabrać coś do palenia. Pochylił się nieco do przodu nad wciąż unoszącą się mączną chmurką i wciągnął drobinki. Will zrobił nagłupszą rzecz jaką mógł, bo teraz narkotyk unosił się w powietrzu i nie sposób było go nie wciągnąć, choć nie w takich ilościach jak możnaby było.
OdpowiedzUsuńObejrzał podsawianą mu pod nos fotografią. Zmarszczył zabawnie nos.
- Tak, to mój tata. - mruknął. Wyciągnął swój portfel z kieszeni i wyciągnął z niego pogięte, nieco zniszczone i nadpalone zdjęcie. Podał je Willowi. Był na nim on, kiedy miał jakieś dwa lata i bardzo podobny do niego mężczyzna o agresywnym spojreniu i nieco wrednym uśmiechu. Jedyna różnica polegała na tym, że jego włosy miały barwę ciemnego blondu a nie kruczego pióra.
Odłożył oba zdjęcia na stół, kiedy Will pojawił się z tym nożem. Wziął go do ręki i przyglądał się tempo ostrzu, jakby nie wiedział do czego służy. Potem bardzo powoli przesunął czubkiem po swoim nadgarstku, niezbyt głęboko ale wystarczająco by pojawiła się krew. Zmarszczył brwi, patrząc jak pierwsza kropla ciągnie za sobą czerwoną smugę.
- Skoro ja jestem prawdziwy to ty też musisz być.
Był naćpany, ale na tyle świadomy by nie wbijać kochankowi noża pod żebra. Jakby się jednak okazało, że nie jest taki wcale nieśmiertelny to byłby problem. Odłożył narzędzie zbrodni na stół obok fotografii i zlizał krew na nadgarstka.
- Mógłbym z tobą mieszkać... ale nie tu. Tu jest źle. Za mało... przestrzeni. Za dużo życia. Umarli są lepszymi kompanami.
Zrzucił te wszystkie papiery na podłogę, bo oddzielały go od Willa, który wydawał mu się jakby zaskoczony. Pocałował go lekko, nim się na niego wgramolił i położył, opierając głowę na jego udzie.
- Jutro poszukamy mieszkania. - mruknął, jakby zdanie Willa go w ogóle nie obchodziło. W takim stanie zwykle wyrażał chętniej swoje pragnienia, myśli i potrzeby. Zwykle był powściągliwy i nieufny.
- Pytałem, nie wynajmują na cmentarzu kwater mieszkalnych. - zaśmiał się. Ułożył się wygodniej. Znów zlizał pwoli sączącą się krew z nadgarstka. Raka już powoli przysychała. Jego problemem było to, że pod wpływem alkoholu, narkotyków czy leków, nie odczuwał prawie w ogóle bólu. Z resztą na codzień też miał wysoki próg bólu, dlatego często się bił. Miał nad innymi przewagę.
OdpowiedzUsuń- Tobie to pewnie nie przeszkadza, ale mnie tak. Jest tu za dużo ludzi. Mierzi mnie to. Bo oni zyją, oddychają, kopulują i łażą. Wiecznie łażą. Są wszędzie i zawsze. Mogę ich oglądać z góry, ale nie chce z nimi być. Bo mnie tu nie ma, wiesz? Mnie już dawno nie ma. Jestem tylko cieniem. A cień nie należy do nikogo.
Trochę mu się mieszało, to co chciał powiedzieć z tym co wolał zachować dla siebie. Wychodził z założenia, że nikogo nie interesują jego myśli ani uczucia. Po co zarzucać innych swoimi wynurzeniami?
Milczał chwilę, kiedy gdzieś niedaleko przejechał ambulans czy policja na sygnale, co brutalnie poraziło jego wyostrzone zmysły.
- Znamy się już... cztery dni. Drugiego dnia ze sobą spaliśmy więc czwartego razem zamieszkamy, to logiczne jest. Po co czekać na siłę i sobie wmawiać że wcale nie trzeba się spieszyć? Masz wszystko co dobra żona powinna mieć. - wyszczerzył się. Było mu wygodnie. Prawie doskonale.
- Szkoda mi. Ale przecież tam nie zechcesz mieszkać. Chyba że... wyżej. Jestem tam sam bo już wszyscy zmarli. Jasne, że mi szkoda. To było moje miejsce. Ale może znajdziemy lepsze. Wysokie, z duchami, takie by było mniej żywych. I nikt nas tam nie znajdzie. Tak jak powinno być.
Złapał jego dłoń, przyjrzał się jej, jakby widział taką kończynę po raz pierwszy w życiu i położył ją na swojej piersi. Mimo że nie było po nim tego widać, serce waliło mu jak oszalałe.
- Może jednak nie jesteś taki wiecznie żywy jak sądzisz? Skoro już się znaleźliśmy, po co mam ryzykować? Żle ci tu?
- Bo tak na prawdę to ja nie do końca wiem kim jestem, wiesz? Wydaje mi się, że jestem kilkoma osobami na raz. Jakbym był opetany albo chory psychicznie... jak to się zwie? Schizofrenia?
OdpowiedzUsuńPozwolił mu się tak dotykać. Teraz ubranie dzwnie mu przeszkadzały, choć nie miał większej ochoty na figle. Miał ciepłe dłonie, tyle poczuł. Może nawet Will się zgodzi by go pobić? Tak, to byłoby ciekawe doświadczenie.
Uśmiechnął się całkiem miło, słysząc jego słowa. Właściwie to się ich nie spodziewał. Kto normalny zechciałby mieszkać w rozpadającej się kamienicy w której straszy niewiadomo co?
- Piętro wyżej jest duże mieszkanie. Dla mnie za duże było... takie puste się wydawało. Możemy je zająć. Właścicielka się zgodzi i nie podniesie mi opłat... właściwie to prawie nic jej nie płacę. Nawet nie wiem czy ona żyje jeszcze.
Leżał dalej taki spokojny na zewnątrz i pobudzony do najwyższych obrotów w środku. Położył swoją dłoń na jego przez podkoszulek. Zastanawiał się chwilę, czy będzie miała zapaść czy może nie. Nie wziął dużo. Serce powoli zwalniało, czyli organizm wygrywal z narkotykiem.
- Jutro możemy poszukać. W końcu... nic nas nie ogranicza. Nawet przestrzeń i czas.
Sam sobie zaprzeczał, ale to nie było ważne. Przecież mogli poszukać a jak nic nie znajdą, to zamieszkać u niego. Planowanie było jednak złe.
- Jak na jednodniowy związek, posuwamy się szybko do przodu. - zachichotał.
- Jesteś jak dotąd pierwszą osobą, która tyle ze mną wytrzymała i z którą ja tyle wytrzymałem. Nigdy nikogo nie potrzebowałem...
OdpowiedzUsuńByło mu teraz błogo. Miał wrażenie, że jego umysł wyleciał z ciała i krąży po pokoju, patrząc na nich z góry. Nie potrzebował wiele więcej.
- Nie lubie dzieci. Są głośne, chcą jeść moje jedzenie i dziwnie pachną. Very świń też nie lubie. Wole je na mojej kanapce. Ziemniaka możemy wziąć.
Wiedział, że już czas wolnego prawie minął i zaraz będzie musiał wrócić do szkoły. Właściwie nie zastanawiał się dlaczego Will do niej nie chodzi. Uznał, ze go popsuł. Teraz musiał zdać ten rok. Skończy szkołę i zacznie coś robić. Ciągle miał spadek po ojcu. Gdyby żył oszczędnie, starczyłoby do końca życia. Nie musiałby pracować, co było cudowną perspektywą. Ale jak długo by wytrzymał? Nie znudziłby się? Nawet wakacjami człowiek się prędzej czy później nudzi.
- W październiku... Nie, 15 maja. Na pewno w maju.
Nie zmieniali pozycji przez jakiś czas. NAthan nawet nie wiedział czy się zdrzemnął czy po prostu czas tak szybko mija. Za oknem zrobiło się zupełnie ciemno.
W końcu usiadł i wstał, choć wcale nie miał na to ochoty.
- Wezmę prysznic. Jedzenie by się przydało. - uśmiechnął się do niego, kierując się w stronę łazienki. Więc spędzi z nim trzecią noc z rzędu i wcale nie czuł się z tym źle.
- Ziemniak się zawsze gapi. W ogóle to on prawie wcale nie mruga. Właściwie to... on już jest stary. Przywiozłem go jeszcze z Anglii.
OdpowiedzUsuńWoda pomogła mu na tyle, że mógł się skupić i przypomnieć sobie pierdoły, które mu właśnie nagadał. Pokręcił głową. Po co on to mówił? Przecież to bez sensu było. Ale mieszkanie razem? Mogłoby być ciekawie. Chociaż pewnie Will i tak nie wytrzyma długo.
Nie był sobie w stanie przypomnieć też dlaczego powiedział, żema urodziny w październiku, skoro obchodzi je piętnastego maja. Zajął miejsca na kanapie, odziany tylko w bokserki i koszulkę. Nie miał w końcu tu żadnych ubrań na przebranie. Więc spędzą razem kolejną, trzecią już noc, która właściwie będzie dopiero początkiem. Zaczął pochłanać kanapki. Zawsze głodniał po takiej sesji. Ciało spalało wtedy wszystko, każdą najmniejszą dostępną w organizmie kalorię. Siedział sobie obok Willa i wpatrywał się, podobnie jak on, w ekran telewizora. Ostatnio ci którzy układają programy dla danych stacji, muszą brać niezłe łapówki. Praktycznie na wszystkich kanałach leci to samo, od poszukujących złota po takich co przeszukują magazyny.
W końcu stanęło na jakimś starym horrorze. Nathan lubił stare filmy. Miały coś w sobie. Może chodziło o ten trud w budowaniu scenografii, kostiumów i trików, albo może o to że te nowe filmy w większości są kręcone na zielonym tle.
Popił wszystko herbatą.
- Właściwie, to o co chodzi? - spytał w końcu, nie za bardzo wiedząc do czego konkretnie się to pytanie odnosi.
- Chyba nie miałem na myśli filmu. - uśmiechnął się lekko. Znów odczuwał swój dziwny ból istnienia, który wyraźnie mu mówił, że coś jest bardzo nie tak jak powinno. Wstrętne uczucie. Pozwolił mu spać na swoim ramieniu, choć w pewnym momencie poczuł jak zaczyna drętwieć mu bark. Na szczęście Will się obudził, zanim musiał go ostatecznie z siebie zrzucić.
OdpowiedzUsuń- I tak nic nie ma. - mruknął, wyłączając telewizor, mimo że właśnie natrafił na kanał z tamdetnym pornosem, w którym wszyscy bzykali się w bieliźnie.
Poszedł do łazienki by się jeszcze odlać i umyć zęby i nieco się zdziwił, widząc drugą szczoteczkę do zębów. Parsknął, ale umył żeby tą którą przeznaczył mu Will.
Potem poszedł do sypialni.
Leżał jakiś czas na kołdrze obok Willa i zaczął się zastanawiać, co właściwie go dalej czeka.
Mimo, że był wykończony długo nie mógł złapać żadnego snu. Leżal tylko z zamkniętymi oczami, raz na brzuchu, raz na plecach, raz na boku, chcąc wymusić na swoim umyśle sen.
W końcu otworzył oczy. Wszędzie dookoła było zielono. Wysokie drzewa pięły siędo nieba, zasłaniając niemal całkowicie słońce. Poklepał siwka, na którym jechał. Koń szedł mozolnie, jakby wcale nie miał ochoty się dziś ze stajni ruszyć. Czuł zapach żywicy, skóry i kńskiego potu. Dobrze znana mieszanka. Spojrzał w bok i złapał spojrzenie Willa. Wyglądał bardzo dystyngownie na swoim karym rumaku, przyozdobionym rodowymi barwami.
- Nie wiem, panie, dlaczego właściwie tam jedziemy. Nic nie zyskamy. Stracimy za to czas - mruknął do Willa, poprawiając się w siodle. Jego koń nie był tak piękny jak Willa, ale trudno się było spodziewać, by zubożała szlachta, mogła sobie pozwalić na utrzymanie i kupno pięknych koni bojowych. Co chwilę spoglądali na siebie, nie mogąc się zbytnio powstrzymać. Uśmiechy, drobne gesty, delikatny dotyk.
Skręcili w las, w doskonale sobie znaną ścieżynkę, wydeptaną przez stadka saren. Nathaniel jechał pierwszy, bo ona najlepiej znał tan las. Często tu polował. W końcu poza tym, że był rycerzem, musiał być też użyteczny. Polana z mchu i młodych traw, osłonięta była z jednej strony brzozowym młodnikiem a z drugiej sporym wzgórzem, za którym rozciągała się gęsta puszcza, zdaniem niektórych zaklęta. Nathaniel parsknął, widząc, że polanka z jednej strony zryta była przez dziki. Natura zawsze upomina się o swoje.
Zeskoczył z siodła. Poluźnił popręg siwka i na luźnej wodzy, przywązał go do jeden z młodych brzóz. Czasem mial wrażenie, że czytają sobie w myślach. Żaden z nich nie powiedział głośno, ani nawet nie zasugerował, że może zjadą w bok, na odpoczynek. Cóż, dziś pewnie i tak już nie dotrą do tej przeklętej katedry.
Nathan zdjął rękawice i rzucił je na mech. Potem odwiązał pas z mieczem i sztyletem i zostawił na trawie tak, by w razie potrzeby móc po niego sięgnąć. Po chwili do jego uzbrojenia dołączył jeszcze drugi miecz w pochwie, ten sam który tak podziwieł w muzeum.
Zdjął pas z kołczanem i łuk. Potem już interesował się tylko ramionami, kóre znienacka objęły go w pasie i palcami, która powoli ale bardzo sprawnie zaczęły rowiązywać sznureczki przy jego spodniach.
Nathan obudził się spocony i dziwnie pobudzony. Pamiętał każdy szczegół tego snu, więc nie zdziwił się kiedy zobaczył wybrzuszenie na kołdrze, od jego erekcji. Opadł znów na poduszkę. Zawartość gatek pulsowała, rozkosznie. Sięgnął tam dlonią i poczuł wilgoć. Mokre sny nie zdarzay mu się ostatnio zbyt często, a taki by się spuścić przez sen i jeszcze potem domagać się powtórki, jeszcze nigdy. Jeszcze chwilę się wahał, czy może iść do łazienki, w końcu nie był tu sam, ale tak na prawdę co to za różnica?
Ledwo powstrzymał warknięcie złości, kiedy się okazało, ze Will jednak nie śpi. Teraz nie wypadało sobie strzepać przy nim.
OdpowiedzUsuń- Przecież nie wiem... co ci się śniło. - westchnął. Przygryzł dolną wargę, czując jego dłoń. Bez sensu, najpierw ją tam pakował a potem zabierał. Parsknął, słysząc że czuje się jak napalony nastolatek.
- Wiesz, nie wiem jak ci to powiedzieć... ale jesteś nastolatkiem. I to napalonym. Na mnie konkretnie. Jakbym wiedział wcześniej, że każda spędzona z tobą noc będzie się wiązać z orgazmem to bym cie wcześniej poszukał.
Wykopał się spod kołdry, odwrócił go do siebie i położył się na nim niemal całym ciężarem. Ocierał się o niego chwilę, podniecając się jeszcze bardziej.
- Więc lubisz bzykanko w plenerze, tak? Teraz to jest karalne w parku, ale w lesie... chociaż tu nie ma lasu w pobliżu. Najwyżej na polu.
Wcisnął rękę w jego bokserki i zaczął stymulować zawartość.
- Wiesz, nawet zamierzałem. Gdybyś się łaskawie nie obudził. - wyszrzerzył się do niego we wrednym uśmiechu, zanim dostał tak bezczelnie pocałowany. Z zemsty, przygryzł jego dolną wargę, może trochę za mocno.
OdpowiedzUsuń- Próbowałem. - mruknął, słysząc pytanie o plener. - Ale prawie dostałem mandat, ale za szybko biegam.
Podobały mu się te dziwne zabawy. Will mu się wcale nie nudził. Zwykle po drugim razie, miał już dość gadania tej drugiej strony i tego że już go niczym nie zaskoczy. Ale Will dalej w pewien sposób mu się podobał. Miął w sobie coś tajemniczego, co bardzo chciał odkryć.
Mruknął, czując jego dłoń. Stwierdził, że jednak woli by on mu skończył. Samemu to nie to samo. Szarpną nieco biodrami. Chciał już. To niespełnione podniecenie zaczynało boleć. Wciąż czuł to uniesienie ze snu. To chyba było szczęście.
- Pytasz o sex czy krajobraz?
- Wiesz, na krajobrazie się za bardzo nie skupiałem... Było zbyt... zbyt dobrze. - ostatnie słowa wymówił z pewnym namysłem, jakby nie był ich pewny albo właśnie odkrywał ich znaczenie. nie chodziło o sam seks, tylko o ten dreszcz i emocje, kiedy jest się sam na sam z kimś, z kim tak na prawdę nie wolno i sprzeciwia się całemu światu. Zaśmiał się. Dopiero spali zmacznie, rozleniwieni i zadowoleni. Ledwo się obudzili i nagle mieli więcej energi niż w ciągu całego dnia.
OdpowiedzUsuń- Dam mi tu tego twojego... fistaszka. - prychnął. Przesunął się nieco w bok, układając się do doskonale wszyskim znanej pozycji, którą wszyscy podziwiali a mało kto używał.
- Jasne że tak. - sarknął. Miał na prawdę dobry humor. Może to przez sen może to przez narkotyk, krążący gdzieś jeszcze w ciele. Dotykał go tam gdzie mógł sięgnąć. Wciąż miał wrażenie, że nie ma doczynienia z nastolatkiem tylko z dorosłym mężczyzną, doświadczonym i męskim. Nigdy nie przepadał za napakowanymi koksami, bo miał wrażenie, że wystarczy ich skubnąć by zaczynało ulatywać z nich powietrze. Zawsze dostawał głupawki jak widział takich ocierających się o siebie, i niemal słyszał dźwięk tartych o siebie balonów.
OdpowiedzUsuńWill był inny, taki w sam raz. Stęknął czując jego poczynania, choć obecie z zajętymi ustami niewiele mógł powiedzieć ani wyjęczeć. Jakoś nie chciał się teraz z nim drażnić. Rozluźnił się pod nim całkowicie, więc dopiero po chwili poczuł nieproszoną część ciała Wila trochę zbyt dobijającą się do celu.
Puścił jego członka i spojrzał na niego, podejrzliwie.
- Nie bądź taki nachalny. - mruknął. Nie traktował się jak jakiejś świętej dziewicy. Po prostu nie wyobrażał sobie, że ktoś miałby się w niego spuszczać czy w ogóle coś tam w niego wsadzać. Chociaż, po tym dzisiejszym śnie, ta perspektywa nie wydawała się aż tak straszna i obrzydliwa. Westchnął. Powstrzymał się przed kopniętem go, uderzeniem albo zbrukaniem. Skoro miał być "chłopakiem" musiał nad sobą panować.
- Will, nie chce dziś. - powiedział spokojnie. Specjalnie dobrał tak słowa, dziś nie tale później, pewnie tak.
Jego reakcja, Nathana bardzo dziwiła. Nie sądził że traktuje to wszystko tak poważnie. Chociaż z drugiej strony, wiedział że był pod tym względem dziewiczy i chyba miał ku temu powody. Przypomniał sobie znów ten sen, kiedy tak chętnie oddawał się Willowi w mchu i paprociach. Przecież tam mogły być kleszcze... pokręcił lekko głową. Nie znali się na tyle długo by mógł mu się tak po prostu oddać i mu zaufać. Nie wiedział dlaczego łączy te dwie rzeczy.
OdpowiedzUsuń- po co mnie przepraszasz? Przecież to nic wielkiego, nie?
Obserwował go uważnie, miedy pozwalał mu dojść i tak po prostu sobie zwiał kiedy Nathan chciał dla niego zrobić to samo. Poczuł złość, kiedy tak po prostu wyszedł. Tylko czy złościł się na siebie czy na niego, było już czymś mniej istotnym czym jak zwykle nie zaprzątał sobie głowy. Poszedł za nim. W końcu też musiał sie umyć jeśli nie chciał się za bardzo obetrzeć. Nawet nie zastanowił się czy Will ma komputer z internetem. I tak już nie zaśnie, to chciaż będzie mogł poszukać jakiegoś mieszkania albo chciaż pokazać Willowi milka zdjęć z tego mieszkana nad nim.
Wszedł sobie do łazienki, wyprał sobie gatki, bo zadnych na zmiane nie miał i spojrzań na niego, unosząc przy tym brew.
- Weż ty się nie zachowuj jak dzieciak. Gadam z tobą głownie dla tego że nie jesteś dziecinny. No co? Nie mam ochoty na razie na nic w tyłku a ty robisz jakieś sceny cierpiętnicze. Posuń się... - wlazł do kabiny, obok niego i zaczął się obmywać. Kiedy skończył uznał że kara się skończyła i po prostu objął go w pasie, przyciągając bliżej siebie.
- Już ci się nie podobam czy co?
[ Nie, spoko jest :) ]
OdpowiedzUsuń- Eh... nie wiem dlaczego taki przy tobie jestem. Mam ochotę opowiedzieć ci o wszystkim, siedzieć z tobą cały czas i ciągle cie macać. To dla mnie nie podobne, bo jak taki nie jestem. Zwykle taki nie jestem... Nie wiem co się właściwie stało. Nawet matka to zauważyła. Pierwszy raz od roku zrobiłem zadanie domowe, zupełnie sam, nie podtapiając przy tym jakiegoś kujona. Uspokajasz mnie. I nie jestem pewien czy to dobrze czy źle.
Wsunął sobie jego członka między uda i przesuwał się po nim powoli. Był od niego trochę wyższy ale nie mieli problemu ze stawaniem na palcach czy innych takich.
Oddał mu pocałunek, choć może to nie był zbyt dobry pomysł, bo teraz już był na sto procent pewien że nie zaśnie w najbliższym czasie.
- Nie wiem co w tobie takiego jest, ze chce z tobą być. Kurwa, ja chce nawet z tobą mieszkać. Zawsze stroniłem od ludzi a oni ode mnie. Teraz też stronie od ludzi, ale z tobą. To ma jakiś sens w ogóle? Matka stwierdziła, że tak się zdarza, że powinienem przyjąć to co mi los dał. Ale mnie to zaczyna przerażać. Jest zbyt idealnie, a ja nie wierze w przypadki.
Zamilkł na chwilę patrząc na niego uważnie. Dawno nie wyrzucił z siebie tylu słów na raz. Właściwie zwykle mruczał coś albo warczał, a teraz bez zająknięcia wyrzucił z siebie swoje myśli. Parsknął i pokręcił głową.
- Znów to samo... Znów gadam. To ty miałeś gadać.
[ Nie ma sprawy. Jakimiś błędami czy interpunkcją się nie przejmuj :) ]
OdpowiedzUsuń- Ojciec opowiadał mi niestworzone historię o rycerzach i magii. Zawsze sobie z tym lepiej radził niż matka. Czasem mam wrażenie, że on wcale wtedy nie zginął. Kilka razy wydawało mi się, ze widziałem go na ulicy albo w przejeżdżającym samochodzie.
Słuchał go uważnie, zastanawiając się nad każdym słowem. Poczuł się zawstydzony czy nawet zażenowany kiedy usłyszał o tym, ze Will mu ufa. Uważał siebie za kogoś niegodnego zaufania. Zawsze rozszarpywał takie odruchy innych na kawałki. Zaufanie? Wieroność. Dla niego to było coś czego dochować się nie dało. Westchnął. Trzeba by się postarać. Pierwszy raz w życiu, postarać się dlakogoś innego niż tłusty kocur. Nigdy z nikim nie był. A skoro miał okazję, powinien ją wykorzystać.
Przesunął się, przylegając do jego pleców. Tak było mu wygodniej, więc kiedy złapał jego członka i zaczął go mocno trzepać.
- Jęcz dla mnie... - mrukął mu do ucha. - A co będzie... jesli ci zaufam, a ty mnie zostawisz? Jak ojciec?
[Sesja zaliczona :) Teraz mam już troche z górki. Tylko początki są ciężkie :) zdecydowałem się w końcu na drugi kierunek, wiec przygotowuje sie psychicznie XD]
OdpowiedzUsuńStał z nim tak chwilę, analizując możliwe zakończenia zdania. Przecież to nie możliwe by go tak po prostu pokochał po tych kilku dniach. Nie skomentował nic na głos. Wiedział, że potrzebuje Willa, choćby po to by czuć się normalnie, by poczuć że żyje a nie wegatuje w dziwnym bezkształtnym więzieniu.
Jeszcze kilka chwil, poruszał dłonią po jego członku. Opłukał dłoń i w końcu sie wymył.
- Nie, nie mówiłem jej o tym. Bo po co? Wystarczy jej że ma dziwnego syna, po co jeszcze dodawać jej psychiczniechorego. Poza tym, ona też za nim tęskni. Nie chce jej wkurzać dodatkowo. Zwłaszcza że wraca dopiero jutro. Coś tam na tym wyjeździe się stało i zostaje trzy dni. -Wzruszył ramionami i zaczął się wycierać. Powiesił gatki na grzejniku i owinięty ręcznikiem wszedł do salonu. Zapalił jakąś lampe, bo słońce jeszcze nawet nie wychyliło się zza horyzontu.
- masz laptopa i net? Trzeba się czymś zająć przez jakiś czas.
Wciągnął spodnie, bez bielizny. Widząc coś jakby zdziwienie na twarzy Willa, parsknął.
- No co? Czasem nie nosze gatek. Tak po prostu...
[Spoczi, zdarza się :)
OdpowiedzUsuńNa początku może to być przerażające. Ale po pierwszyrm roku człowiek już wie, czy w ogóle chce to dalej studiować i co to znaczy studiować. Mój pierwszy semestr był straszny XD Żałowałem że nie kiblowałem w liceum XD ]
- Ciała nie znaleźli co prawda, ale znaleźli jego nieśmiertelniki, a on zawsze je miał przy sobie.
Zmarszczył brwi, rzucając się na miejsce na kanapie.
- Wydaje mi się, ze już ustaliliśmy że szukamy sobie mieszkanka, nie?
Chwyciła laptopa i zaczął szukać odpowiedniego lokum. Właściwie mógł kupić mieszkanie, ale nie potrzebował go na dłużej. Po skończeniu szkoły chciał jechać na jakiś czas do anglii.
- Babcia twierdzi że on żyje. - mruknął nagle po chwili ciszy. - Ale ona jest dziwna. Rodzice bardzo ograniczali mi z ią kontakt. Uważali że jest szalona, ale nikt nie odważył się jej wsadzić do zakładu. Po śmieci ojca, matka nie wytrzymała długo z jej wizytami i gadaniem, więc się przeniesliśmy tutaj.
Znalazł coś ciekawego, ale w złej okolcy. Był taki wybredny. Zawsze coś mu nie pasowało. W końcu wszedł na swoją pocztę i załadował kilka zdjęć mieszkania, które mogli zająć. Było w miare odnowione. W odróżnieiu od jego miało normalna kuchnie i łazienkę. Podłogi były wycyklinowane i nowe. Wysterczyło tylko trochę posprzątać i wstawić meble. Ale nie chciał sam decydować. Nigdy mu to nie szło. Przesunął latopa w stronę Willa by obie obejrzał wybrane przezniego oferty. Było ich, razem z tym mieszkaniem w kamienicy, pięć.
-Zrobię kawę. Chcesz też?
[ Nauczona z matmy? Poniedziałek już blisko o.o ]
OdpowiedzUsuń- Jasne, że od ojca. Ana, ta druga babcia, jest spoko. Fajnie pachnie. - wzruszył ramionami. - Tak niestaro.
Widział ju gdzie szukać kawy, więc nastawił wodę i wsypał ziarenka do kubków.
- Więcej rodziny matki nie znam za dobrze. Są tam jakieś ciocie ale są dziwne i za nimi nie przepadam. W ogóle wszyscy patrzą na mnie jak na jakieś egzoryczne zwierzątko i niuniają nade mną jakbym miał zaraz paść trupem.
Podał Willowi kubek z kawę i znów zajął koło niego miejsce. Zmarszczył zabawnie nos, patrząc na to co wybrał.
- Może być to pierwsze. POtrzebuje trochę konta dla siebie by od czasu do czasu od ciebie odpocząć. - wyszczerzył się do niego. - Zapisz sobie numer i zadzwonisz... jak będzie normalna pora. Ja jakoś nie umiem dogadywać się z ludźmi. Babeczka która wynajmuje mi to mieszkanie w kamienicy jest wręcz obłędnie słodziuchna. Kogoś tam jej przypominam, czyjegoś kochanka, ojca czy brata, coś tam... I bardzo chciała bym tam mieszkał dopóki nie umrze i dawał jej rysunki. Nie wiem po co to jej, ale było mi jej szkoda.
Napił się kawy. Pierwszy łyk już odświeżył mu umysł. Wyciągnął nogi na stolik i przez chwilę zapatrzył się w powoli rozjaśniającą się ciemność za oknem.
- Ciągle mam wrażenie, że to już było. -mruknął, kiedy się ocknął z zamyślenia i napił się kawy. Podrapał się po najnowszym tatuażu, choć starał się tego nie robić i przetrzymać to najgorsze. Westchnął i wzruszył ramionami, godząc się jakby z tym, że nie wie właściwie o co chodzi i się pewnie nie dowie.
Ophelia nawet nie chciała wiedzieć, skąd nagłe zainteresowanie i to o takiej porze. Jednak domysliła się, że spędził znów noc z Nathanielem i że pewnie jej chłopiec znów źle śpi. Poczuła złość na tą całą sytuację, a zwłaszcza na to, że musiała mu przypomnieć o wielu rzeczach, choć tylko przez sny, to i tak było wiele. W końcu przyśni mu się ten ostatni dzień wśród żywych i ją również tam zobaczy. Westchnęła i wstała z hotelowego łóżka. Odpisała Willowi pełną litanię, o tym, że ma dobrze traktować jej syna, przypomniała o jego alergii, tak na wszelki wypadek, że ma się uczyć, bo w końcu tę szkołę musi skończyć, że ma go trzymać zdala od kłopotów w każdej postaci, nawet białawego proszku i dopiero po tym, dodała krótkie zdanie, że sama naprawa i ostrzenie zajmie kowalowi cały dzień, więc bez sensu było wracać do domu, by potem znów pojechać o to żelastwo. Dodała że wróci jutro wieczorem. Wysłała wiadomość. Odczekała aż mała kopertka na ekranie przestaie migać i dodała jeszcze jedną, bardzo krótką wiadomość
"Nie róbcie nic głupiego..."
To jedno zdanie znaczyło więcej niż setki innych, ale nie czuła się dobrze, będąc teraz tak daleko.
[ Dasz radę :D Jak próbne ci jakoś pójdą to ta prawdziwa też, bo dlaczego nie? Prawie to samo, tylko większy stres. Ja na swojej maturze, nawet dodawanie robiłem na kalkulatorze by się nie pomylić, tak na wszelki wypadek XD Ludzie się tak trzęsą trochę nad tą maturą, a to więcej stresu jest niż to wszystko warte o.o ]
OdpowiedzUsuń- No to jak już tam chcesz. - wzruszył ramionami. - Przewidziałem to i znalazłem takie oferty by miały dodatkowy, pokoik na moje fochy, złe dni i okres. - zaśmiał się. - Jak już będziemy mieli siebie dość, to pewnie wrócimy do swoich światków i tyle. Nie ma co panikować.
Przegląda jeszcze przez chwile zdjęcia. Będą musieli się wybrać na komis albo giełdę po meble. Właściwie to Nathanowi było obojętne co tam ustawią, byle tylko łóżko było wygodne i nie skrzypiało. Pewnie pozwoli wybrać wszystko Willowi.
- Ona? Eva Luccia chyba... Nie, Eva Luna. Nie mam pamięci do nazwisk, ale jej mi się spodobało. Evangelina Luna. Rysuje cokolwiek. Zwykle kiedy zaczyam nie ma pomysłu. Mazgorle na nudnych zajęciach i wrzucam jej obrazki przez dziurę na listy w drzwiach. Jej się podobają i mi nie przeszkadza. Same zalety.
Klikał na klawiaturze, szukając czegoś nieokreślonego. Dopił kawę i zaczął wahać się czy chce kanapkę z bekonem czy może coś innego.
- No miałem iść na jakieś studia. Ale nie chce mi się uczyć. Spróbuję pożyć z oszczędności i spadku po ojcu, a jak będę się nudzić to poszukam jakiejś prostej roboty. A tak od razu po szkole, to jadę do Anglii. Może na dłużej... Jutro widzę się z kumplem od tatuaży. Chcesz też sobie coś wydziarać?
Zerknął na niego kiedy jego telefon ponownie zapikał, informując o przyjściu wiadomości.
- Zdradzasz mnie? - rzucił żartem, marszcząc brwi.
Ophelia bardzo powstrzymywała się przed wysłaniem kolejnej litanii, więc ograniczyła się do krótkiej wiadomości o tym że wie, że muszą mu powiedzieć, ale strasznie się tego boi i dodatkowo, wykorzystała najbardziej skuteczny matczyny tekst, mimo że Will nie był jej synem, który brzmiał "Nie pyskuj, gówniarzu!"
[ Tyle osób zdaje, więc dlaczego ty miałabyś sobie nie poradzić? :) ]
OdpowiedzUsuń- Ta, stary... Normalnie dziadziuś z ciebie, zwłaszcza, że z tego co kojarze to jestem od ciebie starszy. Może pojedziemy razem, jak ze sobą wytrzymamy? Jest jeszcze czas, zawsze możesz mnie kopnąć w tyłek za wczasu, by potem się nie męczyć.
Z ciekawości sprawdzić kiedy będzie znów komis starych mebli sprowadzanych z kontynentu. Tak, drewniane meble, miały to coś, nie jak te ze sklejki i okleiny. Problem był taki, ze były dośc dorgie i często nabywali je ludzie, którzy po prostu szukami czegoć do przerobienia na swój styl.
- Moze wytatuuj sobie moją twarz? Albo mojego fiuta? - wyszczerzył się do niego. - Mam kilku znajomych, którzy robią mi te pięknoty poza kolejką i trochę taniej. Ciebie też wkręce, nie martw się.
Zamknął laptopa i odłożył go na stół. Zaczął się śmiać, słysząc że nie jest typem zdradzającym. On sam raczej też nie był, choć nigdy w prawdziwym związku nie był. Czuł tylko, że jeśli będzie odpowiednio zaspokajany nie będzie tego szukał gdzieś indziej.
- Coś dobrego... Wczoraj wypompowałem się totalnie i padam z głodu.
Parsknął, kiedy znów jego telefon zawibrował, ifnormując Willa, o tym, że to było dawno, a jako że jest matką Nathana, to wynika z tego, ze jest kimś jakby wyżej w hierarchi dawania opieprzu niż on, więc ma przstać pyskować.
- Dziś jest giełda starci. Chcesz isć?
[ Spoczi XD Ja ci za to gadałem o sesji. Poza tym, mnie to nie przeszkadza. Gadaj o czym chcesz ]
OdpowiedzUsuń- Nie obchodzę świąt. - wzruszył ramionami. - Vincent i Vera obchodzą. Mnie to nudzi i męczy.
POdniósł się z kanapy, stanął na przeciw niego i wziął się pod boki.
- Że niby mój fiut jest niegodny, tak? Świetnie... - fuknął. - Ale jak wydziarasz sobie jakiegoś jebanego motylka albo inne gówno to nie licz na moje wsparcie. I się będe śmiał jak te igiełki będą cie dźgać.
Teraz "nasz mieszkanie" nie brzmiało dziwnie. Wydawało się czymś naturalnym, zupełnie jakby już mieszkali razem, co w pewnym sensie było prawdą. Odkąd się poznali spędzają niemal każdą noc razem.
- Naleśnik z jajecznicą nie wchodzi w gre? Mogłoby być ciekawie... - wyszczerzył się. - Giełda rozpoczyna się za dwie godziny. Akurat zdążymy się jeszcze przejść do tej nowej mety bo potem idę do salonu. Tyle do zrobienia, tak mało czasu...
Podszedł, złapał go za biodra i przyciągnął bliżej siebie. Uśmiechnął się, czując jak obejmuje go za szyje. Oparł się czołem o jego.
- Dobrze mi z tobą. Kurwa, nie sądziłem że to komuś kiedykolwiek powiem... zwłaszcza po kilku dniach znajomości.
[ Pytaj o co chcesz. O studiach już wiem prawie wszystko o.o Jakie to straszne jest w ogóle... Kurde, dopiero zdawałem mature, odbierałem prawo jazdy i leżałem w błocie o.o To błoto wspominam najlepiej XD Uwaga, czas na filozofię... czas jest podły o.o ]
OdpowiedzUsuń- Ty na mnie? Chyba raczej ja na ciebie... Chyba wszycy w moim otoczeniu czekali na ciebie, byś się mną zajął. Czasem nie było kolorowo... Robiłem różne rzeczy, Will.
Uśmiechnął się lekko. O tym wszystkim Will chyba nie powinien wiedzieć. Nie było większego sensu, opowiadanie mu dlaczego tak na prawdę, rzucił szkołę i dlaczego matka siedziała u dyrektorki prawie godzinę, negocjując jego powrót na zajęcia. Cała szkoła huczała od plotek, w większości ubarwionych ale zwykle prawdziwych.
Stał z nim tak chwilę, bez większego powodu. Zaczął doceniać takie gesty, z których się zwykle wyśmiewał kiedy jakaś para obściskiwała sie w parku. Odsunął się dopiero, kiedy zaburczału mu głośno w brzuchu.
- No dobra, gdzie to śniadanie?
[ Nie postarzaj mnie XD Mam dopiero... 23 lata. Kurwa, rzeczywiście dużo... Błotko fajna sprawa. Na poligonie żem leżał a nawet się czołgałem... z 25 kilogramowym plecakiem o.o
OdpowiedzUsuńJak poszło? ]
Parsknął i zaśmiał się.
- Naoglądałeś się starych filmów romantycznych, co? Nie mam w zwyczaju udawać kogoś kim nie jestem. Może dlatego inni za mną nie przepadają. - wzruszył ramionami.
Dostał pokarm i pochłonął go bardzo szybko. W końcu mieli napięty harmonogram.
W hali giełdowej byli wcześnie. Mieli szczęście, bo ludzie zwykle o tak wczesnej porze nie wstawali, a sprzedawcy już skończyli rozkładać swoje towary. Przechodzili spokojnie między stoiskami. Nathan kupił lampkę z uszkodzonymi przewodami, ale do naprawienia i kilka pierdółek. Jednak największe wrażenie zrobiło na nim wielkie łoże, a raczej zagłówek i rama. Do odnowienia, ale to też mógł zrobić. Oglądał ją z kazdej strony, nie wiedziać dlaczego właściwie wydawała mu się posować do wystroju mieszkania, którego jeszcze nie mieli. Spojrzał na Willa pytająco. Stać go było na ten kawałek mebla i właściwie chciał go kupić, ale to miało być nie tylko jego łóżko.
[ Jak się wie o co chodzi, to i tak dobrze. Zawsze jakiś punkcik wpadnie, nawet jak się nie skończy liczyć czy się gdzieś tam pomyli :)
OdpowiedzUsuńCałe życie przede mną... gdybym tylko nie był już nim taki zmęczony XD ]
- Trochę je trzeba naprawić. Ale to zrobię sam. Nie ma w tym więksej filozofii. Ożebrowanie też dodam. Jeszcze tylko materac trzeba będzie kupić. Zadzwonie zaraz do kumpla. Przewiezie to gdzie zechcemy.
Will odszedł kawałek by zadzwonić, a Nathan w tym czasie, już bez pytania, dokupił jeszcze kilka rzeczy, które wpadły mu w oko, łącznie z nieco zniszczonym ale bardzo urodziwym żyrandolem. W odróżnieniu od Vincenta nie cieszył gęby na widok czegoś naturalistycznego. Podobały mu się głównie stare rzeczy, które on nazywał rupieciami.
Czekając na Willa sprawdził w telefonie, ile kosztowałby materac do tego łóżka. Cena okazała się znośna i do tego był transport za darmo. Wszystko się pięknie układało. Zerknął na Willa kiedy ten się pojawił z czymś na kształt radości na twarzy.
- I jak?
[ Czasem to co nie wydaje się ciekawe, jest najlepszym wspomnieniem :D Nie ma tam co zazdrościć innym. Dorosłość jest zła... trzeba pamiętać o ubezpieczeniach, terminach, pitach i innych rzeczach, o które zwykle dbają rodzice... Bez sens xD]
OdpowiedzUsuń- Lex może przyjechać za godzinę. Jakąś flaszkę trzeba będzie zasponsorować, bo za darmo nie robi nic. Materac już zamówiłem. - wzruszył ramionami, chowając telefon do kieszeni. Przywiozą go pod wieczór, to akurat zdążę łóżko naprawić i ożebrować. Kupiłem jeszcze dwie szafki bo pasują do łóżka... Kanapę możemy wziąć od ciebie, będzie taniej. Jutro znów do szkoły, więc mamy cały dzień na ogarnięcie lokum na tyle by się w nim wyspać. No chodź, trzeba zobaczyć co tam jest.
Dotarcie do mieszkania, nie zajeło im dużo czasu. Poszli pieszo, by się trochę dotlenić. Nathan czuł tępe pulsowanie w głowie, po wczorajszych zabawach i źle przespanej nocy, choć na poranek narzekać nie mógł. Wsunął dłonie w kieszenie i szedł obok Willa, rozglądając się, w poszukiwani właściwgo numeru domu
[ XD Czasem tak wiele sił wymaga utrzymanie powiek w górze XD]
OdpowiedzUsuńNathanie rozejrzał się po mieszkaniu. Było prawie ideale. Przeszkadzał mu tylko jeden szczegół
- Dlaczego zamurował pan drzwi? - spytał, wskazując na jedną ze ścian.
- Drzwi?
-Tak. Tam były drzwi do tego pokoju z wierzyczką.
- Tak... jest... Znaczy... zamurowaliśmy je bo pokój ma też drugie drzwi, do dalszej części, a dzieliliśmy jedno duże mieszkanie na dwa mniejsze. Właściwie skąd pan o tym wie? Widział pan jakieś zdjęcia, tak? - dopytywał podejrzliwie właściciel.
Nathaniel spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się dość głupokowato.
- Tak, widziałem zdjęcia.
Wątpił by w ogóle stare zdjęcia istniały. PO prostu wydawało mu się to wszystko niekompletne. Ale grymaszenie i maruzenie nic nie pomoże. Kiedy Will złapał go za rękę, odwrócił się do niego.
- Jasne, że się podoba. Choć wlałbym by była ta wieżyczka. Zadzwonie do chlopaków. Jeden pomoże ci z rzeczami a z drugim zalatwie swoje rzeczy i to łóżko.
[ Ja akurat do rond jestem przyzwyczajony bo w moim mieście są ronda nawet w kształcie podpaski i do tego skrzyżowania które tak na prawdę są rondem, choć nie do końca wyglądają i ronda, które tak na prawdę są krzyżówkami XD Także nauka jazdy była zabawna bardzo XD ]
OdpowiedzUsuńPodpisał umowę razem w Willem. POrządek w papieroach musiał być. Trochę się zdziwił, że sam wpłacił kaucję i zapłacił za pół roku z góry. Sam bogaty nie był ale na wynajęcie mieszkania było go stać. Wzruszył tylko ramionami, uznając że rozliczą się później.
Zgodnie z umową Nathan z Lexem pojechali po kupione łóżko, do sklepu z materiałamu budowlanymi i do starego mieszkania Nathana po trochę jego rzeczy. Jinx zabrał Willa do jego mieszkania, po kanapę, telewizor i co tam jeszcze chciał. Obaj koledzy Nathana, byli zdziwieni widząc kogoś takiego jak Will, ale woleli nie komentować. Znali Nathana na tyle by wiedzieć że unosi się honorem niemal zawsze i wszędzie i nie obeszłoby się bez bójki albo chociaż wyzwisk. Dlatego kiedy Jinx i Will zostali sami, mężczyzna odważył się o pare szczegółów dopytać.
- Wiesz, bez obrazy, ale jakoś tak nie pasujecie do ciebie. - zaczął, kiedy już załadowali kanapę do vana.
- Po Nathanie spodziewałbym się kogoś... ja wiem... z czerwonym irokezem, na przykład. - zaśmiał się. - Znam go już... ponad trzy lata. Wiesz jak się poznaliśmy? Na parkingu przed Pandemonium. Nawalał się z pięcioma dryblasami. Sam, piętnastoletni szczyl i pięciu. Co prawda dwóch już wypadło, ale trzech nadal było żwawych a ten z rozwalonym nosem ledwo stojący, chcił się nawalać dalej.
Zamknął drzwi i w nagrodę dla samego siebie zapalił. Poczęstował Willa. Jinx wygądał na dwadześcia lat. W rzeczywistości miał 25. Pół głowy wygolił w ciekawy wzór a reszte włosów, zaczesał na drugą stronę. W uszach nosił po kilka kolczyków, które łącznie z tymi z brwi i wargi, wyciągał kiedy szedł do pracy.
- Potem dotarło do mnie, że gdybym mu nie pomógł, nigdy bym go nie poznał tak jak znam go teraz. Ostatnio jest jakiś dziwny. No ale to już twój problem by odkryć co. - wyszczerzył się, zaciągając papierosem. - Poza tym, ja tam wolałem go w blondzie.
Wyciągnął telefon i poszukał chwilę w galerii odpowiedie zdjęcia.
- Paczaj. Oto pan rewia fryzur. Potrafił co miesiąc wyglądac inaczej, w swoich najlepszych czasach.
Podał Willowi telefon by mógł przejrzeć zdjęcia, na których widać było czasem Nathaniela, we fryzurze od blond irokeza, przez przyklepane na żel, po czerwone, w długościach od niemal zera po takie do ramion.
- Potem poznałem jego matkę. - zaśmiał się. - Przyszła po nas posterunek, bo nas oczywiście zgarneli. Żeśmy się z areszcie zakumplowali i tak już zostało. Wpłaciła kaucje za nas obu, z niewinną miną że oczywiście zajmie się synem i jego kolegom... A jak tylko wsiedliśmy do samochodu, to ta do niego "Mówili że było ich pięciu i że dwaj trafili do szpitala. Czemu tylko dwaj? Wracasz na ten twój box, judo czy co ty tam ćwiczyłeś. Nie będziesz ubliżał nazwisku." Jeszcze nigdy tak się nie śmiałem. Potem pare razy z nami piła, ale jak zaczęła za nim Verka łazić to się zlękła czy coś tam.
UsuńWniesienie rzeczy do mieszkania nie było wcale łatwe i kiedy w końcu wszystko zataszczyli, obaj byli spoceni jak szczurki. Niedługo potem przyszedł Nathaniel z Lexem, obładowani czym się dało. W końcu prawdziwemu facetowi prędzej ręce odpadną, niż pójdzie na dwa razy z zakupami. Jinx i Lex dostali zasłużony napitek. Z zaciekawieniem patrzyli jak Nathaniel skręca łóżko i zbija żebrowanie. Potem przyszedł materiac na nogach kuriera i już było prawie wszystko. Jinx podniósł się z kanapy i przeciągnął. Spojrzał na Willa a potem na Nathana.
- W piątek gramy. Wpadacie?
Nathan podniósł spojrzenie, wyciągnął z ust gwoździe i mruknął.
- Firka ma zaraz przyjść, robić mi tatuaż, więc jeśli łapa mi nie odpadnie to może wpadniemy.
- łapa? Myślałem że sobie na dupie motylka pierdolniesz. - wyszczerzył się Lex. Nathaniel z zabójczym usmiechem pokazął mu środkowy palec.
- A żebyś wiedział że na dupie, ale nie motylka.
Lex był posiadaczem długich dred, które jakimś magicznym sposobem, utrzymywały się w idealnej odsłonie niemal zawsze.
[ Nie przesadzaj XD To tylko kwestia wprawy. Ja jak zaczynałem jeździć swoim autem to miałem taki stres że zanim ruszyłem to siedziałem pięć minut w samochodzie by się ogarnąć i przypomnieć sobie jak się biegi wrzuca XD
OdpowiedzUsuńPo miesiącu mi przeszło ]
Kiedy w końcu Jinx i Lex wyszli, poczuł wielką ulgę. Nie leżeli już na jego kanapie i nie gapili się na jego chłopaka jak na jakieś egzotyczne stworzonko. Skończył robić żebrowanie i dopasowanie starych elementów z nowymi, położył materac i walnął się na niego, z westchnieniem ulgi.
Przekręcił się na bok, kiedy Will się odezwał i obserwował go uważnie, kiedy zabrał się za niszczenie papierów.
- Właściwie to... pierdol się. Wkurwia mnie jak ktoś decyduje o czymś za mnie.
Odczekał aż Will się uspokoi na tyle by zwrócił w końcu na niego uwagę.
- Już się rozprawiłeś z tymi bardzo agresywnymi papierkami? Super, więc teraz przyprowadź swoj poślad tu.
Przesunął się na swoją część, tkóą już sobie wcześniej wybrał i czekał, aż Will położy się obok. Poczuł lekki ugięcie materaca i ciepło z boku. Dopiero wtedy przekręcił się na brzuch i podniósł się na łokciach.
- Okres, czy wręcz przeciwnie i mam się przygotować na ojcostwo? - odczekał jeszcze jakieś kilka chwil, zanim przesunął się bliżej i zaległ z głową na jego ramieniu. Zrobiło mu się dziwnie zimno.
- Słuchaj, jak się boisz to przecież cie zmuszać nie będę, nie? Mówiłeś że mnie nie zostawisz po raz kolejny. Ale jak masz już spierdolić, to chociaż mnie dziś wyruchaj.
Przeturlał się po nim i stanął na pogłodze. Obejrzał się na niego i zaśmiał, widząc jego minę.
- No co?
[No w sumie, matura najważniejsza :) Z czego rozszerzenie piszesz?]
OdpowiedzUsuń- Wiesz nie obiecam ci że zawsze będziemy razem jak w jakiejś jebanej bajce. Chyba życie nie jest takie fajne. Ale jak na razie to jest chyba nam nieźle, nie? Więc po kiego grzyba się teraz przejmujesz tym co sie stać może ale nie musi? Tylko mnie wkurzasz a dziś jeszcze masz tyle pracy... musisz pościelić łóżko i ogarnąć jak się tę kuchnie obsługuje.
Przeciągnął się by sprawdzić jeszcze czy nic nie skprzypi. Specjalnie dodał te durne poduszeczki na nogi łóżka, które kosztowały majątek, by nie skrzypiało czy szurało.
- Jasne, że jesteś mi potrzebny tylko do ruchania. Ja zawsze wynajmuje mieszkanie z tymi z którymi się tylko rucham. - Saknał, przewracając oczami. Spojrzał na rozrzucone kawałki dokumentów. No to przeszłość pogrzebana.
- Chyba mni przeceniasz. W odróżnieniu od tego co myślisz, ne mam chętnej dupy przy każdej przecznicy. Poza tym, chce byś to był właśnie ty.
Rozmowe przerwało im pukanie do drzwi. Nathan uśmiechnał się lekko i poszedł otworzyć Firce, jego ulubionej artystce. Dziewczyna była dość niska. Sięgała Nathanowi ledwo o ramienia ale farbowana na fioletowo grzywka sprawiała że wyglądała na bardzo pogodną dziewczynę. Nathaniel przedstawił Willa jako swojego chłopaka bez większego wahania
- Chłopaka... - westchnęła. - Szkoda. Już miałam nadzieję, ze sobie przystojniaka poderwe.
Przywitała się z Willam. Wypaowała z torby maszynke do tatuażu i kalkę z gotowym projektem.
- Musiałam go troche zmniejszyć. - Zaczęła, pokazując obu chłopakom kalke ze wzorem. - Usunęłam troche szczegółów bo wyglądałoby to jak plama. Dziś zrobie tylko kontur, a z tydzień reszte.
Nathan obejrzał przeniesiony na klke wzór, który sam narysował. Kiedy tworzyl to na zajęciach, pchnięty jakąś dziwną myślą, wydawał mu się bez sensu. Teraz uznał że pasuje do niego bardziej niż jaki kolwiek wcześniejszy wzór.
- Możesz tu jeszcze coś dodać?
- Jasne byle niezbyt szczegółowo.
- Dodaj tu - wskazał na podstawe klepsydry - William.
- kurwa, ale sie z ciebie romantyk zrobił. - Uśmiechnęła się i mrugnęła do Willa. Klepsydra, z piaskiem czasu i runy, których znalezienie nie było proste, ale Nathan poświęcił temu tydzień ponad. Oczywiście szukanie było ważniejsze od szkoły.
Firka dodała co chciał i jak chciał. Potem podłączyła maszynke do prądu, przygotowała tusz, rękawiczki i stanowisko. Nathaniel leżał na kanapie na brzuchu, z do połowy zsuniętymi spodniami a Firka, sunęła igłami po odbitej na skórze kalce. Co chwila, korzystając z momentu kiedy ścierała nadmiar tuszu, zerkała na Willa.
- Wiesz Will, że Nathan na bardzo wysoki próg bólu? Mruknął coś że boli, tylko jak mu n żebrach robiłam. Wszyscy klienci zawsze chcą znieczulenie, a na robienie żeber to już podwujne. A ty masz jakiś tatuaż?
[ nom. Teraz w ogóle macie ustną maturę czy nie? Ja zdawałem rozszerzoną geografię i angielski. Żałowałem, że nie pisałem jeszcze matmy i polskiego, bo tak na prawdę nic mnie nie ograniczało :) Miałbym większy wybór studiów. ]
OdpowiedzUsuń- To moje ciało i zrobię sobie z nim co zechce. - fuknął.
Firka zachichotała, znów zerkając na Willa.
- Cóż, ja zawsze miałam słabość do blondynów. Więc jak się pożrecie czy coś, to zawsze możesz do mnie wpaść... Ale tylko ty. - uśmiechnęła się. - Kiedy Nathan miał taką fajną fryzurę, a blondzie oczywiście, to starałam się go poderwać. Zaprosiłam go w końcu, w oczywistych powodach, a ten przyszedł i postawił a stole farbę do włosów i mówi, że przyszedł bo chciał bym mu pomogła mu włosy ufarbować. Rozumiesz? Ja się odwaliłam jak w niedziele, wysprzątałam chate, kupiłam zapas frytek, a ten przyszedł tylko po to bym włosy pomogła ufarbować.
Monotonny warkot maszynki był niemal usypiający. Nathaniel wysunął jedną rękę spod głowy i przesunął ją na tors Willa.
- Nie jestem specem.
- Dorabiał trochę u nas w salonie robiąc projekty. I nie wierć się, bo ci wytatuuje kutasa. Te swoje gry wstępne sobie możecie zacząć jak już wyjdę.
Sam kontur nie zajął jej zbyt wiele czasu. Miała wprawę i pewną rękę. Starła resztę tuszu i nasmarowała skórę wazeliną.
- No skończone. Za tydzień się widzimy.
Odłączyła maszynkę i spakowała wszystko do torby.
- Jak się na coś zdecydujesz i będziesz miał jakąś myśl, to daj znać. Większość z tego co Nathan ma na sobie to moje dzieła.
[ Jasne XD Ale nie gwarantuje że bym ją zdał. Wielu rzeczy, których uczyłem się w liceum już nie pamiętam, bo takie dyrdymały ulatują z głowy, zastępowane innymi, większymi dyrdymałami z wyższej matematyki XD Nie oszukujmy się, matura jest po to by się na nią pouczyć, zdać i zapomnieć prawie wszystkiego czego się uczyło. Z geografi już też prawie nic nie pamiętam XD Jakieś uskoki i minerały... coś tam coś tam XD ]
OdpowiedzUsuńPOdciągnął spodnie, poprawiając się. Zwykle odczuwał ciągłą potrzebę oglądania nowych tatuaży, choćby nawet nie były skończone. Sprawdzał czy są proste, takie jak chciał i przede wszystkim upewniał się czy nie chce przypadkiem czegoś jeszcze zmienić. Tym razem się powstrzymywał.
- Firka to taki nasz dobry duch. Zawsze potrafiła nas naprostować kiedy było trzeba. Rozumiem że Jinx nie ma co robić tylko ci stare zdjęcia pokazywać, co?
Położył się na kanapie, kładąc głowę na udzie Willa, tak jak lubił najbardziej.
- Oni nie są tacy źli, po prostu nie mogą sobie dać rady z tym, że wyglądasz zwyczajnie. Ale w końcu masz podobać się mnie a nie im.
Był spokojny. Miał wrażenie, że właśnie teo mu brakowało. Przymknął powieki.
- To co jemy?
[ Co poradzić? Mnie też nie chciało się nigdy uczyć kiedy oficjalnie było wolne. Nie ma co się bawić w podchody :) Ja się nigdy dużo nie uczyłem. Do matury właściwie też nie. Tylko z geografii czytałem, bo po pierwszym semestrze drugiej klasy nie miałem już gegry XD ]
OdpowiedzUsuń- może kiedyś sam bym ci takie zdjęcia pokazał. Wiesz, nie mogłem znaleźć długo dla siebie miejsca ani pomysłu jak mogę sobie ze sobą poradzić. Chociaż akurat najbardziej ubiłem te czerwone, choć kolor się szybko zmywał i farbował pościel.
Otworzył jedno oko by na niego spjrzeć i ocenić wyraz jego twarzy.
- A czego się niby mieli spodziewać? Polubią cie albo nie, ich sprawa. Tylko weź nie wymyślaj jakiś niestworzonych rzeczy, by się im przypodobać. chociaż tak na prawdę wystarczy że zrobiłeś wrażenie na Firce. Ona już ich poustawia odpowiednio. Była taką naszą matką zawsze i chłopaki jej słuchają jak wyroczni.
Znów zamknął oko i odetchnął głęboko. Prychnął, kiedy Will tak bezczenie podmienił siebie na poduszkę.
- Zjem co zrobisz. Nie musisz się zbytnio wysilać. Nie mam zbyt wielkich wymagań, czego z resztą powinieneś się spodziewać po kimś kto się żywi w fastfoodach a w domu je kanapkę z czymś, na co akurat była promocja w sklepie.
Usiadł normalnie, kiedy Will zaczął grzebać w lodówce. Przeciągnął się i podniósł by w końcu pościelić łóżko.
- No raczej muszę. Ten ktoś, między Bogiem a Ziemią powiedział, że muszę chodzić do szkoły.
[ Im wcześniej zaczniesz tym mniejszą presję będziesz później czuła. Ale dobrze wiem co to znaczy, usiąść do nauki XD Jak się trzeba uczyć to nagle tyle ciekawych rzeczy jest dookoła.
OdpowiedzUsuńKurde, w końcu mam na czysto semestr. Wkurzają mnie ci wszyscy wykładowcy, do których musimy niemal do domu przyjechać by am parawkę walneli do indeksu. Ale dorwałem gościa z prawa i mogę zdać tę przeklętą książeczkę w końcu ]
- No chyba dostałeś wpierdol, nie? Tak wrzeszczałeś, że prawie ogłuchłem.
Jakoś mu się nie spieszyło z jedzeniem, zupełnie jakby chciał odwlec jutrzejszy dzień jak najbardziej. Piwo do obiadu może ni było najlepszym pomysłem, ale jakoś nie wpadł na lepszy.
- Jakbyś nie był masochistą to byś tu teraz ze mną nie siedział. Każdy coś lubi.
Przy zamkniętym oknie nie było słychać prawie w ogóle dźwięków miasta. Nie było łatwo znaleźć takie miejsce w tym wiecznie zatłoczonym mieście, ale było warto. Po skończonym jedzeniu i wciśnięciu naczyń do niedużej, ae jednak, zmywarki, przyszedł czas na robienie czegoś, co zapcha czas do ciemnej nocy.
Nathaniel odebrał kilka smsów od matki, która przypominała mu o szkole, tak na wszelki wypadek i od Verki, która nagle nabrała ochoty na wspólne wyjście. On sam miał na dziś inne plany, choć pewnie i tak nic z nichnie wyjdzie. Odłożył telefon i zagapił się chwilę na pustą, białą ścianę przed sobą.
- Myślisz, że ten faciu pozwoliłby mi coś na tej ścianie narysować?
Odpuścił robienie planów. Pozwolił by fatum zdecydowało za niego.
[ Przyzwyczaiłem się. Postanowiłem że będę robił doktorat i się dowiem czy to gnębienie przychodzi naturalnie czy to zwykły wybór XD
OdpowiedzUsuńW sumie się liczy... chociaż mogłaś się bardziej postarać XD ]
- To świetnie bo już zacząłem. - wyszczerzył się. - Pytałem raczej po to by wiedzieć czy ty masz coś przeciwko.
Podszedł i bez słowa, zasiadł mu okrakiem na kolanach. Jeszcze mu się to nie zdarzyło i ta pozycja chyba nie do końca była dla niego komfortowa. Ale jeśli chciał spróbować być w związku na prawdę, musiał iść na pewne kompromisy. Innej drogi nie było. Mościł się jeszcze chwilę, wywołując tym śmiech u Willa. W końcu wybrał najwygodniejsze miejsce. Poprawił mu włosy, a raczej zmierzwił je jeszcze bardziej i uśmiechnął się szerzej.
- A co byś na takim tatuażu chciał? Chcesz runy? Albo taki majestatyczny obraz... kasztana do połowy zanurzonego w łupince.
[ Ucz się, ucz. Albo się nie ucz tylko przyswajaj wiedze XD Podobno to różne rzeczy są o.o Taka magia słowa ]
OdpowiedzUsuńOddał mu pocałunek. W końcu po to się tu gramolił. Uniósł nieco głowę do góry, by ułatwić mu dostęp do swojej szyi. Zawsze mu się podobało, kiedy ktoś to robił, choć zwykle wyglądało to tak, że odsuwał się po chwili, kiedy to próbowano wgryźć mu się w szyję do żywego mięsa. Wzdrygnął się, przypominając sobie dziewczynę, która go prawie zagryzła.
- Kasztan w łupinie jest dla ciebie zboczony? Ty to jedak normalny zbyt nie jesteś... - parsknął. - Dlaczego akurat ten miecz? Był dziwny. Ale jeśli chcesz...
Przysunął się do niego bliżej, ocierając się uroczo.
- Tylko wiesz... to wszystko kosztuje. - wyszczerzył się. Złapał go za włosy, odciągając od siebie na chwilę i pocałował mocno.
- Wspominałeś coś o frytkach... - zamruczał, odrywając się by zaczerpnąć powietrza. Złapał za dół jego bluzy i chwilę się z nią mocował, nim zdołał ją zdjąć. Znów do niego przylgnął.
[To jest tak zwana, słaba wola. Znam to dobrze XD Ale co ja ci będę gadał? To twoja matura :) ]
OdpowiedzUsuń- Przyjmuje zapłatę w ziemniakach i naturze. Nie powinno cie to dziwić.
Wyjątkowo nie marudził. U niego to było coś raczej nadzwyczajne, bo w obecności Willa, zwykle informował co mu się nie podoba. Wcześnie, zanim go spotkał, kiedy coś mu się nie podobało albo dawał komuś po buźce albo wychodził. No ale w końcu teraz to już nie to samo.
Sprawnym ruchem rozpiął mu spodnie.
- Ale wiesz, że to łóżko jest jeszcze nie ochrzczone, nie? Przydałoby mu się co nieco...
[ Jak w miare uważałaś na zajęciach i się uczyłaś przez te trzy lata, to wystarczy ci że sobie przypomnisz pare rzeczy. Przeglądałaś już kierunki studiów?]
OdpowiedzUsuń- Kanapę możemy zaliczyć w każdej chwili.
POzwolił się zaprowadzić i rozebrać. Wszystko w tym mieszkaniu było takie świeże i nowe. Wciąż pachniało farbą, którą właściciel pokrył ściany i woskiem do podłogi, z prawdziwego drewna, a nie z jakiegoś plastiku. Chodzenie po niej było przyjemnościa samą w sobie. Walnął się z nim na łóżko i pozwolił mu przejąć kontrolę. Oddawał mu pocałunki, błądził dłońmi po jego ciele. Ugryzł go kilka razy w szyję.
- Willy... Chce spróbować.
[ Mam znajomych na różnych uczelniach, na różnych kierunkach. To moje towarzystwo się rozpleniło po całej Polsce a nawet po świecie XD
OdpowiedzUsuńJak chcesz jakieś info o konkretnym kierunku to daj znać, może kogoś na takowym znam. :) ]
Ledwo to powiedział, już pożałował. Może nie powinien się tak jeszcze odsłaniać. Nie czuł się z tym dobrze.
Nie czuł bólu. Trudno było wywołać u niego stan, który mógłby określić jako paraliżujący. Czegoś takiego jeszcze w zyciu nie czuł. Teraz też tego ie czuł, tylko dyskomfort, który dziwnie mu przeszkadzał, mimo, że Will się starał mu to wynagrodzić. Sapnął przeciągle. Kiedyś będzie musiał spróbować. Jak mu się nie będzie podobać to przecież go może z łóżka zrzucić.
Wykrzywił nieco wargi w uśmiechu.
- Ale wiesz, że mnie to nie boli i nie musisz mi wiercić dziury robaczkiem, nie?
Usłyszał jeszcze jak jego telefon wibruje. Zostawił go chyba na kanapie. Nawet nie był ciekaw kto i po co dzwoni. Jak to Vera, to dobrze, że nie odebrał. Jak matka, to źle, bo kobieta, jeśli chce z nim porozmawiać, będzie się dobijać tak długo, aż w końcu odbierze.
[ Jeśli chodzi o psychologię to znam dwie osoby na takowym kierunku. Często gadamy, więc mogę ci powiedzieć że są raczej zadowoleni, choć minusem jest to że muszą brdzo dużo czytać. Ale plusem jest to, że są na studiach jednolitych magisterskich, więc unikneli pisania dwóch prac i tylko magisterską pracę będą rzeźbić. Z edytorstwa nikogo nie znam, niestety. Ale znam ludzi z pielęgniarstwa, położnictwa i fizjoterapi :) To ostatnie jest fajne całkiem. Dobrze płacą i możesz podrywać na masaże :D ]
OdpowiedzUsuńPatrzył na niego ze zdziwieniem. Nie rozumił jego reakcji. Właśnie chciał mu sie oddać, a ten strzelił focha, bo nie chciało mu się czekać? Może powinien to przewidzieć. Leżał chwilę jeszcze na łóżku, sam, nagi, już stygnący i wgapiał się w sufit, który też postanowił pomalować. Przekręcił głowę w bok, ale nie widział go dokładnie. Zasłaniała mu ściana i oparcie kanapy.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Dzwoniła Verka, ale po piątej próbie odpuściła i napisała mu tylko długaśnego smsa, o tym że matka wróciła i że go chyba szuka.
Uniósł brew. Z autopcji wiedział, że jesli go szuka to pewnie to coś złego. Cóż, jak na prawdę go szuka to sama zadzwoni.
Podniósł się i poczłapał go łazienki. Obejrzał dokładnie swój tatuaż pod prysznicem. Podobał mu się coraz bardziej. Potem wciągnął czyste bokserki i dużo za dużą bluzę i również zajął miejsce na kanapie. Siedzieli tak sobie obok siebie, nie odzywając się do siebie, może godzine. Potem Nathan znów się położył, opierając głowę na udzie Willa. Wątpił by go odepchnął. To obecnie była jego ulubiona pozycja do spędzania z nim czasu. Ale dawlej się do siebie nie odezwali.
[ Moja kumpela twierdzi, że wada wzroku nie przeszkadza bw tym by studiować fizjoterapie. Widzisz? Specjalnie dla ciebie zapytałem XD Kosztowało mnie to piwo, więc powinnaś się cieszyć. Trzeba mieć tylko zdrowe stawy i mięśnie. ]
OdpowiedzUsuńUniósł jedną powiekę i zerknął na niego z dołu. Parsknął, rozbawiony.
- Jesteś straszny dzieciuch. Nie musisz mnie ciągle przepraszać, wiesz? Nie zrobiłbyś mi krzywdy. Myślisz, że dałbym się skrzywdzić? To już nie ten czas.
Otworzył drugie oko i przyjrzał się jego twarzy. Rzeczywiście wyglądał na strapionego. Nathan westchnął głęboko. Podniósł się i usiadł obok niego. Odwrócił jego twarz w swoim kierunku i uśmiechnął się dość wrednie.
- Wydaje mi się, że cie ostrzegałem, że nie jestem taki jak większość ludzi na tym drajdole. No, więc nie rób już miny cierpiącego mopsa bo mi się serducho kraja.
[ Będę pamiętał XD
OdpowiedzUsuńWiesz, kierunków możesz wybrać ile chcesz w rekrutacji. A jak się dostaniesz na kilka z nich, to będziesz mogła sobie wybrać ostatecznie. ]
- A skąd ty dziecko wiesz, co ja do ciebie czuje, co? Skoro nawet ja sam tego nie wiem? Chyba że jesteś jasnowidzem, to powiedz mi jakie będą odpowiedzi na jutrzejszym teście.
Cmoknął go w usta. Zerknął w stronę kuchni. Właściwie było jeszcze wcześnie. Przydałoby się coś zjeść. Całkiem niedawno jadł, ale to nie miało więksego znaczenia. Może coś słodkiego?
Strzelił go gumką od spodni, przy okazji upewniając się że nie ma pod spodem bielizny.
- To będziesz tak siedział teraz? - odsunął się na drugi koniec kanapy, zarzucając jedną nogę na oparcie a drugą zsuwając na podłogę. Uniósł wyzywająco brew.
[ Pewnie idź. Tylko od razu cie ostrzegę, że na fizjoterapi jest trochę matmy ]
OdpowiedzUsuń- To chyba oczywiste czego chce. Ale właściwie, powinieneś mnie częściej zaskakiwać.
Znów strzelił go gumką od spodni dresowych. Przyciągnął go bliżej i pocałował mocno. Niestety, nie grzeszył cierpliwością. Zwykle nie tolerował czegoś co można było uznac za grę wstępną, ale teraz to bylo co innego. Po prostu miał ochotę leżeć z nim na kanapie, dotykać się i całować. A czy wyniknie z tego coś więcej, było zupełnie inną, odrębną sprawą.
Zacisnął palce na jego włosach, pozwalając się całować i podgryzać po szyi. Czuł jak Will się o niego bezwstydnie ociera, choć nie mógł powiedzieć że mu się to nie podobało.
[ No taka prawda. Matma zawsze i wszędzie o.o
OdpowiedzUsuńAle skoro tyle ludzi sobie z nię radzi, to dlaczego ty miałabyś sobie nie poradzić? :) Poza tym nikt nie będzie zaczynał od trudnych rzeczy, więc nie ma co się stresować na zapas :) Ja mam teraz badania optymalizacyjne i już po pierwszym wykładnie, zapomniałem jak się nazywam XD ]
- Śniło mi się, że byłem żołnierzem północy w czasie wojny secesyjnej. A ty byłeś lekarzem oficerów. Chyba zrobiłem coś głupiego by mnie uznali za bohatera i oddali moje biedne obolałe ciało, pod twoją opiekę. I chyba... posuwałeś mnie na snopku siania. - wyszczerzył się. Przypominał sobie coraz więcej snów. Niektóre wydawały się zupełnie abstrakcyjne i niewiarygodne, a inne były tak niezwykłe, że lubił wracać do nich myślami.
Przycisnął go mocno do swojego ciała. Dziwnie nie wyobrażał sobie tego, że następną noc mogliby spędzić osobno. Chyba przyzwyczaił się do jego ciekawskich łapek i wicznie chętnych ust. Zsunął mu z tyłka spodnie i zacisnął palce na jego pośladkach. Pozwolił mu zdjąć z siebie bluzę. Poczuł, że zawartość jego spodni robi się coraz większa. Zamruczał zadowolony.
- Mam załatwić snopek siana czy sam się domyślisz?
[ Bardzo miła o.o
OdpowiedzUsuńDzisiaj zostałem zaproszony na randkę... do opery. No pierwszy raz mi się to w życiu zdarzyło. Randka w operze... Myślisz, że na coś takiego trzeba w garniturze czy coś? ]
- Poprzednio... jakieś... trzy godziny temu, uznałeś, że się tobą bawie. - przypomniał, z nieco kpiącym uśmiechem. - Więc jak nazwiesz to teraz?
Mógł mu podać więcej przykładów, które pamiętał i o których był przekonany że są prawdziwe. Wtedy bydawało mu się to dość obrzydliwe i całkowicie niemożliwe, ale teraz takie myśli zdawały mu się odległe i nierealne.
Zaśmiał się, słysząc jego słowa.
- Całkiem niedawno posuwałeś nieletniego za pieniądze, a teraz nagle pytasz mnie o zdanie?
Ugryzł go dość mocno w język i nie puszczał chwilę, z rozbawieniem patrząc jak zezuje by spojrzeć na swój jęzor.
- Tak, chce żebyś mnie pieprzył. Ale pieprzył, a nie zgrywał świętego Bonifacego.
[ Mam jeden garnitur, bo więcej nigdy nie potrzebowałem XD I jest za duży. Problem jest taki, że albo założę za duży, ale będę wyglądał dziwnie, albo wymyśle coś innego, ale moja szafa jest dość uboga XD albo kupie nowy ganiak, bo w końcu muszę przestać zakupy odkładać. Taki trudny wybór... ]
OdpowiedzUsuń- Jasne, że posuwałeś! Nie pamiętasz? Później ci przypomnę i będę wypominał. - zachichotał. William zdecydowanie nadawał się do gryzienia. Nawet się nie skarżył. Z zadowoleniem stwierdził, że jego ugryzienia nie zostawiają bardziej widocznych śladów na ciele Willa, wic nie musiał się bardziej przejmować.
Ułożył się tak, jak chciał tego jego partner. Choć nie czuł się pewnie, wypinając się tak do kogoś. Przez dłuższy czas był spięty, jakby się spodziewał, że zaraz ktoś go uderzy. Zaczął się rozluźniać, kiedy Will począł się do niego bardziej dobierać. Sapnął przeciągle.
- No dalej... Przestań się drażnić i mnie wkurzać.
[ Zdaje sobie sprawę XD Akurat w wyborze ubrań to faceci mają dużo łatwiej. Jeden garniak na prawie wszystkie okazje. ]
OdpowiedzUsuń- Nie licz że dam ci się związać. - parskął. Zdecydowanie nie lubił być unieruchomiony. Może wydawało się to trochę dziwne, ale lubił dotyk.
Sapnął, kiedy zaczął się w niego w końcu wsuwać. Odetchnął z ulgą, kiedy był już cały, ale spiął się przy pierwszym ruchu. Dopiero kiedy Will zaczął masować dłonią mu kark i łopatki, rozluźnił się na tyle, by Will mógł się spokojnie poruszać.
Z takiej perspektywy jego tatuaż wydawał się poruszać. Ruch mięśni pod skórą, ożywiał patrzącą teraz na Willa, czaszkę.
Na początku nie czuł nic nadzwyczajnego. Niezbyt przyjemnie uczucie rozpychania. Ale wystarczyło, że Will przesunął się nieco, i zaczął trafiać we właściwie miejsce. Nathan wygiął się nieco, czując rosnącą coraz szybciej przyjemność. Właściwie, zaczął się zastanaiwać, dlaczego tak długo się na to nie decydował.
[ Ja też to czasem słyszę od matki, zwłaszcza kiedy wracam nietrzeźwy z obitą mordą XD ]
OdpowiedzUsuń- A żebyś się nie zdziwił. - wysapał. Palcami skubał przekłuty kolczykiem sutek, pobudzając się jeszcze bardziej. Było cudownie, ale niekoniecznie chciał to przyznać na głos. Wygiął się w łuk, kiedy zaczął szczytować. Jeszcze nigdy nie było to tak intensywne jak teraz. Jęknął głośno, niemal z ulgą. Spuścił się na kanapę, ignorując myśl, że Will zrobił to w nim. Starał się uspokoić szybki oddech i drżenie własnego ciała. Mięśnie ud i pośladków drżały z wysiłku. Podjerzewał się nie będzie jutro normalnie chodził.
dopiero po chwili, kiedy odzyskał panowanie nad swoim ciałem i jego odruchami, zerknął przez ramię na Willa.
- I czego się tak szczerzysz? - burknął, jakby urażony. Przygryzł lekko dolną wargę i zaczął się zastanawiać, czy Will będzie miał siłę na jeszcze jeden numerek.
[ Chłopcy zawsze się biją. Tak buło, jest i będzie XD Więc nie powinnaś się dziwić. :D Bojowo, widze XD ]
OdpowiedzUsuńTak, łóżko zdecydowanie było tym czego teraz potrzebował. Zaczął go boleć kręgosłup od tej nieco wygiętej pozycji. Wyciągnął się wygodniej, śledząc wzrokiem latającego w tę i z powrotem Willa. Zaczął się śmiać, kiedy przyszedł go obmyć. To było dla Nathana tak egzotyczne, że nie wiedział jak się właściwie zachowac. Chyba żaden z jego dotychczasowych partnerów się tak nie zachowywał. Po wszystkim, żegnali się i tyle.
Pogładził Willa po wilgotnych od potu i wody włosach.
- Spać? Oszalałeś?
Przesunął się nieco, by ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie.
- Skoro kanapa załatwiona, trzeba jeszcze ochrzcić łóżko. No i wcale nie wyglądasz na zmęczonego...
Pocałował go mocno, wciskając mu d razu język, niemal po migdałki. Bezwiednie rozsuął dla niego nogi. Chyba będzie musiał się przzwyczaić do tego, że nie zawsze będzie na górze. Przynajmniej nie z Willem.
[ to bardzo niedobrze. Cóż, jak mi ktoś próbował dokuczać to się zwykle biliśmy XD Albo ogrywałem ich w różne gry xD ]
OdpowiedzUsuńChyba wolał by na niego nie patrzył. Miał wrażenie, ża bada każdą, najdrobniejszą reakcję na jego poczynania. Jeszce chwilę się tym przejmował, a potem to przestało być ważne. Zacisnąl mocno palce na pościeli i wygiął ciało w łuk. Tego własnie potrzebował. Jak na pierwszy raz, poszło całkiem nieźle.
- Peszę się jak się tak gapisz. - fuknął w końcu, łapiąc w dłoń swojego członka.To mogło trwać i trwać, ale o już chciał skończyć. Czy Will będzie go dalej posuwał czy nie, to już inna sprawa. Przecież mógł to robić jak długo chciał.
Doszedł na swój brzuch i w dłoń. Czuł się zmęczony, ale bardzo zadowolony i właściwie, spokojny. Odetchnął głęboko i zacisnął się na nim mocniej, chcąc by ten też już skończył.
- Będziesz to ze mnie wylizywał. - ostrzegł.
[ Moja siostra nosi okulary. Zawsze kiedy je zmienia, ciągnie mnie ze sobą bym jej wybrał oprawki bo ponoć mam gust. Zabawne XD ]
OdpowiedzUsuńPodobały mu się te drobne gesty i dziwnostki. Leżał pod kołdrą, w miare umyty i wylizany z Willem przy boku. Przekręcił głowę w bok i przyjrzał mu się w ciemności.
- Chyba cie trochę popsułem. Wydawałeś się taki porządny. - zachichotał.
Spał dobrze, mimo że do nowych miejsc długo się przyzwyczajał. W szkole nie działo się nic nowego. Może poza tym, jak dziwnie patrzyła na niego nauczycielka biologii, kiedy oddał jej zadanie domowe. Postanowił zacząć je odrabiać. Trzeba było skończyć w kńcu szkołę. Matka poinformowała, że kiedy wróci muszą porozmawiać i że wpadnie pod wieczór. Zastanawiał się, skąd ona wie jaki jest jego adres, ale postanowił się przekonać na własnej skórze, czy jest czarownicą wszechwiedzącą czy tylko ma dobrych informatorów. Ale ten dzień nie mógł się skończyć tak nudno...
Vera przystąpiła do ataku, wsuwając rękę pod ramie Willa. Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Cześć Will. Zwialiście mi bezczelnie. Nathan jak zwykle nie odbiera, więc powinieneś dać mi swój numer.
Zaczęłaby znów swoje wwody, gdyby nie przerwała jej Ann, jej najlepsza przyjaciółka.
- Vera, wiesz że Nath znów się bije w palarni? Weź ty coś mu powiedz...
- Z kim tym razem? - spytała Vera, rozglądając się za najszybszą drogą do palarni.
- Z kitowcami, jak zwykle. Walą się po mordach średnio co miesiąc i ciągle to samo. Chłopcy są tacy niedojrzali...
Ann była bardzo podobna do Very. Jasne włosy, jej farbowane, umalowana, szczupła i z warzy jędzowata. Przeniosła spojrzenie na Willa i się uśmiechnęła. Jednak zanim zdązyła coś powiedzieć, Vera pociągnęła go za sobą w kierunku palarni. Wiedziała dobrze, że skoro ona już o tym wie, to nauczyciele pewnie też. Palarnią nazywany był zadaszony kawałek schodów przy zaślepionych drzwiach, z tyłu budynku szkoły. Osłonięty był z dwóch stron ścianami a z pozostałych krzakami. Idealne miejsce. Vera przepchnęła się przez wianuszek tłumu i krzyknęła do brata by przestał zachowywać się jak dziecko. Nathan przeniósł na nią spojrzenie, jednocześnie przestając kopać wciąż ruszające się ciało leżące na trawie. Przetarł wierzchem dłoni, spływającą z nosa krew i wyszczerzył się do siostry.
- Oni zaczęli. - wzruszył ramionami, krzywiąc się lekko. Luck, przywódca kitowców podniósł się z gleby. Jego dwaj towarzysze wrócili już do pewnej sprawności i cała trójka była gotowa na rundę numer dwa.
- No jak dzieci! Samochodzik ci zabrał?!
- Nazwał mnie pedałem. - fuknął, uśmiechając się wrednie do Lucka. Chłopak miał dość, ale przecież nie mógł odpuścić. Straciłby honor. Nathan splunął krwią i śliną, po czym złapał Lucka za koszulkę, przyciągając bliżej by spojrzeć mu z bliska w oczy.
- Wiesz, przemyślałem to. Może masz racje. - wyszczerzył się i cmoknął go w nos.
Zaczął się śmiać, kiedy ktoś kto stał na czujce, krzyknął że idzie nauczyciel, a kitowcy, koszystając z okazji, ulotnili sie. Gapie też zaczeli się rozchodzić, by przypadkiem nie podpaść. Przetarł rękawem krew z twarzy. Usiadł na schodach i zapalił papierosa. Bolał go noc, rozcięta warga i obolałe żebra. Do tego dłonie i stopa, na której stanął mu Luck. Vera pokręciła głową i spojrzała na Willa, wręcz błagalnie. Ona nie miała tu żadnej władzy.
[ No cóż, ja wskazuje jakieś i tyle. To ponoć podlega pod termin "wybieranie". Poznałem niedawno taki kolor jak biskupi, to taki fioletowy, i moja siostra ma teraz biskupie oprawki. ]
OdpowiedzUsuń- Nikt ci nie każe mnie kochać. - mruknął, właściwie wypluwając z siebie ostatnie słowo. Nie spodziewał się, że po tych kilku dniach Will może poczuć do niego cokolwiek głębszego. Chciał już wyciągnąć drugiego papierosa, ale pojawił się nauczyciel i zabawa się skończyła. Mruknął jakieś przekleństwo, ale podniósł się i ruszył za nimi. Nie pierwszy raz szedł do dyrektora i nie pierwszy raz z powodu bójki. Chyba się już do tego przyzwyczaił.
Usiadł na przeznaczonym dla petentów krześle za biurkiem dyrektora, a obok niego zasiadł Will. Mężczyzna przeniósł spojrzenie z jednego na drugiego. Splótł palce i westchnął.
- Lubię nasze pogawędki, Nathanielu, na prawdę, ale nie sądzisz że są trochę zbyt częste?
- Mnie to tam nie przeszkadza. - usmiechnął się i siorbnął nosem.
- W porządku. Więc dlaczego się biłeś i z kim?
-Nie biłem się. Spadłem ze schodów w palarni. - skłamał gładko.
- Spadłeś?
- Tak.
Nastała chwila ciszy, przezktórą mężczyzna lustrował Nathana, a potem Willa. Znów westchnął.
- Masz na to jakichś świadków? Poza siostrą, oczywiście?
- Mam. - wskazał głową Willa. - Jastałem na schodach, on przyszedł, ja straciłem równowagę i spadłem. No i zaryłem gębą w beton. Nic nowego. Ale tak zmieniając nieco temat... Jak doniosła Ann Monte, psiapsiuła Very, to ja bym tego nie brał na poważnie. Laska wciąż się focha, że nie chciałem z nią iść na ten bal lalkowy.
Mężczyzna zerknął na kartkę, leżącą na jego biurku. Nie powiedział głośno, że to rzeczywiście Ann, ale nie powiedział też tego, że mu zupełnie nie wierzy.
- Tak było Leo? Na prawdę nie mam ochoty przesłuchiwać połowy szkoły. A na tych schodach razem z tobą nie było przypadkiem Lucka i jego kolegów? Mówicie na nich... kitowcy, tak? Przez okno widziałem jak się ciągnęli poobijani do samochodu.
- Może byli. Spadałem na coś miękkiego chyba. - Nathan wyszczerzył się. Jak miał już dostać karę, to wolał sam, niż jeszcze wciągać innych, nawet jeśli byli przeciwnikami. Tu chodziło o honor w końcu. Kitowcy też go nie wciągali, nawet jak lądowali tu, w tym gabinecie.
Mogliby rozmawiać jeszcze długo, ale w końcu pojawiła się matka Nathana. Ophelia wkroczyła do gabinetu pewnym krokiem. Przywitała się z dyrektorem i westchnęła widząc Nathana. Przyzwyczaiła się. Jej syn miał charakter po ojcu i hektolitry energii i testosteronu.
- Znów spadłeś ze schodów? Miałeś nosić okulary. Wiesz, co powiedział okulista.
Teatralnie przewróciła oczami. Znów spojrzała na dyrektora.
- Może porozmaiamy na osobności?
Magiczne słowa zawsze działały. Nathan i Will, usiedli na ławce przed gabinetem, a Ophelia wykorzystała swoje talenty by Nathan nie miał znów kłopotów. Chłopak wyciągnął zmiętą chusteczkę i przetarł nią dolną wargę. Porządnie ugryzł się w język i teraz cały mięsień był obolały i spuchnięty. Nie miał zamiaru wspominać powodu bójki, zwłaszcza Willowi, mimo że w końcu bił się dla niego.
[ Ja coś o tym wiem XD Ale zauwazyłaś jak te kolory farb się w sklepach nazywają? XD Chciałem kupić zieloną farbę, a babka do mnie czy wolę bardziej jakiś sosnowy gaj czy mleczną pistacje. Przez chwilę miałem wrażenie, że może mówi w jakimś innym języku o.o ]
OdpowiedzUsuń-Nie przesadzaj. - mruknął. - Nie mam złamanego nosa. Za słabi są na to. - wzruszył ramionami. Nie czuł bólu tak intensywnie jak każdy inny, w jego stanie. Mimo tego kilka miejsc na ciele, pulsowało nieprzyjemnie. Pozwolił mu się wytrzeć. Normalnie wsadziłby głowę pod kran i to by wystarczyło, ale tak było dużo ciekawiej i przyjemniej.
- Przyzwyczaiłem się. - machnął ręką. - Umiem się bić.
Pytanie o powód trochę go zbilo z tropu. Najpierw się drze, potem wyznaje miłość, potem przeprasza, a teraz jeszcze chce wiedzieć dlaczego. Na początku chciał skłamać. Już nawet ułożył w głowie zgrabną historyjkę, w którą pewnie Will, uwierzyłby bez mrugnięcia. Ale z drugiej strony, właściwie po co miał kłamać? Nikt się przez to lepiej nie poczuje.
- Ja i Luck laliśmy się zwykle dla sportu. Ale trochę przegiął. Chciał się załozyć, że cie przerucha. A ja się załozyłem że będzie miał jutro fioletowy ryj.
[ Największy szał był jak sobie wybierałem drinka w jednym z klubów. Nie mogłem się przestać śmić przez kilka minut XD ]
OdpowiedzUsuń- Sobie nie wyobrażaj za wiele. Wyglądałem gorzej.
Parsknął śmiechem, kiedy Will cmoknął go ledwo w policzek i jeszcze ogłosił celibat na całowane ijeszcze niewiadomo na co.
- Nie lubisz bójek, bo jeszcze nie widziałeś jak uprawiam zapasy w basenie z kiślem.
Będzie musiał dziś ubrać się bardziej do spania, bo sińce pewnie już zaczeły wychodzić. Ale trudno. Wiedział, że było warto.
Kiedy pojawiła się Opheia, zerknął na nią, z czymś n a kształt znudzenia na twarzy. Kobieta pokręciła głową.
- No, ostatni raz. Do samochodu. Obaj.
Nathaniel wtoczył się od razu na tylne siedzenie, przypinając się pasami, bo miał już pewne doświadczenie w podróżowaniu samochodami, które prowadziła jego matka, zwłaszcza jeśli prowadziła wielkiego terenowego jeepa.
- Więc? - rzuciła, kiedy już obaj siedzieli na miejscach. - Adres, proszę.
[ Ide po nowy, ale jakoś mi się nie spieszy XD
OdpowiedzUsuńNie przepadam za kolorowymi napitkami. Są takie kolorowe o.o jakby je jednorożec wysrał ]
Ophelia wywróciła oczami.
- Nie przesadzaj z tymi uprzejmościami, bo zostanę na prawdę szczęśliwą teściową.
Weszła do mieszkania. Nie spodziewała się że zamieszkają razem, tak po prostu. Widziałą wyraźnie obecność Nathana. Zawsze zostawiał różne rzeczy w miejscach, w których nie powinny leżeć. Ale widać było też, że ktoś całkiem skutecznie to mieszkanie sprząta.
- Aż się wzruszyłam. - westchnęła. - Idź, Nathan, przebierz się i umyj. Ja porozmawiam z Willem o antykoncpecji i innych sprawach.
- Jesteśmy staroświedzcy. Stosujemy kalendarzyk. - wywrócił oczami, ale poszedł do łazienki.
Ophelia spojrzała na Willa z czymś na kształt uśmiechu. Odczekała chwilę, aż Nathan włączy wode pod prysznicem o zaczęła
- Nie wiem jak mam mu to powiedzieć. To prawie tak jakby ktoś miał nagle uwierzyć w UFO. Nie wiem...
[ Powidzenia XD]
OdpowiedzUsuńNathan obejrzał się w lustrze każdej strony. Nie było tak źle jak się spodziewał. Trochę siniaków i zadrapań. Nic z czym małby problem w przyszłości.
Umył się dokładie, nawet zęby, by nie czuć już posmaku krwi. Wciągnął czyste ubrania i wrócił do pokoju. Słysząc słowa Willa, uniósł tylko brew. Spojrzał najpierw na niego a potem na nią.
- no wiesz, cudowna to ona nie jest... ale nie przesadzaj. - wzruszył ramionami. Pomasował sobie kark, poruszając na około głową.
Ophelia spojrzała na Willa karcąco. Przygryzła dolną wargę.
- To może przyjadę jutro i na spokojnie porozmawiamy, co? Mamy kilka spraw do omówienia Nath.
- Nieznoszę kiedy to mówisz. - zasiadł na kanapie. Zmrużył nieco oczy. - No dobra, jest dziwnie. Co chcecie mi powiedzieć? Że Will jest moim bratem, czy co?
[ No tak mi przykro XD Ja biorę ciemnoszary, jakbyś chciała jakieś propozycje dać XD ]
OdpowiedzUsuńZmarszczył brwi. Zerknął na matkę, ale ona stała tylko, blada jak śmierć, patrząc gdzieś przed siebie, w dal. Znów spojrzał na Willa
- Dorwałeś się do moich dragów, tak? Podobno gardzisz takimi rzeczami.
Na słowo "dragi", Ophelia jakby się przebudział. Spojrzała na syna.
- Jakie dragi? Niech ja tu coś znajdę, a zaciągnę cie siłą do domu i się skończy wolna amerykanka!
Przez chwilę wszyscy milczeli. Ophelia czuła wewnętrzny niepokój i strach. W końcu usiadła przy Nathanie i uśmiechnęła się do niego smutnie.
- Słońce, pamiętasz jak nie mogłeś spać? Miałeś koszmary a czasem mówiłeś że budzą cie czarni ludzie. Że chcą z tobą rozmawiać, pamięasz? Masz pewne zdolności, o których nie chciałam byś wiedział. Starałam się cie chronić ale nie wyszło to tak jak powinno.
Nathaniel patrzył na nią jak na wariatkę, gotowy zaraz krzyczeć i wzywać policje i doktorków z psychiatryka.
- Ja wiem, że ty wiesz, że to prawda. Zawsze miałeś rażenie, że nie pasujesz do tego wszystkiego. Sniły ci się różne wcielenia, bo twoje jestestwo to pamięta. Musisz tylko chcieć sobie przypomnieć...
Zamilkła. Miała wrażenie, że właśnie traci jedyne dziecko. Nathan odchrząknął i zapatrzył się gdzieś w widok za oknem.
- Nawet jeśl. - zaczął. - To... i tak, oboje zrobiliście mnie w chuja. Czego wy kurwa chcecie?
[ To garnitur dobiera się do koloru włosów i oczu? o.o Jakich to ja rzeczy się dowiaduje o.o ]
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie był zły, że Will go oszukał. Gdyby powiedziałby coś takiego przy ich pierwszym spotkaniu, pewnie nawet by nie rozmawiali. Temu się akurat nie dziwił, ale poza tym, cała historia wydawała się żywcem wyciągnięta z marnej książki, leżącej gdzieś na końcu działu fantastyki w księgarni.
Podrapał się palcem w nos, po czym wstał z miejsca. Przeszedł kawałek dalej, gdzie zaostawił buty i zaczął je wkładac.
- Po pierwsze, ja nic nie muszę. Po drugie, jak chcecie mi udowodnić jakąś psychiczną chorobę, to nie idzie wam to najlepiej. - zawiązał buciory. Przy każdym oddechu czuł lekki ból oklepanych żeber. Wyprostował się i sięgnął po kurtkę.
- Przśpię sie u kogoś,a wy sobue pogruchajcie i ustalcie, jakie symptomy ma ta choroba. Bo coś się wam ta historyjka nie trzyma kupy.
Dopiero kiedy trzasnął drzwiami, Ophelia się ocknęła i zaczęła płakać. Właściwie nie płakać, a raczej ryczeć. Właśnie działo się to czego najbardziej się bała. Była wściekła na siebie, że nie rozegrała tego inaczej. Przecież powinna to przewidzieć.
[ Czarny to taki żałobny kolor. Babeczka, która prowadziła z nami zajęcia z etyki i czegoś tam, mówiła, by do pracy nie chodzić w czarnych garniturach bo to oznacza żałobę XD Dlatego ja idę po szary. ]
OdpowiedzUsuńCoś go gniotło wewnątrz, kiedy na niego patrzył. Słuchał go uważnie, choć właściwie miał ochotę rzucić to wszystko i zniknąć. Ale co wtedy by robił? Milczał bo to wszystko było niemożliwie nierealne. Ale skro było takienierealne, to dlaczego wcale się nie dziwił że coś takiego w ogóle mogło mieć miejsce i dotyczyć właśnie jego?
- Jakbyś nie był taki głupi to być takiej nie miał. - fuknął. - To wszystko nie jestnormalne. Pójdę... muszę pomyśleć. Jutro wrócę. - przysunął się i pocałował go krótko. Wciąż miał spuchnięte wargi i ten pocałunek pewnie nie wyszedł tak jak chciał
- Nie rób takiej miny. Wrócę do ciebie jutro. Chyba nie spodziewałeś się, że uwierze w coś takiego od razu i jeszcze rzucę wam się w ramiona, moich nieustraszonych obrońców.
[ Bo zostały im z komunii pewnie xD albo kupowali na studniówkę czy am na bal gimnazjalny. ]
OdpowiedzUsuń- Wrócę. - zapewnił raz jeszcze, nim się oddalił.
Przez te kilka chwil nie interesował go nic.Przesiedział na ławce w parku prawie godzine sam, wypalając całą paczkę papierosów. Dopiero kiedy fajki się skończyły, zadzwonił do Firki. Siedział tak z nią na tej samej ławce do wieczora, prawie nie odezwał się słowem, słuchają jej paplaniny. Chyba go to odprężało. Kiedy się zaczęło robić już bardzo ciemno i chłodo, poszli do niej. Nathan opowiedział nieco zmienioną wersję opowieści, Firka wysłuchała wszystkiego, po czym tak po prostu go wyśmiała. Spojrzał na nią jak na wariatkę, unosząc brew.
- Co takiego śmiesznego powiedziałem?
- Cały jesteś śmieszny. Nathaniel którego znam, nie przylazłby do mnie na skargę i pożalenie się na kogoś tam. Nathaniel którego znam, dałby facetowi po mordzie i tyle, albo go wyzwał od najgorszych, a nie siedział z kubkiem kakao i się wyżalał. Moja ocena jest taka... że się po prostu zakochałeś i że ci zależy. Więc nie wiem co tu robisz. Z Willem powinieneś siedzieć. W końcu wytatuowałeś sobie jego imie na ciele. Więc, mówiąc w prost... spierdalaj.
Zabrał się z jej mieszkanka, dopiero kiedy obżarł jej lodówę. Dochodziła trzecia rano, kiedy samotnie szedł po wciąż śpiącym mieście. Wcisnął dłonie do kieszeni, bo a prawdę zorbiło się zimno.
Miał nadzieję, że Firka nie będzie się wściekać kiedy odkryje, że wcale nie śpi na jej kanapie tylko sobie wemigorwał, kiedy ona smacznie spała. W mieszkaniu nie paliło się żadne światło. Wszedł do środka, w miarę cicho. Zdjął buty i rozjerzal się, jakby się spodziewał że zaraz zza rogu wyskoczy smok albo puszczający tęczę tyłkiem jednorożec ześliźnie się z księżycowych promieni.
Wziął prysznic. Długi i ciepły, by trochę rozgrzać ciało i poczłapał co sypialni. Nie zapalał światła. Zostawił swoje rzeczy na fotelu i wślizgnął się do łóżka.
Wiedział, że Will nie śpi. Prawdopodobnie nie zasnął w ogóle. Objął go ramieniem w pasie i przytulił się do jego pleców.
- Zimno mi...
[ Ja mam takie wrażenie, od dobrych dziesięciu lat XD
OdpowiedzUsuńPamiętam jak z liceum psioczylem i mówiłem, że doroli nic nie wiedzą i takie tam. No byłem najmądrzejszy oczywiście XD A teraz, po latach, stwierdziłem, ze tedy byłem strasznie... głupi xD ]
Stęknął cicho, kiedy Will oparł głowę na jego posiniaczonej klatce piersiowej. Ale odziwo, nie bolało wcale. Otulił sie mocniej kocem.
- Nie jest źle. - odparł, jakby to była odpowiedź na wszystkie pytania świata. To wszystko wydawało mu się teraz tak logiczne i prawdziwe. Ale z drugiej strony, nie chciał by to była prawda. Chciał być nomalnym facetem, z normalną, w miarę normalną rodziną i z chłopakiem, który nie jest nikim nadzwyczajnym. Teraz wszystko posypało się i zmieniło w rozwiewaną wiatrem kupkę popiołu.
- Powinieneś już spać, bo jutro będziesz marudził, że się przeze mnie nie wyspałeś. - mruknął. Spojrzał w błyszczące oczy Willa i usmiechnął się wrednie.
- I nie patrz tak na mnie bo z tej radości się zaraz spuścisz, a to nowa pościel.
[ A ja wole wrócić do liceum. Zamiana? :D ]
OdpowiedzUsuń- Jak będziesz chciał to pójdziesz do łazienki. Nie będę znów spał w twoich cieczach. - fuknął, udając urażonego. Spojrzał na niego. Oczy przyzwyczaiły się już do ciemności i widział go zupełnie wyraźnie.
- Nie idę. A ty jak chcesz. Nie mam w sumie jutro nic ciekawego. I mam lesze rzeczy do roboty.
Nie miał tu na myśli rozmowy z matką i z nim o wiadomej sprawie, bo to akurat chciał odkładać jak najdalej. Choć wiedział, że pewnie matka wparuje tu do niech jutro z tą swoją dziwną miną. Przypomniał sobie obraz szarych ludzi, których tak bardzo bał się w dzieciństwie. Dreszcze przeszedł po całym jego ciele, bo uświadomił sobie że oni na prawdę istnieli.
- Będziesz tak leżał i się gapił, czy mnie w końcu pocałujesz? Zimno mi, pamiętasz?
[ Będziesz miała najdłuższe wakacje :D Właściwie od maja do października :D Prawie pół roku wolnego :) ]
OdpowiedzUsuń- Nie, nie zadowolony. - odparł. - Poza tym, powinieneś mi jakoś to wszystko wynagrodzić, nieuważasz? Wjebałes mnie w niezłą historię.
Uśmiechnął się, widząc jak zmienia się wyraz jego twarzy. Czekał właśnie na tą krótką chwilę niepewności i winy. Wykorzystał sytuację by zmusić go do pocałunku, wciskając mu od razu w usta język. Długo go całował. Strużka połączonych ślin, spłynęła mu po policzku, wnikając w poduszkę. On cały teraz należał tylko do niego. Oderwał się od niego na chwilę, wycierając ślinę wierzchem dłoni. Will też był nieco opluty, ale to go dziwnie podniecało. Wyszczerzył się do niego.
- Coś o jakimś celibacie wspominałeś?
[ Oj nie przesadzaj. Dlaczego miałabyś nie zdać? Jesteś zupełnie normalna, a przynajmniej prawie normalna XD Matura to taka formalność tylko :) Nie ma co się stresować. No, może tylko tym, że się nie dostaniesz na wybrane studia XD ]
OdpowiedzUsuń- Ja się czuje bardzo dobrze. Nic mnie prawie nie boli. Mówilem ci, że mam wysoki próg bólu. Rzadko boli mnie cokolwiek poza dupą, którą wczoraj tak bezpardonowo wyruchałeś. Nie mogłem siedzieć spokojnie na zajęciach. - mruknął. Wyciągnął się wygodnie, znów wpatrując się w sufit. - Więc... nie żebym miał brzmieć jak z jakiejś durnej komedii romantycznej, ale jesteś ze mną dla tego kogoś kim podobno byłem wieki temu, tak?
[ Oh, wiem że ociekam zajebistością... Mam również wrodzoną skromność, ale dziękuję xD ]
OdpowiedzUsuń- Więc... Za każdym razem szukałeś mnie, ale jakby innego, by co? Aż tak bardzo kochałeś tego pierwszego, że nie mogłeś po prostu o tym zapomnieć i żyć tak jak chciałeś? Może jeszcze mi powiesz, że nigdy nie bzykałeś się z nikim poza takimi jak ja. Albo że żadnej panience nie zrobiłeś dziecka. No i że kochasz zaiwrzęta i marzysz o pokoju na świecie.
Zachichotał. Leżeli tak na ich zupełnie nowym łóżku w zupełnie nowym mieszkaniu, z zupełnie nowymi pomysłami w głowach.
[ Jeszcze pewnie tego pożałujesz XD Potrafię być na prawdę upierdliwy. Zwłaszcza kiedy się pokłóce z chłopakiem ]
OdpowiedzUsuń- Jakoś trudno mi uwierzyć, że żyłeś w celibacie jak mnie nie było. Chociaż z drugiej strony... To może dlatego się tak na mnie rzuciłeś i dodatkowo garnąłeś się by dostać wpierdolca.
Zerknąl na niego i westchnął głęboko. Wciąż nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale chyba musiał się pogodzić z myślą, że jutro czeka go coś na prawdę nieprzyjemnego. Starał się na to przygotować, ale za cholerę nie wychodziło.
- Czyli co mam jutro robić?
[ Nie lubię się z nim kłócić, bo potem furczy coś tam pod nosem i tyle z tego mam o.o]
OdpowiedzUsuńNie podobało mu się to coraz bardziej. Miał wrażenie, że go to przerośnie. Teraz jeszcze panował nad swoim życiem, ale jutro może się to wszystko zmienić.
Słysząc słowa Willa, bez ostrzeżenia walnął go pięścią w brzuch, aż ten się zwinął.
- Ależ ty pierdoły gadasz. - fuknął, wyraźnie oburzony. Odczekał chwilę, aż Will znów się położy obok i burknął. - Jak sądzisz, dlaczego tu wróciłem, co? I dałem ci się wyruchać? Dupa z ciebie a nie bystry obserwator.
Wątpił, że wyrzuci z siebie w prost te dwa straszne słowa, bo dla niego brzmiały bardzo staroświecko i po prostu głupio. Tak na prawdę dpiero dzięki Firce sobie to uświadomił. Nie chciał by Will wiedział, ale to był odruch i teraz nie miał wyboru.
[Może i tak. Mnie wkurzają ]
OdpowiedzUsuńNie skomentował. Nie czul się winny i nie uważał ze zrobił źle. Był chyba przyzwyczajony do takich rzeczy i nie robił to na nim wrażenia.
Leżał, zastanawiając się nad tym, co go spotka jutro i nad tym co powiedział Will. Nie miał pojęcia na czym mogłoby to polegać. Oby tylko nie musiał zakładać spódniczki z trawy i tańczyć wokół ogniska.
Zerknął na Willa. Oddychał już spokojnie, więc uznał że śpi. Przesunął się i objął go ramieniem, przyciągając jego plecy do swojej piersi.
- Wiesz, że nie umiem mówić takich rzeczy. - mruknął.
[ Nie będę ci gadał o szczegółach, ale nasze porozumienie polega głównie na dochodzeniu XD ]
OdpowiedzUsuńZawsze mógł znaleźć u niego trochę ciepła. Ostatnio ciągle marzł, mimo tego że był otulony kołdrą i czasem jeszcze kocem. Na szczęście Will dzielił się ciepłem bez skargi. Bardzo rzadko spał z kimś całą noc. Dopiero z Willem mu się to udało, bez łażenia i irytowania się, choćby oddechem tego drugiego. Teraz chciał czuć że jest. Pierwszy raz odkąd pamiętał na prawdę chciał się do kogoś zbliżyć.
Obudził się po wschodzie. Widział unoszący się w pierwszych promieniach słońca kurz i drobinki. Zamrugał kilkakrotie. Słyszał, że Will jest w łazience i bierze prysznic. Może powinien poczekać aż skończy, ale widział go nago tyle razy, że chyba już nie było różnicy. Wszedł do łazienki by się odlać. Zerknął w stronę kabiny, strzepując. Umył ręce i twarz.
- Kawe?
[ Oczywiście że można... ale ty jako niewinna i bardzo grzeczna dziewczynak, nie oglądająca na pewno wstrętnych pornosów, miałaś na myśli właściwą interpretację tego słowa, prawda? :) ]
OdpowiedzUsuńZapażył kawę. Jej zapach pobudził go do myślenia. Nie spał długo, ale ie czuł się zmęczony.
- Cokolwiek. Jakoś nigdy nie potrafiłem się szybko decydować, jeśli chodzi o wybór jedzenia. Dlatego ograniczałem się do kanapek z szynką.
Spojrzal na matkę, kiedy wpuszczona przez Willa wtargała do środka coś owiniętego materiałem i jakąś torbę.
- Co tak późno? Słońce już dawno wstało. - fuknął, na przywitanie. Wrócił do kuchni i sączył kawę, opierając się o blat kuchenny. Uśmiechnął się do Willa, kóry pojawił się by dokończyć śniadanie. Zaczął go skutecznie rozpraszać, obajemując go od tyłu w pasie i składając pocałunki i ugryzienia na skórze szyi i ramion.
- Szkoda że przyszła tak wcześnie. - mruknął mu do ucha. - Mógłbym cie wziąć na tym blacie.
[ Wiesz, każdy ma swoją miarę wstrętności XD Dla niektórych wstrętne pornosy to homo pornosy. Albo takie z tak zwanymi "mamuskami", choć tych to ja akurat nie oglądam XD Chyba za wiele na raz XD Właściwie w necie można znaleźć wszystko. Ale zaraz zaraz... ile ty masz dziecko lat?]
OdpowiedzUsuń- Myślisz, że ona da się tak wygonić... - mruknął. - Z resztą, sam się przekonasz pewnie niedługo, że nie jest łatwo z nią żyć.
Strasznie podobało mu się to, że Will miał na sobie zaledwie dresowe spdnie. Czuł dokładnie całe jego dolne partie i gdyby nie pojawienie się matki w kuchni, zapewne wsunąłby już dłonie pod materiał.
- Będziemy musieli wcześniej wstawać. Nakręcasz mnie z rana.
Usiadł z Willem przy stole i w kilka sekund pochłonął śniadanie.
- Od kiedy ty jesz śniadania? - zdziwiła się Ophelia, widząc jak chętnie jej syn pochłania pokarm.
- Odkąd ty ich nie przyrządzasz. Potrafisz spalić nawet wodę na kawę. - odparł, zgodnie z prawdą.
Odczekała cierpliwie aż zjedzą, zaniosą talerze do kuchni i korzystając z chwili, jeszcze się pomacają. potem usiedli wszyscy razem w salonie. Nathaniel przesuwał spojrzenie od niej do Willa i z powrotem, czekając na ten cud, który nie nadchodził.
- Więc to było tak...
Opowiedziała wszystko. O tym jak zaczęła się interesować czarną magią, jak przyjeli ją do cechu, jak znalazła osobą, którą mogła dać jej nieśmiertelność, jak coś poszło nie tak i jak znaleźli się wałsnie tutaj i własnie teraz. Nathan nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Dopiero kiedy odwinęła miecz i podała go Nathanowi i kiedy zaczął przesuwać palcami po rękojeźci i świeżo ostrzonym ostrzu, wiedział, że to wszystko prawda. Ułożył miecz na dłoni, obserwując jak pięknie jest wtważony. Nie wiedział nawet, że ten pierwszy Nathaniel, robił to bardzo często, ostrząc i czyszcząc miecz i robił to dokładnie w taki sam sposób.
Upuścił miecz, kiedy usłyszał co ma zrobić. Że musi przebić tym mieczem, serce Willa i swojej matki a potem odprawić krótki rytuał, używając do tego ich krwi.
Patrzył na nią jak na wariatkę.
- Nie ma mowy.
[ Mnie strasznie bawią tylko ci tacy napakowani faceci i się zastanawiam, dlaczego jak się ocierają, nie wydają dźwięków trących się o siebie balonów XD
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że nie... takie grzeczne dziewcze jak ty... ojej ojej ... A Jezus patrzy i słucha... Takie kłamstwa tu lecą XD]
Przeczekała atak złości Willa i odpwiedziała spokojnym tonem.
- Nie, nie mam pewności. Mówiłam ci o tym. Wszystko wygląda tak... Albo przeżyjemy oboje, albo nie przeżyjemy. i dotego są dwie opcje, jesli chodzi o Nathana. Albo zaklęcie straci moc i będzie żył, albo i tak umrze. Taki jest wybór. Nie umiem przewidzieć jak to się skończy. Możemy podjąć ryzyko i mieć sporą szansę, że to się uda, albo zostawić sprawę tak jak jest teraz i czekać.
Zamilkła na chwilę. Podniosła miecz i odłożyła go na stolik.
- Oczywiście,że o tym myślałam. Każdego dnia od chwili jego narodzin. Ale ja jestem gotowa podjąć to ryzyko. Ale bez twojej decyzji Will, nie mogę zrobić nic.
Nathaniel został porażony informacją o tym, że pieprzy się z najbardziej legalnym i wciąż obecnym, mężem swojej matki. Ale potem przyszedł większy cios. Patrzył na miecz tak, jakby zaraz miał ożyć i go zaatakować. Miał zamordować matkę i partnera, by zdjąć klątwę, którą może wcale nie istnieć. Przeszedł go deszcz na samą myśl o tym, że może stracić Willa i to z jego własnej ręki.
[ Wlasciwie to wcale nie musialem wiedziec XD Ale jak juz sie chwalic to do konca, co takiego czytasz? :)]
OdpowiedzUsuńMial trudnosci z ulokowaniem spojrzenia. Wszystko wydawalo mu sie teraz takie nudne i zwyczajne. Postanowil kupic fotel i moze kilka pierdulek by nie bylo tu tak pusto.
Automatycznie polozyl dlonie na jego biodrach, kiedy zajal miejsce na kolanach. Usmiechnal sie niemrawo. Nie mial ochoty na zarty, docinki czy nawet skorzystanie z okazji do dotykania go. Stracil nawet chec do siedzenia w tym mieszkaniu.
- Dalej mi sie to nie podoba... myslisz ze jestem w stanie zabic ktorekolwiek z was? Chyba poszaleloscie...
Nie pytal o jego sny, domyslal sie co chodzi. Chyba wiedza, ze moze niedlugo umrzec, byla duzo lepsza nic wiedza o tym, ze zaraz bedzie musial zabic matke i chlopaka.
- poprosilam kogos o pomoc... - wtacila sie Ophelia, nie patrzac nawet na nich. Rzeczywiscie po chwili ktos zapukal do drwi. Obaj usiedli juz bardziej kuturalnie, ale wciaz blisko siebie. Opheli toworzyla drzwi swojej mentorce, starej Senso. Nathan usmiechnal sie.
- Czesc babciu
- No czesc sloneczko. Przywiozlam ci nowy sweter i troche ciastek, bo jestes chudy jak patyczek. Ooo... Willim. No nic sie chlopcze nie zmieniles.
Staruszka, wygladala na mila, ale to tylko pozory. Usiadla na kanapie obok Ophelii.
- No to co? Postnowiliscie cos? Nathanie, moge ci dac wywar z ogniokrzewu. Eliminuje strach na jakis czas. Wtedy bedziesz mogl to zrobic.
[ I tak to z ciebie wyciagne XD
OdpowiedzUsuńNie martw sie.bardziej zboczona niz ja nie mozesz byc XD]
-Szarmancki jak zawsze. - Wyszczerzyla sie prezentujac idealny rzad snieznobialych zebow protezy. - Lord Brandon i wieczny problem. Ilez to razy debatowalysmy co z toba zrobic. Strasznie to wszystkich irytowalo.
Poprawila szeroka spodnice. Nathaniel nieraz siedzial na jej kolanach, nie raz sluchal opowiesci,nie zdajac sobie nawet sprawy ze wiele z nich dotyczy wlasbie jego.
- Nie, Nathaniel musi fo zrobic sam. Musi odebrac to co mu zabrabraliscie. To wymog konieczny
Chlopak siedzial i milczal, jakby teraz znajdowal sie w zupelnie innym swiecie inie docieralo doniego to co sie do niego mowilo. Zapadla cisza. Wszyscy czekali tylko na jego decyzje. Nikt nie mogl go do niczego zmusic ale i tak czul presje. W koncu podjal decyzje zupelnie przeciw sobie, ale czul ze tak trzeba.
- Jutro. Przygofujcje co tam chcecie. I tak mam test z chemii i nie poszedlbym do szkoly, wiec nic nie trace. - Wzruszyl ramionami. - Ale do brzegu, mile panie. Chce sobie zrobic z Willem Dzien Dziksa, wiec musicje juz isc.
Sfarowinka wybuchnela smiechem. Ophelia za to nie rozumiala.
- Co to jest Dzien Dziksa?
- Pozniej ci wyjasnie. Chodz, przygotujemy co sie da. Trzeba to wszystko chlopakowi ulatwic
Obie wyszly, zostawiajac jednak miecz. Byl ciezki i nieporeczny. Nathan oparl sie wygodniej na kanapie i westchnal.
- Lufka?
[ http://kwejk.pl/obrazek/2606929/i-love-you-cookie.html
OdpowiedzUsuńSerio mówie. Mów co czytasz XD Może jeszcze czegoś nie przeczytałem XD ]
- Owszem, było. I co z tego? - mruknęła staruszka. - Nikt z nas nie potrafi cofnąć czasu. Tak się składa, że gdyby nie twoja heroiczna i dość żałosna próba samobójcza, wszystko inaczej by się ułożyło. Bardzo dużo wymagasz, Brnadon. No i jesteś bardzo niewdzięczny.
Nathaniel siedział jeszcze jakiś czas na kanapie, zastanawiając się nad tym wszystkim.
- Rozumiem, że nie miałes jeszcze Dnia Dziksa? - zaśmiał się, ocknąwszy się z zamyślenia. - Lufka to nie ćpanie. To tylko otwarcie umsłu i... zwiększa przewodnictwo nerwów. No nie patrz tak. Dobrze wiem, tak samo ja ty, że całkiem niedawno paliłeś zioło tonami.
Pociągnął lekko nogawkę jego spodni, zsuwając je trochę z jego bioder.
- Wiesz, czego bym chciał. Kilka machów z lówki i całego ciebie. W końcu to Dzień Dziksa. Nie można go marnować na spacery i inne teg typu głupoty. Tak. Trochę zioła i jakiś fajny pornol do powtórzenia we dwójkę.
[ Na walentynki, chociaz ich nie obchodze bo dla mnie to hautura, chlopak przyniosl mi ciastko i rzucil tekstem "Najlepszy przyjaciel to osoba, z ktora podzielisz sie ostatnim ciastkiem. A osoba ktora kochasz to ta, ktorej to ostatnie ciastko oddasz cale". No sie wzruszylem o.o
OdpowiedzUsuńNie ma tak. Ja pytalem pierwszy ]
- A tam zaraz nacpac...
Przesunal sie i polozyl na kanapie, kladac glowe na jego udzie. Usmiechnal sie patrzac na niego z dolu.
- Tak wulgarnie to ujales. Ale wlasciwie to nie mam innych planow, bo one mi nie wychodza. Moge skonczyc szkic na scianie albo suficie. Jest tu troche zbyt pusto.
Przymknal powieki, czujac jego palce we wlosach. Nie chcial rozmawiac o jutrze, ani o przyszlosci ani o uczuciach. Tematy zakazane i kropka. Lezal jakis czas bez ruchu, szukajac we wlasnej glowie odpowiedzi na te najwazniejsze pytania. Nie znalaz wiele i zaniechal dalszych prob. Byly bezsprzeczne skazane na porazke.
- A ty co chcesz robic?
[ Ja bylem w lekkim szoku, bo to typ romantyka nie jest XD
OdpowiedzUsuńTo sie podziel i wyslij mi na maila ^^ ]
- Lezenie na kanapie tez ma swoje mocne strony. Dupa nie boli i takie tam... jest dopiero 10. Do obiadu mamy m ostwo czasu. Widzialem chyba w jakiejs ulotce pizze z ziemniakami.
Oddal mu pocalunki, choc bardzo leniwie. Bylo mu zbytwygodnie. Ale jesli dalej bedzie tak lezal, rozleniwi sie do konca dnia.
- Ide napakowal lowke. A ty w tym czasie sie powaznie zastanow w jaki sposob zamierzasz mnie dzis uwiesc.
Wstal, choc niechetnie. Wydobyl z szuflady szklana, ladnie zdobiona lowke i woreczek z suszem. Napchal suszu do otworu. Wracajac zgarnal zapalniczke. Ziolo go uspokajalo a jednoczesnie pobudzalo. Dlatego bylo tak niezwykle.
Zapalil i zaciagnal sie ciezkim dymem. Kilka machow i podal zestaw Willowi. Obaj wiedzieli, ze i tak sie nawdycha dymu, wiec efekt bedzie podobny.
[ http://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2016/03/311d9c2b71bd9466dee605b8ac5357d9.jpg
OdpowiedzUsuńMiałem na maturze Lalkę o.o Nie przypominaj mi XD
Czytam to co mi chłopak podsunie o.o "Zwierciadło" czytałaś? Albo "Wilka"?
http://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2016/03/9e79dc61dce088eb2fdfbe403030025f.jpg]
- Urok osobisty? Że niby coś takiego posiadasz, tak? Chyba musisz zacząć dawać mi jakieś znaki czy coś, kiedy ten urok się objawia.
Po kilku oddechach, wszystkie złe myśli i problemy, przestały być ważne. Pozostawał tylko spokój, pobudzenie umysłu i ciała, każdego zmysłu, niemal do granic. Dym powoli ulatniał się ze szklanej rurki, wypełniając powietrze ziołowym zapachem, nie pozwalając wyjść z tego błogiego stanu.
- Nie przesadzaj z tą matką. - zachichotał. - Wystarczy mi wiedza o tym że pieprze się z jej pierwszym mężem.
Uśmiechnął się lekko. Teraz wydawało mu sie tu zupełnie śmieszne. Przesunął się bliżej Willa, ocierając sie o niego, jak kocur domagający się pieszczot. Przez ciało przebiegł dreszcz, kiedy bardziej wrażliwe nerwny, poczuły ciepło ciała młodzieńca.
[ Jak mi przypomnisz jutro, to ci wysle cos tam na maila. Kilka moich ulubionych, to chociaz jest wymowka by sie nie uczyc XD]
OdpowiedzUsuń- Przeciez wiem.
Ulozyl sie wygodniej na jego kolanach. Objal go ramionami za szyje, opierajac sie czolem o jego. Poruszal powoli biodrami ocierajac sie o niego. Podobala mu sie ta mieszanka, ktora unosila sie w powietrzu. Podbiecalo go to w ten irytujaco drazniacy sposob.
- Mamy caly dzien i cala noc.Dzien Dziksa uwazam za rozpoczety.- zachichotal. Pocalowal go mocno. Od narkotykuszybciej sie podniecal. Nawet nie zauwazyl kiedy stal sie twardy a ruchy jego bioder zrobily sie bardziej agresywne.
[ Teraz bym ci wyslal ale z doswiadczenia wiem, ze to strasznie wciaga XD masz juz wyniki tych poprzednich pisanych prob?]
OdpowiedzUsuń- Niekoniecznie tylko na tym. - Zachichotal. Przy Willu smiech i ogolne rozbawienie, zdarzalo mu sie czesciej niz kiedykolwiek wczesniej. Moze dlatego byl dla niego gotow na cos na ksztalt morderstwa.
- Jak tak dalej pojdzie to ci sie w koncu znudze i sobie zaczniesz kogos na boku szukac.
Wstal na chwile, zdejmujac z siebie wszystko co jeszczezostalo. Przygladwl sie chwile Willowi. Widzial jak pozera go wzrokiem. Strasznie mu sie to podobalo. Zszarpal z niego spodnie i znow zajal miejsce na jego kolanach.
- Rozciagnij mnie - mruknal, nim znow go pocalowal.
[ No to pięknie :D Gratuluję :)]
OdpowiedzUsuńNie skomentował. Świat nie był aż tak piękny ani normalny. To co jest normalne dla pająka, jest chaosem dla muchy. On chyba był tą muchą.
Wygiął się nieco, czując znów ucisk. Mieli tak dużo czasu, że nawet nie myślał o tym by się spieszyć. Już nawet postanowił, że kiedy skońce będzie zachodziło, weźmie go na dywanie, tak bęzie bardziej romantycznie. Parsknął, do swoich pokręconych myśli. Chyba powinien częściej palić. POruszał biodrami w jego rytmie, ale przestał kiedy zaczął się w niego pakować. Usiadł mu na udach, mając go w sobie już całego.
- Dałoby się tak byś mnie jednocześnie pieprzył i obciągał? Musimy coś na to poradzić...
Szarpnął biodrami kilka razy, drażniąc i siebie i jego.
[ Dzięki. Jak ci się spodoba to mam jeszcze kilka i kontynuację tej Elfiej klątwy :)
OdpowiedzUsuńSprawdziłaś kiedy jest rekrutacja na tych uniwerkach, na które chcesz iść? Niektórzy mają początek rekrutacji bardzo wcześnie. ]
- Więc tobie też wyświetlił się taki wielki migoczący czerwony napis "Uwaga! Zagrożenie bólu dupy"?
Stęknął, czując go w końcu w sobie. Usadowił się wygodniej i zaczął powoli unosić się i opadać. Całe szczęściw, ze mieli tyle czasu. Bardzo powoli doprowadzał i siebie i jego do szczytu. Nie chciał wracać do szkoły, do tej normalności świata. Chciał by jego życie było niezwykłe. Mimo że miał ledwo osiemnaście lat, czuł jakby był już dawno po trzydziestce i był zdecydowanie doświadczony życiowo.
Objął go za szyję i zachichotał. Zwykle był wesoły po nawdychaniu się tego a nie innego.
[ To całkiem proste. Zakłada się konto na stronie rekrutacyjnej, za moich czasów była jedna dla szystkichuczelni, a jak jest teraz to nie wiem... Może każda uczelnia ma swoją. Złożenie aplikacji na każdy kierunek, czyli zapisanie się do rekrutacji, kosztuje. Zwykle to 80-120 zł. Więc lepiej się zdecydować na dwa-trzy kierunki, niż kilkanaście bo to fortuna się tworzy XD ]
OdpowiedzUsuńPrzygryzł dolną wargę.Sam sex z nim nie był tak podniecający jak to że po prostu z nim był. Nie rozumieł tego wcześniej, dopiero kiedy to wszystko mu wyjaśnili, zrozumiał dlaczego tak szybko wpadł mu w ramiona i to uczucie w brzuchu, kiedy byli blisko, nie znikało.
- Wytatuowałem sobie twoje imie na dupsku. Myślisz, że zrobiłbym to gdybym chciało o tobie zapomnieć?
Szarpnął mocniej biodrami. Wygiął się bardziejw tył i jęknął przecągle. Twardy członek zaczynał mu już przeszkadzać. Ruszając się w góę i w duł, starał się ocierając jak najmocniej o jego brzuch.
[ Wybacz zwłokę. Mam straszny zapiernicz na uczelni. Chcą ode mnie dziwnych rzeczy... ]
OdpowiedzUsuńSzczyt był ciężko wypracowaną nagrodą. Wcześniej, nie przypuszczałby że będzie się masturbował członkiem kogokolwiek, a teraz miał wrażenie, że odkładanie tego było błędem. Niegdy nie czekał na tego jedynego, któemu się odda. Uważał, że bycie "na dole", jest zbyt kobiece i zupełnie do niego nie pasuje.
Dał sie pociągnąć i ułożyć przy nim. Zarechotał.
- Nic się nie zmieniasz. Zawsze lubiłeś poleżeć i się poprzytulać po ciupcianiu. Trzeba zmieniać przyzwyczajenia.
Akurat nie miał nic przeciwko. Czuł każdy mięsień ud i pośladków. Jutro będą strasznie zakwasy, ale jakoś będzie trzeba to przeżyć. Przymknął powieki i odetchnął głęboko. Zioło w lufce zaczynało się dopalać, a zapach stał się ledwo wyczuwalny.
- Co chcesz dziś robić, poza obnszeniem się z nagością?
- Spotkanie ze śmiercią odbędzie się tylko wtedy, kiedy ma się odbyć i nic na to nie poradzimy. Nawet jak jutro umrzemy, razem czy osobno, to jakie to ma znaczenie? Po śmierci nie ma nic, więc nie będzie chwili by się zastanowić "a co by było gdyby". Teraz nie chce o tym myśleć. Dobrze mi tak jak jest.
OdpowiedzUsuńPrzeturlał się przez niego, stając na podłodze. Sperma zaczęła powoli spływać mu po pośladkach na uda. Spojrzał na swojego kochanka i wyszrzeżył się w uśmiechu.
- Najwyżej juto się to skończy. Nie będzie kiedy żałować, Will. A teraz, nie ma sensu marnować na to czasu.
Pochylił sie i pgładził go po policzku.
- Wstań. Rozłożę kanapę. Weźmiemy koce i zrobimy sobie fort.
- Jasne.
OdpowiedzUsuńTak, Will miał coś w sobie. Coś co go rozbrajało i nie pozwalało na złość. Wśród innych ludzi, zachowywał się tak jak akurat miał ochotę. Przy Willu czuł się spokojnie i bardziej pewnie. Pewnie dlatego nie sprawił mu tego obiecanego wpierdolu. Poza tym, inrytował go, że ten facet czyta mu w myślach.
Zbudował przpiękny fort. Był oazą ciepła, intymności i wygody. Przysunl bliżej stolik i telewizor, by było im wygodniej. Wyszczerzył się do Willa kiedy sie znów pojawił w ich salonie.
- Mam pomysł na twój tatuaż.
[ Ostatnio trochę mi się nie układa. Ale teraz postaram się być i cie nie zaniedbywać, słońce :) ]
OdpowiedzUsuń- Myślałem nad tym, Jednak podobno to nie jest zbyt dobrze płatna fucha.
Wciągnął na tyłek bokserki, by przynajmniej na razie, nie odciągać swojej i jego uwagi, od tego co najwazniejsze. Pochłonął połowę zawartości talerza z frytkami, i dopiero wtedy raczył odpowiedzieć, ignorując, na razie, jego reakcje.
Sięgnął po notatkin i ołówek.
- Właciwie to nie bedzie nic ekstrawaganckiego. Bez sensu sobie robić coś, czego nie dałoby się później przerobić. Robienie tego mojego cuda na plecach, zajęło mi miesiąc... no, ponad miesiąc.
Zaczął kreślić to o czym wcześniej myślał. Dopisał swoje imię, tak jak chciał tego Will. Pokazał mu zbgrabny, niezbyt rozrzutny wzór, którego głównym elementem był ornametn zdobiący głownie miecza, którego całkiem niedawno miał w łapkach.
Przyjrza się kochankowi. Miał ładną twarz. Niebył piękny. Ale jemu się podobał. Użekło go to ciepło, które od niego biło. Podał mu notatki i zniknął na chwilę w łazience.
Stanął rzy zlewie, opierając o niego dłonie. Granie opanowanego i pogodzonego ze śmiercią, szła mu całkiem nieźle. Mdliło go. Serce wraz z żołądkiem wywracało się na drugą stronę. Nie chciał umierać. I nie chciał też się rozstawać z Willem. Przynajmniej nie teraz. Akurat kiedy coś mu się w życiu w końcu udało, i znalazł kogoś, w kim si zakochał, tu musiało wyjść coś takiego.
Obmył twarz chłodną wodą. Miał ochotę uciec. Zniknąć i udawać, że to się nie stało. Strach wyciskał mu łzy z oczu. Ale kiedy wysszedł z łazienki, dołączając do Willa, wyuglądał na spokojnego, z lekkim uśmiechem na ustach. Zajął miejsce obok niego. Wiedział, że Will cierpi. Widział to wyraźnie, i nie chciał jeszczebardziej potęgować jego złego samopoczucia, a tym bardziej siedzieć z nim w tym cudny forcie i ryczeć.
Pocałował go w szyję.
- I co? Może być?
[ Jakoś to w końcu musi się ułożyć.
OdpowiedzUsuńLubię cie :) Poza tym jak zostawię cie tak samopas, to jeszcze zrobisz sobie krzywdę XD ]
Potrafił go zaskoczyć tak zwyczajnymi gestami. Nikt nigdy nie był w obec niego czuły, nie ukazywał uczuć. Miał wrażenie, że nie potrafi wyrażać swoich uczuć, już nie mówiąc o mówieniu o nich. Wychodził z założenia, że to przecież jest oczywiste i powinno się domyśleć o co mu chodzi.
William był inny. Mówił, robił i okazywał to co czuł, w sposób o jakim Nathan nawet by nie pomyślał. Może te w tej sferze się uzupełniali.
Usta Willa łaskotały. Uśmiechnął się, ale spoważniał, czując słoną wodę na twarzy a potem na szyi, kiedy Will zmienił społożenie. Głaskał go po włosach jedną dłonią, a drogą przytulał go mocno do siebie.
- Nie płacz głąbie. Ja chyba też... no wiesz... ciebie też.
Niech wie. W razie gdyby miało coś pójść nie tak jak powinno. Przesuwał dłonią po jego plecach, szczególną uwagę poświęcając linii kręgosłupa. Sam lubił tę pieszczonę. Na kręgach nerwy były bardzo wrażliwe.
[Przeczytałem Połączonych. Ciekawy pomysł :) Dobry na wątek ]
[ Wierz w co chcesz o.o Ja wiem swoje XD
OdpowiedzUsuńMnie podobały się obie części. Pojarał mnie Kathan XD ]
Mieli czas. Był dopiero środek dnia. Nie chciał go uspokajać na siłę, bo to nic nie pomoże. Czekał, uzbrajając się w cierpliwość i spokój.
- Przecież mówiłem, że będziesz świetną żoną. - wyszczerzył się. Przesunął kciukiem po jego policzku, a potem zlizał słoną kropelkę z palca. Czuł satysfakcję. Nikt nigdy, może nie licząc matki, dla niego nie zapłakał. Miwał wrażenie, że powinien się wstydzić, nie myśleć tak, ale czuł się zadowolony, że ma kogoś, kto czuje do niego na tyle dużo, by zapłakać.
- Nie jesteś żałosny. Po prostu... mnie też, nie jest łatwo. Każdy sobie radzi jak może. A teraz... bądź dobrą żoną i podaj mi frytki.
Podniągnął się wyżej, opierając się plecami o stos poduszek. Willa usadził sobie między nagami, przytulając się do jego pleców. Pozwolił mu oprzeć głowę na ramieniu. Zaczął przesuwać wargami po szyi, ramieniui obojczyku Willa. Ładnie pachniał, chociaż nie potrafił określić co to za zapach.
[ Całe życie się wymądrzam. Nie spodziewaj się, że nagle tak po prostu się zmienie o.o
OdpowiedzUsuńNo bez przesady... nie chodziło o to że włochaty XD Ale okr... taki dziki i z takim duży... mieczem o.o ]
- Oj tam dzieci. Jakoś mi się nie spieszy a właściwie t chyba nawet ich nie chce.
Karmienie nie było takie złe. Człowiek wracał do czasu, kiedy w darmowym bufecie (patrz brzuch matki), domagał się czegoś i o każdej porze dnia i nocy, dotawał to. Matka mu wypominała cały czas to, jak budził ją w środku nocy i kazał jeść gotowane albo pieczone ziemniaki. Teraz nie może już na nie patrzeć, ale NAthan wciąż je uwielbiał.
Pochłaniał kolejną ilość pięknych żółtawych patyczków.
- Ty ewidentnie chcesz mnie spaść... Wiesz że jak będę taki fajny, z naddatkiem mojej zajebistości, to nie będę widział jak mi obciągasz? A to byłoby niefajne...
[ Ale aluzje zrozumiałaś o.o huhuhuhu... ]
OdpowiedzUsuń- Będziemy mieli dużo czasu na myślenie.
Odebrał mu talerz. Wrzucił kalkanaście sztuk na razi i go odłożył. Przełknął spokojnie co miał w ustach.
- Jak ja będę taki duży to myślisz, że tabie dam być takim chuderlakiem? HA! Zabawne. Będziemy się po sobie staczać, toczyć po schodach i w ogóle... Odwiedzimy jakiś sexshop po zabawki, bo może się zdażyć tak, że nie będziemy dosięgać tam gdzie byśmy chcieli. - zaśmiał się, wyobrażając to sobie. Chociaż? Sexshop i tak odwiedzi, już niedługo. Wyparł z pamięci to co się ma jutro stać. Wyobraził sobie przez chwilę Willa, w skórzanych majtaskach, przywiązaego do łóżka, zdanego na jego łaskę i niełaskę.
- Tak, lubię patrzeć jak mi ciągiesz. Taki tam fetysz. Lubię też jak się pode mną wijesz z rozkoszy... i jak słodko jęczysz, kiedy jesteś już blisko.
Zastanawiał się jakby to było, gdyby Will pewnego razu, rzucił się na niego, przycisnął do ściany i go wziął, tak po prostu. Młodzieniec nie należał do ludzi agresywnych i miał wrażenie, że musiałby go bardzo sprowokować do takiej żądzy. Zostawi sobię tę myśl na później.
Znów go objął i przyciągnął do piersi. Gładził palcami jego sutki, piersi i brzuch.
[ Pasowało do klimatu XD Poza tym fajnie musi być z takim orkiem XD ]
OdpowiedzUsuń- Wcale się nie wiję! - obruszył się. No przecież się nie wił... No może trochę. Fuknął, przygarnaijąc go jeszcze bliżej. Will był jego osobistym źródłem ciepła. To była wysoka ranga, lecz oczywiście niższa, niż kochanek czy chłopak, bo za takiego Willa uważał, mimo że nigdy o chodzenie go nie spytał. Bo niby po co? To takie oczywiste jest.
- Może chce. Tak sobie uświadomiłem... że dawno w tobie nie byłem. I bardzo bym chciał byś mnie o to tak ładnie prosił, jak to tylko ty potrafisz. - wyszczrzył się. Znał kilka sposobów na to by Will, zaczął go prosić. Lubił dominować, chociaż coraz bardziej podobało mu się kiedy Will przejmował inicjatywę.
[ Się zadowalam XD
OdpowiedzUsuńAle skoro już mowa, o tym co jest, chciałem cie zapytać o dalszą część. Trzeba to jakoś rozplanować trochę :) ]
- Na razie dobrze ci to idzie.
Powoli przesuwał dłonie po jego ciele. Zła już go dość dobrze. Wsunął palce w jego włosy i szerpnął do tyłu, zmuszając tym Willa by się wygiął. Teraz miał dostęp do jego szyi, torsu i ramion. Znaczył każdy kawałek skóry Willa pocałunkami i językiem. Dobrze smakował. Przyssał się do szyi, odwracając jego uwagę od wędrującej w dół dłoni. Przez chwilę dotykał jego pośladków i dziurki przez materiał spodni, a potem wsunął dłoń pod materiał.
Był coraz bardziej podniecony. Will działał tak na niego za każdym razem, choć bardzo starał się to ukryć. Puścił jego włosy, dołączając drugą rękę do tej w spodniach i mocno ścinął jego pośladki, masując je i rozsuwając.
[ Czemu nie :) Trochę naciągane, ale mnie odpowiada :D A może wpleciemy w to poprzednie wcielenia Nathana? Na przykład obaj śniliby o tym samym? Mogli by za każdym razem pozawać się na nowo ]
OdpowiedzUsuń- Nie spiesz się tak.
Wyciągnął ze skrytki pod poduszką wazelinę, którą specjalnie kupił na takie okazje. Przeniósł się niżej. Przesunął jęzkykiem po całej długości. Dłuższą chwilę poświęcił główce, robiąc na niej powolne kółeczka, mocno dociskając język do skóry. Possał chwilę jądra i przeniósł się niżej. Wysunął z niego palec, zastępując go na chwilę językiem. Przesuwał nim od dziurki do jąder. Potem skupił się tylko na miejscu w którym bardzo chciał być. Powstrzymywał się tylko silną wolą. Podniecenie stawało się powoli coraz boleśniejsze, ale bardzo chciał by Will zapamiętał to na dłużej. Lizał go mocno i długo, lubując się dźwiękami które wydawał Will. Brzmiał pięknie. Nawilżył palce wazeliną i zaczął je w niego wsuwać. Najpierw jeden a potem dugi i tzeci. Nie chciał dać mu teraz dojść. Starał się tylko by Willowi nie spadło ciśnienie. Zlizał kilka kropli spermy, która pojawiła się na końcu jego członka. Kiedy uznał ze wystarczy, nasmarował swojego członka i ułożył się wyodniej, zakładając jego nogi na swoje ramiona.
Sapnął, kiedy przesuwał główką swojego członka po jego rowku.
- Poproś.
Powoli, niezbyt mocno naparł na jego wejście. Wsunął się zaledwie kilka milimetrów i zatrzymał się.
[ Można wykombinwać tak, że Nathan sptaci przytomność na kilka dni, a kiedy się obudzi usłyszy że Will nie żyje, a tak na prawdę Will, bez pamięci zostanie przewieziony do Anglii. Zanim się spotkają mogę zacząć o sobie śnić. Jak Natahn pojedzie do Anglii i go spotka i zaczną się poznawać na nowo, Nathan będzie myślał, że spotkał po prostu kogoś bardzo podobnego. A potem to już można pisać co si zechce :D ]
OdpowiedzUsuńWsunał się w niego szybko i mocno. Dał mu kilka chwil by ból zelżał. Brał go mocno, tak jak lubili to obaj. Co kilka chwil zmieniał pzycję, by trafiać dobrze w stercz. Zastanawiał się czy Will potrafiłby dojść od samej penetacji. Widział że jest już blisko. Było cudownie. Złapał dłoń Willa i nakierował go na swojego członka. Chciał patrzeć jak się pieści. Był cudownie ciasny i zaciskał się na nim mocno, doprowadzając Nathana na szczyt. Mimo że doszedł, nie przestał go brać. Czekał na jego rozkosz.
[ Nie wierze za bardzo w te teksty o blondynkach... chociaż... jak ktoś mi zajeżdza drogę albo robi dziwne manewry w czasie jazdy to zwykle jest to blondynka o.o ]
OdpowiedzUsuńOpadł na niego, prawie całym ciężarem przyciskając go co kanapy. Rozłożenie jej i zrobienie fortu bylo jednym z jego najlepszych dzisiejszych pomysłów. Nie wysuwał się z niego jeszcze przez dłuższy czas. Było mu zniezwykle dobrze i wygodnie. Will był ciasny i miał wrażenie, że z każdą chwilą zaciskał się coraz mocniej.
Uspokajał sój oddech i szalejące w piersi serce. Dopiero kiedy jego członek zrobił się miększy, wysunąl się z niego i opadł obok.
- Uwielbiasz, powiadasz? Mów mi dobrze.
[Przyspieszamy do jutra? ]
[ Na niektóre rzeczy nic nie poradzimy :) ]
OdpowiedzUsuńZasnął dość późno, leżąc obok swojego chłopaka. Uwielbiał go. Pierwszy raz, odkąd pamiętał, czuł się na prawdę zakochany i to mu się strasznie podobało. Dziwne uczucie, dziwne myśli ale jakie przyjemne.
Obudził go ruch przy boku. Uchylił powieki i zerknał na Willa. Słoce już wstało, ale nie umiał powiedzieć która jest godzina. Wciąż kleil się od potu i spermy. to co wczoraj wyczyniali będzie chyba jego najlepszym wspomnieniem z młodości. Nie sądził, że potrafi się tak wygiąć i wydać z siebie takie dźwięki.
- Wiem...
Podnieśi się po prawie pół godzinie. poszli pod prysznic, nie odmawiając sobie oczywiście pieszczot i pocałunków. Akurat zdązyli się ubrać, kiedy ktoś zapukał. Nathan otworzył, wpuszczając sowją matkę.
- Gotowi?
Podała synowi butelkę z dziwną herbatą.
- Wszystk wypij. Jedziemy. Im szybciej to załatwimy tym lepiej.
Nathan popijał gorzkie ziółka w drodze. Przejechali przez miasto. Jechali ponad dwie godziny. Nathan wykorzystał ten czas na zajmowanie się Willem na tylnym siedzeniu. Nie było tam zbyt dużo miejsca, ale na całowanie zawsze było.
Ophelia zaparkowała przy lesie. Wysiedli i udali się jedną ze ścieżek w kierunku brzozowego zagajnika. Wszystko było już gotowe. Po chwili pojawiła się staruszka, odbierając od nich miecz. Ułożyła z kamyczków i wyrośniętych niewiadomo skąd i jak grzybków krąg i jakieś znaczki.
Nathan odziwo czuł się spokojie. Nie rozumiał dlaczego wcześniej się obawiał tej chwili. Złapał Willa za rękę i uśmiechnął się. Wyciągnął z kieszeni mazak, podwinął Willowi rękaw i tuż nad zgięciem łokcia narysował dość wymyślne serduszko i swoje imię.
- To ciężko zmywalny pisak. Schodzi tylko rozpuszczalnikiem albo z czasem, długim czasem... To tak na wszelki wypadek, jakbyś się zgubił i miał zamiar iść w kierunku światła.
[ Mmm... Ja proponuje tak. Minie jakiś tam czas, powiedzmy pół roku, w tym czasie Nathan skończy liceum i wróci do Anglii. I od czasu jego przyjazdu, obaj będą mieli te sny. Możemy zacząć od snu, i po nim, przypadkiem się gdzieś spotkają. Nathan będzie myślał, że to ktoś bardzo podobny, a Will że właśnie widzi faceta ze swojego snu. Co ty na to? ]
OdpowiedzUsuńWiedział, co dostał w tej butelce. Zdziwił się, że nie czuje zagubienia, lęku czy złości. Wszystko wydawało mu się obojętne, i miał dziwną pewnośc, że Will i tak o niego wróci. Nie chciał się z nim rozstawiać. Lubił jego ciepło. Podobno miał być szczęśliwy, ale los, Bóg, Jahwe, Allach czy kto tam jeszcze, miał dla niego inne plany. Dostał w dłoń miecz, a potem było tylko gorzej.
Niewiele pamiętał z tego co się działo. Obudził się w swoim pokoju, w łóżku. Z obrzydzeniem wyciągnął rurkę cewnika i wstał. Wciągnął na siebie jakiś dres i zaczął się rozglądać za Willem.
W kuchni zastał matkę. Podeszła do niego obejując go mocno. powtarzała jak bardzo się cieszy i jak bardzo go kocha. Ale tego to on akurat nie chciał słuchać. Skoro ona przeżyła to Will na pewno też, ale widząc jej minę, nie odważył się spytać.
Pierwszy raz od dawna, na prawdę płakał. Jego chłopak, jego kochanek zginą, zmieniając się w kupkę pyłu. nie miał nawet co pochować. Uspokajał się kilka dni. W końcu doszedł do siebie na tyle, by wytratuować sobie to co narysował mu Will i dokończyć tatuaż który zaczął.
Teraz już nic nie było dla niego takie same. Odczuwał fizyczny ból nawet przy jedzeniu frytek. Czas wlókł się niemiłosiernie. Poczuł niezwykłą nienawiść do matki, za to, że on zginął. Dziwne, irracjonalna nienawiść była tak silna, zę nie był w stanie z nią mieszkać. Wprowadził się do Firki. Zabrał wszystkie rzeczy z mieszkania, szczególną uwagę poświęcając rzeczom Willa.
Wytatuował większą część swojego ciała, umeszczając swoją sztukę tak, by nie był jej widać pod ubraniem. Skończył szkołę w przyspieszonym trybie. Ledwie dostał dyplom już organizował sobie przelot do Anglii.
Zabrał większość swoich rzeczy i część rzeczy Willa.
Matka odradzała mu wyjazd bardzo zawzięcie, ale on jej nie słuchał. Doszło nawet do tego, ze Firka musiała zarezerwować mu bilet na swoje nazwisko, a potem przy zakupie, zmienili rezerwację. Vera zanosiła się płaczem przy każdej okazji i z byle powodu. Nie dość że nie chciała by jej ukochany brat wyjeżdzł, to jeszcze nie mogła znieść jego bólu i depresji po śmierci Willa.
Opuszczając teren Stanów, poczuł się dużo lepiej. Jakby wracał do domu po długiej chorobie. Miał jechać do Anglii z Willem. Minęło pół roku, od ich rozstania, a Nathanowi wydawało się że to było wczoraj.
Wprowadził się do mieszkania, odziedziczonego po ojcu. Mieściło się na obrzeżach Londynu i miało niezwykły widok na rzekę. Rodzinna willa, w której mieszkała babcia była nieco dalej, ale tam też miał zamiar pojechać. Większa cześć budynku, została zbombardowana w czasie wojny i ocalała tylko główna część, ale to mu nawet odpowiadało.
Cały dzień rozpakowywał rzeczy. Padł wykoczony na łóżko tuż przed północą i od razu zasnął.
[Wybieraj :D Jaką chcesz historię z ich życia?]
[ Mamy tak dużo mozliwości, ze możemy sobie pozwolć na wszysko :) ]
OdpowiedzUsuńWyskoczył z ciężarówki by pomóc wysiąść rannym. Miał za sobą już trzy nieprzespane noce i miał wrażenie, że zaraz się przewróci. Był wykończony. Bandaż na jego głowie, już dawno zabrudzony i przesiąknięty wciąż nową krwią, nie wyglądał dobrze. Poprawił opaskę sanitariusza na ramieniu i zaczął wprowadzać mężczyzn do szpitala. Był lekarzem na froncie. I bardzo potrzebował spokoju.
Oddał w ręce lekarzy ze szpitala ostatniego z pacjentów i po prostu padł na ziemię. Siedział na gołej ziemi, a właściwie w błocie, nie mając już sił by się ruszyć. Musiał chwilę odpocząć. Co jakiś czas mijali go leczeni albo nowoprzyjmowani pacjenci albo lekarze. Przez chwilę zastanawiał się czy nie jest przypadkiem duchem, przez którego ludzie patrzyli na wylot. Chociaż cieszył się, że nikt na niego nie wrzeszczy nie podrywa z ziemi, nie każe ić do podomy przy rannych. Położył obok siebie swoją torę lakarską. Sprzęt był w opłakanym stanie, ale ostatnio nie miał nawet czasu na porżadne umycie skalpeli czy pił, kórymi odcinał pourywane kończyny. Dawno skończyły mu się rękawiczki. Operował w żywym mięsie, wrzeszczących mężczyzn i kobiet, bo leki też były już na wykończeniu. Znieczulał bimbrem, którego było pod dostatkiem. Mieli szczęście że oddział przyszedł im z odsieczą, bo zginęliby wszyscy.
Tutaj było spokojnie. Ten szpital mieścił się dość daleko od lini frontu. Poza jękami i krzykami rannych, burczeniem silników i rozmowami ludzi, słyszał tylko szum drzew i śpiew nielicznych ptaków. Tego włąśnie potzebował. Spokoju. A potem znów wyślą go na front, z kolejnym oddziałem. A on był już tak zmęczony.
Z zamyślenia wyrwał go jakiś pobliski dźwięk. Zmusił swój mózg i ciało do skupienia. Ten dźwięk był głosem, ale nie do końca rozumial słowa. Uchylił powieki i spojrzał na mężczyznę tojącego przed nim, który tak bezczelnie zasłaniał mu słońce.
- Tak, przeszkadza mi pan. - odparł, zdziwiony brzmieniem własnego głosu. Zachrypł od wrzeszczenia na swoich sanitariuszy, żołnierzy i innych, starając się przekrzyczeć krzyki i odgłosy wybuchów.
OdpowiedzUsuńSłońce oświetlało włosy nieznajomego, sprawiając że wydawał się mieć w okół głowy złotą aureolę. Gdyby nie był tak bardzo niewierzący, pewnie uznałby to za jakiś cud.
Protestowałby, gdyby niebyłby tak zmęczony. Wszystkobyłoby dobrze gdyby nie to, że ten czowiek zabrał go ze słoneczka i gdzieś zatargał.
- Rób co tam chcesz, tylko daj mi spać.
Jego mundur był brudny i okrwawiony. Miał oczywiście fartuch, ale zrobił z niego bandaże i opatrunki. Jego kawałek miał właśnie na głowie. Ocknął się na chwilę, kiedy ten obcy oderwał opatrunek z rany na głowie. Dostał odłamkiem. Zszył ranę, ale nitka dawno już puściła.
Zasnął odurzony, zapachem czystości i tego dziwnego człowieka, który chyba zaczął go rozbierać.
Miał dziwny sen, ale bardzo przyjemny i dobry. Obudził się spokojny i dziwnie wypoczęty. Zamrugał kilka razy, pozwalając by wizja senna uleciała całkowicie z jego głowy.
OdpowiedzUsuńDotkanł palcami opatrunka na głowie, odkrywając, ze jest zupełnie nowy i świeży. Usiadł na posłaniu. Leżał w bieliźnie pod kocem w obcym sobie miejscu. Zaczał rozglądać się za jakimś ubraniem. Potrzebiwal tego wypoczynku. Zsunął nogi z łóżka. Kilka świeżych plastrów i opatrunków zdobiło teraz jego ciało.Wziął oddech, odepchnął się od materaca i wstał.
Drzwi otwoarzyły się nagle i stanął w nich mężczyzna, o którym śnił i który przewidział mu się poprzedniego dnia. Opadł na posłanie i uśmiechnął się. Więc nie było to przywidzenie.
- Dziękuję. Już mi lepiej. Jak dostane coś do jedzenie to mogę pomóc przy rannych. Nie jadłem nic od... jakiegoś czasu
Jadł zupę z chlebem tak łapczywie, ze prawie się udławił i to nie raz. Było to dużo lepsze niż zupa na marnych wazykach i trawie, zagryzana resztkami zepsutego dawno chleba.
OdpowiedzUsuń- Byliśmy okrążeni przez kilka dni. - wyjaśnił. - Chłopaki zaczynali jeść zmarłych i korę drzew.
Jego obkurczony żołądek, zaczął powoli wracać do normalnych rozmarów. Był oficerem. Przysługiwało mu coś lepszego niż zwykłym żołnierzom ale kiedy nie ma nic, zjada się to co wszyscy.
Odłożył miskę.
- Dobrze. Zagoi się albo umrę. Nie wiem co lepsze.
Widział zmęczenie na twarzy towarzysza. Widocznie było jeszcze dużo pracy.
- Teraz ty odpocznij. Odzyskam swoje ubranie? Pójdę na salę... Może jeszcze jest coś do odcięcia.
Znów wstał. Miał posiniaczone nogi, chociaż nie amietał dlaczego.
- Kapitan Nathaniel Sullivan. - przedstawił się.
Uścisnął jego dłoń. Ten mężczyzna miał w sobie coś takiego, że aż chciało mu się robić to czego chciał.
OdpowiedzUsuń- Swoją medyczną karierę wyobrażałem sobie inaczej niż łatanie porozrywanych kawałków mięsa tak by wciż przypominały człowieka.
Parsknął na wspomnienie spokojnego życia jakie wiódł zanim wybuchła wojna.Świat potrafił się zmieniać na prawdę szybko.
- Zdrzemnij się. Nic mi nie będzie. Czuje się w miarę dobrze. Na pewno lepiej niż przez ostatnie kilka dni. Ah... przywiozłem młodego żołnierza. Niewysoki, piegowaty... w klapie miał niebieskie wstążki. Wiesz czy przeżył może?
Przyjął kitel z wdzięcznością. Przeszedł po cichu koło izby, docierając we wskazane miejsce. Chłopak spał. Nie wyglądał najgorzej, ale Nathaniel od razu, po pierwszym spojrzeniu, wiedział, że nie dożyje poranka. Miał już jakiś staż, i to w trudnych warunkach nawet i nauczył się rozpoznawać pewne symptomy. Pogłaskał chłopaka po włosach. Całkiem niedawno pocieszali się nawzajem w ziemiance, a teraz chłopak umrze, mimo że przeszli przez to piekło i wyplynęli na spokojne wody. Przy karcie pacjenta napisał adres pod króty mają wysłać niebieskie wstążki z munduru chłopaka. Znał zdresy prawie wszystkich, podobnie jak ich zycie z wielu opowiadań. Ale teraz tak bardzo nie chciał opuszczać tego miejsca.
OdpowiedzUsuńKturyś z pacjentów ocknął się nagle. Podszedł do jego łóżka i się uśmiechnął
- Jakbyś nie mógł spać spokojnie, Williams. - westchnął Nathaniel, udając złość.
- Ja żyje doktorku?
- Zyjesz... Jakbyś nie żył to nie paradowałbym tu w gaciach i kitlu.
Williams zaśmiał się, opadając znów na poduszkę. Kapitan poprawił mu poduszkę, podał wodę i zmienił okład na czole.
Wrócił do pokoiku jego nowego kolegi. Zdjął kitel i skupił się na leżance pod kocem, starając się znów zasnąć i znów mieć ten przyjemny sen.
Spał na zapas. kiedy znów będzie miał tyle spokoju, nie wiedział. Przebudzenie było jak cios w twarz, ale to co zobaczył kiedy otworzył oczy, twarz Scotta, sprawiła że złość wyparowała. Uśmiechnął się do niego. W tej chwili czas mógłby się zatrzymać. Zawsze podobali mu się mężczyźni, ale ukrywał to krzętnie, czyniąc się jeszcze bardziej nieszczęśliwym. Dopiero w wojski, w czasie wojny, poznał czym jest sex z mężczyzną.
OdpowiedzUsuńOtrząsnął się i wstał.
- Oczywiście.
Zaczął pośpiesznie się ubierać. Załozył kitel i wybiegł za Scottem. Był chirurgiem, tak jak jego ojciec i dziadek. Widząc młodą kobietę, sanitariuszkę z dziurą wielkości jej głowy w brzuchu i do tego jeszcze żywą, nie mógł uwierzyć. Operację zaczął w przejściu do sali. Potem pielęiarki przepchnęły łóżko do innego pomieszczenia bardziej sterylnego. Nathaniel szył i dziewczynę ponad godzinę a ona wciąż żyła. Była w szoku, więc nawet nie wiedziała gdzie jest. Podczas operacji ktoś pojawił się kilka razy, ocierając mu pot z czoła i podając różne zaciski i skalpele. Zamknął ją. Ona nadal żyła i chyba nie wybierała się na tamten świat.
Zawołał do niej pielęgniarkę a sam, po umyciu i zmienie rękawiczek udał się znów do dali z rannymi. Po kilku godzinach trzęsły mu się ręce tak bardzo że nie mógł się spokojnie napić. Wszystko było pod kontrolą. Odnalazł wzrokiem Scota i uśmiechnął się do niego. Ależ ten mężczyzna był piękny. Przeszły go ciarki po całym ciele. Kurwa mać, właśnie zsaszył facetowi pusty oczodół a teraz myśli o tym, jak cudownie byłoby być w ramionach tego mężczyzny. Pokręcił głową ioddalił się, uznając że kiedy zniknie mu z pola widzenia obiekt westchnień, będzie mogł myśleć o czymś bardziej realnym i potrzebnym
Bardzo starał się nie zbłaźnić rzucając się na jedzenie jak wygłodniały zwierz. Był wykończony i głodny. Nie dość, że zmęczony fizycznie to jeszcze psychicznie starając się idpędzić od siebie te uporczywe wizje. Przyłapał się kilka razy na obserwowaniu Scotta. Czasem gapił się na niego tempo jakby się spodziewał, że zaraz odleci.
OdpowiedzUsuńW końcu była przerwa. Powiększyło im się nieco grono lekarzy i pielęgniarek. Przywieziono część personelu ze zbombardowanego szpitala tuż przy linii frontu.
- Widziałem kilka koni przy tym spalonym gospodarstwie. Jak będzie bardzo mało jedzenia to po prostu... się je zabije.
Pochłonął dwa talerze zupy z kilkoma pajdami chleba, kilka kanapek z konserwą i połowę pieczonego kurczęcia. Odetchnął, czując się po raz pierwszy od dłuższego czasu najedzony. Poszedł do pokoiku Scotta, w którymurządził sobie kącik sypialny. Lubił z nim przebywać, choć może nie powinien. Zdjął kitel. Zaczął odkręcać opatrunek z głowy, by zobaczyć jak rana się goi.
[Ty powinnaś wcześniej chodzić spać XD
Nie wiem jka ty ale jak się już kładę ]
- wiem że zmarł - odparł - widziałem to kiedy go odwiedziłem. Chyba przez ten czasa jaki spędziłem na froncie nauczyłem się odróżniać pewne symptomy śmierci.
OdpowiedzUsuńJego uśmiech poszerzył się kiedy Will zbliżył się i zaczął oglądać rana na jego głowie. Był teraz tak blisko jego zapach oszałamia go. Czuł się spokojny. Wszystkie złe myśli nagle uleciały i zostały tylko te dobre i pozytywne która niezdrowo go podniecały. Will był niezwykły, miał w sobie coś co tak bardzo go pociągało i czego tak bardzo w sobie nienawidził. Starał się myśleć o czymś innym. Szukał w pokoju jakiegoś elementu na którym mógłby się skupić ale pokój był bardzo skromny. miał wrażenie że Will dostrzegł coś w jego spojrzeniu ponieważ szybko się odsunął.
Dotknął nowego opatrunku. czuł się już o wiele lepiej ale teraz nie wyobrażam sobie że mmusiał wrócić tam do tego cierpienia, brudu i wojny. Oblizał wargi podniósł się z krzesła i jakoś tak bezmyślnie, zblożył się do niego. Poczuł ze może. Opamiętał się nim go dotknął. Nauczył się spieszyć z takimi sprawami, ale wstydził się. Położył się na swoim posłaniu.
- Wlaściwie to długo tu jesteś?
[ Mojej brzydocie to nic nie pomoże XD no ale ty powinnaś się wysypiać XD]
- Nie chce wracać na front. Nie mam już na to sił. Czuje się starszy dużo starszy... jakbym był już staruszkiem. Mógłbym zostać tu, jeśli nie wyciągnom mnie na siłe z powrotem. Dawno nie byłem w tak spokojnym miejscu...
OdpowiedzUsuńPołożyć się? Obok? Poczuł jak mu twardnieje, ocierając się nieprzyjemnie o szorstki materiał. Stał tyłem do niego, próbując się uspokoić. Miał bardzo wątła nadzieję, że może Scott potrzebuje bliskości. Chociaż w towarzystwie tylu pięknych i samemu będąc atrakcyjnym, na pewno miał duże powodzenie. Zdjął buty i mając nadzieje, że Will nie widzi jego wzwodu, położył się obok niego, na wąstkim łóżku. Okrył ich kocem. Zrobiło się przyjemnie ciepło. Przechylił głowę z bok i uśmiechną sie lekko. Ależ on zapragnal go pocalować. Wpatrywał się w jego oczy, aż znów nie poczuł ucisku w spodniach. Miał wrażenie, że śnił o tym mężczyźnie nie raz. Skądś go znał, jakby od zawsze. Zamknął oczy by na niego nie patrzeći odetchnął głęboko.
[ Nie wiem jak tobie, ale mnie się ten wątek bardzo podoba ^^]
Natychmiast otworzył oczy. Przez chwilę obawiał się, że coś się wydarzyło, ale kiedy zrozumiał, ze to co przyciska się do jego ust to wargi Willa, poczuł jak przez całe ciało przebiega mu dreszcz.
OdpowiedzUsuńPatrzył na niego ze zdziwieniem. Potem uśmiechnął się i pokręcił lekko glową.
- Chyba nie tylko ja nie lubię tracić czasu
Znów odnalazł jego usta i przycisnął swoje wargi do jego.
- Willy... - szepnął, między pocałunkami. Nie mówili do siebie po imieniu, ale zabrzmiało to tak naturalnie w jego ustach, że nawet nie próbował się powstrzymać
<3
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Cudownie mu się go całowało. Był tak namiętny a jednocześnie nie nachalny. Pożerał go wzrokiem. Dotykał go, kazdy kawałek odsłoniętej skóry. Pragnął tego mężczyzny, od chwili kiedy go zobaczył. Dziwnie się z tym czuł. Wcześniej nie miał takich napadów. Chciał być przy nim, chociaż ledwie go znał.
OdpowiedzUsuńPodejrzewał, że byłoby cudownie, gdyby nie to niespodziewane przerwanie. Spojrzał wręcz z czystąnienawiścią w stronę drzwi. Całe szczęście że ta kobieta ich nie otworzyła i nie zastała ich w takiej pozycji.
Przeniósł spojrzenie znów na Willa i westchnął.
- Chyba przełożymy to na później...
[Mogą się obudzic tak po prostu. W sumie a każdej chwili :) Chyba nie zastanawiałem się nad końcówką tego snu]
- Mógłbym zostać... - przyznał. - Ale po co skoro ciebie już tu nie będzie?
OdpowiedzUsuńDziwne słowa, zwłaszcza w stosunku do obcego mężczyzny. Pogładził go po policzku, zachęcając by się nim zainteresował.
- Więc nie ma zbyt dużo czasu.
Przygryzł płatek jego ucha i ssał go chwilę. Wkradł się dłonią pod materiał koszuli, którą niepotrzenie założył. Chciał się nim zająć. Może już nie będzie takiej okazji. Przesunął dłoń niżej, rozpinając mu spodnie i wsuwając palce do środka. Trzeba było się spieszyć, aby zdążyć przed jakąś zabłąkaną dostawą rannych.
[ To co? Budzimy ich morkym snem? XD ]
Wiedział instynktownie jak go dotykać. Wiedział co lubi. Zmienił ich pozycję. Teraz Will leżał na plecach a on z pełną premedytacją dopierał się do jego twardego członka. Uwolnił go całkowicie ze spodni. Lizał, ssał i pieścił, aż w końcu wsunął sobie go całego do ust, wyobrażając sobie że się w nim zagłębia. Dociskał go mocno językiem do podniebienia. Wolną ręką kórą nie pomagał sobie w obciąganiu, masował jego jądra.
OdpowiedzUsuńW międzyczasie, wysunął swojego członka ze spodni. Ocerał się nim o łóżko. Był już mokry na końcu, zupełnie jak Willa. Przyglądał się partnerowi z żarem w oczach. Już chciał mieć go w sobie
Nathaniel otworzył oczy, zrywając się do siadu. Rozejrzał się po sypialni, która należała do niego od wczoraj. Wszędzie stały jeszcze kartony i nie do kńca skręcone meble a on spał na rzuconym na podłogę materacu. Przetarł dłonią spocoen czoło. Poczuł wilgoć na udach i dobrze wiedział skąd pochodziła. Odrzucił kołdrę i spojrzał na swojego bezczelnie sterczącego penisa i ślady spermy na brzuchu i udach.
Dawno nie śnił o swoich poprzednich wcieleniach. Z jednej strony bardzo chciał by te sny nie powracaly, ale z drugiej, był w nich z Willem. Podniósł się i poszedł do łazienki, umyć się w końcu. Pod prysznicem, strzepał sobie, by się już nie męczyć. Wdział szlafrok i przyjrzał się wschodzącemu nad miastem słońcu.
Nathaniel włożył kombinezon malarski i zaczął szkicować malowidła, które zamierzał stworzyć na ścianach. Postanowi to zrobić, zanim skończy skręcać meble i się urządzać.
OdpowiedzUsuńJego matka odczuwała dziwne wyrzuty sumienia, bo dokonała już dwóch bardzo dużych przelewów na jego konto. Przyjął pieniądze, bo bez tego trudno żyć. Razem z tym co dostał po ojcu, mógł spokojnie żyć, nie musząc pracować. Nigdy nie był zbyt ambitny. Nie pragnął otworzyć własnej firmy, być menagerem, finansistą czy prawnikiem. Chciał robić to co lubił i teraz mógł to robić. Miał ledwie 19 lat a czuł się jak staruszek.
Znał, że pójdzie do pracy. Siedzenie w domu i użalanie się nad sobą, nie ma większego sensu. Praca powinna pomóc, odgonić złe myśli.
Zbliżała się pora obiadowa, kiedy zdjął w końcu z siebie kombinezon. Ubrał się, tak by nie widać było tatuaży. We wieczne deszczowym Londynie nie było trudno dobrać ubrania. Temperatura przez cały rok nie wahała się za bardzo.
Poprawił włosy przed lustrem. Miał wrażenie, że wygląda dojrzalej. Wsunął dłonie w kieszenie spodni.
Znał to miasto. Spędził tu sporo czasu. Wybrał jakąś knajpę, której wcześniej nie zauwazył, a która teraz wydawała mu się intersująca.
Podszedł do lady i uśmiechnął się do obsługującej dziewczyny. Ta natychmiast odpowiedziała tym samym, uprzejmie pytając co podać.
Wziął coś, co zostało nazwane "daniem dnia" i kawę. Ale kiedy doszło do tego drugiego, ekspres ogłosił bunt. Zaczął pluć parą i pikać, przez co dziewczyna wpadła w panikę. Podszedł do niej mężczyzna w średnim wieku, starając się naprawić urządzenie, ale nawet nie wiedział co dotknąć. Nathaniel parsknął i jednym zgrabnym susem, znalazł się po drugiej stronie lady.
- Może ja spojrzę. - zaproponował. Wykonał kilka ruchów, wcisnął dwa przyciski i szarpnął za szufladkę do której ściekał osad. Ekspres się uspokoił.
- Ma pan jakieś nadprzyrodzone zdolności? - spytał mężczyzna, który jak się okazało był właścicielem knajpy.
- Nie, po prostu... pracowałem w kawiarni, gdzie był taki sam ekspres. Znam chyba wszelkie jego humory. Zawsze się zacina, kiedy osadu jest za dużo albo kiedy jest zbyt wilgotny.
- Chyba mi pan z nieba spadł. Nie szuka pan może pracy?
Nathaniel zmarszczył brwi. Praca w knajpie, przy ekspresie, którego szczerze nienawidził, uśmiechanie się do ludzi, poznawanie innych, darmowa kawa... Może włąśnie tego potrzebował?
- Właściwie to właśnie miałem od jutra zacząć szukać pracy.
- Cudownie.
Pan Fluffy, przedstawił Nathanowi warunki pracy. Właściwie było mu to obojętne. Nie pracował dla pensji. Zgodził się i miał zacząć od jutra.
Usiadł przy stoliku, jeszcze jako klient i powoli, grzebiąc w talerzu jadł to co przyrządził kucharz. Nawet mu to smakowało.
[Może być? :D ]
[ Jak zrobisz, tak będzie dobrze :) Obawiam się, że jakby miał inne imię, to ciągle bym się mylił XD ]
OdpowiedzUsuńCoś czuł, że ta dziewczyna będzie jego angielską wersją Firki. Brakuje tylko by robiła tatuaże. Zjadł wszystko, popijając drugim już kubkiem kawy. Zachciało mu się palić. Na początku nawet nie podniósł spojrzenia na pana kucharza, ale musiał przyznać że facet gotuje całkiem dobrze.
Wstał i uniósł spojrzenie. Bardzo starał się zachować kamienną twarz. Ten młody mężczyzna był tak podobny do Willa, że przez chwilę miał wrażenie, że to on sam. Ale przecież to nie było możliwe. Uznał że rysy kochanka musiały mu się już zamazać w pamięci, ale i tak na twarzy wykwitł mu przyjemny uśmiech.
- Nathaniel de Lioch. - przedstawił się. Powstrzymał nagłę ochotę przytulenia go do siebie, kiedy zobaczył rumieńce na jego policzkach. Może los się do niego uśmiechnął i dał mu jakiegoś potomka Willa? Albo chociaż kogoś, kto jest do niego bardzo podobny? Nie wykorzystanie takiej szansy byłoby grzechem. Wiedział, że niegdy nie zapomnij o Willu, o jego Willu, ale jeśli się zamkne, nie będzie miał szans na wyjście z tego bagna. Chociaż na dnie było tak wygodnie.
- Przyjemne imię. Takie Angielskie.
OdpowiedzUsuńWsunął dłonie do kieszeni i poza zwyczajną zawartością, znalazł w niej zapalniczkę ojca. Wyciągnął ją i żeby zająć czymś ręce zaczął obracać ją w palcach.
- Wczoraj przyleciałem z Ameryki. Możemy się znać albo stamtąd albo... kiedy byłem mały i mieszkałem tutaj.
Nie miał zamiaru mu mówić, ze wygląda jak jego były. JEszcze go wystraszy. Może, kiedy uda mu się go poderwać na poważnie, opowie mu conieco.
- Miałem zapalić, ale walcze z nałogiem. Siadaj jak chcesz. Kawę? Chętnie pokażę ci co potrafi wyciągnąć z tego ekspresu specjalista.
Miał wrażenie, ze starczą na przeciw siebie i się na ciebie po prostu gapią. Ruszył się pierwszy, siadając na miejscu, które wcześniej zajmował.