2 stycznia 2016

KP] “All we are is fading away…



...When we start killing.”



Aine Drake

Wojowniczka | rebeliantka | jeździec/treserka smoków | wczesne dzieciństwo spędzone na zamku | ojciec jeźdźcem smoków | sokole oko | świetnie posługuje się mieczem | fanka łuków | zna podstawowe składniki do trujących strzał | jej celem jest obalenie obecnej tyranii i przywrócenie świetności królestwu, w którym się wychowała

9 komentarzy:

  1. Chociaż było ciężko, a ostatni raz widziała swoją rodzinę jeszcze jako dziecko, nie mogła narzekać. Miała wszystko, czego jej było trzeba – pozycję, szacunek, dach nad głową i jadło, a także… moc. Była w niej zakochana. Magia krwi, jak ją nazwała, była niezmiernie potężna – zakrawała o czarną magię, jeśli już nią nie była. Lecz była również kapryśna i trudna do opanowania, a dłuższe używanie jej mogło zabić również i samą Driden. Dlatego przez lata jeszcze nie mogła posługiwać się biegle i nieograniczenie – i wątpiła, że kiedykolwiek będzie w stanie. Bo jeżeli tak, będzie niemałym zagrożeniem, również dla króla. Powinna więc zacząć się obawiać.
    Król jednak był na chwilę obecną po jej stronie. Podobała mu się magia, którą władała kobieta i chciał mieć takiego żołnierza we własnej armii. Chyba również zdawał sobie sprawę z tego, że pewnego razu może się zbuntować – a jeżeli użyłaby w końcu mocy na nim, nie miałby szans. Dlatego zależało mu, aby Driden była zadowolona.
    Noc zapadła dość niedawno. W zamku zapłonęły pochodnie, a ona pochylała się nad mapami. Król planował podboje, szykował się na wojnę z innymi państwami. Był zachłanny i nie dostrzegał tego, co działo się pod jego własnym nosem. Driden jedynie przeczuwała, że nie skończy się to dobrze. Jeżeli zbyt mocno i nagle przyciśnie się ludzi, zaczną się w końcu buntować.
    Tyrania w końcu nie rodzi się z dnia na dzień. Jest procesem, postępowaniem stopniowym, ograniczeniem krok po kroku dóbr i wolności własnych obywateli. Jest to trochę jak strzał w stopę – ale on wolał, aby ludzie się go bali. Niepotrzebna mu była ich miłość.
    Miał to być kolejny, spokojny wieczór. I spokojna noc. Strażnicy stali w najwyższej gotowości, podczas gdy król udał się na spoczynek. Miał też już swoje lata i swoje ograniczenia. Dziwiła się, że doradcy jeszcze nie wyperswadowali mu, że potrzebuje kobiety – chociażby po to, aby dała mu potomka i przedłużyła jego rządy. I to jak najszybciej – póki był na siłach i póki był jeszcze w wieku, aby spłodzić syna.
    Nie wiedziała, czy odmawiał, nie chciał czy też doradcy jeszcze na to nie wpadli.
    Ale nie była tu od tego.
    Westchnęła głęboko, pochylając się nad mapą i zaznaczając kilka punktów, w które muszą uderzyć. Są one strategiczne, dlatego nie ma mowy, aby ich nie zdobyć. Jednak zaniepokoił ją nagły szum za drzwiami. Wszyscy postawieni zostali w stopień najwyższej gotowości, kilka osób przebiegło w jedną stronę. Coś nie tu nie grało.
    Wstała od stołu i wyszła na zewnątrz, dłonią jeszcze dotykając drzwi. Zauważyła kolejnego żołnierza, który z koszar biegł w stronę zamku. Dlatego postawiła krok do przodu, aby ją zauważył. Ten zatrzymał się, gdy tylko do niego zawołała:
    - Żołnierzu! Co się dzieje w zamku?
    - Wykryto intruza, pani. Jesteśmy w trakcie obezwładniania go.
    Driden uniosła brwi, ale skinęła głową na znak, że może odejść, dalej wypełniając swój obowiązek. Sama wróciła do środka, biorąc ze sobą jeszcze tylko miecz, który przypięła do boku, hełm zostawiając w środku i wyszła. Jeżeli był to faktycznie intruz – będzie musiała sobie z nim zamienić słówko. Nikt w końcu nie jest na tyle dobry w przesłuchiwaniu, co ona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Dość – powiedziała, gdy zjawiła się na miejscu.
      Żołnierze, którzy pozostali przy życiu lub nie uciekli, otoczyli kołem intruza, mierząc w niego mieczami. Jeden z nich trzymał za nadgarstki powaloną na ziemię kobietę – jak mogła wywnioskować po puklach ciemnych włosów na podłodze.
      Posłusznie schowali broń i odsunęli się, ujawniając sprawczynię zamieszania. Driden zatrzymała się, gdy dostrzegła w niej… dawną przyjaciółkę. Biegały niegdyś razem po zamku, bawiąc się wspólnie w ogrodzie. Później jednak zniknęła z jej życia – zupełnie niespodziewanie. A ona nie do końca wiedziała, dlaczego.
      Została wtedy zupełnie sama.
      Co więc tutaj robiła? Raczej nie przyszła zabrać stąd Driden. Było już zdecydowanie na to za późno.
      Zbliżyła się powoli i przykucnęła przy dziewczynie, patrząc jej prosto w oczy. Milczała przez moment. Żałowała w tym momencie, że nie dali jej mocy czytania w myślach. Wtedy tortury w ogóle byłyby bezsensowne.
      Zgodnie jednak z kodeksem postępowania, musiała ją grzecznie wypytać, z jakiej to okazji postanowiła bez zapowiedzi odwiedzić króla.
      Spojrzała więc na żołnierza, który nadal trzymał nadgarstki intruza.
      - Zabierzcie ją. Musimy zamienić sobie parę słów. Na osobności.

      [Wcale nie było tak źle, nie narzekaj. :D]

      Usuń
  2. Patrzyła na oddalających się żołnierzy. Przez moment kobieta wyrwała się im i biegła przed siebie, w rozpaczliwej chęci zaznania wolności. Czy wiedziała już, co ją czeka? Z całą pewnością tak. Nikt, żaden szpieg nie może wyjść żywy z zamku władcy. Żaden. A Driden dostała rozkaz, aby tego dopilnować.
    Jej twarz nie wyrażała dosłownie nic, podobnie jak i same oczy. Przez własną, niszczycielską magię musiała nauczyć się panować nad każdą emocją, gdyż każdy, najmniejszy nawet jej przejaw, mógł nagle wyślizgnąć się i ugodzić niechcący w rozmówcę. A tego by nie chciała – przynajmniej zazwyczaj.
    Mimo to w jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Czy to na pewno była ona? Może tylko ją pomyliła. A może miała siostrę, o której Driden nic nie wiedziała? Czy to w ogóle możliwe? Jak bardzo los musi być kapryśny, aby doprowadzić do takiej właśnie sytuacji? I co teraz jej powie? Stanie prosto przed nią i stwierdzi – oto ja, dowódca legionu króla, którego z całą pewnością szczerze nienawidzisz. To takie śmieszne. Takie… ugh.
    I co ona teraz miała zrobić?
    - Dowódco, każę przygotować jeszcze dziś salę tortur – odezwał się żołnierz, którego nawet Driden nie zauważyła. Drgnął, gdy przeniosła na niego swój wzrok i jakby zesztywniał.
    Była aż tak przerażająca, że zwykłe spojrzenie przyprawiało człowieka o mocniejsze bicie serca?
    - Nie – odparła nie od razu, na co mężczyzna uniósł brwi w zdumieniu. – Nakarmcie ją i wykąpcie. Zanieście posłanie do jej celi i każcie się wyspać. Ledwo żywa na nic mi się jutro zda – odparła tylko krótko.
    Takie wyjaśnienie najwidoczniej wystarczyło mężczyźnie, bo tylko zasalutował krótko i poszedł szybkim krokiem przekazać rozkazy kobiety. Ona sama westchnęła głęboko. Będzie musiała dopilnować, aby je wykonali. I żeby wcześniej nie postanowili sobie ulżyć na służbie, korzystając z okazji, że na zamku zjawiła się kobieta, która i tak zdechnie w męczarniach. Jedno poniżenie w tą czy w tamtą – bez znaczenia, nie?
    ~ * ~
    - Czy w którymś słowie wyraziłam się niewyraźnie, żołnierzu? – zapytała, gdy zjawiła się w lochach, podczas gdy jeden z wartowników postanowił właśnie wejść do urządzonej naprędce celi, starając się po drodze pozbyć przynajmniej dolnej części munduru. – Którego rozkazu nie zrozumiałeś? Nakarmić, wykąpać, posłać czy kazać się wyspać?
    Z uradowanego mężczyzny nagle prysnął cały entuzjazm i chęć do „zabaw”. Pospiesznie kompletował swój mundur, aby zaraz odwrócić się do kobiety i zniknąć czym prędzej, nim jeszcze zdążyło mu się oberwał.
    Zostały teraz same. Driden i ona. Dzieliły je kraty – które dowódczyni własnoręcznie zamknęła, zabierając klucz ze sobą. Czy było to łatwe – to bez znaczenia. Wykonywała rozkazy. Dbała o bezpieczeństwo swojego króla.
    - Lepiej się wyśpij – odparła tylko krótko, odwracając się plecami do dziewczyny. – Przed tobą ciężki dzień.

    OdpowiedzUsuń
  3. Więzień jej nie odpowiedział. Poczuła jakby… ukłucie żalu? Rozczarowanie? Ale z drugiej strony – na co liczyła? Obezwładniła ją, wrzuciła do lochu i przygotowywała na tortury, prawdopodobnie najgorsze, na jakich ktokolwiek w życiu był, a ona jeszcze miałaby z wdzięcznością uśmiechać się i plotkować, śmiać się jak za starych, dobrych czasów?
    Odwróciła się na pięcie z kamienną twarzą aż do wyjścia. Przy drzwiach zatrzymała się i jeszcze raz, kątem oka, zerknęła w jej stronę. Zamknęła oczy, pokręciła ledwie widocznie głową i wyszła. To nie był czas ani miejsce na wspomnienia. Wygląda na to, że szykuje im się wojna.
    Po drodze minęła jakąś kobietę z bardzo skromną kolacją dla więźnia i kuflem wody. Zapewne nawet nie miała klucza, talerz i kufel z łatwością przecisnęłaby przez kraty. Zresztą, zaraz za nią szedł mag, który rozprawiłby się ze wszelkim przejawem buntu. Nie miała się o co martwić.
    Była w tym momencie rozdarta. Z jednej strony była winna posłuszeństwo i lojalność Królowi. To on podał jej dłoń, kiedy wszyscy skazali ją już na straty i wytykali palcami. On pomógł jej z byle śmiecia, materiału na kolejną wiejską gospodynię, stać się wojowniczką, przed którą niejeden wolał się ukryć. Gdyby nie jej naturalne ograniczenia – ha, naprawdę mieliby się czego bać. Ale nie muszą przecież wiedzieć o jej słabościach.
    Nikt nie musi wiedzieć.
    Z drugiej strony jednak… Aine nigdy nie wytykała jej palcem, nawet jeśli wiedziała o kolejnych porażkach Driden. Zawsze była lojalna i przynosiła jej szczęście, bawiąc się z nią i nie zwracając uwagi na przytyki innych.
    Jak mogłaby wybrać między nimi dwoma…?
    - Dowódco Dasselva.
    Driden podniosła głowę i ujrzała przed sobą Króla. Zapewne zamieszanie zdążyło go już zbudzić. Albo nierozgarnięci rycerze postanowili zapytać o decyzję monarchy. Tak czy siak, Driden pochyliła głowę na powitanie.
    - Doszły mnie słuchy, że w zamku pojawił się szpieg.
    - Tak, panie. Został złapany, rozbrojony i przetransportowany do lochów – odparła od razu, podnosząc głowę i patrząc śmiało w twarz króla. Przez moment między nimi zapadła cisza, zupełnie jakby ten oczekiwał, że Driden powie mu coś więcej. – Jest w tej chwili przygotowywana do jutrzejszego przesłuchania.
    Usta monarchy rozciągnęły się w lekkim, ironicznym uśmieszku. Dobrze wiedział, że tego „przesłuchania” nie da się tak po prostu wytrzymać. Twardszy zawodnik da radę przetrwać co najwyżej trzy, pięć dni. Maksymalnie tydzień, nim odejdzie od zmysłów.
    W końcu ból, który nadchodzi znikąd, potrafi naprawdę wyryć piętno w umyśle człowieka.
    - Masz jakieś przypuszczenia, dowódco, dlaczego ta osoba znalazła się w zamku?
    - Nie był to zwykły szpieg. Kobieta była uzbrojona, zupełnie jakby została wysłana, by kogoś zgładzić. W związku z tym śmiem przypuszczać, że jest to albo wybryk osoby niespełna rozumu, albo do tej pory byliśmy na tyle zaślepieni, aby nie dostrzec, jak pod nosem narodziła się grupa buntowników. Oczywiście pierwszy przypadek nie byłby dla nas problemem. Ale kobieta na zdrową na umyśle. Dlatego musimy działać.
    - Ach, tak – mruknął pod nosem, wyraźnie zamyślony. – Świetnie. Postaraj się wycisnąć z niej jak najwięcej będziesz potrafiła.
    - Tak jest.
    Mężczyzna kiwnął tylko głową i oddalił się w stronę swoich komnat. Czekała ją ciężka noc.
    I jeszcze cięższy dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciała wstawać. Nie chciała, aby ten dzień się rozpoczął. Ale czas płynął nieubłaganie. Musiała przywdziać swój mundur, tym razem hełm zostawiając w koszarach. Po śniadaniu i chwili przerwy po nim zmierzała powoli do lochów, gdzie strażnik zapewne już na nią czekał. Driden wciąż miała przy sobie klucz do celi, więc będzie tego człowieka potrzebowała tylko po to, aby zaprowadził więźnia do pomieszczenia.
      Skinęła głową, gdy już doszła do lochów. Ten wyprowadził siłą kobietę i trzymając ją, związaną za nadgarstki za plecami, pchnął w stronę pomieszczenia.
      Pomieszczenia, które okazało się puste. Nie było tutaj żadnych narzędzi tortur, przerażających rzeczy. Nic. Jedynie dwa krzesła, stół z palącymi się świecami i kawałki pergaminu wraz z piórem i atramentem. Domyślała się, że każdy był zdziwiony takim widokiem.
      Ale to wszystko nie było potrzebne.
      Więzień został poprowadzony do krzesła i siłą na nim posadzony. Strażnik miał już odejść, kiedy usłyszał polecenie:
      - Rozwiąż ją. Krępowanie rąk i nóg nie będzie konieczne.
      Spojrzał na dowódcę ze zdumieniem, ale wykonał rozkaz. A następnie się oddalił i zamknął za sobą drzwi. Na zasuwkę od zewnątrz.
      Driden spojrzała na kobietę, następnie powoli zaczynając przechadzać się po pomieszczeniu.
      - Mam nadzieję, że wypoczęłaś odpowiednio. Siły i trzeźwość umysłu ci się wyjątkowo przydadzą. Chyba że bez żadnych gierek i protestów odpowiesz mi na kilka wręcz banalnych pytań.
      I i tak nie zostaniesz wypuszczona – dodała w myślach. Król kazałby ją przetrzymywać tak długo, aż sprawdzi, czy mówiła prawdę, a potem, jeśli jej wersja by się potwierdziła i nie byłaby już dłużej potrzebna, kazałby ją zabić. Z całą pewnością.
      Ale część ludzi tego nie wiedziała. Druga część ignorowała i się łudziła.

      Usuń
  4. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że słowa Aine jej nie ruszyły. Bo już od dawna nie miała wątpliwości, że ma do czynienia z przyjaciółką z lat szczenięcych. Właśnie. Minęło tyle czasu. A one tak bardzo się od siebie różniły. Gdzie uciekła miłość? Gdzie zniknęła radość? Gdzie podziało się zaufanie…?
    Przystanęła wtedy w miejscu, bokiem do niej, lecz twarz zwróconą miała w stronę przeciwnej ściany. Nie mogła okazywać uczuć. Twardy człowiek nie pokazuje, jak bardzo go coś boli. Czy coś go dotknęło. Nie może pokazać, że jest słaby. Że jest punkt, który może przyczynić się do jego klęski, a w najgorszym razie – nawet go zabić.
    Ale Aine, mimo wszystko, nie była jej obojętna. Chociażby starała się odciąć od przyjacielskiej miłości, jaką darzyła ją dawniej. Chociażby wmawiała sobie sto, tysiąc, dziesięć tysięcy razy, że Aine jest już dla niej nikim. Zwykłą kobietą. Szpiegiem. Rebeliantem. Zdrajcą.
    Nie potrafiła. Po prostu… coś ją blokowało. Czy co „coś” również zaprotestuje, gdy będzie zmuszona, aby użyć swoich mocy?
    Czy da radę wtedy to przetrwać? Patrzeć na wykrzywioną w bólu twarz kobiety, której tyle zawdzięcza. Czy jej moce wtedy nie osłabną? Czy będzie zdolna wstrzymać własne cierpienie, niezadane żadnym mieczem ani żadną mocą nadprzyrodzoną?
    Zamknęła oczy. Policzyła do trzech. Do pięciu. Oddychając spokojnie. Miały czas. Miały dużo czasu…
    - Jestem Driden Dasselva. Dowódca legionu króla Thalmira. – Odezwała się, odwróciwszy twarz w jej stronę. Nie było już widać u niej bólu, uczucia straty, w oczach nie było już nawet mgły po wspomnieniach, które z taką siłą do niej wróciły. Powinna dać sobie sama nagrodę za talent aktorski. – Ty natomiast jesteś rebeliantką, która zdana jest na moją łaskę. Lub niełaskę. – Znów zaczęła swój spacer po pustym niemal pomieszczeniu. Kątem oka wciąż jej pilnowała. Nie mogła dopuścić do sytuacji, w której Aine by ją czymś zaskoczyła. To byłby niechybny koniec. – Będąc w twojej sytuacji wolałabym się podjąć współpracy i uchronić się od niepotrzebnego cierpienia.
    Nie była pewna czy będzie umiała go zadać. Ale przynajmniej brzmiała na bezlitosną i święcie przekonaną o swojej racji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Driden przystanęła na moment za plecami Aine, odwrócona do niej tyłem. Z zamkniętymi oczami słuchała, co kobieta do niej mówiła. Było tego zdecydowanie za dużo. A to, że kiedyś były przyjaciółkami – czy to miało coś do rzeczy? Teraz są wrogami. Aine wspiera rebeliantów. Lub jest tylko sama. Tego nie wiedzą nawet szpiedzy – przynajmniej chwilowo. Z całą pewnością zostali już rozesłani, aby dowiedzieć się czegoś o tajnej organizacji.
    Tymczasem ona musi dowiedzieć się tego sama, od niej. Być może siłą.
    W zasadzie mogłaby się podjąć rozmowy i tłumaczyć się z każdego swojego kroku. Ale czy to coś da? Nie. Nikt za nią nie przeżył upokorzenia i nie wylał litrów potu i łez, być może też krwi, żeby stać się kimś. Nikogo nie było wtedy przy niej, nikt jej nie wspierał i nikt jej nie wierzył – poza nim.
    Dla innych być może jest i tyranem. Bezlitosnym potworem, którego trzeba usunąć. Dla niej jest kimś wielkim. Dał jej nadzieję, że wcale nie jest nikim. Żadnym beztalenciem, a kobietą, która mogłaby w pojedynkę zapanować nad całym światem.
    Gdyby tylko była w stanie zapanować do końca nad swoimi mocami.
    Jest mu winna wierność i posłuszeństwo, choćby za to wszystko, co on dał jej. Być może wiedział już wtedy, że mu się przyda. Że Driden w jego rękach będzie bardzo potężną bronią, która sparaliżuje strachem każdego, kto spróbuje się mu sprzeciwić. Mogło tak być. Król w końcu nie był głupi.
    Odwróciła się w końcu w stronę kobiety i otworzyła oczy, aby na nią spojrzeć.
    W tym momencie Aine mógł sparaliżować ból – jakby piorun trafił właśnie w jej ciało albo wszystkie mięśnie cierpiały na niezapowiedziany skurcz. Trwało to krótko, może ułamek sekundy, ale zazwyczaj działało, aby przeciwnik przestał zbyt dużo gadać, a nawet na chwilę go oślepiało.
    Korzystając z tego, przeszła przed nią i przykucnęła, aby mieć jej twarz na wysokości swojej.
    - To nie ty przesłuchujesz mnie, Aine. Jeżeli chcesz żyć, odpowiadaj na moje pytania i zaspokoić moją ciekawość. Powiedzmy, na temat zorganizowanej grupy w podziemiach naszego królestwa. Grupy działającej na szkodę króla, oczywiście. Do której należysz. A przynajmniej wszystko na to wskazuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Można by rzec, że kobieta uśmiechnęła się – ale był to uśmiech zimny, wręcz wywołujący dreszcz na plecach, a z całą pewnością jeden z tych, na których widok żołnierzy oblewał zimny pot. Czyli, krótko mówiąc, nic dobrego nie wróżył.
    Aine naprawdę myślała, że Driden do wojska trafiła wczoraj? Albo tydzień temu? Myślała, że król nie ma siatki szpiegowskiej – kiepskiej, jak widać, skoro umknęli im buntownicy, ale jednak istnieje? Naprawdę myślała, że Driden nie wie, jak to się dzieje?
    To trochę jak polowanie na zwierzynę – chociaż Dasselva nigdy myśliwym nie była. Na początku bada się teren, aby nic nie zaskoczyło. Potem dopiero zastawia się sidła albo bezpośrednio atakuje.
    A to oznaczać mogło, że nie wiedzieli nic o królu. Albo wciąż zbyt mało, aby do niego bezpośrednio podejść.
    - Oczywiście. Przyjmijmy, że wierzę ci, że całkiem przypadkiem, uzbrojona, weszłaś do zamku, żeby przyjacielsko pogawędzić z królem. W jakim celu?

    OdpowiedzUsuń
  7. Driden milczała, cierpliwie czekając, aż ta skończy mówić. Mówiła przekonująco, ale nie wystarczająco. Jej teoria, iż przyszła sama do zamku i w pojedynkę chciała się „zobaczyć” z królem była grubymi nićmi szyta. Musiałaby być szalona, żeby się czegoś takiego podjąć. Albo zrozpaczona.
    Nie wyglądała ani na jedną, ani na drugą.
    To prawda, że ten król jej pomógł i to bardzo, i to właśnie dlatego była mu wdzięczna. Ale to nie miało nic do rzeczy. Nie ona tutaj była przesłuchiwana, nie ona była więźniem – a Aine.
    - Powtórzę pytanie – powiedziała, o dziwo, spokojnie, gdy Aine skończyła mówić. – W jakim celu weszłaś do zamku uzbrojona?

    OdpowiedzUsuń