19 lutego 2016

[KP] Otwórz oczy, a zobaczysz, co otacza cię naprawdę.


 Tristan Fontaine
urodzony jakoś w trakcie rewolucji | w Paryżu od zawsze | syn jakiegoś demona płci męskiej | czarne jak smoła oczy bez bieli | z reguły przykryte oczywiście iluzją | czarownik | mieszaniec | Podziemny | półdemon | wiecie, wszystko co najgorsze

barista i właściciel kawiarenki | wcale często uśmiechnięty | czasem cyniczny | w dowodzie dwadzieścia dwa lata i urodziny szóstego czerwca | przywiązany do stałej klienteli | a do jego kawiarni wcale nie złażą się wampiry | stara się nie rzucać w oczy | ale to czasami silniejsze od niego

[Na zdjęciu José Vedovato
Wątek z Alexandrą]

3 komentarze:

  1. Alexandra, która właśnie siedziała na wysokim murku przed Instytutem, zamachała nogami. Czekała na resztę załogi, która tego wieczoru strasznie się obijała. Mieli iść jakieś piętnaście minut temu, tymczasem część osób nawet nie była odpowiednio ubrana. Po raz pierwszy, od bardzo dawna, to ona była pierwsza i czekała na całą resztę. Zazwyczaj było na odwrót. Nim odpowiednio się przygotowała, ubrała i upewniła, że wszystko wzięła, to mijały wieki.
    — W końcu — mruknęła pod nosem, kiedy zauważyła, jak pozostali wychodzą z budynku. Zgrabnie zeskoczyła z murku, uważając aby nie zrobić sobie krzywdy.
    Nieco się zasmuciła, kiedy wśród Nocnych nie odnalazła swojej parabatai, która – jak zwykle – musiała zostać i zająć się swoim dzieciakiem. Alex niby to rozumiała, ale niekoniecznie ten fakt w pełni potrafiła zaakceptować. Przepełniona irytacją, kopnęła niewielki kamyk, który potoczył się wprost pod nogi jakiegoś chłopca. Ten spojrzał na niego zdziwiony, a Alexa, ciesząc się, że chłopiec jej nie widzi, pokazała mu jeszcze język i dopiero wtedy ruszyła za resztą.
    W drodze do klubu opracowali cały plan. Jego założenia były proste. Wpadają, zabijają wstrętnego wampira i wracają do siebie. Nic trudnego i skomplikowanego.
    Tak jej się przynajmniej wydawało.
    Jeszcze do niedawna sama wkręciłaby się w tłum tańczących osób. Jednak teraz nie miała na to najmniejszej ochoty. Taniec, ocieranie się ciałem o obcych ludzi… Nie. Stanowczo wolała pozostać w swoim cieniu i jedynie uważnie obserwować otoczenie.
    Stała z boku, dzięki czemu przechodzący Przyziemni na nią nie wpadali. Co było bardzo możliwe, skoro nawet jej nie widzieli. Niektórzy mieli zabawne miny, kiedy przypadkiem zahaczyli, a nie mieli pojęcia o co.
    Ziewnęła cicho, z nudy, ponieważ nie działo się nic godnego uwagi. Dopiero po chwili, kiedy krzyczący tłum nagle i z nieznanych jej powodów, zaczął pchać się w kierunku wyjścia ewakuacyjnego, stwierdziła, że coś jest nie tak. Wiedziona pewną intuicją, ruszyła w sam środek tego zamieszana. Gdzieś w połowie drogi ujawniła się, a zdziwiony wzrok ludzi wciąż był dla niej bezcenny.
    — Co się stało, do jasnej cholery?! — wrzasnęła, kiedy spotkała na swojej drodze Chrisa, który był odpowiedzialny za cały ten plan.
    — Było ich więcej. Sprawdź, czy nie ma rannych i pomóż reszcie opuścić budynek. Wampiry polują nie tylko na nas, ale także i na nich — odpowiedział. Blondynka wywróciła oczami i rozejrzała się wkoło. Odwróciła się na pięcie i odeszła, aby spełnić polecenie mężczyzny. Na szczęście ludzie sami sobie świetnie radzili i grzecznie kierowali się w kierunku wyjścia ewakuacyjnego. Niektórzy trochę wolniej, niektórzy trochę szybciej, a niektórzy rozpychali się, jakby tylko ich życie było ważne.
    Westchnęła, wyraźnie tym faktem uradowana. Chciała odejść i pomóc w polowaniu na wampiry, kiedy jej wzrok przykuł pewien mężczyzna. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, dlatego na początku go pominęła. Jednak, kiedy uważniej się mu przyjrzała, dostrzegła, że krwawił. A to nie wróżyło niczego dobrego.
    Pospiesznie do niego podeszła. Jednocześnie wciąż się rozglądała, w obawie, że atak nadejdzie z któreś ze stron.
    — Nie zdawaj pytań i daj mi rękę. Pomogę ci się stąd wydostać — powiedziała, wyciągając rękę, na której nie miała swojej bransolety, w jego stronę. — No już, bo czasu za dużo, to by nie mamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie ma sprawy :D ]

    Alexa powinna się nauczyć, że jeśli Nefilim mówią, że będzie to prosta sprawa to załatwienia, to tak nigdy nie będzie. Niejednokrotnie się o tym przekonywała, a mimo wszystko wciąż naiwnie wierzyła, że być może tym razem będzie inaczej i to rzeczywiście będzie prosta sprawa.
    Zamieszanie, którego właśnie była świadkiem, tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że znów jej naiwność wzięła górę. W duchu obiecała sobie, że przy następnym posiedzeniu w Instytucie wystąpi w prośbą o lepsze nazewnictwo poszczególnych akcji. Albo chociaż o to, aby nigdy nie mówili, że coś będzie proste. Nawet jeśli takie z pozoru się wydaje.
    Całe to zamieszanie było jej bardzo nie na rękę. Ludzie za bardzo panikowali. A kiedy panikowali robili różne i dziwne rzeczy. Chociaż akurat ten tłum był w miarę grzeczny i tylko niektóre osoby zachowywały się niegrzecznie. Przepychały się, biegały na oślep, albo wykrzykiwały mało cenzuralne słowa.
    Zupełnie mimowolnie na moment odleciała do własnych myśli i spostrzeżeń. Zaczęła się zastanawiać, jakby to było, gdyby nie znała Podziemnego Świata i nie była Nefilim, jak wtedy zareagowałaby na widok potworów i ludzi, którzy nie dość, że byli dziwacznie ubrani, to w dodatku mieli jeszcze dziwniejsze tatuaże i wymachiwali mieczami i inną bronią białą.
    Na ziemię zeszła dopiero, kiedy poczuła, jak ktoś szturcha ją ramieniem. Odruchowo odwróciła głowę i przybrała pozycję bojową, będąc w każdej chwili gotowa do ataku. Na szczęście, nikt jej nie atakował.
    — Alex, co ty wyprawiasz? — zapytał Chris, zerkając to na nią, to na jej towarzysza. Zmarszczył lekko brwi, jakby się nad czymś zastawiał.
    — Jak to co? Nie widzisz, że krwawi. Staram się go stąd wyprowadzić w bezpieczne miejsce — odparła, może nieco zbyt ostro niż powinna.
    — Idźcie, będę cię osłaniał — powiedział w końcu. Blondynka, wywróciła oczami i nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie, chwyciła nieznajomego za rękaw i pociągnęła w kierunku zaplecza.
    Droga nie należała do łatwych ani przyjemnych. Niejednokrotnie ktoś przebiegał im niemal przed nosem albo w ich kierunku leciał jakiś przedmiot. Największe wrażenie zrobił na niej latający stołek barowy, ale nie miała czasu się nad tym dłużej rozwodzić.
    Weszli na zaplecze, a Alex dokładnie zatrzasnęła za nimi drzwi. Zapaliła światło i uważnie się rozejrzała, chcąc się upewnić, że nikogo tutaj nie ma.
    — Pokaż to — mruknęła cicho, podchodząc do niego i zerkając na jego ranę. — Zrobię ci teraz taki prowizoryczny opatrunek. Jeśli się nie mylę, to za niedługo staniemy się łatwym celem, więc musimy uciekać. — Mówiła, chodząc po zapleczu i przeszukując szafki. W końcu znalazła, to czego szukała. Wciągnęła z apteczki jeden rulonik bandażu, po czym bez zbędnego gadania, chwyciła ramię chłopaka i obwiązała ranę bandażem.
    — Na razie musi to wystarczyć — oznajmiła, pakując do kieszeni obcisłych, skórzanych spodni jeszcze dwa ruloniki z bandażem oraz buteleczkę z wodą utlenioną. — I tak pewnie będziesz potrzebował wizyty u… takiej okropnej pani z igłą i nitką — powiedziała, nie do końca wiedząc, kto u Przyziemnych jest za to odpowiedzialny. A nie była pewna, czy to samo nazewnictwo obowiązywało u Nefilim, jak i u zwykłych ludzi.
    — A teraz musimy już… — Jej wypowiedź zagłuszyło głośne walenie do drzwi. — Uciekać. Wstawiaj i wyskakuj przez okno — poleciła, przechodząc do łazienki, gdzie było zamontowane okno. Otworzyła je i zmierzyła wysokość. Przy skoku nic nie powinno się stać. Oczywiście zakładając, że chłopak dobrze wyląduje, a ona nie wpadnie na niego i przypadkiem mu czegoś gdzieś nie wbić. — No pośpiesz się, bo cię wypchnę — zagroziła, patrząc na niego wyczekująco. Nic nie powinno ci się stać. A jak coś, to i tak musisz iść do te okropnej pani na zszywanie, nie? Już, już.

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, Alexandra nie do końca znała życie Przyziemnych. W końcu, co ją to interesowało? Chciała, aby trzymali się od niej z daleka, bo w ich obecności nie czuła się zbyt dobrze. Nie potrafiła zrozumieć ich niektórych zachowań i słów, które wypowiadali. Zazwyczaj nie było tak źle, jednak czasami, miała ochotę wbić sobie sztylet w ucho, aby tylko ich nie słuchać. Kolejną kwestię stanowił ich wygląd. Niejednokrotnie zatrzymała wzrok na jakimś pięknym chłopcu. Czasami znajomość rozwinęła się nieco bardziej i wylądowali razem na drinku. I zazwyczaj na tym znajomość się kończyła, bo do Alexę coś zdenerwowało albo zirytowało. Tylko raz jej znajomość z Przyziemnym nie zakończyła się na jednym drinku. Jednak w drodze do jego mieszkania, kiedy oboje podpici i rozanieleni, nie do końca zwracali uwagę na otaczający ich świat, zaatakował ich demon. Alexa szybko sobie z nim poradziła, jednak jej przyjaciel wyglądał, jakby postradał zmysły. Musiała go ogłuszyć, aby nie narobił jej problemów. Kiedy się przebudził, stwierdził, że zobaczył UFO i to ono go zaatakowało. Nie wyprowadzała go z błędu, lecz już nigdy więcej jej nie ujrzał.
    Nie wiedziała, jak nazywała się osoba odpowiedzialna za rany w tym „normalnym” świecie. Przecież nie był to Cichy Brat!
    — Lekarz? — mruknęła, po czym wzruszyła nieznacznie ramionami. — A może i lekarz. Jest straszny, ubrany na biało i ma strzykawkę. Sprawia ból, ale podobno to pomaga — wywróciła oczami. Do takich wniosków doszła sama na podstawie różnych zasłyszanych informacji. Wiedziała, że nie są one pełne, ale lepsze coś niż nic. Musiała chociaż zachowywać pozory tego, że wie o czym mówi.
    Była przyzwyczajona do tego, że działa w pośpiechu i pod presją czasu. Szybko podejmowała decyzję, bo od tego zależało, czy przeżyje, czy zginie zeżarta przez jakiegoś stwora. Jednak rzadko dostawała pod swoje skrzydła kogoś do opieki. Z całą pewnością nie była typem opiekunki. Nie miała do tego cierpliwości, a zbyt dużo rzeczy ją zwyczajnie irytowało.
    Jednak teraz nawet nie miała czasu, aby zastanawiać się nad tym, czy ten Przyziemny ją irytuje, czy też nie. Po prostu był, a ona musiała się nim zająć. Mimo że nie lubiła Przyziemnych, to nie mogła pozwolić na to, aby jakoś Podziemny ich zeżarł. Wiedziała w jakim celu została stworzona i ze swojej funkcji starała się wywiązywać, jak najlepiej. A wszystkie osobiste sugestie i odczucia pozostawiała na później.
    — Ale wyglądasz dość młodo — odparła jedynie i wzruszyła lekko ramionami. Nie miała zdolności oceniania ludzkiego wieku po wyglądzie. Zresztą, w tym przypadku nawet nie o to chodziło.
    Przerzuciła nogi, usiadła na parapecie, a już po chwili zgrabnie wylądowała nieopodal chłopaka. Wstała, otrzepując spodnie z niewidocznego kurzu.
    — Alexandra — odpowiedziała, uśmiechając się. — Miło, ze uratowałam ci życie, czy miło ci, że mnie poznałeś? — zapytała i chociaż chciała na niego spojrzeć, to najpierw upewniła się, że nikogo poza nimi tutaj nie ma. Chciała dodać jeszcze kilka słów, lecz wtedy usłyszała szmer dochodzący z rogu.
    — Musimy stąd iść — stwierdziła i znów złapała jego rękaw. Bez zbędnych słów pociągnęła go w kierunku wyjścia z tego zaułku. Ciągnęła go i ciągnęła, aż znaleźli się w miarę bezpiecznym miejscu pośrodku chodnika. Ludzie mijali ich i posyłali nieco zdziwione spojrzenia, lecz nieszczególnie się tym przyjmowała.
    — Jak się czujesz? Gdzie cię odprowadzić? Wszystko w porządku? — zapytała, uśmiechając się i wciąż zaciskając palce na materiale od jego rękawa. Tak na wszelki wypadek, jakby to miało w czymś pomóc.

    OdpowiedzUsuń