Mieszkańcy wioski mieli ją za dziwaczkę, odkąd się w niej pojawiła. Z wilkiem u boku, kotem bez jednego ucha i sroką, która nałogowo kradła wszystko, co świeciło w słońcu. Co prawda, Rota potem to wszystko odnosiła, jednak to nie zmieniło faktu, że na początku przypięli jej łatkę złodziejki. Potem nazywano ją obłąkaną, kiedy jeden z wieśniaków przyłapał ją na mówieniu do kur, które hodowała. Cóż innego miała uczynić, gdy nikt inny nie był skory do rozmowy z nią? Kury nie oceniały, w milczeniu przyjmowały jej zwierzenia i były wdzięczne za jedzenie, które im oferowała. Tak samo było z innymi zwierzakami, jakie do siebie znosiła. Mieszkała tuż przy lesie, nad rzeką, na samych obrzeżach wioski. Zajęła stary, zniszczony dom, który po latach udało jej się nieco naprawić. Zrobiła to metodą prób i błędów, wiele razy się okaleczając. Największy problem miała z dachem, na który bała się wejść, by załatać dziury. A przecież była zbyt dumna i samowystarczalna, by prosić jakiegoś mężczyznę o pomoc. Może nie tyle, co nie chciała, a nie miała za co poprosić. Po epidemii chorób, ludzie odkryli, że zna się na ziołach. Pomagała bowiem mieszkańcom, jak tylko mogła. Dopiero wtedy zaczęła w jakiś sposób zarabiać na życie, sporządzając ziołowe mikstury dla tych, którzy ich potrzebowali. W końcu mogła sobie pozwolić na normalne jedzenie i kupno jakichś tkanin. Wieśniacy zaczęli bardziej przychylnie na nią patrzeć, nazywając zielarką. Ale nieoficjalnie słyszała, jak dzieci przezywają ją wiedźmą lub matką naturą. Nie miała nic przeciwko temu, dopóki ją tolerowali. Tego dnia Rota wybrała się do wioski z Utysem, płowym wilkiem, który czaił się za nią niczym cień. Kupiła trochę owoców, warzyw i ryb, bo w tym roku nie udało jej się wyhodować własnych. Podejrzewała, że rośliny uschły, bo Utys podlał je na swój własny sposób. Temu też będzie musiała zaradzić. Przystanęła, by sprawdzić czy wszystko ma i wtedy dostrzegła dziwny kształt pomiędzy dwoma budynkami. Zmarszczyła brwi i ruszyła w tamtym kierunku, chociaż wilk powarkiwał ostrzegawczo. Znalazła ciało, czegoś, czego nie umiała nazwać. Było ranne i związane. Oddychało z trudem, a przez brud nie potrafiła określić czy to człowiek, czy zwierzę. I jakiej płci było. Natychmiast zabrała się za rozwiązywanie lin, chociaż przychodziło jej to z trudem. - Już, już, zajmę się tym. - Mówiła uspokajającym tonem, siłując się ze sznurami, które zaplątały się o... ubranie? Dziwny rodzaj płaszcza? Nie miała pojęcia, co to było.
Utys zaczął warczeć jakby został opętany szałem. Cały się najeżył, wysunął do przodu i kłapał głośno paszczą. Zbliżał powoli do ciała spoczywającego na ziemi, gotowy kąsać. Jednak ręka Roty była szybsza. Zacisnęła się na wilczym pysku i odepchnęła go do tyłu. - Cicho. - Syknęła na zwierzaka nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Przeszkadzasz. Siad. - Wilk niechętnie wykonał polecenie. Usiadł nastroszony, nadal rzucając nieznajomemu wrogie spojrzenie. Sapnął nawet, żeby pokazać, że nie jest zadowolony z postępowania kobiety. Ona jednak nic sobie z tego nie robiła. Kilka pętli udało jej się rozwiązać ręcznie, ale zajęło to zbyt wiele czasu. Szybko się zirytowała i zaczęła rozcinać sznur niewielkim nożykiem, który zawsze zabierała ze sobą, by móc sprawnie zbierać grzyby i zioła. Teraz było jej o wiele łatwiej. W ogóle nie przejmowała się tym, co skrywało się pod tą zbieraniną lin. Potrzeba pomocy innym była w niej silniejsza niż inne instynkty, które pomagają innym przetrwać w takich sytuacjach. - Biedaku. - Mówiła, drąc kawałek swojego fartucha. Nie miała przy sobie niczego innego, ale nie zamierzała się z tego powodu poddawać. Zaczęła owijać otarcia i rany, które tego potrzebowały. Robiła to szybko i sprawnie. W końcu znała się na tym. Wiele razy łatała Utysa, a potem siebie samą, bo ten długo nie potrafił jej zaufać i odwijał się za przetrzymywanie go. - Trzeba cię zabrać w jakieś bezpieczne miejsce. - Może i była naiwna, ale nie głupia. Wiedziała, że nie mogła go tu zostawić, a tym bardziej przeprowadzić przez środek wioski. Jego skrzydło wydawało się ranne, musiała je obejrzeć. - Chodź. - Złapała koszyk z zakupami w jedną rękę, a drugą wyciągnęła w stronę istoty. Nie chciała go do niczego zmuszać, jak kiedyś Utysa. Teraz wiedziała, że niektóre stworzenia mocno gryzą.
[W ogóle, na początku myślałam, że to piosenka o braciach, bo byli dla mnie podobni do siebie. Dopiero w połowie zorientowałam się, że daleko im do bycia braćmi. xD Ale dla mnie piosenka o Amumu jest bardzo ładna.]
[Ło panie, powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że się jeszcze do mnie odezwiesz. Już nawet chciałam usuwać Rotę na dniach. xd]
Złapała jego rękę i pociągnęła lekko, by pomóc mu wstać. Nie była mężczyzną, żeby móc szarpnąć go i postawić na nogi. Potrzebowała, by też włożył w to trochę siły. W końcu był gabarytowo większy. Cały czas starała się do niego uśmiechać, by nie odebrał jej zachowania źle. Nie robiła również zbyt gwałtownych ruchów, by sam z siebie jej nie zaatakował. Nie była ślepa, wiedziała, że może być groźny. Powoli i ostrożnie złapała za zapięcia swojego płaszcza i zsunęła go z siebie. Przez chwilę trzymała go tuż przed nim, by mógł mu się przyjrzeć. Potem zamachnęła się i narzuciła mu go na plecy, żeby ukryć te elementy, które odróżniały go od tutejszego społeczeństwa. W końcu ktoś musiał mu wyrządzić tą krzywdę, sam siebie nie splątał. - Spokojnie. - Pokazała mu swoje ręce, a koszyk zsunął się na zgięcie łokcia. Zbliżyła się odrobinę i naciągnęła mu kaptur na głowę. Utys ponownie warknął, a ona w frustracji zrobiła w jego kierunku to samo. - Cicho, Utys. - Rzuciła ponownie. Z łagodnym uśmiechem chwyciła dłoń nieznajomego, a potem wślizgnęła mu się pod ramię zanim zdążył zareagować. Wolną ręką ledwo muskała jego plecy, kiedy zaczęła go ciągnąć w kierunku ciemnej uliczki. Wilk szybko wybiegł tuż przed nich, węsząc czujnie w powietrzu i nasłuchując. - Pewnie jesteście głodni. - Mówiła Rota. Wiedziała, że ani wilk, ani nieznajomy jej nie rozumieją, ale nie przejmowała się tym. Chociaż Utys reagował na jej miły ton machaniem ogona i szczenięcym spojrzeniem. On chyba jednak wiedział, że mówiła o jedzeniu.
[Cześć, to ja, hipokrytka. Już nigdy nie będę się nikogo czepiać, że długo odpisuje. Wybacz mi za to, kajam się.]
Spokojnie prowadziła go do swojego domostwa, starając się zachowywać zupełnie naturalnie. Jakby prowadziła bezdomnego, który potrzebuje pomocy, a nie jakąś dziwaczną istotę, na którą ktoś polował. Na pewno to robił, tutejsi ludzie nie lubili dziwaków. Sama się o tym przekonała. Na szczęście ludzie już nie zwracali na nią uwagi. Utys już dawno przestał robić wrażenie, a jej dziwactwa stały się codziennością. Rota wchodząca na czyiś dach, by uratować kota? Nic nowego. Bieganie za ranną sarną po polach? Ile razy jej się to zdarzyło? Cztery? Więcej? Jej działania stały się szarą codziennością tego miasteczka i to właśnie pozwoliło jej przemknąć tuż przed ich nosami, jakby nie było w tym nic dziwnego. Jakaś starsza para kłóciła się tuż obok nich, a ich dzieci biegały z krzykiem dookoła nich. Reszta ludzi schowała się do domów, kiedy tylko zaczęło padać. - Mamy szczęście. Psy nas nie znajdą. - Rzuciła stworzeniu na pocieszenie. Ale wiedziała, że jej nie rozumie, więc chyba pocieszała samą siebie. Nie będzie musiała ponieść odpowiedzialności za to. I dobrze. Kiedy doprowadziła go do siebie, była już cała przemoczona. Sroka głośno skrzeczała na ich widok, odbijając się od starych, zniszczonych mebli. Zabłocili cały przedsionek, ale to tylko niewielki problem, którego łatwo się pozbyć. - Usiądź. - Ostrożnie zdjęła z niego płaszcz, zarzucając go na krzesło i podsuwając do kominka, by szybciej wyschnął. Nakierowała go na niewielkie łóżko, popychając znacząco. Nie chciała mu zrobić krzywdy, jedynie pokazać, o co jej chodzi. Potem okręciła się po niewielkiej przestrzeni, nalewając mu nieco zupy do miski. Utys plątał jej się pod nogami, domagając się też porcji dla siebie. A uparta sroka próbowała wyrwać jej bułkę, którą mu podawała. - Zjedz. - Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się zachęcająco. Wilk usiadł tuż obok, wywalając język i śliniąc się niesamowicie, wpatrzony w miskę niczym w obrazek.
[Mam lekki kryzys egzystencjalny pomieszany z kryzysem życiowym, stąd to całe opóźnienie w odpisach. :/ Jeszcze raz przepraszam.]
Rota celowo ignorowała zachowanie przybysza. Było ono dla niej dziwaczne i nieco przerażające, ale nie dawała po sobie tego poznać. Sroka tego nie rozumiała, zajęta składaniem swojego gniazda z łyżeczek. Kot patrzył tylko jednym okiem, błyszcząc nim z ciemności. Tylko Utys czujnie obserwował ze swojego miejsca, gotowy zaatakować, kiedy będzie to konieczne. Zachowywał się, jak przystało na terytorialną istotę, którą był. Mimo to nie reagował, kiedy nieznajomy wykonywał jakieś ruchy i czynności. Czekał aż Rota okaże strach. Dziewczyna kręciła się po chacie, zbierając wszystko, co mogłoby jej się przydać w oględzinach poszkodowanego. Celowo ignorowała zachowanie swojego nowego towarzysza, bo go nie rozumiała. Ale nie potępiała czegoś, co jest dla niej nieznane. Ignorancją chciała mu dać swobodę na wykonywanie czynności, które są dla niego normalne. Nie chciała go straszyć czy też płoszyć. Nie chciała, by uważał swoje zwyczaje za coś złego. Potrzebne rzeczy układała na stoliku obok. Przyniosła nawet alkohol do oczyszczania ran, ale trochę się bała, że w kontakcie z taką istotą może to skończyć się wysadzeniem domu w powietrze. Dlatego z tym zamierzała obchodzić się ostrożnie. Kot by jej nie wybaczył utraty ciepłego kąta. - Jeszcze? - Złapała od niego pustą miskę i ruszyła z powrotem do garnka. Zatrzymała się przy nim, unosząc pytająco brew. Miała nadzieję, że w ten sposób zrozumie jej intencje. Wyciągnęła chochlę i zamarła z nią w połowie drogi do dokładki. Sroka przeleciała przez pokój, skrzecząc przy tym. Wylądowała tuż obok chłopaka i udziobała go lekko w rękę, jakby chciała zwrócić na siebie jego uwagę. I wysępić coś świecącego.
Mieszkańcy wioski mieli ją za dziwaczkę, odkąd się w niej pojawiła. Z wilkiem u boku, kotem bez jednego ucha i sroką, która nałogowo kradła wszystko, co świeciło w słońcu. Co prawda, Rota potem to wszystko odnosiła, jednak to nie zmieniło faktu, że na początku przypięli jej łatkę złodziejki. Potem nazywano ją obłąkaną, kiedy jeden z wieśniaków przyłapał ją na mówieniu do kur, które hodowała. Cóż innego miała uczynić, gdy nikt inny nie był skory do rozmowy z nią? Kury nie oceniały, w milczeniu przyjmowały jej zwierzenia i były wdzięczne za jedzenie, które im oferowała. Tak samo było z innymi zwierzakami, jakie do siebie znosiła. Mieszkała tuż przy lesie, nad rzeką, na samych obrzeżach wioski. Zajęła stary, zniszczony dom, który po latach udało jej się nieco naprawić. Zrobiła to metodą prób i błędów, wiele razy się okaleczając. Największy problem miała z dachem, na który bała się wejść, by załatać dziury. A przecież była zbyt dumna i samowystarczalna, by prosić jakiegoś mężczyznę o pomoc. Może nie tyle, co nie chciała, a nie miała za co poprosić.
OdpowiedzUsuńPo epidemii chorób, ludzie odkryli, że zna się na ziołach. Pomagała bowiem mieszkańcom, jak tylko mogła. Dopiero wtedy zaczęła w jakiś sposób zarabiać na życie, sporządzając ziołowe mikstury dla tych, którzy ich potrzebowali. W końcu mogła sobie pozwolić na normalne jedzenie i kupno jakichś tkanin. Wieśniacy zaczęli bardziej przychylnie na nią patrzeć, nazywając zielarką. Ale nieoficjalnie słyszała, jak dzieci przezywają ją wiedźmą lub matką naturą. Nie miała nic przeciwko temu, dopóki ją tolerowali.
Tego dnia Rota wybrała się do wioski z Utysem, płowym wilkiem, który czaił się za nią niczym cień. Kupiła trochę owoców, warzyw i ryb, bo w tym roku nie udało jej się wyhodować własnych. Podejrzewała, że rośliny uschły, bo Utys podlał je na swój własny sposób. Temu też będzie musiała zaradzić. Przystanęła, by sprawdzić czy wszystko ma i wtedy dostrzegła dziwny kształt pomiędzy dwoma budynkami. Zmarszczyła brwi i ruszyła w tamtym kierunku, chociaż wilk powarkiwał ostrzegawczo. Znalazła ciało, czegoś, czego nie umiała nazwać. Było ranne i związane. Oddychało z trudem, a przez brud nie potrafiła określić czy to człowiek, czy zwierzę. I jakiej płci było. Natychmiast zabrała się za rozwiązywanie lin, chociaż przychodziło jej to z trudem.
- Już, już, zajmę się tym. - Mówiła uspokajającym tonem, siłując się ze sznurami, które zaplątały się o... ubranie? Dziwny rodzaj płaszcza? Nie miała pojęcia, co to było.
[Spóźnione, ale jest!]
Utys zaczął warczeć jakby został opętany szałem. Cały się najeżył, wysunął do przodu i kłapał głośno paszczą. Zbliżał powoli do ciała spoczywającego na ziemi, gotowy kąsać. Jednak ręka Roty była szybsza. Zacisnęła się na wilczym pysku i odepchnęła go do tyłu.
OdpowiedzUsuń- Cicho. - Syknęła na zwierzaka nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Przeszkadzasz. Siad. - Wilk niechętnie wykonał polecenie. Usiadł nastroszony, nadal rzucając nieznajomemu wrogie spojrzenie. Sapnął nawet, żeby pokazać, że nie jest zadowolony z postępowania kobiety. Ona jednak nic sobie z tego nie robiła.
Kilka pętli udało jej się rozwiązać ręcznie, ale zajęło to zbyt wiele czasu. Szybko się zirytowała i zaczęła rozcinać sznur niewielkim nożykiem, który zawsze zabierała ze sobą, by móc sprawnie zbierać grzyby i zioła. Teraz było jej o wiele łatwiej. W ogóle nie przejmowała się tym, co skrywało się pod tą zbieraniną lin. Potrzeba pomocy innym była w niej silniejsza niż inne instynkty, które pomagają innym przetrwać w takich sytuacjach.
- Biedaku. - Mówiła, drąc kawałek swojego fartucha. Nie miała przy sobie niczego innego, ale nie zamierzała się z tego powodu poddawać. Zaczęła owijać otarcia i rany, które tego potrzebowały. Robiła to szybko i sprawnie. W końcu znała się na tym. Wiele razy łatała Utysa, a potem siebie samą, bo ten długo nie potrafił jej zaufać i odwijał się za przetrzymywanie go.
- Trzeba cię zabrać w jakieś bezpieczne miejsce. - Może i była naiwna, ale nie głupia. Wiedziała, że nie mogła go tu zostawić, a tym bardziej przeprowadzić przez środek wioski. Jego skrzydło wydawało się ranne, musiała je obejrzeć. - Chodź. - Złapała koszyk z zakupami w jedną rękę, a drugą wyciągnęła w stronę istoty. Nie chciała go do niczego zmuszać, jak kiedyś Utysa. Teraz wiedziała, że niektóre stworzenia mocno gryzą.
[W ogóle, na początku myślałam, że to piosenka o braciach, bo byli dla mnie podobni do siebie. Dopiero w połowie zorientowałam się, że daleko im do bycia braćmi. xD Ale dla mnie piosenka o Amumu jest bardzo ładna.]
[Ło panie, powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że się jeszcze do mnie odezwiesz. Już nawet chciałam usuwać Rotę na dniach. xd]
OdpowiedzUsuńZłapała jego rękę i pociągnęła lekko, by pomóc mu wstać. Nie była mężczyzną, żeby móc szarpnąć go i postawić na nogi. Potrzebowała, by też włożył w to trochę siły. W końcu był gabarytowo większy. Cały czas starała się do niego uśmiechać, by nie odebrał jej zachowania źle. Nie robiła również zbyt gwałtownych ruchów, by sam z siebie jej nie zaatakował. Nie była ślepa, wiedziała, że może być groźny. Powoli i ostrożnie złapała za zapięcia swojego płaszcza i zsunęła go z siebie. Przez chwilę trzymała go tuż przed nim, by mógł mu się przyjrzeć. Potem zamachnęła się i narzuciła mu go na plecy, żeby ukryć te elementy, które odróżniały go od tutejszego społeczeństwa. W końcu ktoś musiał mu wyrządzić tą krzywdę, sam siebie nie splątał.
- Spokojnie. - Pokazała mu swoje ręce, a koszyk zsunął się na zgięcie łokcia. Zbliżyła się odrobinę i naciągnęła mu kaptur na głowę. Utys ponownie warknął, a ona w frustracji zrobiła w jego kierunku to samo.
- Cicho, Utys. - Rzuciła ponownie. Z łagodnym uśmiechem chwyciła dłoń nieznajomego, a potem wślizgnęła mu się pod ramię zanim zdążył zareagować. Wolną ręką ledwo muskała jego plecy, kiedy zaczęła go ciągnąć w kierunku ciemnej uliczki. Wilk szybko wybiegł tuż przed nich, węsząc czujnie w powietrzu i nasłuchując.
- Pewnie jesteście głodni. - Mówiła Rota. Wiedziała, że ani wilk, ani nieznajomy jej nie rozumieją, ale nie przejmowała się tym. Chociaż Utys reagował na jej miły ton machaniem ogona i szczenięcym spojrzeniem. On chyba jednak wiedział, że mówiła o jedzeniu.
[Cześć, to ja, hipokrytka. Już nigdy nie będę się nikogo czepiać, że długo odpisuje. Wybacz mi za to, kajam się.]
OdpowiedzUsuńSpokojnie prowadziła go do swojego domostwa, starając się zachowywać zupełnie naturalnie. Jakby prowadziła bezdomnego, który potrzebuje pomocy, a nie jakąś dziwaczną istotę, na którą ktoś polował. Na pewno to robił, tutejsi ludzie nie lubili dziwaków. Sama się o tym przekonała.
Na szczęście ludzie już nie zwracali na nią uwagi. Utys już dawno przestał robić wrażenie, a jej dziwactwa stały się codziennością. Rota wchodząca na czyiś dach, by uratować kota? Nic nowego. Bieganie za ranną sarną po polach? Ile razy jej się to zdarzyło? Cztery? Więcej? Jej działania stały się szarą codziennością tego miasteczka i to właśnie pozwoliło jej przemknąć tuż przed ich nosami, jakby nie było w tym nic dziwnego. Jakaś starsza para kłóciła się tuż obok nich, a ich dzieci biegały z krzykiem dookoła nich. Reszta ludzi schowała się do domów, kiedy tylko zaczęło padać.
- Mamy szczęście. Psy nas nie znajdą. - Rzuciła stworzeniu na pocieszenie. Ale wiedziała, że jej nie rozumie, więc chyba pocieszała samą siebie. Nie będzie musiała ponieść odpowiedzialności za to. I dobrze.
Kiedy doprowadziła go do siebie, była już cała przemoczona. Sroka głośno skrzeczała na ich widok, odbijając się od starych, zniszczonych mebli. Zabłocili cały przedsionek, ale to tylko niewielki problem, którego łatwo się pozbyć.
- Usiądź. - Ostrożnie zdjęła z niego płaszcz, zarzucając go na krzesło i podsuwając do kominka, by szybciej wyschnął. Nakierowała go na niewielkie łóżko, popychając znacząco. Nie chciała mu zrobić krzywdy, jedynie pokazać, o co jej chodzi. Potem okręciła się po niewielkiej przestrzeni, nalewając mu nieco zupy do miski. Utys plątał jej się pod nogami, domagając się też porcji dla siebie. A uparta sroka próbowała wyrwać jej bułkę, którą mu podawała.
- Zjedz. - Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się zachęcająco. Wilk usiadł tuż obok, wywalając język i śliniąc się niesamowicie, wpatrzony w miskę niczym w obrazek.
[Mam lekki kryzys egzystencjalny pomieszany z kryzysem życiowym, stąd to całe opóźnienie w odpisach. :/ Jeszcze raz przepraszam.]
OdpowiedzUsuńRota celowo ignorowała zachowanie przybysza. Było ono dla niej dziwaczne i nieco przerażające, ale nie dawała po sobie tego poznać. Sroka tego nie rozumiała, zajęta składaniem swojego gniazda z łyżeczek. Kot patrzył tylko jednym okiem, błyszcząc nim z ciemności. Tylko Utys czujnie obserwował ze swojego miejsca, gotowy zaatakować, kiedy będzie to konieczne. Zachowywał się, jak przystało na terytorialną istotę, którą był. Mimo to nie reagował, kiedy nieznajomy wykonywał jakieś ruchy i czynności. Czekał aż Rota okaże strach. Dziewczyna kręciła się po chacie, zbierając wszystko, co mogłoby jej się przydać w oględzinach poszkodowanego. Celowo ignorowała zachowanie swojego nowego towarzysza, bo go nie rozumiała. Ale nie potępiała czegoś, co jest dla niej nieznane. Ignorancją chciała mu dać swobodę na wykonywanie czynności, które są dla niego normalne. Nie chciała go straszyć czy też płoszyć. Nie chciała, by uważał swoje zwyczaje za coś złego.
Potrzebne rzeczy układała na stoliku obok. Przyniosła nawet alkohol do oczyszczania ran, ale trochę się bała, że w kontakcie z taką istotą może to skończyć się wysadzeniem domu w powietrze. Dlatego z tym zamierzała obchodzić się ostrożnie. Kot by jej nie wybaczył utraty ciepłego kąta.
- Jeszcze? - Złapała od niego pustą miskę i ruszyła z powrotem do garnka. Zatrzymała się przy nim, unosząc pytająco brew. Miała nadzieję, że w ten sposób zrozumie jej intencje. Wyciągnęła chochlę i zamarła z nią w połowie drogi do dokładki. Sroka przeleciała przez pokój, skrzecząc przy tym. Wylądowała tuż obok chłopaka i udziobała go lekko w rękę, jakby chciała zwrócić na siebie jego uwagę. I wysępić coś świecącego.