14 lutego 2016

[KP] If at first you don't succeed... Blow it up again!

What a bunch of misfits and freaks we got here. I love it!

Postać do adopcji

Florent d'Amiens
Francuz
19 lat
Alchemik
Ognioodporny
Truciznoodporny
Ale niestety nie ranoodporny
Łączy te same składniki z innym efektem

[Cytaty to Złomiarz z Overwatcha, art autorstwa Lauren Nichols]

10 komentarzy:

  1. Podczas gdy na świecie panoszyło się potworne plugastwo, to właśnie ona została wpakowana do więzienia razem z tymi najgorszymi. Zupełnie tego nie rozumiała i nie pogodziła się z sytuacją. Nic nie mogła jednak zrobić. Nie mogła użyć mocy, bo była za to karana. Nie mogła nawet podsunąć sobie krzesła, gdyż od razu rażona była prądem o nieznacznym natężeniu, ale na tyle irytującym, by odechciało jej się telekinetycznych sztuczek. Śmieszne, że w świecie gdy niemal każdy obywatel miał kontakt z magią, nie można było tego używać. No cóż, nie wolno było jej używać, inni nie musieli się martwić.
    Anna znalazła się w ośrodku dwa lata temu, gdy ją poniosło i jej moc wymknęła się spod kontroli. Była wtedy jeszcze głupia i nieco roztrzepana. Poza tym hormony szalały w jej organizmie i być może wyrzuciła w powietrze jakiś autobus lub dwa. Niemagiczny bardzo dramatyzują. Ludziom w autobusach nie stało się nic poważnego, bo zapewniono im niemal natychmiastową opiekę, a ją potraktowano jako najgorszego złoczyńcę i uznano za niepoczytalną. Śmieszne to wszystko było. W sumie mogłaby traktować to jako śmieszny żart, gdyby nie to, że tkwiła w tym już od kilku lat.
    Życie w zamknięciu mijało monotonnie. Nie można było pozwolić sobie na zbytnią rozrywkę, gdyż nie było do tego środków i wszyscy spędzali czas praktycznie osobno. Anna nauczyła się rysować i zasypiać w każdej chwili, w której tylko chciała. Gdy jej się bardzo nudziło, to właśnie sen był jedyną ucieczką. Kontakty z innymi więźniami były ograniczone. Anna nie miała pojęcia ile osób może znajdować się w przybytku i dlaczego tam trafili. Nie interesowała się tym jednakże.
    Promyczek nadziei na jakieś urozmaicenie pojawił się, gdy dziewczyna dowiedziała się, że jest gdzieś zabierana. Było to co prawda podejrzanie, nie możne było nikomu ufać. W końcu więzienie było pod dowództwem amerykańskiego rządu i być może chcieli ją wykorzystać do niecnych celów jak na przykład szpiegowanie nieprzyjaciół albo mieli chęć na drobne eksperymenty na czarownicy. O nie, tak być nie mogło. Ciemnowłosa nie mogła do tego dopuścić.
    Cierpliwie czekała aż do jej celi wparują żołnierze. Siedziała na łóżku i układała puzzle, które akurat były w jej pokoju. Cierpliwość szybko się jednak kończyła. Uciekała tak jak powietrze z balonika, w którym była malutka dziurka. Dell'Orffelice co chwila spoglądała na klamkę, w oczekiwaniu, aż ta opadnie na dół i zjawią się mężczyźni.
    Zasnęła. Nawet nie wiedziała kiedy to nastąpiło. Gdy się jednak obudziła, to znajdowała się już w innym miejscu. Siedziała na drewnianym krześle, ubrana w to samo w czym była w pokoju. Jej ręce były związane i nie mogła nimi ruszyć. Nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajdowała, gdyż pomieszczenie to widziała po raz pierwszy w swoim życiu. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie rozpoznała. Skupiła swój wzrok na chłopaku siedzącym niedaleko. Nie wyglądał on jednak na osobę, która mogła wiedzieć o sytuacji więcej niż ona.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Rozumiem doskonale, też mam taki drobny chaosik obecnie c:]

    Cały czas siedziała spokojnie. Nawet nie przysłuchiwała się temu wszystkiemu, co mówią. Zainteresowała się dopiero w momencie, w którym usłyszała, że ma szansę wyjść poza mury więzienia. Och, a więc szczęśliwy dzień nastał, a płomyk nadziei zapłonął na nowo. Uśmiechnęła się lekko. Nieco mniej podobał jej się już fakt, że musiała być z kimś. Spojrzała na chłopaka, który spoglądał teraz na nią. Założyła, że to właśnie z nim została sparowana. Nie było tak źle. Zawsze mogła trafić do kogoś z mniej estetyczną aparycją, a takich tutaj było pełno. Co prawda nie znała go, więc mogło być różnie. Sądziła jednak, że poradziłaby sobie z każdym, gdyby tylko mogła używać mocy. Jak się jednak później okazało, nie mogła używać mocy.
    Gruby mężczyzna w brzydkim garniturze w cieniutkie paseczki, które chyba miały zadanie go wyszczuplać. Nie wychodziło im to. Jej tęczówki zapłonęły czerwienią, gdy tylko usłyszała, że podczas misji mogą wyjść poza mury ośrodka, w którym byli przetrzymywani. Ucieszyła się, że jej kara będzie mogła zostać skrócona, jeśli tylko spisze się dobrze. Nie przeszkadzało jej to, że będzie pilnowana przez kilku wojskowych, którzy mili trzymać ich wszystkich na oku, żeby nie zrobili niczego głupiego. Założyła, że mundurowi będą mieć ich wszystkich na muszce i gdy którykolwiek coś wywinie, to będzie do odstrzału. Już wiedziała, co się święciło. Szukali kogoś, na kogo w razie niepowodzenia będą musieli zrzucić winę. Kogo lepiej obwinić niż nie grupę kryminalistów?
    Westchnęła, a jej oczy ponownie przybrały naturalny, brązowy kolor.
    Potem przemowa grubego mężczyzny się zakończyła, a oni wszyscy zostali poderwani do góry i wyprowadzeni z pomieszczenia. Nie, nie zaprowadzono ich do cel, które zajmowali. Szybko i bez słowa wyszli z więzienia. Czekał tam już helikopter. Był on podobny do tego, którym ona została sprowadzona. Szybko założyli jej kajdanki i wpakowali do środka.
    Siedziała cicho, aż helikopter wzbił się w górę.
    – Więc – mruknęła i odchrząknęła – myślisz, że uda nam się pokonać to straszne zagrożenie, o którym mówili? – zapytała i zwróciła się do chłopaka, który siedział obok niej. Przyjrzała mu się bliżej. Był przystojny i na oko chyba w podobnym wieku. Nie miała pojęcia kim, lub czym był, ani co zrobił, że siedział w ośrodku razem z nimi wszystkimi.

    OdpowiedzUsuń
  3. – Przewróciłam autobus – odpowiedziała, uśmiechając się lekko, niby niewinnie. – Tak właściwie, to uniosłam autobus w górę i cisnęłam nim prosto do wody. Tak przynajmniej mówią inni, bo ja niczego nie pamiętam – dodała szybko. Skłamała. Pamiętała wszystko. Sekunda po sekundzie. Pamiętała krzyki przerażonych ludzi, które jednak szybko ucichły, bo później wszystko spowiła nieprzenikniona czerwona mgła. Chociaż wszystko było wtedy zniekształcone i niewyraźne, to ona czuła całą sobą przepływającą przez jej ciało energię i potęgę, która tamtego dnia wymknęła jej się spod kontroli. Chciałaby to wymazać z pamięci i zastąpić jakimś innym wspomnieniem. Zapewne czułaby się inaczej, gdyby to co zrobiła, zrobiła z pełną świadomością, a nie przesłonięta emocjami i czymś o wiele potężniejszym, niż jej własny umysł i umysły innych ludzi mogłyby pojąć.
    – Krwawisz – zauważyła, spoglądając na chłopaka. Dziwne. Był uroczy, prawdziwy słodziak, w innych warunkach by oszalała, bo w końcu była młoda, głupia i hormony w niej szalały. Okaleczał się jednak, a to była taka troszkę czerwona flaga. Nie lubiła krwi i jedynie używała jej do pewnych rytuałów. Wiedziała, że była cenna i trudno było ją zdobyć, bo do odpowiednich rytuałów potrzebna była krew zdobyta w odpowiedni sposób. Jeśli rytuał był wykorzystywany w celach czarnej magii, to krew musiałaby zostać pozyskana gwałtownie lub w brutalny sposób. Handel krwią z morderstwa, najpotężniejszym magicznym składnikiem, był zakazany. Chyba nie trzeba mówić czemu? Na szczęście czarownice pracujące dla rządu muszące wykonać rytuał z użyciem Czarnej Krwi dostawały ją prosto od więźnia, który został skazany na śmierć.
    – A ty za co siedzisz? – zapytała. Musiała przyznać, że chłopak nie wyglądał na typowego kryminalistę. Nie miała pojęcia, co też musiałby ten młodzieniec nawyczyniać, że zamknięto go w tak paskudnym miejscu. Na pewno jednak nie ukradł cukierka ze sklepu. Zaintrygował ją. Z wyglądu był niewinny i niepozorny, lecz w duchu zapewne niebezpieczny i nieprzewidywalny. Zapowiadała się świetna zabawa.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wybacz opóźnienie, ale pierwszy tydzień na uczelni był wymagający.]

    Nie widziała jeszcze czarnej krwi, więc chłopak, na którego patrzyła stał się jeszcze bardziej intrygujący. Nie mogła sobie przypomnieć, jaka kreatura miała takie właściwości. Odwróciła wzrok, gdy chłopak zlizał stróżkę krwi. Miała nadzieję, że nie ma do czynienia z jakimś wampirem albo dziwnym podgatunkiem krwiopijców. Nie przepadała za takimi od czasu, gdy była świadkiem tego, jak dwa wampiry zagryzły na śmierć biednego wilkołaka.
    – Mój Boże – powiedziała, gdy usłyszała historię chłopaka. Tego się nie spodziewała i nie wiedziała, jak ma zareagować. Florent nie wyglądał na takiego, który mógłby bez mrugnięcia okiem pozbawić życia kilkunastu niewinnych osób.
    Spuściła wzrok i zerknęła na podłogę. Nie wiedziała ile już lecieli, ale wydawało jej się, że mijają godziny. W swojej celi przynajmniej miałaby książki i mogłaby poczytać o czymś. Nie musiałaby siedzieć na twardym siedzeniu, przez który bolał ją już tyłek. Oparła swoją głowę o ścianę i zamknęła oczy. Nie zorientowała się, że zasnęła.
    Obudziło ją dopiero lekkie szturchanie i przyjemny dla ucha, męski głos. Przyjemności się skończyły, gdy otworzyła oczy. Od razu szarpnięto ją, jakby była workiem ziemniaków i popchano do wyjścia. Światło ją nieco oślepiło.
    Wszyscy którzy znajdywali się z nią wcześniej w helikopterze stali teraz w jednym rządku i rozglądali się na wszystkie strony. Byli na statku. Czuła delikatne kołysanie. Nie miała choroby morskiej, więc nie musiała się przejmować tym, że będzie zwracać zawartość żołądka. Dookoła stali żołnierze, którzy odważnie dzierżyli w dłoniach bronie. Zapowiadało się coś dobrego.
    Nagle przed jej oczyma wyrósł opasły mężczyzna, którego widziała wcześniej. Z początku nie słyszała nic i czuła się, jakby wcześniej ktoś ją odurzył. Być może właśnie dlatego zasnęła.
    – Czeka was niebezpieczne zadanie – powiedział w końcu. Dziewczyna spojrzała na niego i wytężyła wszystkie swoje zmysły, które z początku nie chciały współpracować. – Musicie się wykazać i nie sprawiać kłopotów. Za chwilę dostaniecie wszystko, czego będziecie potrzebować – po tych słowach zniknął, a ona nadal nie wiedziała o co chodzi. W chwili w której gruby mężczyzna odszedł, żołnierze zaczęli przynosić jakieś skrzynie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skrzynki. To właśnie na nich skupiła teraz swoją uwagę. Gdy tylko jedno pudło wylądowało tuż przed nią, a ktoś jej to otworzył, to od razu przystąpiła do przeszukiwania rzeczy w nich zawartych. Był tam portfel, do którego zajrzała. Ku jej uciesze znalazła się tam całkiem pokaźna sumka, którą można było wydać na całkiem sporo rzeczy. Była dziewczyną i mogła wydać to wszystko na ubrania, jedzenie lub jakieś ciekawe dodatki. Niestety domyślała się, że nie miała takiej możliwości i pieniądze te były przeznaczone tylko na najpotrzebniejsze rzeczy. Szukała dalej. Znalazła dokumenty, którym nie przyjrzała się w ogóle. Dalej były ubrania, całkiem znośne i wygodne. Najważniejsze, że były tam spodnie, które mogła nosić i nie krępowały one jej ruchów. Od razu zaczęła się przebierać. Nie przeszkadzało jej nawet to, że wszyscy przez chwilę mogli podziwiać jej bieliznę. Najważniejsze było bowiem to, że mogła zrzucić z siebie więzienne wdzianko, które zaczęło jej już przeszkadzać. Gdy wydostała ze skrzyni bluzę z kapturem, zauważyła, że znajduje się pod nią coś twardego. Ku jej zadowoleniu, był to jej kufer.
    Przedmiot ten wyglądał niepozornie. Był niczym nieco większe pudło na biżuterię, jednak jego wnętrze było o wiele cenniejsze. Przedmiot ten był magiczny i nie każdy mógł go otworzyć. Pudełeczko to mogło pomieścić wszystko, co zmieściło się w otworze. Dzięki temu Anna trzymała tak różne bibelociki i składniki do rytuałów. Oczywiście gdy ją złapano, to musiała wszystko oddać, więc wątpiła, czy teraz cokolwiek tam było. Niemniej jednak cieszyła się, że odzyskała swoją własność.
    Pod pudełeczkiem była książka, która również należała do dziewczyny. Był to Grimuar, z którego korzystała podczas rzucania większych uroków i rytuałów. Był to niemal podręcznik magii i każda wiedźma miała swój własny, bo tylko ten mogła odczytać. Dla kogoś innego księgi czarów należące od innych czarownic bądź czarowników były kompletnie nieczytelne. Kolejne rzeczy w skrzyni nie miały dla niej większego znaczenia, więc nawet ich nie oglądała.
    – Co jest? – zapytała podchodząc do Florenta. Chłopak był wyraźnie podekscytowany tym, co znalazł u siebie, więc zapewne musiało to być ciekawe. Miała tylko nadzieję, że nie dostał niczego lepszego niż ona i że ich rzeczy dopełnią się jakoś, skoro oboje mieli działać wspólnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Florent strasznie się ekscytował na widok tych wszystkich ziół. Rośliny znaczyły dużo dla Anny. Bez nich nie można było mówić o większości rytuałów czy eliksirów. Z początku dziewczyna przyjrzała się roślinom, bo zainteresowały ją one bardzo. Z zamyślenia wyciągnął ją jednak głos chłopaka, mówiący o eksplozjach. Nie słyszała jeszcze, żeby jakaś roślina mogła wybuchnąć. Owszem, były eliksiry, które to powodowały, ale nikomu nie chciało się ich robić. Może Florent był miłośnikiem takich wybuchowych mieszanek, chociaż miała nadzieję, że prawda jest inna.
    Spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się, gdy wziął ją za rękę. Było to miłe, nawet bardzo. Chociaż znała go dopiero kilka godzin, to myślała, że jakoś się dogadają, skoro mieli razem współpracować. Zdziwiła się również, gdy dotarło do niej, że zostali przydzieleni do siebie, a mieli nie więcej niż dziewiętnaście lat. Trochę było to lekkomyślne, by posłać na trudną i niebezpieczną misję dwójkę niepełnoletnich żółtodziobów, w których hormony jeszcze się nie uspokoiły. Niekontrolowany napływ mocy mógłby zdziałać więcej szkód, niż to dziadostwo z którym mieli walczyć.
    Szła posłusznie za chłopakiem, a jej kufer niósł któryś z żołnierzy. Pomyśleć, że jeszcze są dżentelmeni i ona nie musiała tego tachać. Miała czas, by zastanowić się, jak ta ich misja miała wyglądać. Rozmyślała o tym, czy rzucą ich wszystkich w wir wydarzeń i w samo ich centrum samych, czy też będą mieć jakąś obstawę. Oczywiście obstawiała tą drugą opcję. Jakoś nie chciała uwierzyć w to, że mogliby działać kompletnie bez nadzoru i zapewne przydzielą im jakichś opiekunów, którzy będą wrzodami na tyłku. Lepsze jednak było to niż siedzenie w celi i gapienie się w ściany.
    – Zostaliście przydzieleni w pary. Każda para otrzyma kogoś do pomocy, kto dodatkowo będzie was pilnować, żeby nikt nie wywinął żadnego numeru. Żołnierze są uzbrojeni i w razie potrzeby skorzystają z tego – rozległ się męski, donośny głos. Dziewczyna dostała swoją odpowiedź. Nie podobała jej się ta opcja, ale musiała to przeżyć.
    Po chwili kazano im się zatrzymać. Anna i Florent zostali sami, ale nie na długo. Szybko bowiem dołączył do nich jakiś mężczyzna, który wręczył im jakieś papiery. Wynikało ich jasno, że to właśnie on będzie sprawować pieczę nad nastolatkami. Dell'Orffelice na początku myślała, że zostanie im przydzielona jakaś kwatera i nie myliła się, ale rzeczywistość była tak komiczna, że dziewczyna z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
    – Florek, zostaliśmy rodzeństwem – mruknęła, czytając papiery, w których napisano, że od teraz mieli posługiwać się nową tożsamością. Ba, wszystko co im podano było inne od faktycznego stanu. Anna nie była nawet czarownicą, tylko zwykłą śmiertelniczką. Zaśmiała się, gdy to zobaczyła, a jeszcze bardziej, gdy przeczytała dopisek, że pod żadnym pozorem nie wolno jej użyć mocy. A więc będzie zabawa.
    – Waszym zadaniem jest zrobienie wywiadu społecznościowego. Będziecie chodzić do szkoły, jako dwoje zwykłych ludzi. Nie wolno wam się wyróżniać i sprawiać problemów, bo później wy będziecie mieć znacznie poważniejsze. Macie zachowywać się profesjonalnie. – usłyszała z ust mężczyzny. Miała nadzieję, że pozwolą im na rozwalanie różnych rzeczy, a tak będzie musiała uczyć się chemii i innych głupot...
    – To ja już chyba wolę do celi – wyszeptała Florentowi do ucha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anna nie chodziła do ludzkiej szkoły. Od początku wiedziano, że była wiedźmą, więc posłano ją do wiedźmiej szkoły, gdzie mogła odebrać stosowne wykształcenie, pasujące do jej rasy. Odbierała tam oczywiście wykształcenie nauczane w zwykłej szkole, ale głównie skupiano się na kontroli mocy w niej drzemiącej. Uczyła się chemii i zaraz potem miała zajęcia z ważenia eliksirów. Angielski i historia, by później mieć zaklęcia i historię magii. Musiała uczyć się dwa razy więcej niż przeciętny człowiek, więc nic dziwnego, że wolała swoją celę. Poz tym była jeszcze matematyka, ten piekielny przedmiot wynaleziony zapewne przez człowieka, który teraz smaży się w najgorszym możliwym piekielnym kociołku. Brrrrrry, ależ ona nie lubiła tego przedmiotu.
    Spojrzała na Florenta. Nie przywykła do komplementów i do tego, ze prawił je osobnik płci męskiej. Zazwyczaj to z ust matki czy babki słyszała, że jest piękną dziewczynką. Zaczerwieniła się nieco. Czuła jak na jej twarzy pojawiają się wypieki, więc szybko przetarła dłońmi całą twarz, by sprawić wrażenie, że zaczerwienienie jest wynikiem właśnie tego gestu.
    – Wiesz, w celi przynajmniej mieliśmy spokój, a w szkole będą egzaminy, kartkówki, prezentacje, eseje i inne zadania domowe. Nie wiem, czy chce mi się nad tym siedzieć. Poza tym, uważasz, że pozwolą nam wychodzić poza szkołę? Mam wrażenie, że nasze życie będzie się ograniczało do szkoły i domu. Nie będziemy mieć życia prywatnego – mruknęła, nieco zrezygnowana. Zawsze miała czarne myśli. Nie mogło być inaczej. Poza tym wolała nastawić się na coś gorszego, by później pozytywnie się zaskoczyć, niż przykro rozczarować, gdyby liczyła na coś więcej.
    – Niemniej jednak przyjemnie będzie wyjść poza ten przeklęty budynek – uśmiechnęła się lekko, starając się znaleźć chociaż jedną pozytywną wiadomość w tym całym wydarzeniu.

    [Dzisiaj trochę krócej, wybacz.]

    OdpowiedzUsuń
  8. Słowa Florenta były dla uszu Anny niczym oskarżenie. Oczywiście, że nie miała specjalnych wygód i nie było jej wolno robić wielu rzeczy, które mogłaby robi. Niemniej jednak posiadała nieco więcej swobód, gdyż w ośrodku nie uznawano jej za aż tak niebezpieczną, jak innych. Mogła sobie spacerować od czasu do czasu i rozmawiać z innymi, którzy również mieli więcej swobody. Niemniej jednak chłopak miał trochę racji. Rzeczywiście mogliby poczuć się chociaż trochę, jakby byli na powrót normalnymi obywatelami, co więcej mogli poudawać kogoś kim nie są. Dell'Orfellice nie miała wątpliwości, że udawanie zwykłego śmiertelnika będzie dla niej trudne. Była wiedźmą i lubiła używać swoich mocy i odprawiać zaklęcia. Wiedziała jednak, że gdy tylko czegoś spróbuje, to dostanie za to po łapach. Nie znała się zbytnio na ludziach, ale już na pierwszy rzut oka potrafiła dostrzec, że mężczyzna który miał ich pilnować był dożarty i czepliwy. Będzie z nim ciężko, to pewne.
    – Masz rację, po prostu nie przepadam za zmianami, a gdy już sobie poukładam jakoś życie, to nie bardzo mam chęć je zmieniać – wyjaśniła. Nie kłamała. Lubiła pewnego rodzaju spokój i stagnację, bo nawet wtedy gdy nie siedziała w ośrodku, to w swoim domu miała pewnego rodzaju plan dnia, którego skutecznie się trzymała. Nawet gdy robiła coś, co chociaż trochę wykraczało poza jej tradycyjny dzień, to i tak wybryk ten nie był zbyt znaczący. Nie licząc tego, przez który znalazła się w ośrodku. Wtedy ją poniosło zbyt bardzo.
    Anna była osobą zawziętą i upartą. Wiedziała, że siedząc w udawanym domu zbyt utonęłaby w tym udawaniu i całą naukę zaczęłaby traktować zbyt poważnie. Już taka była, wiedziała, że może zbyt się wciągnąć. Z drugiej strony kusiło ją to, bo ostatni okres stagnacji i braku jakichkolwiek wydarzeń był dla niej męczący.
    – Macie się rozglądać i wybadać sytuację. Jeżeli zauważycie, że jakiś uczeń lub nauczyciel zachowuje się podejrzanie, to od razu macie to zgłosić. Gdybyśmy wiedzieli czego szukamy, nie prosilibyśmy o pomoc dwoje żółtodziobów – usłyszała z ust mężczyzny. Jak on śmiał nazwać ich żółtodziobami. Na język już cisnęła się jakaś cierpka uwaga na temat mężczyzny, niemniej jednak dziewczyna przygryzła wargę, powstrzymując się przed ściągnięciem kłopotów.
    Dziwny mężczyzna poprowadził dwójkę młodocianych przestępców do wyjścia, gdzie czekał na nich bardzo ładny, czarny samochód, do którego cała czwórka wsiadła.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anna również była pewna tej jednej rzeczy – nigdy już nie mogła trafić do swojej dawnej celi. Nie mogli jej tego zrobić. Skoro już znalazła się ponownie na wolności, z niemalże czystą kartą, to nie mogła dopuścić do tego, by ponownie ją zamknięto. Pokręciła przecząco lekko głową, jakby odpowiadała komuś na zadane pytanie, a tak naprawdę zatwierdzała się tylko w swoim własnym przekonaniu, że już prędzej skoczyłaby z mostu lub strzeliła sobie w głowę, gdyby usłyszała, że znów chcą ją przymknąć.
    – Pewnie tak – odpowiedziała szybko na pytanie Florenta. Nie wyobrażała sobie bowiem, żeby jej egzystencja w liceum pozostała bez zawarcia jakichkolwiek znajomości – Nigdy nie miałam chłopaka, może poznam kogoś fajnego? – rozmarzyła się, opierając o oparcie wyłożone miękką, przypominającą skórę tapicerką. Anna nigdy nie miała chłopaka ani nie była romantycznie związana z nikim, ale nie przeszkadzało jej to. W swoim życiu miała tak wiele rzeczy do roboty, że nigdy nie myślała, by związać się z kimś na poważnie. Nie to, że nikt jej nie interesował, ale po prostu w tamtym okresie tego nie potrzebowała. Teraz jednak, po długim okresie samotności miała czas na przemyślenia i ostatecznie stwierdziła, że miło byłoby mieć w życiu przyjaciela lub kogoś bliższego, z kim mogłaby dzielić swoje życie i czas.
    Samochód ruszył, a w środku zapadła cisza. Anna wyjrzała przez okno, bo przyjrzeć się zmieniającemu się krajobrazowi. Czuła, że czeka ich długa droga. Spojrzała na Florenta i już miała coś powiedzieć, gdy nagle dobiegł ich głos prowadzącego pojazd.
    – W schowku pod siedzeniem macie napoje i przekąski. Możecie się częstować, tylko bez brudzenia – powiedział, spoglądając na nich przez lusterko. Anna uśmiechnęła się pod nosem. Właśnie do niej dotarło, że od śniadania nic nie jadła, ale nie czuła głodu, gdyż przepełniało ją podniecenie i odrobina adrenaliny, która skutecznie tłumiła nieprzyjemne uczucie ściskające żołądek. Niemniej jednak darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a taka okazja mogłaby się już nie powtórzyć. Poza tym to była pierwsza miła rzecz, jaką rządowcy dla nich zrobili, więc nie mogli zmarnować okazji.
    – Wiesz, jak to można otworzyć? – zapytała chłopaka, starając się samej rozwikłać zagadkę polegającą na odnalezieniu przycisku otwierającego skrytkę pod siedzeniem. – Wydaje ci się, że po tym wszystkim zamkną nas z powrotem? – zapytała, ściszając swój głos niemal do szeptu, gdy tylko chłopak pochylił się w jej stronę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Po krótkiej chwili męczenia się z otwarciem schowka, w końcu udało jej się dostać do środka. Widok tego wszystkiego, nieco ją oszołomił. Nigdy w życiu nie widziała tylu różnych przekąsek. Były tam czekoladki, chipsy i orzeszki. Co tylko człowiek mógł sobie zażyczyć, to na pewno by to tam znalazł. Uśmiechnęła się pod nosem, wyciągając ze schowka butelkę wody mineralnej i jakieś prażynki o smaku truskawkowym. Podobną paczkę podała Florentowi, chociaż nie wiedziała, czy chłopak to lubił. Ona je uwielbiała.
    – Czym się zajmowałeś przed trafieniem do tego nieszczęsnego ośrodka? – zapytała z nieskrywaną ciekawością w głosie. Nie znali się, ale Anna uważała, że powinni poznać się bliżej, zanim zaczną współpracować. Chciałaby wiedzieć, czym on się interesuje, czym zajmował i co lubi. Zdążyła się już domyślić, że chłopak interesował się roślinami. Ona sama również miała o nich jakieś pojęcie, więc to ich łączyło. Dobrze, że chociaż tyle wspólnego mieli, bo zawsze może być to punktem zaczepienia i rozpoczęcia rozmowy, gdy inne tematy im się wyczerpią.
    Ona sama była gotowa zdradzić nieco o swojej przeszłości. Powinni się przecież poznać. Dell'Orfellice nie wiedziała, jak będzie miała wyglądać ta cała ich misja i jak długo tam będą, ale na pewno zbliży się do chłopaka i narodzi się między nimi jakaś więź. Nie chciała, żeby ta więź była negatywna, bo wtedy żadna ze stron nie miałaby przyjemności.
    – Oczywiście! – powiedziała, opierając się o siedzenie. Było nadzwyczaj wygodne. – Bez walki nigdzie nie pójdę – dodała już nieco spokojniej i ciszej. Nie chciała, by mężczyźni siedzący przed nimi ich usłyszeli, bo wtedy mogłoby to zostać źle odebrane. Nie wiedziała, czy jeśli oni wyczują jakiekolwiek oznaki do chęci buntu, to nie wyskoczą z paralizatorem czy inną ciekawą bronią, która miałaby za zadanie odwieść ich o tej myśli.
    – Jak miałam dziewięć lat, to zaczęło się u mnie Arcanus Novium [kiepsko mi idzie wymyślanie nazw, wybacz!]. Nie wiem, czy wiesz co to jest, bo raczej żadna czarownica o tym nie mówi – zawahała się. Nie wiedziała, czy chłopak chce słuchać o tym, co wyprawiała, gdy miała dziewięć lat. Arcanus Novium był to okres,w którym młode czarownice przeżywały pełnię swojej mocy. Nie było to zbyt efektowny okres, ale na pewno bardzo to przeżyła. Wiedźmy wyczuwają wtedy energię znacznie bardziej, niż w innym okresie życia. – Moje włosy się elektryzowały, klamki raziły mnie prądem... Ech, śmieszne rzeczy. Dobre czasy to były – uśmiechnęła się słabo, nurkując dłonią po kolejną paczkę prażynek.

    OdpowiedzUsuń