Francesca Veantine Accarditylko i wyłącznie Vea
Wyprowadzenie jej z równowagi graniczy wręcz z cudem. Najpierw wszystkiego wysłucha z tym irytującym, pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy, a potem dogryzie w taki sposób, że nie wiadomo, co odpowiedzieć. Wszystko kalkuluje na zimno, nie daje się ponosić emocjom. Świetny strateg, a do tego jest dobra w psychologiczne gierki i podchody, dlatego niepostrzeżenie udaje jej się podsuwać ojcu pomysły. Jedyną jej pomyłką jak do tej pory był pomysł z połączeniem rodów, przez co wpakowała się w „jakieś głupie zaręczyny”.
Zazwyczaj cierpliwa, czasem potrafi się zirytować, wprawiona w kłótnie dzięki ciągłym spięciom z matką (chyba jej nawet tego teraz brakuje...) i przekomarzaniu się z młodszym bratem. Starszy natomiast nazywa ją „cukierkiem”, czego dosłownie nie może znieść. Może by to nawet pasowało, może wyglądałaby jak cukierek tudzież porcelanowa laleczka, gdyby tylko nie próbowała za wszelką cenę ukryć własnej kobiecości i pokazać, kto w tej rodzinie ma jaja i będzie potrafił później zająć się wszystkimi sprawami.
Gdy coś ją zrani, nie okaże tego, w końcu musi udawać, że jest twarda. Dopiero potem zamyka się w pokoju i zwyczajnie ryczy w poduszkę. W końcu tym słabym babom wolno.
Było spokojnie, o ile można było tak opisać pulsujący tłum i bębniącą w uszach muzykę. Siedział w loży właściwie sam. Jego koledzy zdązyli już odpłynąć. Jeden patrzył tępo na do połowy pustą szklankę z jakimś drinkiem, drugi kiwał się na boki, a trzeci najzwyczajniej w świecie, obściskiwał się z jakąś świeżo poznaną panną. Arthur zawsze miał powodzenie i zawsze to wykorzystywał. Uważał, że zmarnowane szanse to grzech śmiertelny. Mort jakś nigdy nie zastanawiał się co o tym sądzi jego żona, leżąca teraz z wielgachnym brzuchem w prywatnej klinice, spodziewając się, pożalsięboże, blizniaków. Sam nie lubił się upijać. Zawsze wtedy można było stracić dobrą zabawę, tak jak teraz. Śledził akcję przy barze. Jakaś dziewczyna, coś zamawiała, jakiś facet chciał jej postawić, a ona nie zamierzała zrobić tego samego. Cóż, każdy ma swoje priorytety. Parsknął śmiechem, widząc jak facet obrywa w krocze, na oko ostrym jak igła, obcasem. Pięknie.
OdpowiedzUsuńPodniósł się po nowego drinka. Ominął faceta, teraz zbieranego przez kolegów. Puknął dwa razy w blat baru. Po chwili stała przed nim szklaneczka. Zerknął na dziewczynę, która ciągle stała przy barze.
- Nie wiem czy mogę tu stać. Pozwolenie udzielone?
- Wolę się upewnić. Nie mam dzieci, ale to nie znaczy że ich mieć nie chce.
OdpowiedzUsuńObrócił kilka razy kostkami lodu w szklance. Lubił ten dźwięk, kiedy obijały się o siebie i o ścianki szkła. Teraz nie za bardzo słyszał nawet własnych myśli a co dopiero ten cudownie kojący dźwięk. Zerknął na nią kątem oka. Wyraźnie czegoś szukała, a raczej kogoś. Starał się przypomnieć sobie, z kim przyszła. Siedzieli tu już pare godzin, tylko po to by miec alibi. Osobiście miał już dość. Nawet pić nie było z kim.
- Nie żebym się czepiał, ale czy to nie twoja zguba, kopuluje z moim znajomym? - wskazał na loże z której przed chwilą wyszedł. Właściwie kolega nie był kolegą, bo to była kobieta, przechodząca właśnie terazpie homronalną do zmiany płci, ale nikt nie musiał tego wiedzieć. Podejrzewał, że dziwczyna, z którą się tak zawzięcie obmacywał też nie wiedziała. Ale to już nie jego sprawa. Najwyżej dostanie w morde i się skończy ciupcianie.
- Nie każdy siedzi tu z własnej woli. - wzruszył ramionami. Ze wszystkich klubów, które do nich należały albo były przez nich nadzorowane, ten plasował się na bardzo nikim miejscu na liście, tych w których lubił przebywać.
OdpowiedzUsuńSpjrzał w kierunku falującego tłumu. No tak, średnia wieku 18 lat. Po co ludziom w tym wieku coś więcej niż ogłuszająca muzyka, alkohol, dragi i ocieranie się o innych w tym dziwnie obrzydliwym tańcu godowym, kojarzącym się raczej z neandertalczykiem niż człowiekiem współczesnym.
Wzruszył ramionami, popijając to co miał w szklance.
- Niektórym nie potrzeba wiele. - zerknał na zegarek. Piękny zegarek z tytanową bransoletą, samonakręcający się. Co prawda nie minęła godzina, ale 40 minut też starczy. Spojrzał na lożę, w której siedział. No tak, wszyscy ostro wstawieni. Im to obojętnie co, gdzie i z kim będą robić.
- Spadam stąd. - mruknął, dopijając drinka. - Zamówić ci taksówkę? Nie wyglądasz jakbyś była stąd.
[ Ciekawy szablon :) ]
OdpowiedzUsuń[ Właśnie miałm pytać o pomysł XD To właśnie taki wstep miał być, teraz możemy ich w coś wpakować poważniejszego :) Jak coś masz to się nie krępuj :D ]
OdpowiedzUsuń- Dziewczyno, czy ja mówie, że sobie nie radzisz? Dobrze, że nie wyskoczyłaś z tekstem "Nie mogę rozmawiać z obcymi bo tatuś mi nie pozwala". - wywrócił oczami. Właściwie niezbyt często trafiał na kobiety, które nie ulegały mu od razu. Uważał się za całkiem atrakcyjnego więc w pewnym sensie się nie dziwił, ale ta kobitak była wyrażnie poirytowana i przede wszystkim, zupełnie na niego odporna.
- Nagła? Ja zawsze jestem uprzejmy... No dobra, nie będę kłamał. Nie bywam uprzejmy, ale bardzo chce stąd iść, a jak wyjde sam to się ode mnie nie odpierdolą jutro. - wskazał na swoich kumpli, zbystrzałych nieco, widząc go z dziewczyną której nie znają.
- Więc proponuje ci być moim fortelem, a w zamian zapłace za takse. Pasuje?
W końcu chodziło o honor rodziny. No dobra, kolejne kłamstwo... Chodziło o jego reputacje i święty spokój. Mół znosić kumpli na kacu, ale kumple na kacu gadających coś pod nosem o okresie, to była przesada.
[ Ok. O... mam nawet pomysł, jak będą wyglądać te zaręczyny XD ]
OdpowiedzUsuń- Mówisz to tak, jakby to było jakieś dziwne. - wzruszył ramionami. Zbytnio nie przejmował się opinią innych, dotyczących jego osoby. wiedział, że jest nieco... dziwny, ale do wina wychowania a dodatkowo dodawało mu uroku. Był prawie najmłodszy, ale dziesięcioletia siostra przecież nie mogła się zajmować tym co on. Dostał chyba najcięższą pracę. Działał bezpośrednio z klientami i miał zawsze pełne ręce roboty, bo najłatwiejszy i najpewniejszy kontakt z "papciem" był właśnie przez niego. Inni z rodziny byli zdecydowanie mniej dostępni.
- Wiesz, może i bym cie zaliczył przed wyjściem, ale jakoś tak... nie jesteś w moim typie, chociaż całkiem ciekawa z ciebie panienka.
Parsknął, udając święte oburzenie.
- Że niby wyjście ze mną i usadzenie się w tej samej taksówce, jest tyle warte u ciebie? Może przedstawisz mi swój cennik, co? Ile płacę za tę rozmowę? Skosisz mi pewnie jeszcze emeryture.
Zerknąl znów w stronę swojej loży. Najwioczniej chłopcy postanowili dokonać zakładu, który zrobi większe wrażenie i szykowali się by wstać.
- Ostro się targujesz... Ale ja też to potrafię. Więc co jeszcze chcesz?
[ Może nie tyle, że zapomnieli poinformować, tylko tak ją trochę okłamali bo z własnej woli, wiedząc że ma się hatjać, nie przyjechałaby XD ]
OdpowiedzUsuń- Ja bym nie żartował. Wiele bym sobie zażyczył na twoim miejscu, ale skoro jeteś taka skromna... Przynajmniej wiszło na moje. - wzruszył raminami. Czasem był tak obrzydliwie obojętny. Musieli zaamiętać, że wyszedł z kimś, że nie miał czasu ani możliwości, znaleźć się tam gdzie go nie powinno być. Mimo że wyglądało to wszystko jak przypadek, to było to w pewnym sensie zaplanowane. To, że wypadło akurat na nią... jakkolwiek ma na imię, było przypadkiem.
- Nie muszę właściwie im tego udowadniać... Ale skoro się zgodiłaś to nie wybrzydzajmy.
Poprosił barmankę o zamówienie taksówki. Była już po minucie, bo w tej okolicy zawsze kręcili się taksówkarze. Zawsze można było znaleźć tu klientów.
[ Przenosimy ich już na to spotkanie rodzinne, czy może jeszcze ich w coś wpakujemy? ]
Zaparkował na podjeździe. Dostrzegł cztery samochody na obcych rejestracjach i stwierdził, że goście już są. Odesłał ochroniarza i sam udał się do salonu. Mort, został przedstawony przez ojca grupce która go otaczała. Dalej nie wiedział dlaczego tu właściwie jest.
OdpowiedzUsuńNie lubił przebywać ze zbyt liczną częścią swojej rodziny w jednym miejscu, dłużej niż kilka minut. Z doświadczenia wiedział że takie spotkania nigdy nie przynoszą niczego dobrego. Pracował sobie spokojnie i wolał zostać tam gdzie był, niż siedzieć tu i pić marne alkohole, bo ojciec zawsze oszczędzał na rodzinie i gościach.
Usmiechnął się krzywo i poszedł po cos do pica. Bez kilku promili nie da się tego wytrzymać. Zwinnie unikną spotkania ze starszą siostrą, bo ta niezwykła kobieta potrafiła wyrzucać z siebie słowa z niezwykłą prędkością i nie zawsze miały one sens.
Stanął przy wazie i juz wiedział, że znów ma pecha. Uniósł brew, ale zamiast zbesztać, parsknął tylko smiechem.
- Zapytałbym co tu robisz, ale nie chce chyba wiedzieć. Tym razem próba opuszczenia lokalu się nie uda tak łatwo jak poprzednio.
Uniósł brew. dziewczyna była ewidentnie wstawiona, choc zabawa się dopiero zaczęła. On nawet nie zdążył sobie nalać a już był uwalony alkoholem. Nie dał po sobie niczego poznać. Sposób w jaki zapytała czy jest jednym z Whiteów, potwierdzała to, ze nie ma pojęcia kim jest. Przez chwilę zastanawiał się, co ona tu robi. Wątpił by ktoś ją przyprowadził dla towarzystwa. To nie było "takie" przyjęcie. A skoro nie była osobą towarzyszącą, to musiała być kimś z rodziny. Wiedział, że nie zna prawie nikogo z jednej rodziny, a dokładnie z Accardi. Gnieździli się dużo dalej od nich, więc nie współpracowali prawie wcale. To nawet się dobrze składało, bo z tego co kojarzył, mieli być czymś na kształt rodziną, kiedy jego siostra wyjdzie za jaj brata. Z całej rodziny tylko on, dwie siostry i najmłodszy brat, który ledwo skończył 7 lat, nie byli w związku małżeńskim. Podejrzewał, że ta cała impreza miała coś wspólnego z zaręczynami i podejrzewał, ze chdziło o Amber i tego dryblasa od Accardich. Bo o kogo innego? Wypił dwie porcje dziwnego alkoholowego płynu na raz.
OdpowiedzUsuń- Nie pij tyle, bo znów zrobisz coś głupiego.
- Jakbym musiał chodzić w takich butach to albo nie miałbym jaj albo bardzo strał się je ukryć. Obie opcje nie wchodzą w gre. - wzruszył ramionami. - Przyśle ci rachunek za pranie koszuli i marynarki.
OdpowiedzUsuńSkrzywił się odstawiając kubek. To coś co nazwali pączem było wstrętne i bardzo nie chcia tego pić. Nie przepadał za takimi przyjęciami. Męzczące było utrzymanie na twarzy maski uprzejmoości i durnego uśmiechu.
- Pewnie chodzi o to co zawsze, o interesy. Cały świat obraca się w okół interesów. Jak zaczniesz uważnie obserwować to się dowiesz o co chodzi. Mnie się wydaje, zę szykuje się jakieś małżeństwo. Kilka osób ma w klapie biały kwiatek. To już dużo mówi. Ale jak bardzo chcesz wiedzieć, to właśnie zbliża się do nas księga wiedzy, w obwalucie ze skóry ludzkiej, przypominającej moją sistrę starszą Amber. Jej zapytaj, tylko bądż miła bo to harpia... zjada żywcem.
[ Planowałem tak, by ona ich zaprosiła do oddzielneo pokoju na "specjalną" rozmowę z głowami kast :D ]
OdpowiedzUsuń- Domyślam się. - mruknął. - Z tego co kojarzę, to z Accardich możesz być starszą albo młodszą. Obstawiam na młodszą. - wzruszył ramionami. - Mam kilku braci, więc ty możesz mieć problem. - uśmiechnął się do niej. Znał prawie wszystkich na sali, w większości ze zdjęć i opowieści wielu osób.
Amber nie wydawała się zniesmaczona towarzystwem. Wbita w nieziemsko obcisłą, w tajemnicy zszywaną na niej, sukienkę, zupełnie nie pasującą do jej karnacji, makijażu ani butów, czuła się świetnie jak zwykle.
- Ojej, widzę że flirt i chemia jest... - zaczęła z uśmiechem, wyjmując bratu z dłoni kubeczek z tym czymś, w czym powinien być alkohol.
- Ta, między nami jest tyle chemii co w Czarnobylu. - odparł, biorąc drugi kubek. Skoro chciała pić jego bakterie to jej sprawa.
- Nie bądź takim sarkastycznym cwaniaczkiem. Wszyscy wiedzą, że dajsz dupy na prawo i lewo.
- Moja dupa to moja sprawa.
- Tjjjaaaa... - wywrciła oczami, przenosząc spojrzenie na dziewczynę. - Nie martw się. On tylko udaje... zwykle bywa czarujący... jak trochę wypije. Wiesz, ma kompleks najmłodszego syna i do tego nieżonaty... no, dużo się zebrało na raz. Jeszcze się lepiej poznacie. A tak poza tym, chcą was widzieć w bibliotece.
[ Planowałem tak, by ona ich zaprosiła do oddzielneo pokoju na "specjalną" rozmowę z głowami kast :D ]
OdpowiedzUsuń- Domyślam się. - mruknął. - Z tego co kojarzę, to z Accardich możesz być starszą albo młodszą. Obstawiam na młodszą. - wzruszył ramionami. - Mam kilku braci, więc ty możesz mieć problem. - uśmiechnął się do niej. Znał prawie wszystkich na sali, w większości ze zdjęć i opowieści wielu osób.
Amber nie wydawała się zniesmaczona towarzystwem. Wbita w nieziemsko obcisłą, w tajemnicy zszywaną na niej, sukienkę, zupełnie nie pasującą do jej karnacji, makijażu ani butów, czuła się świetnie jak zwykle.
- Ojej, widzę że flirt i chemia jest... - zaczęła z uśmiechem, wyjmując bratu z dłoni kubeczek z tym czymś, w czym powinien być alkohol.
- Ta, między nami jest tyle chemii co w Czarnobylu. - odparł, biorąc drugi kubek. Skoro chciała pić jego bakterie to jej sprawa.
- Nie bądź takim sarkastycznym cwaniaczkiem. Wszyscy wiedzą, że dajsz dupy na prawo i lewo.
- Moja dupa to moja sprawa.
- Tjjjaaaa... - wywrciła oczami, przenosząc spojrzenie na dziewczynę. - Nie martw się. On tylko udaje... zwykle bywa czarujący... jak trochę wypije. Wiesz, ma kompleks najmłodszego syna i do tego nieżonaty... no, dużo się zebrało na raz. Jeszcze się lepiej poznacie. A tak poza tym, chcą was widzieć w bibliotece.
Amber zaśmiała się, zimno i wyrachowanie, całkowicie nieprzyjemnie.
OdpowiedzUsuń- Kochanie, ja mam gdzieś to czego ty chcesz. Uświadom sobie, że wszyscy mają to gdzieś, nawet mój brat. Tylko, ze u niego to nic nowego. Pewnie miałby gdzieś nawet poźbę umierającego o szklankę wody. Pewnie nie raz go prosili... - wzruszyła ramionami. - Twój ojciec na ciebie czeka, Franc. Najwyżej przyślą kogoś innego by cie za włosy przyciągnął tam gzie chcą cie widzieć.
Pomachała obydwojgu i odeszła, łapiąc sobie po drodze jakiegoś faceta, któy został przez nią wczesniej wypatrzony jako zabawka na dzisiejszy wieczór, noc i poranek. POtem go wyrzuci.
White wzruszył ramionami i bez słowa udał się w stronę biblioteki. Wiedział dobrze, że jak ojciec czegoś chce to musi to dostać. Poza tym, szanował go na tyle by wykonywać wszystkie jego polecenia. Nie znał dziewczyny, nie obchodziło go za bardzo co się z nią stanie i czy w ogóle ma zamiar iść z nim.
Wszedł do biblioteki, zamykając za sobą drzwi. Poznał trzech bossów, w tym swojego ojca bez problemów. Znał ich wszystkich. Jeden z nich był jego ojcem chrzestnym, a drugi bratem jego chrzestnej matki. Mężczyźni mieli w miarę dobrze humory. Ramzes White, przestawił syna, co nie było konieczne i pociągnął go w bok, wręczając małe pudełko i tłumacząc coś, od czego twarz młodzieńca zaczęła stawać się coraz bledsza i traciła swój naturalny wyraz.
Ramzes odwrócił się do mężczyzn.
- Accardi, a córka gdzie? Przyprowadź ją, bo może się zgubiła po drodze.