3 września 2016

[KP] Gabriel Sheehy

Gabriel Fergus Sheehy, 33 lata, psycholog
zdrajca z wyboru, uciekinier z przypadku, psycholog z kompromisu, amator szorstkich dłoni i miękkich ust z ciągot, ojciec z przymusu

Sprowadził sztukę poranków do obrzydliwie perfekcyjnej rutyny. Wstaje i parzy kawę, która jest tak ciemna jak jego oczy, dopóki nie doleje do niej mleka migdałowego (przyzwyczaił się do niego przez byłą żonę - obrończynię zwierząt). Je trzy tosty z masłem orzechowym, a później oblizuje nóż i czyta nekrologi (przyzwyczaił się do tego przez piątego męża matki - zaprzeczenie wierności). Idzie do łazienki, gdzie bierze prysznic, chociaż ma też wannę (przyzwyczaił się do tego przez prawie byłego męża - towarzysza w rozpuście). Po wysuszeniu włosów odpowiada na maile, pakuje się do pracy i szuka kluczyków, chociaż są tylko trzy możliwe miejsca, w których mógł je zostawić. Dopina koszulę na przedostatni guzik, bo nie lubi krawatów. Przy drzwiach przypomina sobie, że zapomniał wypić kawę, zamknąć okno w łazience i pościelić łóżko, ale to i tak niezły wynik. Wsiada do samochodu, żeby słuchać o cudzych problemach, choć nie potrafi rozwiązać swoich. Po drodze uświadamia sobie, że to dopiero poranek i musi się nauczyć przeżywać całą resztę dnia. 

80 komentarzy:

  1. Kiedy kładł się spać, poprzedniego wieczora, lało. Kiedy w środku nocy opróżniał pęcherz w toalecie na korytarzu, lało. Kiedy nad ranem przekręcał się na drugi bok, lało. Kiedy wstawał jeszcze przed porannym budzikiem, wciąż lało. Miał wrażenie, że biorąc prysznic nie słyszy padającego ulewnie deszczu, lecz nie robiło to większej różnicy, gdyż woda i tak lała mu się na głowę.
    Jeszcze przed śniadaniem miał nadzieję zaszyć się w toalecie na końcu korytarza na pierwszym piętrze, gdzie rzadko zaglądał ktoś z opiekunów i nakarmić raka jak zwykł ironicznie myśleć o kopceniu przez siebie niezliczonej ilości Malboro. Mocno wygnieciony kartonik z zawartością trzech ostatnich papierosów, spoczywał w kieszeni szarej bluzy z kapturem, kiedy Lionel przemierzał opustoszały jeszcze lub wciąż, po nocnym odpoczynku, korytarz prowadzący do obranego celu.
    Łazienka była cicha i ciemna. Po matowym szkle okna spływały strugi deszczu. Pomieszczenie było wyziębione, a stare mury ośrodka nie przyczyniały się do utrzymania ciepła wewnątrz nich. Lionel usiadł na kamiennym parapecie, wciągnął na głowę przepastny kaptur i oparł się o ścianę za plecami. Z pomiętej paczki wyjął papierosa i wsunął pomiędzy lekko spierzchnięte wargi. Świętą chwilę samotności przerwał trzask otwieranych drzwi i to jeszcze zanim chłopak zdążył pstryknąć zapalniczką.
    Zupełnie nie miał pojęcia, kiedy bzdurna wymiana zdań zakończyła się złamanym nosem przeciwnika, obitymi kostkami i pękniętą skórą na kości jarzmowej samego Lionela. Idiota narobił tyle wrzasku, że zleciało się trzech opiekunów, a zapalenie fajki skończyło się naganą i wizytą u psychologa. Głód nikotynowy pozostał.
    O'Connor już opatrzony plasterkiem ściągającym ranę na policzku, pojawił się w gabinecie psychologa. Poczekał aż opiekun, który go tu odeskortował, zniknie z pomieszczenia i dopiero wtedy podniósł spojrzenie na mężczyznę, który w tym samym czasie zmierzył go spojrzeniem. Lionel opadł niedbale na stojący naprzeciwko fotel, opierając kostkę lewej nogi na prawym kolanie. W tej chwili wszystko wydawało się ciekawsze niż kolejna rozmowa, nawet brudna, gumowana podeszwa trampka.
    Znudzone lecz bystre spojrzenie młodszego chłopaka, omiotło sylwetkę mężczyzny, kiedy ten napomknął o rychłym opuszczeniu zakładu przez O'Connora. Chłopak wolał nie zastanawiać się co będzie, kiedy nadejdzie ten nieunikniony moment. Kilka dni temu skończył osiemnaście lat, nie mógł dłużej tutaj zostać, a ostatnim co zamierzał zrobić był powrót do domu matki, gdzie czekał na niego ten psychopata. Bo, że matka nie pozbyła się ojczyma tego był pewien. Z resztą, jego zeznania z tamtego incydentu były delikatnie mówiąc - niekompletne, więc pewnie nie miała pojęcia o niczym co zaszło. Lio nie rozmawiał o pewnych wydarzeniach swojego życia. Po prostu nie. Nie miał zamiaru tego zmieniać. Nigdy.
    - Drobna różnica poglądów - skłamał szybko, odwracając spojrzenie gdzieś w bok. Policzek szczypał niemiłosiernie, w dodatku czuł jak zaczyna puchnąć. Do wieczora przybierze pewnie barwę dojrzałej śliwki. Skronie pulsowały bólem, on sam był zmęczony mimo, że niedawno wstał. W dodatku nie zjadł śniadania przez tą chryję w którą wpakował się zanim zdążył tak naprawdę pomyśleć. Cóż, zastanowienie zawsze przychodziło po fakcie. Przynajmniej w przypadku O'Connora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednostajne klikanie długopisu wwiercało mu się w mózg, niczym młot pneumatyczny. W połączeniu z pulsującym bólem i rozdrażnieniem wywołanym bójką i brakiem papierosa stanowiło to motor napędowy do rzucania słowami, których nie był w stanie przemyśleć, kiedy ulatniały się z niego szybciej niż mgnienie oka.
      - Możesz przestać? - niemal mordercze spojrzenie zatrzymało się na palcach pomiędzy którymi tkwił długopis. - Wkurwia mnie to - zwroty grzecznościowe i konwenanse nigdy nie były mocną stroną Lionela. - Dobra, załatwmy to szybko i bezboleśnie. Ten idiota mnie obraził, a ja nie będę bezczynnie wysłuchiwał jak ktoś używa sobie na mnie. Należało mu się to dostał w zęby - wzruszenie ramionami mające wyjaśniać i kwitować całą sytuację, było jedynym na co zdobył się Lionel, jeszcze głębiej zapadając się w fotelu.

      niezwykle rozmowny, młody gniewny

      Usuń
  2. Zawsze, niezmiennie czuł się przyparty do muru przez spokojny ton głosu tego mężczyzny i drążące mu dziurę w żołądku pytania. Chciał stąd wyjść, zapalić i zjeść, dokładnie w takiej kolejności, jednak spędził w tym fotelu tyle czasu, że doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż nie nastąpi to zbyt szybko. Nie kiedy Sheehy był głównym psychologiem w tym ośrodku dla wykolejeńców.
    Obdarta, prawa dłoń, sięgnęła po długi sznurek przewleczony przez kaptur bluzy, bawiąc się nim, kiedy całe jestestwo Lionela utonęło w zastanowieniu. Musiał coś powiedzieć, to wiedział aż za dobrze, ale musiał to powiedzieć w taki sposób, żeby nic z tego co chciał ukryć, nie wyszło na światło dzienne. O'Connor całkiem nieźle kłamał, ale Gabriel był też całkiem niezłym psychologiem i przy nim chłopak musiał postarać się dwa razy mocniej, by kit który miał zamiar wstawić przeszedł dość gładko i bezboleśnie. Zagryzł dolną wargę, odgryzając boleśnie spierzchniętą skórkę. Dobrze zanany, metaliczny posmak krwi pojawił się w ustach. Przełknął go wraz ze śliną i zamknął oczy, odchylając głowę w fotelu.
    - Chciał się przyssać do moich fajek. Z natury jestem egoistą, więc kazałem mu spierdalać - chłopak otworzył oczy i przez chwilę patrzył na pęknięcia w sufitowej farbie, na upartego układające się w fantazyjne wzory. Ciekawe jaką usłyszałby diagnozę, gdyby powiedział co widzi w tych z pozoru bezładnych liniach. - Chyba nie dotarło, bo poprosił drugi raz - kontynuował z wyraźnym przekąsem w głosie, dającym do zrozumienia, że prośba nie była grzeczna, ani koło prośby nie leżała, nawet w zamyśle.
    Zamilkł, podnosząc głowę z oparcia i zatrzymując spojrzenie na siedzącym, za dzielącym ich stolikiem, mężczyźnie. Jakaś naiwna strona kazała mu wierzyć, że to wystarczy. Zostanie teraz pożałowany i odesłany na śniadanie, a w ramach kary dostanie jakieś nudne prace społeczne. Ta bardziej racjonalna część jego osobowości mówiła, że to jeszcze nie koniec i należałoby przygotować się na dalsze pytania z których zapewne coraz trudniej będzie się wykręcić. Cóż, prawda była taka, że dość często wychodził z tego gabinetu po więcej niż godzinie, a niekiedy nawet dwóch, zmęczony unikami, z wywierconą dziurą w brzuchu, ale też czasami, w tych nielicznych momentach, z nieco lżejszym bagażem, który dźwigał na wciąż zbyt młodych i słabych ramionach.

    idący w zaparte, samozwańczy bokser

    OdpowiedzUsuń
  3. Szare oczy wytrzymały spojrzenie tych orzechowych (nie wiem czemu orzechowych, nie pytaj - dop. autora), które przy odrobinie wysiłku i odnalezieniu właściwej drogi, mogłyby zajrzeć mu w duszę. Lionel wiedział i czuł to doskonale, dlatego nie ułatwiał idąc w zaparte i wykręcając się ze wszystkich odpowiedzi jak tylko mógł, ze skutkiem jak najmniej bolesnym dla własnego ja.
    - Jesteś czasem tak cholernie upierdliwy... - przerwał kontakt wzrokowy, kierując spojrzenie na swoje buty, teraz postawione płasko na dywanie, niemal w równej odległości od siebie. Opadł łokcie na kolanach, a dłoń do tej pory bawiąca się sznurkiem znalazła tym razem miejsce w nieco przydługich, wciąż wilgotnych od prysznica, jasnych włosach. Lionel nigdy nie wiedział co robić z rękami w taki momentach, dlatego czepiał się wszystkiego w zasięgu długich palców, by je czymś zająć i skupić myśli.
    Zrobiło się poważniej odkąd Gabriel odłożył tą swoją nieśmiertelną podkładkę. Oznaczało to, że cała jego uwaga skieruje się teraz na O'Connora, a on będzie musiał stawić jej czoło na swój, znany tylko sobie sposób. Tak jak robił to wiele razy wcześniej. Tylko dlaczego dzisiaj miał wrażenie, że będzie dwa razy trudniej? Czyżby naprawdę słowa rzucone w zupełnej nieświadomości przez chłopaka w toalecie były w stanie tak mocno wytrącić go z równowagi i pozbawić kontroli? Złamany nos tamtego, mówił sam za siebie, kiedy patrzył jak opiekunowie podbiegają tamując solidny krwotok i wyprowadzając delikwenta do gabinetu lekarskiego.
    Przestał czochrać i tak już zmierzwione włosy, teraz poskręcane lekko od wilgoci i przesunął dłonią po policzku. Syknął, zapominając o ranie, której dorobił się w bójce. Bolało jak diabli, zwłaszcza kiedy nieopatrznie wsadził w nią paluchy. Zmełł przekleństwo w ustach i spojrzał na okrwawione opuszki palców. Wytarł dłoń w ciemne spodnie i spojrzeniem uciekł za okno, gdzie wciąż z nieba lały się strugi wody.
    - Nazwał mnie ciotą - powiedział jakby to wszystko wyjaśniało, wzrokiem śledząc krople deszczu ślizgające się po okiennej szybie. - Więc po raz drugi kazałem mu spierdalać - kolejne wzruszenie ramion.
    Ton głosu chłopaka, nie wskazywał na to, by te słowa, wypowiedziane w jego stronę przez kogoś innego mogły wywołać taką furię. Bo nie mogły. Lionel był świadom siebie, swojego ciała i swojej orientacji już od dawna. Nie wstydził się tego, a dla każdego kto miał z tym jakiś problem, miał przygotowany środkowy palec. Sheehy mógł o tym nie wiedzieć, bo chłopak nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek rozmawiali na ten temat. Z resztą, uważał to za swoją prywatną sprawę i nie miał zamiaru dzielić się tym z nikim niezainetersowanym.
    Inną sprawą było to, w jaki sposób Lionel odkrył swój pociąg do tej samej płci. Inną sprawą był ojczym, który wykorzystywał go przez dwa lata, przychodząc w nocy do pokoju i każąc robić te obrzydliwe rzeczy, które dla jedenastolatka były najpotworniejszą z potworności. Inną sprawą było to, że głupie komentarze, rzucane zazwyczaj dla żartu, bardzo niskiego żartu, wywoływały w nim wybuch niekontrolowanej wściekłości.
    Lionel zacisnął dłonie w pięści, pogrążony we własnych myślach, zupełnie nieświadomy obserwujących go oczu. Kolano zadrgało w nerwowym tiku, a dolna warga zaczęła być intensywnie molestowana zębami w celach rozproszenia myśli, które zbiegły zupełnie nie na ten tor na który powinny.

    najrozmowniejszy pacjent ever

    OdpowiedzUsuń
  4. Sięgnął po jedną z chusteczek z podsuniętej paczki i przyłożył do policzka, by poczuć pod palcami jak cienka celuloza nieco przemaka. Kilka czerwonych kropel widniało na białej powierzchni, kiedy odsunął chustkę od skóry. Zmiął ją w kulkę i wepchnął do kieszeni bluzy.
    W gabinecie zapadło milczenie, jednak nie z gatunku tych, które chce się jak najszybciej przerwać. To było konieczne, kojące wręcz zerwane do galopu nerwy Lionela. Zadziwiające jak niewiele istniało na świecie osób z którymi mógł swobodnie milczeć. I chociaż Gabriel był tylko psychologiem z poprawczaka do którego O'Connor trafił po spleceniu się kilku kolei losu w bardzo skomplikowany węzeł, pan psycholog zaliczał się do tego wąskiego grona tych, w towarzystwie których milczenie nie uwierało w kręgosłup.
    Przestał wreszcie znęcać się nad, mocno już zaczerwienioną i lekko mrowiącą od ciągłego gryzienia, wargą i oblizał usta, wydymając je zaraz lekko zupełnie odruchowo. Kiedy spojrzenie mężczyzny wędrowało w stronę okna, blondyn wykorzystywał te chwile by przyjrzeć mu się dokładniej, jakby z jego postaci chciał wyczytać jego intencje i oceniając go tylko sobie znanymi kategoriami.
    Lio nie ufał dorosłym. Miał do tego całkiem przyzwoite powody, zbierane przez całe swoje, krótkie, nastoletnie życie. Ojciec zmarł zbyt wcześnie, by mógł go pamiętać, a matka zawiodła na całej linii sprowadzając do ich życia tamtego faceta. Nauczyciele w szkole też nie zaskarbili sobie jego zaufania, nazywając nierobem, nieukiem i nieudacznikiem, aż w końcu trafił tutaj, gdzie takich jak on, pomyłek życiowych własnych rodziców, było na pęczki. Opiekunowie robili co mogli, jednak Lionel nie spoufalał się z personelem bardziej niż to konieczne. Za wyjątkiem pana psychologa, którego uważał za najsensowniejszego z całej kadry. Może to wyczuwalna nuta ironii czy tego samego zblazowania życiem sprawiła, że młody O'Connor przynajmniej starał się go słuchać? Albo to głupie poczucie, że on się przejmuje, że jemu zależy, dawało tą namiastkę zainteresowania, której nigdy nie doświadczył ze strony własnej rodziny? Zapewne każdy kto tu przychodził mógł to poczuć, ale czy nie na tym polegała rola psychologa? Lionel nie potrafił tego wyjaśnić.
    Nie wierzę ci, że to wszystko. Słowa wypowiedziane chwilę wcześniej wróciły niczym bumerang. Lio podniósł się z fotela, obrzucając Gabierla przelotnym spojrzeniem, zanim odwrócił się do niego plecami, stając przy oknie. Deszcz tłukł się w szybę z taką siłą, jakby chciał rozbić dzielące go od chłopaka szkło. Woda spływała szybko po gładkiej tafli, a szare oczy śledziły ją przez chwilę.
    - Nie musisz mi wierzyć. Twoja sprawa - wzruszenie ramionami mogłoby być jego znakiem rozpoznawczym. Dłonie, które już dotkliwie czuły chłód zimnych murów zakładu, wsunął do kieszeni bluzy, uważając by niepotrzebnie nie urazić otartych kostek.
    Cała postawa chłopaka emanowała niechęcią. Najpierw atak i późniejsze zamknięcie się, były tym w co uciekał zawsze, kiedy czuł się niepewnie. Zawsze, kiedy miał dość i chciał by zostawiono go w spokoju. Zawsze kiedy...
    -Podobało ci się, kiedy tatuś przychodził w nocy do twojego pokoju, prawda? - cytowane słowa zawisły w powietrzu, zanim którykolwiek z nich zdążył zarejestrować moment ich wypowiadania.
    Szare oczy rozszerzyły się w zdumieniu, a pogryzione wargi poruszały się przez chwilę bezgłośnie, czego siedzący za jego plecami Gabriel nie mógł dostrzec. Nie mógł dostrzec również paniki i rozpaczy odbijającej się w głębi tych oczu, kiedy Lionel zdał sobie sprawę co właśnie zrobił.

    cwany smarkacz, który traci kontrolę

    OdpowiedzUsuń
  5. Na dźwięk własnego imienia, opuścił powieki. Ta chwila wystarczyła na to by spojrzenie znów wróciło do swojego stałego, zblazowanego stanu. Szczęka zwarła się, pozbawiając go tego idiotycznego wyrazu rozchylonych w bezradności ust. Wargi teraz przybrały kształt wąskiej linii.
    Słysząc skrzypienie fotela i kroki, otworzył oczy, wciąż wpatrując się w rozmazany, mokry krajobraz za oknem. Bliska obecność Gabierla wywołała skurcz pod lewą łopatką, niewątpliwy sygnał dyskomfortu, który odczuwał, nie z powodu mężczyzny. Z powodu sytuacji. Chciał stąd wyjść. Wrócić do swojego pokoju, zawinąć się w kołdrę i spać. Jednak to czego chciał, nijak się miało do tego co mógł mieć w tej chwili.
    Szept przerwał ciszę, tym razem tą ciężką i wręcz nie do zniesienia. Powniniem to zgłosić. Ile razy sam rozważał te słowa? Ile razy odkładał słuchawkę linii zaufania? Nie mógłby zliczyć. Zbyt wiele. Także teraz zrobił to co uważał za jedyne słuszne wyjście z sytuacji.
    - Chyba nie wierzysz, we wszystkie brednie, które tu opowiadamy, co? - silny, czysty głos, był całkowitym zaprzeczeniem tego co działo się wewnątrz Lionela. Szare oczy spoczęły na twarzy mężczyzny, zaraz podejmując kontakt wzrokowy. - Żartowałem, nie przejmuj się tak - żadna z powiek chłopaka nawet nie drgnęła, kiedy znów brnął w wieloletnie kłamstwo, którym otaczał się szczelnie niczym kokonem. Był to jego kordon bezpieczeństwa, za który nikt nie miał wstępu. Już dawno przestał myśleć o tym co by było gdyby. Gdyby komuś powiedział, gdyby ktoś mu pomógł. W czym tu pomagać? Rozdrapując stare rany? To humanitarne? O'Connor nie był wcale tego taki pewny.
    Atak, żart, śmiech, ironia, to był jego oręż do codziennej walki z koszmarami i nawet jeśli miał chwilę słabości, nie miał zamiaru dopuścić by rozwinęła się ona w jątrzącą się ranę. Chorobę, przyprawiającą o mdłości, gorączkę i obrzydzenie do samego siebie. To ostatnie przepracował sam, nosząc na swoim ciele cienkie, białe blizny w miejscach, których nikt nie oglądał.

    wyprę się wszystkiego, wiesz o tym

    OdpowiedzUsuń
  6. - Wiele rzeczy mnie denerwuje - równie neutralny i spokojny głos chłopaka rozbrzmiał w gabinecie po dłuższej chwili milczenia - Wiele rzeczy sprawia, że czują buzującą we mnie wściekłość. Masz to napisane w mojej karcie, to takie dziwne więc, że obiłem komuś gębę? Sam wiesz, że to nie pierwszy raz, po co drążyć temat? - odwrócił się plecami do okna, opierając się o parapet i wpatrując w drewnianą posadzkę i czubki swoich własnych butów.
    Gdybyś tylko wiedział. Gdybyś tylko mógł... Gorzki smak na podniebieniu pojawił się wraz z myślą nadchodzącej przyszłości. Grabriel powiedział, że nie powinien dawać nikomu powodów do trafienia w gorsze miejsce niż to. Ale to w gruncie rzeczy nie było takie złe. Przynajmniej codziennie miał ciepłe łóżko i obiad. Naprawdę nie był wymagający jak na nastolatka w jego wieku.
    - Za kilka tygodni stąd wyjdę, nie będziesz już musiał przejmować się tym co powiem. Równie dobrze, możesz zacząć już teraz. I nie ma czego potwierdzać - skwitował, śledząc jakąś zaspaną muchę, która wyszła spod kaloryfera przy parapecie. - Co właściwie dzieje się z takimi jak ja? Którzy nie mogą dłużej zostać w ośrodku? Wracają do domu? Trafiają do więzienia? Czy idą pod most, bo system resocjalizacji nie ma dla nich miejsca w społeczeństwie? Żadna z tych opcji mnie nie satysfakcjonuje, więc lepiej żeby było coś jeszcze - zmienił temat nie tylko z samej chęci odwrócenia uwagi Gabriela od niewygodnych dla siebie rzeczy, ale dlatego, że sam była autentycznie ciekaw co się z nim stanie, kiedy na jego miejsce przyjdzie inny młody gniewny, a on zostanie pozostawiony sam sobie. Pomimo idiotycznych zasad panujących tutaj, które notorycznie zdarzało mu się łamać, nie był gotów na opuszczenie tego miejsca. Nie miał dokąd pójść, a dom matki był ostatnim o czym myślał.
    - Nie wrócę do matki, a nie mam żadnej innej rodziny, która mogłaby mnie przyjąć pod swój dach. Z resztą... nie sądzę, że by chcieli, nawet gdyby mogli - gorzki śmiech wyrwał się z ust chłopaka, który teraz patrzył prosto przed siebie, jednak nie skupiając spojrzenia na niczym konkretnym - Może gdybym znalazł jakąś pracę, mógłbym wynająć pokój. Myślę, że to mogłoby się udać, co o tym myślisz? - rzadkie to były momenty, kiedy zwracał się z prośbą o opinię do kogoś dorosłego. Zwłaszcza, kiedy sprawa nie dotyczyła błahostek, bo chociaż czuł się przegrany już na starcie, najbliższa przyszłość była dla Lionela dość istotna i odkąd dowiedział się, że będzie musiał odejść, co jakiś czas wracały myśli o tym co zrobi, co powinien zrobić, jakie ma możliwości.

    ucinający temat w najmniej odpowiednim momencie, Lionel

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdyby nie znał brutalności świata i ludzkiej tendencji do mówienia rzeczy bez pokrycia w rzeczywistości, pomyślałby o słowach Gabriela, że są szczere. Życie jednak zdecydowanie zbyt wiele razy pokazało mu, że jest inaczej, dlatego wstrzymał niepotrzebny entuzjazm. Kolejne, ewentualne rozczarowania nie były mu potrzebne.
    Słuchał słów mężczyzny w skupieniu, analizując dostępne opcje i możliwości. O ile dalsza przyszłość mogła malować się w nieco jaśniejszych barwach, początek zapowiadał się kiepsko. Wiedział, że nie może wrócić do matki. Wiedział też, że jeżeli tego nie zrobi, zostanie bez dachu nad głową. Beznadziejna sytuacja. Kolejne pytanie zaskoczyło go, jednak nie zbył go standardowym wzruszeniem ramion, zastanawiając się głębiej nad odpowiedzią.
    - Będzie dziwnie kiedy stąd wyjdę - powiedział wreszcie, opierając dłonie na parapecie i krzyżując nogi w kostkach. - Mimo, że nie jest to miejsce które uwielbiam, spędziłem tu ostatnie dwa lata życia. Nie jest to jakaś imponująca liczba, ale biorąc pod uwagę moich ledwo osiemnaście... - kącik ust drgnął nieznacznie ku górze. - Niektóre zasady są idiotyczne, tak samo jak idiotą był ten psycholog przed tobą, który rozmawiał ze mną jak tylko mnie przyjęli. Tragedia - pokręcił głową z politowaniem, na samo wspomnienie. To właśnie wtedy zataił wiele istotnych faktów, które do dzisiaj drzemały głęboko na dnie jego pamięci. - Nie nazwałbym tego miejsca domem, jednak miałem tu swoje łóżko, swoją szafkę, ciepły obiad i kogoś kto przynajmniej udawał, że mu na mnie zależy - zagryzł wargę, myśląc o kadrze pracującej w tych murach. Owszem, byli upierdliwi, dawali masę szlabanów i kar, ale w jakiś sposób troszczyli się o wychowanków, dając tę namiastkę zainteresowania.
    Lionel nie miał tutaj żadnych bliższych przyjaciół, nie upodobał sobie również nikogo z kadry, jako swojego powiernika czy mentora. Jeśli miałby kogoś tak nazywać, to po części mógłby być to Gabriel, chociaż on był wykwalifikowanym psychologiem, co chyba nie do końca się liczyło. Nie miał więc nikogo za kim by tęsknił. Nikogo, ani niczego co szczególnie zapadłoby mu w pamięci, a co później mógłby wspominać z nutką przyjemności. Wdawał się w bójki jak każdy, palił po kryjomu, niekiedy używał czegoś mocniejszego, by znieczulić się od rzeczywistości.
    - Nie będę tęsknił. Wiem też, że nie będzie wcale łatwo komuś takiemu jak ja. Ludzie patrzą na mnie i widzą człowieka gorszego sortu. Jeśli nie od razu, to na pewno kiedy zajrzą mi w papiery, a prędzej czy później zajrzą, prawda? - spojrzał na Gabriela, napotykając jego uważny, skupiony na nim wzrok. Na chwilę uciekł od tego ciężkiego spojrzenia, patrząc na guziki jego koszuli, zanim znów podjął wątek i kontakt wzrokowy - Najbardziej ze wszystkiego wiem jednak, że nie wrócę do swojej matki. Niech inni wychodzą sobie z założenia jakiego chcą. Nie. Po prostu nie...

    kiedyś w końcu rozsypię się przed Tobą

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy raz był wdzięczny za to pukanie, za tego wychowawcę i jego biadolenie, które wyratowało go z rozmowy prowadzącej do nikąd. Może nie do końca, ale Lionel czuł, że sam zamyka się w ślepej uliczce pomiędzy tym czego chce, a tym co powinien zrobić. Bez słowa minął w drzwiach intruza, który przerwał tą patową sytuację, by przez kolejne dni być w miarę przykładnym wychowankiem zakładu poprawczego. Nie pchać się nikomu pod nogi, nie zwracać na siebie zbędnej uwagi i stawiając się na wszystkie zajęcia dwie minuty po kwadransie akademickim, co jak na jego poranne możliwości było nie lada wyczynem.
    Przez resztę tygodnia nie wracał myślami do spotkania w gabinecie psychologa, przyjął pokornie karę za swoje postępowanie, nawet jeśli oznaczało to codzienne zmywanie naczyń po obiedzie, kiedy wszyscy napełnili już swoje żołądki. Nie było tego mało, ale nie narzekał. Płynąca z kranu woda uspokajała nerwy, a stanie przy zlewie z czasem stało się mniej upierdliwe niż zakładał na początku. Chłopak któremu złamał nos wykpił się z konsekwencji zręczniej niż on, bo Lionel nikomu nie zamierzał przedstawiać prawdziwej wersji wydarzeń.
    Dwa dni wystarczyły by nabawił się paskudnego kataru. Dwa dni spędzone na mokrej, zimnej, zlanej deszczem, ławce na tyłach budynku. Zaczynał też nieładnie kaszleć, ale zwalał to na nadmiar wciąganej w płuca nikotyny. Gorączkę ignorował, nawet wtedy, kiedy poczuł niemiłe dreszcze. Wieczór czy dwa, kiedy to położył się wcześniej spać, wcześniej wypijając na stołówce sporą ilość herbaty z miodem i cytryną, jakimś cudem pozbawiły go tych najuciążliwszych objawów przeziębienia. Lekceważył to jak większość rzeczy w swoim życiu.
    Pierwszy od dłuższego czasu, w miarę suchy dzień, w dodatku wolny od odrabiania kary, postanowił spożytkować na coś lepszego niż leżenie w łóżku i gapienie się w sufit, dopóki rzeczywistość nie raczyła się o niego upomnieć. Na białą, samodzielnie wyciętą na rękawach i wokół kołnierzyka koszulkę, wciągnął czarną, przepastną bluzę z kapturem, który zaraz znalazł się na głowie, przykrywając ciągle zmierzwione, jasne włosy. Z kantorka ze sprzętem sportowym udało mu się wydębić piłkę do koszykówki i tak zaopatrzony, w sprzęt i dobre chęci.
    Boisko znajdujące się na tyłach budynku było puste. Nikomu nie chciało się odmrażać tyłka w taką pogodę, nawet jeśli nie padało. Nikomu poza Lionelem, który wręcz potrzebował ruchu, by w jakiś sposób rozładować gromadzącą się w nim od kilku dni nadpobudliwość. Stanie przy garach jednak dawało w kość i miał serdecznie dość przysłowiowych czterech ścian środka.
    Pomarańczowa piłka zadudniła o asfalt, a gumowa podeszwa trampka zapiszczała głośno przy szybszym kontakcie z wilgotną nawierzchnią. Nigdy nie był typem sportowca, jeszcze w szkole na potęgę uciekał z zajęć wychowania fizycznego, jednak koszykówka była tym co względnie tolerował i chyba dość dobrze sobie z nią radził. Ciężko było stwierdzić, gdyż w tym momencie był swoim jedynym towarzyszem w grze. Rzuty raz wychodziły, raz nie, lecz im dłużej przebywał na boisku, stawały się celniejsze, nawet kiedy zwiększał odległość między miejscem z którego je oddawał, a koszem.
    Zajęty grą, szumiącą w uszach krwią, tętniącą szybciej od wysiłku, nie zauważył mężczyzny, który wyślizgnął się tylnym wyjściem. Palił papierosa, a Lionel oddawał kolejny celny rzut. Nie widzieli się, a przynajmniej nie zwracali na siebie uwagi, zajęty każdy swoimi sprawami. Gumowa piłka w pewnym momencie odbiła się niecelnie i zbyt mocno od tarczy kosza, unikając złapania przez chłopaka i potoczyła się poza boisko. Lionel przewrócił oczami zmierzając w jej stronę wolnym krokiem. Oddech miał szybszy, a policzki zarumienione od zimna i wysiłku. Wydobył piłkę spod krzaka niemal bezlistnego żywopłotu dopiero teraz zauważając Gabriela odchylającego głowę i wydmuchującego kłąb papierosowego dymu. Kącik ust uniósł się w nieznacznym uśmiechu na ten widok. Elegancki, ubrany w dobre ciuchy, pan psycholog z dobrym wykształceniem, palący po kryjomu fajki w poprawczaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie dajesz najlepszego przykładu, wiesz? - podszedł niemal bezszelestnie, jednak nie za blisko, zatrzymując się w pewnej odległości, niepewny czy jego obecność jest pożądana. Sam nie znosił kiedy ktoś znienacka ładował mu się w życie, więc był w tej kwestii dość ostrożny.
      Przełożył piłkę pod pachę, w tej krótkiej chwili zanim spoczęło na nim spojrzenie psychologa, przyglądając się jego wygiętej lekko szyi, poruszającej się grdyce, kiedy przełykał, gęstym, nienagannym zaroście i zmierzwionych włosach, niemal równie mocno jak jego własne, które nadal ukrywał pod kapturem, nie chcąc jeszcze bardziej dowalić swojemu zdrowiu. Już i tak wystarczyło, że pociągał bez przerwy nosem. Nawet teraz, co nie było ani eleganckie, ani nienaganne.

      wychowanek-widmo pojawiający się nie wiadomo skąd

      Usuń
  9. Schylił głowę, kopiąc niewielki kamyczek leżący pod butem, a to wszystko po to by chociaż częściowo ukryć uśmiech wywołany słowami przyznającymi mu rację. Nie chodziło o to co zostało powiedziane, tylko w jaki sposób i o to, jak bardzo O'Connor lubił fakt, kiedy Gabriel zwracał się do niego pełnym imieniem. Ludzie rzadko to robili. Rówieśnicy częściej używali nazwiska, a wychowawcy skrótowej formy Lio, jakby chcieli się bardziej spoufalić, przełamać lody dzielące wychowawcę i podopiecznego. Lubił swoje imię i różne jego formy, jednak ta pełna w połączeniu z zachrypniętym głosem stanowiła przyjemną mieszankę dla ucha.
    Wyprostował się akurat w momencie by napotkać badawcze spojrzenie, pod którym czuł się jak niemal dotyka jego twarzy w okolicach obitego policzka, który goił się może trochę opornie, ale goił. Gdyby jego policzki nie zarumieniły się już wcześniej, na pewno zrobiłyby to teraz. Doprawdy kompromitujący moment. Dobrze, że mógł zwalić wszystko na ruch na zimnym powietrzu.
    - Jestem ostatnim, który miałby prawo osądzać cię za niewłaściwe zachowanie - szare oczy podążyły za ustnikiem papierosa, który objęły wargi mężczyzny, by chwilę później na jego drugim końcu pojawił się czerwony żar, a bibułka skróciła się o parę milimetrów.
    I znów, niemal zaśmiał się słysząc stwierdzenie dotyczące swojego stanu zdrowia. Nie miałby to być jednak śmiech szyderczy. Po prostu tak dawno nikt nie zwrócił na to większej uwagi, łącznie z nim samym. Nie mógł jednak powstrzymać wyginających się lekko kącików ust. Tak samo jak nie mógł powstrzymać tego śmiesznego uczucia między żebrami, które mogłoby zostać pomylone z przyjemnością jaką potrafi wywołać czyjaś troska. Nawet jeśli zabarwiona była czystym zawodowym obowiązkiem.
    - Sam się wypuściłem? Nie widziałem nigdzie zakazu wychodzenia na zewnątrz - piłka zręcznie odbiła się od chodnika tuż pod nogami Lionela i wróciła posłusznie do jego dłoni - I nie jestem chory. Najwyżej lekko podziębiony - piłka odbiła się po raz kolejny - Za to ty w tej koszuli na pewno się rozchorujesz w taką pogodę - zadarł głowę, patrząc na zachmurzone gęsto niebo, na którym nie było szans by pojawił się najmniejszy nawet promień słońca. Jeszcze trochę, a groziła mu depresja sezonowa, spowodowana brakiem promieniowania ultrafioletowego.

    mądrala

    OdpowiedzUsuń
  10. Niecodzienny był to widok, kiedy Gabriel z zaskoczenia odebrał mu piłkę i zaczął całkiem sprawnie kozłować. Nie przesądzał to oczywiście o umiejętnościach gry, ale Lionel nie sądził by mogło to stanowić dla mężczyzny jakąś trudność. Może kiedyś mógłby to sprawdzić? Kiedyś, zanim wyjdzie z ośrodka? Może.
    - To pedagogiczne? Wzbudzanie w wychowankach poczucia winy? - uniósł lekko brew, zanim w kilku zwinnych krokach znalazł się przy mężczyźnie, wyłuskując piłkę spod jego placów. Cóż, może faktycznie kiedyś mógłby sprawdzić się z nim na boisku. Przekozłował ją zręcznie pomiędzy nogami i złapał w dwie ręce, żeby znów umieścić ją pod pachą - Marzę o gorącej herbacie. Myślisz, że dostanę taką na stołówce przed obiadem? - szedł kilka kroków tyłem w stronę drzwi, patrząc na mężczyznę, zanim obrócił się na pięcie, łapiąc za klamkę.
    Zmarzniętą twarz owiało ciepłe powietrze jakie buchnęło z wnętrza korytarza. O tej porze roku kaloryfery zaczynały już nawet grzać. Wyraźny dreszcz wstrząsnął ciałem Lionela, który przemarzł nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Przynajmniej zanim znalazł się z powrotem w ścianach budynku. Korytarze tutaj były puste, zapewne większość dzieciaków spędzała czas w sali telewizyjnej bądź w świetlicy, grając w piłkarzyki czy ping-ponga. Lionel nie lubił takiej zbieraniny, więc w wolnych chwilach, kiedy mieli czas dla siebie, spędzał go zazwyczaj samotnie w pokoju. Współlokator ulatniał się gdzieś za swoimi sprawami. Ewentualnie na boisku, grając lub popalając po kryjomu. Oczywiście wszyscy pewnie i tak wiedzieli co robi, ale palenie było najmniej nielegalną rzeczą, którą nastolatek w jego wieku mógł robić. Zwłaszcza otoczony rówieśnikami, mającymi równie głupie jeśli nie głupsze pomysły co on sam.
    Szedł nieco z przodu, słysząc za sobą kroki Gabriela. Milczeli, jednak chłopakowi nie przeszkadzało to. Nie miał zwyczaju strzępić języka bez potrzeby. Dopiero kiedy wspięli się na schody prowadzące na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się świetlica, stołówka i większość pomieszczeń wychowawców, jak i gabinet psychologa, Lionel zatrzymał się u ich szczytu i odwrócił w stronę towarzysza.
    - Tooo tak... to miłego dnia? Pójdę poszukać tej herbaty. Może dopisze mi dziś szczęście - przygryzienie wewnętrznej strony policzka, które ujawniło niewielki dołeczek po jego zewnętrznej stronie, mogło być zarówno oznaką niepewności jak i być może nikłej nadziei, że nie zostanie tak szybko odprawiony. Tym bardziej, że osoba Gabriela wydawała się być jedyną przychylną mu w tym ośrodku. Nie czuł się przy nim jak skończony gnojek, którego ktoś dawno skreślił. I poza tymi momentami, kiedy musiał pozwolić pogrzebać sobie w duszy, dla zasady, wydawało mu się, że rozmowa z tym człowiekiem mogłaby być dość interesującym doświadczeniem. Tak po prostu.

    dzieciak łaknący odrobiny uwagi

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mógł widzieć oczu Lionela. Zajęty sprawdzaniem godziny na zegarku, nie dostrzegł wyrazu ulgi i lekkiego uśmiechu, który zagościł na twarzy nastolatka. Największym potwierdzeniem tego, że Gabriel naprawdę ma to na myśli, było oddanie Lionelowi klucza do gabinetu. Chłopak w milczeniu przechwycił kółeczko na którym zawieszony był klucz i zbiegł po schodach do kantorka ze sprzętem sportowym.
    Kiedy chwilę później wracał na górę, uświadomił sobie, że Gabriel udzielił mu dość dużego kredytu zaufania pozwalając wejść do swojego gabinetu pod jego nieobecność. Pomieszczenie było ciche i w porównaniu do temperatury na zewnątrz, dość ciepłe. Niebo za oknem było szare, więc w gabinecie panował miękki półmrok, mimo dość wczesnej pory dnia. Biurko było utrzymane we względnym porządku. Segregatory z jakimiś papierami i teczki, którymi nie miał zamiaru się interesować. No może za wyjątkiem swojej własnej, ale tą miał otrzymać za kilka tygodni.
    Korciło go, oczywiście, że korciło go by pomyszkować trochę w tym pomieszczeniu. Być może mógłby znaleźć tu coś interesującego na temat pana psychologa. Może mógłby czegoś się o nim dowiedzieć. O tak, możliwość pozostania tu samemu na dłuższą chwilę była bardzo kusząca. Kilka tygodni temu pewnie by spróbował, jednak teraz był zmarznięty, zmęczony, a na dodatek uświadomił sobie, że wcale nie ma ochoty niszczyć tej odrobiny zaufania, którą dostał.
    Usiadł więc na fotelu, tym samym, na którym siadał zawsze, kiedy przychodził tutaj przepracować jakiś fragment swojego życia. Wokół pachniało Gabrielem. Odkąd go znał używał tych charakterystycznych perfum, na których Lionel kompletnie się nie znał, ale które bardzo mu się podobały. Rozsiadł się wygodniej tak, że kiedy mężczyzna wrócił do gabinetu, stawiając na niskim stoliku kubek z parującą herbatą, O'Connor siedział z przewieszonymi nogami przez jeden podłokietnik, opierając się o drugi i niemal drzemał.
    - Dzięki, nie słodzę - ocknął się szybko, patrząc na kubek, później przenosząc spojrzenie na mężczyznę, który kładł kolejną teczkę na biurku i przeglądał coś w telefonie. - Przeszkadzam ci - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, jednak mimo to, sięgnął po kubek, grzejąc na nim zmarznięte dłonie. Wpatrywał się w parującą powierzchnię bursztynowego napoju, zanim upił ostrożnie, lekko parząc sobie wargi. Mimo to ciepło, które rozeszło się po ciele było wynagradzające dyskomfort.
    - Goi się. Przynajmniej już nie wyglądam jak dorodna śliwka - spojrzał na Gabriela opierającego się o biurko. - Naprawdę mogę zabrać tą herbatę do siebie - powiedział, spuszczając wzrok na trzymany kubek, udając że nie słyszał ostatniego pytania. A może właśnie rozmyślał co na nie odpowiedzieć? Szare oczy znów podchwyciły orzechowe spojrzenie Gabriela. Ty decydujesz. Zdawało się mówić spojrzenie nastolatka.

    Lio, który sam nie wie po co się wprosił, ale może zaraz się tego dowie

    OdpowiedzUsuń
  12. - To ty tak uważasz - Lionel uniósł lekko brwi, wciąż patrząc w zawartość kubka. Był jeszcze pełny, więc marne szanse na wywróżenie czegoś z fusów. No i herbata była z torebki. Szkoda. - Nie wpakowałem się ostatnio w żadne tarapaty, więc chyba jestem na plusie - zaczął po upiciu kilku ostrożnych łyków ciepłego napoju. Oblizał usta i kontynuował - Wiesz dlaczego tu trafiłem? Zapewne nie raz czytałeś w karcie, że pobiłem swojego ojczyma. Podobno do tej pory ma problemy z lewym okiem - Lionel nie wyglądał na człowieka, któremu jest przykro z powodu tego co zrobił. Stwierdzał po prostu fakty, które były zapisane w zeznaniach z dochodzenia i w karcie wychowanka ośrodka. - Miałem szesnaście lat i byłem wtedy nieźle nagrzany. Podobno. Nie pamiętam zbyt wiele - strącił kaptur z głowy i przeczesał włosy w lekkim zakłopotaniu. Do tej pory nie przyznawał się za często do tego, że miał skłonności do ćpania. - Właśnie dlatego nie mogę wrócić do matki, kiedy stąd wyjdę. Nie mogę, bo zabiję skurwiela, a z moją historią dostanę recydywę i wsadzą mnie na długie lata do pierdla - dopił herbatę, która już wystygła na tyle, że większe łyki nie parzyły podniebienia. Odstawił kubek na stolik i opuścił nogi na podłogę. - Więc jeśli pytasz o moje samopoczucie, to jest dość gówniane, kiedy o tym myślę. Kiedy wiem, że będę musiał nieźle się nakombinować, żeby faktycznie nie wylądować w kartonie pod mostem - pociągnął nosem i sięgnął po chusteczkę, wycierając go i chowając zwitek do kieszeni bluzy.
    Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Lionel utonął w swoich myślach, wracając do tamtego okresu swojego życia. Nieciekawe czasy. Chrząknął, wracając myślami do teraźniejszości i spojrzał na Gabriela, siedzącego naprzeciwko.
    - Pójdę do siebie. Nie czuję się najlepiej i chyba prześpię się do obiadu - podniósł się z zajmowanego miejsca i obciągnął bluzę na biodrach. Kiedy znalazł się przy drzwiach, zatrzymał się z dłonią już na klamce. - Naprawdę nie lubię, kiedy ktoś przypomina mi o tym co było zanim tutaj trafiłem. Dlatego miałem pobiłem tamtego chłopaka. Dlatego nie będziemy o tym więcej rozmawiać. I również dlatego będę wdzięczny, jeśli pomożesz mi wykombinować jakąś miejscówkę do zatrzymania się, kiedy stąd wyjdę... Dzięki za herbatę - rzucił jeszcze i nie czekając na odpowiedź Gabriela, cicho opuścił jego gabinet.
    Kiedy znalazł się po drugiej stronie drzwi, puścił się biegiem przez korytarz, skręcił w schody prowadzące na drugie piętro i wpadł do pokoju jak burza. Nie zważając na pytające spojrzenie współlokatora, rzucił się na łóżko, skopując tylko buty. Kołdra szczelnie okryła jego ciało i głowę, a on zamknął oczy, licząc w myślach do tysiąca, by w połowie drogi wreszcie zasnąć.
    Sen mający trwać do obiadu, przeciągnął się do pory kolacyjnej, jednak Lionel wcale nie był głodny. Czuł się chory i zmęczony, w dodatku robiło mu się niedobrze na samą myśl o własnych, wcześniejszych słowach i wnioskach jakie zapewne piekielnie inteligentny pan psycholog wysnuje. Nawet jeśli prawie sam przyznał otwarcie, że był wykorzystywany seksualnie przez partnera matki, miał zamiar ucinać wszystkie próby rozmowy na ten temat. Skłamał w zeznaniach, nie było żadnych badań lekarskich, młodociany, agresywny gnojek został wysłany do zakładu poprawczego, koniec tematu.
    Dopiero bardzo późnym wieczorem, kiedy cisza nocna właściwie dopiero się zaczęła, wygrzebał się z łóżka z ogromną chęcią na papierosa. Ignorując ostrzeżenia współlokatora, wymknął się z pokoju z zamiarem dotarcia do swojej ulubionej łazienki, gdzie oddawał się tej niedozwolonej tutaj przyjemności. Przemierzał korytarz, nie nasłuchując zbyt dokładnie. Gdyby to zrobił, być może wcześniej wyłapał by źródło dźwięku i ruchu. Wcześniej, zanim został brutalnie pchnięty na ścianę, a czyjeś silne ramię niemal wcisnęło mu jabłko Adama w środek gardła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Proszę, proszę, kogo my tu mamy - znajomy głos dotarł do jego uszu. Elias, z pokoju obok i jego współlokator-przydupas, stali tuż przed nim, z wyjątkowo wrednymi uśmieszkami i oczami pełnymi niedozwolonej substancji, którą zapewne wciągnęli w pobliskiej łazience, w niewiedzy wychowawców.
      - Czego chcesz, dupku? - butny ton głosu O'Connora został zduszony przez mocniejsze przyciśnięcie jego gardła, co uniemożliwiło dalsze mówienie.
      - Bratasz się z tym psychologiem, co O'Connor? Jack widział cię dzisiaj na boisku. Paplaliście sobie jak dwie dobre przyjaciółki. Łamiesz zasady, gnojku! - napastnik nakręcał się, nie mając zamiaru odpuścić.
      Lionel zacisnął dłonie na ramieniu chłopaka, chcąc odepchnąć go od siebie, by złapać potrzebny już bardzo oddech. Nic z tego, napędzany narkotykami i gniewem chłopak był silny. Lio zrobił więc jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy. Kopnął go. Mocno. W krocze. Chłopak zwinął się, a blondyn odskoczył od ściany, łapiąc haust powietrza. Jednocześnie nie udało się uniknąć ciosu drugiego z chłopców, który skutecznie obił mu nerki. Lio zwinął się w półobrocie i wymierzył pięść w stronę twarzy tamtego. Ledwie go musnął, lecz to wystarczyło, by tamten na chwilę stracił orientację w sytuacji. Czując czyjeś ramiona próbujące opleść go od tyłu, wyrzucił łokieć, trafiając w coś miękkiego. Usłyszał przekleństwo, gdy Elias oberwał pod prawym okiem i złapał się za twarz. Odegrał się pięknym za nadobne i nos Lionela chrupnął nieładnie. Poczuł jak gęsta, ciepła ciecz zalewa mu usta. Jednocześnie został powalony na ziemię, a w następnej chwili Jack usiadł mu na biodrach, mocno przytrzymując mu ręce nad głową. Elias klął zbliżając się. Lionel poczuł ostry ból w żebrach, kiedy ciężki but wylądował w tamtym miejscu. Zamroczyło go. Kolejny cios butem, wypompował powietrze z płuc i sprawił, że żołądek skręcił się nieprzyjemnie. Nie miał czym wymiotować, kiedy kopnięcia spadały już na plecy, nerki i cały kręgosłup, a on zwinął się w kłębek, mając nadzieję, że zemrze tej nocy. Nie miał szans z dwoma wściekłymi chłopakami, licząc jedynie, że szybko straci przytomność.

      pełen dobrych chęci do obicia komuś mordy, lecz pokonany Lionel

      Usuń
  13. Nadchodząca ciemność była gęsta, cicha i gładka. Owijała go swoimi mackami niczym tarczą. Przestawał czuć cokolwiek. Przestało mu zależeć i właściwie to chętnie by się przespał. Bolała go głowa, bolały go zęby i chyba bolało go całe jestestwo zwinięte na zimnej posadzce ciemnego korytarza.
    Usłyszał swoje imię, niesione echem z głębokiej studni. Tonął? Wydawało mu się? Za imieniem podążył zachrypnięty głos i zapach. Poznałby go na końcu świata. Podniósł leniwie powieki, a oczy miały sporą trudność ze skupieniem obrazu. Miał wrażenie, że gęsty deszcz pada wprost na jego gałki oczne, rozmazując ostrość widzenia.
    - Zostaw mnie... - wychrypiał chłopak, przewracając się na plecy i kaszląc. Bólem odezwały się wszystkie otrzymane kopnięcia, a płuca były bliskie opuszczenia jego ciała. Mimo to podjął mozolną próbę przyjęcia pozycji siedzącej, co trwało całe wieki, a on usilnie odpychał od siebie dłonie oferujące pomoc. - Powiedziałem, żebyś mnie zostawił! - uderzył palcami wyciągniętą w jego stronę dłoń Gabriela, na więcej nie było go stać, kiedy głowa zawyła tępym bólem, a żołądek skręcił się boleśnie.
    Nos był jednym wielkim skrzepem krwi, tak samo jak górna warga, na której zasychała już posoka. Nie wyglądał teraz niczym okaz zdrowia. Raczej jak wyjątkowo poturbowany wrak.
    - Nic mi nie jest - wyszeptał, obejmując głowę dłońmi, chcąc uspokoić to uporczywe wirowanie, które zaczynało doprowadzać go do szału.
    - To ocenię ja. Sam - w korytarzu pojawił się pielęgniarz. Mina wskazywała, że został brutalnie wyciągnięty ze snu, jednak widząc siedzącego na podłodze Lionela mina mu zrzedła. - Trzeba go zabrać do ambulatorium i przeprowadzić badania, w razie konieczności wezwiemy karetkę.
    - Nie! Nic mi nie jest! - O'Connor zaprotestował głośniej, co skończyło się odruchem wymiotnym i potwornym kaszlem, który echem odbijał się w korytarzu.
    - Niech mi pan pomoże - sanitariusz zwrócił się do Gabriela, który do tej pory był milczący i raczej z boku, pozwalając komuś bardziej doświadczonemu przejąć kontrolę nad sytuacją.
    Mężczyźni z łatwością dotransportowali Lionela do gabinetu. Chłopak nie był zbyt wielkim ciężarem ze swoją mocno szczupłą posturą. Sanitariusz przemył powierzchowne rany, nastawił nos, co skończyło się rozdzierającym wrzaskiem Lionela, a później utraceniem przez niego przytomności. Dalsze czynności sanitarne odbyły się bez udziału jego woli i świadomości. Mężczyzna zakładający opatrunki wypytał Gabriela o okoliczności zajścia, przekazał podstawowe informacje, podpiął kroplówkę nawadniającą i stwierdził, że dalsze czynności zostaną podjęte kiedy Lionel chociaż trochę dojdzie do siebie. Wstrząs mózgu na pierwszy rzut oka mu nie groził, więc pozwolono mu spać.
    Przytomność odzyskał dopiero rano, kiedy obudziła go potworna potrzeba pójścia do toalety. Położył się szybciej niż wstał, czując mdłości i zawroty głowy. W dodatku w jego przedramię wbita była igła z kroplówką. Najwyraźniej znów wplątał się w coś nie fajnego, jak uświadomił sobie po dłuższej chwili. Mimo wszystko potrzeba zwyciężyła i podpierając się na stojaku kroplówki, doczołgał się do toalety.
    Sanitariusz opieprzył go z góry na dół, kiedy tylko przyszedł na kontrolę i czym prędzej wpakował go z powrotem do łóżka. Lionel nie protestował, zasypiając kamiennym snem.

    inwalida i bezpłciowy odpis

    OdpowiedzUsuń
  14. Widząc swoje odbicie w lusterku stwierdził, że wygląda jak śmierć. Blady, posiniaczony, a prawe oko wciąż było lekko przekrwione. No i to limo pod nim. I plaster. Cholerny plaster na nosie, który sprawiał, że wyglądał niczym raper z idiotycznych amerykańskich teledysków.
    Trzy dni spędził w łóżku, by czwartego w końcu wyjść z pokoju, strasząc swoją pełną wkurwienia miną. Młodsi wychowankowie schodzili mu z drogi, starsi szeptali za plecami. Jednym było go żal, inni wytykali palcami i mówili o złamaniu poprawczakowych zasad. Miał dość i naprawdę cieszył się, że za kilka dni stąd wychodzi. Gotów jeszcze wdać się w kolejną awanturę, kończącą się połamaniem żeber. Tym razem został tylko mocno poobijany, a złamano mu jedynie nos. Nieprzyjemne, chociaż do przeżycia.
    Unikał Gabriela jak ognia, nie chcąc podjudzać głupich plotek, które już zdążyły urosnąć do rangi niestworzonej historii, w której to Lionel był kablem i donosicielem, a Gabriel niemal Świętą Inkwizycją. Jedno było pewne, nie zostanie mu to tak szybko zapomniane i wybaczone. Chłopcy w zakładzie mieli na ten temat swoje zdanie, co w ich oczach potwierdzała każda rozmowa Lionela z Gabrielem, nie ważne czy jej chciał czy też nie. Czy przyszedł do gabinetu sam, czy został wezwany.
    Któregoś kolejnego dnia, kiedy oko wciąż było lekko sine, a nos już prawie wrócił do normalnych rozmiarów, Lionel odmrażał tyłek na frontowych schodach ośrodka. Potrzebował powietrza i samotności, której miał w kilku ostatnich dniach pod dostatkiem. Właściwie większość rówieśników przestała z nim rozmawiać, ale nie przeszkadzało mu to. Z reguły nie przywiązywał się do ludzi i do miejsc.
    Już z daleka zobaczył wysoką, szczupłą sylwetkę Gabriela, który sprężystym krokiem pokonywał dystans od parkingu do wejścia pod którym siedział Lionel. Chłopak starał się być jak najbardziej niewidoczny, odwrócił spojrzenie, wyłamując nerwowo palce. Nie udało się. Kiedy tylko dotarł do niego głos Gabriela, w Lionelu zawrzało.
    - Spieprzaj. Wsadź sobie to swoje opowiesz mi głęboko w gardło i obyś się udławił, do kurwy nędzy! - Lio nie wytrzymał, wypuszczając z siebie pierwszą porcję jadu. Strzepnął palce dłoni i wstał zamaszyście, pokonując dzielącą ich odległość. Zanim zorientował się co robi, złapał Gabriela za poły marynarki i przysunął twarz do jego twarzy, zaglądając w orzechowe oczy i sycząc gniewnie. - Ty i to twoje cholerne dochodzenie. Zawsze kręcisz się w pobliżu. Zawsze zadajesz te swoje pytania. Zawsze tak cholernie głupio ci zależy, a ja zbieram za to wpierdol. Wiesz co? - puścił gwałtownie ubranie mężczyzny, a ten musiał przestąpić kilka schodków w dół, by złapać równowagę. - Odpierdol się.

    mający dość i wkurwiający się pomału Lionel

    OdpowiedzUsuń
  15. Cóż mógł osiągnąć swoim gniewem w obliczu niewzruszonego spokoju Gabriela? Nic, lecz mimo to czuł jak złość buzuje pod skórą, na krawędzi świadomości, ciśnie się na usta i zwija dłonie w pięści tak mocno, że paznokcie zostawiały czerwone ślady po wewnętrznej ich stronie.
    Ten irytująco opanowany ton głosu, słowa tak absurdalnie racjonalne, że już samo to sprawiało, że Lionel wpuścił je jednym uchem i wypuścił drugim, mając ochotę zbuntować się przeciwko nim ot tak. Bez powodu.
    - Myślisz, że jeśli byłeś miły dla mnie kilka razy, teraz będę przychodził wypłakiwać ci się w rękaw? - zapytał gorzko, a w tym czasie Gabriel zdążył już zbliżyć się na tyle, by Lionel wyraźnie poczuł jego zapach i ludzkie ciepło bijące od drugiego ciała. - Nie - powtórzył po mężczyźnie, patrząc butnie w orzechowe oczy. - Nie mamy o czym rozmawiać, a tamto... to nieporozumienie o którym nigdy nie powinieneś był usłyszeć - przytknął palec do klapy marynarki Gabriela. - Nigdy! - powtórzył dobitniej, a dłoń zwinęła się w pięść, w złości uderzając pierś mężczyzny. Nie tak aby zrobić krzywdę. Teraz Lionel walczył sam ze sobą i swoimi emocjami, zupełnie nie zdając sobie sprawy z obecności Gabriela, jakby był przedmiotem, który można uderzyć w chwili irytacji.
    - Wkrótce stąd wyjdę i prawdopodobnie nie będę miał do czynienia z nikim stąd. Z tobą też. Wyjdę stąd i przepadnę jak inni przede mną. Jestem skreślony już na starcie, więc odpieprz się z łaski swojej, bo i tak nie jesteś w stanie mi pomóc. Nikt nie jest - szare oczy zmrużyły się nieco, patrząc wciąż w te ciemniejsze i ulokowane nieco wyżej, przez co Lionel musiał lekko zadzierać głowę, co z kolei sprawiało, że jego podbródek wysuwał się jeszcze bardziej bojowo niż normalnie.
    Chciał, naprawdę chciał zetrzeć ten obojętny spokój z twarzy mężczyzny. I bogowie wiedzą, jaką poczułby ulgę, gdyby zobaczył na niej chociaż cień jakiejkolwiek emocji. Chłodny profesjonalizm Gabriela doprowadzał go do szału niemal od początku ich znajomości. Tym bardziej nie rozumiał dlaczego Sheehy wysyłał sygnały ewidentnie świadczące o tym, że się przejmuje. Gdyby nie to, że wśród rówieśników był potępiony, właśnie przez zbyt częste kontakty z tym mężczyzną, dowiedziałby się czy pan psycholog zachowuje się tak wobec każdego z wychowanków.
    - A nawet jeśli możesz mi pomóc, albo przynajmniej tak ci się wydaje, to ja tego nie chcę. Więc nie licz na kolejną pogawędkę w gabinecie. Przyjdę po akta w piątek proszę pana - dodał na koniec, nie zwracając się w ten oficjalny sposób do Gabriela chyba nigdy wcześniej, od razu używając jego imienia, podczas ich pierwszego spotkania.

    Lionel, który zapewne dostanie powód, żeby przestać się ciskać.

    OdpowiedzUsuń
  16. W pierwszej chwili słowa Gabriela uderzyły w niego z siłą wodospadu. Miał wrażenie, że ten spokojny, opanowany głos, mówiący coś co po części było prawdą, złamie mu kręgosłup. Niczym nawałnica wody. Miał wrażenie, że pierwszy raz w życiu byłby w stanie go uderzyć. Gabriel zarzucił mu coś, czego obawiał się najbardziej. Tego, że jest beznadziejny. Czym innym było patrzenie na siebie w lustrze i powtarzanie sobie tego jak mantrę, a zupełnie czym innym było kiedy ktoś mówił to głośno. Nie ktoś. On, ten który do tej pory negował wszystkie zarzuty Lionela wobec siebie. Ten któremu byłby w stanie uwierzyć w szczerość słów i intencji. Ten który właśnie teraz pożegnał się i zniknął w czeluściach budynku, zostawiając Lionela samego pośród ciszy i zimnego powietrza.
    Oszołomiony i zdezorientowany wpatrywał się we wciąż kołyszące się skrzydło drzwi za którymi zniknął Gabriel. Palce jego dłoni zaciskały się nerwowo w pięści i czuł podchodzącą do gardła żółć i gniew. Szybkim krokiem ruszył do środka, a kiedy znalazł się w korytarzu jeszcze przyspieszył, widząc Gabriela znikającego za zakrętem. Odkąd pobił ojczyma, nigdy nie podniósł ręki na nikogo dorosłego. Silne szarpnięcie dłoni zaciskającej się na ramieniu niemal obróciło Gabriela w miejscu, a w następnej chwili mężczyzna został przyparty do ściany. Lionel był niższy i zapewne słabszy, lecz teraz napędzała go adrenalina, gniew i chęć wyrzucenia z siebie tego co leżało mu na sercu. Stał więc przed mężczyzną, szarym spojrzeniem omiatając jego twarz, a ręce całych sił przytrzymywały mężczyznę przy ścianie. Nie mógł teraz pozwolić mu odejść, bo obawiał się, że nie zdobędzie się na to drugi raz.
    - Ty zakłamany gnoju! - wycedził przez zaciśnięte zęby - Nigdy więcej nie mów, że jestem beznadziejny. Nigdy więcej, rozumiesz? - dłoń zaciśnięta w pięść wylądowała tuż obok ucha Gabriela - Bo jestem gotów w to uwierzyć naprawdę, a wtedy rzeczywiście będę skreślony - powiedział mrużąc oczy i przybliżając swoją twarz do twarzy mężczyzny. - Wiesz jaki jestem? Powiem ci. Jestem wściekły na siebie za to, że wprosiłem się na tą cholerną herbatkę. Jestem wściekły na ciebie za to, że dajesz mi powody by cię nie nienawidzić jak całej reszty świata, bo to sprawia, że zaczynam paplać takie głupoty jak wtedy, kiedy z radością wprosiłem się do twojego gabinetu - ironizował, patrząc mu w oczy i mówiąc coraz ciszej, jednocześnie coraz mocniej zaciskając dłoń na jego ramieniu. - Jestem wściekły, że muszę stąd wychodzić, że nie mam dokąd pójść i głównie to sprawia, że mam ochotę komuś zajebać. I jestem wściekły, bo nie wierzysz we mnie, a ja daję ci do tego powody - dokończył już zupełnie cicho, a gniew który do tej pory buzował w jego oczach ustąpił, chociaż pozostała twarda determinacja, by powiedzieć do końca to co chciał, co powinien powiedzieć już wcześniej. - Chciałbym, żebyś we mnie wierzył. Że sobie poradzę i nie utonę w bagnie jak tylko stąd wyjdę. Musisz we mnie wierzyć, bo jesteś cholernym psychologiem i płacą ci za to, żebyś powiedział to co chcę usłyszeć żebym mógł już przestać robić z siebie idiotę - zbyt wystraszony prawdziwością swoich wcześniejszych słów, zakończył z przekąsem, ironią, które miały być tarczą obronną na wypadek gdyby jednak przeliczył się co do tego mężczyzny.

    miotający się Lionel

    OdpowiedzUsuń
  17. Nawet nie poczuł kiedy palce zaciskające się na ramieniu Gabriela zostały przez niego rozluźnione, a dłoń chłopaka opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Dopiero wtedy zorientował się co zrobił i jak blisko się znajduje, naruszając przestrzeń osobistą mężczyzny. Wycofał się pod przeciwległą ścianę, opierając o nią, zaciśnięte pięści schował do kieszeni bluzy. Butne, szare spojrzenie, opuścił gdzieś w okolicę adidasów, które nosił, jednocześnie słuchając słów mężczyzny. Ledwie drgnął, słysząc przekleństwo. Gabriel nigdy nie przeklinał, nie przy nim i nie sądził że robił to w pracy, kiedy ktoś mógłby go usłyszeć.
    Czuł się jednocześnie zaskoczony, zdezorientowany, a gdyby ktoś mógł zajrzeć do jego głowy zobaczyłby tam totalny, pozbawiony logiko chaos. Często działał kierowany emocjami, nie zastanawiając się nad konsekwencjami własnych czynów czy słów. Często robił głupoty, takie jak ta przed chwilą, kiedy z zaskoczenia napadł na Gabriela, obwiniając go o... o co właściwie? Mężczyzna miał rację, wyżył się na nim, wyzwał go, a teraz? Gdzie jest teraz twoja głupia odwaga i złość, dzieciaku? Był dzieciakiem, czuł się nim dwa razy bardziej, pod tym badawczym spojrzeniem ciemnych oczu. Czuł się nim słysząc ostre słowa. I czuł się nim, kiedy Gabriel znudzony i zniecierpliwiony ciągłym niezdecydowaniem Lionela, zniknął w gabinecie na końcu korytarza.
    Lionel został sam, ciszę i samotność przeznaczając na porządne rozważenie tego czy woli być jednym z tych wielu, którzy pragnęli zniszczyć samochód psychologa, czy jednym z niewielu tych, którzy zdobywali się na rozmowę, bez szyderstw, ucieczki i wykręcania się od odpowiedzi.
    Było już po obiedzie, kiedy Lionel zbył swojego współlokatora, wychodząc ze stołówki i skręcając w korytarz prowadzący do gabinetów personelu. Słysząc za sobą niewybredne komentarze o szczególnej zażyłości między nim a Gabrielem, uniósł wysoko rękę z wyciągniętym środkowym palcem. Nie zamierzał pozwolić, by coś takiego wyprowadziło go z równowagi. Nie teraz, kiedy zdecydował się stanąć przed tymi konkretnymi drzwiami. Zapukał stanowczo, a kiedy usłyszał zaproszenie, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
    - Ktoś inny porysuje ci samochód. Jest wielu chętnych, wierz mi - zatrzymał spojrzenie na Gabrielu siedzącym za biurkiem. Długopis w jego dłoni, zastygły nad kartką sugerował, że mężczyzna pracował, a on być może był w tym momencie intruzem, którego obecność nie była pożądana. Zwłaszcza po tym co wydarzyło się przed południem. Dlatego nie rozsiadł się w fotelu, stojąc przy wciąż otwartych za plecami drzwiach. - Nie wiem czy znam odpowiedzi na wszystkie twoje pytania - powiedział jeszcze, jawnie sugerując, że jest gotowy na rozmowę.

    Lionel

    OdpowiedzUsuń
  18. Totalnie zaskoczony pytaniem nie trafił dłonią w drzwi, które miał zamknąć jak tylko zobaczył, że Gabriel nie ma zamiaru go wyrzucić i zajął swoje standardowe miejsce w fotelu, w którym widział go już tyle razy podczas swojego pobytu tutaj.
    - Ja... co? Cholera, przepraszam - odwrócił się by złapać wreszcie za klamkę i zamknąć drzwi tak jak robili to cywilizowani ludzie. Dopiero wtedy zdecydował się zająć miejsce w fotelu, świadom uważnego spojrzenia psychologa. Decyzja jaką podjął wydawała się zadowalać mężczyznę, chociaż O'Connor nie miał pojęcia dlaczego.
    Opadł na fotel naprzeciwko mężczyzny, nie czując się ani trochę swobodniej pod tym spojrzeniem, które przecież znał. Znał ten gabinet i ten fotel. Wiele razy przyjmował w nim pozy dalekie od stosownych, rozwalając się niczym w domu na kanapie przed telewizorem, za nic mając sobie pozycję tego faceta, jego rolę, jak i swoją własną, w które wchodzili tutaj, w tych czterech ścianach. W rolę psychologa i wychowanka. Tym razem jednak nie potrafił rozluźnić się na tyle, by poczuć tą swobodę co wcześniej. Czuł podstęp? Może po tym co zaszło w kilku ostatnich dniach czuł jakiś dystans? Wiedział, że zachował się co najmniej niestosowanie i oczekiwał raczej twardego tonu głosu, postawy, zamiast tego otrzymując zwykłe pytanie, którego przeznaczenia nie znał i nawet się nie domyślał.
    - Pytasz o moje hobby, czy o umiejętności, które pozwolą mi zrobić coś ze sobą, kiedy stąd wyjdę? - zadał pytanie, wydawałoby się racjonalne i wyraźnie świadczące o tym, że sam myśli o swojej najbliższej przyszłości. - Jeśli chodzi o hobby... wiesz do tej pory ćpałem i pakowałem się w kłopoty. Zanim jednak moje życie stało się bałaganem, lubiłem grać w kosza. Kiedy matka jeszcze udawała, że się interesuje - oparł się na fotelu i nerwowo poskubał jego poręcz. - Kiedy chodziłem do normalnej szkoły, często zrywaliśmy się na wagary, by pomagać w lokalnym warsztacie samochodowym. Zawsze coś można było dorobić. Nie robiłem tam nie wiadomo czego, ale lubię auta i lubię w nich grzebać. Podobno szybko łapałem o co chodzi. Podobno... Przynajmniej zanim trafiłem tutaj. Dlaczego w ogóle pytasz? Myślałem, że jesteś wściekły - spojrzał wreszcie na Gabriela.

    Lionel, który nie spodziewał się takiego pytania

    OdpowiedzUsuń
  19. - To co chciałbym robić, a to co mogę, to dwie różne rzeczy - odparował, jednak nie było w tych słowach drwiny, żalu czy jakiejkolwiek negatywnej emocji.
    Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Tym razem Lionel wykorzystał ten czas na dokładniejsze przestudiowanie twarzy pana psychologa. Oczy nie wyrażały złości czy dezaprobaty za to co się stało. Słowa były jedynie stwierdzeniem faktu o bolącym ramieniu. Nawet delikatny grymas, który można było uznać za zalążek uśmiechu, potwierdzał słowa Gabriela. Nie był zły, chociaż powinien. Miał do tego prawo i Lionel naprawdę mógłby to zrozumieć. Nie był jednak przygotowany na taki obrót spraw. Gdzieś w podświadomości czekał na atak i był gotów do obrony. Jego całe życie kręciło się wokół tego schematu. Atak, unik, kontratak. Kiedy brakowało któregoś z tych czynników czuł się zdezorientowany, zagubiony wręcz. Normy społeczne były mu dość obce. Przynajmniej te którymi posługiwało się zdrowe społeczeństwo.
    - Wiesz, sport raczej nie był katalizatorem moich negatywnych emocji. Mam w zwyczaju wyżywać się na innych lub na sobie. Tak działam i na pewno jest to zapisane w którejś z moich kart, które trzymasz w teczce. Nie mam za złe, jeśli nie dotarłeś do tego momentu. Zapewne straszne to nudy - nieśmiały, bagatelizujący uśmiech pojawił się na wąskich wargach.
    Nieświadomie przyznał się do autoagresji, ale który z dzisiejszych nastolatków nie miał z tym problemu? Nic szczególnego. Nie dla Lionela, którego myśli nadal zajęte były szukaniem powodu dla którego tak właściwie tu przyszedł, czego oczekiwał po tej rozmowie i do licha, dlaczego Gabriel po prostu go nie opieprzy z góry na dół.

    pan może-będę-na-to-gotowy

    OdpowiedzUsuń
  20. Znów wykorzystał tą krótką chwilę, kiedy Gabriel patrzył gdzieś poza jego osobą, na przyglądanie się mężczyźnie. Jego ciemnym, wręcz czarnym w tym świetle, oczom. Gęstym zaroście. Ciekawe czy kłuje jak wszystkie, które do tej pory miał okazję dotknąć. Nie żeby było ich tak dużo. Sam golił się od nie tak dawna i zawsze skrupulatnie pozbywał się nawet najmniejszych włosków. Dalej śledził usta Gabriela, które w zamyśleniu wykrzywiały się w trudny do opisania grymas. Widoczna grdyka drgnęła na jego szyi, kiedy przełknął i kontynował.
    - Kuratora? - mina nastolatka wyraźnie zrzedła. Nie spodziewał się, że będzie ciągnął za sobą ogon, kiedy stąd wyjdzie. Nie zapowiadał się na wzorowego obywatela, ale kurator? - Czy to konieczne?
    Na to pytanie jednak nie uzyskał żadnej odpowiedzi, gdyż Gabriel zmienił temat i najwidoczniej nie miał zamiaru dzisiaj do tego wracać. Wcale nie był ucieszony tą nowiną, ale szczerze, kto byłby? Zwłaszcza z jego przeszłością, kartoteką i chronicznym pakowaniem się w kłopoty.
    - Zajebiście, świetnie - na moment przestał pilnować języka. Osunął się w fotelu, demonstrując tym samy swoje niezadowolenie. Podwinął rękawy bluzy, a dolna warga natychmiast została zaatakowana przez zęby gryzące spierzchnięte skórki. Robił to tak zapamiętale, że nawet nie poczuł zrywanego naskórka, spod którego wydostało się kilka czerwonych kropel, zostawiając na języku metaliczny smak.
    - Dlaczego? Może dlatego, że zwyzywałem cię na korytarzu i miałem cholerną ochotę zetrzeć te wszystkie mądre słowa z twoich ust? Nie powinieneś się za to wściec? Naruszyłem nietykalność osobistą pracownika - długie palce potarły jasny policzek z roztargnieniem - Sam nie wiem. Ja bym był zły na twoim miejscu. Ale ja często bywam zły i logika czyichś czynów czy słów nie zawsze do mnie przemawia - zamilkł czując rosnącą gulę w gardle - Przyszedłem tu odpowiedzieć na twoje pytania, ale jeśli masz zamiar robić mi analizę i zastanawiać się dlaczego robię to co robię... to chyba nie najlepszy moment - szare oczy powędrowały do spokojnej twarzy mężczyzny.
    Może to właśnie ten spokój tak wyprowadzał Lionela z równowagi? Może świadomość, że ktoś może być niewzruszony, kiedy w nim wręcz gotowały się emocje, przerastała jego zdolności pojmowania mechanizmów kierujących tym światem. Był wychowany w zasadach oko za oko, więc kiedy ktoś niemal nadstawiał drugi policzek, czuł się co najmniej zagubiony.

    Lionel To ja potrzebuję kuratora? O'Connor

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozważał przez chwilę słowa Gabriela, i niestety musiał przyznać mu rację. Gdyby wiedział, że Seehy będzie się wściekał, nie przyszedłby. Z drugiej strony czy miał tą pewność, zanim wszedł do tego gabinetu i rozpoczął rozmowę. Absolutnie nie. Więc jakie licho tak właściwie go tu przywiodło. Może to było coś w sposobie mówienia Gabriela, może w jego postawie, albo spojrzeniu, co pozwalało Lionelowi sądzić, że tym razem obejdzie się bez karczemnej awantury.
    - Zapewne nie - odezwał się, odpowiadając zarówno na pytanie o złość Gabriela, jak i na fakt, że Lio wcale nie chciał widzieć go w gronie tych, którzy żywią to gorące uczucie do jego osoby.
    Przez chwilę po słowach Gabriela, wpatrywał się w zdzieraną przez niego skórkę. Musiało zaboleć, gdyż ciemna kropla krwi pojawiła się koło paznokcia. Zadziwiające, że ludzie robili sobie takie rzeczy. Doskonale wiedzieli jak to się kończy, a i tak miliony osób na świecie pozbywało się tych małych zadziorków wokół paznokci dokładnie w ten sam sposób.
    Dopiero po chwili dotarł do niego pełen sens wypowiedzi Gabriela. Czy pan psycholog właśnie powiedział, że go lubi? Jego? Przecież nie tak dawno został potraktowany hm... dość brutalnie, a mimo to lubił go? Mimo tego wszystkiego co o nim wiedział, mimo tych rozmów, które ujawniały niekoniecznie dobre rzeczy z życia Lionela? O'Connor wydawał się być dość zdziwiony. Czy on polubił by siebie gdyby był na miejscu Gabriela? Ciężko było mu odpowiedzieć przed sobą na to pytanie. Głównie dlatego, że nie skupiał się nigdy na swoich mocnych stronach, wciąż gnębiąc samego siebie i rujnując swoje poczucie wartości w każdy z możliwych sposobów. Nie przeszkadzało mu to być oczywiście pyskatym gnojkiem.
    - Wciąż chcesz zapytać o to samo i wydaje ci się, że jeśli zmienisz parę słów to się nabiorę? - szare spojrzenie Lionela również podniosło się na twarz mężczyzny. Chłopak osunął się niżej w fotelu, co było niewątpliwym znakiem, że zarówno czuje się już nieco pewniej, ale znów wchodzi w utarte schematy, przybierając pozę: nie chcę tu być, skoro masz mnie znów wypytywać o moją przeszłość. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego po co tak naprawdę tu przyszedł. Czy nie po to by odpowiedzieć na pytania stawiane mu przez Gabriela? Czy właśnie nie dostawał od tego mężczyzny ostatniej szansy na porozumienie?
    - Moja matka... - zaczął i opuścił powieki, by kiedy znów je podnieść utkwić spojrzenie gdzieś na prawo od Gabbriela. - Ona... Nie mogę z nią zamieszkać, kiedy stąd wyjdę. Ona nigdy nie należała do tych odpowiedzialnych matek, które odwożą swoje dzieci do szkoły, a po zajęciach czekają na nie w swoim wypasionym samochodzie. Nigdy nie przygotowała mi drugiego śniadania, a obiady nauczyłem gotować się w wieku dziesięciu lat - przez chwilę utonął we wspomnieniach, czując żółć podchodzącą do gardła i gorzki smak na języku. Chrząknął i przełknął ślinę, zanim zdecydował się kontynuować. - Ona... zapewne sprzedała wszystkie moje rzeczy, by mieć za co pić, więc mój powrót do domu wydaje się mijać z celem, prawda? Piła by móc znieść tego sukinsyna z którym się związała, a który zapewne dalej z nią mieszka. Nie sądzę by mój dom był odpowiednim miejscem dla kogoś kto wychodzi z poprawczaka - przyznał nieco ciszej, znów zawzięcie skubiąc podłokietnik fotela na którym siedział, równocześnie zdając sobie sprawę, jak wiele jeszcze zataił. Pytanie, czy Gabriel zdecyduje się ciągnąć temat. A jeśli tak, to czy Lionel będzie w stanie odpowiedzieć mu na naprawdę wszystkie pytania?

    zamyślony Lionel

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie często widział ten grymas, przypominający uśmiech, goszczący na twarzy Gabriela. Owszem, kilka razy, podczas ich rozmów w tym gabinecie, zdarzyło się by Gabriel uśmiechnął się, czy nawet zaśmiał otwarcie, wciąż jednak robił to na tyle rzadko, by szare oczy Lionela zarejestrowały to z pewnym zdziwieniem i dozą przyjemności. Zabawne, jak uniesienie, nawet niewielkie, kącika ust, potrafiło złagodzić nawet najbardziej poważny wyraz twarzy.
    - Może masz rację - przyznał w końcu, chociaż coś w jego głosie sugerowało, że robi to dość niechętnie. Nie lubić samego siebie było łatwiej, niż obdarzać własne odbicie w lustrze i to co w środku, chociaż odrobiną sympatii. - Twój punkt widzenia jest nieco inny niż mój, dlatego nie będę się z tobą kłócił - to była nieoczekiwana nowość w wypowiedziach Lionela, które do tej pory kierował do pana psychologa.
    Grymas jaki przebiegł po twarzy Gabriela, mógłby wziąć za niezadowolenie z udzielonej odpowiedzi, jednak mężczyzna wysłuchał go w milczeniu do końca, później nie sugerując niczego, co mogłoby być odebrane przez chłopaka jako ciągnięcie za język, czy chęć uzyskania jakichkolwiek dodatkowych informacji, co zdecydowanie pocieszało młodego-gniewnego.
    Zdecydowanie już rozluźniony, nie spodziewał się zaskoczenia jakie wywołają słowa mężczyzny, który teoretyzował na temat jego dalszych losów, po opuszczeniu ośrodka. Do tego stopnia, że całkowicie zapomniał o kontrolowaniu swojej twarzy, która musiała wyglądać dość komicznie z uniesionymi brwiami i lekko rozchylonymi ustami.
    Co by zrobił, gdyby taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce? Zastanawiał się tylko przez moment, zanim podjął próbę ostrożnej odpowiedzi, próbując jednocześnie i dość skuteczne ukryć rodzące się, zdradliwe, podekscytowanie i nadzieję?
    - Gdyby coś takiego faktycznie miało miejsce, w co szczerze wątpię - musiał, po prostu musiał wtrącić swoje trzy grosze. - Ale załóżmy, że jednak znalazłby się ktoś, kto zaoferowałby mi miejsce do życia, po wyjściu stąd... uznałbym, że nie do końca wie co robi - widząc minę Gabriela dodał szybko - zgodziłbym się! Oczywiście, że bym się zgodził, a co myślałeś? Chociaż oczywiście wątpię, by taka sytuacja miała miejsce. Jak często zdarzało się to tym przede mną? - zapytał, autentycznie ciekaw odpowiedzi.

    sceptyczny Lio

    OdpowiedzUsuń
  23. Entuzjazm Lionela jakby nieco opadł, zastąpiony przez zastanowienie. No tak, przecież nie mógł oczekiwać, że ktokolwiek poda mu pomocną dłoń, będzie go niańczył do końca świata. I nie oczekiwał. Wiedział, że jeśli zdarzyłoby się to o czym mówi Gabriel, gdyby ktoś zaproponował mu miejsce do życia na start, chciałby przestać jak najszybciej być ciężarem i zacząć żyć na własny rachunek.
    Dlatego teraz przez chwilę gryzł palce, całkowicie zajęty swoimi myślami, nie zwracając uwagi na najwyraźniej oczekującego odpowiedzi mężczyznę.
    - Gdyby ktoś dzisiaj zaproponował mi mieszkanie, cokolwiek i zadał takie pytanie jakie ty mi zadajesz, odpowiedziałbym mu, że chciałbym dokończyć szkołę, a później pewnie zaczepiłbym się w jakimś warsztacie i zaczął zarabiać, by jak najszybciej przestać być kulą u nogi. Doceniłbym gest, ale nie jestem pijawką, która żeruje na innych - to były chyba pierwsze poważne słowa, które padły z ust Lionela w kwestii jego własnej przyszłości. Podjął jakąś decyzję i miał nadzieję, że była słuszna, a przede wszystkim, że uda mu się w niej wytrwać.
    Mimo doświadczenia przez życie, wciąż był tylko nastolatkiem u progu dorosłości. Wciąż buzowały w nim hormony i wciąż wiele zostało do odkrycia. Zwłaszcza w kwestii zasad i praw jakimi rządziła się dorosłość. Wciąż był naiwny i nie wiedział nic. I wciąż mógł z powodzeniem wpakować się w kłopoty. No i wciąż siedział w gabinecie swojego psychologa w zakładzie poprawczym, który wkrótce miał opuścić, mając raczej dość marne perspektywy.
    - Oczywiście nadal wątpię by, ktoś zdecydował się mnie przyjąć do siebie. Któregokolwiek z nas - dodał, mając na myśli swoich rówieśników, którzy tak jak on trafili tutaj przez kilka poważnych błędów w swoim życiu. - Ludzie raczej nas unikają, zamiast proponować miejsce pod swoim dachem. Musisz przyznać mi rację.

    wciąż nie sądzę, by takie rzeczy się zdarzały

    OdpowiedzUsuń
  24. - Owszem, nie mam - odezwał się, jak tylko Gabriel skończył mówić, tym samym ustanawiając rekord w przerwach na milczenie między nimi. Ta była najkrótsza w całej ich wspólnej znajomości. - Jednak za coś tu trafiłem i nie jestem grzecznym chłopcem, bez względu na to jak bardzo uważasz, że jest inaczej. Nie jestem zagubionym dzieciakiem, którego poniosły emocje. To co zrobiłem przyniosło mi wiele satysfakcji i zadowolenia i nawet nie masz pojęcia jak cholernie mocno tego nie żałuję - szare spojrzenie utkwiło w ciemnych oczach mężczyzny, a głos był twardy i pełen przekonania, kiedy przypominał sobie co czuł obijając gębę swojego ojczyma, dopóki mężczyzna nie zalał się krwią i stracił przytomność.
    - Z drugiej strony nie można się z tobą nie zgodzić. Nie każdy musi wiedzieć co zrobiłem i skąd pochodzę, a także, że tu byłem. Zapewne to ostatnie mogłoby zainteresować mojego potencjalnego pracodawcę, chociaż nie mam zamiaru być adwokatem, więc szczerze wątpię. Nie uważam jednak by ludzie, którzy zaoferowaliby mi dach nad głową, byli na to obojętni. No, ale wciąż to tylko faza gdybania, więc nie ma o czym mówić.
    Przez ostatnie minuty Lionel wyrzucił z siebie tyle, różnego rodzaju słów, że można by posądzić go o napad niekontrolowanego słowotoku. Czy nie po to tu przyszedł? I czy nie była to jedna z najbardziej płynnych rozmów jakie kiedykolwiek przeprowadzili? W dodatku bez złości, uciekania w milczenie czy zbytniego obwiniania samego siebie przez Lionela i nie wprost, lecz jednak, zaprzeczającego tym słowom Gabriela.
    Seehy zawsze potrafił wyciągnąć jakieś argumenty, które nakazywały Lionelowi myśleć o sobie nieco łagodniej, stawiać się w nieco jaśniejszym świetle i nie nazywać się ofiarą losu jak to miał często w zwyczaju, używając najróżniejszych słów i zwrotów do tego celu.
    - To, że tu trafiłem nie musi decydować o mojej przyszłości, jednak wciąż nie rozwiązuje problemu mojego wyjścia stąd. Chyba powinienem zacząć się pakować i szukać większego tekturowego pudła oraz całkiem znośnego mostu - kąciki ust Lionela uniosły się w lekkim rozbawieniu, gdyż właśnie tym próbował zamaskować swoje faktyczne obawy co do dnia wyjścia z ośrodka.

    gadający do rzeczy Lio?

    OdpowiedzUsuń
  25. Dopiero kiedy konwersacja została przerwana przez pukanie do drzwi i pojawienie się w nich opiekuna, Lionel nie mógł nie zauważyć jej dziwnego toru, ale też tego, że właściwie uznał ją za dość przyjemną. Nie mógł nie zauważyć też niezadowolonego grymasu, który na ułamek sekundy pojawił się na przystojnej twarzy Gabriela. Chłopak uśmiechnął się. Cóż, przynajmniej nie jemu jednemu pojawienie się intruza było nie na rękę. Pożegnał się jednak tak jak od niego wymagano, mówiąc, że zamelduje się w piątek o wyznaczonej godzinie i wyszedł z gabinetu Gabriela.
    Kolejne dni upłynęły na próbach nie wpakowania się w kłopoty, ignorowaniu głupich komentarzy ze strony rówieśników, a także na pakowaniu skromnego dobytku, którego wyszedł zaledwie jeden większy plecak.
    Wreszcie nadszedł piątek i zaraz po śniadaniu Lionel stawił się w gabinecie Gabriela. Dostrzegł swoją teczkę na blacie jego biurka. Była dość pokaźnych rozmiarów. Druga, znacznie cieńsza, chwilę później wylądowała w jego dłoniach. Opina o wychowanku, podpisana przez Gabriela, musiała poczekać na przeczytanie, gdyż szare oczy ze słabo skrywanym szokiem wpatrywały się w klucze dyndające na końcu palca wyciągniętego w jego stronę.
    - Zaraz, co takiego? Czy ty właśnie proponujesz mi... - Lionel zaciął się i pokręcił głową, opadając niżej na krześle. - Czy ty właśnie ze mnie żartujesz? Bo jeśli tak to to nie jest kurwa śmieszne, ani trochę - chłopak znów spojrzał na klucze, po czym przeniósł wzrok na twarz Gabriela. Poważną twarz Gabriela, który patrzył na niego wyczekująco i wyglądało na to, że sugeruje tylko jedną poprawną odpowiedź na nigdy nie zadane pytanie. Nie, przecież on nie pytał. On oferował? Tak, to dobre słowo. Decyzja tak czy inaczej leżała po stronie Lionela i chociaż coś w podświadomości mówiło mu, że to niewłaściwe, niestosowne, że nie powinien tego robić, sięgnął po klucze wiszące wciąż nieruchomo na palcu mężczyzny i zacisnął na nich dłoń.
    - Tylko do czasu, kiedy nie znajdę czegoś swojego - powiedział hardo, jednocześnie podejmując decyzję i zgadzając się na przyjęcie propozycji Gabriela. Nie miał dokąd pójść i czy nie dalej jak wczoraj nie powiedział mu, że zgodziłby się przyjąć ofertę, gdyby taka się pojawiła? No więc właśnie. - Podpuszczałeś mnie ostatnio, by usłyszeć moje zdanie, zanim to zaplanujesz? - zapytał, bezwiednie bawiąc się kluczami i przyglądając się mężczyźnie, szukając na jego twarzy oznak, że jednak to był żart.

    chyba i tak nie mam wyjścia, Lionel

    OdpowiedzUsuń
  26. Chyba nic bardziej groteskowego niż to nie zdarzyło się do tej pory w jego życiu. Cała sytuacja była nadzwyczaj dziwna, bo jak często zdarzało się by młody-gniewny, opuszczający ośrodek lądował u swojego psychologa, który właściwie z momentem podpisania dokumentów i wręczenia kluczy, przestał nim być? Weszli teraz w nowe role, role współlokatorów i Lionel chciałby być przekonany, że to wszystko wypali, chciałby lecz nie był.
    W milczeniu więc wrzucił swój skromny dobytek do bagażnika i również w milczeniu przebył całą drogę do domu Gabriela, obserwując mijane ulice z perspektywy siedzenia pasażera w aucie mężczyzny. Czuł się dość nieswojo, kiedy Seehy otwierał drzwi dokładnie takimi samymi kluczami, jakie Lionel ściskał w kieszeni spodni. Plecak, choć wcale nie zawierał w sobie wiele rzeczy, nagle zaczął ciążyć na ramieniu. Jednak stało się, przekroczył próg mieszkania, zaraz za Gabrielem i przystanął w przedpokoju, zdejmując najpierw plecak, później kurtkę i buty. Ciężka cisza zawisła między nimi, kiedy każdy z nich uciekał spojrzeniem, bez zamiaru odezwania się.
    Odetchnął dopiero kiedy Gabriel zdezerterował elegancko do kuchni pod pretekstem zrobienia kawy. Przez chwilę wpatrywał się w swoje skarpetki z myślą: co ja do cholery tutaj robię?!, a później zepchnął ją w odmęty zapomnienia, bo i tak nie miał innych opcji na życie w tym momencie. Podniósł więc plecak i słuchając instrukcji Gabriela wykrzykiwanych z kuchni, udał się na drugie piętro mieszkania, na schodach wyciągając z kieszeni klucze i odnajdując ten do drzwi jego pokoju. Jego pokoju, brzmiało to niewiarygodnie komicznie po tylu latach dzielenia przestrzeni z kimś jeszcze. Pokój był zamykany również od wewnątrz, co oznaczało, że Gabriel musiał mu w jakiś sposób ufać, musiał i tak, skoro zaproponował mu mieszkanie, ale świadomość, że będzie miał pełną prywatność wydawała się być przyjemna i dziwna zarazem. Mieszkając w poprawczaku słowo prywatność można było wsadzić w bajki. Teraz bajka stała się rzeczywistością.
    Pokój był przestronny, z dużym łóżkiem, biurkiem, ogromnym oknem, przez które wpadało dużo światła, szafą i regałem. Lionel nie sądził, żeby posiadał tyle rzeczy, aby móc zapełnić wszystkie wolne miejsca. Rozpakowanie swoich rzeczy zajęło nie więcej niż dziesięć minut. W szafie zawisło kilka bluz, spodni i koszulek, grubsza kurtka, trzy pary butów wylądowało na jej dnie wraz z plecakiem. Nieliczne książki i komiksy jakie posiadał ustawił na regale, resztę mniej ważnych bibelotów zamknął w szufladzie biurka na jego blacie kładąc telefon i kosmetyczkę z przyborami toaletowymi i ręcznikiem. Jakoś nie miał odwagi zanosić tego do łazienki, bo to by oznaczało ostateczne wtargnięcie w dość prywatną strefę właściciela mieszkania. W tej przestrzeni i nowoczesnym mieszkaniu zarówno on jak i jego dobytek prezentował się dość marnie. Na wąskich ustach pojawił się kwaśny grymas, z drugiej strony wiedział, że nie powinien narzekać. Prawdopodobnie nikt inny nie zrobił by dla niego tego, co zrobił Gabriel.
    Przypomniał sobie o kawie, którą mężczyzna miał zaparzyć. Czy rzeczywiście to zrobił, czy była to tylko wymówka, by zniknąć z pola widzenia chłopaka? Lionel powinien zejść na dół, czy poczekać, aż zostanie zawołany? To nie hotel, nikt nie będzie skakał koło niego, wiedział to, ale niepewność w poruszaniu się po nowym miejscu do życia skutecznie zaburzała racjonalny obraz sytuacji.
    W końcu zdecydował się zejść na dół. Skoro mieli mieszkać ze sobą, nie mogli unikać swojej obecności. A może mogli? W tak dużym mieszkaniu to nic trudnego. Tak czy inaczej ciche kroki Lionela pojawiły się na schodach, kiedy wyczuł zapach aromatycznej kawy. Ślinianki od razu zaczęły pracować. Wyczuł też papierosy i od razu również zapragnął zapalić, a kiedy był bliżej usłyszał ciężkie westchnienie Gabriela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż w milczeniu wziął do ręki drugi kubek kawy i upił kilka łyków, zanim spojrzał na mężczyznę. Ciemne i jasne oczy patrzyły na siebie chwilę dłużej, zanim Lionel nie zdecydował się oddać Gabrielowi pełni kuchennej przestrzeni, przechodząc do otwartego na nią salonu. W pierwszej chwili chciał usiąść na kanapie, podwinąć nogi i pomilczeć jeszcze dłużej, ale dostrzegł coś, co przykuło jego uwagę. Ramki ze zdjęciami. W pierwszej dostrzegł portret młodego chłopaka, w pewien sposób nawet podobnego do mężczyzny, a zaraz obok, w kolejnej, dwóch uśmiechniętych mężczyzn. Ten którego znał obejmował od tyłu szyję tego, którego nie znał. Na palcu dostrzegł fragment obrączki, coś czego nie zauważył na palcu Gabriela, kiedy rozmawiali wiele razy w poprawczaku. Tak samo jak nie miał pojęcia, że mężczyzna może się tak uśmiechać.
      - To twój mąż? - zadał pytanie zanim pomyślał, a kiedy już to zrobił, odwrócił się w stronę kuchni, gdzie wciąż oparty o blat stał Gabriel. - Nie będzie miał nic przeciwko, że sprowadziłeś małolata do domu? - jasna brew uniosła się w pytaniu, a palce mocnej zacisnęły na trzymanym kubku.
      pragnący fajki Lionel

      Usuń
  27. Lionel jeszcze przez chwilę przyglądał się zdjęciom, dając sobie czas na przyswojenie zasłyszanych informacji, po czym ruszył w stronę stolika i kanapy na której siedział Gabriel. Właściwie sam chciał tam usiąść, jednak teraz, kiedy mężczyzn go ubiegł, nie miał zamiaru naruszać jego prywatnej przestrzeni, nawet jeśli zajęcie miejsca obok, wcale by jej nie naruszyło. Nie tak bardzo w każdym razie. W ostatniej chwili zmienił trajektorię swoich kroków i obrał za swój cel szeroki, na oko wygodny, fotel w kolorze kanapy. Usiadł, odrywając stopy od podłogi i krzyżując nogi ze sobą. Spojrzał na wysuniętą w jego stronę paczkę papierosów, a później na Gabriela, który mierzył go spojrzeniem. Nie doszukując się w nim niczego, co wskazywałoby na dezaprobatę, sięgnął po pudełko i wyciągnął papierosa. Odpalił go z cichym pstryknięciem zapalniczki i zaciągnął się gryzącym dymem. Westchnął cicho, opierając się wygodniej. Na jednym z kolan oparł kubek z kawą, w drugiej dłoni miętolił filtr papierosa.
    - Ktoś mądry wymyślił rozwody po to by je brać, prawda? Skoro ludzie nie mogą znieść siebie nawzajem, po co męczyć się do końca życia? - wzruszył ramionami i zaciągnął się ponownie. Na moment zamilkł, przytrzymując dym w płucach, po czym jego twarz zginęła za kłębem wydmuchiwanego dymu. - Moja rodzina jest rozwalona odkąd pamiętam. Rozwody, ucieczki nieodpowiedzialnych ojców, czy nieodpowiedzialne matki wiążące się z idiotami nie robią na mnie większego wrażenia. Ile lat ma twój syn? - spojrzał jeszcze raz przelotnie na zdjęcie chłopaka w kręconych włosach z równie orzechowymi oczami jak jego ojciec. - Podobny jest do ciebie - uśmiechnął się, widząc grymas na twarzy Gabriela, kiedy wypowiedział te słowa. - Syn nie był twoim marzeniem? - uśmiech na twarzy chłopaka jeszcze się poszerzył, kiedy otwarcie drażnił mężczyznę siedzącego przed nim, wyciągając okruchy jego przeszłości. Wreszcie miał okazję i punkt zaczepienie by odwdzięczyć się za te wszystkie pytania w gabinecie, na które w większości nie miał ochoty odpowiadać, choć Gabriel zdawał się mieć sposoby na wyciągnięcie z niego interesujących go informacji.
    - Chyba lepie będzie jeśli do czasu jego wizyty znajdę sobie własne lokum. Jak wytłumaczysz, że mieszkasz z niewiele starszym od niego chłopakiem, w dodatku będąc w trakcie rozwodu z innym facetem, wcześniej zostawiwszy jego matkę? - Lio ukrył się za kubkiem z kawą, zaraz jednak znów pokazując swoją twarz i oblizując wargi. Kawa była mocna, tak jak lubił i niesamowicie aromatyczna - świetna kawa, dzięki. Iii za to też - podniósł papierosa do ust, zaciągając się i korzystając z pozwolenia które dostał, nauczony doświadczeniem by nie przyzwyczajać się za bardzo do tego co dobre i cieszyć się chwilą póki trwa.

    zdeprawowany papierosami już wcześniej młody człowiek

    OdpowiedzUsuń
  28. Szare oczy chłopaka rozszerzyły się wyraźnie, kiedy analizował słowa Gabriela, a także ich intencje. Rozłożył wszystko na czynniki pierwsze. Gdyby tylko bardziej się przyłożył w życiu, jego umysł z pewnością okazał by się bezbłędnie analityczny i być może czekałaby go świetlana przyszłość gracza giełdowego czy innego rekina biznesu.
    Roześmiał się. Głośno i z wyraźnym rozbawieniem, tak jak nie śmiał się od miesięcy. Musiał odstawić kawę na stolik, gdyż groziło mu zalanie spodni, fotela i w ogóle lekka kompromitacja i opinia łajzy.
    - Gabrielu, jest mi przykro. Uwłaczasz mojej inteligencji, jakakolwiek by nie była, insynuując, iż mógłbym myśleć, że... Losie, nie jestem naiwny, okej? Wiem za to, że różni ludzie myślą różne rzeczy, ale skoro twojemu synowi i tak wisi i powiewa co robisz, to w porządku. Cieszę się jednak, że wyjaśniłeś mi charakter naszej znajomości - dodał z rozbawieniem i zaciągnął się papierosem, po czym strzepnął nadmiar popiołu do stojącej na stoliku popielniczki.
    Nie, zdecydowanie nie był kimś, kto mógłby rysować sobie w głowie obraz związku. Tylko jakiś romantyczny naiwniak mógł wymyślić sobie, że Gabriel to rycerz na białym koniu, który uwolnił swojego księcia z wieży, jakim był zakład poprawczy, opuszczony kilka godzin wcześniej. Owszem, mogła być w tym doza pewnej nostalgii i cudowności zawartej w bajkach dla małych dziewczynek, bo czy oto właśnie starszy mężczyzna nie uratował małego, biednego chłopca od utonięcia w odmętach brutalnej rzeczywistości?
    Gabriel owszem, był mu teraz pomocną dłonią i kimś dorosłym, ko mógłby sprawować na nim pewnego rodzaju pieczę, by nie skopał sobie życia zaraz jak tylko je odzyskał, jednak Lionel był również dość samowystarczalny i nie potrzebował nieustającej uwagi, zapewnień, że wszystko będzie dobrze, a happy end jest niedaleko w postaci stabilizacji, związku, bezpieczeństwa i silnego męskiego ramienia, w które mógłby się wtulać w nocy. Na litość, lubił chłopców, pociągali go faceci, a Gabriel owszem, był przystojny, tego nie można było mu odmówić, nawet ślepy by to zauważył, chociaż z drugiej strony o gustach nie należało dyskutować. Tak czy inaczej Lionel mógł zaliczyć Gabriela do tej kategorii mężczyzn, jednak miał na tyle rozsądku, by nie wyobrażać sobie Bóg wie czego. Nawet kiedy mieszkał teraz w jego mieszkaniu, pił jego kawę, palił jego papierosa siedząc w jego wygodnym fotelu i nie czując tak przytłaczającego skrępowania jak jeszcze pół godziny temu. To ostatnie zapewne wróci jeszcze nie raz w wielu sytuacjach, bo przecież musiał nauczyć się tutaj żyć, dzieląc z drugą osobą kuchnię, łazienkę do której kiedyś będzie musiał zanieść swoją przeklętą szczoteczkę do zębów.
    - Na jakiej podstawie zakładasz, że wolę facetów? Z tego co pamiętam, nie rozmawialiśmy nigdy o mojej orientacji - zadał nieoczekiwane pytanie, zwyczajnie ciekaw odpowiedzi, bo uznał, że na jakiejś podstawie Gabriel musiał wysnuć swoje insynuacje, jakoby Lionel mógł w ogóle myśleć o związku z innym mężczyzną.

    ciekawski Lio

    OdpowiedzUsuń
  29. Rzucił mu rozbawione spojrzenie i również zdusił papierosa w popielniczce, zaciągając się przed tym ostatni raz. Teraz już mógł w pełni zająć się kawą, która była ledwie ciepła, a Lionel nie znosił zimnej kawy. Upił kilka łyków pod rząd, zanim zdecydował się odezwać.
    - Nie uraziło mnie to. Chociaż mówią, że prawda kole w oczy, czy jakoś tak - odpowiedział, tym samym potwierdzając otwarcie przypuszczenia Gabriela.
    Znad kubka przyglądał się jak ciało mężczyzny wyciąga się na kanapie, aż głośno odezwały się stawy. Na jego ustach wciąż błąkał się delikatny uśmiech, kiedy mężczyzna wstawał, właściwie zostawiając go samemu sobie z dostępem do swojego mieszkania. Skinął głową na jego słowa i właściwie docenił kolejną ofiarowaną cząstkę zaufania. Odprowadził Gabriela spojrzeniem i dopił kawę w samotności. Później zgarnął dwa kubki i popielniczkę do kuchni, wyrzucając popiół do kosza pod zlewem i myjąc wszystko ciepłą wodą z płynem. Wytarł dłonie w ręcznik i odnajdując w lodówce butelkę z wodą, nalał jej do wysokiej szklanki, po czym skierował się do swojego nowo otrzymanego pokoju.
    Szklankę zostawił na biurku, kładąc się na łóżku. Przez chwilę grzebał w telefonie, szukając sam nie wiedział czego, w Internecie, by następne minuty spędzić na bezcelowym gapieniu się w sufit. Chyba udało mu się zasnąć, bo kiedy obudził się, za oknem już szarzało. Drzwi do pokoju Gabriela wciąż były zamknięte, a mieszkanie nie nosiło żadnych śladów jego wcześniejszej obecności. Lionel zszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Dłuższą chwilę szukał pieczywa i noża, z resztą potrzebnych rzeczy radząc sobie dużo szybciej. Jedynie herbata wymagała znacznie dłuższych poszukiwań, ale znalazł i to. Przygotował sobie kolację i zjadł ją w samotności, sprzątając po sobie wszystkie naczynia i sztućce. Resztę herbaty zabrał do pokoju i zajął się zabijaniem czasu czytaniem komiksów.
    Późnym wieczorem znów opuścił pokój, trąc zmęczone oczy i udając się do łazienki. Po szybkim prysznicu i ogólnej toalecie, wciąż nie zdecydował się na zostawienie tam swojej szczoteczki i ręcznika. Gdyby nie temperatura pomieszczenia i wilgotna kabina prysznicowa, można byłoby pomyśleć, że nikogo tu nie było.
    Zasnął późno w nocy, przewracając się wcześniej z boku na bok. Odkąd pamiętał miał problem z zasypianiem w nowym miejscu i w końcu najzwyczajniej w świecie padł z wyczerpania. Z głębokiego snu wyrwało go ujadanie psa za oknem. Przeciągnął się i spojrzał na zegarek. Wciąż było jeszcze ciemno. Do świtu pozostały co najmniej dwie godziny, a on poczuł parcie na pęcherz. Wyszedł spod ciepłej kołdry, gdzie spał w samych bokserkach i skierował swoje kroki do toalety. Szedł na autopilocie, co wyjaśniałby dlaczego dopiero w drodze powrotnej zobaczył uchylone drzwi pokoju Gabriela i sączące się przez szparę światło.
    Nie myślał za mądrze o tej porze, co mogło wyjaśniać niezrozumiały impuls, który popchnął go do zapukania w drzwi i sprawdzenia, czy wszystko z mężczyzną w porządku. Usłyszał ciche proszę i otworzył drzwi szerzej, wciąż jednak stojąc w progu i pocierając zaspane oczy. Jasne włosy sterczały w każdym z możliwych kierunków, a on po czasie zorientował się, że przyszedł tu w samej bieliźnie. Za późno, jakoś będzie musiał przełknąć ten fakt i być może komentarz.
    - W porządku? - zapytał mocno zachrypniętym od snu głosem. - Nie możesz spać? - oparł się o futrynę, czując jak ogarnia go lekka słabość, kiedy to wstaje się w środku nocy i nie wraca od razu do łóżka.

    lunatyk

    OdpowiedzUsuń
  30. Lionel nie znał demona bezsenności dość dobrze. Owszem, zdarzało się, że przewracał się z boku na bok przez pół nocy, jednak w końcu zasypiał z wyczerpania, tak jak dzisiaj. Tym bardziej nie przyszło mu do głowy by lekarstwem na tę przypadłość mogło być wyjście z domu. Nigdy tego nie próbował. W poprawczaku i tak daleko by nie zaszedł. Drzwi wejściowe w nocy zamknięte były na głucho, tak samo jak wszystkie ewakuacyjne, a przez okno nie ryzykowałby dezercji.
    Teraz jednak słysząc propozycję Gabriela rozbudził się na tyle, by poczuć nieprzyjemny chłód drażniący bose stopy. Uświadomić sobie jeszcze mocniej, że stoi tu prawie nagi i rozczochrany, w dodatku z fascynacją przygląda się jak silne ramiona mężczyzny znikają pod materiałem bluzy, którą na siebie wkładał.
    I coś podpowiadało mu, że nie chce zostać sam w nocy w obcym mieszkaniu, nie ważne jak bardzo miał ochotę wrócić do łóżka, zakopać się w pościeli i spać mocno do rana.
    Pomysł grania w koszykówkę w środku nocy, był jeszcze bardziej nierealny niż samo wyjście z domu o tej porze, kiedy można było tkwić w Krainie Morfeusza po uszy, lecz coś, zapewne ten sam impuls, który kazał mu zapukać do tej sypialni, nakazywało mu zgodzić się na to wszystko i pozwolić wciągnąć się Gabrielowi w to dziwactwo.
    - Poczekaj na mnie - powiedział jedynie, po czym odwrócił się i z odgłosem jaki wydawały bose stopy na posadzce, udał się do swojego pokoju. Wyciągnął z szafy ciepłe dresowe spodnie, które wciągnął na tyłek, zaraz szukając skarpet. Zrezygnował z koszulki na rzecz grubej bluzy, wciąganej przez głowę. Rozczochrane włosy przeczesał dłonią, wychodząc już na korytarz. W przedpokoju czekał na niego Gabriel, gotowy do wyjścia. Lionel założył pospiesznie adidasy i wciągnął na głowę kaptur, a widząc, że piłka do kosza leży wciąż w kącie obok wieszaka, zagarnął ją pod ramię, zanim pozwolił mężczyźnie wyprowadzić się z domu w ciemną noc.
    Nie znał jeszcze okolicy, więc zatrzymał się przy wyjściu z klatki schodowej, zdając się całkowicie na Gabriela. Czuł chłód przeszywający rozgrzane snem ciało, jednak bez protestu ruszył za mężczyzną, nie odzywając się zbytnio, gdyż ciężko mu było znaleźć temat rozmowy dziesięć minut po wstaniu z łóżka, w dodatku w tak niecodziennych okolicznościach.

    lubiący dziwactwa i ładne ramiona, chociaż wciąż zaspany Lio

    OdpowiedzUsuń
  31. - Wiem, ale chciałem - odparł, wzruszając ramionami z dłońmi wsuniętymi w kieszenie bluzy i piłką pod pachą. Reszty nie skomentował, niepewny znaczenia słów, traktując je bardziej jako komentarz do tu i teraz niż do ogółu sytuacji w której się znaleźli.
    Szedł ramię w ramię z Gabrielem, kierując się do pobliskiego parku. Już z oddali zauważył oświetlone boisko, rozbudzając się ostatecznie. Tym bardziej, że zanim weszli na miejsce docelowe Gabriel gwałtownie odwrócił się w jego stronę, stając z nim twarzą w twarz. Nie wiedział kiedy mężczyzna zabrał mu piłkę i kozłując, wykonał ładny, celny rzut do kosza. Lionel uśmiechnął się pod nosem, kiedy Gabriel zmierzał w jego stronę z jawnym wyzwaniem w oczach.
    - I nie będziesz miał... dziadku! - nastolatek rzucił szybkim komentarzem i zrywając się z miejsca, wytrącił mężczyźnie piłkę z dłoni, porywając ją zaraz w swoje posiadanie. Prowadził ją ładnie obok nogi, kozłując z wprawą i zbliżając się do kosza, by oddać czysty, ładny rzut. Wygarnął opadającą piłkę u przekozłował ją między nogami, patrząc na Gabriela, który podchodził bliżej. Lionel wzmógł czujność, gotów w każdej chwili zasłonić piłkę własnym ciałem i uchronić się przed jej utratą.
    - O co gramy? - zapytał patrząc równie wyzywająco w oczy mężczyzny, jak on wcześniej patrzył na niego.
    Sen odszedł w niepamięć, a adrenalina uderzyła w żyły, napędzając organizm do działania. W tym momencie amatorska gra w kosza nie wydawała się być dziwnym pomysłem. No i pierwszy raz miał okazję zobaczyć Gabriela w zupełnie innym środowisku niż gabinet psychologa. Ciekawe doświadczenie i miał nadzieję, że takich będzie jeszcze więcej.

    podejmujący wyzwanie... dzieciak

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie zdążył nawet pomyśleć o tym co mogłoby być trofeum dla wygranego, ponieważ gdy tylko poczuł oddech Gabriela tak blisko, jego system zawiesił się na moment, przez co stracił posiadanie piłki w dość haniebny sposób.
    Widząc zadowolenie malujące się na twarzy mężczyzny, odruchowo zacisnął zarówno zęby jak i pięści w budzącej się determinacji. Jak mógł dać się tak podejść? Przecież nie raz grał w kosza i nie raz bliska obecność przeciwnika nie była niczym rozpraszającym, wręcz przeciwnie, napędzała do działania i większego skupienie. Co więc było powodem? Czy to ten niezwykle przyjemny dla ucha głos, a może ciepły oddech na małżowinie? Równie dobrze mógł zwalić winę na godzinę w której odbywał się ten mecz i fakt, że nie dalej jak dwadzieścia minut temu miał zamiar jeszcze wrócić do łóżka i smacznie spać.
    - Jeszcze się okaże! - rzucił, po czym podbiegł do piłki, która odbiła się od tarczy kosza, zawadzając jedynie o obręcz, nie mając najmniejszego zamiaru przez nią przejść.
    Kozłował chwilę, zanim nie złożył się do ładnego rzutu z wyskokiem. Stojąc tak blisko pod koszem, zawiesił się na moment na obręczy. Bluza podjechała do góry, a on czując chłód powietrza na rozgrzanym brzuchu, czym prędzej zeskoczył na ziemię, w tym czasie piłka była już w posiadaniu Gabriela. Z wyraźnym uśmiechem i zacięciem w oczach ruszył w jego stronę, mierząc się z nim wyzywającymi spojrzeniami. Pewny uśmiech na twarzy mężczyzny dodawał mu nonszalancji, a sposób w jaki poruszał się na boisku, nie sugerował, że przeciwnikiem Lionela jest ktoś, kto faktycznie nie mógłby wygrać tego małego meczu.
    Adidasy cicho odbiły się od powierzchni boiska, kiedy chłopak podbiegał do mężczyzny z kolejnym zamiarem przejęcia piłki i solenną obietnicą w sercu, że tym razem nie da się nabrać na miły głos.

    nice try, handsome

    OdpowiedzUsuń
  33. Lionel sapnął zaskoczony, kiedy złapał rzuconą w jego kierunku piłkę. Rzuconą z dość dużą siłą, jednak nie po to by wyrządzić szkody. Przez chwilę kozłował ją, mierząc się z Gabrielem wyzywającymi spojrzeniami. Gdyby ktoś spojrzał na nich z boku, wcale nie wyglądali na osoby, którym przyszło zamieszkać ze sobą kilka godzin temu, a jeszcze wczoraj być dla siebie kimś ograniczonym sztywnymi ramami ról jakie pełnili - psychologa i wychowanka.
    I może właśnie to było powodem, dla którego Lionel wypowiedział coś zupełnie nieoczekiwanego przez żadnego z nich.
    - Codziennie przez przynajmniej pół godziny będziemy siadać w twoim salonie. Będziemy rozmawiać o... wszystkim, co lubisz, czego nie lubisz, co cię wkurwia, a co sprawia, że czujesz się komfortowo... - zawiesił głos, zastanawiając się nad czymś krótko. - Odpowiesz na moje pytania, a ja odpowiem na twoje - dodał naprędce, zanim umysł nakazał się zbuntować przeciwko tym słowom.
    Nie znał odpowiedzi Gabriela, nie mógł jej przewidzieć, bo... nie znał tego mężczyzny. A skoro z nim zamieszkał, czasowo, ale jednak, równie dobrze mógł go poznać. O ile on sam będzie tego chciał, a tego Lionel nie mógł być pewny. Tak jak wygranej w tym meczu jeden na jednego, który zaraz wznowił. Podbiegł bliżej, chcąc dostać się do blokowanego kosza, obrócił się plecami, chroniąc się przed utratą piłki, po czym niemal na oślep rzucił, z wyskoku z którego został zaraz ściągnięty na ziemię, przez zgrabny bok Gabriela. Cholerny pan psycholog, rzeczywiście potrafił grać w kosza, a to zdecydowanie nie ułatwiało mu sprawy.

    co Ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  34. Szczerze mówiąc Lionel nie sądził, że Gabriel przystanie na jakąkolwiek część jego warunków wygranej. Tym bardziej nie zamierzał negować tych czterech dni, na które zgodził się mężczyzna. Chłopak sam nie wiedział jakby miało to wyglądać i szczerze, nie odważył się nawet zapuścić macek swojej wyobraźni w tamte rejony, nie mniej jednak kiwnął głową.
    - Zgoda. Cztery dni. Jeśli wygram - powiedział, patrząc jak piłka, którą rzucił Gabriel jakimś cudem jednak ląduje w koszu, po czym odbija się kilkukrotnie od powierzchni boiska.
    Przeniósł spojrzenie na mężczyznę. To było wyzwanie. Wyzwanie godne poważnej rozgrywki i widział to w jego oczach. Widział, że Gabriel zrobi wiele by wygrać, by nie musieć wywnętrzać się przed takim gnojkiem jak on. A Lionel był przekonany, że jeśliby wygrał, Gabriel nie odmówiłby mu nagrody.
    W następnej chwili podbiegł do piłki, przejmując ją zręcznie. Gabriel nie był dłużny, ruszając w tym samym momencie. Mężczyzna miał przewagę wzrostu, jednak chłopak był mniejszy, młodszy i zwinniejszy. I cholernie zdeterminowany, by dać z siebie wszystko. Wszak gra była warta świeczki. Wymknął się zręcznie spomiędzy blokujących go ramion Gabriela, przemknął pod jednym z nich i odbijając się mocno od ziemi, rzucił piłkę w stronę kosza. Łańcuchy zadzwoniły głośno, a usta Lionela wykrzywił szeroki uśmiech.
    - A to moje - powiedział, gotów walczyć o piłkę, którą Gabriel już przejmował w swoje dłonie.

    zdeterminowany były podopieczny

    OdpowiedzUsuń
  35. Rozgrywka wcale nie była łatwa. Co więcej Lionel potrzebował sporo sprytu i energii by wreszcie wsadzić piłkę do kosza po raz piąty.
    - TAK! - krzyk radości rozbrzmiał nad boiskiem, kiedy chłopak zdobył ostatni punkt, wisząc na obręczy kosza. Zeskoczył zgrabnie, a adidasy cicho zetknęły się z ziemią, kiedy podchodził do Gabriela z wyrazem absolutnego zadowolenia z siebie.
    Nie przeszkadzało mu, że oddech wiązł w płucach, nie przeszkadzała mu rozchełstana bluza, ani krople potu na ciele. Skupił się na wszechogarniającej go satysfakcji i nie zamierzał jej kryć, ani w swojej twarzy, ani w spojrzeniu. Szeroki, zadowolony uśmiech rozciągnął jego usta, ukazując niemal całe uzębienie, kiedy zmuszony jednak przez zmęczone ciało, zgiął się w pół, opierając na chwilę dłonie na kolanach i biorąc kilka głębszych wdechów.
    Na słowa Gabriela wyprostował się, przez chwilę patrząc mu w oczy, zanim spojrzenie mężczyzny nie zjechało gdzieś niżej.
    - Po prostu. To chyba nic złego, co? - odpowiedział jak najbardziej szczerze, poprawiając zsuwającą się z ramienia bluzę i kaptur na głowie. Przewrócił oczami słysząc o możliwości ponownego rozchorowania się, jednak posłusznie podążył za Gabrielem do jego mieszkania. Dopiero po chwili poczuł jak rozgrzane ciało wyziębia się szybko. Rzeczywiście, jakoś nie miał ochoty znów zmagać się z kaszlem i katarem.
    - Poza tym, uważam, że to fair - odezwał się tuż przed wejściem na klatkę schodową i zatrzymał się w drzwiach, które przytrzymywał Sheehy. - Ty wiesz o mnie całkiem sporo. Dość dużo zapisano mi w papierach, które przechowywałeś w gabinecie. Nie wierzę, że nie przeczytałeś ich chociaż raz - Lio wszedł do klatki, kierując się do windy. - Nie wiem ile zapamiętałeś, ale miałeś szansę. Ja też ją chcę - spojrzał bystro na mężczyznę, kiedy już wszedł do windy i odwrócił się przodem do zasuwających się za Gabrielem drzwi.
    Winda zadzwoniła cicho, a oni już po chwili zdejmowali buty i bluzy w przedpokoju mieszkania Gabriela. Lionel jako pierwszy skierował się do kuchni, sięgając po stojącą tam wodę i nie myśląc za wiele, odkręcił ją pijąc z butelki zachłannie.

    mający silne poczucie sprawiedliwości, trudny, młody człowiek

    OdpowiedzUsuń
  36. Moment w którym oderwał swoje usta od butelki był tym, w którym pozwolił Gabrielowi przejąć ją w swoje władanie i dopić resztkę wody. Przyglądał się jak mężczyzna odchyla głowę i dopija resztkę wody. Dziwnie i zarazem ciekawi było przyglądać mu się w swoim naturalnym środowisku, pozbawionym dwóch foteli, biurka i podkładki do pisania, a także irytująco klikającego długopisu. Lionel mógłby odnaleźć w tym pewną przyjemność, co skonstatował z niemałym zdziwieniem.
    - Zdaje się, że znamy różne definicje słowa "stary" - Lionel odezwał się wciąż przyglądając się mężczyźnie, który właśnie przeciągał się przed nim z pomrukiem. Na ustach chłopaka pojawił się ledwie widoczny uśmiech. To naprawdę było dość interesujące zajęcie, poznawać Gabriela od tej prywatnej strony. Dlatego też kiedy mężczyzna zaproponował najpierw prysznic, a później sam dawał mu możliwość rozpoczęcia odbierania swojej nagrody, skinął głową z entuzjazmem.
    - Nie jestem śpiący - zaznaczył szybko, bo teraz rzeczywiście zmęczenie zostało zastąpione ekscytacją.
    Kiedy został w kuchni sam, nieświadomie zaczął bębnić palcami o blat, czekając na zwolnienie się łazienki. Sam potrzebował prysznica, a tymczasem rozmyślał o tym co tak naprawdę interesowało go w Gabrielu i o co mógłby zapytać, by nie naruszyć żadnej z prywatnych sfer jego życia. Może był wciąż dzieciakiem, ale w ciągu życia trochę nauczył się co to takt. No i nie chciał być zbyt natarczywy, zwłaszcza dla kogoś, komu na ten moment zawdzięczał tak wiele.
    Gabirel w końcu wyszedł z łazienki. Lionel usłyszał jak zamykają się drzwi jego pokoju. Chłopak sam ruszył na górę, zabierając przybory toaletowe z szafki w swoim pokoju i zamknął się w łazience. Łazience przyjemnie pachnącej Gabrielem. Ponownie nie zostawił w niej żadnego śladu swojej bytności.
    Ubrany w czysty, świeży dres i rozpinaną bluzę ruszył na dół, gdzie na kanapie zastał Gabriela, który pilotem sterował na ekranie sporego telewizora.
    - Spowiadasz się, czy oglądasz film? - zapytał, siadając obok niego i podciągając kolana blisko klatki piersiowej. Dłonie wsunął do kieszeni bluzy - W sumie może być jedno i drugie. Co wybierasz? Lubię horrory, choć nie sądzę, by śmianie się na nich, było zdrowym objawem - uśmiechnął się, patrząc na profil mężczyzny - Wyglądasz na kogoś, kto lubi stare, klasyczne kino. Kiedy się urodziłeś? - zapytał nagle, uświadamiając sobie, w odniesieniu do ich poprzedniej rozmowy po powrocie, że nie wie nawet ile Gabriela ma lat.

    young Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  37. Lionel przeliczył szybko w myślach, jeszcze zanim Gabriel wypowiedział liczbę przeżytych przez niego wiosen. Na moment przeniósł spojrzenie na ekran, zwabiony głośniejszym dźwiękiem, a także szybko zmieniającym się obrazem. Nie było tam niczego, czego mógłby się lękać, a bał się tylko jednej rzeczy. Ponownego upokorzenia. Katowania. Spotkania twarzą w twarz ze swoim oprawcą. Ponownie spojrzał na mężczyznę, patrząc jak długie palce miętoszą płatek zgrabnego ucha. Gabriel był przystojny. Wszystko w jego twarzy pasowało do siebie. Bystre spojrzenie, wąskie usta, gęsty zarost, ciekawy kształt nosa. Młody, gapisz się... Głos w głowie uświadomił go, że robi to zbyt długo i nachalnie, dlatego szare oczy znów wróciły do migających na ekranie obrazów.
    - Dlaczego zostałeś psychologiem? - padło kolejne pytanie, na które ciekawość musiała zostać zaspokojona. Tym bardziej, że Lionel nie uważał Gabriela za typowego wykonawcę tego zawodu. W drodze sądowo-pawnej miał styczność z wieloma lekarzami-psychologami, jednak żaden z nich nawet nie umywał się do tego mężczyzny. I na ten osąd wcale nie miało wpływu to, że Gabriel traktował go normalnie, nie jak zdeprawowanego dzieciaka, który pobił swego ojczyma w przypływie furii, ani także fakt, że zaproponował mu mieszkanie ze sobą, dopóki chłopak nie stanie na nogi o własnych siłach.
    - Dlaczego do cholery ożeniłeś się z kobietą i masz z nią dziecko, którym się nie interesujesz? - zapytał ponownie, zanim zdążył ugryźć się w język. Nawet nie miał zielonego pojęcia, czy jego insynuacje są prawdą, opierając swoje twierdzenie na jednym, jedynym wypowiedzianym przez Gabriela zdaniu.

    OdpowiedzUsuń
  38. Im dłużej zastanawiał się nad tym co powiedział Gabriel o wyborze swojej drogi życiowej, tym mniej z tego rozumiał. No bo przecież dobra, mógł być najlepszy na roku, mógł być zdolny, mieć wiedzę, ale jeśli zabrakło mu pasji? Nie mógł powiedzieć, że mężczyźnie brakowało zaangażowania, ale skoro praca którą wykonywał nie przynosiła oczekiwanej satysfakcji, to czy nie powinien rzucić tego w cholerę? Obowiązek obowiązkiem, ale zawód psychologa niezmiennie kojarzył się z czymś więcej niż tylko to.
    - Więc jestem tu dla twojego świętego spokoju, żebyś nie miał na sumieniu gówniarza, który nie miał się gdzie podziać? - odparował bez namysłu, ale te słowa same cisnęły się na usta.
    Zamilkł, zmieniając pozycję, krzyżując nogi i opierając łokcie na kolanach. Patrzył na przesuwające się na ekranie obrazy, przez chwilę nawet nadążając za fabułą filmu, który wybrał Gabriel. Horror nie był jakimś arcydziełem, ale Lionel i tak traktował go tylko jako tło do rozmowy i by od czasu do czasu móc spojrzeć w telewizor, kiedy myśli biegły w swoim kierunku, jak teraz.
    - Lepiej mieć niedzielnego ojca, do którego można przyjechać na trochę i wyjechać, kiedy ma się dość. W sumie popieram, rozumiem. Lepiej być weekendowym kumplem dla swojego syna niż codziennym dupkiem, prawda? - cień gorzkiego uśmiechu przemknął przez jego usta, kiedy myślał o swoim biologicznym ojcu. Wielkim nieobecnym jego życia. Co prawda śmierć nikogo nie wybierała, ale on odczuwał głupi, dziecięcy żal, że ktoś kto powinien być wzorem, oparciem, umarł zanim zdążył go poznać. O kimś kogo matka wybrała sobie na partnera życia później, nie chciał nawet myśleć, odczuwając mdłości.
    - Z drugiej strony, wątpię byś pozwolił by twojemu synowi coś się stało. Cokolwiek - dodał po chwili ciszy, myśląc o tym, że gnojek przynajmniej miałby do kogo uciec, a Gabriel wydawał się na tyle racjonalnym i rozsądnym facetem, któremu własny syn mógłby się... wyżalić, gdyby faktycznie musiał. I cholera zazdrościł chłopakowi. Jemu nikt nie zostawił takiej możliwości, a na drugą stronę skargi jakoś nie chciały dochodzić, nawet kiedy darł się wniebogłosy na dywanie w salonie własnego domu. - Nawet jeśli uważasz się za najgorszego ojca pod słońcem...

    dzieciak z równie burzliwą przeszłością

    OdpowiedzUsuń
  39. Patrząc uparcie w ekran telewizora, zaciskając palce pod brodą, miał nadzieję, że nie dał po sobie poznać, że odpowiedź Gabriela przyniosła swoistą ulgę. Ostatnim czego chciał to być czyimś poczuciem obowiązku, uciszeniem wyjącego sumienia.
    - Nie wiem, nie pamiętam własnego ojca, a sam będąc gejem, raczej nigdy nim nie zostanę. Poza tym, nie sądzę bym nadawał się do tej roli, a skoro jeszcze mówisz, że to wcale nie jest takie proste, czuję się zniechęcony podwójnie - oderwał spojrzenie od ekranu i na powrót odwrócił się w stronę Gabriela.
    Wiercił się na kanapie jakby siedział na rozżarzonych węglach, ale tak naprawdę mając ledwie osiemnaście lat, nie miał w swoim życiu zbyt wielu okazji do poważniejszych rozmów, a jeśli dodatkowo pakował w nie jakieś swoje emocje, tym bardziej ciężko było mu usiedzieć w jednym miejscu. Rozmowy w gabinecie Gabriela nie były w tym rozrachunku brane pod uwagę, bo jak mężczyzna sam raczył wspomnieć, był już byłym psychologiem i od momentu w którym na papierach Lionela widniał jego podpis, rozmowy pomiędzy nimi nie powinny być rozpatrywane w kategorii jakiejkolwiek terapii.
    - I nie, nie jesteś mistrzem odcinania się, skoro ściągnąłeś mnie sobie na głowę - film przestał zasługiwać na jakąkolwiek uwagę Lionela, kiedy skupił się na tym co chciał powiedzieć. - Nie jesteś mistrzem odcinania się skoro twój syn może tu przyjeżdżać, ale ja z perspektywy bycia gówniarzem w twoich oczach, popieram akurat tą kwestię. Gdybym ja kilka lat temu miał dokąd pójść, teraz zapewne nie siedziałbym na twojej kanapie w środku nocy - zakończył dość poważnie, przez moment utrzymując kontakt wzrokowy, zanim całkowicie go to przerosło - Nieważne - wymamrotał, rozglądając się wokół, zanim dostrzegł poduszki leżące na kanapie tuż za plecami Gabriela.
    Nachylił się do przodu, sięgając po jedną, a kiedy udało mu się ją zdobyć, wciąż nie patrząc na twarz Gabriela, ułożył ją przed sobą, zanim przyłożył do niej głowę. Nogi wyciągnął w drugą stronę, bosymi stopami dotykając podłokietnika kanapy. Dopiero kiedy to zrobił dotarło do niego jak późno już jest i fakt, że odczuwa zmęczenie, jednak nie chciał jeszcze iść do swojego pokoju, nawet jeśli umówione pół godziny rozmowy, które wygrał w koszykówkę, dobiegało końca.

    wylegujący się blondyn

    OdpowiedzUsuń
  40. Lionel umościł się w miarę wygodnie, podwijając palce stóp i pozwalając by małe kostki wydały z siebie ciche pyknęcia. Skrzyżował nogi w kostkach, a dłonie ułożył na brzuchu, zanim jedna z nich rozpoczęła nieświadomą zabawę suwakiem, rozpinając i zapinając go na przemian, w zamyśleniu chłopaka.
    - Nie mów tak, bo jeszcze zapamiętam i nawet kiedy uda ci się mnie pozbyć, będę tu przychodził, by zatruwać ci spokojne życie. A wtedy będziesz mógł przeklinać tylko sam siebie - uśmiechnął się nieśmiało, podnosząc spojrzenie na mężczyznę, przez co musiał nieco odchylić głowę, a czoło zmarszczyło się nieco.
    Zabawne jak pod osłoną nocy wszystko nabierało innych barw. Za dnia zapewne nie pozwoliłby sobie na tak nonszalanckie zachowanie w domu faceta, który wyświadczał mu tą ogromną przysługę, że pozwolił mu zagracić sobą jeden z pokoi. Teraz jednak, po wysiłku na boisku i z racji późnej pory, miał serdecznie gdzieś wszystkie konwenanse, a sam Gabriel również nie sprawiał wrażenia jakoby miał coś przeciwko wyciągniętemu na kanapie Lionelowi.
    - Nie chce mi się spać - odezwał się cicho, kłamiąc bezczelnie, kiedy dźwięki telewizora nieco również przycichły. Palce trzymające zamek bluzy powoli przesuwały się w dół, by na wysokości pępka zmienić kierunek i rozpocząć wędrówkę w stronę brody. - Nie chcę iść do lóżka, pozwól mi tu leżeć - sprostował swoje wcześniejsze małe kłamstewko, rzucając spojrzenie Gabrielowi, który teraz patrzył w sufit, co spowodowało zrezygnowanie z mówienia, że jeżeli on sam chce, niech nie przejmuje się Lionelem i idzie się położyć. Właściwie to tego też nie chciał. Z niezrozumiałych dla siebie samego powodów, nie chciał zostać sam. Może to kwestia nowego otoczenia, łóżka w którym miał problem zasnąć, jak zawsze kiedy trafiał na nowe, a było ich wiele w jego życiu, albo po prostu tego, że czuł się odprężony tu i teraz. Na kanapie z Gabrielem obok, który również sprawiał wrażenie dość zrelaksowanego, nawet jeśli noc już zbliżała się ku końcowi.
    Słuchał dźwięków filmu, którego żaden z nich nie oglądał. Bawił się suwakiem, dopóki dłoń nie spoczęła spokojnie na klatce piersiowej, unosząc się wraz z nią w równym rytmie. Przymknął oczy, czując pieczenie pod powiekami, niezbitą oznakę zmęczenia. Wciąż jednak uparcie tkwił na kanapie na granicy jawy i snu.

    prawie-śpiący królewicz

    OdpowiedzUsuń
  41. Spanie na kanapie w było zdecydowanie złym pomysłem. Bycie połamanym przez cały następny dzień wcale nie ułatwiało w myśleniu nad tym co dalej. Tak samo jak pociąganie nosem, bo jednak śmiganie w nocy po boisku do koszykówki, a później spanie bez jakiegokolwiek przykrycia oczywiście zrobiło swoje. Matka zawsze narzekała, że był chorowitym dzieckiem.
    Wieczne narzekania matki jednak skutecznie motywowały do tego, by i Gabriel nie rozpoczął swojego maratonu, więc przez kolejny tydzień siedział godzinami w Internecie wyszukując szkół, potencjalnych miejsc pracy, przekopując sterty opinii i prowadząc na ten temat głębokie dysputy z Gabrielem. W końcu, po kilku sprzeczkach, wyłożeniu racjonalnych argumentów, które trafiały do zbuntowanego umysłu zazwyczaj głęboko w nocy, kiedy na własnym telefonie ponownie przeglądał dostępne opcje, wybrał nawet nie najgorszą, publiczną szkołę, która otwierała drogę zarówno na późniejsze studia, jak i na podjęcie pracy zaraz po jej ukończeniu. Nie było tak źle. Przynajmniej dopóki nie musiał zwlec się w kolejny poniedziałek na zajęcia. Poranne wstawanie nie było jego mocną stroną, w przeciwieństwie do języków obcych, co okazało się już po kilku dniach. Lionel zafascynowany przytaszczył do domu kilka książek z biblioteki i zamknięty we własnym pokoju, pochłaniał kolejne rozdziały gramatyki języka niemieckiego i francuskiego. Co więcej, zapisał się na dodatkowe zajęcia, z własnej, nieprzymuszonej woli postanawiając zostawać dłużej w szkole, niemal codziennie przez godzinę czy dwie.
    Wszystko szło dobrze, naprawdę dobrze. Lionel nie wpakował się w żadne bagno przez niemal dwa tygodnie z rzędu, aż nadszedł ten pamiętny, cholerny czwartek. Umiejętności kontrolowania emocji przestały działać, a on zamknął się w szkolnej toalecie, olewając niemal połowę lekcji, paląc papierosa za papierosem, okazyjnie przeplatając to ze skrętem, które udało mu się zdobyć od kolesia, który codziennie wystawał pod szkołą, sprzedając dzieciakom zioło na kilogramy.
    Bolały go obite kostki lewej dłoni, która odbyła kilkukrotne spotkanie z łazienkową ścianą zaraz po tym jak przed pierwszą lekcją, zobaczył go stojącego na szkolnym parkingu, przy swojej rozlatującej się furgonetce. Starał się być najbardziej niezauważanym dzieciakiem, które o tej godzinie zmierzały w stronę szkoły. Nie udało się. Czuł się jak magnez który przyciąga na kilometr swojego psychopatycznego ojczyma. Nie krzyczał, nie szarpał się, przynajmniej nie do momentu w którym Lionel nakazał mu spierdalać z jego życia. To było jak zapalnik i tylko interwencja nadchodzącego wuefisty uratowała sytuację, zanim wywiązało się z tego prawdziwe bagno. Lionel jednak wciąż czuł palce zaciskające się na przedramieniu jak imadło. Zostanie ślad. Po nim zawsze zostawał ślad.
    Kolejną godzinę spędził w gabinecie szkolnego psychologa, gdzie dowiedział się, że zakłady poprawcze mają obowiązek monitorować losy wychowanków, do ukończenia przez nich dwudziestego pierwszego roku życia, a szkoła wiedząc o tym i musząc przestrzegać przepisów, wysłała stosowną informację do placówki, której niedawno był wychowankiem. Matka musiała jakimś cudem wyciągnąć te informacje. Aż dziw, że pamiętała o tym, kiedy jej syn potencjalnie mógł wyjść z poprawczaka. A może nie pamiętała? Może założyła, że mając osiemnaście lat, wykopią go stamtąd prędzej czy później. W każdym razie on wiedział, a to wystarczyło by rozwalić mu cały, z trudem poukładany świat.
    Jeszcze większym zdziwieniem okazała się obecność Gabriela pod szkołą, kiedy wychodził po ostatniej skończonej lekcji, na którą zdecydował się pójść. Podszedł do auta, o które opierał się mężczyzna i zanim zdążył o cokolwiek zapytać, usłyszał propozycję Gabriela. Nie do odrzucenia, sądząc z tonu jakim zostały wypowiedziane słowa.
    - Wszystko jedno - odparował ze zrezygnowaniem i automatycznie sięgnął do klamki drzwi pasażera, sadzając swój chudy tyłek na przednim siedzeniu. - Co tu robisz? - zapytał, kiedy opuszczali już szkolny parking.

    leko wytrącony z równowagi Lionel

    OdpowiedzUsuń
  42. Jechał w milczeniu, w bocznej szybkie obserwując mijane ulice, budynki i ludzi. Słowa Gabriela nasuwały mu na myśl jedno. Kiedy tylko nadarzyła się okazja został najzwyczajniej w świecie podkablowany. Durna psycholożka, mogłaby się ugryźć dwa razy w język, zanim otworzyła jadaczkę do telefonu. Wzruszył ramionami w odpowiedzi. Znany z wcześniejszych ich rozmów odruch, który wyraźnie świadczył o niechęci do poruszania aktualnie omawianego tematu.
    Gabriel wreszcie zatrzymał samochód w dzielnicy w której Lionel nigdy wcześniej nie miał okazji być. Lionel patrzył przez przednią szybę na niski murek ozdobiony paskudnym graffiti, kiedy do jego uszu dotarło słowo kurator, które najwyraźniej było tym, co ściągnęło go do rzeczywistości, zmuszając na chwilowe porzucenie myśli o tym co zaszło pod szkołą.
    - Za co? Za wagary? Jestem aż tak pod kreską zaufania systemu? - powiedział cicho, odpinając pasy. Musiał wysiąść z auta. Zaczynał się tu dusić. Tak właściwie to chciał uciec stąd jak najdalej. Nie chciał znać powodu dla którego Gabriel pojawił się pod szkołą i dla którego go tu przywiózł.
    - Wszystko jedno - powtórzył jak odległe echo swoje wcześniejsze słowa i wysiadł z samochodu, zamykając drzwi trochę mocniej niż to było konieczne.
    Widząc spojrzenie Gabriela, który stał przy schodach pożarowych, podążył w tamtym kierunku, wspinając się za mężczyzną na dach budynku. W myślach przeklinał wszystko i wszystkich, jednak to co zobaczył z góry kazało mu się wreszcie zamknąć i patrzeć. Nawet nie zmrużył oczu, patrząc niemal w samo zachodzące słońce, które gonione przez szarzejące niebo uciekało za horyzont. W oddali widać było błyskające światła samolotów krążących nad lotniskiem.
    - Trzeba było przyprowadzić mnie tu pięć godzin temu - mruknął podchodząc do krawędzi dachu i zajmując miejsce obok mężczyzny, przerzucając nogi przez krawędź dachu. Robiło się chłodno, naciągnął więc na głowę kaptur i nie widząc sprzeciwu Gabriela, kiedy położył dłoń na paczce z papierosami, sięgnął po jednego, odpalając z cichym pyknieciem zapalniczki. Zaciągnął się i wypuścił kłąb dymu z płuc, wpatrując się w coraz wyraźniejsze światła samolotów, słuchając odległego huku silników.
    - Co ci powiedziała? - zadał pytanie, które prędzej czy później musiałby zadać, musząc zaspokoić swoją chorobliwą ciekawość.

    buntownik ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  43. Zaciągnął się głęboko papierosem, do dna płuc, po czy bardzo długo wydmuchiwał dym, gromadzący się tuż przed jego twarzą. Uśmiechnął się, pokazując nieco zaostrzone kły, kiedy usłyszał słowa Gabriela. Odrywając spojrzenie od startującego samolotu, potarł oko wewnętrzną stroną dłoni, w której między palcami trzymał papierosa.
    - Nic szczególnego - powtórzył słowa Gabriela z gorzkim rozbawieniem. - Skoro tak, to zapewne ominęła w swojej relacji osobę mojego przeklętego ojczyma, któremu sama sprzedała adres szkoły? A właściwie temu cholernemu poprawczakowi w którym pracujesz. Czy nie macie tam jakiejś cenzury informacji? Jestem pełnoletni, po jaką cholerę przekazywać mojej matce wszystkie możliwe dane o mnie, kiedy wszyscy powinni mieć to w dupie, tak naprawdę? Był dzieciak, nie ma dzieciaka, z głowy. Ale nie, wy macie pieprzony program monitorowania absolwentów - zaśmiał się szyderczo, a zaraz później mocno zaciągnął papierosem milknąc.
    Dopalił pożyczonego na wieczne oddanie papierosa i pstryknął niedopałkiem poza krawędź dachu. Oparł się na dłoniach za sobą, krzyżując nogi i wzrokiem śledząc czerwone, migające światełko w oddali. Spory AirBus właśnie szykował się do lądowania.
    - Gabriel... - wypuścił spomiędzy warg imię mężczyzny, zanim zagryzł je na dłuższy moment, maltretując zawzięcie w rytm płynących w szaleńczym tempie myśli. - Czy zamiast kuratora, możesz załatwić mi zakaz zbliżania się? Jego do mnie? - zapytał całkiem poważnie. Zbyt poważnie jak na kogoś kto całkowicie zdawał się bagatelizować sprawy ze swojej przeszłości i prawdziwą przyczynę, która zamknęła go w zakładzie poprawczym na ostatnie lata.

    wściekanie się najlepszą metodną na ukrycie prawdy

    OdpowiedzUsuń
  44. - Mówiłeś, że rozmawiałeś z kobietą ze szkoły. Co ci powiedziała? - spojrzał na Gabriela, domagając się odpowiedzi, gdyż pytanie które zadał nakazywało mu myśleć, że wcale nie przekazała wszystkich informacji i mężczyzna wcale nie wiedział wszystkiego, jak uprzednio chłopak sądził. - Chyba nie naskarżyła na mnie za to, ze nie poszedłem na kilka lekcji i paliłem trawę w kiblu, co? - uniósł lekko brew w pytającym grymasie. - Proszę cię, to żałosne! - wybuchł widząc wyraźne potwierdzenie w oczach Gabriela.
    Czując narastające nerwy, sięgnął po kolejnego papierosa, który należał do Gabriela. Cholera, będzie musiał odkupić mu niedługo cały karton, jak tak dalej pójdzie. Nie zważając na to, że dopiero skończył jednego, zapalił kolejnego, a jego twarz zniknęła za wydychanym dymem, zanim odwrócił się, patrząc w kierunku lotniska.
    - Ten skurwiel był dziś pod szkołą. Pańcia, która rzekomo ma dbać o dobro uczniów, powiadomiła poprawczak, gdzie się uczę. Procedury czy coś - zaczął mówić, a głos drżał mu z irytacji. - Podobno dopóki nie skończę dwudziestu jeden lat, będę monitorowany. O'Connor Show TV, zapraszamy na program, codziennie od osiemnastej - zakpił, wkładając filtr papierosa między wargi. - To matka. To ona zadzwoniła do poprawczaka. Aż dziwne, że pamiętała kiedy go opuszczam. Pewnie ją zastraszył, pobił, gówno mnie to obchodzi. Wie gdzie jestem, to obchodzi mnie zdecydowanie bardziej - wypuścił dym z płuc, strzepując popiół poza krawędź dachu i oparł łokcie na kolanach. - Gdyby nie ten wuefista, pewnie nie skończyło by się tylko na wizycie u twojej pani psycholog. Albo ja, albo on wylądowałby na ostrym dyżurze - Lionel spojrzał na obite kostki lewej dłoni, które zamiast spotkać się z twarzą ojczyma, uderzały kilkukrotnie w ścianę szkolnej toalety w rym siarczystych przekleństw wywrzaskiwanych w bezsilności podczas lekcji na którą nie poszedł. - Wiesz... gdybym powiedział wszystko, wystarczyłoby by poprzeć oskarżenie kilku takich skurwieli jak on... - powiedział, zaciskając i rozprostowując kilkukrotnie palce lewej dłoni, zanim na powrót nie wetknął papierosa w usta, naciągając kaptur głębiej na głowę.

    zaczynający "sypać" Lionel

    OdpowiedzUsuń
  45. Splunął na dół, po czym podniósł się i odwracając na pięcie podszedł do przeciwległej krawędzi dachu, wciskając jedną dłoń w kieszenie spodni, drugą paląc papierosa raz za razem.
    Czy chciał rozgrzebywać to bagno, które zaschło kilka lat temu? Nie sądził by kiedykolwiek był na to gotowy, ale obecność ojczyma pod szkołą skutecznie wyprowadziła go z trudem osiągniętej równowagi. Tym bardziej, że od kilku tygodni temat wracał jak bumerang, nie dając mu spokoju. Jeszcze to badawcze spojrzenie ciemnych oczu Gabriela. Można było dostać poplątania myśli.
    Nad głową przeleciał duży samolot pasażerski, na moment zagłuszając rykiem silnika, nie tylko okoliczne odgłosy, ale też i myśli chłopaka, który zamykając oczy, wsłuchiwał się w huk oddalającej się maszyny, szukając w tym dziwnego ukojenia nerwów.
    - Jakimi sprawami? - zapytał, kiedy cichym krokiem podszedł do Gabriela, przystając za jego plecami. - Jakimi? Takimi jak wykorzystywanie seksualne nieletnich chłopców? Przez ich domniemanych opiekunów? Takimi jak brak reakcji rodzonej matki, kiedy jej jedyny syn drze się z bólu, bo jego dziewiczy, dziesięcioletni tyłek, jest gwałcony przez pijanego skurwiela? - głos chłopaka wyraźnie się załamał. - Moja matka broniła jego, zamiast mnie. Rozumiesz? Mój ojczym molestował mnie, bił i gwałcił odkąd skończyłem dziesięć lat - wyznane w pełnej powadze słowa zawisły w powietrzu, a po nich nastąpiła długa, ciężka cisza, w której Lionel odmaszerował na drugi koniec dachu, drżącą dłonią przystawiając filtr papierosa do ust.

    show must go on

    OdpowiedzUsuń
  46. Stał przed Gabrielem, za wszelką cenę starając się nie pokazać jak wypowiedziane właśnie słowa odblokowały szufladę... nie szafę, ogromną, pancerną szafę nieprzyjemnych wspomnień, koszmarów, nieprzespanych nocy, bólu, łez i krzyków, którą miał nadzieję, zamknął na wieki w czeluściach własnego umysłu. Stał, wpatrując się w spokojną twarz mężczyzny, słuchając profesjonalnego, niewzruszonego niemal głosu i za wszelką cenę próbując się nie rozsypać. Chciał zachować te resztki godności z której lata temu został odarty w zaciszu własnego domu. Domu, którego domem nazywać nie chciał, ale przyzwyczajenie robiło swoje.
    Szare, lekko błyszczące oczy, wpatrywały się w smukłą, wysoką sylwetkę mężczyzny, który podszedł do niego, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Mężczyzny, który był jego psychologiem i w tym momencie określenie były zdecydowanie nie pasowało. Bo chociaż opuścili poprawczak, Gabriel w tym momencie doskonale wszedł w swoją rolę troskliwego terapeuty, który wykłada zagubionemu dzieciakowi racjonalne argumenty i pokazuje drogę działania. I nawet jeśli w pewnym stopniu się z nim zgadzał, terapia i profesjonalizm było ostatnim czego w tej chwili chciał i potrzebował.
    Lionel... Jego własne imię wyszeptane tak cicho, że mógłby go nie usłyszeć w huku startujących samolotów. Wyszeptane pierwszy raz tak miękko, pokrzepiająco, tak odmiennie od tego do czego przyzwyczaił go Gabriel. I ten niepewny krok w jego stronę...
    Co teraz zrobisz? Wygrzebałeś moje demony na światło dziennie i co z tym zrobisz? Udzielisz swoich cholernie profesjonalnych porad, uruchomisz swoje kontakty i pomożesz mi się z tym uporać? Super, świetnie. A pomożesz mi przy okazji nie rozpieprzyć się na tak małe kawałeczki, że nie będzie już co zbierać?
    - Jeśli powiem i jakimś cudem się przyzna... - Lionel na moment przymknął oczy, chcąc jak najszybciej pozbyć się zdradzieckiego uczucia pieczenia, które za chwile mogło przerodzić się w upokarzające łzawienie. Opanował drżenie dolnej wargi, zagryzając ją dość boleśnie, co pozwoliło jeszcze przez jakąś chwilę utrzymać się na powierzchni szalejących emocji w których najpewniej utonie, kiedy tylko te przeklęte ciemne oczy przestaną go czytać jak otwartą książkę. - Nigdy nie wierzyłem w żadnych bogów, ale teraz chyba zacznę modlić się o ten cud. Bo jeśli powiem cokolwiek... będzie mi on bardzo potrzebny. O ile dożyję kolejnego dnia po tym jak on otrzyma wezwanie na przesłuchanie - zakończył na jednym wydechu i zaciągnął się papierosem aż ten zaczął parzyć palce, zanim chłopak wyrzucił niedopałek i zacisnął odruchowo obie dłonie w pięści, wbijając paznokcie w ich wewnętrzną stronę.

    odsłonięty jak nigdy, młody gniewny

    OdpowiedzUsuń
  47. Wyłamał głośno palce, kiedy Gabriel wygłosił to co miał do powiedzenia i odwrócił się, by pozbierać swoje rzeczy. Lionel jeszcze przez chwilę stał w samotności, by w efekcie końcowym, opuszkami palców przetrzeć kąciki oczu, naciągnąć kaptur głębiej na głowę i pójść w ślady mężczyzny.
    Idąc po schodach na dół, przyglądał się jego plecom, odzianym w elegancją koszulę. Pokonując każdy kolejny stopień, dłoń Lionela ,zaciśnięta w pięść, uderzała miarowo w poręcz, aż poczuł nieprzyjemne mrowienie w małym palcu.
    Wsiadając do samochodu, na miejsce pasażera, wciągnął na kolana swój plecak, który wcześniej zostawił pod siedzeniem. Z niewielkiej kieszonki wyciągnął telefon i do końca podróży do mieszkania, spędził czas sunąc palcami po płaskim ekranie. Cisza i migające na ekranie telefonu obrazki i wiadomości pozwalały na odepchnięcie na dalszy plan tego co przed chwilą między nimi zaszło. Ta cała dziwaczna rozmowa nie powinna mieć miejsca. Jeśli już to wieki temu, kiedy ktokolwiek był jeszcze w stanie wykonać stosowne badania małego chłopca, jakim był, by dać solidny dowód na to, że nie wymyślił sobie tej historii, a w domu zwyczajnie dzieje się źle.
    Wyszedł z auta zanim Gabriel zdążył tak naprawdę dobrze zaparkować i zgasić silnik. Posiadając swój własny komplet kluczy do nie swojego mieszkania, czym prędzej udał się na górę i wszedł do środka, nie czekając na prawowitego właściciela. Z nosem w telefonie i palcami wybijającymi na klawiaturze kolejną z rzędu wiadomość, zdjął buty w przedpokoju. Wchodząc po schodkach na górę, do swojego pokoju, słyszał jeszcze jak Gabriel wchodzi do mieszkania. Lionel jednak postanowił zamknąć się w swoim pokoju, zająć swoimi sprawami i w jak najmniejszym stopniu być przyczyną potencjalnego bólu głowy i kolejnych westchnięć Gabriela.
    Tymczasem wieczór zgęstniał na tyle, że za oknami zapaliły się latarnie, każdy normalny człowiek zdążył już odetchnąć po pracy i teraz zapewne większość z nich zasiadała do kolacji lub przed telewizor, na wygodnej kanapie, by obejrzeć jakiś bzdurny program rozrywkowy.
    Lionel w tym czasie zdążył wymienić niezliczoną ilość wiadomości z nowo poznanymi kumplami ze szkoły i zaplanować sobie resztę tego wieczoru w taki sposób, by dało się go jeszcze, w mniemaniu nastolatka, uratować. Impreza. Zszedł więc na dół, z portfelem i telefonem w kieszeni spodni. To musiała być sprawka jego kroków, że Gabriel odwrócił się w jego stronę, siedząc na kanapie w salonie i porzucając na moment czytaną lekturę. Na propozycję zamówienia pizzy na kolację, chłopak pokręcił głową w odmowie.
    - Muszę wyjść. Umówiłem się, ale jeśli ty masz ochotę, zamów śmiało - odezwał się łaskawie, zakładając trampki. - Zjem coś na mieście - dorzucił jeszcze, zanim pożegnał się i opuścił mieszkanie.
    Licealistom nie powinno zostawiać się domu pod opieką. Bogaci rodzice na szczęście wierzą tak bardzo w swoje dzieciaki, że nie mają z tym żadnego problemu. A dzieciaki tak bardzo wykorzystują zaufanie rodziców, że organizują huczną imprezę z morzem alkoholu na czele. Dla bardziej wybrednych zawsze znajdzie się ktoś kto zaoferuje trawkę czy mocniejsze używki.
    Z każdym kolejnym piwem, które miało teoretycznie poprawić nastrój, Lionel czuł się jeszcze bardziej parszywie. Siedział w głębokim fotelu, usilnie ignorując zaloty, całkiem nie brzydkiej przecież, brunetki i myślał o tym jak ten wieczór może być jeszcze bardziej parszywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - O'Connor, psst! No rusz się, dupku! - jeden z klasowych kumpli, dawał mu niejasne znaki, jakoby miał do niego dołączyć.
      Lionel z westchnieniem, ale też i pewną ulgą, opuścił swoją fotelową przystań i podrywającą go brunetę, by po przejściu na piętro, do pokoju kumpla, dowiedzieć się, że ten ma niesamowity towar, stary! Spróbuj!
      Nos zapiekł, kiedy wciągnął biały proszek, ale późniejszy niebyt był prawdziwym wybawieniem. Dokładnie tego potrzebował. Przestać myśleć, unosić się leniwie w powietrzu, bez problemów. Bez ojczyma. Bez matki. Bez Gabriela, który był zimnym dupkiem. Bez myśli o tym co powinien zrobić w sprawie własnej przeszłości. I wtedy tą sielankę przerwały krzyki na dole, czyjś stanowczy głos i policja! Czy on usłyszał słowo policja? Jeśli tak, to zdecydowanie nie powinno go tutaj być.
      Potykając się o własne nogi, z potężnymi zawrotami głowy, zrobił pierwszą głupotę jaka przyszła mu na myśl. Zostawiając naćpanego kumpla na łóżku, otworzył okno i przecisnął się przez nie na daszek, nad tylnym wyjściem do ogrodu. Koordynacja wysiadła w połowie drogi, toteż czekało go nieprzyjemne, bolesne spotkanie z trawnikiem i ostry ból w kostce prawej nogi. Cholera.
      Napędzany adrenaliną i wściekłym wyrazem twarzy ojczyma, który widział pod powiekami, zdołał jeszcze przedostać się przez ogrodzenie, przykuśtykać kilka przecznic, zanim z głośnym przekleństwem i palącymi płucami dosłownie zwalił się na krawężnik pod czyimś domem.
      Nie miał pojęcia gdzie jest, ani jak wróci do domu, co więcej wciąż był pod wpływem narkotyków i świat rozjeżdżał się na boki, doprowadzając go tym samym do szału. Było chłodno, a on wciąż miał na sobie tylko bluzę. Zaklął kolejny raz i schował głowę między kolanami, czując jak bardzo mu ciąży.
      Sam nie wiedział ile czasu spędził w tej pozycji. Ocknął się dopiero na odległe szczekanie psa. Spróbował wstać, ale noga odmówiła posłuszeństwa jak tylko przeniósł na nią ciężar własnego ciała. Zachwiał się, a z kieszeni bluzy wypadł telefon. Ekran rozbłysnął światłem, które poraziło przewrażliwione oczy chłopaka, zanim podniósł go i wykręcił pierwszy lepszy numer. Zanim jednak połączenie zostało nawiązane, rozłączył się. Przez chwilę wpatrywał się w podpis pod numerem: Gabriel. Nieprzyjemnie trzeźwa myśl, że tylko ten facet może mu pomóc, spłynęła na nietrzeźwy, osiemnastoletni umysł.
      - Ja pierdolę... - wymamrotał pod nosem, pisząc smsa, tak szybko jak pozwalał mu na to obecny stan. A stan obecny nie uznawał gramatyki i kochał literówki.
      Chyba nie radzę sobie z własnym życiem i nie istnieje nic co mogę w tym momencie na to poradzić. Jest mi zimo i naprawdę chciałbym, żeby ktoś przy mnie teraz był. Pierwszy raz od bardzo dawna. Wiesz, że matka nigdy tego nie robiła? Nieważne. Zapomnij temat. Możesz pomnie przyjechać? Inaczej chyba naprawdę przyjdzie mi odmrozić sobie tyłek na tym cholernym krawężniku. Jestem... (żałosny) losie, gdzie ja jestem? Chyba mijałem jakiś kościół z taką wysoką wieżą i świecącym krzyżem. Gabriel, przepraszam za bycie takim matołem. Możesz po mnie przyjechać? Proszę?
      Nacisnął wysyłanie i na powrót schował głowę między kolanami. Było mu niedobrze, ledwo siedział i jeszcze nigdy nie czuł się tak wykończony po napisaniu wiadomości w telefonie, który teraz kurczowo zaciskał w dłoni, jakby był ostatnią deską ratunku.

      nietrzeźwy

      Usuń
  48. Spędził chyba całą wieczność dryfując w niebycie i za wszelką cenę starając się nie zwymiotować na własne buty. Gdzieś na skraju świadomości czuł chłód krawężnika, boleśnie wżynający się w kość ogonową. Było ciemno, zimno i pusto. I dobre. Gdyby ktoś go teraz zauważył w takim stanie, z pewnością skończyłoby się to policją. Gabriel już zagroził mu kuratorem, a on w resztkach zdrowego rozsądku, nie chciał pogarszać swojej i tak parszywej od dzisiejszego poranka, sytuacji.
    Czyjś znajomy głos wyrwał go z otępienia, a później poczuł jak jego głowa, bez udziału woli zostaje uniesiona. Zmrużył nieprzytomne oczy, chcąc złapać ostrość spojrzenia, jednak próby były daremne. Widział jak przez mgłę, czyjąś chyba znajomą twarz. Tak, zdecydowanie powinien znać tą twarz. Dopiero kolejne pytanie, zadane spokojnym, wyważonym tonem, pozwoliło na dopasowanie głosu do twarzy. Gabriel. Coś mówił, o coś pytał, a on czuł jedynie dwa, gorące palce na swoim podbródku. Niemal parzyły skórę. Lionel wyciągnął dłoń, łapiąc nadgarstek mężczyzny, jakby to miało go uchronić przed całkowitym zapadnięciem się w odmętach narkotycznego uniesienia, jednak bezpieczna przystań zniknęła tak szybko jak się pojawiła, kiedy tylko mężczyzna wyprostował się, stając przed nim i najwyraźniej oczekując tego samego z jego strony.
    Lionel westchnął, przeklął w myślach i naprawdę bardzo chciał wstać. Prawie mu się udało, gdyby tylko koordynacja ruchowa dalej nie była na urlopie wypoczynkowym. Zachwiał się i niemal już czuł jak krawężnik boleśnie wbija się między żebra, jednak nic takiego nie nastąpiło. Wypuścił głośno powietrze z płuc, kiedy spodziewany ból nie nadszedł, rejestrując że coś, ktoś trzyma go pewnie swoim ramieniem.
    Zdecydowanie nieelegancko oparł się o stabilne ciało Gabriela. Teraz zdecydowanie odbierał go jako jedyną, pewną ostoję w swoim życiu. Cóż, gdyby nie on, chłopak pewnie nie zrobiłby ani jednego kroku przed siebie. Gdyby nie on, Lionel spędziłby całą noc na tym krawężniku, zapewne dorabiając się zapalenia płuc.
    Potknął się kiedy dochodzili już do podjazdu pod kościołem, gdzie Gabriel zostawił swój samochód. Potknął się, zachwiał i pewnie byłby upadł jeszcze niżej niż już to zrobił, gdyby nie przytrzymały go zdecydowane, silne ramiona. I ciepłe przede wszystkim. Lionel był przemarznięty, a mężczyzna obok wydawał się wręcz emanować ciepłem, do którego chłopak przylgnął zaraz, nie do końca świadomy tego co robi. Może gdyby był, nie wetknąłby zmarzniętego czubka nosa gdzieś po ucho Gabriela. Może gdyby chociaż część jego mózgu pozostała trzeźwa, zdrowy rozsądek zabroniłby zachłannie wdychać zapachu mężczyzny. Zdecydowanie, kiedy zachowałby przynajmniej okruchy zdrowego rozsądku, nie dotykałby wargami ciepłej skóry na jego szyi. Wargami, które zaraz rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.
    - Przyjechałeś... - wymamrotał cicho, a jego oddech owiał ucho mężczyzny. - Przyjechałeś po mnie - mamrotał nieskładnie, uśmiechając się niemądrze, z głową na ramieniu Gabriela.
    Zupełnie nie pamiętał jak w końcu znalazł się w samochodzie, a tym bardziej w windzie, która wiozła go na górę do ciepłego mieszkania i łóżka, które być może mogło przynieść trzeźwiący sen, chociaż niekoniecznie. Wciąż ledwo trzymał się na nogach, wciąż niemal wisiał na ramieniu Gabriela, chłonąc ciepło jego ciała.
    - Lubię twój zapach - powiedział, kiedy jego twarz znów znalazła się niebezpiecznie blisko szyi mężczyzny, zaburzając brutalnie granice przestrzeni osobistej, zanim winda zatrzymała się na właściwym piętrze.

    naćpany, błekotliwy głupek

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie odpowiedział na pytanie. Po części dlatego, że sam nie miał pojęcia co wziął, a po drugie, nie był w stanie skupić się na tyle, by odnaleźć język w buzi. Co było dziwne, gdyż jeszcze przed chwilą paplał głupoty w zagłębienie szyi Gabriela.
    Kiedy po wejściu do mieszkania podjęli próbę dotarcia do pokoju, nie spodziewał się, że świat przed oczami może wirować jeszcze bardziej. Stało się tak, kiedy tylko jego stopy straciły kontakt ze schodami, których nie potrafił pokonać, chociaż naprawdę bardzo się starał. Albo tak mu się tylko wydawało.
    Opuścił powieki i wtulił się w coś, w jego mniemaniu, bardzo miękkiego i przede wszystkim pachnącego tak, że mógłby zdecydowanie dłużej czuć ten zapach. Niestety nic nie trwało wiecznie. Ani otaczające go ciepło, uspokajający oddech który słyszał, ani zapach który go otaczał. Chyba był w swoim łóżku. Chyba, gdyż percepcja wciąż płatała mu figle.
    - Ja nie... - wymamrotał, zaciskając palce mocniej na swetrze Gabriela, który próbował się od niego odsunąć, jak tylko ułożył chłopaka na łóżku. Złapał się na tym, że chciał powiedzieć, że nie chce by Gabriel się odsuwał, że wcale nie chce go puszczać. Pogrążasz się, matole. Głosik w jego głowie zawył ze zdwojoną siłą, chyba pierwszy raz tego wieczora udając mu się przedostać przez narkotyczne upojenie. Szare oczy zamrugały kilkukrotnie i spojrzenie chłopaka wreszcie skupiło się na twarzy mężczyzny, którego wciąż trzymał kurczowo za szyję, jakby puszczenie go miało spowodować koniec świata. - Nie chciałem... - Wciąż się pogrążasz, Lionelu. Zdrowy rozsądek dochodził do głosu? - Nie powinienem cię budzić? - wydukał, po czym zabrał obejmującą Gabriela rękę tak szybko, jakby zaraz miał zostać oparzony.
    Opadł na poduszkę i zakrył oczy przedramieniem, czując skręcający się żołądek i wzmagające się mdłości. Dodatkowo ciałem wstrząsnął wyraźny dreszcz. Jak nic będzie chory. Równie dobrze mogła być to oznaka zbliżających się wymiotów, bo w następnej chwili Lionel wyjątkowo żwawo jak na swój stan zerwał się z łóżka i potykając w progu pognał do łazienki, gdzie zamknął się z głośnym trzaskiem drzwi, zanim w ostatniej chwili dotarł do muszli klozetowej, klękając przed nią by wraz z treścią żołądka pozbyć się też resztek godności.
    Dobrą chwilę później, kiedy zdecydował się podnieść, poczuł jak głowa dosłownie pęka w szwach, a tępy ból pulsuje za oczami. Z obrzydzeniem nacisnął spłuczkę i wciąż siedząc na podłodze, zaczął zdejmować bluzę i koszulkę. Po dreszczach nie pozostał ślad. Teraz na czole perliły się krople potu, a on czuł jak ciało zalewają fale gorąca. Cóż za świństwo przyszło mu dzisiaj wziąć?
    Wciąż chwiejąc się na nogach, wstał i podszedł do umywalki, opłukując twarz i usta, pozbywając się gorzkiego smaku. Przydałaby się szczoteczka i pasta. I ręcznik. Wszystko to zostawił w swoim pokoju, wciąż nie zajmując nawet centymetra miejsca w łazience Gabriela. Zabierając swoje ubrania opuścił łazienkę i kurczowo trzymając się ściany zapragnął wrócić do pokoju.

    przejawiający odrobinę rozsądku Lionel

    OdpowiedzUsuń
  50. Podziałało niczym uderzenie w twarz. Co prawda nie piekło, ale skutek był niemal taki sam. Przyspieszone bicie serca, rozszerzające się nieznacznie źrenice, skręt w żołądku i przyspieszony oddech. I nie był to skutek działania narkotyku, którego Lionel zażył dziś zdecydowanie zbyt dużo.
    - Dobrze - powiedział zadziwiająco pewnie, pozwalając Gabrielowi wybrać słowa na które miało być to odpowiedzią. Na wpuszczenie go do swojego życia, czy na potencjalną prośbę o pomoc w razie gdyby poczuł się jeszcze gorzej niż teraz.
    Przejął swoje rzeczy od Gabriela i wrócił do łazienki. Rozebrał się do końca i zamknął się w kabinie prysznicowej. Zanim wreszcie postanowił się umyć, zbierając swoje postrzępione jestestwo w jeden kawałek, spędził pół godziny pod na przemian zimną i gorącą wodą. Nie było to zbyt mądre, ale przywracało trzeźwość myślenia w zastraszająco szybkim tempie, zwłaszcza kiedy skóra zaczynała wołać o pomstę do nieba, czując niemal wrzątek na sobie.
    Z mokrymi włosami, ręcznikiem wokół bioder i wszystkimi ubraniami i przyborami toaletowymi z których nie zostawił ani jednego, opuścił łazienkę, przemykając się do swojego pokoju. W salonie na dole paliło się światło, sugerując obecność Gabriela na kanapie. Lionel cicho zamknął za sobą drzwi i dokończył wycieranie, ubierając się w świeżą bieliznę i miękki podomowy dres wraz z nieśmiertelną, przepastną bluzą w której jego szczupłe ciało wydawało się być jeszcze chudsze. Wytarł mokre włosy, które poskręcały się lekko i rozwiesił ręcznik na krześle.
    Wciąż kręciło mu się w głowie, w dodatku czuł ten przeklęty, pulsujący ból za oczami. Jak na złość szklanka z wodą była pusta, a on nie posiadał żadnych leków przeciwbólowych. Trudno, będzie musiał zejść na dół i zmierzyć się z oceniającym spojrzeniem orzechowych oczu, być może znieść kilka komentarzy, które zapewne nie będą miłe, ale może istniała szansa, że dostanie coś na głowę i wreszcie pójdzie spać.
    Cicho, na boso, zszedł na dół. Wiedział doskonale gdzie w kuchni znaleźć butelkę z wodą, nie miał za to pojęcia gdzie mógłby szukać jakiejkolwiek apteczki. Przemknął do kuchni, starając się być jak najmniej rzucającym się w oczy dla Gabriela, któremu chyba już wystarczająco napsuł dziś krwi. Nalał wody do wysokiej szklanki i na chwilę musiał złapać się mocniej kuchennego blatu, kiedy poczuł nawracające mdłości i ogarniającą ciało słabość. Postanawiając jak najszybciej wrócić do łóżka, darował sobie bezsensowne grzebanie w szafkach i odwracając się w stronę salonu odezwał się cicho.
    - Powiedz mi tylko gdzie trzymasz proszki na ból głowy i już mnie tu nie ma.

    trzeźwiejący Lionel

    OdpowiedzUsuń
  51. Gdyby był w stanie nieco przejąć się zastaną rzeczywistością, najpewniej wzdrygnąłby się słysząc siłę z jaką Gabriel zamknął książkę. Niestety, racjonalna strona Lionela dzisiaj postanowiła przestać działać, co zapewne doprowadziło do tego wszystkiego. Do nikomu niepotrzebnego wyznania na dachu, do szczeniackiej imprezy na którą zdecydował się pójść, do przesadzenia z ilością wypitego alkoholu i wreszcie do wciągnięcia białego proszku, którego nazwy do końca nie pamiętał. Heroina, amfetamina, nieważne. Czuł się paskudnie i chciał iść spać, zupełnie nie dostrzegając jak bardzo potrafił wyprowadzić z równowagi kogoś jeszcze. Chociaż burza tak naprawdę wciąż jeszcze nie nadeszła.
    Oparł się lędźwiami o blat, kiedy Gabriel stanął tuż przed nim. Nieprzytomny wzrok zarejestrował nagą klatkę piersiową mężczyzny, który sięgał do szafki nad jego głową. W nozdrza uderzył go zapach mężczyzny i znów poczuł tą nieodpartą pokusę by wdychać go zachłannie. Oblizał nerwowo wyschnięte wargi i zupełnie nieprzytomnie podniósł dłoń by dotknąć jasnej skóry na torsie mężczyzny. Zanim jednak doszło do tego kontaktu, Gabriel odsunął się, wkładając mu miedzy palce paczkę leków o które poprosił, po czym zapach zniknął wraz z pokusą i obecnością Gabriela w kuchni.
    Odwrócił się plecami do salonu, gdzie jego były psycholog właśnie wyżywał się na książce, po czym wycisnął na dłoń jedną tabletkę. Po namyśle dodał jeszcze jedną i popił to całą szklanką wody, którą z cichym stuknięciem odstawił na blat. Poczuł nagle wielkie znużenie. Siły opuszczały go w zastraszającym tempie i chyba naprawdę powinien był się już położyć. Uznając za niemądre życzenia "dobrej nocy" bez słowa udał się na górę do swojego pokoju. Kiedy pokonał schody zatrzymał się na moment, walcząc zawrotami głowy, zanim udało mu dotrzeć się do łóżka na które zwalił się całkowicie w nieeleganckim i pijackim stylu.
    Świat wirował pod powiekami jeszcze długo przed tym nim udało mu się zasnąć. Jednak nie pozostał w ramionach Morfeusza na długo. Skręt żołądka zmusił go do natychmiastowej wizyty w toalecie, gdzie znów spędził kilka długich męczących minut nad muszlą klozetową. Tych chwil w ciągu za krótkiej nocy było tak wiele, że w końcu zdecydował się po prostu oprzeć o chłodną ścianę, czekając na kolejne męczące skurcze, które miały nadejść.
    Nie spał, jedynie na krótkie chwile popadając w otępienie, które kazało zamknąć oczy. Nie opuścił łazienki do bardzo wczesnego poranka, kiedy wykończony, odwodniony i słaniający się na nogach jeszcze bardziej niż wcześniej, dotarł do pokoju i położył się na łóżku z cichym jękiem. Przez całą noc nie śmiał poskarżyć się Gabrielowi na swój stan, nawet kiedy przestał mieć czym wymiotować i chyba na kilka chwil stracił przytomność z wyczerpania. Nie był do końca pewny, nie miało to teraz żadnego znaczenia.
    Kiedy zadzwonił budzik oznajmiający, że jeśli nie chce spóźnić się do szkoły to wypadałoby już wstać, Lionel krążył gdzieś między jawą a snem. W myślach przeklinał siebie, Gabriela, ojczyma, cały świat. A kiedy wreszcie udało mu się ubrać w ciemne spodnie, czarną koszulkę i szarą, rozpinaną bluzę, dotrzeć do łazienki by porządnie wyszorować zęby i opłukać twarz zimną wodą, stwierdził że wygląda jak śmierć. Bolały go nerki i żołądek, kiedy schodził najciszej jak umiał po schodach by w kuchni dosłownie dossać się do butelki z wodą. W szafce z której wczoraj Gabriel wyjął proszki na ból głowy, które jakimś cudem zniknęły z blatu, a dałby sobie obciąć rękę, że tu właśnie je zostawił, wyjął saszetkę z elektrolitami. Wsypał do resztki wody w butelce i wypił, czując skręt buntującego się żołądka. Postanowił jednak nie uciekać od przykrej rzeczywistości i nie opuścić dzisiejszych lekcji, nawet jeśli ledwo był w stanie myśleć. Z mocnym postanowieniem, że kupi sobie po drodze coś do jedzenia, zgarnął swój plecak i klucze, po czym opuścił ciche mieszkanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień w szkole był totalną porażką. Zrugany za przysypianie na lekcjach przez nauczycieli, wysłuchał od znajomych komentarzy, że wygląda jak ćpun po odwyku, z worami pod oczami, niewyspany, głodny i wściekły, opuścił mury szkoły po ostatniej lekcji, darując sobie dodatkowe zajęcia z francuskiego. Wlókł się do domu noga za nogą, zastanawiając się czy zastanie tam już Gabriela i co mu powie w przeprosinach za zarwany wieczór i noc, którą mu zafundował.
      Mieszkanie jednak było ciche i puste. No tak, piątek. Każdy normalny człowiek w piątek po pracy załatwiał ważne sprawy, żeby móc w sobotę wstać później z łóżka. Zwłaszcza jeśli miał w planach imprezę. Lionel był wykończony i impreza była ostatnim o czym myślał. Z tego co znalazł w lodówce przygotował sobie kanapki, które zjadł w kuchni, popijając je gorzką herbatą. Na deser wziął kolejne proszki przeciwbólowe, gdyż głowa znów dawała o sobie znać. Posprzątał po swojej obecności w tym miejscu i wrócił do swojego pokoju. Przebrał się w wygodny dres, dosłownie zakopał w pościeli i kiedy znudziło mu się przeglądanie stron internetowych w telefonie, myślenie o wczorajszym dniu i tym co tak naprawdę powinien był zrobić z całą sytuacją, zdrzemnął się.
      Kiedy ponownie podniósł powieki, było już ciemno. Mieszkanie nadal wydawało się być puste, nie licząc jego skromnej, nastoletniej osoby. W kuchni zaparzył sobie mocną kawę, a do salonu przyniósł podręcznik do francuskiego, postanawiając jednak nadrobić zaległości z zajęć, które dziś opuścił. Cóż, przynajmniej zajmie się czymś pożytecznym, kiedy głowa wreszcie przestała boleć.
      Dopiero bardzo późnym wieczorem, kiedy Lionel był już nawet znudzony przerzucaniem kanałów w telewizji, usłyszał jak klucz gładko wsuwa się do zamka, by chwilę później drzwi stanęły otworem, wpuszczając do środka Gabriela. Rzucił mu tyko krótkie spojrzenie, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy po wczorajszym wieczorze.

      cierpimy za głupotę i tchórzymy

      Usuń
  52. - Czytałem - odparł w pierwszej chwili, na moment zawieszając niewidzący wzrok na ekranie telewizora. O czym właściwie był program, który udawał, że ogląda?
    Kątem oka dostrzegł błysk zapalniczki, tuż po tym jak ciężar Gabriela ugiął kanapę obok niego. Następnie do jego nosa dotarł ciężki zapach papierosów, a on sam pożałował, że swoje zostawił na górze. Nie chciało mu się wstawać, a definitywnie musiał zakończyć korzystanie z używek mężczyzny. Nie było to zbyt rozsądne, zwłaszcza biorąc pod uwagę kwotę jaka wpływała na jego własne, osobiste konto, które notabene pomógł założyć mu siedzący obok Gabriel. Państwo było na tyle wspaniałomyślne, że w swym prawie przewidziało finansowanie edukacji młodych gniewnych, dopóki nie ukończą 21 roku życia.
    Usłyszane pytanie było impulsem by wreszcie spojrzeć na Gabriela, który wydawał się być nieprzyzwoicie zrelaksowany, siedząc na kanapie w rozpiętej koszuli i z lekko opadającymi powiekami. Lionel bezbłędnie wyczuł lekki zapach alkoholu, ale na litość był piątek, późny wieczór, więc to norma u dorosłych facetów, mających własne życie towarzyskie. Od przymkniętych powiek Gabriela była krótka droga do ładnie wykrojonych ust, a stamtąd już tylko rzut oka dzielił od szyi, na której Lionel dostrzegł małe ślady po ugryzieniu. Patrzył na nie odrobinę dłużej niż powinien, zanim speszony odwrócił spojrzenie. A może w przebłysku świadomości przypomniał sobie gdzie jego własne usta znajdowały się zeszłej nocy. I że było to wcale nie tak daleko od śladu obcych zębów, które dostrzegł przed chwilą?
    Ugiął nogi w kolanach, opierając pięty o siedzisko kanapy, a złożone dłonie wcisnął między uda, kiedy szare spojrzenie przez moment śledziło brednie nadawane przez wieczorną telewizję.
    - Byłem w szkole - odezwał się nagle, czując niewytłumaczalną potrzebę szczerej odpowiedzi na postawione pytanie. - Próbowałem nie umrzeć z nudów i zmęczenia. Wróciłem. Zjadłem. Spałem. Uczyłem się i marnowałem swój czas na kanapie. Nic szczególnego jak widzisz. A tobie? - odbił piłeczkę, a wraz z pytaniem przesunął wzrok na Gabriela, chociaż spojrzenie samoistnie znów zahaczyło o naznaczoną szyję mężczyzny.

    Lio

    OdpowiedzUsuń
  53. - Wczoraj też nie miałem takiego zamiaru, cokolwiek pomyślałeś. Z resztą... nie mów mi, nie chcę wiedzieć - wymamrotał, gdyż w obecności Gabriela coraz bardziej było mu głupio za tego wysłanego smsa.
    Odepchnął zaraz wszelkie myśli, które mogły kierować jego zmęczony umysł w tamtym kierunku. Postanowił spuścić na to kurtynę milczenia, jak na wiele innych spraw, które jakimś cudem udało mu się przetrwać bez większych uszczerbków na zdrowiu, zarówno fizycznym jak i psychicznym.
    Uśmiechnął się, kiedy Gabriel napomknął o nowym psychologu. Jakikolwiek on był, nie będzie miał łatwo tam, gdzie zdecydował się pracować. Anielska cierpliwość i dar dystansowania się były wielce wskazane. Gabriel zadawał się to mieć, chociaż dystansowanie się stawało pod znakiem zapytania od momentu w którym Lionel przekroczył próg tego mieszkania. Chociaż mężczyzna powiedział, że pomógłby w ten sposób każdemu, więc kto go tam wie.
    - Zapewne twój sposób marnowania czasu był przyjemniejszy - Lionel nie był głupi, a Gabriel niemal emanował spełnieniem. I chociaż w pewnie sposób mógłby mu tego zazdrościć, to jednak piątkowy wieczór na kanapie, w jego wypadku, wcale nie wydawał się być takim złym i nieprzyjemnym pomysłem. Nabrał sił, pomyślał, polasował mózg przed telewizorem. Mógłby prawie uznać, że ma normalne życie każdego nastolatka. Prawie. Bo ani dom, ani kanapa, ani telewizor nie były jego. Nawet kanapki które zjadł wcześniej nie były jego kanapkami.
    - Miałeś wziąć prysznic - powtórzył słowa Gabriela patrząc jak mężczyzna gasi peta w przepełnionej popielniczce. Lionel w pewnym momencie zabrał ją i wstał kierując się do kuchni. - Będę robił herbatę, chcesz też? - zapytał, opróżniając popielniczkę w śmietniku pod zlewem i myjąc ją pod bieżącą wodą, zanim nalał trochę do czajnika i sięgnął do szafki po kubki, zatrzymując się na chwilę i czekając na decyzję mężczyzny.
    Znów poczuł, że jest głodny, co było stosunkowo zdrowym objawem tego, że organizm dochodzi do siebie i domaga się energii, której za wiele dziś nie dostał, kiedy żołądek przez pół dnia prowadził strajk głodowy.
    - I coś do jedzenia, więc jeśli masz ochotę... - spojrzał przez ramię, a wciąż nonszalancko rozpartego na kanapie mężczyznę, który przyglądał mu się spod przymkniętych powiek.

    gosposia

    OdpowiedzUsuń
  54. Kiedy Gabriel podnosił się ze swojego miejsca, leniwym krokiem zbliżając się do kuchni, z niemal błogim uśmieszkiem na ustach opierając się łokciami o niewielki blat, Lionel wciąż trzymał dłonie na uchwytach od drzwiczek szafki i przyglądał mu się zna ramienia. Nawet nie mrugnął, kiedy usłyszał ciche lubię cię tu , za to odwrócił się szybko, wyciągając dwa kubki z szafki i dopiero wtedy pozwolił sobie na szeroki uśmiech, którego naprawdę nie był w stanie dłużej powstrzymywać. Do jednego kubka wrzucił torebkę z herbatą i sięgnął po kawę.
    - Dwie? - zapytał, znów bez obaw o to, że usta rozpołowią mu twarz w głupawym uśmiechu, spojrzał na Gabriela, który krótko skinął głową.
    Nastawił wodę w czajniku i lekko wskoczył na kuchenny blat, czekając aż ta osiągnie żądaną temperaturę. Miało to zająć chwilę, a on zdecydował się zignorować uwagę o szczoteczce do zębów. Wciąż nie mógł się przemóc i chociaż wydawało się to idiotyczne, kiedy tak swobodnie krzątał się po kuchni, rozsiadał na kanapie w salonie, a nawet częstował się Gabrielowymi papierosami, wciąż nie potrafił zostawić głupiej szczoteczki w kubku przy umywalce. Tak jakby ta mała rzecz przesądzała fakt, że rzeczywiście tu zamieszkał, dzieląc dosłownie każdą przestrzeń z mężczyzną. No prawie każdą, tak jakby już tego nie robił. Wczoraj zabrał mu nawet kawałek tej osobistej, kiedy jego nos u usta...
    Czajnik kliknął cicho, a woda zabulgotała głośniej, oznajmiając swoją gotowość do zalania zarówno herbaty, jak i kawy, której aromat zaraz poniósł się po kuchni. Lionel lubił ten zapach. Przynosił na myśl obraz spokojnego domu w którym normalni ludzie piją kawę, normalnie rozmawiając ze sobą przy śniadaniu, popołudniowym ciastku, cokolwiek. Westchnął podsuwając kubek Gabrielowi, uświadamiając sobie, że zupełnie nie wie czy mężczyzna słodzi i używa mleka, jakby nagle nabrało to dla niego jakiegoś niewytłumaczalnego znaczenia.
    - Znów nie będziesz spał - skomentował jedynie, unosząc lekko brwi znad parującego kubka herbaty, którym ogrzewał sobie dłonie, opierając się o kuchenny blat i podwijając palce bosych stóp.

    uczynny Lionel, który zapragnął dowiedzieć się więcej o kawie jaką zwykł pijać Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  55. W czasie kiedy Gabriel mówił i stopniowo redukował dzielącą ich odległość, Lionel upił łyk herbaty, nieopatrznie parząc sobie wargi. To właśnie dlatego teraz zagryzał je zawzięcie, patrząc w górę na Gabriela, który opierając dłoń obok jego biodra, bawił się łyżeczką wyciągniętą z szuflady.
    - Nawet jeśli nie pomyślałem, to teraz, biorąc pod uwagę twoje słowa, zrobię to, Gabrielu - powiedział cicho, z lekkim rozbawieniem w głosie.
    Zupełnie nieoczekiwanie dla samego siebie, zamiast odsunąć się o krok i odzyskać kontrolę na granicach swojej przestrzeni osobistej, Lionel zdjął dłoń z kubka i zagrzanym palcem musnął wierzch dłoni Gabriela, tuż obok najbardziej wystającej żyły.
    Można było uznać to za głupi wymysł nastolatka, albo za podjęcie dziwnej gry, którą sam wczoraj zapoczątkował, a w której Gabriel najwyraźniej chciał wziąć odwet. Lionel zaraz jednak poskromił swoje zapędy, uświadamiając sobie, że już wystarczająco mocno przegiął wczoraj. Potwierdzały to też słowa Gabriela. Dlatego teraz postanowił być przykładnym osiemnastolatkiem, nie dającym innym powodów do obawiania się o jego zdrowie psychiczne i fizyczne.
    - Przepraszam - dodał, kiedy dłoń wróciła na ciepły kubek, ogrzewając się ponownie. Przepraszał za wczoraj, czy za teraz? Sam nie potrafił doprecyzować w myślach. Za to pojawiła się jedna, inna od wszystkich, która zdecydowanie sugerowała, by nie czuł skruchy za swoje zachowanie. Nie za jego całokształt, bo o ile ćpanie na imprezie nie było zbyt mądre, tak samo zresztą jak wciskanie ust pod ucho byłego psychologa, to właśnie tego drugiego nie żałował. Nie tak bardzo. Nie kiedy przypomniał sobie ciepło i zapach mężczyzny. I naprawdę nie powinien się do tego przyznawać, nie po tym wszystkim co przeszedł, ale był też dzieciakiem targanym hormonami i naprawdę potrafił ocenić kiedy inny facet był interesujący, a kiedy nie. Gabriel był.
    - Obiecuję, że więcej nie wyrwę cię w środku nocy z mieszkania, byś szukał mnie po przedmieściach - przyrzekł, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie tylko to Gabriel miał na myśli. Następnym razem będzie musiał mocniej walczyć ze sobą, by nie wysyłać pożal-się-Boże smsów do faceta, który i tak miał go za nieodpowiedzialnego głupka. - A ty obiecaj, że dowiesz się czy koniecznością jest to, by kurator wisiał mi nad głową, hm? Naprawdę wolałbym tego uniknąć, a każdy sąd się ze mną zgodzi, kiedy usłyszy prawdziwy powód tych moich nieszczęsnych wagarów - dodał zanurzając wargi w nieco ostudzonej już herbacie.

    Lionel, podbijający stawkę "gry"

    OdpowiedzUsuń
  56. Mógłby to polubić. Zdecydowanie, mógłby polubić wspólne picie ciepłych napojów, siedząc na przeciwległych blatach w tej konkretnie kuchni. Było w tym coś domowego, swobodnego, coś co mogłoby skłonić go do pozostawienia swojej szczoteczki w łazience. Najprawdopodobniej.
    Rzucił Gabrielowi rozbawione spojrzenie znad kubka herbaty, z którego pociągał właśnie długi łyk, czując jak ciepły płyn rozgrzewa go od środka.
    - Za obudzenie cię. Za sprawienie, że przez chwilę musiałeś poczuć się za mnie odpowiedzialny. Za to i tylko to, za nic więcej - odparł cicho, lekko skubiąc zębami dolną wargę, kiedy w oczach tańczyły zadziorne iskierki. Za delikatny dotyk przed chwilą został rozgrzeszony, a za usta na szyi Gabriela? Nie żałował czegoś co w pewien sposób sprawiło mu przyjemność, kiedy teraz o tym myślał.
    Upił kilka kolejnych łyków i oblizał palec na który po ściance kubka spłynęło kilka niesfornych kropel herbaty. Wszystko to robił patrząc w oczy Gabriela, a zaraz później na jego usta, które ładnie wygięły się w delikatnym uśmiechu, nadając jego twarzy łagodności i odprężenia, które widział... chyba nigdy. Zadziwiające jak bardzo mury różnych instytucji, miejsca pracy, a czasem po prostu odzież, którą nosił człowiek, potrafiła zmienić go diametralnie w porównaniu do tego jaki był w zaciszu własnego domu. Lionel nie oszukiwał się, nie znał Gabriela prywatnie. Nie za dobrze w każdym razie, a i jego postawa i zachowanie nie różniły się jakoś wielce od tej, którą prezentował na co dzień jako pracownik zakładu poprawczego. Nie mniej jednak O'Connor widział te drobne różnice między Gabrielem-psychologiem, a Gabrielem po prostu.
    Na zadane przez Gabriela ostatnie pytanie, odstawił kubek na bok, nie umiejąc powstrzymać cichego westchnienia. Zanim był gotów zmierzyć się z poważnym spojrzeniem mężczyzny, które świdrowało go na wylot, zabębnił palcami o blat o który się opierał.
    - Będę miał przejebane jak przegram tą sprawę. Ba! Będę miał przejebane, jak tylko ten psychopata otworzy kopertę z wezwaniem do sądu. Później najpewniej mnie zabije, chyba że wsadzę go do pierdla na resztę jego marnego żywota. Nie sądzę jednakże by tak się stało, ale... - zawiesił głos i podniósł spojrzenie na Gabriela, a w jego szarych oczach widać było determinację podszytą milionem obaw. - Myślałem o tym wczoraj. To znaczy, no wiesz, zanim musiałeś podjąć się roli, której nie chciałeś się podejmować, nawet w obliczu niezaprzeczalnego faktu, że i tak jesteś ojcem - przedłużał i owijał w bawełnę jak tylko mógł, zdawał sobie z tego sprawę, tak jak z faktu, że jeśli powie głośno to co miał zamiar powiedzieć, Gabriel nie pozwoli mu już odpuścić i naprawdę będzie gotów przykuć się do niego i siłą zaciągnąć na policję. - Myślisz, że sobota to odpowiedni dzień na zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa? Zwłaszcza takiego, które być może zostanie uznane za przedawnione? Mogą to zrobić? Bo jeśli tak, to nigdzie nie idę, nie ma szans - zacisnął palce w pięści, wbijając paznokcie w ich wewnętrzną stronę.

    zdecydowany Leoś

    OdpowiedzUsuń
  57. Stało się. Jeszcze nie do końca, ale teraz wiedział, że nie będzie mu pozwolone wycofanie się. I tak właściwie, to chyba najwyższy czas zakończyć tę śmierdzącą, ciągnącą się latami, odkąd pamiętał sprawę.
    - Chcesz mnie skuć kajdankami byłego męża z twoim własnym bratem. Możesz być jeszcze bardziej niemoralny? - jasna, cienka brew uniosła się tuż przed tym jak na twarzy chłopaka pojawił się wyraz autentycznego rozbawienia.
    Nawet jeśli jutro, pojutrze, kiedykolwiek Gabriel umówi go z bratem, będzie musiał naprawdę poważnie podejść do sprawy, opowiedzieć wszystko, wywlekając brudy przeszłości, to teraz wciąż jeszcze był późny piątek i teraz jeszcze nie musiał aż tak bardzo czuć tego jak mocno skręcają się jego wnętrzności na myśl o tym z czym będzie musiał się zmierzyć. Gabriel powiedział, że mu pomoże i chociaż naprawdę nie chciał stawiać go w roli swojej niańki, co niewątpliwie zrobił już wczoraj, to jednak obecność przychylnego mu dorosłego była wielce uspokajająca.
    Przyglądał się jak ciało mężczyzny drga pod rozpiętą połowicznie koszulą, kiedy ten przeciągał się z cichym strzelaniem zastałych kości i stawów, po czym kiedy tylko Sheehy udał się do łazienki, pozmywał kubki pozostałe po ich małym posiedzeniu. I nawet jeśli późną nocą widział smugę światła sączącą się spod zamkniętych drzwi pokoju Gabriela, kiedy obywał jedną ze swoich nocnych wędrówek do łazienki, nawet jeśli bardzo chciał jeszcze z nim porozmawiać, czując narastający wewnątrz stres, przemógł się i wreszcie zasnął kiedy do świtu znów było bliżej niż dalej.
    Pijąc poranną kawę w kuchni, słyszał podniesiony głos mężczyzny, który zapewne rozmawiał z kimś przez telefon w swojej sypialni. Kiedy dopijał ostatnie łyki, dowiedział się, że Michael zgodził się porozmawiać z nim po południu. W świetle dnia ten pomysł już nie wydawał się być tak genialny jak późnym wieczorem, pod naporem ciężkiego spojrzenia jego byłego psychologa. Jeśli miał to przetrwać we względnym zdrowiu psychicznym, potrzebował go, chociaż traktowanie Gabriela w ten sposób nie wydawało się być odpowiednie, zwłaszcza kiedy zamieszkał pod jego dachem. Przecież nawet w szpitalu nikt nie operował ludzi z którymi łączyły go jakiekolwiek bliższe stosunki. A Lionela z Gabrielem zdecydowanie przestały już łączyć tylko stosunki podopiecznego i opiekuna.
    Obyło się bez kajdanek, ale mina Lionela, kiedy wsiadał do samochodu mężczyzny, by ten zawiózł go na spotkanie z bratem, była wielce wymowna. Teraz ten pomysł wydawał się być zdecydowanie idiotyczny, a Lionel czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
    Kancelaria Michaela mieściła się po drugiej stronie miasta, ale droga tam minęła chłopakowi jak mrugnięcie oka. Zanim się obejrzał już stał przed drzwiami z nazwiskiem Michael Sheehy - adwokat, czując ciężką dłoń Gabriela na ramieniu. Choćby chciał, nie miał możliwości by wywinąć się z tego w co sam przecież się wplątał.
    Michael był... podobny i zarazem bardzo inny niż Gabriel. W pewnych gestach, a zwłaszcza w spojrzeniu zdecydowanie byli braćmi, lecz jeśli Lionel uważał swojego byłego psychologa za zdecydowaną i nieco surową osobę to Michael przebijał go w tym na głowę. Od razu rozpoczął spisywanie wszystkich najważniejszych rzeczy, wyjaśnił wszystkie zawiłości prawne od których O'Conorowi zakręciło się w głowie, ale co najważniejsze... nie oceniał go, nawet faktu, że taki gnojek jak on aktualnie mieszkał z jego bratem, mężczyzną sporo starszym od siebie, pod jednym dachem. Z chłodnym profesjonalizmem poinformował go, że będzie musiał powtórzyć jeszcze raz to samo na komisariacie, w obecności policjanta, który oficjalnie przyjmie zgłoszenie i po godzinie chyba (Lio stracił poczucie czasu), uścisnął mu dłoń, wręczył wizytówkę i oświadczył, że będą w kontakcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lionel w oszołomieniu i totalnym odrealnieniu, wyszedł z gabinetu przed którym cierpliwie czekał Gabriel informując go by zaczekał w samochodzie. Wychodząc, chłopak słyszał jeszcze jak mężczyźni rozmawiają ze sobą, jednak temat rozmowy całkowicie umknął jego uwadze. Był akurat w trakcie intensywnego gryzienia swoich własnych palców, kiedy Gabriel zajął miejsce kierowcy i mówiąc coś do niego ruszył z parkingu. Lionel na zadane pytanie kiwnął głową, kompletnie nie wiedząc na co tak właściwie się zgodził. Zatrzymali się jeszcze w jakimś małym sklepiku, zanim ruszyli dalej. Dopiero kiedy zabudowania zaczęły się zmieniać, O'Connor zorientował się, że wyjechali na obrzeża miasta, gdzie całkiem niedawno spędzili trochę czasu na dachu, obserwując samoloty i rozmawiając o przeszłości chłopaka.
      Jak w transie wspiął się za Gabrielem na znajomy już dach. Przyjął zaproponowanego papierosa, a później także wino, jak się okazało to ono było powodem pobieżnych zakupów w sklepie. Dym gryzł w gardło, a alkohol ogrzewał żołądek i sprawiał, że w uszach zaczynało szumieć równie głośno co silniki startujących nieopodal samolotów.
      - Chyba właśnie dlatego nie zrobiłem tego wcześniej - odezwał się, odejmując od ust szyjkę butelki, z której pociągnął spory łyk wina. - Wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że aż tak. Z drugiej strony... naprawdę nie sądzę, bym jako piętnastolatek mógł sobie z tym poradzić. Teraz mam trzy lata więcej, a czuję się jakbym był nic nie mogącym, małym gnojkiem, któremu i tak nikt nie uwierzy. A to dopiero początek... - sapnął, mierzwiąc dłonią jasne włosy, tę w której trzymał butelkę wyciągając w stronę Gabriela.
      Dobrze, że nie wrócili do mieszkania. Miał wrażenie, że siedząc sam w swoim pokoju udusiłby się od nadmiaru wrażeń, albo co gorsze, rozsypał się kompletnie, mając później spore trudności z pozbieraniem się ponownie w całość.
      - Twój brat powiedział, że będę potrzebował psychologa, który będzie towarzyszył tej sprawie. Bądź co bądź, ledwie skończyłem osiemnaście lat. Wcale nie jestem tak dorosły w świetle prawa, jak mogłoby się wydawać. Chciałbym, żebyś to był ty. Nie jesteśmy spokrewnieni, nie muszę przyznawać się, że z tobą mieszkam - głos Lionela nabierał nieco histerycznych nut. - Nie chcę opowiadać o tym komuś obcemu. Chcę ciebie, proszę. Mógłbyś jakoś to załatwić? - podniósł na mężczyznę nieco wilgotne i mętne od alkoholu spojrzenie.

      dzieciak na skraju małej histerii

      Usuń
  58. Splatał i rozplatał długie palce dłoni, myślami wciąż krążąc wokół rozmowy w gabinecie Michaela i emocji jej towarzyszących. Chociaż na zewnątrz nie było tego tak bardzo widać, nie w tedy przynajmniej, w środku nastoletniego ciała szalała istna burza. Burza, którą za wszelką cenę starał się powstrzymać, kiedy przyszedł tutaj, na ten dach, z tym konkretnym mężczyzną, który teraz pochwalił go. Lionel podniósł spojrzenie, łapiąc wzrok Gabriela. Pierwszy raz został otwarcie pochwalony, poza ścianami gabinetu. Może było to nieco infantylne, ale naprawdę ważne dla niego. Te pokrzepiające słowa, które w jakiś sposób sprawiły, że nie czuł się już tak bezbronnym gówniarzem, jak jeszcze chwilę wcześniej.
    Pamiętał dokładnie moment w którym przyszedł pierwszy raz do gabinetu Gabriela. Pełen buntowniczego nastawienia, przygotowany na walkę słowną, która nigdy nie nastąpiła. Sheehy zadał pytanie czy dwa, a nie słysząc dopowiedzi pozwolił Lionelowi milczeć. To było tak inne od tego co O'Connor znał do tamtej pory. Nikt nie wyciągał z niego niczego na siłę, nie pytał "dlaczego, po co". Zostawiony sam sobie, otworzył się znacznie szybciej niż przypuszczał, a i rozmowy w poprawczaku wcale nie przebiegały nigdy według szablonu. Czasem po prostu milczeli, czasem sprzeczali się, a kiedy Lionel nakręcał się za bardzo, Gabriel milkł. To właśnie ta cisza w większości przypadków była potrzebna by dojść ze sobą do ładu, by uporządkować myśli i spojrzeć trzeźwo na rzeczywistość.
    Teraz jednak nie był w stanie zrobić ani jednej z tych rzeczy, a już zwłaszcza patrzeć trzeźwo na cokolwiek. Nachylił się do przodu i nie zastanawiając się nad tym co robi, ostrożnie wysupłał dopalającego się papierosa spomiędzy palców Gabriela, po czym zaciągnął się nim mocno i wypuścił dym.
    - Dlaczego? - zapytał i zaciągnął się kolejny raz, a widząc niezrozumienie w oczach Gabriela doprecyzował. - Dlaczego pozbawiłeś się bezstronności w stosunku do mnie? - zgasił niedopałek i przysunął się bliżej, zaglądając mężczyźnie w oczy i wyraźnie domagając się odpowiedzi. Intrygowało go to, choć zapewne odpowiedź którą miał usłyszeć była wykalkulowana według chłodnych, logicznych schematów i tylko jego zamroczony alkoholem umysł, roił sobie jakieś niestworzone rzeczy. - Nie chcę żebyś był bezstronny, chcę żebyś był właśnie po mojej stronie, bo będę tego potrzebował - dodał jeszcze, zanim zorientował się, że właściwie wciąż ciągnie temat, który Gabriel chciał zakończyć na tą chwilę. - Wybacz, już się zamykam - sięgnął po butelkę, którą chwilę wcześniej odstawił na bok, a w której wino powoli zaczynało się kończyć i odchylając głowę, pociągnął spory łyk, czują cierpki smak na języku.

    irytująco indagujący Lionel

    OdpowiedzUsuń
  59. Lionel był uparty, kiedy na czymś mu zależało, a napędzany procentami alkoholu mieszającymi się z krwią, stawał się uparty dwa razy bardziej. Niczym przysłowiowy osioł, ale kiedy usłyszał odpowiedź Gabriela, nie mógł, nawet nie próbował powstrzymać zadowolonego, szerokiego uśmiechu, który rozciągnął jego usta. Pokazywałby swoje całkiem równe, chociaż nie do końca, uzębienie jeszcze jakiś czas, gdyby nie dłoń Gabriela, którą poczuł we włosach. Na moment przymknął oczy, kiedy dreszcz przebiegł przez całe ciało. Dawno nikt go nie głaskał, nawet jeśli gest jaki wykonał Sheehy miał być tylko odgadnięciem niesfornych włosów, wchodzących w oczy. Miał być, lecz niespodziewanie poczuł jak opuszki palców ześlizgują się po skroni, a ciepła dłoń zatrzymuje się na policzku. Podniósł powieki i na ułamek sekundy jego spojrzenie spotkało się z orzechowymi oczami mężczyzny. Ciepło dłoni zniknęło tak szybko jak się pojawiło, chociaż on wciąż czuł jej delikatny ciężar na policzku.
    Wino się skończyło, papierosy prawie też, słońce niemal już zaszło i zaczynało robić się chłodno. Jeden z wielu samolotów właśnie lądował za plecami Lionela, kiedy on kierowany jakimś niewyjaśnionym popędem przysunął się bliżej.
    - Za chwilę - odparł cicho, nie zdając sobie sprawy, że być może w tym momencie zachowuje się jak wyjątkowo rozpuszczony gówniarz, który stara się przekonać dorosłego do swoich racji. - Cicho bądź... - dłoń chłopaka wystrzeliła w stronę twarzy Gabriela, kiedy ten tylko otworzył usta, by zaprotestować, a w tym momencie długi palec Lionela ułożył się miękko na jego wargach, zakazując dalszego mówienia. Czuł ciepło jego oddechu na opuszce. Czuł jak owo ciepło wywołuje dreszcze biegnące wzdłuż ramienia, przez bark, by wtopić się głęboko w kręgosłup.
    - To co powinienem zrobić, nijak ma się do tego co chcę zrobić - cichy głos Lionela zbliżył się jeszcze bardziej do mężczyzny, który zdawał się nie spuszczać z niego lekko zaniepokojonego i dziwnie trzeźwego spojrzenia. Usta chłopaka, smakujące winem i papierosami, na moment wykrzywiły się w ułamku uśmiechu, zanim przywarły lekko do miękkich warg Gabriela.

    gówniarz, który akurat miał kaprys

    OdpowiedzUsuń
  60. Oszalał, upił się, postradał zmysły, stracił zdrowy rozsądek, albo wszystko na razi to z poważnymi powikłaniami. Albo po prostu miał ochotę pocałować Gabriela i zrobił to. Miękkość warg mężczyzny, sposób w jaki poruszały się, zupełnie zgodnie z jego własnymi, dotyk ciepłego języka, jak i dłoni na karku, którą wyraźnie czuł, to wszystko sprawiło, że w głowie zakręciło się bardziej, a w uszach zaszumiało głośniej i sam już nie wiedział czy to wina alkoholu czy pocałunku i tego co on wywołał w nastoletnim ciele. Hormony urządziły sobie dziki taniec w jego krwi, a potrzeba bliskości nagle wdarła się na szczyt piramidy jego potrzeb, chociaż wcześniej nawet nie była ujęta w rozpisce.
    Nie protestował, kiedy Gabriel zdecydował się przerwać to szaleństwo, a nawet posłusznie postąpił krok do tyłu, nie za duży jednak, bo wciąż mógł czuć dłoń mężczyzny na swoim ramieniu. W przeciwieństwie do niego, Lionel oddychał wyraźnie przyspieszonym oddechem, zamiast wstrzymywać go i wypuścić powietrze długo i cicho jak zrobił to Sheehy. Widząc zmarszczkę pogłębiającą się na czole towarzysza, przymknął oczy, gotów na słowa, które zapewne brutalnie przywrócą go do rzeczywistości, nakazując zapomnieć o wszystkim i nigdy do tego nie wracać, bo to niewłaściwe, a on, Gabriel, nie robi niewłaściwych rzeczy z gówniarzami, którym wydaje się, że są dorośli kiedy skończyli osiemnaście lat.
    Lionelu - miękko wypowiedziane imię, nakazało O'Connorowi podnieść powieki, jak również dało nadzieję, że jednak bura za zachowanie nie nastąpi. Jesteś pijany. I jesteś też idiotą chłopcze. Pijanym idiotą, który całuje byłego psychologa. Swojego byłego psychologa i na dodatek bardzo mu się to podoba. Bo owszem, Lionel nie czuł się winny, a wręcz odczuwał pewnego rodzaju usatysfakcjonowanie i zdecydowanie nie potrafił teraz myśleć o niczym innym jak tylko o cieple, miękkości i smaku ust Gabriela.
    Nie protestował kiedy Sheehy wyciągnął telefon i zamówił dla nich taksówkę. Nie protestował, kiedy wieczór na dachu dobiegł końca, kiedy zeszli z niego i wsiedli do taksówki, siadając na tylnej kanapie, możliwie jak najdalej od siebie, a przynajmniej w jego oczach Gabriel sprawiał takie wrażenie. Winda nagle wydała się zbyt ciasna dla nich dwóch, a Lionel widząc odbicie Gabriela w lustrzanej ścianie znów zapragnął go pocałować, zwłaszcza kiedy bezczelnie gapił się na jego usta. Może był pijany, a może był szalony. A może po prostu potrzebował przestać być traktowanym jak skrzywdzony dzieciak, chociaż czasem w istocie zachowywał się dokładnie w ten sposób.
    - Zrób mi herbatę - odezwał się wreszcie, kiedy weszli do mieszkania, zostawili w przedpokoju wierzchnie ubranie i kiedy powinni pójść każdy w swoją stronę, zapominając o sprawie. - Proszę - dodał jeszcze, widząc nieodgadnione spojrzenie Gabriela, więc wolał uznać je za napomnienie za brak kultury, niż za cokolwiek innego. - Chyba, że pozwolisz mi wypić więcej wina, nie będę narzekał jutro na kaca, obiecuję! - zażartował kiesko, chociaż tak właściwie nie czuł się mocno pijany, może lekko pod wpływem i z chęcią nie kończyłby jeszcze tego wieczora, a przynajmniej nie rezygnował z towarzystwa Gabriela, chociaż właściwie decyzja chyba nie leżała po jego stronie.

    wcale nie taki pijany Lio

    OdpowiedzUsuń
  61. Zapanowało między nimi ciężkie milczenie, którego Lionel nie miał odwagi już więcej przerwać. Cisza mącona tylko bulgotaniem wody w czajniku i cichym kliknięciem przełącznika, kiedy osiągnęła temperaturę wrzenia, była jedynym dźwiękiem tuż przed zalaniem herbaty przez Gabriela. Ciemnoszary kubek nagle zmaterializował się po prawej stronie Lionela, który opierał się o kuchenny blat. Tym razem jednak nie zapowiadało się na pogawędkę, jaką ostatnio odbyli w tym miejscu, popijając swoje napoje. Gabriel nawet nie zamierzał przygotowywać nic dla siebie, co było dla Lionela jednoznaczne z zakończeniem wspólnego wieczoru.
    Przegiął. Czuł to w każdym, doskonale unikającym go spojrzeniu i geście Gabriela. Czuł to w jego uciekającej po schodach obecności. Nie zatrzymywał go, z bezpieczną pustką w głowie przyglądając się zawiłym wzorom, które unosiły się znad parującej powierzchni herbaty, w kubku, którym ogrzewał zmarznięte palce. Pozostał na dole dopóki krzątające się w łazience i sypialni, kroki Gabriela, nie ucichły całkowicie i dopiero wtedy zdecydował się na wejście po schodach. Drzwi do sypialni mężczyzny były lekko uchylone, jak zawsze. Ze szczeliny sączyło się ciepłe światło. Lionel przez chwilę patrzył w tamtym kierunku, zanim cicho zniknął w swoim pokoju. Czynności, które zwykł robić przed snem zajęły dwa razy mniej czasu niż normalnie, jakby chciał zredukować swoją obecność poza pokojem, który został mu przydzielony, do niezbędnego minimum.
    Spał wyjątkowo źle, a kiedy wstawał rano do szkoły, nie zauważył żadnych znaków świadczących o tym, że Gabriel również wstał do pracy. Mimo, że przebywał w poprawczaku dość długi czas i widywał Gabriela w pracy dość często, to jednak nie miał pojęcia o której godzinie w poniedziałkowy poranek mężczyzna powinien wstać, by zdążyć na czas do pracy. Wypił kawę w przypadkowym kubku, przygotował sobie śniadanie, wrócił na górę, by wykonać poranną toaletę, a szczoteczkę znów zanieść do swojego pokoju, gdzie przebrał się, spakował plecak i chwilę później wyszedł z mieszkania.
    Kiedy wrócił, późno, po skończonych dodatkowych zajęciach, które dziś minęły wyjątkowo szybko, mieszkanie było równie ciche jak kiedy opuszczał je rano. W sypialni Gabriela nie paliło się światło, a kubek w zlewie, którego zapomniał rano umyć, nadal stał. Wzruszył ramionami i przygotował sobie kanapki z tym co znalazł w lodówce, postanawiając uczyć się przez resztę wieczora. Gabriel zwykł wracać późno i chyba wcale nie miał ochoty oglądać Lionela, przynajmniej takie wrażenie odniósł wczoraj O'Connor, kiedy zakończyli wieczór w milczeniu.
    Zjadł, pouczył się, wynudził przed telewizorem, zdążył nawet przed nim zasnąć, a kiedy obudził się w środku nocy, dostrzegając brak butów i płaszcza mężczyzny, sięgnął po swój telefon z lekkim niepokojem. Powinien położyć się do łóżka, ale nie miał pojęcia czy może zamknąć drzwi na ten dolny zamek, który można było otworzyć tylko od wewnątrz, czy Gabriel wróci jeszcze tej nocy do domu i powinien zostawić go nietkniętym.

    Do: Gabriel
    Cześć. Wiem, że to nie mój interes, ale jest późno, a Ciebie nie ma. Chciałbym iść spać i nie wiem co zrobić z dolnym zamkiem. Wrócisz czy mogę go zamknąć?


    Westchnął, wpatrując się w tekst wiadomości na wyświetlaczu telefonu. Przebiegł wzrokiem kilka razy, napisane słowa, zanim wcisnął wyślij i wsuwając telefon do kieszeni bluzy, wyłączył telewizor, udając się na piętro by przyszykować się do snu.

    zaniepokojony

    OdpowiedzUsuń
  62. Odczytał wiadomość i z westchnieniem zwlekł się z kanapy, by zamknąć porządnie drzwi wejściowe, zanim udał się na górę by przygotować się do snu w innych warunkach niż salonowa kanapa. Późna pora i zmęczenie po całym dniu dawały o sobie znać w postaci bujania się na granicy snu i jawy, kiedy telefon położony na podłodze przy łóżku, zawibrował cicho, oznajmiając otrzymanie nowej wiadomości.

    Do: Gabriel
    Tak mi się wydaje. Próbuję.

    Odpisał, przymykając jedno oko, kiedy światło z wyświetlacza raziło w ciemnym pokoju. Zanim zdążył się porządnie skupić, telefon zadrgał kolejny raz, tym razem w jego dłoni. Gabriel przeżywał najwyraźniej kolejną bezsenną noc.

    Do: Gabriel
    Tutaj też jest cicho. Zupełnie nie wiem dlaczego szukasz tej ciszy poza domem.

    Po tej wiadomości nastąpiła dłuższa przerwa, podczas której Lionelowi udało się zasnąć, z telefonem ułożonym na brzuchu, przytrzymywanym przez długie palce, przed upadkiem na podłogę. Niestety, urządzenie w końcu i tak wylądowało na panelach przy łóżku, kiedy w trakcie nocy Lionel kilkukrotnie zmieniał pozycję. Dopiero ostry dźwięk budzika, rano, wyrwał go ze snu, a kiedy chłopak wyłączał alarm zobaczył ikonę nowych wiadomości. Sądząc po godzinie o której zostały wysłane, Gabriel nie spał praktycznie do świtu. Na ustach Lionela pojawił się lekki uśmiech, kiedy czytał tę przedostatnią, jednak jeśli nie chciał spóźnić się do szkoły, musiał przestać rozmyślać o tym, że Gabriel byłby w stanie o nim myśleć i zwlec się z łóżka.
    Między kawą, a kanapką udało mu się wystukać odpowiedź na wcześniejsze wiadomości.

    Do: Gabriel
    To nie fair, że ja muszę wstać, a Ty możesz wylegiwać się do południa po nieprzespanej nocy. Swoją drogą, kiedyś Cię to wykończy. Lubię Twoje wiadomości. Dzień dobry.

    Dokończył śniadanie, a w windzie otrzymał telefon do Michaela w sprawie pierwszego terminu składania zeznań. Podobno brat Gabriela zrobił wszystko, by ruszyć sprawę jak najszybciej.

    Do: Gabriel
    Dziś po szkole jadę z Michaelem na komisariat. Świetna wieść na początek dnia. Życz mi szczęścia.

    Podczas zajęć starał się skupić na wszystkim innym, byle tylko nie myśleć o popołudniowej wizycie na komisariacie, gdzie miał otworzyć puszkę Pandory, uruchomić całą prawniczą machinę przez którą miał zostać przemielony i wypluty. Dosłownie.

    Do: Gabriel
    Jeśli to był początek, to nie chcę wiedzieć jaki będzie koniec. Przydzielono mi psychologa z urzędu. Chyba nie są tak naiwni myśląc, że będę się zwierzał komuś obcemu? Są?

    Ostatnią wiadomość wysłał kiedy tylko przekroczył próg mieszkania. Miał ogromny bałagan w głowie, a w uczuciach szalało istne tornado. Zapewnił jednak Michaela, że poradzi sobie, nie potrzebuje towarzystwa, bo i tak musi zająć się nauką. W rzeczywistości utknął do późnego wieczora na kanapie, gapiąc się w wyłączony telewizor i słuchając ciszy, która teraz wydawał się być niemal grobowa i taką atmosferę wyczuwał wszędzie wokół siebie. W efekcie zrezygnował z nauki, a skoro nie było Gabriela może mógłby zrezygnować także z jutrzejszego dnia w szkole?

    przesłuchany Lio

    OdpowiedzUsuń
  63. Rozmyślania o dezercji ze szkoły w dniu jutrzejszym przerwał dźwięk otrzymanej wiadomości. Spojrzał na telefon, a widząc nadawcę, automatycznie odczytał smsa.
    Do: Gabriel
    Będziesz miał mnie z głowy. Zastanawiam się nad sensem swojej jutrzejszej obecności w szkole, ale zaraz znów nastraszysz mnie kuratorem, tym bardziej teraz, kiedy się przyznałem. Pewnie pójdę, nie odwołuj się do mojego zdrowego rozsądku.
    Westchnął i wrócił do przedpokoju, by z rzuconego przy drzwiach plecaka, wyciągnąć pomiętą paczkę papierosów. Lubił podkradać Gabrielowi jego własne, smakowały jakoś lepiej, chociaż często miały identyczną nazwę na pudełeczku. Wsuwając filtr między wargi, poszedł do kuchni, gdzie nastawił wodę na herbatę, wyciągając przypadkowy kubek i zapalając w międzyczasie papierosa, którego wypalił w ciszy i samotności. Dziś zdecydowanie nie był jego dzień i postanowił go zakończyć najszybciej jak się dało.

    Do: Gabriel
    Zarażasz bezsennością na odległość?

    Wiadomość wysłana grubo po północy, pod wpływem częściowej irytacji z powodu braku snu, zmusiła go również do wstania z łóżka i zrobienia sobie szklanki ciepłego mleka, które postanowiło po tym się skończyć. Będzie musiał zrobić zakupy. Wyjadł niemalże wszystko co Gabriel zostawił w lodówce.

    Do: Gabriel
    Wróć do domu. Bezsenne noce są fajniejsze, kiedy mogę być Twoim wrzodem na tyłku

    Całkiem fajnym tyłku, pomyślał zanim ponownie przekręcił się z boku na bok, owijając się kołdrą i zaczynając liczyć owce w nadziei, że to coś pomoże.

    Do: Gabriel
    Chyba nie lubię kiedy Cię nie ma. Tak. Zdecydowanie.

    Rano obudził się nieprzytomny, wściekły i pokonany przez kolejny dzień, któremu postawił stawić czoła.
    Ubrał się, wykonał poranną toaletę, chociaż jego włosy wcale nie przestały żyć własnym życiem, po czym wyszedł do szkoły. Nie było nawet tak źle jak się spodziewał. Zarobił nawet dobrą ocenę z tłumaczenia na francuskim i chyba zaczynał w sobie odkrywać talent do tego języka. Udało mu się być na tyle przyjaznym, że nawet zamienił kilka słów z kolegami z klasy, zanim opuścił mury szkoły.
    Dopiero mijając trzecią przecznicę, zorientował się, że jest śledzony. Miarowe kroki, które słyszał od szkoły podążały jego śladem. Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął jego ciałem, kiedy przyspieszał kroku. Obawiał się odwrócić i jak na złość nie mijał właśnie żadnego sklepiku, żeby móc się w nim schować. Właściwie to droga, którą nieopatrznie wybrał, nie była zbyt uczęszczana i za ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plecy zderzyły się z betonową ścianą w momencie, kiedy jego twarz owiał oddech zabarwiony mocnym alkoholem. Poczuł jak ciało drętwieje, a szare oczy rozpoznały twarz ojczyma.
      - Gówniarzu, wybiję ci, kurwa, procesy z głowy! Stłukę cię tak, że odechce ci się tych wygłupów - mężczyzna trzymał mocno, sycząc mu prosto w twarz.
      - Odpierdol się! - Lionel próbował się wyszarpnąć z uścisku, bezskutecznie.
      - Niewdzięczniku! Robiliśmy z twoją matką wszystko, żebyś miał jakieś życie. Tak się odpłacasz?
      - Tak?! Pieprzenie mnie po nocach też do tego zaliczasz, skurwielu?! - Lio nie wytrzymał, wrzeszcząc na pół ulicy i odpychając mężczyznę od siebie.
      Całkiem dogodny moment do ucieczki został zniweczony przez palce zaciskające się na ramieniu, a Lionel wrócił pod ścianę, zderzając się z nią kolejny raz, tym razem policzkiem, kiedy został przyparty do muru przodem, czując za sobą ciało mężczyzny. Poczuł jak robi mu się niedobrze i poczuł jak skóra na policzku piecze, zdarta lekko przez czerwoną cegłę.
      - Wycofaj oskarżenie, a nie stanie ci się nic złego, Lionelu. Jesteś mądrym dzieciakiem - szept przy uchu wprawił go w obrzydzenie.
      - Skąd o tym wiesz?!
      - Obserwuję cię gnojku... - zabrzmiało strasznie, a zimny pot oblał ciało chłopaka, który nie miał zbyt wielu możliwości ruchu i obrony w tej pozycji. Czuł jak krocze mężczyzny przyciska się do jego pośladków i miał ochotę wrzeszczeć, wymiotować, zniknąć. - Zadajesz się z tym prawnikiem, myślisz, że nie wiem co kombinujesz? Myślisz, że nie wiem jak brakuje ci ostrego rżnięcia? Może wtedy spokorniejesz? - poczuł dużą, ciepłą dłoń na swoim kroczu i szarpnął się mocno do tyłu, przewracając z ojczymem na ulicę, po czym szybko sturlał się z niego i stanął na nogi, oddychając szybko. Kopnął go w brzuch, lecz zanim zerwał się do ucieczki, mężczyzna chwycił go za kostkę, przez co wyrżnął w twardy asfalt, zdzierając sobie wnętrze dłoni i brodę.
      Usłyszał wycie syren, co najwyraźniej wystraszyło napastnika, który zluzował uścisk, a Lionel kopnął kolejny raz i zerwał się do biegu. Biegł dopóki nie zabrakło mu powietrza, a płuca nie paliły żywym ogniem. Nie miał pojęcia nawet jak daleko od mieszkania Gabriela się znajduje, kiedy opadł na pobliską ławkę, chowając twarz w dłoniach i trzęsąc się jak w febrze. W przypływie rozsądku wykręcił numer Michaela. Mężczyzna zjawił się pół godziny później, a w drodze do mieszkania Gabriela Lionel nakreślił przebieg zdarzeń, milknąc co chwilę i zapadając w odrętwienie. Michael pomógł mu opatrzyć rany i nakazał natychmiastową wizytę na komisariacie, gdzie zmusił chłopaka do złożenia zeznań o napaść i molestowanie. Lionel miał dość. Po wszystkim pozwolił odwieźć się do domu, zbył brata Gabriela, który zostawił go wreszcie samego, by Lionel mógł odpalać papierosa od papierosa, marząc o butelce mocnego alkoholu, lub czegoś mocniejszego, by móc zapomnieć to co wydarzyło się dzisiaj po południu.

      otępiały dzieciak po przejściach

      Usuń
  64. Usłyszał jak drzwi mieszkania otwierają się, jednak nie spojrzał w tamtą stronę w obawie przed pęknięciem ostatnich z jego hamulców, które sprawiały, że jeszcze nie pędził w dół czarnej rozpaczy, przypominając sobie dzisiejszy dzień.
    - Wróciłeś? - zapytał retorycznie, kiedy Gabriel usiadł obok, czując jego badawcze spojrzenie na sobie.
    Chciał się zapaść pod ziemię, byle tylko uniknąć odpowiedzi na krępujące pytanie. Właściwie nie wiedział, czy potrafiłby teraz na nie odpowiedzieć. Wystarczająco energii i siły kosztowało go powiedzenie o tym Michaelowi i policjantom na komisariacie. No i musiał jeszcze wytrzymać moment robienia zdjęć, które miały być dowodem na najście i napaść ojczyma.
    Czując obejmujące go na moment ramiona, a później ciepłe ciało Gabriela za plecami, miał ochotę skurczyć się, zniknąć i nigdy nie pojawiać. Czuł, że może się za chwilę rozsypać, a nie chciał tego. Nie przed tym mężczyzną, który przecież bronił się jak mógł, by nie musieć go zbierać. Uciekł od niego na ostatnie dwa dni, a teraz wracał, siadał obok i czego właściwie oczekiwał?
    Jakkolwiek Lionel starał się być dorosły, niewzruszony, twardy i odporny na skutki dzisiejszych zajść, tak przecież wciąż był tylko osiemnastolatkiem, w którym dotyk ojczyma wywołał najgorsze wspomnienia życia, przez które teraz trząsł się jak w febrze, wdzięczny, że Gabriel nie widzi jego twarzy i oczu w kącikach których pojawiły się łzy. Zacisnął mocniej palce na papierosie, a po chwili zgasił go całkiem wciskając w popielniczkę.
    - On mnie śledzi. Chyba. Dopadł mnie, kiedy wracałem ze szkoły. Dotykał mnie, a ja nie mogłem się ruszyć. Groził mi i... - głos Lionela załamał się, a plecy chłopaka skurczyły się, kiedy ukrył twarz w dłoniach, a szczupłym ciałem wstrząsnął spazm tłumionego płaczu.
    Czuł się zażenowany, zagubiony, zrozpaczony i zawstydzony w tym samym czasie, a jednocześnie nie potrafił się już opanować i naprawdę dziękował losowi, że Gabriel jest za jego plecami i nie może go oglądać w takim stanie.

    mazgaj?

    OdpowiedzUsuń
  65. Lionel czuł za plecami obecność Gabriela i chociaż w pierwszym odruchu odsunął się od niego, to kiedy zdradzieckie łzy potoczyły się cicho po policzkach, a pierwsze napięcie opadło, zapragnął znów oprzeć się o nie, poczuć to ciepło, które traktował teraz jako namiastkę normalności i bezpieczeństwa. Potarł oczy wnętrzem dłoni i spojrzał przed siebie, zaplatając ramiona wokół kolan. Zawzięcie gryzł wargę, kiedy uparte krople spływały po policzkach, ale być może już przestał się tak trząść.
    - Przytul mnie - i na potwierdzenie własnych słów, cofnął się i znów oparł o tors Gabriela. Westchnął głęboko, czując ciepło mężczyzny, jego oddech na czubku głowy. Pociągnął lekko nosem i znów potarł oko, pozbywając się natrętnej łzy, a kiedy brał oddech, jego ciałem wstrząsnął niekontrolowany spazm. - Zrób mi herbatę, ale jeszcze teraz zostań tu ze mną - Lionel dostrzegł dłoń mężczyzny, luźno spoczywającą na podłodze, obok jego zgiętej nogi. Przesunął palcami po jej wierzchu, zanim łapiąc długie palce, przyciągnął ją do siebie w geście parodii przytulenia. - Nie jestem trędowaty, nie bój się mnie dotykać. Nie przeszkadza mi twój dotyk - szare oczy chłopaka śledziły wystającą linię żył na dłoni mężczyzny, przez palce, aż do nienagannie kształtnych, nieco szerokich paznokci. Gabriel miał ten typ dłoni, który niezmiennie zwracał jego uwagę. Duże lecz jednocześnie smukłe, o długich palach i lekko widocznych żyłach.
    Siedzieli w ciszy, Lionel powoli uspokajał szalejące w klatce piersiowej serce. Oczy wysychały w swoim tempie, a palce leniwie bawiły się palcami Gabriela muskając, splatając się, rozplatając, nie będąc gotowymi na wyszarpnięcie ręki mężczyzny, którego gdzieś w podświadomości się spodziewał.
    - Rozmawiałem z Michaelem, ale szczerze mówiąc, niewiele pamiętam z tej rozmowy. Zapytam go jutro, chociaż po dzisiejszym dniu może mnie mieć dość. Chyba uważa mnie za rozhisteryzowanego gówniarza. Ty też? - zapytał niespodziewanie unosząc głowę na piersi Gabriela, i patrząc na niego z dołu.

    przytulaśny herbaciarz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Więc najwyraźniej cały jestem lekko spieprzony - skomentował, patrząc jeszcze przez chwilę na Gabriela, którego oczy w tym świetle wydawały się być jeszcze ciemniejsze niż zazwyczaj, a on jeszcze bardziej szukał z nimi kontaktu. - Nieważne, przy następnym spotkaniu z twoim bratem, pogadam o możliwości tymczasowego aresztu dla tego skurwiela. Podobno akt oskarżenia jest już prawie gotowy, jeszcze tylko jedna sesja zeznawania i chyba będę musiał zaopatrzyć się w garnitur, żeby pojawić się w sądzie na pierwszej rozprawie - Lionel jak na nastolatka, który jeszcze przed chwilą prawie przeżył załamanie nerwowe, zbierał się dość szybko, nie chcąc być zarówno w oczach własnych, jak i mężczyzny, który jeszcze chwilę temu trzymał nos w jego włosach, histerykiem, który nie radzi sobie z emocjami.
      Odwrócił się bokiem, puszczając dłoń Gabriela, jednak pozycja którą przyjął wcale nie zwiększyła dystansu między nimi. Jakkolwiek Gabriel mógł się czuć z tym niekomfortowo, O'Connorowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Przesiedział samotnie większą część dnia przy tej kanapie, by teraz chcieć pozbyć się bliskości, którą z niechęcią, bądź bez, biorąc pod uwagę zawoalowany komunikat, oferował mu Sheehy.
      - Masz wyrzuty sumienia dlatego, że mnie pocałowałeś, czy dlatego, że nie odwiesiłeś poprawnie swojego płaszcza, od progu decydując się usiąść obok i oferując mi swoją obecność? - szare spojrzenie chłopaka na moment przeniosło się na niedbale rzucony przez oparcie fotela płaszcz. - A może dlatego, że nie potrafisz zachować dystansu? Którego wcale nie chcesz - jasna brew uniosła się lekko, wraz z kącikiem ust, który z miejsca złagodził rysy twarzy chłopaka i nadał mu młodzieńczej zadziorności, której nigdy nie powinien był tracić, a co niekiedy mu się zdarzało.
      Pytanie które padło było dokładną odwrotnością tego czego w tym momencie chciał Gabriel, sugerując, że temat niezauważania trędowatości Lionela nie jest tym, który należałoby poruszać tym właśnie momencie. Lionel jednak czepił się go z uporem godnym wyższej sprawy, automatycznie kierując swoje ponure do tej pory myśli na inne, być może przyjemniejsze tory.

      papla no.2

      Usuń
  66. Lionel skrzyżował nogi i podparł się na rękach wyciągniętych za plecami. Westchnął i przymknął na chwilę oczy, a tylko ich lekkie zaczerwienienie świadczyło o tym, że niedawno mógł robić coś co nazywało się płaczem. Teraz jego uwaga całkowicie skoncentrowała się na Gabrielu, a raczej na odpowiedzi na jego pytanie.
    - Nie jesteś pierwszym starszym mężczyzną z którym się całowałem z własnej, nieprzymuszonej woli. Z którym... - zawiesił głos, ale spojrzenie było na tyle sugestywne, że mówiło więcej niż słowa. Lionel jednak odwrócił wzrok, zagryzając wargę. - Teraz jestem trzeźwy i wciąż uważam, że ładnie pachniesz, a twoje usta smakują dobrze - powiedział cicho, patrząc w przestrzeń. - Teraz możesz to zignorować, jeśli chcesz - mruknął jeszcze, zanim z kolejnym westchnieniem wstał, zabierając z podłogi zapełnioną popielniczkę i niemal pustą paczkę papierosów.
    Jednak był trędowaty. Cokolwiek by nie zrobił, był tylko skrzywdzonym szczeniakiem, z którym należało obchodzić się jak ze szkłem, byle tylko nie wykonać nieodpowiedniego ruchu, mogącego pogłębić rysę i doprowadzić do rozpadnięcia się na milion kawałeczków. W tej chwili żałował, że to Gabriel był tym psychologiem, przed którym zdecydował się otworzyć drzwi swojej przeszłości. Jakkolwiek było mu to pomocne, teraz naprawdę go mierziło.
    Poszedł do kuchni, opróżnił popielniczkę i otworzył okno, wpuszczając trochę świeżego powietrza, zanim zdecydował się na kolejnego papierosa, ostatniego już. Zgniótł puste pudełeczko i wrzucił je do kosza, zamykając drzwiczki szafki w której stał, trochę mocniej niż zamierzał. Oparł się o blat i potarł palcami skronie, jednocześnie wydmuchując papierosowy dym, którym wcześniej się zaciągnął. Chłodnie powietrze owiało ramiona w krótkim rękawku koszulki, powodując gęsią skórkę, jednak nie pomagając na mętlik w głowie.

    trzeźwy, szczery, drań

    OdpowiedzUsuń
  67. - Z którym spałem, uprawiałem seks, czerpiąc z tego przyjemność i w takim samym stopniu ją dając. Z którym nie czułem się jak nic nie warty śmieć, którego boisz się dotknąć, bo jak wiadomo powszechnie gówna się nie rusza, bo śmierdzi - odpowiedział, przyglądając się palcom Gabriela, które bębniły po blat stołu, w oczekiwaniu na możliwość złapania ucha czajnika i zalania herbaty, która była przygotowywana specjalnie dla niego, na jego prośbę.
    Napój w końcu został przygotowany, a czynność na której Gabriel za wszelką cenę starał się skupić, przerwana. Teraz musiał podejść bliżej i przynajmniej przelotnie spojrzeć na Lionela, co chłopak wykorzystał, zatrzymując go swoim zdecydowanym spojrzeniem.
    - W mojej głowie wygląda to tak, że ściągnąłeś mnie tu, bo chciałeś mi pomóc, za co jestem ogromnie wdzięczny. Jednocześnie zaczyna ci przeszkadzać moja obecność, bo jak mówisz dochodzą do tego inne czynniki, które sprawiają, że masz ochotę uciec lub wyrzucić mnie stąd, a jednocześnie wcale tego nie chcesz, mam rację? I teraz właśnie stoisz blisko mnie - dodał ciszej, kiedy Gabriel zamknął okno, cofnął się nieco i przygwoździł go swoim orzechowym spojrzeniem. - Czy teraz ci to przeszkadza? - zapytał, zadzierając głowę i patrząc pewniej na przystojną twarz mężczyzny, która była nieodgadniona, nie ważne jak bardzo starał się z niej cokolwiek wyczytać. - Zabawne - uśmiechnął się lekko, wyciągając dłoń i skubiąc odruchowo guzik przy koszuli Gabriela - Martwisz się o mnie, chociaż jednocześnie jesteś za to wściekły sam na siebie. Mam rację? - odbił się lędźwiami od blatu o który się opierał, jednocześnie zmniejszając dystans między nimi. - A może chcesz mnie do siebie zniechęcić, traktując jak upośledzonego przez życie dzieciaka? Za późno - zadarł brodę jeszcze bardziej, nosem niemal mógł dotknąć zarostu na policzku Gabriela. - Lubię cię. Po prostu. I chyba nie istnieje nic co możesz z tym zrobić, nie ważne jak bardzo będziesz się starał być odległy i nieprzyjemny. A kiedy się rozchoruję... będziesz mógł przynosić mi herbatę do pokoju - dodał wzruszając ramionami i robiąc krok w tył, by zwiększyć nieco dystans, by napięte ciało Gabriela mogło się rozluźnić, a on znów oprzeć o blat, na którym stał ten sam szary kubek co ostatnio. Czuł, że mógłby zostać tym ulubionym.

    po prostu Lionel

    OdpowiedzUsuń
  68. Próżny, mały, bezczelny gówniarz, uśmiechnął się szeroko pod nosem, kiedy tylko Gabriel odwrócił się, zajmując, z trochę za dużym zaangażowaniem, przygotowaniem sobie nocnej kawy. Czy właśnie usłyszał wyraźnie potwierdzenie, że Gabriel go lubi? Czy właściwie zrozumiał, że... podoba mu się? Lionel? Jemu?
    Nagle dzisiejsze spotkanie z ojcem zeszło na dalszy plan. Cały dzisiejszy dzień, który był wyjątkowo parszywy, przestał się liczyć, kiedy Gabriel stanął w drzwiach, a Lionel mógł skupić na nim swoją uwagę. Poczuł również zażenowanie, z powodu swojego wcześniejszego zachowania. Jeśli nie chciał by mężczyzna traktował go jak dzieciaka, powinien przestać się tak zachowywać, przestać się użalać i przede wszystkim, cholera jasna, powinien przestać wylewać łzy na jego oczach, nawet jeśli faktycznie był bliski załamania nerwowego.
    Upił swojej herbaty i odstawił kubek na blat. To nic, że teraz wargi szczypały od wrzątku, w którym nieopatrznie zamoczył usta. Podszedł do przeciwległego blatu, na którym Gabriel przyszykował swój kubek. Lionel położył na nim dłoń, zanim znalazła się w nim kawa.
    - Jest prawie środek nocy. Naprawdę myślisz, że kawa jest dobrym pomysłem? - zapytał, patrząc jak Gabriel zastyga w pół ruchu z puszką kawy w dłoni. Już prawie słyszał głębokie, ciężkie westchnienie z dna płuc. Już niemalże widział jak mężczyzna zamyka na moment oczy, zapewne poszukując w sobie większych rezerw cierpliwości, którą mógłby skierować w stronę jego, dzieciaka, którego sam sprowadził do swojego życia, a który tym razem być może z premedytacją, zajmował coraz większą jego część.
    Pamiętał ostatni raz, kiedy razem w tej kuchni pili każdy ze swojego kubka. Wtedy uważał, że to naprawdę przyjemne i relaksujące. Dziś... uznałby taki stan rzeczy w dokładnie taki sam sposób jak wtedy. Dziś również miał ochotę znów posmakować ust Gabriela. Zamiast tego znów dotknął palcami wierzchu jego dłoni, które mężczyzna położył płasko na blacie, zaraz po tym, jak jego usta jednak opuściło ciężkie westchnienie.
    - To jest ten moment w którym najpewniej powinienem się zamknąć, albo zacząć przekonywać cię, że to ja sam wiem najlepiej, kto jest właściwą lokatą mojego zainteresowania - patrzył jak jego palec kreśli lekki wzór na skórze Gabriela. - Obawiam się jednak, że cokolwiek powiem, nie będzie dla ciebie wystarczająco przekonujące - szare spojrzenie spoczęło na profilu Gabriela, który zaraz lekko, z wyraźnym oporem i ociąganiem, odwrócił twarz w jego stronę i spojrzał na Lionela. Chłopak już widział jak mężczyzna nabiera powietrza i tylko mógł sobie wyobrazić kolejne argumenty płynące z ust mężczyzny, a z którymi nie miał ochoty się mierzyć. Teraz miał ochotę na coś zupełnie innego.
    - I wiesz co? Myślę, że ty też powinieneś się zamknąć - powiedział szybko, coś błysnęło w jego oczach, kąciku ust lekko drgnęły ku górze, kiedy Lionel w ułamkach sekund zmniejszył dystans, zadarł głowę i sięgnął ust mężczyzny.

    - Myślisz, że brak mi piątej klepki?
    - Tak, na to wygląda. Odbiło ci, zbzikowałeś, dostałeś fioła.

    OdpowiedzUsuń
  69. Miał ochotę ugryźć pełną, dolną wargę Gabriela i ponownie wpić się w jego usta, byle tylko mężczyzna przestał mówić. Zaraz po pierwszym, wcale przyjemnym i wywołującym dreszcze na karku, pomruku z jakim wypowiedziane zostało jego imię, nastąpiła cała masa argumentów. Argumentów tak boleśnie racjonalnych, że aż odechciewało się ich słuchać, wiedząc, że z góry skazany jest na porażkę.
    - Więc lubisz mnie całować, ale uważasz to za obrzydliwe? Czy właśnie próbujesz mi w mówić, że to ja powinienem uważać to za obrzydliwe? Bo jeśli tak, to wybacz... idzie ci beznadziejnie kiepsko - wpatrywał się w oczy Gabriela, które z tak bliskiej odległości i w tak nikłym oświetleniu, wydawały się być zupełnie czarne.
    Doskonale czuł jego oddech na swoich ustach. Tak samo jak ciepło bijące od jego ciała i ciężar dłoni na własnym boku.
    - Nikt nie oczekuje od ciebie, że nim będziesz. A ja liczę na to, że przestaniesz sam przed sobą... i przede mną też, udawać, że to... - Lionel znów położył dłoń na policzku Gabriela i musnął jego usta, co z tej odległości zajęło dosłownie ułamek sekundy - Nie sprawia ci żadnej przyjemności. A jeśli naprawdę nie sprawia... powiedz mi teraz, że nie chcesz tego kontynuować. Teraz i nigdy później... A może postaram się być grzeczny i nie prowokować cię, chociaż... znasz mnie. Byłeś moim psychologiem, wiesz, że jestem uparty - Lionel uśmiechnął się lekko, a gdyby mógł, odcisnąłby ten uśmiech na ustach Gabriela, które wciąż miał na wyciągnięcie własnych, bo mężczyzna jeszcze nie zdecydował się go odepchnąć.

    Lio, obudzony z letargu przez autorkę, więc mocno koślawy

    OdpowiedzUsuń
  70. - Gabriel, ja mam wysoce wykrzywiony kręgosłup moralny, i nie rozumiem jak możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, wiedząc za co trafiłem do poprawczaka i co w nim wyrabiałem - Lionel lekko przekręcił słowa mężczyzny, mając nadzieję, że na swoją korzyść. Nie był święty i nie był nietykalny. Nawet jeśli przeszłość odcisnęła na nim takie, a nie inne piętno. - Jestem pełnoletni, co więcej... jestem na tyle świadomy, ze potrafię sam określić kto powinien mi się podobać i kto mi się podoba. I przykro mi, ale naprawdę nie istnieje nic co możesz z tym zrobić.
    Pozwolił mu wycofać się i nie zabierać mu tego skrawka dzielącej ich odległości. Pas ziemi niczyjej w wojnie na racjonalne argumenty, kiedy obaj tak naprawdę pragnęli wyłączyć rozum i sprawdzić dokąd ich to zaprowadzi. Przynajmniej Lionel, ale właśnie powiedział, że jest dorosły, więc jak dorosły powinien się zachować.
    - Więc muszę cię zasmucić, ale inne cele nie wydają się być tak atrakcyjne jak ten który mam przed sobą - Lionel lekko przekrzywił głowę, patrząc na mężczyznę, zanim wycofał się pod przeciwległy blat, wcześniej zagarniając kubek z herbatą.
    Po rozterkach wieczoru nie pozostał ślad, zupełnie jakby ciężki dzień, spotkanie z ojczymem, panika i histeria dotyczyły kogoś innego, nie jego. Teraz cała uwaga skoncentrowana była na Gabrielu i niemal wyzwaniu, które mężczyzna przed nim postawił. Teraz kiedy Lio wiedział, że ma wolną rękę - no prawie - mógł przestać udawać, że nie wpatruje się w pełne usta, w czarne oczy, nie wodzi spojrzeniem za półnagą sylwetką, kiedy rano spotykali się w kuchni.

    z Lionelem mamy ochotę całować już teraz, nie tylko przyszłościowo, ale młody lekko opamiętał się...

    OdpowiedzUsuń