Trwający jedenaście godzin lot z Londynu do Toronto nie należy do najprzyjemniejszych już przez wzgląd na ilość zmarnowanego w powietrzu czasu, nie wspominając nawet o czekającej Hectora przesiadce. Kiedy więc dowiaduje się o opóźnieniu spowodowanym nagłą zmianą pogody, stwierdza że los tego dnia naprawdę musi mścić się na nim za wszystkie niegodne czyny, których się dopuścił. Mężczyzna decyduje się wypić kawę, ale zamiast usiąść w kawiarni, spaceruje po lotnisku, mając już serdecznie dosyć bezruchu, na który zresztą i tak będzie jeszcze zmuszony. Spędza czas na oglądaniu drogich zegarków na wystawach sklepowych, a potem kupuje Emmie kolczyki, bo do tej pory nie miał czasu nawet na myślenie o prezentach. Po wypiciu kolejnej kawy, wychodzi na zewnątrz i zapala papierosa, obserwując ląduje awaryjnie samoloty. Z zamyślenia wyrywa go głos młodego chłopaka. Przytakuje w odpowiedzi, ale zamiast podać mu zapalniczkę, przesuwa palcem po krzemieniu i podsuwa płomień na wysokość cudzych ust, tak by nieznajomy mógł go użyć. Nie przywykł do dzielenia się swoimi rzeczami — czy to papierosami, kobietami czy szczoteczką. Poznaje chłopaka. Lecieli tym samym samolotem z Londynu, co oznacza, że on również czeka na opóźniony transport do Toronto. Ma przystojną twarz i dobrze wygląda z papierosem, a to wystarcza, by Hectorowi przemknęło przez myśl, że chciałby zobaczyć jego pośladki. Ukrywa delikatny uśmiech w kolejnym zaciągnięciu się.
W wieku tego chłopaka pierwszy raz przyznał się sam przed sobą, że podobają mu się mężczyźni. Wtedy też obiecał sobie, że nigdy nie podzieli się tą informacją z nikim, bo zniszczyłoby to relację budowaną z ojcem, który i tak miał go za nieudacznika i niepoważnego małolata. W odróżnieniu od brata, nie był jeszcze zaręczony, nie chciał kontynuować rodzinnej tradycji ani przejąć biznesu. Często natomiast rzucał niestosowne komentarze przy kolacji i marzył o tym, by inni chłopcy trzymali w ustach jego penisa. Długo nie trwał okres wyparcia; zrezygnował z utrudniania sobie życia i zaczął pieprzyć się z mężczyznami, nie pozwalając jednak by ktokolwiek się o tym dowiedział. Nie oznaczało to oczywiście, że zrezygnował z kobiet. Zachowanie pozorów było na tyle ważne, że co jakiś czas przedstawiał ojcu nowe narzeczone, kilkutygodniowe znajomości, które kończyły się katastrofami albo ucieczkami. Teraz, będąc teoretycznie w stałym związku, wie już w jaki sposób łączyć swoje pragnienie imponowania ojcu i potrzeby własnego ciała. Te drugie mógłby zaspokoić jeszcze przed doleceniem do Toronto. Ta myśl krąży mu w głowie, kiedy tak spogląda na młodego chłopaka. — Myślę, że akurat pierdolenie mogłoby ten dzień znacznie poprawić — mówi całkiem poważnie, wpatrując się nieznajomemu prosto w oczy. Nigdy nie należał do ludzi, którzy w relacjach z innymi ukrywają swoje intencje. Poza ojcem, który wywoływał w nim nienaturalny strach, wolał stawiać sprawę jasno, nawet jeśli miał przy tym wyjść na buca, seksoholika albo cynika. Jakie miało to jednak znaczenie, skoro po opuszczeniu samolotu w Toronto nigdy więcej nie zobaczy tego chłopaka?
Powstrzymuje się przed przewróceniem oczami i jeszcze przez moment nie rusza się z miejsca. Kończy palić, rzuca niedopałek na ziemię i dusi go podeszwą buta. Dopiero wtedy wchodzi do zatłoczonej hali lotniska i przedziera się przez tłum oczekujących na odlot pasażerów. Nietrudno domyślić się w jakim kierunku udał się jego nowy znajomy, dlatego nie jest zdziwiony, wyłapując przystojną twarz znikającą za drzwiami męskiej toalety. Może właśnie tego potrzebuje, zapomnieć na moment, że w rzeczywistości jest z kimś związany. Woli nie przejmować się swoim zabrudzonym sumieniem, bo to przestało go gryźć wiele lat temu. Jego związki z kobietami zawsze były jedynie koniecznością, przyjemność dużo częściej wiązała się właśnie z przypadkowymi spotkaniami w toalecie, na tyle klubu albo na zapleczu sklepu spożywczego. Hector doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego braku przyzwoitości, ale nigdy nie czuł się zobowiązany do bycia dobrym człowiekiem, nikt przecież nie płaci za dobre maniery czy wierność. Wchodzi do toalety i zatrzymuje się przy jednej z umywalek, tuż obok chłopaka, który umilić ma nużące oczekiwanie na lot. Wysuwa ręce przed siebie, co uruchamia czujnik ruchu, dzięki czemu jego dłonie po chwili zostają oblane strumieniem ciepłej wody. Myje je dokładnie, bo choć zapach nikotyny na palcach nie przeszkadza mu szczególnie, przy seksie dużo przyjemniej czuć cudzą woń. Obserwuje swojego towarzysza w lustrze, pozwalając kącikowi ust unieść się delikatnie. Sięga po papierowy ręcznik i zmniejsza odległość pomiędzy przystojnym młodzieńcem do minimum. Leniwie osusza dłonie, przeciągając tę czynność w czasie na tyle, że trudno nie zauważyć, że robi to specjalnie. — Jeśli bezpośredniość to grzech, myślę że to co zaraz ci zrobię, gwarantuje mi natychmiastową przepustkę do piekła — mówi, odnosząc się do jednej z wcześniejszych wypowiedzi chłopaka, po czym zaciska dłonie na skórzanej kurtce i popycha towarzysza do wnętrza jednej z ciasnych kabin.
Przypadki się zdarzają, to oczywiste. Hector wie o tym doskonale; jako dziennikarz śledczy niejednokrotnie miał okazję dowieść słuszność tej teorii. Głęboko jednak wierzył, że istnieje granica nieprzekraczalna, która dzieli przypadek od tragizmu, co więcej, że ten drugi jest już zbyt przykry, by zdarzał się poza kiepskimi książkami dla znudzonych kur domowych. Przynajmniej do teraz te teorie sprawdzały się w stu procentach, bo słysząc męski głos w kuchni swojej kobiety, przeżywa załamanie tej tezy na każdej płaszczyźnie. Sto różnych emocji przelewa się przez niego, jak przez pękniętą filiżankę, twarz natomiast nie zaszczyca ani jedna. Jakimś cudem ze wszystkich pasażerów on wylądował w męskiej kabinie z synem swojej obecnej dziewczyny; jeżeli to nie jest dowód na to, że Boga nie ma, Hectorowi trudno byłoby wpaść na lepszy. Kosmiczny żart. Kosmiczna katastrofa. Sunie wzrokiem za zabraną mu książką, a następnie przesuwa go na twarz młodego mężczyzny, jakby liczył, że to jednak nie ta sama osoba, w której wnętrzu dochodził kilka godzin wcześniej. Ta nadzieja umiera szybko, proporcjonalnie do rosnącej potrzeby wypalenia sobie płuc. Sztywny niczym dąb, wstaje od blatu i otwiera drzwi na ogród. Wychodzi na zewnątrz, niezmiernie rad, że nie ma na sobie kurtki, bo ziąb panujący na dworze przynosi minimalne ukojenie. Odpala papierosa, zaciąga się dymem i przymyka powieki. Może tylko zasnął, a chłopak zniknie, gdy tylko wróci do kuchni? Może podniesie głowę z książki, bo okaże się że przysnął przy czytaniu i nawiedził go niezbyt śmieszny koszmar? Jak na człowieka, który twardo stąpa po ziemi i fakty ceni sobie nader wszystko, w tym momencie bardzo chce być naiwnym, pełnym wiary młokosem. – Kurwa mać – warczy pod nosem, co jednak wcale nie pomaga w pozbyciu się nadmiaru emocji. – Kurwa. Jego. Mać. Wypuszcza głośno powietrze z płuc i w końcu otwiera oczy. Może powinien zwyczajnie zabrać swoje rzeczy i zniknąć? Kobietę może znaleźć wszędzie, a podobne kłopoty już raczej nigdzie, więc sprawa wydaje się dość oczywista. Mimo tej wiedzy, wciąż stoi w ogrodzie, pozwala palcom kostnieć na mrozie, a popiołowi spadać na oszronioną trawę.
Trwający jedenaście godzin lot z Londynu do Toronto nie należy do najprzyjemniejszych już przez wzgląd na ilość zmarnowanego w powietrzu czasu, nie wspominając nawet o czekającej Hectora przesiadce. Kiedy więc dowiaduje się o opóźnieniu spowodowanym nagłą zmianą pogody, stwierdza że los tego dnia naprawdę musi mścić się na nim za wszystkie niegodne czyny, których się dopuścił. Mężczyzna decyduje się wypić kawę, ale zamiast usiąść w kawiarni, spaceruje po lotnisku, mając już serdecznie dosyć bezruchu, na który zresztą i tak będzie jeszcze zmuszony. Spędza czas na oglądaniu drogich zegarków na wystawach sklepowych, a potem kupuje Emmie kolczyki, bo do tej pory nie miał czasu nawet na myślenie o prezentach. Po wypiciu kolejnej kawy, wychodzi na zewnątrz i zapala papierosa, obserwując ląduje awaryjnie samoloty.
OdpowiedzUsuńZ zamyślenia wyrywa go głos młodego chłopaka. Przytakuje w odpowiedzi, ale zamiast podać mu zapalniczkę, przesuwa palcem po krzemieniu i podsuwa płomień na wysokość cudzych ust, tak by nieznajomy mógł go użyć. Nie przywykł do dzielenia się swoimi rzeczami — czy to papierosami, kobietami czy szczoteczką.
Poznaje chłopaka. Lecieli tym samym samolotem z Londynu, co oznacza, że on również czeka na opóźniony transport do Toronto. Ma przystojną twarz i dobrze wygląda z papierosem, a to wystarcza, by Hectorowi przemknęło przez myśl, że chciałby zobaczyć jego pośladki. Ukrywa delikatny uśmiech w kolejnym zaciągnięciu się.
W wieku tego chłopaka pierwszy raz przyznał się sam przed sobą, że podobają mu się mężczyźni. Wtedy też obiecał sobie, że nigdy nie podzieli się tą informacją z nikim, bo zniszczyłoby to relację budowaną z ojcem, który i tak miał go za nieudacznika i niepoważnego małolata. W odróżnieniu od brata, nie był jeszcze zaręczony, nie chciał kontynuować rodzinnej tradycji ani przejąć biznesu. Często natomiast rzucał niestosowne komentarze przy kolacji i marzył o tym, by inni chłopcy trzymali w ustach jego penisa. Długo nie trwał okres wyparcia; zrezygnował z utrudniania sobie życia i zaczął pieprzyć się z mężczyznami, nie pozwalając jednak by ktokolwiek się o tym dowiedział. Nie oznaczało to oczywiście, że zrezygnował z kobiet. Zachowanie pozorów było na tyle ważne, że co jakiś czas przedstawiał ojcu nowe narzeczone, kilkutygodniowe znajomości, które kończyły się katastrofami albo ucieczkami. Teraz, będąc teoretycznie w stałym związku, wie już w jaki sposób łączyć swoje pragnienie imponowania ojcu i potrzeby własnego ciała. Te drugie mógłby zaspokoić jeszcze przed doleceniem do Toronto. Ta myśl krąży mu w głowie, kiedy tak spogląda na młodego chłopaka.
OdpowiedzUsuń— Myślę, że akurat pierdolenie mogłoby ten dzień znacznie poprawić — mówi całkiem poważnie, wpatrując się nieznajomemu prosto w oczy.
Nigdy nie należał do ludzi, którzy w relacjach z innymi ukrywają swoje intencje. Poza ojcem, który wywoływał w nim nienaturalny strach, wolał stawiać sprawę jasno, nawet jeśli miał przy tym wyjść na buca, seksoholika albo cynika. Jakie miało to jednak znaczenie, skoro po opuszczeniu samolotu w Toronto nigdy więcej nie zobaczy tego chłopaka?
Powstrzymuje się przed przewróceniem oczami i jeszcze przez moment nie rusza się z miejsca. Kończy palić, rzuca niedopałek na ziemię i dusi go podeszwą buta. Dopiero wtedy wchodzi do zatłoczonej hali lotniska i przedziera się przez tłum oczekujących na odlot pasażerów. Nietrudno domyślić się w jakim kierunku udał się jego nowy znajomy, dlatego nie jest zdziwiony, wyłapując przystojną twarz znikającą za drzwiami męskiej toalety.
OdpowiedzUsuńMoże właśnie tego potrzebuje, zapomnieć na moment, że w rzeczywistości jest z kimś związany. Woli nie przejmować się swoim zabrudzonym sumieniem, bo to przestało go gryźć wiele lat temu. Jego związki z kobietami zawsze były jedynie koniecznością, przyjemność dużo częściej wiązała się właśnie z przypadkowymi spotkaniami w toalecie, na tyle klubu albo na zapleczu sklepu spożywczego. Hector doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego braku przyzwoitości, ale nigdy nie czuł się zobowiązany do bycia dobrym człowiekiem, nikt przecież nie płaci za dobre maniery czy wierność.
Wchodzi do toalety i zatrzymuje się przy jednej z umywalek, tuż obok chłopaka, który umilić ma nużące oczekiwanie na lot. Wysuwa ręce przed siebie, co uruchamia czujnik ruchu, dzięki czemu jego dłonie po chwili zostają oblane strumieniem ciepłej wody. Myje je dokładnie, bo choć zapach nikotyny na palcach nie przeszkadza mu szczególnie, przy seksie dużo przyjemniej czuć cudzą woń. Obserwuje swojego towarzysza w lustrze, pozwalając kącikowi ust unieść się delikatnie.
Sięga po papierowy ręcznik i zmniejsza odległość pomiędzy przystojnym młodzieńcem do minimum. Leniwie osusza dłonie, przeciągając tę czynność w czasie na tyle, że trudno nie zauważyć, że robi to specjalnie.
— Jeśli bezpośredniość to grzech, myślę że to co zaraz ci zrobię, gwarantuje mi natychmiastową przepustkę do piekła — mówi, odnosząc się do jednej z wcześniejszych wypowiedzi chłopaka, po czym zaciska dłonie na skórzanej kurtce i popycha towarzysza do wnętrza jednej z ciasnych kabin.
Przypadki się zdarzają, to oczywiste. Hector wie o tym doskonale; jako dziennikarz śledczy niejednokrotnie miał okazję dowieść słuszność tej teorii. Głęboko jednak wierzył, że istnieje granica nieprzekraczalna, która dzieli przypadek od tragizmu, co więcej, że ten drugi jest już zbyt przykry, by zdarzał się poza kiepskimi książkami dla znudzonych kur domowych. Przynajmniej do teraz te teorie sprawdzały się w stu procentach, bo słysząc męski głos w kuchni swojej kobiety, przeżywa załamanie tej tezy na każdej płaszczyźnie. Sto różnych emocji przelewa się przez niego, jak przez pękniętą filiżankę, twarz natomiast nie zaszczyca ani jedna. Jakimś cudem ze wszystkich pasażerów on wylądował w męskiej kabinie z synem swojej obecnej dziewczyny; jeżeli to nie jest dowód na to, że Boga nie ma, Hectorowi trudno byłoby wpaść na lepszy. Kosmiczny żart. Kosmiczna katastrofa.
OdpowiedzUsuńSunie wzrokiem za zabraną mu książką, a następnie przesuwa go na twarz młodego mężczyzny, jakby liczył, że to jednak nie ta sama osoba, w której wnętrzu dochodził kilka godzin wcześniej. Ta nadzieja umiera szybko, proporcjonalnie do rosnącej potrzeby wypalenia sobie płuc. Sztywny niczym dąb, wstaje od blatu i otwiera drzwi na ogród. Wychodzi na zewnątrz, niezmiernie rad, że nie ma na sobie kurtki, bo ziąb panujący na dworze przynosi minimalne ukojenie. Odpala papierosa, zaciąga się dymem i przymyka powieki. Może tylko zasnął, a chłopak zniknie, gdy tylko wróci do kuchni? Może podniesie głowę z książki, bo okaże się że przysnął przy czytaniu i nawiedził go niezbyt śmieszny koszmar? Jak na człowieka, który twardo stąpa po ziemi i fakty ceni sobie nader wszystko, w tym momencie bardzo chce być naiwnym, pełnym wiary młokosem.
– Kurwa mać – warczy pod nosem, co jednak wcale nie pomaga w pozbyciu się nadmiaru emocji. – Kurwa. Jego. Mać.
Wypuszcza głośno powietrze z płuc i w końcu otwiera oczy. Może powinien zwyczajnie zabrać swoje rzeczy i zniknąć? Kobietę może znaleźć wszędzie, a podobne kłopoty już raczej nigdzie, więc sprawa wydaje się dość oczywista. Mimo tej wiedzy, wciąż stoi w ogrodzie, pozwala palcom kostnieć na mrozie, a popiołowi spadać na oszronioną trawę.