26 lat// Mieszkaniec bliżej nieokreślonego miejsca na ziemi // Wpadł w macki Organizacji// Funkcja: zarażenie niewinnych
Wiesz, jak to jest, kiedy masz 26 lat i przez większą część swojego życia brałeś udział w z góry przegranym wyścigu? Zapewne chcesz powidzieć, że Twoja odpowiedź brzmi "tak". Myślisz, że to zwykła, niewinna metafora. Że jestem niezdecydowanym, młodym mężczyzną, który nie potrafi poradzić sobie z obowiązkami dorosłego i sam nie wie, dokąd zmierza. W sumie masz trochę racji. Ale potraktuj swoje słowa odrobinę bardziej dosłownie. Ja naprawdę uciekałem, przenosząc się z miejsca na miejsce, wraz z mamą i niewiele młodszym bratem, Adamem. Jednak Oni zawsze byli o krok szybsi - deptali nam po piętach, dopóki nie dopięli swego, wszczepiając mi Bakterię, która sprawiła, że stałem się ich posłuszną marionetką. Już nie potrafię stawiać oporu, poddając się ich irracjonalnym rozkazom. Lecz gdyby istniał jakikolwiek sposób na cofnięcie jej działania, oddałbym wszystko, by móc go spróbować.
Wątek z V.
Straciła poczucie czasu. Telefon nie działał, a kieszonkowego kalendarza w postaci notesu nigdy nie posiadała. Nie miała pojęcia, jaki jest dzień, ile ich minęło, ile czasu już tak idzie przed siebie, bo te wszystkie dni zlewały się w jedno, każdy był taki sam. Las też był ciągle taki sam. Od trzech dni. Najprawdopodobniej trzech, bo Vrai naprawdę nie potrafiła tego policzyć. Zmieniały się tylko szczegóły, rodzaj drzew, dzięki czemu wiedziała, że nie kręci się w kółko, tylko posuwa naprzód. Las był o tyle dobry rozwiązaniem, że mało kto się tutaj zapuszczał, dlatego istniała nikła możliwość, że na kogoś się natknie. Nie chciała tego, ale równocześnie tęskniła za tym, aby mieć do kogo się odezwać.
OdpowiedzUsuńByła już zmęczona po niemalże całodziennym marszu, poza tym zbliżał się wieczór. W tej części lasu jednak drzewa były wysokie i niemożliwością zdawało jej się wspięcie na którekolwiek z nich. Mogła tylko usiąść pod jakimś, wybrała więc to, które wydawało jej się najodpowiedniejsze na to, aby się trochę zdrzemnąć. Usiadła, sprawdziła stan butów, ale jeszcze jakoś się trzymały. Gorzej z nogami, bo naprawdę ją bolały. Zjadła jednego ze zdobycznych batonów, stwierdzając, że zapasy skurczyły się za szybko i trzeba będzie coś z tym zrobić. Z wodą również, więc postanowiła, że następnego dnia koniecznie musi znaleźć jakieś źródło, bo bez tego nie zajdzie za daleko.
Dałaby naprawdę dużo za to, aby móc teraz spać we własnym, wygodnym łóżku z ulubionym jaśkiem. Myślała o tym praktycznie codziennie, jakby to miało pomóc jej zasnąć, ale nie pomagało, kiedy zamiast łóżka miało się tylko ziemię i szorstką korę drzewa za plecami. Siedziała tak dosyć długo niemal bez ruchu, nasłuchując odgłosów lasu. Już się do nich przyzwyczaiła, może dlatego czujność była trochę uśpiona. Wiedziała przecież, że zwierzęta nadal żyją, co wydawało jej się całkiem zabawnym paradoksem, i to one w przeważającej mierze były sprawcami niepokojących hałasów, dlatego na większość takich dźwięków Vrai już nie zwracała uwagi. Choć pewnie powinna, zważywszy na to, ze to też były żywe stworzenia, które potrzebują pożywienia. A jeśli nie mogły nic upolować, to mogły też rzucić się na człowieka, który w bezpośrednim starciu z dzikim zwierzęciem miał niewielkie szanse. Chyba, że był jakimś wyszkolonym żołnierzem słusznej postury, ale Vrai nim przecież nie była.
Teraz, gdy usłyszała dziwny trzask, odruchowo się rozejrzała, wglądając nawet zza pnia. Ale niczego nie zobaczyła. Wprawdzie tlił się w niej wewnętrzny niepokój, ale to trwało cały czas, nie potrafiła być spokojna, nawet kiedy nic się nie działo. To musiał być jakiś lis albo skunks, nie zmartwiła się więc zbyt bardzo, choć owszem, nie potrafiła się całkowicie rozluźnić. Nasłuchiwała jeszcze przez kilka chwil, chcąc w ten sposób się zorientować, czy to coś, cokolwiek to było zmierza w jej kierunku, czy jednak bezbronne zwierzątko pobiegło gdzie indziej. Albo może zwyczajnie jej się wydawało, że coś usłyszała? Takie omamy też już miewała.
Przez chwilę Vrai czuła się stosunkowo bezpieczne, bo tak naprawdę co mogłoby się stać? Miała już tak daleko posuniętą paranoję, że nawet w trakcie snu potrafiła się zerwać przez jakiś zwykły trzask gałązki. Teraz była cisza. Do czasu, bo po chwili podświadomość podpowiadała jej, że coś jednak jest nie tak, nie wiedziała tylko, co dokładnie. Zrzuciła to jednak na tę swoją paranoję. Tyle już nocy spędziła sama, w przeróżnych warunkach i nic jej się nie stało, to dlaczego akurat dzisiaj coś miałoby się zadziać? No właśnie.
OdpowiedzUsuńPrzymknęła więc bezwiednie oczy, pewna, że wyjątkowo szybko z powodu zmęczenia zapadnie w niespokojny i urywany sen. Otworzyła je jednak gwałtownie, czując dłoń na ustach. Odruchowo chciała krzyknąć, ale było to niemożliwe. Jak mogła dać się tak zaskoczyć? W głowie nastąpiła ekspresowa analiza. Jeśli to był człowiek niezarażony, to najpierw zadawałby pytania, asekurując się bronią. A gdyby jednak był to ktoś owładnięty Bakterią… Chciałby ją schwytać i zawlec do tych ich posiadłości, aby z niej również zrobić bezwolnego niewolnika. Nie musiała jednak gdybać, bo gdy usłyszała głos, wszystko się wyjaśniło. Zaczęła się szarpać, oczywiście, patrzyła na napastnika szeroko otwartymi oczami pełnymi przerażenia, bo najbardziej na świecie bała się właśnie tego, że zrobią z niej posłuszną kukiełkę. Nie chciała tego i nie miała zamiaru pozwolić na to, aby im się udało.
Uspokoiła się na chwilę, aby pokazać, że nic w nich nie ma, nie zamierza nikogo atakować, robić nic głupiego i ogólnie chce tak po prostu się poddać i jest niegroźna. A równocześnie myślała o tym, ze skoro to mężczyzna, to wystarczy kopnąć go w czułe miejsce, aby zaniemógł na kilka chwil. Ale przede wszystkim należało zabrać mu to, czym mógłby zrobić jej krzywdę, cokolwiek to było. Broń palna, nóż, cokolwiek, bo dzięki temu miałaby przewagę.
Vrai wierzyła w swoje możliwości, nawet mimo tego, że natura poskąpiła jej odpowiednich do tego warunków fizycznych. Nie była zbyt wielkiej postury, tego nie dało się nie zauważyć, ale przynajmniej logicznie myślała. A logika podpowiedziała jej teraz, by ugryźć wroga w dłoń, co od razu zrobiła. Potem szybkim ruchem ją odtrąciła, zanurkowała, celując całą sobą w brzuch, chcąc go popchnąć, przewrócić, cokolwiek, byle tylko upadł. Zdawało jej się, że dzięki temu uda jej się wytrącić mu z dłoni ten paralizator, choć nie miała pojęcia, co to jest, potem może go złapać, a w międzyczasie uderzyć tam, gdzie trzeba, a następnie uciec.
I tak nie miała nic do stracenia.
Niezależnie od tego, kim był albo kim mógłby być, i tak był zagrożeniem dla Vic. W głowie miała tylko jedną myśl – zawsze warto spróbować. Nawet jeśli próba miałaby się zakończyć niepowodzeniem, to przynajmniej miała świadomość, że się starała.
OdpowiedzUsuńTym razem nie wyszło.
Rąbnęła o ziemię dosyć mocno, aż wydusiło jej to powietrze z płuc. Stosunkowo szybko się jednak otrząsnęła i, oczywiście, nie zamierzała tak po prostu leżeć, przytrzymywana, tylko próbowała się uwolnić. Szarpała się, chciała mężczyznę kopnąć, choć nie sięgała, spróbowała odepchnąć jego ręce, trzymał zbyt mocno i nawet jeśli te jej próby na niewiele się zdawały, Vrai nie rezygnowała, tylko wytrwale szarpała się dalej. Bez końca, póki nie opadłaby z sił, ale adrenalina robiła swoje i siły miała w tym momencie zaskakująco dużo, jak na nią.
- To mnie zabij – wycedziła, na chwilę się uspokajając. Dosłownie na trzy sekundy, by złapać oddech i zaraz zaczęła z powrotem się rzucać.- Wolę umrzeć niż oddać się Organizacji! – wykrzyczała urywanym głosem, z wyraźnym trudem, bo brakowało jej tchu.
Naprawdę wolała już ni żyć niż pozwolić na to, by ktoś odebrał jej wolną wolę. Za nic na świecie nie chciała być bezwolną kukiełką, która tylko wypełnia rozkazy. Rozkazy, które w niektórych przypadkach nakazywały krzywdzenie innych, jak zresztą teraz. Nawet jeśli Organizacja kazała temu zarażonemu mężczyźnie dostarczyć ją do siedziby żywą, to nic nie stało na przeszkodzie, by coś jej zrobił. Coś bolesnego, jakąś krzywdę, przez którą, owszem, cierpiałaby, ale która by jej nie zabiła. Bo przecież nie chciał jej zabić, prawda? Potrzebowali ludzi żywych, aby następnie ich zarazić, martwa na nic by im się nie przydała. Mógł sobie grozić, ale wiedziała, że i tak tego nie zrobi. Poza tym, sam dopiero co powiedział, że ma ją dostarczyć w celach badawczych.
O co, do cholery, chodziło? Na to tym bardziej nie mogła pozwolić. Nie chciała być królikiem doświadczalnym, to było jeszcze gorsze.
Na pewno było to głupie z jej strony, ale może poniekąd miała nadzieję, że swoim zachowaniem sprowokuje mężczyznę do tego, by coś jej zrobił. Że ten w końcu nie wytrzyma, zirytuje się i postanowi działać w trochę inny sposób, może trochę bardziej brutalny. Chyba zadziałało, uderzenie było silne, a Vrai… Cóż, jeśli trafiało się kogoś w odpowiedni sposób, to nawet nie trzeba było uderzać mocno, by człowiek stracił przytomność. Przecież było to widać, oglądając boks, wystarczył jeden, odpowiedni cios, by przeciwnik poleciał na deski… Skoro ich to nokautowało, to co miałoby się stać z trzy razy mniejszą Vrai?
OdpowiedzUsuńAle to nie było coś, co pozbawiłoby ją życia albo zraniło na tyle, by miała szansę to pogłębić i pozwolić się wykończyć. Zapowiadało się na to, że ten zarażony będzie się starał jej nie uszkodzić, a przynajmniej na tyle lekko, by tylko doprowadzić żywą. Już dawno powzięła zamiar, że jeśli kiedykolwiek ją schwytają, to nie pozwoli się zarazić, tylko prędzej już zabije sama siebie. Chwilę wcześniej myślała gorączkowo o tym, by dosięgnąć do buta, gdzie miała ukryty nóż. Wtedy mogłaby wszystko, i się bronić i zranić samą siebie. Ale się nie udało. Mimo to, zamiar i nadzieja pozostały, prędzej czy później jej się uda. Jeśli zraniłaby napastnika, to dobrze, miałaby szansę uciec. Jeśli nie, to zraniłaby siebie. Na tyle mocno, by chociaż się wykrwawić zanim dotrą do siedziby Organizacji.
Bo Vrai również nie miała pojęcia o tym, że nawet jeśli wstrzykną jej Bakterie, to na nią ona nie zadziała.
Nie miała pojęcia, że wędrując lasem aż tak zbliżyła się do siedzib ludzi. Bo miastem, którego szukał, nie dało się nazwać opuszczonej wsi z kilkoma domami obok siebie. Kiedyś na pewno tętniło tam życie, dzieci biegały po podwórku, z kominów tlił się dym, a za domami rozciągał się widok na równo obsiane pola. I może też pasące się zwierzęta. Tego teraz nie było. Choć owszem, w opuszczonych domostwach mogli czaić się ludzie, którzy widząc obcych mogliby zaatakować. Ale o tej porze, praktycznie w nocy, trudno było kogokolwiek dostrzec. Księżyc niechętnie świecił, skrył się za chmurami, jakby był zawstydzony, więc równie trudno było w ogóle gdziekolwiek dotrzeć.
Nie wspominając, oczywiście, o znalezieniu w podszyciu nadajnika albo czegokolwiek.
Jeśli chciało się skryć na noc i choć trochę zdrzemnąć, trzeba było zaryzykować, wybrać któryś w domów, narażając się na to, że ktoś już tam pomieszkuje i może zaatakować z zaskoczenia. Ale zmęczenie na pewno wygrywało i każdy potrzebował snu.
Chociaż Vrai akurat smacznie sobie „spała”, z niczego nie zdając sobie sprawy.
Podstawową rzeczą w jakiejkolwiek walce z przeciwnikiem było rozbrojenie go. Nawet jeśli zdawało się, że jest pokonany, że leży i nie zagraża już w żaden sposób, należało to sprawdzić. Żeby potem nie było niespodzianek w stylu „obudził się nagle i wyciągnął ukrytą dotychczas broń”. To zawsze powtarzał jej ojciec, kiedy trwała jeszcze otwarta wojna między zarażonymi a tymi, którzy za nic nie chcieli dać się zarazić. Nie miała wtedy jeszcze nawet dwudziestu lat, zero doświadczenia, a że zawsze była niewysoka i raczej mała, to na początku niezbyt dobrze sobie radziła. Nigdy nie zakładała, że w końcu zostanie sama, bez nikogo, kto mógłby jej pomóc, ale taka ewentualność zawsze istniała. Nie tylko z tego powodu przykładała się do tego, by radzić sobie samodzielnie. Faktem jednak było, że w pewnym momencie się zaparła. Chciała coś umieć, chciała sobie radzić nawet mimo braków, ale drugą zasadą ojca było, by korzystać z fizyki, grawitacji i ciężaru własnego ciała.
OdpowiedzUsuńWięc Vrai stosowała się do tych zasad do tej pory. Nawet jej się prawie udało przewrócić mężczyznę w lesie. On za to nie znał tych zasad i się nie zastosował, a pierwszym, co powinien zrobić, było obszukanie jej w czasie, gdy była nieprzytomna, by sprawdzić, czy nie ukrywa czegoś, czym mogłaby zaatakować.
Bo pozory mogą mylić. A Vrai była tego dowodem, bo zapewne nie wydawała się niebezpieczna. Jeśli już, to mogła się kojarzyć z małym pieskiem, który tylko dużo szczeka. Ale Vrai nie tylko szczekała, bo gryźć też potrafiła. Nawet jeśli teraz, kiedy tak leżała bez ruchu na brudnym łóżku, wyglądała całkiem niewinnie. Jakby tylko spała i śniło jej się coś przyjemnego.
Bo coś tam jej się na pewno śniło. Ale potem jednak ten przyjemny sen zamienił się w koszmar, bardzo nieprzyjemny koszmar, a jakiś nagły hałas wdarł się w ten sen. Przez kilka sekund miała wrażenie, że to również część koszmaru, ale w końcu całkowicie się ocknęła. A właściwie, poderwała się do pozycji siedzącej, krzycząc. Po części była chyba jeszcze myślami w innej krainie, a nie w rzeczywistości. Było ciemno, Vrai dostrzegła jedynie odrobinę jaśniejszy prostokąt okna, a po kilku sekundach dopiero ciemną postać, jak na jej gust zdecydowanie zbyt blisko niej. Nie wiedziała, gdzie jest ani jakim cudem się tam znalazła, a dopiero po upływie kilku kolejnych sekund dotarło do niej, co właściwie się stało i dlaczego ma lukę w pamięci. Oczywistym było, że pierwszym, co chciała zrobić, była ucieczka. Ale nie do końca jeszcze kontaktowała, nie myślała racjonalnie, wiec najpierw próbowała się odsunąć. Kopnąć niewidzialne coś, choć nikt jej nie atakował, równocześnie przesuwając tyłek po łóżku, aż w efekcie zwyczajnie z niego spadła, nie zdając sobie sprawy, że krawędź jest tuż za nią. Obiła sobie łokieć dosyć mocno, spadając na podłogę, ale aktualnie nawet nie czuła bólu z powodu adrenaliny. Oczy już trochę bardziej przyzwyczaiły się do mroku, Vrai zaczęła dalej się odsuwać, praktycznie czołgając po podłodze. Natrafiła w końcu plecami na ścianę, przylgnęła do niej, wyszarpnęła nóż z buta i wyciągnęła rękę przed siebie, chcąc tym samym pokazać, że będzie się bronić, bez wahania zaatakuje i zrani, i po prostu lepiej się nie zbliżać. Oddychała ciężko, jakby przebiegła przed chwilą całą milę.
Dochodzące z zewnątrz dziwne hałasy ignorowała. Albo kompletnie one do niej nie docierały, bo skupiona była na tym, czy ten zarażony, który dopadł ją w lesie, podejmie jakieś działania.
[No cóż, zdarza się :D Też czasem zapominam o różnych rzeczach, które chcę napisać. Zrzućmy na jego zmęczenie :P]
OdpowiedzUsuńOwszem, Vrai bała się zarażenia. Bała się tego, ze nie będzie miała uczuć, że stanie się bezwolną marionetką i będzie robiła okropne rzeczy, w tym że będzie krzywdzić innych. Ale jego też się była. Był pod wpływem Bakterii, a to oznaczało, że był nieobliczalny i obawiała się tego, co mógł zrobić.
A sama? Czy byłaby w stanie zabić drugiego człowieka, by się uwolnić i równocześnie uchronić przed odprowadzeniem do Organizacji? On nie jest człowiekiem, nie jest już sobą – powtarzała to sobie w głowie, by przekonać samą siebie. Jak miałaby to zrobić? Jak miałaby kogoś zabić? Początkowo miała nawet problem z uśmiercaniem zwierząt, by mieć co zjeść. Ale to nie byli ludzie.
On też nie jest człowiekiem!
Dosłownie wrzasnęła na siebie w myślach. Zdecydowała się. To była jedyna możliwość, by się uwolnić i nie być śledzoną. Jeśli tylko go zrani i uda jej się uciec, to przecież nadal będzie jej szukał, nie odpuści. Nawet gdyby to zranienie miałoby sprawdzić, ze z początku nie będzie mógł jej gonić, to prędzej czy później zacznie. Śmierć była jedynym rozwiązaniem.
Ale chociaż zdecydowała się na to, nie mogła się ruszyć. Siedziała tak pod ścianą, drżąc ze strachu, co było widać po trzęsącej się ręce. Poprzednim razem zaatakowała pierwsze, nie udało się. Teraz też miała to zrobić? Czy poczekać, aż on coś zrobi? Lepiej atakować, czy się bronić? Nie miała pojęcia. Istniało ryzyko, że jeśli pierwsza go zaatakuje, to skończy się to tak, jak poprzednim razem, w lesie.
- Nie wierzę ci – wycedziła wrogo, choć owszem, zapewne mówił prawdę. Nie chciał jej skrzywdzić, wiedziała o tym, chciał ją tylko doprowadzić do bazy, aby tam ją zarazili. To już było skrzywdzenie. Na zawsze.- W dupie mam jedzenie. Zostaw mnie. Zabiję cię, jeśli się zbliżysz – zagroziła, starając się wierzyć w to, że rzeczywiście jest w stanie to zrobić.
Vrai zaśmiała się nerwowo. Dobrze wiedziała, ze nie mógł sobie pozwolić na to, by ją wypuścić, bo potem mógłby jej już nie znaleźć. Nie mógł też sobie pozwolić na to, by ją zabić, bo martwi ludzie na nic się Organizacji nie przydadzą. Tylko dlaczego miałby śledzić akurat ją? Założyła to z góry, ale przecież była jak wszyscy. Mógł po drodze trafić na kogoś innego, tą osobę porwać i zaprowadzić do Organizacji. Wcale nie była ważna, więc mogła próbować uciec bez zabijania go. To sprawiło, że odczuła minimalną ulgę.
OdpowiedzUsuń- Wiem, że nie chcesz mnie otruć – odezwała się nagle dziwnie schrypniętym głosem.- I nie chcesz mnie zabić. Nie możesz.
Nie chciała jeść, bo to byłaby kapitulacja. Poddanie się temu, czego od nie chciał. Poza tym, jej uwaga zostałaby rozproszona, miałaby zajętą rękę, mogłaby się też zakrztusić... W tym czasie mógł ją złapać i unieruchomić. Trzeba było ją związać, nie miałby teraz problemu.
Chciała go sprowokować już wcześniej, chciała i teraz, ale nie reagował. W ogóle był jak... Jak robot. Nie bał się jej, choć też mogłaby go zranić. Nie okazywał strachu, złości, radości, niczego... I też miałaby taka być? Nigdy w życiu.
Zaczęła się powoli przesuwać, milimetr po milimetrze, wzdłuż ściany, nadal przylegając do niej plecami. Gdzieś tu musiało być wyjście, prędzej czy później na pewno na nie trafi. Zdawało jej się nawet, że to właśnie na tej ścianie był otwór, w którym kiedyś były drzwi. Jeśli do niego dotrze, a mężczyzna jej nie zaatakuje... Może miała szansę uciec.
Ze strategicznego punktu widzenia, powinna zachować się inaczej. Obrócić wszystko na swoją korzyść. W ogóle nie powinna tak protestować i za wszelką cenę próbować się uwolnić. Dopiero teraz wpadło jej to do głowy. Ale było już za późno, już pokazała, jak bardzo chce się uwolnić, więc udawanie, że się poddaje i że chętnie z nim pójdzie, gdziekolwiek chciał pójść, byłoby niewiarygodne. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej? Poddałaby się od razu, nic by jej nie zrobił, nie musiałaby się bać, tylko powoli, powolutku uśpiłaby czujność mężczyzny, pokazując na każdym kroku, że nie ucieknie i nie będzie robić żadnych głupich rzeczy.
OdpowiedzUsuńA potem rzeczywiście by uciekła. Wtedy, gdy akurat by na przykład spał.
Ale wpakowała się w dosyć niebezpieczną sytuację, bo mógł zrobić wszystko, byle tylko ją przy sobie zatrzymać. O skrajnych rzeczach nie pomyślała, na szczęście, choć istniały różne sposoby, czasem naprawdę okropne, na to, by kogoś przy sobie zatrzymać, uniemożliwić mu samodzielne funkcjonowanie, a równocześnie nie zabijać.
Nie zaskoczył jej takim zagraniem, ale nie zdążyła odpowiednio szybko zareagować. Nóż wypadł jej z dłoni, potoczył się po podłodze., a Vrai, trochę bezmyślnie, zanurkowała za nim, myśląc, że uda jej się równocześnie odzyskać swoją jedyną broń, a przy okazji albo zarażonego odepchnąć, albo go uderzyć, cokolwiek. Mógł sobie krzyczeć, mógł jej grozić, nie bardzo ją to obchodziło. Wiedziała, że może to zrobić, że nie zawaha się, tylko znów zrobi coś, co pozbawi ją przytomności, ale musiała spróbować. Inna rzecz, że zamiast ostrzegać, mógł po prostu to robić i już.
Jakimś cudem dopadła do noża, ledwo chwytając do opuszkami palców. Chwyciła go pewnie, gdy tylko poczuła ciężar trzonka w dłoni i, nadal będąc na podłodze, zamachnęła się, chcąc wbić ostrze w nogę napastnika. Trochę chybiła, zamiast wbić, jedynie go drasnęła, choć całkiem mocno. Chciała spróbować jeszcze raz, ale spanikowała. Powinna uciekać. Tyko to brzmiało jej w głowie, więc kiedy zlokalizowała wyjście, chciała czym prędzej tam dotrzeć, a jedyną możliwością było przesuwać się na czworaka. Obawiała się, że kiedy wstanie, to mężczyzna ją zbyt mątwo dopadnie, choć znowu na klęczkach wszystko szło dwa razy wolniej. Miała jednak nadzieję, że to skaleczenie opóźni również jego.
[dobra, już bez czajenia się, możesz jej robić złe rzeczy, wybaczę :D ona też wybaczy później ^^]
[O matko, nie sądziłam, że aż tak! No ale dobra, niech walczy sam ze sobą w środku :D]
OdpowiedzUsuńByło tak blisko. Tak blisko. Prawie udało się uciec. Prawie. Ale kiedy kolejny raz rąbnęła plecami o podłogę, krzycząc przy tym, kiedy znów była przygniatana do podłoża i głupio się szarpała, miała zamiar przestać. Przestać krzyczeć, przestać się wiercić i zrealizować myśl, która jednak się w jej głowie pojawiła. Chciała się poddać, a przynajmniej udawać, że się poddała, uspokoić się i nie protestować. A potem uśpiłaby jego czujność właśnie w ten sposób i poczekałaby do odpowiedniej chwili, by uciec. Najpierw musieli wrócić po te wszystkie potrzebne rzeczy, które zostały w lesie. Bez nich nie było sensu uciekać, nie dałaby rady, bo nawet gdyby się udało i wróciłaby po swój plecak, jak nic właśnie tam by na nią czekał.
Nie zdążyła nawet się uspokoić i spróbować przekonać go, że już da spokój z protestami, bo wszystko zadziało się tak szybko. Dotychczas krzyczała, a teraz nagle krzyk się urwał, uwiązł jej w gardle. Mogła tylko dosłownie zacharczeć, czuła otępiający ból, a w ustach po kilku sekundach pojawił się posmak krwi. Mężczyzna się odsunął, a Vrai leżała na podłodze, nie mogąc się ruszyć. Oddychała ciężko i bała się podnieść głowę, by zobaczyć, co dokładnie się stało. Patrzyła tylko w ciemność, choć widziała o wiele więcej niż na początku przez to, że wzrok już się przyzwyczaił do braku światła. Nie mogła nawet nic powiedzieć, otwierała usta raz po raz, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
Kiedy w końcu zmusiła się do tego, by odrobinę unieść głowę, zabolało mocniej. Przeraziła się, widząc trzonek noża tkwiącej w jej własnym ciele. Nagle poczuła krew cieknącą po brzuchu, w oczach miała wyraźne przerażenie i nie potrafiła uwierzyć, że jednak chciał ją zabić. Ale czy nie tego chciała? Właśnie śmierci zamiast zarażenia? Ale kiedy przychodziło co do czego, kiedy dotarło do niej, ze to możliwe, że najprawdopodobniej coś wewnątrz zostało uszkodzone i nie zdoła z tym nic zrobić, że najpewniej się wykrwawi nie dalej jak za kilka godzin, bo w ustach już czuła nie tyle posmak, co po prostu krew, wtedy dotarło do niej, że nie chce umierać. Ale teraz było już za późno.
- Dla-dlaczego? – wychrypiała w trudem, a to jedno wypowiedziane słowo zamieniło się w jęk bólu.
Wiedziała, że nie może ruszyć noża. Bo jeśli to zrobi, będzie musiała czym prędzej zatamować krwotok, oczyścić ranę i potem ją zaszyć. A tego wszystkiego nie była w stanie zrobić samodzielnie. Już było po niej. Powinna zacząć godzić się z tą myślą.
Starała się oddychać spokojnie, bo przy każdym wdechu, przy każdym wciągnięciu powietrza klatka piersiowa wraz z brzuchem odrobinę się unosiły i bolało mocniej. Ale nie potrafiła uspokoić oddechu, był ciężki, urywany i miała wrażenie, że zaraz całkowicie straci dech. Leżała tak z zamkniętymi oczami, na wznak, nie chcąc się nawet ruszać. Bo gdyby zaczęła, bolałoby mocniej i mocniej, nóż przesuwałby się minimalnie, raniąc wnętrze ciała jeszcze bardziej, a gdyby zechciała siebie ratować, straciłaby siły tym szybciej, zanim w ogóle zdążyłaby coś konkretnego zrobić. Wystarczyłoby wyjąć nóż, a krew zaczęłaby lecieć dwa razy mocniej.
OdpowiedzUsuńDrgnęła gwałtownie, gdy tylko jej dotknął. Otworzyła oczy i wyrwał jej się kolejny jęk.
- Zostaw mnie – wychrypiała.- Zostaw!
Nie mogła protestować w żaden inny sposób, jedynie słownie. Nie mogła go odepchnąć, kopnąć, nic. Nie chciała, aby cokolwiek robił, bo to oznaczało jedno – jeśli teraz jakimś cudem sprawiłby, że Vrai nie umrze, i tak dostarczy ją do bazy Organizacji. Nie chciała umierać, ale wolałaby, żeby ją tu zostawił, niż próbował ratować. Bo wiedziała, że później, jeśli jednak przeżyje, nie będzie w stanie nigdzie sama uciec.
Przeprosiny nie były jej do niczego potrzebne.
Mówiła jedno, ale instynkt i chęć przeżycia działały wbrew temu. Choć chciała, żeby ją zostawił, to i tak odruchowo objęła mężczyznę za szyję. Przygryzała dolną wargę mocno, aby nie krzyczeć ani nie jęczeć, choć przy każdym ruchu, przy każdym zgięciu ciała czuła wyraźniej ostrze tkwiące w środku.
W trakcie drogi nie do końca nawet wiedziała, co właściwie się dzieje. Oddech gasł, już nie był ciężki, tylko coraz bardziej cichy i cichy, w pewnym momencie ledwie słyszalny. Można było nawet zwątpić, czy w ogóle jeszcze oddycha, gdyby nie to, że chuchała w szyję, bo głowę miała opartą na ramieniu równocześnie oprawcy i wybawiciela. Wybawiciela, o ile mu się uda utrzymać Vrai przy życiu.
- Zamknij się – udało jej się to powiedzieć, choć ledwie słyszalnie. Normalnie brzmiałaby odważnie i powiedziałaby to opryskliwie, w taki sposób, że naprawdę nie chciałby się więcej odzywać, a teraz... Teraz brzmiała słabo. Coś tam do niej mówił, ale nie chciała słuchać wymówek, dlatego do powiedziała. Zrobił, co zrobił, nie dało się cofnąć czasu i żadne przeprosiny ani tłumaczenia tego nie zmienią.
Apteki nie zauważyła. Niczego nie zauważała, niczego nie widziała i z niewielu rzeczy zdawała sobie sprawę. Oczy miała zamknięte, a jedyne, co czuła przez cały czas, to ból. Zaskakujące było to, że aż tyle wytrzymała, bo już dawno powinna stracić przytomność.
Zorientowała się, że otoczenie się zmienia, gdy przekroczył próg i wszedł do budynku. Chciała unieść głowę i zobaczyć, gdzie w ogóle są, ale nie mogła, niewyobrażalnie jej ciążyła.
- W plecaku... Mam alkohol – przypomniało jej się. To był dobry sposób na odkażanie ran. Ale plecak został w lesie, pod tamtym drzewem, pod którym jej plany na najbliższe życie diametralnie się zmieniły.- Może... Może to przypal – zaproponowała, nadal mówiąc ledwie słyszalnie. Przypalenie rany na pewno zatamowałoby krew.
Gdyby miała więcej siły, to na pewno by mu nagadała. Gadałaby i gadała i na pewno nie byłoby to nic miłego, a Vrai, jeśli chciała, potrafiła mieć gadane. I trafić szpileczką w najbardziej czułe miejsce. Ale niewiele się odzywała, pomijając tamto krótkie „zamknij się”. Może później powie mu coś przykrego. Może później…
OdpowiedzUsuńTeraz miała problem nawet z myśleniem, bo co chwilę miała wrażenie, że odpływa. Powieki jej ciążyły, to, co mówił, słyszała tak, jakby była pod wodą, nie docierało do niej, co mężczyzna robił i nie czuła nawet, że leży. Jedyne, co czuła, to ten okropny ból, ale nie miała nawet siły na przygryzanie wargi, by jakoś łatwiej to znieść.
Nie musiał uprzedzać, ze będzie bolało. Wiedziała, że będzie. Bolało cały czas, ale zdawała sobie sprawę z tego, że będzie bolało jeszcze mocniej. Mógł dać jej coś, na czym mogłaby zacisnąć te zęby. Może wtedy byłoby troszkę łatwiej.
Ale nie miała na czym, więc w efekcie, po odruchowej reakcji, jaką było przygryzienie dolnej wargi, również po niej zaczęła cieknąć krew. Nie chciała krzyczeć i w tak jawny sposób okazywać słabości, ale nie udało jej się powstrzymać. Musiała, po prostu musiała, wiec krzyknęła z bólu, ale przynajmniej nie miała już noża w sobie. Marne pocieszenie.
Głowa jej opadła i uderzyła nią o podłogę. Mimo tego wszystkiego, nadal chciała patrzeć na to, co robił i pewnym było, że jeśli coś według niej zrobiłby nie tak, od razu by go zbeształa. Mimo tego, że ledwo mówiła. A nawet ledwo oddychała.
Próbowała, oczywiście, unieść głowę, kiedy wydawało się, że na razie to koniec opatrywania. Sam bandaż niewiele pomoże, to było zbyt mało, zdaniem Vrai. Trzeba było z tym zrobić coś jeszcze, bo tak naprawdę gdyby tylko się poruszyła, rana otworzyłaby się na nowo i pojawiłaby się kolejna dawka krwi. I tak byłoby cały czas, aż do momentu, w którym straciłaby jej po prostu zbyt wiele.
Tak więc dużo prawdy było w stwierdzeniu, że to powinno pomóc, ale tylko na chwilę. Powinno, ale nie było takiej pewności, to raz. A dwa – chwila jej nie urządzała. Bo co jej przyjdzie z dodatkowej chwili życia? I do to tego w takich męczarniach?
- Znajdź jakąś wódkę, do cholery, oblej to, a potem, kurwa, przypal – wycedziła z trudem, myśląc, że jak użyje wulgarnych słów, to może będzie to dobitniejsze i prędzej posłucha.- Jak tego nie zrobisz, to przysięgam, zabiję cię – zagroziła jeszcze. Choć to było mało prawdopodobne, bo zapewne umrze pierwsza. A szkoda, z chęcią by go udusiła ze złości.
Vrai się uparła. Uznała, że po prostu trzeba to przypalić, nawet jeśli przez to miałaby powstać szkaradna blizna, ale blizna i tak będzie, a jeśli tego nie zrobią, to będzie musiała tak tylko leżeć, nie ruszając, bo rana się otworzy, gdy tylko choć trochę się poruszy. Można to było zaszyć, owszem, ale nie mieli do tego sprzętu, a rozgrzanie noża i przyłożenie go do rany było łatwiejsze. Jednak teraz, gdy ledwo pozostawała przytomna i nie miała na nic siły, nie było sensu się o to kłócić. Odpuściła, choć miała zamiar do tego wrócić. Gdy tylko poczuje się lepiej. Choć wątpliwe było to, że tak będzie.
OdpowiedzUsuń- Nie będę tak leżeć i czekać – zaprotestowała jeszcze, praktycznie sycząc ze złości. Chciała brzmieć bardziej zdecydowanie, może też groźniej, ale nie potrafiła. Ledwo mówiła, tak naprawdę. Chciała się nawet podnieść i pokazać, że nie będzie tylko tak leżeć, ale tym bardziej nie była w stanie. Ledwo lekko się poruszyła i już jęknęła z bólu. Przymknęła więc oczy, oddychając ciężko. W myślach już wygrażała zarażonemu. Obiecywała sobie, że jak tylko trochę się prześpi i będzie w stanie wstać, to normalnie mu przyłoży. Porządnie. I wtedy da radę, nawet jeśli był większy, cięższy i w ogóle.
Nie do końca było wiadomo, czy po prostu zasnęła, czy straciła w końcu przytomność spowodowaną kolejną falą bólu, która zalała ją, gdy próbowała się przesunąć ledwie o kilka milimetrów. Faktem było, że zaczęła oddychać trochę spokojniej, oczy miała zamknięte i nie było z nią kontaktu. Nie zarejestrowała nawet tego, że mężczyzna okrył ją kurtką.
Spała twardo, jak nigdy. Wcześniej nie mogła sobie na to pozwolić, bo zawsze była sama. Teraz miała świadomość, że nic gorszego niż to, co się stało, już stać jej się nie może. Wprawdzie gorsze było trafienie w ręce Organizacji, ale na pewno nie miało to nastąpić w ciągu kilku najbliższych godzin. Ale tak naprawdę to nie było tak, że czuła się względnie bezpiecznie i dlatego spała mocniej, a nie lekko jak zając. Była po prostu wycieńczona u dlatego sen był twardy. Wycieńczona na tyle, by nie obudzić się nawet wtedy, gdy mężczyzna wstał i kręcił się wokół niej. Normalnie nigdy by na coś takiego nie pozwoliła.
OdpowiedzUsuńAle kiedy w końcu się obudziła, od razu, wyjątkowo szybko, do jej świadomości dotarło, co takiego stało się poprzedniego dnia. Chciała się ruszyć, zorientować, czy jej oprawca śpi, czy nie, a gdyby jednak spał, to na pewno próbowałaby uciec. Nie mogła jednak ruszyć się tak szybko, jak chciała. Brzuch ja bolał, było jej słabo i jedyne, co jej się udało, to przesunąć ledwie kilka centymetrów i rozejrzeć.
Nie było go. Mogła uciekać. To były idealne okoliczności. Szkoda tylko, że nie była w pełni sprawna. Uparła się jednak i próbowała. Najpierw chciała chociaż wstać. Wytrzymała ból i usiadła. Wytrzymała nawet to nagłe uczucie, jakby miała się rozpaść, jakby w ogóle cała zawartość ciała miała się zaraz z niej wylać. Chciała też zobaczyć, jak wygląda rana, ale kiedy spojrzała na dół, na bandaż, był już zabarwiony na czerwono.
Vrai chciała zakląć, ale nie potrafiła się nawet odezwać. Bolało i najwyraźniej nie powinna byłą się ruszać, bo tym samym sprawiła, że rana znów krwawiła. Odruchowo i bezwiednie przycisnęła dłoń do brzucha, jakby chciała w ten sposób zatkać ranę, sprawić, by nie było krwi i żeby nic z niej nie wypadło, choć nic wypaść nie mogło. Bolało mocno, a Vrai miała ochotę aż płakać z bezsilności.
Kiedy usłyszała, że ktoś się zbliża, spanikowała. Opadła mocno na podłogę, uderzając o nią plecami. Chciała udawać, że nadal śpi, aby uśpić czujność strażnika, ale zbolały wyraz twarzy wyraźnie dawał do zrozumienia, że udaje. Dłoń nadal miała przyciśniętą do brzucha, a pod palcami czuła nasiąkający bandaż.
Otworzyła oczy, gdy usiadł obok. Chciała od razu się odsunąć, być jak najdalej, ale nie mogła się ruszyć. Właściwie bała się ruszyć, nie chcąc pogorszyć swojego, i tak kiepskiego, stanu. Nie do końca rozumiała, o co mu chodzi, ale wszystko stało się jasne, kiedy dostrzegła plecak. Ucieszyła się, choć nie było tego po niej widać. Wpatrywała się tylko w mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Spojrzenie było przerażone i niewinne.
- W środku jest spirytus… - odezwała się w końcu z trudem. I również z trudem, ale odrobinę uniosła się na łokciu. Kurtka już dawno spadła i teraz leżała obok.- Możesz… - zaczęła, odrywając dłoń od brzucha. Krew przesiąkła przez bandaż i teraz Vrai miała ją nawet na palcach. Przeraziło ją to. Nadal krwawiła i nic nie pomagało. A im więcej krwi straci, tym będzie z nią gorzej.
- A jak niby miałam się nie ruszyć? – syknęła. Chciała, żeby głos zabrzmiał tak, jakby było w nim pełno złości, trochę ironii i trochę kpiny. Starała się. Brzmiała słabo i niewiarygodnie, jakby zadała zwyczajne pytanie, a nie retoryczne.- Organizacja chce mnie wykorzystać, a nie mi pomóc. Gdyby nie to, że wszczepili ci jakieś gówno, myślałbyś tak, jak ja – oznajmiła beznamiętnym tonem, z powrotem kładąc się na wznak.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że mówienie o tym na głos nie ma sensu, bo i tak nic do niego nie dotrze. Jedynym efektem takich uwag mogła być kłótnia. Ale Vrai wiedziała swoje, a zarażony swoje właśnie przez to, że był zarażony. Dyskusja do niczego by ich nie doprowadziła, bo przez to zarażenie nie była w stanie go przekonać, że ma rację.
Spojrzała na mężczyznę jedynie z zaskoczeniem, gdy oznajmił, że jednak przypali ranę. A potem z powrotem opuściła głowę i odchyliła ją do tyłu, by nie patrzeć na to, co będzie robił. Nie dlatego, że ją to przerażało. Po prostu czuła się niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Nie odpowiadało jej to, że w ogóle jej dotyka, chciałaby się odsunąć, uciec, w końcu każdy ma tę swoją strefę intymną i niczym przyjemnym nie jest, gdy obca osoba, właściwie to tak jakby wrogo nastawiona osoba cię dotyka, a już tym bardziej, że dotykał nagiej skóry w takim miejscu jak brzuch. Znosiła to jednak w milczeniu, zmuszała się do tego, by jakoś to przetrzymać.
Kiedy polał ranę spirytusem, Vrai wyrwał się cichy jęk. Nic więcej, bo od razu zacisnęła zęby, nie chcąc okazywać słabości. Musiała unieść głowę, wyciągnąć słabe ręce oraz przytrzymać i uciskać brzegi rany, skoro tak chciał. Odwracała jednak wzrok, nie chciała widzieć tego, jak rozgrzewa metal. Kurtki nie ruszyła.
W momencie, gdy gorący metal dotknął skóry, Vrai jedynie krzyknęła. Potem zamilkła, bo zwyczajnie straciła przytomność. Ból był potworny, więc nic dziwnego, że tym razem go nie wytrzymała.
[Tak sobie o tym myślałam też właśnie... Ona go wcześniej zraniła w nogę, tylko że do nogi jest daleko.]
OdpowiedzUsuń[Pssst!
OdpowiedzUsuńOdpiszę Ci jutro, a dzisiaj się odzywam, żeby Ci poradzić z dobrego serca, że nie polecam pisania z Karou. Już kiedyś była na blogu :)]
[Nie uda mi się dzisiaj jednak. Mam trochę problemów i nie dość, że brak mi czasu, to jeszcze kompletnie nie mogę się skupić na pisaniu.
OdpowiedzUsuńAle obiecuję, że spróbuję w piątek :)]
[Jeszcze się nie rozwiązało (a właściwie to w piątek chyba zaogniłam konflikt w pracy :D). ale teraz wolne, więc trzeba odłożyć pracę na bok i sobie trochę popisać :)]
OdpowiedzUsuńVrai z chęcią zwróciłaby uwagę na dobrane przez mężczyznę słowa, zwłaszcza jedno. Jak sam stwierdził, był sługą. A już samo to miało pejoratywne nacechowanie. Ale jakakolwiek dyskusja naprawdę nie miałaby sensu. Był sługą w stu procentach, sługą któremu zrobili pranie mózgu, bardzie robotem bez własne woli niż prawdziwym człowiekiem. Z robotami się nie dyskutuje, bo nie są zdolne do zmiany zdania.
Ból był okropny, a utrata przytomności była dla Vrai najbardziej korzystna ze wszystkich rozwiązań. Nie miała świadomości, więc łatwiej było to przetrwać. Jak wtedy, gdy jest się chorym i najlepiej przespać ten czas, czekając, aż gorączka zejdzie.
Ale kiedy zaczynała się budzić, nadal bolało. Docierało to do niej, na szczęście, z opóźnieniem, jakby była nie do końca świadoma, bo zwyczajnie jeszcze się nie dobudziła. Musiała sobie dopiero przypomnieć gdzie jest, co się działo i dlaczego dotychczas spała. Udało jej się jedynie unieść lekko głowę, bo chciała się rozejrzeć, przypomniało jej się wtedy, gdzie się znajduje. A kiedy usłyszała krzyk, instynktownie drgnęła. Podskoczyłaby pewnie z zaskoczenia, gdyby była zdrowa i nie leżałaby aktualnie. Głos, męski głos świadczył o tym, że nie była tu sama i teraz już wiedziała, w jakiej sytuacji się znajduje. Chciała usiąść, zrobiła to zbyt szybko, ale ku jej zdziwieniu, krew już nie płynęła z rany. Nie spojrzała na brzuch, bo spojrzenie skierowała na swojego oprawcę, bo tak go w głowie nazywała. Zranił ją, więził, więc w żaden inny sposób nie mogła go określić. Co z tego, że potem chciał ją ratować? Nie musiałby, gdyby najpierw Vrai nie skrzywdził.
Aczkolwiek to, co teraz wykrzyczał, było zaskakujące. Zdziwienie odmalowało się na twarzy Vrai i zupełnie nie wiedziała, jak ma zareagować. Nie miała pojęcia co to znaczy, skąd się wzięły takie słowa ani nawet, czy były skierowane do niej.
Poruszyła się znów, poczuła ukłucie bólu w okolicach rany na brzuchu i bezwiednie jęknęła. Chyba chciała wstać, choć jeszcze nie powinna i nie była w stanie. Ale jak zawsze, chciała wszystko zrobić jak najszybciej, ignorując przeciwwskazania i mając gdzieś własne zdrowie.
- Co ty... – wydusiła w końcu zachrypniętym głosem, decydując się na to, by spytać, o co chodzi, skąd takie zachowanie i ogólnie chyba chciała wybadać teren. Ale nic więcej nie powiedziała.
[Niestety, dopiero wczoraj została podjęta próba rozwiązania sprawy, ale tylko wszystko pogorszyła.]
OdpowiedzUsuńChciałą wstać, ale nie mogła. Przekręciła się więc, uklękła, oddychając ciężko, przez co brzuch jej drgał i obawiała się, że rana znów się otworzy. Ale krew przestałą już płynąć, a ta, która ją ubrudziła, zaschła, tworząc brązowe plamy na ubraniu i ciele Vrai, tak samo jak na podłodze wokół. Podparła się rękoma przed sobą. Czy wędrówka na czworaka będzie bardzo upokarzająca? Ale na razie nie była jeszcze w stanie wstać. Chwilę tak trwała w tym śmiesznym klęku z opuszczoną głową i włosami dotykającymi podłogi, aż w końcu uniosła głowę i spojrzała na Zarażonego.
- Co? – wydusiła z siebie. To jedno słowo było przepełnione zdziwieniem, niedowierzaniem i równocześnie odrobiną strachu. Odbiło mu. To na pewno był jakiś podstęp. Minutę wcześniej mówił jeszcze, że jest sługą Organizacji, był zły, gdy Vrai ją skrytykowała, a teraz? Teraz na pewno udawał wyleczonego. A przecież to nie było możliwe, nie mógł się wyleczyć z Zarażenia z minuty na minutę. Na pewno chciał ją przekabacić na swoją stronę i w ten sposób doprowadzić do bazy. Przecież wiedział, że Vrai nie jest w stanie nikogo zabić. Mogłaby co najwyżej od niego uciec i to właśnie miała zamiar prędzej czy później zrobić. Tylko że teraz nie była w stanie, nie mogła nawet wstać.
Patrzyła tak teraz na mężczyznę, którego imienia nie znała, który ugodził ją nożem, chciał oddać, żeby zrobili jej pranie mózgu, a teraz mówił, żeby go zabiła. Nie mogła tego zrobić, bo nie potrafiła krzywdzić ludzi. I nie mogła tego zrobić, bo zwyczajnie nie miała na to siły.
A potem zaczęła kaszleć. Wypluła nawet trochę krwi na podłogę.
- Zwariowałeś? – wykrztusiła w końcu. Najzabawniejsze było to, że dopiero co sama mówiła mu, aby ją zabił. Wolała to niż zostać Zarażoną. A jak przyszło co do czego, gdy zrobił coś, co mogło ją do tej śmierci doprowadzić, to nagle nie chciała umierać. Ale tak raczej było zawsze. Nawet samobójcy pewnie w ostatniej chwili stwierdzali, że nie chcą umierać.- Nie mogę – stwierdziła w końcu. Słabym głosem.- Nie mogę – powtórzyła, nie wyjaśniając, dlaczego nie może. Ale to akurat było oczywiste.
Nie mogła nawet wstać. Dalej tak klęczała, trochę się podpierając, a jedną z dłoni przyciskając do brzucha, choć krew już nie ciekła przecież.
[Cóż, po prostu zmieniam pracę i problem się rozwiąże :D]
OdpowiedzUsuńVrai myślała w ten sposób – jeśli teraz myślał samodzielnie, to mogło się to powtórzyć. Nie wiedzieli, ile to potrwa, ale istniało też prawdopodobieństwo, że nie wróci do poprzedniego stanu. Dlaczego więc miałaby zabić zdrowego, normalnego człowieka? Kolejną jednostkę, która mogłaby pomóc wydostać się spod władzy Organizacji? Dlatego nie mogła tego zrobić. Nawet jeśli miałby nadal być tym sługą Organizacji, jak sam o sobie mówił, to istniała nadzieja, że znów odzyska świadomość.
- Spokojnie – powiedziała łagodnie i cicho. Po to, by go uspokoić, choć wątpliwe było, że to zadziała, ale też dlatego, że inaczej jak łagodnie i cicho mówić nie mogła. Nie mogłaby się też śmiać, bo do tego były potrzebne mięśnie, które aktualnie ją bolały. Nie mogłaby kaszleć, kichać, nie mogłaby się schylać, nic nie mogła, bo brzuch ją bolał. Jedynie mówić mogła, ale tak delikatnie, ledwie słyszalnie.
Nóż wzięła. Nie był ciężki, ale Vrai zdawało się w tamtym momencie, że waży tonę i parzy. Wypuściła go bezwiednie z dłoni, spadł z brzękiem na podłogę, lądując akurat w niewielkiej plamie jej własnej krwi, która jeszcze nie zaschła. Podniosła go na tyle szybko, na ile była w stanie. To, że był brudny, nie miało teraz znaczenia. Mężczyzna zamknął oczy, więc nie mógł wiedzieć, co Vrai planuje. Uniosła rękę, póki jeszcze patrzył, żeby był przekonany o tym, że naprawdę zamierza mu zrobić krzywdę. Nie zamierzała trafić, zamierzała odrzucić nóż gdzieś na bok. Upadł na podłogę akurat wtedy, gdy opuszczała rękę i, chcąc nie chcąc, trafiła w rękę, która nagle znalazła się na linii noża. Ledwie ją drasnęła, choć lekkie rozcięcie się pojawiło, krzyknęła, zaskoczona tym, co się dzieje, po czym skuliła się z bólu, bo znów poczuła ukłucie na brzuchu. Ale krzyknęła bezwiednie, pewnie przez to ją zabolało.
Chwilę później odepchnęła nóż, odrzucając go na satysfakcjonującą odległość i dosłownie podczołgała się do mężczyzny. Jeszcze trochę drżał, więc Vrai bez zastanowienia objęła go jedną ręką, drugą próbowała wsunąć pod jego głowę. Chciała go do siebie przytulić na tyle, na ile było to możliwe, trochę, jakby tuliła dziecko, które trzeba uspokoić, przyciskając policzek do jego czoła.
- Juuuuż – szepnęła, przeciągając to jedno słowo.- Zaraz będzie dobrze.
[no i tego, jeszcze trochę mu tam krwi dała niechcąco, więc powinno podziałać, nie?]
[Ale masz tak jakby „tymczasową”, nie? Nie będziesz tam pracować do końca życia, więc jeszcze się poukłada :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam sobie inne rozwiązanie. Powiedziałam facetowi, żeby mi bobasa zrobił, pójdę za zwolnienie i tyle. A jak wrócę z urlopu, to zmienię pracę :D]
Kiedy tylko usłyszała jego słowa i zorientowała się, że po otwarciu oczu jest z powrotem „sługą Organizacji”, jak to sam mówił, od razu zabrała ręce. W takich okolicznościach rzeczywiście nie powinna go dotykać. Ale chwilę później zdawało się, że znów myśli normalnie, samodzielnie, tylko że dotykanie się w taki sposób i tak było niezręczne, wiec nic dziwnego, że też się odsunął.
- Mówisz to jako sługa organizacji, który koniecznie chce mnie do nich doprowadzić w całości, czy z powodu zwyczajnej troski? – spytała asekuracyjnie, może trochę ironicznie, bo cóż, nie dało się zaprzeczyć temu, że sam ją doprowadził do takiego stanu. Gdyby nie on, byłaby teraz całkiem zdrowa i sprawna. Reagowała więc lekką złością na jakąkolwiek troskę.
Nie wiedziała już, w co ma wierzyć. Może jego kolejne słowa, to był sposób na uśpienie jej czujności? Udawanie normalnego, żeby w efekcie i tak zaprowadzić ją do Bazy Organizacji? Musiał wiedzieć, że jeśli będzie sprawiał wrażenie zdrowego, to Vrai prędzej mu zaufa, uznając, że jest po jej stronie. Po stronie przeciwnej Organizacji.
Ale skoro zniszczył nadajnik… Kiedy ten uderzył o ścianę, Vrai aż odskoczyła. Wydawało jej się, ze rzeczywiście ozdrowiał, ale jak to było możliwe?
- Trzeba było im podać jakieś fałszywe dane! – stwierdziła, trochę oburzona bezmyślnością. Całkiem, jakby zapomniał, jak przeżyć, gdy nie jest się Zarażonym, jak uchronić się przed odnalezieniem. To również sprawiło, że miała podejrzenia co do tego, czy aby na pewno ozdrowiał.- Teraz ci się włączyła troskliwość? Teraz!? Wiesz co… - zamilkła, bo zabrakło jej słow. Ze złości. Choć z chęcią obrzuciłaby go stertą wyzwisk, bo jakoś odreagować musiała. Odetchnęła głośno i głęboko, aż ją zabolały wszystkie mięśnie, których do tego użyła, a co za tym idzie, głównie bolał ją brzuch. Zresztą, ten ból był trwały, ciągły, udawało jej się jedynie chwilami o nim zapomnieć i nie zwracać uwagi. Tak więc odetchnęła głośno, próbując opanować złość, ale ta jednak wygrała, a Vrai bez zastanowienia uniosła rękę i trzepnęła mężczyznę otwartą dłonią w twarz. Całkiem mocno, jak na kogoś, kto ledwo może się ruszać.
Ale to było już nadwyrężenie sił, więc jęknęła cicho, po czym odwróciła się nieporadnie, chcąc się w ten sposób ukryć, pokazać mu jedynie plecy. Miała wrażenie, że za chwilę się rozpłacze. I klęczała tak z jedną dłonią przyciśniętą do ust, a z drugą do brzucha.
[Chyba się wkurzyła :D]