Clarissa
Johnson
||CÓRKA WŁAŚCICIELA MAŁEGO RANCZA I BYŁEJ NAUCZYCIELKI||OD JAKIEGOŚ CZASU PRACUJE W DUŻEJ FIRMIE JAKO ASYSTENTKA PREZESA||KIEDYŚ JEŹDZIŁA KONNO||DLA PRZYJEMNOŚCI GRA NA GITARZE||AMBITNA DZIEWCZYNA Z PERSPEKTYWAMI NA PRZYSZŁOŚĆ||SZUKA STABILNOŚCI||TATUAŻ NA KOSTCE - WYNIK MŁODZIEŃCZEGO BUNTU||POTRAFI BYĆ TWARDA I ZAWZIĘTA, ACZKOLWIEK TE CECHY W PRACY CZĘSTO ZANIKAJĄ||CIĘTY JĘZYK||WYNAJMUJE MAŁE MIESZKANIE W SKROMNEJ KAMIENICY||
wątek z Luthien
Życie syna piętnastego z najbardziej bogatych ludzi na świecie było beztroskie, pełne imprez, zabaw i zachcianek. Nick od zawsze dostawał to co chciał, obracał się w towarzystwie najpiękniejszych dziewczyn, był popularny w liceum, a potem na studiach. Był jedynakiem i zarazem oczkiem w głowie mamusi oraz jedynym dziedzicem ogromnej firmy swojego ojca.
OdpowiedzUsuńOjca, którego w prawdzie nie znał zbyt dobrze. Jako dziecko prawie w ogóle do nie widywał w domu. Bowiem Jhon Vanhook był tak zapracowany, że potrafił nawet zapomnieć o urodzinach własnego syna czy rocznicy ślubu. Kiedy Nick podrósł jego kontakt z ojcem ograniczał się tylko do niedzielnych obiadów. Nie miał pojęcia jakiej muzyki słucha jego ojciec, jakie lubi filmy, jak spędza wolny czas o ile w ogóle go miał. Ale to właśnie była cena za życie na wysokim poziomie.
Dlatego tego dnia kiedy dostał wiadomość, że John Vanhook odszedł po siedmiomiesięcznej walce z rakiem nawet nie zapłakał. Tydzień później wprowadzono go do firmy ojca i ogłoszono prezesem. Nie miał zielonego pojęcia co dzieje się w firmie, co ma robić, komu ufać, a kogo najlepiej zwolnić. Ale wszystkie noce poświęcał na tym by wdrążyć się w temat.
Kiedy jego asystentka weszła do biura słuchał akurat muzyki. W głośnikach od laptopa jego ojca leciała rockowa piosenka. Siedział oparty o fotel, a nogi trzymał na biurku. Palił papierosa i pisał na facebook'u ze swoim przyjacielem.
-Ty jesteś Johnson? Kelly? Kathia? -Próbował sobie przypomnieć jej imię nie przestając stukać ołówkiem o blat biurka w rytm muzyki. -Tak kazałem cię wezwać. Oczekuję od ciebie sto procent zaangażowania. -Zgasił papierosa i zaczął grzebać w kieszeni. Po chwilo wyciągnął paczkę miętówek. Wyciągnął jedną z nich i włożył do ust. -Nie będę tolerował lenistwa czy nieposłuszeństwa. A teraz skocz do Pizza Hut i weź mi wegetariańską pizzę, podwójny sos czosnkowy, dużą colę i frytki.
Nick przewrócił obojętnie oczami, kiedy jego asystentka wyszła z biura. Spodziewała się pewnie łysiejącego, grubasa po trzydziestce, ubranego w garnitur, czytającego New Times i przeglądającego najnowsze kursy walut. Nic dziwnego, że się rozczarowała. Z resztą jak większość pracowników w firmie jego ojca.
OdpowiedzUsuńZnali swojego szefa jako gbura, który nigdy się nie uśmiecha, ciągle pracuje i oczekuje od nich takiego samego pracoholizmu jaki dokuczał jemu. Nawet recepcjonistka, która siedziała przed wejściem do jego biura nie traktowała nowego prezesa poważnie. Wszyscy mieli go za dziecko, które nie ma pojęcia jak prowadzić firmę. Uważali, że pozbycie się go ze stanowiska to tylko kwestia czasu.
Po moim trupie, powiedział sam do siebie ściszając rockową muzykę. Zerknął na ekran do okienka z wiadomością od Jhona.
"Jesteś? Mary chce się ze mną spotkać. Co powinienem zrobić?"
"Mary to suka. Muszę lecieć. Obowiązki wzywają."
Odpisał i zamknął laptopa. Dziś czekało go ważne spotkanie z nowym inwestorem, który nie ukrywał, że nie podoba mu się zmiana prezesa bowiem podpisali umowę z firmą jeszcze kiedy jego ojciec żył. Wszyscy oczywiście byli przekonani, że kiedy tylko prezes nowej firmy zobaczy Nicka od razu zerwie umowę i ucieknie gdzie pieprz rośnie.
Nick zerknął jeszcze na umowę jaką pan Vanhook podpisał z Freeman Industrie by upewnić się, że wszystko ma pod kontrolą. To musiało się udać. Uśmiechnął się sam do siebie, a potem wyszedł z biura. Recepcjonistka spojrzała na niego krzywo. Rzuciła jakiś komentarz pod nosem, że prezes powinien nosić garnitury.
Nickolas miał na sobie koszulę w kratę, skórzana kurtkę, dżinsy i trampki. Może i miała rację, ale od śmierci ojca nie miał czasu by wstąpić do jakiegoś sklepu z garniturami. Zajmował się wszystkimi papierami związanymi z firmą i poznawał jej historię.
Znalazł ją w pokoju socjalnym. Była tam sama i coś kserowała. Spojrzał na zegarek. Zostało pięć minut do wyjaśnienia sprawy. Do pokazania wszystkim kim naprawdę jest Nickolas Vanhook.
-Jako moja asystentka pójdziesz ze mną na to spotkanie. Nie zdążyłem jeszcze przejrzeć wszystkiego więc w razie czego mogę potrzebować twojej pomocy. -Zerknął na automat. Wyjął z kieszeni pieniążek i wrzucił do środka wybierając puszkę pepsi, która po chwili spadła w dół. Schylił się i wyciągnął ją otwierając i upijając kilka głębszych łyków. -Zawsze było tu tak sztywno? -Uniósł brwi do góry oczekując odpowiedzi.
Jedno co od razu rzuciło się mu w oczy kiedy wszedł tu pierwszy raz to to, że wszyscy są tu bardzo spięci. Nikt się nie uśmiecha, nikt ze sobą nie rozmawia, każdy pilnuje swoich obowiązków, chodzi jak na szpilkach i pilnuje się oraz uważnie obserwuje innych. Być może stało się tak za sprawą pana Vanhook, który od zawsze był surowym ojcem i jak się okazuje również prezesem.
Dla wszystkich w firmie Nick był po prostu bogatym dzieciakiem, któremu podsunięta wszystko na tacy. Miał rządzić firmą, o której nie miał pojęcia, zarabiać na tym miliony i płacić podstawowe wynagrodzenie swoim pracownikom upominając ich przy tym na każdym kroku. Ale Nicolas wcale taki nie był. Chociaż w jego żyłach płynęła krew Vincenta Vanhooka to nie przypominał go w ogóle. Z wyglądu jak i charakteru.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na swoją asystentkę, która za pewne nie była taką niemiłą i spiętą dziewczyną jaką udawała. Nie uśmiechnął się do niej bo pewnie źle by to odebrała jak reszta pracowników, którzy widzieli w nim tylko intruza. Do tego wszyscy, nawet ona zwracali się do niego na pan... co cholernie go drażniło, ale cóż... najwidoczniej tak musiało być.
-Jestem przygotowany. -Zdjął kurtkę i rzucił ją na krzesło. Potem dopił pepsi i odłożył puszkę na stolik. -Twoja obecność jest obowiązkowa. -Odparł nieco bardziej stanowczo.
Przeczytał umowę od samego początku do końca kilka razy. Znał ją na pamięć, ale nie zdążył przejrzeć innych potrzebnych rzeczy, które mogły być przydatne podczas tej rozmowy, która właśnie się zaczynała. Bowiem goście weszli do sali konferencyjnej. Starsza kobieta, recepcjonistka weszła do pokoju socjalnego i oznajmiła, że już pora zacząć.
-Potrzebuję cię. -Spojrzał w jej oczy i powiedział na tyle cicho by tylko ona go usłyszała. A potem zwrócił się do starszej kobiety:
-Ilu ich jest?
-Prezes firmy Greg Freeman i jego wspólnik Frank O'Conner.
-No to ruszamy... -Westchnął ciężko zmierzając w stronę wyjścia.
To była jego jedyna szansa na pokazanie wszystkim, że nie jest tylko głupim młodzikiem, który nie ma zielonego pojęcia na temat firmy. Jesli mu się nie uda nikt nie potraktuje go poważnie. Obecność asystentki miała na celu uzyskanie rozgłosu... Ktoś musiał przecież być świadkiem tego, że młody Vanhook... zwykły gówniarz znalazł haka na Freemana.
Vincent Vanhook mógł za pieniądze kupić dosłownie wszystko. Ale nie to co najważniejsze czyli zdrowie. Kiedy pół roku temu dowiedział się, że ma rak zjada go od wewnątrz wpadł na pewien pomysł. Zaczął sporządzac zaiski związane z tym jak doszedł do władzy w firmie, komu ufa, a komu nie i dlaczego. Kogo należy za wszelką cenę pozostawić w firmie, a kogo czym prędzej zwolnić. Zostawił też szczegółowe notatkizwiązane z planami na najbliższe dwa lata rozwoju firmy. Nick wiedział, że ojciec zrobił to specjalnie by ułatwić synowi start. Po dwóch latach będzie musiał sobie radzić sam.
OdpowiedzUsuńDlatego Nicloas od dwóch tygodni studiował zapiski ojca by wcielić się w rolę nowego prezesa i nie doprowadzić do upadku firmy. Chociaż w notatkach nie znalazł niczego co mogłoby uratować sprawę z Freemanem oprócz tego, że Greg lubił wciągać kokę, a Frank urządzał orgie w hotelach nie miał na nich kompeltnie nic.
Ale Nick nie był głupi chociaż większość właśnie za takiego go miała. Znalazł haczyk na Freemana i wiedział, że pora przejąć inicjatywę tego spotkania. Usiadł na fotelu, na którym zawsze siadał jego ojciec.
-Darujmy sobie te uprzejmości. -Zaczął ostro. -Spotkaliśmy się tu by oskarżyć moją osobę o nieumiejętne prowadzenie firmy, a nie pić kawę, która jak dobrze wiemy jest z automatu i nie smakuje najlepiej.
Wszystkie pary oczu spojrzały na niego.
-Nie chcemy tutaj nikogo oskarżać. -Frank uśmiechnął się. -Nie mamy tylko pewności co do pana umiejętności.
-A ja owszem zamierzam dziś oskarżać.
Wyciągnął spod biurka teczkę z jakimiś papierami. Zaczął je przeglądać.
-Zlecenie na budowę osiedla, termin zakończenia początek marca. Raport o akończeniu złożono dopiero końcem maja. Zlecenie na hotel, termin wykonania koniec sierpnia. Hotel wybudowano jednak dopiero późną jesienią. Mam też tutaj najnowsze zlecenie na jakiś dom dla... Pani McKinley... kimkolwiek jest ta dama w podeszłym wieku od dwóch miesięcy powinna już mieszkać w swojej willi, a tymczasem wciąż trwają prace wykończeniowe. Panie Freeman. -Nicolas uniósł wzrok znad kartek i pokręcił głową. -Mamy tutaj straszne opóźnienia.
Nicolas przewidział dosłownie wszystko to co Greg będzie chciał powiedzieć. Że zgodni winę również na nich i że umówili się z ojcem, że obaj będą ponosić konsekwencję w sprawie opóźnień. Owszem miał to zapisane w papierach, które trzymał trzymał przed sobą. Uśmiechnął się szyderczo ciesząc się, że sprawy toczą się dokładnie tak jak on zaplanował.
OdpowiedzUsuń-Zgadza się panie Freeman. Ale jak moja asystentka zauważyła nie dokonywaliście zawsze przelewów w wyznaczonych terminach. A w punkcie trzydzieści siedem dokładnie pisze, że w razie opóźnenia przelewu za zlecenie nalicza się odsetki, które jak obliczyłem wynoszą właśnie dwa miliony dolarów.... Ponieważ jak mniemam i panu i mojemu ojcu umknęła ich spłata... Nie wiem może umówiliście, że zapomnicie o sprawie i zapewne tak było z tego co dowiedziałem się od mojego wspólnika. Jednak ja jestem nowym prezesem, który dokładnie sprawdził wszelkie spłaty i nie ma tutaj śladu odsetek, które nałożyliśmy panu za nie dotrzymanie terminów. -Odłożył teczkę na bok i oparł się o fotel.
-To jakieś żarty? -Frank oburzył się.
-Spokojnie. -Greg nie dał się wyprowadzić z równowagi. Chociaż wiedział, że chłopak ma jakimś cudem rację.
-W jednym z punktów umowy jest również napisane, że zerwanie umowy może odbyć się wcześniej tylko jeśli w grę wchodzi niedotrzymanie terminów czy nie wykonanie jakiegoś zlecenia. I tutaj chcę znów wrócić do przypadku pani McKinley. Przelał pan nam kwotę dopiero po tygodniu, a dom dalej nie jest postawiony. Jako nowy prezes mam prawo zakonczyć wszystkie zlecenia starego prezesa co oznacza, że jeśli sprawa pani McKinley zostanie zamknięta to daje mi podstawę do rozwiązania umowy pomiedzy moją firmą, a waszą bez poniesienia jakichkolwiek konsekwencji z oczywiście mojej strony. Wy będziecie musieli zapłacić dwa miliony dolarów za odsetki plus odszkodowanie za niewykonanie zlecenia. Ale panie Freeman wiem, że jest pan bogatym człowiekiem i ma pan za nic sobie taką kwotę... Dlatego cóż... -Podsunął dwie kartki w stronę swoich gości. -Podpiszmy rozwiązanie umowy i pożegnajmy się jak najszybciej ponieważ za trzydzieści minut mam spotkanie z nowa firmą budowlaną, która nie tylko wyrabia się w terminach, ale jest godna polecenia.
Pierwsze co przyszło Nicolasowi do głowy, kiedy dwójka prezesów opuściła gabinet to to ,że w końcu pozbył się tych starych pierników. Mimo iż była to spontaniczna i nagła decyzja to był jakiś spokojny. Wiedział, że zrobił dobrze. Nie tylko z zapisków ojca, który wyrażał jasno, że nie jest zadowolony z współpracy z Freemanem, ale również dlatego, że miał podjąć współpracę z inną konkurencyjną firmą, która zrobi wszystko byle tylko wypaść lepiej niż Freeman.
OdpowiedzUsuńCo do firmy był pewny ponieważ polecił mu ją nikt inny jak pani McKinley, niezadowolona klientka, która nie mogła doczekać się swojej willi. Nie tylko dostał od niej kilka prawnych rad jak może postąpić z Freemanem, ale również poleciła mu inną firmę. Firmę jej byłego męża, z którym utrzymywała przyjacielskie stosunki.
-Tak. -Spojrzał na swoją asystentkę. Była młoda i musiała być w zbliżonym wieku do niego, a mimo to zachowywała się sztywno. Rozumiał to, że była w pracy, ale nie musiała przesadzać. Bo według niego to właśnie robiła. -Jakim cudem zostałaś asystentką mojego ojca? -Zapytał bezpośrednio. -Czysta ciekawość. -Uśmiechnął się.
Nicolas nigdy nie uczył się dobrze. A przynajmniej z tych przedmiotów, które go nie interesowały czyli z większości. Oczywiście rodzice załatwiali wszystkie papierkowe sprawy by mógł dostać się do najlepszej uczelni itd... Wiadomość, że dziewczyna sama zapracowała sobie na takie stanowisko i na wszystko to co teraz ma ucieszyła go i w jakimś stopniu zaczął ją podziwiać. On raczej nie potrafił przykładać się do niczego.
OdpowiedzUsuń-No nieźle panno Johnson! -Uśmiechnął się do niej. -Sukces przez ciężką pracę! To mi się podoba. -Sięgnął po czajnik w którym stała przygotowana wcześniej kawa dla prezesów. -Chcesz? -Kiwnął w jej stronę po czym sam sobie nalał filiżankę.
Do tej pory Nick spotkał się w firmie tylko z krytykom, krzywymi spojrzeniami i plotkowaniem za jego plecami. Nikt nie brał go poważnie co w ogóle go nie dziwiło. Wiedział, że nie będzie miał tutaj przyjaciół i wszyscy będą chcieli się go pozbyć jak najszybciej. Być może i właśnie to teraz myślała sobie siedząca naprzeciwko brunetka.
-A ty ile mi dajesz? -Uniosł brwi do góry i uśmiechnął się sam do siebie pod nosem. -Recepcjonistka powiedziała, że wylecę po tygodniu. Wspólnik ojca udaje dobrego opiekuna, ale dobrze wiem że Robert chce mnie wywalić na zbity pysk pod koniec roku. Jakiś łysy w okularach od finansów stwierdził, że za miesiąc oddam całe swoje udziały i wybiegnę z płaczem. A ty?
Tego właśnie się spodziewał, że dziewczyna będzie unikała odpowiedzi na jego pytanie i będzie broniła swoich kolegów i koleżanki z pracy. To było jasne, że kiedy firmie groziło splajtowanie to wszyscy trzymali się razem starając pozbyć winowajców. W tym przypadku tylko i wyłącznie jego. Jednak on nie zamierzał oddać firmy ojca nikomu innemu.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się wesoło na jej odpowiedź i upił kilka łyków kawy. Nie spał od dwudziestu czterech godzin czytając zapiski ojca, a trochę ich było. Musiał sobie jakoś radzić ze zmęczeniem i snem.
-Dobrze za tydzień spytam, a ty przygotuj wyczerpującą wypowiedź na ten temat, panno Johnson.
Był przekonany, że dziewczyna też nie daje mu zbyt wiele. Prawdopodobnie razem z Corą plotkowały o nim wyśmiewając się, że lepiej byłoby gdyby wrócił się do ogólniaka niż zabawiał w prezesa firmy.
-Mówisz, że Robert to dobry pracownik? Dlaczego więc ostatnio nie dostarcza projektów na czas i spóźnia się do pracy? Mam wrażenie, że to tylko dlatego, że to ja jestem prezesem.
Z resztą nie tylko Robert zachowywał się tak jakby olewał swoją prace. Większość pracowników sprawiała wrażenie, że nie zależy im już na swoim stanowisku. Czyżby ktoś im za to zapłacił? By nie starali się zbytnio co ułatwi pozbycie się nowego prezesa?
[Na jakiej imprezie oni się lepiej poznają? Myślałam, że skoro są w podobnym wieku mogli by mieć wspólnego znajomego, który na przykład urządza imprezę urodzinową? :D Bo raczej na firmowej Nick by się nie pojawił. ]
Nick wziął sobie do serca jej uwagę. Owszem potrzeba było czasu na to by zaczęli go szanować. W końcu był młodszy od większości pracowników i to o dużo młodszy. W ich oczach był tylko bogatym szczeniakiem, któremu wszystko postawili na tacy. Nie mieli pojęcia jak może czuć się ktoś taki jak on. Prawda była zupełnie inna. To nic pięknego kiedy z dnia na dzień dowiadujesz się, że masz prowadzić jedną z najlepiej prosperujących firm na rynku chociaż nigdy od tej pory się tym nie interesowałeś.
OdpowiedzUsuń-Niestety z przykrością muszę stwierdzić,że mamy małe zaległości przez ociąganie się pracowników. Trwa to od dwóch tygodni i zaczynam się nieco niepokoić czy zdążymy na czas, a nie po to zwolniłem Freemana, żeby teraz popełniać jego błędy. Jako moja asystentka musisz zwołać dziś zebranie dla wszystkich pracowników i ogłosić, że od tej pory pracujemy również w soboty. -Tym razem może za bardzo zabrzmiał jak swój ojciec, ale nie miał nawet o tym pojęcia. -Kiedy wyjdziemy na prostą ze zleceniami i zaczną przykładać się bardziej do pracy wycofam roboczą sobotę. Ogłosiłbym im to sam, ale mam zaraz ważne zebranie, a potem muszę jechać do prawnika w sprawach podziału majątku. -Chociaż wszystko było już oczywiste. Dostanie wszystko to co należało do jego ojca w tym dwie wille jedną na Florydzie drugą na Barbadosie, apartament w wieżowcach, kolekcję drogich, sportowych samochodów, wszystkie pieniądze oraz wyścigowego ogiera Ghost Of Moon, który wygrywał wszystkie gonitwy. -Zajmiesz się tym?
[Może właśnie będzie to w tą sobotę w którą mają przyjść do pracy:P wiesz oboje będą się spieszyć do wyjścia itd. żeby zdążyć :P ]
-Jeszcze wrócę do firmy, będziesz mi potrzeba. Zostaniesz do siedemnastej dzisiaj i pomożesz uporządkować mi wszystkie papiery. Ojciec zostawił tutaj straszny bałagan nie mogę się zupełnie odnaleźć. Ułożymy wszystko alfabetycznie do tamtych szaf. Stoją puste... mogą się w końcu do czegoś przydać. A na razie zajmij się wszystkimi sprawami zwianymi z Freemanem żeby jak najszybciej zakończyć to. -Wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Wyjął z kieszeni komórkę i zerknął na wyświetlacz. Dzwoniła Vanessa. Nie ucieszyło go to. Chociaż była to piękna i seksowna dziewczyna, a do tego córka przyjaciela jego ojca to zaczynał powoli zdawać sobie sprawę, że jest po prostu pusta. Oprócz kosmetyczki, solarium i zakupów nic się nie liczyło. Anulował połączenie. -W sobotę czeka nas mnóstwo pracy, a ja będę musiał wyjść trochę wcześniej więc zostaniesz do końca i zamkniesz biuro.
OdpowiedzUsuńWstał od stolika, zrobił jeszcze na szybko kilka łyków kawy i schował pod pachę teczkę z ważnymi informacjami. Zaczął zmierzać do wyjścia, kiedy nagle zatrzymał się w drzwiach. Obrócił się w stronę dziewczyny lekko uśmiechnięty.
-Słuchaj... Gdzie tu można kupić jakieś porządne garnitury? Dasz radę zadzwonić po kogoś żeby przyjechał i zrobił pomiary?
-Świętnie. W takim razie dziękuję za współpracę. -Uśmiechnął się do niej. Już miał wyjść, ale przypomniał sobie jeszcze o istotnej rzeczy. -A prawie bym zapomniał... -Przewrócił oczami. Nie mogę znaleźć listy z numerami pracowników. Nie wiem czy gdzieś się zapodziała czy źle szukam. Proszę żebyś mi ją wydrukowała i przyniosła do biura. Jutro ją przejrzę. Ach i dodaj na zebraniu że wszelkie urlopy są wstrzymane do odwołania. Póki nie ruszymy znowu na pełnych obrotach wszyscy mają być obecni w pracy.
OdpowiedzUsuńWyszedł z gabinetu nie mówiąc nawet do widzenia. Od razu za drzwiami zerknął na telefon i przeczytał wiadomość od Vanessy.
"Nick nie dam rady iść z tobą jutro na imprezę. Pochorowałam się. Przepraszam. Buziaki."
I bardzo dobrze, pomyślał zadowolony. Nie lubił chodzić do swoich znajomych z Vanessą. Właściwie zastanawiał się czy jej nie rzucić tylko problem był w tym, że była córką przyjaciela jego ojca. A on z kolei traktował go jak syna. Szkoda, że za córkę miał sukę...
Nick wiedział, że sobotni poranek nie będzie należeć do najmilszych. Kiedy zaparkował swoim nowym jaguarem pod firmą siedział w nim jeszcze kilka minut. Wiedział co będzie się działo kiedy pojawi się w pracy. Będzie miał na karku wkurzonych pracowników, Po pierwsze że pracują w sobotę, po drugie, że odwołał urlopy, a po trzecie, że nie jest swoim ojcem.
W końcu ciężko westchnął i wysiadł z samochodu. Wszedł przez szklane drzwi do firmy. Już na powitaniu gruby i obleśny ochroniarz Harry zmierzył go krzywo wzorkiem.
-Dzień dobry Harry. -Odpowiedział kładąc swoją teczkę na biurku. Harry coś burknął pod nosem. Nick poprawił krawat. Miał na sobie garnitur z pogrzebu ojca. Może nie powinien go zakładać, ale matka upierała się, że musi wyglądać poważnie, a i tak nikt nie pozna, że to ten sam w którym chował ojca.
Weź tamtą koszule będzie inaczej, dodała.
Kiedy wsiadł do windy natknął się oczywiście na Fransis. Nie cierpiał tej kobiety od początku. Była tak chuda, że mogłaby grać w filmie o obozie koncentracyjnym, miała rude włosy z czarnymi odrostami na pół głowy, prawie w ogóle nie rozstawała się z papierosem i telefonem. Właśnie pisała do kogoś wiadomość.
-Dzień dobry Fransis. -Powiedział wchodząc do windy.
-Nie taki dobry jak trzeba pracować w sobotę. -Burknęła.
Stanął obok niej czekając aż widna się zamknie. Zerknął na jej telefon. Nie lubił tego robić, ale jakoś go podkusiło.
"Mój nowy szef to dupek." Napisała do kogoś.
Kiedy Clarissa wpadła do winny spojrzał na nią oczekując jakiegoś głupiego komentarza. Nie trudno było po niej poznać, że też nie jest zadowolona z pracy w sobotę. Nic dziwnego w końcu nikt nie lubił pracować w dzień wolny.
OdpowiedzUsuńTrudno, pomyślał. Tak musi być jeśli chce zatrzymać firmę. Niech mają go za potwora, tyrana albo wręcz przeciwnie za nieudacznika, który nieumiejętnie prowadzi firmą. Nadejdzie taki czas, że nabiorą do niego szacunku. Może nie teraz, może nie za miesiąc, ale kiedyś na pewno...
-Dzięki kochana. -Fransis uśmiechnęła się do swojej towarzyszki i od razu upiła kilka łyków kawy. -Przydała by się jeszcze motywacja w pigułce. -Ciężko westchnęła zerkając na swój telefon.
Na kolejnym piętrze do windy wsiadł kolejny pracownik. David... Jego nienawidził najbardziej. Chłopak próbował mu dopiec za wszelką cenę. Był mniej więcej w tym samym wieku i był synem wspólnika ojca, który chciał go wygryźć z biznesu. Nick przekręcił oczami na jego widok.
-Witam moje piękne panie. -Zawsze podrywał płeć przeciwną kiedy tylko natrafiła się na to okazja. -Dzień dobry szefie. -Podkreślił ostatnie słowo.
-Dzień dobry Davidzie. -Nick odparł opierając się o ścianę windy. Będzie musiał zapamiętać by następny raz wybrać schody.
-Jak motywacja do pracy w tak piękną sobotę moje panie? -Uśmiechnął się podciągając teczkę z papierami pod pachę. David był pracoholikiem. Zostawał zawsze dłużej, często widywano go w soboty chociaż nikt nie prosił by przychodził. Ponoć w domu jego narzeczona miała już dość opowieści o ich firmie i o tym co się w niej dzieje.
-Do dupy. -Odparł niespodziewanie Nick. -Ale ty chyba nie narzekasz? -Uśmiechnął się spoglądając na niego.
Wbrew pozorom on też nie chciał dzisiaj być w pracy. Musiał dziś wyrwać się wcześniej, żeby zdążyć pojechać się wykąpać i przebrać. Obiecał Jamesowi, że wstąpi jeszcze po alkohol i dokupi parę butelek wódki. James rozchorował się tuż przed imprezą i żeby się wyleczyć nie wychodził w ogóle z łóżka więc nie zaopatrzył się w najważniejsze.
-Gdybym mógł zostałbym nawet jej prezesem. -Wypalił bezmyślnie. W windzie zapadła cisza.
OdpowiedzUsuń-I może wtedy nie musielibyśmy pracować w soboty. -Francis warknęła w stronę kolegów z pracy kiedy drzwi od windy zatrzymały się na jej piętrze. Wyszła bez słowa pożegnania oczywiście pisząc do kogoś sms-a za pewne z przekleństwami na Nicka.
Drzwi ponownie ruszyły jadąc na samą górę, gdzie gabinet miał nie tylko prezes i jego asystentka, ale również David.
-Wiesz Davidzie... -Zaczął Nick. Nie zamierzał tego tak zostawić. -Nie zamierzam tak łatwo zrezygnować ze swojej posady. Nie dlatego, że ślinię się na fotel mojego ojca tak jak ty od lat tylko dlatego, że poprosił mnie o opiekę nad swoją firmą, a ja dotrzymuję słowa. Dlatego nawet zrobię wzorowego pracownika nawet z Francis jesli trzeba będzie utrzymać moją firmę.
-Fransis prędzej się zwolni niż będzie zostawać po godzinach.- Burknął w stronę Nicka.
-Gdyby miała się zwolnić zrobiłaby to już dawno tak jak większość pracowników.
-Nie lubią cię, Nick. Nigdy nie będą się starali tak jak za kadencji twojego starego.
-Jego też nie lubili. Jego się bali.
Winda otworzyła się. Nick wyszedł jako pierwszy.
-Chodź Clarisso. -Zawołał przystając na chwilę. -Trzeba poukładać papiery i wykonać parę telefonów.
Kiedy weszli do jego gabinetu od razu usiadł za biurkiem. Włączył laptopa, przeczytał wiadomość od przyjaciela, która przyszła mu na facebooku i uśmiechnął się, a potem puścił dyskografię Korna. Gitara zaczęła szaleć w głośnikach gabinetu jednak na tyle cicho by tylko on i Clarissa mogli ją usłyszeć. Potem doszło do niego to co powiedziała wcześniej.
OdpowiedzUsuń-Ach tak... Kawa... Jasne przyda się jej dzisiaj chyba z dziesięć litrów. -Sięgnął po ołówek i stertę papierów. Wpierw musiał przeczytać nowe umowy nim zabierze się za porządki w szafkach. -Albo wiesz co... -Uśmiechnął się ponownie. Chociaż była sobota i był w pracy to miał dobry humor. W końcu wieczorem czekała go impreza, a jakoś od dawna nigdzie nie wychodził. Przyda mu się trochę zabawy. -Ja zrobię kawę. Ty zajmij się już szafkami. Wrócę to to przeczytam. Im wcześniej to zrobimy tym lepiej. Musze dziś wcześniej wyjść.
Wstał od biurka zmierzając w stronę nowej szafki, którą postawił wczoraj wieczorem w pracy pod jej niewiedzą. Otworzył drzwiczki i wyciągnął pudełeczko z kawą, czajnik i dwa kubki.
-Mam dość tej okropnej kawy z automatu. Smakuje jak rzygi. Ta jest znacznie lepsza. Ile słodzisz? Wolisz dużo mleka czy może w ogóle?
Dzień w pracy dłużył się okropnie. Nick co chwilę zerkał na zegarek jakby to miało w jakiś sposób przyspieszyć koniec pracy. Co chwile dzwonili do niego koledzy z pytaniem czy zamówił tort, dlaczego jeszcze go nie dostarczyli, kiedy będzie u Jacka i czy będzie z nim Vanessa. Na wieść, że dziewczyna zostanie w domu kumple ucieszyli się. Wiadomo lepiej jak nikt nie pilnował jego przyjaciela i mogli zaszaleć jak za dawnych lat.
OdpowiedzUsuńOstatnia godzina była najgorsza. Zostało mu jeszcze mnóstwo papierów do podpisania, a chciał wyjść wcześniej. Wypił jeszcze jedną szklankę kawy i zadzwonił do Clarissy.
-Przyjdź do mojego gabinetu.
Nim pojawiła się w drzwiach zdążył złożyć zaledwie trzy podpisy. Nie wyrobi się to było pewne. Będzie musiał zostawić parę umów na poniedziałek. Nic się nie stanie.
-Zapomniałem o kluczach. -Położył na biurko kluczyki od firmy. -Zamkniesz wszystko na sam koniec. Harry musi się urwać wcześniej więc pozwoliłem mu wyjść. Już wystarczająco zabijał mnie wzrokiem przez cały dzień. Ja wychodzę za dwadzieścia minut. Przypilnuj, żeby wszyscy dokończyli swoją pracę.
Nick jeszcze nigdy się tak nie spieszył. Kiedy tylko opuścił firmę poczuł się jakby, ktoś oblał go zimną wodą i zmył cały ten brud. Nie lubił swojej pracy. Nie tylko dlatego, że od zawsze marzyło mu się zostać weterynarzem, ponieważ kochał zwierzęta bardziej od ludzi, ale głównie przez atmosferę w pracy. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nikt go nie lubi i prędko to się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńZ parkingu ruszył z piskiem opon. Pojechał do swojego apartamentu, wykąpał się, przebrał, zapakował na spokojnie prezent i miał jeszcze czas wyjść z Vigo na spacer. Był to dwuletni labrador, którego uratował ze schroniska. Potem pojechał prosto do Jacka .
Byli tam wszyscy znajomi ze szkolnych lat Jacka i Nicka oraz ze studiów, których Nick widział tylko parę razy. Nim jednak impreza rozpoczęła się na dobre Jack prosił by poczekali na jakaś spóźnialską.
-Napisała mi, że będzie, ale spóźni się. Ma jakiegoś okropnego szefa. -Wyjaśnił Jack.
Ponieważ pogoda im dopisywała i był środek lata impreza miała odbyć się na podwórku tuż za domem. Wszyscy goście wyszli do altanki i zostali poczęstowani szampanem na początek. Tort jednak czekał na przyjście dziewczyny.
Nick wolał jednak pić whiskey. Poszedł więc do kuchni po jedną z butelek. Wrzucił do szklanki kostki lodu, nalał alkohol i już miał wyjść na podwórko kiedy usłyszał pukanie.
-Clary! -Pisnęła dziewczyna Jacka.
Nick wychylił się z kuchni. Wtedy w drzwiach stanął nikt inny jak jego asystentka.
-Cześć Clarissa. -Pomachał jej uśmiechając się bo mimo wszystko zaczęło go to śmieszyć.
-Och to wy się znacie? -Jęknęła rudowłosa.
-Tak to ja jestem tym dupkiem, który każe pracować w soboty po godzinach.
-Świna! -Klepnęła go w ramię, ale zaśmiała się wesoło.
Zignorował jej niemiły komentarz. Miała prawo się złościć zwłaszcza, że przez niego spóźniła się na imprezę, a on sam jej kosztem wyrwał się wcześniej żeby przygotować się na spokojnie. Fakt był świnią i dupkiem.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko w życiu prywatnym był całkiem inną osobą. Miał dużo przyjaciół i znajomych nie tylko ze studiów, ale również z fundacji, którą wspierał. Nigdy nie brakowało im pieniędzy, ale Nick zamiast wydawać je jak to typowy bogaty synalek na imprezy, szybkie wozy i kobiety wolał inwestować w pomoc dla zwierząt. Sam miał psa, legwana, rybki i konia, którego uratował przed śmiercią. Tak więc nie był takim potworem za jakiego go miała i nie był też nudny i beznadziejny jak uważała cała firma.
-Wolisz drinka czy piwo? -Otworzył lodówkę. -Skąd znasz Jacka? Nigdy mi nie wspominał o tobie.
Dołączyli do reszty gości. Złożono życzenia, pokrojono tort, podarowano prezenty. Jack był zadowolony jak nigdy. Potem Mia wniosła przystawki, sałatki i kanapki, a Jack rozpalił grilla. Wszyscy rozmawiali i głośno się śmiali.
OdpowiedzUsuń-Jak ci idzie prowadzenie wielkiej firmy, Nick? -Spytał niespodziewanie rudowłosy kolega Will. -Słyszałem, że teraz jesteś kimś ważnym. -Puścił do niego oczko.
-Nie zawracaj mu głowy tym. -Jack zmierzył go krzywo wzrokiem. Wiedział jak bardzo Nick ma dość swojej nowej posady. -Nie prosił się o to.
-Ale myślałem, że...
-Daj mu już spokój.
Jim próbował włączyć stary sprzęt Jacka żeby puścić ich ulubione płyty, ale wieża była już za stara. Dan podjechał samochodem do garażu i włączył radio. Dwie dziewczyny poderwały się z krzeseł i zaczęły tańczyć.
Nick jakoś nigdy nie przepadał za tańcem. Usiadł obok swojej asystentki patrząc jak wszyscy dają się ponieść w rytm nowego hitu Rihanny. On nie lubił nigdy popu.
-A ty nie tańczysz? -Spojrzał na nią odpalając papierosa. -Właściwie to nie o tym chciałem pogadać. Wybacz, że cię zatrzymałem w pracy jakbyś mi powiedziała, że idziesz na imprezę do Jacka... z resztą nie ważne. -Pokręcił głową i zaśmiał się. -Nie gadajmy o tej pieprzonej pracy i firmie. -Zaciągnął się dymem.