LAUREN SWEENSON
// 28 lat // Menadżer w czterogwiazdkowym hotelu założonym przez rodziców jej męża od siedmiu boleści // Kobieta "sukcesu" //
Pamiętasz ten dzień, jakby to było dziś. Chyba nigdy wcześniej nie byłaś tak cholernie szczęśliwa. Suknię sprowadziłaś aż z Nowego Jorku, bo przecież żona Luke'a Sweensona musi wygladać jak prawdziwa księżniczka. I w rzeczy samej, wyglądałaś. Pamiętasz, jak bili brawa, gdy zatańczaliście swój pierwszy taniec. Jak trzymał cię w ramionach swoją silną i pewną ręką i dopiero w jego obecności czułaś się bezpieczna. Szczęśliwa i naiwna. Nie wiedziałaś, że w momencie, w którym wypowiesz sakramentalne "tak", rozpocznie się proces nie do powstrzymania. Nie zauważyłaś, kiedy ktoś, kogo tak silnie kochałaś zaczął zamieniać się w bestię. Wciąż ślepo wierzyłaś, że to tylko twoja wina, że najwyraźniej miałaś gorszy dzień i zdążyłaś go sprowokować. Do czasu, gdy bałaś się leżeć z nim pod jedną kołdrą.
Miałaś dwadzieścia cztery lata, kiedy rozpoczął się twój codzienny koszmar. A przedtem? Przedtem myślałaś tylko o sukcesie. Po ukończeniu studiów dostałaś pracę swoich marzeń. Dla osoby tak niezwykle zorganizowanej, zawziętej i dążącej do celu, zajmowanie się planowaniem różnorakich imprez w luksusowym hotelu "Platinum" było niczym sen. Sielanka trwała, kiedy w murach budynku poznałaś swoją pierwszą miłość. I jedyną, myślałaś.
Kiedy, droga Lauren, zdążyłaś się tak cholernie zgubić?
Wątek z BiałąGwiazdą,
Praca była tym, w czym Gabriel naprawdę się spełniał. Kochał to, co robił. Nigdzie nie czuł się tak dobrze, jak w szpitalu na swoim oddziale. Bardzo często, ordynator musiał siłą wyrzucać mężczyznę do domu, bo najchętniej tam by spał i spędzał całe dnie.
OdpowiedzUsuńDziwne zachowanie, jak na młodego mężczyznę, który miał wspaniałą żonę, z którą powinien spędzać czas. Niestety, ostatnimi czasy w małżeństwie Lemairów nie działo się dobrze, a wszystko przez te ostatnie wyniki badań, które zrobiła Marie.
Gabriel wraz z małżonką starali się o dziecko już niemal od pięciu lat. Niestety, na próżno. Informacja o tym, że Marie nie może mieć dzieci spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Dla mężczyzny dzieci były ukoronowaniem rodziny, którą założyli dziesięć lat temu.
Po raz pierwszy od tego czasu w ich małżeństwie pojawił się kryzys. Gabriel coraz mniej czasu spędzał w domu, a więcej przebywał w pracy. Nie potrafił sobie poradzić z tym, że nigdy nie będzie miał własnych dzieci. Nie chciał adopcji. Nie byłby w stanie pokochać nie swojego dziecka. To już by było dla niego za dużo.
Marie też nie pomagała. Obwiniala o wszystko właśnie jego, twierdząc że ten już jej nie kocha, że zależy mu tylko na tym, by mieć syna i córkę, a nie na ich wyjątkowej relacji.
Ostatnio, kłócili się zbyt często. Gabriel wolał w takich momentach wyjść z domu, by nie powiedzieć niczego przykrego.
Tego dnia, był już w pracy ponad pięćdziesiąt godzin i nie miał zamiaru wracać do domu. Wiedział, że Marie na niego czeka. W końcu na ten dzień przypadła dziesiąta rocznica ich ślubu. Mężczyzna nie miał już siły udawać szczęśliwego małżonka. Ignorował telefony od żony i zajął się pracą.
Karetka przywiozła właśnie nieprzytomną kobietę, która podobno poślizgnęła się na mokrej podłodze, uderzając głową o blat kuchenny. Gabriel przyjrzał się nieznajomej. Była łudząco podobna do jego żony. Nagle zatęsknił za Marie.
Otrząsnął się jednak i wziął się za badanie pacjentki. Zlecił zrobienie tomografu, badania krwi i wiele innych zabiegów, a samą kobietę kazał przewieźć na oddział.
Wrócił do niej po dwóch godzinach, kiedy miał już wszelkie analizy. Najwyraźniej się obudziła.
Gabriel podszedł więc do łóżka, na którym leżała z podkładką do notowania i lekkim uśmiechem na ustach.
- Witam serdecznie. - Przywitał się z kobietą, patrząc na nią uważnie. - Musiała pani się bardzo mocno uderzyć, bo w miejscu, gdzie to się stało ma pani krwiaka. A to oznacza, że trochę pani u nas zostanie. - Dodał jeszcze.
Z Marie znali się od dziecka. Mieszkali obok siebie przez wiele lat i przez ten cały czas się ze sobą przyjaźnili. Wiedzieli o sobie dosłownie wszystko. Wspierali się w najgorszych momentach, pocieszali po zawodach miłosnych i wspólnie cieszyli się z sukcesów, które osiągało drugie.
OdpowiedzUsuńDopiero później, zrozumieli, że są dla siebie stworzeni. Zostali małżeństwem bardzo młodo, jeszcze kiedy byli na studiach, jednak Gabriel nigdy nie żałował tej decyzji.
Kochał Marie, wielbił ziemię, po której stąpała i wątpił by kiedykolwiek się to zmieniło.
Teraz ich małżeństwo było na rozdrożu. Nawet nie spali razem w jednym łóżku. Gabriel zajął kanapę, stojącą w salonie i choć brakowało mu bliskości żony nie chciał na razie tego zmieniać.
Nie mógł sobie poradzić z tragedią, która na nich spadła. Nie mógł i nie potrafił. Bez dzieci jego życie byłoby całkowicie niekompletne. Nie chciał adopcji, a Marie uczepiła się tego pomysłu, jak ostatniej deski ratunku. Chciała odzyskać dawnego Gabriela, tego pełnego życia człowieka, którym był kilka miesięcy temu, zanim to wszystko zamieniło się w koszmar. Chciała, by był dawnym sobą, człowiekiem, którego pokochała, i który nie poświęcał się tak bardzo pracy, co odbijało się później na ich małżeństwo.
Tylko, że on tego nie chciał. Z premedytacją unikał jakichkolwiek kontaktów z Marei. Zamykał się we własnym świecie. Nikt nie wiedział o ich małej tragedii, bo kiedy ktokolwiek ich odwiedzał to albo był w pracy, albo udawał szczęśliwego męża. Błędne koło, w które wpadł nie dawało mu nadziei na lepsze czasy.
Gabriel spojrzał na wstającą z łóżka kobietę. Już miał do niej podejść i siłą zmusić do ponownego położenia się, jednak nie zdążył. Dostrzegł tylko wymiociny, które pojawiły się w momencie, gdy stanęła na nogi.
Chwycił leżący obok intercom i wezwał pielęgniarkę.
Kiedy ta pojawiła się na sali, Lemaire spojrzał na nią.
- Proszę wezwać salową, trzeba sprzątnąć ten bałagan. - Zwrócił się do kobiety. - A pani, pani Sweenson... - Podszedł teraz do blondynki, kładąc jej dłonie na ramionach i pomagając jej ponownie znaleźć się w łóżku. - Nigdzie pani nie pójdzie, póki ja o tym zdecyduję. To nie jest rozsądne. Spotkanie musi zaczekać, teraz liczy się pani zdrowie. - Spojrzał na kobietę uważnie. - Proszę tego nie utrudniać, bo będę zmuszony przywiązać panią do tego łóżka. - Dodał jeszcze.
- Doktorze? - Przez drzwi do sali spojrzała na Gabriela inna pielęgniarka. - Pańska żona pyta, o której będzie pan w domu. Rocznica...
- Proszę przekazać Marie, że dziś nie wracam. Mam niesforną pacjentkę na oddziale. I proszę jej ode mnie życzyć szczęśliwej dziesiątej rocznicy. - Dodał jeszcze, niemal beznamiętnym tonem.
Mężczyzna nie miał zamiaru wracać do domu. Ta rocznica nie miała być szczęśliwa i nie chciał jej spędzać w domu. W najgorszym wypadku zabierze żonę na jakąś kolację innym razem. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie.
W przypadku Marie i Gabriela ślub nie zmienił niczego. To był tylko papierek, który legalizował ich długoletni związek. Mieszkali ze sobą już wcześniej, wszyscy im kibicowali i uznawali ich za parę idealną. Po ślubie nic się nie zmieniło. Wynajęli tylko większe mieszkanie, skończyli studia i kupili sobie psa. Nawet w momencie, kiedy oboje pieli się po drabince kariery w swoich zawodach, mieli czas na to, by każdego wieczoru spędzać ze sobą choć kilka chwil.
OdpowiedzUsuńDopiero później, Gabriel zaczął przesiadywać w szpitalu dużo dłużej niż zazwyczaj. Nigdy jednak się o to nie kłócili. Marie wiedziała, jak ważna dla niego jest jego praca, więc nic nie mówiła. Jednak i ona potrafiła tracić cierpliwość. W ich związku to właśnie ona była tym bardziej awanturniczym typem i czasami zdarzało jej się wszczynać awantury, a czasami nawet czymś w niego rzucić.
Gabriel zawsze był tym spokojnym. Potrafił w jakiś sposób uspokoić Marie dzięki czemu awantura nigdy nie osiągała punktu kulminacyjnego. Wiedział jednak, że kiedy teraz wróci do domu nie obejdzie się bez kłótni. To była rocznica ich ślubu, nigdy wcześniej żadnej nie opuszczał. Nigdy wcześniej nie kazał jej czekać, ani też nie unikał Marie. Musiał po prostu odpocząć, przemyśleć sobie wszystko i zastanowić się co dalej.
Jednak zrobi to później. Teraz miał na głowie pracę.
Ta kobieta była niemożliwa. Gabriel czuł, że będą z nią problemy, że za wszelką cenę będzie chciała wyjść ze szpitala, więc nie miał zamiaru na to pozwolić. Dopiero wtedy, kiedy będzie miał pewność, że jego pacjentka nie spróbuje zrobić jakiejś głupoty wróci do domu.
- Spotkanie będzie musiało zaczekać, droga pani. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - W tym momencie najważniejsze jest pani zdrowie, a nie spotkania biznesowe. - Czasami Lemaire zastanawiał się, dlaczego ludzie tak ignorują własne zdrowie i poświęcają się pracy. Sam nie był lepszy.
Gabriel zmarszczył brwi, kiedy jego pacjentka zaproponowała mu rozmowę z żoną. Jeszcze tego brakowało, by obcy ludzie mieli mu mówić, jak ma postępować z Marie.
- Tutaj nie ma nic do ratowania, proszę pani. - Odpowiedział jej w końcu. - Wszystko jest w porządku, po prostu jeszcze nie skończyłem dyżuru. - Sam nie wiedział dlaczego tłumaczy się obcej kobiecie. - Poza tym, jesteśmy tutaj z pani powodu, a nie z powodu mojego życia rodzinnego, więc...- urwał, bo na salę wparował jakiś mężczyzna.
Gabriel przyjrzał się mu uważnie, po czym wrócił do przeglądania papierów, które nadal trzymał w dłoniach.
Zmarszczył brwi, kiedy usłyszał pytanie, jak się okazało, męża kobiety.
- Bardzo mi przykro panie... Sweenson. - Zaczął, przyglądając się mężczyźnie. - Pańska żona zostanie na oddziale, póki nie będę zadowolony z jej ogólnego stanu zdrowia. Spotkanie będzie musiało poczekać. - Zapisał kilka słów na karcie pacjenta. Mąż kobiety, jakoś nie przypadł mu do gustu. - Jeśli pana żona wyjdzie stąd w tym momencie, za chwilę będzie musiała tu wrócić. Ma krwiaka, w miejscu gdzie doszło do uderzenia. Musi zostać pod stałą obserwacją, dopóki się nie wchłonie. Jeśli tak się nie stanie, czeka ją operacja.
W tym momencie do sali weszła sprzątaczka, która zabrała się za ścieranie wymiocin, a zaraz za nią pojawiła się pielęgniarka z czystą piżamą dla kobiety.
Wyciągnęła parawan, by kobieta miała odrobinę prywatności i podała jej ubranie.
Gabriel i Marie w większości mieli wspólnych znajomych. Widywali się z nimi dość często. Były to również małżeństwa. Zazwyczaj ich rówieśnicy, którzy tak samo jak oni pobrali się w młodym wieku i wywodzili się z tego samego miasteczka.
OdpowiedzUsuńOd czasu, kiedy każda z par miała już po jednym dziecku, Gabriel nie miał siły żeby często się z nimi widywać. Był zazdrosny o coś, czego on nie miał i mieć nie będzie. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Zazdrość paliła niemal jego wnętrzności, kiedy patrzył na uśmiechnięte buźki swoich znajomych, kiedy ci przytulali swoje dzieci.
A już najbardziej irytował go fakt, że zamiast im współczuć i nie zadawać pytań, za każdym razem przyjaciele drążyli temat, kiedy państwo Lemaire w końcu będą mieli własnego potomka.
W takich sytuacjach, Gabriel po prostu zabierał psa i wychodził z domu na długi spacer, wracając dopiero wtedy, kiedy Marie dawała mu znać, że wszyscy już poszli.
Słysząc przeprosiny kobiety, doktor jedynie lekko się uśmiechnął.
- Nic nie szkodzi. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Nie musi mnie pani przepraszać. - Dodał jeszcze.
Prośba męża kobiety nieco go zdziwiła, jednak nie miał zamiaru jej nie spełnić, skoro ten miał prawo do rozmowy z własną żoną. Tego nie mógł mu zabronić.
Gabriel wyszedł z sali, jednak czekał zaraz za drzwiami. Coś w spojrzeniu mężczyzny mu się nie podobało. Zaczynał podejrzewać, że jego pacjentka jest ofiarą przemocy domowej, jednak nie miał zamiaru na razie o tym myśleć. Nie chciał też wydawać pochopnych wniosków, skoro nie znał całej sytuacji. Dopiero, kiedy będzie pewien swego, zrobi coś w tej sprawie.
Czekając, aż małżeństwo ze sobą porozmawia, Gabriel postanowił zadzwonić do żony.
Wyciągnął z fartucha telefon i wybrał numer domowy.
- Cześć kochanie. - Przywitał się z żoną, wiedząc że na pewno jest na niego zła. - Naprawdę mi przykro, że mnie nie będzie. Po prostu muszę zostać dłużej w pracy.
- Gabrielu, kogo ty chcesz oszukać? - W głosie Marie nie było słychać złości, a sam smutek. - Przecież wiem, co się dzieje. Nie chodzi o pracę, tylko o mnie.
- Nie mów tak. - Przerwał na chwilę. - Nadal cię kocham, tylko... nie potrafię jeszcze zaakceptować tego wszystkiego.
- Wszystko się ułoży... tylko błagam, nie unikaj mnie.
- Przepraszam. Muszę kończyć. - Odezwał się po chwili i bez słowa się rozłączył.
Spojrzał przez okno na salę szpitalną, jednak jego pacjentka wraz z mężem nadal była ukryta za parawanem.
Dopiero, kiedy ten wyszedł, Gabriel wrócił na salę i podszedł parawanu.
Usuń- Wszystko w porządku? - Zapytał swoją pacjentkę, przyglądając się jej uważniej.
Gabriel i Marie nigdy niczego nie udawali. Między nimi nadal istniała silna więź, którą budowali niemal przez trzydzieści lat znajomości. Można było nawet powiedzieć, że rozumieli się bez słów, że znali wszystkie swoje myśli, zachcianki, czy zachowania.
OdpowiedzUsuńZawsze byli stawiani za wzór do naśladowania dla innych par. Wspierali się, a miłość, jaką się darzyli było widać na odległość.
Teraz jednak, Gabriel nie wiedział, czy zakończenie związku nie było by najlepszą opcją. Rysy, które pojawiły się na ich do tej pory idealnym życiu były tam nadal i nie znikały, a mężczyzna miał wrażenie, że robią się większe i pojawia się ich więcej.
Mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bezpłodność nie jest winą Marie, że nie ona sama sobie to wymyśliła, ani że nie zrobiła tego specjalnie, tylko przewrotny los zdecydował, że nigdy nie będą mieli własnych dzieci.
Lemaire westchnął cicho, chowając telefon do kieszeni, akurat w momencie, kiedy mąż jego pacjentki opuścił salę. Nie spodobały mu się jego słowa, ani też to, że położył dłoń na jego ramieniu, jakby się znali nie wiadomo jak długo. Co jak co, ale pewne granice należało zachować.
Gabriel westchnął po raz drugi i wszedł do sali szpitalnej, przywołując na twarz uśmiech.
Podszedł do łóżka pacjentki i spojrzał na nią uważniej.
- Leki powoli zaczynają działać. Gdyby ból się nasilił, obok łóżka ma pani intercom do wezwania pielęgniarki. - Powiedział, wskazując odpowiednie miejsce i odwieszając tabliczkę z wynikami na poręczy łóżka. - Zostanie pani u nas przynajmniej tydzień. Tego krwiaka należy obserwować. Po siedmiu dniach zrobimy badania i zweryfikujemy czy się wchłonął, czy jednak będzie konieczna operacja. - Odpowiedział na jej pytanie. - Teraz, najważniejsze jest to, żeby się pani zrelaksowała i nie myślała pani o pracy, tylko o własnym zdrowiu. - Przyjrzał się uważniej twarzy swojej pacjentki. Podobieństwo do Marie było wręcz uderzające. - Tak, mamy tutaj mały sklepik, na parterze, zaraz przy głównym wejściu do szpitala. - Odpowiedział na pytanie kobiety. - Jednak, dziś nigdzie już pani nie pójdzie. Zorganizuję tutaj jakąś butelkę wody, by wystarczyła pani na noc, a jutro zaprowadzę panią do sklepu. - Zaproponował.
W tym momencie, drzwi na salę otworzył się i do środka weszła pielęgniarka.
- Dobrze, że panią widzę. - Gabriel odwrócił się i spojrzał na kobietę w białym uniformie. - Proszę przynieść pani Sweenson butelkę wody do picia i co jakiś czas zaglądać tutaj i sprawdzić, czy nie jest potrzebna kolejna dawka leków. - Był idealny do wydawania poleceń.
- Dobrze. - Pielęgniarka kiwnęła głową, na znak, że rozumie. - Panie doktorze, pańska żona...
- Proszę jej powiedzieć, że...
- Tylko, że pańska żona czeka na pana w gabinecie. - Kobieta przerwała Gabrielowi. - Powiedziała, że mam pana tam przyprowadzić, bo skoro pan nie chciał pojawić się na rocznicy, to rocznica przyjechała do pana.
Lemiare spojrzał na kobietę ze złością. To nie była jej wina, jednak w tym momencie chciał na kimś wyładować swoją złość.
- Dobrze, zaraz tam będę. - Zwrócił się do pielęgniarki, po czym ponownie spojrzał na swoją pacjentkę. - Wrócę do pani za kilka godzin w trakcie obchodu. Teraz, proszę odpoczywać. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali, kierując się w stronę gabinetu z zamiarem wysłania żony do domu. Marie była niemożliwa. Jeśli coś sobie ubzdurała to nie można było jej odwieść od głupich pomysłów.
Gabriel nie był zadowolony z tego, że jego żona musiała specjalnie pojawić się w szpitalu, żeby tylko spędzić z nim rocznicę. Z drugiej jednak strony, brakowało mu jej i to bardzo. Może jeszcze nie wszystko było stracone, może jakoś uda im się naprawić tak długoletni związek. W końcu byli dla siebie stworzeni, przysięgali przed Bogiem, że będą ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, póki śmierć ich nie rozdzieli.
OdpowiedzUsuńNie mógł się na nią złościć. Marie chciała ratować to, co jeszcze zostało z ich małżeństwa.
Mężczyzna wszedł do swojego gabinetu i uśmiech sam pojawił się na jego twarzy na widok ukochanej. Mimo wszystko, nadal była mu bliska.
- Pomyślałam, że zjemy razem kolację. Masz czas? - Zapytała podchodząc do Gabriela.
- Tak, co najmniej dwie, trzy godziny do czasu obchodu. - Odpowiedział jej, całując ją w policzek. - Planowałem wrócić do domu, jednak nowa pacjentka sprawiała nieco problemów. Poza tym, ma krwiaka, muszę być na miejscu na wypadek komplikacji.
- Nie może cię ktoś zastąpić?
- Jestem tu sam Marie. A pielęgniarki nie dadzą sobie rady ze wszystkimi pacjentami.
Kobieta spojrzała na swojego męża z mieszaniną wyrzutu i złości. Kiwnęła jednak głową na znak, że rozumie.
- Zrobiłam twoje ulubione danie. - Odezwała się po chwili, wskazując na zastawione biurko.
Gabriel uśmiechnął się i usiadł na krześle.
Zjedli kolację w spokoju rozmawiając o wszystkim, prócz tego co ich podzieliło. Nie było teraz na to czasu. Lemaire cieszył się, że jednak jego żona przyszła tutaj do niego i pozwoliła mu spędzić miło kilka godzin.
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Do gabinetu wpadła zdyszana pielęgniarka.
- Przepraszam, że przeszkadzam doktorze. - Zaczęła z trudem, łapiąc oddech. - Ta nowa pacjentka... Pogorszyło się.
- Wybacz Marie. - Gabriel wstał ze swojego miejsca i poszedł sprawdzić co się dzieje.
Na podłodze zauważył sporą kałużę wymiocin. Podszedł szybkim krokiem do kobiety.
- Co mówiłem o sprawdzaniu, czy leki działają? - Zapytał ze złością.
- Pani Sweenson, słyszy mnie pani? - Zapytał, delikatnie badając jej głowę. - Proszę o kolejną dawkę leków przeciwbólowych i kroplówkę. Trzeba nawodnić pacjentkę. - Dodał jeszcze, odsuwając się na chwilę.
Dopiero w tym momencie dostrzegł, że Marie obserwuje jego poczynania zza szyby.
Gabriel również musiał mieć pełną kontrolę nad swoim życiem. Wszystko miał zaplanowane w drobnych szczegółach. Każdy detal omawiany był kilkukrotnie i sprawdzany, czy na pewno nie wydarzy się nic, co mogłoby zepsuć jego plany.
OdpowiedzUsuńKiedy Marie nagle zmieniała plany, robiła coś spontanicznie, bardzo się wtedy denerwował. Nie lubił zmian i ciężko było mu je zaakceptować.
Znajomi śmiali się często, że Gabriel jest jak szwajcarski zegarek, cholernie dobrze nakręcony zegarek. Nigdy się nie spóźniał, nigdy nie odwoływał spotkań. Żył jak na jakimś autopilocie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Potrzebował jednak zmian. To poukładane życie strasznie go czasami męczyło. Chciał zrobić coś szalonego, coś czego nigdy by nie zrobił, coś czego nie dałoby się zaplanować.
Marzył o tym, choć nie wiedział dokładnie co to miałoby być. Może coś się wydarzy. Gabriel czuł, że już wkrótce stanie przed trudnym wyborem.
Szybka reakcja Gabriela na pewno się przydała i zapewne uratowała kobiecie życie. Mężczyzna był zły, że pielęgniarki nie zrobiły tego, o co je poprosił. I niby miał wrócić do domu i zostawić wszystko na ich głowie? Połowa pacjentów przeszła by takie załamanie jak pani Sweenson.
- Wszystko jest w porządku. - Zapewnił po chwili kobietę, aplikując jej kolejną dawkę leków przeciwbólowych i podłączając kroplówkę. - To tylko reakcja pani organizmu na krwiaka, jednak leki zaraz zaczną działać. Proszę się odprężyć i oddychać głęboko. - Dodał jeszcze, mierząc kobiecie puls.
Do sali weszła jakaś kobieta. Lemiare spojrzał na nią uważnie. Dziwne wydawało mu się to, że rzeczy jego pacjentce przynosi nie mąż, a zapewne jakaś przyjaciółka. Dziwna sytuacja, ale nie zamierzał jej komentować.
- Siostro - zwrócił się do pielęgniarki. - Proszę zamówić na jutro tomograf. Muszę przeprowadzić dokładniejsze badania. - Pielęgniarka od razu wyszła z sali, by spełnić jego prośbę. - A pani - tu zwrócił się do obcej kobiety, której jeszcze nie znał. - Może pani jeszcze zostać, choć czas odwiedzin minął kilka minut temu. Proszę dopilnować, żeby pani Sweenson wypiła sporo wody i leżała spokojnie. - Dodał jeszcze, po czym opuścił salę i podszedł do żony.
- Widzisz co się dzieje, nie mogę ich zostawić na pięć minut, bo grozi to tragedią. - Marie położyła mu dłoń na policzku, jednak nic nie powiedziała. Wiedział, że jest jej przykro z powodu rocznicy. - Obiecuję, że spędzimy razem cały dzień, kiedy tylko będę miał wolne. Dobrze? - Zaproponował po chwili. Był jej to winien.
- Dobrze. - Pocałowała go lekko w policzek.
- Wracaj do domu skarbie. Niedługo się zobaczymy. - Dodał jeszcze.
Wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga do tego, by było dobrze, ale może w jakiś sposób dojdą do porozumienia. Chciał w to wierzyć.
Praca Gabriela nie była inna. Jednak on nie organizował. On walczył o ludzkie życie, starając się, by każdy z jego pacjentów prędzej czy później opuścił szpital. Na tym mu najbardziej zależało i na niczym innym.
OdpowiedzUsuńZnajomi od zawsze myśleli, że mężczyzna zostanie chirurgiem, albo kardiologiem, ale nie. Lemair wybrał oddział ratunkowy. Czuł, że tam będzie najbardziej potrzebny, że tam najwięcej ludzi czekać na pomoc. I tak spełnił swoje marzenie. Od zawsze chciał pomagać innym. Może po części było to rodzinne, bo jego matka służyła w Korpusie Pokoju, a ojciec był żołnierzem i zginął na wojnie, kiedy Gabriel miał zaledwie dziesięć lat. Później wychowywał go ojczym, kolejny człowiek czynu i społecznik, który posiadał własną organizację do walki z rakiem.
Żyjąc w takim środowisku i spędzając tyle czasu w towarzystwie ludzi, którzy nieśli innym pomoc, nie było możliwości by wybrał inaczej. Od zawsze fascynowała go biologia i chemia. Najpierw w liceum , uwielbiał sekcje przeprowadzane na żabach czy innych stworzeniach, a później na studiach, uwielbiał wizyty w kostnicach i prosektoriach. Większość jego kolegów i koleżanek z czasów akademickich właśnie przy tych zajęciach rezygnowało z dalszej nauki zawodu. Jednak nie on. On nie bał się krwi, od zawsze był też ciekawy ludzkiego ciała, jego mechanizmów obronnych, czy innych tego typu rzeczy. Nie brzydził go widok noży w brzuchach, kałuże wymiocin i czy inne tego typu rzeczy, kiedy zaczął staż na oddziale ratunkowym. Wiedział już wtedy, że właśnie to jest jego przeznaczeniem.
Gabriel zaraz po pożegnaniu się z żoną wrócił do swojego gabinetu, by w samotności zjeść swoją rocznicową kolację. Było mu w pewnym sensie przykro, że nie spędzili jej jednak razem, ale obowiązki im przerwały. Nie mógł zostawić swoich obowiązków. Nie teraz, kiedy na oddziale nie było innego lekarza, a pielęgniarki najwidoczniej nie potrafiły zająć się swoimi obowiązkami.
Rozmowy jego pacjentki z jej przyjaciółką nie słyszał bezpośrednio, jednak kobiety nie zauważyły pielęgniarki siedzące kilka metrów dalej za biurkiem. Niby rozmawiały cicho, jednak echo ich rozmowy doskonale niosło się po cichym i pustym korytarzu.
Gabriel po zjedzeniu kolacji postanowił położyć się na chwilę. Do obchodu została jeszcze jakaś godzina, a on poczuł niewyobrażalne zmęczenie. Był na nogach już ponad sześćdziesiąt godzin i kawa mieszana z napojami energetycznymi nie do końca mu już pomagała. Ledwie położył się na poduszce, kiedy ciche pukanie do drzwi wyrwało go z drzemki, w którą powoli zapadał.
- Proszę wejść.
- Panie doktorze? - Głos pielęgniarki był cichy, jakby bała się, że mężczyzna zaraz na nią nakrzyczy. - Muszę powiedzieć panu coś ważnego. To dotyczy pana nowej pacjentki. - Wyznała, wchodząc do środka i zamykając drzwi. Była zdenerwowana, przestępowała z nogi na nogę.
- O co chodzi? - Gabriel przetarł oczy, żeby odpędzić zmęczenie i pozbyć się piasku spod powiek, po czym spojrzał na kobietę. - Chodzi o jej stan? Znów się pogorszyło? - Zapytał.
- Nie. Po prostu usłyszałam jej rozmowę z tą kobietą, którą ją odwiedziła.
- Przecież nie powinniśmy...
- Wiem, po prostu uznałam, że to może być ważne. Nie chciałam słuchać, ale one były same na korytarzu... Echo...
- Rozumiem. O co chodzi.
- Myślę, że ta kobieta jest ofiarą przemocy domowej. Przynajmniej tak wynikało z jej rozmowy z tą drugą kobietą.
Gabriel spojrzał na kobietę. Nic nie powiedział, ale miał nieprzyjemne wrażenie, że to prawda. Jego podejrzenia się sprawdziły, jednak na razie nie miał zamiaru nic z tym robić. Nie należało denerwować kobiety. Teraz ważne było to, by wyzdrowiała.
- Dziękuję za tą informację. - Zwrócił się do pielęgniarki z lekkim uśmiechem. - Zajmę się tym. - Dodał jeszcze. - Jeśli to wszystko to proszę dać mi znać, kiedy nadejdzie czas obchodu.- Ponownie położył głowę na poduszkach. Musiał sobie wszystko dokładnie przemyśleć.
Pielęgniarka wyszła, zostawiając go samego.
Według Gabriela, dzieci nadawały sens związkowi dwójki ludzi. Spajały jeszcze bardziej małżeństwa i dawały radość życia. Odkąd tylko się pobrali, Marie i Gabriel rozmawiali o tym ile będą mieli dzieci, jakie nadadzą im imiona i jak będzie wyglądało ich życie, kiedy małe, słodki berbecie pojawią się w ich domu.
OdpowiedzUsuńNiestety tak się nie stało. Dziesięć lat starań poszło na marne. Dziesięć lat marzeń, planów i rozmów poszło w niepamięć. Przez głupie badania i ich wyniki. Spadło to na nich jak grom z jasnego nieba. Początkowo, myśleli że to żart, że może w klinice pomylili wyniki badań, ale wizyta lekarska rozwiała wszelkie nadzieje.
Następne dni i tygodnie Lemiare pamiętał jak przez mgłę. Nie mógł pogodzić się z tą informacją, ale miał nadzieję, że to wczorajsze spotkanie z żoną w szpitalu ruszy coś do przodu. W gruncie rzeczy kochał swoją żonę.
Podczas porannego obchodu, zaczynała się dla niego siedemdziesiąta godzina dyżuru. Powoli mężczyzna zaczynał odczuwać zmęczenie, ale wiedział, że jeszcze trochę musi wytrzymać, zanim przybędzie jego zmiennik i będzie mógł mu przekazać wszelkie niezbędne informacje.
Najbardziej chyba Lemiare oczekiwał wejścia do sali pani Sweenson. Miał nadzieję, że kobiecie się poprawiło, i że wypadki z poprzedniej nocy już się nie przytrafią.
Kiedy weszli na salę kobieta jeszcze spała, obudziła się dopiero, kiedy podszedł do jej łóżka wraz z pielęgniarką.
- Dzień dobry. - Przywitał się z kobietą, jednocześnie badając jej puls. - Jak się dziś pani czuje ? - Zapytał.
Odpowiedź go zadowoliła. Podszedł bliżej i delikatnie zaczął badać tył głowy swojej pacjentki. Ogólny stan zdrowia był dobry, co go zadowalało.
- Dziś pojedzie pani na badanie tomografem. Trzeba bliżej obejrzeć tego krwiaka. - Odezwał się po chwili, patrząc na kobietę. - Ale najpierw śniadanie. Czy ma pani do mnie jakieś pytania, jakieś wątpliwości, cokolwiek? - Zapytał, jednocześnie tłumiąc ochotę na ziewnięcie.
Może Lauren miała takie obawy z powodu tego, jakiego miała męża? Może faktycznie on nie nadawał się do ojcostwa, do stworzenia rodziny.
OdpowiedzUsuńU Gabriela było inaczej. Z Marie było inaczej. Dla nich posiadanie dziecka było czymś normalnym i naturalnym. Mając już po dwadzieścia dwa lata i będąc świeżo po ślubie zaczęli o tym rozmawiać. Nie wyobrażali sobie życia bez tupotu małych stópek, bez domu wypełnionego śmiechem dziecka.
Zapewne, żona Gabriela postawi na swoim i w końcu adoptują jakieś dziecko, chociaż mężczyzna był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Nie sądził, by był wstanie pokochać dziecko, które nie byłoby stworzone przez niego. Z taką decyzją wiązać się mogło wiele problemów. Biorąc dziecko z domu dziecka, nie ma się informacji o tym, jaką miało przeszłość, jak było traktowane w domu i czy czegoś z niego nie wyniosło.
Gabriela to przerażało. Nie wiedział co ma myśleć, czy jak się zachować.
Po raz pierwszy w życiu los postawił przed nim problem, którego nie był wstanie rozwiązać.
Nawet jeśli kobieta dobrze się czuła, to Lemiare i tak nie wypuściłby jej do domu. Poprawa mogła być jedynie chwilowa, a jakikolwiek lekki uraz, czy większy stres spowodowałby, że blondynka natychmiastowo wróciłaby do domu.
Gabriel zdziwił się, że kobieta jest aż tak rozmowna. Najwyraźniej leki przeciwbólowe działały poprawnie i jego pacjentka nie odczuwała aż tak dużego dyskomfortu z powodu tego krwiaka.
- Tak jak mówiłem pani wczoraj, zostanie pani u nas tydzień. - Odpowiedział. - Musimy mieć pewność, że krwiak sam się wchłonie i nie będzie naciskał na pani mózg. To ważne, bo jeśli tak się nie stanie, będzie konieczne jego usunięcie, a to wiąże się z kilkoma dodatkowymi dniami w szpitalu. - Dodał, z lekkim uśmiechem na ustach. - Hasło do wifi raczej nie powinno być konieczne, chyba że faktycznie będzie pani nalegała.
Gabriel spojrzał na kobietę. Wiedza o tym, że może być ofiarą przemocy domowej na chwilę obecną nie powinna zostać ujawniona. Mężczyzna wiedział, że najpierw musiałby mieć dowody, zobaczyć coś niestosownego w zachowaniu męża pani Sweenson, a dopiero potem działać. Nie chciał wysuwać pochopnych wniosków, na podstawie tego, co usłyszał od pielęgniarki. To była zbyt delikatna sprawa.
Słysząc ostatnie słowa kobiety, Lemiare uśmiechnął się lekko.
- Gabriel, jeśli już. - Odpowiedział jej. Nie lubił, kiedy mówiono do niego po nazwisku. - Nic mi nie będzie. Jeszcze tylko kilkanaście godzin i przejmie panią mój zmiennik. - Dodał. - Uroki pracy w szpitalu. - Potarł dłonią zarośniętą brodę. Nawet nie miał czasu, żeby się ogolić.
Gabriel również się zaśmiał. Zaskakująco dobrze rozmawiało mu się z jego własną pacjentką, chociaż wcześniej nigdy tego nie robił.
OdpowiedzUsuń- To zrozumiałe w pani stanie, droga pani. - Odpowiedział jej. - Tym bardziej, że wczorajszy dzień to był początek, natomiast dziś i przez kolejne kilka dni, wszystko powinno być dobrze. Jestem dobrej myśli co do pani stanu. - Dodał jeszcze, po czym chwycił tabliczkę z wynikami kobiety i zapisał na niej kilka kwestii, tym bardziej że przez tą zwykłą rozmowę ledwie już co pamiętał wszystko inne związane z jego pracą.
- Miło mi. - Gabriel uścisnął dłoń kobiety i od razu poczuł dziwny prąd przepływający przez jego ciało, kiedy dotknął kobiety. Początkowo miał zamiar od razu wyrwać rękę z jej uścisku, jednak poczekał.
- No cóż, praca to całe moje życie, zdarza się że trzeba posiedzieć na dyżurze trochę dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. - Odpowiedział jej jeszcze z lekkim uśmiechem. Spojrzał na pielęgniarkę, która nadal przebywała z nimi w jednym pokoju i lekko się zmieszał.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się wdawać w prywatne rozmowy ze swoimi pacjentami. Zawsze zachowywał odpowiedni dystans, nigdy się nie przestawiał, a przede wszystkim nie żartował sobie z nimi.
Jednak, jego nowa podopieczna, miał coś takiego w sobie, co kazało mu ciągnąć tą rozmowę i sprawiała mu ona niemałą przyjemność.
Nawet gdyby jakimś cudem pociągnęli tą znajomość dalej, Lauren tak łatwo nie pozbyłaby się Gabriela. Potrafił być uparty.
- Dobrze, nie będę pani przeszkadzał. - Odezwał się po chwili, przerywając ciszę. - Za chwilę dostanie pani śniadanie, później pojedziemy na badania. - Dodał jeszcze, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z sali.
Musiał sobie przemyśleć pewne kwestie.
Kiedy Lauren odwiedził mąż, Gabriel był w domu. Skończył dyżur kilka godzin wcześniej jego zmiennik przejął pałeczkę. Lemaire zdał mu raport ze stanu zdrowia pacjentów, zastrzegając, że pani Sweenson pod żadnym pozorem nie może opuścić szpitala do końca tygodnia.
Badanie tomografem wykazało, że krwiak jest większy niż przewidywano, i że najmniejszy na niego nacisk może spowodować jego pęknięcie. Dlatego też kobieta powinna zostać w szpitalu pod stałą obserwacją.
Spędzając czas w domu, Gabriel przespał niemal pierwszy wolny dzień. Marie i tak była w delegacji ze swoim szefem, więc mężczyzna miał całe mieszkanie tylko dla siebie. Te dwa wolne dni, spędził na totalnym lenistwie, wiedząc że kiedy wróci do pracy będzie musiał kilka kolejnych dni pracować na najwyższych obrotach.
Sam się sobie dziwił, ale też miał ochotę ponownie porozmawiać ze swoją pacjentką.
Kiedy wrócił w środę do pracy coś mu się nie zgadzało. Sala, którą zajmowała Lauren była pusta. Czyżby przeniesioną ją w inne miejsce. Nie, to było niemożliwe. Podał przecież instrukcje.
Nawet nie przebierając się jeszcze w swój fartuch, wszedł do gabinetu swojego zmiennika.
- Gdzie jest pani Sweenson? - Zapytał, nie pukając ani nie witając się z lekarzem.
- Wyszła w poniedziałek do domu.
- Że co?
- Uspokój się. Została wypisana na wyraźne życzenie swojego męża.
- Czyś ty do reszty zgłupiał? Nie widziałeś jej wyników? Wyraźnie mówiłem, że ma zostać do końca tygodnia.
- Nie tym tonem, Lemaire. Jestem twoim przełożonym. Poza tym, co cię tak obchodzi ta pacjentka? Miała prawo wyjść do domu.
- Wiedziała co jej grozi, jeśli wyjdzie do domu przed czasem. Nie sądzę, by tak ryzykowała.
- Ale to zrobiła. A teraz, z łaski swojej idź się przebrać i bierz się do pracy. Ja za chwilę wychodzę. Mam dziś kolację z żoną.
Gabriel wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Był wściekły i doskonale było to po nim widać. Już w swoim gabinecie przebrał się w fartuch i zasiadł do czytania raportów. Wiedział, że kobieta prędzej czy później ponownie trafi do szpitala.
Gdyby Gabriel był wtedy w szpitalu nigdy w życiu nie zgodziłby się na to, by kobieta opuściła szpital. Wiedział czym to groził. Bez odpowiedniej terapii lekami i stałej obserwacji, krwiak rozgości się na dobre i nic już jej nie uratuje przed operacją.
OdpowiedzUsuńMężczyzna nie miał pojęcia, jak mąż kobiety zareagowałby na jego sprzeciw, ale tak naprawdę miał to gdzieś. On zobowiązał się ratować ludzkie życie i na pewno nie podałby się tak łatwo woli Sweensona, jak zrobił to ordynator oddziału. Gabrielowi nie mieściło się to w głowie. Jak można było zrobić coś takiego, przecież to była czysta głupota.
Co jakiś czas, Gabriel zastanawiał się nad tym, co stało się z jego pacjentką. Wiedział, że prędzej czy później, kobieta ponownie wyląduje w szpitalu, tylko mężczyzna nie wiedział jeszcze w jakim stanie.
Starał się zajmować swoją pracą, starał się naprawiać swoje małżeństwo, ale gdzieś tam w tyle jego głowy nadal miejsce zajmowała pani Sweenson. Sam nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Nigdy nie wspominał żadnego ze swoich pacjentów. Nigdy się nimi nie przejmował. Co ta kobieta miała w sobie, że sprawiła, iż Lemiare nie mógł przestać o niej myśleć. To doświadczenie było dla niego nowe.
W pracy działo się zazwyczaj bardzo dużo, więc Gabriel musiał skupiać się na tym, jednak w domu to co innego.
Z Marie starali się rozmawiać normalnie, spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, oboje naprawdę bardzo się starali, by uratować to, co jeszcze zostało z ich małżeństwa.
Kiepsko im to szło. Gabriel ledwo dotykał własnej żony, a wcześniej to ona, nie mogła opędzić się od jego wszędobylskich rąk. Teraz, kładł się późno spać, czekając w salonie aż Marie zaśnie. W ten sposób unikał jakichkolwiek zbliżeń cielesnych. Nie miał na to ochoty. W ogóle. Doszło nawet do tego, że sypiał na kanapie w salonie.
Marie niby nic nie mówiła, ale jednak widać było, że czuła się dotknięta oschłością własnego męża.
I w końcu nadszedł dzień, którego się spodziewał. Ledwo zdążył wejść na oddział i odebrać raporty od swojego zmiennika, kiedy drzwi się otworzyły i ratownicy medyczni wprowadzili do środka łóżko z blondwłosą kobietą. Gabriel w biegu założył na siebie fartuch i podszedł do mężczyzn, przejmując od nich wszelką dokumentację. Poznał ją, a jakże.
- Co mamy? - Zapytał jednego z ratowników.
- Kobieta, lat dwadzieścia osiem, zasłabła w pracy. Problemy z oddychaniem, ogólne osłabienie organizmu.
- Wiem kto to jest. - Odpowiedział tylko. - Tomograf i kroplówka wzmacniająca. - Zwrócił się teraz do pielęgniarki.
Dziwne, ale poczuł ulgę, kiedy tylko ją zobaczył. Teraz będzie mógł jej pomóc.
Kiedy wszystkie badania zostały zrobione, a pani Sweenson już leżała na sali, Lemaire poszedł ją odwiedzić, oczywiście w ramach obchodu.
- Witam ponownie. - Przywitał się z kobietą z lekkim uśmiechem. - Tak myślałem, że niedługo znów się pani u nas pojawi, a ostatnim razem ostrzegałem jak to się może skończyć. - Dodał jeszcze, spoglądając w kartę pacjenta.
Może i mąż Lauren sądził, że wie, co jest dobre dla jego żony, ale nie był lekarzem. Nie miał bladego pojęcia o tym, co zrobił. Nie wiedział na pewno, że naraził własną małżonkę na niebezpieczeństwo.
OdpowiedzUsuńGabriel aż zgrzytał zębami, myśląc o głupocie tego całego Sweensona. I ordynatora też, skoro zgodził się na wypuszczenie pacjentki do domu i znając konsekwencje takiego zachowania.
Nie było teraz jednak czasu, na zastanawianie się nad tym, co było. W chwili obecnej najważniejsze było to, by ocenić stan krwiaka i stwierdzić, czy faktycznie operacja będzie w tym momencie konieczna. Wyniki badania tomograficznego miały pojawić się dopiero za jakąś godzinę, więc Gabriel postanowił zbadać ogólny stan swojej pacjentki.
Zlecił badania krwi i to co zobaczył w wynikach nieco go zaskoczyło. Śladowe ilości pewnych nielegalnych substancji, zawartych w silnych środkach przeciwbólowych, które jednocześnie nie do końca były nielegalne, nieco go zaskoczyły. To nie był zwykły ból głowy, więc tego typu specyfiki na pewno nie pomagały, a jedynie mogły zaszkodzić kobiecie.
Gabriel nie odpowiedział Lauren od razu. Zamiast tego zmierzył jej ciśnienie, sprawdził tył głowy, osłuchał serce. Niby nie wykrył niczego niezwykłego, ale i tak ciśnienie było lekko podwyższone, a serce biło nienaturalnie szybko.
- Proszę się nie denerwować. -Zaczął od razu, by jakoś uspokoić blondynkę. - Czekamy na wyniki badań tomograficznych, żeby sprawdzić czy krwiak się nie zadomowił. - Spojrzał na kobietę uważniej. - Gdyby wcześniej mnie pani posłuchała i nie wyszła ze szpitala pod wpływem męża - dał jej w ten sposób znać, że wie o wszystkim. - To zapewne byśmy się więcej tu nie spotkali. A w tej sytuacji, na pewno będziemy przebywać w swoim towarzystwie nieco dłużej, niż początkowo sądziłem. Tym razem, nie będzie pani miała możliwości wyjść na własne żądanie, nawet pani mąż nie będzie wstanie tego zrobić. Dopilnuję tego. - Powiedział jeszcze, po czym spojrzał na pielęgniarkę. - Proszę dopilnować, by pani Sweenson otrzymała obiad i wzięła przepisane leki. - Byłbym wdzięczny, gdyby powiedziała mi pani dokładnie, jakie leki pani przyjmowała.
To co zrobił mąż kobiety, może i wynikało z jego troski o nią ( o ile takowa istniała), ale mimo to jego zachowanie było wysoce niebezpieczne. Brak jakiegokolwiek wykształcenia medycznego i przyjmowanie przez Lauren leków nie przepisanych przez lekarza, mógł się skończyć dużo gorzej, niż zwykłymi problemami z oddychaniem, czy utratą przytomności.
OdpowiedzUsuńTeraz na szczęście, kobieta była w odpowiednim miejscu, pod odpowiednią opieką i Lemiare miał zamiar ją wyleczyć i dopilnować, by więcej nie opuściła szpitala bez jego wiedzy. Na to nie miał zamiaru się zgodzić.
Lemiare nie miał zamiaru zrzucać winy na Lauren. Bardziej sądził, że to właśnie jej mąż jest winien całej tej sytuacji, a nie ona. Być może jednak jego słowa zostały nieco inaczej odebranego przez jego pacjentkę.
- Oczywiście, nie winię pani za to. Jednak tłumaczyłem jak to wygląda. Praca powoduje dodatkowy stres, a dodatkowy stres powoduje większą aktywność mózgu, co następnie wpływa na krwiaka, który się u pani wytworzył. - Odpowiedział jej.
Słysząc kolejne słowa kobiety, Gabriel zmarszczył brwi. Nie sądził, że Lauren odezwie się do niego w taki sposób i takim tonem, jakby go uważała za wszechwiedzącego ważniaka.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co pani zażywała. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. Przywykł do tego, że pacjenci w ten sposób się do niego odzywają. - Morfina. Jakie dawki pani stosowała? - Zapytał jeszcze, ale oczywiście odpowiedzi się nie doczekał, bo oto na salę wparował stroskany małżonek.
Gabriel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna gra. Głupi nie był, a i na ludziach trochę się zna. Mimo, że aż go skręcało, żeby zbesztać Sweensona za to, że zabrał żonę ze szpitala, przybrał na twarz maskę profesjonalizmu i spojrzał na Luke'a.
- Panie Sweenson, podczas tamtego upadku, pana żona uderzyła w blat na tyle mocno, że wytworzył się krwiak. Nie było to nic poważnego do momentu, w którym nie zabrał pan żony ze szpitala. - Przerwał na chwilę. - Jak na razie, czekamy na wyniki badań tomograficznych, które stwierdzą, czy operacja jest konieczna, czy można spokojnie poczekać na wchłonięcie się krwiaka. - Spojrzał na Sweensona uważnie. - A do tej pory, pana żona zostanie w szpitalu. Nie wolno jej się denerwować ani nadmiernie stresować. - Położył nacisk na ostatnie zdanie. - Czy mają państwo jeszcze jakieś pytania? Wątpliwości? - Dopytał jeszcze.
Podczas całego wywodu Sweensona Gabriel stał przed nim niewzruszony, patrząc uważnie, jak spod maski wrażliwego i zatroskanego męża wyłania się człowiek, którym był naprawdę. Lekarz, zastanawiał się, czy mężczyzna nie męczy się już tym udawaniem, a przecież widział go po raz pierwszy w życiu i już zapałał do niego niechęcią. I to ogromną. To jak się do niego odzywał w tym momencie, praktycznie wcale go nie obeszło, jednak musiał zareagować.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie żartuję proszę pana. Zabranie stąd żony kilka dni temu było niemądrym posunięciem. Gdyby tu została, więcej by się z tego powodu tu nie pojawiła. - Odpowiedział spokojnie, mierząc Luke'a wzrokiem. Nie bał się go ani trochę, a jego reakcja setnie go rozbawiła, tak że niemal musiał hamować uśmiech. - Tak się składa, że ja tu jestem lekarzem prowadzącym, który ma prawo decydować co powinna, a czego nie powinna robić pana żona. Zalecenia, o których mówię są wyłącznie dla jej dobra. - Dopowiedział jeszcze.
Miał zamiar zaraz zakończyć tę nic niewnoszącą dyskusję i zająć się pilniejszymi sprawami. Nie sądził, że nie tylko jego niesforna pacjentka będzie sprawiała mu problemy, ale również jej nieobliczalny mąż. Gabriel ciekaw był jakim cudem ten mężczyzna był jeszcze żonaty. Już na pierwszy rzut oka było widać, że cała ta relacja łącząca małżeństwo Sweensonów była co najmniej chora.
- Przykro mi proszę pana, ale pana żona zostanie w szpitalu. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że tylko tutaj można ją do końca wyleczyć i nawet pan nie będzie wstanie jej stąd zabrać. Nie jestem lekarzem, który ostatnim razem zgodził się bez mrugnięcia okiem na to, by moja pacjentka opuściła szpital. - Nie skomentował tego, iż Luke obraził jego kompetencje. Nie miał zamiaru zniżać się do poziomu mężczyzny. Miał jeszcze swoją godność, był w pracy, a na sali oprócz nich była pielęgniarka i oczywiście Lauren.
Gabriel dostrzegł, że kobieta wstała ze swojego łóżka. Już chciał coś powiedzieć, żeby nie ruszała się z miejsca, że nie jest to rozsądne w jej sytuacji, jednak nie zdążył.
Scena, która rozegrała się po chwili dała mu pewność, że w małżeństwie Sweensonów nie dzieje się dobrze. Widział jak Lke popycha kobietę i instynktownie ruszył do przodu, by złapać kobietę i uchronić ją przed upadkiem. Nie zauważył, kiedy mężczyzna wyszedł z sali. Był zajęty wzięciem blondynki na ręce i zaniesieniem jej do łóżka. Położył ją delikatnie na miejscu i okrył kołdrą.
- Nie powinna pani wstać. - Powiedział tylko w żaden sposób nie komentując tego, co działo się przed chwilą. - Proszę odpoczywać i proszę się nie denerwować, dobrze. - Poprosił kobietę z lekkim uśmiechem.
Ze strony Luke'a Gabriel nie miał się czego obawiać. Mężczyzna wątpił, by Sweenson odważył się go uderzyć. Dla niego chłopak, o tylko tak mógł go nazwać, był małym paniczykiem, którego w dzieciństwie rozpieszczano i dawno to, czego chciał. Nie uczono go karności, zasad dobrego wychowania i najwidoczniej tego, jak powinno traktować się kobiety.
OdpowiedzUsuńW oczach Lemaire'a był bucem, który nie szanował nikogo, a przede wszystkim już własnej żony.
Teraz, przy ich pierwszym dłuższym spotkaniu, lekarz wyrobił sobie o nim dość niepochlebną opinię i wątpił, by w jakikolwiek sposób mogła się ona zmienić.
Nie miał zamiaru jednak oceniać Lauren. Widział, że kobieta jest zdenerwowana, że ma poczucie winy i jest zawstydzona zachowaniem własnego męża. Nie jemu było to oceniać. Nie znali się na tyle długo, by mógł podsuwać jej jakieś rady, czy rozmawiać z nią na ten temat. To było jej życie i jej decyzja.
Jednak Gabriel wiedział, że jeśli coś takiego wydarzy się po raz kolejny, będzie musiał podjąć odpowiednie kroki. To było jego obowiązkiem.
Dla mężczyzny dziwne było to, że odczuwał w stosunku do blondynki silny instynkt opiekuńczy, włączał mu się niemal " tryb bohatera". Lauren wydawała mu się taka krucha i delikatna, a przede wszystkim nie była kimś odpowiednim dla tego sadystycznego dupka.
Kiedy ona mówiła, Gabriel starał się pohamować swoje emocje. Pierwszy raz poczuł coś takiego i wiedział, że to niestosowne. Przecież miał żonę, miał się o kogo troszczyć i kim się opiekować.
- Proszę mnie już nie przepraszać. To nie jest pani wina. - Odpowiedział jej.
Odwrócił się na pięcie i wraz z pielęgniarką opuścił salę.
Kiedy byli już na zewnątrz zwrócił się do kobiety.
- Proszę dopilnować, by ten mężczyzna nigdy więcej nie pojawił się na tym oddziale. Zbyt duży stres wywołuje we własnej żonie, a ona powinna odpoczywać. - Spojrzał na pielęgniarkę uważniej. - Proszę też podać pani Sweenson obiad, oraz dawkę leków uspokajających gdyby zaszła taka konieczność. - Dodał jeszcze, po czym wrócił do gabinetu.
Musiał sobie wszystko przemyśleć, zastanowić się co dalej, a przede wszystkim stłumić te dziwne uczucia, które nadal gdzieś tam szalały. To było niedorzeczne. Widział kobietę dwa razy w życiu, była dla niego kimś obcym, a jemu zachciało się bawić w rycerza na białym koniu.
U Gabriela wyglądało to nieco inaczej. Jego rodzice, mimo że mieli naprawdę sporo pracy zajmowali się nim zawsze i zawsze znajdowali czas na to, by porozmawiać z własnym synem i spędzić z nim trochę czasu. Mężczyzna był jedynakiem, jednak wbrew powszechnej opinii, nie wyrósł na butne i roszczeniowe dziecko, ale może dlatego, że jego rodzice od maleńkości wpajali mu już to, że zawsze powinien się dzielić, być dobry dla innych dzieci i się nie wywyższać. Z kolei jego żona miała liczne rodzeństwo. Pochodziła z biedniejszej rodziny, ale też nauczyła Gabriela, że należy czynić dobro, bo ono później wróci ze zdwojoną siłą. Zawsze miała na niego ogromny wpływ, nawet teraz. Zawsze słuchał jej rad, bo wiedział że są dobre i logiczne. Potrafiła go uspokoić, czy zmusić do większej pracy nad sobą. I tak właśnie robił. Od zawsze.
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu przyszły wyniki badań tomograficznych, Gabriel otworzył kopertę szybkim ruchem. Miał nadzieję, że nie będzie aż tak źle, jak się spodziewał. Niestety, jego nadzieje zostały zaprzepaszczone. Na zdjęciach doskonale było widać, że krwiak zadomowił się na dobre i naciskał na dość ważne partie mózgu. A to oznaczało konieczność operacji i to w jak najszybszym czasie.
Gabriel zebrał się w sobie, chwycił kopertę z wynikami i skierował się w stronę sali szpitalnej, na której leżała jego pacjentka, by przekazać jej wieści.
Kiedy pojawił się na miejscu, kobieta spała. Chciał wyjść, jednak chyba podświadomie wyczuła jego obecność, bo momentalnie otworzyła oczy.
- Witam ponownie. - Przywitał się z Lauren. Dostrzegł spojrzenie, które rzuciła na dokumenty, które trzymał w dłoniach. - Tak, to wyniki pani badań. - Potwierdził, podchodząc do łóżka i siadając na krześle. - Niestety, nie mam dobrych wieści. Krwiak już się nie wchłonie. Już w tym momencie uciska pani mózg, co powoduje bóle głowy i problemy z oddychaniem. - Zaczął. - Konieczna jest operacja. I to jak najszybciej, najlepiej jutro z samego rana. - Przerwał na chwilę, posyłając kobiecie lekki uśmiech. - Oczywiście, najpierw muszę zapytać panią o zdanie, przekazać dokumenty do podpisania i wtedy dopiero zarezerwować salę operacyjną, dlatego też przyszedłem. - Dodał jeszcze.
Gabriel nie miał zamiaru oceniać postępowania swojej pacjentki i jej męża. Przez lata pracy, zdążył się nauczyć, że jego podopieczni nie zawsze postępują racjonalnie i nie zawsze dbają o własne zdrowie.
OdpowiedzUsuńKobieta miała prawo podjąć takie ryzyko, choć Lemaire sądził, że większą winę ponosi tutaj jej mąż. Już kiedy zobaczył go po raz pierwszy, domyślał się, że mogą być z nim kłopoty, i że w pewnej mierze steruje on życiem żony, podporządkowując ją swoim zachciankom i potrzebom.
Gabriel, spojrzał na Lauren dziwnym wzrokiem. Po raz pierwszy, naprawdę przejmował się zdrowiem swojego pacjenta, a raczej na niej zależało mu w jakiś taki inny, nieznany mu dotąd sposób.
- No cóż. Ryzyko jest zawsze, jeśli chodzi o operację w okolicach mózgu. - Odpowiedział jej, podając jednocześnie kopertę z wynikami, by sama się im przyjrzała. - Nie chcę pani straszyć, bo to nie o to chodzi, jednak musi być pani świadoma tego, że wystarczy jeden błędny ruch, czy drżenie ręki, by panią sparaliżować, czy pozbawić mowy. - Dodał jeszcze. Może powiedział to zbyt dosadnie, jednak Lauren powinna wiedzieć, co ją czeka. - Jednakże, ma pani szczęście. Znam się na swoim fachu i wielokrotnie przeprowadzałem tego typu zabiegi. Nie chcę się chwalić, jednak jestem świetny w tym co robię. - Dopowiedział jeszcze z lekkim uśmiechem na ustach, podając kobiecie plik dokumentów, które musiała podpisać. - Tutaj ma pani wszelkie zgody i informacje. Proszę je na spokojnie przeczytać, a gdyby pojawiły się jakieś pytania, chętnie na nie odpowiem. - Zamilkł na chwilę.
Wiedział, że po operacji, blondynka spędzi w szpitalu jeszcze przynajmniej czternaście dni, ale później, zapewne nigdy więcej się nie zobaczą. Żałował tego, bardziej nieświadomie, jednak zaraz musiał doprowadzić się do porządku. Nie znał jej, ich relacja miała się opierać na zasadzie lekarz - pacjent i niczym więcej. Nie mogło być niczego więcej. Ona miała męża, on miał Marie i tak powinno pozostać.
Spojrzał na blondynkę lekko zdziwiony, że powiedziała mu coś takiego. Wiedział o tym, sam się tego domyślał, ale podejrzenia to jedno, a usłyszenie potwierdzenia to już coś innego.
- Wypowiedzianych słów nie da się już zapomnieć, a tak się składa, że mam bardzo dobrą pamięć. - Odpowiedział Lauren z lekkim uśmiechem. - Pozwoli pani, że odniosę się do tego, co pani powiedziała. - Nie czekał na jej odpowiedź. - To nie pani tutaj powinna przepraszać, a pani mąż. Oczywiście, nie w mojej gestii jest oceniani pani, czy pani męża. Niemniej jednak, zachowanie pana Sweensona było wysoce niestosowne i nie na miejscu. - Przerwał na chwilę, patrząc na kobietę uważniej. Imponowała mu. Mimo horroru, który przechodziła nadal się trzymała i starała się być silna. Gabriel wiedział jednak, że taki stan nigdy nie trwał wiecznie i prędzej czy później, blondynka pęknie i będzie potrzebowała kogoś, z kim będzie mogła na ten temat porozmawiać.
- Nie jestem psychologiem, i całe szczęście. Jednak, jeśli będzie chciała pani kiedykolwiek o czymś porozmawiać, o życiu, o sobie o swoim małżeństwie... - Zawahał się na chwilę. - Służę pomocą. Z doświadczenia wiem, że lepiej porozmawiać z kimś obcym, z kimś kogo się nie zna, niż z najbliższymi. - Dodał jeszcze, po czym uśmiechnął się lekko. - Proszę spokojnie przejrzeć te dokumenty. Gdyby czegoś pani potrzebowała, będę w swoim gabinecie. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali.
W żadnym wypadku Gabriel nie chciał straszyć Lauren, co może ją czekać, jeśli operacja się nie powiedzie. Może nie powinien robić tego w tak dosadny sposób, jednak nie był znany z łagodności, a blondynka musiała poznać ewentualne skutki uboczne w przypadku niepowodzenia.
OdpowiedzUsuńMężczyzna nie miał zamiaru jednak do tego dopuścić. Nie był przyzwyczajony do porażek i niepowodzeń. Zawsze odnosił sukces, we wszystkim co robił i teraz nie miało być inaczej. Nie miał zamiaru zawieść siebie, a przede wszystkim zawieść Lauren. Miał dziwne wrażenie, że mu zaufała i bez słowa protestu odda się w jego ręce.
To była jego praca. Ratowanie ludzkiego życia za wszelką cenę. I to miał zamiar zrobić. Musiał odsunąć gdzieś na bok, te dziwne uczucia i myśli, który pojawiały się w jego głowie, kiedy był blisko niej. Były one niestosowne i zupełnie nie na miejscu. Nie znał Lauren, ale miał jakieś dziwne wrażenie, że mimo wszystko, to nie będzie ich ostatnie spotkanie. Że los, czy tam przeznaczenie, nie postawiło ich na swojej drodze bez przyczyny.
Mężczyzna wrócił o swojego gabinetu z zamiarem wypełnienia wszystkich koniecznych dokumentów raz musiał uzupełnić raporty z ostatniego obchodu. Nie chciał zostawiać tego wszystkiego na ostatnią chwilę. Zawsze robił wszystko od razu, niczego nie zostawiając na potem, tak jak miała tow zwyczaju Marie.
Do Lauren miał zamiar pójść dopiero za kilka godzin. Chciał dać kobiecie czas do przemyślenia wszystkiego, do zapoznania się z całą dokumentacją i do rozmowy z rodziną. Poza tym, nie chciał się jej narzucać i nie chciał by pozostały personel oddziału, zaczął plotkować o tym, że doktor Lemiare jakoś zaskakująco dużo czasu spędza u swojej pacjentki. Jeszcze tylko tego by mu brakowało.
Poza tym, pani Sweenson wiedziała gdzie go znaleźć, gdyby miała jakieś pytania.
Gabriel zrobił sobie kolejną już tego dnia kawę i zabrał się do pracy. Wypełniał dokumenty przez dość długi czas, chcąc mieć jakieś zajęcie. Dzięki temu, nie myślał o głupotach, a musiał skupić się na tym co pisze.
OdpowiedzUsuńPraca szła mu całkiem dobrze, przynajmniej do momentu, kiedy nie dostał wiadomości od swojej żony, która nieco zbiła go z tropu.
Gabrielu, przepraszam, że robię to w ten sposób, ale tak dalej nie mogę. Muszę odpocząć, muszę odciąć się od wszystkiego, dlatego wyjeżdżam. Nie powiem Ci gdzie, byś mnie nie szukał. Niedługo się odezwę. Kocham Cię.
Po odczytaniu tej wiadomości, mężczyzna aż wciągnął głośno powietrze. Był w szoku. Marie nigdy nie uciekała od problemów, on to robił, a ona zawsze walczyła do utraty tchu. Nie wiedział co się dzieje, nie wiedział co ma robić. Jej decyzja całkowicie go zaskoczyła.
Chwycił telefon i wybrał numer żony. Nie odebrała raz, drugi i trzeci, jednak on się nie poddawał.
W końcu usłyszał w słuchawce głos Marie.
- Halo?
- Marie, proszę...- zaczął cicho.
- Daj spokój Gabrielu. Wiedziałeś, że to w końcu nastąpi. Nie rozmawiasz ze mną, nie śpisz ze mną w jednym łóżku. Czego się spodziewałeś, że będę dalej walczyła? Mam dość. Muszę odpocząć. - Głos jego żony był dziwnie oschły i drżący.
- Marie, błagam. Nie rób tego. - Zdołał tylko wydukać. Ręce mu się trzęsły jak oszalałe.
- Daj spokój. Przecież wiesz, że nic się nie zmieni. Zachowujesz się tak, jakby to co się stało było moją winą. Muszę kończyć. Zaraz mam samolot. - Nawet nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyła się.
Gabriel odrzucił telefon na biurko i ukrył twarz w dłoniach. Doigrał się. Teraz to wiedział. Zamiast wspierać własną żonę, odpychał ją od siebie. Jej też na pewno było ciężko.
Był bezradny. Kompletnie nie wiedział, co ma robić.
Usłyszał pukanie do drzwi i podniósł głowę, dostrzegając Lauren. Był w pracy, musiał jakoś dalej funkcjonować.
Przybrał, więc na twarz wymuszony uśmiech.
- Oczywiście, zapraszam. - Odpowiedział, wskazując kobiecie wolne krzesło. - Zapoznała się pani z dokumentami? Czy pojawiły się jakieś pytania? - Zapytał jeszcze, bezwiednie bawiąc się obrączką na swoim palcu. Miał tylko nadzieję, że kobieta nie zauważy jego zdenerwowania. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Gabriel nigdy by nie sądził, że jego żona tak po prostu ucieknie od problemu. Rozumiał ją doskonale, ona też przecież przechodziła ciężkie chwile, ale sam fakt, że zostawiła go samego, jakoś nie mieścił mu się w głowie.
OdpowiedzUsuńMarie, nigdy taka nie była. Zawsze walczyła. To on uciekła, a ona z całej siły próbowała wszystko naprawić.
Tym razem, było jednak inaczej, a Gabriel nie miał zielonego pojęcia jak to wszystko zmienić. A naprawdę, chciał to zrobić. Kochał swoją żonę i chciał z nią być, mimo że ich rodzina nigdy się nie powiększy. Dopiero sobie to uświadomił, w momencie, kiedy kobieta jego życia go opuściła, a on nie wiedział, czy do niego wróci.
Wejście Lauren do gabinetu, przerwało ponure rozmyślania Gabriela. Naprawdę bardzo się starał, żeby wyglądać tak, jakby nic się nie działo. Nie chciał, by ktokolwiek się o tym dowiedział, albo co gorsza, się nad nim litował.
Przejrzał papiery, które podała mu blondynka, sprawdzając, czy na każdym jest podpis, po czym podniósł na wzrok. Zauważył, że patrzy na zdjęcie Marie i sam spojrzał w tamtą stronę. Coś ścisnęło go w dołku.
- Przede wszystkim, proszę się nie denerwować. - Zwrócił się do Lauren z lekkim uśmiechem. - Zrobię wszystko co w mojej mocy, by wyszła pani z tego bez szwanku. - Dodał jeszcze, patrząc blondynce prosto w oczy, po czym wziął od niej kartkę papieru. - Dopilnuję tego, proszę się nie martwić. - Widział jak kobieta podnosi się ze swojego miejsca z zamiarem wyjścia z gabinetu. Odetchnął. Nie wiedział, jak długo jeszcze byłby w stanie utrzymywać miły wyraz twarzy.
Obserwował Lauren dokładnie. Widział, że położyła dłoń na klamce, jednak jej nie nacisnęła, a zamiast tego zadała mu pytanie, którego gdzieś poniekąd się spodziewał. w pierwszym momencie, faktycznie chciał powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale się powstrzymał.
Spojrzał blondynce w oczy, tak łudząco podobnych do oczu Marie. Maska opadła, ukazując kobiecie jego rozpacz.
- Moja żona... - zaczął, zanim w ogóle zastanowił się nad tym, co chce powiedzieć. -... odeszła ode mnie.
Gabriel sam nie spodziewał się, że będzie w stosunku do Lauren aż tak szczery. Nie wiedział, co go podkusiło, by powiedzieć prawdę, by wyznać co się stało zupełnie obcej osobie.
OdpowiedzUsuńI dopiero po chwili przypomniał sobie, co powiedział jej kilka godzin temu. Jak mówił, że czasami łatwiej jest porozmawiać z kimś obcym, niż z kimś bliskim, bo bliscy nie zawsze są bezstronni i nie zawsze potrafiliby cokolwiek doradzić.
Poniekąd był wdzięczny Lauren za to, że nie wyszła, a została z nim. Dzięki temu, chociaż nie musiał myśleć o Marie i o tym, co zrobiła.
Gdy blondynka położyła dłoń na jego ręce, spojrzał na nią uważniej, a przez całe ciało przebiegł jakiś dziwny prąd. W pierwszym odruchu miał ochotę się cofnąć, wrócić do tego zdystansowania, które wcześniej między nimi panowało, ale nie potrafił. Ten gest, niby tak zwyczajny dodał mu więcej otuchy, aniżeli słowa, które wypowiedziała.
- Nie mogę wrócić do domu. - Odezwał się w końcu cicho, podnosząc na nią wzrok. - Nie chcę rozmawiać z przyjaciółmi na ten temat. Niestety, wezmą stronę mojej żony, to dość skomplikowana sytuacja i nie wiem czy powinienem obarczać cię własnymi problemami. - Dodał jeszcze, uśmiechając się smutno.
Miał ochotę się zwierzyć, ale nie mógł. Zamiast tego wolną dłonią podniósł zdjęcie Marie i schował je do szuflady. Nie chciał teraz na nie patrzeć.
W pewnym momencie, jednak zapragnął się zwierzyć, chyba musiał wyrzucić z siebie wszystko, co tak długo tłumił. Nie interesowało go to, czy Lauren go oceni czy nie.
- Z Marie znamy się od dziecka. - Zaczął. - Początkowo tylko się przyjaźniliśmy, ale gdzieś w liceum stwierdziliśmy, że jednak chcemy być razem. Planowaliśmy wspólną przyszłość i krótko po wyjeździe na studia się pobraliśmy. To było dziesięć lat temu. - westchnął cicho. - Chcieliśmy mieć dzieci, od zawsze. Niestety, Marie nie może ich mieć. - Głos mu zadrżał. Nawet teraz ciężko było o tym mówić. - Nie mogłem się z tym pogodzić, nie potrafiłem. Starałem się i próbowałem, ale w efekcie tylko się od siebie oddaliliśmy. To Marie zawsze była tą osobą, która walczyła do samego końca, ale teraz chyba nie wytrzymała. To wszystko moja wina. - Przygryzł dolną wargę, a wolną dłonią złapał się za włosy i mocno zacisnął na nich palce.
Wiedział, że musi się opanować, by wrócić do pracy. Nie raz, i nie dwa razy już tak było. Musiał najpierw wszystko z siebie wyrzucić, a później ze zdwojoną energią wracał do swoich obowiązków.
Może i zachowywał się mało profesjonalnie. Może i patrzenie na Lauren w sposób, w jaki na nią patrzył było niestosowne, to jednak właśnie tego w tej chwili potrzebował. Czyjejś obecności, nawet jeśli była jego pacjentką.
OdpowiedzUsuńNie interesowało go to, czy ktoś zaraz nie wejdzie do gabinetu, że zaczną się niewygodne pytania. W końcu nie robili nic złego. Po prostu rozmawiali.
Dotyk kobiety działał na niego kojąco. Atmosfera jakby lekko się zagęściła. Gabriel po raz pierwszy czuł coś takiego. Nie miał pojęcia co się tak właściwie dzieje.
Westchnął cicho. Wyrzucenie z siebie tego wszystkiego, wiele go kosztowało, jednak wiedział, że Lauren nie będzie go oceniała, że nie będzie podsuwała mu bzdurnych rad. Nie tego od niej oczekiwał. Po prostu chciał, by posiedziała z nim przez chwilę, nawet w ciszy.
Kiedy zaczęła mówić o swoim małżeństwie, Gabriel patrzył na nią uważniej. Podziwiał ją, że mimo wszystko była z Luke'm. Jego zdaniem powinna się rozwieść, jak najszybciej. Zostawić swojego męża, bo pewnie będzie jeszcze gorzej. Jednak tego jej nie powiedział. A kiedy zaczęła płakać z ledwością stłumił w sobie odruch wstania ze swojego miejsca i przytulenia kobiety. To już by było całkowicie niestosowne.
- Dziwne. - Odezwał się po chwili. - Oboje jesteśmy do siebie trochę podobni. - Spojrzał Lauren w oczy. - Tkwimy w związkach, które nas męczą, a mimo to nie chcemy nic zmieniać. - Przerwał na chwilę, a słysząc jej kolejne pytanie, zastanowił się nad odpowiedzią. - Szczerze? Nie mam pojęcia. Jesteśmy ze sobą tyle lat, że sam już nie pamiętam dlaczego w ogóle zaczęliśmy ze sobą być. Gdzieś po drodze wkradła się codzienność, rutyna i przyzwyczajenie. - Spojrzał na ich złączone dłonie. - Nie wiem co czuję do własnej żony, czy to nie jest dziwne? - Zapytał, jednak nie oczekiwał od Lauren odpowiedzi. - Czasami chciałbym zmienić coś w swoim życiu, ale chyba jestem zbyt wielkim tchórzem, który nie lubi zmian, by próbować jakoś odmienić to, co mam do tej pory. - Dodał jeszcze, przenosząc ponownie wzrok na twarz blondynki i przyglądając jej się dokładniej. Coś go do niej ciągnęło.
Lauren nie miała pojęcia, że jej mąż ma zakaz wstępu na oddział. Gabriel o to zadbał. Nie chciał, by mężczyzna zakłócał spokój jego pacjentki, albo dodatkowo stresował ją swoją obecnością przed samą operacją.
OdpowiedzUsuńLemaire widział to przerażenie w oczach Lauren, tą wieczną obawę, która musiała towarzyszyć jej każdego dnia. Życie, które wiodła musiało być dla niej koszmarem. Jego własne, nagle wydało mu się cudowne i idealne, nawet jeśli Marie teraz od niego uciekła. Pewnie, kiedyś wróci i jakoś dojdą do porozumienia, albo po prostu spotkają się na sali sądowej i zakończą wieloletnią znajomość. Jakoś teraz nie mieściło mu się to w głowie.
- Staram się zrozumieć twoje położenie i sytuację. - Odezwał się po chwili. - Nie mam zamiaru cię oceniać, ani rzucać pustych słów. Wiem, że się boisz, ale może warto by było porozmawiać z kimś bliskim. Może ktoś by ci pomógł. - Zamilkł jednak po chwili, zdając sobie sprawę z tego, że jego słowa są głupie i w ogóle nie mają sensu.
Początkowo nie zauważył, że kobieta zabrała ręce, że nagle umilkła i spanikowała.
- Co się dzieje? - Zapytał, patrząc na Lauren uważnie.
Widział, jak się trzęsie. Chyba powoli wpadała w panikę. Mężczyzna zaczął się zastanawiać, co też jej mąż uczynił takiego, że aż tak panicznie się go bała. Że nawet tutaj, w jego gabinecie, gdzie powinna czuć się bezpiecznie, obawiała się tego, że mógłby się pojawić.
Gabriel podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do blondynki. Zadziałał instynktownie. Objął ją swoimi silnymi ramionami, przytulając do siebie i jednocześnie chłonąc jej zapach. Przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele, gdy tak tulił ją do siebie, ale starał się odgonić, gromadzące się w nim emocje.
- Odprowadzę cię do sali. - Powiedział po chwili, ale nawet nie ruszył się z miejsca.
Chyba żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że ich znajomość może potoczyć się właśnie w takim kierunku. Że będzie łączyło ich coś oprócz typowej relacji lekarz - pacjent.
OdpowiedzUsuńKiedy tylko wyjawił Lauren wszystkie swoje myśli, obawy i to, co najbardziej ciążyło mu na sercu, poczuł się naprawdę dobrze. Po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwą ulgę.
Nie tłumił w sobie emocji, wypuścił je wszystkie, podzielił się z kimś swoim problemem i to mu dodało otuchy. Mimo, że Lauren nie czego konkretnego nie powiedziała, nie rzucała w jego stronę pustymi frazesami, to gdzieś wewnętrznie mężczyzna czuł, że mu pomogła.
Był jej za to wdzięczny.
Dlatego też, teraz, kiedy to ona przechodziła załamanie, nie miał zamiaru zostawić jej z tym samej. Potrzebowała go, a przynajmniej tak mu się wydawało.
On sam chyba też potrzebował jej bliskości, chociaż nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
Trzymał Lauren w swoich objęciach i nie miał zamiaru wypuścić jej z rąk. Jakby była całym jego światem. Teraz, taka bezbronna i delikatna, jawiła mu się jako porcelanowa lalka, którą może zniszczyć lekki podmuch wiatru.
Słysząc jej słowa, zrozumiał że ich znajomość wykroczyła poza ramy odpowiedniej dla nich relacji lekarz - pacjentka.
Gabriel czuł silną potrzebę, by ochronić ją przed całym światem. Zapomniał o żonie, zapomniał o swoich problemach i o tym, że blondynka ma męża. Nie interesowało go nic, oprócz niej.
- Wszystko będzie dobrze. - Odezwał się po chwili, równie cicho jak ona. Delikatnie ujął ją pod brodę, by spojrzała mu w oczy, by zobaczyła w jego własnych zapewnienie o tym, że jej pomoże, że ochroni ją przed całym światem.
Gabriel nie chciał, by w tym momencie Lauren myślała o czymkolwiek, oprócz tego, co teraz działo się między nimi. On sam chyba zupełnie stracił poczucie przyzwoitości. Reagował całkowicie instynktownie, czuł że właśnie w taki sposób powinien się zachować. Przytulić ją do siebie, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Chciał, by przy nim poczuła się bezpieczna.
OdpowiedzUsuńMarie poszła w niepamięć. Jej odejście również, i to że była jego żoną. Zostawiła go, nie potrafiła go zrozumieć, nie tak jak Lauren. Widział w jej oczach, że go wspiera, że nawet jeśli nie wypowiedziała słowa, na temat tego, co powiedział to i tak go rozumie.
Tak samo jak on, potrafił zrozumieć jej sytuację. To dlatego, stali tutaj teraz, w jego gabinecie, wtuleni w siebie i patrzący sobie w oczy.
- Obiecuję ci, że będzie lepiej. - Powiedział cicho, nadal patrząc w te niesamowicie niebieskie oczy i czując, jak cała niezręczność i niestosowność ich zachowania gdzieś się ulatnia.
Zachował się instynktownie. Chyba nie przemyślał tego, co zamierza zrobić. Nadal delikatnie trzymał ją za brodę, pochylił się jeszcze odrobinę niżej, by lekko, wręcz nawet nieśmiało ją pocałować. Miała takie miękkie i ciepłe usta. Sam nie wiedział, co go podkusiło.
To, co się teraz działo na pewno nie było efektem szoku, jakiego doznał po tym, jak Marie od niego odeszła. Nawet nie myślał o niej w tym momencie. Jego żona, zrobiła to, co uważała za stosowne, a on nie miał zamiaru tego roztrząsać. I tak, czuł że jego małżeństwo powoli dobiega końca. Po tylu latach wspólnego życia, poróżnili się o dziecko. No cóż, bywa czasami i tak. Gabriel, nawet przestał myśleć o tym, że powinien walczyć. Że powinien odzyskać Marie za wszelką cenę.
OdpowiedzUsuńTeraz liczyła się dla niego Lauren, ta drobna kobieta, którą trzymał w ramionach, a która dosłownie w kilkanaście minut stała się centrum jego wszechświata i osobą, która zajęła całe jego myśli. Chciał jej bronić, chciał by czuła się przy nim bezpiecznie. Marzyło mu się zostanie jej rycerzem na białym koniu, który uwolni ją z łap wrednego męża.
Dla niego to też była pierwsza w życiu zdrada. Ba! Lauren była drugą kobietą, którą pocałował. Marie przodowała we wszystkim, wcześniej jakoś za bardzo mu się do tego nie spieszyło.
Uśmiechnął się lekko, kiedy odwzajemniła jego pocałunek. Jedną z dłoni, przesunął na jej talię, by przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie i jeszcze bardziej pogłębić pocałunek.
Zapomniał, że są w szpitalu, w jego gabinecie, że Lauren jest jego pacjentką. Czuł, że ta znajomość nie skończy się po tym, jak blondynka wyjdzie ze szpitala. Nie wiedział, jak daleko się posuną, ale oboje najwidoczniej bardzo tego pragnęli. Nie miał zamiaru odpuścić. Ciekaw był jaki charakter przyjmie to wszystko. A może Lauren po powrocie do domu zupełnie przestanie się z nim kontaktować? Może zbyt przerażona tym, że Luke się dowie, nie będzie chciała tego wszystkiego kontynuować? A może wręcz przeciwnie. Opcji było wiele i w gruncie rzeczy, tylko od niej zależało to, jak będzie wyglądała ich dalsza znajomość. Gabriel przepadł w momencie, w którym po raz pierwszy ich usta połączyły się w pocałunku.
Musnął jeszcze raz jej usta swoimi wargami, potarł swoim nosem o jej własny i poczekał, aż spojrzy mu w oczy. Musiał przecież odpowiedzieć na jej prośbę.
- Nie dopuszczę do tego, by kiedykolwiek jeszcze raz cię skrzywdził. - Powiedział cicho. - Ze mną będziesz bezpieczna. - Dodał jeszcze.
Gabriel nie miał pojęcia, dokąd zaprowadzi ich ta znajomość. Jak będą wyglądały ich dalsze etapy. Nie miał wyrzutów sumienia przez to, co zrobił. Chciał tego, uświadomił to sobie właśnie w momencie, w którym zaczął całować Lauren. Jakby Marie zupełnie przestała istnieć, a całe ich małżeństwo było tylko dziecinną zabawę.
OdpowiedzUsuńCzy chciał kontynuować tą znajomość? Tego był pewien. Nie mógł pozwolić na to, by blondynka tkwiła w związku, który ją wyniszczał, by dzień za dniem była narażona na wybuchy własnego męża. Nie wiedział, co mógłby jej dać. Nie mógł zabrać jej ze sobą do domu. Nie, kiedy Marie w każdej chwili mogła tam wrócić. W tej kwestii też coś musiał zrobić. Czy zdecyduje się na rozwód? Być może.
Na pewno będzie to dla niego trudne. Nigdy nie był z inną kobietą i sam nie wiedział, czy będzie wstanie aż tak drastycznie zmienić swoje życie.
W tym momencie chciał chronić Lauren, być blisko niej i to nie była tylko chwilowa zachcianka, ani też rekompensata za to, że żona od niego uciekła.
Poczuł, że potrzebuje zmiany, a blondynka była iskierką zapalającą tą zmianę. Pragnął jej, czuł to doskonale, tylko czy ona chciała tego samego.
Gabriel patrzył jak się od niego odsuwa, jak podchodzi do burka, by zapisać coś na kartce papieru, po czym wraca do niego.
- Na pewno się odezwę. - Powiedział cicho, patrząc w te urzekająco niebieskie oczy, jednocześnie chowając karteczkę do portfela. - Przed nami jednak jeszcze kilka dni twojego pobytu w szpitalu. - Dodał po chwili, delikatnie kładąc dłoń na jej policzku.
Sam nie wiedział, co będzie dalej. Cała sytuacja mocno się skomplikowała. Jego wzrok padł na chwilę na zegar wiszący na ścianie.
- Niedługo będziesz musiała wrócić na salę.- Odezwał się cicho, ponownie na nią patrząc. - Zanim ktoś zauważy, że nie ma cię w łóżku i nie wpadnie tutaj, żeby mnie o tym poinformować. - Dodał jeszcze.
Gabriel był pewien, że już wkrótce będzie musiał podjąć jakąś poważną decyzję dotyczącą jego i Marie. Wiedział jednak, że na razie nie musi nic w tej kwestii robić. Lauren nie oczekiwała od niego, że rozstanie się z żoną, by być z nią.
OdpowiedzUsuńZbyt krótko się znali, ich relacja była zbyt niepewna, by mogli podejmować teraz jakiekolwiek decyzje. Gabriel miał zamiar nie robić nic. Chciał zobaczyć jak wszystko się ułoży, jaki charakter będą miały ich kolejne spotkania, bo akurat tego był pewien. Oboje nie zrezygnują z tego, co tak niespodziewanie ich połączyło.
- Tak, muszę się zdrzemnąć. - Zgodził się z nią, spoglądając przez chwilę na kanapę, którą miał w gabinecie. - Do jutra. Pojawię się na porannym obchodzie. - Zapewnił ją, odprowadzając ją wzrokiem, kiedy wychodziła.
Faktycznie, przespał kilka godzin zaraz po wyjściu Lauren z gabinetu. Kiepsko wypoczął, z racji tego, że co jakiś czas w jego snach pojawiała się ona. Zawładnęła nim bardzo szybko i chyba to najbardziej zaczynało go przerażać. Kiedy przebudził się chwilę przed świtem, zrobił sobie kawę i usiadł za biurkiem. Wykonał kilka telefonów.
Zamówił anestezjologa oraz salę operacyjną na godzinę jedenastą, po czym przygotował się do obchodu. Ekscytowało go to, że za chwilę znów ją zobaczy, jednak musiał uważać na to, co będzie mówił i robił, ponieważ nie będą na sali sami. Oboje musieli dla własnego dobra, trzymać wszystko w tajemnicy.
- Dzień dobry. - Przywitał się z Lauren z lekkim uśmiechem na ustach, kiedy tylko znalazł się na sali. - Jak się dzisiaj pani czuje? Gotowa do operacji? - Zapytał.
Luke być może i się pojawi na oddziale, albo raczej będzie chciał się tam pojawić, jednak wątpliwym był fakt, aby w ogóle został wpuszczony do środka. Gabriel wydał wyraźne polecenie, by nie strzesować Lauren, a każda wizyta obecność jej męża i przebywanie przy jej boku, niewątpliwie należała o wysoce stresujących. Tego lekarz chciał uniknąć za wszelką cenę, blondynka powinna przede wszystkim wyzdrowieć i dojść do siebie, zanim wróci do tego tyrana.
OdpowiedzUsuńLemaire obawiał się, że nie będzie wstanie jej ochronić, musiał zastanowić się jak jej pomóc. Na razie jednak, miał operację do przeprowadzenia i o niej przede wszystkim, musiał myśleć.
Gabriel przyglądał się Lauren siedzącej na łóżku dość często. Mógł korzystać z tego przywileju, z racji tego, że był lekarzem i musiał przecież sprawdzić stan jej zdrowia. Przesuwał wzrokiem po jej twarzy, zatrzymał się na chwilę na oczach, a przede wszystkim na ustach, które w nocy całował.
- Tak, zgolenie włosów jest konieczne. - Odpowiedział w końcu na pytanie kobiety, patrząc na nią uważniej. - Proszę się jednak nie martwić. Krwiak jest dość nisko, więc tylko w miejscu, gdzie będzie wykonywane nacięcie musimy usunąć zbędne owłosienie. - Wyjaśnił dokładniej, podchdząc do łóżka i dotykając miejsca, o którym mówił. - Dodatkowo dodam, że krwiak wytworzył się dość blisko kości czaszki, więc sama operacja nie będzie trwała długo i ne będzie ak bardzo niebezpieczna. - Dodał jeszcze, odsuwając się kawałek i uśmiechając się lekko do kobiety, kładąc jej na chwilę dłoń na ramieniu. - Za chwilę pojawi się u pani anastezjolog, by zadać kilka pytań dotyczących pani zdrowia, by dobrać jak najlepszą narkozę, a my spotkamy się - tu spojrzał na zegarek. - Za jakieś dwie godziny na sali operacyjnej. - Zapisał coś na karacie pacjenta, podchodząc do poręczy łóżka. - Czy może jeszcze ma pani jakieś pytania, bądź wątpliwości? - Zapytał, chcąc w jakiś sposób przedłużyć ich spotkanie.
Gabriel nie mógł spędzić z Lauren tyle czasu, ile by chciał. Musiał pamiętać, że na sali nie są sami, że obserwują ich wścibskie oczy pielęgniarek, a tak naprawdę nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że łączyło ich coś ponad najzwyklejszą relację doktor - pacjent.
OdpowiedzUsuńGdyby to wyszło na jaw, nie tylko ona, ale również i on miałby przechlapane. Etyka lekarska nie pozwalała na spoufalanie się z pacjentami. Dodatkowo, pozostawała jeszcze kwestia ich małżeństw. Oboje byli w związkach i nie mogli od tak rzucić wszystkiego. Trzeba było przemyśleć starannie całą sytuację, zobaczyć przede wszystkim w jakim kierunku potoczy się ta znajomość, a dopiero ptem podejmować jakieś konkretne decyzje.
Na sali operacyjnej, Gabriel by niezwykle skoncentrowany. Sam zabiegł trwał około trzech godzin, jednak na całe szczęście, wszystko potoczyło się dobrze i Lauren nie groziło już żadne niebezpieczeństwo.
Wiedząc, że blondynka obudzi się dopiero za ładnych kilka godzin, mężczyzna wrócił do swojego gabinetu, by posiedzieć chwilę w samotności. Może nie był to najlepszy pomysł, bo rozmyślał nad wszystkim co się wydarzyło do tej pory, rozważał wszystkie za i przeciw i zastanawiał się co dalej.
Przerwało mu pukanie do drzwi.
- Panie doktorze? - Pielęgniarka weszła o środka. - Pani Sweenson właśnie wybudza się z narkozy.
- Już idę. - Mężczyzna wstał i wyszedł z pomieszczenia, by odwiedzić blondynkę.
Przeniesiono ją oczywiście na salę pooperacyjną. Kiedy wszedł do środka nikogo tam nie było, a całe szczęście. Pochylił się nad kobietą i spojrzał na nią uważniej.
- Jak się czujesz?- Zapytał.
Gabriel lubił sobie wszystko planować, każdy aspekt życia, więc w jego przypadku podejmowanie jakichkolwiek lekkomyślnych decyzji, kompletnie nie wchodziło w grę. Zanim cokolwiek sobie postanowi, przemyśli to kilkanaście razy, sprawdzi wszystkie za i przeciw i dopiero wtedy się na coś zdecyduje.
OdpowiedzUsuńTylko, że dzień wcześniej, we własnym gabinecie zadziała pod wpływem impulsu. Nie planował tego, że przytuli Lauren, a co dopiero, że ją pocałuje. To było instynktowne, jakaś wewnętrzna siła kazała mu to zrobić, chociaż kłamstwem byłoby stwierdzenie, że tego nie chciał. Pragnął tego, chyba od momentu, kiedy po raz drugi spotkali się w szpitalu. To wtedy chciał ją chronić. Od wtedy chciał być jej rycerzem na białym koniu.
Gabriel podszedł bliżej i usiadł na plastikowym krzesełku stojącym obok, by Lauren nie musiała się wysilać, patrząc na niego.
- Tak, wszystko się udało. - Odpowiedział jej z uśmiechem, kładąc dłoń na jej dłoni i kciukiem masując jej skórę. - Za kilka tygodni będziesz mogła stąd wyjść. - Dodał jeszcze z dziwnie smutnym uśmiechem. - Zawroty głowy też niedługo przejdą, to po niedawnej narkozie. - Wytłumaczył.
Gabriel miał dość spory mętlik w głowie związany z całą tą sytuacją. Sam już chyba nie wiedział co czuje i czego chce. Był między młotem, a kowadłem.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony była Marie. Kobieta, którą znał całe życie. Kobieta, którą była jego pierwszą pod każdym względem. Kobieta, której przysięgał dziesięć lat temu, że będzie z nią do końca życia. Na pewno czuł do Marie wielkie przywiązanie. W końcu po takim czasie, kiedy byli niemal nierozłączni coś musiała ich łączyć, coś naprawdę silnego.
Z drugiej jednak strony, na scenie pojawiała się Lauren. Zupełne przeciwieństwo Marie, przynajmniej tak uważał Gabriel. Pojawiła się jak grom z jasnego nieba, przewracając jego życie do góry nogami i sprawiając, że nie mógł przestać o niej myśleć. Pozwalała mu na to, by był jej bohaterem, by chronił ją przed wszelkim złem tego świata, a przede wszystkim przed jej mężem. Była krucha i bezbronna, a Marie zawsze była twarda i nigdy nie pozwalała mu się sprawdzić w roli prawdziwego samca.
Jednego jednak Lemaire był pewien. Nie zakończy tej znajomości, bez względu na to, jak ułożą się ich małżeństwa
Gabriel spojrzał na Ritę uważniej.
- Poniekąd, Luke ma zakaz wstępu na odział. Zarządziłem to wtedy, kiedy ostatnim razem wybuchł. - Powiedział z lekkim uśmiechem. - Jeśli jednak sobie życzysz, mogę oczywiście cofnąć zakaz. I nie martw się, nie zabierze cię do domu. Nie pozwolę na to. Musisz odpoczywać, by wyzdrowieć, a do tego potrzebna jest opieka lekarska. - Dodał jeszcze, ściskając lekko rękę Lauren.
Kolejne pytanie blondynki nieco zbiło go z tropu. Doszukiwał się w nim drugiego dnia, ale nie czuł kompletnie wyrzutów sumienia z powodu tego, co się między nimi wydarzyło, jakby ten pocałunek otworzył mu oczy.
Chyba nawet nie zauważyła, że nie ma obrączki na palcu.
- Nie. Nie kontaktowała się ze mną. - Powiedział cicho. - Dzwoniła za to nasza wspólna przyjaciółka Emily z informacją, że mam się nie martwić o żonę. Że jest bezpieczna, cała i zdrowa, ale nie zamierza wracać. Że chce sobie wszystko przemyśleć, ale skłania się ku rozwodowi i to głównie z mojej winy, bo jej zdaniem, zrzucam całą winę na nią i nie wspieram jej w tak trudnej sytuacji. - Dodał jeszcze. O dziwo, kiedy o tym mówił, nie było mu nawet przykro, a raczej poczuł pewnego rodzaju ulgę.
Gabriel wiedział, że Lauren ma rację. Luke musiał zobaczyć się z żoną, żeby faktycznie nie zrobić zbyt dużej awantury, bo to odbiłoby się na pracy całego personelu.
OdpowiedzUsuń- Masz rację, ale postaram się mieć go na oku. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem.
Kiedy powiedział jej o planowanym rozwodzie, nie chciał, by go pocieszała. Chciał, by się cieszyła, chociaż w duchu.
Po pierwsze, nie powinno być jej przykro, że raczej się rozwodzi, bo i jemu nie było smutno z tego powodu. Po drugie, byłby wolny. Nie byłby zobowiązany do niczego względem Marie, a tym samym byłby dostępny dla niej.
Gabriel nie chciał jednak na razie, przesadnie się z tego cieszyć. Nic jeszcze nie było pewne, więc on sam nie wiedział jak to się wszystko skończy.
Uśmiechnął się do Lauren, kiedy zbliżyła się do niego.
- Jutro rano kończę dyżur. - Odpowiedział jej. - Wracam za jakieś dwa, trzy dni. Wszystko zależy od tego, co zarządzi ordynator. - Dodał jeszcze.
Szkoda mu trochę było się z nią rozstawać, ale tak naprawdę nie mógł zostać tutaj nie wiadomo jak długo, by nie wzbudzać podejrzeń.
- Nie musisz mi dziękować. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Chcę byś była bezpieczna, to wszystko. - Dodał jeszcze, również całkowicie szczerze.
OdpowiedzUsuńCzuł się wyróżniony. Lauren zdradziła mu historię swojego życia. Opowiedziała mu o wszystkim, zaufała mu, chociaż tak naprawdę przecież go nie znała. Mógł równie dobrze powiedzieć, że jest mu przykro i po prostu wrócić do własnego życia. Jednak on tak nie potrafił. Coś w jej zachowaniu, w jej oczach, powiedziało mu, że potrzebuje pomocy, że sama sobie nie poradzi, a on ochoczo rzucił jej się na pomoc, niczym właśnie ten cholerny rycerz na białym koniu.
Gabriel cieszył się z informacji, które otrzymał od Emily. Nie sądził, by kiedykolwiek mieli dojść z Marie do porozumienia w kwestii dziecka, którego nigdy mieć nie mogli. A tak mężczyzna był wolny. No, prawie wolny. Czuł te nieograniczone pokłady wolności, możliwości, które się przed nim otwierały, choć nieco go to przerażało, jakby stał nad przepaścią i nie wiedział, co jest na jej dnie. Miał jednak ochotę skoczyć do niej na główkę. Pociągało go to.
- Tak funkcjonuje szpital. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Poza tym, ja lubię swoją pracę i nie uważam przesiadywania w niej za bezduszność. Poniekąd to też poróżniło mnie z żoną. - Dodał jeszcze, po czym położył dłoń na policzku Lauren. - Muszę wracać do pracy. Za dwie lub trzy godziny, zostaniesz przeniesiona na swoją salę, więc zobaczymy się na obchodzie. Ewentualnie, zawsze możesz przyjść do mojego gabinetu pod pretekstem zapytania o kilka rzeczy związanych z twoją przyjemnością. - Zaproponował po chwili. - Oczywiście, nie namawiam. Decyzję pozostawię tobie. - Dodał jeszcze, zabierając rękę i ponownie kładąc ją na swoich kolanach.
Gabriel nie miał zielonego pojęcia, jak można uważać osobę, z którą zdecydowało się spędzić resztę swojego życia za kogoś mało wartościowego, kogoś kto nie był równy, tylko za kogoś z kim nie warto się liczyć.
OdpowiedzUsuńPrzecież małżeństwo to partnerstwo, wspólnota obu dusz, dwie osoby w jednej. Ludzie byli różni, a Luke najwidoczniej był najgorszym gatunkiem człowieka.
Wiedział, że będzie jej bronił do póki będzie tego chciała. Nie zostawi jej samej na pastwę Sweensona, który chyba nie miał zielonego pojęcia na temat tego, jak powinno traktować się kobietę.
- Nie dziękuj mi tyle, bo się zarumienię, a to bardzo niemęskie. - Powiedział żartobliwie, uśmiechając się do Lauren szeroko. - Dlaczego miałbym uznać cię za wariatkę? - Zapytał poważnie. - Nikt nie jest ze stali, każdemu czasami puszczają nerwy i być może wtedy to był twój czas. - Powiedział. - Obiecałem ci coś i słowa zamierzam dotrzymać. Zostanę tak długo, jak będziesz sobie tego życzyła, nie oczekując niczego w zamian. - Dodał jeszcze po chwili zgodnie z prawdą.
Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa.
- Nie jest tak źle. Większość nocy przesypiam. Poza tym, zawsze chciałem pomagać. Od dziecka. - Wyjaśnił jej, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do drzwi. Odwrócił się jeszcze, by na nią spojrzeć. - Będę czekał i chętnie odpowiem na wszystkie pytania, albo i nie. - Również zażartował. - A tymczasem, czekają na mnie raporty. Chociaż coś mam do roboty. - Dodał jeszcze i już go nie było.
No cóż. Każdy inaczej patrzy na małżeństwo. Jednak spojrzenie Luke'a Sweensona było wysoce nieodpowiednie. Jakiś bzdurny papierek, który podpisali kilka lat temu razem z Lauren nie uprawniał go do tego, by traktować kobietę jak swoją własność. Przecież nie o to chodziło w związku. Nigdy nie był niczyją własnością i nie mógł traktować drugiej strony, jak zabawki.
OdpowiedzUsuńGabriel, nigdy nie miał takiego podejścia do swojego związku z Marie. Oboje byli partnerami. Wspólnie podejmowali decyzje, byli partnerami, a nie osobnymi jednostkami. Kobieta nie była jego zabawką, nie traktował jej jak śmiecia, czy chwilowej zachcianki.
Tylko, że w chwili obecnej ich małżeństwo było na rozdrożu. Stanęli w obliczu kryzysu, którego oboje chyba nie byli w stanie rozwiązać. Ba! Nie mieli bladego pojęcia, że coś takiego kiedykolwiek ich rozdzieli. Naiwnie sądzili, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży i będą żyli długo i szczęśliwie w swojej bańce mydlanej odcięci od problemów. A kiedy taki się pojawił, nie mieli pojęcia jak mu sprostać.
Gabriel, jednak nie miał zamiaru ratować tego małżeństwa. To nie on uciekł, nie on przestać walczyć ( no może nie do końca), jednak nawet przez myśl nie przeszło mu to, by wyjechać. Marie to zrobiła i tak naprawdę to, co się stało było jej winą. I z jej winy, zapewne za kilka miesięcy zakończą kilkuletni związek.
Gabriel wrócił do swojego gabinetu, jednak nie od razu zabrał się za wypełnianie raportów i innych dokumentów, które piętrzyły się na jego biurku.
Najpierw, kiedy tylko wszedł do pomieszczenia, odebrał telefon z nieznanego numeru.
- Gabriel Lemaire, słucham. - Odezwał się po wciśnięciu zielonej słuchawki, zastanawiając się, kim jest jego rozmówca.
- Gabrielu, to ja. - Znał ten głos i aż wciągnął głośno powietrze.
- O co chodzi, Marie? Jestem w pracy.
- Chciałam z tobą porozmawiać. O nas. tym co się stało.
- To chyba nienajlepsza pora i sposób takie rozmowy.
- Gabrielu posłuchaj... Ja cię przepraszam, po prostu nie wytrzymałam. Stałeś się taki zimny i niedostępny, a ja już nie mogłam tego znieść.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz. Nadal cię kocham, ale nie wiem... nie wiem czy nam się uda odbudować to, co było między nami.
- Emily przedstawiła mi już twój pogląd na całą sytuację, więc proszę daruj sobie Marie. Muszę kończyć, mam obowiązki.
- Gabrielu, proszę. Niedługo wracam. Nie do naszego mieszkania, ale do miasta. Chciałabym się spotkać i porozmawiać.
- Porozmawiamy o tym później. Cześć. - Bez zbędnych pożegnań, mężczyzna rozłączył się i odłożył telefon na biurku.
Ukrył twarz w dłoniach. Sam już nie wiedział, co ma robić. Jak się zachować. Poczucie winy ugodziło go ze zdwojoną siłą. Nie miał pojęcia, jak rozwiązać całą tą sytuację. Z Marie tworzyli związek małżeński, który chylił się ku upadkowi, ale jednak nadal formalnie do siebie należeli. Tą sprawę musi rozegrać delikatnie, a przede wszystkim jego żona nigdy nie może dowiedzieć się Lauren.
Z kolei jego pacjentka, sprawiła że poczuł się jak mężczyzna, jak ktoś, kto może udowodnić swoją wartość. Obiecał jej, że ją ochroni i słowa zamierzał dotrzymać. Nie miał pojęcia, dokąd zaprowadzi go ta znajomość. Nie wiedział, czy Lauren, pod wpływem swojego męża po prostu do niego nie wróci, zapominając o Gabrielu. A w efekcie Lemaire zostanie sam.
Westchnął cicho i zabrał się to pracy, chociaż to pozwoli mu na chwilę odciąć się od swoich myśli i chaosu, który panował w jego myślach.
Gabriel nie miał zielonego pojęcia, jaką decyzję podejmie Lauren w sprawie swojego małżeństwa. Nie miał zamiaru do niczego jej namawiać. Nie chciał narzucać jej swojej woli, a przede wszystkim swojej obecności.
OdpowiedzUsuńChoćby chciał, nie mógł i nie powinien tego robić. To musi być jej własna, suwerenna decyzja. Lauren sama musiała tego chcieć. Sama musiała stwierdzić, że życie z Luke'm to nie to czego chce.
Siedział w swoim gabinecie, starając się wypełnić stos piętrzących się dokumentów, które musiał wypełnić. Co jakiś czas, przerywał jednak na chwilę, kiedy natłok myśli nie dawał mu spokoju. W takich chwilach myślał o Lauren i o Marie. On sam nie miał zielonego pojęcia, co robić dalej. Chciał, by ta cała sytuacja w jakiś sposób rozwiązała się sama i miał nadzieję, że będzie ona korzystna dla wszystkich.
Kiedy usłyszał za drzwiami gabinetu głos Lauren, uśmiechnął się jednak pod nosem. Myślał już, że do niego nie przyjdzie, że po spotkaniu z mężem stwierdzi jednak, że wszystko jest dobrze, a Gabriel nie będzie jej już do szczęścia potrzebny.
Wstał ze swojego miejsca i podszedł, by otworzyć.
- Zapraszam. - Uśmiechnął się na widok blondynki, przepuszczając ją w drzwiach.
I tak, jakimś dziwnym trafem, oboje trafili na siebie w momencie, gdy ich związki znalazły się na rozdrożu. Jakby to przeznaczenie, w które Gabriel wątpił, postawiło ich na swej drodze i uparcie pchało ku sobie. Jakby przewrotny los, doskonale wiedział, co jest dla nich dobre.
OdpowiedzUsuńMężczyzna, domyślał się, że oboje mogą sobie nawzajem pomóc, uwolnić się od tego, co mieli teraz, choć ich relacja nadal stała pod dużym znakiem zapytania. I tak naprawdę, tylko od nich zależało to, w jaki sposób potoczy się dalej.
Kiedy Lauren weszła do gabinetu, Gabriel zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Tak na wszelki wypadek, żeby nikt im nie przeszkadzał. miał nadzieję, że blondynka nie będzie się z tym czuła niekomfortowo.
- To miło z twojej strony. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, wskazując dłonią na ciasto. - Może masz ochotę na kawę lub herbatę? - Zapytał, podchodząc do czajnika elektrycznego, by napełnić go wodą. Dopiero, kiedy to zrobił, obrócił się przodem do kobiety i odpowiedział na jej pytanie.
- Tak, wszystko dobrze. - Przejechał dłonią po już dość długim zaroście na swojej brodzie. - Rozmawiałem niedawno z Marie. Dzwoniła tylko po to, by mi powiedzieć, że nadal chce rozwodu. - Dodał jeszcze po chwili.
Gabriel właśnie dlatego zamknął drzwi. Żeby nikt im nie przeszkodził nagłym wtargnięciem do gabinetu, na przykład jakaś nadgorliwa pielęgniarka. Gdyby ich spotkania się wydały, mężczyzna straciłby nie tylko pracę, a i Lauren miałaby naprawdę bardzo duże problemy.
OdpowiedzUsuńLemiare chciał unikać tego wszystkiego za wszelką cenę. Nadal chciał kontynuować tą znajomość, jednak dyskretnie.
Nie miał zamiaru tego kończyć, czymkolwiek to było w tym momencie. Chciał widywać się z Lauren, chciał do niej dzwonić, pisać wiadomości i być jak najbliżej się da.
- Dobrze, w takim razie herbata. - Powiedział z lekkim uśmiechem, przygotowując kawę dla siebie, a dla kobiety kubek jakiejś owocowej herbaty, którą znalazł w biurku. Dopiero kiedy skończył i postawił parujące kubki na stoliku, a sam usiadł obok Lauren, zdecydował się odpowiedzieć na jej pytanie.
- Tak, chcę tego rozwodu. - Odpowiedział w końcu, patrząc blondynce prosto w oczy. - I to nie jest decyzja, którą podjąłem kilka dni temu. Szczerze mówiąc, zastanawiałem się nad tym dużo wcześniej, kiedy już faktycznie zaczęło się psuć w naszym małżeństwie. - Nie wiedział dlaczego się tłumaczy, może chciał, by Lauren wiedziała, że to nie jest chwilowa zachcianka, a dobrze przemyślana decyzja. - Marie i ja... oddalaliśmy się od siebie już od jakiegoś czasu. Rozwód był tylko kwestią czasu.
Oboje potrzebowali siebie nawzajem, bardziej niż im się wydawało. Decyzja o rozwodzie, sprawiła że Gabriel z pewną nadzieją patrzył w przyszłość. Był pewien, że kiedy tylko rozstaną się z Marie na dobre, wydarzy się coś dużo lepsze. Być może z Lauren, kto wie.
OdpowiedzUsuńNa razie jednak nie chciał za bardzo wybiegać w przyszłość. Chciał korzystać z tego, co miał tu i teraz.
- Pomogę ci, jeśli będziesz chciała. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Dasz radę, jesteś niezależną, silną kobietą i wiesz czego chcesz. Będzie dobrze. - Dodał jeszcze, z pewnością głosie.
Jej słowa nieco odniosły go na duchu. Obawiał się trochę,że pod wpływem męża, po ich dzisiejszym spotkaniu, Lauren będzie chciała zostać z Luke'm, a tego raczej Gabriel by nie zniósł.
Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa. Uścisnął lekko jej dłoń, kciukiem gładząc delikatną skórę.
- Skąd pochodzę? Stąd. Całe życie spędziłem w Seattle. - Odpowiedział jej z uśmiechem. - Skończyłem tutejszy Uniwersytet Waszyngtoński, z wyróżnieniem, przez co znajomi nabijali się ze mnie, że w ogóle nie zasmakowałem życia studenckiego. - Zaśmiał się, spoglądając w oczy Lauren. - A kolor? Niebieski. Taka czysta barwa nieba, jak twoje oczy. - Zakończył swój wywód. - A ty? Odpowiedz na te same pytania.
- Oczywiście, że jesteś niezależna, dostrzegłem w tobie tą iskierkę, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. - Powiedział z lekkim uśmiechem. - Być może przez związek, w którym jesteś, zapomniałaś, jak to jest, ale wierzę, że sobie przypomnisz i ponownie będziesz szczęśliwa. - Uniósł dłoń, by lekko pogładzić ją po policzku. - Gdybyś potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie znaleźć. - Dodał jeszcze.
OdpowiedzUsuńGabriel był gotów pomóc jej i ułatwić odejście od męża. Wystarczyłoby, żeby tylko powiedziała jedno słów, a gotów był rzucić wszystko i zrobić to, czego będzie akurat od niego oczekiwała.
Kiedy Lauren oparła głowę na jego ramieniu, mężczyzna oparł się wygodniej na kanapie i po prostu objął blondynkę, jednocześnie delikatnie muskając palcami jej ramię.
- Może nie tyle co zabiera życie towarzyskie, ale ja kochałem książki. Niezwykle mnie to wtedy pociągało i nie starczało już czasu na imprezy. - Uściślił po chwili. - Masz jakieś marzenie? Takie szczególne marzenie, które chciałabyś spełnić?- Zapytał.
Gabriel chciał by Lauren była szczęśliwa i za wszelką cenę chciał jej w tym pomóc. Chciał ją uszczęśliwić, sprawić by zapomniała w jakiś sposób o swoim mężu i o tym, co jej zrobił. Nikt nie zasługiwał na takie traktowanie, a już szczególnie ona.
OdpowiedzUsuń- Ulubionego autora? Tak, mam. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Jest nim dla mnie Carlos Riuz Zafon. Swoimi cytatami zawsze potrafi trafić w sedno. Moje ulubione to na przykład: " W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze." albo " Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterie; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.". Znasz go? - Wyjaśnił dokładnie. - No i ostatnio, zacząłem czytać "Grę o tron" Martina. Zapowiada się dość ciekawie.
Kiedy Lauren opowiedziała mu o swoim marzeniu, uśmiechnął się lekko. Wiedział, że pomoże jej spełnić to marzenie.
- No cóż, ja najdalej na wakacjach byłem chyba na Hawajach. Marie nigdy nie lubiła dalszych podróży, więc głupio się przyznać, ale nigdy nie byłem w Europie. Chętnie zrobiłbym sobie jakąś wycieczkę objazdową po tym kontynencie. - Odpowiedział jej,spoglądając na nią. - Tak, mam jedno takie. Całe dzieciństwo chciałem ratować ludzkie życie. Najpierw miałem być żołnierzem, później strażakiem, a na koniec stanęło na lekarzu. I nie żałuję swojego wyboru, praca to całe moje życie. - Przymknął na chwilę oczy, opierając głowę na oparciu fotela. - A inne marzenie, było takie żeby zdarzyło się coś, co pomoże mi wybrnąć z marazmu, w którym się znalazłem, jakiś znak, który wskaże mi drogę do rozwiązania problemu. Połowicznie już się spełniło. - Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Masz jakieś zainteresowania? Albo szczególne upodobania?- Zapytał po chwili.
- To chyba najwyższa pora, by przeczytać go jeszcze raz i pozostałe części również. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Mogę ci pożyczyć swoje egzemplarze, chociaż są już tak sfatygowane, że aż wstyd je komukolwiek pokazywać. - Dodał jeszcze, uśmiechając się trochę szerzej.
OdpowiedzUsuńGabriel też miał wrażenie, że znają się zdecydowanie dłużej. Rozumieli się niemal bez słów i jakoś nie miał problemów przed tym, by się przed nią otworzyć. Z nikim wcześniej nie rozmawiało mu się tak dobrze, jak właśnie z Lauren.
- Może wybiorę się tam podczas urlopu. - Odpowiedział jej. - Pewnie przydałby mi się jakiś przewodnik, który pokazałby mi te wszystkie rzeczy warte zobaczenia. - Dodał jeszcze, przymykając na chwilę oczy. Miał nadzieję, że blondynka zrozumie aluzję.
Dla niego, to co robił nie było niczym imponującym. Po prostu robił to co kochał i nie wyobrażał sobie życia bez pracy w szpitalu.
- Początkowo, miałem tremę, kiedy dostawałem nowego pacjenta. Później pojawiło się już zdecydowanie. Nie boję się teraz, że coś pójdzie nie tak. Znam się na tym co robię. - Odpowiedział jej, może odrobinkę się przy tym przechwalając.
Słuchał jej uważnie. Widział doskonale, że kocha to, co robi, a to w pracy było najważniejsze.
- Czyli jesteś w pewnym sensie perfekcjonistką i pedantką. - Odpowiedział, patrząc na nią uważniej. - To zupełnie inaczej niż ja. W pracy jakoś dbam o porządek, ale gdybyś zobaczyła moje mieszkanie, zdziwiłabyś się i to bardzo. - Dodał jeszcze, śmiejąc się przy tym cicho.
- Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić każde z tych miast. - Odezwał się po chwili. - Trzymam cię więc za słowo i z niecierpliwością będę czekał na ten wyjazd. Sam pewnie bym się tam zgubił, ale mając takiego przewodnika jak ty, pewnie zobaczę wszystko co trzeba. - Zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuńPerspektywa wyjazdu z Lauren bardzo mu się podobała. Mieli by naprawdę sporo czasu dla siebie, z dala od wszelkich problemów życia codziennego. Gabriel, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie tak łatwo będzie im rzucić wszystko i wyjechać. Musieliby mieć stworzony naprawdę bardzo dobry plan, by nikt się nie zorientował, że gdzieś są razem, a na to pewnie będzie trzeba jeszcze trochę poczekać.
- Nie, no bez przesady. Chyba jakoś sam sobie poradzę z tym swoim bałaganem w mieszkaniu. - Odpowiedział, śmiejąc się cicho. - Jestem dużym chłopcem i wiem do czego służą mopy i te wszystkie inne środki czystości, ale zawsze możesz wpaść i powiedzieć co i jak. - Dodał jeszcze, ukrywając w tym zdaniu małą aluzję.
Gabriel spojrzał na Lauren.
- Tak, za jakieś trzy, cztery godziny pojawi się mój zmiennik i to on będzie cię miał pod opieką przez najbliższe trzy dni. - Odpowiedział. Jakoś smutno mu się zrobiło, że musi zostawić blondynkę samą w szpitalu, ale cóż. Nie mogli ryzykować. Wiedział jednak, że do niej napisze. - Jeśli twoja rekonwalescencja będzie przebiegała tak dobrze, jak do tej pory to myślę, że za dwa, trzy tygodnie będziesz mogła wrócić do domu. - Z tego powody też zrobiło mu się przykro. Bał się, że Luke może spowodować, iż jego żona znów wyląduje w szpitalu, jednak tym razem z jakąś poważniejszą przypadłością.
Gabriel nie powiedział już nic więcej na temat ich planów wyjazdowych. Za krótko się znali, by aż tak bardzo wybiegać w przyszłość i sporo jeszcze mogło się do tego czasu zmienić. Lauren mogła mieć problemy z Luke'm, a on z Marie.
OdpowiedzUsuńMężczyzna wierzył jednak, że wszystko się ułoży i kiedyś faktycznie, wybiorą się razem w podróż do Europy.
- Dobrze, zadzwonię jak tylko dostrzegę coś niepokojącego. - Odpowiedział jej, śmiejąc się cicho. Naprawdę, fantastycznie czuł się w jej towarzystwie. Tak niespotykanie pewnie i dobrze, jakby znali się już ładnych parę lat. Cieszyło go to niezmiernie.
- Tak, myślę że została nam jakaś godzinka. - Odpowiedział na jej pytanie, patrząc jej w oczy i lekko się uśmiechając. - Chciałabyś robić coś konkretnego, czy po prostu posiedzimy i porozmawiamy? - Zapytał.
[ Pewnie, że przyspieszamy:)]
OdpowiedzUsuń[ Tak, jak już wyjdzie i oboje będą mieli mniej pretekstów do wspólnych spotkań. ]
OdpowiedzUsuńTrzy kolejne tygodnie, które Lauren spędziła w szpitalu minęły bardzo szybko.
OdpowiedzUsuńSpotykali się kiedy tylko mogli, jednak zbyt rzadko, jak na jego gust. Obowiązki, inni pacjenci, a przede wszystkim unikanie ujawnienia ich romansu, nie pozwalało im na tak częste kontakty, jakich by pragnęli.
Gabriel, ani się spostrzegł, a nadszedł dzień ich rozstania. W ogóle nie czekał na ten dzień. Chciał nawet, by w ogóle nie było go w kalendarzy, jednak jako rozsądny mężczyzna musiał wiedzieć, że kiedyś ta sytuacja musiała nastąpić.
Nie wiedział, kiedy znów się spotkają, ani kiedy ze sobą porozmawiają. Obawiał się, że Luke od razu przypuści atak na swoją żonę i zrobi jej jakąś krzywdę. Nic nie mógł jednak z tym zrobić.
W dniu opuszczenia przez Lauren szpitala, nie było go w pracy. Akurat miał wtedy ostatni wolny dzień przed rozpoczęciem kolejnego dyżuru.
Gabriel chodził po własnym mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie pomagała również obecność Marie, która akurat wtedy pojawiła się u niego, by spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Tak, decyzję o rozwodzie nadal podtrzymywała, chociaż mężczyzna miał wrażenie, że jego żona jak nic zmieni jeszcze zdanie. Patrzyła na Lemaire dziwnym wzrokiem i starała się do niego zbliżyć. On sam zaś, czekał tylko aż Marie opuści mieszkanie. Był zdecydowany, by zakończyć ten związek. Nie widział ani sensu, ani potrzeby w ratowaniu czegoś, co już dawno przepadło. Nie pamiętał już nawet, dlaczego tak bardzo trzymał się związku z Marie.
Myślał tylko o Lauren, o ich ostatnich spotkaniach, ciekawych rozmowach, podczas których dowiadywali się o sobie czegoś więcej. Nie zrobili nigdy niczego niestosownego. Nie poszli dalej, mimo że mieli ku temu okazję, a mimo to, Gabriel nie mógł o niej zapomnieć. Pojawiła się w jego życiu zupełnie niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba. Blondynka jawiła mu się jako iskierka nadziei na lepsze jutro, które dostał od losu.
Nie rozmawiali ze sobą już bardzo długo. Mężczyzna zaczął się obawiać, że być może coś się stało, że być może Luke zrobił coś Lauren. Chciał do niej napisać, jednak wiedział, że o tej porze dnia może to być wysoce niebezpieczne. Zamiast tego, zabrał więc swojego psa na długi spacer, by pomyśleć i stłumić jakoś chaos oraz tęsknotę, które panowały w jego sercu.
Kompletnie nie przeszkadzał mu padający deszcz, ani tym bardziej to, że było już naprawdę za późno na spacery ze swoim zwierzakiem. Kiedy jednak wrócił do domu, dźwięk telefonu wyrwał go z zamyślenia. Widząc tak dobrze znany numer, którego już swoją drogą wyuczył się na pamięć, uśmiechnął się pod nosem.
-Halo? - Czekał aż usłyszy tak ukochany głos. Szeptała, czyli musiała uważać na to, by Luke jej nie słyszał. Coś w tej sytuacji było ekscytującego, ale też niebezpiecznego. Musieli być bardzo ostrożni. - Nie, nie obudziłaś mnie. - Odpowiedział jej, uśmiechając się lekko do telefonu, mimo że Lauren tego nie widziała. Ucieszył się, że zadzwoniła. - Zazwyczaj nie śpię jeszcze o tej o perze. Dopiero wróciłem z psem ze spaceru. - Wyjaśnił. - Co u ciebie? Wszystko dobrze? - Zapytał.
Musiał wiedzieć, czy Luke nie zrobił jej żadnej krzywdy, bo czasami naprawdę był gotów na to, by pójść tam i dać mężczyźnie w mordę, raz a porządnie, by nauczył się szanować swoją kobietę. Gabriel miał wrażenie, że Sweenson nie potrafi docenić tego, jaki skarb ma obok siebie.
- Ja też za tobą tęskniłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Powiedział, a słysząc że odkręciła wodę, zmarszczył brwi. Wiedział, że to konieczne, że musi się ukrywać, by Luke o niczym się nie dowiedział. Gabriel aż bał się myśleć, co by się stało, gdyby ich romans wyszedł na jak.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się cicho, słysząc jej słowa.
- Nie, zazwyczaj zabieram go wcześniej na spacery, ale dzisiaj nie mogłem zasnąć. Musiałem pomyśleć. - Przyznał się w końcu, całkowicie szczerze, jednak jej kolejne słowa nieco go zmartwiły. - Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku i nic ci nie zrobił. A jeśli tak...- zawahał się na chwilę. - Nie ręczę za siebie. - Musiał ją chronić, po prostu musiał, ale na odległość nie było to aż takie proste.
Smutna prawda była taka, że niedługo sporadyczne rozmowy telefoniczne im nie wystarczą, a spotykanie się na żywo, wiązałoby się z bardzo dużym ryzykiem. Gabriel wiedział jednak, że wkrótce będą musieli się zobaczyć. Tęsknił za Lauren, za jej uśmiechem, dotykiem drobnej dłoni i tymi niesamowicie niebieskimi oczami, w które mógłby się wpatrywać godzinami.
- Mi też ciebie brakuje Lauren. - Powiedział cicho, chociaż sam nie wiedział dlaczego. Chyba podświadomie obniżał głos, tak samo jak ona. - Chciałbym cię zobaczyć. - Odezwał się po minucie lub dwóch. Marzył o tym, choć wiedział, że może to być trudne i skomplikowane, mimo to jednak, miał nadzieję, że im się uda.
Jak miał się nie martwić? Jak miał zająć się własnymi sprawami, pracą i zbliżającym się rozwodem, skoro każdego dnia bał się o Lauren. Przerażała go myśl, co ten potwór może jej zrobić, jeśli dowie się, że się spotykają.
OdpowiedzUsuńNie potrafił sobie z tym poradzić. Łatwo było jej mówić, żeby się nie przejmował, że da sobie radę. Oczywiście, wierzył w nią, jednak mężczyźni pokroju jej męża byli naprawdę nieobliczalni i niebezpieczni.
- Lauren, jak mam się nie martwić? - Zapytał zdziwiony, ledwo panując nad własnym głosem. - Wiem, że mam własne problemy i wiem, że sobie poradzisz, jednak to jest silniejsze ode mnie. - Dodał jeszcze.
Tak, miał pracę, którą kochał. Czekał go rozwód z Marie, a czuł, że będzie to ciężka przeprawa i że jego żona zbyt szybko mu nie odpuści. Pokazała mu to dzisiaj, kiedy pojawiła się w mieszkaniu po swoje rzeczy. Widać było, że rozstanie miało przyjść jej z trudem i Gabriel bał się, że w ostateczności się od niej nie uwolni.
Problemy powoli zaczynały się przed nim piętrzyć, jednak miał nadzieję, że jakoś uda mu się je wszystkie rozwiązać, by móc bez przeszkód kontynuować swoją znajomość z Lauren. Na tym tylko mu teraz zależało.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, jakoś ją pocieszyć, dać znać, że zawsze przy niej będzie, ewentualnie odpowiedzieć na propozycję, którą mu przedstawiła, ale nie zdążył.
Usłyszał w słuchawce walenie do drzwi. Wiedział co się stało.
- Lauren! - Zawołał do słuchawki. - Lauren! - Krzyknął jeszcze głośniej.
Nie doczekał się odpowiedzi. Kobieta bezceremonialnie się z nim rozłączyła, a on rzucił telefon na stolik.
Przerażenie i wściekłość stanęły mu niemal w gardle. Nie miał pojęcia co się tam teraz dzieje. Chodził po mieszkaniu jak szalony, czekając na jakąś informację od blondynki. Bał się, że Luke za chwilę o wszystkim się dowie, że zrobi jej krzywdę. A tego by sobie nie wybaczył, bo byłaby to tylko i wyłącznie jego wina.
Był tak podenerwowany, że nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kopnął ze złości w kanapę. Walnął pięścią w ścianę, ale i to mu nie pomogło. Podszedł do okna, by wyjść na balkon i odetchnąć świeżym powietrzem. Stojąc na zewnątrz wmawiał sobie, że wszystko będzie dobrze, że nic jej się nie stało, że znalazła jakieś rozwiązanie i wytłumaczenie.
Kiedy ponownie wrócił do mieszkania, czekała na niego wiadomość od Lauren.
Szybko wystukał wiadomość:
Nic Ci nie jest? Przyjedź kiedy chcesz, choćby zaraz: 113 Cherry St., będę czekał.
Miał nadzieję, że jak najszybciej odczyta jego wiadomość i pojawi się u niego. Musiał się upewnić, że jest bezpieczna, że nic jej się nie stało, i że ten potwór nie zrobił jej krzywdy.
Gabriel czekał na odpowiedź Lauren, jednak nie był zadowolony, kiedy już ją otrzymał. Coś było nie tak. Czuł to.
OdpowiedzUsuńNie chciał jednak się tym przejmować. Musiał się przede wszystkim przespać. D piątku zostały cztery dni, a on miał je spędzić w pracy. Może to i lepiej, bo nie będzie się aż tak bardzo zadręczał myśleniem o tym, że coś jest nie tak.
Kiedy wstawał rano, czuł się tak zmęczony i niewyspany jak jeszcze nigdy w życiu. Mimo to uraczył się mocną kawą i poszedł do pracy.
Przez kilka kolejnych dni miał bardzo mało czasu na to, by zastanawiać się nad swoją znajomością z Lauren. Obowiązki w szpitalu stawały się coraz poważniejsze, z racji tego, iż poinformowano go, że ordynator przechodzi na emeryturę i będą poszukiwali jego zastępcy.
Gabriel miał nadzieję, że on nim będzie. Marzył o tym i czekał na to. dlatego też, starał się podwójnie, spędzał w szpitalu jeszcze więcej czasu.
Poza tym, miał trochę problemów z Marie. Tak jak podejrzewał, nie chciała rozwodu. Stwierdziła, że przemyślała sobie wszystko i chce go odzyskać, że nie powinni przekreślać tylu wspólnych lat, tylko spróbować jakoś to wszystko naprawić. Lemaire nic jej na to nie powiedział. Potrzebował czasu. Zbyt wiele się teraz działo, by mógł podjąć jakąkolwiek decyzję, a przede wszystkim chodziło mu o Lauren. Zaangażował się i nie potrafił z niej zrezygnować. Po prostu nie potrafił.
Kiedy w końcu nadszedł piątek, Gabriel był niezwykle poirytowany i zmęczony, ale starał się jakoś to wszystko ukrywać. Nie chciał, by blondynka dostrzegła, że coś się dzieje.
Słysząc pukanie do drzwi wstał z kanapy i poszedł otworzyć. Uśmiechnął się do Lauren i wpuścił ją do środka.
- Ciebie też miło widzieć. - Odezwał się do niej, kiedy już siedzieli na kanapie.
Humor drobinę mu się poprawił, kiedy poczuł ciepło jej ciała i mógł ją widzieć.
- Jak długo zostaniesz? - Zapytał. - Napijesz się czegoś? - Dopytał jeszcze, przyglądając się jej uważniej.
Dostrzegł to, że jest jakaś taka zdenerwowana. Zrozumiał, że coś dzieje, widział to w jej oczach.
- Lauren...- zaczął, wzdychając ciężko. - Stało się coś?
Od ich ostatniej rozmowy, czuł że coś się święci. Domyślał się w jakiś sposób, że Lauren zrezygnuje z ich znajomości tak zawładnięta strachem, że nie będzie myślała logicznie.
OdpowiedzUsuńI dużo się nie pomylił.
Uśmiech z jego twarzy zniknął momentalnie, kiedy tylko usłyszał to, co miała mu do powiedzenia. Odwrócił wzrok, by na nią nie patrzeć, by ona nie dostrzegła w jego oczach, ile bólu sprawiły mu jej słowa.
Nie tego się spodziewał. Jednak, nie miał zamiaru naciskać. Nie chciał, by czuła się w jakikolwiek sposób zobowiązana do czegokolwiek. Chciał jej chronić, pomóc uwolnić się z małżeństwa i od człowieka, którego ewidentnie się bała. Tylko, że jeśli ona sama nie chciała pomocy, to on nie miał tutaj nic do roboty.
- Zależy ci na mnie? - Zapytał cicho, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do okna. - Chcesz żebym był szczęśliwy? - Dopytał jeszcze, jak echo powtarzając jej słowa. - Nie sądzę. Nie o to ci chodzi Lauren. Sytuacja cię przerosła, widzę to. O mnie martwić się nie musisz. Dałbym sobie radę z twoim mężem, ale skoro tak stawiasz sprawę.- Zacisnął wargi, patrząc na miasto, nad którym powoli zaczynała przejmować kontrolę noc. - Skoro chciałaś żebym był szczęśliwy, to trzeba było ze mną porozmawiać na ten temat, a nie podejmować decyzję samodzielnie. Też mam coś do powiedzenia w tej sprawie. - Mówił cicho, ale na tyle głośno by go słyszała. Włożył ręce do kieszeni, by nie widziała jak zaciska dłonie w pięści. Ze złości. - Wszystko się wyjaśniło, więc chyba lepiej będzie, jeśli wrócisz już do swojego męża i cudownego życia, które z nim wiedziesz. - Dodał jeszcze.
Chciał by już sobie poszła. Nie chciał żeby widziała, jak bardzo go zraniła. Zależało mu na niej, ale najwidoczniej pomylił się w ocenie tego, jak bardzo jej zależy na nim. On da sobie jakoś radę. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Pozwoliła mu na to, by tak się do niej przywiązał. On sam nie sądził, że w tak krótkim czasie, zacznie mu na kimś tak bardzo zależeć. Przecież kompletnie się nie znali.
OdpowiedzUsuńJej słowa go raniły i to bardzo. Sam już nie wiedział co ma robić. Trwać dalej w tej relacji, czy po porstu odpuścić, tak jak ona tego chciała. Zbyt wiele się działo. I doskonale widać było po nim to, że zaczyna go to wszystko przerastać. Rozwód. Sytuacja w pracy. I jeszcze Lauren, mówiąca mu, że powinni przestać się spotykać.
Westchnął cicho, zamykając na chwilę oczy, po czym obrócił się przodem do kobiety i spojrzał jej prosto w oczy. Zdziwił się, że stoi tak blisko niego.
Był zdenerwowany, ale nie był Luke'm. Nigdy w życiu nie uderzył żadnej kobiety i nie miał zamiaru tego zrobić.
- Więc nie uciekaj. - Powiedział cicho, robiąc krok do przodu. - Zostań. Razem rozwiążemy tą sytuację. Wiem, że się boisz, ale on nie ma pojęcia o co chodzi. Nigdy się nie domyśli gdzie jesteś. Zadzwoń do niego, wymyśl coś i zostań. - Poprosił cicho. - Nie uciekaj ode mnie. Nie bój się. Obiecałem ci, że cię obronię i to zrobię, dobrze o tym wiesz, ale nie dam rady robić tego na odległość. - Zrobił jeszcze jeden krok do przodu, by w końcu przytulić ją do siebie. - Zaufaj mi Lauren. Tylko o to cię proszę. - Wyszeptał w jej włosy, cały czas tuląc ją do siebie.
Nie mogła z niego zrezygnować. Nie powinna tego robić. Nie, jeśli chciała być naprawdę wolna.
Gabriel wiedział, że Luke nigdy by jej tutaj nie znalazł. Nigdy w życiu nie połapałby się w tym, że lekarz, który leczył jego żonę ośmieliłby się spojrzeć na nią inaczej. Plan, który powoli Lemiare tworzył sobie w głowie był idealny, wystarczyłoby tylko, żeby Lauren na niego przystała.
Bez względu na to, kiedy Lauren zdecydowałaby się odejść, Gabriel by cierpiał. Doskonale powinna zdawać sobie z tego sprawę. Pojawiła się w jego życiu, zakorzeniła się w jego myślach i snach. Nie mogła sobie tak po prostu teraz zniknąć. Bo nawet jeśli by to zrobiła, on i tak by cierpiał, mimo że pewnie nie pokazałby tego po sobie.
OdpowiedzUsuńDla niej musiał być silny. Chciał jej chronić, chciał jej pomóc, tylko czasami miał wrażenie, że Lauren tak naprawdę nie wie czego chce. Toksyczny wpływ, który miał na nią Luke odcisnął na niej takie piętno, którego chyba nawet Gabriel nie byłby wstanie usunąć. Dlatego się bała. Dlatego wolała odejść i go zostawić, by wrócić do życia, które sobie wybrała, nawet jeśli miało być ono usłane jej cierpieniem i bólem.
- Więc nie uciekaj. -Powtórzył. Chciał się o nią troszczyć, otoczyć ją opieką i miłością, na jaką zasługiwała. Spojrzał jej w oczy, a kiedy dotknęła jego policzka, chwycił delikatnie jej dłoń, by przytrzymać ją dłużej. - Więc nie wracaj. Zostań tutaj. Nie znajdzie cię u mnie. Tu cię nie skrzywdzi. - Powiedział cicho. Wierzył w to, że mogłoby się to udać. -Wiem, że to wymaga poświęcenia, ale zaryzykuj. Inaczej nigdy się od niego nie uwolnisz. - Dodał jeszcze, tym razem kładąc dłoń na jej policzku.
Widział w oczach Lauren wahanie. Wiedział, że jego plan jest dobry, nawet bardzo dobry. Luke nie był idiotą to pewne, ale tutaj nie byłby wstanie jej znaleźć. To najlepsza opcja z możliwych i kobieta naprawdę powinna ją rozważyć. Mieli by przynajmniej czas na to, by stworzyć jakiś plan, a przynajmniej jego początek. Nie mogli pozwolić, by sytuacja sprzed kilku dni się powtórzyła. To by było zbyt niebezpieczne. Musieli być ostrożniejsi.
OdpowiedzUsuńGabriel spojrzał Lauren w oczy.
- Jej tu nie ma. Marie zabrała stąd wszystkie swoje rzeczy. Poza tym, zmieniłem zamki w drzwiach, nie ma możliwości, by pojawiła się tu bez zapowiedzi. - Odpowiedział jej cicho. - Lauren, pieniądze to teraz najmniejszy problem. Najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo, a zarabiam tyle, że nawet nie zauważę, że ubywa mi środków z konta. - Dodał jeszcze. Wiedział, że powoli wygrywa. Na każdy jej problem miał już rozwiązanie. A to było najważniejsze. - To będzie trudne, ale jeśli razem coś wymyślimy będzie dużo łatwiej, niż gdybyś starała się robić coś w pojedynkę. Wiesz przecież, że mam rację. - Zamilkł na chwilę, by odgarnąć jakiś zagubiony kosmyk włosów z jej twarzy. - Mam propozycję. Zostań tutaj kilka dni. Powiesz Luke'owi, że jedziesz odwiedzić rodzinę, cokolwiek. Przemyślimy wszystko, ustalimy jakiś plan działania. Tak będzie o wiele łatwiej. A pracować na pewno możesz zdalnie. Zawsze znajdzie się ktoś w tej części miasta,kto będzie chciał zorganizować jakieś przyjęcie, a tym samym będziesz miała możliwość zarobku. - Zaproponował po chwili.
Kiedy Lauren zgodziła się w końcu, by u niego zostać, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Udało mu się ją przekonać, co nie było łatwy zadaniem, zważywszy że bardzo się starała wynajdować kolejne przeszkody.
OdpowiedzUsuńTeraz, nie pozostało im nic innego, jak stworzyć sensowny plan działania, a przede wszystkim nacieszyć się sobą.
- Cieszę się, że jednak się zgodziłaś. - Powiedział zgodnie z prawdą, a kiedy kobieta dzwoniła do męża, wycofał się po cichu do kuchni, by jej nie przeszkadzać, czy nie robić zbędnego hałasu. Wstawił wodę na jakąś herbatę,czy też kawę, gdyby blondynka chciała się napić, po czym wrócił do salonu. Właśnie kończyła rozmowę. Nie była zdenerwowana, a to było najważniejsze.
- Nie masz za co mi dziękować. - Odpowiedział jej, uśmiechając się lekko i obejmując ją w talii, by przyciągnąć ją bliżej siebie. Już miał ją pocałować, kiedy tym razem to jego telefon się rozdzwonił. - Przepraszam cię na chwilę. - Odezwał się, wyplątując się z objęć Lauren i chwytając w dłoń komórkę. - Lemaire, słucham.
- Panie doktorze, ordynator kazał pana poinformować, że do następnego piątku nie musi pan się pojawiać w szpitalu. - Głos pielęgniarki był dość oficjalny. - Chce sprawdzić nowego członka naszego grona, więc tym samym ma pan urlop. Miłego wieczoru. - Kobieta rozłączyła się, a Gabriel spojrzał na blondynkę.
- Wgląda na to, że dostałem urlop, po raz pierwszy od dwóch lat. - Poinformował ją z lekkim uśmiechem, podchodząc bliżej.
Gabriel nie potrzebował jej wdzięczności, chciał by Lauren była bezpieczna. Na tym mu zależało najbardziej. Miała być z nim szczęśliwa. Chciał jej pokazać jak to jest, kiedy druga osoba cię szanuje i szanuje twoje decyzje.
OdpowiedzUsuńZ nim mogła być szczęśliwa, a przede wszystkim mogła być sobą.
Gdyby mu powiedziała o wszystkim, Gabriel na pewno by jej nie wyśmiał, a zamiast tego, postarałby się, by jej pomóc, by skontaktowała się z fachowcem, który pomógłby jej przezwyciężyć te wszystkie lęki i obawy.
- Tak, zasłużyłem. - Powiedział, uśmiechając się do niej lekko. - Zapomniałem ci powiedzieć, że chyba dostanę awans. To jeszcze nic pewnego, jednak wszystko wskazuje na to, że będę ordynatorem na swoim oddziale. - Dodał jeszcze, z szerokim uśmiechem. Chciał, by była z niego dumna. Żeby go wsparła, tak jak nigdy nie robiła tego Marie. Jego żona, marudziłaby tylko, że będzie miał jeszcze więcej obowiązków, że jeszcze więcej czasu będzie spędzał w pracy, tym samym nie zajmując się nią. A prawda była taka, że Gabriel specjalnie jej unikał. Z Lauren nie miało być tak samo. - Zawsze możesz założyć nowy adres mailowy, a zdobyte pieniądze przelać na jedno z moich kont. - Zaproponował po chwili. - Tym sposobem twój mąż nie będzie miał sposobności do jakichkolwiek podejrzeń. - Dodał jeszcze, gładząc ją po policzku.
Gabriel aż się uśmiechnął, słysząc słowa Lauren. Potrafiła go docenić i było to widać na pierwszy rzut oka. Przemknęło mu przez myśl, że ten cały Luke musiał być naprawdę idiotą, skoro nie doceniał skarbu, który miał koło siebie.
OdpowiedzUsuń- To jeszcze nie do końca pewne, jednak jestem jedynym kandydatem na to stanowisko. - Odpowiedział jej, gładząc ją dłońmi po plechach. - Wszystko rozstrzygnie się, kiedy wrócę do pracy, czyli w następny piątek. - Dodał jeszcze. - Właśnie miałem zaproponować, żebyśmy zrobili coś do jedzenia. Mam też wino, jeśli masz ochotę. - Odezwał się po chwili. Jak na dłoni było widać, że Lauren była teraz zadowolona i zrelaksowana. Po prostu wyglądała na szczęśliwą. I to dzięki niemu.
- Damy sobie radę i będziemy szczęśliwi. - Obiecał jej, patrząc w te niesamowicie niebieskie oczy, które tak bardzo go urzekły. - Oboje zaczniemy od zera. Zapomnimy o przeszłości i stworzymy nową przyszłość. - Obiecał jej. - A początkiem będzie wspólna kolacja. - Dodał jeszcze, pochylając się, by w końcu ją pocałować.
Gabriel wyszedł na chwilę do przedpokoju, by znaleźć w szafie fartuszek, którego używał on sam. Dostał go od kolegów na wieczorze kawalerskim. Miał on na sobie rysunek nagiej kobiety.
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieję, że może być. - Powiedział z nieco zażenowanym uśmiechem, wracając do kuchni i podając Lauren fartuch. - W sumie, planowałem na dzisiaj spaghetti jeżeli masz ochotę. - Odezwał się po chwili, podchodząc do niej. - I chyba właśnie tylko na to danie mam składniki. Wybacz, nie wiedziałem, że będę miał gości i nawet nie robiłem zakupów. - Dodał jeszcze, uśmiechając się lekko.
Lauren nie powinna się czuć skrępowana w jego mieszkaniu. Miała zostać przecież u niego przez kilka dni i powinna się tutaj czuć jak u siebie. - Chyba, że nie chce ci się gotować to możemy sobie coś zamówić, napić się wina i miło spędzić wieczór. Możesz zdecydować. - Zaproponował po chwili.
Gabriel również zaczął się śmiać.
OdpowiedzUsuń- Kiedy go dostałem, byłem o jakieś dziesięć lat młodszy. - Wyjaśnił jej, chichocząc pod nosem. - Wieczór kawalerski. - Uściślił jeszcze, mierząc Lauren wzrokiem. - Tak, wyglądasz niezwykle seksownie, a moja wyobraźnia pracuje teraz na wysokich obrotach. - Dodał jeszcze, siadając na jednym z wysokich krzeseł, które stały przy blacie kuchennym, by nie kręcić się blondynce pod nogami.
Patrząc tak na nią, Gabriel stwierdził, że jego życie mogłoby tak wyglądać codziennie. Właśnie z Lauren u boku. Niby znali się krótko, ale jednak czuł, że z właśnie z nią byłby szczęśliwy. Wstał po chwili ze swojego miejsca, by podejść do lodówki i wyjąć z niej butelkę czerwonego wina, by zaraz ją otworzyć i nalać obojgu po trochę do kieliszków.
- Ja na studiach akurat żywiłem się bardzo dobrze. - Odezwał się po chwili. - Moja mama przyjeżdżała do mnie co dwa dni przywożąc nowe zapasy jedzenia. - Dodał jeszcze. Kiedy do niego podeszła, objął ją przyciągając do siebie. - Tylko za bardzo mnie nie rozpieszczaj, bo jeszcze będę codziennie wymagał od ciebie obiadków i ogólnie opiekowania się mną. A powinno być odwrotnie. - Powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
- Powiem szczerze, że zawsze bawiło mnie stwierdzenie, że wieczór panieński, czy kawalerski to świętowanie ostatniego dnia wolności. - Zaczął, patrząc na Lauren z delikatnym uśmiechem na ustach. - Dla mnie to była po prostu okazja do dodatkowej zabawy przed ślubem. Było nawet całkiem fajnie, pomijając tabun prostytutek, których potem nie mogłem pozbyć się z własnego mieszkania. - Dodał jeszcze, uśmiechając się do swoich wspomnień, jednak kolejne słowa blondynki sprawiły, że od razu spoważniał. - Nie obwiniaj się. Pewnie nie wiedziałaś wtedy, że po ślubie Luke się zmieni. - Powiedział. - U mnie poniekąd było podobnie. Tylko, że Marie akurat wolała mieć do mnie pretensje o to, że zbyt wiele czasu przebywałem w pracy, że nie poświęcałem go jej. - Dodał jeszcze.
OdpowiedzUsuńGabriel nigdy nie sądził, że pozna kogoś innego, inną kobietę, która sprawi, że kompletnie przestanie myśleć o własnej żonie i zacznie kwestionować ( choćby w myślach) własne małżeństwo. A tak właśnie się stało.
- Wcale nie jestem aż taki wybredny. - Odpowiedział na zarzuty Lauren z lekkim uśmiechem. - Mogę nawet jeść codziennie spaghetti, albo sam coś ugotować, bo akurat nie mam dwóch lewych rąk do tej czynności. To ze sprzątaniem jest u mnie gorzej. - Dodał jeszcze.
Gabriel nie miał zamiaru wykorzystywać Lauren do tego, by mu gotowała albo sprzątała. Zawsze wyznawał zasadę podziału obowiązków. Jedno gotowało, a drugie myło naczynia. Tak miało być i tym razem.
- Wygląda i pachnie pysznie. - Skomentował podaną potrawę, po czym wstał ze swojego miejsca, by obojgu dolać jeszcze wina i wyciągnąć z szuflady sztućce. - Oczywiście, że jemy. Smacznego. - Dodał jeszcze, kiedy Lauren wróciła już z łazienki. -Ty gotowałaś, więc ja umyję naczynia. - Zaproponował po chwili, nakładając na widelec pierwszą porcję makaronu z sosem, przy okazji odganiając nogą swojego owczarka niemieckiego, którego do kuchni przyciągnął zapach jedzenia.
- Masz rację, nie były aż takie tragiczne, nawet były całkiem ładne. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Może ciężko będzie ci w to uwierzyć, ale żadnej nawet nie dotknąłem. Nic z nimi nie robiłem, kompletnie. Czekałem na noc poślubną. - Dodał jeszcze, nieco zawstydzony swoim dość intymnym wyznaniem. - Masz rację, nie rozmawiajmy na razie o tym. Kiedyś będzie ku temu okazja. - Lekki uśmiechem pojawił się na jego twarzy. Gabriel nie chciał denerwować Lauren, ani te wymuszać na niej żądnych zwierzeń. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wspominanie jej męża, wcale nie jest dla niej łatwe ani przyjemne.
OdpowiedzUsuńWcale nie wymagał od niej, by sprzątała mu w domu. Nie o to przecież chodziło, a poza tym nie było aż tak źle, bo on sam martwiąc się o nią przez te kilka ostatnich dni, ogarnął nieco panujący w mieszkaniu rozgardiasz.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. - Powiedział po chwili z lekkim uśmiechem, upijając nieco wina ze swojego kieliszka. - Nie mam zamiaru cię kontrolować, więc możesz robić to, na co masz ochotę. Ja i tak zazwyczaj w wolne dni idę tylko z psem na spacer, a później wracam do łóżka i nie wychodzę z niego do południa. - Dodał jeszcze. Tak, kiedy mężczyzna spędzał czas w domu uwielbiał nie robić kompletnie nic i leniuchować w łóżku najdłużej jak się dało. Musiał jakoś ładować akumulatory, które po kilku dniach nieustannej gotowości w szpitalu bardo szybko się rozładowywały.
- Ciebie relaksuje sprzątnie, a mnie zwykłe przesiadywanie na kanapie, albo wylegiwanie się w łóżku. - Zaśmiał się cicho. - Każdy ma chyba swój sposób na rozładowywanie stresu. - Dodał jeszcze.
Gabriel patrzył jak Lauren głaszcze jego psa. Marie zawsze go unikała. Uważała
, że jest zbyt dużym psem na tak małe mieszkanie, i że ona nie przyłoży ręki do nauczenia go czystości.
Mężczyzna zawsze z nim wychodził, nawet kilkanaście razy dziennie, kiedy owczarek był jeszcze szczeniakiem.
- Tak, Bruno potrafi być bardzo uroczy. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Zobaczymy, czy pomyślisz to samo, kiedy zacznie ci w nocy lizać namiętnie stopy. Nie mogę go tego oduczyć. - Dodał jeszcze, poszerzając nieco uśmiech.
Właśnie, wspólna noc. Gabriel zaczął się zastanawiać w jaki sposób to wszystko rozegrać. Do dyspozycji mieli jedynie łóżko w sypialni i kanapę w salonie, na której on już bardzo często sypiał. Po chwili namysłu stwierdził, że nie ma co się nad tym zastanawiać, samo jakoś wyjdzie.
- Nie chcę wam przerywać tej cudownej chwili. - Odezwał się po chwili. - Jednak za chwilę wystygnie ci kolacja. - Dodał jeszcze, patrząc na Lauren, nadal zajmującą się Brunem.
- Wierność to wierność, w każdym aspekcie. Zawsze uważałem, że samą zdradą jest już flirt z kimkolwiek. Poza tym, jeśli się komuś przysięgało to przysięgi należało dotrzymać. - Odpowiedział jej dość poważnie. - Nigdy przez myśl mi nie przemknęło, by zdradzić z kimkolwiek Marie, aż do czasu, kiedy między nami zaczęło się coś psuć. - Dodał jeszcze po chwili.
OdpowiedzUsuńNie chciał by Lauren opacznie go zrozumiała. Nie o to mu chodziło. Nie żałował tego, że rozpoczął z nią znajomość, w żadnym wypadku. Po prostu, nigdy nie sądził, że na jego drodze stanie kobieta, na której będzie mu zależało, i która naprawdę będzie mu się podobała.
- Odłóżmy jednak na bok te poważne rozmowy. Szkoda wieczoru. - Odezwał się po chwili, kończąc swoją porcję spaghetti i popijając ją winem. - Innym razem o tym porozmawiamy. - Dodał jeszcze.
Patrzył jak Bruno łasi się do blondynki. Jak nic kupiła już sobie jego przyjaźń. Gabriel nigdy nie wyobrażał sobie domu bez jakiegokolwiek zwierzęcia, a w jego rodzinnym mieszkaniu też zawsze były przynajmniej rybki z akwarium. Na kota nie mógł się zdecydować, miał na nie alergię, więc pozostawał pies. Jego najwierniejszy przyjaciel.
- Nic nie szkodzi. Bruno potrafi oczarować. - Odpowiedział Lauren z lekkim uśmiechem, kończąc swoją porcję kolację i dopijając wino. - W zeszłym miesiącu skończył dwa lata, więc to jeszcze tak naprawdę duże dziecko. - Zaśmiał się cicho, po czym spojrzał na owczarka, który siedział blisko blondynki, uważnie jej się przyglądając. - Bruno, do siebie. - Wydał komendę, a zwierzak posłusznie wrócił do swojego kojca.
Gabriel podniósł się ze swojego miejsca zabierając ze sobą swój talerz, by opłukać go pod bieżącą wodą i wstawić go do zmywarki. Tyle było z jego sprzątania. Dodał sobie jeszcze trochę wina i ponownie usiadł za stołem.
- Mas ochotę na coś szczególnego? - Zapytał. - Jakiś film, odmóżdżający program w telewizji?
Gabriel miał nadzieję, że te kilka dni spędzonych w jego mieszkaniu dadzą Lauren siłę do tego, by mogła definitywnie zakończyć małżeństwo z Luke'm. Chciał tego. Musiała być bezpieczna, a on za wszelką cenę miał zamiar jej pomóc.
OdpowiedzUsuńMogła mieszkać u niego, tak długo jak chciała. Mogła korzystać z jego środków i kont bankowych dpóki sama nie stanie na nogi. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić i dać jej od siebie naprawdę bardzo dużo wsparcia, którego potrzebowała.
Z nim była bezpieczna i nie musiała się bać tego, co chciałaby mu powiedzieć, albo że on jej coś zrobi, kiedy tylko coś mu się nie spodoba. Nie był tego typu człowiekiem. Nie uznawał żadnej przemocy, ani tej psychicznej, ani tym bardziej tej fizycznej.
Gabriel poszedł za Lauren do salonu i usiadł obok niej na kanapie, przecierając nieco oczy.
- Możemy obejrzeć cokolwiek. - Odpowiedział kobiecie, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. - Chyba, że wolisz już sobie odpuścić i pójść odpocząć. To był naprawdę długi dzień. - Zaproponował po chwili.
Gabriel również nie miał pojęcia na temat tego, jak wyglądają sprawy rozwodowe. Jednak, wiedział, że dokumenty muszą wpłynąć do niego od Marie. Ona o tym zadecydowała, więc ona teraz powinna zrobić ten pierwszy krok, prowadzący do trwałego rozkładu ich pożycia małżeńskiego.
OdpowiedzUsuńNie oznaczało to jednak, że Marie całkowicie zniknie z jego życia. Nadal uważał ją za swoją najlepszą przyjaciółkę, mieli to samo grono, znajomych, więc chcąc,czy nie od czasu do czasu będą zmuszeni do tego, by się gdzieś na siebie natknąć.
Teraz jednak Gabriel nie chciał o tym myśleć. Miał obok siebie Lauren i to w tym momencie było dla niego najważniejsze.
- Nie musisz mnie pytać o takie rzeczy. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Czuj się tutaj, jak u siebie. - Dodał jeszcze, podnosząc się z kanapy i spoglądając na blondynkę. - Chodź, pokaże ci, gdzie co leży. - Odezwał się po chwili.
Najpierw ruszył do przedpokoju, gdzie z wielkiej białej szafy wyjął dla kobiety czyste ręczniki oraz swoją koszulkę i spodenki.
- Na pewno nie będziesz miała w czym spać, więc na dziś dostaniesz moje ubrania. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? - Zapytał, jednak nie czekając na jej odpowiedź poszedł do łazienki, kontynuując swój wywód. - Tutaj, masz żele pod prysznic, płyny do kąpieli i szampony. - Otworzył odpowiednią szafkę. - Znajdziesz tu też czyste szczoteczki do zębów, suszarkę do włosów, czy czego tam jeszcze będziesz potrzebowała. - Spojrzał na Lauren z lekkim uśmiechem. - Teraz cię zostawię, gdybyś czegoś potrzebowała, będę w salonie. - Dodał jeszcze, po czym wyszedł z łazienki i wrócił na kanapę. Zanim jednak włączył sobie telewizor ułożył się wygodniej na poduszkach, niemal półleżąc i przykrył się kocem. Znalazł sobie jakieś skróty sportowe z ostatnich meczów, które przegapił. Nie minęło jednak dziesięć minut, a po prostu przysnął.
Gabriel z kolei chciał, by Lauren czuła się w jego towarzystwie jak najbardziej swobodnie, by wiedziała, że z nim jest bezpieczna i może się odprężyć, choć na chwilę zapominając o Luke'u i nieudanym małżeństwie.
OdpowiedzUsuńMieszkanie było urządzone przez Marie, mężczyzna kompletnie nie znał się na dekorowaniu wnętrz, jednak czuł, że powinien coś tutaj zmienić. Chciał żeby to było teraz bardziej jego mieszkanie, żeby nie było w nim widać ani śladu obecności Marie. Chciał zapomnieć o tym co było i skupić się na przyszłości. Obojętnie, czy czekała go samotność, czy też pogłębienie relacji z Lauren. Czas pokaże, jak to wszystko się skończy.
Gabriel nie sądził, że będzie aż tak bardzo zmęczony. Miał zamiar wejść pod prysznic zaraz po Lauren, a później przygotować sobie miejsce do spania na kanapie, oddając w całości blondynce swoje łóżko w sypialni.
Spał w najlepsze, jednak kiedy poczuł jak Lauren poderwała się na łóżku, sam też otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła. W salonie panował półmrok, jednak doskonale widział sylwetkę kobiety.
Przesunął się do niej szybko, biorąc ją w ramiona i mocno przytulając. Widział, że coś się dzieje. Głaskał ją po plecach, nie mówiąc nic przez jakiś czas, jednak długo nie wytrzymał.
- Zły sen? - Zapytał cicho.
Gabriel zdecydowanie nie dałby Luke'owi skrzywdzić Lauren. Broniłby jej za wszelką cenę. Chciał tego i to było jego najważniejsze zadanie.
OdpowiedzUsuńWidział, że to będzie trudne, że zanim kobieta przezwycięży swoje lęki i zapomni o tym, co zrobił jej własny mąż, minie sporo czasu. Lemaire był jednak na to przygotowany.
Wiedział na co się pisze, od samego początku, od ich pierwszego pocałunku w jego gabinecie i pierwszej obietnicy, którą jej wtedy złożył.
Najbardziej na świecie pragnął, by Lauren była wolna i szczęśliwa, bez względu na to, jak to szczęście miałoby wyglądać. Czy chciałaby być z nim, czy nie. Wszystko zależało od niej.
Sam nie wiedział, jak długo tulił ją do siebie, jednak całym sobą pokazywał, że jest obok, że z nim jest bezpieczna i macki jej męża tutaj nie sięgają.
- Spokojnie. - Szeptał cicho, cały czas tuląc ją do siebie. Domyślał się, co, a raczej kto był powodem jej nocnego koszmaru. Gabriel chyba nie spodziewał się, że przerażenie Lauren sięga aż tak głęboko. Mimo wszystko jednak, nie komentował niczego. Po prostu był obok niej, dając jej wsparcie własną obecnością. - Wszystko będzie dobrze. - Odezwał się jeszcze po dłuższej chwili, głaszcząc blondynkę po włosach. - A kiedy będzie lepiej, zaprowadzę cię do sypialni. Tam będzie ci się lepiej spało. - Zaproponował po chwili.
Gabriel domyślał się, że Lauren sama sobie nie poradzi z przezwyciężeniem tego wszystkiego, co się z nią działo. Zdecydowanie był jej potrzebny fachowiec, ktoś kto się znał na tego typu problemach. Nie chciał jej jednak na razie tego proponować. Sama musiała o tym zdecydować.
OdpowiedzUsuńNie miał zamiaru jej pospieszać. Wiedział doskonale, że musiała dojść do siebie po tym, co zobaczyła we śnie. Był po prostu przy niej, trzymał ją w ramionach i to mu wystarczało. Uśmiechnął się lekko, kiedy dotknęła jego policzków, patrząc jej prosto w oczy.
- Nic się nie stało...- Potwierdził, wstając za nią z kanapy.
Gabriel poszedł za Lauren do sypialni i zapalił dolne światła, umieszczone w strategicznych punktach pomieszczenia. Dawały one niewiele światła, jednak rozjaśniały nieco panujący tutaj mrok.
- Jeśli chcesz, mogę z tobą zostać. - Odpowiedział z lekkim uśmiechem, ściskając jej dłoń. - Jednak najpierw muszę wziąć prysznic, a ty się rozgość. - Dodał jeszcze, po czym skierował się do łazienki, by jak najszybciej pozbyć z siebie trudy dnia. Wskoczył pod prysznic od razu puszczając gorącą wodę. To ona zawsze pozwalała mu się rozluźnić i odprężyć. Wytarł się porządnie, naciągnął na siebie dół od piżamy i w ekspresowym tempie umył zęby, by w niespełna piętnaście minut wrócić do sypialni.
- Po której stronie wolisz spać? - Zapytał, podchodząc do Lauren.
Czy Lemiare czuł coś do Lauren? Pewnie tak, jednak nie było to jeszcze nic głębokiego. Wszelkie bardziej romantyczne odruchy, przyćmiewała chęć bronienia blondynki i sprawienia by była szczęśliwa. Mimo wszystko jednak, kobieta była bardzo atrakcyjna. Kiedy tylko Gabriel czuł, że na niego nie patrzy, błądził wzrokiem po jej ciele. Siniaki i zadrapania,które ukrywała, pewnie początkowo by go zszokowały, ale zaakceptowałby je bez mrugnięcia okiem, więc Lauren nie powinna się tym aż tak bardzo przejmować.
OdpowiedzUsuńGabriel był bardzo zadowolony z faktu, że Lauren miała spać tej nocy u jego boku, jednak z drugiej strony jakieś dziwne uczucie zapanowało w jego sercu. Nigdy wcześniej, nie spał w tym łóżku inną kobietą, niż Marie. To była dla niego nowość. Zawsze obok leżała jego żona, przytulała się do niego, tutaj starali się o dziecko, spędzali niedzielne poranki, kiedy akurat mężczyzna miał wolne.
Teraz, miejsce Marie miała zająć Lauren. To było ekscytujące, jednak z drugiej strony dość dziwne. Mimo wszystko jednak, Gabriel tego chciał.
- Więc lewa strona łóżka jest twoja.- Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, chociaż nie wiedział czy w ogóle go widziała, bo w pokoju znów było ciemno.
Mężczyzna podszedł do łóżka, zdjął z góry narzutę, którą złożył i położył obok, po czym wślizgnął się na miejsce, które zawsze zajmowała Marie i czekał aż Lauren się położy.
Gabriel swoim zachowaniem chciał pokazać Lauren, że naprawdę mu na niej zależy. Że niewiadomo jak wielkie problemy by miała, ona zawsze będzie ją wspierał i będzie stał przy jej boku. Wiedział, że jeszcze długa droga przed nimi, jednak był w stanie zaryzykować. Dla niej. I dla siebie z resztą też.
OdpowiedzUsuńNo cóż, jeśli chodziło o Marie to nigdy nie pozbędzie się jej z życia tak do końca. Zbyt wiele ich łączyło. Przede wszystkim dziesięć lat małżeństwa, a wcześniej długoletnia przyjaźń. Kobieta nie była dla niego tylko żoną, ale też przyjaciółką, więc niewykluczone, że jakaś forma kontaktu będzie między nimi cały czas obecna.
- Dobranoc Lauren. - Odpowiedział jej, poprawiając sobie poduszki i okrywając się kołdrą.
On nigdy nie miał problemów z zasypianiem. Zazwyczaj, kiedy jego głowa znajdowała się już na właściwym poziomie, niemal momentalnie zapadał w sen.
Tak było i tym razem. Gabriel spał dobrych kilka godzin, aż do momentu, w którym jak co rano, Bruno nie zaczął go gryźć w duży palec od stopy, sygnalizując tym samym porę na wyjścia na spacer.
Mężczyzna, po cichu wyszedł z łóżka, by nie obudzić nadal śpiącej Lauren. Okrył ją delikatnie kołdrą, a na blacie kuchennym zostawił krótką informację gdzie idzie, gdyby obudziła się podczas jego nieobecności.
Gabriel sam jeszcze nie wiedział,w jaki sposób rozwiązać problem z Marie. Na pewno nie byłby w stanie całkowicie odciąć się od kobiety. Znała go jak nikt inny, wiedziała o nim wszystko i była powierniczką niemal wszystkich tajemnic. Niemniej jednak, uczucie, które ich łączyło skończyło się gdzieś po drodze, pozostawiając po sobie jedynie gorycz nieudanego małżeństwa i spadek w postaci przyjaźni.
OdpowiedzUsuńZ Brunem, mężczyzna spacerował dłużej, niż zwykle. Chciał, by Lauren wyspała się porządnie, by psiak nie zawracał jej głowy, a na pewno by tak było. Owczarek był tak namolny, jak tylko namolny potrafił być pies. Łasił się i nie znał umiaru, jeśli chodziło o zabawę i pieszczoty i Gabriel za nic w świecie nie był w stanie go tego oduczyć.
Kiedy w końcu obaj wrócili do mieszkania, w całym dom unosił się miły zapach jajek i bekonu. Gabriel podszedł cicho do wejścia do kuchni i oparł się o framugę, przez chwilę patrząc na Lauren z szerokim uśmiechem. Widać było, że kobieta jest w dobrym humorze.
- Dzień dobry. - Odezwał się po chwili, kiedy Bruno już ujawnił ich powrót. Gabriel, nadal nonszalancko opierał się o framugę. - Muszę chyba dziś zrobić zakupy.- Wskazał brodą, przygotowane przez blondynkę śniadanie. Aż mu się głupio zrobiło, że musiała oglądać u niego pustą lodówkę.
[ Nie, no dramy na pewno jakieś trzeba dodać. :) Coś trzeba pomyśleć :D Zawsze też Marie może sobie wpaść z niezapowiedzianą wizytą, kiedy Gabriela nie będzie w domu albo coś. ]
OdpowiedzUsuńGabriel zmierzwił sobie włosy,w których lśniły jeszcze kropelki deszczu. Seattle było chyba najbardziej deszczowym miastem w całych Stanach Zjednoczonych. Kiedyś mu to przeszkadzało, teraz jednak zdążył się do tego przyzwyczaić.
Spojrzał na Lauren, która kończyła właśnie przygotowywanie śniadania i pomyślał sobie, że miło by było gdyby tak już właśnie zostało. Widział jednak, że zanim do tego dojdzie, czeka ich naprawdę długa droga do tego, by mogli być razem szczęścili.
- Później wyjdę do sklepu. I tak nie mam dzisiaj nic innego do roboty. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Nie musisz się spieszyć, ani tym bardziej mi się tłumaczyć. Uważaj tylko na siebie, jak tam będziesz. - Dodał jeszcze.
Wszedł w końcu do kuchni, by nastawić ekspres do kawy. Nakarmił też Bruna, bo ten wyczekująco patrzył już na swoją miskę. Dobre w nim było chociaż to, że nie prosił się o ludzkie jedzenie.
- Czy dobrze mi się spało? - Powtórzył pytanie blondynki. - Owszem, nawet czuję się wypoczęty, chociaż było to zaledwie kilka godzin. A tobie jak się spało? - Zapytał Lauren, po czym nalał kawy do dwóch kubków i postawił ją na stole.
[ Z tą ciążą jeszcze pomyślimy :D ale coś takiego zawsze można wrzucić. :)]
OdpowiedzUsuń- Będzie dobrze. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - W końcu wypracujesz jakiś kompromis, teraz najważniejsze jest to, byś była bezpieczna. A jeśli chodzi o pracę to zawsze możesz założyć własną firmę, albo po prostu zmienić hotel, dla którego będziesz pracowała. - Dodał jeszcze po chwili, zabierając się za swoje śniadanie.
Było naprawę pyszne. Lauren potrafiła gotować i to trzeba było jej przyznać. Gabrielowi było trochę głupio, że on nie miał jeszcze okazji, by się wykazać, by zrobić coś dla niej, ale może uda mu się przygotować coś dla niej na obiad, kiedy już wróci do niego.
- Do zobaczenia później. - Zdążył jeszcze za nią krzyknąć i został sam.
Siedział przez chwilę na swoim miejscu i rozglądał się dookoła. Dodatkowy dzień wolny jakoś nie bardzo mu pasował. Od zawsze miał problem z dobrą organizacją czasu wolnego i zazwyczaj szybko zaczynał się nudzić.
Tym razem, miało być jednak inaczej. Gabriel zaczął od posprzątania po śniadaniu. Wsadził naczynia do zmywarki i ją nastawił. Później zmienił pościel w sypialni, zebrał wszystkie ubrania i ręczniki, po czym nastawił pranie.
Dzięki temu, że coś robił, czas szybciej mu mijał, jednak cały czas myślał o Lauren. Bał się trochę o nią. Mógł ją podrzucić do domu samochodem, jednak wiedział, że byłoby to wysoce niebezpieczne. Niemniej jednak, pewnie on sam i blondynka również, czuli by się lepiej, gdyby tak zrobili. Lemiare nie chciał jednak narzucać kobiecie swojego zdania.
W końcu, wybrał się na zakupy do pobliskiego supermarketu. Wziął ze sobą duży wózek, bo wiedział, że musi zrobić sporo zapasów, aby niczego nie zabrakło i żeby lodówka jakoś wyglądała.
- Witaj Gabrielu. - Cichy głos Marie wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił głowę i spojrzał na swoją żonę.
- Cześć Marie. - Przywitał się z kobietą. - Zakupy? - Zapytał nie bardzo wiedząc, o czym z nią rozmawiał.
- Tak. Znalazłam tu niedawno całkiem ładne mieszkanko. Powinieneś kiedyś wpaść na jakieś wino. Porozmawialibyśmy. - Zaproponowała cicho.
- Zobaczę co da się zrobić. Teraz, kiedy awansowałem sporo czasu spędzam w szpitalu.
- Ach tak. - Zmarszczyła brwi. - W każdym razie zapraszam. Miło będzie porozmawiać. - Dodała jeszcze.
W tym momencie, Gabriel dostał wiadomość od Lauren. Zmarszczył brwi. Wiedział, że coś się musiało stać.
- Przepraszam Marie. - Zwrócił się do żony. - Muszę już uciekać. Mam ważne spotkanie. Do zobaczenia. - Złapał jeszcze za swój wózek i ruszył w kierunku kas.
Szybko zapłacił za zakupy, wrzucił reklamówki na tylne siedzenie i szybko wrócił do domu. Nawet nie wszedł ze sprawunkami do mieszkania. Od razu pobiegł na przystanek autobusowy i tam czekał na Lauren.
Kiedy dostał od niej sms-a wiedział, że coś się stało. Gdyby wszystko było dobrze, Lauren po prostu pojawiłaby się w jego mieszkaniu bez żadnej zapowiedzi.
OdpowiedzUsuńCoś więc musiało się wydarzyć. Mężczyzna nie miał jednak zamiaru zadawać żadnych zbędnych pytań. Teraz, najważniejsze było to, żeby nic się nie wydało. Oboje jeszcze niczego nie omówili i nie zaplanowali. Gdyby cała sprawa wyszła teraz na jaw, Lemaire nie miałby pojęcia, jak to wszystko rozwiązać.
Gabriel spojrzał na Lauren, która do niego podbiegła ciągnąc za sobą ciężką walizkę. Myślał gorączkowo. Nie chciał konfrontacji, jeśli i ona nie była na nią gotowa.
Wyjął klucze do mieszkania i wcisnął je jej szybko w ręce.
- Uciekaj. Schowaj się u mnie i nikomu nie otwieraj! Nikomu! - Powiedział szybko, rozglądając się dookoła. Luke był jakieś skrzyżowanie od nich. - Idź, zanim zobaczy, że z tobą rozmawiam. Dam ci znać, kiedy sobie pojedzie. No już. - Popchnął ją lekko, tym samym zmuszając do działania, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę parkingu samochodowego. Tam chciał czekać na Sweensona.
Gabriel wsiadł do swojego samochodu i czekał. Widział, jak Luke wjeżdża na parking, rozglądając się dookoła. Wysiadł nawet z samochodu i podszedł do domu, przy którym, jak Lemiare się domyślał stała walizka Lauren. Sweenson szarpał przez chwilę za drzwi, myśląc chyba, że to tam weszła kobieta, po czym bez słowa, ale z zawziętym wyrazem twarzy zabrał walizkę i wpakował ją do samochodu.
OdpowiedzUsuńGabriel nie ruszył się jednak z miejsca. Kiedy Luke wyjechał z parkingu, ruszył za nim, by upewnić się, że ten nie wróci. Śledził go niemal przez pół miasta i dopiero później zawrócił.
W drodze powrotnej napisał wiadomość do Lauren, że wszystko jest już w porządku, że już wraca.
Zaparkował aut, wyjął torby z zakupami i jak nigdy nic wszedł do swojego bloku, a później do mieszkania, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
- Już jestem. - Powiedział, wchodząc do kuchni i odstawiając sprawunki na blat kuchenny. - Niestety, Luke zabrał twoją walizkę.
Gabriel wiedział, że sytuacja nieco wymknęła im się z pod kontroli. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Mieli mieć czas na to, żeby wymyślić jakiś plan działania. Zastanowić się co dalej, ale najwyraźniej nie mieli tego czasu.
OdpowiedzUsuńMusieli działać teraz i zaraz. Luke wszystko zepsuł. Dosłownie wszystko.
Lemaire bał się o to, że po tym, co się stało Lauren będzie chciała jednak wrócić do życia, które prowadziła i do męża psychopaty. Domyślał się, że Sweenson nie poprzestanie na tym jednym incydencie. Będzie jej szukał i w końcu dotrze tutaj. Gabriel, bał się trochę, co się wtedy stanie, ale musiał być silny za nich oboje.
Podszedł do kobiety i usiadł obok, obejmując ją ramieniem.
- Poradzimy sobie. - Powiedział cicho. - Na razie zostaniesz tutaj. Pożyczę ci pieniądze, jeśli będziesz czuła się niekomfortowo gdybym miał ci je dać. Znajdziesz nową pracę, mówiłem ci, że ci w tym pomogę. - Dodał jeszcze, gładząc ją delikatnie po ramieniu. - Pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz mnie. Obiecałem ci, że pomogę i mam zamiar dotrzymać słowa. - Wiedział, że będzie ciężko. Niby coś tam miał odłożone, jednak nie było tego sporo. Miał jednak zamiar za wszelką cenę pomóc Lauren stanąć na nogi, jednak decyzja nadal należała do niej. Oddawał jej całego siebie.
Gabriel nie miał zielonego pojęcia, co ma zrobić w tej sytuacji. Widział, że Lauren jest przerażona. Dostrzegał to w jej oczach, słyszał w tonie jej głosu.
OdpowiedzUsuńDomyślał się, że nie będzie łatwo uwolnić się jej od Luke'a. Jednak wiedział, że jeśli w tym momencie do niego wróci, ten jak nic ją zabije, albo skrzywdzi w taki sposób, że znów wyląduje w szpitalu.
Mężczyzna nie wiedział co ma jej powiedzieć. Nie wiedział jak ma się zachować. Był w kropce.
Odsunął się od Lauren, by móc złapać ją pod brodę, by spojrzała mu w oczy.
- Masz rację. Nie sądziłem, że to wygląda aż tak poważnie. - Powiedział jej cicho, patrząc w jej niebieskie oczy przepełnione strachem. - Domyślałem się oczywiście, że nie jest dobrze. Od kiedy po raz pierwszy trafiłaś do szpitala, kiedy zobaczyłem jego, wiedziałem że twój związek nie jest normalny. - Przerwał na chwilę, biorąc głęboki wdech. - Mną się nie przejmuj. Mi nic nie będzie. Umiem zadbać o siebie, tak samo jak potrafię zadbać o bezpieczeństwo Marie. Teraz, najważniejsze jest to, żeby ochronić ciebie.
- Wiem, na co się zdecydowałem Lauren. Nie odstraszysz mnie żadnymi słowami. - Powiedział, patrząc na nią uważniej. - Dlaczego mi na tobie zależy? Dlaczego chcę cię chronić? - Zapytał. - Nie wiem. Nie potrafię znaleźć żadnego normalnego i w miarę składnego wyjaśnienia tej sytuacji. Cholernie mi na tobie zależy, chyba nawet bardziej niż mi się wydaje. - Powiedział cicho, będąc z nią kompletnie szczerym.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się jej przez chwilę, nie bardzo wiedząc co ma zrobić. Nie miał pojęcia jak jej pomóc, kiedy była w takim stanie. Nie był psychologiem, nie znał się na tym, a wiedział, że Lauren potrzebuje właśnie kogoś takiego.
W końcu, po dłuższej chwili podniósł się z podłogi i poszedł do kuchni, by rozpakować zakupy.
Cała ta sytuacja powoli zaczynała go przerastać, jednak nie miał zamiaru zrezygnować z dalszego chronienia Lauren. Nic by go chyba nie odstraszyło. Nawet, gdyby Luke miał się za chwilę pojawić w drzwiach jego mieszkania.
On sam był zaskoczony swoimi słowami. Nie sądził, że tak szybko uzależni się od towarzystwa Lauren, że tak bardzo będzie mu na niej zależało, że aż będzie ryzykował dla niej życie.
OdpowiedzUsuńGabriel, zajął się wypakowywaniem zakupów. Dzięki temu miał czas na to, żeby sobie spokojnie pomyśleć, o tym co dalej. Czuł, że kobieta może się poddać. Widział to w jej oczach. Była przerażona, a on nie wiedział, co ma robić, jak ją przekonać do tego, że jest w stanie ją ochronić.
Kiedy wszystko już było na swoim miejscu, mężczyzna oparł się o blat kuchenny, nie bardzo wiedząc co dalej. Spojrzał na Lauren.
- Oczywiście. - Odpowiedział na jej pytanie, po czym skierował się do salonu, by usiąść obok kobiety na kanapie. - Nie mów tak. - Poprosił cicho. - Damy obie radę. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Będzie to wymagało poświęceń, ale jestem na nie gotów. Pytanie, czy ty też tego chcesz Lauren. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Na początek proponuję, żebyś się rozebrała z tych mokrych ubrań i ubrała coś suchego. Na razie skorzystasz z moich ciuchów. Zrobimy jakieś zakupy, żebyś miała w czym chodzić. Potem pomyślimy o reszcie. Dobrze?
Gabriel za wszelką cenę chciał ją uratować. Sprawić, żeby była szczęśliwa i bezpieczna. U jego boku, albo bez niego. To od niej tak naprawdę wszystko zależało. On chciał po prostu być blisko, bardzo blisko, najbliżej jak się da.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej słowa, odruchowo objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Chciał, by wiedziała, że jej pomoże.
- Lauren, wiesz że ci pomogę. - Powiedział cicho. - Znajdziemy dobrego prawnika, najlepszego w mieście. I nikt nie zrobi z ciebie wariatki. Nie bój się. - Westchnął cicho. Był silny, przynajmniej dla niej starał się na takiego wychodzić. - A ataki paniki zawsze da się logicznie wyjaśnić. Przecież, nie byłoby ich, gdyby nie Luke i jego zachowanie. To łatwo da się udowodnić. - Dodał jeszcze, zastanawiając się przez chwilę. - Idź może się przebrać w coś suchego, weź prysznic, a ja postaram się zrobić coś do jedzenia, a później zastanowimy się co dalej. Dobrze?
Gabriel wiedział, że zrobi wszystko, by Lauren była bezpieczna. Nawet kosztem własnego życia. Zależało mu na niej i chciał by była zadowolona i szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńPrawnicy byli drodzy, to fakt, ale i na to znajdą rozwiązanie. Najważniejsze, by nie tracili głowy.
Pocałował ją w czoło, tak zwyczajnie i czule, kiedy tylko się w niego wtuliła i na niego spojrzała.
- Damy sobie radę. - Powiedział cicho, uśmiechając się do niej lekko. - Nie martwmy się na zapas. Spokojnie wszystko przemyślimy i omówimy. - Dodał jeszcze.
Kiedy Lauren wyszła, Gabriel poszedł do kuchni, by przygotować coś do jedzenia. Zdecydował się na coś prostego i szybkiego. Zrobił zapiekankę makaronową, mając nadzieję, że blondynce będzie smakowało. Przygotował też dla nich herbatę.
Kiedy blondynka wróciła, zmierzył ją wzrokiem, ale nawet słowem nie skomentował siniaków, które dostrzegł na jej ciele. Zacisnął tylko mocniej wargi, by zaraz wykrzywić usta w uśmiechu.
- Zrobiłem coś do jedzenia. - Odezwał się po chwili, stawiając parujące talerze i kubki na stole. - Jeśli chodzi o ubrania, to jeśli chcesz możemy któregoś dnia skoczyć do sklepu, żebyś coś sobie wybrała. - Zaproponował.
Bo tego właśnie chciał. Być obok w każdym momencie jej życia, na dobre i na złe. Zależało mu na niej, chociaż nie sądził, że jakakolwiek kobieta będzie wstanie zawładnąć tak bardzo jego życiem. Tym bardziej, że od zawsze uważał, że to z Marie się zestarzeje, i że to ona będzie obok niego do końca jego życia.
OdpowiedzUsuńTym czasem, Lauren w ciągu zaledwie trzydziestu dni wkradła się w jego życie i już nie miała go opuścić. Czuł to.
Gabriel usiadł za stołem i od razu zabrał się do jedzenia.
- Masz rację, musimy unikać tego typu sytuacji, przynajmniej na razie. - Powiedział. - Zamów sobie co chcesz. Potem podam ci hasło do mojego konta bankowego i nie chcę słyszeć odmowy. - Dodał jeszcze, uśmiechając się do niej lekko.
Lauren nie powinna się tym przejmować, bo on nie miał takiego zamiaru.
Gabriel spojrzał na Lauren i zaśmiał się cicho. Cieszył się, że smakowała jej jego zapiekanka. Poczuł się w pewnym sensie dumny z siebie.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, żaden specjalny przepis nie jest potrzebny. - Odezwał się po chwili, uprzednio przełykając to, co miał w ustach. - Bierzesz wszystko to, co masz w lodówce. Począwszy od sera, szynki, pieczarek i innych warzywa, a skończywszy na makaronie. - Wyjaśnił. - Moja babcia zawsze robiła tą zapiekankę, kiedy nie miała ochoty gotować czegoś bardziej wykwintnego. - Dodał jeszcze, uśmiechając się do Lauren.
Miło spędzało mu się czas w jej towarzystwie. Tak całkowicie naturalnie, jakby od zawsze ze sobą mieszkali i byli. Tylko widmo Luke'a gdzieś tam zawsze między nimi będzie. Gabriel nie sądził, by Sweenson nawet po rozwodzie dał sobie spokój z kobietą. Uważał ją za swoją własność i Lemiare zastanawiał się, czy kiedyś po prostu przeprowadzka na drugi koniec kraju nie będzie koniecznością.
- Luren, ja nigdy nie żartuję w kwestii pieniędzy. - Powiedział, podnosząc na nią wzrok. - Uznaj to jako pożyczkę. Oddasz mi, kiedy staniesz na nogi. - Zaproponował. Rozumiał doskonale, że ciężko jej na pewno przyjmować od niego pieniądze, ale jemu to nie przeszkadzało. Mogła korzystać z jego pomocy, tak długo, jak to było konieczne. - Możesz chodzić w moich ubraniach. I tak mam tego tyle, że pewnie w szafie znajdziesz jeszcze kilka t-shirtów z metkami. Zrób jak chcesz. Kup czego potrzebujesz, a reszta moich ciuchów jest do twojej dyspozycji. - Zadecydował w końcu.
- Tak, masz rację, jednak niektórzy mają bardzo wyrafinowane podniebienia. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem.
OdpowiedzUsuńTo była mała aluzja do Marie. Oboje różnili się od siebie przede wszystkim właśnie wychowaniem. Marie była snobką, miała duży dom i zawsze dostawała to czego chciała, a Gabriel, wywodzący się z nieco uboższej klasy społecznej musiał sobie na wszystko sam zapracować, więc teraz doceniał każdego dolara, którego udało mu się zarobić. Nigdy nie był rozrzutny i potrafił oszczędzać, Marie miała z tym problem, wiecznie wydając za dużo.
- Wiem, że oddasz. - Odezwał się po chwili, kończąc swoją porcję jedzenia. - Podobno, kiedy przeprowadza się jakąś metamorfozę swojego wyglądu to oznacza to, że chce się zmienić swoje życie. - Dodał jeszcze po chwili. Poniekąd to było prawdą i dotyczyło przede wszystkim kobiet. - Faktycznie, może to być bezpieczniejsze dla ciebie. Przynajmniej na początku, zanim wszystko się nie uspokoi i nie ucichnie. - Wstał ze swojego miejsca, by wstawić talerz do zmywarki. - A imię? Nie wiem. Może jakieś takie, które naprawdę ci się podoba?
[ Nic nie szkodzi :) ]
OdpowiedzUsuń- Albo Marie. - Odpowiedział jej tym samym tonem. - Ona też zawsze marudziła, kiedy robiłem na obiad coś takiego. Niestety, była z tych bogatych dzieciaków i najchętniej co wieczór chodziłaby do drogich restauracji. - Wyjaśnił to dokładniej.
Gabriel był nieco zaskoczony tym, co odkrył przed chwilą. Dopiero teraz zaczął zauważać wszystkie wady swojej żony, które przez tyle lat albo ignorował, albo udawał że ich nie ma. Marie była jaka była, on ją akceptował, bo byli małżeństwem, ale teraz dopiero widział, jak bardzo pomylił się w oceni własnej kobiety, którą podobno znał bardzo dobrze.
Oboje poniekąd byli na etapie zmian. Oboje chcieli zmienić coś w swoim życiu i oboje chcieli to zrobić w tym samym czasie. Będą się więc wspierać, żeby na koniec zacząć wszystko od nowa. Może nawet razem.
- Lisa? - Zapytał. - Owszem, podoba mi się jak najbardziej. Pasuje do ciebie. - Dodał jeszcze, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do Lauren. Stanął przed nią, opierając obie dłonie po jej bokach i pochylił się lekko, by spojrzeć w jej niebieskie oczy. - Hm, zawsze miałem słabość do rudzielców. - Odezwał się po chwili z lekkim uśmiechem. - Ale koloru oczu nie zmieniaj, za bardzo lubię w nie patrzeć.
- Najwidoczniej oboje trafiliśmy na nieodpowiednich ludzi. - Powiedział w końcu. - No ja zmarnowałem na Marie prawie trzydzieści lat życia. Znamy się od dziecka, a dopiero teraz zauważyłem, jaka jest naprawdę. - Dodał jeszcze cicho. Smutek w jego głosie nieco go zaskoczył. - Jednak masz rację. Zaczniemy od nowa. Oboje, razem. - Odezwał się po chwili z pewnością w głosie i lekkim uśmiechem na ustach. - A co do mojej żony... spotkałem ją dzisiaj, kiedy byłem na zakupach. - Przyznał się do tego Lauren. Nie chciał przed nią niczego ukrywać. - Podobno zamieszkała gdzieś blisko. Zapraszała mnie na drinka, ale odmówiłem. - Dodał jeszcze, nieco ciszej.
OdpowiedzUsuńPrzysunął się jeszcze odrobinę bliżej, zmniejszając dzielącą ich odległość.
- Jak dla mnie, nawet w pomarańczowych, albo różowych włosach będziesz piękna. - Przyznał cicho, chyba po raz pierwszy stwierdzając otwarcie, że mu się podoba.
- Pomożesz mi z tym prawda? - Zapytał Lauren. Wiedział, że tak. Nawet nie musiała odpowiadać na to pytanie. - Na razie, nie chcę jej widzieć. Marie musi się nauczyć żyć beze mnie. Na rozmowę będziemy mieli czas innym razem. - Odpowiedział jej. I mówił prawdę. Na chwilę obecną nie był gotów na to, by spotkać się z blondynką.
OdpowiedzUsuńOboje musieli od siebie odpocząć, zobaczyć jak to jest, kiedy mieszkają osobno i utwierdzić się w przekonaniu, że rozwód to najlepsze rozwiązanie. Gabriel o tym wiedział, Marie najwidoczniej potrzebowała na to trochę więcej czasu.
- Różowe, zielone,fioletowe. - Potwierdził po chwili, pochylając się, by musnąć ustami jej szyję. - Masz całą gamę kolorów do wyboru. Wybierz, który chcesz. To co o tobie myślę się nie zmieni, bez względu na to, co będziesz miała na głowie. - Dodał jeszcze, tym razem przesuwając nos po jej szyi.
Nie, on nigdy by jej nie uderzył. W całym swoim życiu, nie podniósł ręki na żadną kobietę. Nie był do tego zdolny.
- Wiem o tym. - Powiedział cicho. Czuł, że będzie przy jego boku zawsze, nawet kiedy to najtrudniejsze miał dopiero przed sobą. - Zawsze będę przy tobie. Pamiętaj o tym. - Powiedział jeszcze cicho.
OdpowiedzUsuńKiedy go pocałowała, Gabriel bez wahania pogłębił pocałunek, kładąc dłoń na jej talii, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie, przez co dzieliły ich już tylko warswty ubrań. Drugą rękę, zanurzył w jej długich włosach, przyciągając jej twarz bliżej swojej.
Nie, niczego nie był pewien, jednak czuł, że wszystko będzie dobrze. Przynajmniej między nimi. Chociaż faktycznie, kiedy pierwsza fascynacja minie, rzeczywistość może okazać się zupełnie inna.
OdpowiedzUsuń- Dobrze liczy się teraz. - Odpowiedział jej cicho.
Wierzył, że im się uda, że będzie dobrze, że oboje tego chcą. Nic nie mogło stanąć im na drodze.
Gabriel, wyrzutów sumienia wyzbył się już dawno temu. Chyba nawet podczas ich pierwszego i jedynego pocałunku w jego gabinecie. Jego dłonie nie miały zamiaru bezczynnie być w miejscach, gdzie się zatrzymały. Ta, która spoczywała na jej talii, odnalazła zaraz drogę pod koszulkę, którą miała Lauren miała na sobie, by zaraz zacząć gładzić lekko jej plecy i powoli przesuwać się na przód, badając każdy milimetr jej gładkiej skóry. Odchylił nieco głowę, dając Lauren lepszy dostęp do swojej szyi. Uświadomił sobie, że jej pragnie i to cholernie mocno.
Oboje powinni wyciągnąć wnioski ze swoich poprzednich związków i być bardziej ostrożnymi w następnych relacjach. Jednak wszystko działo się tak szybko, że Gabriel nie miał nawet czasu zastanowić się nad tym wszystkim, czy czegokolwiek przemyśleć. Nie żałował jednak niczego. Podświadomie czuł, że Lauren może być dla niego najważniejszą osobą na całym świecie.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczęła zdejmować z niego jego koszulkę, pomógł jej w tym lekko się odsuwając i wyciągając ręce do przodu. Zaraz jednak, chwycił ją w talii i posadził na blacie, żeby obojgu było wygodniej. Tym razem, jego dłonie zdecydowanie pewniej błądziły po jej ciele, docierając do płaskiego brzucha, muskając go palcami i badając każdy centymetr skóry, by zaraz powoli przesuwać się w górę. Nie spieszył się. Mieli czas.
Marie z kolei drażniło takie postępowanie Gabriela. Nie przepadała za jego dotykiem, czy w ogóle za tym w jaki sposób jej dotykał. Nie potrafiła zrozumieć po co to robił, skoro mieli uprawiać seks i tyle.
OdpowiedzUsuńGdyby Lauren mu odmówiła teraz, albo za chwilę nie byłby zły. Nie miał by o co być zły. Oboje mieli tego chcieć, a Gabrielowi nie zależało na seksie aż tak bardzo, żeby go wymuszać na blondynce.
Gdy oplotła go nogami, jedną z dłoni przeniósł właśnie na jedną z nich, badając też tam każdy centymetr gładkiej skóry,druga ręka przesuwała się wciąż w górę, docierając w końcu do linii biustonosza, który miała na sobie. Jego usta, odnalazły jej własne, by pocałować ją nieco mocniej i bardziej zdecydowanie, zaraz przesuwając się niżej, na policzki, brodę i szyję.
On sam też całym sobą brał wszystko w tamtym momencie na co pozwalała mu Lauren. Jemu też zależało i to cholernie.
Lauren była drugą kobietą w życiu Gabriela, z którą zaszedł tak daleko. Czuł się poniekąd jak niedoświadczony dzieciak, który nie bardzo wiedział co ma robić.
OdpowiedzUsuńMarie nie pozwalała mu na takie dotykanie, a blondynka owszem. I tylko jej ciche westchnienia, albo reakcja jej ciała, podpowiadały mu, że to co robił jej się podoba i może kontynuować.
On sam zadrżał lekko, kiedy jej dłonie dotknęły jego torsu. Tego potrzebował, czułości, ale też zdecydowanego dotyku. Wszystko było dla niego, jakby nowe i dwukrotnie mocniej wszystko odczuwał.
Gdy Lauren zdjęła swoją koszulkę i została w samym staniku, Gabriel odsunął się na chwilę, by się jej przyjrzeć. Widząc siniaki wciągnął tylko głośno powietrze, ale się nie odsunął. Zamiast tego, odnalazł i musnął wargami każde purpurowe miejsce na jej skórze, zastanawiając się nad tym, jakim trzeba być potworem, by zrobić coś takiego własnej żonie.
No cóż, Gabriel przez dziesięć lat małżeństwa skupiał się raczej na tym by stworzyć dziecko, a nie na odczuwaniu przyjemności płynącej z seksu i wspólnego zbliżenia. Zabrakło im na to chyba czasu. Jemu i Marie. Obje tak bardzo zapragnęli dziecka, że zapomnieli chyba, że w seksie chodzi o więcej. O wspólną bliskość, o poznanie siebie nawzajem i o to, by obie strony czerpały z tego wszystkiego niezwykłą przyjemność.
OdpowiedzUsuńZ Lauren tak było. Nie wystraszył się, nie chciał się od niej odsunąć, gdy dostrzegł te wszystkie siniaki. Był zły owszem, ale nie na nią, a na Luke'a.
Przeniósł się z pocałunkami wyżej, ponownie na jej dekolt i szyję, by po chwili dotrzeć do ucha, którego płatek lekko przygryzł. - Złap mnie za szyję. - Wymruczał, chwytając ją w talii i biorąc na ręce. Blat nie był zbyt wygodnym miejscem. Chciał się przenieść na kanapę, bo łóżko w sypialni nie bardzo się na ten moment do tego nadawało. Nie, póki wspomnienie Marie nadal było aż tak żywe. Musiał je wymienić. W ogóle musiał zmienić cały wystrój mieszkania.
Wszystko działo się szybko, nawet bardzo szybko. Gabriel nie miał jednak zamiaru przerywać, nie kiedy Lauren nie protestowała.
OdpowiedzUsuńWiedział, że oboje tego chcieli i oboje nie będą tego żałować.
Zanim jednak, Gabriel wrócił do pieszczot, sam zdjął z siebie spodnie, zostając w samych bokserkach. Pochylił się nad Lauren, patrząc na nią uważniej. Mogła dostrzec w jego spojrzeniu uznanie przemieszane z pożądaniem. Pragnął jej, musiała to widzieć i czuć, kiedy wsunął się między jej nogi, by wrócić jeszcze na chwilę do całowania, teraz już nagich piersi.
Zapewne gdyby chcieli to zatrzymaliby się właśnie w tym momencie, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Oboje tego chcieli.
OdpowiedzUsuńGabriel nie przestawał całować i pieścić Lauren, jednak po chwili, kiedy oboje pozbyli się już bielizny i leżeli zupełnie nago, najpierw przesunął twarz, by pocałować kobietę, lekko przygryzając jej dolną wargę.
Po chwili jednak, wszedł w nią powoli, pozwalając i jej i sobie, na to by zaznajomili się z tym nowym uczuciem, by zaraz też zacząć się poruszać. Patrzył jej przy tym w oczy, nie chcąc przegapić żadnej jej reakcji.
To, co działo się teraz między nim a Lauren było tak zupełnie inne od tego, co zazwyczaj robił z Marie, że aż go to zaskoczyło. Nie było w tym jakiejś większej nerwowości, szybkich ruchów czy czegokolwiek innego.
OdpowiedzUsuńGabriel spełnił prośbę Lauren poruszając się delikatnie, aczkolwiek zdecydowanie.
W tym, co robili było dużo czułości, dużo subtelności, czyli czegoś, co miał po raz pierwszy. Patrzył jej w oczy co jakiś czas, ustami muskał jej szyję, domyślił się, że to u niej wrażliwe miejsce.
Poruszał się teraz trochę szybciej, ale nadal zdecydowanie, dostosowując się do rytmu bioder Lauren. Pocałował ją w usta, tłumiąc nieco w ten sposób jej jęki, choć nie po to, by ich nie słyszeć.
Tam, gdzie ona go dotykała pojawiła się gęsia skórka, ale nie z zimna. Była efektem przyjemności, jaką dawał mu każdy jej dotyk.
Gabriel nie spał z kobietą od dobrych kilku miesięcy, więc wiedział, że skończy szybciej, niż by tego chciał.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jednak, wykorzystał sytuację do maksimum, dając Lauren tyle czułości i przyjemności na ile zasługiwała.
Westchnął cicho, wprost do jej ucha, przygryzając przy tym dolną wargą.
Czuł przyjemne ciepło kłębiące się gdzieś w jego podbrzuszu, które już powoli szukało ujścia. Przyspieszył nieco, nie zapominając jednak o delikatności, by po chwili poczuć jak jego nasienie wypełnia kobietę.
- Lauren. - Szepnął cicho do jej ucha, przygryzając jego płatek i starając się uciszyć własne, rozpędzone serce.
Dawno nie było mu tak dobrze. Nie potrafił sobie nawet przypomnieć, czy z Marie kiedykolwiek czuł się tak jak przy Lauren, ale szybko odsunął od siebie te myśli. Nie chciał teraz się nad tym zastanawiać. W tej chwili, liczyła się tylko blondynka.
OdpowiedzUsuńOddychał ciężko, leżącą nadal na kobiecie i walcząc z szybko bijącym sercem.
Po chwili jednak, stwierdzając, że ją przygniata, wysunął się z niej lekko i położył obok, przyciągając ją do siebie, by pocałować czule w usta i spojrzeć w te niebieskie oczy.
Było mu z nią dobrze, naprawdę bardzo dobrze. Gabriel chciał, by zostało już tak na zawsze, by pozbyli się ciężaru przeszłości i mogli cieszyć się tym, co mieli.
OdpowiedzUsuńDługa droga jeszcze przed nimi, ale mężczyzna wierzył, że razem uda im się ją przebyć. Wspólnymi siłami uwolnią się od tego, co było i zaczną coś nowego. Razem.
- I tak będzie. - Powiedział równie cicho, gładząc ją po policzku i patrząc jej prosto w oczy. - Jesteś taka śliczna, taka delikatna. - Dodał jeszcze po chwili.
[ Dobrze, nie ma problemu, poczekam :)]
OdpowiedzUsuńTo co robili było całkowicie naturalne. Gabriel wiedział, że tak powinno być. Marie po seksie od razu się ubierała i kładła spać, a on potrzebował bliskości. Takiej jaką dostawał teraz od Lauren. Nadal leżeli blisko siebie, przytulając do siebie swojego nagie ciała. Mężczyzna czuł się zrelaksowany i szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Dopiero przy blondynce poczuł, co to znaczy być z kimś tak naprawdę, czuć tą bliskość i więź.
Zaśmiał się cicho.
- Przyzwyczaj się do tego, bo będę ci to mówił bardzo często. - Wyszeptał, całując ją lekko w czoło. - Więc nie wstawajmy, poleżmy tu jeszcze trochę.Nic nas przecież nie goni. - Zaproponował po chwili.
On sam też zaczął się śmiać. Było mu dobrze w jej towarzystwie.
OdpowiedzUsuńGabriel odgarnął Lauren zagubione kosmyki włosów z twarz.
- Ktoś tu się chyba zmęczył. - Powiedział z lekkim uśmiechem. - A co do awansu to dowiem się pewnie w piątek. Na razie nikt ze szpitala do mnie nie dzwonił. Wiesz, sprawdzają nowego lekarza. - Wyjaśnił kobiecie trochę dokładniej całą sytuację.
Trochę się bał, że z awansu będą nici, ale przecież nie mieli nikogo lepszego na jego miejsc, tym bardziej, że prócz ordynatora jeszcze tylko on pracował na tym oddziale, a nie przeniosą do nich nikogo innego. Zbyt wiele zachodu.
- No przyznaję jestem trochę zmęczony. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. -Co nie znaczy, że nie wykrzesałbym energii na powtórkę. - Dodał jeszcze, śmiejąc się cicho. Oczywiście, tylko żartował.
OdpowiedzUsuńOdwzajemnił jej pocałunek, uśmiechając się lekko. Lauren naprawdę w niego wierzyła, chociaż pewnie zdawała sobie sprawę z tego, że awans będzie zmuszał go do dłuższego pobytu w pracy i większej ilości obowiązków. Dziwiło go trochę to, że nie marudziła z tego powodu. To była dla niego nowość.
- Nie musisz mnie pytać, czy możesz odebrać telefon. - Powiedział z lekkim uśmiechem, nieco zdziwiony tym, że pytała go o takie rzeczy. - Porozmawiaj sobie spokojnie, a ja zrobię nam coś do picia. - Dodał jeszcze, wstając z kanapy i kradnąc Lauren całusa, by zaraz pójść do kuchni.
Gabriel poszedł więc do kuchni, dając Lauren czas na to, by mogła spokojnie porozmawiać. Nie miał zamiaru jej podsłuchiwać. To były jej prywatne sprawy.
OdpowiedzUsuńOn w tym czasie, przygotował im coś zimnego do picia, a przy okazji nakarmił Bruna, który już pewnie zgłodniał.
Mimo, że nie chciał słuchać rozmowy blondynki, to jednak strzępy rozmowy do niego docierały. Był dumny z Lauren, że podjęła taką, a nie inną decyzję. Że jednak chciała z nim zostać, a nie wracać do psychopatycznego męża.
Był zadowolony z tego powód. Lemiare miał tylko nadzieję, że Marie nie będzie mu z niczym robiła problemów. Sama jako pierwsza chciała rozwodu, więc nie powinna mieć do niego pretensji o to, że on miał zamiar dać jej ten rozwód.
Nic już ich nie łączyło. Kompletnie. Teraz miał Lauren. To o nią powinien dbać i o nią musiał się troszczyć. Blondynka była mu bliższa, niż Marie przeze te ich wszystkie wspólne lata.
W końcu, Gabriel wziął tacę z sokiem, który dla nich przygotował i wrócił do salonu. Odstawił wszystko na stolik i usiadł obok Lauren.
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
Gabriel też wstał by wciągnąć na siebie chociaż bokserki. Sam przecież nago nie będzie siedział. Zajął miejsce obok Lauren i objął ją ramieniem.
OdpowiedzUsuń- Czułem, że tak będzie. - Powiedział cicho. - On nie wygląda na człowieka, który tak łatwo odpuszcza, ale będzie musiał to zrobić. - Dodał jeszcze po chwili.
Lauren musiała być ostrożna i on również. Chociaż nie sądził, by Luke powiązał ucieczkę swojej żony z lekarzem, który ją leczył miesiąc temu, jednak musieli brać pod uwagę wszystkie możliwości.
- Będę uważał. Nie martw się. - Odezwał się po chwili. - Nie znajdzie cię, obiecuje ci to. Jutro spróbujemy znaleźć dobrego adwokata. Zobaczymy jakie masz możliwości. - Dorzucił jeszcze po chwili.
Gabriel siedział przy Lauren bijąc się z własnymi myślami. Wiedział, że będzie ciężko pozbyć się Luke'a z ich życia, jednak musieli podjąć to ryzyko i spróbować.
OdpowiedzUsuń- Na razie, mieszkaniem się nie przejmuj. - Odezwał się po chwili. - Możesz zostać tutaj tak długo jak chcesz. Wiesz przecież, że mi to nie przeszkadza. - Spojrzał na blondynkę uważniej. - Zajmijmy się najpierw innymi kwestiami. - Powiedziałem ci, żebyś nie przejmowała się pieniędzmi. Wiem, że mi oddasz. - Dodał jeszcze.
Rozumiał doskonale, że Lauren nie chciała go tak bardzo wykorzystywać, ale on chciał jej pomóc, więc nie powinna mieć wyrzutów sumienia.
- Lauren, przestań. Pójdziesz jutro do fryzjera i zmienisz uczesanie. - Powiedział po chwili. - Nie kombinuj z nożyczkami.
[ Możemy tylko do czego? Do wizyty Marie w domu Gabriela, kiedy będzie tam tylko Lauren? ]
OdpowiedzUsuńNikt nie mówił, że będzie łatwo. Nikt nie mówił, że będą tacy jak każda inna normalna para, że będą mieli szansę poznać się na spokojnie, pochodzić na randki i wtedy dojść do tego, czy do siebie pasują czy nie. Życie pokazało im, że może być zupełnie inaczej, ale nikt nie mówił, że nie mogą tego nadrobić.
- Wiem o co ci chodzi. - Powiedział cicho. - Na pewno jeszcze nie raz, i nie dwa pójdziemy na randkę, zobaczysz. Tylko najpierw musimy załatwić wszystkie formalności. - Dodał po chwili, uśmiechając się lekko do kobiety. - I nie uważam żebyśmy byli za starzy na randki. Nie przesadzajmy. Ja mam dopiero trzydzieści dwa lata, całe życie przede mną i przed tobą też. - Objął Lauren do siebie, przysuwając ją bliżej, by lekko pocałować ją w czubek głowy.
- Mówisz? - Zapytał, śmiejąc się cicho. - Jeszcze będę pytał, co za obca baba kręci mi się po mieszkaniu. - Zażartował.
Gabriel nie chciał, by Lauren się bała. Pragnął, by była szczęśliwa w jego towarzystwie i szybko zapomniała o koszmarze, jaki zgotował jej Luke.
[ W sumie możemy przejść do spotkania z prawnikiem i tego samego też dnia Gabriel dowie się, że dostał awans. ]
OdpowiedzUsuńGabriel nigdy nie wierzył w przeznaczenie albo w to, że los stawia nam na drodze kogoś z kim powinno się być. Dla niego coś takiego nie miało miejsca. Uważał, że człowiek jest kowalem własnego losu, że sam pracuje na to, co dostaje od życia. Nic przecież nie przychodziło za darmo.
Poznanie Lauren było dla niego pewnego rodzaju cudem. Pozwoliło mu spojrzeć zupełnie inaczej na swoje życie i małżeństwo. W dziwny sposób do siebie pasowali i choć znali się dopiero miesiąc to mężczyzna czuł, jakby znali się już ładnych parę lat.
- No cóż, urlop kończy mi się za kilka dni, ale nie sądzę żeby to cokolwiek zmieniło, może poza tym, że rzadziej będę w domu. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, przyglądając się jak szuka swoich ubrań.
- Tak najwyższy czas zacząć wcielać nasz plan w życie, żebyśmy mogli zacząć od początku. - Odezwał się po chwili, obejmując Lauren w talii i całując jej odsłonięte ramię.
Szukając prawnika, Gabriel postanowił, że przy okazji i on zasięgnie porady w sprawie własnego rozwodu. Wiedział, że Marie może mu robić trudności, tym bardziej, że miał wrażenie, iż jego żona nie miała zamiaru tak łatwo dać mu rozwodu. On był jednak zdecydowany. Chciał zacząć od początku, mając u swojego boku Lauren i nikogo innego.
OdpowiedzUsuńKilka kolejnych dni minęło im w miarę spokojnie. Załatwili wszystko co mieli załatwić, spędzili sporo czasu w swoim towarzystwie, jeszcze lepiej się poznając.
Gabriel był szczęśliwy, po raz pierwszy chyba od naprawdę długiego czasu.
Początkowo, kiedy zobaczył Lauren w nowej fryzurze nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć, ale podobała mu się. Wyglądała lepiej.
Umówili się z prawnikiem na piątkowy poranek. Zaraz po spotkaniu Gabriel musiał iść do pracy. Kończył mu się urlop i miał się w końcu dowiedzieć czy awansuje, czy też nie.
Budzik wyrwał go z dość przyjemnego snu. Wyłączył go i zaśmiał się tylko słysząc słowa Lauren.
Objął ją w talii i przyciągnął ją bliżej siebie.
- Wstawaj marudo. - Mruknął jej do ucha. - Szkoda dnia na spanie. - Dodał jeszcze.
Oboje musieli w końcu podjąć drastyczne kroki. Gabriel zdawał sobie sprawę z tego, że Lauren może mieć pewne obawy, jednak nie można było dłużej czekać. Każdy dzień zwłoki mógł przybliżać Luke'a do odkrycia tego, gdzie w chwili obecnej znajduje się jego żona, a tego oboje na pewno by nie chcieli.
OdpowiedzUsuń- Dla mnie to raczej dobre wykorzystanie czasu na spanie. - Odpowiedział jej z szerokim uśmiechem, ale zaraz przestał, kiedy tylko Lauren zaczęła go całować. - Na pewno wyciągnę cię stąd siłą, nie martw się. Możemy jeszcze chwilę poleżeć i poleniuchować. - Dodał jeszcze, przesuwając nosem po jej szyi, a dłoń wsuwając pod jej koszulkę. Skoro jeszcze nie wstawali to zawsze mogli sobie jakoś uprzyjemnić poranek.
Dlatego oboje musieli działać, żeby taka sytuacja nie miała miejsca. Poza tym, Gabriel spodziewał się, że lada dzień może się u niego pojawić Marie. Ne odbierał od niej telefonów i unikał jej jak ognia. Nie chciał na razie z nią rozmawiać i może nie do końca był jeszcze na to gotowy.
OdpowiedzUsuńChciał najpierw dowiedzieć się, jak będzie wyglądała cała sprawa rozwodowa, jak długo będzie się ciągnęła i dopiero z plikiem dokumentów chciał się spotkać z Marie. Żeby miała pewność, że on nie chce do niej wracać. Na razie, do czasu ich rozstania nie mogła też dowiedzieć się o Lauren. Nie chciał jej w to mieszać, a jego żona na pewno chciałaby to wykorzystać.
Przesunął dłoń tak, by znalazła się na piersi kobiety, by jego kciuk mógł nieco podrażnić jej sutek. Jego usta zaraz też odnalazły usta Lauren, by wpić się w nie z czułością, ale też pożądaniem.
Poniekąd właśnie brak możliwości posiadania dziecka sprawił, że Gabriel i Marie się rozeszli. Zgubili się gdzieś w tym pędzie i chęci posiadania potomka. Nic innego się dla nich nie liczyło, a kiedy okazało się, że kobieta jest bezpłodna, oboje nie mogli sobie z tym poradzić. Ich małżeństwo, dogorywało powoli, a oni odsuwali się od siebie coraz bardziej. Doszli w końcu do momentu, w którym byli teraz. Zupełnie sobie obcy, nie potrafiący znaleźć wspólnego tematu.
OdpowiedzUsuńGabriel wiedział, że tak było lepiej. Powinni się rozstać, tym bardziej, że on miał teraz Lauren. I nie chodziło już tylko o to, że Marie nie mogła mieć dzieci. Rudowłosa doceniała Lemaire'a. Nie narzekała, że teraz będzie musiał częściej przesiadywać w szpitalu. Okazywała mu czułość, robiła wszystko tak, by i jemu było przyjemnie. Nie patrzyła tylko na siebie. Patrzyła również na Gabriela i jego potrzeby. A on właśnie tego chciał.
Gabriel uniósł na chwilę głowę, by spojrzeć na zegarek.
- Mamy jakieś dwadzieścia minut. - Powiedział. - Spokojnie wystarczy. - Dodał jeszcze, ponownie wpijając się w usta Lauren i przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.
Gabriel chciał mieć dzieci. To było jego marzenie. Móc wychować takiego małego człowieka, patrzeć jak się rozwija, jak rośnie. Miał nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mu to dane. Niby nie był już najmłodszy, ale on nie miał się czym przejmować. Był mężczyzną, a oni nie musieli patrzeć na zegar biologiczny.
OdpowiedzUsuńLamiere miał nadzieję, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, może to właśnie Lauren zajmie miejsce Marie i zostanie matką jego dzieci. Na razie jednak o tym nie myślał. Nie, dopóki oboje nadal należeli do innych osób. Do czasu rozwodu i do momentu aż się lepiej nie poznają, nie było sensu by cokolwiek planować.
Gabriel też czasami porównywał Lauren do Marie. Niby były do siebie podobne, jeśli chodzi o wygląd to charaktery miały naprawdę różne. Dlatego teraz, Gabriel doceniał wszystko to, co miał z rudowłosą. Troszczyła się o niego, nigdy się nie odsuwała, mówiąc że jest zmęczona. Zawsze była obok niego.
Poddał się jej pieszczotom całkowicie, mogła zrobić z nim co chciała. Mogła przejąć nad nim kontrolę. Nie przestawał jednak jej dotykać. Uwielbiał ten moment, gdy ledwie muskał ją palcami, a ona już na niego reagowała. Pragnęła go, a on takich zapewnień potrzebował.
- Och, Lauren. - Wyszeptał cicho, czując jak przygryza skórę na jego szyi.
Gabriel również starał się skupiać na teraźniejszość, nie wybiegając za bardzo w przyszłość. Czasami jednak, zdarzało mu się zastanawiać nad tym, co by było gdyby w końcu oboje uwolnili się od swoich obecnych małżonków i zaczęli być ze sobą już tak naprawdę. Co do tego, że będą razem Gabriel nie miał żadnych wątpliwości. Mimo, że nie znali się zbyt dobrze, to jednak stopniowo, dzień po dniu, starali się jakoś odkrywać jacy są. Nawet jeśli nie byli jeszcze na żadnej randce i nie zaczynali jak każda zwyczajna para. Mieszkanie ze sobą też trochę we wszystkim pomagało, bo od razu mogli zobaczyć, jak zachowuje się ta druga strona. Poznawali swoje wady i zalety, zachowania po wstaniu rano, czy któreś bałagani, w jaki sposób spędzają wolny czas.
OdpowiedzUsuńWychodziło im to na pewno no dobre, bo później nie będą mieli problemów, kiedy już zdecydują się tak naprawdę i już oficjalnie, a nie w ukryciu, być razem.
Tego Gabriel pragnął całym sercem.
Kiedy tylko Lauren zdjęła z siebie swoją koszulkę, przyjrzał jej się dokładnie. Uwielbiał na nią patrzeć, szalenie mu się podobała i mogła to dostrzec w jego oczach. Zdążył jeszcze jedynie musnąć dłonią jej piersi i płaski brzuch, zanim nie zaczęła go całować.
Westchnął tylko cicho, przymykając oczy.
Wspólne mieszkanie pozwalało uniknąć wielu problemów w przyszłości. Dzięki takiemu rozwiązaniu można było się lepiej poznać, bo spotykanie się na randkach nigdy do końca nie wystarczało. Przecież na randce, nie dowiesz się tego, czy druga osoba nie jest bałaganiarzem, czy nie ma jakichś dziwnych nawyków, albo innych tego typu rzeczy. Do tego potrzebne było wspólne mieszkanie, choćby i kilka dni.
OdpowiedzUsuńGabrielowi z Lauren mieszkało się zaskakująco dobrze. Niby skazani byli na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, to jednak każde miało czas dla siebie, nie ograniczali się, ani też nie osaczali.
Cóż, jeśli chodziło o przyjaciół Lemaire'a to znali oni również Marie. Wiedzieli o problemach małżeńskich tej dwójki, ale sądzili, że jakoś dojdą do porozumienia. Gabriel, bał się trochę ponownego spotkania ze znajomymi. Teraz, kiedy mieszkała u niego Lauren spotykał się z nimi na mieście, nie dopuszczając do tego, by ktokolwiek mógł ich zobaczyć razem. Nie chciał dawać nikomu powodów do tego, by wydali go przed Marie. Jak nic zażądała by rozwodu z orzeczeniem o winie Gabriela. A tego chciał uniknąć.
Kiedy tylko Lauren położyła się obok, Gabriel przystąpił do działania. Uwielbiał na nią patrzeć, uwielbiał jej dotykać i widzieć jak reaguje nawet na jego najmniejszą pieszczotę. Zaczął od ust. Pocałował ją lekko, by zaraz muskać ustami jej policzki, czoło i brodę i przesunąć się niżej na jej szyję i dekolt, wędrując powoli w stronę piersi, którymi po chwili się zajął.
- Jesteś taka piękna. - Wymruczał, zanim chwycił w usta prawą sutkę, by lekko ją zassać.
Gabriel też nie był wolny od dziwactw. Nigdy nie odkładał niczego na miejsce, a później spędzał sporo czasu na odnalezieniu danej rzeczy. Nie potrafił zmusić się do tego, by częściej sprzątać w domu, bo wychodził z założenia, że odrobina bałaganu nikomu jeszcze nie zaszkodziła. A Lauren nie przeszkadzało to aż tak bardzo, za co Gabriel był jej wdzięczny, bo Marie robiła mu aferę nawet o kubek wstawiony do zlewu, zamiast do zmywarki.
OdpowiedzUsuńWiele rzeczy mieli jeszcze do omówienia, wiele spraw było do zrobienia, zanim tak naprawdę będą mogli zacząć wspólne życie. Teraz czekał ich ten najgorszy etap, przebrnięcie przez te wszystkie rozwodowe formalności, jednak Gabriel wiedział, że warto się przemęczyć jeszcze te kilka miesięcy. Dla Lauren gotów był na wszystko. Chciał już mieć możliwość zabrania jej na zwyczajną randkę, albo tak po prostu zabrać ją na spacer i legalnie objąć albo trzymać za rękę. Nie chciał już udawać, że nic się nie dzieje.
Odruchowo uniósł głowę i spojrzał na zegarek, po czym z lekkim uśmiechem przyjrzał się twarzy kobiety.
- Jeśli zrezygnujemy z kawy w domu zyskamy jakieś dodatkowe dziesięć minut, a myślę, że piętnaście w zupełności nam na razie wystarczy. - Powiedział z szerokim uśmiechem, od razu zdejmując z Lauren jej spodenki i zaraz też ściągając swoje. Nie lubił robić tego na szybko, ale wiedział, że kolejny raz przydarzy im się za jakieś trzy dni, kiedy wróci do domu po dyżurze.
Przy Lauren Gabriel próbował się jeszcze jakoś kontrolować. Starał się od razu po sobie sprzątać, żeby ona nie musiała tego robić. Nie była w końcu ani jego sprzątaczką, ani tym bardziej służącą.
OdpowiedzUsuńDla niej chciał się choć odrobinę zmienić, by obojgu żyło się razem dużo lepiej.
Tak, kilka nadchodzących miesięcy będzie dla nich prawdziwym sprawdzianem. Gabriel wiedział, że przez ten czas będą musieli się nawzajem wspierać, by jakoś sobie pomóc w trudnych chwilach. Dla obojga, rozwody będą zapewne niezwykle przykrym doświadczeniem, więc całe szczęście, że mieli siebie.
- Własnie nie wiem. - Odpowiedział jej cicho, patrząc w oczy, by zaraz powoli się w nią wsunąć i zacząć poruszać. Uwielbiał to uczucie, kiedy był środku niej. Przyspieszył trochę, wchodząc jeszcze głębiej.
Gabriel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie ryzyko wiązało się z tym, że był teraz z Lauren. Domyślał się, że Luke nie byłby zadowolony z faktu, iż lekarz jego żony jeszcze przy okazji się z nią spotykał. Musieli zatem uważać, bo mimo iż Lemiare nie bał się Sweensona to jednak chciał unikać jakiejkolwiek z nim konfrontacji, by nie denerwować tym Lauren.
OdpowiedzUsuńGabriel starał się nie myśleć, że seks z kobietą jest nieodpowiedzialny. Chociaż to, że nie używali żadnego zabezpieczenia było nieco ryzykowne. Jakoś przez myśl mu nawet nie przemknęło, by zapytać Lauren o to, czy bierze tabletki. A co jeśli zajdzie w ciążę? Co jeśli ktoś się o tym dowie, zanim oboje znów będą wolni?
Problemy te stawały się zupełnie nieważne w momencie, kiedy byli tak blisko siebie.
Gabriel pocałował dłoń Lauren, którą trzymała na jego policzku, przyspieszając trochę swoje ruchy. Mieli niewiele czasu, ale uważał, że to im spokojnie wystarczy.
Marie na szczęście nic nie wiedziała o romansie swojego męża. Gdyby tak było zapewne dążyła by do tego, by spotkać się z Lauren i wyperswadować jej mieszanie się w ich małżeństwo. Pani Lemaire zawsze była zazdrosna o Gabriela i traktowała go jak swoją własność. Wystarczyło tylko, że widziała jak jakaś przyjaciółka zbyt długo trzymała dłoń na ramieniu mężczyzny. Lepiej więc było się nie ujawniać, przynajmniej do czasu rozwodu.
OdpowiedzUsuńChęć posiadania dziecka była u Gabriela bardzo silna, jednak znał Lauren zbyt krótko, by cokolwiek jej proponować. Może kiedyś, kiedy będą ze sobą już naprawdę długo, porozmawiają na ten temat. Teraz, mieli jednak ważniejsze sprawy na głowie.
Gabriel czuł przyjemne ciepło zbierające się w jego podbrzuszu i wiedział, że jest już blisko. Wystarczyły mu jeszcze trzy, czy cztery silne pchnięcia, by zaraz wypełnić Lauren swoim nasieniem. Chwilę później z cichym westchnieniem pocałował ją czule.
Gdyby Lauren po spotkaniu z Marie chciała od niego odejść, Gabriel błagałby ją żeby została. Potrzebował jej, chyba nawet sam nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo.
OdpowiedzUsuńCholernie mu na niej zależało. Chciałby z nim została. I miał zamiar sprawić, by tego chciała.
Marie stała mu się obca w bardzo krótkim czasie, nie potrafił sobie już nawet przypomnieć dlaczego z nią był i dlaczego ją kochał. Wątpił, by miało się to kiedykolwiek zmienić. Teraz, liczyła się dla niego tylko Lauren.
On też próbował złapać oddech, jednak jednocześnie spojrzał na zegarek. Zostało im bardzo mało czasu. Gabriel obrócił się na bok, by przytulić Lauren i lekko pocałować ją w policzek.
- Pora wstawać. - Powiedział.- Mamy mało czasu. Ruszaj tyłek ślicznotko.
Najwyraźniej obojgu na sobie na bardzo zależało i oboje chcieli stworzyć kiedyś taki prawdziwy związek. Do tego czasu, mieli możliwość lepszego poznania siebie i sprawdzenia, jak czują się w swoim towarzystwie.
OdpowiedzUsuńNa pewno im to pomoże, a wcale nie zaszkodzi. Dziś jednak po raz pierwszy mieli się rozstać na trzy dni. Gabriel musiał wrócić do pracy. Lauren miała zostać sama.
- Wiem, mam ten dar przekonywania. - Powiedział, śmiejąc się cicho. Poczekał aż Lauren skończy po czym sam pobiegł do łazienki. Umył się i ubrał w ekspresowym tempie.
W mniej niż piętnaście minut był gotowy do wyjścia. - To co? Gotowa? - Zapytał, stojąc w przedpokoju i zbierając wszystko co będzie mu potrzebne w szpitalu, bo nie miałby już czasu po spotkaniu z prawnikiem na powrót do domu.
Gabriel bardzo by chciał zostać z Lauren, jednak nie mógł zaniedbywać swoich obowiązków. Musiał chodzić do pracy i musiał zarabiać, tym bardziej, że faktycznie kroił mu się awans. Też pewnie będzie za nią tęsknił. Mieli jednak telefony, mogli do siebie pisać, albo dzwonić, kiedy tylko mężczyzna będzie miał chwilę wolnego.
OdpowiedzUsuńTrzy dni zlecą im bardzo szybko. Później Gabriel jakoś wynagrodzi Lauren te trzy dni, przez które nie będą się widzieli.
- Dobrze, będę więc w samochodzie. - Odkrzyknął jej, po czym wyszedł z mieszkania i skierował się na parking. Wrzucił na tylne siedzenie swoją torbę i usiadł za kierownicą, by poczekać na kobietę.
Nie musiała się aż tak spieszyć. Gabriel spokojnie by na nią poczekał. Nie miał zamiaru denerwować się na nią za coś tak głupiego. Czasami miał wrażenie, że Lauren zapominała, iż nie ma już do czynienia z Luke'm i bardzo uważała na to, co robi.
OdpowiedzUsuńLemiare miał jednak nadzieję, że niedługo się to zmieni, i że w końcu całkowicie się rozluźni i będzie szczęśliwa, a przede wszystkim będzie zachowywała się swobodniej, nie uważając na każdy swój ruch.
Kiedy wsiadła do samochodu, uśmiechnął się do niej lekko i odpalił samochód. Miło mu się zrobiło, kiedy nazwała go skarbem. Zanim jednak cokolwiek powiedział, skupił się na wyjechaniu z parkingu.
- Nie martw się, będzie dobrze kochanie. - Powiedział, chwytając jej dłoń i przysuwając ją sobie do ust, by lekko ją pocałować. Użył w stosunku do niej zdrobnienia, żeby wiedziała, iż wcale mu to nie przeszkadza i jeśli chce może nazywać go swoim skarbem.
Gabriel doskonale to rozumiał i nie miał zamiaru wypominać tego Lauren. Wiedział, że sporo czasu zajmie jej przyzwyczajenie się do nowej sytuacji i miał zamiar jej w tym pomóc.
OdpowiedzUsuńOboje na pewno kiedyś będą szczęśliwi i wolni od tego, co ograniczało ich w tym momencie.
- Dobrze możemy tak zrobić. - Zgodził się na propozycję Lauren, chociaż miał wrażenie, że próbuje ona uniknąć rozmowy na temat swojego rozwodu. Gabriel nie chciał jednak w to wnikać. - Jak szybko się uwiniemy to możemy skoczyć na jakąś kawę. Co ty na to? - Zaproponował.
Tak, Gabriel akceptował dziwactwa Lauren. Nic na ten temat nie mówił, bo wiedział czym to wszystko było spowodowane. Tylko nasuwało się pytanie, czy jeśli kobieta będzie w nieskończoność odsuwała w czasie wizytę z prawnikiem, ewentualnie jakąkolwiek rozmowę z nim, to Lemiare się nie zdenerwuje?
OdpowiedzUsuńMężczyzna był cierpliwy. Ale też nie chciał sytuacji, w której on będzie już dawno po rozwodzie, a Lauren nadal będzie żoną Luke'a. Przecież robili to wszystko po to, by być razem.
Gabriel spojrzał na kobietę.
- Nie zajmie mi to pewnie dużo czasu, bo to będzie rozwód bez orzekania o winie, więc będziesz miała sporo czasu, by porozmawiać o swoim małżeństwie. - Odezwał się po chwili, wzdychając cicho. - Tak, zamówimy kawę i wypijemy ją w samochodzie. - Dodał jeszcze.
Gabriel chciał już wychodzić z Lauren na normalne randki bez ukrywania się i bez udawania, że się nie znają.
Przeszłość nigdy nie była prosta do wymazania. Jednak trzeba było pozostawić ją za sobą. Nie mogli aż tak bardzo ryzykować. Każdego dnia Luke mógł być coraz bliżej odkrycia, gdzie przebywa jego żona. Musieli działać szybko, zanim cała sytuacja wymknie im się spod kontroli.
OdpowiedzUsuńGabriel też się bał, chociaż Marie nie była aż tak destrukcyjna. Nie wiedział jednak czego ma się spodziewać. Obawiał się, że żona będzie robiła mu problemy, że będzie przeciwna rozwodowi.
Kiedy wysiedli z samochodu, Gabriel nerwy miał napięte, jednak nie chciał niczego po sobie okazywać. Musiał być silny za nich oboje.
Stanął przed Lauren, tak by mogła na niego patrzeć i przytulił ją do siebie.
- Lauren. - Zaczął. - Wszystko będzie dobrze. Będę przy tobie, nie bój się. Razem przez to przejdziemy. - Powiedział.
Zapewne, gdyby Gabriel miał sam podjąć taką decyzję i sam wszystko załatwić, byłoby mu dużo ciężej. Jednak miał Lauren i robił to wszystko dla niej. Dla nich. Dla ich przyszłego, wspólnego życia. Żeby w końcu mogli być szczęśliwi i spokojnie spotykać się ze sobą, nie obawiając się, że któreś z ich współmałżonków się o tym dowie.
OdpowiedzUsuńGabriel przytulił kobietę mocno, całując ją w czubek głowy.
- Oczywiście, że tam z tobą pójdę. - Powiedział cicho. - Nie jesteś sama. Masz mnie. - Dodał jeszcze, uśmiechając się lekko, chociaż ona tego nie widziała. - Dobrze, razem wejdziemy do tego gabinetu i razem z niego wyjdziemy. - Zgodził się, spoglądając na zegarek. - A teraz chodźmy, bo zostało nam pięć minut do spotkania. - Dodał, niechętnie odsuwając się od Lauren i od razu łapiąc ją za rękę.
Trochę się faktycznie naszukali, żeby znaleźć kogoś odpowiedniego do zadania, które chcieli mu powierzyć. To nie mógł być byle kto. Oboje sporo wymagali i nie chcieli robić zbyt dużego szumu wokół całej sprawy. Miało być szybko i łatwo, a najlepiej zupełnie bezboleśnie. Bez względu na koszta.
OdpowiedzUsuńGabriel uścisnął dłoń mężczyzny.
- Tak to my. - Odpowiedział, nadal trzymając dłoń Lauren i ruszył za Brunnerem do jego gabinetu. Kiedy już się tam znaleźli zajął jedno z wolnych krzeseł i spojrzał na mężczyznę. - Zaczniemy może ode mnie. Zależy mi na rozwodzie bez orzekania o winie. Nie jest mi to potrzebne i chciałby jak najszybciej zakończyć to małżeństwo. - Powiedział.
[ Okey nie ma problemu i powodzenia. :) Ja i tak będę odłączona od internetu od 15 do 21 gdzieś tak, bo mojemu chłopu się zachciało świętować Dzień Kobiet. ]
OdpowiedzUsuńI całe szczęście, że się na tym znał. Gabriel nie bardzo wiedziałby od czego sam ma zacząć. Potrzebował kogoś, kto poprowadziłby go niemal za rączkę przez te wszystkie rozwodowe formalności.
Mężczyzna wziął od adwokata dokumenty, które ten mu podał, a ze swojej teczki wyciągnął akt małżeństwa. Dopiero wtedy odpowiedział na pytania Brunnera.
- Nie, nie mamy dzieci. - Odpowiedział. - Moja żona jest bezpłodna i to stało się powodem, by zakończyć ten związek. Niestety nie potrafiliśmy się dogadać w tej kwestii i od dłuższego czasu nawet już ze sobą nie mieszkamy. - Dodał jeszcze. - Pozwoli pan, że od razu zacznę to wypisywać. Chciałbym żeby wszystko odbyło się jak najszybciej. O ile oczywiście, moja żona nie będzie robiła problemów. - Odezwał się jeszcze nieco ciszej, sięgając po długopis, by zacząć wypełniać poszczególne rubryczki formularza.
[ Już jestem w domu. :d Liga Mistrzów jest przecież :D oj to szkoda :/]
OdpowiedzUsuńGabriel nie sądził, że wszystko tak szybko uda się załatwić. Miał nadzieję, że rozwód minie równie szybko i Marie nie będzie robiła problemów.
- Czy będę musiał przekazać żonie dokumenty osobiście, czy zostaną do niej wysłane? Mogę podać jej adres. - Odezwał się jeszcze po chwili, oddając wypełniony plik papierów.
- To już zależy od pana, panie Lemaire. - Odpowiedział mu prawnik.
- Zdecydowanie proszę je wysłać. Żona lepiej to przyjmie. - Odpowiedział, spoglądając na Lauren i uśmiechając się lekko.
Przyszła pora na nią. Mężczyzna przyglądał się jej kątem oka. Był tutaj dla niej i miał zamiar ją wspierać.
Cieszył się, że jednak nie zrezygnowała, że udało jej się przezwyciężyć strach. Był z niej dumny, naprawdę bardzo dumny.
Ścisnął jej dłoń, jakby chciał jej przekazać, że jest obok i zawsze będzie. Że jej nie opuści.
[ W przyszłym roku na pewno się uda. :)]
OdpowiedzUsuńGabriel wiedział, że po otrzymaniu dokumentów, Marie będzie chciała się z nim spotkać i z nim na ten temat porozmawiać. Wiedział, że jego żona tak szybko nie odpuści i będzie próbowała wyperswadować mu rozwód. Już ostatnio dała mu to do zrozumienia.
Gabriel nie miał jednak zamiaru, zmienić zdania. Zawziął się i miał zamiar doprowadzić całą sprawę do końca.
Zależało mu na Lauren, nie na Marie. I miał nadzieję, że przed rozprawą obie panie się nie spotkają.
Mężczyzna przysłuchiwał się rozmowie kobiety z prawnikiem.
Domyślał się, że będzie ciężej, niż u niego. Chciał jednak, by Lauren wiedziała, że ma w nim wsparcie. Miał zamiar jej pomóc. I zdania nie miał zamiaru zmienić.
Widział jednak, że kobieta spanikowała. Widział to w jej spojrzeniu. Chciała uciekać. Ścisnął lekko jej dłoń i spojrzał ponownie na prawnika. Teraz to on musiał przejąć kontrolę.
- O jakich dowodach mówimy? - Zapytał Brunnera. Był spokojny i zdecydowany.
Gdyby na jaw wyszło to, że Gabriel spotyka się teraz z Lauren, że ma romans z kobietą w trakcie trwania własnego małżeństwa, rozwód nie skończyłby się bez orzekania o winie, a to na pewno wszystko by skomplikowało. A Gabriel tego nie chciał. Gabriel chciał spokojnie przez to przebrnąć i skupić się na pomocy Lauren, której ona potrzebowała.
OdpowiedzUsuńPrzejął kontrolę nad rozmową, by kobieta się nie wycofała. Chciał, by wiedziała, że jest tutaj dla niej i nie miał zamiaru jej opuścić.
Wiedział, że będzie ciężko, nawet bardzo, chociaż po słowach Lauren pojawiło się światełko w tunelu.
- Byłabyś wstanie załatwić zdobyć jakoś te nagrania? - Zapytał ją, patrząc prosto w jej oczy i ściskając jej dłoń. - Pomogłyby w wygraniu sprawy, prawda panie Brunner?
Gabriel spojrzał na Lauren. Takiego wybuchu jej się nie spodziewał. Nie chciał przecież jej zmuszać do niczego. Po prostu chciał coś zaproponować.
OdpowiedzUsuńChciała jego wsparcia i pomocy, więc jej ją dawał. A ona miała do niego pretensje.
Zacisnął więc usta i nie odezwał się ani słowem. Nie spojrzał nawet na Lauren. Patrzył przed siebie, starając się nie wybuchnąć. Zabolało go to, co powiedziała.
- Lauren!- Niemal na nią krzyknął, kiedy podniosła się z miejsca. On sam również się podniósł. - Panie Brunner gdyby coś się zmieniło w mojej sprawie, dam znać. - Odezwał się do chwili, podchodząc do mężczyzny i podając mu dłoń. On załatwił to czego chciał. Spojrzał jeszcze na kobietę. - Zastanów się czego chcesz. Nie pomogę ci, jeśli sama nie będziesz wiedziała co to ma być.- Powiedział, patrząc jej w oczy, po czym wyszedł z biura, trzaskajac drzwiami . Musiał ochłonąć. Przynajmniej przez chwilę. Usiadł na jednym ze skórzanych foteli, ukrywając twarz w dłoniach.
Wiedział, że będzie trudno, ale potrafił zrozumieć tok rozumowania Lauren. Sam nie chciał, by tam szła, szczególnie sama. Nigdy w życiu nie naraził by jej na aż takie ryzyko. Było niepotrzebne. Gdyby natknęła się na Lukę'a mogłaby już stamtąd nie wrócić, a on tego nie chciał.
OdpowiedzUsuńZapytał o najprostszy sposób zdobycia nagrań. Może i nie pomyślał zadając to pytanie. Nie chciał jej denerwować i sam też nie chciał się złościć, ale w tym momencie to już było u niego nie do wytrzymania.
Rzadko się denerwował. Bardzo rzadko podnosił głos i to był jeden z takich momentów. Musiał to zrobić, bo nie dał już rady tłumić wszystkiego w sobie.
Słyszał, jak Lauren wyszła z gabinetu. Slyszal, jak usiadła obok i slyszal potem, co powiedziała. Nie podnosił jednak nadal głowy.
Minuty mijały jedną po drugiej, aż w końcu Gabriel odsunął dłonie od twarzy i spojrzał na Lauren, po czym wstał.
- To była tylko propozycja. - Powiedział cicho, patrząc jej w oczy. - Myślisz, że naprawdę pozowlilbym ci tam iść zupełnie samej? Nie. Gdyby coś ci się stało. - Głos mu się lekko załamał.- Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Znajdziemy inny sposób na zdobycie tych nagrań. Chyba, że jest jeszcze coś innego, jakikolwiek inny dowód. - Dodał ciszej.- Mogę zeznawać, widziałem do czego jest zdolny, obie pielęgniarki, które były wtedy ze mną na sali potiwerdzą wszystko. Coś wymyślimy.- I on skończył mówić. Nic więcej do powiedzenia nie miał.
Nie przytulił jej i nie powiedział, że będzie dobrze, bo sam jakoś przestał w to wierzyć w tym momencie. A mimo to, nadal chciał z nią być, nadal chciał ją wspierać. Z tego nigdy by nie zrezygnował. Lauren jednak musiała poradzić sobie z własnymi lękami, najlepiej z pomocą specjalisty.
[ Wybacz, że wcześniej nie odpisałam, ale miałam dzisiaj taki zapieprz w pracy, że nie wiem nawet jak się nazywam :/]
OdpowiedzUsuńGabriel zaledwie na nią krzyknął. Dalej by się nie posunął. Nie był typem człowieka, który brał się do rękoczynów. Wolał krzyknąć, raz a porządnie, żeby zwrócić na siebie uwagę danej osoby, informując jednocześnie, że takie zachowanie mu się nie podoba.
Z Marie będzie miał naprawdę ciężko. Wystarczał mu już sam fakt, że ona przestała chcieć rozwodu, a wolała się z nim pojednać. Mężczyzna nie chciał, by robiła mu problemy, więc teraz naprawdę musiał uważać na to, co robił. Nie chciał dawać żonie powodów do tego, by mogła chcieć rozwodu z orzeczeniem o jego winie.
Gabriel spojrzał na Lauren, po czym podniósł się ze swojego miejsca.
- Porozmawiamy o tym jeszcze i znajdziemy jakieś odpowiednie rozwiązanie, żeby ryzykować jak najmniej. - Powiedział, spoglądając na zegarek. - Jeśli będzie trzeba mogę zeznawać, wiesz o tym, prawda? - Zapytał jeszcze, wyciągając do niej dłoń. - To jak lecimy na jakąś kawę, czy podrzucić cię już do domu?
[ Znam ten ból. Jednak jeszcze tylko dziś i wolny weekend. Chociaż sobie odpocznę. ]
OdpowiedzUsuńGabriel uśmiechnął się do Lauren, przysunął sobie do ust ich ich splecione dłonie i pocałował wierzch dłoni kobiety.
- Oczywiście, że mam czas. - Odpowiedział, podchodząc trochę bliżej. - Tutaj niedaleko jest bardzo przytulna kawiarenka, więc możemy pójść tam i porozmawiać. Zdążymy spokojnie wypić kawę i jeszcze podrzucę cię do domu. - Dodał po chwili.
Gabriel widział, że Lauren jest już nieco spokojniejsza, że wybuch minął. Rozumiał ją owszem. Przerażało ją to, co miała zrobić, ale z drugiej strony powinna być silna. To dopiero było początek. I dla niej rozwód nie będzie raczej w miarę przyjemnym przeżyciem, tak jak w przypadku Lemiare'a. Mimo to, mężczyzna miał zamiar trwać przy niej przez cały czas. Przejdą przez to razem.
Kiedy Lauren wróciła do gabinetu, Gabriel zapiął kurtkę i westchnął cicho. Przerażało go trochę to miał zamiar zrobić. Marie jak nic wparuje do jego mieszkania po tym, jak tylko dostanie rozwód. Oby nie spotkała się z Lauren.
- To jak? Idziemy? - Zapytał, kiedy rudowłosa pojawiła się na horyzoncie.
[ No mi się plany lekko zmieniły i jutro muszę iść do pracy, ale chociaż w niedzielę mam wolne :) ]
OdpowiedzUsuńOboje musieli uzbroić się w cierpliwość. To, co miało ich czekać wciągu najbliższych kilku miesięcy na pewno nie będzie należało do przyjemnych sytuacji. Zapewne po wszystkim, oboje będą chcieli o wszystkim zapomnieć. Może nawet gdzieś razem wyjadą żeby uczcić koniec koszmaru? Kto wie, jak to będzie między nimi wyglądało.
- Dla ciebie zawsze znajdę czas, słonko. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, kradnąc jej szybkiego całusa.
Droga do kawiarni nie była długa. Kawę mogli wypić spokojnie w środku, bo tutaj nikt ich nie znał. Byli na drugim końcu miasta.
- Jestem pewien. - Odpowiedział na pytanie Lauren. - Marie potrzebuje twardego pokazania, że to już koniec. A gdybym poszedł do niej osobiście i powiedział co i jak, nie sądzę, by to do niej dotarło. Pewnie i tak będzie chciała się spotkać i przekonać mnie do zmiany decyzji. Wtedy dopiero z nią porozmawiam. - Dodał jeszcze, po chwili, ruszając spod kancelarii.
[ Tak i w ostatnim momencie piszą, że nie muszę przychodzić. :D Tylko mi plany niszczą. ]
OdpowiedzUsuńOboje podjęli bardzo dobrą decyzję, jeśli chodziło o pożegnanie się z dotychczasowymi małżeństwami. Gabriel nie chciał na wet myśleć, co by było gdyby, jednak Marie nadal była jego żoną. Nadal pewnie mieliby ciche dni, spaliby osobno i ledwie by ze sobą rozmawiali. Taka sytuacją naprawdę byłaby nie do zniesienia.
Lemaire cieszył się, że poznał Lauren, bo to ona odmieniła jego życie.
- Marie już ostatnio, kiedy spotkaliśmy się w sklepie sprawiała wrażenie, że jednak zmieniła zdanie i woli nadal być moją żoną. - Odpowiedział, spoglądając na kobietę z lekkim uśmiechem. - Jednak nie martw się. Nie zmienię zdania, bo nie ma siły, ani sposobu, który sprawiłby, że zrezygnowałbym z ciebie. - Dodał jeszcze, wyciągając swoją dłoń, by chwycić dłoń Lauren.
Gabriel nie miał zamiaru zmienić zdania. Odmowa Marie może jedynie przedłużyć rozwód i nic poza tym.
[ Zawsze lepiej iść na rano, niż na popołudnie :D no cieszę się, że mam wolne, chociaż się wyśpię ;D]
OdpowiedzUsuńTak naprawdę, oboje siebie uratowali. Obje sprawili, że to drugie zrozumiało, iź nie musi tkwić w nieudanym małżeństwie, że życie coś jeszcze dla nich przygotowało. Coś niesamowitego i pięknego, z czego nie będą chcieli zrezygnować.
Gabriel powiedział prawdę. Zależało mu na Lauren. Cholernie mu na niej zależało, i nic ani nikt nie byłby w stanie zmusić go do tego, by od niej odszedł.
Potrzebował jej, bardziej niż sam sobie zdawał z tego sprawę. Sprawiała, że myślał inaczej, że czuł inaczej, że inaczej postrzegał swoje życie.
- Hej skarbie, nie jesteś słaba. - Powiedział jej cicho. - Jesteś silną kobietą, cudowną kobietą i naprawdę zmieniłaś moje życie. - Dodał jeszcze, parkując przed kawiarnią. - Jak tylko przejdziemy przez to całe rozwodowe piekiełko, wyjdziemy gdzieś razem. Pójdziemy na taką prawdziwą randkę. - Zgasił silnik i pocałował wierzch dłoni Lauren, by zaraz ją puścić i wysiąść z samochodu. Obszedł auto i otworzył drzwi od strony pasażera. - I ty też wiele dla mnie znaczysz. Naprawdę bardzo wiele. Nie skłamię, jeśli powiem, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. I nikt, ani nic tego nie zmieni.
[ Mam taki zamiar, ale znając mnie wstanę koło 7, jak zawsze, kiedy mam wolne. ]
OdpowiedzUsuńMusieli wytrzymać jeszcze tylko te kilka miesięcy. Gabriela, podtrzymywała na duchu myśl, że ma obok siebie właśnie kogoś takiego Lauren. Ona go wspierała i ceniła za to, jaki był. Był jej niezmiernie za to wdzięczny.
Gabriel nie dałby jej stchórzyć. Pomógłby jej przezwyciężyć wszystkie obawy, wszystkie słabości. Widział w niej bowiem kogoś więcej, niż przerażoną kobietę, której mąż zrobił z życia piekło.
- Daj spokój, każdy czasami się wzrusza i płacze. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Poza tym, twoje zachowanie u prawnika nie było aż takie dziwne. Emocje wzięły nad tobą górę. - Dodał jeszcze.
Weszli razem do kawiarni i Gabriel wziął z lady dwie karty z menu. Znaleźli sobie wolny stolik i mężczyzna pomógł Lauren zdjąć płaszcz i odsunął dla niej krzesło.
- Będziemy mieli czas na wszystkie te rzeczy. - Odezwał się po chwili, wracając do przerwanej rozmowy. - Randki, wyjazdy, tatuaże i inne szalone rzeczy. Jeszcze się mną znudzisz. - Zaśmiał się cicho.
[ Ja niestety nie umiem tak długo spać. Zawsze wstaję wcześniej. :) haha, no ja często odpisuję koło 6 rano, kiedy wstaję żeby iść na 8 do pracy :)]
OdpowiedzUsuń- Ależ ja cię nie usprawiedliwiam, mówię jak jest. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - To, to co teraz widzę to twoja gorsza strona? - Zapytał, śmiejąc się cicho. - Nie oceniaj się tak surowo. Naprawdę nic złego się nie dzieje. - Dodał jeszcze.
Gabriel nigdy w życiu nie wyrzuciłby Lauren z domu, tylko dlatego, że nadal jeszcze miała nocne koszmary. Potrafił ją zrozumieć, a przynajmniej próbował. W końcu przez kilka lat, jej własny mąż, osoba, która powinna ją kochać, szanować, wielbić i wspierać, znęcała się nad nią zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Dla Lemaire'a to było całkowicie nie do pomyślenia.
- To co robię jest silniejsze ode mnie. - Odpowiedział jej, siadając wygodniej na swoim krześle. - Po prostu, wpojono mi pewne zasady i według nich postępuję. Jeszcze zobaczysz, że będę cię tak nawet traktował za dwadzieścia lat, albo jeszcze później. I tak każdego dnia. - Dodał jeszcze, śmiejąc się cicho i w duchu będąc zadowolonym z faktu, że mimo widma nadchodzącego rozwodu, oboje rozmawiają o tym, co będą robić za kilka lat, nawet w żartach. - Zawsze lepiej nudzić się z kimś, niż samemu. - Odezwał się po chwili, przeglądając kartę. - Chyba standardowo wybiorę dla siebie duże latte i może tiramisu, żeby sobie trochę życie osłodzić. A ty? - Zapytał Lauren.
[ Pewnie tak, ale też zdarza mi się siedzieć do późna, a jak rano wcześnie wstaję to narzekam, że się nie wyspałam haha :D ja lubię odpisywać od razu jak wstanę, żeby później po pracy nie mieć stosu odpisów, bo nie wiem komu najpierw mam odpisywać :D ]
OdpowiedzUsuń- Każdy ma swoją gorszą stronę. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Ja na przykład mam problemy z asertywnością, co Marie bardzo często wykorzystywała, bo wiedziała, że nie powiem nie, kiedy coś zaproponuje. - Dodał jeszcze.
Teraz jednak, Gabriel musiał się sprzeciwić swojej żonie. Wiedział, że nie może dać się jej podejść. Żaden argument, przemawiający za tym, by nadal był jej mężem nie będzie wstanie go do tego przekonać. Teraz mężczyzna miał przy sobie Lauren, a to co zaczynał do niej czuć, było pewnego rodzaju tarczą ochronną przed Marie.
Nie musiała się od niego wyprowadzać. Mogła z nim zostać. W ten sposób lepiej się poznawali, spędzali ze sobą sporo czasu, a najbardziej na świecie, Gabriel lubił zasypianie i budzenie się przy Lauren, bo jej twarz była pierwszą i ostatnią rzeczą, którą widział każdego dnia.
- Wiesz, jest różnica między zachowaniem naturalnym, a wyuczonym. Luke najwyraźniej wiedział, jak z tego korzystać. Kiedy ja jestem miły i kulturalny, nie myślę o tym co mógłbym dzięki temu zyskać. - Odpowiedział jej z uśmiechem.
Zanim jednak zaczął opowiadać jej o swoich rodzicach, do ich stolika podeszła klnerka. Gabriel złożył zamówienie i ponownie przeniósł wzrok na Lauren.
- Moi rodzice to naprawdę cudowni ludzie. Nauczyli mnie wszystkiego, co wiem teraz. Przede wszystkim właśnie szacunku do kobiet, wysokiej kultry i poszanowania dla pieniędzy. - Zaczął. - Nigdy się nam w domu nie przelewało. Rodzice ciężko pracowali, żebyśmy mogli się utrzymać, a ja sam musiałem pracować na swoje studia, bo nie chciałem ich tym obarczać,ani tym bardziej brać pieniędzy od rodziców Marie. Na pewno kiedyś ich poznasz. - Dodał jeszcze.
[ Faworyzowanie to bardzo brzydki nawyk, ale ja też to robię i nie umiem inaczej. Chociaż zazwyczaj nigdy ni każę nikomu dłużej czekać na odpis, niż to konieczne. Tym bardziej, że niby mam sporo wątków, ale tyko chyba 5 osób odpisuje mi dość regularnie, a reszta raz na jakiś czas, więc się nie gubię w tym. No i bardzo pomagają powiadomienia na maila, bo jakbym miała odświeżać wszystkie swoje karty to bym chyba oszalała :D]
OdpowiedzUsuń- Ze mną nie musisz się bać. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, wyciągając dłoń, by uścisnąć tą należącą do Lauren. - Możesz proponować mi wszystko, co zechcesz. Obgadamy to i zawsze jest też możliwość pójścia na kompromis. - Dodał jeszcze.
Gabriel miał nadzieję, że w momencie kiedy faktycznie Luke zjawi się w jego mieszkaniu po odnalezieniu Lauren, on będzie na miejscu, a nie w pracy. Nie chciał zostawiać jej samej na dłużej, niż to było konieczne. Domyślał się, że sama nie dałaby sobie rady ze swoim mężem, tym bardziej, że był on niebezpieczny i nieobliczalny. Gabriel musiał być przy tej konfrontacji, by w razie czego móc jej bronić.
- Dobrze, rozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. - Zgodził się po chwili. Kelnerka przyniosła ich zamówienie i zaraz odeszła, zerkając na Gabriela, ale on ledwie to zauważał. Patrzył tylko na Lauren.
- Moi za dużo ode mnie nie wymagali. Wychodzili z założenia, że sam powinienem wiedzieć czego chcę. Może też dlatego, że byłem ich jedynym dzieckiem, ale jak na jedynaka nie jestem wcale rozpuszczony. - Dodał, śmiejąc się cicho, by zaraz napić się swojego latte.
[ Mam to samo, bo jak mi ktoś odpisuje raz na tydzień, to muszę sobie przypominać o czym piszemy i co wcześniej odpowiedziałam. Strasznie to demotywuje. :)]
OdpowiedzUsuńTak samo jak wizyty Luke'a w swoim mieszkaniu, Gabriel martwił się również odwiedzinami własnej żony. Wolałby przy tym być. Nie chciał, by Marie zobaczyła Lauren u jego w mieszkaniu, bo to całkowicie skomplikowałoby rozwód. Poza tym, jego obecna żona potrafiła być naprawdę zaborcza i bardzo zazdrosna, jeśli chodził o jej własność. Gabriel doskonale pamiętał te dzikie awantury, kiedy tylko zagadał się dłużej z przyjaciółką, albo zdaniem Marie, któraś z pielęgniarek na oddziale za bardzo mu się przyglądała i przymilała do niego.
Sam wolałby z nią porozmawiać i nie narażać Lauren na konieczność rozmowy z Marie, bo ta potrafiła być naprawdę przykra.
- Ty chociaż miałaś kieszonkowe, ja na swoje musiałem sobie dorabiać. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. Spoważniał jednak zaraz, kiedy dotarli do temat, który naprawdę był ważny. - Nie chcę żebyś go prowokowała, albo żeby zbliżał się do ciebie bardziej niż na kilometr. Masz jeszcze te wiadomości od niego Jakieś maile? Zachowane nagrania na poczcie głosowej? - Zapytał. - Na pewno by to nam pomogło. Musimy wszystko przygotować i zanieść na kolejną wizytę u Brunnera.
[ Nie, no ja też lubię w domu siedzieć. Leń się ze mnie ostatnio zrobił, ale to chyba z wiekiem przychodzi :) Poza tym, ważne że w ogóle odpisują, bo najbardziej mnie wkurza jak ktoś bez słowa mi porzuca wątek.]
OdpowiedzUsuńTak, Marie na pewno namawiałabym Lauren o odejścia od Gabriela, a raczej by tego zażądała. On był w końcu jej i nikogo innego. Z tym że, mężczyzna nie był rzeczą, miał własne uczucia i wiedział czego chce. A na pewno nie pragnął w tym momencie wracać do własnej żony. To co ich łączyło, zniknęło bezpowrotnie i nie miało nigdy więcej powrócić.
Teraz miał Lauren i skupiał się tylko na niej.
- I dobrze, że to robili. Ja zawsze wychodziłem z założenia, że trzeba od samego początku zobaczyć co znaczy ciężka praca, że czasami naprawdę trzeba się namęczyć, żeby coś osiągnąć. - Powiedział. - W przeciwieństwie do Marie, która zawsze miała wszystko i nie musiała kiwać nawet małym palcem. Sam się sobie teraz dziwię, czemu wcześniej tego nie widziałem.
Gabriel wziął od Lauren telefon komórkowy i od razu schował go do kieszeni. Wolał zrobić to sam i nie zmuszać jej do tego, by wracała do przykrych wspomnień.
- Może w pracy, późniejszym wieczorem znajdę chwilę, by to przejrzeć i sprawdzić co może nam pomóc. - Powiedział cicho.
[ No dokładnie :) dobra odpisuję i trzeba się w końcu ubrać, bo chłop z roboty wróci a obiadu nie ma :D]
OdpowiedzUsuńI tak pewnie coś się skomplikuje. Zazwyczaj w życie tak było. Nic nie przychodziło prosto i z łatwością. Trzeba było się namęczyć, żeby naprawdę osiągnąć to, o czym naprawdę się marzyło, a na chwilę obecną marzeniem Gabriela była Lauren.
- Masz rację, tylko przez tyle czasu powinienem było coś dostrzegać, cokolwiek, a mi się chyba po prostu wydawało, że tak powinno być, że inaczej być nie mogło. - Powiedział, ściskając dłoń Lauren. - Wiem, że nie muszę tego robić, ale chcę. Dla nas obojga. To pomoże nam, więc to podwójna motywacja. - Dodał jeszcze.
Sam też spojrzał na swój zegarek i wgryzł się w swoje tiramisu. Nie mógł się spóźnić, przynajmniej nie dzisiaj, nie kiedy ważyły się losy jego awansu.
- Odwiozę cię do domu i od razu pojadę do szpitala. - Odezwał się po chwili. - Te trzy dni szybko zlecą mam nadzieję. Wolałbym zostać z tobą, ale czas trochę popracować.
[ Teraz tylko muszę wyjść do sklepu, a obiad koło 15:00 zacznę robić, więc zniknę pewnie na jakieś pół godzinki. :)]
OdpowiedzUsuńMieli siebie, więc na pewno będą się w tych trudnych chwilach spierali. Gorzej by było, gdyby oboje musieli radzić sobie z tym wszystkim kompletnie w pojedynkę. Gabriel wątpił nawet w to, czy gdyby w jego życiu nie pojawiła się Lauren, byłby w stanie rozwieść się z Marie. Potrzebował impulsu, jakiejś iskierki nadziei, a kobieta mu ją dała.
- Masz rację. Lepiej, że zorientowałem się teraz, a nie po pięćdziesięciu latach nieudanego małżeństwa. - Zaśmiał się cicho. Nie miał jej za złe, że powiedziała właśnie to. Mogła mówić co chciała, on nie miał do niej o to pretensji, tym bardziej, że czasami warto było się pośmiać, żeby wiecznie nie być aż takimi poważnymi.
Gabriel również się podniósł. Wyjął z portfela kilka banknotów i zostawił je na stoliku, po czym ruszył za Lauren do wyjścia.
- Na pewno znajdziesz coś, co będzie ci odpowiadało. - Odezwał się po chwili. - Zawsze też możesz założyć własną firmę. Lepiej pracować na siebie, niż na kogoś. Zastanów się nad tym. - Dodał jeszcze, otwierając przed nią drzwi.
[ Tak, najpierw wpadnie do nich Marysia, powiedzmy tego dnia, kiedy Gabriel miałby skończyć dyżur. Tylko, że pojawi się kilka godzin przed nim. ]
OdpowiedzUsuńOboje spotkali się w odpowiednim momencie swojego życia. Kiedy ich małżeństwa tak naprawdę zaczynały wchodzić w fazę dość głębokiego kryzysu. Pomogli sobie nawzajem. Sprawili, że każde z nich spojrzało racjonalnie na to, co się u niego działo i zachciało im się zmian. Dość radykalnych, jednak koniecznych.
Oboje mieli jeszcze przed sobą całe życie i na pewno chcieli spędzić je razem.
- Próbuj więc, na pewno znajdziesz coś, co będzie ci odpowiadało. - Odpowiedział jej z uśmiechem siadając za kierownicą i ruszając z miejsca. - Będziesz pierwszą, która dowie się o tym awansie. Jak tylko czegoś się dowiem to zadzwonię. - Obiecał jej.
[ Do Gabriela, on wtedy może być w sklepie czy coś i szybko wróci do domu i będzie konfrontacja z Luke'm.]
OdpowiedzUsuńGabriel jechał dość szybko. Zostało mu jakieś czterdzieści minut do rozpoczęcia dyżuru i naprawdę nie chciał się spóźnić. Szczególnie dzisiaj, kiedy ważyły się losy jego awansu.
- Tak, w poniedziałek koło południa powinienem być w domu. W najgorszym wypadku dopiero wieczorem. Różnie to bywa. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. Zaparkował pod blokiem i odwzajemnił pocałunek Lauren.
- Jak tylko znajdę chwilę, będę dzwonił, albo pisał. - Obiecał kobiecie i pomachał jej, kiedy odchodziła w stronę budynku.
Gabriel za to, ponownie odpalił silnik i ruszył do pracy. Zdążył w samą porę. Przebrał się i zaczął pracę, mając nadzieję, że te trzy dni bez Lauren szybko mu miną.
[oj będzie, będzie, bo Gabriel będzie bronił Lauren jak lew. :) Oj biedna, a ja spędziłam leniwe popołudnie z Grą o Tron, którą oglądam chyba po raz tysięczny. :)]
OdpowiedzUsuńKiedy tylko Gabriel pojawił się na oddziale poszedł do swojego gabinetu, by przebrać się w swój biały fartuch i udać się do ordynatora po wszelkie informacje, które będą mu potrzebne na jego dyżurze. Początkowo rozmowa toczyła się na zwykłe, szpitalne tematy. Gabriel starał się przyswoić sobie wszystkie wiadomości. Taki a taki pacjent wrócił do domu, kilku zostało przyjętych, a lekarz, który był na okresie próbnym, został zatrudniony.
W końcu ordynator poinformował mężczyznę o swojej decyzji. Gabriel miał przejąć obowiązki ordynatora pod koniec miesiąca. Był szczęśliwy. Spełniło się jego marzenie.
Chciał zadzwonić do Lauren, jednak najpierw czekał go obchód.
Dopiero pod wieczór, wysupłał dla siebie chwilę wolnego czasu. Lemaire zamknął się w swoim gabinecie z kubkiem kawy i wykręcił numer do kobiety.
- Cześć, co słuchać słonko? - Zapytał, kiedy tylko odebrała. - Wybacz, że dzwonię dopiero teraz, ale miałem sporo do zrobienia. - Dodał jeszcze, a później nie mogąc wytrzymać zrzucił bombę. - Udało się! Od początku przyszłego miesiąca przejmuję obowiązki ordynatora.
[ Marie może wpadnie w poniedziałek? Dostanie papiery i od razu będzie chciała się spotkać z Gabrielem, a tu niespodzianka, bo otworzy Lauren, a mężczyzna wróci dopiero wieczorem. ]
[ GoT jest genialne. Tylko dobra rada - nie przywiązuj się do żadnej postaci. :D]
OdpowiedzUsuńTeż się uśmiechnął, kiedy usłyszał, że nazwała go "skarbem". Rozsiadł się wygodniej na swoim miejscu. Trochę czasu na rozmowę mieli. Do obchodu zostało kilka godzin, na oddziale było spokojnie, więc mógł spokojnie pogadać z Lauren.
- Jak tylko wrócę do domu to to uczcimy. Co ty na to? - Zapytał po chwili.- Może jakąś dobrą kolacją i winem? - Zaproponował po chwili.
Wiedział z czym wiązał się jego awans. Dłuższe dyżury. Kontrola nad podwładnymi i naprawdę ogromna odpowiedzialność. Będzie musiał być pod telefonem dwadzieścia cztery godziny na dobę, gdyby coś się stało. Bał się trochę, że może to zepsuć jego relacje z Lauren, że oddalą się od siebie przez to, że wiecznie będzie musiał być w pracy.
- A jak tam twoje poszukiwania? - Zapytał po chwili. - Znalazłaś coś ciekawego?- Dopytał jeszcze, wzdychając cicho. Chciałby być teraz obok niej. - Mam nadzieję, że Bruno za bardzo cię nie męczy.
[ No moi ulubieńcy jeszcze nadal się jakoś trzymają xd no serio, co odcinek prawie ktoś umiera :D]
OdpowiedzUsuńGabriel również zaczął się śmiać.
- Dobrze, ja nic nie słyszałem o żadnej kolacji. Chyba ucho mi się przytkało. Możesz powtórzyć? - Zażartował.
Obowiązki obowiązkami, ale też szpital był całym życiem Gabriela. Oczywiście, będzie się starał, by Lauren nie poczuła się zaniedbywana, by była z nim szczęśliwa. Ale też, kobieta nie była Marie, więc nie sądził, by miała narzekać, że wróci z pracy kilka godzin później niż obiecał. Będą po prostu musieli jakoś to wszystko wypośrodkować.
- To się cieszę. - Odpowiedział jej. - Na pewno w ciągu kilku dni dostaniesz odpowiedź. Wierzę w ciebie maleńka. - Dodał jeszcze, lekko się uśmiechając. - Ja też tęsknię, ale niedługo będę. To akurat krótki dyżur.
Gabriel nie mógł się nadziwić, jak w tak krótkim czasie potrafili się od siebie uzależnić, że wystarczyło kilka godzin, a już za sobą tęsknili. Chciał być już w domu i wziąć Lauren w objęcia. Wiedział jednak, że żadne z nich nie mogło zaniedbywać swoich obowiązków. Nadal musieli pracować.
- Tak, ten pies jest niewychowany i nie jestem w stanie oduczyć go wchodzenia na kanapę. - Zaśmiał się cicho. - Ale może tobie się uda to zrobić, skoro bez protestów zszedł za pierwszym razem.
Lauren jednym słowem potrafiła poprawić Gabrielowi humor. Tęsknił za nią cholernie, zastanawiał się cały czas, co robi kobietą, czy tęskni za nim równie mocno, jak on za nią. Czy też zastanawia się co on robi, tak jak on myślał o tym w każdym momencie.
OdpowiedzUsuńGabriel, nie wiedział, skąd to się niego wzięło. Dlaczego tak szybko Lauren stała się najważniejsza osobą w jego życiu, na której mu tak cholernie zależało.
Wiedział, zrębowej stanowisko może nieco skomplikowac jego życie i jego związek z rudowłosa. Miał jednak nadzieję, że jakoś uda im się dojść do porozumienia i będą spotkać się częściej, niż kilka godzin tygodniowo. Gdyby Lauren została w jego mieszkaniu, nie było by aż tak źle.
- To dobrze. - Odezwał się po chwili. - Mam nadzieję, że teraz już będzie lepiej i będziesz miała mnóstwo zleceń. - Dodał jeszcze. Nie, żeby przeszkadzało mu to, że Lauren nie pracowała. Po prostu widział, że się męczy siedząc tylko w mieszkaniu na jego utrzymaniu.
- Tak, przy nim nie będzie ci nawet potrzebny koc. - Zaśmiał się cicho. - Chociaż wolałbym być na jego miejscu, zamiast siedzieć teraz tutaj i spać na tej niewygodnej kanapie. - Odezwał się jeszcze po chwili.
Ciężko mu pewnie będzie się tu przespać. Przywykl do widoku Lauren każdego ranka, kiedy tylko otwierał oczy każdego ranka. A teraz? Po raz pierwszy od tygodnia, będzie zasypial sam.
[ Ja The Walking Dead oglądam nadal, jednak ostatnio zrobiło się strasznie nudne. Tutaj akurat mam jeszcze kilku ulubionych bohaterów, ale to nie to samo co było na początku. :D Kiedyś TWD było moim ulubionym serialem, a teraz tylko GoT, tym bardziej, że zostały zaledwie dwa krótkie sezony i koniec. :d]
Usuń[ Hehe, później trochę lepiej się zrobiło, ale teraz jeszcze bardziej się zepsuło, więc przestałam oglądać. Hahaha :D rosołek? Też bym zjadała, ale dzisiaj poszłam na łatwiznę i sobie żarełko zamówiłam. :d]
OdpowiedzUsuńGabriel przede wszystkim nie sądził, że zaangażuje się w tą relację aż tak szybko. Że aż tak szybko zacznie mu zależeć na Lauren. Że będzie jedyną kobietą, której będzie chciał myśleć w każdym momencie. Do niedawna tak było z Marie. Teraz, pojawiła się na horyzoncie Sweenson i łączyło go z nią zdecydowani więcej, niż z jego żoną przez te wszystkie lata.
Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa.
- Pewnie, że damy radę, a kiedy wrócę w poniedziałek wszystko sobie odbijemy. - Odpowiedział jej z szerokim uśmiechem na ustach, którego ona niestety nie mogła zobaczyć. - I zadzwonię do ciebie jak tylko będę się kładł, chociaż na tej kanapie i to jeszcze bez ciebie zaśnięcie będzie trudne. - Dodał po chwili.
To były tylko w końcu trzy dni, a nie cały tydzień. Jakoś dadzą radę. Muszę. Może kiedy ich rozwody dobiegną końca zrobią sobie dłuższe wolne, by pobyć tylko ze sobą i móc się sobą nacieszyć. Tak naprawdę i tak porządnie.
- Jeszcze nie miałem okazji, ale pewnie niedługo się za to zabiorę. - Odpowiedział na pytanie Lauren. - Nie bardzo mam na to ochotę, ale wiem, że to nam pomoże.
[ Oj tam, rosołku nie można marnować, bo to grzech hahaha nie nie widziałam tego serialu, teraz jestem na etapie oglądania Zagubionych. :D i się jaram kolesiem, który gra tam Sayida. :D]
OdpowiedzUsuń[ haha, może mają jakiś powód, żeby Ci nie ufać w tej kwestii haha :) no grał, grał, ale dość szybko jego postać uśmiercili. :D Ja to się kochałam w tym aktorze, który gra tam Sawyera i właśnie Sayida, ale nie chce mi się sprawdzać jak się nazywają. :D]
OdpowiedzUsuńNajważniejsze było jednak to, że się odnaleźli, że udało im się stworzyć coś trwałego, chociaż nadal musieli się ukrywać. Gabrielowi nie przeszkadzało to aż tak bardzo, bo miał obok siebie Lauren i mógł się nią troszczyć każdego dnia i pokazywać jej, jak bardzo mu na niej zależy.
Gabriel westchnął cicho.
- Wiem, że nie muszę tego robić skarbie, ale z drugiej strony to nam pomoże. - Powiedział po chwili ciszy. - Muszę to zrobić. Znaleźć coś by gnojka pogrążyć, za to co ci zrobił. - Dodał jeszcze po chwili.
Niby nie znał Sweensona osobiście, ale nienawidził go całym sercem i najchętniej sprałby gówniarza przy pierwszej okazji. Za to co zrobił Lauren. Chciał mu dać porządną nauczkę, by już nigdy więcej nie potraktował tak żadnej innej kobiety.
- I uwolnisz się od niego raz na zawsze. Obiecuję ci to. - Odezwał się jeszcze po chwili, kiedy uspokoił swoje galopujące myśli i wziął głębszy oddech.
[ To mi pewnie by takie jedzenie smakowało, bo ja akurat bardzo lubię ostre potrawy.:) i przeskakujemy pewnie. Wciele się w Marie na ten czas.:)]
OdpowiedzUsuń- Nie nudzi mi dziękować. Robię to dla nas. - Powiedział cicho.
Chciał pomóc Lauren najbardziej na świecie, wiedział jednak, że i jemu samemu te wiadomości i nagrania sprawią ogromną przykrość. Wiedział jednak, że musi to zrobić. Dla nich. Żeby w końcu uwolnili się od Marie i Luke'a i żeby przestali się ukrywać. Na tym najbardziej mu zależało.
- Dobrze. Też mam trochę papierkowej roboty jeszcze, więc mam co robić. - Odezwał się po chwili. - Zadzwonię jak już będę leżał na tej super wygodnej kanapie. Do usłyszenia maleńka. - Dodał jeszcze, po czym się rozłączył i wrócił do pracy, myśląc jednak cały czas o Lauren.
W poniedziałkowy poranek, Marie wyjęła swoją pocztę ze skrzynki na listy. Po powrocie do swojego nowego mieszkania przejrzala wszystkie koperty, jednak bardziej zainteresowała ją taką największą żółta z nadrukiem nazwy jakiej kancelarii adwokackiej. Wiedziona jakimś złym przeżyciem otworzyła ja i wyciągnęła plik dokumentów.
- Nie wierzę. - Powiedziała cicho, czytając pozew rozwodowy.
Nie sądziła, że Gabriel byłby w stanie zrobić coś takiego. Myślała, że nie jest na tyle odważny, by zakończyć ich małżeństwo. Nie mogła tego tak zostawić. Gabriel był jej. Najpierw chciała do niego zadzwonić. Nie odbierał jednak, więc pewnie nie chciał z nią rozmawiać. Nawet nie pomyślała o tym, by zadzwonić do szpitala. Ubrała sie, zabrała ze sobą kopertę z piwem i ruszyła do mieszkania Gabriela by z nim porozmawiać. Nie mógł przecież od tak przekreślić tylu lat małżeństwa. Do swojego dawnego domu dotarła w niecałe dziesięć minut. Zapytał do drzwi i czekała aż jej otworzy. Nie mógł unikać jej w nieskończoność.
[ Może kiedyś spróbuję :D Haaha toć ona się wścieknie. ]
OdpowiedzUsuńMarie stała pod tymi cholernymi drzwiami, pomstując w myślach na Gabriela za to, że zmienił zamki. Spędziła z nim w tym mieszkaniu dziesięć lat, a on od tak, pozbawił ją możliwości dalszego przebywania w swoim towarzystwie.
W ogóle ostatnio Gabriel zachowywał się dość dziwnie. Nie odbierał od niej telefonów, nie chciał nadal się spotkać, by porozmawiać na temat tego co się stało. Jakby już zrezygnował z walki o to, co między nimi było. A przecież Marie sama się bezpłodna nie zrobiła. Zależało jej na nim jak cholera.
Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
- No nareszcie. - Powiedziała, a gdy dostrzegła w drzwiach zamiast własnego męża, nieznajomą kobietę, uśmiech zniknął z jej twarzy. - A pani kim jest? I co pani robi w moim mieszkaniu? - Zadawała pytania z szybkością atakującej kobry. - Gdzie jest mój mąż? - Dopytała jeszcze.
W głowie jej się to nie mieściło. Jakaś obca baba szwendała się po jej mieszkaniu, a w głowie pojawiła się myśl, że Gabriel ją zdradził. Nie, to było niemożliwe. On nigdy by jej tego nie zrobił.
[ Haha, zaraz Ci przestanie być jej żal]
OdpowiedzUsuńMarie patrzyła na tą rudowłosą siksę stojącą w drzwiach jej mieszkania z mieszaniną złości i zaskoczenia.
Nie, no tego to się po Gabrielu nie spodziewała. I do tego jeszcze ten babsztyl paradował sobie w koszulce jej męża. Szczyt!
Kiedy tamta zatrzasnęła jej drzwi przed nosem, Marie jeszcze bardziej to rozjuszyło.
Nie przejmowała się tym, że sąsiedzi ją zobaczą, że wywoła skandal. Teraz, najważniejsze było to, żeby dopaść tą rudą małpę i pokazać jej gdzie jest jej miejsce.
- Otwieraj te drzwi. - Wrzasnęła!!! - Waląc w nie pięścią. - Jeszcze z tobą nie skończyłam. Otwieraj mówię!
[ Dziwisz się Marie? Gabriel to takie cicho, nic dziwnego, że nie chce odpuścić. xd]
OdpowiedzUsuńMarie naprawdę nie obchodziło to, czy sąsiedzi będą się jej przyglądać, czy nie. Miała ważniejsze sprawy na głowie, a przede wszystkim ratowanie własnego małżeństwa.
Kiedy tylko ruda otworzyła drzwi, Marie od razu skorzystała z mieszkania i wpadła do środka. Odgoniła dłonią durnego psa, którego Gabriel nadal trzymał i rozejrzała się po wnętrzu. Jak na dłoni widać było, że od jakiegoś już czasu mieszkała tu z nim kobieta. Było tu za czysto, miejscami nawet wręcz sterylnie, a kobieta znała swojego męża na tyle dobrze, by wiedzieć, że on na pewno sam tego nie zrobił.
Słysząc słowa tej drugie, co się wpieprzyła w jej małżeństwo z butami, obróciła się na pięcie i spojrzała na nią ze złością.
- Ty wiesz jak ja się czuję? - Zapytała, wysokim piskliwym głosem. - Wpakowałaś się do mojego małżeństwa z butami i do mojego łóżka też. - Dodał po chwili. Nie mogła sobie pozwolić na utratę Gabriela. - Na nic się nie zgadzałam! Gabriel jest moim mężem i nim zostanie, więc ty masz jedno wyjście tylko. Pakuj się i spadaj.
Marie była wścieka. Chyba bardziej na Gabriela niż na tą nieznaną sobie kobietę. Nigdy by nie przypuszczała, że jej mąż będzie zdolny do czegoś takiego. Że podczas trwania ich małżeństwa znajdzie sobie kogoś innego. To było dziwne.
OdpowiedzUsuńMarie spojrzała na kobietę ze złością. Nie miała pojęcia co takiego Gabriel w niej widział. W porównaniu do niej tamta była nijaka.
- a co ty niby możesz mu dać?- Zapytała, śmiejąc się cicho. - Nawet go nie znasz, nie wiesz jaki jest naprawdę i nie wiesz co jest dla niego dobre. - Dodała. Mówiła co jej śliną przyniesie na język, byle tamta zwatpila. Tego jej było trzeba. - Ja znam Gabriela od dziecka. Znam go jak nikt inny i wiem, że to, co robi teraz to chwilowa słabość, bo go zostawiłam, ale on wróci do mnie. Nie zostanie z tobą. - O tak, Marie była tego pewna. - A w tym mieszkaniu spędziłam o wiele więcej czasu niż ty, więc wydaje mi się, że mam prawo mówić ci że masz stąd wyjść. - Odezwała się po chwili. - Gabriel należy do mnie. Zapamiętaj to sobie, a jemu przekaz, że rozwodu nie dostanie.
Lauren ani przez chwilę nie powinna wątpić w szczerość uczuć Gabriela w stosunku do niej, bo były one jak najbardziej prawdziwe.
OdpowiedzUsuńMarie jednak, kiedy chciała naprawdę potrafiła być przykra. Szczególnie, kiedy na czymś jej cholernie zależało. A takim czymś, było właśnie małżeństwo z Gabrielem. Był jej i nigdy nie będzie należał do żadnej innej kobiety. Ona o tym wiedziała.
Marie spojrzała na rudowłosą i zaśmiała się cicho.
- Słuchaj no, nie wiem nawet jak masz na imię i gówno mnie to obchodzi - zaczęła, patrząc na kobietę ze złością. - O Gabrielu będę mówiła jak mi się podoba. Gdybyś nie zauważyła, on nadal jest moim mężem i póki ja nie oznajmię, że jest inaczej, to nadal nim będzie. - Powiedziała, w ogóle nie widząc kompletnie nic złego w tym co mówiła. - Dla jego dobra? A co dobrego będzie miał po rozwodzie? Nic. Zostanie sam, bez pieniędzy, bez mieszkania i beze mnie. Nic w tym dobrego. - Dodał jeszcze po chwili.
Marie nie miała zamiaru odpuszczać, Gabriel był jej i miała nawet zamiar posunąć się do kłamstwa, byleby ta druga zostawiła jej męża. Przecież Gabriel na pewno nie powiedziałby obcej babie, że jego żona jest bezpłodna.
- Żadnego rozwodu nie będzie. - Odezwała się po chwili. - Będziemy mieli razem dziecko, więc nawet jeśli mu o tym nie powiesz, sama to zrobię. Jak widzisz, on mnie nie zostawi z tym samej.
[ W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone haha :D]
OdpowiedzUsuńMarie nie potrafiła inaczej. Marie zawsze taka była. Zawsze uważała, że wszystko jej się należy, że Gabriel skoro jej przysięgał to tak łatwo przysięgi nie złamie.
Był jej. Bez względu na to, co mówiła jej ta ruda siksa. Marie już dopilnuje, by jej mąż się opamiętał i wrócił do jedynej kobiety, która tak naprawdę go kocha,i którą kocha on.
Przecież kobieta, która przed nią stała, nie mogła być dla niego aż tak ważna. Przecież to Marie była najważniejsza w jego życiu. To się zmienić nie mogło. Była jego pierwszą, pod każdym względem i nie powinien był o tym zapominać.
- Jest mój i mogę go traktować tak, jak mi się podoba. - Odpowiedziała, patrząc na rudą ze złością. Zaczynała jej działać na nerwy. - Dostał awans? Super. Na pewno cieszy cię perspektywa samotnych wieczorów, kiedy on będzie przesiadywał wiecznie w pracy. A kto powiedział, że go zostawiłam? Nie zostawiłam go, musiała sobie wszystko przemyśleć i to zrobiłam. Nie dam mu rozwodu. - Dodała jeszcze.
Miała jeszcze coś powiedzieć, ale aż się zapowietrzyła słysząc kolejne słowa kobiety. Nie sądziła, że Gabriel mógł komukolwiek powiedzieć o jej przypadłości.
- Zamknij się! - Warknęła tylko, zaciskając dłonie w pięści. - Gówno wiesz! Gabriel nie dostanie rozwodu. Nigdy! A jeśli się na to zgodzę, zabiorę mu wszystko! Zasłużył sobie na to!
Marie od zawsze była wychowywana w taki sposób, że wiedziała co jej się należy. Nigdy o nic się starać nie musiała. Wszystko przychodziło jej z łatwością.
OdpowiedzUsuńNawet Gabriel, łatwo pojawił się w jej życiu i łatwo w nim został, więc ona sama nie mogła go sobie tak łatwo odpuścić. Po prostu nie mogła.
Spojrzała na kobietę ze złością. Widziała, że wyprowadziła ją z równowagi.
- Mam prawo cię oceniać, skoro zajęłaś moje miejsce w życiu mojego męża. - Powiedziała. - Mam prawo cię oceniać, bo stanęłaś między nami. - Dodała po chwili. - Mam prawo cię oceniać, bo zniszczyłaś moje życie. - Warknęła jeszcze.
Marie nadal była w szoku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że jej mąż powiedział komukolwiek o tym, że ona nie może mieć dzieci. To był dla niej cios. Ogromny cios, przez który miała teraz zamiar wszystko opuścić.
-Och, ciebie już dawno zaczęłam winić. - Powiedziała. - I mam prawo zrobić co chcę. Rozwód dostanie, owszem, ale z orzeczeniem o jego całkowitej winie. Świadomie mnie zdradził, więc teraz poniesie konsekwencje.
Marie spojrzała na Lauren. Wiedziała już, że wygrała. A przynajmniej taką miała nadzieję. Twarz rudowłosej kobiety doskonale pokazywała, jaka walka toczyła się w jej głowie.
OdpowiedzUsuń- Zrobię, co uznam za stosowne. - Powiedziała po chwili. - I nie martw się. Tobą też się odpowiednio zajmę. - Dodała jeszcze.
Skończyła mówić. Zrobiła co miała zrobić, jednak w tej chwili do mieszkania wszedł Gabriel.
Stanął jak wryty, widząc zdenerwowaną Lauren i Marie w jednym pomieszczeniu.
- Co tu się dzieje? - Zapytał. - I co ty tu robisz? - Zwrócił się do własnej żony.
- Przyszłam wybić ci z głowy rozwód, ale teraz chcę go z całego serca i to z orzeczeniem o winie. Twojej.
Grymas wściekłości pojawił się na twarzy Gabriela.
- Mam ci przypomnieć, kto pierwszy zażądał rozwodu? - Zapytał. - Mam ci przypomnieć z kim wtedy wyjechałaś? Olivier się przyznał do tego, co zrobił. Co ty zrobiłaś. Więc nie wmawiaj mi teraz, że to ja pierwszy cię zraniłem. Podpiszesz te papiery, jeśli nie chcesz, by wszystko wyszło na światło dziennie.- Dodał jeszcze. - A teraz wyjdź z mojego domu. Masz dwa dni. - Dodał, odprowadzając byłą żonę do wyjścia i od razu, kiedy tylko wyszła, zamykając za nią drzwi.
Wrócił do salonu i spojrzał na Lauren.
- Przepraszam. - Powiedział cicho. - Nie sądziłem, że ona tu przyjdzie. - Dodał jeszcze.
Marie miała nadzieję, że to co powiedziała tej rudej małpie poskutkuje tym, że tamta zostawi Gabriela. Nadal wychodziła z założenia, że żadnego rozwodu nie będzie.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli Lemiare twierdził inaczej. Nawet jeśli to on zrobił pierwszy krok na drodze do rozstania.
Przecież ona chciała z nim być. Musiała z nim być. A to co się stało wcześniej, dla niej było tylko chwilowym kryzysie.
Pojawienie się Gabriela w mieszkaniu, nieco zepsuło jej plany. Chciała jeszcze podręczyć tę drugą, ale nie rycerz wrócił i uratował swoją księżniczkę. Marie wyszła z mieszkania nie składając jeszcze broni. Gabriel się do igra, wiedziała to.
Mężczyzna spojrzał na Lauren i podszedł do niej powoli.
- A ty za co mnie niby przepraszasz? - Zapytał cicho. - Przecież nic nie zrobiłaś. Wybuch kobiety nieco go zaskoczył. - Nawet do tego się posunęła? Marie potrafi być niemożliwa. - Powiedział. Przygarnął Lauren do siebie, przytulając ją lekko. - Przykro mi, że musiałaś tego wszystkiego słuchać, i że nie było mnie wtedy przy tobie. Powinienem sam się nią zająć.
[ Dziś znów niestety do 21 w pracy, więc odpisy mogą być nieco sporadycznie dodawane. :/]
OdpowiedzUsuńGabriel zdecydowanie nie zamierzał wracać do Marie. Dopiero teraz, po tylu latach związku i w ogóle całej znajomości, dotarło do niego tak dobitnie, jakim typem człowieka jest jego żona i jak bardzo mylił się co do niej i co do jej charakteru.
Nie potrafił zrozumieć, jak można być aż tak chamskim, zdeterminowanym i wrednym.
Gabriel ni chciał, by Lauren go zostawiała. Tego by nie przeżył.
- Przestań. Nic takiego się nie stało. - Powiedział.- Powinienem był przewidzieć, że będzie chciała przyjść tutaj zaraz po tym, jak dostanie papiery rozwodowe. - Dodał jeszcze. Było mu głupio, że naraził Lauren na to, co zgotowała jej Marie. - Ależ ty mnie wspierasz w odpowiedni dla siebie sposób, więc nie miej wyrzutów, ani nic takiego.
Przytulił Lauren do siebie, ciesząc się, że już jest w domu, i że znów ma ją blisko siebie.
- Mam nadzieję, że nie wpłynęła na twoją decyzje, co do kontynuowania związku ze mną?- Zapytał cicho.
[ no ja mam wolne dopiero w niedziele. A tak to po osiem godzin niestety, ale pracować trzeba:) będę się starała odpisywać na przerwach z telefonu, jak tylko będę miała taka możliwość]
OdpowiedzUsuńGabriel wiedział, że Marie tak łatwo nie odpuści. Jednak on też miał na nią haka i razie czego miał zamiar z niego skorzystać.
- Nie jestem do końca pewien, czy mnie zdradziła, jednak Olivier, mój przyjaciel chyba miał wyrzuty sumienia w stosunku do mnie i co nieco mi powiedział. - Zaczął, uśmiechając się smutno. - To z nim wtedy Marie wyjechała i podobno spotykała się z nim już dużo wcześniej. - Dodał jeszcze. - Wina leży po jej nie po mojej stronie. Poza tym, chyba zapomniała o istotnym szczególe. Spisalismy intercyze, a tak się składa, że nie ma mi czego zabrać.- Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy . Kiedy Lauren pogladzila go po policzku złapał jej dłoń i lekko ją pocałował.- Też się cieszę, że już jestem w domu. - Powiedział cicho. - Stęskniłem się za tobą.
[ Teoretycznie muszę zrobić w każdym miesiącu dwie soboty po 8 godzin, a że w marcu pierwsze dwie się leniłam to teraz niestety muszę to nadrobić. Jednak zdążyłam już przywyknąć. Ja pracuję albo 9-17( jak jutro) albo 13-21, więc i tak mam dzień cały w dupie. :/]
OdpowiedzUsuńGabriel spojrzał na Lauren z lekkim uśmiechem.
- A mi nie jest przykro. Za długo chyba się oszukiwałem, że jakoś sobie z Marie poradzimy w kwestii dziecka, jednak byłem w błędzie. - Odezwał się po chwili. - To i tak prędzej czy później, skończyłoby się naszym rozstaniem. Tym bardziej, że długi czas nawet nie spaliśmy razem. - Dodał jeszcze.
A co do przyjaciela, to trudno. Gabriel starał się mu jakoś wybaczyć, chociaż teraz tak naprawdę nie miał do niego pretensji o to, że spał z jego żoną. Współczuł mu w sumie, że dał się wciągnąć w gierki Marie. Z Olivierem, Lemiare miał zamiar spotykać i przyjaźnić się nadal.
- Mogę ci pomóc z tym gotowaniem jeśli chcesz. - Zaproponował po chwili. - Nie muszę odpoczywać, jeszcze aż tak zmęczony nie jestem. - Dodał po chwili.
Miał dodać coś jeszcze, jednak znów ktoś dobijał się do drzwi. Gabriel patrzył za Lauren, kiedy poszła otworzyć i kiedy do niego wróciła, zdziwił się prezentem.
- Wiesz, że nie musiałaś mi nic kupować. - Powiedział, przyglądając się nowemu stetoskopowi z lekkim uśmiechem. Zaraz też założył go sobie na szyję. - Niemniej jednak dziękuję. - Dodał jeszcze, przyciągając kobietę do siebie i całując ją prosto w usta. - I jak wyglądam? - Zapytał, po chwili, odsuwając się od odrobinę i prężąc się jak model na wybiegu.
[ Na zarobki nie narzekam, ale żeby się utrzymać i żyć na jako takim poziomie to trzeba jednak zapieprzać. Tym bardziej, że ślub w drodze. :/ a co do pomysłu, jest mega dobry. Zawsze to jakaś drama będzie. :)]
OdpowiedzUsuńGabriel spojrzał na Lauren. Miał wrażenie, że to pytanie miało drugie dno.
- Tak, chciałbym mieć kiedyś dzieci. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie było sensu tego ukrywać. - Tylko nie chciałbym żebyś się teraz, lub kiedykolwiek później czuła zobowiązana do tego, żeby mi takie dziecko znać. To nie o to chodzi. - Dodał po chwili, patrząc Lauren w oczy. - Dziecko, przynajmniej jedno to moje marzenie. Tylko teraz nie jestem aż tak na tym skoncentrowany. Inne rzeczy się też liczą, a cała afera z Marie naprawdę otworzyła mi oczy na pewne kwestie.- Dodał jeszcze.
Gabriel nie myślał teraz o tym, czy chciałby mieć z Lauren dziecko. Zbyt krótko się znali, by zastanawiać się nad poważna kwestia. Może kiedyś, kiedy już dłużej ze sobą będą ten temat sam wypłynie. Na razie, mężczyzna cieszył się po prostu towarzystwem kobiety.
- Teraz. Kiedy będę go nosił w pracy, jeszcze częściej będę o tobie myślał. - Odezwał się po chwili z szerokim uśmiechem. Cieszył się z prezentu, owszem. I Lauren jak najbardziej trafiła w jego gust. - Gorzej, jak zaczną mnie podrywać pacjentki, skoro się tak dobrze z nim prezentuje.- Dodał po chwili, śmiać się cicho.
[ Dobranoc :) jak coś rano koło 6:00 pojawi się odpis. Padam już dziś totalnie na twarz. Chociaż chętnie posiedzialabym dłużej. :/]
[ No tak, harujesz jak wół około 40 lat i dostajesz " godziwą" emeryturę haha :/ dzięki, stres jest przeogromny.
OdpowiedzUsuńNo ja niby kończę o 17, ale idę do teściów na obiad, więc tak naprawdę też koło 19 będę dostępna.]
Tyle, że z Marie Gabriel był już ładnych parę lat i dla nich akurat posiadanie dziecka było czymś normalnym. Niemniej jednak, tak chorobliwe podejście do tematu, jakie jeszcze do niedawna prezentowała, nie było odpowiednie. Zrozumiał to. Na szczęście wcześniej, niż później.
Podejście Lauren do tematu również rozumiał i w tej kwestii nie miał zamiaru jej naciskać. Życie i tak wszystko zweryfikuje.
Zaśmiał się, słysząc słowa Lauren, obejmując ją mocniej w pasie.
- A kto powiedział, że nie szukam kobiety idealnej pod względem reprodukcji i jak najlepszych genów? - Zapytał śmiertelnie poważnie, by zaraz wygiąć usta w szerokim uśmiechu. - Ciebie wybrałem, bo jesteś śliczna i ładne dzieci z nas wyjdą. - Zażartował. Humor mu dopisywał, nawet jeśli kilkanaście minut temu wykłócał się z Marie o ich rozwód.
- Myślisz, że opowiadałbym ci, która pacjentka mnie podrywa, a która nie? - Zapytał po chwili śmiejąc się cicho i całując Lauren lekko w głos. - I tak by mnie to nie ruszyło. Jestem wierny tylko jednej kobiecie, a tak się składa, że właśnie ją trzymam w ramionach. - Dodał jeszcze.
Odsunął się nieznacznie od Lauren, by podwinąć rękawy swojej koszuli.
- To co? Do roboty, nie? Jestem głodny jak wilk i byłbym gotowy zjeść wszystko na zimno. - Odezwał się po chwili, kierując się w stronę kuchni.
[ Haha, racja. To państwo to masakra, a podatki zabijają małe firmy. :/ no ja dziś się spięłam, zrobiłam wszystko z nawiązką i pozwolili mi o 15 iść do domu, więc żyć nie umierać :) ]
OdpowiedzUsuńGabriel zaczął się śmiać, słysząc słowa Lauren.
- Wiesz, dzieci zazwyczaj dziedziczą po połowie, więc uroda dostanie im się po mamusi, a inteligencja po tatusiu. - Powiedział, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Oczywiście, żartował.
A Lauren nie powinna porównywać się do Marie, bo obie różniły się od siebie nie tylko wyglądem, ale też charakterem.
Rudowłosa była dla Gabriela tak naprawdę ucieleśnieniem marzeń na temat tego, jaka powinna być kobietą. Miała wszystkie cechy, które on doceniał, i których szukał ( bo jak się okazało, Marie była kompletnie inna) i miał nadzieję, że z Lauren wszystko się ułoży. Że kiedyś stworzą taki prawdziwy, oficjalny związek. Że kobieta pokocha go z czasem bez względu na wszystko.
- Na ile stopni nastawić piekarnik?- Zapytał z uśmiechem, chwytając ciężkie naczynie z kaczka. Już teraz wyglądała pysznie i Gabriel już wiedział, że smakowała będzie równie dobrze.
[ No fajnie, tylko szkoda, że to raczej jednorazowe było. :) oj biedna. Ja to się jednak cieszę, że naukę mam za sobą, bo teraz już by mi się uczyć nie chciało. :)]
OdpowiedzUsuń- Też się cieszę, że już jestem w domu. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Następnym razem, chyba zapakuję cię do swojej torby i zabiorę ze sobą na dyżur. Jak będę miał obchód, zamknę cię w gabinecie. - Dodał jeszcze, śmiejąc się cicho.
Kiedy kaczka była już wstawiona do rozgrzanego piekarnika, Gabriel wyjął z lodówki butelkę czerwonego wina i szczodrze nalał go obojgu do kieliszków. Tak na odstresowanie i ogólne rozluźnienie. Mieli miło spędzić wieczór.
Oparł się tyłkiem o blat i przyglądał się Lauren, robiącej bułeczki. Jej słowa nieco go zaskoczyły.
- Nie powinnaś czuć się źle. - Odezwał się po chwili. On sam nie miał żadnych wyrzutów sumienia.- W momencie kiedy się poznaliśmy, Marie była z innym mężczyzną. To ona mnie wtedy zostawiła, ona wtedy wyjechała z miasta i zażądała rozwodu. - Dodał po chwili. - Jeżeli już ktoś ma być winny temu, że teraz ma zniszczone życie, to tylko i wyłącznie ona. Od dawna nic nas nie łączyło. No długo przed tym jak się poznaliśmy.
[ Fakt. Niewątpliwym plusem studiowania jest to, że nie ma na nich bzdurnych przedmiotów jak w gimnazjum czy liceum, tylko już uczysz się tego, co cię faktycznie interesuje. ]
OdpowiedzUsuńGabriel zaśmiał się cicho.
- Wiem, czasami miewam dobre pomysły. - Odezwał się po chwili, szeroko się uśmiechając. - Chyba muszę to na poważnie rozważyć i w czwartek zabiorę cię ze sobą do szpitala.
Gabriel nalał im wina, bo nie sądził, że Lauren preferowałaby coś mocniejszego. Sądził, że to wystarczy, ale może faktycznie powinien o to zapytać.
Mężczyzna wiedział, że kobieta ma wyrzuty sumienia, że swoimi słowami Marie zasiała w rudowłosej pewnego rodzaju zwątpienie. Dlatego też tak bardzo się bał pierwszego spotkania obu kobiet. Żałował, że nie było go wtedy obok, może rozmowa potoczyłaby się zupełnie inaczej.
- Rozumiem cię doskonale. - Odezwał się w końcu cicho. - Masz prawo mieć wątpliwości, masz prawo mieć wyrzuty sumienia. - Dodał jeszcze, spoglądając Lauren w oczy. - I zrozumiem, jeśli będzie chciała to przerwać, przynajmniej do czasu mojego rozwodu. - Westchnął cicho.
Jakoś sobie tego nie wyobrażał. Lauren stała się ważną częścią życia Gabriela i nie wyobrażał już sobie bez niej życia.
- Rozumiem cię też dlatego, bo ja zakochałem się w mężatce. Jednak nie mam wyrzutów sumienia. - Odezwał się po jakimś czasie. - Coś mocniejszego? Mam jeszcze koniak, whiskey i polską wódkę. - Odpowiedział na pytanie Lauren.
Gabriel akceptował Lauren taką, jaka była. Nawet jeśli oznaczało to, że budziła się w nocy po jakimś koszmarze, albo kiedy panika brała nad nią górę.
OdpowiedzUsuńNie dziwił jej się. W końcu, Luke przez kilka ostatnich lat, zrobił z jej życia piekło, sprawił że zaczęła bać się własnego cienia.
A Gabriel ją docenił. Widział w niej coś więcej, niż zahukaną kobietę. A Lauren tak naprawdę była silna, inteligenta i cudowna. W takiej kobiecie się zakochał i z taką kobietą chciał być, bez względu na wszystko.
Uśmiechnął się, słysząc jego słowa.
- Cieszę się, że to mówisz. - Odezwał się po chwili cicho. - Naprawdę mi na tobie zależy i nawet Marie tego nie zmieni. Bez względu na to, czy przedłuży rozwód, czy nie. - Dodał jeszcze.
Zdziwił się, kiedy powiedziała mu, że ma te nagrania. Nie sądził, że tak łatwo uda się je jej zdobyć.
- Obejrzymy je razem, jeśli chcesz. - Zaproponował. - Jednak dopiero po kolacji. - Dodał jeszcze. Chciał spędzić najpierw spokojnie wieczór w jej towarzystwie, a dopiero wtedy, przejść do rzeczy mniej przyjemnych.
[ Wybacz, odleciałam wczoraj szybciej, niż przypuszczałam. Dziś praca na 13:00, a ja już nie śpię od dwóch godzin :/]
OdpowiedzUsuńGabriel uśmiechnął się, słysząc słowa Lauren. Obojgu na sobie zależało, więc był pewien, że nic ich już nie rozdzieli. Chociaż wizja batalii rozwodowej z MArie, nieco psuła mu humor. Myślał, że będzie łatwo. Myślał, że obejdzie się bez zbędnych awantur i za kilka miesięcy najpóźniej, będzie wolny.
A tymczasem, Marie miała zamiar prać brudy na forum publicznym. Gabriel miał jednak nadzieję, że uda mu się ją jeszcze przekonać do tego, by zrobili to na spokojnie. W końcu, sama też tego chciała. Jako pierwsza przecież zażądała rozstania, a Lemaire się do tego dostosował.
- Spokojnie, nie musisz się spieszyć ze sprzątaniem. - odpowiedział Lauren z lekkim uśmiechem. - Równie dobrze ja to mogę zrobić po kolacji. - Zaproponował po chwili, zabierając się za swoje wino.
Dla Gabriela oglądanie filmów, na których Luke znęca się nad Lauren na pewno byłoby bolesne, zepsułoby mu humor i doprowadziłoby do tego, że byłby wściekły. Jednak chciał jej pomóc. Powinien ją wspierać, a nie biernie sobie odpoczywać, kiedy kobieta sama po raz kolejny będzie musiała przez to przechodzić.
- Dobrze, niech więc tak będzie. - Zgodził się w końcu. - Jeśli jednak będziesz mnie potrzebowała, wiesz że ci w tym pomogę.
[ No niestety tak. Ja to mam wiesz jakieś dziwne godziny snu. Nawet w wolne dni wstaję wcześniej i nie umiem sobie z tym poradzić. Masakra. A jeszcze dzisiaj w robocie do 21, a jutro na rano. Masakra jeszcze większa. ]
OdpowiedzUsuńGabriel wiedział, że nie raz i nie dwa, będzie musiał jeszcze porozmawiać z Marie. Naprawdę nie miał ochoty wywlekać na sali sądowej wszystkich ich przewinień, bo przecież nie o to chodziło. Wiedział jednak, że jego żona będzie się starała, przynajmniej początkowo zrzucić całą winę na niego, ale na nic jej się to zda, bo przecież intercyza, którą podpisali była jasnym dowodem na to, że Marie nie dostanie po rozwodzie ani grosza.
Gabriel również dopił swoje wino i ostawił kieliszek na blacie. Kiedy Lauren do niego podeszła, zaraz chwycił ją w talii i mocno przytulił. Lubił mieć ją blisko, jak najbliżej.
- Wiesz też, że nie musisz tego robić dzisiaj, prawda?- Zapytał, patrząc rudowłosej w oczy. - Zawsze możemy to odłożyć na jutro, a dziś spędzić spokojnie wieczór, ciesząc się z mojego awansu. - Zaproponował po chwili.
Nie chciał, żeby cokolwiek tego dnia jeszcze ją denerwowało albo martwiło. W końcu Marie już i tak zrobiła swoje.
[ Może spróbuję, chociaż też musiałabym pewnie mniej kawy pić, bo u mnie to jest nawet 8-9 na dzień. Mam strasznie niskie ciśnienie i kawa kompletnie na mnie nie działa. ]
OdpowiedzUsuń- Dziś, zajmiemy się tylko sobą i niczym innym. - Powiedział, gładząc Lauren po plecach. - Sprawy mniej ważne i bardziej drażliwe zostawimy na jutro. - Dodał jeszcze.
Gabriel nie chciał dzisiaj myśleć o Marie, o tym co zrobiła. Nie chciał też myśleć o Luke'u, o tym co zrobił Lauren, o tym co przeczytał i odsłuchał na telefonie, który mu dała.
Wystarczająco mu to już dzisiaj zepsuło humor. Nie chciał go sobie niszczyć jeszcze bardziej.
Teraz mieli świętować, a i nadarzyła się do tego kolejna okazja.
Poczekał grzecznie, aż Lauren skończy rozmawiać i uśmiechnął się szeroko, słysząc dobrą wiadomość.
Odwzajemnił pocałunek kobiety, jeszcze go przeciągając i przysuwając ją jeszcze bliżej siebie.
- Gratuluję skarbie. - Odezwał się po chwili z szerokim uśmiechem na ustach. - Na pewno dostaniesz tą pracę. - Dodał jeszcze. - Wypada więc to uczcić odpowiedni. Co powiesz na drinka z polską wódką. Zdecydowanie będzie to lepsze do świętowania, niż słabe winko. - Zaproponował po chwili.
[ Wiem, że to nie jest zbyt zdrowe, ale bez takiej ilości kawy funkcjonować nie umiem. :D Dzisiaj musiałam czekać do 6:00 żeby iść o sklepu, bo mi się kawa skończyła hahah :D]
OdpowiedzUsuńGabriel w gruncie rzeczy chciał, by Lauren podjęła pracę. Nie chodziło oczywiście o to, że przeszkadzało mu to, że siedziała na jego garnuszku i korzystała z jego konta.
Chciał po prostu, by kobieta spełniała się w każdym aspekcie życia, również robiąc karierę zawodową. Miała być szczęśliwa.
- Uda się na pewno! - Powiedział z lekkim uśmiechem. - Kiedy ta rozmowa? - Zapytał. - Muszę wiedzieć, kiedy trzymać kciuki. - Dodał jeszcze, po czym nakrył do stołu i zabrał się za przygotowanie im drinków. Kiedy skończył usiadł za stołem, a do jego nosa dotarł nieziemski zapach.
- Aż mi ślinka cieknie. - Powiedział cicho, patrząc jak Lauren wyciąga kaczkę z piekarnika. Był szalenie głodny.
[ Wiesz, nawet bym była wstanie iść na stację benzynową po ta kawę, byleby mieć możliwość jej wypicia. :) Zwijam się do pracy, więc mogę nieco wolniej odpisywać. :)]
OdpowiedzUsuńGabriel owszem, lubi siedzieć w domu, ale jeśli trwało to zbyt długo, najzwyczajniej w świecie zaczynał się nudzić. Nawet ten jego przymusowy tygodniowy urlop po jakimś czasie zaczął dawać mu się we znaki.
Oczywiście, cieszył się, że te kilka dni spędził u boku Lauren, ale też kochał swoją pracę i nie wyobrażał sobie bez niej życia.
Faktycznie, Lauren przygotowała sporo jedzenia. Niemal jak dla wojska, a nie dla dwóch osób.
- Nie martw, na pewno nic się nie zmarnuje.- Powiedział z lekkim uśmiechem. - Jestem głodny, ty jeszcze nie do końca znasz moje możliwości, ale gwarantuje, że przynajmniej z tej kaczki zbyt wiele nie zostanie. - Zaśmiał się cicho. - Widzę, że Bruno też już się pojawił. Strasznie lubi drób, więc w sumie kawałek mógłby dostać, ale nie duży, bo ludzkie jedzenie nieco mu szkodzi. - Dopowiedzial po chwili.
[ W końcu w domu. Jutro znów na popołudnie, bo mi zmienili grafik. ]
OdpowiedzUsuńPraca była dla Gabriela wszystkim. Pewnie, gdyby nie miał żadnej kobiety, poświęcałby jej cały wolny czas. Nie miałby do kogo wracać, to i by nie żałował.
Miał jednak Lauren, kobietę która rozumiała, że ratowanie ludzkiego życia to sens jego życia. Nie złościła się jak Marie, ale na pewno miała świadomość tego, z czym wiązał się jego awans na ordynatora.
- Nie, no podzielę się z tobą kaczką, poza tym też masz ochotę na tą sałatkę. - Powiedział, uśmiechając się lekko do rudowłosej. - Wódki mam sporo, zobaczysz jak szybko uderza do głowy i pewnie skończymy po dwóch drinkach. - Zaśmiał się cicho. - I za nas. - Dodał jeszcze, dołączając się do toastu.
Gabriel wiedział, że prędzej czy później, Bruno przyjdzie do jadalni. Zwabił go na pewno zapach kaczki.
- Marie nigdy go nie lubiła. - Odezwał się po chwili cicho. - Chciała go, a później w ogóle się nim nie interesowała.
[ Nie no nie jest źle. Jeszcze jutro i sobota i dzień wolnego. Jutro przyjeżdża kierownictwo z Warszawy i nagle im się przypomniało, że zbyt mało osób na popołudnie przychodzi, więc dokoptowali jeszcze kilku, włącznie ze mną. Zazdroszczę Ci tego wolnego.]
OdpowiedzUsuńGabriel nie miał zamiaru zaniedbywać Lauren. Nawet jeśli praca miała mu zabierać większość czasu, to miał zamiar jego pozostałą część spędzać u jej boku. Zależało mu na niej i nigdy nie poświęciłby związku z nią dla pracy. Chciał z nią być i nie miał zamiaru popełnić tego samego błędu, jaki popełnił z Marie.
- To zobaczymy, kto pierwszy będzie miał dość. - Zaśmiał się cicho. - Chociaż ja nie miałem treningu na studiach. I jeszcze się okaże, że mnie pobijesz. - Dodał, po czym nałożył sobie na talerz sałatkę, kawałek kaczki i wziął jedną bułkę.
Posmakował i to było naprawdę dobre. Przez chwilę nic nie mówił.
- To jest naprawdę pyszne. - Odezwał się po chwili, uśmiechając się do Lauren szeroko. - Tak, Bruno potrafi przekonywać do siebie ludzi, szczególnie, kiedy zaczyna robić jako przenośny grzejnik. - Dodał.
Gabriel kota niestety mieć nie mógł. Niestety był uczulony na koty i bardzo tego żałował. Bruno jednak wynagradzał mu wszystko.
[ Zgadza się. Zawsze jest napięta atmosfera jak góra przyjeżdża. Wolę jak ich nie ma, bo wtedy chociaż luzu trochę jest. A jutro osiem godzin siedzenia na szpilkach, bo im się zachciewa patrzeć nam na ręce. :/]
OdpowiedzUsuńZapewne, kiedy przebrną już przez oba rozwody będzie im o wiele łatwiej. Będą mogli gdzieś razem wyjść, nie martwiąc się o to, że ktokolwiek mógłby ich gdzieś razem zobaczyć. Gabriel naprawdę tego chciał. Chciał przedstawić Lauren swoich przyjaciół, bo wiedział, że ją polubią i to z wzajemnością. Jednak do czasu rozwodu nie mógł sobie na to pozwolić, bo nie wiedział jak znajomi tera zareagowaliby na nową kobietę w jego życiu.
- Tylko, żebyś sama siebie przy okazji nie pobiła. - Zaśmiał się cicho, upijając nieco drinka ze swojej szklanki.
Gabriel nigdy nie pił dużo. Zdarzało mu się to raczej sporadycznie, a tak naprawdę ostatni raz upił się chyba na swoim wieczorze kawalerskim, z którego mało co pamiętał.
Zajął się jedzeniem. Opróżnienie talerza i zjedzenie dokładki nie zajęło mu dużo czasu. Ledwie kilkanaście minut, więc jeść skończył tak naprawdę razem z Lauren.
Spojrzał na nią uważniej. Lubił, kiedy wypytywała go o jego pracę. Dzięki temu wiedział, że naprawdę ją to interesuje i naprawdę jej na nim zależy.
- Nie, w sumie było całkiem nudno. - Odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. - Zostali ci sami pacjenci, których widziałem na wcześniejszym dyżurze. Czasem mam wrażenie, że ludzie robią trochę mniej głupot i dlatego ostatnio, nie mamy zbyt wielu ciekawych przypadków. - Dopił swojego drinka. - Chociaż, dzisiaj rano wylądował u nas mężczyzna ze śrubokrętem w nosie. Niezbyt ciekawy widok.
[ Nie, no nie będzie raczej tak źle. Mają skontrolowac wszystkie działy, więc chwila spokoju się pewnie znajdzie. :) No będzie trzeba. Chyba jutro się za nowa kartę wezmę. :)]
OdpowiedzUsuńGabriel ciekaw był jak to będzie, kiedy już będą w takim prawdziwym, legalnym związku. Kiedy w końcu będą mogli przestać się ukrywać, spotykać się ze znajomymi, z rodziną. Zacząć tak naprawdę być razem.
Chciał już tego i poniekąd nie mógł się tego doczekać. Teraz też oczywiście nie było źle. Sporo czasu spędzali razem, nawet jeśli wiązało się to z kolejnymi wieczorami spedzanymi w domu.
Gabriel podnosił się z krzesła i pozbieral talerze, po czym wrócił po ich puste szklanki, by zrobić im po jeszcze jednym drinku.
- Możesz wypić ile chcesz. - Odezwał się do kobiety, stawiając przed nią pełne już szkło.- Nie mam zamiaru ci liczyć alkoholu. Sam pewnie dziś trochę poplyne. W końcu świętujemy. - Dodał jeszcze.
Wrócił na swoje miejsce i upił trochę swojego drinka.
- Twierdził, że to był przypadek, że połknął się w garażu, chociaż jakoś nie mogę w to uwierzyć. - Powiedział. - Śrubokręt był wbity w taki sposób, jakby brała w tym udział osoba trzecia. Na szczęście obyło się bez operacji, ale trochę sobie u nas posiedzi. - Dodał jeszcze. - Ludzie czasami chyba nie myślą. Czasami zamieszany jest w takie rzeczy alkohol, albo po prostu czysta głupota.
[ Lecę spać. Może się chociaż trochę jutro wyśpię i nie wstanę o 5:/ dobrej nocy i do jutra.]
[ No i postanowienia szlag jasny trafił.:/ nie śpię od godziny już .]
OdpowiedzUsuńNa pewno będą mieli jeszcze sporo czasu na publiczne okazywanie sobie uczuć. Byli przecież jeszcze młodzi, całe życie na nich czekało. Musieli tylko przeczekać kilka najbliższych miesięcy, zanim nie uwolnią się od swoich małżonków. Później, na pewno będzie już tylko lepiej.
- Może się przeniesiemy na kanapę?- Zaproponował po chwili. - Tam na pewno będzie nam dużo wygodniej, niż przy stole. - Dodał po chwili, ale jednak nie ruszył się jeszcze z miejsca.
Gabriel zaśmiał się cicho, słysząc słowa Lauren.
- Wiesz, chyba przez te lata zdążyłem się już przyzwyczaić i nie rusza mnie już to tak bardzo, jak na początku. - Odpowiedział kobiecie. - Widziałem już takie rzeczy, że chyba nic mnie już nie zdziwi. Ludzie potrafią być pomysłowi, szczególnie, kiedy są pod wpływem.- Dodał.
Posprzątał po kolacji, bo nie chciał,by wszystko spadło na Lauren. Przecież powinien panować między nimi jakiś podział obowiązków. Wcześniej, kiedy był z Marie rzadko kiedy robił takie rzeczy, bo w sumie jego żona zawsze przeganiała go z kuchni. Gabriel zabrał ze sobą butelkę z wódką i karton soku, po czym podszedł z tym do Lauren.
- To chyba muszę częściej sprzątać. Skoro tak uważasz. - Szepnął jej do ucha, wcześniej się nad nią pochylając. - To co, przenosimy się na kanapę, gdzie będziesz mogła się wtulić w swojego przystojniaka, czy jednak wolisz siedzieć na tym niewygodnym krześle?- Zapytał jeszcze, całując lekko odsłonięty fragment szyi kobiety.
[ Nowa karta Gabrysia już jest jak coś. :) http://in-dy-wi-du-al-nie.blogspot.com/2017/02/kp-co-jest-doktorku.html
Usuń[ To mały problem, bo nienawidzę herbaty takiej zwykłej, ja toleruję tylko te smakowe. Coś muszę wymyślić. Najwyżej pójdę do lekarza, może tam mi coś doradzą. :D Grej jest spoko :D film nie jest aż tak zły jak książka :D]
OdpowiedzUsuńZaśmiał się cicho, słysząc słowa Lauren.
- Ja z kolei zawsze byłem grzecznym studencikiem, który niczego nie robił pod wpływem. - Powiedział. - Pewnie gdybym mógł cofnąć czas, jak nic bym to zmienił. Poza tym, każdy kiedy był młody to szalał. Z wyjątkiem mnie. - Zaczął się śmiać.
Lauren nie powinna się tutaj czuć jak gość. Mieszkała z nim, więc Gabriel traktował ją pełnoprawnego członka rodziny i zdecydowanie mogła go przeganiać z kuchni, albo kazać mu coś zrobić.
Zdążył tylko jeszcze chwycić mocniej butelkę i karton z sokiem, zanim rudowłosa nie pociągnęła go na kanapę. Zaraz na niej usiadł, odstawił wszystko na stolik i przytulił Lauren do siebie, kiedy usiadła mu na kolanach.
- Co powiesz na pięćdziesiąt twarzy Greya? - Zapytał. - Czy to będzie wystarczająco odmóżdżający film?
[ fuuuu, herbata z mlekiem? Ohyda hahaha :D Druga była lepsza w sumie. :) mi się podobało, może wiesz to nie kino wysokich lotów, ale na odmóżdżenie idealne :)]
OdpowiedzUsuń- Wiesz, większość moich znajomych ze studiów normalnie imprezowała, tylko ja, jako jeden z nielicznych wolałem książki. - Zaśmiał się cicho. - Teraz trochę żałuję, bo tak naprawdę nie miałem prawdziwego studenckiego życia. - Dodał jeszcze.
Gabriel nie był taki jak Luke. Lauren spokojnie mogła się z nim droczyć, zwracać mu uwagę, czy nawet wydawać polecenia. Gdyby coś mu się nie podobało, powiedziałby jej to po prostu. Spokojnie, a nie na nią krzycząc, ale wiedział, że jeszcze trochę czasu upłynie, zanim rudowłosa przyzwyczai się do tej zmiany.
- Masz rację. Na trzeźwo ten film nie przejdzie. - Również się zaśmiał, sięgając po swoją szklaneczkę, by wypić całą jej zawartość. Odstawił ją na stół, by zaraz ją uzupełnić, razem z tą należącą do Lauren i sięgnął po pilota, by obejrzeć film.
[ Ja ogólnie rzecz biorąc, rzadko jakiekolwiek filmy oglądam. Wolę seriale tak naprawdę. :)]
OdpowiedzUsuńoj Gabriel chciałby nadrobić te wszystkie stracone lata, jednak wiedział, że to nie jest możliwe. Byli już w pewnym wieku, kiedy oczekiwano od nich pewnej dozy odpowiedzialności i rozsądku. Dzikie imprezy już dawno powinni mieć za sobą, a i ochota na nie powinna im przejść.
- Szalejmy, ale w miarę rozsądnie. - Odpowiedział jej śmiejąc się cicho i przytulając do siebie Lauren.
Zaraz też odpalił film, chwycił swoją szklaneczkę z drinkiem i jeszcze trochę z niej upił. Miał dziś ochotę, wypić więcej niż zazwyczaj. Od tak, dla świętowania.
- Mam nadzieję, że chociaż dobrą fabułę będzie miał ten film. - Odezwał się po chwili.
[ Dokładnie, no chyba że jakiś film jest jednym z moich ulubionych to wtedy mogłabym go oglądać przez cały czas. :)]
OdpowiedzUsuńGabriel opuszkami palców gladzil ramię Lauren. Też wolał te ich spokojne wieczory przy filmie, czy kiedy po prostu leżeli na kanapie wtuleni w siebie. Nic więcej mu do szczęścia potrzebne nie było.
- Rozsądek, rozsądkiem.- Odezwał się po chwili. - Jednak dzisiaj świętujemy i oglądamy film o wątpliwej renomie, więc sądzę, że możemy sobie dziś trochę odpuścić. - Zaproponował.
Faktycznie, fabuła nie była zbyt ciekawa, a aktorzy grali wręcz okropnie. Gabriel po jakimś czasie jednak się wciągnął. Dostrzegł w tym filmie niezły materiał do rozważań psychologicznych.
- Powiem ci, że nie jest źle, szczególnie kiedy sobie śpiewasz pod nosem. - Powiedział cicho. - Zauważyłaś, że ten film ma drugie dno?- Zapytał. - Pokazuje jak jeden człowiek może wpłynąć na drugiego, nagiac go do swojej woli i jeszcze sprawić, że będzie myślą, że jest szczęśliwy w takim układzie.