seline chamberlain
osiemnaście lat —— córka wicehrabiego —— zaręczona
Od zawsze wiedziała jak będzie wyglądało jej życie, które zaplanowane zostało jeszcze przed jej narodzinami. I chociaż nie miało być takie, jakie chciała, aby było, nie sprzeciwiała się. Wiedziała, że nie ma nic do powiedzenia. Uczyła się więc grać na pianinie i skrzypcach oraz mówić w języku francuskim, czytała wiersze i powieści, a w wolnych chwilach przesiadywała w ogrodzie i popijała herbatę z matką, jej koleżankami i ich córkami, plotkując w najlepsze. Udawała szczęśliwą, bo chociaż miała wszystko czego tylko mogłaby zapragnąć, wciąż czegoś jej brakowało. Może wolności?
Zawsze pragnęła ujrzeć trochę świata. Chciała na własne oczy ujrzeć miejsca, o których opowiadał jej ojciec. Kiedy więc jej zaręczyny z synem markiza Powlett zostały przyklepane, postanowiła skorzystać z ostatniej okazji i wraz z ojcem wsiadła na statek kupiecki płynący do Francji, chcąc przed wyjściem za mąż odbyć małą podróż. Gdyby tylko wiedziała jak sprawy się potoczą, prawdopodobnie nigdy na ten statek by nie wsiadła. A może jednak?
Zawsze pragnęła ujrzeć trochę świata. Chciała na własne oczy ujrzeć miejsca, o których opowiadał jej ojciec. Kiedy więc jej zaręczyny z synem markiza Powlett zostały przyklepane, postanowiła skorzystać z ostatniej okazji i wraz z ojcem wsiadła na statek kupiecki płynący do Francji, chcąc przed wyjściem za mąż odbyć małą podróż. Gdyby tylko wiedziała jak sprawy się potoczą, prawdopodobnie nigdy na ten statek by nie wsiadła. A może jednak?
Wątek z: Nicole
Na pokładzie Słowika od rana było wyjątkowo spokojnie. W końcu od dnia poprzedniego załoga myślała tylko o jak najszybszym dotarciu do Tintagel; łupy trzeba było opić, w końcu im dłużej na morzu tym większe prawdopodobieństwo, że stanie się z nimi coś nieodpowiedniego. Choć nikt nie narzekał na czas spędzany na pokładzie, a przynajmniej tak długo, jak mieli co jeść każdy chciał też od czasu do czasu odpocząć na lądzie. A Tintagel była wyjątkowo bezpiecznym miejscem i dlatego też stała się swoistą siedzibą słowikowych marynarzy. Kit nie zamierzał nawet spierać się ze swoimi załogantami – on też chciał teraz po prostu usiąść przy ognisku i spić się w trupa. Co na okręcie bywało nieco kłopotliwe. Szczególnie gdy było się kapitanem.
OdpowiedzUsuńDo tego wyjątkowo szczęśliwy traf chciał, że poprzedniego dnia zupełnym przypadkiem wpadli na niemal całkowicie zniszczony szkocki galeon, który najwidoczniej cudem przetrwał atak innych piratów i ledwo trzymał się na wodzie. A był to naprawdę duży galeon. Przez to, a raczej dzięki temu, ładownia Słowika była teraz prawie całkowicie zapełniona. Z tych głównie powodów okręt, choć nadal daleko od swojego prowizorycznego portu, był teraz skierowany w stronę rodzimych angielskich wód. Kit stał spokojnie przy sterze, patrząc z melancholijnym uśmiechem, jak prochowy – ich najmłodszy załogant – nieustannie biega po pokładzie, nosząc to warzywa, to alkohol, a to puste kosze i butelki. On również zaczynał swoje działania na morzu w taki sposób, a ten młody chłopak cały czas mu o tym przypominał.
– Powinniśmy znaleźć sobie nowego – dobiegło go zza pleców. – Trochę wyrasta.
– A szkoda – odparł Kit. – Nie narzeka na robotę, a na tą akurat robotę mało kto nie narzeka.
– Wiesz, możemy zawsze zgarnąć jakiegoś dzieciaka, który się napatoczy, a jego po prostu awansować.
Kapitan prychnął z rozbawieniem, nie odwracając jednak wzroku od horyzontu.
– Owszem, możemy. Ale nie wiem, czy tamten też będzie pracował równie energicznie, i to bez potrzeby ciągłego przypominania mu o obowiązkach.
On sam po tych przypomnieniach miał jeszcze cięgi na plecach. W końcu on też sam zaciągnął się na okręt, ale nie był lepszy od większości chłopaczków, którzy się za to zabierali. Też wolał raczej nie pracować, szczególnie kiedy robota zakładała pozbawione chwały, a jakże ryzykowne latanie z prochem pod pokładem czy obieranie ziemniaków na obiad.
– Skoro tak mówisz – mruknął pierwszy oficer z cmoknięciem.
Mężczyzna był nieco starszy od Kita. W przeciwieństwie do niego miał krótko, choć równie krzywo przycięte włosy. Był wysoki, ale dosyć szczupły – jak na wprawionego pirata oczywiście, ponieważ umięśnienia nie można mu było odmówić. Wydawało się, że chciał coś jeszcze dodać do dyskusji – Kit mógł stwierdzić to po tonie jego słów, bo nie odwracał stale wzroku od horyzontu, choć raczej z przyzwyczajenia, niż konieczności, gdy nagle z bocianiego gniazda dobiegł ich chłopięcy krzyk, jeszcze niemal równie wysoki co jakiejś panienki:
– Statek na horyzoncie!
– Flaga na maszt! – zawołał w odpowiedzi Kit, właściwie dosyć spokojnie. Niezależnie od przeznaczenia okrętu, jeśli nie zwrócą na siebie niepotrzebnej uwagi, nikt nie powinien się nimi przejąć. Jednak zanim jeszcze angielska flaga pojawiła się na maszcie, prochowy przybiegł nagle.
– Kapitanie! – zaczął zadyszany. – John mówi, że to angielski statek kupiecki, tyle że nieduży. I że moglibyśmy go najpewniej zdjąć.
– To znaczy? – spytał mężczyzna, patrząc przed siebie. – A, zresztą – mruknął pod nosem i wyciągnął lunetę. – Horace, chwyć za ster – powiedział i powoli odsunął się, pozwalając pierwszemu oficerowi bezpiecznie złapać za koło.
Rzeczywiście, okręt był nieduży i, o ile nie znajdował się na nim kwiat angielskich żołnierzy, załoga Słowika mogła sobie z nim poradzić. Kit westchnął cicho. Wszyscy byli teraz nieco poruszeni możliwością naprawdę sporego zarobku i może nie mieli jeszcze okazji spić się porządnie, ale na pewno radość z łupów HMS Glorii nieco przygaszała zdrową ostrożność. Co prawda dlatego też to on podejmował tu decyzje, ale z drugiej strony – teraz mieli co sprzedać, i to z nadmiarem, ale następnym razem mogli nie mieć tyle szczęścia. Pokiwał głową po chwili i powiedział:
Usuń– Zbierz ludzi przy działach i przy żaglach. Tylko się pospiesz! – zawołał do prochowego, choć on odbiegł niemal natychmiast.
Kit natychmiast wrócił do steru. Chwilę pomyślał, przyglądając się okrętowi, który płynął w ich kierunku, i zboczył z trasy tylko odrobinę, tak, żeby nie wydawało się to podejrzane. Nie zmienili kursu w nadmiernym stopniu, więc nawet uważny kapitan nie powinien się zaalarmować, a przynajmniej na to liczył mężczyzna. Po prostu płynął więc, aż nie zbliżył się na odpowiednią odległość, wyuczoną przez lata. Krótka komenda do załogi i krzyż św. Jerzego błyskawicznie zmienił się w czaszkę na czarnym tle, a żagle, mimo dosyć silnego wiatru, natychmiast opuszczono.
W wypadku pościgu Kit miał pewność, że są na zwycięskiej pozycji. Okręt kupiecki płynął w przeciwnym do Anglii kierunku pod angielską banderą, więc musiał być wyładowany towarem, a Słowik, mimo ładunku HMS Glorii, był niezmiernie lekki i sterowny. Oraz miał żagle na maszcie, co przy tym wietrze mogłoby śmiało połamać maszt przy dłuższej żegludze. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie delikatnie – teraz tylko, w najgorszym wypadku, walka. Jego ludzie już burzyli się na pokładzie, gotując broń. On tymczasem podniósł swój garłacz ku niebu i wypalił w krótkiej, miał nadzieję, zrozumiałej wiadomości: „Poddajcie się lub gińcie”.
[Przepraszam za długość. Jeśli kapitan kupiecki jednak uznałby za wysoce podejrzany okręt, który stale płynął w ich, mniej więcej, kierunku (choć jest teraz na pewnym dystansie od nich, więc generalnie miał powody by nie być podejrzliwym), mów, to zmodyfikuję końcówkę tak, żeby odzwierciedlała odpowiednią reakcję.]
Usuń