11 lipca 2017

[KP]

This is a battleground
 I'm caught in the crossfire
 My words are weaponry
 And I'm waiting patiently 
 You'll win the battle now 
But I will return the fire 
 Cause I'd crawl on broken glass 
To be the one who laughs last

LUCAS DARTWOOD
31 lat | Nowy York | opiekun dla 14-letniego brata, Jamesa | policjant od 6 lat | kontynuuje rodzinną tradycję | wielki fan mocnych brzmień | dawno nieużywane pianino, kurzące się w salonie | entuzjasta wycieczek za miasto i nocnych spacerów | kawowe uzależnienie | papierosy tylko wtedy kiedy się denerwuje albo nie może wpaść na rozwiązanie | motocykl ulubionym środkiem transportu | zamiłowanie do starych przedmiotów | vinyl zamiast CD | nie pogardzi dobrą whiskey | w pracy ostry, poza nią wręcz łagodny jak baranek | największym marzeniem zemsta na zabójcy rodziców


2 komentarze:

  1. Po tym mieście nie dało się poruszać samochodem, wiedziała o tym już w młodym wieku. Dlatego kiedy skończyła osiemnastkę, poszła do pracy i zarobiła na kurs prawa jazdy na motocykl, chociaż potem jeszcze kasę musiała zebrać na sam pojazd. Rodzice się z nią nie zgadzali, jak to rodzice mają w zwyczaju. Jest metro mówili. Damy ci na samochód. Jednak Avery pozostawała nieugięta. Pierwszy motocykl kupiła w wieku dwudziestu lat. Cholerny stary rzęch, ale nauczyła się na nim trochę mechaniki. W pewnym jednak momencie popsuło się w nim coś takiego, że taniej było sprawić sobie nowy. A przecież nie przesiądzie się w metro.
    Motocykl którym zajechała dzisiaj na swój nowy posterunek był jej trzecim z kolei. Wydawała na nie za dużo pieniędzy, powinna naprawdę zająć się spłacaniem swojego długu studenckiego.
    Ściągnęła kask i przez chwilę trwała w bezruchu wpatrując się w budynek w którym zacznie dzisiaj pracować. Została przeniesiona z powodu nieprzyjemnego konfliktu między nią, a innym policjantem, tak zwanym dupkiem. Nie rozumiała dlaczego akurat jej się dostało, skoro to była jego wina. Chociaż, może, chyba, prawdopodobnie nie powinna była mu łamać nosa. Istnieje taka możliwość. Westchnęła ciężko, zerkając na swój telefon, odkrywając, że ma cztery nieodebrane połączenia od ojca, ale nie chciało jej się z nim gadać w ogóle, bo pewnie znowu chciał się pokłócić o to samo. Ruszyła w stronę posterunku przez parking, nadal wpatrzona w ekran zastanawiając się czy chce być od samego rana nabuzowana. Wychodząc z pomiędzy samochodów nawet się nie rozejrzała, chyba zapominając, że, o dziwo, po parkingach też się jeździ, bo jakiś motocyklista by ją przejechał, gdyby nie zatrzymał się w ostatnim momencie.
    Popatrzyła na niego tak, jakby jej nieuwaga była jego winą, prychnęła pod nosem, ale nie miała czasu się użerać i zwyczajnie ruszyła dalej nie oglądając się nawet za siebie. Lepiej było teraz nie dzwonić.
    Z pół godziny później miała za sobą rozmowę z kapitanem podczas której starała się zachowywać jak należy, nawet gdy wspomniał, że tutaj nie będą tolerować “takiego zachowania”. No dobrze, dobrze. Źle zrobiła. Nie powinno się łamać nosów kolegom, nawet jak zasłużą. Kiedy czuła, że rozmowa dobiega upragnionego przez nią końca, ktoś wszedł do gabinetu.
    - O dobrze. - Kapitan wstał od biurka, a Avery poszła w jego ślady odwracając się w stronę nowoprzybyłego mężczyzny, który wyglądał jak ci faceci co zaczepiali ją na tinderze chcieliby wyglądać. - Dartwood, to twój nowy partner. Avery Halevi. - Wskazał na kobietę.
    Wyciągnęła rękę w stronę Dartwooda z uprzejmym uśmiechem pasującym do tego typu sytuacji.
    - Miło mi - powiedziała równie grzecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. [no to jest :) ]

    - Avery - odruchowo się również przedstawiła, chociaż kilka sekund wcześniej kapitan już zdradził jej imię. - Ale już to wiedziałeś - dodała trochę skonsternowana taką drobną rzeczą.
    Uśmiechnęła się wręcz niewinnie na wspomnienie o “zakłóceniach”. Ona i zakłócenia? Skądże znowu. Nigdy w życiu. Przecież ona się zawsze zasad trzyma, wzorowa pracowniczka… która właśnie bez jakiegokolwiek zawahania przewróciła oczami, gdy zostali oddelegowani do papierkowej roboty. Jednak wiedziała, że nie powinna sobie teraz pozwolić na wyskoki. Musiała skupić się na zbudowaniu dobrego obrazu swojej osoby. Przyjąć wszystko na klatę jak dorosła osoba.
    Nie to że sobie folgowała do tej pory. Zwykle starała się wykonywać swoją robotę jak należało i nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, ani nie zdradzać się ze swoim temperamentem z którym starała sobie bardziej radzić na siłowni niż w pracy.
    Wcisnęła dłonie do kieszeni z spodni kiedy już wyszli z gabinetu. Uśmiechnęła się pod nosem.
    - Ach tak i czeka nas najgorszy krąg piekielny, papierkowa robota - odparła żartobliwym tonem. - W ofercie tortur, oprócz nudnej lektury raportów, są też najbardziej bolesne rany znane gatunkowi ludzkiemu - zacięcie palca kartką. Gorsze niż kulka. - Pokiwała głową niemal z powagą, chociaż wyrazowi jej twarzy poważnemu było daleko.
    Oddelegowanie do papierów tak naprawdę jej nie zdziwiło. Chociaż poza tym jednym incydentem jej dokumentacja była raczej czysta, to jednak… zaatakowała współpracownika będąc na służbie. Dobrze to nie wyglądało, nawet jeżeli kolesiowi się należało.
    Podążyła z Lucasem, pozwalając mu bardziej prowadzić, jako że szczególnie nie miała pojęcia gdzie ma dokładnie iść. Sprawdziła gdzie są toalety przed spotkaniem z kapitanem. Miała swoje priorytety. Wszystko inne, stwierdziła, będzie miała okazję zobaczyć później, albo ktoś jej pokaże.

    OdpowiedzUsuń